2329
Szczegóły |
Tytuł |
2329 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2329 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2329 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2329 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Joanna Chmielewska
HARPIE
Dorotka Pawlakowska wraca�a do domu z najwy�sz� niech�ci�. Brn�c przez b�oto od przystanku autobusowego zastanawia�a si� nawet, po co w�a�ciwie wraca. G�odna... no owszem, ale mog�aby przecie� zje�� co� na mie�cie, hamburgera albo hot-doga... Co� taniego, bo na drogie szkoda pieni�dzy. Zimno i mokro... a kt� jej ka�e b��ka� si� po ulicach? Posiedzie� w kawiarni, w jakim� barze, wypi� herbat�... No dobrze, i co wi�cej? Poczyta� przy tej herbacie? Co ma czyta�, skoro ksi��ka jest w domu... Wszelka prasa te� jest w domu, zatem ulubiona czynno�� odpada. Nadal b�dzie g�odna, nadal zm�czona, nadal z�a, nadal b�dzie mia�a spodnie mokre do kolan, nadal nie zdo�a odpocz�� i zaj�� si� tym, na co ma najwi�ksz� ochot�. Do kitu. Normalny cz�owiek powinien zaspokaja� swoje potrzeby w domu, dlatego odruchowo i bezmy�lnie idzie do domu, co za chwil� oka�e si� beznadziejnym krety�stwem.
Przysz�o jej na my�l, �e normalna, doros�a, pracuj�ca kobieta, niezadowolona ze swego domu i og�lnie z �ycia, posz�aby mo�e do fryzjera albo do kosmetyczki, albo do jakiego� gacha... Nie, do gacha nie, trudno oczekiwa� �wi�tego spokoju u gacha. Mo�e z wizyt� do znajomych, do przyjaci�ki... No, gdzie� by posz�a. Do kina. A ona wraca do domu...
Przy swoich dwudziestu dw�ch latach Dorotka uwa�a�a si�, nawet do�� s�usznie, za w pe�ni doros�� kobiet�. Tyle �e do fryzjera nie chodzi�a, bo jej wspania�e w�osy nie wymaga�y �adnych zabieg�w poza zwyczajnym myciem, kosmetyczka by�a jej potrzebna jak dziura w mo�cie, gacha z w�asnym mieszkaniem za� nie posiada�a. Po wyk�adach na swoim Studium J�zyk�w Obcych, dodatkowych �wiczeniach i wizycie w wydawnictwie, kt�re od czasu do czasu dostarcza�o jej p�atnego zaj�cia, czyli w�a�ciwie po ca�ym dniu pracy, najnormalniej w �wiecie wraca�a do domu.
W domu czeka�y na ni� trzy ciotki. Trzy rodzone siostry jej matki, kt�ra umar�a przy jej urodzeniu i kt�r� zna�a tylko z fotografii. Czeka�y niew�tpliwie w celach pazernych i drapie�nych, ale zarazem czeka�a lektura, jedzenie, ciep�o, odpoczynek i przepi�kny sweterek na drutach, ju� bliski wyko�czenia... Lubi�a roboty r�czne.
Zadzwoni�a do furtki, us�ysza�a brz�czyk, ciotka Melania otworzy�a drzwi domku.
- Jest hrabianka - oznajmi�a w g��b, za siebie. - Punktualna, jak zwykle.
- Zanim co, niech p�jdzie po to cholerne mas�o! - wrzasn�a z owej g��bi ciotka Felicja.
- Ale przecie� trzeba jej powiedzie�...? - odezwa�a si� od strony jadalni ciotka Sylwia, jakby z lekkim zdziwieniem.
- Nie pali si�. Najpierw mas�o, bo zamkn� sklepy!
- To id� po to mas�o - zarz�dzi�a Melania. - Masz tu pieni�dze. I po�piesz si�. Nied�ugo pewnie zaczniesz wraca� nad ranem?
Dorotka poczu�a w sobie ostre pikni�cie buntu. Do sklepu by�o co najmniej dwie�cie metr�w po dziurach w chodniku, ka�u�ach i b�ocie, kt�re w�a�nie przebrn�a i nie mia�a najmniejszej ochoty przebywa� tej trasy ponownie. Mas�a im zabrak�o, nie przed chwil� to przecie� zauwa�y�y, tylko znacznie wcze�niej, trzy baby w domu, wszystkie w pe�ni sprawne i ruchliwe, nie maj� nic do roboty, no, mo�e Melania... Ale Felicja i Sylwia nic, nie mog�a kt�ra� z nich sama p�j�� do sklepu? Nie chcia�o im si� wychodzi� na tak� pogod�, jasna sprawa, wi�c, oczywi�cie, j� si� przegoni... Nie o�mieli�a si� powiedzie� tego g�o�no.
- Bo co, �adnej z was do sklepu by nie wpu�cili? - wymamrota�a niewyra�nie pod nosem i od�o�y�a torb� na stolik w holu. - G�odna jestem i zimno mi - doda�a z niech�ci�. -Samo mas�o czy co� jeszcze? Bo za chwil� si� oka�e, �e mam lecie� drugi raz.
- Jeszcze pyskuje - zawiadomi�a Melania swoje siostry z wyra�nym zgorszeniem. - A nawet jak si� przelecisz drugi raz, to i c� takiego? M�oda jeste�, ruch to zdrowie. Fela, samo mas�o czy co� wi�cej?
Ciotka Felicja odkrzykn�a, �e nic, po czym zmieni�a zdanie i za��da�a ��tego sera. Ciotka Sylwia pojawi�a si� w drzwiach do jadalni i oznajmi�a, �e jest wszystko i niczego wi�cej nie trzeba. Dorotka wetkn�a do kieszeni kurtki ma�� portmonetk� i zawr�ci�a, ju� bez s�owa.
W sklepie zmobilizowa�a si� ostro, bo do zamkni�cia go pozostawa�o jeszcze co najmniej p�torej godziny i rzeczywi�cie mog�y j� pogoni� ponownie. W wyr�czaniu si� ni� nie mia�y lito�ci. Przypomnia�a sobie, �e by�o jakie� gadanie o rybach, je�li zamierzaj� usma�y� filety rybne, przyda�aby si� cytryna, diabli wiedz�, czy o niej nie zapomnia�y. Warto by kupi� tak�e roso�ek w kostkach, zawsze go brakuje, kiedy jest potrzebny. Zaraz, ile jej da�y pieni�dzy...?
Sprawdzi�a. Tyle co kot nap�aka�. Tylko na mas�o i ser. Zawaha�a si�, czy nie zap�aci� z w�asnej kieszeni, ale by�a pewna, �e jej nie zwr�c�, a mia�a ju� bardzo ma�o. Nie, nie zap�aci, kupi mniej sera i jedn� cytryn�...
Okaza�o si�, �e uczyni�a s�usznie, cytryn w domu nie by�o, a ryby Sylwia ju� zaczyna�a sma�y�. Wydar�a mas�o z r�k Dorotki, bo w tym domu nie u�ywa�o si� oleju, wszystko musia�o by� na ma�le. Zgromi�a j�, �e nie kupi�a tych cytryn wi�cej.
- Przecie� nie da�y�cie mi pieni�dzy! - oburzy�a si� Dorotka.
- Masz swoje. Mog�a� swoimi zap�aci�.
- Nie mam swoich. I nie b�d� mia�a. Wszystko p�ac� przelewami, a to potwornie d�ugo idzie.
- Mia�a� przecie�? - w��czy�a si� podejrzliwie Melania. - Co z nimi zrobi�a�?
- Wyda�am.
- Na co wyda�a�? - zainteresowa�a si� Sylwia natychmiast. - Chc� wiedzie�!
- No? - popar�a j� Melania. - Na co wyda�a�? Na jakie� idiotyzmy?
Obie tkwi�y w kuchni, jedna nad patelni�, druga tylko do towarzystwa. Dorotka �cierp�a w sobie. Nie mia�a najmniejszej ochoty informowa� ich, na co wyda�a swoje w�asne, dopiero od niedawna zarabiane pieni�dze. Nie by�o to nic szczeg�lnie nagannego, dro�sze i pi�kniejsze rajstopy, lepsze majtki, perfumy... Nareszcie, pierwszy raz w �yciu, mog�a sobie kupi� dobre perfumy i to nawet nie perfumy, a wod� kwiatow�. Sm�tna resztka, jaka jej ocala�a, musia�a starczy� na przejazdy i r�ne inne bie��ce potrzeby a� do chwili, kiedy dostanie kolejn� wyp�at� za korekt�.
Wzi�a byka za rogi.
- Nie chc� mnie darmo wozi� �adnymi autobusami - oznajmi�a, zamierzaj�c zdoby� si� na ton sarkastyczny, ale wysz�o jej raczej �a�o�nie. - Papieru mi nie daj� w prezencie, �adnych ksi��ek, ani nawet d�ugopis�w. Czy ja mog� i�� do �azienki i chocia� umy� r�ce?
Nie czekaj�c na odpowied�, opu�ci�a kuchni� i zacz�a wchodzi� na schody. Po drodze zabra�a ze stolika w przedpokoju swoj� torb�, ca�kowicie pewna, �e ju� zosta�a przeszukana. Zawsze przeszukiwa�y jej rzeczy ze zwyczajnej ciekawo�ci, a mo�e � nadziej� odkrycia czego�, co dostarczy rozrywki. Listu od ch�opaka, na przyk�ad. Dorotka nie by�a kretynk� i od paru ju� lat zrezygnowa�a z w�asnych, prywatnych tajemnic, sk�onna raczej nie posiada� ich wcale, ni� pozwala� na wywlekanie jej intymnych dozna� na �wiat�o dzienne i k��liwe drwiny. Celowa�a w nich ciotka Melania, a pozosta�e siostry dzielnie j� wspomaga�y.
Wsp�lny pok�j z ciotk� Sylwi� te� nie stanowi� azylu. Jedynym osi�gni�ciem Dorotki by� stary parawan, kt�rym mog�a si� odgrodzi� w celu palenia �wiat�a. Ze �wiat�em ciotki pogodzi�y si� od chwili, kiedy Melania osobi�cie dostarczy�a jej pracy zarobkowej, polegaj�cej na robieniu korekty rozmaitych t�umacze�. Talent Dorotki do j�zyk�w obcych znalaz� w�a�ciwe uj�cie i wieczorna praca zosta�a jej dozwolona, a nawet zyska�a prawo czytania ksi��ek. Ciotka Sylwia chodzi�a spa� wcze�nie i niemo�liwe by�o stosowa� si� do jej upodoba�, musia�o si� od niej jako� odseparowa�.
Ca�y dom, stary, jeszcze przedwojenny, wybudowany przez dziadka, sk�ada� si� z czterech pokoi, kuchni i dw�ch �azienek, b�ogos�awie�stwa zupe�nego. Przy jednej �azience rodzina zapewne wymordowa�aby si� wzajemnie. Dwa z tych pokoi znajdowa�y si� na dole, jeden, najwi�kszy, stanowi� salono-jadalni�, drugi, te� du�y, z dawien dawna przydzielony zosta� Felicji, kt�ra niegdy� pracowa�a jako grafik i musia�a mie� miejsce na warsztat pracy, ponadto rz�dzi�a w tym domu i posiada�a najwi�ksze prawa. Do tych dw�ch parterowych pokoi nale�a�a jedna �azienka. Druga znajdowa�a si� na pi�trze, gdzie kolejne dwa pokoje zajmowa�y Sylwia z Dorotk� i samotna Melania, kobieta pracuj�ca, ha�asuj�ca na maszynie. Melania by�a dziennikark� i rozmaite felietony pisywa�a w domu na starej maszynie Olivetti, do elektrycznej nie da�a si� przekona�.
Obecnie mieszka�y w tym domu cztery kobiety. Wcze�niej by�o ich pi��, �y�a jeszcze babcia, kt�ra umar�a przed o�mioma laty. A jeszcze wcze�niej, po wojnie, Sylwii i Melanii w og�le tu nie by�o, z babci� i dziadkiem mieszka�a tylko Felicja, kt�ra owdowia�a w dwa lata po �lubie, i Krystyna, matka Dorotki, do czterdziestego roku �ycia stara panna. P�niej wszystko si� pozmienia�o, dziadek umar�, Sylwia i Melania, rozwiedzione, kolejno wprowadzi�y si� z powrotem do domu rodzic�w, a Krystyna wynios�a si� do amanta, ojca Dorotki, kt�ry �lubu z ni� nie wzi��, ale ojcostwa si� nie wypiera�. Krystyna mia�a ju� wtedy czterdzie�ci lat, na tle m�odszego o pi�tna�cie lat ch�opaka dosta�a istnego ma�piego rozumu, upar�a si� urodzi� dziecko, wiek zrobi� swoje i przy porodzie umar�a. Ojciec nie interesowa� si� progenitur�, dziecko zabra�a babcia wbrew gwa�townym protestom pozosta�ych c�rek, bezdzietnych i dzieciom niech�tnych. W ten spos�b Dorotka ca�e �ycie sp�dzi�a pod opiek� najpierw czterech, a potem trzech kobiet, z kt�rych �adna nie by�a jej matk�, a za to wszystkie postanowi�y wychowywa� j� po swojemu.
Ca�e szcz�cie jeszcze, �e babcia �y�a a� do uko�czenia przez ni� czternastu lat, inaczej bowiem Dorotka opu�ci�aby ten pad� ju� w nader wczesnym wieku. Felicja nie znosi�a dzieci generalnie, Melania brzydzi�a si� nimi, Sylwia za� do ma�ego dziecka mia�a dwie lewe r�ce. Karmienie niemowl�cia, k�panie go i ubieranie budzi�o protest wszystkich trzech i przymusowe zajmowanie si� Dorotk� w ich wykonaniu wygl�da�o trojako: Felicja w obliczu wrzeszcz�cego niemowl�cia zamyka�a je w najbardziej oddalonym pokoju, wy��cza�a s�uch i nie reagowa�a na wrzask. Melania wychodzi�a z domu. Sylwia za�, zmartwiona i pe�na zak�opotania, usi�owa�a co� zrobi�, omal nie �ami�c dziecku r�czek i nie wyrywaj�c n�ek z ty�ka. Jedna babcia prezentowa�a cechy normalnej kobiety i zdo�a�a utrzyma� wnuczk� przy �yciu. Babcia w og�le prowadzi�a dom i zajmowa�a si� gospodarstwem prawie do ko�ca �ycia, c�rki za�, pracuj�c zawodowo, czu�y si� z tego zwolnione.
Dopiero po jej �mierci podj�y obowi�zki domowe w�r�d licznych k��tni i awantur. Ka�da usi�owa�a zwali� spraw� na pozosta�e, a� wreszcie Sylwia odkry�a w sobie sk�onno�� i talent do gotowania i zgodzi�a si� przyrz�dza� posi�ki. Melania od czasu do czasu sprz�ta�a. Felicja zgodzi�a si� zmywa� i pra�, co polega�o na w�o�eniu naczy� do zmywarki, a szmat do pralki automatycznej. Wyj�cie ich, poustawianie i rozwieszenie nale�a�o ju� do Dorotki. Wszystkie siostry z wielkim zapa�em od samego pocz�tku wyr�cza�y si� Dorotk�.
Myj�c r�ce, Dorotka sm�tnie rozmy�la�a nad w�asn� sytuacj�. Jakim cudem zdo�a�aby si� odczepi� od ciotek i od tego domu? Wyprowadzi� si�? Dok�d? Wynaj�cie mieszkania jest upiornie drogie! Zarejestrowa� si� jako t�umacz przysi�g�y? Zda� egzaminy, z�o�y� t� jak�� przysi�g� w s�dzie i zacz�� wreszcie wi�cej zarabia�? Wcale by to nie by�o tak du�o wi�cej, a za to jakie obci��enia!
Ciotka Melania mia�a racj�, twierdz�c, �e t�umacz przysi�g�y nie ma �ycia dla siebie. Musi by� na ka�de zawo�anie, musi stawa� w s�dzie, spe�nia� polecenia policji, prowadzi� ksi�gi buchalteryjne, rejestrowa� ka�dy �wistek papieru i podlega� jakiej� tajemniczej kontroli. Wyrywaj� go ze snu, zatrudniaj� w niedziele i �wi�ta, godzinami trzymaj� na rozprawach, dniami i nocami musi t�umaczy� zeznania bandzior�w i rozmaitych innych przest�pc�w... Przera�aj�ce �ycie!
Ale za to og�asza si� i ma klient�w...
Si�gaj�c po r�cznik, Dorotka pomy�la�a, �e przecie� mog�aby wybra� sobie jaki� nietypowy j�zyk. Portugalski, na przyk�ad, albo grecki... O portugalskich i greckich przest�pcach jako� w tym kraju nie s�ycha�, mo�e omin�yby j� te przest�pcze zeznania i s�d. Ewentualnie mog�aby do�o�y� szwedzki, dla zarobku, ze Szwecj� mamy liczne kontakty, a Szwedzi rozrabiaj� raczej u siebie, nie u nas. Z drugiej zn�w strony ta ca�a ksi�gowo��, rejestracja papier�w, kartoteki... Gdzie mia�aby to trzyma�, skoro dysponuje jednym ma�ym biureczkiem i niczym wi�cej...?
Do j�zyk�w Dorotka prezentowa�a jaki� tajemniczy talent. Zacz�o si� od francuskiego ju� w chwili, kiedy uczy�a si� m�wi�. Babcia, Felicja i Melania zna�y francuski doskonale, Sylwia s�abiej, ale te� dawa�a sobie rad�. Dla draki, dla �artu, tak sobie, z �aski na uciech�, Melania wprowadzi�a zwyczaj rozmawiania przy dziecku po francusku, a bystra dziewczynka z miejsca z�apa�a j�zyk. A� do chwili p�j�cia do szko�y Dorotka nie zdawa�a sobie sprawy, �e m�wi dwoma j�zykami, a nie jednym, i nawet szwedzkie dzieci s�siad�w, z kt�rymi si� bawi�a, nie da�y jej nic do my�lenia.
Szwedzkie dzieci wzi�y si� st�d, �e �ona-Szwedka przyjecha�a do Polski z m�em-Polakiem, przywo��c ze sob� dwoje dzieci. M�� po szwedzku m�wi� doskonale, dzie�mi si� nie zajmowa�, nauczy�y si� zatem m�wi� wy��cznie j�zykiem mamusi. Nie mog�y i�� do polskiej szko�y, nie rozumiej�c ani s�owa. By�y to bli�ni�ta, ch�opiec i dziewczynka, 0 rok starsze od Dorotki, z kt�r� nawi�za�y b�yskawiczny, kontakt ju� nazajutrz po przyje�dzie. Zanim nauczy�y si� po polsku, pi�cioletnia Dorotka zd��y�a nauczy� si� po szwedzku, g�upia matka bowiem, zamiast pilnowa� nauki polskiego, poprawia�a i rozwija�a szwedzki. M�� nic nie my�la�, pomaga� jej w tym i ca�y s�siedzki dom m�wi� po szwedzku.
Tr�jj�zyczna Dorotka w szkole dopad�a angielskiego i niemieckiego. Nic jej nie szkodzi�o uczy� si� dw�ch nast�pnych j�zyk�w r�wnocze�nie, sprawia�o jej to nawet przyjemno��. Zanim posz�a na studia, opanowa�a hiszpa�ski, portugalski i grecki. W�oski przyszed� jej sam, nie wiadomo kiedy, a ka�dy nast�pny nie przedstawia� ju� sob� �adnego problemu. Obecnie, ko�cz�c studia, zna�a ju� tych j�zyk�w czterna�cie, w mowie i w pi�mie, do�o�ywszy rosyjski, norweski, �acin�, czeski, w�gierski i du�ski. Przeskakiwanie z jednego j�zyka na drugi nie przyczynia�o jej najmniejszych trudno�ci.
Na tym zreszt� ko�czy�y si� jej talenty i umiej�tno�ci. Liczy� potrafi�a tylko na kalkulatorku, w tabliczce mno�enia nie wysz�a poza dwa razy dwa, historia stanowi�a dla niej ponury i krwawy melan�, z�o�ony wy��cznie z wojen, potwornie licznych kr�l�w i rewolucji. Fizyka by�a zwyczajn� czarn� magi�, przera�aj�c� i niepoj�t�, i opanowa� jako tako zdo�a�a jedynie geografi�. No i literatur� we wszystkich zdobytych j�zykach.
Z tej ostatniej racji ju� od dw�ch lat by�a cenn� si�� w wydawnictwie, gdzie robi�a korekty wszelkich mo�liwych t�umacze�, niekiedy za� podrzucano jej t�umaczenia list�w prywatnych i rozmaitych dokument�w, nie wymagaj�cych piecz�ci t�umacza przysi�g�ego. Do wydawnictwa trafi�a dzi�ki protekcji ciotki Melanii, co mia�o skutek straszliwy, mianowicie przez d�ugi czas nie dysponowa�a zarobionymi pieni�dzmi. W og�le ich nie dostawa�a. Sz�y na konto Melanii, po czym zagarnia�a je Sylwia, wiecznie spragniona swobody finansowej, nienasycona, lekkomy�lna i rozrzutna, zdolna wyda� ka�d� sum� na dom i utrzymanie. Maj�c w�asn�, bardzo nisk� emerytur�, marnotrawi�a pieni�dze si�str, panicznie ba�a si� Felicji i pieni�dze Dorotki stanowi�y dla niej istny dar niebios. Dla Dorotki wr�cz przeciwnie.
Po roku zbuntowa�a si� wreszcie. Wykorzystuj�c zarobki dodatkowe, niesprawdzalne dla rodziny, otworzy�a sobie konto i, korzystaj�c z kolei z przypadkowej nieobecno�ci Melanii przy podpisywaniu nast�pnej umowy, za��da�a przekazywania honorari�w sobie, a nie ciotce. Wydawnictwo by�o z tego nawet zadowolone, bo przedtem nie zgadza�y mu si� nazwiska, niby pani Pawlakowska zarabia, a pani Grzesi�ska dostaje, co� nie tak. Teraz by�o prawid�owiej.
W domu, rzecz jasna, wybuch�a piekielna awantura, ale Dorotka postawi�a si� twardo, deklaruj�c zarazem hojny udzia� finansowy w utrzymaniu rodziny, co w pewnym stopniu ukoi�o nami�tno�ci. Udzia� by� tak rzetelny, �e dla niej samej niewiele ju� zostawa�o.
Pieni�dzy w og�le brakowa�o. Felicja by�a sk�pa, co ukrywa�a starannie. Emerytur� mia�a niez��, ponadto dochody z jakiej� tajemniczej sp�ki, kt�rej by�a udzia�owcem, ponadto trzyma�a co� na koncie wysoko oprocentowanym i nikt nie wiedzia�, co w�a�ciwie posiada. Twierdzi�a, �e bardzo ma�o i musi racjonalnie oszcz�dza�. Melania zarabia�a doskonale, toczy�a jednak ukryt�, podjazdow� wojn� z najstarsz� siostr� i za punkt ambicji poczytywa�a sobie wyst�powa� w charakterze z�otodajnego b�stwa. Do�owa�a zatem fors�, specjalnie po to, �eby w razie awarii pralki, lod�wki czy telewizora sypn�� ni� z niedba�ym gestem, od czasu do czasu za�, na z�o�� Felicji, kupi� sobie futro lub zloty zegarek. Na dom dawa�a mo�liwie ma�o, uwa�aj�c �redni� siostr� za nieuleczalnie marnotrawn� idiotk�.
Dom za� wymaga� konserwacji, napraw dachu, czyszczenia rynny, malowania, porz�dkowania instalacji, podatk�w oraz innych drobnostek. Dwie siostry sk�pi�y na wszystko, a trzecia beztrosko zawiadamia�a o ciekn�cym kranie i dziurawym czajniku. Najch�tniej Dorotk�, bo ona by�a nadziej� na przysz�o��.
- Hej, panna! Kolacja na stole! - wrzasn�a z do�u ciotka Melania.
Dorotka odwiesi�a r�cznik i zesz�a na d�, nie podj�wszy ostatecznej decyzji w kwestii tych t�umacze� przysi�g�ych.
- Przynie� s�l i pieprz - za��da�a ciotka Sylwia, siadaj�c przy stole. - No, chyba jej teraz powiemy?
- Powiemy, powiemy - mrukn�a Melania. - Tak ci� j�zyk �wierzbi, co?
- Przecie� to jej dotyczy?
- No to co, �e jej? Zd��y si� dowiedzie�. Gdzie masz list?
- Jaki list?
- Od Wojciechowskiego, idiotko.
- A, od Wojciechowskiego... Nie mam, Felicja ma.
Dorotka wr�ci�a z kuchni z sol� i pieprzem i zaj�a swoje miejsce. Melania, odsun�wszy krzes�o, powstrzyma�a si� od siadania.
- Zwariowa�a�? Felicji da�a� list?
- Nie da�am, sama wzi�a.
- No to koniec. Felicja, zdaje si�, �e by�a� g�odna? Kolacja gotowa! Przesta� tam grzeba� i oddaj list od Wojciechowskiego!
Ciotka Felicja ze zmarszczon� brwi� przeszukiwa�a liczne papiery, le��ce na stoliku przy drzwiach, obok telefonu. Rozejrza�a si� po pokoju.
- W�a�nie nie wiem, gdzie on jest. Kt�ra� z was nie wzi�a? Dorotka...?
- Jaki list? - spyta�a podejrzliwie Dorotka.
- Ty wzi�a� - wytkn�a Sylwia.
- I co z nim zrobi�am?
- A sk�d ja mam to wiedzie�? By�am w kuchni.
- Ale mog�a� widzie�, gdzie go k�ad�. Tu powinien le�e�. Pewnie Melania sprz�tn�a.
Ciotka Melania usiad�a wreszcie przy stole.
- Odczep si�. Po co� go w og�le bra�a do r�ki?
- �eby przeczyta� - poinformowa�a zgry�liwie Felicja. Da�a spok�j, papierom i r�wnie� usiad�a.
- Nauczy� si� na pami��? Ju� go czyta�a�.
- Nie ja czyta�am, tylko Sylwia. Nie spos�b zrozumie�, jak czytaj�cy, co drugie s�owo, wydaje histeryczne okrzyki.
- No wiesz! - oburzy�a si� Sylwia.
- Wiem. I s�uch mam niez�y. Rozmaite ochy i achy i apele do wszystkich �wi�tych. Jestem pewna, �e ani Matki Boskiej, ani �adnego ocha tam nie by�o.
- Za to by�y konkretne informacje, kt�re uda�o ci si� zn�w gdzie� zatryni� - wypomnia�a jadowicie Melania. - Ob��du mo�na dosta� z twoj� skleroz�!
- Sama masz skleroz�! Po�o�y�am go na wierzchu i po kolacji poszukam! Musi tu le�e�, chyba �e go gdzie� sprz�tn�a�, jak zwykle.
- A tak, maniacko sprz�tam twoje papiery, bo nie mam co robi�...
- To nie m�j papier, tylko wsp�lny. Masz ten mi�y zwyczaj...
- Nie k���cie si� teraz - wtr�ci�a si� Sylwia niecierpliwie. - Mo�ecie p�niej. Jak nie chcecie jej powiedzie�, to ja jej powiem. Dorotka, przyszed� list. Do ciebie.
Dorotka zaniepokoi�a si� lekko. Wszystkie listy do niej przez ca�e �ycie otwiera�y ciotki. Dawno przesta�o j� to obchodzi�, prywatnej korespondencji unika�a jak ognia, a s�u�bowa nie stwarza�a szans natrz�sania si� z niej. Zawiadomie� bankowych o stanie konta nie przysy�ano jej do domu, by�a zatem spokojna o swoje �ycie intymne. Teraz jednak, najwyra�niej w �wiecie, przysz�o co� nietypowego i diabli wiedz�, jakie b�dzie mia�o konsekwencje.
- I co? - spyta�a ostro�nie.
- I twoja ciotka by�a uprzejma natychmiast go zgubi� -podchwyci�a k��liwie Melania.
- Po pierwsze nie natychmiast... - zacz�a Felicja z naciskiem.
- A tak, istotnie, dopiero po pobie�nym przeczytaniu...
- Trzeba by�o czyta� uwa�nie, a nie pobie�nie...
- Trzeba by�o wcale nie czyta�, skoro by� do mnie - wymamrota�a pod nosem Dorotka bez przekonania.
Melania dos�ysza�a.
- O, ksi�niczka si� znalaz�a! Tajemnica korespondencji, co? Za g�upia jeste� na w�asne sekrety.
- Nie masz nic do ukrywania przed nami! - orzek�a r�wnocze�nie Sylwia z wielk� stanowczo�ci�. - Jeste�my za ciebie odpowiedzialne. To by� list od Wojciechowskiego.
Si�gn�a widelcem po nast�pny kawa�ek ryby i po�owa tego kawa�ka zlecia�a jej na obrus. Zgarn�a j� no�em, krusz�c na drobne szcz�tki i rozmazuj�c dok�adniej.
- Nie znam �adnego Wojciechowskiego - powiedzia�a obronnie Dorotka. - Kto to jest?
- Mo�e jeszcze do�� majonezu - zaproponowa�a z sarkazmem Felicja. - �wie�y obrus od razu do prania. Mniejsz� plam� da�oby si� jeszcze zas�oni�, to nie, musia�a� zapaskudzi� p� sto�u. �opatka le�y, kto widelcem nabiera...?!
- Tw�j chrzestny ojciec - oznajmi�a z triumfem Sylwia, wpadaj�c jej w s�owa.
Przez moment Dorotka mia�a wra�enie, i� chrzestny ojciec ciotki Felicji nabiera ryb� widelcem, kalaj�c �wie�e obrusy. Nic nie wiedzia�a o �adnym chrzestnym ojcu, co on tu mia� do rzeczy...? Melania zachichota�a, otworzy�a usta i zamkn�a, nic nie m�wi�c.
- Nie chrzestny ojciec, tylko chrzestna matka - skorygowa�a Felicja.
- No dobrze, chrzestna matka - zgodzi�a si� Sylwia.
- Czyja? - zdumia�a si� Dorotka. - I dlaczego chrzestna matka nazywa si� Wojciechowski, a nie Wojciechowska?
- Nie nazywa si� wcale ani Wojciechowski, ani Wojciechowska, tylko jako� inaczej. A Wojciechowski przys�a� list. Nareszcie wiemy, dlaczego tak si� nas czepia� ten notariusz.
- Jaki notariusz? W og�le nie rozumiem, o czym m�wicie!
- Nie ma przepisu, �e musisz wszystko rozumie� - powiadomi�a j� ciotka Felicja. - Notariusz w zesz�ym roku czepia� si� ca�ej rodziny, poszukuj�c twojej matki. Jak zrozumia�, �e dawno nie �yje, poprzesta� na c�rce. Nie wyja�ni�, o co mu chodzi, teraz dopiero wysz�o to na jaw. W li�cie od Wojciechowskiego. Nie fatyguj si� tak, z tego obrusa i tak nic nie b�dzie.
Dorotka w�a�nie przenosi�a ryb� �opatk� na sw�j talerz, nie roni�c ani odrobiny.
- Mo�e go od razu wyrzuci� za okno? - zaproponowa�a Melania.
- Idiotka! - prychn�a na ni� Felicja.
- Oszala�a�, za kt�re okno? - oburzy�a si� Sylwia. -Chcesz robi� �mietnik dooko�a domu?!
- Dlaczego ja nic nie wiem o tym notariuszu, skoro szuka� mojej matki i mnie? - spyta�a Dorotka, my�l�c r�wnocze�nie, �e niepotrzebnie pyta. Zn�w co� za�atwi�y w tajemnicy, zadecydowa�y o niej bez niej, nawet jej o tym nie informuj�c. Robi�y to ci�gle. Cud boski zgo�a, �e jeszcze jej, bez jej wiedzy, nie wyda�y za m��.
- Nie raczy�a� si� zainteresowa� - odpar�a z przek�sem Felicja. - Poza tym, nie musisz wiedzie� wszystkiego.
- Nie musz� - zgodzi�a si� Dorotka - a skoro nie musz�, to po co mia�am si� interesowa�?
- Ty nie b�d� taka za m�dra - skarci�a j� Sylwia.
- M�dra...! Phi...! - prychn�a drwi�co Melania. Dorotka westchn�a ci�ko. Sprawa ciekawi�a j� �rednio, ale je�li list by� do niej, chcia�a jednak zorientowa� si� mniej wi�cej w jego tre�ci. Nie w�tpi�a, �e pokaza�yby jej ow� korespondencj�, gdyby nie to, �e ciotka Felicja zd��y�a j� gdzie� zapodzia�. Talent Felicji do gubienia wszelkich papier�w przerasta� Himalaje.
- No dobrze, to co z tym chrzestnym ojcem Wojciechowskim? - spyta�a z rezygnacj�. - Czy to jest wszystko, co chcia�y�cie mi powiedzie�? �e przys�a� list i wyja�ni� notariusza?
- S�uchaj, co si� do ciebie m�wi, to nie b�dziesz zadawa�a g�upich pyta�. Szuka� ci� dla niego. Ona przyje�d�a.
- Kto?
- No przecie� to jest sko�czona idiotka! - zirytowa�a si� Felicja. - Nie rozumiesz po polsku?
- Chrzestna matka przyje�d�a - wyja�ni�a Sylwia. -Twoja chrzestna matka.
Dorotka do reszty przesta�a rozumie� cokolwiek. Swoj� chrzestn� matk� pami�ta�a doskonale, by�a to kuzynka ojca, widywa�a si� z ni� przez ca�e dzieci�stwo, a� do chwili, kiedy zgin�a w katastrofie lotniczej par� lat temu. Gdyby mia�a przyje�d�a�, to chyba z tamtego �wiata.
- Jako duch...? - wyrwa�o si� jej niepewnie.
- Kretynka - powiedzia�a Felicja z przekonaniem.
- No, to�cie jej dok�adnie wyt�umaczy�y - ucieszy�a si� jadowicie Melania.
- Wyt�umacz jej lepiej, jak potrafisz! ,.
- Ale sztuka...! S�uchaj, ja ci powiem. Przede wszystkim nie jej, tylko Krystyny. Chrzestna matka twojej matki przyje�d�a ze Stan�w, wraca do Polski na zawsze. Notariusz szuka� ci� na polecenie tego Wojciechowskiego ju� od paru lat, to znaczy nie ciebie szuka�, tylko twojej matki. A znalaz� dopiero, jak Wojciechowski z chrzestn� matk� znale�li ten adres, bo oczywi�cie nikt go tam nie pami�ta�. M�tlik mu zrobi� nazwiskami...
- No przecie� ca�y czas to do niej m�wi�! - przerwa�a gniewnie Felicja, - Nie m�wisz, streszczasz. Nie wiedzia�, ani ona nie wiedzia�a, kt�ra z nas wysz�a za m��, a kt�ra nie...
- Nie streszczam, tylko przerywacie mi w p� zdania i nie dacie doj�� do s�owa!
- Kto� robi herbat� - skorzysta�a z okazji Sylwia. - Najm�odsza. Przy okazji sprz�tnij ze sto�u i przynie� to ciasto z zakalcem.
Dorotka podnios�a si� bez s�owa, zebra�a talerze i wynios�a do kuchni. Nadal niewiele rozumia�a. Nala�a do elektrycznego czajnika wody mineralnej, prztykn�a guziczkiem � wyp�uka�a imbryczek. Wsypa�a herbat� i zabieraj�c ze sob� tac�, wr�ci�a do jadalni.
Felicja i Melania nadal si� k��ci�y. Sylwia, nie wtr�caj�c si� do nich, zbiera�a z obrusa okruchy i wrzuca�a je na p�misek po rybie.
- A gdzie ciasto? - spyta�a.
- Najpierw sprz�tn� - odpar�a Dorotka i ustawi�a na tacy reszt� niepotrzebnej zastawy. Wychodz�c, ujrza�a jeszcze, jak Melania zrywa si� od sto�u, a Felicja podnosi si� za ni� z gniewnym st�kni�ciem.
- W moim pokoju s� moje rzeczy i nie b�dziesz mi tam grzeba�a...!
Dorotka ucieszy�a si� nawet, �e awantur� mo�e przeczeka� w kuchni. Niew�tpliwie k��ci�y si� o zaginiony list i Melania z�o�liwie d��y�a do przeszukania pokoju Felicji, kt�ra broni�a swojego terytorium pazurami i z�bami. Przewa�nie zabrania�a tam w og�le wchodzi�. Mog�y pobi� si� w drzwiach, mog�y si� nawet pozabija�, a Dorotka wcale nie chcia�a by� tego �wiadkiem.
Przygotowa�a ciasto, talerzyki i szklanki, poczeka�a chwil�, czajnik, kt�ry grza� szybko, prztykn�� wy��cznikiem, zaparzy�a zatem herbat� i ponownie dola�a wody. Wiadomo by�o, �e tej herbaty p�jdzie du�o, wszystkie pi�y j� nami�tnie. Zastanowi�a si�, gdzie ciotka Felicja mog�a wetkn�� korespondencj�. Prawdopodobnie po�o�y�a j� tam, gdzie akurat sta�a, mo�e nawet nie doczytawszy do ko�ca, gdzie te� mog�a sta�? Co jej wpad�o w oko albo do g�owy, albo mo�e nast�pi�o u niej jakie� skojarzenie w trakcie lektury...? Zaraz. Chrzestna matka matki, ze Stan�w, napisane tam by�o podobno, �e przyje�d�a na zawsze, pewnie przyjdzie z wizyt�, mo�na sobie wyobrazi�, �e skorzysta z �azienki, a w parterowej �azience umywalka jest naderwana...
Zostawi�a przygotowan� tac� i posz�a do �azienki. List i koperta le�a�y na obramowaniu wanny. Oczywi�cie, ciotka Felicja te� dopu�ci�a wizyt� starszej pani i, jak zwykle, od razu ruszy�a drog� my�li, jaka jej przysz�a do g�owy. Prawdopodobnie spr�bowa�a, czy nie da�oby si� tej kompromituj�cej umywalki przymocowa� samodzielnie, domowymi si�ami, mo�e uda�a si� p�niej po jaki �rubokr�t, albo inne narz�dzie, i po drodze zapomnia�a, o co jej chodzi�o. Mo�e trafi�a na obeschni�te listki w�r�d kwiatk�w...
Nie by�o teraz czasu na czytanie bardzo d�ugiego listu. Dorotka rzuci�a okiem tylko na nag��wek, "Droga panno Dorotko", do niej, oczywi�cie, po czym spokojnie schowa�a ca�o�� w nie u�ywanym nigdy podgrzewaczu kuchenki gazowej. Kieszenie d�ins�w by�y ma�e i ciasne, gruby list nie mie�ci� si� w nich, po�a�owa�a, �e od razu nie przebra�a si� w szlafrok z du�ymi kieszeniami. Nala�a herbat� i z pe�n� tac� wkroczy�a do pokoju.
Felicja i Melania poniecha�y ju� walki i siedzia�y przy stole.
- Co tak d�ugo? - spyta�a niecierpliwie Sylwia. - Co tam robi�a� tyle czasu?
- Ciebie tylko po �mier� posy�a� - zauwa�y�a Melania z przek�sem.
- O, w�a�nie! - wypomnia�a triumfalnie Felicja. - Gdyby� wr�ci�a do domu wcze�niej, mia�aby� list. Trzeba si� by�o nie sp�nia�.
Mimo g��bokiej satysfakcji, p�yn�cej z odnalezienia listu drog� trafnej dedukcji, Dorotka nie wytrzyma�a.
- Przecie� nie posz�am na spacer! I w ko�cu ten dom, to nie poci�g, nie odje�d�a!
- O! Ju� zaczyna! - sarkn�a Melania.
- Nie awanturuj si� - napomnia�a Sylwia. - Gdzie cukier?
- Stoi za cioci�.
- Gdzie? Nie widz�.
- Obejrzyj si� przez drugie rami�, to zobaczysz - poradzi�a Felicja, przegl�daj�ca ma�y kalendarzyk. - Kiedy ona przyje�d�a, ta ca�a chrzestna matka?
Cukier interesowa� tylko Sylwi�, pozosta�e siostry i siostrzenica nie s�odzi�y herbaty, lubi�y gorzk�. Za to wszystkie uwielbia�y zakalec, kt�ry Sylwia z wielkim talentem produkowa�a w ka�dym cie�cie. Wyro�ni�te zsycha�o si�, zakalcowate znika�o do ostatniej okruszyny.
- Powinna� najlepiej to wiedzie� - odpowiedzia�a Melania na pytanie Felicji. - Czyta�a� jako ostatnia.
- Nie pami�tam. W przysz�ym tygodniu czy w przysz�ym miesi�cu?
- Ja pami�tam - powiedzia�a Sylwia niewyra�nie, z pe�nymi ustami. - Czternastego.
- Tego czternastego? Teraz?
- Teraz. - Za dziewi�� dni - policzy�a Felicja. - Co my z ni� zrobimy? Wyjecha� po ni� na lotnisko? Zaraz, trzynastego i czternastego przychodzi Marcinek, obieca� przybi� p�k� w spi�arni. W jeden dzie� nie zd��y i zn�w nie przybije.
- W dwa dni te� by nie zd��y�. Marcinek ma dwie lewe r�ce.
- Nie opowiadaj g�upot, mo�e i powoli, ale wszystko zrobi. Tyle �e go trzeba pilnowa�.
- I karmi� - wtr�ci�a Sylwia z przek�sem.
- I tak gotujesz, jak na pu�k wojska - wytkn�a Melania. - Przy Marcinku przynajmniej nic si� nie marnuje.
- O, cholera - zak�opota�a si� Felicja. - Pi�tnastego mam dentyst�. Czy ona zamieszka u nas?
- Nie wiem. Sylwia...?
- Te� nie wiem. Ale zdaje si�, �e co� tam by�o o jakim� hotelu. Ona w og�le chce kupi� mieszkanie. Ale mo�liwe, �e by�o i o nas. �e j� przyjmiemy. Nikogo innego ona tu ju� nie ma. Ale notariusz m�wi�, przypomnijcie sobie, co� o jakim� bogactwie. Sta� j� chyba na hotel?
- A po co ma wydawa� maj�tek na hotel, skoro mo�e zamieszka� u nas! - zaprotestowa�a ostro Felicja. - Przynajmniej, dop�ki sobie nie kupi tego mieszkania.
- Gdzie u nas? - spyta�a zimno Melania. - Na strychu? Czy w twoim pokoju?
- Odczep si� od mojego pokoju. W twoim. A ty przeniesiesz si� do Sylwii. Dorotka mo�e spa� tu, na kanapie.
- Wola�abym w s�u�b�wce na turystycznym ��ku - podsun�a grzecznie Dorotka.
- Ju� si� rozp�dzi�am oddawa� jej sw�j pok�j - rozz�o�ci�a si� r�wnocze�nie Melania. - Nie do mnie przyje�d�a! A ty si� tak nie trz� o jej maj�tek, bo i tak nic ci z niego nie przyjdzie...
- Nie trz�s� si� o jej maj�tek, tylko my�l� racjonalnie. Dorotka w s�u�b�wce, owszem, to nawet niez�y pomys�...
- Rzeczywi�cie, najcelniejszy na �wiecie! Dorotka w s�u�b�wce, prosz� bardzo, ale Sylwia tu na kanapie! A ja zostan� w swoim pokoju! Tak samo jak ty!
- Sylwia tu na kanapie, oszala�a� chyba! I wszyscy b�dziemy chodzi� spa� z kurami!
- Mo�esz z kaczkami i z g�mi! Ja si� od siebie nie wynios�, mowy nie ma! Ja pracuj�!
Dorotk� my�l o s�u�b�wce wprawi�a w zachwyt. Nareszcie mia�aby kawa�ek przestrzeni dla samej siebie, nawet je�li ta przestrze� obejmowa�a sze�� metr�w kwadratowych. Dawno ju� napomyka�a delikatnie, �e mog�aby si� tam przenie��, ale Felicja z uporem protestowa�a, bo w�wczas nale�a�oby opr�ni� s�u�b�wk� z bezcennych skarb�w. Deski do prasowania, starej i zepsutej lod�wki, jeszcze starszej i r�wnie� zepsutej maszyny do szycia, stanowi�cej ju� bez ma�a zabytek, z kosza na podarte chodniki i dywany, z niezmiernie obdrapanych ram po obrazach, z nadp�kni�tych doniczek z usch�ymi kwiatkami, z przedwojennego kot�a do gotowania bielizny i z paru innych drobiazg�w. Dorotka gotowa by�a w�asnor�cznie wynie�� to wszystko na strych, kt�ry zreszt� te� by� zapchany rozmaitymi rupieciami, zrobi� na tym strychu jaki taki porz�dek, upchn�� dodatkowy ch�am, �eby tylko osi�gn�� szcz�cie w postaci s�u�b�wki, Felicja jednak�e twardo stawia�a op�r. Nie przyznaj�c si� do tego, wci�� �ywi�a nadziej�, �e mo�e beznadziejnie skraksowan� lod�wk� da si� naprawi�, maszyna do szycia zyska warto�� jako antyk, a ramy si� odmaluje i od razu nabior� swojej ceny. Pami�ta�a doskonale, �e jej ojciec przed wojn� p�aci� za nie bardzo drogo, i nie mia�a si�y pozby� si� tych strupli definitywnie.
Podobnie zreszt� prezentowa� si� strych. Zawala�y go relikty po przodkach w postaci kompletnie po�amanych i po�artych przez korniki mebli, szcz�tk�w kanap i foteli, rozbitych kufr�w, walizek bez wieka, porozwalanych �yrandoli, dziurawych balii, sagan�w i miednic, przera�aj�co wiekowej odzie�y i po�cieli, rozmaitego drewna luzem i nierozpoznawalnych resztek pe�nego oprzyrz�dowania domu. Nie brakowa�o nawet drabiny malarskiej bez szczebli i po�amanych fajerek z przedwojennej kuchni. Felicja sama nie wiedzia�a, co si� tam znajduje, a ci�gle w�sz�c w tych strasznych klamotach jakie� tajemnicze warto�ci, nie pozwala�a ich tkn��.
Teraz jednak pojawi�a si� szansa. Wizyta chrzestnej matki z Ameryki nape�ni�a Dorotk� nik�� nadziej�.
Felicja i Melania ju� zn�w skaka�y sobie do oczu. Melania za skarby �wiata nie chcia�a ust�pi� i wida� by�o, �e raczej podpali dom, ni� zrezygnuje ze swojego pokoju. Na dobr� spraw� mia�a s�uszno��, zbyt du�o niezb�dnych do pracy rzeczy posiada�a wok� siebie, �eby si� ich wyrzec bodaj na kr�tki czas. �atwiej by�o wynie�� si� z pokoju Sylwii i Dorotce.
Sylwia rozstrzygn�a spraw�.
- No dobrze - powiedzia�a z rezygnacj�, �agodnym g�osem, jaskrawo kontrastuj�cym z tonem si�str. - Niech wam b�dzie. Ja zamieszkam w s�u�b�wce, a Dorotka niech �pi tutaj, na kanapie. Ona jest nocny marek i �adne kury nie wejd� w parad�.
- Kura...! - krzykn�a nagle Felicja po ca�ych dw�ch sekundach zaskoczonego milczenia. - Rany boskie, zapomnia�am wsadzi� kur� do zamra�alnika! Za�miard�a si�!
- Idiotka - powiedzia�a Melania, z miejsca och�on�wszy po k��tni. - Gdzie ona jest?
- W kuchni. W torbie, pod kredensem. Albo pod sto�kiem. Dorotka, id�, zobacz.
- Nic w kuchni nie �mierdzia�o, wi�c chyba wytrzyma�a - rzek�a Dorotka pocieszaj�co, podnosz�c si� z krzes�a.
- Co za kura? - spyta�a Sylwia surowo. - Nic nie wiem o �adnej kurze.
- Trojakowa przynios�a. Kura ze wsi. Zapomnia�am ci powiedzie�, mia�a by� na jutro, do uduszenia.
- A nie na ros�? Mo�e lepiej zrobi� z niej ros�?
- My�lisz...? To taka z tych dzikich, wolno �a��cych. Powinna mie� smak. Nie szkoda jej na ros�?
- Zale�y w jakim by�a wieku. Jak stara, to twarda, a ros� zawsze wyjdzie. Potem z mi�sa da si� zrobi� piero�ki albo krokieciki.
- Piero�ki, m�wisz...? To nie jest z�a my�l... Dorotka przesta�a s�ucha� i przekroczy�a drzwi. Kur� znalaz�a w kuchni nie pod sto�kiem, tylko na suszarce do naczy�. Wyj�a j� z foliowej torby, obw�cha�a, op�uka�a pod kranem, wytar�a �cierk� i, owin�wszy w sreberko, wepchn�a do zamra�alnika. Og�lnie bior�c, oskubany i wypatroszony ptak by� w porz�dku, nie �mierdzia�. Na wszelki wypadek, wiedziona do�wiadczeniem, prztykn�a czajnikiem.
- Kura jest ca�kiem �wie�a, ale mo�e trzeba by�o pokroi� j� przed zamro�eniem, bo potem b�dzie ciocia r�ba� siekier� - oznajmi�a, wkraczaj�c z powrotem do jadalni. - W ca�o�ci do garnka si� nie zmie�ci. To du�a kura.
- Zatem stara - zawyrokowa�a Melania. - Niech b�dzie ros�. Zr�b mi jeszcze herbaty.
- Mnie te� - powiedzia�a Sylwia.
- To i mnie - do�o�y�a Felicja. - A skoro ju� masz takie �wietne pomys�y, pokr�j j�.
Dorotka, na szcz�cie, by�a m�oda, sprawna fizycznie i wytrzyma�a. Chcia�a wprawdzie po powrocie do domu odpocz��, posiedzie� spokojnie, poczyta� ksi��k�, wzgl�dnie zabra� si� do nowej korekty, kt�ra te� polega�a g��wnie na czytaniu, ale do spe�niania polece� i ruchliwo�ci wci�� jeszcze by�a w pe�ni zdolna. Pokroi� kur� potrafi�a doskonale, bo do nabycia tego rodzaju umiej�tno�ci ju� dawno zmusi�a j� Sylwia, cz�sto zwalaj�c na ni� obowi�zki podkuchennej. Za�atwi�a wszystko i wr�ci�a do jadalni, zabieraj�c tak�e herbat� dla siebie.
- ...a sk�d ja mam takie rzeczy pami�ta�, oszala�a�? -m�wi�a gniewnie Felicja. - Pi�� lat mia�am, czy co� w tym rodzaju...
- Nieprawda, wi�cej - zaprzeczy�a sucho Melania. - Krystyna urodzi�a si� w trzydziestym czwartym roku, a chrzest odby� si� dopiero w rok p�niej, rok ju� mia�a, wiem na pewno, bo mamusia opowiada�a to sto tysi�cy razy. A ty ju� chodzi�a� do szko�y. Chrzest by� przek�adany, bo najpierw umar� chrzestny ojciec...
- Przed chrztem? - wyrwa�o si� Dorotce, kt�r� zawsze ciekawi�y stare historie rodzinne.
- Przed, m�wi� przecie�...
- To jak m�g� by� chrzestnym ojcem?
- Nie by�. Mia� by�. Umar� na jak�� g�upot�, �lepa kiszka chyba, za p�no rozpoznana, p�k�a, ropa si� rozla�a, a nie by�o wtedy penicyliny. Umar� i trzeba by�o szuka� drugiego. Chrzestn� matk� od pocz�tku mia�a by� ta Wandzia Rojk�wna...
- Co ty powiesz, tak to �wietnie wiesz, a nie mia�a� poj�cia, o kogo chodzi, jak przyszed� list od niego... - zacz�a Felicja.
Melania nie dopu�ci�a jej do rozwijania tematu.
- Przypomnia�am sobie. Nie mam takiej sklerozy, jak moja najstarsza siostra. Poza tym Wandzia nazywa�a si� Rojk�wna za swoich panie�skich czas�w, teraz nazywa si� inaczej i sk�d mia�am wiedzie�, �e to o niej Wojciechowski pisze! Potem znale�li drugiego chrzestnego ojca, to by�... zaraz, mamusia m�wi�a... niejaki Lucjan... co� od �r�d�a... Krynicz! Syn bankiera Krynicza, bardzo bogaty, jaki� daleki krewny, zgin�� w czasie wojny, a chcieli Wandzi� za niego wyda�. Ten Krynicz akurat pl�ta� si� po Riwierze i trzeba by�o czeka�, a� wr�ci, a on nie wraca�, bo z�ama� nog�. Lew�, o ile wiem. Wr�ci� wreszcie, no i wtedy odby� si� ten chrzest, ale rok zd��y� up�yn��. I w ten spos�b, jak Krystyn� chrzcili, ty mia�a� osiem lat i musia�aby� by� od pocz�tku niedorozwini�ta, �eby nic nie pami�ta�. Jako dziecko, podobno by�a� inteligentna, dopiero p�niej ci przesz�o.
- Kretynka - powiedzia�a wzgardliwie Felicja. - Doskonale pami�tam gadanie o tym Kryniczu. I t� Wandzi� pami�tam, ona te� musia�a by� bogata, bo nosi�a na sobie maj�tek, diamenty i co� tam jeszcze. Warto�� tego wtedy do mnie nie dociera�a, ale strasznie si� to na niej �wieci�o, wi�c wpad�o mi w oko. Ile ona mo�e teraz mie� lat?
- A ile mia�a, jak j� chrzcili? - spyta�a z zaciekawieniem Sylwia.
Do takich rzeczy Dorotka by�a przyzwyczajona. W meandrach my�lowych i przej�zyczeniach ciotka Sylwia celowa�a, bij�c wszelkie rekordy. Jej siostry do tego r�wnie� przywyk�y.
- By�a, zdaje si�, akurat w wieku mamy - ci�gn�a w zadumie Felicja. - Przypominam sobie nawet jakie� gadanie na ten temat... �e to stara panna i dlaczego w�a�ciwie za m�� nie wysz�a...
- A mama ile mia�a?
- Nie wiem. Czekaj, policz�. Jak ja mia�am siedem... Potem Krystyna... Trzydziesty pi�ty... Mog�a mie� wtedy... no, tak jak mama, dwadzie�cia sze��.
- To teraz mia�aby... o rany boskie. Osiemdziesi�t osiem? Nie�le.
- I w tym wieku chce tu wr�ci� na sta�e? - zgorszy�a si� Sylwia. - Oszala�a czy co? I do nas...? I mo�e sobie wyobra�a, �e my j� b�dziemy piel�gnowa�?
W Dorotce na te s�owa wzdrygn�o si� wszystko, bo doskonale wiedzia�a, na kogo spad�by obowi�zek owej piel�gnacji, w razie gdyby chrzestnej matce jej matki wpad� do g�owy taki upiorny pomys�. Niemniej s�ucha�a ciekawie.
- Oni si� tam dobrze trzymaj� - zauwa�y�a Melania w zadumie. - To mo�e by� stara gropa, pe�na wigoru. W dodatku bogata. Czy ona ma jak�� rodzin�?
- Zdaje si�, �e rodzina zesz�a jej do zera - odpar�a Felicja, wysilaj�c pami��. - Rodze�stwa nie mia�a, to by�a ukochana jedynaczka. Tatu� i mamusia na pewno nie �yj�, gdyby �yli, kto� by si� zainteresowa� zdumiewaj�c� d�ugowieczno�ci� czworonoga... Nie, to by�o co� o jakim koniu...
- Dickens... - podpowiedzia�a cichutko Dorotka.
- Co...? Mo�liwe. M�a i dzieci chyba tak�e nie ma, skoro wraca sama... Wojciechowski napisa�, �e wraca sama?
- By�o w liczbie pojedynczej - potwierdzi�a stanowczo Sylwia.
- Mo�e b�dzie chcia�a nam zap�aci� za utrzymanie. Po moim trupie.
Sylwia westchn�a, Melania wzruszy�a ramionami, Dorotka powstrzyma�a si� od wszelkiej reakcji. W nami�tnej ch�ci ukrycia sk�pstwa Felicja na zewn�trz usi�owa�a prezentowa� szczodro�� i wielkoduszno��. Udawa�a, �e nic nie wie o wk�adzie Dorotki w utrzymanie domu, hojnie podejmowa�a go�ci, �lep�a i g�uch�a na produkty, dodatkowo finansowane przez Melani�, symulowa�a racjonaln� oszcz�dno��, nie przyjmuj�c do wiadomo�ci strat, jakie owa rzekoma oszcz�dno�� przynosi�a. Nawet Melania nie o�mieli�a si� zaprzeczy� jej wypowiedzi, aczkolwiek nie ulega�o w�tpliwo�ci, �e najwy�sze nawet nak�ady go�cia na dom i jego potrzeby umkn� uwadze w�a�cicielki. Przy generalnym remoncie, na przyk�ad, Felicja zajmie si� czym innym i koszt�w remontu nie zauwa�y. Jedyne, co dotowa�a bez oporu, aczkolwiek tak�e bez przesady, to by� Marcinek.
- A kto to w og�le jest Wojciechowski? - spyta�a Dorotka. - Sk�d si� wzi�� ko�o niej?
- Chyba takie co� w rodzaju plenipotenta - odpar�a Sylwia. - Wszystko za ni� za�atwia.
- Przedwojenny przyjaciel naszego ojca, ale m�odszy od niego - powiedzia�a Felicja. - Te� go sobie przypominam, taki wysoki i strasznie chudy. Nasza matka co� o nim m�wi�a?
- D�u�ej z mam� mieszka�a� ni� my - wytkn�a jej Melania. - Musia�a� bardzo uwa�nie s�ucha� gadania rodzicielki. Owszem, m�wi�a. Bardzo chcia� by� ojcem chrzestnym w parze z Wandzi�, ale ten Krynicz by� bogatszy, wi�c jego wybrali. Ale Wojciechowski szlachetnie nie mia� pretensji i wszystkim wy�wiadcza� przys�ugi, bo by� uczynny z natury. A...! Przypomnia�am sobie! Ta chrzestna Wandzia pojecha�a do Stan�w tu� przed wybuchem wojny i ju� nie wr�ci�a, wszelki �lad po niej zagin��.
- I co tam robi�a?
- Nic. Nie wiem. Wojciechowski, zdaje si�, napisa�, ale nie pami�tam. Pewnie wysz�a za m��, mama m�wi�a, �e by�a bardzo �adna, wi�c to staropanie�stwo wydaje si� dziwne...
- Czy kto� powinien wyjecha� po ni� na lotnisko? - spyta�a Sylwia.
- No a jak to sobie wyobra�asz? Pewnie, �e kto� powinien. Ostatecznie, nie by�o jej tu... zaraz, ile lat?
- Od pocz�tku wojny. Pi��dziesi�t osiem.
- P� wieku. Warszawa si� troch� zmieni�a. Mo�e nie trafi� ani do nas, ani do hotelu.
- Naprawd� my�lisz, �e ruszy na piechot� z baga�ami na karku? - zainteresowa�a si� Melania. - We�mie taks�wk� i pojedzie, gdzie zechce. Z listu nie wynika�o, �e jest to idiotka.
- Idiotka to ty jeste� - zirytowa�a si� Felicja. - Stare pr�chno, blisko stuletnie, jak ona sobie da rad�? Mo�e ma skleroz�, mo�e nie ma si�y nosi� baga�u...
- Tragarze s�. I w�zki. Taks�wkarz jej wepchnie wszystko do baga�nika...
- No mo�e... To nie wiem...
- Ale b�dzie jej przykro, je�li nikt po ni� nie wyjdzie z jakim� wiechciem w r�ku - odezwa�a si� nagle Dorotka. -Wszystkich witaj�, nawet po byle czym, a jej wcale? M�wi�y�cie zawsze, �e trzeba dba� o cudze przyjemno�ci, to jak to wyjdzie, tak j� zostawi� luzem...?
Przez moment wszystkie ciotki milcza�y.
- Tote� wyjdziesz po ni�, a przedtem kupisz kwiaty -zadecydowa�a Felicja. - Mo�e Marcinek wyjdzie razem z tob�. Jeszcze jest czas, to dopiero w przysz�ym tygodniu...
* * *
P�nym wieczorem Dorotce uda�o si� bez �wiadk�w wyj�� list z podgrzewacza. Przeczyta�a go uwa�nie, zamkn�wszy si� w �azience i lej�c wod� do wanny.
Tajemniczy Wojciechowski pisa� wyra�nie i porz�dnie. Zawiadamia� j�, �e jest przyjacielem i plenipotentem pani Wandy Parker, kt�ra straci�a wszystkich bliskich, nie posiada w Polsce, ani w og�le nigdzie, �adnej rodziny, co ju� zosta�o stwierdzone, dzieci nigdy nie mia�a, a m�� jej niedawno umar�. T�skni za krajem, chce wr�ci� i umrze� na polskiej ziemi. Przez te wszystkie lata nie przyje�d�a�a, poniewa� ba�a si� ustroju, co nikogo nie dziwi. W Stanach zosta� nie chce, nie ma tu bliskich przyjaci� i, co gorsza, bardzo s�abo zna j�zyk, jako� nie uda�o jej si� go nauczy�. Wie, �e mia�a chrzestn� c�rk�, jedn� tylko w �yciu, wie, �e ta c�rka te� umar�a, ale pozosta�o po niej dziecko, kt�re uwa�a za swoj� chrzestn� wnuczk�. Za��da�a odnalezienia owej dziewczynki, Wojciechowski zatem zleci� odszukanie jej stosownej firmie i nareszcie doczeka� si� rezultat�w. On sam doskonale pami�ta �w chrzest, by� �ci�le zaprzyja�niony z rodzin�, bawi� si� ze �liczn� dziewczyneczk� i bardzo popiera pomys� pani Wandy, �eby wr�ci� i reszt� �ycia sp�dzi� w otoczeniu rodziny, bodaj przyszywanej. Za�atwi� wszystko co trzeba i zleci� wyszukanie dla pani Wandy mieszkania, co nie powinno napotka� trudno�ci, bo pani Wanda dysponuje �rodkami materialnymi w obfito�ci, prawd� m�wi�c jest bardzo bogata. Nie brakuje jej niczego z wyj�tkiem uczu�, bo nikt jej nie kocha. Przyje�d�a czternastego o dwunastej dwadzie�cia czasu �rodkowoeuropejskiego, ch�tnie zatrzyma�aby si� u rodziny, ale gdyby to by�o niemo�liwe, zatrzyma si� w hotelu, kt�ry ju� zosta� zam�wiony na wszelki wypadek. Hotel Forum. Niew�tpliwie z najwi�kszym po�piechem b�dzie chcia�a zobaczy� dziecko, o kt�rym mowa, to znaczy teraz ju� m�od� dziewczyn�, c�rk� jej chrzestnej c�rki i wnuczk� jej ukochanej przyjaci�ki.
W tym miejscu Dorotka zdziwi�a si� nieco, bo o wielkiej przyja�ni z babci� ciotki jako� nie napomyka�y. Ale mo�e i sama babcia, straciwszy osob� z oczu, zapomnia�a o niej troch� w obliczu wojny i p�niejszych trudno�ci �yciowych. Tamtej Wandzi by�o lepiej, mog�a pami�ta�...
List by� szczery, rzewny i wzruszaj�cy. W dodatku zawiera� dopisek, wykonany inn� r�k� i rozpocz�ty s�owami: "Moje najdro�sze dziecko!" Chrzestna matka jej matki zwraca�a si� do niej z wyrazami uczu� wielkich, jak do w�asnej c�rki, skar��c si� na samotno�� i nie�mia�o prosz�c o odrobin� serca. Dorotka poczu�a si� przej�ta. Po trzech uroczych ciotkach objaw�w rzewnych uczu� trudno si� by�o spodziewa�, mog�a sobie wyobrazi�, jak powitaj� delikatn� i wra�liw� starsz� pani�. Dorotce zrobi�o si� jej �al, bez chwili namys�u postanowi�a ukry� list, ze�ga�, w razie potrzeby, godzin� przylotu i uda� si� na lotnisko bez parszywego Marcinka.
Marcinek Ja�czak by� mi�ym ch�opcem, o rok m�odszym od Dorotki. Wielkim ogniem i temperamentem nie bucha�, usposobienie mia� spokojne i �rednio �ywe, tryska� za to zdrowym rozs�dkiem. Zdrowy rozs�dek kaza� mu oszcz�dza� w�asne si�y, ile si� da�o, �eby mu na d�u�ej starczy�y, i w miar� mo�no�ci korzysta� z cudzych, ponadto ukrywa� ten racjonalny pogl�d i na zewn�trz prezentowa� wielk� uczynno�� i dobre ch�ci. Odkrywszy przed dwoma laty Felicj�, ujrza� w niej �r�d�o d�br wszelkich.
W jego rodzinnym domu akurat w owym czasie szala�o piek�o w postaci generalnego remontu, w kt�rym kazano mu bra� udzia�. Wcale nie chcia�. Unikni�cie przesadnych wysi�k�w wymaga�o zaledwie odrobiny stara�, symuluj�c skr�cenie nogi zr�cznie zmy� si� z horyzontu, ale na dalsz� met� nie mia� si� gdzie podzia�. Matki kumpli jako� niech�tnie odnosi�y si� do goszczenia go na sta�e, b��ka� si� zatem gdzie popad�o, po sklepach, barkach i klubach prasy, w zimny, deszczowy wiecz�r pom�g� starszej osobie pozbiera� rozsypane ksi��ki, kt�re wylecia�y jej z r�k, dopilotowa� osob� do domu i w ten spos�b na ca�e dwa tygodnie znalaz� u Felicji wikt i opierunek.
Po drodze z rozbrajaj�c� szczero�ci� przyzna� si�, �e nog� ma w porz�dku i kulawizn� tylko udaje, czyni to za� dla ratowania �ycia i zdrowia. Racjonalnie na og� my�l�ca Felicja uwierzy�a �wi�cie, poniewa� chcia�a uwierzy�, �e nieludzka rodzina tyra m�odym ch�opcem bez ogranicze� i wymaga od niego wysi�k�w zgo�a monstrualnych, sk�pi�c zarazem po�ywienia. Z�a siostra wyp�dzi�a go ze swojego domu, nielito�ciwy ojciec zmusza do d�wigania ci�ar�w �ami�cych kr�gos�up, matka od ust mu odejmuje, �eby karmi� m�odszego brata, kawa�ka miejsca nie ma dla z�o�enia utrudzonej g�owy. Og�lnie bior�c, studiuje, stypendium nie posiada. Ch�tnie by popracowa� i zarobi� na siebie, ale jako� normalnie, jak cz�owiek, a nie jak juczne zwierz�, i nie przez dwadzie�cia osiem godzin na dob�. W��cz�ga po mie�cie i ciep�ych lokalach, gdzie nie ma za co postawi� sobie nawet wody mineralnej, stanowi dla niego, w tej sytuacji, upragniony wypoczynek.
Felicja natychmiast, ku wyra�nej dezaprobacie si�str i zdumieniu siostrzenicy, znalaz�a mu u siebie ow� normaln� prac�, zaczynaj�c od malowania ram okiennych, spokojnie i bez po�piechu. Ulokowa�a go w kuchni, na turystycznym materacu.
W kwestii warunk�w sypialnianych Marcinek nie mia� wielkich wymaga�, zadomowi� si� zatem bez trudu. Kuchnia by�a du�a, podw�jny materac zajmowa� w niej zaledwie jedn� trzeci� pod�ogi i wstaj�ca najwcze�niej Sylwia nie musia�a mu depta� po g�owie. Nie depta�a te� wcale przez pierwszy tydzie�, dopiero w drugim j�a si� w niej l�gn�� ch�� potkni�cia si� z garnkiem pe�nym wrz�tku akurat nad wezg�owiem Marcinka, lub te� upuszczenia patelni ze skwiercz�cym t�uszczem w okolicy jego n�g. Albo mo�e przyjemnie by by�o zepchn�� przez niezr�czno�� ca�y zestaw s�oik�w z rozmait� zawarto�ci�, stoj�cy akurat na g�rnej p�ce nad nim...
Marcinek, otrzymawszy z miejsca zadatek za owe ramy, z wielk� gorliwo�ci� przyst�pi� do pracy. Dusza mu powiedzia�a, �e Felicja ma pieni�dze. Wzajemnych stosunk�w nie analizowa� �ci�le, ale czu� wyra�ne fory. Ramy najpierw obejrza� w skupieniu, ogl�daniu po�wi�ci� ca�e p� dnia, potem znalaz� jeden �rubokr�t, za ma�y, drugi, w�a�ciwego rozmiaru, wr�czy�a mu Felicja osobi�cie, potem spyta� o papier �cierny, bo zosta�o mu wyra�nie powiedziane, �e ramy przed malowaniem nale�y porz�dnie oskroba�, dowiedzia� si�, �e pud�o z papierem �ciernym stoi w spi�arni i na tym na razie poprzesta�. W wysokim stopniu odrywa�y go od pracy d�ugie przerwy na �niadanie, obiad i kolacj�.
Nazajutrz ponownie obejrza� ramy, wybra� sobie pierwsze okno i zacz�� odkr�ca� �ruby. Okna by�y ju� wsp�czesne, szwedzkie. W pierwszej kolejno�ci jedn� szyb� st�uk�. Zmartwiony wielce, silnie nalega�, �eby mu koszt tej szyby odliczy� od zarobku, ale uj�ta naleganiami Felicja wspania�omy�lnie odm�wi�a pro�bie, mia� za to za�atwi� natychmiastowe wstawienie nowej. Zabra� zatem odkr�con� i wyj�t� z zawias�w ram�, uda� si� do szklarza i tam reszt� dnia sp�dzi� na przygl�daniu si� pr