2282
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 2282 |
Rozszerzenie: |
2282 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 2282 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 2282 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
2282 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
`st
Sarah West
Przytul mnie
Zak�ad Nagra� i Wydawnictw
Zwi�zku Niewidomych
Warszawa 1996
Prze�o�y�a: Barbara
Gentkowska
T�oczono pismem punktowym
dla niewidomych w Drukarni
Zak�adu Nagra� i Wydawnictw
Zwi�zku Niewidomych
w Warszawie,
ul. Konwiktorska 9
Przedruk z wydawnictwa
"Phantom Press International",
Gda�sk 1991
Pisa�a M. Szyma�ska
Korekty dokona�y
U. Maksimowicz
i K. Markiewicz
Rozdzia� 1
Laine zobaczy�a ich w bramie
parku. Zacisn�a kurczowo palce
na brzegu �awki, by�a bardzo
zdenerwowana. M�czyzna mia� na
sobie obszarpane d�insy i
wyp�owia�y podkoszulek. By�
wysoki. Widzia�a go kiedy� na
zdj�ciu. Obrzuci�a spojrzeniem
niesforn�, jasnobr�zow� czupryn�
i poci�g��, wyrazist� twarz, ale
ca�� uwag� skupi�a na dziecku.
Dziewczynka, trzymaj�c go za
r�k�, podskakiwa�a rozradowana,
szczebiocz�c i �miej�c si�.
Laine zadr�a�a. Przez chwil�
nie mog�a z�apa� oddechu. Ile�
to czasu czeka�a na ten moment?
Mia�a wra�enie, �e przez
ostatnie osiem lat - od chwili,
gdy odwr�ci�a si� od swego
�pi�cego dziecka i po�piesznie
opu�ci�a szpital - czeka�a na to
spotkanie.
Nie powinna tu przychodzi�.
Nie przypuszcza�a, �e b�dzie to
takie przykre. Ogarn�o j�
uczucie wszechogarniaj�cej
pustki. Pragn�a tylko jednego -
nie zemdle�. Kilka szybkich
oddech�w... T�sknym wzrokiem
wpatrywa�a si� w twarz
dziewczynki okolon� d�ugimi
jasnymi lokami, kt�re sp�ywa�y
a� na ramiona. Nie dostrzeg�a
�adnego podobie�stwa do swojej
szerokiej twarzy o wystaj�cych
ko�ciach policzkowych.
- Tatusiu, jak my�lisz, czy
b�d� tam baranki?
Dzieci�cy g�osik przeszy� j�
na wskro�. Spojrza�a na twarz
m�czyzny. U�miecha� si� z
czu�o�ci� do ma�ej os�bki, a na
twarzy mia� wypisan� mi�o�� do
dziecka. To g��boko poruszy�o
Laine.
- Nie wiem kurczaczku. Chyba
tak. Ale Rafferty b�dzie na
pewno.
Jego �agodny i przyjemny g�os
potr�ci� w niej jak�� g��boko
ukryt� strun�. Jak mog�a by�
zazdrosna o kogo�, kto ub�stwia�
sw� c�rk�, kto wychowa� j� od
niemowl�cia, a w ka�d� sobot�
zabiera� j� do zoo w pobliskim
parku? A jednak czu�a zazdro��,
dot�d obc� jej racjonalnej,
ch�odnej psychice.
- Kocham Raffertego! Tatusiu,
czy mo�emy wzi�� tak� owieczk�
do domu?
- Wiesz, �e nasi s�siedzi nie
byliby tym zachwyceni. A poza
tym nie mamy do�� trawy, �eby j�
wykarmi�.
- Przecie� mogliby�my kupowa�
dla niej jedzenie. Tak bardzo
chcia�abym mie� owieczk�.
- Obawiam si� �obuziaku, �e
Fruitcake musi ci wystarczy�.
- Tylko Fruitcake?
W�a�nie j� mijali. Ogarn�o j�
przera�enie. Czu�a, �e nie mo�e
pozwoli� im tak po prostu
odej��. Jedno spojrzenie to za
ma�o. Musi j� pozna�, m�wi� do
niej, dotkn��, przytuli�...
Zupe�nie nie zdaj�c sobie z tego
sprawy wsta�a i posz�a za nimi.
Nie by�a to �wiadoma decyzja, po
prostu - impuls.
Pami�ta�a, �e Agencja
Adopcyjna stara�a si� za wszelk�
cen�, aby Laine unikn�a tego
spotkania.
Czu�a si� teraz tak, jakby
traci�a cz�stk� samej siebie.
Stara rana, kt�r� czas prawie
uleczy�, otworzy�a si� na nowo.
Jake Bennington - dobrze zna�a
to nazwisko, podobnie jak imi�
dziewczynki, Abigail - pokaza�
karnet i oboje weszli na
dziedziniec.
Ma�a z okrzykiem zachwytu
podbieg�a do dw�ch nowo
narodzonych jagni�t, �apczywie
ss�cych mleko swej matki.
Laine jak automat sz�a za
nimi.
- Czy� nie s� �liczne...?
W g�osie Abby s�ycha� by�o
rado�� o�mioletniego dziecka z
poznania czego� nowego.
- Oczywi�cie. S� te� bardzo
delikatne.
Jake przykucn�� obok c�reczki
i ostro�nie g�adzi� jedno z
jagni�t.
Poczu�a do niego niech��, nie
wiadomo dlaczego.
- Ja te� mog�...?
- Ostro�nie, kochanie. Nie
przestrasz ich.
Dwie g�owy, m�czyzny i
dziecka, pochyli�y si� nad
zwierz�tkami. Nie by�o mi�dzy
nimi miejsca dla nikogo obcego.
Laine dyskretnie otar�a �zy i
w ko�cu pos�ucha�a g�osu
rozs�dku. Nie mo�na tego
przed�u�a�! Zebra�a si� resztk�
si� i odesz�a.
** ** **
Przez ca�y weekend walczy�a
sama ze sob�. Przyjecha�a do
Burchester, by odnale�� c�rk�.
Teraz jednak musi wyjecha�.
Ze znalezieniem pracy i
mieszkania nie b�dzie problemu.
Na wykwalifikowanych ksi�gowych
z praktyk� zawsze jest
zapotrzebowanie.
Jednak wci�� nie mog�a si�
zdecydowa�. Je�li teraz
wyjedzie, straci z Abby wszelki
kontakt. Gdyby tu zosta�a,
mog�aby j� czasami widywa�.
Wiedzia�a, do kt�rej szko�y
chodzi, mog�aby j� obserwowa� na
boisku i gdy wraca do domu. Po
prostu - przelotne spojrzenia,
kt�re daj� spok�j jej
zg�odnia�ej duszy. Mog�a te�
widzie� jak dorasta, wychodzi za
m��...
Nie, to tylko przed�u�y�oby
jej cierpienie! Chyba lepiej nie
wiedzie� co si� dzieje z
dzieckiem, lepiej go nigdy
wi�cej nie widzie�.
Jak rozs�dna i opanowana by�a
wtedy, gdy podejmowa�a t�
decyzj�! Jednak p�niej
nast�pi�o to okropne poczucie
winy i zrozumienie, �e porzuci�a
co� bardzo cennego!
Przez lata trudnych studi�w,
pod lawin� fakt�w i cyfr,
stara�a si� zapomnie� o dziecku.
Jednak kiedy nieoczekiwanie
pojawi�a si� mo�liwo��
odszukania c�rki, skorzysta�a z
niej bez wahania. Teraz w�a�nie
zbiera owoce tej decyzji.
Ranek przyni�s� ulg�. Przez
kilka godzin nie b�dzie mia�a
czasu, by dr�czy� si� my�l� o
trudnych sprawach. Musia�a wsta�
i pojecha� do centrum Burchester
- do Victorian Mansion - gdzie
mie�ci�o si� biuro jej szefa.
Gdy wesz�a do swego pokoju,
czeka�a na ni� wiadomo��. Mia�a
spotka� si� ze swym
wsp�pracownikiem Rogerem
Prentice. Mia� pi��dziesi�t lat,
ale by� uosobieniem energii. W
ci�gu ostatnich dni przej�� na
siebie prawie ca�y ci�ar
bie��cych spraw. Jego gabinet
by� jak zwykle zawalony stosem
papier�w pi�trz�cych si�
dos�ownie wsz�dzie.
- Ca�kiem ci� zasypa�o! -
krzykn�a na powitanie. - Jak
sobie z tym dajesz rad�?
Odwzajemni� si� zdawkowym
u�miechem.
- Nie narzekam. Siadaj.
Usiad�a na wolnym krze�le,
zak�adaj�c nog� na nog�. Mia�a
na sobie kremow�, p��cienn�
sp�dniczk�, kt�r� w�o�y�a
korzystaj�c z ciep�ego
wiosennego dnia. W po��czeniu z
zielon� bluzk� tworzy�a zestaw
bardzo kobiecy.
- W pi�tek po po�udniu, gdy
ciebie ju� nie by�o, odebra�em
telefon.
- By�am u Jacksona - wtr�ci�a
szybko.
- Wiem. Um�wi�em ci� z
klientem na dzisiejsze
popo�udnie. Chyba jeste�
wolna...?
- Nie ma sprawy, cho� mam
mn�stwo innej roboty. Do �rody
mam odda� sprawozdanie podatkowe
dla Jacksona.
- Ta sprawa to tylko wst�pna
rozmowa. Facet nazywa si� Jake
Bennington. Ma w okolicy kilka
klub�w odnowy biologicznej.
Laine prze�kn�a �lin�.
Poprzez szum w uszach us�ysza�a
sw�j w�asny g�os.
- Ma tu przyj��?
- Tak. Chce, by�my udzielili
mu porady w sprawach
finansowych. Chodzi o przelew
got�wki. Ma z tym jakie�
problemy, a ty jeste�
specjalistk� w po�yczkach.
Zajmiesz si� nim, dobrze?
Wsta�a. W g�owie mia�a zam�t.
Nie wiedzia�a, co ma my�le�.
By�a zdecydowana wyjecha�, a tu
sam los postawi� na jej �cie�ce
Jake'a Benningtona.
- Dzi�ki ci, Roger.
Oczywi�cie, spotkam si� z nim.
Zupe�nie oszo�omiona wr�ci�a
do swego gabinetu i ci�ko
opad�a na fotel. Patrzy�a
niewidz�cym wzrokiem na
za�miecone biurko.
Jake Bennington! Stan�� przed
ni� jak �ywy: wysoki, szczup�y,
mocny. Cz�owiek, na kt�rym mo�na
si� oprze�. By� idealn� reklam�
systemu odnowy biologicznej,
kt�r� propagowa�.
Hu�taj�c si� na krze�le
my�la�a, �e b�dzie teraz dla
niego pracowa�. Oczywi�cie!
Wszystko, co mia�a zrobi�, to
spotka� si� z nim i zaj�� jego
spraw�: uczciwie, logicznie,
profesjonalnie. Jest po prostu
jednym z klient�w.
Kiedy punktualnie o trzeciej
zjawi� si� w jej pokoju, musia�a
przywo�a� ca�y sw�j ch�odny
profesjonalizm, by spokojnie go
przywita�. Wygl�da� inaczej ni�
wtedy, w parku. W
nieskazitelnym, szarym
garniturze m�g�by by� przyk�adem
eleganckiego businessmana.
Promieniowa� jak�� tajemnicz�
si�� i m�sko�ci�.
- Mi�o mi pana pozna�, panie
Bennington.
- Panna Tyson, prawda? Mam
nadziej�, �e dobrze wymawiam
pani nazwisko - wyci�gn�� r�k�.
- Dzie� dobry.
Laine odnios�a wra�enie, �e
znaj� si� od lat. Ku swemu
zdziwieniu zobaczy�a w jego
oczach iskierki sympatii.
- Witam pana! Mo�e fili�ank�
herbaty?
Jego u�miech przyprawi� j� o
przy�pieszone bicie serca.
- Ch�tnie. Dzi�kuj�.
- Prosz� usi���. Za moment
wr�c�.
Zam�wi�a herbat�, szcz�liwa,
�e chwilowa przerwa pozwoli jej
odzyska� r�wnowag�.
W tym czasie Jake postawi� na
pod�odze sw� wypchan� teczk� i
wydoby� z niej plik dokument�w.
- Czy zna pani moj� spraw�?
- Chodzi o przelew got�wki?
- Zgadza si�. Potrzebuj�
kolejnej po�yczki, ale bank nie
chce mi jej udzieli� bez
wi�kszej ilo�ci danych i
odpowiednich zabezpiecze�.
- Na co pan chce przeznaczy�
ten kredyt?
- Chc� wyposa�y� klub, kt�ry
otwieram w przysz�ym miesi�cu.
- Rozumiem. Ile pan posiada
klub�w?
- Pi��. Ten b�dzie sz�sty.
- A dzia�a pan, je�li si� nie
myl�, zaledwie rok?
- Osiemna�cie miesi�cy. Ma to
jakie� znaczenie?
- Za szybko si� pan rozwija.
To do�� powszechny problem.
- No c�, pani si� na tym zna.
Co powinienem zrobi� w tej
sytuacji?
- Prosz� da� mi troch� czasu.
Zanim udziel� porady, musz� si�
zorientowa� w sprawie, tak�e w
banku.
- To brzmi optymistycznie,
panno Tyson, ale ja nie mam
czasu. Wierzyciele depcz� mi po
pi�tach.
Laine u�miechn�a si�.
- Przystopujemy ich,
przynajmniej czasowo. Poczekaj�,
gdy im powiem, �e zg�osi� si�
pan po porad� finansow�.
U�miechn�� si� szeroko. Jego
poci�g�� twarz pokry�a siateczka
bruzd i zmarszczek, tworz�c
interesuj�cy rysunek.
- To ju� co�! - znowu si�
u�miecha�.
Zignorowa�a ten u�miech.
Odp�dzi�a g�upie my�li i
spr�bowa�a skupi� si� na
sprawie.
- Chcia�bym rozwin�� sie�
klub�w w miastach na terenie
ca�ego kraju - powiedzia�
zbieraj�c si� do wyj�cia. -
Kultura fizyczna jest potrzebna.
Czy widzia�a pani kt�ry� z moich
klub�w?
Laine zarumieni�a si�.
Przypomnia�a sobie, jak
przychodzi�a do klubu
Burchester, by zdoby� informacje
o jego prywatnym �yciu, o
miejscach, gdzie najcz�ciej
bywa...
W�a�nie tam dowiedzia�a si� o
jego sobotnich wizytach w parku.
- Je�li chodzi o �cis�o��, to
by�am w jednym z tutejszych
klub�w - przyzna�a. - Wspania�y!
- ͌wietnie! A inne pani
widzia�a?
Potrz�sn�a g�ow�. Jake
spojrza� na zegarek.
- Je�li nie ma pani nic
przeciwko temu, mogliby�my
pojecha� do Birmingham. Mam tam
dwa kluby. Obydwa s� wi�ksze od
tutejszego.
- Dobrze - Laine nagle
zapragn�a odrobiny szale�stwa.
Jake patrzy� na ni� w taki
spos�b, �e serce zabi�o jej
szybciej. Taki ma�y wypad w
interesach, to przecie� nic
z�ego - usprawiedliwia�a si� w
my�lach. A ze spraw� Jacksona na
pewno zd��y.
- W porz�dku - podnios�a si� z
krzes�a. - Wprawdzie mam jeszcze
mn�stwo pracy, ale skusi� mnie
pan. Musz� du�o wiedzie� o
pa�skich interesach, bym mog�a
dobrze si� nimi zaj��.
- Ja za� musz� wiedzie�
wszystko o pani!
Mi�kko wym�wione s�owa i ton
jego g�osu sprawi�y, �e przeszy�
j� dreszcz. Gdy zdejmowa�a
p�aszcz z wieszaka, dr�a�y jej
r�ce. Nie by�a przygotowana na
takie komplikacje. Ale taki
mi�y, niezobowi�zuj�cy kontakt
na p�aszczy�nie interes�w
pozwoli jej nadal widywa� c�rk�,
a tego bardzo pragn�a.
Zdecydowa�a si�.
W ostatniej chwili ogarn�a j�
panika. Jak mog�a osobi�cie
anga�owa� si� w zwi�zek z
m�czyzn�, kt�ry by� przez osiem
lat opiekunem jej c�rki?
Jednak odrzuci�a te obawy.
- Nie us�yszy pan nic
ciekawego, panie Bennington.
- Prosz� mi m�wi� Jake...
Zostawi�a sekretarce wiadomo��
dok�d si� wybiera, po czym
wyszli.
- Panie Bennington...
- Jake - poprawi�, otwieraj�c
drzwiczki bia�ego sportowego
wozu.
Patrzy�a, jak przekr�ca
kluczyk w stacyjce, a potem -
gdy silnik zapali� - jak wrzuca
wsteczny bieg.
- Czy jest jaki� pow�d, dla
kt�rego musimy by� tacy
oficjalni? - zapyta� �agodnie. -
Czy nie mo�emy si� bli�ej
pozna�?... Przecie� nie jest to
sytuacja: pacjent_lekarz.
- Nie - za�mia�a si� z
zak�opotaniem. - Zawodowych
przeciwwskaza� nie ma, ale mimo
wszystko s�dz�, �e nie jest to
zbyt dobry pomys�.
- Wi�c b�d� musia� ci�
przekona�. Twoja sekretarka
nazywa�a ci� Laine. Czy to skr�t
od Elaine?
- Nie. Takie imi� otrzyma�am
na chrzcie. Moja matka chcia�a,
�eby by�o niezwyk�e.
- Podoba mi si�, bo pasuje do
ciebie.
Jechali autostrad�.
"Bo�e! - my�la�a gor�czkowo. -
Nie chc� zosta� stron� w
tr�jk�cie". My�l o tym, �e
przybrany ojciec Abby jest
kobieciarzem spowodowa�a, �e
poczu�a si� g�upio. Jednak
przecie� kocha� jej dziecko;
mo�e nale�a�o mu wybaczy� t�
s�abostk�?
W��czy� radio i w samochodzie
rozleg� si� d�wi�k elektrycznych
gitar. Laine opar�a si�
wygodniej i obserwowa�a szerok�
wst�g� autostrady. Jake zjecha�
w stron� miasta i w��czy� si� w
ruch uliczny. Wjecha� w jak��
uliczk� i zatrzyma� w�z przed
du�ym o�rodkiem.
Uwa�nie obejrza�a szyld nad
drzwiami.
- Podobaj� mi si� nazwy, jakie
nadajesz swoim klubom.
- "Hygeia". Pomy�la�em, aby
wezwa� bogini� zdrowia!
- Ju� widz� jak kluby "Hygeia"
wyrastaj� w ca�ym kraju jak
grzyby po deszczu. To dobrze
brzmi.
O�rodek wygl�da� wr�cz
imponuj�co. Nie mia�a �adnych
w�tpliwo�ci, na co posz�y
pieni�dze. Je�li przy budowie
innych klub�w by� tak samo
rozrzutny, to nic dziwnego, �e
mia� k�opoty finansowe!
- Pieni�dzy tu nie oszcz�dzano
- zauwa�y�a cierpko.
- Nie - powiedzia�. - W�o�y�em
w to ca�ego siebie. Inne s�
skromniejsze. Pozosta�e obiekty
wyposa�y�em dokonuj�c ma�o
zmian, chocia� dr�czy�o mnie, �e
musz� oszcz�dza�.
- Trzeba rozwija� interes
stopniowo, w miar� jak b�dzie
przynosi� zyski.
- Na pewno b�dzie! -
stwierdzi� z wiar�.
Sala gimnastyczna wygl�da�a
niczym jakie� rusztowanie z rur
i pr�t�w krzy�uj�cych si� we
wszystkich mo�liwych kierunkach.
Kiedy podeszli bli�ej,
poszczeg�lne elementy zacz�y
nabiera� sensownych kszta�t�w.
Wi�kszo�� przyrz�d�w by�a
zaj�ta.
Jake gestem przywo�a�
m�czyzn� o wygl�dzie
emerytowanego boksera, lekko
�ysiej�cego ze sp�aszczonym
nosem.
- Jak idzie? - zapyta� Jake.
- W porz�dku, szefie. Wszystko
zaj�te.
Jake poklepa� go po ramieniu.
- Dobra robota, Len.
- Sauny s� tam - wyja�ni�
Jake. - U g�ry jest druga sala
gimnastyczna: drabinki,
r�wnowa�nie, liny, materace.
Sporo ludzi woli tradycyjny
rodzaj �wicze�.
M�wi�c to zaprowadzi� j� na
g�r�. Kilku m�czyzn trenowa�o
szermierk�. Inna grupa �wiczy�a
karate czy te� judo.
- Wspania�a sala!
- A obok wej�cia, widzisz,
mamy bufet!
- Zdrowa �ywno�� i �adnego
alkoholu?...
- Zgad�a�. Sprzedajemy frytki
i r�ne chrupki. Czy chcesz
obejrze� pozosta�e budynki? A
potem pozwolisz zaprosi� si� na
obiad?
U�miecha� si�. Z jego oczu
mo�na by�o wyczyta�, �e chce
nawi�za� z ni� bli�szy kontakt.
Napotkawszy jego wzrok Laine
poczu�a, �e si� rumieni. Ale za
chwil� ogarn�� j� ch��d.
Spojrza�a na zegarek.
- Czy twoja �ona nie czeka na
ciebie? - zapyta�a.
Twarz Jake'a do tej pory tak
bardzo o�ywiona, w jednej chwili
posmutnia�a. Schowa� si� jak
�limak do skorupki. Przymkn��
oczy, a zmarszczki wok� ust
pog��bi�y si�...
- Moja �ona - powiedzia�
oschle - umar�a trzy lata temu,
ale dobrze, �e mi przypomnia�a�.
Moja c�rka jest zawsze taka
nieszcz�liwa, je�li nie ma mnie
w domu wieczorem.
Mia�a wra�enie, jakby kto�
zdzieli� j� obuchem w g�ow�. Nie
wiedzia�a o tym! Podczas
poszukiwa� nie natkn�a si� na
tak istotny szczeg�!
- Jake, tak mi przykro.
C� wi�cej mog�a powiedzie�?
Wyrazy �alu czy przeprosiny by�y
nie na miejscu. Nie zna�a
przecie� jego �ony, a jego
samego pozna�a dopiero dzi�.
- Odwioz� ci�.
By� uprzejmy, ale poprzednia
swoboda znikn�a bez �ladu.
Schowa� si� w sobie, by� daleki
i ch�odny. Podwi�z� j� na
parking, gdzie sta�a jej toyota
i po�egna� si�.
- Dobranoc Jake. Zadzwoni�,
gdy b�d� mia�a jakie� dane.
- Zadzwo� do domu. Tam mam
swoje biuro.
Nawet nie wysiad� z samochodu.
Skin�� g�ow�, nacisn�� peda�
gazu i odjecha�. Laine poczu�a
si� jak ukarana. Ale za co?...
Pytaj�c o jego �on�?... A mo�e
dostrzeg� w jej g�osie
z�o�liwo��?... �e te� nie
sprawdzi�a, �e jest wdowcem!
Jednak �wiadomo�� tego faktu
wywo�a�a w niej niezwyk�e
o�ywienie. Nie do wiary! A wi�c
mia�a szans� zosta� przybran�
matk� swojej c�rki!
Szybko odsun�a t� pokus�. Czy
naprawd� chcia�aby zosta� �on�
Jake'a, czy kogokolwiek innego?
Z drugiej strony sam los
stwarza� jej sytuacj�, �e
mo�liwo�� bycia z c�rk� sta�a
si� realna! Musi wykorzysta� t�
szans�. Nigdzie nie wyjedzie.
Bez wzgl�du na konsekwencj�,
pozostaje w Burchester.
Rozdzia� 2
Zaparkowa�a w�z i wesz�a na
werand�. Przez drzwi frontowe
wchodzi�o si� wprost do pokoju
wypoczynkowego, kt�ry zajmowa�
prawie parter tego niewielkiego
domku. Do pomieszcze� na g�rze
prowadzi�y ma�e kr�cone schodki.
Zanios�a rzeczy do swego pokoju
i rzuci�a je na krzes�o.
Zesz�a na d�. Opar�a czo�o o
ch�odn� szyb�. S�o�ce w�a�nie
powoli zachodzi�o i d�ugi cie�
wype�nia� t� niewielk� zamkni�t�
przestrze�; dywan delikatnych,
r�owo_liliowych kwiat�w
o�wietla�y zachodz�ce promienie.
Laine unios�a g�ow�, urzeczona
tym pi�knem.
Nagle roze�mia�a si� sama do
siebie. Odwr�ci�a si� na pi�cie
i podesz�a do wielkiej kanapy,
stoj�cej na �rodku pokoju. Z
rozkosz� zapad�a w mi�kkie,
pluszowe poduchy. Wyci�gn�a
nogi i za�o�ywszy r�ce pod
g�ow�, rozkoszowa�a si� b�ogim
odpoczynkiem.
Nie ma si� czym przejmowa�!
Mia�a dom, przynajmniej tak
d�ugo, jak by�a w stanie sp�aca�
raty. By�a szcz�liwa w
Burchester. Lubi�a swoj� prac�,
a dom by� inwestycj�, kt�r� lata
studi�w pe�nych wyrzecze�
uczyni�y realn�. Tak. Z kt�rej
strony by nie patrze�,
pozostanie w Burchester mia�o
sens.
W nag�ym przyp�ywie energii
pobieg�a do kuchni. By�a g�odna.
Wspomnienie obiadu, kt�ry
odrzuci�a, wywo�a�o w niej lekki
�al.
No c�, przesz�o�ci nie
zmieni, liczy si� tylko jutro!
Jutro, kt�re tak�e mo�e oznacza�
bliskie kontakty z c�rk�.
Te marzenia i plany
spowodowa�y bezsenn� noc.
Nazajutrz ostro zabra�a si� do
pracy. Uporawszy si� z
najpilniejsz� spraw� Jacksona,
wzi�a si� za dokumenty Jake'a.
Nie by�o to �atwe. Panowa� w
nich taki ba�agan, �e ma�o kto
m�g�by si� w tym po�apa�.
Zawiera�y jednakÿe wszelkie
potrzebne dane. Uporz�dkowanie
tego wszystkiego zaj�o jej
�rod� i czwartek, ale w pi�tek
rano wiedzia�a ju�, co zrobi�,
by uratowa� jego interesy.
Si�gn�a po telefon. Przez
d�u�sz� chwil� zastanawia�a si�,
co ma powiedzie�. Wybieraj�c
numer pomy�la�a, �eby lepiej nie
by�o go w domu, ale gdy
us�ysza�a w s�uchawce kobiecy
g�os, serce podskoczy�o jej do
gard�a.
Szybko opanowa�a si�.
- Czy mog� prosi� pana
Benningtona?
- Niestety, nie ma go w tej
chwili. Mo�e co� przekaza�?
- Jak mog� si� z nim
skontaktowa�? To wa�ne.
- Niestety, to b�dzie trudne,
bo ma dzi� do za�atwienia
mn�stwo spraw. A kto m�wi?
- Nazywam si� Laine Tyson z
firmy Prentice and Co. Czy
mog�aby pani przekaza�, �eby
zadzwoni� do mnie? B�d� w biurze
do wp� do sz�stej.
- Oczywi�cie, prosz� pani.
Powinien wr�ci� do tego czasu.
- Dzi�kuj�. Do widzenia.
"Kim by�a ta kobieta? -
my�la�a zdenerwowana. -
Prawdopodobnie gospodyni.
Przecie� potrzebowa� kogo� do
sprz�tania, do opieki nad Abby,
gdy by� nieobecny. Spokojnie!
B�d� rozs�dna! Denerwowa� si�
tylko dlatego, �e kobieta
odebra�a telefon!" W�a�ciwie, co
to j� mog�o obchodzi�? Jednak
nie by�a w stanie ukry�
niepokoju nawet sama przed sob�,
wi�c zanim oko�o pi�tej
zadzwoni� telefon, siedzia�a jak
na szpilkach.
- Pan Bennington! - oznajmi�a
sekretarka.
- S�ucham!
- Laine, w�a�nie dowiedzia�em
si�, �e dzwoni�a�.
Z ulg� ws�uchiwa�a si� w jego
g�os. By�o w nim odpr�enie i
przyja��. Odetchn�a z ulg� i
zacz�a m�wi�, o co chodzi.
- ...Wi�c jak widzisz, musimy
si� zobaczy� i to jak
najszybciej. Czy b�dzie to
mo�liwe dzi� po po�udniu, czy
musimy czeka� do poniedzia�ku?
- A mo�e spotkamy si� dzi�
wieczorem lub w czasie weekendu?
Czy ci to odpowiada?
Ogarn�a j� fala gor�ca.
- Oczywi�cie, je�li to tylko
mo�liwe, zawsze idziemy
klientowi na r�k�.
- To si� nazywa obs�uga. Dzi�
wieczorem, mo�e o �smej?
- �wietnie. B�d� o �smej.
Od�o�y�a s�uchawk�. Ciekawe,
czy Abby b�dzie ju� spa�a? Czy
zobacz� j�?
Zna�a otoczenie domu, w kt�rym
mieszka�a jej c�rka.
Przechodzi�a tamt�dy kilka razy.
Miejsce by�o raczej opustosza�e,
wi�c nie chcia�a si� tam
cz�ciej pojawia�, bez wywo�ania
podejrze�. Park miejski, to
zupe�nie co innego. W�a�nie z
tego powodu go wybra�a, aby j�
zobaczy� po raz pierwszy. Teraz
w�a�nie zobaczy wn�trze tego
szacownego domu! Nawet, je�li
tam nie ujrzy Abby, zawsze
b�dzie mog�a przywo�a� obraz
miejsca, w kt�rym ona przebywa.
Wystarczy, �e b�dzie pami�ta� j�
i JAke'a.
Wzi�a si� w gar�� i zaj�a
si� przekopywaniem dokument�w.
Z ulg� zako�czy�a prac�,
zabra�a swoje rzeczy oraz
papiery Jake'a. Czu�a, �e zbli�a
si� nieuniknione.
Ten wiecz�r b�dzie kamieniem
milowym. Bez wzgl�du na to jak
si� sprawy potocz�.
** ** **
Podjecha�a przed dom Jake'a i
zatrzyma�a si� przed frontowymi
drzwiami.
Wysiad�a, zabieraj�c z tylnego
siedzenia jego dokumenty.
Nacisn�a dzwonek. Us�ysza�a
czyje� kroki i dzieci�cy g�osik
uciszaj�cy psa.
Drzwi ostro�nie uchyli�y si�
na tyle, by przez w�sk� szpar�
mog�o wyjrze� dziecko i pies.
Laine przycisn�a do piersi
teczk� z dokumentami,
zas�aniaj�c si� nimi jak tarcz�.
Tak chcia�a porwa� ma�� w
st�sknione ramiona i przytuli�.
Oczy dziewczynki b�yszcza�y
ciekawo�ci�, ale u�miecha�a si�
w spos�b wymuszony.
- Dobry wiecz�r!
- Dobry wiecz�r! Jestem Laine
Tyson. Mia�am zobaczy� si� z
twoim tat�.
- Abby! - w g��bi domu rozleg�
si� ten niezapomniany g�os. -
Popro� pann� Tyson! Przecie� nie
wejdzie, gdy stoisz w drzwiach!
Abby odsun�a si� i zawo�a�a
psa.
- Fruitcake (Fruitcake - tort
owocowy), do nogi!
Laine u�miechn�a si�.
Napi�cie, kt�re do tej pory
odczuwa�a, zel�a�o. A wi�c to
by�a Fruitcake! Od razu by�o
wida� czemu ten piesek
zawdzi�cza swoje imi�. Jego
pi�kn�, kremow� sier�� niemal na
ca�ym ciele zdobi�y ma�e br�zowe
plamki.
Abby mia�a na sobie b��kitn�
nocn� koszulk� w r�owe
kr�liczki i w�osy zwi�zane
gumk�. Drobne paluszki wygl�da�y
z puszystych domowych kapci.
Pachnia�a myd�em i talkiem.
Laine podnios�a wzrok na
Jake'a stoj�cego par� krok�w
dalej.
- Dobry wiecz�r, Jake.
- Witaj. Abby, teraz, gdy ju�
zobaczy�a� pann� Tyson, mo�esz
i�� do ��ka. Za pi�� minut
przyjd� powiedzie� ci dobranoc.
- Czy musz�? - Abby zamkn�a
drzwi.
- Musisz, naprawd�. Mamy z
pann� Tyson du�o pracy. No,
marsz na g�r�!
- No dobrze - Abby u�miechn�a
si� grzecznie. - Dobranoc.
- Dobranoc, Abby. Bardzo si�
ciesz�, �e ci� pozna�am.
Gdyby wiedzieli jak bardzo.
Oboje patrzyli na dzieci�c�
figurk� wdrapuj�c� si� wraz z
nieodst�pn� Fruitcake po
schodach. Jake odwr�ci� si� do
Laine.
- Prosz� dalej. Daj te
papierzyska. Nie s�dzi�em, �e
jest tego tak du�o. Jeszcze
p�aszcz...
- Dzi�kuj�.
Zdj�a jasny, lekki prochowiec
i poda�a Jake'owi.
Mia�a na sobie swoj� ulubion�
letni� sukienk� z d�ugimi
r�kawami. Wiedzia�a, �e ta
��tobr�zowa tonacja odbija si�
z�otym �wiat�em w jej w�osach, a
szeroka, powiewna sp�dnica
podkre�la szczup�o�� talii i
n�g. Szeroki br�zowy pasek i
d�ugie kolczyki z tygrysiego oka
dope�nia�y ca�o�ci.
Jake zaprowadzi� j� do salonu
urz�dzonego wygodnie i ze
smakiem, chocia� meble i dywan
wygl�da�y na nieco podniszczone.
�agodne odcienie zieleni i
b��kitu tworzy�y atmosfer�
mi�ego ch�odu i zach�ca�y do
wypoczynku. Kominek i wi�niowe
lampy dodawa�y ciep�ego blasku.
- Mo�e drinka? Szkocka, brandy
czy sherry?
- Je�li mo�na, poprosz� brandy
z imbirem.
Jake podszed� do baru. Gdy
przygotowywa� drinki,
przygl�da�a si� jego wysokiej,
szczup�ej postaci, szerokim
barkom i w�skim biodrom. Tym
razem mia� na sobie spodnie od
dresu i bia�� koszulk�
gimnastyczn�.
Wzi�a szklaneczk� z napojem i
u�miechaj�c si� podnios�a do
ust.
- Na zdrowie!
Jake upi� nieco i odstawi�
szklaneczk�.
- P�jd� sprawdzi�, czy Abby
jest w ��ku. Zaraz wracam.
Laine u�miechn�a si� z
przymusem.
- Jest cudowna. Musisz by� z
niej bardzo dumny.
- I jestem.
Gdy wyszed�, zacisn�a dr��ce
d�onie na szklance, przymkn�a
oczy usi�uj�c powstrzyma� �zy
cisn�ce si� do oczu. Musi wzi��
si� w gar��, inaczej nic z tego
nie b�dzie.
To nic! To przecie� pierwszy
raz! Pierwszy raz mo�e rozmawia�
ze swoim dzieckiem, kt�re kiedy�
musia�a zostawi�. Nast�pnym
razem b�dzie �atwiej. Szcz�cie,
�e Jake wyszed�. Przynajmniej
mia�a czas, by si� uspokoi�,
opanowa� wzruszenie.
Dopi�a drinka i otar�a oczy.
- Za mocne?
- Troszeczk� - z ulg� chwyci�a
si� tego pomys�u. - Nie powinnam
pi� tak szybko.
Jake u�miechn�� si�.
- Widz�, �e prawie sko�czy�a�.
Zrobi� ci jeszcze?
- Nie, dzi�kuj�. Chyba mam
do��.
Wzi�� swoj� szklank� i dopi�
zawarto��.
- No to bierzemy si� do pracy.
Chod�my do mojego gabinetu.
Wezm� papiery.
Przeszli do niewielkiego
pokoju, w kt�rym sta�o biurko,
par� krzese� i p�ki z
ksi��kami.
- Ciekawy jestem, co takiego
wymy�li�a� - powiedzia�, gdy
usiedli.
W ci�gu nast�pnej godziny
Laine omawia�a swoje wyliczenia.
W ko�cu przesz�a do wniosk�w.
- Jake, nie mo�esz pozwoli�
sobie na tak� po�yczk�. Nie
b�dziesz w stanie sp�aca�
kredytu. Poch�onie to wi�kszo��
twoich dochod�w. Nie jest to
rozs�dne!
Jake wsta� i zacz�� nerwowo
chodzi� po pokoju.
- Nie zgadzam si�. Mam ju�
ziemi� i budynki. Je�li nie
wykorzystam tego, b�d� p�aci�
czynsz i podatek za nie.
- To prawda, ale mo�esz zrobi�
z tych pomieszcze� tradycyjne
sale gimnastyczne i wyposa�a� je
w nowy sprz�t w miar� osi�gania
zysku. W tym czasie skoncentruj
si� na zwi�kszeniu dochod�w z
dotychczasowych obiekt�w.
Zamy�lony Jake nadal
przemierza� pok�j. Laine
zamar�a, nie chcia� przyj�� jej
rozwi�zania. Jego firma mo�e
upa��. "Moja rada ci nie w smak
- my�la�a ze z�o�ci� - a nikt
inny lepszej ci nie udzieli.
R�b, co chcesz. Mnie to nie
obchodzi."
Ale obchodzi�o j�. Nawet
bardzo. Nie tylko z tego powodu,
�e wszystko co dotyczy�o Jake'a,
dotyczy�o r�wnie� Abby, ale
dlatego, �e chcia�a sta� si�
cz�ci� ich �ycia. Je�li Jake
odrzuci jej ekspertyz�, odrzuci
r�wnie� j�.
Przesta� chodzi� po pokoju.
- Nie podoba mi si� twoje
rozwi�zanie - powiedzia�
szorstko. - Ale "nie po to
trzymam psa, by samemu szczeka�"
- jak to si� m�wi. Zrobi� tak,
jak zaproponowa�a�.
U�miechn�� si�, a ona
odetchn�a z ulg�.
- To dobrze. Z mniejsz�
po�yczk� nie powinno by�
trudno�ci.
- Wi�c postanowione. Napijesz
si� jeszcze?
- Nie powinnam. Jad�
samochodem.
- Wi�c mo�e kawy? Zostaw to
wszystko i chod�my do salonu.
Laine po�o�y�a papiery na
biurku, zabieraj�c tylko swoje
notatki.
- Usi�d�. Zaraz zrobi� kaw�.
W chwil� p�niej na stoliku
obok kominka bulgota� ekspress
do kawy. Pojawi�y si� dwie
fili�anki, �mietanka, cukier i
herbatniki.
Jake wyci�gn�� si� w fotelu,
u�miechaj�c si� do niej jak
aktor filmowy.
- Powiedz, jak to si� sta�o,
�e taka pi�kna kobieta zosta�a
doradc� finansowym?
- A co ma jedno z drugim
wsp�lnego? Zawsze lubi�am
matematyk�, mam �cis�y umys�.
Pomy�la�am, �e szkoda go
marnowa�. Poza tym to dobry
zaw�d. M�j ojciec pracuje w
ksi�gowo�ci w wielkiej firmie i
to on podsun�� mi my�l o
studiach. Chcia�, abym by�a
lepsza ni� on.
- I uda�o ci si�. Twoi rodzice
mieszkaj� tutaj?
- Nie, mieszkaj� w Surrey, na
po�udnie od Londynu. Teraz
rzadko ich widuj�.
- Brakuje ci ich?
- Czasami, cho� nie byli�my
z�yci...
W przeciwnym wypadku nigdy by
nie nalegali, �eby porzuci�a
swoje dziecko, bez wzgl�du na
ni� sam� i jej odczucia. Gdyby
ojciec chcia� j� przyj�� oraz
dziecko wtedy, gdy robi�a
matur�, a potem zdawa�a egzaminy
na pierwszy rok College'u...
Wtedy na pewno poradzi�aby
sobie. Ale nie dali jej szansy.
Ojciec postawi� ultimatum: albo
odda dziecko do adopcji, albo
wyrzuc� j� z domu i b�dzie
musia�a �y� z zasi�ku dla
bezrobotnych. W wieku
siedemnastu lat takie ultimatum
jest wyrokiem!
Ekspress przesta� bulgota� i
Jake pochyli� si�, by nape�ni�
fili�anki.
- �mietanki?
- Odrobin� i bez cukru.
- Pocz�stuj si� herbatnikiem.
- Dzi�kuj�. A gdzie s� twoi
rodzice? - zapyta�a.
- S� za granic�. Ojciec jest
wyk�adowc� na uniwersytecie w
Kanadzie.
- To dlatego ty te� by�e�
kiedy� naukowcem?
Laine prze�kn�a �lin�. Jak
mog�a tak si� wygada�!
U�miechn�a si� niewyra�nie.
- Bringstone to plotkarska
mie�cina. Wiem, �e zanim zaj��e�
si� Klubami Odnowy, wyk�ada�e�
histori� wsp�czesn�.
Przecie� mog�a trafi� na t�
wiadomo�� przypadkiem. Nie m�g�
podejrzewa�, �e celowo zbiera�a
o nim informacje, a w Biurze
Adopcyjnym powiedziano jej o
nowych rodzicach jej dziecka.
- To prawda - u�miechn�� si� w
spos�b, kt�ry Laine przyprawi� o
dr�enie. - Nie wygl�dam na
naukowca?
- Wygl�dasz. Masz inteligentn�
twarz.
- Dzi�ki! Rzeczywi�cie,
studiowanie bawi�o mnie i by�em
nawet niez�ym historykiem, ale
wyk�ady �miertelnie mnie
nudzi�y. Trzyma�em si� tego,
p�ki �y�a moja �ona, ale po jej
�mierci postanowi�em zmieni�
styl �ycia. Potrzebowa�em czego�
bardziej aktywnego, gdzie
m�g�bym si� sprawdzi� jako
przedsi�biorca. St�d Kluby
Odnowy.
Laine zdoby�a si� na odwag�.
Musi porozmawia� o jego by�ej
�onie.
- Powiedz mi, dlaczego ona
umar�a?
- Umar�a na raka - powiedzia�
szorstko. - Powinni�my si� byli
tego spodziewa�. Kr�tko po
naszym �lubie by�a operowana,
ale my�leli�my, �e kuracja jest
zako�czona.
- Potem urodzi�a si� Abby...?
- Laine wstrzyma�a oddech.
- Abby nie jest naszym
dzieckiem. �ona moja by�a tak
nieszcz�liwa, �e nie mo�e mie�
dzieci, �e zdecydowali�my si� na
adopcj�. Wzi�li�my j�, gdy mia�a
dwa tygodnie. Kocham j� jednak
jak w�asn� c�rk�.
Ciekawe, jak by zareagowa�,
gdyby powiedzia�a mu prawd�:
"ona jest moja!" Te s�owa
d�wi�cza�y jej w g�owie, ale nie
odwa�y�a si� powiedzie� ich
g�o�no. Zamiast tego, z b�lem
wyszepta�a:
- Rozumiem.
- Ci�ko jest samotnie
wychowywa� dziecko, ale kocha�em
moj� �on� i nie mog� zdoby� si�
na to, by kto� zaj�� jej
miejsce.
"To wiele wyja�nia" - my�la�a
Laine upijaj�c z fili�anki du�y
�yk kawy.
- Jak sobie radzisz?
- Pani Foale, z kt�r�
rozmawia�a�, sp�dza z ni�
wi�kszo�� czasu. Jest wdow� i
mieszka z c�rk�. Od poniedzia�ku
do pi�tku po po�udniu mieszka u
nas. W weekendy jest u c�rki,
kt�ra w�a�nie wtedy potrzebuje
kogo� do dzieci. Uk�ad ten
dzia�a nie�le.
Wi�c to nie przyjaci�ka!
S�ysz�c, co m�wi� o wprowadzeniu
kogo� innego na miejsce zmar�ej
�ony, nie by�a tym zdziwiona,
jednak mimo woli ul�y�o jej.
- Biedna kobieta - Laine
skry�a swoje prawdziwe uczucie
pod mask� sympatii. - Czy ona ma
co� w �yciu dla siebie?
Jake zmarszczy� brwi.
- Ona lubi zajmowa� si�
dzie�mi. Poza tym w weekendy
wyje�d�a z rodzin� za miasto,
nie jest wi�c �adn� m�czennic� -
doda�.
Na jej delikatnej twarzy
pojawi� si� rumieniec, gdy zda�a
sobie spraw�, �e okaza�a si�
malkontentk�.
- Przepraszam - szepn�a - nie
chcia�am krytykowa�. Po prostu
zdziwi�o mnie, �e sp�dza ca�y
sw�j czas zajmuj�c si� cudzymi
dzie�mi.
- Wielu ludzi to robi. Ja na
przyk�ad nie rozumiem, jak matka
Abby mog�a porzuci� swoje
dziecko? Jak� osob� musia�a by�?
Samolubn� bab� bez serca!
Laine zdr�twia�a. Nigdy nie
przypuszcza�a, �e kto� mo�e j�
ocenia� w ten spos�b. T�po
wpatrywa�a si� w fili�ank�
zaci�ni�t� w d�oniach. Zmusi�a
si� jednak, by powiedzie�:
- A je�li ona by�a m�oda i nie
mia�a innego wyj�cia?
Jake �achn�� si�.
- Zawsze jest jakie� wyj�cie.
Ta dziewczyna zdecydowa�a si�
porzuci� dziecko, kt�re tak
nieodpowiedzialnie urodzi�a. Nie
by�a zam�na, ale co z tego?
Jej zesztywnia�e wargi ledwie
wym�wi�y s�owa:
- Mo�e nie powinni�my s�dzi�
jej zbyt ostro. Nie znamy
wszystkich okoliczno�ci.
Dzi�kowa�a teraz niebu, �e nie
wyzna�a prawdy. Czu�a jednak
wielk� potrzeb�
usprawiedliwienia tego post�pku.
Chcia�a, �eby Jake pomy�la�
nieco �agodniej o tamtej
dziewczynie. Niestety, nie by�o
to mo�liwe. Je�li chce go
widywa�, musi zachowa� swoj�
tajemnic�. On nigdy nie mo�e
dowiedzie� si� prawdy. W pewnym
momencie zorientowa�a si�, �e
Jake j� uwa�nie obserwuje.
Zdoby�a si� na desperack�
odwag�, by wytrzyma� to
spojrzenie.
- Powiniene� by� jej wdzi�czny
chocia� za to urodzenie, inaczej
nie mia�by� Abby.
- No tak. Ale nie mog� przej��
do porz�dku dziennego nad
faktem, �e kto� porzuca swoje
dziecko.
- Ona nie porzuci�a, ale
odda�a je. Wam.
Wzruszy� ramionami.
- W tej sprawie jeste�my
najwyra�niej odmiennego zdania.
Jeszcze kawy?
Zapomnia�a o swojej fili�ance.
Szybko dopi�a resztki i poda�a
j� Jake'owi.
- Czy Abby wie, �e jest
adoptowana? - wykrztusi�a z
siebie.
Mo�e nie powinna kontynuowa�
tego tematu, ale musia�a si�
dowiedzie�, czy Abby by�a
�wiadoma, �e ma gdzie�
naturalnych rodzic�w: matk�,
ojca...
Nadal trudno by�o jej my�le� o
ojcu Abby; m�czy�nie, kt�ry j�
zostawi� w tak trudnym momencie.
Jak mog�a by� a� tak naiwna,
aby s�dzi�, �e atrakcyjny,
dwudziestodziewi�cioletni
m�czyzna nie jest �onaty, i �e
jest naprawd� zakochany w
niedojrza�ym siedemnastoletnim
podlotku? Ale w�wczas by�a tak
zadurzona, �e wierzy�a we
wszystko. Po prostu odda�a ca��
siebie, a� do zatracenia. Tak,
jak tylko m�odo�� potrafi to
robi�. Ufa�a Peterowi we
wszystkim, nawet je�eli chodzi�o
o �rodki zapobiegawcze.
Wspomnienie jego twarzy
wykrzywionej z�o�ci�, gdy
dowiedzia� si�, �e jest w ci��y,
pozostanie jej na zawsze w
pami�ci.
- Pozb�d� si� tego -
powiedzia� w�wczas.
- Peter! - wykrzykn�a w
zdumieniu. - Nie chcesz naszego
dziecka? Po prostu pobierzemy
si� wcze�niej ni� planowali�my,
to wszystko.
- M�wi� ci, Laine, pozb�d� si�
dziecka. Albo koniec z nami.
- Ale... Nie mog�! Czy ty tego
nie rozumiesz? Nie mog� zabi�
naszego dziecka! Czy naprawd�
nie mo�emy si� pobra�?
- Oczywi�cie, �e nie. Ty
idiotko! - Laine z przera�eniem
patrzy�a, jak uprzejmy,
troskliwy, kochaj�cy m�czyzna
zmienia si� w zwierz�. - Jestem
�onaty, wi�c jak mog� si� z tob�
o�eni�? Laine, je�li chcesz mie�
tego bachora, z nami wszystko
sko�czone.
- Ju� jest sko�czone -
powt�rzy�a t�po. Jak mog�aby
jeszcze go kocha�, ufa� mu?
Cichy g�os Jake'a nagle
przerwa� wspomnienia.
- Tak. Abby wie o tym.
Wr�ci�a do rzeczywisto�ci.
Dr��c� r�k� podnios�a fili�ank�
do ust.
- Powiedzieli�my jej, gdy by�a
dostatecznie du�a. Nie
chcieli�my, by dowiedzia�a si�
od "pok�tnych �yczliwych". Wie,
�e bardzo jej pragn�li�my i �e
j� kochamy... I ja j� kocham,
bardzo.
- Czy ona my�li czasami o
swojej prawdziwej matce?
- Nie s�dz�. Nigdy o niej nie
m�wi. Po �mierci Jane do��
szybko dosz�a do siebie, wi�c
my�l�, �e niczego jej nie
brakuje.
- Musi jej brakowa� matki.
- By� mo�e, ale pani Foale
jest naprawd� wspania��
opiekunk�.
Ton jego g�osu wskazywa�, �e
temat zosta� wyczerpany, wi�c
dopi�a kaw� i zacz�a zbiera�
si� do wyj�cia.
- Musz� i��. Daj mi zna�,
kiedy b�dziesz rozmawia� z
dyrektorem banku. Oczywi�cie,
je�li sobie �yczysz, abym by�a
przy tym.
- Dobrze - podni�s� si� z
fotela. - Dzi�kuj�, Laine.
Doceniam twoj� prac�. B�d� z
tob� w kontakcie.
Dopom�g� jej w�o�y� p�aszcz i
poda� dokumenty. Odprowadzaj�c
j� do drzwi, by� zamy�lony. Gdy
je otworzy�, czu�a, �e si� waha.
Mog�aby przysi�c, �e zastanawia�
si� nad nast�pnym posuni�ciem.
- Dobranoc - powiedzia�a
wyci�gaj�c r�k�. - Dzi�kuj� za
dobr� kaw�.
- Ca�a przyjemno�� po mojej
stronie - u�cisn�� jej d�o�.
Zn�w si� zawaha�, wok� oczu
pojawi�y si� lekkie zmarszczki.
- Mo�e jednak dasz si�
zaprosi� kt�rego� wieczoru na
kolacj�?
Laine u�miechn�a si�.
- Ch�tnie - odpowiedzia�a
szczerze.
- We wtorek?
- We wtorek.
- Zostaw mi sw�j adres. Wpadn�
po ciebie.
Wraca�a do domu w
optymistycznym nastroju.
Oczywi�cie nawet nie kry�a tego,
�e zaproszenie sprawi�o jej
przyjemno��, nie udawa�a te�, �e
jest to "zwyk�e" zaproszenie.
Jake na pewno s�dzi, �e to
jego magnetyczna osobowo�� tak
na mnie dzia�a. Dowarto�ciowanie
jego m�skiego "ego" na pewno mu
nie zaszkodzi. Chocia�, gdyby
nie Abby, czy naprawd� tak
bardzo zale�a�oby mi na
spotkaniu z nim?
Nie mia�a gotowej odpowiedzi
na to pytanie.
Rozdzia� 3
By�a ju� w po�owie drogi do
furtki, gdy samoch�d Jake'a
zatrzyma� si� przed jej domem.
Ten m�czyzna zburzy� w jej
�yciu zwyk�y, ch�odny spok�j.
Ale tylko przez niego mog�a
dotrze� do Abby, swojej c�rki.
- Co za punktualno��!
U�miech i podziw, kt�ry
dostrzeg�a w jego br�zowych
oczach sprawi�y, �e przez chwil�
zabrak�o jej tchu.
Musn�� palcami p�k szyfonowych
r� przypi�ty do jej paska.
Czerwona wst��ka, kt�r� by�y
zwi�zane, sp�ywa�a �agodnie
wzd�u� czarnej aksamitnej
sp�dnicy, kt�ra falowa�a przy
ka�dym jej ruchu.
- Pi�kne kwiaty. Pozw�l, wezm�
twoje okrycie.
G�os odm�wi� jej
pos�usze�stwa, wi�c tylko
u�miechn�a si� podaj�c mu
pelerynk� ze sztucznego futra.
Chocia� dzie� by� s�oneczny i
ciep�y, jednak jej lekka
bluzeczka z g��bokim dekoltem
by�a zbyt lekka na majowy
wiecz�r. Delikatnie po�o�y�
futro na tylnym siedzeniu i
pom�g� jej wsi���.
Bia�a koszula w po��czeniu z
gustownym krawatem i mi�kkim
ciemnoszarym garniturem nadawa�a
jego i tak poci�gaj�cej
powierzchowno�ci, jaki�
dodatkowy urok.
Laine czu�a dreszcz
podniecenia. Siedz�c obok niego
w luksusowym samochodzie by�a
zdenerwowana jak nastolatka na
swojej pierwszej randce. Nie
by�a pewna, czego on w�a�ciwie
spodziewa si� po tej znajomo�ci.
Przypuszcza�a, �e chodzi mu o
ma�y flirt, bez g��bszych
zobowi�za�. S�dzi�a tak na
podstawie tego, co m�wi� o
zmar�ej �onie. Wszystko czego
pragn�a, to m�c czasami widywa�
Abby.
- Pensa za twoje my�li!
G�os Jake'a wyrwa� j� z
zamy�lenia.
- Nie s� tyle warte. -
Roze�mia�a si�, kryj�c chwilowe
zmieszanie. - Chocia� mo�e tak.
My�la�am o Abby.
- W takim razie s� warte
wi�cej - zgodzi� si� z
u�miechem.
- Jak ona si� miewa?
- W porz�dku. Zrobi�a na tobie
wra�enie?
- Abby i Fruitcake tworz� tak
interesuj�c� par�...
Stara�a si� m�wi� spokojnie,
ale g�os jej dr�a�. Zdanie o
Abby wyrwa�o jej si�
najzupe�niej pod�wiadomie. Po
prostu chcia�a rozmawia� o
c�rce. Jednak wiedzia�a, �e w
ten spos�b igra z ogniem. Mog�a
powiedzie� wi�cej ni�
zamierza�a. Szybko zmieni�a
temat.
- Kiedy b�d� szczeni�ta?
- Najprawdopodobniej za par�
tygodni. Co z nimi zrobimy,
kiedy si� urodz�?
Jego g�os brzmia� weso�o, lecz
Laine wyczuwa�a co� innego pod
mask� weso�o�ci.
- Nie powinni�cie mie� z tym
k�opot�w - stwierdzi�a. Nagle
wpad� jej do g�owy pewien
pomys�. - Sama ch�tnie wezm�
jednego - powiedzia�a. - Tylko,
�e nie ma mnie prawie ca�y dzie�
w domu... Musz� to jeszcze
przemy�le�.
- Wspaniale. Jeden biedak z
g�owy! Musz� pozby� si� te�
innych. Abby pewnie b�dzie
zrozpaczona.
Jake wjecha� na g��wny parking
i wy��czy� silnik.
- Carlton jest tu� za rogiem.
Znasz t� restauracj�?
- S�ysza�am o niej, ale nigdy
tam nie by�am.
Uj�� j� pod rami� i
poprowadzi� w kierunku wej�cia.
Pasowali do siebie i tworzyli
�adn� par�.
- Zadziwiaj�ce - podj��
rozmow�. - M�czy�ni ustawiaj�
si� chyba w kolejce, �eby ci�
zaprosi� na kolacj�?
Ton g�osu sugerowa�, �e to
mia�o by� pytanie zaczepne.
Laine nie wiedzia�a, jak na nie
zareagowa�.
- Jestem w Burchester dopiero
kilka miesi�cy.
- Naprawd�? - Na szcz�cie
porzuci� dalsze rozwa�ania na
ten temat. - Gdzie przedtem
mieszka�a�? W Surrey, z
rodzicami?
- Nie. Wyjecha�am do Londynu
studiowa� ekonomi� i od tego
czasu nie mieszkam w domu.
Wynajmowa�am mieszkanie w
Sydenham.
- A dlaczego przeprowadzi�a�
si� tutaj?
W�a�nie wchodzili do
restauracji i pytanie to
pozosta�o bez odpowiedzi. Mia�a
wprawdzie zmy�lon� historyjk� na
ten temat, ale mimo wszystko
czu�a si� niepewnie.
Kierownik sali powita� Jake'a
jak sta�ego bywalca i
zaprowadzi� ich do osobnego
stolika. Ciep�e g�rne �wiat�o
dawa�o przytuln�, intymn�
atmosfer�, a ma�e lampki rzuca�y
romantyczny, r�owy blask na
stoliki. Gdy usiedli, kelner
poda� im menu.
- Maj� tu wspania�� sa�atk� z
homara - zauwa�y�. - Zawsze j�
zamawiam, gdy tu jestem. A ty,
co wybierasz?
- Je�li tak zachwalasz homara,
dam mu szans�, ale na pocz�tek
prosz� o melona.
Obawiaj�c si� spojrze� mu w
oczy, uwa�nie studiowa�a kart�:
najpierw przystawki, potem danie
g��wne. W ko�cu jednak podnios�a
g�ow�. Napotkawszy jego badawczy
wzrok poczu�a dreszcz, kt�ry
przeszy� jej cia�o. Zamruga�a
powiekami, by wyrwa� si� spod
tego uroku.
Odwa�y�a si� w ko�cu i zacz�a
obserwowa� jego poci�g�� twarz o
interesuj�cych rysach i gor�ce
spojrzenie br�zowych oczu.
Zwyci�ski u�miech b��dz�cy na
jego ustach sprawi�, �e
skapitulowa�a.
Dopiero wtedy Jake pozwoli�
jej doj�� do siebie. Zacz�li
rozmow�, a Laine zauwa�y�a, �e
prowadzi j� swobodnie. Poruszyli
wszystkie mo�liwe tematy: od
polityki, poprzez histori� i
turystyk� na �eglarstwie
sko�czywszy.
Posiada� jacht kabinowy na
Soarze i zachwala� rozkosze
sp�ywu w d� rzeki, zw�aszcza
podczas pi�knej letniej pogody.
- By�aby� tym zachwycona.
Powiedzia� to tak ciep�o, wi�c
pomy�la�a, �e zaprasza j� w ten
spos�b na jedn� ze swych wypraw,
ale on zacz�� m�wi� o czym
innym.
Czekali na deser i Jake nakry�
jej d�o� swoj� r�k�.
By�a zaskoczona. Jak daleko
si�ga�a pami�ci�, nigdy nie
lubi�a by ktokolwiek, z
wyj�tkiem matki, jej dotyka�.
Potem pojawi� si� Peter i przez
kr�tki czas promienia�a w jego
obj�ciach.
Nie zabra�a r�ki, przyjmuj�c
ten gest jak cz�� mi�ego
wieczoru. Zdumiona my�la�a, �e
ju� kilka razy byli tak blisko
siebie: najpierw w samochodzie,
potem id�c od parkingu w stron�
restauracji, teraz ich kolana
spotyka�y si� pod sto�em. Nie
mia�a nic przeciwko temu.
Mo�e drgn�a pod wp�ywem tych
my�li, mo�e z innego powodu, bo
Jake odwa�niej �cisn�� jej r�k�
i zacz�� delikatnie pie�ci�
wn�trze jej d�oni. Nie cofn�a
r�ki, bo chcia�a, by to trwa�o
jak najd�u�ej.
Jego ciemne, br�zowe oczy z
t�sknot� patrzy�y na jej twarz,
a Laine zastanawia�a si�,
dlaczego on to robi?
Podano deser i prys� intymny
nastr�j. Jake wyprostowa� si� i
u�miechn��.
- Na co masz ochot�?
Spojrza�a na kusz�cy zestaw i
wybra�a biszkopt z kremem, z
dodatkiem sherry. Si�gaj�c po
�y�eczk� stwierdzi�a, �e od
czasu wej�cia do Carltona ani
razu nie pomy�la�a o Abby,
bowiem Jake zaabsorbowa� j�
ca�kowicie. G�os rozs�dku m�wi�:
"strze� si�! Taka sytuacja mo�e
tylko powi�kszy� tw�j b�l. To
mo�e by� kolejne rozczarowanie".
Czy� nie ostrzega� jej, �e nie
pragnie trwa�ych zwi�zk�w? Czy
naprawd� chcia�a by� z tym
cz�owiekiem? Lata ca�e nie
odczuwa�a najmniejszej ochoty,
by z kimkolwiek si� wi�za�. Co
j� tak odmieni�o? Czy to
rezultat spotkania z Abby i
wstrz�su, jakiego w�wczas
dozna�a?
Pochyli�a si� nad deserem
pr�buj�c rozezna� si� we
w�asnych uczuciach. Mo�e Jake
poci�ga j� dlatego, �e jest
blisko �Abby i cz�stka jej
t�sknoty za dzieckiem przypada
na niego?
On r�wnie� umilk�, zatopiony w
swoich my�lach. Gdy kelner,
przywo��c zestaw ser�w, zmieni�
nakrycia, Jake wymamrota� co�
niezrozumia�ego, co mia�o
oznacza� podzi�kowanie.
Po chwili podszed� do nich
kierownik sali.
- Telefon? Ju� id�.
Przepraszam, Laine, musz� si�
dowiedzie�, czego chce pani
Foale.
- Oczywi�cie.
Laine patrzy�a jak szed� w
stron� bufetu, a serce
podchodzi�o jej do gard�a.
Dlaczego pani Foale dzwoni�a do
restauracji? Czy to Abby...? Co
mog�o si� sta�?
Wyraz twarzy Jake'a
potwierdzi� jej najgorsze obawy.
- Co si� sta�o?
- Abby - powiedzia� powa�nie -
jest przezi�biona, boli j�
gard�o i gor�czka si� podnosi.
Pani Foale wezwa�a doktora, no i
musz� i��. Przepraszam ci�, �e
nasza kolacja ko�czy si� w ten
spos�b. Poprosz�, by wezwano dla
ciebie taks�wk�.
- Nie k�opocz si� o mnie.
Nie chcia�a narzuca� si�
Jake'owi.
- Dobranoc, Laine. Dzi�kuj� za
mi�y wiecz�r. Musimy go kiedy�
powt�rzy�. Mo�e wtedy nic nam
nie przeszkodzi.
Podni�s� jej d�o� do ust.
Mu�ni�cie gor�cych warg
przyprawi�o j� o dr�enie, a na
twarzy pojawi� si� rumieniec.
- Dobranoc, Jake. Ja r�wnie�
dzi�kuj�. Mam nadziej�, �e z
Abby to nic powa�nego.
Chcia�a doda�: "i pozdr�w j�
ode mnie!", ale by�aby to by�
mo�e zbytnia poufa�o��.
Przytrzyma� jej r�k�, jakby
zupe�nie zapomnia�, �e musi
jecha�. U�miechn�� si� i
odszed�. Patrzy�a, jak szybkim
krokiem podchodzi do bufetu i
p�aci rachunek. Wyszed�, nie
ogl�daj�c si� za siebie. Wtedy
poczu�a si� osamotniona.
Czy ka�de zbli�enie b�dzie si�
tak szybko i bezlito�nie
ko�czy�o? Czego wi�cej mog�a si�
spodziewa�? Poznali si� dopiero
tydzie� temu, widzieli raptem
trzy razy i to w sprawach
zawodowych. Z jakiej racji mia�
jej zaproponowa�, by wr�ci�a z
nim do chorego dziecka, kt�re
widzia�a raz w �yciu i to
zaledwie przez kilka minut? Nie
mia�a najmniejszego powodu, by
by� taka nieszcz�liwa.
Jednak tym razem zdolno��
logicznego rozumowania opu�ci�a
j� zupe�nie i uczucia wzi�y
g�r�. Mo�e w�a�nie dlatego tej
nocy zasn�a z d�oni�, kt�r�
Jake poca�owa�, przyci�ni�t� do
ust?
** ** **
Obudzi�a si� wczesnym rankiem.
Z niecierpliwo�ci� czeka�a na
rozs�dn� godzin�, �eby zadzwoni�
do Jake'a.
"Pytanie o zdrowie Abby
powinno by� odebrane jako zwyk�a
uprzejmo��" - przekonywa�a sam�
siebie, si�gaj�c po s�uchawk�.
Mia�a wszelkie podstawy, by
zadzwoni�.
- Jake? Tu Laine. Chcia�am
tylko zapyta� jak si� czuje
Abby? - zdawa�o si� jej, �e by�
zdyszany.
- Laine? - w jego g�osie
brzmia�a szczera rado��. - Z
Abby wszystko w porz�dku. Doktor
m�wi, �e to wietrzna ospa i �e
za par� dni pojawi si� wysypka.
To raczej nieprzyjemna ni�
niebezpieczna choroba.
- Chwa�a Bogu! Mam nadziej�,
�e nie wyci�gn�am ci� z ��ka?
Jakby brakuje ci tchu.
Roze�mia� si�.
- Przed chwil� biega�em. Robi�
to ka�dego ranka, zwykle nieco
wcze�niej. Za p�no na spanie.
- Mog�am si� domy�le�! M�wi�e�
mi, �e uprawiasz jogging.
W�a�nie wychodzi�am do pracy i
chcia�am si� dowiedzie�, co z
Abby. Ciesz� si�, �e to nic
powa�nego.
- Laine, jeszcze raz dzi�kuj�
za telefon.
Jecha�a do pracy u�miechni�ta,
nuc�c pod nosem jak�� melodi�.
Nie pami�ta�a, kiedy ostatnio
czu�a si� tak wspaniale!
Ranek nie by� zbyt pogodny.
Nisko wisz�ce chmury zapowiada�y
deszcz, ale dzi� miasto wydawa�o
si� jej wyj�tkowo promienne.
Jednak �ycie, mimo wszystko,
jest cudowne! Abby wkr�tce
wyzdrowieje, a Jake si� na ni�
nie gniewa.
Kiedy wesz�a do biura,
sekretarka ju� siedzia�a za
biurkiem.
- Dzie� dobry, Laine.
Wygl�dasz na szcz�liw�. Udana
randka?
- Czy szcz�cie zawsze musi
si� wi�za� z m�czyzn�? - Laine
�ci�gn�a brwi.
- To mi wygl�da na ten rodzaj
szcz�cia - powiedzia�a Jane z
tajemnicz� min�.
- Mo�esz my�le�, co chcesz -
odpar�a wchodz�c do swego
pokoju.
Z ulg� zamkn�a za sob� drzwi.
Sekretarka nie mia�a racji. By�a
szcz�liwa, bo z Abby by�o
wszystko w porz�dku. Fakt, �e
Jake by� dla niej mi�y, te� by�
wa�ny, bo jej kontakt z Abby nie
zostanie zerwany.
Sama nie chcia�a przyzna� si�
przed sob�, co jest prawd�.
Kiedy wysz�a na lunch, deszcz
przesta� pada�. Spacerowa�a po
starym mie�cie. Zatrzyma�a si�,
bo z wystawy patrzy�o na ni�
bia�e, puszyste stworzonko o
m�drych szklanych �lepkach.
Szybko wesz�a do sklepu. Musia�a
je kupi�.
- Prosz� o tego baranka z
wystawy...
- S�u�� pani. Jest do�� drogi,
bo to r�czna robota.
- Nie szkodzi.
Dla Abby b�dzie doskona�y! Nie
namy�laj�c si� kupi�a zabawk�, a
potem w sklepie papierniczym
ozdobny papier i kartk�
okoliczno�ciow�.
Zapakowa�a prezent i wys�a�a
na adres Jake'a. Jak on to
potraktuje? Baranek by� pierwsz�
rzecz�, jak� mog�a kupi� swemu
dziecku. Nie mog�a si�
powstrzyma�, bez wzgl�du na
konsekwencje.
Jednak, gdy wr�ci�a do domu,
ca�a jej euforia znikn�a bez
�ladu. Sk�d mog�a wiedzie� o
tym, �e Abby podoba�y si�
baranki? Przypadek? Czy nie
nara�a si� tym samym na
odkrycie, �e obserwowa�a z
ukrycia c�rk�? Jake rozpozna to
natychmiast!
"Je�li mnie odrzuci, to
trudno..."
** ** **
Dwa dni p�niej, wr�ciwszy do
domu znalaz�a pod drzwiami list,
a w nim du�e, okr�g�e pismo.
Dr��cymi r�koma podnios�a
r�ow� kopert�. Pie�ci�a
wzrokiem dzieci�ce pismo, ka�de
s�owo, ka�d� literk�... Posz�a
do kuchni po n�, by otworzy�
list.
W �rodku by�a r�owa kartka z
ilustracj� do bajki "O czym
szumi� wierzby". Podobnie jak
adres, list by� r�wnie�
starannie wykaligrafowany.
Przeczyta�a go jednym tchem:
"Droga Panno Tyson,
Dzi�kuj� za prezent. Nazwa�am
baranka Larry. Tatu� m�wi, �e to
niezbyt oryginalnie, ale mnie
si� podoba. Kocham go bez
wzgl�du na to, jak si� nazywa.
Wczoraj w nocy Fruitcake
urodzi�a szczeni�ta. Jest ich
sze��. Tatu� m�wi�, �e mo�e Pani
we�mie jednego. Mam nadziej�, �e
tak, ale b�dzie Pani musia�a
poczeka� osiem tygodni, bo tyle
czasu musz� by� ze swoj� mam�.
Dzi�kuj� za Larry'ego.
Kochaj�ca Abby".
Przeczyta�a list kilka razy.
Ogromny krzy�yk pod podpisem
mia� oznacza� chyba poca�unek.
Przycisn�a to miejsce do ust,
po czym po�o�y�a kartk� na stole
i starannie wyg�adzi�a
za�amania. To b�dzie jej
najdro�sza pami�tka. Rzecz,
kt�r� dotyka�a jej Abby.
"Czy�by to by� pow�d, dla
kt�rego cieszy�a j� pieszczota
Jake'a - zacz�a si� nagle
zastanawia�. - Czy�by to by�a
�wiadomo��, �e te r�ce przed
paroma godzinami g�adzi�y jej
dziecko...?"
Mo�liwe. Sama nie wiedzia�a,
co naprawd� do niego czuje.
Przebywanie w jego towarzystwie
sprawia�o jej przyjemno��, �e
jego dotyk ekscytowa�, a
jednocze�nie dawa� poczucie
bezpiecze�stwa. Podoba� si� jej.
By� to ten typ m�czyzny, kt�ry
zawsze j� poci�ga�: silny, a
jednak czu�y, dobrze zbudowany,
ale inteligentny. M�czyzna,
kt�rego nawet mog�aby
po�lubi�... gdyby nie by�
przybranym ojcem Abby. C�,
kolejna komplikacja scenariusza
jej �ycia...
Czeka�a na telefon od niego,
ale nie dzwoni�. Sama nie
chcia�a tego robi�. Abby by�a
ju� na pewno zdrowa, wi�c nie
mia�a �adnego pretekstu, nawet
s�u�bowego. Sprawa Jake'a
zosta�a zako�czona w�a�ciwie ju�
w czasie pierwszej wizyty.
Min�o dziesi�� dni. Dziesi��
dni, w czasie kt�rych Laine
coraz bardziej podupada�a na
duchu. A� pewne