2068

Szczegóły
Tytuł 2068
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2068 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2068 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2068 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

NELSON DeMILLE "Katedra" Prze�o�y� MARCIN KRYGIER PRIMA WARSZAWA 1993 Tytu� orygina�u: CATHEDRAL Copyright (c) Nelson DeMile 1981 Copyright (c) for the Polish edition by Wydawnictwo PRIMA 1993 Copyright (c) for the Polish translation by Marcin Krygier 1993 Ilustracja na ok�adce: Chris Moore Opracowanie graficzne ok�adki: Studio Graficzne "Fototype" Redakcja: El�bieta Bandel Redakcja techniczna: Janusz Festur ISBN 83-85855-11-4 Wydawnictwo PRIMA Warszawa 1993. Wydanie I Obj�to�� 29 ark. wyd., 27 ark. druk. Sk�ad w Zak�adzie "Kolonel" w �omiankach Druk i oprawa w Wojskowej Drukarni w �odzi Laureen, lat trzy, specjalistce od alfabetu, i Aleksandrowi, �wie�o przyby�emu na ten �wiat OD AUTORA Tyczy miejsc, ludzi i wydarze�; autor przekona� si�, �e w ka�dej ksi��ce o Irlandczykach licencje poetyckie i inne dowolno�ci s� nie tylko tolerowane, lecz wr�cz po��dane. Katedra �wi�tego Patryka w Nowym Jorku zosta�a opisana starannie i dok�adnie. Jednak, jak w ka�dym utworze literackim, a zw�aszcza w takim, kt�rego akcja umiejscowiona jest w przysz�o�ci, niekt�re elementy potrak- towane zosta�y do�� swobodnie. Postaci nowojorskich oficer�w policji przedstawione w tej ksi��ce nie s� wzorowane na prawdziwych ludziach. Fikcyjny negocjator, kapitan Bert Schroeder, nie jest odzwierciedleniem obecnego negocjatora Departamentu Policji Nowego Jorku, Franka Bolza. Jedynym elementem wsp�lnym jest tytu� negocjatora. Kapitan Bolz to niezwykle kompetentny oficer, kt�rego autor mia� okazj� spotka� trzykrotnie i kt�rego �wiatowa renoma jako innowatora nowojorskiego systemu negocjacji z porywaczami jest ca�kowicie zas�u�ona. Dla mieszka�c�w miasta Nowy Jork, a zw�aszcza dla ludzi, do kt�rych uwolnienia si� przyczyni�, jest on prawdziwym bohaterem w ka�dym tego s�owa znaczeniu. Kler katolicki przedstawiony w niniejszej ksi��ce nie ma odpowiednik�w w rzeczywisto�ci. Obecny proboszcz katedry �wi�tego Patryka w Nowym Jorku, pra�at James Rigney, to przyjazny, oddany i niezwykle �yczliwy cz�owiek, kt�ry hojnie po�wi�ci� autorowi du�o swego czasu i udzieli� wielu porad. Kardyna�a z powie�ci nie ��czy z obecnym arcybiskupem Nowego Jorku nic poza tytu�em. Irlandzcy rewolucjoni�ci z powie�ci s� wzorowani do pewnego stopnia na grupie rzeczywistych ludzi, podobnie jak politycy, ludzie ze s�u�b wywiadow- czych oraz dyplomaci, cho� �adna posta� nie odpowiada pojedynczej praw- dziwej osobie. Celem moim nie by�o stworzenie roman a clef ani te� przedstawienie w jakimkolwiek �wietle, korzystnym czy te� nieprzychylnym, �adnej osoby ani zmar�ej, ani �yj�cej. Opowie�� ta toczy si� nie w tera�niejszo�ci czy przesz�o�ci, lecz w przysz�o�ci; wszak�e jej rodzaj zmusza autora do wykorzys- tania opisowych tytu��w funkcjonariuszy pa�stwowych i innych autentycznych okre�le� u�ywanych wsp�cze�nie. Opr�cz tych nazw nie istnieje �aden zamierzony zwi�zek z osobami, kt�re obecnie w �yciu publicznym piastuj� tak okre�lane funkcje. 9 Postaci i odniesienia historyczne s� w przewa�aj�cej cz�ci zgodne z rzeczy- wisto�ci� z wyj�tkiem tych fragment�w, w kt�rych oczywista mieszanina faktu i fikcji wpleciona jest w akcj� powie�ci. Chcia�bym podzi�kowa� nast�puj�cym ludziom za pomoc edytorsk�, oddanie oraz, ponad wszystko, za ich cierpliwo��: Bernardowi i Darlene Geis, Josephowi Elderowi, Davidowi Kleinmanowi, Mary Crowley, Eleanor Hurka i Ros� Ann Ferrick. Specjalne podzi�kowania nale�� si� Judith Shafran, kt�rej ta ksi��ka by�aby dedykowana, gdyby nie fakt, �e jest ona edytorem, a wi�c naturalnym wrogiem autor�w, aczkolwiek szlachetnym i szczerym. Za specjalistyczne rady i mo�no�� skorzystania z ich do�wiadczenia chcia�bym podzi�kowa�: emerytowanemu detektywowi Jackowi Laniganowi z NYPD; pra�atowi Jamesowi Rigneyowi, proboszczowi katedry �wi�tego Patryka; Knightowi Strugisowi, architektowi konserwatorowi katedry �wi�tego Patryka; Michaelowi Moriarty'emu i Carmowi Tintle'owi, seanachies *. Nast�puj�ce organizacje i instytucje dostarczy�y informacji niezb�dnych do napisania tej ksi��ki: Biuro Rzecznika Nowojorskiego Departamentu Policji; Komitet Organizacyjny Parady Dnia �wi�tego Patryka; Sze��dziesi�ty Dzie- wi�ty Pu�k Piechoty, NYARNG **; Amnesty International; Kuria Arcybis- kupia Nowego Jorku; Konsulat Irlandzki oraz Konsulat Brytyjski w Nowym Jorku; a tak�e Irlandzkie Biuro Obs�ugi Turyst�w. Wiele innych os�b i instytucji udost�pni�o autorowi sw�j czas i wiedz�, wnosz�c kolorowe nici do tkaniny narracji przedstawionej w tej ksi��ce, i im wszystkim - zbyt licznym, by mo�na by�o wymieni� ka�dego - sk�adam moje szczere podzi�kowanie. Nelson de Mille Nowy Jork, wiosna 1980 * Seanachies - irlandzcy gaw�dziarze paraj�cy si� utrwalaniem i rozpowszech- nianiem ludowych legend (przyp. t�um.). ** NYARNG (New York Armoured Regiment of National Guard) - Nowojorski Pu�k Piechoty Zmotoryzowanej Gwardii Narodowej (przyp. t�um.). Ksi�ga pierwsza IRLANDIA PӣNOCNA Teraz, gdy dowiedzia�am si� tak wiele o Irlandii P�nocnej, oto co mog� na jej temat powiedzie�: jest to niezdrowe, przesi�kni�te atmosfer� �mierci miejsce, gdzie ludzie ucz� si� umiera�, gdy s� jeszcze dzie�mi; gdzie nigdy nie uda�o si� nam zapomnie� o naszej historii i kulturze - kt�re s� tylko przemoc� ukryt� pod inn� mask�; gdzie ludzie zdolni s� do g��bokiej mi�o�ci, uczucia ludz- kiego ciep�a i hojno�ci. Lecz, m�j Bo�e! Jak g��boko umiemy nienawidzi�! Co dwie lub trzy godziny wskrzeszamy rzeczy przesz�e, odkurzamy je i ciskamy komu� prosto w twarz. Betty Williams Aktywistka na rzecz pokoju w Irlandii P�nocnej i laureatka Pokojowej Nagrody Nobla 1 - Herbata jest zimna. - Sheila Malone odstawi�a swoj� fili�ank� i czeka�a, dop�ki dwaj znajduj�cy si� naprzeciw niej m�czy�ni nie zrobi� tego samego. Obaj siedzieli za sto�em, ubrani jedynie w bielizn� koloru khaki. M�odszy z m�czyzn, szeregowiec Harding, odchrz�kn�� nerwowo. � Chcieliby�my za�o�y� nasze mundury. Sheila potrz�sn�a g�ow�. � Nie trzeba. Drugi m�czyzna, sier�ant Shelby, odstawi� swoj� fili�ank�. - Sko�czmy ju� z tym. - G�os mia� spokojny, lecz jego d�o� si� trz�s�a, a w oczach czai� si� strach. Nie ruszy� si�, by powsta�. Sheila odezwa�a si� ostro: - Mo�e przeszliby�my si� troch�? Sier�ant si� podni�s�, ale Harding spojrza� jedynie na st�, wpatruj�c si� w porozrzucane karty pozosta�e po grze w bryd�a, nad kt�rym sp�dzili ca�e przedpo�udnie, i pokr�ci� g�ow�. Shelby uj�� m�odszego m�czyzn� za rami� i spr�bowa� je �cisn��, lecz jego uchwytowi brak�o si�y. - Chod� ju�. Przyda nam si� troch� �wie�ego powietrza. Sheila da�a znak dw�m ludziom przy kominku, a ci podeszli, by stan�� za brytyjskimi �o�nierzami. Jeden z nich, Liam Coogan, odezwa� si� opryskliwie: - Idziemy. Nie mo�emy straci� na to ca�ego dnia. Sheila spojrza�a na �o�nierzy. - Dajcie ch�opakowi par� sekund - powiedzia� sier�ant, poci�- gaj�c Hardinga za r�k�. - Dalej, wstawaj - rozkaza�. - To najtrudniejsza chwila. M�ody szeregowiec podni�s� si� powoli, potem zacz�� z powrotem osuwa� si� na krzes�o, trz�s�c si� ze strachu. Coogan chwyci� go pod 13 pachy i popchn�� w stron� drzwi. Drugi m�czyzna, George Sullivan, otworzy� je i wypchn�� Hardinga na zewn�trz. Wszyscy wiedzieli, �e po�piech gra teraz kluczow� rol�, �e nale�y zrobi� to szybko, zanim kt�rego� opu�ci odwaga. Trawa pod stopami wi�ni�w by�a mokra i zimna, styczniowy wiatr strz�sa� krople wody z ga��zi jarz�bin. Przeszli obok wyg�dki, kt�rej u�ywali ka�dego ranka i wieczora przez te dwa tygodnie, i pod��yli w kierunku w�wozu niedaleko chatki. Sheila wsun�a d�o� pod sweter i zza pasa wyci�gn�a ma�y pistolet. W ci�gu tygodni, kt�re sp�dzi�a z tymi lud�mi, zacz�a ich lubi� i z czystej przyzwoito�ci kto� inny powinien by� przys�any, by to zrobi�. Cholerne, oboj�tne sukinsyny. Dwaj �o�nierze byli ju� na kraw�dzi w�wozu. Coogan szturchn�� j� mocno. � Teraz, niech ci� cholera! Teraz! Spojrza�a na wi�ni�w. � Zatrzymajcie si� tam! - zawo�a�a. M�czy�ni stan�li zwr�ceni plecami do swoich kat�w. Sheila zawaha�a si�, potem unios�a trzymany w obu r�kach pistolet. Nie potrafi�a si� zmusi�, by podej�� bli�ej i zabi� ich, mierz�c w g�ow�. Wzi�a g��boki oddech i strzeli�a dwukrotnie, zmieniaj�c cel. Shelby i Harding polecieli do przodu i stoczyli si� w g��b w�wozu, zanim jeszcze przebrzmia�o echo wystrza��w. Upadli na ziemi� j�cz�c. Coogan zakl��. Zbieg� na d�, wycelowa� sw�j rewolwer w ty� g�owy Shelby'ego i wypali�. Harding le�a� na boku, spieniona krew s�czy�a si� z jego ust, pier� wznosi�a si� i opada�a w urywanym oddechu. Oczy by�y szeroko otwarte. Coogan pochyli� si� i wystrzeli� prosto w nie. Nast�pnie schowa� rewolwer do kieszeni i spojrza� w g�r�, ku kraw�dzi w�wozu. - Ty cholerna, durna babo! Da� babie robot� do wykonania, a... Sheila wymierzy�a w niego sw�j pistolet. Cofaj�c si�, Coogan potkn�� si� o cia�o Shelby'ego. Le�a� teraz pomi�dzy dwoma trupami, nadal wznosz�c ramiona ku g�rze. - Nie! Prosz�! Nie mia�em na my�li nic z�ego. Nie strzelaj! Sheila opu�ci�a bro�. - Je�eli kiedykolwiek mnie jeszcze dotkniesz albo powiesz co� do mnie... rozwal� ci ten tw�j pieprzony �eb! Sullivan podszed� do niej ostro�nie. � Ju� w porz�dku. Chod�, Sheila. Musimy si� st�d wynosi�. � On sam trafi do swojego cholernego domu. Nie pojad� razem z nim. Sullivan odwr�ci� si� i spojrza� na Coogana. 14 - Id� przez las, Liam. Na g��wnej drodze z�apiesz jaki� autobus. Do zobaczenia w Belfa�cie. Sheila i Sullivan przeszli szybkim krokiem do zaparkowanego przy �cie�ce samochodu i wsiedli do �rodka. Kierowca, Rory Devane, i kurier, Tommy Fitzgerald, czekali na nich. � Ruszamy - powiedzia� Sullivan. � Gdzie Liam? - zapyta� nerwowo Devane. � Wyno�my si� st�d - uci�a Sheila. Samoch�d wjecha� na dr�k� i skierowa� si� na po�udnie, w stron� Belfastu. Sheila wyci�gn�a z kieszeni dwa listy, kt�re dali jej �o�nierze, by wys�a�a do ich rodzin. Gdyby zostali zatrzymani przez blokad� i ci z RUC * znale�liby listy... Otworzy�a okno i wyrzuci�a pistolet, potem cisn�a w powietrze listy. Obudzi� j� d�wi�k dudni�cych na ulicy motor�w i �omot but�w na bruku. Ludzie wykrzykiwali co� z okien, bito na alarm w pokrywy od kub��w na �mieci. Sheila Malone wyskoczy�a z ��ka. Gdy maca�a na o�lep szukaj�c ubrania, s�ysza�a wywrzaskiwane pod oknem rozkazy. Zacz�a wci�ga� spodnie pod szlafrok, gdy drzwi jej sypialni otworzy�y si� z �omotem i dwaj �o�nierze wpadli bez s�owa do �rodka. Promie� �wiat�a z holu zmusi� j� do zas�oni�cia oczu. - Sheila Malone, zostajesz aresztowana na podstawie Ustawy o Nadzwyczajnych Pe�nomocnictwach**. Je�eli cho�by pierdniesz podczas wyprowadzania do ci�ar�wki, st�uczemy ci� na miazg�. Wypchni�to j� do holu, po schodach i dalej na wype�nion� krzycz�cymi lud�mi ulic�. Rozmyte obrazy przewija�y si� przed jej oczyma, gdy przeprowadzono j� do przecznicy, w kt�rej zaparkowane by�y ci�ar�wki. Ludzie wymieniali obra�liwe uwagi z brytyjskimi �o�nierzami i lud�mi z RUC, kt�rzy im pomagali. "Pierdoli� kr�lo- w�!", zawo�a� jaki� ch�opak. Kobiety i dzieci p�aka�y, psy szczeka�y. Dostrzeg�a m�odego ksi�dza pr�buj�cego uspokoi� grup� ludzi. Obok niej wleczono nieprzytomnego cz�owieka z zakrwawion� g�ow�. �o�nierze podnie�li j� i wrzucili do ma�ej ci�ar�wki wype�nionej tuzinem innych wi�ni�w. Stra�nik z RUC sta� w g��bi samochodu, pieszczotliwie bawi�c si� d�ug� pa�k�. - K�ad� si�, suko, i zamknij twarz! Po�o�y�a si� przy burcie, ws�uchuj�c si� w sw�j oddech. Po kilku * RUC (Royal Ulster Constabulary) - si�y policyjne Ulsteru (przyp. t�um.). ** Ustawa o Nadzwyczajnych Pe�nomocnictwach (Special Powers Act) - zestaw akt�w legislacyjnych uprawniaj�cych rz�d Irlandii P�nocnej m.in. do og�oszenia godziny policyjnej i internowania terroryst�w (przyp. t�um.). 15 minutach ruszyli. W ciemno�ci paru ludzi le�a�o nieprzytomnych lub pogr��onych we �nie, inni p�akali. Stra�nik nie przerywa� swojej antykatolickiej tyrady, dop�ki ci�ar�wka si� nie zatrzyma�a. Tylna klapa otworzy�a si� z impetem, ukazuj�c obszerny, o�wietlony reflektorami, ogrodzony teren, otoczony drutem kolczastym i wie�ycz- kami ze stanowiskami karabin�w maszynowych. To by�o Long Kesh, przez katolik�w z Irlandii P�nocnej nazywane Dachau. Do �rodka ci�ar�wki zajrza� �o�nierz i krzykn��: - Wychodzi�! Szybko! Rusza� si�! Kilka os�b zacz�o si� gramoli� na zewn�trz, depcz�c po Sheili. Rozleg�y si� odg�osy uderze�. M�ody ch�opak, ubrany w pi�am�, przeczo�ga� si� po Sheili i zwali� na ziemi�. Stra�nik z RUC kierowa� wszystkich ku wyj�ciu kopniakami niczym �mieciarz czyszcz�cy pod�og� swego wozu na wysypisku. Kto� poci�gn�� j� za nogi i upad�a na mi�kk�, wilgotn� ziemi�. Spr�bowa�a wsta�, ale zn�w zosta�a przewr�cona. - Czo�ga� si�! Czo�ga�, sukinsyny! Kl�cza�a pomi�dzy dwoma szeregami spadochroniarzy. Pe�z�a jak najszybciej przez t� "�cie�k� zdrowia", a ciosy spada�y na jej plecy i po�ladki. Kilku m�czyzn robi�o oble�ne uwagi, lecz uderze- nia by�y lekkie, a nieprzyzwoite s�owa wykrzykiwane ch�opi�cymi, za�enowanymi g�osami, co w jaki� spos�b pot�gowa�o jedynie po- czucie spro�no�ci. U wylotu "�cie�ki zdrowia" dwaj �o�nierze pochwycili Sheil� i wepchn�li do pod�u�nego polowego baraku. Oficer z kr�tk� laseczk� wskaza� otwarte drzwi, a �o�nierze rzucili j� na pod�og� w ma�ym pokoju i wychodz�c zatrzasn�li drzwi. Le��c na �rodku ciasnej celi, spojrza�a w g�r�. Za sto�em czeka�a stra�niczka. - Czas na striptiz. Dalej, ty ma�y �mieciu! Wstawaj i zdejmuj ciuchy. W ci�gu paru minut zosta�a rozebrana, przeszukana i ubrana w wi�zienn� bielizn� i szary uniform. Zanim zdo�a�a pozbiera� my�li i zdecydowa�, co powinna powiedzie�, w�o�ono jej kaptur na g�ow� i przepchni�to przez drzwi, kt�re natychmiast si� za ni� zamkn�y. Kto� wrzasn�� jej nagle prosto do ucha: - Powiedzia�em, �eby� przeliterowa�a swoje imi�, suko! Spr�bowa�a je przeliterowa� i ku swemu zdumieniu stwierdzi�a, �e nie potrafi tego zrobi�. Kto� si� za�mia�, kto� inny krzykn��: - G�upia pizda! Trzeci m�czyzna zawo�a�: - Zastrzeli�a� dw�ch naszych ch�opc�w, co?! A wi�c tak. Wiedzieli. Poczu�a, �e nogi zaczynaj� jej dr�e�. - Odpowiedz mi, ty ma�a, wredna dziwko! 16 � N-nie. � Co?! Nie ok�amuj nas, tch�rzliwa suko! Lubisz strzela� ludziom w plecy, co? Teraz kolej na ciebie! Poczu�a, jak co� szturcha j� w ty� g�owy, i us�ysza�a d�wi�k odbezpieczanego pistoletu. Iglica uderzy�a z g�o�nym, metalicznym stukni�ciem. Sheila podskoczy�a. Kto� znowu si� za�mia�. - Nast�pnym razem nie b�dzie pusty, suko! Pot zbiera� si� na jej czole, wsi�kaj�c w czarny kaptur. Po godzinie b�lu, wyzwisk, upokorzenia i oble�nego �miechu, trzej przes�uchuj�cy j� m�czy�ni wydawali si� znudzeni. Mia�a ju� pewno��, i� nadal szukaj� na o�lep, i by�a prawie przekonana, �e zwolni� j� o �wicie. - Doprowad�cie si� do porz�dku. Us�ysza�a, �e trzej m�czy�ni wyszli. Zast�pili ich inni. �ci�gni�to jej kaptur z g�owy. O�lepi�o j� jasne �wiat�o. Cz�owiek, kt�ry zdj�� kaptur, odszed� na bok i usiad� na krze�le tu� za granic� jej pola widzenia. Sheila skoncentrowa�a wzrok na tym, co znajdowa�o si� wprost przed ni�. M�ody oficer armii brytyjskiej, major, siedzia� na krze�le za ma�ym polowym sto�em na �rodku pozbawionego okien pokoju. - Prosz� usi���, panno Malone. Podesz�a sztywno do taboretu stoj�cego przed sto�em i powoli usiad�a. Zdusi�a �kanie i uspokoi�a oddech. � Tak, b�dzie pani mog�a wr�ci� do ��ka, gdy tylko z tym sko�czymy. - Major si� u�miechn��. - Nazywam si� Martin. � Tak... s�ysza�am o panu. - Naprawd�? Mam nadziej�, �e same dobre rzeczy. Pochyli�a si� w prz�d i spojrza�a mu w oczy. - Niech pan pos�ucha, majorze Martin. Zosta�am przed chwil� pobita i by�am napastowana seksualnie. Major przerzuci� jakie� dokumenty. � Pom�wimy o tym, gdy tylko sko�czymy t� spraw�. - Wybra� arkusz papieru. - A wi�c... podczas rewizji w pani pokoju znaleziono pistolet i torb� pe�n� gelignitu. Dosy�, by wysadzi� w powietrze ca�� ulic�. - Spojrza� na ni�. - Niebezpiecznie trzyma� co� takiego w domu w�asnej ciotki. Obawiam si�, �e w tej chwili ona tak�e mo�e mie� pewne k�opoty. � W moim pokoju nie by�o broni ani materia��w wybuchowych i pan o tym wie. Zastuka� niecierpliwie palcami po stole. - Nie ma znaczenia, czy by�y tam, czy te� nie, panno Malone. Liczy si� to, �e zgodnie z posiadanym przeze mnie raportem bro� i materia�y wybuchowe zosta�y znalezione, a w Ulsterze r�nica 17 pomi�dzy zarzutami a rzeczywisto�ci� nie jest a� tak du�a. Prawd� m�wi�c, to jedno i to samo. Nad��a pani za mn�? Nie odpowiedzia�a. - W porz�dku - kontynuowa� major. - To nie jest wa�ne. Wa�ne jest natomiast - spojrza� jej w oczy. - zab�jstwo sier�anta Thomasa Shelby'ego i szeregowca Alana Hardinga. Wytrzyma�a jego spojrzenie nie okazuj�c emocji, ale w �o��dku uczu�a nag�y ucisk. Mieli j� i by�a prawie pewna, �e wie dlaczego. - S�dz�, �e zna pani Liama Coogana, panno Malone. To pani wsp�lnik. Z�o�y� obci��aj�ce pani� zeznania. Dziwny p�u�miech przemkn�� przez jej usta. -- Je�eli wiecie tak cholernie du�o, dlaczego pa�scy ludzie... - Och, to nie s� moi ludzie. To ch�opaki z pu�ku spadochroniarzy. S�u�yli razem z Hardingiem i Shelbym. Sprowadzi�em ich tutaj specjalnie na t� okazj�. - Jego g�os si� zmieni�, sta� si� bardziej konfidencjonalny. - Ma pani piekielne szcz�cie, �e pani nie zabili. Sheila rozwa�y�a swoje po�o�enie. Nawet wed�ug zwyk�ego brytyj- skiego prawa zeznanie Coogana starczy�oby, by j� skaza�. A wi�c dlaczego zosta�a aresztowana na mocy Ustawy o Nad- zwyczajnych Pe�nomocnictwach? Dlaczego wysilali si�, by podrzuci� w jej pokoju bro� i materia�y wybuchowe? Major chcia� czego� innego. Martin patrzy� na ni� beznami�tnie, potem odchrz�kn��. - Na nieszcz�cie w naszym o�wieconym kr�lestwie nie ma kary �mierci za morderstwo. Jednak mamy zamiar spr�bowa� czego� nowego. Mamy zamiar spr�bowa� uzyska� akt oskar�enia za zdra- d� - my�l�, �e mo�emy �mia�o powiedzie�, �e Tymczasowa IRA *, kt�rej jest pani cz�onkiem, dopu�ci�a si� zdrady wobec Korony Brytyjskiej. - Zerkn�� do otwartej ksi��ki le��cej przed nim. - "Czyny stanowi�ce zdrad�. Paragraf 811. Kto prowadzi dzia�ania wojenne przeciw suwerenowi w obr�bie kr�lestwa..." My�l�, �e pani przypadek doskonale tutaj pasuje. - Przysun�� ksi��k� bli�ej i od- czyta�: - "Paragraf 812. Natura zbrodni zdrady le�y w pogwa�ceniu obowi�zku lojalno�ci wobec suwerena..." A paragraf 813 to m�j ulubiony. M�wi po prostu: "Kar� za zdrad� jest �mier� przez powieszenie." - Po�o�y� nacisk na ostatnich s�owach, przypatruj�c si� jej reakcji, lecz nie doczeka� si� �adnej. - To Churchill powiedzia�, komentuj�c irlandzkie powstanie z tysi�c dziewi��set szesnastego **, �e "zielona trawa ro�nie na polach bitew, ale nigdy pod szubienic�". * Tymczasowa IRA (Provisional IRA) - od�am Irlandzkiej Armii Republika�skiej otwarcie pos�uguj�cy si� terroryzmem dla wywalczenia wolno�ci Irlandii P�nocnej (przyp. t�um.). ** Mowa o tzw. powstaniu wielkanocnym w 1916 roku, wymierzonym przeciw brytyjskiej dominacji w Irlandii (przyp. t�um.). 18 Najwy�szy czas, by�my znowu zacz�li wiesza� irlandzkich zdrajc�w. Pani� pierwsz�. A obok pani na szubienicy znajdzie si� pani siostra Maureen. Sheila wyprostowa�a si� nagle. � Moja siostra? Dlaczego...? � Coogan twierdzi, �e ona te� tam by�a. Pani, pani siostra i jej kochanek, Brian Flynn. � To cholerne k�amstwo. � Dlaczego kto� mia�by donosi� na swoich przyjaci�, a potem k�ama� na temat osoby mordercy? � Bo to on zastrzeli� tych �o�nierzy... � Znale�li�my pociski z dw�ch typ�w broni. Odda� pod s�d za morderstwo dw�ch ludzi mo�emy kogokolwiek. A wi�c dlaczego nie pozwoli nam pani dowiedzie� si�, kto, co i komu uczyni�? � Nie obchodzi was, kto zabi� tych �o�nierzy. To Flynna chcecie powiesi�. � Kto� musi zawisn��. Major Martin nie mia� zamiaru wiesza� kogokolwiek, przysparzaj�c tym Irlandii nowych m�czennik�w. Pragn�� jedynie umie�ci� Flynna w Long Kesh, gdzie m�g�by wycisn�� z niego ka�d� drobin� informacji na temat Tymczasowej IRA. Potem poder�n��by Brianowi Flynnowi gard�o kawa�kiem szk�a i nazwa� to samob�jstwem. � Za��my, �e wymknie si� pani katu. Za��my te�, �e z�owimy pani siostr�, co nie jest takie nieprawdopodobne. Niech pani sobie wyobrazi z �aski swojej, panno Malone, �ycie ze swoj� siostr� w jednej celi a� do waszej naturalnej �mierci. Ile ma pani lat? Nawet nie dwadzie�cia? Miesi�ce, lata... mijaj� powoli. Powoli. M�ode dziew- czyny marnuj�ce swe �ycie... za co? Za ideologi�? Reszta �wiata nadal b�dzie �y� i kocha� si�, wolna i swobodna. A wy... c�, najwi�kszym tu �wi�stwem jest fakt, �e Maureen nie jest winna zab�jstwa. To z pani powodu tam b�dzie, poniewa� nie chce pani zdradzi� jej kochanka. A Flynn oczywi�cie znajdzie sobie inn� kobiet�. Coogan za�... tak, Coogan pojedzie do Londynu albo do Ameryki, by �y� tam i... � Zamknij si�! Na mi�o�� bosk�, zamknij si�! - Ukry�a twarz w d�oniach i spr�bowa�a pomy�le�. � Oczywi�cie jest z tego wyj�cie. - Spojrza� na swoje papiery, potem zn�w podni�s� wzrok. - Zawsze jest, nieprawda�? Musi pani tylko podyktowa� zeznanie, w kt�rym wska�e pani na Briana Flynna jako oficera Tymczasowej IRA - co jest przecie� prawd� - oraz jako zab�jc� sier�anta Shelby'ego i szeregowca Hardinga. Zostanie pani oskar�ona o wsp�udzia� w ukryciu zbrodni i uwolniona po... powiedzmy siedmiu latach. 19 � A moja siostra? � Wystawimy nakaz aresztowania jedynie pod zarzutem wsp�- uczestnictwa. Powinna opu�ci� Ulster i nigdy wi�cej tu nie wraca�. Nie b�dziemy jej szuka� i nie b�dziemy si� domaga� jej ekstradycji od �adnego kraju. Ale ten uk�ad obowi�zuje tylko wtedy, gdy znaj- dziemy Briana Flynna. - Wychyli� si� w prz�d, pytaj�c konspiracyj- nym tonem: - Gdzie jest Brian Flynn? - Sk�d, do cholery, mam to wiedzie�? Martin wyprostowa� si� na swoim krze�le. - C�, musimy o co� pani� oskar�y� w ci�gu dziewi��dziesi�ciu dni od chwili internowania. Takie jest prawo, rozumie pani. Je�eli nie znajdziemy Flynna przed up�ywem tego czasu, b�dziemy zmuszeni oskar�y� pani� o morderstwo, by� mo�e tak�e i o zdrad�. Tak wi�c, je�eli przypomni sobie pani cokolwiek, co mog�oby nas do niego zaprowadzi�, prosz� si� nie waha� przed powiedzeniem nam o tym. - Przerwa� na moment. - Sugeruj�, by my�la�a pani bardzo intensywnie o miejscu pobytu Briana Flynna. Dobrze? 2 Brian Flynn spojrza� na most Kr�lowej skryty w marcowej mgle i ciemno�ci. Opary* znad rzeki Lagan przesuwa�y si� cz�ciowo o�wietlonymi ulicami i unosi�y pomi�dzy budynkami z czerwonej ceg�y na Bank Road. Trwa�a ju� godzina policyjna i ulice by�y opustosza�e. U jego boku Maureen Malone rozmy�la�a nad tym, �e jego przystojna, ciemna twarz zawsze wygl�da noc� nieco z�owieszczo. Podci�gn�a r�kaw swego p�aszcza i zerkn�a na zegarek. � Ju� po czwartej. Gdzie do cholery jest... � Cicho! Pos�uchaj. Dopiero teraz zwr�ci�a uwag� na miarowe kroki dobiegaj�ce z Oxford Street. Oddzia� RUC wy�oni� si� z mg�y i skr�ci� w ich stron�. Skulili si� za stert� metalowych beczek. Czekali w milczeniu, powietrze wydobywa�o si� z ich p�uc w nie- regularnych odst�pach czasu pod�u�nymi k��bami pary. Patrol prze- szed�, a po kilku sekundach us�yszeli zgrzyt zmienianego biegu w ci�ar�wce i we mgle ujrzeli �wiat�a reflektor�w. Ci�ar�wka miejskiej gazowni zatrzyma�a si� przy kraw�niku niedaleko od nich i oboje wskoczyli do �rodka przez otwarte boczne drzwi. Kierowca, Rory Devane, ruszy� powoli na p�noc, w stron� mostu. Siedz�cy na miejscu pasa�era Tommy Fitzgerald odwr�ci� si�, by na nich spojrze�. - Blokada na Cromac Street. 20 Maureen Malone usiad�a na pod�odze. - Wszystko przygotowane? Devane nadal prowadzi� samoch�d w stron� mostu. - A jak�e. Sheila wyjecha�a z Long Kesh w furgonetce RUC przed p�godzin�. Wjechali na A23 i widziano ich, jak mijali Castlereagh przed niespe�na dziesi�cioma minutami. W tej chwili powinni przeje�d�a� przez most Kr�lowej. Flynn zapali� papierosa. � Eskorta? � �adnej - odrzek� Devane. - Jedynie kierowca i stra�nik w kabinie oraz dwaj stra�nicy w budzie. Tak twierdz� nasze �r�d�a. � Inni wi�niowie? � Mo�e nawet i dziesi�ciu. Wszyscy w drodze do wi�zienia Crumlin Road, opr�cz dw�ch kobiet przewo�onych do Armagh. - Przerwa� na chwil�. - Kiedy mamy ich zaatakowa�? Flynn wyjrza� przez tylne okno ci�ar�wki. Na mo�cie pojawi�a si� para reflektor�w. - Ludzie Collinsa czekaj� na Waring Street. Tamt�dy b�d� musieli jecha�, skoro zmierzaj� do Crumlin Road. - Przetar� szyb� i spojrza� na zewn�trz. - A oto i furgonetka RUC. Devane wy��czy� silnik i zgasi� �wiat�a. Czarna, nie oznakowana furgonetka zjecha�a z mostu i skr�ci�a w Ann Street. Devane odczeka� chwil�, potem uruchomi� na nowo silnik i ruszy� za ni� w bezpiecznej odleg�o�ci z wy��czonymi �wiat�ami. - Zr�b objazd przez High Street - powiedzia� Flynn. Nikt si� nie odzywa�, gdy ci�ar�wka jecha�a cichymi ulicami. Zbli�ali si� ju� do Waring Street. Tommy Fitzgerald si�gn�� pod swoje siedzenie i wyci�gn�� dwa egzemplarze broni, stary ameryka�ski pistolet maszy- nowy Thompsona i nowoczesny karabinek automatyczny Armalite. - Tomigan dla ciebie, Brian, a ten dla mojej pani. - Poda� Flynnowi kr�tk� rur� ze sztywnej tektury. - A to... je�li, bro� Bo�e, wpakujemy si� na saracena. Flynn wzi�� rur� i wepchn�� j� pod sw�j trencz. Zjechali z Royal Avenue w Waring Street od strony zachodniej w tej samej chwili, gdy w�z policyjny skr�ci� w ni� z Victoria Street od wschodu. Oba pojazdy powoli zbli�a�y si� do siebie. W �lad za furgonetk� ruszy� czarny samoch�d i Fitzgerald wskaza� w jego stron�. - To b�dzie Collins i jego ch�opaki. Flynn zauwa�y�, �e w�z policyjny jedzie coraz wolniej, w miar� jak kierowca u�wiadamia� sobie, �e jest blokowany, i zaczyna� si� rozgl�da� za drog� ucieczki. - Teraz! - zawo�a� Flynn. Devane zakr�ci� ci�ar�wk�, tarasuj�c ulic�, i furgonetka policyjna 21 zatrzyma�a si� z piskiem. Jad�cy za ni� czarny samoch�d stan��. Collins oraz trzej jego ludzie wyskoczyli z niego i z pistoletami maszynowymi pobiegli ku ty�owi furgonetki. Flynn i Maureen wysiedli z ci�ar�wki i ruszyli do zablokowanego auta policyjnego stoj�cego oko�o dwudziestu pi�ciu jard�w w przodzie. Stra�nik i kierowca skulili si� pod szyb�. Flynn wycelowa� w nich pistolet. - Wychodzi� z podniesionymi r�koma! Ale tamci nie reagowali, a Flynn wiedzia�, �e nie mo�e strzela� do nie opancerzonego samochodu pe�nego wi�ni�w. - Kryj� ich! - zawo�a� do Collinsa. - Ruszajcie! Collins podszed� do furgonetki i za�omota� w tylne drzwi kolb� swego pistoletu. - Stra�nicy! Jeste�cie otoczeni. Otw�rzcie drzwi, a nic si� wam nie stanie! Maureen kl�cza�a na ulicy, opieraj�c bro� na kolanie. Serce t�uk�o si� w jej piersi. Plan uwolnienia siostry sta� si� w ci�gu tych miesi�cy obsesj� i, jak teraz zrozumia�a, pozbawi� j� przezorno�ci. Nagle ujrza�a jasno wszystkie niedoci�gni�cia tej akcji - furgonetka zawieszona bardzo nisko, jak gdyby by�a mocno obci��ona, brak eskorty, przewidywalna trasa... - Uciekajcie, Collins... Ujrza�a, jak twarz Collinsa, o�wietlona przez uliczne lampy, przybiera zdumiony wyraz, gdy gwa�townie otworzy�y si� drzwi wozu policyjnego. Collins sta� sparali�owany przed otwartymi drzwiami, wlepiaj�c oczy w berety brytyjskich spadochroniarzy wystaj�ce nad �cian� work�w z piaskiem. Dwie lufy karabin�w maszynowych plun�y ogniem prosto w jego twarz. Flynn patrzy�, jak jego czterej ludzie zostali skoszeni. Jeden karabin nadal �adowa� pociski w nieruchome cia�a, podczas gdy drugi przeni�s� ogie� i zasypa� samoch�d pociskami zapalaj�cymi, przebijaj�c zbiornik i wywo�uj�c detonacj�. Ulic� wype�ni�y odg�osy eksplozji i rytmiczny �oskot karabin�w maszynowych. Maureen chwyci�a Flynna za rami� i poci�gn�a go w stron� ich ci�ar�wki, gdy z bramy, w kt�rej znikn�li stra�nik i kierowca, rozleg�y si� strza�y z pistoletu. W�adowa�a w bram� pe�en magazynek i ogie� usta�. Us�yszeli gwizdki, tupot st�p, krzycz�cych ludzi, warkot zbli�aj�cych si� silnik�w samochodowych. Flynn obr�ci� si� i dostrzeg�, -�e szyba ci�ar�wki rozbita jest pociskami, a ko�a siadaj� powoli na przestrzelonych oponach. Fitzgerald i Devane p�dzili w d� ulicy. Fitzgerald szarpn�� si� nagle i potoczy� po kocich �bach. Devane bieg� dalej i znikn�� w zniszczonym przez bomb� budynku. Za sob� Flynn s�ysza� �o�nierzy wyskakuj�cych z furgonetki 22 policyjnej i gnaj�cych w ich kierunku. Szarpn�� Maureen za rami� i razem pobiegli w�r�d pierwszych kropli rzadkiego deszczu. Donegall Street ��czy�a si� z Waring Street od p�nocy i uciekinierzy skr�cili w ni�. Kule od�upywa�y od�amki kamienia z bruku za nimi. Maureen po�lizgn�a si� na mokrym kamieniu i upad�a. Jej karabin za�omota� na chodniku i znikn�� w mroku. Flynn podni�s� dziewczyn� i oboje wbiegli w d�ug� alej� prowadz�c� do High Street. W alej� wjecha� saracen, �lizgaj�c si� na zakr�cie na swoich sze�ciu grubych ko�ach z pe�nej gumy. Zap�on�� reflektor i o�wietli� ucieki- nier�w. Samoch�d pancerny potoczy� si� w ich stron�, dudni�c z g�o�nika przez deszczow� noc: - Sta�! R�ce na g�ow�! Z ty�u dobiega�y okrzyki skr�caj�cych w d�ug� alej� spadochronia- rzy. Flynn wyci�gn�� spod p�aszcza tekturow� rur� i przykl�kn��. Zerwa� bezpiecznik i rozsun�� sk�adane elementy ameryka�skiej rakiety przeciwpancernej M-72. Potem podni�s� plastikowy celownik i wy- mierzy� w zbli�aj�cy si� samoch�d pancerny. Dwa karabiny maszynowe saracena bluzn�y ogniem, obracaj�c w py� ceglane �ciany wok� niego. Poczu�, jak odpryski ceg�y tn� go po piersi. Opar� palec na spu�cie zapalnika uderzeniowego, staraj�c si� utrzyma� bro� nieruchomo i zastanawiaj�c si�, czy to urz�dzenie zadzia�a. Tekturowa wyrzutnia rakiet jednorazowego u�ytku. Jak pieluszka jednorazowego u�ytku. Kto, je�li nie Amerykanie, m�g�by wymy�li� bazook� do wyrzucenia po u�yciu? Spokojnie, Brian. Spokojnie. Saracen zn�w otworzy� ogie� i Flynn us�ysza� za sob� urywany krzyk Maureen, po czym dziewczyna upad�a mu na kolana. - Sukinsyny! - Zwolni� spust i sze��dziesi�ciomilimetrowa rakieta typu HEAT wystrzeli�a z rury, rozcinaj�c smug� ognia wilgotn� mg�� ulicy. Wie�yczka saracena eksplodowa�a pomara�czowym p�omieniem i pojazd skr�ci� dziko, rozbijaj�c si� o budynek zdemolowanego bomb� biura podr�y. Ocaleli cz�onkowie za�ogi potykaj�c si� wybiegli na zewn�trz i Flynn ujrza�, �e ich kombinezony si� tl�. Odwr�ci� si� i spojrza� w d�, na Maureen. Rusza�a si�, wi�c pod�o�y� jej rami� pod g�ow�. - Jeste� ci�ko ranna? Otworzy�a oczy i zacz�a podnosi� si� w jego ramionach. � Nie wiem. Pier�. � Mo�esz biec? Skin�a g�ow�, wi�c pom�g� jej wsta�. Ulice naoko�o rozbrzmiewa�y gwizdkami, warkotem silnik�w, krzykami, tupotem szybkich krok�w i szczekaniem ps�w. Flynn starannie wytar� swoje odciski palc�w z thompsona i odrzuci� go w g��b alei. 23 Ruszyli na p�noc, ku katolickiemu gettu rozci�gaj�cemu si� wok� New Lodge Road. Gdy znale�li si� na terenie mieszkalnym, zag��bili si� w znajomy labirynt bocznych uliczek i podw�rek mi�dzy rz�dami dom�w. Na ulicy kolumna ludzi bieg�a w szybkim tempie, kolby �omota�y w drzwi, otwiera�y si� okna, wywrzaskiwano w�ciek�e wyzwiska, dzieci p�aka�y. Odg�osy Belfastu. Maiireen opar�a si� o ceglany mur ogrodu. Bieg sprawi�, �e rana krwawi�a mocniej, wi�c wsun�a d�o� pod sweter. � Och... � �le? � Nie wiem. - Cofn�a d�o� i spojrza�a na swoj� krew, potem powiedzia�a: - Wrobiono nas. � Ci�gle to si� zdarza - odpar�. � Kto? � Mo�e Coogan. W�a�ciwie m�g� to by� ktokolwiek. - Mia� prawie stuprocentow� pewno��, kto by� za to odpowiedzialny. - Przykro mi z powodu Sheili. � Powinnam by�a wiedzie�, �e u�yj� jej jako przyn�ty, by nas dosta�... Nie s�dzisz chyba, �e... - Skry�a twarz w d�oniach. - Stracili�my dzisiaj paru dobrych ludzi. Flynn zerkn�� za mur, potem pom�g� jej przeze� przej�� i pobiegli przez ca�y ci�g s�siaduj�cych ze sob� podw�rek. Znajdowali si� teraz w protestanckiej okolicy, znanej Flynnowi z czas�w m�odo�ci, i nagle przypomnia� sobie uczniackie kawa�y - wybijanie szyb i gnanie na z�amanie karku - jak teraz - przez te uliczki i podw�rka, zapach przyzwoitego jedzenia, sznury do bielizny migocz�ce bia�ym p��tnem, klomby r� i ogrodowe meble. Potem wkroczyli do katolickiej enklawy Ardoyne, kieruj�c si� na zach�d. Cywilne patrole UDL * blokowa�y drogi prowadz�ce w g��b Ardoyne, a �o�nierze brytyjscy i RUC przeszukiwali domy. Flynn skuli� si� za rz�dem kub��w na �mieci, przyci�gaj�c Maureen do siebie. - Wyci�gn�li�my tej nocy wszystkich z ��ek. Maureen spojrza�a na niego i dostrzeg�a p�u�miech na jego twarzy. � Sprawia ci to przyjemno��. � Im te�. Przerywa monotoni�. Potem b�d� wymienia� bojowe opowie�ci w koszarach i domach "pomara�czowych" **. M�czy�ni kochaj� te polowania. * UDL (Ulster Defence League) - paramilitarna organizacja protestancka (przyp. t�um.). ** "Pomara�czowy" - cz�onek tajnej organizacji utworzonej w 1795 roku, maj�cej na celu zapewnienie dominacji protestantyzmu w Irlandii P�nocnej; protestant z Irlandii P�nocnej (przyp. t�um.)- 24 Maureen napi�a r�k�. Sztywno�� i t�py b�l rozprzestrzenia�y si� z klatki piersiowej na bok i rami�. - Nie s�dz�, by�my mieli du�� szans� wydostania si� z Belfastu... Mam racj�? Flynn wzruszy� ramionami. � Wszyscy my�liwi s� tutaj, w lesie. A wi�c wioska my�liwych jest pusta. � Co z tego? � Skierujemy si� do centrum osiedla protestant�w. Shankhill Road nie jest daleko. Skr�cili na po�udnie i po pi�ciu minutach wyszli na Shankhill Road. Niedbale przeszli opustosza�� ulic� i zatrzymali si� na rogu. Mg�a tutaj by�a rzadsza, dzia�a�o te� o�wietlenie uliczne. Flynn nie dostrzega� �lad�w krwi na czarnym p�aszczu Maureen, lecz rana sprawi�a, �e jej twarz przybra�a odcie� szaro�ci. Jego zadra�ni�cia przesta�y krwawi�, a zakrzep�a krew przyklei�a si� do piersi i swetra. � Z�apiemy najbli�szy przeje�d�aj�cy autobus jad�cy poza miasto, przenocujemy w jakiej� stodole, a rankiem ruszymy w stron� Derry. � Wszystko, czego potrzebujemy, to podmiejski autobus, nie wspominaj�c o wzbudzaj�cym zaufanie wygl�dzie. - Maureen opar�a si� o znak przystanku. - Kiedy zostaniemy zdemobilizowani, Brian? Przyjrza� si� jej w s�abym �wietle. - Nie zapominaj o dewizie IRA - powiedzia� �agodnie. - Z organizacji si� nie odchodzi. Wiesz o tym. Nie odpowiedzia�a. Ze wschodu nadjecha� autobus. Flynn przyci�gn�� Maureen do siebie, podpieraj�c j�, gdy wspinali si� po stopniach. - Clady - powiedzia� i u�miechn�� si� do kierowcy, p�ac�c za przejazd. - Obawiam si�, �e ta panienka chyba wypi�a troch� za du�o. Kierowca, mocno zbudowany m�czyzna o rysach twarzy znacznie bardziej szkockich ni� irlandzkich, skin�� oboj�tnie g�ow�. - Macie przepustki nocne? Flynn gmera� w kieszeni, spogl�daj�c w g��b autobusu. Mniej ni� tuzin ludzi, g��wnie pracownicy s�u�b miejskich i z wygl�du protestanci tak jak i kierowca, o ile m�g� to oceni�. Mo�e tej nocy wszyscy wygl�dali na protestant�w. Ale przynajmniej nie by�o �ladu policji. Uni�s� sw�j portfel ku twarzy kierowcy. Kierowca spojrza� na� szybko i przesun�� d�wigni� zamykaj�c� drzwi, a potem wrzuci� pierwszy bieg. Flynn pom�g� Maureen przej�� na ty� autobusu. Kilku pasa�er�w obdarzy�o ich spojrzeniami wyra�aj�cymi ca�� gam� uczu�, od dezaprobaty do zaciekawienia. W Londynie czy te� w Dublinie uznano by ich za tych, za kogo si� podawali - pijak�w. W Belfa�cie 25 ludzie my�leli innymi kategoriami. Wiedzia�, �e wkr�tce b�d� musieli wysi���. Usiedli na tylnym siedzeniu. Autobus przejecha� przez Shankhill Road, mijaj�c protestanck� dzielnic� robotnicz�, a potem skierowa� si� na p�nocny zach�d, wje�d�aj�c w okolic� zamieszkan� przez zr�nicowan� ludno��, naoko�o Oldpark. Flynn odwr�ci� si� do Maureen i zapyta� cicho: � Lepiej si� czujesz? � Och, znacznie. Zr�bmy to jeszcze raz... - Ale� Maureen... Stara kobieta, siedz�ca samotnie przed nimi, obr�ci�a si� w ty�. - Co z pani�? I jak tam, moja droga? A wi�c czujesz si� lepiej? Maureen spojrza�a na ni� bez odpowiedzi. Mieszka�cy Belfastu zdolni byli do wszystkiego - zar�wno do morderstwa i zdrady, jak i do chrze�cija�skiej mi�o�ci. Stara kobieta pokaza�a w u�miechu bezz�bne dzi�s�a i powiedzia�a cicho: - Pomi�dzy wzg�rzami Squire i Mcllwhan jest ma�a dolinka, kt�r� nazywamy Flush. Jest tam opactwo, wiecie kt�re, opactwo Whitethora. Ksi�dz, ojciec Donnelly, znajdzie dla was schronienie na noc. Flynn zmierzy� star� kobiet� zimnym spojrzeniem. - Dlaczego s�dzi pani, �e szukamy miejsca na nocleg? Jedziemy do domu. Autobus zatrzyma� si� i stara kobieta wsta�a, nie m�wi�c nic wi�cej, podrepta�a do drzwi i wysiad�a. Autobus ruszy� ponownie. Flynn sta� si� teraz bardzo niespokojny. � Nast�pny przystanek. Co o tym s�dzisz? � Wiem tyle, �e nie wytrzymam w tym autobusie ani sekundy d�u�ej. - Maureen zamilk�a na moment pogr��ona w my�lach. - Ta stara kobieta...? Flynn potrz�sn�� g�ow�. � My�l�, �e mo�emy jej zaufa� - powiedzia�a. � Ja nie ufam nikomu. � W jakim kraju my �yjemy! Flynn za�mia� si� szyderczo. � Co za g�upie stwierdzenie, Maureen. To my sprawili�my, �e sta� si� taki, jaki jest. � Masz racj�. - Opu�ci�a g�ow�. - Przypuszczam... � Musisz zaakceptowa� siebie tak�, jaka jeste�. Ja to akceptuj�. Przystosowa�em si�. Skin�a g�ow�. U�ywaj�c tej swojej dziwnej logiki, wywraca� ca�y �wiat do g�ry nogami. Brian by� normalny. Ona nie. - Jad� do opactwa Whitethorn. 26 Flynn wzruszy� ramionami. - My�l�, �e to lepsze ni� jaka� stodo�a. Trzeba ci� opatrzy�... ale je�eli ich dobry proboszcz nas wyda... Nie odpowiedzia�a i odwr�ci�a si� od niego. Obj�� j� ramieniem. - Naprawd� ci� kocham, wiesz przecie�. Utkwi�a wzrok w pod�odze, kiwaj�c g�ow�. Autobus zatrzyma� si� ponownie po przejechaniu oko�o p� mili. Flynn i Maureen ruszyli w stron� drzwi. � To nie jest Clady - zauwa�y� kierowca. � Nie szkodzi - odpar� Flynn. Wysiedli z autobusu i zeszli na drog�. Flynn uj�� Maureen pod rami�. - Ten sukinsyn doniesie na nas na najbli�szym przystanku. Przeszli przez drog� i pod��yli na p�noc wiejsk� �cie�k� wysadzan� jarz�binami. Flynn spojrza� na zegarek, potem na niebo na wschodzie. � Ju� prawie �wita. Musimy tam dotrze�, zanim farmerzy zaczn� si� p�ta� po okolicy. Prawie wszyscy tutaj to protestanci. � Wiem. Maureen oddycha�a g��boko, gdy szli w lekkim deszczu. Brudne powietrze i brzydota Belfastu pozosta�y za ni� i poczu�a si� lepiej. Gdy mijali �ywop�oty, dobrze utrzymane pola i pastwiska usiane stertami paszy i byd�em, podnosz�cy na duchu zapach wype�ni� powietrze, a pierwsze poranne ptaki rozpocz�y swe pie�ni. - Nie wr�c� tam - oznajmi�a sucho. Obj�� j� ramieniem i dotkn�� d�oni� jej twarzy. Zaczyna�a gor�cz- kowa�. � Rozumiem. Zobaczymy, jak si� b�dziesz czu�a za tydzie� czy dwa. � B�d� mieszka�a na po�udniu. W jakiej� wiosce. � �wietnie. A co b�dziesz tam robi�a? Dogl�da�a �wi�? A mo�e masz jakie� inne �r�d�a dochodu, Maureen? Kupisz sobie posiad�o�� na wsi? � Czy pami�tasz ten domek nad morzem? Powiedzia�e�, �e pewnego dnia pojedziemy tam, by prze�y� reszt� naszych dni w spokoju. � Pewnego dnia, by� mo�e. � W takim razie pojad� do Dublina. Znajd� prac�. � A jak�e. W Dublinie kupa dobrej roboty. Po roku dadz� ci stoliki przy oknie, przy kt�rych siadaj� ameryka�scy tury�ci. Albo maszyn� do szycia przy oknie, gdzie b�dziesz mia�a troch� s�o�ca i �wie�ego powietrza. To ca�a tajemnica. Przy oknie. Po chwili odpar�a: - Mo�e Kileen... 27 � Nie. Nie wolno wraca� do swojej rodzinnej wioski. To nigdy nie jest to samo, wiesz o tym. Lepiej uda� si� do kt�rejkolwiek innej wsi i tam hodowa� �winie. � C�, wobec tego pojedziemy do Ameryki. � Nie! - Stanowczo�� w�asnego g�osu zaskoczy�a go. - Nie. Nie zrobi� tego, co zrobili wszyscy inni. - Pomy�la� o swojej rodzinie, o przyjacio�ach, z kt�rych tak wielu wyjecha�o do Ameryki, Kanady albo Australii. Utraci� ich tak nieodwo�alnie, jak utraci� matk� i ojca, kiedy ich pogrzeba�. - To jest m�j kraj. Nie uciekn� st�d, by by� wyrobnikiem w Ameryce. Skin�a g�ow�. Lepiej by� kr�lem �mietnik�w w Belfa�cie i Lon- donderry. � Mog� pojecha� sama. � Prawdopodobnie powinna�. Maszerowali w milczeniu, obj�ci ramionami, u�wiadamiaj�c sobie, �e tej nocy stracili co� wi�cej ni� tylko troch� krwi. 3 �cie�ynka zaprowadzi�a ich do ma�ej, bezdrzewnej doliny pomi�dzy dwoma wzg�rzami. W �wietle ksi�yca w pewnej odleg�o�ci ujrzeli klasztorne budynki. Ich �ciany z bia�ego kamienia, cz�ciowo prze- s�oni�te ca�unem mg�y, nabiera�y widmowego charakteru. Podeszli ostro�nie bli�ej i stan�li pod p�czkuj�cym drzewem sykomory. Ma�y, pod�u�ny cmentarz, ograniczony �ywop�otem z niewysokich, zielonych ro�lin, rozci�ga� si� pod murami. Flynn przecisn�� si� przez �ywop�ot. Cmentarz by� zaniedbany i nagrobki oplata� bluszcz. Krzewy g�ogu, od kt�rych opactwo wzi�o swoj� nazw� * i kt�re przynosi�y szcz�cie lub nieszcz�cie - w zale�no�ci od tego, w kt�re przes�dy si� wierzy- �o - porasta�y w�sk� �cie�k�. Ma�a boczna furtka w wysokim, kamiennym murze wiod�a na podw�rzec klasztorny. Flynn otworzy� j� pchni�ciem i rozejrza� si� po cichym dziedzi�cu. - Usi�d� na tej �awce. Ja poszukam sypialni braciszk�w. Usiad�a nic nie m�wi�c i pozwoli�a swej g�owie opa�� na piersi. Kiedy ponownie otworzy�a oczy, sta� nad ni� Flynn, a obok niego jaki� ksi�dz. - Maureen, to ojciec Donnelly. Skoncentrowa�a wzrok na w�t�ym, starszym m�czy�nie o szarej twarzy. - Witam, ojcze. Whitethorn (ang.) - g��g dwuszypu�kowy (przyp. t�um.). 28 Uj�� jej d�o�, a drug� r�k� chwyci� j� za przedrami� w spos�b natychmiast wywo�uj�cy atmosfer� intymno�ci. On by� pasterzem, a ona nale�a�a teraz do jego stada. Ich role wyciosane zosta�y w kamieniu dwa tysi�ce lat temu. - Id�cie za mn� - powiedzia�. - We� mnie pod rami�. We tr�jk� min�li dziedziniec i przez wygi�t� w �uk bram� wkroczyli do wielobocznego budynku. Maureen rozpozna�a tradycyjny uk�ad sali kapitulnej. Przez moment oczekiwa�a, �e b�dzie musia�a stan�� przed zgromadzeniem, lecz w �wietle lampy sto�owej dostrzeg�a, i� pomieszczenie jest puste. Ojciec Donnelly zatrzyma� si� gwa�townie. - Mamy tu szpitalik, ale obawiam si�, �e b�d� musia� umie�ci� was w lochu, dop�ki policja albo �o�nierze nie przyjd� tutaj za wami. Flynn nie odpowiedzia�. - Mo�ecie mi zaufa�. Flynn nie ufa� nikomu, ale je�eli mia� by� zdradzony, to przynaj- mniej Rada Wojenna nie b�dzie uwa�a�a go za g�upca tylko dlatego, �e zaufa� ksi�dzu. - To gdzie jest ten loch? My�l�, �e nie mamy zbyt wiele czasu. Ojciec Donnelly poprowadzi� ich korytarzem i otworzy� drzwi na jego ko�cu. Przez witra�e wpada�o szare �wiat�o �witu, tak s�abe, �e wyczuwalne raczej ni� widoczne. Pojedyncza �wieca wotywna p�on�a w czerwonym szklanym naczyniu i Flynn dostrzeg�, �e znajduj� si� w ma�ej kaplicy. Ksi�dz zapali� �wiec� umieszczon� w kinkiecie na �cianie i wyj�� j� z uchwytu. - Id�cie za mn� do o�tarza. Tylko b�d�cie ostro�ni. Flynn pom�g� Maureen wspi�� si� do znajduj�cego si� na podwy�- szeniu prezbiterium i zacz�� obserwowa� ojca Donnelly'ego, kt�ry pogmera� przy jakich� kluczach, a potem znikn�� za obrazem. Flynn rozejrza� si� po kaplicy, lecz w�r�d cieni nie zobaczy� ani nie us�ysza� niczego zapowiadaj�cego niebezpiecze�stwo. Ksi�dz powiedzia� mu, �e klasztor jest opuszczony. Najwidoczniej nie by� opatem, lecz pe�ni� rol� swego rodzaju opiekuna, cho� nie wydawa� si� duchownym, jakiego biskup chcia�by zes�a� do takiego miejsca. Nie wygl�da� te� na typowego ksi�dza przechowuj�cego "tymczasowych" jedynie dla p�yn�cego z tego dreszczyku. Ksi�dz zjawi� si� ponownie, rozja�niaj�c ciemno�ci �wiec�. - Chod�cie t�dy. - Poprowadzi� ich za o�tarz do na wp� otwartych drzwi z kutego w �limacznice �elaza. - Oto miejsce, kt�re czasem wykorzystujemy. - Spojrza� na dwoje uciekinier�w, by sprawdzi�, dlaczego nie id� za nim. - Krypta - doda� wyja�niaj�co. 29 � Wiem, co to jest - odpar� ze z�o�ci� Flynn. - Wszyscy wiedz�, �e pod prezbiterium jest krypta. � Tak - zgodzi� si� ojciec Donnelly. - I masz racj�. To pierwsze miejsce, do kt�rego zagl�daj�. Chod�cie dalej. Flynn zerkn�� w d� kamiennych schod�w. �wieca za bursztynowym szk�em, najwyra�niej p�on�ca bez przerwy, o�wietla�a �cian� i pod�og� z bia�ego wapienia. - Jak to mo�liwe, �e nigdy przedtem nie s�ysza�em, by to opactwo by�o miejscem schronienia? Ksi�dz odpowiedzia� �agodnym g�osem: - Nigdy przedtem nie potrzebowa�e� schronienia. Typowa gadka duchownych, pomy�la� Flynn. Obr�ci� si� do Maureen. Dziewczyna spojrza�a w d�, potem na ksi�dza. R�wnie� jej instynkt buntowa� si� przeciw wchodzeniu do krypty, lecz uwa- runkowan� reakcj� by�o wykonanie polecenia. Ruszy�a w d� schod�w. Wtedy i Flynn, wci�� spogl�daj�c na ksi�dza, przeszed� przez pr�g. Ojciec Donnelly powi�d� ich wzd�u� wapiennej �ciany, obok grobowc�w dawnych opat�w Whitethora. Zatrzymuj�c si� przy oznaczonym: Brat Seamus Cahill, podni�s� w g�r� �wiec�. Potem otworzy� drzwi z br�zu i wszed� do grobowca. Na �rodku pomiesz- czenia, na kamiennym postumencie spoczywa�a drewniana trumna. Ojciec Donnelly odda� �wiec� Flynnowi i podni�s� wieko trumny. Wewn�trz znajdowa�o si� cia�o zawini�te w gruby ca�un. P��tno pokrywa� puch zielonej ple�ni. - Kije i s�oma - wyja�ni�. Si�gn�� do �rodka, zwolni� ukryt� zapadk� i dno trumny otworzy�o si� w d� wraz ze sztuczn� mumi� wci�� przymocowan� do niego. - Tak, tak. Melodramatyczne w naszych czasach, ale gdy to przygotowywano, by�o rzecz� niezb�dn� i ca�kiem zwyczajn�. Id�cie dalej. Wejd�cie do �rodka. Tam s� schody, widzicie? P�jdziecie przej�ciem na dole, dop�ki nie dojdziecie do komnaty. Drog� o�wietlicie sobie �wiec�. W komnacie jest ich wi�cej. Flynn wspi�� si� na postument i przerzuci� nogi przez kraw�d� otworu. Jego stopy odnalaz�y najwy�szy stopie� i stan�� w trumnie. Z ciemnego lochu unosi� si� wilgotny, niemal�e zgni�y zapach. Skierowa� pytaj�ce spojrzenie na ojca Donnelly'ego. - To wej�cie do piekie�, m�j ch�opcze. Nie obawiaj si�. Znajdziesz tam na dole przyjaci�. Flynn kr��y� wzd�u� �cian sze�ciobocznego pomieszczenia. Na jednej z nich widnia� du�y celtycki krzy�, a pod nim na drewnianym 30 postumencie sta�a niedu�a skrzynka. Po�o�y� d�o� na jej wieku, ale nie pr�bowa� go unie��. Odwr�ci� si� do Maureen. � Ufasz mu? � To ksi�dz. � Ksi�a nie r�ni� si� od innych ludzi. � Wr�cz przeciwnie. � Zobaczymy. - Teraz pokona�o go zm�czenie, z kt�rym walczy� przez tak d�ugi czas, i opad� ci�ko na wilgotn� pod�og�. Usiad� przy skrzynce, oparty plecami o �cian�, patrz�c w stron� schod�w. - Je�li obudzimy si� w Long Kesh... � Moja wina. W porz�dku? �pij ju�. Flynn zapad� w niespokojny, przerywany sen, otwieraj�c oczy tylko raz, by spojrze� na Maureen zawini�t� w koc, le��c� na pod�odze obok niego. Zbudzi� si� ponownie na d�wi�k uderzaj�cego o �cian� korytarza dna trumny. Zerwa� si� na nogi i w smudze �wiat�a padaj�cego z krypty ujrza� opuszczon� desk� z groteskow� imitacj� trupa przyczepion� do niej niczym jaszczurka na �cianie. W otworze pojawi� si� jaki� cz�owiek. Flynn dostrzeg� czarne buty, czarne spodnie, koloratk�, a potem twarz ojca Donnelly'ego. Ksi�dz ruszy� ku nim, trzymaj�c wysoko nad g�ow� tack�. - Byli tutaj i ju� odjechali. Flynn przeszed� przez korytarz i uj�� tack� podan� mu przez ksi�dza, kt�ry zamkn�� za sob� trumn�. W komnacie Flynn postawi� tack� na ma�ym drewnianym stoliku, a ojciec Donnelly rozejrza� si� wzrokiem gospodarza kontroluj�cego pok�j go�cinny. Przez chwil� przygl�da� si� �pi�cej Maureen, potem zwr�ci� si� do Flynna: - A wi�c rozwali�e� sze�ciok�k�? Rzek�bym, �e to bardzo �mia�e. Flynn nie odpowiedzia�. - C�, w ka�dym razie doszli waszym �ladem a� do farmy McGloughlin�w, na pocz�tku �cie�ki. Dobrzy, lojalni Ulsterczycy, ci McGloughlinowie. Solidni prezbiterianie. Ta rodzina przyby�a tu ze Szkocji razem z armi� Cromwella *. Jeszcze trzysta lat i b�d� my�le�, �e to ich ziemia. Jak dziewczyna? Flynn przykl�kn�� przy niej. � �pi. - Dotkn�� jej czo�a. - Ma gor�czk�. � Przynios�em par� tabletek penicyliny i wojskowy zestaw pierw- szej pomocy oraz herbat� i bekon. - Z kieszeni wyj�� ma�� butel- k�. - A tu jest troch� Bushmilla, gdyby� odczuwa� brak czego� takiego. * Armia Cromwella - w 1641 roku w Irlandii wybuch�o antyprotestanckie powstanie, krwawo st�umione w 1649 roku przez armi� dowodzon� przez Olivera Cromwella; jego �o�nierze otrzymali wielkie nadania ziemi w spacyfikowanym kraju (przyp. t�um.). 31 - Dawno nie potrzebowa�em tego bardziej - odpar� Flynn i odkorkowa� butelk�. Ojciec Donnelly znalaz� dwa taborety, przysun�� je do sto�u i usiad�. - Niech �pi. Ja wypij� z tob� herbat�. Flynn prze�kn�� whisky i przygl�da� si� ksi�dzu posilaj�cemu si� z ceremonialno�ci� charakterystyczn� dla ludzi powa�nie traktuj�cych jedzenie i picie. � Kto tu by�? - zapyta� w ko�cu Flynn. � Brytole i RUC. RUC chcia�o jak zwykle zr�wna� to miejsce z ziemi�, ale pewien oficer brytyjskiej armii ich przyhamowa�. Major Martin. Znasz go, prawda? W ka�dym razie wszyscy doskonale odegrali swoje role. � Ciesz� si�, �e wszyscy dobrze si� bawili. Przykro mi tylko, �e musia�em pobudzi� ich tak wcze�nie. � Wiesz, ch�opcze, wygl�da na to, �e uczestnicy tej wojny po cichu podziwiaj� si� wzajemnie. Dreszczyk emocji nie jest zjawiskiem ca�kowicie niepo��danym. Flynn spojrza� na ksi�dza. Oto cz�owiek, przynajmniej jeden, kt�ry nie kry� tej prawdy pod k�amstwami. � Czy mo�emy si� st�d wydosta�? - spyta� Flynn, s�cz�c gor�c� herbat�. � Musicie poczeka�, dop�ki nie wynios� si� z �ywop�ot�w. Lornetki, rozumiesz. Przynajmniej dwa dni. Wyjdziecie w nocy, oczywi�cie. � Czy� wszyscy nie podr�uj� w nocy? Ojciec Donnelly si� za�mia�. � Ach, panie... � Cocharan. � Wszystko jedno. Kiedy to wszystko si� sko�czy? - Kiedy Brytyjczycy wyjad� i sze�� p�nocnych hrabstw zostanie ponownie zjednoczone z dwudziestoma sze�cioma hrabstwami po�u- dniowymi. Ksi�dz odstawi� swoj� fili�ank�. - To nieprawda, m�j ch�opcze. Prawdziwym pragnieniem IRA, najskrytszym, mrocznym pragnieniem katolik�w, niezale�nie od tego, co m�wimy o pokojowej koegzystencji po zjednoczeniu, jest deportacja wszystkich protestant�w z powrotem do Anglii, Szkocji i Walii. Pos�anie McGloughlin�w do kraju, kt�rego nie widzieli od trzystu lat. - Kompletna bzdura. Ksi�dz wzruszy� ramionami. - Osobi�cie mnie to nie obchodzi, prosz� mi wierzy�. Chc� tylko, by� spojrza� w to, co skrywasz w swoim sercu. Flynn przechyli� si� przez st�. 32 - Po co ojciec to robi? Katolicka hierarchia ko�cielna nigdy nie popar�a �adnego irlandzkiego powstania przeciw Brytyjczykom. A wi�c dlaczego ryzykuje ojciec internowanie? Ojciec Donnelly spogl�da� w swoj� fili�ank�, potem podni�s� wzrok na Flynna. � Nie anga�uj� si� w �adn� z tych rzeczy, kt�re dla ciebie znacz