2355
Szczegóły |
Tytuł |
2355 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2355 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2355 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2355 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
ANDRE NORTON
BRZEMI� YURTH�W
PRZEK�AD ALICJA BORO�CZYK
TYTU� ORYGINA�U YURTH BURDEN
1
Dziewczyna z plemienia Rask�w u�o�y�a palce lewej r�ki w diabelskie rogi i splun�a mi�dzy nie. Kropelka �liny upad�a na poryt� koleinami gliniast� drog�, niemal ocieraj�c si� o ubrudzony p�aszcz podr�ny Elossy. Elossa nawet nie spojrza�a na dziewczyn�, gdy� wci�� patrzy�a na odleg�y �a�cuch g�r - cel swojej podr�y.
W mie�cie dusi�a j� atmosfera nienawi�ci. Powinna by�a omin�� to miejsce. Nikt z plemienia Yurth�w nigdy nie wchodzi� bez potrzeby do osad tubylc�w. Wszechobecna nienawi�� potwornie dr�czy�a wy�szy zmys�, zaciemnia�a percepcj�, m�ci�a my�li. Elossa chcia�a jednak zdoby� jedzenie. Zesz�ego wieczora upad�a na kamieniach brodu i zapasy �ywno�ci, kt�re nosi�a w kieszeni pasa, zamieni�y si� w mazist� mas�, wi�c musia�a wszystko wyrzuci�.
Kupiec, u kt�rego zrobi�a zakupy, by� gburowaty i ponury. Nie mia� jednak odwagi jej odm�wi�. Te wszystkie spojrzenia, te fale nienawi�ci... Teraz, min�wszy dziewczyn�, kt�ra obdarzy�a j� tym zwyczajowym po�egnaniem, Elossa przy�pieszy�a kroku.
M�czy�ni i kobiety z plemienia Yurth�w poruszali si� w�r�d Rask�w z godno�ci�, lekcewa�yli tubylc�w, spogl�daj�c na nich z g�ry lub ich nie zauwa�aj�c, jakby ci po prostu nie istnieli. Yurthowie i Raskowie r�nili si� jak �wiat�o i ciemno��, g�ra i r�wnina, upa� i ch��d. Nie istnia�a mi�dzy nimi �adna p�aszczyzna porozumienia. �yli jednak na tym samym �wiecie, jedli te same potrawy, oddychali tym samym powietrzem. Niekt�rzy z pobratymc�w Elossy mieli nawet ciemne w�osy, takie jak Raskowie, kt�rzy nosili je zawini�te ciasno wok� g�owy, a i kolor sk�ry mieli podobny. Raskowie byli br�zowi od urodzenia, a Yurthowie, mieszkaj�cy pod pal�cymi promieniami s�o�ca, z czasem nabierali ciemnej opalenizny. Gdyby ubra�a si� w stanik i d�ug�, szerok� sp�dnic�, zapu�ci�a i upi�a w�osy, nie r�ni�aby si� wcale od dziewczyny, kt�ra tak dobitnie wyrazi�a swoj� nienawi��. Tylko umys�y Yurth�w by�y inne. Tak by�o od wiek�w. Yurthowie od urodzenia posiadali wy�szy zmys�. Uczono ich z niego korzysta�, zanim wypowiedzieli swe pierwsze s�owo. Jedynie on chroni� ich od ca�kowitego unicestwienia.
Na Zacarze nie �y�o si� �atwo. Straszliwe burze szalej�ce w ponurej porze roku zmusza�y Yurth�w do szukania kryj�wki w g�rskich jaskiniach, sia�y spustoszenie i przera�a�y mieszka�c�w r�wnin. Lodowaty wiatr, grad, strumienie deszczu... Gdy nadchodzi�y, ka�da �ywa istota szuka�a przed nimi schronienia. Pielgrzymka by�a mo�liwa jedynie podczas pierwszych dw�ch miesi�cy jesieni, dlatego Elossa musia�a si� �pieszy�, by dotrze� do celu.
Elossa wbi�a koniec swojej laski w pop�kan� glin� i odwr�ci�a si� od drogi u�ywanej przez rolnik�w, kt�rych przysadziste, jednakowe domostwa ci�gn�y si� wzd�u� traktu. Droga zakr�ca�a, omijaj�c podn�a g�r b�d�cych celem w�dr�wki Elossy. Dziewczyna pragn�a opu�ci� ju� r�wniny i znale�� si� na wy�ynach, w miejscu swojego urodzenia, oddycha� powietrzem nie ska�onym kurzem, gdzie my�li by�y wolne od nienawi�ci spowijaj�cej wszystkie miejsca zamieszkane przez Rask�w.
Musia�a odby� t� podr� samotnie, taki by� zwyczaj. Pewnego dnia kobiety z jej klanu zebra�y si� i da�y jej lask�, p�aszcz i torb�. Przyj�a je z zamieraj�cym sercem, ale nie czu�a strachu... Wyruszy� w samotn� podr� w nieznane... By�o to dziedzictwo Yurth�w. Ka�dy m�odzieniec i ka�da dziewczyna udawali si� na "pielgrzymk�", gdy tylko ich cia�a by�y gotowe s�u�y� starszym, a umys�y wystarczaj�co �wie�e, by przyj�� wiedz�. Niekt�rzy nigdy nie wr�cili. Ci, co powr�cili, zmienili si�. Potrafili wznosi� mi�dzy sob� a ziomkami bariery, zamyka�, kiedy tylko chcieli, mow� my�li. Stawali si� powa�niejsi, wci�� byli pogr��eni w rozmy�laniach, jakby wiedza, kt�r� posiedli, sta�a si� ci���cym im brzemieniem. Ale byli przecie� Yurthami, musieli wi�c powr�ci� do kolebki swego klanu, przyj�� wiedz�, niezale�nie od tego, jak gorzka lub uci��liwa mog�a si� okaza�. To w�a�nie wiedza wiod�a ich do celu. Musieli pozostawi� umys� otwarty, dop�ki nie poprowadzi ich ni� my�li. Pojawienie si� jej by�o rozkazem, kt�ry musieli wype�ni�.
Elossa w�drowa�a ju� czwarty dzie�, gnana dziwnym pragnieniem, by znale�� najkr�tsz� drog� przez r�wniny do g�r wznosz�cych si� na horyzoncie; przez krain�, w kt�r� nikt si� nie zapuszcza�, dop�ki nie rozleg� si� zew. Cz�sto wraz z r�wie�nikami zastanawia�a si�, co tam si� znajduje. Ju� dwoje z nich posz�o i wr�ci�o. Jednak zwyczaj zabrania� pyta�, co widzieli czy robili. I tak tajemnica pozostawa�a tajemnic�, dop�ki nie odkry�o si� prawdy samemu.
Elossa zastanawia�a si�, dlaczego Raskowie tak bardzo ich nienawidz�. Powodem m�g� by� wy�szy zmys�, kt�rego mieszka�cy r�wnin nie posiadali. Ale to nie wszystko. R�ni�a si� przecie� tak�e od hoose, kannen i innych form �ycia, kt�re Yurthowie szanowali i kt�rym pomagali. Jej smuk�e cia�o, przy-odziane w p�aszcz podr�ny, nie by�o pokryte sier�ci� ani �uskami. W my�lach tych istot nie by�o nienawi�ci. Owszem, by�a ostro�no��, gdy po raz pierwszy wchodzi�y do siedlisk klanu, ale by�o to naturalne. Dlaczego wi�c ci, kt�rzy s� tak do Yurth�w podobni, smagaj� jej my�li czarn� nienawi�ci�, gdy tylko si� w�r�d nich pojawia?
Yurthowie, nawet ci o s�abszych umys�ach, nigdy nie pragn�li w�adzy. Wszystkie stworzenia s� ograniczone, r�wnie� Yurthowie. Niekt�rzy z jej pobratymc�w mieli bystry umys�, szybciej formu�owali idee, wyg�aszaj�c nowe, niezwyk�e my�li, kt�re innym dawa�y bodziec do rozwa�a� w samotno�ci. W�r�d Yurth�w nigdy nie by�o rz�dz�cych i rz�dzonych. Istnia�y zwyczaje, takie jak pielgrzymka, kt�re wype�niano, gdy czas nadszed�. Nikt tego jednak nie nakazywa�. W samych bowiem Yurthach tkwi�o przekonanie, i� nale�y je wype�nia� bez w�tpliwo�ci.
S�ysza�a, �e bardzo dawno temu, kr�l-g�owa panuj�cy w�r�d Rask�w dwukrotnie wysy�a� swoje wojska, by odszuka�y i zniszczy�y Yurth�w. Gdy jego armia dotar�a do g�r, wpad�a w sieci iluzji usnute przez starszych. Kompanie rozprasza�y si� w nie�adzie, �o�nierze gubili si�, dop�ki z powrotem nie nakierowano ich na w�a�ciwy szlak. Zasiano ostrze�enie w my�lach samego kr�la-g�owy. Tak wi�c kiedy jego odwa�ni, lecz wyczerpani �o�nierze wr�cili zdziesi�tkowani, postanowi� wycofa� si� do swojej miejskiej warowni i zrezygnowa� z trzeciej wyprawy g�rskiej. Od tamtej pory Yurthowie nie byli niepokojeni, a ca�e g�ry sta�y si� ich.
Natomiast w�r�d Rask�w byli rz�dz�cy i rz�dzeni i, jak si� Elossie wydawa�o, nie byli z tego powodu szcz�liwi. Niekt�rzy Raskowie harowali przez ca�e �ycie, by inni mogli �y� bez zmartwie� i nie m�czy� si� �adn� prac�. By� to dow�d na to, �e nie byli r�wni. Prawdopodobnie tym ci�ko pracuj�cym nie bardzo to odpowiada�o. Czy pa�ali do swoich pan�w t� sam� dzik� nienawi�ci�, kt�r� kierowali na Yurth�w? Czy ta nienawi�� bra�a si� z gorzkiej i nieprzemijaj�cej zazdro�ci, �e klany Yurth�w s� wolne i r�wne? Sk�d jednak mogli wiedzie�, jak �yj� klany? Nie znali mowy my�li i nie potrafili od��czy� si� od swoich cia�, by sprawdzi�, co znajduje si� w oddali.
Elossa zn�w przy�pieszy�a kroku. Uciec od tego! Czu�a si� dziwnie. Mia�a nadziej�, �e �aden j�zor z�owrogiej nie�yczliwo�ci, kt�r� "widzia�a" wy�szym zmys�em, nie owija� si� wok� niej jak szpony sargona. Takie fantazje s� dobre dla dzieci, nie dla doros�ego wezwanego na pielgrzymk�. Poczuje si� swobodniej dopiero, gdy dotrze do podn�a g�r.
Sz�a wi�c wytrwale. R�wne rz�dy zbo�a na polach ust�pi�y miejsca pastwiskom, przystrzy�onym ko�skimi z�bami. Gdy przechodzi�a, konie podnios�y g�owy, by na ni� spojrze�. Pozdrowi�a je w my�lach, co zdumia�o zwierz�ta do tego stopnia, �e potrz�sn�y �bem i parskn�y. Jaki� �rebak przez chwil� bieg� obok niej, patrz�c, jak Elossie si� wydawa�o, ze smutkiem. W jego my�lach odkry�a mgliste wspomnienie wolno�ci, �ycia bez lejc�w i w�dzid�a kr�puj�cych wolny bieg. Zatrzyma�a si�, by da� mu b�ogos�awie�stwo obroku i pi�knych dni. W odpowiedzi otrzyma�a zachwyt i rado��. Oto jeden z rz�dzonych, o kt�rego �yciu rz�dz�cy nie mieli poj�cia. Elossa �a�owa�a, �e nie mo�e otworzy� bram wszystkich pastwisk, uwolni� tych stworze�, by mog�y cieszy� si� wolno�ci�, o kt�rej zaledwie jeden z nich niewyra�nie pami�ta�.
By�o wszak�e przyj�te, �e Yurthowie nie maj� prawa w �aden spos�b zmienia� �ycia Rask�w i ich s�ug. Z�amanie tej zasady oznacza�oby niew�a�ciwe u�ycie dar�w i talent�w Yurth�w. Jedynie w sytuacjach bez wyj�cia, w obronie w�asnego �ycia mogli Yurthowie atakowa� swoich wrog�w moc� iluzji.
Elossa pozostawi�a za sob� pastwiska, dosz�a do podg�rza. Droga by�a kamienista, ale znajoma. Odsun�a od siebie ostatni� z w�tpliwo�ci, kt�re dr�czy�y j� od chwili wej�cia do miasta. Unios�a g�ow�. Kaptur opad� na plecy i wiatr m�g� przeczesa� jej jasne, delikatne w�osy.
Zauwa�y�a niewyra�ne �lady �cie�ki. Mo�e ludzie z miasta przychodzili tutaj polowa� lub wypasa� swoje stada. Nic jednak nie wskazywa�o, �e kto� ostatnio szed� t�dy. Wspi�wszy si� na szczyt wzg�rza, ujrza�a le��cy monolit, kt�ry by� wy�szy od niej. Nie by� st�d, poniewa� ska�a nie mia�a koloru monotonnej szaro�ci kamieni i ziemi; by�a czerwona, czarnoczerwona jak krew, kt�ra skrzep�a w s�o�cu.
Elossa zadr�a�a, zastanawiaj�c si�, dlaczego widok tego g�azu wywo�a� tak ponure skojarzenia. Cofn�a si�, ale po chwili dzi�ki sile woli w�a�ciwej jej rodowi, podesz�a do kamienia. Dostrzeg�a na nim jakie� rysunki, zatarte przez czas i erozj�. Wyra�ny pozosta� jedynie zarys g�owy. Im d�u�ej si� temu przygl�da�a, tym bardziej narasta� w niej d�awi�cy niepok�j, ten sam co w mie�cie. Jej oddech sta� si� szybszy i mia�a ochot� uciec st�d.
Twarz mia�a rysy Raska, ale by� w niej jeszcze inny element - obcy i budz�cy groz�. Ostrze�enie? Postawione tu, by odstrasza� w�drowc�w, zapowiadaj�c czyhaj�ce niebezpiecze�stwa tak gro�ne, �e nawet ich zwiastun w kamieniu mia� wyrazi�cie diabelski wyraz? Rysunek nie by� uko�czony, cho� starannie wykonany. Jego chropowata surowo�� pot�gowa�a wra�enie, jakie wywiera�. Tak, to musi by� ostrze�enie!
Elossa z wysi�kiem odwr�ci�a si� od g�azu. Jej oczy, wyszkolone w badaniu i ocenianiu terenu, dostrzeg�y jeszcze jedn� pozosta�o�� z przesz�o�ci: kiedy� zaczyna�a si� tu droga. Kamienie pokry�a ziemia, a uparcie rosn�ce drzewka i krzewy porozsuwa�y je na boki. Teren by� jednak zniwelowany, by mo�na by�o u�o�y� kamienie. Stanowi�o to dla Elossy wystarczaj�cy dow�d, �e kiedy� bieg�a tu droga.
Kamienna droga? Kamienne drogi prowadzi�y tylko do miast kr�la-g�owy. Ich budowa wymaga�a ogromnego wysi�ku i nie m�czono by si� na pr�no tylko po to, by wybrukowa� drog� prowadz�c� w g�ry. By�a bardzo stara. Elossa podesz�a do najbli�szego kamienia, ledwie widocznego w�r�d trawy. Ukl�k�a i po�o�y�a na nim r�k�, chc�c z niego co� wyczyta�...
By� s�aby, zbyt s�aby, by mog�a cokolwiek zrozumie�. Powr�ci� do natury bardzo dawno temu. Tak dawno, �e ziemia przyj�a go z powrotem, po�o�y�a w�asn� piecz��. Elossa wyczu�a �lad piaskowej jaszczurki, trop bandera; nic wi�cej nie da�o si� jednak odczyta�.
Trakt prowadzi� ku g�rze, na kt�r� Elossa zamierza�a si� wspi��. Jego pozosta�o�ci powinny by� pomocne we wspinaczce, pom�c zaoszcz�dzi� si�y na dalsze, trudniejsze zadania. Powoli wkroczy�a na drog�. Kiedy� musia�a by� zamkni�ta, zapomniana, a powalony monolit ustawiono, by broni� wst�pu. Kto to zrobi� i dlaczego? Ow�adn�a ni� ciekawo�� Yurth�w; id�c dalej, szuka�a �lad�w m�wi�cych o przeznaczeniu drogi.
Im dalej sz�a, tym bardziej zachwyca�a si� pomys�em oraz kunsztem budowniczych. Trakt wi�d� prosto, nie przypomina� kr�tych �cie�ek zwierzyny ani wij�cych si� dr�ek g�rskich, jakie zna�a, ani bitych trakt�w na r�wninach. Droga przecina�a wszystkie przeszkody, jakby uparci budowniczowie postanowili ujarzmi� teren.
Dosz�a do miejsca, gdzie ziemia prawie zakry�a skaln� p�k�. Elossa torowa�a sobie drog� w�r�d rumowiska, wspomagaj�c si� lask�. Droga nadal bieg�a w kierunku jej celu, a poniewa� w Elossie obudzi�a si� ciekawo��, postanowi�a sprawdzi�, dok�d prowadzi, pomimo �e mog�o to oznacza�, �e zanim osi�gnie sw�j cel, b�dzie musia�a znacznie nad�o�y� w�dr�wki.
Nie by�o tu ju� tak zniszczonych g�az�w jak ni�ej, ale gdzieniegdzie zauwa�y�a ma�e obeliski. Na niekt�rych widnia�y nik�e �lady wyrytych rysunk�w. �aden jednak nie wywo�a� w niej tak przykrego uczucia jak tamten na dole. Mo�e postawiono je tu w innych czasach i w innym celu.
Elossa usiad�a w cieniu jednego z kamieni, by si� posili�. Nie musia�a nawet otwiera� swojej flaszki, bo nie opodal z wysokich g�r sp�ywa� niewielki strumyczek. S�ycha� by�o szmer p�yn�cej wody. Poczu�a roztaczaj�cy si� wok� spok�j.
I raptem - spok�j prys�!
Jej umys�, leniwie ch�on�cy wolno�� i cisz�, odebra� my�l! Czy�by kto� z innego klanu by� na tej samej pielgrzymce? W g�rach mieszka�o wiele klan�w, z kt�rymi jej ludzie w�a�ciwie nie mieli kontaktu. Nie, w tym kr�tkim dotkni�ciu nie wyczu�a nic znajomego, co zwiastowa�oby Yurtha, nawet Yurtha podr�uj�cego z zamkni�tym umys�em.
Je�li nie by� to Yurth, to musia� to by� Rask. Jednak zwierz�ta nie wysy�a�y takich sygna��w. A zatem �owca? Rzecz jasna nie odwa�y�a si� tego sprawdzi�. Chocia� nienawi�� Rask�w by�a przepojona strachem, kto wie, na co odwa�y si� Rask, z dala od swoich napotkawszy samotnego Yurtha. Pomy�la�a o tych, kt�rzy nigdy nie wr�cili z pielgrzymki. Istnia�o wiele wyja�nie� - upadek ze ska�y, choroba w samotno�ci czy �mier� w obliczu niebezpiecze�stwa, kt�rego nie m�g� pokona� nawet wy�szy zmys�. Teraz jej przewodnikiem musi by� ostro�no��.
Elossa zawi�za�a mocno rzemie� torby, podnios�a lask� i wsta�a. Nie p�jdzie ju� dalej t� drog�. Postanowi�a podda� pr�bie swoj� znajomo�� g�r. W g�rach �aden Rask nie m�g� r�wna� si� z Yurthem. Je�li Elossa jest rzeczywi�cie celem czyich� �ow�w, musi zostawi� w tyle owego my�liwego.
Dziewczyna rozpocz�a wspinaczk�, ale nie �pieszy�a si� zbytnio. Kto wie, po�cig mo�e by� d�ugi, powinna wi�c oszcz�dza� si�y. Jej pot�ga nie si�ga�a a� tak daleko, nie mog�a jednocze�nie �ledzi� pogoni i wyczuwa� niebezpiecze�stwa czyhaj�ce przed ni�. Tylko podczas postoj�w b�dzie sprawdza� czy faktycznie kto� j� goni, czy po prostu kto� inny wspina si� w tym samym celu co ona.
2
Wysoko ponad star� drog� Elossa przystan�a, by chwil� odpocz�� i pozwoli� swoim my�lom zbada�, co si� dzieje ni�ej. Tak, ci�gle pod��a� tu� za ni�. Nieznacznie zmarszczy�a brwi. Powzi�a przecie� niezb�dne �rodki ostro�no�ci, chocia� nie bardzo wierzy�a, �e mo�e si� to zdarzy�. �aden Rask nigdy nie polowa� na Yurtha. Nie s�yszano o takim wypadku od czas�w wielkiej kl�ski kr�a-g�owy Philoara, dwa pokolenia wstecz. Dlaczego?
Wydawa�o si� jej, �e mo�e go powstrzyma�. Iluzja, dotkni�cie umys�u - o, tak, je�li tylko zechce u�y� swojej mocy, mo�e dysponowa� wieloma rodzajami broni. Wiedzia�a wszak�e, co j � czeka. Wprawdzie wyruszaj�cemu na pielgrzymk� nikt z tych, kt�rzy j� ju� odbyli, nie dawa� nawet najmniejszych wskaz�wek, jednak istnia�y pewne ostrze�enia i nakazy, z kt�rych najwa�niejszy m�wi�, i� b�dzie potrzebowa�a ca�ego talentu, by sprosta� czekaj�cemu j� zadaniu.
Wy�szy zmys� nie by� sam w sobie niezmienny, nie mia� zawsze takiej samej mocy. Przeciwnie, ubywa�o jej i przybywa�o, nale�a�o j� zatem kumulowa� na wypadek nag�ej potrzeby. Elossa nie o�mieli�a si� wi�c marnowa� tej mocy tylko po to, by zawr�ci� z drogi jakiego� w�drowca, kt�ry mo�e wcale nie mia� z�ych zamiar�w.
Zbli�a�a si� noc, a noce w g�rach by�y ch�odne. By przetrwa� ciemne, zimne godziny, najlepiej znale�� jak�� jaskini�. Oczyma nawyk�ymi do podobnych zada� Elossa zbada�a okolic�. Jak dot�d wspinaczka pod g�r� nie nadwer�y�a zbytnio jej si�, ale mia�a przed sob� wi�ksze stromizny. Dalszy marsz zostawi, je�li to mo�liwe, na rano.
Sta�a teraz na wyst�pie skalnym rozszerzaj�cym si� z prawej strony. Na sp�achetkach ziemi ros�y ma�e krzaczki i trawa. Wesz�a na ��czk�. Ten sam strumie�, kt�ry ugasi� jej pragnienie przy prastarej drodze, mia� tu swoje �r�d�o. My�l� dotkn�a ptak�w i ma�ych, skalnych gryzoni, ale nie napotka�a niczego wi�kszego.
Po�o�y�a lask� i torb� podr�n� przy �r�de�ku i ukl�k�a, by zwil�y� twarz, zmy� z niej dusz�cy py� r�wnin. Wypi�a �yk wody wprost z d�oni z�o�onych w koszyczek, po czym wyj�a z po�y p�aszcza kr��ek metalu zawieszony na �a�cuszku. Trzymaj�c go w d�oni, ponownie zbada�a okolic� wzrokiem i my�l�, by sprawdzi�, czy uda�o si� jej zgubi� niespodziewanego stra�nika.
Nie zauwa�y�a niczego, czemu nale�a�o si� przyjrze� uwa�niej, ale nie powinna chyba u�ywa� my�li. Jednak wola�a upewni� si�, co lub kto j� �ledzi. Je�li by� to my�liwy, to dobrze, ale Rask dzia�aj�cy wbrew tradycji - to co innego.
Spojrza�a na p�ytk� metalu. Jej powierzchnia by�a g�adka, ale, co dziwne, nie odbija�a twarzy dziewczyny. Kr��ek pozosta� kompletnie pusty. Elossa przywo�a�a swoj� moc koncentracji. Najpierw musi wyobrazi� sobie co�, co istnieje, by mie� pewno��, �e to, co zobaczy p�niej, nie jest nie�wiadomym wytworem jej wyobra�ni.
Obelisk ostrze�enia. Powierzchnia lustra-nie-lustra zmarszczy�a si�. Pojawi� si� male�ki, niewyra�ny z powodu du�ej odleg�o�ci obraz przewr�conego kamienia z podobizn� z�owr�bnej twarzy, przys�oni�tej cieniem mijaj�cego dnia.
Dobrze, recepcja dzia�a. Zatem teraz kolej na jej tropiciela. Trudne zadanie, bo nigdy go przecie� nie widzia�a, musi wi�c stworzy� jego obraz z samego tylko dotyku my�li. Ostro�nie, bardzo powoli, wys�a�a my�l-sond�. Dosi�g�a go, obj�a. Elossa odczeka�a d�u�sz� chwil�. Je�li jej prze�ladowca by�by �wiadom pr�by, niezw�ocznie wys�a�by odpowied�. Wtedy natychmiast zerwa�aby nik�� wi�. Jednak nie zareagowa� na jej delikatne sprawdzanie. Tak wi�c, wpatruj�c si� w lustro, wys�a�a my�l silniejsz�. Teraz obraz by� jeszcze bardziej niewyra�ny ni� widok obelisku, poniewa� nie odwa�y�a si� u�y� wi�kszej mocy. W lustrze pojawi�a si� niewielka posta�. By�a odziana w sk�ry - z pewno�ci� my�liwy, bo ni�s� �uk i ko�czan, ale mia� tak�e kr�tki miecz. Nie widzia�a jego twarzy; emanacja my�li sugerowa�a, �e jest m�ody...
Elossa mrugn�a i kontakt natychmiast zosta� przerwany. Nie, to nie by�a odpowied� Yurtha. Ten m�czyzna wiedzia�, �e jest przez ni� badany. Ow�adn�� nim niepok�j.
Pomy�la�a o tym z pewn� doz� niedowierzania. Yurthowie wiedzieli, �e taka �wiadomo�� w�r�d Rask�w nie by�a mo�liwa. Gdyby posiadali chocia� odrobin� wy�szego zmys�u, nigdy nie daliby si� omami� iluzjom. Ale jednak by�a pewna, �e to, czego dowiedzia�a si�, zanim nie zerwa�a kontaktu, by�o prawd�. On wiedzia�! Wiedzia� wystarczaj�co du�o, by wyczu�, i� ona go sprawdza. Dlatego by� niebezpieczny. Oczywi�cie mog�a utka� iluzj�. Nie trwa�aby d�ugo, poniewa� �aden Yurth nie mia� tak pot�nej mocy. By stworzy� d�ugotrwa�� iluzj�, potrzebna by�a zjednoczona energia wielu. Elossa usiad�a i wpatrzy�a si� w zachodz�ce s�o�ce. Istnia�o kilka u�ytecznych iluzji, na przyk�ad materializacja sargona. �aden cz�owiek nie by� w stanie znie�� widoku w�ochatego drapie�nika, o kt�rym by�o wiadomo, �e ma legowiska w g�rach i zabija, by ch�epta� krew. Sargony by�y tak szalone, �e nawet Yurthowie nie mieli nad nimi kontroli, mogli jedynie zawraca� je z drogi. Nie mo�na by�o do nich przem�wi� my�l�, poniewa� nie my�la�y, a op�tane by�y nienasycon� krwio�erczo�ci� i niepohamowan� ��dz� zabijania.
Wspania�y wyb�r...
Elossa zamar�a. Sargon? Ale� tam by� sargon! Nie w dole, gdzie chcia�a umie�ci� iluzj�, ale w g�rze. I zmierza� ku niej! Woda - potrzebuje wody. To �r�de�ko, przy kt�rym siedzia�a, mo�e by� jedynym zbiornikiem wody w okolicy. Na jego gliniastych brzegach zauwa�y�a �lady n�g ptak�w, a tak�e mniejsze �lady monu i m�ka. Woda przyci�ga sargona. Z pewno�ci� nie jad� od dawna. Jego ca�a �wiadomo�� sk�ada�a si� z ogromnego uczucia g�odu, prawie zag�uszaj�cego pragnienie. G��d, ona musi to wykorzysta�!
�adna iluzja nie zawr�ci�aby sargona z drogi, r�wnie� Elossa nie mo�e zmieni� jego trasy. G��d potwora by� zbyt wielki. B�yskawicznie zbada�a my�l� teren. Znalaz�a roga, inne niebezpieczne stworzenie, tak�e mieszka�ca g�r. Czy nie by� jednak za daleko? Elossa nie by�a pewna. Wszystko zale�a�o od nat�enia g�odu sargona.
Dzia�aj�c z wielk� precyzj�, wprowadzi�a w to kipi�ce piek�o ��dzy krwi obraz roga... niedaleko... Dla rozjuszonego �owcy oznacza�o to nie tylko po�ywienie i krew, ale tak�e w�ciek�o�� z powodu naruszenia jego terytorium. Dwa ogromne drapie�niki nie mog� zajmowa� tego samego terytorium, a ju� z pewno�ci� nie te dwa.
Udawa�o si� jej! Elossa poczu�a dum�, kt�r� szybko st�umi�a. Nadmierna pewno�� siebie mog�a oznacza� zgub�. Bestia w g�rze przyj�a jej sugesti� i oddala�a si� od ��ki nad �r�d�em. Wiatr wiej�cy z do�u przyni�s� �lad odra�aj�cego smrodu.
R�g, t�dy... Nie przestawa�a wysy�a� my�li. Tak, sargon zdecydowanie zmieni� kurs. Musi jednak nad tym czuwa�, nie przestawa�... Zu�y�o to jednak jej moc, czego nie przewidzia�a.
Elossa zebra�a si� w sobie. Ohydny od�r nasila� si�. Nie obawia�a si�, �e sargon wyczuje jej obecno��. Dawno temu Yurthowie opanowali sztuk� przyrz�dzania przer�nych zio�owych napar�w i do picia, i do nacierania, kt�re pozbawia�y ich cia�a naturalnego zapachu.
Sargon teraz bieg�; stromizna zbocza dodawa�a impetu szale�czemu po�cigowi. Ju� min�� ��czk�. Nadszed� czas, by sko�czy� nadawanie bod�ca. By� przecie� r�g i wcze�niej czy p�niej...
Szarpn�a g�ow�. G�stniej�cy mrok w dolnych partiach g�ry m�g� zmyli� wzrok, ale nic nie mog�o zag�uszy� krzyku w�ciek�o�ci i g�odu. R�g by� tak blisko... nie przypuszcza�a, �e a� tak...
B�yskawicznie wzmocni�a my�l-sond� i wtedy zamar�a. To nie by� r�g! To by�a ofiara, ale by� ni� cz�owiek! Ten, kt�ry j� �ledzi� - niewa�ne czy umy�lnie, czy przypadkiem. By� tam i sargon na pewno go ju� wyw�szy�.
Ona nas�a�a na niego t� straszliw� besti�! Elossa poczu�a na ca�ym ciele lodowaty pot. Pope�ni�a niewybaczalny czyn - skaza�a cz�owieka na �mier�. Raskowie poddawali si� iluzjom, ale Yurthowie nie mieli prawa posy�a� ich na �mier�. Ona to uczyni�a... �wiadomo�� tego przyprawi�a j� o md�o�ci. Przez chwil� nie mog�a zebra� my�li. Czu�a jedynie przera�enie, gdy� uwolni�a si�y, kt�rych nie spos�b teraz kontrolowa�.
Elossa pochwyci�a swoj� lask� i, zostawiwszy torb� z prowiantem tam, gdzie j� uprzednio rzuci�a, odwr�ci�a si� plecami do zbocza. To wszystko jej wina, je�li teraz spotka j� �mier�, b�dzie zap�at� godn� jej haniebnego czynu. Tamten mia� wprawdzie �uk i stalowy miecz, ale to nie wystarczy, by pokona� sargona.
�lizga�a si� i osuwa�a w d�, zdzieraj�c sobie sk�r� z r�k. Ostro�nie, �eby si� nie potkn��! Nie wolno szuka� celowego upadku, kt�ry by wymaza� �mierci� pami�� kilku ostatnich chwil. Sargon znowu zaskrzecza�. Nie dopad� jeszcze swojej ofiary, ale zosta�o ju� niewiele czasu. Elossa usi�owa�a pokona� szok spowodowany nieroztropnym dzia�aniem. Nic nie da jej ucieczka. Laska nie jest skuteczn� broni� w walce z sargonem. Pozosta� jedynie... rog!
Elossa ca�ym wysi�kiem stara�a si� zebra� my�li, zn�w poczu� moc. Stan�a na ma�ym wyst�pie, ty�em do ska�y i spojrza�a w d�. Roz�o�yste krzaki zas�ania�y widok poni�ej.
Rog! Jej my�l wystrzeli�a jak rozpaczliwy krzyk dow�dcy wzywaj�cego do bitwy. Z�apa�a umys� tego drugiego zwierz�cia. R�g potrafi� by� i by� rzeczywi�cie �owc�. Dzikim, ale nie tak ob��kanym jak sargon. Dzia�a�a moc� tam, gdzie normalnie wprowadza�aby my�l wolno, delikatnie. Sargon... tu... poluje... zabi�... zabi�!
Ogromny drapie�nik zareagowa�. E�ossa gra�a na jego nienawi�ci, podnosz�c jej nat�enie do takiego stopnia, �e ka�dy ludzki umys� wypali�by si� ca�kowicie. Rog ruszy� na �owy!
Z ciemno�ci dobieg� drugi krzyk - krzyk cz�owieka. By�o za p�no, za p�no! Elossa za�ka�a. Zacz�a schodzi� w d�. Roga nie trzeba by�o ju� bardziej zagrzewa� do walki. By� got�w. Teraz ona musi odnale�� cz�owieka, kt�ry mo�e jest ju� martwy.
Cierpia�, ale jeszcze �y�. Nie tylko �y�, ale walczy�! Wspi�� si� tak wysoko, �e sargon nie m�g� go dosi�gn��. Jednak nie wytrzyma tam d�ugo. Ranny by� �atw� zdobycz� dla w�ochatego potwora. Rog...
Jakby w odpowiedzi na jej my�l rozleg� si� trzeci krzyk. Dopiero teraz zobaczy�a, �e po zboczu, zmierzaj�c wprost na pokryte krzakami ni�sze cz�ci stoku, sunie ogromny, ciemny cie�. Si�ga� jej do ramion, mia� grube cielsko pokryte g�stym futrem tak d�ugim, �e prawie zakrywa�o kr�tkie �apy. Zbli�a� si�, wyrzucaj�c spod n�g fontanny kamieni, ziemi i �wiru.
Nawet jak na roga by� olbrzymi, a poza tym wystarczaj�co stary, by by� rozwa�ny w walce, kt�ra decydowa�a o �yciu. Zaiste by� godnym przeciwnikiem, mo�e nawet jedynym godnym sargona. Zarycza� ponownie. Zabrzmia�o to jak wyzwanie, kt�re, mia�a nadziej�, odci�gnie sargona od swojej ofiary.
W odpowiedzi rozleg� si� inny wrzask. Elossa prze�kn�a �lin�. Usi�owa�a znale�� dost�p do rozw�cieczonego umys�u. Rog! Nie mia�a pewno�ci, czy jej ponaglenie co� da�o. Umys� tego stwora by� szalonym wirem �mierci i ��dzy niszczenia.
Rog! Jej wezwania mog� by� nadaremne, ale jedynie to mo�e zrobi�. By�a pewna, �e cz�owiek jeszcze �yje; jego �mier� na pewno by wyczu�a. Odczu�aby to jako swoiste zmniejszenie siebie. Nie tak dotkliwe jak cios spowodowany �mierci� Yurtha, ale z pewno�ci� zauwa�alne.
Rog zatrzyma� si� w tumanie kurzu. Zarycza� i podni�s� si� na tylnych �apach, pokazuj�c olbrzymie pazury. Uni�s� g�ow�, osadzon� bezpo�rednio na szerokich ramionach, i zwr�ci� w kierunku zaro�li otwarty pysk, w kt�rym b�yska�y podw�jne rz�dy wielkich k��w.
Wtedy z zaro�li wysun�� si� l�ni�cy �eb sargona. Bestia rykn�a raz jeszcze. Z jej paszczy �cieka�a piana. Cia�o, d�ugie i w�skie, skurczy�o si� w sobie niczym spr�yna. I nagle sargon wystrzeli� w powietrze wprost na czekaj�cego na� roga.
3
Bestie zwar�y si� w za�artej walce, kt�ra dociera�a do dziewczyny nie tylko jako obraz i d�wi�k, ale te� jako fale silnych emocji, kt�re prawie powali�y j� na ziemi�, zanim zdo�a�a je powstrzyma�. Rog i sargon zatraci�y si� w wymianie �mierciono�nych cios�w. Elossa poczo�ga�a si� kawa�ek wzd�u� zbocza i wreszcie odwa�y�a si� zej�� ni�ej. Ofiara jej bezmy�lno�ci nadal le�a�a w tym niebezpiecznym miejscu. Elossa by�a pewna, �e cz�owiek, kt�rego sargon zaatakowa�, jest ranny. Przeszywaj�cy b�l, kt�ry wyczu�a my�l�, �wiadczy�, �e cz�owiek nadal znajduje si� w �miertelnym niebezpiecze�stwie.
Ze�lizn�a si� w d�, a� zamkn�y si� nad ni� zaro�la. Odg�osy walki zag�usza�y ka�dy d�wi�k. Pod os�on� krzak�w podnios�a si� i lask� zacz�a torowa� sobie drog�. Bardzo ostro�nie wys�a�a najdelikatniejsz� sond�. W lewo, tak, i w d�! Uda�o si� jej zlokalizowa� tamtego. Zamkn�wszy sw�j umys� przed emanacjami w�ciek�o�ci bij�cymi od walcz�cych zwierz�t, sz�a dalej.
Zaro�la przerzedzi�y si�. By�a na otwartej przestrzeni, gdzie ska�y zlewa�y si� w jedno w szybko g�stniej�cym mroku. Chocia� zamkn�a swoje my�li, a od ha�asu p�ka�y uszy, Elossa us�ysza�a j�k b�lu. Na szczycie najwy�szego z g�az�w co� si� podnios�o, opad�o i zamar�o. Elossa wbi�a lask� w rumowisko i wdrapa�a si� wy�ej. Pomimo ciemno�ci zobaczy�a pozbawione si� cia�o z brocz�c� ran� na lewym boku i ze zwisaj�cym bezw�adnie ramieniem.
Porusza�a si� ostro�nie. M�czyzna le�a� na g�azie, b�d�cym jego jedyn� nadziej� na prze�ycie. Ukl�k�a przy nim, by zbada� ran�, kt�ra ci�gn�a si� od ramienia w d�; cia�o odchodzi�o od ko�ci tak �atwo jak sk�rka z dojrza�ego owocu.
Do pasa mia�a przytroczon� ma�� torebk� z lekami Yurth�w. Wiedzia�a, �e nie mo�e ich u�y�, dop�ki Rask jest przytomny. Przeszkod� stanowi� nie tylko ogromny b�l - Rask nie zna� �adnej formy wewn�trznej kontroli, by go pokona� - ale r�wnie� nie mog�a leczy�, poniewa� jego przytomno�� mog�a jej w tym przeszkodzi�. Wzi�wszy g��boki oddech, dziewczyna przysiad�a na pi�tach. To, co musi zrobi� (bo to przecie� jej wina), by�o wbrew zwyczajom Yurth�w. Spoczywa� jednak na niej obowi�zek na�o�ony wy�szym prawem. Musi pom�c temu, kogo skrzywdzi�a.
Powoli, z rozwag� i z wielk� ostro�no�ci�, jakby robi�a rzecz zakazan�, Elossa rozpocz�a przekazywanie my�li.
�pij, rozkaza�a, odpoczywaj.
Zareagowa�. Poruszy� g�ow�, dotykaj�c jej kolana, na wp� otworzy� oczy. Tak, dotkn�a czego�. By� ci�gle na skraju �wiadomo�ci, lecz chyba odczuwa� jej ingerencj�.
�pij... �pij...
Resztka �wiadomo�ci znikn�a pod wp�ywem stanowczego rozkazu my�li. Wys�a�a nast�pny impuls, kt�ry mia� u�mierzy� b�l. Robi�a to kiedy� zwierz�tom, kt�re znalaz�a ranne, oraz dziecku, kt�re upad�o i z�ama�o r�k�. W�wczas zwierz�ta jej ufa�y, dziecko wiedzia�o, co ona chce zrobi� i by�o gotowe podda� si� jej woli. Czy zadzia�a to tak�e teraz wobec Raska, kt�ry w stosunku do jej rodu czu� nienawi�� i podejrzliwo��?
�pij...
Elossa wiedzia�a, �e przekroczy� ju� pr�g �wiadomo�ci. W swoim delikatnym badaniu my�l� nie wyczuwa�a w nim �adnej ch�ci obrony.
Wyci�gn�a n�, by odci�� strz�py sk�rzanego kaftana, pod kt�rym mia� koszul� sztywn� od krwi. Ods�oni�a straszliw� ran� ci�gn�c� si� od barku do biodra. Wyci�gn�a z torby z�o�one p��tno i rozpostar�a je na kolanie. By�a na nim warstewka ziemi i suszone zio�a zmieszane z czystym t�uszczem. Bardzo ostro�nie zsun�a poszarpany brzeg rany, po czym przyk�ada�a szmatk� do cia�a, miejsce po miejscu. Skaleczenie krwawi�o, ale po dotkni�ciu nasyconym lekami p��tnem krew przestawa�a si� s�czy�. Po zatamowaniu krwawienia przykry�a ran� tkanin�.
Teraz Elossa musia�a uwolni� rannego od dzia�ania swoich my�li. Ca�� moc i talent nale�a�o przenie�� w inne miejsce. Powoli, tak samo uwa�nie jak wesz�a w jego my�li, wycofa�a si�. Na szcz�cie jeszcze si� nie ockn��.
Przeci�gn�a wzd�u� p��tna koniuszkami palc�w. Koncentruj�c swoj� wol�, wywo�a�a mentalny obraz zdrowiej�cego cia�a. Musi przyj��, �e cia�o Raska nie r�ni si� zbytnio od cia�a Yurtha. Krwi, rozkaza�a, przesta� p�yn��. Pobudzi�a te� wzrost kom�rek tkanki ��cznej.
Wyp�yw energii by� tak olbrzymi, �e wr�cz czu�a, jak przep�ywa z jej palc�w w ran�. Ozdrowiej! Jej d�onie przesuwa�y si� tam i z powrotem, leciutko dotykaj�c p��tna i wysy�aj�c moc wy�szego zmys�u ca�� skoncentrowan� na tym zadaniu.
Gdy sko�czy�a, znu�enie okry�o j� niczym druga sk�ra. Opad�y jej ramiona, plecy zgarbi�y si�. Ciemno�� tak zg�stnia�a, �e Elossa nie widzia�a twarzy m�czyzny, kt�rego uratowa�a. Spa� i nic wi�cej nie mog�a ju� dla niego 'zrobi�.
Z wielkim wysi�kiem unios�a g�ow�. U�wiadomi�a sobie, �e zgie�k walki ucich�. Skoncentrowa�a si� ponownie. Chcia�a wys�a� my�l w noc, ale jej si�y wyczerpa�y si�, jej cia�o by�o tak zm�czone, �e nie mog�a si� nawet poruszy�. Siedzia�a wi�c zgarbiona przy �pi�cym, czekaj�c i nas�uchuj�c w ot�pieniu.
Cisza. Nie poczu�a rozbudzonej w�ciek�o�ci sun�cej ku niej. Nie by�a w stanie zbada� nocy my�l�. Mo�e min�� ca�y dzie� i ca�a noc, zanim odzyska cho�by u�amek talentu, kt�ry tak intensywnie wykorzystywa�a.
W ciemno�ci rozleg�o si� westchnienie. �pi�cy poruszy� g�ow�. Elossa zesztywnia�a. Sp�aci�a sw�j d�ug wzgl�dem Raska, ale nie wierzy�a, �e jej trud zmniejszy jego wrodzon� nienawi�� do Yurth�w. Nie musia�a si� niczego z jego strony obawia� - by� przecie� bardzo os�abiony, ale jego emocje, gdy w pe�ni oprzytomnieje, zniszcz� spok�j i cisz� niezb�dne do odzyskania przez ni� mocy Yurth�w.
Bardzo delikatnie odsun�a si� od m�czyzny. Pomimo ogromnego zm�czenia wiedzia�a, �e musi zdoby� si� na jeszcze jeden wysi�ek i odej��, znikn�� mu z oczu. Ze�lizn�a si� z g�azu i podnios�a lask�. Opar�a si� na niej i obr�ci�a twarz� do zbocza. Z zas�aniaj�cych widok zaro�li dobieg� j� od�r krwi oraz pomieszany smr�d roga i sargona. Na otwartej przestrzeni le�a�y kawa�ki futra, roztrzaskane ko�ci. Tu dwa potwory stoczy�y �mierteln� walk�. Dziewczyna min�a straszliwe pole bitwy. By�a tak s�aba, �e ca�y czas musia�a podpiera� si� kosturem. S�ycha� by�o szmer osuwaj�cego si� �wiru, ochryp�y klekot ptak�w, tupot n�g. Z g��bi nocy wychodzili na �owy padlino�ercy. Nie obawia�a si� �adnego z nich. Czeka�a na nich przecie� prawdziwa uczta.
W g�r� i w g�r�. Musia�a cz�sto przystawa�, by zebra� si�y i wzmocni� wol�. Wreszcie dotar�a do k�py traw, gdzie bi�o �r�de�ko. Zachwia�a si�, zanurzy�a twarz i d�onie w przejmuj�cym ch�odzie wody. Si�gn�a po torb� z prowiantem, bo dr�czy� j� ogromny g��d. Wypi�a troch� wody ze strumienia, zjad�a nieco, ledwie czuj�c smak po�ywienia. Stara�a si� nie zasn�� podczas posi�ku. Poczu�a, �e nie mo�e ju� d�u�ej walczy�. Zawiesi�a na szyi �a�cuszek z widz�cym dyskiem i u�o�y�a go przy twarzy. Chocia� nie rozumia�a zasady jego dzia�ania, ufa�a mu, wsp�gra� tylko z ni� i wiedzia�a, �e j� obudzi, je�li pojawi si� niebezpiecze�stwo.
Zabezpieczywszy si� najlepiej jak mog�a, Elossa wyci�gn�a si� na trawie i okry�a p�aszczem. Nie mia�a czasu na zwyczajowe rozmy�lanie o wydarzeniach minionego dnia, co by�o cz�ci� tradycji Yurth�w. Prawie natychmiast zapad�a w kamienny sen i uwolni�a sw�j umys� od �wiadomej samokontroli.
Sny mog� ostrzega� i doradza�. Przez d�ugi czas Yurthowie badali, rejestrowali, przemieniali i oceniali sny. Nauczyli si� je kontrolowa�, wydobywa� z chaotycznych sekwencji poszczeg�lne fragmenty, kt�re pami�tali na jawie i dzi�ki nim mogli odpowiedzie� sobie na pewne pytania lub postawi� inne, na kt�re odpowied� znajd� w przysz�o�ci.
Elossa by�a przyzwyczajona do sn�w. Niekt�re by�y barwne i pe�ne �ycia, niekt�re tak niewyra�ne jak ulotne smu�ki, kt�rych nie potrafi�a odczyta�, nawet pomimo treningu.
Ale...
Sta�a na drodze z kamieni u�o�onych z wielk� precyzj� i kunsztem. Droga by�a g�adka i twarda. Wi�a si�, prowadzi�a w g�r� i znika�a gdzie� wysoko. Elossa zacz�a i�� t� drog�, pod g�r�. Czu�a za sob� czyj�� obecno��, ale nie mog�a si� obejrze�, czu�a tylko, �e kto� idzie za ni�.
Jej stopy w�a�ciwie nie dotyka�y powierzchni drogi, raczej �lizga�a si� ponad kamieniami. Droga prowadzi�a wci�� pod g�r�. Elossa ca�y czas czu�a, �e kto� j� �ledzi. Szybko pokonywa�a odleg�o��. Pomy�la�a, �e usz�a ju� spory kawa�ek; by�a ju� w g�rach. G�sta mg�a otula�a jej cia�o, ale maj�c drog� za przewodnika, Elossa nie mog�a si� zgubi�. Odczuwa�a rozpaczliw� potrzeb�, by dotrze� do pewnego miejsca le��cego wy�ej, chocia� nie rozumia�a, gdzie ono jest i sk�d w niej ta potrzeba.
Na drodze nie by�o innych podr�nych, opr�cz jednego w�drowca, kt�ry niestrudzenie pod��a� za ni�, ale szed� wolniej, nie by�o wi�c obawy, �e j� dogoni. Wiedzia�a, �e gna go ta sama potrzeba co j�.
W g�r� i w g�r�, a� dosz�a na prze��cz, po kt�rej bokach wznosi�y si� skalne �ciany, wysokie i ciemne. Gdy stan�a na prze��czy, kieruj�ca j� tu si�a nagle znikn�a. Mg�a zg�stnia�a, zakry�a ni�sze zbocza i drog�.
Nagle niczym rozsuni�ta zas�ona mg�a rozdzieli�a si�. Elossa spojrza�a w d�, w g��bok� przepa�� i zakr�ci�o si� jej w g�owie. Wci�� nie mog�a zrobi� kroku ani w prz�d, ani w ty�. W dole l�ni�y �wiat�a jak rozsypana gar�� klejnot�w. �wieci�y na strzelistych wie�ach, wzd�u� mur�w, na wspania�ych pa�acach i domach. By�o to najwi�ksze, najbardziej majestatyczne i imponuj�ce miasto, jakie kiedykolwiek widzia�a. Wie�e by�y tak pot�ne, �e wydawa�o si�, jakby dotyka�y nieba. Tam by�o �ycie, ale jak�e odleg�e, niejasne, jakby pomi�dzy ni� a miastem by�a nie tylko odleg�o��, lecz tak�e inny wymiar.
Wtedy...
Nie us�ysza�a �adnego d�wi�ku, ale z przestworzy nadszed� pot�ny p�omie�, jasny jak s�o�ce w bezchmurny dzie�. P�omie� zst�powa� ku miastu. Nie zmierza� do jego serca, lecz gdzie� na obrze�a. Iskrz�cy wybuch dosi�gn�� mur�w. Ogie� ogarn�� najbli�sze budynki.
Nad p�omieniami co� wisia�o. Ogie� bi� z do�u i z bok�w ciemnego, kulistego obiektu, kt�ry spada� wprost na miasto. P�omienie mi�dzy ziemi� i tym obiektem rozprzestrzenia�y si� coraz dalej.
Elossa by�a zbyt daleko, by dojrze�, co dzieje si� z mieszka�cami miasta. �wiat�a zgas�y. Ujrza�a, jak zawali�y si� trzy wie�e, gdy spad�a na nie kula p�omieni. Zmia�d�y�a mury, wie�e, domy.
Rozb�ys�o wi�cej p�omieni, teraz si�ga�y daleko za miasto. Elossa poruszy�a si�, usi�uj�c pokona� si��, kt�ra j� tu unieruchomi�a. Zrodzi� si� w niej przeszywaj�cy smutek, ale nie mog�a da� wyrazu g��bi szalej�cego w niej �alu. Ta katastrofa by�a nie zamierzona, ale wydarzy�a si� i wywo�a�a w Elossie straszliwe poczucie winy.
I w�wczas...
Elossa otworzy�a oczy. Nie sta�a na prze��czy i nie patrzy�a na �mier� miasta. Zamruga�a powiekami raz po raz. Przez czas kilku uderze� serca nie potrafi�a odr�ni� tu i teraz od tam i wtedy. Sen wzbudzi� w niej nowe poczucie winy, podobne to tego, kt�re odczuwa�a, gdy nie�wiadomie narazi�a na �mier� m�czyzn� z plemienia Rask�w.
Pierwszy z bli�niaczych ksi�yc�w Zacaru by� ju� wysoko na niebie, a drugi wy�ania� si� w�a�nie zza horyzontu. Promienie rozsrebrzy�y wod� strumyka i sprawi�y, �e wszystko na tej ma�ej g�rskiej polance sta�o si� czarne jak cie� lub ksi�ycowobia�e. Kt�ry� ze �cierwnik�w zaskrzecza� po uczcie.
Elossa zacz�a miarowo oddycha�, by uspokoi� nerwy. Nie mia�a w�tpliwo�ci, �e jej sen nale�a� do istotnych. Nie zacz�� te� rozmazywa� si� i ucieka� z pami�ci jak wi�kszo�� sennych obraz�w. By�a �wiadkiem zag�ady miasta. Nie wiedzia�a jednak, dlaczego pojawi�a si� akurat ta wizja.
Wzi�a do r�ki widz�cy kr��ek, by spr�bowa� badania my�l�. Czy to miasto istnieje lub istnia�o kiedykolwiek? Czy droga wiod�ca do prze��czy jest tym zniszczonym przez czas traktem? Chcia�a wiedzie�. Rozs�dek podpowiedzia� jej, �e nie wolno u�ywa� talentu, zanim nie b�dzie pewna, �e odzyska�a ju� wystarczaj�c� ilo�� mocy.
Usiad�a powoli, skrzy�owa�a r�ce na piersi pod fa�dami podr�nego p�aszcza i w prawej d�oni zamkn�a dysk. Nie zapad�a jednak z powrotem w sen. Pami�� o �nie by�a jak t�py b�l z�ba tkwi�cy w my�lach, nie dawa�a spokoju wyobra�ni.
Dlaczego i gdzie, kiedy i jak? W wiedzy, kt�r� wpajano jej od dziecka, nie wspomniano ani razu o istnieniu takiego miasta. Yurthowie nie mieszkali w wielkich miastach. Ich �ycie codzienne by�o prymitywne i znojne. Natomiast w nich samych toczy�o si� zupe�nie inne �ycie. Bogate i pi�kne. Z kolei Raskowie, chocia� lubili zbiera� si� w miastach i stolicy kr�la-g�owy, nie stworzyli nigdy grodu r�wnego temu, kt�ry ujrza�a we �nie.
By�a to tajemnica, a tajemnice przyci�ga�y i odpycha�y j� jednocze�nie. W tych g�rach znajduje si� co� wa�nego, potwierdza� to sam fakt pielgrzymki. Co spotka tutaj? Elossa spojrza�a na wstaj�cy ksi�yc i usi�owa�a nada� swoim my�lom jasny i pogodny ton, w�a�ciwy jej rasie.
4
Z nadej�ciem �witu Elossa nape�ni�a �r�dlan� wod� butelk�, zjad�a nieco i rozpocz�a dalsz� wspinaczk�. �wie�o�� g�rskiego powietrza odp�dzi�a niepokoje, kt�re spad�y na ni� poprzedniego dnia. Pozosta�a jedynie ulotna my�l o pozostawionym w dole m�czy�nie. Zrobi�a dla niego wszystko, co by�o w jej mocy, reszta zale�a�a, od jego si�. Pr�ba kontaktu mog�aby zdradzi� j� i cel jej misji.
Podej�cie pod g�r� by�o bardzo strome. Nie narzuci�a sobie szybkiego tempa, oszcz�dza�a energi�, wyszukuj�c naj�atwiejsze przej�cia. Wia� lodowaty wiatr. Na wy�szych szczytach ju� le�a�y czapy bia�ego �niegu. P�ne lato i wczesna jesie� na nizinach to w g�rach ju� zima.
Raz, gdy zatrzyma�a si� na odpoczynek, przygl�daj�c si� z ciekawo�ci� temu, co by�o poni�ej, poczu�a nag�y b�ysk pami�ci. Niedaleko wznosi�y si� kamienne �ciany, takie same, jakie widzia�a we �nie. Elossa sta�a na skalnej p�ce daj�cej wygodne oparcie dla st�p, jakby specjalnie po to j� wykuto. Jednak ten wyst�p by� tworem natury. To, co le�a�o poni�ej, by�o dzie�em r�k ludzkich albo zosta�o zbudowane przez istoty o inteligencji r�wnej ludzkiej. W dole majaczy�y pozosta�o�ci drogi.
Oczywi�cie m�g� to by� ten sam trakt, kt�ry widzia�a u podn�a g�r, ale przed ni� rozci�ga�a si� prze��cz ze snu. Elossa zawaha�a si�. Sen przewodni pokazuj�cy drog�? Czy mo�e sen ostrzegawczy, kt�ry m�wi�: to nie twoja droga? Nie mia�a poj�cia, co znaczy�. Przywo�a�a pami�� snu, by znale�� odpowied�.
Droga by�a ca�a i nie zniszczona. Chocia� Elossa ni� nie sz�a, droga sta�a si� jej przewodnikiem. Sen, pomimo obrazu p�on�cego miasta, nie wydawa� si� jej gro�b�. To jest przes�anie, stwierdzi�a. Chocia� nie by�o przekazane bezpo�rednio przez Yurtha, natychmiast rozpozna�a ich spos�b przekazu. Dlatego wi�c... Cie� przesz�o�ci?
Wyja�nienie by�o jej doskonale znane. Wydarzenia budz�ce wielkie emocje w ich uczestnikach pozostawia�y trwa�e wizualne odbicie w miejscu, gdzie si� rozegra�y. Emanacje mog�y by� odebrane nawet po d�ugim czasie przez kogo�, kto by� na tak� recepcj� otwarty. Elossa zobaczy�a kiedy� wojownik�w kr�la-g�owy, kt�rzy ponie�li �mier� w szponach roga. Zgin�li jednak ca�e pokolenia przed jej przyj�ciem na �wiat. Jak�e pot�na musia�a by� zag�ada miasta, by jego agonia wyry�a si� w tym miejscu!
Elossa podpar�a g�ow� r�koma, odsun�a od siebie wspomnienie snu, szukaj�c wi�z�w przymusu, kt�re powiod�y j� na pielgrzymk�. By�y i kierowa�y j� ku przepa�ci! Podnios�a torb� i lask�. Zacz�a schodzi� ku prastarej drodze i potem wytrwale kroczy�a ni� do prze��czy. Elossa by�a ju� niemal u celu, gdy nagle zachwia�a si�. Kurczowo przygryz�a wargi.
Uciek�a za barier� my�li, ale nie by�a to bezpieczna ucieczka, zwa�ywszy moc emocji. Czu�a si�, jakby kto� obsypywa� j� niewidzialnymi ciosami, pr�buj�c zmusi� do wycofania si�. Nie by�y to doznania realne, ale pokonanie tego fragmentu drogi przypomina�o jej przepraw� przez rw�cy nurt rzeki. Na prze��czy szala� nie tylko wiatr. By� tu te� gniew tak g��boki i dziki jak bezrozumna w�ciek�o�� roga i sargona, jak krzyk zemsty. Elossa nie wiedzia�a, �e jej kroki sta�y si� niepewne, �e zatacza�a si� po ca�ej drodze.
Spychanie w prz�d, spychanie w ty� - wydawa�o si�, �e obie si�y s� r�wnie wielkie, a ona jest ich zabawk�. Ale par�a mozolnie naprz�d, krok, p� kroku. Oddech sta� si� bolesny, urywany. �wiat skurczy� si� do fragmentu zniszczonej drogi. Elossa walczy�a. By�a tak usidlona przez dwie moce, �e nawet nie wa�y�a si� od nich uwolni�. Wszak�e musia�a zobaczy� wszystko do ko�ca.
Dalej, pod g�r�. S�ysza�a w�asny oddech. B�l jeszcze mocniej otoczy� jej �ebra. Wbija�a lask� w szczeliny mi�dzy kamieniami i z ogromnym wysi�kiem posuwa�a si� wy�ej. Straci�a poczucie czasu. M�g� by� ranek albo zbli�a� si� zach�d s�o�ca, dzisiaj lub jutro. Wok� niej p�yn�o �ycie i czas. Ka�dy krok pozbawia� j� si�.
Wreszcie znalaz�a si� w miejscu absolutnego spokoju. Ust�pienie dw�ch mocy, dla kt�rych by�a polem walki, by�o tak nag�e, �e osun�a si� na ska��, niezdolna sta� o w�asnych si�ach. S�ysza�a tylko g�o�ne bicie swojego serca i chrapliwy oddech. Czu�a, �e jest bez si�, tak jak po nadu�yciu talentu, gdy uratowa�a Raska. Z trudem podnios�a g�ow�. I wtedy urywany, ci�ki spazm zd�awi� jej krta�. Nie by�a sama! Uda�o si� jej dotrze� na drugi koniec prze��czy. Tak jak we �nie, w dole k��bi�a si� mg�a, zas�aniaj�c ca�y widok. Ale przed ni�, na tle mg�y, sta�... Pomimo samokontroli Elossa wyda�a z siebie krzyk zgrozy; szala� w niej strach. Kurczowo �cisn�a lask�, swoj� jedyn� bro�. Kawa�ek drewna przeciwko temu?
Nie przypomina� cz�owieka. Sta� wyprostowany na dw�ch ko�czynach, dwie pozosta�e trzyma� przed sob�. Jedna by�a na wp� ukryta za owaln� tarcz� si�gaj�c� od szyi do ud. Druga - uschni�ty, zw�glony kikut - trzyma�a r�koje�� miecza. Czaszk�, przyczernion� ogniem, na kt�rej wci�� by�y kawa�ki spalonego cia�a, os�ania� he�m. To co� nie mia�o oczu, ale widzia�o! Jego g�owa by�a zwr�cona w jej stron�. �adne stworzenie, �aden Yurth, nic tak spalone nie mog�o �y�! Jednak, to co� sta�o wyprostowane, szczerzy�o z�by straszliwego czerepu w grymasie szyderstwa zrodzonego z jej przestrachu i obrzydzenia.
Elossa kilka razy g��boko odetchn�a, by uspokoi� nerwy. Je�li to co� nie powinno �y�, to musi by� wymy�lon� form�... Poruszy� si�. Wydawa� si� tr�jwymiarowy, tak namacalny jak jej w�asna r�ka uniesiona w ge�cie odrzucenia. Wymy�lona forma - ale przez kogo i dlaczego? Wzni�s� tarcz� jak do obrony. Nad jej osmalonym brzegiem wida� by�o jedynie puste oczodo�y. Uni�s� miecz. Pocz�� si� zbli�a�... Ta wymy�lona forma, je�li podlega wszelkim prawom iluzji, czerpie si�y i coraz bardziej konkretne kszta�ty z jej przera�enia. To nie by�o �ywe, �y�o na tyle, na ile pozwala�y temu jej emocje.
Elossa obliza�a wargi. Przez ca�e �ycie mia�a przecie� do czynienia z iluzjami. Zawsze jednak albo ona, albo jej ziomkowie byli ich tw�rcami. Ta zjawa by�a ca�kowicie obca, zrodzona z umys�u, kt�rego Elossa nie potrafi�a poj��. Jak ma wobec tego znale�� do niego klucz?
To by�a iluzja! Uchwyci�a si� i trzyma�a tej my�li z ca�ych si�. Jednak to co� zbli�a�o si� ku niej, wznosz�c powoli sw�j miecz gotowy do ciosu. Instynkt nakazywa�, by z ca�ych si� broni�a si� swoj� lask�. Poddanie si� temu podszeptowi oznacza�o jednak zgub�.
Wymy�lona forma... Pocz�tkowa groza i obrzydzenie ust�pi�y miejsca innej emocji. By� mo�e ta zjawa zrodzi�a si� w jej �nie. To nie ko�ciotrupi fantom budzi jej groz�. Nie, to po prostu wspomnienie �mierci miasta, kt�rej by�a �wiadkiem. W tym miejscu prawdopodobnie zgin�� jaki� wojownik albo stra�nik. W czyjej pami�ci tkwi�a ta zjawa, by w�a�nie teraz si� przed ni� pojawi�? I dlaczego? Oczywi�cie, stra�nik! Stra�nik, kt�ry zgin�� na warcie. Mo�e wi�c to nie jest wymy�lona forma, ukszta�towana w �ywym umy�le, ale zatrzymany gniew i b�l, tak wielki, �e przetrwa� ca�e wieki po �mierci umys�u, w kt�rym si� zrodzi�.
- Sko�czone - Elossa powiedzia�a na g�os. - Dawno temu.
S�owa, co s�owa maj� z tym wsp�lnego? Nie mog� przecie� dosi�gn�� zmar�ych. Z pewno�ci� by�o to tylko wyobra�enie... Wiedzia�a, �e jest bezpieczna. Bezpieczna...
Otulaj�c si� pewno�ci� jak fa�dami peleryny, odesz�a krok od ska�y, przy kt�rej szuka�a schronienia. Stra�nik by� ju� tylko na odleg�o�� wyci�gni�tego miecza. Elossa zebra�a si�y, by si� nie cofn�� i nie zawaha�, zamkn�a my�li przed w�tpliwo�ciami, kt�re mog�y jej przeszkodzi�.
Ruszy�a zdecydowanie, prosto na drog� zatarasowan� przez zjaw�. By�a to najstraszliwsza pr�ba, jakiej kiedykolwiek musia�a sprosta�. Jeden krok, drugi. Sta�a tu� przed t� postaci�. Jeszcze jeden krok... To by�o... Potkn�a si�, gdy uderzy�a j� fala �ywych emocji i zaw�adn�a jej pewno�ci�, jej rozs�dkiem.
Przesz�a z d�oni� przy�o�on� do g�owy, kt�ra nieomal p�ka�a wype�niona potwornym przera�eniem przyt�aczaj�cym my�li. Elossa przesz�a!
Obejrza�a si�. Nie by�o tam niczego. By�o dok�adnie tak, jak przypuszcza�a. Opar�a si� ca�ym cia�em na lasce, bo poczu�a si� tak s�aba, �e w ka�dej chwili mog�a upa��. Na chwiejnych nogach wkroczy�a w wilgotne obj�cia mg�y zalegaj�cej zej�cie z prze��czy.
Kr�lowa�y tu d�wi�ki. Pierwszy atak by� skierowany na wzrok, teraz kolejny - na s�uch. Wrzaski, kt�re s�ysza�a, nie by�y g�osem �adnego zwierz�cia; by�y to raczej krzyki cierpienia i wszechogarniaj�cego strachu, zbyt wielkiego, by mo�na go m�nie znie��. Elossa chcia�a zatka� uszy, zrobi� co�, co odgrodzi�oby j� od tej wrzawy, jednak oznacza�oby to przyznanie si�, �e iluzje maj� nad ni� w�adz�. Ona...
Nagle spostrzeg�a wirowanie mg�y, tu� przy ziemi. Zatrzyma�a si�, bo ujrza�a zbli�aj�c� si� posta�. Nie mia�a ani tarczy, ani miecza. Nie nosi�a te� �adnych �lad�w ognia. Czo�ga�a si� jak ranne zwierz�, powoli, z wysi�kiem. To by� cz�owiek. Jedna noga ko�czy�a si� mas� zmia�d�onego cia�a, z kt�rej s�czy�a si� krew, znacz�c �lad na kamieniach. Uniesiona g�owa, wtulona w ramiona, zdawa�a si� wypatrywa� przed sob� ratunku. Ta wy�aniaj�ca si� z mg�y posta� by�a kobiet�. D�ugie w�osy, zlepione potem, przylega�y do skroni. Szata kobiety by�a podarta i poplamiona krwi�, ale nadal by�o wida�, �e jest to dopasowana, zielona suknia, niepodobna do �adnego znanego E�ossie stroju. Kobieta wyci�gn�a r�ce, by si� na nich podci�gn�� w g�r�. Otworzy�a usta w bezg�o�nym krzyku i upad�a, wci�� trzymaj�c g�ow� podniesion� i patrz�c na Eloss�. W jej oczach by�a tak b�agalna pro�ba o pomoc, �e dziewczyna zawaha�a si�, nieomal trac�c kontrol� nad silnym postanowieniem, �e nie da si� zwie��.
Niema pro�ba kobiety wdar�a si� w umys� Elossy. Nie by�a postaci� z koszmaru; mia�a wzbudzi� jej wsp�czucie, tak jak stra�nik przerazi�. Mi�dzy tymi dwoma zjawami istnia�o pewne podobie�stwo. Elossa wiedzia�a to, chocia� ta obca kobieta nie by�a z Yurth�w.
Pomocy, pom� mi! Nie wypowiedziane, s�abiutkie s�owa rozleg�y si� w g�owie Elossy dzi�ki wzbieraj�cej szybko emocji. Pom�! Bezwiednie ukl�k�a, wyci�gn�a d�o�...
Nie! Zamar�a. Iluzja prawie zwyci�y�a Eloss�. Nie mo�e ulec iluzji. Zd�awi� j� pierwotny strach Yurth�w. Zas�oni�a wi�c oczy, zachwia�a si�. Nie mo�e ust�pi�. Gdyby to zrobi�a, zaprzepa�ci�aby wszystko, co dotychczas osi�gn�a.
Zakrycie oczu nic jednak nie da�o. Tak jak w wypadku stra�nika, tak i teraz musi stawi� odwa�nie czo�o kolejnej wizji zrodzonej z emocji. Stawi� czo�o, traktuj�c j� jako cie� dawnej rzeczywisto�ci. Tak jak stra�nik �y� jej strachem (i by� mo�e strachem innych, kt�rzy przemierzyli t� drog� przed ni�), ta zjawa �ywi si� wsp�czuciem i pragnieniem pomocy. Elossa musi utrzyma� swoje uczucia na wodzy i nie poddawa� si� wzruszeniu. Wsta�a. Kobieta unios�a si� odrobin�, wspar�szy si� jedn� r�k� na kamieniach, drug� wyci�gaj�c w b�agalnym ge�cie; w oczach malowa�a si� pro�ba, a usta porusza�y si� bezg�o�nie, jakby nie mog�a wypowiedzie� ani s�owa.
Elossa zebra�a w sobie ca�� wol� i determinacj�. Zdecydowanie ruszy�a do przodu z lask� w d�oni. Patrzy�a wprost na kobiet�, gdy� iluzji nale�y stawi� czo�o otwarcie i bez wahania. Naprz�d... dalej...
Raz jeszcze ow�adn�a ni� fala wsp�czucia, b�lu, potrzeby, strachu, a przede wszystkim b�agania o pomoc i pociech�... Przesz�a roztrz�siona i wyczerpana. Znowu wok� niej zamkn�a si� mg�a. Sz�a dalej, staraj�c si� uwolni� od emocji, kt�re po raz drugi usi�owa�y j� usidli�, lecz tym razem w bardziej niebezpieczny spos�b. B�ogos�awie�stwem dla Elossy okaza�a si� droga. Zn�w sta�a si� jej przewodnikiem. Mg�a by�a tak g�sta, �e �atwo by�o zboczy� z obranej trasy. Kr�ta droga znika�a czasami za zwa�ami ziemi i g�az�w, ale Elossa zawsze j� odnajdywa�a. Wtem mg�a zacz�a si� przerzedza�. Kiedy Elossa wynurzy�a si� z niej, zatrzyma�a si� i obr�ci�a ku niewidocznej ju� prze��czy.
Tym razem nie by�a to iluzja! Na wp� �wiadomie dziewczyna przeczesywa�a teren my�l�, by upewni� si�, �e opr�cz iluzji nie k