1932

Szczegóły
Tytuł 1932
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

1932 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 1932 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

1932 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Romain Rolland "BREUGNON - �yje jeszcze cz�owiek poczciwy" Przektad Franciszek Mirandola TOWIIRZIfSTWO UPOWSZECHNIANIA CZYTELNICTWII Tytuf oryginatu COLASBREUGNON Opracowanie Julia Har(,wig Opracowanie graficzne Marek Sta�czyk, Jerzy Treutler Redaktor Alicja Ostrowska Redaktor techniczny Roman Bryl Korekta Ewa Szyma�ska (c) Copyright by Towarzystwo Upowszechniania Czytelnictwa Ksi��ka dotowana ptzez Ministerstwo Kultury i Sztuki ISBN 83-86962-OS-4 Warszawa 1996 Obj�to�� w arkuszach wydawniczych 12,7 przygotowalnia okladki Studio M Sklad komputerowy eWBe Druk i oprawa Zak�ady Graficzne w Katowicach Wstgp Dlaczego kochamy Colasa Breugnona? Nie tak �atwo powiedzi dlaczego w�a�ciwie kochamy kogokolwiek. Zw�aszcza je�li idzie mi�o�� bezinteresown� a d�ugotrwa�� Szczeg�lnie, kiedy jest to p sta� fikcyjna, bo literacka, istniej�ca jedynie w rz�dkach liter i s�� na kartce papieru. W og�le zreszt� literatura dwudziestego wie: nie bardzo kocha� si� daje, tyle w niej wszelakiej pos�pnej mate� z�owrogiej atmosfery. S� jednak wyj�tki. Kochamy Muminki To Jansson, ma�ego ksi�cia Saint-Exupery'ego, dzielnycli i �mieszny hobbit�w Tolkiena, s�owem, postaci z bajek wsp�czesnych, bo t� ju� tylko ukry�a si� bezinteresowno��, ciep�o i optymizm. I do te w�a�nie nurtu ba�niowego nale�y Colas Breugnon, czyli w arc� icznej francuszczyznie Miko�aj Brzoskwinia, stolatz i rze�bia burgundzki z prze�omu szesnastego i siedemnastego wieku, z ma� go miasteczka Clamecy. Jego tw�rc� by� s�awny, a swego czasu nawet bardzo s�awr francuski pisarz Romain Rolland (1866-1944), z wykszta�cenia 1 storyk muzyki, co si� z si�� odcisn�o na jego tw�rczo�ci, pacyfi: i cz�owiek lewicy, co zreszt� ju� dzisiaj nie ma najmniejszego zr czenia - w owym czasie na lewicy znale�li si� niemal wszyscy pi: rze, naiwnie wierz�c w rewolucj� spo�eczn� pozbawion� niespt wiedliwo�ci, okrucie�stwa i przemocy. Rolland wierzy� natomia w si�� tw�rcz� i spo�eczn� kultury, a szczeg�lnie muzyki. By� zw� szcza wielbicielem Beethovena, kt�remu po�wi�ci� kilka grubycl powa�nych ksi��ek. Na motywach �ycia Beethovena opar� te� sw j� najs�ynniejsz� powie��, Jana Krrysztofa, powsta�� na pocz�tl stulecia dziewi�ciotomow� powie��-rzek�, uznan� za pierwsz� swoim gatunku. (Co do mnie, mam pewne w�tpliwo�ci, przecie� tak naprawd� powie�ci� rzek� by�a ju� wcze�niejsza Trylogia Sienkiewicza). Drug�, niemal tak samo s�ynn� powie�ci� by�a pӟniejsza Dusza zaczarowana. A w przerwie mi�dzy tymi koby�ami, niejako mimochodem, napisa� Colasa Breugnon, sw�j prawdziwy i trwa�y pow�d do s�awy. Tak ju� si� nie raz w dziejach zdarza�o. Petrarka przez wiele lat pisa� w niema�ym trudzie poemat �aci�ski pt. Afryka, a na marginesie tego drobne i niewa�ne sonety w�oskie. O Afryce nikt ju� nie pami�ta, a sonety s� nie�miertelne. Ot� to si� w�a�nie Romain Rollandowi; zdarzy�o. Jego opowiastka w zestawieniu z ogromnymi powie�ciami-rzekami czy uczonymi monografiami jest rzeczywi�cie niewielka ale za to unikn�a moralizatorstwa,, patosu, wielos�owia i sta�owi zwast� ca�o�� pulsuj�c� wszystkimi barwami �ycia. Jest to historia jednego roku �ycia Colasa, roku by� mo�e ju� ostatniego, bo rzecz dotyczy staro�ci. Ot� nie jest to dla starego stolarza, a w�a�ciwie rze�biarza, okres szcz�liwy. Jego dzie�a ulegaj�zniszczeniu, umiera mu �ona, co prawda niekochana, dom trawi po�ar, zdrowie szwankuje, a ostatecznie �amie nog� i pozostaje na �asce i nie�asce swojej, co prawda bardzo dobrej, nie przypominaj�cej dzieci kr�la Leara, c�rki. Rzeczywi�cie okazuje si�, �e w jego �yciu wszystko posz�o na opak. A przecie� nie poddaj�c si� przeciwno�ciom stary Breugnon zachowuje wspania�� pogod� ducha. Okazuje si�, �e wszystko jest spraw�interpretacji, sposobem odniesienia si� do sytuacji, ludzi i rzeczy.. Sposobem Colasa jest dobroduszna kpina i lekcewa�enie wszelkich d�br. Trzeba przyzna�, �e autor nie zrobi� z niego ostatecznego Hioba. Zawsze� zosta�a mu rodzina, przyjaciele, umiej�tno�� czytania nie tylko w sensie mechanicznym, ale umiej�tno�� fantazjowania, ciep�e ��ko, gdzie si� mo�na schroni� i zawsze pe�ny dzban ku pokrzepieniu. A pi� i je��, burgundczyk Breugnon lubi i umie. "Podano trzy m�ode dziki upieczone w ca�o�ci, nadziane podr�bkami i pasztetem z czystej w�tr�bki - dalej wonne szynki, w�dzone w dymie ja�owcowym, pasztety z dziczyzny i wieprzowiny pachn�ce czosnkiem i li��mi laurowymi, potem szczupaki, �limaki w skorupkach, kie�basy, flaczki, w�dzonk� przerasta��, czarn� potrawk� z zaja g��wki baranie rozp�ywaj�ce si� wprost na j�zyku, ca�e kupy put) rowych, pieprznych rak�w, od kt�rych w gardle piecze, a do te sa�at� z cebul� i octem. Oczywi�cie polewano ja~d�o obficie w kiem: chapotte, mandre i vauvilloux, a s� t�, jak wiadomo, tnu szlachetne." Dzwonna Burgundia, jak o niej~isa� Czechowicz, ojczyzna C lasa jak i samego autora, by�a w �redniowieczu pa�stwem niezale nym. CJkszta�towa�y si� tutaj nieco inne obyczaje i tradycje. Szc2 g�lnie bogate by�y sztuki plastyczne - nie dziwota, �e Breugnon j~ rze�biarzem. S�awna by�a te� tradycja kulinarnay do�� wspomni burgunda i musztard� z Dijon. Ale czasy nie by�y tu chyba nig~ spokojne, ta.k�e z pocz�tkiem siedemnastego wieku; wojny lokal i religijne, podpalacze, zara:za morowa, wszystko to nie wygl� szczeg�lnie zach�caj�co. To szczeg�lnie szcz�liwe usposobier mieszka�c�w, tak jak ich przedstawia Breugnon, sprawia, �e ws~ stko wygl�da zno�nie a nawet szcz�liwie. Colas Breugnon zosta� napisa.ny w 1914 roku, w roku wybuc: pierwszej wojny �wiatowej. Okres, kt�ry jatpoprzedza� bywa naz wany "belle epoque" - pi�knym czasem, czasem spokojnej pra~ umys�owej, pe�nej jeszcze nadziei, czasem zabaw, romans�w, d statku. Wszystko to odnosi�o si� tyllcQ do Europy Zachodniej, w ~ kich krajach jak Polska by�o inaczej. W�a�ciwie od roku 1914 da1 je si� prawdziwy pocz�tek dwudziestego wieku_ Colas powsta� t przedtem i nie nosi na sobie pi�tna krwi i nieszcz�cia. Jest pos� niem z lepszych, �agodniejszych czas�w, pokazuje jak mimo ni szcz�� zachowa� nie tylko r�wnowag� ducha, ale po prostu b szcz�liwym. I za to w osiemdziesi�t lat p�niej kochamy Cola Breugnon. Piotr Kuncewi, �WI�TY MARCIN PIJE WINO, WOD� POZOSTAWIA M�YNOM. (Przys�owie francuskie z XVI w.) �wi�temu Marcinowi, patronowi Clamecy PRZESTROGA CZYTELNIKOWI PRZEDMOWA Z POWOJENNYCH CZAS�W Ksiq�ka ta byla wydrukowana i zupelnie gotowa do wydania przed wojnc~ jeszcze. Nie czyni� w niej zmian �adnych. Krwawa epopeja, kt�rej bohaterami i ofiarami zostali wnukowie Colasa Breugnon, postawila sobie za zadanie przeprowadzenie dowodu, �e " 'ryje jeszcze czlowiek poczciwy ". Sqdz�, �e okryte slaw� i posiniaczone ludy Europy, rozcieraj�ce sobie teraz potluczone �ebra, odnajdq jaki� zdrowy sens w refleksjach, kt�re czyni sobie nasz " baranek swojski 'ryjqcy pomi�dry wilkiem a pasterzem ". Crytelnicy "Jana Krzysztofa" nie spodziewali si� pewnie takiej r wej ksict�ki. Zdziwila ona w r�wnej mierze i mnie samego. Pracowalem nad dramatem i powie�ciq na tematy wsp�lczesn~ utworami w tej�e samej co "Jan Krzysztof', nieco tragicznej atn sferze wyroslymi. Nagle musialem rzuci� w kdt wsrystkie notatl przygotowane sceny i j�lem si� ,tej niewinnej ksi��ki, o kt�rej . my�lalem jeszcze dnia poprzedniego. Jest to reakcja przeciw dziesi�cioletniemu prrymusowi trwanic rynsztunku "Jana Krzysztofa ", kt�ra to zbroja, zrazu wygodna i moj� zrobiona miar�, stala mi si� z czasem przyciasna. Uczul nieprzezwyci�one pragnienie swobodnej wesolo�ci galickiej, po, ni�tej a� do nieprrystojno�ci. Jednocze�nie powr�t do ziemi ojc stej, n�e ogl�danej od lat mlodocianych, pozwolil mi wznowi� k~ takt z moj� Burgundi� niwernejslcc~ prrywi�dl mi przed ocry pr szlo�� u�pionc~ zdawa~o si�, na zawsze, oraz zbudzil wsrystkich ( las�w Breugnon, kt�rych nosz� w zanadrzu. Musialem zabra� g w ich imieniu. Te przekl�te gadu�y nie wygadaly si� dostatecznie 'rycia. Skorrystali z okoliczno�ci, i� jeden z wnuk�w dostqpil . szcrytnego prrywileju zostania pisarzem (zawsze tego zazdro�cih ucrynili ze-mnie swego sekretarza. Daremnie si� bronilem: -Dziadziu, zwa�, prosz�, �e miale� do�� czasu na gadanie, dci mi si� teraz wyj�zycry�. Ka�dy winien mie� swojq kolej! Odparli: - Sluchaj, smarkaczu! Powiesz swoje, gdy ja sko�cz�. Zres. wiedz, �e bt~janie twe mojego niewarte. Siadaj i sluchaj nie trac jednego slowa... Chlopcze drogi, uczy� to dla twego dziadzia. Pr 11 konasz si�, gdy znajdziesz si� na nasrym miejscu... Wierzaj, najgorsry w �mierci jest przymus milczenia. C� bylo robi�? Musialem ustc~pi� i pisa� pod dyktando. Nareszcie sko�crylem i odzyskalem swobod� (tak mi si� przynajmniej wydaje). Podejm� tedy w�tek my�li wlasnych, o ile kt�ry� z mych starych gadul�w nie nabierze ochoty wychylenia si� z grobu, by mi dyktowa� listy skierowane do potomno�ci. Nie mam �mialo�ci przypuszcza�, ~by m�j Colas przyni�sl tyle� rado�ci crytelnikom co autorowi. Niech�e prrynajmniej przyjmq t� ksi��k�, jaka jest, z calq tchnac� w niej szczero�cic~ prostotc@ bez pretensji do ulepszenia �wiata ni wyja�nienia go, woln� od polityki, metafiryki, ksiq�k� " w dobrym francuskim gu�cie ", kt�ra �mieje si� 'ryciu w twarz, bowiem uwa�a je za dobre, a zdrowie posiada jak nale'ry. Kr�tko i w�zlowato, jak powiada dziewica Joanna (wezwa� wszak nale'ry jej imienia pocrynaj�c rzecz zgola galickc~, "prryjmijcie� to milo�ciwie "... Romain Rolland Maj 1914 r. I. SKOWRONEK MATKI BOSKIEJ GROMNICZNEJ Z luteg Chwa�a b�d� wielka �wi�temu Marcinowi! Zupe�ny zast�j w interc sach. Nie ma zreszt� za czym si� ugania�, dosy� si� napracowa�e~ w �yciu, odpocz�� pora. Siedz� sobie tedy spokojnie przy stole, ln bek wina po prawej, ka�amarz po lewej r�ce, przede mn� za�, ro: war�szy ramiona jakby do u�cisku, spoczywa nowiutki, czy�ciutl zeszycik. Zdrowie twoje synku, teraz pogadamy! Na dole baba mc ja ha�asuje jak zwykle. Wicher skowyczy za oknami, znowu co� si chmurzy horyzont polityczny. Mniejsza z tym! O, co za rado��, c za wielka rado�� znale�� si� tak sam na sam z sob� (Do ciebie si zwracam, uwa�asz, g�bo pijacka, okraszona pi�knym karmazSmen g�bo ciekawa, roze�miana, przystrojona tr�biastym, burgundzkit w ka�dym calu nosem, siedz�cym na bakier mi�dzy oczami, nib kapelusz z fantazj� na ucho nadziany.) Do licha, sam nie wiem, czemu lubuj� si� w sobie, czemu mni ci�gnie do wpatrywania si� w twarz w�asn�, liczenia z wesoly~ u�miechem zmarszczek, do grzebania w g��bi serca, niby w pi~ nicznym lochu, za flaszczyn� starych wspomnie�. Nie sztuka marzy�! Ale napisa� to, o czym si� marzy! Zreszt; czy to marzenia? Oczy, szeroko otwarte, widz� jasno. Snuje si�, c prawda, sie� zmarszczek na skroniach, ale spojrzenie mam pogoc ne, przekorne. Niech inni goni�za majakami! Ja opowiadam po prc stu, com widzia�, m�wi�, czyni�. A mo�e to g�upstwa, bo dla kog�: u licha, pisz�? Dla s�awy? Ooo, nie! nie jestem naiwny, znam sw�warto��, Bc gu dzi�ki! Dla wnuk�w? Phii! I c� zostanie z papierzysk�w myc za jakie� lat dziesi��? Moja baba jest zazdrosna jak sam diabe� i rzu 13 ca do pieca, co jej tylko pisanego wpadnie w szpony. Dla kog� tedy pisz�? Dla siebie! Dla w�asnej uciechy pisz�. Dlatego �e gdybym nie pisa�, szlag by mnie po prostu trafi�! Ho, ho, trzeba wiedzie�, �e to �y�ka dziedziczna! �p. dziad m�j nie by�by za nic w �wiecie zasn�� nie zanotowawszy bodaj - le��c w ��ku- liczby wypitych i... oddanych kubk�w wina. Musia� zapisa� wszystko po porz�dku, i basta. Ot� sprawa tak stoi. Musz� si� wy�adowa�, bo w moim Clamecy nie mog� gada� tyle, ile bym pragn��! Musz� si� odszpuntowa�, inaczej jestem jak �w balwierz kr�la Midasa. Przy tym j�zyk mam nieco za d�ugi, gdyby mnie tak przypadkiem us�yszano, mia�bym si� z pyszna! Trudno, ju� jestem taki! Zreszt� gdyby cz�owiek czego� nie ryzykowa�, zdech�by chyba z nud�w. Lubi�, jak nasze wielkie cisawe wo�y, prze�uwa� wiecz�r straw� po�kni�t� z rana. O, jak�e mi�o ogl�da�, przewraca�, miesza� to wszystko, co si� my�la�o, obserwowa�o, zbiera�o, jak�e przyjemnie rozdziobywa�, kosztowa�, smakowa�, pozwala�, by si� rozplywa�o na j�ryku, i poma�u... poma�u po�yka�. Tych rozkoszy doznaje cz�owiek opowiadaj�c sobie od pocz�tku wszystko, co si� po�piesznie chwyci�o w przelocie, nie maj�c czasu na nale�yt�, spokojn�ocen�. Jak�e mi�o przechadza� si� po swoim w�asnym wszech�wiecie powtarzaj�c sobie po sto razy: to moje, t� wszystko moje, jestem tu panem i w�adc�. Ni grad, ni mr�z, ni susza nie maj� nad tym �adnej mocy. Ni papie� sam, ni kr�l, ba, nawet moja sekutnica nie dadz� temu rady. Musz� was, drodzy pa�stwo, oprowadzi� po moim skarbcu. Przede wszystkim zwr��cie uwag� na klejnot najdrogocenniejszy. Mam tutaj oto siebie, Colasa Breugnon! Ch�op to - �e przy�� do rany, Burgund rzetelny, okr�g�awy nieco, ale mu si� oczy �wiec�, ju� nie pienvszej m�odo�ci, bo cho� s�w kupie ko�ci, z�by zdrowe, g�sta mina, to� przypr�szona czupryna... ha, trudno... pi��dziesi�tka z ok�adem! 14 No, nie b�d� przeczy�, �e wola�byrn, by klejnot m�j by� blond nem. 'fak samo zgodzi�bym si� ostatecznie zrzuci� z ramion jaki dwadzie�cia czy trzydzie�ci lat. Zwa�cie�, moi pa�stwo, �e pi� dziesi�tka to wcale �adny wiek. �miejecie si�, m�odziki? Ha? s�d: cie, ie to nic t�uc si� po tym �wiecie, a cho�by po ca�ej Francji, i w czasach jak nasze, przez lat pi��dziesi�t? M�j Bo�e! Ile� to d szczu spad�o cz�owiekowi na plecy, ile nasma�y� sk�ry na s�o�cv Mo�na powiedzie�, �e cz�owieka przez ten czas gotowano nit mi�so, przygrzewano, przysma�ano, a potem dla odmiany moczor w wodzie. Jak w�r zblad�em po wierzchu, ale ile� w tym worl~ zbytk�w, facecyj, do�wiadcze�, szale�stw, iie� s�omy i siana, fig winogron, niedojrza�ych i s�odkich owoc�w, ile� g�ogu i r�, ile rL czy widzianych, czytanych, wyuczonych, posiadanych i prze�~ tych! Wszystko to pomieszane jak groch z kapust~ Co za rado�� d~ bra� si� do tego �mietnika i grzeba�... grzeba�... Do��, m�j Coalsie! Jutro rozpoczniemy grzebanin�. Gdybym s wzi�� do niej dzisiaj, nie sko�czy�bym nawet pobie�nego inwent rza towar�w, kt�re mam na sk�adzie. A wi�c: posiadam dom, �on�, czterech syn�w, c�rk� wydan� ~ m�� (dzi�ki Bogu), zi�cia (ha... trudno, bez tego si� nie obejdzie osiemna�cioro wnucz�t, szarego os�a, psa, sze�� kur i prosi�. Jal �em bogaty! Poprawiwszy okulary przyst�puj� do bardziej szczeg�towej an; lizy skarb�w. O tych ostatnich, prawd� powiedziawszy, wspominam jeno d pami�ci. Bo oto min�y wojny, �o�nierze, wrogowie, a tak�e przyj; ciele. Oczywi�cie, prosi� nasolone i zjedzone, osio� ochwacon piwniczka do dna wypita, kury dawno oskubane. Co do �ony, to, do stu tysi�cy starych diab��w, posiadam j� d~ t�d... Oo, s�yszycie, jak wrzeszczy? Nie spos�b zapomnie� o ty szcz�ciu; mam j�, t� urocz� ptaszynk�, mam j�, marn, jestem j~ niezaprzeczalnym w�a�cicielem! Ha, Breugnon, nie lada z ciebi zi�tko! Wszyscy ci zazdroszcz�. Panowie, prosz� uprzejmie, nie j~ stem samolubem - porozumiejmy si�! Kto ma ochot� wzi�� sobi moj�turkaweczk�? Posiada mn�stwo zalet: jest oszcz�dna, czynn; 15 trze�wa, uczciwa. Co prawda, nie uty�a z tych cn�t. Jako grzesznik zatwardzia�y wyznaj�, �e wol� jeden t�usty grzeszek od siedmiu cn�t chudych... (Ate do�� tego, trzeba aszanowa� cnot�, skoro inaczej by� ju� z woli nieba nie mo�e!) Hej, hej, jak si� ta czarownica rozbija po ca�ej cha�upie! Pe�no jej wsz�dzie, cho� taka szczapa. Przewraca graty do g�ry nogami, burczy, beszta, k�nie, drepcze ci�gle ze strychu do piwnicy i z powrotem, t�pi�c kurz i cisz� z zaciek�o�ci�niepoj�t� Ju� trzydzie�ci lat min�o od naszego �lubu. Diabli wiedz�, po co j�bra�em! Kocha�em si� w innej, ale drwi�a ze mnie; ta znowu upar�a si� wyj�� za mnie, chocia� jej nie chcia�em. W�wczas by�a bladolic� brunetk� i wierci�a mnie b�yszcz�cymi �lepiami. By�aby mnie chcia�a po�re�; przegry��, jak woda stal prze�era. Kocha�a mnie do szale�stwa, na �mier�! Prze�ladowa�a mnie tak d�ugo, a� wreszcie (o, jak�e g�upi s� m�czy�ni!), po trochu ze wsp�czucia, a tak�e skutkiem tego, �e pochlebi�a mej pr�no�ci, po trochu ze znu�enia (�adny spos�b odpoczynku!), na koniec w ch�ci pozbycia si� natarczywo�ci, zosta�em (Jan de V�e zanurza si� do wody, aby nie przemokn�� na deszczu)... zosta�em jej m�em! Od tego czasu posiad�em skarb cnoty wcie�onej, a ona, poczciwa go��beczka, m�ci si�, m�ci od lat trzydziestu. Jaki� pow�d zemsty? Oto m�ci si� za to, �e mnie kocha�a. Doprowadza mnie do w�ciek�o�ci, a raczej pragnie to uczyni�, ale niedoczekanie! Ho, ho, zanadto mi�uj� spok�j i nieg�npim wpada� w melancholi� z powodu jakich� tam g�upich kilku s��w. Deszcz dudni po szybach? Niech�e sobie pada do woli... Gd.r ona grzmi, Colas sobie z tego kpi! Gdy ona gniewa si�, to mnie si�' �piewa� chce! I czemu�, u diaska, mam jej broni� wrzeszcze�? Sk� d�e prawo? Nie �ycz� jej przecie� nag�ej a niespodziewanej �mierci! Baba w progi, cisza w nogi! Stara bajka! Ka�dy sobie nuci w�asn� piosenk�. Niech tylko nie o�miela si� zamyka� mi g�by (o, wie dobrze, co by j� to kosztowa�o), a ch�tnie zgodz� si�, by rozdziawia�a swoj�od ucha do ucha. Ka�dy gra na swoj�nut�! Zreszt�, mimo �e instrtunenty nasze nie bardw s� dostrojone do siebie, odegrali�my wcale, wcale �adne kawa�ki: c�rk� i czterech syn�w. Wsrystkie sztuki zrobionenaurz�d, wyko�czone jaknale�y; nie szcz�dzi�em materia�u ani pracy. Najlepiej mi si� uda�a dziewcx w tym plonie odnajduj� w�asne nasienie... Bestyjka bo ta Marty szelrna kochana! Mia�em krzy� pa�ski, zanim do�eglowa�em z ni ma��e�skiego portu! No! Nareszcie stoi na kotwicy, nie nadwer na po drodze! Ha... i tak przecie� trudno dowierza� kobiecie... a 3u� nie moja sprawa! Dosy� mia�em czuwania, dreptania. Teraz k na drogiego zi�ciaszka mego, Florymonda. Dosta� ciasto jak si� trzy, niech�e baczy, by si� nie przypali�o w piecu. Dysputujemy z Martynk� za ka�dym spotkaniem i roztuniemy doskonale. Dzielna dziewczyna, wie, co robi, nawet robi�c g�upsri uczciwa - z warunlciem, by uczciwo�� mia�a u�miech na twarzy.1 wi�kszym wyst�pkiem jest dla niej nuda. Nie l�ka si� trosk. Trosls walka, a walka to prryjemno��! Kocha �ycie i wie, co dobre, zupe jak ja. To moja krew! Tylko da�em jej w tym v~rypadku r~ wiele... Gorzej wypadli ch�opcy. Matka wtr�ci�a swoje trzy grosze i sto dosta�o zakalca. Dwaj z nich to bigoty zatracone, a w doda ka�dy siedzi w innej kruchcie. Jeden nie wy�azi spod ksi�ej k~ ty i obraca si� w�r�d dewotek i innych ob�udnik�w, drugi jest hL noteml. Wysiedzia�em kuku�cze jaja! Trzeci jest �o�nierzem, m je, w��czy si�; i nie wiem doprawdy, gdzie si� obraca. Czwarty v szcie jest po prostu niczym: jakim� cichym, rozlaz�ym sklepilca~ n� Ziewam, ile razy o nim wspomn�! Rasa wy�azi ze wszystl dopiero, gdy siedzimy pospo�u przy stole nad pe�n� mis� �ad1 sze�ciorga nie �pi w�wczas i wszyscy �ywi� jedne przekona Cudne to widowisko! Sze�� par szcz�k pracuje dzielnie, g�by ch�aniaj� kromy chleba, a wino spuszcza ka�dy do piwnicy brzu bez pomocy bloka i sznura. Ruchomo�ci-spisane, teraz kolej na cha�up�. To moja druga c�: Budowa�em j�z wolna, starannie, gruntownie, wprost rozrzutnie ; fuj�c materia�em, a w dodatku budowa�em nie raz, ale kilka razy. ; na brzegu Beuvronu, nieforernna, przysadkowata, ton�c w zielo �ci, otoczona gnoj�wkami, u kranc�w przedmie�cia, po drugiej s nie niskiego, zapad�ego na poty mostu, mocz�cego nogi w wodzi~ 1 Hngonoci - nazwa protestant�w we Francji. 16 ! 17 Wprost domu wznosi si� dumna, strzelista wie�a �w. Marcina o haftowanym rze�b� cokole i rozkwieconym sztukateri� portalu, do kt�rego, niby do raju, wiod�czarne, starorzymskie. strome schody. Moje penaty i lary znajduj� si� ju� za murami miasta. Tote� ile razy warta dostrze�e z wie�y nieprzyjaciela, zamyka bramy, a nieprzyjaciel zachodzi prosto do mnie w go�cin�. Lubi� wprawdzie pogaw�dk�, ale oby�bym si� ch�tnie bez takich wizyt. Zazwyczaj odchodz� zostawiaj�c klucz w drzwiach. Za powrotem nie zastaj� zwykle ani ktucza, ani drzwi, tylko go�e �ciany bez dachu. Zaczynam w�wczas budowa� na nowo. M�wi� mi ludzie: - O�le, pracujesz dla wroga! Porzu� to kretowisko i przeprowad� si� do miasta, b�dziesz bezpieczny. Odpowiadam: -M�j drogi, dobrze mi w kretowisku. Wiem, naturalnie, �e co mur, to mur. Ale c� bym widzia� ukryty zawysokim murem? Szlagby mnie trafi� z nud�w. Tymczasem nad brzegiem mego Beuvronu widz� mn�stwo rzeczy i mam gdzie si� rozeprze� swobodnie. W wolnych od pracy chwilach widz� wprost z ogr�dka refleksy na leniwie p�yn�cej wodzie, ko�a rozchodz�ce si� za ka�dym plu�ni�ciem ryby, nawet w�ochate porosty na dnie. Mog� tam zarzuca� w�dk�, moczy� nogi, wylewa� nocnik... s�owem-czyni�, co dusza zapragnie. A zreszt�, widzisz, bracie, siedz� tam od lat i ju� nie pora mi przenosi� si� na inne miejsce. Chyba nie spotka mnie nic gorszego ni� dot�d. Powiadasz, �e raz jeszcze dom zostanie zniszczony? By� mo�e. Przecie� nie mam pretensji, by przetrwa� wieki. Ale nie�atwo przyjdzie wydrze� mnie z miejsca, gdzie si� zakorzeni�em, nie�atwo, do stu diab��w, powiadam! Odbudowywa�em ju� dwa czy trzy, odbuduj� jeszcze dziesi�� razy. Co prawda nie zaliczam tego do przyjemno�ci, ale przenosiny sprawi�yby mi wielk�przykro��. Czu�bym si� jak odarty ze sk�ry. Proponujesz mi dom inny, nowszy, pi�kniejszy, bielszy? Nie, nie, nie pasowa�by do mnie, musia�bytn ucieka�... nie, nie... wol� swoj� cha�up~�! A wi�c stre��my si�. Opisa�em �on�, dzieci, dom... czy� to ju� wszystko, co posiadam? Nie, zachowa�em na koniec najlepsz� rzec�... mianowicie moje rzemios�o. Jestem cz�onkiem cechu stolarzy pod wezwaniem �w. Anny. Nosz� podczas pochod�w i procesyj god�o nasze - lir� i ni� cyrkiel. Na lirze tej uczy gra� B�g Ojciec c�rk� sw�, male nie wi�ksz� od pantofla, N.P. Mari�. Uzbrojony w hebeI, d�t pi�k�, kr�luj� w warsztacie, w�adaj�c �ytastym d�bem czy p skliwym orzechem. Co z nich wytworz�, to rzecz mojej fanta pieni�dzy klienta. Ile� przedziwnych form drzemie ukrytych w; dym z owych kloc�w! Wystarczy jedynie wnij�� do pa�acu zacz wanego, by zbudzi� �pi�c� kr�lewn�. Ale pi�kna dama, kt�r� c przywr�ci� do �ycia, to nie jaka� strojna lala. Ani chuda dama, piersi i po�ladk�w, jak�prezentuj�nam czasem W�osi. Wol� ks~ ty nasze, burgundzkie, po�yskuj�ce patyn� br�zu, pe�ne si�y, do: nie, obci��one owocami niby winnica. Ciesz� si� robi�c brzucl kufer czy sepetl lub szaf� rze�bion� pod�ug zdrowych, mocn wzor�wa takiego mistrza jak nasz Hugues Sambin2. Prrystr� �ciany d�m�w boazeri�, roztaczam spiralne skr�ty schod�w. ~ czarowuj� ze �cian, niby jab�ka ze szpaleru jab�oni, meble szero wygodne, mocne, dostosowane do miejsca, dla kt�rego je p znaczy�em. Ale najwi�ks~a dla mnie uciecha, je�li mog� zanotowa� na pa rze to, co �mieje ~si� w mej wyobra�ni: ruch, gest, jaki� pochyl grzbiet, wzniesion� pier�, ukwiecon� kolumn�, girland�, karyk r�, albo je�li uda mi si� chwyci� w locie i przygwo�dzi� do rys nicy g�b� przechodnia. Wszak to ja sam wyrze�bi�em - dla w�a; przyjemno�ci i uciechy proboszcza - stalle ko�cio�a Montreal ( lepsze to z moich dzie�), gdzie wida� dwu mieszczuch�w opov daj�cych sobie facecje i popijaj�cych z ogromnego dzbana oraz ~ rozgniewane lwy bij�ce si� o ko��. Popi� przed prac�, popi� po pracy - pi�kne �ycie. Widz� wl siebie ludzi gniewnych i s�ysz� wyrzekania. Wypominaj� mi, ; si� nie w por� wybra� ze �piewaniem w tak smutny czas. Nie �adnego smutnego czasu, s� lylko smutni ludzie. Nie zaliczam do tej bandy, Bogu dzi�ki! 1 Septet - skrrynia. 2 Sambin Hugues - architekt francuski XV I wieku, rodem z Burgundii. 18 ~ I9 Urywaj� sobie wzajem g�owy? Grabi�? Oczywi�cie, tak by�o zawsze i zawsze b�dzie! Dam-sobie uci�� r�k�, je�li si� myl�, ale twierdz�, �e za jakie� czterysta lat wnuki i prawnuki nasze, z takim samym upodobaniem co my dzi�, b�d� sobie zdziera� sk�r� z grzbietu i obcina� nosy. My�l�, nawet, �e dojd�do wi�kszej doskona�o�ci i wynajd�co najmniej czterdzie�ci nowych sposob�w przenoszenia si� wzajem na tamten �wiat. Ale wiem i twierdz� stanowczo, �e nikt nie wynajdzie nowej, lepszej metody picia, i nie wierz�, by ci nast�pcy nasi umieli to czyni� lepiej ode mnie. Licho wie zreszt�, do czego doprowadz� idioci za lat czterysta! Mo�e dzi�ki cudotw�rczemu zielu proboszcza z Meudonl, zwanemu pantagruelionem, b�d� mogli podr�owa� na ksi�ye, mo�e udadz� si� jeszeze dalej, do owej fabryki, sk�d lec� pioruny i deszcz, mo�e zamieszkaj�w niebie i b�d�sobie popija� z bogami... Dotrzymam im towarzystwa. Z mojej wszak b�d�krwi i z mojego siewu. Ale tu, gdzie siedz�, tu du�o bezpieczniej. Przy tym kt� mi zar�czy, �e za lat czterysta wino b�dzie jeszcze tak dobre jak dzisiaj? Moja sekutnica zarzuca mi, �e nadmiernie lubuj� si� w pohulankach. Nie pogardzam niczym. Lubi� wszystko, co d�bre, wi�c dobre mi�so, wino, pe�ne cia�ko i sk�rk� mi�ciute�k�, puszyst�, o kt�rej �ni si� tak s�odko, dalej - boskie pr�niactwo, kiedy to robi si� tyle r�nych rzeczy (le��c do g�ry brzuchem, wiadomo, jest si� panem �wiata, m�odym, pi�knym, zdobywczym, przewraca si� �wiat do g�ry nogami, s�yszy si�, jak trawa ro�nie, gada si� z drzewami, zwierz�tami i bogami). I ciebie kocham, stary towarzyszu, wierny, pewny, skarbie m�j, praco moja! O, jak�e przyjemnie wzi�� w r�k� narz�dzie i stan�� przy warsztacie. Pi�ujesz, wycinasz, przecinasz, heblujesz, wydr� �asz, wyg�adzasz, ��czysz, kruszysz, robisz, co chcesz, z opornym materia�em, kt�ry wreszcie poddaje si�, dr�y pod r�k�, a� z t�ustego i g�adkiego orzechowego kloca wy�aniaj� si�, jakby czarem wywo�ane cia�ka naszych nimf Ie�nych, mlecznor�owe, to zn�w �niado 1 Mowa o Franciszku Rabelais (1494-1553), wielkim pisarcu francuskim doby Odrodzenia, autorze wielotomowej opowie�ci satyrycznej Gargantua i Pantagruel. z�ote, oswobodzone wreszcie uderzeniem siekiery z niekszta�tm pnia. Co za rado��, kiedy spod grubych a pos�usznych palc�w, 1 dy spod r�ki uwa�nej wychodz� te dzia�a sztuki! Co za rado��, 1 moc ducha bierze odwet nad si�ami natury, zapisuje si� w drzev~ �elazie, kamieniu, id�c za godziwym kaprysem fantazji. Czuj� monarch� kr�lestwa z�ud. Pole moje daje mi cia�o swe, winn krew swoj�. Na u�ytek mego rzemios�a siewka drzewna rozrasta w kszta�tne cz�onki drzew, kt�re b�d� pie�ci�; smukleje, zaokr�~ si�, nabiera g�adko�ci. Moje r�ce to pracownicy pos�uszni, kt�ry kieruje stary m�zg m�j. M�zgiem znowu w�adam ja sam, tak �e n si spe�ni� ka�dy kaprys czy marzenie. Kt� by� kiedy lepiej obs~ �ony? Czy nie jestem osob�dostojn�? Kt� mi �mie zabroni� wyl za w�asne zdrowie oraz - nie jestem niewdzi�cznikiem- za zdrov mych poddanych? B�ogos�awiony dzie� mego przyj�cia na �wiat! Ile�natej la~li zie skiej wspania�ych rzeczy, do kt�rych �miej� si� oczy i wyci�gaj�; ce! M�j Bo�e, jak�e� dobr� rzecz� jest �ycie! Cho�bym si� nie w dzie� jak napcha�, g�odny jestem, zawsze mi idzie �linka, musz� b chyba chory, bo nie ma takiej chwili przez ca�y bo�y dzie�, bym t pragn�� zasi��� do sto�u zastawionego darami ziemi i s�o�ca... Ale zdaje mi si�, s�siedzie, �em przeholowa� troch� z tym s�c cem, nie bardzo grzeje, a we wszech�wiecie moim panuje mr�z. ' szelma zima wcisn�a si� do mego pokoju. Chwieje si� pi�ro stkostnia�ych palcach. Na mi�o�� Boga - kryszta�y lodu w szklance z winem! I nos poblad�. Ohydna ta barwa przypomina barwy cmentarne. Nienac dz� blado�ci. Hola, otrz��nijmy si� z tego bezruchu! Dzwony �w. Marcina 1 j� i �piewaj�. To dzi� akuratnie Matki Boskiej Gromnicznej. D: si� zima traci atbo si� bogaci... A, �obuzica! Bogaci si� najwy �niej! Trudno, trzeba wyj�� i spojrze� wrogowi prosto w twarz. Mo mu dam rady! ~ 20 j . 21 Siarczysty mrozik. Tysi�ce szpilek k�uje mnie po policzkach. Zza rogu ulicy wypada wiatr i porywa mnie za brod�. Uuu! Ale, Bogu dzi�ki, wracaj� mi rumie�ce na twarz. Lubi� pod nogami t�tnienie zmarz�ej ziemi. Czuj� si� m�ody. Ha... c� za miny kwa�ne i wstr�tne maj�ci wszyscy ludzie? - No c� wam to, s�siadeczko? Czemu nos na kwint�? Oho! Wiatr podwiewa sp�dniczk�... oo, jak wysoko! Ma racj�, jest m�ody, szkoda, �e ja nie taki... Wie dobrze, szelma, gdzie dobre miejsce, to smakosz, zna si� na tym! Nic nie szkodzi, s�siadeczko, nic nie szkodzi, i wiatr musi mie� swoje prryjemno�ci! A gdzie� to tak �pieszycie, matusiu? Diabe� wam wygl�da zza ko�nierza. Na msz�? Laus Deo!1 Odniesie on zawsze zwyci�stwo nad z�o�ci� B�dzie si� �mia� ten, kt�ry p�acze, a ogrzeje si� zzi�bni�ty! �miejecie si�? Tego w�a�nie chcia�em! Tak, tak, i ja �piesz� si� tak�e, id� jak wy na msz�, a�e nie t�, kt�r� odprawia proboszcz w ko�ciele. Id� w pole. Tam sam B�g celebruje. Wst�puj� naprz�d do c�rki, by zabra� moj� ma�� Glodzi�. Codziennie odbywamy wsp�lne przechadzki. To moja najlepsza przyjaci�ka ta �abusia, ten skrzacik male�ki. Min�o jej dopiero pi�� lat, ale ma rozum... ho, ho! Sprytna jak ma�y szczurek, a uprzykrzona jak musztarda na j�zyku. Biegnie, gdy mnie tylko zobaczy. Wie dobrze, �e mam zawsze pe�ne kieszenie r�nych historyjek, tubi je podobnie jak ja. Bior� j�za r�czk�. - Chod�, dziecino! P�jdziemy na spotkanie skowronka, mo�e ju� przylecia�. - Skowronka? - Tak, dzi� Gromnicznej. Czy� nie wiesz, �e dzi� w�a�nie cvraca z nieba? - A co on tam robi�? - Polecia� po ogie�. - Po ogie�? - Tak, po ogie�, kt�ry sprawia, �e s�o�ce grzeje i gotuje potrawy na ziemi. - Wi�c go nie by�o? 1 Gaus Deo! (�ac.) - chwa�a Bogu! - Naturalnie! Odlecia� jeszcze na Wszystkich �wi�tych. Co n jesieni� odlatuje do nieba, by rozgrzewa� gwiazdy. - A czemu wr�ci�? - Trzy ptaszki polecia�y powiedzie� mu, �e ju� czas. - Opowiadaj. Drepcze po drodze. Nie boi si� zimna. Zreszt�ciep�o ubrana w E �y trykot i b��kitn�kapuz�. Wygl�da jak sikorka. T�uste policzki pr. bra�y barw� karmazynu, z ma�ego zadartego noska kapie obficie. -Ano... raz, dwa, si�kaj! Mocno! Ju� dobrze. Idziemy. - Opowiadaj... opowiadaj, dziadziu! Trzy ptaszki... Lubi�, by mnie proszono. - Trzy ptaszki wybra�y si� w drog�, trzy �mia�ki co si� zow mysikr�lik, gil i skowronek. Mysikr�lik, �ywy i ruchliwy jak To cio Paluch, a dumny jak nie wiem co, pierwszy spostrzeg� w pow trzu ogie� podobny do fruwaj�cego, �wiec�cego ziarnka pszeni Rzuca si� tedy na owo ziarnko i krzyczy: "Mam! Chwyci�em ogie�! Ja pierwszy!" "I ja, i ja!" - wo�aj� inne, ale mysikr�lik ju� pochwyci� ogni ziarenko i leci w d�, ku ziemi. "Ratunku, ratunku! Pali mnie!" - krzyczy biedak i przesu~ ogie� w t� i w t� stron� dzi�bka. Ale nie mo�e wytrryma�, bo p cze go w j�zyk, tedy wypluwa ziarnko i chowa je pod skrryde�kc "Ojej! Ratunku! Skrzyd�o mi si� pa�i" - wo�a (widzia�a� przec: plamy opalenizny pod skrzyde�kami mysikr�lika i skr�cone od I r�ca pi�rka). Gil po�piesza mu z pomoc�. Chwyta ziarnko i k�adzie je na pc gardlu, na kamizelce puchowej. Naraz: "Do�� tej zabawy! - krzyczy gil. - Spali�o mi si� ubrani~ c� teraz poczn�?" Ale wtem poczciwy skowronek przylecia� i chwyci� pr�dko dzi�bek ziarnko ognia, kt�re, upuszczone przez gila, wraca�o ju� nieba. Potem bez namys�u, z szybko�ci� strza�y spada prosto na z mi� i zakopuje ziarnko starannie w st�a�ym od mrozu zagonie zagon od gor�ca odmarza, pulchnieje... 22 , 23 Sko�cry�em swoja historyjk�. Teraz zaczyna Glodzia skrzecze� jak sroczka. Za miastem, chc�c dosta� si� na wzg�rze, wzi��em ja na plecy. Niebo szare, �nieg chrz�ci pod nogami, krzaki i wychud�e, jakby szkieletowate drzewa pootulane bia�ymi materacami. Dym wznosi si� z komin�w prosto w g�r� i ma szafirowy kolor. Nie s�ycha� nic pr�cz rechotania mojej ma�ej �abki. Jeste�my na szcrycie. U st�p mamy miasto przepasane, niby dwiema wst�gami, leniwym nurtem Yonne'y i kr�tym Beuvronem. Wsrystko ma czapki ze �niegu. Mimo �e miasto przemarz�e jest do szpiku ko�ci, skulone i dr��ce, rozgrLewa mi serce, ile razy obejmuj� je spojrzeniem. Miasto �agodnymi liniami otaczaj�pi�kne wzg�rra, poros�e lasem, podobne do brzegu s�omianego gniazda. Za wzg�rzami w kilku szeregach garbi�si� g�ry, faluj�wok� i b��kitniej�w oddali niby morze. Ale nie ma w nich nic z owego chytrego �ywio�u, kt�ry zagra�a� Ulissesowi i jego okr�tom. Nie ma burz ni przepa�ci. Wsrystko trwa w pokoju. Gdzieniegdzie tylko jakby lekki oddech porusza� �onem pag�rka. Drogi �ciel� si� prosto z jednego garbu fali na drugi, ptyn� z wolna, bez po�piechu, zostawiaj�c pas bia�y, niby �lad �odzi na morzu. W dali na najwy�szym gczbiecie fal g�ruje, niby maszt okr�tu, katedra �w. Magdaleny w Vezelay. A bli�ej na skr�cie Yonne'y wyszczerzaj� swe k�y spo�r�d g�stej sier�ci las�w skaliste zbocza Basseville'u. Po�rodku zatocza wzg�rz; w niedba�ej pozie, zwieszone nad wod�, prrybrane w ogrody, k�py drzew, r�ne b�yskotki i �achmanki, spocrywa miasto uwie�czone koronkow�, cudna wie�� Podziwiam �limacz� skorup�, kt�ta s�u�y mi za mieszkanie. Dzwony bij� uroczy�cie. Krystaliczny d�wi�k niesie si� jasn� fal� po crystym i mro�nym powietrzu. Ws�uchuj� si�-nie pomny na nic - w t� muryk�, a wtem promie� s�o�ca przebiwsry opon� chmur rozb�yska na ziemi oblewaj�� nas �wiat�em. Moja ma�a Glodzia zaczyna klaska� w r�cz�ta i wo�a: - Dziadziu, dziadziu! S�ysz�, s�ysz�, to skowronek! Roze�mia�em si� rado�nie, zdejmuj� moj� drog� �abusi� z ple c�w, ca�uj� serdecznie i zapewniam: - I ja go s�ysz�, i ja. To skowronek, co g�osi wiosn�... II. OBLʯENIE, CZYLI PASTERZ, WILK i JAGNI)F~ Starczy nasrych owieczek by zg�adzi� wilka. Polowa lute Smutno! Piwniczka moja niebawem poka�e dno. Zacne �o�nierzy przys�ane nam ku obronie przez Ja�nie O�wieconego Ksi�cia nas go, Im� pana de Nevers, wybi�y szpunt ostatniej beczki. Dalej�e wraz z nimi nie trac�c sekundy! Ruina? I owszem, niech b�d2 'Ale musi si� to odby� weso�o. Zreszt�nie pierwszy to raz i z pon c� bosk� .. nie ostatni! Dobrzy z nich ch�opcy! Zasmucili si� bardziej ni� ja, pos�ysz~ szy, ze p�yn wysycha. M�wili mi to s�siedzi, ktbrzy zreszt�wsz; ko bior�tragicznie. Ja tegQ nie mog�, nic ju� sobie z niczego nie bi�. Zbyt cz�sto bywa�em w teatrze i dlatego byle g�upstwa trak wa� serio nie umiem. Ile� przesun�o mi si� od urodzenia przed oczyma tych mas Byli Szwajcarzy, Niemcy, Gasko�crycy, Lotary�crycy, ca�a me �eria wojenna z tornistrem na plecach, z broni� w r�ku. Znam t! po�eraczy prochu o brzuchach bez dna, gotowych po�kn�� ka�d< poczciwca cywila razem z butami. Kt� zgadn�� zdo�a, za co i o si� bij�? Wczoraj pono za kr�la, dzi� za Lig�l. Czasem s�papi: mi, czasem hugonotami. Wszystkie stronnictwa diab�a warte, ka�dym za� razie szkoda porz�dnego postronka, by tych hycl wywiesza� po kolei. Dra� w drania! Mieszaj�przy tym Pana Boga w swoje sprawki! Kro�set star3 chodak�w! Zostawcie Stworzyciela w spokoju, smarkacze! To o; bisto�� w powa�nym wieku. Je�li was sk�ra sw�dzi, skrobcie 1 Liga - chodzi tu o tzw. Lig� Katolick~, stronnictwo politycme bion~ce ~ wojnie religijnej we Fcancji w XVI w. 2q 25 wzajem do woti. Pan B�g poskrobie si� sam, je�li taka b�dzie jego wola. A najgorsze to to, �e i mnie chc�zmusi� do tego niecnego procederu. Panie Bo�e, szanuj� ci� i - bez przechwa'~ek - s�dz�, i� spotykamy si� po kilkakro� na dzie�, je�li prawd� jest, co m�wi przys�owie galickie: Kto dobre wino pije, za pan brat z Bogiem 'zyje! Ale, u diaska, przecie� nie przyjdzie mi nigdy do g�owy twierdzi�, jak powiadaj�ci obwiesie, �e ci� znam na wylot, �e jeste� moim krewniakiem i �e uczyni�e� mnie wykonawc� swej woli. Musisz przyzna�, Panie Bo�e, �e ci pokoju nija.k nie zak��cam, i prosz� tylko, by� mi tak�sam� miark� odp�aci�. Mamy obaj po uszy roboty z trzymaniem w ryzach naszych dom�w, ty si� borykasz z wielkim wszech�wiatem twoim, ja z moim ma�ym. Da�e� mi, Panie, wolno��. I ja ci twojej nie odbieram. A ci nicponie ka��mi si� miesza� w twoje sprawy. Chc�; bym przemawia� w twym imieniu i decydowa�, w jaki spos�b nale�y po�ywa� tw�j chleb. Ka�dego za�, co by po�ywa� go inaczej, mam uzna� za wroga twojego i mojego. Ani my�l�! Nie mam wrog�w. Wszyscy ludzie s� mymi przyjaci�mi. Bij� si�, poniewa� sprawia im to przyjemno��, a �e ja si� tym nie zajmuj�, przeto chowa.m do kieszeni stawk� i wstaj� od sto�u. Te �obuzy nie pozwalaj� mi odej��, powiadaj�: ,.Nie chcesz by� jego wrogiem, to masz nas dwu przeciw sobie!" Tak wi�c musz� oberwa� po �bie od tego Iub od tego? Co? Ano, to dobrze, b�d� gra� tak�e... i owszem! Mam by� kowad�em? Niedoczekanie wasze, b�d� m�otem, a wy kowad�em. A kto mi, u stu diab��w, powie, po co �wiat wyda� wszystkich tych cymba��w, tych gentle�ajdak�w, polityk�w, tych wielmo��w, kt�rzy z naszej Francji wytoczyli krew? Opiewaj� nieustannie jej s�aw�, a opr�niaj�jej kiesze�. Po�eraj�nasze w�asne denary twierdz�c, �e niszcz�wrogie mocarstwa. Napastuj�Niemcy, wciskaj�si� do W�och, wtykaj� nos do haremu Turka, chcieliby zagarn�� p� �wiata, a nie potrafiliby nawet obsadzi� go kapust�. Basta, drogi przyjacie�u. Nie psuj sobie zbytecznie krwi! Dobrze jest, jak jest... a� przyjdzie czas, �e �wiat uczynimy lepszym (we�miemy si� do tego przy pierwszej zaraz okazji). Nie ma tak g�upiego bydl�cia, kt�re by si� jako� nie przyda�o! S�ysza�em raz, �e pewnego dnia Pan B�g (o, Stworzycie�u, ci� dzi� gadam o tobie!) przechadzaj�c si� ze �w. Piotrem po Betlej~ (to przedmie�cie Clamecy) zobaczy� siedz�c�na progu domu kob t�, kt�ra by�a wielce znudzona i smutna. Dobry Stw�rca, wsp�c: ciem tkni�ty, si�gn�� do kieszeni, wyj�� ca��gar�� (oko�o stu) ws; rzuci� jej na kolana i powiedzia�: "Oto zabawka dla ciebie, dra c�rko moja!" Kobiecina ockn�a si� z odr�twienia i za.cz�a poi wanie. Ile razy uda�o jej si� schwyci� i zamordowa� zwierz�tl wybucha�a weso�ym �miechem. Wida�, �e wojna to taki sam dow�d wsp�czucia boskiego. Chc dostarczy� nam rozrywki niebiosa zes�a�y nam na kask dwuno� wszy, by�my si� mogli czochra� i ogania�; �miejmy� si� weso Robactwo jest, jak m�wia~ znakiem �wi�to�ci (roba.ki to nasi ost ni w�adcy). Radujmy� si� tedy w Panu, bracia moi, bo nikt pod r wzgl�dem nie jest od nas lepiej zaprowiantowany. A teraz powiem wam (na ucho): cierpliwo�ci! Jeste�my na dob drodze. Mrozy i �niegi nie trwaj� d�ugo, kanalie wojenne i dworsl p�jd� sobie precz! Zostanie poczciwa ziemia i my zostaniemy... a grunt! B�dzie rodzi�a dalej, po staremu. Tymczasem pijmy, pijmy, p starczy ostatniej beczki; trzeba zrobi� miejsce na ptzysz�e winobrar Moja c�rka, Martynka, rzek�a mi pewnego dnia: -Jeste� blagier, papo drogi! S�uchaj�c ci� ka�dy by my�la�, �e ~ nie robisz, tylko le�ysz pod beczk�. Gadasz o tym ci~gle, dzwon na wszystkie strony, jakby ci wszystkim by�y pohu�anki i pijaty jakby� chcia� przepi� ostatni� koszul�. A przecie� nie mo�esz ji nego dnia wytrzyma� bez pracy. Udajesz lekkoducha, rozrzutni wartog�owa nie wiedz�cego, co wpada do kieszeni i co z niej uc ka, a rozchorowa�by� si�, gdyby dzie� ca�y, godzina po godzir nie by� najskrupulatniej uregulowany, gdyby wszystko nie sz�o: w zegarku. Masz zapisany ka�dy grosz wydany od zesz�orocz Wielkiej Nocy i nie znajdzie si� spryciarz, kt�ry by ci� wzi�� na 1 wa�. Jeste� szalona pa�ka! Patrzcie na to jagni�tko! Jak m�wi pr, s�owie: Starczy naszych owieczek kilka, by zg�adzi� wilka! Roze�mia�em si� weso�o i nie odpowiedzia�em nic weredycz Ona przecie� ma racj�, mog�aby jednak nie m�wi� g�o�no taki 26 27 rzeczy. Ale prawda, kobieta i sroka zataja tylko to, czego nie potrafi wyskrzecze�. Zna mnie... o, zna� C� dziwnego, wszak�e to m�j produkt! Tedy przyznaj si�, Colasie, mo�esz czyni� g�upstwa do woli, g�upcem nigdy nie zostaniesz. Masz szale�stwo w r�kawie, a pokazujesz je, gdy ci przyjdzie ochota. Chowasz~ je przecie, gdy trzeba mie� obie r�ce i trze�w� g�ow� do pracy. Podobnie jak wszyscy Francuzi, masz w zanadrzu nieomylny instynkt porz�dku i tak dobrze jeste� osadzony na kotwicy rozs�dku, �e mo�esz sobie pozwoli� udawa� wariata. Nie ma ryzyka, chyba dla durni�w, kt�rzy patrz� na ciebie z otwart� g�b� i pr�buj� ci� na�iadowa�. Mowy patetyczne, wiersze na poczekaniu, pomys�y karko�omne, oto co ci do smaku! To ludzi rozp�omienia i pal�si� na obu ko�cach. AIe my... my k�adziemy na stos ty(ko suche konary, grube za� drzewo mamy porz�dnie posk�ada,ne na zim� pod dachem. Fantazja daje ucieszne widowiska rozumowi, kt�ry siedzi sobie w wygodnym fotelu i kiwa uprzejmie g�ow� Wszystko mnie bawi. Teatr m�j to �wiat ca�y. Z fotela �ledz� przebieg komedii, oklaskuj�c uciesznych �mia�k�w; bior� udzia� w igrzyskach rycerskich i kr�lewskich fetach i kr�ycz� bis tym, kt�rzy karki kr�c�na scenie. Czasem dla zwi�kszenia przyjemno�ci udaj�, �e bior� to wszystko na serio, i staj� si� na chwil� aktorem. Ale nie trac� nigdy �wiadomo�ci, i� to tylko farsa. W takim samym nastroju s�ucham opowie�ci o boginkach... i nie tylko o boginkach. To samo dzieje si�, gdy idzie o owego wielkiego pana, kt�ry �yj e w niebi e. Gdy patrzymy, j ak kroczy wprocesj i, w�r�d pomruku oremus�w�, przybieramy w biel o�tarze i stroimy �ciany dom�w. Ale prawd� m�wi�c... cicho b�d�, gadu�o, to pachnie konfiskat�!... Panie, nie rzek�em nic z�ego! Zdejmuj� kapelusz... cicho, sza! Koniec lutego Osio�, wyskubawszy wszystk� traw� na ��ce, o�wiadczy�, �e nie ma tu co robi�, i poszed� sobie na ��k� s�siada. Garnizon ksi�cia de � Oremus (�ac.) - m�dlmy sig, pocz�tkowe s�owa niekt�rych modlitw. St�d tutaj oremusy - mod�itwy. Nevers odmaszerowa� dzi� rano. Rado�� by�a patrze� na tych dra ni�w: ka�dy spa�ny, ci�ki, t�usty i czerwony. By�em dumny z mo jej kuchni. Uca�owali�my si� z dubelt�wki na po�egnanie. �yczyl nam gor�cym sercem, by nam si� darzy�o zbo�e, by winnice nasz~ nie dozna�y szkody od mrozu. - We� si� ostro do pracy, wujaszku! - radzi� mi specjalnie go�i m�j, sier�ant, kt�ry najd�u�ej sta� kwater� (zas�u�y�em na to za szczytne miano, chocia� nie przyznaj� si� do pokrewie�stwa z t� kanali�). - We� si� do pracy i fatygi nie �a�uj, zw�aszcza w winni~ cy. Na �w. Marcina przyjdziemy z powrotem i popijemy weso�o! Poczciwi to ludzie, gotowi zawsze przyj�� z pomoc�cz�owieko~ wi, gdy wiedzie zaci�ty b�j z dzbanem. Jako� mi ul�y�o, gdy sobie poszli. S�siedzi otwieraj� poma�t swoje skrytki. Ci, kt�rzy wczoraj jeszcze wygl�dali jak po wielkin po�cie, j�cz�c z g�odu i wyrzekaj�c na n�dz�, odnajduj� dzi� tu �wdzie pod s�om� w spichrzu tub te� pod ziemi� w piwnicy, a wre szcie pod warstw� cegie� w �cianie r�ne r�ino�ci dla pokrzepieni; cia�a. Nawet najwi�kszym safandu�om uda�o si�, za pomoc�dosko nale wyuczonych �al�w na g��d i pragnienie, utrzyma� w ca�o�c bary�ki najlepszego wina. Ja sam (doprawdy nie wiem, jak si� to mog�o sta�), gdy tylko roz sta�em si� z moim sier�antem (odprowadzi�em go a� za miasto), na gle paln��em si� pi�ci� w czolo i przypomnia�em sobie, �e zosta�: w stajni, postawiona tam umy�lnie w cieple, spora bary�ka doskona �ego, wytrawnego chablis. Jak sobie ka�dy mo�e wystawi�, by�en w pierwszej chwili ogromnie zasmucony. Ale skoro z�o ju� si� sta �o, trzeba si� pogodzi� z konieczno��i� i przyzna�, �e ostatecznii sta�o si� dobrze. Jestem zgodliwy. Sier�ancie, siostrze�cze drogi ach, nie wiesz, co� straci�! Co za nektar, jak to pachnie! Ale nie poniesiesz straty, ch�opcze... zar�czam ci s�owem, bo t� beczu�k� wy~ pij� wy��cznie za twoje zdrowie! S�siedzi odwiedzaj� si� wzajem. Jeden pokazuje drugiemu, cc znalaz� wpiwnicy, wszyscy mrugaj�oczyma-niby augurowie staro�ytni i sk�adaj� sobie gratulacje. Oczywi�cie, jeden opowiada drugiemu, jakie poni�s� straty, jakich dozna� gwa�t�w (w tej materii 28 ~ 29 rozmowy tocz� si� cz�sto na ucho), szukaj� pocieszenia we wsp�lnym losie. Wszyscy cz�sto pytaj� ze wsp�czuciem Wincentego Pluviaut o stan zdrowia jego ma��onki. Jest to dzielna kobiecina, a posiada te� t� w�a�ciwo��, �e po ka�dym pobycie wojsk musi przyd�u�a� pasek, gdy� staje si� dziwnie kr�tki. Sk�adamy �yczenia szcz�liwemu ma��onkowi i ojcu, podziwiamy jego ochotno�� w s�u�bie ojczystej sprawy, a ja �artem, bez z�ej my�li, klepi� go po brzuchu pe�nym, nieposzkodowanym, podobnie jak gospodarstwo tego spryciarza, kt�re w�r�d og�lnej katastrofy jako� nic nie ucierpia�o. Wszyscy �miej� si� weso�o a dyskretnie, nie czyni�c przykrych aluzji. Ale Pluviaut czuje si� ura�ony moim �arcikiem i udziela mi rady, bym lepiej pilnowa� w�asnej �ony. Odpowiadam, �e szcz�liwy posiadacz tego skarbu mo�e spokojnie chrapa� ca�� noc, nie obawiaj�c si� z�odzieja. Naturalnie wszyscy mi przyznaj� s�uszno��. Ale zbli�aj�si� dni syto�ci. Chocia� obecnie nie bardzo obfite, to jednak: zastaw si�, a postaw si�! Idzie o reputacj� obywateli i ca�ego miasta! C� by powiedziano o Clamecy, s�ynnym ze smakoszostwa, gdyby Mi�sopust zasta� je bez frykas�w? W ka�dym domu skwiercz� rondle, a cudny zapach przyrumienionego t�uszczu nape�nia wszystkie ulice. Skwiercz, skacz, nale�niczku, dla ma�ej Glodzi na uciech�! Nagle... ra-ta-ta... ra-ta-ta! S�ycha� b�bny, flety, tr�bki, �miechy, wykrzykniki. To go�cie z Judei przybywaj�do Rzymu.t Na czele pochodu kroczy muzyka, a za ni� halabardnicy, toruj�c sobie nosami drog� w�r�d t�umu. Czeg� tu nie ma: nos jak tr�ba s�onia, co� w rodzaju lancy, dalej nos-r�g my�liwski, nos-dmuchawka, nos naje�ony cierniami, nos inkrustowany kasztanami, z ma�ymi jakby pta.sz�tami na ko�cu. Nochale rozpychaj� gapi�w i 1 Betlejem, przedmie�cie Clamecy, nazywamy Jude~, a miasto - Rzymem, nawi�zujac do staro2ytnych schod�w wiod�cych od ko�cio�a �w. Marcina do Beuveronu. (Przyp. aut.) klepi� kobiety po po�ladkach, a� piszcz�. Ale wszystko znika prze kr�lem nos�w, kt�ry niby taran, niby kusza pot�na toczy si� z ro~ p�dem na wynios�ej lawecie. Po�rodku t�umu na wysokim wozie widnieje Wielki Post, kr� rybkojad�w. Otaczaj�go postacie wyblad�e, zielone, wychud�e, wy patroszone, oblaz�e, dygoc�ce, w kapturach lub czapach o kszta�ci~ rybich �b�w. A co ryb doko�a! Ten trzyma w jednej gar�ci po karpi ku i okoniu; tamten wymachuje ro�nem z nadzianymi na� kie�bika mi, trzeci wystawia olbrzymiego szczupaka z ptotk� w pysku i roz prutym brzuchem, pe�nym rozmaitej drobnicy wodnej. �atwo o nie strawno�� od tego widowiska! Inni pakuj� sobie palce do otwarte na o�cie� g�by, by przepchn�� przez oporn� gardziel jaja kurze krztusz�c si� przy tym i d�awi�c. Po prawej i lewej stronie rydwanu stoj� masz,kary, jedne v kszta�cie puszczyk�w, inne w sukienkach mniszek, zarzucaj�c v t�um d�ugie w�dki ob�adowane przyn�tami w postaci lukrowanycl orzech�w i �akotek; co zr�czniejsze �obuzy pr�buj�chwyci� je w lo cie, podskakuj�c jak m�ode ko�l�ta. Na ko�cu pl�sa diabe� w fartu chu kucharza, z patelni�w jednej, a chochl�w drugiej r�ce. Wtylc on co chwila sze�ciu bosym i sp�tanym m�czennikom k�sy jakiej osobliwej strawy do g�b wykrzywiaj�cych si� spoza drabinek wozu Ale oto triumfatorowie dnia. Jawi si� Kr�lowa Kie�bas, siedzi n wysokim tronie z szynek, otoczona wie�ami ozor�w. Na g�owie m; salceson, na szyi d�ugi r�aniec serdelk�w, kt�rymi bawi si� z gra cj�. Z prawej i lewej strony maszeruj� kiszki krwawe i pasztetowe specjalno�� Clamecy, a prowadzi je na pole chwa�y pu�kownil Smakow�ch. Przyozdobione frykasami z ciasta i arabeskami z sa d�a, wygl�daj�wspaniale, pot�nie, po�yskliwie, �wietnie. I ja, przyznaj�, lubi� tych dostojnik�w, kt�rych brzuch wygl�d jak garnek i kt�rzy przynosz� jak magowie: ten smakowit� �winin� ten doskona�e wino, ten musztard� z Dijon. Wtedy w�a�nie przy d�wi�kach rondla, cymba��w, przetak�w patelni oraz wrzask�w nieludzkich nadje�d�a wierzchem na o�l~ Kr�l Rondli, nasz Wincenty Pluviaut we w�asnej osobie. Zosta� wy brany jednog�o�nie. Siedzi na swym k�apouchu twarz�do ogona, v 30 ~ 31 wysokim turbanie na g�owie, w r�ce trzyma kubek i prrys�uchuje si� wrzaskliwej owacji swej �wity, kt�ra proz�, wierszem i pie�ni� opiewa jego histori� i s�awi go wymownie. Jako wytrawny m�drzec, nie okazuje pychy. Zachowuj�c r�wnowag� umys�u popija raz po raz. A tylko gdy poch�d mija jaki� dom ws�awiony podobn�przygod�, wznosi puchar i wo�a: "He, he, kolego! Za twoje zdrowie!" Poch�d zamyka Wiosna. Jest to �liczna, �wieia dziewczyna, rumiana i roze�miana. Jasne w�osy, g�adko zaczesane, zdobi� p�ki ��tych pierwiosnk�w. Taki sam wianuszek splywa jej z szyi ku zielonemu staniczkowi, w kt�rym, niby jajka w gniazdku, kryj� si� kr� g�e piersi�tka. W r�ku trzyma koszyczek pe�en kwiecia. �piewa wznosz�c w g�r� brwi, wytrzeszczaj�c swe modre, wielkie �lepki i robi�c "o" z usteczek. Nieco piskliwym g�osikiem zapowiada wszystkim, �e jask�lki wnet nadlec� Za ni� du�y w�z zaprz�ony w cztery siwe woly, pe�en m�odych, pulchnych, kszta�inych, wesolych, nawet za weso�ych, dziewcz�t. Jest tam tei kilkana�cie podlotk�w w przej�ciowym wieku, kt�re tkwi� po k�tach, przy�mione zupe�nie, niby m�ode, w�t�e drzewiny wtulone pomi�dzy wyros�e naleiycie siostry. Tej i owej brakuje jakiego� kawa�ka, trafi si� brzydula, ale wszystkie m�ode i ochotne, przeto wilk nie b�dzie narzeka� na te owieczki. Trzymaj� klatki z ptakami przelotnymi, a si�gaj�c cz�sto g�sto do koszyka Kr�lowej Wiosny, rzucaj� ch�opcom, t�ocz�cym si� woko�o wozu, ciastka, pakieciki i zawini�tka, w kt�rych �zcz�liwcy znajduj� szlafmyce, po�czochy, czekoladki, wr�iby, wiersze mi�osne, a czasem - rogi. W�z przyby� do st�p wie�y i zatrzyma� si� u schod�w. Dziewcz�ta zeskakuj�i zaczynaj�ta�czy� z ch�opcami na placu katedralnym. Ale Kr�lowa Kie�bas, Wielki Post i Kr�l Rogali odbywaj� dalej sw�j marsz triumfaIny. Zatrzymuj� si� co chwila, by objawi� t�umowi jak�� wznios��prawd� albo poszuka� jej na dnie szklanki. P~my wino! Pijmy wino! Nie odjedziem z kwa�nq min�... �aden Burgund si� nie zb~a�ni, By nie wypi� po prryja�ni. Gdy si� pije nad miar�, j�zyk ko�czeje i werwa roztapia si� na Zostawiam tedy zacnego Wincentego wraz z jego eskort� na bli�szej stacji pijackiej, w cieniu beczki~ i id� sobie. Dzie� jest : pi�kny, by go sp�dzi� w �cisku. Trzeba odetchn�� �wie�ym pov trzem p�l. Dawny przyjaciel m�j, proboszcz Chamaille, przyjecha� ze s wioski na przyj�cie do kanonika katedry �w. Marcina i zapra mnie, bym go odprowadzi� kawa�ek drogi. Zabieram moj�Glod~ pakujemy si� do ma�ej, trz�s�cej biedki zaprz�gni�tej w os�a. W c g�! O�liczka jest tak male�ka, �e mo�na by j�pomie�ci� w biedce mi�dzy mn�a Glodzi� Przed nami �ciele si� bia�a, r�wna droga. S�o�ce drzemie. Samo si� grzeje u w�asnego kominka, dla nas pozostaje du�o ciepla. O�liczka tak�e zapada co krok w drzer czy zadum�. Proboszcz przywo�uje j� do porz�dku g�osem obm nym, podobnym do brz�czenia duiego trLmiela: - Madelon! A to co? O�liczka wzdryga si�, strzyie uszami w odpowiedzi potem v cze si� zygzakiem od rowu do rowu. Ale po chwili staje i duma zwa�aj�c na wymy�lanie. - Niech�e ci�! - wo�a proboszcz ok�adaj�c jej zad lask� - G by� nie mia�a krzy�a na grzbiecie, dalib�g, po�ama�bym ci ko�ci Zatrzymujemy si� na odpoczynek w p