2425
Szczegóły |
Tytuł |
2425 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2425 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2425 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2425 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
ISAAC ASIMOV
AZAZEL
T�UMACZY�: JERZY �MIGEL
TYTU� ORYGINA�: AZAZEL
WPROWADZENIE
W 1980 roku pewien gentleman o nazwisku Eric Protter poprosi� mnie o napisanie co miesi�c jednego opowiadania dla magazynu, kt�ry w�a�nie wydawa�. Zgodzi�em si�, bowiem zawsze mia�em trudno�ci z powiedzeniem "nie" mi�ym ludziom (a wszyscy wydawcy, jakich kiedykolwiek pozna�em, byli dla mnie lud�mi mi�ymi).
Pierwsze opowiadanie, jakie napisa�em dla tego cyklu by�o rodzajem typowego fantasy, poniewa� traktowa�o o niewielkim, zaledwie dwucentymetrowym demonie. Opatrzy�em je tytu�em "Getting Even", Eric Protter za� zaakceptowa� je i nast�pnie opublikowa�. Przedstawi�em w nim gentlemana o nazwisku Griswold, b�d�cego r�wnocze�nie narratorem oraz trzech innych m�czyzn (w��czaj�c w to osob�, kt�ra by�a mn� samym, chocia� nigdzie nie wymienia�em w�asnego nazwiska), stanowi�cych jego audytorium. Czw�rka ta spotyka�a si� co tydzie� w Union Club i moim zamiarem by�o kontynuowanie tego cyklu jako serii opowie�ci Griswolda snutych w�a�nie podczas spotka� w owym klubie.
Jednak kiedy pr�bowa�em napisa� drugie opowiadanie o niewielkim demonie z "Getting Even" (to nowe opowiadanie zatytu�owa�em "Jedna noc pie�ni"), Eric powiedzia� "nie". Najwidoczniej odrobina fantasy by�a dobra na jeden raz i Eric nie chcia�, aby pisanie podobnych historyjek sta�o si� moim zwyczajem.
Od�o�y�em wiec "Jedn� noc pie�ni" na bok i ca�y sw�j czas po�wi�ci�em pisaniu serii tajemniczych opowiada�, tym razem bez �adnej domieszki fantasy. Trzydzie�ci z tych opowiada� (Eric nalega�, by by�y nie d�u�sze ni� zaledwie 2.200 s��w), ostatecznie zebrane zosta�y w mojej ksi��ce The Union Club Mysteries (Doubleday, 1983). Nie zamie�ci�em w niej jednak opowiadania "Getting Even", poniewa� wyst�puj�cy w nim male�ki demon nie pasowa� ju� do reszty zawartego w ksi��ce cyklu.
"Jedna noc pie�ni" nie przestawa�a jednak�e zaprz�ta� moich my�li. Nie cierpi� marnowa� czegokolwiek i nie mog� znie��, aby cokolwiek, co napisa�em nie zosta�o opublikowane - o ile oczywi�cie mog� co� w tym kierunku zrobi�. Poszed�em wi�c do Erica i zapyta�em: �To opowiadanie, kt�re odrzuci�e� - "Jedna noc pie�ni" - czy mog� je opublikowa� gdziekolwiek indziej?�
"No jasne" - odpar�. - "Pod warunkiem, �e zmienisz nazwiska wyst�puj�cych w nim postaci. Ja bowiem �ycz� sobie, aby historie o Griswoldzie i jego s�uchaczach pojawia�y si� wy��cznie w moim magazynie".
Tak te� uczyni�em. Nazwisko Griswold zast�pi�em imieniem George, a liczb� jego s�uchaczy ograniczy�em do jednej osoby, czyli mnie. Dokonawszy tego, sprzeda�em "Jedn� noc pie�ni" dla The Magazine of Fantasy and Science Fiction (F & SF). Nast�pnie napisa�em drugie opowiadanie z cyklu, o kt�rym my�la�em ju� jako "historie George'a i Azazela", gdzie Azazel by�o imieniem demona. To opowiadanie zatytu�owa�em "U�miech, kt�ry traci" i tak�e sprzeda�em dla F&SF.
Do tej pory mia�em ju� jednak sw�j w�asny magazyn, Isaac Asimov's Science Fiction Magazine (IASFM), lecz Shawna McCarthy, kt�ra by�a wtedy wydawc�, do�� stanowczo sprzeciwi�a si� mojemu dalszemu publikowaniu fikcji w F&SH.
"Ale� Shawna" - pr�bowa�em oponowa�. - "Przecie� opowiadania o George'u i Azazelu to czysta fantasy, a IASFM publikuje jedynie science-fiction".
"A wi�c zamie� tego ma�ego demona i jego magi� na ma�� pozaziemsk� istot� dysponuj�c� o wiele bardziej zaawansowan� technologi� i sprzedaj te opowiadania mnie" - odpar�a.
Co te� uczyni�em, a poniewa� w dalszym ci�gu mia�em lekkiego bzika na punkcie tych historyjek o George'u i Azazelu, kontynuowa�em ich pisanie, tak wi�c teraz mog� w��czy� osiemna�cie spo�r�d nich do niniejszego zbioru pod wsp�lnym tytu�em Azazel. (W��czy�em jedynie osiemna�cie, poniewa� bez nalega� Erica o zwi�z�o�ci opowiadania o George'u i Azazelu s� nierzadko dwukrotnie d�u�sze ni� te, kt�re pisa�em o Griswoldzie).
Ponownie nie w��czy�em jednak do tej kolekcji "Getting Even", poniewa� opowiadanie to niezupe�nie mia�o posmak tych p�niejszych. B�d�c oryginaln� inspiracj� dw�ch ca�kowicie odmiennych serii, "Getting Even" przypad� w udziale smutny los "klapni�cia pomi�dzy dwa krzes�a", nie pasuj�c do �adnego zestawu swoich p�niejszych potomk�w. (Nic nie szkodzi - zosta�o zantologizowane i by� mo�e w przysz�o�ci uka�e si� pod innym p�aszczykiem. Ale niech nie b�dzie wam z tego powodu przykro.)
Wr��my tymczasem do poni�szej ksi��ki. Je�li chodzi o zawarte w niej opowiadania, to chcia�bym w tym miejscu sformu�owa� na ich temat kilka punkt�w - z pewno�ci� w trakcie lektury zauwa�yliby�cie je sami, ale ja jestem gadu��.
1) Jak ju� zaznaczy�em, pomin��em tu moje pierwsze opowiadanie o ma�ym demonie, poniewa� nie pasowa�o do reszty. Jednak�e moja pi�kna wydawczyni Jennifer Brehl upiera�a si�, i� takie opowiadanie jest niezb�dne, aby opisa� w jaki spos�b George i ja spotkali�my si�, oraz w jaki spos�b male�ki demon po raz pierwszy wkroczy� w �ycie George'a. A poniewa� Jennifer, chocia� uasabia sam� s�odycz, nie mo�na si� przeciwstawi� szczeg�lnie kiedy zaci�nie swoje niewielkie pi�stki, napisa�em opowiadanie pod tytu�em "Dwucentymetrowy demon"; jest tym, na co nalega�a i zosta�o zamieszczone na pocz�tku ksi��ki. Co wi�cej, Jennifer zadecydowa�a, �e Azazel w jednoznaczny spos�b winien pozosta� demonem, a nie istot� pozaziemsk�, tak wi�c ponownie znale�li�my si� w sferze fantasy. (A tak przy okazji - Azazel jest imieniem biblijnym i czytaj�cy Bibli� zazwyczaj ��cz� je z demonem, chocia� akurat ta sprawa jest tam nieco bardziej skomplikowana).
2) Chocia� George przedstawiony jest w tych opowiadaniach jako pewnego rodzaju pr�niak, i cho� ja osobi�cie nie lubi� pr�niak�w - to jednak jest on dla mnie sympatyczn� osob�. Mam nadziej�, i� wy odniesiecie podobne wra�enia. Posta� w pierwszej osobie (kt�r� jest Issac Asimov) jest cz�sto przez George'a obra�ana i niezmienne naci�gana na kilka dolar�w, tyle �e wcale o to nie dbam. Jak wyja�niam to w zako�czeniu pierwszego opowiadania, jego opowie�ci s� tego warte, no i zarobi�em na nich o wiele wi�cej pieni�dzy ni� da�em ich memu rozm�wcy - szczeg�lnie, �e owo dawanie by�o cz�sto fikcyjne.
3) B�d�cie prosz� �wiadomi, i� wszystkie te opowiadania s� w swoim zamierzeniu humorystycznymi satyrami. Je�eli stwierdzicie wi�c, �e styl jest nadmiernie napuszony b�d� "nieasimovski", to miejcie na uwadze, i� jest to celowe. Potraktujcie to jako ostrze�enie: nie kupujcie tej ksi��ki spodziewaj�c si� czego� innego, bowiem mo�ecie poczu� si� rozczarowani. I jeszcze jedno; je�eli od czasu do czasu wykryjecie lekki wp�yw P. G. Wodehouse'a, mo�ecie mi wierzy�, �e nie jest takie zupe�nie przypadkowe.
DWUCENTYMETROWY DEMON
Po raz pierwszy ujrza�em George'a na zje�dzie literat�w �adnych kilka lat temu. Pami�tam, i� uderzy� mnie wtedy maluj�cy si� na jego kr�g�ej twarzy m�czyzny w �rednim wieku �w charakterystyczny wyraz niewinno�ci i szczero�ci. By� typem cz�owieka - jak zdecydowa�em prawie natychmiast - kt�remu id�c pop�ywa� da�by� na przechowanie sw�j portfel.
Rozpozna� mnie na podstawie fotografii umieszczanych na tylnych obwolutach moich ksi��ek i przywita� si� ze mn� bardzo serdecznie m�wi�c, jak bardzo ceni sobie moje opowiadania i nowele, co, oczywi�cie, wystawi�o mu w moich oczach jak najlepsz� opini� o jego inteligencji i dobrym smaku.
- Nazywam si� George Bitternut - przedstawi� si� po kordialnej wymianie u�cisk�w d�oni.
- Bitternut - powt�rzy�em chc�c, aby zapad�o mi g��biej w pami�ci. - Do�� niezwyk�e nazwisko.
- Du�skie - odpar� - i bardzo arystokratyczne. Wywodz� si� od Knuta, bardziej znanego jako Kanuta, du�skiego kr�la, kt�ry na pocz�tku jedenastego wieku podbi� Angli�. Moim przodkiem by� jego syn urodzony z nieprawego �o�a, rzecz jasna.
- Rzecz jasna - mrukn��em potwierdzaj�co, chocia� wcale nie rozumia�em, dlaczego by�o to co�, co mia�o by� takie oczywiste.
- Imi� Knut otrzyma� po swoim ojcu - kontynuowa� tymczasem George - a kiedy przedstawiono go kr�lowi, ten powiedzia�: "Na Boga �wi�tego, czy to m�j nast�pca?"
"Niezupe�nie" - odpar� ko�ysz�cy ma�ego Knuta na r�kach dworzanin - "poniewa� pochodzi z nieprawego �o�a, jako �e jego matk� by�a praczka, kt�r� Wasza Wysoko�� raczy�..."
"Aha" - mrukn�� kr�l. - "Tak lepiej". Tak wi�c od tamtej pory m�j przodek znany by� jako Bettercnut.* Posiada� tylko nazwisko. Odziedziczy�em je jako m�ski potomek w prostej linii, lecz zmienne koleje los�w i czas�w zmieni�y je na Bitternut* -jego b��kitne oczy spojrza�y na mnie z rodzajem hipnotycznej szczero�ci, kt�ra wyklucza�a jak�kolwiek w�tpliwo��.
- Mo�e zje pan ze mn� lunch? - zapyta�em wskazuj�c d�oni� na zabytkow� restauracj�, kt�ra bez w�tpienia go�ci�a w swych progach jedynie ludzi o zamo�nych portfelach.
- Czy� to bistro nie jest zbyt krzykliwe? - zauwa�y� George. - Mo�e ten bar z przek�skami po drugiej stronie by�by...
- Jako m�j go�� - doda�em po�piesznie. George �cisn�� usta i powiedzia�:
- Teraz, kiedy patrz� na to bistro w lepszym �wietle widz�, i� ma ono w sobie co� z ciep�ej atmosfery domu. Tak, przystaj� na pa�sk� propozycj�.
Przy g��wnym daniu George powiedzia�:
- M�j przodek Bettercnut mia� syna, kt�remu da� na imi� Sweyn. To dobre, du�skie imi�.
- Tak, wiem o tym - odpar�em. - Ojciec kr�la Kanuta nazywa� si� Sweyn Forkbeard.* W dzisiejszych czasach imi� to wymawia si� Sven.
- Nie ma potrzeby, ch�opie, popisywa� si� swoj� wiedz� na temat tych rzeczy - powiedzia� George z lekkim marsem na czole. - Akceptuj� oczywi�cie fakt, i� posiadasz pewne podstawy wykszta�cenia.
Poczu�em ogarniaj�ce mnie zmieszanie.
- Przepraszam.
Machn�� d�oni� w szlachetnym ge�cie wybaczenia, zam�wi� kolejn� szklank� wina i powiedzia�:
- Sweyn Bettercnut zafascynowany by� m�odymi kobietami, a jako cech� charakterystyczn� odziedziczyli to po nim wszyscy Bitternutowie, i odni�s� na tym polu spore sukcesy - m�g�bym tu doda�, �e jak my wszyscy zreszt�. Istnieje dobrze udokumentowana powiastka, i� wiele kobiet opu�ciwszy go rano kiwa�o z podziwem g�owami i mawia�o: "Och, c� to za m�czyzna, ten Sweyn". By� tak�e arcymagiem - przerwa� na chwil�, po czym nieoczekiwanie zapyta�: - Czy wiesz, co to takiego arcymag?
- Nie - sk�ama�em, nie chc�c ponownie w obra�liwy dla nie niego spos�b afiszowa� si� swoj� wiedz�. - Powiedz mi.
- Arcymag jest mistrzem mag�w - wyja�ni� George z czym�, co bez w�tpienia zabrzmia�o jak westchnienie ulgi.
- Sweyn studiowa� arkana ukrytych, tajemnych sztuk. Wtedy by�o to mo�liwe, bowiem nasz wstr�tny, wsp�czesny sceptycyzm nie zdo�a� si� jeszcze uformowa� i okrzepn��. Zamierza� odnale�� sposoby na przekonanie m�odych dam, aby prowadzi�y si� zgodnie z tym rodzajem �agodnego i uleg�ego zachowania, kt�re stanowi koron� ich kobieco�ci, oraz aby zrezygnowa�y z tego wszystkiego, co przekorne i swawolne.
- Ach - mrukn��em z sympati�.
- Do tego jednak potrzebowa� pomocy demon�w. Udoskonali� wi�c sposoby ich przywo�ywania poprzez palenie r�nych s�odkich zi� oraz wypowiadania pewnych na po�y zapomnianych imion mocy.
- Czy to dzia�a�o, panie Bitternut?
- M�w do mnie George, prosz�. Oczywi�cie, �e dzia�a�o. Demony pracowa�y dla niego w ca�ych grupach i stadach, poniewa� - na co si� cz�sto uskar�a� - kobiety tamtych czas�w by�y uparte i zawzi�te oraz sprzeciwia�y si� jego twierdzeniu, i� jest wnukiem wielkiego kr�la, czyni�c przy tym niezbyt pochlebne uwagi o naturze jego pochodzenia. Jednak�e kiedy wmiesza� si� w to demon, spostrzeg�y, �e nie�lubny syn jest czym� naturalnym.
- Jeste� tego pewien, George? - zapyta�em.
- Oczywi�cie, poniewa� zesz�ego lata odnalaz�em jego ksi�g� z zakl�ciami, kt�re przywo�ywa�y demony. Odnalaz�em j� w pewnym angielskim zamku, kt�ry teraz znajduje si� co prawda w ruinie, ale kiedy� nale�a� do mojej rodziny. Wymieniono w niej dok�adnie nazwy zi�, spos�b palenia, tempa, imiona mocy, intonacj�. Wszystko. Napisana by�a j�zykiem staroangielskim - wiesz, anglo-sakso�skim - ale poniewa� tak si� sk�ada, �e jestem lingwist� i...
Poczu�em, �e ogarnia mnie fala lekkiego sceptyzmu.
- �artujesz - przerwa�em.
Jego spojrzenie sta�o si� nagle wynios�e.
- Dlaczego tak uwa�asz? Czy�bym m�wi�c to chichota�? Ta ksi�ga by�a autentyczna, a zakl�cia wypr�bowa�em osobi�cie.
- I przywo�a�e� demona.
- Tak, to prawda - odpar� wskazuj�c znacz�co na kiesze� przy klapie swojej marynarki.
- Jest tam?
George dotkn�� kieszeni i najwyra�niej mia� zamiar skin�� g�ow�, kiedy nagle odnios�em wra�enie, i� jego palce wyczu�y co� znacz�cego, a raczej nie wyczu�y zgo�a niczego. Zajrza� do wn�trza kieszeni.
- Nie ma go - powiedzia� z rozczarowaniem w g�osie. - Zdematerializowa� si�. Ale w�a�ciwie nie mo�na go za to wini�. By� tu ze mn� zesz�ej nocy, bowiem ciekaw by� tego zjazdu. Wiesz, kroplomierzem da�em mu odrobin� whisky i bardzo j� polubi�. By� mo�e nawet za bardzo, bo zapragn�� walczy� z tkwi�c� w klatce na barze kakadu i zacz�� obrzuca� j� piskliwymi obelgami. Na szcz�cie zasn��, zanim obra�ony ptak zdo�a� odwzajemni� mu si� tym samym. Dzisiejszego ranka nie wydawa� si� by� w najlepszej formie i jak przypuszczam uda� si� do domu, gdziekolwiek on mo�e by�, aby doj�� do siebie.
Poczu�em, jak narasta we mnie op�r. Czy�by oczekiwa�, �e w to wszystko uwierz�?
- Czy chcesz mi przez to powiedzie�, �e w kieszeni na piersi nosisz ukrytego demona?
- Takie szybkie zrozumienie sytuacji przynosi ci zaszczyt - powiedzia� George.
- A jaki jest on du�y?
- Ma dwa centymetry.
- Ale to przecie� mniej ni� cal.
- Absolutna racja. Cal ma 2,54 centymetra.
- Zastanawia mnie, jaki w�a�ciwie rodzaj demona ma tylko dwa centymetry wysoko�ci?
- Ma�y - przyzna� George. - Ale jak m�wi stare przys�owie: "Lepszy ma�y demon, ni� �aden".
- To zale�y jeszcze od jego usposobienia.
- Och, Azazel - takie bowiem ma imi� - jest przyjacielskim demonem. Podejrzewam, �e w jego rodzimych stronach patrz� na niego odrobin� z g�ry, poniewa� niezwykle zale�y mu by zaimponowa� mi swymi zdolno�ciami. Nie u�ywa ich jednak, �eby uczyni� mnie bogatym, co powinienem zrobi� chocia�by z czystej przyja�ni. Ale on m�wi, �e jego zdolno�ci wykorzystane mog� by� jedynie po to, aby czyni� dobro innym.
- Daj spok�j, George. To z pewno�ci� nie jest filozofia piekie�.
George po�o�y� palec na wargach.
- Lepiej nie m�w takich rzeczy, ch�opie. Azazel poczu�by si� niezmiernie obra�ony. M�wi, �e jego kraj jest �yczliwy, obyczajny i wysoce cywilizowany, a o swoich w�adcach wyra�a si� z ogromnym respektem, chocia� nie u�ywa przy tym �adnych imion. Nazywa ich po prostu Wszyscy Razem.
- Czy on rzeczywi�cie czyni dobro?
- Kiedykolwiek tylko mo�e. We� na przyk�ad przypadek mojej chrze�niaczki, Juniper Pen...
- Juniper Pen?
- Tak. Po znamiennym b�ysku ciekawo�ci w twoim oku widz�, �e chcia�by� pozna� t� histori�, wi�c z przyjemno�ci� ci j� opowiem.
Juniper Pen (powiedzia� George) w chwili, kiedy zaczyna si� ta opowie�� by�a szarook� studentk� drugiego roku college'u - niewinn�, s�odk� dziewczyn� zafascynowan� szkoln� dru�yn� koszyk�wki, kt�r� bez wyj�tku stanowili wysocy i przystojni m�odzi ch�opcy.
Tym za� z dru�yny, na kt�rym jej dziewcz�ce zami�owania wydawa�y si� by� ze�rodkowane najbardziej, by� Leander Thomson - wysoki, d�ugonogi ch�opiec o ogromnych d�oniach, kt�re owija�y si� dooko�a pi�ki do koszyk�wki b�d� czegokolwiek o kszta�cie i rozmiarach pi�ki do koszyk�wki, a co w jaki� spos�b przywodzi�o na my�l Juniper. On to w�a�nie by� bez w�tpienia obiektem jej wrzask�w, kiedy siedzia�a na widowni podczas jednej z gier.
Cz�sto opowiada�a mi o swoich s�odkich, niewinnych marzeniach, poniewa� jak wszystkie m�ode kobiety - nawet te, kt�re nie s� moimi chrze�niaczkami - odczuwa�a impuls zawierzania mi swych tajemnic. Moja ciep�a, ale r�wnocze�nie pe�na godno�ci postawa sprzyja�a zaufaniu.
- Och, wujku George - mawia�a - z pewno�ci� nie ma w tym nic z�ego, �e �ni� o przysz�o�ci z Leandrem. Widz� go jako najwi�kszego koszykarza na �wiecie, jako kwiat po�r�d najwybitniejszych profesjonalist�w, jako w�a�ciciela d�ugoterminowego, ogromnego kontraktu. Nie prosz� przecie� o du�o. Jedyne, czego oczekuj� od �ycia to ma�y, pokryty dzikim winem dworek, niewielki ogr�d, ci�gn�cy si� tak daleko, jak mo�na si�gn�� okiem, zwyk�y zestaw s�u�by zorganizowanej w dru�yny, wszystkie moje ubrania u�o�one alfabetycznie na ka�dy dzie� tygodnia, na ka�dy miesi�c w roku i ....
Zmuszony by�em przerwa� t� czaruj�c� paplanin�.
- Male�ka - powiedzia�em - w twojej wizji jest jedna drobna skaza. Ot� Leander nie jest dobrym koszykarzem i w�tpliwe, aby kiedykolwiek podpisa� kontrakt opiewaj�cy na ogromn� sum� pieni�dzy.
- To niesprawiedliwe - powiedzia�a odymaj�c wargi. - Dlaczego w�a�ciwie nie jest bardzo dobrym graczem?
- Poniewa� tak ju� urz�dzony jest ten Wszech�wiat. Dlaczego nie skierujesz swoich m�odych uczu� w stron� kogo�, kto jest dobrym graczem? Lub nie obdarzysz nimi na przyk�ad jakiego� m�odego, uczciwego maklera z Wall Street, kt�remu trafi� si� akurat dost�p do jakiej� wewn�trznej informacji?
- W�a�ciwie to my�la�am ju� o tym, wujku George, ale lubi� Leandra dla niego samego. Czasami s� chwile, kiedy my�l� o nim i m�wi� do siebie w duchu: Czy pieni�dze rzeczywi�cie s� takie wa�ne?
- Cicho, kochanie - odpar�em odrobin� wstrz��ni�ty. Dzisiejsze kobiety s� nieprawdopodobnie szczere.
- Ale dlaczego ja tak�e nie mog� mie� pieni�dzy? Czy�bym prosi�a o tak du�o?
Rzeczywi�cie, czy by�o to du�o? Ostatecznie, mia�em przecie� swojego w�asnego demona. Co prawda by� to demon ma�y, ale za to o wielkim sercu. Z pewno�ci� zechce dopom�c biegowi prawdziwej mi�o�ci, wype�niaj�c s�odycz� i �wiat�em dwie m�ode dusze, kt�rych serca bi�y jak jedno na my�l o wsp�lnych poca�unkach i wsp�lnych funduszach.
Azazel rzeczywi�cie wys�ucha� mnie, kiedy przywo�a�em go odpowiednim imieniem mocy. Nie, nie mog� powiedzie� ci, jakie to imi�. Czy ty nie masz �adnego poj�cia o elementarnej etyce? A wiec, jak ju� m�wi�em, wys�ucha� mnie, ale wyczu�em, i� czyni� to bez szczerej sympatii, jakiej nale�a�oby oczekiwa� po omawianej sprawie. Przyznaj� co prawda, �e wyci�gn��em go do naszego kontinuum z czego�, co przypomina�o za�ywanie przyjemno�ci tureckiej �a�ni, poniewa� owini�ty by� male�kim r�cznikiem i dr�a�. Jego g�os wydawa� si� wy�szy i piskliwszy ni� zazwyczaj. (W�a�ciwie to nie s�dz�, aby rzeczywi�cie by� to jego g�os. My�l�, �e on komunikuje si� za pomoc� pewnego rodzaju telepatii, ale rezultat tego by� taki, i� s�ysza�em - lub te� wydawa�o mi si�, �e s�ysz� - piskliwy g�osik.)
- Co to takiego ta pi�ka koszykowa? - chcia� wiedzie� Azazel. - Pi�ka o kszta�cie koszyka? Je�eli tak, co to jest w takim razie koszyk?
Pr�bowa�em to wyja�ni�, ale - jak na demona, oczywi�cie - czasami potrafi� by� irytuj�co wr�cz t�py. Gapi� si� na mnie, zupe�nie jakbym nie t�umaczy� ka�dego fragmentu gry z ol�niewaj�c� prostot�.
- Czy to mo�liwe, abym osobi�cie zobaczy� taki mecz w koszyk�wk�? - zapyta� w ko�cu.
- Oczywi�cie - odpar�em. - Mecz jest w�a�nie dzisiejszego wieczora. Leander da� mi bilet, wi�c mo�esz wej�� ukryty w mojej kieszeni.
- Doskonale - rzek� Azazel. - Wezwij mnie ponownie, kiedy b�dziesz ju� gotowy do wyj�cia na mecz. Teraz musz� doko�czy� m�j zymjig - zak�adam, �e mia� na my�li swoj� tureck� �a�ni�. I znikn��.
Musz� tu wyzna�, �e przedk�adanie przez kogo� swoich drobnych i trywialnych zaj�� ponad ogromnymi w swojej istocie sprawami, z kt�rymi jestem zwi�zany, jest dla mnie niezmiernie irytuj�ce - co w�a�nie przypomina�o mi, m�j dobry cz�owieku, �e kelner od jakiego� ju� czasu wydaje si� pr�bowa� zwr�ci� na siebie twoj� uwag�. S�dz�, �e ma ju� przygotowany rachunek. We� go wi�c od niego i pozw�l mi kontynuowa� moj� opowie��.
Poszed�em wi�c tamtej nocy na mecz razem z Azazelem, tkwi�cym bezpiecznie we wn�trzu mojej kieszeni. Chc�c obserwowa� przebieg gry bez przerwy wystawia� g�ow� ponad jej kraw�d�, co z pewno�ci� wywo�a�oby lawin� pe�nych zdumienia pyta�, gdyby kto� go w takiej chwili zauwa�y�. Jego sk�ra ma bowiem barw� ogni�cie czerwon�, a czo�o opatrzone jest dwiema wypustkami w kszta�cie rog�w. Na szcz�cie nie wydosta� si� z kieszeni w swojej ca�ej krasie, jako �e d�ugi na centymetr, muskularny ogon jest jego zar�wno najbardziej wydatn�, jak i najbardziej odra�aj�c� ozdob�.
Sam osobi�cie nie nale�� do gor�cych wielbicieli koszyk�wki, pozwoli�em wi�c. aby Azazel sam po�apa� si� w tym, co akurat dzia�o si� na boisku. Jego inteligencja, co prawda bardziej demoniczna ni� ludzka, jest ca�kiem spora.
Po zako�czeniu gry powiedzia�:
- Wydaje mi si�, a przynajmniej tyle mog�em zrozumie� �ledz�c zaci�t� szamotanin� grubych, niezdarnych i zupe�nie nieinteresuj�cych osobnik�w na tej arenie, �e szczeg�lny entuzjazm wybucha� za ka�dym razem, kiedy ta dziwaczna pi�ka przelatywa�a przez obr�cz.
- W�a�nie - przytakn��em. - Wtedy w�a�nie m�wi si�, �e zdoby�e� kosz, rozumiesz.
- A wi�c tw�j protegowany b�dzie bohaterem tej g�upiej gry wtedy, je�eli za ka�dym jego rzutem pi�ka przeleci przez t� obr�cz?
- Dok�adnie tak
Azazel w zamy�leniu pokr�ci� ogonem.
- To nie powinno by� trudne. Musz� jedynie poprawi� jego refleks, tak aby lepiej ocenia� k�t, wysoko��, si��... - na chwil� pogr��y� si� w my�leniu, po czym doda�.
- Zobaczymy, podczas gry odnotowa�em jego osobisty zesp� koordynacji... Tak, mo�na to zrobi�. W�a�ciwie, to ju� zrobione. Od tej pory ten tw�j Leander nie b�dzie mia� �adnego problemu z przerzuceniem pi�ki przez obr�cz.
Kolejnego meczu w rozgrywkach oczekiwa�em z niejakim podnieceniem. Nie powiedzia�em ani s�owa ma�ej Juniper, poniewa� nigdy jeszcze nie wykorzystywa�em demonicznych mocy Azazela i nie by�em ca�kowicie pewien, czyjego czyny pozostan� w zgodzie ze s�owami. Poza tym chcia�em, aby by�a to dla niej niespodzianka. (Jak si� p�niej okaza�o, by�a rzeczywi�cie zaskoczona, tak samo zreszt� jak ja).
Dzie� meczu wreszcie nadszed� i mia� to by� Mecz. Nasz lokalny college, Nerdsville Tech, kt�rego dru�yny Leander by� przygas�� gwiazd�, podejmowa� chudych �amignat�w z Al Capone College Reformatory, powszechnie oczekiwano wi�c heroicznej batalii.
Jednak�e nikt nie podejrzewa�, jak bardzo heroicznej. Pi�tka z Capone wcze�nie obj�a prowadzenie, a ja po�wi�ci�em si� uwa�nemu obserwowaniu Leandra. Wydawa� si� mie� k�opoty z wyborem taktyki gry i pocz�tkowo jego d�onie jakby gubi�y pi�k�, kiedy usi�owa� koz�owa�. Jak zgadywa�em, jego odruchy zosta�y tak bardzo zmienione, �e pocz�tkowo nie by� w stanie kontrolowa� w�asnych mi�ni.
Ale potem by�o ju� tak, jakby przyzwyczai� si� wreszcie do swego nowego cia�a. Pochwyci� pi�k� i wydawa�o si�, i� ta wy�lizn�a si� z jego r�k ale c� to by� za rzut! Pi�ka poszybowa�a wysoko w powietrze i wpad�a w sam �rodek kosza.
Widowni� wstrz�sn�� dziki okrzyk rado�ci, a zdumiony Leander wpatrywa� si� w kosz zupe�nie tak, jakby zastanawia� si� jak do tego dosz�o.
Jednak�e jakkolwiek si� to sta�o, sta�o si� ponownie - i jeszcze raz. Kiedy tylko Leander dotyka� pi�ki, ta zatacza�a �uk i nieodmiennie l�dowa�a w koszu. Dzia�o si� to tak szybko, �e nikt nie by� w stanie dostrzec czy Leander celowa� lub czyni� jakikolwiek inny wysi�ek. Interpretuj�c to jako czyste mistrzostwo, rozentuzjazmowany t�um zacz�� popada� w coraz wi�ksz� histeri�.
Potem jednak, oczywi�cie, wydarzy�o si� to co nieuniknione: gra przerodzi�a si� w kompletny chaos. Spo�r�d t�umu odzywa�y si� gwizdy; poznaczeni bliznami i obnosz�cy z�amane nosy alumni, kt�rzy kibicowali dru�ynie Capone Reformatory j�li czyni� g�o�ne uwagi raczej obra�liwej natury, wi�c w wielu punktach sali posz�y w ruch pi�ci. Widzisz, zapomnia�em powiedzie� Azazelowi o czym�, co wydawa�o mi si� oczywiste, a z czego on sam nie zdo�a� zda� sobie sprawy: ot� dwa kosze na sali by�y identyczne. Jeden by� koszem gospodarzy, a drugi go�ci, za� ka�dy z graczy musia� rzuca� do kosza dru�yny przeciwnej. Pi�ka natomiast, z ca�� z�o�liwo�ci� przedmiotu martwego, szybowa�a w kierunku akurat tego kosza, do kt�rego Leander mia� bli�ej w chwili jej pochwycenia. W rezultacie Leander cz�sto g�sto wrzuca� pi�k� do niew�a�ciwego.
Upiera� si� przy takim post�powaniu pomimo �agodnych napomnie� trenera dru�yny Nerdsville Clawsa "Pop" McFanga, kt�ry wywrzaskiwa� je poprzez pokrywaj�c� mu usta pian�. Pop McFang wyszczerzy� wreszcie z�by w pe�nym smutku westchnieniu, �e oto zmuszony jest zdj�� z boiska takiego zawodnika i rozp�aka� si� otwarcie, kiedy oderwano ju� jego palce od gard�a Leandra, przez co usuni�cie gracza mog�o zosta� przeprowadzone w spos�b ostateczny.
Od tamtej pory m�j przyjaciel Leander nigdy ju� nie by� takim samym cz�owiekiem. Pocz�tkowo my�la�em, naturalnie, �e znajdzie ucieczk� w alkoholu i stanie si� na�ogowym smakoszem win. To m�g�bym jeszcze zrozumie�. Ale okaza�o si�, �e upad� jeszcze ni�ej. Powr�ci� mianowicie na studia.
Pod pe�nymi pogardy, a czasami nawet �alu spojrzeniami swoich koleg�w przekrada� si� z wyk�adu na wyk�ad, zakopa� w ksi��kach, a� ostatecznie pogr��y� w mrocznych odm�tach wiedzy.
Jednak, pomimo tego wszystkiego, Juniper pozosta�a przy nim. "On mnie potrzebuje" - mawia�a cho� jej oczy b�yszcza�y od skrywanych z trudem �ez. Po�wi�caj�c wszystko, wysz�a za niego za m�� zaraz po uko�czeniu studi�w. Trwa�a przy nim nawet wtedy, kiedy upad� ju� na samo dno, daj�c si� napi�tnowa� tytu�em doktora fizyki.
On i Juniper mieszkaj� teraz w jakim� mieszkaniu sp�dzielczym gdzie� na zachodzie. Uczy fizyki i prowadzi prace badawcze z zakresu kosmogonii, o ile dobrze zrozumia�em. Zarabia 60.000 dolar�w rocznie i m�wi si� o nim pe�nym wzburzenia szeptem - szczeg�lnie czyni� to ci, kt�rzy znali go jako godnego powa�ania atlet� - i� jest prawdopodobnym kandydatem do Nagrody Nobla.
Juniper nigdy nie narzeka, pozostaj�c wiern� swemu upad�emu idolowi. �adnym s�owem ani czynem nie wyrazi�a jakiegokolwiek uczucia zawodu, nie mo�e jednak tego ukry� przed swoim starym ojcem chrzestnym. Doskonale wiem, i� czasami powraca t�sknymi my�lami do oplecionego dzikim winem dworku, kt�rego nigdy nie b�dzie mia�a, oraz do faluj�cych wzg�rz i odleg�ych horyzont�w jej ma�ej, wy�nionej posiad�o�ci.
- I to ju� koniec tej historii - powiedzia� George zgarniaj�c skwapliwie przyniesion� przez kelnera reszt� i przepisuj�c ��czn� sum� z potwierdzonego rachunku kredytowego. (Zapewne po to, aby p�niej odpisa� j� od pocz�tku, jak przypuszczam.)
- Na twoim miejscu - doda�. - Zostawi�bym suty napiwek.
Zrobi�em tak, raczej oszo�omiony, kiedy George po�egna� si� ju� i wyszed�. Tak naprawd� wcale nie przejmowa�em si� utrat� reszty. U�wiadomi�em sobie, i� George otrzyma� jedynie posi�ek, ja za� mia�em gotowe opowiadanie, kt�re mog�em sprzeda� jako swoje w�asne i zarobi� na nim wielokrotnie wi�cej, ni� wyda�em w tej restauracji.
Postanowi�em wi�c od czasu do czasu kontynuowa� wsp�lne kolacje z moim nowym znajomym.
JEDNA NOC PIE�NI
Tak si� sk�ada, �e mam przyjaciela, kt�ry czasami daje mi do zrozumienia, i� z bezmiaru otch�ani potrafi przywo�a� duchy.
A przynajmniej jednego ducha - niewielkiego, o �ci�le ograniczonej mocy. M�wi o nim czasami, ale jak ju� to tylko wtedy, gdy dobrn�� ju� do swojej czwartej szkockiej z wod� sodow�. To delikatny punkt r�wnowagi - trzy szkockie i nie wie nic o �adnych duchach (z gatunku tych nadprzyrodzonych); pi�� szkockich i zasypia.
Pomy�la�em, �e tego wieczoru osi�gn�� ju� odpowiedni poziom r�wnowagi, wi�c zapyta�em:
- Czy pami�tasz tego swojego ducha, George?
- Eh? - mrukn�� George spogl�daj�c na drinka zupe�nie jakby zastanawia� si�, dlaczego wymaga on przypomnienia.*
- Nie chodzi mi o twojego drinka - powiedzia�em. - Ale o tego ma�ego ducha dwucentymetrowej wysoko�ci, o kt�rym raz mi opowiada�e�, �e uda�o ci si� go przywo�a� z jakiego� innego miejsca egzystencji. No wiesz, tego o niezwyk�ych umiej�tno�ciach.
- Ach - ponownie mrukn�� George, - Azazel. To nie jest jego imi�, oczywi�cie. Jego prawdziwego imienia nie potrafi�bym wym�wi�, jak s�dz�, wi�c nazywam go po prostu Azazel. Tak, pami�tam go.
- Czy cz�sto go wykorzystujesz.
- Nie. Niebezpieczne. Zbyt niebezpieczne. Zawsze istnieje pokusa igrania z tak� si��. A ja jestem ostro�ny; diabelnie ostro�ny. Jak wiesz, charakteryzuj� si� wysokim poziomem etyki. To w�a�nie by�o powodem, dla kt�rego pewnego razu poczu�em si� zmuszony pom�c mojemu przyjacielowi. A jaka szkoda z tego wynik�a! Okropne! Nawet nie mog� o tym spokojnie my�le�.
- Co si� sta�o?
- No c�, w�a�ciwie to powinienem zrzuci� to z piersi - powiedzia� w zamy�leniu George. - Celem by�o zaognienie...
By�em wtedy o wiele m�odszy (powiedzia� George), a w tamtych czasach kobiety stanowi�y wa�n� cz�� w �yciu cz�owieka. Teraz, kiedy spogl�dam na to z perspektywy czasu, wydaje si� to g�upie, ale wyra�nie pami�tam, jak wtedy my�la�em. Ot� du�� r�nic� sprawia�o to, jaka mia�a to by� kobieta.
Dzisiaj w�a�ciwie to si�gasz po nie jak do worka z r�no�ciami, a cokolwiek wyci�gniesz, to i tak w gruncie rzeczy wychodzi na to samo. Ale wtedy...
Mia�em kiedy� przyjaciela o nazwisku Mortenson - Andrew Mortenson. Nie s�dz�, aby� go zna�. Ostatnimi laty sam niecz�sto go widywa�em.
Chodzi�o o to, �e by� wyj�tkowo kochliwy i wyj�tkowo mocno zadurzy� si� w pewnej kobiecie. By�a anio�em, jak m�wi�. Nie m�g� bez niej �y�. Uzna� j� za jedyn� w ca�ym wszech�wiecie i bez niej �wiat by� jedynie kawa�kami pokruszonego bekonu, zanurzonymi w smarze do osi. Sam wiesz, jak potrafi� m�wi� zakochani.
Problem polega� na tym, i� w ko�cu rzuci�a go i najwyra�niej uczyni�a to w spos�b szczeg�lnie okrutny nie zwa�aj�c na jego ura�on� mi�o�� w�asn�. Rozmy�lnie upokorzy�a go odchodz�c z innym, strzelaj�c mu pod nosem palcami i �miej�c si� bezlito�nie z jego �ez.
Nie oznacza to, �e uczyni�a tak dos�ownie. Po prostu staram si� odda� og�lne wra�enie, jakie mi wtedy opisa�. Siedzia� tu i pi� razem ze mn�, w tym w�a�nie miejscu. Moje serce krwawi�o na jego widok i w ko�cu powiedzia�em: - Przykro mi, Mortenson, ale nie wolno ci si� tak tym zamartwia�. Je�eli zaczniesz my�le� o tym inaczej, sam uznasz, �e jest ona tylko kobiet�. Wyjrzyj na ulic� i zobacz: przechadza si� ich tam ca�e mn�stwo.
Jego odpowied� by�a zaprawiona wyra�n� dawk� goryczy:
- Od tej chwili zamierzam prowadzi� egzystencj� pozbawion� kobiet, przyjacielu - oczywi�cie za wyj�tkiem mojej �ony, kt�rej co jaki� czas nie b�d� m�g� unikn��. Chcia�bym m�c jednak zrobi� co� dla tej kobiety w zamian.
- Dla twojej �ony? - zapyta�em.
- Ale� nie! Dlaczego mia�bym robi� cokolwiek dla mojej �ony? M�wi� o zrobieniu czego� tej kobiecie, kt�ra tak nielito�ciwie porzuci�a mnie dla innego.
- A czego, na przyk�ad?
- Niech mnie diabli, je�eli wiem - wyzna�.
- By� mo�e b�d� m�g� ci w tym pom�c - powiedzia�em, poniewa� moje serce wci�� jeszcze by�o pe�ne wsp�czucia dla jego niedoli. - Mog� wykorzysta� do tego celu ducha, obdarzonego zupe�nie niezwyk�ymi umiej�tno�ciami. Oczywi�cie ma�ego ducha - tu unios�em palec wskazuj�cy od kciuka na wysoko�� oko�o cala, aby zrozumia�, o co mi chodzi - kt�ry potrafi tylko tyle.
Opowiedzia�em mu o Azazelu, a on oczywi�cie uwierzy� mi. Zauwa�y�em, i� cz�sto kiedy opowiadam, jestem bardzo przekonuj�cy. Kiedy ty opowiadasz jak�� histori�, ch�opie, atmosfera nieufno�ci natychmiast robi si� tak g�sta, �e mo�na j� kroi� no�em, ze mn� jednak sprawa ma si� zupe�nie inaczej. Nie ma to jak by� znanym z uczciwo�ci i roztaczania aury szczerej prostoty.
Ale do rzeczy. Wys�ucha� moich s��w z b�yszcz�cymi oczyma. Zapyta�, czy m�g�bym postara� si� ofiarowa� jej co�, o co bym go poprosi�.
O ile b�dzie to co�, co nadaje si� na prezent - odpar�em. - Mam nadziej�, i� nie chodzi ci po g�owie co� w rodzaju sprawienia, aby brzydko pachnia�a, b�d� �eby w trakcie rozmowy wychodzi�a z jej ust ropucha.
- Oczywi�cie, �e nie - zaprotestowa� z oburzeniem. - Za kogo mnie masz? Ofiarowa�a mi dwa szcz�liwe lata, z ma�ymi przerwami. Chc� wi�c w zamian odp�aci� si� czym� r�wnie pi�knym. M�wisz, �e ten tw�j duch posiada jedynie ograniczon� moc?
- Jest raczej niewielki - ponownie przy pomocy dw�ch palc�w zademonstrowa�em mu jego wzrost.
- Czy mo�e podarowa� jej doskona�y g�os? Na jaki� czas. Chocia�by na jeden wyst�p.
- Zapytam go - sugestia Mortensona brzmia�a niezwykle szarmancko. Jego by�a pani �piewa�a kantaty w lokalnym ko�ciele, o ile jest to prawid�owe okre�lenie. W tamtych dniach mia�em ca�kiem niez�e ucho do muzyki i cz�sto ucz�szcza�em na tego typu imprezy (oczywi�cie staraj�c si� unika� jakichkolwiek towarzysz�cych im kwest). W�a�ciwie to nawet podoba� mi si� jej g�os, a i publiczno�� przyjmowa�a jej �piew raczej uprzejmie. Wtedy uwa�a�em co prawda, �e jej moralno�� nie bardzo pasuje do otoczenia, ale Mortenson powiedzia�, �e na rzecz sopranistek robi� ust�pstwa.
Skontaktowa�em si� wi�c z Azazelem. By� nawet ch�tny do pomocy; �adnego z tych nonsens�w, no wiesz, o ��daniu w zamian duszy. Zapyta�em kiedy� Azazela, czy chce mojej duszy, ale on nie wiedzia� nawet, co to takiego. Zapyta�, co mam na my�li i okaza�o si�, �e ja tak�e tego nie wiem. Chodzi chyba o to, �e poniewa� w swoim �wiecie jest tak� niewielk� osob�, to mo�no�� udawania wa�niaka w naszym �wiecie napawa go uczuciem wielkiego sukcesu. A zreszt� on lubi pomaga�.
Powiedzia�, �e uda mu si� to za�atwi� za trzy godziny i Mortenson, kiedy podzieli�em si� z nim t� wiadomo�ci� orzek�, i� b�dzie to w sam raz. Wybrali�my tak� noc, kiedy mia�a �piewa� Bacha lub Haendela, czy jakiego� innego z tych starych pianist�w, i gdzie mia�a mie� d�ug� i impresyjn� sol�wk�.
Wybranej nocy udali�my si� razem z Mortensonem do ko�cio�a. Czu�em si� odpowiedzialny za to, co mia�o si� wydarzy� i pomy�la�em, �e lepiej b�dzie, jak wszystkiego dopatrz� osobi�cie.
- By�em obecny na pr�bach - powiedzia� z przygn�bieniem Mortenson. - �piewa�a tak samo, jak zawsze; no wiesz, jakby mia�a ogon i kto� bez przerwy by jej go przydeptywa�.
Nie by�y to s�owa, jakimi zazwyczaj opisywa� jej g�os. Muzyka sfer, mawia� przy wielu okazjach, wznosz�ca si� poza dost�pne przez nas rejony. Oczywi�cie, teraz zosta� przez ni� rzucony, a to pozostaje nie bez wp�ywu na os�dy m�czyzn. Obrzuci�em go krytycznym spojrzeniem.
- Nie godzi si� m�wi� tak o kobiecie, kt�r� pr�bujesz obdarzy� niezwyk�ym podarunkiem.
- No w�a�nie. Chc�, aby jej g�os by� doskona�y. Naprawd� doskona�y. A teraz widz� - kiedy mg�a mi�o�ci nie przes�ania ju� moich oczu - �e ma jeszcze przed sob� dalek� drog�. Czy s�dzisz, �e tw�j duch potrafi sobie z tym poradzi�?
- Zmiana jej g�osu wyznaczona zosta�a na 8.15 wieczorem - przypomnia�em mu i nagle poczu�em, jak przenika mnie fala podejrzliwo�ci. - Nie mia�e� chyba nadziei, i� spo�ytkuje tw�j dar na pr�bach, a potem rozczaruje publiczno��?
- Ca�kowicie �le to pojmujesz - powiedzia�.
Koncert zacz�� si� troch� wcze�niej i kiedy wysz�a w swej bia�ej sukni na scen� by�a dopiero 8.14 - zgodnie z moim starym, kieszonkowym zegarkiem, kt�ry nigdy nie p�ni si� bardziej ni� o dwie sekundy. W niczym nie przypomina�a dzisiejszych, chuderlawych sopranistek; zbudowana by�a na ogromn� skal�, z pozostawieniem mn�stwa miejsca na ten rodzaj rezonansu, jakiego potrzebujesz gdy si�gasz po wysok� nut� i zag�uszasz orkiestr�. Za ka�dym razem, gdy wci�ga�a w siebie kilka galon�w powietrza, aby manipulowa� tym wszystkim, dostrzega�em wtedy to, co widzia� w niej Mortenson - i to nawet poprzez kilka warstw opinaj�cego j� materia�u.
Zacz�a �piewa� na swoim zwyk�ym poziomie, a dok�adnie o 8.15 wydarzy�o si� co�, co m�g�bym nazwa� dodaniem innego g�osu. Zauwa�y�em, jak drgn�a, zupe�nie jakby nie mog�a uwierzy� w�asnym uszom, a jej d�o�, uniesiona do przepony, wydawa�a si� dr�e�.
Jej g�os osi�gn�� wy�yny. By�o to tak, jakby jej organ wokalny zosta� nagle doskonale nastrojony. Ka�d� nut� �piewa�a perfekcyjnie, ka�da brzmia�a �wie�o i czysto w tym momencie, poza kt�rym wszystkie inne nuty o tej samej tonacji by�y jedynie nieudolnymi kopiami.
Ka�dy ton precyzyjnie osi�gn�� odpowiedni stopie� wibracji, o ile jest to w�a�ciwe okre�lenie, narastaj�c b�d� opadaj�c z nieprawdopodobn� si�� i kontrol�.
I z ka�d� nut� radzi�a sobie coraz lepiej. Organista nie patrzy� na partytur�, lecz na ni� - co prawda nie mog� tego przysi�c - wydaje mi si�, �e przesta� gra�. A nawet gdyby gra�, to i tak bym go nie s�ysza�. Nie by�o mowy, aby� poza jej �piewem m�g� s�ysze� cokolwiek innego. Cokolwiek, poza ni�.
Pocz�tkowy wyraz zaskoczenia szybko znikn�� z jej twarzy zast�piony wyrazem egzaltacji. Nie trzyma�a si� d�u�ej muzyki; nie potrzebowa�a jej. Jej g�os �piewa� samoistnie, a ona nie potrzebowa�a go kontrolowa� czy kierunkowa�. Dyrygent zamar� z uniesion� do g�ry pa�eczk�, wszyscy w ch�rze wydawali si� oszo�omieni.
Kiedy jej solo zako�czy�o si� wreszcie, partia ch�ru by�a niczym szept, zupe�nie jakby oni wszyscy wstydzili si� swoich g�os�w i byli nieszcz�liwi, �e musz� �piewa� w tym samym ko�ciele i tej samej nocy.
Reszta koncertu nale�a�a wy��cznie do niej. Kiedy �piewa�a, s�ysza�o si� tylko j�, nawet je�eli brzmia� jaki� inny g�os. A kiedy nie �piewa�a, to zupe�nie jakby�my siedzieli w ciemno�ciach, nie mog�c znie�� obecno�ci �wiat�a.
A kiedy by�o ju� po wszystkim - no c�, w ko�ciele raczej si� nie klaszcze, ale oni to w�a�nie zrobili. Wszyscy w ko�ciele r�wnocze�nie zerwali si� na r�wne nogi, jakby za poci�gni�ciem niewidzialnego sznurka, klaszcz�c i klaszcz�c, a� jasne by�o, i� nie przestan�, dop�ki nie za�piewa ponownie.
I rzeczywi�cie za�piewa�a. Sama, do wt�ru stanowi�cych jedynie ciche t�o organ�w, sk�pana w blasku pojedynczego reflektora, podczas gdy ca�y ch�r spowija�a ciemno��.
Bez wysi�ku. Nie masz poj�cia, jak bardzo czyni�a to bez wysi�ku. Stara�em si� nie s�ucha� pr�buj�c obserwowa� jej oddech, pochwyci� chwil�, w kt�rej nabiera powietrza i zastanawia�em si�, jak d�ugo pojedyncza nuta trwa� mo�e w swym pe�nym nasileniu przy zaledwie jednej parze p�uc.
Musia�o si� to jednak sko�czy�, tote� wreszcie sko�czy�o si�. Ucich�y nawet oklaski. Wtedy dopiero u�wiadomi�em sobie, �e przez ca�y ten czas siedz�cy tu� obok mnie Mortenson obserwowa� j� b�yszcz�cymi oczyma, ca�� sw� istot� zaabsorbowany jej �piewem. I dopiero wtedy zacz��em pojmowa�, co si� w�a�ciwie sta�o.
Ostatecznie jestem r�wnie prosty jak linia Euklidesa i nie ni� we mnie �adnej przebieg�o�ci, wi�c nie spos�b by�o po mnie oczekiwa� abym przewidzia�, co si� z nim p�niej stanie. Ty za�, b�d�c takim kr�taczem, �e m�g�by� wbiec na spiralne schody bez �adnego zakr�tu, ujrza�by� to ju� na pierwszy rzut oka.
�piewa�a w spos�b perfekcyjny - ale nigdy ju� tak nie za�piewa.
Zupe�nie, jakby od urodzenia by�a �lepa i na trzy kr�tkie godziny posiad�a wzrok - zobaczy�a wtedy wszystko, co by�o do zobaczenia; wszystkie kolory, kszta�ty i otaczaj�ce nas cuda, kt�rych nawet nie dostrzegamy, poniewa� tak bardzo jeste�my ju� do nich przyzwyczajeni. Za��my, �e widzia�e� to wszystko w pe�nej glorii zaledwie przez trzy godziny - a potem o�lep�e� ponownie!
Mo�esz znie�� swoj� �lepot�, je�li nie dane ci by�o nic innego. Ale pozna� co� na kr�tko i ponownie powr�ci� w ciemno��? Tego nikt nie potrafi znie��.
Ta kobieta nigdy ju�, oczywi�cie, nie za�piewa�a. Ale to tylko cz�� ca�ej historii. Prawdziwa tragedia dotkn�a nas, s�uchaczy owego koncertu.
Przez trzy godziny s�uchali�my muzyki, doskona�ej muzyki. Czy s�dzisz, �e kiedykolwiek mogliby�my �cierpie� s�uchania czegokolwiek innego?
Od tamtej pory jestem zupe�nie g�uchy. Niedawno poszed�em na jeden z tych modnych rockowych festiwali. Chcia�em si� po prostu sprawdzi�. Nie uwierzysz, ale nie by�em w stanie rozr�ni� cho�by jednej melodii. Wszystko by�o tam dla mnie jednym wielkim zgie�kiem.
Jedyn� pociech� jest mi to, i� Mortenson, kt�ry s�ucha� z wi�kszym zapa�em i z wi�ksz� koncentracj�, cierpi bardziej ni� ktokolwiek spo�r�d obecnych wtedy na widowni. Przez ca�y czas nosi w uszach zatyczki. Nie mo�e znie�� jakiegokolwiek d�wi�ku powy�ej szeptu.
No c� - zas�u�y� sobie na to!
U�MIECH, KT�RY TRACI
Popijaj�c ca�kiem niedawno razem z moim przyjacielem George'em piwo (w�a�ciwie to on popija� piwo, ja bowiem zadowoli�em si� oran�ad� imbirow�), zapyta�em: - Jak ostatnimi czasy miewa si� tw�j chochlik? George twierdzi, �e na ka�de swoje zawo�anie ma na us�ugi dwucentymetrowego demona. Jeszcze nigdy nie uda�o mi si� nak�oni� go do wyznania, i� jest to jedynie wymys�. Nikomu innemu tak�e nie.
Obrzuci� mnie strapionym spojrzeniem, po czym powiedzia�:
- Ach tak, to ty jeste� tym, kt�ry o nim wie! Mam. nadziej�, �e nie powiedzia�e� o nim nikomu innemu.
- Ani s��wkiem - odpar�em. - Ca�kowicie wystarczy, �e ja s�dz�, i� zwariowa�e�. Nie potrzebuj�, aby ktokolwiek my�la� tak samo o mnie. (A zreszt�, o ile mi wiadomo George opowiedzia� ju� o tym demonie co najmniej kilku osobom, tak wi�c akurat moja dyskrecja nie by�a tu czym� niezb�dnym.)
- Nie da�bym za twoj� irytuj�c� niemo�no�� uwierzenia w cokolwiek, czego nie rozumiesz - a rozumiesz naprawd� niewiele - nawet funta plutonu - orzek� George - A to, co by z ciebie zosta�o gdyby m�j demon kiedykolwiek dowiedzia� si�, i� nazwa�e� go chochlikiem, nie by�oby warte nawet atomu plutonu.
- Czy dowiedzia�e� si� ju�, jak brzmi jego prawdziwe imi�? - zapyta�em nie przejmuj�c si� zbytnio t� straszliw� gro�b�.
- Nie mog�em! Dla ludzkich ust jest ono absolutnie nie do wym�wienia. W t�umaczeniu, jak dano mi do zrozumienia, brzmi ono jak: "Jam jest Kr�l Kr�l�w; sp�jrzcie na dzie�a me, o wy pot�ni, i rozpaczajcie". To k�amstwo, oczywi�cie - powiedzia� George wpatruj�c si� ponuro w szklank� z piwem. - W swoim �wiecie jest raczej ma�o wa�n� osobisto�ci�. To dlatego w�a�nie jest tak ch�tny do wsp�pracy tutaj. W naszym �wiecie, przy naszej prymitywnej technologii, mo�e zab�ysn��.
- Czy�by ostatnio zab�ysn�� w jaki� spos�b?
- W�a�ciwie to tak - odpar� z g�o�nym westchnieniem George i uni�s� na mnie swoje lodowato b��kitne oczy. Pod wp�ywem tego wymuszonego wydechu jego nier�wne w�sy wyda�y si� jeszcze bardziej nastroszone.
Wszystko zacz�o si� od Rosie O'Donnel (powiedzia� George), zupe�nie zachwycaj�cej ma�ej istotki kt�ra by�a r�wnocze�nie przyjaci�k� mojej siostrzenicy. Mia�a b��kitne oczy, prawie tak samo b�yszcz�ce jak moje; rdzawo-brunatne w�osy, d�ugie i l�ni�ce; cudownie ma�y nosek, pokryty piegami w spos�b, jaki natychmiast zyska�by aprobat� tych wszystkich pisuj�cych romanse; wdzi�czn� szyj� i szczup�� figurk�, kt�rej zachwycaj�ce kszta�ty czarowa�y obietnic� ekstazy.
Moje zainteresowanie by�o rzecz jasna czystej intelektualnej natury, poniewa� wiek m�skiej rozwagi osi�gn��em ju� do�� dawno temu, za� teraz anga�uj� si� w konsekwencje fizycznej afekcji jedynie wtedy, gdy nalegaj� na to kobiety, co, dzi�ki �asce losu, zdarza si� nie cz�ciej ni� podczas okazjonalnych weekend�w.
Pr�cz tego Rosie ca�kiem niedawno po�lubi�a - adoruj�c w nadmiernie przesadny spos�b, co by�o dla mnie ca�kowicie niepoj�te - ogromnego Irlandczyka, kt�ry wcale nie ukrywa� faktu, i� jest bardzo muskularn� i prawdopodobnie z�o�liw� osob�. I chocia� nie mia�em �adnych w�tpliwo�ci, �e w moich m�odszych latach poradzi�bym sobie z nim bez trudno�ci, to jednak smutnym faktem by�o to, i� nie tkwi�em ju� w swoich najm�odszych latach.
Dlatego te�, chocia� nie bez pewnych opor�w, zaakceptowa�em tendencj� Rosie do omy�kowego uczynienia ze mnie przyjaciela jej w�asnej p�ci i wieku oraz powiernika dziewcz�cych tajemnic.
Zrozum, nawet jej o to nie winie. Moja naturalna godno�� oraz fakt, �e z wygl�du niezmiennie przypominam ludziom jednego b�d� kilku z najszlachetniejszych rzymskich cesarzy, automatycznie przyci�ga do mnie m�ode i pi�kne kobiety. Nigdy jednak nie pozwoli�em, aby sprawy zasz�y zbyt daleko. Zawsze upewnia�em si�, �e pomi�dzy Rosie a mn� istnieje odpowiedni dystans, poniewa� nie chcia�em, aby �adne plotki b�d� pom�wienia dotar�y do uszu niew�tpliwie silnego i by� mo�e o z�ym usposobieniu Kevina O'Donella
- Och, George - wykrzykn�a pewnego dnia Rosie klaszcz�c z rado�ci� w d�onie. - Nie masz poj�cia, jaki m�j Kevin jest kochany i jak bardzo czyni mnie szcz�liw�. Czy wiesz, co on robi?
- Nie jestem pewien - zacz��em ostro�nie oczekuj�c nietaktownego raczej wyznania - czy powinna�...
Niestety, nie zwraca�a na mnie �adnej uwagi.
- Umie w taki spos�b zmarszczy� nos, rozja�ni� oczy i u�miechn�� si� szeroko, �e wszystko w nim wydaje si� tak bardzo szcz�liwe. Jakby ca�y �wiat przemieni� si� w z�oty blask s�o�ca. Och, gdybym tylko mog�a mie� fotografi�, na kt�rej si� tak u�miecha! Pr�bowa�am mu zrobi� takie odj�cie, ale nigdy nie z�apa�am go w odpowiedniej chwili.
- Dlaczego nie zadowoli� si� czym� prawdziwym, kochanie? - zapyta�em.
- No c� - zawaha�a si�, po czym z czaruj�cym rumie�cem powiedzia�a - musisz wiedzie�, �e on nie zawsze jest taki. Ma bardzo trudn� prac� na lotnisku i czasami wraca do domu ogromnie zm�czony i wyczerpany, a wtedy staje si� odrobink� dra�liwy i potrafi gniewnie na mnie spojrze�. Gdybym mia�a jego fotografi�, na kt�rej by�by taki, jaki jest naprawd�, stanowi�oby to dla mnie otuch�. Wielk� otuch� - i w jej b��kitnych oczach zal�ni�y nieskrywane �zy.
Przyznaj�, �e pocz�tkowo poczu�em co� na kszta�t impulsu, aby powiedzie� jej o Azazelu (tak w�a�nie go nazywam, poniewa� wcale nie mam zamiaru nazywa� go jego prawdziwym imieniem, jakie poda� mi w lu�nym raczej t�umaczeniu) i wyja�ni�, co m�g�by dla niej zrobi�.
Z drugiej strony jestem jednak niewypowiedzianie dyskretny - wobec tego nie mam najmniejszego poj�cia, w jaki spos�b ty dowiedzia�e� si� o moim demonie.
Zreszt� zwalczenie tego impulsu by�o dla mnie �atwe, poniewa� jako cz�owiek bezkompromisowy i realistyczny nie poddaj� si� �atwo g�upim sentymentom. Gwoli prawdzie przyznaj�, i� w swoim surowym sercu mam pewien ciep�y zak�tek dla m�odych dam niezwyk�ej pi�kno�ci co sprawia, �e cz�sto jestem wobec nich szlachetny i wyrozumia�y. Przysz�o mi wi�c do g�owy, �e mog� przecie� wy�wiadczy� jej przys�ug� nawet nie wspominaj�c o Azazelu. Nie, nie chodzi tu wcale o to, �e nie uwierzy�aby mi. Znany jestem przecie� z tego, �e s�owa moje s� przekonuj�ce dla wszystkich, za wyj�tkiem tych, kt�rzy - tak jak ty - s� psychotykami.
Przedstawi�em ca�� t� spraw� Azazelowi, kt�ry bynajmniej nie wydawa� si� zachwycony.
- Wci�� prosisz mnie o jakie� abstrakcje - powiedzia�.
- Wcale nie - odpar�em. - Prosz� ci� tylko o zwyk�� fotografi�. Wszystko, co musisz zrobi�, to j� jedynie zmaterializowa�.
- Och, a wi�c to wszystko, co musz� zrobi�? Je�eli to takie proste, zr�b to sam. Mam tylko nadziej�, �e rozumiesz natur� r�wnowagi materii i energii?
- Tylko jedn� fotografi�.
- Tak, w dodatku z wyrazem czego�, czego nie potrafisz zdefiniowa� albo opisa�.
- No wiesz, przecie� nigdy nie widzia�em go patrz�cego na mnie w taki spos�b, w jaki patrzy na �on�. Pok�adani jednak pe�n� wiar� w twoje umiej�tno�ci.
Jak przeczuwa�em, owo banalne pochlebstwo podzia�a�o.
- Ty b�dziesz musia� zrobi� mu t� fotografi� - powiedzia� pos�pnie.
- Ale� ja nie uchwyc�...
- Nie b�dziesz musia�. Ja si� tym zajm�, chocia� by�oby o wiele �atwiej, gdybym mia� jaki� obiekt materialny do ze�rodkowania tej abstrakcji. Innymi s�owy fotografii, nawet najbardziej nieadekwatnego rodzaju, bowiem akurat takiej si� po tobie spodziewam. I tylko jednej, oczywi�cie. Nie jestem w stanie dokona� niczego wi�cej i nie b�d� naci�ga� swoich mi�ni ani dla ciebie, ani dla �adnej innej z tych pustog�owych, zamieszkuj�cych tw�j �wiat istot.
No c�, cz�sto bywa kapry�ny. Zak�adam, i� �atwym jest okre�lenie znaczenia jego roli oraz uwypuklenie faktu, �e nie mo�esz go bra� za co� zupe�nie naturalnego.
Spotka�em O'Donnell�w ju� w nast�pn� niedziel�, wracaj�cych z mszy. (W�a�ciwie to zastawi�em tam na nich pu�apk�). Oboje byli w swoich wyj�ciowych strojach, wi�c ch�tnie pozwolili mi si� sfotografowa�. Ona by�a zachwycona, on za� wydawa� si� by� odrobin� nie w humorze. Potem, staraj�c si� zrobi� to niepostrze�enie, sfotografowa�em sam� twarz Kevina. Nie by�o sposobu, aby zmusi� go do u�miechu, zmarszczenia nosa czy czegokolwiek, co Rosie uwa�a�a za tak atrakcyjne, ale czu�em, �e teraz nie jest to wa�ne. Nie by�em nawet pewien, czy aparat nastawiony by� prawid�owo. Ostatecznie, nie jestem jedynym z tych s�ynnych dzisiaj fotograf�w.
Odwiedzi�em potem przyjaciela, kt�ry by� fotograficznym czarodziejem. Wywo�a� oba zdj�cia i powi�kszy� portret Kevina do wymiar�w osiem na jedena�cie.
By� przy tym raczej gderliwy i przez przerwy mrucza�, jak bardzo jest zaj�ty, ale ja nie zwraca�em na to wi�kszej uwagi. Bo i czym�e cennym mog�yby by� jakie� jego g�upie zdj�cia w por�wnaniu z naprawd� wa�nymi sprawami, kt�re mnie poch�ania�y? Zawsze zaskakuje mnie liczba; ludzi, kt�rzy nie potrafi� tego zrozumie�.
Jednak�e kiedy zako�czy� ju� powi�kszanie, jego stosunek do omawianej sprawy zmieni� si� zupe�nie. Przez chwil� wpatrywa� si� w fotografi� Kevina, po czym powiedzia� tonem, kt�ry okre�li� mog� jedynie jako absolutnie obra�liwy.
- Tylko mi nie m�w, �e akurat tobie uda�o si� zrobi� t� fotografi�.
- Dlaczego nie? - zapyta�em wyci�gaj�c po ni� r�k�, ale on wcale nie kwapi� si�, aby mi j� odda�.
- B�dziesz potrzebowa� wi�cej kopii - powiedzia�.
- Nie, nie b�d� - odpar�em i spojrza�em ponad jego ramieniem na zdj�cie. By�o wykonane nadzwyczaj czysto, kolory za� sprawia�y wra�enie �ywych. Kevin O'Donnell u�miecha� si�, chocia� nie przypomina�em sobie, aby w chwili, kiedy robi�em to zdj�cie, na jego twarzy go�ci� taki w�a�nie u�miech. Sprawia� wra�enie przystojnego i serdecznego, ale to akurat nie wzbudzi�o mojego zainteresowania. By� mo�e kobieta dostrzeg�aby w tym zdj�ciu co� wi�cej. Albo m�czyzna, ale taki jak m�j przyjaciel fotograf, kt�ry - m�wi�c tak mi�dzy nami - niezupe�nie do ko�ca przejawia� cechy przypisywane m�czyznom.
- Tylko jedn� odbitk� - poprosi�. - Dla mnie.
- Nie - uci��em stanowczo i odebra�em mu fotografi�, pochwyciwszy go uprzednio za nadgarstek, aby nie zd��y� cofn�� r�ki.
- A tak�e poprosz� o negatyw. Mo�esz zatrzyma� sobie to drugie zdj�cie - to, na kt�rym stoj� oboje.
- Nie chc� tamtego zdj�cia - powiedzia� z rozdra�nieniem. Kiedy wychodzi�em, sprawia� wra�enie nieszcz�liwego.
Po powrocie do domu oprawi�em zdj�cie, postawi�em na obramowaniu kominka i odst�pi�em do ty�u, aby przyjrze� mu si� lepiej. Rzeczywi�cie, promieniowa�o jakim� nadzwyczajnym blaskiem. Azazel wykona� dobr� robot�.
Zastanawia�em si�, jaka b�dzie reakcja Rosie. Zadzwoni�em do niej i zapyta�em, czy m�g�bym z�o�y� jej wizyt�. Okaza�o si�, �e wychodzi�a w�a�nie po zakupy, ale gdybym m�g� zjawi� si� za jak�� godzink�...
Mog�em i pojawi�em si�. Przedtem zapakowa�em pi�knie m�j podarunek i teraz wr�cz