2295
Szczegóły |
Tytuł |
2295 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2295 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2295 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2295 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Andrzej Syta
Genera� Dezydery Ch�apowski 1788 - 1879
Warszawa: MON 1971
Na dysk przepisa� Franciszek Kwiatkowski
M�odzie�cze, zar�b na krzy�!..."
Zima 1807 roku by�a nad podziw �agodna i mokra. Ci�gn�c sznury
tabor�w, brn�c w b�ocie rozmi�k�ych dr�g, armie Napoleona
maszerowa�y na wsch�d.
W dalszym ci�gu trwa�a wojna z Prusami, chocia� na polach pod Jen�
i Auerstedt rozwia�a si� legenda o niezwyci�onej armii pruskiej.
Napoleon par� naprz�d. Zdemoralizowane b�yskawicznymi kl�skami
pu�ki kr�la pruskiego nie przedstawia�y ju� wielkiej warto�ci
bojowej, ale w ich r�kach pozostawa�y jeszcze twierdze na Pomorzu
i w Prusach Wschodnich. Na drodze Bonapartego stan�� te� nowy
gro�ny przeciwnik:
Cesarz rosyjski Aleksander I wys�a� swoje armie na pomoc pruskiemu
sprzymierze�cowi. Walki rozgorza�y od nowa. Przez ponad p� roku
straszliwa wojna przetacza�a si� przez ziemie polskie. Koniec
grudnia przyni�s� krwawe zmagania pod Czarnowem, Pu�tuskiem i
Go�yminem. Tu Francuzi przekonali si�, co to znaczy m�stwo i
nieust�pliwo�� rosyjskiego �o�nierza. Bitwy przynios�y dotkliwe
straty obu stronom ale jeszcze nie przes�dzi�y o dalszych losach
wojny. Lepiej wiod�o si� Francuzom w walkach na Pomorzu, zim� i
wiosn� 1807 roku, nie tu jednak mia�o si� wszystko rozstrzygn��.
Trzeba by�o czeka� na to p� roku. Dopiero krwawo okupione
zwyci�stwa Napoleona pod I�aw� Prusk� i Frydlandem, w lutym i w
czerwcu 1807 roku, zadecydowa�y o jego sukcesie w tej wojnie. 7
lipca 1807 roku w Tyl�y zosta� zawarty pok�j z Rosj�, a 9 tego�
miesi�ca, z Prusami. Jesieni� 1806 roku ludno�� Wielkopolski
pierwsza entuzjastycznie powita�a Napoleona na ziemiach polskich.
O�y�y nadzieje Polak�w na wskrzeszenie bytu Ojczyzny. Tw�rcy
Legion�w Polskich we W�oszech, genera� Jan Henryk D�browski i
J�zef Wybicki, skierowali do narodu polskiego p�omienn� odezwe.
Wzywali pod sztandary Napoleona, wierzyli, �e przywr�ci on
niepodleg�o�� krajowi. "Polacy! - nawo�ywali. - Napoleon, wielki,
niezwyci�ony. Wchodzi w trzykro� sto tysi�cy wojska do Polski.
Nie zg��biajmy tajemnic zamys��w, starajmy si� by� godnymi jego
wspania�o�ci... Powsta�cie i przekonajcie go, i� gotowi jeste�cie
i krew toczy� na odzyskanie Ojczyzny... Bro� i or� z r�k jego
otrzymacie. A wy, Polacy, przymuszeni przez naszych naje�d�c�w bi�
si� za nich przeciwko w�asnej sprawie, stawajcie pod chor�gwiami
Ojczyzny swojej..."
Apel ten nie pozosta� bez echa. Ochotnicy spieszyli do wojska,
obficie p�yn�y dary i �ywno��. Formowa�y si� pu�ki, kt�re na polu
bitwy swoim m�stwem i krwi� stara�y si� rozwia� w�tpliwo�ci
Napoleona wyra�one s�owami: "Obacz�, je�eli Polacy godni s� by�
narodem..."
Polskie oddzia�y odznacza�y si� w walkach na Pomorzu zim� i wiosn�
1807 roku, bra�y te� udzia� w wielkiej i rozstrzygaj�cej bitwie
pod Frydlandem.
*
W pochmurny i mglisty poranek pod koniec stycznia 1807 roku
wyruszy� z Gniezna nowo sformowany 9 liniowy pu�k piechoty. Nauka
wojskowego rzemios�a by�a kr�tka. W ci�gu kilku zaledwie tygodni
m�ody �o�nierz zdo�a� jedynie pozna� jego podstawowe i niezb�dne
arkana. Reszt� edukacji mia� otrzyma� w bitwie.
Kompanie opu�ci�y miasto. Umilk�a muzyka pu�kowa, coraz dalej w
tyle pozostawa�y gnie�nie�skie dachy i wie�e. Ten i �w obejrza�
si� ukradkiem za siebie, w duchu zapytywa�: czy tu jeszcze wr�c�?
Padaj�cy bez przerwy mokry �nieg zalepia� oczy, utrudniaj�c marsz.
Oficerowie, chc�c da� przyk�ad m�odym �o�nierzom, pozsiadali z
koni i maszerowali pieszo ze swoimi kompaniami. W�r�d nich
znajdowa� si� m�ody, zaledwie dziewi�tnastoletni porucznik
Dezydery Ch�apowski. Wtulaj�c twarz w ko�nierz p�aszcza, jak inni
brn�� na spotkanie z nieznanym, ze swoim nowym losem. Czy oka�e
si� dla niego �askawy? Czy zdob�dzie s�aw�, zab�y�nie m�stwem, czy
b�dzie godny oficerskiego munduru, kt�ry z takim zaufaniem
ofiarowa�a mu Ojczyzna...
Wypadki ostatnich miesi�cy mocno wry�y si� w pami�� Dezyderego.
Ich bieg jak rw�cy potok ogarn�� go i poni�s� ku nowemu losowi.
Skoczy� w ten nurt z zapa�em swoich dziewi�tnastu lat. On to
pierwszy przywi�z� do Poznania wie�� o kl�sce Prus i zaj�ciu
Berlina przez Francuz�w. Kilka dni p�niej w szeregach gwardii
honorowej wita� Napoleona. Nast�pnie przebywa� w orszaku cesarza
podczas jego trzydniowego pobytu w Poznaniu.
Pewnego razu Napoleon odbywa� jedn� ze swoich ulubionych
przeja�d�ek konnych. Nagle orszak natrafi� na szeroko rozlane
ka�u�e. Oficerowie rozjechali si� w poszukiwaniu wygodniejszej
drogi. Dezydery wysun�� si� przed innych, znalaz� suchy przesmyk i
zawo�a� weso�o:
- Un Polonais passe partout!* (* Polak wsz�dzie przechodzi!)
W drodze powrotnej Napoleon rozkaza� mu, aby pozosta� przy nim.
Wypytywa� go o rodzin�, kraj i miejscowe stosunki. Jasne i zwi�z�e
odpowiedzi m�odzie�ca spodoba�y si� cesarzowi. Gdy wr�cili, kaza�
Dezyderemu pozosta� na obiedzie, w kt�rym uczestniczy� r�wnie�
marsza�ek Berthier.
Wspominaj�c tamte wydarzenia Ch�apowski nie przypuszcza�, jak
mocno zawa�� one na jego dalszych losach.
Tymczasem pu�k maszerowa� przez G�saw�, Bydgoszcz, �wiecie, Gniew
w stron� Gda�ska, gdzie toczy�y si� walki. Pod Gniewem pu�k
Dezyderego do��czy� do dywizji D�browskiego. Genera� dokona� tu
przegl�du podleg�ych sobie oddzia��w.
Najbli�szy nocleg wypad� ju� w bezpo�redniej styczno�ci z
nieprzyjacielem. Nad Wis�� uwija�y si� podjazdy pruskich huzar�w.
T� noc Dezydery sp�dzi� na wysuni�tej plac�wce, grzej�c si� przy
niewielkim ognisku rozpalonym w dole po kartoflach.
Nazajutrz pu�k pomaszerowa� drog� wiod�c� do Gda�ska. Kompania
wolty�er�w sz�a w stra�y przedniej, dowodzonej przez Jana
D�browskiego, syna genera�a. Awangarda sta�a w Su�kowie, wsi
po�o�onej kilka kilometr�w przed Tczewem.
Wstawa� p�ny, zimowy ranek 23 lutego 1807 roku. Jeszcze by�o
ciemno, kiedy do Su�kowa przyby� genera� D�browski. Otoczony
oficerami, zatrzyma� si� na skraju wsi. Adiutanci roz�o�yli map�.
- Przed nami Tczew - odezwa� si� genera�.
- Niezbyt to pot�na forteca, ale obsadzona silnie i drog� do
Gda�ska nam zas�ania. Musimy j� wzi�� - i to jeszcze dzi�.
D�browski omawia� plan ataku na miasto i udziela� szczeg�owych
dyrektyw dow�dcom. Ch�apowski, stoj�cy w gronie oficer�w, z uwag�
s�ucha� s��w genera�a. Nagle dow�dca zwr�ci� si� wprost do niego:
- Poruczniku, zbli� si� wa�pan! P�jdziesz w przedzie ze swoj�
kompani�, przed domami przedmie�cia po�ow� ludzi pu�cisz tyralier�
w ogrody, a z reszt� �ywo post�pisz w ulic� mi�dzy domy i b�dziesz
otwiera� drog� ku bramie. Za tob� p�jd� grenadiery i reszta
batalionu. Czy dobrze zrozumia�e� rozkaz? Podo�asz?
- Tak jest, generale! Rozumiem, b�d� si� stara�!
- M�ody� - z u�miechem m�wi� D�browski. - Widz�, �e zapa�u ci nie
brak. Jak s�ysz�, to tw�j pierwszy wyst�p w boju, bacz wi�c, by
ochota rozs�dku w tobie nie zabi�a. Pami�taj, �e nie swoim tylko
�yciem szafujesz. Ruszaj tedy, rad b�d� dobrze o tobie us�ysze�.
Ch�apowski wr�ci� do kompanii. Niebawem ruszy� w stron� Tczewa,
poprzedzany szwadronem u�an�w. Po dwu godzinach marszu oczom
�o�nierzy ukaza�o si� miasto. Na przedmie�ciu kr�cili si� huzarzy
pruscy. U�ani poprzedzaj�cy kompani� Ch�apowskiego k�usem ruszyli
w stron� nieprzyjaciela, rozwijaj�c plutony flankierskie. Hukn�y
pierwsze strza�y, wolty�erzy przy�pieszyli kroku. U�ani w mig
sp�dzili kawaleri� prusk�, a nast�pnie usun�li si� otwieraj�c
drog� piechocie.
Kilka kr�tkich rozkaz�w i p� kompanii rozsypa�o si� w tyraliery.
Reszt� Dezydery prowadzi� ulic� ku Bramie Nadwi�la�skiej. Ale
piechurzy pruscy czuwali. Z okien niskich domk�w podmiejskich, zza
p�ot�w i szop hukn�y strza�y. Padli zabici, rozleg�y si� j�ki
rannych. Zachwia�y si� i pomiesza�y szyki wolty�er�w. Widok
zabitych i cierpienia rannych wstrz�sn�y m�odymi �o�nierzami.
Pierwszy raz zetkn�li si� z groz� wojny. Straci� te� g�ow� m�ody
dow�dca. Szcz�ciem by�a to tylko chwilowa depresja. Dezydery
szybko otrz�sn�� si� i ponownie sformowa� �o�nierzy. Otuchy doda�
mu widok nadbiegaj�cej kompanii grenadier�w, kt�ra poprzedza�a
reszt� pu�ku.
Prusacy nie czekali na ponowne natarcie. Uciekali w kierunku
bramy, �cigani przez wolty�er�w kt�rzy zn�w byli na czele
batalionu. Piechurzy pruscy zd��yli dopa�� do bramy i zatrzasn��
j� przed �cigaj�cymi. Ze strzelnic w bramie, z okien i dach�w
dom�w stoj�cych za wa�em znowu sypn�� grad kul na atakuj�cych.
Galopem nadjecha� zast�pca dow�dcy pu�ku, podpu�kownik Sierawski,
wo�aj�c:
- Poruczniku! Ka� ludziom kry� si� za domy, wnet tu zajedzie
armata i rozbije bram�!
Wolty�erzy rozbiegli si� szukaj�c schronienia pod �cianami dom�w i
za p�otami. Strzelali z ukrycia, celuj�c w strzelnice i okna dom�w
za wa�em. R�wnie� pozosta�e kompanie batalionu ukry�y si� za
domami.
Obustronna strzelanina trwa�a z g�r� p� godziny, a� wreszcie
p�dem zajecha�a armata z obs�ug� francusk�. Dowodzi� ni� stary,
w�saty oficer artylerii.
Francuz zatrzyma� si� w odleg�o�ci oko�o 150 krok�w od bramy i,
nie bacz�c na kule, nie zsiadaj�c z konia, spokojnie wydawa�
rozkazy swoim kanonierom.
Za domem Ch�apowski sformowa� kompani� w kolumn� szturmow�.
�ciskaj�c r�koje�� szpady, z niecierpliwo�ci� oczekiwa� skutku
ognia artyleryjskiego i sygna�u do ataku.
Za trzecim strza�em run�a brama. Francuz z flegm� zwr�ci� si� w
siodle, pochyli� w stron� Dezyderego i powiedzia�:
- Dalej, m�odzie�cze, zar�b na krzy�, ruszaj w miasto!
Ch�apowski ju� nie s�ucha�.
- Naprz�d! - wyda� komend�.
Wolty�erzy �cisn�li szeregi, pochyli�y si� bagnety.
Prusacy nie wytrzymali impetu natarcia, rzucili si� do ucieczki.
Kilku usi�uj�cych stawia� op�r rozniesiono na bagnetach.
Droga do miasta by�a wolna...
W potyczce pod Tczewem m�ody porucznik "zas�u�y� sobie" na
czerwon� wst��k� Legii Honorowej. Dobrze wypad� jego pierwszy
chrzest bojowy, pozna� swoj� warto��, z jeszcze wi�kszym zapa�em
przyst�pi� do pe�nienia dalszej s�u�by. A s�u�ba by�a ci�ka...
Jedn�, szczeg�lnie przykr�, noc z 12 na 13 marca tak wspomina
Dezydery w swoich Pami�tnikach:
"... ju� byli�my si� jako tako urz�dzili i ogie� roz�o�yli, a� tu
przybywa podpu�kownik Cedrowski i przynosi mi rozkaz posuni�cia
si� pod spalone przedmie�cie Schotland [dzisiejsza dzielnica
Gda�ska Szkoty - A.S.), gdzie zabroniono nam ognia pali�, aby si�
nieprzyjacielowi nie objawi�. Tam, bez s�omy, bez ognia, ca�� noc
mokr� przep�dzi�em, drepc�c dla rozgrzania si� po �niegu z b�otem
przemieszanym. Blisko bardzo od plac�wki czaty popostawia�em, bo
noc by�a ciemna. Ca�a kompania istotnie sta�a na czatach, bo si�
�aden z nas nie po�o�y�. Nie pami�tam przykrzejszej nocy w ci�gu
tej wojny. Nad ranem dopiero �o�nierze ze spalonego przedmie�cia
kilka tarcic przynie�li, na kt�rych kolejno z Gorze�skim
spocz�li�my, bo na ziemi nie mo�na by�o si� po�o�y� - wsz�dzie
by�o na p� �okcia b�ota z �niegiem. Tej nocy nigdy nie zapomn�,
bardzo d�ug� mi si� zdawa�a i dlatego obszernie j� opisuj�, a�eby
m�odzi �o�nierze wiedzieli, co na wojnie ich czeka: nie tylko
kula, ale niewygody, na kt�re trzeba by� przygotowanym.
Kole�e�stwo zreszt� takie cierpienia zmniejsza..."
P�dz�c przed sob� nieprzyjaciela, w ci�g�ych potyczkach na
p�askich, podmok�ych polach �u�awskich wojska francuskie i polskie
ci�gn�y pod Gda�sk.
W po�owie marca 1807 roku rozpocz�o si� obl�enie Gda�ska. Pu�k
Ch�apowskiego os�ania� francuskich saper�w prowadz�cych podkopy do
twierdzy i odpiera� wypady obl�onych. W ci�gu dnia trzeba by�o
sta� w pogotowiu, cz�sto w zasi�gu ognia dzia�owego, a tak�e
pomaga� saperom przy pracach obl�niczych. Szczeg�lnie ci�kie
by�y jednak noce, kiedy to nieprzyjaciel wypada� z fortecy,
staraj�c si� zniszczy� wykonane podczas dnia prace. W ciemno�ci
dochodzi�o wtedy do zaciek�ych star�, w kt�rych obok bagnet�w i
szabel w ruch sz�y �opaty, kilofy, a cz�sto pi�ci i no�e.
U schy�ku nocy 26 marca kompania Ch�apowskiego jak zwykle
obejmowa�a s�u�b� przy podkopie. �o�nierze sk�adali w rowie
tornistry, rozmieszczali si� na stanowiskach. By�o jeszcze
ciemno...
Nagle z lewej strony, ze stanowisk, kt�re powinni byli zajmowa�
�o�nierze bade�skiego korpusu posi�kowego, sypn�� grad kul. Od
�niegu odbija�y sylwetki tyralier�w pruskich, biegn�cych w stron�
podkopu, a nowa salwa hukn�a z ty�u naszej kompanii.
Ch�apowski zrozumia�, �e jeszcze moment, a b�dzie otoczony.
Widocznie Bade�czycy dali si� podej�� i bez wystrza�u z�o�yli
bro�... Pozosta�a jedyna droga w prawo cofa� si� ku swoim
kompaniom odwodowym, stoj�cym kilkaset metr�w z ty�u. Te zreszt�
te� ju� wchodzi�y do boju, odpieraj�c piechur�w pruskich
otaczaj�cych kompani� Dezyderego. Nadjecha� major Malczewski,
dow�dca kompanii odwodowych, kt�ry rozkaza� Ch�apowskiemu rozwin��
swoich �o�nierzy w tyralier�; pod os�on� ich ognia wszyscy
wycofywali si� dalej, ku swoim. Okaza�o si� bowiem, �e
nieprzyjaciel wyprowadzi� z twierdzy znaczne si�y, tak jakby
zamierza� toczy� bitw� w polu.
W blasku wstaj�cego dnia mo�na by�o zobaczy� kolumny piechoty i
rozwijaj�ce si� szwadrony jazdy. Widz�c szykuj�c� si� do ataku
kawaleri� Ch�apowski zwin�� tyralier�w, rozkaza� podporucznikowi
wycofywa� kompani�, sam za� z dziesi�cioma lud�mi os�ania� odwr�t.
Wtedy to z boku do szar�y lini� ruszy�y dwa szwadrony pruskich
dragon�w.
Grzmot kopyt rozp�dzonych koni, b�ysk uniesionych szabel i ju�
szwadron przelecia� pomi�dzy rozbiegaj�cymi si� tyralierami
Ch�apowskiego, kt�ry pop�dzi� ku cofaj�cej si� kompanii.
Dezydery pami�ta� tylko, �e nagle znalaz� si� pomi�dzy dwoma
ko�mi, potem cios i straci� przytomno��. Ockn�� si� na ziemi,
spostrzeg�, �e jest otoczony przez kilku kozak�w. By� w niewoli.
Cios, kt�ry pozbawi� go przytomno�ci, nie by� gro�ny. Widocznie
dragonowi w momencie uderzenia zwin�a si� w r�ce szabla, waln��
wi�c p�azem - mocno, ale nieszkodliwie.
Wkr�tce zjawi� si� oficer rosyjski, kt�ry pom�g� Dezyderemu wsta�,
a nast�pnie poleci� jednemu z kozak�w zsi��� z konia i wsadzi� na
siod�o niepewnie stoj�cego na nogach je�ca. Ch�apowski wraz z
kilkoma innymi �o�nierzami wzi�tymi do niewoli zosta� odprowadzony
do twierdzy.
Tu pierwszy raz spotka� go dow�d wielkiej pami�ci i �aski cesarza
Napoleona. Na wie�� o wzi�ciu do niewoli m�odego porucznika
osobi�cie wstawi� si� on za jego uwolnieniem. "�ywi�
szczeg�lniejsze zainteresowanie dla tego m�odego cz�owieka" -
pisa� cesarz 1 kwietnia 1807 roku do dow�dcy korpusu obl�niczego,
marsza�ka Francji Lefebre'a. Nakazywa� niezw�oczne poczynienie
odpowiednich krok�w w celu uzyskania wymiany Ch�apowskiego.
Niestety, interwencja cesarska by�a sp�niona. Par� dni wcze�niej
Ch�apowski wraz z innymi je�cami zosta� za�adowany na statek i
wys�any najpierw do K�ajpedy, a potem do Rygi.
Niewola nie trwa�a jednak d�ugo. Po kilku miesi�cach warunki
pokoju w Tyl�y przywr�ci�y wolno�� je�com. Ch�apowski m�g�
powr�ci� do kraju. Jecha� przez Wilno, w kt�rym zabawi� kilka dni
poznaj�c miasto i okolic�. Jeszcze wtedy nie wiedzia�, �e
poczynione tu obserwacje przydadz� si� mu w najwa�niejszej i
r�wnocze�nie - najci�szej chwili jego �ycia.
Po przyje�dzie do Warszawy natychmiast powr�ci� do s�u�by.
Otrzyma� awans na kapitana, Krzy� Orderu Virtuti Militari i
nominacj� na adiutanta generalnego III legionu. S�u�b� adiutanck�
mia� pe�ni� przy boku genera�a D�browskiego. Otwiera�a si� przed
nim szeroka kariera wojskowa.
Nie dane mu jednak by�o d�ugo s�u�y� w armii Ksi�stwa
Warszawskiego. Napoleon pami�ta� o tym "ma�ym Polaku, kt�ry
wsz�dzie przejdzie" i specjalnym rozkazem powo�a� Ch�apowskiego do
Pary�a, mianuj�c go swoim oficerem ordynansowym.
Adiutant Jego Cesarskiej Mo�ci
Hucznie i gwarnie toczy�o si� �ycie na cesarskim dworze w Pary�u.
Wci�gn�o ono te� od razu nowo mianowanego adiutanta, ciesz�cego
si� szczeg�ln� �ask� cesarza. M�ody Polak szybko zyska� sobie
popularno�� w kr�gach dworskich. Przystojny, inteligentny
m�odzieniec o nienagannych manierach, mimo pewnej wynios�o�ci w
sposobie bycia, by� przyjmowany �yczliwie w kr�gach towarzyskich,
szczeg�lnie w otoczeniu cesarzowej.
Nied�ugo jednak m�g� Dezydery korzysta� z dworskich uciech, kt�re,
nawiasem m�wi�c, nie bardzo go poci�ga�y. Adiutant cesarza musia�
du�o umie�, wi�cej ni� przeci�tny oficer, dlatego te� trzeba by�o
si� uczy�. Ch�apowski z zapa�em przyst�pi� do studi�w w paryskiej
szkole politechnicznej, uzupe�niaj�c braki w swoim og�lnym
wykszta�ceniu.
W tych dniach wyt�onej pracy znalaz� przecie� Dezydery czas, by
odwiedzi� legendarnego ju� bohatera powstania 1794 roku, Tadeusza
Ko�ciuszk�, dla kt�rego �ywi� g��boki szacunek i podziw. Naczelnik
przyj�� go w cichej miejscowo�ci Berville pod Pary�em, gdzie
zajmowa� niewielki dom z ogrodem.
Ko�ciuszko, ubrany w skromny str�j francuskiego wie�niaka, w
momencie przybycia Ch�apowskiego zajmowa� si� ulubion� prac� w
ogrodzie. �yczliwie powita� m�odego oficera, wypytywa� go o
przebieg s�u�by, dalsze plany, dzieli� si� swoimi pogl�dami na
panuj�c� sytuacj� polityczn�.
- Dobrze, �e s�u�ysz, �e si� uczysz. Przy boku cesarza mo�esz
zdoby� wiele wiadomo�ci i do�wiadczenia... To wielki cz�owiek i
wielki wojownik. Pami�taj jednak, �e dla nas, dla Polski, nic on
nie zrobi. On my�li tylko o sobie...
S�owa te g��boko wry�y si� w pami�� Dezyderego. Kto wie, czy
p�niej nie przes�dzi�y o jego decyzjach.
Tymczasem Napoleon opu�ci� Pary�, udaj�c si� wiosn� 1808 roku do
Bajonny. Cesarz Francuz�w obr�ci� oczy za Pireneje, si�gn�� po
Hiszpani�. Min�y ju� dni �wietno�ci hiszpa�skiego kr�lestwa. Tron
Bourbon�w, prze�arty demoralizacj�, chwia� si� w posadach. Trwa�y
walki i rozgrywki mi�dzy kr�lem Karolem i synem ksi�ciem
Ferdynandem, a krajem faktycznie rz�dzili wszechw�adni faworyci.
Lud burzy� si�, szlachta i arystokracja spiskowa�y, dziel�c si� na
frakcje i stronnictwa. Na dworze mno�y�y si� spiski i intrygi,
krajem wstrz�sa�y powstania. I wtedy zawis�a nad Hiszpani� ci�ka
d�o� Bonapartego. Zapad� wyrok na ostatni w Europie tron
Bourbon�w. Pierwszym posuni�ciem by�o wyrwanie Hiszpanii spod
wp�yw�w brytyjskich i narzucenie jej francuskiej przyja�ni. Dla
jej zabezpieczenia wci�� nowe oddzia�y francuskie rozlewa�y si� po
P�wyspie Pirenejskim, pocz�tkowo �yczliwie witane przez ludno��.
Nios�y przecie� z sob� tyle nowych i post�powych hase�, obcych
dot�d hiszpa�skiemu ludowi, sp�tanemu ponurymi tradycjami
inkwizycji. Kiedy jednak wchodzi�o ich coraz wi�cej, gdy ofiar�
zacz�y pada� kolejne twierdze, z oczu Hiszpan�w opad�a zas�ona.
Sta�o si� jasne, �e za t� przyja�ni� kryje si� twarda zale�no��,
narzucona dumnemu kr�lestwu przez europejskiego mocarza.
W kraju zatli�y si� ogniska wojny przeciwko obcej przemocy. Kiedy
Napoleon brutalnie pozbawi� tronu hiszpa�sk� rodzin� kr�lewsk�, a
do Madrytu wprowadzi� swojego brata J�zefa, ten �ar przerodzi� si�
w p�omie�. Lud hiszpa�ski chwyci� za bro�...
Te kolejne wydarzenia przerwa�y nauk� Ch�apowskiego. Napoleon
chcia� mie� przy sobie swojego adiutanta i wezwa� go do Bajonny.
Tu wypad�o mu spe�ni� pierwsze zlecenie cesarza. Mia� zawie��
pilny rozkaz marsza�kowi Muratowi, kt�ry stacjonowa� w Madrycie.
Do celu winien dotrze� trzeciego dnia, licz�c od chwili wyjazdu z
Bajonny.
Dezydery ruszy� w drog�. Nie zatrzymuj�c si� po drodze na d�u�ej,
tyle tylko, ile trzeba by�o na zmian� koni, p�dz�c szale�czo dzie�
i noc, stan�� na miejscu przeznaczenia wcze�niej, ni� mu kazano. U
marsza�ka meldowa� si� w op�akanym stanie, kt�ry tak okre�la w
Pami�tnikach: "...prowadzi� mnie musiano do marsza�ka, bom si� na
nogach utrzyma� nie m�g�; mia�em gor�czk� w ca�ym ciele, zdawa�o
mi si�, �e si� g�owa karku nie trzyma, ale my�l by�a wyra�na i
bardzo przytomna..."
�wietnie wywi�za� si� z postawionego zadania i odt�d, po tej
pierwszej pr�bie, by� u�ywany do najtrudniejszych i
najpilniejszych polece�.
Koniec lata i jesie� 1808 roku Ch�apowski sp�dzi� u boku cesarza w
Pary�u. Otoczony nimbem cesarskiej �aski, zwany "cherubinkiem"
w�r�d dam dworu cesarzowej, potrafi� jednak zachowa� ca�kowit�
godno��; nigdy nie nabra� cech i manier dworaka. Obce mu by�y
intrygi i zawi�ci tego kapi�cego z�otem t�umu, wype�niaj�cego
codziennie sale pa�acu w Tuileries, chocia� niejeden zabiega� o
wzgl�dy faworyzowanego adiutanta.
Tymczasem na mozolnie wznoszonym przez Napoleona gmachu pot�gi
francuskiej zaznaczy�y si� rysy. W krajach podporz�dkowanych tu i
�wdzie powstawa�y punkty zapalne. Prusy skrycie przygotowywa�y
powstanie, p�on�a Hiszpania, zaczyna�a podnosi� g�ow� pokonana
Austria.
Napoleon zareagowa� natychmiast. Prusy ob�o�y� now� kontrybucj� i
zaostrzy� tam system okupacyjny, a Austri� szachowa� staraniem o
wzmocnienie przymierza z Rosj�. W tym te� celu uda� si� Bonaparte
w ko�cu wrze�nia 1808 roku do Erfurtu na spotkanie z cesarzem
Rosji Aleksandrem I.
W ci�gu kilkunastu dni w�adcy dwu pot�g demonstrowali swoj�
przyja��. Pojawiali si� razem na balach, polowaniach i w teatrze,
ostentacyjnie wymieniali u�ciski i poca�unki. Spotkania te tak
scharakteryzowa� jeden z historyk�w tych czas�w: "Chodzi�o o to,
�eby wszystkie przejawy czu�o�ci odby�y si� publicznie. Dla
Napoleona te poca�unki utraci�yby ca�� s�odycz, gdyby wie�� o nich
nie dotar�a do Austriak�w, a dla Aleksandra, gdyby nie mieli si� o
nich dowiedzie� Turcy".
Mimo tych demonstracji serdeczno�ci Napoleon nie uzyska� w
Erfurcie tego, co zamierza�. Aleksander nie da� zapewnienia, �e
wyst�pi zbrojnie po stronie Francji, gdyby musia�a ona prowadzi�
wojn� z Austri�. By�a to zapowied� rysuj�cego si� konfliktu
rosyjsko-francuskiego.
Ch�apowski towarzyszy� cesarzowi w jego podr�y do Erfurtu i
dzi�ki temu m�g� by� �wiadkiem tego historycznego spotkania.
Niestety, ten epizod ze swojego �ycia bardzo sk�po opisa� w
Pami�tnikach, podobnie zreszt� jak i te, kt�re odnosi�y si� do
chwil sp�dzonych na dworze. Dowodzi to, �e sprawy �ci�le wojskowe
zawsze pozostawa�y w centrum jego zainteresowania.
W pami�ci Dezyderego pozosta� jednak fakt spotkania w Erfurcie z
wielkim ksi�ciem Konstantym, kt�ry swoj� oryginaln� osobowo�ci�
wywar� du�e wra�enie na m�odym adiutancie. Wtedy, w Erfurcie,
nawet nie przypuszcza�, �e ten cz�owiek po latach zostanie jego
szwagrem.
*
Gro�ny rozw�j wypadk�w w Hiszpanii powo�a� tam Napoleona w
listopadzie 1808 roku. Wraz z cesarzem znalaz� si� tam tak�e
Ch�apowski. Cz�sto musia� je�dzi� z rozkazami do r�nych korpus�w
i oddzia��w francuskich. Podr�e te, cz�sto samotne, nie nale�a�y
do przyjemnych. W kraju ogarni�tym po�arem szczeg�lnie okrutnej
wojny, gdzie drogi roi�y si� od fanatycznych partyzant�w,
niebezpiecze�stwo by�o olbrzymie. Niewoli nie by�o. Dostanie si�
�ywcem w r�ce Hiszpan�w to �mier�, cz�sto po d�ugich i
wyrafinowanych torturach. Ch�apowski szcz�liwie jednak unikn��
losu wielu kurier�w francuskich, chocia� nieraz musia� szabl�
torowa� sobie drog�, a cz�sto tylko szybko�ci konia zawdzi�cza�
ocalenie.
Uczestnicz�c od pocz�tku w wypadkach hiszpa�skich Ch�apowski nie
patrzy� bezkrytycznie na rol�, jak� odgrywa� w nich Napoleon.
Ceni� Hiszpan�w, widzia� i rozumia� cel ich walki, mimo �e s�u�y�
przeciwko nim.
W styczniu 1809 roku, kiedy za plecami przebywaj�cego w Hiszpanii
Napoleona przygotowywa�a si� pi�ta koalicja, Ch�apowski otrzyma�
kolejn� wa�n� misj�. Cesarz, baczny na wypadki europejskie, z
Valladolidu w Hiszpanii wys�a� Ch�apowskiego do Warszawy,
polecaj�c mu: "...zabawi� w Warszawie dni osiem, obaczy� wszystko,
co si� tam dzieje, jaki duch panuje w Ksi�stwie Warszawskim, co
si� m�wi i czyni w Galicji".
Podr�uj�c dniem i noc�, dziewi�tnastego dnia Dezydery stan�� w
Warszawie. Zatrzyma� si� tu siedem dni: Zebra� potrzebne
wiadomo�ci, g��wnie dok�adne dane o dyslokacji wojsk austriackich
w Galicji, i ruszy� w drog� powrotn�. Cesarz, kt�rego spotka� w
Pary�u, i tym razem m�g� by� zadowolony ze swojego adiutanta.
Interesuj�ce go informacje otrzyma� w dok�adnym raporcie.
B�d�c w Warszawie Ch�apowski wiele uwagi po�wi�ci� armii Ksi�stwa
Warszawskiego. Stara� si� zaobserwowa� jej wyszkolenie i oceni�
warto�ci bojowe. Z rado�ci� i dum� stwierdzi�, �e ta niewielka
liczebnie armia jest o�ywiona wspania�ym duchem, r�wnocze�nie
jednak dostrzega� tak�e mankamenty. Ubolewa� nad brakiem kadry
oficerskiej, widzia� te� s�abo�� ekonomiczn� wyczerpanego kraju.
Tak zanotowa� poczynione w�wczas spostrze�enia: "...Przyjemnego
bardzo dozna�em uczucia w Warszawie. Pozna�em si� ze wszystkimi
prawie naszymi oficerami starszymi. Wprawdzie wojsko nasze by�o
jeszcze w formacji, ale dzielny duch o�ywia� wszystko. Zna� jednak
by�o we wszystkich regimentach brak oficer�w do�wiadczonych i
wielka zachodzi�a r�nica mi�dzy temi nowemi pu�kami a gwardi�
polsk� i Legi� Nadwi�la�sk�, kt�re dopiero co w Hiszpanii
widzia�em i cz�sto z niemi przebywa�em. Gwardia mia�a pr�cz
pu�kownika Krasi�skiego ca�y sztab z�o�ony ze starych oficer�w i
na wz�r starych regiment�w gwardii wkr�tce si� wykszta�ci�a.
Legia Nadwi�la�ska mia�a starych oficer�w jeszcze z Legii W�oskiej
D�browskiego i Nadre�skiej Legii Kniaziewicza. Prawie wszyscy
podoficerowie jeszcze w niej byli starzy, wi�c s�u�ba sz�a
spokojnie, powa�nie i regularnie.
Nie tak by�o w wojsku Ksi�stwa Warszawskiego. Piechota wprawdzie
doskona�a. Jazda potrzebowa�a jeszcze wyrobienia. Poniewa� manewry
dotychczasowego regulaminu nie do�� szybkie, mia� by� nowy
regulamin wydany. Artyleria ma ma�o oficer�w wykszta�conych, ale
�o�nierz dosy� wyrobiony. Ca�a armia mia�a postaw� bardzo dobr� i
duch dobry; �ywo��, weso�o�� i zaufanie rokowa�y najlepsz�
nadziej�. Zreszt� wojska polskiego w Ksi�stwie sta�o niewiele, bo
trzyma�o garnizony w Gda�sku, Szczecinie. Kistrzynie [Kostrzynie -
A.S.). pieni�dze wysy�ane do tych garnizon�w nie wraca�y do kraju:
Tote� stan finansowy niepokoi� ludzi powa�nych. Pieni�dze na
wszystkie potrzeby wychodzi�y z kraju, bo nie by�o w nim fabryk
ani manufaktur. A jedyny doch�d by� za zbo�e, kt�rego sprzeda� nie
by�o mo�na.
Podatki by�y nad si�y kraju. Urz�dnik�w zdolnych ma�o, bo Prusacy
Polak�w nie przypuszczali. A liczba zbyt wielka absorbowa�a
dochody..."
*
Tymczasem w Europie zachodniej i �rodkowej zn�w grzmia�y dzia�a.
Wojna z Austri� wybuch�a wcze�niej, ni� si� tego spodziewano. 9
kwietnia 1809 roku rozpocz�y si� dzia�ania austriacko-francuskie
w Bawarii, 14 kwietnia pot�ny korpus austriacki wkroczy� do
Ksi�stwa Warszawskiego.
Ch�apowski zn�w towarzyszy� Napoleonowi w drodze na pole walki. W
Bawarii, pod miejscowo�ci� Ingolstadt, nast�pi�o spotkanie cesarza
z �o�nierzami. T� ciekaw� i bardzo barwn� scen�, charakterystyczn�
dla epoki napoleo�skiej, opisuje dok�adnie Ch�apowski:
"...Cesarz na otwartem polu zsiad� z konia i ogie� kaza� rozpali�,
ju� bowiem dzie� si� ko�czy�. Nadesz�a dywizja Davousta [Davouta]
i kolumnami przemaszerowywa�a tu� przed cesarzem. �o�nierze,
poznawszy go, a my�leli, �e by� jeszcze w Hiszpanii, takie pocz�li
roznosi� wiwaty, jakich jeszcze nie s�ysza�em. W tej�e chwili
kilkunastu kirasjer�w przeprowadza�o z drugiej strony cesarza ca��
kolumn� niewolnik�w, kt�rych nad wieczorem zabrano. Dosta� si� do
niewoli pu�kownik sztabu generalnego, kt�rego przywiedziono przed
cesarza. Cesarz kaza� mu usi��� przy stole i zacz�� wypytywa� o
stanowisko i si�� korpus�w austriackich. Odpowiada� z pocz�tku,
ale potem rzek�, �e nie mo�na ��da�, aby oficer sztabowy
informowa� nieprzyjaciela. "Nie obawiaj si� pan - rzecze
cesarz - wiem i tak wszystko", i zacz�� szybko, z najwi�ksz�
dok�adno�ci� wymienia� stanowiska korpus�w i pu�k�w. Zdziwiony
Austriak, �e oficer na forpocztach tak informowany, rzek�: "Z kim
mam honor?" Na to cesarz podni�s� si� troch�, uchyli� kapelusza i
rzek�: "Monsieur Bonaparte". W czasie tej rozmowy piechota
francuska tak g�o�ne okrzyki wydawa�a. Pi�kny to by� obraz..."
Ca�� t� kampani� Dezydery odby� u boku Napoleona, ale tu mia�
r�wnie� okazj� bezpo�rednio dowodzi� na polu bitwy. W bitwie pod
Eckmhl prowadzi� do szar�y szwadrony francuskich strzelc�w
konnych. Tego dnia by� zaliczony do grona najwaleczniejszych.
Uczestniczy� r�wnie� w krwawych bojach pod Aspern i Essling, by�
te� �wiadkiem �wietnego zwyci�stwa pod Wagram. Tu w�a�nie, w ogniu
bitwy wagramskiej, prze�y� Ch�apowski osobliw� przygod�. Stoj�c z
uniesionym kapeluszem s�ucha� w�a�nie kolejnego rozkazu cesarza,
gdy nadlatuj�ca kula armatnia wyrwa�a mu go z r�ki. Dezydery
opu�ci� r�k� i nie zmieniaj�c postawy spokojnie patrzy� w twarz
cesarza. Napoleon u�miechn�� si�, zadowolony, �e jego ulubiony
"Klaposki" umie zachowa� zimn� krew.
- Dobrze, �e� nie wy�szy - wtr�ci�, po czym doko�czy� rozpocz�ty
rozkaz.
Zwyci�stwo Napoleona pod Wagram zmusi�o Austri� do zawarcia
zawieszenia broni, a p�niej do podpisania traktatu pokojowego.
Zdawa�o si�, i� nad Europ� ucichnie burza, �e wreszcie na trwa�e
zapanuje upragniony pok�j. By�y to jednak z�udzenia...
Mimo zwyci�stwa wagramskiego i innych Austria nie by�a doszcz�tnie
rozbita i rzucona na kolana - jak przed kilku laty po Austerlitz.
Rokowania pokojowe by�y d�ugie i pe�ne ostrych targ�w.
Wreszcie 14 pa�dziernika 1809 roku, w pa�acu cesarza Franciszka I
w Schonbrunn pod Wiedniem, podpisano pok�j pomi�dzy Francj� i
Austri�. Na mocy pokoju Austria traci�a znaczne terytoria, mi�dzy
innymi ziemie trzeciego rozbioru, zaj�te przez wojska polskie w
wyniku zwyci�skiej kampanii 1809 roku, �wietnie przeprowadzonej
przez ksi�cia J�zefa Poniatowskiego. Og�lnie jednak pok�j ten
pozostawia� wiele punkt�w zapalnych i nie wr�y� trwa�o�ci.
Nied�ugo okaza�o si�, �e nie zdo�a�o go przypiecz�towa� nawet
ma��e�stwo Napoleona z c�rk� cesarza Austrii Mari� Luiz�.
Na drodze Napoleona sta�a te� Rosja, z kt�r� by� wprawdzie na
stopie pokojowej, ale narasta�y konflikty. Cesarz rosyjski nie
m�g� pogodzi� si� z nieograniczon� hegemoni� Napoleona w Europie,
gdy� coraz bardziej odbija�a si� ona na interesach rosyjskich.
R�wnowaga mi�dzy tymi mocarstwami sta�a si� ju� nieosi�galna.
Dobitnym tego wyrazem by�o stanowisko Rosji wobec tocz�cej si�
wojny francusko-austriackiej 1809 roku. Formalnie tylko
opowiedzia�a si� ona po stronie Francji, faktycznie zachowuj�c
bardzo przychyln� neutralno�� w stosunku do Austrii. Przebywaj�cy
w Ksi�stwie Warszawskim korpus rosyjski pod dow�dztwem ksi�cia
Golicyna, kt�ry mia� wspiera� dzia�ania armii polskiej, w
rzeczywisto�ci robi� wszystko, aby u�atwi� ruchy wojsk
austriackich. Wydawa�o si�, �e w wypadku niepowodze� Napoleona na
polach bitew wojska cesarza Aleksandra otwarcie wyst�pi� po
stronie Austrii. Dwuznaczna postawa korpusu Golicyna by�a te�
powodem ostrych, ale nie zbrojnych, star� z wojskami polskimi,
szczeg�lnie w czasie zajmowania Krakowa przez armi� Ksi�stwa
Warszawskiego.
Tak wi�c obie strony, Napoleon i Aleksander, spogl�da�y na siebie
z nieufno�ci�, staraj�c si� przenikn�� wzajemne zamiary.
Bezpo�rednio po zawarciu rozejmu z Austri� Ch�apowski zosta�
wys�any do Krakowa, do ksi�cia J�zefa Poniatowskiego, aby
zawiadomi� go o zawieszeniu broni i poinformowa� o przebiegu
rozm�w pokojowych. Mia� si� te� na miejscu zorientowa� w sytuacji
i nastrojach armii polskiej. W tym to okresie w Galicji w dalszym
ci�gu stacjonowa� korpus ksi�cia Golicyna.
Po powrocie cesarz pierwszy raz nie by� zadowolony ze swojego
wys�annika. Chodzi�o w�a�nie o �w korpus rosyjski. "...Cesarz
zwr�ci� ca�� mow� na korpus Golicyna. Musia�em mu wyzna�, �e u
Golicyna nie by�em. Rozgniewa� si� szczerze i kaza� mi i�� do
kozy, powtarzaj�c kilka razy: Mog�e� si� domy�li�, jak
interesuj�cym by�by dla mnie raport o korpusie rosyjskim..."
Tym razem nie odgad� intencji Napoleona, ale Napoleon w dalszym
ci�gu mia� do niego zaufanie i u�ywa� go do r�nych zada�.
Wreszcie cesarz, czyni�c zado�� pro�bom Ch�apowskiego, zgodzi� si�
na jego przeniesienie do s�u�by czynnej. Dezydery mia� s�u�y� w
pu�ku lekkokonnym gwardii, s�ynnym pu�ku szwole�er�w. Wprawdzie
nominacj� na szefa szwadronu otrzyma� ju� latem 1810 roku, ale
cesarz zatrzyma� go jeszcze przy sobie.
We wrze�niu 1810 roku Ch�apowski wyruszy� po raz ostatni z wa�nym
poleceniem cesarza. Tym razem rozkaz brzmia�: "Zasi�gn��
wiadomo�ci o Ksi�stwie Warszawskim, o jego stanie i duchu
publicznym, zasi�gn�� te�, jakie tylko b�dzie mo�na, wiadomo�ci o
stanie i duchu publicznym na Litwie". By�o to zapowiedzi�
nabrzmiewaj�cego konfliktu z Rosj�. Napoleon zbiera� ju�
informacje, uk�ada� plany.
Tym razem Ch�apowski zadowoli� cesarza. Dobrze wywi�za� si� z
powierzonego zadania.
13 stycznia 1811 roku obj�� swoje obowi�zki w pu�ku, ale kontaktu
z cesarzem nie straci�. Jesieni� 1811 roku bra� udzia� ze swoimi
szwole�erami w podr�y Napoleona do Holandii, uczestniczy� te� w
wielkich manewrach pod Boulogne.
Zmierzch cesarskich or��w
Rozpoczyna� si� pami�tny rok 1812. Nad Europ� zn�w zbiera�y si�
gro�ne chmury, ale jeszcze nie zdawano sobie sprawy z
niebezpiecze�stwa nowej wojny.
Dw�r napoleo�ski bawi� si�. By�y bale wyprawiane przez cesarza,
jego siostry, w domach ministr�w, a nawet u rosyjskiego ambasadora
- ksi�cia Kurakina, chocia� tu i �wdzie przeb�kiwano ju� o wojnie z
Rosj�.
Weso�o i przyjemnie sp�dzali szwole�erowie zim� z 1811 na 1812
roku. Uczestniczyli w licznych paradach, tworzyli honorow� eskort�
cesarza, oficerowie za� byli ch�tnie przyjmowani w najlepszych
towarzystwach.
Ch�apowski coraz mocniej wrasta� w nowe otoczenie. Z�ywa� si� z
pu�kiem, w kt�rym sumienno�� i pedanteria w przestrzeganiu
obowi�zk�w s�u�bowych by�y egzekwowane ze szczeg�ln� surowo�ci�.
By�a to szko�a nie tylko brawury, ale przede wszystkim starannej
s�u�by wewn�trznej.
Nadesz�o lato 1812 roku, a razem z nim wojna z Rosj�, przez
propagand� napoleo�sk� okre�lana jako "druga wojna polska".
Korpusy Wielkiej Armii barwnymi kolumnami ci�gn�y przez Ksi�stwo
Warszawskie, by 24 czerwca przekroczy� graniczn� rzek� Niemen.
Szwole�erowie, a z nimi Ch�apowski, maszerowali w stra�y
przedniej, przewa�nie towarzysz�c Napoleonowi podczas jego
s�ynnych rozjazd�w na rozpoznanie. O �wicie 24 czerwca, kiedy
cesarz rozpoznawa� sytuacj� nad brzegiem Niemna, po�yczy� nawet od
porucznika W�sowicza p�aszcz i czapk� szwole�ersk� w celu ukrycia
swojej charakterystycznej sylwetki przed wzrokiem nieprzyjaciela.
Dzia�ania bojowe szwole�er�w ogranicza�y si� do sporadycznych
utarczek z kawaleri� przeciwnika, kt�ry ci�gle cofa� si�, unikaj�c
walnej bitwy.
Z biegiem czasu coraz gorzej zacz�o si� dzia� w szeregach
Wielkiej Armii. Rozwleczone korpusy brn�y w g��b zniszczonego
kraju. Nie starcza�o �ywno�ci. Brak zdecydowanych dzia�a�
demoralizowa� masy �o�nierskie, szczeg�lnie w korpusach
posi�kowych, kt�re z musu sz�y na t� wojn�. Powi�ksza�y si�
szeregi maruder�w.
Szwole�erowie nieraz musieli podejmowa� niepopularn� s�u�b�
policyjn�, interweniuj�c w przypadkach rabunk�w, wy�apuj�c
maruder�w i dezerter�w. S�ynny ju� Kozietulski, zaprzyja�niony z
Ch�apowskim, tak opisywa� warunki tego pochodu w li�cie do
siostry, pisanym 8 sierpnia 1812 roku w Witebsku: "...Prowadzimy
�ycie prawdziwie koczownicze z Ch�apowskim, Za�uskim,
Roztworowskim i Szeptyckim. �pimy pod go�ym niebem, bo wszystkie
domy s� albo bez dachu, albo tak zrujnowane, �e nie ma si� odwagi
tam wej��.
Cz�sto budzi nas deszcz, po tym jak nas ju� dobrze od�wie�y�, bo
zm�czeni naszemi rozjazdami czujemy go dopiero, kiedy jeste�my
ju� dobrze przemoczeni. Nasze posi�ki s� bardzo skromne, gdy� nie
bardzo mo�emy liczy� na dzie� jutrzejszy... zdarza si� cz�sto, �e
porzucamy nasz posi�ek na wp� ugotowany, �eby wyjecha�. Nasz
zwyk�y nap�j to b�otnista woda, kt�rej czasem nam brakuje".
Kiedy armia francuska podchodzi�a pod Smole�sk, szwole�erowie
Kozietulskiego przeprowadzili rozpoznanie nad Dnieprem. Wtedy to
Ch�apowski na czele swojego szwadronu stoczy� zaci�t�, ale
zwyci�sk� potyczk� z kawaleri� rosyjsk�.
W krwawej bitwie pod Borodino, okre�lanej te� jako bitwa pod
Moskw�, bezpo�rednio nie uczestniczy�. Szwole�erowie byli tu
raczej widzami ni� aktorami �miertelnych zapas�w. W pewnej jednak
chwili zostali przesuni�ci do drugiej linii, sk�d mieli wesprze�
szar�� kirasjer�w w wypadku za�amania si� jej. Scena tej s�ynnej
szar�y kirasjer�w francuskich, polskich i saskich na �rodkow�
redut� rosyjsk� g��boko utkwi�a w pami�ci Dezyderego. Tak opisa�
j� w swoich Pami�tnikach:
"My�my stali ca�y czas na nizinie i tylko dym na ca�ej linii od
ognia dzia�owego widzieli�my. Raz tylko przez jedn� godzin�
posun�li�my si� na wzg�rze, a to wtedy, gdy kirasjerzy nasi
przypuszczali szar�� na piechot�, broni�c� �rodkowej reduty.
Cesarz kaza� naszemu pu�kowi pomkn�� naprz�d i pu�ci� zaraz
szar��, je�eli kirasjerom si� nie powiedzie i zostan� odparci.
Rozkaz ten dowodzi, �e mia� do nas zaufanie. Reduta przez kule ju�
tak by�a poryta, �e cesarz dobrze os�dzi�, i� jazd� j� odebra�
mo�na. Patrzyli�my tedy na pi�kny obraz ataku kirasjer�w, kt�ry
wykona�y cztery regimenta francuskie, polski jedyny regiment
kirasjer�w Ma�achowskiego i saski Leizera. Kirasjerzy wpadli do
reduty i r�bi�c piechot�, jeszcze dalej polecieli. Ma�achowski i
Leizer, kilka razy ranni, spadli z koni. Po zdobyciu reduty
cofn�li�my si� na nasze dawne po�o�enie, gdzie kule nie
dochodzi�y".
I wreszcie kilka og�lniejszych uwag naszego bohatera na temat tej
wielkiej bitwy, kt�r� niekt�rzy historycy uznaj� za prze�omow� w
ca�ej kampanii 1812 roku:
"Co chwila do cesarza przybywali jenera�owie z linii bojowej i,
jak nam powiadano, zaklinali go, �eby cz�� gwardii wys�a� dla
zdecydowania bitwy i odniesienia korzy�ci, ale cesarz wci��
odmawia� i pr�cz 60 dzia� artylerii nic z gwardii nie by�o w
ogniu. Zapewne cesarz, b�d�c o 400 mil od Francji, chcia� zachowa�
gwardi� nietkni�t�. Oko�o czwartej z po�udnia przyby� oficer
ordynansu [!] z raportem, �e Rosjanie si� rejteruj�. Cofn�li si�
oni w najlepszym porz�dku za Mo�ajsk i miasto to ca�� noc jeszcze
utrzymali w swym r�ku. Przeciw swemu zwyczajowi cesarz nie kaza�
ich �ciga�. Po ruchach cesarza, na kt�rego�my z daleka patrzyli,
wida� by�o, �e by� cierpi�cym. Raz si� przechodzi�, to zn�w siada�
na polowym krzese�ku. Na konia ca�y dzie� nie siad�."
Nadszed� wreszcie krach wyprawy napoleo�skiej na Rosj�. Zawiod�y
wszelkie rachuby Napoleona na zawarcie pokoju z cesarzem
Aleksandrem. Sprawa by�a przegrana.
W drugiej po�owie pa�dziernika rozpocz�� si� tragiczny odwr�t.
Wyg�odnia�y i zrozpaczony t�um �o�nierzy r�nych narodowo�ci,
ch�ostany ostrymi podmuchami jesieni i wczesnej, surowej zimy
rosyjskiej, w niczym ju� nie przypomina� tych barwnych pu�k�w
sprzed kilku miesi�cy. Nieprzywykli do surowo�ci klimatu
po�udniowcy, a w dodatku zupe�nie nie przygotowani do kampanii
zimowej, padali masowo. Chroni�c si� przed zimnem przywdziewali
najcudaczniejsze okrycia.
Szwole�er P�aczkowski tak opisuje wygl�d �wietnej niedawno armii
napoleo�skiej: "Jedni byli w ko�uchach lub to�ubach, w ruskich
czapkach zimowych, inni pozakrywani b�amami rozmaitych futer lub
ich kawa�kami... inni znowu w aparatach cerkiewnych [szaty
liturgiczne duchownych prawos�awnych - A.S.], inni w rasach i
czapkach ksi�y, inni w kobiecych ubiorach, to jest w salopach,
bekieszach i jupkach, nawet w ruskich sp�dnicach. By�o wielu
takich, co poduszkami przywi�zywanymi g�owy mieli okryte; s�owem
masa dziwol�g�w nie da si� niczym okre�li�, ani opisa�..."
Nawet Napoleon zmieni� si� w swojego rodzaju "przebiera�ca".
"Pewnego dnia - pisze oficer szwole�er�w J�zef Za�uski - kiedy
pu�k nasz ca�y maszerowa� w porz�dku, a szef Ch�apowski na czele
mojej 1 kompanii przy mnie z lewej strony, nadci�gn�� cesarz konno
i podjecha� pod lewy bok Ch�apowskiego; przywita� si� z nim
poufale i zacz�� z nim m�wi�. Napoleon mia� na sobie szub�
zielon�, aksamitn�, sobolami podszyt�, i czapk� podobn�, formy w
Moskwie u�ywanej ..."
W�a�ciw� postaw� zachowa�y pu�ki starej gwardii i oddzia�y
polskie. Na nich spoczywa� g��wny ci�ar walk z napieraj�cymi
wojskami rosyjskimi. Podczas gdy na pocz�tku wyprawy szwole�erowie
byli w awangardzie, tak teraz przysz�o im przewa�nie os�ania�
odwr�t i strzec osoby cesarza.
S�u�ba by�a ci�ka, ale pu�k trzyma� si� dobrze. W tym czasie
Dezydery przewa�nie uczestniczy� w boju, odpieraj�c ataki
kawalerii rosyjskiej, szczeg�lnie za� wsz�dobylskich kozak�w. W
czasie bitwy pod Krasnem, 19 listopada, wykonuj�c bezsensowny
rozkaz marsza�ka Murata, Ch�apowski na czele szwadronu szar�owa�
silnie obsadzon� przez nieprzyjaciela wie�. Pos�uchajmy, jak sam o
tym opowiada:
"...Liczne tyraliery nieprzyjacielskie posun�y si� nad par�w,
kt�ry ich od naszych oddziela�. Opanowali nawet na naszym prawym
boku z tej strony parowu wiosk� z kilkunastu cha�up z�o�on�.
Sta�em za cesarzem tak�e na prawo z czterema szwadronami. Kr�l
Murat przypad� do mnie, kaza� mi wzi�� jeden szwadron i k�usem za
sob� maszerowa�, co trudnem by�o, gdy� �nieg by� g��boki. Stan�� z
nami przed t� sam� wiosk�, w kt�rej znajdowali si� Rosjanie, i
kaza� mi w ni� wmaszerowa�. Szczeg�lny to rozkaz dla jazdy, ale
trzeba by�o s�ucha�... Pu�ci�em si� wi�c �rodkiem wsi. Strzelcy
rosyjscy z podw�rk�w z bliska do nas wszyscy wystrzelili. Spad�o
mi z koni czterech ludzi, kt�rych Murat ma na sumieniu, a rannych
by�o sze�ciu. Rosjanie ani uciekli, ani uciec tak pr�dko nie
mogli, tylko za p�oty powchodzili. Rozumie si� samo przez si�, �em
nie maszerowa� wolno przez wiosk�, ale �nieg a� po brzuchy nie
pozwala� galopowa�... ujrza�em kompani� grenadier�w gwardii,
kt�rych cesarz, spostrzeg�szy zapewne szalony rozkaz dany mi przez
Murata, wys�a� ku wiosce. Grenadierzy opanowali j� bez
wystrza�u... Cesarz sta� pieszo na czele gwardii, by� bardzo
rozgniewany na Murata. Powiedzia� mi �ywo: "Jak mog�e� tego
wariata us�ucha�!?"
Min�o najgorsze piek�o odwrotu spod Moskwy. Resztki Wielkiej
Armii przep�ywa�y przez Ksi�stwo Warszawskie, �cigane przez
zwyci�skie wojska rosyjskie. Napoleon by� ju� dawno w Pary�u,
zbiera� si�y do nowej kampanii.
Szwole�erowie przez Wilno, Warszaw� i Pozna� ci�gn�li na zach�d,
wierni do ko�ca napoleo�skim sztandarom.
W toku wojny 1812 roku Ch�apowski odznacza� si� szczeg�ln�
troskliwo�ci� o los podw�adnych i stan koni w swoich szwadronach.
By� mo�e w�a�nie dlatego powierzono mu prace nad reorganizacj�
cz�ci pu�ku. Wywi�za� si� z niej znakomicie. W przededniu
kampanii wiosennej 1813 roku sta� ju� na czele dw�ch szwadron�w o
pe�nej sprawno�ci bojowej.
Wkr�tce okaza�o si�, jak by�y one potrzebne. U progu wiosny 1813
roku formowa�a si� kolejna koalicja antynapoleo�ska. Kr�l pruski
Fryderyk Wilhelm III, po zawarciu przymierza z cesarzem
Aleksandrem I, 15 marca wypowiedzia� wojn� Francji. Austria
formalnie by�a jeszcze po stronie Napoleona, ale tajnymi
porozumieniami by�a mocno zwi�zana z koalicj�. Czeka�a tylko
dogodnego momentu, by przej�� na stron� jawnych przeciwnik�w
Francji.
Austriacy, maj�cy os�ania� Ksi�stwo Warszawskie, bez walki
wpuszczali na jego teren wojska rosyjskie, kt�re coraz dalej
zalewa�y kraj. Pozosta� jeszcze Krak�w, ale w obliczu dwuznacznej
postawy Austrii i ten skrawek jeszcze wolnej ziemi polskiej by�
coraz bardziej zagro�ony.
Armia polska, do ko�ca wierna Napoleonowi, opu�ci�a Krak�w
kieruj�c si� na zach�d.
Tymczasem sprzymierzeni uderzyli na Saksoni�, odnosz�c tam
pierwsze sukcesy. W utworzonych przez Napoleona pa�stewkach
Zwi�zku Re�skiego zapanowa� pop�och. Jednak�e tryumf koalicji by�
jeszcze przedwczesny. W ko�cu kwietnia Napoleon z nowymi si�ami
stan�� nad �ab�. Na pocz�tku maja 1813 roku rozpocz�a si� nowa
wojna, okre�lana jako kampania niemiecka.
Mimo jednak �wietnych zwyci�stw Napoleona pod Ltzen i Bautzen
(Budziszyn) wida� ju� by�o, �e gwiazda cesarza Francuz�w zaczyna
bledn��. Si�y koalicji ros�y, jego natomiast topnia�y. Na drogach
odwrotu spod Moskwy pozosta� kwiat jego wojska. Nowa, po�piesznie
sformowana armia nie mia�a ju� dawnej warto�ci. Brakowa�o
szczeg�lnie kawalerii, dlatego te� szwadrony szwole�er�w by�y na
wag� z�ota. W bitwach pod Lutzen byli raczej widzami ni�
uczestnikami.
Dopiero 22 maja 1813 roku, w dniu bitwy pod Reichenbach,
szwole�erowie zdobyli nowy li�� do wie�ca s�awy pu�ku. By� to
r�wnie� dzie� sukcesu i chwa�y Dezyderego Ch�apowskiego, kt�ry na
czele swoich szwadron�w kilkakrotnie szar�owa� na dragon�w oraz
u�an�w pruskich i rosyjskich. Trzy pu�ki kawalerii sprzymierzonych
zosta�y rozbite. W czasie tego starcia szwole�erowie ponie�li
znaczne straty; ranny tu r�wnie� zosta� i Ch�apowski, ale
odniesione obra�enia nie wytr�ci�y go ze s�u�by. Nast�pnego dnia
zn�w by� na koniu.
Wiosenne zwyci�stwa Napoleona na nowo obudzi�y nadzieje Polak�w.
Zdawa�o si� im, �e manewr Napoleona na �l�sk, maj�cy na celu
uniemo�liwienie po��czenia si� wojsk pruskich i rosyjskich, b�dzie
now� "wojn� polsk�". Zamiast tego jednak zakomunikowano wiadomo��
o podpisaniu rozejmu z koalicj�. By�o to 4 czerwca 1813 roku.
Par� dni po rozejmie do marsza�ka Soulta, dow�dcy ca�ej kawalerii
francuskiej, wp�yn�a pro�ba Ch�apowskiego o dymisj�. Zapanowa�a
konsternacja, zastanawiano si�, co mo�e by� przyczyn� takiego
kroku ze strony cesarskiego ulubie�ca. Oddajmy mu g�os, niech sam
to wyt�umaczy:
"...Z Neumark rozkazano mi eskortowa� wielkiego koniuszego
Caulaincourt[a] do zamku naprz�d Leuthen, a potem Pleswitz, gdzie
traktowa� o pok�j z jenera�em Szuwa�ow[em]. Stali�my w podw�rzu i
zsiedli�my z koni. Z jenera�em Szuwa�ow[em] przysz�o kilkuset
kozak�w, kt�rzy tak�e zsiedli z koni, rozmawiali�my wi�c z
oficerami; opowiadali nam, gdzie stali w Polsce, i zdarzy�o si�,
�e wspomnieli o kilku domach mi znajomych. Zapyta�em si�
pu�kownika kozackiego, czyby nie by� �askaw odda� na poczt�
g��wnej kwatery list do ojca, kt�ry napisz� i zostawi� nie
zapiecz�towany. Przyobieca� mi to uczyni�, ale prosi�, �eby
zapiecz�towa�, tylko on adres napisze, a nikt nie otworzy.
Wszed�em do pa�acu, uprosiwszy sekretarza cesarskiego, kt�ry by� z
Caulaincourtem, o papier i napisa�em list do ojca. Znajduj�c si�
sam na sam w pokoju z sekretarzem pokazywa� mi on propozycje do
uk�adu Napoleona z cesarzem Aleksandrem. Zaraz na wst�pie
ofiarowa� Napoleon Aleksandrowi ca�e Ksi�stwo Warszawskie i
pozwala� albo �eby przyj�� tytu� Kr�la Polskiego, albo �eby
Ksi�stwo Warszawskie wcieli� do swego cesarstwa. Sekretarz
cesarski, kt�ry mia� mnie tak jak za Francuza, widywa� mnie bowiem
kilka lat przy cesarzu, ani domy�la� si� m�g�, jak� we mnie
straszn� rewolucj� sprawi�, pokazuj�c mi ten projekt pokoju. Aby
nie zdradzi� pomieszania mego, wyszed�em i tak by�em zamy�lony, �e
dopierom si� ocuci�, gdy mnie pu�kownik kozacki zatrzyma� i o list
zapyta�. Stan�o zawieszenie broni, nie pok�j, jak cesarz
proponowa�. Pomaszerowali�my na powr�t do Drezna. Tam napisa�em
pro�b� o dymisj� i odda�em marsza�kowi Soult.[owi). Bardzo by�
zdziwiony i pr�bowa� mnie nak�oni� do pozostania w s�u�bie. Nie
mog�em sekretarza Fain[a] kompromitowa� i m�wi� wszystkim o owych
propozycjach pokoju, bo mi je pokaza� pod sekretem. Przecie�
powiedzia�em o tem kapitanowi Jordanowi, z kt�rym by�em w
przyja�ni, i genera�owi Ch�opickiemu. Ten zakl�� po swojemu i
powiedzia�, �e wola�by kamienie t�uc, ni� d�u�ej s�u�y� temu
cz�owiekowi. Obaj podali si� do dymisji..."
Dymisja Ch�apowskiego spotka�a si� na og� ze z�ym przyj�ciem ze
strony wsp�towarzyszy. Nie znano wtedy jej prawdziwych przyczyn.
Potomni, szczeg�lnie piewcy epopei napoleo�skiej, potraktowali to
r�wnie ostro. Okre�laj�c posuni�cia Napoleona z Ksi�stwem
Warszawskim jako manewr dyplomatyczny, zarzucali Ch�apowskiemu
brak wyczucia politycznego, ma�oduszno�� i niewiar� w cesarza. Czy
nie byli zbyt surowi w ocenie? Dezydery mia� wtedy dwadzie�cia
pi�� lat i mimo ca�ego obycia politykiem nie by�.
Mia� prawo nie dostrzega� ukrytych zamys��w czy plan�w Napoleona.
By� natomiast szczerym Polakiem, kt�ry przez siedem lat obserwowa�
gry i gierki Bonapartego, w kt�rych pi�k� by�a sprawa polska. M�g�
straci� zaufanie.
*
Dobiega�a kresu wielka epopeja napoleo�ska. W 1814 roku do Pary�a
wkroczy�y wojska zwyci�skiej koalicji, a pod os�on� ich bagnet�w
powr�cili Bourboni i ci wszyscy, kt�rych nie zd��y�a znie�� fala
rewolucji. Napoleon abdykowa�, wyjecha� na wysp� Elb�, przyznan�
mu wspania�omy�lnie we w�adanie. Pozwolono mu nawet zabra�
batalion starej gwardii i szwadron jazdy, dowolnie wybrany. Wyb�r
cesarza pad� na szwole�er�w. Szwadron Paw�a Jerzmanowskiego mia�
by� s�ynnym p�niej "szwadronem Elby".
Zwyci�zcy przyst�pili do podzia�u �up�w. W tym celu w Wiedniu
zebra� si� kongres, kt�ry mia� zdecydowa� o losach Europy. Ton
obradom i posuni�ciom dyplomatycznym nadawali cesarz rosyjski
Aleksander, zr�czny dyplomata i wytrawny dworak Klemens
Metternich - minister spraw zagranicznych cesarza Austrii, oraz
przedstawiciel Anglii Castlereagh. Bourbo�sk� Francj�
reprezentowa� Talleyrand, niedawny minister Napoleona, kt�ry
wcze�niej ju� zdradzi� swojego cesarza, cz�owieka, kt�remu
zawdzi�cza� �wietn� karier�.
W Wiedniu zebra�a si� ca�a �mietanka europejskiej arystokracji.
Mno�y�y si� bale, maskarady, konne kawalkady, premiery w teatrach.
Kr�lowa�y pi�kne toalety i nowy, modny taniec - walc wiede�ski,
wt�ruj�cy intensywnym rozgrywkom dyplomatycznym. Kongres ta�czy� i
obradowa�.
Przy d�wi�kach walca decydowa� si� los Polski. Sprawa polska by�a
jednym z pal�cych problem�w, kt�rego rozwi�zanie interesowa�o
wszystkie mocarstwa nadaj�ce ton w Wiedniu. Cesarz Aleksander I,
b�d�cy dziwnym po��czeniem satrapy z libera�em, roztacza� swoj�
wizje po��czenia wszystkich ziem polskich pod swoim ber�em. Mia�
nawet poparcie cz�ci szlachty i arystokracji polskiej, ale z
drugiej strony niech�� zdecydowanej wi�kszo�ci spo�ecze�stwa,
o�ywionego patriotycznym duchem Ksi�stwa Warszawskiego. R�wnie� i
mocarstwa nie by�y zainteresowane zbytnim wzmocnieniem Rosji. Ide