2058
Szczegóły |
Tytuł |
2058 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2058 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2058 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2058 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Holt Victoria
Tajemnica Jeziora �w Branoka
Spotkanie nad jeziorem
Od samego pocz�tku Benedykt i
ja przypadli�my sobie do serca.
Zda�am sobie z tego spraw� ju�
wtedy, gdy w dramatyczny spos�b
pojawi� si� w kr�gu naszej
rodziny. Pokochali�my si�, zanim
wydarzy�a si� owa tragedia nad
Jeziorem �wi�tego Branoka,
kt�rej skutki nas potem przez
d�ugie lata prze�ladowa�y i
wywar�y znamienny wp�yw na nasze
losy.
Wszystko zacz�o si� w tysi�c
osiemset pi��dziesi�tym
pierwszym roku, gdy rodzice
zabrali mnie i mojego m�odszego
braciszka, Jacka, do Londynu na
uroczyste otwarcie Wielkiej
Wystawy. Mia�am w�wczas dziewi��
lat, a Benedykt siedemna�cie.
R�nica o�miu lat mo�e si� komu�
wyda� niewielka, lecz w poj�ciu
dziewi�cioletniej dziewczynki
by�a ogromna.
Ju� sama podr� z Kornwalii do
Londynu stanowi�a dla mnie nie
lada prze�ycie. Zatrzymali�my
si� w rezydencji przy placu
Westminster, nale��cej do wuja
Petera i ciotki Amaryllis. Mo�e
nie powinnam ich tak nazywa�, bo
tak naprawd� nie byli moim
wujostwem, ale w skomplikowanych
stosunkach naszej rodziny
nie�atwo si� po�apa�. W ka�dym
razie zawsze do nich m�wi�am
wuju i ciociu.
Wuj Peter, w�eniwszy si� w
nasz� rodzin�, ca�kiem j�
zawojowa�, jednak to nie jego,
lecz ciotk� ��czy�o z nami
pokrewie�stwo. Cho� niewiele
m�odsza od mojej babki, by�a jej
siostrzenic�. Moja mama szczerze
podziwia�a wuja Petera, odnosi�a
si� do niego zawsze z pewnym
onie�mieleniem, na skutek czego
wydawa� mi si� dziwnie
tajemniczy. Z usposobienia
impulsywny i obdarzony du�ym
wdzi�kiem, wuj mia� w sobie co�
zaskakuj�co grzesznego i mo�e
dlatego by� niezwykle
fascynuj�cym m�czyzn�. Nieraz
mnie to zastanawia�o, my�la�am
nawet, �e warto by zbada�, co
si� za tym kryje...
Ciotka Amaryllis by�a ca�kiem
inna: �agodna i uprzejma
stanowi�a uosobienie
niewinno�ci. Wszyscy j� kochali
i nie dostrzegali w niej niczego
tajemniczego.
Wuj i ciotka bardzo cz�sto
przyjmowali u siebie r�ne wa�ne
osobisto�ci. Chocia� z powodu
m�odego wieku nie bra�am udzia�u
w przyj�ciach, zna�am nazwiska
niekt�rych s�awnych go�ci.
Wujostwo mieli dwoje doros�ych
dzieci. Syn i c�rka za�o�yli ju�
w�asne rodziny, mieszkali w
eleganckich domach i prowadzili
interesuj�cy tryb �ycia. Helena
wysz�a za m�� za Mat�thew Hume'a,
polityka rokuj�cego du�e
nadzieje. Zauwa�y�am, �e Mat�thew
wielokrotnie odwiedza� wuja,
r�wnie� bez �ony, i wiele czasu
sp�dza� w jego towarzystwie. Wuj
za� do tego stopnia interesowa�
si� polityczn� karier� zi�cia,
�e moja mama uzna�a, i� jest
"szar� eminencj�, dzia�aj�c�
skrycie za plecami Matthew
Hume'a". Syn wujostwa nosi�
takie samo imi� jak ojciec i dla
odr�nienia nazywano go
Peterkin. Razem z �on�, Frances,
prowadzili misj� charytatywn� w
East End, robotniczej dzielnicy
Londynu, i jak s�ysza�am,
czynili tam wiele dobrego.
Do tej pory zna�am ich
wszystkich jedynie z opowiada�
matki, kt�ra lubi�a m�wi� o
rodzinie i ch�tnie wspomina�a
dawne dzieje. Mama przysz�a na
�wiat w zamku Cador, od setek
lat nale��cym do rodu
Cadorson�w. Gdy wysz�a za m�� za
mego ojca, Rolfa Hansona, w
posagu wnios�a mu ten zamek,
kt�ry odt�d sta� si� rezydencj�
Hanson�w. Ojciec kocha� zamek
r�wnie mocno, a mo�e jeszcze
mocniej ni� poprzedni
w�a�ciciele. Powszechnie
uwa�ano, �e posiad�o�� nigdy nie
by�a tak dobrze zarz�dzana jak
teraz, gdy ojciec przej�� nad
ni� piecz�. Nigdy te� nie by�a
tak wielka jak obecnie, gdy�
�eni�c si� z matk�, ojciec
przy��czy� do Cadoru swoje
rodzinne w�o�ci.
M�j tata nie by� rodowitym
Kornwalijczykiem i w�r�d
miejscowych uchodzi� za
cudzoziemca. Urodzi� si� niezbyt
daleko st�d, tyle �e po drugiej
stronie rzeki Tamar, w Anglii,
kt�r� tu uwa�ano za obcy kraj.
Bardzo to ojca bawi�o. My�l�, �e
stanowili�my szcz�liw� rodzin�.
Tata by� nadzwyczaj m�drym
cz�owiekiem. Radzi� sobie z
ka�dym problemem, ka�dy potrafi�
spokojnie i bez wielkich
trudno�ci rozwi�za�. Tak mi si�
przynajmniej wydawa�o. Nigdy nie
widzia�am, �eby si� denerwowa�
czy traci� cierpliwo��. Uwa�a�am
go za najwspanialszego m�czyzn�
na �wiecie. Lubi�am je�dzi� z
nim konno, gdy obje�d�a� nasz�
posiad�o��. M�j brat, Jack, trzy
lata ode mnie m�odszy, te� ju�
zaczyna� si� do tego
przymierza�. Przez pewien czas
rodzice s�dzili, �e b�d� jedynym
ich dzieckiem i �e to mnie
przypadnie w udziale zamek i
posiad�o��. Ale potem urodzi�
si� Jack...
Moja mama bardzo wysoko ceni�a
Cador. Nie dlatego, podkre�la�a,
�e zamek ma wie�e i kamienne
mury, ale dlatego, �e mieszkali
tu ludzie, kt�rych kocha�a. To
dzi�ki nim Cador sta� si� jej
prawdziwym domem.
- Nigdy, przenigdy, nie
wmawiaj sobie, �e dom jest sam w
sobie wa�ny. Licz� si� w nim
tylko ludzie: ci, kt�rych
kochasz i kt�rzy ciebie kochaj�.
Sporo cennego czasu, jaki
mog�abym sp�dzi� z twoim ojcem,
zmitr�y�am - zwierzy�a mi si�
kiedy� - bo nie mia�am pewno�ci,
czy jemu nie zale�y na zamku
bardziej ni� na mnie. Na
szcz�cie w por� si�
opami�ta�am, cho� nast�pi�o to
dopiero po jakim� czasie, ale
kilka lat wsp�lnego �ycia
zosta�o bezpowrotnie straconych.
Ty, Angelet - m�wi�a - unikniesz
tej sytuacji dzi�ki temu, �e
pewnego dnia Cador stanie si�
w�asno�ci� Jacka. A wi�c
wychodz�c za m��, nie b�dziesz
mia�a w�tpliwo�ci, czy tw�j m��
pragnie ci� dla ciebie samej,
czy dlatego, �e jeste�
w�a�cicielk� tego wielkiego
domu.
Wypowiada�a te s�owa z wielk�
pasj�, bo mama, zupe�nie inaczej
ni� ojciec, lubi�a m�wi� i by�a
dobr� m�wczyni�. Z przyjemno�ci�
patrzy�am, jak tata u�miecha si�
do niej z pob�a�aniem i
mi�o�ci�, podczas gdy ona
perorowa�a z o�ywieniem.
Z natury przypomina�am chyba
bardziej matk� ni� ojca. Ale nie
z wygl�du. Jasne w�osy, du�e,
marz�ce zielone oczy i do��
szerokie usta na pewno
odziedziczy�am po tacie.
Wygl�da�abym na powa�n� i
my�l�c� osob�, gdyby nie m�j
perkaty nos. By� zupe�nie
niepodobny do arystokratycznego
d�ugiego nosa ojca i stanowi�
zaprzeczenie wszelkiej powagi.
Nieraz, gdy wypowiada�am jakie�
zuchwa�e opinie, tata dawa� mi
prztyczka w nos, jakby to on by�
winien mojej bezczelno�ci.
W tamtych dniach nie zdawa�am
sobie sprawy, jakim szcz�ciem
by�o posiadanie takich jak moi
rodzic�w. Niestety, do tego
rodzaju wniosk�w dochodzi si�
znacznie p�niej.
Mia�am wspania�e, beztroskie
dzieci�stwo. T� prawd�
uprzytomni�am sobie nagle owego
dnia nad Jeziorem �wi�tego
Branoka, gdy si� przekona�am, �e
�wiat mo�e by� tak�e zgo�a
upiorny. Pami�tam dobrze jasne
dni sprzed dramatu nad jeziorem,
gdy s�o�ce zdawa�o si� �wieci�
bez ko�ca, a czas jakby sta� w
miejscu...
Moja guwernantka, panna
Prentiss, rozpaczliwie stara�a
si� zrobi� ze mnie ma�� dam�,
godn� mieszkania na zamku Cador.
By�am jednak dzieckiem o du�ym i
nieposkromionym temperamencie, a
�e rodzice wcale mnie za t�
�ywio�owo�� nie pot�piali,
biedna bona nie bardzo mog�a
sobie ze mn� poradzi�. Nieraz
wy�ala�a si� na mnie przed
kuchark�, pani� Penlock, i przed
naszym kamerdynerem, Watsonem,
co jednak zdarza�o si� tylko
w�wczas, gdy �askawie raczy�a
zej�� do kuchni. Niecz�sto si�
do tego zni�a�a. By�a wida�
przeczulona na punkcie swojej
zawodowej pozycji, kt�ra
stawia�a j� na wy�szym szczeblu
drabiny spo�ecznej ni� s�u�b�.
Na pr�no usi�owa�a wynosi�
si� nad innych. Pani Penlock
pracowa�a w zamku Cador ju�
wtedy, gdy moja mama by�a ma��
dziewczynk�. Nic dziwnego, �e
teraz, poruszaj�c si�
majestatycznie w czarnej
okaza�ej sukni z krepy,
despotycznie rz�dzi�a w
podleg�ej sobie kuchni i
traktowa�a pann� Prentiss jak
r�wn�... Watson zachowywa� si�
podobnie, odnosz�c si� do reszty
personelu z godno�ci�, a nawet
wynio�le, z wyj�tkiem mo�e
okazji, gdy si� zaleca� do
kt�rej� z �adniejszych
pokoj�wek, cho� i w�wczas jego
umizgi tr�ci�y
protekcjonalno�ci�.
Z przyjemno�ci� wracam my�l�
do szcz�liwych dni dzieci�stwa.
Przypuszczam, �e rodzice
�wiadomie pozwalali mi "szale�",
jak m�wi�a panna Prentiss. Moja
matka w m�odo�ci cieszy�a si�
stosunkowo du�� swobod� i
widocznie chcia�a, �ebym ja
r�wnie� mia�a prawo korzysta� z
tego przywileju. Musz� przyzna�,
�e ani ojciec, ani matka nie
mieli w sobie nic z
rodzicielskiej surowo�ci.
- Ma�e dzieci mi�o jest
ogl�da�, ale nie powinno si� ich
s�ysze� - mawia�a stara pani
Fenny, mieszkaj�ca w jednym z
wiekowych domk�w zgrupowanych w
pobli�u portu we wschodnim
Poldorey. Potrz�sa�a przy tym
gro�nie g�ow�, jakby chcia�a
pot�pi� te dzieci, kt�re dawa�y
si� nie tylko widzie�, ale i
s�ysze�. Nale�a�a do tego typu
starych kobiet, kt�re wsz�dzie
doszukuj� si� grzechu i
najcz�ciej go znajduj�...
D�ugie godziny stercza�a przy
niewielkim oknie w swoim domku,
obserwuj�c, co si� dzieje na
nabrze�u. Przesiadywali tam
zwykle rybacy, kt�rzy naprawiali
sieci lub wa�yli z�owione ryby.
Pani Fenny nie spuszcza�a z nich
oka. Latem siadywa�a w otwartych
drzwiach, by jeszcze lepiej
dojrze�, czy ludzie robi� co�
nie tak, jak - jej zdaniem -
powinni. Najmniejszy nawet
skandal, jaki wydarzy� si� w jej
polu widzenia, natychmiast
wychwytywa�a i poczt� pantoflow�
puszcza�a w obieg.
- Wsz�dzie trafiaj� si� tacy
ludzie! - broni�a jej moja mama.
- Post�puj� tak dlatego, �e ich
w�asne �ycie jest straszliwie
nudne. Na skutek tego staj� si�
niezdrowo ciekawi �ycia innych
ludzi, bo im si� wydaje, �e u
tamtych dzieje si� co�
interesuj�cego. To z kolei budzi
w nich zazdro��, szukaj� wi�c
okazji, by innych oczerni�.
Chcia�abym wierzy� - zako�czy�a
z emfaz� moja mama - �e nikt z
nas takim si� na staro�� nie
stanie.
Mia�am okazj� si� przekona�,
�e mamy uwagi by�y s�uszne.
Zar�wno we wschodnim, jak i
zachodnim Poldorey mo�na by�o
znale�� wiele os�b podobnych do
pani Fenny. Mieszka�cy
wschodniej cz�ci miasta uwa�ali
tych z zachodu za obcych, cho�
mo�e nie tak obcych jak
przybyszy z drugiej strony rzeki
Tamar. Pani Fenny m�wi�a o
mieszka�cach zachodniego
Poldorey z odcieniem pogardy.
Zawsze bra� mnie �miech, ilekro�
s�ysza�am, jak ci z zachodniej
cz�ci miasta wyra�ali si� o
swoich wschodnich s�siadach.
Czynili to z takim samym
lekcewa�eniem i poczuciem
wy�szo�ci jak tamci.
Jak�e ja kocha�am ten port...
Lubi�am patrze� na ma�e rybackie
�odzie ko�ysz�ce si� na falach.
Przycumowywano je do wielkich
�elaznych pier�cieni, na kt�re
musia�am uwa�a� i stara� si� je
wymija�, gdy bieg�am wybrze�em.
Zawsze ch�tnie zatrzymywa�am si�
na molo, by przypatrywa� si�
pracy rybak�w.
- Dzie� dobry, panienko Angel!
- witali mnie g�o�no.
Angel (ang. - anio�)... - to
brzmia�o nieco dziwacznie.
Naprawd� nazywa�am si� Angelet.
Moja matka, �ywo interesuj�ca
si� histori� naszej rodziny,
nada�a mi to imi� na pami�tk�
jednej z krewnych, kt�ra �y�a w
okresie Wojny Domowej. Mia�am
powa�ne obawy, czy skr�towa
forma tego imienia na pewno do
mnie pasuje. Chyba �e ludzie,
u�ywaj�c jej, chcieli mnie
nak�oni�, abym swoim �yciem
zas�u�y�a na owo anielskie
miano.
Wszyscy tu wiedzieli, kim
jestem...
- To ta z Cadoru, panienka
Angel - m�wili o mnie za
plecami. - Odziedziczy�aby
zamek, gdyby nie to, �e urodzi�
si� panicz Jack.
Mog�am sobie wyobrazi�, jak
komentowali to wydarzenie:
"Dobrze si� sta�o - cieszyli si�
pewnie - bo jest rzecz� s�uszn�
i w�a�ciw�, �eby ch�opak zosta�
panem Cadoru... Dziewczyny nie
nadaj� si� do tej roli..."
Zna�am tutejszych ludzi na
wylot. Czasem si� domy�la�am, co
chc� powiedzie�, zanim jeszcze
otworzyli usta. Wiedzia�am,
czego mo�na si� spodziewa� po
starej pani Fenny z w�cibskimi
oczami i nosem w�sz�cym w
cudzych sekretach, a czego po
pannach Poldrew, kt�re mieszka�y
na skraju wschodniego Poldorey w
ma�ym domku, tak czystym i
zadbanym jak one same.
Opowiadano mi, �e obie panny
ka�dej nocy przed p�j�ciem spa�
zagl�daj� pod ��ko, by
sprawdzi�, czy nie ukrywa si�
pod nim jaki� m�czyzna. Tak im
zale�a�o na upilnowaniu cnoty,
kt�rej - jak dot�d nikt nie mia�
ochoty ich pozbawi�. Zna�am
tak�e Toma Fisha. Gdy rybacy
wy�adowywali z�owione ryby, Tom
zawsze znajdowa� si� w pobli�u,
pakowa� je do r�cznego w�zka, a
potem rozwozi� po okolicy.
- Ryby, �wie�e ryby z rannego
po�owu! - wo�a�. - Wychod�cie,
panie! Tom Fish stoi u waszych
drzwi. Melduj�, �e jestem, moje
kochaniutkie!...
Pami�tam r�wnie� pann� Grant,
w�a�cicielk� sklepu z w��czkami;
siedz�c za lad� i czekaj�c na
klientki, zawsze pilnie
szyde�kowa�a. Mile wspominam
piekarnie, n�c�ce cudownym
zapachem gor�cego chleba, i
firm� Pengelly, w kt�rej mo�na
by�o naby� wszystko, pocz�wszy
od naparstka, a sko�czywszy na
narz�dziach rolniczych. Rybacy
ch�tnie odwiedzali karczm�
"Fisherman's Rest". Zbierali si�
tam po pracy, gdy ju� uda�o im
si� rozprzeda� z�owione ryby, i
przy piwku spotykali si� z
g�rnikami.
- Trac� w karczmie to, co
ci�kim trudem zdo�ali wydoby� z
morza czy wykopa� z ziemi! -
pomstowa�a na nich pani Fenny,
obserwuj�c ze swego miejsca przy
oknie, jak go�cie chwiejnym
krokiem wytaczali si� z gospody.
Stary Pennyleg m�g�by sobie
znale�� co� lepszego do roboty
ni� obs�ugiwa� tych g�upc�w... -
doda�a. Ju� dawno skaza�a
Pennylega na sma�enie si� w
ogniu piekielnym.
Kiedy� patrzy�am zafrapowana,
jak pani Fenny trzyma na
kolanach Bibli� i poruszaj�c
wargami, palcem przebiega
linijki druku. Zastanawia�am
si�, po co to robi, skoro, jak
wiedzia�am, nie umie czyta�.
Lubi�am siedzie� na stercie
lin pachn�cych morskimi
porostami i ws�uchiwa� si� w
szum fal. Patrz�c na morze,
my�la�am o ludziach, kt�rzy
opu�cili nasze strony i
wyjechali w daleki �wiat, by
eksplorowa� nieznane l�dy.
Cz�sto przywodzi�am na pami��
s�ynnych �eglarzy, takich jak
Drake i Raleigh. Oczami duszy
widzia�am �agle trzepocz�ce na
wietrze i bosonogich marynarzy,
skwapliwie krz�taj�cych si� na
statku, podczas gdy ja na
szeroko rozstawionych nogach
przemierza�am pochy�y pok�ad i
rzuca�am im rozkazy.
Wyczarowywa�am w my�li
hiszpa�skie galeony pe�ne
skarb�w. Swoim korsarzom kaza�am
na nie napada� i ograbia�. Ze
zrabowanymi skarbami wracali na
statek i potem �upy zawozili�my
do Anglii. Cz�sto oddawa�am si�
takim marzeniom. Wyobra�a�am
sobie nawet, �e to ja jestem
Raleighem lub Drakiem. Nie�atwo
mi by�o przyobleka� si� w
postacie odmiennej p�ci. Wola�am
stawa� si� dobr� kr�low�
El�biet� i bohaterom nadawa�
szlachectwo. To by�o mniej
skomplikowane. Ch�tnie widzia�am
si� w roli wielkiej kr�lowej:
trzy tysi�ce sukien, ruda peruka
i w�adza... ogromna w�adza.
Nieraz bywa�am Mari�, kr�low�
Szkot�w, udaj�c� si� na
stracenie. Na szafocie
wyg�osi�am tak wzruszaj�ce
przem�wienie, �e nie by�o ani
jednej osoby, w kt�rej oczach
nie pojawi�yby si� �zy. Kat
mocno si� przej�� i odm�wi�
�ci�cia mi g�owy. Jedna z pa�
dworu, bardzo mi oddana, upar�a
si�, �e zajmie moje miejsce na
szafocie. Pr�bowali�my j�
powstrzyma�, lecz nadaremnie. Z
kolei udawa�am, �e jestem
w�a�nie ni�, ow� dw�rk�, maj�c�
za chwil� za mnie, kr�low�
zgin��. By�am dw�rk� dop�ty,
dop�ki nie zjawi� si� pewien
zakochany w monarchini rycerz,
kt�ry ocali� mi �ycie.
Szcz�liwie i bez zagro�e�
do�yli�my s�dziwego wieku. Nikt
si� nigdy nie domy�li�, �e
jestem kr�low�. Wszyscy s�dzili,
�e zosta�am �ci�ta w zamku
Fotheringay...
Rojenia i fantazje wydawa�y mi
si� zawsze realniejsze od
rzeczywisto�ci. Sko�czy�am z
nimi jednak po tragedii, jak�
prze�y�am owego strasznego dnia
nad Jeziorem �wi�tego Branoka.
Od tej pory nie wa�y�am si� ju�
�ni� na jawie. Ba�am si�, �ebym,
pogr��ona w marzeniach, nie
znalaz�a si� znowu nad jeziorem.
Zamek Cador dzieli�o od miasta
nie wi�cej ni� p� kilometra.
Sta� na wzg�rzu, z kt�rego
roztacza� si� wspania�y widok na
morze. Wie�e, baszty i mury z
szarego kamienia sprawia�y, �e
nasz dom przypomina� bastion.
Przez setki lat opiera� si�
morskim falom i z�ym pogodom i
trwa� zwyci�sko niczym prawdziwa
forteca. Nieraz noc�, le��c w
��ku, s�ucha�am, jak wiatr gra
w�r�d kamiennych mur�w. Czasem
ob��ka�czo wy�, innym razem
j�cza� jak przera�one zwierz� -
to przera�liwie, to zn�w
melancholijnie. Dawniej, zanim
prze�y�am ow� tragiczn� przygod�
nad jeziorem, wiatr mnie
fascynowa�, ale od tamtej pory
znienawidzi�am jego zawodzenie:
brzmia�o dla mnie jak gro�na
przestroga.
�ycie w tamtych odleg�ych
czasach by�o barwne i bogate.
Interesowa�am si� wszystkim, co
mnie otacza�o.
- Nie mo�na powiedzie�, �eby
panienka Angel mia�a du�y nosek,
ale i tak wsz�dzie go wtyka... -
m�wi�a o mnie pani Penlock.
Lubi�am wiejskie chaty z
pobielonymi, ulepionymi z gliny
i s�omy �cianami. Sporo takich
chat sta�o na nabrze�u. Ilekro�
mia�am okazj� do kt�rej� wej��,
zawsze z niej korzysta�am. W
okresie �wi�t Bo�ego Narodzenia
odwiedza�y�my z matk� tutejszych
mieszka�c�w i, zgodnie z dawnym
obyczajem, przynosi�y�my im
�wi�teczne prezenty.
Ubo�sze domy sk�ada�y si� z
dw�ch ciemnych izb
przedzielonych �ciank� nie
si�gaj�c� dachu, co - jak si�
domy�la�am - umo�liwia�o
przep�yw powietrza. W niekt�rych
chatach widzia�am p�k� pod
sufitem, rodzaj zapiecka, na
kt�rym spali m�odzi. Wchodzili
na g�r� po sznurowej drabinie.
Jedynym �r�d�em �wiat�a by�a
gliniana lampa w kszta�cie
kaganka. Do wg��bienia na
spodzie wlewa�o si� olej i
umieszcza�o w nim knot.
W ka�dym domu, zanim moja
matka usiad�a na krze�le,
gospodyni najpierw wyciera�a je
�cierk� z kurzu. Stawa�am zwykle
z boku obok mamy i szeroko
otwartymi oczami notowa�am w
pami�ci wszystkie szczeg�y.
Przys�uchiwa�am si� rozmowom,
kt�re przewa�nie dotyczy�y
zwyczajnych wydarze� z �ycia
odwiedzanej rodziny. M�wiono na
przyk�ad, �e "Jenny nie�le sobie
radzi jako s�u��ca na
probostwie", albo wspominano, i�
"oczekuj� Jima, bo lada dzie� ma
powr�ci� z morza". Mama wszystko
o tych ludziach wiedzia�a.
Uwa�a�a, �e jest to jej
obowi�zkiem, jako pani na zamku.
W chatach, kt�re
odwiedza�y�my, w powietrzu
zawsze unosi� si� zapach
jedzenia. Ogie� na palenisku
podtrzymywano kawa�kami drewna
zbieranymi na pla�y. Podoba�o mi
si�, �e ogie� pali si� pi�knym
niebieskim p�omieniem. Kto� mi
wyja�ni�, sk�d to si� bierze:
drewno na opa� by�o przesycone
sol�, gdy� pochodzi�o z wrak�w
wydobytych z morza lub
wyrzuconych na brzeg.
W wi�kszo�ci chat widzia�am
ulepione z gliny kuchenne piece
z piekarnikami, w kt�rych
gospodynie piek�y ciasta;
wsz�dzie wisia� nad ogniem
kocio�ek czarny od sadzy.
Tutejsi ludzie m�wili j�zykiem
troch� r�ni�cym si� od naszego,
lecz szybko nauczy�am si� ich
rozumie�. Potrawy wiejskie te�
by�y inne ni� nasze. Jedna z
nich, o nazwie quillet, to
grochowe piure, cho� wygl�dem
przypomina�a owsiank�. Natomiast
prawdziw� owsiank� nazywano tu
|gurts. W ubieg�ym wieku
mieszka�cy tej ziemi cierpieli
straszn� n�dz�. Mama mi
opowiada�a, �e z g�odu jedli
traw�. Dodawali j� do plack�w
j�czmiennych, kt�re piekli w
popiele.
Teraz lepiej im si� powodzi�o.
Mama zawsze podkre�la�a, �e w
du�ej mierze przyczyni� si� do
tego m�j ojciec.
- Tw�j tata - m�wi�a - kt�ry
jest bardzo dobrym cz�owiekiem,
uwa�a za sw�j obowi�zek
troszczy� si� o to, by nikt w
s�siedztwie nie przymiera�
g�odem.
Los tutejszych rybak�w by�
�ci�le zwi�zany z pogod�.
Niestety, wiatry na naszym
wybrze�u bywaj� niekiedy bardzo
gwa�towne. Czasem ludzie znaj�cy
si� na pogodzie zapowiadali, �e
nadchodz� silne wichury i
sztormy. �odzie sta�y w�wczas
bezczynnie i mieszka�cy Poldorey
prze�ywali trudne chwile.
Zdarza�o si� jednak i tak, �e
wiatr zrywa� si� bez zapowiedzi
i tego w�a�nie najwi�cej
obawiali si� miejscowi rybacy i
ich rodziny. Kiedy� s�ysza�am,
jak �ona rybaka �ali�a si�, �e
nigdy nie wie, czy m��, kt�ry
wyszed� w morze, jeszcze do niej
wr�ci. Jakie to smutne -
pomy�la�am. Przypuszczam, �e
w�a�nie dlatego rybacy s� tacy
zabobonni. We wszystkim
dopatruj� si� znak�w, kt�re co�
zapowiadaj�, zwykle co� z�ego...
Pod tym wzgl�dem g�rnicy
niewiele si� od nich r�nili. O
trzy kilometry od miasta
zaczyna�y si� wrzosowiska, a tu�
obok znajdowa�a si� kopalnia
cyny. Nazywano j� pogardliwie
|scat |bal, co mia�o znaczy�, �e
jest stara, zu�yta i do
niczego... Wcale tak jednak nie
by�o. Przeciwnie - mieszka�cy
miasteczka w�a�nie kopalni
zawdzi�czali sw�j dobrobyt.
W�a�cicielami jej byli nasi
dobrzy znajomi, pa�stwo
Pencarronowie. Cz�sto
sk�adali�my sobie wizyty.
Mieszkali w sympatycznym dworku
niedaleko kopalni. Dw�r nazwali
Pencarron Manor. Kupili go, gdy
przybyli w nasze strony przed
kilkoma laty, i wkr�tce po
osiedleniu si� uruchomili w
szybie produkcj�.
Zabobonni g�rnicy mieli
zwyczaj pozostawiania na dole
odrobiny jedzenia. By�a to
ofiara na rzecz kopalnianych
duszk�w; nazywa�a si� |didjan.
G�rnicy chcieli tym zjedna�
sobie gnomy i wprawi� je w dobry
humor, by nie przysz�o im czasem
do g�owy psoci� lub wyrz�dza�
szkody, o co w kopalni nie by�o
trudno.
Pod ziemi� dochodzi�o nieraz
do strasznych wypadk�w, w
kt�rych gin�li ludzie.
Pozostawa�y po nich wdowy i
sieroty op�akuj�ce utrat�
jedynych �ywicieli. Nic
dziwnego, �e g�rnicy, podobnie
jak rybacy, we wszystkim
doszukiwali si� tajemniczych
znak�w. Nie mogli sobie pozwoli�
na ich ignorowanie.
- To zrozumia�e, �e si� boj� -
m�wi�a moja matka. Je�li oddaj�
duszkom tylko niewielk� cz�stk�
swego obiadu i wierz�, �e w ten
spos�b kupi� sobie
bezpiecze�stwo, to chyba nie
p�ac� wyg�rowanej ceny.
Bardzo by�am ciekawa tych
kopalnianych duszk�w i chcia�am
si� o nich jak najwi�cej
dowiedzie�. S�ysza�am, jak
m�wiono, �e s� to kar�y i �e
wcieli�y si� w nie dusze �yd�w,
kt�rzy ukrzy�owali Pana Jezusa.
Mama w to nie wierzy�a. No c�,
�atwo jej by�o nie wierzy�, bo
nie musia�a schodzi� na d� do
kopalni. Niemniej mama tak�e
interesowa�a si� zabobonami.
- W Londynie pewnie by si� z
nich �miano - m�wi�a - ale nie w
Kornwalii. Tutaj takie rzeczy s�
przyj�te. Historie o duchach i
niezwyk�ych wydarzeniach pasuj�
do tej ziemi. Ile� tu kr��y
przer�nych legend... o starych
kopalniach, o z�o�liwych
gnomach, dziwnych i nie
wyja�nionych tajemnicach, no i
oczywi�cie o Jeziorze �wi�tego
Branoka.
- Opowiedz mi o jeziorze!
Prosz� ci�, mamo! - nalega�am.
- Zaczn� od ostrze�enia, �eby�
zawsze by�a bardzo ostro�na, gdy
si� wybierzesz nad jezioro. Nie
mo�esz tam chodzi� sama, lecz
tylko w towarzystwie panny
Prentiss lub innej doros�ej
osoby. Teren wok� jeziora jest
bagnisty i grz�ski... tam
naprawd� mo�e by�
niebezpiecznie.
- A teraz opowiedz legend� o
powstaniu jeziora! - prosi�am.
- To bardzo stara historia,
niemniej niekt�rzy tutejsi
ludzie wci�� w ni� wierz�. My�l�
jednak, �e sk�onni byliby we
wszystko uwierzy�...
- A w co w�a�ciwie?
- Wydaje im si�, �e s�ysz�
bicie dzwon�w...
- Jakich dzwon�w?
- Tych rzekomo zatopionych w
jeziorze.
- To znaczy, �e s� pod wod�?
Mama potakn�a.
- Ta historia jest bez sensu -
powiedzia�a. - Wiele os�b s�dzi,
�e jezioro w og�le nie ma dna,
gdzie by si� w takim razie mia�y
znajdowa� dzwony? Sama widzisz,
�e to jaka� niedorzeczna
legenda...
- Niech sobie b�dzie, ale mnie
bardzo interesuje.
- Uparciuch z ciebie. Wszystko
chcesz wiedzie�...
- Przecie� m�wi�a�, �e trzeba
si� stara� wiedzie� jak
najwi�cej...
- Mia�am na my�li pog��bianie
prawdziwej wiedzy...
- A czy� ta legenda nie jest
jej cz�stk�? Wszak to historia!
- Nie s�dz�, by mo�na j�
nazwa� histori�... - Mama
za�mia�a si� i w�o�y�a mi za
ucho niesforny lok, kt�ry wci��
wypada� spod wst��ki
przytrzymuj�cej w�osy. - Ot�
legenda g�osi, �e dawno, dawno
temu w tym miejscu znajdowa�o
si� opactwo.
- Co ty?... W wodzie?
- Nie! Wtedy jeszcze nie by�o
tam wody. Zjawi�a si� p�niej.
Pocz�tkowo, gdy zbudowano
opactwo, mieszkali w nim dobrzy
i pobo�ni mnisi. Ca�e dnie
sp�dzali na modlitwie i
spe�nianiu dobrych uczynk�w.
Rzecz dzia�a si� w czasach, gdy
�w. Augustyn wprowadzi� do
Anglii chrze�cija�stwo.
- No i co...? - ponagla�am,
boj�c si�, �eby opowiadanie nie
zamieni�o si� w lekcj� historii.
- Z najdalszych stron
przychodzili ludzie pragn�cy
zwiedzi� klasztor i przynosili
ze sob� dary: z�oto, srebro,
wino i r�ne drogie wiktua�y.
Zakonnicy �yj�cy dot�d w
ub�stwie wkr�tce stali si�
bogaci i zacz�li �le si�
sprawowa�...
- Co takiego robili?
- Dogadzali sobie w jedzeniu,
pili du�o alkoholu, urz�dzali
orgie i ta�ce. Dopuszczali si�
te� r�nych niegodnych czyn�w,
jakich nigdy przedtem nie
pope�niali. I oto pewnego dnia w
opactwie zjawi� si� jaki�
przybysz. Nie przyni�s� �adnych
cennych dar�w. Uda� si� prosto
do ko�cio�a i wyg�osi� kazanie.
Powiedzia� mnichom, �e B�g nie
jest z nich zadowolony, gniewa
si� na nich, bo swoje pi�kne
opactwo, zbudowane na chwa��
bo��, zamienili w siedlisko z�a.
Kaza� im �a�owa� za grzechy i
odby� pokut�. Ale zakonnicy tak
si� przywi�zali do obecnego
trybu �ycia, �e nie mieli ochoty
ze� zrezygnowa�. Znienawidzili
przybysza za to, �e ich
ostrzega�. Za��dali, by
niezw�ocznie odszed�,
zapowiadaj�c, �e je�li sam nie
p�jdzie, to go wyp�dz�. A �e
obcy nie chcia� si� oddali�,
si�gn�li po baty i kije...
Dawniej sami si� ch�ostali i
biczowali dla pokuty i
zbawienia... Prawd� m�wi�c -
doda�a mama - nigdy nie mog�am
zrozumie�, po co to robili...
Teraz jednak zwr�cili si�
przeciwko obcemu i zacz�li go
bi�. Lecz uderzenia nie czyni�y
mu �adnej krzywdy. Nagle wielka
jasno�� otoczy�a przybysza,
kt�ry uni�s� r�ce i zawo�a�
wielkim g�osem, przeklinaj�c
Opactwo �wi�tego Branoka: "To
miejsce, dawniej �wi�te, niech
teraz b�dzie przekl�te! Niech
zginie bez �ladu, jakby nigdy
nie istnia�o! Niech zniesie je
pow�d�, a dzwony niech zamilkn�
i odezw� si� jedynie wtedy, gdy
ludziom zagrozi jakie�
nieszcz�cie!" - To
powiedziawszy, tajemniczy
przybysz znikn��.
- My�lisz, �e poszed� do
nieba? - spyta�am.
- Mo�e...
- Za�o�� si�, �e tu chodzi o
�wi�tego Paw�a. To do niego
podobne... takie w�a�nie rzeczy
robi�...
- Nie wiem, czy to by� Pawe� -
odpar�a mama. - Kimkolwiek by�,
przepowiedzia� prawd�... tak
przynajmniej m�wi legenda. Na
pr�no zakonnicy bili w dzwony -
nie wyda�y z siebie �adnego
d�wi�ku. Wtedy si�
przestraszyli, padli na kolana,
lecz dzwony nadal milcza�y.
Wkr�tce lun�� deszcz. Pada�
przez czterdzie�ci dni i
czterdzie�ci nocy, a� zala�
Opactwo �wi�tego Branoka; na
jego miejscu powsta�o jezioro.
- Ciekawe, na jakiej
g��boko�ci le�y opactwo?
Mama spojrza�a na mnie z
u�miechem.
- M�wisz, jakby� to, co ci
powiedzia�am, uwa�a�a za prawd�,
a nie wytw�r ludzkiej fantazji.
S�ysza�am, �e gdy w tutejszej
kopalni wydarzy�a si� kiedy�
katastrofa, g�rnicy twierdzili,
i� poprzedza�o j� bicie dzwon�w
w jeziorze. Ale to nieprawda. Za
ka�dym razem, gdy si� co�
strasznego dzieje, ludzie potem
utrzymuj�, �e s�yszeli dzwony.
Nigdy tego jednak nie m�wi�
przed wypadkiem, lecz zawsze po
nim. Po prostu przytaczaj� to,
co g�osi jedna z kornwalijskich
legend.
- Niemniej jezioro naprawd�
istnieje - upiera�am si�.
- Tak - zgodzi�a si� mama -
ale to zwyk�e �r�dl�dowe
jezioro, jakich wiele.
- Czy rzeczywi�cie jest bez
dna?
- Bardzo w to w�tpi�.
- Czy kto� pr�bowa� si� o tym
przekona�?
- Nie wiem, po co mia�by to
robi�...
- Aby stwierdzi�, czy na dnie
jeziora istotnie znajduje si�
opactwo.
- Powtarzam ci, Angelet, �e to
tylko jedna z kornwalijskich
legend. Nikt nigdy nie bada�
jeziora, podobnie jak nikt nie
sprawdza� wody w �r�de�ku Nun's
Well w Alternun, by si�
dowiedzie�, co takiego zawiera,
�e potrafi zapobiec ob��kaniu.
Nikt r�wnie� nie docieka�, czy
rzeczywi�cie woda ze �r�de� �w.
Uny w Redruth mo�e uchroni� od
stryczka... Zawsze znajd� si�
ludzie, kt�rzy w takie rzeczy
uwierz�, ale wi�kszo�� odnosi
si� do nich sceptycznie.
Dok�adnie tak samo jest z
Jeziorem �wi�tego Branoka...
- A ja bym chcia�a us�ysze� te
dzwony...
- Daj spok�j, dziecinko! One
nie istniej�. W�tpi� nawet, czy
kiedykolwiek by�o tu jakie�
opactwo. Czy wiesz, w jaki
spos�b powstaj� legendy? Ot�
ludziom nieraz si� wydaje, �e
widz� lub s�ysz� jakie� dziwne
rzeczy, nie umiej� sobie jednak
wyt�umaczy�, na czym to zjawisko
polega. Puszczaj� wi�c wodze
fantazji, zmy�laj� jakie�
historie i po pewnym czasie
zaczynaj� kr��y� r�ne legendy.
To wszystko... Niemniej nie
powinna� podchodzi� do jeziora
zbyt blisko. Jest to miejsce
niezdrowe, jak zreszt� ka�da
stoj�ca woda... Ju� ci
wspomina�am, �e tamtejszy teren
obfituje w bagna.
Wkr�tce przesta�am my�le� o
jeziorze. Zainteresowa�y mnie
inne historie, tak�e dotycz�ce
niesamowitych zjawisk.
Opowiadano mi na przyk�ad, �e
�yj� w�r�d nas niegodziwcy,
kt�rzy �le �ycz� innym i maj�
moc szkodzenia ludziom. Podobno
lepi� z wosku figurki
przedstawiaj�ce znienawidzone
osoby, a nast�pnie wbijaj�
szpilki w miejsca odpowiadaj�ce
�ywotnym organom w naszym ciele.
S�ysza�am te� inn� niesamowit�
opowie��: gdy pewien m�ody
jeszcze m�czyzna nagle umar�,
jego matka oskar�y�a o zab�jstwo
synow�. Twierdzi�a, �e ta
umy�lnie rozsypa�a s�l wok�
krzes�a swego m�a, by
sprowadzi� na niego �mier�. W
s�dzie nikt by takiego
post�powania nie uzna� za
morderstwo, ale tu jest
inaczej... Albo historia Maddy
Craig. Dziewczyna uchodzi�a za
czarownic� tylko dlatego, �e
podobno kt�ry� z jej przodk�w
spotka� kiedy� wodn� rusa�k�
unieruchomion� na mieli�nie i
pom�g� jej powr�ci� do morza. To
wystarczy�o, by podejrzewano
Maddy o nieczyst� si��. Wierzono
bowiem, �e i rodziny tych,
kt�rzy udzielili pomocy
rusa�kom, s� przez nie w
podzi�ce obdarzane nadzwyczajn�
moc�.
Moja mama, kt�ra - jak m�wi�am
- z upodobaniem bada dzieje
naszej rodziny, sporo ju� o niej
wie. Okaza�o si�, �e wielu
naszych przodk�w prowadzi�o
pami�tniki czy dzienniki i
opisywa�o w nich swoje losy.
Wi�kszo�� tych zapisk�w
oprawiono i przechowywano w
Eversleigh, najstarszej
siedzibie naszego rodu.
Stopniowo, poprzez ma��e�stwa
zawierane w ci�gu lat,
cz�onkowie naszej rodziny
przenosili si� do innych
miejscowo�ci w kraju. W ko�cu w
Eversleigh znale�li si� ludzie
stanowi�cy zupe�nie inn� ga���
rodziny. Rzadko ich
odwiedzali�my, poniewa�
miasteczko to po�o�one jest na
dalekim po�udniowo_wschodnim
kra�cu Anglii, podczas gdy Cador
le�y na po�udniowym zachodzie.
W m�odo�ci mama mia�a okazj�
zapozna� si� z niekt�rymi tomami
pami�tnik�w z Eversleigh i
troch� mi o nich opowiedzia�a.
By�am ciekawa los�w mojej
imienniczki, Angelet.
Dowiedzia�am si�, �e ona i jej
siostra bli�niaczka o imieniu
Bersaba wysz�y za m�� za tego
samego m�czyzn�. Pierwsza
po�lubi�a go Angelet, a gdy
zmar�a, jej miejsce u boku
wdowca zaj�a Bersaba.
W zamku Cador znajdowa�a si�
galeria naszych rodzinnych
portret�w. Najbardziej
intrygowa� mnie obraz
przedstawiaj�cy mego dziadka ze
strony mamy. Mia�am dziwne
uczucie, �e dziadek spogl�da na
mnie z portretu i gdy przechodz�
galeri�, jego oczy id� za mn�.
Wydawa�o mi si� tak�e, �e jego
twarz zmienia si�, gdy na mnie
patrzy. To by� niesamowity
portret. Mia�o si� wra�enie, �e
za chwil� dziadek wyjdzie z
ramy. Ojciec mojej matki mia�
ciemne w�osy i rysy znamionuj�ce
du�� si��. Kiedy mu si�
przygl�da�am, nie mog�am si�
oprze� z�udzeniu, �e unosi
k�ciki ust, a w jego oczach
pojawia si� weso�y b�ysk.
Wygl�da� na cz�owieka, kt�ry
�ycie traktuje jak wielki �art.
Mama zauwa�y�a, �e interesuj�
si� portretem dziadka.
- Zawsze si� w niego
wpatrujesz - powiedzia�a kiedy�.
- Bo dziadek wygl�da jak �ywy,
jakby by� tu z nami, a tamci to
po prostu zwyk�e obrazy.
Mama si� odwr�ci�a. Nie
chcia�a, �ebym zobaczy�a, jak
bardzo jest wzruszona.
- Tw�j dziadek by� wspania�ym
cz�owiekiem - szepn�a po
chwili. - Bardzo go kocha�am...
W m�odo�ci uwa�a�am go za
najwa�niejsz� osob� w moim
�yciu. Jaka szkoda, Angel, �e
nie dane ci by�o go pozna�. Ale
nie jeste�my panami naszego
losu. Tam na g�rze kto� dawno
ju� u�o�y� i zaplanowa� nasz�
przysz�o��. Jemu pisane by�o nie
doczeka� staro�ci. Mia� jednak
bardzo ciekawe �ycie: za m�odu
obfitowa�o w przygody, nawet
do�� burzliwe; potem dziadek si�
ustatkowa� i za�o�y� rodzin�,
kt�r� bardzo kocha�. Opr�cz
�ony, Jessiki, mia� jeszcze nas
dwoje, mnie i mego brata Jacco.
Zamilk�a, zbyt si� wzruszy�a,
by m�wi� dalej. Wsun�am jej
r�k� pod rami�.
- Chod�, mamo! Nie patrzmy na
niego, je�li ci to sprawia b�l.
Potrz�sn�a g�ow�.
- Ojciec na pewno nie
chcia�by, �ebym po nim
rozpacza�a, ale matka i Jacco
odeszli razem z nim i zostawili
mnie sam�. Tyle lat min�o, a ja
wci�� jeszcze mam �ywo w pami�ci
ten dzie�, w kt�rym oni wszyscy
znikn�li z mego �ycia i wi�cej
ich nie ujrza�am... To by�a
potworna tragedia, nigdy jej nie
zapomn�...
Mama opowiedzia�a mi histori�
dziadka.
- Nazywa� si� Jake Cadorson.
Urodzi� si� i wychowa� na zamku
Cador, lecz nie on, tylko jego
starszy brat odziedziczy�
posiad�o��. Nie �yli ze sob� w
zgodzie, wi�c Jake odszed� z
domu i przy��czy� si� do
cyga�skiego taboru.
- On nawet troch� wygl�da na
Cygana - zauwa�y�am.
- Mia� cyga�sk� natur�, to
pewne... Nie ba� si� �ycia.
Rzuci� ca�emu �wiatu wyzwanie i
�wiat je przyj��. Ale i tak Jake
w ko�cu wygra�... Gdy przebywa�
w obozie cyga�skim, rozegra� si�
tam straszny dramat. Jake zabi�
w b�jce cz�owieka. Wyst�pi� w
obronie m�odej Cyganki, kt�r�
napastowa� jaki� rozochocony
arystokrata. Dosz�o do walki
wr�cz, podczas kt�rej napastnik
zgin��. Jake'a aresztowano i
skazano na siedem lat zes�ania
do Australii. Grozi�a mu
surowsza kara, m�g� by�
powieszony za morderstwo. Na
szcz�cie Jessika, dziewczyna,
kt�ra mia�a potem zosta� jego
�on�, wymog�a na swoim ojcu,
bardzo wp�ywowym cz�owieku, by
uratowa� Jake'owi �ycie.
Z�agodzono kar�, ograniczaj�c j�
do zes�ania przest�pcy na siedem
lat ci�kich rob�t w odleg�ej
angielskiej kolonii.
Jake, ju� po odbyciu kary, ale
jeszcze w Australii, dowiedzia�
si�, �e zmar� jego starszy brat.
I tak tw�j dziadek odziedziczy�
Cador. Powr�ci� wi�c do Anglii i
o�eni� si� z Jessik�. Potem
urodzi� im si� syn, Jacco, no i
ja... Stanowili�my bardzo
szcz�liw� rodzin�. Po jakim�
czasie wyjechali�my wszyscy do
Australii, gdy� si� okaza�o, �e
ojciec, mieszkaj�c tam wiele
lat, zdo�a� dorobi� si� sporego
maj�tku. I w�a�nie w Australii
moi najbli�si udali si� kt�rego�
dnia na przeja�d�k� �agl�wk� po
morzu... i nigdy z niej nie
wr�cili. Zgin�li wszyscy troje:
ojciec, mama i brat. Zosta�am
sama.
- Nie wracaj do tego, mamo,
prosz�...
- Masz racj�, ta bolesna rana
wci�� pozostaje nie zagojona.
- Nie my�l o tym, mamo! -
Otoczy�am j� ramieniem. - Masz
teraz nas: tat�, Jacka i mnie.
- Tak, mia�am szcz�cie, �e
spotka�am twego ojca i mog�am
za�o�y� rodzin�... -
powiedzia�a, przytulaj�c mnie do
siebie. - Ale o tamtej tragedii,
mimo up�ywu lat, nie mog�
zapomnie�. Nagle jednego dnia
straci�am wszystkie najbli�sze
mi osoby. Lecz tak si� nieraz w
�yciu zdarza. I trzeba by� na
wszystko przygotowanym. -
Uca�owa�a mnie i doda�a: - Nie
powinnam si� smuci�, dane mi
by�o prze�y� z rodzicami i
bratem wiele pi�knych lat i
jestem za to wdzi�czna losowi. A
teraz mam przecie� twego ojca,
ciebie i Jacka...
Gdy pozna�am histori� �ycia
mego dziadka, cz�ciej ni�
dawniej przychodzi�am do
galerii, by na niego popatrzy�.
W��czy�am go te� do bohater�w
pojawiaj�cych si� w moich snach
na jawie. Nie przeszkadza�o mi,
�e �y� w do�� odleg�ym czasie,
na d�ugo przed moim urodzeniem.
Snuj�c marzenia, widzia�am si�
to jako Cygank� podr�uj�c� wraz
z dziadkiem taborem, to zn�w
jako pasa�erk� na statku
uwo��cym nas oboje za morze.
Czasem towarzyszy�am dziadkowi w
przeja�d�ce �agl�wk� w �w
feralny dzie�, gdy wraz z
rodzin� zaton��. Oczywi�cie
uda�o mi si� ich wszystkich
uratowa�. I ca�a historia
zako�czy�a si� pomy�lnie. W
bogatym repertuarze moich marze�
dziadek zawsze zajmowa� czo�owe
miejsce.
Znamienne wydarzenie, kt�re
zawa�y�o potem na moim losie,
mia�o miejsce na wiosn�. By�
pocz�tek marca. Pod opiek� niani
bawi�am si� z bratem w ogrodzie.
W pewnej chwili do ogrodu weszli
rodzice. Jack podbieg� do mamy i
z�apa� si� jej sp�dnicy. Wzi�a
go na r�ce, a zwracaj�c si� do
mnie, powiedzia�a z u�miechem:
- Przyszed� list od ciotki
Amaryllis.
Ciotka z upodobaniem
utrzymywa�a kontakt z rodzin� i
cz�sto do nas pisa�a. A odk�d
mama po owym tragicznym wypadku
na morzu zosta�a sierot�, ciotka
uwa�a�a, �e powinna si� ni�
opiekowa�. Jak ju� wspomnia�am,
Amaryllis by�a siostrzenic�
mojej babki, Jessiki, ale �e
dzieli�a je niewielka r�nica
wieku, bardzo si� ze sob�
przyja�ni�y.
- Ciocia z entuzjazmem pisze o
Wielkiej Wystawie, kt�ra wkr�tce
odb�dzie si� w Londynie -
oznajmi�a mama. - Pierwszego
maja kr�lowa ma dokona� jej
otwarcia. Ciotka sugeruje,
�eby�my na t� okazj� przyjechali
do stolicy. Faktem jest, �e
dawno�my ju� wujostwa nie
odwiedzali...
Podskoczy�am z rado�ci, bo
bardzo lubi�am Londyn.
- My�l�, �e mogliby�my si� do
nich wybra�... nie widz�
przeszk�d... - zauwa�y� ojciec.
- Ja te� pojad�, prawda? -
dopomina� si� Jack.
- Oczywi�cie, �e pojedziesz,
kochanie! - zapewni�a mama. -
Ani nam si� �ni zostawia� ci� tu
samego.
- Pewnie, �e nie... - potulnie
zgodzi� si� Jack.
- B�dzie to wspania�e
widowisko - gor�czkowa�a si�
mama. - Przygotowania trwaj� od
wielu miesi�cy. Kr�lowa
szczeg�lnie interesuje si� t�
imprez�, bo inicjatorem pomys�u
by� ksi��� Albert i on ca�y czas
patronuje wystawie.
- Kiedy wyjedziemy? -
spyta�am.
- Za kilka tygodni -
odpowiedzia�a mama.
- Nie p�niej, je�li chcemy
by� obecni na otwarciu - doda�
tata.
- Nie mog� si� wprost doczeka�
tego momentu, kiedy kr�lowa
otworzy wystaw�... - szepn�am
przej�ta.
- A ja, nie zwlekaj�c, napisz�
list do ciotki Amaryllis -
oznajmi�a mama.
Od tej chwili u nas w domu nie
m�wi�o si� o niczym innym, tylko
o Wielkiej Wystawie.
Ciotka zgotowa�a nam w
Londynie serdeczne powitanie, a
przebywanie w rezydencji
wujostwa okaza�o si�
nies�ychanie podniecaj�ce. Dom
by� usytuowany w eleganckiej
dzielnicy, na pi�knym placu,
po�rodku kt�rego znajdowa� si�
wspania�y ogr�d. Opr�cz nas
mogli z niego korzysta� tak�e
mieszka�cy s�siaduj�cych dom�w.
Ka�dy mia� w�asny klucz do
bramy. Ogr�d by� pi�knie
utrzymany, ros�y w nim dorodne
drzewa i krzewy, a na �cie�kach
co chwila spotyka�o si� �awki.
Mnie wyda� si� zaczarowanym
miniaturowym lasem. Z g�rnych
okien domu wujostwa wida� by�o
Tamiz�. Z przyj�mno�ci�
patrzy�am na rzek�, wspominaj�c
jej niegdysiejsz� s�aw�, gdy
stanowi�a g��wn� arteri�
stolicy. W marzeniach wciela�am
si� teraz w nieszcz�sn� Ann�
Boleyn, kt�ra t�dy udawa�a si�
najpierw na swoj� koronacj�, a
potem do wi�zienia w Tower.
Innym razem znajdowa�am si� w
kr�lewskim audytorium i
s�ucha�am concerto grosso
Haendla "Muzyka na wodzie".
Puszczaj�c wodze wyobra�ni,
uczestniczy�am te� w wielu
innych wydarzeniach. Oczywi�cie
zawsze znajdowa�am si� w ich
centrum i odgrywa�am bohatersk�
rol�.
Ciotka Amaryllis dochodzi�a
chyba do sze��dziesi�tki, ale
dzi�ki g�adkiej, niemal
dzieci�cej twarzy bez zmarszczek
wygl�da�a znacznie m�odziej. Wuj
Peter wprawdzie si� postarza�,
lecz i tak robi� wra�enie
cz�owieka nie do zdarcia.
Witaj�c nas, ciotka ze
szczeg�ln� czu�o�ci� obj�a moj�
mam�. Zauwa�y�am, �e jej oczy
nape�ni�y si� �zami. Zapewne w
tym momencie przypomnia�a sobie
moj� nie�yj�c� babk�. Zawsze si�
tak wzrusza�a, ilekro� spotyka�a
si� z mam� po d�u�szym
niewidzeniu.
- Jak to mi�o mie� was u
siebie - powiedzia�a. - Dawno�my
si� nie widzieli. Ale� ty
uros�a�, Angelet! A ma�y Jack
ju� wcale nie jest ma�y, prawda,
kochanie?
- Jestem du�y - przyzna�
skromnie Jack, a ciotka
serdecznie go uca�owa�a.
- Mi�o mi i ciebie widzie�,
Rolfie - zwr�ci�a si� do taty. -
A teraz poka�� wam wasze pokoje.
Te same co zawsze, oczywi�cie.
Od razu powiem, �e jutro b�d� u
nas na obiedzie Helena i
Matthew. Pewnie Mat�thew zjawi
si� u Petera ju� rano, bo ma z
nim jakie� sprawy do om�wienia.
Po chwili znalaz�am si� na
pi�trze w ma�ym go�cinnym
pokoju, kt�ry ciotka jak zwykle
przeznaczy�a dla mnie.
Wiedzia�a, �e uwielbiam patrzy�
z g�ry na rzek�. Zawsze
pami�ta�a o takich rzeczach.
"Ciotka ca�e �ycie chce sprawia�
ludziom przyjemno��" -
pomy�la�am.
Pozosta�� cz�� dnia
sp�dzili�my na rozmowach o
rodzinie: obm�wili�my po kolei
wszystkich jej cz�onk�w.
- Musisz zaprowadzi� dzieci
do Heleny - powiedzia�a ciotka.
- Jonnie i Geoffrey z
niecierpliwo�ci� oczekuj�
Angelet.
- Jonnie jest ju� pewnie du�ym
ch�opcem...?
- O tak, wkr�tce sko�czy
trzyna�cie lat.
Bardzo si� cieszy�am na to
spotkanie.
Nast�pnego dnia z samego rana
udali�my si� z wizyt� do domu
Heleny i Matthew Hume'�w.
Matthew nie zastali�my, gdy� by�
u wuja Petera, ale ciocia Helena
bardzo ciep�o nas przyj�a. Z
wygl�du i sposobu bycia
przypomina�a matk�, cho�
brakowa�o jej owej naiwnej wiary
w ludzk� dobro�, stanowi�c�
szczeg�ln� zalet� cioci
Amaryllis. Niemniej Helena te�
bardzo kocha�a swoj� rodzin� i
by�a dumna z osi�gni�� m�a.
Opowiada�a mamie o sukcesach,
jakie Matthew odnosi w Izbie
Gmin. By�a przekonana, �e jego
partia wkr�tce dojdzie do
w�adzy, a wtedy Matthew na pewno
znajdzie si� w rz�dzie.
Powo�ywa�a si� przy tym na
opini� wuja Petera:
- Ojciec nie ma w�tpliwo�ci,
�e tak si� nied�ugo stanie, a on
wie, co w trawie piszczy.
Posz�am z Jonniem obejrze�
jego kolekcj� ksi��ek o
archeologii. Pokazywa� mi je z
wielk� dum� i przej�ciem. Co
prawda niewiele mnie obchodzi�a
stara bro�, dawne monety czy
szcz�tki urn i innych wykopalisk
- i nie by�o dla mnie wa�ne, czy
pochodz� jeszcze z epoki
kamiennej czy ju� z epoki br�zu
- ale przebywanie w towarzystwie
Jonniego sprawia�o mi du��
przyjemno��. �ywo interesowa�
si� wystaw� i powiedzia�, �e
cz�sto chodzi do Hyde Parku,
�eby obserwowa�, jak post�puj�
prace wyko�czeniowe. Twierdzi�,
�e ceremonia otwarcia b�dzie
cudownym wydarzeniem i �e przy
okazji b�dziemy mogli dok�adnie
obejrze� to wspania�e
osi�gni�cie techniki, jakim jest
Kryszta�owy Pa�ac, ca�y ze szk�a
i �eliwa.
Geoffrey, starszy ode mnie
zaledwie o dwa lata, zachowywa�
si� z rezerw�, by� bowiem zbyt
m�ody, by si� mn� zajmowa�.
Jonnie, starszy o cztery lata,
post�powa� ju� ca�kiem inaczej i
wyda� mi si� niezwykle
atrakcyjny.
Kiedy wr�cili�my do domu,
Matthew wci�� jeszcze rozmawia�
z wujem Peterem. Z przyjemno�ci�
stwierdzi�am, �e wuj traktuje
mnie po przyjacielsku. Dosz�am
do wniosku, �e darzy mnie
szczeg�ln� sympati�.
- Mo�e z urody nie jeste�
podobna do babki, ale masz po
niej wiele dobrych cech
charakteru... - powiedzia� mi
kiedy�. To by� niew�tpliwie
komplement. Wuj musia� bardzo
lubi� babci� Jessik�.
Mimo �e by� ju� starym
cz�owiekiem, wci�� jeszcze gra�
pierwsze skrzypce. Osiwia�, lecz
nadal uchodzi� za przystojnego
m�czyzn�. Ujmowa� wszystkich, a
zw�aszcza mnie, tajemniczym
u�miechem, sugeruj�cym, �e wuj
znalaz� wspania�y spos�b na
�ycie, kt�re traktuje jak
�wietn� zabaw�. Nie mia�am co do
tego �adnych w�tpliwo�ci.
Mama nazwa�a kiedy� wuja
"szar� eminencj�". Podejrzewa�a,
�e to on kieruje krokami swego
zi�cia, i chyba si� nie myli�a.
Cho� Matthew by� znanym
politykiem, nie przestawa�
uwa�a� swego te�cia za mistrza.
Ale sam tak�e dokonywa� wielkich
rzeczy. Szczeg�ln� s�aw�
przynios�a mu ksi��ka, w kt�rej
pi�tnowa� transporty wi�ni�w do
Australii. Pojecha� i na w�asne
oczy zobaczy�, jak to si�
odbywa, a po powrocie swoje
spostrze�enia zawar� w ksi��ce,
kt�ra nale�y ju� do klasyki,
jest najwa�niejszym dzie�em
traktuj�cym o niedoli wi�ni�w.
Co prawda transporty zes�a�c�w
wci�� jeszcze trwa�y i nadal
przewo�ono ich w specjalnych
statkach, w haniebnych i
przera�aj�cych warunkach, lecz
zas�ug� Matthew by�o to, i�
zwr�ci� uwag� na ten fatalny
stan rzeczy i �e dzi�ki niemu o
problemie przewozu wi�ni�w
nieustannie teraz dyskutowano.
Matthew zyska� wielu
zwolennik�w, kt�rzy podzielali
jego pogl�d, domagali si�, by
wreszcie sko�czy� z niegodziwymi
praktykami, i wygl�da�o na to,
�e nied�ugo tak si� stanie.
Matthew napisa� jeszcze inn�
ksi��k�, w kt�rej protestowa�
przeciwko zatrudnianiu dzieci
jako kominiarzy i do prac w
kopalniach. By� chyba
reformatorem z powo�ania. Jego
postawa zyska�a mu du�y szacunek
w Izbie Gmin i popularno�� w�r�d
wyborc�w. By� te� wysoko ceniony
przez kierownictwo swojej
partii. Nie ulega�o kwestii, �e
gdy torysi wr�c� do w�adzy,
Matthew otrzyma stanowisko
ministra.
By�am rada, �e pozwolono mi
uczestniczy� w rodzinnym
obiedzie.
- Angelet usi�dzie przy mnie -
oznajmi� wuj Peter.
Gdy chcia�, potrafi� by�
czaruj�cy i zachowywa� si�
przymilnie. Nic dziwnego, �e
takie naiwne dziewcz�tko jak ja
podziwia�o go z ca�ego serca.
Przy stole wuj m�wi�
najwi�cej. Powoli zacz�am si�
przekonywa�, �e rzeczywi�cie
macza� palce w r�nych, nie
zawsze czystych sprawach, jak
kto� o nim kiedy� powiedzia�.
Nie by�am pewna, czym si� w
obecnej chwili zajmowa�, ale
wiedzia�am, �e jest to dochodowy
interes i �e wuj jest bardzo
bogaty. Potem us�ysza�am, �e by�
w�a�cicielem wielu nocnych
klub�w o nieco w�tpliwej
reputacji. Wuj uwa�a�, �e takie
instytucje s� ludziom potrzebne,
gdy� - jak twierdzi� -
"pozwalaj� pewnym osobnikom
wy�y� si�, dzi�ki czemu nie
pope�niaj� przest�pstw, kt�re
mog�yby si� sta� zmor� dla
spo�ecze�stwa". Zgodnie z tym
punktem widzenia wuj dzia�a� dla
dobra kraju. Ciotka absolutnie w
to wierzy�a, chocia� w swoim
czasie w zwi�zku z jego
dzia�alno�ci� wybuch� wielki
skandal i wuj straci� miejsce w
parlamencie. Musia� p�j�� na
kompromis i zadowoli� si� tym,
�e cho� sam znalaz� si� poza
g��wnym nurtem polityki, m�g�
kierowa� posuni�ciami swego
zi�cia, Matthew, tak jak uwa�a�
za wskazane. Matthew by� wi�c w
pewnym sensie marionetk� w
r�kach wuja. Zreszt� nie tylko
nim wuj manipulowa�. Nie mia�am
w�tpliwo�ci, �e byli jeszcze
inni ludzie, kt�rzy robili to,
co chcia�.
Czu�am si� zatem mile
po�echtana jego wzgl�dami i
uwa�a�am si� za wa�n� dlatego,
�e mnie wybra�, abym siedzia�a
obok niego.
W czasie obiadu wiele si�
m�wi�o o nieodpowiedzialnej
polityce, jak� prowadzi John
Russell, premier z ramienia
partii wig�w. A �e wuj Peter by�
torysem, mia� dla "ma�ego
Johna", jak go nazywa�, jedynie
pogard�. Omawiano te�
wyczerpuj�co spraw� wystawy.
- Cieszysz si� na ceremoni�
otwarcia, prawda, Angelet? -
spyta� wuj, zwracaj�c si� do
mnie.
Zapewni�am go, �e ogromnie si�
ciesz�.
- Zapami�tasz t� uroczysto��
na ca�e �ycie. To b�dzie
historyczne wydarzenie - doda�.
- Podobno kr�lowa ma dokona�
otwarcia - zauwa�y�a mama.
- Oczywi�cie! Jej "malutka"�*
Wysoko�� nie widzi �wiata poza
wystaw�. A dlaczego? Ano
dlatego, �e to by� pomys�
ksi�cia Alberta, a wi�c jej
zdaniem musi by� doskona�y...
Kr�lowa Wiktoria by�a bardzo
ma�ego wzrostu.
- Czy� to nie wspania�e, �e
oni s� ze sob� tacy szcz�liwi?
- spyta�a ciotka Amaryllis. -
Jaki pi�kny przyk�ad daj�
narodowi...
- Jestem pewien, moja droga,
�e i u nich bywaj� czasem burze
- odpar� wuj Peter. - Ale Albert
zawsze wychodzi z nich
zwyci�sko. Nie wiem, czy to
�wiadczy o jego m�dro�ci... czy
te� przyczyny nale�y si�
doszukiwa� w urodzie ksi�cia
ma��onka.
- Ale� Peter! - krzykn�a
ciotka, niby to z przygan�, lecz
nie bez podziwu w g�osie...
- Dobrze, �e nareszcie
przygotowania dobiegaj� ko�ca -
wtr�ci� Matthew. - Jestem
przekonany, �e wystawa b�dzie
wielkim sukcesem.
- Zobaczycie, �e ma�y John
b�dzie jeszcze pr�bowa� robi�
trudno�ci - przestrzega� wuj
Peter. - Masz jakie� nowe
wiadomo�ci, Matthew?
- Premier domaga si�, �eby
salut z salw armatnich oddano w
parku St. James. M�wi, �e je�li
salwy zostan� wystrzelone w Hyde
Parku, to z kopu�y Kryszta�owego
Pa�acu mo�e si� posypa� szk�o.
- I co? Zrobi� tak, jak chce
premier? - zainteresowa�a si�
moja mama.
- Oczywi�cie, �e nie! -
zapewni� j� wuj. - Ma�emu
Johnowi chodzi tylko o to, �eby
innym psu� szyki i sprawia�
k�opoty.
- Ksi��� Albert na pewno
przeciw niemu wyst�pi stwierdzi�
Matthew.
- A co b�dzie, je�li kopu�a
pa�acu si� uszkodzi? - spyta�am.
- Moja droga Angelet! -
wykrzykn�� wuj Peter,
spogl�daj�c na mnie
rozpromienionym wzrokiem. -
Gdyby si� sta�o tak, jak m�wisz,
toby znaczy�o, �e nie mia� racji
ksi��� Albert, natomiast mia� j�
ma�y John.