2039

Szczegóły
Tytuł 2039
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2039 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2039 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2039 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

M�odzieniec z dawnych lat FRANCOIS MAURIAC -PAX- WARSZAWA M�odzieniec z .dawnych lat PRZE�O�Y�A ZOFIA MILEWSKA INSTYTUT WYDAWNICZY -PAX- 1970 Rozdzia� I Nie jestem takim ch�opcem jak inni. Gdybym by� taki jak inni ch�opcy, maj�c siedemna�cie lat po- lowa�bym z Laurentym, moim starszym bratem, i z naszym rz�dc�, starym Duberc, i z Szymonem Duberc, jego m�odszym synem, kt�ry jest klery- kiem i o tej porze powinien by� na nieszporach, i z Prudentym Duberc, jego bratem, kt�ry namawia Szymona, �eby sobie da� spok�j z proboszczem. M�g�bym strzela� z kalibru 24, zamiast wyp�asza� zwierzyn� po krzakach, jakbym by� psem � za- miast udawa� psa. Tak, udaj� psa, ale r�wnocze�nie zastanawiam si�, co ten Szymon ma w g�owie. Podkasa� sutann� ze wzgl�du na kolce i ga��zie; dlaczego jego grube �ydki w po�czochach z czarnej we�ny pobudzaj� do �miechu? Lubi polowanie tak, jak lubi� je Diana i Stop. Ma �y�k� my�liwsk�, nie mo�e si� przem�c, ale wie, �e o tej w�a�nie porze ksi�dz dziekan odprawia nabo�e�stwo i patrzy na pust� �awk�, w kt�rej powinien znajdowa� si� Szymon, a jego tam nie ma. Po nieszporach ksi�dz dziekan przyjedzie do nas, �eby om�wi� to z mamusi�. Mam nadziej�, �e b�d� ju� w domu, chocia� mi nie dowierzaj� i milkn�, gdy si� tylko zbli�am. Zdaniem mamusi jestem pleciug�, a ksi�dz dzie- kan uwa�a mnie za niesfornego ducha, poniewa� stawiam sobie pytania, kt�rych on nigdy sobie nie stawia� i jemu nikt nie stawia�, a ju� ja najmniej ze wszystkich; ale wie, �e uwa�am go za g�upiego. �Ty wszystkich uwa�asz ?a g�upich." To mi za- rzuca mamusia. No, prawda, �e w domu tylko siebie uwa�am za inteligentnego, ale wiem, �e nic nie wiem, poniewa� niczego mnie nie nauczo- no. Moi nauczyciele poza podstawowymi wiado- mo�ciami nie mieli mi nic do przekazania. Kole- dzy s� ode mnie lepsi we wszystkim, co si� liczy w ich oczach. Odnosz� si� do mnie pogardliwie i maj� powody, �eby mn� pogardza�: nie upra- wiam �adnego sportu, a si�y mam tyle co kurczak. Czerwieni� si�, kiedy rozmawiaj� o dziewczynach, a je�li pokazuj� sobie fotografie, odwracam g�ow�. Niekt�rzy jednak odnosz� si� do mnie przyja�- nie, mo�e nawet wi�cej ni� przyja�nie. Oni wiedz�, co b�d� robili, ju� maj� swoje miejsce w �wiecie. A ja? Ja nie wiem, czym jestem. Wiem �wietnie, �e wszystko, co g�osi ksi�dz dziekan, i wszystko, w co wierzy moja matka, wcale nie idzie w parze z tym, co istnieje rzeczywi�cie. Wiem �wietnie, �e nie maj� absolutnie poczucia sprawiedliwo�ci. Mierzi mnie religia, kt�r� praktykuj�. A przecie� nie mog� obej�� si� bez Boga. I to w�a�nie sprawia, �e w g��bi duszy jestem r�ny od wszystkich, nie za� to, �e udaj� psa i wyp�aszam zwierzyn� z krzak�w zamiast po- lowa� z Laurentym, Prudentym i Szymonem Du- berc, i �e nie podo�a�bym nawet strzelbie kali- ber 24. Wszystko, co opowiada ksi�dz dziekan, wydaje mi si� idiotyczne, a tak�e spos�b, w jaki opowiada; a jednak wierz�, �e to jest prawda, dla siebie samego odwa�y�bym si� napisa�: wiem, �e to jest prawdziwe, tak jak gdyby �lepiec, b�- d�cy jednocze�nie rutynowanym przewodnikiem, prowadzi� mnie do prawdziwej prawdy drogami absurdalnymi, mamrocz�c po �acinie i ka��c tak samo mamrota� rzeszom coraz mniej licznym, a� wreszcie ju� tylko trzodzie, kt�ra najwy�ej po- trafi pa�� si� tam, gdzie si� j� na pastwisko za- prowadzi... Ale c�! �wiat�o��, w kt�rej id�, acz- kolwiek jej nie widz�, ja widz�, albo raczej jest ju� ona we mnie. Niech sobie opowiadaj�, co chc�: to przecie� s� ci nieucy lub te� idioci, na kt�rych tak si� w�cieka m�j przyjaciel Donzac, modernista. Niemniej to, w co wierz�, jest praw- dziwe. Oto do czego dla mnie sprowadza si� hi- storia Ko�cio�a. Maj� zaj�ca, upolowali go na skraju pola Jouanhaut. Powr�t by� potwornie m�cz�cy: siedem' kilometr�w po tej ponurej, ale dla mnie ukochanej drodze mi�dzy dwiema �cianami sosen. �Wszystko to w�asno�� naszej pani, jak by� daleko nie spoj- rza�" � niezmiennie powtarza Duberc, przez ca- lute�k� drog�, z t� osobliw� dum� muzyka... Ohydnie to pisa�. Z g�ry wiedzia�em, �e w dro- dze powrotnej Szymon kleryk b�dzie szed� ko�o mnie, nic zreszt� nie m�wi�c. Teraz z kolei dzieckiem sta� si� Laurenty: bawi si� kopaniem szyszki; je�li doprowadzi j� tak do domu, wygra. Z Szymonem nie rozmawiamy o niczym. Na pewno proboszcz skar�y� mu si� na mego �nie- sfornego ducha" i Szymon podziwia mnie za to, �e maj�c siedemna�cie lat potrafi� wzbudza� nie- pok�j w tej istocie ograniczonej, kt�ra b�dzie mia- �a nad nim w�adz�, jak d�ugo jest klerykiem na wakacjach. Pragn� tu wyzna� wobec Boga, jaki jestem za- k�amany: obawy w dziekanie i mo�e podziw w oczach Szymona budz� dzi�ki do�� mglistym wiadomo�ciom, zapami�tanym z wypowiedzi mo- jego przyjaciela Andrzeja Donzac, kt�ry pakuje mi w uszy wszystko, co wyczyta w Rocznikach lilozolii chrze�cija�skiej. Wynosi pod niebiosa niejakiego ojca Laberthonniere, oratorianina re- daktora tego czasopisma, kt�rego nazwisko przej- muje naszego dziekana obrzydzeniem: ,,To moder- nista, czuje si� sw�d herezji" � powtarza. Gardz� nim za pos�ugiwanie si� tym skojarzeniem idio- tycznym i okrutnym: sw�d herezji! Oni zawsze posy�aliby na stos ludzi, kt�rzy wierz�, oczy ma- j�c otwarte. Niemniej jestem zak�amany, poniewa� bij� w nich judz�cymi argumentami Andrzeja, jakby to by�y moje w�asne, i mam tak� min�, jakbym wie- dzia�, czego oni nie wiedz�, podczas gdy jestem nie mniej ciemny od nich... Nie, jednak si� oczer- niam. Jak powiada Andrzej, ja wgryz�em si� w Pascala. Do czytania Pascala nie potrzebuj� si� zmusza�: zw�aszcza zapisk�w w opracowaniu Brunsciwicga, kt�re ofiarowa� mi Andrzej. Ze wszystkim, co wi��e si� z Port-Royal, i ja czuj� si� zwi�zany. Czy Szymon Duberc, cho� ma przecie� matur�, czyta� Pascala? Podejrzewam, �e �adnego z pisarzy obj�tych programem nie pozna� w oryginale, a poprzestaje na podr�cznikach... Szed� ko�o mnie. Czu�em zapach potu, jakim przesi�kni�ta jest jego sutanna. Nie dlatego, �e jest brudny: jest czy�ciej- szy od ca�ej swej ch�opskiej rodziny, kt�ra w og�le nie uznaje mycia, a mo�e i od nas, bo �owi�c ryby przy m�ynie prawie codziennie w�azi do wody. �owi szczupaki i p�ocie uderzaj�c w pnie olch, przy kt�rych zastawi� wi�cierze... Ale nie b�d� tu opowiada� o �owieniu ryb. Prawd� m�wi�c nie tyle od�r Szymona przy- prawia mnie o md�o�ci, co te sz�ste paluszki, trz�- s�ce si� wyrostki, kt�re ma u obu r�k i u obu n�g r�wnie�, tak �e jego buty robione na miar� wydaj� si� jednakowo d�ugie, jak szerokie: zu- pe�nie nogi s�onia. Ale sz�ste palce u n�g nie- 10 cz�sto mam okazj� ogl�da�, podczas gdy te nie roz- cz�onkowane chrz�stki u obu jego d�oni wprost mnie fascynuj�. Zreszt� wcale nie stara si� ich kry� i otwarcie si� cieszy, �e nadprogramowe palce uwolni� go od wojska. Jego starszy brat, Prudenty, jest innego zdania: ,.Mog�e� wst�pi� do Saint- -Cyr..." To jedyne s�owa, jakie Prudenty kiedy- kolwiek przy mnie wypowiedzia�, zdradzaj�ce rol� kusiciela, jak� zdaniem mamusi i ksi�dza dziekana odgrywa wobec m�odszego brata. Obmy�la�em powie��, kt�r� m�g�bym na ten temat napisa�: Prudenty, w�t�y, chudy, ze sczer- nia�� sk�r� i wszystkimi z�bami zepsutymi, zako- chany, to wiem, w Marii Duros, swojej s�siadce, c�rce cie�li, siostrze Adolfa Duros, kt�ry ma dwadzie�cia lat i przypomina Herkulesa z obraz- k�w w mojej historii greckiej � ten Prudenty przez brata porachowa�by si� ze �wiatem, na kt�rym on sam jest tylko ple�ni�.... Poza tym, �e jak wszyscy Dubercowie, jest inteligentny. Czego dowodem jego bunt. Wed�ug mojej koncepcji w hi- storii, kt�r� obmy�lam, Prudenty powinien wyrzec si� Marii Duros i pchn�� j� w obj�cia Szymona. W rzeczywisto�ci Maria Duros zapewne tak samo brzydzi si� m�odszym bratem, jak starszym, a na- wet du�o bardziej, ze wzgl�du na owe paluszki i sutann�, kt�ra ju� mu przywar�a do sk�ry... Zreszt� bo ja wiem? Tak sobie wyobra�am, jestem pewien, �e to prawda, poniewa� znam ch�opaka, kt�rego Maria Duros kocha, a w ka�dym razie do niego chodzi; jest przyjacielem Adolfa, jej brata olbrzyma. A zreszt� mo�e ksi�dz dziekan si� nie myli, kiedy powtarza: Szymona n�ka nie demon po��d- liwo�ci, lecz ambicji. Na dziewcz�ta prawie nie patrzy. Oczywi�cie wiem, �e by� tak chowany, �eby na nie nie patrze�. Ale wszystko jedno, chyba 11; jeszcze nie potrzebowa� naprawd� z sob� walczy�... C� ja mog� wiedzie�? Nic nie wiem o Szymonie, ani w og�le o nikim. Nawet mamusia i ksi�dz dziekan cz�sto mnie zaskakuj�. Po powrocie z polowania Lamenty zani�s� zaj�ca do kuchni. Ja by�em zm�czony i wyci�gn��em si� na kanapie w sieni. Przysz�a mamusia i usiad�a przy mnie. Po�o�y�a mi r�k� na czole i zapyta�a, czy nie chce mi si� pi�. Mia�a ochot� porozma- wia�. Wida� porozumia�a si� ju� z ksi�dzem dzie- kanem na temat tego, co nale�y mi powiedzie�, bo uchodzi�em za powiernika Szymona. W istocie nic podobnego. To, �e mnie sobie upodoba�, wcale nie przejawia si� w s�owach. Przepa��, jaka nas dzieli, bynajmniej mu nie przeszkadza. W ka�dym razie nigdy nie usi�owa� jej przeskoczy�. Zreszt� mamusia r�wnie�. Kocha mnie, ale si� mn� nie interesuje. Nie interesuje si� niczym opr�cz naszych posiad�o�ci, i mo�e tym, co za- chowuje wy��cznie dla siebie, a przypuszczam, �e s� to skrupu�y religijne, o kt�rych mam pewne poj�cie, bo pami�tam, co i mnie dr�czy�o, kiedy by�em ma�y, z czego wyzwoli�em si� ca�kowicie lub cz�ciowo, odk�d dzi�ki Donzacowi wykry�em, �e zostali�my tak wytresowani, i� niesko�czono�� zawiera si� dla nas w absurdalnych zakazach, w tabelce grzech�w powszednich i grzech�w rze- komo �miertelnych. Ksi�dz dziekan obarczy� wida� mamusi� misj� wybadania mnie, a ja umy�lnie przymyka�em oczy, jakbym by� �pi�cy. Nie wysilaj�c si� na �adne wst�py zapyta�a, jak zachowywa� si� Szy- mon w czasie polowania. � My�la� wy��cznie o zaj�cu i zapewne o mi- 12 nie, z jak� przywita go ksi�dz dziekan, kiedy jutro rano przyjdzie mu s�u�y� do mszy. Mamusia tylko na to czeka�a. Od razu wygar- n�a wszystko, co mia�a do powiedzenia. �� Ksi�dz dziekan nie ma tak ciasnego umys�u. Nie przywi�zuje absolutnie wagi do faktu, �e Szymon w wieku dziewi�tnastu lat woli polowanie od nieszpor�w. Nieszpory niedzielne nie s� obo- wi�zkowe. Ksi�dz dziekan m�wi� mi, �e nawet dla niego stanowi� ci�k� pr�b�. W wypadku Szymona wcale nie to jest wa�ne. � No tak � powiedzia�em. � Wa�ne jest, �eby go skaza�, mo�e wbrew jego woli, na �ycie, do kt�rego nie zosta� stworzony. Mamusi �krew uderzy�a do g�owy", jak sama to nazywa�a. Zrobi�a si� przera�liwie czerwona: do czeg� ja si� wtr�cam? � Ale� mamusiu, przecie� to w�a�nie ty m�wisz. Z pewno�ci� ja jeden nie wtr�cam si� do niczego, co dotyczy Szymona. Z owym brakiem logiki, kt�ry nie jest szczeg�l- n� cech� mamusi, a zdaniem Donzaca odznaczaj� si� nim wszystkie kobiety, stwierdzi�a, �e w tym w�a�nie b��dz�, �e wtr�canie si� w to uwa�a za m�j obowi�zek. � Czy� wy nie wierzycie w �ask�? Przypuszcza- cie, �e B�g nas potrzebuje w takich zmaganiach, jakie tocz� si� w duszy Szymona i s� wy��cznie jego spraw�? � Szymon przez ca�y ten czas podlega naciskom, kt�rych istnienia wcale nie podejrzewali�my: tak, prawdziwy spisek. Musisz o tym wiedzie�, to bar- dzo wa�ne: widuje cz�sto, od pocz�tku wakacji, i to w sekrecie przed nami... No, zgadnij, kogo? Mera, tak, pana Duport, kt�ry jest masonem, kt�ry poprzysi�g�, �e odci�gnie go od Ko�cio�a... 13 � Przecie� wszyscy wiedzieli�my, �e Szymon widuje si� z pani� Duport... � Tak, z t� wariatk�, ale nie z jej m�em, kt�- rego widok sutanny doprowadza do sza�u. Wy- obra�a�am sobie, �e Szymon przekracza pr�g Du- port�w tylko po po�udniu, kiedy mer jest w tar- taku. Przez d�ugi czas tak by�o... Ale pani Duport osobi�cie nas ostrzeg�a... Pani Duport osobi�cie! Nie wierzy�em uszom. �Duport�w si� nie widuje." W j�zyku mamusi oznacza to, �e nie wymienia si� z nimi dorocznej wizyty (podczas letnich wakacji, kt�re sp�dzamy w Maltaverne), czym chlubi� si� trzy czy cztery panie z miasteczka. Ale jest to te� prawda do- s�ownie: Duport�w si� w og�le nie widzi, nie patrzy si� na nich. S� wykre�leni z naszego ma- lutkiego �wiatka. Spr�buj� wprowadzi� troch� �adu w histori� Duport�w i Szymona. Pani Duport, rzekomo �adna, bo mnie zawsze wydawa�a si� stara, jest du�o m�odsza od swojego m�a (�nie wiadomo, gdzie on j� wyszuka�. Nie wiadomo, sk�d si� w og�le wzi�a.,.") i podejrzana, gdy� nie pochodzi z naszych stron, z tego, co si� nazywa nasze strony: landy spod Bazadais. Duportowie mieli c�rk� jedynaczk�, Teres�, kt�ra urodzi�a si� tego samego dnia co Szymon Duberc. Maria Du- berc chodzi�a do nich na pos�ugi i przyprowadza�a z sob� ma�ego Szymona, kt�ry bawi� si� z Teres�, pozwala� si� tyranizowa�, s�ucha� jej we wszyst- kim, jak syn pos�ugaczki powinien s�ucha� c�rki .mera � ale i dlatego, �e, jak m�wiono ze �mie- chem, kocha� si� w niej, a ona w nim, najwi�cej za� w Szymonie podoba�o jej si� to, czego ja nie cierpia�em, te jego sz�ste palce... Teresa umar�a, chorowa�a tylko par� dni. Na zapalenie opon 14 m�zgowych? Rodzice zdali si� na doktora Dulac, zast�pc� mera, radyka�a i r�wnie� masona. Jaka� by�a ich rozpacz... Pani Duport, kt�ra chodzi�a do ko�cio�a w niedziel�, kryj�c si� za filarami, odt�d przesta�a przychodzi�, zrobi�a si� wrogiem Pana Boga. Codziennie natomiast bez wzgl�du na po- god� w�drowa�a na cmentarz. W sezonie nosi�a na gr�b czere�nie, ulubiony owoc Teresy. Dzieci ze szko�y przychodzi�y, �eby je zjada�. Dziwactwa te studzi�y wsp�czucie. Co wi�cej, nie zechcia�a przyj�� mamusi. Rzecz nie do wiary. W rezultacie ju� nikt z miasteczka nie przekro- czy� progu jej domu, poza Mari� Duberc i Szy- monem podczas letnich wakacji. Od nich dowie- dzieli�my si�, �e ziele� z dnia pogrzebu wci�� jeszcze le�y na kamiennej posadzce przedpokoju i �e Marii Duberc nie wolno tego rusza�. Szymona pani Duport, gdyby tylko mog�a, trzy- ma�aby przy sobie w dzie� i w nocy. Przywraca� jej Teres�, stawa� si� Teres�. Ale Szymon by� �ywy, to by� ma�y ch�opiec. Nie spos�b go by�o usadowi� na krze�le niby jaki� przedmiot ani przez ca�y dzie� faszerowa� biszkoptami czy konfiturami. Na szcz�cie uwielbia� czytanie. Przypominam so- bie, �e kiedy� p�niej, podczas pewnej zabawy, w kt�rej nale�a�o w mo�liwie najmniejszej ilo�ci s��w wypowiedzie�, co ka�dy uwa�a za szcz�cie, Szymon najpierw napisa�: �Polowa� i czyta�". A potem poprawi�: �Czyta� i polowa�". Pani Duport mia�a pe�ny komplet Saint-Nicolas illustr�, Jour�al des voyages, powie�ci Juliusza Verne, Le toui de Flance de deux enfants i wiele jeszcze innych wspania�o�ci. Sadowi�a Szymona pod oknem i m�wi�a: �Czytaj sobie, zapomnij o mnie". Z pocz�tku Szymon czu� si� skr�powany tym wzrokiem spoczywaj�cym na nim, szcz�kiem dru- t�w, na kt�rych stale co� robi�a, potem si� przy- 15 zwyczai�; co drugi albo trzeci dzie�, a nawet co- dziennie, je�li si� zapali� do lektury, przychodzi� po po�udniu, zasiada� pod oknem w pokoju za- pewne do�� osobliwym, lecz nie potrafi� go opi- sa�: ch�opi nie dostrzegaj� tego, co my widzimy, mimo �e widz� to, czego my nie widzimy. Pewnego dnia poprosi� pani� Duport, �eby mu pozwoli�a zabra� jak�� ksi��k� do domu. Wtedy, jeden je- dyny raz, wyra�nie odczu�, �e si� na niego roz- gniewa�a. �adna z ksi��ek, kt�re czyta�a Teresa, kt�rych dotyka�y r�ce Teresy, nie mo�e wyj�� za pr�g domu. Ale nazajutrz powiedzia�a Szymonowi, �e by�oby jej mi�o, gdyby czyta� na g�os, podczas gdy ona robi na drutach, i �e b�dzie mu p�aci�a za godzin�, tak jak jego matce. Dzi� zastanawiam si�, czy w�a�nie nie owa za- p�ata, kt�ra ol�ni�a Duberc�w, u�pi�a niepok�j, jaki w mamusi i ksi�dzu dziekanie powinien by� wzbu- dzi� codzienny kontakt dwunastoletniego ucznia seminarium z osob� tak zdziwacza��, �on� mera masona. Prawda, �e w tym okresie mer prawie nie pokazywa� si� w domu, ca�ymi dniami zaj�ty swoim tartakiem i administracj� gminy. Ponadto, o czym dowiedzia�em si� p�niej, mia� dwie ko- chanki, jedn� w Bordeaux, drug� w Bazas. Oczywi�cie pani Duport, sk��cona z Bogiem od �mierci Teresy, nie chodzi�a ju� do ko�cio�a, ale Szymon zapewnia� dziekana, �e nigdy nie m�wi z nim o religii. W rzeczywisto�ci nie m�wi�a z nim o niczym, przygl�da�a si�, jak czyta�. �Z pocz�tku to mnie kr�powa�o: jakby mnie thcia- �a po�re� oczami. Ale teraz ju� si� nie przejmu- j�" � zapewnia� Szymon. Nawet nie odbiera�o mu to apetytu, kiedy przynosi�a �podkurek", jak Szymon nazywa� podwieczorek: kubek kakao, chleb z mas�em � i nie spuszcza�a z niego oczu, podczas gdy jad�. 16 W pa�dzierniku, kiedy ju� wszyscy wracali�my do Bordeaux, Szymon przywozi� do seminarium drobne sumki pieni�dzy, kt�re zarobi�. Ani ksi�dzu dziekanowi, ani mamusi nawet przez my�l nie przesz�o, �e powinien mo�e z tego zrezygnowa�. Ju� we wczesnym dzieci�stwie zdumiewa�o mnie, w jak wielkim stopniu dla tych katolik�w pie- ni�dze s� czym�, czego si� nie kwestionuje, czego si� nie wyrzeka, chyba �e si� jest istot� o szcze- g�lnym powo�aniu, jak franciszkanie czy trapi�ci. Poczynaj�c od dwunastego roku �ycia zacz��em kszta�towa� sobie pewne poj�cia, kt�re Donzac sprecyzowa� mi w ubieg�ym i w tym roku, a mia- nowicie, �e katolicy, kt�rzy nas wychowali, bez- wiednie przyjmuj� postaw� sprzeczn� z nakazami Ewangelii i ze wszystkich b�ogos�awie�stw Kaza- nia na G�rze uczynili przekle�stwa: wcale nie s� cisi, nie tylko nie s� sprawiedliwi, ale sprawiedli- wo�� ich mierzi. Zarzewiem dramatu sta�a si� sutanna, w kt�r� przybrano Szymona, ledwie uko�czy� pi�tna�cie lat. C� to za awans, sutanna! Pozyska� prawo do kom�y podczas nabo�e�stw i do zasiadania w stal- lach prezbiterium. Aczkolwiek w miasteczku nadal m�wiono do niego po imieniu, obcy mimo jego dziecinnej twarzy nazywali go ksi�dzem. Ale sutanna u mera! Pani Duport s�dzi�a, �e zgodzi si� z ni� rozstawa� ze dwa razy w tygodniu. Opar� si� temu, jakby chodzi�o o zbawienie wieczne. Maria Duberc, dla kt�rej owa sutanna by�a spe�- nieniem marzenia ca�ego �ycia o plebanii, gdzie b�dzie przecie� pani� i w kuchni, i w pralni � o�mieli�a si� pochwali� odmow� Szymona. Mamusia i ksi�dz dziekan dojrzeli w�wczas to, co ja maj�c czterna�cie lat jasno widzia�em: �e 2 � M�odzieniec z dawnych lat l? pani Duport nie zale�a�o ju� na obecno�ci ma�ego przyjaciela Teresy, ale Szymona Duberc takiego, jakim by� i jaki we mnie budzi� wstr�t, z tym Jego silnym zapachem, ch�opsk� ko�cisto�ci� i tymi nadliczbowymi palcami. Zobaczyli�my teraz, �e nie mo�e si� bez niego obej��; godzi�a si� na to je- dynie w okresie roku szkolnego, kt�ry, jak sobie wyobra�am, by� dla niej rodzajem liturgicznego adwentu � czasem przygotowania na przybycie Szymona... Ale nie, teraz mi si� przypomina, �e mamusia ani ksi�dz dziekan niczego nie podej- rzewali. Oczy otworzy�a im dopiero pewna wy- powied� pani Duport, kt�r� Szymon powt�rzy� ksi�dzu dziekanowi: �e to nie dla niej, ale dla jej m�a sutanna jest nie do zniesienia; ona nato- miast przywyk�a ju� do niej i nawet dostrzega dobre tego strony: upewnienie, �e Szymon zawsze b�dzie dost�pny, nikt go jej nie zabierze... � �adna inna kobieta? � zapyta�em. � No tak, pewno ;� powiedzia�a mamusia. � Wi�c widocznie go kocha! Wyci�gn��em �w wniosek, sam si� nasuwaj�cy, tonem najbardziej naturalnym, i zdumia�o mnie wra�enie, jakie wywo�a�em. Prawda, �e tego roku mia�em czterna�cie lat, ale traktowano mnie tak, jak dzisiaj nie traktuje si� ch�opc�w o�mioletnich. � Co ty opowiadasz? Ty pleciugo! M�wisz o tym, o czym nie masz poj�cia. � Widocznie mam, skoro m�wi�. � I nie wstyd ci, w twoim wieku? Co ksi�dz dziekan o tobie pomy�li? � Prawd� nieraz wypowiadaj� usta dzieci � rzek�. Wsta� i zacz�� kr��y� doko�a bilardu mrucz�c: �Jak�e ja mog�em by� taki �lepy..." � Ale� ksi�e dziekanie, nie s�dzi ksi�dz chyba... W wieku pani Duport! 18 � To straszliwy wiek, niestety... Chcia�bym zreszt� podkre�li�, �e moim zdaniem Szymonowi nic tu nie zagra�a; znam go... Urwa� nagle, obawiaj�c si�, �e powiedzia� za du�o. To, co wiedzia� o Szymonie, nawet dobre, podlega�o tajemnicy spowiedzi. � Tak � powiedzia�em � ale wed�ug Szymona ona po�era go oczami, podczas gdy on po�era �podkurek". Mo�e nadej�� dzie�, �e jej to nie wystarczy... � C� ty tu chcesz insynuowa�? A w og�le kto ci� nauczy�... � To prawda � powiedzia� dziekan p�g�o- sem. � Istniej� kobiety wampiry... � I m�czy�ni r�wnie� � dorzuci�em niewinnie. � M�czy�ni? Jacy m�czy�ni? Wpatrywali si� we mnie zaniepokojeni; do czego to mia�a by� aluzja? No tak, zapewne, nie mia�em tu nic konkretnego do powiedzenia, albo mo�e wola�em zmilcze�, wiedzia�em jednak, �e wampiry m�czy�ni kr��� wok� wszystkich pi�tnastolet- nich ch�opc�w; zbli�aj� si� tylko wtedy, gdy wy- czuj� przychylno��. �� To przera�aj�ce � powiedzia�a mamusia. � Po c� ca�e to z�o? � doda�a g�osem zadumanym, nie wiedz�c, �e stawia jedyne pytanie zdolne zachwia� wiar�. Pr�buj� przypomnie� sobie, co wymy�lili, �eby uchroni� Szymona przed tym upiorem. Proboszcz pod pretekstem polowania spowodowa�, �e za- prosi� go jeden z jego konfratr�w w Charente i przetrzyma� u siebie do ko�ca wakacji. Tego roku Szymon wr�ci� do seminarium nie wst�puj�c ju� do Maltaverne. Co do mnie... Czy odwa�� si� opowiedzie� sa- 19 memu sobie figla, jakiego sp�ata�em ksi�dzu dzie- kanowi? Tak, to konieczne, bym sobie jasno uprzy- tomni�, kim jestem w rzeczywisto�ci. Si�dmego wrze�nia, w przeddzie� Narodzin Naj�wi�tszej Panny, mamusia nie trac�c czasu na �adne om�- wienia oznajmi�a mi, �e ksi�dz dziekan b�dzie mnie czeka� od godziny trzeciej, do spowiedzi: �W ten spos�b wyspowiadasz si� pierwszy, nim si� zejd� wszystkie kobiety". Obcesowe wkra- czanie w �ycie religijne czternastoletniego ch�op- ca uwa�a�a za zupe�nie naturalne. By�em dziec- kiem, za kt�re w swoim mniemaniu czu�a si� od- powiedzialna przed Bogiem. Podra�niony, ziryto- wany, ale nie tak w�ciek�y, jak by�bym dzisiaj, rozumia�em t� skrupulantk�, kt�ra przekaza�a mi swoj� chorobliw� sk�onno�� do skrupu��w; nawet teraz, maj�c siedemna�cie lat, jeszcze nie czuj� si� wyleczony. Wida� nurtowa�o j� to, co o�mieli�em si� powiedzie� o wampirach, wi�c winienem si� ca�kowicie oczy�ci� przed trybuna�em pokuty. Nie oznacza�o to oczywi�cie, by mog�a by� mowa o pogwa�ceniu tajemnicy spowiedzi; mamusia wcale nie pragn�a ,,wiedzie�". Aby j� uspokoi�, wystarcza�o, �e zostan� ,,zebrane cugle" jej ma�e- mu synkowi, kt�ry zbli�a� si� do niebezpiecznego wieku. Pr�bowa�em si� broni�: Matka Boska wrze- �niowa nie jest �wi�tem obowi�zuj�cym od czasu konkordatu. � W naszej rodzinie � powiedzia�a mamusia � pozosta�a �wi�tem obowi�zuj�cym. Zawsze�my te- go przestrzegali. Nasi dzier�awcy w tym dniu nie wychodz� z wo�ami w pole. Zreszt� ksi�dz dzie- kan czeka na ciebie. Nie ma ju� o czym m�wi�. � Ale Laurentego nie zmuszasz. � On ma osiemna�cie lat. Ty jeste� dzieckiem, za kt�re odpowiadam. Z�y duch mi podszepn��: 20 � Je�eli �le odb�d� spowied�, i do komunii przyst�pi� niegodnie. Obydwa te �wi�tokradztwa ciebie obci���. Zblad�a, albo raczej jej policzki zszarza�y. Rzu- ci�em si� jej na szyj�: �Ale� nie, to tylko �arty, wyspowiadam si� i przyst�pi� do komunii...." Przy- tuli�a mnie mocno. W�ciek�o�� ogarn�a mnie znowu na drodze do ko�cio�a, ale zwr�ci�a si� ca�kowicie przeciwko niewinnemu dziekanowi. Stara�em si� opanowa�: nie nale�a�o jednak odby� ziej spowiedzi... �Ano dobrze, dobrze � m�wi�em sobie � dobrze, po- wiem mu wszystko i nawet wi�cej, ni�by chcia�, i wi�cej, ni� kiedykolwiek us�ysza�". Czyta� brewiarz, siedz�c przy konfesjonale. Przez chwil� jeszcze czyta�, potem zapyta�, czy jestem got�w, wszed� do swojpj budki, wzi�� stu��. Us�ysza�em, jak odsuwa si� deseczka, i zo- baczy�em jego olbrzymie ucho. Powiedzia�em, �e nie spowiada�em si� od pi�tnastego sierpnia, za- �atwi�em si� szybko z Confiteor i wyrecytowa�em moj� zwyk�� kr�tk� litani�, kt�ra niewiele si� zmieni�a od czas�w pierwszej spowiedzi: zgrze- szy�em tym, �e by�em �akomy, k�ama�em, by�em niepos�uszny, leniwy, �le odmawia�em pacierz, �le s�ucha�em Mszy �wi�tej, by�em zarozumia�y, obma- wia�em ludzi... / / � Czy to wszystko? � Zdawa� si� rozczaro- wany. Tak, mia�em wra�enie, �e istotnie wszystko. � Jeste� pewien, �e nic innego ci� nie dr�czy? Bo nawet gdyby to by�y tylko my�li... � , Spyta�em: � Jakie my�li? Nie nalega�. Mia� nieufny stosunek do mon- 21. strum, jakim by�em, ale mog�o to by� r�wnie� monstrum niewinno�ci. '� Czy zawsze spowiada�e� si� szczerze? W tym momencie szatan wst�pi� we mnie i pod- szepn��, �ebym odpowiedzia�: � Nie, prosz� ojca. � Jak to? Mam nadziej�, �e nie chodzi�o o nic powa�nego? � Nie wiem. Mo�e o to, co najpowa�niejsze. � Och, biedne dziecko! Twoja matka, twoi nauczyciele i ja sam do�� usilnie strzegli�my ci� przed wszelkim uchybieniem �wi�tej cnocie... Tak nazywa� czysto��. Zaoponowa�em, nie mia- �em nic powa�nego do zarzucenia sobie pod tym wzgl�dem. W danej chwili by�a to prawda. Jak niewinnym ch�opcem by�em jeszcze przed trzema laty... � M�wisz mi jednak, �e chodzi o co� najpowa�- niejszego... Co to znaczy? � Czy to powa�ne, czy nie, ojciec sam os�dzi. Po prostu: jestem ba�wochwalc�. � Ba�wochwalc�? C� ty opowiadasz? � Co ja dos�ownie wielbi�, nie �miem ojcu powiedzie�. Otaczam potajemnie czci�... Pami�ta ojciec wielki d�b w naszym parku? � Nie taki znowu wielki � powiedzia� pro- boszcz, �eby, przypuszczam, sprowadzi� mnie na ziemi�, na ten budz�cy zaufanie �wiat, gdzie wszystko si� mierzy i wa�y. � Dla mnie on jest bogiem. Tak, od kiedy do- szed�em do rozumu, nigdy nie przesta�em uwa- �a� go za boga i wielbi�. � Ojej, ojej! Jeste� poet�, to wiemy (Wyma- wia� �puet�"). W tym zreszt� nie ma nic z�ego. � Wiedzia�em dobrze, �e ojciec mi nie uwierzy. W�a�nie to do dzisiaj powstrzymywa�o mnie od wyznania mojego grzechu: przekonanie, �e nikt mi nie uwierzy, nawet ojciec. Jak�e jednak ojcu 22 wyt�umaczy�, �e wymy�li�em ca�y ceremonia� na cze�� wielkiego d�bu, sk�adam mu ofiary... � No, no, daj�e pok�j! To jest puezja dozwo- lona, biedny g�uptasie. Co tobie chodzi po g�owie? Chyba �e chcesz mnie nabra�? O, ale to ju� by�by ci�ki grzech: nie wolno �artowa� z Boga. � Wcale nie �artuj� z ojca, ale zdaj� sobie spraw�, �e ojciec nie mo�e mi uwierzy�. � Wszyscy pueci, nawet katoliccy, wielbi� przyrod�, to jest dozwolone. � To, co ja uprawiam, nie ma nic wsp�lnego z wzlotami Lamartine'a czy Wiktora Hugo. Niew�t- pliwie wszystkie drzewa dla mnie maj� w sobie �ycie i bosko��, zw�aszcza sosny w parku. Wol� je od ludzi � doda�em ogarni�ty uniesieniem w pewnym sensie sztucznym, ale i szczerym, kt�- remu poddawa�em si� z rozkosz�. Tak, ludzie ju� wtedy budzili we mnie l�k, na- wet ci jeszcze nie dojrzali, z kt�rymi mia�em do czynienia w gimnazjum. Naszych nauczycieli za- konnik�w, nawet najgorszych, naprawd� si� nie ba�em, poniewa� trzymani s� w karbach pobo�no- �ci i regu�y. Ale koledzy! Ju� wtedy byli zdolni do wszystkiego. Przypominam sobie, �e kiedy� przesiedzia�em ca�� pauz� w ubikacji, tak ba�em si� pi�ki od �wybijanego", kt�r� ciskali we mnie z bliska... � Dobrze, Alain, wr��my jednak do spraw po- wa�nych. � Dlaczego � zapyta�em z trwo�nym przej�- ciem, kt�re nie by�o udane, a przecie� �wiadome i samo si� sob� upajaj�ce � dlaczego pozbawia mnie ojciec rozgrzeszenia, nie chc�c bra� powa�nie wyzna�, jakie mu czyni�? Proboszcz ugniata� palcami twarz w�a�ciwym sobie ruchem, jak gdyby by�a z gliny. Nagle za- pyta�: 23 � Czy wielbisz wszystkie drzewa, nie tylko wielki d�b? � Nie, wszystkie oczywi�cie s� istotami �ywy- mi, ale bogiem jest tylko wielki d�b. � Mia�e� takie objawienie? Widzia�em, jak chwieje mu si� wielka g�owa. Nie �mia� stukn�� si� palcem w czo�o. � Nie, �adnego objawienia nigdy nie mia�em. Jak daleko si�gn� pami�ci�, wielbi�em ziemi�, drzewa... � A zwierz�t nie? To ju� i tak lepiej. Nie, zwierz�t nie... Ale� tak! � Rzeczywi�cie � powiedzia�em � zapomnia- �em, ale wszystko mi si� przypomina. Zna ojciec ten nasz opuszczony folwark? � Tak, Silhet? � Gdy mia�em siedem czy osiem lat, nie wiem ju�, kto czy co natchn�o mnie my�l�, �e w tych opuszczonych zabudowaniach przebywa nasza o�- lica Grisette, kt�ra zdech�a ze staro�ci przed pa- ru miesi�cami. Wmawia�em to w siebie i przeko- nywa�em Laurentego, cho� jest ode mnie starszy, �eby tak�e uwierzy�. Dla niego to by�a tylko za- bawa, ale nie dla mnie. Chodzili�my do opuszczo- nych zabudowa� folwarcznych i wyg�aszali�my idiotyczne melodeklamacje przed zamkni�tymi na klucz drzwiami: ,,Grisette, Grisette, �ycz� ci mi- �ych �wi�t, dostaniesz kandyzowane morele..." � Kandyzowane morele dla o�licy? Proboszcz usi�owa� si� �mia�, sprowadza� rze- czy do ich w�a�ciwego rozmiaru. � To dlatego, �e kiedy mia�em siedem lat, nie wyobra�a�em sobie nic lepszego na �wiecie od kandyzowanych moreli, ale Grisette dos�ownie wielbi�em. Uprzytamniam sobie teraz, prosz� oj- ca, �e istotnie pope�nia�em t� ohyd�, o jak� po- 24 r gani� pomawiali pierwszych chrze�cijan, miano- wicie wielbienie o�lej g�owy. Zamilk�em, szczerze przybity tym, co oto wy- kry�em, i proboszcz zamilk� r�wnie�; mo�e si� waha�, czy nie odp�dzi� mnie od konfesjona�u, bo sobie z niego dworuj�. Ale c� mo�na wiedzie�? Czy ja z niego dworowa�em? Wiedzia� z do�wiad- czenia, �e jestem ch�opcem sk�onnym do skrupu- ��w, choruj�cym na to samo co mamusia. Nagle zapyta� g�o�no i niemal uroczy�cie: � Alain, czy ty wierzysz w Boga? � Och, tak, prosz� ojca. � Czy wierzysz, �e Jezus jest Chrystusem, Sy- nem Boga �ywego, �e odda� za ciebie �ycie i �e zmartwychwsta�? Wierzy�em ca�ym sercem, ca�� dusz�. � Czy kochasz Naj�wi�tsz� Pann�? � Kocham... � No to ju� nie my�l o tych wszystkich g�up- stwach. Je�eli zgrzeszy�e�, udziel� ci rozgrzesze- nia, albo raczej sam Chrystus ci� rozgrzeszy. Pr�dko wymkn�� si� do zakrystii, jakby ucieka�. Ledwie zd��y�em odm�wi� pokut� i ju� znalaz�em si� na dworze, w skwarze tego si�dmego wrze�- nia. Wiatr by� ciep�y, tchnienie, jak poeci pisz� z przyzwyczajenia, ale tego dnia �w bana� by� pra- wdziwy: oddech, tchnienie �ywej istoty. My�la- �em, �e �artuj� sobie z dziekana, a odkry�em, �e te �arty oczywi�cie mnie nie wyzwoli�y, lecz u�wiadomi�y mi mi�o��, kt�ra niezmiennie by�a dla mnie ucieczk�, schronieniem, w ka�dym mo- mencie �ycia. Adoracja, w niczym nie naruszaj�ca tamtej mi�o�ci, tamtego innego uwielbienia, ja- kie �ywi�em dla Boga katolickiego, zespolo- nego z chlebem i z winem, kt�re zrodzi�y si� z ziemi, ze s�o�ca i deszczu. Takie dwa schronie- nia to wcale nie za du�o. Nigdy nie b�d� ich mia� za du�o dla ucieczki przed lud�mi. Dzi�, po up�ywie dw�ch lat, moja trwoga z dnia na dzie� si� rozrasta, w miar� jak zbli�am si� do tego, co wydaje mi si� potworne ponad wszelkie wyobra- �enie: �ycie w koszarach, wsp�lne sypialnie. Nie zwierza�em si� z tego nikomu, nawet Donzacowi. Owa trwoga nie przejmuje mnie wstydem, wiem, �e nie jest pod�o�ci�, byle jej nie uzewn�trznia�, wypowiadaj�c g�o�no: w�wczas sta�aby si� tch�- rzostwem; czasami przychodzi mi nawet na my�l, jako ostatnia nadzieja, �e mo�e umr�, zanim sta- n� przed komisj� poborow�. Podczas gdy rozmy�la�em o tych sprawach wra- caj�c do domu, w oczach wci�� jeszcze mia�em dziekana takiego, jakim si� okaza� wobec zasta- wionej pu�apki. On, figuruj�cy na jednym z pier- wszych miejsc listy katolik�w g�upc�w, kt�r��- my obydwaj z Donzakiem u�o�yli r�wnolegle z li- st� katolik�w inteligentnych, wzbudzi� we mnie podziw, gdy� wybrn�� z taktem, jakiego nigdy nie przejawia� w �yciu codziennym, jak gdyby przelotnie natchniony. Tak, zosta� natchniony, by- �em przekonany. W gruncie rzeczy bynajmniej nie upewni�em si� o w�asnej niewinno�ci, je�li chodzi o grzech ba�wochwalstwa, a w miar�, jak si� spowiada�em, sam we� uwierzy�em. Inaczej zreszt� uczucie ulgi nie przejawi�oby si� w sza- le�czym wy�cigu doko�a parku, na kt�ry nam�wi- �em Laurentego. W wy�cigach bij� go prawie zawsze, mimo �e jest o cztery lata ode mnie starszy, bo on si� zasapuje. Jak przyj��em Komuni� �wi�t� nast�pnego dnia, ju� nie pami�tam. Z naszych komunii pami�tamy nie wi�cej ni� ze sn�w. Przypominam sobie jed- nak ten dzie� �smego wrze�nia sprzed trzech lat. Odm�wi�em Laurentemu, kt�ry chcia�, �ebym z nim zapolowa� na skowronki na polach Jouanhaut. Pami�tam, co odczuwa�em bardzo silnie, bo do tej pory cz�sto ogarnia mnie takie pragnienie: �eby si� znale�� sam, w�drowa� sobie przez lasy, przez pola, a� do ca�kowitego wyczerpania cho- dzi� po piaszczystych drogach, na kt�rych nie do pomy�lenia jest spotkanie kogokolwiek, poza mo�e jakim� gospodarzem, kt�ry prowadzi wo�y i powie mi Aduchats dotykaj�c beretu, czy poza pastuchem i jego stadem. Na tych landach bez wyrazu nikt nie m�g� te� odczytywa� wyrazu mojej twarzy. A jednak postanowi�em zaj�� do kogo�. Spo�r�d trzech czy czterech cel�w space- ru, nad kt�rymi zwykle si� waha�em; �r�d�a Hure, wielka sosna (olbrzym, zwabiaj�cy ciekawych w promieniu kilkunastu mil), dom panien w Jou- anhaut i �stary z Lassus", wybra�em starego, mo- �e dlatego, �e przekroczy� osiemdziesi�tk�, nie- d�ugo mia� rozsta� si� z Lassus, sk�d nigdy nie chcia� si� ruszy�. Od lat ju� nie polowa�, chyba na dzikie go��bie w pa�dzierniku. Czym wype�nia� sobie dni? Zrobi� bardzo zdziwion� min�, gdy mu kiedy� powiedzia�em, �e s� ludzie tak szaleni, i� kupuj� ksi��ki. Poza lekarzem nie przyjmowa� ni- kogo. Mawia�, �e proboszcz dostanie go po �mier- ci, ale nie za �ycia. Spadkobierc�w (a spokrew- niony by� z wszystkimi wielkimi w�a�cicielami ziemskimi, nawet z nami, ale bardzo daleko) szczu� psami, je�eli kt�ry� pr�bowa� go nacho- dzi�. Wszyscy si� z tego �mieli, czuj�c si� jed- nakowo nienawidzeni. Jedyn� ich nadziej� stano- wi� potworny l�k przed �mierci�, kt�ry, je�li wie- rzy� notariuszowi, nie pozwoli staremu z Lassus zrobi� testamentu. Ale Sekunda, kt�ra przez po- nad czterdzie�ci lat z nim sypia�a, a teraz go ob- s�ugiwa�a, dopi�a, zdaje si�, �e uczyni�, co na- 27 le�a�o. Ona w�a�nie mia�a odziedziczy� te osiemset hektar�w, albo raczej jej syn Kazimierz, poniewa� ca�kowicie ulega�a w�adzy tego brutala, kt�rego jedynym zaj�ciem by�o polowanie na dzikie go- ��bie w pa�dzierniku, co sz�o na rachunek sta- rego z Lassus. Przez reszt� roku, je�eli by� trze- �wy, obija� si� ko�o domu, nosi� wod� ze studni, pi�owa� drzewo. Czy zobacz� go, czy nie, ma�o mnie to obchodzi�o. Nale�a� raczej do kategorii przedmiot�w ni� istot ludzkich, jak wielka so- sna, jak sam stary z Lassus. Nie mieli w sobie nic cz�owieczego w przera�aj�cym znaczeniu te- go s�owa. Cho� byli tacy gburowaci, nie nale�eli do gatunku, kt�rego si� ba�em, od kt�rego jak naj- pr�dzej chcia�em uciec. Szed�em wi�c. Paprocie, jeszcze nie tkni�te je- sieni�, by�y prawie tak wysokie jak ja w�wczas, bo wyros�em dopiero ostatniego roku. Paprocie uwa�a�em za wrog�w, gdy� od dzieci�stwa mnie uczono, �e zawieraj� kwas pruski. Tote� �cina�em co dumniejsze �by, a czasami rzuca�em si� w ich zbit� g�stw� i wdycha�em zapach zatrutych so- k�w, jak gdybym rozlewa� ich krew. Kiedy przechodzi�em ko�o Silhet, opuszczonego folwarku, gdzie ongi� wielbi�em Grisette, pos�y- sza�em coraz bardziej zbli�aj�cy si� t�tent i led- wie zd��y�em uskoczy�: panna Martineau min�a mnie cwa�em, wcale nie widz�c, a w�a�ciwie nie racz�c mnie widzie�: jecha�a po m�sku, jak Jo- anna D'Arc, jasne loki rozwiane od p�du wyda- wa�y si� �ywe: tak, uczepione do niej �ywe w�- �e. Mo�e si� ba�a, �e jej si� nie uk�oni�? Cho- cia� byli�my spokrewnieni i cho� pa�stwo Mar- tineau spokrewnieni byli z �ca�� �mietank� to- warzysk� land�w", jak mawia�a mamusia, ich r�w- 28 nie� si� nie dostrzega�o, nasze rodziny by�y sk��- cone od paru pokole�. Ju� dziadkowie z sob� nie rozmawiali. Ale do panny Martineau stosowano bojkot osobisty � z przyczyn, kt�re wtenczas (dzi� jestem lepiej zorientowany) sprowadza�y si� dla mnie ca�kowicie do tego jej je�d�enia konno w spos�b nie przyj�ty, po m�sku, i do faktu, �e pracowa�a, by�a lektork�, pann� do towarzystwa baronowej de Goth w Bazas, osoby nie z nasze- go �wiata, z innej sfery, jak m�wi�a mamusia, z kt�r� stosunki by�y nie do pomy�lenia, kt�rej prywatne �ycie nie podlega�o bezapelacyjnym os�dom, jak �ycie ludzi z naszego �wiata, podob- nie jak nie podlegaj� im obyczaje mr�wek, szo- p�w czy borsuk�w. ,,Rzekomo ta baronowa de Goth... � m�wi�a mamusia. � Ale nie, ty tego nie zrozumiesz." Nigdy nie widzia�em panny Martineau inaczej ni� na koniu: jest z nim zro�ni�ta, jak moi o�o- wiani �o�nierze ze swoimi rumakami. Poniewa� mieszka w Bazas, nigdy nie widuje si� jej na mszy ani na �adnym pogrzebie... Dom starego oddzielony by� p�otem od zabu- dowa� folwarcznych. W ogrodzeniu ros�y n�dzne dalie hodowane przez Sekund�; pojawi�a si� ona na progu, gdy tylko psy, poczuwszy, �e nadcho- dz�, zacz�y w�ciekle ujada�. Stary zawo�a� z mieszkania: Oueuaco? R�k� przes�oni�a oczy i jak mnie pozna�a, krzykn�a w stron� uchylo- nych drzwi: Lou Thikoi de Jou Prot.' Ma�y z lou Prat, dla starego z Lassus tak si� nazywa�em. Albowiem las, w kt�rym m�j dziadek postawi� sobie dom, nazywa� si� �lou Prat" i zachowa� t� nazw� do niezbyt odleg�ych czas�w, kiedy my obydwaj z Laurentym przechrzcili�my go, dlate- 29 go �e w gimnazjum pewien oble�ny i g�upi ch�o- pak nazywa� si� Louprat. To ja narzuci�em nazw� Maltaverne, od tytu�u pewnego opowiadania, kt�- re mi si� niezwykle spodoba�o w jednym z nu- mer�w Saint-Nicolas z lat dziewi��dziesi�tych; ale stary Lassus zna� tylko dawne �Louprat". W�osy Sekundy okrywa�a czarna fularowa chu- stka, jakie nosz� staruszki; jej wargi wci�gn�a ohydna pustka ust. Pokaza� si� i stary, zaro�ni�ty, kud�aty, w wyblak�ej trykotowej koszulce i ciep- �ych pantoflach pomimo upa�u. Utrzymywa�, �e nie wie, ile ma lat, ale bi� si� w szeregach wer- salczyk�w; Pary� dla niego to nadal byli komu- nardzi. Nie m�wi� o tym z nikim poza Laurentym i mn�, bo my nie nale�eli�my do znienawidzonej zgrai spadkobierc�w � zw�aszcza ze mn�, bo mu si� podoba�em, czu�em to dobrze, tak jak podobam si� Szymonowi Duberc, jak podoba�em si� ksi�- dzu Grillot, kt�ry stawia� mi dostatecznie przy egzaminach, nawet je�li nic nie umia�em. � Ale� on ro�nie! Ale� ro�nie! Trzeba by mu po�o�y� jaki kamie� na g�ow�. Wynikn�� sp�r pomi�dzy starym a Sekund�. Nie umiem m�wi� w narzeczu, ale wszystko ro- zumiem. Stary kaza� przynie�� flaszk� piwa. Ona za� wpatrywa�a si� we mnie swymi bystrymi jak u kury oczkami i oponowa�a, dosy� ju� piwa wypi�, to mu �ozi�bia �o��dek". Wprawdzie ja nie nale�a�em do grona spadkobierc�w, ale czy to mo�na kiedy wiedzie�? Musia�a jednak ust�pi� i postawi�a butelk� i szklanki na zardzewia�ym ogrodowym stole. Poniewa� stercza�a nadal o dwa kroki od nas, stary wrzasn�� na ni�: A 1'oustaou! Do domu! Posz�a, ale na pewno pods�uchiwa�a zza uchylonych okiennic kuchennych. Tr�cili�my si�, stary i ja. Patrza� na mnie z g��- bi swych osiemdziesi�ciu lat, zupe�nie nie czuj�c 30 si� skr�powany milczeniem, jakie mi�dzy nami r zaleg�o... Mo�e z pod�wiadom� melancholi�? Ale nie, jakie� idiotyczne jest s�owo �melancholia" w zestawieniu z tym starym ody�cem, co maj�c osiemdziesi�t lat prze�ywa� zawsze to samo, jak- by jeden tylko dzie�, ze strzelb� pod r�k� i bu- telk� Medoc do ka�dego posi�ku, jedynym widzial- nym znakiem swojej zamo�no�ci � z wygl�du r�wnie niechlujny i nieokrzesany jak najbardziej niechlujny i nieokrzesany z jego dzier�awc�w, dla kt�rych by� postrachem. A przecie� w�a�nie t�skn� melancholi� zdradzi�y pierwsze s�owa, ja- kie do mnie powiedzia�: � W dziewi��dziesi�tym trzecim by�em w Bor- deaux, siedzia�em przez trzy dni w hotelu Montre. By�a tam wanna... � U�ywa� jej pan? � Co� ty? Z�by si� rozchorowa�? Umilk�, i raptem podj��: � Jada�em naprzeciwko, w Chapon Fin. Co za wina maj�... � Znowu umilk�, potem zachi- chota�. Odwr�ci�em wzrok, �eby nie widzie� dw�ch pie�k�w, jakie mu zosta�y na przedzie. Zapyta�: � By�e� ty w �pa�acu" Trompette? � Panie Dupuy, przecie� zosta� zburzony przed z g�r� stu laty! � W dziewi��dziesi�tym trzecim nie by� zbu- rzony, skoro tam chodzi�em. Chichota� bez przerwy. Chateau Trompette to by� dom publiczny, o kt�rym rozprawia�y po k�tach na podw�rzu gimnazjum ,,�wintuchy". � No, kosztuje to s�ono... Jeszcze nie dla cie- bie. W tym momencie dozna�em uczucia pewno�ci, �e nie�miertelno�� dana jest ma�ej tylko ilo�ci dusz, za� piek�em tych, kt�rzy nie zostali wy- brani, jest ich nico��. Zreszt� Chrystus Pan obie- ca� nie�miertelno�� jedynie niekt�rym ludziom: �... i �ycie wieczne w przysz�ym �wiecie". Albo gdzie indziej; ,,... kto spo�ywa� b�dzie ten chleb, nie umrze". Inni jednak umr�. By�em przekonany, �e jest to jeden z owych b�ysk�w �p�omiennej intuicji", o kt�rych Andrzej Donzac mawia�, �e s� szczeg�ln� �ask�, i podziwia� je we mnie, uwa�aj�c, �e nadrabiaj� m�j brak ducha filozo- ficznego. My�l�c, �e go ol�ni�, napisa�em mu te- go� jeszcze wieczoru, co wykry�em odno�nie nie�miertelno�ci niekt�rych ludzi, ale odwrotn� poczt� wy�mia� ten m�j absurdalny pogl�d: �Albo wszystkie dusze s� nie�miertelne, albo �adna nie jest". Radowa�em si� tedy w duchu, �e nie po- zostanie nic ze starego z Lassus, ani z Sekundy, ani z Kazimierza, nic, nawet na tyle, by zasili� najw�tlejszy p�omyk w wieczno�ci. � To jeszcze nie na tw�j wiek... Poczu� wida� jakie� mgliste wyrzuty sumienia, �e rozmawia� ze mn� o Chateau Trompette, bo nagle zmieni� temat i zapyta�, co o nim m�wi� lu- dzie w miasteczku. � Ci�gle si� g�owi�, czy pan podpisa� ju� jaki papier... �ciszy�em g�os ze wzgl�du na Sekund�, kt�ra na pewno pods�uchiwa�a. � Zastanawiaj� si�, czy Sekundzie i Kazimie- rzowi dostanie si� ten k�sek, a mo�e ju� si� do- sta�... Poruszy�em zakazany temat. Stary spojrza� na mnie z�ym okiem. � A ty jak my�lisz? � O, na miejscu pa�skich spadkobierc�w by�- bym zupe�nie spokojny. � Czemu to taki spokojny? Wiedzia�em, co nale�a�o odpowiedzie� staremu z Lassus, �eby go ca�kiem wytr�ci� z r�wno- wagi. � Lepiej nie m�wi�. Sekunda s�yszy. � G�ucha jest, przecie� wiesz. � Jak chce, to s�yszy, sam mi pan m�wi�. Ale nalega�. Czu�em, �e jest speszony, zanie- pokojony. Donzac twierdzi, �e umiem wzbudza� niepok�j w spos�b doskona�y. Nie zawsze. Ale tego dnia na pewno. � Niemo�liwe, �eby kto� tak przebieg�y jak pan, panie Dupuy, nie rozumia�, �e dop�ki �a- den papier nie zosta� podpisany, w interesie Se- kundy i Kazimierza le�y, aby pan �y�. Mrukn�� gro�nie: � Nie m�w mi o tym. � Przecie� tylko o to chodzi, o nic innego. W chwili, kiedy pan podpisze, sytuacja zupe�nie si� odmieni: w ich interesie b�dzie... Przerwa� mi j�kiem, kt�ry zabrzmia� jak szczek- ni�cie: � Powiedzia�em ci, �eby� o tym nie m�wi�. Wsta�, zrobi� par� krok�w, pow��cz�c nog� cho- r� na podagr�. Odwr�ci� si� i wrzasn�� na mnie: � Bey-t' en! Wyno� si�! � Nie chcia�em pana urazi�, panie Dupuy. � Jak by nie by�o, to przecie� nie zbrodniarze: s� do mnie przywi�zani. Pokiwa�em g�ow�, na�laduj�c jego chichot. � Naturalnie, pijawki s� zawsze przywi�zane; zreszt� za bardzo si� boj�, �eby si� sta� zbrod- niarzami. Gdyby pan podpisa� papier, dobrze wie- dz�, �e na nich pierwszych pad�oby pos�dzenie, w razie gdyby przy pa�skiej �mierci co� wyda�o si� podejrzane, i �e pa�scy spadkobiercy prowa- dziliby �ledztwo bez lito�ci. Co nie przeszkadza, �e... 3 � M�odzieniec z dawnych lat 33 Przeszed�em na drug� stron� ogrodzenia; stary sta� mi�dzy daliami, wstrz��ni�ty do g��bi nie tyle tym, �e mog� go zamordowa�, ile tym, �e m�wi�em mu o jego �mierci. �Co? Co?" � mam- rota�. Zblad� jako� dziwnie, wygl�da�o, �e m�g�by zaraz pa�� trupem. Zbrodniarzem mog�em si� sta� ja. Nie przysz�o mi to na my�l. Atakowa�em dalej, jakby ogarni�ty sza�em. � Co nie przeszkadza, panie Dupuy, zreszt� niemo�liwe, �eby pan o tym nie pomy�la�, �e na takim odludziu jak w Lassus, gdzie nie trzeba si� obawia� �adnego �wiadka, nietrudno by, sam pan 'przyzna, zg�adzi� kogo� bez wi�kszego ryzyka... � Bey-t' en! � Nie bardzo si� orientuj� � ci�gn��em upar- cie tonem zadumy i tak, jakbym m�wi� do sie- bie � czy uduszenie pod pierzynami daje si� wy- kry� w autopsji. Istnieje tak�e nieuchronne zapa- lenie p�uc, je�eli starzec sp�dzi�by ca�� zimow� noc nago, przywi�zany do ��ka przy otwartym ok- nie, oczywi�cie pod warunkiem, �e by�oby par� stopni poni�ej zera. Ale i wtedy nie mam poj�- cia, czy autopsja... � Wyno� si� albo zawo�am Kazimierza! Zobaczy�em, �e Kazimierz wychodzi w�a�nie z zabudowa� folwarcznych. Pu�ci�em si� p�dem, nie odwr�ciwszy nawet g�owy, by rzuci� ostatnie spojrzenie na Lassus, cho� wiedzia�em, �e ju� tu nie wr�c�, dop�ki stary �yje... A wi�c nie, to wszystko nieprawda. Po prostu historia, kt�r� sam sobie opowiedzia�em. Wszy- stko k�amstwo, poczynaj�c od tego, co mi stary opowiada� o Chateau Trompette. C�, powie��. A czy dobra, czy z�a? W ka�dym razie k�amliwa, brzmi fa�szywie. Nie zd��y�bym wypowiedzie� 34 T i trzech s��w, ju� stary wpakowa�by mi je z po- wrotem do gard�a. Sk�din�d nigdy nie pope�ni�- bym �miertelnego grzechu pos�dzania o zbrodni� czy zbrodnicze zamiary Kazimierza i Sekundy, kt�rzy w gruncie rzeczy przywi�zani s� do swo- jego starego dr�czyciela. Mam zreszt� inn� wer- sj� tej historii, kt�r� sobie tak�e opowiadam, a w niej stary nagle postanawia, �e to ja b�d� jego spadkobierc�. Wyobra�am sobie, co zrobi�- bym za te pieni�dze: zamieni�bym Lassus na bi- bliotek�, umie�ciliby�my w niej razem wszystkie nasze ksi��ki, Donzac i ja. Oddzieleni od �wiata ludzi �ywych nieprzebranym ksi�gozbiorem, a tak- �e i muzyk�, bo mieliby�my pianino dla Andrzeja, a mo�e i organy,, czemu nie?... Czy opowiada�em sobie t� histori� w drodze powrotnej? Nic ju� nie pami�tam opr�cz tego, �e by�em spokojny i szcz�liwy, jak bywam nie- mal zawsze wtedy, kiedy rano przyst�puj� do komunii. Rozmy�la�em nad tym, �e moje m�o- dzie�cze �ycie up�ywa w �wiecie potwor�w, al- bo raczej w�r�d karykatur potwor�w, z kt�rych jedne mnie kochaj�, inne si� boj�. �adna dziew- czyna nie zbli�y�a si� jeszcze do mnie tak, jak bywa w powie�ciach, chocia� w gimnazjum uwa- �aj�, �e mam ��adn� twarz"; ale jestem chudy i wcale nie mam mi�ni. Andrzej m�wi, �e dziew- cz�ta nie lubi� zbyt chudych ch�opak�w. Ja wiel- bi� tylko jedn�, i t� widuj� wy��cznie na koniu; jest r�wnie niedost�pna jak Joanna D'Arc. Za- nadto mn� gardzi, �eby chocia� spojrza�a. No tak... Ale mnie w�a�nie to w niej si� podoba, �e nic mi nie grozi, �e nie zsi�dzie z konia, nie podej- dzie do mnie i nie b�dzie wymaga�, abym prze- sta� by� dzieckiem, a zachowa� si� jak m�czyz- na... Czy my�la�em o tym wtedy, wracaj�c z Las- sus? Czy te� znowu uk�adam opowie��? Inne dzie- 35 wcz�ta mnie pesz�: na przyk�ad te, kt�re �pie- waj� w ko�ciele cisn�c si� wok� fisharmonii sio- stry Lodois... Zw�aszcza c�rki aptekarza, co nosz� czarne aksamitne wst��ki na szyjach, nabrzmia- �ych jak u go��bic... W ci�gu tych wakacji nie zdarzy�o si� nic, co by wykracza�o poza w�ski nurt naszego �ycia. Szymona ju� nie by�o. O pani Duport prawie si� nie m�wi�o, kr��y�y s�uchy, �e pije, a nawet, wed�ug Marii Duberc, kt�ra nadal chodzi�a do niej na pos�ugi, �wstaje w nocy, �eby si� napi�". Trop Szymon � Duportowie zagubi� si� w�r�d innych; potem nadszed� dzie� powrotu do szk�, powrotu do Bordeaux; Maltaverne sta�o si� za- czarowan� wysp�, o kt�rej mia�em marzy� do na- st�pnych wakacji, poprzedzaj�cych ju� przej�cie do ostatniej klasy. I podczas tych wakacji zda- rzy�o si� tylko jedno: nawet mer pogodzi� si� z faktem, �e Szymon odwiedza dom Duport�w w sutannie. Mamusia i ksi�dz dziekan cieszyli si� z tego jak ze zwyci�stwa, lub przynajmniej uda- wali, �e si� ciesz�. Czy pan Duport widywa� si� ju� z Szymonem potajemnie? Czy poczynaj�c od tego w�a�nie roku zacz�� odbiera� go Ko�cio�owi? Wed�ug s��w Szymona, kiedy si� spotykali, nig- dy nie m�wi� z nim o religii, ogranicza� si� do okazywania mu uprzejmo�ci, czasami pyta� o zda- nie na ten lub inny temat, opowiada� o swoich przyjacio�ach politycznych, kt�rych widywa� na posiedzeniach Rady Powiatowej. By� nawet w za- �y�ych stosunkach z m�odym ministrem, Gastonem Doumergue: m�g�by wszystko od niego uzyska�... Tego roku Szymon na temat mera jakby nabra� wody w usta. Trzeba by�o dopiero owego gro- mu z jasnego nieba, wizyty pani Duport, kt�ra 36 przysz�a wczoraj do zakrystii po mszy ksi�dza dziekana, aby ods�oni� knowania swojego m�a. W relacji mamusi mer jakoby obieca� Szymono- wi, �e b�dzie go utrzymywa� do ko�ca nauk, a nawet dalej, je�eli zechce ko�czy� ficole Su- perieure i potem si� habilitowa�. Wed�ug pani Duport nie spos�b odgadn��, jak Szymon to przyj��. Mia�a wra�enie, �e propozycja go n�ci, ale si� waha. Dziekan ba� si�, by przez jak�� interwencj� nie utraci� go ca�kowicie. Uprzytomni�em mu, jaki pope�nia nonsens. Przej- rza�em go dobrze w tej sytuacji i poj��em, �e widzi ju� we mnie jedyn� nadziej� rozplatania tego, co musia�o si� spl�ta� w umy�le i sercu wiejskiego ch�opca, kt�ry zosta� przeflancowany do seminarium i nagle zrobi� si� na szczeblu mia- sta powiatowego stawk� w walce, jaka toczy�a si� we Francji pomi�dzy pa�stwem a Ko�cio�em, albo raczej mi�dzy masoneri� a zakonami. Ja wiedzia�em, �e Szymon uchyli si� od roz- prawy, nim si� ona rozpocznie. Szymon w semi- narium musi mie� jakiego� przyjaciela, kt�remu wszystko m�wi; ja nale�� dla niego do rasy bo- g�w, jestem synem �naszej pani"; lubi mnie, prawda, ale jestem w jego oczach r�wnie nie- dost�pny jak dla mnie panna Martineau albo gwiazda zaranna. Nie powie nic, chyba �e... Zawsze wola�em pisa� ni� m�wi�: gdy mam pi�- ro w r�ku, nic mnie nie hamuje. M�g�bym, po- wiedzia�em ksi�dzu dziekanowi, napisa� do Szy- mona list, kt�ry ju� mam w g�owie. � Ale� on jest w teologii mocniejszy od cie- bie! � A po co tu teologia? Wiem, od kt�rej stro- ny przyst�pi� do ataku... Naprawd� wiedzia�em to dopiero od dwu minut i moja koncepcja by�a jeszcze w zupe�nych powi- 37 jakach, ale jednak Jaka� dr�ga si� przede mn� rysowa�a. Dziekan nalega�; � Zmu� go do m�wienia! � Powtarzam ksi�dzu dziekanowi, �e nie po- wie mi nic. Zreszt� nikt przecie� nikomu nic nie m�wi. Ciekaw jestem, czy istniej� �rodowiska, w kt�rych ludzie porozumiewaj� si� za pomoc� pyta� i odpowiedzi, jak w powie�ciach albo w te- atrze... � Co tobie chodzi po g�owie? A c� my innego robimy ca�ymi dniami? Co robimy w tej chwili? � To prawda, prosz� ksi�dza, ale tak zapowia- daj�cych si� rozm�w ile my�