2495

Szczegóły
Tytuł 2495
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2495 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2495 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2495 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

RAYMOND E. FEIST KSI��� KRWI (T�UMACZY�: ANDRZEJ RAWICKI) SPIS TRE�CI: ROZDZIA� 1 - POWR�T DO DOMU ROZDZIA� 2 - OSKAR�ENIE ROZDZIA� 3 - STARDOCK ROZDZIA� 4 - PROBLEMY I TROSKI ROZDZIA� 5 - NA PO�UDNIE ROZDZIA� 6 - DYLEMAT ROZDZIA� 7 - WI�ZIE� ROZDZIA� 8 - UCIECZKA ROZDZIA� 9 - POWITANIE ROZDZIA� 10 - TOWARZYSZ ROZDZIA� 11 - �OWY ROZDZIA� 12 - UNIK ROZDZIA� 13 - JUBILEUSZ ROZDZIA� 14 - UK�AD ROZDZIA� 15 - SID�A ROZDZIA� 16 - PODCHODY ROZDZIA� 17 - SID�A ROZDZIA� 18 - TRYUMF ROZDZIA� 1 - POWR�T DO DOMU W tawernie by�o cicho i spokojnie. Grube warstwy sadzy nad kominkiem sk�pane teraz w blasku latarni sprawia�y, �e miejsce to mia�o szczeg�ln� atmosfer�. Przygasaj�cy �ar w kominku dawa� niewiele ciep�a i - je�liby wnioskowa� z zachowania tych, co si� przed nim skupili - kiepsko wp�ywa� na ich nastroje. W odr�nieniu od wi�kszo�ci innych takich miejsc tutaj by�o do�� ponuro. Siedz�cy w mrocznych k�tach ludzie przyciszonymi g�osami omawiali sprawy, o kt�rych lepiej by�o nie m�wi� g�o�no. Jedynymi d�wi�kami przerywaj�cymi te negocjacje by�y chichoty sprzedajnych dziewek i chrz�kni�cia, kt�re oznacza�y zgod� na ich propozycje. Wi�kszo�� go�ci tawerny "Pod �pi�cym Tragarzem" leniwie obserwowa�a tocz�c� si� przy jednym ze sto��w gr�. By� to pokiir, do�� rozpowszechniony w le��cym na po�udniu Imperium Wielkiego Kesh, kt�ry ostatnio wypar� lin-lan i pashaw� z karcianych stolik�w niemal wszystkich tawern i gosp�d w Zachodnich Dziedzinach Kr�lestwa. Jeden z graczy trzyma� w r�ku wachlarzyk pi�ciu kart, wpatruj�c si� w niezw�onymi z napi�cia oczyma. By� �o�nierzem i cho� nie pe�ni� teraz s�u�by, pod�wiadomie obserwowa�, co si� dzieje w izbie, i wyczuwa�, �e awantura wisi w powietrzu. Udaj�c, �e przek�ada karty, dyskretnie przyjrza� si� pozosta�ym pi�ciu graczom. Dwaj siedz�cy z lewej byli zwyk�ymi prostakami. Obaj mieli ogorza�� cer�, a d�onie, w kt�rych trzymali karty, naznaczone by�y odciskami. Szczupli, lecz dobrze umi�nieni, odziani byli w sp�owia�e lniane koszule i lu�ne we�niane spodnie. �aden nie mia� but�w ani sanda��w, cho� noc by�a ch�odna-co kaza�o si� domy�la�, �e s� �eglarzami szukaj�cymi nowego zaci�gu. Pieni�dze zwykle nie trzyma�y si� takich ludzi, kt�rzy po hucznym przepuszczeniu zap�aty, ponownie musieli szuka� szcz�cia na morzu - jednak �o�nierz, obserwuj�cy ich gr� od d�u�szego czasu, by� pewien, �e ci dwaj pracuj� dla cz�owieka, kt�ry siedzia� po jego prawej stronie. Ten spokojnie czeka�, a� �o�nierz zdecyduje si� na wyr�wnanie stawki lub spasuje, rezygnuj�c z mo�liwo�ci dokupienia trzech kart. �o�nierz za� rozmy�la� o tym, �e wielokrotnie widywa� ju� takich ludzi, jak siedz�cy obok, kt�ry wygl�da� na dysponuj�cego nadmiarem wolnego czasu, niezbyt rozgarni�tego synalka bogatego kupca lub m�odszego z dziedzic�w jakiego� pomniejszego szlachetki. By� wi�c modnie odziany w co�, co stanowi�o ostatni krzyk mody w�r�d strojnisi�w w Kondorze - kr�tkie spodnie, kt�re opi�te na �ydkach, rozdyma�y si� niespodziewanie na udach jak balony. Bia�a koszula, kt�r� nieznajomy os�oni� grzbiet, by�a wyszywana per�ami i p�szlachetnymi kamieniami, kurtk� za� mia� nowego kroju, w barwie jaskrawego szafranu, z wylewaj�cymi si� zza mankiet�w i ko�nierza falami �nie�nobia�ych koronek. Jednym s�owem - typowy dworski lalu�. Kto jednak spojrza� na jego zwisaj�c� u lu�no przerzuconego przez rami� pendentu slamanc�, natychmiast zmienia� zdanie. By�a to bro� u�ywana tylko przez do�wiadczonych zabijak�w lub samob�jc�w - w d�oni eksperta piekielnie niebezpieczna, dla nowicjusza za� gdyby zechcia� pope�ni� samob�jstwo - r�wnie przydatna jak brzytwa. Wygl�da�o na to, �e nieznajomy przegra� niedawno spor� sum� pieni�dzy i uciek�szy si� do szulerki, pragnie szybko powetowa� sobie straty. Od czasu do czasu niewielkie kwoty wygrywa� wprawdzie kt�ry� z �eglarzy, �o�nierz jednak by� pewien, �e chodzi�o jedynie o to, by odci�gn�� od m�odego dandysa podejrzenia. �o�nierz westchn��, jakby zak�opotany konieczno�ci� wyboru. Pozostali dwaj gracze cierpliwie czekali na jego decyzj�. Obaj byli bli�niakami, ros�ymi - weteran oceni� ich na nieco ponad dwa cale powy�ej sze�ciu st�p - i proporcjonalnie zbudowanymi. Obaj uzbroili si� w rapiery - co �wiadczy�o, �e s� albo bieg�ymi zabijakami, albo durniami. Od czasu, kiedy na tronie Krondoru zasiad� Ksi��� Arutha - co zdarzy�o si� przed dwudziestu laty - rapiery by�y modne raczej w�r�d dworak�w ni� tych, dla kt�rych or� by� �rodkiem przetrwania. Ci dwaj nie wygl�dali jednak na takich, co nosz� �elazo jedynie dla ozdoby. Odziani byli jak zwykli najemnicy, kt�rzy w�a�nie zeszli ze s�u�by w jakiej� karawanie. Ich koszule i sk�rzane kurtki nadal pokrywa� kurz, a p�omieni�cie rude czupryny nieznajomych by�y nieco zmierzwione - obu te� przyda�aby si� wizyta u golibrody. Mimo pewnej niedba�o�ci, z jak� traktowali przyodziewek i wygl�d, wida� by�o, �e obaj troszcz� si� o bro� - mo�e i nie tracili czasu na k�piele, ale starannie oliwili i czy�cili sk�rzane i stalowe elementy ekwipunku. Obaj wygl�dali te� na takich, co �wietnie czuj� si� w swojej roli - i w tym miejscu - obserwuj�cy ich �o�nierz czu� jednak przez sk�r�, �e co� jest nie tak. Obaj na przyk�ad nie przemawiali szorstk� mow� najemnik�w, lecz wyra�ali si� zwi�le, trafnie i z pewn� doz� uszczypliwo�ci - dok�adnie tak, jak ci, co sp�dzali czas na dworze, nie za� po�r�d bitek i star� z pogranicznymi �otrzykami. I obaj byli m�odzi - zaledwie wyro�li z wieku ch�opi�cego. Bracia �ywo komentowali przebieg gry, zamawiali kolejne kufle piwa i wida� by�o, �e przegrane partie dostarcza�y im tyle� uciechy, co wygrane - teraz jednak stawki wzros�y tak bardzo, �e obaj spowa�nieli. Wymienili szybkie, badawcze spojrzenia, �o�nierz za� by� pewien, �e jako� porozumiewaj� si� ze sob� tak jak cz�sto dzieje si� to z bli�niakami. Potrz�sn�� g�ow� z udanym �alem. - Beze mnie. - Rzuci� karty na st�. W powietrzu mign�� rysunek jednej z nich, zanim spad�a na blat. - Za godzin� mam s�u�b�; lepiej b�dzie, je�li na czas wr�c� do koszar. Wiedzia�, �e awantura wisi w powietrzu - je�li da si� w ni� wpl�ta�, nie zd��y w por�. A dy�urny podoficer nie nale�a� do ludzi, kt�rzy daj� si� zby� byle wym�wk�. Dandys zwr�ci� si� do pierwszego z bli�niak�w. - Grasz dalej? Zbli�aj�cy si� w�a�nie do drzwi wyj�ciowych �onierz zauwa�y� dwu m�czyzn stoj�cych spokojnie w k�cie. Cho� noc by�a ciep�a, obaj kryli twarze w cieniu kaptur�w, zwie�czaj�cych obszerne opo�cze. Pozornie obserwowali rozgrywk�, jednak ich uwagi nie umyka�o nic z tego, co dzia�o si� w ca�ej tawenie. Kogo� mu przypominali, niestety �o�nierz nie m�g� sobie przypomnie�, gdzie wcze�niej ich widzia�. Spos�b, w jaki przygl�dali si� wszystkiemu, ich niewymuszon� czujno�� oraz widoczna gotowo�� do natychmiastowej i bezwzgl�dnej akcji, sprawi�y, �e �o�nierz zapragn�� jak najszybciej znale�� si� w koszarach. Otworzy� drzwi, przest�pi�. Pr�g i zamkn�� je za sob�. Tymczasem stoj4cy bli�ej drzwi m�czyzna zwr�ci� si� do swego towarzysza, kt�rego twarz o�wietlona by�a nik�ym, migotliwym blaskiem wisz�cej nieco wy�ej latarni. - Lepiej wyjd� na zewn�trz. Zaraz si� zacznie. Jego towarzysz kiwn�� g�ow�. Przyja�nili si� od dwudziestu lat i przez ten czas nauczy� si� nie kwestionowa� zdolno�ci druha do wyczuwania k�opot�w. Szybko wyszed� tymi samymi drzwiami, co umykaj�cy przed burd� �o�nierz. Przy stole tymczasem przysz�a kolej na odzywk� drugiego z braci. Zrobi� dziwaczn� min�, jakby zdumiewaj�c si� uk�adem kart. Nieco zirytowany tym zachowaniem dandys rzuci� z pozorn� niedba�o�ci�: - Przebijasz, sprawdzasz czy pasujesz? - No... - odezwa� si� zapytany. - Oto jest pytanie. Spojrza� na brata. - Erland, braciszku, przed obliczem samego Astalona S�dzi by�bym przysi�g�, �e gdy �o�nierz rzuci� karty, zobaczy�em B��kitn� Dam�. - I dlaczeg� to ci� niepokoi? - spyta� brat, u�miechaj�c si� cokolwiek krzywo. - Bo ja te� mam w d�oni B��kitn� Dam�. Ton rozmowy si� zmieni� i widzowie zacz�li nieznacznie odsuwa� si� od sto�u. Zazwyczaj nikt nie przyznawa� si�, jakie karty ma na r�ku. - Borric, nadal nie wiem, o co ci chodzi, przecie� w talii s� dwie B��kitne Damy - stwierdzi� m�czyzna nazwany Erlandem. - I owszem, nie przecz�... - odpar� Boric, u�miechaj�c si� z�o�liwie. - Ale widzisz.. . ten tu, nasz przyjaciel, te� ma B��kitn� Dam�... wetkni�t� za koronki r�kawa. W izbie zakot�owa�o si� nagle - obserwatorzy zapragn�li znale�� si� jak najdalej od miejsca spodziewanej zwady. Boric porwa� si� na nogi i silnie pchn�� st� na dandysa i jego dwu kompan�w. Erland trzyma� ju� w d�oni rapier i sztylet - dandys za�, odzyskawszy r�wnowag�, doby� swej Salamanki. Pchni�ty st� przewr�ci� jednego z �eglarzy, kt�ry szybko si� podnosz�c, niefortunnie zderzy� si� z wystawionym butem Borika. Natychmiast te� zwali� si� na polep�. Dandys tymczasem zrobi� wypad i ci�� podst�pnie, mierz�c w g�ow� Erland. Erland sparowa� cios sztyletem i zrewan�owa� si� przeciwnikowi misternym pchni�ciem - kt�rego ten ledwie unikn��. Obaj wiedzieli ju�, �e ka�dy stan�� twarz� w twarz z godnym przeciwnikiem, przed kt�rym nale�y mie� si� na baczno�ci. Ober�ysta tymczasem wyj�� zza szynkwasu z�owrogo wygl�daj�c� pa�k� i okr��a� teraz izb�, demonstruj�c wyra�nie, co spotka ka�dego, kto zechce wtr�ci� si� do walki. Gdy zbli�y� si� do drzwi, stoj�cy obok nich zakapturzony m�� zdumiewaj�co zr�cznie i szybko z�apa� go za nadgarstek. Szepn�� co� do ucha ober�y�cie, temu za� g�ba zbiela�a nagle z wra�enia. Kiwn�� tylko g�ow� i �wawo wymkn�� si� na zewn�trz. Borric bez trudu wyeliminowa� z walki drugiego z marynarzy i odwr�ci� si� szybko - by odkry�, �e jego brat zwar� si� w�a�nie pier� w pier� z dandysem. - Erland, pom�c ci? - Dam sobie rad�! - st�kn�� Erland. - Zawsze utrzymywa�e�, �e brak mi praktyki. - I owszem! - odpowied� Erland skwitowa� beztroski �miech. - Ale nie daj si� zabi�. Musia�bym ci� pom�ci�. Dandys tymczasem spr�bowa� kombinacji, na kt�r� z�o�y�y si� na przemian pchni�cia z g�ry, z do�u i seria ci��. Erland musia� si� cofn��. Gdzie� na zewn�trz rozleg�y si� przenikliwe gwizdy. - Erland! - odezwa� si� Borric. Naciskany przez �wawo na� napieraj�cego szulera Erland zdo�a� tylko wyst�ka�: - Co tam? - i zn�w z najwy�szym trudem unikn�� mistrzowskiego ataku. - Nadci�ga stra�. Pospiesz si� i zabij go, do kata! - Robi�, co mog�.. . - st�kn�� Erland - ale ten typ z�o�liwie uchyla si� od wsp�pracy! - M�wi�c to, nieoczekiwanie po�lizgn�� si� w ka�u�y rozlanego piwa i straci� r�wnowag�. W tej sytuacji m�g� jedynie pa�� w ty�, rezygnuj�c z zas�ony. Dandys pchn�� okropnie, pragn�c sko�czy� z przeciwnikiem, Borric za� pod��y� w sukurs le��cemu. Erland zwin�� si� na ziemi, by unikn�� ciosu, lecz klinga wroga mimo to zahaczy�a jego bok. Poczu� w piersiach nag�y p�omie� b�lu. Zadaj�c pchni�cie, dandys ods�oni� si� jednak z lewej. Erland zgi�� si� wp� i pchn�� w g�r�, tr�caj�c przeciwnika w brzuch. Ten wyprostowa� si� nagle, st�kn�� bole�nie, a na jego spodniach zakwit�a szybko si� rozlewaj�ca, czerwona plama. W tej samej chwili Borric r�bn�� go z ty�u w �eb r�koje�ci� swego rapiera i pozbawi� przytomno�ci. S�ysz�c dochodz�ce zza okien wrzaski nadbiegaj�cych ludzi, Borric sykn��: - Lepiej si� st�d wyno�my! - i poda� r�k� bratu, pomagaj�c mu wsta�. - Ojciec i bez tego b�dzie w�ciek�y... a jak jeszcze damy si� zgarn�� w tej ob�awie... Erland tylko skrzywi� si� z b�lu i sarkn��: - Nie musia�e� wali� go po �bie! Jeszcze chwila i by�bym go dosta�. - Albo on ciebie. Wol� nie my�le�, co wtedy zrobi�by mi ojciec. Zreszt�... wcale by� go nie zabi�... brak ci odpowiedniego nastawienia. Spr�bowa�by� go rozbroi� albo zrobi� co� r�wnie szlachetnego. .. - stwierdzi� Borric, �api�c oddech - i g�upiego. No, a teraz si� st�d wyno�my! Obaj rzucili si� ku drzwiom - Erland trzyma� si� za zraniony bok. Ujrzawszy to, kilku miejskich �otrzyk�w zastawi�o wyj�cie. Borric i Erland skierowali ku nim swe rapiery. - Wytrzymaj jeszcze chwil� - rzek� Borric i podni�s�szy zydel, cisn�� nim w najbli�sze wychodz�ce na ulic� okno. Na bruk posypa� si� deszcz szk�a i o�owianych pr�t�w, i zanim ostatni okruch spad� na ziemi�, obaj bracia wyskoczyli przez wybity zydlem otw�r. L�duj�cy ci�ko Erland potkn�� si�, Borric jednak w por� zd��y� go podtrzyma�. Podni�s�szy si�, stwierdzi�, �e stoj� niemal nos w nos z ko�mi stra�y miejskiej. Dw�ch zuch�w skoczy�o przez okno za bra�mi. Borric zd��y� trzasn�� jednego w �eb r�koje�ci� rapiera. Drugi sam wyprostowa� si� jak struna i podni�s� r�ce, gdy stwierdzi�, �e niewiele wsk�ra przeciwko trzem, wymierzonym w jego pier� kuszom. Przed drzwiami tawerny ustawili si� ludzie z tak zwanej Kompanii Mi�o�nik�w Spokoju. By� to oddzia� stra�y miejskiej, do kt�rego wybierano najtwardszych, najro�lejszych i najbardziej do�wiadczonych w t�umieniu burd weteran�w. Ci�ko uzbrojona; rozstawiona w p�kole sz�stka tych zuch�w stanowi�a doprawdy imponuj�cy widok, kt�ry m�g� sk�oni� do refleksji o rzeczach ostatecznych nawet najbardziej zajad�ego awanturnika. Nie oni jednak spowodowali, �e bywalcy knajpy a� g�by porozdziawiali ze zdumienia. Za ch�opcami z Kompanii Mi�o�nik�w Spokoju wida� by�o bowiem trzydziestu je�d�c�w. Wszyscy odziani byli w barwy Krondoru, a powiewa� nad nimi proporzec Przybocznej Gwardii Ksi���cej. Kto� w g��bi tawerny opanowa� wreszcie oszo�omienie i wrzasn��: - Kr�lewscy. .. ! - czym zapocz�tkowa� og�ln� ucieczk� przez tylne drzwi. Niepomiernie zdumione g�by znikn�y z okien jakby wymazane mu�ni�ciem czarodziejskiej gumki. Dwaj bracia �ypn�li oczyma ku je�d�com, uzbrojonym i wyekwipowanym jak do boju. Oddzia�owi przewodzi� cz�owiek dobrze bli�niakom znany. - Eeee... dobry wiecz�r, milordzie - odezwa� si� Borric, u�miechaj�c si� szeroko. Mi�o�nicy Spokoju tymczasem, ujrzawszy, �e przeciwnicy sromotnie podali ty�, ruszyli, by zatrzyma� dwu m�odzik�w. Dowodz�cy Gwardi� powstrzyma� stra� skinieniem d�oni. - Za pozwoleniem, to nie wasza sprawa, sier�ancie. Ty i twoi ludzie mo�ecie ju� odej��. -Podoficer sk�oni� si� lekko i powi�d� swoich ludzi z powrotem do koszar, ulokowanych w samym sercu dzielnicy biedak�w. Erland za� zmru�y� oczy i odezwa� si� z kpin� w g�osie: - Baronie Locklear... c� za mi�a niespodzianka! Baron Locklear, konstabl Krondoru, u�miechn�� si� nieweso�o. - Nie w�tpi�. - Pomimo swej rangi, wygl�da� na zaledwie rok starszego od bli�niak�w, cho�, w rzeczy samej, ogl�da� szesna�cie zim wi�cej ni� oni. Mia� kr�tko ostrzy�one jasne w�osy i wielkie b��kitne oczy - teraz zmru�one badawczo, przygl�da� si� bowiem bli�niakom z wyra�n� dezaprobat�. - Spodziewam si� wobec tego - zacz�� Borric - �e baron James... - Stoi za wami - wskaza� d�oni� Locklear. Obaj r�wnocze�nie odwr�cili si�, by spojrze� na opieraj�cego si� o drzwi m�czyzn� w obszernej opo�czy. Odrzuciwszy kaptur, nieznajomy ukaza� twarz zadziwiaj�co m�od�. Baron James liczy� sobie trzydzie�ci siedem wiosen i jego kr�tko przyci�te kasztanowe w�osy znaczy�y ju� w�skie pasma siwizny. Bracia znali jego oblicze r�wnie dobrze jak swoje w�asne, poniewa� od dzieci�stwa by� ich nauczycielem i zaliczali go do grona swych najbli�szych przyjaci�. Teraz zmierzy� obu bystrym spojrzeniem, na dnie kt�rego kry�a si� irytacja, i powiedzia�: - Wasz ojciec poleci� wam wraca� prosto do domu. Mia�em meldunki o miejscach waszego pobytu - od momentu opuszczenia Wysokiego Zamku do dnia, w kt�rym przekroczyli�cie bramy miasta, co zdarzy�o si� przedwczoraj... Bli�niacy bez wi�kszego powodzenia pr�bowali ukry� uciech� z faktu, �e uda�o im si� wywie�� w pole eskort�. - Niewa�ne, �e wasi rodzice zarz�dzili zebranie si� ca�ego dworu, kt�ry mia� was powita�. Nic to, �e wszyscy czekali przez trzy godziny! Wasz ojciec zmusi� mnie i Locklear do przeczesania ca�ego miasta, co zaj�o nam dwa dni, ale i to furda! - James przygl�da� si� m�odzikom przez chwil�. - Ufam jednak, �e przypomnicie sobie o tych drobiazgach, kiedy ojciec pogada z wami... po oficjalnym powitaniu. Podprowadzono dwa konie i kt�ry� z �o�nierzy niedba�ym gestem rzuci� wodze ka�demu z braci. Ujrzawszy ran� w boku Erland, jeden z oficer�w podjecha� konno i spyta� z fa�szywym wsp�czuciem: - Pom�c, Wasza Mi�o��? Erland wetkn�� stop� w strzemi� i cho� z wysi�kiem, ale samodzielnie d�wign�� si� na siod�o. Spojrzawszy na oficera ze z�o�ci�, rzuci� sucho: - Mo�e po spotkaniu z ojcem... ale nie s�dz�, by� i wtedy m�g� cokolwiek dla mnie zrobi�, kuzynie Williamie. Nazwany Williamem kiwn�� g�ow� i szepn�� bez �ladu wsp�czucia w g�osie: - Kaza� wam wraca� natychmiast, Erlandzie. Erland machn�� d�oni� z rezygnacj�. - Chcieli�my tylko odetchn��... dzie� lub dwa. William skwitowa� wym�wk� kuzyn�w wybuchem �miechu. Niejednokrotnie obserwowa�, jak sami sprowadzaj� na siebie najr�niejsze k�opoty, i nigdy nie umia� poj�� ochoty, z jak� przyjmowali wszelkie kary. - Mo�e spr�bujecie zwia� za granic�? - podsun�� niewinnie. - Obiecuj�, �e do po�cigu za wami wybior� najwi�kszych durni�w spo�r�d moich ludzi. Erland potrz�sn�� g�ow�. - Teraz nie... ale my�l�, �e jutro, po porannej audiencji, got�w b�d� skorzysta� z twojej rady. William za�mia� si� ponownie. - Dajcie spok�j... ta reprymenda nie b�dzie surowsza ni� tuziny poprzednich. Baron James, kanclerz Krondoru i pierwszy ksi���cy doradca, dosiad� tymczasem swego konia. - Jazda! - rzuci� kr�tko i ca�y oddzia� ruszy� z dwojgiem m�odych ksi���t ku wynios�emu zamkowi. Arutha, Ksi��� Krondoru i Konstabl Dziedzin Zachodnich, nast�pca tronu Kr�lestwa Wysp, bacznie obserwowa� dworak�w i przebieg audiencji. Szczup�y w m�odo�ci, nie przyty� wcale, jak to nieraz si� zdarza ludziom w �rednim wieku - przeciwnie, stwardnia� jakby i straci� tylko m�odzie�cz� mi�kko�� rys�w. Jego w�osy nadal by�y ciemne, cho� dwadzie�cia lat w�adania Kondorem i ca�ym Zachodem sprawi�o, �e mo�na w nich by�o dostrzec pasma siwizny. Przez te lata prawie nie straci� refleksu i nadal wliczano go do pierwszych szermierzy Kr�lestwa - cho� rzadko miewa� okazj� do �wicze� z broni�. W tej chwili zmru�y� z uwag� swe piwne oczy, kt�rych spojrzeniu niewiele uchodzi�o - jak utrzymywali ci, co mu s�u�yli. Sk�onny do cz�stych zamy�le�, niekiedy nawet g��bokich, Arutha by� wspania�ym wodzem. Zas�u�y� sobie na t� reputacj� podczas dziewi�cioletnich zmaga� w Wojnie �wiat�w - zako�czonej na rok przed narodzeniem si� bli�niak�w - po tym, jak przej�� komend� nad rodzinnym gniazdem, zamkiem Crydee. By� wtedy tylko kilka miesi�cy starszy ni� jego synowie w chwili obecnej. Uwa�ano go za surowego, lecz sprawiedliwego w�adc�, kt�ry szybko i zdecydowanie wymierza� kary, cz�sto jednak dawa� si� nak�oni� do okazywania �aski - szczeg�lnie, kiedy prosi�a o ni� jego ma��onka; ksi�na Anita. To w�a�nie, bardziej ni� cokolwiek innego, stanowi�o o charakterze w�adzy w Zachodnich Dziedzinach, surowy, logiczny system szybko wymierzanej sprawiedliwo�ci, �agodzonej niejednokrotnie mi�osierdziem. Cho� niewielu otwarcie s�awi�o Aruth�; niemal wszyscy go powa�ali i szanowali, jego ma��onka za� cieszy�a si� powszechn� mi�o�ci� poddanych. Teraz siedzia�a na tronie, utkwiwszy spojrzenie swych zielonych oczu gdzie� ponad g�owami t�umu dworzan. Kr�lewska pow�ci�gliwo�� maskowa�a jej trosk� o syn�w przed wszystkimi lecz nie tymi, kt�rzy j� dobrze znali. To, �e jej ma��onek poleci�, by ch�opc�w przywiedziono dzi� rano na porann� audiencj�, zamiast powita� ich wczoraj wieczorem w prywatnych komnatach, bardziej ni� cokolwiek innego �wiadczy�o o jego niezadowoleniu. Anita zmusi�a si� do uwa�nego wys�uchania mowy, kt�r� wyg�asza� w�a�nie cz�onek Cechu Tkaczy: uwa�a�a za sw�j obowi�zek okazywanie uwagi wszystkim, kt�rzy pojawiali si� przed jej kr�lewskim ma��onkiem z jak�kolwiek petycj� czy pro�b�. Na porannych audiencjach nie wymagano obecno�ci pozosta�ych cz�onk�w rodziny panuj�cej, ale poniewa� dzi� w�a�nie mieli wr�ci� bli�niacy, wys�ani do s�u�by nad granic� w Wysokim Zamku, audiencja przekszta�ci�a si� w formaln� rodzinn� prezentacj�. Obok matki sta�a wi�c ksi�niczka Elana. Przypomina�a wygl�dem oboje rodzic�w - mia�a bowiem kasztanowe w�osy i j jasn� cer� swej matki, po ojcu za� wzi�a jego ciemne, bystre oczy. Ci, co bli�ej znali rodzin� kr�lewsk�, cz�sto stwierdzali, �e o ile Borric i Erland wdali si� w stryja, Kr�la, Elana wrodzi�a si� w ciotk�, baronow� Carline z Saldoru. Arutha za� niejeden raz mia� okazj� zaobserwowa�, �e jego c�rka odziedziczy�a po ciotce r�wnie� jej s�ynny temperament. Ksi��� Nicholas, najm�odszy syn Anity i Aruthy, ledwie opanowywa� ogromn� ch�� ukrycia si� za siostr� przed ojcowskim wzrokiem. Sta� obok matki, poza polem widzenia Aruthy, na pierwszym stopniu tronowego podestu. Zebrani w sali nie widzieli ukrytych przed nimi drzwi do kr�lewskich apartament�w. Znajdowa�y si� one trzy stopnie ni�ej i z ty�u - ca�a ksi���ca czw�rka w dzieci�stwie zbiera�a si� za nimi podczas porannych audiencji i oddawa�a si� przyjemno�ciom pods�uchiwania. Teraz Nicky czeka� na starszych braci. Anita rozejrza�a si� wok� z t� charakterystyczn� dla matek uwag�, kt�ra sprawia, �e cz�sto jakby sz�stym zmys�em wyczuwaj�, �e ich pociechy pow�drowa�y tam, gdzie nie powinny. K�tem oka zauwa�y�a stoj�cego ju� u drzwi Nicholasa i skinieniem d�oni poleci�a mu, by wraca�. Nicky uwielbia� starszych braci, mimo �e niewiele po�wi�cali mu czasu i cz�sto dokuczali. Nie bardzo wiedzieli, jak traktowa� m�odszego o dwana�cie lat braciszka. Ksi��� Nicholas zbli�y� si�, utykaj�c lekko. Serce Anity zadr�a�o, jak ka�dego dnia od chwili jego narodzin. Los sprawi�, �e przyszed� na �wiat ze zdeformowan� stop�, i dzi�ki wysi�kom najlepszych chirurg�w oraz zakl�ciom i mod�om kap�an�w m�g� chodzi�. Arutha nie chcia� pokazywa� kalekiego dziecka ludowi i odm�wi� udzia�u w prezentacji, rezygnuj�c te� ze �wi�ta z okazji narodzin i pierwszego publicznego pojawienia si� na dworze kr�lewskiego potomka, �ami�c tradycj�, kt�rej narodziny Nicholasa mog�y po�o�y� kres. W tym momencie Nicky odwr�ci� si�, us�ysza� bowiem skrzypienie drzwi, przez kt�re ostro�nie zajrza� do sali Erland. Najm�odszy z ksi���cego potomstwa szerokim u�miechem powita� braci i szybko przemkn�� ku uchylonym drzwiom. Ku�tykaj�c, pod��y�, by u�ciska� braci. Erland skwitowa� czu�o�� braciszka lekkim grymasem, Borric za� oboj�tnie poklepa� ch�opca po ramieniu. Nicky poszed� wi�c za bra�mi, kt�rzy powoli wst�powali po stopniach za tronem, by wreszcie stan�� za siostr�. Wyczuwszy obecno�� braci, Elena szybko obejrza�a si� przez rami�, wysun�a j�zyk i zrobi�a rozbie�nego zeza. Ca�a tr�jka z trudem st�umi�a wybuch �miechu. Wiedzieli dobrze, �e nikt z dworak�w nie m�g� spostrzec b�yskawicznej wymiany grymas�w. Bli�niacy od dawna dokuczali siostrze, kt�ra z kolei odp�aca�a im pi�knym za nadobne. Nigdy nie by�a jej niemi�a my�l o wprawieniu ich podczas uroczystej audiencji w wyra�ne zak�opotanie. Arutha, kt�ry natychmiast wyczu�, �e co� si� zmieni�o w nastroju jego dzieci, obejrza� si� przez rami� i zmarszczy� brwi, co zazwyczaj wystarcza�o, by wyciszy� sprzeczki rodze�stwa. Przez chwil� mierzy� spojrzeniem starszych syn�w i da� im pozna� ca�� g��bi� swego gniewu - cho� jego oznaki mogli spostrzec tylko najbli�si. Potem zn�w skupi� si� na sprawach bie��cych. Przedstawiano mu w�a�nie wprowadzanego na pomniejszy urz�d jakiego� drobnego szlachetk� i cho� czw�rka kr�lewskich pociech niekoniecznie musia�a uwa�a� spraw� za godn� uwagi, nowo mianowany urz�dnik zalicza� pewnie �w moment do najpi�kniejszych chwil swego �ycia. Przez wiele lat Arutha bez wi�kszego powodzenia usi�owa� wyt�umaczy� dzieciom, �e lekcewa�enie poddanych jest niewybaczalne. Nad ca�o�ci� ceremonii czuwa� lord Krondoru, lord Gardan. Stary wojownik s�u�y� Ksi�ciu, a przedtem jego ojcu, od ponad trzydziestu lat. Jego ciemna cera kontrastowa�a wyra�nie z niemal bia�� brod� i w�osami, spojrzenie jednak - kt�re zawsze si� rozja�nia�o dla dzieci kr�lewskich-mia� niezwykle bystre. Cho� urodzi� si� jako cz�owiek niskiego stanu, jego zas�ugi wynios�y go wysoko i pozostawa� w s�u�bie Aruthy mimo cz�sto wyra�anego pragnienia powrotu na ojcowizn� w Crydee. Zacz�� s�u�b� jako prosty sier�ant w Crydee, potem obj�� godno�� kapitana Stra�y Kr�lewskiej, a� wreszcie zosta� konetablem Krondoru. Kiedy poprzedni diuk Krondoru, lord Volney, zmar� niespodzianie w si�dmym roku wiernej s�u�by, Arutha ofiarowa� ow� godno�� Gardanowi. Stary �o�nierz stanowczo zaprotestowa� ostro, utrzymuj�c, �e nie jest godny szlachectwa, okaza� si� jednak r�wnie sprawnym rz�dc� i administratorem, jak wcze�niej �wietnym wojownikiem. Gardan sko�czy� wreszcie wyliczanie przywilej�w (i obowi�zk�w) �wie�o upieczonego urz�dnika, Arutha m�g� poda� wi�c nad�temu jak paw pankowi pot�nych rozmiar�w pergamin opatrzony ogromn� liczb� wst�g i piecz�ci. Urz�dnik wzi�� dokument i wycofa� si� w t�um, gdzie natychmiast zacz�� przyjmowa� wypowiadane szeptem gratulacje. Gardan skin�� d�oni� na mistrza ceremonii, chuderlawego jegomo�cia o imieniu Jerome, i ten natychmiast godnie si� wyprostowa�. Kiedy�, w dzieci�stwie, by� zaciek�ym rywalem barona Jamesa, obecne za� stanowisko w zupe�no�ci odpowiada�o jego przepe�nionemu poczuciem w�asnej wa�no�ci charakterowi. By� straszliwym nudziarzem, a jego zami�owanie do pompatyczno�ci czyni�o go wprost idealnym kandydatem na urz�d, jaki zajmowa�. Jego ukochanie drobiazg�w manifestowa�o si� na przyk�ad w niezwyk�ym kroju urz�dowego p�aszcza (sam go zaprojektowa�!) i sposobie, w jaki - ca�ymi godzinami - trefi� sw� rzadk� br�dk�. Teraz przem�wi� tak pompatycznie, jakby oznajmia� nadej�cie kulminacyjnej chwili istnienia ca�ego Wszech�wiata: Wasza Ksi���ca Mo��, niech�e b�dzie mi wolno przedstawi� Jego Ekscelencj�, lorda Toruma Sie, ambasadora imperialnego dworu Wielkiego Keshu. Ambasador, kt�ry dot�d sta� na uboczu i rozprawia� o czym� ze swymi doradcami, zbli�y� si� do tronu i pok�oni�. Jego wygl�d dowodzi�, �e jest mieszka�cem Kesh, mia� bowiem ogolon� g�ow�. Na t� uroczyst� okazj� odzia� si� w szkar�atn�, g��boko rozci�t� z przodu szat�, pod kt�r� wida� by�o ��te pantalony i bia�e po�czochy. Pier�, zgodnie z mod� Kesh, mia� obna�on�, szyj� za� ozdobi� z�ot� obr�cz�, b�d�c� oznak� jego funkcji. Jego szaty skrzy�y si� drobnymi pere�kami i klejnocikami, osadzonymi przemy�lnie w cudnej roboty koronkach. Efekt by� pora�aj�cy przy ka�dym ruchu ambasador rozsiewa� wok� siebie deszcz barwnych iskier. Niew�tpliwie by� najwytworniej odzianym osobnikiem na ca�ym dworze. - Wasza Wysoko�� - odezwa� si�, �piewnie akcentuj�c s�owa - Nasza Pani, Lakeisha, Ta Kt�ra Jest Keshem, moimi ustami pyta o zdrowie Waszych Wysoko�ci. ., - Przeka� imperatorowej nasze serdeczne pozdrowienia odpar� Arutha - i upewnij j�, �e mamy si� dobrze. - Znajwi�ksz� przyjemno�ci�- rzek� ambasador.-Teraz jednak musz� prosi� Wasz� Wysoko�� o odpowied� na zaproszenie, kt�re przes�a�a moja w�adczyni. Siedemdziesi�ta pi�ta rocznica Jej Wspania�ych Urodzin jest wydarzeniem, kt�re ca�y Kesh wita z najwy�sz� rado�ci�. Obchody jubileuszu b�d� trwa�y dwa miesi�ce. Czy Wasze Wysoko�ci zechc� je zaszczyci� sw� obecno�ci�? Kr�l ju� wys�a� przeprosiny, podobnie zreszt�, jak uczynili to wszyscy w�adcy pa�stw s�siaduj�cych z Kesh - od Queg po Kr�lestwa Wschodnie. Cho� pomi�dzy Imperium i jego s�siadami panowa� pok�j - od pogranicznych utarczek przed jedenastu laty (co samo w sobie by�o niezwykle d�ugim okresem) - �aden z w�adc�w nie by� a� tak nierozwa�ny, by z w�asnej woli wkroczy� w granice narodu, kt�rego na Midkemii obawiano si� najbardziej. Zaproszenie skierowane do Ksi�cia i Ksi�nej Krondoru by�o jednak spraw� zgo�a inn�. Zachodnie Dziedziny Kr�lestwa Wysp stanowi�y odr�bne pa�stwo, w kt�rym w�adza spoczywa�a w d�oniach Ksi�cia Krondoru. Dw�r w Rillanonie dyktowa� jedynie zarysy polityki zewn�trznej. Najcz�ciej zreszt� zdarza�o si�, �e to nie kto inny, tylko Arutha przyjmowa� ambasador�w Kesh, poniewa� do konflikt�w pomi�dzy Kesh i Kr�lestwem najcz�ciej dochodzi�o w�a�nie na po�udniowych rubie�ach Dziedzin Zachodnich. Arutha spojrza� na �on�, potem skierowa� wzrok na ambasadora: - Przykro nam odm�wi�, ale nasze obowi�zki nie pozwalaj� na podj�cie tak d�ugiej podr�y. Wyraz twarzy ambasadora nie zmieni� si� wcale, ale jego stwardnia�e nagle spojrzenie powiedzia�o Ksi�ciu, �e Keshanin potraktowa� odmow� niemal jak obraz�. - Doprawdy, wielka to szkoda, Wasza Wysoko��. Moja w�adczyni przywi�zuje wielk� wag� do tego zaproszenia-niech mi b�dzie wolno zdradzi�, �e uwa�a je za wyraz przyja�ni i dobrej woli. Dziwny komentarz nie uszed� uwagi Aruthy. Ksi��� kiwn�� g�ow�. - Uwa�amy jednak, �e zawiedliby�my naszych po�udniowych przyjaci�, je�li nie pos�aliby�my kogo�, by reprezentowa� w�adc�w Kr�lestwa Wysp. - Ambasador natychmiast spojrza� na m�odych ksi���t. - Naszym przedstawicielem b�dzie ksi��� Boric, nasz dziedzic i pretendent do tronu Kr�lestwa. - Boric, kt�ry nagle stwierdzi�, �e znajduje si� w centrum uwagi ca�ego dworu, wyprostowa� si� i poczu� ch�� obci�gni�cia kurtki. - Towarzyszy� mu b�dzie jego brat, ksi��� Erland. Borric i Erland wymienili zdumione spojrzenia. - Kesh! - szepn�� Erland, z trudem t�umi�c podniecenie. Keshanin pochyli� g�ow�, jakby podziwiaj�c m�dro�� ksi���cej decyzji. - Wasza Wysoko��, gest to pe�en szacunku i godny przyjaciela. Moja w�adczyni b�dzie niezmiernie zadowolona. Wzrok Aruthy na moment spocz�� na cz�owieku stoj�cym w g��bi sali, potem Ksi��� przeni�s� spojrzenie dalej. Ambasador Kesh wycofa� si� z uk�onem, Arutha wsta� za� z tronu i oznajmi�: - Mamy jeszcze dzi� wa�ne sprawy, audiencj� doko�czymy wi�c jutro o dziesi�tej godzinie stra�y. - Poda� d�o� �onie, kt�ra r�wnie� wsta�a. Sprowadzaj�c Anit� z podwy�szenia, szepn�� Borikowi: - Za pi�� minut z Erlandem w moich komnatach! Czw�rka ksi���cego rodze�stwa sk�oni�a si� formalnie rodzicom, potem wszyscy kolejno ruszyli za nimi. Borric spojrza� na Erlanda i spostrzeg� na jego twarzy zaciekawienie r�wne temu, jakie malowa�o si� na jego w�asnym obliczu. Bli�niacy zaczekali, dop�ki wszyscy nie znale�li si� poza sal� audiencyjn�, i dopiero wtedy Erland odwr�ci� si� na pi�cie i porwa� Elen� w nied�wiedzi u�cisk. Borric za� klepn�� j� mocno w po�ladki - co dziewczyna odczu�a do�� bole�nie, mimo i� fa�dy sukni z�agodzi�y nieco uderzenie. - Dranie! - j�kn�a i... u�ciska�a obu braci: - Wstyd powiedzie�, ale rada jestem, �e�cie wr�cili. Od waszego wyjazdu wszystko by�o okropnie nudne! Borric u�miechn�� si� szeroko: - Siostrzyczko:.. s�ysza�o si� co innego. Erland obj�� brata za szyj� i szepn�� mu do ucha, przesadnie akcentuj�c tajno�� informacji: - Powiedziano mi, �e dwaj ksi���cy giermkowie zostali przy�apani na b�jce... przedmiotem sporu by�o to, kt�ry z nich b�dzie towarzyszy� naszej siostrzyczce podczas �wi�ta Banapis. Elena spojrza�a na obu braci spod oka. - Prosz�, by�cie nie m�wili jednym tchem o mnie i tych dwu idiotach - rzek�a wynio�le. Potem u�miechn�a si� weso�o. Zreszt�... ca�y czas by�am w towarzystwie Thoma, syna barona Lowery' ego. Bracia wybuchn�li �miechem. - I o tym si� s�ysza�o, siostrzyczko - przyzna� Boric. Twoja s�awa w tym wzgl�dzie zd��y�a ju� dotrze� do pogranicznych baronii! A nie masz jeszcze szesnastu lat! Elena unios�a lekko fa�dy sukni i przemkn�a pomi�dzy bra�mi. - C�... mam prawie tyle samo lat, co mama, kiedy pozna�a ojca... a gdy o nim mowa, to je�li zaraz nie zjawicie si� w jego gabinecie, ka�e sobie poda� wasze w�tr�bki na �niadanie! - Odbieg�a kilkana�cie krok�w, odwr�ci�a si�, furkocz�c jedwabiami, pokaza�a braciom j�zyk i znikn�a w bocznych drzwiach korytarza. Bracia roze�miali si� i w tej�e chwili Erland zauwa�y�, �e najm�odszy braciszek nadal stoi obok nich. - No, no... i kog� my tu mamy? Borric uda�, �e rozgl�da si� dooko�a. - Czekaj�e... przecie� jeste�my sami. Na twarzy Nicholasa �ywo odmalowa�o si� rozczarowanie. - Boric! - powiedzia� p�aczliwie. - Ach, to... - Borric spojrza� na brata. - A w�a�ciwie co to takiego? Erland obszed� braciszka dooko�a, uwa�nie mu si� przygl�daj�c. - Nie jestem pewien. Za ma�e to na goblina, za du�e na ma�p�... no, chyba �e to spora ma�pa... - Za chude w uszach na krasnoluda, jak na �ebraka za� to troch� za dobrze odziane... Nicky zasmuci� si�, a w jego oczach zacz�y si� zbiera� wielkie �zy. - Obieca�e�! - powiedzia�, z trudem powstrzymuj�c wybuch p�aczu. Podni�s� wzrok na u�miechni�tych szeroko braci, a potem, nie mog�c sobie poradzi� ze sp�ywaj�cymi po policzkach �zami, kopn�� Borika w kostk� i wyra�niej ni� zwykle utykaj�c, ruszy� w g��b korytarza. Odg�osy t�umionych �ka� poch�on�� aksamit kotar. Boric potar� kostk�. - Oho... nauczy� si� ju� wierzga�! - Spojrza� na Erlanda. - Co� ty mu obieca�? Erland podni�s� wzrok w g�r�, jakby chcia� kasetony pu�apu wzi�� na �wiadk�w swej niewinno�ci. - Obieca�em, �e nie b�dziemy ju� sobie z niego dworowali. - Westchn�� ci�ko. - Kolejna reprymenda. Pobiegnie do matki, ona pogada z ojcem i... Borric przymru�y� oko. - I zn�w wys�uchamy nudnego kazania. Nagle obaj zawo�ali r�wnocze�nie: - Ojciec! - i co tchu pobiegli ku ojcowskim komnatom. Stoj�cy przed wej�ciem do nich gwardzista, ujrzawszy zbli�aj�cych si� bli�niak�w, �wawo otworzy� drzwi. I oto bracia ujrzeli ojca, kt�ry siedzia� w swoim ulubionym drewnianym fotelu, wy�o�onym sk�r�, trzeszcz�cym ju� mocno, przedk�adanym jednak przez Aruth� nad tuzin innych z komnaty narad. Na lewo od ojca stali baronowie James i Locklear. Ujrzawszy syn�w, Arutha poleci� sucho: - Podejd�cie no tu obaj. Jak im polecono, obaj bracia potulnie stan�li przed ojcem. Erland porusza� si� z pewn� sztywno�ci�, bo przez noc skaleczenie w boku zasklepi�o si� ju� nieco i teraz troch� mu dokucza�o. - Co� ci dolega? - spyta� Arutha. Obaj synowie u�miechn�li si� niewyra�nie. Niewiele rzeczy uchodzi�o bystremu wzrokowi ich ojca. - Spr�bowa� zas�ony i pchni�cia, podczas gdy powinien by� zastawi� si� sekst�. Jegomo�� przemkn�� si� jako� pod jego kling� - wyja�ni� Borric. - Zn�w brali�cie udzia� w karczemnych zwadach - skwitowa� to Arutha ch�odno. - Powinienem by� si� tego spodziewa�... baron James sprawdzi� swoje przewidywania... I zwracaj�c si� do wymienionego, spyta�: - Czy kto� zosta� zabity? - Nie... - odpar� zagadni�ty. - Ale niewiele brakowa�o, a twoje chwaty zar�baliby syna jednego z najznamienitszych i najbogatszych w mie�cie szkutnik�w. Arutha wsta� powoli z krzes�a i wida� by�o, jak ogarnia go gniew. Zwykle umia� trzyma� nerwy na wodzy, ale gdy to si� nie udawa�o, wygl�da� naprawd� gro�nie. Stan�� przed bli�niakami i przez chwil� obecni mieli wra�enie, �e zaraz spoliczkuje obu. Ksi��� patrzy� im tylko w oczy i zagryza� wargi, jakby usi�owa� si� opanowa�. - Czy mo�ecie mi powiedzie�, co wam strzeli�o do �b�w? - Ojcze... ja si� tylko broni�em... - rzek� Erland bardzo pokornym g�osem. - Ten cz�owiek chcia� mnie wypatroszy� jak kap�ona. - I oszukiwa� przy kartach! - wspar� brata Borric. - Mia� w r�kawie dodatkow� B��kitn� Dam�! - Gdyby nawet mia� ich ca�� tali� - wypali� Arutha - to co z tego?! Tam do licha, nie jeste�cie zwyk�ymi sobie wojami! Jeste�cie moimi synami! Obszed� braci dooko�a, jakby przeprowadza� inspekcj� oddzia�u czy ogl�da� konie. Obaj stali bez s�owa, wiedzieli bowiem, �e cierpliwo�� ojca jest na wyczerpaniu. W ko�cu Arutha podni�s� r�ce w ge�cie jawnej rezygnacji. - To nie s� moi ch�opcy - powiedzia�. - Wdali si� w Lyama - doda�, przywo�uj�c wspomnienie brata, kt�ry znany by� z tego, �e w m�odo�ci nie raz dawa� si� we znaki wychowawcom i ch�tnie wpl�tywa� si� w b�jki. - Anita po�lubi�a mnie... ale urodzi�a potomk�w godnych Kr�la Opryszk�w. - James m�g� tylko skin�� g�ow�. - To musi by� jakie� zrz�dzenie losu, kt�rego absolutnie nie pojmuj�... - Gdyby �y� wasz dziadek - zwr�ci� si� ponownie do bli�niak�w - ju� by�cie z go�ymi zadkami le�eli w poprzek beczu�ki, a on sta�by nad wami z rzemieniem w d�oni... cho� stare i ros�e z was byki. Zn�w zachowali�cie si� jak smarkacze i tak te� powinno si� was traktowa�! Podnosz�c g�os, ponownie obszed� ch�opc�w, by stan�� przed nimi. - Kaza�em wam wraca� natychmiast! A czy wy raczyli�cie pos�ucha�? Nie! Zamiast przyby� prosto do pa�acu, znikacie w dzielnicy biedoty! Po dwu dniach baron James znajduje was zamieszanych w karczemn� burd�! Przerwa� na chwil� i niemal krzykn��: - Niewiele brak�o, a jeden z was da�by si� zabi�! - Tylko dlatego, �e zamiast seksty... - Borric spr�bowa� obr�ci� wszystko w �art. - Do��! - sykn�� Arutha, kt�ry nie m�g� ju� d�u�ej opanowa� ogarniaj�cej go w�ciek�o�ci. Chwyci� syna za po�y kurtki i poci�gn�� ku sobie, niemal pozbawiaj�c go r�wnowagi. - Tym razem nie wykr�cicie si� �artami i u�mieszkami! Okazali�cie mi niepos�usze�stwo po raz ostatni! - I popar� swoje s�owa pchni�ciem, kt�re pos�a�o Borika na jego brata, obu niemal przewracaj�c. Gniew Aruthy dowodzi�, �e tym razem ojciec straci� cierpliwo�� do wykr�t�w, jakimi winowajcy wy�giwali si� z podobnych sytuacji wcze�niej. - Nie wyobra�ajcie sobie przypadkiem, �e wezwa�em was dlatego, i� wszyscy na dworze st�sknili si� za waszymi krety�skimi figlami! My�la�em, �e przyda�by si� wam jeszcze rok czy dwa pobytu nad granic�... mo�e jako� byliby�cie si� ustatkowali. . . ale nie mam wyboru. Jako ksi���ta, macie swoje obowi�zki . . . i potrzebni mi jeste�cie niezw�ocznie. Borric i Erland wymienili szybkie spojrzenia. Znali humory ojca i nieraz stawiali ju� czo�o jego gniewowi - zwykle a� nadto usprawiedliwionemu - tym razem jednak wyczuli, �e co� niebywa�ego wisi w powietrzu. - Ojcze, pozw�l sobie powiedzie�, �e jest nam obu bardzo przykro. Nie wiedzieli�my, �e to sprawa obowi�zku. - Nie spodziewam si� po was zbyt wiele... ale winni�cie mi przynajmniej pos�usze�stwo! - odpar� ojciec. Najwidoczniej ca�kiem ju� straci� cierpliwo��. - Na tym na razie koniec. Musz� wzi�� si� w gar��, by m�c spokojnie przyj�� ambasadora Keshu na prywatnej audiencji dzi� po po�udniu. Baron James powie wam reszt�... w moim imieniu! -Doszed�szy do drzwi, Ksi��� zatrzyma� si� na chwil� i, odwracaj�c do Jamesa, powiedzia�: - Zr�b to, co uznasz za stosowne. Chc� jednak, by te dwa �otrzyki na zawsze zapami�ta�y sobie dzisiejsz� lekcj�! - i zamkn�� drzwi, nie czekaj�c na odpowied�. Baronowie stan�li po obu stronach ksi���t i James odezwa� si� ze zwodnicz� �agodno�ci� w g�osie: - Za pozwoleniem Waszych Mi�o�ci... prosimy za nami... Borric i Erland podejrzliwie popatrzyli na swoich wieloletnich nauczycieli i "wuj�w", potem �ypn�li jeden ku drugiemu. Domy�lali si� ju�, co ich czeka. Ojciec-co cieszy�o ich matk�-nigdy nie u�y� wobec syn�w rzemienia, nie sprzeciwia� si� jednak "lekcjom boksu", jakich udzielali im wychowawcy. Ci za� robili to wtedy, kiedy ch�opcy zachowywali si� niew�a�ciwie--to znaczy niemal bez przerwy. Czekaj�cy na zewn�trz porucznik William szybko zr�wna� krok z bli�niakami i baronami, kiedy ci wyszli na korytarz. Pospieszy� te� ku drzwiom, wiod�cym do ksi���cego gimnazjonu rozleg�ej komnaty, w kt�rej cz�onkowie rodziny kr�lewskiej mogli �wiczy� szermierk�, walk� na no�e lub zapasy. Na czele pochodu szed� baron James. Gdy wychodzili do gimnazjonu, drzwi otworzy� William, bo - cho� by� bliskim kuzynem bli�niak�w--pozostawa� zwyk�ym �o�nierzem na s�u�bie kompanii szlachty. Do komnaty pierwszy wszed� Borric, za nim Erland, kt�remu nast�powali na pi�ty James i Locklear, William za� zamyka� poch�d. Wszed�szy do gimnazjonu, Borric odwr�ci� si� zr�cznie i szybko podni�s� zwini�te w pi�ci d�onie, m�wi�c: - Wujku Jimmy, jeste�my ju� starsi i silniejsi. Cho�by� p�k�, nie pozwol� da� sobie w ucho, jak ostatnim razem... Erland przechyli� si� w lewo, z�apa� si� za bok, udaj�c zmaganie si� z b�lem, i nawet zacz�� kule�. - Jeste�my te� szybsi, wujku Locky. - Niespodzianie wymierzy� podst�pny cios �okciem w g�ow� Lockleara. Nie by� to niestety najlepszy pomys�, poniewa� baron, cz�ek sprawny i do�wiadczony, kt�ry bywa� w opa�ach, zanim jeszcze obaj ch�opcy przyszli na �wiat, uchyli� si� zr�cznie, pozbawiaj�c Erlanda r�wnowagi. Porwawszy m�odzika za jedno rami�, pchn�� go na �rodek gimnazjonu. Bracia przyj�li bojowe postawy, obaj baronowie cofn�li si� za� pod �ciany. James podni�s� r�ce, ukazuj�c braciom otwarte d�onie, i powiedzia�, u�miechaj�c si� drwi�co: - Zatem jeste�cie dla nas za m�odzi i za szybcy, co? No dobrze. , . - Ch�opcy us�yszeli nutk� sarkazmu w jego g�osie. Poniewa� jednak my dwaj powinni�my mie� podczas najbli�szych kilku dni sprawne g�owy, pomy�leli�my sobie, �e zrezygnujemy z przyjemno�ci walki z wami... dla mo�liwo�ci przekonania si�, jakie podczas ostatnich dwu lat porobili�cie post�py. - Machn�wszy niedbale za siebie, wskaza� kciukiem r�g sali. - Nie ma w tym niczego osobistego... W rogu stali dwaj �o�nierze, rozdziani do kr�tkich spodenek. Ka�dy skrzy�owa� muskularne ramiona na piersiach z�o�onych jakby z dwu bojowych tarcz. Baron James skinieniem d�oni wezwa� ich do siebie. Bracia �ypn�li ku sobie z niepokojem w oczach. Obaj nieznajomi poruszali si� z naturalnym wdzi�kiem doskonale wy�wiczonych koni bojowych, leniwie nawet, ale tak, �e patrz�cy na nich bracia zdali sobie spraw�, i� owa �agodno�� w ka�dej chwili mo�e eksplodowa� b�yskawicznym dzia�aniem. Ka�dy te� mia� muskulatur� jak wykut� z kamienia. - To nie :udzie! - st�kn�� Boric. Erland si� u�miechn�� - istotnie, obaj atleci mieli pot�ne szcz�ki i kiedy zacisn�li z�by, wygl�dali jak g�rskie trolle. - Ci panowie s� cz�onkami za�ogi wuja Lyama - oznajmi� Locklear. - W ostatnim tygodniu mieli�my tu mistrzostwa Kr�lestwa w walce na pi�ci i poprosili�my obu mistrz�w, aby zechcieli zosta� z nami przez jaki� czas. - Obaj nieznajomi zacz�li okr��a� bli�niak�w, zachodz�c ich z obu stron. - 3asnow�osy to sier�ant Obregon z garnizonu Rodez odezwa� si� Jimmy. - Mistrz wagi ci�kiej, powy�ej dwustu funt�w! - doda� Locklear. - Obregonie, je�li �aska, po�wicz z Erlandem. Uwa�aj na jego ran�. Drugim waszym trenerem b�dzie sier�ant Palmer z Bas-Tyra. - Niech zgadn� - Borric obserwowa� przeciwnika zw�onymi oczami. - Ja mam honor zmierzy� si� z mistrzem wagi �redniej. - Nie inaczej - u�miechn�� si� nieprzyjemnie baron James. I nagle w polu widzenia Borika pojawi�a si� zbli�aj�ca si� nie wiadomo sk�d pi��. B�yskawicznie odsun�� si� w bok, po to jedynie, by odkry�, �e czeka ju� tam na niego druga. Nast�pne kilka chwil sp�dzi� na rozwa�aniach dotycz�cych autora fresk�w, jakie wymalowano na suflecie komnaty, kt�r� ojciec kaza� przekszta�ci� na gimnazjon. Trzeba b�dzie kogo� spyta� o nazwisko pacykarza. Gdy d�wiga� si�, potrz�saj�c g�ow�, do pozycji siedz�cej, us�ysza�, docieraj�ce do� z do�� sporej odleg�o�ci, s�owa Jimmy'ego. - Wasz ojciec �yczy� sobie, by�my dobrze u�wiadomili wam wa�no�� obowi�zk�w, jakie - by� mo�e - przyjdzie wam podj�� niebawem. - A c� to za obowi�zki? - spyta� Boric, ujmuj�c d�o� sier�anta Palmera, kt�ry najwyra�niej pragn�� mu pom�c podnie�� si�. Sier�ant jednak nie pu�ci� d�oni m�odzie�ca - szarpn�wszy ksi�cia w g�r�, jak m�otem r�bn�� go praw� pi�ci� w brzuch. Obserwuj�cy to wszystko porucznik William a� zmru�y� oczy powietrze ze �wistem opu�ci�o p�uca Borika i m�ody cz�owiek, zrobiwszy rozbie�nego zeza, ponownie zwali� si� na mat�. Erland tymczasem, poj�wszy ju� w czym rzecz, odsuwa� si� czujnie od swego trenera, kt�ry zachodzi� go z boku. - Je�li umkn�o to waszej uwagi, chcia�bym wam przypomnie�, �e wasz stryj, Kr�l, po �mierci m�odego ksi�cia Randolpha sp�odzi� jedynie c�rki. Borric odsun�� na bok d�o�, kt�r� podawa� mu sier�ant Palmer, i powiedzia�: - Dzi�kuj�, wstan� sam. - Kl�kn�wszy na jedno kolano, wyst�ka�: - Niezbyt cz�sto zastanawia�em si� nad znaczeniem �mierci naszego kuzyna... ale owszem, domy�lam si�, ku czemu zmierzasz. - Podrywaj�c si� na nogi, niespodziewanie wymierzy� pot�ny cios w brzuch Palmera. Starszy i bardziej do�wiadczony zawodnik utrzyma� si� na nogach, odetchn�� nawet g��boko, u�miechn�� si� i powiedzia�: - No... to by�o niez�e, Wasza Mi�o��. Boric wzni�s� oczy ku niebu. - Dzi�kuj�. - Zaraz potem zn�w ujrza� lec�c� mu na spotkanie pi�� i raz jeszcze trafi�a mu si� okazja dok�adnego obejrzenie misternie rze�bionych kaseton�w sklepienia. Dlaczego nigdy przedtem nie zauwa�y�em, jak s� pi�kne? - zastanawia� si� leniwie. Erland tymczasem usi�owa� utrzyma� z dala od siebie zbli�aj�cego si� nieuchronnie Obregona. Nagle przesta� si� cofa� i natar� jak burza, zasypuj�c wroga gradem cios�w. Sier�ant, zmuszony do obrony, ukry� si� za podw�jn� gard� i pozwoli� m�odzikowi pra� si� do woli. - Zdajemy sobie spraw� z tego, �e naszemu stryjowi brak dziedzica, wujku Jimmy - wycharcza�, czuj�c, �e od daremnego bombardowania muskularnego podoficera jego ramiona staj� si� ci�kie jak o��w. I nagle sier�ant przebi� si� przez zapor� cios�w, trafiaj�c m�odzie�ca kr�tkim hakiem w korpus. Twarz Erlanda zblad�a jak chusta, a jego oczy rozbieg�y si� w przeciwne strony. Ujrzawszy reakcj� przeciwnika, Obregon zacz�� si� t�umaczy�. - Przepraszam Wasz� Wysoko��, ale nie chcia�em trafi� w zraniony bok. - Zbytek �aski... - wyszepta� Erland przez zaci�ni�te z�by. Borric tymczasem, potrz�saj�c zaciekle g�ow�, zdo�a� jako� przyj�� do siebie, szybko wi�c przetoczy� si� w ty� i stan�� na nogach, got�w do walki. - Aaa... wi�c o to chodzi w tym przypomnieniu rodzinnych koligacji... brak ksi�cia nast�pcy tronu. Nieprawda�? - Uj��bym rzecz inaczej - sprzeciwi� si� James. - Poniewa� Kr�lowi brak m�skiego dziedzica, dziedzicem tronu jest nadal Ksi��� Krondoru. - To znaczy, wasz ojciec - wtr�ci� Locklear. Wykonawszy zwodniczy cios lew�, Borric trafi� prawym prostym w szcz�k� sier�anta Palmera, kt�ry na moment straci� r�wnowag�. Borric powt�rzy� uderzenie i przeciwnik zacz�� si� cofa�. Ksi��� odzyska� pewno�� siebie, przyskoczy� bli�ej, by zada� zwyci�ski cios... i najzupe�niej niespodziewanie przed jego oczyma �wiat wywin�� piekielnego koz�a. Wszystko rozb�ys�o ��ci�, kt�r� natychmiast zast�pi�a czerwie� - m�ody cz�owiek za� poczu�, �e wisi w powietrzu i nagle okrywaj�ca deski pod�ogi mata podst�pnie podfrun�a w g�r�, by r�bn�� go w ty� g�owy. Na moment �wiat powl�k� si� czerni�, kt�ra niech�tnie si� rozwia�a, by ukaza� Borrikowi kr�g pochylonych nad nim twarzy. Nie zna� ich i cho� spogl�da�y na� do�� przyja�nie, by�o mu wszystko jedno, poczu� bowiem, �e obsuwa si� w jak�� mroczn� czelu��. Zastanawia� si� tylko, czy kt�ry� z tych gapi�w wie, jak si� nazywa� artysta, kt�rego dzie�em by�y te frapuj�ce freski na suficie. Oczy Borika wywr�ci�y si� bia�kami, co ujrzawszy, William chlusn�� na ksi�cia wiadro wody. Starszy z bli�niak�w poderwa� si� natychmiast, parskaj�c w�ciekle i tocz�c wko�o niezbyt przytomnym jeszcze wzrokiem. Baron James przykl�kn�� i pom�g� ksi�ciu usi��� prosto. - Rozumiesz mnie? Borric potrz�sn�� g�ow� i jego wzrok odzyska� bystro��. - Chy... chyba tak - zdo�a� wyst�ka�. - To dobrze. Poniewa�, je�li tw�j ojciec jest dziedzicem tronu, a ty jeste� jego najstarszym synem - tu klepn�� Borika w plecy, jakby chcia� podkre�li� wag� swoich s��w - to jeste� te� ponadto nast�pc� tronu. Borric odwr�ci� si� i spojrza� Jamesowi w twarz. Nadal nie bardzo pojmowa�, o co chodzi. - Jak to? - Ano tak, m�j chwacie, poniewa� jest ma�o prawdopodobne, i�by nasz dobry Kr�l, a tw�j stryj, oby �y� jak najd�u�ej, sp�odzi� jeszcze jednego syna-nie zapominajmy o wieku kr�lowej - je�li Arutha go prze�yje, b�dzie nast�pnym kr�lem! Wyci�gaj�c r�k� i pomagaj�c Borrikowi wsta�, doda� jeszcze: A Bogini Szcz�cia sprawi, �e - tu poklepa� go �artobliwie po twarzy - poniewa� najpewniej prze�yjesz ojca, kt�rego� dnia sam zostaniesz kr�lem! - Chro�cie nas przed tym nieba! - sapn�� ze zgroz� Locklear: Borric powi�d� dooko�a niezbyt pewnym wzrokiem. Obaj sier�anci wycofali si�, poniewa� wygl�da�o na to, �e o lekcji boksu nale�y zapomnie�. - Ja... Kr�lem? - Owszem, ty koronny g�upcze! - powiedzia� Locklear. Je�li do�yjemy tej nieszcz�snej chwili, b�dziemy musieli kl�ka� przed tob� i udawa�, �e wierzymy, i� wiesz, co robisz. - Tak wi�c - ci�gn�� James - tw�j ojciec zdecydowa�, i� najwy�szy ju� czas, by� przesta� si� zachowywa� jak rozpuszczony synalek niespodzianie wzbogaconego handlarza byd�em i zacz�� widzie� w swojej osobie przysz�ego Kr�la Wysp. � Erland podszed� do Borika i stan�wszy obok, opar� si� lekko na jego ramieniu. - To dlaczego po prostu... - skrzywi� si� lekko, poniewa� jego rana niespodzianie da�a zna� o sobie - nie powiedzieli�cie nam, o co chodzi? - Przekona�em waszego ojca, �e trzeba wam to dobrze wbi� do g��w - powiedzia� James z przek�sem w g�osie. Przez chwil� przygl�da� si� w milczeniu obu ksi���tom. - Otrzymali�cie wszechstronne wykszta�cenie, a zaj�li si� tym najlepsi ludzie, jakich m�g� znale�� wasz ojciec. M�wicie... iloma tam?... sze�cioma czy siedmioma j�zykami. Potraficie podczas obl�enia wykonywa� obliczenia nie gorzej od bieg�ych in�ynier�w. Znacie nauki staro�ytnych. Nie�le rysujecie i gracie na rozmaitych instrumentach, a dworska etykieta nie ma dla was tajemnic. Jeste�cie bieg�ymi szermierzami, �wietnymi je�d�cami i - spojrza� spod oka na obu pi�ciarzy - obaj macie niez�e uderzenie. - Cofn�� si� o kilka krok�w. - Niestety, podczas dziewi�tnastu lat waszego �ycia ani razu nie dali�cie nam powodu, by widzie� w was kogo� innego ni� zepsutych, zarozumia�ych smarkaczy. A powinni�cie si� zachowywa� jak Ksi���ta Kr�lestwa! - podni�s� g�os, w kt�rym zabrzmia�y nutki wyra�nej w�ciek�o�ci, i wbi� ci�kie spojrzenie w Borika. -Ale kiedy z tob� sko�czymy, m�j panie, b�dziesz post�powa� jak ksi��� krwi, nie jak g�upi szczeniak! Te s�owa zupe�nie dobi�y m�odego ksi�cia. - G�upi szczeniak? Na twarzy Erlanda pojawi� si� u�miech. Widocznie rad by� konfuzji brata. - To wszystko, prawda? Boric musi tylko popracowa� nad sob�, wy i ojciec b�dziecie szcz�liwi i... James u�miechn�� si� do� bardzo nieprzyjemnie. - Wszystko, com powiedzia�, tyczy si� te� i ciebie, m�j chwacie! Poniewa� tak si� sk�ada, �e je�eli ten dure� da sobie poder�n�� gard�o jakiemu� rozjuszonemu m�owi kesha�skiej dw�rki, ty b�dziesz osobnikiem, kt�ry pewnego dnia w�o�y na �eb koron� conDoin�w w Rillanonie! A nawet je�li uda mu si� unikn�� nag�ej �mierci, b�dziesz dziedzicem tronu, chyba �e - co w ko�cu nie jest takie nieprawdopodobne