2119

Szczegóły
Tytuł 2119
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2119 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2119 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2119 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Mary Stewart Ta przyziemna magia Tom Ca�o�� w tomach Zak�ad Nagra� i Wydawnictw Zwi�zku Niewidomych Warszawa 2000 Z angielskiego prze�o�y�a Ewa O�wiecimska T�oczono pismem punktowym dla niewidomych w Drukarni Zak�adu Nagra� i Wydawnictw ZN, Warszawa, ul. Konwiktorska 9 Przedruk: Wydawnictwo "Novus Orbis", Gda�sk 1997 Korekta: U. Maksimowicz i I. Stankiewicz `rp Johnowi Attenborough dedykuj� Od autorki Podczas pracy nad ksi��k� zaci�gn�am wiele d�ug�w wdzi�czno�ci, lecz do dw�ch przywi�zuj� szczeg�ln� wag�. Chcia�abym t� drog� z�o�y� specjalne podzi�kowanie panu Michaelowi Halikiopoulosowi, Dyrektorowi Biura Turystycznego, mieszcz�cego si� przy ulicy Arseniou 5 w Korfu, za ogromn� uprzejmo�� i r�wnie wielk� pomoc. Tak samo gor�co pragn� podzi�kowa� panu Antony'emu Alpersowi, kt�rego cudowna ksi��ka "Book of Dolphins" (John Murray, 1960) sta�a si� dla mnie natchnieniem, a tak�e �r�d�em wielu cennych informacji, niezb�dnych do napisania tej powie�ci. M.S. Wszystkie postaci i okoliczno�ci w tej ksi��ce s� fikcyjne i jakiekolwiek podobie�stwo do prawdziwych os�b lub sytuacji jest przypadkowe. Rozdzia� I "(...) powiastka, kt�r� przy �niadaniu@ rzec mo�na.@" ("Burza", akt V, scena 1 - przek�ad Macieja S�omczy�skiego) - A je�li to b�dzie ch�opiec - o�wiadczy�a weso�o Phyllida - damy mu na imi� Prospero. Parskn�am �miechem. - Biedne male�stwo. Dlaczego? Ach, oczywi�cie... Czy kto� przypadkiem nie m�wi� ci, �e Korfu stanowi�a pierwowz�r czarodziejskiej wyspy Szekspira w "Burzy"? - Je�eli chodzi o �cis�o��, ten kto� uczyni� to nie dalej ni� wczoraj, ale na mi�o�� bosk�, nie pytaj mnie teraz o szczeg�y. Mo�e jeste� do tego przyzwyczajona, ale ja nie zajmuj� si� Szekspirem przed �niadaniem. - Tu moja siostra ziewn�a, wyci�gn�a stop�, tak by si�gn�� s�onecznej plamy na brzegu tarasu i przez chwil� podziwia�a kosztowny pla�owy sanda�ek. - Zreszt� i tak nie m�wi�am serio. W ko�cu mamy tu ju� i Mirand�, i Spira, co mo�e i nie stanowi skr�tu od Prospera, ale brzmi nader podobnie... - Och? To brzmi nad wyraz romantycznie. A kim�e oni s�? - Ch�opak i dziewczyna; oboje tutejsi, a w dodatku bli�ni�ta. - Wielkie nieba! Ich ojciec musia� by� oczytanym jegomo�ciem? Phyllida u�miechn�a si� k�cikiem ust. - Mo�na i tak to okre�li� - przyzna�a. Co� w wyrazie jej twarzy wzbudzi�o moj� ciekawo��; zreszt� zdawa�am sobie spraw�, �e w�a�nie o to jej chodzi�o. A poniewa� potrafi� by� r�wnie niezno�na jak moja siostrzyczka, je�eli tylko si� do tego przy�o��, odpowiedzia�am niedbale: - W takim razie chyba lepiej zmieni� pierwotn� koncepcj�? Co my�lisz o imieniu Kaliban dla twego nie narodzonego male�stwa? Pasuje jak ula�. - A to niby dlaczego? - spyta�a z oburzeniem. - "Brzemienn� wied�m� o sinych powiekach pozostawili tu sam� �eglarze" - zacytowa�am niewinnie. - Czy zosta�o jeszcze troch� kawy? - Naturalnie. Jest tutaj. Och, na mi�o�� bosk�, dobrze �e przyjecha�a�, Lucy! Pewnie nie powinnam cieszy� si� z tego, �e straci�a� prac� i mog�a� zjawi� si� w�a�nie teraz, a jednak si� ciesz�. To istna sielanka po Rzymie. - A raj po Londynie. Ju� teraz si� lepiej czuj�. Kiedy sobie przypomn�, gdzie by�am wczoraj o tej porze... i pomy�l� o deszczu... Wzdrygn�am si� i popijaj�c kaw�, wyci�gn�am si� w fotelu, spogl�daj�c poprzez puszyste wierzcho�ki sosen na iskrz�ce si� w dali morze, po czym podda�am si� rozmarzeniu, jakie ogarnia zm�czonego cz�owieka, wyje�d�aj�cego na wakacje w takie miejsce. Oto zaledwie wczoraj marz�am w kwietniowym ch�odzie Anglii i nagle zosta�am przeniesiona na czarodziejsk�, s�oneczn� wysp� na Morzu Jo�skim. By� mo�e powinnam wyja�ni� (tym, kt�rzy nie s� takimi szcz�ciarzami jak ja), �e Korfu jest wysp� po�o�on� u zachodniego wybrze�a Grecji. Jej wyd�u�ony, sierpowaty kszta�t najbardziej przybli�a si� do l�du na p�nocy, gdzie tylko dwie mile dziel� j� od Albanii; natomiast miasto Korfu, po�o�one mniej wi�cej w �rodku krzywizny sierpa, oddalone jest od wybrze�a greckiego o jakie siedem do o�miu mil. W cz�ci p�nocnej wyspa jest g�rzysta i szeroka; po czym �yznymi dolinami i �agodnymi stokami pag�rk�w schodzi ku p�askiemu, wyd�u�onemu jak ogon skorpiona po�udniowemu cyplowi; st�d, jak s�dz� niekt�rzy, bierze si� jej imi� Kerkyra, Korfu. Dom mojej siostry le�y jakie� dwana�cie mil na p�noc od miasta Korfu, tam w�a�nie, gdzie linia brzegowa zaczyna si� wygina� ku sta�emu l�dowi, a podn�e g�ry Pantokrator chroni �yzny zak�tek od wielu, wielu lat stanowi�cy posiad�o�� rodziny jej m�a. Moja starsza ode mnie o trzy lata siostra po�lubi�a w wieku lat dwudziestu rzymskiego bankiera, Leonarda Forli. Jego rodzina osiad�a na Korfu jeszcze w czasach, kiedy nad wysp� panowa�o Ksi�stwo Weneckie i jakim� cudem zdo�a�a zachowa� sw�j maj�tek mniej wi�cej nietkni�ty podczas przer�nych p�niejszych "okupacji", a nawet, jak to si� zdarza wielokrotnym zaprza�com, nie�le im si� ca�y czas powodzi�o. Kiedy wyspa znajdowa�a si� pod brytyjskim protektoratem, pradziadek Leonarda wybudowa� na zalesionym wzg�rzu, nad ma�� zatoczk�, stanowi�c� morsk� granic� jego posiad�o�ci, pretensjonalny, a zarazem romantyczny Castello dei Fiori. Za�o�y� r�wnie� winnic� i gaj pomara�czowy oraz, je�li mo�na to tak nazwa�, plantacj� miniaturowych, japo�skich pomara�czek zwanych koum koyat, dzi�ki kt�rym posiad�o�� Forlich sta�a si� s�awna. Pradziadek nawet wykarczowa� kawa�ek lasu i za�o�y� tam ogr�d, nie m�wi�c ju� o tym, �e tu� za po�udniowym cyplem, czyli poza zasi�giem wzroku, zbudowa� nabrze�e i ogromny hangar jachtowy. Wedle s��w Phyllidy, przysta� owa mog�aby pomie�ci� prawie ca�� Sz�st� Flot�, za� w rzeczywisto�ci go�ci�a niewiarygodn� liczb� wszelkiego rodzaju jednostek p�ywaj�cych, kt�rymi przybywali do Castello dei Fiori liczni go�cie. Swego czasu, jak zdo�a�am poj��, dom �w by� scen� jednego wielkiego i nigdy si� nie ko�cz�cego przyj�cia; w lecie go�cie �eglowali i �owili ryby, natomiast jesieni� urz�dzali polowania; w�wczas grupa z�o�ona z trzydziestu lub wi�cej my�liwych udawa�a si� na alba�ski brzeg, by tam p�oszy� ptactwo i n�ka� kozioro�ce alpejskie. Jednak epoka ta min�a wraz z pierwsz� wojn� �wiatow�, kiedy to rodzina przenios�a si� do Rzymu. Posiad�o�ci nie sprzedali, a w latach dwudziestych i trzydziestych stanowi�a ich letni� rezydencj�. Zmienne koleje drugiej wojny �wiatowej prawie doprowadzi�y maj�tek do ruiny, mimo to rodzina Forlich w tajemniczy spos�b wyp�yn�a w powojennym Rzymie z nietkni�t� fortun�, po czym Forli senior - czyli ojciec Leonarda - zn�w zaj�� si� posiad�o�ci� na Korfu. Pr�bowa� j� odrestaurowa�, lecz zmar� trzy lata temu i jego syn uznawszy, �e nie dla niego zblak�e splendory Castello, na cyplach okalaj�cych zatok�, nad kt�r� g�rowa� Castello, wybudowa� dwie niewielkie, nowoczesne wille, a w�a�ciwie bli�niacze bungalowy. Oboje wraz z Phyllid� zamieszkiwali will� Forli na p�nocnym cyplu; bli�niacza willa Rotha zajmowa�a po�udniowy cypel g�ruj�cy nad w�sk� zatoczk�, kt�ra wrzynaj�c si� w urwisko, tworzy�a kryt� przysta�. Will� Rotha wynajmowa� od zesz�ej jesieni Anglik, pan Manning; pracowa� nad ksi��k�. (Znasz ten rodzaj album�w - wyja�ni�a mi siostra - nic tylko fotografie opatrzone jedn� linijk� tekstu wielk� czcionk�, ale fotografie s� naprawd� dobre). Trzy domostwa ��czy�a ze �wiatem droga do Castello, a ze sob� nawzajem liczne le�ne �cie�ynki; poza tym dr�ki wiod�y w d� prosto nad zatok�. Tego roku upalna rzymska wiosna zapowiadaj�ca jeszcze gor�tsze lato, wcze�niej ni� zazwyczaj wyp�dzi�a rodzin� Forli na Korfu. Phyllida by�a w ci��y i z trudem znosi�a upa�, tote� nam�wiono j�, by zostawi�a dw�jk� starszych dzieci pod opiek� babki, za� Leo przywi�z� j� na Korfu par� dni wcze�niej, nim ja si� tu zjawi�am. Jednak�e sam musia� natychmiast wraca� do Rzymu pilnowa� interes�w, wi�c zapowiedzia� tylko wizyty w weekendy, oczywi�cie je�eli zdo�a si� wyrwa�, a tak�e obieca� przywie�� dzieci na Wielkanoc. Gdy tylko Phyllida us�ysza�a, �e jestem chwilowo bezrobotna, napisa�a do mnie natychmiast, b�agaj�c, bym przyjecha�a i dotrzyma�a jej towarzystwa. Zaproszenie nie mog�o nadej�� bardziej w por�. Sztuczka, w kt�rej gra�am, zrobi�a klap� po kilku zaledwie przedstawieniach, a ja znalaz�am si� na bruku. W�a�nie to, �e owa rola by�a moj� pierwsz� w Londynie... �e by�a to moja "wielka szansa", wprawia�o mnie w takie przygn�bienie. Nic wi�cej si� dla mnie nie szykowa�o; agenci teatralni byli uprzejmi, lecz unikali wi���cych odpowiedzi; poza tym akurat prze�y�am wyj�tkowo ohydn� zim�. By�am zm�czona, podupad�a na duchu i w wieku lat dwudziestu pi�ciu zupe�nie serio zastanawia�am si�, czy aby na pewno nie robi� z siebie idiotki, wbrew �yczliwym radom upieraj�c si� przy karierze aktorki. Ale jak wie ka�dy, kto kiedykolwiek mia� do czynienia z t� profesj�, aktorstwo nie jest zawodem, lecz na�ogiem, a ja ju� zd��y�am w niego wpa��. Tak d�ugo walczy�am i przeciera�am sobie drog�, a� w zesz�ym roku podj�am decyzj�, by po trzech latach grania podrz�dnych r�lek w prowincjonalnych teatrach spr�bowa� szcz�cia w Londynie. Zreszt� pocz�tkowo zdawa�o si�, �e mi ono sprzyja. Mniej wi�cej po dziesi�ciu miesi�cach statystowania w telewizji, a od czasu do czasu wyst�p�w w reklamie, dosta�am obiecuj�c� rol� w sztuce, kt�ra nie mia�a nic lepszego do roboty, ni� pa�� po dw�ch miesi�cach jak zdychaj�cy wielb��d. Ale i tak mog�am zaliczy� si� do szcz�ciarzy, w odr�nieniu od tysi�cy pechowc�w, kt�rzy wci�� jeszcze pr�bowali wspi�� si� cho�by na najni�szy szczebel drabiny. I podczas gdy oni wysiadywali nadal w dusznych agencjach teatralnych, ja siedzia�am na tarasie willi Forli; mog�am sp�dzi� w gor�cych promieniach greckiego s�o�ca tyle czasu, ile zapragn�. Wy�o�ony kamiennymi p�ytami szeroki taras osadzony by� na samym kra�cu cypla; dalej zalesione urwisko opada�o stromo do morza. Tu� za balustrad� ko�ysa�y si� korony sosen nagrzanych porannym s�o�cem i intensywnie pachn�cych �ywic�. Dom sta� na wzg�rzu i zewsz�d otacza�y go ch�odne lasy pe�ne ptasiego �wiergotu. Sama zatoczka ukryta by�a za drzewami. Widok by� cudowny... jak okiem si�gn�� l�ni�y i migota�y wody zatoki, kt�r� obejmuje krzywizna sierpa Korfu. Na p�nocy, za ciemnoniebieskim przesmykiem ju� po alba�skiej stronie, majaczy�y, nierealne jak mg�a, �nie�ne szczyty. Krajobraz jakby zastyg� w g��bokiej, czarodziejskiej ciszy. Nie dochodzi� znik�d �aden d�wi�k poza ptasim �wiergotem, za� przede mn� by�y tylko drzewa, niebo i rozmigotane morze. Westchn�am. - C�, je�li nawet nie jest to czarodziejska wyspa Prospera, to powinna ni� by�... Ale, ale kim s� te twoje romantyczne bli�ni�ta? - Spiro i Miranda? To dzieci Marii, kobiety, kt�ra u mnie pracuje. Ma domek przy g��wnej bramie wjazdowej do Castello... Na pewno widzia�a� go wczoraj w nocy, jad�c z lotniska. - Pami�tam �wiate�ko... Taka malutka chatka? A wi�c to mieszka�cy Korfu... w�a�ciwie jak si� ich nazywa? Korfuzjanami? Parskn�a �miechem. - Korfijczykami, idiotko. Tak, to tutejsi wie�niacy. Ch�opak pracuje dla Godfreya Manninga w willi Rotha. A Miranda pomaga matce tutaj. - Wie�niacy? - zaintrygowana podj�am w�tek, na kt�ry tak pragn�a mnie naprowadzi� od pocz�tku rozmowy. - Troch� dziwne imiona jak na Korfu. Kim by� ten oczytany ojczulek? Leo? - Z tego co wiem - odpar�a jego kochaj�ca �ona - Leo przez ostatnie osiem lat nie czyta� nic poza rzymsk� edycj� "Financial Times". S�dzi�by zatem, �e Prospero i Miranda to nazwa Trustu Inwestycyjnego. Nie, sytuacja przedstawia si� jeszcze ciekawiej, moja kochana... - Na jej twarzy pojawi� si� przekorny u�mieszek, jaki go�ci� tam, ilekro� zamierza�a uraczy� mnie najbardziej nieprawdopodobnymi plotkami, okre�lanymi przez ni� jako "interesuj�ce fakty, kt�re moim zdaniem powinna� zna�". - Prawd� m�wi�c, oficjalnie Spiro otrzyma� imi� tutejszego �wi�tego... co drugi ch�opiec na Korfu ma na imi� Spiridion... ale poniewa� nasz dystyngowany lokator Castello wzi�� na siebie odpowiedzialno�� za ochrzczenie... a tak�e opiek� nad bli�ni�tami, jak si� domy�lam... mog� si� za�o�y�, o co chcesz, �e w ksi�gach parafialnych, czy jak si� to tutaj zwie, ch�opiec figuruje jako Prospero. - Wasz "dystyngowany lokator"? - Najwyra�niej to by� ten smakowity k�sek, z kt�rym si� tak czai�a. Patrzy�am na ni� lekko zaskoczona pami�taj�c, jak kiedy� barwnie opisa�a mi Castello dei Fiori: "Jest w tak op�akanym stanie, �e nie da si� tego opisa�, co� w rodzaju wagnerowskiego gotyku, idealna scenografia dla muzycznej wersji "Drakuli"." Zastanawia�am si�, kto da� si� nam�wi�, by zap�aci� za te operowe splendory. - Kto� wynaj�� niebia�skie sale Walhalli? Macie szcz�cie. Kt� to taki? - Julian Gale. - Julian Gale? - Unios�am si� raptownie i wpatrzy�am w ni� os�upia�a. - Nie my�lisz chyba o... to znaczy nie chodzi ci o Juliana Gale'a? Tego aktora? - Ni mniej, ni wi�cej. - Moja siostrzyczka sprawia�a wra�enie bardzo zadowolonej z wra�enia, jakie na mnie uczyni�a. By�am niezmiernie poruszona, chocia� dotychczas raczej przysypia�am podczas jej d�ugich opowie�ci o sprawach rodzinnych. Sir Julian Gale by� nie tylko po prostu "aktorem"; odk�d pami�ta�am, uwa�ano go za wielk� znakomito�� teatru angielskiego. A ostatnio sta� si� r�wnie� jedn� z jego tajemnic. - Co� takiego! - powiedzia�am. - A wi�c to tu si� skry�. - Pomy�la�am sobie, �e to ci� zainteresuje - zauwa�y�a z zadowolon� min�. - No wiesz! Nie ma cz�owieka, kt�ry by si� co jaki� czas nie zastanawia�, dlaczego dwa lata temu ni z tego, ni z owego Julian Gale wszystko rzuci�. Oczywi�cie wiedzia�am, �e wci�� jeszcze chorowa� po tym okropnym wypadku, ale �eby zostawi� teatr i znikn��... Musia�a� s�ysze� plotki. - Mog� je sobie w ka�dym razie wyobrazi�. W ko�cu my tu te� mamy ich lokaln� odmian�. Ale niech ci si� oczy nie �wiec� i nie wyobra�aj sobie, moje dziecko, �e go poznasz. Odci�� si� od �wiata, a kiedy m�wi� "odci��", to w�a�nie to mam na my�li. W og�le si� nie udziela towarzysko... czasami tylko bywa u przyjaci�, a poza tym ca�a jego posiad�o�� jest otoczona ustawionymi co jard tabliczkami z napisem "Przej�cie wzbronione pod kar� �mierci", za� ogrodnik wszystkich nieproszonych go�ci zrzuca z urwiska prosto do morza. - Nie zamierzam mu przeszkadza�. Zbyt wielkie mam dla niego powa�anie. Ale chyba ty go widzia�a�. Jak si� czuje? - Och, sprawia wra�enie zdrowego. Tyle tylko, �e nigdzie nie bywa. Spotka�am go ledwie kilka razy. I to w�a�nie on powiedzia� mi, �e Korfu przypuszczalnie stanowi pierwowz�r wyspy z "Burzy". - Zerkn�a na mnie spod oka. - Chyba... chyba zgodzisz si�, �e jest on "oczytanym jegomo�ciem"? Ale tym razem nie zareagowa�am na zaczepk�. - "Burza" to by� jego �ab�dzi �piew - powiedzia�am. - Dosta�am si� na ostatnie przedstawienie w Stratfordzie i p�aka�am rzewnymi �zami, kiedy pod koniec m�wi� ten fragment, wiesz: "Lecz t� przyziemn� magi� dzi� odrzucam". Czy w�a�nie dlatego wybra� Korfu na sw� kryj�wk�? Roze�mia�a si�. - W�tpi�. Nie wiesz, �e on czuje si� tu prawie jak w domu? Przebywa� tutaj w czasie wojny i zosta� na wyspie po jej zako�czeniu, a potem, jak mi m�wiono, co roku przywozi� tu rodzin� na wakacje, p�ki dzieci by�y ma�e. Mieli do�� d�ugo dom ko�o Ipsos, ale sprzeda� go, gdy jego �ona i c�rka zgin�y w wypadku. Niemniej jednak widocznie mia� tu jeszcze jakie�... powi�zania... wi�c, jak postanowi� gdzie� si� ukry�, przypomnia� sobie Castello. Nawet nie my�leli�my o jego wynaj�ciu, w ko�cu ta ruina nie nadaje si� do zamieszkania, ale on tak bardzo pragn�� znale�� jaki� odosobniony i spokojny zak�tek. Poza tym wygl�da�o na dar z nieba, �e Castello stoi pusty, a Maria z rodzin� mieszka tu� obok, tote� Leo w ko�cu uleg�. Maria z bli�ni�tami zaj�a si� domem i przygotowa�a kilka pokoi, by nadawa�y si� do zamieszkania. Poza tym po drugiej stronie sadu pomara�czowego mieszka para wie�niak�w; dogl�daj� ca�ej posiad�o�ci, a ich wnuk pracuje w ogrodzie i pomaga im w razie potrzeby. Skoro kto� pragnie tylko spokoju i odosobnienia, to chyba ubi� dobry interes... I tak to wygl�da nasza ma�a kolonia. Nie mog� powiedzie�, �e przypominamy Saint Tropez w pe�ni sezonu, ale je�eli marzy�a� o spokoju, s�o�cu i k�pielach morskich, zaznasz tych przyjemno�ci do woli. - To mi odpowiada - odpar�am rozmarzona. - Och, jak mi to odpowiada. - Chcesz teraz zej�� na d�? - Z przyjemno�ci�. Dok�d? - Do zatoki, oczywi�cie. T�dy. - I palcem wskaza�a kierunek. - My�la�am, �e tabliczki zakazuj� przechodzenia przez teren prywatny? - Och, nie tak dos�ownie, a w ka�dym razie nie dotyczy to pla�y. Nigdy by�my nie wynaj�li zatoki, w ko�cu po to w�a�nie tu przyje�d�amy! Docierasz do pla�y, id�c prosto w d� �cie�k� po p�nocnej stronie cypla, tam gdzie jest nasze ma�e prywatne molo. Dno jest piaszczyste, pla�a cudowna, a miejsce zupe�nie odosobnione... Jednym s�owem, r�b dzi�, co chcesz. Mo�e sama p�niej zejd�, ale je�li masz zamiar pop�ywa� ju� teraz, Miranda wska�e ci �cie�k�. - Jest tutaj? - Kochanie - zauwa�y�a moja siostra. - �yjemy tu w obrzydliwym luksusie, nie dostrzeg�a� jeszcze tego? Naprawd� s�dzisz, �e t� kaw� sama przygotowa�am? - Pojmuj�, hrabino - o�wiadczy�am nietaktownie. - Ale jak dzi� pami�tam pewien dzie�... Przerwa�am, gdy� na taras wesz�a dziewczyna z tac�. Zerkn�a na mnie z ciekawo�ci� tym bezpo�rednim, pozbawionym skr�powania, charakterystycznym dla Grek�w spojrzeniem, do kt�rego trzeba si� przyzwyczai�, bo nie mo�na po prostu zareagowa� na nie tak samo, po czym si� do mnie u�miechn�a. Jej u�miech pog��bi� si� jeszcze, gdy wypr�bowa�am swoj� znajomo�� greckiego m�wi�c "dzie� dobry", co jak na razie stanowi�o ca�y m�j dorobek. By�a do�� niska i kr�pa, o kr�tkiej szyi, kr�g�ej buzi i g�stych niemal zro�ni�tych brwiach. L�ni�ce, ciemne oczy i �wie�a cera przyci�ga�y wzrok naturalnym powabem m�odo�ci i zdrowia. Wyblak�a czerwie� sukienki dodawa�a jej tylko subtelnego uroku, jak�e odmiennego od agresywnej urody wielkomiejskich greckich emigrant�w, kt�rych dotychczas widywa�am. Wygl�da�a na jakie� siedemna�cie lat. Moja nieporadna pr�ba powitania wyzwoli�a lawin� greckich s��w, ale Phyllida �miej�c si�, w ko�cu j� powstrzyma�a. - Ona nic nie rozumie, Mirando. Zna zaledwie dwa s�owa na krzy�. M�w po angielsku. Czy mog�aby� jej, prosz�, pokaza� �cie�k� na pla��, kiedy ju� sprz�tniesz ze sto�u? - Oczywi�cie! Z przyjemno�ci�! Wydawa�a si� nie tylko zadowolona, lecz wr�cz uszcz�liwiona. U�miechn�am si�, my�l�c cynicznie, �e cieszy j� tak mo�liwo�� ma�ego spacerku w �rodku porannej roboty, ale jak si� okaza�o, by�am w b��dzie. Przybywszy dopiero co z szarego, przygn�biaj�cego Londynu i zostawiwszy za sob� fatalny nastr�j spowodowany kl�sk� sztuczyd�a, nie potrafi�am jeszcze poj�� prostej, greckiej rado�ci wyp�ywaj�cej z mo�liwo�ci us�u�enia komu�. Z wigorem i ha�asem zacz�a zbiera� naczynia ze sto�u. - To nie potrwa d�ugo. Najwy�ej chwilk�, dos�ownie minutk�... - Czyli oko�o p� godziny - powiedzia�a spokojnie moja siostra, kiedy dziewczyna wysz�a z po�piechem. - A poza tym, po co si� �pieszy�? Masz czasu a czasu. - Co racja, to racja - przyzna�am z zadowoleniem. ** ** ** �cie�ka na pla�� by�a cienista i wy�cielona sosnowymi ig�ami. Bieg�a mi�dzy drzewami, otwieraj�c si� znienacka na niewielki prze�wit, tam gdzie spadaj�cy z pluskiem do morza strumie� tworzy� ma��, rozs�onecznion� sadzawk� ze zwieszaj�c� si� nad ni� g�st� kurtyn� kapryfolium. Tutaj �cie�ka si� rozwidla�a. Jedna jej odnoga sz�a w g�r�, pogr��aj�c si� w lesie, natomiast druga zbiega�a po stromi�nie w d�, wij�c si� po�r�d sosen i d�b�w. Miranda stan�a i wskaza�a w d�. - T�dy trzeba i��. Ta druga �cie�ka prowadzi do Castello, a w og�le to ju� teren prywatny. Nikt t�dy nie chodzi, tylko domowi, rozumie pani. - A gdzie jest druga willa, ta, kt�r� wynaj�� pan Manning? - Po drugiej stronie zatoki, na szczycie urwiska. Nie zobaczy jej pani z pla�y, bo drzewa zas�aniaj�, ale wiedzie do niej taka �cie�ka - tu nakre�li�a w powietrzu stromy zygzak - od hangaru a� na szczyt urwiska. M�j brat tam pracuje, m�j brat Spiro. To �adny dom, bardzo pi�kny, taki jak Signory, chocia� oczywi�cie nie tak wspania�y jak Castello. Bo Castello przypomina pa�ac. - Tak s�ysza�am. Czy tw�j ojciec te� tu pracuje? To pytanie rzuci�am zupe�nie bezmy�lnie; zupe�nie zapomnia�am o wygadywanych przez Phyllid� g�upstwach, a poza tym i tak w nie nie wierzy�am. Ku memu g��bokiemu za�enowaniu dziewczyna zawaha�a si� i przez kr�tk�, przera�aj�c� chwil� zastanawia�am si�, czy Phyllida przypadkiem nie powiedzia�a prawdy. Nie wiedzia�am jeszcze, �e Grecy spokojnie traktuj� najbardziej osobiste pytania, jakby to by�a rzecz sama przez si� zrozumia�a; zreszt� sami te� je zadaj�. J�kaj�c si�, zacz�am co� niewyra�nie m�wi�, lecz Miranda odpowiedzia�a z prostot�: - Wiele lat temu m�j ojciec nas opu�ci�. Poszed� tam. "Tam" w danej chwili stanowi�o nieprzebit� �cian� drzew, na tle kt�rych misternie odbija�a koronka krzew�w mirtowych, lecz wiedzia�am, co le�y dalej: ponura, odci�ta od �wiata komunistyczna Albania. - Jako wi�zie�? - spyta�am przera�ona. Potrz�sn�a przecz�co g�ow�. - Nie. On by� komunist�. Mieszkali�my wtedy w Argyrathes, na po�udniu Korfu, a tam jest wielu takich. - Zawaha�a si�. - Nie mam poj�cia, dlaczego. Zupe�nie inaczej jest w p�nocnej cz�ci Korfu, sk�d pochodzi moja matka. M�wi�a tak, jakby wyspa liczy�a przynajmniej czterysta mil d�ugo�ci, a nie czterdzie�ci, ale uwierzy�am jej. Gdzie spotyka si� dw�ch Grek�w, tam s� co najmniej dwie partie polityczne, a je�eli to tylko mo�liwe, nawet wi�cej. - I nigdy ju� o nim nie s�ysza�a�? - Nigdy. Pocz�tkowo matka wci�� mia�a nadziej�, �e wr�ci, ale teraz oczywi�cie granica jest zamkni�ta dla wszystkich i nikt tam nie mo�e ani wej��, ani wr�ci�. Je�li �yje, musi tam by�. Ale nawet tego nie wiemy. - Chcesz powiedzie�, �e nikt nie mo�e si� dosta� do Albanii? - Nikt. - Czarne oczy �ywo b�ysn�y, jakby jaka� my�l j� poruszy�a. - Poza tymi, kt�rzy �ami� prawo. - No, nie jest to prawo, kt�re mia�abym ochot� z�ama� - zauwa�y�am. Te dalekie �niegi wygl�da�y obco, zimno i okrutnie. Niezr�cznie doda�am: - Tak mi przykro. To musi by� smutne dla twej matki. Wzruszy�a ramionami. - To wszystko zdarzy�o si� tak dawno. Czterna�cie lat temu. Chyba go ju� nawet nie pami�tam. A mamy przecie� Spira i on si� nami opiekuje. - Zn�w w jej oczach rozb�ys�a iskierka. - Pracuje dla pana Manninga, m�wi�am pani... przy jachcie i przy samochodzie, wspania�ym samochodzie, bardzo drogim... i przy fotografiach, kt�re pan Manning wykonuje do swojej ksi��ki. Powiedzia�, �e kiedy ksi��ka zostanie uko�czona... prawdziwa ksi��ka, taka jak� sprzedaj� w ksi�garni... umie�ci w niej nazwisko Spira drukiem. Tylko prosz� to sobie wyobrazi�! Och, nie ma rzeczy, kt�rej Spiro by nie potrafi�! On jest moim bli�niakiem, rozumie pani. - Czy jest do ciebie podobny? Wydawa�a si� zaskoczona. - Podobny? Och, nie, w ko�cu jest m�czyzn�, a poza tym w�a�nie powiedzia�am pani, jaki jest m�dry. A ja wcale nie, ale przecie� jestem kobiet� i nie musz� by� m�dra. Z m�czyznami jest inaczej. Prawda? - Tak zwykli twierdzi� m�czy�ni - roze�mia�am si�. - No nic, wielkie dzi�ki za pokazanie drogi. Czy zechcesz przekaza� mojej siostrze, �e zjawi� si� w porze lunchu? Zacz�am schodzi� strom� �cie�k�. Na pierwszym zakr�cie, nie wiadomo dlaczego, obejrza�am si� w stron� polanki na rozdro�u. Miranda ju� odesz�a. Ale odnios�am wra�enie, �e wyblak�a czerwie� mign�a wcale nie na dr�ce wiod�cej do willi Forli, lecz znacznie wy�ej, tam gdzie wi�a si� zakazana �cie�ka prowadz�ca do Castello. Rozdzia� II Panie, wzburzony@ jestem (...).@ IV.#1. Zatoczka by�a niewielka i os�oni�ta od wiatr�w. Sierp bia�ego piasku ostro odcina� si� od akwamarynowego morza, z przeciwnej strony obrze�ony g�ruj�cym nawisem urwiska, ciemn� zieleni� sosen oraz z�ocisto_zielonym listowiem d�b�w. �cie�ka spada�a stromo w d� i tu� za k�p� d�bczak�w nagle znalaz�am si� na pla�y. Przebra�am si� po�piesznie w jakim� skrytym przed ludzkim wzrokiem zak�tku i wysz�am na s�oneczny �ar. W ca�ej zatoce nie by�o wida� �ywego ducha, a morze spokojnie po�yskiwa�o w s�o�cu. Po obu stronach zalesione przyl�dki schodzi�y a� do migotliwej, lustrzanej toni. Poza zatok� morze pog��bia�o si� gwa�townie, przechodz�c od pawich po�ysk�w a� do soczystego granatu, tam gdzie odbija�y si� w nim g�ry Epiru, bardziej nierealne ni� tuman mg�y. Dalekie �niegi na alba�skich szczytach odbija�y si� w wodzie jak chmury. Piasek a� parzy� stopy; dzi�ki temu woda zdawa�a si� ch�odniejsza i bardziej jedwabista w dotyku. Zanurzy�am si� w spokojn� to� i zacz�am leniwie p�yn�� wzd�u� brzegu w stron� po�udniowego cypla. Z l�du dociera�a ledwie dostrzegalna bryza, przynosz�c w lekkich podmuchach upajaj�cy s�odki zapach pomara�czowych kwiat�w i �ywiczn� wo� sosen; owe zapachy miesza�y si� ze s�onymi bryzgami morza. Wkr�tce znalaz�am si� w pobli�u cypla, tam gdzie bia�e ska�y schodzi�y nad sam� wod�, a k�pa sosen zacienia�a g��boki, wype�niony zielon� wod� basen. Pozosta�am jednak na s�o�cu; odwr�ci�am si� na plecy, zamierzaj�c nieco pole�e� na wodzie i zamkn�am oczy, by nie razi� mnie jego odblask. Delikatny wietrzyk szepta� w koronach sosen, wyciszona woda nawet si� nie marszczy�a... Nag�a fala zahu�ta�a mn� gwa�townie. Miota�am si�, usi�uj�c utrzyma� si� na powierzchni, w�wczas zachybota�a mn� nast�pna spora fala, taka jak ta, kt�r� pozostawia za sob� ��d�, i ponios�a na swym grzbiecie. Lecz nie s�ysza�am ani wiose�, ani silnika; nie s�ysza�am niczego poza pluskaniem fal o ska�y. Kot�uj�c si� w wodzie, rozgl�da�am si� na wszystkie strony, zdumiona i nieco wystraszona. �ywego ducha. Morze migota�o, puste i spokojne a� po turkus i b��kit horyzontu. Spr�bowa�am stan��, ale odkry�am, �e znios�o mnie dalej od brzegu i ledwie dotykam dna ko�cami palc�w. Zawr�ci�am wi�c w stron� p�ycizny. Tym razem fala zbi�a mnie z n�g i przykry�a razem z g�ow�, za� nast�pna skot�owa�a zupe�nie, tak �e przez dobr� chwil� bezsilnie miota�am si�, pluj�c s�on� wod�. Teraz ju� pot�nie wystraszona zdecydowanie ruszy�am do brzegu. Nagle, tu� obok woda wzburzy�a si� i zaszumia�a. Co� mnie dotkn�o... by�o to ch�odne, b�yskawiczne mu�ni�cie wzd�u� mego uda... jakby jakie� cia�o przep�yn�o bardzo blisko pod wod�... Przera�ona gwa�townie wci�gn�am haust powietrza, a nie wrzasn�am z tej prostej przyczyny, �e zamiast niego zaczerpn�am ogromny haust wody i posz�am na dno. Miotaj�c si�, wyp�yn�am na powierzchni�, w panice przetar�am oczy zalane s�on� wod� i rozejrza�am dziko doko�a... by stwierdzi�, �e zatoka jest wci�� pusta, ale jej powierzchni� rozcina pienisty �lad morskiego stworzenia, kt�re przed chwil� mnie musn�o. Prosty jak strza�a �lad na wodzie oddala� si� szybko ku pe�nemu morzu, aby po chwili szerokim �ukiem zawr�ci� znowu ku mnie... Nie czeka�am, by sprawdzi�, co to za stw�r. W moim spanikowanym, acz niedouczonym umy�le co� wrzasn�o: Rekiny! M��c�c r�kami wod�, pop�yn�am w stron� ska� na cyplu. Nadp�ywa� b�yskawicznie. Gdy znalaz� si� o trzydzie�ci jard�w ode mnie, powierzchnia wody wybrzuszy�a si� i rozdzieli�a przeci�ta ogromnym srebrno_czarnym grzbietem. Woda sp�ywa�a po nim jak p�ynne szk�o. Us�ysza�am sapni�cie i przez moment dojrza�am po�ysk ciemnego, l�ni�cego oka oraz p�etw� grzbietow� w kszta�cie ro�ka ksi�yca, po czym stworzenie zn�w zanurkowa�o z impetem, kt�ry przeni�s� mnie o kilka jard�w bli�ej mojej ska�y. Zdo�a�am si� jej chwyci�, zawis�am na chwil� i absolutnie przera�ona wygramoli�am si� na ni�, ci�ko dysz�c. Z pewno�ci� nie by� to rekin. Setki przygodowych ksi��ek nauczy�y mnie ju�, �e rekina rozpoznaje si� po wielkiej tr�jk�tnej p�etwie grzbietowej, a ponadto widzia�am przecie� zdj�cia potwornej paszczy i malutkich, okrutnych oczek. To stworzenie oddycha�o powietrzem, za� jego oko by�o ciemne i du�e jak u psa... wi�c mo�e to foka? Ale w tych ciep�ych morzach nie ma �adnych fok, a poza tym one nie maj� p�etwy grzbietowej. Jaki� ��w? Za du�e... Wreszcie dotar�o do mnie rozwi�zanie tej zagadki i przyj�am je z uczuciem dojmuj�cej ulgi i zachwytu. To by�o ukochane stworzenie Morza Egejskiego, "ten, kt�ry wyprzedza wiatr", ulubieniec Apolla, "owoc po��dania morza", delfin... cudowne okre�lenia pop�yn�y w �lad za nim, a ja podci�gn�am si� wy�ej i usiad�szy w cieniu sosen na suchej skale, obj�am kolana r�kami i patrzy�am. Nadp�ywa� znowu wielkim �ukiem, g�adki i l�ni�cy, o ciemnym grzbiecie i jasnym brzuchu, pe�en wdzi�ku niczym jacht pod �aglami. Tym razem wyp�yn�� na powierzchni� i ko�ysa� si� na niej, �ypi�c na mnie oczkami o ciemnej obw�dce. By� ca�kiem spory jak na delfina, mia� prawie dwa i p� metra. Le�a� na wodzie lekko si� kolebi�c, got�w w ka�dej chwili da� nura, a jego ogon w kszta�cie p�ksi�yca... zupe�nie niepodobny do rybiego pionowego steru... spoczywa� poziomo na wodzie, utrzymuj�c ogromne cielsko w r�wnowadze. W dalszym ci�gu nie spuszcza� ze mnie oka. Mog�abym przysi�c, �e obserwowa� mnie przyja�nie i z ciekawo�ci�. G�adki pysk wygi�ty by� w wiecznym delfinim u�miechu. Podniecenie i zachwyt uderzy�y mi do g�owy. - Ty moje �liczno�ci! - powiedzia�am idiotycznie i wyci�gn�am r�k�, jak gdyby to by� go��b na Trafalgar Square. Delfin oczywi�cie nie zwr�ci� na to uwagi, dalej ko�ysa� si� na wodzie, spokojnie si� u�miechaj�c i obserwuj�c mnie bez �ladu strachu. A wi�c te historie by�y prawdziwe... Zna�am oczywi�cie legendy... literatura staro�ytna pe�na jest opowie�ci o delfinach zaprzyja�nionych z cz�owiekiem. I chocia� nie spos�b uwierzy� we wszystkie cudowne delfiny z owych legend, przecie� w czasach nam bli�szych zdarzy�o si� wiele podobnych historii, fakt�w popartych wszelkimi dowodami, jakich wymaga i potrafi dostarczy� wsp�czesno��. Pi��dziesi�t lat temu �y� w wodach nowozelandzkich delfin zwany Pelorus Jack, kt�ry przez dwadzie�cia lat pilotowa� statki przez Cie�nin� Cooka; w latach pi��dziesi�tych znany by� delfin z Opononi, zabawiaj�cy w zatoce wakacyjnych pla�owicz�w. Podobnie w latach sze��dziesi�tych na w�oskim wybrze�u pojawi� si� delfin, co bawi� si� z dzie�mi przy brzegu, �ci�gaj�c w to miejsce takie t�umy, �e w ko�cu ma�a grupa biznesmen�w z pobliskiego kurortu opuszczonego przez turyst�w zwabionych now� atrakcj�, zaczai�a si� na delfina i zastrzeli�a biedaka, kiedy podp�yn�� bli�ej, by si� z nimi pobawi�. Te i inne historie sprawia�y, �e stare legendy stawa�y si� wiarygodne ponad wszelk� w�tpliwo��. I w�a�nie przede mn� ko�ysa� si� �ywy dow�d. Oto mnie, Lucy Waring, delfin zaprasza� do zabawy w morzu. Nie m�g� okaza� wyra�niej swych zamiar�w, nawet gdyby przyczepi� sobie do p�etwy grzbietowej tabliczk� z informacj� tej tre�ci. Koleba� si� w wodzie, patrz�c na mnie, a po jakim� czasie p�obrotem zanurkowa� i wynurzy� si� jeszcze bli�ej... Powiew wietrzyka poruszy� wierzcho�kami sosen; obok mego policzka jak pocisk przelecia�a pszczo�a. Delfin znienacka wygi�� si� w �uk i g��boko zanurkowa�. Powsta�y w tym miejscu wir sk��bi� wod�, fale zacz�y rozchodzi� si� kr�gami na wszystkie strony, a po chwili to� si� wyg�adzi�a. A wi�c to tak. Z uczuciem dojmuj�cego rozczarowania i opuszczenia obr�ci�am g�ow�, by odprowadzi� go wzrokiem, gdy b�dzie odp�ywa� na pe�ne morze. Nagle tu� ko�o mojej ska�y morze rozwar�o si�, jakby wybuch�a bomba g��binowa, i delfin wystrzeli� ostrym �ukiem prawie na metr w g�r�, po czym nurkuj�c, z potwornym trzaskiem klapn�� ogonem w wod�. Jak torpeda przep�yn�� obok ska�y i o dwadzie�cia jard�w dalej wytkn�� �eb z wody i raz jeszcze wpi� we mnie bystre spojrzenie jasnych, weso�ych �lepi. To by� cudowny popis i zrobi� swoje. - Dobrze - powiedzia�am mi�kko. - Id� ju�. Ale je�eli jeszcze raz mnie zbijesz z n�g, utopi� ci�, m�j drogi, jak amen w pacierzu. Spu�ci�am nogi do wody, ze�lizguj�c si� ze ska�y. Z dziwnym cienkim bzyczeniem zn�w przelecia�a obok mnie pszczo�a, kieruj�c si� w stron� morza. Co�... chyba jaka� ma�a rybka... plusn�o tu� za delfinem. Jeszcze si� zastanawia�am, co to takiego, kiedy us�ysza�am nast�pne bzyczenie, o wiele bli�sze... woda ponownie chlupn�a i us�ysza�am dziwny, wysoki d�wi�k, jak �piew rozedrganego drutu. W�wczas poj�am. S�ysza�am ju� ten d�wi�k. To nie by�y ani pszczo�y, ani ryby. To by�y kule, prawdopodobnie z karabinu zaopatrzonego w t�umik, a jedna z nich w�a�nie odbi�a si� rykoszetem od powierzchni morza. Kto� strzela� do delfina z las�w nad zatok�. To �e owe rykoszety mog�y by� gro�ne dla mnie, jako� nie przysz�o mi do g�owy. By�am tak rozw�cieczona, �e musia�am natychmiast co� zrobi�. Oto tu le�a� na wodzie u�miechni�ty delfin, podczas gdy jaki� krwio�erczy "my�liwy" bez �adnych skrupu��w w�a�nie bra� go na muszk�... Najprawdopodobniej jeszcze mnie nie dostrzeg�, jako �e siedzia�am w cieniu sosen. Wrzasn�am na ca�y g�os: - Przesta� strzela�! Natychmiast! - I rzuci�am si� do wody. Z pewno�ci� nikt nie b�dzie strzela� do zwierz�cia, gdy musi si� liczy� z mo�liwo�ci� trafienia mnie. Chlapi�c, wy�oni�am si� z cienia z nadziej�, �e ha�as wystraszy delfina i ten ucieknie z niebezpiecznego rejonu. Uda�o si�. Pozwoli� zbli�y� si� na odleg�o�� paru st�p, ale kiedy wyci�gn�am r�k�, jakbym go chcia�a dotkn��, cofn�� si�, zanurzy� w wodzie i znikn��. Sta�am po piersi w wodzie i obserwowa�am morze. Nic. Rozci�ga�o si� puste i ciche a� po spokojne, p�yn�ce po wodzie szczyty Epiru. Drobne fale dotar�y rz�dem do brzegu i tam wyg�adzi�y si� szemrz�c. Delfin odp�yn��. A wraz z nim znikn�a ca�a magia. Teraz by�a to tylko ma�a i opustosza�a zatoka, nad kt�r� gdzie� na zboczu czeka� niesympatyczny i zawiedziony typ ze strzelb�. Obr�ci�am si�, by popatrze� na g�ruj�ce nade mn� urwisko. Przede wszystkim dojrza�am g�rne pi�tra Castello dei Fiori i strzelaj�ce w niebo wie�yczki zako�czone bezsensownymi blankami. T�o dla tej scenerii tworzy�y skalne d�by, cedry i �r�dziemnomorskie cyprysy. Budowla sta�a w g��bi, tote� nie widzia�am st�d okien parteru, a tylko osadzony nad samym urwiskiem szeroki balkon czy taras otoczony kamienn� balustrad�. Z pla�y poni�ej nie by�oby nic wida� poprzez g�stwin� kwitn�cych pn�czy os�aniaj�cych skaln� stromizn�, lecz st�d dostrzega�am balustrad� z omszonymi pos�gami ustawionymi w jej naro�nikach, z kamiennymi donicami pe�nymi kwiat�w, odcinaj�cych si� barwn� plam� na ciemnym tle cyprys�w oraz stoj�cy nie opodal w cieniu pinii stolik i krzes�a. A tak�e m�czyzn�, kt�ry prawie niewidoczny w cieniu pinii, bacznie mnie obserwowa�. Wystarczy�a mi chwila, by si� upewni�, �e nie m�g� to by� sir Julian Gale. W�osy mia� zbyt ciemne i nawet z tej odleg�o�ci nie przypomina� znajomej sylwetki... mo�e trzyma� si� jako� niedbale... a ju� na pewno by� bardzo m�ody. Pewnie ogrodnik... prawdopodobnie ten, co mia� zwyczaj zrzuca� natr�t�w prosto do morza. Tak czy owak, je�li ogrodnik sir Juliana lubi� zabawia� si� strzelaniem, najwy�szy czas, by kto� go powstrzyma�. Wyskoczy�am z wody, nim delfin zd��y� drugi raz zanurkowa�, chwyci�am sanda�y i okrycie i pop�dzi�am w kierunku mocno wyszczerbionych schodk�w wspinaj�cych si� stromo na urwisko i - mia�am nadziej� - prowadz�cych do tarasu. Z g�ry dobieg�o mnie wo�anie; unios�am g�ow�. M�czyzna podszed� do balustrady i wychyli� si�. Ledwo go widzia�am przez g�stwin� hibiskusa i je�yn, lecz nie wygl�da� na Greka. Kiedy zatrzyma�am si�, zawo�a� po angielsku: - T�dy, prosz�! - i gestem wskaza� na po�udniowy kraniec zatoki. Zlekcewa�y�am to. Kimkolwiek by� - zapewne jakim� go�ciem Juliana Gale'a - musia�am za�atwi� z nim t� spraw� natychmiast, p�ki by�am naprawd� w�ciek�a; nie zamierza�am czeka�, a� go spotkam na jakiej� uprzejmej potyczce s�ownej u Phyllidy... - Ale� panie, Taki czy Owaki, nie powinien pan strzela� do delfin�w, one s� zupe�nie nieszkodliwe... - Ta sama stara gadka tysi�ce razy przerabiana z durnymi, uwielbiaj�cymi zabija� m�czyznami, kt�rzy strzelali lub �apali w sid�a borsuki, wydry, czy pustu�ki - niewinne istoty gin�ce tylko dlatego, �e jaki� typ mia� ochot� na spacerek z psem w pi�kny dzionek. O nie, tym razem ogarni�ta by�am tak� furi�, �e nie czu�am nawet strachu i zamierza�am powiedzie� temu komu�, co o nim my�l�. Pop�dzi�am w g�r� jak strza�a. Schody by�y niezmiernie strome i kr�te; wi�y si� poprzez najwi�ksz� g�stwin� le�n�. Omija�y bokiem d� urwiska, pi�y si� wok� k�p mirtu i ja�minu, aby wreszcie wynurzy� si� na pochy�ej polance poc�tkowanej s�onecznymi plamami. Sta� tutaj, do�� zaniepokojony; najwyra�niej zszed� z tarasu, by mnie przechwyci�. Dopiero jak stan�am z nim twarz� w twarz, zda�am sobie spraw� z tego, �e znalaz�am si� w bardzo niekorzystnej sytuacji. Zszed� na d� jakie� pi��dziesi�t st�p, podczas gdy ja p�dzi�am jak szalona co najmniej sto st�p w g�r�. Najwyra�niej mia� prawo tu by�, czego nie da�o si� powiedzie� o mnie. Zajmowa� si� swoimi sprawami; bez w�tpienia Lucy Waring one nie dotyczy�y. Co wi�cej, by� ubrany, natomiast ja mia�am na sobie ociekaj�cy wod� kostium k�pielowy i rozche�stan� mokr� kieck�. Otuli�am si� ni� po�piesznie i przez d�u�sz� chwil� pr�bowa�am z�apa� oddech, czuj�c coraz bardziej wzbieraj�c� w�ciek�o��; teraz jednak nic mi to nie pomaga�o i nie mog�am z siebie wydusi� ani s�owa. Bynajmniej nie napastliwie, ale i niezbyt uprzejmie powiedzia�: - Zdaje sobie chyba pani spraw� z tego, �e to jest teren prywatny. Mo�e wi�c b�dzie pani tak mi�a i powr�ci t� sam� drog�, kt�r� tu pani przysz�a? T�dy dojdzie pani tylko do tarasu i domu. Wreszcie odzyska�am oddech. Nie traci�am te� czasu na zb�dne s�owa. - Dlaczego strzela� pan do delfina? Sprawia� wra�enie tak zmieszanego, jakbym go uderzy�a w twarz. - Dlaczego, co zrobi�em? - Przecie� to w�a�nie pan przed chwil� strzela� do delfina w zatoce? - Moja kochana dziew... - Zatrzyma� si� w p� s�owa i powiedzia�, jak kto� maj�cy do czynienia z wariatk�: - O czym pani m�wi? - Mo�e pan nie udawa�, �e nic pan nie wie! To musia� by� pan! Skoro tak gorliwie wygania pan st�d ka�dego natr�ta, kt� inny m�g�by to by�? - Dysza�am ci�ko, a r�ce mi si� trz�s�y, kiedy niezgrabnie usi�owa�am si� ogarn��. - Kto� strzela� do niego jak do tarczy ledwie kilka minut temu. By�am tam. Widzia�am pana na tarasie. - Oczywi�cie, ja te� widzia�em delfina. Nie spostrzeg�em pani, p�ki z krzykiem nie wyskoczy�a pani z k�py drzew. Ale musia�o si� pani wydawa�. Nie by�o �adnych strza��w. A na pewno bym je us�ysza�, b�d�c tutaj. - Jasne, �e kto� strzela� z t�umikiem - odpar�am niecierpliwie. - M�wi� panu, �e by�am w wodzie, gdy zacz�a si� strzelanina! Czy naprawd� pan uwa�a, �e przybieg�abym tutaj dla zabawy? To by�y bez najmniejszej w�tpliwo�ci strza�y! Rozpoznam rykoszet, jak go s�ysz�. Zmarszczy� brwi i spogl�da� na mnie tak, jakby po raz pierwszy zauwa�y�, �e jestem istot� ludzk�, a nie tylko natr�tem, kt�rego najch�tniej zrzuci�by z urwiska i pozby� si� problemu. - Wi�c dlaczego wskoczy�a pani do wody w pobli�u delfina? - Ale� oczywi�cie po to, by go przep�dzi�, zanim go kto� zrani! - Przecie� sama mog�a pani zosta� postrzelona. Nie wie pani, �e kule odbijaj� si� od wody, tak jakby to by�a ska�a? - Pewnie, �e wiem! Ale musia�am chyba co� zrobi�? - Dzielna dziewczyna - skomentowa� kostycznie, co sprawi�o, �e m�j stygn�cy temperament zn�w osi�gn�� stan wrzenia. Odparowa�am z w�ciek�o�ci�: - A wi�c nie wierzy mi pan? Powtarzam, �e to prawda! To by�y strza�y. Oczywi�cie wskoczy�am do wody, �eby pana powstrzyma�! Wiedzia�am, �e b�dzie pan musia� przerwa� strzelanie, je�eli kto� znajdzie si� obok w wodzie. - Niech si� pani wreszcie zdecyduje - zauwa�y�. - Albo, albo. Albo to ja strzela�em, albo nie wierz�, �e ktokolwiek strzela�. W �adnym wypadku jedno i drugie. Mo�e pani wybra� jedn� z tych wersji. Na pani miejscu wybra�bym raczej drug�, bo czy nie uwa�a pani, �e to jednak ma�o prawdopodobne? Nawet je�eli za�o�ymy, �e kto� chcia� zastrzeli� delfina, po c� by u�ywa� t�umika? - W�a�nie pana o to pytam - odpowiedzia�am. Przez chwil� podejrzewa�am, �e posun�am si� za daleko. Zacisn�� wargi i spojrza� na mnie gniewnie. Zapanowa�a chwila milczenia, patrzy� na mnie ze �ci�gni�tymi brwiami i nawzajem mierzyli�my si� wzrokiem. Przede mn� sta� silnie zbudowany m�czyzna lat oko�o trzydziestu ubrany niedbale w marynarskie spodnie i rozche�stan� koszul� bez r�kaw�w; pot�ny tors i ramiona mog�y nale�e� do jednego z greckich robotnik�w, buduj�cych drogi przy u�yciu w�asnych r�k i niewielu narz�dzi. Jego oczy i w�osy by�y r�wnie ciemne, lecz co� w linii ust, co� zmys�owego i wra�liwego, zaprzecza�o pierwszemu wra�eniu, �e oto mam przed sob� robotnika. Czu�am raczej, �e stoi przede mn� m�czyzna, kt�ry co prawda ulega gwa�townym emocjom, ale zna cen�, jak� musi za to zap�aci�. Nie �mia�am nawet sobie wyobra�a�, co pomy�la� o mnie; o moich mokrych w�osach, zaczerwienionej twarzy, w�ciek�o�ci pomieszanej z za�enowaniem i przekl�tym, bezustannie si� zsuwaj�cym okryciu. Lecz jednego by�am pewna. W�a�nie w tej chwili kierowa� si� jednym z tych nie kontrolowanych agresywnych odruch�w. Na szcz�cie nie fizycznych... przynajmniej na razie. - No tak - o�wiadczy� w ko�cu kr�tko. - Obawiam si�, �e w tej sprawie b�dzie musia�o pani wystarczy� moje s�owo. Nie strzela�em do delfina ani z karabinu, ani z katapulty, ani z czegokolwiek innego. Czy to wystarczy? A teraz, je�eli pani wybaczy, by�bym niezmiernie zobowi�zany, gdyby zechcia�a pani... - Wr�ci� drog�, kt�r� przysz�am? W porz�dku. Zrozumia�am. Przykro mi, by� mo�e si� myli�am. Jednak na pewno nie w kwestii strza��w. Nie mam najmniejszego poj�cia, dlaczego ktokolwiek mia�by strzela� do delfina, ale fakt pozostaje faktem. - Zaj�kn�am si� pod jego oboj�tnym wzrokiem. - Nie chcia�abym si� narzuca�, ale przecie� nie mog� tego tak zostawi�... To si� mo�e powt�rzy�... Skoro nie by� to pan, kt� to m�g� by�? - Nie mam poj�cia. - Mo�e ogrodnik? - Nie. - Albo lokator willi Rotha? - Manning? A gdzie� tam, wr�cz przeciwnie, je�eli pragnie pani rozp�ta� wok� delfina kampani� obronn�, radz� pani uda� si� tam natychmiast. Manning fotografowa� tego delfina ca�ymi tygodniami. To przecie� on w�a�nie go oswoi�, on i ten grecki ch�opak, kt�ry dla niego pracuje. - Oswoi� go? Ach... teraz rozumiem. No wi�c - doda�am niezr�cznie - to z ca�� pewno�ci� nie on. Nic nie odpowiedzia�, czekaj�c cierpliwie i oboj�tnie, bym sobie wreszcie posz�a. Przygn�biona zagryz�am warg�, wahaj�c si� i czuj�c zdecydowanie g�upio. (Dlaczego cz�owiek czuje si� zawsze g�upio, ilekro� w gr� wchodzi kwestia dobroci... czy te� czego�, co bardziej przem�drzali ludzie nazwaliby sentymentalizmem?). Poczu�am, �e dr��. W�ciek�o�� i jeszcze przed chwil� rozsadzaj�ca serce energia wyczerpa�y mnie doszcz�tnie. Polanka by�a ch�odna i cienista. - No nic - powiedzia�am. - Przypuszczam, �e wkr�tce spotkam pana Manninga i je�li on nie zdo�a mi pom�c, z pewno�ci� uczyni to m�j szwagier. My�l�, �e skoro to jest prywatny teren, i to ��cznie z lini� brzegow�, chyba zdo�amy powstrzyma� tego rodzaju intruz�w. - Zdo�amy? - powt�rzy� po�piesznie. - To znaczy w�a�ciciele posiad�o�ci. Jestem Lucy Waring, siostra Phyllidy Forli. Domy�lam si�, �e pan mieszka z sir Julianem? - Jestem jego synem. A wi�c to pani jest pann� Waring? Nie mia�em poj�cia, �e ju� pani przyby�a. - Wydawa�o si�, �e waha si�, czy nie usprawiedliwi� swego zachowania, lecz zamiast tego spyta�: - Czy Forli te� przyjecha�? - Nie - odpar�am kr�tko i obr�ci�am si� na pi�cie. Do sanda�a przyczepi� si� p�d je�yny, wi�c schyli�am si�, by go usun��. - Przykro mi, �e by�em nieco szorstki - powiedzia� zdecydowanie �agodniejszym tonem, cho� mo�e �w ton wynika� ze skr�powania. - Ostatnio mieli�my istny najazd intruz�w, m�j ojciec... by� ci�ko chory, a przyby� tu, by wr�ci� do zdrowia, dlatego, jak si� pani pewnie domy�la, woli, by zostawiono go w �wi�tym spokoju. - Czy wygl�da�am na �owczyni� autograf�w? Po raz pierwszy po jego twarzy przemkn�� wyraz rozbawienia. - Raczej nie. Lecz ten pani delfin stanowi� nawet wi�ksz� atrakcj� ni� m�j ojciec; jakim� cudem wie�� o tym, �e w�a�nie tu go fotografuj�, rozesz�a si� po okolicy, po czym uros�a w plotk�, �e jest tu kr�cony film. Przyp�yn�o kilka �odzi pe�nych turyst�w, nie m�wi�c o pieszych wycieczkach b��kaj�cych si� po lesie. To wszystko by�o raczej m�cz�ce. Osobi�cie nie mia�bym nic przeciwko temu, �eby ludzie korzystali z pla�y, byleby nie zjawiali si� z tranzystorami, bo tego nie znosz�. Z zawodu jestem muzykiem i przyjecha�em tu pracowa�. - Po czym doda� ch�odno i zgry�liwie: - A je�eli w zwi�zku z tym uwa�a pani, �e mia�em pow�d, �eby si� pozby� delfina, zapewniam pani� jeszcze raz, �e jako� mi to nie przysz�o do g�owy. - No tak - odpowiedzia�am. - Wydaje mi si�, �e wyczerpali�my temat. Przykro mi, �e przeszkodzi�am panu w pracy. P�jd� ju�, dzi�ki czemu b�dzie m�g� pan do niej wr�ci�. Do widzenia, panie Gale. Moje godne zej�cie ze sceny ca�kowicie zniweczy� fakt, �e p�d je�yny zahaczy� si� o okrycie, zrywaj�c je ze mnie. Dobre trzy potworne minuty m�czy�am si�, �eby je odczepi�. Ale ju� nie musia�am si� obawia�, �e na skutek tego zaj�cia zosta�am o�mieszona. Odszed�. Gdzie� powy�ej, i to ca�kiem blisko, dos�ysza�am pytanie i odpowied�, tak kr�tkie i zdawkowe, �e a� obra�liwe. Po czym w ciszy rozleg�y si� atonalne akordy dziwnej muzyki, jakby w��czono gramofon czy radio. Mog�am by� pewna, �e dawno o mnie zapomniano. Rozdzia� III �w galant, kt�rego dostrzegasz,@ prze�y� rozbicie to straszliwe; gdyby@ nieco nie szpeci� go smutek (b�d�cy@ wrogiem urody), mog�aby� rzec o nim,@ �e urodziwy jest (...)@. I.#2. Dopiero gdy wzi�am prysznic i przebra�am si�, poczu�am, �e wraca mi spok�j; by�am ju� prawie gotowa opowiedzie� ca�e to zdarzenie Phyllidzie i wys�ucha� jadowitych komentarzy, jakimi opatrzy zachowanie niezbyt uprzejmego pana Gale'a. Wyjrza�am na taras, ale nie by�o po niej �ladu. Dostrzeg�am jedynie cz�ciowo nakryty do lunchu stolik; na �rodku obrusa le�a�a sterta sztu�c�w, tak jakby kto� porzuci� je tam w po�piechu. Nigdzie nie by�o ani Mirandy, ani jej matki. Us�ysza�am, jak otwieraj� si� i zamykaj� z trzaskiem kuchenne drzwi i wreszcie dojrza�am moj� siostr�. Spiesznym krokiem przemierzy�a hall i wpad�a do bawialni, kt�r� zwa�a salotto. - Lucy? Czy to ciebie us�ysza�am? - Jestem tutaj, na tarasie. - M�wi�c to, podesz�am do balkonowych drzwi, lecz ona ju� �pieszy�a ku mnie. Jedno spojrzenie na jej twarz sprawi�o, �e wszelka my�l o porannej przygodzie zupe�nie wywietrza�a mi z g�owy. - Phyllida! Co si� sta�o? Wygl�dasz okropnie. Czy to ju� Kaliban? Potrz�sn�a przecz�co g�ow�. - To by�oby zbyt proste. Nadesz�y z�e wie�ci, sta�o si� co� strasznego. Syn biednej Marii uton��. Spiro, ten ch�opak, o kt�rym opowiada�am ci podczas �niadania. - Phyllida! Kochanie, to potworne! Ale... jak? Kiedy? - Zesz�ej nocy. �eglowali razem z Godfreyem... wiesz, Godfreyem Manningiem... i mieli wypadek. Godfrey w�a�nie przyni�s� t� wiadomo��, a ja przekaza�am j� Marii i Mirandzie. Ja... wys�a�am je obie do domu. - Z udr�k� unios�a r�k� i dotkn�a ni� czo�a. - Lucy, to by�o straszne! Nie potrafi� ci powiedzie� jak bardzo. Gdyby tylko Maria co� powiedzia�a, ale nie rzek�a jednego s�owa... No nic, chod�my do bawialni. Godfrey wci�� tam jest, wi�c lepiej wejd� i poznaj go. Cofn�am si�. - Nie, nie, nie przejmuj si� mn�. P�jd� do swojego pokoju albo gdzie indziej. Pan Manning na pewno nie jest w nastroju do towarzyskiej pogaw�dki. Biedactwo, tak mi przykro... Pos�uchaj, czy nie wola�aby� si� mnie pozby� na reszt� dnia? Gdzie� zjem lunch, a potem... - Nie, prosz� ci�, wola�abym, �eby� ze mn� zosta�a. - Zni�y�a na chwil� g�os. - Bardzo ci�ko to prze�ywa i, s�owo honoru, uwa�am, �e dobrze by mu zrobi�o, gdyby o tym pogada�. Wejd�, prosz�. O Bo�e! Przyda�by mi si� �yk alkoholu! Kaliban b�dzie musia� go ten jeden raz prze�kn��. - U�miechn�a si� blado i powiod�a mnie przez balkonowe drzwi w stron� bawialni. Salotto by� to d�ugi, ch�odny pok�j z trzema ogromnymi oknami wychodz�cymi na taras i z ol�niewaj�co pi�knym widokiem. Promienie s�oneczne przedziera�y si� przez pn�cza wistarii ocieniaj�cej taras od g�ry, na skutek czego bawialnia by�a ch�odna i przewiewna; jej �ciany pomalowane na delikatny b��kit w kolorze skorupki kaczego jaja oraz biel stolarki stanowi�y idealne t�o dla br�z�w w�oskich zwierciade� i bladego z�ota woskowanego parkietu. Spokojny pok�j o pe�nej wdzi�ku prostocie, jak� mo�na osi�gn��, maj�c wiele pieni�dzy i gustu. Phyllida zawsze odznacza�a si� znakomitym smakiem i dobrze si� sta�o - czasami przynajmniej tak sobie my�la�am - �e to ona, a nie ja, po�lubi�a bogatego m�czyzn�. M�j w�asny gust - odk�d wyros�am z kraciasty