1948
Szczegóły |
Tytuł |
1948 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
1948 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 1948 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
1948 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Maria Krger
Szko�a Narzeczonych
Oficyna Wydawnicza "Graf" Gda�sk #1990
PAR� S��W OD AUTORKI
Na ulicach le�a� gruz z rozwalonych pociskami dom�w. Przed sklepami sta�y
beznadziejne, nie ko�cz�ce si� kolejki po chleb. Stali ludzie nieszcz�liwi
i bezbronni. �rodkiem ulic maszerowa�y oddzia�y �o�nierzy w �elaznych he��
mach. Tupi�c podkutymi butami �piewali: Heili, heilo, heila!... Brzmia�a
niemiecka komenda, powiewa�y sztandary ze swastyk�. Przeje�d�a�y ci�ar�wki
pe�ne poblad�ych ludzi schwytanych na ulicach lub wygarni�tych z domu. Do�
k�d ich wie�li? Do oboz�w, na Pawiak, na rozstrzelanie?
G�odni, n�dznie ubrani ludzie snuli si� po ulicach. Szli do pracy lub po�
wracali do zrujnowanych mieszka�, niepewni co z nimi dzi� lub jutro si�
stanie. A kiedy nadchodzi� wiecz�r przyspieszali kroku, aby zd��y� przed
godzin� policyjn�. Aby zd��y�!... Czy s�yszycie, �e goni� za wami �andarmi?
Je�li nie zd��ycie, b�d� do was strzela�! Uciekajcie!... Uciekajcie!...
Potem, jeszcze przez d�ugie lata b�dzie si� wam to �ni�o po nocach. B�
dziecie si� budzi� z krzykiem.
W domu by�o zimno i ciemno. Brak opa�u i wygaszanie o�wietlenia. Pali�y
si� karbidowe lampy i �wiece. Oszcz�dza�o si� je. Smutek i cisza snu�y si�
po mieszkaniach. Odebrano wszystkim aparaty radiowe, a rozmowy - to by�y
st�umione, rozpaczliwe szepty. Wiecie? zn�w by�a �apanka... gdzie� by�a re�
wizja.... kogo� wywie�li... kto� zgin��...
W takie to dni, w takie wieczory wspomina�o si� i t�skni�o do �ycia tam�
tego, innego, zwyczajnego, kt�re ludziom zabra�a wojna. Do cichego, widnego
mieszkania, do spokojnych wieczor�w, kiedy radio gra�o jakie� melodyjki.
Takie zwyczajne, kt�re potem si� nuci�o. Jak�e cudowne by�y te powszednie
dni, kt�rych ju� nie by�o, kt�re ludziom odebrano. T�skni�o si� do nich.
T�skni�o si� do tej zwyczajnej krz�taniny domowej... Kto� przypomina� - czy
pami�tacie, jak smakuj� prawdziwe kluski z serem? A jak niepor�wnywalnie
dobry, najlepszy ze wszystkiego jest �wie�y chleb z prawdziwym mas�em! A
pieczenie ciasta! Mo�e przyjd� go�cie?
Taka to by�a zwyczajna t�sknota za tamtymi dniami. Tak wspominali ci,
kt�rzy ju� prze�yli jaki� kawa�ek swojego �ycia, tamtego, innego... A m�o�
dzi?
Ch�opcy stawali si� �o�nierzami, w��czali si� w konspiracj�. A dziewcz�
ta? Te kt�re dorasta�y i stawa�y si� nastolatkami, do kt�rych powinno u��
miecha� si� �ycie. Co z nimi? Ale �ycie nie u�miecha�o si�. Nie dla nich
by�a rado�� i beztroska. Wystraszone, zgaszone, niekt�re w��czone w walk�,
przenosi�y meldunki i bro� dla ch�opc�w, kt�rzy byli wspaniali, odwa�ni i
kt�rzy oddawali �ycie za "T� co nie zgin�a".
Zabra�a, zabra�a tym nastolatkom wojna wszystko, co mia�o by� dla nich.
Ale czasem, czasem, kiedy s�ucha�y rozm�w i wspomnie� w domowe wieczory,
zaczyna�y marzy�. Marzy�y te, kt�re czeka�y na �ycie. Jakie mia�o by�? Jak
je sobie wyobra�a�y?
No w�a�nie...
Ksi��ka o tym by�a pisana w latach #1943-#1944. Maszynopis ocala� pod
gruzami i w roku #1945 ukaza�o si� pierwsze wydanie "Szko�y Narzeczonych".
Nast�pne nie mia�y si� ju� ukazywa�.
A teraz zn�w witajcie Drogie Czytelniczki - Wy, szesnastolatki i te z
Was, kt�rym wojna odmieni�a los. Powraca do Was Marianna, kt�ra chcia�a
prze�y� pi�kne, zwyczajne �ycie.
Warszawa #1990
ZAMIAST WST�PU
Nazywa si� Maria Anna Szel��k�wna. Ale tak na codzienny u�ytek w domu,
w�r�d kole�anek i dalszej rodziny wo�aj� na ni�: Marianno! Po pierwsze,
dlatego �e tak si� sk�adaj� jej obydwa imiona, a po drugie, dlatego �e umie
�wietnie gotowa�, a jak twierdzi jej brat Wojtek, jest to imi� szczeg�lnie
odpowiednie dla kucharki.
W chwili, kiedy zaczyna si� ta historia, Marianna ma pi�tna�cie lat i
trzy miesi�ce. Jest �redniego wzrostu, raczej okr�g�a ni� szczup�a, w�osy
ciemne - taki �adny, br�zowy kolor, oczy bardzo niebieskie, tak �e chwilami
s� prawie granatowe, cera �niadawa z rumie�cami. Powa�ne natomiast zmart�
wienie bohaterki stanowi nos. Ten rodzaj nos�w zwyk�o si� nazywa� kartoflo�
watym. �e jest to jednak kartofelek zupe�nie ma�y i raczej zabawny, wi�c
wcale nie szpeci swojej w�a�cicielki. Ponadto nale�y jeszcze doda�, �e Ma�
rianna jest warszawiank� i opr�cz rodzic�w i brata posiada trzy ciotki.
ROZDZIA� #1
POSTANOWIENIE
Ciotka Natalia, ciotka Helena i ciotka Janina, przychodz�c na niedzielne
herbatki, nie omieszkaj� nigdy zatroszczy� si� o przysz�o�� Marianny. Ciot�
ka Natalia ma c�rk� Sabink�, kt�ra ma posad� w biurze, a ciotka Helena ma
dwie c�rki: Jolant� i Iwon�. Jolanta zostanie gwiazd� baletu, a Iwona jest
asem i chlub� swego zwi�zku sportowego. Fotografie Iwonki by�y nawet zamie�
szczone w pewnym ilustrowanym tygodniku. Ciotka Janina nie ma c�rek, ale ma
syna. Synowi jest na imi� Waldemar, co biednego ch�opca doprowadza do roz�
paczy. Zdrobniale wo�aj� na niego Waldek. Ot� Waldek, kt�ry wola�by si�
nazywa� Janek albo po prostu W�adek, chce za wszelk� cen� zosta� maryna�
rzem, podczas gdy ciotka Janina marzy dla niego o karierze dyplomaty, i na�
wet z t� my�l�, jak sama kiedy� wyzna�a, nada�a mu owo imi�. Te w�a�nie
trzy ciotki, obok trosk o w�asne potomstwo, przyj�y na siebie zupe�nie
dobrowolnie jeszcze jedn� trosk�, a mianowicie trosk� o karier� siostrzeni�
cy. - Bo ka�da kobieta musi dzi� czym� by� - twierdzi ciotka Helena - musi
by� samodzielna, musi mie� jaki� zaw�d.
I w�a�nie chodzi o ten zaw�d dla Marianny. - Niech zostanie dentystk� al�
bo kosmetyczk� - zaleca ciotka Natalia.
- Mo�e nauczycielk�, albo mo�e sko�czy�aby kursy kre�larsko-techniczne,
kre�larki s� bardzo poszukiwane - proponuje ciotka Helena. A ciotka Janina
domaga si� nawet w spos�b do�� stanowczy, aby Marianna zosta�a adwokatem
lub dziennikark�.
W czasie takich rozm�w Marianna czuje w ca�ej pe�ni swoje beztalencie i
marno��. Martwi j� to w tym samym stopniu, co jej kartoflowaty nosek. A mo�
�e nawet bardziej.
A mama? Biedna mama! Mariannie jest strasznie �al matki, kiedy siedzi
w�r�d ciotek, taka �adna i m�oda, z t� swoj� zmartwion� i zawstydzon� min�.
Wida� od razu, �e mama czuje si� wyra�nie winna, �e wyda�a na �wiat i wy�
chowa�a c�rk�, kt�ra jest po prostu niczym.
Ojciec? Ach, ojciec jest pociech� i podpor� w tych ci�kich chwilach,
kiedy ciotki, wyczerpawszy temat pogody, wydarze� rodzinnych i chor�b, a
uko�czywszy wychwalanie w�asnych pociech, lito�ciwie kiwaj� g�owami nad
ciemn� przysz�o�ci� swej bratanicy. Ojciec wtedy odpowiada lekkomy�lnie, �e
nie martwi si� o dalsze losy Marianny, a nawet pozwala sobie na �wi�tokra�
dzkie uwagi o "gwiazdach" ciotki Heleny.
- Jako� to b�dzie, prawda Marianno? - ko�czy tatko zazwyczaj te rozm�wki.
Poza tym, je�li chodzi o bli�sz� rodzin� Marianny, to nale�y wymieni� Wo�
jtka, o kt�rym by�a wzmianka na samym pocz�tku. To w�a�nie ten rodzony
brat. Jest o dwa lata starszy od Marianny i przewa�nie nie interesuje si�
siostr�.
Ale naprawd�! ju� tej niedzieli (by�a to cudowna niedziela czerwcowa s�o�
neczna i nieomal upalna) ciotki zawzi�y si� jak nigdy. - Sabinka w biurze
dosta�a podwy�k�, mo�e wobec tego zacznie sk�ada� pieni�dze na kupno w�as�
nej willi! Jolanta b�dzie wyst�powa� w Ameryce, a Iwonka we�mie udzia� w
olimpiadzie.
Ciotki opowiadaj� to wszystko, zajadaj�c keks, kruche herbatniki i pyszne
ciastka z czere�niami.
- Owszem, niez�e ciastka - m�wi �askawie do mamy ciotka Janina - daj mi
na nie przepis.
- Tak, ja te� bym mo�e takie upiek�a - o�wiadcza s�abym g�osem ciotka He�
lena, kt�ra w�a�nie zrobi�a ma�� przerw� w d�ugiej epopei o meczach, treni�
ngach i zawodach Iwonki, po to, aby wzmocni� wyczerpane si�y solidnym kawa�
�kiem ciasta.
- Ach! to arcydzie�o Marianny - m�wi mama ucieszona, �e mo�e cho� w jed�
nym wypadku wykaza� zalety c�rki. - Ona �wietnie piecze. I lubi gotowa� -
dodaje mama ju� z niejakim zawstydzeniem, maj�c w pami�ci wspania�o�� sce�
nicznych sukces�w Jolanty.
- Lubi gotowa�? - zainteresowa�a si� ciotka Helena, mi�dzy jednym �ykiem
herbaty a drugim - to mo�e posz�aby do szko�y hotelarskiej. Mog�aby na
przyk�ad prowadzi� pensjonat, albo...
Tu na szcz�cie nast�pi�a przerwa, a w�a�ciwie koniec troszczenia si� o
Mariann�, bo ciotka Helena przypomnia�a sobie, �e jeszcze nie opowiedzia�a
wszystkim, jak to jeden ameryka�ski re�yser pok��ci� si� z re�yserem szwe�
dzkim o Jolant�. Po prostu licytowali si�, kt�ry z nich zaanga�uje j� i
zrobi z niej gwiazd� filmow�.
- I kt�ry j� zaanga�owa�? - dopytywa�a si� mama ze szczerym przej�ciem.
- By�by j� zaanga�owa� ten Amerykanin, gdyby nie intrygi Szweda - wes�
tchn�a ciotka Helena.
- Nigdy bym nie pomy�la�a, �e Szwedzi s� tacy podst�pni - wyzna�a ciotka
Janina. - Ale ??a??? propos. W�a�nie w Szwecji mog�aby� odby� praktyk� ho�
telarsk� - zwr�ci�a si� nagle do Marianny.
- Ach, ciociu, kiedy nie wiem. Mnie to chyba nie odpowiada - t�umaczy�a
si� zaskoczona Marianna. - Zreszt�, praktyka hotelarska, to chyba raczej w
Szwajcarii.
- By� mo�e - godzi si� �atwo ciotka.
- Ale ty jeste� �wietna, Marianno! Czy naprawd� nic ci� nie interesuje?
Czy�by� mia�a zamiar uprawia� zaw�d panny na wydaniu? - ciotka Helena, pe��
na ironii i politowania zapali�a papierosa.
Mama zn�w jest zgn�biona i t�umaczy: Marianna jest jeszcze taka m�oda,
wi�c trudno...
- Moja Jolanta poczu�a powo�anie i zacz�a kszta�ci� si� zawodowo, maj�c
lat osiem - przerywa srogo ciotka.
Tymczasem o dziwo! ciotka Natalia przychodzi mamie z odsiecz�. - Moja ko�
chana Helu, daj�e spok�j! Przecie� nie ka�da panna musi zosta� baletnic�.
Nie, to ju� za du�o! - ciotka Helena dyszy zemst�. Wyra�nie czuje si�
zniewa�ona. - Moja Naciu, ka�dy inteligentny cz�owiek wie doskonale, jaka
jest zasadnicza r�nica mi�dzy baletnic� a tancerk�. Jolanta jest tancerk�
pur sang, b�dzie s�aw� �wiatow�...
- Jak Boga kocham, nie wiem na czym ta r�nica polega - wtr�ca ojciec. -
Czy mog�aby�, Helutko, obja�ni� mi to jako� dost�pniej?
Marianna s�ucha ju� pi�te przez dziesi�te dalszych wywod�w ciotczynych,
przerywanych chrupaniem ciastek. Z b�lem serca stwierdza, �e dyskusje ro�
dzinne na tematy artystyczno-wychowawcze zaostrzaj� apetyt i �e niestety,
dla Wojtka uda si� ocali� tylko znikom� ilo�� kruchych gwiazdek. Jednocze��
nie zastanawia si�, czy naprawd� i koniecznie musi by� zdolna i stanowi�
przedmiot dumy rodzinnej. Lepiej, �eby ten zaszczyt przypad� w udziale Woj�
tkowi. Jej samej stanowczo bardziej odpowiada�aby jaka� skromniejsza karie�
ra, ni� na przyk�ad medycyna, czy inne strasznie m�dre rzeczy. Zawsze by�a
sk�onna do opatrywania skalecze� i robi�a to zr�cznie i z wpraw�, ale le�
czenie? decyzja? krajanie? stawianie diagnozy? Nie, za nic na �wiecie. Albo
prawo, tak protegowane przez ciotk� Janin�. Marianna wcale nie by�a wygada�
na ani sprytna w wi�kszym stylu. Ten malutki sprycik, jaki posiada�a, wy�
starcza� jej zaledwie na codzienne, domowe potrzeby, ale nie by� to spryt
potrzebny prawnikowi i wcale nie nadawa� si� do eksploatowania. A teatr?
Ciotka Helena by�a strasznie dumna z tych scenicznych wyst�p�w Jolanty -
ale Marianna i scena? Roze�mia�a si� sama do siebie, na my�l o czym� podob�
nym. Wi�c mo�e by raczej co� praktycznego? Na przyk�ad biuro? Praca w biu�
rze, pisanie na maszynie?... Zimny dreszcz wstrz�sn�� nieutalentowan� lato�
ro�l� rodu Szel��k�w. I co pr�dzej, dla wynagrodzenia sobie tych ponurych
wizji, nie�mia�o pogr��y�a si� w marzeniach na tematy niezupe�nie skrysta�
lizowane, ale mi�e. �e na przyk�ad �adnie by�oby mie� mieszkanie, takie
w�asne, ju� jako doros�a osoba, umeblowane nowocze�nie - jasne meble pokry�
te lnian� tkanin� albo we�nianym samodzia�em. Bardzo lubi�a to swoje miesz�
kanko z marze�, tylko czasem myli�a si� w rozk�adzie ma�ych, jasnych pokoi�
k�w. Bo koniecznie oczywi�cie musia�oby by� s�oneczne. Nie by�a te� jeszcze
pewna, czy wola�aby, �eby do �azienki wchodzi�o si� z sypialni, czy te� z
przedpokoju. Nie zdo�a�a tak�e zdecydowa� (Marianna nie potrafi decydowa�
szybko), czy kafle w �azience maj� by� r�owe czy cytrynowe. Ostatnio, co
prawda, ogl�da�a w salonie pokazowym gazowni �azienk� z kafli koloru pista�
cjowego i to zm�ci�o spok�j jej duszy. �a�owa�a nawet potem troch�, �e da�a
si� mamie nam�wi� na zwiedzanie salonu. Zreszt� mniejsza o �azienk�. Od�o�
�y�a teraz to rozstrzygni�cie na kiedy indziej i ju� podj�a nowy temat ma�
rze�. Tym razem wyobra�a�a sobie, �e mieszka w uroczym, bia�ym domku, w ja�
kiej� cudnej okolicy, na przyk�ad gdzie� w okolicy Krakowa. Pod oknami ros�
n� r�e albo mo�e malwy, a wino oplata s�upy ganku. W tym otoczeniu ona,
Marianna, ubrana w pe�n� prostoty, ale szalenie eleganck� sukni� ogrodow�,
przechadza si� mi�dzy rabatkami, �cinaj�c kwiaty do przybrania sto�u. Bo
w�a�nie b�d� go�cie. Marianna uk�ada menu podwieczorku zale�nie od pory ro�
ku. Wi�c na przyk�ad teraz poda si� lody. W trzech kolorach i smakach: tru�
skawkowe, �mietankowe i rabarbarowe. Do tego poda si� andruty. Mo�e i krem
waniliowy. Go�cie podziwia� b�d� wytworne przyj�cie i zachwyca� si� cudnymi
pucharkami do lod�w (takie w�a�nie pucharki s� na wystawie w pewnym sk�a�
dzie porcelany). Marianna dalej w marzeniach robi honory domu, a w ogrodzie
bawi� si� dzieci, kt�rych ma troje. Dwie dziewczynki i ch�opczyka. Imiona
ich brzmi� r�nie, zale�nie od tego, jak� ksi��k� Marianna ostatnio czyta�
�a. Dzi� na przyk�ad c�reczki nazywaj� si� Patrycja i Klaudia, a synek Ma�
rek. Co prawda m�� jej... Tu zazwyczaj marzenia Marianny zatrzymuj� si� w
martwym punkcie. To by�o zawsze dosy� trudne, wyobrazi� sobie takiego gent�
lemana, co to jak to si� m�wi "na ca�e �ycie" itd. Nie, stanowczo nie nale�
�a�o porusza� w marzeniach tego tematu. A wszelkie pr�by wyimaginowania so�
bie jakiego� osobnika na tym stanowisku wypada�y raczej do�� m�tnie.
W�a�nie w tej chwili, kiedy Marianna z bezlitosn� oboj�tno�ci� wyrzuca�a
ze swojego przysz�ego �ycia p�taj�c� si� posta� ma��onka, aby po�wi�ci� si�
wychowaniu dzieci, obudzi�o j� z marze� co�, co bardzo przypomina�o kla��
ni�cie z bicza. By� to jednak tylko po�egnalny poca�unek kt�rej� z ciotek.
Ale nie to by�o wa�ne w tej chwili, tylko to, �e nagle przywr�cona do rze�
czywisto�ci Marianna, powzi�a ni st�d ni z ow�d mocne postanowienie real�
nego zdecydowania o swojej przysz�o�ci. - Mo�e jaka� szko�a krawiecka, albo
co? - pomy�la�a z determinacj�. - Musz� to zrobi� dla mamy i dla tatka, �e�
by ju� ich tak nie kompromitowa�. Nie, naprawd� takie tylko gimnazjalne wy�
kszta�cenie to za ma�o wobec tych wszystkich znakomito�ci familijnych. A
mo�e si� po�wi�ci� na przyk�ad meteorologii? Dopiero by by�a historia! Albo
mo�e naucz� si� modniarstwa?
Perspektywa magazynu z kapeluszami wyda�a si� jej w tej chwili do�� pon�
tna. By�oby to co� ??a??? la firma "Penelopa", gdzie mama kupuje kapelusze.
I u�miechn�a si�, wyobra�aj�c sobie, jak obs�ugiwa�aby kapry�ne klientki.
- Marianno!
Go�ci ju� nie by�o. Mama wo�a�a j�, �eby zaproponowa� p�j�cie do kina. Na
jaki� dobry, pogodny obraz.
- Id�cie, id�cie - wygania� je ojciec. - Jeszcze zd��ycie na ten seans o
�smej. - Wyprawia� je, zadowolony, �e mama troch� si� rozerwie. Wiedzia�,
�e j� zawsze troch� m�czy�y te niedzielne wizyty.
Film by� pogodny, typowo ameryka�ski, o s�odkim dziewcz�tku, dzielnym
ch�opcu i jednym czarnym charakterze. Gdzie� w Pensylwanii, czy Iowie, z�o�
tow�osa Betty musia�a si� porz�dnie nam�czy�, zanim dobrn�a do happy endu
ze swoim dr�galowatym Bobem. Mama i Marianna z przej�ciem �ledzi�y losy bo�
haterki, podziwiaj�c jednocze�nie jej toalety. To by�o przyjemne zako�cze�
nie wieczoru.
Wraca�y potem do domu w dobrym nastroju i �mia�y si� lekkomy�lnie, zapom�
niawszy o ciotkach, karierach i genialnych kuzynkach.
- Mo�na by uszy� dla ciebie tak� letni� sukienk� w kwiatki jak ta z fal�
bankami - rozwa�a�a mama, omawiaj�c toalety gwiazdy filmowej. - By�by to
�wietny komplet z tym du�ym kapeluszem.
- Ach, nie! - zaoponowa�a Marianna - wola�abym raczej tak� we�nian� jak
ta, w kt�rej ona jest na ko�cu. Taka bardzo prosta, ale elegancka.
- Tak, w�a�ciwie przyda�aby ci si� lekka we�niana.
- Ale koniecznie niebieska - dobrze mamo? - zastrzega Marianna, chwilowo
zupe�nie szcz�liwa. I postanawiaj�, �e nazajutrz p�jd� wybra� materia�, bo
zanim ta pani Soko�owska uszyje, to akurat b�dzie na jesie�.
Jesie�, Marianna pochmurnieje. M�j Bo�e! dawniej ogromnie lubi�a jesie� i
zapach po��k�ych, spadaj�cych li�ci. Dostawa�a wtedy nowy mundurek i sz�a
z ojcem kupowa� nowe ksi��ki szkolne i nowy pi�rnik albo inne drobiazgi,
kt�re zawsze sprawiaj� tyle uciechy.
Tak, trzeba b�dzie co� postanowi� i od jesieni gdzie� si� zapisa�.
- Tatku - m�wi potem niespodziewanie Marianna przy kolacji - mo�e bym za�
pisa�a si� do jakiej� szko�y zdobniczej?
- Dlaczego w�a�nie do zdobniczej? - dziwi si� ojciec. Ale dodaje po chwi�
li. - No, do jesieni jeszcze zobaczymy. Mam wra�enie, �e jeszcze zmienisz
zdanie. - A Wojtek, zajadaj�c reszt� ocala�ych kruchych ciasteczek, dora�
dza. - To ju� lepiej id� na politechnik�...
ROZDZIA� #2
PODRӯE KSZTA�C�
Niebieska we�niana sukienka, ta sama, kt�rej pomys� powsta� wtedy w ki�
nie, uda�a si� pani Soko�owskiej nadzwyczajnie. Nie by�a zreszt� zrobiona
�ci�le wed�ug tamtej kreacji filmowej, tylko inaczej, wed�ug modelu wynale�
zionego przez Mariann� w pi�mie kobiecym prenumerowanym przez mam�. To by�o
w czerwcowym numerze, a teraz jest #28 sierpnia. Niebieska sukienka i ten�e
numer czasopisma le�� obok siebie na ��ku, a Marianna zastanawia si�, do
kt�rej z dw�ch walizek �atwiej b�dzie to zapakowa�. Sukienk� mo�e jeszcze
da si� w�o�y� na wierzch do tej wi�kszej walizy, a pismo? Marianna przerzu�
ci�a po raz nie wiadomo kt�ry zniszczone stronice, aby odnale�� stron� #12
i r�wnie� po raz nie wiadomo kt�ry przeczyta�a tytu�: "Jagodne - reporta�
ze Szko�y Narzeczonych".
W Ma�opolsce... internat... r�ne typy gospodarstw, kurs trzyletni...
siostry gospodarcze... s�uchaczki z ca�ego kraju...
Marianna przebiega wzrokiem prawie �e ju� na pami�� umiane fragmenty re�
porta�u i w ko�cu k�adzie pismo na dnie mniejszej walizki. Niebiesk� sukie�
nk� sk�ada starannie, nieomal tkliwie. Stanowczo ma sentyment do tego �asz�
ka, kt�ry przypadkiem wi��e si� z odkryciem Jagodnego.
- Po�czochy masz wszystkie wycerowane? - Mama jest pod tym wzgl�dem nieu�
b�agana. Ca�e po�czochy s� rzecz� zasadnicz�.
- A r�czniki masz? Gdzie zapakowa�a� ten r�owy szlafrok? Bierzesz kos�
tium k�pielowy? A bluzka pikowa jeszcze nie uprasowana. - Mama rzuca pyta�
nia bez�adnie, troch� zdenerwowana wyjazdem jedynaczki. Wojtek w mi�dzycza�
sie szaleje ze swoimi konceptami na temat szko�y narzeczonych, a� tatko mu�
si go uspokaja�.
Swoj� drog� tatko te� po swojemu jest niespokojny i ci�gle przygaduje, �e
ju� tylko dwie godziny do odej�cia poci�gu. - Wola�bym, je�li ju� jedziesz,
�eby� mia�a miejsce siedz�ce. Ty nie wiesz, jak to bywa w tym poci�gu kra�
kowskim! Formalnie stoi si� przez ca�� drog� w korytarzu.
- I zjedz koniecznie zaraz dwa jajka na mi�kko - nawo�uje desperacko ma�
ma, przera�ona perspektyw�, �e Marianna mog�aby g�odowa� w czasie podr�y i
to w dodatku podr�y odbywanej na stoj�co. I nagle wpada na pomys�: - Bron�
ku! - m�wi do tatka - mo�e bym j� lepiej sama odwioz�a?
- Mamo! - protestuje gwa�townie Marianna, a Wojtek dodaje: - Lepiej przy�
pi�� jej kartk� z imieniem i adresem na wypadek, gdyby si� zgubi�a.
W taks�wce - k�opot, bo ciasno. Mama, tatko, Marianna, dwie du�e walizy,
trzecia malutka (to neseserek, �liczny i nowiutki, prezent od rodzic�w).
Wojtek niech siada przy szoferze! Na dworcu - ten mi�y niepok�j przedwyjaz�
dowy. Przyjemnie jest siedzie� przy oknie w wagonie drugiej klasy i mie�
�wiadomo��, �e ju� za ma�� chwil� zacznie si� nowe, zupe�nie inne ni� doty�
chczas �ycie.
- Marianno! - zaklina mama - pisz cz�sto! Najlepiej zaraz po przyje�dzie
przy�lij depesz�, �e jeste� ju� szcz�liwie na miejscu. Je�li nie b�dziesz
mog�a depeszowa�, to mo�e ja zatelefonuj� z�Warszawy. Zapytam dyrektork�,
czy przyjecha�a�.
- Mamo, po co? - j�czy b�agalnie Marianna i rozgl�da si� za ojcem, kt�ry
w takich wypadkach zwyk� mitygowa� niepok�j mamy. Ale ani ojca ani Wojtka
nie ma przed wagonem, gdzie� si� zapodziali, a tu tymczasem poci�g zaraz
ruszy.
- C� za pomys�y, �eby teraz znika� - denerwuje si� mama, zapominaj�c ju�
szcz�liwie o telefonach i depeszach. - No, nareszcie s�!
Nie, naprawd�? - Marianna nie chce wierzy� oczom. Ten zawsze kochany tat�
ko przyni�s� ogromne pud�o czekoladek na drog� i r�ne pisma ilustrowane, a
Wojtka te� wida� ruszy�o sumienie i na przeprosiny za te wszystkie g�upst�
wa, kt�rych jej tyle przed wyjazdem nagada�, przyni�s� owoce i jak�� ksi���
k�. Marianna promienieje wychylaj�c si� z okna wagonu i nagle urywa w po�o�
wie zacz�te zdanie. Bo kt� to niby czo�g przebija si� przez t�umy publicz�
no�ci i kieruje si� w stron� Marianny? To ciotka Natalia, pe�na dystynkcji,
tkwi ju� przed wagonem i po uca�owaniu mamy, zaczyna wydziwia� nad "eskapa�
d�" Marianny, jak si� wyra�a.
- No, no, kto by to powiedzia�, �e nasza ma�a ma takie oryginalne pomys�y
- sapie dostojnie ciocia i mruga na mam� znacz�co. - �eby chocia� z dobrym
rezultatem! - A potem zwraca si� do ojca: - Ja bym co prawda mojej Sabinki
do takiej szko�y nie pos�a�a. Nie wiadomo czego b�d� tam dzieciaka uczy�.
Tylko �e ty, Bronku, zawsze by�e� taki ekscentryk i radyka�, nic wi�c dziw�
nego, �e twoja c�rka te� ma takie pomys�y.
Ojciec �mieje si� porozumiewawczo do Marianny i przytakuje ciotce - trud�
no! ju� jest taki!
Wtem gwizdek, trza�ni�cia drzwiczek wagon�w, okrzyki konduktor�w i poci�g
zaczyna powoli, prawie niedostrzegalnie pos�wa� si� wzd�u� peronu, a potem
coraz szybciej mija stoj�cych przed wagonami. Mama wo�a: - Marianno! depe�
szuj! - Ojciec macha r�k� i wo�a: - Sprawuj si� dobrze! - a Wojtek dodaje:
- Nie przejedz si� cukierkami! - bo Wojtek ma czasem takie kompromituj�ce
pomys�y. To wszystko jednak zblad�o wobec faktu, �e ciotka Natalia, ni st�d
ni z ow�d zacz�a p�aka�. Wyci�gn�a z torebki du��, bia�� chustk� do otar�
cia �ez, a Marianna nie mog�a oprze� si� wra�eniu, �e chustka ta by�a z g�
ry przygotowana w tym celu.
Poci�g ucieka� teraz szybko z dworca, jakby chcia� co pr�dzej zostawi� za
sob� Warszaw� i wszystkie zwyczajne i dawne sprawy. Po chwili nie by�o ju�
nawet wida� bia�ej chustki ciotki Natalii.
Marianna odsun�a si� od okna i usiad�a na swoim miejscu. Kiedy och�on�a
nieco po wstrz�saj�cych prze�yciach po�egnania, rozejrza�a si� po przedzia�
le. Jaka� starsza pani, kt�ra ju� od�ywia�a si� skrupulatnie, pan w �rednim
wieku, w okularach, zaczytany w gazecie i szczup�y ksi�dz, kt�ry zdaje si�
troch� drzema�. Marianna, z godno�ci� do�wiadczonej globtrotterki, usadowi�
�a si� wygodnie, poprawi�a nowe, zamszowe r�kawiczki i zacz�a przegl�da�
pisma. Trudno jednak interesowa� si� tre�ci� dziennik�w, kiedy by� mo�e le�
�y przed kim� droga do nowych, niezwyk�ych prze�y�. A poniewa� jak wiadomo,
wszelkie prze�ycia psychiczne wywo�uj� reakcj� w organizmie, w tym wypadku
u Marianny jako reakcja wyst�pi� g��d. S�odka pomara�cza i czekoladki oka�
za�y si� �rodkiem przywracaj�cym r�wnowag� i jasno�� my�lenia. Czy� pomys�
ze szko�� w Jagodnem nie by� dobry? Marianna raz jeszcze stwierdzi�a, �e w
ka�dym razie, w najgorszym nawet wypadku, ryzykuje tylko mi�� wycieczk� do
nie znanej miejscowo�ci. Co b�dzie dalej? - to si� oka�e. No i to zdumienie
ciotek te� by�o wiele warte.
Skierniewice dostarczy�y niejakiego urozmaicenia w postaci nowego pasa�e�
ra. By� to m�odzian, w tym samym stopniu jasnow�osy co d�ugonogi. Ubrany
by� tak strasznie elegancko, tak strasznie podr�nie, �e Marianna spogl�da�
�a na niego nieomal z zazdro�ci�. Niew�tpliwie poniewa� by� to poci�g maj��
cy bezpo�rednie po��czenie z Wiedniem, m�odzieniec jecha� co najmniej do
Monte Carlo, jak to podobno wed�ug r�nych klasycznych powie�ci, zwykli ro�
bi� synowie rodzin zamo�nych lecz zrujnowanych.
- Niech sobie tylko nie wyobra�a, �e go podziwiam, albo �e mu zazdroszcz�
- zirytowa�a si�Marianna i si�gn�a po ksi��k� ofiarowan� jej przez Wojt�
ka. Naturalnie! Wojtek musi zawsze co� takiego wymy�li�. By�a to ksi��ka
angielska i Marianna, rada nie rada, zacz�a si� pora� ze swoj� do�� s�ab�
angielszczyzn�. Czyta�a ju� pi�t� stron� zabawnej zreszt� powie�ci, kiedy
us�ysza�a nad sob� gdakliwy g�os m�odzie�ca. Podnios�a przera�ona g�ow�,
lecz jak si� okaza�o, m�odzian pragn�� jedynie poinformowa� si�, dok�d Ma�
rianna jedzie. Pytanie zreszt� zupe�nie niewinne, gdyby nie to, �e m�odzian
zada� je w dziwnie brzmi�cej angielszczy�nie.
- Aha! tak wida� m�wi� prawdziwi Anglicy - pomy�la�a Marianna. Ale zaraz
zaniepokoi�a si�, �e jest to by� mo�e mi�dzynarodowy hochsztapler, szukaj��
cy okazji do �ci�gni�cia jej walizek. Odpowiedzia�a wi�c uprzejmie lecz
ch�odno, z mo�liwie dobrym akcentem, �e jedzie w stron� Krakowa.
To o�wiadczenie m�odzian przyj�� z niek�amanym entuzjazmem. - Czy podoba
si� pani Polska? - zapyta�, zerkaj�c przy tym do ma�ej ksi��eczki, kt�ra
mia�a wszelkie pozory s�ownika.
- Oooowszem - wyj�ka�a przysz�a s�uchaczka uczelni w Jagodnem.
Wyznanie takie najniespodziewaniej zach�ci�o jasnow�osego m�odzie�ca do
wyg�oszenia ma�ego odczytu o pi�knie naszego kraju. Marianna przytakiwa�a
skwapliwie, podziwiaj�c erudycj� zagranicznego go�cia, kt�ry zaniechawszy
wreszcie zachwyt�w nad malowniczo�ci� Pienin, zagadn�� znienacka: - Czy je�
dnak pani nie uwa�a, �e Londyn jest najpi�kniejszym miastem? Bo je�li cho�
dzi o mnie, to s�dz�, �e �adna stolica nie wytrzymuje z nim por�wnania.
To wida� taka megalomania angielska - wywnioskowa�a Marianna, u�miechaj�c
si� w odpowiedzi pob�a�liwie. I kiwn�a g�ow�, bo akurat nie mog�a znale��
odpowiednich s��w, aby skleci� jakie� zgrabne zdanie, s�awi�ce nale�ycie w
j�zyku angielskim stolic� Wielkiej Brytanii.
Troch� ju� by�a z�a na tego zagranicznego nudziarza, kt�ry swoj� gadanin�
psu� jej przyjemno�� pierwszej samodzielnej podr�y, zw�aszcza �e reszta
towarzystwa w przedziale z �ywym zainteresowaniem �ledzi�a przebieg tej
znajomo�ci. Ju� chcia�a przeprosi� natr�tnego m�odzie�ca i wyj�� na kory�
tarz, kiedy nadszed� konduktor, ��daj�c bilet�w. Marianna wobec tego rozpo�
cz�a gwa�towne poszukiwania w torebce i po kieszeniach, i przez chwil� za�
miera�a ze strachu, bo zdawa�o si� jej, �e tatko zabra� bilet razem ze swo�
j� peron�wk�. Ale na szcz�cie bilet tkwi� na miejscu, w ma�ej przegr�dce
torby.
Znacznie gorzej natomiast przedstawia�a si� sprawa cudzoziemca, kt�ry po�
da� konduktorowi jak�� ksi��eczk� i z bardzo pewn� siebie min� oczekiwa� na
jej zwrot. Konduktor d�ugo ogl�da� tajemniczy dokument i wreszcie o�wiad�
czy�:
- Prosz� pana, ten bilet jest ju� niewa�ny.
Wobec tego Marianna, poczuwaj�c si� do obowi�zku go�cinno�ci wzgl�dem cu�
dzoziemca, pospieszy�a z wyja�nieniem, �e jest to Anglik, kt�ry niew�tpli�
wie nie wie, o co chodzi.
- Zaraz mu przet�umacz� wszystko, panie konduktorze.
I aczkolwiek funkcjonariusz kolejowy mia� wyra�nie zniecierpliwion� min�,
stara�a si� jak najdok�adniej wyja�ni� m�odzie�cowi, �e bilet jest przedaw�
niony.
Anglik nie odpowiada�, ale mia� tak dziwny wyraz twarzy, �e Marianna za�
cz�a z lekka pow�tpiewa�, czy jest to gentleman zupe�nie normalny. Raczej
nale�a�o podejrzewa� pewien niedorozw�j umys�owy.
- Wi�c chyba ju� go tak zostawi� - zdecydowa� wreszcie kolejarz, ziryto�
wany niezrozumia�� gadanin� - ale niech mu pani powie, �e na stacji zap�aci
kar�. - I wyni�s� si� obra�ony.
Jeszcze gruby konduktor przeciska� si� przez korytarz, kiedy nagle do�
mniemany cudzoziemiec zaterkota� najczystsz� polszczyzn�: - To pani m�wi po
polsku? Pani jest Polk�? Bo�e! a ja si� wyg�upiam i gadam moj� kiepsk� an�
gielszczyzn�. Stokrotnie przepraszam, pani pozwoli, �e si� przedstawi�:
Smolik jestem, Antoni Smolik z "Echa Warszawskiego".
Marianna os�upia�a patrzy�a na Smolika potrz�saj�cego jej prawic�. Wresz�
cie wyj�ka�a: - No dobrze, ale dlaczego pan zacz�� do mnie m�wi� po angiel�
sku?
- Przecie� pani czyta�a angielsk� ksi��k�. Wi�c tak jako�, nie wiem dla�
czego wyda�o mi si�, �e pani jest cudzoziemk�...
Ach! wi�c to lektura dostarczona przez Wojtka sta�a si� przyczyn� niepo�
rozumienia!... Marianna zacz�a �mia� si� tak niepohamowanie, �e a� z tego
�miechu �zy nap�yn�y jej do oczu i zacz�y kapa� po policzkach. I w owym
�miechu rozp�yn�a si� ca�a obawa i lekki wstyd na temat tego, co gotowi
sobie o niej pomy�le� towarzysze podr�y. �e mo�e zwariowa�a, albo co� w
tym rodzaju. Ale nie my�leli na pewno nic z�ego. Kiedy podnios�a na nich
rozbawione oczy, dostrzeg�a, �e wszyscy u�miechaj� si� �yczliwie i �e w�a��
ciwie to ca�e qui pro quo strasznie im si� podoba. To jej doda�o nieco otu�
chy. I mo�e ten fa�szywy Anglik, to naprawd� dziennikarz, a nie hochsztap�
ler? Swoj� drog� przyjemnie by�oby mie� takiego znajomego, kt�ry pisuje w
gazecie. Mo�na wtedy m�wi�: m�j jeden znajomy, redaktor... jak�e on si� na�
zywa? aha! Smolik, redaktor Smolik...
A w�a�nie ten�e Smolik podtyka� jej teraz przed oczy ow� nieszcz�sn�
ksi��eczk�, kt�r� tak zlekcewa�y� gruby konduktor.
- Wie pani? On mia� racj�. Ten bilet jest przedawniony. To taki redakcyj�
ny bilet. Wcale nie zauwa�y�em, �e zapomnieli go przed�u�y�. Ale dzi�ki te�
mu, �e pani zrobi�a ze mnie Anglika, mog� jako� bez wi�kszych k�opot�w do�
jecha� do miejsca przeznaczenia...
- Ja z pana zrobi�am Anglika? - zacz�a oburza� si� Marianna. Ale nie
zd��y�a wi�cej powiedzie�, gdy� poci�g w�a�nie zatrzyma� si� i rozleg�y si�
okrzyki:
- Skar�ysko-Kamienna!
Wobec tego by�y cudzoziemiec zacz�� spiesznie �egna� si� z Mariann�, po
czym r�czo pomkn�� przez korytarz ku wyj�ciu. Kiedy za� znalaz� si� na pe�
ronie, jeszcze stamt�d pokrzykiwa� jakie� adresy i numery telefon�w, doma�
gaj�c si� przy tym, aby Marianna koniecznie napisa�a do niego, albo zatele�
fonowa�a.
Poci�g �omota� weso�o i us�u�nie i ju� Skar�ysko-Kamienna dawno znik�o,
kiedy Marianna och�on�a wreszcie jako tako po tej pe�nej niespodzianek
znajomo�ci. Jako reakcja wyst�pi� teraz wspania�y apetyt, kt�ry usi�owa�a
zaspokoi� kanapkami z szynk� i pasztetem. Gdyby jeszcze do tego szklanka
herbaty! Stanowczo pomara�cze nie mog�y zast�pi� tak po��danego ciep�ego
p�ynu. Wreszcie przypomnia�a sobie, �e przecie� podczas swojej angielskiej
konwersacji ze Smolikiem widzia�a id�cego przez korytarz ch�opca z wagonu
restauracyjnego. Prawda! przecie� mo�na by�o p�j�� na herbat� do owego wo�
zu, gdzie przy stolikach siedzia�o eleganckie, doros�e towarzystwo. Pokusa
by�a bardzo silna, podw�jnie silna - po pierwsze: pragnienie, a po drugie:
�ycie wytworne.
D�u�sze opieranie si� tej pokusie by�o ju� ponad si�y Marianny. Podnios�a
si� wi�c, zdecydowana na udawanie osoby nie tylko zupe�nie doros�ej, ale
ponadto obytej z dalekimi podr�ami.
W istocie, w wagonie restauracyjnym by�o bardzo przyjemnie. Marianna zdo�
�a�a zaj�� jedyny jeszcze pusty stolik i zam�wi� herbat�, kiedy us�ysza�a
pytanie: - Pani pozwoli? - O biedna Marianna! ogromnie si� zarumieni�a. Bo
jaki� pan, starszy i grubawy, a z nim oficer: szczup�y i m�ody major, stali
przy stoliku, uprzejmie oczekuj�c jej zezwolenia, aby si� przysi���. No
tak, rzeczywi�cie nigdzie nie by�o ju� wolnych miejsc. I Marianna, z godno�
�ci� obytej �wiatowej osoby, skin�a przyzwalaj�co. Troch� �a�owa�a, �e te�
go jej doros�ego zachowania nie podziwia cho�by ciotka Natalia, albo i Woj�
tek, kt�ry jej nigdy nie traktowa� powa�nie, chyba �e wtedy, kiedy piek�a
ciastka.
Towarzysze przy stoliku okazali si� bardzo mili i zaopiekowali si� Ma�
riann� po rycersku. Dzi�ki ich interwencji dosta�a szybko upragnion� herba�
t�, doradzili jej zam�wienie obiadu, otworzyli okno, bo w wagonie by�o du�
szno, a nast�pnie dopilnowali, aby zjad�a porz�dnie ca�y befsztyk. Najprzy�
jemniejsze za� by�o to, �e jak si� okaza�o, c�rka pana Pe�ki, tego starsze�
go jegomo�cia, r�wnie� by�a wychowank� szko�y w Jagodnem.
- Pojecha�a tam ju� dwa dni temu - wyja�ni�. - My�l�, �e si� polubicie,
chocia� ona jest starsza od pani, moje dziecko. Jest ju� na trzecim kursie
i ko�czy teraz akurat osiemna�cie lat. Niech pani odnajdzie po przyje�dzie
Teres� Pe�czank� i pozdrowi j� od ojca. I prosz� te� jej powiedzie�, �eby
si� nie leni�a z pisaniem list�w do domu.
Syta herbaty i wra�e�, wraca�a Marianna do swojego przedzia�u, kiedy na�
gle silne szarpni�cie wagon�w oraz krzyki konduktor�w, wykrzykuj�cych nazw�
jakiej� stacji, poprzedzi�y zatrzymanie si� poci�gu. By�a to dziwaczna na�
zwa, kt�rej nie dos�ysza�a, mimo i� jak sama p�niej stwierdzi�a, nazwa ta
godna by�a zapami�tania. Na peronie owej stacji, a w�a�ciwie przystanku,
panowa� gwar. Kobiety wiejskie, objuczone tobo�ami i ba�kami z mlekiem,
kr�ci�y si� nawo�uj�c piskliwie. Ch�opi �azili sennie, trzymaj�c biczyska
lub kobia�ki, w kt�rych bieli�y si� sery i br�zowia�y grzyby, a to wszystko
przy akompaniamencie g�gania g�si i p�aczu dzieciak�w. Ponadto tu i �wdzie
ukazywa�y si� w�r�d t�umu, spaceruj�ce parami lub po kilka, m�odociane da�
my, przyodziane w kolorowe sukienki. Poniekt�rym towarzyszy�a m�odzie� m�s�
ka. Od razu i na pierwszy rzut oka mo�na by�o zorientowa� si�, �e to miejs�
cowa elita za�ywa przechadzki, a peron stacyjny stanowi co� w rodzaju pro�
menady.
Marianna stan�a w otwartych drzwiach wagonu i naraz poczu�a lekkie po�
ci�gni�cie za sukienk�. Ze zdumieniem spojrza�a na drobn�, m�od� Cygank�,
przyodzian� klasycznie, w kolorowe, poszarpane �achmany. Cyganicha p�aczli�
wie i niewyra�nie gada�a: - Pani, pani, potrzymaj go trocha, niech ja si� z
tobo�ami za ten czas wpakuj�! - I podawa�a ma�e, czarnookie Cygani�tko. Ma�
rianna nieco przera�ona, odruchowo si�gn�a po �miesznego dzieciaka, wie�
dziona szlachetnym zamiarem dopomo�enia jego cyga�skiej matce. Tymczasem
Cyganeczka zakr�ci�a si� po peronie ko�o jakich� tobo��w i szmat, kt�re le�
�a�y w pobli�u wagonu. Zbiera�a je powoli, jakby z trudem, jakby nie mog�c
poradzi� sobie z tym wszystkim. Wtem, spr�ysty, dziarski i niepor�wnanie
elegancki miejscowy zawiadowca w czerwonej czapce i niepokalanie bia�ych
r�kawiczkach, da� sygna� odjazdu.
- Jeszcze nie! prosz� pana, jeszcze nie! - krzykn�a Marianna, widz�c, �e
Cyganka na pewno nie zd��y wgramoli� si� do wagonu. Rozejrza�a si� bezrad�
nie, nie wiedz�c, czy nadal b�aga� wspania�ego zawiadowc� o zatrzymanie po�
ci�gu, czy te� wyskakiwa� samej, aby odda� cyga�skiej matce jej cyga�skie
dziecko. Ze zgroz� te� spostrzeg�a w pewnej chwili, �e Cyganka najwyra�niej
zaniecha�a zbierania tobo��w i z w�a�ciw� swojej rasie niefrasobliwo�ci� i
lekkomy�lno�ci� macha do niej �yczliwie r�k�. A poci�g, jakby w zmowie z
m�od� wied�m�, przyspiesza� biegu.
- Drzwi zamyka�! Czy pani chce razem z dzieckiem wylecie�? - wrzasn�� w
tej chwili kto� nad uchem Mariannie i ten�e kto� pchn�� j� energicznie w
g��b korytarza, zatrzaskuj�c gwa�townie drzwi. By� to ten sam gruby konduk�
tor, kt�ry tak srogo potraktowa� podrabianego cudzoziemca. Spojrza� na ni�
wzrokiem pe�nym nieopisanego zdumienia i oddali� si� szybko. Marianna w
pierwszej chwili chcia�a pobiec za nim, aby zaproponowa� zatrzymanie poci��
gu, ale zabrak�o jej odwagi. A poza tym Cygani�tko ci��y�o jej porz�dnie i
chcia�a przede wszystkim rozpatrze� si� w sytuacji. Dobrn�a wi�c jako� do
swojego przedzia�u, gdzie powita�y j� niepomiernie zdziwione spojrzenia to�
warzyszy podr�y. W dodatku okaza�o si�, �e przyby� jeszcze jaki� pan, sta�
rszy i strasznie chudy, kt�ry, jak od razu mo�na by�o zauwa�y�, nie zdra�
dza� zachwytu na widok piszcz�cego baga�u taszczonego przez Mariann�. Spoj�
rza� na ni� z odraz�, a Marianna dosz�a do wniosku, �e stanowczo wzrok roz�
dra�nionego bazyliszka musi posiada� wi�cej s�odyczy.
- Najwygodniej by�oby wsi��� z dzieciakiem do damskiego przedzia�u -
o�wiadczy� skrzekliwym g�osem. I od razu by�o wida�, �e wcale nie ma zamia�
ru posun�� si� chocia� troch�, aby zrobi� nieco miejsca nieszcz�snej pias�
tunce cudzego Cyganiaka. Dopiero interwencja pozosta�ych podr�nych, wyja��
niaj�cych, �e Marianna zajmowa�a to miejsce i �e jest ono dla niej zachowa�
ne, zdo�a�a zmusi� zgry�liwego staruszka do cz�ciowej kapitulacji. Nie za�
niecha� jednak mruczenia w dalszym ci�gu wymy�lnych impertynencji pod adre�
sem "bezczelnych bab" z wrzeszcz�cymi dzieciakami.
Na domiar z�ego, Cygani�tko, jakby specjalnie na z�o�� i wyra�nie w ce�
lach prowokacyjnych, zacz�o dawa� wspania�y koncert kwilenia, kt�re stop�
niowo zacz�o przechodzi� w ryk. Ach! nale�a�o jednak co pr�dzej wyja�ni�
sytuacj�. Wi�c Marianna spiesznie i bez�adnie zacz�a przy akompaniamencie
wrzasku ma�ego diabelca opowiada�, w jaki spos�b awansowa�a na opiekunk�
tego potomka koczowniczego i lekkomy�lnego plemienia. Co o tym s�dzili to�
warzysze podr�y, nigdy nie by�o im dane ujawni�, gdy� dalsze wrzaski Cyga�
ni�tka zag�uszy�y wszystko. Jak si� uspokaja p�acz�ce dzieci? Zdaje si�, �e
bardzo praktycznie jest w takich wypadkach �piewa�. Ale pomys� ten, w za�
stosowaniu do jej przypadkowego pupilka, wyda� si� Mariannie najzupe�niej
nieodpowiedni.
- Cukierek trzeba mu da�, koniecznie - poradzi�a wreszcie jad�ca w prze�
dziale pani.
Tak, cukierek zosta� �askawie przyj�ty przez podrzutka, kt�ry �ypn�wszy
ogromnymi, czarnymi oczami, zaniecha� na razie krzyku. W dodatku nawet u��
miechn�� si� z wielkim wdzi�kiem, co mu zjedna�o zaraz sympati� ca�ego to�
warzystwa, z wyj�tkiem zgry�liwego starca, kt�ry by� nieprzejednany.
- Biedactwo - roztkliwi�a si� owa starsza pani, siedz�ca vis ??a??? vis
Marianny. - Ma pewnie oko�o p� roku. - I c� pani teraz pocznie, moje
dziecko? - zwr�ci�a si� do Marianny. - Chyba b�dzie pani musia�a odda� go
policjantowi na najbli�szej stacji.
- Nie wiem, czy to si� uda - mrukn�� pow�tpiewaj�co inny pasa�er. - Taka
historia musi potrwa� troch� czasu. Na pewno policjant b�dzie chcia� spo�
rz�dzi� protok�, a poci�gu, jak nale�y przypuszcza�, nie zatrzymaj� spe�
cjalnie w tym celu. Najwy�ej pani b�dzie musia�a przerwa� podr�.
Marianna zawsze ub�stwia�a podr�e, ale w tej chwili wola�aby zrezygnowa�
z tak niezwyk�ych urozmaice�, a mo�e nawet i z samej wyprawy do Jagodnego.
Bo c�, na lito�� bosk�, pocz��? �al jej by�o tego ma�ego, czarniawego bie�
dactwa, przytulaj�cego si� teraz do niej z ca�ym zaufaniem. Czarne oczy z
nieprawdopodobnie d�ugimi rz�sami spogl�da�y na ni� coraz senniej i wresz�
cie Cygani�tko zasn�o b�ogo a niewinnie.
- Niech je pani teraz po�o�y na �awce - poradzili Mariannie wsp�towarzy�
sze - przecie� pani r�ce zemdlej�.
Uf! rzeczywi�cie, co za ulga, pozby� si� ci�aru bezw�adnego dzieciaka.
Marianna rozciera zdr�twia�e r�ce i bezradnie spogl�da w przysz�o��.
- Nale�a�oby mo�e zwr�ci� si� nie do policjanta, a raczej do cz�onkini
Towarzystwa Opieki nad Kobietami. Podobno maj� dy�ury na wszystkich dwor�
cach - doradza pani siedz�ca vis ??a??? vis.
Ale inny podr�ny (grubas w okularach) odni�s� si� do tego pomys�u z gry�
z�c� ironi�... - Je�li Towarzystwo Opieki nad Kobietami, to nie Towarzystwo
Opieki nad Dzieciakami, i to w dodatku cyga�skimi, prosz� pani...
- To mo�e pani spr�bowa�aby z kolei podrzuci� komu� innemu... - wpad�a na
nowy pomys� starsza pani.
- Oooo, bardzo prosz�! byle tylko nie mnie! - zastrzeg� si� od razu ten
staruszek z gatunku jadowitych, a reszta towarzystwa, mimo �e na og� spog�
l�da�a na niego nieprzychylnie, w tym wypadku solidaryzowa�a si� z nim naj�
zupe�niej, wcale nie aprobuj�c pomys�u z powt�rnym podrzuceniem. Mariannie
r�wnie� ten projekt nie wydawa� si� dobry. Nie, na pewno nie potrafi�aby
podrzuca� niemowl�cia.
Niemniej jednak trzeba by�o co� postanowi�. Rozwa�anie i projektowanie
najbli�szej przysz�o�ci podrzutka okaza�o si� w rezultacie zaj�ciem szale�
nie absorbuj�cym, tak �e Marianna nawet nie spostrzeg�a, kiedy poci�g zbli�
�y� si� do ma�ej podkrakowskiej stacyjki, gdzie nale�a�o wysi���, aby prze�
si��� si� do autobusu jad�cego do Jagodnego. Co robi�? Rozejrza�a si� po
obecnych. Wszyscy mieli miny wsp�czuj�co uprzejme, ale od razu by�o wida�,
�e nikt na pewno nie we�mie Cygani�tka.
Ach! pr�dzej, pr�dzej, bo poci�g daje ju� sygna� i zaraz zatrzyma si� na
chwil�, na jedn� ma�� chwil�, podczas kt�rej trzeba b�dzie wy�adowa� si� z
wagonu, razem ze wszystkimi baga�ami. Pr�dko! Kto� pom�g� zdj�� z p�ki
wi�ksz� walizk�, jeszcze trzeba zamkn�� walizk� mniejsz� i neseserek. I je�
szcze pled. W pled mo�na doskonale zawin�� dzieciaka, kt�remu pewnie jest
ch�odno. Pr�dko! pr�dzej! poci�g ju� stan�� i zaraz ruszy dalej. Numerowy!
gdzie jest numerowy?!
Jak si� okaza�o, na tej stacji nie istnia�a instytucja numerowych, a w�a�
�ciwie by� jeden, ale w tym wypadku nie warto o nim m�wi�, gdy� akurat tego
dnia obchodzi� imieniny i nie urz�dowa�. Kto� wi�c podawa� walizki z prze�
dzia�u, kto� �yczliwie i wsp�czuj�co wo�a�: - Ach, niech pani zostawi to
na stacji - (to - niby Cygani�tko), kto� powiedzia�: - Do widzenia!
- I co dalej?
- Baga�e do autobusu pewnie, co? - zapyta� kto� sennie.
Marianna odwr�ci�a si� szybko. M�odociany tubylec, przyodziany w obszar�
pane pumpy, zaproponowa� jej swoje us�ugi. Zaniesie tobo�ki (tak nazwa� bez
szacunku eleganckie walizy Marianny) do stacji autobusowej, za um�wion� z
g�ry, dosy� przyst�pn� cen�. A po drodze, jak zapewni�, mo�na dosta� mleka
dla dzieciaka, kt�ry zn�w zaczyna� p�aka�.
- Tymczasem cumeleczek mu pani daj! - doradza� do�wiadczonym tonem przed�
stawiciel miejscowej ludno�ci.
- Ba - pomy�la�a biedna, zn�kana podr�niczka - da�abym mu nawet i tego
cumeleczka, gdybym wiedzia�a przede wszystkim, co to jest. - I chcia�a za�
raz o to zapyta�, ale nie by�o jej dane dowiedzie� si� znaczenia dziwacznie
brzmi�cego s�owa, gdy� jak si� okaza�o, autobus odchodzi za dwie minuty i
trzeba co pr�dzej wsiada�. Z tym wsiadaniem te� zreszt� nie by�o �atwo. We�
wn�trz odrapanego dosy� wozu panowa� szalony t�ok i nie by�o ani jednego
siedz�cego miejsca. Dopiero jaka� za�ywna paniusia ulitowa�a si� nad Ma�
riann� i tr�ciwszy w bok siedz�cego obok m�odego ch�opaka, powiedzia�a: -
Wsta�e, wsta�e Kazku! bo tu kobieta z dzieckiem. - I zaraz wszcz�a roz�
mow�: - A pani dok�d, moja pani?
- Do Jagodnego - odpowiedzia�a Marianna z�amanym g�osem.
Rozdzia� #3
Jagodne
Gdyby� jeszcze tak si� z�o�y�o, �e Marianna zajecha�aby przed pusty ganek
i zaraz potem mog�aby uda� si� do dyrektorki szko�y, aby jej wyja�ni� ca��
histori� z Cygani�tkiem i prosi� o pomoc w ulokowaniu podrzutka. Ale nie!
Perfidny los sprawi� inaczej. Zupe�nie jakby naumy�lnie,�Mariann� oczekiwa�
�o na ganku ca�e grono przysz�ych kole�anek, roze�mianych, rozbawionych i
beztroskich kandydatek na "przysz�e narzeczone", jak si� wyrazi�a autorka
owego wspania�ego reporta�u, kt�ry tak zachwyci� Mariann�. Najwyra�niej hu�
mor dopisywa� im ca�kowicie, a widok nowej uczennicy, wlok�cej si� za ch�o�
pakiem nios�cym walizki i objuczonej wrzeszcz�cym dzieciakiem, wyda� si� im
co najmniej oryginalny, a w ka�dym razie nie pozbawiony du�ej dozy specyfi�
cznego wdzi�ku. Szcz�cie, �e Marianna nie us�ysza�a �adnego z rzuconych
pod jej adresem dowcip�w, bo na pewno znienawidzi�aby Jagodne do ko�ca �y�
cia. T� przys�ug� odda� jej zreszt� zag�uszaj�cy wszystko swoim rykiem pod�
rzutek.
- Cicho! no b�d� ju� cicho! - zaklina�a go ze �zami, ale na pr�no! Syn
koczowniczego plemienia by� w tym wypadku nieugi�ty i ani my�la� przesta�.
Wtem, poprzez krzyk dzieciaka, dobieg� do niej mi�y, weso�y g�os: - Pani
do nas? do Jagodnego? do szko�y?
Jednocze�nie czu� by�o w tym g�osie takie lekkie, leciutkie zdziwienie.
- Tak, w�a�nie przyjecha�am, przyjecha�am z�Warszawy - usi�owa�a prze�
krzycze� swego pupilka nieszcz�liwa Marianna. I z jeszcze wi�ksz� wyrazis�
to�ci� wyobrazi�a sobie w tej chwili, jak wygl�da po tej pe�nej niespodzie�
wanych przyg�d podr�y, w zestawieniu z tymi wszystkimi czysto ubranymi i
porz�dnie uczesanymi dziewcz�tami i wobec tej bardzo przystojnej pani, je�
szcze zupe�nie m�odej, ubranej w skromn�, prost� sukni� ogrodow�. To wszys�
tko zdo�a�a jeszcze Marianna zauwa�y�, mimo piekielnego zm�czenia i przy�
gn�bienia.
- Jestem Szel��k�wna - wyj�ka�a wreszcie, korzystaj�c z chwilowej przerwy
w ryku Cyganiaka, zainteresowanego wida� nowym otoczeniem.
- Pewnie jeste� moje dziecko porz�dnie zm�czona podr� - podj�a uprzej�
mie �adna pani - zw�aszcza z takim krzycz�cym baga�em. Czy to...
- To podrzutek!... - spiesznie wyja�ni�a Marianna, rozgl�daj�c si� bezra�
dnie. Zdawa�a sobie doskonale spraw�, jak dziwacznie i wprost niedorzecznie
brzmi to jej t�umaczenie.
- Drogie dziecko! pani jest naprawd� strasznie zm�czona! - przestraszy�a
si� ta czaruj�ca osoba. - Nie chc� ju� o nic pyta�, bo przede wszystkim
trzeba odpocz��. - I zaraz krzykn�a w stron� ganku: - No, dziewczynki,
kt�ra z was chce zdawa� praktyczny egzamin z higieny dziecka? Mo�e Zuzia,
co? Zabierz zaraz dzieciaka i przede wszystkim wyk�p go. Doktor Nadolska
zaraz do ciebie przyjdzie.
Nie, doprawdy, Marianna nie wierzy�a szcz�ciu, �e nareszcie kto� zabra�
od niej ten zabeczany baga�. Sta�a og�upia�a i nieszcz�sna i u�miecha�a si�
bezradnie i rozbrajaj�co.
- Zajmijcie si� ni�, dziewczynki - powiedzia�a jeszcze ta bardzo mi�a pa�
ni i w tej chwili Marianna poczu�a, �e jest wok� niej ciasno, �e t�ocz�
si� przy niej te wszystkie roze�miane dziewczyny z ganku i �e w og�le na�
prawd� nie wie, co ma ze sob� zrobi�. Podawa�y jej r�k�, wymienia�y r�ne
nazwiska i imiona, pyta�y sk�d przyjecha�a. Wszystkie przy tym m�wi�y jed�
nocze�nie i nie wiadomo, kiedy sko�czy�aby si� ta bez�adna gadanina, gdyby
nie nag�a a zupe�nie niespodziewana pomoc. Pomoc nadesz�a w postaci ma�ej,
a za to bardzo okr�g�ej os�bki, przyodzianej w pstr� i falbaniast� sukien�
k�. Na g�owie pi�trzy�y si� wysoko zakr�cone misternie loczki, a usta uma�
lowane by�y w doskonale pi�kne serduszko.
- Ach, panienki! - j�kn�a z wyrzutem os�bka - dlaczego j� tu trzymacie?
Przecie� chyba musi troch� odpocz�� i przebra� si� przed kolacj� - m�wi�a
�miesznym, grubym g�osem, wcale nie pasuj�cym do jej drobnej postaci i de�
likatnej buzi z zadartym noskiem. Dziewcz�ta nazywa�y j� pann� Mirk�, a je�
dna z nich zdo�a�a obja�ni� Mariannie, �e jest to nauczycielka prowadz�ca
lekcje prania.
- Prania? - zdziwi�a si� niepomiernie Marianna, ale nie by�o ju� czasu na
dalsze rozmowy na ten temat, bo w�a�nie panna Mirka zacz�a dopytywa� si�,
jak ma na imi� nowo przyby�a.
- Maria, ale w�a�ciwie wo�aj� na mnie Marianna - wyja�ni�a z za�enowa�
niem. Troch� by�a z�a na siebie, �e si� tak wygada�a z tym domowym nazwa�
niem. Zupe�nie nie mia�a pewno�ci, jak to zostanie przyj�te przez te wszys�
tkie dziewcz�ta, tak skore do dowcip�w, no i przez pann� Mirk�. Ale, o dzi�
wo! imi� spotka�o si� z ogromnym uznaniem, co Mariann� zaraz podnios�o w
jej w�asnych oczach. Okaza�o si� bowiem, zdaniem nowych kole�anek, �e "Ma�
rianna" brzmi bardzo elegancko, bardzo kobieco i nawet, wed�ug jednej ze
starszych uczennic - bardzo dystyngowanie. Nie by�o jednak czasu na dalsze
i szersze rozwa�ania, gdy� panna Mirka zadysponowa�a energicznie: - Pr�dzej
panienki, niech Dorotka ka�e przygotowa� k�piel dla naszej podr�niczki.
Chyba b�dziesz mia�a ochot� op�uka� si� po podr�y, prawda kochanie? I po�
m�cie jej rozpakowa� walizki.
- A do kt�rej sypialni b�dzie nale�e�? - dopytywa�a si� chuda blondynka,
z w�osami zabawnie upi�tymi na czubku g�owy.
- Zaraz, zaraz - zafrasowa�a si� panna Mirka - musz� p�j�� do dyrektorki
i zapyta�.
I zostawiwszy Mariann� na pastw� kole�e�skiej ciekawo�ci potoczy�a si� w
stron� owej pani, kt�ra pierwsza przywita�a Mariann� przed gankiem.
- Wi�c to jest dyrektorka? - zdziwi�a si� Marianna. - Taka �adna i m�oda?
- A co� ty my�la�a? - zapyta�y z dum� dziewcz�ta. - To jest w�a�nie pani
Hur�owa.
Panna Mirka przyturla�a si� tymczasem z powrotem, pokrzykuj�c po drodze:
- Do sz�stej, do sz�stej sypialni!
- O, biedactwo! - j�kn�a wsp�czuj�co kt�ra� z dziewcz�t, co Mariann�
mocno zaniepokoi�o. Ale w�a�nie, kiedy mia�a si� zamiar dowiedzie� czego�
bli�szego o sypialni sz�stej, panna Mirka, wesp� z jedn� z uczennic, d�u�
gonog� i ch�opakowat�, porwa�y j� i zaprowadzi�y do �azienki.
- Ach! c� to za rozkosz, taka ciep�a woda. C� za bajeczny wypoczynek.
Ma si� wra�enie, �e wszystkie k�opoty i razem z nimi ca�e znu�enie, rozta�
pia si� w wodzie i sp�ukuje razem z pian� z r�owego myd�a, pachn�cego na�
prawd� r�ami. Czy� jest co� przyjemniejszego nad suche, wygrzane prze�cie�
rad�o k�pielowe? Wtem kto� zapuka� do �azienki. - Czy mo�na? - Aha, Marian�
na pozna�a po g�osie t� ch�opakowat�, now� kole�ank�, na kt�r� inne dziew�
cz�ta wo�a�y: Ma�gosiu! Zapytywa�a teraz z przej�ciem, czy nie trzeba cza�
sem wyj�� czego� z walizy i dostarczy� do �azienki. - Naturalnie, �e trze�
ba, koniecznie! Wi�c Marianna okropnie potrzebuje w tej chwili grzebienia
(jest w neseserku) oraz pary czystych po�czoch, bo te, kt�re porzuci�a w�a�
�nie na posadzce �azienki mia�y w trzech miejscach spuszczone oczka. No i
poza tym Marianna prosi o niebiesk� sukienk�! Postanowi�a bowiem bezwarun�
kowo naprawi� wra�enie, jakie mog�a wywrze� jej powier