239
Szczegóły |
Tytuł |
239 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
239 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 239 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
239 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
tytu�: "Cz�owiek i jego pytania"
autor: Andre Frossard
Wydawnictwo "Jedno��"
Kielce 1994
S�owo wst�pne
Przeci�tny wiek uczni�w szk� maturalnych, kt�rych wypowiedzi da�y pocz�tek tej ksi��ce, to okres wielkich wzrusze�, okre�lonych jako sentymentalne. Nie brak nam o nich informacji w �rodkach przekazu. Jest to tak�e czas, w kt�rym duch, nie skr�powany jeszcze obowi�zkami i odpowiedzialno�ci� wynikaj�c� z �ycia spo�ecznego, pyta o samego siebie i o sens egzystencji. A czyni to z
przenikliwo�ci�, jak� wkr�tce przyt�pi� troski i niepokoje codziennego �ycia. W ksi��ce "B�g i ludzkie pytania" autor da� na zaniepokojenie tego metafizycznego wieku odpowiedzi zaczerpni�te z wiary. Tutaj okazuje si� on nieco bardziej przyziemny. Z my�l� o uczniach, kt�rzy zaszczycili go swoimi pytaniami, usi�uje on wyprowadzi� moraln� nauk� ze swego d�ugiego i niekiedy okrutnego do�wiadczenia �wiata. Nauka ta za� opiera si� na dw�ch s�owach: kocha� lub nie kocha�.
Andre Frossard
Kim jest cz�owiek?
To "zwierz�, kt�re potrafi si� uczy�" - m�wi nam profesor Jakub, "kt�re jest zdolne do tworzenia" - m�wi nam profesor Bernard. Dla Nietschego "cz�owiek to choroba cz�owieka". Dla Jean Paul Sartre'a - to "daremna ��dza". Wed�ug profesora Debray-Ritzena cz�owiek to ma�pa, kt�ra usi�uje wyzwoli� si� z siebie. Propozycja bardzo zadowalaj�ca, je�li si� nie chce schodzi� do coraz dalszych przodk�w a� do bezkr�gowca. Dla judeochrze�cijan cz�owiek to istota stworzona na podobie�stwo Boga, kt�ry nie jest podobny do niczego, co znamy. Staro�ytni dostrzegali w cz�owieku "zwierz� rozumne" lub "polityczne", za� Pascal na jednej z kart swoich, wspania�ych zreszt�, poezji opisuje cz�owieka jako istot� kruch�, kt�ra jednak "wie, �e umrze" i dzi�ki temu g�ruje nad nawa�nic� nie�wiadomych mocy wszech�wiata itd.
Ta mnogo�� opinii wskazuje na to, �e nie ma odpowiedzi na postawione pytanie.
A jednak cz�owiek stawia sobie pytanie odno�nie do samego siebie. Nie czyni za� tego �adne inne zwierz�.
Nie mo�na cz�owieka definiowa� przy pomocy takiego czy innego z jego uzdolnie�, nawet poprzez jego zdolno�� do rozumowania. Jaki� schemat rozumowania tkwi przecie� nawet w g�owie lisa, czatuj�cego przed kurnikiem. Nie mo�na te� czerpa� argument�w z jakiego� podobie�stwa cz�owieka do szympansa. Refleksje Nietschego i Jean Paul Sartre'a to mroczne paradoksy literat�w, b�d�ce wynikiem bezowocnego poszukiwania w g��biach ludzkiej natury. Nie zas�uguj� one na to, aby si� nad nimi zatrzymywa�, chyba tylko w tym celu, by ja�niej dojrze� trudno�� problemu. Liryka Pascala jest zapewne najpi�kniejsz� i najmocniejsz� stronic�, jaka kiedykolwiek zosta�a zapisana na temat patetycznego charakteru ludzkiego losu, nie zawiera ona jednak sformu�owania definicji. Nauki przyrodnicze popadaj� w coraz g��bsz� niepewno�� wskutek dokonuj�cego si� w nich z dnia na dzie� post�pu w zakresie biologii, neurologii i genetyki. Do Biblii nale�e� b�dzie dzisiaj ostatnie s�owo, tak jak nale�a�o do niej pierwsze; m�wi ona, �e cz�owiek - m�czyzna i kobieta - zosta� stworzony przez Boga "na Jego obraz i
podobie�stwo". Ot� B�g nie jest ani widzialny, ani zrozumia�y w spos�b, w jaki nasza inteligencja mog�aby Go opisa� i zasymilowa�, �w "obraz" i owo "podobie�stwo" odnosz� si� do bytu, o kt�rym my wiemy tylko tyle, ile On sam zechce nam o sobie powiedzie�. Wskutek tego i w nas, i w Nim istnieje jaka� cz�� nieznana, kt�ra prawdopodobnie jest najlepsza. Mo�na wi�c ostatecznie powiedzie�, �e cz�owiek, podobnie jak B�g, jest dla cz�owieka tajemnic�.
Wszystkie b��dy i wszystkie ideologiczne szale�stwa polega�y zawsze na tym, �e negowano t� cz�� tajemnicy albo usi�owano j� zniweczy�.
Ma�pa?
"Cz�owiek pochodzi od ma�py": ta rewelacja naturalisty Hegla, kt�ry �y� w XIX wieku, by�a niekiedy podawana w w�tpliwo��, cho� nigdy nie zosta�a odrzucona. Najnowsza biologia wydaje si� j� potwierdza�. Zachodzi zaledwie r�nica jednego chromosomu mi�dzy cz�owiekiem i szympansem.
A jednak wystarczy tak�e r�nica jednej cyfry, aby na loterii wygra� lub przegra�.
My�l o tym, �e cz�owiek wyszed� z r�k Stw�rcy, by�a wielce niesympatyczna dla naturalist�w XIX wieku. Przyjmuj�c rodow�d cz�owieka od ma�py, mogli si� oni spodziewa�, �e schodz�c z ga��zi na ga���, dojd� od ma�py do ryby, potem do pierwotniaka, w ko�cu - do cz�stek elementarnych, odwo�uj�c si� przy tym jedynie do magii naturalnej ewolucji, a wi�c do teorii natchnionej mieszcza�sk� trosk�, aby nikomu nie by� nic d�u�nym.
Idea aktu stw�rczego domaga si� tylko jednego cudu, natomiast teoria ewolucji zak�ada przynajmniej jeden cud na sekund�, poczynaj�c od momentu wrzenia cz�stek pocz�tkowych. Trudno�� ta jednak nigdy nie zniech�ci�a nast�pc�w Hegla ani ma�p, kt�re trwaj� w pogotowiu, aby przed�u�a� nasze istnienie. A nam niekiedy przychodzi do g�owy my�l, �e ma�py by�yby sk�onne zaprosi� nas ponownie do dzia�ania.
Czy jeste�my niewiele warci?
Przez ca�e wieki cz�owiek wyobra�a� sobie, �e znajduje si� jednocze�nie w centrum i na szczycie wszech�wiata, kt�ry zosta� stworzony dla niego. Owa "geocentryczna" koncepcja �wiata przyznawa�a ludzko�ci nadmierne znaczenie, kt�re jednak zosta�o sprowadzone do w�a�ciwej miary dzi�ki odkryciom Kopernika i Galileusza: Ziemia jest jedynie kropelk� w oceanie gwiazd, a cz�owiek niezauwa�alnym drganiem na powierzchni tej kropelki. "Robakiem na sk�rce sera", jak powiedzia� pewien poeta. Co wi�cej, jest wysoce prawdopodobne, �e w niezmierzonej przestrzeni nieba istniej� planety ukszta�towane wcze�niej ni� nasza i zamieszka�e przez istoty niesko�czenie bardziej rozwini�te od nas.
Astronomia Galileusza i wsp�czesna astrofizyka wyznaczy�y nam w�a�ciwe miejsce i �ci�le okre�li�y nasz� wielko��.
A jednak to "prawie nic" jest jedyn� �yw� �wiadomo�ci� w ca�ym znanym wszech�wiecie.
Sprowadzanie cz�owieka do jego wymiar�w fizycznych jest r�wnie absurdalne, jak traktowanie "Requiem" Mozarta jedynie w
kategoriach decybeli. Podobnym absurdem by�oby pogardza� "Koronczark�" (La Dentelliere) Vermeera tylko dlatego, �e nie jest ona widoczna z Ksi�yca.
Od czas�w Pascala trzeba by wiedzie�, �e cz�owiek zajmuje miejsce po�rednie mi�dzy czym� niesko�czenie wielkim i niesko�czenie ma�ym. Je�li jego fizyczne wymiary, oceniane z daleka, s� bez znaczenia, jego duchowy ogrom przerasta wszelkie wyobra�alne przedmioty obserwacji.
Sk�d pochodzimy?
Temat ten by� ju� omawiany w ksi��ce "B�g i ludzkie pytania". Nie zaszkodzi jednak podj�� go tu na nowo. Pochodzimy z jakiej� pocz�tkowej eksplozji, z wielkiego "big-bangu", kt�ry jest pocz�tkiem wszech�wiata. Chocia� od pewnego czasu teoria ta jest podwa�ana, mo�e ona przytoczy� szereg dowod�w na swoje poparcie. Jest ona nawet przyjmowana przez Ko�ci�, kt�ry upatruje w niej niekt�re momenty wsp�lne ze swoj� w�asn� nauk� o Stworzeniu.
A jednak "big-bang" wysadza w powietrze tak�e logik�. Bo je�eli w pewnym momencie wszystko by�o skupione w jednym punkcie, to punkt ten by� wsz�dzie i nie m�g� nigdzie eksplodowa�.
Teoria "big-bangu" jest materialistycznym t�umaczeniem
wszech�wiata, kt�re nie jest w stanie wyja�ni� pojawienia si� ludzkiej �wiadomo�ci. To jest tak, jakby kto� usi�owa� t�umaczy� powstanie pierwszego samochodu, odwo�uj�c si� do wybuchu spr�onej pary benzyny. Trzeba by jeszcze wyja�ni�, jak to samoch�d stworzy� kierowc�.
Czy cz�owiek jest dobry?
Jean Jacques Rousseau dowodzi�, �e cz�owiek jest z natury dobry i �e to dopiero spo�ecze�stwo go psuje. Wynaturzaj� go r�wnie� instytucje polityczne, zmuszaj�c go b�d� do hipokryzji, b�d� do buntu, a wi�c do k�amstwa i przemocy. �ycie bardziej zgodne z natur� ukazywa�oby jego dobro�, a zdrowe instytucje polityczne, wolne od ogranicze�, s�u�y�yby uwydatnieniu dobroci, a nie jej t�umieniu. Religia, a zw�aszcza nauka o grzechu pierworodnym, wpoi�a ludziom prze�wiadczenie, �e ich natura jest ska�ona, a wszelkie prawo zmierza jedynie do ich korygowania. Zgubno�� tej nauki tkwi w tym, �e przymus rodzi zwykle l�k i bunt.
A jednak, gdyby cz�owiek by� dobry z natury, wystarczy�oby wyzwoli� wszystkie jego instynkty, aby go uczyni� doskona�ym. Tego za� nikt nigdy nie odwa�y� si� twierdzi�.
Jak zwykle Jean Jacques Rousseau ma racj� tylko po cz�ci. Cz�owiek nie jest ani dobry, ani z�y "z natury". Jest on po prostu "z natury" podatny na dobro albo na z�o. Przekonywa� go, �e jest zepsuty jedynie przez spo�ecze�stwo, je�li rzeczywi�cie jest, to odbiera� mu prawid�owy u�ytek z sumienia i pomniejsza� go, zamiast dopomaga� mu do wzrostu.
Je�li chodzi o judeochrze�cija�sk� nauk� o grzechu, to budzi ona podziw, poniewa� przyznanie si� do winy prowadzi do przebaczenia, kt�re ma swoje �r�d�o w przedziwnym nadmiarze Bo�ej mi�o�ci.
Materia i duch?
Materia jest dotykaln� rzeczywisto�ci�, kt�rej istnienia nie trzeba udowadnia�. Ca�e nasze otoczenie jest materialne, podobnie jak my sami. Jeste�my produktem chemicznych cz�stek, kt�rych natura jest nam doskonale znana.
Co si� tyczy "ducha", jest to has�o wywo�awcze s�u��ce do oznaczenia rezultatu pewnych dzia�a� m�zgu, podobnie jak "muzyk�" nazywamy to, co jest wynikiem wprawiania w ruch instrumentu strunowego lub pneumatycznego. O ludzkiej istocie nie mo�na twierdzi�, �e jest zbudowana "z materii i ducha", tak jak nie mo�na m�wi� o akordeonie, i� jego cz�ciami sk�adowymi s� miech z klawiszami i wykonywany na nim walczyk.
Dawny dualizm materii i ducha wyszed� ju� obecnie z obiegu. Duch nie jest niczym wi�cej, jak subteln� form� egzystencji materii.
A jednak, je�li zastanowimy si� nad programem genetycznym ludzkiej istoty, r�wnie dobrze mo�emy powiedzie�, �e materia nie jest niczym innym, jak oci�a�� form� egzystencji ducha.
W rzeczy samej materia jest w sobie nieuchwytna, umyka ona nie tylko naszej w�adzy i obserwacji, ale i rozumowaniu, tak �e bez popadania w paradoks mo�na by twierdzi�, i� w przyrodzie wszystko jest materialne, z wyj�tkiem samej materii.
I na odwr�t, r�wnie� duch nie pozwala si� uchwyci�. Nikt nigdy nie zauwa�y�, aby duch objawia� si� niezale�nie od cia�a. Wyj�tek dopuszczaj� adepci spirytyzmu, kt�rzy za jedyny �rodek wyrazu ducha uwa�aj� nog� sto�u.
Znajdujemy si� w ten spos�b mi�dzy dwiema absolutnymi tajemnicami. Z jednej strony jest materia, jawi�ca si� z codzienn�
oczywisto�ci�, z drugiej za� duch, kt�rego istnienia nie mo�na lepiej udowodni�, jak tylko go zaprzeczaj�c.
Niegdy� te dwa przeciwstawne sobie wyzwania rzucane ludzkiemu umys�owi wzbudza�y u ludzi uczucia przeradzaj�ce si� we wspania�� cnot� pokory. To dzi�ki niej dokonuj� si� wszelkie odkrycia.
Cz�owiek prehistoryczny?
Znamienne s� malowid�a �cienne: my�lenie religijne cz�owieka prehistorycznego mia�o charakter przedrozumowy. Zwierz�ta malowane na �cianach jaski� mo�na pojmowa� jako symboliczne ofiary sk�adane b�stwom. Mamy naturalnie ma�o element�w pozwalaj�cych na wytworzenie sobie poj�cia wierze� owej odleg�ej epoki. Jednak�e dokumenty pochodz�ce z nieco bli�szych nam okres�w (napisy, figurki itp.) jasno wykazuj�, �e cz�owiek pierwotny by� g��boko religijny i zami�owany w sk�adaniu obrz�dowych ofiar.
A jednak bizony Lascaux s� w ruchu, a to nie zgadza si� z przytoczonymi przed chwil� wywodami.
Istnieje u archeolog�w i antropolog�w sk�onno�� dopatrywania si� wsz�dzie element�w religii. Najmniejsza figurka z terakoty lub drzewa jest w ich oczach bo�kiem lub przedmiotem kultu. Nie przychodzi im do g�owy, �e tak�e ludzie pierwotni mogli
obdarowywa� lalkami swoje dzieci. Gdyby archelogowie roku 20000 odkryli wn�trze mieszkania w jakim� mie�cie, kt�re w roku 1900 leg�o w gruzach w wyniku kataklizmu, to znajduj�cy si� w salonie kominek by�by dla nich z pewno�ci� rodzinnym o�tarzem, na kt�rym p�on�� �wi�ty ogie�; kandelabry sta�yby si� lichtarzami
podtrzymuj�cymi �wiece przeb�agalne, za� figurki z br�zu zdobi�ce �cienny zegar by�yby to b�stwa domowe, patronuj�ce wydzwanianym przez ten�e zegar godzinom oficj�w. Nie dowiemy si� niczego ciekawego o cz�owieku prehistorycznym, dop�ki archeologowie i antropolodzy nie wylecz� si� ze swoich religijnych natr�ctw.
Jak na razie, oceniaj�c malowid�a i rysunki owego nieznanego pradziada, mo�emy powiedzie� tylko tyle, �e odznacza� si� on wielk� bystro�ci� obserwacji, delikatno�ci�, szczerym ukochaniem przyrody, ogromn� wra�liwo�ci� i wieloma zaletami, kt�rych zanik wykazuje wiele wsp�czesnych dzie� sztuki i literatury.
Dlaczego istnieje z�o na ziemi?
Nie ma ca�o�ciowej odpowiedzi na ten problem. Istniej� cztery rodzaje z�a: z�o naturalne, z�o fizyczne, z�o przypadkowe, tj. nieszcz�cie, i z�o moralne. Najtrudniejsze do wyja�nienia z religijnej perspektywy jest z�o naturalne (o trzech pozosta�ych rodzajach z�a b�dzie mowa w dalszych rozdzia�ach tej ksi��ki). Z�o naturalne obejmuje r�ne kl�ski geologiczne, atmosferyczne, wzgl�dnie kosmiczne. S� one dowodem na to, �e idea Boga jest fa�szywa. Zosta�o przecie� napisane w pierwszym rozdziale Biblii: "B�g widzia�, �e Jego stworzenie by�o dobre, a nawet bardzo dobre". Okazuje si�, �e tak nie jest. Wybuchy wulkaniczne, powodzie, niszczycielskie ruchy ziemi, b�d�ce przyczyn� ludzkich cierpie�, to wystarczaj�ce dowody, �e stworzenie jest z�e.
A jednak, je�eli w Ksi�dze Rodzaju B�g rzeczywi�cie stwierdza, �e Jego stworzenie jest dobre, to nigdzie nie m�wi On, �e stworzenie jest doskona�e.
Chocia� na poz�r drogi rozumowania ateisty i cz�owieka wierz�cego biegn� w przeciwnych kierunkach, w rzeczywisto�ci s� zbie�ne.
Wed�ug ateisty, powolne kszta�towanie si� wszech�wiata, rozpocz�te w momencie pierwotnego "big-bangu", nie mo�e si� rzeczywi�cie dokonywa� bez zak��ce�, niejednostajno�ci rozwoju, zawirowa� i strat.
Wed�ug cz�owieka wierz�cego, stan doskona�o�ci panowa� w ogrodach Edenu, ale nie rozci�ga� si� na reszt� �wiata, kt�r� Adam mia� wzi�� w posiadanie, aby nad ni� panowa� i j� udoskonala�. Ot� grzech pierworodny uniemo�liwi� mu spe�nienie tego pos�annictwa.
Zgodnie z obiema hipotezami Stworzenie nie jest uko�czone. I sytuacja ta niczego nie dowodzi - ani na rzecz Boga, ani przeciw Niemu.
Mi�o�� fizyczna?
M�wili�my du�o o mi�o�ci w ksi��ce "B�g i ludzkie pytania", w kt�rej wszystkie bez wyj�tku odpowiedzi czerpa�y natchnienie ze s��w Jana Ewangelisty: "B�g jest mi�o�ci�" (1 J 4, 16). Nie by�o tam jednak mowy na oklepany temat mi�o�ci fizycznej. Tutaj te� po�wi�cimy mu tylko kilka wierszy. Mamy tu do czynienia z banalnym zjawiskiem przyci�gania, kt�re si� powtarza od atomu do galaktyki. Wystarczy zaobserwowa� wdzi�k ruch�w przechadzaj�cej si� m�odej kobiety, aby wyrobi� sobie jak�� ju� naukow� ide� powszechnego przyci�gania. Stosunek cielesny jest banaln� czynno�ci�, kierowan� jedynie prawem po��dania i zaspokojenia. I jest rzecz� zupe�nie zbyteczn� poddawa� j� zasadom jakiego� z�udnego systemu moralnego lub duchowego.
A jednak sama mi�o�� fizyczna ma tak�e swoj� moralno��, zw�aszcza gdy jest jej pozbawiona.
Nic nie jest bardziej niebezpieczne, jak rozstawanie si� ze sw� dusz�, aby odda� si� czysto fizycznej przyjemno�ci. Wcze�niej czy p�niej cz�owiek si� przekona, �e je�li "wszelkie szcz�cie, kt�rego r�ka nie dotyka, jest tylko snem", tak�e to, kt�rego t� r�k� dosi�ga, okazuje si� py�em.
Seks?
Seks kojarzy si� z narz�dami p�ciowymi, s�u��cymi do reprodukcji i do osi�gania przyjemno�ci. W�a�ciwie s�uszniej by�oby przestawi� u�yte tutaj terminy i umie�ci� przyjemno�� przed reprodukcj�. Bo to nie zadowolenie p�yn�ce z przekazywania �ycia zapewnia przyjemno��, ale przyjemno�� cielesnego wsp�ycia sprzyja przed�u�aniu ludzkiego gatunku. Nie mo�e by� rozmna�ania bez przyjemno�ci, ale mo�na osi�gn�� przyjemno�� bez rozmna�ania. Ten ostatni moment jest bardzo wa�ny. Wiele religii pope�ni�o w tej dziedzinie b��d, i to do tego stopnia, �e seks by� w ci�gu wiek�w uwik�any w wielorakie tabu, kt�re obecnie zosta�y ca�kowicie zniesione. Jest wszak�e jeden wyj�tek: mianowicie kazirodztwo, niemal powszechnie jeszcze pot�piane. Je�li poga�stwo nies�usznie otacza�o przesadnym uwielbieniem narz�dy s�u��ce do spe�niania jednej z najbardziej naturalnych funkcji, to b��d chrze�cija�stwa polega� na tym, �e cielesne zadowolenie uwa�a�o za grzech, a nawet uto�samia�o z nim grzech w naj�ci�lejszym sensie, jakim by� grzech pierworodny. Jest to r�wnoznaczne z pot�pieniem samego pragnienia.
W naszych czasach p�e� uwa�a si� za podstawowy atrybut cz�owieka, poniewa� - jest to jedyny przypadek w�r�d zwierz�t - wyprzedza ona cz�owieka we wszystkich jego przedsi�wzi�ciach.
Zagadnienie p�ci spowodowa�o pojawienie si� nieprzeliczonego szeregu seksuolog�w. �ledz� oni jej przejawy z zainteresowaniem czysto naukowym, przywracaj�c jej wreszcie nale�ne pierwsze miejsce i zdejmuj�c z niej wszelkie pi�tno moralnej winy.
A jednak seks nie jest niewinny
Kiedy ludzie odwracaj� wzrok od nieba, aby go skierowa� na ziemi�, pierwsz� rzecz�, jak� dostrzegaj�, jest ich seks. Ch�tnie czyni� z niego ma�e zast�pcze b�stwo, kt�re nosi w sobie pozorny sekret �ycia i zamiast wieczno�ci obiecuje namiastk� w formie swoistej trwa�o�ci biologicznej. To mniej lub wi�cej �wiadome
ba�wochwalstwo nale�y dzisiaj do najbardziej rozpowszechnionych. Seks zajmuje coraz wi�cej miejsca w literaturze, filmie, a zw�aszcza w telewizji, gdzie kryje si� pod lekk� zas�on� socjologii, psychoanalizy lub statystyki. Obok film�w z
obowi�zuj�c� sekwencj� publicznie dokonywanego stosunku nie ma prawie programu telewizyjnego, w kt�rym by brakowa�o dyskusji nad sposobami udanego lub nieudanego wsp�ycia seksualnego. Nieszcz�ni uczestnicy tych program�w nie zdaj� sobie sprawy z tego, �e w�cibska kamera, �apczywie filmuj�ca ich brodawki lub ich dziurki w nosie, mniej podnieca do swawolnych marze� ni� do ponurych rozmy�la� nad czaszk� Yoricka.
Trzeba ponadto stwierdzi�, �e bo�yszcze seksu jest podatne na spadek �ywotno�ci i �e �rodki s�u��ce do jego podniecenia s� takie same we wszystkich epokach moralnej dekadencji: str�czycielstwo, sadyzm, masochizm albo po��czenie obu zbocze�, gwa�t, okrucie�stwo lub owa dwup�ciowo��, kiedy osobnik nie wie, czy jest samcem czy samic�. Staro�ytni, zanim si� pogr��yli w obrzydliwo�ciach epoki upadku, mieli poczucie wstydu, nie podyktowane bynajmniej przes�dem czy religijnym l�kiem. Zrozumieli bowiem lub odgadn�li to, o czym wkr�tce na w�asny koszt mia� si� przekona� wsp�czesny �wiat, �e narz�dy s�u��ce �yciu, je�li si� cz�owiek nimi popisuje z pogwa�ceniem ich tajemniczego powi�zania z sercem i dusz�, r�wnie dobrze mog� poci�ga� ku �mierci.
Czy AIDS jest kar� niebios?
Niekt�rzy zacofani morali�ci chcieliby, aby�my w to uwierzyli. Ot� sama Ewangelia na pytanie, czy istnieje zwi�zek mi�dzy grzechem i chorob�, odpowiedzia�a negatywnie. Choroba nie jest kar� za grzech (przy za�o�eniu, �e grzechem by�o nara�enie si� na infekcj� wirusem HIV). Co wi�cej, biskupi francuscy, chc�c oddali� wszelkie przes�dy w tej dziedzinie, opublikowali oficjalny komunikat, stwierdzaj�cy wyra�nie, �e aids nie jest kar� niebios.
A jednak nie zaszkodzi doda�, �e komunikat ten nie jest bynajmniej zach�t�.
Jest rzecz� zbyteczn�, a nawet szkodliw� z religijnego punktu widzenia, domaga� si� za ka�dym razem interwencji nieba. Gdyby�my bowiem musieli przyj��, �e ono natychmiast karze za pewne grzechy, trzeba by od razu zapyta�, dlaczego toleruje tyle innych, cz�sto o wiele ci�szych, i nie wymierza za nie kary. Trzeba w tym przypadku zacytowa� zdecydowan� wypowied� genetyka Jer�me Lejeune'a: "B�g wybacza zawsze, ludzie tylko czasami, natura - nigdy". Ot� tylko natura jest zamieszana w chorob�, o kt�rej tu m�wimy. Tak wi�c odkrywanie jej przyczyn nale�y do nauki.
Prezerwatywy w szkole?
Pa�stwo, kt�re za po�rednictwem zak�adu ubezpiecze� spo�ecznych bierze na siebie koszty choroby, jest upowa�nione do zapobiegania jej wszelkimi stosownymi �rodkami. A poniewa� aids rozpowszechnia si� najcz�ciej przez wsp�ycie seksualne, normaln� jest rzecz�, �e pa�stwo interesuje si� t� dziedzin� i �rodkami zapobiegaj�cymi rozprzestrzenianiu si� z�a. Jedynym �rodkiem o uznanej
skuteczno�ci jest prezerwatywa. Logicznie wi�c pa�stwo daje j� do dyspozycji m�odzie�y. Kiedy Ko�ci� sprzeciwia si� temu, lub w ka�dym razie powstrzymuje si� od zalecania prezerwatywy, mo�na razem z wieloma zdrowo my�l�cymi lud�mi powiedzie�, �e staje si� on winny "odmowy udzielenia pomocy osobom znajduj�cym si� w niebezpiecze�stwie".
A jednak nie mo�na si� spodziewa�, �e po�o�ymy kres po�arom las�w, ograniczaj�c si� do mno�enia os�on z azbestu, a r�wnocze�nie pozwalaj�c spacerowiczom podpala� zaro�la.
Ingeruj�c bardzo wcze�nie w nasze �ycie p�ciowe, pa�stwo jest �przekonane, �e wy�wiadcza dobrodziejstwo. A tymczasem staje si� organizatorem czego� najgorszego. W rzeczy samej skuteczno�� prezerwatywy nie jest absolutna. Dowodz� tego statystyki zwi�zane ze stosowaniem �rodk�w antykoncepcyjnych. Je�li dziesi�� procent niepowodze� (liczba og�lnie przyjmowana) w zakresie kontroli pocz�� przyczynia si� do powstania jeszcze jednego przedszkola, to skutki pomy�ek powoduj�cych zara�enie chorob� aids rozci�gaj� si� na obszar jednego cmentarza wojskowego. Gdy si� wmawia dzieciom, �e �rodek uprzejmie oddany do ich dyspozycji wystarczy, aby je zabezpieczy�, tym samym zach�ca si� je do r�norakich
eksperyment�w, kt�re powoduj� rozszerzanie si� plagi. Trzeba by w�a�nie pa�stwo oskar�a� nie z powodu "odmowy udzielenia pomocy osobom znajduj�cym si� w niebezpiecze�stwie", ale z racji wystawienia tych os�b na niebezpiecze�stwo.
Je�li chodzi o Ko�ci�, nie mo�na nawet pomy�le�, aby m�g� on cho�by po�rednio zach�ca� do praktyk nios�cych ze sob� bardzo powa�ne ryzyko, na temat kt�rego istnieje przera�aj�ca zmowa milczenia.
Antykoncepcja w m�odym wieku?
We Francji co roku sze�� tysi�cy bardzo m�odych dziewcz�t zachodzi w ci���. Staj� one wobec alternatywy: przerwa� ci��� albo odpowiedzialnie podj�� macierzy�stwo ze wszystkimi jego ci�arami, kt�rych ud�wign�� nie potrafi�. Wi�kszo�� z tych dziewcz�t, podobnie jak ich m�odzi partnerzy, nie znajduje �adnego
praktycznego sposobu unikni�cia ewentualno�ci ci��y. Rz�d czuje si� wi�c upowa�niony do tego, aby da� do r�k dzieci szkolnych podr�czniki m�wi�ce o zapobieganiu ci��y, i to od momentu, kiedy dzieci wkrocz� w krytyczny wiek czternastu lat: W stosunku do dziewcz�t trzeba by zreszt� obni�y� ten wiek do lat dwunastu. Mniejszym ci�arem dla pa�stwa jest drukowanie podr�cznik�w ni� branie na siebie nast�pstw ignorancji, kt�rej przecie� �atwo zapobiec.
A jednak odnosimy przygn�biaj�ce wra�enie, �e je�eli
czternastolatki nie zawsze zdaj� sobie spraw� z nast�pstw swoich czyn�w, to i pa�stwo nie lepiej ocenia w�asne poci�gni�cia.
Akt seksualny nie jest jedynie dzia�aniem narz�d�w rozrodczych. Czy kto� tego chce, czy nie, pobudza on do czynu serce, uczucia, inteligencj�, i ostatecznie - ca�� osob�.
Serce, kt�rego nigdy nie mo�na zmusi� do milczenia. Zostaje ono wystawione na ryzyko utraty najpi�kniejszego ze swych przymiot�w, jakim jest zdolno�� do nieodwo�alnego daru z samego siebie.
Uczucia, kt�re zostaj� natychmiast przyt�pione i mog� odzyska� zdolno�� do reagowania jedynie za cen� do�wiadcze� coraz bardziej skomplikowanych i coraz mniej godnych pochwa�y, a prowadz�cych w ko�cu do zwyk�ej drapie�no�ci.
Inteligencj�, kt�r� zbyt �atwe doznania przyjemno�ci wiod� do pogardy, do po�a�owania godnego patrzenia na cz�owieka, a w ko�cu do niezdolno�ci otwierania si� na prawd�.
Ostatecznie - ca�� osob�, kt�ra stanowi pewn� ca�o��. Nie mo�na pos�ugiwa� si� jak�� jej cz�stk� bez nara�ania na ruin� jedno�ci, b�d�cej sam� podstaw� jej egzystencji.
Homoseksualizm?
To, co jednorodne, jest silniejsze ni� to, co r�norodne; wobec tego homoseksualizm jest czym� wy�szym ni� heteroseksualizm. W ka�dym razie jest to normalna aktywno�� seksualna, a nawet mo�na powiedzie�, �e bardziej naturalna, poniewa� ��czy ona dwie osoby tej samej natury. Staro�ytni mieli w niej wi�cej upodobania ni� w zwyczajnych przejawach mi�o�ci. Owszem, wydaje si�, �e nawet ze strony Ko�cio�a znikn�y wszelkie uprzedzenia w tej dziedzinie, skoro nowy katechizm katolicki nakazuje traktowa� homoseksualist�w "z szacunkiem".
A jednak, gdyby homoseksualizm by� naturalny, natura stworzy�aby tylko jedn� p�e�.
1. Argument czysto werbalny jest jedynie kiepsk� gr� s��w. Drog� toruje mu j�zyk seksuologii, kt�rej nie sta� na m�wienie o sprawach prostych w prostych s�owach i kt�ra w swojej dziedzinie nie widzi nic anormalnego poza moralno�ci�.
2. Staro�ytni rzeczywi�cie nie byli we wszystkim przyk�adni, a w tym przypadku ich por�czenie nie jest nic warte. Ate�czycy dopuszczali niewolnictwo, Kartagi�czycy praktykowali sk�adanie ofiar z ludzi i wrzucali dzieci do rozpalonego pieca w kszta�cie paszczy Baala.
3. Homoseksualizm mo�e mie� tyle przyczyn fizjologicznych lub psychologicznych, w wi�kszo�ci niemo�liwych do rozszyfrowania, �e nie mo�na wyda� s�du o jego adeptach. Takiego zdania jest Ko�ci�, gdy pot�pia grzech, nigdy jednak nie pot�piaj�c grzesznika. Znaczy to, �e homoseksualista jest naszym bli�nim, jak ka�dy inny cz�owiek. To pragnie Ko�ci� da� do zrozumienia, gdy m�wi o "szacunku" nale�nym tak�e homoseksuali�cie. Nie mamy pewno�ci, czy wyraz ten, nieco zaskakuj�cy jakby przesadn� grzeczno�ci�, jest dobrze przyjmowany przez samych homoseksualist�w; czy nie podejrzewaj� oni, �e s� traktowani jak chorzy, wymagaj�cy du�o wyrozumia�o�ci.
4. Prawd� jest, �e "znikn�y uprzedzenia" w stosunku do
homoseksualizmu. Ale prawd� te� pozostaje, �e wsp�czesne spo�ecze�stwo w swojej nikczemno�ci woli legalizowa� wypaczenia, ani�eli je zwalcza�. Ot� homoseksualizm jest przede wszystkim wypaczeniem osoby. Takie stanowisko mo�e si� wydawa� przestarza�e, a przecie� najbardziej post�powe jest takie zachowanie, jak u tych, kt�rzy ocaleli z zag�ady Sodomy. Faktem jest, �e spo�r�d homoseksualist�w i biseksualist�w wywodzi si� wi�kszo��
nieszcz�snych nosicieli wirusa HIV. Z tego nikt jednak nie czerpie nauki, pozwalaj�cej ocali� niekt�rych spo�r�d nich.
Kim jest kobieta?
Kobieta jest towarzyszk� m�czyzny. "Uczyni� (m�czy�nie) odpowiedni� dla niego pomoc", m�wi B�g w Ksi�dze Rodzaju (Rdz 2, 18). Kobieta jest podporz�dkowana m�czy�nie, a tym samym ni�sza od niego. Zreszt� wspomniana Ksi�ga precyzuje, �e kobieta zosta�a stworzona z "�ebra Adama" (por. Rdz 2, 21-23). Takie pochodzenie czyni z niej istot� czysto dodatkow�, uzupe�niaj�c�. Ponadto odznacza si� ona mniejsz� si�� mi�ni, jej m�zg jest l�ejszy, cierpi ona na r�ne ograniczenia i dolegliwo�ci, jak np. miesi�czkowanie lub ci��a, wskutek czego staje si� niezdolna do podejmowania wielu zada�. Wreszcie kobieta nie stworzy�a niczego donios�ego w najwa�niejszych dziedzinach kultury, sztuki czy my�li abstrakcyjnej, jak to jeszcze zobaczymy w innym rozdziale tej ksi��ki.
A jednak kobieta posiada pi�kno, kt�re, jak powiedziano, jest wynikiem harmonijnego po��czenia Dobra, Prawdy i Jedno�ci.
1. To, �e kobieta jest "pomoc�", nie oznacza wcale
podporz�dkowania. Znaczy to natomiast, �e zosta�a stworzona nie dla siebie samej. Z tego te� wzgl�du przewy�sza ona m�czyzn�, kt�ry na og� jest bezwoln� ofiar� swojego egoizmu.
2. Wed�ug Talmudu wyraz "�ebro" nale�a�oby w przytoczonym tek�cie Biblii rozumie� w sensie "brzegu", "wybrze�a": kobieta jest jakby morzem, kt�re zaczyna si� tam, gdzie ko�czy si� ziemia. T� ziemi� jest m�czyzna. Kobieta - faluj�cym morzem, nawiedzanym sztormami, ale te� kryj�cym w sobie tajemnicz� p�odno��, nie m�wi�c o pianie, kt�ra przypomina koronki kobiecych sukien.
3. Ci�ar m�zgu nie ma �adnego znaczenia. Einstein i Lenin mieli m�zgi o wadze poni�ej �redniej.
4. Si�a mi�ni nie jest �adnym dowodem wy�szo�ci. Karol Marks skaka� z pewno�ci� mniej rekordowo ni� Carl Lewis.
5. Ograniczenia i dolegliwo�ci, o kt�rych tu mowa, wi��� si� z jej zdolno�ci� do rodzenia. �adne z zada�, kt�rych kobieta nie mo�e podj�� w czasie ci��y, nie da si� por�wna� z tym, i� wydaje ona na �wiat �yw� istot�.
6. W podobny spos�b mo�na odeprze� zarzut, jakoby kobieta mia�a mniej zdolno�ci do tworzenia ni� m�czyzna: nie ma dzie�a sztuki, kt�re mog�oby rywalizowa� z dzieckiem, podobnie jak �adne perfumy wyprodukowane w laboratorium nie dor�wnuj� woni r�.
Sztuka i kobiety?
Kobiety s� wprawdzie uzdolnione do tw�rczo�ci artystycznej ni�szego rz�du, jak dekoracja, gra na instrumencie, haft itp., ale nie potrafi� tworzy� wielkich dzie� wyobra�ni tw�rczej. Wykonuj� co prawda pi�kne akwarele albo cudownie graj� na fortepianie, ale nigdy nie stworzy�y arcydzie�a na miar� Rembrandta czy Mozarta.
Na pr�no kto� b�dzie si� powo�ywa� na fakt, �e w ci�gu wiek�w kobiety kszta�ci�y si� tylko w pewnych �ci�le ograniczonych dziedzinach. Kszta�cenie to obejmowa�o w�a�nie malarstwo i muzyk�. Je�li dla uczciwo�ci b�dziemy unika� s�owa "s�abo��", to przecie� trzeba stwierdzi�, �e we wspomnianej przed chwil� dziedzinie kobiety wykazuj� zdecydowan� ni�szo�� w stosunku do m�czyzn.
A jednak sztuka to nade wszystko kwestia wra�liwo�ci. Absurdem by�oby utrzymywa�, �e kobiety s� mniej wra�liwe od m�czyzn.
Sygna�y i obrazy, docieraj�ce do nas z zewn�trznego �wiata za po�rednictwem aparatu zmys��w, grupuj� si� w nas na r�nych poziomach duchowej g��bi, gdzie nabiera kszta�tu refleksja, �wiadomo��, ocena, pami��, aby wreszcie dotrze� do serca. To ono jest w cz�owieku organem przemieniaj�cym doznania zmys�owe w mi�o��. Wszystko bowiem, co istnieje na �wiecie, otrzymuje swoje w�a�ciwe miejsce ze wzgl�du na mi�o��.
Z chwil� gdy wra�enia zmys�owe docieraj� do brzegu �wiadomo�ci, artysta przenosi je na p��tno, na �cian�, na nocny firmament muzyki lub na ekran wyobra�ni, obdarowuj�c nas swoimi odczuciami, przywidzeniami i r�nymi produktami swoich dozna�. Tu znajduje swe wyja�nienie ogromna r�nica, jak� cz�sto zauwa�amy mi�dzy delikatnym pi�knem dzie�a sztuki a osobistym prostactwem niejednego artysty. Dziwi na przyk�ad kontrast mi�dzy kryszta�ow� czysto�ci� strumienia muzyki Mozarta i wprost plugawym
grubia�stwem uczu�, o kt�rym �wiadczy jego korespondencja, na przyk�ad gdy pisze do swej siostry, �e j� ca�uje w nos, w czo�o i "w ty�ek, je�eli jest czysty".
Kobiety maj� oczywi�cie takie same duchowe w�a�ciwo�ci jak m�czy�ni, jednak�e nie kieruj� one nimi w taki sam spos�b. Nie stawiaj� one �adnej zapory nawa�nicy uczu�, docieraj�cych bezpo�rednio do ich serc. Tu przemieniaj� si� one natychmiast w po�wi�cenie, w mi�o��, w nienawi�� lub w mistyczne uniesienie. Kobiety tworz� na poz�r mniej arcydzie� sztuki ni� m�czy�ni. Ale trzeba przecie� przyzna�, �e mistyczna wznios�o�� �wi�tej Katarzyny ze Sjeny lub Jadwigi z Antwerpii przewy�sza warto�� wszystkich obraz�w �wiata, tak�e w porz�dku estetycznym.
Nie mo�na wi�c m�wi� o �adnej ni�szo�ci kobiet w dziedzinie tw�rczo�ci artystycznej. Trzeba by raczej stwierdzi� co� odwrotnego, skoro o�lepiaj�cy blask do�wiadczenia mistycznego przerasta wszelkie inne postacie ol�nienia.
Czas wi�c wreszcie sko�czy� z tym mieszcza�skim, upartym i �miesznym uprzedzeniem, kt�re krzywdzi kobiety przez przypisywanie im "nier�wno�ci" w stosunku do m�czyzn. Owe "nier�wno�ci" to przecie� tylko r�ne formy egzystencji.
Je�li za� chodzi o opini� o "wielkich kompozytorach" i "wielkich malarzach", to s� one bezwarto�ciowe, je�li nie wr�cz chamskie. To kobiety wyda�y na �wiat Rembrandta i Mozarta. I je�li prawd� jest, �e w�r�d kobiet nie znajdujemy duplikat�w tego rodzaju, to nie da si� zaprzeczy�, �e i w�r�d m�czyzn nie mo�na ich dostrzec.
Przysi�ga ma��e�ska?
Jest to poj�cie i zwyczaj z epoki g��boko przenikni�tej
religijno�ci� i wiar� w nie�miertelno�� duszy. W owej epoce czas pojmowano jako przedsmak wieczno�ci, tak �e wszelkie zobowi�zanie podejmowane na ziemi mia�o swoje nieodzowne przed�u�enie na tamtym �wiecie. Ta koncepcja �wiata jest ju� obecnie przedawniona. Cz�owiek jest �wiadomy swoich ogranicze�, a r�wnocze�nie osi�gn�� on ca�kowit� wolno�� od wszelkiego rodzaju religijnego lub moralnego zniewolenia. I to jest jego najcenniejszym dobrem. Cz�owiek nie toleruje �adnej alienacji. Tak�e i mi�o��, jak i �adne inne uczucie, nie jest w stanie zobowi�za� go w spos�b nieodwo�alny. M�czyzna ani kobieta nie mog� si� sobie wzajemnie odda� definitywnie, podobnie jak nie potrafiliby z�o�y� przysi�gi, �e przez ca�e, �ycie b�d� jedli kapust�. Mi�o�� nie ma ju� obecnie owego pi�tna wieczno�ci, jakie wyciska�o na niej niegdy� domniemane potwierdzenie niebios.
A jednak pozostaje prawd�, �e mi�o��, kt�rej by nie towarzyszy�o prze�wiadczenie, �e jest wieczna, nie mog�aby nigdy zaistnie�.
Panuje ca�kowite zamieszanie co do natury ludzkiej mi�o�ci i podstaw ma��e�skiej przysi�gi. Je�li chodzi o religi�, to ona zawsze u�wi�ca jedynie stan faktyczny. Mi�o�� wyprzedza�a obrz�dy. To w�a�nie tajemnica mi�dzyludzkiej wi�zi jest jedn� z przyczyn, a nie rezultatem, wielkich pyta� stawianych w obrz�dzie religijnym.
Istnieje r�wnie� b��dne poj�cie samego procesu zobowi�zania. Nie prowadzi on do zm�czenia i nudy, kt�re s� smutn� pozosta�o�ci� niepokonalnego egoizmu, ale do stopniowego i zachwycaj�cego odkrycia niezmierzonych g��bi ludzkiej istoty. Objawiaj� si� one przez udzia� w do�wiadczeniach i cierpieniach, wiod�c ku niesko�czono�ci, kt�ra porywa za sob� jednego wsp�ma��onka, a pozostawia drugiego z jego wspomnieniami, z tego upojeniem, z jego �zami. I pozostaje owa pewno��, �e�my kochali. To jest jedyne nieutracalne dobro, kt�re mo�na osi�gn�� na tym �wiecie i zabra� ze sob� w wieczno��.
Wyzwolenie kobiety?
Wyzwolenie kobiety wesz�o w faz� decyduj�c� po wydarzeniach z maja 1968 roku wraz z rozpowszechnieniem pigu�ki antykoncepcyjnej, z legalizacj� przerywania ci��y, z wynalezieniem "pigu�ki jutra" oraz masowym wkroczeniem kobiet na rynek pracy. Osi�gn�y one tutaj sw� niezale�no��, a prawo przesta�o wreszcie popiera� sprzyjaj�ce m�czyznom rozr�nienie mi�dzy obu p�ciami. Jest to jaka� rewolucyjna zmiana los�w kobiety.
A jednak rzadko kiedy rewolucje ko�cz� si� tak, jak si� zacz�y. Niewiele pozosta�o z entuzjazmu roku 1789 w ponurym requiem roku 1794.
Mo�na si� tylko cieszy� z przyj�cia zasady r�wno�ci m�czyzny i kobiety w obliczu prawa. Tej rado�ci towarzyszy jednak zdziwienie, �e trzeba by�o a� tyle wiek�w, aby do niej doj��. Trzeba jednak�e wyrazi� �al, �e nie zawsze bywa usuwana nier�wno�� zarobk�w.
Z przyjemno�ci� prze�ywali�my co�, co mo�na by nazwa� "noc� 4 sierpnia". By�a ona pracowita i d�uga, ale w�a�nie wtedy zosta�a wreszcie zniesiona, przynajmniej werbalnie, zasada o wy�szo�ci m�czyzn. Nie mo�na przecie� jednak przemilcze� faktu, �e przygotowane potem ustawy o pigu�ce lub o przerywaniu ci��y by�y ustawami m�czyzn i przeg�osowanymi przez m�czyzn. Zosta�y one wprowadzone po to, aby uwolni� m�czyzn od nast�pstw ich post�powania i aby oszcz�dzi� kobietom ryzyka, na jakie s� nara�one z racji swoich uwarunkowa�.
Ostatecznie jednak jest rzecz� zupe�nie niemo�liw� dokonanie jasnej oceny psychologicznych nast�pstw tej ogromnej przemiany. Uczuciowe relacje mi�dzy m�czyznami i kobietami nie s� na pewno takie, jakie by�y niegdy�. Pytamy nawet niekiedy, czy mo�na jeszcze m�wi� o �yciu uczuciowym na oznaczenie pewnego systemu relacji, kt�re zaczynaj� si� tam, gdzie dawniej si� ko�czy�y. Kobiety powi�kszy�y obszar swej niezale�no�ci. Mo�na jedynie z rado�ci� powita� ten post�p. Nie jeste�my jednak pewni, czy w tym samym czasie nie utraci�y one wiele ze zdumiewaj�cej si�y swego charakteru, jak� zdobywa�y od najwcze�niejszej m�odo�ci, gdy znajdowa�y si� w sytuacji obl�onej twierdzy. A z drugiej strony m�czy�ni, kt�rym g�upota dyktowa�a przekonanie, �e s� bardziej inteligentni od kobiet, zaczynaj� w�tpi� w samych siebie. Jest to dobre dla zdobycia pokory, ale nie tak dobre, aby podj�� zobowi�zanie moralne. Dzisiaj nie mo�na powiedzie�, jak� to umow� zawiera� b�d� jutro dwie osoby, kt�re w swoich wzajemnych relacjach zmieniaj� si� w kierunku niemo�liwym do przewidzenia.
W ka�dym razie w sposobie poruszania tego tematu dokona� si� pewien post�p. Bo jeszcze niedawno w teatrze, w literaturze albo w rozmowach idiot�w istnia� pewien styl m�wienia "o kobietach", kt�ry zbyt cz�sto przypomina� j�zyk, jakim pos�ugiwano si� w m�wieniu "o �ydach".
Dlaczego kobiety interesuj� si� ksi�niczkami?
Jest to dow�d s�abo�ci ich rozeznania i dobry przyk�ad ich nierozumnej sk�onno�ci do marzycielstwa.
A jednak kobiety, cz�sto skupiaj�ce w swych r�kach obowi�zki pracy zawodowej, ci�ar utrzymania rodziny i trosk� o dzieci, do kt�rych mo�na zaliczy� tak�e ich m�a, s� w znoszeniu rzeczywisto�ci codziennego �ycia bardziej odporne ni� m�czy�ni.
Odpowied� jest prosta: wszystkie kobiety maj� powo�anie
ksi�niczki i wszystkie powinny ni� by� u siebie. W ka�dym razie prawie wszystkie s� ksi�niczkami w o wiele wy�szym stopniu ni� znakomito�ci, o kt�rych �wiatowych przygodach jest g�o�no w prasie, a kt�rych zachowanie zbyt cz�sto odbiera nam ch�� do marze�.
Czy pi�kno jest przymiotem kobiet?
1 1 73 0 0 108 1 ff 1 32 1
Jest to oczywi�cie cecha m�ska. We wszystkich gatunkach zwierz�t zawsze �adniejszy jest samiec: jest bardziej upierzony i ow�osiony. Dowodzi tego cho�by upierzenie ba�anta albo grzywa lwa. Proporcje cia�a m�czyzny s� bardziej harmonijne ni� kobiety, z jej zbyt szerok� miednic� i szczup�ymi barkami. Mi�nie kobiety s� wiotkie i w zawodach sportowych zwyci�stwo odnosi m�czyzna. Ponad to dwa greckie kanony pi�kno�ci: Apoksjomen Lizypa i Doryfor Polikleta - to m�czy�ni. Nie ma natomiast �adnego kanonu pi�kna kobiecego, kt�re zreszt� podlega wielkiemu zr�nicowaniu od Wenus "o pi�knych po�ladkach" do Diany �owczyni, albo od kobiet Maillola do kobiet Modiglianiego. Kobieta mo�e by� mi�a, ale tylko m�czyzna jest pi�kny.
A jednak pi�kno to nie sprawa pi�r. W tym przypadku rewiowe tancerki by�yby z pewno�ci� �adniejsze od m�czyzn, chocia� chciano udowodni� co� odwrotnego. Nie jest to r�wnie� kwestia ow�osienia, gdy� wtedy naj�adniejsz� istot� by�aby ma�pa.
Je�li chodzi o kszta�ty, kobieta nie musi niczego zazdro�ci� swojemu towarzyszowi, wyrze�bionemu z energi�, podczas gdy ona wydaje si� ca�a urodzon� z pieszczoty. Pi�kno jest zwi�zane przede wszystkim z jedno�ci� bytu i z tym, co Paul Claudel nazywa� "cudem proporcji". Ot� je�li m�czyzna i kobieta dor�wnuj� sobie pod wzgl�dem kszta�tu, r�ni� si�, je�li chodzi o jedno��. Kobiety s� jak Republika, jedna i niepodzielna. M�czy�ni s� zbudowani jakby z przedzia��w, kt�re nie zawsze ��cz� si� ze sob�: inteligencja cz�sto zaprzecza sercu; ambicja staje w poprzek �yciu rodzinnemu, a mi�o�� nie zawsze opanowuje inne uczucia. Tak wi�c kobietom trzeba b�dzie przypisa� pi�kno, kt�re Arystoteles uwa�a� za pierwsz� ze wszystkich cn�t. Niech jednak b�dzie wolno im dyskretnie przypomnie�, �e nie jest to jedyna cnota, kt�r� powinny praktykowa�.
U�miech?
U niemowl�cia u�miech jest wyrazem szcz�cia p�yn�cego z dobrego trawienia, bez �adnego wyd�wi�ku psychologicznego. To nieznaczne rozszerzenie mi�ni jarzmowych jest bezpo�rednio powodowane nape�nieniem �o��dka, podobnie jak si� napinaj� uchwyty dobrze wypchanej torby. Trzeba zreszt� zauwa�y�, �e u�miech zakre�la �uk, jakby zapocz�tkowanie ko�a kt�re jest figur� geometryczn� wyra�aj�c� pe�ni�. Daremnie b�dziemy gdzie indziej szuka� przyczyny tego czysto mechanicznego zjawiska, w kt�rym rodzice, powodowani jak�� naturaln� s�abo�ci�, upatruj� znak wdzi�czno�ci lub przyja�ni.
A jednak na�arty w�� boa nie u�miecha si�.
U�miech niemowl�cia to jedna z najwi�kszych i najbardziej czaruj�cych tajemnic �wiata. Rzek�by�, �e to przechadzaj�cy si� w nocy anio�, kt�ry ko�ysze w r�ku latarni�. U�miech ten wyra�a co� znacznie wi�kszego ni� poczucie syto�ci �o��dka u dobrze nakarmionego malucha. To porywaj�cy dow�d na istnienie duszy, to milcz�ce zaproszenie do mi�o�ci, to ulotne przej�cie �aski, to przeb�ysk ironii wobec materializmu.
Post�p?
Post�p wi��e si� z ewolucj�. Jest on wi�c niepohamowany. Nie da si� temu zaprzeczy�, jak ogromny post�p dokona� si� w �yciu cz�owieka od epoki jaskiniowej. Jest to widoczne nawet na przestrzeni jednego stulecia czy w por�wnaniu dw�ch jego cz�ci, na przyk�ad gdy zestawiamy ze sob� wiek XIX i XX, czy te� pierwsz� i drug� po�ow� wieku XX. Wystarczy por�wna� sytuacj� francuskiego rolnika z lat dwudziestych lub trzydziestych z t�, jaka jest obecnie. Nie trzeba przytacza� wszystkich oznak post�pu naukowego i technicznego ostatnich pi��dziesi�ciu lat, kiedy to dokonano wi�cej odkry� ni� w ci�gu ca�ej ludzkiej historii. Oppenheimer m�wi�: "Na stu uczonych, kt�rzy odegrali jak�� rol� w tej historii, dziewi��dziesi�ciu dziewi�ciu jeszcze "�yje". Post�p jest wi�c oczywisto�ci�.
A jednak Simone Weil okre�la�a post�p jako �mieszny mit, a Paul Valery napisa�: "Wiemy obecnie my, budowniczowie innych
cywilizacji, �e jeste�my �miertelni". A poza tym by�y w ludzkiej historii okresy niezaprzeczalnej regresji.
Mit pi�tnowany przez Simone Weil polega na tym, �e ludzie wyobra�aj� sobie przysz�o�� jako bezwzgl�dnie lepsz� od
przesz�o�ci, i to bez �adnego wysi�ku ze strony cz�owieka. Dzie� jutrzejszy winien cz�owieka wita� ze �piewem, i to nawet bez jego udzia�u.
Zamiast m�wi� o "post�pie", lepiej by�oby m�wi� o "post�pach" ludzko�ci. Przejawy tych post�p�w s� oczywiste w jednych dziedzinach, ale w�tpliwe w innych, zawsze za� s� podatne na gwa�towny ruch wstecz.
Trzeba odr�ni� post�py w dziedzinie materialnej, kierowanej przez inteligencj�, od post�p�w ducha.
Post�py inteligencji rozszerzaj� pole poznania, i trzeba przyzna�, �e w tym wieku ich zasi�g i tempo by�y nadzwyczajne. Trzeba jednak przy tym rozr�ni� mi�dzy realnymi osi�gni�ciami wiedzy i naukowymi scenariuszami, kt�re przedstawia si� cz�sto jako odkrycia, a kt�re s� jedynie mglistymi domys�ami.
Post�py ducha dotycz� sztuki, literatury, moralno�ci i
teoretycznego my�lenia. Ot� w tych czterech dziedzinach post�p jest �aden.
1. W dziedzinie sztuki rozumowo uzasadniona doskona�o�� Partenonu pozosta�a dot�d niedo�cig�a. I zupe�nie nies�ychane jest to, �e wszyscy wiemy, i� nie zostanie ona nigdy prze�cigni�ta.
2. W dziedzinie literatury nie widzimy �adnego dzie�a, kt�re by przewy�sza�o Iliad�, napisan� dwa tysi�ce osiemset lat temu.
3. W zakresie moralno�ci ludzko�� ma za sob� okresy niezwyk�ej wznios�o�ci, ale i niewiarygodnych wynaturze�, wykluczaj�cych ide� post�pu.
4. My�l teoretyczna nie post�pi�a ani krok naprz�d od czas�w Platona i Arystotelesa. Oczywi�cie s� oni rzecznikami znacznego post�pu w stosunku do swoich poprzednik�w; w por�wnaniu z nimi jednak ich nast�pcy nie wykazuj� �adnego post�pu. Problemy przez nich postawione pozostaj� nadal otwarte. I je�li oni ich nie rozwi�zali, nam r�wnie� si� to nie uda�o. Ci, kt�rym si� zdawa�o, �e ich prze�cign�li, popadli w pustk� lub w ideologiczne ekstrawagancje.
Je�li post�py wiedzy s� czym� oczywistym, nie mo�na stwierdzi� �adnego post�pu duchowego od dw�ch tysi�cy lat. Grecy wprawdzie opanowali my�l teoretyczn�, ale Ewangelia ci�gle w�ada ludzkimi duszami.
Prawo do r�nic czy do podobie�stwa?
R�norodno�� ras, tradycji, kultur i obyczaj�w stanowi o bogactwie �wiata: winna by� uznawana, podziwiana i chroniona. Sprzeciwiaj� si� jej r�ne odmiany rasizmu, nacjonalizmu i fanatyzmu. Systemy te dopatruj� si� w zr�nicowaniu religii, obyczaj�w lub po prostu koloru sk�ry - zagro�enia swej to�samo�ci. Zagro�enie to budzi l�k, nast�pnie nienawi��, w ko�cu za� przemoc. Z tego to wzgl�du "prawa do r�nic" trzeba broni� jako prawa podstawowego, jako zdobyczy cywilizacji oraz gwarancji pokoju mi�dzy lud�mi.
A jednak, je�li s�uszne jest to, co przed chwil� powiedzieli�my, prawd� pozostaje, �e "prawo do r�nic" kryje w sobie inne prawo, o kt�rym nigdy si� nie m�wi, a mianowicie prawo do podobie�stwa.
Zaprzeczenie prawa do r�nic jest przyczyn� niezliczonych konflikt�w, dzia�a� wymierzonych przeciwko mniejszo�ciom etnicznym, a tak�e wszelkiego rodzaju nieszcz��, kt�re rujnuj� spo�ecze�stwa i w ko�cu deprawuj� ludzki gatunek. Zamiast jednak ogranicza� si� do rejestrowania tego, czym m�j s�siad mo�e si� r�ni� ode mnie, bardziej przydatne by�oby mo�e szuka� tego, co nas ��czy. Chocia� bowiem ludzie s� od siebie oddaleni
uwarunkowaniami geograficznymi lub wydarzeniami historycznymi, spotykaj� si� oni na wielu p�aszczyznach intelektualnych lub moralnych, kt�re sprawiaj�, �e cz�sto r�ni� si� od siebie mniej, ni� s�dz�.
Owszem, kultury bywaj� rozbie�ne; u pewnych lud�w spotykamy obyczaje, kt�re nam si� wydaj� barbarzy�skie (i rzeczywi�cie takie s�, jak na przyk�ad praktyka kastracji); bywa, �e fanatyzm otacza si� murem. Niemniej jednak pierwsze do�wiadczenia �wiadomo�ci s� cz�sto podobne, i tak na przyk�ad wszyscy ludzie s� zdolni do przyja�ni. Francuz mo�e czu� si� bardzo r�ny od Patago�czyka w sprawach obyczaj�w lub w sposobie mieszkania, ale Patago�czyk i Francuz, kt�rzy podaj� sobie r�k�, komunikuj� si� tym samym j�zykiem. Bardziej trzeba nam si� uczy� umiej�tno�ci w�adania tym j�zykiem ni� walki o "prawo do r�nic".
Grzech?
Grzech jest poj�ciem wyprowadzonym ze zbyt dos�ownego czytania Biblii. Mia�by on by� z�amaniem wyimaginowanego prawa, narzuconego przez najwy�sz�, nieomyln� i odwieczn� w�adz�, kt�ra nie istnieje. Poj�ciowe sprz�enie "grzech - przebaczenie" jest odrzucone przez wsp�czesn� umys�owo��. Dzisiejszy cz�owiek formuje sw�j w�asny system moralny w zale�no�ci od osobistej koncepcji dobra i z�a lub w miar� ust�pstw, kt�re w wyniku namys�u uwa�a za stosowne uczyni� dla moralno�ci spo�ecznej. Zbyteczne rozwodzi� si� na ten temat, poruszony ju� w ksi��ce "B�g i ludzkie pytania". Zreszt� sami chrze�cijanie porzucili ide� grzechu, jak o tym �wiadczy ich oboj�tno�� wobec sakramentu pokuty i wynikaj�cy z niej op�r wobec spowiadania si�. Tym samym zrezygnowali oni z idei "przebaczenia", kt�re sta�o si� bezprzedmiotowe, a ponadto upokarzaj�ce dla kogo�, kto go dost�puje.
A jednak poczucie winy nigdy nikogo nie pomniejszy�o, wr�cz przeciwnie.
To prawda, �e poj�cie grzechu nie ma sensu dla cz�owieka niewierz�cego. Dlatego zwr�cimy si� tu tylko do chrze�cijan, aby im przypomnie�, �e pozbywaj�c si� poczucia grzechu i rezygnuj�c z przebaczenia, trac� dwie warto�ci duchowe o nieprawdopodobnym bogactwie, kt�rego nic nie potrafi zast�pi�. Trzeba doda�, �e chocia� w historii przebaczenie przychodzi po grzechu, to dla dusz wra�liwych na mistyk� jest rzecz� jasn�, �e w porz�dku
ustanowionym przez Boga grzech zosta� dopuszczony jedynie ze wzgl�du na przebaczenie, b�d�ce inn� postaci� nieprzebranego mi�osierdzia.
Ingerencja humanitarna?
Z jednej strony rozw�j akcji humanitarnej w �wiecie, a z drugiej narodziny "nowego �adu �wiatowego", kt�remu sprzyja�o zako�czenie zimnej wojny, od pewnego czasu sk�ania Narody Zjednoczone do coraz cz�stszych interwencji w lokalnych konfliktach i w przypadkach n�dzy, kiedy to ca�ym narodom grozi unicestwienie. Przy za�o�eniu, �e "prawo do ingerencji humanitarnej" mo�e by� zastosowane jedynie na rozkaz i pod kontrol� Organizacji Narod�w Zjednoczonych, trzeba mu przyzna� przewag� nad zasad� "nie-interweniowania", stosowan� przez dawn� dyplomacj� mi�dzynarodow�. Nigdy nie potrafi�a ona obroni� s�abych przed �ar�oczno�ci� chciwego na zdobycz s�siada, ani te� - tym mniej - ocali� od n�dzy wydziedziczon� ludno��.
A jednak, zamiast m�wi� o "prawie do ingerencji", mo�e lepiej by�oby m�wi� o "obowi�zku pomocy". Ingerencja bowiem kojarzy si� z bezprawnym wtargni�ciem.
Prawd� jest, �e "mi�dzynarodowa �wiadomo��", niegdy� zbyt bezradna, obecnie zdobywa stopniowo �rodki oddzia�ywania. I by�oby rzecz� karygodn� odmawia� jej prawa do ich stosowania pod absurdalnym pozorem, �e s� one niewystarczaj�ce albo �e niekiedy u�ywa si� ich niezr�cznie. Prawo do ingerencji humanitarnej jest pewnym poszerzeniem obowi�zku udzielenia pomocy osobie znajduj�cej si� w niebezpiecze�stwie. Obowi�zek ten tkwi od dawna w prawie zwyczajowym, kt�rego trzeba broni� mimo pora�ek, jakich doznaj� w walce ludzie obowi�zani do jego stosowania.
Najtrudniejszy do rozwi�zania problem, ��cz�cy si� z "obowi�zkiem ingerencji" nie nale�y do porz�dku prawnego lub moralnego, ale psychologicznego. Z jakiego powodu? Bo pomoc humanitarna przechodzi zawsze z r�k mocnego do r�k s�abego, ze strony bogatego do biednego. I chocia� pocz�tkowo przedstawiciele mi�dzynarodowej dobroczynno�ci, ob�adowani workami ry�u, s� przyjmowani jako wybawiciele, do�� szybko postrzega si� ich jako niepo��danych okupant�w, zw�aszcza je�li dla ochrony swoich work�w musz� si� ucieka� do pomocy wojska. Kiedy si� podejmuje interwencj�, cho�by nawet z pobudek czystej wspania�omy�lno�ci, trzeba najpierw prosi� o przebaczenie tego, �e dysponuje si� �rodkami do interwencji. Nie jest to pow�d, aby z interwencji zrezygnowa�, ale to prawda, kt�rej nie nale�y traci� z oczu. �w. Wincenty a Paulo przypomina� j� swoim wspania�ym ma�ym siostrom: "Pami�tajcie o tym, moje c�rki, �e biedny nigdy wam nie wybaczy chleba, kt�ry mu dajecie". Nie m�wi� tego bynajmniej w tym celu, aby je zniech�ci� do pe�nienia dobrych uczynk�w. Pragn��, aby zrozumia�y, �e w przypadkach skrajnej n�dzy nawet mi�o�� jest jedynie bardzo skromnym pocz�tkiem sprawiedliwo�ci, za kt�ry nie nale�y si�