1973

Szczegóły
Tytuł 1973
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

1973 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 1973 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

1973 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Marian Brandys Genera� Arbuz Tom Ca�o�� w tomach Polski Zwi�zek Niewidomych Zak�ad Wydawnictw i Nagra� Warszawa 1990 T�oczono pismem punktowym dla niewidomych w Drukarni PZN, Warszawa, ul. Konwiktorska 9 Pap. kart. 140 g kl. III_B�1 Przedruk z wydawnictwa "Iskry", Warszawa 1988 Pisa� R. Sitarczuk Korekty dokona�y: U. Maksimowicz i K. Kruk Adamowi Od autorytetu do autorytetu I W�a�nie sko�czy�em czyta� obszern�, doskonale udokumentowan� biografi� genera�a J�zefa Zaj�czka pi�ra Jadwigi Nadziei. Dociekliwa historyczka strawi�a znaczn� cz�� �ycia na gromadzeniu wszystkiego, co kiedykolwiek napisano b�d� powiedziano o smutnej pami�ci ksi�ciu_namiestniku kongresowego Kr�lestwa Polskiego. Wskutek prze�adowania drobiazgow� faktografi�, zw�aszcza z zakresu wojskowo�ci, ksi��ka pani Nadziei jest nieco trudna w czytaniu, ale pokazany wszechstronnie Zaj�czek wy�ania si� z niej jak �ywy. I ten "napoleo�ski" - najlepiej znany z o��wkowego portretu Dutertre'a, skre�lonego z natury podczas wyprawy egipskiej - wysoki, postawny, o nieufnym, odpychaj�cym wyrazie twyrzy, genera� rewolucyjnej Francji, przepasany tr�jbarwn� szarf�, w dwuro�nym francuskim kapeluszu z pi�rami, tak jako� osadzonym na g�owie, �e sprawia wra�enie raczej czapy polskiego szlachciury; i drugi Zaj�czek - "kongresowy" - starszy o lat trzydzie�ci beznogi inwalida, postukuj�cy kulami, rozczulaj�co intymny w domowym pikowanym kaftaniku, u�miechaj�cy si� dobrodusznie pod koafiur� misternie trefionych loczk�w. Takim widywa� go Kajetan Ko�mian, kiedy sk�ada� mu wizyty w ostatnich latach jego �ycia. W burzliwej, pe�nej gwa�townych wstrz�s�w i zakr�t�w, a w ostatecznych wyrazie zdecydowanie ponurej biografii J�zefa Zaj�czka osobliwe jest to, �e co kilkana�cie stronic natrafia si� w niej na elementy wr�cz humorystyczne. Poczynaj�c od nazwiska Zaj�czek herbu �winka! Trudno by by�o wymy�li� dla nielubianego prominenta nazwisko bardziej o�mieszaj�ce, bardziej wystawiaj�ce na sztych, bardziej prowokuj�ce do wszelkiego rodzaju z�o�liwo�ci: kalambur�w, dowcip�w, atak�w satyrycznych. Wsp�cze�ni nie przeoczyli tej okazji: wykorzystywali j� a� do przesytu. Przez ca�e �ycie n�ka�y Zaj�czka niewybredne �arty z jego nazwiska. Kto wie, czy nie one w�a�nie przyczyni�y si� do owego nieufnego, odpychaj�cego wyrazu twarzy, uwiecznionego na portrecie Dutertre'a? Kpiny ze "zwierz�cego" nazwiska nie ustawa�y nawet w�wczas, kiedy zaj�o ono zaszczytne miejsce na paryskim �uku Tryumfalnym, w poczcie najwybitniejszych dow�dc�w wojen napoleo�skich, ani wtedy, gdy - u�wietnione tytu�em ksi���cym i godno�ci� wicekr�la - zaleg�o pos�pnym cieniem nad satelickim pa�stewkiem polskim, utworzonym przez kongres wiede�ski. Im wy�ej w�a�ciciel o�mieszonego nazwiska wspina� si� w hierarchii spo�ecznej, tym zacieklej go atakowano. W z�o�liwych napa�ciach na "zaj�czka, z kt�rego car zrobi� kr�lika", wsp�dzia�ali rami� w rami�: anonimowi autorzy ulicznych wierszy ulotnych i najwybitniejsi poeci polskiego O�wiecenia, na czele z Julianem Ursynem Niemcewiczem. Narzuconego namiestnika wyszydzano na wsi i w mie�cie, w koszarach i na uniwersytecie, w trzeciorz�dnych traktierniach i najwykwintniejszych salonach stolicy. W satyrycznych wierszykach szarpano go bez lito�ci, nieraz w niezgodzie z prawd� i niesprawiedliwie. Nawi�zuj�c do nazwiska, pomawiano go o tch�rzostwo, nawi�zuj�c do herbu - o rozpust�, chocia� w �yciu nie by� ani tch�rzem, ani rozpustnikiem. Ale prominent, kt�ry raz przepad� w opinii publicznej, nie mo�e liczy� u rodak�w na lito�� i sprawiedliwo��. Oto jest sternik nieszcz�snego kraju:@ zaj�czek z ducha, �winka z obyczaju...@ Ale nie tylko nazwisko sprawia, �e w biografii Zaj�czka narodowy dramat co chwila ociera si� o cyrkow� grotesk�. W�a�ciciel �miesznego nazwiska mia� jeszcze pr�cz niego szczeg�lny dar wywo�ywania niezamierzonych efekt�w komicznych swoimi uczynkami i zachowaniem. Ju� jego pierwszemu wyst�powi na scenie publicznej towarzyszy� gromki �miech wsp�czesnych. Zim� roku 1770 zjecha�o do Pary�a poselstwo Generalno�ci barskiej, aby domaga� si� od francuskich sprzymierze�c�w wsparcia dla upadaj�cej konfederacji. W �wicie pos�a Micha�a Wielhorskiego znalaz� si�, jako sekretarz (z protekcji Zamoyskich) 18_letni oficerek, kt�ry dwa lata wcze�niej doskoczy� do konfederacji z kr�lewskiej za�ogi Kamie�ca Podolskiego. M�odziutki Zaj�czek nie mia� w Pary�u zbyt wielu zaj�� s�u�bowych, m�g� wi�c do woli wydeptywa� bruki "stolicy Europy", ch�on�c g�odnymi oczami r�ne miejscowe cuda. Zwiedzaj�c Luwr natkn�� si� na pos�g Wenus Medycejskiej. Pi�kno�� i skromny wdzi�k poga�skiej bogini tak go oczarowa�y, �e bez wahania uzna� j� za Matk� Bosk� i - nie zwa�aj�c na otoczenie, run�� przed ni� na kolana. Takie przy tym wybija� pok�ony, �e - jak odnotowa� �wiadek zaj�cia - "a� mu peruka spad�a". Zabawna gafa polskiego aspiranta dyplomatycznego musia�a si� odbi� szerokim echem, skoro dochowa�y si� o niej relacje pami�tnikarskie. I dobrze si� sta�o, bo w tej b�ahej historyjce jest jakby zapowied� i skr�t wszystkich przedziwnych meandr�w kariery �yciowej przysz�ego ksi�cia_namiestnika. Ca�y �yciorys J�zefa Zaj�czka herbu �winka to nieprzerwane pasmo oczarowa� r�nego rodzaju i r�nego kalibru autorytetami. Przed ka�dym od razu wali si� na kolana, przed ka�dym wybija pok�ony a� do spadni�cia peruki (oczywi�cie w przeno�ni, bo p�niej peruki ju� nie nosi�). Potem nast�puje odkrycie omy�ki lub zmierzch autorytetu z jakich� innych wzgl�d�w i... niemal natychmiastowy przeskok w zachwycenie autorytetem nast�pnym, b�d�cym najcz�ciej kra�cowym przeciwie�stwem poprzedniego. Pierwsz� odnotowan� przez kronikarzy wielk� fascynacj� Zaj�czka, je�li nie liczy� wspomnianej Wenus Medycejskiej, by� bohater konfederacji barskiej Kazimierz Pu�aski. Dwaj uchod�cy barscy spotkali si� w Pary�u w pocz�tkach roku 1773, w tym czasie mniej wi�cej, kiedy znikczemnia�y sejm warszawski zatwierdza� pierwszy rozbi�r Polski. Przyja�nienie si� wtedy z Pu�askim nie by�o wygodne ani bezpieczne nawet w Pary�u. Za przysz�ym bohaterem dw�ch kontynent�w wlok�a si� anatema gard�owych oskar�e�. Gdyby nie uciek� by� na czas z Polski, historia Stan�w Zjednoczonych Ameryki P�nocnej sta�aby si� ubo�sza o jednego z g��wnych bohater�w wojny o niepodleg�o��. Inspiratorowi porwania przez konfederat�w kr�la Stanis�awa Augusta wytoczono w Warszawie proces o najci�sz� zbrodni� epoki: kr�lob�jstwo. Trybuna� sejmowy pod przewodnictwem os�awionego prze�ladowcy Rejtana, Adama Poni�skiego, skaza� zaocznie Pu�askiego na "uci�cie g�owy i prawej r�ki, �wiartowanie i spalenie cia�a, kt�rego popi� mia� by� na wiatr rzucony". Za granic� tropi�y go wywiady mocarstw zaborczych. W�adze burbo�skiej Francji r�wnie� nie zamierza�y pie�ci� si� z "kr�lob�jc�", musia� si� ukrywa� przed policj� pod przybranym nazwiskiem. Niech�tni mu tak�e byli umiarkowani przyw�dcy emigracji konfederackiej - od pocz�tku przeciwni pomys�owi porwania kr�la. Bior�c to wszystko pod uwag�, trzeba przyzna�, �e oczarowanie Pu�askim by�o ze strony Zaj�czka uczcuciem najzupe�niej bezinteresownym, czego o p�niejszych jego fascynacjach powiedzie� si� ju� nie da. Ale "pana Romera" (pod takim kryptonimem ukrywa� si� Pu�aski) wielbi� szczerze i ca�ym sercem, bez �adnych rachub na karier� czy inne korzy�ci materialne. Przyja�� z Pu�askim wymaga�a ofiar. Bohater konfederacji barskiej nie uwa�a� walki z rozbiorcami Polski za sko�czon�. Nie mog�c liczy� na pos�uch w tej sprawie we Francji, odwo�a� si� do drugiego sprzymierze�ca konfederacji: Turcji, kt�ra w tym czasie prowadzi�a wojn� z cesarstwem rosyjskim i pe�nym g�osem domaga�a si� naprawienia krzywd wyrz�dzonych Polsce. Zaj�czek, chocia� zd��y� si� ju� zadomowi� w Pary�u, nie zawi�d� przyjaciela i wyjecha� razem z nim na Wsch�d, aby dobija� si� u boku Turcji o sprawiedliwo�� dla Polski. Latem 1774 roku pisa� z tureckiego frontu do znajomych we Francji: "Ja mego drogiego Romera nie opuszcz� nigdy i jestem tak dumny z tego postanowienia, �e got�w jestem ponowi� je w ka�dej chwili. C� mo�e by� s�odszego, jak odda� si� istocie godnej ca�ej naszej przyja�ni, godnej uwielbienia ca�ego naszego �wiata, dzieli� jej nieszcz�cia, �agodzi� cierpienia. To, �e jestem u�yteczny cz�owiekowi, opuszczonemu jakby przez ca�e jestestwo, sprawia mi rozkosz wi�ksz�, ni� mo�na sobie wyobrazi�; gdy o tem pomy�l�, w�asne cierpienia odczuwam jako co� drogiego. (...) Rozmawiamy tu o mi�o�ci Ojczyzny i o swobodzie, �yj�cej ju� tylko w sercach niewielu obywateli. Z �alem wspominamy m�stwo dawnych naszych ziomk�w, op�akuj�c pod�o�� wsp�czesnych. W nieszcz�ciu mo�na si� nauczy� filozofowa�." Paromiesi�czne perypetie dw�ch barskich przyjaci� - znane w niekt�rych szczeg�ach z barwnych relacji listowych Zaj�czka - wystarczy�yby z pewno�ci� na scenariusz pasjonuj�cego filmu przygodowo_historycznego. Niestety, zabrak�o im happy endu. Turcja wojn� z Rosj� przegra�a i w lipcu 1774 roku musia�a podpisa� upokarzaj�cy traktat, w kt�rym nie wspomniano ju� ani s�owem o krzywdach Polski. Przestraszone w�adze tureckie wyda�y barskim rozbitkom nakaz opuszczenia pa�stwa ottoma�skiego w ci�gu czterech tygodni. Ale dla nich i ten kr�tki termin by� za d�ugi, gdy� wywiad zwyci�zc�w wpad� ju� na trop niebezpiecznego "kr�lob�jcy" polskiego. W wielkim po�piechu wsiedli na statek kupiecki p�yn�cy do Francji i dzi�ki przychylnym wiatrom uda�o im si� uj�� przed wys�anymi w pogo� okr�tami rosyjskimi. W pa�dzierniku 1774 roku wyl�dowali w Marsylii, na go�cinnej ziemi francuskiej. Ale w nied�ugi czas potem, w tej�e Marsylii, drogi �yciowe przyjaci� rozesz�y si�. Kazimierz Pu�aski - o�ywiony wiar�, �e sprawa polska rozstrzyga si� wsz�dzie tam, gdzie walcz� o wolno�� - wyruszy� za ocean, aby w��czy� si� w wojn� o niepodleg�o�� m�odego pa�stwa ameryka�skiego. 22_letni J�zef Zaj�czek - wbrew niedawnym zapewnieniom, �e nie opu�ci nigdy przyjaciela - nie m�g� si� jako� zdecydowa� na rol� bohatera dw�ch kontynent�w i pozosta� w Marsylii, dzi�ki czemu dzisiejsi uczniowie szk� ameryka�skich nie musz� sobie wy�amywa� j�zyk�w nad zniekszta�caniem jego, i tak o�mieszonego, nazwiska. Z �wczesnych okoliczno�ci ustalonych przez historyk�w zdaje si� wynika�, �e g��wn� przyczyn� odst�pstwa Zaj�czka od uwielbianego autorytetu by�o oczarowanie kolejnym autorytetem. Przedmiotem nowej fascynacji zosta� przebywaj�cy w�wczas w Marsylii m�ody magnat litewsko_polski, Kazimierz Nestor Sapieha, syn wieloletnej egerii Stanis�awa Augusta, El�biety z Branickich Sapie�yny, a siostrzeniec jednego z g��wnych pogromc�w konfederacji barskiej, hetmana wielkiego koronnego, Franciszka Ksawerego Branickiego. Dla uspokojenia sumienia wobec zdradzonego przyjaciela Zaj�czek jeszcze w czasie pobytu w Marsylii napisa� po francusku i natychmiast opublikowa� (zapewne na koszt Sapiehy) dzie�o biograficzne "D~etail des op~erations militaires du comte Pulaski par le comte Zaj�czek", wys�awiaj�ce cnoty i m�stwo porzuconego przyjaciela. Warto zauwa�y�, �e przy okazji tego debiutu pisarskiego m�ody autor uzurpowa� sobie z rozp�du tytu� hrabiowski. Przysz�y ksi��� Kr�lestwa Polskiego niemal od kolebki mia� ci�goty do arystokracji. Dzieci�stwo i wczesna m�odo�� up�yn�y mu u magnackiej klamki. Wychowywa� si� na dworze ordynat�w Zamoyskich, u kt�rych ojciec jego, Antoni Zaj�czek, dowodzi� pu�kiem dworskich kozak�w. Zamoyscy zainteresowali si� inteligentnym synem dworzanina i zapewnili mu wykszta�cenie, o jakim marzy� nie mogli inni synowie rodzin drobnoszlacheckich. Dzi�ki Zamoyskim nauczy� si� wcze�nie francuskiego, ich protekcji zawdzi�cza� wyjazd w misji dyplomatycznej do Francji. W wy�sze sfery Pary�a wprowadza� go inny magnat, Micha� Wielhorski, nosz�cy tytu� dworski Wielkiego Kuchmistrza Litewskiego. Podczas peregrynacji tureckich wspiera� go opiek� i pieni�dzmi trzeci magnat: os�awiony Karol Radziwi�� "Panie Kochanku". Nie by�o wi�c w zasadzie nic zaskakuj�cego w tym, �e od uwielbienia dla radykalnego "kr�lob�jcy" Pu�askiego przerzuci� si� bez wi�kszych opor�w w adoracj� zwi�zanego z dworem kr�lewskim, czwartego magnata, Sapiehy. Fascynacja nowym autorytetem nie by�a ju� tak bezinteresowna jak poprzednia. "Pobieraj�cy nauki" we Francji, m�ody ksi��� by� bardzo ustosunkowany i bardzo bogaty. Zaj�czek korzysta� z jednego i drugiego. Dzi�ki swym stosunkom na dworze wersalskim Sapieha uzyska� dla przyjaciela rzecz dla cudziemca niemal nieosi�galn�: stopie� podporucznika (wprawdzie bez ga�y) w elitarnym pu�ku huzar�w "Jego Arcychrze�cija�skiej Mo�ci" kr�la Francji. Po raz pierwszy (ale nie ostatni) wdzia� Zaj�czek na siebie mundur francuski. W dwadzie�cia lat p�niej wdzieje go powt�rnie i tak si� do niego przyzwyczai, �e nie zechce go zamieni� nawet na mundur genera�a odrodzonego wojska polskiego. Na razie mundur francuski u�atwia� mu pobyt w Pary�u, ale nie zapewnia� najskromniejszego nawet utrzymania. Wspania�omy�lny Sapieha wyp�aca� faworytowi apana�e z w�asnej kasy. Prawie przez rok brylowa� Zaj�czek w Pary�u. "Przystojny, pi�knie ufryzowany, najstaranniejszy w ubiorze, szarmancki dla kobiet" - szybko odnalaz� dla siebie miejsce w wielkim �wiecie "stolicy Europy". Przyja�� z Sapieh� otwiera�a przed nim drzwi najbardziej ekskluzywnych dom�w i u�atwia�a zawieranie znajomo�ci, kt�re w przysz�o�ci mia�y mu si� bardzo przyda�. Niezale�nie od sukces�w towarzyskich wzbogaca� si� intelektualnie, ch�on�c nowinki filozoficzne, zapowiadaj�ce zbli�anie si� czasu wielkich przemian spo�ecznych. Ta rewolucyjna edukacja r�wnie� odegra niebagateln� rol� w jego p�niejszych losach. Przyjemne i urozmaicone �ycie na koszt Sapiehy nie mog�o jednak ci�gn�� si� w niesko�czono��. Jesieni� 1775 roku Zaj�czek, rad nierad, zdecydowa� si� na powr�t do okrojonej ojczyzny. A �e nie czeka�a tam na niego �adna ciep�a posadka, opatrzno�ciowy Sapieha dopom�g� i tym razem. Da� mu list do swej matki z gor�c� pro�b� o polecenie Zaj�czka wzgl�dom jej pot�nego brata, hetmana Branickiego. "Od wyjazdu mojego z Warszawy - pisa� w li�cie m�ody ksi��� - jeszczem dot�d nie o�mieli� si� nikogo rekomdowa� kochana matko dobrodziejko, pomimo �e wiele os�b mnie o to prosi�o. Ten raz pierwszy o�mielam si� list da� panu Zaj�czkowi, jak najmocniej go J. O. W. X. Mo�ci Dobr. zalecaj�c, aby� za nim do pana hetmana instancyj� wnios�a i placowa� go u niego raczy�a. Charakter jego dobrze mi znany, ma wiele rozgarnienia, prowadzi si� najwyborniej i bardzo odwa�ny. Sytuacja jego nie pozwoli�a mu naby� wiadomo�ci bieg�emu �o�nierzowi potrzebnych, ale przy dobrych ch�ciach dojdzie do tego. Ma wszystko, co dobremu kawaleryi oficerowi potrzebne; zdaje mi si�, �e W. X. Mo�� uznasz w nim ton bardzo dobry i nader przyzwoit� postaw�. W Pary�u si� bardzo cicho i dobrze sprawowa�, obce kraje niezmiernie go uformowa�y i odj�y mu ten spos�b my�lenia niski i poni�aj�cy, w�a�ciwy naszej drobnej szlachcie, nie natchn�wszy go wszak�e niepotrzebn� dum� (...) Odpowiadam za jego dobre prowadzenie si�, za wierno�� jego i poj�tno��." Wr�czaj�c Zaj�czkowi sw�j list Kazimierz Nestor Sapieha nie przeczuwa�, jak bardzo zawa�y on na �yciu jego pupila, a ju� na pewno przez my�l mu nie przesz�o, �e dalsze konsekwencje tej prywatnej rekomendacji odcisn� pi�tno tak�e na historii porozbiorowej Polski. Z listem Sapie�y�skim w zanadrzu 23_letni Zaj�czek powr�ci� tedy na ojczyzny �ono. A �e gor�ca rekomendacja do Branickiego natychmiast poskutkowa�a - z ca�ym oddaniem, na jakie by�o go sta� - a w tym zakresie sta� go by�o na wiele - podporz�dkowa� si� nast�pnemu z kolei autorytetowi, wyznaczonemu przez szcz�liwy (a raczej nieszcz�liwy) zbieg okoliczno�ci. Tym razem nie by�a to kr�tkotrwa�a fascynacja jak w wypadku Pu�askiego i Sapiehy. Zauroczenie hetmanem Branickim mia�o trwa� kilkana�cie lat. Przez ca�y ten czas pan hetman by� dla swego podopiecznego nie tylko najwy�szym autorytetem w dziedzinie wojskowo�ci i polityki, lecz r�wnie� przedmiotem bezkrytycznego uwielbienia jako wz�r nieomylny post�powania moralnego, etycznego i obyczajowego. Biedny Zaj�czek! Po przej�ciu przez tak� szko��, nie mia� ju� �adnych szans na to, �eby sta� si� kiedy� ulubionym bohaterem narodowym Polak�w. Ze wszystkich �wczesnych pan�w polskich hetman Branicki chyba najmniej si� nadawa� do wdra�ania m�odych ludzi w cnoty patriotyczne i obywatelskie, wielbione p�niej przez potomnych. Nawet na tle og�lnego rozk�adu moralnego i obyczajowego chyl�cej si� do upadku Rzeczypospolitej hetman wielki koronny Franciszek Ksawery Korczak_Branicki rysuje si� jako monstrum zupe�nie wyj�tkowe. Nie darmo Wyspia�ski wyznaczy� mu tak poczesne miejsce w korowodzie swoich weselnych upior�w ("Hetmani�e� ty, hetmanie, chocia by�e� �otr (...), brali�ta pieni��ek moskieski, hej, hetmanie, hetmanie Branecki!..."). W nowym protektorze Zaj�czka wszystko by�o jakie� podejrzane i dwuznaczne. Nawet nazwisko. Wywodzi� si� ze �rednioszlacheckiej rodziny Korczak_Branickich, ale stug�bna fama (uwierzytelniona p�niej w druku przez Niemcewicza i Wyspia�skiego( nios�a si� po Polsce, �e naprawd� nazywa� si� Branecki, a jedn� liter� zmieni� dlatego, �eby "spokrewni� si�" w opinii z wielkopa�skim rodem Gryf_Branickich, kt�rego ostatni potomek, kr�lewski szwagier, stary hetman Jan Klemens Branicki dzier�y� przed nim bu�aw� wielk� koronn�. Jego hetma�stwo r�wnie� wzbudza�o w�tpliwo�ci. Wielu s�dzi�o, �e t� najwy�sz� godno�� wojskow� zawdzi�cza� nie tyle rzeczywistym kwalifikacjom dow�dczym, co intymnym przys�ugom, �wiadczonym w m�odo�ci w Petersburgu wysoko postawionej parze kochank�w: Stanis�awowi Poniatowskiemu, p�niejszemu kr�lowi Polski, i wielkiej ksi�nej Katarzynie, p�niejszej imperatorowej Wszechrosji. Wybrzydzano si� tak�e na ogromne bogactwa hetmana, gdy� zdaniem patriot�w wywodzi�y si� z nieczystych �r�de�. Powszechnie wiedziano, �e jest "pensjonalist�" obcych ambasad, �e szanta�ami politycznymi wy�udza od kr�la najbogatsze starostwa, �e lwi� cz�� maj�tku zawdzi�cza rosyjskiej �onie, Aleksandrze Engelhardt, uchodz�cej oficjalnie za siostrzenic� cesarskiego "generalissimusa", kniazia Grigorija Potiomkina, w rzeczywisto�ci - c�rce naturalnej g��wnej rozbiorczyni Polski, carycy Katarzyny II. Najbardziej jednak podejrzany i dwuznaczny by� patriotyzm Branickiego. G�b� mia� go pe�n�. NIe by�o chyba w sejmie polskim drugiego g�bacza, kt�ry by tak cz�sto, jak on, odmienia� we wszystrkich przypadkach s�owa: ojczyzna i nar�d. Ilekro� stawa� na sejmowej m�wnicy w ca�ej krasie sarmacko_szlacheckiego sztafa�u i - odrzuciwszy wyloty kontusza, wsparty na szabli - przemawia� do "pan�w braci", tak ich potrafi� stumani� i omota� patriotycznym frazesem, �e mi�kli mu w r�kach jak wosk. Nie wszyscy jednak poddawali si� czarom jego krasom�wstwa. Julian Ursyn_Niemcewicz otwarcie go stawia� na czele tych, co "w u�ciech ich by�a ojczyzna, w czynach zdrada". I mia� chyba racj�. Po pierwsze Branicki by� z duszy serca kondotierem. Barwy i komendy zmienia� cz�sto bez �adnych opor�w wewn�trznych. Raz walczy� jako "wolontarz" w armii austriackiej, to znowu - we francuskiej; najch�tniej i najcz�ciej wys�ugiwa� si� Rosjanom. W owych kosmopolitycznych czasach okazjonalna s�u�ba pod obcymi znakami nie by�a jeszcze uwa�ana za rzecz karygodn�. Ale to, co wyczynia� w tej dziedzinie Branicki - zw�aszcza w latach p�niejszych, kiedy by� ju� hetmanem wielkim koronnym - oburza�o Polak�w i wzbudza�o pogard� u obcych. Trudno si� by�o nie oburza�, kiedy najwy�szy zwierzchnik wojskowy Rzeczypospolitej, minister i senator ca�e miesi�ce potrafi� sp�dza� w obozie oblegaj�cego tureckie twierdze "wuja" Potiomkina, harcuj�c na czele carskich kozak�w. "Eto prawo dla niewo komanda" - pod�miewa� si� z polskiego hetmana faworyt rosyjskiej imperatrycy. Ale przechy�y kondotierskie Branickiego by�y jeszcze niczym wobec jego dzia�alno�ci publicznej jako polityka, m�a stanu i zwierzchnika si� zbrojnych. Niemal wszystko, co czyni� jeden z najwy�szych dygnitarzy trawionej ci�k� chorob� Rzeczypospolitej, by�o skierowane przeciwko jej naj�ywotniejszym interesom. �ywio�em tego dostojnika by�y: intryga i gra polityczna, celem - wzmacnianie swych wp�yw�w przez rozbijanie jedno�ci narodu i sk��canie ze sob� wszystkich si� spo�ecznych. By� mistrzem w montowaniu wszelkiego rodzaju "kaba�", konfederacji i rekonfederacji. Kiedy� usi�owa� uzyska� od o�ciennego mocarstwa poparcie dla perfidnego planu zbuntowania prowincji przeciwko Warszawie, ale nawet na obcym dworze projekt ten odrzucono, jako zbyt daleko id�cy. Pocz�tkowo zaprzyja�niony ze Stanis�awem Augustem i obsypywany przez niego z�otem i dostoje�stwami, zwr�ci� si� przeciw niemu, kiedy kr�l zacz�� zmierza� do ograniczenia uprawnie� hetma�skich, i �miertelnie go znienawidzi�. Odt�d szczu� przeciwko tronowi nar�d szlachecki, gdzie i kiedy tylko m�g�. Kiedy� grozi� po pijanemu monarsze, �e zwo�a pospolite ruszenie i wyp�dzi go z kraju. Jednocze�nie kr�la napuszcza� na nar�d, pouczaj�c go listownie, �e "na mi�o�� Polak�w zas�ugiwa� nie warto, lepiej ich trzyma� kr�tko i twardo". Blisko zwi�zany przez �on� z dworem rosyjskim i przepot�nym faworytem Katarzyny, Potiomkinem, czu� si� w kraju ca�kowicie bezkarny. Jego warcholskie zatargi z kr�lem by�y za�atwiane w trybie mi�dzynarodowym. Monarcha chc�c ukr�ci� samowol� niesfornego ministra musia� odwo�ywa� si� do rozjemstwa obcych ambasador�w. Wszelkie patriotyczne ruchy, zmierzaj�ce do uzdrowienia stosunk�w w Polsce i zapewnienia jej wi�kszej niezale�no�ci, napotyka�y bezwzgl�dny op�r Branickiego. Ten zaprzysi�ony obro�ca z�otej wolno�ci szlacheckiej, w imi� tej wolno�ci, dzia�aj�c rami� w rami� z genera�ami Katarzyny zdusi� konfederacj� barsk�, a p�niej, jako jeden z g��wnych przyw�dc�w targowicy - rywalizowa� z zaborcami o pierwsze�stwo w niszczeniu dzie�a Konstytucji 3 Maja. Zachowa� si� z tamtych czas�w pi�kny tekst krasom�wczy pana hetmana. Wydelegowany w listopadzie 1792 roku do Petersburga, aby podzi�kowa� imperatorowej za uchronienie Polski od nieszcz��, w jakie usi�owali j� rzekomo wtr�ci� autorzy i zwolennicy Konstytucji 3 Maja, Branicki rozczula� Katarzyn� bredzeniem o Polaku, co "patrza� ju� na wieczyste kajdany, kt�re prawnuk�w jego kr�powa� mia�y". Kiedy jednak "wejrzeli na� B�g i Katarzyna, upad� ba�wan zwodniczy, pierzchn�li onego tw�rcy i czciciele. POwsta� Polak podobny swoim naddziadom, wzni�s� r�ce ku niebu, a oczy �ez czu�o�ci pe�ne ku swojej wybawicielce". Po drugim rozbiorze Branicki by� ju� postaci� tak bardzo skompromitowan�, �e kieruj�c si� instynktem samozachowawczym przekaza� bu�aw� hetma�sk� w r�ce nast�pcy: Piotra O�arowskiego, kt�ry w rok p�niej mia� zamiast niego zawisn�� na powsta�czej szubienicy. Sam za� przebra� si� w zaofiarowany mu przez te�ciow� mundur rosyjskiego genera�a "en chef" i czmychn�� do Petersburga. O kompletnym zaniku w nim uczu� narodowych �wiadcz� jego w�asne s�owa, odnotowane przez wsp�czesnych mu kronikarzy. Po trzecim rozbiorze zwyk� by� mawia�: "Nie jestem cudzoziemcem, bom si� w Polsce urodzi�, nie jestem Polakiem, bo Polski nie ma". Po pijanemu okre�la� si� jeszcze wyra�niej. Poniewa� wi�kszo�� jego d�br znalaz�a si� w zaborze rosyjskim, m�wi� po prostu "Je suis Russe". Ca�kowicie oboj�tny na nieszcz�cia ojczyzny, do�y� w pokoju i pomy�lno�ci p�nej staro�ci. "Ostatnich lat 25 �ywota - brzmi przekaz historii - sp�dzi� w komforcie Bia�ej Cerkwi, dogadzaj�c swemu cia�u, a nie okazuj�c ani przeb�ysku �alu za grzechy." W roku 1815, gdy car Aleksander I, po przybraniu tytu�u kr�la polskiego (z �aski w�asnej i kongresu wiede�skiego) odwiedzi� Bia�� Cerkiew, osiwia�y w walce przeciwko legalnemu monarsze niepodleg�ej Rzeczypospolitej Branicki powita� nowego pana s�owami: "Szcz�liwy starzec, nie umr� ju�, nie zobaczywszy kr�la mej ojczyzny". Takim by� cz�owiek, kt�ry przez kilkana�cie lat nadawa� ton �yciu J�zefa Zaj�czka i w wi�kszym stopniu ni� inni protektorzy wp�ywa� na kszta�towanie si� jego charakteru, pogl�d�w i sposobu bycia. Mo�e si� wyda� dziwne, �e m�ody, inteligentny oficer, maj�cy za sob� przyja�� z Kazimierzem Pu�askim oraz sta� patriotyczny w konfederacji barskiej i w wojnie turecko_rosyjskiej, m�g� przez tak d�ugi okres podporz�dkowywa� si� podobnemu autorytetowi. Ale trzeba pami�ta�, �e inaczej widz� hetmana Franciszka Ksawerego Branickiego historycy, dysponuj�cy pe�n� dokumentacj� jego post�pk�w i znaj�cy tych post�pk�w samolubne motywacje i op�akane skutki, a inaczej widzieli go m�odzi ludzie, pozostaj�cy w kr�gu jego bezpo�rednich wp�yw�w. Dla tych drugich by� przede wszystkim pot�nym, �askawym dobroczy�c�, szczodrym i weso�ym panem pysznego dworu w Bia�ej Cerkwi. Wodzem nadzwyczaj dba�ym o sprawy bytowe swych podw�adnych. Upostaciowaniem idea�u "dobrego magnata", jaki ukszta�towa�a w umys�ach drobnej szlachty epoka saska. Nikt tak jak on nie umia� obca�owywa� si� i popija� z braci� szlacht�, nikt tak jak on nie potrafi� kupowa� sobie szlacheckiej go�oty za pi�kne gesty i dobra materialne. Kiedy na sejmikowych biesiadach grzmia� patriotycznie (przewa�nie po pijanemu) przeciwko kr�lowi, nikt z jego stronnik�w nie w�tpi�, �e mia� na celu jedynie obron� szlacheckich swob�d przed despotycznymi zakusami Stanis�awa Augusta i stronnictwa reform. A kiedy kto� pr�bowa� mu si� sprzeciwia�, b�d� demaskowa� jego prawdziwe intencje, wszelk� opozycj� g�uszy� wrzask tysi�cy szlacheckich garde�: "Musi tak by�, jak pan hetman chce! Innego nikogo nie dopu�cimy!". Poza wszystkim "Branio" - jak pieszczotliwie nazywali go bliscy - oddzia�ywa� na swych zwolennik�w niezaprzeczonym wdzi�kiem osobistym, w jaki natura niekiedy wyposa�a wierutnych �ajdak�w, aby uczyni� ich jeszcze bardziej niebezpiecznymi dla otoczenia. Jak tu si� dziwi� zreszt�, �e podda� si� wp�ywom z�owrogiego hetmana m�ody, niedo�wiadczony i nader sk�onny do przesadnych uwielbie� Zaj�czek, je�eli Branio latami potrafi� zwodzi� tak do�wiadczonych i prawych patriot�w, jak marsza�ek Ignacy Potocki i genera� ziem podolskich, Adam Czartoryski. Zaj�czek wzajemnie od pierwszej chwili przypad� panu hetmanowi do gustu. Przyw�dca magnackiej opozycji dostrzeg� idealne dla siebie narz�dzie w bystrym polsko_francuskim oficerku, og�adzonym na mod�� zachodni�, w miar� wykszta�conym, ci�tym w j�zyku, a r�wnocze�nie wyposa�onym w te cechy, kt�re hetman ceni� najbardziej: obrotno�� �yciow�, odwag� granicz�c� z brawur�, sk�onno�� do chwytania za szabl� przy lada okazji, a przede wszystkim wierno�� i bezwzgl�dne pos�usze�stwo aktualnemu rozkazodawcy. Sytuacja Zaj�czka polepszy�a si� jeszcze, kiedy rz�dy nad Bia�� Cerkwi� obj�a hetmanowa Branicka "de domo Engelhardt". Pani hetmanowa - uderzaj�co z twarzy i kobiecego temperamentu podobna do swej cesarskiej matki - by�a dwa razy m�odsza od m�a (w chwili zam��p�j�cia liczy�a sobie lat 27), ale przewy�sza�a go rozumem, energi� i wp�ywami politycznymi. Katarzyna II nie tylko zasypywa�a j� zaszczytami dworskimi i lukratywnymi przywilejami finansowymi, lecz ponadto uczyni�a j� oficjaln� adresatk� swoich list�w filozoficznych, przedrukowywanych nast�pnie w prasie niemieckiej i studiowanych z uwag� przez wszystkie rz�dy europejskie, pr�buj�ce wyczyta� z nich zamiary polityczne pot�nej w�adczyni P�nocy. Ot� m�odej pani hetmanowej przybysz z Pary�a spodoba� si� r�wnie�, cho� niekoniecznie z tych samych powod�w co m�owi. "Lubi�a bardzo - informuje pow�ci�gliwie biografka Zaj�czka - gdy w zgrabnie skrojonym mundurze galopowa� na koniu przy jej karecie." Najlepszym dowodem sympatii pani hetmanowej dla Zaj�czka jest sugerowana przez wielu historyk�w teza, �e jeszcze w czterdzie�ci lat p�niej dziedziczka z Bia�ej Cerkwi nie szcz�dzi�a wysi�k�w, aby swego dawnego gwardzist� wyd�wign�� na najwy�sze miejsce w aleksandrowskiej Polsce. Ogrzewany ze wszystkich stron ciep�em pa�skiej �aski, skromny, polsko_francuski poruczniczek bez ga�y w szybkim tempie porasta� w pi�ra. Wst�pny sta� na hetma�skim dworze przeby� jako kapitan przybocznych dragon�w, ale ju� w nied�ugi czas potem wyr�s� na hetma�skiego genera�a_adiutanta w stopniu "oberszt_lejtnanta", czyli podpu�kownika. Jeszcze p�niej awansowa� na pe�nego pu�kownika i otrzyma� dow�dztwo pu�ku lekkiej jazdy Bu�awy Wielkiej, co by�o ju� w owych czasach uwa�ane za wojskowe dygnitarstwo. Czy nie douczony wojskowo porucznik w czasie swej b�yskawicznie post�puj�cej kariery mia� mo�no�� wyr�wnania brak�w w wykszta�ceniu wojskowym, o kt�rych nadmienia� w swej rekomendacji ksi��� Sapieha? Raczej w�tpliwe. W czasach pokojowych nie by�o wiele po temu okazji, a ju� najmniej - na rozhulanym i rozpitym dworze hetma�skim w Bia�ej Cerkwi. Z kalendarza p�niejszej kariery dow�dczej Zaj�czka, kiedy by� ju� genera�em wysokiego stopnia, zdaje si� wynika�, �e do ko�ca doskwiera�y mu pewne niedostatki w wojennym rzemio�le, stara� si� te� unika� wystawiania na pr�b� swoich kwalifikacji dow�dczych, a kiedy do takich pr�b dochodzi�o, przewa�nie ko�czy�y si� niepowodzeniem. Podszkoli� si� natomiast u Branickiego wybornie we wszelkiego rodzaju grach politycznych. Hetman, po bli�szym poznaniu swego ulubionego adiutanta, zorientowa� si�, �e pasuje on jak ula� do rozgrywek partyjnych w polskim sejmie. G�os mia� dono�ny i sugestywny, posta� imponuj�c�, rozum bystry, "cho� nie polityczny", temperament rasowego ogiera. Bez trudu rozezna� si� w najbardziej pokr�tnych intrygach sejmowych i mo�na by�o na nim polega�, �e pokieruje nimi tak, jak �yczy� sobie pan hetman. Wybrany, przy poparciu Branickiego, na pos�a z ziemi kijowskiej, Zaj�czek w kr�tkim czasie sta� si� jednym z g��wnych i najg�o�niejszych rzecznik�w interes�w hetma�skich w sejmie. Dla cz�ciowego przynajmniej usprawiedliwienia Zaj�czka i dla pe�nej jasno�ci obrazu wypada wspomnie�, �e w latach 1775_1786 popieranie linii politycznej hetmana Branickiego nie by�o wcale jednoznaczne z dzia�aniem przeciwko interesom narodu. Opozycja magnacka wyst�powa�a jeszcze wtedy we wsp�lnym froncie i obok Branickiego przewodzili jej ludzie, kt�rzy ju� wkr�tce znale�� si� mieli w�r�d czo�owych przyw�dc�w stronnictwa patriotycznego i tw�rc�w Konstytucji 3 Maja: bracia Ignacy i Stanis�aw Kostka Potoccy oraz genera� ziem podolskich, Adam Kazimierz Czartoryski. Podstawow� zasad� dzia�ania jednocz�c� mo�now�adcz� opozycj� by�o sta�e sprzeciwianie si� polityce kr�la, a poniewa� Stanis�aw August nie zawsze dzia�a� w zgodzie z interesami ojczyzny, przeciwstawiaj�ca mu si� opozycja cz�sto miewa�a racj� i zyskiwa�a sobie poklask wi�kszo�ci szlacheckiego narodu. O dzia�aniach Zaj�czka w sejmie mo�na si� wiele dowiedzie� z list�w pisanych do r�nych znajomk�w - przewa�nie dam z najwy�szego towarzystwa, do kt�rych zawsze mia� s�abo��. Dla przyk�adu: przytoczony w ksi��ce Jadwigi Nadziei, list z grudnia 1784 roku do staro�ciny litewskiej Teresy ze Stadnickich Grabianczyny, dotycz�cy g�o�nego zatargu o sp�at� milionowych d�ug�w kr�lewskich. Stanis�aw August, uzgodniwszy uprzednio rzecz z Katarzyn�, zamierza� wydusi� od sejmu uchwa��, przerzucaj�c� obowi�zek sp�aty jego prywatnych d�ug�w na skarb pa�stwa. Opozycja - tym razem zjednoczona, jak nigdy przedtem, poczuciem swej racji prawnej i moralnej - podnios�a og�uszaj�ce "larum" patriotyczne, gro��c zerwaniem sejmu, je�eli rz�d swego projektu nie wycofa. Dominuj�ca w sejmie partia kr�lewska, aby ustrzec si� przed tym, zamierza�a b�d� projekt przeforsowa� od razu, b�d� przekszta�ci� sejm w konfederacj�, co zawiesi�oby stosowanie zasady "liberum veto", a tym samym uniemo�liwi�o zerwanie sejmu przez mniejszo��. "Ca�a psiarnia kr�lewska - pisze w swym li�cie Zaj�czek - krzykn�a, aby zaraz przeszed� (projekt kr�lewski - M.B.), lecz ja prosi�em, aby wed�ug prawa szed� "ad deliberandum" (do rozwa�enia - M.B.). I tak wrzeszczeli�my z godzin�: kr�lewscy, aby zaraz przeszed�, a ja z JM Panem Potockim, pos�em lubelskim (Stanis�awem Kostk� - M.B.): "ad deliberandum". Poszed� tedy nazajutrz w deliberacy�. Po sesyi zjechali�my si� do marsza�ka nadwornego litewskiego Potockiego (Ignacego - M.B.). Tam rada stan�a tedy, aby Sejm zerwa�. Marsza�ek Potocki, proszony przez nas pojecha� do pos�a rosyjskiego i o�wiadczy� mu, �e albo Sejm p�knie, albo trzeba projekt kr�lewski cofn��. Pose� tedy w gniewy, potem w pro�by, na ostatku pokazuje rozkazy imperatorowej, zalecaj�ce mu wspiera� sp�acenie d�ug�w kr�lewskich, o�wiadczaj�c, i� gdy Sejm zerwiemy, to nie uratuje milion�w, bo b�d� o nich traktowa� jak o materyi ekonomicznej "pluralitate" (wi�kszo�ci� g�os�w - M. B.); po wt�re, �e rozgniewamy imperatorow�, kt�ra gdy pozwoli na konfederacyj�, to bardziej jeszcze kraj udr�". Tak to wygl�da�o w �wczesnej praktyce. "Hetma�scy" �arli si� z "kr�lewskimi", samolubna prywata �ciera�a si� z interasami patriotycznymi, krzy�owa�y si� rozmaite koncepcje rozwi�za� politycznych, a p�niej ostatnie s�owo wypowiada� ambasador Naja�niejszej Gwarantki polskiej wolno�ci i rzecz sz�a wskazanym przez niego torem. Ciekawy to przyczynek do charakterystyki nie tylko autora listu, lecz i ca�ego czasu, kt�ry historycy nie darmo nazywaj� okresem rz�d�w kr�lewsko_ambasadorskich. W szczytowym nasileniu dzia�alno�ci politycznej J�zefa Zaj�czka wydarzy�o mu si� co� niezwyk�ego. Znowu rzuci�o go na kolana piorunuj�ce ol�nienie, podobne do prze�ytego przed laty w Pary�u spotkania z Wenus Medycejsk�. Tyle �e tym razem Wenus Medycejska, by�a �ywa, urzekaj�co cielesna i bynajmniej nie usposabia�a do skojarze� religijnych. Pan pose� kijowski i hetma�ski genera�_adiutant zakocha� si� �miertelnie od pierwszego wejrzenia w 30_letniej Francuzce, pani Alexandrine Isaurat z domu Pernette, �onie osiad�ego w Polsce francuskiego lekarza i matce 10_letniego syna. Urodziwej i obdarzonej niezwyk�ym pono� czarem pani doktorowej r�wnie� przypad� do serca szalej�cy z mi�o�ci dziarski �o�nierz_polityk, lecz doktor Isaurat twardo broni� swych praw do szcz�cia rodzinnego. W stanis�awowskiej Polsce - gdzie p�j�cie do ��ka z cudz� �on� uwa�ano za rzecz najzwyklejsz� w �wiecie - doprowadzenie do legalnego rozwodu by�o przedsi�wzi�ciem nad wyraz trudnym. Ale gwa�towny, by nie rzec szale�czy, afekt Zaj�czka, gor�co wspierany przez takich tuz�w dygnitarskich jak Ignacy Potocki i Adam Czartoryski, doprowadzi� wreszcie do szcz�liwego zako�czenia. Po dotarciu do najwy�szych instancji watyka�skich, po przeprowadzeniu sprawy przez krajowe s�dy konsystorskie i po godziwym wynagrodzeniu szk�d moralnych doktorowi Isaurat - pu�kownik J�zef Zaj�czek herbu �winka, pose� na sejm z ziemi kijowskiej, i pani Alexandrine Isaurat urodzona Pernette - zostali oficjalnie uprawnieni do, jak si� w�wczas m�wi�o, "wst�pienia na �lubny kobierzec". Zdaniem autor�w interesuj�cych si� Zaj�czkiem jego ma��e�stwo by�o najlepsz� rzecz�, jak� wyni�s� z lat hetma�skich. W polskiej tradycji historycznej pani Alexandrine Zaj�czkowa przetrwa�a g��wnie jako fenomen wiecznotrwa�ej m�odo�ci i urody, zwyci�sko przeciwstawiaj�cej si� dzia�aniu czasu. Wielki Balzak, kt�ry widzia� j�, gdy zbli�a�a si� ju� do osiemdziesi�tki, zachwyca� si� jej wdzi�kiem i �wie�o�ci�, �wiadcz�c potem na pi�mie, "�e ma tyle lat, ile si� jej mie� podoba". Inny �wiadek epoki, genera� Klemens Ko�aczkowski, spotykaj�cy ksi�n�_namiestnikow� na balach w roku 1820, kiedy mia�a lat 64, tak j� wspomina�: "Pami�tam pani� Zaj�czkow� w gazowej sukni z r� we w�osach, wachlarzem w r�ku na balach i wyznam, �e je�li nie zachwycony, to zadziwiony stan��em na jej widok. Zachowa�a czerstwo��, wdzi�k i ubi�r m�odego wieku (...) Czu�a i kocha�a jak pi�tnastoletnia panienka". Ale by�oby wielk� niesprawiedliwo�ci� ogranicza� charakterystyk� Alexandrine Zaj�czkowej, urodzonej Pernette, jedynie do opinii o jej walorach zewn�trznych. Z niezliczonych �wiadectw pami�tnikarskich i epistolarnych wynika, �e pod wdzi�czn� i odporn� na dzia�anie czasu powierzchowno�ci� kry�a bystry rozum oraz twardy i prawy charakter, odziedziczony zapewne po hugenockich przodkach. Wielu �wiadk�w epoki, ��cznie z najz�o�liwszym i najbardziej wrogim domowi Zaj�czk�w Julianem Ursynem Niemcewiczem - przyznaje, �e nawet w czasie, gdy namiestnika nienawidzono, namiestnikowa "wrog�w w spo�ecze�stie nie mia�a". Anna z Tyszkiewicz�w Potocka, kt�rej jako wnuczki stryjecznej kr�la Stanis�awa Augusta i siostrzenicy ksi�cia J�zefa - dw�ch ludzi najbardziej przez Zaj�czka nienawidzonych i opluwanych - nie mo�na w danym wypadku pos�dza� o stronnicz� pob�a�liwo��, wystawia pani Zaj�czkowej takie oto �wiadectwo: "Chocia� historia nigdzie nie m�wi o ksi�nej Zaj�czek, to przecie� wspomn� j� dobrze wszyscy, kt�rzy j� znali, a to ze wzgl�du na szlachetn� godno��, jak� zachowa�a na wysokim stanowisku, a szczeg�lnie dzi�ki dobremu wp�ywowi na m�a..." Kr�tko m�wi�c: uda�o si� p