1896
Szczegóły |
Tytuł |
1896 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
1896 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 1896 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
1896 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Tytu�: Opowie�� Wigilijna
Autor: Karol Dickens
Wersja elektroniczna: Bogusz
Tytu� orygina�u: "A Christmas Cdrol"
Projekt ok�adki i ilustracje: Jaros�aw �ukowski
Opracowanie przek�adu C.N.: Danuta Sadkowska
na podstawie wydania Gebethnera i Wolffa
LEKTURA DLA KLASY I, II, III Gimnazjum
Copyright by Siedmior�g
ISBN 83-7162-486-7
Wydawnictwo Siedmior�g
ul. �wi�tnicka 7, 52-018 Wroc�aw
Ksi�garnia wysy�kowa Wydawnictwa Siedmior�g
WWW.SIEDMIOROG.COM.PL
Wroc�aw 1999
* * *
W kantorze
Marley umar�. Umar� przed siedmiu laty. Nikt o tym nie m�g�
w�tpi�, gdy� akt jego �mierci podpisali doktor i proboszcz, pisarz
parafialny, a co najwa�niejsze, wsp�lnik jego Scrooge, kt�rego pod-
pis, zdaniem wszystkich kupc�w i bankier�w, by� pewniejsz� gwa-
rancj� ni� najlepsza kasa ogniotrwa�a.
j^crooge i Marley byli wsp�lnikami od niepami�tnych czas�w. Po
�mierci Marleya Scrooge zosta� jego spadkobierc� i wykonawc� te-
stamentu, a jak przez ca�e �ycie by� jedynym jego towarzyszem, tak
po �mierci sam jeden szed� za jego trumn�.}
Nie nale�y sobie tylko wyobra�a�, �e ten wypadek zgn�bi� przy-
k�adnego wsp�lnika lub zam�ci� mu spok�j umys�u � bynajmniej
� w�a�nie podczas pogrzebu obmy�li� plan doskona�ego interesu,
kt�ry przyni�s� mu pi�kny doch�d.
Piszemy o tym wszystkim jedynie dlatego, aby czytelnik wiedzia�
i pami�ta�, �e Marley dawno zmar�, gdy� inaczej ca�a historia, kt�r�
opowiedzie� zamierzam, nie mia�aby w sobie nic nadzwyczajnego.
Scrooge nie star� z szyldu nazwiska wsp�lnika i nad drzwiami
kantoru b�yszcza� zawsze napis: Scrooge i Marley. Dom handlowy
znany by� wszystkim pod t� nazw�. Mniej �wiadomi interesanci na-
zywali niekiedy pana Scrooge'a Marleyem; on odpowiada� na oba
nazwiska � nic mu to nie przeszkadza�o.
JA �ciska� te� wszystko w gar�ci ten pan Scrooge, stary grzesznik;
by� tcT sk�piec nad sk�pce, umia� on wyrwa�, wykr�ci�, wydusi�,
a nigdy nie wypu�ci�, co raz dosta� w swoje pazury. Twardy i ostry
jak krzemie�, by� przy tym milcz�cy i zamkni�ty w sobie. Lodowaty
ch��d serca skurczy� mu oblicze, �cisn�� spiczasty nos, pomarszczy�
czo�o, zapali� oczy zimnym blaskiem, mocno zacisn�� w�skie, sine
usta. Sztywna postawa, g�os suchy i skrzypi�cy, bia�awy szron na
g�owie, brwi i podbr�dek spiczasty, czyni�y go podobnym do ostrego
gwo�dzia. Wsz�dzie wnosi� z sob� lodowat� atmosfer�, studzi� sw�
obecno�ci� nawet kantor podczas upa�owj
Upa� i zimno zreszt� nie wywiera�o na� �adnego wp�ywu. Gor�co
letnie nie grza�o go, mrozy nie mrozi�y. �aden wiatr nie by� od niego
ostrzejszy. Niepogoda nie mog�a mu dokuczy�; najstraszliwsze ule-
wy, �niegi, grad, zawieruchy nie zwraca�y jego uwagi. By�o mu to
wszystko jedno, byle interes szed� dobrzej Nikt te� nie zatrzyma� go
nigdy na ulicy, aby mu powiedzie� z u�miechem: �Kochany Scrooge,
jak si� masz? Co tam s�ycha�? Przyjd��e nas odwiedzi�!" Nigdy
�ebrak nie poprosi� go o ja�mu�n�, dziecko nie zapyta�o o godzin�
ani zb��kany przechodzie� o kierunek drogi. Zdawa�o si�, �e znaj� go
psy, prowadz�ce niewidomych, poniewa� gdy nadchodzi�, odci�ga�y
swych pan�w, poruszaj�c znacz�co ogonem, jakby chcia�y powie-
dzie�: �Biedny m�j panie, lepiej nie widzie� czasem ni� mie� oczy!"'
j Lecz c� to obchodzi�o pana Scrooge'a? On tego w�a�nie pragn��.
Wydepta� sobie �cie�k� obok szerokiego go�ci�ca, kt�rym ca�y �wiat
biegnie, i ostrzec przechodni�w, aby mu nigdy nie w�azili w drog�,
by�o jego zadaniem_J
Pewnego dnia, a by� to najpi�kniejszy ze wszystkich dni roku,
wigilia Bo�ego Narodzenia, stary Scrooge bardzo zaj�ty siedzia�
w kantorze. Zimno by�o dotkliwe i przenikaj�ce, czas mglisty;
Scrooge m�g� wyra�nie s�ysze�, jak przechodnie chuchali w palce,
rozcierali r�ce, tupali o bruk, aby si� cokolwiek rozgrza�. Na wie�y
wybi�a trzecia, a noc by�a ju� zupe�na. Ca�y dzie� by�o ciemno; �wiat-
�a, ukazuj�ce si� w oknach, wygl�da�y jak rude plamy na czarnym tle
g�stego, dotykalnego prawie powietrza. Przez wszystkie szpary
i dziurki od klucza mg�a wciska�a si� do wn�trza domostw, a w naj-
cia�niejszej uliczce przeciwleg�e budynki wygl�da�y jak widma.
(Drzwi od kantoru Scrooge'a by�y otwarte, aby m�g� mie� na oku
buchaltera, siedz�cego w ma�ej s�siedniej izdebce, gdzie przepisywa�
listy. W pokoju Scrooge'a tla� male�ki ogie� � lecz w izbie bu-
chaltera na garstce popio�u tli� si� zaledwie je-
den w�gielek. Nie �mia� biedak po�o�y� wi�cej,
poniewa� kosz z w�glami sta� w pokoju pryn-
cypa�a, a ilekro� powa�y� si� wej�� z �opatk� po
w�gle, Scrooge wyrzuca� mu, �e go rujnuje,
i grozi�, �e b�dzie go musia� oddali�. Tote� nie-
szcz�liwy buchalter zawi�za� na szyi we�niany szalik i pr�bowa�
ogrza� si� przy �wiecy^
� Weso�ych �wi�t, wujaszku, niech ci� B�g b�ogos�awi! � o-
zwa� si� nagle g�os m�ody i d�wi�czny. By� to g�os siostrze�ca
Scrooge'a, kt�ry wpad� niespodziewanie, zacieraj�c r�ce.
� Ba � rzek� Scrooge � g�upstwo!
� �wi�ta Bo�ego Narodzenia, wujaszku, to nie g�upstwo. Nie
chcia�e� tego zapewne powiedzie�?
� Owszem. Tak jest � rzek� Scrooge. � Weso�ych �wi�t!
Jakim prawem masz by� weso�y? Co za pow�d, aby� si� oddawa�
rujnuj�cej weso�o�ci? I tak jeste� dosy� ubogi.
� No, no! � odpowiedzia� siostrzeniec. � Jakim�e prawem
ty, wujaszku, jeste� smutny i kwa�ny? Dlaczego si� zatapiasz w tych
nudnych rachunkach? I tak jeste� dosy� bogaty.
� G�upstwo � zawo�a� Scrooge, nie maj�c lepszej odpowiedzi
� g�upstwo!
� Nie gniewaj si�, wujaszku!
� Jak�e si� tu nie gniewa�, �yj�c na �wiecie pe�nym g�upc�w
i takich jak ty wariat�w? Weso�ych �wi�t! Id�cie� do licha z wasz�
weso�o�ci�! Czym�e jest dla was Bo�e Narodzenie? Chwil� p�acenia
d�ug�w i rachunk�w, na kt�re cz�sto nie macie pieni�dzy. Musi wam
przypomina�, �e jeste�cie o rok starsi, a nie bogatsi ani o szel�g. Po
sprawdzeniu ksi��ek handlowych, przekonujecie si� w tym dniu do-
wodnie, �e w ci�gu up�ynionych dwunastu miesi�cy �aden interes nie
przyni�s� wam zysku. Gdyby to zale�a�o ode mnie � doda�
ze wzrastaj�cym oburzeniem � to ka�dego g�upca, biegaj�cego od
domu do domu z okrzykiem �weso�ych �wi�t" na ustach, wsadzi�bym
w kocio�, w kt�rym si� gotuje, a potem pochowa� z ga��zk� choiny
na sercu. Tak jest.
� Wujaszku! � zawo�a� siostrzeniec, chc�c broni� sprawy
Bo�ego Narodzenia.
� Siostrze�cze! � przerwa� surowo starzec. � Obchod�
sobie �wi�ta, jak ci si� podoba, i pozw�l mi, a�ebym je obchodzi� na
sw�j spos�b.
� A�e� ty ich wca�e nie obchodzisz, wuju.
� Tym lepiej, zostaw mnie takim, jakim jestem. Du�o twoja
weso�o�� przynios�a ci w �yciu!
� Przyznaj�, �e nie zawsze umia�em korzysta� z okoliczno�ci,
ale mniejsza o to. Wracaj�c do �wi�t Bo�ego Narodzenia (opr�cz
poszanowania, nale�nego �wi�tej pami�tce, jak� w tym dniu ob-
chodzimy), jest to dla mnie najpi�kniejsza chwila w roku: chwila
dobroci, przebaczenia uraz, zabawy, przyjemno�ci; jest to dzie�,
w kt�rym wszyscy: m�czy�ni, kobiety i dzieci, ciesz� si� i raduj�,
zapominaj�c o r�nicy maj�tku i stanowiska, w bli�nich widz� tylko
braci i towarzysz�w pracy. Dlatego te� chocia� dzie� ten nie przy- !
ni�s� mi nigdy z�ota ani srebra, wiele mu winien jestem i z rado�ci� i )
wo�am: �Niech b�d� pochwalone �wi�ta Bo�ego Narodzenia!" '
Buchalter, przys�uchuj�cy si� ze swej izdebki tej rozmowie, mi-
mowolnie przyklasn��, lecz spostrzeg�szy natychmiast, �e pope�ni�
niedorzeczno��, schwyci� w pomieszaniu c�gi, chc�c nimi poprawi�
ogie�, i zgasi� niechc�cy ostatni� iskierk�.
� Niech no raz jeszcze pos�ysz� co� podobnego � zawo�a�
rozgniewany Scrooge, zwracaj�c si� w stron� buchaltera � to za-
miast �wi�tecznej kol�dy dostaniesz pan dymisj�! Co do ciebie �
rzek� do siostrze�ca � jeste� znakomitym m�wc� i dziwi� si�, �e
nie zasiadasz w parlamencie.
� Nie gniewaj si�, wujaszku, wiesz co, lepiej przyjd� do nas
jutro na obiad.
Scrooge si� zaperzy�.
� Id� do diab�a! Tak, id� do diab�a! � zawo�a� z uniesie-
niem.
� Ale� dlaczego, wujaszku?... Dlaczego?...
� Po co� si� o�eni�? � zapyta� Scrooge.
� By�em zakochany.
_ By�e� zakochany! � mrukn�� Scrooge. � G�upstwo, g�up-
stwo! Dobranoc.
_ M�j wujaszku, wszak�e i przed o�enieniem nigdy mnie nie
odwiedza�e�?
� Dobranoc � powt�rzy� Scrooge.
_ Nic od ciebie nie ��dam, o nic ci� nie prosz�, czemu� nie
mo�emy by� przyjaci�mi?
� Dobranoc!
_ Boli mnie, bardzo mi� boli twoja zaci�to�� wuju. C� mi
mo�esz zarzuci�? Przyszed�em dzi� do ciebie dla uczczenia �wi�ta
Bo�ego Narodzenia i pomimo przykro�ci, jaka mi� tu spotka�a, b�d�
si� cieszy� i radowa�. Tak wi�c, wuju, �ycz� ci �wi�t weso�ych!
� Dobranoc! � sykn�� Scrooge.
Siostrzeniec wyszed� z pokoju, nie wyrzek�szy ju� ani s�owa.
Zatrzyma� si� jeszcze chwilk� przed drzwiami buchaltera, aby po-
wt�rzy� mu swoje �yczenia, a biedny cz�owiek, cho� do szpiku ko�ci
przemarzni�ty, gor�cej je przyj�� od starego Scrooge'a, i dzi�kuj�c
serdecznie, wyprowadzi� go�cia a� do sieni.
� Masz tu drugiego g�upca, szale�ca! � mrukn�� Scrooge
z gniewem. � M�j buchalter, n�dzarz, zarabiaj�cy pi�tna�cie szy-
ling�w tygodniowo, obarczony �on� i dzieciakami, m�wi o weso-
�ych �wi�tach! Dalib�g, w domu wariat�w s� chyba rozs�dniejsi
ludzie.
�w szaleniec tymczasem, po�egnawszy w sieni m�odzie�ca,
wprowadzi� dwie nowe osoby. Byli to dwaj panowie ujmuj�cej po-
stawy; zdj�wszy kapelusze, stan�li przed biurkiem Scrooge'a, trzy-
maj�c w r�ku jakie� papiery.
� Dom handlowy Scrooge i Marley? � rzek� jeden z nich, zaj-
rzawszy w list� i sk�adaj�c g��boki uk�on bankierowi. � Czy mam
zaszczyt m�wi� z panem Scrooge'em, czy z panem Marleyem?
� Pan Marley nie �yje od lat siedmiu � odpowiedzia� mrukli-
wie Scrooge. � Dzisiejszej nocy b�dzie lat siedem, jak umar�.
� Nie w�tpimy, �e pozosta�y wsp�lnik w swoim i nieboszczyka
imieniu zechce wesprze� nas hojnym datkiem � rzek� nieznajomy,
podaj�c Scrooge'owi pe�nomocnictwo do zbierania sk�adek.
Na ten niemi�y d�wi�k wyrazu �hojny" Scrooge zmarszczy� brwi,
potrz�sn�� g�ow� i odda� nieznajomemu papiery.
� W tej radosnej chwili, szanowny panie Scrooge � rzek�
tamten, bior�c pi�ro � mamy niep�onn� nadziej� zebra� dla bied-
nych i niezamo�nych braci naszych tak bardzo potrzebne wsparcie.
Jest tysi�ce takich, kt�rym zbywa na pierwszych potrzebach, setki
tysi�cy innych, walcz�cych si� ostatkiem dla zapewnienia bytu swym
rodzinom.
� Czy to nie ma wi�zie�? � zapyta� Scrooge.
� Och! Jest ich a� zanadto � odpar� nieznajomy, upuszczaj�c
pi�ro.
� A przytu�ki? � m�wi� dalej Scrooge
mkni�te?
czy�by by�y za-
� Przeciwnie, panie � rzek� drugi � i niech B�g broni, aby
to mia�o nast�pi�.
� A domy poprawcze? A prawa o ubogich i �ebrakach? � za-
wo�a� Scrooge.
� Domy s� pe�ne, a prawo obmy�la �rodki ratunku i pomocy.
� A ja si� tak przerazi�em tym, co� mi pan powiedzia�, s�-
dzi�em bowiem, �e jakie� nieszcz�cie powstrzyma�o dzia�alno��
tych po�ytecznych zak�ad�w. Niewymownie ciesz� si� z mojej po-
my�ki.
� Niestety, instytucje te nie s� w mo�no�ci zaspokoi� potrzeb
strasznej n�dzy. Dlatego staramy si�, korzystaj�c z radosnej chwili,
zebra� troch� pieni�dzy na mi�so, chleb i w�giel dla tych nieszcz�-
�liwych, kt�rym trzeba koniecznie przyj�� z pomoc�, poniewa� przy-
@kra pora roku najdotkliwiej i najbole�niej
_^ odczuwa� ka�e niedostatek.
/ffjy � Ile� pan dobrodziej ka�e wpisa�?
L^7/?\ � Nic! � odpowiedzia� Scrooge.
4^-^\^/ � Zapewne pragnie pan ukry� nazwisko?
/Ar\\ F- Pragn�, �eby�cie mi, panowie, dali po-
y ^"/ k�jTPoniewa� zapytujecie mnie, czego sobie �y-
^f\ cz�, taka jest moja odpowied�. Ja sam nie
(^/ wesel� si� wcale na Bo�e Narodzenie, sk�d�e
10
wi�c dziwne ��danie, �ebym dostarcza� pr�niakom �rodk�w
zabawy i rozrywki? P�ac� podatki, przyczyniam si� wi�c do utrzyi
ni� zak�ad�w, o kt�rych m�wi�em, kosztuj� one bardzo du�o; a
kt�rym tam jest niedogodnie, niech sobie szukaj� gdzie indziej pi
tu�ku.
� S� tacy, kt�rzy si� docisn�� nie mog�, s� inni, kt�rzy wole
raczej umrze�, ni�...
� Ach, je�eli wol� umrze� � przerwa� Scrooge � tym
piej, tym sposobem uniknie si� przeludnienia. Zreszt�, wybacza
panowie, nie znam si� na tym i nie mam czasu.
� Gdyby pan sobie �yczy� si� zaznajomi�...
� To do mnie nie nale�y; cz�owiek ma dosy� zaj�cia z w�asn
interesami. Dobranoc panom! |
Zrozumiawszy na koniec, i� wszelkie namowy s� daremne i;
nego nie przynios� rezultatu, nieznajomi odeszli. Scrooge wzi�:
na nowo do pracy, zadowolony z siebie i w daleko lepszym ni� z
kle humorze.
Tymczasem mg�a g�stnia�a i ciemno�� sta�a si� prawie niep
jrzana; na ulicy wida� by�o ludzi z zapalonymi pochodniami i l;
niami, migaj�cych tu i �wdzie i ofiaruj�cych swe us�ugi wo�nic
aby biec przed ko�mi i prowadzi� je po drodze. Odwieczna wie:
ko�cielna, z kt�rej staro�ytny dzwon zdawa� si� wygl�da� ciek;
przez gotyckie okono na Scrooge'a, siedz�cego przy biurku, zr
zupe�nie we mgle, a zegar ko�cielny bi� godziny, p�godziny i \
dranse z tak przed�u�onym j�kiem, jak gdyby szcz�ka� z�b
Zimno wzrasta�o. Gromadka rzemie�lnik�w, zaj�tych nitowanier
gazowych, rozpali�a na rogu ulicy wielkie ognisko, oko�o kto
cisn�� si� t�um obdartych i dr��cych z zimna ludzi doros�ych i dz
Grzali sobie r�ce i po�erali niebieski p�omie� wzrokiem zachw
ni�, wdzi�czno�ci i chciwo�ci. Zamarz� kran od wodoci�gu, a w
ce wko�o niego grube, lodowate sople przystroi�y go w lodo
brod�, komiczn� i przera�aj�c�.
B�yszcz�ce �wiat�a z okien magazyn�w rzuca�y czerwony odl
na blade twarze przechodni�w. Sklepy kolonialne, rze�nik�w i ]
kupni�w drobiu wygl�da�y wspaniale, i trudno by�o przypusz'
11
aby tylko dla zysku n�ci� oko artystyczny przepych tych wystaw.
Lord Mayor* w pot�nej rezydencji Mansion-House wydawa� rozka-
zy kucharzom i piwniczym co do przygotowania uroczystej wilii, jak
przysta�o na Lorda Mayora; a biedny krawiec, skazany przez niego
w przesz�ym tygodniu na pi�� szyling�w kary za pija�stwo, przygo-
towywa� na poddaszu pudding, i chuda jego ma��onka z dzieckiem
na r�ku bieg�a do s�siedniego rze�nika, aby kupi� kawa�ek mi�sa.
Mg�a si� powi�ksza � mr�z wzrasta! Mr�z trzaskaj�cy, srogi.
Ma�y ulicznik, w�a�ciciel zsinia�ego noska, pochyli� si� ko�o
drzwi Scrooge'a, chc�c go uczci� piosenk�, lecz po pierwszych wy-
razach:
Hej, kol�da � kol�da!
Scrooge porwa� lini� z gestem tak wyrazistym, �e przera�ony
�piewak zemkn��jak oparzony.
Nadesz�a wreszcie chwila zamkni�cia kantoru.
Scrooge podni�s� si� z krzes�a, daj�c tym sposobem buchalterowi
niemy znak zamkni�cia czynno�ci i pozwolenie wyj�cia, na co bie-
dak ju� od dawna wyczekiwa�. Zgasi� wi�c szybko �wiec� i wzi�� do
r�ki kapelusz.
� Pewnie by� pan sobie �yczy� jutro nie zajrze� nawet do kan-
toru? � rzek� Scrooge z nie ukrywan� zgry�liwo�ci�.
� Je�eli pan nie ma nic przeciwko temu...
� Mam bardzo wiele. A gdybym te� wytr�ci� panu ten dzie�
z pensji, dopiero by� si� d�sa�, �em ci� skrzywdzi�! Och! � jestem
o tym jak najmocniej przekonany.
Buchalter gorzko si� u�miechn��.
� A jednak wcale ci� nie obchodzi moja krzywda i strata, jak�
ponosz�, p�ac�c za dzie�, w kt�rym nie b�d� mia� z pana �adnego
u�ytku.
Buchalter o�mieli� si� zrobi� uwag�, �e to si� zdarza tylko raz do
roku.
* Lord Mayor � burmistrz Londynu.
12
� Wielka mi racja! Dziwne usprawiedliwienie bezkarnego si�-
gania do cudzej kieszeni, dlatego �e to jest dwudziesty pi�ty grudnia
� odpowiedzia� Scrooge, zapinaj�c surdut. � No, c� robi�, mu-
sz� darowa� dzie� jutrzejszy, prosz� tylko wynagrodzi� mi t� strat�
i nast�pnego dnia przyj�� do kantoru wcze�niej ni� zwykle.
Buchalter przyrzek� uroczy�cie, a Scrooge wyszed�, ruszaj�c
ramionami i pomrukuj�c o lenistwie i pr�niactwie urz�dnik�w.
W mgnieniu oka zamkni�to kantor, buchalter, poci�gn�wszy a� do
pasa ko�ce we�nianego szalika, skurczy� si� we czworo i spieszy�,
o ile pozwala�a ciemno��, potykaj�c si� na szklistym chodniku, wy-
szlifowanym przez ulicznik�w. Wreszcie skr�ci� w zau�ek, ci�gle
przyspieszaj�c kroku, �eby jeszcze mie� czas zagra� z dzie�mi
w ��lep� babk�".
II
W domu
Scrooge zjad� lichy obiad w lichej restauracji, gdzie si� zwykle
sto�owa�. Przeczytawszy wszystkie dzienniki i uprzyjemniwszy
sobie wiecz�r zanotowaniem zysk�w, w ci�gu dnia osi�gni�tych,
oraz przygotowaniem nowych plan�w i pomys��w na pojutrze, wsta�
na koniec ko�o p�nocy i poszed� do siebie, aby si� spa� po�o�y�.
Zajmowa� on lokal nieboszczyka wsp�lnika, w kt�rym niegdy�
mieszkali razem. Lokal ten sk�ada� si� z kilku ciemnych pokoi,
mieszcz�cych si� w dawnym, ponurym budynku, w zakr�cie w�skiej
uliczki, tak dziwnie odosobnionym, �e mimowolnie nasuwa�o si�
ka�demu na my�l, i� ukry� si� tu niegdy� w odleg�ej m�odo�ci, graj�c
w chowanego z innymi domami, a zmyliwszy drog�, nie m�g� si� ju�
wydosta�. Dzi� budynek ten by� stary i tym bardziej ponury, �e nikt
w nim nie mieszka�, opr�cz Scrooge'a, inne bowiem lokale wynaj-
mowano na kantory i biura kupieckie.' Dziedziniec by� tak ciemny, �e
nawet Scrooge, kt�ry zna� doskonale niemal ka�dy kamyk, musia� i��
po omacku, pomagaj�c sobie r�kami. Mg�a i go�oled� zawis�y na
ponurych drzwiach domu, zdawa�o si�, i� duch zimy rozsiad� si� na
progu, pogr��ony w smutnym zamy�leniu.
Ale wr��my do rzeczy. M�otek do ko�atania, znajduj�cy si�
u drzwi zamiast dzwonka, by� sobie jak wszystkie m�otki, mo�e tylko
nieco za gruby. Scrooge widywa� go rano i wiecz�r codziennie, od-
k�d mieszka� w tym domu. Pami�ta� te� musimy, �e Scrooge, jak
przysta�o na prawdziwego mieszka�ca Londynu, nie posiada� ani
szczypty tego, co ludzie nazywaj� wyobra�ni�; nie pomy�la� te� ani
razu o Marleyu od chwili oboj�tnej wzmianki, jak� zrobi�, m�wi�c
14
o �mierci wsp�lnika przed siedmiu laty. 'Prosz� mi wi�c wyt�uma-
czy�, jakim sposobem Scrooge, k�ad�c klucz w zamek (nie u�ywaj�c
�adnych czarodziejskich zakl��), ujrza� w m�otku nie m�otek, ale...
twarz Marleya!
Tak jest � powiadam wam, twarz Marleya. Nie by� to cie�
zamglony, niewyra�ny, jak inne przedmioty, znajduj�ce si� na dzie-
dzi�cu � przeciwnie, zjawisko okolone by�o przera�aj�cym bla-
skiem, podobnym do zgni�ego raka morskiego w k�cie ciemnej
piwnicy.jWyraz twarzy Marleya nie mia� ani �ladu gniewu. Marley
patrzy� naScrooge'a, jak to zwykle czyni�, spod okular�w, podnie-
sionych na czo�o widma. W�osy mia� rozrzucone dziwacznie, jak
gdyby za podmuchem wiatru, a cho� oczy by�y otwarte, lecz sta�y
s�upem, najzupe�niej nieruchomej� Te oczy, w po��czeniu z gro-
bow� blado�ci�, czyni�y t� twarz straszn�, lecz przera�enie, jakiego
dozna� Scrooge na ten widok, pochodzi�o raczej z jakiej� wewn�trz-
nej przyczyny. Gdy si� jednak dobrze wpatrzy� w okropne widziad�o,
ujrza� po prostu � m�otek.
By�oby k�amstwem twierdzi�, �e Scrooge nie zadr�a�, �e nie
dozna� bardzo przykrego wra�enia, jakiego nie doznawa� ju� od lat
najm�odszych � wkr�tce jednak och�on��, nacisn�� klucz, obr�ci�
mocno i wszed� do sieni, zapaliwszy �wieczk�, kt�r� zwykle nosi�
przy sobie.
Nim zamkn�� drzwi, sta� przez chwil� w niepewno�ci; obejrza�
si�, jak gdyby by� przygotowany do nowego przera�enia, na widok
cienkiego harcapa* Marleya, wsuwaj�cego si� przez dziurk� od klu-
cza. Ale za drzwiami by�o ciemno: m�otek wisia� na swoim miejscu.
Scrooge och�on�� i wykrzykn�wszy: � G�upstwo! � gwa�townie
trzasn�� drzwiami. �oskot i stuk wstrz�sn�� jak grom ca�ym domem.
Ka�dy pok�j na pi�trze, ka�da beczka w piwnicy handlarza win �
wyda�y odg�os w tym olbrzymim koncercie huku. Scrooge atoli nie
nale�a� do ludzi, kt�rych echo mo�e przerazi�. Zamkn�� starannie
drzwi, przeszed� sie� i wszed� na schody, �wiec�c sobie po drodze
cienk� �wieczk�.
* Harcap (z niem.) � warkocz peruki noszony dawniej przez m�czyzn.
75
Mo�e widzieli�cie kiedy go�cinne staro�wieckie schody, po kt�-
rych sze�ciokonna kareta mog�aby przejecha� wygodnie? Zapew-
niam was, �e schody Scrooge'a tak by�y szerokie, i� nawet karawan
m�g�by si� na nich pomie�ci�. Mo�e dlatego wydawa�o mu si�, �e
przed nim post�puje orszak pogrzebowy. Sze�� p�omieni gazowych
zaledwie mog�oby o�wietli� sie� i te schody, wyobra�cie wi�c sobie,
jak tam by�o ciemno przy ��j owce bankiera.
Szed� dalej na g�r�, oboj�tny na to wszystko. Ciemno�� niewiele
kosztuje, wi�c Scrooge bardzo j� szanowa�. Nim jednak zamkn��
drzwi od mieszkania, zlustrowa� ca�y lokal, aby si� przekona�, czy
wszystko jest w porz�dku.
Salon, pok�j sypialny, sk�ad rupieci i grat�w, wszystko by�o, jak
nale�y. Zajrza� pod st� � nikogo, nikogo pod kanap�, ma�y ogie�
na kominku, fili�anka i �y�eczka na stoliku, do ognia przystawiony
garnuszek z kie�kiem (od kilku dni Scrooge jako� niedomaga�). Ni-
kogo pod ��kiem, nikogo w szlafroku, zawieszonym na ko�ku w spo-
s�b budz�cy pewne podejrzenie. Sk�ad rupieci, jak zwykle: stare c�gi,
haczyki �elazne, kilka par zu�ytych but�w, kosze po�amane, zardze-
wia�e gwo�dzie, umywalnia, waliza, kuferek itp.
Zupe�nie uspokojony, popchn�� zasuwk�, raz jeszcze obejrza�
zamek, zakr�ci� klucz dwa razy; tak zabezpieczony od wszelkiej
niespodzianki, rozebra� si�, zdj�� krawat, w�o�y� szlafrok, pantofle,
szlafmyc� i zasiad� przed kominkiem, aby wypi� przygotowany
kleik.
M�wi�em ju�, �e ogie� by� niewielki � rzeczywi�cie by� tak
male�ki, i� nie mia� �adnego znaczenia, zw�aszcza w noc tak zimn�.
Musia� wi�c Scrooge bardzo blisko si� przysun��, nim zdo�a� odczu�
troch� ciep�a z w�gielka tak ma�ego, �e ka�dy utrzyma�by go na
d�oni. Stary komin sk�ada� si� z kafli flamandzkich, przedstawiaj�-
cych ust�py z Pisma �wi�tego. Na jednym by� Kain, na drugim Abel,
dalej kr�lowa Saby, anio�ki, spadaj�ce z nieba na chmurach podo-
bnych do piernat�w, Abraham, kr�l babilo�ski Baltazar, aposto�owie
w ��dkach, maj�cych kszta�t salaterek i p�misk�w, s�owem �
mn�stwo postaci zdolnych przyjemnie rozerwa� i zaj��; pomimo to
twarz Marleya, od lat siedmiu zmar�ego, przy�miewa�a dzi� wszy-
16
stko. Widzia� j� teraz ci�gle, ju� nie jako zjawi-
sko, ale jako wspomnienie, kt�rego pozby� si�
nie m�g�.
� G�upstwo! � zawo�a� nagle. � Ech,
g�upstwo!
I zacz�� chodzi� wzd�u� i wszerz pokoju.
Powt�rzywszy ten spacer kilkana�cie razy,
siad� znowu. W chwili, kiedy spuszcza� g�ow�
na tylne oparcie fotela i podni�s� oczy w g�r�,
wzrok jego pad� przypadkiem na nie u�ywany
od dawna dzwonek nad kominkiem, kt�ry dla niewiadomych mu
cel�w po��czony by� drutem z piwnic�. Z nadzwyczajnym zdziwie-
niem i przera�eniem ujrza�, �e dzwonek zacz�� si� teraz porusza�,
z pocz�tku bardzo wolno, wydaj�c d�wi�k cichy, st�umiony, potem
coraz silniej, gwa�towniej, wreszcie w ca�ym mieszkaniu zacz�y
wszystkie dzwonki dzwoni� na gwa�t, i
Trwa�o to kr�tko � mo�e p� minuty, najwy�ej minut�; ale ta
minuta by�a dla Scrooge'a godzin�. Dzwonki nagle zatrzyma�y si�
wszystkie naraz. Cisz� przerwa� teraz inny odg�os, wydobywaj�cy si�
g�ucho z otch�ani, jak gdyby kto� przeci�gn�� d�ugi �elazny �a�cuch
po wszystkich beczkach, z�o�onych w piwnicy winiarza. Przypo-
mnia� sobie Scrooge opowiadanie nia�ki, i� w domach, gdzie si�
ukazuj� duchy, ci�gn� one za sob� wi�zy i okowy.
S�ysza�, jak drzwi piwnicy otwar�y si� z �oskotem, s�ysza� do-
k�adnie zgrzytliwy odg�os �a�cuch�w, posuwaj�cych si� w g�r�,
szuraj�cych w sieni, odg�os, rosn�cy wyra�nie na schodach, prowa-
dz�cych do jego mieszkania.
� G�upstwo! G�upstwo! Wszystko to g�upstwo. Zdaje mi si�!
Zblad� jednak, gdy straszne widmo bez �adnej przeszkody
przecisn�o si� znowu przez zamkni�te drzwi, wsun�o do pokoju
1 ukaza�o si� jego oczom. W chwili, gdy duch si� zjawi�, male�ki ogie�
na kominku wzm�g� si� gwa�townie, a w trzasku w�gli da�o si�
wyra�nie s�ysze�:
� Poznaj� go, poznaj�: to wjLdmo-Marleya.
Potem ogie� zgas� nagle. ' <^"-l
/^/ ^.
2 � Opowie�� wigilijna
Ta� sama twarz � ta sama. Marley z d�ugim harcapem, w zwy-
k�ej kamizelce, w codziennych kr�tkich spodniach, w butach w�gier-
skich, w zaplamionym surducie. D�ugi �a�cuch, przytwierdzony
u bioder � okr�ca� go kilkakrotnie i tworzy� rodzaj ogona, sk�ada-
j�cego si� z dziwacznej mieszaniny skutych razem rygl�w, k��dek,
kluczy, ksi�g buchalteryjnych, opatrzonych mosi�nymi klamrami,
i z ci�kich, brudnych work�w. Cia�o widma by�o tak przezroczyste,
�e Scrooge widzia� wyra�nie dwa guziki, przyszyte z ty�u u stanu
surduta, j
Scrooge s�ysza� cz�sto, �e Marley nie mia� serca i wn�trzno�ci,
lecz nigdy temu nie wierzy�; dzi� przekona� si� jednak o tym na-
ocznie.
Przekona� i nie � albowiem jeszcze nie wierzy�; chocia� wzro-
kiem przenika� widmo, chocia� je widzia� przed sob�, chocia� czu�
lodowaty wzrok zastyg�ych �renic, chocia� pozna� wyra�nie dese�
jedwabnej chustki, pokrywaj�cej g�ow� i zwi�zanej pod brod� (kupili
niegdy� razem ca�y tuzin tych chustek) � jeszcze nie chcia� uwie-
rzy�, walcz�c z w�asnymi zmys�ami.
� Co to ma znaczy�? � rzek� na koniec zimno. � Czego ode
mnie ��dasz?
� Wiele! Bardzo wiele!
To g�os Marleya! Nie ma �adnej w�tpliwo�ci.
� Kto jeste�?
� Zapytaj, kim by�em?
� Kim�e wi�c by�e�? � rzek� Scrooge, podnosz�c g�os. �
Jak na upiora, zbyt dowcipnie chwytasz za s��wka.
� Za �ycia by�em twoim wsp�lnikiem, zwa�em si� Jakub
,Marley.
� Czy m�g�by�... czy mo�esz usi���? � zapyta� Scrooge,
patrz�c wci�� z niedowierzaniem.
� Mog�.
� Wi�c siadaj.
Stawiaj�c to ��danie, Scrooge mia� nadziej�, i� tak przezroczyste
widmo nie b�dzie mog�o spe�ni� tej prostej czynno�ci, skutkiem
czego nast�pi zaraz wyja�nienie ca�ego zjawiska. Lecz widmo siad�o
18
naprzeciw niego, po drugiej stronie kominka, bez najmniejszej trud-
no�ci.
� Jeszcze nie wierzysz? � rzek� duch.
� Nie wierz� � odpowiedzia� Scrooge.
� Jakiego� wi�c chcesz dowodu, opr�cz �wiadectwa zmys��w?
� Czy w�tpisz o dok�adno�ci swego wzroku, s�uchu?
� W�tpi�, poniewa� najmniejsza rzecz mo�e spowodowa� z�u-
dzenie: lekka niestrawno�� oddzia�ywa na zmys�y, i mo�e ty jeste�
tylko nie dogotowanym kawa�kiem wo�owiny, nie strawion� cz�-
steczk� t�uszczu, sera, nie wiem czego? Nie czu� ci� jako� trumn�.
Scrooge nigdy nie dowcipkowa�, tym razem uciek� si� do tego
�rodka, aby zyska� na czasie, zebra� my�li, przezwyci�y� strach,
gdy� g�os widma przejmowa� go dreszczem i �cina� mu szpik w ko-
�ciach.
Patrze� z musu w te nieruchome, szkliste oczy by�o dla Scrooge'a
straszliw� m�czarni�. Opr�cz tego w powietrzu, otaczaj�cym widmo,
by�o co� nieziemskiego. Scrooge nie tylko czu�, ale widzia� to powie-
trze, bo chocia� widmo siedzia�o nieruchomo, w�osy jego, chwa�ciki
od but�w, ca�y ubi�r � w ci�g�ym by�y poruszeniu, jakby pod
wp�ywem pary, wydobywaj�cej si� z kot�a.
� Czy widzisz to pi�ro? � rzek� nagle Scrooge do ducha,
chc�c na chwil� odwr�ci� od siebie jego wzrok nieruchomy.
� Widz� � odpowiedzia� upi�r
� Kiedy nie patrzysz w t� stron�? � zauwa�y� Scrooge.
� To mi nie przeszkadza widzie� go dok�adnie.
� Niech wi�c i tak b�dzie � m�wi� dalej
Scrooge � przypu��my, �e je po�kn��em. Ile�
z tego wywi��e si� cierpie�, gor�czki, widzia-
de�. A wszystko mego w�asnego autorstwa.
G�upstwo!, powtarzam, g�upstwo!...
Na ten wyraz duch zawy� przera�liwie
i wstrz�sn�� �a�cuchami, kt�re wyda�y szcz�k
przeci�g�y, grobowy, straszny. Scrooge, aby nie
upa��, wpi� si� paznokciami w por�cz fotela.
Lecz nie do�� na tym � duch, kt�remu
19
widocznie za gor�co by�o w pokoju, zdj�� chustk�, zwi�zan� pod
brod�, a wtedy dolna szcz�ka z suchym chrz�stem opad�a mu na
piersi.
Scrooge pad� na kolana i zakry� twarz r�koma.
� Lito�ci! � zawo�a�. � Lito�ci! Straszny cieniu! Dlaczego
przyszed�e� mnie dr�czy�?
� Duszo znikczemnia�a � odpowiedzia�o widmo � wie-
rzysz czy nie wierzysz teraz?
� Wierz� � j�kn�� Scrooge � musz� wierzy�. Cho� nie ro-
zumiem, po co duchy w��cz� si� po ziemi i dlaczego mnie prze�la-
duj�?
� Przeznaczeniem cz�owieka � m�wi�o widmo � jest �y�
wsp�lnym �yciem z bra�mi swymi, lud�mi; razem z nimi pracowa�
dla wsp�lnego dobra, razem cierpie� w niedoli, dzieli� ich rado��
i cieszy� si� ich szcz�ciem. Kto si� od swych bli�nich od��cza za
�ycia, ten po �mierci skazany na wieczne tu�actwo (jak ja, nieszcz�s-
ny!), staje si� martwym �wiadkiem tych wszystkich spraw i rzeczy,
w kt�rych nigdy nie bra� udzia�u.
Duch j�kn�� znowu, zadzwoni� �a�cuchami i z rozpacz� r�ce za-
�ama�.
� Jeste� w kajdanach! � rzek� Scrooge, dr��c. � I za co?
� D�wigam ten ci�ki �a�cuch, kt�ry sam kowalem dla siebie
ca�e �ycie � odpowiedzia�o widmo. � Tak jest, sam spaja�em
ogniwo z ogniwem, sam dorabia�em �okie� za �okciem, sam dobro-
wolnie skr�powa�em nim cia�o moje i d�wiga� go b�d� przez ca��
wieczno��. Dziwne ci si� wydaj� te wi�zy, przypatrz im si� bli�ej.
Scrooge dr�a� jak li��.
� Mo�e chcesz pozna� � m�wi� dalej dziwny go�� � d�u-
go�� i ci�ar �a�cucha, jaki ty sam ci�gniesz za sob�? Siedem lat
temu by� on r�wnie d�ugi i ci�ki, jak ten, kt�ry tutaj widzisz.
Dorabia�e� go potem jeszcze przez lat siedem. Pi�kny musi by�
teraz!
Scrooge z trwog� obejrza� si� na wszystkie strony, czy nie ujrzy
poza sob� kilkudziesi�ciu s��ni ci�kiego �a�cucha � ale nic nie
zobaczy�.
20
� Jakubie! � rzek� b�agalnie. � M�j do-
bry Jakubie Marley, powiedz mi co innego. Daj mi
jakie s�owo nadziei i pociechy.
� Nie mam prawa, nie mam w�adzy pociesza-
nia. Pociech� daje kto inny, Ebenezerze Scrooge,
nios� j� inni pos�a�cy, innym ni� ty ludziom. Nie
mog� ci wszystkiego opowiedzie�: zwi�zane mam
usta. Ma�o mi zreszt� pozostaje czasu. Nie wolno
mi odpoczywa�, nie wolno si� zatrzyma�, nie wol-
no przebywa� d�ugo w jednym miejscu. Wiesz do-
brze, i� za �ycia nie wyszed�em nigdy ani my�l�, ani uczuciem poza
obr�b naszego kantoru, �em nigdy nie przekroczy� prog�w naszej
kasy, tote� teraz d�ug� i ci�k� podr� mam jeszcze do odbycia.
Scrooge mia� przyzwyczajenie wsadza� r�ce do kieszeni w chwi-
lach g��bokiego zamy�lenia. Uczyni� to obecnie, nie podnosz�c si�
z ziemi.
� Taka w�dr�wka... � szepn�� � straszne... straszne... To
dlatego, �e� by� zamkni�ty w kantorze? Op�ni�e� si� z tym za �ycia?
� Op�ni�em! Powiedz raczej: zaniedba�em! � rzek� duch.
� C� mnie poza kantorem obchodzi�o?
� Od siedmiu lat � wyb�kn�� Scrooge w zamy�leniu �
i ci�gle w drodze?
� Tak, bez wytchnienia, bez odpoczynku, wieczne zgryzoty
i m�ki sumienia.
� Czy szybko podr�ujesz?
� Na skrzyd�ach wiatru.
� Wi�c chyba oblecia�e� ju� �wiat ca�y?
Upi�r wyda� j�k przyt�umiony, na kt�ry Scrooge'owi w�osy po-
wsta�y na g�owie i oddech zapar� si� w-gardle.
� Okuty, uwi�ziony, skazany na wieczne tu�actwo, b��ka� si�
b�d� bez ko�ca, rozumiesz? Bez ko�ca patrze� na to, czego nie
chcia�em widzie� podczas kr�tkiego �ycia. Nie chcia�em bra� udzia�u
w ci�kiej pracy ludzko�ci, przez Boga wyznaczonej nam na ziemi,
a teraz wieczno�� ca�a pokuty i �alu nie wynagrodzi tamtych chwil
straconych, kt�rych mog�em u�y� tak dobrze! Sam ku�em w�asny
27
��a�cuch, sam zgotowa�em sobie te m�czarnie � zaniedbaniem,
zapomnieniem.
� By�e� zawsze bardzo sumienny, bardzo akuratny, zr�czny �
wtr�ci� Scrooge, kt�ry przebiega� my�l� w�asny �ywot.
� Interesy! � j�kn�� duch, znowu za�amuj�c r�ce. � Intere-
sy! Czy� ludzko�� by�a moim interesem? I c� mnie obchodzi�a
mi�o�� bli�niego, lito��, pob�a�anie, dobro�, kt�re s� najwa�niejszym
naszym interesem? To przecie� powinno by�o mnie zajmowa�! Inte-
resy handlowe, zyski, samolubstwo, czy� na to nas B�g stworzy�?
Okropny, straszny ob��d!
Wzni�s� w g�r� obci��one okowami r�ce, jak gdyby chcia� oka-
za� ten bolesny owoc swych prac, zabieg�w, wysile�; nast�pnie
z rozpacz� spu�ci� je ku ziemi...
� I dzisiaj, w�a�nie dzisiaj � ci�gn�� g�ucho � w chwili
ko�cz�cego si� roku najci�sze znosz� m�ki. Dzi�, kiedy gwiazda
Boska wskazuje nam drog�, prowadzi do betlejemskiej stajenki, jak
przywiod�a m�drc�w do ��obka Zbawiciela. A ja go nie widzia�em,
jakby nie by�o na ziemi ubogich, n�dznych mieszka�, do kt�rych
mnie mog�a prowadzi� jej Boska, cudowna �wiat�o��!
Na te s�owa Scrooge uczu� now� trwog�, jakie� dziwne wspo-
mnienie b�ysn�o mu w duszy, dr�a� i trz�s� si� jak w febrze.
� Pos�uchaj mnie � zawo�a� duch �kaj�cym g�osem � czas
ucieka, moja chwila nadchodzi!
� S�ucham � rzek� Scrooge p�aczliwie � s�ucham, lecz,
Jakubku, ulituj si� nade mn�, nie m�w d�ugo, odejd�.
� Nie wiem, za czyj� wol� stan��em przed tob� widomy,
w ziemskiej postaci, niewidzialny jestem przy tobie bardzo cz�-
sto.
Na t� niemi�� wiadomo�� Scrooge uczu� dreszcz �miertelny; pot
lodowaty zacz�� mu sp�ywa� z czo�a.
� Dzi� przyszed�em ci� ostrzec. Pozosta� jeszcze s�aby promy-
czek ratunku, nadzieja unikni�cia mego losu. T� nadziej� przynio-
s�em ci, Ebenezerze.
� By�e� zawsze dobrym wsp�lnikiem, �yczliwym przyjacielem,
Marleyu... zapisa�e� mi ca�y maj�tek... � rzek� Scrooge.
22
Dziwny, okropny u�miech wykrzywi� twarz Marleya, gdy us�y-
sza� te s�owa.
� Nawiedz� ci� jeszcze trzy duchy � doda�o widmo.
Scrooge zblad� jak trup.
� Wi�c to ma by� ta nadzieja, o kt�rej m�wi�e�, Jakubie? �
zapyta� konaj�cym g�osem.
� Tak.
� Ja... ja bym wola� co innego... � rzek� Scrooge. � Ja nie
mo^�...
^� Bez tych odwiedzin nie ma dla ciebie ratunku. Przygotuj si�
i czekaj pierwszego z nich jutro, gdy na wie�y wybije pierwsza po
p�nocy.
� A czyby wszyscy trzej nie mogli przyj�� od razu? To by ju�
by�o lepiej, i pr�dzej � szepn�� Scrooge.
� Drugi zjawi si� o tej�e godzinie nocy nast�pnej, trzeci, w trze-
ci� noc z kolei, kiedy zegar wybije p�noc. \Mnie nie ujrzysz ju�
nigdy, lecz dla w�asnego dobra zapami�taj, co zasz�o mi�dzy nami.
Widmo podnios�o chustk� i podwi�za�o ni� g�ow�. Domy�li� si�
tego Scrooge, pos�yszawszy chrz�st z�b�w, gdy obie szcz�ki znowu
zetkn�y si� razem. Wzni�s� wtedy oczy i ujrza�, �e duch stoi przed
nim i poprawia na sobie �a�cuch.
Widmo cofa�o si� z wolna w stron� okna... Za ka�dym jego kro-
kiem okno si� odmyka�o coraz bardziej, tak �e gdy duch stan�� przy
nim, by�o ju� ca�kiem otwarte. Marley da� znak Scrooge'owi, aby si�
przybli�y�. Us�ucha� go � lecz gdy by� o dwa kroki, duch wyci�g-
n�� r�k�, aby nie szed� dalej. Scrooge si� zatrzyma�, nie tyle przez
pos�usze�stwo, ile pod wp�ywem strachu, w chwili bowiem gdy wid-
mo podnosi�o r�k�, us�ysza� w powietrzu jakie� pomieszane g�osy:
j�ki rozpaczy, skargi, �ale i bolesne �kania. Marley ws�uchiwa� si�
przez chwil� w te odg�osy, westchn�� g��boko, w tym westchnieniu
z��czy� si� z czy��cowym ch�rem i rozp�yn�� si� w ponurej nocy.
Scrooge gor�czkowo zbli�y� si� do okna i pchni�ty niewidzialn�
si��, wyjrza� na zewn�trz.
Powietrze pe�ne by�o b��dnych cieni�w i ognik�w, wydaj�cych
w przelocie g��bokie westchnienia. Ka�dy cie� d�wiga� okowy, po-
23
dobne do �a�cucha Marleya, niekt�re skute by�y po kilkoro razem,
�aden nie buja� wolno. Wielu Scrooge zna� osobi�cie: z jednym by�
nawet w bliskich stosunkach handlowych �\pozna� go natychmiast
po bia�ej kamizelce, z�otych okularach i z�o�liwym u�miechu. Mia�
on u prawej nogi ogromn�, ci�k� kul� i olbrzymi �a�cuch; j�cza�
i usi�owa� przyj�� z pomoc� jakiej� biednej kobiecie z dzieckiem na
r�ku, �ebrz�cej o wsparcie^Udr�czenia cieni�w na tym g��wnie po-
lega�y, i� na pr�no starali si� wy�wiadczy� jaki� dobry uczynek,
przez zaniedbanie kt�rego za �ycia stali si� przyczyn� nieszcz�cia
bli�niego. Teraz wszystko by�o daremne. Za p�no!... Za p�no!... Za
p�no!...
Czy te straszne istoty rozp�yn�y si� we mgle, czy je mg�a os�oni-
�a, Scrooge nie m�g� pozna� � cienie i g�osy nikn�y stopniowo,
cich�y, przepad�y gdzie� w przestworzach; powr�ci�a noc taka, jaka
by�a w chwili, gdy Scrooge wchodzi� do mieszkania. Zamkn�� okno
starannie, obejrza� drzwi, kt�rymi si� duch prze�lizn��. Zamkni�te
by�y na dwa spusty, klamka, klucz i zasuwka by�y na swoim miejscu.
Ju� chcia� zawo�a�: g�upstwo!, lecz tylko otworzy� usta. Czy to
skutkiem pracy w kantorze, czy wra�e� poprzednio doznanych, roz-
mowy z widmem, czy p�nej godziny � czu� si� niezmiernie zm�-
czony; zawl�k� si� do ��ka, rzuci� na nie, nie rozbieraj�c, i pad�,
pogr��ony w �nie letargicznym.
III
Pierwszy z trzech duch�w
Scrooge ockn�� si� nagle � w pokoju by�o ciemno, tak �e pa-
trz�c z ��ka, zaledwie m�g� rozezna� przezroczyste okno na zupe�-
nie czarnym tle �ciany. Gdy wpatrywa� si� w ciemno�� z nat�eniem,
zegar s�siedniego ko�cio�a wybi� cztery kwadranse. Scrooge nadsta-
wi� uszu.
Ci�ki dzwon uderza� z wolna sze��, siedem, osiem, dziewi�� i tak
dalej, a� do dwunastu. P�noc! By�o kilka minut po drugiej, gdy spa�
si� po�o�y�. Wida�, zegar �le idzie. Mo�e sopel lodu wpad� w �rodek?
P�noc!...
Scrooge nacisn�� spr�yn� le��cego przy nim repetiera*, aby
sprawdzi� godzin�. Male�ki m�oteczek zegarka uderzy� szybko dwa-
na�cie razy i zatrzyma� si�.
� Co to znaczy?! To by� nie mo�e! � rzek� bankier. �
Czy�bym przespa� dzie� ca�y i cz�� nast�pnej nocy? Przecie� chyba
s�o�ce si� nie pomyli�o?
Zaniepokojony wyskoczy� z ��ka i po omacku zbli�y� si� do
okna. R�kawem szlafroka przetar� zamarzni�te szyby, aby cokolwiek
dojrze�, lecz niewiele zobaczy�. Mg�a by�a bardzo g�sta, mr�z siar-
czysty; nie s�ysza� �adnego szmeru, �adnego ruchu, krok�w ani g�o-
su, widocznie wszyscy spali, noc by�a zwyczajna, s�o�cu nic si� nie
sta�o. Odetchn�� spokojniej, bo w c� by si� obr�ci�y jego weksle,
p�atne we dnie, gdyby noc obj�a sta�e panowaniem nad �wiatem!
* Repetier (z niem ) � u�ywany dawniej zegarek, zwykle kieszonkowy, wyposa�ony
w mechanizm wydzwaniaj�cy (po r�cznym uruchomieniu) godziny, kwadranse, niekiedy
nawet minuty
25
Wracaj�c do ��ka, zacz�� jednak my�le� nad tym wszystkim, co
go spotka�o w przeci�gu tej doby. By�y to rzeczy dziwne i doprawdy
niezrozumia�e. Im wi�cej si� zastanawia�, tym wi�cej wik�a� si�
w my�lach, kt�rych pozby� si� nie m�g�. Widmo Marleya wielce go
niepokoi�o. Ilekro� wyrozumowa� sobie, �e wszystko by�o snem lub
przywidzeniem, skutkiem zm�czenia i niedomagania fizycznego �
a zatem nie ma o czym my�le�, g�upstwo! � natychmiast czu�, �e
g�upstwem jest takie rozumowanie i �e w�a�ciwie dot�d nie rozwi�-
za� pytania: czy to by� sen, czy jawa?
Trwa�o to, dop�ki zegar nie wydzwoni� trzech kwadransy; wtedy
przypomnia� sobie, �e widmo zapowiedzia�o mu odwiedziny ducha
na pierwsz�. To mu rozwi��e zagadk�; jeszcze kwadrans oczekiwa-
nia i czuwania. By� zreszt� tak rozdra�niony, i� �atwiej by mu by�o
schwyta� ksi�yc z�bami, ani�eli usn�� naprawd�.
Kwadrans ten wyda� mu si� niezmiernie d�ugi, tak d�ugi, i� kilka-
krotnie przychodzi�o mu na my�l, �e si� zdrzemn�� i nie s�ysza�
bij�cej godziny. Wreszcie d�wi�k zegara uderzy� czujne jego ucho.
� B� � kwadrans � rzek� Scrooge.
� B� � b� � wp�.
� B� � b� � b� � trzy kwadranse.
� B��� � pierwsza, pierwsza! � wykrzykn�� z rado�ci�. �
Nikt nie przybywa!
Wym�wi� to, nim zegar ucich�, lecz w chwili, gdy przebrzmia�o
i rozp�yn�o si� w powietrzu ostatnie uderzenie, w pokoju zaja�nia�o
�ywe �wiat�o, a firanki nad jego ��kiem rozsun�y si� na obie strony.
Firanki si� rozsun�y � boczne firanki, ku kt�rym mia� w�a�nie
twarz zwr�con�. Rozsun�y si� gwa�townie, a Scrooge, zerwawszy
si� na r�wne nogi, spotka� si� oko w oko z nadziemskim zjawiskiem.
iDziwna to by�a posta�... dzieci�ca, a zarazem podobna do starca,
kt�ry w dalekiej, bardzo dalekiej odleg�o�ci, maleje w naszych
oczach i zmniejsza si� do kszta�tu dziecka. Bielute�kie w�osy starca
sp�ywa�y mu po szyi i ramionach, ale twarz by�a m�oda, g�adka jak
at�as, bez najmniejszej zmarszczki, i b�yszcza�a �wie�ym rumie�cem.
Ramiona mia� d�ugie, �ylaste r�ce zdawa�y si� posiada� niepospolit�
si��, nogi kszta�tne, zupe�nie nagie. Na sobie mia� bia�� tunik� �ci�g-
26
ni�t� w biodrach pasem, rzucaj�cym �ywe
�wiat�o. W r�ku trzyma� zielon� ga��zk�
choiny, a przez szczeg�ln� sprzeczno�� z t�
oznak� zimy, tunika jego przybrana by�a
w wie�ce i girlandy z najpi�kniejszych
kwiat�w letnich. Lecz najdziwniejsze wra-
�enie sprawia� wspania�y wytrysk �wiat�a
z jego g�owy; zamiast kapelusza trzyma�
w r�ku wielkie spiczaste gasid�o*, kt�rym
zapewne w chwilach smutku lub zamy�lenia
nakrywa� g�ow� i przyt�umia� to ra��ce �wiat�ej Wpatruj�c si� bli�ej,
Scrooge now� dostrzeg� osobliwo��. Ja�niej�cy pas widziad�a l�ni�
jakim� migotliwym i ruchomym blaskiem, podobnym do p�omienia
na �arz�cych si� w�glach, tak �e to miejsce pasa, kt�re przed chwil�
b�yszcza�o, nagle stawa�o si� zupe�nie ciemne, a natomiast jasno��
bi�a zn�w z innego punktu; tym samym zmianom i drganiom ulega�a
i ca�a postaci Raz zdawa�o si�, �e jest to istota o jednej tylko r�ce,
jednej nodze,To"�nowu o dwudziestu mo�e r�kach i nogach; chwila-
mi ukazywa� si� tu��w bez g�owy, natychmiast potem g�owa bez
kad�uba.ia nikn�ce nagle cz�onki pogr��a�y si� w ciemno�ci, �eby za
chwil� b�ysn�� nowym �wiat�em i uwydatni� ca�� posta� tak�, jaka
si� w pierwszej chwili ukaza�a.
� Panie � zapyta� Scrooge � czy ty jeste� duchem, kt�rego
przyj�cie by�o mi zapowiedziane?
� Ja nim jestem.
|G�os by� s�odki i przyjemny, bardzo cichy, jak gdyby dolatuj�cy
z daleka.
�"Kt� jeste�? � pyta� Scrooge.
� Jestem duch wszystkich ubieg�ych wigilii Bo�ego Narodze-
nia. |
Scrooge, nie wiedz�c sam dlaczego, uczu� gwa�town� ch�tk� ujrzenia
ducha z g�ow� nakryt� gasid�em i po chwili wahania poprosi� go, aby to
uczyni�.
* Gasid�o � blaszany kapturek s�u��cy do gaszenia �wiec
27
� Jak to! � zawo�a�o widmo. � Wi�c chcia�by� przygas�e to
�wiat�o niebieskie, kt�re ci przynosz�? Nie do��, �e samolubstwo
i niegodziwo�� ludzka zmusza mnie nieraz wciska� na g�ow� ten
kapelusz, abym nie o�wieca� zbrodni, jeszcze i te jednostki, kt�re
ocali� pragn�...
Scrooge z pokor� zacz�� si� t�umaczy�, �e nie mia� zamiaru obra-
�a� ducha, �e nie wiedzia� � wreszcie o�mieli� si� zapyta�, co go
rzeczywi�cie tu sprowadza?
� Twoje szcz�cie i przysz�o�� � odpowiedzia�o widmo.
Scrooge wyrazi� wdzi�czno��, lecz pomy�la� sobie, �e sen
niezak��cony i noc zupe�nie spokojna by�yby tak�e szcz�ciem.
Duch odgad� wida� wewn�trzn� rozmow�, poniewa� doda�:
� Wreszcie � twoje nawr�cenie. Uwa�aj!
Wyci�gn�� r�k� i z lekka schwyci� bankiera za rami�.
� Powsta� � i chod� ze mn�.
Brr!, pomy�la� Scrooge, kt�ry rad by przekona� swego przewod-
nika, �e czas ani pogoda nie sprzyjaj� przechadzce, �e mia� wygrzane
��ko, a na dworze takie przejmuj�ce zimno, �e by� za lekko ubrany,
gdy� mia� na sobie tylko szlafrok, pantofle i cienk� szlafmyc�, a nade
wszystko, �e jest chory i zakatarzony. Daremnie m�wi� o tym. Nie-
podobna by�o oprze� si� delikatnemu u�ciskowi ducha, lekkiemu jak
dotkni�cie r�ki dziecka, a silnemu zarazem jak �elazne kleszcze.
Podni�s� si�, lecz spostrzeg�szy, i� duch zmierza do okna, z�o�y� r�ce
i pochyli� si� b�agalnie.
� Jestem �miertelny! � zawo�a�. � Przecie� ja st�d upadn�.
� Pozw�l, �e ci� tu dotkn� � rzek�
duch, k�ad�c mu r�k� na sercu. � Teraz
nie l�kaj si� niczego.
W mgnieniu oka przemkn�li przez okno
i znale�li si� na go�ci�cu, biegn�cym �rod-
kiem p�l i ��k szerokich. Miasto znik�o
w dali bez �ladu. Jednocze�nie mg�a i cie-
mno�� nocy ust�pi�y, zaja�nia� pogodny,
pi�kny dzie� zimowy; �nieg b�yszcz�cy po-
krywa� ziemi�.
28
� M�j Bo�e, dobry Bo�e! � zawo�a� Scrooge, sk�adaj�c r�ce
i rozgl�daj�c si� na wszystkie strony ze zdumieniem. � Wszak�e
tutaj sp�dzi�em moje dzieci�ce lata!
Duch spojrza� na� z dobroci�. S�odki ten wzrok, trwaj�cy chwilk�,
zbudzi� dziwne wzruszenie w sercu starca- Dozna� nagle tysi�cznych
wra�e�, otoczy�y go niewidzialnym rojeni dawno zapomniane uczu-
cia, nadzieje, my�li, pragnienia i marzenia, ch�ci, wspomnienia daw-
no minionych rado�ci, k�opot�w, prac 3 zaj��, od dawna � od
bardzo dawna zapomnianych.
� Usta twe dr�� � rzek� duch. -� ^o ci jest?
� Ech! To nic, to nic � odpowiedzia� Scrooge g�osem bardzo
wzruszonym. � To tak tylko! Prowad� mnie dalej, o, b�agam!
� Czy przypominasz sobie t� drog�?
� Czy j� sobie przypominam? �- zay/o�a� Scrooge z zapa�em.
� Mog� i�� po niej z zawi�zanymi oczyma.
� Dziwna rzecz, �e� o niej przez tyle l atnie my�la� � zauwa�y�
duch.
Szli wzd�u� drogi, a Scrooge poznawa� ka�de drzewo, ka�de
drzwi, ka�d� cha�up�, p�ot, r�w lub pag�rek � wreszcie w dali
ukaza�a si� wioseczka, ko�ci�ek, mostek i \v�ska a kr�ta struga. Spo-
mi�dzy chat wybieg�o kilka konik�w ch�opskich, siedzieli na nich
mali ch�opcy, nawo�uj�c si� rado�nie i wzywaj�c po imieniu innych
ch�opc�w, jad�cych na wozach i mieszcza�skich bryczkach. Ca�a ta
dzieciarnia, weso�a i gwarna, wydawa�a ty si^ce okrzyk�w rado�ci, a�
powietrze, poruszone tym ha�asem, zawt�rowa�o im podmuchem
wiatru.
� S� to cienie istot i rzeczy minionych � rzek� duch. � Nie
wiedz� one wcale o naszej obecno�ci, nie domy�laj� si� jej zupe�nie.
Weso�e grono zbli�a�o si� szybko.
Scrooge poznawa� ch�opc�w i ka�dego nazywa� po imieniu.
� M�j Bo�e! Ja�, tak, Ja� i Franu�, a to Piotrek � tak, Piotru�.
C� si� to ze mn� dzieje?
Cieszy� si�, cieszy� jak nigdy; jego ok-o, zwykle ponure, rzuca�o
radosne blaski, serce bi�o mu gwa�townie. O ma�o nie wyskoczy� ze
sk�ry, us�yszawszy, jak sobie �yczyli wzaj ernnie �wi�t weso�ych, gdy
29
kt�ry na skr�cie drogi opuszcza� gromadk� i oddala� si� w boczn�
ulic�, prowadz�c� do mieszkania rodzic�w, krewnych lub przyjaci�.
A przecie� � czym�e by�o dla Scrooge'a Bo�e Narodzenie? Co go
mog�o obchodzi� Bo�e Narodzenie? Jaki mu zysk przynios�o?
� Szko�a niezupe�nie jeszcze opuszczona � odezwa�o si� wid-
mo. � Pozosta�o tam samotne, zapomniane dzieci�!
Scrooge westchn�� g��boko-
Min�li go�ciniec, skierowali si� kr�tym, dobrze Scrooge'owi zna-
jomym manowcem i zbli�yli si� wkr�tce do, wielkiego budynku
z ciemnoczerwonych, nie tynkowanych cegie�. By�a to pusta szko�a.
Na dachu, ponad wej�ciem wisia� niewielki dzwonek. Budynek by�
obszerny, ale zaniedbany, �ciany wilgotne, omsza�e, okna pot�u-
czone, drzwi spaczone J Kury gdaka�y na dziedzi�cu i biega�y po
wszystkich k�tach, w stajniach i szopach ros�a trawa i zielsko. Ze-
wn�trznej powierzchowno�ci odpowiada�o wn�trze| Wszed�szy do
ponurego przedsionka i rzuciwszy okiem przez szereg drzwi otwar-
tych do kilku obszernych pokoi, wida� by�o skromne, prawie biedne
sprz�ty, czu� w powietrzu zimn�, sple�nia�� wo� zamkni�cia; wszystko
oddycha�o tutaj niedostatkiem, kt�ry kaza� si�-domy�la�, �e miesz-
ka�cy musieli ci�ko pracowa� na kawa�ek chleba i zapewne cz�sto
k�adli si� spa� g�odni.
Duch i Scrooge min�li sie� i zbli�yli si� do drzwi znajduj�cych
si� po stronie przeciwleg�ej. Otworzy�y si� przed nimi i ukaza�a si�
sala d�uga, smutna, pusta, a szeregi �awek i sto��w z so�niny uwydat-
nia�y jeszcze t� pustk�. JW rogu jednej �awki, w blisko�ci tlej�cego
ognia, siedzia�o samotne dzieci�, pogr��one w czytaniu. Na ten wi-
dok Scrooge usiad� na �awce i gorzko zap�aka�, poznawszy w tym
dziecku siebie, jak zwykle w�wczas samotnego, opuszczonego i za-
pomnianego.
Najmniejszy szmer: pisk myszy, wojuj�cych po k�tach i dziurach,
szelest wiatru, poruszaj�cego suchymi ga��ziami na wp� zesch�ej
topoli, skrzyp otwieranych i zamykanych drzwi, trzask ognia na ko-
minie, krople wody, spadaj�ce z rury wp�obmarzni�tej studni, s�o-
wem, najl�ejszy szmer odbija� si� w rozczulonym sercu Scrooge'a
i podsyca� strumienie �ez, p�yn�cych mu z oczu.
30
Duch dotkn�� jego r�ki i wskaza� mu
dzieci�, zaj�te czytaniem.
Nagle jaki� cz�owiek dziwacznie ubra-
ny ukaza� si� za oknem. U pasa mia� za-
wieszon� siekierk� i prowadzi� za cugle
os�a, ob�adowanego drzewem.
� Ach, to Ali Basza! � zawo�a�
Scrooge w uniesieniu. � M�j dobry, m�j
poczciwy Ali Basza! Poznaj� go, poznaj�!
Raz w wigili� Bo�ego Narodzenia, gdy to
dzieci� siedzia�o tak jak dzi� samotne,
przyszed� je odwiedzi� i zabawi�; ach, jak�e�my si� �mieli, jake�my
krzyczeli!
C� by to by� za widok dla powa�nych kupc�w i bankier�w,
gdyby teraz ujrzeli Scrooge'a, marnuj�cego tyle zapa�u i energii dla
b�ahych wspomnie�! Gdyby us�yszeli, jak �miej�c si� i p�acz�c, wy-
dawa� dziwaczne g�osy, gdyby ujrzeli twarz jego, niezwyk�ym ja�nie-
j�c� blaskiem.
Zbli�y� si� do ksi��ki, kt�r� czyta�o dziwko.
� Tak! � zawo�a�. � Ta sama! �Robinson Kruzoe". Papuga,
widz� j�, zielony korpus, ��ty ogon, czub na g�owie. �Biedny Ro-
binson Kruzoe", krzycza�a, gdy op�yn�wszy w �odzi bezludn� wy-
sp�, wraca� do samotnego mieszkania.
� Ty wiesz � rzek� do ducha. � Papuga Robinsona, ta pa-
puga! A ot� i Pi�taszek! Biegnie w cwa�, aby uj�� �mierci. Ludo-
�ercy! Pr�dzej, pr�dzej! Odwa�nie. Tak, dobrze!
Potem, przeskakuj�c z niezwyk�� sobie- ruchliwo�ci� od jednego
przedmiotu do drugiego, zdj�ty wsp�czuciem dla tamtego siebie,
zawo�a�: �Biedne dzieci�!", i wybuchn�� p�aczem.
� Chcia�bym � rzek� po chwili, otar�szy oczy i k�ad�c r�k� do
kieszeni � chcia�bym, ale to ju� poniewczasie.
� C� takiego? � zapyta� duch.
� Nic, nic! Przypomnia�em sobie dziecko, kt�re wczoraj wie-
czorem za�piewa�o pod moimi drzwiami: ��L kol�da! kol�da!"
Chcia�bym mu co� da�! M�j Bo�e!
31
Duch u�miechn�� si� �zawo, da� mu r�k� znak milczenia i szepn��:
� Ot� inna wigilia Bo�ego Narodzenia.
W okamgnieniu obraz si� zmieni�.
[^crooge ujrza� siebie jako m�odzie�ca; sala szkolna by�a brudniej-
sza i bardziej zaniedbana: ramy okien potrzaskane, na pod�odze le-
�a�y szcz�tki opad�ego z sufitu wapna, po �cianach tu i �wdzie
przebija�y pok�ady trzciny. Tak, tak by�o w istocie. Pozna� to wszy-
stko najdok�adniej i znowu znalaz� siebie w tym ponurym miejscu,
gdy wszyscy inni pojechali sp�dzi� weso�e �wi�ta w domu, w�r�d
rodzina
Teraz nie czyta� � miotany rozpacz� przechadza� si� wzd�u�
sali. Scrooge spojrza� na widmo, potem smutnie potrz�sn�� g�ow�
i zwr�ci� ku drzwiom wzrok pe�en obawy.
Drzwi si� otwar�y. Dziewczynka, znacznie m�odsza od ch�opca
kr���cego po sali, wpad�a jak strza�a, podbieg�a, zarzuci�a mu r�ce na
szyj� i uca�owa�a go kilkakrotnie, wo�aj�c:
� Kochany, drogi braciszku! Przybywam po ciebie, zabra� ci�
do domu! � klaszcz�c w r�ce i zanosz�c si� od �miechu, powtarza-
�a: � Do domu? Do domu! Do domu!
� Panny! Najdro�sza Fanny? Do domu? � szepta� g�osem
dr��cym m�odzieniec.
� Tak, bracie drogi, naprawd� do domu, naprawd�? Papa jest
taki dobry w por�wnaniu z tym, co by�o, �e dom nasz sta� si� rajem!
Pewnego wieczora tak serdecznie ze mn� rozmawia�, �e o�mielona
tym, zapyta�am, czy nie m�g�by� przyjecha� na �wi�ta; odpowiedzia�,
�e i owszem, �e mo�esz, i pos�a� mnie po ciebie. Jeste� ju� m�czy-
zn� � doda�a, patrz�c mu w oczy � nigdy tu nie wr�cisz! A teraz
sp�dzimy razem �wi�ta Bo�ego Narodzenia, najweselsze �wi�ta na
�wiecie!
� Moja droga, moja kochana? Moja opiekunko! � wo�a� roz-
rzewniony ch�opiec.
Ona si� �mia�a i klaska�a w d�onie, potem chcia�a go poca�owa�
w g�ow�, ale nie mog�a dosta� tak wysoko � wi�c znowu si� �mia-
�a, wspi�a si� na palce i dokaza�a swego. Wreszcie poci�gn�a go ku
drzwiom. Szed� za ni�.
32
W sieni da� si� s�ysze�