2173

Szczegóły
Tytuł 2173
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2173 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2173 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2173 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Krystyna Boglar Kiesze� pe�na elf�w Polski Zwi�zek Niewidomych Zak�ad Wydawnictw i Nagra� Warszawa 1990 Ksi��ka nagrodzona w konkursie jubileuszowym z okazji 65_lecia Instytutu Wydawniczego "Nasza Ksi�garnia" T�oczono w nak�adzie 10 egz. pismem punktowym dla niewidomych w Drukarni PZN, Warszawa, ul. Konwiktorska 9 Pap. kart. 140 g kl. III_B�1 Przedruk z wydawnictwa "Nasza Ksi�garnia", Warszawa 1989 Pisa� R. Du� Korekty dokona�y: K. Markiewicz i K. Kruk Krystyna Boglar debiutowa�a w roku 1966 opowiadaniami w "�wierszczyku" i "P�omyczku", pierwsz� ksi��k� wyda�a w roku 1969. Pisze dla czytelnik�w najm�odszych, dla dzieci starszych i dla m�odzie�y. Na jej dorobek pisarski, urozmaicony zar�wno pod wzgl�dem tematyki, jak i gatunk�w literackich, sk�ada si� ponad dwadzie�cia pozycji ksi��kowych, m.in. "Klementyna lubi kolor czerwony", "Gdzie jest zegar mistrza Kuku�ki?", "Mg�a nad Dolin� Wiatr�w", "Nie g�aska� kota pod w�os", "Ka�dy pies ma dwa ko�ce", "�eby konfitury nie lata�y za much�", "Kolor trawy o �wicie", "Longplay z Kowalskim", "Stonoga", "Brent", kilkadziesi�t s�uchowisk radiowych, scenariusze do film�w fabularnych, scenariusz do serialu telewizyjnego "Rodzina Le�niewskich", wieloodcinkowy komiks dla przedszkolak�w "Gucio i Cezar", z kt�rego nakr�cono seri� film�w animowanych i kt�ry przerobiony zosta� na sztuk�, z du�ym powodzeniem gran� w teatrze "Lalka". Autorka za tw�rczo�� dla dzieci i m�odzie�y otrzyma�a nagrod� Prezesa Rady Ministr�w. Wiele jej ksi��ek prze�o�onych zosta�o na j�zyk czeski, s�owacki, w�gierski, esto�ski, francuski. Utwory Krystyny Boglar odznaczaj� si� �yw� akcj�, wyrazi�cie zarysowanymi sylwetkami bohater�w, bogactwem reali�w wsp�czesnej codzienno�ci. Umiej�tno�� obserwacji �wiata dzieci, autentyczne zainteresowanie ich problemami i odczuciami, oryginalne, nieco przekorne poczucie humoru - wszystko to sprawia, �e Krystyna Boglar sta�a si� autork� niezwykle popularn�. - Wiesz - powiedzia�a Kama, gdy ko�a w�zka zazgrzyta�y o �wir - min�y�my szcz�liwie Pierwszy Zakr�t! Busia siedzia�a nieruchomo jak ma�y pos��ek z chi�skiej porcelany. Wodniste niebieskie oczka nie wyra�a�y niczego. Tylko z uchylonych na szpareczk� warg wyrwa�o si� �piewne g�ganie: - G�... gooo, ua. Kama przystan�a. Obejrza�a si� przez rami�. - Czy to ma znaczy�, �e chcesz rogala? Musisz zrozumie�, Busiu, �e znalaz�y�my si� w wielkim niebezpiecze�stwie. P�niej, na Wielkiej ��ce, dostaniesz wszystko, czego b�dziesz chcia�a. Ale teraz nie. Zrozum i nie gniewaj si�. Za w�g�em rozleg�y si� g�o�ne kroki. Potem szuranie �a�cucha i st�panie ci�kiego cielska. Mia�o si� wra�enie, �e powoli przesuwa si� wielka g�ra albo wie�a zamczyska. Dziewczynka u�miechn�a si�: zwierz� by�o przychylne, jego opiekun - niekoniecznie. Kama zastyg�a w bezruchu, z palcem na ustach. Jej wzrok wbity w Busi� hipnotyzowa�. Oznacza� jedno: "Bardzo ci� prosz�, nie g�gaj. Nie wydawaj �adnego d�wi�ku. Milcz". - Bum... olaa! - zamlaska�a Busia niezadowolona z postoju. �agodny turkot k� w�zeczka sprawia� jej przyjemno��. Nieruchome trwanie - wyra�n� przykro��, kt�r� usi�owa�a zamanifestowa� na sw�j spos�b. Niewidzialna g�ra dzwoni�c �a�cuchem przesun�a si� gdzie� dalej. Umilk�y r�wnie� kroki. Kama odetchn�a z ulg�. Teraz nale�a�o wzi�� z rozp�du Drugi Zakr�t. Pochyli�a si� nad drewnianymi szczebelkami, poprawiaj�c jasiek w r�owe kropki, kt�ry wysun�� si� spod plec�w Busi. Dziecko w�o�y�o palec do ust i ssa�o go cmokaj�c. - Wiesz, �e to brzydko? - Kama unios�a ma�� i opar�a wygodniej. - Oblizywanie palc�w jest... - zaj�kn�a si� nie mog�c znale�� w�a�ciwego s�owa - no... jest nie w porz�dku - doko�czy�a. Ryk, jaki si� rozleg� od zachodniej strony, przyprawi�by ka�dego o dreszcz. Kama za�mia�a si� tylko cichutko i poci�gn�a za drewniany dyszel. Ma�e k�ka zazgrzyta�y po �wirze. Dziwny krajobraz przesuwa� si� jak klatki fotoplastikonu: metalowe pr�ty ogrodzenia, p�aty wyd�tego jak balon brezentu. Drugi Zakr�t zosta� pokonany. - Uff! - sapn�a Kama zatrzymuj�c si� nie opodal ogromnego zbiornika z wod�. - Dobra nasza! Jeszcze tylko Dzielnica Wielkich Kaloszy! Zwierz�, kt�re sz�o, zostawia�o dziwne �lady st�p jakby obutych w wyd�u�one, ��dkowate kapcie. Inne wg��bienia, odci�ni�te w mokrej ziemi, to ju� by�y �lady prawdziwych kaloszy numer czterdziesty pi�ty. Dalej, za p�achtami szaroburej zieleni, za placykiem pe�nym kolorowych plakat�w, za ogrodzeniem z zielonych �erdzi i drewnian� bud�, by�a prawdziwa Wolno��. - Tam jest zupe�nie inaczej! - m�wi�a Kama szeptem. - Jest s�o�ce, trawa... no... nie taka zn�w mi�kka, jak my�lisz. Jej listki s� mo�e szorstkie, ale pachn�... m�wi� ci, pachn�! I pe�no w niej nieznanych kwiat�w! Malutkich i du�ych. Bia�ych i ��tych. A czasem nawet trafi si� niebieski! Jest tam mokro i sucho... to znaczy... s� miejsca wilgotne, ale my... - Stuk, stuk! Stuk, stuk! - To odg�os m�otka, do kt�rego do��czy� si� za chwil� przeci�g�y o�li ryk: - I... haaaa, i... haaa! Kama przykuca obok w�zka. W razie niebezpiecze�stwa czyhaj�cego na ka�dym kroku chwyci ma�� na r�ce i ucieknie z dawna precyzyjnie obmy�lon� Drog� Ewakuacyjn�. Tak j� nazywa�a w my�lach od czasu, gdy powzi�a postanowienie. Dzisiejsza w�dr�wka to trudny egzamin. A czym jest dobrze zdany egzamin, wiedzia�a od dziecka. Mo�na �mia�o powiedzie�, �e od urodzenia, czyli od dziewi�ciu d�ugich lat. Osio� zn�w zani�s� si� nieprzyjemnym chichotem, kt�ry brzmia� jak �miech przez �zy. I to �miech skrzywdzonej istoty. - Bodajby� p�k�! - zez�o�ci�a si� Kama i nie bacz�c na czyhaj�ce zewsz�d niebezpiecze�stwo szarpn�a dyszel. Grze� ostro�nie przeskakiwa� ka�u�e. Po ostatnim deszczu by�o grz�sko i pachnia�o pio�unem. Nie mia� nic do roboty. W ka�dym razie nikt nie czeka� na pomoc z jego strony. Ma�e, czerwono_bia�e miasteczko pozosta�o w tyle poza k�pami wierzb i topoli. Tylko strzelista wie�a ko�cielna wystawa�a nad horyzont bod�c ob�oki b�yskiem odbitego �wiat�a. Ciekawi�o go to, co zjawi�o si� pod miastem dwa dni temu. Wszystkie ma�e i du�e dzieci pop�dzi�y obejrze� cuda, o kt�rych informowa� plakat na rynku. Ale na razie nic si� szczeg�lnego nie dzia�o, je�li nie liczy� olbrzymiego namiotu, woz�w i uwijaj�cych si� ludzi. Grze� nie pobieg� razem z innymi. Nie lubi� t�oku i wrzasku towarzysz�cego podobnym zbiegowiskom. Szed�, a raczej skaka� z k�py na k�p�, obchodz�c szczelnie od strony ��ki ogrodzony teren. Gdzie� po�rodku rumiankowego poletka przystan��. Kto� porusza� si� pomi�dzy miote�kami rzadkiego owsa. B��kitna sukienka miga�a to tu, to tam. Podszed� bli�ej, przystan�� niewidoczny, bacznie obserwuj�c dziwne zjawisko. - Pani elf�w z�otow�osa@ mia�a sw�j kr�lewski dw�r.@ O poranku, rann� ros�@ odwiedza�a g�sty b�r...@ �piew �wiergotliwy jak r�j pasikonik�w rozlega� si� w�r�d szorstkich traw. Grze� czeka�. Ale cienki g�osik nie podj�� piosenki. Ch�opiec rozchyli� p�k wyro�ni�tego owsa na skraju miedzy. Jego oczom ukaza� si� niezwyk�y widok: obok drewnianego w�zka na niskich ko�ach przykucn�a dziewczynka najwy�ej dziewi�cioletnia plot�c z traw i rumianku wianuszek. Jasne, proste w�osy opada�y jej na czo�o i policzki. W w�zku, oparte o poduszk�, siedzia�o dziecko gaworz�c co� po swojemu. Grze� oci�gaj�c si� wyszed� z ukrycia. - Pa! - powiedzia�a dziewczynka wk�adaj�c wianek na g�ow� m�odszej. - Jestem Kama. A ty? Grze� sta� i jakby kij po�kn��. U nich, w miasteczku, na powitanie m�wi si� "cze��". rzadziej "dobry". To taki swojski skr�t od "dzie� dobry". Ale... pa? - Pa - wymrucza� wreszcie, bo by� dzi� w dobrym humorze i nie chcia� nikomu sprawia� przykro�ci. Kama obrzuci�a go uwa�nym spojrzeniem. - Jeste� stamt�d? - podbr�dkiem wskaza�a niedalekie zarysy czerwonych dach�w. - Aha. A ty... od nich? Kama przekrzywi�a g�ow�. - Jestem kr�low� elf�w. Grze� otworzy� usta. - Co? Dziewczynka w drewnianym w�zku zanios�a si� dziwnym j�kiem. Kama natychmiast pochyli�a si� nad ni�. - Jestem, Busiu, jestem. Dziecko umilk�o. - Co to... elf�w? - spyta� ch�opiec. Nigdy nie s�ysza� o czym� podobnym. Kama wyj�a z w�zka butelk� z mlekiem. Z szeleszcz�cego papieru wy�uska�a posypany cukrem rogal. - Elfy? - zacz�a odrywa� ma�e k�sy i wk�ada� je do ust Busi. - To istoty niewidzialne. Pi�kne. Maj� kszta�ty ludzkie i w�skie skrzyd�a. - Gadanie! Skrzyd�a maj� anio�y! - Grze� przykucn�� w pewnej odleg�o�ci. Busia zakrztusi�a si� i wyplu�a bu�k�. - Nie!- Kama cierpliwie otar�a dziecku buzi�. - Anio�y to jedno, a elfy drugie! Elfy s� ma�e, cieniutkie i prawie przezroczyste. Fruwaj� nad ��kami i strumieniami. - Gadanie! Robisz ze mnie balona? - wymrucza� Grze�. Kama da�a dziecku pi�. Busia �yka�a ch�odne mleko �y�eczka za �y�eczk�. - Nic podobnego! Elfy s� dobrymi duszkami. Lubi� wszystko, co pi�kne: kwiaty, wod�, wiatr. Nie ka�dy mo�e je zobaczy�. - A ty... mo�esz? - Grze� usiad� w trawie krzy�uj�c nogi. - Pewnie! Przecie� jestem ich kr�low�! - Bujasz! - Grze� poczu� niech��. Nie lubi� spraw, kt�rych nie rozumia�. Sklep, dom, szko�a - to by�y poj�cia jasne i swojskie. Ale... elfy? - Dlaczego takie du�e dziecko trzeba karmi� �y�k�? - spyta�, by zmieni� temat. - Bo tak! - uci�a ostro. - Mo�esz sobie ju� i��. Przeszkadzasz nam. Ch�opiec nie bardzo wiedzia�, jak si� zachowa�. Nigdy dot�d nikt nie wyprosi� go tak bezceremonialnie. - ��ka jest dla wszystkich! - wypali� wreszcie czuj�c, �e uszy mu p�on�. - NIeprawda! - Kama poderwa�a si� z miejsca. - Nieprawda! ��ka jest dla elf�w! Hej, przybywajcie ze wschodu, zachodu, po�udnia! - wo�a�a rozpostar�szy ramiona i kr�ci�a si� w k�ko jak b�k. Jakby na zawo�anie powia� silny wiatr. Grze� wycofywa� si� ostro�nie w kierunku poletka obsianego owsem. Na nosie i brwiach osadza�y mu si� krople potu. Jeszcze na piaszczystej drodze, ko�o brzeziny, czu� zimny powiew, cho� s�o�ce pali�o z wysoka. - Wariatka? - mrucza� ogl�daj�c si� przez rami�. - Kr�lowa elf�w! - wzruszy� ramionami. - Elf�w? - Widzisz, Busiu, zjad�a�! - cieszy�a si� Kama, ostro�nie zamykaj�c butelk�. - A oni m�wi�, �e nie potrafisz! Oni nic o tobie nie wiedz�! - G��.... puuu... - zagada�a Busia kr�c�c g�ow�. - Rozumiem - przytakn�a Kama. - Trzeba ci� wysadzi�. Nie martw si�, damy sobie rad�. W ko�cu ka�dy by� dzieckiem i brudzi� pieluchy. Ale jeste� ci�ka! Za ci�ka dla kr�lowej elf�w. Od strony lasu szed� krasnoludek. Mia� star�, pomarszczon� twarz, m�dre, br�zowe oczy i kraciast� czapk�. Szerokie ramiona okrywa�a pelerynka, za� kr�tkie, krzywe nogi tkwi�y w zbyt obszernych spodniach. - Tak my�la�em, �e was tu znajd� - powiedzia� niemi�ym dla ucha, skrzekliwym g�osem. Kama zmienia�a Busi pieluch�. Robi�a to cierpliwie i sprawnie. - Kr�lowa elf�w nie zostawi�a wiadomo�ci, panie Kajetanie, dok�d si� udaje. Przywioz�am j� na Wielk� ��k� i nikt nas nie widzia�. - Opr�cz mnie - odpar� krasnoludek zwany Kajetanem. - Ja was widzia�em. Tylko tyle chcia�em powiedzie�. - Nie chc� odda� Busi do tego okropnego domu, gdzie nikt jej nie zrozumie! - Bo ty jeste� Kr�lewn� �nie�k�, tak? Dobr�, �agodn�, kt�ra nikogo nie potrafi i nie pozwoli skrzywdzi�. A ja kto? Gapcio, jeden z jej krasnoludk�w? - Przykro mi - odpar�a Kama nachylona nad dzieckiem. - Bardzo mi przykro, �e nie mam was siedmiu. Tak jak w bajce. Stary Kajetan usiad�, zabawnie podwijaj�c krzywe, pa��kowate n�ki. - To nie bajka, Kama - zachrypia�. - To smutna rzeczywisto��. Jeste� jeszcze ma�� dziewczynk� i niewiele rozumiesz ze spraw tego �wiata. Ja jestem stary i prze�y�em niejedno upokorzenie. My jeste�my inni: ja i to nieszcz�sne dziecko. Ka�dy na sw�j spos�b. Dobrze o tym wiesz. - Nie przeszkadza mi, �e jeste�cie inni. Czym si� w ko�cu r�nisz? Wzrostem? - Sze��dziesi�t osiem centymetr�w nad poziomem morza - odpar� zgry�liwie pan Kajetan pocieraj�c szczeciniasty policzek. - I sze��dziesi�t lat �ycia. Jeszcze zosta�o mi osiem. Tak wywr�y�a Cyganka. Tyle lat, ile wzrostu! Kama poprawi�a Busi poduszk�. Stan�a smuk�a i gi�tka ponad k�pami rumianku. Szeroko roz�o�y�a ramiona, jakby chc�c zagarn�� i przytuli� do piersi to wszystko, co j� otacza�o: ��k�, wie�� ko�cio�a, w�zek z drewnianymi szczebelkami i siedz�cego w trawie starego kar�a. - Osiem lat to ca�y wiek! - wyszepta�a. - Mo�na objecha� kul� ziemsk� dooko�a! Nawet tym w�zkiem! Mo�na obejrze� wszystkie ��ki, obw�cha� milion kwiat�w i napoi� tysi�ce takich dzieci jak ona! Rozumiesz, panie Kajetanie? Stary, ma�y cz�owiek przymkn�� obwis�e, zaczerwienione powieki. - Ty te� jeste� inna... cho� nic ci do nas. Martwi� si� o ciebie, Kama. Bardzo si� martwi�. - A o Busi�? - wykrzykn�a dziewczynka. - Co z ni�? - Dobrze wiesz, �e jej rodzice wyje�d�aj� do Australii. Ju� si� zaanga�owali. Na cztery miesi�ce. Kama, przecie� jeste� dzieckiem cyrku. Jak ja. Rozumiesz, co oznacza dla nich ten kontrakt! - A Busia? - g�os Kamy podobny by� ostrzu no�a przeci�ganego po szlifierce. - O niej nie pomy�la�e�? Dzi� chc� j� odes�a�... - P�jdzie do Domu Specjalnej Troski. Jest taki dla dzieci nie... dla... no... - Sko�cz, powiedz wprost! - oczy dziewczynki rzuca�y b�yskawice. - Nie wstyd� si�! Dla dzieci nienormalnych! To chcia�e� powiedzie�? - Prawd� m�wi�c, tak. - I to ty? W�a�nie ty m�wisz w ten spos�b? Kama z desperacj� chwyci�a dyszel w�zka. Zaskrzypia�y k�ka. W mi�kkiej trawie odcisn�y si� ledwie uchwytne wzrokiem dwie smugi, dwa go�ci�ce dla ma�ych elf�w jeszcze nie umiej�cych lata�. - A w tym ciemnoz�otym borze@ stary d�b pochyli� pie�.@ Nie wie nikt, co sta� si� mo�e@ w tak s�oneczny, pi�kny dzie�!@ Nios�a si� piosenka ponad trawy i rumianki. Szura�y ko�a w�zka. G��wka dziecka kiwa�a si� w prz�d i w ty�. Stary karze� wsta� z ziemi i otrzepa� spodnie. W jego br�zowych oczach malowa�o si� cierpienie. B�l i rozpacz ca�ego �wiata. - A mo�e to w�a�nie ty masz racj�, kr�lowo elf�w... - wychrypia�. Odchodzi� tam, sk�d przyszed�. Do blasku �wiate�, muzyki. Do Wielkiej U�udy. Bo czym�e innym jest cyrk? Ma�e miasteczko grza�o swe czerwone dach�wki w blasku po�udniowego s�o�ca. Leniwe, oci�a�e koty le�a�y zwini�te w precelek na ciep�ych p�ytach przy studni. Za oknami o bia�ych firankach wyrasta�y z doniczek setki r�owych pelargonii. Wygl�da�o to tak, jak gdyby wszyscy mieszka�cy zapragn�li �y� wy��cznie w�r�d nik�ego zapachu tych w�a�nie, a nie innych kwiat�w. - Pelargoniowe miasteczko - powiedzia�a Kama do Busi, gdy z cichym skrzypieniem w�zka wtoczy�y si� na senny rynek. - Wiesz, mog�abym tu zamieszka� na sta�e. Razem z elfami. Busia zag�ga�a co� po swojemu. Z otwartej piekarni wycieka�a fala zmieszanych zapach�w. By�a tam wo� kwasu, chlebowego zaczynu i s�odki aromat wanilii. Kama poci�gn�a nosem. - Chyba dobrze trafi�y�my, Busiu. Wiem, �e lubisz najbardziej rogale z cukrem, ale w trudnych chwilach zjesz ze mn� to, co uda si� nam tu kupi�, prawda? Dziecko kiwa�o g�ow� w prz�d i w ty�, niczym chi�ski pos��ek z apteki, kt�ry Kama widzia�a w zesz�ym roku. Z otwartych drzwi piekarni wyjrza�a kobieta z prawym policzkiem obwi�zanym chustk�. Na widok Kamy i drewnianego w�zeczka cie� zdumienia przebieg� po jej lewym policzku. - Co to za cudaki? - spyta�a nieg�o�no, chyba sam� siebie. Kama zmarszczy�a brwi. - NIe jeste�my �adnymi cudakami, prosz� pani. To ten w�zek robi takie dziwne wra�enie. Jest obwieszony kwiatami z papieru tylko dlatego, �e Rudek wyst�puje z nim na arenie. Rudek, prosz� pani, to jest osio�. Bardzo m�dry osio�. Busia bardzo lubi kolorowe przedmioty, cho� nikt poza mn� tego nie zauwa�y�. Czy dostaniemy rogala z cukrem? Kobieta z j�kiem chwyci�a si� za obwi�zany policzek. - Tak pani� z�b boli? - zmartwi�a si� Kama. - Trzeba p�uka� sza�wi�... wywarem z sza�wii. Kobieta wyba�uszy�a oczy. - Z czego? - wykrztusi�a z trudem? - Sza�wia to zio�o. Chyba macie tu, w tym pelargoniowym miasteczku, jak�� aptek�? - ci�gn�a dziewczynka niestrudzenie. - I sklep spo�ywczy? Potrzebne mi mleko i rogal dla ma�ej. Za cierpi�c� kobiet� stan�� piekarz w przybrudzonym fartuchu. - Zamknij drzwi i nie wpuszczaj tu �adnych cyga�skich dzieci. Jeszcze nas okradn�! Kama ostro�nie pu�ci�a dyszel w�zka. Podesz�a dwa kroki i stan�a z przekrzywion� na bok g�ow�. - Nie jestem Cygank�, tylko kr�low� elf�w. A pan pewnie nie lubi ludzi, prawda? A czy lubi pan siebie? Ludzie, kt�rzy nie lubi� innych, przewa�nie nie lubi� tak�e siebie. I cierpi� na w�trob�. Tak m�wi Bums, nasz klown. Ca�y �wiat zje�dzi� i zna si� na tym. Naprawd�. Piekarz przesta� kr�ci� palcami m�ynka i dotkn�� miejsca, gdzie zapewne tkwi�a w�troba. - Nie b�d� przem�drza�a - mrukn��. - Nie jestem przem�drza�a - zaprotestowa�a Kama. - Tylko od niemowl�cia stale je�d�� po �wiecie. O wielu rzeczach s�ysza�am od m�drych ludzi. G�upc�w staram si� omija�. Zreszt�, mam pi��dziesi�t z�otych. O, prosz�... - wyj�a z w�zka star� portmonetk�. - Widzi pan? Nie chcemy niczego za darmo. Busia dawno ju� powinna dosta� swoj� porcj� jedzenia. Kobieta u�miechn�a si� lew� po�ow� twarzy. - Wejd�! Kama przecz�co pokr�ci�a g�ow�. - NIe mog� zostawi� dziecka ani na chwileczk�. Odpowiadam za jej bezpiecze�stwo. Busia ma cztery lata, ale nie chodzi i nie m�wi. Jej rodzice to najlepsi w kraju akrobaci. S�ynne Duo Kobo. S�yszeli pa�stwo? Teraz podpisali kontrakt do Australii. Na cztery miesi�ce. - I to... nieszcz�sne stworzenie w w�zku pojedzie z nimi? Taki szmat drogi? - zdumia� si� piekarz masuj�c ukradkiem w�trob�. Kama potrz�sn�a g�ow�. - To niemo�liwe. Busia wymaga sta�ej opieki. Piekarzowa ze zdumieniem wycelowa�a palec prosto w nos Kamy. Mia�o to zapewne oznacza�: "I ty, ma�a, ledwie od ziemi odros�a, we�miesz sobie na barki taki ci�ar?" Kama odrzuci�a grzywk� z czo�a. - No... kto� musi. Nie pozwol� jej odda� do Domu Specjalnej Troski. Busia powinna mie� ko�o siebie ludzi, kt�rzy j� znaj� i kochaj�. Lekarz to tylko lekarz, prosz� pani. Zbada cz�owieka albo s�onia, lekarstwo zapisze i jedzie do domu na placki ziemniaczane. Tak to jest. A z ni� trzeba wci�� rozmawia�... bajki opowiada�. Pokazywa� s�o�ce i motyle, taniec elf�w i... - Ale z ciebie gadu�a - wtr�ci� piekarz drapi�c si� w podbr�dek. - No, wje�d�aj powozem do sklepu. Moja stara ugotuje wam kasz� na mleku. A co do tej w�troby, to... ech! - machn�� r�k� i poszed� ratowa� bochenki chleba w piecu. Nie min�o i p� godziny, a na kuchennym stole w domu pa�stwa piekarzostwa sta� ju� talerz dymi�cej kaszy manny. Kama ostro�nie miesza�a �y�k� i dmucha�a powtarzaj�c zakl�cie kr�lowej elf�w: - Co si� ma sta�, niech si� stanie!@ - to kr�lowej zawo�anie.@ Lecz gdy z k�ta z�e wygl�da,@ trzeba szybko je wysprz�ta�!@ Potem nale�a�o jeszcze Busi� umy� i przebra�, w czym dopomog�a serdeczna piekarzowa nie bacz�c na b�l z�b�w. - Sza�wi� p�uka� - przypomnia�a Kama na odchodnym. - A mo�e ma pani bursztyn? Przy�o�y� bursztyn do bol�cego miejsca. Czasem pomaga. Piekarzowa w po�piechu rzuci�a si� do komody. Z dna przepa�cistej szuflady wyj�a srebrny �a�cuszek z bursztynow� kropl� jak �za. - Taki dobry? Kama powa�nie skin�a g�ow� i wytoczy�a drewniany w�zek na rozgrzane p�yty ryneczku. - Do widzenia. Bardzo mi pani pomog�a. Przy�l� elfy wieczorem. Przep�dz� chorob�! W�zek turkota� po kocich �bach uliczki nie szerszej ni� rozpostarte prze�cierad�o. Z okien kiwa�y g��wkami r�owe pelargonie. Busia usn�a oparta na poduszce. Jej du�a czaszka poros�a rzadkimi w�oskami wygl�da�a jak g�owa porcelanowej lalki. - Widzisz, Busiu - m�wi�a Kama p�g�osem - ludzie nie s� �li. Nasze zwierz�ta te� nie s� z�e. S�o� lubi cukierki, lew p�mrok i �eby go nikt nie ci�gn�� za ogon, a cz�owiek lubi by� traktowany grzecznie. Za za�omem muru, w cieniu starego kasztana, trzech ch�opc�w gra�o w kapsle. - M�j dalej! - wrzasn�� Grze� znacz�c patykiem nik�y �lad na piasku. - A w�a�nie �e m�j! - zawo�a� rudy i piegowaty podsuwaj�c Grzesiowi pod nos zwini�t� pi��. - Jak rany, znowu si� b�dziecie t�ukli? - zaprotestowa� trzeci, ciskaj�c w piach ca�� gar�� srebrzystych kapsli od piwa. Ale, o dziwo, nic si� nie sta�o. Ca�a tr�jka zastyg�a w bezruchu wpatrzona w skrzypi�cy w�zek z drewnianymi szczebelkami ustrojonymi w kolorowe bibu�kowe kwiaty, kt�ry wy�oni� si� z zalanej s�o�cem uliczki. Dziewczynka zaci�gn�a pojazd do cienia i otar�a spocone czo�o. - Ona jest stamt�d - mrukn�� Grze� wskazuj�c palcem niedalek� ��k�. Rudy sta� na rozkraczonych nogach silny i pewny siebie. - To po co si� tu w��czy! Przegoni�? Trzeci wzruszy� ramionami. Jemu by�o wszystko jedno. Rudy podni�s� kamie� i wycelowa� w ko�o w�zka. Trzasn�� celnie, budz�c u�pione dziecko. - Buu... aaa - wymrucza�a Busia krzywi�c usta. Kama �agodnie pochyli�a si� nad ma��. - Nie b�j si�, g�upiutka. Przecie� to ksi�ycowy kamie�. Przynosi szcz�cie, zobacz! Kto go dotknie, mo�e sta� si� kr�lewiczem. Rudy zastyg� z d�oni� w powietrzu. - Nie bujasz? - spyta� trzeci, pochylaj�c si� nad polnym kamykiem. - Sk�d wiesz, �e ksi�ycowy? Kama przysiad�a na niskim murku pod roz�o�yst� ga��zi� kasztana o li�ciach jak pi�ciopalczaste r�kawiczki. - Przyjrzyj mu si� dobrze. Jest szary, po�y�kowany. Ma w sobie magiczn� moc. - Ale zasuwa - za�mia� si� rudy i piegowaty. - Nie wierz�, nie jestem g�upi! - To nie wierz. Nikt ci� nie zmusza. Cicho, Busiu, ze mn� jeste� bezpieczna. Sam sobie jest winien, kto nie wierzy. Kiedy� ksi�yc by� bli�ej ziemi i elfy mog�y lata� tam i z powrotem. Przynios�y kilkana�cie takich kamieni i porozrzuca�y je po ca�ej ziemi. Potem zapomnia�y o nich. Kiedy kr�lowa elf�w kaza�a je odnale�� - mia�y sporo k�opot�w. I ci�gle jeszcze szukaj�, �eby nie by�o zbyt wielu kr�lewicz�w. - Dlaczego? - zainteresowa� si� Grze�. - Bo jak ich b�dzie wielu, to zaraz zaczn� mi�dzy sob� toczy� wojny. Rzuca� bombami. Zgin� drzewa i ptaki, myszy i krokodyle. Wszystko zginie. Trzeci ostro�nie obraca� w d�oni kamyk. - Zwyk�y kamie�. - Nieprawda. Zobacz, czy nie ma z�otej plamki. Takiej malutkiej... Rudy zbli�y� si� do kolegi i pochyli� g�ow�. - Co� tu ma. Takie okr�g�e, b�yszcz�ce. - No w�a�nie - odetchn�a z ulg� Kama. - To jest znak ksi�ycowy. Nie zosta�e� kr�lewiczem, bo nim rzuci�e�. W og�le nie wolno rzuca� kamieniami. Ziemia si� obrazi. Tr�jka ch�opc�w milcza�a. - Guu... gaaa - zagada�a Busia usi�uj�c poruszy� g�ow�. - Jedziemy dalej - westchn�a Kama wstaj�c. - B�d�cie pa! W�zek turkota� zje�d�aj�c w d� drogi, gdy ca�a tr�jka ockn�a si�. Nie namawiaj�c si� ani nie komentuj�c wydarzenia, rzucili si� jednocze�nie, na wy�cigi, w �lad za znikaj�c� za krzakami niebiesk� sukienk�. - Ty - wysapa� rudy zr�wnuj�c si� z w�zkiem - mog� poci�gn��. - Prosz� - odpar�a grzecznie Kama oddaj�c mu dyszel. - Tylko bardzo ostro�nie. Busia nie lubi najmniejszych wstrz�s�w. - Dok�d jedziesz? - odezwa� si� nie�mia�o trzeci. By� najmniejszy i lekko zezowa�. - Przed siebie. Mo�e jest tu jaki� las, gdzie rosn� ogromne paprocie. - Po co ci paprocie? - zdziwi� si� Grze�. - Elfy lubi� odpoczywa� na li�ciach paproci - odszepn�a mu Kama do ucha. - Ale nie wszyscy mog� o tym wiedzie�. Zanim dojechali do lasu, trzeba by�o jeszcze przeby� Ma�e Topielisko i strumyk nazywany przez Kam� Gangesem. W topielisku utopili jeden trampek rudego i o ma�y w�os nie pogr��yli w�zka. - Ja to bym �wirem zasypa�! - wymrucza� Grze� ocieraj�c czo�o. Kama nios�a dziecko, a ch�opcy walczyli z w�zkiem. - Co by� zasypa�? - odsapn�� trzeci, kt�ry mia� na imi� Lutek. - To bagno? - Wszystkie bagna �wiata! Kama zmarszczy�a brwi. Posadzi�a Busi� na kocyku w cieniu ja�owca. - A w tych bagnach mieszka miliard stworzonek, kt�re te� chc� �y�. R�ne owady, �aby... Ludzie wszystko psuj� na ziemi. Najch�tniej zaasfaltowaliby ca�y �wiat, zabrudzili, zadymili... - Ale zasuwa - zdenerwowa� si� rudy. - Udaje, �e wszystkie rozumy zjad�a! - Tylko rogala z cukrem. I pi�tk� chleba z mas�em u pani piekarzowej. A rozum przyda mi si� w �yciu. Cz�owiek w rozumie ma mn�stwo informacji. Jak w banku. Bums m�wi, �e ka�dy jest w stanie zmagazynowa� tam tyle dobra, ile potrzeba dla pi�ciu ludzi. Tylko nie zawsze potrafi to wykorzysta�. Mo�na �wiczy� rozum jak... - zaj�kn�a si� - jak �ongler �wiczy refleks. Lutek z wra�enia prze�kn�� �lin�. - Nigdy o tym nie my�la�em. Kama pokiwa�a g�ow�. - A Ganges przejdziemy w br�d. Boso. - Jaki Ganges? - zdziwi� si� Grze�. - �wi�ta rzeka w Indiach. Sk�d wiecie, �e ten tutejszy Ganges nie jest r�wnie tajemnicz� rzek�, uzdrawiaj�c� wszystkich, kt�rzy wejd� w ni� bosymi stopami? Rudy zachichota� nieprzyjemnie. - Ale zasuwa! Robisz z nas balona? - Dlaczego? - zdziwi�a si� Kama. - To przecie� takie proste: je�li si� w co� bardzo wierzy - to tak jest! Je�li wierzysz, �e przej�cie Gangesu na bosaka uczyni ci� szcz�liwym, to przejd�! - Przejd�my, co nam szkodzi? - domaga� si� Lutek. - Najwy�ej nogi zamoczymy! Kama zn�w posadzi�a Busi� w w�zku. Troskliwie podsun�a jej pod plecy poduszk�, pog�aska�a po rzadkich w�osach. Busia rozpromieni�a si� pod wp�ywem pieszczoty. - Gamuuaa - wymrucza�a. Ch�opcy przygl�dali si� tym zabiegom z nie ukrywanym zdziwieniem. - Przyg�upia ona - stwierdzi� rudy z niesmakiem. Oczy Kamy �ciemnia�y. - Niczego nie rozumiesz - odrzek�a t�umi�c z�o��. - Niczego. Busia jest po prostu inna. Mo�e mia�a tylko mniej szcz�cia od ciebie - dorzuci�a w zadumie. - Ale o tym nie wie. A ty powiniene� wiedzie�. - On nie chcia�... - zacz�� Lutek ugodowo. - Czego nie chcia�? A je�li nie chcia�, to po co powiedzia�? Cz�owiek ma rozum, �eby my�le�. Ale ja wiem, �e on chcia� zrobi� mi przykro��. Tylko nie wie, biedak, �e nas nie mo�na obrazi�! Grze� si�gn�� do kieszeni i wyj�� z niej gar�� kapsli. Zal�ni�y srebrem. M�tne oczka Busi rozszerzy�y si�. - Masz - powiedzia� k�ad�c kapsle na dnie w�zka - niech ci b�yszcz�. Zmarszczki na czole Kamy znik�y. - Czy wiecie, ile dzieci podobnych do Busi przychodzi na �wiat? Sto na sto tysi�cy... zwyk�ych. I nie ma na to �adnej rady. A ile dzieci rodzi si� chorych, kalekich? One te� maj� prawo do �ycia, do opieki. To straszne, gdy znajdzie si� g�upiec, kt�ry si� z nich �mieje zamiast jako� pom�c lub cho�by zrozumie�. Im tak niewiele potrzeba... troch� ciep�a i �yczliwo�ci. Czy kt�ry� z was zastanawia� si� nad tym? Ch�opcy przecz�co pokr�cili g�owami. Nad Gangesem, pomi�dzy parasolami �opianu, �miga�y wa�ki. - Nikomu nie m�wcie, gdzie pojecha�am - rzuci�a na odchodnym. - B�d�cie pa! By�o wczesne popo�udnie, gdy Kama z w�zkiem dobrn�a do Paprociowego Uroczyska. Busia spa�a posapuj�c jak zakatarzony nied�wiadek. Ch�opcy wr�cili do domu na obiad. Cisza a� dzwoni�a w uszach. - To jest miejsce dla kr�lowej elf�w! - szepn�a dziewczynka wodz�c zachwyconym wzrokiem po niebotycznych pniach o szorstkiej, sp�kanej korze, po k�pach paproci i dzikich storczykach le�nych. - Le�cie, moi poddani, i pilnujcie, by nas nikt tu nie niepokoi�! Szum wiatru ni�s� si� w koronach d�b�w, lecz czujne ucho dziewczynki pos�ysza�o stukot kopyt. Trzy bia�e jak �nieg konie wychyn�y z le�nego duktu. Ich fryzowane grzywy i wyczesane ogony sprawia�y, �e wygl�da�y jak zjawy. Jak las lasem a paprocie paprociami, nikt tu nigdy nie widzia� zwierz�t jakby utkanych z mg�y. - Cicho, Busiu - szepn�a Kama przykucaj�c. - Stary Grogg wyruszy� naszym tropem. Ale on nie jest gro�ny. Niestety, s� te� jego dwaj synowie. Wspaniali je�d�cy, ale w twojej sprawie zupe�nie nieprzydatni. Konie wtopi�y si� w ziele� lasu. Jeszcze przez par� sekund s�ycha� by�o ich lekkie st�panie. Potem wszystko zag�uszy� wiatr. Obudzona Busia ostro�nie podj�a b�yszcz�cy kapsel z dna w�zka. Kama a� oczy otworzy�a ze zdumienia. - Wi�c jednak potrafisz! - wyszepta�a przykl�kaj�c. - Potrafisz! Nie jeste� tu�ubkiem bez �adnych odruch�w, jak to powiedzia� jeden z lekarzy. Nie jeste�! O, elfy, wiedzia�am, �e mi pomo�ecie! - Pst! - dobieg�o z pobliskich krzak�w czyje� ostrze�enie. - To ja, Grogg. Kama wspi�a si� na palce. - Na pewno Grogg? Bo je�li wielkolud albo Kot w Butach, albo diabe� Boruta, to... - Czasem chcia�bym by� diab�em, Kama - powiedzia� m�czyzna z wiechciami bia�ych w�s�w, wy�a��c z k�uj�cego krzaka je�yn. - Diab�om podobno nie�le si� �yje. - Gdzie podzia�e� syn�w, Grogg? I sk�d wiedzia�e�, �e ja tu jestem? - Z ko�skiego grzbietu wida� wi�cej ni� spod paproci, moja panno. A synkowie, gamonie, niczego nie dostrzegli. Pojechali dalej. Trzeba troch� przewietrzy� araby przed wieczorn� gal�. My�la�a�, �e uda ci si� zatrze� tropy? Kama wskaza�a r�k� w�zek. - Pojazd Rudka zostawia �lady, co? O tym nie pomy�la�am. - Nikt ci� przecie� nie �ciga. - A Kajetan? Grogg, m�czyzna wysoki i postawny, przykucn�� obok w�zka. - Kajetan mia� ci przem�wi� do rozs�dku. Ale chyba mu si� to nie uda�o. Stary karze� tak samo zbzikowany jak ty... Kama wskaza�a na pi�stk� Busi zaci�ni�t� na kapslu. - Widzisz? Lekarze m�wili, �e z niej nic nie b�dzie. �e nie ma nawet prostych odruch�w. Ludzie si� myl�, prawda, Grogg? - Nie po to ci� uczy�em wolty�erki, �eby� ucieka�a z pr�by przed spektaklem - odpar� siwow�sy nie ca�kiem na temat. - Kama, zrozum, oni nie mog� zabra� Busi z sob� na wyst�py do Australii. Nikt temu dziecku nie pozwoli wyjecha�. To tylko cztery miesi�ce. - To a� cztery miesi�ce! - oburzy�a si� dziewczynka. - Z ni� trzeba codziennie rozmawia� i... - Muuuaaa - zagada�o dziecko. Grogg uchwyci� zwisaj�c� ga��� d�bu i podci�gn�� si� do g�ry ze zwinno�ci� ma�py. - Rozumiem - m�wi� hu�taj�c si� - chcesz si� ni� zajmowa� pod nieobecno�� matki, czy tak? - W�a�nie tak. Duo Kobo wr�c� na Bo�e Narodzenie. Do �wi�t damy sobie rad�. Grogg zeskoczy� pi�knym �ukiem. - Damy? To znaczy kto? - Ja, Kajetan, ty, i par� innych os�b. Jeste�my jedn� rodzin�, no nie? Dyrektor zawsze m�wi: "Cyrk to jedna wielka rodzina!" Wi�c dlaczego, do diab�a, chcecie jedno ze swoich dzieci odda� na zgub�? Grogg przy�o�y� palec do ust. Od strony strumyka nios�o si� przeci�g�e tr�bienie. Kama zachichota�a. - Ruszyli na poszukiwania przy pomocy s�onia? Jego te� wci�gn�li do rodzinnych spraw? Biedny D�umbo! W g�rze, w�r�d li�ci drzew, skrzecza�y ptaki, szumia� wiatr, nad strumykiem, kt�ry nie tak dawno by� indyjskim Gangesem, tr�bi� kr�tkouchy s�o�, za� zza wiotkiego pnia brzozy wy�oni� si� jak duch mleczny ko� potrz�saj�c ufryzowan� grzyw�. - Pos�uchaj, tato - powiedzia� cicho Grogg junior. - Niech ona tu zostanie do wieczora. Ja albo D�ek przyjedziemy po ni� i po ma��. Teraz jeszcze nie mog� wr�ci�, ca�a ucieczka straci�aby sens. Okay, Kama? Dziewczynka dmuchn�a w grzywk�. - Widzisz, Grogg? M�odsi te� co nieco rozumiej� ze spraw tego �wiata. Nie wstyd ci? Bia�ow�sy �artobliwie pogrozi� synowi palcem. - A ja my�la�em, �e was interesuje tylko muzyka rockowa. Ot, stary - g�upi. Bywaj, Kama! - B�d�cie pa! Zaczyna�o by� nieprzyjemnie. Po prostu nagle zrobi�o si� ponuro. Zalany s�o�cem las �ciemnia�, utraci� jasne plamy, przycich� wiatr. - Cisza przed burz� - zmartwi�a si� Kama. - Widzisz, Busiu, wszystko sprzysi�g�o si� przeciw nam. Powiem elfom, �eby odgoni�y chmury, zanim nie znajdziemy bezpiecznego miejsca. Busia marudzi�a krzywi�c buzi�. - Nic to - m�wi�a Kama otulaj�c ma�� kocykiem. - Wyjedziemy na dukt, on nas dok�d� zaprowadzi. Mo�e do Domku z Piernika, a mo�e do Zamku Kr�lowej Wiatr�w? W�zek poskrzypywa� na piaszczystej dr�ce, przesuwa�y si� nagie pnie brz�z, g�ste krzaki je�yn i k�py wysokich pierzastych traw. Od zachodu nadci�ga�a granatowa chmura z bia�ymi obrze�ami. W jej �rodku k��bi�y si� niewidoczne si�y. - Jakby tak� chmur� pod��czy� do kontaktu, to o�wietli�yby�my ca�y las. Tam jest elektryczno��, tam, w �rodku. Tak twierdzi pan Cyranka, kt�ry by� dawniej linoskoczkiem. Raz �le odmierzy� skok i... no, nic strasznego si� nie sta�o, tylko musia� sko�czy� kurs dla elektryk�w. Nie chcia� za nic w �wiecie odej�� z cyrku. Jeste�my, Busiu, wielk� rodzin�. Kto raz w �yciu stan�� na arenie w pe�nym blasku reflektor�w, ju� nigdy nie zazna spokoju. �ladem w�zka co� galopowa�o. Nie by� to ani s�o�, ani ko�, ani, co pewne, lew. Stary, nieco wylinia�y ojciec lwiego stada - Ruppert - porusza� si� cicho i mi�kko jak kot. Wi�c co galopowa�o? Kama skr�ci�a ze �cie�ki w bok. Czeka�a ukryta za k�p� je�yn. - Tylko nie zag�gaj, prosz�! - upomnia�a ma�� szeptem. Ale Busia z ca�ej si�y �ciska�a kapsel i ani jej w g�owie by�o g�ganie. Tupot przeszed� w cwa�. Wychylona zza krzaka dziewczynka a� zas�oni�a d�oni� usta, �eby si� nie roze�mia�. Pylist� drog� p�dzi�a wielka, umorusana �winia ci�gn�c za sob� sznur, na kt�rego ko�cu uwieszona by�a kobieta w chustce zwi�zanej pod brod� i d�ugiej sp�dnicy p�taj�cej nogi. - Czekaj, Lola, czekaj! - wo�a�a ostatkiem tchu. Ale utyt�ana w b�ocie Lola kwikn�a tylko i gwa�townie poci�gn�a j� do przodu. Kobieta potkn�a si�, wypu�ci�a sznur i run�a jak d�uga w piach. - O, �eby ci�! - zamrucza�a gramol�c si� z trudem. - Zn�w zwia�a! Kama roze�mia�a si� na ca�y g�os. Wyprowadzi�a w�zek z krzak�w i pobieg�a, by pom�c kobiecie otrzepa� sp�dnic� z kurzu. - Zaraz znajdziemy Lol�, prosz� si� nie martwi�. Zm�czy si� i po�o�y, �eby pospa�. Wszystkie zwierz�ta s� senne, gdy si� solidnie wybiegaj�. - Ta �winia to diabe� wcielony! - z�o�ci�a si� kobieta spogl�daj�c nieufnie na Kam� i w�zek z Busi�. - A ty co robisz sama na drodze? - Prawd� m�wi�c... czekam - odpar�a grzecznie Kama. - A� si� �ciemni i b�dzie ju� za p�no. - Za p�no na co? Kama potrz�sn�a grzywk�. - Na poci�g. Mieli j� dzi� zawie�� do... zreszt� wszystko jedno. Daleko. A ja chc�, �eby Busia zosta�a ze mn�. Z nami. Nazywam si� Kama i jestem wolty�erk�. - Wol... kim? - kobieta ruszy�a przodem. - Tak si� nazywa w cyrku kto�, kto wykonuje ewolucje na koniu. Potrafi� sta� na grzbiecie Kastora na jednej nodze, robi� salta, ale jeszcze du�o musz� si� uczy�. Codziennie �wicz� po pi��, sze�� godzin. - Ci�ki kawa�ek chleba - westchn�a kobieta przyspieszaj�c kroku. - Zmokniemy. Kama wyj�a z dna w�zka p�acht� cienkiego plastyku. - Ja mog� zmokn��, ale dziecko nie. Busia ma s�abe zdrowie i �atwo si� zazi�bia. Gdzie jest pani dom? Daleki grzmot zamrucza� nad polem owsa ci�gn�cym si� po drugiej stronie drogi. Na chwil� granatowe niebo rozb�ys�o i zgas�o. - Niedaleko. Chod� ze mn�, przeczekasz burz�. Czy w waszym cyrku �winie te� wyst�puj�? - Nie. �winie podobno s� bardzo inteligentne, ale niech�tnie daj� si� tresowa�. Wolimy s�onie, konie, lwy i psy. Mniejszy z nimi k�opot, chocia�... mo�e Lol� da�oby si� czego� nauczy�. Jakby w odpowiedzi zza drzewa rozleg� si� przera�liwy kwik. Kobieta rzuci�a si� w tamt� stron�, ale �winia by�a szybsza. Umkn�a ci�gn�c sznur i zapl�tane we� k�py suchych traw. - Ja j� zawo�am - zaproponowa�a Kama podaj�c kobiecie dyszel w�zka. - Nie znasz tej piekielnicy! Za nic nie da si� z�apa�. - Zobaczymy! - roze�mia�a si� dziewczynka. - A je�li j� przyprowadz�, to dostaniemy kubek mleka? Kobieta zzu�a pocerowany trep wysypuj�c ze� piasek. - I ziemniaki ze s�onin�. Kama odwa�nie wesz�a w pociemnia�y g�szcz zieleni. - Nadlecia�y czarne chmury@ dmuchn�� wiatr z p�nocnych stron - @ i na skrzyd�a elf�w, z g�ry,@ sypn�� d�d�u srebrzysty szron...@ Cienki, wysoki g�osik wyci�ga� czyst� nut�, a� umilk� poszum ga��zi i nasta�a wielka cisza. - Tu jestem, Lola - powiedzia�a Kama p�g�osem. - Moje Elfy dobrze ci� widz�. I s�ysz�. Zrozum, musz� odprowadzi� Busi� do domu twojej pani jeszcze przed deszczem. B�d� wi�c tak uprzejma i przyjd� tu sama. Chrumkni�cie by�o odpowiedzi�. Kama post�pi�a dwa kroki. - Tresowa�am kiedy� do sp�ki z rodzin� Reno ma�e misie. By�y bardzo niepos�uszne. Nie jeste� nied�wiedziem. A poza tym wierz� w tw�j rozs�dek. Co za sens w��czy� si� po lesie, skoro mo�na dosta� w domu talerz ziemniak�w ze zsiad�ym mlekiem? Sama widzisz... Lola wysz�a zza pnia wlok�c sznur. Spojrza�a na Kam� ma�ym i w�skim �wi�skim oczkiem. - Rozumiem, �e lubisz p�ata� figle swojej pani. Ka�dy to lubi. W ko�cu... ja te� dzi� sp�ata�am solidnego figla uciekaj�c z Busi�. Ale mia�am w tym sw�j cel. A ty, Lola? Sztuka dla sztuki ? - jak mawia tato �wicz�c podczas pr�by �onglerk� z pi�cioma maczugami. �winia sz�a pos�usznie noga za nog�. Na ich widok kobieta pokr�ci�a g�ow�. - I