2354
Szczegóły |
Tytuł |
2354 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2354 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2354 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2354 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
MARGIT SANDEMO
T�sknota
IV Tom Sagi o Ludziach Lodu
ROZDZIA� I
Sta�o si� tak, jak Sol przepowiedzia�a. Jeszcze w tym samym roku, w kt�rym ona musia�a umrze�, urodzi�a si� inna ma�a Sol. By�a drugim dzieckiem Liv i Daga, a na chrzcie dano jej imi� Cecylia. Cho� na r�ne sposoby bardzo przypomina�a Sol, nie odziedziczy�a osobliwego ch�odu uczuciowego ani g��bokiego tragizmu tamtej.
Nie trzeba te� by�o d�ugo czeka�, by z pocz�tkowo mizernej istotki przemieni�a si� we wspania�e dziecko...
Eikeby, jedno z ma�ych gospodarstw nale��cych do Grastensholm, stanowi�o dla w�a�cicieli maj�tku, barona Daga Meidena i jego matki Charlotty, nieustanny problem. Robili co mogli, by dzier�awi�ca ziemi� rodzina nie g�odowa�a, ale co mo�na by�o poradzi�, skoro stary gospodarz na Eikeby upar� si�, �e tylko on jeden powinien wype�ni� zawarty w Biblii nakaz zaludnienia ziemi? Najm�odsze jego dzieci by�y jeszcze ca�kiem ma�e, gdy najstarszy syn o�eni� si� i przej�� prowadzenie gospodarstwa. Poszed� te� w �lady ojca, je�li chodzi o zaludnianie ziemi. W 1607 roku mia� ju� pi�tna�cioro dzieci, kt�re przy stole bija�y si� zaciekle ze swoimi ciotkami i wujami, niewiele od nich starszymi.
Jedn� z tych pi�tna�ciorga by�a Irja, drobna dziewczynka, przy kt�rej narodzinach Tengel bardzo si� nam�czy�, poniewa� by�a u�o�ona nie tak, jak trzeba. Okaza�o si� zreszt�, �e to dla niej do�� typowe; przewa�nie to, co robi�a, by�o troch� opaczne.
Jako niemowl�, Irja nie zazna�a dobrobytu. Um�czona matka nie mia�a dla biedactwa do�� pokarmu. Pierwsze lata dzieci�stwa te� nie by�y lepsze, bo dziewczynka nie nale�a�a do tych, kt�rzy jako pierwsi pojawiaj� si� przy stole. W rezultacie jej organizm nie rozwin�� si� jak nale�y. Dr�czy�y j� dolegliwo�ci, kt�re z p�niejszych czas�w znamy pod nazw� angielskiej choroby. Przyczyny tego stanu szukano jednak gdzie indziej. Uwa�ano, �e matka, kiedy by�a z ni� w ci��y, musia�a spotka� na swej drodze kalek�. Nikt nie mia� co do tego w�tpliwo�ci.
Irja by�a te� nieustannie zawad�. Matka, kt�ra zd��y�a ju� urodzi� nast�pne dzieci i musia�a si� nimi zajmowa�, nie mia�a z niej �adnej pociechy, bo dziewczynka do niczego si� nie nadawa�a.
Ojciec mia� obowi�zek wykonywania okre�lonych prac dla Grastensholm. Kiedy� zdesperowana matka poprosi�a, by zabra� tam ze sob� Irj�.
- Mia�abym jedno dziecko mniej do dogl�dania, przynajmniej na ten dzie�.
Ch�op prychn�� gniewnie i o�wiadczy�, �e to przecie� niepodobna taszczy� ze sob� dzieciaka do roboty.
- To przywi�� j� do drzewa, kiedy b�dziesz pracowa�! - odpar�a matka. - Mamy dzisiaj du�e pranie i ledwie zdo�am zaj�� si� tymi ca�kiem najm�odszymi. Wi�ksze musz� mi pomaga�.
Sta�o si� wi�c tak, �e Irja posz�a z ojcem. Mia�a wtedy sze�� lat. Po ojcu odziedziczy�a przysadzist� sylwetk�, co sprawia�o, �e ca�a jej posta� robi�a jeszcze bardziej dziwne wra�enie. Wygl�da�a jak du�y, rosochaty oset.
Dzieci w�a�ciciela dworu, Tarald i Cecylia, oraz ich kuzynka Sunniva bawi�y si� w Grastensholm, kiedy zobaczy�y, �e niedaleko stodo�y stoi przywi�zana do drzewa ma�a dziewczynka. Spu�ci�a g�ow� i nie�mia�o grzeba�a nog� w ziemi, rzucaj�c na nich ukradkowe spojrzenia. Jej twarzyczka i ca�a postura wyra�a�y to, co czu�a: jak tym dzieciom dobrze! Kto�, komu pozwolono by bawi� si� z nimi...
Ciotki i wujowie opowiadali jej o dzieci�cych przyj�ciach w Grastensholm. �e ich tam zapraszano. Ale to by�o dawno, w czasach, kiedy baron Dag sam by� jeszcze ma�ym ch�opcem.
Cecylia, kt�ra, cho� najm�odsza, przewodzi�a ca�ej tr�jce, stan�a jak wryta na widok Irji.
- Czy ona nie mog�aby si� z nami bawi�?
Dwoje pozosta�ych przygl�da�o si� dziewczynce badawczo. Prawd� m�wi�c nie bardzo by�o na co patrze� - du�a, wychudzona, pokrzywiona... Jak kar�owata sosna, kt�ra wyros�a gdzie� na kraw�dzi ska�y, najbardziej wystawiona na wichury i niepogod�, ale maj�ca jak�� niezwyk�� zdolno�� czerpania niezb�dnych sok�w, by m�c wyrosn�� wy�ej ni� inne drzewa. Albo jak wybuja�y oset.
- Dlaczego nie? - odpar� Tarald swobodnie. - Mo�emy j� przecie� o to zapyta�.
Pobiegli i zatrzymali si� par� metr�w przed drzewem. Irja gor�czkowo kopa�a ziemi� czubkiem buta.
- Hej! - zacz�� Tarald. - Jak si� nazywasz?
Szepn�a co� w odpowiedzi, ale nie podnios�a oczu.
- Co m�wisz? - zapyta�a Cecylia, podchodz�c bli�ej.
Ma�a dziewczynka prze�kn�a �lin�. G�os odmawia� jej pos�usze�stwa. Ukry�a twarz w d�oniach.
- Irja - zdo�a�a na koniec wykrztusi�.
- Irja? Tak powiedzia�a�?
Dziewczynka skin�a g�ow� twierdz�co, ale nie mia�a odwagi na nich spojrze�.
- Irja? - powt�rzy�a Sunniva. - Tak si� przecie� nikt nie nazywa.
Wida� by�o, �e ma�a najch�tniej zapad�aby si� pod ziemi�.
- Nie mo�esz tego wiedzie� - ofukn�a Sunniv� Cecylia. - Przecie� nie s�ysza�a� wszystkich imion �wiata!
- Chcesz si� z nami bawi�? - zapyta� Tarald, a Irja odwa�y�a si� spojrze� na ch�opca i w tym momencie mog�aby z rado�ci� odda� za niego �ycie.
Natychmiast jednak znowu spu�ci�a wzrok, nie b�d�c w stanie odpowiedzie�.
- Zapytamy twojego ojca - zdecydowa�a Cecylia. - To gospodarz z Eikeby, prawda?
Irja potwierdzi�a gor�czkowo. Ojciec naturalnie powie nie, pomy�la�a. Ale oni przynajmniej zapytali. Zapytali!
Kiedy dzieci pobieg�y w stron� wr�t stodo�y, kt�re jej ojciec naprawia� z jakim� jeszcze innym cz�owiekiem, o�mieli�a si� nieco i patrzy�a w �lad za nimi.
Ch�opiec by� taki wspania�y, mia� czarne w�osy i brwi, kt�re wygl�daj� jak... mewy w locie, pomy�la�a, tak s� �ukowato wygi�te. Jedna z dziewczynek by�a �liczna i delikatna jak porcelanowa waza, kt�r� Irja kiedy� widzia�a. Druga za�, ta mniejsza, by�a sam� energi�, ju� zd��y�a zabrudzi� swoj� pi�kn� sukienk�, cho� dzie� dopiero co si� zacz��.
Teraz dzieci otoczy�y z niecierpliwo�ci� jej ojca. Ale nie wygl�da�o na to, �e on si� zgodzi.
I w�a�nie wtedy na podw�rzu pojawi�a si� jaka� dama. Irja pozna�a j�, to gospodyni z Lipowej Alei.
Dzieci pobieg�y jej na spotkanie.
- Babciu, babciu, czy Irja mo�e si� z nami bawi�? Powiedz jej ojcu, �e mo�e, on nam nie wierzy.
Silje patrzy�a na nich z u�miechem.
- Oczywi�cie, �e mo�e! Porozmawiam z jej tat�. Ale, czy to nie ta ma�a dziewczynka, kt�ra... No tak, to ona!
Przywo�a�a gestem gospodarza z Eikeby i podesz�a z nim do stoj�cego przy drzewie dziecka.
- A teraz pos�uchajcie mnie - powiedzia�a po chwili. - Ma�a Irja przysz�a na �wiat w dzie� po urodzeniu si� Taralda. Wasz dziadek, Tengel, niemal jednocze�nie pomaga� obojgu przyj�� na �wiat. Przez ca�y dzie� i noc je�dzi� tam i z powrotem pomi�dzy Eikeby i Grastensholm. Jest mi�dzy wami r�nica oko�o siedmiu godzin. Ty, Sunnivo urodzi�a� si� pi�� dni po nich.
- A ja? - zapyta�a ura�ona Cecylia, przys�uchuj�ca si� uwa�nie opowie�ci babki. - Czy ja si� w og�le nie licz�? Tylko oni s� wa�ni?
- Ty! - roze�mia�a si� Silje. - Ty masz dopiero pi�� lat i doskonale o tym wiesz. Ju� od wielu dni przypominasz o swoich urodzinach. Ale rok r�nicy to niewiele. Masz z nimi du�o wi�cej wsp�lnego. Jeste� wiern� kopi� Sol, matki Sunnivy. Tylko, �e ona mia�a ciemniejsze w�osy i - wybacz mi, �e to m�wi� - chyba by�a od ciebie troch� �adniejsza. By�a naj�adniejsz� dziewczynk�, jak� kiedykolwiek widzia�am.
Tarald skin�� g�ow� potakuj�co.
- Tak, widzia�em jej portret w Lipowej Alei.
- Och, portret nie oddaje wszystkiego dok�adnie - rzek�a Silje, bo wiedzia�a, �e Sunnivie potrzebne jest prze�wiadczenie, i� mia�a niezwyk�� matk�. - Sol by�a tak cudownie pe�na �ycia, �e a� zapiera�o dech.
- Sol to moja mama - powiedzia�a Sunniva z dum�.
- Czy ja jestem te� taka �adna, jak ona?
Silje spojrza�a na ma��.
- Ty wcale nie jeste� do niej podobna, bo jeste� blondynk� i oczy masz b��kitne niczym skrzyd�a motyla. Ale te� jeste� bardzo �adna i dobrze o tym wiesz.
�adne z dzieci nie s�ysza�o strasznej historii Sol, nie wiedzia�o nic o jej tragedii, o tym, �e mia�a zosta� spalona jako czarownica, gdy wysz�o na jaw, �e wid�ami zamordowa�a Heminga Zab�jc� W�jta. Ani o tym, �e w noc przed egzekucj� Tengel da� jej trucizn�, by j� uchroni� od tortur i m�czarni na stosie. Wiedzia�y jedynie, �e zmar�a wkr�tce po urodzeniu Sunnivy.
Sunniva pyta�a te� o ojca, ale powiedziano jej tylko, �e umar� i �e ona jest do niego podobna. Nikt nie m�wi� o makabrycznym ko�cu jego �ycia. Nigdy te� nie wymieniano jego znienawidzonego imienia.
- Uwolnij teraz Irj�, Taraldzie, a jak sko�czycie zabaw�, zapro�cie j� do domu na obiad - poleci�a Silje.
W ten spos�b Irja zosta�a wprowadzona do Grastensholm i od tego dnia bywa�a tam cz�sto. Czworo r�wnych wiekiem dzieci trzyma�o si� razem, w z�ym i dobrym. Irja by�a im w jaki� spos�b niezb�dna. Podzia� zaj�� by� odt�d nier�wny. To Irja musia�a wykonywa� wszystkie nudne zadania podczas zabaw, biega� na posy�ki, siedzie� na czatach i temu podobne. Sunniva nie umia�a nic, by�a zupe�nie bezradna, a Tarald i Cecylia nieustannie walczyli o przyw�dztwo. Przewa�nie zwyci�a�a Cecylia, umia�a znakomicie wygrywa� na swoj� korzy�� istniej�c� r�nic� wieku.
Doro�li ze zdumieniem patrzyli, jak szybko i bez reszty Irja zosta�a w��czona do grupy. Liv stwierdzi�a, �e wygl�da to tak, jakby potrzebowali kogo�, komu mo�na imponowa�, ale to przecie� nic niezwyk�ego, tak�e w�r�d doros�ych.
Dla Irji jednak, i dla rodziny z Eikeby, nowi przyjaciele oznaczali radykaln� popraw� �ycia. Ona sama dostawa�a w Grastensholm pod dostatkiem jedzenia, a od czasu do czasu nawet jakie� dodatkowe k�ski, tote� wyros�a i nabra�a si�. Po kilku miesi�cach Silje wzi�a j� do siebie, do Lipowej Alei, jako s�u��c�. Dziewczynka przychodzi�a kilka razy na tydzie� i pomaga�a przy lekkich pracach w atelier i w pokojach. Wszyscy byli z tego zadowoleni, poniewa� Silje wynagradza�a j� co jaki� czas a to czym� do jedzenia dla rodziny, a to sztuk� ubrania czy nawet drobn� monet�.
Do�� nieoczekiwanie tak�e Sunniva zapragn�a pomaga� babce, w ka�dym razie w pracowni, co by�o oczywi�cie bardzo interesuj�ce. Tak wi�c obie dziewczynki przychodzi�y na zmian� do Silje, kt�ra nie mia�a ju� tyle energii co dawniej. By�o to znakomite rozwi�zanie, zw�aszcza �e Silje mog�a je po prostu odes�a�, je�li ich obecno�� uzna�a za zbyt m�cz�c�.
Ju� dawno temu Sunniva przeprowadzi�a si� do Grastensholm i wychowywa�a si� z dwojgiem dzieci Liv i Daga. Silje do�� szybko musia�a da� za wygran�; nie mia�a ju� si�, by opiekowa� si� ma�ym dzieckiem, ale wtedy Liv sama zaproponowa�a, �e zajmie si� osierocon� dziewczynk�.
Silje martwi�a si� troch� o Arego, swego najm�odszego syna. Nic nie wskazywa�o, by zamierza� si� kiedykolwiek o�eni�. Jedyne, co go zajmowa�o, to gospodarstwo, inwentarz, zbiory, zabudowania i las. Silje nie mog�a i nie chcia�a si� z tym pogodzi�, nie dawa�a mu wi�c spokoju. Pragn�a wnuk�w, a obej�cie potrzebowa�o zdolnej gospodyni.
Gdy w ko�cu do tego dosz�o... Nie, to by�a po prostu zwariowana historia!
Pewnego dnia, a zdarzy�o si� to w tym samym roku, kiedy Irja zacz�a pomaga� w Lipowej Alei, wszystkie dzieci by�y akurat u dziadk�w i bawi�y si� w chowanego. Nie bardzo ju� wiadomo dlaczego, ale nagle uwag� szukaj�cych poch�on�o co� innego i zapomnia�y o Irji, kt�ra schowa�a si� w oborze. Siedzia�a cichutko jak mysz przy zagrodzie dla ciel�t i zastanawia�a si�, dlaczego nikt nie przychodzi jej szuka�.
Wtem kto� jednak przyszed�! Tylko st�pa� tak jako� ci�ko, �e dziewczynka ukry�a si� jeszcze staranniej.
Tego dnia Klaus, s�u��cy z Grastensholm, by� z jakiego� powodu w Lipowej Alei. To w�a�nie on wszed� teraz do obory, gdzie szuka� starej uprz�y i wcale ukrytej dziewczynki nie zauwa�y�. Po chwili w oborze pojawi� si� jeszcze kto�. By�a to jedna z tych istot, kt�rymi kiedy� zajmowa�a si� Sol: Meta, w ostatnich latach nieoceniona dla wszystkich pomoc w gospodarstwie.
Klaus nigdy nie by� specjalnie rozgarni�ty. Przez wiele lat gorzko �a�owa� Sol, ostatnio jednak zacz�� odczuwa� zainteresowanie dla szczuplutkiej Mety o jasnoblond w�osach. I gdy teraz, ca�kiem nieprzygotowany, spotka� si� z ni� sam na sam w oborze, okaza�o si�, �e to dla niego za wiele. Natura zwyci�y�a wychowanie.
Dumnie ob�api� Met� wp� i zapyta�, czy nie chcia�aby zobaczy�.
Ale Meta nie chcia�a, za �adn� cen�. Wyrywa�a si� rozpaczliwie, a jej rozdzieraj�cy krzyk wibrowa� w uszach Irji. Przera�ona dziewczynka zacz�a si� na czworakach czo�ga� do drzwi, gdzie o ma�o nie zosta�a stratowana przez Met�. Obie si� stamt�d jako� wydosta�y, a po chwili Silje, id�ca akurat do obory, spostrzeg�a zzielenia�� na twarzy Met�, ukryt� za naro�nikiem budynku i wymiotuj�c�. Nikt nie zwr�ci� uwagi na ma��, nie rzucaj�c� si� w oczy Irj�.
- Dziecko drogie - pyta�a Silje Met�. - Jeste� chora?
Dziewczyna wyprostowa�a si�. Dzwoni�a z�bami, ale potrz�sa�a przecz�co g�ow�.
- Klaus... On wyj�� to... - szepn�a. - Takie wielkie!
Znowu poczu�a skurcz �o��dka.
- Och, kochanie! - j�kn�a Silje przera�ona i wpad�a do obory. Klaus sta� tam jeszcze i u�miecha� si� g�upkowato. Ubranie zd��y� ju� pozapina�.
Silje zgn�biona, lecz spokojna, z wci�� kryj�c� si� za jej plecami Irj�, powiedzia�a: - Nie wolno ci si� tak zachowywa�, Klaus! Zw�aszcza wobec Mety.
- Ale ja j� lubi� - odpar�, wci�� z tym g�upkowatym u�miechem.
- Zapomnij o tym. Wiesz, Meta zosta�a kiedy� �miertelnie przestraszona i okropnie potraktowana przez gromad� �o�dak�w. Oni wtedy wszyscy zrobili to, co ty teraz... i jeszcze co� gorszego. No, wi�c kiedy ty teraz... no wiesz, przypomnia�o si� jej tamto okropne zdarzenie i poczu�a si� chora. Rozumiesz to?
Klaus wygl�da� �a�o�nie.
- Ale Sol to lubi�a. Ja chc� sypia� z Met�.
S�ysz�c, co Klaus m�wi o Sol, Silje zacisn�a z�by.
- Nigdy do tego nie dojdzie, ch�opcze. Wybij sobie Met� z g�owy! Ale, czy nie zauwa�y�e�, �e jest u nas dziewczyna, kt�ra rzuca za tob� pow��czyste spojrzenia?
- Rzuca pow��czyste...?
- Kt�ra ci� lubi.
- Mnie? Lubi mnie?
Teraz Silje zmy�la�a na pot�g�. Nigdy nie pr�bowa�a by� swatk�, ale chodzi�o o uwolnienie Mety od tego parobka, kt�ry tak zupe�nie do niej nie pasowa�.
- A kto to jest, pani Silje?
- Rosa. Rosa o r�owych policzkach i ciep�ym u�miechu.
Klaus my�la� z takim wysi�kiem, �e wida� to by�o na jego twarzy. Najwidoczniej nie zwraca� dotychczas uwagi na t� pulchn� dziewczyn� kuchenn� o grubych nogach. Rosa, tak jak i on, by�a natur� prost�, bez rodziny i ju� za star�, by wabi� m�odych, nie�onatych m�czyzn. Musia�a by� co najmniej pi�� lat starsza od Klausa, ale serce mia�a gor�ce. Wprawdzie Silje nie mia�a poj�cia, co Rosa my�li o Klausie, ale wychodzi�a z za�o�enia, nie bez podstaw zreszt�, �e kuchenna dziewczyna b�dzie zadowolona z ka�dego konkurenta.
Nieco p�niej, tego samego dnia, posz�a porozmawia� z Ros�.
- Czy zauwa�y�a�, �e masz wielbiciela? - zapyta�a.
Bujna kucharka sp�on�a ognistym rumie�cem.
- Wielbiciela? Ja? Pani gospodyni nie powinna ze mnie �artowa�. Kto to taki?
- Klaus z Grastensholm. Przychodzi� tu nawet dzisiaj, by na ciebie popatrze�.
To akurat by�a prawda, bo po rozmowie z Silje Klaus przeszed� si� pod kuchennym oknem, �eby zobaczy�, kt�ra to w�a�ciwie jest ta Rosa. Gdyby tylko teraz Meta nie powiedzia�a nikomu o tym, co zrobi� - a ona na pewno b�dzie milcze� - i gdyby on sam nic nie m�wi�, Rosa nie musia�aby si� dowiedzie�, �e naprawd� Klaus interesowa� si� zupe�nie inn� dziewczyn�...
- No, tak... Rzeczywi�cie widzia�am go przez okno. Ale nawet bym nie pomy�la�a, �e ten du�y, przystojny m�czyzna...
- Wiesz, Roso, on nie jest specjalnie bystry. Ale za to mi�y...
- Och, ja te� nie jestem taka bystra, o ile mi wiadomo. Acha, czyli Klaus...? Czy m�wi�, kiedy tu znowu przyjdzie?
- Nie wprost. Ale ostatnio wci�� ma tutaj jakie� interesy.
Rosa zastanawia�a si� przez chwil�.
- Czy mog�abym zaprosi� go na pszenny placek, pani gospodyni? Wzi�abym ten najstarszy.
Silje roze�mia�a si�.
- Mo�esz go pocz�stowa� tym, co mamy w domu najlepszego, Roso! Zas�u�y� na to, mimo �e nie jest geniuszem.
Wstyd� si� Silje, �mia�a si� potem sama z siebie, wracaj�c do swego pokoju. Co ty pr�bujesz zrobi�?
Kiedy gospodyni wysz�a, Rosa z�apa�a za r�k� Irj�, kt�ra w�a�nie zamierza�a p�j�� za swoj� pani�.
- Irjo, ty cz�sto chodzisz do Grastensholm, prawda?
- Chodz�.
- To mo�e by� powiedzia�a Klausowi - to jest ten najprzystojniejszy ch�opak we dworze, nie pomylisz si� - �e jak tu przyjdzie, to czeka go u mnie �wi�teczny pocz�stunek. Powiedz mu... powiedz mu, �e zas�u�y� na to, bo tak dobrze kurowa� chorego konia pana Tengela tej zimy!
Irja kiwaj�c g�ow� obieca�a, �e tak w�a�nie powie. Wiedzia�a oczywi�cie, kt�ry to jest ten Klaus, ale �e jest najprzystojniejszy we dworze... Nie, tego jako� nie mog�a zrozumie�.
Rosa patrzy�a zadowolona z siebie na to niezgrabne biedactwo, wymykaj�ce si� z kuchni tu� za Silje, kt�r� najwyra�niej ub�stwia�o. Pomy�la�a, �e nie mo�e przecie� czeka�, a� Klaus przyjdzie tu znowu za jakim� interesem. Taki dzielny m�odzian!
Irja w�lizgn�a si� do pokoju dok�adnie w chwili, gdy Silje dozna�a kolejnego szoku. Pan Tengel wyszed� im naprzeciw, ogromny i gro�ny z pozoru, Irja wiedzia�a jednak, �e za tym ponurym wygl�dem kryje si� sama dobro�. Wiedzia�a te�, �e nied�ugo sko�czy sze��dziesi�t lat, ale wygl�da� znacznie m�odziej ni� jej ojciec, kt�remu daleko by�o jeszcze nawet do pi��dziesi�tki.
- Co to znaczy, Silje? - zapyta� pan Tengel. - Meta wym�wi�a miejsce u nas i posz�a sobie. Do jakiej� rodziny w Tonsberg, kt�ra chce j� przyj�� na s�u�b�. Powiedzia�a, �e albo ona, albo Klaus musi st�d odej�� i uzna�a, �e ona jest dla nas mniej wa�na.
W tym momencie w drzwiach stan�� Are. On tak�e us�ysza� ostatnie s�owa ojca.
- A to co znowu? Meta sobie posz�a? Ale przecie� my nie potrafimy si� bez niej obej��?
- B�dziemy musieli, skoro nie chce tu zosta� - odpar� pan Tengel. - Ty przecie� i tak wci�� narzekasz na jej prac�. Nieustannie jej wyrzucasz, �e niszczy to, co ty robisz. Ale o co w tym wszystkim chodzi?
Pokoj�wka, kt�ra poinformowa�a Tengela o odej�ciu Mety, te� niczego nie wiedzia�a.
- Musia�o zaj�� co� pomi�dzy ni� a Klausem - powiedzia�a. - Bo Meta by�a strasznie zdenerwowana, p�aka�a i szlocha�a i chcia�a jak najszybciej sobie p�j��.
- Kiedy posz�a? Wzi�a co� ze sob�? - krzycza� zdenerwowany Are.
- Tylko ma�y w�ze�ek. Posz�a jak�� godzin� temu, a mo�e dwie...
- Bior� konia i natychmiast ruszam za ni� - o�wiadczy� Are wzburzony.
Silje wysz�a z synem do sieni.
- Are... b�d� spokojny! Pami�taj, co Meta kiedy� prze�y�a. Ona dlatego dzisiaj uciek�a.
Are zblad�.
- Klaus?
- Nic jej nie zrobi�. Tylko chcia�, �eby go ogl�da�a. A to wzbudzi�a bolesne wspomnienia.
- Rozszarpi� go na sztuki!
- Nie, Klausem ja ju� si� zaj�am. Nie b�dzie jej wi�cej niepokoi�.
- Czy to pewne?
- Mo�esz na mnie polega�. On ju� si� interesuje kim innym.
Are skin�� g�ow�. Wiedzia�, �e Klaus nie jest z�y, tylko ograniczony.
W chwil� potem Irja us�ysza�a oddalaj�cy si� szybko t�tent ko�skich kopyt. To Are wyruszy�, by przywie�� z powrotem Met�.
Ma�a dziewczynka nie dowiedzia�a si� nigdy, co zasz�o podczas tej jego podr�y. Zreszt� w og�le niewiele rozumia�a z ca�ego zdarzenia. Klaus zrobi� w oborze co� z�ego, ale co, tego ze swojej kryj�wki nie widzia�a.
Silje i Tengel te� nie wiedzieli, jak przebiega�a akcja ratunkowa Arego. Poznali naturalnie rezultaty, lecz o samej podr�y nigdy im nie opowiedzia�.
Tymczasem Are gna� jak szalony do Tonsberg, a po drodze zd��y� przemy�le� wiele spraw i gorzko �a�owa� straconych lat.
Do�� szybko dogoni� Met�. Bo�e drogi, jaka ona drobna, pomy�la� i przypomnia� sobie tamten dzie� sprzed siedmiu lat, kiedy Sol wr�ci�a do domu, prowadz�c ze sob� t� zabiedzon�, wp� �yw� istot�. Jak�e on jej dokucza� z powodu ska�skiego dialektu. By� dla niej naprawd� niedobry.
Zeskoczy� z konia. Dziewczyna patrzy�a na niego przestraszona, oczyma zapuchni�tymi od p�aczu.
- Meta, co ty? - zacz�� Are troch� zbyt surowo. - Dlaczego uciekasz w ten spos�b?
Wargi Mety znowu zadrga�y i Are zrozumia�, jak �le si� wyrazi�.
- Nie mo�emy si� bez ciebie obej�� w Lipowej Alei, rozumiesz to chyba? - wrzasn�� niemal.
Dziewczyna odwr�ci�a si�.
- Ja nie mog� si� bez ciebie obej��, Meta.
- Ty, panie? Ale przecie� ci�gle mi wymy�lasz.
- Ja? - krzykn�� Are zaczepnie. - Mo�e na pocz�tku, ale czy w ostatnich latach tak robi�em?
Meta zastanowi�a si�.
- Nie - przyzna�a zdumiona. - Tylko, �e ja tak to odczuwa�am.
- Wmawia�a� sobie - o�wiadczy� Are. - Bo przecie� pracowa�o si� nam razem bardzo dobrze, czy� nie?
- Tak - szepn�a z pochylon� g�ow�.
Are my�la� o tym wiernym cieniu, kt�ry towarzyszy� mu wsz�dzie, na polu i w zabudowaniach. I ona mia�aby teraz odej��? Powiedzia� bardzo szybko, nie robi�c pauz mi�dzy s�owami:
- Meta, czy chcia�aby� wyj�� za mnie?
Bardziej sp�oszonej twarzy nigdy jeszcze nie widzia�. On sam by� tak�e zaskoczony i przestraszony tym, co powiedzia�.
- Ja? - szepn�a. - Ale przecie� ja jestem... jestem tylko zwyczajn� dziewczyn� do pos�ug.
- Nie, jeste� kim� znacznie wa�niejszym. Ale ja nie rozumia�em jak wiele dla mnie znaczysz, dop�ki sobie nie posz�a�.
�zy pop�yn�y spod jej przymkni�tych powiek. Are sam nie m�g� poj��, sk�d wzi�� tyle odwagi, �eby to wszystko powiedzie� i sk�d w og�le bra�y mu si� te s�owa. W swoim dotychczasowym �yciu dziewczynami zajmowa� si� ma�o. Nie mia� wi�c poj�cia, jak powinien si� zachowa� i mo�e dlatego troch� za bardzo wprost przedstawi� spraw�.
- Nie chcesz? - zapyta� cicho.
- Ja nie mog� - szepn�a w odpowiedzi.
- Z powodu tego, co sta�o si� kiedy�, dawno temu?
Meta potwierdzi�a nerwowo.
- Ale...
Jak na Boga mia� to powiedzie�? Przest�powa� z nogi na nog�, szukaj�c odpowiednich s��w.
- Ale czy ty mnie lubisz, Meta? Chocia� troszk�?
- Bardzo - pisn�a ledwie dos�yszalne.
- A wi�c gdyby tamto si� nie sta�o, to by� powiedzia�a tak?
- Ja stoj� o tyle ni�ej od ciebie, panie - Och, przesta� z takimi sprawami!
Nie, znowu m�wi� nie takim g�osem, zbyt surowo. Uff, nie posz�o to, jak trzeba. Czy nie ma nikogo, kto by mu pom�g� rozwi�za� t� �amig��wk�? Ale, jak okiem si�gn��, wiejska droga by�a pusta. Zreszt�, szczerze m�wi�c, nie chcia�by mie� �adnych widz�w dla tych swoich, wo�aj�cych o pomst� do nieba, �a�osnych zalot�w.
- Moi rodzice te� nie zawsze byli tak szanowani; przekonywa� wci�� tak samo nieszcz�liwy. - By� czas, �e musieli ucieka� i to ciotka Charlotta uratowa�a ich od g�odowej �mierci. No, co teraz powiesz?
- Chcia�abym bardzo, panie.
- Are.
- A... Are - wyj�ka�a. Nie przywyk�a zwraca� si� do niego po imieniu.
- Pos�uchaj mnie, Meto - obj�� jej ramiona. - Je�li nie chcesz... - Nie, no jak to si� m�wi w takich sytuacjach? - Je�li nie chcia�aby� dzieli� ze mn� �o�a, to nie musisz tego robi�, bo ja nie nale�� do tych strasznie ognistych...
Czy to nie zabrzmia�o g�upio? Tak, na pewno tak, ale nie mia� odwagi u�y� innych s��w.
- �eby� tylko za mnie wysz�a, to ja otocz� ci� moj�... mi�o�ci�.
No, teraz to ona zacznie si� ze mnie �mia�. Nie, dziwne, ale Meta si� nie �mieje...
- Chocia� chcia�bym... ech... bardzo bym chcia� mie� dziecko, albo dwoje, to z pewno�ci� rozumiesz. I matka ci�gle marudzi na ten temat.
Meta pochyli�a g�ow� tak nisko, �e widzia� tylko jej blond w�osy na karku.
- Ja te� nie jestem z drewna - szepn�a. - Tylko gdy dziej� si� takie rzeczy jak dzisiaj, to jakby wszystko, ca�e �ycie si� dla mnie zamyka�o.
- Por�wnujesz mnie z Klausem?
Przera�ona spojrza�a na wysokiego, silnego ch�opca o czarnych w�osach i wystaj�cych ko�ciach policzkowych, jakim by� Are. To dzi�ki jego powadze i temu, �e mocno sta� na ziemi czu�a si� przy nim bezpieczna, uwa�a�a, �e mo�e na nim polega� i dlatego trwa�a przy nim wiernie.
- Nie! Och nie, nie robi� tego! Ostro�nie przyci�gn�� j� do siebie i poca�owa� w czo�o. Nic wi�cej. Ale by� dumny, �e zdoby� si� a� na tyle. Meta dr�a�a, ale nie usun�a si�.
- Pomy�l o tym - szepn��. Ze wzruszenia g�os odmawia� mu pos�usze�stwa. - I przynajmniej wr�� ze mn� do domu! Matka ju� oczywi�cie unieszkodliwi�a Klausa, tak �e nie masz si� czego obawia� z jego strony.
O tym wszystkim Silje nic nie wiedzia�a. Ona - i wci�� dziwi�ca si� Irja - widzia�y tylko, �e Are wjecha� na dziedziniec, a przed nim na koniu siedzia�a promieniej�ca szcz�ciem Meta. Po drodze do domu odbyli szczer� rozmow�.
- Matko, pobieramy si� z Met�! - wo�a� Are z daleka, jakby chcia� zawczasu ubiec wszelkie zastrze�enia.
Nie by�o jednak �adnych zastrze�e�. Silje i Tengel, a tak�e rodze�stwo Arego, wszyscy cieszyli si� z ich szcz�cia.
A Klaus?
Silje, w kilka dni po tym, jak pr�bowa�a po��czy� go z Ros� dostrzeg�a, �e oboje przemykaj� si� ukradkiem do stodo�y. U�miechn�a si� do siebie. Rosa b�dzie na pewno w stanie obejrze� dum� Klausa.
- Czy oni maj� zamiar m��ci� o tej porze roku? - zapyta�a zdumiona Irja.
- Mo�na to i tak nazwa� - u�miechn�a si� Silje.
Tengel i Charlotta dali Klausowi ma�e gospodarstwo, kt�re od jakiego� czasu le�a�o od�ogiem. A on zdo�a� uczyni� Ros� stateczn� m�atk� na tyle wcze�nie, by nie dosz�o do skandalu. Nim Rosa osi�gn�a granic� p�odno�ci, urodzi�o im si� dwoje dzieci, kt�rym wprawdzie nie by�o pisane dokonanie wielkich odkry�, ale kt�re bystro�ci� umys�u znacznie przewy�sza�y i matk�, i ojca.
Meta nie by�a gorsza. W kr�tkim czasie wyda�a na �wiat, jednego po drugim, trzech ch�opc�w. Nie by�a te� taka ozi�b�a, je�li chodzi�o o Arego, o nie.
Ma�a Irja kocha�a mieszka�c�w Lipowej Alei. Wszystkich, bez wyj�tku. Ale, rzecz jasna, najbardziej pani� Silje.
W�asnych rodzic�w nie mog�a jednak zrozumie�. W dalszym ci�gu mieszka�a w rodzinnym domu i ka�dego dnia matka pyta�a niespokojnie:
- Nie idziesz dzisiaj do Lipowej Alei?
Gdy za� Irja odpowiada�a, �e nie, bo to Sunniva pomaga dzisiaj pani Silje, matka robi�a si� z�a i wykrzykiwa�a dlaczego to rozpieszczone dziecko, ta Sunniva, musi si� tak do wszystkiego miesza�.
Poza tym Irja zawsze by�a za s�aba, �eby nosi� mniejsze rodze�stwo. Teraz, gdy sta�a si� du�o zdrowsza i silniejsza ni� dawniej, ofiarowywa�a sw� pomoc, ale rodzice nawet s�ucha� o tym nie chcieli.
- Nie wolno ci d�wiga� nic ci�kiego, bo by� mog�a sobie kr�gos�up uszkodzi� - t�umaczyli troskliwie, ale upominali przy tym zawsze, by si� dobrze opiekowa�a trzema synkami Mety i Arego.
Tego w�a�nie Irja nie rozumia�a. Nie pojmowa�a bowiem, �e jest ich najcenniejszym �r�d�em dochodu. Wszystko, co otrzymywa�a w Lipowej Alei, a czasami tak�e w Grastensholm, przynosi�a do domu, bo dla niej nie mia�o to znaczenia. Dlatego jej rodzice tak si� bali, by sobie czego� nie zrobi�a. Utraciliby wtedy wszystko, co przynosi�a. Jedzenie, ubrania, a przede wszystkim pieni�dze, kt�re dostawa�a od Silje.
Dla niej samej najwa�niejsze by�o to, �e mog�a przebywa� w Lipowej Alei. Stopniowo zanika�o jej duchowe ub�stwo, brak pewno�ci siebie i niedo�ywienie, kt�re wynios�a z rodzicielskiego domu. Irja wprost po�yka�a wiedz� i wszystkie umiej�tno�ci, jakie mog�a przej�� od Silje, Tengela i Mety. Rozkoszowa�a si� te� wierno�ci� trojga swoich ma�ych przyjaci�.
Rozwija�a si� i dojrzewa�a. By�a jednak tak cicha i niewidoczna, �e d�ugo nikt tego nie zauwa�a�.
ROZDZIA� II
Alej� w kierunku dworu sz�a m�oda dziewczyna. Porusza�a si� bez wdzi�ku, bowiem niedo�ywienie w latach wczesnego dzieci�stwa sprawi�o, �e ko�ci mia�a pokrzywione i zdeformowane. Teraz za� osi�gn�a wiek, w kt�rym by�a ju� w pe�ni �wiadoma tego smutnego faktu. Zw�aszcza nogi mia�a krzywe i cho� nosi�a d�ug� sp�dnic�, w �aden spos�b nie da�o si� tego ukry�. Cz�sto zdarza�o si�, �e ludzie odwiedzaj�cy jej dom rodzinny �miali si�, jak mo�na mie� takie krzywe nogi! A ona nie potrafi�a odpowiedzie� ostro ani zuchwale, bo nie le�a�o to w jej naturze.
Twarz jednak Irja mia�a zawsze niezwykle pogodn� i �yczliw�, a oczy promienia�y przyja�ni� dla wszystkich. Dziewczyna by�a niewiarygodnie wytrzyma�a i nigdy nie m�wi�a nie, gdy si� j� o co� prosi�o. Nie mia�o wi�c znaczenia, �e cia�o by�o niezgrabne i ma�o urodziwe, a rysy twarzy nie nale�a�y do najpi�kniejszych.
Irja ko�czy�a w�a�nie dziewi�tna�cie lat. Oset stawa� si� kobiet�.
Tego dnia, pod koniec sierpnia, Irja by�a szcz�liwa. B�d� obchodzi� urodziny - Tarald, Sunniva i ona. To Silje zdecydowa�a, �eby wszystkie urodziny po��czy� i zorganizowa� jedno wielkie przyj�cie, na kt�re przyjdzie ca�a m�odzie�. Sunniva, jak zawsze czaruj�ca i wra�liwa, by�a jak elf i Irja wielbi�a j� bezgranicznie. Nieraz w swojej samotnej rozpaczy pragn�a by� r�wnie krucha i eterycznie pi�kna jak ona. Nie wiedzia�a, �e rozkwit�e osty tak�e maj� pi�kne kwiaty.
Dzi� mia�a spotka� tak�e Cecyli�. T� �mia�� i radosn� Cecyli� Meiden, kt�ra posiada�a ca�y humor �wiata i ca�� jego pewno�� siebie. Jakie� ona miewa�a repliki! Na sam� my�l o tym Irja musia�a si� u�miechn��.
Delikatna Cecylia by�a o rok m�odsza od ca�ej tr�jki, z tego powodu czu�a si� �le traktowana i cz�sto g�o�no krzycza�a, �e dzieje si� niesprawiedliwo��. Nikt jednak nie potrafi� lepiej ni� ona broni� swoich praw. Cecylia by�a osob� bardzo siln� psychicznie.
Irja zarumieni�a si� bezwiednie, gdy pomy�la�a, �e na urodzinach b�dzie te� Tarald. Nie mia�a odwagi wyrazi� tej my�li s�owami.
Dopiero dwa miesi�ce temu u�wiadomi�a sobie, �e zakocha�a si� w m�odym dziedzicu z Grastensholm. Ale nigdy, nigdy w �yciu nikt si� o tym nie dowie. Bo czym�e by�a Irja? Brzydk�, niezdarn�, nic nie znacz�c� istot� z n�dznego gospodarstwa. Dobrze wiedzia�a, �e ludzie m�wi� o niej oset.
Liczy�a si� z tym, �e nigdy nie wyjdzie za m��. Matka i ojciec przygotowywali j� na to i ona sama tak� sytuacj� akceptowa�a. Czy w takim razie B�g nie by� bezlitosny, obdarzaj�c j� sercem, kt�re nie chcia�o podporz�dkowa� si� okrutnej prawdzie?
Dosz�a w�a�nie do ko�ca drogi. Przypomnia�a si� jej legenda o pierwszych o�miu drzewach tej alei. Opowiadano mianowicie, �e ka�de z nich jest po�wi�cone jednemu z mieszka�c�w obu dwor�w i �e drzewa umieraj� po �mierci tych, z kt�rymi s� zwi�zane. Dwa drzewa ju� usch�y i zosta�y zast�pione innymi. Jedno nale�a�o do starej baronowej - wdowy, kt�rej Irja nigdy nie widzia�a, a drugie do Sol, pi�knej matki Sunnivy. Obie zmar�y do�� dawno temu i teraz na miejscu starych drzew zd��y�y ju� wyrosn�� nowe.
Jedna ze starych lip wygl�da jako� nieszczeg�lnie, spostrzeg�a Irja, ale my�lami by�a gdzie indziej.
Sam asesor, Dag Meiden, mia� tutaj swoje drzewo i jego wspania�a, mi�a �ona Liv tak�e. To oni byli rodzicami Taralda i Cecylii.
Wesz�a na dworski dziedziniec. Czy �adnie wygl�da? Nikt by naturalnie nie powiedzia�, �e jej niezgrabne cia�o jest �adne, ale zrobi�a wszystko, co w jej sytuacji by�o mo�liwe. Bluzka o bufiastych r�kawach, �wie�o uprana, wysuszona na s�o�cu i wietrze, pachnia�a przyjemnie. Czarn� sp�dnic� Irja wyszczotkowa�a starannie i oczy�ci�a z kociej sier�ci i k�aczk�w owczej we�ny, kt�rych nigdy nie brakowa�o w domu w Eikeby.
Silje siedzia�a przy oknie i wygl�da�a na podw�rze, gdzie bawili si� trzej synowie Arego.
Jak�e oni si� mi�dzy sob� r�ni�. �redni z ch�opc�w, Trond, wdrapa� si� w�a�nie na du�y kamie� na �rodku podw�rza. By� bardzo o�ywiony i zwyci�sko macha� r�kami do braci. Silje nie w�tpi�a, �e Trond zajmie kiedy� wp�ywowe stanowisko; mia� wyra�ne ambicje przyw�dcze.
Brand, najm�odszy, ros�y i troch� oci�a�y w ruchach, pod wieloma wzgl�dami przypomina� swojego ojca. On tak�e pr�bowa� wdrapa� si� na kamie�, ale wci�� zsuwa� si� na ziemi�,
Najstarszy, kt�remu na chrzcie dano imi� Torgeir, ale kt�rego wszyscy nazywali Tarjei, nie w��cza� si� do zawod�w swoich m�odszych braci. Mia� niezwykle bystry umys� i teraz w�a�nie by� zaj�ty rozwi�zywaniem jednej z tajemnic tego �wiata.
Silje rozmarzy�a si�, Tarjei... Ukochane dziecko Tengela. Pami�ta�a czas dorastania tego ch�opca. Jaki cudowny spok�j ogarn�� wtedy Tengela. Sko�czy� si� d�ugi, bardzo d�ugi okres oczekiwania.
Z zamy�lenia wyrwa�a j� Meta, kt�ra wybieg�a, krzycz�c na ch�opc�w, �e w�a�� na ten brudny g�az. Przecie� id� na przyj�cie urodzinowe! Jak b�d� wygl�da� �wi�teczne ubrania? Czy ona musi wstydzi� si� przed rodzin� Meiden�w?
- Jazda do domu, smarkacze!
Silje u�miecha�a si�. Wr�ci�a my�lami do tamtej chwili, kiedy Meta zosta�a gospodyni�, jej nast�pczyni� w Lipowej Alei. To ju� chyba trzyna�cie, albo czterna�cie lat temu. Tak, Tarjei urodzi� si� zaraz po Bo�ym Narodzeniu tego samego roku, a teraz sko�czy niebawem trzyna�cie. Jakie to zabawne, �e up�ywaj�cy czas mierzy si� wiekiem dzieci. To bardzo dobre wsparcie dla pami�ci.
P�ynie st�d jednak i napomnienie, �e samemu jest si� te� o tyle starszym. Dzieci u�wiadamiaj� nam, jak szybko mijaj� lata. Silje otrz�sn�a si� z tych my�li.
Teraz, i ju� od dawna, Meta jest gospodyni� w tym domu. Tengel i Silje dobrowolnie usun�li si� na bok. Wci�� czynny Are rozbudowa� dom dla swojej coraz liczniejszej rodziny. Tengel i Silje mieszkali nadal w starej cz�ci, kt�ra kiedy� wydawa�a si� im ogromna, ale w por�wnaniu z tym, co zbudowa� Are, zrobi�a si� niedu�a. Silje kocha�a jednak star� cz�� domu i mia�a wra�enie, �e ca�a rodzina �ywi te same uczucia, bo wszyscy przychodzili tu wi�cej ni� ch�tnie.
Historia si� powtarza, my�la�a. Ona sama, podobnie jak Meta, przyjecha�a do Lipowej Alei opuszczona, wyn�dznia�a i zaszczuta. Zajmowa�a wtedy tak nisk� pozycj� spo�eczn�, �e ni�ej ju� chyba nie mo�na by�o zej��. Chocia� nie, Meta prze�y�a jeszcze gorsze poni�enie. Ona przyby�a tutaj z absolutnego dna n�dzy.
Sta�a si� jednak znakomit� pani� domu, to Silje musia�a przyzna�. Meta by�a zdolna i tak energiczna, �e niekiedy a� dech zapiera�o, gdy si� na ni� patrzy�o. Wci�� bardzo si� stara�a robi� wszystko, czego si� od niej oczekuje.
Silje westchn�a zadowolona.
Mia�a teraz sze�cioro wnucz�t. Tak, bo Sunniv� uwa�a�a tak�e za swoj� wnuczk�, cho� w rzeczywisto�ci nie by�a nawet jej krewn�. Niestety, nie mog�a sama zaj�� si� tym dzieckiem, wi�c Liv i Dag wychowywali swoj� ma��, przymiln� kuzyneczk�. Teraz Sunniva by�a doros�a i cz�sto nocowa�a w Lipowej Alei, bowiem nadal od czasu do czasu pomaga�a Silje w pracowni.
Policzy�a na palcach: Sunniva, c�rka Sol. Tarald i Cecylia, udane dzieci Liv i Daga. Tarald mo�e na razie pozostawa� jaki� bezbarwny, nie mia� jeszcze wyra�nie okre�lonego charakteru, ale to pewnie przyjdzie z wiekiem i do�wiadczeniem. No i wreszcie trzej ch�opcy Arego: Tarjei, Trond i Brand.
Wspania�e wnuki, jedno w drugie!
Na dziedzi�cu ukaza�a si� Irja. Silje ucieszy�a si� bardzo, lecz mimo woli pomy�la�a: biedne, opuszczone dziecko. Czy nie ma nikogo, kto by j� chocia� lepiej uczesa�? Ubranie te� staro�wieckie, zupe�nie nie pasuje do tej niekszta�tnej sylwetki. Matka Eikeby zupe�nie nie przejmowa�a si� wygl�dem c�rki.
Irja spotka�a si� w�a�nie z Sunniv�. Co za r�nica! Przy drobnej, zgrabnej Sunnivie Irja wygl�da�a jak ci�ka, kiwaj�ca si� g�ra.
Silje przeci�gn�a si� i wyprostowa�a swoje bol�ce kolano. Ostatnio bardzo jej dokucza�o.
- To tylko reumatyzm - kwitowa� skargi �ony Tengel. - Nie ma si� czym martwi�.
A ona mia�a nadziej�, �e m�� si� nie myli.
Kto� wszed� do pokoju. Silje nie musia�a si� wcale odwraca�, by wiedzie�, �e to Tengel, ale si� jednak odwr�ci�a, bo lubi�a patrze� na swego m�a.
W�osy i brod� przypr�szy�a mu siwizna, lecz postaw� zachowa� m�odzie�cz�. Mia� siedemdziesi�t dwa lata, ale przyjmowa� sw�j wiek z godno�ci�.
R�ka, kt�r� po�o�y� na jej ramieniu, by�a ko�cista i po d�ugim, pracowitym �yciu pokryta niebieskimi �y�ami. Silje wiedzia�a, cho� nie mia�a prawa o tym wspomnie�, �e Tengel jest zm�czony. Bardzo zm�czony. On sam jednak nie przyjmowa� tego do wiadomo�ci. Jeszcze od czasu do czasu leczy� chorych, chocia� prosi�, by ju� nie przychodzili. Wi�kszo�� respektowa�a t� pro�b�, lecz ci�ko chorzy nadal szukali u niego ratunku w ostatecznej potrzebie, gdy wszystko inne zawiod�o.
Tengel tak�e �ledzi� wzrokiem bawi�cych si� ch�opc�w, kt�rzy znowu wyszli na dziedziniec.
- Kiedy zaczyna si� przyj�cie?
- Nie wcze�niej ni� za godzin�. Zd��� si� jeszcze do tego czasu porz�dnie wybrudzi�.
Tengel u�miechn�� si�.
- Skoro tak, to poprosz�, �eby Tarjei jeszcze tu przyszed�.
Silje skin�a g�ow�. Wiedzia�a ile dla m�a znaczy ten niebywale inteligentny ch�opiec. Tengel kocha� wszystkie swoje wnuki, ca�� sz�stk�, ale Tarjei zajmowa� w jego sercu specjalne miejsce. By� tym dzieckiem, kt�rego dziadek wyczekiwa� z nadziej� przez d�ugie, pe�ne l�ku lata, w ci�gu dw�ch pokole�. By� jego �wiat�em i rado�ci�.
Zgodnie z �yczeniem dziadka Tarjei wszed� do pokoju, kt�ry pe�ni� rol� czego� w rodzaju izby chorych.
Tarjei by� niezwyk�ym ch�opcem. Po Tengelu i Arem odziedziczy� nieco wystaj�ce ko�ci policzkowe i ciemne w�osy, lecz w sko�nych oczach pojawia� si� cz�sto jaki� odmienny b�ysk. Are nigdy nie mia� wi�kszych uzdolnie�, je�li chodzi o teoretyczne podej�cie do spraw �ycia, za� umys� tego trzynastolatka przej��, co najlepsze z bystrej inteligencji Tengela, Silje i Liv. Od Mety przej�� w tym zakresie niewiele, by�a osob� zr�czn� i bardzo mi��, lecz nic poza tym. Ma�a, pracowita mr�wka, kt�rej robota pali si� w r�kach, ale pozbawiona jakichkolwiek ambicji. Wspania�y umys� syna cz�sto budzi� w niej przera�enie.
Jeszcze bardziej istotne by�o to, �e ch�opiec odziedziczy� niez�omn� wol� Tengela, by czyni� w �yciu dobro.
- Tarjei - zacz�� Tengel. - S�ysza�e� legend� o Ludziach Lodu, prawda? O Tengelu Z�ym, kt�ry czterysta lat temu zawar� pakt z Diab�em i kt�ry zostawi� swoim potomnym straszny krzy� do d�wigania... lecz tak�e umiej�tno�ci wykraczaj�ce poza zwyk�� ludzk� wiedz�.
Ch�opiec przytakn�� spokojnie. Nie sprawia� wra�enia, �e - podobnie jak inne dzieci - my�li tylko o tym, by jak najszybciej wyj�� i wr�ci� do zabawy. On naprawd� dziadka s�ucha�.
- Tak, nasz pradziad przekaza� nam w spadku wiele z�a - powt�rzy� Tengel. - Lecz i co nieco dobrego, a naszym obowi�zkiem jest strzec tego dziedzictwa. Tutaj, Tarjei masz m�j zbi�r leczniczych zi� i potrzebnych do leczenia �rodk�w. A tutaj jest zbi�r Sol, najwa�niejszy ze wszystkiego, co mamy. Sol odziedziczy�a to po Hannie, jednej z tych, co przenosz� nasze dziedzictwo wiedzy. W�a�ciwie mia�em powiedzie� ci o tym wszystkim w dniu twoich urodzin, za cztery miesi�ce, ale my�l�, �e mo�emy zacz�� ju� teraz. Musisz si� nauczy� tak niesko�czenie du�o, a nikt przecie� nie wie, jak d�ugi czas zosta� nam dany. Ja sam mam jeszcze si�� i zdrowie, ale, jak wiesz, nie jestem ju� m�ody. Od dzi� zatem b�dziesz si� u mnie uczy�. I twoim obowi�zkiem b�dzie przekaza� to wszystko dalej. Nie nale�ysz, Bogu dzi�ki, do tych nieszcz�snych istot obci��onych dziedzictwem z�a po pierwszym Tengelu. Jeste� jedynym moim potomkiem, kt�ry mo�e zarz�dza� rodowym spadkiem. Otrzyma�e� bowiem co� z tego, co tak trudno okre�li�...
- Rozumiem dziadku. Jestem got�w podj�� nauk�.
- Dobrze! Wiem, �e jeste� zbyt m�dry na to, by nadu�ywa� w�adzy, jak� poprzez to uzyskasz. Wielu z naszych przodk�w, kt�rzy posiedli t� w�adz�, wykorzystywa�o j� do niecnych cel�w, bowiem otrzymywali oni w spadku tak�e z�� wol�. Podobnie jak Tengel Z�y uwa�ali, �e wszystko nale�y wykorzysta� w s�u�bie Szatana. Ty nie jeste� obci��ony pragnieniem z�a. A gdy dojdziesz do wieku, jaki ja osi�gn��em teraz, znajdziesz kolejnego nast�pc� z rodu Ludzi Lodu i jemu wszystko przeka�esz. Musisz jednak bardzo uwa�a�, kogo wybierasz. Wiesz, jak bardzo niebezpieczne s� to sprawy.
- B�d� ostro�ny, dziadku.
- Kim chcia�by� zosta�, Tarjei?
- Chcia�bym studiowa�, uczy� si� wielu rzeczy!
- Dobrze. B�dzie, jak pragniesz.
- Najbardziej chcia�bym p�j�� na nauk� do wielkich uczonych, takich jak Tyge Brahe, tylko, �e on ju� nie �yje, albo Kepler czy Johannes Rudbeckius. Wiem jednak, �e to trudne.
- Zrobimy dla ciebie wszystko co mo�na, m�j ch�opcze. Ale zaraz chyba przyjd� go�cie. Jutro wr�cimy do naszej rozmowy.
- Dziadku... - Tarjei odwr�ci� si� jeszcze w drzwiach. Jego br�zowo-szare oczy b�yszcza�y. - Chocia� to jeszcze nie moje urodziny, ale my�l�, �e to najpi�kniejszy prezent urodzinowy, jaki m�g�bym dosta�.
Tengel, szcz�liwy, u�miechn�� si� do niego szeroko.
- Ciesz� si� na nasz� rozmow� jutro.
- Ja tak�e, dziadku. Ja tak�e!
Na urodzinowe przyj�cie przyszli wszyscy z Grastensholm. Irj� ogarn�a gor�ca fala szcz�cia, gdy zobaczy�a m�odego, ciemnow�osego Taralda id�cego w towarzystwie siostry. Cecylia mia�a w�osy rude, podobnie jak jej matka, Liv, ale nieco ciemniejsze. Nie by�a mo�e ol�niewaj�co pi�kna, posiada�a jednak rado�� �ycia i jaki� nieodparty wdzi�k. Figur� mia�a szczup�� i zgrabn�, bardzo te� dba�a by ubiera� si� wed�ug najnowszej mody. Jej ci�ty j�zyk sprawia�, �e nikt nie wa�y� si� wszczyna� z ni� sprzeczki i �ama�a serca wszystkim ch�opcom, bez wyj�tku. Kr�tko m�wi�c, przypomina�a Sol w ka�dym calu, tyle tylko, �e nie czai�y si� za ni� �adne mroczne cienie.
Wielu spo�r�d starszych cz�onk�w rodziny odczuwa�o na widok Cecylii uk�ucie w sercu i t�sknot�. Sol bowiem nadal �y�a w ich pami�ci i mia�a tam pozosta� na zawsze.
Liv i Dag przyszli, rzecz jasna, tak�e. On pe�en godno�ci, jak przysta�o na asesora, z przerzedzonym ju� w�osem, ale wci�� m�odzie�czy. Liv dojrzewa�a w miar�, jak przybywa�o jej obowi�zk�w. Teraz ona by�a najwa�niejsz� osob� w Grastensholm, wok� niej koncentrowa�y si� wszystkie sprawy, bowiem Dag, ze wzgl�du na urz�dowe zaj�cia, cz�sto bywa� poza domem. Oboje zbli�ali si� do czterdziestki.
Razem z nimi przysz�a Charlotta, podtrzymywana przez m�a Jacoba Skille. Charlotta skurczy�a si� jako� ostatnio i zestarza�a, ale w oczach wci�� mia�a ten sw�j dobrotliwy blask i uwa�a�a, �e jest bardzo szcz�liwa z Jacobem. On ze swej strony zadomowi� si� na dobre w Grastensholm i to w�a�ciwie on kierowa� ca�ym gospodarstwem. Cho� dobrze wiedzia�, �e Dag, jego pasierb, odziedziczy wszystko, by� zadowolony, siedz�c przy kominku w towarzystwie Charlotty i graj�c z ni� w karty. I tak do ko�ca �ycia mia� pozosta� "panem na zamku", a to przewy�sza�o wszystko, o czym m�g� marzy� jako ubogi dragon.
Przy stole, w du�ej sali domu w Lipowej Alei zebra�a si� liczna i szcz�liwa rodzina.
By� rok 1620. W Czechach zaczyna�a ju� pobrzmiewa� wojenna nawa�nica, a walki mi�dzy katolikami i protestantami rozgorza�y na dobre. Ta wojna mia�a w przysz�o�ci si�gn�� swoimi d�ugimi, gro�nymi mackami a� do ma�ej Norwegii, ba, jej cie� mia� pa�� nawet na parafi� Grastensholm. Na razie jednak nic takiego nie przychodzi�o Silje do g�owy, gdy spogl�da�a na swoj� wspania�� rodzin�.
Och, mamy za sob� pi�kne lata, my�la�a siedz�c na honorowym miejscu przy stole. Cudowne lata! Czy kto� jeszcze m�g� by� taki szcz�liwy jak ja?
Irja nie by�a nawet w po�owie tak zadowolona. �eby nie wiem jak si� stara�a, nie udawa�o jej si� zwr�ci� na siebie uwagi Taralda. By�o a� nadto oczywiste, kto go tak naprawd� interesuje.
Urocza Sunniva siedzia�a ze spuszczonymi oczami, nie maj�c odwagi nawet spojrze� na swego kuzyna Taralda. Irja jednak, szczeg�lnie wra�liwa ze wzgl�du na swoje uczucie, bez najmniejszego trudu rozumia�a napi�cie mi�dzy nimi dwojgiem. I serce jej krwawi�o nieprzerwanie.
Ale czego innego mog�a si� spodziewa�? �eby to tylko tak nie bola�o!
W�a�ciwie by�o to bardzo udane przyj�cie urodzinowe. B�yskotliwa Cecylia i genialny Tarjei prze�cigali si� w replikach. Tych dwoje rozumie si� bez reszty, my�la�a Irja. Trond by� pyskaty i wtr�ca� si� bez przerwy, ale nie dorasta� do ich poziomu, a czworo z najstarszej generacji poch�oni�tych by�o rozmow�, kt�rej szczeg��w Irja nie mog�a dos�ysze�. Brand, przyci�kawy i powolny, zjada� ogromne ilo�ci ciastek a� w ko�cu Meta musia�a to przerwa� pospiesznym klapsem po palcach ch�opca. Tr�jka r�wie�nik�w - Dag, Liv i Are roztrz�sa�a jaki� zatarg graniczny w s�siedztwie.
Irja czu�a si� tu zb�dna, mimo i� wszyscy traktowali j� jak cz�onka rodziny i mimo �e obchodzono tak�e jej urodziny. �r�d�em tego uczucia osamotnienia by� uporczywy b�l jej g�upiego serca. Serca, kt�re nie chcia�o zdoby� si� na rozs�dek i zaakceptowa� nieuchronnej pora�ki. Uwa�a�a, �e niedostatki jej urody musia�y wszystkich k�u� w oczy - te garbate plecy, talia, kt�rej nie ma, ko�ciste r�ce... kt�re na dodatek lepi�y si� od potu. Teraz na pewno mia�a te� czerwony nos, jak zawsze, kiedy znalaz�a si� w wi�kszym towarzystwie. Czerwony nos, czerwona szyja... i ciemne, bynajmniej nie dodaj�ce urody, plamy na policzkach. Jak kwiaty ostu, pomy�la�a gniewnie.
Mimo wszystko nie odczuwa�a zazdro�ci wobec kruchej Sunnivy. Ta ma�a by�a taka bezradna, �e budzi�a u wszystkich tylko najlepsze uczucia, zw�aszcza u Irji, obdarzonej gor�cym sercem. To straszne zosta� sierot� ju� w niemowl�ctwie, i w dodatku w takich okoliczno�ciach! Irja s�ysza�a oczywi�cie, co szeptano w domu, w Eikeby, ale ca�ej prawdy nigdy si� nie dowiedzia�a. By� mo�e dlatego, �e nikt we wsi dobrze nie wiedzia�, co si� tak naprawd� wydarzy�o.
W pewnym momencie Tengel zacz�� m�wi� g�o�niej i szmer g�os�w umilk�.
- Skoro�my si� tu wszyscy zebrali, chcia�bym wraz z wami rozwa�y� pewn� spraw�. Co�, o czym my�l� od dawna. Potrzeba nam mianowicie prawdziwego rodowego nazwiska.
- Tak, ja tak�e o tym my�la�em - popar� go Are. - Ja sam nazywam si� tylko Tengelsson, czyli syn Tengela, a to trudno przekaza� w�asnym synom. Oni musieliby si� nazywa� Tarjei, syn Arego, Trond czy Brand, syn Arego...
Tengel skin�� g�ow�
- Wszyscy, oczywi�cie, zdajecie sobie spraw�, �e dzielimy si� teraz na dwa rody. Dag i Liv oraz ich dzieci, Tarald i Cecylia, nosz� znakomite nazwisko Meiden. Lecz my, reszta? Ja sam nazywam si� Tengel z Ludzi Lodu, ale to nazwa rodu, kt�ra nigdy nie powinna by� u�ywana poza rodzin�... Czy nie zanudzili�my ci� jeszcze na �mier�, Irjo?
Irja zaprzeczy�a, potrz�saj�c energicznie g�ow�, pe�na wdzi�czno�ci za okazane jej zainteresowanie, a zarazem nieprzyjemnie poruszona, bo nagle znalaz�a si� w centrum uwagi.
- Nigdy nie b�d� wspomina� o Ludziach Lodu.
- Dobrze. Jak wiecie, wi�kszo�� ludzi przyjmuje nazwiska po prostu od nazw swoich maj�tk�w i zagr�d. Tak, jak ty, Irjo. Ty nazywasz si� przecie� Irja, c�rka Mattiasa Eikeby, prawda?
- Tak.
- Ale my nie mo�emy nazywa� si� Lipowa Aleja, to by�oby tak... tak... no, to nie brzmi jak nazwisko i nikt w parafii tak nas nie nazywa. Zastanawia�em si� nad tym, ale niczego nie wymy�li�em. Dlatego chcia�bym pozna� wasze zdanie.
Po chwili milczenia propozycje posypa�y si� jak grad. Niekt�rzy bardzo szybko stracili koncept, lecz Tarjei i Cecylia nie mogli si�, rzecz jasna, powstrzyma� od �art�w, wkr�tce wi�c zg�aszano coraz bardziej szalone pomys�y.
- Ja my�l�, �e Lindane, to brzmi dobrze. [Od lind, po norwesku "lipa". Lipowa Aleja w oryginale nosi nazw� Linde-alleen. Tak samo Isane, od norweskiego is - "l�d". Ludzie Lodu to po norwesku isfolket (przyp. t�um.)]
- A dlaczego by nie Isane? - wtr�ci�a Silje. - Wtedy zachowa�by si� te� jaki� element z nazwy Ludzie Lodu.
- A dlaczego by nie Islindane? - zaproponowa�a przekornie Cecylia?
Potok mniej lub bardziej powa�nych propozycji p�yn�� niepowstrzymanie ze strony, gdzie siedzieli Trond, Tarjei i Cecylia. Lodowa Aleja, Lipowy L�d, L�d w lipowych li�ciach, L�d w z�bach itd.
- Nie, ja ju� wiem - rzek�a w ko�cu Cecylia. Trzeba wzi�� pod uwag� tak�e to, jak nazywaj� nas ludzie. Powinni�my si� nazywa�: "Dw�r - gdzie - mieszka - ten - cudowny - doktor".
- "I - jego - zuchwa�e - potomstwo" - doda� Tarjei.
- Nie, no przesta�cie - protestowa� Tengel ze �miechem.
Irja, cho� przyzwyczajona do tej rodziny, patrzy�a oniemia�a. M�odzi przekrzykuj� si� i �artuj� w obecno�ci starszych, a Tengel si� tylko z tego �mieje! Gdyby co� takiego zdarzy�o si� u nich w domu, na Eikeby! To prawda, �e byli tylko zwyczajn� ch�opsk� rodzin�, biada temu, kto by otworzy� usta przy stole, albo, gorsza, wtr�ca� si� do rozmowy starszych! Wiedzia�a, w innych ch�opskich domach w okolicy panowa�y takie same obyczaje. Razy, kopniaki i niewzruszona boja�� Bo�a.
I nic si� tam nigdy nie zmieni. Irja mog�a tylko zazdro�ci� tej niezwyk�ej rodzinie. Nawet dostojna baronowa Charlotta �wietnie si� czu�a w tej swobodnej atmosferze przy stole.
Zreszt� ju� samo to, �e �wi�towano urodziny, by�o czym� zgo�a niezwyk�ym. U niej w domu obchodzono tylko uroczysto�ci ko�cielne, jak Bo�e Narodzenie, Wielkanoc, Zielone �wi�tki, �wi�tego Micha�a i inne. A i to w powa�nej atmosferze, z modlitw�, chodzeniem do ko�cio�a.
Wreszcie Tarald zaproponowa� proste nazwisko: Lind.
Zdania pozosta�ych by�y podzielone, w�a�nie mi�dzy Lind a Lindane.
- Lind z rodu Ludzi Lodu - powiedzia�a Charlotta. - To brzmi naprawd� po szlachecku.
- Poczekamy jeszcze z ostateczn� decyzj� - o�wiadczy� Tengel. - Nazwisko to b�d� nosi� Are i Meta oraz ich trzej synowie - Tarjei, Trond i Brand. Tak�e Sunniva, dop�ki nie wyjdzie za m��. To g��wnie ze wzgl�du na ciebie, Sunnivo, chcia�bym da� rodzinie nazwisko, bo ty nie masz zgo�a �adnego. Sunniva, c�rka Sol, ale przecie� nie jest rzecz� zwyk�� pos�ugiwa� si� imieniem matki.
Dziewczyna spu�ci�a wzrok i wpatrywa�a si� w st� z nie�mia�ym, jakby przepraszaj�cym u�miechem.
- Sol zreszt� tak�e nie mia�a nazwiska. - Nazywa�a si� po prostu Sol Angelika z Ludzi Lodu.
- Ale ojca mia�a!
- Tak, tylko ja nigdy nie zna�em jego nazwiska. No a teraz, je�li wszyscy si� najedli, mo�emy wsta� od sto�u.
P�niej, wieczorem, Silje rozbiera�a si� w swoim pokoju.
- Jakie to by�o mi�e przyj�cie - westchn�a. - Chyba wszyscy s� zadowoleni, nie s�dzisz?
- My�l�, �e tak - b�kn�� Tengel, kt�ry siedzia� na kraw�dzi ��ka i obmywa� nogi zmoczonym ko�cem r�cznika. Silje udawa�a, �e tego nie widzi. Nie nauczysz starego psa s�u�y�.
- Jaka� to musi by� rado�� dla Irji, �e mog�a te� w tym uczestniczy� - ci�gn�a Silje z przej�ciem. - I �e obchodzono tak�e jej urodziny. Tak si� cieszy�a z tych drobnych prezent�w. Ale zdaje mi si�, �e by�a dzisiaj jaka� roztargniona.
- Hm - b�kn�� Tengel, s�uchaj�c tego wszystkiego jednym uchem.
- Wies