2387
Szczegóły |
Tytuł |
2387 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2387 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2387 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2387 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
JOANNA CHMIELEWSKA
TAJEMNICA
POLSKI DOM WYDAWNICZY Sp. z o.o. Warszawa 1993
� Copyright by Joanna Chmielewska
Ok�adk� projektowa�a Luba Szelegeda-Iwanicka
� Copyright by Polski Dom Wydawniczy Sp. z o.o. 1993
Obejrza�am si� w lustrze porz�dnie, dok�adnie i z lekkim obrzydzeniem.
Ohyda. Oczka jakie� takie nie wydarzone, nos idiotyczny zgo�a, cz�ko kretynki my�l�cej, w dodatku jakby �ysawe, z usteczkami te� nie najlepiej, uszy... No nie, uszy normalne, nawet specjalnie nie odstaj�ce, ale tego i tak nie wida�. Za to w�oski, po�al si� Bo�e, niczym sianko na ja�owej glebie...
Oceni�am si� obiektywnie i bezlito�nie, po czym znalaz�am si� na drodze wniosk�w. Po�owa mojego umys�u zaj�ta by�a kontemplacj� ogl�danej w lustrze urody, druga po�owa zastanawia�a si�, jakim cudem co� takiego mog�oby wzbudzi� zachwyt w m�czy�nie. Chyba w nienormalnym, albo �lepawym. Jaki by ze mnie nie tryska� intelekt, osobowo��, oraz inne ukryte zalety, nie mo�e si� facet zakocha� nie tylko na �mier�, ale nawet na lekk� gryp�...
Oczywiste jest bowiem, i� bezpo�redni� przyczyn� tej mia�d��cej samokrytyki by�o nie co innego, tylko facet, a trzeba przyzna�, �e tym razem przypl�ta� mi si� wyj�tkowy. Nie do��, �e pi�kny, to jeszcze tajemniczy. Przez ca�e lata bezskutecznie pr�bowa�am go rozwik�a�, przez ca�e lata co� mi nie gra�o, a teraz w�a�nie ca�e moje do�wiadczenie �yciowe wielkim g�osem zawiadamia�o, �e upragniony zwi�zek wkracza w faz� krytyczn�. Powinnam si� mo�e nad tym zastanowi�, urod� b�stwu nie sprostam, co� innego...
Od �azienkowego lustra oderwa� mnie telefon. Dzwoni�a Zosia.
- Hej, nie wpad�aby�? - spyta�a zach�caj�co. - Mo�e b�dziesz w tej okolicy? Chcia�abym pogada�.
- Co si� sta�o?
- Nic specjalnego. Nie na telefon. Albo ja przyjad�...?
- W�a�nie wybieram si� na miasto i b�d� blisko ciebie. Mog� przyj�� za dwie godziny. Wytrzymasz tyle?
- Bardzo dobrze. Czekam. Cze��.
Wr�ci�am do zwierciad�a. Skoro mam wyj�� z domu, co� z t� mazep� nale�y uczyni�. Pogapi�am si� masochistycznie jeszcze przez chwil�, po czym nagle pocieszy�a mnie nadzieja, �e, daj Bo�e, kto� kiedy� na m�j widok splunie ze wstr�tem. Natychmiast polecia�abym w co� gra�, takie spluni�cie �wietnie dzia�a, sukces gwarantowany. Nie dzi�, w dniu dzisiejszym na �adn� gr� nie mam szans, zmarnowa�oby si�.
Si�gn�am po kosmetyki, wracaj�c do pos�pnych rozmy�la�. Zale�a�o mi na nim. Ci�gle jeszcze zale�a�o mi na nim i z ca�ej si�y chcia�am wzbudzi� w nim zachwyt bez granic. Czym? Nie t� g�b� przecie�, na operacj� plastyczn� nie p�jd�, wiedz� mo�e jak�� niezwyk�� eksplodowa�, odkryciem, osi�gni�ciem...
Jedna szara kom�rka pod ciemieniem o�ywi�a si� i pisn�a niemi�osiern� informacj�. �adna wiedza, �aden umys�, �adne osi�gni�cie. Wszystko by�o dobrze, dop�ki wielbi�am go bezkrytycznie, zacz�o si� psu�, kiedy troch� straci�am cierpliwo��. Za du�o zacz�am dostrzega�, wyrwa�o mi si� par� niestosowno�ci, mi�o�� powinna by� �lepa, chyba niepotrzebnie przejrza�am na te g�upie oczka...
U�y�am g�upich oczek, �eby ponownie z uwag� obejrze� si� w lustrze. W trakcie rozmy�la� zrobi�am twarz. No nie, nie przesadzajmy, nie wysz�o najgorzej, co� si� zmieni�o na plus, by�am jakby mniej �ysa i nos przesta� eksponowa� swoj� wielk� urod�. Sianko na g�owie da�o si� uczesa�, ale tu nie mia�am z�udze�, byle wiatr wystarczy, co tam wiatr, byle powiew!
Klatka schodowa z niewiadomych przyczyn wywar�a na mnie zdecydowany wp�yw. Zbuntowa�am si� nagle. Pomi�dzy trzecim pi�trem a po�ow� pierwszego zd��y�am przyjrze� si� drugiej stronie medalu, co by�o o tyle ewenementem, �e dotychczas z
uporem uprawia�am strusi� polityk�, skierowan� przeciwko sobie. Nie b�d�my w ko�cu tacy jednostronni, nie wszystko ja, nie wszystko przeze mnie, nie wszystko z mojej winy!
Charakter to moje b�stwo mia�o rzadkiej jako�ci, egoista, egocentryk i megaloman, perfidny w dodatku i hipokryta. Przed samym sob� symulowa� szlachetne motywy, cel za� u�wi�ca� mu wszelkie �rodki. Pob�a�liwo�ci i mi�osierdzia wi�cej by cz�owiek znalaz� w nagrobku cmentarnym, a poczucia humoru u hipopotama. Do tego jeszcze Wencl�w pies*. Jak ju� zacz�� co� robi�, ci�gn�� do u�miechni�tej �mierci, ganc pomada, szyb� przeciera� w samochodzie, r�czk� u walizeczki reperowa�, przepierk� wykonywa�, mi�o�� uprawia� czy pomidory w ogr�dku. We wszystkim koniecznie musia� we w�asnych oczach osi�ga� doskona�o��, bo, chro� B�g, kto� gdzie� m�g�by co� zrobi� lepiej. Kompleksy zapewne jakie�, z tajemniczego dzieci�stwa pochodz�ce.
ten zbi�r zalet opakowany zosta� bezb��dnie. Posta� wynios�a, pier� bohaterska, pi�kna twarz o nieskazitelnie regularnych rysach, melancholia w szafirowych oczach pod rz�sami gwiazdy filmowej, Greta Garbo niech si� schowa z rumie�cem wstydu na obliczu. Blond czupryna, naturalny lok nad czo�em... Naturalny on by�, jak ja arcybiskup, ale formowany w odosobnieniu i nikt tego nie widzia�.
To wszystko razem, oczywi�cie, musia�o si� przytrafi� mnie. Blondyn, c� by innego, �yciowa kl�twa... Kie�kowa�a ta wielka mi�o�� mi�dzy nami, kie�kowa�a i wykie�kowa� nie mog�a. Na przeszkodzie jej sta�y moje wady, w pierwszej kolejno�ci ta wybrakowana uroda, nast�pnie za� niedostatki umys�u i wykszta�cenia. Musia�o by� w tym ziarno prawdy. C� innego mog�o mnie natchn�� wiar� w te pot�piaj�ce twierdzenia, jak nie wrodzona g�upota. Trwa�am w skrusze i usi�owa�am wydoby� si� z debilizmu a� do chwili, kiedy otrze�wi�o mnie wreszcie racjonalne spostrze�enie, i� taki rozmiar niedorozwoju umys�owego wy-
kluczy�by mo�liwo�� uko�czenia szko�y podstawowej. Ma�o, w�tpliwe jest, czy zdo�a�abym nauczy� si� czyta� i pisa�. Nauczy�am si� jednak i nie tylko, opanowa�am cztery dzia�ania arytmetyczne, znam na pami�� tabliczk� mno�enia, wiem z ca�� pewno�ci�, �e Ilia Erenburg to NIE BY�A ostatnia kochanka Hitlera i bez wahania odr�niam ferment od firmamentu. Zatem debilizm tej klasy odpada, musi w tym tkwi� co� innego.
W po�owie tego pierwszego pi�tra dziabn�� mnie �al. Tak straszliwie chcia�am trafi� na prawdziwe b�stwo, a �eby jeszcze to b�stwo zia�o ku mnie mi�o�ci� nadziemsk�...! Rezygnacja z gwa�townych pragnie� nie mie�ci mi si� w charakterze, razem z �alem wystartowa�a nadzieja, a mo�e jednak, mo�e stanie si� co� takiego, �e on ujrzy we mnie ten cud, zap�onie uczuciem, do n�g mi padnie, �ebrz�c przebaczenia za tyloletni� �lepot�, tylko jeszcze wn�trze musia�by sobie zmieni�, ale w�a�ciwie dlaczego nie, w eksplozji sza�u wszystko jest mo�liwe...
Na ostatnim stopniu wiedzia�am doskonale, �e nic z tego nie b�dzie. Ani on sobie nie zmieni, ani nie zap�onie, ani nie zacznie zia�. Mog� by� pi�kna albo ohydna, m�dra albo g�upia, bez znaczenia, �adne moje walory nic tu nie pomog�, powinnam twardo za�atwi� spraw� i g�upie z�udzenia pod�o�y� pod poci�g po�pieszny.
Tej wiedzy nie przyj�am do wiadomo�ci. Zostawi�am j� prawdopodobnie na ostatnim stopniu klatki schodowej i dzi�ki temu wdar�am si� w wydarzenia tajemnicze, zaskakuj�ce i zupe�nie okropne...
- Nic si� w�a�ciwie takiego nie sta�o - powiedzia�a Zosia. -Mo�e ja niepotrzebnie robi� alarm, nawet chyba nie powinnam by� zdenerwowana...
Rzeczywi�cie, mo�na powiedzie�, �e bi� od niej kamienny spok�j. Stawia�a na stole jakie� szklanki i kubki, potem je chowa�a z powrotem do szafki, rozgl�da�a si� po swojej przera�liwie uporz�dkowanej kuchni z roztargnieniem, czego� jej wyra�nie
brakowa�o, w ko�cu zabra�a mi popielniczk�, umy�a j� nerwowo i odstawi�a na p�k�.
- Po pierwsze, zdaje si�, �e si� zarazi�a� od Alicji - stwierdzi�am z niesmakiem, bo wszystko to bardzo przypomina�o scen�, jak� ogl�da�am przed laty - z tym �e jej przesz�o ju� dawno. A po drugie, oddaj t� popielniczk�, bo b�d� strz�sa� na talerzyk.
Zosia spojrza�a na st� i na p�k�.
- A, bardzo ci� przepraszam. Nonsens, nie zarazi�am si� od Alicji, ona nie ma dzieci, a mnie chodzi o Paw�a. Nie bardzo mam ochot� to rozg�asza�. S�uchaj, ten tw�j Dariusz... Czym on si� w�a�ciwie zajmuje?
- Co do rozg�aszania, nie posiadam tr�by - zauwa�y�am sucho. - Bo co?
Milcze�, mam nadziej�, potrafi...?
- R�nie. Na niekt�re tematy g��wnie milcze�.
Zosia zgasi�a gaz pod czajnikiem i opar�a si� o kuchenny bufet. Patrzy�a z trosk� to na mnie, to w g��b przedpokoju za moimi plecami. Przygl�da�am si� jej wzajemnie i zastanawia�am si�, co by by�o, gdybym jej powiedzia�a prawd� o imieniu rzekomego Dariusza.
Wcale nie mia� na imi� Dariusz. Mia� na imi� Bo�ydar i sama usi�owa�am o tym nie pami�ta�. Mo�e i by� darem bo�ym dla swoich rodzic�w, ale jaki� umiar w tej kwestii nale�a�o jednak zachowa�. Co na lito�� bosk� mo�na zrobi� z takim imieniem we wsp�czesnych czasach, pasowa�o do or�a w d�oni, zbroi na piersi i zgo�a skrzyde� husarskich, a nie do parasola, kt�ry dzier�y� w miejsce miecza. Z rozpaczy przerobi�am Bo�ydara na Darka i wszyscy byli przekonani, �e Darek pochodzi od Dariusza. G��bsz� prawd�, dotycz�c� jego r�nych imion, ukrywa�am wszelkimi si�ami...
Zosia jakby si� nagle przeckn�a, nala�a wrz�tku do czajniczka, zagarn�a ze sto�u p�litrowy garnek w czerwone groszki i zdecydowa�a si� na normalne fili�anki.
- Herbata zaraz b�dzie. No wi�c... Mnie si� wydaje, �e on gdzie� dzia�a...?
- Dzia�a. Nie wiem gdzie.
3J
- Nie szkodzi. Ma jakie� chody. Ty jeste� nim zauroczona...
- By�am - skorygowa�am uczciwie. - Obawiam si�, �e mi to zaczyna przechodzi�. Zamierzasz wyjawi� mi o nim jak�� straszn� tajemnic�? Ch�tnie pos�ucham, wydu� wreszcie o co tu chodzi.
Zosia wzruszy�a ramionami, nala�a do fili�anek herbaty i usiad�a przy stole.
- Bzdura. Nie mam do niego nabo�e�stwa, ale mo�liwe, �e m�g�by pom�c. Boj� si� o Paw�a, bo mam wra�enie, �e si� wda� w narkotyki. Nie w za�ywanie, gorzej, w handel.
Zdumia�a mnie i zaskoczy�a �miertelnie.
- Oszala�a�, jakie gorzej?! Wszystko jest lepsze od za�ywania, handel na zdrowie nie ma wp�ywu! Sk�d ci si� bierze ten potworny pomys�?!
- Natkn�am si� na niego w jakim� takim towarzystwie, kt�re mi na to wygl�da�o, l on ma pieni�dze ostatnio, wcale ode mnie nie bierze...
- Rozmawia�a� o tym z nim?
- Pok��ci�am si�. Kaza� mi si� nie wtr�ca�, jak normalny syn normalnej matce. Zdenerwowa�am si� i wypomnia�am mu, �e jest na moim utrzymaniu i ja za niego moralnie odpowiadam...
- Oni tego nie lubi�...
- Jeszcze jak! W rezultacie straci�am szans� porozumienia. Ten tw�j Dariusz... my�lisz, �e co?
W tym w�a�nie miejscu moja dusza dostrzeg�a okazj� i wczepi�a si� w ni� pazurami. Wszystko czym zajmowa� si� Bo�ydar otoczone by�o tajemniczo�ci�, nigdy nie zdo�a�am nie tylko w to wej��, ale nawet czegokolwiek zrozumie�, teraz pojawi�a si� szansa. Narkotyki nie obchodzi�y mnie wcale, Pawe� owszem, najwa�niejsza by�a jednak�e mo�liwo�� w��czenia si� w dzia�alno�� Bo�ydara. Mog�am dostarczy� mu �eru!
- B�g raczy wiedzie�, ale pom�c m�g�by, pcha si� w takie rzeczy i ustawicznie ma do czynienia z jak�� wypaczon� m�odzie��. Chody niew�tpliwie posiada. Mo�e Pawe� b�dzie mia� pretensje, ale uwa�am, �e je�li, to ju�. Najgorsze przest�pstwo
10
przejdzie mu ulgowo, zwa�ywszy dotychczasow� nieskazitelno��. P�niej mo�e by� gorzej.
- Nie strasz mnie.
- Nie, idzie mi o to, �e to kr�tko trwa. Przed�u�anie pogarsza spraw�. Rozumiesz, wpad� z g�upoty i zaraz wypad�, nie ma o co si� czepia�. Chcesz z nim pogada�?
- Z kim? Z Paw�em? Przecie� ju� ci...
- Nie, z Darkiem.
- A...! Mo�e najpierw ty. Napomknij mu i zorientuj si� co powie.
- W takim razie obja�nij mnie dok�adniej. Co widzia�a� i tak dalej.
- Na zapleczu Nowego �wiatu - powiedzia�a Zosia pos�pnie, ale ju� bez waha� - szuka�am ku�nierza, mia�a tam by� podobno taka budka, gdzie ku�nierz przerabia, zeszywa i r�ne takie. �adnej budki nie znalaz�am, ale za to zobaczy�am w�asnego syna w towarzystwie m�t�w... Nie, czekaj, nie tylko. M�ty owszem, ale opr�cz tego jaki� taki ch�opak z dziewczyn�, wiesz, b��dne oko, chude to i niewydarzone i do tego kombinatorzy. To wida�. Za�atwiali co� pomi�dzy sob�, konspiracyjnie. A najgorsze, �e przygl�da� si� temu jaki� facet zupe�nie innego gatunku. Z boku, ukryty, mo�e tajniak, ale nie wiem, z jakiego� powodu by�am przekonana, �e nie...
- Jak wygl�da�?
- W �rednim wieku, �redniej tuszy, �redniego wzrostu. G�b� mia� g�adk� i nijak�, nos podobny do kluski, jakby ci to okre�li�... Taka d�uga mi�kka kluska, ale jako nos wcale nie bardzo d�ugi, prawie normalny, tyle �e bez chrz�stki i bez ko�ci, uformowany z ciasta. Jaki� taki mi si� wyda�... podst�pny i ob�udny. Patrzy� na Paw�a. Specjalnie postara�am si� go zapami�ta�, mo�e mi to m�tnie wychodzi, bo g��wnie by�a tam atmosfera...
- Zaraz - przerwa�am. Doskonale ci wychodzi. Czekaj chwil�.
Opisywana przez ni� twarz pojawi�a mi si� przed oczami. Nie wyobrazi�am jej sobie. By�am pewna, �e musia�am widzie� w naturze g�b�, kt�r� okre�li�abym identycznymi s�owami, gdzie i
11
kiedy. B�g raczy wiedzie�. Nos jak kluska, mo�e to by� kto� inny, podobny w typie, gdzie ja si� mog�am na to natkn��...?
- A co...? - spyta�a niespokojnie Zosia.
- Nie, nic. Mam skojarzenia...
Przekaza�am jej w�asny obraz i zgodzi�y�my si�, �e wizerunki wygl�daj� podobnie. Co do Paw�a, wyda�o nam si� s�uszne podmucha� na zimne, pocieszy�am j� zapewnieniem, i� posiadanie pieni�dzy o niczym nie �wiadczy, Pawe� mo�e je mie� z korepetycji, albo z jakich� napraw samochodowych, dobry by� do tego. Bo�ydara nale�a�o w��czy� na wszelki wypadek oraz dla mojej osobistej korzy�ci.
Ledwo zd��y�am wr�ci� do domu, zadzwoni� Pawe�. Rozmowa trwa�a bardzo kr�tko.
- Jeste� w domu?
- Jestem.
To ja za chwil� wpadn�. Cze��.
Otworzy�am drzwi po dziesi�ciu minutach. Przyjrza�am mu si�, wygl�da� normalnie, nie odbija�a si� w nim �adna troska. Wra�enie od razu okaza�o si� mylne.
- Mam zgryzot� - zakomunikowa� tonem, jakim oznajmia si� o wygranej na loterii. - Powiem ci, o co biega, bo i tak ju� matka, zdaje si�, zd��y�a przekablowa� pocz�tek. Widzia�em tw�j samoch�d pod naszym domem.
Ucieszy�am si�, �e prosto ze �r�d�a uzyskam dok�adniejsze relacje.
- Wal! - rozkaza�am zach�caj�co.
Pawe� najwidoczniej spraw� mia� przemy�lan�, bo nie zwleka� ani chwili.
- Natkn��em si� na g�upi sw�d. W og�le bym si� w to nie wdawa�, �eby nie �mierdzia�o. Przez takiego jednego, kumpel ze szko�y jeszcze, chocia� nie sko�czy�. Zacz�� od proch�w, poszed� dalej, teraz jest uzale�niony, ruina cz�owieka. Po�yczy�em mu pieni�dzy...
- Kretyn.
- Trzeba go by�o widzie�. Lito�� mnie szarpn�a. Wiem, �e mi nie odda, co tam! Nie w tym rzecz. Wiadomo, sk�d si� to bierze,
12
apteki, przywo�� i tak dalej, ale mnie wysz�o, prawie g�upio si� przyzna�, �e ten handel cieszy si� pe�nym poparciem w�adz.
Popatrzy� na mnie pytaj�co. Nic mu nie potrafi�am odpowiedzie�.
- Jed� dalej. Sk�d ci si� to wzi�o?
- Wygl�da to tak... To znaczy to, na co ja przypadkiem trafi�em, no, mo�e nie ca�kiem przypadkiem, bo mnie zaciekawi�o. �ulia i narkomani �yj� w pe�nej symbiozie, to mi si� zgadza�o, ale raz si� nadzia�em na go�cia, kt�ry nie pasowa� i zrobi�o si� dziwnie. Nie wykluczam, �e to on si� nadzia� na mnie, ja wchodzi�em, a on wychodzi� z takiego trefnego miejsca. Nie umiem ci powiedzie�, na czym polega�o wra�enie, takiego nie powinno tam by�, inne rejony, l w og�le co� by�o nie tak. A kr�tko potem gliny zgarn�y towarzycho z towarem i zaraz na drugi dzie� te same osoby prosperowa�y kwitn�co. Znam ludzi, popyta�em troch�, wody do pyska nabrali, z tym �e pyta�em delikatnie, bo mo�na majchrem zarobi�. Wygl�da�o na to, �e wyszli na �wie�y luft i strat �adnych nie ponie�li, to niby co to znaczy?
- Kt�re gliny ich zgarn�y?
- Jeden mundurowy z komisariatu tam si� pl�ta�, a dw�ch by�o smutnych.
- i odjechali razem z tajniakami?
- z mundurowym, ale m�g� si� gdzie po drodze zgubi�.
- A co ma do tego ten dziwny?
- No w�a�nie. Zmienili miejsce. Par� punkt�w by�o, odbada�em wszystkie i mia�em doskok. Nie ma ich. Po namy�le wyliczy�em sobie, �e zmy�o ich z horyzontu zaraz potem jak widzia�em tego faceta. Mo�e to nie ma zwi�zku, ale na czuj� uwa�am, �e ma. Przenie�li si� gdzie�, gdzie nie mog� za nimi trafi�, razem �mierdzi mi to i nie wiem co zrobi�.
- A musisz co� robi�?
- Chc� - powiedzia� troch� przekornie. - Chc�, powiem ci prawd�, chc� si� dowiedzie� dok�adnie, w jakim bagnie �yj�. Rozumiesz, czy ono gdzie� ma dno. A je�li ma, to na jakim poziomie.
- Zwa�ywszy, �e wszystko w tym kraju stoi na g�owie, dno
13
znajduje si� wysoko u g�ry - przypomnia�am mu sucho. - Te� bym chcia�a je zobaczy�, ale zadzieram g�ow� i nic. Twoja matka wpada w nerwic�, dlaczego jej tego wszystkiego nie powiedzia�e�?
- Boby mi zabroni�a. A ja si� powa�nie chc� dowiedzie�. Ten facet mnie gryzie, jeden raz mign�� i nigdy wi�cej, nie dostarczyciel, nie po�rednik i nie odbiorca, a o procederze wie. Musi wiedzie�. Opiekun...?
- Rozumiem - powiedzia�am po namy�le. - Czekaj, m�wi�e� o k�opotach. Sk�d ci si� wzi�y i jakie one s�?
- G�upie. �atwo zgadniesz. �eby troch� wle�� w ten interes i po�apa� si� co jest grane, musia�em symulowa� uczestnictwo. Po�redniczy�em dok�adnie trzy razy, rekomendacj� mia�em od tego kumpla, prawie zosta�em przyj�ty na etat i jak odm�wi�em dalszego ci�gu, zacz�li mi grozi�. Wywijam si� powolutku, w�owym ruchem, a wola�bym od razu. Stosuj� szanta�, mordobicie i w ostateczno�ci rozwi�zania radykalne. Chromol�.
- Zarobi�e� na tym?
- A jak? Ale og�lnie bior�c, dochody mam raczej z takiego jednego warsztatu, robi� tam na doskok i ju� zaczynam by� prawie fachowiec. Nie wlaz�em w afer�, �eby si� wzbogaci�.
Pomy�la�am, �e na miejscu Zosi te� bym wpad�a w nerwic�, aczkolwiek istnia�y tu elementy pocieszaj�ce. Nie zg�upia�, wiedzia�, co robi, trzyma� si� przezornie na skraju grz�zawiska i nale�a�o tylko pilnowa�, �eby nie zosta� wepchni�ty z zaskoczenia. Zadanie dla Bo�ydara by�o wr�cz wymarzone.
Pawe� westchn�� i zdoby� si� na wyznanie, �e tak naprawd� to nie tyle ze mn� chcia� pogada�, ile w�a�nie z nim. �arliwie przyklasn�am tej ch�ci.
Zdo�a�am j� zaspokoi� zaraz nazajutrz i efekty tego spotkania Paw�a nie usatysfakcjonowa�y w najmniejszym stopniu, dla mnie za� sta�y si� katastrofalne. Bo�ydar nie wyja�ni� nic, za to da� nam do zrozumienia, �e nie m�wimy mu nic nowego, wie wszystko. Dyskusji �adnej nie podj��. Od wszelkich afer z narkotykami mamy si� odczepi�, wnioski wyci�gamy zupe�nie idiotyczne, �ap�wkarstwo w tym kraju jest rozpowszechnione i fakt
wypuszczenia na wolno�� handlarzy narkotykami nie �wiadczy o niczym. Obcy facet z innej sfery by� z�udzeniem optycznym. Paw�a przypilnuje si�, z�by wybrn�� z wyg�upu bez szkody dla zdrowia, z tym �e kto przypilnuje i jakim sposobem, nie zosta�o nam wyja�nione.
Pawe� sw�j brak satysfakcji postara� si� ukry�. Mia� wi�cej rozumu ode mnie, albo mo�e po prostu nie zale�a�o mu na wzgl�dach b�stwa. Ja natomiast, po jego wyj�ciu, ujawni�am uczucia i zosta�am przywo�ana do porz�dku. Zirytowany moim natr�ctwem Bo�ydar najpierw sarkastycznie zaproponowa�, �ebym sama spr�bowa�a uzyska� odpowiedzi na swoje pytania, a potem kategorycznie zabroni� mi si� wtr�ca�. Zirytowa�o to mnie do tego stopnia, �e ca�e to narkotyczne krety�stwo, razem z podejrzanymi facetami, przeistoczy�o si� w zadr�, wbit� we mnie na wylot. Postanowi�am, �e nie popuszcz�. Wbrew jego opinii o mnie dowiem si� wszystkiego, rozwik�am tajemnice, je�eli jakiekolwiek istniej�, przestan� k�a�� uszy po sobie i sko�cz� na zawsze z t� debiln� kretynk�!
Kr�tko m�wi�c, popad�am w trwa�y amok.
Pawe� zadzwoni� w dwa tygodnie p�niej, przed wieczorem.
- Spotka�em tych dwoje - poinformowa� bez wst�p�w. -Ch�opak z dziewczyn�, narkomani, oni g��wnie tam si� p�tali, to byli tacy po�rednicy. Przypadkiem. Jechali tramwajem na Prag�.
Problem tkwi� we mnie i od razu wiedzia�am, o czym m�wi.
- Z tych, co znikli z oczu? - upewni�am si�.
- No w�a�nie. Pojecha�em za nimi. Chcesz zobaczy�, gdzie to jest?
Chcia�am. Poj�cia wprawdzie nie mia�am, do czego mi to mo�e by� potrzebne, ale wszelkie ogl�dania zawsze uwa�a�am za wysoce u�yteczne, poza tym zamierza�am patrze� przeciwko Bo�ydarowi. Um�wi�am si� z Paw�em za p� godziny przed sklepem jubilerskim w Alejach Jerozolimskich i wylecia�am z domu z takim odrzutem, �e dopiero na schodach sprawdzi�am, czy mam na sobie sp�dnic�.
14
15
Dotar�am na miejsce za wcze�nie i wesz�am do sklepu wy��cznie dlatego, �e na ulicy nie mia�am co robi�. Od razu zobaczy�am znajom� osob�. By�a to niejaka pani Kryskowa, z kt�r� przed laty nawi�za�am przyjacielskie kontakty w Orno, sta�a przy ladzie w k�cie, obok jaki� pan, a naprzeciwko nich ekspedientka, poza tym sklep by� pusty. Podesz�am, stukaj�c obcasami, pani Kryskowa obejrza�a si� i pokiwa�a na mnie r�k�, co najmniej tak, jakby to ona um�wi�a si� tu ze mn�, a nie Pawe�.
- Niech pani popatrzy - powiedzia�a. - Rzadko si� takie rzeczy u nas widuje.
Zbli�y�am si�. Wszyscy troje ogl�dali co� z wypiekami na twarzy. Spojrza�am r�wnie� i stwierdzi�am, i� jest to brylant, niezbyt wielki, ale za to kulisty, czysty nieskazitelnie, o b��kitnawym blasku. Na czarnym aksamicie pude�eczka wygl�da� jak �ywy.
- Cztery i osiem dziesi�tych karata - powiedzia�a pani Kryskowa p�g�osem. - Prawie pi��. l nie zgadnie pani, ile kosztuje. Grosze! To radziecki.
Wymieni�a sum�. Dwie�cie dwadzie�cia tysi�cy, istotnie, w obliczu panuj�cych cen by�y to grosze. Oszo�omiona nieco, nie pojmuj�c wagi informacji, gapi�am si� bezmy�lnie.
- l mo�na go kupi�? - spyta�am niepewnie.
- Chyba tak - odpar�a ekspedientka z wahaniem. - W�a�ciwie dostali�my do sprzeda�y...
To si� nazywa okazja - podszepn�a pani Kryskowa z wyra�nym naciskiem.
Pan nic nie m�wi�, tylko wpatrywa� si� w drogocenno��. Trwa�am w t�pocie, bo sprawa osobi�cie nie mog�a mnie dotyczy�. Nie mia�am akurat dwustu tysi�cy z�otych, nie tylko przy sobie, ale w og�le. Przy odrobinie uporu zdo�a�abym zebra� na poczekaniu po�ow� tego. Pani Kryskowa szepta�a mi w ucho s�owa zach�ty.
- Niech si� pani zastanowi, przecie� to darmo! To jest wyj�tkowa okazja, trzy razy dro�ej sprzeda go pani z poca�owaniem r�ki! Ja to pani mog� za�atwi�...
Sens jej gadania nagle do mnie dotar� i nawet si� nim zainteresowa�am. Nie rozumia�am wprawdzie, sk�d takie dziwo, ceny
16
istniej� co najmniej podw�jne, ale brylant�w za grosze nie spotyka si� nigdzie. My�l nabycia przedmiotu bez pomocy pani Kryskowej nie za�wita�aby mi w g�owie, nigdy w �yciu nie mia�am najmniejszej smyka�ki do interes�w. Brylant by� tani nie do poj�cia, s�dzi�abym, �e jest mo�e fa�szywy albo ma jakie� ukryte wady, gdyby nie opinia znawczyni. Pani Kryskowa pracowa�a w drogich kamieniach od lat, by�a niew�tpliwie fachowcem, robi�a na tym interesy, je�eli zatem teraz nak�ania�a mnie do zakupu, korzy�� musia�a istnie�, mo�liwe, �e zdo�a�abym si� znienacka wzbogaci�. Pomys� zacz�� mi si� podoba�.
- Nie mam tyle pieni�dzy - wyzna�am z westchnieniem. - l dzi� za�atwi� nie zd���, ale do jutra mo�e mi si� uda�. Nie mo�na go zam�wi�?
- Jak zam�wi�? �� zainteresowa�a si� podejrzliwie ekspedientka.
Tak zwyczajnie. Do jutra, do jedenastej. O jedenastej przysz�abym tu jako pierwsza klientka.
- Chyba �e o jedenastej... Tyle mog�...
- Musia�aby jej to pani jako� zrekompensowa� - szepn�a mi w ucho pani Kryskowa.
Kiwn�am g�ow�. Brylant zaczyna� mnie coraz bardziej poci�ga�. Milcz�cy dotychczas pan przeckn�� si� jakby.
- Kto pierwszy ten lepszy -- rzek� buntowniczo. �� Je�eli mnie si� uda zdoby� pieni�dze szybciej...?
To ju� pa�stwo rozstrzygn� pomi�dzy sob� - przerwa�a ekspedientka sucho. - Ja mog� poczeka� do otwarcia sklepu i nic wi�cej.
Nie zamierza�am si� z tym panem sprzecza�. Nie wygl�da� na osobnika dysponuj�cego kwot� wy�sz� ni� miesi�czna pensja, poza tym i tak ca�y ten interes uwa�a�am za czyst� abstrakcj�, zgodzi�am si� zatem bez oporu na pierwsze�stwo osoby bogatszej. Prosz� bardzo, zd��y wcze�niej, niech kupuje. Dzi� mu si� pewno nie uda, bo ten sklep zamykaj� za p� godziny, a jutro b�dzie, co b�dzie.
Ekspedientka schowa�a brylant. Opu�ci�am sklep, zaraz za
17
drzwiami natykaj�c si� na Paw�a. Pani Kryskowa wysz�a razem ze mn�.
- Powiem pani prawd� - wyzna�a, nie zwracaj�c na Paw�a �adnej uwagi. - Mnie w zasadzie nie wolno czego� takiego kupowa�, bo pracuj� w bran�y, zreszt�, te� nie mam tyle pieni�dzy, ale zamierzam pani zaproponowa� sp�k�. Pani b�dzie chcia�a go sprzeda�?
- Mo�e nie tyle b�d� chcia�a, ile �ycie mnie zmusi. Te pieni�dze po�ycz� i trzeba je b�dzie odda�.
- No wi�c ja si� do�o��. Je�li pani si� zgodzi. Mam przy sobie siedemdziesi�t tysi�cy i mog� je pani zaraz da�. A potem podzielimy si� proporcjonalnie. Co pani na to?
Ucieszy�am si�. Udzia� pani Kryskowej dodawa� imprezie sensu. Wzi�am fors�, pani Kryskowa po�egna�a si� po�piesznie i wr�ci�a do sklepu. Paw�a odblokowa�o.
- Co ma by�? - spyta� z zaciekawieniem. - Kupujesz brylanty?
- No w�a�nie. Niekoniecznie w liczbie mnogiej, na razie jeden. Ta pani si� zna. Jedziemy?
- Jedziemy... Czekaj, zaraz, bo ja sobie pozwoli�em na dowcip. Powa�nie kupujesz brylant?
- Mam zamiar, a bo co?
- Nie, nic. Zaskoczy�a� mnie. Nie jestem przyzwyczajony do takich zakup�w. Dobra, jed� prosto na Prag�, a potem poka�� ci palcem.
Ruszy�am i ju� na mo�cie Pawe� podj�� zasadniczy temat.
- Oni nie chc�, �eby ich wszyscy znali. Rozumiesz, co m�wi�, dostarczyciele narkotyk�w wol� si� nie ujawnia�. Przynajmniej niekt�rzy. Maj� jakiego� tam jednego...
- Przesta� m�wi� do mnie, jak do imbecylki - przerwa�am z irytacj�. - Te rzeczy wszyscy wiedz�, przyst�p do konkret�w!
- No wi�c ten ch�opak z dziewczyn� to byli w�a�nie tacy po�rednicy, za po�rednictwo i trzymanie g�by na k��dk� dostawali swoj� dol�. Te� mi si� zmyli, wi�c jak ich zobaczy�em, pojecha�em na Prag� tym samym tramwajem.
- A ty sam co? Ju� si� wy�ga�e�?
18
- Mam wra�enie, �e ju�. Stracili do mnie zaufanie, ale nic mi chyba nie zamierzaj� zrobi�, bo dooko�a cisza i spok�j. A� si� dziwi�, my�la�em, �e b�dzie gorzej. Dariusz zadzia�a�...?
Zastanowi�am si� g��boko, logicznie i z lekkim rozgoryczeniem, �e w og�le musz� si� zastanawia�.
- Mo�liwe, �e wcale nie musia�. Czekaj, ustalmy sobie. Gdyby� teraz polecia� z donosem, co w�a�ciwie m�g�by� powiedzie�? �e problem istnieje, jako taki, �e handlowali tam, gdzie ich teraz nie ma... i w�a�ciwie co wi�cej?
- M�g�bym ich rozpozna� z twarzy.
- Przypuszczam, �e ci od walki z narkotykami te�. Z twarzy znaj� ich wszystkich.
- Znam ceny...
- Oni te�. �adna rewelacja. Wiesz co� wi�cej? Pawe� te� si� porz�dnie zastanowi�.
- Prawd� m�wi�c, nie. Od momentu kiedy si� przenie�li straci�em wszystkie atuty. Przedtem mog�em, na przyk�ad, spowodowa� z�apanie na gor�cym uczynku albo drog� kolejnych przybli�e� dotrze� do g��wnego dostawcy, teraz ju� cha�a. Wiesz, �e ty masz racj�, wcale nie jestem dla nich niebezpieczny, mogli si� spokojnie ode mnie odchromoli�. Nieg�upia organizacja.
- No wi�c w�a�nie, to czego jeszcze chcesz?
- Jak to czego, dowiedzie� si� wi�cej! Wlaz�em, wyw�szy�em ostry smr�d i co dalej? Gdzie �r�d�o? Chc� ich znale��, napu�ci� kogo trzeba i zobaczy� co b�dzie. Tu si� ju� kawa�ek dopcha�em, ale �cie�ki do matecznika jeszcze mi brakuje.
- Ci dwoje ci� nie doprowadzili?
- Nie, bo nie zwariowa�em do reszty i nie trzyma�em ich za r�k�. Wysiedli z tego tramwaju, pole�li, a ja za nimi w odst�pie. Przez jakie� przechodnie bramy i podw�rza, nawet nie wiedzia�em, �e takie miejsca tam istniej�, poj�cia nie mam, do jakiej ulicy to nale�y. Na jednym podw�rzu znikli mi z oczu, a co dalej, to ju� nie wiem. Poka�� ci, gdzie to by�o, poza tym mam propozycj�. Popatrze�...
- Czekaj, ja te� mam propozycj� - przerwa�am zimno. - Poka�esz, kupisz sobie gazet� i b�dziesz j� czyta�.
19
- Po co? - zdumia� si� Pawe�.
- �eby zas�oni� tak zwany cyferblat. Niczym lepiej, jak gazet�. Znaj� ci�, skoro si� odczepili, nie pchaj si� na nowo, bo dojdzie do tego, �e zajm� si� tob� energiczniej. Mnie nikt nie widzia�, mog� sobie pozwala�. P�jd� sama.
Paw�owi si� to nie spodoba�o.
- Ja bym wola� te�...
- Albo kupujesz gazet�, albo zawracam natychmiast. Istniej� granice krety�stwa. Zwracam ci uwag�, �e stanowisko matki piastuj� od �adnych paru lat i ciesz si�, �e nie pr�buj� ci wbi� na g�ow� �elaznego garnka. Te� zas�ania doskonale.
Zostawi�am go w samochodzie z �Przyjaci�k�", bo innej prasy akurat w kiosku nie by�o i uda�am si� we wskazanym kierunku. Szczeg�y trasy Pawe� przekaza� mi dok�adnie, przelaz�am przez dwie bramy i dwa podw�rza, potem przez kawa�ek ulicy i przechodni� klatk� schodow�, zastopowa�o mnie wreszcie przy jakich� drzwiach do piwnicy, zamkni�tych na k��dk�. Z jednostek ludzkich spotka�am chud� i wyn�dznia�� bab� z wielk� torb� na zakupy oraz brudnego gnojka z podbitym okiem. Cofn�am si�, wyjrza�am na s�siednie podw�rze-studni�, le��ce chyba ju� na niew�a�ciwym kierunku, wr�ci�am w poprzednie miejsce i ujrza�am, �e gnojek otwiera w�a�nie ow� k��dk� do piwnicy. Zainteresowa�o mnie to, zatrzyma�am si� w k�cie, niewidoczna dla niego.
l w tym w�a�nie momencie u�wiadomi�am sobie, co robi�. B��kam si� po praskich zakamarkach, zamiast szuka� po ludziach pieni�dzy i za�atwia� uzgodniony interes! Budowle nie zaj�c, postoj� nawet do przysz�ego tygodnia, a brylant b�dzie czeka� tylko do jedenastej...
Gdybym nie mia�a w torebce siedemdziesi�ciu tysi�cy pani Kryskowej, bardzo mo�liwe, �e machn�abym r�k� na doskona�y interes, wlaz�abym do piwnicy za gnojkiem i od razu by�by ze mn� spok�j na zawsze. Przyj�te beztrosko walory nak�ada�y na mnie jednak�e obowi�zek do spe�nienia i prawd� m�wi�c, nie mia�am ju� ani chwili czasu. Porzuci�am gnojka, podw�rza i nar-
20
koma�skie problemy i wr�ci�am do samochodu w tempie, kt�re przestraszy�o Paw�a.
- Co si� sta�o? Goni� ci�?!
-Nie - odpar�am ruszaj�c. - Ale b�d�my powa�nymi lud�mi, przecie� ja musz� dzisiaj nazbiera� pieni�dzy! Nic tam na razie nie znalaz�am, ale nie martw si�, spr�buj� tu wr�ci�, jak tylko za�atwi� szwindel...
Do sklepu �Jubilera" rzeczywi�cie wesz�am jako pierwsza klientka. Ekspedientek by�o dwie, ta moja, wczorajsza, sta�a przy ladzie, druga uk�ada�a co� w gablocie.
- Dzie� dobry pani - powiedzia�am grzecznie. - Mam pieni�dze. Mog� kupi� ten brylant.
Spojrza�a na mnie przelotnie i przysi�g�abym, �e w jej oczach mign�� strach. Pomy�la�am, �e mo�e mi si� tylko wydaje.
- Jaki brylant? - spyta�a zimno po chwili.
- Ten, kt�ry mi pani od�o�y�a. Ogl�dali�my go wczoraj wieczorem.
Popatrzy�a na mnie d�u�ej, tak jakby mnie widzia�a po raz pierwszy w �yciu.
- Brylant�w nie ma �- oznajmi�a beznami�tnie i wskaza�a oszklon� lad�, pod kt�r� le�a�y srebrne wisiorki. - Z bi�uterii jest to, co tutaj.
Jeszcze nie poczu�am rozczarowania, pomy�la�am tylko, �e mo�e ona jest na bakier z pami�ci� wzrokow�.
- Nie. Przypomn� pani. Ten radziecki, cztery i osiem dziesi�tych karata. Ogl�dali�my go wczoraj o wp� do si�dmej wieczorem, by�a przy tym pani Kryskowa...
- Pani Kryskowa nie pracuje tutaj. Przyjrza�am si� jej zaskoczona.
- Co si� sta�o? Ten pan kupi�?
- �aden pan nic nie kupi�... Nie udzielamy informacji o klientach!
M�wi�a sucho, niecierpliwie i niezbyt uprzejmie. Zbarania�am do reszty i obejrza�am si�. Klient�w w sklepie by�o ju� kilka
21
sztuk, a do zegarmistrza sta� trzyosobowy ogonek, ale rozmawia�y�my na ko�cu lady, na uboczu, i nikt nas nie pods�uchiwa�. Co j� napad�o? Pewnie sprzeda�a ten brylant jeszcze wczoraj i g�upio jej si� przyzna�. Nie wydoj� z niej przecie� drugiego!
Doskona�y interes szlag trafi�. By�o to tak naturalne, normalne i zgodne z moj� biografi�, �e wcale si� nie przej�am. Pani� Kry-skow� zawiadomi�am o niepowodzeniu dopiero wieczorem, telefonicznie.
- Wiem - powiedzia�a od razu. - Tego si� w�a�nie obawia�am, ale my�la�am, �e nie zd���.
- Kto czego nie zd��y?
- To nie na telefon. Wpadnie pani jutro?
- No pewnie, przecie� musz� pani odda� pieni�dze. O kt�rej najlepiej?
- Po pierwszej par� minut...
Przyjecha�am na Stare Miasto z wielk� nadziej�, ze si� czego� dowiem, bo zacz�o mnie to intrygowa�. Pani Kryskowa na zapleczu by�a sama, wsp�pracownicy poszli na obiad, kto� jeden tylko zosta� w sklepie. Mog�y�my rozmawia� swobodnie, a mimo to pani Kryskowa zni�y�a g�os.
- Zosta� wycofany ze sprzeda�y tu� przed zamkni�ciem sklepu - rzek�a ponuro. - Nazywa si�, �e poszed� do przeceny, ale nic podobnego. Kto� go kupi�.
- Kto� znajomy?
Pani Kryskowa wzruszy�a ramionami.
- Znajomy, jak znajomy. Wszyscy oni znajomi, ci, co kupuj� takie rzeczy...
- To kto to taki?
- Nie wie pani?
Gapi�am si� na ni� wzrokiem bez w�tpienia t�pym.
- Poj�cia nie mam. Pracownicy...?
- Jacy tam pracownicy! Niech si� pani sama domy�li. Ci, co rz�dz�.
Uczciwie m�wi�c, nigdy nie mia�am pewno�ci, kto w�a�ciwie rz�dzi w moim kraju i nie wdawa�am si� w polityk�, ale zasko-
22
czenie trwa�o kr�tko. Nawet moje zidiocenie mia�o jakie� granice.
- No dobrze, a dlaczego ta ekspedientka robi�a takie sztuki? Nie mog�a powiedzie� normalnie, �e nie uda�o si� go zostawi� i cze��? Przecie� bym jej nie pogryz�a!
- Ale mog�a pani zrobi� g�o�n� awantur� - powiedzia�a spokojnie pani Kryskowa. - Ona pani przecie� nie zna, a klienci s� zdolni do wszystkiego. A ona si� ba�a. Nie powinna go by�a w og�le pokazywa�, takie rzeczy maj� prawo przechodzi� tylko przez zaplecze, to towar dla wtajemniczonych. A jeszcze przy tej cenie, prawie pi�� karat�w, b��kitny brylant, kulisty, wie pani, ile powinien kosztowa� naprawd�? Milion dwie�cie, to jest absolutne minimum!
- To dlaczego by� za dwie�cie dwadzie�cia tysi�cy...?
- Oficjalne przeliczenie. Relacja rubla do z�ot�wki. M�wi�am pani przecie�, �e to radziecki.
Przesta�am to wszystko razem rozumie� do reszty.
- Przychodz� od nich do nas czasem takie rzeczy - t�umaczy�a cierpliwie pani Kryskowa. -- Ceny maj� idiotyczne, ludziom si� tego nie pokazuje, kierownik sklepu dostaje dyspozycje, tu akurat kierowniczki nie by�o, a ta ekspedientka pokazywa�a to temu panu, co tam by�, nie mnie przecie�, ja trafi�am przypadkiem. A ten pan to jaki� krewny. Gdyby mia� przy sobie pieni�dze, kupi�by bez niczego, ale widzia�a pani, nie mia�... To jest to samo, co kiedy�, pami�ta pani, oficjalna cena dolara by�a dwadzie�cia cztery z�ote, a na czarnym rynku przesz�o sto i z oficjalnym przeliczeniem rubla jest jako� podobnie...
Zirytowa�a mnie nieco ta historia, nie przez brak w�asnych zysk�w, bo do tego przywyk�am, ale przez ten jaki� tajemniczy kant. Zakulisowe machinacje, prowadzone kr�tymi �cie�kami po rozmaitych manowcach i do �adnej prawdy doj�� nie mo�na...
Pani Kryskowa westchn�a.
- A ja ju� mia�am nadziej�, �e wyj�tkowo uda si� skorzysta� - wyzna�a sm�tnie. - Akurat jestem bez pieni�dzy, to przez moj� c�rk�, buduj� sobie dom i posz�o wszystko. Trafi� mi si� ten brylant, jak �lepej kurze ziarno, gdybym wiedzia�a...! Chyba
23
spr�buj� odnowi� r�ne znajomo�ci, drogie kamienie id� na og� przez sklepy, tylko nikt ich nie wyk�ada na lad�...
Usi�owa�am sobie t� ca�� kombinacj� wyobrazi�, ale �le mi wychodzi�o, bo za du�o tu by�o niewiadomych. Z �adnym handlem brylantami, jawnym czy utajnionym, nigdy nie mia�am do czynienia, a sensu przelicze� walutowych m�j umys� nie ogarnia�.
- Sprzedaj� to potem? - spyta�am niepewnie.
- Kto?
- Ci co kupuj�.
- Sprzedaj� - potwierdzi�a sucho pani Kryskowa. -� Przewa�nie w Wiedniu...
Popatrzy�y�my na siebie. Pracownicy zacz�li wraca� z obiadu i pani Kryskowa zamilk�a na mur. Szansa na dalsze informacje chwilowo przepad�a, po�egna�am si� i wysz�am. W momencie po�egnania pani Kryskowa po�o�y�a palec na ustach...
P�g��wek zadzwoni� w chwili, kiedy wreszcie mog�am przyst�pi� do proces�w my�lowych i zacz�am rozwa�a� spraw� penetracji praskich zau�k�w. Osobnik z klusk� na twarzy pl�ta� mi si� po obrze�ach umys�u i niemal czu�am, jak depcze zwoje m�zgowe. Bo�ydar uparcie nie bucha� p�omieniem uczu�, mojej, trzeba przyzna� do�� mizernej, wiedzy okazuj�c wynios�e lekcewa�enie, co wyprowadza�o mnie z r�wnowagi z dnia na dzie� bardziej. Nie by�am zadowolona z �ycia, telefon za� od razu wybi� mnie z tematu i wyzu� z wszelkiej �yczliwo�ci.
P�g��wek od dobrych o�miu lat wielbi� mnie do ob��ka�stwa i czepia� si�, jak zagraniczny przylepiec. Postanowi� sobie by� poet�. Tworzy� w pocie czo�a i �ebra�, �ebym poprawia�a te wstrz�saj�ce knoty, co by�o o tyle uci��liwe, �e w jego dzie�ach nie by�o czego korygowa�. �A ona sta�a, blada na twarzy i wszyscy patrzyli ciekawie, co tam si� jej marzy"... Mia�o to obrazowa� scen�, w kt�rej zrozpaczona dama daje przyjacio�om do zrozumienia, �e zamierza pope�ni� samob�jstwo, niepewna tylko, czy nie trzasn�� przedtem niewiernego amanta. Zaplanowa-
24
ny sens zosta� mi przedstawiony ustnie, proz�, bo z poetyckiego tekstu �adn� miar� nie dawa�o si� tego wydedukowa�. Na domiar z�ego mia�y to by� utwory epickie, �Pan Tadeusz" co najmniej albo zgo�a �Iliada"...
Pr�bowa�am grzecznie da� mu do zrozumienia, �e powinien zaj�� si� czym� innym, poezja mu wychodzi nie najlepiej, zgodzi� si� w ko�cu i napisa� nowelk�. Wypracowania wyj�tkowo t�pych dzieci z trzeciej klasy szko�y podstawowej stanowi�, w por�wnaniu z ni�, istne arcydzie�a, a i to jeszcze te dzieci musia�yby mie� niewydarzonych nauczycieli. Pomijaj�c ju� kompletny brak tre�ci, ca�a nowelka o niczym, ani jedno zdanie nie zosta�o napisane gramatycznie. Jedyne, co mu nie szwankowa�o, to or-tografia, b��d�w nie robi�.
Nowelka zez�o�ci�a mnie ostatecznie i poradzi�am, �eby uda� si� z ni� do telewizji, mo�e przerobi� na scenariusz. Ucieszy� si�, powiedzia�, �e z tej doskona�ej rady skorzysta i chyba rzeczywi�cie to uczyni�, bo na d�ugi czas da� mi �wi�ty spok�j.
Nazwiska p�g��wka nie zna�am. Przedstawi� si� oczywi�cie w chwili zawierania znajomo�ci, ale nie zwr�ci�am uwagi i od razu wylecia�o mi z g�owy. Kartk� z numerem telefonu zgubi�am natychmiast. Przez telefon poznawa�am go po g�osie i ju� w pierwszej chwili m�wi�am ,,a, to pan", nie widzia� zatem potrzeby przedstawiania si� ponownie.
Zadzwoni� teraz, odrywaj�c mnie od upragnionego tematu i skaml�cym g�osem zacz�� b�aga� o spotkanie. Usi�owa�am si� wy�ga�, ale umys� mia�am zm�cony i stosowne argumenty nie przysz�y mi do g�owy. Przypomnia�o mi si� wreszcie, �e powinnam zap�aci� rachunki na poczcie, sp�niona z tym by�am skandalicznie, bo od ogon�w mnie odrzuca�o, mog�abym zatem wykorzysta� okazj� i obrzydliwe rzeczy za�atwi� razem. Poszuka�am w pami�ci jakiej� kawiarni blisko poczty i um�wi�am si� z nim w �Mozaice". Nalega� na po�piech, w porz�dku, niech b�dzie jutro o osiemnastej.
- Nie, ja ostatnio nic nie napisa�em - powiedzia� zaraz na wst�pie, sprawiaj�c mi niewymown� ulg�. - Mam k�opoty chyba, czy co�, bo jako� tak z natchnieniem u mnie krucho. Chcia-
25
�em si� pani poradzi�. Ja przepraszam, �e tak, ale pani jest najm�drzejsza.
O ma�o si� nie zadusi�am pierwszym �ykiem kawy. Chryste Panie...
- Ja to tego, wie pani, nie rozumiem. W komputerach siedz� i jakie� takie rzeczy si� dziej�. No, przywie�li maszyny, do Austrii po to pojechali, one mog�y przyj�� same, ale pojechali i eskortowali. A to z�om.
- Co z�om? - spyta�am z rezygnacj�. - Te maszyny?
- A jak�e. Do niczego. Mia�y by� do pracy, tymczasem kazali rozebra� na kawa�ki, a w dodatku to s� ca�kiem inne.
Nigdy w �yciu nie mia�am �adnego poj�cia o komputerach, wydawa�o mi si� jednak�e, i� nie z tej przyczyny nie rozumiem, co on m�wi.
- Niech pan to powie jeszcze raz. Ja si� na tym nie znam. Do jakiej pracy, jakie inne?
- Mia�y by� do obliczania, z tym �e nie tak doda� odj��, tylko do obliczania ruchu, l kierowania. Tymczasem to jest ca�kiem co� innego, prostsze nawet, ale ustawione na takie uk�ady, r�nie one wychodz�, a jak wyjd�, to si� takie otwiera i zwalnia zapadk�, l jak tam co jest, to wylatuje.
Niby m�wi� proste s�owa, ale sensu w nich by�o tyle, co w jego poezji. Zrozumia�am, �e wylatuje, bo zepsute.
- A jakby by�o w porz�dku, toby nie wylatywa�o? - spyta�am, nie mog�c si� oprze� wra�eniu, �e nad tym kawiarnianym stolikiem d�wi�cz� jakie� przera�liwe brednie.
- Nie, przeciwnie. W�a�nie powinno wylatywa�. Rozregulowane, wi�c raz wylatuje, a raz nie. l ustawia si�, na przyk�ad, w k�ko to samo, a powinno by� r�nie. Jakby si� program zde-stabilizowa�.
W umy�le b�ysn�o mi nagle g�upie skojarzenie.
- A co si� ustawia?
- No, nie liczby w�a�nie wcale i �eby chocia� �wiate�ka albo grafik. Sk�d! Jakie� takie... ja wiem? Zabawki. To podk�wki, to karty, no, damy, walety, to zn�w pomara�cze albo �liwki...
26
Ol�ni�o mnie i os�upia�am. Nie uwierzy�am we w�asne ol�nienie.
- Automaty do gry! O czym pan m�wi, co wy�cie sprowadzili, przecie� to s� automaty do gry...!!!
Ucieszy� si� i jakby nieco rozja�ni�.
- No prosz�, ja wiedzia�em, �e pani jest najm�drzejsza. Wylecia�o mi to s�owo, a to jest w�a�nie takie. W�oskie one. Mam rozebra� na kawa�ki, wszystkie kostki oddzielnie, a co tam z nimi jeszcze zrobi�, to ju� nie wiem. Schematy w og�le mam do innych, jakich� angielskich, l to jest tajemnica s�u�bowa. Jak raz wiem, �e pieni�dze na to posz�y te, co mia�y by� na prawdziwe komputery, z tym �e mniej, ten szmelc by� ta�szy. Ja tam zreszt� nie wiem, mogli to ca�kiem za darmo dosta�, ze z�omowiska, a powiedzie�, �e zap�acili, i mnie si� zdaje, �e fa�szowali jakie� rachunki.
Usi�owa�am sobie przypomnie�, czy wiem cokolwiek o jego miejscu pracy. Nie, nie obchodzi�o mnie to, a on chyba nie m�wi�. Co za instytucja jaka� robi takie sztuki?
- Gdzie pan pracuje? - spyta�am, nareszcie z prawdziwym zainteresowaniem.
P�g��wek zdziwi� si� ogromnie.
- No jak to, my�la�em, �e pani wie, m�wi�em przecie�. W warsztatach przy biurze projekt�w. W biurze te�, tak troch� tu, troch� tam.
- W jakim biurze projekt�w?
- No, w tym naszym. My tam mamy wszystkie bran�e. W resorcie...
W jakim znowu resorcie, na lito�� bosk�?! Co on rozumia� pod tym okre�leniem?! Patrzy�am na niego wzrokiem Gorgony, p�g��wek zmiesza� si�, poprawi� na krze�le, wzrok Gorgony musia� mie� si�� straszliw�.
- No, wie pani... Na Rakowieckiej...
- W SGGW, czy wi�zieniu? - docisn�am bezlito�nie. P�g��wek spojrza� na mnie. W oczach mia� tyle �a�osnego
wyrzutu, �e Gorgona w moim wn�trzu skl�s�a. No dobrze, niech
27
mu b�dzie, wida�, �e nazwa przedsi�biorstwa przez usta mu nie przejdzie, a niewiele ju� na tej Rakowieckiej zosta�o.
- MSW...?
Kiwn�� g�ow� prawie niezauwa�alnie. Siedzia� jak skamienia�y, pozwalaj�c mi zebra� my�li. Czego oni si� tak boj�, a, prawda, wszystko na temat MSW ma by� otoczone tajemnic� nieprzeniknion�, Bo�ydar te� tej instytucji nigdy nie okre�la wyra�nie. Obsesja. Zrobili jaki� dziwny kant, nie pierwszy i zapewne nie ostatni, fa�szowanie rachunk�w �adna rewelacja, ale na diab�a im zepsute automaty...? W�asne kasyno zamierzaj� otworzy�? Z zepsutymi...?!!!
- Da si� to naprawi�? - spyta�am, nagle zainteresowana pomys�em.
- Co naprawi�? Te automaty.
P�g��wek przesta� prezentowa� sob� rze�b� z granitu. Poruszy� si�, odetchn��, pokr�ci� g�ow�.
- Jakby dokupi� cz�ci, to dlaczego nie. Ale wcale nie dokupuj�. W og�le nic nie kazali naprawia�, tylko rozebra�. Ja ca�kiem nie wiem, do czego im to mo�e by�, bo one si� nie dadz�, na ten przyk�ad, przerobi�. Znaczy, do niczego innego si� nie nadaj�, tylko do tej gry. Albo co.
Sprawa zacz�a mnie intrygowa� bardziej. Automaty do gry zna�am od lat, nieobce mi by�y ich mo�liwo�ci, taki rozregulowany mo�e p�aci� raz za razem, trzeba tylko na niego trafi� w odpowiedniej chwili... Zaraz, ale to mechaniczne, b�bnowe, co ma do tego komputeryzacja? Jaka� nowo�� zapewne...
P�g��wek patrzy� na mnie jak w �wi�to��, z nabo�e�stwem i niczym wi�cej. Wida� by�o, �e procesy my�lowe uleg�y w nim gruntownemu zahamowaniu.
- I co? - spyta�am niecierpliwie. - Co pana jeszcze w tym wszystkim niepokoi? co niby ja mam zrobi�?
Bystro�� umys�u nie objawia�a si� w nim znienacka, ale przynajmniej zmieni� mu si� wyraz twarzy. Zrobi� si� odrobin� mniej t�py, a za to wi�cej zatroskany.
- No, ja w�a�nie nie wiem. Jako� mi si� wydaje, �e co� jest
28
nie tak. My�la�em, �e pani co poradzi, bo tak naprawd�, to mnie chodzi�o o co� innego. Zacz��em od tych automat�w, bo jeden m�j znajomy, kolega chcia�em powiedzie�, on przedtem przy tym robi�, gdzie� znikn��. Dlatego teraz ja robi�.
Przez chwil� nie mog�am si� zorientowa�, co go tak martwi, to, �e kolega znikn��, czy to, �e teraz on robi.
- l co?
- I nie mog� si� dowiedzie�, co si� z nim sta�o. Uzna�am, �e chyba jednak kolega.
- Niech pan to opowie jako� dok�adniej - za��da�am surowo.
P�g��wek niczego bardziej nie pragn��. O�ywi� si� wyra�nie.
- No, tak by�o, �e jednego dnia nie przyszed� do pracy. Znaczy, ja zgad�em, �e nie przyszed�, bo mnie �ci�gn�li do tego szmelcu, a jego nie by�o. Normalna rzecz, mog�o nie by�, ale tak przez trzy dni i nic. My�la�em, �e mo�e chory, zadzwoni�em, nie by�o go, nawet poszed�em do niego par� razy i nic. Spyta�em w kadrach, tak delikatnie, na zwolnieniu jest, czy ma urlop, ale jakby mia�, toby mi powiedzia�, wi�c mo�e wyjecha� s�u�bowo. Nic si� nie dowiedzia�em. To ju�, zaraz, pi��, nie, sze�� dni. Nie wiem, co si� z nim sta�o.
- A rodzina? Jaka� �ona, rodzice...?
- Co rodzina?
- Jego rodzina.
- On nie ma �ony. Rodzic�w te� nie. Nikogo w og�le, samotny cz�owiek. No, dziewczyn� ma, ja j� znam i ona te� nie wie, co si� z nim sta�o, ale oni si� tak troch� rozlatywali, wi�c my�la�a, �e on przez to nie dzwoni. Ma jeszcze klucze od jego mieszkania, poszed�em tam z ni� i dlatego teraz chcia�em zobaczy� si� z pani�.
Zrozumia�am, �e powoli zbli�a si� ku mnie sedno rzeczy.
- I co? - powt�rzy�am z silnym naciskiem.
- I tam u niego jako� dziwnie wygl�da.
- Jak dziwnie? Na czym ta dziwno�� polega?
- Ona m�wi, ta Melba, ona si� tak �miesznie nazywa, Melba, tak na ni� wszyscy m�wi� i nawet nie wiem, jak ma naprawd�
29
na imi�, wi�c ta Melba m�wi, �e jako� za du�y porz�dek on ma w mieszkaniu. Zawsze by� ba�agan, znaczy w rzeczach i tak dalej, tylko papiery mia� w porz�dku, a tymczasem jest odwrotnie. Wszystko takie pouk�adane, w szafach i wsz�dzie, a w papierach co� nie tak.
- W jakich papierach?
- Takich r�nych, co to ka�dy ma w domu, a on mia� nawet jeszcze wi�cej. Rachunki znaczy, listy, notatki rozmaite, obliczenia, no, dokumenty i tak dalej. Nawet matur� mia� i szkolne �wiadectwa, bo dyplom to w kadrach le�y. Wszystko zawsze pouk�adane, przewa�nie w biurku, notesy, kalendarze, du�o tego, a teraz jako� brakuje. Melba m�wi, �e by�o o wiele wi�cej i poprzek�adane byle jak. I znalaz�a tak� karteczk�, par� karteczek to by�o, on sobie zawsze zapisuje, co ma kupi� na przyk�ad, bo powiada, �e mu si� nie chce pami�ta�, wi�c chleb, �ar�wk�, mas�o, albo co. I na tej jednej karteczce by�o takie co�...
Wyj�� portfel, pogrzeba� w nim i ukradkiem podsun�� mi ma�y kawa�ek papieru w kratk�.
- Melba m�wi, �e to do mnie.
Spojrza�am na karteczk�, kt�r� przytrzymywa� palcem na kawiarnianym stoliku. Prawie zdziwi�o mnie, �e nie podsun�� mi jej do g�ry nogami.
Tekst wygl�da� nast�puj�co:
Melba.
Pulpet.
wiedza.
mleko xxxx.
szczur.
kalendarzyk z zesz�ego roku.
czynniki p.
Pijawka.
Przeczyta�am uwa�nie i spojrza�am na niego.
- I dlaczego to ma by� do pana? Co to w og�le znaczy? P�g��wek odpowiedzia� po kolei.
- Melba powiedzia�a, �e to do mnie i chyba faktycznie, przez ten pulpet. On mnie tak czasem nazywa�, bo ja kiedy� by�em t�u-
30
sty. Taki okr�g�y znaczy, my si� z nim znamy jeszcze ze szko�y. Jakby chcia� kupi� pulpety, toby napisa� �pulpety", jednego pulpeta nie sprzedaj�, a jeszcze du�� liter�. Wi�c mo�liwe, �e to ja i Melba mia�a mi to odda�. A co to znaczy, nie mam poj�cia. W�a�nie chcia�em pani pokaza�, bo mo�e pani zgadnie.
Wiara we mnie zakwit�a mu na twarzy tak pot�n� nadziej�, �e poczu�am si� zmuszona wykrzesa� z siebie wszystko i opr�cz tego jeszcze troch�, aczkolwiek nadawa�am si� do zadania jak w� do karety.
- No dobrze, pomy�lmy - zgodzi�am si�. - Melba i Pulpet z g�owy. Wiedza. Co ma by� z t� wiedz�? Jak�� wiedz� zdobywa� czy posiada�, on, albo pan?
- Ja �adnej wiedzy nie posiadam, wi�c chyba on... Ale od razu mog� pani powiedzie�, �e mleko si� nie liczy.
- Bo co?
- Przekre�lone. Te krzy�yki. On wszystko zawsze tak przekre�la, jeszcze ze szkolnych czas�w. Nie kresk�, tylko krzy�ykami. Wi�c mnie si� zdaje, �e na mleko mam nie zwraca� uwagi.
- Bardzo mo�liwe. Zak�adamy, �e posiada� jak�� wiedz�. Teraz szczur...
Przerwa� mi od razu i zni�y� g�os do szeptu.
- Szczur to wcale nie szczur. Znaczy, nie takie zwierz�. My tak nazywamy jednego w pracy, ale nikt o tym nie wie.
Powiedzia�am bez zastanowienia pierwsze, co mi przysz�o do g�owy.
- W takim razie wychodzi, �e on co� wiedzia� o tym Szczurze. Uzyska� wiedz�, mo�e to by�a jaka� informacja. Co to za facet?
Taka gnida najgorsza na �wiecie, przepraszam za wyra�enie. Co on m�g� si� jeszcze o nim dowiedzie�, dawno wszyscy wiedz�, �e to straszna swo�ocz.
- Wi�c mo�e odwrotnie? Szczur si� czego� dowiedzia�...? Supozycja zamar�a mi na ustach, bo p�g��wek wzdrygn�� si�
okropnie. Rozchyli� wargi, zacisn��, milcza� przez chwil�.
- Jakby si� ten Szczur dowiedzia� czego niepotrzebnego, to
31
niech r�ka boska broni. Ja nie wiem, co by by�o, ale co� potwornego...
Jeszcze ci�gle nie podejrzewa�am horroru, na razie czu�am si� tylko mocno zobligowana w kwestii karteczki.
- Zaraz. Pr�bujmy dalej. Kalendarzyk z zesz�ego roku. Co� pan o nim wie?
P�g��wek zn�w odmilcza� swoje, najwidoczniej zgroza nie chcia�a go tak od razu opu�ci�.
- Ja nic nie wiem, ale Melba m�wi, �e ten kalendarzyk mu zgin��. Przed ko�cem roku, jak by� mu jeszcze potrzebny. Znikn�� ca�kiem i on my�la�, �e mo�e mu go kto ukrad�. Zdenerwowa� si� nawet.
Znikn��. Kalendarzyk znikn��. W�a�ciciel kalendarzyka te� znikn��...
- Wie pan co, mo�e tu wcale nie chodzi o kalendarzyk, tylko
o znikni�cie? Du�o tu naznika�o, m�wi� pan, �e tak�e jakie� papiery...? M�wi pan, �e ta Melba m�wi, �e papier�w jest mniej, mo�e i one znikn�y?
Na dobrodusznej, t�pej g