198
Szczegóły |
Tytuł |
198 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
198 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 198 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
198 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
tytu�: "Imi� R�y"
autor: UMBERTO ECO
tytu� orygina�u: "Il nome delia rosa"
prze�o�y�: Adam Szymanowski
przek�ad tekst�w �aci�skich" Grzegorz B�achowicz
ZE SKARBNICY EDYTORSKIEJ PA�STWOWEGO INSTYTUTU WYDAWNICZEGO
- Na ok�adce fragment obrazu H. Boscha Kuszenie �w. Antoniego - Copyright by Gruppo Editonale Fabbri, Bompiani, Sonzogno, Etas S. p. A. Milan 1980 (c) - Copyright for the Polish edition by Pa�stwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1987 - PRiNTED IN POLAND
- Wydanie sz�ste dodruk
- Ark. wyd. 31,6, Ark. druk. 39,25.
- Druk z diapozytyw�w wydania pierwszego - Wojskowa Drukarnia w Gdyni - Nr zam. 3032
- ISBN 83-06-02484-2
* * *
Manuskrypt, to oczywiste
16 sierpnia 1968 roku wpad�a mi w r�ce ksi��ka pi�ra niejakiego ksi�dza Valleta, Le manuscript der Dom Adson de Melk, traduit en francois d'apres l'edition de Dom J. Mabillon (Aux Presses de 1'Abbaye de la Source, Paris 1842). Ksi��ka, dosy� sk�po zaopatrzona w obja�nienia historyczne, przedstawia�a, pono� wiernie, czternastowieczny manuskrypt odnaleziony w klasztorze w Melku prze/ wielkiego siedemnastowiecznego erudyt�, kt�remu tak wiele zawdzi�czamy, je�li chodzi o dzieje zakonu benedykty�skiego. To odkrycie naukowe (moje, a wi�c trzecie w kolejno�ci) dodawa�o mi otuchy podczas pobytu w Pradze, gdzie czeka�em na pewny drog� mi osob�. Sze�� dni p�niej oddzia�y radzieckie wkroczy�y do nieszcz�snego miasta. Uda�o mi si� przekroczy� granic� austriack� w Linzu, sk�d uda�em si� do Wiednia, by tam spotka� si� z ow� osob�, na kt�r� czeka�em, i razem ju� ruszyli�my w g�r� Dunaju. W nastroju wielkiego podniecenia czyta�em, urzeczony, straszliw� opowie�� Adsa z Melku i do tego stopnia mnie poch�on�a, �e prawie za jednym zamachem dokona�em t�umaczenia, zape�niaj�c kilka wielkich zeszyt�w z Papeterie Joseph Gibert, w kt�rych tak przyjemnie pisze si� mi�kkim pi�rem. I w ten spos�b docieramy w okolic� Melku, gdzie po dzi� dzie� nad zakolem rzeki strzela pionowo w niebo przepi�kny Stift. kilkakro� poddawany w ci�gu minionych wiek�w restauracji. Jak mo�esz domy�la� si�, czytelniku, w bibliotece 7
klasztornej nie znalaz�em ani �ladu manuskryptum, Adsa.
Jeszcze przed dotarciem do Salzburga, pewnej dramatycznej nocy sp�dzonej w ma�ym hoteliku nad brzegiem Mondsee, utraci�em nagle towarzystwo i osoba, z kt�r� podr�owa�em, znikn�a zabieraj�c ze sob� ksi��k� ksi�dza Valleta, cho� uczyni�a to nie przez z�o�liwo��, lecz wskutek po�piechu i zam�tu, jaki panowa� przy zrywaniu ��cz�cych nas dot�d wi�z�w, l oto zosta�em sam z plikiem zapisanych w�asnor�cznie zeszyt�w i z wielk� pustk� w sercu. Kilka miesi�cy p�niej, b�d�c w Pary�u, postanowi�em wzi�� si� do gruntownych poszukiwa�. Z paru informacji, kt�re wypisa�em z francuskiej ksi��ki, pozosta�a mi notatka bibliograficzna, niezwykle drobiazgowa i �cis�a: Vetera analecta, sive collectio veterum aliquot operum & opusculorum omnis generis, carminum, epistolarum, diplomaton, epitaphiorum, &. cum itinere germanico, adaptationibus aliquot diiquisitionibus R.P.D. Joannis Mahillon, Presbiteri ac Monachi Ord. Sancti Benedicti e Congregatione S. Mauri. - Nova Editio cui accessere Mabilonii vita & aliquot opuscula, scilicet Dissertatio de Paw Eucharistico, Azymo et Fermentato, ad Eminentiss. Cardinalem Bona. Subjungitur opusculum Eldefonsi Hispaniensis Episcopi de eodem argumentu et Eusebii Romani ad Theophilum Gallum epistola, De cultu sanctorum ignotorum, Parisiis. apud Levesque. ad Fontem S. Michaelis, MDCCXXl, cum privilegio Regis. * (� Przek�ad niekt�rych cytat�w obcoj�zycznych znajduje si� na s. 581 592.) Zaraz odnalaz�em w bibliotece Sainte Genevieve Vetera analecla, ale ku mojemu zdumieniu okaza�o si�, �e wydanie to niezgodne jest w dw�ch szczeg�ach: po pierwsze wydawc� by� Montalant, ad Ripam P. P. Augustinianorum (prope Pontem S. Michaelis), a po drugie nosi�o dat� o dwa lata p�niejsz�. Nie musz� m�wi�, �e owe analecta nie zawiera�y �adnego manuskryptu pi�ra Adsa czy te� Adsona z Melku i �e chodzi�o tu, jak ka�dy mo�e stwierdzi�, o zbi�r tekst�w niewielkiej lub �redniej obj�to�ci, podczas gdy opowie�� przedstawiona przez
8
Valleta ci�gnie si� na kilkaset stronic. Skonsultowa�em si� wtedy ze znakomitymi mediewistami, jak drogi mi i niezapomniany Etienne Gilson, ale by�o rzecz� oczywist�, �e jedynymi Vetera analecta by�y te, kt�re widzia�em w Sainte Genevieve. Wypad do Abbaye de la Source, klasztoru, kt�ry wznosi si� w okolicy Passy, i rozmowa z przyjacielem. Dom Arne Lahnestedtem, przekona�y mnie, �e r�wnie� �aden ksi�dz Vallet nie drukowa� ksi��ek na prasie (zreszt� nie istniej�cej) opactwa. Znana jest niedba�o��, z jak� francuscy uczeni podaj� informacje bibliograficzne, ale ten przypadek przekracza� wszelkie rozs�dne granice pesymizmu. Zacz��em przypuszcza�, �e mam w r�kach falsyfikat. Nawet ksi��ka Valleta by�a stracona (a w ka�dym razie nie �mia�em zwr�ci� si� z ��daniem zwrotu do osoby, kt�ra mi j� zabra�a). Zosta�y wi�c jedynie moje notatki, ale i w nie j��em w ko�cu pow�tpiewa�. Bywaj� takie magiczne momenty wielkiego znu�enia i intensywnego pobudzenia motorycznego, kiedy pojawiaj� si� wizje os�b znanych w przesz�o�ci ("en me retracant ces details, fen suit a me demander s 'ils sont reels, on hien si je les ai reves"). Jak dowiedzia�em si� p�niej z pi�knej ksi��eczki ksi�dza Bucquoy, zdarzaj� si� r�wnie� wizje ksi��ek, kt�re nie zosta�y jeszcze napisane. Gdyby nie pewne nowe wydarzenie, po dzi� dzie� zadawa�bym sobie pytanie, sk�d wzi�a si� opowie�� Adsa z Melku; ot� w roku 1970, w Buenos Aires, szperaj�c po p�kach ma�ego antykwariatu przy Corrientes, nieopodal bardziej znanego Patio del Tango przy tej samej wielkiej ulicy, natrafi�em na kastylijsk� wersj� ksi��eczki Milo Temesvara, O wykorzystaniu przyk�ad�w przy grze w szachy, kt�r� mia�em ju� okazj� cytowa� (z drugiej r�ki) w mojej ksi��ce Apolilittici e integrati przy okazji omawiania jego p�niejszej pracy. Sprzedawcy Apokalips. Chodzi�o o przek�ad nieosi�galnego obecnie orygina�u w j�zyku gruzi�skim (Tbilisi 1934), i tam w�a�nie, ku wielkiemu zdumieniu, znalaz�em obszerne cytaty z manuskryptu Adsa, aczkolwiek �r�d�em nie by� tu ani Vallet, ani Mabillon, lecz ojciec Athanasius Kircher (ale jakie dzie�o?). Pewien uczony - kt�rego nazwiska nie ma potrzeby tutaj przytacza� - zapewni� mnie p�niej 9
(cytuj�c dane z pami�ci), �e wielki jezuita nigdy nie wymieni� �adnego Adsa z Melku. Ale mia�em przed oczyma stronice Temesvara, a epizody, na kt�re powo�ywa� si�, by�y zupe�nie podobne do tych z manuskryptu przet�umaczonego przez Valleta (w szczeg�lno�ci opis labiryntu nie pozostawia� miejsca na �adne w�tpliwo�ci). Bez wzgl�du na to, co napisa� mia� p�niej na ten temat Beniamino Placido1, (1 "La Repubbiica," 22 wrze�nia 1977.) ksi�dz Vallet istnia� naprawd� i tak samo niew�tpliwie istnia� Adso z Melku. Wyci�gn��em st�d wniosek, �e wspomnienia Adsa najpewniej trafnie przedstawiaj� wydarzenia: przes�oni�te wieloma niejasno�ciami i tajemnicami, pocz�wszy od postaci samego autora, a ko�cz�c na lokalizacji opactwa, kt�r� Adso starannie przemilcza, tak �e przypuszczenia pozwalaj� wskaza� jedynie z grubsza zakre�lony obszar mi�dzy opactwami Pomposa a Conques, przy czym mo�na z rozs�dnym prawdopodobie�stwem przyj��, �e miejsce to znajduje si� gdzie� wzd�u� grzbietu Apenin�w, mi�dzy Piemontem, Liguri� a Francj� (to jakby powiedzie� mi�dzy Lerici a La Turbie). Je�li za� chodzi o okres, w kt�rym rozgrywaj� si� wydarzenia, jest to koniec listopada 1327; nie wiadomo natomiast, kiedy autor pisa� swoje dzie�o. Wzi�wszy pod uwag� fakt, �e jak sam powiada, w roku 27 by� nowicjuszem, a kiedy spisuje wspomnienia, jest ju� bliski �mierci, mo�emy przypu�ci�, i� manuskrypt powsta� w ostatnim dziesi�cioleciu lub dwudziestoleciu czternastego wieku. W�a�ciwie niewiele powod�w przemawia za publikowaniem w�oskiego przek�adu z neogotyckiej wersji francuskiej, sporz�dzonej na podstawie siedemnastowiecznego �aci�skiego wydania - dzie�a, kt�re napisane zosta�o po �acinie przez niemieckiego mnicha pod koniec czternastego wieku. Przede wszystkim, jaki styl obra�? Pokus� si�gni�cia do �wczesnych wzor�w w�oskich odepchn��em jako ca�kowicie nieuzasadnion�; nie tylko dlatego, �e Adso pisa� po �acinie, ale i dlatego, �e z ca�ego toku tekstu wida� jasno, i� jego kultura (lub kultura opactwa, kt�ra w tak niew�tpliwy spos�b na� wp�ywa) nosi znacznie wy-10
ra�niejsze pi�tno minionych czas�w; chodzi tu z pewno�ci� o wielowiekow� sum� wiedzy i nawyk�w stylistycznych zwi�zanych z tradycj� wczesno�redniowiecznej �aciny. Adso my�li i pisze jak mnich nieczu�y na awans j�zyka ludowego, przywi�zany do stronic zadomowionych w bibliotece, o kt�rej opowiada, ukszta�towany na tekstach patrystycznych i scholastycznych, a jego opowie�� (gdyby pomin�� powo�ywanie si� na wydarzenia z XIV wieku, zapisane jednak z tysi�cznymi zastrze�eniami i zawsze jako rzeczy zas�yszane) mog�aby by� napisana, je�li chodzi o j�zyk i naukowe cytaty, w XII lub XIII wieku. Z drugiej strony nie ulega w�tpliwo�ci, �e przek�adaj�c na sw�j dziewi�tnastowieczny francuski �acin� Adsa. Vallet pozwoli� sobie na liczne licencje, i to nie zawsze tylko stylistyczne. Na przyk�ad, bohaterowie opowie�ci, wspominaj�c co jaki� czas o zaletach tego czy innego zio�a, powo�uj� si� wyra�nie na ow� przypisywan� Albertowi Wielkiemu ksi�g� tajemnic, kt�ra w ci�gu wiek�w podlega�a niezliczonym przer�bkom. Adso z ca�� pewno�ci� to dzie�o zna, ale pozostaje faktem, �e cytuje z niego ust�py, kt�re zbyt dos�ownie pobrzmiewaj� b�d� przepisami Paracelsusa, b�d� wstawkami pochodz�cymi bezsprzecznie z epoki Tudor�w2. (2 Liber aggregationis seu liber secretorum Alberti Magni. Londinium. juxta pontem qui vulgariter dicitur Flete brigge. MCCCCLXXXV.) Z drugiej strony, sprawdzi�em p�niej, �e w czasach, kiedy Vallet przepisywa� (?) manuskrypt Adsa, w Pary�u kr��y�o osiemnastowieczne wydanie Grand i Petit Albert3 (3 Las admirables secrets d'Albert le Grand, A Lyon. Chez les Heritiers. Beringos. Fraires. a l'Enseigne d'Agrippa. MDCCLXXV: Secrets merveilleux de la Magie Naturelle et Cabalistique du Petit Albert. A Lyon. ibidem. MDCCXXIX. 11) , w�wczas ju� nieodwracalnie ska�one. Sk�d jednak�e wzi�� pewno��, �e teksty przytaczane przez Adsa lub przez mnich�w, kt�rych s�owa Adso notuje, nie zawiera�y w�r�d rozmaitych glos, przypis�w i uzupe�nie� r�wnie� adnotacji wykorzystanych w p�niejszym okresie jako po�ywka dla rozwoju kultury? Wreszcie, zachowa�em w brzmieniu �aci�skim te ust�py, kt�rych ksi�dz Vallet nie uzna� za stosowne t�umaczy�, mo�e chc�c zachowa� ducha czas�w. Nie mam
na to �adnego �cis�ego uzasadnienia, poza poczuciem, by� mo�e niew�a�ciwym, wierno�ci dla mojego �r�d�a... Usun��em nadmiar, co� nieco� jednak zostawiaj�c, l boj� si�. �e post�pi�em jak marni powie�ciopisarze, kt�rzy wprowadzaj�c na scen� bohatera Francuza, ka�� mu m�wi�: "Parbleu!", i: ,,la femme, ah! la femme.'" I oto w rezultacie jestem pe�en w�tpliwo�ci. W�a�ciwie nie wiem czemu, postanowi�em zebra� si� na odwag� i przedstawi� tekst tak, jakby to by� autentyczny manuskrypt Adsa z Melku. Powiedzmy: gest cz�owieka zakochanego. Albo, je�li kto� woli, spos�b uwolnienia si� od licznych i starych obsesji. Przepisuj� nie troszcz�c si� o aktualno��. W owych latach, kiedy odkry�em tekst ksi�dza Valleta. panowa�o obiegowe przekonanie, �e pisa� nale�y jedynie maj�c na uwadze tera�niejszo�� i z zamys�em odmienienia �wiata. Teraz, po dziesi�ciu lub wi�cej latach, jest rzecz� pocieszaj�c� dla cz�owieka pi�ra (a wi�c kogo�, komu przywr�cono jego wysok� godno��), �e mo�na pisa� z czystej mi�o�ci do pisania. Tak wi�c wiem, �e mam prawo opowiedzie� dla prostej przyjemno�ci opowiadania histori� Adsa z Melku, a otuch� i pociech� czerpi� z tego, i� jest ona tak bardzo odleg�a w czasie (teraz, kiedy rozbudzony rozum przegna� wszystkie potwory zrodzone podczas jego snu), tak chwalebnie pozbawiona wszelkich zwi�zk�w ze wsp�czesno�ci�, tak ponadczasowo obca naszym nadziejom i naszym pewnikom. Poniewa� jest to historia ksi�g, nie za� codziennych strapie�, jej lektura mo�e sk�oni� nas do powt�rzenia za wielkim na�ladowc� z Kempis: "In omnibus requiem quaesivi, et nuscjuam inveni nisi in angulo cum libro." 5 stycznia 1980
Nota
Manuskrypt Adsa podzielony jest na siedem dni, za� ka�dy dzie� na okresy odpowiadaj�ce godzinom liturgicznym. Podtytu�y w trzeciej osobie dodane zosta�y prawdopodobnie przez Valleta. Poniewa� jednak u�atwiaj� czytelnikowi orientacj�, a zwyczaj ten nie jest obcy �wczesnej literaturze pisanej w j�zyku ludowym, uzna�em, �e lepiej ich nie usuwa�. W niejakie zak�opotanie wprawi�o mnie to, �e Adso powo�uje si� na godziny kanoniczne - ich podzia� nie tylko zmienia si� zale�nie od miejsca i pory roku, ale wed�ug wszelkiego prawdopodobie�stwa w XIV wieku nie przestrzegano z ca�kowit� �cis�o�ci� wskaza� ustalonych w regule przez �w. Benedykta. Jednak�e wydaje mi si�, �e aby zorientowa� z grubsza czytelnika, mo�na, cz�ciowo wnioskuj�c na podstawie tekstu, a cz�ciowo dokonuj�c konfrontacji pierwotnej regu�y z opisem �ycia zakonnego podanym przez Eduarda Schneidera w Les Heures henedictincs (Pary�, Grasset 1925), trzyma� si� nast�puj�cej oceny: Jutrznia (kt�r� czasem Adso okre�la dawnym terminem Vigiliae) Od 2.30 do 3 w nocy. Lauda (kt�ra w starszej tradycji zwie si� Matutina) Od 5 do 6 rano, tak by ko�czy�a si�, kiedy
zaczyna dnie�.
Pryma Ko�o 7.30, tu� przed zorz� porann�. Tercja Ko�o 9. 13
Seksta Po�udnie (w klasztorze, w kt�rym mnisi nie
pracowali w polu, oraz zim� by�a to tak�e pora
posi�ku).
Nona Mi�dzy 2 a 3 po po�udniu.
Nieszp�r Od mniej wi�cej 4.30 do zmierzchu (regu�a
nakazuje zjada� wieczerz� przed zapadni�ciem
ciemno�ci).
Kompleta Ko�o 6 (mniej wi�cej o 7 mnisi k�ad� si� spa�).
Rachunek opiera si� na fakcie, �e w p�nocnych W�oszech pod koniec listopada s�o�ce wstaje ko�o 7.30, a zachodzi ko�o 4.40 po po�udniu.
Prolog
Na pocz�tku by�o S�owo, a S�owo by�o u Boga, i Bogiem by�o S�owo. By�o ono na pocz�tku u Boga i powinno�ci� bogobojnego mnicha jest powtarza� dzie� po dniu, jednostajnie i z pokor�, �w jedyny i niezmienny takt, z kt�rego doby� mo�na niezbit� prawd�. Ale videmus nunc per speculum et in aenigmate, a prawda, nim staniemy z ni� twarz� w twarz, wprz�d pokazuje si� nam po kawa�eczku (jak�e nieczytelnym) w b��dach tego �wiata, winni�my zatem odczytywa� z mozo�em jej wierne znaki r�wnie� tam, gdzie jawi� si� nam jako niejasne i prawie podsuni�te przez wol� bez reszty oddan� z�u. Zbli�aj�c si� do kresu grzesznego �ywota, posiwia�y ze staro�ci, wypatruj�c ju� chwili, kiedy zagubi� si� w niezmierzonej Boskiej otch�ani, milcz�cej i pustej, bym mia� udzia� w blasku anielskiej m�dro�ci, przykuty oci�a�ym i chorym cia�em do celi klasztoru w Melku, tak drogiego memu sercu, bior� do r�ki pi�ro, by na tym welinie pozostawi� �wiadectwo cudownych i straszliwych wydarze�, w kt�rych w mej m�odo�ci uczestniczy�em, powtarzaj�c werbatim wszystko, co widzia�em i s�ysza�em, nie wa��c si� na to, �eby doby� na �wiat�o dnia jaki� zamys�, lecz pozostawiaj�c tym, co nadejd� (je�li nie uprzedzi ich Antychryst), znaki znak�w, a�eby ich odczytywanie sta�o si� modlitw�. Z �aski Pana naszego by�em, przezroczysty jak szyba, �wiadkiem wydarze�, jakie mia�y miejsce w opactwie, kt�rego nazw� nawet stosownie i pobo�nie jest zamilcze�, 15
pod koniec Roku Pa�skiego 1327, kiedy to cesarz Ludwik ruszy� do Italii, by przywr�ci� godno�� �wi�temu cesarstwu rzymskiemu, czyni�c pod�ug zamiar�w Najwy�szego i ku zawstydzeniu nies�awnego przyw�a�ciciela, �wi�tokupcy i heretyka, co w Awinionie ha�bi �wi�te imi� aposto�a (m�wi� o grzesznej duszy Jakuba z Cahors, kt�rego ludzie bezbo�ni czcz� jako Jana XXII). Mo�e by�oby rzecz� s�uszn�, bym dla lepszego przedstawienia wydarze�, w kt�re zosta�em wpl�tany, przypomnia� bieg spraw w ci�gu tego skrawka wieku, tak jak pojmowa�em je w�wczas, prze�ywaj�c, i tak jak przypominam sobie teraz, wzbogacony o inne p�niej zas�yszane opowie�ci - je�li tylko zdo�am z powrotem naniza� na sznur pami�ci tak wiele niejasnych wydarze�. Ju� w pierwszych latach naszego wieku papie� Klemens V przeni�s� siedzib� apostolsk� do Awinionu, pozostawiaj�c Rzym na pastw� ambicji tamtejszych pan�w: i oto powoli �wi�te miasto chrze�cija�stwa, szarpane walkami mi�dzy mo�nymi, przemieni�o si� w cyrk lub lupanar; nazwa�o siebie republik�, lecz ni� nie by�o, podbi�y j� bowiem zbrojne gromady, ulega�o przemocy i grabie�y. Ksi�a, wolni od jurysdykcji �wieckiej, dowodzili grupami buntownik�w i z mieczem w d�oni dokonywali rabunk�w, nadu�y�, prowadzili nikczemne handle. Jak sprawi�, by Caput Mundi sta�o si� na nowo, i s�usznie, celem ka�dego, kto chce w�o�y� na skronie koron� �wi�tego cesarstwa rzymskiego, i jak przywr�ci� godno�� temu doczesnemu dominium, kt�re by�o ju� niegdy� dominium cesarzy? Zdarzy�o si� oto, �e w roku 1314 pi�cioro niemieckich ksi���t wybra�o we Frankfurcie Ludwika Bawarskiego na najwy�szego rz�dc� cesarstwa. Lecz tego samego dnia na przeciwleg�ym brzegu Menu ksi��� palatyn Renu i arcybiskup Kolonii podnie�li do tej samej godno�ci Fryderyka Austriackiego. Dwaj cesarze na jednym tronie i jeden papie� na dw�ch tronach: oto sytuacja, kt�ra sta�a si� �r�d�em nie lada zamieszania... Dwa lata p�niej wybrany zosta� w Awinionie nowy papie�, Jakub z Cahors, siedemdziesi�ciodwuletni starzec, kt�ry przyj�� imi� w�a�nie Jana XXII, i oby niebo sprawi�o, by �aden ju� najwy�szy kap�an nie przyj�� 16
imienia tak odt�d znienawidzonego przez ludzi poczciwych. Francuz i oddany kr�lowi Francji (ludzie z tego pado�u zepsucia zawsze maj� sk�onno�� do sprzyjania interesom ziomk�w i niezdolni s� patrze� na ca�y �wiat jako na sw� duchow� ojczyzn�), popiera� Filipa Pi�knego przeciwko templariuszom, kt�rych kr�l oskar�y� (jak s�dz�, nies�usznie) o haniebne wyst�pki, by zagarn�� ich dobra, za wsp�lnika maj�c tego kap�ana zaprza�ca. W tym samym czasie w tok wydarze� wmiesza� si� Robert z Neapolu, kt�ry pragn�c utrzyma� kontrol� na italijskim p�wyspie, przekona� papie�a, by ten nie uzna� �adnego z dw�ch cesarzy niemieckich, i tym sposobem zosta� kondotierem ca�ego Pa�stwa Ko�cielnego. W 1322 roku Ludwik Bawarski pokona� swojego rywala, Fryderyka. Bardziej jeszcze l�kaj�c si� jednego cesarza ni�li uprzednio dw�ch, Jan ekskomunikowa� zwyci�zc�, a ten w odwecie oznajmi�, �e papie� jest heretykiem. Trzeba tu wspomnie�, �e w�a�nie w owym roku odby�a si� w Perugii kapitu�a braci franciszka�skich, a ich genera�, Micha� z Ceseny, ulegaj�c naciskom "duchownik�w" (b�d� mia� jeszcze sposobno�� opowiedzie� o nich), og�osi� jako prawd� wiary ub�stwo Chrystusa, kt�ry je�li nawet posiada� rzecz jak� wesp� z aposto�ami, to tylko w formie usus facti. Ten szlachetny aksjomat mia� ocali� cnot� i czysto�� zakonu, ale nie przypad� zanadto do smaku papie�owi, albowiem by� mo�e dostrzeg� w nim zasad� niebezpieczn� dla tych roszcze�, kt�re on sam jako g�owa Ko�cio�a wysuwa�, zmierzaj�c do odebrania cesarstwu przywileju wybierania biskup�w, natomiast �wi�temu tronowi przypisuj�c prawo do koronacji cesarza. Z tych czy innych jeszcze powod�w Jan XXII dekreta�em Cum inter nonnullos pot�pi� w 1323 roku twierdzenia franciszkan�w. W tym w�a�nie momencie, jak s�dz�. Ludwik dostrzeg� w franciszkanach, teraz przeciwnikach papie�a, pot�nych sprzymierze�c�w. Trwaj�c przy tezie o ub�stwie Chrystusa, w pewien spos�b wspierali idee teolog�w cesarskich, to jest Marsyliusza z Padwy i Jana z Jandun. A wreszcie, na niewiele miesi�cy przed opowiedzianymi przeze mnie dalej wydarzeniami. Ludwik, osi�gn�wszy ugod� z pokonanym Fryderykiem, ruszy� do Italii, zosta� 17
ukoronowany w Mediolanie, por�ni� si� z Viscontimi, kt�rzy przyj�li go wszak przychylnie, zacz�� oblega� Piz�, mianowa� swoim namiestnikiem Castruccia, ksi�cia Lukki i Pistoi (i, wydaje mi si�, �le uczyni�, gdy� nie spotka�em nigdy cz�owieka okrutniejszego, chyba �e Uguccione delia Faggiola), a nast�pnie gotowa� si� do wyruszenia na Rzym, wezwa� go bowiem Sciarra Colonna w�adaj�cy tym miastem. Oto jak przedstawia�y si� sprawy, kiedy ja-nowicjusz benedykty�ski w klasztorze w Melku - oderwany zosta�em od pe�nych spokoju kru�gank�w klasztornych przez mego ojca, kt�ry walczy� w �wicie Ludwika jako nie najpo�ledniejszy z jego baron�w i kt�ry uzna� za rzecz m�dr� zabra� mnie ze sob�, bym zobaczy� cudowno�ci Italii i by� w Rzymie przy koronacji cesarza. Lecz obl�enie Pizy spowodowa�o, �e zaprz�tni�ty by� troskami wojskowymi. Skorzysta�em z tego, by troch� z lenistwa, a troch� z pragnienia zdobycia wiedzy, podj�� w�dr�wk� po miastach Toskanii, lecz moi rodzice uznali, �e to �ycie swobodne i nie ograniczone �adnymi regu�ami nie przystoi m�odzie�cowi, kt�rego przeznaczeniem jest kontemplacja. Id�c wi�c za rad� �yczliwego mi Marsyliusza, postanowi�em zaj�� miejsce u boku uczonego franciszkanina, brata Wilhelma z Baskerville, kt�ry w�a�nie mia� podj�� pos�owanie i dotrze� do s�awnych miast i starych opactw. I tak oto sta�em si� jego sekretarzem i dyscypu�em, a nie �a�uj� tego, gdy� by�em przy nim �wiadkiem wydarze� godnych powierzenia, jak to w tej chwili czyni�, pami�ci tych, kt�rzy przyjd� po mojej �mierci. Nie wiedzia�em wtedy, czego brat Wilhelm szuka, i prawd� m�wi�c, nie wiem tego po dzi� dzie�, a przypuszczam te�, �e i on tego nie wiedzia�, jedynym bowiem pragnieniem, jakie nim kierowa�o, by�o pragnienie prawdy i podejrzenie - kt�re zawsze w moim przekonaniu �ywi�- i� prawd� nie jest to, co ukazuje nam si� w chwili tera�niejszej, l by� mo�e w owych latach powinno�ci doczesne oderwa�y go od umi�owanych stu-18
di�w. Jego misja pozosta�a mi nie znana przez ca�y czas podr�y, a on te� o niej nie m�wi�. Ju� raczej dzi�ki urywkom rozm�w, jakie prowadzi� z opatami klasztor�w, w kt�rych zatrzymywali�my si� po drodze, wyrobi�em sobie niejasny pogl�d na natur� jego zadania. Lecz zrozumia�em je w pe�ni dopiero, kiedy osi�gn�li�my nasz cel, jak to opowiem dalej. Kierowali�my si� na p�noc, lecz nasza podr� nie przebiega�a po linii prostej i zatrzymywali�my si� w rozmaitych opactwach. Bywa�o wi�c, �e zbaczali�my ku zachodowi, chocia� nasz ostateczny cel by� na wschodzie, w�druj�c mniej wi�cej wzd�u� linii g�rskiej prowadz�cej z Pizy w stron� dr�g do �wi�tego Jakuba, a zatrzymywali�my si� na kr�tko to tu, to tam w okolicach, kt�rych nie chc� dok�adniej okre�la�, albowiem odradzaj� mi to straszliwe wypadki, jakie p�niej si� tam rozegra�y, ale w�adcy tych ziem byli wierni cesarstwu, tamtejsi za� opaci naszego zakonu jak jeden m�� stan�li przeciwko heretyckiemu i przekupnemu papie�owi. Urozmaicona podr� trwa�a trzy tygodnie i w tym czasie mia�em sposobno�� pozna� (nigdy nie do��, jak ci�gle si� przekonuj�) mojego nowego mistrza. Na dalszych stronicach nie b�d� folgowa� ch�ci opisywania os�b -- chyba �e wyraz czyjej� twarzy albo jaki� gest objawi� si� jako znaki j�zyka niemego, lecz wymownego - albowiem, jak powiada Boecjusz, nie ma rzeczy ulotniejszej ni� kszta�t zewn�trzny, kt�ry wi�dnie i zmienia si� niby kwiat polny, kiedy przychodzi jesie�, i po c� m�wi� dzisiaj o tym, �e opat Abbon mia� oko surowe, a policzki blade, skoro i on, i ci, co go otaczali, obr�cili si� w proch i od prochu ich cia�a przej�y �mierteln� szaro�� (tylko dusza, oby B�g tak zechcia�, ja�nieje �wiat�em, kt�re ju� nigdy nie zga�nie)? Ale o Wilhelmie chc� opowiedzie�, i to tylko w tym miejscu, gdy� uderzy�y mnie jego osobliwe rysy, i jest rzecz� w�a�ciw�, �e m�odzie�cy przywi�zuj� si� do jakiego� m�czyzny starszego i m�drszego nie tylko wskutek oczarowania s�owami, jakie �w wypowiada, i bystro�ci� umys�u, ale r�wnie� powierzchownym kszta�tem cielesnym. bowiem staje si� on im drogi niczym posta� ojca, kt�rego ruchy i wybuchy gniewu studiuje si�, na kt�rego 19
u�miech czyha si� - cho� �aden cie� po��dliwo�ci nie bruka tej odmiany (mo�e jedynej czystej) cielesnego mi�owania. Dawniejsi ludzie byli wysocy i pi�kni (teraz s� tylko dzie�mi i kar�ami), ale ten fakt jest jednym z wielu �wiadcz�cych o nieszcz�ciu �wiata, kt�ry si� starzeje. M�odo�� nie pragnie ju� wiedzy, nauka upada, ca�y �wiat staje na g�owie, �lepcy prowadz� �lepc�w i rzucaj� ich w przepa�ci, ptaki podrywaj� si� z gniazd, zanim zaczn� fruwa�, osio� gra na lirze, wo�y ta�cuj�, Maria nie mi�uje ju� �ycia kontemplacyjnego, a Marta �ycia czynnego, Lea jest bezp�odna, Rachel ma spojrzenie po��dliwe. Katon ucz�szcza do lupanar�w, Lukrecjusz staje si� kobiet�. Wszystko zesz�o ze swojej drogi. Dzi�ki niech b�d� Bogu, �e w owym czasie zyska�em od mojego mistrza pragnienie uczenia si� i to poczucie prostej drogi, kt�rego nie traci si� nawet, kiedy �cie�ka staje si� kr�ta. Tak wi�c wygl�d zewn�trzny brata Wilhelma przyci�ga� uwag� nawet najbardziej roztargnionego obserwatora. Postaw� g�rowa� nad zwyk�ymi lud�mi, a by� tak chudy, �e zdawa� si� jeszcze wy�szy. Spojrzenie mia� bystre i przenikliwe; ostry i odrobin� zadarty nos dawa� jego obliczu wyraz cechuj�cy cz�owieka czujnego, poza chwilami odr�twienia, o kt�rych jeszcze powiem. Podbr�dek �wiadczy� o niewzruszonej woli, chocia� jednocze�nie twarz wyd�u�ona i pokryta piegami - jakie cz�sto widzia�em u ludzi urodzonych mi�dzy Hiberni� a Northumbri� - mog�a czasem wyra�a� niepewno�� i zak�opotanie. Z czasem zda�em sobie spraw�, �e to, co bra�em za brak pewno�ci, by�o tylko zaciekawieniem, ale na pocz�tku niewiele wiedzia�em o tej cnocie, kt�r� mia�em raczej za nami�tno�� duszy po��dliwej, albowiem dusza roztropna winna, s�dzi�em, j� odrzuca�, a karmi� si� jedynie prawd� (tak my�la�em) znan� z g�ry. Pachol�ciu, kt�rym w�wczas by�em, od razu rzuci�y si� w oczy k�py ��tawych w�os�w wyrastaj�cych mu z uszu, a te� krzaczaste i jasne brwi. Mia� ju� z pi��dziesi�t wiosen, by� wi�c bardzo stary, ale jego nie znaj�ce znu�enia cia�o porusza�o si� z �ywo�ci�, jakiej cz�sto 20
brakowa�o mnie. W chwilach czynnych wydawa�o si�, �e ma niewyczerpane zasoby si�. Ale od czasu do czasu jego duch �ycia zaszywa� si� gdzie� niby rak, mojego mistrza opanowywa�a apatia i widzia�em, jak godzinami tkwi� w celi nie wstaj�c z pos�ania, ledwie wypowiadaj�c jakie� monosylaby, z nieruchom� twarz�. W takich chwilach jego oczy wyra�a�y pustk� i nieobecno�� i m�g�bym podejrzewa�, �e jest pod dzia�aniem jakiej� ro�linnej substancji sprowadzaj�cej wizje, gdyby oczywisty umiar, kt�ry rz�dzi� jego �yciem, nie sk�oni� mnie do odrzucenia tej my�li. Nie kryj� jednak, �e w czasie podr�y zatrzymywa� si� czasem na skraju ��ki lub lasu, by zerwa� jakie� ziele (mniemam, zawsze to samo), i zaczyna� je �u� w skupieniu. Troch� ziela mia� zawsze przy sobie i spo�ywa� w momentach najwi�kszego napi�cia (a nie brakowa�o takich podczas naszego pobytu w opactwie!). Kiedy razu pewnego zapyta�em, co to jest, odpar� z u�miechem, �e dobry chrze�cijanin mo�e czasem nauczy� si� czego� od niewiernych; a kiedy prosi�em, by da� mi spr�bowa�, odrzek�, i� podobnie jak to jest z mowami, kt�re s� paidikoi, ephehikoi, gymiikdoi i tak dalej, tak i z zio�ami, bywaj� bowiem takie, co s� dobre dla starego franciszkanina, ale nieodpowiednie dla m�odego benedyktyna. W tym czasie, kiedy przebywali�my razem, nie mogli�my prowadzi� zbyt uporz�dkowanego �ycia; r�wnie� w opactwie czuwali�my nocami i padali�my na �o�e w dzie�, tak �e nie zawsze uczestniczyli�my w �wi�tych obrz�dkach. Jednak w czasie podr�y rzadko kiedy czuwa� po komplecie, a obyczaje mia� nader wstrzemi�liwe. Kilka razy, jak zdarzy�o si� to w opactwie, ca�y dzie� sp�dza� na kr��eniu po warzywniku, przygl�daj�c si� ro�linom, jakby by�y to chryzopazy lub szmaragdy, a znowu widzia�em, jak spacerowa� po krypcie skarbca, tak patrz�c na kufer wysadzany szmaragdami i chryzopazami, jakby to by� krzak bielunia. Kiedy indziej przez ca�y dzie� nie rusza� si� z wielkiej sali biblioteki, przegl�daj�c manuskrypty, jakby szuka� w tym zaj�ciu jedynie swojej przyjemno�ci (podczas gdy doko�a nas by�o coraz wi�cej trup�w zabitych w straszny spos�b mnich�w). Pewnego dnia zasta�em go w ogrodzie, kiedy 21
przechadza� si� bez �adnego widocznego celu, jakby nie musia� zdawa� przed Bogiem rachunku ze swoich poczyna�. W klasztorze nauczono mnie zupe�nie innego rozk�adu czasu i powiedzia�em mu to. A on odpar�, �e pi�kno kosmiczne dane jest nie tylko przez jedno�� w rozmaito�ci, ale tak�e przez rozmaito�� w jedno�ci. Te s�owa mog�a podszepn��, jak mi si� zdawa�o, tylko prostacka empiria, ale potem dowiedzia�em si�, �e ludzie z jego kraju cz�sto okre�laj� rzeczy w spos�b, w kt�rym o�wiecaj�ca si�a rozumu ma niewielki jeno udzia�. W opactwie zawsze widzia�em go z d�o�mi pokrytymi py�em ksi�g, z�otem nie wyschni�tych jeszcze miniatur, ��tawymi substancjami, kt�rych dotyka� w szpitalu Seweryna. Mia�o si� wra�enie, �e my�le� potrafi wy��cznie r�kami, co w�wczas wydawa�o mi si� rzecz� bardziej godn� kogo�, kto zajmuje si� machinami (a nauczono mnie, �e taki kto� to moechus, �e pope�nia czyn wiaro�omny wobec �ycia umys�owego, z kt�rym winien by� z��czony przez czyste za�lubiny): ale r�wnie� kiedy jego d�onie ujmowa�y rzeczy niezmiernie delikatne, jak niekt�re kodeksy ze �wie�ymi jeszcze miniaturami lub stronice zbutwia�e ze staro�ci i kruche niby maca, ich dotkni�cie by�o nadzwyczaj subtelne, zupe�nie jak wtedy, gdy dotyka� swych machin. Musz� bowiem powiedzie�, �e ten cz�ek osobliwy mia� w torbie podr�nej instrumenty, kt�rych nigdy przedtem nie widzia�em i o kt�rych on sam m�wi� jako o cudownych maszynach. Machiny, powiada�, s� dzie�em sztuk, kt�re ma�puj� natur� na�laduj�c nie jej form�, lecz czynno�ci. Wyja�nia� mi w ten spos�b cud zegara, astrolabium i magnesu. Ale na pocz�tku ba�em si� czar�w i udawa�em, �e �pi�, kiedy on w pewne pogodne noce zabiera� si� (z dziwacznym tr�jk�tem w d�oni) do obserwowania gwiazd. Franciszkanie, kt�rych pozna�em w Italii i w moim kraju, byli lud�mi prostymi, cz�sto nie umiej�cymi czyta� ni pisa�, i dziwowa�em si� jego wiedzy. Ale odpar�, �e franciszkanie z jego wysp s� z innej gliny ulepieni: "Roger Bacon, kt�rego czcz� jako mistrza, naucza� nas, �e Boski plan wska�e pewnego dnia wiedz� o machinach, kt�re s� magi� naturaln� i �wi�t�, l b�dzie tak, �e si�y przyrody pozwol� zrobi� machiny do p�ywania, by okr�ty po-22
rusza�y si� tylko homine regonie i znacznie szybciej ni� te pchane wiatrem lub wios�ami: i b�d� wozy ut sine animali moveantur cum impetu inaestimabili, et instrumentu volandi et homo sedens in media instrumentis revolvens aliquod ingenium per quod alae artificialiter composita aerem verberent. ad modum avis volantis". I male�kie narz�dzia, kt�re podnosi� b�d� niesko�czenie wielkie ci�ary, i wozy, kt�rymi je�dzi� b�dzie mo�na po dnie morza." Kiedy spyta�em, gdzie s� te machiny, odpar�, �e by�y ju� zrobione w staro�ytno�ci, a niekt�re nawet w naszych czasach: "Poza instrumentem do latania, takowego nie widzia�em bowiem ani nie wiem o nikim, kto by widzia�, ale znam uczonego, kt�ry go obmy�li�. I mo�na robi� mosty, kt�re przekraczaj� rzeki bez �adnych filar�w i podp�r, i inne nadzwyczajne machiny. Lecz nic powiniene� martwi� si�, je�li dotychczas ich nie ma, bo to nie znaczy, �e ich nie b�dzie. A ja ci m�wi�, �e B�g chce, by by�y, i z pewno�ci�, nawet je�li m�j przyjaciel Ockham zaprzecza temu, by idee istnia�y w ten spos�b, s� one ju� w Jego umy�le, i nie dlatego, �e mo�emy decydowa� o Boskiej naturze, lecz w�a�nie dlatego, �e nie mo�emy wytycza� jej �adnych granic." Nic by�o to jedyne zdanie sprzeczne, jakie us�ysza�em z jego ust; ale nawet teraz, kiedy jestem stary i m�drszy ni� w�wczas, nie rozumiem do ko�ca, w jaki spos�b m�g� takim zaufaniem darzy� swojego przyjaciela Ockhama i przysi�ga� jednocze�nie na s�owa Bacona, jak to zazwyczaj czyni�. To jednak prawda, �e �yjemy w mrocznych czasach, skoro cz�ek m�dry musi snu� my�li, kt�re s� mi�dzy sob� sprzeczne. Tak oto powiedzia�em o bracie Wilhelmie rzeczy, by� mo�e, nie do ko�ca dorzeczne, prawie jakbym raz jeszcze ulega� tym nieuporz�dkowanym wra�eniom, jakich w�wczas, przebywaj�c u jego boku, doznawa�em. Kim by� i czego dokona�, mo�e lepiej zdo�asz, m�j dobry czytelniku, wywnioskowa� z tego, co czyni� w ci�gu dni sp�dzonych w opactwie. Nie obieca�em, �e przedstawi� ci sko�czony obraz, mog� jedynie przedstawi� spis fakt�w (to, owszem) cudownych i strasznych. A wi�c poznaj�c dzie� po dniu mojego mistrza i sp�-23
dzaj�c godziny podr�y na d�ugich pogaw�dkach, o kt�rych opowiada! b�d� stopniowo w miar� potrzeby, dotarli�my do podn�a g�ry d�wigaj�cej na swym wierzcho�ku opactwo, l nadesz�a pora, by moja opowie�� zbli�y�a si� do�, podobnie jak wtedy zbli�ali�my si� my dwaj, i oby r�ka nie zadr�a�a mi, kiedy przyst�pi� do spisywania tego, co si� potem wydarzy�o.
Dzie� pierwszy
U. Eco
Dzie� pierwszy
Pryma
Kiedy to docieramy do st�p opactwa i Wilhelm daje dow�d wielkiej przenikliwo�ci.
By� pi�kny poranek pod koniec listopada. W nocy napada�o troch� �niegu, ale �wie�y welon okrywaj�cy ziemi� by� nie grubszy ni� na trzy palce. Tu� po landzie wys�uchali�my po ciemku mszy w wiosce le��cej w dolinie. Potem, o wschodzie s�o�ca, ruszyli�my w stron� g�r. Kiedy pi�li�my si� urwist� �cie�k�, kt�ra wi�a si� wok� g�ry, zobaczy�em opactwo. Nie zadziwi�y mnie mury, kt�re opasywa�y je ze wszystkich stron, gdy� podobne widzia�em w ca�ym chrze�cija�skim �wiecie, ale zdumienie wzbudzi�a bry�a tego, co jak si� p�niej dowiedzia�em, nazywano Gmachem. By�a to o�miok�tna, wygl�daj�ca z oddalenia jak czworok�t (figura doskona�a, wyra�aj�ca trwa�o�� i niedost�pno�� pa�stwa Boga) budowla, kt�rej �ciany po�udniowe wznosi�y si� na klasztornym p�askowy�u, podczas gdy p�nocne zdawa�y si� wyrasta� pionowo z samego podn�a g�ry. Patrz�c z do�u mia�o si� wra�enie, �e w niekt�rych miejscach ska�a si�ga w kierunku nieba bez rozdzia�u barw i materii i dopiero stopniowo ukazuje si� jako don�on i baszta (dzie�o gigant�w, kt�rzy �yli za pan brat i z ziemi�, i z niebem). Trzy rz�dy okien wyra�a�y potr�jny rytm g�rnej partii budowli, a w ten spos�b to, co by�o w poj�ciu fizycznym kwadratem na ziemi, duchowo stawa�o si� tr�jk�tne w niebie. Przy dalszym zbli�aniu si� wida� by�o, �e czworok�tna forma wytworzy�a na ka�dym rogu siedmiok�tn� baszt� o pi�ciu �cianach wychodz�cych na zewn�trz - tak wi�c czterem z o�miu bok�w wielkiego 27
o�miok�ta odpowiada�y cztery ma�e siedmiok�tny, kt�re na zewn�trz prezentowa�y si� jako pi�ciok�ty, l nie ma cz�owieka, kt�ry nic dostrzeg�by zadziwiaj�cej zgodno�ci tylu �wi�tych liczb ujawniaj�cych subtelny sens duchowy. Osiem to liczba doskona�o�ci ka�dego czworok�ta, cztery to liczba Ewangelii, pi�� liczba stref �wiata, siedem liczba dar�w Ducha �wi�tego. Bry�a i kszta�t Gmachu jawi�y mi si� tak samo, jak p�niej na po�udniu italijskiego p�wyspu Castel Ursino i Castel del Monte, ale niedost�pne po�o�enie sprawia�o, �e Gmach by� straszliwszy i m�g� wzbudza� l�k u podr�nego, kt�ry zbli�a� si� do� stopniowo. Na szcz�cie wskutek tego, �e ten zimowy poranek by� niezwykle przejrzysty, na budowl� patrzy�em innymi oczami, ni� patrzy�bym w czasie burzy. Nie mog� jednak powiedzie�, by budzi�a uczucia przyjemne. Odczu�em l�k i subtelny niepok�j. B�g wie, �e nie by�y to zjawy mojej niedojrza�ej duszy i �e w�a�ciwie obja�nia�em sobie niew�tpliwe zapowiedzi wpisane w kamie� w dniu, kiedy giganci po�o�yli na� swoje d�onie i zanim jeszcze wola mnich�w, ulegaj�c z�udzeniu, o�mieli�a si� przeznaczy� to miejsce na schronienie dla s�owa Bo�ego. Kiedy nasze mu�y pokonywa�y mozolnie ostatni zakr�t zbocza, w miejscu, gdzie g��wna droga rozga��zia�a si� daj�c pocz�tek dw�m jeszcze, biegn�cym r�wnolegle �cie�kom, m�j mistrz zatrzyma� si� na chwil�, spojrza� na obie strony drogi, na sam� drog� oraz w g�r� na rz�d sosen tworz�cych na kr�tkim odcinku naturalny okap posiwia�y od �niegu. - Bogate opactwo - rzeki. - Opat lubi pokaza� si� w uroczystych chwilach. Przywyk�em ju� do jego najosobliwszych stwierdze�, wi�c nie zada�em �adnego pytania. R�wnie� dlatego, �e po przebyciu dalszego kawa�ka drogi us�yszeli�my jaki� zgie�k i zza zakr�tu ukaza� si� oddzia�ek podnieconych mnich�w i s�ug. Jeden z nich, kiedy nas zobaczy�, ruszy� naprzeciwko i rzek� wielce uprzejmie: - Witaj, panie, i nie dziw si�, �e domy�lam si�, kim jeste�, albowiem 28
uprzedzono nas o twoim przybyciu. Jestem Remigiusz z Varagine, klucznik klasztoru. A je�li ty jeste�, jak przypuszczam, bratem Wilhelmem z Bascavilli, trzeba nam zawiadomi� opata. Ty - rozkaza� odwracaj�c si� do jednego z orszaku - ruszaj do g�ry z nowin�, �e nasz go�� wkroczy niebawem w mury opactwa! - Dzi�kuj� ci, panie kluczniku - odpar� �yczliwie m�j mistrz - i tym dro�sza mi twoja uprzejmo��, �e dla powitania nas przerwali�cie pogo�. Lecz nie martw si�, ko� przegalopowa� t�dy i ruszy� �cie�k� po prawej stronie. Nie oddali si� zbytnio, gdy� b�dzie musia� zatrzyma� si�, kiedy dotrze do miejsca, gdzie wyrzucacie zu�yt� �ci�k�. Jest zbyt m�drym zwierz�ciem, �eby zapuszcza� si� w stromy teren... - Kiedy go widzia�e�? - zapyta� klucznik. - Prawd� rzek�szy, nie widzieli�my go, czy� nie tak, Adso? - powiedzia� Wilhelm, zwracaj�c w moj� stron� rozbawione lico. -Ale je�li szukacie Brunellusa, zwierz� powinno by� w miejscu, kt�re wskaza�em. Klucznik zawaha� si�. Spojrza� na Wilhelma, p�niej na �cie�k�, a w ko�cu spyta�: - Brunellusa? Sk�d wiesz? - Jak�e to - rzek� Wilhelm - jest przecie� rzecz� oczywist�, �e szukacie Brunellusa, umi�owanego konia opata, najlepszego bieguna w waszej stajni, karej ma�ci, wysokiego na pi�� st�p: pyszny ogon, kopyta kr�g�e i ma�e, ale galop dosy� regularny; �eb drobny, uszy spiczaste, ale �lepia du�e. Pomkn�� w prawo, m�wi� wam, i tak czy inaczej musicie si� pospieszy�. Klucznik zawaha� si� przez chwil�, potem skin�� na swoich ludzi i ruszy� praw�' �cie�k�, a nasze mu�y te� podj�y wspinaczk�. Ju� mia�em zada� Wilhelmowi pytanie, gdy� dr�czy�a mnie ciekawo��, ale da� mi znak, bym zaczeka�; w istocie, po kilku minutach us�yszeli�my okrzyki rado�ci i zza zakr�tu �cie�ki ukazali si� mnisi i s�udzy, prowadz�c konia za w�dzid�o. Wyprzedzili nas bokiem, w dalszym ci�gu przygl�daj�c si� nam z odrobin� os�upienia, i ruszyli przodem w kierunku opactwa. Wydaje mi si� tak�e, i� Wilhelm �ci�gn�� nieco cugle swojemu wierzchowcowi, �eby da� im czas na opowiedzenie o tym, co si� wydarzy�o. Rzeczywi�cie, mia�em sposobno�� prze-29
kona� si�, �e m�j mistrz, cho� pod ka�dym wzgl�dem cz�ek naj�wietniejszych cn�t, kiedy tylko m�g� pokaza�, jak bardzo jest przenikliwy, folgowa� przywarze pr�no�ci, a poniewa� docenia�em ju� dar dyplomatycznej subtelno�ci, zrozumia�em, �e chcia� dotrze� do celu podr�y poprzedzony niewzruszon� s�aw� m�drca. - A teraz powiedz mi, prosz� - nie wytrzyma�em w ko�cu - sk�d to wszystko wiedzia�e�? � M�j poczciwy Adso - odpar� mistrz. - W ci�gu ca�ej podr�y ucz� ci� rozpoznawa� znaki, przez kt�re �wiat do nas przemawia niby wielka ksi�ga. Alanus ab Insulis powiada, �e
omnis mundi creatura
quasi liber et pictura
nobis et in speculum
maj�c na my�li niewyczerpane zasoby symboli, kt�rymi B�g m�wi nam poprzez swoje dzie�o stworzenia o �yciu wiecznym. Ale �wiat jest jeszcze bardziej wymowny, ni� my�la� Alanus, i nic tylko m�wi o rzeczach ostatecznych (w kt�rym to przypadku wyra�a si� zawsze w spos�b niejasny), ale r�wnie� o tym wszystkim, co nas otacza, i wtedy wyra�a si� ca�kowicie jasno. Prawie wstydz� si�, �e musz� powtarza� ci to, o czym winiene� wiedzie�. Na skrzy�owaniu dr�g, w �wie�ym jeszcze �niegu, wyra�nie rysowa�y si� odciski kopyt ko�skich biegn�ce w kierunku �cie�ki po naszej lewej r�ce. Te odciski, rozmieszczone w sporej i jednakowej odleg�o�ci jedne od drugich, by�y ma�e i okr�g�e i wskazywa�y na bardzo regularny galop - st�d mog�em wywnioskowa� o charakterze konia i o tym, �e nie p�dzi� byle gdzie, jak to czyni zwierz� sp�oszone. W miejscu, gdzie sosny tworz� jakby naturalny okap, niekt�re ga��zki by�y �wie�o u�amane dok�adnie na wysoko�ci pi�ciu st�p. Na jednym z tych krzak�w morwy, tam gdzie zwierz� musia�o zawr�ci�, �eby ruszy� dalej �cie�k� po swojej prawej stronie, powiewaj�c przy tym pysznym ogonem, utkwi�o mi�dzy igie�kami d�ugie czarne w�osie... Nie powiesz mi, na koniec, �e nie wiesz, i� ta �cie�ka prowadzi do miejsca, gdzie wyrzuca si� �ci�k�, pokonuj�c bowiem dolny zakr�t widzieli�my pian� nie-30
czysto�ci sp�ywaj�cych stromo u st�p baszty po�udniowej i brukaj�cych �nieg; a przy takim po�o�eniu rozstaj�w �cie�ka mog�a prowadzi� jedynie w tamtym w�a�nie kierunku. . - Tak - powiedzia�em - ale drobny �eb, spiczaste uszy, wielkie �lepia... - Nie wiem, czy ma to wszystko, ale z pewno�ci� mnisi �wi�cie w owe przymioty wierz�. Izydor z Sewilli powiedzia�, �e pi�kno konia wymaga "uf sit exignum caput et siccum prope pelle ossibus adhaerente, aures breves et argutae, oclili magni, nares patulae, erectu cervix, coma densa et cauda, ungularum soliditate fixa rolunditas". Gdyby ko�, o kt�rym wydedukowa�em, i� t�dy przegalopowa�, nie by� naprawd� najlepszym koniem w stajni, czemu w pogo� za nim ruszy� by mieli nie tylko stajenni, czemu trudzi� si� sam klucznik. A mnich, kt�ry uwa�a konia za doskona�o�� przewy�szaj�c� formy naturalne, musi widzie� zwierz� takim, jakim auctoritates mu je opisa�y, szczeg�lnie je�li - i w tym miejscu obdarzy� mnie k��liwym u�miechem jest uczonym benedyktynem. - No dobrze - powiedzia�em - ale czemu Brunellus? - Oby Duch �wi�ty wla� ci wi�cej oleju do g�owy, ni� masz w tej chwili, m�j synu! - wykrzykn�� mistrz. - Jakie� inne imi� da�by� mu, skoro nawet wielki Buridan, kt�ry ma zosta� rektorem w Pary�u, kiedy przychodzi mu m�wi� o pi�knym koniu, nie znajduje imienia bardziej stosownego? Taki by� m�j mistrz. Nie tylko potrafi� czyta� w wielkiej ksi�dze natury, lecz r�wnie� poj��, w jaki spos�b mnisi czytaj� zwyk�e ksi�gi i jak za ich po�rednictwem my�l�. Dar ten, jak zobaczymy, mia� by� mu bardzo u�yteczny w dniach, kt�re nast�pi�y. Ale na razie jego wyja�nienie wyda�o mi si� tak oczywiste, �e cho� czu�em upokorzenie, gdy� sam nie wpad�em na nie, g�r� wzi�a duma, bo teraz ju� uczestniczy�em w nim, i prawie winszowa�em sobie przenikliwo�ci. Albowiem si�a prawdy jest taka, �e, podobnie jak dobro, rozprzestrzenia si� doko�a, l niech pochwalone b�dzie �wi�te imi� Pana Naszego Jezusa Chrystusa za to, �e zosta�em tak pi�knie o�wiecony. 31
Lecz wr�� do swego w�tku, o moja opowie�ci, gdy� zgrzybia�y mnich zbytnio zap�nia si� przy marginaliach. M�w raczej o tym, �e dotarli�my do wielkiej bramy opactwa i �e na progu sta� opat, kt�remu dwaj nowicjusze trzymali z�ot� mis� nape�nion� wod�. A kiedy zsiedli�my z naszych wierzchowc�w, opat umy� d�onie Wilhelmowi, potem obj�� go, ca�uj�c w usta i daj�c mu swoje �wi�te b�ogos�awie�stwo, w tym czasie za� klucznik zajmowa� si� moj� osob�. - Dzi�kuj�, magnificencjo - rzek� Wilhelm. - Dla mnie to wielka rado�� postawi� stop� w klasztorze, kt�rego s�awa przekroczy�a te g�ry. Przybywam jako pielgrzym w imi� Naszego Pana i jako takiemu odda�e� mi honory. Lecz przybywam r�wnie� w imieniu naszego pana na tej ziemi, jak wyja�ni to list, kt�ry ci wr�czam, i w jego imieniu te� dzi�kuj� za �yczliwe powitanie. Opat wzi�� list z cesarskimi piecz�ciami i oznajmi�, �e tak czy owak przybycie Wilhelma poprzedzone by�o innymi listami od konfratr�w (albowiem - powiedzia�em sobie z pewn� dum� -- trudno jest zaskoczy� benedykty�skiego opata), potem poprosi� klucznika, by ten zaprowadzi� nas do kwater, gdy tymczasem stajenni zaj�li si� naszymi biegusami. Opat obieca�, �e odwiedzi nas p�niej, kiedy ju� posilimy si�, i weszli�my na wielki dziedziniec, gdzie budynki opactwa rozrzucone by�y po ca�ym �agodnym p�askowy�u zaokr�glaj�cym w delikatn� konch� - lub ��kow� hal� - szczyt g�ry. O rozk�adzie opactwa b�d� mia� okazj� wspomnie� nieraz i znacznie dok�adniej. Za bram� (kt�ra by�a jedynym dost�pem w obr�b mur�w) otwiera�a si� wysadzana drzewami aleja prowadz�ca do ko�cio�a klasztornego. Po lewej stronie, doko�a dw�ch budynk�w, �a�ni i szpitala oraz herboristerium, kt�re wzniesiono wzd�u� zakrzywienia mur�w, rozci�ga�a si� rozleg�a przestrze� warzywnik�w i, jak si� p�niej dowiedzia�em, ogr�d botaniczny. W g��bi, po lewej stronie, d�wiga� si� w g�r� Gmach, oddzielony od ko�cio�a placem, na kt�rym znajdowa�y si� groby. P�nocne drzwi ko�cio�a wychodzi�y na po�udniow� baszt� Gmachu, kt�ry od frontu 32
prezentowa� oczom zwiedzaj�cego baszt� zachodni�, po lewej stronie wrastaj�c� w mur i opadaj�c� prosto w przepa��, a nad przepa�ci� stercza�a widoczna z ukosa wie�a p�nocna. Na prawo od ko�cio�a kilka budynk�w przylegaj�cych do� i roz�o�onych wok� kru�gank�w, pewnie dormitorium, dom opata i dom pielgrzym�w, w kt�rego stron� szli�my przez pi�kny ogr�d. Po prawej, za rozleg�ym placem, wzd�u� mur�w po�udniowych i dalej na wsch�d na ty�ach ko�cio�a szereg zagr�d nale��cych do kolon�w, zabudowania gospodarcze, m�yny, wyt�aczarnie, spichrze i piwnice oraz budynek, kt�ry wydawa� mi si� przeznaczony dla nowicjuszy. Regularny, ledwie troch� falisty teren pozwoli� dawnym budowniczym tego �wi�tego miejsca uszanowa� nakazy orientacji lepiej, ni� mogliby wymaga� Honoriusz Augustodunensis lub Wilhelm Durand. Z po�o�enia s�o�ca o tej porze dnia domy�li�em si�, �e brama wychodzi dok�adnie na zach�d, wi�c o�tarz i ch�r zwr�cone s� w kierunku wschodnim; s�o�ce od wczesnego rana budzi�o mnich�w w dormitorium i zwierz�ta w oborach. Nigdy nie widzia�em opactwa pi�kniejszego i cudowniej zgodnego ze stronami �wiata, chocia� p�niej pozna�em Sankt Galion, Ciuny, Fontenay i inne, wi�ksze mo�e, lecz nie tak doskona�e w proporcjach. Wyr�nia�o si� natomiast wyra�nie ogromn� bry�� Gmachu. Nie mia�em wiedzy mistrza budowniczego, ale od razu zda�em sobie spraw�, �e jest o wiele starszy od otaczaj�cych go budynk�w, �e by� mo�e s�u�y� mia� innym celom i �e 'ca�o�� opactwa dobudowana zosta�a w czasach p�niejszych, ale w ten spos�b, i� orientacja wielkiej budowli pasowa�a do orientacji ko�cio�a lub na odwr�t. Albowiem architektura jest t� sztuk�, kt�ra naj�mielej stara si� odtworzy� swoim rytmem porz�dek wszech�wiata, przez staro�ytnych nazwanego kosmosem, to jest ozdobionym, je�li przyr�wna� go mo�na do wielkiego zwierz�cia opromienionego doskona�o�ci� i proporcj� wszystkich swoich cz�onk�w. I niechaj pochwalony b�dzie Nasz Stw�rca, kt�ry jak powiada Augustyn, ustanowi� wszystkie rzeczy wzgl�dem liczby, ci�aru i miary. 33
Dzie� pierwszy
Tercja
Kiedy to Wilhelm odbywa pouczaj�c� rozmow� z opatem.
Klucznik by� m�czyzn� oty�ym i o powierzchowno�ci pospolitej, lecz jowialnej, siwym, lecz jeszcze krzepkim, niewysokim, lecz �wawym. Zaprowadzi� nas do cel w austerii pielgrzym�w. Lub raczej zaprowadzi� nas do celi przeznaczonej dla mojego mistrza, obiecuj�c mi, �e w dniu nast�pnym zwolni si� cela tak�e dla mnie, bo cho� nowicjusz, jako go�� musz� by� traktowany ze wszystkimi wzgl�dami. Dzisiejszej nocy b�d� m�g� spa� tutaj, w obszernej i d�ugiej niszy, w kt�rej kaza� roz�o�y� dobr� �wie�� s�om�. Robi si� to czasem, doda�, dla s�ug tych z pan�w, kt�rzy chc�, by czuwano nad nimi w ci�gu nocy. Potem mnisi przynie�li wino, ser, oliwki, chleb oraz doskona�e rodzynki i zostawili nas samych, by�my si� posilili. Jedli�my i pili�my z wielkim smakiem. M�j mistrz nie mia� surowych nawyk�w benedykty�skich i nie lubi� je�� w milczeniu. Zreszt� m�wi� zawsze o rzeczach tak dobrych i m�drych, �e by�o to tak samo, jakby mnich czyta� nam �ywoty �wi�tych Pa�skich. Tego dnia nie mog�em utrzyma� j�zyka na wodzy i raz jeszcze zagadn��em go o wydarzenie z koniem. - Jednak rzek�em - w chwili, kiedy odczytywa�e� na �niegu i na ga��ziach �lady, nie zna�e� jeszcze Brunellusa. W pewnym sensie �lady m�wi�y ci o wszystkich koniach tego rodzaju. Czy� nie powinni�my wi�c powiedzie�, �e ksi�ga przyrody przemawia do nas jedynie przez esencje, jak nauczaj� liczni znamienici teologowie? 34
- Niezupe�nie, m�j drogi Adso - odpowiedzia� mistrz. - Zapewne, ten rodzaj odcisk�w na �niegu okre�la� mi, je�li chcesz, konia jako verbum mentis, i to samo okre�la�yby, gdziekolwiek bym je znalaz�. Ale odciski znalezione w tamtym miejscu i tamtej porze dnia powiedzia�y mi, �e przechodzi� tamt�dy przynajmniej jeden z koni mo�liwych. A zatem znalaz�em si� w po�owie drogi mi�dzy przyswojeniem sobie poj�cia konia a wiedz� o koniu poszczeg�lnym. A w ka�dym razie to, co wiedzia�em o koniu og�lnym, dane mi by�o ze �ladu, kt�ry by� szczeg�lny. M�g�by m powiedzie�, �e w ty m momencie by�em wi�niem mi�dzy szczeg�lno�ci� �ladu a moj� niewiedz�, kt�ra przyj�a dosy� przejrzyst� form� idei powszechnej. Je�li widzisz jak�� rzecz z daleka i nie pojmujesz, co to jest, zadowolisz si� stwierdzeniem, �e chodzi o cia�o przestrzenne. Kiedy zbli�ysz si�, okre�lisz je jako zwierz�, chocia� nie b�dziesz jeszcze wiedzia�, czy to ko�, czy te� osio�. Kiedy znajdziesz si� ju� blisko, b�dziesz m�g� powiedzie�, �e to ko�, cho� dalej nie b�dziesz wiedzia�: Brunellus czy Favellus. I dopiero kiedy znajdziesz si� 'dostatecznie blisko, zobaczysz, �e to Brunellus (albo ten ko�, a nie inny, jakkolwiek by� go postanowi� nazwa�). I b�dzie to wiedza pe�na, poznanie rzeczy poszczeg�lnej. Tak samo ja, przed godzin� got�w by�em oczekiwa� wszystkich koni, ale nie wskutek rozleg�o�ci mojego umys�u, lecz raczej wskutek ograniczono�ci pojmowania. I g��d umys�u zaspokojony zosta� dopiero w�wczas, gdy zobaczy�em poszczeg�lnego konia, kt�rego mnisi prowadzili za w�dzid�o. Dopiero wtedy wiedzia�em naprawd�, �e moje poprzednie rozumowanie doprowadzi�o mnie w pobli�e prawdy. Tak samo poj�cia, kt�rych u�ywa�em przedtem, �eby przedstawi� sobie konia jeszcze nie widzianego, by�y czystymi znakami, podobnie jak znakami poj�cia konia by�y odciski na �niegu; a znak�w oraz znak�w znak�w u�ywa si� tylko wtedy, gdy brak jest samej rzeczy. Kiedy indziej z wielkim sceptycyzmem wyra�a� si� o uniwersaliach, za� z wielkim szacunkiem o rzeczach poszczeg�lnych i r�wnie� p�niej wydawa�o mi si�, �e ta sk�onno�� wzi�a si� u niego b�d� z natury brytyjskiej, b�d� z natury franciszka�skiej. Ale tego dnia nie mia�em 35
do�� si�, �eby stawi� czo�o dyspucie teologicznej, tak wi�c skuli�em si� w wyznaczonym mi miejscu, owin��em w der� i zapad�em w g��boki sen. Gdyby kto� wszed�, m�g�by uzna� mnie za zawini�tko. I tak si� sta�o z pewno