2022

Szczegóły
Tytuł 2022
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2022 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2022 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2022 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Johanna Spyri Heidi Tom Ca�o�� w tomach Zak�ad Nagra� i WYdawnictw Zwi�zku Niewidomych Warszawa 1995 Opracowanie literackie na podstawie wydania z roku 1934 Izabela Jankowska T�oczono pismem punktowym 3 3 64 0 0 108 1 ff 1 74 1 dla niewidomych w Drukarni Zak�adu Nagra� i Wydawnictw Zwi�zku Niewidomych, Warszawa, ul. Konwiktorska 9 Przedruk z wydawnictwa "Graf", Gda�sk, 1990 Pisa�a G. Cagara Korekty dokonali I. Stankiewicz i R. Rocze� `ty Od redakcji Pi�cioletnia bohaterka, Heidi, rezolutna i dzielna, mieszka wraz z dziadkiem na g�rskiej hali w szwajcarskich Alpach. W szcz�liwe �ycie dziewczynki wkracza ciotka Deta, kt�ra zabiera Heidi do Frankfurtu. Przyjazd Heidi do wspania�ego domu pana Sesemanna, aby by�a towarzyszk� zabaw jego chorej c�rki, burzy spok�j tego domu. Zmienia r�wnie� nudne dotychczas �ycie chorej Klary. Na podstawie tej powie�ci powsta� przed wojn� film, a w 1982 r. serial telewizyjny. I. W drodze do Halnego Stryjka Rozdzia� I W drodze do Halnego Stryjka Od cichego, starego miasteczka wiod�a �cie�ka poprzez zielone, zadrzewione ��ki do st�p g�r, kt�re z tej strony wysokie i powa�ne spogl�da�y w dolin�. W miejscu, gdzie �cie�ka zaczyna wspina� si� wzwy�, ci�gn� si� wrzosowiska z kr�tk� traw�, g�sto przetykan� soczystymi zio�ami g�rskimi, kt�re rozsiewaj� sw� mocn� wo� woko�o. �cie�ka ta wiod�a stromo ku Alpom. T� w�a�nie drog� sz�a pewnego s�onecznego, czerwcowego ranka ros�a, silnie wygl�daj�ca dziewczyna, g�ralka z tych stron, prowadz�c za r�k� dziecko, kt�re mia�o tak rozp�omienione policzki, �e czerwie� ich prze�wieca�a poprzez opalon� na br�zowo sk�r�. Ale nic dziwnego. Dziecko, mimo upalnego dnia czerwcowego, by�o opatulone jak podczas wielkiego mrozu. Ma�a dziewczynka mia�a zaledwie pi�� lat. Trudno jednak by�o si� domy�li�, jakie by�y jej w�a�ciwe kszta�ty, gdy� mia�a na sobie dwie czy trzy sukienki, a na tym wszystkim du�� czerwon� chustk�, przewi�zan� z ty�u. Wygl�da�a jak niekszta�tna bry�a, kt�rej nogi, tkwi�ce w du�ych, podkutych gwo�dziami g�ralskich butach, z trudem wspina�y si� pod g�r�. Sz�y tak z jak� godzin� pod g�r�, zanim przyby�y do wioski, po�o�onej na po�owie drogi do hali. Tutaj z ka�dego niemal domu, to z okna, to z drzwi wo�ano na id�ce, gdy� znalaz�y si� mi�dzy swoimi. Nigdzie si� jednak nie zatrzymywa�y, tylko w przej�ciu odpowiada�y na pozdrowienia i uk�ony, a� dosz�y do ko�ca wsi, do ostatnich jej zabudowa�. Nagle z jednych drzwi dosz�o je wo�anie: - Zaczekaj chwil�, Deto, p�jdziemy razem, je�eli idziesz dalej w g�r�! Zagadni�ta przystan�a, a dziecko natychmiast pu�ci�o jej r�k� i usiad�o na ziemi. - Czy zm�czy�a� si�, Heidi? - zapyta�a dziewczyna towarzysz�ca dziecku. - Nie, jest mi tylko strasznie gor�co - odpowiedzia�a ma�a. - Niedaleko ju� mamy do hali; musisz si� jeszcze troch� wysili� i robi� du�e kroki, to w godzin� b�dziemy na g�rze - pociesza�a j� Deta. Z drzwi domu wysz�a korpulentna kobieta o dobrodusznym wygl�dzie i przy��czy�a si� do nich. - Dziecko podnios�o si� i w�drowa�o z dwiema dobrymi znajomymi, kt�re natychmiast wda�y si� w pogaw�dk� o wszystkich mieszka�cach wioski oraz okolicznych domk�w. - A dok�d w�a�ciwie idziesz z tym dzieckiem, Deto? - zapyta�a nagle kobieta. - Czy to jest dziecko twojej zmar�ej siostry? - Tak - odpowiedzia�a Deta - prowadz� j� do Halnego Stryjka i tam j� zostawi�. - Co, chcesz j� zostawi� u Halnego Stryjka? Czy jeste� przy zdrowych zmys�ach, Deto? Jak mo�esz tak post�pi�! Ale stary na pewno si� na to nie zgodzi i ode�le ci� z powrotem razem z ma��. - Tego nie mo�e uczyni�. Jest przecie� jej dziadkiem i musi co� dla niej zrobi�. Trzyma�am dziecko dotychczas, a teraz widzisz, Barbaro, trafia si� doskona�e miejsce, kt�rego nie mam zamiaru straci� przez dziecko. Niech teraz dziadek si� ni� zaopiekuje. - Tak, gdyby by� taki, jak wszyscy ludzie - powiedzia�a Barbara - ale znasz go przecie�. Co pocznie z dzieckiem, w dodatku z takim ma�ym! Ona nie wytrzyma u niego. A dok�d si� wybierasz, Deto? - Do Frankfurtu - odpowiedzia�a dziewczyna - dostaj� tam wyj�tkowo dobr� s�u�b�. Ci pa�stwo byli ju� tu zesz�ego lata na k�pielach. Mieli pokoje na moim korytarzu i us�ugiwa�am im. Ju� wtedy chcieli mnie ze sob� zabra�, ale nie mog�am si� jeszcze zdecydowa�. Teraz znowu przyjechali i chc� mnie zabra�, a ja tym razem pojad�, wierz mi, Barbaro. - Nie chcia�abym by� na miejscu dziecka! - powiedzia�a Barbara robi�c obronny ruch r�k�. - Nikt nie ma poj�cia, co si� tam dzieje u starego dziwaka na g�rze! Z nikim nie obcuje, od wielu lat noga jego nie posta�a w ko�ciele. Kiedy raz do roku schodzi z g�ry, wsparty na swym s�katym kiju, wszyscy unikaj� go ze strachu. Z tymi krzaczastymi brwiami i ogromn� brod� wygl�da niesamowicie, jak dziki. L�k cz�owieka ogarnia, kiedy go spotyka sam na sam. - C� z tego - powiedzia�a Deta. - Jest jednak jej dziadkiem i musi si� o ni� troszczy�. Na pewno nie skrzywdzi dziecka, a je�eli, to on b�dzie za to odpowiedzialny, a nie ja. - Chcia�abym jednak wiedzie� - powiedzia�a Barbara - co te� stary ma na sumieniu, �e tak dziko spogl�da na ludzi i samotnie �yje z dala od wszystkich. R�nie ludzie m�wi�, ale i ty chyba wiesz co� nieco� od siostry, prawda, Deto? - Tak, prawda, ale nie chc� nic m�wi�, bo da�by mi stary, gdyby si� o tym dowiedzia�. Barbara ju� dawno chcia�a si� czego� dowiedzie� o Halnym Stryjku, dlaczego tak stroni od ludzi i �yje w osamotnieniu, a ludzie odzywaj� si� o nim p�g�bkiem, jakby nie chcieli m�wi� �le jedynie z l�ku przed nim. Nie rozumia�a te� dlaczego nazywano go og�lnie Halnym Stryjkiem. Przecie� nie m�g� by� stryjem wszystkich. Barbara tak�e go nazywa�a jak i wszyscy Halnym Stryjkiem, bo jak�eby inaczej! Niedawno wysz�a za m�� do tej wioski, przedtem mieszka�a w dolinie w Pr'attigau i dlatego nie by�a dobrze obeznana z wszystkimi sprawami wsi i okolic. Deta, jej znajoma, urodzi�a si� tutaj, tu mieszka�a wraz z matk�. Dopiero kiedy jej matka zmar�a przed rokiem, przyj�a Deta miejsce pokoj�wki w hotelu w Ragaz, gdzie nie�le zarabia�a. Tego w�a�nie dnia przyby�a z Ragaz wraz z dzieckiem. Barbara postanowi�a tym razem wykorzysta� sposobno��, uj�a wi�c Det� pod rami� i rzek�a: - Od ciebie mo�na by si� jednak dowiedzie�, co jest prawd�, a co k�amstwem w tym wszystkim co ludzie gadaj�. Chyba znasz dzieje starego. Powiedz mi co� nieco� o nim. Czy zawsze by� takim dziwakiem i tak stroni� od ludzi? - Czy zawsze by� taki, o tym nie mog� dok�adnie powiedzie�. Mam teraz dwadzie�cia lat, a on co najmniej z siedemdziesi�t, wi�c zrozumia�e, �e nie mog� wiedzie�, jaki by� za m�odu. Ale gdybym by�a pewna, �e to dalej nie p�jdzie, to niejedno powiedzia�abym. Matka moja pochodzi�a z Domleschgu i on te�. - Ach, c� ty sobie wyobra�asz, Deto? - odpowiedzia�a Barbara nieco obra�onym tonem. - Nigdy nie by�am plotkark� i potrafi� zachowa� tajemnic�. Mo�esz m�wi� bez obawy. - Dobrze, powiem ci, ale pami�taj, nie powtarzaj tego nikomu! - powiedzia�a Deta. Najpierw jednak obejrza�a si�, czy ma�a nie jest za blisko, �eby nie s�ysza�a tego, co chcia�a powiedzie�. Ale nie by�o jej wcale wida�, najprawdopodobniej ju� dawno pozosta�a gdzie� w tyle, czego podczas rozmowy wcale nie zauwa�y�y. Deta stan�a w miejscu i rozejrza�a si� woko�o. �cie�ka sz�a zygzakiem, lecz z miejsca, gdzie sta�y, by�o j� wida� do samej niemal wsi. Nikogo na niej nie by�o. - Widz� j� - zawo�a�a nagle Barbara - o tam, dostrzegasz j�? - i wskaza�a palcem na boczn� �cie�yn�. - Wspina si� pod g�r� z Pietrkiem_ko�larzem i jego kozami. Dlaczego on tak p�no idzie dzi� na g�r�? Ale dobrze si� sk�ada, bo ma�a jest pod jego opiek�, a my mo�emy tymczasem spokojnie porozmawia�. - Piotru� nie b�dzie mia� z ni� du�o k�opotu! - powiedzia�a Deta. - Ma�a jest, jak na sw�j wiek, bardzo sprytna, dawno ju� to spostrzeg�am. Da sobie rad� w �yciu, co jest bardzo wa�ne, bo stary ma tylko dwie kozy i lichy sza�as halny. - Czy zawsze by� taki biedny? - zapyta�a Barbara. - On? O, z pewno�ci� mia� znacznie wi�cej! - powiedzia�a Deta z zapa�em. - Kiedy� mia� jedno z najwi�kszych gospodarstw w Domleschgu. Mia� m�odszego brata, cz�owieka spokojnego i porz�dnego. Sam za� nic nie robi�, bawi� si� w pana, je�dzi� po ca�ym kraju i zadawa� si� z podejrzanymi lud�mi, kt�rych nikt nie zna�. Tote� niebawem przepu�ci� ca�e gospodarstwo. Po stracie wszystkiego rodzice jego wkr�tce zmarli ze zmartwienia, a brat, doprowadzony do skrajnej n�dzy, ruszy� w �wiat. Stryjek, kt�remu nic wi�cej nie zosta�o, pr�cz z�ej opinii, znikn�� tak�e. Na pocz�tku nie wiedziano, gdzie si� podzia�, potem dosz�y wie�ci, jakoby s�u�y� w wojsku w Neapolu, potem znowu min�o kilkana�cie lat bez wie�ci o nim. Nagle zjawi� si� kt�rego� dnia w Domleschgu z du�ym ju� ch�opcem i chcia� go ulokowa� u kt�rego� z krewnych. Ale nikt nie chcia� nawet z nim rozmawia�. Wtedy z�y, poprzysi�g� nigdy nie wr�ci� do Domleschgu. Zamieszka� we wsi ze swym ch�opakiem. �on�, kt�ra podobno pochodzi�a z Bindem, rych�o utraci�. Musia� jednak mie� jeszcze troch� pieni�dzy, gdy� syna wykszta�ci� na cie�l�. Tobiasz by� porz�dnym ch�opcem, lubianym przez wszystkich we wsi. Do starego natomiast nie miano zaufania. M�wiono, �e uciek� z wojska przed kar� za zab�jstwo cz�owieka, oczywi�cie nie na wojnie. My�my jednak nie wyparli si� pokrewie�stwa z nim, gdy� jego babka i babka mojej matki by�y rodzonymi siostrami. Nazywali�my go stryjkiem, a odk�d zamieszka� na hali, nazywa si� Halny Stryjek. - A co si� sta�o z Tobiaszem? - przerwa�a zaciekawiona Barbara. - Czekaj, zaraz si� dowiesz, nie mog� przecie� powiedzie� ci wszystkiego naraz. Tobiasz uczy� si� rzemios�a w Mels. Potem, kiedy sko�czy� nauk�, wr�ci� do wsi i o�eni� si� z moj� siostr� Adelajd�, gdy� od dawna si� kochali. Kiedy si� pobrali, �yli ze sob� bardzo dobrze. Ale nied�ugo trwa�o ich szcz�cie, ju� w dwa lata potem Tobiasz zgin�� przy budowie jakiego� domu; zabi�a go spadaj�ca belka. Adelajda z rozpaczy rozchorowa�a si� i umar�a. Ludzie d�ugo i r�nie gadali o tragicznym ko�cu tej pary. Win� przypisywali staremu m�wi�c, �e tych dwoje odda�o w ofierze �ycie za jego grzechy. Powiedziano mu to nawet otwarcie, a pastor przemawia� do jego sumienia, namawiaj�c go do skruchy i pokuty. On jednak sta� si� jeszcze bardziej ponury i zatwardzia�y w swym grzesznym uporze. Wszyscy go te� unikali. Pewnego dnia wyni�s� si� w g�ry, na hale, gdzie �yje dotychczas, nie schodz�c prawie do ludzi. Dziecko Adelajdy wzi�y�my z matk� do siebie, mia�o wtedy rok. Kiedy zesz�ego lata umar�a moja matka, a ja chcia�am nieco zarobi� w zak�adzie k�pielowym, musia�am umie�ci� dziecko u starej Urszuli w Pf~affersdorfie. Poniewa� umia�am szy� i w og�le nie leni�am si� w pracy, wi�c zatrzymali mnie w zak�adzie i przez zim�, a wczesn� wiosn� przyjechali ci pa�stwo z Frankfurtu nad Menem, kt�rym us�ugiwa�am zesz�ego lata, i chc� mnie zabra� ze sob�. Pojutrze wyje�d�amy. Jestem pewna, �e b�dzie mi tam dobrze. - I staremu chcesz zostawi� dziecko? Dziwi� si�, Deto - powiedzia�a Barbara z wyrzutem. - No a co? - odpowiedzia�a Deta. - Dosy� si� nak�opota�am o dziecko, nie mog� przecie� zabiera� ze sob� do Frankfurtu pi�cioletniej dziewczynki. Ale dok�d ty w�a�ciwie idziesz, Barbaro, jeste�my ju� w po�owie drogi do hali! - W�a�nie ju� mam niedaleko - odpowiedzia�a Barbara. - Id� do matki Piotrusia, chc� z ni� pogada�, ona prz�dzie dla mnie zim� len. B�d� zdrowa, Deto. �ycz� ci szcz�cia na nowym miejscu! Deta poda�a r�k� odchodz�cej i zatrzyma�a si� patrz�c, jak zmierza do ma�ej, brunatnej chatki, stoj�cej opodal w kotlince os�oni�tej od wiatru. Zag��bienie skalne chroni�o jako tako s�ab� budowl�. Nie bardzo by�o bezpiecznie mieszka� w tej na wp� rozwalonej chacie, a gdyby sta�a wy�ej, silnie wiej�cy wiatr halny, pod kt�rego naporem trzeszcza�y �ciany i dr�a�y szyby w oknach, zmi�t�by j� na pewno w dolin�. W chacie tej mieszka� Piotru�_Ko�larczyk, jedenastoletni ch�opiec, kt�ry schodzi� ka�dego ranka do wsi po kozy, potem wi�d� je na hale, gdzie skuba�y kr�tk�, soczyst� traw�. Pod wiecz�r ch�opiec zbiega� ze sw� chy�� trz�dk� z powrotem do wsi, tam wydawa�, k�ad�c palce do ust, przera�liwy gwizd i w�a�ciciele k�z schodzili si�, by je zabra�. Przewa�nie rodzice posy�ali po nie ma�ych ch�opc�w i dziewczynki, gdy� k�zki by�y �agodne, i jedynie podczas tych kr�tkich chwil Piotru� obcowa� z r�wie�nikami. W ci�gu ca�ego dnia mia� tylko kozy za towarzyszy. Wprawdzie w domu by�a jeszcze babka i matka, ale poniewa� wychodzi� bardzo wcze�nie, a wieczorem wraca� p�no ze wsi, gdy� chcia� jak najd�u�ej pozostawa� z dzie�mi, wi�c przebywa� w domu tyle tylko, ile trzeba by�o z rana, �eby wypi� mleko i zje�� kawa�ek chleba, a wieczorem po takim samym posi�ku przy�o�y� g�ow� do poduszki i zasn�� jak kamie�. Ojciec jego, kt�rego tak�e zwano Piotrem_Ko�larzem, bo za m�odu r�wnie� pasa� kozy, zgin�� przed paru laty przy �cinaniu drzewa. Matka wprawdzie nazywa�a si� Brygida, ale wszyscy zwali j�, wida� dla porz�dku Piotrow�_Ko�lark�, a star� babk� od najdawniejszych lat nazywali po prostu "babk�". Deta czeka�a z jakie dziesi�� minut rozgl�daj�c si� woko�o, a nie mog�c dojrze� dzieci, wesz�a nieco wy�ej, sk�d widzia�a ca�� hal� i zbocza, a� do samej wsi. Rozgl�da�a si� d�ugo, niecierpliwi�c si� bardzo. Dzieci za� wspina�y si� drog� okr�n�, gdy� Piotru�, wyszukiwa� znajome miejsca z lepszym po�ywieniem dla k�z. Z pocz�tku dziewczynka wspina�a si� za swoim towarzyszem sapi�c i dysz�c, gdy� m�czy�a j� ci�ka odzie�. Nie odzywa�a si� wcale, tylko przygl�da�a si� Piotrusiowi, jak boso, w lekkich spodenkach bez najmniejszego trudu skaka� to wzwy�, to w bok, patrzy�a te� na kozy, kt�re na cienkich n�kach z �atwo�ci� przeskakiwa�y skalne g�azy i rozpadliny. Nagle Heidi usiad�a, zdj�a trzewiczki i po�czochy, zrzuci�a ci�k� chustk�, nast�pnie jedn� sukienk�, potem drug�, gdy� Deta w�o�y�a jej wszystko, co dziewczynka posiada�a, �eby nie d�wiga� tobo�ka, a� zosta�a w lekkiej bluzeczce. Z uczuciem ulgi wyci�gn�a przed siebie go�e ramiona, okryte tylko kr�tkimi r�kawami koszulki. Z�o�y�a ca�� odzie� na gromadk� i w podskokach pobieg�a za stadkiem i Piotrusiem. Piotru� nie zwr�ci� uwagi na to, co robi�a dziewczynka, gdy zatrzyma�a si� w tyle. Ujrzawszy j� w zmienionym stroju u�miechn�� si�, a kiedy obejrzawszy si�, zobaczy� z dala stos odzie�y, usta jego rozci�gn�y si� w serdecznym u�miechu od ucha do ucha. Nic jednak nie powiedzia�. Teraz dziewczynka lekka i swobodna wszcz�a z Piotrusiem rozmow� i ch�opiec musia� jej odpowiedzie� na wiele pyta�. Heidi by�a ciekawa, ile k�z mia� pod swoj� opiek�, dok�d z nimi chodzi� i co tam z nimi robi�. Wreszcie oboje przyw�drowali do chaty, gdzie ju� czeka�a na nich ciotka, kt�ra ujrzawszy Heidi, zawo�a�a g�o�no: - Heidi, jak ty wygl�dasz? Gdzie podzia�a� jedn� i drug� sukienk�? A chustka, a nowe buciki, kt�re ci specjalnie kupi�am w g�ry, i po�czochy, kt�re sama zrobi�am, wszystko stracone! Heidi, co� ty zrobi�a, gdzie si� wszystko podzia�o? Dziewczynka spokojnie pokaza�a zbocze g�ry i odpowiedzia�a: - Tam! Ciotka spojrza�a. Rzeczywi�cie, co� tam wida� by�o z daleka z czym� czerwonym na wierzchu, zapewne by�a to chustka. - Ty g�uptasie - wybuchn�a rozgniewana ciotka. - Co ci strzeli�o do g�owy, dlaczego zdj�a� wszystko? Co to ma znaczy�? - Bo jest mi to niepotrzebne - odpowiedzia�a dziewczynka spokojnie, nie okazuj�c najmniejszej skruchy. - Ach, ty g�upia, niezno�na Heidi! - skrzycza�a j� ciotka - kto teraz wr�ci po to? Potrwa to z p� godziny! Piotrusiu, prosz� ci�, pobiegnij po rzeczy i wracaj pr�dko. Stoisz i gapisz si�, jakby� w ziemi� wr�s�. - Ja i tak wracam dzi� p�no - powiedzia� Piotru� z wolna i nie ruszy� si� z miejsca, przys�uchuj�c si� z r�koma w kieszeniach gniewnym okrzykom ciotki. - Stoj�c tak w miejscu i gapi�c si�, sp�nisz si� tym bardziej. Chod� no tutaj! Dam ci co� �adnego! Sp�jrz! Pokaza�a mu nowego pi�taka, to go ol�ni�o. Nagle bez s�owa skoczy� z miejsca i pobieg� w ogromnych susach na d�. Rych�o dopad� odzie�y, zwin�� j� w tobo�ek, chwyci� pod pach� i tak szybko powr�ci�, �e ciotka musia�a go pochwali� i da�a mu przyobiecane pi�� rapp�w. Piotru�, uradowany wsun�� pieni�dz g��boko w kiesze�. - Odnie� mi to jeszcze do stryja. Idziesz przecie� tak�e w tamt� stron� - powiedzia�a ciotka Deta i zacz�a si� wspina� po stromej �cie�ce, kt�ra ci�gn�a si� tu� za chat� Ko�larzy. Ch�opiec zgodzi� si� ch�tnie i poszed� za ciotk� trzymaj�c w jednej r�ce tobo�ek, a w drugiej bat pasterski. Heidi i k�zki weso�o skaka�y woko�o niego. Po jakich trzech kwadransach dotar�a ca�a gromadka do hali, gdzie sta�a chata Halnego Stryjka, zbudowana na kraw�dzi ska�y, wystawiona na wszystkie wiatry, ale te� dost�pna ka�demu promieniowi s�o�ca. Cudny by� st�d widok na dolin�. Od strony doliny sta�a mocno przymocowana do �ciany �awka. Siedzia� na niej Stryjek z fajk� w ustach, z r�koma opartymi na kolanach i spokojnie przygl�da� si�, jak dzieci, kozy i Deta wspina�y si� ku niemu. Heidi by�a pierwsza na g�rze. �mia�o podesz�a do starca, wyci�gn�a do niego r�k� i powiedzia�a: - Dobry wiecz�r, dziadku! - No, a to co znowu? - zapyta� starzec szorstko i zacz�� bacznie przygl�da� si� dziewczynce spod krzaczastych brwi. Heidi wytrzyma�a to badawcze spojrzenie bez mrugni�cia powiek. Stary dziadek z d�ug� rozwichrzon� brod� i g�stymi, zro�ni�tymi nad nosem brwiami interesowa� j� bardzo i przykuwa� wzrok do siebie. Tymczasem nadesz�a ciotka i Pietrek, kt�ry przystan�� z boku i przygl�da� si� temu, co si� dzieje. - Dzie� dobry stryjku - powiedzia�a, zbli�aj�c si�, Deta - przyprowadzi�am wam dziecko Tobiasza i Adelajdy. Nie poznajecie jej zapewne, gdy� widzieli�cie j� po raz ostatni, gdy mia�a zaledwie rok. - Tak, a po co� j� tu przyprowadzi�a, co ma tu do roboty? - zapyta� stary. - A ty tam - zawo�a� zwracaj�c si� do ch�opca - mo�esz ju� i�� ze swoimi kozami, nie przychodzisz dzi� za wcze�nie! Zabierz te� moje! Piotru� us�ucha� natychmiast i znikn��, bowiem starzec tak spojrza� na niego, �e to wystarczy�o. - Ona musi u was zosta�, stryjku - odpowiedzia�a Deta na pytanie starego. - Ja zrobi�am swoje, zajmuj�c si� dzieckiem przez ca�e cztery lata, na was kolej, �eby�cie si� ni� zaopiekowali. - Tak - powiedzia� stary i rzuci� na Det� b�yskawiczne spojrzenie. - A kiedy ma�a zacznie za tob� t�skni�, p�aka� za tob�, jak to zwykle czyni� takie stworzenia, co ja z ni� wtedy poczn�? - To ju� wasza rzecz - powiedzia�a Deta. - Mnie te� nikt nie radzi�, kiedy zosta�am z rocznym dzieckiem na r�ce, a przy tym musia�am zarabia� na siebie i na matk�. Teraz musz� wyjecha� za prac�, a wy jeste�cie jedynym krewnym tego dziecka. Je�eli nie chcecie go mie� u siebie, to r�bcie z nim, co wam si� podoba. Wy b�dziecie odpowiedzialni, je�eli dziecko zmarnieje. S�dz� jednak, �e nie powinni�cie wi�cej obci��a� swego sumienia. Deta czu�a, �e nie post�puje s�usznie i zdenerwowana, powiedzia�a mimo woli wi�cej ni� mia�a zamiar. Przy jej ostatnich s�owach Halny Stryjek podni�s� si� z �awki i zmierzy� j� takim wzrokiem, �e dziewczyna cofn�a si� o kilka krok�w. Potem starzec wyci�gn�� r�k� i rzek� rozkazuj�co: - Wracaj natychmiast tam, sk�d przysz�a� i nie pokazuj si� tu wi�cej! Deta nie czeka�a, a� jej to powt�rzy po raz drugi. - B�d�cie zdrowi i ty te�, Heidi - powiedzia�a i zbieg�a szybko z g�ry p�dz�c tak, jakby j� kto� gna�, a� do samej wsi. Teraz ludzie z wioski jeszcze wi�cej nagabywali Det�. Chcieli wiedzie�, gdzie podzia�a dziecko. - Wszyscy znali Det� i wiedzieli, czyje to dziecko i jakie by�y koleje �ycia ma�ej Heidi. Kiedy teraz ze wszystkich drzwi i okien rozleg�o si�: - Gdzie jest dziecko? Deto, gdzie zostawi�a� dziecko? - Chc�c nie chc�c odpowiada�a: - Na g�rze u Halnego Stryjka! No, tak, u Halnego Stryjka, przecie� s�yszycie! Ale przykro jej by�o, gdy ze wszystkich stron kobiety wo�a�y: - Jak mog�a� tak post�pi�! Albo: - Biedactwo, takie bezbronne dziecko pozostawione tam w pustkowiu! I ci�gle na nowo: - Biedne, biedne dziecko! Deta bieg�a coraz szybciej i szybciej i odetchn�a dopiero wtedy, gdy ju� nie dobiega�y jej �adne g�osy. Dr�czy�o j� sumienie, gdy� matka umieraj�c pozostawi�a dziecko na jej opiece. Na usprawiedliwienie m�wi�a sobie w duchu, �e przecie� �atwiej jej b�dzie pom�c dziecku, kiedy zarobi du�o pieni�dzy. Cieszy�a j� te� my�l, �e nareszcie pozb�dzie si� swoich znajomych, kt�rzy si� do wszystkiego wtr�cali, i �e dosta�a tak� dobr� s�u�b�. II. U dziadka Rozdzia� II U dziadka Po odej�ciu Dety, dziadek usiad� z powrotem na �awce, wydmuchuj�c z fajki ogromne k��by dymu, przy czym uporczywie patrzy� w ziemi� i nie odzywa� si� wcale. Tymczasem Heidi rozgl�da�a si� woko�o. Zobaczy�a ob�rk� dla k�z przybudowan� do chaty i zajrza�a do �rodka. By�a pusta. Potem posz�a do trzech starych jode�, rosn�cych za domem. Szczyty drzew, poruszane wiatrem, szumia�y g�o�no. Heidi przystan�a i wr�ci�a do dziadka. Widz�c go siedz�cego w tej samej pozycji co przedtem, stan�a, za�o�y�a w ty� r�ce i zacz�a mu si� przygl�da�. Dziadek spojrza� na ni�. - No, i co b�dziesz teraz robi�? - zapyta� dziewczynk�. - Chc� zobaczy�, co masz tam w �rodku w chacie - powiedzia�a Heidi. - Wi�c chod�! - rzek� dziadek, wstaj�c i kieruj�c si� do chaty. - Zabierz sw�j tobo�ek z rzeczami - rozkaza�, stoj�c w progu. - Nie s� mi ju� potrzebne! - powiedzia�a Heidi. Starzec odwr�ci� si� i spojrza� badawczo na dziewczynk�, kt�rej czarne oczy skrzy�y si� z ciekawo�ci, co tam mo�e si� znajdowa� w chacie. - Nieg�upie wida� dziecko - szepn�� do siebie. - Dlaczego nie s� ci potrzebne? - doda� g�o�no. - Bo najch�tniej chcia�abym biega� jak te k�zki na bosych n�kach. - Biega� mo�esz jak chcesz, ale zabierz rzeczy, w�o�ymy je do skrzyni - powiedzia� dziadek. Heidi us�ucha�a rozkazu. Starzec otworzy� drzwi i Heidi wesz�a z nim do chaty. Znale�li si� w du�ej izbie, jedynej w ca�ej chacie. Sta� w niej st� i krzes�o. W jednym k�cie znajdowa�o si� legowisko dziadka, w drugim by�o palenisko, a nad nim du�y kocio�. Po drugiej stronie wida� by�o wielkie drzwi w �cianie. Dziadek otworzy� te drzwi, by�a to szafa. Wisia�a w niej odzie� dziadka, a na jednej z p�ek le�a�o kilka koszul, chusteczki i skarpetki. Na drugiej p�ce sta�o kilka talerzy, fili�anek i szklanek, a na najwy�szej le�a� okr�g�y bochenek chleba, kawa�ek w�dzonego mi�sa i sera. W tej szafie znajdowa�o si� wszystko, co Halny Stryjek posiada�. Heidi, widz�c otwart� szaf� podesz�a i wrzuci�a do niej swoje rzeczy g��boko, �eby ich nie mo�na by�o tak �atwo znale��. Potem rozejrza�a si� bacznie po izbie i zapyta�a: - A gdzie b�d� spa�, dziadku? - Gdzie chcesz! - odpowiedzia� starzec. Ta odpowied� spodoba�a si� Heidi. Zaraz obieg�a wszystkie k�ty, szukaj�c sobie wygodnego miejsca do spania. Nad legowiskiem dziadka ujrza�a w powale otw�r, do kt�rego prowadzi�a ma�a drabinka. Heidi wesz�a po niej na strych. Le�a�o tam �wie�e, pachn�ce siano, a przez okr�g�y otw�r wida� by�o g�ry i ca�� dolin�. - Tu chc� spa�, dziadku - zawo�a�a Heidi - tu jest pi�knie! Chod� na g�r� i zobacz, jak jest pi�knie! - Wiem o tym - rozleg�o si� z do�u. - Zrobi� sobie zaraz pos�anie! - zawo�a�a dziewczynka i zabra�a si� do roboty. - Musisz mi da� jakie� prze�cierad�o, bo nie mo�na le�e� na samym sianie. - Tak, tak - powiedzia� na dole dziadek. Podszed� do szafy i poszperawszy w niej nieco, wyci�gn�� spod koszul grub� p�acht� p��cienn�, kt�ra doskonale mog�a zast�pi� prze�cierad�o. Wszed� z ni� po drabinie. Zobaczy� zr�cznie zrobione pos�anie. Tam, gdzie mia�a le�e� g�owa, siano by�o u�o�one wy�ej w ten spos�b, �e twarz by�a zwr�cona w stron� okr�g�ego otworu. - Dobrze si� urz�dzi�a� - stwierdzi� dziadek. - Teraz po�o�ymy prze�cierad�o, ale poczekaj jeszcze - doda� i wzi�wszy ze stosu du�� gar�� siana do�o�y� do pos�ania, �eby dziecku nie by�o twardo. - Tak, teraz daj to! Heidi wzi�a do r�ki p��tno, ale ledwo je mog�a unie��, takie by�o ci�kie. By�o jednak dobre, bo przez tak grub� tkanin� nie mog�y si� przedosta� k�uj�ce �d�b�a siana. Wreszcie pos�anie wygl�da�o czysto i porz�dnie. Heidi stan�a przed nim, przygl�daj�c mu si� w zamy�leniu. - Zapomnieli�my jeszcze o jednym, dziadku - powiedzia�a Heidi. - O czym to? - zapyta� dziadek. - O ko�drze, bo jak si� k�adzie do ��ka, to trzeba si� wsun�� mi�dzy ko�dr� i prze�cierad�o. - Hm, tak s�dzisz? A je�eli nie mam ko�dry? - O, to nic nie szkodzi, dziadku - uspokoi�a go Heidi. - W takim razie bierze si� siano do przykrycia. - Si�gn�a do sterty siana, ale dziadek powstrzyma� j�. - Zaczekaj chwileczk� - powiedzia�. Zszed� po drabinie i zdj�� ze swego ��ka ci�k� kap� p��cienn�, potem wr�ci� na g�r�. - No, czy to nie lepsze ni� siano? - zapyta�. Heidi z ca�ych si� ci�gn�a za ko�ce ci�kie p��tno, chc�c je r�wno u�o�y� na pos�aniu, ale ma�e jej d�onie nie mog�y sobie poradzi�. Dziadek pom�g� jej i wreszcie ��ko wygl�da�o zupe�nie przyzwoicie, a Heidi przygl�da�a mu si� z zadowoleniem. - To jest wspania�a ko�dra - powiedzia�a - i ca�e pos�anie jest �wietne! Chcia�abym, �eby ju� by�a noc to po�o�y�abym si�. - S�dz�, �e powinni�my najpierw co� zje�� - rzek� dziadek - a jak ty my�lisz? Heidi w zapale pracy zapomnia�a o wszystkim, ale na wspomnienie jedzenia uczu�a okropny g��d. Pr�cz rannego posi�ku, kt�ry sk�ada� si� z kromki chleba i fili�anki kawy, nic w ci�gu ca�ego dnia nie jad�a. Przytakn�a wi�c: - Tak, ja te� tak s�dz�. - Chod�my wi�c - powiedzia� stary, schodz�c po drabinie. Podszed� do paleniska, zdj�� du�y kocio� i zawiesi� ma�y. Usiad� na zydelku przy ogniu i zacz�� dmucha� tak d�ugo, a� wywo�a� jasny p�omie�. W kocio�ku zacz�o co� sycze�, a dziadek wzi�wszy du�y kawa�ek sera zatkn�� go na �elazny widelec i obraca� nad ogniem, a� zrumieni� si� ze wszystkich stron. Heidi przygl�da�a si� temu z najwi�ksz� uwag�. Nagle zerwa�a si� i podbieg�a do szafy. Otworzy�a j� i zacz�a si� krz�ta�, biegaj�c od szafy do sto�u i z powrotem. Kiedy dziadek podszed� z kocio�kiem w jednej r�ce i widelcem z zatkni�tym na nim serem w drugiej, st� by� ju� nakryty. Sta�y na nim dwa talerze, a obok nich le�a�y dwa no�e i okr�g�y bochenek chleba. - To dobrze, �e� sama o tym pomy�la�a - powiedzia� dziadek - ale jeszcze czego� tu brak. Heidi spojrza�a na par�, unosz�c� si� z kocio�ka, i domy�li�a si�, o co chodzi. Szybko podbieg�a do szafy, ale znalaz�a tylko jedn� miseczk�. Heidi sta�a przez chwil� zak�opotana. W g��bi szafy ujrza�a dwie szklanki, chwyci�a jedn� z nich i wr�ci�a do sto�u. - Umiesz sobie radzi� - oceni� dziadek. - A gdzie b�dziesz siedzia�a? Na jednym sto�ku siedzia� starzec. Heidi podbieg�a do ogniska, przynios�a zydel i usiad�a. - Tak, teraz siedzisz, tylko nieco za nisko. Co prawda z mego sto�ka tak�e by� nie dosi�g�a sto�u. Ale i na to znajdzie si� rada. Wsta�, nala� z kocio�ka mleka do miseczki, postawi� na swoim sto�ku, kt�ry przysun�� do siedz�cej na zydelku Heidi tak, �e dziewczynka mia�a teraz sw�j w�asny st�. Obok miseczki dziadek po�o�y� du�y kawa� chleba i z�ocistego sera, m�wi�c: - Teraz jedz! Sam usiad� na skraju sto�u i jad� sw�j posi�ek. Heidi wzi�a miseczk� do r�k i zacz�a z niej pi� �apczywie, gdy� dopiero teraz poczu�a pragnienie. Po chwili odetchn�a g��boko i postawi�a pust� miseczk� na sto�ku. - Smakuje ci mleko? - zapyta� dziadek. - Nigdy jeszcze nie pi�am tak dobrego mleka - powiedzia�a Heidi. - Dam ci jeszcze - rzek� dziadek. Nape�ni� miseczk� i postawi� j� przed dziewczynk�, kt�ra tymczasem zajada�a chleb, posmarowany pieczonym serem jak mas�em. Spokojnie popija�a mleko i mia�a bardzo zadowolon� min�. Bardzo jej wszystko smakowa�o. Po jedzeniu dziadek poszed� do ob�rki, by j� uporz�dkowa�. Heidi przygl�da�a si� z zainteresowaniem, jak dziadek zamiata�, a potem rozrzuca� �wie�� s�om�, by k�zkom spa�o si� dobrze. Nast�pnie skierowa� si� ku zaro�lom, wyci�� tam kilka mocnych kijk�w, wzi�� spor� desk�, wywierci� w niej cztery dziury, majstrowa� przy niej jaki� czas, klepa�, ku�, wbija� gwo�dzie i nagle z tego wszystkiego wyszed� sto�ek, taki sam jak dziadka, tylko znacznie wy�szy. - Co to jest, Heidi? - zapyta� dziadek. - To jest sto�ek dla mnie, bo taki jest wysoki. Jak pr�dko go zrobi�e�? - powiedzia�a Heidi z podziwem. - Zdaje sobie spraw� ze wszystkiego, co widzi - mrucza� starzec chodz�c woko�o chaty, gdzieniegdzie wbijaj�c gw�d�, to zn�w poprawiaj�c co� ko�o drzwi. Heidi chodzi�a krok w krok za nim i przygl�da�a si� wszystkiemu z ogromnym zainteresowaniem. Tak im zeszed� czas do wieczora. Stare jod�y zaszumia�y g�o�niej, gdy� silny wiatr wstrz�sn�� ich g�stymi koronami. Heidi s�ucha�a tego szumu z rado�ci� i z zachwytu zacz�a skaka� woko�o drzew, a dziadek patrza� na ni� stoj�c przed drzwiami ob�rki. Nagle rozleg� si� przera�liwy gwizd. Heidi stan�a jak wryta, dziadek wyjrza� w stron� g�r. W�sk� �cie�yn� g�rsk� bieg�o w podskokach stado k�z, a po�rodku nich Piotru�. Heidi krzykn�a rado�nie i rzuci�a si� mi�dzy kozy, witaj�c ka�d� z osobna. Przed chat� zatrzyma�y si� wszystkie i ze stada wysz�y dwie �liczne k�zki, bia�a i br�zowa. Podesz�y do dziadka i zacz�y mu liza� r�ce, w kt�rych jak ka�dego dnia mia� s�l. W ten spos�b zawsze wita� swoje zwierz�tka. Piotru� pogna� dalej stado k�z. Heidi g�aska�a czule obydwie k�zki. - Czy te k�zki s� naprawd� nasze, dziadku? Obydwie s� nasze? Czy p�jd� do ob�rki? Czy zawsze b�d� z nami? - Heidi pyta�a raz po raz, a dziadek ledwo m�g� nad��y� wtr�ci� swoje: - Tak, tak. Kiedy kozy zliza�y ju� s�l, powiedzia�: - Przynie� teraz swoj� miseczk� i chleb. Heidi pobieg�a i zaraz wr�ci�a. Dziadek udoi� z bia�ej k�zki pe�n� miseczk� mleka i powiedzia�: - Zjedz to, potem id� na strych i po�� si� spa�! Ja musz� si� jeszcze zaj�� kozami, wi�c dobranoc! - Dobranoc, dziadku! Dobranoc! A jak one si� nazywaj�, dziadku, jak si� nazywaj�? - Wo�a�a dziewczynka, biegn�c za starcem i kozami. - Bia�a nazywa si� Bia�aska, a brunatna Buraska! - odpowiedzia� dziadek. - Dobranoc, Bia�asko! Dobranoc, Burasko! - zawo�a�a Heidi z ca�ej si�y, gdy� kozy znikn�y ju� w ob�rce. Potem usiad�a na �awce i zacz�a zjada� sw�j chleb popijaj�c mlekiem. Zacz�� d�� tak silny wiatr, �e o ma�o jej nie zdmuchn�� z �awki. Pospieszy�a si� z jedzeniem, potem wesz�a do chaty, po�o�y�a si� i natychmiast zasn�a tak smacznym snem, jak gdyby le�a�a w najwspanialszym ��ku. Nied�ugo potem, zanim si� jeszcze zupe�nie �ciemni�o, po�o�y� si� tak�e dziadek. Wstawa� o wschodzie s�o�ca, a w g�rach s�o�ce wschodzi latem bardzo wcze�nie. W nocy wicher tak si� wzm�g�, �e ca�y dom drga�, trzeszcza�y belki, w kominie gwizda�o i j�cza�o, a z drzew z trzaskiem odpada�y suche ga��zie. Dziadek wsta� i mrukn�� do siebie: - Ma�a zapewne si� l�ka. Wszed� po drabinie i zbli�y� si� do �pi�cej Heidi. Mkn�ce po niebie chmury to przes�ania�y, to zn�w ods�ania�y ksi�yc. W tej chwili w�a�nie promienie ksi�yca pad�y poprzez okr�g�y otw�r prosto na �pi�c� dziewczynk�. Le�a�a mocno zarumieniona pod ci�k� ko�dr�, g��wk� u�o�y�a wygodnie na okr�g�ym ramieniu i u�miecha�a si� przez sen, �ni�c co� bardzo mi�ego. Dziadek tak d�ugo spogl�da� na spokojnie �pi�c� dziewczynk�, a� znowu si� �ciemni�o, potem zszed� z powrotem i po�o�y� si� na swoim pos�aniu. III. Na pastwisku Rozdzia� III Na pastwisku Wczesnym rankiem zbudzi� Heidi g�o�ny gwizd. Otworzy�a oczy i ujrza�a promienie s�oneczne, kt�re pada�y poprzez okr�g�y otw�r na pos�anie. Przez chwil� rozgl�da�a si� zdumiona, gdy� nie pami�ta�a, gdzie si� znajduje. Dopiero g�os dziadka, rozlegaj�cy si� na dworze, przypomnia� jej sk�d si� tu wzi�a i �e jest u dziadka na hali, a nie u starej Urszuli. Urszula by�a zupe�nie g�ucha i wiecznie marz�a, dlatego wci�� przesiadywa�a w cha�upie przy ognisku. Heidi nie wolno by�o wychodzi� na dw�r. Stara Urszula chcia�a j� zawsze mie� przy sobie, �eby j� widzie�, bo nie mog�a jej s�ysze�. Smutno by�o Heidi, bo jak�e rada by by�a wybiec na dw�r. Ucieszy�a si� wi�c bardzo, kiedy sobie przypomnia�a, gdzie jest i ile widzia�a wczoraj nowego, i co jeszcze dzi� zobaczy, a przede wszystkim Bia�ask� i Burask�. Heidi wyskoczy�a z ��ka i w kilka minut ubra�a si� w to, co nosi�a wczoraj, a by�o tego niewiele. Potem zesz�a po drabinie i wybieg�a przed dom. Zobaczy�a Piotrusia_Ko�larza z jego stadem. Przyszed� po kozy dziadka, kt�ry w�a�nie wyprowadza� je z ob�rki. Heidi podbieg�a do dziadka, by jemu i k�zkom powiedzie� dzie� dobry. - Mo�e chcesz tak�e p�j�� na pastwisko? - zapyta� dziadek. Heidi uszcz�liwiona, a� podskoczy�a z rado�ci. - Najpierw musisz si� czy�ciutko umy�, bo s�onko ci� wy�mieje, kiedy zobaczy twoj� czarn� buzi�! Tam masz wszystko przygotowane. Wskaza� na du�y ceber, pe�en wody, stoj�cy przed drzwiami w s�o�cu. Heidi pobieg�a i umy�a si� starannie. Tymczasem dziadek wszed� do chaty, wo�aj�c do Pietrka: - Chod� no tu, kozi generale, ze swoim plecakiem! Zdumiony bardzo ch�opak us�ucha� wezwania i poda� plecak, w kt�rym znajdowa� si� jego sk�py posi�ek. - Otw�rz! - rozkaza� dziadek i w�o�y� do �rodka du�y kawa� chleba i sporo sera. Pietrek otworzy� szeroko oczy, gdy� przewy�sza�o to dwukrotnie jego zapasy. - Tak, a teraz jeszcze miseczka - powiedzia� stary. - Heidi nie umie pi� jak ty prosto z kozy. Udoisz jej na obiad dwie miseczki mleka, bo ma�a p�jdzie z tob� i zostanie a� do wieczora. Tylko uwa�aj dobrze, �eby nie spad�a ze ska�, s�yszysz? W tej chwili nadbieg�a Heidi. - A teraz, czy s�onko wy�mieje mnie dziadku? - zapyta�a z o�ywieniem. Tak mocno natar�a grubym r�cznikiem, kt�ry dziadek po�o�y� ko�o cebra, twarz, szyj� i r�ce, �e by�a czerwona jak rak. Dziadek spojrza� na ni� i u�miechn�� si�. - Nie, teraz nie b�dzie si� ju� mia�o z czego �mia� - powiedzia�. - Gdy wr�cisz wieczorem, to ca�a musisz wej�� do cebra jak ryba. A teraz mo�ecie i��. W weso�ych podskokach ruszyli w g�r�. W nocy wiatr rozp�dzi� wszystkie chmury i ciemnoszafirowe niebo rozpo�ciera�o si� nad nimi z jasnym s�o�cem po�rodku. Z�ote promienie prze�wietla�y ziele� ��k, a kwiaty rozchyla�y rado�nie kielichy. Heidi biega�a woko�o i wydawa�a okrzyki rado�ci. Z zachwytu, widz�c tyle pi�knych kwiat�w, czerwonych, ��tych i niebieskich, zapomnia�a nawet o Pietrku i kozach. Schyla�a si� to tu, to tam, zrywaj�c kwiatki i wk�ada�a je do fartuszka. Chcia�a je potem w�o�y� do siana na strychu, aby wygl�da�o, jak ��ka. Kozy, jakby na�laduj�c Heidi, rozbieg�y si� na wszystkie strony i Piotru� musia� ci�gle gwizda� i nawo�ywa�, by je zgromadzi� w stado. - Gdzie�e� si� znowu podzia�a, Heidi? - krzycza�. - Tutaj! - rozlega�o si� sk�dsi�. Piotru� nie m�g� jej dojrze�, gdy� siedzia�a na ziemi, ukryta za ma�ym pag�rkiem poros�ym kwiatami. Powietrze by�o przepojone zapachami, Heidi wdycha�a je pe�n� piersi�. - Chod� tu w tej chwili! - wrzasn�� znowu Piotru�. - Dziadek zabroni� ci spada� ze ska�y, s�yszysz? - A gdzie s� ska�y? - zapyta�a Heidi, nie ruszaj�c si� jednak z miejsca. - Tam, wysoko, wysoko. Mamy jeszcze daleko, dlatego chod� ju�. A na samej g�rze siedzi stary drapie�ny ptak i skrzeczy. To poskutkowa�o. Heidi podskoczy�a i przybieg�a do ch�opca z pe�nym fartuszkiem kwiatk�w. - Masz ich ju� dosy� - powiedzia�, kiedy znowu wspinali si� razem pod g�r�. - Nie zrywaj wi�cej, bo ci�gle zostajesz w tyle. Jak wszystkie dzi� pozrywasz, to na jutro nic nie zostanie. Ostatnie s�owa przekona�y dziewczynk� najskuteczniej. Zreszt� mia�a ju� pe�ny fartuszek. Nie zatrzymuj�c si�, sz�a obok Piotrusia razem z kozami, kt�re te� sz�y w wi�kszym porz�dku, gdy� zw�szy�y soczyste zio�a pastwiska i wspina�y si� wytrwale. Wreszcie dotarli do obszernej ��ki u podn�a stromych ska�, kt�re po jednej stronie opada�y spadzistym zboczem. Dziadek s�usznie ostrzega� przed niebezpiecze�stwem. Piotru� zdj�� plecak i wsun�� go w niewielkie zag��bienie, w obawie, by wiatr nie zdmuchn�� w przepa�� tych bezcennych skarb�w. Potem rozci�gn�� si� w s�o�cu na trawie, wypoczywaj�c po uci��liwej drodze. Tymczasem Heidi zdj�a fartuszek, starannie zwin�a go wraz z kwiatkami i po�o�y�a przy plecaku. Usiad�a obok le��cego ch�opca i zacz�a si� rozgl�da� woko�o. Ni�ej rozpo�ciera�a si� dolina, ca�a sk�pana w po�wiacie ranka. Przed dziewczynk� rozci�ga�o si� szerokie pole �niegowe, po drugiej za� stronie pot�na grupa ska�, jakby uwie�czonych stromymi �cie�kami. Wygl�da�o to tak uroczy�cie, �e dziewczynka zamilk�a i siedzia�a nieruchomo w�r�d ciszy. Wiatr delikatnie ko�ysa� traw� i kwiatami. Zm�czony Piotru� zasn��, a k�zki wspina�y si� po ska�ach skubi�c traw�. Heidi czu�a si� szcz�liwa, jak nigdy w �yciu. Cieszy�a si� promieniami s�o�ca, �wie�ym powietrzem, zapachem kwiat�w i niczego wi�cej nie pragn�a, jak pozosta� tu na zawsze. Mija� czas, a Heidi tak cz�sto i z tak� uwag� przygl�da�a si� ska�om, i� w ko�cu zdawa�o jej si�, �e przybra�y rysy twarzy ludzkich i spogl�da�y na ni�, jak starzy przyjaciele. Nagle us�ysza�a tu� nad sob� przenikliwy wrzask i skrzek. Kiedy unios�a g�ow�, zobaczy�a olbrzymiego ptaka, jak zatacza� kr�gi rozpo�cieraj�c szeroko skrzyd�a. Nie widzia�a jeszcze takiego ptaka. - Piotrusiu! Piotrusiu! Obud� si�! - zawo�a�a g�o�no. - Sp�jrz, drapie�ny ptak przylecia�, o, patrz, patrz! Ch�opiec zerwa� si� i razem z Heidi spogl�da� za ptakiem, kt�ry wznosi� si� coraz wy�ej i wy�ej, a� znikn�� poza szarymi ska�ami. - Dok�d on polecia�? - zapyta�a Heidi, kt�ra w skupieniu �ledzi�a ka�dy ruch or�a. - Do domu, do swojego gniazda - odpowiedzia� Piotru�. - To on mieszka tak wysoko? Ach, jak tam musi by� pi�knie! A dlaczego tak krzyczy? - pyta�a. - Bo musi - powiedzia� Piotru�. - Wejd�my tam wysoko i obejrzyjmy jego gniazdo - zaproponowa�a Heidi. - Ach, ach, ach! Tam nawet najzr�czniejsza koza nie dostanie si�, a zreszt� dziadek zabroni� ci spada� ze ska�! Nagle Piotru� przera�liwie gwizdn�� i krzykn��. Heidi nie mog�a zrozumie�, co to znaczy. Ale kozy wiedzia�y doskonale i jedna za drug� zacz�y zeskakiwa� ze ska�. Wkr�tce ca�e stado zebra�o si� na ��ce. Zwierz�tka skaka�y woko�o, potr�ca�y si� i bod�y w zabawie. To wszystko by�o dla Heidi czym� zupe�nie nowym. W zachwycie biega�a i skaka�a pomi�dzy nimi, z ka�d� po kolei zawieraj�c przyja��. Tymczasem Piotru� otworzy� plecak i wyj�� wszystkie zapasy, k�ad�c je r�wniutko na ziemi, du�e porcje po stronie Heidi, a ma�e po swojej, bo pami�ta�, co do kogo nale�a�o. Wzi�� miseczk�, udoi� z Bia�aski �wie�ego, smacznego mleka i postawi� pe�n� miseczk� obok porcji Heidi. Potem zawo�a� dziewczynk�. Musia� jednak d�u�ej i g�o�niej krzycze� ni� na kozy, gdy� Heidi by�a tak rozbawiona, �e nie widzia�a i nie s�ysza�a, co si� woko�o niej dzieje. Ale Piotru� umia� sobie poradzi�. Krzycza� tak g�o�no, �e rozlega�o si� po g�rach dono�nym echem. Wreszcie Heidi przysz�a, a widz�c pi�knie u�o�one przysmaki, zacz�a skaka� woko�o nich. - Przesta�e wreszcie skaka�, teraz jest pora posi�ku - powiedzia� Piotru�. - Siadaj i bierz si� do jedzenia! Heidi usiad�a. - Czy to mleko jest dla mnie? - zapyta�a przygl�daj�c si� z apetytem miseczce. - Tak - odpowiedzia� Piotru� - i to, co le�y po twojej stronie, jest te� dla ciebie do zjedzenia. Kiedy wypijesz to mleko, to dostaniesz jeszcze od Bia�aski, a potem b�dzie moja kolej. - A sk�d we�miesz mleko dla siebie? - zapyta�a Heidi. - Z mojej kozy, burej. Zacznij ju� wreszcie je��. Heidi si�gn�a po miseczk�, a kiedy wypi�a mleko, Piotru� wsta� i nape�ni� j� znowu. Heidi u�ama�a spory kawa� chleba i sera ze swojej porcji i poda�a ch�opcu, kt�ry ju� prawie zjad� ca�e swoje �niadanie. - We� to, ja mam dosy�. Piotru� spojrza� na dziewczynk� niewymownie zdumiony. Oci�ga� si� przez chwil�, gdy� trudno mu by�o uwierzy�, �e Heidi nie �artuje. Dziewczynka wci�� trzyma�a chleb z serem w wyci�gni�tej r�ce, a� wreszcie widz�c, �e ch�opiec nie bierze, po�o�y�a mu go na kolanie. Teraz dopiero zrozumia�, �e to nie �art, wzi�� wi�c chleb i najad� si� tak, jak jeszcze nigdy. Tymczasem Heidi wci�� nie odrywa�a wzroku od k�z. - Jak one si� nazywaj�, Piotrusiu? - zapyta�a. Piotru� zna� i pami�ta� wszystkie imiona k�z, gdy� nic innego w�a�ciwie nie mia� do zapami�tania. Wymieni� je, wskazuj�c palcem ka�d� z osobna. Heidi przys�uchiwa�a si� z zainteresowaniem i nied�ugo nauczy�a si� sama je nazywa� i odr�nia�. �atwo je by�o zapami�ta�, bowiem ka�da mia�a jakie� szczeg�lne cechy. By� wi�c wielki kozio� o mocnych rogach; ci�gle b�d� woko�o i wszystkie kozy ba�y si� go i ucieka�y przed nim. Tylko ma�a, zwinna k�zka Szczygie�ka wcale go si� nie ba�a, przeciwnie, sama go napada�a tak szybko i dzielnie, �e stary kozio� zupe�nie g�upia� ze zdziwienia i ust�powa� jej, widz�c, jakiego ma dzielnego przeciwnika. Bia�a k�zka, �nie�ulka, becza�a tak cz�sto i �a�o�nie, �e Heidi ci�gle podbiega�a do niej i pocieszaj�c, tuli�a jej g�ow� do siebie. W tej chwili k�zka znowu bekn�a �a�o�nie. Heidi podbieg�a do niej, obj�a j� za szyj� i spyta�a ze wsp�czuciem: - Co tobie, �nie�ulko? Dlaczego tak p�aczesz? K�zka z zaufaniem przytuli�a si� do dziewczynki i przesta�a becze�. Piotru� zawo�a� ze swego miejsca st�umionym g�osem, gdy� jeszcze jad� i mia� pe�ne usta: - Ona p�acze, bo stara ju� nie przychodzi z ni� na hal�. Sprzedali j� przedwczoraj do Mayenfeldu i �nie�ulce t�skno za ni�. - A kt� to jest ta stara? - zapyta�a Heidi. - No, jej matka - brzmia�a odpowied�. - A gdzie jest jej babcia? - zawo�a�a zn�w Heidi. - Nie ma jej wcale. - A dziadka? - Te� nie. - Moja biedna �nie�ulka - powiedzia�a Heidi i przytuli�a czule k�zk� do siebie. - Nie p�acz ju� wi�cej tak �a�o�nie, b�d� teraz co dzie� przychodzi�a z tob�. Jak ci czego� trzeba, to przychod� tylko do mnie. �nie�ulka z zadowoleniem ociera�a �epek o rami� dziewczynki i nie becza�a ju� wcale. Tymczasem Piotru� sko�czy� si� posila� i zbli�y� si� do swojej trzody i do Heidi. Ca�a trzoda wzi�a si� zn�w do skubania krzak�w i trawy. Ka�da koza czyni�a to na sw�j spos�b. Jedne skaka�y na prze�aj, sadz�c du�ymi susami, inne zn�w sz�y powoli i rozwa�nie, jakby z namys�em, wybieraj�c co najsmaczniejsze k�ski. Kozio� jak zwykle zaczepia� wszystkie, ci�gle napadaj�c na nie. Bia�aska i Buraska najzr�czniej ze wszystkich wspina�y si� po ska�ach, oskubuj�c napotykane po drodze krzaczki. Heidi za�o�y�a r�ce na plecy i przygl�da�a si� wszystkiemu bacznie i z zaciekawieniem. - Piotrusiu! - prawda, �e Bia�aska i Buraska s� najpi�kniejszymi k�zkami z ca�ego stada? - No, tak - odpowiedzia� ch�opak - Halny Stryjek myje i czesze je, daje im s�l do lizania i ma najlepsz� ob�rk�. Nagle Piotru� zerwa� si� i w wielkich susach co si� pobieg� za kozami, a tu� za nim Heidi. Musia�o si� co� wa�nego przydarzy�, wi�c i ona nie mo�e zosta� na miejscu. Piotru� p�dzi� w kierunku skalnego urwiska, za lekkomy�ln� k�zk�. Jeszcze kilka skok�w i mog�a spa�� i zabi� si�. By�a to nierozwa�na Szczygie�ka. Piotru� dogoni� j� w ostatniej chwili, chcia� chwyci� za rogi, ale ju� nie zd��y�. Przewr�ci� si� i zdo�a� tylko chwyci� koz� za nog�. Szczygie�ka, nie rozumiej�c niebezpiecze�stwa, wyrywa�a si�, becz�c z gniewu. Piotru� zacz�� wzywa� Heidi na pomoc, gdy� k�zka szarpa�a si� tak mocno, �e ledwo j� m�g� utrzyma�. Dziewczynka, widz�c gro��ce niebezpiecze�stwo przybieg�a i podsuwaj�c k�zce gar�� wonnych zi� pod nos, zacz�a do niej przemawia� czule: - Chod�, chod�, Szczygie�ko, b�d��e rozs�dniejsza! Sp�jrz, jaka tam straszna przepa��, gdy spadniesz, to z�amiesz n�k�, a to strasznie boli. K�zka odwr�ci�a si� i zacz�a spokojnie wyjada� zio�a z r�ki Heidi. Tymczasem Piotru� wsta� i chwyci� k�zk� za sznurek woko�o szyi, na kt�rym mia�a zawieszony dzwonek. Heidi uj�a z drugiej strony za sznurek i tak razem zaprowadzili niesforn� k�zk� do spokojnie pas�cych si� towarzyszek. Teraz Piotru� postanowi� przyk�adnie ukara� Szczygie�k�. Podni�s� w g�r� bat, a k�zka widz�c, co si� �wi�ci, z l�kiem uskoczy�a w bok. Heidi zawo�a�a g�o�no, staj�c w jej obronie: - Nie, Piotrusiu, nie bij jej! Sp�jrz jak si� boi. - Zas�u�y�a na to - stwierdzi� ch�opiec i chcia� jednak uderzy�. Heidi chwyci�a go za rami� krzycz�c: - Nie bij jej, to boli, pu�� j�! Piotru� spojrza� zdziwiony na b�agaj�c� dziewczynk�. Jej oczy b�yszcza�y takim ogniem, �e ch�opiec mimo woli opu�ci� bat. - Puszcz� j�, je�eli mi jutro te� dasz swojego sera - powiedzia� Piotru�, ust�puj�c. - Dam ci ca�y ser, jutro i ka�dego dnia, ja go wcale nie chc� - obieca�a Heidi. - Dam ci te� chleba, du�o chleba tak jak dzisiaj, ale za to masz nigdy nie bi� Szczygie�ki, ani �nie�ki, ani w og�le �adnej kozy. - Wszystko mi jedno - powiedzia� Piotru�, a to znaczy�o tyle, co przyrzeczenie. Pu�ci� winowajczyni� i Szczygie�ka pobieg�a w podskokach do towarzyszek. Tak min�� dzie�, niepostrze�enie zacz�o zachodzi� s�o�ce, daleko, hen, za g�rami. Heidi siedzia�a znowu na ziemi, patrz�c w milczeniu na kwiaty i zio�a. Nagle zobaczy�a, jak ska�y czerwieni� si� i p�on�. Zerwa�a si� wo�aj�c: - Piotrusiu! Piotrusiu! Pali si�! Pali si�! Wszystkie g�ry p�on�, i �nieg na szczytach, i niebo. Ach, sp�jrz, sp�jrz! Ta wysoka ska�a ca�a stoi w p�omieniach! Ach, jak pi�knie wygl�da �nieg, kiedy si� pali! Piotrusiu, sp�jrz, jak wszystko p�onie! - Zawsze tak jest - powiedzia� Piotru� spokojnie i dalej majstrowa� co� ko�o swojego bata. To wcale nie jest ogie�. - A co to jest? - zawo�a�a Heidi skacz�c woko�o i rozgl�daj�c si� bacznie. - Co to mo�e by�, Piotrusiu, co? - wo�a�a wci�� Heidi. - Nie wiadomo, samo si� tak robi - wyja�nia� ch�opiec. - Ach, sp�jrz, sp�jrz - wo�a�a Heidi - nagle zrobi�y si� purpurowe! Ten �nieg i ska�y! Jak one si� nazywaj�, Piotrusiu? - G�ry nie maj� imion - odpowiedzia� ch�opiec. - Ach, jak pi�knie, jaki pi�kny jest czerwony �nieg! Ach, a szczyty ska�, jakie s� czerwone! Och, robi� si� szare! Wszystko ga�nie! O, ju� koniec, Piotrusiu! I Heidi usiad�a na ziemi z min�, jakby rzeczywi�cie wszystko si� zapad�o. - Jutro znowu tak b�dzie - powiedzia� Piotru�. - Wsta�, musimy ju� wraca� do domu. Zawo�a� kozy i rozpocz�a si� w�dr�wka z powrotem. - To co dzie� jest tak samo, ka�dego dnia? - pyta�a ciekawie Heidi, id�c obok Piotrusia w d�. - Przewa�nie - odpowiedzia�. - Ale jutro na pewno? - Tak, tak, jutro tak b�dzie! - zapewnia� Piotru�. Heidi, zadowolona sz�a w milczeniu, rozmy�laj�c nad mn�stwem wra�e�, kt�re tego dnia prze�y�a. Tak doszli a� do chaty dziadka. Siedzia� pod jod�ami na �awce i czeka� na powracaj�cych. Heidi podbieg�a do�, a z ni� Bia�aska i Buraska. Piotru� zawo�a�: - Jutro znowu p�jdziemy razem! Dobranoc! Widocznie bardzo mu zale�a�o na tym, by Heidi by�a z nim na pastwisku. Heidi podbieg�a do ch�opca i poda�a mu r�k� z zapewnieniem, �e jutro z nim p�jdzie. Potem wcisn�a si� do �rodka trzody, jeszcze raz obj�a �nie�ulk� za szyj� i rzek�a: - Dobranoc, �nie�ulko! Jutro znowu b�dziemy razem, nie musisz ju� tak �a�o�nie pobekiwa�! �nie�ulka popatrza�a przyja�nie na dziewczynk�, potem weso�o podskoczy�a i pobieg�a za odchodz�cym stadem. Heidi wr�ci�a pod jod�y. - Ach, dziadku, by�o tak pi�knie! - wo�a�a ju� z daleka. - Ogie� na szczytach i czerwony �nieg, a ile kwiatk�w ��tych i niebieskich! Sp�jrz, co ci przynios�am! M�wi�c to, rozchyli�a fartuszek i wysypa�a przed dziadkiem ca�� jego zawarto��. Ach, co si� sta�o z biednymi kwiatkami! Heidi nie pozna�a ich. Wygl�da�y jak siano i ani jeden kielich nie by� �wie�y. - Ach, dziadku, co si� z nimi sta�o? - zawo�a�a Heidi wystraszona. - Wygl�da�y zupe�nie inaczej. - Chc� by� na powietrzu, w s�o�cu, a nie w fartuchu - powiedzia� dziadek. - To ju� nie b�d� ich wi�cej zrywa�! Dziadku, dlaczego wielki ptak g�o�no skrzecza�? - spyta�a Heidi. - Teraz id� si� umy�, a ja p�jd� do ob�rki wydoi� kozy. Spotkamy si� w chacie przy kolacji, wtedy opowiem ci wszystko, co zechcesz. Kiedy Heidi siedzia�a na swym wysokim sto�ku przed miseczk� mleka, a obok niej dziadek, zapyta�a znowu: - Dlaczego drapie�ny ptak krzyczy tak g�o�no i skrzeczy przera�liwie? - Drwi i �mieje si� w ten spos�b z ludzi, �e cisn� si� i t�ocz� po wsiach, by k��ci� si� i swarzy� ze sob�. M�wi im, �e gdyby tak jak on mieszkali samotnie na niedost�pnych szczytach, czuliby si� o wiele szcz�liwsi. Dziadek wypowiedzia� te s�owa tak ostrym i ponurym g�osem, �e dziewczynce przypomnia� si� skrzek wielkiego ptaka. - Dlaczego g�ry nie maj� nazw, dziadku? - zapyta�a znowu Heidi. - Maj� nazwy - odpowiedzia� dziadek - i je�eli mo�esz mi opisa� dok�adnie wygl�d kt�rej� z n