1973
Szczegóły |
Tytuł |
1973 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
1973 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 1973 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
1973 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Marian Brandys
Genera� Arbuz
Tom
Ca�o�� w tomach
Polski Zwi�zek Niewidomych
Zak�ad Wydawnictw i Nagra�
Warszawa 1990
T�oczono pismem punktowym dla
niewidomych
w Drukarni PZN,
Warszawa, ul. Konwiktorska 9
Pap. kart. 140 g kl. III_B�1
Przedruk z wydawnictwa
"Iskry", Warszawa 1988
Pisa� R. Sitarczuk
Korekty dokona�y:
U. Maksimowicz
i K. Kruk
Adamowi
Od autorytetu do autorytetu
I
W�a�nie sko�czy�em czyta�
obszern�, doskonale
udokumentowan� biografi�
genera�a J�zefa Zaj�czka pi�ra
Jadwigi Nadziei. Dociekliwa
historyczka strawi�a znaczn�
cz�� �ycia na gromadzeniu
wszystkiego, co kiedykolwiek
napisano b�d� powiedziano o
smutnej pami�ci
ksi�ciu_namiestniku kongresowego
Kr�lestwa Polskiego. Wskutek
prze�adowania drobiazgow�
faktografi�, zw�aszcza z zakresu
wojskowo�ci, ksi��ka pani
Nadziei jest nieco trudna w
czytaniu, ale pokazany
wszechstronnie Zaj�czek wy�ania
si� z niej jak �ywy. I ten
"napoleo�ski" - najlepiej znany
z o��wkowego portretu
Dutertre'a, skre�lonego z natury
podczas wyprawy egipskiej -
wysoki, postawny, o nieufnym,
odpychaj�cym wyrazie twyrzy,
genera� rewolucyjnej Francji,
przepasany tr�jbarwn� szarf�, w
dwuro�nym francuskim kapeluszu z
pi�rami, tak jako� osadzonym na
g�owie, �e sprawia wra�enie
raczej czapy polskiego
szlachciury; i drugi Zaj�czek -
"kongresowy" - starszy o lat
trzydzie�ci beznogi inwalida,
postukuj�cy kulami, rozczulaj�co
intymny w domowym pikowanym
kaftaniku, u�miechaj�cy si�
dobrodusznie pod koafiur�
misternie trefionych loczk�w.
Takim widywa� go Kajetan
Ko�mian, kiedy sk�ada� mu wizyty
w ostatnich latach jego �ycia.
W burzliwej, pe�nej
gwa�townych wstrz�s�w i
zakr�t�w, a w ostatecznych
wyrazie zdecydowanie ponurej
biografii J�zefa Zaj�czka
osobliwe jest to, �e co
kilkana�cie stronic natrafia si�
w niej na elementy wr�cz
humorystyczne. Poczynaj�c od
nazwiska Zaj�czek herbu �winka!
Trudno by by�o wymy�li� dla
nielubianego prominenta nazwisko
bardziej o�mieszaj�ce, bardziej
wystawiaj�ce na sztych, bardziej
prowokuj�ce do wszelkiego
rodzaju z�o�liwo�ci:
kalambur�w, dowcip�w, atak�w
satyrycznych. Wsp�cze�ni nie
przeoczyli tej okazji:
wykorzystywali j� a� do
przesytu. Przez ca�e �ycie
n�ka�y Zaj�czka niewybredne
�arty z jego nazwiska. Kto wie,
czy nie one w�a�nie przyczyni�y
si� do owego nieufnego,
odpychaj�cego wyrazu twarzy,
uwiecznionego na portrecie
Dutertre'a?
Kpiny ze "zwierz�cego"
nazwiska nie ustawa�y nawet
w�wczas, kiedy zaj�o ono
zaszczytne miejsce na paryskim
�uku Tryumfalnym, w poczcie
najwybitniejszych dow�dc�w wojen
napoleo�skich, ani wtedy, gdy -
u�wietnione tytu�em ksi���cym i
godno�ci� wicekr�la - zaleg�o
pos�pnym cieniem nad satelickim
pa�stewkiem polskim, utworzonym
przez kongres wiede�ski. Im
wy�ej w�a�ciciel o�mieszonego
nazwiska wspina� si� w
hierarchii spo�ecznej, tym
zacieklej go atakowano. W
z�o�liwych napa�ciach na
"zaj�czka, z kt�rego car zrobi�
kr�lika", wsp�dzia�ali rami� w
rami�: anonimowi autorzy
ulicznych wierszy ulotnych i
najwybitniejsi poeci polskiego
O�wiecenia, na czele z Julianem
Ursynem Niemcewiczem.
Narzuconego namiestnika
wyszydzano na wsi i w mie�cie, w
koszarach i na uniwersytecie, w
trzeciorz�dnych traktierniach i
najwykwintniejszych salonach
stolicy. W satyrycznych
wierszykach szarpano go bez
lito�ci, nieraz w niezgodzie z
prawd� i niesprawiedliwie.
Nawi�zuj�c do nazwiska,
pomawiano go o tch�rzostwo,
nawi�zuj�c do herbu - o
rozpust�, chocia� w �yciu nie
by� ani tch�rzem, ani
rozpustnikiem. Ale prominent,
kt�ry raz przepad� w opinii
publicznej, nie mo�e liczy� u
rodak�w na lito�� i
sprawiedliwo��.
Oto jest sternik nieszcz�snego
kraju:@ zaj�czek z ducha, �winka
z obyczaju...@
Ale nie tylko nazwisko
sprawia, �e w biografii Zaj�czka
narodowy dramat co chwila ociera
si� o cyrkow� grotesk�.
W�a�ciciel �miesznego nazwiska
mia� jeszcze pr�cz niego
szczeg�lny dar wywo�ywania
niezamierzonych efekt�w
komicznych swoimi uczynkami i
zachowaniem. Ju� jego pierwszemu
wyst�powi na scenie publicznej
towarzyszy� gromki �miech
wsp�czesnych.
Zim� roku 1770 zjecha�o do
Pary�a poselstwo Generalno�ci
barskiej, aby domaga� si� od
francuskich sprzymierze�c�w
wsparcia dla upadaj�cej
konfederacji. W �wicie pos�a
Micha�a Wielhorskiego znalaz�
si�, jako sekretarz (z protekcji
Zamoyskich) 18_letni oficerek,
kt�ry dwa lata wcze�niej
doskoczy� do konfederacji z
kr�lewskiej za�ogi Kamie�ca
Podolskiego. M�odziutki Zaj�czek
nie mia� w Pary�u zbyt wielu
zaj�� s�u�bowych, m�g� wi�c do
woli wydeptywa� bruki "stolicy
Europy", ch�on�c g�odnymi oczami
r�ne miejscowe cuda. Zwiedzaj�c
Luwr natkn�� si� na pos�g Wenus
Medycejskiej. Pi�kno�� i skromny
wdzi�k poga�skiej bogini tak go
oczarowa�y, �e bez wahania uzna�
j� za Matk� Bosk� i - nie
zwa�aj�c na otoczenie, run��
przed ni� na kolana. Takie przy
tym wybija� pok�ony, �e - jak
odnotowa� �wiadek zaj�cia - "a�
mu peruka spad�a".
Zabawna gafa polskiego
aspiranta dyplomatycznego
musia�a si� odbi� szerokim
echem, skoro dochowa�y si� o
niej relacje pami�tnikarskie. I
dobrze si� sta�o, bo w tej
b�ahej historyjce jest jakby
zapowied� i skr�t wszystkich
przedziwnych meandr�w kariery
�yciowej przysz�ego
ksi�cia_namiestnika. Ca�y
�yciorys J�zefa Zaj�czka herbu
�winka to nieprzerwane pasmo
oczarowa� r�nego rodzaju i
r�nego kalibru autorytetami.
Przed ka�dym od razu wali si� na
kolana, przed ka�dym wybija
pok�ony a� do spadni�cia peruki
(oczywi�cie w przeno�ni, bo
p�niej peruki ju� nie nosi�).
Potem nast�puje odkrycie omy�ki
lub zmierzch autorytetu z
jakich� innych wzgl�d�w i...
niemal natychmiastowy przeskok w
zachwycenie autorytetem
nast�pnym, b�d�cym najcz�ciej
kra�cowym przeciwie�stwem
poprzedniego.
Pierwsz� odnotowan� przez
kronikarzy wielk� fascynacj�
Zaj�czka, je�li nie liczy�
wspomnianej Wenus Medycejskiej,
by� bohater konfederacji
barskiej Kazimierz Pu�aski. Dwaj
uchod�cy barscy spotkali si�
w Pary�u w pocz�tkach
roku 1773, w tym czasie mniej
wi�cej, kiedy znikczemnia�y sejm
warszawski zatwierdza� pierwszy
rozbi�r Polski. Przyja�nienie
si� wtedy z Pu�askim nie by�o
wygodne ani bezpieczne nawet w
Pary�u. Za przysz�ym bohaterem
dw�ch kontynent�w wlok�a si�
anatema gard�owych oskar�e�.
Gdyby nie uciek� by� na czas z
Polski, historia Stan�w
Zjednoczonych Ameryki P�nocnej
sta�aby si� ubo�sza o jednego z
g��wnych bohater�w wojny o
niepodleg�o��. Inspiratorowi
porwania przez konfederat�w
kr�la Stanis�awa Augusta
wytoczono w Warszawie proces o
najci�sz� zbrodni� epoki:
kr�lob�jstwo. Trybuna� sejmowy
pod przewodnictwem os�awionego
prze�ladowcy Rejtana, Adama
Poni�skiego, skaza� zaocznie
Pu�askiego na "uci�cie g�owy i
prawej r�ki, �wiartowanie i
spalenie cia�a, kt�rego popi�
mia� by� na wiatr rzucony". Za
granic� tropi�y go wywiady
mocarstw zaborczych. W�adze
burbo�skiej Francji r�wnie� nie
zamierza�y pie�ci� si� z
"kr�lob�jc�", musia� si� ukrywa�
przed policj� pod przybranym
nazwiskiem. Niech�tni mu tak�e
byli umiarkowani przyw�dcy
emigracji konfederackiej - od
pocz�tku przeciwni pomys�owi
porwania kr�la. Bior�c to
wszystko pod uwag�, trzeba
przyzna�, �e oczarowanie
Pu�askim by�o ze strony Zaj�czka
uczcuciem najzupe�niej
bezinteresownym, czego o
p�niejszych jego fascynacjach
powiedzie� si� ju� nie da. Ale
"pana Romera" (pod takim
kryptonimem ukrywa� si� Pu�aski)
wielbi� szczerze i ca�ym sercem,
bez �adnych rachub na karier�
czy inne korzy�ci materialne.
Przyja�� z Pu�askim wymaga�a
ofiar. Bohater konfederacji
barskiej nie uwa�a� walki z
rozbiorcami Polski za sko�czon�.
Nie mog�c liczy� na pos�uch w
tej sprawie we Francji, odwo�a�
si� do drugiego sprzymierze�ca
konfederacji: Turcji, kt�ra w tym
czasie prowadzi�a wojn� z
cesarstwem rosyjskim i pe�nym
g�osem domaga�a si� naprawienia
krzywd wyrz�dzonych Polsce.
Zaj�czek, chocia� zd��y� si�
ju� zadomowi� w Pary�u, nie
zawi�d� przyjaciela i wyjecha�
razem z nim na Wsch�d, aby
dobija� si� u boku Turcji o
sprawiedliwo�� dla Polski. Latem
1774 roku pisa� z tureckiego
frontu do znajomych we Francji:
"Ja mego drogiego Romera nie
opuszcz� nigdy i jestem tak
dumny z tego postanowienia, �e
got�w jestem ponowi� je w ka�dej
chwili. C� mo�e by� s�odszego,
jak odda� si� istocie godnej
ca�ej naszej przyja�ni, godnej
uwielbienia ca�ego naszego
�wiata, dzieli� jej
nieszcz�cia, �agodzi�
cierpienia. To, �e jestem
u�yteczny cz�owiekowi,
opuszczonemu jakby przez ca�e
jestestwo, sprawia mi rozkosz
wi�ksz�, ni� mo�na sobie
wyobrazi�; gdy o tem pomy�l�,
w�asne cierpienia odczuwam jako
co� drogiego. (...) Rozmawiamy
tu o mi�o�ci Ojczyzny i o
swobodzie, �yj�cej ju� tylko w
sercach niewielu obywateli. Z
�alem wspominamy m�stwo dawnych
naszych ziomk�w, op�akuj�c
pod�o�� wsp�czesnych. W
nieszcz�ciu mo�na si� nauczy�
filozofowa�."
Paromiesi�czne perypetie
dw�ch barskich przyjaci� -
znane w niekt�rych szczeg�ach z
barwnych relacji listowych
Zaj�czka - wystarczy�yby z
pewno�ci� na scenariusz
pasjonuj�cego filmu
przygodowo_historycznego.
Niestety, zabrak�o im happy
endu. Turcja wojn� z Rosj�
przegra�a i w lipcu 1774 roku
musia�a podpisa� upokarzaj�cy
traktat, w kt�rym nie wspomniano
ju� ani s�owem o krzywdach
Polski. Przestraszone w�adze
tureckie wyda�y barskim
rozbitkom nakaz opuszczenia
pa�stwa ottoma�skiego w ci�gu
czterech tygodni. Ale dla nich i
ten kr�tki termin by� za d�ugi,
gdy� wywiad zwyci�zc�w wpad�
ju� na trop niebezpiecznego
"kr�lob�jcy" polskiego. W
wielkim po�piechu wsiedli na
statek kupiecki p�yn�cy do
Francji i dzi�ki przychylnym
wiatrom uda�o im si� uj�� przed
wys�anymi w pogo� okr�tami
rosyjskimi.
W pa�dzierniku 1774 roku
wyl�dowali w Marsylii, na
go�cinnej ziemi francuskiej. Ale
w nied�ugi czas potem, w
tej�e Marsylii, drogi �yciowe
przyjaci� rozesz�y si�.
Kazimierz Pu�aski - o�ywiony
wiar�, �e sprawa polska
rozstrzyga si� wsz�dzie tam,
gdzie walcz� o wolno�� -
wyruszy� za ocean, aby w��czy�
si� w wojn� o niepodleg�o��
m�odego pa�stwa ameryka�skiego.
22_letni J�zef Zaj�czek - wbrew
niedawnym zapewnieniom, �e nie
opu�ci nigdy przyjaciela - nie
m�g� si� jako� zdecydowa� na
rol� bohatera dw�ch kontynent�w
i pozosta� w Marsylii, dzi�ki
czemu dzisiejsi uczniowie szk�
ameryka�skich nie musz� sobie
wy�amywa� j�zyk�w nad
zniekszta�caniem jego, i tak
o�mieszonego, nazwiska. Z
�wczesnych okoliczno�ci
ustalonych przez historyk�w zdaje
si� wynika�, �e g��wn� przyczyn�
odst�pstwa Zaj�czka od
uwielbianego autorytetu by�o
oczarowanie kolejnym
autorytetem. Przedmiotem nowej
fascynacji zosta� przebywaj�cy
w�wczas w Marsylii m�ody magnat
litewsko_polski, Kazimierz
Nestor Sapieha, syn
wieloletnej egerii Stanis�awa
Augusta, El�biety z Branickich
Sapie�yny, a siostrzeniec
jednego z g��wnych pogromc�w
konfederacji barskiej, hetmana
wielkiego koronnego, Franciszka
Ksawerego Branickiego. Dla
uspokojenia sumienia wobec
zdradzonego przyjaciela Zaj�czek
jeszcze w czasie pobytu w
Marsylii napisa� po francusku i
natychmiast opublikowa� (zapewne
na koszt Sapiehy) dzie�o
biograficzne "D~etail des
op~erations militaires du comte
Pulaski par le comte Zaj�czek",
wys�awiaj�ce cnoty i m�stwo
porzuconego przyjaciela. Warto
zauwa�y�, �e przy okazji tego
debiutu pisarskiego m�ody autor
uzurpowa� sobie z rozp�du tytu�
hrabiowski.
Przysz�y ksi��� Kr�lestwa
Polskiego niemal od kolebki mia�
ci�goty do arystokracji.
Dzieci�stwo i wczesna m�odo��
up�yn�y mu u magnackiej
klamki. Wychowywa� si� na dworze
ordynat�w Zamoyskich, u kt�rych
ojciec jego, Antoni Zaj�czek,
dowodzi� pu�kiem dworskich
kozak�w. Zamoyscy zainteresowali
si� inteligentnym synem
dworzanina i zapewnili mu
wykszta�cenie, o jakim marzy�
nie mogli inni synowie rodzin
drobnoszlacheckich. Dzi�ki
Zamoyskim nauczy� si� wcze�nie
francuskiego, ich protekcji
zawdzi�cza� wyjazd w misji
dyplomatycznej do Francji. W
wy�sze sfery Pary�a wprowadza�
go inny magnat, Micha�
Wielhorski, nosz�cy tytu�
dworski Wielkiego Kuchmistrza
Litewskiego. Podczas
peregrynacji tureckich wspiera�
go opiek� i pieni�dzmi trzeci
magnat: os�awiony Karol
Radziwi�� "Panie Kochanku". Nie
by�o wi�c w zasadzie nic
zaskakuj�cego w tym, �e od
uwielbienia dla radykalnego
"kr�lob�jcy" Pu�askiego
przerzuci� si� bez wi�kszych
opor�w w adoracj� zwi�zanego z
dworem kr�lewskim, czwartego
magnata, Sapiehy.
Fascynacja nowym autorytetem
nie by�a ju� tak bezinteresowna
jak poprzednia. "Pobieraj�cy
nauki" we Francji, m�ody ksi���
by� bardzo ustosunkowany i
bardzo bogaty. Zaj�czek
korzysta� z jednego i drugiego.
Dzi�ki swym stosunkom na dworze
wersalskim Sapieha uzyska� dla
przyjaciela rzecz dla cudziemca
niemal nieosi�galn�: stopie�
podporucznika (wprawdzie bez
ga�y) w elitarnym pu�ku huzar�w
"Jego Arcychrze�cija�skiej
Mo�ci" kr�la Francji. Po raz
pierwszy (ale nie ostatni)
wdzia� Zaj�czek na siebie mundur
francuski. W dwadzie�cia lat
p�niej wdzieje go powt�rnie i
tak si� do niego przyzwyczai, �e
nie zechce go zamieni� nawet na
mundur genera�a odrodzonego
wojska polskiego. Na razie
mundur francuski u�atwia� mu
pobyt w Pary�u, ale nie
zapewnia� najskromniejszego
nawet utrzymania.
Wspania�omy�lny Sapieha wyp�aca�
faworytowi apana�e z w�asnej
kasy.
Prawie przez rok brylowa�
Zaj�czek w Pary�u. "Przystojny,
pi�knie ufryzowany,
najstaranniejszy w ubiorze,
szarmancki dla kobiet" - szybko
odnalaz� dla siebie miejsce w
wielkim �wiecie "stolicy
Europy". Przyja�� z Sapieh�
otwiera�a przed nim drzwi
najbardziej ekskluzywnych dom�w
i u�atwia�a zawieranie
znajomo�ci, kt�re w przysz�o�ci
mia�y mu si� bardzo przyda�.
Niezale�nie od sukces�w
towarzyskich wzbogaca� si�
intelektualnie, ch�on�c nowinki
filozoficzne, zapowiadaj�ce
zbli�anie si� czasu wielkich
przemian spo�ecznych. Ta
rewolucyjna edukacja r�wnie�
odegra niebagateln� rol� w jego
p�niejszych losach.
Przyjemne i urozmaicone �ycie
na koszt Sapiehy nie mog�o
jednak ci�gn�� si� w
niesko�czono��. Jesieni� 1775
roku Zaj�czek, rad nierad,
zdecydowa� si� na powr�t do
okrojonej ojczyzny. A �e nie
czeka�a tam na niego �adna
ciep�a posadka, opatrzno�ciowy
Sapieha dopom�g� i tym razem.
Da� mu list do swej matki z
gor�c� pro�b� o polecenie
Zaj�czka wzgl�dom jej pot�nego
brata, hetmana Branickiego.
"Od wyjazdu mojego z Warszawy
- pisa� w li�cie m�ody ksi��� -
jeszczem dot�d nie o�mieli� si�
nikogo rekomdowa� kochana matko
dobrodziejko, pomimo �e wiele
os�b mnie o to prosi�o. Ten raz
pierwszy o�mielam si� list da�
panu Zaj�czkowi, jak najmocniej
go J. O. W. X. Mo�ci Dobr.
zalecaj�c, aby� za nim do pana
hetmana instancyj� wnios�a i
placowa� go u niego raczy�a.
Charakter jego dobrze mi znany,
ma wiele rozgarnienia, prowadzi
si� najwyborniej i bardzo
odwa�ny. Sytuacja jego nie
pozwoli�a mu naby� wiadomo�ci
bieg�emu �o�nierzowi
potrzebnych, ale przy dobrych
ch�ciach dojdzie do tego. Ma
wszystko, co dobremu kawaleryi
oficerowi potrzebne; zdaje mi
si�, �e W. X. Mo�� uznasz w nim
ton bardzo dobry i nader
przyzwoit� postaw�. W Pary�u si�
bardzo cicho i dobrze sprawowa�,
obce kraje niezmiernie go
uformowa�y i odj�y mu ten
spos�b my�lenia niski i
poni�aj�cy, w�a�ciwy naszej
drobnej szlachcie, nie
natchn�wszy go wszak�e
niepotrzebn� dum� (...)
Odpowiadam za jego dobre
prowadzenie si�, za wierno��
jego i poj�tno��."
Wr�czaj�c Zaj�czkowi sw�j list
Kazimierz Nestor Sapieha nie
przeczuwa�, jak bardzo zawa�y on
na �yciu jego pupila, a ju� na
pewno przez my�l mu nie
przesz�o, �e dalsze konsekwencje
tej prywatnej rekomendacji
odcisn� pi�tno tak�e na
historii porozbiorowej Polski.
Z listem Sapie�y�skim w
zanadrzu 23_letni Zaj�czek
powr�ci� tedy na ojczyzny �ono.
A �e gor�ca rekomendacja do
Branickiego natychmiast
poskutkowa�a - z ca�ym oddaniem,
na jakie by�o go sta� - a w tym
zakresie sta� go by�o na wiele -
podporz�dkowa� si� nast�pnemu z
kolei autorytetowi, wyznaczonemu
przez szcz�liwy (a raczej
nieszcz�liwy) zbieg
okoliczno�ci.
Tym razem nie by�a to
kr�tkotrwa�a fascynacja jak w
wypadku Pu�askiego i Sapiehy.
Zauroczenie hetmanem Branickim
mia�o trwa� kilkana�cie lat.
Przez ca�y ten czas pan hetman
by� dla swego podopiecznego nie
tylko najwy�szym autorytetem w
dziedzinie wojskowo�ci i
polityki, lecz r�wnie�
przedmiotem bezkrytycznego
uwielbienia jako wz�r nieomylny
post�powania moralnego,
etycznego i obyczajowego.
Biedny Zaj�czek! Po przej�ciu
przez tak� szko��, nie mia� ju�
�adnych szans na to, �eby sta�
si� kiedy� ulubionym bohaterem
narodowym Polak�w. Ze wszystkich
�wczesnych pan�w polskich hetman
Branicki chyba najmniej si�
nadawa� do wdra�ania m�odych
ludzi w cnoty patriotyczne i
obywatelskie, wielbione p�niej
przez potomnych. Nawet na tle
og�lnego rozk�adu moralnego i
obyczajowego chyl�cej si� do
upadku Rzeczypospolitej hetman
wielki koronny Franciszek
Ksawery Korczak_Branicki rysuje
si� jako monstrum zupe�nie
wyj�tkowe. Nie darmo Wyspia�ski
wyznaczy� mu tak poczesne
miejsce w korowodzie swoich
weselnych upior�w ("Hetmani�e�
ty, hetmanie, chocia by�e� �otr
(...), brali�ta pieni��ek
moskieski, hej, hetmanie,
hetmanie Branecki!...").
W nowym protektorze Zaj�czka
wszystko by�o jakie� podejrzane
i dwuznaczne. Nawet nazwisko.
Wywodzi� si� ze
�rednioszlacheckiej rodziny
Korczak_Branickich, ale stug�bna
fama (uwierzytelniona p�niej w
druku przez Niemcewicza i
Wyspia�skiego( nios�a si� po
Polsce, �e naprawd� nazywa� si�
Branecki, a jedn� liter� zmieni�
dlatego, �eby "spokrewni� si�" w
opinii z wielkopa�skim rodem
Gryf_Branickich, kt�rego
ostatni potomek, kr�lewski
szwagier, stary hetman Jan
Klemens Branicki dzier�y� przed
nim bu�aw� wielk� koronn�.
Jego hetma�stwo r�wnie�
wzbudza�o w�tpliwo�ci. Wielu
s�dzi�o, �e t� najwy�sz� godno��
wojskow� zawdzi�cza� nie tyle
rzeczywistym kwalifikacjom
dow�dczym, co intymnym
przys�ugom, �wiadczonym w
m�odo�ci w Petersburgu wysoko
postawionej parze kochank�w:
Stanis�awowi Poniatowskiemu,
p�niejszemu kr�lowi Polski, i
wielkiej ksi�nej Katarzynie,
p�niejszej imperatorowej
Wszechrosji.
Wybrzydzano si� tak�e na
ogromne bogactwa hetmana, gdy�
zdaniem patriot�w wywodzi�y si�
z nieczystych �r�de�.
Powszechnie wiedziano, �e jest
"pensjonalist�" obcych ambasad,
�e szanta�ami politycznymi
wy�udza od kr�la najbogatsze
starostwa, �e lwi� cz�� maj�tku
zawdzi�cza rosyjskiej �onie,
Aleksandrze Engelhardt,
uchodz�cej oficjalnie za
siostrzenic� cesarskiego
"generalissimusa", kniazia
Grigorija Potiomkina, w
rzeczywisto�ci - c�rce
naturalnej g��wnej rozbiorczyni
Polski, carycy Katarzyny II.
Najbardziej jednak podejrzany
i dwuznaczny by� patriotyzm
Branickiego. G�b� mia� go pe�n�.
NIe by�o chyba w sejmie polskim
drugiego g�bacza, kt�ry by tak
cz�sto, jak on, odmienia� we
wszystrkich przypadkach s�owa:
ojczyzna i nar�d. Ilekro� stawa�
na sejmowej m�wnicy w ca�ej
krasie sarmacko_szlacheckiego
sztafa�u i - odrzuciwszy wyloty
kontusza, wsparty na szabli -
przemawia� do "pan�w braci", tak
ich potrafi� stumani� i omota�
patriotycznym frazesem, �e
mi�kli mu w r�kach jak wosk. Nie
wszyscy jednak poddawali si�
czarom jego krasom�wstwa. Julian
Ursyn_Niemcewicz otwarcie go
stawia� na czele tych, co "w
u�ciech ich by�a ojczyzna, w
czynach zdrada". I mia� chyba
racj�.
Po pierwsze Branicki by� z
duszy serca kondotierem. Barwy i
komendy zmienia� cz�sto bez
�adnych opor�w wewn�trznych. Raz
walczy� jako "wolontarz" w armii
austriackiej, to znowu - we
francuskiej; najch�tniej i
najcz�ciej wys�ugiwa� si�
Rosjanom. W owych
kosmopolitycznych czasach
okazjonalna s�u�ba pod obcymi
znakami nie by�a jeszcze uwa�ana
za rzecz karygodn�. Ale to, co
wyczynia� w tej dziedzinie
Branicki - zw�aszcza w latach
p�niejszych, kiedy by� ju�
hetmanem wielkim koronnym -
oburza�o Polak�w i wzbudza�o
pogard� u obcych. Trudno si�
by�o nie oburza�, kiedy
najwy�szy zwierzchnik wojskowy
Rzeczypospolitej, minister i
senator ca�e miesi�ce potrafi�
sp�dza� w obozie oblegaj�cego
tureckie twierdze "wuja"
Potiomkina, harcuj�c na czele
carskich kozak�w. "Eto prawo dla
niewo komanda" - pod�miewa� si�
z polskiego hetmana faworyt
rosyjskiej imperatrycy.
Ale przechy�y kondotierskie
Branickiego by�y jeszcze niczym
wobec jego dzia�alno�ci
publicznej jako polityka, m�a
stanu i zwierzchnika si�
zbrojnych. Niemal wszystko, co
czyni� jeden z najwy�szych
dygnitarzy trawionej ci�k�
chorob� Rzeczypospolitej, by�o
skierowane przeciwko jej
naj�ywotniejszym interesom.
�ywio�em tego dostojnika by�y:
intryga i gra polityczna, celem
- wzmacnianie swych wp�yw�w
przez rozbijanie jedno�ci narodu
i sk��canie ze sob� wszystkich
si� spo�ecznych. By� mistrzem w
montowaniu wszelkiego rodzaju
"kaba�", konfederacji i
rekonfederacji. Kiedy� usi�owa�
uzyska� od o�ciennego mocarstwa
poparcie dla perfidnego planu
zbuntowania prowincji przeciwko
Warszawie, ale nawet na obcym
dworze projekt ten odrzucono,
jako zbyt daleko id�cy.
Pocz�tkowo zaprzyja�niony ze
Stanis�awem Augustem i
obsypywany przez niego z�otem i
dostoje�stwami, zwr�ci� si�
przeciw niemu, kiedy kr�l zacz��
zmierza� do ograniczenia
uprawnie� hetma�skich, i
�miertelnie go znienawidzi�.
Odt�d szczu� przeciwko tronowi
nar�d szlachecki, gdzie i kiedy
tylko m�g�. Kiedy� grozi� po
pijanemu monarsze, �e zwo�a
pospolite ruszenie i wyp�dzi go
z kraju. Jednocze�nie kr�la
napuszcza� na nar�d, pouczaj�c
go listownie, �e "na mi�o��
Polak�w zas�ugiwa� nie warto,
lepiej ich trzyma� kr�tko i
twardo". Blisko zwi�zany przez
�on� z dworem rosyjskim i
przepot�nym faworytem
Katarzyny, Potiomkinem, czu� si�
w kraju ca�kowicie bezkarny.
Jego warcholskie zatargi z
kr�lem by�y za�atwiane w trybie
mi�dzynarodowym. Monarcha chc�c
ukr�ci� samowol� niesfornego
ministra musia� odwo�ywa� si� do
rozjemstwa obcych ambasador�w.
Wszelkie patriotyczne ruchy,
zmierzaj�ce do uzdrowienia
stosunk�w w Polsce i zapewnienia
jej wi�kszej niezale�no�ci,
napotyka�y bezwzgl�dny op�r
Branickiego. Ten zaprzysi�ony
obro�ca z�otej wolno�ci
szlacheckiej, w imi� tej
wolno�ci, dzia�aj�c rami� w
rami� z genera�ami Katarzyny
zdusi� konfederacj� barsk�, a
p�niej, jako jeden z g��wnych
przyw�dc�w targowicy -
rywalizowa� z zaborcami o
pierwsze�stwo w niszczeniu
dzie�a Konstytucji 3 Maja.
Zachowa� si� z tamtych czas�w
pi�kny tekst krasom�wczy pana
hetmana. Wydelegowany w
listopadzie 1792 roku do
Petersburga, aby podzi�kowa�
imperatorowej za uchronienie
Polski od nieszcz��, w jakie
usi�owali j� rzekomo wtr�ci�
autorzy i zwolennicy Konstytucji
3 Maja, Branicki rozczula�
Katarzyn� bredzeniem o Polaku,
co "patrza� ju� na wieczyste
kajdany, kt�re prawnuk�w jego
kr�powa� mia�y". Kiedy jednak
"wejrzeli na� B�g i Katarzyna,
upad� ba�wan zwodniczy,
pierzchn�li onego tw�rcy i
czciciele. POwsta� Polak podobny
swoim naddziadom, wzni�s� r�ce
ku niebu, a oczy �ez czu�o�ci
pe�ne ku swojej wybawicielce".
Po drugim rozbiorze Branicki
by� ju� postaci� tak bardzo
skompromitowan�, �e kieruj�c si�
instynktem samozachowawczym
przekaza� bu�aw� hetma�sk� w
r�ce nast�pcy: Piotra
O�arowskiego, kt�ry w rok
p�niej mia� zamiast niego
zawisn�� na powsta�czej
szubienicy. Sam za� przebra� si�
w zaofiarowany mu przez te�ciow�
mundur rosyjskiego genera�a "en
chef" i czmychn�� do
Petersburga. O kompletnym zaniku
w nim uczu� narodowych �wiadcz�
jego w�asne s�owa, odnotowane
przez wsp�czesnych mu
kronikarzy. Po trzecim rozbiorze
zwyk� by� mawia�: "Nie jestem
cudzoziemcem, bom si� w Polsce
urodzi�, nie jestem Polakiem, bo
Polski nie ma". Po pijanemu
okre�la� si� jeszcze wyra�niej.
Poniewa� wi�kszo�� jego d�br
znalaz�a si� w zaborze
rosyjskim, m�wi� po prostu "Je
suis Russe".
Ca�kowicie oboj�tny na
nieszcz�cia ojczyzny, do�y� w
pokoju i pomy�lno�ci p�nej
staro�ci. "Ostatnich lat 25
�ywota - brzmi przekaz
historii - sp�dzi� w komforcie
Bia�ej Cerkwi, dogadzaj�c swemu
cia�u, a nie okazuj�c ani
przeb�ysku �alu za grzechy." W
roku 1815, gdy car Aleksander I,
po przybraniu tytu�u kr�la
polskiego (z �aski w�asnej i
kongresu wiede�skiego) odwiedzi�
Bia�� Cerkiew, osiwia�y w walce
przeciwko legalnemu monarsze
niepodleg�ej Rzeczypospolitej
Branicki powita� nowego pana
s�owami: "Szcz�liwy starzec,
nie umr� ju�, nie zobaczywszy
kr�la mej ojczyzny".
Takim by� cz�owiek, kt�ry
przez kilkana�cie lat nadawa�
ton �yciu J�zefa Zaj�czka i w
wi�kszym stopniu ni� inni
protektorzy wp�ywa� na
kszta�towanie si� jego
charakteru, pogl�d�w i sposobu
bycia.
Mo�e si� wyda� dziwne, �e
m�ody, inteligentny oficer,
maj�cy za sob� przyja�� z
Kazimierzem Pu�askim oraz sta�
patriotyczny w konfederacji
barskiej i w wojnie
turecko_rosyjskiej, m�g� przez
tak d�ugi okres podporz�dkowywa�
si� podobnemu autorytetowi. Ale
trzeba pami�ta�, �e inaczej
widz� hetmana Franciszka
Ksawerego Branickiego historycy,
dysponuj�cy pe�n� dokumentacj�
jego post�pk�w i znaj�cy tych
post�pk�w samolubne motywacje i
op�akane skutki, a inaczej
widzieli go m�odzi ludzie,
pozostaj�cy w kr�gu jego
bezpo�rednich wp�yw�w. Dla tych
drugich by� przede wszystkim
pot�nym, �askawym dobroczy�c�,
szczodrym i weso�ym panem
pysznego dworu w Bia�ej Cerkwi.
Wodzem nadzwyczaj dba�ym o
sprawy bytowe swych podw�adnych.
Upostaciowaniem idea�u "dobrego
magnata", jaki ukszta�towa�a w
umys�ach drobnej szlachty epoka
saska. Nikt tak jak on nie umia�
obca�owywa� si� i popija� z
braci� szlacht�, nikt tak jak on
nie potrafi� kupowa� sobie
szlacheckiej go�oty za pi�kne
gesty i dobra materialne. Kiedy
na sejmikowych biesiadach
grzmia� patriotycznie
(przewa�nie po pijanemu)
przeciwko kr�lowi, nikt z jego
stronnik�w nie w�tpi�, �e mia�
na celu jedynie obron�
szlacheckich swob�d przed
despotycznymi zakusami
Stanis�awa Augusta i stronnictwa
reform. A kiedy kto� pr�bowa� mu
si� sprzeciwia�, b�d� demaskowa�
jego prawdziwe intencje, wszelk�
opozycj� g�uszy� wrzask tysi�cy
szlacheckich garde�: "Musi tak
by�, jak pan hetman chce! Innego
nikogo nie dopu�cimy!". Poza
wszystkim "Branio" - jak
pieszczotliwie nazywali go
bliscy - oddzia�ywa� na swych
zwolennik�w niezaprzeczonym
wdzi�kiem osobistym, w jaki
natura niekiedy wyposa�a
wierutnych �ajdak�w, aby uczyni�
ich jeszcze bardziej
niebezpiecznymi dla otoczenia.
Jak tu si� dziwi� zreszt�, �e
podda� si� wp�ywom z�owrogiego
hetmana m�ody, niedo�wiadczony i
nader sk�onny do przesadnych
uwielbie� Zaj�czek, je�eli
Branio latami potrafi� zwodzi�
tak do�wiadczonych i prawych
patriot�w, jak marsza�ek Ignacy
Potocki i genera� ziem
podolskich, Adam Czartoryski.
Zaj�czek wzajemnie od
pierwszej chwili przypad� panu
hetmanowi do gustu. Przyw�dca
magnackiej opozycji dostrzeg�
idealne dla siebie narz�dzie w
bystrym polsko_francuskim
oficerku, og�adzonym na mod��
zachodni�, w miar�
wykszta�conym, ci�tym w j�zyku,
a r�wnocze�nie wyposa�onym w te
cechy, kt�re hetman ceni�
najbardziej: obrotno�� �yciow�,
odwag� granicz�c� z brawur�,
sk�onno�� do chwytania za szabl�
przy lada okazji, a przede
wszystkim wierno�� i bezwzgl�dne
pos�usze�stwo aktualnemu
rozkazodawcy.
Sytuacja Zaj�czka polepszy�a
si� jeszcze, kiedy rz�dy nad
Bia�� Cerkwi� obj�a hetmanowa
Branicka "de domo Engelhardt".
Pani hetmanowa - uderzaj�co z
twarzy i kobiecego temperamentu
podobna do swej cesarskiej matki
- by�a dwa razy m�odsza od m�a
(w chwili zam��p�j�cia liczy�a
sobie lat 27), ale przewy�sza�a
go rozumem, energi� i wp�ywami
politycznymi. Katarzyna II nie
tylko zasypywa�a j� zaszczytami
dworskimi i lukratywnymi
przywilejami finansowymi, lecz
ponadto uczyni�a j� oficjaln�
adresatk� swoich list�w
filozoficznych,
przedrukowywanych nast�pnie w
prasie niemieckiej i
studiowanych z uwag� przez
wszystkie rz�dy europejskie,
pr�buj�ce wyczyta� z nich
zamiary polityczne pot�nej
w�adczyni P�nocy.
Ot� m�odej pani hetmanowej
przybysz z Pary�a spodoba� si�
r�wnie�, cho� niekoniecznie z
tych samych powod�w co m�owi.
"Lubi�a bardzo - informuje
pow�ci�gliwie biografka Zaj�czka
- gdy w zgrabnie skrojonym
mundurze galopowa� na koniu przy
jej karecie." Najlepszym dowodem
sympatii pani hetmanowej dla
Zaj�czka jest sugerowana przez
wielu historyk�w teza, �e
jeszcze w czterdzie�ci lat
p�niej dziedziczka z Bia�ej
Cerkwi nie szcz�dzi�a wysi�k�w,
aby swego dawnego gwardzist�
wyd�wign�� na najwy�sze miejsce
w aleksandrowskiej Polsce.
Ogrzewany ze wszystkich stron
ciep�em pa�skiej �aski, skromny,
polsko_francuski poruczniczek
bez ga�y w szybkim tempie
porasta� w pi�ra. Wst�pny sta�
na hetma�skim dworze przeby�
jako kapitan przybocznych
dragon�w, ale ju� w nied�ugi
czas potem wyr�s� na
hetma�skiego genera�a_adiutanta
w stopniu "oberszt_lejtnanta",
czyli podpu�kownika. Jeszcze
p�niej awansowa� na pe�nego
pu�kownika i otrzyma� dow�dztwo
pu�ku lekkiej jazdy Bu�awy
Wielkiej, co by�o ju� w owych
czasach uwa�ane za wojskowe
dygnitarstwo. Czy nie douczony
wojskowo porucznik w czasie swej
b�yskawicznie post�puj�cej
kariery mia� mo�no�� wyr�wnania
brak�w w wykszta�ceniu
wojskowym, o kt�rych nadmienia�
w swej rekomendacji ksi���
Sapieha? Raczej w�tpliwe. W
czasach pokojowych nie by�o
wiele po temu okazji, a ju�
najmniej - na rozhulanym i
rozpitym dworze hetma�skim w
Bia�ej Cerkwi. Z kalendarza
p�niejszej kariery dow�dczej
Zaj�czka, kiedy by� ju�
genera�em wysokiego stopnia,
zdaje si� wynika�, �e do ko�ca
doskwiera�y mu pewne niedostatki
w wojennym rzemio�le, stara� si�
te� unika� wystawiania na pr�b�
swoich kwalifikacji dow�dczych,
a kiedy do takich pr�b
dochodzi�o, przewa�nie ko�czy�y
si� niepowodzeniem.
Podszkoli� si� natomiast u
Branickiego wybornie we
wszelkiego rodzaju grach
politycznych. Hetman, po
bli�szym poznaniu swego
ulubionego adiutanta,
zorientowa� si�, �e pasuje on
jak ula� do rozgrywek
partyjnych w polskim sejmie.
G�os mia� dono�ny i sugestywny,
posta� imponuj�c�, rozum
bystry, "cho� nie polityczny",
temperament rasowego ogiera. Bez
trudu rozezna� si� w najbardziej
pokr�tnych intrygach sejmowych i
mo�na by�o na nim polega�, �e
pokieruje nimi tak, jak �yczy�
sobie pan hetman. Wybrany, przy
poparciu Branickiego, na pos�a z
ziemi kijowskiej, Zaj�czek w
kr�tkim czasie sta� si� jednym z
g��wnych i najg�o�niejszych
rzecznik�w interes�w hetma�skich
w sejmie.
Dla cz�ciowego przynajmniej
usprawiedliwienia Zaj�czka i dla
pe�nej jasno�ci obrazu wypada
wspomnie�, �e w latach 1775_1786
popieranie linii politycznej
hetmana Branickiego nie by�o
wcale jednoznaczne z dzia�aniem
przeciwko interesom narodu.
Opozycja magnacka wyst�powa�a
jeszcze wtedy we wsp�lnym
froncie i obok Branickiego
przewodzili jej ludzie, kt�rzy
ju� wkr�tce znale�� si� mieli
w�r�d czo�owych przyw�dc�w
stronnictwa patriotycznego i
tw�rc�w Konstytucji 3 Maja:
bracia Ignacy i Stanis�aw Kostka
Potoccy oraz genera� ziem
podolskich, Adam Kazimierz
Czartoryski.
Podstawow� zasad� dzia�ania
jednocz�c� mo�now�adcz� opozycj�
by�o sta�e sprzeciwianie si�
polityce kr�la, a poniewa�
Stanis�aw August nie zawsze
dzia�a� w zgodzie z interesami
ojczyzny, przeciwstawiaj�ca mu
si� opozycja cz�sto miewa�a
racj� i zyskiwa�a sobie poklask
wi�kszo�ci szlacheckiego narodu.
O dzia�aniach Zaj�czka w
sejmie mo�na si� wiele
dowiedzie� z list�w pisanych do
r�nych znajomk�w - przewa�nie
dam z najwy�szego towarzystwa,
do kt�rych zawsze mia� s�abo��.
Dla przyk�adu: przytoczony w
ksi��ce Jadwigi Nadziei, list z
grudnia 1784 roku do staro�ciny
litewskiej Teresy ze Stadnickich
Grabianczyny, dotycz�cy g�o�nego
zatargu o sp�at� milionowych
d�ug�w kr�lewskich. Stanis�aw
August, uzgodniwszy uprzednio
rzecz z Katarzyn�, zamierza�
wydusi� od sejmu uchwa��,
przerzucaj�c� obowi�zek sp�aty
jego prywatnych d�ug�w na skarb
pa�stwa.
Opozycja - tym razem
zjednoczona, jak nigdy przedtem,
poczuciem swej racji prawnej i
moralnej - podnios�a og�uszaj�ce
"larum" patriotyczne, gro��c
zerwaniem sejmu, je�eli rz�d
swego projektu nie wycofa.
Dominuj�ca w sejmie partia
kr�lewska, aby ustrzec si�
przed tym, zamierza�a b�d�
projekt przeforsowa� od razu,
b�d� przekszta�ci� sejm w
konfederacj�, co zawiesi�oby
stosowanie zasady "liberum veto",
a tym samym uniemo�liwi�o
zerwanie sejmu przez mniejszo��.
"Ca�a psiarnia kr�lewska -
pisze w swym li�cie Zaj�czek -
krzykn�a, aby zaraz przeszed�
(projekt kr�lewski - M.B.), lecz
ja prosi�em, aby wed�ug prawa
szed� "ad deliberandum" (do
rozwa�enia - M.B.). I tak
wrzeszczeli�my z godzin�:
kr�lewscy, aby zaraz przeszed�,
a ja z JM Panem Potockim, pos�em
lubelskim (Stanis�awem Kostk� -
M.B.): "ad deliberandum".
Poszed� tedy nazajutrz w
deliberacy�. Po sesyi
zjechali�my si� do marsza�ka
nadwornego litewskiego
Potockiego (Ignacego - M.B.).
Tam rada stan�a tedy, aby Sejm
zerwa�. Marsza�ek Potocki,
proszony przez nas pojecha� do
pos�a rosyjskiego i o�wiadczy�
mu, �e albo Sejm p�knie, albo
trzeba projekt kr�lewski cofn��.
Pose� tedy w gniewy, potem w
pro�by, na ostatku pokazuje
rozkazy imperatorowej,
zalecaj�ce mu wspiera� sp�acenie
d�ug�w kr�lewskich,
o�wiadczaj�c, i� gdy Sejm
zerwiemy, to nie uratuje
milion�w, bo b�d� o nich
traktowa� jak o materyi
ekonomicznej "pluralitate"
(wi�kszo�ci� g�os�w - M. B.); po
wt�re, �e rozgniewamy
imperatorow�, kt�ra gdy pozwoli
na konfederacyj�, to bardziej
jeszcze kraj udr�".
Tak to wygl�da�o w �wczesnej
praktyce. "Hetma�scy" �arli si�
z "kr�lewskimi", samolubna
prywata �ciera�a si� z
interasami patriotycznymi,
krzy�owa�y si� rozmaite
koncepcje rozwi�za�
politycznych, a p�niej
ostatnie s�owo wypowiada�
ambasador Naja�niejszej
Gwarantki polskiej wolno�ci i
rzecz sz�a wskazanym przez
niego torem. Ciekawy to
przyczynek do charakterystyki
nie tylko autora listu, lecz i
ca�ego czasu, kt�ry historycy
nie darmo nazywaj� okresem
rz�d�w kr�lewsko_ambasadorskich.
W szczytowym nasileniu
dzia�alno�ci politycznej J�zefa
Zaj�czka wydarzy�o mu si� co�
niezwyk�ego. Znowu rzuci�o go na
kolana piorunuj�ce ol�nienie,
podobne do prze�ytego przed laty
w Pary�u spotkania z Wenus
Medycejsk�. Tyle �e tym razem
Wenus Medycejska, by�a �ywa,
urzekaj�co cielesna i bynajmniej
nie usposabia�a do skojarze�
religijnych. Pan pose� kijowski
i hetma�ski genera�_adiutant
zakocha� si� �miertelnie od
pierwszego wejrzenia w
30_letniej Francuzce, pani
Alexandrine Isaurat z domu
Pernette, �onie osiad�ego w
Polsce francuskiego lekarza i
matce 10_letniego syna.
Urodziwej i obdarzonej
niezwyk�ym pono� czarem pani
doktorowej r�wnie� przypad� do
serca szalej�cy z mi�o�ci
dziarski �o�nierz_polityk, lecz
doktor Isaurat twardo broni�
swych praw do szcz�cia
rodzinnego. W stanis�awowskiej
Polsce - gdzie p�j�cie do ��ka
z cudz� �on� uwa�ano za rzecz
najzwyklejsz� w �wiecie -
doprowadzenie do legalnego
rozwodu by�o przedsi�wzi�ciem
nad wyraz trudnym. Ale
gwa�towny, by nie rzec
szale�czy, afekt Zaj�czka,
gor�co wspierany przez takich
tuz�w dygnitarskich jak Ignacy
Potocki i Adam Czartoryski,
doprowadzi� wreszcie do
szcz�liwego zako�czenia. Po
dotarciu do najwy�szych
instancji watyka�skich, po
przeprowadzeniu sprawy przez
krajowe s�dy konsystorskie i po
godziwym wynagrodzeniu szk�d
moralnych doktorowi Isaurat -
pu�kownik J�zef Zaj�czek herbu
�winka, pose� na sejm z ziemi
kijowskiej, i pani Alexandrine
Isaurat urodzona Pernette -
zostali oficjalnie uprawnieni
do, jak si� w�wczas m�wi�o,
"wst�pienia na �lubny
kobierzec".
Zdaniem autor�w interesuj�cych
si� Zaj�czkiem jego ma��e�stwo
by�o najlepsz� rzecz�, jak�
wyni�s� z lat hetma�skich. W
polskiej tradycji historycznej
pani Alexandrine Zaj�czkowa
przetrwa�a g��wnie jako fenomen
wiecznotrwa�ej m�odo�ci i urody,
zwyci�sko przeciwstawiaj�cej si�
dzia�aniu czasu. Wielki Balzak,
kt�ry widzia� j�, gdy zbli�a�a
si� ju� do osiemdziesi�tki,
zachwyca� si� jej wdzi�kiem i
�wie�o�ci�, �wiadcz�c potem na
pi�mie, "�e ma tyle lat, ile si�
jej mie� podoba". Inny �wiadek epoki,
genera� Klemens Ko�aczkowski,
spotykaj�cy
ksi�n�_namiestnikow� na balach w
roku 1820, kiedy mia�a lat 64,
tak j� wspomina�: "Pami�tam
pani� Zaj�czkow� w gazowej sukni
z r� we w�osach, wachlarzem w
r�ku na balach i wyznam, �e
je�li nie zachwycony, to
zadziwiony stan��em na jej
widok. Zachowa�a czerstwo��,
wdzi�k i ubi�r m�odego wieku
(...) Czu�a i kocha�a jak
pi�tnastoletnia panienka".
Ale by�oby wielk�
niesprawiedliwo�ci� ogranicza�
charakterystyk� Alexandrine
Zaj�czkowej, urodzonej Pernette,
jedynie do opinii o jej walorach
zewn�trznych. Z niezliczonych
�wiadectw pami�tnikarskich i
epistolarnych wynika, �e pod
wdzi�czn� i odporn� na dzia�anie
czasu powierzchowno�ci� kry�a
bystry rozum oraz twardy i prawy
charakter, odziedziczony zapewne
po hugenockich przodkach. Wielu
�wiadk�w epoki, ��cznie z
najz�o�liwszym i najbardziej
wrogim domowi Zaj�czk�w Julianem
Ursynem Niemcewiczem -
przyznaje, �e nawet w czasie,
gdy namiestnika nienawidzono,
namiestnikowa "wrog�w w
spo�ecze�stie nie mia�a". Anna z
Tyszkiewicz�w Potocka, kt�rej
jako wnuczki stryjecznej kr�la
Stanis�awa Augusta i
siostrzenicy ksi�cia J�zefa -
dw�ch ludzi najbardziej przez
Zaj�czka nienawidzonych i
opluwanych - nie mo�na w danym
wypadku pos�dza� o stronnicz�
pob�a�liwo��, wystawia pani
Zaj�czkowej takie oto
�wiadectwo:
"Chocia� historia nigdzie nie
m�wi o ksi�nej Zaj�czek, to
przecie� wspomn� j� dobrze
wszyscy, kt�rzy j� znali, a to ze
wzgl�du na szlachetn� godno��,
jak� zachowa�a na wysokim
stanowisku, a szczeg�lnie dzi�ki
dobremu wp�ywowi na m�a..."
Kr�tko m�wi�c: uda�o si� p