2488
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 2488 |
Rozszerzenie: |
2488 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 2488 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 2488 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
2488 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
RAYMOND E. FEIST
CIE� KR�LOWEJ MROKU
(T�umaczy� Andrzej Sawicki)
Jonathanowi Matsonowi,
nie tylko mojemu agentowi,
ale i przyjacielowi
Postaci wyst�puj�ce w naszej opowie�ci
Aglaranna - Kr�lowa elf�w w Elvandarze.
Alika - "demoniczny" kucharz na Wyspie Czarnoksi�nika.
Althal - elf z Elvandaru.
Avery Rupert "Roo" - ch�opiec z Ravensburga, towarzysz i kompan Erika von Darkmoor, p�niejszy wi�zie� i na koniec cz�onek kompanii Calisa.
Bysio - wi�zie�, p�niejszy cz�onek kompanii Calisa.
Calis - mieszaniec, na po�y elf, na po�y cz�owiek, syn Aglaranny i Tomasa, znany pod przydomkiem "Or�a Krondoru", dow�dca kompanii.
Culli - morderca i najemnik.
Dawar - najemnik z kompanii Nahoota.
De Longueville Robert "Bobby" - sier�ant w kompanii Calisa.
De Savona Luis - wi�zie�, p�niejszy cz�onek kompanii Calisa.
Durany - najemnik z kompanii Calisa.
Ellia - elfia kobieta uratowana przez Mirand�.
Embrisa - dziewczyna z wioski Weanat.
Esterbrook Jacob - kupiec z Krondoru.
Fadawah, Genera� - Najwy�szy Dow�dca armii Szmaragdowej Kr�lowej.
Finia - kobieta z wioski Weanat.
Foster Charlie - kapral stra�y z kompanii Calisa.
Freida - matka Erika.
Galain - elf z Elvandaru.
Gapi - genera� w armii Szmaragdowej Kr�lowej.
Gerta - stara wied�ma ze smo�ami, znajoma Erika i Roo.
Goodwin Billy - wi�zie�, p�niej cz�onek kompanii Calisa.
Greylock Owen - Mistrz Miecza u Barona Darkmoor, p�niej cz�onek kompanii Calisa.
Grindle Helmut - kupiec.
Por�czny Jerome - cz�onek kompanii Calisa.
Jarwa - Sha-shahan Siedmiu Narod�w Saaur.
Jatuk - syn Jarwy, dziedzic i p�niejszy Sha-shahan ocala�ych Saaur�w.
Kaba - przyboczny i Tarczownik Jarwy.
Kelka - kapral w kompanii Nahoota.
Khali-shi - novindyjskie imi� Bogini �mierci.
Lalial - elf z Elvandaru.
Lender Sebastian - Asesor i Radca Domu Kawowego Barreta w Krondorze.
Lims-Kragma - Bogini �mierci.
Macros Czarny - legendarny czarodziej, uwa�any powszechnie za najwi�kszego z kiedykolwiek �yj�cych i praktykuj�cych mag�w.
Marsten - marynarz z "Zemsty Trencharda".
Mathilda - Baronowa Darkmoor.
Milo - ober�ysta z gospody Pod Szpuntem w Ravensburgu.
Miranda - tajemnicza przyjaci�ka Calisa.
Monis - Tarczownik Jatuka.
Mugaar - novindyjski handlarz ko�mi.
Murtag- wojownik Saaur�w.
Nakor Isala�czyk - tajemniczy towarzysz i przyjaciel Calisa.
Nathan - nowy kowal z gospody Pod Szpuntem w Ravensburgu.
Natombi - kiedy� legionista kesha�ski, potem wi�zie�, na koniec cz�onek kompanii Calisa.
Pug- znany r�wnie� pod imieniem Milamber, mag wielkiej mocy, ust�puj�cy wiedz� - wedle opinii wielu m�drc�w - jedynie Macrosowi.
Rian -jeden z najemnik�w Zila.
Rosalyn - c�rka Mila. Ruthia - Bogini Szcz�cia.
Shati Jad�w - cz�onek kompanii Calisa. Shila - rodzinny �wiat Saaur�w.
Sho Pi - Isala�czyk, kiedy� mnich w s�u�bie Dali, p�niej wi�zie�, na koniec cz�onek kompanii Calisa.
Taber - ober�ysta w LaMut.
Tarmil - wie�niak z Weanat.
Tomas - ksi���, ma��onek Aglaranny, ojciec Calisa, dziedzic zbroi Ashen-Shugara, ostatniego ze Smoczych W�adc�w.
Tyndal - kowal z gospody Pod Szpuntem w Ravensburgu.
Von Darkmoor Erik - nie�lubny syn Barona Darkmoor, p�niejszy wi�zie�, na koniec najemnik w kompanii Calisa.
Von Darkmoor Manfred - najm�odszy syn Ottona, p�niejszy Baron.
Von Darkmoor Otto - Baron Darkmoor, ojciec Erika, Stefana i Manfreda.
Von Darkmoor Stefan - najstarszy z syn�w Ottona.
Zila - zdradziecki dow�dca najemnik�w.
Ksi�ga pierwsza
Opowie�� Erika
By� to czas, gdy marzenia graniczy�y z wizj� I jak or�y ku s�o�cu lecia�y z rado�ci�; D�o� �uk dzier��ca by�a jednaka z decyzj�, Oko za�, cel i strza�a sta�y si� jedno�ci�. Uciechy, niczym fale cz�owieka topi�y, Obiecuj�c nam pe�ni� �ycia i przetrwanie; Rozkoszami �upiestwa wszystkich nas mami�y Jak ogniki p�on�ce noc� na kurhanie...
George Meredith
Oda do wspomnie� o junackiej m�odo�ci
Prolog
PRZEJ�CIE
B�bny �omota�y nieustannie.
Wojownicy Saaur�w �piewali swe wojenne pie�ni i przygotowywali si� do nieuchronnej bitwy. Nad nimi powiewa�y postrz�pione sztandary bojowe, �opocz�ce w�r�d g�stego dymu, kt�ry zasnuwa� ca�e niebo. Zielone, pomalowane ��ci� i czerwieni� oblicza wpatrywa�y si� w zachodni� cz�� niebosk�onu, gdzie po�ary barwi�y ca�un dymu purpur� i ochr�, zas�aniaj�c zachodz�ce s�o�ce i znajomy wszystkim wz�r gwia�dzistego nieba.
Jarwa, Sha-shahan Siedmiu Narod�w, w�adca Imperium Traw i Pan Dziewi�ciu Ocean�w nie m�g� oderwa� wzroku od rozci�gaj�cego si� przed nim obrazu zniszczenia i spustoszenia. Przez ca�y dzie� obserwowa� wielkie ognie, i nawet z tej odleg�o�ci s�ysza� wrzaski zwyci�zc�w i okrzyki nieszcz�snych ofiar. Wiatry, kt�re niegdy� nios�y s�odkie wonie kwiat�w i bogate w odcienie zapachy przypraw, teraz przepojone by�y zaduchem pogorzelisk i smrodem spalonego mi�sa... Nie musia� te� patrze� wstecz, by wiedzie�, �e stoj�cy za nim przygotowywali si� do ostatniego boju, cho� �wiadomi byli daremno�ci wysi�k�w i nieuchronno�ci zag�ady ca�ej rasy.
- Panie m�j... - odezwa� si� Kaba, jego przyboczny, Tarczownik i wierny towarzysz.
Jarwa odwr�ci� si� ku najstarszemu z przyjaci� i ujrza� w jego oczach wyra�ny niepok�j. Oblicze Kaby by�o zawsze i dla wszystkich nieprzeniknion� mask�, stary nie mia� jednak tajemnic przed Jarwa; Sha-shahan potrafi� czyta� w jego twarzy r�wnie �atwo, jak szaman czyta stary pergamin.
- Pantathianin ju� jest...
Jarwa skin�� g�ow�, nie ruszy� si� jednak z miejsca. Mocniej tylko �cisn�� w pot�nych d�oniach r�koje�� swego miecza bojowego Tual-masoka - miano to w starym j�zyku znaczy�o Ch�eptacz Krwi - kt�ry by� trwalsz� i wa�niejsz� oznak� jego w�adzy ni� korona, t� bowiem wk�ada� rzadko, tylko podczas oficjalnych wyst�pie�. Wbi� ostrze w ziemi� nale��c� do Tabar - najstarszego z narod�w �wiata Shili. Od siedemnastu lat walczy� tu z naje�d�cami, kt�rzy wypierali jego hordy ku sercu Imperium Traw.
Kiedy w m�odo�ci przej�� z r�k poprzednika miecz Sha-shahana, przedefilowali przed nim wojownicy Saaur�w, wype�niaj�c szczelnie star� kamienn� drog�, kt�ra ci�gn�a si� w poprzek Takadorskiej Cie�niny, ��cz�cej Morze Takador i Ocean Castak. Parad� tworzy�y setki je�d�c�w jad�cych obok siebie, a sto setek sk�ada�o si� na dziesi�ciotysi�czny jatar. Dziesi�� jatar�w tworzy�o zast�p, a dziesi�� zast�p�w - hord�. Kiedy pot�ga Jarwy si�gn�a zenitu, na g�os jego bojowego rogu zbiega�o si� siedem hord, za jego sztandarem sz�o siedem milion�w wojownik�w. Hordy zawsze by�y w ruchu, ich konie pas�y si� na ca�ym obszarze niezmierzonego Imperium Traw, podczas gdy dzieci dorasta�y, bawi�c si� w wojn� w�r�d starych namiot�w i powoz�w Saaur�w, rozstawionych od miasta Cibul a� po odleg�e o dziesi�� tysi�cy mil najdalsze granice. Dziedziny te by�y tak rozleg�e, �e nawet najlepszy je�dziec, zmieniaj�cy w galopie najszybsze konie, potrzebowa� p�tora miesi�ca, by dotrze� ze stolicy do jednej z granic... a dwa razy tyle, by przemierzy� Imperium od kra�ca do kra�ca.
Podczas ka�dej pory roku jedna horda czuwa�a nieopodal stolicy, pozosta�e za� w�drowa�y wzd�u� granic kraju, utrzymuj�c porz�dek przez nieustanne podboje plemion odmawiaj�cych p�acenia trybutu. Tysi�ce miast znad dziewi�ciu wielkich ocean�w s�a�y �ywno�� oraz niezliczone bogactwa, a wraz z tym do stolicy, na dw�r Sha-shahana, przybywali niewolnicy. Raz na dziesi�� lal na wielkie igrzyska do Cibul, prastarej stolicy Imperium Traw, zje�d�ali najlepsi wojownicy siedmiu hord. Od najdawniejszych czas�w wszyscy Saaurowie - z wyj�tkiem tych, kt�rzy zamieszkiwali najbardziej odleg�e kra�ce �wiata - zbierali si� pod sztandarami Sha-shahan�w. Jednak dopiero Jarwa zdo�a� zi�ci� marzenie jego przodk�w, kiedy zdobywszy ostatnie grody, podbi� ca�y �wiat.
Hordy Jarwy zaj�y cztery wielkie miasta, kolejne pi�� podda�o si� bez walki, poza w�adz� Imperium zosta�o wi�c mniej ni� tuzin grod�w. I w�a�nie wtedy je�d�cy hordy Patha dotarli do wr�t Ahsartu, Miasta Kap�an�w. Wkr�tce potem zacz�y si� nieszcz�cia i kl�ski.
Jarwa si�� woli st�umi� b�l, jaki czul, s�ysz�c nios�ce si� w�r�d wieczornej ciszy okrzyki agonii. To krzyczeli cz�onkowie jego ludu, prowadzeni do stos�w. S�dz�c z tego, co opowiadali nieliczni, kt�rym uda�o si� uj�� z �ap naje�d�c�w, ofiary zabijane na miejscu mia�y chyba najwi�cej szcz�cia - oczywi�cie opr�cz poleg�ych w boju. M�wiono, �e oprawcy mog� uwi�zi� dusze konaj�cych torturuj�c ich przez ca�� wieczno��, odmawiaj�c cieniom poleg�ych miejsca w�r�d przodk�w, w szeregach Niebia�skiej Hordy.
Jarwa spojrza� na star� ojczyzn� swego ludu z wysoko�ci wzniesienia, na kt�rym sta� obecnie. Tu, w odleg�o�ci mniejszej ni� p� dnia jazdy od Cibul, obozowa�y n�dzne resztki pot�nej niegdy� armii. Cho� dla Imperium nasta�y najbardziej mroczne czasy, w obecno�ci Sha-shahana wojownicy pr�yli si� dumnie i rzucali odleg�ym wrogom wyzywaj�ce spojrzenia. Mimo jednak tej dumnej postawy, Pan Dziewi�ciu Ocean�w widzia� w ich oczach co�, co nigdy wcze�niej tam nie go�ci�o: strach.
W�dz westchn�� i bez s�owa wr�ci� do swego namiotu. Wiedzia� doskonale, �e nie zostawiono mu mo�liwo�ci wyboru, nadal jednak na my�l o przybyszu odczuwa� odraz�. Zanim wszed�, zatrzyma� si� na moment i powiedzia�: - Kabo... nie wierz� temu kap�anowi z innego �wiata. - S�owo "kap�an" zosta�o przeze� jakby wyplute.
Kaba, kt�rego �uski posiwia�y od wieloletniej, ci�kiej s�u�by Sha-shahanowi, podczas kt�rej przewa�nie galopowa� konno po ca�ym kraju, kiwn�� tylko g�ow�. - Wiem, panie, �e �ywisz w�tpliwo�ci. Ale tw�j Podczaszy i Mistrz Wiedzy s� w tej kwestii zgodni. Nie mamy innego wyj�cia.
- Zawsze jest inne wyj�cie - szepn�� Jarwa. - Mo�emy rzuci� si� w b�j i polec �mierci� wojownik�w!
Kaba delikatnie dotkn�� ramienia Jarwy - za tak� poufa�o�� ka�dy inny Saaur natychmiast zap�aci�by gard�em. - Stary druhu - odezwa� si� �agodnie. - �w kap�an ofiarowuje bezpieczne schronienie naszym dzieciom. Mo�emy podj�� b�j i zgin��, pozwalaj�c zimnym wiatrom wy�piewa� pie�� o ostatniej walce Saaur�w. Nie zostanie po nas nikt, by opowiedzie� Niebia�skiej Hordzie sag� o naszych cnotach... gdy wrogowie po�era� b�d� nasze cia�a. Albo... mo�emy zapewni� bezpiecze�stwo naszym kobietom i dzieciom. Czy mo�na wybra� inaczej?
- Ale on jest inny...
- Owszem - westchn�� Kaba.
- Jego krew jest zimna - szepn�� Jarwa.
Kaba zrobi� znak, chroni�cy przed z�em. - Zimnokrwi�ci to stwory z legend...
- A tamci? - Jarwa wskaza� na odleg�e po�ary stolicy.
Kaba w odpowiedzi tylko wzruszy� bezsilnie ramionami. Jarwa ju� bez s�owa wprowadzi� swego najwierniejszego przyjaciela do namiotu Sha-shahana.
By� on najwi�kszy w ca�ym obozowisku - stanowi� co� w rodzaju pawilonu z po��czonych kilku zwyk�ych namiot�w. Rozejrzawszy si� wewn�trz, Jarwa poczu� ch��d na sercu - tak wielu z jego doradc�w i najpot�niejszych Mistrz�w Wiedzy by�o nieobecnych. Ci jednak, kt�rzy prze�yli, spogl�dali na niego z nadziej�. By� w ko�cu Sha-shahanem -jego obowi�zkiem by�o ocali� nar�d.
Kiedy jego wzrok natrafi� na obcego, w�adca raz. jeszcze zacz�� si� zastanawia�, czy dokona� m�drego wyboru. Stw�r by� podobny do ka�dego z Saaur�w, jego ramiona i oblicze pokrywa�y �uski, ale reszta cia�a, ukryta pod d�ug� szat� z kapturem, nie przypomina�a bynajmniej krzepkiego cia�a wojownika. Wedle miar Saaur�w, by� nikczemnego wzrostu - liczy� sobie mniej ni� podw�jn� rozpi�to�� ramion wojownika, pysk mia� o po�ow� za d�ugi, oczy za� czarne z czerwonymi, a nie bia�ymi jak u Saaur�w t�cz�wkami. W miejscu gdzie inni mieli grube, bia�e paznokcie, przybyszowi wyrasta�y czarne szpony, mowa jego za� przypomina�a syk w�a - zapewne z powodu rozdwojonego j�zyka. Zdejmuj�c poobijany he�m i podaj�c go s�udze, Jarwa powiedzia� g�o�no to, co skrycie my�la� ka�dy wojownik i ka�dy Mistrz Wiedzy obecny w namiocie: - W��!
Stw�r pochyli� �eb, jakby zamiast �miertelnej obrazy us�ysza� przyjazne powitanie: - Tak, m�j panie... - sykn�� w odpowiedzi.
Kilku wojownik�w Jarwy po�o�y�o d�onie na r�koje�ciach mieczy, ale stary Podczaszy, ust�puj�cy godno�ci� jedynie Kabie, przypomnia� z naciskiem w g�osie: - Jest naszym go�ciem...
W�r�d jaszczurzych narod�w Shili, Saaur�w, od dawien dawna kr��y�y legendy o w�owym ludzie. Podobni do ciep�okrwistych Saaur�w, a jednak zupe�nie od nich r�ni, byli stworami, kt�rymi matki straszy�y wieczorami niegrzeczne dzieci. Po�eracze w�asnych ziomk�w, sk�adaj�cy jaja w gor�cych �r�d�ach, cz�onkowie w�owej rasy byli znienawidzeni, lecz tak�e napawali strachem wszystkich Saaur�w, cho� �adnego nie widziano na Shili od niepami�tnych czas�w. Tw�rcy legend i opowie�ci utrzymywali, �e obie rasy zosta�y stworzone przez Bogini� u zarania dziej�w, kiedy wykluli si� z jaj pierwsi je�d�cy Niebia�skiej Hordy. S�udzy Zielonej Pani, Bogini Nocy, w�e, zostali w jej domu, Saaurowie za� odeszli wraz z jej boskimi bra�mi i siostrzycami. Od Bogini otrzymali �wiat, gdzie wzrastali w pot�dze i dobrobycie, zawsze jednak �ywa by�a w�r�d nich pami�� o w�owych braciach. Jedynie pierwszy z Mistrz�w Wiedzy m�g� orzec, kt�re z tych mit�w i opowie�ci s� prawdziwe, Jarwa za� by� pewien jednego: ka�demu z dziedzic�w tytu�u Sha-shahana od urodzenia wpajano, �e nie wyklu� si� jeszcze w�� godzien zaufania.
- Panie... - zacz�� w�owy kap�an - portal jest gotowy, a czasu mamy coraz mniej. Tym. kt�rzy ob�eraj� si� cia�ami twoich ziomk�w, wkr�tce sprzykrzy si� zabawa, a jak wiesz, wraz z nastaniem mroku, ich pot�ga ro�nie... zjawi� si� wi�c i tutaj.
Jarwa ignoruj�c obcego kap�ana, zwr�ci� si� do towarzyszy z pytaniem: - Ile jatar�w ocala�o?
Odpowiedzia� mu Tasko, Shahan Watiri: -Cztery i niewielka cze�� pi�tego. - Po chwili doda�, m�wi�c tak, jakby ostatecznie chcia� zamkn�� spraw�: -Wszystkie jatary s� jednak powa�nie zdziesi�tkowane. To wszystko, co zosta�o z Siedmiu Hord.
Jarwa nie bez trudu powstrzyma� si� od g�o�nego wyra�enia rozpaczy. Nieco ponad czterdzie�ci tysi�cy je�d�c�w! To wszystko, co pozosta�o po budz�cych groz� Siedmiu Wielkich Hordach Saaur�w!
Poczu�, �e krew �ci�a mu siew sercu. �wietnie pami�ta� swoj� w�ciek�o��, kiedy pos�a�cy Hordy Patha przywie�li mu pierwsze wie�ci o kap�anach, kt�rzy odm�wili p�acenia daniny i z�o�enia ho�du. Wskoczy� na konia i pogna� przez stepy Jad�c przez siedem miesi�cy, by osobi�cie poprowadzi� atak na Ahsart, Miasto Kap�an�w. Przez chwil� czu� uk�ucie wyrzut�w sumienia, zaraz jednak odegna� je od siebie - czy� ktokolwiek w �wiecie potrafi� przewidzie�, �e szaleni kap�ani raczej pogr��� ca�y �wiat w chaosie i zniszczeniu, ni� pogodz� si� z podda�stwem i zjednoczeniem wszystkich pod ber�em jednego w�adcy? Najwy�szy kap�an, Myta, odpiecz�towa� portal i przepu�ci� pierwsze demony. Niewielk� pociech� by�a wie��, �e demon bez namys�u rozszarpa� Myte na strz�py i skaza� jego dusz� na wieczne pot�pienie. Jeden ze zbieg�w z Ahsart utrzymywa�, �e stu kap�an�w-wojownik�w zaatakowa�o demona, gdy ten pastwi� si� nad cia�em Myty - i �aden nie prze�y�.
Przeciwko demonom, kt�re powoli, ale nieodparcie przebija�y si� od granic Imperium do jego centrum, walczy�o dziesi�� tysi�cy kap�an�w i Mistrz�w Wiedzy wesp� z siedmioma milionami wojownik�w. Sto tysi�cy demon�w poleg�o, ale unicestwienie ka�dego trzeba by�o okupi� krwi� wielu tysi�cy wojownik�w, kt�rzy nieustraszenie atakowali przera�aj�ce stworzenia. Mistrzowie Wiedzy dosy� skutecznie u�ywali swej sztuki, demony jednak zawsze wraca�y. Walka trwa�a przez ca�e lata, a pole bitwy obj�o obszar mi�dzy czterema z dziewi�ciu ocean�w. W obozie Sha-shahana dzieci rodzi�y si�, dorasta�y, rusza�y w b�j - a demon�w wci�� przybywa�o. Mistrzowie Wiedzy na pr�no usi�owali znale�� spos�b na zamkni�cie i zapiecz�towanie portalu oraz odwr�cenie nieuchronnego biegu wydarze� na korzy�� Saaur�w.
Legiony demon�w nieustannie wylewa�y si� z portalu mi�dzy �wiatami, a� wojna z odleg�ych kra�c�w �wiata dotar�a do Cibul. I wreszcie otworzono nowy portal, kt�ry ofiarowa� Saaurom nadziej�: mo�liwo�� ucieczki.
Kaba odchrz�kn�� znacz�co, i Jarwa wr�ci� my�lami do rzeczywisto�ci i chwili obecnej. Wiedzia�, �e rozpacz i �al prowadz� donik�d, a poza tym, na co zreszt� zwr�ci� uwag� jego Tarczownik, nie mieli wyboru.
- Zwracam si� do ciebie, Jatuk - odezwa� si� Sha-shahan, i m�ody wojownik wyst�pi� przed towarzyszy. - Z siedmiu moich syn�w, w�adc�w ka�dej z hord, zosta�e� tylko ty - ci�gn�� dalej z gorycz�. M�ody wojownik milcza�. - Ty� jest Ja-shahanem - oznajmi� Jarwa, oficjalnie mianuj�c syna dziedzicem tronu. M�odzik do��czy� do ojca przed dziesi�cioma dniami, przybywaj�c w otoczeniu swej osobistej gwardii. Mia� dopiero osiemna�cie lat i zaledwie rok temu opu�ci� ob�z �wiczebny, a jego do�wiadczenie wojenne ogranicza�o si� do udzia�u w trzech bitwach. Jarwa poj�� nagle, �e niemal nie zna w�asnego syna, kt�rego widzia� ostatnio wiele lat temu, kiedy opuszcza� stolic�, by ugi�� i z�ama� Ahsart. - Kto je�dzi po twojej lewicy? - spyta�.
- Monis, towarzysz narodzin - odpowiedzia� Jatuk. Wskaza� d�oni� na m�odzie�ca z blizn� na lewym ramieniu, kt�ry sta� dumnie w pobli�u.
Jarwa kiwn�� g�ow�. - On b�dzie nosi� tw� tarcz�, b�dzie Tarczownikiem. Pami�taj - zwr�ci� si� do Monisa - �e twoim obowi�zkiem jest strzec �ycia twojego pana cho�by za cen� w�asnego, co wi�cej, twoim obowi�zkiem jest strzec jego honoru. Nikomu nie b�dzie dane dzieli� z Jatukiem wi�kszej za�y�o�ci, ni� tobie... �adnemu dziecku, �adnej kobiecie i �adnemu Mistrzowi Wiedzy. Zawsze m�w mu prawd�, nawet gdyby nie chcia� jej wys�ucha�...
- On jest twoj� tarcz� - teraz m�wi� do Jatuka. - Zawsze miej na uwadze jego m�dro��, poniewa� ignorowanie uwag Tarczownika jest jak ruszanie do boju z unieruchomionym prawym ramieniem, zas�oni�tym jednym okiem i zatkanym jednym uchem.
Jatuk kiwn�� g�ow�. Monisowi przyznano oto najwy�szy zaszczytny tytu� dost�pny komu�, kto nie mia� w �y�ach kr�lewskiej krwi; od tej chwili m�g� m�wi� to, co my�li, nie obawiaj�c si� wywo�ania niech�ci czy gniewu w�adcy.
M�odzieniec zasalutowa�, uderzaj�c praw� pi�ci� w swe lewe rami�. - Twoja wola, Sha-shahanie! - powiedzia� i na znak szacunku opu�ci� wzrok.
- Kto strze�e twego sto�u? - wypytywa� dalej Jarwa.
- Chiga, towarzysz narodzin - odpowiedzia� syn.
Jarwa kiwn�� g�ow� z aprobat�. Wybra�cy z tej samej wyl�garni doskonale znali si� nawzajem, a wi� pomi�dzy nimi by�a najsilniejsza z mo�liwych. - Zrezygnujesz z miecza i zbroi i zawsze b�dziesz z ty�u - powiedzia� Jarwa, zwracaj�c si� do wymienionego Saaura.
W tym przypadku uczucie dumy miesza�o si� z gorycz�, bo cho� z tytu�em Podczaszego wi�za� si� wielki zaszczyt, rezygnacja z walki by�a ci�ka dla ka�dego prawdziwego wojownika.
- Bro� swego pana przed r�k�. kt�ra kryje si� w mroku, i przed podst�pami, knutymi przy kielichu przez fa�szywych przyjaci�...
Chiga zasalutowa�. Podobnie jak Monis, od tej chwili m�g� m�wi� swemu panu wszystko, bez obawy kary czy wywo�ania pa�skiego gniewu - Podczaszy mia� broni� �ycia pana r�wnie zaciekle i troskliwie, jak jad�cy obok niego Tarczownik.
Teraz Jarwa zwr�ci� si� do swego Mistrza Wiedzy, otoczonego przez kilkunastu akolit�w. - Kogo w�r�d swoich uwa�asz za najbardziej utalentowanego?
- To Shadu - odpar� mistrz Wiedzy. - Nie zapomina niczego.
- We� zatem relikwie i �wi�te tablice - zwr�ci� si� Jarwa do m�odego kap�ana-wojownika - poniewa� od tej chwili ty b�dziesz g��wnym stra�nikiem i obro�c� wiary. Ty b�dziesz Mistrzem Wiedzy Ludu. - Oczy m�odego akolity rozszerzy�o niedowierzanie, kt�re szybko jednak rozproszy� stary Mistrz Wiedzy, podaj�c mu �wi�te tablice: spore karty pergaminu osadzone pomi�dzy drewnianymi ok�adkami i zapisane niemal zupe�nie wyblak�ym inkaustem. Wraz z nimi m�odego Saaura obci��ono odpowiedzialno�ci� za zachowanie wiedzy i tradycji, ich interpretacj�... oraz za tysi�ce s��w, przypadaj�cych na ka�dy z zapisanych przez staro�ytnych skryb�w znak�w.
- Zwracam si� teraz do was, kt�rzy byli�cie ze mn� od pocz�tku - zako�czy� Jarwa - z ostatnim poleceniem. Wkr�tce wrogowie natr� po raz ostatni. Nikt z nas zapewne nie zdo�a uj�� z �yciem. �piewajcie zatem g�o�no swoje pie�ni �mierci i wiedzcie, �e wasze imiona �y� b�d� we wspomnieniach waszych dzieci... na odleg�ym �wiecie i pod obcym niebem. Nie umiem wam rzec, czy ich g�osy i pie�ni b�d� mia�y do�� si�y, by przedrze� si� przez pustk� i podtrzyma� pami�� o Niebia�skiej Hordzie, czy mo�e pod tym obcym niebem stworz� w�asn� Hord�... Ale kiedy przyjd� po nas demony, niechaj ka�dy wojownik umiera ze �wiadomo�ci�, �e w odleg�ej krainie przetrwa bezpiecznie nadzieja naszej rasy... ko�� z naszej ko�ci i krew z naszej krwi.
Wszelkie uczucia, jakie m�g� �ywi�, ukry� teraz pod mask� oboj�tno�ci. -Jatuk, p�jdziesz za mn� - rzek� beznami�tnie. - Pozostali niech si� rozejd� do swoich zada�. - Do w�owego kap�ana za� powiedzia�: - Id� tam, gdzie snujesz swe zakl�cia, wiedz jednak, �e je�li prowadzisz z moim ludem oszuka�cz� gr�, m�j cie� wyrwie si� z najg��bszych nawet piekielnych czelu�ci i pod��y za tob�, by ci� dr�czy� przez ca�� wieczno��...
Kap�an sk�oni� si� nisko i sykn��: - Panie, niech�e wolno mi b�dzie przypomnie�, �e moje �ycie i �mier� nale�� do ciebie. Zossstan� tu, by ssswoj� mizern� sztuk� osss�ania� ci� do ossstatniej chwili. W ten n�dzny sssposs�b oka�� mojemu ludowi szacunek... pragn� bowiem przywie�� Sssaur�w, kt�rzy pod wieloma wzgl�dami przypominaj� nassss ssamych, do mojej ojczyzny...
Nawet je�eli ofiara w�oluda zrobi�a wra�enie na Jarwie, stary Saaur nie zdradzi� si� z niczym. Kiwni�ciem d�oni poprosi� syna, by wyszed� z nim z namiotu. Obaj stan�li na szczycie wzg�rza i spojrzeli na odleg�e miasto, kt�re na skutek ogarniaj�cych je po�ar�w wygl�da�o niczym piek�o. Wieczorn� cisz� rozdziera�y wrzaski, znacznie g�o�niejsze ni� te, jakie mog�oby wyda� ludzkie gard�o. M�ody w�dz z trudem zwalczy� pokus� odwr�cenia wzroku od tej wizji chaosu i rzezi.
- O tej samej porze, Jatuk, na odleg�ym �wiecie, ty b�dziesz Sha-shahanem Saaur�w.
M�odzieniec zdawa� sobie spraw�, �e tak si� stanie, cho�by nie wiedzie� jak bardzo pragn�� odwr�ci� bieg wypadk�w. Nie wyrazi� jednak najmniejszego protestu.
- Nie u�am tym w�owym kap�anom - wyzna� szeptem Jarwa. - Mo�e i wygl�daj� jak my, ale nigdy nie zapominaj, �e to mimo wszystko zimnokrwi�ci. Nie znaj� uczu�, a ich j�zyki s� rozdwojone. Pami�taj tak�e, co legendy m�wi� o ich ostatniej u nas wizycie... i o zdradzie, wkr�tce po tym, gdy Matka stworzy�a ciep�okrwistych i zimnokrwistych.
- Ojcze...
Stary po�o�y� s�kat� d�o� na ramieniu syna - d�o�, na kt�rej lata walk i �wicze� z mieczem wy gniot�y wiele odcisk�w i zmarszczek. Czuj�c pod palcami spr�yste mi�nie m�odzie�ca, Jarwa odzyska� nik�� iskierk� nadziei. - Z�o�y�em przysi�g�... ale to ty b�dziesz musia� jej dotrzyma�. Nie chcia�bym, by� jakimkolwiek czynem zasmuci� naszych przodk�w, b�d� jednak czujny i zwracaj uwag� na najmniejsze cho�by oznaki zdrady. Obiecali�my s�u�y� w�om przez jedno pokolenie... trzydzie�ci obrot�w obcego �wiata. Pami�taj jednak -je�li w�e pierwsze z�ami� ugod�, mo�esz post�pi�, jak uznasz za w�a�ciwe.
Stary Saaur zdj�� d�o� z ramienia syna i lekkim skinieniem wezwa� do siebie Kab�. Tarczownik Sha-shahana podszed� bli�ej a jego wielki, poorany zmarszczkami �eb pochyli� si� ku w�adcy. Tymczasem stajenny przyprowadzi� konia. Wielkie konie bojowe dawno ju� pogin�y w czasie walk, z tych za�, kt�re zosta�y, najlepsze mia�y p�j�� z Jatukiem i jego lud�mi. Jarwa wraz z towarzyszami musieli zadowoli� si� niemal kucykami. Przywiedzione przez Kab� zwierz� by�o niewielkie i z trudem unosi�o Sha-shahana w pe�nej zbroi. To jednak - jak pomy�la� Jarwa - nie mia�o znaczenia. Nie spodziewa� si�, �e walka b�dzie d�uga...
Gdzie� za nimi i na wschodzie rozleg� si� g�o�ny trzask wy�adowania energetycznego i noc roz�wietli�y tysi�ce b�yskawic. Po kilku sekundach dobieg� ich odg�os gromu, wszyscy jednak ju� zwr�cili si� na wsch�d, by zobaczy� migotliw� po�wiat� na niebie.
- Droga zosta�a otwarta - odezwa� si� Jarwa.
W tej�e chwili podbieg� do nich w�owy kap�an, wskazuj�c d�oni� co� w dole. - Zechciej spojrze�, panie!
Jarwa zwr�ci� si� ku zachodowi. Na tle odleg�ych p�omieni wida� by�o lec�ce ku nim drobne sylwetki demon�w. Stary Saaur pomy�la� z gorycz� o tym, jak z�udna bywa perspektywa. Wrzeszcz�ce dziko stwory nie ust�powa�y wzrostem ros�emu Saaurowi, a niekt�re by�y znacznie wi�ksze. Ich sk�rzaste skrzyd�a ci�y powietrze jak trzask bicza, wsz�dzie za� rozlega�y si� dzikie zawodzenia, od kt�rych m�g�by oszale� najdzielniejszy nawet wojownik. Spogl�daj�c na sw� d�o� i szukaj�c oznak dr�enia, Jarwa powiedzia� do syna: - Daj mi sw�j miecz.
M�odzik uczyni�, co mu kazano, a wtedy stary w�dz przekaza� bro� Kabie. Potem wyj�� z pochwy Tual-masoka i poda� go synowi. - We� to, co nale�y ci si� prawem krwi i id�...
M�odzieniec zawaha� si� przez chwil�, ale potem chwyci� r�koje��. Do tej pory, jak �wiat �wiatem, by�o tak, �e to Mistrz Wiedzy wyjmowa� miecz z d�oni martwego ojca i przekazywa� go dziedzicowi. Po raz pierwszy w historii Saaur�w Sha-shahan sam dobrowolnie oddawa� dziedziczny miecz, podczas gdy jego serce jeszcze bi�o...
Jatuk bez s�owa odda� ojcu honory, odwr�ci� si� i ruszy� ku swoim towarzyszom. Skinieniem d�oni poleci� wszystkim dosi��� koni i w sekund� p�niej wszyscy galopowali tam, gdzie pozostali Saaurowie czekali, by wkroczy� do nowego �wiata.
Cztery jatary przemkn�y pod portalem, resztki za� pi�tego, wesp� ze �wit� Jarwy, zosta�y, by odeprze� ostatni atak demon�w. Powietrze wype�ni�y za�piewy zakl��, gdy� mistrzowie wiedzy zabrali si� do swej roboty. I nagle od nieba do ziemi rozb�ys�y bia�e p�omienie, od horyzontu za� do horyzontu rozci�gn�a si� �ciana energii. Trafiaj�ce w ni� demony zawy�y z b�lu i w�ciek�o�ci. Te, kt�re zd��y�y si� szybko cofn��, zdo�a�y ocale� - ale wiele z nich zbyt daleko zag��bi�o si� w migotliw� zapor�, i teraz z ich licznych ran unosi�y si� smugi obrzydliwego, czarnego dymu. Kilka najsilniejszych i najodporniejszych stwor�w dotar�o do kraw�dzi p�askowy�u, gdzie natychmiast zosta�y zaatakowane przez bezlito�nie tn�cych szerokimi mieczami jaszczurzych woj�w. Jarwa wiedzia� jednak, �e za wcze�nie na tryumf, poniewa� zdo�ali pokona� tylko te bestie, kt�re w starciu z magiczn� os�on� odnios�y najpowa�niejsze rany.
I wtedy w�owy kap�an krzykn�� rado�nie: - Odchodz�, panie. Odchodz�!
Jarwa obejrza� si� przez rami� i zobaczy� zawieszony w powietrzu wielki, migotliwy srebrny portal, kt�ry kap�an nazywa� przetok�. Przeje�d�a�y przeze� wozy z saauria�sk� m�odzie�� i przez chwil� Jarwie zdawa�o si�, �e widzi znikaj�cego za zas�on� syna - cho� wiedzia�, �e to tylko z�udzenie. Odleg�o�� by�a zbyt du�a, by rozr�ni� takie szczeg�y, jak rysy twarzy.
Zaraz potem Jarwa skierowa� wzrok na tajemnicz� barier�, kt�ra rozjarzy�a si� biel� w miejscu, gdzie demony chcia�y j� prze�ama� za pomoc� czar�w. Wiedzia�, �e lataj�ce bestie nie stanowi�y wi�kszego zagro�enia - ich szybko�� pozwala�a im wprawdzie zaatakowa� nawet je�d�ca i z lubo�ci� dobija�y rannych, ale krzepki wojownik bez trudu m�g� si� upora� z ka�dym z nich. �mier� nios� dopiero te, kt�re id� za polatuchami.
Wzd�u� ca�ej powierzchni bariery wida� ju� by�o rozdarcia, przez kt�re majaczy�y mroczne sylwetki znacznie ro�lejszych i zbli�aj�cych si� nieub�aganie wrog�w. By�y to pot�nie zbudowane bestie, kt�re nie mog�y lata� - chyba �e dzi�ki magii - potrafi�ce jednak w biegu sprosta� galopuj�cemu koniowi i gnaj�ce teraz ku barierze z dzikim rykiem. W tej�e chwili w�owy kap�an uni�s� d�o�, z kt�rej strzeli�y p�omienie ku miejscu, gdzie jeden z demon�w usi�owa� si� przedrze� przez szczelin� w zaporze, Jarwa jednak zobaczy�, �e Pantathianin zachwia� si� z wysi�ku.
Stary w�dz wiedzia�, �e �mier� jest tu�-tu� i �e si� jej nie wymiga. - Powiedz mi jedn� rzecz, w�u - odezwa� si�. - Dlaczego postanowi�e� zgin�� wraz z nami? Czy nie obawiasz si� �mierci z r�k tych tam? - Kiwn�� d�oni� ku zbli�aj�cym si� demonom.
Pantathianin parskn�� �miechem, kt�ry w�adca Imperium Traw powinien uzna� za obra�liwy i drwi�cy.
- Nie, panie. �mier� oznacza wolno��, o czym si� zreszt� szybko przekonasz. My, kt�rzy s�u�ymy Szmaragdowej Kr�lowej, dobrze o tym wiemy.
Us�yszawszy to, Jarwa zmru�y� oczy. A wi�c stare legendy by�y prawdziwe! Ten stw�r pochodzi� od istot b�d�cych dzie�em Bogini Matki. Nag�y gniew ogarn�� Jarw�, poniewa� zrozumia�, �e jego rasa zosta�a zdradzona i �e stoj�cy obok n�dznik by� wrogiem gorszym i zacieklejszym ni� te, kt�re gna�y teraz ku niemu, by po�re� jego serce. Z okrzykiem rozpaczy i w�ciek�o�ci ci�� synowskim mieczem i jednym ruchem ramienia zdj�� �eb z. karku zdradzieckiego Pantathianina.
W tej samej chwili demony dopad�y pierwszych szereg�w grupy os�onowej i Jarwa mia� zaledwie kilka sekund, by pomy�le� o losie, jaki czeka� Jatuka i jego dzieci na odleg�ym �wiecie, pod obcym niebem. Potem Pan Dziewi�ciu Ocean�w wzni�s� oblicze ku niebu, b�agaj�c w duchu skupionych w Niebia�skiej Hordzie przodk�w, by wejrzeli na dzieci Saaur�w.
Nagle napastnicy rozdzielili si�. tworz�c przej�cie dla ogromnej bestii. Bydl� by�o dwukrotnie wy�sze ni� najro�lejszy z Saaur�w, mia�o ponad dwadzie�cia pi�� st�p wzrostu i zmierza�o prosto na Jarw�. Pot�ne i zbudowane podobnie jak jego ofiary, mia�o w�skie biodra, szerokie bary i d�ugie, muskularne nogi. Na tym jednak podobie�stwa si� ko�czy�y, gdy� z jego plec�w wyrasta�y sk�rzaste, czarne skrzyd�a, a jego g�owa... Tr�jk�tna czaszka, podobna do ko�skiej, obci�gni�ta by�a cienk� sk�r�, w paszczy b�yska�y niemal zwierz�ce k�y, oczy przypomina�y ogniste jamy, a czarci �eb otacza�a korona ognia. Demoniczny �miech zmrozi� krew w �y�ach starego wodza.
Potw�r przecisn�� si� przez t�umek swych po�ledniejszych braci, zupe�nie nie zwracaj�c uwagi na obro�c�w, kt�rzy rzucili si� przed Sha-shahana. Rozerwa� wszystkich r�wnie �atwo, jak najs�abszy z Saaur�w rozrywa� bochen chleba. Jarwa sta� spokojnie, wiedz�c, �e ka�da chwila zw�oki zwi�ksza szans� dzieci na ucieczk� przez przetok�.
Demon g�rowa� nad Jarwa jak ros�y wojownik g�ruje nad dzieckiem. Stary Sha-shahan uderzy� z ca�ej si�y, kieruj�c miecz na wyci�gni�t� w jego stron� �ap�. Bydl� zawy�o, ale ignoruj�c ran�, chwyci�o Jarw� szponami nie ust�puj�cymi wielko�ci� sztyletom. Pazury przeszy�y zbroj� i cia�o starego wodza, gdy tylko bestia zacisn�a paluchy.
Demon podni�s� w�adc� Saaur�w ku pyskowi i przez chwil� trzyma� go na wysoko�ci swych �lepi�w. Gdy w oczach starego wodza zacz�o gasn�� �wiat�o �ycia, bestia za�mia�a si� okrutnie.
- G�upi �miertelniku, nie w�adasz ju� niczym i nikim! Twoja dusza nale�y do mnie, n�dzna istoto! Po�r� ci�, ale b�dziesz trwa�, by zabawia� mnie pomi�dzy jednym a drugim posi�kiem!
I po raz pierwszy od chwili przyj�cia na �wiat, Jarwa, Sha-shahan Siedmiu Narod�w, W�adca Imperium Traw, Pan Dziewi�ciu Ocean�w poczu� �miertelny strach. Jego umys� zawy�, sprzeciwiaj�c si� okrutnemu losowi, cia�o za� zwis�o bezw�adnie w czarnych szponach bestii. Czu�, �e jego duch pragnie ulecie� ku Niebia�skiej Hordzie, co� jednak wi��e go i ka�e mu zosta�. Patrzy� z g�ry na swe po�erane przez demona cia�o i s�ysza� jego s�owa: - Jam jest Tugor, Pierwszy S�uga Maarga Wielkiego, W�adcy Pi�tego Kr�gu... a ty jeste� moj� zabawk�...
Jarwa chcia� krzycze�, nie posiada� jednak g�osu, wyrywa� si�, ale nie mia� cia�a. Tajemnicze, mistyczne wi�zy trzyma�y jego dusz� niczym �elazne okowy. Zawodz�ce g�osy przyjaci� powiedzia�y mu, �e i oni wpadli w t� sam� pu�apk�. Nat�aj�c resztki woli, Jarwa spojrza� ku niedalekiej przetoce i zobaczy�, �e ostatnie z dzieci jego ludu opuszcza�y Shil�. Spostrzeg�szy, �e migotliwe l�nienie portalu znik�o nagle z nieba, cie� starego wodza ostatni� woln� my�l po�wi�ci� synowi i jego ziomkom, �ycz�c im bezpiecznej przystani pod obcym niebem i ochrony przed oszustwami w�y w �wiecie, kt�ry Pantathianie nazwali Midkemi�.
Rozdzia� 1
WYZWANIE
Tr�bka rozbrzmia�a rado�nie.
Erik wytar� d�onie o fartuch. Po uporaniu si� ze zwyk�ymi, porannymi obowi�zkami niewiele mia� roboty poza dok�adaniem drew do ognia w palenisku, tak by nie musia� roznieca� go od nowa, kiedy p�niej b�dzie potrzebny �ar. Doszed� do wniosku, �e jest chyba jedynym mieszka�cem miasteczka, kt�ry nie oczekuje na rynku na przyjazd Barona; konie jednak s� na tyle przewrotnymi stworzeniami, �e gubi� podkowy w najbardziej niespodziewanych okoliczno�ciach, wozy za� zwykle ulegaj� uszkodzeniom wtedy, kiedy wszystkim najmniej to odpowiada. Tego przynajmniej nauczy� si� podczas ostatnich pi�ciu lat, kiedy pomaga� kowalowi. Spojrza� ku miejscu, gdzie spa� Tyndal, mi�o�nie obejmuj�cy ramieniem dzban do�� pod�ej okowity. Zacz�� pi� tu� po �niadaniu, twierdz�c, �e musi wznie�� "kilka kielich�w za zdrowie Barona". Oczywi�cie ur�n�� si� w trupa ju� po godzinie i Erik musia� doko�czy� za� robot�. Na szcz�cie nie by�y to zadania, z jakimi nie da�by sobie rady, by� bowiem ponad wiek wyro�ni�ty, krzepki, a poza tym od dawna przywyk� do wad i s�abo�ci swego mistrza.
Sko�czy� przykrywa� w�gle warstewk� popio�u, gdy us�ysza� g�os matki, wzywaj�cej go do kuchni. Zignorowa� jej ponaglenia - czasu mieli a� nadto i nie musieli si� �pieszy�, gdy� Baron nie dotar� jeszcze do granic miasteczka. Tr�bki oznacza�y, �e dostrze�ono dopiero jego pow�z.
Erik nigdy nie przywi�zywa� zbytniej wagi do swego wygl�du, wiedzia� jednak, �e skoro dzi� b�dzie musia� wyst�pi� publicznie, powinien przynajmniej si� ogarn��. Zdj�� fartuch, kt�ry starannie powiesi� na ko�ku; potem za� w�o�y� r�ce do wiadra z wod�. Przez do�� d�uga, chwil� tar� zaciekle d�oni� o d�o�, usi�uj�c zetrze� �lady czarnej sadzy i brudu, a potem zmoczy� g�ow�. Spor� szmat� u�ywan� do wycierania polerowane j stali osuszy� twarz, usuwaj�c z niej brud, kt�rego -jak s�dzi� - nie zmy�a woda.
Gdy powierzchnia wody nieco si� usta�a, przyjrza� si� swemu rozedrganemu odbiciu. Zobaczy� niebieskie oczy, kryj�ce si� w cieniu mocno zarysowanych �uk�w brwiowych, i wysokie czo�o okolone jasnymi w�osami, spadaj�cymi z ty�u a� na barki. Nikt dzi� nie powinien w�tpi� w to, �e jest synem swego ojca. Nos i oczy mia� po matce, ale zarys szcz�ki i u�miech, kt�ry cz�sto pojawia� si� na wargach, nieuchronnie przywodzi�y na my�l twarz ojca. Postur� jednak r�ni� si� od niego - ojciec by� smuk�y, Erik za� odziedziczy� po nim jedynie w�skie biodra. Mia� szerokie bary swego dziadka ze strony matki i pot�ne ramiona, kt�rych krzepa rozwin�a si� jeszcze podczas wieloletniej pracy w ku�ni. M�g� zgina� �elazne sztaby lub kruszy� palcami orzechy. Nogi mia� umi�nione r�wnie mocno - zawdzi�cza� to pomaganiu przy kuciu koni. kt�re zwyk�y opiera� si� na kowalu, gdy ten dopasowywa� podkowy, g�adzi� je pilnikiem i wbija� hufnale. Podczas napraw powoz�w te� trzeba si� by�o nie�le wysili�, by podnie�� o� do zdj�cia uszkodzonego lub osadzenia na niej na nowo okutego ko�a.
Potar�szy d�oni� brod�, wyczu� szczecin�. Jako �e by� jeszcze do�� m�ody, m�g� goli� si� co trzeci dzie�, mia� bowiem bardzo jasny zarosi - wiedzia� jednak, �e matka b�dzie si� dzi� upiera�, by ogoli� si� ponownie. Staraj�c si� nie obudzi� kowala, przenikn�� chy�o do swej pryczy i wyj�� spod siennika brzytw� oraz zwierciad�o. M�g� wprawdzie wyobrazi� sobie kilka rzeczy przyjemniejszych od golenia si� w zimnej wodzie, wszystko jednak i tak zako�czy�oby si� tym, �e po dok�adnych ogl�dzinach jego twarzy, matka postawi�aby na swoim. Raz jeszcze zmoczy� policzki i zacz�� bohaterskie zmagania z jednodniowym zarostem. Sko�czywszy, przyjrza� si� swemu obliczu odbitemu w l�ni�cej wodzie.
�adna kobieta nie powiedzia�aby o nim, �e jest przystojny - mia� grubo ciosane rysy, mocno zarysowan� szcz�k� i szerokie czo�o - ale jego oblicze by�o szczere i otwarte, i zjednywa�o mu przyja�� m�czyzn, kobietom za� zaczyna�o si� podoba�, gdy tylko przywyk�y do nadmiernej witalno�ci m�odzie�ca. Cho� mia� dopiero pi�tna�cie lat, osi�gn�� ju� wzrost ros�ego m�a, a si�� niewiele ust�powa� kowalowi; �aden ch�opiec nie m�g� sprosta� mu w zapasach, zreszt� niewielu pr�bowa�o. D�onie Erika by�y mo�e niezgrabne, gdy przychodzi�o do trzymania talerza czy sztu�c�w w jadalni, stawa�y si� jednak zr�czne i pewne, gdy pracowa� w ku�ni.
Spokojny poranek zak��ci� g�os matki domagaj�cej si�, by natychmiast do niej przyszed�. Opuszczaj�c ku�ni� - ma�y budyneczek przylepiony do tylnej �ciany stajen - rozwin�� podwini�te r�kawy. Mijaj�c drzwi stajni, rzuci� okiem na zostawione pod jego opiek� konie. Ober�ysta go�ci� dzi� trzech podr�nych, kt�rych wierzchowce spokojnie objada�y si� sianem. Czwarty ko�, a w�a�ciwie cierpi�ca koby�a, le�a�a na boku i na widok m�odzie�ca zar�a�a rado�nie. Erik nie m�g� powstrzyma� u�miechu - leczy� j� ju� od dwu tygodni, tote� zwierz� przyzwyczai�o si� do jego przedpo�udniowych wizyt.
- Wr�c� tu jeszcze, staruszko - pocieszy� j� cicho. Zwierz� parskn�o, nie kryj�c niezadowolenia. Mimo swego m�odego wieku Erik zd��y� ju� wyrobi� sobie reputacj� najlepszego "ko�skiego medyka" w Darkmoor i okolicy. M�wiono, �e potrafi dokonywa� niemal cud�w. Wi�kszo�� ludzi nie podj�aby si� leczenia tej klaczy, ale Owen Greylock, Mistrz Miecza Barona Darkmoor, wysoce ceni� sobie chore zwierz�. Zaryzykowa� i odda� j� pod opiek� Erika, wyja�niaj�c ch�opcu, �e gdyby ten potrafi� przywr�ci� jej zdrowie na tyle, �e zdo�a�aby si� o�rebi�, potomstwo chy�ej klaczy mog�oby si� okaza� bardzo cenne. Erik obieca�, �e pi�kne zwierz� b�dzie jeszcze bra�o udzia� w wy�cigach.
W tej�e chwili Erik ujrza� w tylnych drzwiach gospody Pod Szpuntem swoj� matk� - a wyraz jej twarzy nie wr�y� niczego dobrego. By�a to ma�a kobietka o nieugi�tej woli i determinacji. Dawniej uchodzi�a za pi�kno��... dzi� wida� by�o, �e ci�ka praca i nieprzychylne koleje losu zrobi�y swoje. Kasztanowe niegdy� w�osy pani Freidy ca�kowicie pokrywa�a siwizna, a zielone oczy, za spojrzenie kt�rych przed laty da�aby si� por�ba� po�owa darkmoorskich ho�ysz�w, otacza�a ju� siateczka drobnych zmarszczek. - Szybko! - ponagli�a syna.
- Mamy jeszcze troch� czasu - odrzek� Erik, ledwie ukrywaj�c irytacj�.
- Wszystko b�dzie trwa�o zaledwie moment - odpar�a matka. - Je�li go nie wykorzystamy, szansa nigdy si� ju� nie powt�rzy. On jest chory i mo�e tu nigdy nie wr�ci�...
Erik zmarszczy� brwi, czuj�c, �e matka czego� nie dopowiedzia�a, ona jednak nie rzek�a nic wi�cej. Baron rzadko zwiedza� swe niezbyt rozleg�e posiad�o�ci. Zwyczaj wymaga� jednak, by podczas �niw sk�ada� wizyty w wioskach i miasteczkach, kt�re dostarcza�y Darkmoor wi�kszo�� z bogactw, jakimi szczyci�a si� baronia. Bogactwem tym by�y pyszne winogrona i najprzedniejsze wino w Kr�lestwie. Baron odwiedza� tylko niekt�re winnice, a ta nieopodal Ravensburga by�a jedn� z najmniejszych. Erik by� zreszt� przekonany, �e podczas ostatnich siedmiu lat Baron celowo unika� Ravensburga i domy�la� si� powod�w, dla kt�rych tak czyni�.
Spojrzawszy na matk�, przypomnia� sobie z gorycz�, jak dziesi�� lat temu niemal na si�� przeprowadzi�a go w�r�d t�umu obserwuj�cego przybycie Barona. Erik pami�ta� zdumienie i strach maluj�ce si� na twarzach miejskich urz�dnik�w, mistrz�w gildii, w�a�cicieli winnic i kupc�w, kiedy matka za��da�a od Barona, by uzna� w Eriku swego syna. Radosne �wi�to winobrania przekszta�ci�o si� w jedn� wielk� konsternacj� - a najbardziej nieswojo czu� si� oczywi�cie Erik. Kilku wa�nych mieszczan przychodzi�o p�niej do Freidy, ��daj�c, by na przysz�o�� zrezygnowa�a z absurdalnych roszcze�, czego matka wys�uchiwa�a grzecznie i bez s�owa.
- We� swe najlepsze szaty i chod� do �rodka - za��da�a Freida. Odwr�ci�a si� i ruszy�a przed siebie, nie patrz�c nawet, czy syn pod��a za ni�.
Gdy Erik wszed� do kuchni, siedz�ca tam Rosalyn u�miechn�a si� do� przyja�nie, na co m�ody terminator kowalski odpowiedzia� skinieniem g�owy. C�rka ober�ysty mia�a tyle samo lat co on, byli wi�c od dawna przyjaci�mi i powierzali sobie wszystkie swoje sekrety. Ostatnio Erik zauwa�y� jednak, �e siostrzana mi�o��, jak� darzy�a go Rosalyn, przeradza si� w co� g��bszego, i nie bardzo wiedzia�, co z tym pocz��. Kocha� j� jak brat, ale nigdy nie my�la� o niej jako o przysz�ej ma��once - obsesja matki uniemo�liwia�a zreszt� rozmowy o takich rzeczach, jak ma��e�stwo, zaj�cie si� handlem lub podr�ami. Ze wszystkich miejskich ch�opc�w w jego wieku on jeden nie by� oficjalnie mianowany czeladnikiem u �adnego mistrza rzemios�a. Owszem, pomaga� Tyndalowi, ale wszystko to by�o niezobowi�zuj�ce i pomimo smyka�ki do kowalstwa i innych zaj�� nie by� zwi�zany z jak�kolwiek gildi� - niw Krondorze, ni w kr�lewskim mie�cie Rillanonie. Matka nie pozwala�a te�, by kowal dotrzyma� niejednokrotnie powtarzanej obietnicy, �e wy�le petycj� do Gildii Kowali w sprawie przyj�cia Erika na czeladnika. W normalnych okoliczno�ciach m�odzieniec ko�czy�by pierwszy rok nauki. Co prawda potrafi� znacznie wi�cej ni� czeladnicy nawet z trzy letnim sta�em, ale nawet je�li matka pozwoli mu zacz�� od nast�pnej wiosny, b�dzie op�niony o dwa lata!
Tymczasem matka, kt�ra si�ga�a mu zaledwie do brody, spojrza�a na� krytycznie i ze s�owami: "Czekaj�e, niech ci si� przypatrz�..." uj�a go za podbr�dek. Wykr�ciwszy mu g�ow� w lewo i w prawo, jakby by� dzieckiem, sarkn�a: - Jeste� usmolony sadz�!
- Mamo, przecie� pracuj� w ku�ni! - zaprotestowa�.
- Umyj si� jeszcze raz! - zabrzmia� rozkaz.
Erik wiedzia�, �e lepiej si� nie sprzeciwia�. Jego matka by�a istot� o stalowej woli popartej niezachwian� wiar� w s�uszno�� w�asnych czyn�w. M�odzik do�� szybko poj�� daremno�� spor�w z rodzicielk� - nawet gdy nies�usznie oskar�ano go o jaki� wyst�pek, kiwa� w milczeniu g�ow� i czeka� na wyrok. Wszelkie protesty i t�umaczenia zwi�ksza�y jedynie surowo�� kary. Teraz tak�e bez s�owa zdj�� koszul� i po�o�y� na por�czy krzes�a stoj�cego obok sto�u, kt�ry s�u�y� do przygotowywania posi�k�w. K�tem oka ujrza�, �e Rosalyn bawi jego bezwarunkowe pos�usze�stwo i wykrzywi� ku niej twarz w niby to gro�nym grymasie. Dziewczyna u�miechn�a si� szerzej i odwr�ci�a, by wzi�� spory kosz �wie�o umytych warzyw. Wychodz�c, odwr�ci�a si�, pchn�a drzwi ty�eczkiem i jednocze�nie pokaza�a mu j�zyk.
Erik u�miechn�� si�, zanurzaj�c ramiona w wodzie zostawionej przez dziewczyn� po op�ukaniu warzyw. Rosalyn umia�a sk�oni� go do u�miechu cz�ciej ni� ktokolwiek inny. Nie potrafi� w pe�ni zrozumie� dziwnych uczu�, jakie ogarnia�y go nocami, gdy marzy� o tej czy innej m�odej dziewczynie z miasteczka, doskonale za�, jak ka�de dziecko wychowane po�r�d zwierz�t, zna� znaczenie p�ci i sposoby rozmna�ania - obce jednak mu by�y zwi�zane z tym emocje. Przy Rosalyn przynajmniej nie czu� si� skr�powany jak przy innych, bardziej od niej do�wiadczonych dziewcz�tach, jedno za� wiedzia� na pewno - by�a jego najlepsz� i najwierniejsz� przyjaci�k�. Po�r�d tych rozwa�a� us�ysza� g�os matki: - U�yj myd�a... zapewniam, �e to ci� nie zabije.
Westchn�� ci�ko i wzi�� w d�onie le��cy na kraw�dzi zlewu kawa� niezbyt pachn�cego myd�a. By�a to mocno �r�ca mieszanina �ugu, popio�u, �oju i piasku, u�ywana do oczyszczania garnk�w i talerzy, kt�ra- przy odrobinie nieuwagi - mog�a zedrze� mu sk�r� z twarzy i d�oni. Erik wzi�� najmniejszy z mo�liwych kawa�ek, lecz sko�czywszy ablucje, musia� przyzna�, �e w zlewie zosta�a imponuj�ca ilo�� sadzy.
Zdo�a� jako� zetrze� resztki myd�a, zanim zacz�a piec go sk�ra, i wzi�� r�cznik, kt�ry poda�a mu matka. Otar�szy twarz i d�onie, ponownie wdzia� koszul�.
Matka i syn wyszli z kuchni i wkroczyli razem do jadalni, gdzie Rosalyn ko�czy�a w�a�nie wrzucanie warzyw do wielkiego, wisz�cego nad paleniskiem kot�a. Wszystko b�dzie si� razem powoli gotowa�o przez ca�y ranek a� do po�udnia, wype�niaj�c pomieszczenie zapachem, kt�ry w porze kolacji stanie si� nieodpart� pokusa. Rosalyn u�miechn�a si� do przechodz�cego obok Erika, jednak jej weso�o�� by�a dzi� nieco udawana - dziewczyna przewidywa�a rozw�j wydarze� i wcale jej si� to nie podoba�o.
Przy drzwiach wyj�ciowych Erik i Freida natkn�li si� na ober�yst�, jegomo�cia o imieniu Milo. By� to kr�py m�czyzna o nosie wygl�daj�cym jak zgnieciony ziemniak - zosta�o mu to jako pami�tka z czas�w, kiedy wyrzuca� z izby r�nych rozrabiaczy i ha�aburd�w. Ober�ysta spokojnie poci�ga� dym z d�ugiej fajeczki. - Wygl�da na to, Freido, �e b�dziemy mieli spokojne popo�udnie - zauwa�y� enigmatycznie.
- Wieczorem mo�e by� jednak gor�co, ojcze - powiedzia�a Rosalyn, kt�ra zatrzyma�a si� w�a�nie obok Erika. - Kiedy ludziom si� sprzykrzy czekanie na Barona, przyjd� niechybnie prosto do nas.
Milo u�miechn�� si� i patrz�c na c�rk�, znacz�co mrugn�� okiem: - O co wszyscy gor�co si� pom�dlmy. Ufam, �e Pani Fortuny o nas nie zapomni.
- Milo - sarkn�a z przygan� w g�osie Freida. - Ruthia ma chyba wa�niejsze sprawy na g�owie, ni� dobrobyt mizernego ober�ysty. - Z tymi s�owy wzi�a swego pot�nie zbudowanego syna za r�k�, jakby by� ma�ym ch�opczykiem, i przeprowadzi�a go przez drzwi.
- Ona jest... bardzo uparta, ojcze - mrukn�a Rosalyn, gdy Freida i jej syn znikn�li za najbli�szym rogiem.
- Zawsze taka by�a - odpar� Milo, kiwaj�c g�ow� i pykaj�c z fajeczki. - Nawet jako dziecko... nigdy nie pozwoli�a narzuci� sobie czyjego� zdania... -Obj�wszy c�rk� ramieniem, doda�: - Ciesz� si�, �e twoja matka by�a zupe�nie inn� osob�.
- Plotkarze m�wi� - zauwa�y�a z przek�sem Rosalyn - �e wiele lat temu i ty kr�ci�e� si� ko�o Freidy...
- Tylko tyle m�wi�? - zachichota� Milo. - No c�... - doda�, powa�niej�c. - To prawda. Prawie wszyscy�my si� za ni� uganiali. - U�miechn�� si�, patrz�c z g�ry na c�rk�. - Najlepsz� rzecz�, jaka trafi�a mi si� w �yciu, by�a odmowa Freidy, kiedy poprosi�em j� o r�k�. I oczywi�cie zgoda twojej matki. - Odsun�wszy si� nieco, zako�czy�: - Prawic wszyscy ch�opcy kochali si� we Freidzie. By�a w tym czasie pi�kno�ci� co si� zowie... Mia�a wspania�e, zielone oczy, kasztanowe w�osy, by�a szczup�a, ale... hm... pulchna tam, gdzie trzeba... i na jej widok ka�demu ch�opcu serce bi�o szybciej. A nosi�a si� dumnie jak kr�lowa i porusza�a wdzi�cznie jak najlepszy wy�cigowy �rebiec... To dlatego wpad�a w oko Baronowi...
Gdzie� od strony rynku zabrzmia�y odg�osy fanfar. - Wr�c� lepiej do kuchni - mrukn�a Rosalyn.
Milo kiwn�� g�owa; - Ja za� p�jd� zobaczy�, co tam si� wyrabia, ale zaraz wracam...
Rosalyn u�cisn�a d�o� ojca i Milo ujrza� w jej oczach skrywan� trosk� o Erika. Ober�ysta kiwn�� g�ow� na znak, �e wszystko rozumie i odwzajemni� u�cisk d�oni. Potem odwr�ci� si� i ruszy� ulic�, pod��aj�c drog�, kt�r� niedawno poszli Freida i Erik.
Erik przeciska� si� przez t�um, wykorzystuj�c sw�j wzrost i wag�. Pomimo si�y, jak� dysponowa�, by� raczej dobrodusznym ch�opcem i �wiadomie nie popchn��by nikogo, mimo to sam jego widok wystarcza�, by t�um si� rozst�powa�. Erik mia� szerokie bary i pot�ne ramiona jak u wojownika, nie cierpia� jednak konflikt�w. Cichy i refleksyjny z natury, po robocie najch�tniej przysiada� gdzie� w k�cie nad kubkiem herbaty, czekaj�c na posi�ek, i przys�uchiwa� si� opowie�ciom starych bywalc�w ober�y. W tym samym czasie jego r�wie�nicy zajmowali si� igraszkami z dziewcz�tami lub p�ataniem figl�w. Erik natomiast wpada� w panik� na sam� my�l o zbli�eniu si� do obcej dziewczyny.
Us�yszawszy nagle znajomy g�os, wo�aj�cy jego imi�, odwr�ci� si� i zobaczy� przepychaj�cego si� przez t�um obszarpa�ca, kt�ry tam gdzie Erikowi wystarcza� wzrost i krzepa, nadrabia� zr�czno�ci� i sprytem. Kiedy przyjaciel dotar� do niego, obaj u�miechn�li si� szeroko. - Hej! - rzek� m�ody kowal, witaj�c kompana.
- Eriku... Freido... - odpar� m�odzieniec, k�aniaj�c si� przesadnie. Rupert Avery, znany szerzej pod imieniem Roo, by� najlepszym przyjacielem z dzieci�stwa, chocia� matka wielokrotnie zabrania�a Erikowi bawi� si� z nim. Ojcem Roo by� wo�nica, najcz�ciej nieobecny w miasteczku - prowadzi� sw�j w�z do Krondoru, Krzy�a Malaka lub Doliny Durrony - a gdy tego nie czyni�, le�a� pijany jak bela w swej izdebce. Roo wychowywa� si� zupe�nie samopas i do�� wcze�nie objawi�y si� pewne niepokoj�ce cechy, kt�re tak nieodparcie poci�ga�y ku niemu Erika. R�nili si� zreszt� ca�kowicie - Erik na przyk�ad zupe�nie nie umia� rozmawia� z kobietami, a Roo by� mistrzem sztuki uwodzenia - a przynajmniej sam tak twierdzi�. �otrzyk, zawo�any �garz i od czasu do czasu z�odziejaszek - taki by� najbli�szy po Rosalyn przyjaciel m�odego kowala.
W odpowiedzi na powitanie Freida ledwie dostrzegalnie kiwn�a g�ow�. Nie lubi�a go - cho� zna�a od dawna - i wci�� podejrzewa�a, �e macza� palce w ka�dym �ajdactwie i oszustwie, jakie wydarzy�y si� w promieniu kilku dni drogi od Ravensburga. Spojrzawszy na twarz syna, w por� ugryz�a si� w j�zyk i powstrzyma�a od z�o�liwych komentarzy. Erik mia� ju� pi�tna�cie lat i niech�tnie poddawa� si� woli mateczki. Wykonywa� przy tym niemal ca�� robot� za Tyndala, kt�ry ostatnio by wa� pijany w sztok przez pi�� dni w tygodniu.
- Aaa... wi�c zn�w zasadzacie si� na Barona? - rzek� Roo.
Freida obdarzy�a m�odego urwipo�cia spojrzeniem, po kt�rym powinien by� zaskwiercze� i wyparowa�, Erik za� zrobi� zak�opotan� min�. Roo u�miechn�� si� niczym uosobienie niewinno�ci. Mia� poci�g�� twarz, bystre oczy i mimo nier�wnych z�b�w, potrafi� zjedna� sobie ludzi mi�ym u�miechem. Daleki by� od idea�u m�odzie�czej urody, mia� jednak co� sympatycznego w twarzy o nieustannie zmieniaj�cym si� wyrazie, a jego maniery, na osobliwy, �otrzykowski spos�b by�y nawet poci�gaj�ce. Erik wiedzia� r�wnie�, �e przyjaciel potrafi niekiedy zachowa� si� bardzo nierozs�dnie - bywa�o, �e tylko przyja�� (i niema�a krzepa) terminatora kowalskiego wyci�ga�y go z nielichych opa��w. Niewielu ch�opc�w w mie�cie zaryzykowa�oby starcie z Erikiem: by� zbyt silny. Zwykle spokojny syn Freidy stawa� si� niebezpiecznym przeciwnikiem, gdy tylko kto� go rozjuszy�. Kiedy� wpad� w gniew, straci� panowanie nad sob� i z�ama� r�wie�nikowi rami�. Uderzony ch�opak niespodzianie przelecia� przez dziedziniec ober�y, r�bn�� o �cian�, a jego r�ka trzasn�a niczym zapa�ka.
Roo odsun�� na bok po�� swego obszarpanego p�aszcza, ods�aniaj�c znajduj�c� si� pod spodem kurtk� - w znacznie lepszym stanie ni� p�aszcz - i Erik ujrza�, �e jego przyjaciel trzyma w d�oni butl� z d�ug� szyjk�. Na szyjce wida� by�o wyra�nie piecz�� z herbem Barona.
M�ody kowalczyk wzni�s� oczy do nieba. - Spieszno ci, by straci� d�o�? - spyta� z desperacj� w g�osie.
- E... nie... po prostu wczoraj w nocy pomaga�em ojcu roz�adowa� w�z.
- A to?
- Osobi�cie przeze mnie wybrana butelka wina gronowego. Erik skrzywi� si�, jakby nagle rozbola� go z