1969

Szczegóły
Tytuł 1969
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

1969 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 1969 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

1969 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

tytu�: "CZAROWNIK IWANOW" autor: Andrzej Pilipiuk tekst wklepa�:[email protected] drobna korekta: [email protected] (c) Copyright by Wydawnictwo Fabryka S��w Sp. z o.o. Lublin 2002 Opracowanie graficzne i projekt ok�adki Studio Wizualizacji GRAPHit Pozna�, (0-6l) 856-00-39 Redakcja serii: Robert �akuta i Eryk G�rski Ilustracje i grafika na ok�adce: Andrzej �aski Korekta: Marta Rodak-Nawrot Wydanie I ISBN 83-89011-04-2 Zam�wienia hurtowe: Firma Ksi�garska ]acek Olesiejuk ul. Kolejowa 15/17, 01-217 Warszawa tel./fax: (22) 631-48-32 www.olesiejuk.pl, e-mail: [email protected] Wszelkie prawa zastrze�one. All rights reserved. Ksi��ka, ani �adna jej cz��, nie mo�e by� przedrukowywana, ani w jakikolwiek inny spos�b reprodukowana, czy powielana mechanicznie, fotooptycznie, zapisywana elektronicznie lub magnetycznie, ani odczytywana w �rodkach publicznego przekazu bez pisemnej zgody wydawcy. Wydawnictwo Fabryka S��w Sp. z o.o Rynek 2, 20-111 Lublin Tel/fax. (0-81) 53-222-77 www.fabryka.aip.pl, e-mail: [email protected] Sk�ad, druk i oprawa: Drukarnia GS Sp. z o.o. Krak�w, (O-12) 260-15-01 * * * Spis Tre�ci 1. Hiena 2. Czarownik Iwanow Rozdzia� I Rozdzia� II Rozdzia� III Rozdzia� IV Rozdzia� V Rozdzia� VI Rozdzia� VII Rozdzia� VIII Rozdzia� IX Rozdzia� X Epilog 3. Bestia 4. Mi�cho 5. Kocio� O Autorze Protok� Zatrzymania * * * W serii ukaza�y si�: - "Kroniki Jakuba W�drowycza" - "Czarownik Iwanow" Uka�� si�: - "Zagadka Kuby Rozpruwacza" - "We�misz czarn� kur�" * * * HIENA Wrze�niowe s�o�ce sta�o wysoko na niebie. Na cmentarzu panowa� jednak niepodzielnie cie�. Stare drzewa ros�y g�sto. Ich li�cie, cho� zmienia�y kolor, trzyma�y si� jeszcze ca�kiem mocno na ga��ziach. Nieliczne jedynie opad�y na d� i le�a�y sm�tnie na kopczykach ziemi, znacz�cych miejsce wiecznego spoczynku prostych ludzi, oraz pompatycznych, lastrikowych p�ytach, przywalaj�cych mogi�y miasteczkowych notabli. Nieznaczny odsetek opad� na zaro�ni�te chwastami kamienne nagrobki na prawos�awnej cz�ci cmentarza. Tomasz Cie�luk i Jan Gr�dkowski kopali szpadlami. Na pierwszy rzut oka wygl�dali na grabarzy zaj�tych swoj� prac�, jednak nerwowe spojrzenia, kt�rymi nieustannie rzucali na boki, podwa�a�y to wra�enie. Jakub W�drowycz sta� nie opodal i pogryzaj�c w zadumie kawa�ek kaszanki odwini�ty z zat�uszczonej p�achty "Trybuny Ludu", popatrywa� to na swojego nieletniego syna, kt�ry sta� "na lipie" przy bramie parku sztywnych, to na drog� w stron� Che�ma. Wia� zimny jesienny wiatr, przenikaj�cy do szpiku ko�ci. Obaj kopi�cy ch�tnie �ykn�liby czego� na rozgrzewk�, ale Jakub zabroni�. Powiedzia� im ju� dawno, �e na cmentarzu potrzeba jasnego umys�u i precyzji ruch�w, co zazwyczaj nie idzie w parze z alkoholem. On by� szefem, on wiedzia� najlepiej i nie musia� tego dwa razy powtarza�. W swoim zawodzie by� artyst� najwy�szej klasy, co przyznawali nawet ksi�dz oraz milicjanci, kt�rzy ju� kilkakrotnie usi�owali nakry� go przy pracy. Gdzie� daleko rycza�y sennie krowy p�dzone do obory. Szos� przetoczy� si� w�z na �elaznych ko�ach, ale drzemi�cy na ko�le wo�nica nie zwr�ci� na nic uwagi. Szkapa sama zakr�ci�a w drog� na Czarno�ozy. Jakub przeni�s� czujne spojrzenie na pobliski plac budowy. Tam tak�e by�o pusto i cicho. Dwa elewatory na zbo�e, waga do w�gla, hale skupu pozbawione jeszcze dachu. Popatrzy� na zegarek i u�miechn�� si�. Wcze�nie dzisiaj sko�czyli. Wiadomo, w dzie� po wyp�acie nikomu nie chce si� robi�. Obr�ci� si� w stron� miasteczka. Kryty blach� dach opuszczonej cerkwi majaczy� ponad drzewami i dachami cha�up. "To moja wie�. Moi ludzie - pomy�la�. - Tylko ja stoj� na stra�y". �opaty kopi�cych zastuka�y o wieko trumny. Prze�kn�� ostatni k�s kie�basy i otar� usta gazet�. Kultura przede wszystkim. Zbli�y� si� do rozkopanego grobu jak tygrys do ofiary, kt�ra cho� osaczona, mo�e si� jeszcze zdoby� na jaki� desperacki cios. - A je�li to nie on? - zapyta� Tomasz niewyra�nie, bo trzyma� w ustach gwo�dzie wyrwane w�a�nie przed chwil� obc�gami. - Je�li b�dzie pud�o, to trzeba b�dzie odwiedzi� tego grubego ruskiego kupca sprzed pierwszej wojny. Je�li to nie ten, to chyba niema... - Tylko jak go wygrzebiemy sprzed cerkwi? - zdenerwowa� si� Jan. - To przecie� prawie w �rodku wsi. - Co� si� wymy�li. - A mo�e to ten lekarz �yd? On mia� r�ce upaprane we krwi po �okcie. Jak z Josifem pocz�stowali tych szwab�w bimbrem to by�o pi�tna�cie ofiar... - Z �yd�w nie robi� si� wampiry - zaprotestowa� Jakub. - Wampiry robi� si� ze S�owian i ewentualnie z Rumun�w. To nie on. - Ale nie wiadomo, gdzie on le�y. Je�li w nie po�wi�conej ziemi, to �atwo mu wsta�. A jako lekarz wie, gdzie s� te wszystkie �y�y i t�tnice. - Ten - szef tr�ci� nog� trumn� - le�y w po�wi�conej ziemi, a wstaje. - Mo�e jednak to ten Rus? Czerwoni szczali na mury cerkwi, to przesta�a by� �wi�ta. Mo�e to mu u�atwi�o? - Mo�e i tak. Ale w takim razie zacz��by wstawa� zaraz po wojnie. A ten od trzech lat grasuje. - Ale ju� trzy razy robili�my akcje i za ka�dym razem si� mylili�my. Mo�e �le szukamy? Mo�e to kto� z pierwszej wojny, mo�e nawet z austriackiego cmentarza? Tego z pierwszej wojny? - Bli�ej by mu by�o do Huty. A tam spok�j. - Jakub, ze Szwab�w robi� si� wampiry? - Nie jestem pewien, chyba tak. - To i z �yd�w powinny si� robi�. Dodawali krwi chrze�cija�skich dzieci do macy. Tak mi opowiada�a babka... - E, to tylko bajki. - A ja bym poszed� na dniach na kirkut i wykopa� tego handlarza z rynku. Tego, co sprzedawa� ryby... On wprawdzie zmar� jeszcze przed wojn�. - A jak go znajdziemy? Cholera, m�wi�em ludziom, �eby nie brali macew na fundamenty, a ci wszystko rozkradli. Teraz ju� nie dojdziemy, co Jakub? - I tak by�my nie doczytali si� kto i gdzie. Wszystko po hebrajsku. - E, alfabet pewnie znale�liby�my w encyklopedii, gdyby by�o trzeba. - Musi ten handlarz to na lewo od wej�cia. Ten czerwony nagrobek z granitu. - Ten czerwony by� cadykiem. Patrz, gdzie le�y teraz. - Jan machn�� r�k�. W odleg�ym ko�cu cmentarzyska le�a� masywny granitowy nagrobek. Na p�ycie wyryto g��boko pi�cioramienn� gwiazd� oraz cytat z Lenina. - Co u diab�a? - zdziwi� si� Jakub. - To by�o wtedy, gdy je�dzi�e� do Radomia do roboty. Ten bydlak, Jakubowski odwr�ci� p�yt� do g�ry nogami i zafundowa� tej swojej kacapskiej dziwce poch�wek jak si� patrzy, i to za psie pieni�dze. Bydle. - To ten? Mo�e nie... - Pewnie, �e ten. We� lewarek, podnie� i zajrzyj. S� litery po hebrajsku? - Mo�e to ona wstaje? - Mo�e. Cholera, je�li to nie ten, to trzeba b�dzie wykopa�. -Jakubowski nam za to z dupy jaja powyrywa. - G�wno nam zrobi. O niczym nie musi wiedzie�. - Jakub, a z komuch�w robi� si� wampiry? - Jasne. Te najwredniejsze. - Ale oni nie wierz� w Boga. - Tym gorzej. No ko�czmy. Podnie�li wieko. Wn�trze trumny przedstawia�o sob� obraz n�dzy i rozpaczy. Wy�ci�ka by�a poszarpana na strz�py. Ubranie, kt�re mia� na sobie zmar�y, tak�e by�o podarte. Zw�oki le�a�y dziwacznie zwini�te. - O kurwa! Co tu si� sta�o? - S�odka tajemnica Josifa z Tru�cianki. Ten bydlak sprzedawa� ludzi szwabom. �yd�w, partyzant�w, jak lecia�o. No i Josif pogrzeba� go �ywcem. - Josif Starszuk?! - Tego nie powiedzia�em. - A sk�d wiesz? - Od A�naza Paczenki. Zaraz po wojnie mi opowiedzia�. Mia� prywatne porachunki z tym tu. Dowiedzia� si�, �e Josif go zabi� i pochowa�, wi�c wykopa� go, �eby cho� w cia�o wsadzi� kul�. A ten jeszcze �y�. - I co A�naz? - Zamkn�� trumn� i zakopa� ponownie. To by� cz�owiek ze stali. - To by si� zgadza�o, nie? Ten tu w m�ce si� sko�czy� i ma niewinn� krew na r�kach. To dlatego go wybra�e�? - Jasne. No, ale czas bra� si� do roboty. W�drowycz rozpi�� ceratow� teczk�. Na pryzmie ziemi po�o�y� gazet�, t� od kie�basy, a na ni� zacz�� wyk�ada� swoje rekwizyty. Drewniany m�otek, osikowy ko�ek, �elazny gw�d�, buteleczk� wody �wi�conej oraz sierp. Pomocnicy cofn�li si� z szacunkiem. Prze�egnawszy si�, uj�� sierp w spracowan� d�o� i nachyliwszy si� nad cia�em, ci�� z rozmachem nieboszczyka po gardle. Jan i Tomasz spr�yli si� do ucieczki, ale nic si� nie sta�o. - Spokojnie - powiedzia� ich szef. - Oni nie maj� si�y za dnia. W nocy co innego. - Gdyby�my robili akcje w nocy, nie myliliby�my si� tak cz�sto. - Ale wtedy mog�yby zosta� z nas kupki wylizanych gnat�w. Teraz trzeba oddzieli� g�ow�. �opat�. - Dlaczego nie sierpem - zapyta� Tomasz, podchodz�c ze szpadlem. - Sierpem tylko gard�o. - A je�li nie ma gard�a? - Ko�� grdyki zazwyczaj zostaje. Tomasz zagryz� wargi i waln��. Zachrz�ci�o, ale g�owa nie oddzieli�a si� od tu�owia. Szpadel zaklinowa� si� mi�dzy kr�gami. Ten niewielki op�r wprawi� go niemal w przera�enie. - Za s�abo - uspokoi� go szef. - Depnij butem. �mia�o. Nie ugryzie ci�. Ten od szpadla nie by� w stu procentach przekonany, niemniej jednak prze�ama� si�. Noga wznios�a si� do g�ry. a potem opad�a na rant szpadla. G�owa potoczy�a si� w k�t trumny. Tomasz zrobi� si� zielony na twarzy i zacz�� si� chwia�. - �yknij - Jakub poda� mu mena�k� bimbru. By�o to sprzeczne z jego zasadami, ale ten cz�owiek potrzebowa� czego� na wzmocnienie. - Spokojnie. Przywykniesz. Wydoby� g�ow� z trumny, przesun�� cia�o w g�r� skrzyni, a nast�pnie umie�ci� g�ow� w nogach. - Drut. Jan poda� mu kawa�ek grubego drutu i kombinerki. Jakub zebra� r�ce nieboszczyka do kupy i oplata� je drutem w nadgarstkach. Zacisn�� kombinerkami. �eby dra� nie si�gn�� po swoj� g�ow�. Nast�pnie wzi�� gw�d� i wbi� z rozmachem w �rodek czaszki. - Stara metoda - powiedzia�. - Ale skuteczna. - A ko�ek w piersi? - Tomasz odzyskiwa� stopniowo r�wnowag� umys�ow�. - Zaraz wbij�. To metoda, kt�ra przysz�a pono� z Rumunii, ale mnie nauczy� jeden Ukrainiec. Przy�o�y� ko�ek do piersi domniemanego wampira. Sk�ra pomi�dzy �ebrami by�a napi�ta. Po pierwszym uderzeniu m�otka ust�pi�a z odg�osem p�kaj�cego p��tna. Z teczki wydoby� latark� i po�wieci� przez dziur� obok. - Serce zachowa�o si� - powiedzia�. - Ko�ek siedzi w dobrym miejscu. Tomasza zemdli�o, odszed� na stron�, ale powstrzyma� wymioty, nie chc�c desakrowa� cmentarza. Jakub pokropi� swoje dzie�o wod� �wi�con� z butelki. -Przybijajcie. Po�o�yli wieko i zacz�li przybija� je wyci�gni�tymi wcze�niej gwo�dziami. Na zako�czenie odwr�cili trumn� dnem do g�ry i zacz�li zasypywa� gr�b. W tym momencie nadbieg� Miko�aj, syn Jakuba. - Tatko! - Co? - Ksi�dz i jeszcze dwu gliniarzy biegn� drog�! - Panowie! Chodu! Wybiegli z cmentarza i pokonawszy chy�kiem szos�, ukryli si� na placu budowy. Ksi�dz dotar� na nekropoli� par� minut p�niej. - Ja ci�, ukrai�ska �winio, w wi�zieniu zgnoj� - wydar� si� duchowny pod adresem Jakuba. - Ma�o ci by�o kl�twy biskupa? Ja ci si� postaram o dziesi�� lat odsiadki! Oddalili si� szybkim krokiem, ale z�orzeczenia goni�y ich jeszcze przez wiele minut. Wieczorem Jakub przemkn�� do wsi i zapuka� do okna swojego przyjaciela J�zefa Paczenki. Kumpel otworzy� okno i przy�o�y� palec do warg. - Dobry. - Dobry. Syn usn�� dopiero co. Spotkajmy si� w stajni. - Przynios�em flaszk�. - Dobra, wezm� co� na z�b. Po chwili obaj siedzieli w ciep�ej stajni. Ustawiona na podmiecionej cz�ci klepiska lampa naftowa roztacza�a �agodne �wiat�o. J�zef nala� bimbru do szklanek i stukn�li si�. - Oby nam si�. - Zdrowia. Wypili. - Ognista gorza�a - zauwa�y� gospodarz. - To Josifa? - Pewno. - No to si� przygotuj na zmian� dostawcy. - Co si� sta�o? Kocio� wybuch�? - Zwin�li go. - Pierdo�y! Za partyzantk� - domy�li� si�. - M�wi�em idiocie, �e ta amnestia przed dwu laty to pu�apka, a on... - Co ty. Za bimber i k�usownictwo. -Kiedy? - Dzi� po po�udniu. Kiedy ty hmmm... - Nie dotar�a do mnie jeszcze ta wie��. Opowiesz? - Pewno. Jaki� czas temu zaszed� nasz drogi przyjaciel do stodo�y i co widzi? W jednym k�cie le�y locha z warchlakami. -Dziki? - Ano dziki. Dziewi�� sztuk. Inny by wzi�� siekier� i mia�by mi�so, ale jak wiesz on ma smyka�k� do wszelakich interes�w. - M�wi�em mu nieraz, �e ten jego zmys� handlowy doprowadzi go do mamra. - No to wykraka�e�. Pas� dziki kartoflami, �eby podros�y, pas�, a� na niego s�siedzi donie�li. - Cholera! Kto? - Jeszcze nie wiem, ale si� dowiem. - Ju� my ich urz�dzimy. I co dalej? - No c�. Weszli gliniarze do stodo�y, zobaczyli kojec z dzikami. Potem popatrzyli w drug� stron� i zobaczyli bimbrowni�. - Du�o? - Podobno pi��set litr�w zacieru. - Rany Boskie. Pi�� lat jak obszy�. I jeszcze za k�usownictwo. - Mo�e troch� mu odpuszcz� za dobre sprawowanie. - Z tego, co go znam, raczej do�o�� za z�e sprawowanie. Tak czy siak, wcze�niej jak za trzy lata go nie zobaczymy. Uni�s� szklank� do g�ry. - Za tych, co w wi�zieniu. - Za naszego druha. Wypili. - Wiesz - zacz�� J�zef. - Zachodzi� do mnie ksi�dz. - Dzisiaj? - Dzi�. Niedawno sobie poszed�. Wiesz, co powiedzia�? - Nie mam poj�cia, ale to chyba nietrudno zgadn��. - Powiedzia�: "Zr�b co� J�zefie i wp�y� na swojego przyjaciela, bo kroczy po bagnie. Do ko�cio�a nie chodzi, nieboszczykom spok�j narusza. Mo�e to i nie jest z�y cz�owiek, ale b��dzi". - By�em chrzczony w cerkwi i tam bra�em �lub! S�uchaj, ty wierzysz w te wampiry, z kt�rymi ja walcz�? - Tak szczerze? - Szczerze. - Je�li mam nie sk�ama�, to nie do ko�ca. Pluskwy pogryz� dzieciaka, prze�cierad�o we krwi, a matka krzyczy o wampirach. Targa ni� ��dza plotki, a przecie� nie pochwali si�, �e ma robactwo w mieszkaniu. - Zobacz to - Jakub podci�gn�� r�kaw koszuli. - W czterdziestym pierwszym ci��em z Aleksandrem Pilipiukiem drzewo w jego lesie. Noc by�a ciep�a, przysn�li�my na mchu. A rano... J�zef patrzy� na obnarzone rami� przyjaciela, na kt�rym widnia�y dwie zagojone dawno blizny. Jak od z�b�w wampira. Jak od k��w w�a. - Mo�e �mija? - zasugerowa�. - A widzia�e� kiedy� w�a, nawet nie �mij�, jakiegokolwiek w�a w naszym lesie? -Nie. Nigdy. - Ja tak�e nie. Ani Pilipiuk nie widzia�, ani Hawraj, ani Far-fos, ani Kuraszko, ani Mi�cz, ani Sapiega, ani... - A widzia�e� kiedy� Sapieg� w lesie? - Nie. W�a nikt nie widzia�. - A wampira kto� widzia�? - Wampir�w nie, ale duchy to i owszem. - Ba! Ka�dy wie, gdzie straszy. Na drodze ko�o szubienicy, pr�bowa�e� kiedy� przejecha� tamt�dy wozem albo konno w po�udnie albo o zmroku? - Tak, m�j dziadek pr�bowa�, m�j ojciec, ja. Konie zawsze si� p�osz�. Boj� si�. L�kaj� si� czego�, czego my nie widzimy. - M�j ojciec te� pr�bowa�. I ja. To przekl�te miejsce. - Mo�e trzeba by postawi� kapliczk� tam na g�rze? A mo�e w samym w�wozie. - Nie wiem. Tam czai si� jakie� z�o. A ��ki ko�o Mamczynej g�ry? Facet z lask� w meloniku. - Dwa lata temu pobi� tego z Tr�cianki. Jak on si� nazywa�...? - Ze Starego Majdanu. Florek. Nie! Misztal oberwa�. - Racja. -J�zwa. - Tak? - Widzisz... - Masz do mnie jak�� spraw�. Wiedzia�em o tym, gdy tylko ci� zobaczy�em. M�w kumplu. - Nie chcia�em o tym m�wi�, to do�� przykre, ale wampiry powstaj� zazwyczaj z nie po�wi�conej ziemi. - Czy ty robisz aluzje do mojego ogrodu? - Wiesz, jak to si� m�wi po wsi. Podobno masz tam z�ych ludzi pod kwiatkami. - S� tam zakopani. Po�wi�� ogr�d i po problemie. - To za ma�o. Z wampirami nale�y mie� ca�kowit� pewno��. A my�l�, �e ty wiesz, ilu i gdzie. - Pami�tam. - Nie chc� ci� naciska�, ale to do�� prawdopodobne, �e kt�ry� z nich albo i oni wszyscy. - Wszyscy? To ju� by nie by�o tej wsi! - Ilu! - Jeden volksdeutsch, dwaj gestapowcy, czterej bolszewicy. A i jeszcze jeden milicjant. - S�uchaj, a aktyw gminny? - Jaki aktyw? - Ci, co ich Ruscy osadzili w czterdziestym pi�tym. - O nich nic nie wiem . Zreszt� tw�j ojciec te� ich strzela�. Nie pochwali� si�? - Nie zd��y�. Ja wiem tylko, �e gdzie� pod lasem. W piaskach. - Mo�e to nawet oni. - J�zef ugryz� si� w j�zyk. - To znaczy chcia�em powiedzie�, �e z nich mog�o si� zrobi� co� takiego. A tak swoj� drog�, to opracuj sobie naukow� metod� szukania. - Ba, ale jak. Ca�� swoj� wiedz� czerpi� z ksi��ki o wampirach jednego Ruskiego. Ksi��ka jest przedwojenna. - Tak, teraz si� takich nie drukuje. - Ale jej bohater nie musia� szuka�, wszyscy wiedzieli, �e to hrabia Drakula. No c�, pora na mnie. Ju� si� zrobi�o ciemno. - A uwa�aj na siebie, gdy b�dziesz mija� szubienic�. Na gliniarzy te� uwa�aj. - P�jd� ko�o kirkutu. Zawsze by�em w zgodzie ze starotestamentowymi. Nie pogryz� mnie. Po�egnali si� i Jakuba W�drowycza poch�on�� mrok. Dwa dni p�niej Dziecko p�aka�o w ramionach matki. Jakub W�drowycz w skupieniu bada� ��eczko. Na ko�drze i prze�cieradle widnia�o kilkana�cie krwawych plamek. Zdj�� materac i od�o�y� go na bok. Wydobytym z kieszeni scyzorykiem d�uba� bez specjalnego przekonania w spojeniach mebla. Nie wyd�uba� nic szczeg�lnego. - �adnych pluskiew - stwierdzi� Jan, patrz�c mu przez rami�. Tomasz wygarn�� spod ��ka jakie� ga�gany i kilka bobk�w. Jakub ogl�da� przez chwil� w skupieniu, a potem przeni�s� wzrok na niemowl�. Niewielka rana na d�oni i kilka zadrapa�, oto co pozostawi�o to co� grasuj�ce w nocy. - Szczur - zawyrokowa� wreszcie ponuro. Obaj jego asystenci skin�li g�owami dla potwierdzenia diagnozy. - Ba�wany! Tylko udajecie, �e co� wiecie! W moim domu nigdy nie by�o szczur�w. To wampiry. L�gn� si� na tym zdewastowanym �ydowskim cmentarzu. Ma�o si� naszej krwi za �ycia na��opali, jeszcze i teraz pr�buj�. - Marto! Nie wierzysz mojemu do�wiadczeniu, to jed� z dzieckiem do Che�ma do doktora. A na noc wsad� kota do ��ka. - Co wy tam wiecie. Z�e dzieciaka pok�sa�o. Wampir. - To szczurze bobki. - Tomasz wyci�gn�� w jej stron� otwart� d�o�. - A tak wygl�daj� uk�szenia wampira. - Jakub podci�gn�� r�kaw koszuli, ods�aniaj�c blizn�. Kobieta zblad�a i prze�egna�a si� zamaszy�cie. Wyszli. - W takie chwile cz�owiek �a�uje, �e nie jest ateist� - powiedzia� pogromca nieczystych si� i splun�� przez lewe rami�, �eby nie zauroczy�. - A mo�e to z Bo�czy przy�a��? - zastanawia� si� Jan. - Tak sobie my�l�. - E, za daleko. Zreszt� ci z Bo�czy nic do nas nie mieli. Mo�e jeden hrabia Polety��o. - M�wi�, �e to jego syn straszy na ��kach. - Ten nienormalny, co to pojecha� do Berlina pod podwoziem poci�gu? Ja jeszcze nic na ��kach nie spotka�em, zreszt� ten biedak nie mia� specjalnie mo�liwo�ci narozrabia�. - A ja bym si� wybra� kt�rej� nocy. Oczywi�cie z pistoletem nabitym srebrn� kul�. - Dok�d teraz? - Tomasz wgramoli� si� na furmank�. - Na Ucha�sk�. Podobny przypadek. W domu na Ucha�skiej dziecko by�o wi�ksze, mo�e czteroletnie. Krew znaczy�a prze�cierad�o jedn� du�� plam�. - Wampir? - zapyta�a matka dzieciaka. W jej g�osie wyczu� mo�na by�o rz�dz� sensacji. - Dezyderia. Krwawa biegunka. Czy� ty Karolina nie nakarmi�a dzieciaka zepsutym mi�sem? - Czego zaraz zepsutym? Cielak si� nie�ywy urodzi�. Mia�am wywali� tyle mi�sa? M�j stary zjad� i nic mu nie jest. W�drowycz z�apa� si� za g�ow�. - Czy ty babo rozum postrada�a? Trzeba go do Che�ma do szpitala. Natychmiast. We� w�z albo mo�e zapytaj, czy nie dadz� w gminie samochodu. - E, mo�e samo przejdzie. Wczoraj wymiotowa�, a dzisiaj ju� jak gdyby idzie ku lepszemu. - Gdy siedzia�em w obozie w czasie wojny, to wi�cej ludzi od tego zmar�o ni� od kul szwab�w - wtr�ci� si� Jan. - Zawie� dziecko do szpitala, bo jutro ci na r�kach umrze. Uwierzy�a. Rozeszli si�. Ko�o poczty dogoni� Jakuba milicjant. - Dzie� dobry, obywatelu W�drowycz. Dok�d to pod��acie? - Szacunek, panie posterunkowy. Do J�zefa Paczenki. - Wobec tego p�jdziemy kawa�ek razem. Ja te� id� w tamt� stron�. - C� sk�ania was do szukania towarzystwa tak plugawego degenerata, jak ja? - Ksi�dz znowu z�o�y� skarg�. - A fe. Duchowny, a kapu�. - To powa�na sprawa. Zapewne wiecie, �e zar�wno profanowanie mogi�, jak te� okradanie nieboszczyk�w to przest�pstwo? Jest na to odpowiedni paragraf. - Ksi�dz zezna�, �e jestem hien� cmentarn�? - Co� w tym gu�cie. - Je�li go spotkacie, to przeka�cie mu, �e rzucanie fa�szywych oskar�e� na bli�nich zosta�o zakazane przez �sme przykazanie dekalogu. - Przyda�oby si� was przymkn��. - A corpus delicti? - �e co? - Dow�d winy. �eby mnie zapud�owa�, musicie mi udowodni�, �e to ja rozkopuj� groby. - To da si� udowodni� w toku �ledztwa poszlakowego. Zreszt� wcze�niej czy p�niej i tak dorwiemy ci� na gor�cym uczynku. Poszed� bez po�egnania. J�zef akurat r�ba� drwa w szopie. - Dobry. - Dobry. Co ci� sprowadza? - O, mam kilka spraw. - A jak ranny obch�d miasta? - Wzywa�y mnie kobiety. Jedna do dzieciaka pogryzionego przez szczury, druga do dzieciaka z krwaw� biegunk�. Wyobra� sobie, nakarmi�a go zdech�ym cielakiem. - Borkowa? - Sk�d wiesz? - Tylko ona jest do tego stopnia sk�pa. - Tak wi�c z egzorcysty amatora staj� si� inspektorem sanitarnym. - Zr�b uprawnienia i ci�k� fors� zarobisz. - E, za stary ju� jestem. - A wiesz, �e stara Pilipiukowa widzia�a w nocy Jakubowsk�? - S�ysza�em. Zamiarowa�em wdepn�� do nich. - Pono� sz�a w bia�ej sukni. Z wiankiem na g�owie. I �wieci�a lekko w ciemno�ci. - Nie ona jedna to widzia�a. Podobno ju� z dziesi�� os�b, tyle tylko, �e nie wiadomo dok�adnie kto. Poza dwoma pijaczkami. Tyle �e ja pijakom nie wierz�. Ja jak si� upij�, to widuj� diab�y, anio�y, a raz nawet kawa�ek mahometa�skiego raju. . - Mo�e j� wykopiesz i przypalikujesz? Tak na wszelki wypadek? - Nie da rady. B�d� musia� przerwa� na jaki� czas dzia�alno��. Gliny niuchaj�, ksi�dz pisuje donosy i grzmi z ambony. Jakubowski zar�n��by mnie t�pym no�em i pozszywa� drewnianymi ig�ami. A tak na marginesie, to gdzie sz�a? - Wyobra� sobie, �e do Grabarczuka. - Niemo�liwe. Ten facet by� jedynym, do kt�rego nic nie mia�a. - Ale ludzie gadaj�, �e jego c�rka by�a w ci��y z Jakubowskim, ale sp�dzi�a. - E, ludzie ka�dego obsmaruj�. A z Grabarczuk�w zbyt porz�dni ludzie, �eby wierzy� w te plotki. - Mo�e i tak. - No nic. Czas na mnie. Wpadn� na dniach. - No, to do zobaczenia. Ruszy� dalej. Aleksander sta� opieraj�c si� o p�ot swojego ogrodu. Przywitali si�. Aleksander pocz�stowa� go�cia skr�tem machorki. - Mam do pana spraw� - zagai�. - S�ysza�em, �e pa�ska matka widzia�a... - E, to nie istotne. Ona zawsze co� zobaczy. A to olbrzyma utkanego z ciemno�ci, a to wilka. Pozwoli pan do obory. Weszli. W oborze sta�a krowa, ja��wka w kojcu oraz pi�kny kary ko�. - Nu, Kary nast�p si�. Ko� odwr�ci� si� ukazuj�c bok. - Patrz pan. Zwierz� mia�o dwie k�ute ranki, od kt�rych ci�gn�y si� sople zakrzepni�tej krwi. Zar�a�o cicho. - O m�j Bo�e - wyszepta� Jakub. Ze swojej ceratowej teczki wydoby� cal�wk� i zmierzy� odst�p pomi�dzy nimi, a potem por�wna� ze swoj� blizn�. Zas�pi� si�. - I co pan powie? - Chyba to samo. - Wampir? - Trudno powiedzie� - podszed� do �ciany i zacz�� j� bada� do takiej wysoko�ci, do kt�rej m�g� dosi�gn�� ko�. Wodzi� r�k� po deskach i po spojeniach. - Czego pan szuka? - Jakiego� kolca, z�ba od wide� tkwi�cego w �cianie, czego�, o co m�g� si� skaleczy�. - Aj jaj, czo�owy pogromca wampir�w szuka przyczyn naturalnych? - Pan nie wierzy w wampiry. Pan jest cz�owiekiem wykszta�conym. Ja wierz� w duchy, ale szukam innych przyczyn. - I jak? - I nie znajduj�. Zas�pili si� obydwaj. Jeden my�la� o swoim biednym koniu, drugi o pewnym rosyjskim kupcu pogrzebanym ko�o cerkwi Eliasza Proroka. Trzy dni p�niej By�o jeszcze zupe�nie ciemno. Pada� rz�sisty deszcz. Trzej ubrani w pa�atki m�czy�ni kopali przy �cianie cerkwi ju� trzeci� dziur� z rz�du. - Jasna cholera - rozleg� si� j�k Tomasza. - Co si� sta�o? - Patrzcie tam. Wyci�gn�� r�k�. Ko�o mleczarni przesuwa�a si� powoli posta� ubrana w d�ug�, bia�� sukni�. Posta� �wieci�a wyra�nie w ciemno�ci mglistym, nierzeczywistym �wiat�em. - Jakubowska - szepn�� Jakub. - Tylko ona nosi�a tak� fryzur�. Znowu ci�gnie choler� mi�dzy ludzi. Ech, gdybym mia� pistolet i srebrn� kul�... Widmo przesun�o si� w stron� parku. By�o teraz bli�ej i patrzy�o w ich stron�, cho� na tle muru byli prawie niewidoczni. Jan, mamrocz�c co� gor�czkowo, �ci�gn�� brezent z przeno�nej klatki. W klatce siedzia� jego kogut. Zacz�� dra�ni� koguta, wpychaj�c do �rodka kawa�ek kija. Ten jednak zamiast pia�, gdaka� jak kura. Duch sta� i patrzy�, a potem zacz�� si� oddala�. - Zostaw to ptaszyd�o, posz�a sobie. - Lepiej niech zapieje. B�dzie bezpieczniej. Ptak w ko�cu da� si� uprosi� i zapia� dono�nie. Co gorsza nie chcia� przesta�. - Zatkaj mu dzi�b, do cholery, bo wszystkich pobudzi! - Au! On dziobie! - P�oszy� duchy ci si� zachcia�o. Sama posz�a. Wreszcie radosne pienia ucich�y. Wr�cili do pracy. Po up�ywie jeszcze kilkunastu minut �opaty zabrz�cza�y o wieko metalowej trumny. Kopi�c pospiesznie, ods�onili j� w ca�o�ci. By�a troch� za�niedzia�a. - Dlaczego metalowa? - zdziwi� si� Tomasz. - Bo umar� na tr�d. Takich grzebano w metalowych. - Nie zarazimy si�? - Min�o 50 lat. Zreszt� mam r�kawice. - Tu jest zalutowane. - Widz�. My�lisz, �e po co kaza�em Janowi wzi�� palnik? Rozlutowanie z��czenia zaj�o im kilkana�cie minut. - Tak, to on. Zmar�y le�a� w trumnie w pi�knym sobolowym futrze, kt�re kapink� si� zdefasonowa�o. Z cia�a zosta� sam szkielet. - O kurcze -j�kn�� Tomasz, �wiec�c latark�. - Co? - Jego z�by! Z�by kupca l�ni�y matow� ��t� barw�. Wszystkie, ca�y komplet, wykonane by�y z dwudziestoczterokaratowego z�ota. - Ucz si� uczciwo�ci - powiedzia� surowo Jakub. - Nieboszczyk, nawet wampir, rzecz �wi�ta. Nasz zaw�d nara�a na pokusy, ale nie jeste�my hienami. - Ale to jest z �wier� kilo. - Jak nie mo�esz na to patrze�, to nikt ci nie ka�e. Uwin�li si� g�adko. �opata, drut, ko�ek, g�owa w nogach. Zalutowali, zasypali, udeptali. Znikn�li w mrocznej kurzawie. Deszcz zatar� �lady kopania. Dobro nale�y czyni� w milczeniu. Ko�o po�udnia dnia tego Jakub nalewa� w�a�nie karmy z wiadra dla swoich trzech �winek, gdy rozleg�o si� pukanie do drzwi chlewika. Odwr�ci� si� zaskoczony. Na jego podw�rku sta�a wys�u�ona czarna wo�ga, a do drzwi puka� sam Jakubowski. - Dzie� dobry - cicho powiedzia� gminny sekretarz partii. - Dobry. C� was sprowadza, towarzyszu sekretarzu, do meliny ciemnogrodu i reakcji? - Mam do was poufn� spraw�. Wyj�� z kieszeni kopert� i usi�owa� niezdarnie j� wcisn�� w r�ce W�drowyczowi. Ten ostatni wzi�� j� w ko�cu i ciekawie zajrza� do �rodka. Wewn�trz tkwi�y dwa tysi�ce z�otych. - To chyba rzeczywi�cie bardzo poufna sprawa - stwierdzi�. -A konkretnie? - Pan s�ysza� o mojej zmar�ej �onie? - Du�o. - Od trzech tygodni przychodzi i puka do mojego okna. Egzorcysta amator odda� mu kopert�. - Nie zajmuj� si� zabobonami. Niech pan idzie z t� spraw� do ksi�dza albo napisze do KC z pro�b� o instrukcje. - Je�li pieni�dzy jest za ma�o, to prosz� poda� cen�. Pogadam te� z posterunkowym, �eby dali spok�j swoim podejrzeniom. - A co konkretnie mia�bym zrobi�? - Osikowy ko�ek, czy jako� tak. - Ju� m�wi�em, �e si� tym nie zajmuj�. Zreszt�, atei�ci nie wstaj� z grob�w. - Dobrze panu m�wi�. Niech pan si� zgodzi. Przyszed�em do pana, bo tylko pan to potrafi. - A je�li mi si� nie uda? - Panu? Legendy kr��� o pa�skim kunszcie! S�ysza�em od znajomego z Dubienki, a i z Uha� przysz�y wie�ci. - Jutro o pierwszej. Niech nikt mi nie przeszkadza. - Obstawi� cmentarz milicj�. Nikt nawet nie podejdzie. - Nie chc� �adnych mundurowych w zasi�gu wzroku. Mo�e niech zaprosz� na posterunek ksi�dza i przes�uchaj� go. A pana poprosz�, aby nam towarzyszy�. - Czy to konieczne? - Tak. Na w�asne oczy zobaczy pan, �e wszystko zostanie wykonane bez fuszerki. Nast�pnego dnia. Czterej m�czy�ni zebrali si� na cmentarzu. Dwaj kopali, trzeci pogryza� kaszank�. Ten czwarty siedzia� na odwalonej p�ycie nagrobkowej i nerwowo obgryza� paznokcie. Dosta� szklank� bimbru, ale to mu specjalnie nie pomog�o. Niebawem ukaza�a si� trumna. Odkr�cali �ruby dwoma �rubokr�tami jednocze�nie. Jakub roz�o�y� na gazecie narz�dzia. Jak chirurg przed operacj�. Gminny sekretarz milcza�. Milcza�, gdy odcinali g�ow� szpadlem. Milcza�, gdy przebijali czaszk� gwo�dziem. Jednak gdy p�tali r�ce drutem, nie wytrzyma�. - Czy to naprawd� niezb�dne? - j�kn��. - Niestety, tak. Na zako�czenie z�amali zmar�ej obie ko�ci udowe, aby ca�kowicie uniemo�liwi� jej wy�a�enie z grobu. Czysta, dok�adna, fachowa robota. - To wszystko? - zapyta�, gdy zakopywali wywr�con� do g�ry nogami trumn�. - Tak. Teraz b�dzie spok�j. Otar� czo�o z potu i wydoby� z kieszeni trzy koperty. - Premia uznaniowa - powiedzia�. Troch� si� wykr�cali, ale w ko�cu wzi�li. W kopertach by�o po tysi�c z�otych. Przez nast�pne dni by�o gorzej ni� �le. Zmar�a, nic sobie najwidoczniej nie robi�c ze skomplikowanych zabieg�w, jakim poddano jej cia�o, paradowa�a po wsi. Widzia�o j� kilkana�cie os�b, jednego ze �wiadk�w trzeba by�o hospitalizowa�, bo dosta� zawa�u na jej widok. Zeznania by�y sprzeczne. Wedle jednych nios�a odci�t� g�ow� w zwi�zanych drutem r�kach. Inni dopatrzyli si�, �e nogi zginaj� jej si� w niew�a�ciwych miejscach. Byli i tacy, kt�rzy widzieli osikowy ko�ek stercz�cy jej z piersi. Ksi�dz zabarykadowa� si� na plebanii i udawa� chorego. Mieszka�cy udali si� wi�c na milicj�. Milicja wy�mia�a ich, ale co dziwne przez nast�pne dni dzielni obro�cy prawa nabrali zwyczaju barykadowania na noc drzwi posterunku ci�k� szaf� z aktami. Pewnego wieczoru J�zef i Jakub zasiedli w stodole tego pierwszego. Mieli swoje tajemnice. W starej glinianej doniczce le�a�a srebrna przedwojenna dziesi�cioz�ot�wka z Pi�sudskim. Obok znajdowa�a si� forma do lania kul, pami�taj�ca powstanie styczniowe. J�zef zapali� palnik acetylenowy i skierowa� jego p�omie� na doniczk�. Najpierw rysunek lekko si� zamaza�, a potem moneta zamieni�a si� w kropl� metalu. Jakub z�apa� obc�gami doniczk�. J�zef uj�� w r�k� form�. Kropla stoczy�a si�. Zanurzy� form� w s�oiku z wod�. Za�piewa�a para. Wytar� kul� chusteczk� i poda� przyjacielowi. - No to z Bo�� pomoc�. Wyci�gn�� z kupy siana strzelb� ska�kow� i spokojnymi, wprawnymi ruchami, zacz�� j� nabija�. - Wystrzeli ten rupie�? - W zesz�ym roku strzela�em. - Mo�e by�oby lepiej, gdybym przyni�s� karabin... - O tak. Wiem, �e masz zakopan� bro�, ale nie dorobi� kuli karabinowej. Zreszt� pomy�l, co by si� sta�o, gdyby z�apali ci� z karabinem. Tak masz prawie czyste r�ce. Bro� powsta�a przed 1880 rokiem. Martwi mnie tylko, �e jest jednostrza�owa. Je�li spud�ujesz, to rozszarpie ci� na strz�py. - Mo�e nie b�dzie a� tak �le. Mam jeszcze srebrny no�yk. Pchn� j� w serce. By�o dobrze po dziesi�tej, gdy zasadzi� si� w krzakach ko�o domu sekretarza. Mija�y godziny. Ko�o dwunastej, gdy ju� prawie traci� nadziej�, na ulicy pojawi� si� bia�y zarys ludzkiej sylwetki. Podsypa� �wie�ego prochu i poprawi� krzemie�. Posta� zbli�y�a si�. Nie mia� w�tpliwo�ci. Ch�d i fryzura by�y nie do pomylenia. Wycelowa� i wystrzeli�. Posta� upad�a na ziemi�. Z cha�up wybiegli ludzie. Kto� pochyli� si� nad cia�em. - Ludzie, to nie Jakubowska, tylko m�oda Grzesiuczka! Przebra�a si� i straszy�a... Pod Jakubem rozst�pi�a si� ziemia, a mo�e to ugi�y mu si� kolana. - Doktora, pr�dko, jeszcze dycha! - us�ysza�. By�a wi�c jaka� nadzieja. W tym momencie ci�ka r�ka opad�a mu na rami�. - Jakubie W�drowycz. Jeste�cie aresztowani w imieniu Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej za usi�owanie zab�jstwa z premedytacj�, posiadanie nie zarejestrowanej broni palnej i profanacj� grob�w. Obejrza� si� z nadziej� na o�wietlone okna domu. Zobaczy� st�, stoj�ce na nim dwie butelki w�dki oraz wisz�ce dwadzie�cia centymetr�w nad nim nogi gminnego sekretarza. Wzrok jego pod��y� ku g�rze i zatrzyma� si� na masywnym haku wbitym w sufit, o kt�ry zaczepiony by� stryczek. Z tej strony nie m�g� si� ju� spodziewa� �adnej pomocy. Skazano go na cztery lata, ale dodano mu jeszcze dwa lata za z�e sprawowanie. Wyrok odsiadywa� w jednej celi z Josifem z Tr�cianki, kt�ry te� dosta� sze�� lat. Trzy za bimber i k�usownictwo, a dalsze trzy za obraz� s�du i pogr�ki pod adresem tej instytucji. Trzy dni po aresztowaniu Jakuba na ��ce ko�o zamczyska zaktywizowa� si� duch w meloniku z laseczk� i tak obi� jednego pijaczka, �e ten poprzysi�g� nigdy wi�cej nie bra� do ust alkoholu i wytrzyma� prawie p� roku. * * * Czarownik Iwanow Rozdzia� I koniec marca. Zima odchodzi�a w niebyt. Nocami jednak potrafi�a jeszcze k�sa� nielichym mrozem. Tak by�o i tego dnia, w kt�rym zaczyna si� nasza opowie��. Uliczki Wojs�awic, niedawno powleczone cienk� warstw� asfaltu, pokrywa� pancerz zaskorupia�ego lodu podtopionego lekko na wierzchu. Poniewa� by�a to �roda, zablokowane by�y jednolit� mas� ludzi i woz�w zd��aj�cych na cotygodniowy targ. W powietrzu unosi�a si� zdrowa mieszanina rozmaitych targowych woni. Ko�skie p�czki i krowie placki parowa�y, wydzielaj�c ostry zapach. Cz�ciowo zag�usza� go unosz�cy si�, niczym mg�y nad norweskim fiordem, dym z papieros�w najpo�ledniejszego gatunku. Po�rodku targowiska pewien pomys�owy mieszkaniec Kukawki zaimprowizowa� koksownik na bazie starego kub�a na �mieci i du�ej ilo�ci starych szmat. By�o ju� dobrze po jedenastej, gdy na targ nadjechali na swoich klaczkach dwaj staruszkowie. Ludzie na ich widok skrzywili si�, ale nie przerwali swoich zaj��, polegaj�cych na wciskaniu rozmaitych ciemnot potencjalnym nabywcom i targ�w nad ka�d� z osobna wad� oferowanego towaru. Pierwszy starzec nazywa� si� Semen Korczaszko. Wiedziano o nim zaskakuj�co niewiele. Nikt nie by� w stanie powiedzie�, ile ma lat, pami�tano jednak, �e swojego czasu opowiada� w gospodzie swoje przygody z wojny mand�urskiej. Liczy� zapewne ko�o setki. Mia� kilku syn�w, z kt�rych wi�kszo�� poleg�a w czasie kolejnych wojen oraz w niechlubnym okresie utrwalania w�adzy ludowej. Posiada� tak�e spor� ilo�� wnuk�w, kt�rzy mieszkali w r�nych cz�ciach kraju i od czasu do czasu wpadali w odwiedziny. Z regu�y w�wczas robili rozmaite kuku wszystkim, kt�rzy w ostatnim czasie stan�li dziadkowi na drodze, wi�c ludzie w miar� mo�liwo�ci starali si� mu nie bru�dzi�. Semen Korczaszko ubiera� si� wyj�tkowo jednostajnie w mundur carskiej Lejbgwardii z krzy�em �w. Jerzego na piersi. Mia� zreszt� kilka mundur�w na zmian�. Na g�owie nosi� niezale�nie od pory roku karaku�ow� papach� ozdobion� pi�rem jakiego� egzotycznego ptaszyd�a. Papacha mia�a na czole dziur� postrza�ow� i niewielki rdzawobr�zowy zaciek. Pono� by�a trofiejna, cho� nikt nie umia� powiedzie� w czasie, kt�rej wojny zosta�a zdobyta. Ani na kim. Kr��y�y na ten temat rozliczne m�tne opowie�ci. Drugi m�czyzna nazywa� si� Jakub W�drowycz. Cz�owiek ten cieszy� si� wyj�tkowo ponur� s�aw�. Mieszka�cy wyzywali go od ukrai�skich �wi�, �ydowskich pociotk�w, morderc�w i podpalaczy. W�a�ciwie to nawet nie mia� wielu wrog�w. Wi�kszo�� tych, kt�rzy mu kiedykolwiek bru�dzili, le�a�a w rozmaitych punktach okolicy, w�chaj�c kwiatki od spodu. Ci, kt�rzy pozostali przy �yciu, ograniczali si� do napa�ci s�ownych. Milicja mia�a o nim jednoznacznie negatywn� opini�. Uwa�ano go powszechnie za bimbrownika, k�usownika i hien� cmentarn�. O ile pierwsze dwa zarzuty by�y nieodparcie s�uszne, o tyle ostatni bra� si� z nieu�wiadomienia organ�w �cigania. Jakub W�drowycz nigdy nie okrada� zmar�ych. Je�li rozkopywa� jakie� groby, to jedynie w tym szlachetnym zamiarze, �eby wbija� zmar�ym osikowe ko�ki w serca, aby nie mogli lata� po nocy i wysysa� z ludzi krwi. By� takim sobie wioskowym egzorcyst� amatorem. Podchodzi� do zjawisk nadprzyrodzonych na zdrowy ch�opski rozum i zazwyczaj osi�ga� niez�e efekty. W �rodowiskach radiestet�w, wywo�ywaczy duch�w i tym podobnych indywidu�w cieszy� si� do�� szerok� i ca�kowicie zas�u�on� s�aw�. On tak�e ubiera� si� do�� jednostajnie, nosz�c na zmian� zeszmacon� jeansow� kurtk�, kt�r� otrzyma� kiedy� w prezencie od syna lub wyp�owia�� kurtk� mundurow� SS. Kurtka pono�, podobnie jak papacha Semena, by�a zdobyczna. Bior�c po uwag� m�tny wojenny �yciorys Jakuba, by�a to teoria niezwykle prawdopodobna. Obaj je�d�cy zeskoczyli z koni i prowadzili je teraz za sob�, przeciskaj�c si� powoli przez g�sty t�um. Ko� Semena by� niezwykle zadbany. By�a to m�oda klaczka jasnokasztanowej ma�ci o imieniu Karolina. Z�o�liwie m�wiono, �e traktuje j� jak c�rk�, szczotkuje codziennie i zaplata jej ogon w warkocz. Jej ogon faktycznie by� tak zapleciony. W grzyw� mia�a wplecione wst��ki. W por�wnaniu z ni� klacz Jakuba, Marika wygl�da�a jak zu�yta szczotka klozetowa. Sier�� uk�ada�a jej si� w r�ne strony, poznaczona by�a ja�niejszymi plamami. Marny jej wygl�d nie by� win� w�a�ciciela. By� jego zas�ug�. Gdy si� poznali, dogorywaj�ca na �wierzb i grzybic� strzyg�ca, szkapa oferowana by�a za darmo rze�ni sanitarnej celem przerobienia na klej stolarski. Jakub odkupi� j� od w�a�ciciela za dwie paczki papieros�w "Sport" i przez nast�pne p� roku razem z Semenem i starym J�zefem Paczenk� leczyli j� sobie tylko znanymi metodami pozostawionymi im w spadku przez kozackich przodk�w. Pono� zasadnicz� tajemnic� ostatecznego sukcesu by�o wielokrotne nacieranie wysokoprocentowym samogonem produkcji niejakiego Marka z Tr�cianki. By� to produkt tak zab�jczy, �e choroba w ko�cu musia�a si� podda�, nie wiadomo tylko, jakim cudem ko� prze�y�. A siod�a mieli ca�kiem zwyczajne. Obaj m�czy�ni przepchn�li si� na koniec targu, gdzie przy wozach z prosi�tami by�o ju� nieco lu�niej. Tu w�a�nie, ko�o sklepu, dogoni� ich sprzedawca bilet�w. - Panowie nie wykupili bilet�w. - Haw? - wyrazi� zdziwienie Semen. Gdy nie chcia� by� zbyt dobrze rozumianym, pos�ugiwa� si� w�asn� osobliw� mow� na bazie ukrai�skiego, zawieraj�c� ponadto s�owa z licznych innych j�zyk�w oraz takie przez siebie samego wymy�lone. - Wy chcecie sprzeda� te konie? Sprzedawca by� we wsi nowy i nie zna� wszystkich mieszka�c�w oraz ich bzik�w. - Pradat' Karolinu? Ty s urna saszof! - A, kto by to kupi� - Jakub wzruszy� ramionami. Ty lepiej id� w swoje miejsce, bo m�j drug dzisiaj nie w humorze, jeszcze z�by wybije za takie podejrzenia. Sprzedawca parskn�� �miechem. - Ech wy dziadki. Ma�� na reumatyzm, a nie z�by wybija�. Semen u�miechn�� si� z pogard�, a potem rozejrza�. Obok sklepu le�a�a du�a ilo�� stalowych element�w, druty, pr�ty i p�askowniki. Podszed� do stosu i wyci�gn�� ze� metrowy kawa�ek pr�ta zbrojeniowego o �rednicy mniej wi�cej p�tora centymetra. Uni�s� go nad g�ow� i z�apawszy d�o�mi za oba jego ko�ce, zacz�� gi�� go z ca�ej si�y. Mi�nie napi�y si� pod mundurem. Mi�nie, kt�rych na zdrowy rozum od trzydziestu lat nie powinno by�. Na skroniach pojawi� mu si� pot. Niesko�czenie powoli pr�t wygi�� si� w �uk. R�ce starca par�y dalej a� wreszcie oba ko�ce po��czy�y si�. - Id� w pole szuka� rezerw paszowych albo pasa� g�si - poradzi� �yczliwie sprzedawcy, po czym odwr�ci� si�, uznaj�c rozmow� za zako�czon�. O�mieszony podni�s� z ziemi wygi�ty pr�t i spr�bowa� go rozprostowa�. Nie da� rady, mimo, �e ci�gn�� z ca�ej si�y. Jakub wszed� do sklepu. - Dobry. - Dobry. Czego trza? - Macie drut �elazny o �rednicy jednego milimetra? Potrzebuj� pi�ciu kilo. - Nie mamy drutu - odpowiedzia� ajent, zezuj�c w k�t, gdzie drut takowy le�a�. - Czego m�wisz, �e nie macie, jak st�d widz�, �e le�y? - Posterunkowy zakaza� wam sprzedawa�. Profilaktyka przest�pcza. �eby utrudni� k�usownictwo. - Linka hamulcowa tylna do roweru? - Nie mamy. - Srali muchy, b�dzie wiosna! - Przecie� pan nie ma roweru. To te� do side�. - Do wnyk�w idio... Niewa�ne. Drut miedziany izolowany cienki dwadzie�cia metr�w. - Do g�uszenia ryb? Staw jest w�asno�ci� stra�y po�arnej ... D�o� Jakuba wystrzeli�a niespodziewanie i wyszarpn�� spod lady kartk�, kt�ra spoczywa�a ajentowi na kolanach. By� to d�ugi spis przedmiot�w, kt�rych nie nale�a�o mu sprzedawa�. - Po kiego licha mam nie kupowa� d�tek rowerowych - zdenerwowa� si�. - Zapewne zrobi�by pan z nich proc� do polowa� na przepi�rki. - Przeka� posterunkowemu, �e jest idiot�. A ten interes to spal� ci kiedy� nad g�ow�. Proszek do prania "Cypisek"? - Tylko na kartki. Jakub wyszed�. Po chwili do �rodka wszed� Semen. - Dostan� mo�e u pana drut �elazny, tak z pi�� kilo? zapyta�. Ajent przeskoczy� przez lad� i wyszed� przed sklep, gdzie sta�, trzymaj�c oba konie Jakub. - Bardzo �mieszne - powiedzia�. - Dlaczego �mieszne? - uda� zdziwienie egzorcysta. Pilnuj� konia znajomemu. Semen wyszed� ze sklepu z kawa�em �a�cucha krowiaka w r�ce. - A to, mog� kupi�? - zapyta�. Ajent wyrwa� mu �a�cuch z r�ki. Nie! - Dlaczego? - Bo wy tego �a�cucha u�yjecie w celach przest�pczych! Obaj przyjaciele wzruszyli ramionami i znikn�li w t�umie. Niebawem odnale�li si� w tym ko�cu placu, gdzie czasami sprzedawano konie. Sp�nili si�. Jedyny sprzedawany tego dnia ogier w�a�nie �adowany by� na przyczep�. Nie podoba�o mu si� to. Tupa� wszystkimi czterema kopytami w pod�og�. Ponadto parska� i k�ad� uszy po sobie. Semen podszed� bli�ej i przypatrywa� mu si� przez kilka minut zatroskany. Jakub te� podszed�. Ale nie zd��y� przyjrze� si� uwa�nie, bo traktor ruszy� przez t�um i ko� odjecha�. - Co� nie tak - zauwa�y� Semen. - Nerwowy co�. - Te� by� by� nerwowy, gdyby ci� sprzedawali. - Nie, on by� zbyt nerwowy. Poza tym widzia�e�, jak� mia� inteligencj� w oczach? - Tak. Wiedzia�, kto go kupi�. - Mo�e warta�o by zrobi� jaki� niewielki egzorcyzm? Mia� diab�a w oczach. - Jakub, ty egzorcyzmuj sw�j rozum, bo jak kto sp�dza ca�e noce na cmentarzu, to potem si� kr�liki w m�zgu l�gn�. - Zak�ad o p� litra, �e b�d� jeszcze z tego konia nieliche problemy. - Ja te� widz�, �e b�d�. I nawet ci powiem, dlaczego. Wiesz ty, kto go kupi�? - Nie, nie mia�em czasu si� przyjrze�. - Marcin Bardak. Ten wieprzek z Witoldowa. Job twoju! Ten, co na dniach mia� proces, bo zat�uk� swojego konia siekier�? Ano. Jak pomy�l�, �e w wojn� mia�em jego o�ca na muszce i pozwoli�em mu �y� i rozmna�a� si� dalej, to mnie cholera bierze. - Szkoda szkapy dla takiej �wini. - A szkoda. - Swoj� drog�, co za ba�wan go sprzeda�? - Lenge z Majdanu Le�niowieckiego. Emigruje do Niemiec zachodnich. Ostatni Szwab w okolicy. Te� si� d�ugo uchowa�. - Wydawa�o mi si�, �e M�ot wybi� ca�� rodzin�. - Nie, oszcz�dzi� dzieci. Teraz wida�, �e chyba g�upio zrobi�. Przez t�um przepchn�� si� niski, gruby jak beczka, facet w berecie na g�owie. - Jakub, wsz�dzie ci� szuka�em. - Tomasz Cie�luk. Kop� lat. C� ci� sprowadza. - Jakub, by�o dzisiejszej nocy pogryzienie. Semen skrzywi� si� jakby zjad� cytryn�. - A wy wci�� o wampirach. - Gdzie? - Na Zarowiu. Ko�o austriackiego cmentarza. Co� dopad�o w nocy ja��wk�. Prosili, �eby� wpad�. - Austriacki cmentarz... - G�upoty - skwitowa� Semen. - Jak by�em m�ody, no m�odszy ni� teraz, to bra�em udzia� w bitwie na Bia�ej G�rze, od kt�rej powsta�o to grzebiszcze. Nie widzia�em tam �adnego wampira. A sam po�o�y�em sporo Szwab�w. - Austriak�w. - Jak kto� m�wi po szwabsku to Szkop. Nu nieistotne. �adnego takiego z z�bami na brod� nie chowali. Za �ycia nie wida�, czy kto� zostanie po �mierci wampirem. Dopiero p�niej si� robi�. Wiem co� o tym. Dwa razy siedzia�em za profanacj� ludzkich tego szkielet�w. Pojad� tam. Gdzie� za ma�e p� godzinki. Jeszcze tylko strzelimy sobie po jednym z Semenem. - Dobra, spotkamy si� u �ysenki. Bo to u niego. - Choroszo. Znikn�� w t�umie, a oni ruszyli do wyj�cia. Dziesi�� minut p�niej, w s�siedniej uliczce, zaparkowali konie przed gospod� i weszli do �rodka. W gospodzie k��bi� si� t�um ludzi, oblewano udane interesy, rozgrzewano zzi�bni�te cia�a setk� w�dki. - Czego wy? - zagadn�a szynkarka. - Dwa razy koktajl Kr�lewna �nie�ka. - Ilu krasnoludk�w? Jakub popatrzy� na kumpla. Ilu? - Nu, czterdziestu. Koktajl Kr�lewna �nie�ka i czterdziestu rozb�jnik�w. Dwa razy po sto. Koktajl Kr�lewna �nie�ka by� to wynalazek pewnego miejscowego weterynarza, kt�ry sczez� z przepicia jeszcze przed wojn�, ale jego pomys� nadal straszy�. Koktajl robiony by� w jaki� m�tny spos�b na bazie mleka i proszku do pieczenia. Kr�lewna �nie�ka i siedmiu krasnoludk�w mia� siedem procent, Kr�lewna �nie�ka i dwunastu krasnoludk�w mia� dwana�cie procent. Kr�lewna �nie�ka i czterdziestu rozb�jnik�w mia� czterdzie�ci procent, a ostatni Kr�lewna �nie�ka i kompania gwa�cicieli mia� 96 procent i nie zawiera� ju� wcale mleka. Od zwyk�ego spirytusu r�ni� si� jedynie nazw�. Wypili i odczekali chwil�, aby czterdziestu rozb�jnik�w przenikn�o do krwi. - Ech, to ju� nie te czasy - powiedzia� w zadumie Semen. - Przed wojn� to by�y knajpy. - Przed, kt�r� wojn�? - zaciekawi� si� Jakub. - Przed drug� wojn�. - A to pami�tam. U tego sympatycznego, jak mu tam Jankiela? - Jo. Sympatyczny by� �ydek. Robi� tak� nalewk� na imbirze, �e a� si� w nerkach odzywa�a. - Ty popatrz, �e ja ju� ze czterdzie�ci lat nie widzia�em imbiru. A pami�tasz jak A�maz Paczenko cisn�� no�em i przygwo�dzi� do �ciany karalucha? - Mowa. A pami�tasz jak ten idiota strzeli� z rewolweru do muchy i spad�a mu lampa naftowa na �eb? - A, jakie mia� piwo... - Ech, by�y czasy. Nie zak�sili niczym. Wyszli i zacz�li si� �egna� przed knajp�. Jakub w�a�nie wdrapywa� si� na konia, gdy nadszed� posterunkowy Birski. - Witam obywatela. - Szacunek. - Wybieramy si� gdzie� na koniku? A co? - Chuchnijcie obywatelu. Jakub chuchn��, a czterdziestu rozb�jnik�w da�o odczu� sw� obecno�� w jego �o��dku. A wiecie, co grozi za kierowanie po pijanemu? - A czym ja kieruj�? - zdziwi� si� Jakub. Gliniarz zmiesza� si� lekko. A koniem kierujecie. Stwarzacie zagro�enie na drodze. - E tam. Ko� sam idzie, jest taki m�dry, �e nie trzeba nim kierowa�. Ma�o to razy zawi�z� mnie do domu... - Wy si� W�drowycz doigracie. Pono� znowu chcieli�cie kupowa� drut na sid�a? A widzia� ty kiedy� sid�a w �yciu? Drut mi jest potrzebny do chmielu. - Wy nie zajmujecie si� upraw� chmielu. - Mo�e mam zamiar? Kto wie, mo�e ja nawet mog� s�downie zaskar�y� o blokowanie mojej inicjatywy gospodarczej? - S�usznie - doda� Semen. To niezgodne z prawem. Co innego jakby ci� tak z�apali. - Mo�e jeszcze z�apiemy - odgryz� si� milicjant. A co do pana panie Korczaszko zniszczenie tablicy "Nar�d z parti�", to nie jest czasem wasza sprawka? - Co si� z ni� sta�o? - A to, �e kto� cisn�� s�oikiem farby. - S�uchaj no g�upi gliniarzu, gdybym ja si� zabra� za t� tablic�, to nawet nie by�oby �ladu gdzie sta�a. Trzy dni by�cie zasypywali dziur� w tym miejscu. - Ja g�upi? - zdenerwowa� si� posterunkowy. Uwa�ajcie obywatelu. - Mam ju� wi�cej ni� sto lat. Do mamra mnie nie wsadzisz. A je�li chcesz na pi�ci, to �ci�gaj mundur i stawaj. Gliniarz wola� si� zmy�. W ca�ej historii miasteczka nie by�o nikogo, kto m�g�by si� pochwali�, �e pokona� Semena w walce. Ostatnia pr�ba, podj�ta w gospodzie przez jakiego� menela z Che�ma, sko�czy�a si� dla tego ostatniego d�u�szym pobytem w szpitalu. Zdaje si� Semen usi�owa� go wyrzuci� przez drzwi, ale maj�c nieco przyt�piony ze staro�ci wzrok, nie trafi� zbyt precyzyjnie. Jakub pogalopowa� ulic� Che�msk� w stron� Bia�ej G�ry i Zarowia. Ko�o cerkwi min�� niewielki do�ek w ziemi. U�miechn�� si� do swoich my�li. To by�a prawie rocznica. Te� tak pod koniec zimy l�d sku� wod� w studni. A on w swojej m�odzie�czej, no prawie m�odzie�czej naiwno�ci, wrzuci� do �rodka granat, aby j� odetka�. No i studni� diabli wzi�li. * * * Rozdzia� II Niesko�czenie g��bokie s� lochy Watykanu. Kopano je w tajemnicy ca�ymi latami. Wiele pi�ter w d� i w d�. Pomie�ci�o si� w nich wszystko. Tajne wi�zienia, sale tortur, groby r�nych potomk�w papie�y z ciemniejszych okres�w historii Ko�cio�a. Ale najwa�niejsze by�y archiwa. W naszych czasach, gdy cele wi�zienne zaros�y paj�czyn�, a wymy�lne maszyny, s�u��ce do robienia bli�nim rozmaitych krzywd, stan�y na zawsze unieruchomione przez rdz�, archiwa nadal pozosta�y do�� cz�sto odwiedzanym miejscem. Pomie�ci�y setki ksi�g, dla kt�rych nie wystarczy�o miejsca na powierzchni ziemi. Ksi�g, kt�re stanowi�y �miertelne niebezpiecze�stwo. W jednym z takich archiw�w, czterdzie�ci metr�w poni�ej powierzchni placu �w. Piotra, siedzieli dwaj m�czy�ni. Bez przesady mo�na powiedzie�, �e znajdowali si� w najlepiej strze�onym miejscu na ziemi. Aby si� tu dosta�, pokonali ca�y labirynt przej�� i wind, wypakowany szczelnie najnowocze�niejsz� technik�. Min�li dziesi�tki gwardzist�w uzbrojonych nie w halabardy, jak ci na powierzchni, ale w pistolety maszynowe. I wreszcie zatrzasn�y si� za nimi stalowe drzwi pozbawione od �rodka jakichkolwiek urz�dze� mog�cych pos�u�y� do ich sforsowania. M�czy�ni mieli zezwolenie na otworzenie jednego tylko z dziesi�tk�w sejf�w i wyj�cie z niego tylko jednej teczki, �ci�le okre�lonego koloru. Nad archiwum, w specjalnym pomieszczeniu czuwa� zaufany archiwista. Obserwowa� ka�dy ich ruch za pomoc� kamery. Nawet on nie wiedzia�, co konkretnie maj� czyta�. Zna� jedynie numer sejfu i kolor teczki. Mia� jasne rozkazy. Je�li otworz� kt�rykolwiek z innych sejf�w lub wydob�d� teczk� innego koloru, on naci�nie guzik. Specjalna pompa odessie z pomieszczenia powietrze. Gdy ustan� oznaki �ycia, do �rodka wejd� dwaj niepi�mienni stra�nicy, w�o�� teczk� na miejsce, nie zapoznaj�c si� z jej zawarto�ci�, a nast�pnie oddadz� strza�y kontrolne w ty� czaszek obu czytelnik�w. Cia�a zostan� spalone. W razie gdyby stra�nicy wykazali si� najmniejsz� niesubordynacj�, nale�a�o wcisn�� guzik jeszcze raz. Proste jak drut. Obraz przekazywany przez kamer� by� zawsze leciutko rozmazany. Na tyle, aby nawet stra�nik nie m�g� czasem przeczyta� dokument�w, kt�rymi zajmowa� si� b�d� upowa�nieni. Archiwista nie by� w stanie opu�ci� pomieszczenia kontrolnego, dop�ki przebywaj�cy pi�tro ni�ej b�d� zaznajamia� si� z zasobami sejf�w. Gdyby nacisn�� klamk�, zanim opuszcz� pomieszczenie, nast�pi�aby detonacja �adunku wybuchowego, kt�ry mia� przytwierdzony za pomoc� specjalnej obro�y na szyi. Gdy obaj czytelnicy znajd� si� na g�rze, dow�dca warty przy�le klucz od obro�y poczt� pneumatyczn�. Specjalna elektroda kontrolowa�a ca�y czas prac� serca stra�nika. Gdyby przypadkiem zacz�� si� zawa� lub serce przesta�o mu bi�, procedura wypompowywania powietrza z czytelni zaczyna�a si� samoczynnie. Ponadto na stole w zasi�gu r�ki mia� pistolet z jednym nabojem. Na wszelki wypadek. Do osobistego u�ytku, z za��czon� dyspens� na samob�jstwo. Dwaj m�czy�ni siedzieli w czytelni nad b��kitn� teczk�. Pierwszy z nich by� prostym ksi�dzem. Nazywa� si� Herberta Saleta. W tym pomieszczeniu znajdowa� si� po raz pierwszy (i zapewne ostatni) w �yciu. Sprawia� sympatyczne wra�enie. Wysoki, szczup�y, m�ody, ciemnow�osy, o gorej�cych oczach w ascetycznej twarzy. Jego towarzysz stanowi� jego ca�kowite niemal zaprzeczenie. Niski pulchny, siwow�osy staruszek o mi�kkim spojrzeniu krowich oczu. Przedstawia� si� jako kardyna� de Agrassija. On te� pierwszy si� odezwa�. - Zapoznam ci� teraz bracie ze szczeg�ami twojej misji. Wielki to dla mnie zaszczyt wasza eminencjo, niemniej jed