2339

Szczegóły
Tytuł 2339
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2339 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2339 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2339 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Maria Zi�kowska Szczodry wiecz�r szczodry dzie� obrz�dy, zwyczaje, zabawy Ludowa Sp�dzielnia Wydawnicza Warszawa 1989 Od autorki Gaw�dy zawarte w tym zbiorze powsta�y z mojego sentymentu do nie wyplenionych po dzi� dzie� r�nych praktyk poga�skich. M�wi�c o wierzeniach, l�kach i rado�ciach naszych dawnych przodk�w, o rodowodzie r�nych �wi�t, o obrz�dach i zwyczajach, z kt�rych wiele zamieni�o si� z biegiem wiek�w w uciechy biesom jeno mi�e i w inne malownicze zabawy ludowe. Ksi��ka jest owocem moich penetracji w starych ksi�gach i szparga�ach bibliotecznych - zbiorach guse�, zabobon�w, przes�d�w, facecji i anegdot - oraz mojej serdecznej przyja�ni z kilkoma autorami, etnografami r�nych czas�w. Mam nadziej�, �e przebywanie z nimi, zabieraj�cymi cz�sto g�os na kartkach tej ksi��ki, sprawi Wam, Kochani Czytelnicy, pewn� przyjemno��. Opr�cz powag naukowych, jak - wymieniaj� po starsze�stwie - �ukasz Go��biowski, Oskar Kolberg, Zygmunt Gloger, Jan Stanis�aw Bystro� i inni, wyst�puj� tu r�wnie� liczni wspominkarze. W�r�d tych ostatnich jest m�j najulubie�szy (mo�e dlatego przywo�ywany tak cz�sto), nie przebieraj�cy w s�owach J�drzej Kitowicz, niegdy� �o�nierz, konfederat barski, zawadiaka, co by diab�u �eb urwa�, a p�niej ksi�ulo, proboszcz w Rzeczycy, pisz�cy w zaciszu swej plebanii pami�tnik z czas�w Augusta Iii i Stanis�awa Augusta. Wi�kszo�� zabaw tu opisanych odbywa si� w karczmie albo zaczyna na drogach i placach pod go�ym niebem, a ko�czy w karczmie. Bo "karczma w �yciu wsi pa�szczy�nianej - jak stwierdza profesor J�zef Burszta w swej znakomitej ksi��ce Spo�ecze�stwo i karczma - by�a... najwa�niejsz� i niezb�dn� instytucj�: by�a jedynym miejscem zebra� s�siedzkich, gromadzkich, odbywania wesel, chrzcin, pogrzeb�w i praktykowania wszelkiego rodzaju zwyczaj�w". Radykalne zmiany, zachodz�ce ostatnio w stylu naszego �ycia na wsi i w mie�cie, sprawiaj�, �e i tradycyjne zabawy ludowe staj� si� prze�ytkiem. Zapraszam wi�c na dawne polskie drogi, do zajazd�w i karczem na rozstajach, i w wiele innych miejsc, mi�dzy ludzi, kt�rzy bawili si� po staropolsku. ------------------------- Prima aprilis albo najpierwszy dzie� kwietnia,@ Do rozmaitych �art�w moda staroletnia. Wac�aw Potocki A� trudno uwierzy�, �e ten weso�y dzie� wiosenny, daj�cy prawo bezkarnego, dowcipnego oszukiwania bli�nich i �miania si� z �atwowiernych, uchodzi� w dawnych czasach za jeden z najbardziej ponurych dni roku, za feralny, za pechowy. A to dlatego, �e jest podobno dniem urodzin Judasza Iskarioty, s�abego cz�owieczyny, kasjera pierwszej gminy chrze�cija�skiej, kt�ry za trzydzie�ci srebrnik�w zdradzi� Jezusa, wyda� Go prze�ladowcom, a potem z �alu i wstydu powiesi� si� na osice. Niekt�rzy "uczeni w pi�mie" stawiaj� ten problem na g�owie. Twierdz�, jakoby nie dlatego prima aprilis by� dniem feralnym, �e stanowi� urodziny Judasza, lecz odwrotnie - �e biedny ch�opiec z Kariotu zosta� Judaszem, bo mia� nieszcz�cie przyj�� na �wiat w tak fa�szywym dniu. Jeszcze na Judasza ptaszki nie �wista�y - dowodz� z surow� powag� - jeszcze ziemia chlapa�a si� w potopie, a dzie� odpowiadaj�cy p�niejszemu prima aprilis ju� by� fa�szywy. Wszelkie ludzkie zaufanie nara�one by�o tego dnia na przykre nadu�ycie, a nadzieja na sromotny zaw�d. Po co daleko szuka� - stary Noe biblijny pijaczyna, zosta� wystrychni�ty na dudka w�a�nie haniebnego dnia pierwszego kwietnia. I to przez w�asny g�os wewn�trzny! Kiedy pru� bezmiary w�d swoj� ark�, zbudowan� z �ywicznego drewna i za�adowan� przedstawicielami wszystkich �yj�cych istot p�ci obojej, pewnego ranka co� mu w duszy powiedzia�o, �e czas jego �eglowania ma si� w�a�nie ku ko�cowi. Wypu�ci� na zwiady kruka. Kruk lata�, lata�, wypatrywa� suchego l�du, wreszcie machn�� ogonem i wr�ci� z niczym. To by�o dawno i nieprawda - podsumowuj� ich inni i ze spokojem m�drc�w wschodu twierdz�, �e prima aprilis jest echem hinduskiego �wi�ta, obchodzonego uroczy�cie wiosn� na cze�� Kamy, boga mi�o�ci. W dniu tym - m�wi� - nawet cz�onkowie kasty zajmuj�cej wysok� pozycj� w spo�ecze�stwie mieszali si� z t�umem i niepomni na swoje dostoje�stwo figlowali obsypuj�c kogo si� da�o czerwonym proszkiem albo ochlapuj�c go kolorow� wod�, podstawiaj�c mu nog�, gdy si� zagapi�, szarpi�c go z ty�u za ubranie... To �wi�to weso�o�ci i bezkarnych psot przetrwa�o do dzi� pod nazw� "holi". Mo�e tak, a mo�e nie tak - przeciwstawiaj� si� z pob�a�liwym u�mieszkiem ci, wed�ug kt�rych wszystko, co m�dre, "mawiali staro�ytni Rzymianie", i w og�le "wszystkie drogi (obrz�dowe te�) prowadz� do Rzymu". - Prima aprilis wywodzi si� ze staro�ytnych uroczysto�ci ku czci bogini Cerery, zwanej te� Ceres, opiekunki ziarna. Koniec, kropka. A nasz znakomity archeolog, znawca zwyczaj�w ludowych �ukasz Go��biowski (1773-1849), niby zgadza si� na tak� mo�liwo�� pochodzenia prima-aprilisowych szale�stw, ale nie bez zastrze�e�. "Zwracaj�c uwag� na to, �e i ni�sze klasy chocia� nie rozumiej� tego wyrazu, ten obyczaj zawsze primaaprilis zowi�, nale�a�oby przypuszcza�, �e ten �art przyj�li�my od Rzymian z wprowadzeniem wiary chrze�cija�skiej" - przyznaje uczony. Dalej jednak m�wi: "...lecz kiedy zwa�ymy, �e my, Rossyanie i wszystkie ludy s�owia�skie trzymaj� si� tego zwyczaju, a mytologi� greck� i rzymsk� p�niej dopiero przybiera� zacz�li�my, gdy u nas wzros�y nauki; znowu ta w�tpliwo�� sprawuje, azali ten zwyczaj nie jest miejscowy raczej". No, w�a�nie! Ale ciekawa rzecz, �e w wielu krajach Europy, i w Polsce r�wnie� przez d�ugie wieki nikomu do g�owy nie przysz�o dowcipkowa� w tym dniu, wierzono bowiem jakoby pierwszy kwietnia by� dob� szczeg�lnej dokuczliwo�ci si� nadprzyrodzonych. Duchy zmar�ych mia�y tego dnia opuszcza� groby i dochodz�c swoich krzywd m�ci� si� na �ywych, zsy�aj�c na nich niespodziewane nieszcz�cia lub co najmniej straszy� winowajc�w. We francuskich, niemieckich i holenderskich podaniach ludowych, w starych klechdach, wyst�puje prima aprilis jako doba rozrachunku niegodziwc�w (g��wnie oszust�w, zdrajc�w, rzadziej z�ych pan�w) z ich w�asnym sumieniem. Rozrachunek taki cz�sto ko�czy si� samob�jstwem przez powieszenie. A kiedy zacz�to dowcipkowa� na prima aprilis? Trudno dociec. Podobno ju� w Xiii wieku. Niekt�rzy historycy i badacze obyczaj�w wysuwaj� tez�, jakoby zwyczaj wzajemnego zwodzenia si� by� dalekim echem �redniowiecznych misteri�w pasyjnych, w kt�rych przedstawiono t�umom sceny ci�g�ego odsy�ania Chrystusa od Annasza do Kajfasza. Mo�e istotnie spos�b o�mieszenia przez zwodzenie zszed� z desek scenicznych w �ycie? Nie mo�na te� ustali�, czy l�d przekaza� �w zwyczaj dworom i pa�acom, czy odwrotnie. Niew�tpliwe jest natomiast, �e na dworze francuskiego Bourbona kr�la Ludwika Xiii, a wi�c w pierwszej po�owie Xvii wieku, odbywa�y si� na prima aprilis arcyweso�e zabawy, polegaj�ce na wzajemnym wprowadzaniu si� w b��d. Monarcha nie tylko zezwala� na r�ne dowcipy, ale sam ch�tnie bra� w nich udzia�. Przebiera� si� na przyk�ad za "wie�niaka, miejskiego �yka abo inszego hetk�-p�telk�" i wyst�powa� w "uciesznych komedyach" wed�ug obmy�lonych przez siebie scenariuszy. J�dro kawa�u mia�o tkwi� naturalnie przede wszystkim w tym przebraniu, przeobra�eniu. A w Polsce? Zygmunt Gloger (1845-1910), wybitny historyk kultury i etnograf, pisze w swej Encyklopedii staropolskiej: "Polacy od czas�w dawnych w dzie� pierwszy kwietnia rozsy�ali listy ze zmy�lonymi wiadomo�ciami lub tylko kartk� z napisem Prima Aprilis, a tak�e zwodzili si� ustnie, by na�mia� si� z �atwowiernych. St�d powsta�o to polskie przys�owie: "Na Prima Aprilis nie wierz, bo si� omylisz"". Owe zmy�lone wiadomo�ci dotyczy�y zawsze wydarze� niezwyk�ych, mia�y na celu wprowadzenie adresata w stan os�upienia. Oto drobne przyk�ady: Piotr Konaszewicz-Sahajdaczny (ok. 1570-1622), bohater i hetman Kozaczyzny polskiej otrzyma� od niejakiego kniazia Koziki list zawieraj�cy tak� relacj�: Pod Kukizowem, miasteczkiem na Podolu, w jednej g�rze ch�op glin� kopi�c nalaz� klucz, w kt�rym by�o rozmaite schowanie; By�a w nim armata macedo�ska, wojenny rynsztunek i naczynie gospodarskie. Rzeczy insze rdza w nim popsowa�a. By� tak wielki jako 19�si��eni. Kiedy si� tam ludzie zje�d�ali, owo wszystko pozbierali, a klucz podle jednej cerkwi postawili, kt�ry dotychczas stoi. Chowaj� w nim cerkiewne statki, jak we szpiklerzu. Powiedaj�, �e ten klucz kt�rego� olbrzyma, co tam mieszka�; bo tam�e te� znaleziono by�o od bota podkow�, co by�a jak p� kadzi najwi�kszej Henryk Nakwaski (1800-1876), publicysta polski i - mo�na powiedzie� - pionier w zajmowaniu si� modn� dzi� spraw� wolnego czasu, bo autor wydanej w Pary�u ju� w roku 1832�ksi��ki O u�yciu najkorzystniejszem czasu, przeczyta� w li�cie prima-aprilisowym od szlachcica Szczerzeckiego, �e po puszczy niepo�omickiej ... hula k�usownik, tak zr�czny, szelma, �e jedn� kul� cztery sarny przestrzela wzd�u�, trafiaj�c ka�dej prosto w zwierciad�o (jasne miejsce pod ogonem, zwane te� w j�zyku my�liwskim sedno, chusteczka, serweta - MZ). Antoni Nag�rny (1821-1896), zacny guberni podolskiej obywatel i ekonomista, autor dzie�a Kwestia w�dki uwa�ana ze strony ekonomicznej wykszta�cony w Petersburgu, a potem urz�duj�cy w Kutaisie, pisze do swego dawnego s�siada, �e w�a�nie w Kutaisie szumi�eb jakowy�, podchmieliwszy t�go, wdrapa� si� na maszt srodze namydlony i tam stan�wszy na g�owie od�piewa� aryjk� tak rzewn�, �e liczn� gawied� do wzruszenia serdecznego przywi�d�. O wiele cz�ciej ni� listownie przekazywano sobie zmy�lone nowiny ustnie. Dawa�o to oszukuj�cemu przyjemno�� bezpo�redniego przekonania si�, jakie wra�enie robi jego �garstwo. Zwodzenie bli�nich nie polega�o jedynie na "wcieraniu myd�a w oczy", jak kiedy� nazywano podawanie wierutnych bredni za prawd�. Dowcipnisie i wykpisze nabierali naiwnych nie tylko mow�, ale i uczynkiem. Na przyk�ad, posy�ali ich do apteki po nasiona z�otych monet, po s�owicze mleko, maj�ce powi�kszy� zdolno�ci �piewacze delikwenta, czy po lekarstwo na nieszcz�liw�, beznadziejn� mi�o��. A oto wierszyk na ten temat: Zabawa setna - pierwszego kwietnia@ do miasta wys�a� Jasia g�uptasia,@ by kupi� naczco, nie maj�c nic w g�owie:@ kwadratowe ko�o, mleko go��bie,@ z�by indycze lub �zy krokodyla!@ - wr�ci g�odny i z niczem -@ ot i krotochwila! Z czasem miejsce nieszkodliwych i ma�o skomplikowanych dowcip�w zacz�y zajmowa� grubsze, wymy�lne, wyrafinowane. Cho� ju� w Xviii wieku wydawano prima-aprilisowe "jednodni�wki" i inne druczki - w Polsce wyszed� w roku 1747 "Kuryer Wsz�dziebylski (...) z oficyny Figiel Baja (...) wyprawiony" - dopiero p�niejszy rozw�j prasy i czytelnictwa podsun�� niekt�rym weso�kom pomys� wodzenia za nos jednym �artem wielu tysi�cy ludzi. Celowali w tym dziennikarze, kt�rych pocz�tkowo gazeciarzami zwano, mistrzowie od "puszczania kaczek" przez ca�y rok. Ale zdarzali si� i zmy�lni ludzie innych zawod�w. Na przyk�ad - jacy� dwaj ameryka�scy d�entelmeni, trudni�cy si� wyrobem okular�w, zamie�cili w nowojorskiej gazecie "The Sun" w roku 1835 zawiadomienie, jakoby wynale�li nadzwyczajny teleskop, dzi�ki kt�remu obejrze� mo�na z najwi�ksz� dok�adno�ci� ksi�yc, rozr�niaj�c na tej tajemniczej planecie najdrobniejsze nawet przedmioty. Sami wynalazcy mieli widzie� przez cudowne szk�a teleskopu nie tylko bazaltowe ska�y, zielone pola i doliny, ale i ma�e zwierz�tka przypominaj�ce ziemskie koty, a co najwa�niejsze i zatrwa�aj�ce zarazem - zauwa�yli na ksi�ycu istot� cz�ekokszta�tn� z wielkimi nietoperzowymi skrzyd�ami u ramion. Istot� ow� nazwali "vespertilo homo". Wiele czasopism, nie wy��czaj�c najpowa�niejszych, da�o si� z�apa�. Roztrz�sa�y z ca�� powag� ewentualne konsekwencje tego niezwyk�ego odkrycia. Po jakim� czasie "rewelacja, kt�ra mia�a rozpocz�� now� er� wiedzy ludzkiej" okaza�a si� wymys�em. Zabawa w zwodzenie uda�a si� tak�e innej gazecie nowojorskiej - "Graphic". W 1876�roku ukaza�a si� tam notatka, �e s�ynny wynalazca Thomas Alva Edison (1847-1931) zbudowa� maszyn� przerabiaj�c� w okamgnieniu zwyk�� wod� z ma�ym dodatkiem octu w najprzedniejsze wino. Maszyna mia�a by� poruszana pr�dem elektrycznym o bardzo niskim napi�ciu. Wiadomo�� t� podj�y b�yskawicznie inne gazety, przewa�nie brukowe, i wypisywa�y hymny na cze�� Edisona, kt�ry wysi�kiem swego genialnego umys�u umo�liwi ludziom, zw�aszcza biednym, pope�nienie pi�tego z siedmiu n�c�cych grzech�w g��wnych. Podobno w�r�d naiwnych fabrykant�w win zapanowa�a konsternacja. Dopiero po kilku dniach powszechnej rado�ci i fabrykanckich obaw "Graphic" zamie�ci�a drug� notatk�, powiadamiaj�c� zainteresowanych, �e wino produkowane maszyn� Edisona... kaleczy j�zyk. �atwowierni po�apali si� w dowcipie. Kawa�y primaaprilisowe ulegaj� ci�g�ym zmianom, ale cho� rozwija si� technika, cho� dzisiejsi spece w telewizji przed ka�dym pierwszym kwietnia �ami� sobie g�owy nad wymy�laniem sensacyjnych, a jednocze�nie najbardziej prawdopodobnych, coraz rzadziej udaje im si� nabra� widz�w. Zanika stary zwyczaj, a szkoda. Tylko dowcipni mog� go uratowa�. Niekt�rzy twierdz�, �e przyszed� czas, aby w dniu pierwszym kwietnia m�wi� wy��cznie szczer� prawd�. Dopiero by�oby weso�o! ------------------------- Marzanna Marzanna, Marzena, Morzena, Marena... Kto zacz? B�stwo s�owia�skie! I to nie jaka� tam Hetka-p�telka, lecz gro�na bogini �mierci i zimy. Jej nazw� wywodz� s�owia�scy etymologowie od "mru", "moriu". Odesz�a w mroki zapomnienia razem z �ywi� - bogini� �ycia, Pochwistem albo Pogwizdem - bogiem wiatru, Dziedzili� - bogini� ma��e�stwa, i z wieloma, wieloma innymi mieszka�cami �wi�tych gaj�w. Nie przeniesiono jej kultu na �adn� inn� posta� z chrze�cija�skiego �wiata. Nie mia�a takiego szcz�cia jak inni bogowie, na przyk�ad Perun - w�adca grom�w, kt�rego kultem s�owianie wschodni obdarowali �wi�tego Eliasza. Zosta�a - o, ha�bo! - jeno ba�wanem poga�skim, szkaradn� kuk�� uosabiaj�cym zim�, topion� ka�dej wiosny. Topienie Marzanny symbolizuje walk� zimy z wiosn�. Aby pom�c nadchodz�cej radosnej porze roku w pogn�bieniu okrutnej zimy, nasi dalecy przodkowie - kt�rzy wierzyli w uto�samienie si� b�stwa z przedmiotem je wyobra�aj�cym - robili kuk�� ze s�omy i wrzucali j� najch�tniej do rzeki lub do strumienia, bo wartki bieg wody przy�piesza� odp�yni�cie zimy. Gdy nie by�o w pobli�u bystro bie��cej wody, topiono Marzann� w byle ka�u�y. Zajrzyjmy do starych dokument�w. Oto nakaz dla duchowie�stwa zawarty w uchwale synodu odbytego w Poznaniu w roku 1420: "Nie dozwalajcie, aby w niedziel�, kt�r� zwie si� Laetare (�ac. dos�. raduj si�; nazwa czwartej niedzieli postu - MZ) albo Bia�a Niedziela odbywa� si� zabobonny zwyczaj wynoszenia jakowej� postaci, kt�r� �mierci� nazywaj� i w ka�u�y topi�". Nakaz, chyba nawet skrupulatnie wype�niany, nie da� oczekiwanych wynik�w. Jan D�ugosz (1415-1480), nasz znakomity historyk i historiograf, autor Kroniki s�awnego Kr�lestwa Polskiego odnotowuje, �e za jego czas�w w niedziel� zwan� Laetare wynoszono ze wsi ba�wana umieszczonego na wysokiej tyce i topiono go w wodzie. Joachim Bielski (ok. 1550-1599), syn Marcina Bielskiego, wybitnego kronikarza i sam te� kronikarz, pisze: "Za mojej jeszcze pami�ci by� on obyczaj u nas po wsiach, �e na Bia�� Niedziel� w po�cie topili ba�wana, jeden ubrawszy snob konopi albo s�omy w odzienie cz�owiecze, kt�ry wszystk� wie� prowadzi� gdzie najbli�ej by�o jakie� jeziorko albo ka�u�a, tam�e zebrawszy z niego odzienie, wrzucali do wody, �piewaj�c �artobliwie: "�mier� si� wije u p�otu, szukaj�cy k�opotu", potem co pr�dzej do domu od miejsca tego bie�ali; kt�ry albo kt�ra si� w�wczas powali�a albo powali�, wr�b� t� mieli, i� tego roku umrze; zwali tego ba�wana "Marzanna"". Maciej Stryjkowski, w�a�ciwie Strykowski (1574 - po 1582), wierszopis i historyk pisze w swojej Kronice polskiej: "...w Wielkiej Polszcze i w �l�sku (...) dzieci w niedziel� �rzodopostn�, uczyniwszy sobie ba�wan na kszta�t Ziewoniej albo Marzanny (...) wetkn�wszy na kij d�ugi nosz� �a�o�nie �piewaj�c (...) albo na w�zku wo��c. Potem w ka�u�� albo w rzek� wrzucaj�, a do dom�w co w skok uciekaj�". A na pocz�tku Xviii wieku topnienie Marzanny po��czone by�o ju� z chodzeniem po w��czebnem. Przynajmniej w �ywcu. M�wi o tym J�drzej Komoniecki (ok. 1664 - ok. 1734), w�jt tego miasta, a przy tym malarz (malowa� obrazy religijne dla ko�cio��w okolicy �ywca) i kronikarz. "... w post dziewcz�ta miejskie - powiada - sprawiwszy sobie na d�ugiej �erdzi Marzann�, po mie�cie nosi�y, �piewaj�c r�nie, kt�rym dawano w domach co czyja �aska by�a". Jan Stanis�aw Bystro� (1892-1964), nieod�a�owany profesor wielu dzisiejszych etnolog�w i socjolog�w pisze w swej Etnografii Polski: "Do dzi� dnia tu i �wdzie w�a�nie w t� Bia�� Niedziel� chodz� dziewcz�ta po wsi "ze �mierzciom", tj. z lalk� ubran� w bia�e p��tno, jaskrawe wst��ki i koszule, �piewaj�c piosenk� z pro�b� o datki; niedziela ta nazywa si� tam "�mierztn�". Utrzyma�y si� te� te zwyczaje na �l�sku, gdzie r�wnie� obnosi si� "marzank�" po wsi, a nast�pnie topi j� w stawie". Dodajmy, �e i w Niemczech nad Bia�� Elster� w okolicach Lipska, i w ca�ych Czechach. Tu wynoszeniu Marzanny towarzyszy�a �piewka: Ji� nesem smrt ze vsy,@ Nove leto do vsy.@ Vitaj leto libezne!@ Obili zelene! (Ju� niesiem �mier� ze wsi,@ Nowe lato do wsi.@ Witaj lato ulubione!@ Zbo�e zielone!) A w okolicach Gliwic bawi� si� odprawianiem tego, odwiecznego tutaj, obrz�du dziewcz�ta i m�ode kobiety. Obrz�d topienia Marzanny przetrwa� do naszych czas�w. Ostatnio "odkryty" zosta� przez harcerzy. Oczywi�cie jako zabawa. ------------------------- Gra w zielone Gra w zielone znana by�a w drugiej po�owie Xvii wieku, a mo�e i wcze�niej. Cho� wygl�da na szcz�tkowe pozosta�o�ci jakiego� pradawnego zaklinania urodzaju, nie ma z tymi praktykami nic wsp�lnego. Powsta�a raczej jako flirt, jeden z pretekst�w kontaktowania si� m�odych os�b "maj�cych si� ku sobie". Wespazjan Kochowski (1633-1700), sarmacki poeta, rycerz, co z kr�lem Janem walczy� pod Wiedniem, uzna� t� gr� za godn� uwiecznienia w wierszu: Maj zielony nam nastaje,@ Zieleni� si� sady, gaje,@ Wiosna zimie gnu�nej �aje,@ A "Zielone" w r�k� daje. (...) Zieleni� si� wierzby m�ode. Wi�c z nich zrywam latoro�le,@ Te Marynie pi�knej po�l�,@ "Zielonem" niech si� zabawi,@ A niech s�uszny zak�ad stawi. Ta gra tam si� prawem chlubi:@ Komu zwi�dnie, kto je zgubi,@ Lub go zb�dzie inszym kszta�tem,@ Op�aca zak�ad rycza�tem. O co za�o�y� si� im� Kochowski z pi�kn� Maryn� i kto wygra� zak�ad - nie wiadomo. Mo�na tylko przypuszcza�, �e bawili si� w to przed odsiecz� Wiednia, bo czy wojak po powrocie z tak zwyci�skiej wyprawy potrzebowa�by jeszcze umizga� si� do panien gr� w zielone? �ukasz Go��biowski m�wi o "zielonem". Ta gra ju� nie chwilowa, ale trwalsza, zaczyna si� w�a�ciwie od drugiego �wi�ta Wielkanocy, a ci�gnie si� do �wi�tego Micha�a. Dwie osoby umawiaj� si�, �e przez ca�y tego czasu przeci�g zawsze zielone przy sobie mie� b�d� (...) robi� oraz jakby zak�ad; czym si� okupi ta, kt�ra bez zielonego zdyban� b�dzie. Gra to (...) mog�ca dawa� sposobno�� do robienia upominku, nazwana imienione, �e cz�sto zielone trzeba odmienia�, albo �e mi�dzy sob� t� zielono�� graj�ce osoby zamienia�y". Dzi� jest to gra dziecinna, g��wnie dziewczy�ska, praktykowana od chwili ukazania si� pierwszej zieleni. Zak�ady obejmuj� zwykle kilka dni, tydzie�. Zamiast listka nosi si� teraz trawk� zamotan� wok� guzika. ------------------------- Wielkanoc Zacz�tk�w tego pi�knego �wi�ta doszukali si� religioznawcy w odleg�ych czasach przedchrze�cija�skich. Ju� ludy my�liwskie w Indiach i w basenie Morza �r�dziemnego przechodz�ce na osiad�y tryb �ycia (od Iv do Ii tysi�clecia p.n.e.) i na uprawianie roli stworzy�y sobie b�stwa ro�linno�ci i s�o�ca, umieraj�ce jesieni� i zmartwychwstaj�ce wiosn�. Wierzenia te by�y wynikiem wniosk�w wysnutych z obserwacji przyrody. Owe b�stwa umieraj�ce i zmartwychwstaj�ce wyobra�ano sobie pocz�tkowo w postaci ro�lin lub zwierz�t, a� wreszcie i w postaci ludzi - pi�knych m�odzie�c�w. Sumerowie, zamieszkuj�cy w ko�cu Iv i Iii tysi�cleciu p.n.e. po�udniow� Mezopotami�, mieli Tammuza (po sumeryjsku Dumuzi) przedstawianego z k�osami w r�ku lub ramion. We Frygii, �yznej krainie w dorzeczu rzek Meander i Hermos, w Azji Mniejszej, bogiem wegetacji by� Attis. Pocz�tkowo czczono go w postaci sosny, kt�r� w dobie wiosennego zr�wnania si� dnia z noc� (24�czerwca) �cinano, przynoszono do �wi�tyni i ozdabiano wizerunkiem b�stwa. W nocy kap�ani z wielkim ceremonia�em sk�adali wizerunek boga w grobie, a nazajutrz rano - gr�b by� pusty. Attis zmartwychwsta�. Egipcjanie mieli swego Ozyrysa, boga ro�linno�ci, wyobra�onego z ber�em i biczem w r�kach (wierzyli, �e to on nauczy� ich rolnictwa). Bogiem symbolem zamierania przyrody i budzenia sie jej do �ycia, bogiem s�o�ca lud�w indoira�skich, czczonym szczeg�lnie w Iranie, by� Mitra. To prastare drugorz�dne b�stwo aryjskie, przeistoczone w religii staroperskiej w boga pierwszej rangi, mia�o szcz�cie do popularno�ci. Z Iranu kult jego rozszerzy� si� - w czasie podboj�w perskich na ca�� Azj� przedni�, od I wieku p.n.e. na kraje zachodnie, gdzie wystawiono mu wiele �wi�ty�. Mitra urodzi� si� w grocie. Wierzono, �e ma wr�ci�, by dobrych nagrodzi� wieczn� szcz�liwo�ci�, a z�ych skaza� na pot�pienie. Niekt�re obrz�dy kultowe Mitry tak dalece przypomina�y p�niejsze obrz�dy chrze�cija�skie, �e pisarz ko�cielny Tertulian (ok. 160 - ok. 240), rzecznik pierwsze�stwa wiary przed rozumem, dopatrywa� si� tu perfidnej polityki diabelskiej, polegaj�cej na wyprzedzeniu zjawisk. Nie on jeden zreszt�. Dla nas, chrze�cijan, szczeg�lnie interesuj�ca jest Pascha, z kt�rej niejako bezpo�rednio wywodzi si� Wielkanoc. Pasch�, �wi�to wiosny znali ju� Hebrejowie, lud pasterski, prowadz�cy koczowniczy tryb �ycia na ziemiach p�nocno-wschodniej Sahary mi�dzy Nilem a Morzem Czerwonym. Hebrajskie s�owo "passah" lub "paszach" znaczy "przekroczy�" i "omin��". Jedne �r�d�a podaj�, jakoby Pascha pochodzi�a w�a�nie od "passah", gdy� w czasie tego �wi�ta zarzynano baranka i krwi� jego ochlapywano zewn�trzne �ciany namiot�w, aby demony pustynne nalizawszy si� do syta, nie zagl�da�y do wn�trza i nie n�ka�y ludzi, lecz omija�y ich i sz�y dalej. Inni badacze widz� i w samym �wi�cie, i w jego nazwie "Pascha" pami�tk� opuszczenia przez Hebrej�w Egiptu, przekroczenia granicy tego pa�stwa, pod wodz� Moj�esza w Xiv wieku p.n.e. Po osiedleniu si� w po�owie Xiii wieku p.n.e. w ziemi Chanaan (na obszarze p�niejszej Palestyny) i zaj�ciu si� rolnictwem Hebrejowie zacz�li obchodzi� wiosenne �wi�to rolnicze, zwi�zane ze �niwami, a nazwane Chaga - Mazzoth - �wi�to Macy (maca - prza�ny placek j�czmienny, pieczony na to �wi�to ze �wie�ej m�ki). Z czasem gdy w uformowanym, mimo ci�g�ych wojen z s�siadami, pa�stwie Hebraj�w ustali�o si� poj�cie i kult Jehowy, Pascha i Chaga-Mazzoth po��czy�y si� w jedno �wi�to pod nazw� Pascha. A po zdobyciu i zburzeniu Jeruzalem przez w�adc� Babilonu Nabuchodonozora Ii, podczas tak zwanej "niewoli babilo�skiej", trwaj�cej od oko�o 597 do oko�o 537�roku p.n.e., zjawia si� wiara w Mesjasza i w nie�miertelno�� ziemsk� pa�stwa Hebrej�w. Pascha staje si� dla �yd�w, bo tak w tym czasie nazywano Hebrej�w, �wi�tem oczekiwania na Mesjasza, Zbawiciela, kt�ry wyzwoli nar�d z niewoli i doprowadzi do zmartwychwstania �ydowskiego kr�lestwa. P�niej powsta�y mity o m�ce i �mierci Mesjasza, Pascha nabra�a charakteru �a�obnego, nazwano j� Pasch� M�ki. Pierwsi wyznawcy Chrystusa, �ydzi, �wi�towali Pasch� po dawnemu, w synagogach. Dopiero w drugim stuleciu istnienia chrze�cija�stwa �wi�to Paschy po��czone z poj�ciami o m�ce, ukrzy�owaniu i zmartwychwstaniu Chrystusa, i uwznio�lone nimi, zacz�to obchodzi� w pierwsz� niedziel� po wiosennym zr�wnaniu dnia z noc�, jako Wielkanoc, �wi�to Zmartwychwstania Pa�skiego, a dawn� Pasch� M�ki rozsnuto na ca�y Wielki Tydzie�. Ze �wi�tem Wielkanocy, kt�re nasi przodkowie Pras�owianie te� obchodzili jako �wi�to zwyci�skiej wiosny, ale i �wi�to zmar�ych, wi��� si� liczne obrz�dy, pozosta�e jako refleks dawnych praktyk magicznych. ------------------------- Nie ja bij�, wierzba bije Palma nale�y do tych przedmiot�w liturgii ko�cielnej, kt�re znalaz�y zastosowanie w praktykach zabobonnych. Najprostsz� palm� by�a zawsze, i jeszcze jest, ga��zka wierzbowa obsypana srebrnymi baziami. Nie tylko dlatego, �e wierzba wcze�nie i �adnie zakwita, lecz ze wzgl�du na pradawne magiczne znaczenie tego drzewa. Ju� w czasach fetyszyzmu, czyli kultu rzeczy opanowanych przez duchy, wierzba by�a fetyszem naszych przodk�w. Zamieszkiwa� w niej dobry duch, opiekuj�cy si� cz�owiekiem i jego chudob�. P�niej sta�a si� drzewem p�odno�ci. Ludy pasterskie modli�y si� do wierzby o rozrodczo�� zwierz�t. Zganiano stada pod okap jej korony, aby raczy�a im swojej p�odnej mocy. W wierzeniach niekt�rych lud�w Europy przetrwa�o do dzi� przekonanie, �e ga��zki wierzbowe, �wi�cone w Niedziel� Palmow� w ko�ciele maj� cudowne w�a�ciwo�ci zapewnienia wszelkiego dobra: zdrowia, bogactwa, szcz�cia w hodowli zwierz�t domowych. W Polsce, na Litwie (gdzie wierzba wyst�puje w wielu pi�knych legendach), na Ukrainie, w Niemczech, na wschodnich obszarach Francji jeszcze na pocz�tku naszego wieku ludzie po wyj�ciu z ko�cio�a uderzali si� �wie�o po�wi�conymi palmami i sk�adali sobie najlepsze �yczenia. Bicie palm� mia�o pobudzi� si�y �ywotne uderzanego, ponadto dziewcz�tom przysporzy� urody, a ch�opcom odwagi. U nas bij�cy usprawiedliwiali si� przy tym s�owami: "Nie ja bij�, wierzba bije". (Pami�tajmy, jak Witek w Ch�opach ch�osta� J�zk� wykrzykuj�c te s�owa.) Po powrocie z ko�cio�a gospodarz obchodzi� cha�up� i uderza� palm� w ka�dy w�gie�. Robi� to "do trzech razy", aby w ten gu�larski (o czym nie wiedzia�) spos�b, maj�cy pozory chrze�ija�skiego obrz�du, zapewni� domowi spok�j i dobrobyt. Po wniesieniu palmy do izby ca�a rodzina wyskubywa�a z ga��zki wierzbowej bazie, zwane te� bagni�tkami, i z namaszczeniem po�yka�a. By� to zabieg profilaktyczny. Ta po�wi�cona kuleczka chroni�a przed b�lem gard�a, przed chorobami od uroku, i w og�le krzepi�a cia�o, a dusz� uodpornia�a na pokusy szatana. Reszt� palmy zatykano za �wi�ty obraz nad ��kiem, aby w razie potrzeby u�y� jej jako cudownej r�d�ki (na po�udniu Polski palm� nazywa si� r�d�k�). W czasie burzy, ustawiona ko�o komina, broni�a przed piorunem. Pod�o�ona pod pierwsz� skib� podczas orki broni�a pole przed wyschni�ciem, gradobiciem i innymi nieszcz�ciami, a zapewnia�a wysokie plony. Gdy krowa zrobi�a si� "jaka� nieswoja" lub ko� osowia� i zleniwia�, bardzo dobrze by�o obmie�� im boki palemk�. A kiedy byd�o wychodzi�o po raz pierwszy po zimie na pastwisko, trzeba by�o, obowi�zkowo, ka�d� sztuk� uderzy� palm� po grzbiecie. Wierzbowe ga��zki z palmy wk�adano te� do uli, aby pszczo�y, aby pszczo�y rozmna�a�y si� i dawa�y du�o miodu, a rybacy wplatali te ga��zki w sieci, co uniemo�liwia�o czarownicom dost�p do po�ow�w. U Osetyjczyk�w w �rodkowym Kaukazie, u Rumun�w w Siedmiogrodzie, u Bu�gar�w, a tak�e w pewnej mierze u Czech�w, gdzie �lady pradawnego charakteru Wielkanocy jako "Zadusznicy" wyra�niej si� utrzyma�y, panowa� zwyczaj wtykania ga��zek wierzbowych z palmy w groby bliskich na cmentarzu i w le�ne mogi�y ludzi nieznanych. Ga��zka ta koi�a pono� niepokoje dusz na tamtym �wiecie. Dzi�, kiedy ca�a magiczna moc wyparowa�a z wierzby i przemin�a z wiatrem, ga��zka obsypana srebrnymi baziami stanowi jedynie tradycyjny sk�adnik upi�kszaj�cy. Od pewnego czasu, palma sta�a si� przedmiotem dekoracyjnym, jak wycinanki, nalepianki z kwiat�w, drewniane �wi�tki itp. W Niedziel� Palmow� katolicy �wi�c� palmy w ko�ciele na pami�tk� triumfalnego wjazdu Chrystusa do Jeruzalem, kiedy to us�ano mu drog� palmami. A potem przynosz� te palmy do domu, wk�adaj�c w dzbanek i ciecz� nimi oczy jako sezonow� ozdob� mieszkania, maj�c� charakter religijnego symbolu. Pi�kne, bardzo durze palmy robi� tw�rcy ludowi na Kurpiach i w okolicy Tarnowa oplataj�c kwiatami i wst�gami pot�ne kije. Za uderzenie tak� palm�, cho�by z najlepszymi �yczeniami - serdecznie dzi�kuj�. ------------------------- Puchery Ten dziwny wyraz pochodzi od �aci�skiego "pueri" (ch�opcy) i stanowi nazw� imprezy obrz�dowo-zabawowej, znanej w Polsce ju� w Xvi wieku lub wcze�niej, a praktykowanej jeszcze dzisiaj w okolicach Krakowa. Pocz�tkowo Puchery, organizowane przez �aczk�w szk� parafialnych, mia� tylko jeden cel, zbo�ny: urozmaici� liturgi� uroczystego nabo�e�stwa w Palmow� Niedziel�, zwan� te� Kwietn� Niedziel�. Ch�opcy ubrani "och�do�nie", czyli czysto a skromnie, ustawieni w dwa d�ugie szeregi od wielkiego o�tarza a� po g��wne wej�cie do ko�cio�a, z bukietami do boku przypi�tymi, trzymaj�c w r�ku palmy przewi�zane fontaziem, to jest w�z�em ze wst��ek, wyg�aszali po kolei "oracye wierszem z�o�one" na temat wjazdu Chrystusa do Jeruzalem. A czynili to dla przypomnienia wiernym owych dziatek jerozolimskich, kt�re zachodzi�y drog� Zbawicielowi rzucaj�c mu pod nogi r�d�ki oliwne i �piewaj�c "Hosanna Synowi Dawidowemu". Deklamacje pucherowe odbywa�y si� zawsze pod koniec nabo�e�stwa. W 1591�roku wysz�a w Krakowie ksi��ka Stanis�awa Skoreckiego zawieraj�ca zbi�r oracyj dla pachl�t szkolnych, z przeznaczeniem na puchery. Ale ch�opcy nie byliby ch�opcami, gdyby nie pr�bowali urozmaici� tej ko�cielnej ceremonii odrobin� �wieckiego humoru. Zacz�li wi�c po wyg�oszeniu wierszy pobo�nych i po sko�czonym nabo�e�stwie deklamowa� rymowane utwory w�asnego wyrobu - o dokuczliwo�ciach Wielkiego Postu, o uprzykrzonym �ledziu, o t�sknym wyczekiwaniu na wielkanocne smako�yki z t�ust� kie�bas�, d�ug� na p� mili. Wprawdzie Sebastian Petrycy z Pilzna (ok. 1554 - 1626), lekarz, filozof, profesor Akademii Krakowskiej, bardzo kosym okiem patrzy� na te samowole ch�opc�w i ostrzega�, �e "kto �akiem w szkole niepos�usznym, potem w Rzeczypospolitej mieszczaninem zuchwa�ym", ale nie bardzo s�uchano uczonego zrz�dy. Puchery o charakterze rozrywkowym zdoby�y sobie od razu gor�cych zwolennik�w. Nie tylko biernych, czyli widowni�, lecz i czynnych, tw�rczych, posiadaj�cych pewne talenty aktorskie i literackie. Ceremonia ko�cielna przekszta�ci�a si� w widowisko teatralne. Jak wygl�da�y puchery w wieku Xviii dowiemy si� z zapisk�w proboszcza z Rzeczycy, ksi�dza J�drzeja Kitowicza (1727-1804), bacznego obserwatora i troch� prze�miewc� obyczaj�w za Augusta Iii i Stanis�awa Augusta. "Gdy dzieci sko�czy�y swoje perory, wysuwali si� z ty�u na czo�o doro�lejszy ch�opakowie, a czasem i s�uszni ch�opi, ubrani po dziwacku za pastuch�w, za pielgrzym�w, za olejkarzy, za �o�nierz�w, przyprawuj�c sobie brody z konopi albo z jakiej sk�ry sier�ci� okrytej, ko�uchy futrem do g�ry wywr�ciwszy. Ci za�, co �o�nierz�w udawali, na g�owie maj�c infu�y z papieru wyklejone, obuch drewniany, usmolony w r�ku, z kart greckich (karty do grania - MZ) zrobione flintpasy (pasy do flint - MZ) i �adownice i szabl� przy boku drewnian�; kt�rzy nie mieli w�s�w i brod�w, robili sobie z sadzy z t�usto�ci� zmieszanych pr�g� (...) wzd�u� brody i dwie pod nosem w g�r� zakrzywione na kszta�t w�s�w. Ka�dy z tych orator�w prawi� peror� do postaci - jak� wzi�� na siebie - przystosowan�, z samych �miesznych wyra�e� u�o�on�". Jak to cz�sto bywa z ceremoniami szczeg�lnie dzia�aj�cymi na wyobra�ni�, puchery te� wysz�y z ko�cio�a w szeroki �wiat, aby tu, sparodiowane, rozpocz�� nowy �ywot. "Po odbytych w ko�ciele perorach rozbiegali si� (...) po domach, po szynkowniach i nawet po pa�acach, gdzie tylko wcisn�� si� mogli (...), wsz�dzie g�osem nat�onym i bij�c co trzecie s�owo obuchem w ziemi�" deklamowali najrozmaitsze rymowanki. Na przyk�ad: A wo ja wyrwiko�ek,@ By�em za wo�nic�,@ Mia�em ojca wisielaka,@ Matk� czarownic�. Kupi�em se, kupi�,@ Konia za dwa grosa,@ Jakiego �ebskiego,@ Z kija brzozowego,@ Siode�ko do tego,@ Z wiechcia grochowego,@ Uzdeczk� do tego,@ Z �yka wierzbowego. Wlaz�em na g�r�,@ Gwizdn��em na kur�,@ Kury do dziury,@ Zjecha�em z g�ry,@ Wyjad� na sosn�,@ Pacierz m�wi� pocn�,@ Przylecia�a sowa,@ Zmyli�a mi cztery s�owa,@ A ja za sowic�,@ Z �elazn� palic�... Nie wszystkie wierszyd�a by�y przyzwoite. Niekiedy �aczek okazywa� si� przedwcze�nie dojrza�y i wyg�asza� dowcipy, jakich by si� nikt po nim nie spodziewa�. Pucherzy udawali tak�e pielgrzym�w powracaj�cych z ziemi �wi�tej. Ci w odwiedzanych domach bawili gospodarzy "lask� pielgrzymsk� wytrz�saj�c (...) na dow�d peregrynacyi swojej r�ne osobliwo�ci z to by wyjmuj�c i pokazuj�c: z�by ko�skie, ko�tuny, czapczyska, boty zdarte, ogony bydl�ce i inne tym podobne rupiecie z �mieci wywleczone". Niekt�rzy bezczelnicy, nie znaj�cy umiaru w dowcipach, usi�owali wprowadzi� swoje s�owne i pantomimicznie zberezie�stwa do pucher�w ko�cielnych. Ale co za du�o, to niezdrowo. "Gdy te b�aze�stwa w uczciwym domu, dopiero� w ko�ciele nieprzystojne, z ma�ej pocz�tkowo kwoty (ilo�ci - MZ) do wi�kszej coraz post�powa�y liczby tak, i� lud na nabo�e�stwie zgromadzony, skromnie si� zrazu u�miechaj�cy, w gwa�towny si� potem �miech wylewa� ra��c modestyj� ko�cieln� �liwicki, wizytator misyjonarski, proboszcz warszawski �w. Krzy�a, najpierwszy zabroni� ko�cio�a swego tym nieprzystojnym oratorom, a za jego przyk�adem z wszystkich innych ich wygnano, zostawiwszy tylko wed�ug ceremonia�u ko�cielnego dziecinne perory. Ci za� oratorowie obuchowi tylko si� po szynkowniach i przekupkach (targowiskach - MZ) lat kilka po wygnaniu z ko�cio��w jeszcze uwijali, nareszcie za odmian� gustu gminnego wsz�dzie znikn�li, nie maj�c tego akcydensu (wp�ywu - MZ) do kieszeni, kt�ry im z pocz�tku sprzyja�". Z takim b�ogim przekonaniem sympatyczny ksi�dz J�drzej postawi� kropk� po kwestii pucher�w w swoim Opisie obyczaj�w za panowania Augusta Iii. Mia� do tego podstawy, Tym bardziej �e nie tylko w Warszawie, ale i w innych miastach, i w Krakowie, gdzie puchery szczeg�lnie si� "rozswywoli�y", kuria biskupia surowo zabroni�a wystawiania �aczk�w do deklamacji wierszyde� "prawie zawsze sensu nie maj�cych". Tymczasem... Zwyczaje ludowe okazuj� si� niezmiernie �ywotne. Jeszcze dzi� pod Krakowem w Palmow� Niedziel� chodz� po wsi puchery (albo pucheroki, pucherniki), ch�opy pod w�sem, umazane sadzami, ubrane w b�aze�skie czapki, w ko�uchy do g�ry we�n�, przepasane na krzy� powr�s�ami, zbrojne w drewniane czekany. Maj� te� kosze do zbierania jaj. Prawi� po cha�upach weso�e oracje, bawi� s�uchaczy �piewkami i przymawiaj� si� do pocz�stunku ca�kiem nowocze�nie: Czapeczki na bakier,@ Czekaniki w d�oniach,@ Dajcie, co tam macie,@ Mo�e by� i koniak. ------------------------- U�miercanie Judasza U�miercanie Judasza przez zrzucenie go z wie�y ko�cielnej, a potem jeszcze utopienie w ka�u�y by�o jedn� z atrakcji Wielkiego Tygodnia. Wydawa�oby si� - s�dz�c po g��wnej postaci dramatu - �e mamy tu doczynienia z odbiciem jakiego� �redniowiecznego misterium o dydaktycznym wyd�wi�ku ponoszenia kary za zdrad�. A tymczasem... Etnografowie, z Janem Stanis�awem Bystroniem, autorem Dziej�w obyczaj�w w dawnej Polsce i wielu innych znakomitych dzie� z dziedziny ludoznawstwa, utrzymuj�, �e zabawa ta jest przer�bk� obrz�du czysto poga�skiego, po prostu jeszcze jedn� wersj� u�miercania zimy. Ksi�dz J�drzej Kitowicz utrzymuje, �e zrzucanie Judasza z wie�y odby�o si� w Wielk� �rod�. Inni naoczni �wiadkowie i nawet uczestnicy tej imprezy, kt�rych relacje poni�ej przytoczymy, twierdz�, jakoby dzia�o si� to w Wielki Pi�tek. Ksi�dz J�drzej Kitowicz pisze: "W Wielk� �rod�, po odprawionej jutrzni w ko�ciele, kt�ra si� nazywa ciemn� jutrzni�, dlatego i� za ka�dym psalmem od�piewanym gasz� po jednej �wiecy (...) ch�opcy (...) zrobiwszy ba�wan z jakich starych ga�gan�w, wypchany s�om� na znak Judasza, wyprawiali z nim na wie�� ko�cieln� jednego lub dw�ch spomi�dzy siebie, a drudzy z kijami na pogotowiu przed ko�cio�em stan�li. Skoro Judasz zosta� zrzucony z wie�y, natychmiast jeden, porwawszy za postronek, uwi�zany u szyi tego Judasza, w��czy� go po ulicy biegaj�c z nim tu i �wdzie; a drudzy goni�c za nim bili go kijami, nieprzestannie wo�aj�c co z gard�a (na ca�e gard�o - MZ): "Judasz!", p�ki owego ba�wana w niwecz nie popsuli". Pan Ambro�y Grabowski (1792-1868), antykwariusz, historyk Krakowa i autor barwnych Wspomnie� relacjonuje: "W Wielki Pi�tek obdzierali�my z najbli�szej stodo�y lub szopy snopek; ten okrywali�my byle jakim �achmanem, szmat� itp. i wi�zali na powr�zku, a nast�pnie zawlekli bij�c kijami na cmentarz. Tego ba�wana nazywali�my Judaszem. Jeden z ch�opc�w wchodzi� na wie�� ko�cieln� i tego Judasza zrzuca� z wie�y na ziemi�; tam czekaj�ca czereda ch�opc�w, bij�c go kijami i prawie roztrzepawszy s�om� na sieczk�, bra�a t� resztk� Judasza i topi�a zawl�k�szy do najbli�szej ka�u�y". Kazimierz W�adys�aw W�jcicki (1807-1879) zbieracz materia��w historycznych i folklorysta, w swoich Pami�tnikach dziecka Warszawy notuje: "W Wielki Pi�tek ca�e Stare Miasto z bocznymi ulicami wybiega�o pod ko�ci� Panny Marii na Nowym Mie�cie dla widzenia "�mierci" Judasza". Ch�opcy od szewc�w w towarzystwie pachl�t rybak�w du�� ze s�omy lalk�, dziwacznie przystrojon�, wci�gali na wysok� wie�� pomienionego ko�cio�a: mia�a to by� posta� Judasza. Stamt�d zrzucali j� na bruk w�r�d okrzyk�w przekle�stwa, po czym bito kijami; gdy przywi�zano do szyi du�y kamie�, gromadnie ci�gni�t� na sznurze topiono w bia�ych nurtach Wis�y". I pomy�le�, �e ch�opcom bior�cym odwet na Judaszu za jego haniebny post�pek, nawet do g�owy nie przysz�o, i� przeklinaj�, t�uk� kijami i topi�... kuk�� zimy! ------------------------- Kraszanki, pisanki Podanie greckie z X wieku zapewnia, �e zwyczaj malowania jej na Wielkanoc zapocz�tkowa�a Maria Magdalena, zrazu grzesznica, potem gor�ca wyznawczyni Jezusa, kt�remu towarzyszy�a wiernie a� na Golgot�, p�niej kanonizowana na �wi�t�. Podobno by�o tak: Bolej�cej przy pustym grobie Zbawiciela ukaza� si� anio� i rzek�: "Nie p�acz, Maryjo! Chrystus zmartwychwsta�!" Uradowana pobieg�a do domu i ze zdziwieniem stwierdzi�a, �e wszystkie jajka, jakie mia�a w misce, przyj�y kolor czerwony. Wynios�a je na drog� i podarowa�a przechodz�cym w�a�nie aposto�om. Oznajmi�a im przy tym nowin� o zmartwychwstaniu Pa�skim. A� tu nagle czerwone jajka zamieni�y si� w ptaki, kt�re z weso�ym �wierkaniem wyfrun�y z r�k aposto��w i unios�y si� w b��kit. Odczytali to jako znak, �e po �mierci nast�puje zmartwychwstanie i nowe �ycie. My te� mamy swoje legendy o narodzinach zwyczaju malowania wielkanocnych jaj. Jedna g�osi, �e to kamienie, kt�rymi ukamienowano �wi�tego Szczepana, pierwszego m�czennika chrze�cija�skiego, zamieni�y si� w czerwone jajka. Druga - �e gdy Jezusa prowadzono na �mier�, pewien biedak, nios�cy do miasta na sprzeda� kilka uzbieranych od jednej kury jaj, postawi� kobia�k� przy drodze i pom�g� Zbawicielowi d�wiga� krzy�. Gdy powr�ci�, ujrza� w kobia�ce jajka zabarwione na czerwono. Zar�wno w greckiej klechdzie, jak i w naszych, wyst�puj� jajka czerwone. Nie przypadkiem. Jajka stanowi� zacz�tek �ycia, uto�samiane by�y z krwi�, b�d�c� w poj�ciach pierwotnych esencj� wszelkiego �ywota. By�y tak�e pospolit� ofiar� dla b�stw, a �e r�ni�y si� kolorem od najcenniejszej obiaty, krwi ofiarnej, pocz�to barwi� je na czerwono. W staro�ytnej Grecji i Rzymie kolor czerwony mia� rang� wyj�tkow�, by� najbardziej uroczysty i najpowa�niejszy. Zmar�ego zawijano w czerwon� p�acht� lub ubierano w czerwone szaty, cia�o jego i gr�b obsypywano czerwonymi r�ami, w ofierze sk�adano mu czerwone jajka. Ludom po�udniowo-zachodniej Azji malowanie jaj znane by�o w Iii p.n.e. S�owianie, u kt�rych jajko odgrywa�o tak�e powa�n� rol� w liturgii kultu zmar�ych, robili kraszanki w Ix wieku albo nieco wcze�niej, a Polacy, co zosta�o stwierdzone bez �adnych w�tpliwo�ci, ju� w X wieku. Z tego wieku bowiem pochodz� najstarsze, jak dot�d, kraszanki polskie, odkryte w Ostr�wku na Opolszczy�nie. Ale myli�by si�, kto by s�dzi�, �e od razu w X wieku, �wie�o po przyj�ciu wiary chrze�ciaja�skiej, przodkowie nasi dali jajku naczelne miejsce na stole wielkanocnym. Duchowie�stwo chrze�cija�skie, kt�re samo jeszcze w g��bi duszy wierzy�o w istnienie demon�w, a tylko bohatersko zakazywa�o ich kultu, widzia�o w jaku powa�ny atrybut magii poga�skiej, gro�ny dla nowochrzcze�c�w, bo trzymaj�cy ich sw� moc� przy starych praktykach. Zabroniono wi�c wszelkiego bawienia si� jajami, szczeg�lnie podczas �wi�t, a nawet jadania ich w dni �wi�teczne. Ale czy jakiekolwiek wierzenia mo�na wyp�oszy� z cz�owieka zakazem? Nasi przodkowie obok nowej, oficjalnej, wiary mieli swoj� prywatn�, domow�, dawn�, i swoje stare praktyki, w kt�rych jajko wcale nie straci�o na znaczeniu. Nadal pos�ugiwano si� nim w obrz�dach ku czci zmar�ych i w wielu, wielu gus�ach. By�o u nas, podobnie jak kiedy� u staro�ytnych Grek�w i Rzymian, �rodkiem odczyniaj�cym przeciw urokom, czarom, chorobom, a nawet z�ym zamiarom, knutym w podst�pnej duszy wroga. A ile potrafi�o zdzia�a� w sztuce uwodzenia! Na przyk�ad - aby ch�opaka zniewoli� do �lepej mi�o�ci, dziewczyna pociera�a sobie jajkiem te cz�ci cia�a, kt�re uwa�a�a za najatrakcyjniejsze dla swego wybra�ca, rozbija�a jajko i przelewa�a je przez z�o�one na krzy� patyki ze starej miot�y brzozowej, a skorupk� �ciera�a na proszek i dosypywa�a mi�emu do jedzenia. By� to zreszt� jeden z najniewinniejszych sposob�w. Dopiero w dwie�cie lat po wprowadzeniu u nas chrze�cija�stwa duchowni z wiek� ostro�no�ci� zezwolili Polakom na jedzenie jaj w okresie Wielkanocy, i to ju� od Wielkiego Czwartku, pod warunkiem jednak, �e jajka te "prz�dzi zostan� w ko�ciele po�wi�cone", czyli odka�one od ewentualnych demonicznych w�a�ciwo�ci. I tak jajka dopuszczone zosta�y do �ask uczestniczenia w obrz�dzie ko�cielnym. Z czasem uznano je oficjalnie za symbol zmartwychwstania, a narwienie ich, �wi�cenie i obdarowywanie nimi bli�nich sta�o si� zwyczajem wielkanocnym. Jak dalece zwyczaj ten przyj�� si� nie tylko w ko�ciele rzymskokatolickim, ale i prawos�awnym, �wiadczy cho�by Guillaume le Vaseur de Beauplan (ok. 1600-1673), francuski in�ynier i geograf, kt�ry za Zygmunta Iii i W�adys�awa Iv, przez siedemna�cie lat s�u�y� jako kapitan artylerii pod hetmanem Koniecpolskim na Ukrainie, a po powrocie do Francji wyda� swoje s�ynne dzie�o Cescription d'Ukraine (Opis Ukrainy). Dowiadujemy si�, �e po procesji rezurekcyjnej kobiety znosi�y popowi jaja ca�ymi koszami, w podarku oczywi�cie, m�wi�c "Chrystos woskres", a pop przyjmowa� te jaja i ca�owa� ofiarowczynie. Ale nie wszystkie - tylko "najpi�kniejsze mo�odyce". Starym babom fundowa� jedynie d�o� do poca�owania. Podobno sam metropolita kijowski mia� tak� "facon d'etre", czyli form� zachowania si� w tych okoliczno�ciach. Nawiasem m�wi�c - to r�wnie� wiadomo�� od Beauplana - w ci�gu dw�ch godzin pop potrafi� zebra� oko�o pi�ciu tysi�cy jaj. A ile przy tym ca�us�w skorzysta� ca�kiem bezgrzesznie! Wprowadzenie jajka do obrz�d�w ko�cielnych nie odebra�o mu warto�ci potrawy dla ludzi zza grobu. W Polsce zwyczaj noszenia jaj na groby przetrwa� do po�owy Xix wieku (por. "R�kawka"). A na wschodzie i po�udniowym wschodzie Europy, gdzie jeszcze w pierwszych latach naszego stulecia utrzymywa�y si� szcz�tkowo obchody zaduszne w czasie Wielkanocy, dzielono si� jajkiem ze zmar�ymi. Rumunowie w Besarabii po rezurekcji odprawianej noc� przed Zmartwychwstaniem nosili malowane na czerwono jajka na groby swoich rodzic�w. K�ad�c je na ziemi m�wili: "Chrystus zmartwychwsta�!", a rodzice odpowiadali bezg�o�nie: "Zaiste, zmartwychwstwa�!". Wielkorusowie obchodzili w tygodniu przewodnim "radunic�", Bia�orusim "radawic�". Oto opis tych obrz�d�w podany przez Witolda Klingera (1875-1962), wybitnego filologa klasycznego i folkloryst�: "... lud t�umnie gromadzi si� na cmentarzach, tarza na mogi�ach na krzy� barwione jaja lub zakopuje je do ziemi, modlili si� za zmar�ych, ucztuje sam i wzywa na uczt� przodk�w". Nakarmiwszy ich odchodzi. Ale "w niekt�rych" (...) guberniach (...) baby wiejskie w sobot� przed Przewodni� niedziel� z miot�ami i o�ogami w r�ku wyp�dzaj� ze wsi "�mier�", kt�ra tam prawdopodobnie zast�puje zmar�ych". Nazwy jaj wielkanocnych zale�ne s� od sposobu barwienia. "Kraszanki" to jajka czerwone, od wyrazu "krasa" - czerwie�, uroda. Barwiono je w odwarze z robaczk�w, pluskwiak�w, zwanych czerwcami. Jajka o innych kolorach nazywano "malowankami". Zielone otrzymywano przez gotowanie jaj w wodzie z listkami jemio�y lub m�odego �yta, albo z kotkami osiki i odrobin� a�unu. Fioletow� barw� uzyskiwa�y w wywarze z p�atk�w kwiat�w ciemnej malwy, br�zow� - przez moczenie si� w wodzie stoj�cej w wydr��onym pniu d�bowym, czarn� - przez gotowanie z kor� olchy i m�odych li�ci klonu czarnego, ��t� - w odwarze z kory dzikiej jab�oni, a kolor, kt�ry dzi� nazywamy "yellow-Bahama" - w �upinach cebuli. Je�li na jednolitym tle kraszanki czy malowanki wyskrobano wzorek, zamienia�a si� ona w "skrobank�". Gdy przed zanurzeniem jajka w barwi�cym roztworze napisano na nim wzory woskiem, kt�ry p�niej zosta� usuni�ty, malowanka stawa�a si� pisank�. A s� jeszcze naklejanki - malowanki z naklejonym na nich deseniem z "duszy" sitowia, z zasuszonych listk�w, p�atk�w kwiatowych, ga�gank�w. Malowaniem jaj "bawi�y si�" w Wielkim Tygodniu dziewcz�ta i m�ode m�atki, ch�opcy za� uwa�ali to zaj�cie za czysto babskie. Oni bawili si� - i to ju� bez cudzys�owu - pisankami dopiero w �wi�ta. W Polsce ju� za Piast�w znana by�a zabawa w "wybitki", zwana te� "walatk�". Polega�a na tym, �e dwaj ch�opcy brali do prawej r�ki po jednym barwionym jajku i uderzali jedno o drugie. Kt�re jajko zosta�o zbite, ten przegrywa�. Wincenty zwany Kad�ubkiem (ok. 1150-1223), biskup krakowski, autor �aci�skiej kroniki, obejmuj�cej dzieje Polski od czas�w legendarnych do roku 1202, pisz�c o krn�brno�ci Polak�w wzgl�dem w�adzy, stwierdza, �e bawili si� swymi panami, jak malowanymi jajkami. Niekt�re bardzo, zdawa�oby si�, nieatrakcyjne zabawy maj� nadspodziewanie d�ugi �ywot. Dwadzie�cia lat temu widzia�am na Mazowszu ch�opc�w graj�cych w czasie Wielkanocy pisankami w wybitki. Wygra� ten, kt�ry mia� jajko... drewniane. Ach, te drewniane jajka, malowane byle jakimi farbkami w koszmarne wzorki, te gipsowe skrobanki zawalaj�ce r�ne kramy z pami�tkarsk� tandet�! Gdy cz�owiek na to patrzy, ogarnia go l�k, �e oryginalne pisanki nale�� ju� do bezpowrotnej przesz�o�ci. Na szcz�cie nie jest tak �le. Wprawdzie pisanczarki, artystki ludowe uprawiaj�ce sztuk� malowania wielkanocnych jaj, s� coraz mniej liczne, wprawdzie rzadko ju� u�ywaj� barwnik�w naturalnych, ale przecie� s� i tworz� - w Zielonog�rskiem, w Krakowskiem, w �owickiem (tu g��wnie nalepianki), na Pomorzu... Istniej� jeszcze u nas autentyczne, tworzone na skorupkach jaj, pisanki o regularnych motywach, odmiennych dla poszczeg�lnych region�w. Warto, cho� dro�sze od drewnianych, kupi� sobie kilka w sklepach Cepelii, aby pozna� z bliska prawdziwe polskie kraszanki i pisanki, maj�ce ju� przecie� tysi�cletni� histori�. ------------------------- Uciechy sto�u �niadanie wielkanocne, szczeg�lnie poci�gaj�ce po czterdziestodniowym, szczerym po�cie, zaczyna�o si� od "�wi�conego", czyli od dar�w bo�ych po�wi�conych przez kap�ana w Wielk� Sobot�. By�a to chwila spe�niania si� t�sknych, snutych przy pustym �o��dku marze�, wyra�onych w piosence: Dobre placki przek�adane@ I kie�basy nadziewane.@ Daj mi, Chryste, do�y� tego,@ Daj doczeka� �wi�conego. Henryk Sienkiewicz (1846-1916), nasz znakomity powie�ciopisarz rozmi�owany w historii a tak�e baczny obserwator �ycia codziennego, notuje w "Sprawach bie��cych", aktualnych w roku 1873: "... a� na koniec przyszed� dzie� oczekiwany... i c� przyni�s�? Zg�odnia�y i wyposzczony ojciec rodziny zasiad� w jej gronie... Tak jest, zasiad� - bo ju� dzi� ma�o kto zabiera si� do spo�ycia tego, co B�g da�, a przyrz�dzi�a gospodyni, stoj�cy, by uczci� �wi�cone przynajmniej w pierwsze �wi�to, a cho�by tylko przy pierwszym przyst�pieniu do sto�u. Ot� ojciec rodziny dzisiejszej zasiad� w jej gronie z go��mi, jacy si� zeszli do sk�adania i otrzymywania �ycze� niby, a w�a�ciwie dla jedzenia i picia. �ciskano si�, zapewniano si� o niepo�ytej przyja�ni; jedzono, pito, przez par� dni od poranku do wieczora..." Nie wdaj�c si� w rozwa�anie kwestii upadku, czy mo�e tylko zmiany obyczaj�w przyst�pmy do sto�u, kt�rego �rodek zajmuje bia�y baranek z cukru ze z�oconymi rogami, albo upieczony z ciasta, albo wyrze�biony nieraz ca�kiem udanie z bry�y mas�a, ale zawsze ustawiony na zielonym pag�rku z rze�uchy. Obyczaj stawiania na stole wielkanocnym baranka, w dawnych wiekach nazywanego agnuszkiem od �aci�skiego "agnus" - jagni�, wprowadzi� papie� Urban V (na stol. ap. 1362-1370), kt�ry lubowa� si� w symbolicznych przedmiotach kultu religijnego. To on jest r�wnie� inicjatorem "Z�otej r�y", r�y wyrobionej ze z�ota, dawanej na znak �aski przez papie�y szczeg�lnie cnotliwym kr�lowym i ksi�niczkom w czwart� niedziel� wielkiego postu. Do Polski agnuszek dotar� dopiero za Zygmunta Iii Wazy. Robiony by� za szczerego z�ota, z alabastru, potem, w miar� upowszechniania si�, z coraz ta�szych tworzyw, a� wreszcie z wosku, z mas�a, z ciasta. Pod koniec Xii wieku "nie znalaz�by domu, kt�ryby w t� �wi�to�� nie by� opatrzony". Agnuszek, "baranek bo�y", poza symbolicznym znaczeniem religijnym mia� jeszcze, jak wierzono, cudown� moc bronienia przed po�arem, przed powodzi�, przed nag�� �mierci� od pioruna. Zar�wno u biedak�w, jak i magnat�w spo�ywanie �wi�conego zaczynano od jajka, kt�rego symboli