2060
Szczegóły |
Tytuł |
2060 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2060 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2060 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2060 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Leopold Staff
Poezje
Wybra� i wst�pem opatrzy� Bogdan Zadura
Wydawnictwo Lubelskie 1986
"Czylimm nie g�upi by�, chc�c by� jedyny..."
Gdzie jak gdzie, ale w poezji subiektywizm jest uprawniony, a
skoro tak, to i mo�na chyba na� sobie pozwoli�, kiedy si� o poezji
pisze. Leopold Staff urodzi� si� w roku 1878, a wi�c bardzo
mo�liwe, �e w tym samym, w kt�rym przyszed� na �wiat Boles�aw
Le�mian, a jednak w przeciwie�stwie do niego by� dla mnie poet�
wsp�czesnym. Kiedy wychodzi�a "Wiklina", mia�em lat dziewi��,
kiedy umiera� - dwana�cie, kiedy ukaza�o si� "Dziewi�� Muz",
ostatni, po�miertnie ju� wydany tom Staffa - trzyna�cie. Za ma�o
to, aby by� �wiadomym obserwatorem tych wydarze�, wystarczaj�co
jednak du�o, by kilka lat p�niej poznawa� Staffa tak, jak si�
poznaje poet�w wsp�czesnych; nie poprzez pomnikowe edycje, poezje
zebrane czy nawet wybory, a poprzez cienkie i ma�o efektowne
pierwsze wydania tomik�w, do kt�rych trafia si� cz�sto przez
przypadek, o kt�rych si� m�wi, kt�re jeszcze stoj� w domowych
bibliotekach na �atwo dost�pnych p�kach, jeszcze nie wyp�owia�e,
jeszcze nie zakurzone, jeszcze nie zastawione przez ksi��ki
nowsze. Jeszcze si� do nich wraca, ju� i jeszcze si� je cytuje,
kr��� jeszcze jawnie w krwiobiegu �ycia literackiego czy
kulturalnego. S�, wida� je. M�g�bym wi�c napisa�, �e Leopold Staff
by� dla mnie poet�, kt�ry zadebiutowa� "Wiklin�" w roku 1957, a
nie "Snami o pot�dze" w roku 1901, o kt�rych nic nie wiedzia�em.
To subiektywne odczucie posiada przypadkiem i g��bsz�, obiektywn�
jakby, wymow� - "Wiklina" by�a bowiem dowodem narodzin poety
innego ni� ten, kt�rego znali czytelnicy "Sn�w o pot�dze", "Dnia
duszy", "Ga��zi kwitn�cej", "U�miech�w godzin", "W cieniu miecza",
"�cie�ek polnych", "Wysokich drzew", "Barwy miodu" czy nawet
"Martwej pogody".
Ca�� bezkszta�tn� mas� kruszc�w drogocennych,
Kt�re zaleg�y piersi mej g��b nieodgad��,
Jak wulkan z swych otch�ani wyrzucam bezdennych
I ciskam j� na twarde, stalowe kowad�o.
Grzmotem m�ota w ni� wal� w radosnej otusze,
Bo wykona� mi trzeba dzie�o wielkie, pilne,
Bo z tych kruszc�w dla siebie, serce wyku� musz�,
Serce hartowne, m�ne, serce dumne, silne.
Takich wierszy jak Kowal nie pisywa�o si� w latach
pi��dziesi�tych, takich jak "Dziwaczny tum" r�wnie�:
W m�czarni tw�rczej, w b�lu nat�onej mocy
Trawiony dzikim ogniem, z ob��kanym czo�em,
W jeden kolos zla� chcia�em nadludzkim mozo�em
Kszta�ty, barwy i d�wi�ki mych bezsennych nocy.
I niebywa�y jaki� ko�ci� zbudowa�em,
Przygniataj�cy gro�n� pot�g� ogromu!
Wewn�trz wznios�em cyklopie pos�gi, ze z�omu
Olbrzymich bry� wydarte mego d�uta szalem!
Na �cianach p�dzlem sn�w swych wypisa�em dzieje,
Tam m�ka ma w dziwacznych orgiach barw ja�nieje,
A z organ�w g�os p�ynie moich pie�ni ciemnych...
Kto tu wejdzie, nie pojmie tych dziw�w tajemnych,
A ja, co znacz�, odkry� nikomu nie umiem,
Bo - tw�rca - mowy w�asnej duszy nie rozumiem!
Takie wiersze nie mog�yby powsta� w roku 1983. A takie jak "W
starym domu"?
W starym domu poni�ej progu
Wiod� ciemne schody w d�
Do piwnicznej spelunki,
Cuchn�cej st�chlizn� i skwa�nia�ym winem.
W�r�d �cian ceglastych jak surowe mi�so,
Z grynszpanowymi zaciekami ple�ni,
�wieca osadzona w wydr��onej rzepie
Rzuca chwiejne �wiat�o na tr�jk� drab�w,
/.../
Gracze patrz� to w karty, to na siebie spode �ba.
Za plecami rudego, zas�oni�ty jego cieniem,
Siedzi trzeci kompan, otulony p�aszczem,
I palcami daje czarnemu ukradkowe znaki.
Milczenie, chwila napi�cia.
Pachnie k��tni�, b�jk�, �elazem i krwi�...
...A ponad progiem na g�rze,
W ubogiej izbie, w ch�odnym �wietle dnia,
Cichy Baruch Spinoza,
Bezkrwisty jak jego B�g,
Siedzi przy oknie zamy�lony
I szlifuje szkie�ka.
A takie jak "Przebudzenie"?
Jest �wit,
Ale nie jest jasno.
Jestem na p� zbudzony,
A doko�a nie�ad.
Co� trzeba zwi�za�,
Co� trzeba z��czy�,
Rozstrzygn�� co�.
Nic nie wiem.
Nie mog� znale�� but�w,
Nie mog� znale�� siebie.
Boli mnie g�owa.
Nie mo�na zapomina�, �e kiedy je Staff pisa�, dla poka�nej
cz�ci i poet�w, i publiczno�ci czytaj�cej zw�aszcza kwestia,
czy
wiersze z rymami pisa� czy bez rym�w, czy wiersz bez rym�w jest
wierszem, by�a - w co z dzisiejszej perspektywy uwierzy� do��
trudno - problemem wcale, wcale powa�nym. Stary Poeta szed� tu
wyra�nie z duchem czasu. Swoj� praktyk� poetyck� opowiada� si� za
pluralizmem form, w dwadzie�cia lat p�niej podobne zjawisko
zaobserwowa� b�dzie mo�na w tw�rczo�ci Jaros�awa Iwaszkiewicza.
Staff si� zmieni�, to prawda, lecz nie by�o w tym pogoni za
mod�. W wydanym w roku 1936 tomie "Barwa miodu" znajduje si�
kr�ciutki wiersz zatytu�owany "Poeto!":
Poeto, gard� oklaskiem mas,
Miej za nic s�aw�!
Biegnij wci�� naprz�d, wyprzedzaj�c czas,
Jak szybkobiegacz kurzaw�!
Czasami ten czas wyprzedza�, czasami dotrzymywa� mu kroku, a
czyni� to przez blisko sze��dziesi�t lat; wystarczaj�cy to pow�d,
aby przypisa� mu w dwudziestowiecznej historii polskiej poezji
miejsce szczeg�lne, bo i szczeg�lna by�a rola, jak� w niej
odegra�. By� poet� wielu pokole�, w Snach o pot�dze pos�uguj�c si�
�rodkami wyrazu charakterystycznymi dla poetyki M�odej Polski,
poddawa� rewizji i przezwyci�a� ograniczenia �wiatopogl�du tej
epoki; odchodz�c od patosu, uwznio�le� i wielos�owia w stron�
konkretu i codzienno�ci torowa� drog� poetom Skamandra, w ostatnim
okresie tw�rczo�ci por�wnywany by� przez krytyk� z R�ewiczem, a i
przez R�ewicza wielbiony. Sandauer nazwa� go "feniksem polskiej
poezji". Coraz to inny, a przecie�... Czy wiersz "Przebudzenie"
tak bardzo r�ni si� od "Dziwacznego tumu"? S� to wiersze w innych
poetykach pisane, to prawda, wydaje si� jednak, �e traktuj� o tym
samym. Centralne problemy Staffa pozostawa�y niezmienne, zmienia�a
si� natomiast forma, w jakiej je wyra�a�. Przeczyta� Staffa, to
wzi�� skr�cony kurs przemian �wiadomo�ci poetyckiej i ewolucji
form dwudziestowiecznej polskiej poezji.
Swoje pos�owie do wyboru poezji Staffa, zatytu�owanego "Kto jest
ten dziwny nieznajomy", wydanego w roku 1963, okre�la� Tadeusz
R�ewicz jako "pr�b� dotarcia do dramatu poezji wsp�czesnej,
dramatu formy", jako pr�b� "okre�lenia sytuacji, w kt�rej rozwija�
si� dramat poezji Leopolda Staffa. Dramat �ywy, zap�adniaj�cy".
Pisa� tam mi�dzy innymi: "Najszybciej starzej� si� utwory, do
kt�rych zosta�y u�yte kostiumy i maski. I nie omija to
najwi�kszych tw�rc�w".
Ryszard Matuszewski, autor wyboru z roku 1978, stwierdza�:
"Sztuki poza konwencj� nie ma. I chocia� nie jest dobrze, kiedy
poeta sam� bieg�o�ci� kunsztu pragnie si� nam podoba� i przy jego
pomocy ukry� przed nami swoje w�asne wn�trze, to jednak triumf
odnosi tylko w�wczas, gdy dla w�asnych tre�ci potrafi odnale��
styl w�asny. By� mo�e, i� Staff nale�y dzi� w pewnej mierze do
poet�w przechodz�cych przez czy�ciec, jakim jest droga od tej
formy uznania i rozg�osu, kt�ra towarzyszy poetom wsp�czesnym, do
tej, jaka jest udzia�em tzw. klasyk�w. By� mo�e dla niekt�rych
najwy�szy jest jeszcze Staff "wsp�czesny", ten ostatni, z
"Wikliny" i "Dziewi�ciu Muz". Wydaje si� jednak, �e dojrza�y i
pe�ny odbi�r poety, ten, ku kt�remu sterujemy i kt�ry ma szanse
sta� si� udzia�em pokole� nadchodz�cych, to przede wszystkim
odczucie my�lowej i artystycznej wagi oraz historycznej roli
Staffa: poety, kt�ry wype�niaj�c dorobkiem swym przesz�o p�
stulecia, by� - jak ma�o kto przed nim i po nim - ��cznikiem
mi�dzy tradycj� i nowymi pr�dami liryki naszego czasu".
Czemu zestawiam te dwie opinie? R�ewicz ma racj�, gdy pisze, �e
utwory, kt�re nie s� w�a�ciwie wierszami, a okre�leniem sytuacji
poety, takie jak "Przebudzenie", powstaj�ce w sytuacjach
granicznych, utwory "sprozaizowane", stworzy�y poezji - po
do�wiadczeniach, jakie ludzko�� przesz�a i przechodzi w wieku
dwudziestym - mo�liwo�� dalszego istnienia i rozwoju. �e
uprawianie poetyckiego "ta�ca", bez wzgl�du na to, co dzieje si� w
nas i doko�a nas, jest tyle� ja�owe, co bohaterskie, tyle�
optymistyczne, co �mieszne. Takim bohaterskim i optymistycznym
poet� by�, my�l�, Julian Przybo�, bowiem �w specjalny "poetycki"
j�zyk, o kt�rym m�wi R�ewicz, to nie jest w moim odczuciu
wy��cznie kwestia rym�w, ale i metafory, ale i "wysokiego" stylu.
Sam na sw�j spos�b patetyczny i pompatyczny nie by� autor
"R�wnania serca" najlepszego zdania o poezji Staffa, dostrzega� w
niej rymowany zapis impresyj i nastroj�w, sentymentalizm i
pompatyczno��. "M�ode pokolenie na emigracji - pisa� we wst�pie do
antologii wierszy londy�skiej grupy Kontynenty - jest
antysentymentalne. Powojenna liryka w kraju, ta �ywa i rozwijaj�ca
si�, ta, kt�ra si� w historii poezji liczy, nie nawi�zuje do
Staffa i jego uczni�w." Tyle dygresji o Przybosiu.
Matuszewskiego za� zacytowa�em, bo jak R�ewicz te� ma racj�.
Nie ma sztuki poza konwencj�. Cz�� wierszy z ostatnich tom�w
Staffa, kt�re w swoim czasie za takie utwory uchodzi� mog�y,
czytana dzisiaj sprawia wra�enie wierszy konwencjonalnych.
Czytam histori�
I widz�, co� robi�
Przez tysi�clecia, Cz�owiecze!
Zabija�e�, mordowa�e�
I wci�� przemy�liwasz,
Jak by to robi� lepiej.
Zastanawiam si�, czy� godzien,
Aby ci� pisa� przez wielkie C.
Gdyby kto� chcia� zadebiutowa� tym wierszem w roku 1983, mia�by
pewnie spore k�opoty. Jak wi�c to jest? W przypadku debiutanta
uwa�aliby�my ten wiersz za niegodny publikacji, kwesti� w nim
poruszon� za tak oczywist�, tak banaln�, �e niewart� dyskusji, tu
za� nad wierszem tym si� zatrzymujemy, do wyboru co prawda go nie
w��czamy, ale po chwili wahania, nie do ko�ca pewni, czy s�usznie,
bo jako wiersz Staffa sprawia na nas wra�enie wypowiedzi wa�nej.
Wa�ne wi�c nie tylko to, co si� m�wi, ale i kto m�wi? Wygl�da na
to, �e wa�ne. Wiersz debiutanta do niczego nas nie odsy�a, wiersz
Staffa odsy�a nas do innych wierszy Staffa, do tych, w kt�rych
mieli�my do czynienia z poetyckim "ta�cem". Nie ma sztuki poza
konwencj�. Dzi�ki kontrastowi jednak mi�dzy tym wierszem a
poprzednimi wida�, �e nie konwencja jest wa�na, a co� poza ni�.
Kto�, kto �piewa�, nagle zaczyna m�wi�. Wida� ma powody. Kto�, kto
chcia� by� inny, nagle m�wi jak jeden z wielu, wypowiada rzeczy,
kt�re m�g�by wypowiedzie� ka�dy. Ju� w wierszu Tajemnice z tomu
"Ucho igielne" pisa� Staff:
O, Panie, chcia�em wyosobni� siebie,
I dzisiaj jestem jako kamie� w glebie.
Czylim nie g�upi by�, chc�c by� jedyny,
Gdy jest jedyny li�� ka�dej ro�liny?
/.../
I c� ja umiem i w czym jestem krzepszym,
Je�li nie umiem czu� si� pierwszym lepszym?
My�l�, �e wiedzia� - nie od pocz�tku, ale zrozumia� stosunkowo
wcze�nie - �e poeta jest jednym z wielu i stosunkowo szybko
wyzwoli� si� z bohaterskich p�z m�odzie�czej - i m�odopolskiej -
egzaltacji, przebudzi� si� ze sn�w o pot�dze, kt�re w jego �nie
by�y zreszt� snami o panowaniu nad sob�, nad w�asn� s�abo�ci�, a
nie o panowaniu nad innymi. Mo�e to i - jak cz�sto, mo�na si�
spiera� - nudny poeta, ale bez w�tpienia poeta m�dry.
Wybieranie jest zarazem warto�ciowaniem. Po lekturze wierszy
Staffa, a jego dorobek jest olbrzymi, po lekturze tych
kilkudziesi�ciu tysi�cy wers�w doszed�em do przekonania, �e dla
wyboru obj�to�ci oko�o 10 arkuszy najlepszym rozwi�zaniem b�dzie
przyj�cie zasady uk�adu chronologicznego. To, co uda�o si�
R�ewiczowi, kt�ry pokaza� Staffa w�asnego mi�dzy innymi dzi�ki
specyficznemu skomponowaniu tamtej ksi��ki, nie wydaje mi si�
mo�liwe do powt�rzenia.
Z tego, co napisa�em wcze�niej, powinno wynika�, �e ceni�
tw�rczo�� autora "Wysokich drzew" wysoko, ale niechaj b�dzie to
powt�rzone jeszcze raz. Ceni� t� tw�rczo�� wysoko, ale czytaj�c j�
odczuwam wszelako do�� cz�sto �al, wynikaj�cy z uczucia pewnego
zawodu. M�j Staff prywatny by�by to Staff ca�ych wierszy takich
jak "Zmierzch":
W polu u drogi rozstajnej
Przy rozwalonym wp� p�ocie,
Stoi krzy� prosty, zwyczajny,
Taki jak sta� na Golgocie.
Z rozpostartymi ramiony
Przemawia niem� rozpacz�.
Czarne obsiad�y go wrony,
Strz�saj� pi�ra i kracz�.
G�r� chmur niskich k��b p�ynie
Sinym, �a�obnym �achmanem.
Co dzie� o zmierzchu godzinie
Stoj� tam z Mari� i z Janem.
takich jak "Zatarty fresk", jak "Musica prohibita", ale i takich
jak wiersze ze szkolnych wypis�w: "Deszcz jesienny", "Pierwsza
przechadzka", "Podwaliny", Staff "Wieprza i Gnoju", r�wnocze�nie
jednak i Staff zachowany we fragmentach. Tu pos�u�� si� przyk�adem
jednego utworu. W "Wozie Wielkim..." by�by to Staff dw�ch
ostatnich strof, nie czterech, a ju� z pewno�ci� nie drugiej.
By�by to wreszcie Staff kawa�k�w wierszy, u�omk�w poemat�w,
poszczeg�lnych obraz�w niekiedy pojedynczych por�wna� i metafor.
Staff na podobie�stwo Safony, z kt�rej pozosta�y okruchy. Cho� w
jego utworach zachowa�y si� wszystkie litery, wszystkie s�owa,
odnosz� wra�enie, �e jakie� barwy, jakie� tre�ci, jakie� esencje z
nich ulecia�y. Bo nie wszystko w tej poezji wydaje si� konieczne,
wiele z tych wierszy czyta si� tak, jakby mia�o si� przed oczami
napis na kamieniu cz�ciowo zatarty. A przecie� i te ma�o
czytelne, jakby w nieznanym j�zyku strofy, poematy kogo� kiedy�
porusza�y i wzrusza�y. Ten wypreparowany Staff, ta antologia
osobista ca�o�ci, fragment�w, okruch�w - kt�r� chc�c nie chc�c
uk�adam, bo ona sama uk�ada si� w trakcie lektury - to te� by�by
Staff wielom�wny. Z jednej strony poeta kultury, z drugiej - poeta
metafizyczny, z trzeciej - poeta codzienno�ci, z czwartej - poeta
podejmuj�cy obowi�zek reagowania na burze dziejowe czasu, w
kt�rych �y� mu przysz�o. Wiersze spo�eczne, polityczne,
patriotyczne te� si� w tej antologii znajduj�; szlachetna retoryka
i patos - cho� nie na takie sprawy nastrojona by�a Staffowa lutnia
- brzmi� czasem czysto i chwilami zaskakuj�co wsp�cze�nie.
Leopold Staff rozmawia z Bogiem, Leopold Staff wsp�czuje
bli�niemu, Leopold Staff podr�uje po W�oszech... Ogrody Staffa...
Poeta dumy... Poeta pokory... Ile� mo�liwych rozdzia��w w tej
wyobra�onej antologii.
Robi� wyb�r, to i�� na kompromis. To kierowa� si� w�asnym gustem
i smakiem, ale i szacunkiem dla autora. Ja te wiersze wybra�em, a
wi�c i ja bior� za nie odpowiedzialno��, podpisuj� si� pod nimi?
Sprawa jest bardziej skomplikowana. Ja te wiersze wybra�em, to
znaczy, �e w ka�dym z nich jest co�, co mi si� podoba i to co�
przewa�y�o szal�. Ale statystycznie rzecz bior�c z ka�dych pi�ciu
linijek mog�em w��czy� do wyboru tylko jedn�. Wi�c w�r�d tych
utwor�w, kt�re w ksi��ce tej si� nie znalaz�y, sporo jest takich,
kt�rych mi �al, �e musia�em je pomin��. Niekt�re odsun��em w
przyp�ywie - ma�ostkowej mo�e - irytacji. I tak na przyk�ad nie
znajdzie tu Czytelnik wiersza "Lipy":
Odk�d dla Muz i w�asnej powa�nej igraszki,
W ch�odnym cieniu ochronnej lipy czarnoleskiej,
Wy�piewa�e� na lutni swej pie�ni i fraszki,
Pogodn� sztuk� z rymem wi���c rym kr�lewski:
Od czterech wdzi�cznych wiek�w i dla wiecznej chwa�y,
Z�otej jak mi�d natchniony w tym pisanym dzbanie,
Wszystkie kwitn�ce stodko lipy w Polsce ca�ej
Pachn� imieniem twoim, Kochanowski Janie!
I nie jest to kwestia konwencji tego wiersza. Nale�y on do
takich utwor�w Staffa, kt�re s� dla mnie utworami ze skaz�. W
odniesieniu do poety uchodz�cego za wz�r doskona�o�ci formalnej
stwierdzenie takie jest mo�e zaskakuj�ce i cokolwiek ryzykowne. To
"Kochanowski Janie!", to nazwisko przed imieniem od tego wiersza
mnie odrzuca. Sk�din�d w nieskazitelnym sonecie "Kowal" te�
dopatrzy� by si� mo�na pewnej rysy: "z swych otch�ani"; my�l�, �e
hipotetycznemu debiutantowi A.D. 1983 owo "z swych" by wytkni�to.
"Najszybciej starzej� si� utwory, do kt�rych zosta�y u�yte
kostiumy i maski." Zapewne to prawda. Moda nie tylko ubior�w i
kobiet dotyczy, w poezji te� w zale�no�ci od sezon�w "nosi si�"
r�ne rzeczy. Zapewne Staffowi by�o do twarzy z poematami z tomu
"�ywi�c si� w locie" w roku 1922. Zapewne szybciej starzej� si�
utwory d�ugie ni� kr�tkie liryki. A jednak zdecydowa�em si� na
w��czenie "Pie�ni wysokiego wichru" i "Przed�piewu rado�ci" do
tego wyboru, chc�c pokaza� i takiego Staffa. Chcia�em go bowiem
pokaza� wszechstronnie i tym, co jego w�asne i niepowtarzalne, ale
i tym, co b�d�c jakby mniej staffowskie, pozwala jednocze�nie
dostrzec analogie czy wsp�brzmienia jego poezji z poezj� licznych
mu wsp�czesnych. St�d te� obecno�� wierszy, kt�re same w sobie
nie budz� specjalnej mojej admiracji, ale bez kt�rych trudno
by�oby uzmys�owi� sobie pokrewie�stwa poezji Staffa z poezj�
przywo�anego na wst�pie r�wie�nika autora "Od jazdu w marzenie" -
Boles�awa Le�miana.
A skoro m�wili�my o kostiumach, modzie, sezonach, o tym, co si�
nosi, pos�u�my si� jeszcze por�wnaniem z bi�uteri�: nawet, gdy jej
formy i kszta�ty nie odpowiadaj� gustom epoki, zachowuje ona sw�
warto��, gdy wykonana jest ze szlachetnego kruszcu. I tak� warto��
zachowuje poezja Staffa, nawet gdy zmieniaj� si� kanony nie tylko
poetyckie, ale i poczucie normy j�zykowej w potocznym odczuciu.
Ten poeta filozoficznej zadumy, poeta podr�y, poeta �adu
moralnego, nestor i feniks, poeta trudnej pogody i trudnych
czas�w, ten poeta wci�� jeszcze mo�e si� nam przyda�.
Problem�w si� nie rozwi�zuje.
Problemy si� prze�ywa,
Jak dnie, kt�rych, gdy min�, ju� nie ma.
Jak szaty zu�yte,
Z kt�rych si� wyros�o,
Spadaj� z ramion
I w drzwi ostatnie
Wchodzisz nagi i wolny
Jak �wit.
Sam Staff wszed� w te drzwi 31 maja 1953 roku. Jego ziemskie
pielgrzymowanie, kt�re zacz�o si� 79 lat wcze�niej we Lwowie,
dobieg�o kresu w Skar�ysku Kamiennej. "Nie zna�em w Warszawie
nikogo. S�ysza�em tylko, �e po powrocie z Rosji osiedli� si� tam
Staff, b�stwo mojej m�odo�ci. Do kog� wi�c mia�em si� zwr�ci�,
je�li nie do poety, kt�ry wydawa� mi si� ojcem poetyckim, kt�rego
wiersze umia�em masami na pami�� i o kt�rym my�la�em zawsze z
podziwem i czu�o�ci�" - pisa� w "Dzienniku poety" Kazimierz
Wierzy�ski, wspominaj�c swoje pierwsze spotkanie ze Staffem w roku
1918. W "Przygotowaniu do wieczoru autorskiego" Tadeusz R�ewicz
wspominaj�c za� dziesi�cioletni� znajomo�� z autorem "Martwej
pogody", pomie�ci� i ten wiersz zatytu�owany "Zna�em boga poezji":
Zna�em boga poezji
Apollina
by� to stary cz�owiek
z rzadk� br�dk�
u�miecha� si� �agodnie
zamkn�� zielon� furtk�
w sadzie
i wszed� w cisz�
g��bsz�
a z nim piesek
o uszach wspania�ych
jak witra�e w katedrze
b�g poezji
mieszka� na nowym �wiecie 60
i nikt nie wiedzia�
�e nazywa si� Leopold Staff
umar� poszed�
jak kamie� w wod�
ciszy kr�gi doko�a
rosn� wi�ksze
To, �e po tej stronie drzwi zosta�y pr�cz tego, co napisa�,
takie �wiadectwa, wydaje mi si� wa�ne, one te� s� cz�stk� jego
spu�cizny, z kt�rej co� wynika w czasach, w kt�rych o �yczliwo��
nie �atwiej ni� o czyste powietrze.
Bohdan Zadura
Ze zbioru
"Sny o pot�dze" (1901)
Kowal
Ca�� bezkszta�tn� mas� kruszc�w drogocennych,
Kt�re zaleg�y piersi mej g��b nieodgad��,
Jak wulkan z swych otch�ani wyrzucam bezdennych
I ciskam j� na twarde, stalowe kowad�o.
Grzmotem m�ota w ni� wal� w radosnej otusze,
Bo wykona� mi trzeba dzie�o wielkie, pilne,
Bo z tych kruszc�w dla siebie serce wyku� musz�,
Serce hartowne, m�ne, serce dumne, silne.
Lecz gdy ulegniesz, serce, pod m�ota �elazem;
Gdy p�kniesz, przeciw ciosom stali nieodporne:
W py� ci� rozbij� pi�ci mej gromy potworne!
Bo lepiej gi�, zmia�d�one cyklopowym razem,
Ni�by� �y� mia�o w�asn� s�abo�ci� przekl�te,
Rys� chorej niemocy ska�one, p�kni�te.
Melodie zmierzch�w
Autorowi "Melodii mgie�" K. Tetmajerowi
Porzu�my groty g�uche, gdzie dzie� nas zepchn�� z�oty,
Na �wiat biegnijmy chy�e na ziemi� zwr��my loty!
Zapada jasne s�o�ce. Szybko jak b�yskawice
Le�my d�oniami mrozu zakrywa� s�o�cu lice.
W przepa�ci je zepchniemy, na z�oty py� pot�uczem
I wzlecim popod niebo �urawi ciemnych kluczem.
Potem si� rozpierzchnijmy na wszystkie �wiata strony
I cicho rozwiewajmy zmierzchowych szat welony.
Obleczmy w czarny jedwab jeziora szyb� g�adk�,
Biegnijmy czo�a szczyt�w obrzuca� cieni�w siatk�.
A gdy spotkamy s�o�ca promie� lub blask zb��kany,
Tropmy go przez g�r grzbiety, lasy i �pi�ce �any;
A gdy �cigany w wody zwierciad�o ciemne wpadnie,
Go�my go w�r�d fal cichych i w mu� zagrzebmy na dnie;
Gdy w jar si� skryje, wp�d�my w najg��bsze go szczeliny
I zasnuwajmy szar� tkanin� paj�czyny.
Le�my, wiotkie i ciche, w sio�a, w u�pione chaty,
Z serc ludzkich smutk�w gorzkich wykrada� plon bogaty
I po b��kit�w bladej rozrzu�my je roztoczy,
A� od nich ca�e nieba sklepienie si� zamroczy.
Potem, znu�one, senne, milcz�co i powoli
Po��my si�, by spocz��, w bruzdy zoranej roli
I patrzmy, jak noc idzie sia� ziarna gwiazd z�ociste,
Z kt�rych dla marzycieli wzrosn� sn�w kwiaty czyste.
Przychodzi do mnie noc�...
Przychodzi do mnie noc�, bierze mnie w ramiona
I jest mi dobrze, cicho, cho� nie wiem, kto ona...
M�wi, �e s� podniebne, zawrotne prze��cze,
Gdzie stopy tylko jasne opieraj� t�cze;
�e w skalne pustki schodzi g�usza taka cicha,
�e s�ycha�, jak rozgrzany g�az �ar s�o�ca wdycha;
�e pomi�dzy le�nymi, dzikimi wykroty
Spoczywa zakopany tajemnie skarb z�oty;
�e s� wody umar�e pod zielon� ple�ni�
W ost�pach tak zapad�ych, �e o wichrach nie �ni�;
�e noc� ponad ciemne, grz�skie trz�sawiska
B��kitny lata ognik, migota i b�yska;
�e nie wszystko odarto z tajni i uroku
I jest gdzie dusz� b��dzi� o wieczornym zmroku.
Szeptem swym mnie usypia u bia�ego �ona
I jest mi dobrze, cicho, cho� nie wiem, kto ona...
Straszna noc
Czasem zapada straszna noc, g�ucha, upiorna...
Noc beznadziejna, sina i groz� potworna...
�wiat odr�twia�y ciszy bezdusznej milczeniem
�pi pod sn�w o�owianych t�ocz�cym brzemieniem...
Gwiazdy w g�rze l�ni� martwe i zimne bole�nie,
Ksi�yc jak bia�a bry�a lodu skostnia� we �nie...
Czasem zapada straszna noc, upiorna, g�ucha...
W noc tak� j�k topielic z toni rzek wybucha;
Rosa w kwiatach w jad zmienia sw� o�ywcz� si��
I kwiaty wi�dn�, chor� trucizn� opi�e;
Kruk, kamienn�, grobow� cisz� przera�ony
I trupim blaskiem nocy, w �pi�cych las�w strony
Porywa si� i czarnym skrzyd�em za�opoce,
I leci skry� si� w ciemn� g�szcz... O, straszne noce...
A bladzi ludzie w tak� noc o �mierci roj�,
A ci, co marz�, silniej dr��c� d�oni� swoj�
Cisn� serce t�tni�ce w piersi nazbyt g�o�no;
Ci, co wiedz�, �e dzisiaj snem cichym nie posn�,
I czo�o rozpalone wspieraj� na d�oni,
Czuj� ros� zimnego potu na swej skroni;
Ci, kt�rym dusz� ciemna, krwawa zbrodnia plami,
Z posiwia�ymi ze snu budz� si� w�osami...
G�odne psy wyj� w��cz�c si� zgraj� tu�acz�,
A ma�e dzieci strach�w si� boj� i p�acz�...
Gdzie� w ciep�ej izbie ludzie siedz� przy kominie:
Nikt nie wa�y si� przerwa� milczenia, jedynie
Matka oczy na �cian� obr�ci bezwiednie,
Spojrzy i szepnie: "Zegar stan��", i poblednie,
I wszyscy zimnym dreszczem wstrz�sn�li si� trwo�nie,
A dziewcz�ta pocz�y si� �egna� pobo�nie...
W noc tak� gdzie� starucha d�wiga si� z bar�ogu
Chora i dr�y, czy �mier� ju� nie stoi u progu,
I trwo�na, chce odegna� blisk� chwil� zgonu,
I zamawia chorob� czarem zabobonu.
W tak� noc matk� s�ab�, wyn�dznia��, g�odn�
Czarne rozpacze p�dz� ponad topiel wodn�:
Z rozwianym w�osem, z dzie�mi ponad wod� kroczy
I p�acz�cym biedactwom zawi�zuje oczy,
B��dzi po stromym brzegu w p�nocnej pomroce
Szukaj�c g��bi... Straszne, beznadziejne noce...
A gdy dzie� wyrwie ludzi z nocnych m�k otch�ani,
Budz� si� smutni; chodz� bladzi, ob��kani,
Jak gdyby jakim� ci�kim przyt�oczeni ciosem,
I s�uchaj� z�ych wie�ci szeptanych p�g�osem:
�e ch�op �lepego ojca udusi� pod lasem,
Aby dobytek jego zagarn�� przed czasem;
�e �mier� by�a tej nocy u pi�knej dziewczyny,
Co wi�a sobie wianek dzi� na za�lubiny;
�e niewiasta, co Boga prosi�a gor�co
D�ugie, bezdzietne lata o p�odno�� rodz�c�,
A� w ko�cu si� poczu�a matk�, wys�uchana,
Powi�a p��d nie�ywy... Nie zb�aga�a Pana...
Czasem zapada straszna noc, potworna, g�ucha...
Strwo�eni, s�abi starce z tchem oddaj� ducha...
Nikt nie klnie, bo si� korzy przed Nieznanym z trwog� -
Nie modli si�, by nie kl�� skarg� nieprzytomn�,
I tylko gwiazdy modl� si� cisz� ogromn�...
O, �e si� jasne gwiazdy wtedy modli� mog�!...
O co si� zimne gwiazdy wtedy modli� mog�...
S�ota
Deszczem m�y brudna, nudna s�ota,
Miarowo pluszcze i chlupota
W rytm nieustanny, monotonny,
Jakby �ebraka j�k przedzgonny.
Wszystko oblepia mokra chmura,
Szara, wilgotna mg�a ponura...
Sennym chlupotem m�y szaruga
Leniwa, oci�a�a, d�uga...
Nad wod� szar�, m�tn�, brudn�,
Rozlan� w bezbrze� hen bezludn�,
Na d�d�u potworek siedzi ma�y,
Topielczyk wod� nap�cznia�y.
G�owa po��k�a, du�a, blada
Sennie na piersi mu opada,
Jego bezmy�lne, t�pe oczy
B��dz� po chmurnych w�d roztoczy.
I, osowia�y wielk� toni�,
Uderza w wod� p�ask� d�oni�,
I pluszcze, chlapie w wod� m�tn�,
A deszcz melodi� m�y natr�tn�.
Padaj� z wolna krople du�e
W siwe rozmok�ych b�ot ka�u�e,
S�cz� si� po sczernia�ym murze...
O rynny t�uk� niesko�czenie
I rozlewaj� w kr�g znu�enie
I oboj�tne odr�twienie...
Bez ko�ca, sennie i miarowo
Deszcz pluszcze ponad moj� g�ow�,
Kapie, chlupota gdzie� ko�o mnie...
Marz� co� sennie, nieprzytomnie...
Na brzegu wody niesko�czonej,
Nud� szarugi odr�twionej,
My�l moja pada, mdleje, drzemie...
Krople d�d�u lec� na me ciemi�
Bez ko�ca, sennie i miarowo...
Topielczyk usiad� nad m� g�ow�,
Podnosi �ebek sw�j leniwy,
W oczach mu ognik gra z�o�liwy.
Trucizn� zgni�ych w�d nad�ty;
Patrzy ob��dnie u�miechni�ty
I ku bezmy�lnej swej igraszce
Po obola�ej mojej czaszce
Uderza ��t�, p�ask� d�oni�
W takt kropel deszczu, kt�re dzwoni�,
Lec�c miarowo w wod� m�tn�,
Melodi� nudn� i natr�tn�.
Zabite drzewo
Z ciemnych mojego lasu drzew jedno najcichsze
Ukocha�em, najbardziej smutne i najwiotsze:
Brzoz�, co nie szumia�a w najszale�szym wichrze,
Zawsze niema, cho� wiatru wiew si� o ni� otrze.
Wszystkich innych drzew zna�em najl�ejsze poszumy,
Tylko to jedno tajni swej mi nie otwar�o...
Pr�no je ma t�sknota w�r�d bladej zadumy
Oplata, by w nim dusz� o�ywi� zamar��.
Nie wia� wicher, kt�remu obudzi� je dano...
I gniew wsta� we mnie... D�o�mi chwyci�em w�os brzozy
I targn��em, by wydrze� cho� skarg�, j�k grozy...
Milcza�a... Moc� dzik�, szale�stwem wezbran�
Po�ama�em j�... Le�y zabita m� d�oni�...
Nie wyszumia�a tajni swej... A wichry goni�...
Modlitwa
Chro�, Panie, w�t�� mojej duszy ziele�
Od podeptania i martwych spopiele�,
Abym w�r�d �ycia Ostatniej Wieczerzy
Czu� jej aromat balsamiczny, �wie�y.
I niech, rozpi�ty na krzy�u konania,
Nie widz� s�o�ca, co w pomrok si� sk�ania,
Lecz niech mi wiara, Matka Bole�ciwa,
Wska�e dal, gdzie si� �wit nowy odkrywa.
Z�a chwila
M�cz� mi� jakie� mary pe�ne ciemnej z�o�ci,
M�c� mi cisz�, w mroki zapada ma dusza,
Chc� �ni� sen jaki� jasny, co chmurn� my�l zg�usza
Dziewczyna konaj�ca marzy o mi�o�ci...
Nad martwym swoim p�odem p�acze po�o�nica...
Zaraza wesz�a w chaty �pi�ce na r�wninie...
Po rzece trup dziewczyny poha�bionej p�ynie...
Kto�, wzgardziwszy sam sob�, plun�� ludziom w lica...
Z�e sny! Niech jasny b��kit w g�rze si� rozpostrze!
Cuda chce ry� w onyksie mego d�uta ostrze -
�ni�y si� or�om w klatce bezbrze�a swobodne...
Z�e, ciemne sny! Chc� marzy� po�udnia pogodne
Sierota biedne oczy wyp�aka�a z �alu...
Majacz� ob��kani w pos�pnym szpitalu...
Bogowie zmarli
Moc zbudzi�a w nim but� i dumy gniew wra�y,
I� nie �cierpia� nad sob� d�oni b�stw ciemi�skiej.
Wchodzi w �wi�tyni�, w sile swej pot�gi m�skiej,
By tych, co nad nim w�adn�, postr�ca� z o�tarzy.
Czu� sw� wielko�� i wiedzia�, �e sam sobie starczy
By� bogiem �wiatow�adnym, bo moc w duszy chowa�.
I pos�gi potrzaska�, obali� na powa� -
Nie pad� grom z twarzy b�stwa skamienia�ej, starczej.
Bogi zmar�y... Powraca ku drzwiom �wi�tokradca
I l�k go zdj��, �e kiedy otworzy wierzeje,
Ujrzy �wiat przera�ony... bo tam skona� W�adca!...
Przestw�r w rozpacznym szale zgrozy skamienieje!...
Rozchyla drzwi... otwiera oczy trwog� m�tne...
Patrzy: Wszystko, jak by�o... zimne... oboj�tne...
Triumf
Przeznaczenie stoczy�o b�j straszny, ostatni
Z cz�owiekiem. Pad� syn ziemi powalony kl�sk�
Buntownik wieczny, zmo�on bezsi�� niem�sk�,
Pr�no w przemocy twardej szamoce si� matni.
Moc tajna triumfuje. Za bunt�w przekle�stwa
Zdusi�a w nim, co dumne, mo�ne i naj lepsze -
Teraz mu zbite cz�onki w przestworzu rozeprze
I do gwiazd je przybije na wieczne m�cze�stwa.
Zawis� olbrzym w przestworzu na gwiazdach rozpi�ty,
Zimny milczeniem dumy, kl�sk� nieugi�ty.
I czu�, �e czas ju� zniszczy� byt m�ki cz�owieczej.
Szarpn�� si� i spadaj� gwiazdy do� przykute...
Pl�cz� si�, mia�d��... W bezdnie mrokami zasnute
Od wiek�w wytyczony �ad run�� wszechrzeczy...
Echo
W�r�d swawolnej gonitwy w boru g�stwie starej
Us�ysza� faun rozkoszne s�owo obietnicy
Z gor�cych ust rusa�ki nagiej, �niadolicej
I pobieg� sw� rado�ci� hukn�� w mroczne jary.
I tchn�� z swej piersi szcz�cia szale�stwo ucieszne
W fletni�, a d�wi�k wylata szklan�, barwn� kul�,
Spada w jar, gdzie do stromych �cian kar�y si� tul�
I patrz� d�ugobrode, zadziwieniem �mieszne.
Chwytaj� bujaj�ce dziwo, cud t�czowy
I jeden go drugiemu niby pi�k� ciska...
Kula grzmi echem, t�uk�c si� o ska� urwiska,
I �oskotem rozbudza u�pione parowy...
A faun wzi�� si� pod boki, porwany zachwytem,
I hucz�c �miechem, w ziemi� uderza kopytem...
Dzwony
Chowa�em dzwony w piersi mej, ponure, gro�ne, g�uche dzwony,
Drzemi�ce niby w mrocznej mgle dzwonnicy cichej, opuszczonej.
Czuwa�em trwo�nie nad ich snem, bo by�em w sercu pe�en l�ku,
By si� nie zbudzi� �pi�cy spi� z huraganowym echem j�ku;
Czuwa�em trwo�nie nad ich snem t�ocz�cym, ci�kim jakby o��w,
Kocha�em bowiem senny czar opustosza�ych ju� ko�cio��w.
O, duszo! Czemu� w ow� noc, gdy w gruz run�y twe �wi�tnice,
Rozpacz� swych zgorzknia�ych ust plun�a w zmierzch�ych nieb
ciemnice?
O�lep�y blade oczy gwiazd od jad�w twej pio�unnej �liny
I przera�enia �lepy strach widnokr�g ziemi zaleg� siny.
O, w ow� straszn�, krwaw� noc dzwony si� obudzi�y senne,
Gromowej nawa�nicy sztorm lej�c w otch�anie sfer bezdenne.
Z bezdni, gdzie g�uchy le�a� mrok, pomruk wyd�wign�� si� ponury,
Wyros�o tysi�c nagich r�k, chwyci�y silnie dzwon�w sznury
I rozkie�znany, dziki sza� prostuje, kurczy r�k nawa��,
Co rw� i szarpi�, jakby w strz�p rozrywa� chcia�y �wiaty ca�e!
Szarpi�cych r�k szata�ski sza� rozdziera pier� brocz�c� w m�ce!
O, nieznu�one w wiek�w wiek, tysi�czne, nagie, silne r�ce...
Rozko�ysane w grozy j�k, w ryk rozszala�e hucz� dzwony!
Z�owieszczy lament dzikich trw�g! Ob��d rozpaczy rozjuszonej!
D�awi�cy w g�uszy czyha strach! Ogniste wal� z chmur pioruny
W miedziane szczyty wznios�ych wie�! Pomrok zala�y krwawe �uny!
Blu�nierczej skargi bunt i gniew! Duszonych starc�w ci�kie
skony!
Rozko�ysane w grozy j�k, w ryk rozszala�e hucz� dzwony!
Rozko�ysane w grozy j�k, w ryk rozszala�e dzwony hucz�!
A ka�dy huk spi�owych p�uc bucha brzemienny krwaw� tucz�!
Morze dymi�cej, spiek�ej krwi rozlewa w kr�g odm�ty b�otne,
Kt�re si�gaj� ju� mych ust, jak w�e �liskie i wilgotne!
Huk ka�dy ciosem wali w skro�, zbola�� skro� rozmia�d��,
st�ucz�!
Rozko�ysane w grozy j�k, w ryk rozszala�e dzwony hucz�!
O, dzwony, dzwony, dzwon�w huk! Ka�dy powietrza nik�y atom
Zmieni� si� w w�ciek�y, g�o�ny dzwon i skargi swoje wie�ci
�wiatom.
Ka�dy powietrza atom grzmi, burz rozp�tanych sza� rozlewa
I wrzaskiem tysi�ckrotnych ech ryki potworne zn�w odbrzmiewa!
Z ka�dego dzwonu wali grom! Krew bucha z ka�dej dzwonu czary!
Huk! Niesko�czono�� dzwon�w! J�k! W kr�g bezkres dzwon�w! Huk w
bezmiary!
Wszech�wiat si� ca�y dzwonem sta�, a jam jest sercem tego
dzwonu!
Olbrzymi dzwon brzeg opar� sw�j o widnokr�gi niebosk�onu.
Tr�cony w ruch, rozchwiany w p�d, rozmachem miota si� i ciska,
Buja nad chmury, spada w d�, szalona, straszna ma ko�yska!
Ja, serce dzwonu, pe�en trw�g- w spazmie przera�e� oszala�em
I w stuj�zyczny twardy spi� uderzam okrwawionym cia�em!
B�yskawicowym lotem gnam. P�d dech zapiera, �wiszcze, smaga!
Pruj� powietrze jakby grom, uderza w dzwon pier� moj� naga...
G�usz�ce ryki! Ostry b�l! Rozbite cia�o spi� rozdziera!
Powrotnym lotem jak wichr gnam. P�d �wiszcze, smaga, dech
zapiera!
Pruj� powietrze jakby grom, uderzam w dzwon zbola�� skroni�...
G�usz�ce ryki, ostry b�l! Rany krwi spiek�ej krople roni�.
Zbola�e cia�o broczy krwi�. Padaj� czarne krwi korale
W sk��bionych huk�w ciemny wir, w spi�trzone dzikich sza��w
fale,
W pomroku straszny niec� blask, jakby miotane dla igraszek,
�wieci�y krwawe oczy w mgle ze starczych wy�upione czaszek.
I p�dz�, gnam i bij� w dzwon, struchla�y w�r�d tych �lepych
wzrok�w,
I dzwoni tysi�c nagich r�k, i nie m� dla nich p�t ni ok�w!
Rozko�ysane w grozy j�k, w ryk rozszala�e hucz� dzwony!
Z�owieszczy lament dzikich trw�g! Ob��d rozpaczy rozjuszonej!
D�awi�cy w duszy czyha strach! Ogniste wal� z chmur pioruny
W miedziane szczyty wznios�ych wie�! Pomrok zala�y krwawe �uny!
Blu�nierczej skargi bunt i gniew! Duszonych starc�w ci�kie
skony!
Rozko�ysane w grozy j�k, w ryk rozszala�e hucz� dzwony!
Idziemy
Idziemy drog� kamienist�, tward�
I bezs�oneczny mamy strop nad g�ow�,
I piorunowych chmur gro�b� z�owrog�,
I usta �piewne cichych modlitw mow�,
Dusz� mi�o�ci� sinych dali hard�
I g�azy ostre, krwawi�ce pod nog�.
Gdy g�az krwi� twojej stopy si� ubroczy,
Pomnij, �e jeszcze s� chorzy i �lepce,
Dla kt�rych nie l�ni droga w tajni Synaj.
�e ci czu� dano b�l dr�g, kt�re depce
Orszak wybra�c�w, co samotnie kroczy,
Schyl skro�, uca�uj g�az, lecz nie przeklinaj.
Przewodniczka
Id� z tob� przez ciemnych ska� turnie... Wiatr miota
Zimnym deszczem... Dr�� z trwogi... Ty mnie nie odp�dzasz,
Bo wiesz, �e ja - bezsilny, biedny, s�aby n�dzarz -
Na przewodniczk� swego wzi��em ci� �ywota...
Czy� dusz� m�? Czy� moim niecofnionym losem?...
Wied� mnie! Ominiem ska�y, lodowc�w go�oled�
I przepa�ci, gdzie serce musi �ka� i bole�...
Przed rozbiciem ostrze�esz mnie proroczym g�osem...
Patrz! Oto�my przybyli na b��dne rozstaje...
Jak tu straszno... jak dziko... Wied� mnie w dal, w zacisze...
Noc schodzi i rozpaczne ca�unki rozdaje...
Zaciskasz usta... Przem�w! Niech tw�j szept us�ysz�
Czemu b��dzisz przed sob� r�kami obiema?...
Przeb�g! O, przewodniczko, ty� �lepa i niema!
Dziwaczny tum
W m�czarni tw�rczej, w bolu nat�onej mocy
Trawiony dzikim ogniem, z ob��kanym czo�em,
W jeden kolos zla� chcia�em nadludzkim mozo�em
Kszta�ty, barwy i d�wi�ki mych bezsennych nocy.
I niebywa�y jaki� ko�ci� zbudowa�em,
Przygniataj�cy gro�n� pot�g� ogromu!
Wewn�trz wznios�em cyklopie pos�gi, ze z�omu
Olbrzymich bry� wydarte mego d�uta sza�em!
Na �cianach p�dzlem sn�w swych wypisa�em dzieje.
Tam m�ka ma w dziwacznych orgiach barw ja�nieje,
A z organ�w g�os p�ynie moich pie�ni ciemnych.
Kto tu wejdzie, nie pojmie tych dziw�w tajemnych,
A ja, co znacz�, odkry� nikomu nie umiem,
Bo - tw�rca - mowy w�asnej duszy nie rozumiem!
Sen nieurodzony
B�d� tworzy�! Rozmachem szaleje mi rami�!
Hartownym m�otem b�dzie mi piorun mej si�y!
Oto szukam olbrzymiej, cyklopowej bry�y,
By sen m�j z ognia wcieli� w marmuru od�amie
Wybra�em ogrom skalny, g�az gin�cy w chmurze,
Krzyk pot�gi zakrzep�y w kamienn� kolumn�...
Bo potrzeba kolosu na me dzie�o dumne,
Bo sen m�j chodzi w �wietnej, kr�lewskiej purpurze!
Wiem: nik�y b�dzie w g�azu sko�czono�� odziany.
Nie w ciebie, karla bry�o, zaklina� tytany!
Nie ma w �wiecie ogromu godnego mej mocy!
Ca�a ziemia na pos�g mego snu za ma�a!...
U�miecham si� wynio�le... d�o� spada wzd�u� cia�a...
Hej! �nie nieurodzony, �nie mych wielkich nocy!...
Mocarz
W kryszta�owej komnacie na tygrysich sk�rach
Le�� odziany w przepych mi�kkich, wschodnich tkanin,
Ja, ba�wochwalca �ycia, pot�gi - poganin -
Kr�l rozkochany w s�o�cu, kwiatach i marmurach.
Podnosz� do ust czar� w amety�cie r�ni�t�,
Pij� na cze�� mej mocy, na jej wieczne trwanie!
Jeden m�j ruch niedba�y, a �wiat nowy wstanie!
Wezbrane �ycie �wi�ci we mnie wieczne �wi�to!
Nie ma na �wiecie rzeczy pragnionej przeze mnie.
Mam wszystko... Pono s� gdzie� ludzie, co tajemnie
Trawi� si� �arem t�sknot... Hej, zwo�a� ich, raby!
Szcz�liwy sta� si� musi ka�dy n�dzarz s�aby!
Dam im z�oto, klejnoty, kosztowne kobierce
I serce moje, wielkie, dobre moje serce!
Nadmiar
Dusza moja to puchar, co z�oto swej tre�ci
Przelewa rozpienionym, wezbranym nadmiarem.
Dusza moja to wulkan, co ledwo pomie�ci
Law� pr�c� sw� uwi� po�arnym oparem.
Boska to gra - �ywio�y trzyma� na obro�y,
Rozhukanych szale�stwem rumak�w by� panem,
Chwyci� burz� za w�osy, sp�ta� - niech si� korzy!
I w�ada�, jak igraszk�, grzmi�cym oceanem!
Tylko s�aby do�wiadcza czynem swego w�adztwa.
Zbyt wielka jest pot�ga ma i me bogactwa!
Dla ogromu mej mocy w czynie uj�cia nie ma.
Boska to gra - czu� si�y niespo�yte, wieczne,
Jak snem bezczynu w ciszy �pi� bezu�yteczne
Pod wol� m�, co siln� d�o� nad nimi trzyma!
Ze zbioru
Mistrz Twardowski
Pi�� �piew�w o czynie (1902)
�piew pi�ty
(fragment)
Prawda jest jedna, cho� s� prawd tysi�ce,
A ka�dy swoj� ma prawd� jedyn�.
Patrz pilnie okiem w g��bie swe milcz�ce
Zwr�conym, k�dy tajne �r�d�a p�yn�,
Bo nie odgadniesz swem przeczuciem lichem,
Jak� ci nagle zjawi si� godzin�.
Chocia� nie b�ys�a jeszcze na twem cichem
B�oniu z�ocistym kwiatem, lada chwila
Mo�e wystrzeli� cudownym kielichem,
Z kt�rego m�dro�� blad� twarz wychyla.
Bo mimo wiedz� tw� biedn� i marn�
W najskrytszej toni, kt�r� mrok opyla,
Gdzie� zagrzebane w �yzn� skib� czarn�,
K�dy� w pok�adach niezbadanych, �ywie
Dawno przed wieki rzucone jej ziarno.
I czas nadejdzie, �e patrz�c cierpliwie,
Dojrzysz j� nagle, jak w p�nocnym cieniu
Dostrzegasz gwiazd� na niebios�w niwie,
Chocia� jej wzrok tw�j dot�d w za�lepieniu
Nie dostrzeg�. B�y�nie tobie, kiedy snami
Dobrymi marzysz lub toniesz w cierpieniu,
Mo�e gdy dusza twa mi�dzy gwiazdami
T�sknot� blad� upieszczona le�y
Lub gdy to� smutku pragniesz zala� �zami.
Gdy niespodzianie prawda twa z bezbrze�y
Przyjdzie i stanie u twojego boku:
Wid niespodziany, nag�y nie rozszerzy
Strachem zdziwienia �renicy w twym oku.
Bo nie przyleci jak or�y rozgwarn�
Burz� niesione w ognistym ob�oku -
Z rdzenia twej duszy wykwitnie, gdzie czarn�
Skib� przykryte, w pomrokach bez �witu
Drzemie przed wieki rzucone jej ziarno.
Ze zbioru
Dzie� duszy (1903)
Upi�r
Oni �pi� w swoich izbach spokojni jak wczora,
A ja biadam i serce mi m�otem si� t�ucze,
Bo dzi� wiecz�r zamkn��em �wi�tyni� - i klucze
Z nieostro�nej mej d�oni wpad�y w g��b jeziora...
Skro� sw� ustroj� li�ciem ogromnym �opucha,
Twarz natr� sobie m�k�, aby by�a blada,
�ci�gn� p�aszcz wystrz�piony z �ebraczego dziada
I p�jd� mi�dzy ludzi, w �wiat... udawa� ducha...
Wiatr mi podarty �achman wydmie niby skrzyd�o
Nietoperza... W milczeniu p�nocy ponurem
B�d� pod ciche chaty skrada� si�, kosturem
Bij�c w u�pione okna, jak trupie straszyd�o...
Przera�� ich! Niech wyj� i krzycz� na trwog�,
Bylem zg�uszy� swe serce, co t�ucze si� m�otem!...
Niech ich skro� tak�e zwil�y si� �miertelnym potem!
Niech nie �pi� tak spokojnie, gdy ja spa� nie mog�...
Deszcz jesienny
O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny
I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny,
D�d�u krople padaj� i t�uk� w me okno...
J�k szklany... p�acz szklany... a szyby w mgle mokn�
I �wiat�a szarego blask s�czy si� senny...
O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny...
Wieczornych sn�w mary powiewne, dziewicze
Na pr�no czeka�y na s�o�ca oblicze...
W dal posz�y przez chmurn� pustyni� piaszczyst�,
W dal ciemn�, bezkresn�, w dal szar� i mglist�...
Odziane w �achmany szat czarnej �a�oby
Szukaj� ustronia na ciche swe groby,
A smutek cie� k�adzie na licu ich m�odem...
Powolnym i d�ugim w�r�d d�d�u korowodem
W dal id� na smutek i �ycie tu�acze,
A z oczu im lec� �zy... Rozpacz tak p�acze...
To w szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny
I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny,
D�d�u krople padaj� i t�uk� w me okno...
J�k szklany... p�acz szklany... a szyby w mgle mokn�
I �wiat�a szarego blask s�czy si� senny...
O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny...
Kto� dzi� mnie opu�ci� w ten chmurny dzie� s�otny...
Kto? Nie wiem... Kto� odszed� i jestem samotny...
Kto� umar�... Kto? Pr�no w pami�ci swej grzebi�...
Kto� drogi... wszak by�em na jakim� pogrzebie...
Tak... Szcz�cie przyj�� chcia�o, lecz mrok�w si� zl�k�o.
Kto� chcia� mnie ukocha�, lecz serce mu p�k�o,
Gdy pozna�, �e we mnie skr� roztli� chce pr�no...
Zmar� n�dzarz, nim ludzie go wsparli ja�mu�n�...
Gdzie� po�ar spopieli� zagrod� wie�niacz�...
Spali�y si� dzieci... Jak ludzie w kr�g p�acz�...
To w szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny
I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny,
D�d�u krople padaj� i t�uk� w me okno...
J�k szklany... p�acz szklany... a szyby w mgle mokn�
I �wiat�a szarego blask s�czy si� senny...
O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny...
Przez ogr�d m�j szatan szed� smutny �miertelnie
I zmieni� go w straszn�, okropn� pustelni�...
Z ponurym, na piersi zwieszonym szed� czo�em
I kwiaty kwitn�ce przysypa� popio�em,
Trawniki zarzuci� bry�ami kamienia
I posia� sza� trwogi i �mier� przera�enia...
A� strwo�on swym dzie�em, brzemieniem o�owiu
Po�o�y� si� na tym kamiennym pustkowiu,
By w piersi �kaj�ce przyt�umi� rozpacze
I smutk�w potwornych p�omienne �zy p�acze...
To w szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny
I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny,
D�d�u krople padaj� i t�uk� w me okno...
J�k szklany... p�acz szklany... a szyby w mgle mokn�
I �wiat�a szarego blask s�czy si� senny...
O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny...
W�dr�wka weso�ego pielgrzyma
Jest w dali miasto tajne, skryte w mgle,
W wie�cu ogrod�w wiecznej, z�otej wiosny
Id� ku niemu przez mroki i d�d�e,
A krok m�j lekki i �piew m�j radosny.
Cho� droga �mudna, uci��liwy szlak,
��dze w�dr�wki ku niemu nie zgin�,
P�ki cho� jeden szczyty kocha ptak,
P�ki cho� jedna ��d� p�ynie g��bin�.
Na brudnych strz�pach poszarpanych chmur
�egluje g�ucha, ziewaj�ca nuda
I popi� str�ca z swych obmok�ych pi�r...
W rozciek�e b�oto rozlewa si� gruda.
Niebo roztapia szary smutek sw�j
W ka�u�ach... Wierzba garbata przy p�ocie
Ch�ostana wichrem skar�y si� na zn�j,
J�cz�c pie�� s�otn� o chorej t�sknocie.
Zmok�e topole w dal wlok� si� - hen...
Czasem porusz� zaspanymi czo�y,
Kroplami strz�sn� z siebie s�otny sen
Szepc�c: "�wiat p�acze... Czemu� ty weso�y?..."
A ja radosny, nowy rzucam �piew:
Zawsze-m weso�y i nic mnie nie sm�ci.
Niewdzi�cznik bolom jestem... Znam ich gniew,
Lecz im nie daj� wdzi�czno�ci pami�ci
Odk�d mi cz�owiek, jako bratu brat,
W twarz patrzy, ledwo �wier� wieku czas znaczy
Jak �mia� si� - biczem nauczy� mnie �wiat!
Przeto weso�y m�j �ywot tu�aczy...
Dalekie miasto gdzie� o tysi�c staj
Le�y... Ju� d�ugo w�druj� ku niemu...
Co dzie� przebiegam jaki� nowy kraj
Nieznany, jako ja sobie samemu...
Wytrwale zd��am i krzepki m�j ch�d...
C� bardziej n�ci nad miasto nieznane?
Mo�e u jego jutro stan� wr�t
Ol�niony dziwem - albo i nie stan�. -
I pos�ysza�a mej beztroski pie��
Smutna, zm�czona trudem dr�g niewiasta...
Lito�ci� piersi jej wezbra�a cie��:
"Wstrzymaj si�! Nie ma tam �adnego miasta!
Wracam z odleg�ych, tam gdzie zd��asz, stron...
Lecz wsz�dzie pustka, chwast ugor zarasta...
Wsz�dzie tam g�usza, s�ota, l�k i zgon...
Tam nigdzie nie ma tajemnego miasta."
A jam jej star� uca�owa� d�o�:
Rado�� mi nios� s�owa twe z �ez zwite.
Gdyby to miasto kto zna�, szed�bym-� do�?
D��� do� przeto, �e jest nie odkryte.
Nie p�acz, �e pr�no sza� gna mi� jak li��...
Jam rad, �e ludzie tam jeszcze nie byli.
Mnie ono dot�d czeka... Mam gdzie i��...
B�g sp�a� wie�� twoj�, dan� w dobrej chwili!
Niewiasta leje siwe per�y �ez:
"Sza� wieczny twoim zdradnym przyjacielem!
A gdy, nim dojdziesz, przyjdzie zgon i kres?"
Hej! I to miasto nie jest moim celem!
Ka�dy sam sobie ci�gle jeno �ni,
Prze�ywa swoj� w�asn� ba�� o sobie...
Im pi�kniej z�oci mi si� cel mych dni,
Tym wi�kszym drog� sw� urokiem zdobi�!
Tutaj w kr�g b�oto i s�ota, i d�d�e...
Tam cuda, chocia� niewidne i mgliste.
A je�li nie ma miasta, ja je �ni�!
I to jest zdobycz moja - te sny czyste!
Niewiasta biada: "Lecz to jeno cie�,
A tu jest prawda, �lepcze najbiedniejszy!"
Matko! Szcz�liwszy jednak m�j jest dzie�!
Wasz �wiat prawdziwy, ale m�j - pi�kniejszy!
I przeto id� w miasto skryte w mgle,
Po�r�d ogrod�w wiecznej z�otej wiosny...
Id� ku niemu przez mroki i d�d�e,
A krok m�j lekki i �piew m�j radosny...
�e mi na oczach sen m�j z�oty l�ni,
Przeto pie�� moja nie j�czy w �a�obie...
Ka�dy sam siebie ci�gle jeno �ni,
Prze�ywa swoj� w�asn� ba�� o sobie...
Odjazd w marzenie
Dzwo�, serce moje, na odjazd od brzeg�w!
Uczep si� rudych w�os�w b�yskawicy!
Czeka ci� tysi�c �r�dgwiezdnych nocleg�w
I nieistnienie kresu ni granicy!
Tylem ja wy�ni� o�lepie�, mamide�,
Takie szale�stwo przyg�d, pi�kno grozy,
�e ca�y zda�em si� wichurom skrzyde�
I zdj��em trafom zwalczonym powrozy!
Ka�dy m�j dzie� by� do odjazd�w got�w
W kraj, co si� "Gdzie b�d�, byle w bezkres" zowie
Bom jest bajeczny ptak dalekich lot�w
I wiecznie cuda nieuchwytne �owi�!
Dzikie marzenie, orlica drapie�na,
W szpony mnie chwyta! Szcz�liw, �egnam l�dy!
To� obietnic� �mieje si� bezbrze�na,
Sto przyg�d knuj� ju� zdradzieckie pr�dy!
O, wci�� okr��a� nieznane wybrze�a!
Nigdy do portu! Nigdy do przystani!
Jak cudnie morze gniewem swym uderza,
Jak dzielnie smaga ��d� w�ciek�o�� otch�ani!
Jak wa� w�d kipi rozpienionym grzbietem,
Jak hucz� g��bin zawrotne ogromy!
Ciszom pogarda moja jest odwetem,
A wielbi� wir�w zdrady i wy�omy!
Morze rozp�ka rozziewem zach�annym,
Grzmi rozp�d wichr�w w fal podniebne skoki!
Pi�cie ba�wan�w zamachem orkannym
Druzgoc� w wodzie odbite ob�oki!
Na morze, k�dy burza sza� sw�j toczy,
P�d�, serce moje, najszcz�liwsze z zbieg�w,
W dal, bez powrotu, naprz�d, poza oczy!
Tyle ci� czeka �r�dgwiezdnych nocleg�w!
P�d�, me marzenie, nigdy niepoprawne,
Nieuleczalne, zepsute, wybredne!
Bo co najcudniej nam we �nie jest jawne,
Dzisiaj nam wykra�� chce spe�nienie biedne!
Wy�nionych, naszych w�asnych �wiat�w czysto��
W�� wciele� chwyci� chce w swoje pier�cienie!
Chce nam je unie�� a� gdzie� - w rzeczywisto��!
P�d�, serce, bo me sny �ciga spe�nienie!
Spe�nienie czyha na sny moje zgubnie,
By w dotykalny kszta�t wt�oczy� ich wieczno��!
Bia�e sn�w szcz�cie kocha samolubnie
Dziewicz�, czyst� sw� bezu�yteczno��!
Tylko duch s�aby, by wierzy� w sny swoje,
Musi je d�oni dotkni�ciem uderzy�...
Ja niemo�no�ci nieziszczalne roj�,
Bowiem w to umiem wierzy�, w co chc� wierzy�!
Jam niegdy� w gwiazdy nie wierzy� na niebie,
Bo przewy�sza�y m� si�� zbyt nisk�...
Lecz gdy marzeniem wybieg�em nad siebie
I gwiazdy, odt�d ju� wierz� we wszystko!
Wie podejrzliwa wiecznie ma nadzieja,
�e �ycie chwyta sny, jak sid�o ptaki...
O, niech mnie wieczna z�uda wykoleja
Z tor�w sta�o�ci w niepewno�ci szlaki!
Po�r�d rozbuja� ocean�w grzmi�cych
Jedn� modlitw� witam ka�dy ranek:
Prosz� o szcz�cie nieprzewiduj�cych!
Tych czeka wiecznie tysi�c niespodzianek!
A rzeczywisto�� moje sny zdobywa!
Ja jej zuchwa�� wci�� wydaj� bitw�,
A potem pierzcham i oddal mnie skrywa,
Bo kocham ci�g�� pogo� i gonitw�!
Zwodniczo�� zmienna, niewierna, niesta�a,
Co nowych przyg�d wci�� grozi rozruchem,
Jest najwierniejszym (bowiem nie jest z cia�a),
Niezmiennym moim, niezawodnym druhem.
Uchod�, �nie, z �ycia pijanego nud�,
Uciekaj w dale bez kresu i ko�ca!
Zamienia� siebie wiecznie z ka�d� z�ud�
To �y� dzie� ka�dy w skrach nowego s�o�ca!
Mkn� w szcz�cie zgie�ku sprzeczne w sobie swarnie,
Niepokojone wci�� zmian ko�owrotem,
A kiedy widz� ju� port i latarni�,
Zn�w ��d� odwracam na g��bi� z powrotem!
Wiecznie si� mijam na doczesnych drogach,
By a� w wieczno�ci odnale�� sw� dusz�...
Sko�czono�� znajdzie duch na ziemskich progach...
Dlatego wiecznie siebie szuka� musz�!...
Wi�c mi odsuwaj, �nie, cel jak najdalej!
Nie daj si� spotka� z kresem ni granic�!
O, jakim cudem jest �ycie na fali,
Jedn� ogromn�, ci�g�� obietnic�!
Uchod�! Wyzywaj losy, ku� przygody!
Czeka ci� tysi�c �r�dgwiezdnych nocleg�w!
Tysi�c dni wolnych na bezkresach wody!
Dzwo�, serce moje, na odjazd od brzeg�w!
Dzie� pracy
I
�e zapracowa� sobie potrzeba pogod�
I cisz� jasn�, ucz si� - duszo - od wsi cichych,
Od starych krzywych p�ug�w i lepianek lichych,
Co kryj� ju� dziesi�te pokolenia m�ode.
Bo ich staro�ci m�dro�� dostojna jest z�otem.
A �e kto ziemi wiernym by� umia�, ten bo�y:
Niech ci ch�op namulon� d�o� na czole z�o�y
I poma�e ci� �wi�tym utrudzenia potem.
I �lubuj twardej pracy wieczne niewolnictwo,
Co nie jest jarzmem, jeno dum� i nadziej�
Na szcz�sne, zas�u�one spoczynku dziedzictwo.
A kiedy w bezczynno�ci znu�enia zadrzemiesz,
Przy�ni ci si� i prac� przypomni ci lemiesz,
Bo� jest z tych, kt�rzy dzie�o uko�czy� umiej�.
II
B�ogos�awiona cisza wieczornej godziny,
Gdy ju� ustaj� trudem znu�one ramiona,
Gdy pod ci�arem snop�w skrzypi� woz�w dzwona,
A ko�a ��obi� bruzdy g��bokie w�r�d gliny;
Gdy jutra czeka zwleczon z szopy p�ug i brona.
I ciemnymi skrzyd�ami wia� przestaj� m�yny,
Gdy syte byd�o p�dz� do ob�r dziewczyny,
A krowy maj� mlekiem brzemienne wymiona.
Wtedy nagrod� bierze ka�dy trud cz�owieczy,
Ziemia sw� wdzi�czno�� daje za zn�j ludzkiej pieczy.
- Kto pracowa� w winnicy, nie jest bez zap�aty.
Wtedy bezczynna dusza moja krzepi r�ce
Na twardy trud i marzy do�ynkowe wie�ce
I jakiej� wielkiej pracy zbi�r bujny, bogaty.
III
W �ywiczn� ziele� sosen swojej biednej strzesze
Stroj� czo�o, cho� krzywa, zapad�a i chroma.
W wn�trzu je