2451
Szczegóły |
Tytuł |
2451 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2451 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2451 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2451 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Mrok nad �wiatem
William King - "Mrok pod �wiatem"
Wrzask rozleg� si� echem w ch�odnym g�rskim powietrzu. Felix Jeager wyszarpn��
miecz z pochwy i stan�� w pogotowiu. Pada� �nieg, zimny wiatr targa� jego
d�ugie, jasne w�osy. Zarzuci� czerwon�, we�nian� peleryn� za rami�, �eby nie
utrudnia�a ruch�w jego r�ki z mieczem. Pos�pna okolica by�a idealnym miejscem na
zasadzk� - nier�wna i kamienista, bardziej surowa ni� powierzchnia tarczy
wi�kszego z ksi�yc�w, Mannslieba.
Spojrza� w lewo, w g�r�. Kilka kar�owatych sosen czepia�o si� g�rskiego zbocza
powykrzywianymi korzeniami. Po prawej widnia�a niemal pionowa przepa��. Ani z
jednej strony, ani z drugiej nic nie zapowiada�o niebezpiecze�stwa. �adnych
bandyt�w, ork�w, �adnej z mroczniejszych rzeczy, kt�re czai�y si� na tych
odleg�ych szczytach.
- Ha�as dobiega� z przodu, cz�eczyno - oznajmi� Gotrek Gurnisson, pocieraj�c
opask� na oku wielk�, wytatuowan� d�oni�. �a�cuch w jego nosie dzwoni�,
poruszany wiatrem. - Tam toczy si� walka.
Felix poczu�, i� ogarnia go niezdecydowanie. Wiedzia�, �e Gotrek ma racj�. Nawet
z jednym tylko okiem krasnolud dysponowa� ostrzejszymi zmys�ami ni� on. Problem
le�a� w czym� innym - czy sta� i czeka�, czy te� i�� do przodu i zbada�, co si�
dzieje. G�ry Kra�ca �wiata pe�ne by�y potencjalnych wrog�w, a szanse spotkania
przyjaci� raczej niewielkie. Wrodzona ostro�no�� sk�ania�a go do bierno�ci, do
niepodejmowania �adnych dzia�a�.
Gotrek ruszy� biegiem po zasypanej piargiem �cie�ce, trzymaj�c sw�j ogromny
top�r nad ufarbowanym na czerwono grzebieniem w�os�w. Felix zakl��. Czy Gotrek
chocia� raz nie m�g�by pami�ta�, �e nie ka�dy jest zab�jc� trolli?
- Nie wszyscy przysi�gli�my szuka� �mierci w walce - mrukn�� pod nosem, zanim
ruszy� za Gotrekiem. Szed� wolno, poniewa� nie potrafi� r�wnie pewnie jak
krasnolud porusza� si� po zdradzieckim pod�o�u.
***
Felix jednym szybkim spojrzeniem ogarn�� scen� rzezi. W d�ugim w�wozie banda
obrzydliwych, zielonosk�rych ork�w walczy�a z mniejsz� grupk� ludzi. Zmagano si�
nad wartkim strumieniem, kt�ry p�yn�� dnem dolinki, a potem w chmurze srebrnego
py�u wodnego znika� za kraw�dzi� g�ry. Woda by�a czerwona od krwi ludzi i koni.
Nietrudno by�o domy�li� si�, co si� tu sta�o - zasadzka, w kt�r� ludzie wpadli w
chwili, gdy przeprawiali si� przez potok.
Pot�ny m�czyzna w l�ni�cej zbroi, stoj�c po�rodku strumienia walczy� z trzema
krzepkimi, krzywonogimi napastnikami. Bez wysi�ku w�adaj�c dwur�cznym mieczem,
zamarkowa� cios w lewo i natychmiast niespodziewanym, pot�nym ciosem �ci��
zupe�nie innego przeciwnika. Si�a uderzenia niemal pozbawi�a go r�wnowagi, Felix
domy�li� si� wi�c, �e dno strumienia musi by� �liskie.
Na bli�szym brzegu m�czyzna w szatach z ciemnego brokatu wy�piewa� zakl�cie i z
jego lewej r�ki wytrysn�a kula ognia. Ciemnow�osy wojownik w futrzanej czapce i
sk�rzanej bluzie trapera os�ania� czarodzieja przed dwoma wrzeszcz�cymi orkami,
walcz�c jedynie mieczem trzymanym w lewej r�ce.
Gdy Felix przygl�da� si� walce, na ziemi� zwali� si� jasnow�osy giermek,
pr�buj�c przytrzyma� wn�trzno�ci, kt�re wypu�ci�o mu ci�cie krzyw� szabl� przez
brzuch. Kiedy upad�, na wp� nadzy dzikusi rozsiekali go na strz�py. Z
napadni�tej grupy zosta�o ju� tylko trzech. Napastnicy mieli nad ni� przewag�
pi�ciu do jednego.
- Przekl�te orki! O�mielili�cie si� zbezcze�ci� �wi�te okolice Karak Osiem
Szczyt�w. Uruk mortari! Szykujcie si� na �mier� wrzasn�� Gotrek, szar�uj�c w d�
zbocza pomi�dzy walcz�cych.
Gigantyczny ork odwr�ci� si�, by stawi� mu czo�o i na jego twarzy na zawsze
zastyg� wyraz zdziwienia, gdy Gotrek jednym pot�nym uderzeniem zdj�� mu g�ow� z
ramion. Szmaragdowa krew opryska�a wytatuowane cia�o zab�jcy trolli. Krasnolud,
warcz�c w�ciekle, wbi� si� mi�dzy ork�w, zataczaj�c toporem wielkie p�kola w
lewo i w prawo. Tam, gdzie uderza�, pada�y martwe cia�a.
Felix cz�ciowo zbieg�, cz�ciowo zsun�� si� po zboczu i na samym dole upad�.
Mokra trawa za�askota�a go w nos. Przetoczy� si� w bok, gdy wymachuj�cy szabl�
potw�r, p�tora raza wi�kszy od niego, ci�� go z g�ry. Zerwa� si� gwa�townie,
zrobi� unik przed ciosem, kt�ry m�g�by przeci�� go na p� i odpowiedzia�
ci�ciem, kt�re pozbawi�o atakuj�cego ucha.
Zaskoczony ork z�apa� si� za ran�, pr�buj�c powstrzyma� krew, zalewaj�c� mu
twarz. Felix wykorzysta� nadarzaj�c� si� szans� i pchni�ciem od do�u wbi� mu
ostrze przez podgardle w m�zg.
Kiedy stara� si� wyszarpn�� kling�, kolejny potw�r skoczy� na niego, wznosz�c
szabl� wysoko nad g�ow�. Felix wypu�ci� bro�, rzuci� si� na spotkanie
atakuj�cego i schwyci� za wzniesione nad nim przeguby. Ork upad� na niego i
cuchn�cy oddech przyprawi� Felixa o md�o�ci. Potw�r upu�ci� bro� i zmagali si�
na ziemi, tocz�c po zboczu do strumienia.
Miedziane pier�cienie, wszczepione w cia�o orka, szczypa�y Felixa, a
jednocze�nie zielonosk�ry napastnik usi�owa� wbi� mu w gard�o ostre k�y. Felix
wi� si� i szarpa�, staraj�c si� nie da� przegry�� sobie grdyki. Ork wepchn�� mu
g�ow� pod wod� i gdy Jaeger spojrza� do g�ry piek�cymi oczyma, zobaczy� nad sob�
wykrzywion� dziwacznie twarz. Straszliwie zimna woda wype�ni�a mu p�uca.
Szarpn�� si� rozpaczliwie, pr�buj�c zrzuci� z siebie napastnika. Potoczyli si� i
teraz Felix siedzia� na orku, staraj�c si� wepchn�� mu g�ow� pod wod�.
Ork schwyci� go za przeguby i szarpn��. Spleceni w �miertelnym u�cisku zacz�li
toczy� si� w d� potoku w�r�d lodowatej wody. Raz za razem g�owa Felixa
zanurza�a si� i raz za razem pojawia� si� na powierzchni, �api�c oddech. Ostre
ska�y szarpa�y jego cia�o. Nagle u�wiadomi� sobie inne niebezpiecze�stwo - pr�d
wody i w�asny rozp�d nios�y ich w stron� kraw�dzi urwiska. Felix spr�bowa� si�
uwolni�, porzucaj�c zamiar utopienia przeciwnika.
Gdy jego g�owa po raz kolejny pojawi�a si� nad powierzchni�, odszuka� wzrokiem
chmur� py�u wodnego i z przera�eniem stwierdzi�, �e dzieli go od niej zaledwie
jakie� siedem metr�w. Podwoi� wysi�ki, aby si� wyswobodzi�, ale ork trzyma� si�
go jak pijawka i nieub�aganie toczyli si� dalej.
Trzy metry. Felix s�ysza� ju� huk wodospadu, czu� szarpi�ce go pr�dy wzburzonej
wody. Uni�s� pi�� i wyr�n�� orka w twarz. Jeden z k��w z�ama� si�, ale potw�r
nie puszcza�.
P�tora metra. Uderzy� jeszcze raz, t�uk�c g�ow� orka o dno strumienia. Jego
chwyt os�ab�. Felix by� ju� prawie wolny.
Nagle poczu�, �e leci, kozio�kuj�c przez powietrze i wod�. Rozpaczliwie
wymachiwa� r�kami, staraj�c si� czego�, czegokolwiek z�apa�. Jego d�o� uderzy�a
o ska�� i uda�o mu si� schwyci� o�lizg�y wyst�p kamiennego dna. Nap�r lodowatej
wody na g�ow� i ramiona by� niemal nie do zniesienia, ale o�mieli� si� zerkn�� w
d�.
Daleko pod sob� dostrzeg� doliny u podn�a g�r. Wysoko�� by�a tak wielka, �e
k�py drzew wygl�da�y na tle ziemi jak plamki ple�ni. Spadaj�cy ork by� coraz
mniejsz�, wrzeszcz�c�, zielon� kropk�.
Ostatnim wysi�kiem Felix przerzuci� cia�o przez kraw�d�, przebijaj�c si� przez
pr�d zdr�twia�ymi z zimna palcami. Przez chwil� mia� wra�enie, �e mu si� nie
uda, a� nagle zorientowa� si�, �e le�y twarz� w strumieniu i dyszy ci�ko w
spienionej wodzie.
Wyczo�ga� si� na brzeg. Po �mierci swoich przyw�dc�w orkowie rzucili si� do
panicznej ucieczki. Felix zdj�� namokni�t� opo�cz�, zastanawiaj�c si�, czy
przezi�bi si� w mro�nym, g�rskim powietrzu.
***
- Na Sigmara, przybyli�cie w sam� por�. Byli�my w niez�ych opa�ach - oznajmi�
wysoki, ciemnow�osy m�czyzna i, m�wi�c te s�owa, nakre�li� na piersi znak
m�ota. By� przystojny w jaki� surowy, prymitywny spos�b. Jego zbroja, cho�
powgniatana, by�a najwy�szej jako�ci. Natarczywo�� jego spojrzenia sprawia�a, �e
Felix poczu� si� niepewnie.
- Wszystko wskazuje, �e zawdzi�czamy wam, panowie, nasze �ycia - oznajmi� mag.
R�wnie� byt bogato odziany. Brokatowa szata by�a wyko�czona z�ot� nici�, a we
wszytych w ni� pier�cieniach tkwi�y zwoje, pokryte magicznymi symbolami. D�ugie
blond w�osy by�y dziwnie przystrzy�one. Po�rodku opadaj�cych na ramiona lok�w
widnia� grzebie� w�os�w bardzo przypominaj�cy ten, kt�ry ozdabia� g�ow� Gotreka,
z t� tylko r�nic�, �e by� kr�tko przyci�ty i nie ufarbowany. Felix zastanawia�
si�, czy nie jest to przypadkiem znak jakiego� mistycznego zakonu.
M�czyzna w zbroi roze�mia� si� dudni�cym g�osem. - Spe�ni�a si� przepowiednia,
Johannie. Czy� b�g nie powiedzia�, i� jeden z naszych starodawnych braci
przyjdzie nam z pomoc�! Chwa�a Sigmarowi! Zaiste dobry to znak.
Felix spojrza� na trapera. Ten roz�o�y� r�ce i bezradnie wzruszy� ramionami. W
sposobie, w jaki uni�s� brew, dawa�o si� dostrzec pewne cyniczne rozbawienie.
- Jestem Felix Jaegar z Altdorfu, a m�j towarzysz to Gotrek Gurnisson, zab�jca
trolli - przedstawi� si� Felix, k�aniaj�c si� rycerzowi.
- A jam jest Aldred Keppler, znany jako Srogie Ostrze, rycerz zakonu P�on�cego
Serca - oznajmi� cz�owiek w zbroi. Felix z wysi�kiem opanowa� nag�y dreszcz. W
jego kraju rodzinnym, w Imperium, zakon znany by� z fanatyzmu, z jakim prowadzi�
krucjat� przeciwko wszystkim goblinim rasom. Oraz tym ludziom, kt�rych uwa�ali
za heretyk�w.
- A oto - rycerz wskaza� czarodzieja - m�j doradca w sprawach magii, doktor
Johann Zauberlich z uniwersytetu w Nuln.
- Do us�ug - rzek� Zauberlich, k�aniaj�c si�.
- A ja nazywam si� Jules Gascoigne, niegdy� z Quenelles w Bretonii. Ale to by�o
bardzo dawno temu - oznajmi� z breto�sk� wymow� m�czyzna ubrany w sk�ry.
- Herr Gascoigne jest zwiadowc�. Wynaj��em go, aby przeprowadzi� nas przez te
g�ry - wyja�ni� Aldred. - Mam do spe�nienia wielkie zadanie w Karak Osiem
Szczyt�w.
Felix i Gotrek wymienili spojrzenia. Felix wiedzia�, �e krasnolud wola�by, aby
podr�owali w poszukiwaniu zagubionych skarb�w miasta krasnolud�w tylko we
dw�ch. Z drugiej jednak strony ch�� rozstania si� z ich przypadkowo napotkanymi
towarzyszami mog�aby jedynie wzbudzi� podejrzenia.
- Mo�e powinni�my po��czy� si�y - zaproponowa� Felix w nadziei, �e Gotrek pojmie
jego spos�b rozumowania. - My r�wnie� zmierzamy do miasta o�miu szczyt�w, a
droga ta nie jest bezpieczna.
- Wspania�a propozycja - o�wiadczy� czarodziej.
- Niew�tpliwie pa�ski towarzysz idzie z odwiedzinami do swoich krewniak�w -
rzek� Jules, nie zwracaj�c uwagi na mordercze spojrzenie Gotreka. - W dalszym
ci�gu mie�ci si� tam niewielki posterunek imperialnych krasnolud�w.
- Najlepiej b�dzie, je�eli pogrzebiemy waszych towarzyszy zaproponowa� Felix,
chc�c wype�ni� cisz�.
***
- Czemu� jeste� taki ponury, przyjacielu Felixie? Czy� noc nie jest cudowna? -
zapyta� sardonicznym tonem Jules Gascoigne, dmuchaj�c w d�onie, aby je ogrza�.
By�o bardzo zimno. Felix owin�� kolana zapasowym p�aszczem i trzyma� r�ce nad
niewielkim ogniskiem, kt�re Zauberlich rozpali� magicznym zakl�ciem. Spojrza� na
Breto�czyka, kt�rego pod�wietlona od do�u twarz stwarza�a wra�enie demonicznej
maski.
- Te g�ry s� mro�ne i gro�ne - odpar� Felix. - Kto wie, jakie kryj�
niebezpiecze�stwa?
- Zaiste, kto wie? Jeste�my blisko Mrocznych Krain. Niekt�rzy powiadaj�, �e tu
w�a�nie jest wyl�garnia ork�w i wszystkich innych zielonosk�rych diab��w.
S�ysza�em r�wnie� opowie�ci, �e g�ry te s� nawiedzone.
Felix wskaza� r�k� ognisko. - Czy uwa�asz, �e powinni�my byli je rozpala�? - Z
s�siedztwa dobiega�o uspokajaj�ce chrapanie Gotreka i regularne oddechy
pozosta�ych.
Jules zachichota�. - Wyb�r mi�dzy dwoma z�ymi rozwi�zaniami, prawda? Widzia�em
ludzi, kt�rzy w noce, takie jak ta zamarzali na �mier�. A gdyby co� nas
zaatakowa�o, lepiej, aby�my mieli �wiat�o. Zielonosk�rzy mo�e s� w stanie
dostrzec w ciemno�ciach cz�owieka, ale my nie, prawda? Nie, nie s�dz�, aby ogie�
mia� sprawi� nam k�opoty. I nie przypuszczam, �e z tego powodu jeste� smutny.
Popatrzy� na Felixa z wyczekiwaniem. Nie wiedz�c w�a�ciwie dlaczego, Felix
opowiedzia� mu ca�� smutn� histori� o tym, jak razem z Gotrekiem przy��czyli si�
do wyprawy von Diehla do Granicznych Ksi�stw. Von Diehl i jego �wita szukali
pokoju na nowych ziemiach, a znale�li jedynie straszn� �mier�. Opowiedzia� o
spotkaniu ze swoj� ukochan� Kirsten. Breto�czyk s�ucha� uwa�nie. Gdy Felix
sko�czy� m�wi� o �mierci Kirsten, Jules pokr�ci� g�ow�.
- Ach, �yjemy w smutnym �wiecie, prawda?
- Niew�tpliwie.
- Nie zaprz�taj sobie my�li przesz�o�ci�, przyjacielu. Nie mo�na jej zmieni�.
Czas leczy wszystkie rany...
- Ja, niestety, tego tak nie widz�.
Zamilkli. Felix spojrza� na �pi�cego krasnoluda. Gotrek siedzia� jak gargoyla,
nieruchomy, z zamkni�tymi oczami, ale z toporem w r�ku. Jaegar zastanawia� si�
przez chwil�, w jaki spos�b krasnolud przyj��by rad� zwiadowcy. Gotrek, jak
wszyscy przedstawiciele jego rasy, bez przerwy rozmy�la� o naukach, p�yn�cych z
przesz�o�ci. Jego poczucie historii nieub�aganie kierowa�o go ku przysz�o�ci.
Twierdzi�, �e ludzie maj� niedoskona�� pami�� i pod tym wzgl�dem krasnoludy
g�ruj� nad nimi.
Czy dlatego szuka zag�ady? - my�la� Felix. Czy ha�ba pali go r�wnie silnie
teraz, jaki w�wczas, kiedy pope�ni� t� jak�� zbrodni�, kt�r� obecnie chce
odpokutowa�? Jak bym si� czu�, gdyby przesz�o�� tak silnie oddzia�ywa�a na
tera�niejszo��, �e nie m�g�bym o niej zapomnie�? Chyba bym zwariowa�, doszed� do
wniosku.
Przyjrza� si� w�asnemu b�lowi i spr�bowa� wyobrazi� sobie, �e odczuwa go z tak�
sam� intensywno�ci�, jak na pocz�tku. Mia� wra�enie, �e zmniejszy� si� nieco,
zosta� rozmyty przez czas i �e proces ten b�dzie trwa� nadal. Nie czu� si� ani
troch� lepiej wiedz�c, �e jest skazany na to, by zapomnie�, by jego wspomnienia
sta�y si� bladymi cieniami. By� mo�e spos�b �ycia krasnolud�w jest lepszy,
pomy�la�. Nawet chwile, kt�re sp�dzi� z Kirsten wydawa�y mu si� teraz bardziej
blade i bezbarwne.
***
Podczas swojej warty Felix dostrzeg� wysoko na zboczu zielonkawe �wiat�o wied�m.
Gdy patrzy� na nie, ogarn�� go niepok�j. �wiat�o b��ka�o si�, jakby czego�
szukaj�c. W jego centrum widnia�a posta� o kszta�cie przypominaj�cym cz�owieka.
Felix s�ysza� opowie�ci o demonach, nawiedzaj�cych te g�ry. Popatrzy� w stron�
Gotreka, zastanawiaj�c si�, czy powinien go obudzi�.
�wiat�o znikn�o. Felix obserwowa� to miejsce przez d�u�szy czas, ale nie
dostrzeg� ju� niczego. By� mo�e by� to powidok ognia lub z�udzenie, wywo�ane
przez odblaski i zm�czony umys�. Ale mimo wszystko mia� w�tpliwo�ci.
***
Rankiem machn�� r�k� na swoje podejrzenia. Grupa w�drowa�a drog�, okr��aj�c�
wyst�p g�rski i nagle przed ich oczyma otworzy� si� widok na now� krain�,
przykryt� szarym, zachmurzonym niebem.
Spojrzeli w d�, na d�ug�, zagnie�d�on� pomi�dzy o�mioma g�rami dolin�. Szczyty
wznosi�y si� jak pazury gigantycznej �apy. Na jej d�oni spoczywa�o miasto.
Pot�ne mury, wzniesione z kamiennych, przewy�szaj�cych wzrost cz�owieka blok�w,
zamyka�y wej�cie do doliny.
W obr�bie mur�w, tu� obok srebrnego jeziora, sta� pot�ny don�on. Miasto
rozpo�ciera�o si� poni�ej. Od fortecy do mniejszych wie� u podstawy ka�dej g�ry
prowadzi�y drogi. Kamienne groble przecina�y dolin�, tworz�c szachownic�
zaro�ni�tych p�l.
Gotrek szturchn�� Felixa w bok i wskaza� w stron� szczyt�w.
- Patrz! -powiedzia�, a w jego g�osie zabrzmia�y nutki podziwu. - Karak Zilfin,
Karak Yar, Karak Mhonar i Srebrny R�g.
- To wschodnie g�ry - rzek� Aldred. - Karak Lhune, Karak Rhyn, Karak Nar i Bia�a
Dama strzeg� podej�� od zachodu.
Gotrek spojrza� na wyznawc� Sigmara z szacunkiem.
- M�wisz prawd�, rycerzu. Od dawna te g�ry nawiedza�y moje sny i od dawna
pragn��em stan�� w ich cieniu.
Felix spojrza� w d�, na miasto. Wok� tego miejsca unosi�a si� aura
nieprzemijaj�cej pot�gi. Karak Osiem Szczyt�w zosta� wzniesiony z ko�ci tych
g�r, aby trwa� a� do ko�ca �wiata.
- Jest pi�kne - powiedzia�.
Gotrek spojrza� na niego z niepohamowan� dum�.
- W staro�ytnych czasach to miasto by�o znane jako Kr�lowa Srebrnych G��bin -
powiedzia�. - By�o najwspanialsz� z naszych posiad�o�ci i gorzko op�akiwali�my
jego upadek.
Jules przyjrza� si� na pot�nym murom.
- Jak to mog�o si� sta�? Wszystkie armie, wszystkich kr�l�w ludzi mog�y rozbi�
si� o te g�ry. A te pola mog�yby wy�ywi� ludno�� Quenelles.
Gotrek pokr�ci� g�ow�, przygl�daj�c si� miastu z takim napi�ciem, jakby
wpatrywa� si� w dawne lata.
- Wybudowali�my Osiem Szczyt�w, kiedy znajdowali�my si� w zenicie naszej pot�gi.
By�o cudem �wiata, pi�kniejsze ni� Wieczny Szczyt, otwarte na niebo. Znak
naszego bogactwa i mocy, silne ponad miar� krasnolud�w, elf�w czy ludzi.
My�leli�my, �e nigdy nie upadnie, a kopalnie, kt�rych strze�e, b�d� nasze na
zawsze.
Zab�jca trolli m�wi� z gorzk�, niepowstrzyman� nami�tno�ci�, jakiej Felix nigdy
dot�d nie s�ysza� w jego g�osie. - Jakimi� byli�my g�upcami - kontynuowa�.
- Jakimi� byli�my g�upcami. Pe�ni pychy wznie�li�my Osiem Szczyt�w, pewni, �e
opanowali�my kamie� i mrok pod �wiatem. A jednak, gdy zbudowali�my miasto,
zasiali�my nasiona jego zag�ady.
- Co si� sta�o? - spyta� Felix.
- Zacz�� si� nasz sp�r z elfami, wygnali�my je z las�w i przep�dzili�my z tych
ziem. Z kim potem mieli�my handlowa�? Handel mi�dzy naszymi rasami stanowi�
przecie� �r�d�o wielkiego bogactwa, cho� by�o to bogactwo ska�one. Co gorsza,
straty, jakie ponie�li�my w tej walce, by�y o wiele powa�niejsze ni� straty
kupc�w. W tej zaciek�ej walce padli najdoskonalsi wojownicy trzech pokole�.
- A mimo wszystko tw�j nar�d sprawowa� w�wczas kontrol� nad wszystkimi ziemiami
mi�dzy G�rami Kraw�dzi �wiata a Wielkim Oceanem - stwierdzi� Zauberlich z
wynios�o�ci� pedanta. - Tak przynajmniej twierdzi Ipsen w swojej ksi��ce "Wojny
staro�ytnych".
Jad w g�osie Gotreka m�g� prze�re� stal.
- Doprawdy? W�tpi�. W czasie, gdy walczyli�my z naszymi niewiernymi
sojusznikami, z�o nabiera�o sit. Byli�my zm�czeni wojn�, gdy czarne g�ry
rzygn�y chmurami popio�u. Niebo zachmurzy�o si� i s�o�ce ukry�o twarz. Nasze
zbiory gin�y, a nasze byd�o chorowa�o. Nasi wojownicy powr�cili do naszych
bezpiecznych miast, a wtedy z samego serca naszych w�ada�, z miejsca, kt�re
uwa�ali�my za j�dro naszej pot�gi, wypadli nasi wrogowie.
Umilk� i Felix odni�s� wra�enie, �e w zapad�ej ciszy s�yszy odleg�e krakanie
jakiego� ptaka.
- Z tuneli, po�o�onych o wiele ni�ej ni� te, kt�re sami wykopali�my, nasi
wrogowie uderzyli w samo serce naszych fortyfikacji. Przez kopalnie, kt�re by�y
�r�d�em naszego bogactwa run�y armie goblin�w, szczuropodobnych skaven�w i
stwor�w o wiele, wiele gorszych.
- Co zrobili twoi pobratymcy? - zapyta� Felix.
Gotrek roz�o�y� szeroko ramiona i popatrzy� na twarze towarzyszy.
- C� mogli�my pocz��? Wzi�li�my bro� i ruszyli�my znowu na wojn�. I by�a to
straszliwa wojna. Nasze bitwy z elfami toczy�y si� pod niebem, na polach i w
lasach. Nowa wojna by�a prowadzona w ciasnych miejscach, w ciemno�ci, przy
u�yciu straszliwych broni i z niezwyk�ym okrucie�stwem. Zawalali�my szyby,
korytarze wypalali�my miotaczami ognia, zalewali�my sztolnie. Nasi wrogowie
odpowiadali gazem truj�cym, okrutnymi czarami, przyzywali demony. Poni�ej
miejsca, na kt�rym teraz stoimy, walczyli�my wszystkimi �rodkami, jakie
zdo�ali�my zgromadzi�, wszelk� nasz� broni� i z odwag� zrodzon� z rozpaczy.
Walczyli�my i przegrali�my. Krok po kroku musieli�my wycofa� si� z naszych
dom�w.
Felix spogl�da� na spokojne miasto. Wydawa�o mu si� niemo�liwe, �eby to, o czym
opowiedzia� Gotrek w og�le mog�o si� zdarzy�, ale w g�osie zab�jcy trolli
rozbrzmiewa�a nuta, kt�ra zmusza�a do wiary w jego s�owa. Felix wyobrazi� sobie
rozpaczliw� walk� mieszkaj�cych tu niegdy� krasnolud�w, ich l�k i oszo�omienie,
gdy zmuszano ich do odwrotu z miejsca, kt�re uwa�ali za w�asne. Przedstawi�
sobie ich skazan� na kl�sk� walk�, toczon� z uporem przekraczaj�cym wyobra�ni�
ludzi.
- W ko�cu sta�o si� oczywiste, �e nie zdo�amy utrzyma� miasta, a wi�c groby
naszych kr�l�w oraz skarbce zosta�y zapiecz�towane i ukryte przy pomocy
sprytnych urz�dze�. Oddali�my to miejsce naszym wrogom.
Gotrek spojrza� ponuro na towarzyszy.
- Od tej pory nie byli�my ju� na tyle g�upi, aby wierzy�, �e jakiekolwiek
miejsce jest bezpieczne przed ciemno�ci�.
***
Przez ca�y d�ugi dzie�, gdy zbli�ali si� do muru, Felix u�wiadamia� sobie, jak
bardzo musia�y ucierpie� stare budowle. To, co z odleg�o�ci sprawia�o wra�enie
ponadczasowej pot�gi i mocy, przy bli�szej obserwacji okazywa�o si� w r�wnym
stopniu zniszczone, jak droga, kt�r� pod��ali.
Kurtynowy mur, przegradzaj�cy drog� do doliny, by� cztery razy wy�szy od
cz�owieka i ci�gn�� si� mi�dzy stromymi, wysokimi urwiskami. Znaki zapuszczenia
widoczne by�y ju� na pierwszy rzut oka. W szczelinach mi�dzy wielkimi,
kamiennymi blokami r�s� mech. Kamienie byty wy��obione przez deszcz i pokryte
plamami ��tych porost�w. Niekt�re poczernia�y, jakby pod wp�ywem ognia. Du�y
fragment muru run��.
Jego towarzysze milczeli. �lady zniszcze� k�ad�y si� cieniem na ca�ej grupie.
Felix czu� si� przygn�biony. Mia� wra�enie, �e obserwuj� ich duchy dawnych
czas�w, zadumane nad zniszczonymi pozosta�o�ciami dawnej �wietno�ci. D�o� Felixa
nigdy nie oddala�a si� od r�koje�ci miecza.
Pop�kane skrzyd�a starodawnej bramy by�y rozchylone. Kto� w niezdecydowany
spos�b pr�bowa� oczy�ci� znak, przedstawiaj�cy m�ot i koron� nad o�mioma
szczytami, ale porosty znowu wr�ci�y na swoje niedawne miejsce.
- Kto� tu niedawno by� - oznajmi� Jules, ogl�daj�c uwa�nie bram�.
- Teraz widz�, dlaczego zas�yn��e� jako zwiadowca - odpar� z sarkazmem Gotrek.
- Nie rusza� si� - zagrzmia� nieznajomy g�os. - Chyba �e chcecie by�
naszpikowani be�tami kusz.
Felix spojrza� w g�r�, na parapet mur�w. Zobaczy� okryte he�mami g�owy tuzina
krasnolud�w, patrz�cych w d� z pomi�dzy krenela�y, Ka�dy celowa� w ich stron� z
za�adowanej kuszy.
- Witajcie w Karak Osiem Szczyt�w - oznajmi� ich siwobrody dow�dca. - Mam
nadziej�, �e macie istotne powody, aby nieproszeni wdziera� si� we w�adania
ksi�cia Belegara.
***
Maszerowali przez miasto pod szarobia�ymi chmurami. Sceneria przypomina�a
moment po dniu s�du ostatecznego, kiedy si�y Chaosu powr�ci�y, by ubiega� si� o
w�adanie nad �wiatem. Domy zawali�y si�, zasypuj�c ulice. Od wielu budynk�w
nap�ywa� mdl�cy od�r zgnilizny. Z�owieszcze kruki skrzecza�y w�r�d u�omk�w
starych komin�w. Stada wychud�ych, czarnych ptak�w szybowa�y nad nimi.
Towarzysz�ca im grupa krasnoludzkich wojownik�w zachowywa�a ci�g�� czujno��.
Bacznie lustrowali ka�dy pozosta�y po drzwiach otw�r, jakby spodziewaj�c si�
zasadzki. Ich kusze by�y za�adowane i w pogotowiu. Sprawiali wra�enie, jakby
znajdowali si� w samym centrum pola bitwy.
W pewnej chwili stan�li i ich dow�dca nakaza� gestem cisz�. Wszyscy zatrzymali
si�, nas�uchuj�c. Felixowi wyda�o si�, �e us�ysza� d�wi�k jakby przemykaj�cej
si� istoty, ale nie by� tego pewien. Wbija� spojrzenie w mrok wczesnego
wieczoru, ale nie by� w stanie dostrzec �adnych oznak zagro�enia. Dow�dca
oddzia�u da� znak. Dw�ch odzianych w zbroje krasnolud�w przemkn�o za r�g i
rozejrza�o si� wok�. Pozostali uformowali kwadrat. Po d�ugiej, pe�nej napi�cia
chwili zwiadowcy dali znak, �e wszystko jest w porz�dku.
Cisz� przerwa� �miech Gotreka.
- Boicie si� paru gobos�w? - zapyta�.
Dow�dca spojrza� na niego ponuro.
- W noc tak�, jak ta s� rzeczy gorsze ni� gobliny. Mo�esz by� tego pewien -
oznajmi�.
Gotrek przesun�� kciukiem po ostrzu topora, przecinaj�c palec do krwi. - No to
daj je tu - rykn��. - Daj je tu!
Jego krzyk przetoczy� si� echem w�r�d min i uton�� w z�owieszczej ciszy. A potem
nawet Gotrek nie odzywa� si� ani s�owem.
***
Miasto by�o wi�ksze ni� Felix sobie wyobra�a�, by� mo�e mia�o rozmiary Altdorfu,
najwi�kszego miasta Imperium. Wi�ksza jego cz�� by�a zniszczona, zdewastowana
przez dawne wojny.
- Niew�tpliwie wasi pobratymcy nie mogli spowodowa� wszystkich tych zniszcze�.
Niekt�re z nich wygl�daj� na zupe�nie �wie�e - oznajmi�.
- Gobosy - odpar� Gotrek. - Przekle�stwem ich gatunku jest zwyczaj, �e gdy nie
maj� z kim walczy�, walcz� mi�dzy sob�. Niew�tpliwie po upadku miasta podzielono
je mi�dzy r�nych przyw�dc�w. I jest to pewne, jak zdrada elf�w, �e zacz�li
walczy� mi�dzy sob� o podzia� �up�w. Poza tym mog�y by� pr�by odbicia miasta,
przeprowadzane przez moich pobratymc�w i ludzi z Granicznych Ksi�stw. W dalszym
ci�gu pod nami znajduje si� �y�a srebra. - Splun��. - �adna pr�ba utrzymania
miasta si� nie powiod�a. Zagnie�dzi� si� tu mrok. A miejsce, gdzie raz si�
pojawi�, nigdy ju� nie b�dzie ca�kowicie od niego wolne.
Weszli do dzielnicy, w kt�rej budynki zosta�y cz�ciowo nareperowane, ale teraz
sprawia�y wra�enie na nowo opuszczonych. Pr�ba ponownego zasiedlenia miasta nie
powiod�a si�, skazana na kl�sk� przez gigantyczne rozmiary ruin. Pod �cianami
wielkiego don�onu krasnoludy poczu�y si� bezpieczniej.
Ich dow�dca pomrukiem nakaza� wzmo�enie czujno�ci.
- Przypomnijcie sobie Lara - powiedzia�. - Zgin�� wraz ze swoimi lud�mi na
�cie�ce do wielkiej bramy.
Krasnoludy natychmiast zacz�y mie� si� na baczno�ci. Felix trzyma� d�o�
niedaleko miecza.
- To nie jest zdrowe miejsce - szepn�� Jules Gascoigne.
Gdy tylko przeszli przez bram�, jej wielkie skrzyd�a zatrzasn�y si� z hukiem,
jak wal�ce si� wie�e.
***
Hall by� ponury, a jego �ciany pokryte wytartymi gobelinami. O�wietla�y go
dziwne, p�on�ce klejnoty, kt�re zwisa�y na kandelabrze u sufitu. Na
inkrustowanym z�otem tronie z rze�bionej ko�ci s�oniowej siedzia� leciwy
krasnolud, a po jego obu stronach sta�y dwa szpalery wojownik�w w kolczugach i
b��kitnych tunikach. Popatrzy� na nich za�zawionymi oczyma, przenosz�c wzrok z
zab�jcy trolli na ludzi. Stoj�ca obok starca, odziana w purpurow� szat�
kobieta-krasnolud obserwowa�a wydarzenia z dziwnym, spokojnym skupieniem... Na
jej szyi wisia�a na �a�cuchu oprawiona w �elazo ksi�ga.
Felixowi wydawa�o si�, �e dostrzega napi�cie na twarzach imperialnych
krasnolud�w. By� mo�e mieszkanie w nawiedzonym i zrujnowanym mie�cie podkopywa�o
ich morale. A mo�e chodzi�o o co� wi�cej - zachowywali si� tak, jakby bez
przerwy zerkali przez rami�. Wzdrygali si� przy najmniejszym d�wi�ku.
- Przedstawcie cel przybycia, nieznajomi - odezwa� si� leciwy krasnolud
g��bokim, dumnym g�osem. - Po co si� tu zjawili�cie?
Gotrek spojrza� na niego wyzywaj�co. - Jestem Gotrek Gurnisson, niegdy� z
Wiecznego Szczytu. Przyby�em tu zapolowa� na trolla w mroku pod �wiatem.
Cz�eczyna Felix Jaegar jest moim bratem krwi, poet� i tym, kt�ry pami�ta. Czy
chcecie odm�wi� mi mego prawa?
M�wi�c ostatnie zdanie Gotrek podrzuci� top�r. Krasnoludzcy �o�nierze wznie�li
m�oty.
Starzec roze�mia� si�.
- Nie, Gotreku Gurnissonie, nie chc�. Pod��asz szlakiem honoru i nie widz�
powodu, aby ci go zagradza�. Chocia� uwa�am, �e �le dobierasz sobie braci.
Krasnoludzcy �o�nierze zacz�li mrucze� mi�dzy sob�. Felix by� oszo�omiony.
Domy�li� si�, �e Gotrek z�ama� jakie� niepoj�te tabu.
- Jest taki precedens - o�wiadczy�a kobieta-krasnolud w purpurowych szatach.
Odg�osy konsternacji ucich�y. Felix oczekiwa�, �e b�dzie m�wi�a dalej, rozwinie
swoj� my�l, ale nie zrobi�a tego. Krasnoludom zdawa�o si� wystarcza�, �e w og�le
przem�wi�a.
- Mo�ecie obaj przej��, Gotreku, synu Gurniego. Dobrze wybierzcie bram�, kt�r�
pod��ycie w ciemno�� i strze�cie si�, by nie zawiod�a was odwaga. - W g�osie
starca brzmia�o nie zatroskanie, ale gorycz i utajony wstyd.
Gotrek sk�oni� si� lekko w�adcy krasnolud�w i cofn�� si� w g��b hallu. Felix
wykona� sw�j najlepszy dworski pok�on i ruszy� za zab�jc� trolli.
- Podajcie pow�d waszego przybycia, nieznajomi - w�adca powt�rzy� wezwanie.
Aldred przykl�k� przed tronem na jedno kolano i pozostali post�pili tak samo.
- Przyby�em tu w sprawie dotycz�cej mojej wiary i pos�uszny starodawnej
przysi�dze wzajemnej pomocy, zawartej mi�dzy waszym ludem i naszym. Moja
opowie�� jest skomplikowana i mo�e poch�on�� nieco czasu.
Krasnolud roze�mia� si� z�o�liwie. Felix ponownie wyczu� jakie� ukryte my�li,
dr�cz�ce leciwego w�adc� krasnolud�w.
- M�w. Nie posiadamy �adnego bogactwa, poza czasem. Mo�emy swobodnie nim
dysponowa�.
- Dzi�kuj�. Czy s�usznie przypuszczam, �e jeste� tym samym ksi�ciem Belegarem,
kt�ry dwadzie�cia lat temu poprowadzi� wypraw�, maj�c� odbi� miasto z �ap
zielonosk�rych?
Belegar skin�� g�ow�. - Masz racj�.
- Twoim przewodnikiem, panie, by� krasnoludzki poszukiwacz z�ota zw�cy si�
Faragrim, kt�ry odnalaz� wiele tajemnych dr�g, prowadz�cych do miasta pod
O�mioma Szczytami.
Stary krasnolud ponownie skin�� g�ow�. Felix i Gotrek spojrzeli po sobie. To
w�a�nie Faragrim opowiedzia� Gotrekowi o strze�onym przez trolla skarbie pod
g�rami.
- W waszej wyprawie bra� udzia� m�ody rycerz z mojego zakonu, kt�ry, poszukuj�c
przyg�d, towarzyszy� Faragrimowi. Nazywa� si� Raphael.
- By� prawdziwym m�em i wrogiem naszych nieprzyjaci� - rzek� Belegar. -
Wyruszy� z Faragrimem na jego ostatni� wypraw� do g��bin i ju� nie powr�ci�.
Kiedy Faragrim nie zechcia� go szuka�, wys�a�em go�c�w, ale nie zdo�ali odnale��
jego cia�a.
- Dobrze wiedzie�, �e uczcili�cie go, aczkolwiek smuci mnie ogromnie wiadomo��,
i� przepad� miecz, kt�ry mia� ze sob�. By�a to bro� o wielkiej mocy i znaczeniu
dla mojego zakonu.
- Nie jeste� pierwszym, kt�ry tu przyby�, aby odzyska� miecz - odezwa�a si�
kobieta-krasnolud.
Aldred u�miechn�� si�. - Mimo to zaprzysi�g�em zwr�ci� ten miecz, Karaghul, do
kapitu�y mojego zakonu. Mam pow�d wierzy�, �e mi si� powiedzie.
Belegar uni�s� brew.
- Przed wyruszeniem na poszukiwania, po�ci�em dwa tygodnie i oczy�ci�em moje
cia�o �rodkami przeczyszczaj�cymi i dyscyplin�. W ostatnim dniu sigmarzeitu
dost�pi�em wizji. M�j Pan pojawi� si� przede mn�. Oznajmi�, i� wejrza� �askawie
na moj� misj� i �e zbli�a si� czas, aby ponownie wydoby� zaczarowan� kling�.
Poza tym objawi� mi, �e dopomo�e mi jeden z naszych dawnych braci. Doszed�em do
wniosku, �e chodzi tu o krasnoluda, poniewa� tak w�a�nie m�wi si� o waszym
ludzie w "Nie zako�czonej Ksi�dze". B�agam ci�, szlachetny Belegarze, nie
przeciwstawiaj si� mojej misji. M�j brat Raphael, oddaj�c �ycie, spe�ni�
starodawn� przysi�g� naszej wiary, aby nigdy nie odmawia� pomocy krasnoludowi.
Zezwolenie na odzyskanie miecza b�dzie znakiem szacunku.
- Dobrze powiedziane, cz�owieku - pochwali� Belegar.
Felix widzia� na jego twarzy wzruszenie, jakiemu krasnoludy zwykle ulega�y pod
wp�ywem przem�w o honorze i dawnych przysi�gach. Ale w spojrzeniu Belegara w
dalszym ci�gu dawa� si� dostrzec z�o�liwy b�ysk.
- Przychylam si� do twojej pro�by. �ycz� ci wi�cej szcz�cia, ni� mieli go twoi
poprzednicy.
Aldred wsta� i sk�oni� si�. - Czy m�g�by� panie, zaopatrzy� nas w przewodnika?
Belegar roze�mia� si� ponownie, a w jego weso�o�ci dawa�o si� wyczu� dziwn�,
szale�cz� nut�. Zachichota� z�o�liwie.
- Jestem pewien, �e Gotrek Gurnisson jest got�w dopom�c w zadaniu tak podobnym
do jego w�asnego.
Belegar wsta� z tronu i kobieta podesz�a, aby go podtrzyma�. Odwr�ci� si�, by
wyku�tyka� z sali. Gdy dotar� do tylnego wyj�cia, rzuci� przez rami�: - Mo�ecie
odej��!
***
Felix z okna wie�y, w kt�rej krasnoludy ich zakwaterowa�y, spojrza� w d�, na
brukowan� ulic�. Na dworze puszystymi p�atkami pada� �nieg. Za jego plecami
towarzysze sprzeczali si� po cichu.
- Nie podoba mi si� to - powiedzia� Zauberlich. - Kt� wie, jak rozleg�y obszar
znajduje si� pod ziemi�? Mo�emy tam szuka� a� do ko�ca �wiata i nie odnajdziemy
miecza. S�dzi�em, �e strzeg� go krasnoludy.
- Musimy zaufa� wierze - spokojnym, niewzruszonym tonem odpar� Aldred. - Sigmar
�yczy sobie odnalezienia klingi. Musimy ufa�, �e doprowadzi nas do niej.
W g�osie Zauberlicha pobrzmiewa�y nutki histerii. - Aldredzie, je�eli Sigmar
pragnie powrotu miecza, to dlaczego nie odda� go w r�ce naszych trzech braci,
kt�rzy byli tu przed nami?
- Kim�e jestem, aby s�dzi� motywy, kt�rymi kieruje si� nasz Pan? By� mo�e czas
nie by� odpowiedni. By� mo�e jest to pr�ba naszej wiary. Przekona si�, �e mnie
jej nie zbraknie. Ty natomiast, je�eli nie chcesz, nie musisz nam towarzyszy�.
Felix dostrzeg� w oddali zimne, zielone �wiat�o. Ten widok przej�� go l�kiem.
Przywo�a� Julesa, aby podszed� do niego, ale zanim Breto�czyk dotar� do okna,
nic ju� nie by�o wida�. Zwiadowca przyjrza� mu si� ze zdziwieniem. Zak�opotany
Felix ponownie zacz�� przys�uchiwa� si� dyskusji. Czy zaczynam wariowa�? -
pomy�la�. Pr�bowa� wyrzuci� z pami�ci obraz zielonego �wiat�a.
- Herr Gurnisson, co pan o tym s�dzi? - b�agalnym tonem zapyta� Zauberlich
zab�jc� trolli.
- Zejd� w ciemno�� tak czy owak. Nie obchodzi mnie, co wy zrobicie. Za�atwiajcie
mi�dzy sob� wasze spory.
- Utracili�my ju� trzy czwarte ludzi, z kt�rymi wyruszyli�my - odezwa� si� mag,
patrz�c to na Julesa Gascoigne, to na Aldreda. - Jaka b�dzie korzy��, je�eli
niepotrzebnie po�wi�cimy r�wnie� swoje �ycie?
- A c� to da, je�eli poddamy si�, poza tym, �e uczynimy bezsensownym
po�wi�cenie naszych towarzyszy? - odpar� rycerz zakonny. - Je�eli odst�pimy, ich
�mier� p�jdzie na marne. Wierzyli, i� my zdo�amy odnale�� Karaghula. Po�wi�cili
swoje �ywoty z ochot�.
Fanatyzm rycerza zakonnego sprawi�, �e Felix poczu� si� niepewnie. Aldred zbyt
beztrosko m�wi� o ludziach, kt�rzy oddali �ycie. Mimo to jednak by�a w nim
spokojna pewno��, kt�ra nadawa�a jego s�owom szczeg�lne znaczenie. Felix
wiedzia�, �e wojownicy poszliby za takim cz�owiekiem.
- Z�o�y�e� t� sam� przysi�g�, co inni, Johannie. Je�eli pragniesz j� teraz
z�ama�, niech si� tak stanie, ale pami�taj, �e konsekwencje poniesie twoja
nie�miertelna dusza.
Felix poczu� zabarwione sarkazmem wsp�czucie dla maga. On sam przysi�g�
towarzyszy� Gotrekowi po pijanemu, w ciep�ej karczmie w cywilizowanym mie�cie,
po tym, jak krasnolud ocali� mu �ycie. Wtedy niebezpiecze�stwo wydawa�o si�
czym� odleg�ym. Pokr�ci� g�ow�. �atwo sk�ada� takie przysi�gi, gdy nie ma si�
poj�cia o konsekwencjach. Co innego, je�eli trzeba ich dotrzymywa�, gdy droga
prowadzi do takiego przekl�tego miejsca jak Karak Osiem Szczyt�w.
Felix us�ysza� zbli�aj�ce si� kroki. Rozleg�o si� stukanie, drzwi otworzy�y si�
ze skrzypieniem i stan�a w nich kobieta-krasnolud, towarzysz�ca Belegarowi w
sali tronowej.
- Przyby�am, aby was ostrzec - oznajmi�a niskim, mi�ym g�osem.
- Przed czym? - rzuci� ostro Gotrek.
- W g��binie grasuj� straszliwe istoty. Jak s�dzisz, czemu �yjemy w takim l�ku?
- odpar�a.
- S�dz�, �e lepiej b�dzie, je�li wejdziesz do �rodka - oznajmi� zab�jca trolli.
- Nazywam si� Magda Freyadotter. Przechowuj� Ksi�g� Pami�ci w �wi�tyni Valayi.
M�wi� do ciebie g�osem Valayi, a wi�c b�dziesz wiedzia�, �e to, co powiadam,
jest prawd�.
- Zgadzam si� - odpar� Gotrek. - A wi�c m�w prawd�. - W ciemno�ci b��ka si�
niespokojny duch. - Przerwa�a i rozejrza�a si� po zebranych. Jej spojrzenie
spocz�o na zab�jcy trolli i zatrzyma�o si�.
- Pocz�tkowo, gdy przyszli�my tutaj, by�o nas pi��set oraz kilku ludzkich
sojusznik�w. Jedynym niebezpiecze�stwem, z jakim si� zetkn�li�my, byli orkowie i
ich poplecznicy. Oczy�cili�my ten don�on i cz�ci g�rnego miasta, uwa�aj�c to za
wst�p do odzyskiwania naszych dawnych kopalni.
Przeprowadzali�my wycieczki w g��biny, poszukuj�c skarbc�w naszych przodk�w,
wiedz�c, �e je�eli je odnajdziemy, wie�� o rym rozejdzie si� w�r�d naszych
pobratymc�w i zbiegnie si� ich tu wi�cej.
Felix dobrze rozumia� ten strategiczny plan. Wiadomo�� o skarbach zwabi�aby tu
nast�pne krasnoludy. Poczu� lekkie poczucie winy. Sprowadzi�a tu w ko�cu jego i
Gotreka.
- Wysy�ali�my ekspedycje w g��biny, w poszukiwaniu dawnych miejsc. W por�wnaniu
ze starymi planami, kt�re zapami�tali�my z lat dziecinnych, zasz�y jednak du�e
zmiany. Tunele zawali�y si�, sztolnie zosta�y zablokowane, z naszymi korytarzami
��czy�y si� obrzydliwe przej�cia wykopane przez orki.
- Czy krasnolud o imieniu Faragrim prowadzi� kt�r�� z tych ekspedycji? - zapyta�
Gotrek.
- Tak - odpar�a Magda.
Gotrek spojrza� na Felixa. - A wi�c przynajmniej ta cz�� jego opowie�ci by�a
prawdziwa - stwierdzi�.
- Faragrim by� zuchwa�y i zapuszcza� si� g��biej i dalej ni� pozostali. Co wam
powiedzia�?
Gotrek wpatrywa� si� w czubki but�w. - �e napotka� najwi�kszego trolla, jakiego
kiedykolwiek widzia� i uciek�.
Krasnoludy nie potrafi� dobrze k�ama�, pomy�la� Felix. Wyda�o mu si� niemo�liwe,
by kap�anka nie domy�li�a si�, �e zab�jca trolli co� przed ni� ukrywa. Ale Magda
zdawa�a si� nie dostrzega� niczego.
Wr�ci� pami�ci� do nocy w Nuln, w karczmie "Osiem Szczyt�w", gdzie straszliwie
pijany Faragrim opowiada� Gotrekowi swoj� histori�. Krasnoludy by�y tak zalane,
�e wydawa�o si�, i� zupe�nie nie pami�taj� o obecno�ci cz�owieka i z
podnieceniem rozmawia�y, mieszaj�c reikspiel i khazalidzki. Wtedy Felix
przypuszcza�, �e krasnoludy staraj� zakasowa� si� nawzajem w opowiadaniu
niestworzonych bajek. Teraz nie by� tego taki pewien.
- A wi�c tego si� przestraszy�... A my s�dzili�my, �e chodzi�o o duchy -
powiedzia�a Magda. - Pewnego dnia powr�ci� z g��bin i okaza�o si�, �e ca�kowicie
posiwia�. Nie odezwa� si� ani s�owem, a zaraz potem znikn��.
- M�wi�a� o koszmarach g��bin - przerwa� jej Zauberlich.
- Tak. Nasze patrole wkr�tce zacz�y opowiada� o napotkanych duchach naszych
dawnych pobratymc�w. Upiory wy�y, j�cza�y i b�aga�y nas, aby�my uwolnili ich z
wi�z�w Chaosu. Wkr�tce po naszych pocz�tkowych sukcesach nast�pi�y
niepowodzenia. Jaki� krasnolud zniesie widok pobratymca, oderwanego od �ona
duch�w przodk�w? Morale naszych oddzia��w upad�o. Ksi��� Belegard poprowadzi�
pot�n� ekspedycj� w poszukiwaniu �r�d�a z�a. Jego oddzia� zosta� zniszczony
przez potwory g��bin. Powr�ci� tylko on i kilku zaufanych przybocznych. Nigdy
nie powiedzieli, co tam znale�li. Wi�kszo�� tych, kt�rzy zdo�ali prze�y�, uda�a
si� do naszych ziem rodzinnych. Teraz pozosta�a nas zaledwie setka, utrzymuj�ca
ten don�on.
Krew odp�yn�a z twarzy Gotreka. Felix nigdy dot�d nie widzia�, aby kiedykolwiek
zab�jca trolli okazywa� taki l�k. Gotrek m�g� bez wahania stawi� czo�o ka�dej
�ywej istocie, ale ta opowie�� o duchach podkopywa�a jego odwag�. Kult przodk�w
musia� by� bardzo wa�ny dla tego narodu, ol�ni�o nagle Felixa.
- Ostrzeg�am was - oznajmi�a kap�anka. - Czy dalej chcesz zej�� w g��biny?
Gotrek zapatrzy� si� w ogie�. Oczy wszystkich obecnych spoczywa�y na nim. Felix
czu�, �e gdyby Gotrek odst�pi� od wyprawy, nawet Aldred m�g�by si� wycofa�.
Rycerz zakonny wydawa� si� by� przekonany, �e zab�jca trolli jest krasnoludem z
jego przepowiedni.
Gotrek zacisn�� d�onie na toporzysku z tak� si��, a� pobiela�y mu kostki palc�w.
Nabra� g��boko powietrza w p�uca. Wygl�da�, jakby zmusza� si� do wydania g�osu.
- Nie boj� si� cz�eka czy ducha, �ywego czy martwego - odezwa� si� cicho,
g�osem, kt�ry nie brzmia� zbyt przekonywaj�co. - Zejd� na d�. Jest tam troll,
kt�rego musz� spotka�.
- Dobrze powiedziane - pochwali�a Magda. - Zaprowadz� was do wej�cia,
prowadz�cego do podziemnych w�o�ci. Gotrek sk�oni� si�.
- B�dzie to dla nas zaszczyt.
- A wi�c do jutra. - Wsta�a, kieruj�c si� do wyj�cia. Gotrek otworzy� przed ni�
drzwi. Gdy opu�ci�a komnat�, opad� na fotel. Od�o�y� top�r i schwyci�
pod�okietniki tak silnie, jakby obawia� si�, �e upadnie. Wygl�da� na bardzo
przestraszonego.
***
Ogromne drzwi zia�y w zboczu g�ry. Ponad nimi widnia�o wielkie okno, przykryte
okapem z czerwonych dach�wek. Wiele z nich odpad�o. Ca�o�� sprawia�a wra�enie,
jakby w tym miejscu sta� kiedy� don�on, kt�ry potem tak zapad� si� pod ziemi�,
i� nad jej powierzchni� pozo5ta�a tylko najwy�sza jego cz��.
- Oto Srebrne Wrota - poinformowa�a Magda. - Srebrna Droga prowadzi do G�rnych
Galerii i D�ugich Schod�w. Przypuszczam, �e Droga jest bezpieczna. Potem miejcie
si� na baczno�ci.
- Dzi�kuj� - rzek� Felix. Gotrek tylko skin�� kap�ance g�ow�. Aldred, Jules i
Zauberlich sk�onili si�. Wszyscy byli niezwykle powa�ni.
Zacz�li sprawdza� lampy i zapasy oliwy. Mieli mn�stwo �ywno�ci. Ca�a bro� by�a
naoliwiona i gotowa do walki.
Magda si�gn�a do r�kawa swojej szaty. Wydosta�a z niego zw�j pergaminu i poda�a
go Gotrekowi. Rozwin�� go, zerkn�� i sk�oni� si� tak nisko, �e jego czub dotkn��
ziemi.
- Niech Grungi, Grimmiir i Valaya maj� was w swojej opiece - powiedzia�a Magda i
wykona�a nad nimi szczeg�lny znak b�ogos�awie�stwa.
- Niech Sigmar obdarzy �ask� ciebie i tw�j klan - odpar� AIdred Srogie Ostrze.
- Chod�my - mrukn�� Gotrek Gurnisson. Wzi�li sw�j baga� i weszli pod �uk. Felix
ujrza�, �e jest opatrzony starymi krasnoludzkimi runami, kt�rych czas jeszcze
nie zdo�a� zatrze�.
Gdy zeszli w d� i ogarn�� ich mrok oraz ch��d, Felix nie m�g� opanowa�
dreszczy.
�wiat�o, padaj�ce z wielkiego okna, o�wietla�o drog� prowadz�c� w ciemno��.
Felix zastanawia� si� nad tym, jak precyzyjnie by�y zbudowane in�ynieryjne twory
krasnolud�w. Na kraw�dzi zbocza odwr�ci� si� i obejrza� za siebie. Kap�anka i
jej eskorta stali tam dalej. Pomacha� do niej i unios�a r�k� w po�egnalnym
ge�cie. A potem ruszyli drog�, prowadz�c� w d� i znajduj�ce si� wy�ej tereny
znikn�y z pola widzenia. Felix zastanawia� si�, czy kt�ry� z nich zobaczy
jeszcze �wiat�o dnia.
***
- Co kap�anka panu da�a, Herr Gurnisson? - zapyta� Johann Zauberlich. Gotrek
wcisn�� dokument w d�o� maga.
- To mapa miasta, skopiowana z g��wnej mapy, znajduj�cej si� w �wi�tyni Valayi
Pami�taj�cej. Obejmuje wszystkie tereny, kt�re zbada�y ekspedycje ksi�cia
Belegara.
Mag obejrza� j� w �wietle wisz�cych pod sklepieniem p�on�cych kryszta��w, a
potem podrapa� si� w g�ow�. Felix zerkn�� mu przez rami� i ujrza� jedynie
nagryzmolone, drobne runiczne pismo, po��czone z nakre�lonymi r�nobarwnymi
atramentami liniami. Niekt�re kreski by�y grube, inne cienkie, jeszcze inne
wykropkowane.
- Nie przypomina �adnej mapy, jak� do tej pory widzia�em - rzek� mag. - Nic z
niej nie rozumiem.
G�rna warga Gotreka podwin�a si� w sarkastycznym grymasie. - Zdziwi�bym si�,
gdyby by�o inaczej. Jest sporz�dzona runicznym kodem Gildii In�ynier�w.
- Jeste�my w r�kach twoich i Sigmara, Herr Gurnisson. Prowad� nas - oznajmi�
rycerz zakonny.
***
Felix pr�bowa� liczy� stopnie, ale zrezygnowa� po osiemset sze��dziesi�tym
drugim. Zauwa�y� korytarze, odchodz�ce od Srebrnej Drogi i zacz�� mniej wi�cej
wyobra�a� sobie rozmiary krasnoludzkiego miasta.
Przypomina�o p�ywaj�ce g�ry lodu, widywane w Morzu Szpon�w. Ich dziewi��
dziesi�tych znajdowa�o si� pod powierzchni�. Rozmiary miasta przekracza�y
jakiekolwiek ludzkie dzie�a, widziane przez Felixa. To zmusza�o do pokory.
Droga mija�a wiele otwor�w w murze. Niekt�re by�y cz�ciowo zamurowane ceg�ami,
sprawiaj�cymi wra�enie nowych. Co� przebi�o si� przez nie przy pomocy bardzo
prymitywnych narz�dzi. W powietrzu unosi� si� zapach zgnilizny.
- Silosy zbo�owe - wyja�ni� Gotrek. - �ywi�y miasto w zimie. Wygl�da na to, �e
gobosy z�o�y�y wizyt� w sk�adach Belegara.
- Je�eli w pobli�u s� jakie� gobliny, wkr�tce zakosztuj� mojej stali - rzek�
Aldred Srogie Ostrze.
Jules i Felix wymienili zaniepokojone spojrzenia. Nie byli tak ch�tni, jak
rycerz i zab�jca trolli do starcia z czymkolwiek, co �y�o tu na dole.
***
Felix straci� poczucie czasu, ale przypuszcza�, �e min�o p� godziny od chwili,
gdy zeszli ze Srebrnej Drogi i wkroczyli do hallu wielkiego jak Koenigspark w
Altdorfie. O�wietla�y go wielkie szczeliny w sklepieniu. Drobinki kurzu ta�czy�y
w tuzinie kolumn �wiat�a wy�szych ni� wie�e Nuln. D�wi�k ich krok�w odbija� si�
echem, budz�c dziwne cienie i trzepocz�ce si� istoty, kt�re czai�y si� pod
sklepieniem.
- Plac Merschy - poinformowa� Gotrek i w jego g�osie zabrzmia�y nutki podziwu.
Popatrzy� na hall z dziwn� mieszanin� nienawi�ci i dumy. - Tutaj gwardia
przyboczna kr�lowej Hilgi wykona�a zwrot i stawi�a czo�o armii goblin�w
stukrotnie od niej liczniejszej. Dali kr�lowej i wielu obywatelom czas na
ucieczk�. Nigdy nie spodziewa�em si�, �e kiedykolwiek ujrz� to miejsce na w�asne
oczy. Id�cie ostro�nie. Ka�dy kamie� zosta� u�wi�cony krwi� bohater�w.
Felix popatrzy� na zab�jc� trolli i zobaczy� kogo� zupe�nie innego. Od chwili,
gdy weszli do miasta, Gotrek ca�kowicie si� zmieni�. Sprawia� wra�enie wy�szego,
nie rozgl�da� si� ju� ukradkiem i nie mrucza� do siebie. Po raz pierwszy od
chwili poznania krasnolud wygl�da� na ca�kowicie spokojnego. Zupe�nie jakby
wr�ci� do domu, pomy�la� Felix.
Obecnie to my, ludzie, znajdujemy si� nie na swoim miejscu, pomy�la�, nagle
u�wiadamiaj�c sobie straszliwy ci�ar kamieni, oddzielaj�cych go od s�o�ca.
Musia� zwalczy� w sobie l�k, �e ca�a g�ra, podtrzymywana jedynie kruch�,
wzniesion� przez dawnych krasnolud�w konstrukcj�, zawali si� na niego i
pogrzebie na zawsze. Czu� blisko�� mroku, starych miejsc pod g�rami, kt�re nigdy
nie poznaj� �wiat�a. W jego sercu zosta�y zasiane ziarna l�ku.
Popatrzy� na plac wi�kszy ni� jakakolwiek znana mu budowla i wiedzia�, �e nie
zdo�a go przekroczy�. Absurdalne, ale g��boko pod powierzchni� ziemi zacz��
odczuwa� l�k przestrzeni. Nie chcia� przej�� pod tym sklepieniem, obawiaj�c si�,
�e to sztuczne niebo runie na niego. Czu� zawr�t g�owy, a jego oddech sta� si�
spazmatyczny i urywany.
Na jego rami� spad�a uspokajaj�ca d�o�. Felix spojrza� w d� i ujrza� stoj�cego
przy nim Gotreka. Ch��, by rzuci� si� do ucieczki w g�r� Srebrnej Drogi, powoli
mija�a i poczu� jak powraca mu co�, co przypomina�o spok�j. Ogarni�ty podziwem
jeszcze raz rozejrza� si� po placu Marschy.
- Zaprawd�, tw�j lud jest pot�ny, Gotreku Gurnissonie powiedzia�.
Gotrek podni�s� wzrok. W jego oczach malowa� si� smutek. - Tak, cz�eczyno, tacy
byli�my, ale sztuka, kt�ra stworzy�a ten hall przekracza nasze obecne
mo�liwo�ci. Nie posiadamy ju� tak wielu murarzy, niezb�dnych do jego zbudowania.
Potem odwr�ci� si�, spojrza� na hall i pokr�ci� g�ow�. - Ach, cz�eczyno, masz
wi�c poj�cie jak bardzo upadli�my. Dni naszej chwa�y ju� min�y. Kiedy�
stworzyli�my to wszystko. A teraz gnie�dzimy si� w kilku niewielkich miastach i
czekamy na koniec �wiata. Dni krasnolud�w min�y i nigdy nie wr�c�. Pe�zamy jak
robaki po dziele dawnych lat i chwa�a naszej przesz�o�ci szydzi z nas.
Wskaza� hall toporem, jakby pragn�� zniszczy� wszystko jednym jego ciosem.
- Oto z czym musimy si� r�wna�! - rykn��. Zaskoczeni ludzie spojrzeli na niego,
a echo szyderczo powtarza�o jego g�os. Felixowi Jaegarowi wydawa�o si�, �e w�r�d
jego brzmie� us�ysza� odg�os ukradkowego ruchu. Gdy spojrza� w t� stron�,
spostrzeg� mrugaj�ce, bursztynowe oczy, wycofuj�ce si� wolno w ciemno��.
***
W miar�, jak w�drowali dalej, kamienie podziemnego miasta nabra�y dziwnego,
zielonkawego zabarwienia. Z o�wietlonego hallu przeszli w pos�pny cie�, s�abo
roz�wietlany przez md�e, migocz�ce �wiat�o p�on�cych klejnot�w. Od czasu do
czasu Felix s�ysza� stukot. Gotrek zatrzyma� si� i opar� d�o� o �cian�.
Zaintrygowany Felix zrobi� to samo. Poczu� s�abe, odleg�e wibracje, przekazywane
przez kamie�.
- Gobosy b�bni� w �ciany - wyja�ni� Gotrek. - Wiedz�, �e tu jeste�my. Lepiej
przyspieszmy kroku. To zdezorientuje ich zwiadowc�w.
Felix skin�� g�ow�. �ciany l�ni�y jak jaspis. Widzia� t�uste, czerwonookie
szczury, uciekaj�ce przed �wiat�em. Mia�y ca�kowicie czarne futra. Gotrek zakl��
i spr�bowa� kopn�� najbli�szego, ten jednak szybko umkn��.
Pokr�ci� g�ow�.
- Nawet tu, tak blisko powierzchni, mo�emy dostrzec pi�tno Chaosu. Na dole musi
by� jeszcze gorzej.
***
Dotarli do schod�w prowadz�cych w d� i w mrok. Wielkie kolumny run�y. Le�a�y
stosy gruzu. Rozsypywa�y si� nawet schody. Sp�oszyli gniazdo skrzydlak�w. Ma�e
nietoperze wzbija�y si� jak strz�pki cieni i z trzepotem lata�y naoko�o. Felix z
niepokojem zastanawia� si�, jak bezpieczne s� te schody.
Zeszli galeriami, nosz�cymi �lady zniszcze� dokonanych przez ork�w. Szczury
wybiega�y przed nimi z gniazd mieszcz�cych si� pod pokruszonymi kamieniami.
Gotrek da� znak, aby si� zatrzymali i stan��, w�chaj�c powietrze. Felix us�ysza�
odg�os krok�w, dobiegaj�cy daleko ze schod�w za ich plecami.
- Czuj� gobliny - rzek� zab�jca trolli.
- Chyba s� za nami - zauwa�y� Jules.
- Wsz�dzie wok� nas - stwierdzi� Gotrek. - To miejsce by�o od wielu lat
wykorzystywane jako droga ork�w.
- Co teraz zrobimy? - zapyta� Felix, wymieniaj�c zaniepokojone spojrzenia z
Zauberlichem.
- P�jdziemy dalej - odpar� Gotrek, spogl�daj�c na map�. W ka�dym razie idziemy
tym szlakiem, kt�rym chcieli�my.
Felix obejrza� si� za siebie. Podejrzewa�, �e s� zap�dzani w pu�apk�. Sprawy
wygl�daj� paskudnie, pomy�la�. Droga na powierzchni� zosta�a ju� odci�ta, chyba
�e Gotrek zna inn�.
Wyraz twarzy zab�jcy trolli przekona� go, �e nie on jeden zastanawia si� nad
takimi sprawami. Krasnolud rozgl�da� si� wok� z niepokojem, jakby spodziewa�
si� zobaczy� ducha.
Kroki �cigaj�cych rozbrzmiewa�y coraz bli�ej. Od przodu us�yszeli dudni�cy przez
galeri� ryk, ni�szy i g�o�niejszy ni� wrzaski ork�w.
- Co to takiego? - zapyta� Zauberlich.
- Co� du�ego - stwierdzi� Aldred. Gotrek przesun�� kciukiem po ostrzu topora, a�
zal�ni�a na nim kropla krwi.
- Dobrze - mrukn��.
- Musi by� blisko - szepn�� nerwowo Felix, zastanawiaj�c si�, czy jego twarz
jest r�wnie szara jak maga i zwiadowcy.
- Trudno zgadn�� - wyja�ni� Gotrek. - Tunele zniekszta�caj� d�wi�k. I wzmacniaj�
go. To co� mo�e by� r�wnie dobrze w odleg�o�ci wielu mil.
Ryk rozleg� si� ponownie i tym razem towarzyszy� mu odg�os biegn�cych st�p,
jakby gobliny zmyka�y, spe�niaj�c czyj� rozkaz.
- Tym razem jest bli�ej - stwierdzi� Felix.
- Uspok�j si�, cz�eczyno. Jak powied