2058

Szczegóły
Tytuł 2058
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2058 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2058 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2058 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Holt Victoria Tajemnica Jeziora �w Branoka Spotkanie nad jeziorem Od samego pocz�tku Benedykt i ja przypadli�my sobie do serca. Zda�am sobie z tego spraw� ju� wtedy, gdy w dramatyczny spos�b pojawi� si� w kr�gu naszej rodziny. Pokochali�my si�, zanim wydarzy�a si� owa tragedia nad Jeziorem �wi�tego Branoka, kt�rej skutki nas potem przez d�ugie lata prze�ladowa�y i wywar�y znamienny wp�yw na nasze losy. Wszystko zacz�o si� w tysi�c osiemset pi��dziesi�tym pierwszym roku, gdy rodzice zabrali mnie i mojego m�odszego braciszka, Jacka, do Londynu na uroczyste otwarcie Wielkiej Wystawy. Mia�am w�wczas dziewi�� lat, a Benedykt siedemna�cie. R�nica o�miu lat mo�e si� komu� wyda� niewielka, lecz w poj�ciu dziewi�cioletniej dziewczynki by�a ogromna. Ju� sama podr� z Kornwalii do Londynu stanowi�a dla mnie nie lada prze�ycie. Zatrzymali�my si� w rezydencji przy placu Westminster, nale��cej do wuja Petera i ciotki Amaryllis. Mo�e nie powinnam ich tak nazywa�, bo tak naprawd� nie byli moim wujostwem, ale w skomplikowanych stosunkach naszej rodziny nie�atwo si� po�apa�. W ka�dym razie zawsze do nich m�wi�am wuju i ciociu. Wuj Peter, w�eniwszy si� w nasz� rodzin�, ca�kiem j� zawojowa�, jednak to nie jego, lecz ciotk� ��czy�o z nami pokrewie�stwo. Cho� niewiele m�odsza od mojej babki, by�a jej siostrzenic�. Moja mama szczerze podziwia�a wuja Petera, odnosi�a si� do niego zawsze z pewnym onie�mieleniem, na skutek czego wydawa� mi si� dziwnie tajemniczy. Z usposobienia impulsywny i obdarzony du�ym wdzi�kiem, wuj mia� w sobie co� zaskakuj�co grzesznego i mo�e dlatego by� niezwykle fascynuj�cym m�czyzn�. Nieraz mnie to zastanawia�o, my�la�am nawet, �e warto by zbada�, co si� za tym kryje... Ciotka Amaryllis by�a ca�kiem inna: �agodna i uprzejma stanowi�a uosobienie niewinno�ci. Wszyscy j� kochali i nie dostrzegali w niej niczego tajemniczego. Wuj i ciotka bardzo cz�sto przyjmowali u siebie r�ne wa�ne osobisto�ci. Chocia� z powodu m�odego wieku nie bra�am udzia�u w przyj�ciach, zna�am nazwiska niekt�rych s�awnych go�ci. Wujostwo mieli dwoje doros�ych dzieci. Syn i c�rka za�o�yli ju� w�asne rodziny, mieszkali w eleganckich domach i prowadzili interesuj�cy tryb �ycia. Helena wysz�a za m�� za Mat�thew Hume'a, polityka rokuj�cego du�e nadzieje. Zauwa�y�am, �e Mat�thew wielokrotnie odwiedza� wuja, r�wnie� bez �ony, i wiele czasu sp�dza� w jego towarzystwie. Wuj za� do tego stopnia interesowa� si� polityczn� karier� zi�cia, �e moja mama uzna�a, i� jest "szar� eminencj�, dzia�aj�c� skrycie za plecami Matthew Hume'a". Syn wujostwa nosi� takie samo imi� jak ojciec i dla odr�nienia nazywano go Peterkin. Razem z �on�, Frances, prowadzili misj� charytatywn� w East End, robotniczej dzielnicy Londynu, i jak s�ysza�am, czynili tam wiele dobrego. Do tej pory zna�am ich wszystkich jedynie z opowiada� matki, kt�ra lubi�a m�wi� o rodzinie i ch�tnie wspomina�a dawne dzieje. Mama przysz�a na �wiat w zamku Cador, od setek lat nale��cym do rodu Cadorson�w. Gdy wysz�a za m�� za mego ojca, Rolfa Hansona, w posagu wnios�a mu ten zamek, kt�ry odt�d sta� si� rezydencj� Hanson�w. Ojciec kocha� zamek r�wnie mocno, a mo�e jeszcze mocniej ni� poprzedni w�a�ciciele. Powszechnie uwa�ano, �e posiad�o�� nigdy nie by�a tak dobrze zarz�dzana jak teraz, gdy ojciec przej�� nad ni� piecz�. Nigdy te� nie by�a tak wielka jak obecnie, gdy� �eni�c si� z matk�, ojciec przy��czy� do Cadoru swoje rodzinne w�o�ci. M�j tata nie by� rodowitym Kornwalijczykiem i w�r�d miejscowych uchodzi� za cudzoziemca. Urodzi� si� niezbyt daleko st�d, tyle �e po drugiej stronie rzeki Tamar, w Anglii, kt�r� tu uwa�ano za obcy kraj. Bardzo to ojca bawi�o. My�l�, �e stanowili�my szcz�liw� rodzin�. Tata by� nadzwyczaj m�drym cz�owiekiem. Radzi� sobie z ka�dym problemem, ka�dy potrafi� spokojnie i bez wielkich trudno�ci rozwi�za�. Tak mi si� przynajmniej wydawa�o. Nigdy nie widzia�am, �eby si� denerwowa� czy traci� cierpliwo��. Uwa�a�am go za najwspanialszego m�czyzn� na �wiecie. Lubi�am je�dzi� z nim konno, gdy obje�d�a� nasz� posiad�o��. M�j brat, Jack, trzy lata ode mnie m�odszy, te� ju� zaczyna� si� do tego przymierza�. Przez pewien czas rodzice s�dzili, �e b�d� jedynym ich dzieckiem i �e to mnie przypadnie w udziale zamek i posiad�o��. Ale potem urodzi� si� Jack... Moja mama bardzo wysoko ceni�a Cador. Nie dlatego, podkre�la�a, �e zamek ma wie�e i kamienne mury, ale dlatego, �e mieszkali tu ludzie, kt�rych kocha�a. To dzi�ki nim Cador sta� si� jej prawdziwym domem. - Nigdy, przenigdy, nie wmawiaj sobie, �e dom jest sam w sobie wa�ny. Licz� si� w nim tylko ludzie: ci, kt�rych kochasz i kt�rzy ciebie kochaj�. Sporo cennego czasu, jaki mog�abym sp�dzi� z twoim ojcem, zmitr�y�am - zwierzy�a mi si� kiedy� - bo nie mia�am pewno�ci, czy jemu nie zale�y na zamku bardziej ni� na mnie. Na szcz�cie w por� si� opami�ta�am, cho� nast�pi�o to dopiero po jakim� czasie, ale kilka lat wsp�lnego �ycia zosta�o bezpowrotnie straconych. Ty, Angelet - m�wi�a - unikniesz tej sytuacji dzi�ki temu, �e pewnego dnia Cador stanie si� w�asno�ci� Jacka. A wi�c wychodz�c za m��, nie b�dziesz mia�a w�tpliwo�ci, czy tw�j m�� pragnie ci� dla ciebie samej, czy dlatego, �e jeste� w�a�cicielk� tego wielkiego domu. Wypowiada�a te s�owa z wielk� pasj�, bo mama, zupe�nie inaczej ni� ojciec, lubi�a m�wi� i by�a dobr� m�wczyni�. Z przyjemno�ci� patrzy�am, jak tata u�miecha si� do niej z pob�a�aniem i mi�o�ci�, podczas gdy ona perorowa�a z o�ywieniem. Z natury przypomina�am chyba bardziej matk� ni� ojca. Ale nie z wygl�du. Jasne w�osy, du�e, marz�ce zielone oczy i do�� szerokie usta na pewno odziedziczy�am po tacie. Wygl�da�abym na powa�n� i my�l�c� osob�, gdyby nie m�j perkaty nos. By� zupe�nie niepodobny do arystokratycznego d�ugiego nosa ojca i stanowi� zaprzeczenie wszelkiej powagi. Nieraz, gdy wypowiada�am jakie� zuchwa�e opinie, tata dawa� mi prztyczka w nos, jakby to on by� winien mojej bezczelno�ci. W tamtych dniach nie zdawa�am sobie sprawy, jakim szcz�ciem by�o posiadanie takich jak moi rodzic�w. Niestety, do tego rodzaju wniosk�w dochodzi si� znacznie p�niej. Mia�am wspania�e, beztroskie dzieci�stwo. T� prawd� uprzytomni�am sobie nagle owego dnia nad Jeziorem �wi�tego Branoka, gdy si� przekona�am, �e �wiat mo�e by� tak�e zgo�a upiorny. Pami�tam dobrze jasne dni sprzed dramatu nad jeziorem, gdy s�o�ce zdawa�o si� �wieci� bez ko�ca, a czas jakby sta� w miejscu... Moja guwernantka, panna Prentiss, rozpaczliwie stara�a si� zrobi� ze mnie ma�� dam�, godn� mieszkania na zamku Cador. By�am jednak dzieckiem o du�ym i nieposkromionym temperamencie, a �e rodzice wcale mnie za t� �ywio�owo�� nie pot�piali, biedna bona nie bardzo mog�a sobie ze mn� poradzi�. Nieraz wy�ala�a si� na mnie przed kuchark�, pani� Penlock, i przed naszym kamerdynerem, Watsonem, co jednak zdarza�o si� tylko w�wczas, gdy �askawie raczy�a zej�� do kuchni. Niecz�sto si� do tego zni�a�a. By�a wida� przeczulona na punkcie swojej zawodowej pozycji, kt�ra stawia�a j� na wy�szym szczeblu drabiny spo�ecznej ni� s�u�b�. Na pr�no usi�owa�a wynosi� si� nad innych. Pani Penlock pracowa�a w zamku Cador ju� wtedy, gdy moja mama by�a ma�� dziewczynk�. Nic dziwnego, �e teraz, poruszaj�c si� majestatycznie w czarnej okaza�ej sukni z krepy, despotycznie rz�dzi�a w podleg�ej sobie kuchni i traktowa�a pann� Prentiss jak r�wn�... Watson zachowywa� si� podobnie, odnosz�c si� do reszty personelu z godno�ci�, a nawet wynio�le, z wyj�tkiem mo�e okazji, gdy si� zaleca� do kt�rej� z �adniejszych pokoj�wek, cho� i w�wczas jego umizgi tr�ci�y protekcjonalno�ci�. Z przyjemno�ci� wracam my�l� do szcz�liwych dni dzieci�stwa. Przypuszczam, �e rodzice �wiadomie pozwalali mi "szale�", jak m�wi�a panna Prentiss. Moja matka w m�odo�ci cieszy�a si� stosunkowo du�� swobod� i widocznie chcia�a, �ebym ja r�wnie� mia�a prawo korzysta� z tego przywileju. Musz� przyzna�, �e ani ojciec, ani matka nie mieli w sobie nic z rodzicielskiej surowo�ci. - Ma�e dzieci mi�o jest ogl�da�, ale nie powinno si� ich s�ysze� - mawia�a stara pani Fenny, mieszkaj�ca w jednym z wiekowych domk�w zgrupowanych w pobli�u portu we wschodnim Poldorey. Potrz�sa�a przy tym gro�nie g�ow�, jakby chcia�a pot�pi� te dzieci, kt�re dawa�y si� nie tylko widzie�, ale i s�ysze�. Nale�a�a do tego typu starych kobiet, kt�re wsz�dzie doszukuj� si� grzechu i najcz�ciej go znajduj�... D�ugie godziny stercza�a przy niewielkim oknie w swoim domku, obserwuj�c, co si� dzieje na nabrze�u. Przesiadywali tam zwykle rybacy, kt�rzy naprawiali sieci lub wa�yli z�owione ryby. Pani Fenny nie spuszcza�a z nich oka. Latem siadywa�a w otwartych drzwiach, by jeszcze lepiej dojrze�, czy ludzie robi� co� nie tak, jak - jej zdaniem - powinni. Najmniejszy nawet skandal, jaki wydarzy� si� w jej polu widzenia, natychmiast wychwytywa�a i poczt� pantoflow� puszcza�a w obieg. - Wsz�dzie trafiaj� si� tacy ludzie! - broni�a jej moja mama. - Post�puj� tak dlatego, �e ich w�asne �ycie jest straszliwie nudne. Na skutek tego staj� si� niezdrowo ciekawi �ycia innych ludzi, bo im si� wydaje, �e u tamtych dzieje si� co� interesuj�cego. To z kolei budzi w nich zazdro��, szukaj� wi�c okazji, by innych oczerni�. Chcia�abym wierzy� - zako�czy�a z emfaz� moja mama - �e nikt z nas takim si� na staro�� nie stanie. Mia�am okazj� si� przekona�, �e mamy uwagi by�y s�uszne. Zar�wno we wschodnim, jak i zachodnim Poldorey mo�na by�o znale�� wiele os�b podobnych do pani Fenny. Mieszka�cy wschodniej cz�ci miasta uwa�ali tych z zachodu za obcych, cho� mo�e nie tak obcych jak przybyszy z drugiej strony rzeki Tamar. Pani Fenny m�wi�a o mieszka�cach zachodniego Poldorey z odcieniem pogardy. Zawsze bra� mnie �miech, ilekro� s�ysza�am, jak ci z zachodniej cz�ci miasta wyra�ali si� o swoich wschodnich s�siadach. Czynili to z takim samym lekcewa�eniem i poczuciem wy�szo�ci jak tamci. Jak�e ja kocha�am ten port... Lubi�am patrze� na ma�e rybackie �odzie ko�ysz�ce si� na falach. Przycumowywano je do wielkich �elaznych pier�cieni, na kt�re musia�am uwa�a� i stara� si� je wymija�, gdy bieg�am wybrze�em. Zawsze ch�tnie zatrzymywa�am si� na molo, by przypatrywa� si� pracy rybak�w. - Dzie� dobry, panienko Angel! - witali mnie g�o�no. Angel (ang. - anio�)... - to brzmia�o nieco dziwacznie. Naprawd� nazywa�am si� Angelet. Moja matka, �ywo interesuj�ca si� histori� naszej rodziny, nada�a mi to imi� na pami�tk� jednej z krewnych, kt�ra �y�a w okresie Wojny Domowej. Mia�am powa�ne obawy, czy skr�towa forma tego imienia na pewno do mnie pasuje. Chyba �e ludzie, u�ywaj�c jej, chcieli mnie nak�oni�, abym swoim �yciem zas�u�y�a na owo anielskie miano. Wszyscy tu wiedzieli, kim jestem... - To ta z Cadoru, panienka Angel - m�wili o mnie za plecami. - Odziedziczy�aby zamek, gdyby nie to, �e urodzi� si� panicz Jack. Mog�am sobie wyobrazi�, jak komentowali to wydarzenie: "Dobrze si� sta�o - cieszyli si� pewnie - bo jest rzecz� s�uszn� i w�a�ciw�, �eby ch�opak zosta� panem Cadoru... Dziewczyny nie nadaj� si� do tej roli..." Zna�am tutejszych ludzi na wylot. Czasem si� domy�la�am, co chc� powiedzie�, zanim jeszcze otworzyli usta. Wiedzia�am, czego mo�na si� spodziewa� po starej pani Fenny z w�cibskimi oczami i nosem w�sz�cym w cudzych sekretach, a czego po pannach Poldrew, kt�re mieszka�y na skraju wschodniego Poldorey w ma�ym domku, tak czystym i zadbanym jak one same. Opowiadano mi, �e obie panny ka�dej nocy przed p�j�ciem spa� zagl�daj� pod ��ko, by sprawdzi�, czy nie ukrywa si� pod nim jaki� m�czyzna. Tak im zale�a�o na upilnowaniu cnoty, kt�rej - jak dot�d nikt nie mia� ochoty ich pozbawi�. Zna�am tak�e Toma Fisha. Gdy rybacy wy�adowywali z�owione ryby, Tom zawsze znajdowa� si� w pobli�u, pakowa� je do r�cznego w�zka, a potem rozwozi� po okolicy. - Ryby, �wie�e ryby z rannego po�owu! - wo�a�. - Wychod�cie, panie! Tom Fish stoi u waszych drzwi. Melduj�, �e jestem, moje kochaniutkie!... Pami�tam r�wnie� pann� Grant, w�a�cicielk� sklepu z w��czkami; siedz�c za lad� i czekaj�c na klientki, zawsze pilnie szyde�kowa�a. Mile wspominam piekarnie, n�c�ce cudownym zapachem gor�cego chleba, i firm� Pengelly, w kt�rej mo�na by�o naby� wszystko, pocz�wszy od naparstka, a sko�czywszy na narz�dziach rolniczych. Rybacy ch�tnie odwiedzali karczm� "Fisherman's Rest". Zbierali si� tam po pracy, gdy ju� uda�o im si� rozprzeda� z�owione ryby, i przy piwku spotykali si� z g�rnikami. - Trac� w karczmie to, co ci�kim trudem zdo�ali wydoby� z morza czy wykopa� z ziemi! - pomstowa�a na nich pani Fenny, obserwuj�c ze swego miejsca przy oknie, jak go�cie chwiejnym krokiem wytaczali si� z gospody. Stary Pennyleg m�g�by sobie znale�� co� lepszego do roboty ni� obs�ugiwa� tych g�upc�w... - doda�a. Ju� dawno skaza�a Pennylega na sma�enie si� w ogniu piekielnym. Kiedy� patrzy�am zafrapowana, jak pani Fenny trzyma na kolanach Bibli� i poruszaj�c wargami, palcem przebiega linijki druku. Zastanawia�am si�, po co to robi, skoro, jak wiedzia�am, nie umie czyta�. Lubi�am siedzie� na stercie lin pachn�cych morskimi porostami i ws�uchiwa� si� w szum fal. Patrz�c na morze, my�la�am o ludziach, kt�rzy opu�cili nasze strony i wyjechali w daleki �wiat, by eksplorowa� nieznane l�dy. Cz�sto przywodzi�am na pami�� s�ynnych �eglarzy, takich jak Drake i Raleigh. Oczami duszy widzia�am �agle trzepocz�ce na wietrze i bosonogich marynarzy, skwapliwie krz�taj�cych si� na statku, podczas gdy ja na szeroko rozstawionych nogach przemierza�am pochy�y pok�ad i rzuca�am im rozkazy. Wyczarowywa�am w my�li hiszpa�skie galeony pe�ne skarb�w. Swoim korsarzom kaza�am na nie napada� i ograbia�. Ze zrabowanymi skarbami wracali na statek i potem �upy zawozili�my do Anglii. Cz�sto oddawa�am si� takim marzeniom. Wyobra�a�am sobie nawet, �e to ja jestem Raleighem lub Drakiem. Nie�atwo mi by�o przyobleka� si� w postacie odmiennej p�ci. Wola�am stawa� si� dobr� kr�low� El�biet� i bohaterom nadawa� szlachectwo. To by�o mniej skomplikowane. Ch�tnie widzia�am si� w roli wielkiej kr�lowej: trzy tysi�ce sukien, ruda peruka i w�adza... ogromna w�adza. Nieraz bywa�am Mari�, kr�low� Szkot�w, udaj�c� si� na stracenie. Na szafocie wyg�osi�am tak wzruszaj�ce przem�wienie, �e nie by�o ani jednej osoby, w kt�rej oczach nie pojawi�yby si� �zy. Kat mocno si� przej�� i odm�wi� �ci�cia mi g�owy. Jedna z pa� dworu, bardzo mi oddana, upar�a si�, �e zajmie moje miejsce na szafocie. Pr�bowali�my j� powstrzyma�, lecz nadaremnie. Z kolei udawa�am, �e jestem w�a�nie ni�, ow� dw�rk�, maj�c� za chwil� za mnie, kr�low� zgin��. By�am dw�rk� dop�ty, dop�ki nie zjawi� si� pewien zakochany w monarchini rycerz, kt�ry ocali� mi �ycie. Szcz�liwie i bez zagro�e� do�yli�my s�dziwego wieku. Nikt si� nigdy nie domy�li�, �e jestem kr�low�. Wszyscy s�dzili, �e zosta�am �ci�ta w zamku Fotheringay... Rojenia i fantazje wydawa�y mi si� zawsze realniejsze od rzeczywisto�ci. Sko�czy�am z nimi jednak po tragedii, jak� prze�y�am owego strasznego dnia nad Jeziorem �wi�tego Branoka. Od tej pory nie wa�y�am si� ju� �ni� na jawie. Ba�am si�, �ebym, pogr��ona w marzeniach, nie znalaz�a si� znowu nad jeziorem. Zamek Cador dzieli�o od miasta nie wi�cej ni� p� kilometra. Sta� na wzg�rzu, z kt�rego roztacza� si� wspania�y widok na morze. Wie�e, baszty i mury z szarego kamienia sprawia�y, �e nasz dom przypomina� bastion. Przez setki lat opiera� si� morskim falom i z�ym pogodom i trwa� zwyci�sko niczym prawdziwa forteca. Nieraz noc�, le��c w ��ku, s�ucha�am, jak wiatr gra w�r�d kamiennych mur�w. Czasem ob��ka�czo wy�, innym razem j�cza� jak przera�one zwierz� - to przera�liwie, to zn�w melancholijnie. Dawniej, zanim prze�y�am ow� tragiczn� przygod� nad jeziorem, wiatr mnie fascynowa�, ale od tamtej pory znienawidzi�am jego zawodzenie: brzmia�o dla mnie jak gro�na przestroga. �ycie w tamtych odleg�ych czasach by�o barwne i bogate. Interesowa�am si� wszystkim, co mnie otacza�o. - Nie mo�na powiedzie�, �eby panienka Angel mia�a du�y nosek, ale i tak wsz�dzie go wtyka... - m�wi�a o mnie pani Penlock. Lubi�am wiejskie chaty z pobielonymi, ulepionymi z gliny i s�omy �cianami. Sporo takich chat sta�o na nabrze�u. Ilekro� mia�am okazj� do kt�rej� wej��, zawsze z niej korzysta�am. W okresie �wi�t Bo�ego Narodzenia odwiedza�y�my z matk� tutejszych mieszka�c�w i, zgodnie z dawnym obyczajem, przynosi�y�my im �wi�teczne prezenty. Ubo�sze domy sk�ada�y si� z dw�ch ciemnych izb przedzielonych �ciank� nie si�gaj�c� dachu, co - jak si� domy�la�am - umo�liwia�o przep�yw powietrza. W niekt�rych chatach widzia�am p�k� pod sufitem, rodzaj zapiecka, na kt�rym spali m�odzi. Wchodzili na g�r� po sznurowej drabinie. Jedynym �r�d�em �wiat�a by�a gliniana lampa w kszta�cie kaganka. Do wg��bienia na spodzie wlewa�o si� olej i umieszcza�o w nim knot. W ka�dym domu, zanim moja matka usiad�a na krze�le, gospodyni najpierw wyciera�a je �cierk� z kurzu. Stawa�am zwykle z boku obok mamy i szeroko otwartymi oczami notowa�am w pami�ci wszystkie szczeg�y. Przys�uchiwa�am si� rozmowom, kt�re przewa�nie dotyczy�y zwyczajnych wydarze� z �ycia odwiedzanej rodziny. M�wiono na przyk�ad, �e "Jenny nie�le sobie radzi jako s�u��ca na probostwie", albo wspominano, i� "oczekuj� Jima, bo lada dzie� ma powr�ci� z morza". Mama wszystko o tych ludziach wiedzia�a. Uwa�a�a, �e jest to jej obowi�zkiem, jako pani na zamku. W chatach, kt�re odwiedza�y�my, w powietrzu zawsze unosi� si� zapach jedzenia. Ogie� na palenisku podtrzymywano kawa�kami drewna zbieranymi na pla�y. Podoba�o mi si�, �e ogie� pali si� pi�knym niebieskim p�omieniem. Kto� mi wyja�ni�, sk�d to si� bierze: drewno na opa� by�o przesycone sol�, gdy� pochodzi�o z wrak�w wydobytych z morza lub wyrzuconych na brzeg. W wi�kszo�ci chat widzia�am ulepione z gliny kuchenne piece z piekarnikami, w kt�rych gospodynie piek�y ciasta; wsz�dzie wisia� nad ogniem kocio�ek czarny od sadzy. Tutejsi ludzie m�wili j�zykiem troch� r�ni�cym si� od naszego, lecz szybko nauczy�am si� ich rozumie�. Potrawy wiejskie te� by�y inne ni� nasze. Jedna z nich, o nazwie quillet, to grochowe piure, cho� wygl�dem przypomina�a owsiank�. Natomiast prawdziw� owsiank� nazywano tu |gurts. W ubieg�ym wieku mieszka�cy tej ziemi cierpieli straszn� n�dz�. Mama mi opowiada�a, �e z g�odu jedli traw�. Dodawali j� do plack�w j�czmiennych, kt�re piekli w popiele. Teraz lepiej im si� powodzi�o. Mama zawsze podkre�la�a, �e w du�ej mierze przyczyni� si� do tego m�j ojciec. - Tw�j tata - m�wi�a - kt�ry jest bardzo dobrym cz�owiekiem, uwa�a za sw�j obowi�zek troszczy� si� o to, by nikt w s�siedztwie nie przymiera� g�odem. Los tutejszych rybak�w by� �ci�le zwi�zany z pogod�. Niestety, wiatry na naszym wybrze�u bywaj� niekiedy bardzo gwa�towne. Czasem ludzie znaj�cy si� na pogodzie zapowiadali, �e nadchodz� silne wichury i sztormy. �odzie sta�y w�wczas bezczynnie i mieszka�cy Poldorey prze�ywali trudne chwile. Zdarza�o si� jednak i tak, �e wiatr zrywa� si� bez zapowiedzi i tego w�a�nie najwi�cej obawiali si� miejscowi rybacy i ich rodziny. Kiedy� s�ysza�am, jak �ona rybaka �ali�a si�, �e nigdy nie wie, czy m��, kt�ry wyszed� w morze, jeszcze do niej wr�ci. Jakie to smutne - pomy�la�am. Przypuszczam, �e w�a�nie dlatego rybacy s� tacy zabobonni. We wszystkim dopatruj� si� znak�w, kt�re co� zapowiadaj�, zwykle co� z�ego... Pod tym wzgl�dem g�rnicy niewiele si� od nich r�nili. O trzy kilometry od miasta zaczyna�y si� wrzosowiska, a tu� obok znajdowa�a si� kopalnia cyny. Nazywano j� pogardliwie |scat |bal, co mia�o znaczy�, �e jest stara, zu�yta i do niczego... Wcale tak jednak nie by�o. Przeciwnie - mieszka�cy miasteczka w�a�nie kopalni zawdzi�czali sw�j dobrobyt. W�a�cicielami jej byli nasi dobrzy znajomi, pa�stwo Pencarronowie. Cz�sto sk�adali�my sobie wizyty. Mieszkali w sympatycznym dworku niedaleko kopalni. Dw�r nazwali Pencarron Manor. Kupili go, gdy przybyli w nasze strony przed kilkoma laty, i wkr�tce po osiedleniu si� uruchomili w szybie produkcj�. Zabobonni g�rnicy mieli zwyczaj pozostawiania na dole odrobiny jedzenia. By�a to ofiara na rzecz kopalnianych duszk�w; nazywa�a si� |didjan. G�rnicy chcieli tym zjedna� sobie gnomy i wprawi� je w dobry humor, by nie przysz�o im czasem do g�owy psoci� lub wyrz�dza� szkody, o co w kopalni nie by�o trudno. Pod ziemi� dochodzi�o nieraz do strasznych wypadk�w, w kt�rych gin�li ludzie. Pozostawa�y po nich wdowy i sieroty op�akuj�ce utrat� jedynych �ywicieli. Nic dziwnego, �e g�rnicy, podobnie jak rybacy, we wszystkim doszukiwali si� tajemniczych znak�w. Nie mogli sobie pozwoli� na ich ignorowanie. - To zrozumia�e, �e si� boj� - m�wi�a moja matka. Je�li oddaj� duszkom tylko niewielk� cz�stk� swego obiadu i wierz�, �e w ten spos�b kupi� sobie bezpiecze�stwo, to chyba nie p�ac� wyg�rowanej ceny. Bardzo by�am ciekawa tych kopalnianych duszk�w i chcia�am si� o nich jak najwi�cej dowiedzie�. S�ysza�am, jak m�wiono, �e s� to kar�y i �e wcieli�y si� w nie dusze �yd�w, kt�rzy ukrzy�owali Pana Jezusa. Mama w to nie wierzy�a. No c�, �atwo jej by�o nie wierzy�, bo nie musia�a schodzi� na d� do kopalni. Niemniej mama tak�e interesowa�a si� zabobonami. - W Londynie pewnie by si� z nich �miano - m�wi�a - ale nie w Kornwalii. Tutaj takie rzeczy s� przyj�te. Historie o duchach i niezwyk�ych wydarzeniach pasuj� do tej ziemi. Ile� tu kr��y przer�nych legend... o starych kopalniach, o z�o�liwych gnomach, dziwnych i nie wyja�nionych tajemnicach, no i oczywi�cie o Jeziorze �wi�tego Branoka. - Opowiedz mi o jeziorze! Prosz� ci�, mamo! - nalega�am. - Zaczn� od ostrze�enia, �eby� zawsze by�a bardzo ostro�na, gdy si� wybierzesz nad jezioro. Nie mo�esz tam chodzi� sama, lecz tylko w towarzystwie panny Prentiss lub innej doros�ej osoby. Teren wok� jeziora jest bagnisty i grz�ski... tam naprawd� mo�e by� niebezpiecznie. - A teraz opowiedz legend� o powstaniu jeziora! - prosi�am. - To bardzo stara historia, niemniej niekt�rzy tutejsi ludzie wci�� w ni� wierz�. My�l� jednak, �e sk�onni byliby we wszystko uwierzy�... - A w co w�a�ciwie? - Wydaje im si�, �e s�ysz� bicie dzwon�w... - Jakich dzwon�w? - Tych rzekomo zatopionych w jeziorze. - To znaczy, �e s� pod wod�? Mama potakn�a. - Ta historia jest bez sensu - powiedzia�a. - Wiele os�b s�dzi, �e jezioro w og�le nie ma dna, gdzie by si� w takim razie mia�y znajdowa� dzwony? Sama widzisz, �e to jaka� niedorzeczna legenda... - Niech sobie b�dzie, ale mnie bardzo interesuje. - Uparciuch z ciebie. Wszystko chcesz wiedzie�... - Przecie� m�wi�a�, �e trzeba si� stara� wiedzie� jak najwi�cej... - Mia�am na my�li pog��bianie prawdziwej wiedzy... - A czy� ta legenda nie jest jej cz�stk�? Wszak to historia! - Nie s�dz�, by mo�na j� nazwa� histori�... - Mama za�mia�a si� i w�o�y�a mi za ucho niesforny lok, kt�ry wci�� wypada� spod wst��ki przytrzymuj�cej w�osy. - Ot� legenda g�osi, �e dawno, dawno temu w tym miejscu znajdowa�o si� opactwo. - Co ty?... W wodzie? - Nie! Wtedy jeszcze nie by�o tam wody. Zjawi�a si� p�niej. Pocz�tkowo, gdy zbudowano opactwo, mieszkali w nim dobrzy i pobo�ni mnisi. Ca�e dnie sp�dzali na modlitwie i spe�nianiu dobrych uczynk�w. Rzecz dzia�a si� w czasach, gdy �w. Augustyn wprowadzi� do Anglii chrze�cija�stwo. - No i co...? - ponagla�am, boj�c si�, �eby opowiadanie nie zamieni�o si� w lekcj� historii. - Z najdalszych stron przychodzili ludzie pragn�cy zwiedzi� klasztor i przynosili ze sob� dary: z�oto, srebro, wino i r�ne drogie wiktua�y. Zakonnicy �yj�cy dot�d w ub�stwie wkr�tce stali si� bogaci i zacz�li �le si� sprawowa�... - Co takiego robili? - Dogadzali sobie w jedzeniu, pili du�o alkoholu, urz�dzali orgie i ta�ce. Dopuszczali si� te� r�nych niegodnych czyn�w, jakich nigdy przedtem nie pope�niali. I oto pewnego dnia w opactwie zjawi� si� jaki� przybysz. Nie przyni�s� �adnych cennych dar�w. Uda� si� prosto do ko�cio�a i wyg�osi� kazanie. Powiedzia� mnichom, �e B�g nie jest z nich zadowolony, gniewa si� na nich, bo swoje pi�kne opactwo, zbudowane na chwa�� bo��, zamienili w siedlisko z�a. Kaza� im �a�owa� za grzechy i odby� pokut�. Ale zakonnicy tak si� przywi�zali do obecnego trybu �ycia, �e nie mieli ochoty ze� zrezygnowa�. Znienawidzili przybysza za to, �e ich ostrzega�. Za��dali, by niezw�ocznie odszed�, zapowiadaj�c, �e je�li sam nie p�jdzie, to go wyp�dz�. A �e obcy nie chcia� si� oddali�, si�gn�li po baty i kije... Dawniej sami si� ch�ostali i biczowali dla pokuty i zbawienia... Prawd� m�wi�c - doda�a mama - nigdy nie mog�am zrozumie�, po co to robili... Teraz jednak zwr�cili si� przeciwko obcemu i zacz�li go bi�. Lecz uderzenia nie czyni�y mu �adnej krzywdy. Nagle wielka jasno�� otoczy�a przybysza, kt�ry uni�s� r�ce i zawo�a� wielkim g�osem, przeklinaj�c Opactwo �wi�tego Branoka: "To miejsce, dawniej �wi�te, niech teraz b�dzie przekl�te! Niech zginie bez �ladu, jakby nigdy nie istnia�o! Niech zniesie je pow�d�, a dzwony niech zamilkn� i odezw� si� jedynie wtedy, gdy ludziom zagrozi jakie� nieszcz�cie!" - To powiedziawszy, tajemniczy przybysz znikn��. - My�lisz, �e poszed� do nieba? - spyta�am. - Mo�e... - Za�o�� si�, �e tu chodzi o �wi�tego Paw�a. To do niego podobne... takie w�a�nie rzeczy robi�... - Nie wiem, czy to by� Pawe� - odpar�a mama. - Kimkolwiek by�, przepowiedzia� prawd�... tak przynajmniej m�wi legenda. Na pr�no zakonnicy bili w dzwony - nie wyda�y z siebie �adnego d�wi�ku. Wtedy si� przestraszyli, padli na kolana, lecz dzwony nadal milcza�y. Wkr�tce lun�� deszcz. Pada� przez czterdzie�ci dni i czterdzie�ci nocy, a� zala� Opactwo �wi�tego Branoka; na jego miejscu powsta�o jezioro. - Ciekawe, na jakiej g��boko�ci le�y opactwo? Mama spojrza�a na mnie z u�miechem. - M�wisz, jakby� to, co ci powiedzia�am, uwa�a�a za prawd�, a nie wytw�r ludzkiej fantazji. S�ysza�am, �e gdy w tutejszej kopalni wydarzy�a si� kiedy� katastrofa, g�rnicy twierdzili, i� poprzedza�o j� bicie dzwon�w w jeziorze. Ale to nieprawda. Za ka�dym razem, gdy si� co� strasznego dzieje, ludzie potem utrzymuj�, �e s�yszeli dzwony. Nigdy tego jednak nie m�wi� przed wypadkiem, lecz zawsze po nim. Po prostu przytaczaj� to, co g�osi jedna z kornwalijskich legend. - Niemniej jezioro naprawd� istnieje - upiera�am si�. - Tak - zgodzi�a si� mama - ale to zwyk�e �r�dl�dowe jezioro, jakich wiele. - Czy rzeczywi�cie jest bez dna? - Bardzo w to w�tpi�. - Czy kto� pr�bowa� si� o tym przekona�? - Nie wiem, po co mia�by to robi�... - Aby stwierdzi�, czy na dnie jeziora istotnie znajduje si� opactwo. - Powtarzam ci, Angelet, �e to tylko jedna z kornwalijskich legend. Nikt nigdy nie bada� jeziora, podobnie jak nikt nie sprawdza� wody w �r�de�ku Nun's Well w Alternun, by si� dowiedzie�, co takiego zawiera, �e potrafi zapobiec ob��kaniu. Nikt r�wnie� nie docieka�, czy rzeczywi�cie woda ze �r�de� �w. Uny w Redruth mo�e uchroni� od stryczka... Zawsze znajd� si� ludzie, kt�rzy w takie rzeczy uwierz�, ale wi�kszo�� odnosi si� do nich sceptycznie. Dok�adnie tak samo jest z Jeziorem �wi�tego Branoka... - A ja bym chcia�a us�ysze� te dzwony... - Daj spok�j, dziecinko! One nie istniej�. W�tpi� nawet, czy kiedykolwiek by�o tu jakie� opactwo. Czy wiesz, w jaki spos�b powstaj� legendy? Ot� ludziom nieraz si� wydaje, �e widz� lub s�ysz� jakie� dziwne rzeczy, nie umiej� sobie jednak wyt�umaczy�, na czym to zjawisko polega. Puszczaj� wi�c wodze fantazji, zmy�laj� jakie� historie i po pewnym czasie zaczynaj� kr��y� r�ne legendy. To wszystko... Niemniej nie powinna� podchodzi� do jeziora zbyt blisko. Jest to miejsce niezdrowe, jak zreszt� ka�da stoj�ca woda... Ju� ci wspomina�am, �e tamtejszy teren obfituje w bagna. Wkr�tce przesta�am my�le� o jeziorze. Zainteresowa�y mnie inne historie, tak�e dotycz�ce niesamowitych zjawisk. Opowiadano mi na przyk�ad, �e �yj� w�r�d nas niegodziwcy, kt�rzy �le �ycz� innym i maj� moc szkodzenia ludziom. Podobno lepi� z wosku figurki przedstawiaj�ce znienawidzone osoby, a nast�pnie wbijaj� szpilki w miejsca odpowiadaj�ce �ywotnym organom w naszym ciele. S�ysza�am te� inn� niesamowit� opowie��: gdy pewien m�ody jeszcze m�czyzna nagle umar�, jego matka oskar�y�a o zab�jstwo synow�. Twierdzi�a, �e ta umy�lnie rozsypa�a s�l wok� krzes�a swego m�a, by sprowadzi� na niego �mier�. W s�dzie nikt by takiego post�powania nie uzna� za morderstwo, ale tu jest inaczej... Albo historia Maddy Craig. Dziewczyna uchodzi�a za czarownic� tylko dlatego, �e podobno kt�ry� z jej przodk�w spotka� kiedy� wodn� rusa�k� unieruchomion� na mieli�nie i pom�g� jej powr�ci� do morza. To wystarczy�o, by podejrzewano Maddy o nieczyst� si��. Wierzono bowiem, �e i rodziny tych, kt�rzy udzielili pomocy rusa�kom, s� przez nie w podzi�ce obdarzane nadzwyczajn� moc�. Moja mama, kt�ra - jak m�wi�am - z upodobaniem bada dzieje naszej rodziny, sporo ju� o niej wie. Okaza�o si�, �e wielu naszych przodk�w prowadzi�o pami�tniki czy dzienniki i opisywa�o w nich swoje losy. Wi�kszo�� tych zapisk�w oprawiono i przechowywano w Eversleigh, najstarszej siedzibie naszego rodu. Stopniowo, poprzez ma��e�stwa zawierane w ci�gu lat, cz�onkowie naszej rodziny przenosili si� do innych miejscowo�ci w kraju. W ko�cu w Eversleigh znale�li si� ludzie stanowi�cy zupe�nie inn� ga��� rodziny. Rzadko ich odwiedzali�my, poniewa� miasteczko to po�o�one jest na dalekim po�udniowo_wschodnim kra�cu Anglii, podczas gdy Cador le�y na po�udniowym zachodzie. W m�odo�ci mama mia�a okazj� zapozna� si� z niekt�rymi tomami pami�tnik�w z Eversleigh i troch� mi o nich opowiedzia�a. By�am ciekawa los�w mojej imienniczki, Angelet. Dowiedzia�am si�, �e ona i jej siostra bli�niaczka o imieniu Bersaba wysz�y za m�� za tego samego m�czyzn�. Pierwsza po�lubi�a go Angelet, a gdy zmar�a, jej miejsce u boku wdowca zaj�a Bersaba. W zamku Cador znajdowa�a si� galeria naszych rodzinnych portret�w. Najbardziej intrygowa� mnie obraz przedstawiaj�cy mego dziadka ze strony mamy. Mia�am dziwne uczucie, �e dziadek spogl�da na mnie z portretu i gdy przechodz� galeri�, jego oczy id� za mn�. Wydawa�o mi si� tak�e, �e jego twarz zmienia si�, gdy na mnie patrzy. To by� niesamowity portret. Mia�o si� wra�enie, �e za chwil� dziadek wyjdzie z ramy. Ojciec mojej matki mia� ciemne w�osy i rysy znamionuj�ce du�� si��. Kiedy mu si� przygl�da�am, nie mog�am si� oprze� z�udzeniu, �e unosi k�ciki ust, a w jego oczach pojawia si� weso�y b�ysk. Wygl�da� na cz�owieka, kt�ry �ycie traktuje jak wielki �art. Mama zauwa�y�a, �e interesuj� si� portretem dziadka. - Zawsze si� w niego wpatrujesz - powiedzia�a kiedy�. - Bo dziadek wygl�da jak �ywy, jakby by� tu z nami, a tamci to po prostu zwyk�e obrazy. Mama si� odwr�ci�a. Nie chcia�a, �ebym zobaczy�a, jak bardzo jest wzruszona. - Tw�j dziadek by� wspania�ym cz�owiekiem - szepn�a po chwili. - Bardzo go kocha�am... W m�odo�ci uwa�a�am go za najwa�niejsz� osob� w moim �yciu. Jaka szkoda, Angel, �e nie dane ci by�o go pozna�. Ale nie jeste�my panami naszego losu. Tam na g�rze kto� dawno ju� u�o�y� i zaplanowa� nasz� przysz�o��. Jemu pisane by�o nie doczeka� staro�ci. Mia� jednak bardzo ciekawe �ycie: za m�odu obfitowa�o w przygody, nawet do�� burzliwe; potem dziadek si� ustatkowa� i za�o�y� rodzin�, kt�r� bardzo kocha�. Opr�cz �ony, Jessiki, mia� jeszcze nas dwoje, mnie i mego brata Jacco. Zamilk�a, zbyt si� wzruszy�a, by m�wi� dalej. Wsun�am jej r�k� pod rami�. - Chod�, mamo! Nie patrzmy na niego, je�li ci to sprawia b�l. Potrz�sn�a g�ow�. - Ojciec na pewno nie chcia�by, �ebym po nim rozpacza�a, ale matka i Jacco odeszli razem z nim i zostawili mnie sam�. Tyle lat min�o, a ja wci�� jeszcze mam �ywo w pami�ci ten dzie�, w kt�rym oni wszyscy znikn�li z mego �ycia i wi�cej ich nie ujrza�am... To by�a potworna tragedia, nigdy jej nie zapomn�... Mama opowiedzia�a mi histori� dziadka. - Nazywa� si� Jake Cadorson. Urodzi� si� i wychowa� na zamku Cador, lecz nie on, tylko jego starszy brat odziedziczy� posiad�o��. Nie �yli ze sob� w zgodzie, wi�c Jake odszed� z domu i przy��czy� si� do cyga�skiego taboru. - On nawet troch� wygl�da na Cygana - zauwa�y�am. - Mia� cyga�sk� natur�, to pewne... Nie ba� si� �ycia. Rzuci� ca�emu �wiatu wyzwanie i �wiat je przyj��. Ale i tak Jake w ko�cu wygra�... Gdy przebywa� w obozie cyga�skim, rozegra� si� tam straszny dramat. Jake zabi� w b�jce cz�owieka. Wyst�pi� w obronie m�odej Cyganki, kt�r� napastowa� jaki� rozochocony arystokrata. Dosz�o do walki wr�cz, podczas kt�rej napastnik zgin��. Jake'a aresztowano i skazano na siedem lat zes�ania do Australii. Grozi�a mu surowsza kara, m�g� by� powieszony za morderstwo. Na szcz�cie Jessika, dziewczyna, kt�ra mia�a potem zosta� jego �on�, wymog�a na swoim ojcu, bardzo wp�ywowym cz�owieku, by uratowa� Jake'owi �ycie. Z�agodzono kar�, ograniczaj�c j� do zes�ania przest�pcy na siedem lat ci�kich rob�t w odleg�ej angielskiej kolonii. Jake, ju� po odbyciu kary, ale jeszcze w Australii, dowiedzia� si�, �e zmar� jego starszy brat. I tak tw�j dziadek odziedziczy� Cador. Powr�ci� wi�c do Anglii i o�eni� si� z Jessik�. Potem urodzi� im si� syn, Jacco, no i ja... Stanowili�my bardzo szcz�liw� rodzin�. Po jakim� czasie wyjechali�my wszyscy do Australii, gdy� si� okaza�o, �e ojciec, mieszkaj�c tam wiele lat, zdo�a� dorobi� si� sporego maj�tku. I w�a�nie w Australii moi najbli�si udali si� kt�rego� dnia na przeja�d�k� �agl�wk� po morzu... i nigdy z niej nie wr�cili. Zgin�li wszyscy troje: ojciec, mama i brat. Zosta�am sama. - Nie wracaj do tego, mamo, prosz�... - Masz racj�, ta bolesna rana wci�� pozostaje nie zagojona. - Nie my�l o tym, mamo! - Otoczy�am j� ramieniem. - Masz teraz nas: tat�, Jacka i mnie. - Tak, mia�am szcz�cie, �e spotka�am twego ojca i mog�am za�o�y� rodzin�... - powiedzia�a, przytulaj�c mnie do siebie. - Ale o tamtej tragedii, mimo up�ywu lat, nie mog� zapomnie�. Nagle jednego dnia straci�am wszystkie najbli�sze mi osoby. Lecz tak si� nieraz w �yciu zdarza. I trzeba by� na wszystko przygotowanym. - Uca�owa�a mnie i doda�a: - Nie powinnam si� smuci�, dane mi by�o prze�y� z rodzicami i bratem wiele pi�knych lat i jestem za to wdzi�czna losowi. A teraz mam przecie� twego ojca, ciebie i Jacka... Gdy pozna�am histori� �ycia mego dziadka, cz�ciej ni� dawniej przychodzi�am do galerii, by na niego popatrzy�. W��czy�am go te� do bohater�w pojawiaj�cych si� w moich snach na jawie. Nie przeszkadza�o mi, �e �y� w do�� odleg�ym czasie, na d�ugo przed moim urodzeniem. Snuj�c marzenia, widzia�am si� to jako Cygank� podr�uj�c� wraz z dziadkiem taborem, to zn�w jako pasa�erk� na statku uwo��cym nas oboje za morze. Czasem towarzyszy�am dziadkowi w przeja�d�ce �agl�wk� w �w feralny dzie�, gdy wraz z rodzin� zaton��. Oczywi�cie uda�o mi si� ich wszystkich uratowa�. I ca�a historia zako�czy�a si� pomy�lnie. W bogatym repertuarze moich marze� dziadek zawsze zajmowa� czo�owe miejsce. Znamienne wydarzenie, kt�re zawa�y�o potem na moim losie, mia�o miejsce na wiosn�. By� pocz�tek marca. Pod opiek� niani bawi�am si� z bratem w ogrodzie. W pewnej chwili do ogrodu weszli rodzice. Jack podbieg� do mamy i z�apa� si� jej sp�dnicy. Wzi�a go na r�ce, a zwracaj�c si� do mnie, powiedzia�a z u�miechem: - Przyszed� list od ciotki Amaryllis. Ciotka z upodobaniem utrzymywa�a kontakt z rodzin� i cz�sto do nas pisa�a. A odk�d mama po owym tragicznym wypadku na morzu zosta�a sierot�, ciotka uwa�a�a, �e powinna si� ni� opiekowa�. Jak ju� wspomnia�am, Amaryllis by�a siostrzenic� mojej babki, Jessiki, ale �e dzieli�a je niewielka r�nica wieku, bardzo si� ze sob� przyja�ni�y. - Ciocia z entuzjazmem pisze o Wielkiej Wystawie, kt�ra wkr�tce odb�dzie si� w Londynie - oznajmi�a mama. - Pierwszego maja kr�lowa ma dokona� jej otwarcia. Ciotka sugeruje, �eby�my na t� okazj� przyjechali do stolicy. Faktem jest, �e dawno�my ju� wujostwa nie odwiedzali... Podskoczy�am z rado�ci, bo bardzo lubi�am Londyn. - My�l�, �e mogliby�my si� do nich wybra�... nie widz� przeszk�d... - zauwa�y� ojciec. - Ja te� pojad�, prawda? - dopomina� si� Jack. - Oczywi�cie, �e pojedziesz, kochanie! - zapewni�a mama. - Ani nam si� �ni zostawia� ci� tu samego. - Pewnie, �e nie... - potulnie zgodzi� si� Jack. - B�dzie to wspania�e widowisko - gor�czkowa�a si� mama. - Przygotowania trwaj� od wielu miesi�cy. Kr�lowa szczeg�lnie interesuje si� t� imprez�, bo inicjatorem pomys�u by� ksi��� Albert i on ca�y czas patronuje wystawie. - Kiedy wyjedziemy? - spyta�am. - Za kilka tygodni - odpowiedzia�a mama. - Nie p�niej, je�li chcemy by� obecni na otwarciu - doda� tata. - Nie mog� si� wprost doczeka� tego momentu, kiedy kr�lowa otworzy wystaw�... - szepn�am przej�ta. - A ja, nie zwlekaj�c, napisz� list do ciotki Amaryllis - oznajmi�a mama. Od tej chwili u nas w domu nie m�wi�o si� o niczym innym, tylko o Wielkiej Wystawie. Ciotka zgotowa�a nam w Londynie serdeczne powitanie, a przebywanie w rezydencji wujostwa okaza�o si� nies�ychanie podniecaj�ce. Dom by� usytuowany w eleganckiej dzielnicy, na pi�knym placu, po�rodku kt�rego znajdowa� si� wspania�y ogr�d. Opr�cz nas mogli z niego korzysta� tak�e mieszka�cy s�siaduj�cych dom�w. Ka�dy mia� w�asny klucz do bramy. Ogr�d by� pi�knie utrzymany, ros�y w nim dorodne drzewa i krzewy, a na �cie�kach co chwila spotyka�o si� �awki. Mnie wyda� si� zaczarowanym miniaturowym lasem. Z g�rnych okien domu wujostwa wida� by�o Tamiz�. Z przyj�mno�ci� patrzy�am na rzek�, wspominaj�c jej niegdysiejsz� s�aw�, gdy stanowi�a g��wn� arteri� stolicy. W marzeniach wciela�am si� teraz w nieszcz�sn� Ann� Boleyn, kt�ra t�dy udawa�a si� najpierw na swoj� koronacj�, a potem do wi�zienia w Tower. Innym razem znajdowa�am si� w kr�lewskim audytorium i s�ucha�am concerto grosso Haendla "Muzyka na wodzie". Puszczaj�c wodze wyobra�ni, uczestniczy�am te� w wielu innych wydarzeniach. Oczywi�cie zawsze znajdowa�am si� w ich centrum i odgrywa�am bohatersk� rol�. Ciotka Amaryllis dochodzi�a chyba do sze��dziesi�tki, ale dzi�ki g�adkiej, niemal dzieci�cej twarzy bez zmarszczek wygl�da�a znacznie m�odziej. Wuj Peter wprawdzie si� postarza�, lecz i tak robi� wra�enie cz�owieka nie do zdarcia. Witaj�c nas, ciotka ze szczeg�ln� czu�o�ci� obj�a moj� mam�. Zauwa�y�am, �e jej oczy nape�ni�y si� �zami. Zapewne w tym momencie przypomnia�a sobie moj� nie�yj�c� babk�. Zawsze si� tak wzrusza�a, ilekro� spotyka�a si� z mam� po d�u�szym niewidzeniu. - Jak to mi�o mie� was u siebie - powiedzia�a. - Dawno�my si� nie widzieli. Ale� ty uros�a�, Angelet! A ma�y Jack ju� wcale nie jest ma�y, prawda, kochanie? - Jestem du�y - przyzna� skromnie Jack, a ciotka serdecznie go uca�owa�a. - Mi�o mi i ciebie widzie�, Rolfie - zwr�ci�a si� do taty. - A teraz poka�� wam wasze pokoje. Te same co zawsze, oczywi�cie. Od razu powiem, �e jutro b�d� u nas na obiedzie Helena i Matthew. Pewnie Mat�thew zjawi si� u Petera ju� rano, bo ma z nim jakie� sprawy do om�wienia. Po chwili znalaz�am si� na pi�trze w ma�ym go�cinnym pokoju, kt�ry ciotka jak zwykle przeznaczy�a dla mnie. Wiedzia�a, �e uwielbiam patrzy� z g�ry na rzek�. Zawsze pami�ta�a o takich rzeczach. "Ciotka ca�e �ycie chce sprawia� ludziom przyjemno��" - pomy�la�am. Pozosta�� cz�� dnia sp�dzili�my na rozmowach o rodzinie: obm�wili�my po kolei wszystkich jej cz�onk�w. - Musisz zaprowadzi� dzieci do Heleny - powiedzia�a ciotka. - Jonnie i Geoffrey z niecierpliwo�ci� oczekuj� Angelet. - Jonnie jest ju� pewnie du�ym ch�opcem...? - O tak, wkr�tce sko�czy trzyna�cie lat. Bardzo si� cieszy�am na to spotkanie. Nast�pnego dnia z samego rana udali�my si� z wizyt� do domu Heleny i Matthew Hume'�w. Matthew nie zastali�my, gdy� by� u wuja Petera, ale ciocia Helena bardzo ciep�o nas przyj�a. Z wygl�du i sposobu bycia przypomina�a matk�, cho� brakowa�o jej owej naiwnej wiary w ludzk� dobro�, stanowi�c� szczeg�ln� zalet� cioci Amaryllis. Niemniej Helena te� bardzo kocha�a swoj� rodzin� i by�a dumna z osi�gni�� m�a. Opowiada�a mamie o sukcesach, jakie Matthew odnosi w Izbie Gmin. By�a przekonana, �e jego partia wkr�tce dojdzie do w�adzy, a wtedy Matthew na pewno znajdzie si� w rz�dzie. Powo�ywa�a si� przy tym na opini� wuja Petera: - Ojciec nie ma w�tpliwo�ci, �e tak si� nied�ugo stanie, a on wie, co w trawie piszczy. Posz�am z Jonniem obejrze� jego kolekcj� ksi��ek o archeologii. Pokazywa� mi je z wielk� dum� i przej�ciem. Co prawda niewiele mnie obchodzi�a stara bro�, dawne monety czy szcz�tki urn i innych wykopalisk - i nie by�o dla mnie wa�ne, czy pochodz� jeszcze z epoki kamiennej czy ju� z epoki br�zu - ale przebywanie w towarzystwie Jonniego sprawia�o mi du�� przyjemno��. �ywo interesowa� si� wystaw� i powiedzia�, �e cz�sto chodzi do Hyde Parku, �eby obserwowa�, jak post�puj� prace wyko�czeniowe. Twierdzi�, �e ceremonia otwarcia b�dzie cudownym wydarzeniem i �e przy okazji b�dziemy mogli dok�adnie obejrze� to wspania�e osi�gni�cie techniki, jakim jest Kryszta�owy Pa�ac, ca�y ze szk�a i �eliwa. Geoffrey, starszy ode mnie zaledwie o dwa lata, zachowywa� si� z rezerw�, by� bowiem zbyt m�ody, by si� mn� zajmowa�. Jonnie, starszy o cztery lata, post�powa� ju� ca�kiem inaczej i wyda� mi si� niezwykle atrakcyjny. Kiedy wr�cili�my do domu, Matthew wci�� jeszcze rozmawia� z wujem Peterem. Z przyjemno�ci� stwierdzi�am, �e wuj traktuje mnie po przyjacielsku. Dosz�am do wniosku, �e darzy mnie szczeg�ln� sympati�. - Mo�e z urody nie jeste� podobna do babki, ale masz po niej wiele dobrych cech charakteru... - powiedzia� mi kiedy�. To by� niew�tpliwie komplement. Wuj musia� bardzo lubi� babci� Jessik�. Mimo �e by� ju� starym cz�owiekiem, wci�� jeszcze gra� pierwsze skrzypce. Osiwia�, lecz nadal uchodzi� za przystojnego m�czyzn�. Ujmowa� wszystkich, a zw�aszcza mnie, tajemniczym u�miechem, sugeruj�cym, �e wuj znalaz� wspania�y spos�b na �ycie, kt�re traktuje jak �wietn� zabaw�. Nie mia�am co do tego �adnych w�tpliwo�ci. Mama nazwa�a kiedy� wuja "szar� eminencj�". Podejrzewa�a, �e to on kieruje krokami swego zi�cia, i chyba si� nie myli�a. Cho� Matthew by� znanym politykiem, nie przestawa� uwa�a� swego te�cia za mistrza. Ale sam tak�e dokonywa� wielkich rzeczy. Szczeg�ln� s�aw� przynios�a mu ksi��ka, w kt�rej pi�tnowa� transporty wi�ni�w do Australii. Pojecha� i na w�asne oczy zobaczy�, jak to si� odbywa, a po powrocie swoje spostrze�enia zawar� w ksi��ce, kt�ra nale�y ju� do klasyki, jest najwa�niejszym dzie�em traktuj�cym o niedoli wi�ni�w. Co prawda transporty zes�a�c�w wci�� jeszcze trwa�y i nadal przewo�ono ich w specjalnych statkach, w haniebnych i przera�aj�cych warunkach, lecz zas�ug� Matthew by�o to, i� zwr�ci� uwag� na ten fatalny stan rzeczy i �e dzi�ki niemu o problemie przewozu wi�ni�w nieustannie teraz dyskutowano. Matthew zyska� wielu zwolennik�w, kt�rzy podzielali jego pogl�d, domagali si�, by wreszcie sko�czy� z niegodziwymi praktykami, i wygl�da�o na to, �e nied�ugo tak si� stanie. Matthew napisa� jeszcze inn� ksi��k�, w kt�rej protestowa� przeciwko zatrudnianiu dzieci jako kominiarzy i do prac w kopalniach. By� chyba reformatorem z powo�ania. Jego postawa zyska�a mu du�y szacunek w Izbie Gmin i popularno�� w�r�d wyborc�w. By� te� wysoko ceniony przez kierownictwo swojej partii. Nie ulega�o kwestii, �e gdy torysi wr�c� do w�adzy, Matthew otrzyma stanowisko ministra. By�am rada, �e pozwolono mi uczestniczy� w rodzinnym obiedzie. - Angelet usi�dzie przy mnie - oznajmi� wuj Peter. Gdy chcia�, potrafi� by� czaruj�cy i zachowywa� si� przymilnie. Nic dziwnego, �e takie naiwne dziewcz�tko jak ja podziwia�o go z ca�ego serca. Przy stole wuj m�wi� najwi�cej. Powoli zacz�am si� przekonywa�, �e rzeczywi�cie macza� palce w r�nych, nie zawsze czystych sprawach, jak kto� o nim kiedy� powiedzia�. Nie by�am pewna, czym si� w obecnej chwili zajmowa�, ale wiedzia�am, �e jest to dochodowy interes i �e wuj jest bardzo bogaty. Potem us�ysza�am, �e by� w�a�cicielem wielu nocnych klub�w o nieco w�tpliwej reputacji. Wuj uwa�a�, �e takie instytucje s� ludziom potrzebne, gdy� - jak twierdzi� - "pozwalaj� pewnym osobnikom wy�y� si�, dzi�ki czemu nie pope�niaj� przest�pstw, kt�re mog�yby si� sta� zmor� dla spo�ecze�stwa". Zgodnie z tym punktem widzenia wuj dzia�a� dla dobra kraju. Ciotka absolutnie w to wierzy�a, chocia� w swoim czasie w zwi�zku z jego dzia�alno�ci� wybuch� wielki skandal i wuj straci� miejsce w parlamencie. Musia� p�j�� na kompromis i zadowoli� si� tym, �e cho� sam znalaz� si� poza g��wnym nurtem polityki, m�g� kierowa� posuni�ciami swego zi�cia, Matthew, tak jak uwa�a� za wskazane. Matthew by� wi�c w pewnym sensie marionetk� w r�kach wuja. Zreszt� nie tylko nim wuj manipulowa�. Nie mia�am w�tpliwo�ci, �e byli jeszcze inni ludzie, kt�rzy robili to, co chcia�. Czu�am si� zatem mile po�echtana jego wzgl�dami i uwa�a�am si� za wa�n� dlatego, �e mnie wybra�, abym siedzia�a obok niego. W czasie obiadu wiele si� m�wi�o o nieodpowiedzialnej polityce, jak� prowadzi John Russell, premier z ramienia partii wig�w. A �e wuj Peter by� torysem, mia� dla "ma�ego Johna", jak go nazywa�, jedynie pogard�. Omawiano te� wyczerpuj�co spraw� wystawy. - Cieszysz si� na ceremoni� otwarcia, prawda, Angelet? - spyta� wuj, zwracaj�c si� do mnie. Zapewni�am go, �e ogromnie si� ciesz�. - Zapami�tasz t� uroczysto�� na ca�e �ycie. To b�dzie historyczne wydarzenie - doda�. - Podobno kr�lowa ma dokona� otwarcia - zauwa�y�a mama. - Oczywi�cie! Jej "malutka"�* Wysoko�� nie widzi �wiata poza wystaw�. A dlaczego? Ano dlatego, �e to by� pomys� ksi�cia Alberta, a wi�c jej zdaniem musi by� doskona�y... Kr�lowa Wiktoria by�a bardzo ma�ego wzrostu. - Czy� to nie wspania�e, �e oni s� ze sob� tacy szcz�liwi? - spyta�a ciotka Amaryllis. - Jaki pi�kny przyk�ad daj� narodowi... - Jestem pewien, moja droga, �e i u nich bywaj� czasem burze - odpar� wuj Peter. - Ale Albert zawsze wychodzi z nich zwyci�sko. Nie wiem, czy to �wiadczy o jego m�dro�ci... czy te� przyczyny nale�y si� doszukiwa� w urodzie ksi�cia ma��onka. - Ale� Peter! - krzykn�a ciotka, niby to z przygan�, lecz nie bez podziwu w g�osie... - Dobrze, �e nareszcie przygotowania dobiegaj� ko�ca - wtr�ci� Matthew. - Jestem przekonany, �e wystawa b�dzie wielkim sukcesem. - Zobaczycie, �e ma�y John b�dzie jeszcze pr�bowa� robi� trudno�ci - przestrzega� wuj Peter. - Masz jakie� nowe wiadomo�ci, Matthew? - Premier domaga si�, �eby salut z salw armatnich oddano w parku St. James. M�wi, �e je�li salwy zostan� wystrzelone w Hyde Parku, to z kopu�y Kryszta�owego Pa�acu mo�e si� posypa� szk�o. - I co? Zrobi� tak, jak chce premier? - zainteresowa�a si� moja mama. - Oczywi�cie, �e nie! - zapewni� j� wuj. - Ma�emu Johnowi chodzi tylko o to, �eby innym psu� szyki i sprawia� k�opoty. - Ksi��� Albert na pewno przeciw niemu wyst�pi stwierdzi� Matthew. - A co b�dzie, je�li kopu�a pa�acu si� uszkodzi? - spyta�am. - Moja droga Angelet! - wykrzykn�� wuj Peter, spogl�daj�c na mnie rozpromienionym wzrokiem. - Gdyby si� sta�o tak, jak m�wisz, toby znaczy�o, �e nie mia� racji ksi��� Albert, natomiast mia� j� ma�y John.