2060

Szczegóły
Tytuł 2060
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2060 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2060 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2060 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Leopold Staff Poezje Wybra� i wst�pem opatrzy� Bogdan Zadura Wydawnictwo Lubelskie 1986 "Czylimm nie g�upi by�, chc�c by� jedyny..." Gdzie jak gdzie, ale w poezji subiektywizm jest uprawniony, a skoro tak, to i mo�na chyba na� sobie pozwoli�, kiedy si� o poezji pisze. Leopold Staff urodzi� si� w roku 1878, a wi�c bardzo mo�liwe, �e w tym samym, w kt�rym przyszed� na �wiat Boles�aw Le�mian, a jednak w przeciwie�stwie do niego by� dla mnie poet� wsp�czesnym. Kiedy wychodzi�a "Wiklina", mia�em lat dziewi��, kiedy umiera� - dwana�cie, kiedy ukaza�o si� "Dziewi�� Muz", ostatni, po�miertnie ju� wydany tom Staffa - trzyna�cie. Za ma�o to, aby by� �wiadomym obserwatorem tych wydarze�, wystarczaj�co jednak du�o, by kilka lat p�niej poznawa� Staffa tak, jak si� poznaje poet�w wsp�czesnych; nie poprzez pomnikowe edycje, poezje zebrane czy nawet wybory, a poprzez cienkie i ma�o efektowne pierwsze wydania tomik�w, do kt�rych trafia si� cz�sto przez przypadek, o kt�rych si� m�wi, kt�re jeszcze stoj� w domowych bibliotekach na �atwo dost�pnych p�kach, jeszcze nie wyp�owia�e, jeszcze nie zakurzone, jeszcze nie zastawione przez ksi��ki nowsze. Jeszcze si� do nich wraca, ju� i jeszcze si� je cytuje, kr��� jeszcze jawnie w krwiobiegu �ycia literackiego czy kulturalnego. S�, wida� je. M�g�bym wi�c napisa�, �e Leopold Staff by� dla mnie poet�, kt�ry zadebiutowa� "Wiklin�" w roku 1957, a nie "Snami o pot�dze" w roku 1901, o kt�rych nic nie wiedzia�em. To subiektywne odczucie posiada przypadkiem i g��bsz�, obiektywn� jakby, wymow� - "Wiklina" by�a bowiem dowodem narodzin poety innego ni� ten, kt�rego znali czytelnicy "Sn�w o pot�dze", "Dnia duszy", "Ga��zi kwitn�cej", "U�miech�w godzin", "W cieniu miecza", "�cie�ek polnych", "Wysokich drzew", "Barwy miodu" czy nawet "Martwej pogody". Ca�� bezkszta�tn� mas� kruszc�w drogocennych, Kt�re zaleg�y piersi mej g��b nieodgad��, Jak wulkan z swych otch�ani wyrzucam bezdennych I ciskam j� na twarde, stalowe kowad�o. Grzmotem m�ota w ni� wal� w radosnej otusze, Bo wykona� mi trzeba dzie�o wielkie, pilne, Bo z tych kruszc�w dla siebie, serce wyku� musz�, Serce hartowne, m�ne, serce dumne, silne. Takich wierszy jak Kowal nie pisywa�o si� w latach pi��dziesi�tych, takich jak "Dziwaczny tum" r�wnie�: W m�czarni tw�rczej, w b�lu nat�onej mocy Trawiony dzikim ogniem, z ob��kanym czo�em, W jeden kolos zla� chcia�em nadludzkim mozo�em Kszta�ty, barwy i d�wi�ki mych bezsennych nocy. I niebywa�y jaki� ko�ci� zbudowa�em, Przygniataj�cy gro�n� pot�g� ogromu! Wewn�trz wznios�em cyklopie pos�gi, ze z�omu Olbrzymich bry� wydarte mego d�uta szalem! Na �cianach p�dzlem sn�w swych wypisa�em dzieje, Tam m�ka ma w dziwacznych orgiach barw ja�nieje, A z organ�w g�os p�ynie moich pie�ni ciemnych... Kto tu wejdzie, nie pojmie tych dziw�w tajemnych, A ja, co znacz�, odkry� nikomu nie umiem, Bo - tw�rca - mowy w�asnej duszy nie rozumiem! Takie wiersze nie mog�yby powsta� w roku 1983. A takie jak "W starym domu"? W starym domu poni�ej progu Wiod� ciemne schody w d� Do piwnicznej spelunki, Cuchn�cej st�chlizn� i skwa�nia�ym winem. W�r�d �cian ceglastych jak surowe mi�so, Z grynszpanowymi zaciekami ple�ni, �wieca osadzona w wydr��onej rzepie Rzuca chwiejne �wiat�o na tr�jk� drab�w, /.../ Gracze patrz� to w karty, to na siebie spode �ba. Za plecami rudego, zas�oni�ty jego cieniem, Siedzi trzeci kompan, otulony p�aszczem, I palcami daje czarnemu ukradkowe znaki. Milczenie, chwila napi�cia. Pachnie k��tni�, b�jk�, �elazem i krwi�... ...A ponad progiem na g�rze, W ubogiej izbie, w ch�odnym �wietle dnia, Cichy Baruch Spinoza, Bezkrwisty jak jego B�g, Siedzi przy oknie zamy�lony I szlifuje szkie�ka. A takie jak "Przebudzenie"? Jest �wit, Ale nie jest jasno. Jestem na p� zbudzony, A doko�a nie�ad. Co� trzeba zwi�za�, Co� trzeba z��czy�, Rozstrzygn�� co�. Nic nie wiem. Nie mog� znale�� but�w, Nie mog� znale�� siebie. Boli mnie g�owa. Nie mo�na zapomina�, �e kiedy je Staff pisa�, dla poka�nej cz�ci i poet�w, i publiczno�ci czytaj�cej zw�aszcza kwestia, czy wiersze z rymami pisa� czy bez rym�w, czy wiersz bez rym�w jest wierszem, by�a - w co z dzisiejszej perspektywy uwierzy� do�� trudno - problemem wcale, wcale powa�nym. Stary Poeta szed� tu wyra�nie z duchem czasu. Swoj� praktyk� poetyck� opowiada� si� za pluralizmem form, w dwadzie�cia lat p�niej podobne zjawisko zaobserwowa� b�dzie mo�na w tw�rczo�ci Jaros�awa Iwaszkiewicza. Staff si� zmieni�, to prawda, lecz nie by�o w tym pogoni za mod�. W wydanym w roku 1936 tomie "Barwa miodu" znajduje si� kr�ciutki wiersz zatytu�owany "Poeto!": Poeto, gard� oklaskiem mas, Miej za nic s�aw�! Biegnij wci�� naprz�d, wyprzedzaj�c czas, Jak szybkobiegacz kurzaw�! Czasami ten czas wyprzedza�, czasami dotrzymywa� mu kroku, a czyni� to przez blisko sze��dziesi�t lat; wystarczaj�cy to pow�d, aby przypisa� mu w dwudziestowiecznej historii polskiej poezji miejsce szczeg�lne, bo i szczeg�lna by�a rola, jak� w niej odegra�. By� poet� wielu pokole�, w Snach o pot�dze pos�uguj�c si� �rodkami wyrazu charakterystycznymi dla poetyki M�odej Polski, poddawa� rewizji i przezwyci�a� ograniczenia �wiatopogl�du tej epoki; odchodz�c od patosu, uwznio�le� i wielos�owia w stron� konkretu i codzienno�ci torowa� drog� poetom Skamandra, w ostatnim okresie tw�rczo�ci por�wnywany by� przez krytyk� z R�ewiczem, a i przez R�ewicza wielbiony. Sandauer nazwa� go "feniksem polskiej poezji". Coraz to inny, a przecie�... Czy wiersz "Przebudzenie" tak bardzo r�ni si� od "Dziwacznego tumu"? S� to wiersze w innych poetykach pisane, to prawda, wydaje si� jednak, �e traktuj� o tym samym. Centralne problemy Staffa pozostawa�y niezmienne, zmienia�a si� natomiast forma, w jakiej je wyra�a�. Przeczyta� Staffa, to wzi�� skr�cony kurs przemian �wiadomo�ci poetyckiej i ewolucji form dwudziestowiecznej polskiej poezji. Swoje pos�owie do wyboru poezji Staffa, zatytu�owanego "Kto jest ten dziwny nieznajomy", wydanego w roku 1963, okre�la� Tadeusz R�ewicz jako "pr�b� dotarcia do dramatu poezji wsp�czesnej, dramatu formy", jako pr�b� "okre�lenia sytuacji, w kt�rej rozwija� si� dramat poezji Leopolda Staffa. Dramat �ywy, zap�adniaj�cy". Pisa� tam mi�dzy innymi: "Najszybciej starzej� si� utwory, do kt�rych zosta�y u�yte kostiumy i maski. I nie omija to najwi�kszych tw�rc�w". Ryszard Matuszewski, autor wyboru z roku 1978, stwierdza�: "Sztuki poza konwencj� nie ma. I chocia� nie jest dobrze, kiedy poeta sam� bieg�o�ci� kunsztu pragnie si� nam podoba� i przy jego pomocy ukry� przed nami swoje w�asne wn�trze, to jednak triumf odnosi tylko w�wczas, gdy dla w�asnych tre�ci potrafi odnale�� styl w�asny. By� mo�e, i� Staff nale�y dzi� w pewnej mierze do poet�w przechodz�cych przez czy�ciec, jakim jest droga od tej formy uznania i rozg�osu, kt�ra towarzyszy poetom wsp�czesnym, do tej, jaka jest udzia�em tzw. klasyk�w. By� mo�e dla niekt�rych najwy�szy jest jeszcze Staff "wsp�czesny", ten ostatni, z "Wikliny" i "Dziewi�ciu Muz". Wydaje si� jednak, �e dojrza�y i pe�ny odbi�r poety, ten, ku kt�remu sterujemy i kt�ry ma szanse sta� si� udzia�em pokole� nadchodz�cych, to przede wszystkim odczucie my�lowej i artystycznej wagi oraz historycznej roli Staffa: poety, kt�ry wype�niaj�c dorobkiem swym przesz�o p� stulecia, by� - jak ma�o kto przed nim i po nim - ��cznikiem mi�dzy tradycj� i nowymi pr�dami liryki naszego czasu". Czemu zestawiam te dwie opinie? R�ewicz ma racj�, gdy pisze, �e utwory, kt�re nie s� w�a�ciwie wierszami, a okre�leniem sytuacji poety, takie jak "Przebudzenie", powstaj�ce w sytuacjach granicznych, utwory "sprozaizowane", stworzy�y poezji - po do�wiadczeniach, jakie ludzko�� przesz�a i przechodzi w wieku dwudziestym - mo�liwo�� dalszego istnienia i rozwoju. �e uprawianie poetyckiego "ta�ca", bez wzgl�du na to, co dzieje si� w nas i doko�a nas, jest tyle� ja�owe, co bohaterskie, tyle� optymistyczne, co �mieszne. Takim bohaterskim i optymistycznym poet� by�, my�l�, Julian Przybo�, bowiem �w specjalny "poetycki" j�zyk, o kt�rym m�wi R�ewicz, to nie jest w moim odczuciu wy��cznie kwestia rym�w, ale i metafory, ale i "wysokiego" stylu. Sam na sw�j spos�b patetyczny i pompatyczny nie by� autor "R�wnania serca" najlepszego zdania o poezji Staffa, dostrzega� w niej rymowany zapis impresyj i nastroj�w, sentymentalizm i pompatyczno��. "M�ode pokolenie na emigracji - pisa� we wst�pie do antologii wierszy londy�skiej grupy Kontynenty - jest antysentymentalne. Powojenna liryka w kraju, ta �ywa i rozwijaj�ca si�, ta, kt�ra si� w historii poezji liczy, nie nawi�zuje do Staffa i jego uczni�w." Tyle dygresji o Przybosiu. Matuszewskiego za� zacytowa�em, bo jak R�ewicz te� ma racj�. Nie ma sztuki poza konwencj�. Cz�� wierszy z ostatnich tom�w Staffa, kt�re w swoim czasie za takie utwory uchodzi� mog�y, czytana dzisiaj sprawia wra�enie wierszy konwencjonalnych. Czytam histori� I widz�, co� robi� Przez tysi�clecia, Cz�owiecze! Zabija�e�, mordowa�e� I wci�� przemy�liwasz, Jak by to robi� lepiej. Zastanawiam si�, czy� godzien, Aby ci� pisa� przez wielkie C. Gdyby kto� chcia� zadebiutowa� tym wierszem w roku 1983, mia�by pewnie spore k�opoty. Jak wi�c to jest? W przypadku debiutanta uwa�aliby�my ten wiersz za niegodny publikacji, kwesti� w nim poruszon� za tak oczywist�, tak banaln�, �e niewart� dyskusji, tu za� nad wierszem tym si� zatrzymujemy, do wyboru co prawda go nie w��czamy, ale po chwili wahania, nie do ko�ca pewni, czy s�usznie, bo jako wiersz Staffa sprawia na nas wra�enie wypowiedzi wa�nej. Wa�ne wi�c nie tylko to, co si� m�wi, ale i kto m�wi? Wygl�da na to, �e wa�ne. Wiersz debiutanta do niczego nas nie odsy�a, wiersz Staffa odsy�a nas do innych wierszy Staffa, do tych, w kt�rych mieli�my do czynienia z poetyckim "ta�cem". Nie ma sztuki poza konwencj�. Dzi�ki kontrastowi jednak mi�dzy tym wierszem a poprzednimi wida�, �e nie konwencja jest wa�na, a co� poza ni�. Kto�, kto �piewa�, nagle zaczyna m�wi�. Wida� ma powody. Kto�, kto chcia� by� inny, nagle m�wi jak jeden z wielu, wypowiada rzeczy, kt�re m�g�by wypowiedzie� ka�dy. Ju� w wierszu Tajemnice z tomu "Ucho igielne" pisa� Staff: O, Panie, chcia�em wyosobni� siebie, I dzisiaj jestem jako kamie� w glebie. Czylim nie g�upi by�, chc�c by� jedyny, Gdy jest jedyny li�� ka�dej ro�liny? /.../ I c� ja umiem i w czym jestem krzepszym, Je�li nie umiem czu� si� pierwszym lepszym? My�l�, �e wiedzia� - nie od pocz�tku, ale zrozumia� stosunkowo wcze�nie - �e poeta jest jednym z wielu i stosunkowo szybko wyzwoli� si� z bohaterskich p�z m�odzie�czej - i m�odopolskiej - egzaltacji, przebudzi� si� ze sn�w o pot�dze, kt�re w jego �nie by�y zreszt� snami o panowaniu nad sob�, nad w�asn� s�abo�ci�, a nie o panowaniu nad innymi. Mo�e to i - jak cz�sto, mo�na si� spiera� - nudny poeta, ale bez w�tpienia poeta m�dry. Wybieranie jest zarazem warto�ciowaniem. Po lekturze wierszy Staffa, a jego dorobek jest olbrzymi, po lekturze tych kilkudziesi�ciu tysi�cy wers�w doszed�em do przekonania, �e dla wyboru obj�to�ci oko�o 10 arkuszy najlepszym rozwi�zaniem b�dzie przyj�cie zasady uk�adu chronologicznego. To, co uda�o si� R�ewiczowi, kt�ry pokaza� Staffa w�asnego mi�dzy innymi dzi�ki specyficznemu skomponowaniu tamtej ksi��ki, nie wydaje mi si� mo�liwe do powt�rzenia. Z tego, co napisa�em wcze�niej, powinno wynika�, �e ceni� tw�rczo�� autora "Wysokich drzew" wysoko, ale niechaj b�dzie to powt�rzone jeszcze raz. Ceni� t� tw�rczo�� wysoko, ale czytaj�c j� odczuwam wszelako do�� cz�sto �al, wynikaj�cy z uczucia pewnego zawodu. M�j Staff prywatny by�by to Staff ca�ych wierszy takich jak "Zmierzch": W polu u drogi rozstajnej Przy rozwalonym wp� p�ocie, Stoi krzy� prosty, zwyczajny, Taki jak sta� na Golgocie. Z rozpostartymi ramiony Przemawia niem� rozpacz�. Czarne obsiad�y go wrony, Strz�saj� pi�ra i kracz�. G�r� chmur niskich k��b p�ynie Sinym, �a�obnym �achmanem. Co dzie� o zmierzchu godzinie Stoj� tam z Mari� i z Janem. takich jak "Zatarty fresk", jak "Musica prohibita", ale i takich jak wiersze ze szkolnych wypis�w: "Deszcz jesienny", "Pierwsza przechadzka", "Podwaliny", Staff "Wieprza i Gnoju", r�wnocze�nie jednak i Staff zachowany we fragmentach. Tu pos�u�� si� przyk�adem jednego utworu. W "Wozie Wielkim..." by�by to Staff dw�ch ostatnich strof, nie czterech, a ju� z pewno�ci� nie drugiej. By�by to wreszcie Staff kawa�k�w wierszy, u�omk�w poemat�w, poszczeg�lnych obraz�w niekiedy pojedynczych por�wna� i metafor. Staff na podobie�stwo Safony, z kt�rej pozosta�y okruchy. Cho� w jego utworach zachowa�y si� wszystkie litery, wszystkie s�owa, odnosz� wra�enie, �e jakie� barwy, jakie� tre�ci, jakie� esencje z nich ulecia�y. Bo nie wszystko w tej poezji wydaje si� konieczne, wiele z tych wierszy czyta si� tak, jakby mia�o si� przed oczami napis na kamieniu cz�ciowo zatarty. A przecie� i te ma�o czytelne, jakby w nieznanym j�zyku strofy, poematy kogo� kiedy� porusza�y i wzrusza�y. Ten wypreparowany Staff, ta antologia osobista ca�o�ci, fragment�w, okruch�w - kt�r� chc�c nie chc�c uk�adam, bo ona sama uk�ada si� w trakcie lektury - to te� by�by Staff wielom�wny. Z jednej strony poeta kultury, z drugiej - poeta metafizyczny, z trzeciej - poeta codzienno�ci, z czwartej - poeta podejmuj�cy obowi�zek reagowania na burze dziejowe czasu, w kt�rych �y� mu przysz�o. Wiersze spo�eczne, polityczne, patriotyczne te� si� w tej antologii znajduj�; szlachetna retoryka i patos - cho� nie na takie sprawy nastrojona by�a Staffowa lutnia - brzmi� czasem czysto i chwilami zaskakuj�co wsp�cze�nie. Leopold Staff rozmawia z Bogiem, Leopold Staff wsp�czuje bli�niemu, Leopold Staff podr�uje po W�oszech... Ogrody Staffa... Poeta dumy... Poeta pokory... Ile� mo�liwych rozdzia��w w tej wyobra�onej antologii. Robi� wyb�r, to i�� na kompromis. To kierowa� si� w�asnym gustem i smakiem, ale i szacunkiem dla autora. Ja te wiersze wybra�em, a wi�c i ja bior� za nie odpowiedzialno��, podpisuj� si� pod nimi? Sprawa jest bardziej skomplikowana. Ja te wiersze wybra�em, to znaczy, �e w ka�dym z nich jest co�, co mi si� podoba i to co� przewa�y�o szal�. Ale statystycznie rzecz bior�c z ka�dych pi�ciu linijek mog�em w��czy� do wyboru tylko jedn�. Wi�c w�r�d tych utwor�w, kt�re w ksi��ce tej si� nie znalaz�y, sporo jest takich, kt�rych mi �al, �e musia�em je pomin��. Niekt�re odsun��em w przyp�ywie - ma�ostkowej mo�e - irytacji. I tak na przyk�ad nie znajdzie tu Czytelnik wiersza "Lipy": Odk�d dla Muz i w�asnej powa�nej igraszki, W ch�odnym cieniu ochronnej lipy czarnoleskiej, Wy�piewa�e� na lutni swej pie�ni i fraszki, Pogodn� sztuk� z rymem wi���c rym kr�lewski: Od czterech wdzi�cznych wiek�w i dla wiecznej chwa�y, Z�otej jak mi�d natchniony w tym pisanym dzbanie, Wszystkie kwitn�ce stodko lipy w Polsce ca�ej Pachn� imieniem twoim, Kochanowski Janie! I nie jest to kwestia konwencji tego wiersza. Nale�y on do takich utwor�w Staffa, kt�re s� dla mnie utworami ze skaz�. W odniesieniu do poety uchodz�cego za wz�r doskona�o�ci formalnej stwierdzenie takie jest mo�e zaskakuj�ce i cokolwiek ryzykowne. To "Kochanowski Janie!", to nazwisko przed imieniem od tego wiersza mnie odrzuca. Sk�din�d w nieskazitelnym sonecie "Kowal" te� dopatrzy� by si� mo�na pewnej rysy: "z swych otch�ani"; my�l�, �e hipotetycznemu debiutantowi A.D. 1983 owo "z swych" by wytkni�to. "Najszybciej starzej� si� utwory, do kt�rych zosta�y u�yte kostiumy i maski." Zapewne to prawda. Moda nie tylko ubior�w i kobiet dotyczy, w poezji te� w zale�no�ci od sezon�w "nosi si�" r�ne rzeczy. Zapewne Staffowi by�o do twarzy z poematami z tomu "�ywi�c si� w locie" w roku 1922. Zapewne szybciej starzej� si� utwory d�ugie ni� kr�tkie liryki. A jednak zdecydowa�em si� na w��czenie "Pie�ni wysokiego wichru" i "Przed�piewu rado�ci" do tego wyboru, chc�c pokaza� i takiego Staffa. Chcia�em go bowiem pokaza� wszechstronnie i tym, co jego w�asne i niepowtarzalne, ale i tym, co b�d�c jakby mniej staffowskie, pozwala jednocze�nie dostrzec analogie czy wsp�brzmienia jego poezji z poezj� licznych mu wsp�czesnych. St�d te� obecno�� wierszy, kt�re same w sobie nie budz� specjalnej mojej admiracji, ale bez kt�rych trudno by�oby uzmys�owi� sobie pokrewie�stwa poezji Staffa z poezj� przywo�anego na wst�pie r�wie�nika autora "Od jazdu w marzenie" - Boles�awa Le�miana. A skoro m�wili�my o kostiumach, modzie, sezonach, o tym, co si� nosi, pos�u�my si� jeszcze por�wnaniem z bi�uteri�: nawet, gdy jej formy i kszta�ty nie odpowiadaj� gustom epoki, zachowuje ona sw� warto��, gdy wykonana jest ze szlachetnego kruszcu. I tak� warto�� zachowuje poezja Staffa, nawet gdy zmieniaj� si� kanony nie tylko poetyckie, ale i poczucie normy j�zykowej w potocznym odczuciu. Ten poeta filozoficznej zadumy, poeta podr�y, poeta �adu moralnego, nestor i feniks, poeta trudnej pogody i trudnych czas�w, ten poeta wci�� jeszcze mo�e si� nam przyda�. Problem�w si� nie rozwi�zuje. Problemy si� prze�ywa, Jak dnie, kt�rych, gdy min�, ju� nie ma. Jak szaty zu�yte, Z kt�rych si� wyros�o, Spadaj� z ramion I w drzwi ostatnie Wchodzisz nagi i wolny Jak �wit. Sam Staff wszed� w te drzwi 31 maja 1953 roku. Jego ziemskie pielgrzymowanie, kt�re zacz�o si� 79 lat wcze�niej we Lwowie, dobieg�o kresu w Skar�ysku Kamiennej. "Nie zna�em w Warszawie nikogo. S�ysza�em tylko, �e po powrocie z Rosji osiedli� si� tam Staff, b�stwo mojej m�odo�ci. Do kog� wi�c mia�em si� zwr�ci�, je�li nie do poety, kt�ry wydawa� mi si� ojcem poetyckim, kt�rego wiersze umia�em masami na pami�� i o kt�rym my�la�em zawsze z podziwem i czu�o�ci�" - pisa� w "Dzienniku poety" Kazimierz Wierzy�ski, wspominaj�c swoje pierwsze spotkanie ze Staffem w roku 1918. W "Przygotowaniu do wieczoru autorskiego" Tadeusz R�ewicz wspominaj�c za� dziesi�cioletni� znajomo�� z autorem "Martwej pogody", pomie�ci� i ten wiersz zatytu�owany "Zna�em boga poezji": Zna�em boga poezji Apollina by� to stary cz�owiek z rzadk� br�dk� u�miecha� si� �agodnie zamkn�� zielon� furtk� w sadzie i wszed� w cisz� g��bsz� a z nim piesek o uszach wspania�ych jak witra�e w katedrze b�g poezji mieszka� na nowym �wiecie 60 i nikt nie wiedzia� �e nazywa si� Leopold Staff umar� poszed� jak kamie� w wod� ciszy kr�gi doko�a rosn� wi�ksze To, �e po tej stronie drzwi zosta�y pr�cz tego, co napisa�, takie �wiadectwa, wydaje mi si� wa�ne, one te� s� cz�stk� jego spu�cizny, z kt�rej co� wynika w czasach, w kt�rych o �yczliwo�� nie �atwiej ni� o czyste powietrze. Bohdan Zadura Ze zbioru "Sny o pot�dze" (1901) Kowal Ca�� bezkszta�tn� mas� kruszc�w drogocennych, Kt�re zaleg�y piersi mej g��b nieodgad��, Jak wulkan z swych otch�ani wyrzucam bezdennych I ciskam j� na twarde, stalowe kowad�o. Grzmotem m�ota w ni� wal� w radosnej otusze, Bo wykona� mi trzeba dzie�o wielkie, pilne, Bo z tych kruszc�w dla siebie serce wyku� musz�, Serce hartowne, m�ne, serce dumne, silne. Lecz gdy ulegniesz, serce, pod m�ota �elazem; Gdy p�kniesz, przeciw ciosom stali nieodporne: W py� ci� rozbij� pi�ci mej gromy potworne! Bo lepiej gi�, zmia�d�one cyklopowym razem, Ni�by� �y� mia�o w�asn� s�abo�ci� przekl�te, Rys� chorej niemocy ska�one, p�kni�te. Melodie zmierzch�w Autorowi "Melodii mgie�" K. Tetmajerowi Porzu�my groty g�uche, gdzie dzie� nas zepchn�� z�oty, Na �wiat biegnijmy chy�e na ziemi� zwr��my loty! Zapada jasne s�o�ce. Szybko jak b�yskawice Le�my d�oniami mrozu zakrywa� s�o�cu lice. W przepa�ci je zepchniemy, na z�oty py� pot�uczem I wzlecim popod niebo �urawi ciemnych kluczem. Potem si� rozpierzchnijmy na wszystkie �wiata strony I cicho rozwiewajmy zmierzchowych szat welony. Obleczmy w czarny jedwab jeziora szyb� g�adk�, Biegnijmy czo�a szczyt�w obrzuca� cieni�w siatk�. A gdy spotkamy s�o�ca promie� lub blask zb��kany, Tropmy go przez g�r grzbiety, lasy i �pi�ce �any; A gdy �cigany w wody zwierciad�o ciemne wpadnie, Go�my go w�r�d fal cichych i w mu� zagrzebmy na dnie; Gdy w jar si� skryje, wp�d�my w najg��bsze go szczeliny I zasnuwajmy szar� tkanin� paj�czyny. Le�my, wiotkie i ciche, w sio�a, w u�pione chaty, Z serc ludzkich smutk�w gorzkich wykrada� plon bogaty I po b��kit�w bladej rozrzu�my je roztoczy, A� od nich ca�e nieba sklepienie si� zamroczy. Potem, znu�one, senne, milcz�co i powoli Po��my si�, by spocz��, w bruzdy zoranej roli I patrzmy, jak noc idzie sia� ziarna gwiazd z�ociste, Z kt�rych dla marzycieli wzrosn� sn�w kwiaty czyste. Przychodzi do mnie noc�... Przychodzi do mnie noc�, bierze mnie w ramiona I jest mi dobrze, cicho, cho� nie wiem, kto ona... M�wi, �e s� podniebne, zawrotne prze��cze, Gdzie stopy tylko jasne opieraj� t�cze; �e w skalne pustki schodzi g�usza taka cicha, �e s�ycha�, jak rozgrzany g�az �ar s�o�ca wdycha; �e pomi�dzy le�nymi, dzikimi wykroty Spoczywa zakopany tajemnie skarb z�oty; �e s� wody umar�e pod zielon� ple�ni� W ost�pach tak zapad�ych, �e o wichrach nie �ni�; �e noc� ponad ciemne, grz�skie trz�sawiska B��kitny lata ognik, migota i b�yska; �e nie wszystko odarto z tajni i uroku I jest gdzie dusz� b��dzi� o wieczornym zmroku. Szeptem swym mnie usypia u bia�ego �ona I jest mi dobrze, cicho, cho� nie wiem, kto ona... Straszna noc Czasem zapada straszna noc, g�ucha, upiorna... Noc beznadziejna, sina i groz� potworna... �wiat odr�twia�y ciszy bezdusznej milczeniem �pi pod sn�w o�owianych t�ocz�cym brzemieniem... Gwiazdy w g�rze l�ni� martwe i zimne bole�nie, Ksi�yc jak bia�a bry�a lodu skostnia� we �nie... Czasem zapada straszna noc, upiorna, g�ucha... W noc tak� j�k topielic z toni rzek wybucha; Rosa w kwiatach w jad zmienia sw� o�ywcz� si�� I kwiaty wi�dn�, chor� trucizn� opi�e; Kruk, kamienn�, grobow� cisz� przera�ony I trupim blaskiem nocy, w �pi�cych las�w strony Porywa si� i czarnym skrzyd�em za�opoce, I leci skry� si� w ciemn� g�szcz... O, straszne noce... A bladzi ludzie w tak� noc o �mierci roj�, A ci, co marz�, silniej dr��c� d�oni� swoj� Cisn� serce t�tni�ce w piersi nazbyt g�o�no; Ci, co wiedz�, �e dzisiaj snem cichym nie posn�, I czo�o rozpalone wspieraj� na d�oni, Czuj� ros� zimnego potu na swej skroni; Ci, kt�rym dusz� ciemna, krwawa zbrodnia plami, Z posiwia�ymi ze snu budz� si� w�osami... G�odne psy wyj� w��cz�c si� zgraj� tu�acz�, A ma�e dzieci strach�w si� boj� i p�acz�... Gdzie� w ciep�ej izbie ludzie siedz� przy kominie: Nikt nie wa�y si� przerwa� milczenia, jedynie Matka oczy na �cian� obr�ci bezwiednie, Spojrzy i szepnie: "Zegar stan��", i poblednie, I wszyscy zimnym dreszczem wstrz�sn�li si� trwo�nie, A dziewcz�ta pocz�y si� �egna� pobo�nie... W noc tak� gdzie� starucha d�wiga si� z bar�ogu Chora i dr�y, czy �mier� ju� nie stoi u progu, I trwo�na, chce odegna� blisk� chwil� zgonu, I zamawia chorob� czarem zabobonu. W tak� noc matk� s�ab�, wyn�dznia��, g�odn� Czarne rozpacze p�dz� ponad topiel wodn�: Z rozwianym w�osem, z dzie�mi ponad wod� kroczy I p�acz�cym biedactwom zawi�zuje oczy, B��dzi po stromym brzegu w p�nocnej pomroce Szukaj�c g��bi... Straszne, beznadziejne noce... A gdy dzie� wyrwie ludzi z nocnych m�k otch�ani, Budz� si� smutni; chodz� bladzi, ob��kani, Jak gdyby jakim� ci�kim przyt�oczeni ciosem, I s�uchaj� z�ych wie�ci szeptanych p�g�osem: �e ch�op �lepego ojca udusi� pod lasem, Aby dobytek jego zagarn�� przed czasem; �e �mier� by�a tej nocy u pi�knej dziewczyny, Co wi�a sobie wianek dzi� na za�lubiny; �e niewiasta, co Boga prosi�a gor�co D�ugie, bezdzietne lata o p�odno�� rodz�c�, A� w ko�cu si� poczu�a matk�, wys�uchana, Powi�a p��d nie�ywy... Nie zb�aga�a Pana... Czasem zapada straszna noc, potworna, g�ucha... Strwo�eni, s�abi starce z tchem oddaj� ducha... Nikt nie klnie, bo si� korzy przed Nieznanym z trwog� - Nie modli si�, by nie kl�� skarg� nieprzytomn�, I tylko gwiazdy modl� si� cisz� ogromn�... O, �e si� jasne gwiazdy wtedy modli� mog�!... O co si� zimne gwiazdy wtedy modli� mog�... S�ota Deszczem m�y brudna, nudna s�ota, Miarowo pluszcze i chlupota W rytm nieustanny, monotonny, Jakby �ebraka j�k przedzgonny. Wszystko oblepia mokra chmura, Szara, wilgotna mg�a ponura... Sennym chlupotem m�y szaruga Leniwa, oci�a�a, d�uga... Nad wod� szar�, m�tn�, brudn�, Rozlan� w bezbrze� hen bezludn�, Na d�d�u potworek siedzi ma�y, Topielczyk wod� nap�cznia�y. G�owa po��k�a, du�a, blada Sennie na piersi mu opada, Jego bezmy�lne, t�pe oczy B��dz� po chmurnych w�d roztoczy. I, osowia�y wielk� toni�, Uderza w wod� p�ask� d�oni�, I pluszcze, chlapie w wod� m�tn�, A deszcz melodi� m�y natr�tn�. Padaj� z wolna krople du�e W siwe rozmok�ych b�ot ka�u�e, S�cz� si� po sczernia�ym murze... O rynny t�uk� niesko�czenie I rozlewaj� w kr�g znu�enie I oboj�tne odr�twienie... Bez ko�ca, sennie i miarowo Deszcz pluszcze ponad moj� g�ow�, Kapie, chlupota gdzie� ko�o mnie... Marz� co� sennie, nieprzytomnie... Na brzegu wody niesko�czonej, Nud� szarugi odr�twionej, My�l moja pada, mdleje, drzemie... Krople d�d�u lec� na me ciemi� Bez ko�ca, sennie i miarowo... Topielczyk usiad� nad m� g�ow�, Podnosi �ebek sw�j leniwy, W oczach mu ognik gra z�o�liwy. Trucizn� zgni�ych w�d nad�ty; Patrzy ob��dnie u�miechni�ty I ku bezmy�lnej swej igraszce Po obola�ej mojej czaszce Uderza ��t�, p�ask� d�oni� W takt kropel deszczu, kt�re dzwoni�, Lec�c miarowo w wod� m�tn�, Melodi� nudn� i natr�tn�. Zabite drzewo Z ciemnych mojego lasu drzew jedno najcichsze Ukocha�em, najbardziej smutne i najwiotsze: Brzoz�, co nie szumia�a w najszale�szym wichrze, Zawsze niema, cho� wiatru wiew si� o ni� otrze. Wszystkich innych drzew zna�em najl�ejsze poszumy, Tylko to jedno tajni swej mi nie otwar�o... Pr�no je ma t�sknota w�r�d bladej zadumy Oplata, by w nim dusz� o�ywi� zamar��. Nie wia� wicher, kt�remu obudzi� je dano... I gniew wsta� we mnie... D�o�mi chwyci�em w�os brzozy I targn��em, by wydrze� cho� skarg�, j�k grozy... Milcza�a... Moc� dzik�, szale�stwem wezbran� Po�ama�em j�... Le�y zabita m� d�oni�... Nie wyszumia�a tajni swej... A wichry goni�... Modlitwa Chro�, Panie, w�t�� mojej duszy ziele� Od podeptania i martwych spopiele�, Abym w�r�d �ycia Ostatniej Wieczerzy Czu� jej aromat balsamiczny, �wie�y. I niech, rozpi�ty na krzy�u konania, Nie widz� s�o�ca, co w pomrok si� sk�ania, Lecz niech mi wiara, Matka Bole�ciwa, Wska�e dal, gdzie si� �wit nowy odkrywa. Z�a chwila M�cz� mi� jakie� mary pe�ne ciemnej z�o�ci, M�c� mi cisz�, w mroki zapada ma dusza, Chc� �ni� sen jaki� jasny, co chmurn� my�l zg�usza Dziewczyna konaj�ca marzy o mi�o�ci... Nad martwym swoim p�odem p�acze po�o�nica... Zaraza wesz�a w chaty �pi�ce na r�wninie... Po rzece trup dziewczyny poha�bionej p�ynie... Kto�, wzgardziwszy sam sob�, plun�� ludziom w lica... Z�e sny! Niech jasny b��kit w g�rze si� rozpostrze! Cuda chce ry� w onyksie mego d�uta ostrze - �ni�y si� or�om w klatce bezbrze�a swobodne... Z�e, ciemne sny! Chc� marzy� po�udnia pogodne Sierota biedne oczy wyp�aka�a z �alu... Majacz� ob��kani w pos�pnym szpitalu... Bogowie zmarli Moc zbudzi�a w nim but� i dumy gniew wra�y, I� nie �cierpia� nad sob� d�oni b�stw ciemi�skiej. Wchodzi w �wi�tyni�, w sile swej pot�gi m�skiej, By tych, co nad nim w�adn�, postr�ca� z o�tarzy. Czu� sw� wielko�� i wiedzia�, �e sam sobie starczy By� bogiem �wiatow�adnym, bo moc w duszy chowa�. I pos�gi potrzaska�, obali� na powa� - Nie pad� grom z twarzy b�stwa skamienia�ej, starczej. Bogi zmar�y... Powraca ku drzwiom �wi�tokradca I l�k go zdj��, �e kiedy otworzy wierzeje, Ujrzy �wiat przera�ony... bo tam skona� W�adca!... Przestw�r w rozpacznym szale zgrozy skamienieje!... Rozchyla drzwi... otwiera oczy trwog� m�tne... Patrzy: Wszystko, jak by�o... zimne... oboj�tne... Triumf Przeznaczenie stoczy�o b�j straszny, ostatni Z cz�owiekiem. Pad� syn ziemi powalony kl�sk� Buntownik wieczny, zmo�on bezsi�� niem�sk�, Pr�no w przemocy twardej szamoce si� matni. Moc tajna triumfuje. Za bunt�w przekle�stwa Zdusi�a w nim, co dumne, mo�ne i naj lepsze - Teraz mu zbite cz�onki w przestworzu rozeprze I do gwiazd je przybije na wieczne m�cze�stwa. Zawis� olbrzym w przestworzu na gwiazdach rozpi�ty, Zimny milczeniem dumy, kl�sk� nieugi�ty. I czu�, �e czas ju� zniszczy� byt m�ki cz�owieczej. Szarpn�� si� i spadaj� gwiazdy do� przykute... Pl�cz� si�, mia�d��... W bezdnie mrokami zasnute Od wiek�w wytyczony �ad run�� wszechrzeczy... Echo W�r�d swawolnej gonitwy w boru g�stwie starej Us�ysza� faun rozkoszne s�owo obietnicy Z gor�cych ust rusa�ki nagiej, �niadolicej I pobieg� sw� rado�ci� hukn�� w mroczne jary. I tchn�� z swej piersi szcz�cia szale�stwo ucieszne W fletni�, a d�wi�k wylata szklan�, barwn� kul�, Spada w jar, gdzie do stromych �cian kar�y si� tul� I patrz� d�ugobrode, zadziwieniem �mieszne. Chwytaj� bujaj�ce dziwo, cud t�czowy I jeden go drugiemu niby pi�k� ciska... Kula grzmi echem, t�uk�c si� o ska� urwiska, I �oskotem rozbudza u�pione parowy... A faun wzi�� si� pod boki, porwany zachwytem, I hucz�c �miechem, w ziemi� uderza kopytem... Dzwony Chowa�em dzwony w piersi mej, ponure, gro�ne, g�uche dzwony, Drzemi�ce niby w mrocznej mgle dzwonnicy cichej, opuszczonej. Czuwa�em trwo�nie nad ich snem, bo by�em w sercu pe�en l�ku, By si� nie zbudzi� �pi�cy spi� z huraganowym echem j�ku; Czuwa�em trwo�nie nad ich snem t�ocz�cym, ci�kim jakby o��w, Kocha�em bowiem senny czar opustosza�ych ju� ko�cio��w. O, duszo! Czemu� w ow� noc, gdy w gruz run�y twe �wi�tnice, Rozpacz� swych zgorzknia�ych ust plun�a w zmierzch�ych nieb ciemnice? O�lep�y blade oczy gwiazd od jad�w twej pio�unnej �liny I przera�enia �lepy strach widnokr�g ziemi zaleg� siny. O, w ow� straszn�, krwaw� noc dzwony si� obudzi�y senne, Gromowej nawa�nicy sztorm lej�c w otch�anie sfer bezdenne. Z bezdni, gdzie g�uchy le�a� mrok, pomruk wyd�wign�� si� ponury, Wyros�o tysi�c nagich r�k, chwyci�y silnie dzwon�w sznury I rozkie�znany, dziki sza� prostuje, kurczy r�k nawa��, Co rw� i szarpi�, jakby w strz�p rozrywa� chcia�y �wiaty ca�e! Szarpi�cych r�k szata�ski sza� rozdziera pier� brocz�c� w m�ce! O, nieznu�one w wiek�w wiek, tysi�czne, nagie, silne r�ce... Rozko�ysane w grozy j�k, w ryk rozszala�e hucz� dzwony! Z�owieszczy lament dzikich trw�g! Ob��d rozpaczy rozjuszonej! D�awi�cy w g�uszy czyha strach! Ogniste wal� z chmur pioruny W miedziane szczyty wznios�ych wie�! Pomrok zala�y krwawe �uny! Blu�nierczej skargi bunt i gniew! Duszonych starc�w ci�kie skony! Rozko�ysane w grozy j�k, w ryk rozszala�e hucz� dzwony! Rozko�ysane w grozy j�k, w ryk rozszala�e dzwony hucz�! A ka�dy huk spi�owych p�uc bucha brzemienny krwaw� tucz�! Morze dymi�cej, spiek�ej krwi rozlewa w kr�g odm�ty b�otne, Kt�re si�gaj� ju� mych ust, jak w�e �liskie i wilgotne! Huk ka�dy ciosem wali w skro�, zbola�� skro� rozmia�d��, st�ucz�! Rozko�ysane w grozy j�k, w ryk rozszala�e dzwony hucz�! O, dzwony, dzwony, dzwon�w huk! Ka�dy powietrza nik�y atom Zmieni� si� w w�ciek�y, g�o�ny dzwon i skargi swoje wie�ci �wiatom. Ka�dy powietrza atom grzmi, burz rozp�tanych sza� rozlewa I wrzaskiem tysi�ckrotnych ech ryki potworne zn�w odbrzmiewa! Z ka�dego dzwonu wali grom! Krew bucha z ka�dej dzwonu czary! Huk! Niesko�czono�� dzwon�w! J�k! W kr�g bezkres dzwon�w! Huk w bezmiary! Wszech�wiat si� ca�y dzwonem sta�, a jam jest sercem tego dzwonu! Olbrzymi dzwon brzeg opar� sw�j o widnokr�gi niebosk�onu. Tr�cony w ruch, rozchwiany w p�d, rozmachem miota si� i ciska, Buja nad chmury, spada w d�, szalona, straszna ma ko�yska! Ja, serce dzwonu, pe�en trw�g- w spazmie przera�e� oszala�em I w stuj�zyczny twardy spi� uderzam okrwawionym cia�em! B�yskawicowym lotem gnam. P�d dech zapiera, �wiszcze, smaga! Pruj� powietrze jakby grom, uderza w dzwon pier� moj� naga... G�usz�ce ryki! Ostry b�l! Rozbite cia�o spi� rozdziera! Powrotnym lotem jak wichr gnam. P�d �wiszcze, smaga, dech zapiera! Pruj� powietrze jakby grom, uderzam w dzwon zbola�� skroni�... G�usz�ce ryki, ostry b�l! Rany krwi spiek�ej krople roni�. Zbola�e cia�o broczy krwi�. Padaj� czarne krwi korale W sk��bionych huk�w ciemny wir, w spi�trzone dzikich sza��w fale, W pomroku straszny niec� blask, jakby miotane dla igraszek, �wieci�y krwawe oczy w mgle ze starczych wy�upione czaszek. I p�dz�, gnam i bij� w dzwon, struchla�y w�r�d tych �lepych wzrok�w, I dzwoni tysi�c nagich r�k, i nie m� dla nich p�t ni ok�w! Rozko�ysane w grozy j�k, w ryk rozszala�e hucz� dzwony! Z�owieszczy lament dzikich trw�g! Ob��d rozpaczy rozjuszonej! D�awi�cy w duszy czyha strach! Ogniste wal� z chmur pioruny W miedziane szczyty wznios�ych wie�! Pomrok zala�y krwawe �uny! Blu�nierczej skargi bunt i gniew! Duszonych starc�w ci�kie skony! Rozko�ysane w grozy j�k, w ryk rozszala�e hucz� dzwony! Idziemy Idziemy drog� kamienist�, tward� I bezs�oneczny mamy strop nad g�ow�, I piorunowych chmur gro�b� z�owrog�, I usta �piewne cichych modlitw mow�, Dusz� mi�o�ci� sinych dali hard� I g�azy ostre, krwawi�ce pod nog�. Gdy g�az krwi� twojej stopy si� ubroczy, Pomnij, �e jeszcze s� chorzy i �lepce, Dla kt�rych nie l�ni droga w tajni Synaj. �e ci czu� dano b�l dr�g, kt�re depce Orszak wybra�c�w, co samotnie kroczy, Schyl skro�, uca�uj g�az, lecz nie przeklinaj. Przewodniczka Id� z tob� przez ciemnych ska� turnie... Wiatr miota Zimnym deszczem... Dr�� z trwogi... Ty mnie nie odp�dzasz, Bo wiesz, �e ja - bezsilny, biedny, s�aby n�dzarz - Na przewodniczk� swego wzi��em ci� �ywota... Czy� dusz� m�? Czy� moim niecofnionym losem?... Wied� mnie! Ominiem ska�y, lodowc�w go�oled� I przepa�ci, gdzie serce musi �ka� i bole�... Przed rozbiciem ostrze�esz mnie proroczym g�osem... Patrz! Oto�my przybyli na b��dne rozstaje... Jak tu straszno... jak dziko... Wied� mnie w dal, w zacisze... Noc schodzi i rozpaczne ca�unki rozdaje... Zaciskasz usta... Przem�w! Niech tw�j szept us�ysz� Czemu b��dzisz przed sob� r�kami obiema?... Przeb�g! O, przewodniczko, ty� �lepa i niema! Dziwaczny tum W m�czarni tw�rczej, w bolu nat�onej mocy Trawiony dzikim ogniem, z ob��kanym czo�em, W jeden kolos zla� chcia�em nadludzkim mozo�em Kszta�ty, barwy i d�wi�ki mych bezsennych nocy. I niebywa�y jaki� ko�ci� zbudowa�em, Przygniataj�cy gro�n� pot�g� ogromu! Wewn�trz wznios�em cyklopie pos�gi, ze z�omu Olbrzymich bry� wydarte mego d�uta sza�em! Na �cianach p�dzlem sn�w swych wypisa�em dzieje. Tam m�ka ma w dziwacznych orgiach barw ja�nieje, A z organ�w g�os p�ynie moich pie�ni ciemnych. Kto tu wejdzie, nie pojmie tych dziw�w tajemnych, A ja, co znacz�, odkry� nikomu nie umiem, Bo - tw�rca - mowy w�asnej duszy nie rozumiem! Sen nieurodzony B�d� tworzy�! Rozmachem szaleje mi rami�! Hartownym m�otem b�dzie mi piorun mej si�y! Oto szukam olbrzymiej, cyklopowej bry�y, By sen m�j z ognia wcieli� w marmuru od�amie Wybra�em ogrom skalny, g�az gin�cy w chmurze, Krzyk pot�gi zakrzep�y w kamienn� kolumn�... Bo potrzeba kolosu na me dzie�o dumne, Bo sen m�j chodzi w �wietnej, kr�lewskiej purpurze! Wiem: nik�y b�dzie w g�azu sko�czono�� odziany. Nie w ciebie, karla bry�o, zaklina� tytany! Nie ma w �wiecie ogromu godnego mej mocy! Ca�a ziemia na pos�g mego snu za ma�a!... U�miecham si� wynio�le... d�o� spada wzd�u� cia�a... Hej! �nie nieurodzony, �nie mych wielkich nocy!... Mocarz W kryszta�owej komnacie na tygrysich sk�rach Le�� odziany w przepych mi�kkich, wschodnich tkanin, Ja, ba�wochwalca �ycia, pot�gi - poganin - Kr�l rozkochany w s�o�cu, kwiatach i marmurach. Podnosz� do ust czar� w amety�cie r�ni�t�, Pij� na cze�� mej mocy, na jej wieczne trwanie! Jeden m�j ruch niedba�y, a �wiat nowy wstanie! Wezbrane �ycie �wi�ci we mnie wieczne �wi�to! Nie ma na �wiecie rzeczy pragnionej przeze mnie. Mam wszystko... Pono s� gdzie� ludzie, co tajemnie Trawi� si� �arem t�sknot... Hej, zwo�a� ich, raby! Szcz�liwy sta� si� musi ka�dy n�dzarz s�aby! Dam im z�oto, klejnoty, kosztowne kobierce I serce moje, wielkie, dobre moje serce! Nadmiar Dusza moja to puchar, co z�oto swej tre�ci Przelewa rozpienionym, wezbranym nadmiarem. Dusza moja to wulkan, co ledwo pomie�ci Law� pr�c� sw� uwi� po�arnym oparem. Boska to gra - �ywio�y trzyma� na obro�y, Rozhukanych szale�stwem rumak�w by� panem, Chwyci� burz� za w�osy, sp�ta� - niech si� korzy! I w�ada�, jak igraszk�, grzmi�cym oceanem! Tylko s�aby do�wiadcza czynem swego w�adztwa. Zbyt wielka jest pot�ga ma i me bogactwa! Dla ogromu mej mocy w czynie uj�cia nie ma. Boska to gra - czu� si�y niespo�yte, wieczne, Jak snem bezczynu w ciszy �pi� bezu�yteczne Pod wol� m�, co siln� d�o� nad nimi trzyma! Ze zbioru Mistrz Twardowski Pi�� �piew�w o czynie (1902) �piew pi�ty (fragment) Prawda jest jedna, cho� s� prawd tysi�ce, A ka�dy swoj� ma prawd� jedyn�. Patrz pilnie okiem w g��bie swe milcz�ce Zwr�conym, k�dy tajne �r�d�a p�yn�, Bo nie odgadniesz swem przeczuciem lichem, Jak� ci nagle zjawi si� godzin�. Chocia� nie b�ys�a jeszcze na twem cichem B�oniu z�ocistym kwiatem, lada chwila Mo�e wystrzeli� cudownym kielichem, Z kt�rego m�dro�� blad� twarz wychyla. Bo mimo wiedz� tw� biedn� i marn� W najskrytszej toni, kt�r� mrok opyla, Gdzie� zagrzebane w �yzn� skib� czarn�, K�dy� w pok�adach niezbadanych, �ywie Dawno przed wieki rzucone jej ziarno. I czas nadejdzie, �e patrz�c cierpliwie, Dojrzysz j� nagle, jak w p�nocnym cieniu Dostrzegasz gwiazd� na niebios�w niwie, Chocia� jej wzrok tw�j dot�d w za�lepieniu Nie dostrzeg�. B�y�nie tobie, kiedy snami Dobrymi marzysz lub toniesz w cierpieniu, Mo�e gdy dusza twa mi�dzy gwiazdami T�sknot� blad� upieszczona le�y Lub gdy to� smutku pragniesz zala� �zami. Gdy niespodzianie prawda twa z bezbrze�y Przyjdzie i stanie u twojego boku: Wid niespodziany, nag�y nie rozszerzy Strachem zdziwienia �renicy w twym oku. Bo nie przyleci jak or�y rozgwarn� Burz� niesione w ognistym ob�oku - Z rdzenia twej duszy wykwitnie, gdzie czarn� Skib� przykryte, w pomrokach bez �witu Drzemie przed wieki rzucone jej ziarno. Ze zbioru Dzie� duszy (1903) Upi�r Oni �pi� w swoich izbach spokojni jak wczora, A ja biadam i serce mi m�otem si� t�ucze, Bo dzi� wiecz�r zamkn��em �wi�tyni� - i klucze Z nieostro�nej mej d�oni wpad�y w g��b jeziora... Skro� sw� ustroj� li�ciem ogromnym �opucha, Twarz natr� sobie m�k�, aby by�a blada, �ci�gn� p�aszcz wystrz�piony z �ebraczego dziada I p�jd� mi�dzy ludzi, w �wiat... udawa� ducha... Wiatr mi podarty �achman wydmie niby skrzyd�o Nietoperza... W milczeniu p�nocy ponurem B�d� pod ciche chaty skrada� si�, kosturem Bij�c w u�pione okna, jak trupie straszyd�o... Przera�� ich! Niech wyj� i krzycz� na trwog�, Bylem zg�uszy� swe serce, co t�ucze si� m�otem!... Niech ich skro� tak�e zwil�y si� �miertelnym potem! Niech nie �pi� tak spokojnie, gdy ja spa� nie mog�... Deszcz jesienny O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny, D�d�u krople padaj� i t�uk� w me okno... J�k szklany... p�acz szklany... a szyby w mgle mokn� I �wiat�a szarego blask s�czy si� senny... O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny... Wieczornych sn�w mary powiewne, dziewicze Na pr�no czeka�y na s�o�ca oblicze... W dal posz�y przez chmurn� pustyni� piaszczyst�, W dal ciemn�, bezkresn�, w dal szar� i mglist�... Odziane w �achmany szat czarnej �a�oby Szukaj� ustronia na ciche swe groby, A smutek cie� k�adzie na licu ich m�odem... Powolnym i d�ugim w�r�d d�d�u korowodem W dal id� na smutek i �ycie tu�acze, A z oczu im lec� �zy... Rozpacz tak p�acze... To w szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny, D�d�u krople padaj� i t�uk� w me okno... J�k szklany... p�acz szklany... a szyby w mgle mokn� I �wiat�a szarego blask s�czy si� senny... O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny... Kto� dzi� mnie opu�ci� w ten chmurny dzie� s�otny... Kto? Nie wiem... Kto� odszed� i jestem samotny... Kto� umar�... Kto? Pr�no w pami�ci swej grzebi�... Kto� drogi... wszak by�em na jakim� pogrzebie... Tak... Szcz�cie przyj�� chcia�o, lecz mrok�w si� zl�k�o. Kto� chcia� mnie ukocha�, lecz serce mu p�k�o, Gdy pozna�, �e we mnie skr� roztli� chce pr�no... Zmar� n�dzarz, nim ludzie go wsparli ja�mu�n�... Gdzie� po�ar spopieli� zagrod� wie�niacz�... Spali�y si� dzieci... Jak ludzie w kr�g p�acz�... To w szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny, D�d�u krople padaj� i t�uk� w me okno... J�k szklany... p�acz szklany... a szyby w mgle mokn� I �wiat�a szarego blask s�czy si� senny... O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny... Przez ogr�d m�j szatan szed� smutny �miertelnie I zmieni� go w straszn�, okropn� pustelni�... Z ponurym, na piersi zwieszonym szed� czo�em I kwiaty kwitn�ce przysypa� popio�em, Trawniki zarzuci� bry�ami kamienia I posia� sza� trwogi i �mier� przera�enia... A� strwo�on swym dzie�em, brzemieniem o�owiu Po�o�y� si� na tym kamiennym pustkowiu, By w piersi �kaj�ce przyt�umi� rozpacze I smutk�w potwornych p�omienne �zy p�acze... To w szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny, D�d�u krople padaj� i t�uk� w me okno... J�k szklany... p�acz szklany... a szyby w mgle mokn� I �wiat�a szarego blask s�czy si� senny... O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny... W�dr�wka weso�ego pielgrzyma Jest w dali miasto tajne, skryte w mgle, W wie�cu ogrod�w wiecznej, z�otej wiosny Id� ku niemu przez mroki i d�d�e, A krok m�j lekki i �piew m�j radosny. Cho� droga �mudna, uci��liwy szlak, ��dze w�dr�wki ku niemu nie zgin�, P�ki cho� jeden szczyty kocha ptak, P�ki cho� jedna ��d� p�ynie g��bin�. Na brudnych strz�pach poszarpanych chmur �egluje g�ucha, ziewaj�ca nuda I popi� str�ca z swych obmok�ych pi�r... W rozciek�e b�oto rozlewa si� gruda. Niebo roztapia szary smutek sw�j W ka�u�ach... Wierzba garbata przy p�ocie Ch�ostana wichrem skar�y si� na zn�j, J�cz�c pie�� s�otn� o chorej t�sknocie. Zmok�e topole w dal wlok� si� - hen... Czasem porusz� zaspanymi czo�y, Kroplami strz�sn� z siebie s�otny sen Szepc�c: "�wiat p�acze... Czemu� ty weso�y?..." A ja radosny, nowy rzucam �piew: Zawsze-m weso�y i nic mnie nie sm�ci. Niewdzi�cznik bolom jestem... Znam ich gniew, Lecz im nie daj� wdzi�czno�ci pami�ci Odk�d mi cz�owiek, jako bratu brat, W twarz patrzy, ledwo �wier� wieku czas znaczy Jak �mia� si� - biczem nauczy� mnie �wiat! Przeto weso�y m�j �ywot tu�aczy... Dalekie miasto gdzie� o tysi�c staj Le�y... Ju� d�ugo w�druj� ku niemu... Co dzie� przebiegam jaki� nowy kraj Nieznany, jako ja sobie samemu... Wytrwale zd��am i krzepki m�j ch�d... C� bardziej n�ci nad miasto nieznane? Mo�e u jego jutro stan� wr�t Ol�niony dziwem - albo i nie stan�. - I pos�ysza�a mej beztroski pie�� Smutna, zm�czona trudem dr�g niewiasta... Lito�ci� piersi jej wezbra�a cie��: "Wstrzymaj si�! Nie ma tam �adnego miasta! Wracam z odleg�ych, tam gdzie zd��asz, stron... Lecz wsz�dzie pustka, chwast ugor zarasta... Wsz�dzie tam g�usza, s�ota, l�k i zgon... Tam nigdzie nie ma tajemnego miasta." A jam jej star� uca�owa� d�o�: Rado�� mi nios� s�owa twe z �ez zwite. Gdyby to miasto kto zna�, szed�bym-� do�? D��� do� przeto, �e jest nie odkryte. Nie p�acz, �e pr�no sza� gna mi� jak li��... Jam rad, �e ludzie tam jeszcze nie byli. Mnie ono dot�d czeka... Mam gdzie i��... B�g sp�a� wie�� twoj�, dan� w dobrej chwili! Niewiasta leje siwe per�y �ez: "Sza� wieczny twoim zdradnym przyjacielem! A gdy, nim dojdziesz, przyjdzie zgon i kres?" Hej! I to miasto nie jest moim celem! Ka�dy sam sobie ci�gle jeno �ni, Prze�ywa swoj� w�asn� ba�� o sobie... Im pi�kniej z�oci mi si� cel mych dni, Tym wi�kszym drog� sw� urokiem zdobi�! Tutaj w kr�g b�oto i s�ota, i d�d�e... Tam cuda, chocia� niewidne i mgliste. A je�li nie ma miasta, ja je �ni�! I to jest zdobycz moja - te sny czyste! Niewiasta biada: "Lecz to jeno cie�, A tu jest prawda, �lepcze najbiedniejszy!" Matko! Szcz�liwszy jednak m�j jest dzie�! Wasz �wiat prawdziwy, ale m�j - pi�kniejszy! I przeto id� w miasto skryte w mgle, Po�r�d ogrod�w wiecznej z�otej wiosny... Id� ku niemu przez mroki i d�d�e, A krok m�j lekki i �piew m�j radosny... �e mi na oczach sen m�j z�oty l�ni, Przeto pie�� moja nie j�czy w �a�obie... Ka�dy sam siebie ci�gle jeno �ni, Prze�ywa swoj� w�asn� ba�� o sobie... Odjazd w marzenie Dzwo�, serce moje, na odjazd od brzeg�w! Uczep si� rudych w�os�w b�yskawicy! Czeka ci� tysi�c �r�dgwiezdnych nocleg�w I nieistnienie kresu ni granicy! Tylem ja wy�ni� o�lepie�, mamide�, Takie szale�stwo przyg�d, pi�kno grozy, �e ca�y zda�em si� wichurom skrzyde� I zdj��em trafom zwalczonym powrozy! Ka�dy m�j dzie� by� do odjazd�w got�w W kraj, co si� "Gdzie b�d�, byle w bezkres" zowie Bom jest bajeczny ptak dalekich lot�w I wiecznie cuda nieuchwytne �owi�! Dzikie marzenie, orlica drapie�na, W szpony mnie chwyta! Szcz�liw, �egnam l�dy! To� obietnic� �mieje si� bezbrze�na, Sto przyg�d knuj� ju� zdradzieckie pr�dy! O, wci�� okr��a� nieznane wybrze�a! Nigdy do portu! Nigdy do przystani! Jak cudnie morze gniewem swym uderza, Jak dzielnie smaga ��d� w�ciek�o�� otch�ani! Jak wa� w�d kipi rozpienionym grzbietem, Jak hucz� g��bin zawrotne ogromy! Ciszom pogarda moja jest odwetem, A wielbi� wir�w zdrady i wy�omy! Morze rozp�ka rozziewem zach�annym, Grzmi rozp�d wichr�w w fal podniebne skoki! Pi�cie ba�wan�w zamachem orkannym Druzgoc� w wodzie odbite ob�oki! Na morze, k�dy burza sza� sw�j toczy, P�d�, serce moje, najszcz�liwsze z zbieg�w, W dal, bez powrotu, naprz�d, poza oczy! Tyle ci� czeka �r�dgwiezdnych nocleg�w! P�d�, me marzenie, nigdy niepoprawne, Nieuleczalne, zepsute, wybredne! Bo co najcudniej nam we �nie jest jawne, Dzisiaj nam wykra�� chce spe�nienie biedne! Wy�nionych, naszych w�asnych �wiat�w czysto�� W�� wciele� chwyci� chce w swoje pier�cienie! Chce nam je unie�� a� gdzie� - w rzeczywisto��! P�d�, serce, bo me sny �ciga spe�nienie! Spe�nienie czyha na sny moje zgubnie, By w dotykalny kszta�t wt�oczy� ich wieczno��! Bia�e sn�w szcz�cie kocha samolubnie Dziewicz�, czyst� sw� bezu�yteczno��! Tylko duch s�aby, by wierzy� w sny swoje, Musi je d�oni dotkni�ciem uderzy�... Ja niemo�no�ci nieziszczalne roj�, Bowiem w to umiem wierzy�, w co chc� wierzy�! Jam niegdy� w gwiazdy nie wierzy� na niebie, Bo przewy�sza�y m� si�� zbyt nisk�... Lecz gdy marzeniem wybieg�em nad siebie I gwiazdy, odt�d ju� wierz� we wszystko! Wie podejrzliwa wiecznie ma nadzieja, �e �ycie chwyta sny, jak sid�o ptaki... O, niech mnie wieczna z�uda wykoleja Z tor�w sta�o�ci w niepewno�ci szlaki! Po�r�d rozbuja� ocean�w grzmi�cych Jedn� modlitw� witam ka�dy ranek: Prosz� o szcz�cie nieprzewiduj�cych! Tych czeka wiecznie tysi�c niespodzianek! A rzeczywisto�� moje sny zdobywa! Ja jej zuchwa�� wci�� wydaj� bitw�, A potem pierzcham i oddal mnie skrywa, Bo kocham ci�g�� pogo� i gonitw�! Zwodniczo�� zmienna, niewierna, niesta�a, Co nowych przyg�d wci�� grozi rozruchem, Jest najwierniejszym