James Eloisa - Księżna w desperacji
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | James Eloisa - Księżna w desperacji |
Rozszerzenie: |
James Eloisa - Księżna w desperacji PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd James Eloisa - Księżna w desperacji pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. James Eloisa - Księżna w desperacji Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
James Eloisa - Księżna w desperacji Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Strona 1
ELOISA JAMES
Magiezne oezarowanie Droga do marzen
Milosny skandal Poskromienie ksifcia
Niebezpieezny krok Rozkosz za rozkosz
Po prostu milosc
Przewrotny koehanek JULIE ANNE LONG
Pifkna i szpieg
ADRIENNE BASSO Sekret uwodzenia
Grzeszne pragnienia Uroeza i nieznosna
PoSlubic wieehrabiego
Skazany na milosc KARYN MONK
Nami¢tnym szeptem
REXANNE BECNEL Slubna ucieezka
Lfk przed milosciq Wi(!zien milosci
Pogromea sere
MARY JO PUTNEY
CONNIE BROCKWAY Jedwabna tajemniea
Kaprys panny mlodej Milosc szpiega
Ostatni bal Rzeka ognia
Zakoehany msciciel
AMANDA QUICK
NICOLE BYRD Klamstwa w blasku ksifzyea
Niepokorna lady Od drugiego wejrzenia
Nieuehwytny ksiqzf Podst(!p
Uwiesc dzentelmena Rzeka tajemnie
Szkarlatna Wdowa Zlota Orehidea
Zlota dama
JULIA QUINN
JANE FEATHER Magia poealunku
Kusieielka Sekretny pami(!tnik
Wystfpny koehanek Mirandy Cheever
Wyznanie
PEGGY WAIDE
GAELEN FOLEY Ksifzna jednego dnia
Noe grzeehu Pot(!ga uroku
Pan; pozqdania
Ukoehana diabla
Przeklad
TRACY ANNE WARREN
Lekeja milosci Maria Gorna
Milosna pulapka
Milosny fortel
w przygotowaniu
MARY JO PUTNEY
A
AMBER
Strona 2
Wst@1
Listoyad1780
Mt9qtek markiza Wharton i Ma(mes6ury
Mala to pociecha dla panny na wydaniu: wiedziee dokladnie, dlacze-
go si~ nie ma zadnych zalotnik6w. W przypadku lady Roberty St Giles
prawda byla az nadto oczywista - podobnie jak brak staraj~cych si~ 0 jej
r~k~.
Zart rysunkowy przedrukowany w magazynie ,;W~drowiec" przed-
stawial lady Robert~ z wielkim garbem oraz g~stymi brwiami zrosni~-
tymi nad nosem. Obok kl~czal jej ojciec, blagaj~c jakiegos przechodnia,
zeby pom6gl mu znaleze dla c6rki godnego malzonka.
Przynajmniej ten szczeg6l byl prawdziwy. Jej ojciec istotnie padl na
kolana na srodku ulicy w Bath, zupelnie jak na obrazku. Roberta uwaza-
ta, ze okreSlenie "szalony markiz",jakim ochrzczono go w owym czaso-
pismie, zawiera w sobie ziarenko prawdy.
- Chodzi im pewnie 0 malZenstwa wsr6d bliskich krewnych - po-
wicdzial, gdy zacz~la wymachiwae mu gazet~ przed nosem. - Pewnie
11Iysl~,ze na skutek malZenstw wewn~trz rodu masz jakieS fizyczne
1I1omnosci. Ciekawe zalozenie. A moglabys przeciez, na przyklad, cier-
pice najaqs niebezpieczn~ chorob~ psychiczn~ albo ...
- Alez, papo! - j~kn~la Roberta. - Nie mozesz od nich zaz~dae, zeby
wydrukowali przeprosiny? Kto mnie teraz zechce za zon~? Nie jestem
przccicz kaleq.
- Skqdze, P~czuszku, jesteS przeSliczna. - Ojciec sci~gnql brwi
w ~~I~:hokimnamysle. - Napisz~ pean ku czci twojej urody i posl~ go do
druku w ,;W~drowcu". Wyjasni~ im przy okazji, dlaczego wtedy w Bath
Strona 3
dalem si~ tak ponieSc emocjom, i zal<!cz~slowko 0 wybrykach roinych obrazliwego rysunku, ktory przez dlugie miesi<!ce zdobil szyb~ wysta-
niepoprawnych bezwstydnikow!
wow<!domu wydawniczego Humphreya.
Owszem, w magazynie ,,w~drowiec" wydrukowano osiemsetosiem- A skoro markiz odmawial ponownego wyjazdu do miasta, gdzie tak
nastowersowy poemat markiza, w ktorym ten rzucal gromy na glow~ pohanbiono jego cork~ - ,,]eszcze mi za to podzi~kujesz", mrukn<!l nie-
niegodziwego galgana, ktory osmielil si~ w bialy dzien znienacka skrasc jasno - lady Roberta St Giles odkryla z przykrosci<!, ie powoli zmierza
Robercie calusa na srodku ulicy. Niestety, do wiersza znowu dol<!czono ku wyj<!tkowo nieciekawemu etapowi iycia, znanemu powszechnie jako
ow<!niepochlebn<! rycin~, a posrod uniesien markiza na temat niebez- staropanienstwo.
pieczenstw czyhaj<!cych na niewinne panny na ulicach Bath gin<!lzupel- Min~ly dwa lata. Co kilka miesi~cy Robert~ nawiedzala mysl 0 przy-
nie taki oto opis jego corki:
szloSci, ktoq niechybnie przxjdzie jej sp~dzic na przepisywaniu i archi-
,,]ej swobodnej elegancji
wizowaniu wierszy ojca oraz ukladaniu w kolejnosci alfabetycznej od-
Zazdroszcz<! nawet pIoche Graeye
mownych listow od wydawcow na uiytek przyszlych biografow markiza.
o bujnym lonie. Podziwiaj, swiecie, W takich chwilach rodzil si~w niej bunt. Na proino jednak przekonywala,
Robert~, markizajedyne dZieci~!"
blagala i plakala. Nie pomogla nawet grozba spalenia wszystkich poema-
Na proino Roberta podkreSlala, ie "swobodna elegancja" niewie- tow, jakie znajdowaly si~ w domu. Dopiero gdy wrzucila do ognia kopi~
Ie mowi 0 ksztalcie jej plecow, natomiast sformulowanie "bujne lono" ody Do budyniu, ktory ugotowala mi Mary, ojciec zrozumial powag~ sytuacji.
moie sugerowac, ie jest t~ga.
I jedynie szantai przy uiyciu ostatniego zachowanego egzemplarza
- Wszystko, co konieczne, zostalo tu powiedziane - odparl ze spo- wiersza 0 budyniu spowodowal, ie ojciec zgodzil si~ zabrac j<! na bal
kojem markiz. - Kaidy rozumny czlowiek domysli si~ natychmiast, ie noworoczny wyprawiany przez lady Cholmondelay.
masz wyboTll<!figur~, szlachetne rysy twarzy i odpowiedni posag, ie nie - B~dziemy musieli si~ tam zatrzymac na noc - burkn<!l z niezado-
wspomn~ otym, co dostaniesz po mojej smierci. Zobacz, zawarlem tu woleniem, wysuwaj<!c doln<!warg~.
inteligentn<! wzmiank~ 0 twojej przyszlej spuSciznie. - Pojedziemy sami - powiedziala Roberta. - Bez pani Grope.
Roberta dostrzegla jedynie wzmiank~ 0 tym, ie dostanie w wianie - Bez pani Grope! - Markiz jui otwieral usta, by rozpocz<!c peln<!
jablon.
ohurzenia tyrad~, lecz ...
- To ze wzgl~du na rymy. - Ojciec wydawal si~ lekko poirytowany. - Papo, chyba chodzi 0 to, ieby wreszcie ktos zwrocil na mnie uwa-
- Nie ma zbyt wielu slow, ktore rymuj<! si~ z wianem, wi~c musialem ~<;, prawda? Pani Grope na pewno Sci<!gn~labyna siebie wszystkie spoj-
zrymowac "wiana" i ,jablonie". Ale to chyba oczywiste, ie jablon jest rzcnia.
metafoq.
- Hm.
Widz<!c, ie Roberta nic nie rozumie, wyjasnil ze zniecierpliwie- - B~d~ tei potrzebowala nowej sukni.
memo
- Doskonaly pomysl. Bylem ostatnio we wsi i widzialem,jakjedno
- ] ablon oznacza nasz maj<!tekWharton i Malmesbury, a jak ci wia- z dzicci pani ParthneII biega po podworzu sinoblade z zimna. Przyda jej
domo, mamy przeciei co najmniej jedenascie jablonek. Maj<!tek odzie- si~'jakis zarobek.
dziczy wprawdzie moj bratanek, ale sady nie s<!jego cz~sci<!,wi~c przy- Roberta nie zd<!iyla zaprotestowac, bo markiz uciszyl j<!, unosz<!c
padn<!tobie.
W ~()]'<;dlon.
Moiliwe, ie jaeys inteligentni dientelmeni wydedukowali z poema- .~ Mam szczeq nadziej~, ie nie zamowisz sukienki u innej krawco-
tu markiza, ii jego corka posiada zgrabn<! figur~ oraz jedenascie jabloni, wt'j. Potnysl tylko 0 biednej pani ParthneII ijej osmiorgu dzieciach.
ale iaden z nich nie pofatygowal si~ do Wiltshire, ieby przekonac si~ Wlasnie mysl« - powiedziala Roberta - 0 jej nieudanych gorse-
o tyro na wlasne oczy. NiewykIuczone,ie mial na to wplyw oryginal lildl.
Strona 4
Na to ojciec zmarszczyl gniewnie czolo, mial bowiem wyrobione - Pani Grope jest wspanial:j, kobiet:j" ktora zyczliwie przyjmuje moje
zdanie 0 plochej naturze mody, a przy tym staral si~ wspierae finansowo uwielbienie! - rykn:j,l. - Nie gorsza z niej ladacznica niz z mojej wlasnej
mieszkancow wsi, chociazby kupuj:j,c ich niezbyt udane wyroby. corki, ktora jest skarbem moich oczu!
Niestety, bal noworoczny nie przysporzyl Robercie zalotnikow. Tlum gosci, co bylo do przewidzenia, zwrocil si~ ku Robercie, wy-
Papa nie zgodzil si~ zostawie pani Grope w domu, twierdz:j,C, ze to patruj:j,c u niej oznak zepsucia. Byl to pierwszy przejaw zainteresowania,
sprawiloby jej ogromn:j, przykrose. Totez Roberta sp~dzila wieczor, pa- jaki okazano jej od pocz:j,tku balu. Przerazona uciekla do lazienki.
trz:j,c,jak inni gOSciechichocz:j, na widok slynnej kurtyzany. Nikogo nie Sp~dziwszy tam z pol godziny, Roberta podj~la kilka waznych decyzji.
interesowalo, czy corka "szalonego markiza" ma plecy proste czy garba- Po pierwsze, dose juz miala upokorzen. Musi znaleie m~za, ktory nigdy,
te; 0, nie - wszyscy zaj~ci byli ogl:j,daniem metresy "szalonego marki- przenigdy nie zrobi z siebie przedstawienia i nie przyniesie swoim najbliz-
za". Gospodyni byla oburzona, ze markiz osmielil si~ przyprowadzie na szym wstydu przed ludimi. I nie b~dzie mial najmniejszego poj~cia 0 poe-
jej bal swoj:j,kochanic~, wi~c ani myslala tracie czasu na przedstawianie zji. Po drugie,jedyn:j, szans:j,na zdobycie takiego m~za byl samodzielnywy-
jego corki kawalerom. jazd do Londynu, bez ojca i pani Grope. Po prostu pojedzie tam, wybierze
Roberta siedziala w qcie i patrzyla, jak ojciec tanczy z pani:j, Grope. odpowiedniego dzentelmena i skloni go, by j:j,poslubil. Jakos tego dokona.
Wymyslna fryzura kobiety udekorowana byla wst:j,zkami, piorami, kwia- Wrocila na swoje miejsce w qciku i z nowym zapalem zacz~la si~
tami i klejnotami, calose zas wienczyl ptak wykonany z papierowej masy. przygl:j,dae zebranym w poszukiwaniu stosownego kandydata.
Roberta uznala to za wystarczaj:j,CYpowod, by udawae, ze nie zna wlasne- - Kimjest tamten pan? - zapytala przechodz:j,cego obok lokaja, kto-
go rodzica; ilekroe upierzona glowa kierowala si~w jej stron~, oddalala si~ ry przez caly wieczor rzucal jej wspokzuj:j,ce spojrzenia.
szybkim krokiem. Odwiedzila toalet~ juz tyle razy, ze na pewno pozostali - Ktory, prosz~ panienki? - Lokaj mial sympatyczny usmiech i mi-
gOSciepodejrzewali, iz cierpi na jaqs kobieq przypadlose. 1I<;,jakbysw~dziala go glowa pod peruk:j,.
Wreszcie okolo godziny jedenastej jakis dzentelmen poprosil j:j, do - Ten w zielonym fraku. - Nazwanie fraka po prostu zielonym nie
tanca. Niestety, okazal si~ kapelanem lady Cholmondelay i cala rozmo- ()(Idawalo mu sprawiedliwosci. Mial barw~ najbledszej zieleni swiezych
wa w tancu ograniczyla si~ do jego zagmatwanego wykladu na temat listkow, a zdobily go czarne haftowane kwiaty. Bylo to najpi~kniejsze,
znanych wszetecznic. Chyba porownywal pani:j, Grope do Marii Mag- 11;~jbardziejwyszukane ubranie, jakie Roberta w zyciu widziala. M~z-
daleny, ale Roberta nie do konca rozumiala, 0 co mu chodzi, bo figury lzyzna ubrany w ten oryginalny stroj byl wysokiego wzrostu i poruszal
w tancu wymagaly, by partnerzy wci:j,z si~ rozdzielali. .si~' z niedbal:j, gracj:j,.W odroznieniu od innych, ktorzy wlasnie pocili
Tak si~ niefortunnie zlozylo, ze pastor wlasnie szczegolowo wyli- ~;I~'lIa parkiecie, nie nosil peruki. Mial zmierzwione czarne wlosy prze-
czal grzechy ladacznic, gdy akurat naprzeciwko nich znaleili si~ markiz lll'icione kilkoma olsniewaj:j,co bialymi pasmami siwizny i zwi:j,zane na
i pani Grope. LIIlu bladozielon::t aksamitk:j,. Byla w tym niebezpieczna mieszanina
- Dobrze wiem, kogo masz na mysli, mlokosie! Pani Grope niejest 111111 szalancj i oraz wyrafinowanego smaku.
zadn:j,ladaczniq! - wykrzykn:j,l markiz. 1,( )k:~jwr~czyl Robercie szklank~ z napojem, by nikt nie zauwazyl,
N a prozno zdruzgotana Roberta usilowala odci:j,gn:j,e kapelana 'II' I(lzillawia z goSciem.
w przeciwnym kierunku. Maly pulchny czlowieczek, zaperzony jak ko- 'Ill Jego Wysokose, ksi:j,z~Villiers. Szachista. Nie slyszala panienka
gucik, ani drgn:j,l. Wyprostowal si~ dumnie i wyglosil ripost~. 'I 11111 i?
- Powinien pan zastanowie si~ nad moimi slowami albo biada two- I'okn,'cila glow:j" bioqc zjego qk szklank~.
jej wiecznej duszy! M{IWi:t, ze jest najlepszym graczem w calej Anglii - powiedzial
Goscie bawi:j,cy si~ w poblizu przestali tanczye, pojmuj:j,c, ze czeka I, ,1..,,,. 1I;\("hyI:U:j,c
si~ ku niej. - Lady Cholmondelay uwaza,jest doskona-
ich ciekawy spektakl. Markiz nie rozczarowal publicznosci. Iv. I'l (1';I'~'III i wybaczye smialose - powiedzial z usmieszkiem.
Strona 5
Roberta parskn~la smiechem. przez poet~. Tak wi~c nie miala wqtpliwosci, co w tej chwili odczuwa:
- Przyglqdalem si~ panience caly wieczor - mowil dalej lokaj. pozqdanie. Strofy ojca na ten temat, majaczqce gdzies w jej pami~ci, po-
- Siedzi panienka tylko w kqcie i podryguje nogami. Urzqdzilismy so- twierdzaly wst~pnq diagnoz~.
bie wlasny bal w pokojach dla sluzby, a tu panienki chyba nik~ nie zna. Villiers wstal i uniosl palcami jej podbrodek.
Moze pojdzie panienka ze mnq i potanczy troch~? - Coz za olsniewajqGq pi~knosc mozna znaleic w tej zat~chlej norze
- 0, nie! Ktos moglby ... - Rozejrzala si~ wokolo. Sala byla wypel- dla sluzby.
niona po brzegi roztanczonymi, rozbawionymi goscmi. Nikt nie zwracal Robert~ przeszyl dreszcz tryumfu. On najwyrainiej nie uwazal,
na niq uwagi, a przez ostatniq godzin~ nikt si~ do niej nawet nie odezwal. ieby miala zrosni~te brwi albo garb.
Papa znowu gdzieS zniknql z paniq Grope, zadowalajqc si~ myslq, ze corka - Eee - zajqkn~la si~, zastanawiajqc si~, co by tu powiedziec. Nie
"poluje na grubego zwierza", jak to ujql w powozie, gdy jechali na bal. wypadalo przeciez zaczynac rozmowy od oswiadczyn.
- Tam wsrod sluzby nikt si~ nie zorientuje, ze panienka jest szla- - Rude loki - powiedzial rozmarzonym glosem. - Wysokie, pi~knie
chetnie urodzona. Nie w takiej sukni. B~dq myslec, ze jest panienka po- zarysowane brwi, lekko skosne oczy. Dolna warga czerwona jak rubin.
kojowkqjakiejs damy. No i przynajmniej sobie panienka dzis zatanczy! Pi~kny temat na akwarel~.
- Dobrze - szepn~la. Ten beznami~tny przeglqd lekko zirytowal Robert~; czula si~ jak
I oto po raz pierwszy tego wieczoru mlodziency z uklonem prosili kon wystawiany na sprzedai.
jq do tanca. Wymyslila sobie pop~dliwq paniq i swietnie si~ bawila, opi- - Wolalabym nie byc rozmazanq plamq. Nie stac pana na farby olej-
sujqc udr~ki, Jakie musi przechodzic, pomagajqc jej podczas porannej ne?
toalety. Dwa razy zatanczyla ze "swoim" lcikajem, a potem jeszcze ko- Uniosl brew:
lejno z trzema innymi. Wreszcie uznala, ze istnieje pewne prawdopodo- - Oho, nie widz~ fartucha sluzqcej i slysz~ glos damy. Czyzbym si~
bienstwo, iz ojciec zauwazyljej nieobecnosc, wi~c udala si~ z powrotem pomylil?
w kierunku sali balowej. - Wlasnie wracam na sal~ balowq, gdzie pozostawilam rodzin~.
Po drodze doszla do wniosku, iz rownie prawdopodobne jest, ie lego wzrok przesliznql si~ po nieciekawym koronkowym gorsie jej
ojciec 0 niej zapomnial i bez niej wrocil na nocleg do gospody. slIkni, ktora wyglqdala,jakby Roberta samajq uszyla.
Pognala biegiem korytarzem. Pchn~la z calej sily drzwi oddzielajqce Opuscil r~k~.
pomieszczenia dla sluiby i ... wpadla prosto na ksi~cia Villiers, przewra- - To czyni paniq jeszcze pon~tniejszq, a przy tymzakazany owoc
cajqc go na ziemi~. ~awsze najbardziej smakuje. Zubozala szlachcianka. Uwi6dlbym paniq
Spojrzal na niq z podlogi oczyma chlodnymi jak wiosenny deszcz Ill'~ wahania, gdyby posiadala pani chocby maly majqteczek. Tymcza-
i odezwal si~ leniwym, ochryplym glosem, od ktorego Robercie prze- ~l'IlI, moja droga, nawet ja miewam czasami nikle przeplyski moralno-
szly ciarki po plecach. NCi. Thkie, mozna powiedziec, drobne slabostki.
- Kamerdyner powinien ci~ nauczyc odpowiedniego zachowania. - Domysly bywajq falszywe - odpowiedziala. Miala na mysli jego
Splon~la rumiencem i dygn~la, oszolomiona, tak wielkie wraze- ~,;\lllZCnic,ze jest uboga, choc w tym stroju nikt nie wziqlby jej za bogatq
nie zrobil na niej m~ski urok, zapadni~te policzki i cyniczne spojrzenie II~it'dziczk~. Villiers jednak zrozumial jq inaczej.
ksi~cia. Byl calkowitym przeciwienstwem jej ojca. Nie bylo w nim ani ~ Prawda, moglaby pani nie dac si~ uwieSc. Zdradz~ pani jednak
troch~ sentymentalnego roztkliwienia. Taki m~zczyzna nigdy nie stanie llllkrt't lI1ojego powodzenia u kobiet - zupelnie za darmo, bo i tak nie
si~ p?smiewiskiem. llllllillhy pani czym zaplacic.
Zycie u boku ojca nauczylo jq, ie musi umiec jasno okreSlac swoje l :~l'kala, notujqc w pami~ci polysk zielone 0 fraka i doskonalosc
emocje, jeSli nie chce, by zostaly one rozlozone na czynniki pierwsze fWldll'WIIl:j fryzury. _....
~\-\OTEkA
Strona 6
- Zupelnie nie dbam 0 to, czy bt(dt( paniq mial, czy tez nie. bryku. Nie ma sensu, zebym pisal w tej sprawie kolejny wiersz. Nawet
- Nie bt(dzie mnie pan zatem mial - odparla urazona - bo ja row- sila mojego talentu nic tutaj nie pomoze.
niez 0 pana nie dbam. Gniew markiza oslabl dopiero po napisaniu czterystu wersow pit(-
- W takim razie oddalam sl<;natychmiast. ciozgloskowcem, w ktorym to poemacie zrymowal "zmijt(" z "corq",
Gdy sit( przed niq sldonil, poly jego fraka rozlozyly sit( w idealne co nie jest, dodajmy, rzeCZqlatwq.
faldy. Nie na darmo Roberta byla corq mistrza slow: Slowo "bladozie- Zmijowatacorka zas pocieszala sit(jedynie myslq 0 tym, ze zostanie
lony" nie oddawalo w pelnipit(knej barwy jego stroju:jedwabna materia ksit(znq Villiers, bt(dzie kupowae stroje z seledynowego jedwabiu i do
fraka bylaseledynowa, miala kolor mlodych listkow: A czarny haft, wi- koflCa zycia nikt nie zmusijej, aby sluchala wierszy.
dziany z bliska, wydawal sit( raczej ciemnojeiynowy. Zarzqdzila, ze do Londynu pojedzie drugim co do okazalosci ojcow-
To zestawienie barw zaparlo jej dech w piersiach i sprawilo, ze cal- skim powozem. Zabrala jednq ze sluzqcych, walizkt( wypelnionq szka-
kowicie zmienila zdanie. Uczucie, ktorego doznala, musialo bye znacz- radzienstwami spod igly pani Parthnell, niewielq sumt( pienit(dzy oraz
nie glt(bsze niz przelotne pozqdanie.· wiersz ojca - jedyny list polecajqcy, jaki raczyl dla niej napisae - i odje-
To hie zqdza, lecz milose. Po raz pierwszy w zyciu ... Roberta byla chala.
zakochana. _ Ach, nowy wspanialy swiat! - szepnt(la sarna do siebie. I zaraz
Zakochana! zmarszczyla nos. Zadnej literatury. Ksiqzt( Villiers prawdopodobnie ni-
- Jadt( do Londynu - oznajmila ojcu, gdy wrocili do domu. - Wzy- ~dy nie slyszal 0 poecie, ktory nazywal sit(John Donne i najpewniej nie
wa mnie tam serce spt(tane okowami milosci. - C~oe zazwycz~ Roberta lImialby odroznie dystychu od kupletu.
nie wypowiadala sit( waz tak gornolotnym tonie, uznala, ze cytowanie Slowem, byl idealem.
ojcowskich wierszy pomoze zmit(kczye jego opor.
- Nic z tego! - sprzeciwil sit( markiz, nie zwazajqc na poczynione
przez niq literackie odniesienia.- Nie zamierzam znowu ...
- Sarna - ucit(la.- Bez ciebie i bez pani Grope.
- Wykluczone!
Tak spierali sit( moze przez miesiqc, dopoki pocztq nie przyszedl
marcowy numer ,;W-t(drowca".
Nowa rycina niewiele roznila sit( od tej sprzed dwoch lat. Roberta
. wciqz miala garb i krzaczaste brwi. Tym razem klt(czala przed mt(zczy-
Zhq w liberii, przypuszczalnie blagajqc lokaja, by pojql ja za zont(. "Jaki
ojciec, taka corka" - glosil pod pis pod obrazkiem. "Zawsze nam sit( wy-
dawalo, ze to dziedziczne".
Roberta nie miala wqtpliwosci, ze pismo rozchodzi sit( w oficynie
wydawniczej Humphreyajakswieze buleczki.
- To nie moja wina! - wykrzyknql markiz, gdy tylko pojql aluzjt(.
- Wiesz przeciez, ze sluzba cZt(sto sprzed~e plotki tym szmadawcom!
Jak moglas 0 tym zapomniee, skoro ja i pani Grope tak cZt(sto goscimy
na lamach "Miasta i Wsi". Ktos musial sit( nieile dorobie na twoim wy-
Strona 7
10 kwietnia 1783
Rezytfen9a Beaumont6w, Kensington, Lontfyn
W Paryiu zam~zna kobieta musi miec kochanka, inaczej jest nikim
w towarzystwie. Dw6ch czasem takZe uchodzi. - Drzwi do bawialni ot-
worzyly si~ gwaltownie, ale mloda kobieta, siedz'lca tylem do wejkia,
zdawala si~ tego nie zauwaiac.
- Dw6ch? - zdziwil si~ szykownie ubrany mlody m~zczyzna.
Szcz~kiarze z tych Francuz6vv. A wydawali mi si~ wiecznie ze wszyst-
kil'go niezadowoleni, kiedy tam ostatnio bylem. To pewnie syndrom
n lzkapryszonego bogacza, kt6ry dostaje do wyboru trzy desery po ko-
I.Hji.
- Trzech kochank6w uwaia si~ juz za przesad~ - odparla kobieta.
( :hoc znam osoby, kt6re uznaj'l t~ liczb~ raczej za przywilej niz za brak
IIl1liaru.
Zasmiala si~ niskim, zmyslowym smiechem, kt6ry wzbudzal przy-
1I'IIIIIe wibracje w m~skiej piersi oral... nieco niiej. Ten smiech wiele
1I11'IWiI 0 jcj zdolnosci radzenia sobie bez klopot6w z jednym - czy na-
WI" 'I trzcma - Francuzami.
M;,z damy wszedl do pokoju i zamkn'll za sob'l drzwi.
Mlodzieniec zerkn'll na niego, a potem wstal i uklonil si~ bez zbyt-
pi lspicchu.
IIh'I1.11
Was~a Wysokosc.
Mihmlzic. - Ksi'lz~ Beaumont odwzajemnil uklon.
Iliid ( :orhin byl dzentelmenem w guscie Jemmy: elegancki, pew-
l1y ~h'hll' i zlJacznie bardziej inteligentny, nii przyznawal. Swietnie
Strona 8
sprawdzilby si~ w parlamencie, gdyby tylko zechcial znizyc si~ do wyko- wanq w niezapominajki. Gorset otulal ksztaltne piersi i szczuplq tali~,
nywania czynnoSci, kt6re mialy cos wsp6lnego z praq. dalej material unosil si~ na wydatnych bocznych tiurniurach.
Szwagier ksi~cia, hrabia GryffYn, wstal r6wniez i sklonil si~ nied- Na zdrowy rozsqdek, pomyslal Elijah, krynoliny, kt6re tak calkowi-
bale. cie zakrywaly krqglosci kobiecych bioder, powinny wzbudzac w m~z-
- Do uslug, GryfiYn. - Ksiqz~ znowu zgiql si~ w uklonie. czyznach odraz~. Ajednak musial przyznac, ie taki ksztalt sukni tylko
- Beaumont, usiqdzze z nami. - Zona patrzyla na niego z wyrazem pobudzal wyobrazni~, sklanial do r6znych dalszych domysl6w, co do
najszczerszej sympatii. - Jak milo ci~ widziec. Czyzby Izba Lord6w nie zgrabnych ud - i calej reszty.
miala dzis posiedzenia? - Takie rozmowy malZonkowie toczyli od osmiu Jemma wyciqgn~la do niego r~k~; Elijah zawahal si~ przez moment,
lat: peine raczej subte1nych przytyk6w niz jawnych emocji. zanim uscisnql jej dlon. Usmiechn~la si~ do niego jak matka zyczliwie
- Owszem, posiedzenie jest w toku, ale pomyslalem, ze zostan~ karqca chlopczyka, kt6ry nie chce umyc uszu.
yv domu, zeby sp~dzic z tobq troch~ czasu. W koncu dopiero niedawno _ Tak si~ ciesz~, Beaumont, ze sp~dzisz z nami ten poranek. Choc
wr6cilas z Paryza. - Ksiqz~ usmiechnql si~ nieszczerze. wierz~, ie ci dwaj diente1meni m;yq gust bez zarzutu - tu obdarzyla
- I juz za nim t~skni~. - Jemma westchn~la gl~boko. - To cudow- Corbina olSniewajqcym usmiechem - to jednak najbardziej liczy si~
nie, ze jesteS w domu, kochanie. - Nachylila si~ i dotkn~la dloni m~za zdanie m~za. Slowo daj~, od tak dawna nie czulam, ie mam m~ia, ie
zlozonym wachlarzem. - Czekam akurat na Harriet, ksi~zn~ Berrow; jest w tym nawet pewna nowosc! Pewnie zanudz~ ci~ na smierc, pytajqc
kt6ra ma mnie dzis odwiedzic. Potem mozemy zastanowic si~ nad de- o zdanie w sprawie wyboru wstqzek.
koracjq stolu najutrzejsze przyj~cie. Gdyby ta sytuacja miala miejsce dawniej, na poczqtku ich malien-
- Fowle wlasnie mnie poinformowal, ze urzqdzamy bal. - Ksiqz~ stwa, Elijahjuz by si~ zirytowal. Ale byl weteranem, zaprawionym w bo-
(kt6ry nosil godne imi~ Elijah, ale bylby urazony, gdyby ktokolwiek tak .iach po latach potyczek w parlamencie, gdzie gra toczyla si~ 0 znacznie
si~ do niego zwr6cil) m6wil tonem zupeinie spokojnym. wYZSZqstawk~ nii wstqiki i tym podobne blahostki.
Lata parlamentarnych potyczek okazq si~ teraz przydatne, pomyslal. _ Sw6j obowiqzek, co do wstqiek, mog~ spokojnie scedowac na
Prawd~ m6wiqc, mial konkretny pow6d, zeby zostac dzisi;y w domu. ( :orbina. Jestem pewien, ie swietnie si~ spisze.
Musial dobic targu z zonq i sklonic jq do opanowania towarzyskich eks- ()bserwujqc Corbina qtem oka, zauwaiyl, ze ten bez jednego
trawagancji. A nie osiqgnie tego ce1u,jesli da si~ ponieSc emocjom. Wciqz IlIl'Ilglli~cia przyjql fakt, ii ksiqi~ wlasnie odde1egowal go do pelnienia
jeszcze dobrze pami~tal,jak zazarcie si~ kl6cili na poczqtku malZenstwa. ~woich m~iowskich obowiqzk6w Moie on zajmie si~ Jemmq na tyle,
- A niech to, nie m6w mi, ze zapomnialam ci~ 0 tym uprzedzic! "I-hy lIie wywolala zbytwie1u towarzyskich skandali przed zamkni~ciem
Wiem, ze to troch~ szalony pomysl, ale planowanie tego przyj~cia po- ~1'''llllI1parlamentarnego. Gwaltownie odwr6cil si~ w stron~ drzwi, po-
moglo mi przetrwac nud~ podr6zy. II ytllwallY naglym odkryciem, ie uroda iony wywiera na nim znacznie
Ksi~zna wyglqdala na skruszonq i prawdopodobnie rzeczywiscie za- wI\'ks,,(' wraienie tu, w jego wlasnym domu, nii podczas dawnych wi-
lowala swojego niedopatrzenia. Ich malZenski uklad wymagal, ieby przy ~yl w I'aryzu.
innych ludziach byli dla siebie nawz;yem uprzejmi i iyczliwi, rzadko 1111 (',,<,'scibylo tak dlatego, ie J emma nie u pudrowala wlos6w. Do-
mie1i okazj~ przebywac sam na sam. \1111'wicd"iala, ie lsnienie starego zlota przyciqga spojrzenia bardziej niz
- Przeciez wlasnie ci to powiedzial- wtqcil si~jej brat. - M usisz si~ \HIIh'r. ,I till tego lepiej podkreSla bl~kitjej oczu. To tylko dlatego, zejest
przyzwyczaic, siostrzyczko, ie jui nie mieszkasz sarna. J"~ll.,llilil tlllmaczyl sobie - jej uroda tak go drazni. A moie irytuje go
- Doprawdy, zachowalam si~ okropnie. - Ksi~zna, przepraszajqc, htl~I'1 III lIil'zwykle opanowanie? Kiedy si~ pobrali, nie byla bez wad.
poderwala si~ z fote1a, co sprawilo, ie jedwabne halki zawirowaly wok61 I~III~WN'/ystkowydawalo mu si~ w niej idealne: od r6ianej barwy ust
jej kostek. Miala na sobie bladobl~kitnq sukni~a lafranfaise, calq hafto- ~Il dOWl'I!,III'llwagi.
Strona 9
Wpatrywala si~ w niego i poslala mu kolejny przeuroczy usmiech.
J emma zerkn~la do sali balowej przez uchylone drzwi, a potem 1'0-
- Doprawdy,jedno serce w nas bije, Beaumont - powiedziala.
zdmiala si~ i otworzyla je szeroko.
- W takim razie - wtqcil znowu jej brat - dziwi mnie, ie tyle czasu
- Przepi~knie to wygl~da, Caro! J esteS genialna, po prostu genialna,
sp~dziliscie z dala od siebie. A teraz, choe nie chcialbym przerywae tej wzru-
jak zawsze! ... ,
sz~~cej rozmowy dwojga kochaj~cych si~ malionkow - co jest tak rzadkie
Corbin szybko ruszyl za Jemm~, wi~c EIUah przytrzymal lokiec
w tych zdeprawowanych czasach, wszyscy chyba to przyznaj~ _ czy moiesz
szwagra.
nam wreszcie pokazae t~ przekl~t~ dekoracj~, Jemmo? Jestem umowiony
- Kto to, u licha,jest Caro?
na Bond Street, a ta ksi~ina, twoja przyjaciolka, chyba si~ tu nie pojawi.
- Piekielnie inteligentna niewiasta - odrzekl Gryff)rn. - Asystent-
- Dekoracja powinna bye w pokoju obok, jeSli Caro jui wszystko
ka Jemmy. Jest u niej jui od czterech czy pi~ciu lat. Nie sp~tkaleS jej
przygotowala. Konczyla cas jeszcze, kiedy przyszliscie.
jeszcze? - Widz~c, ie ksi~i~ wzrusza ramionami, dodal koleJne szcze-
Elijah powstrzymal si~ od zapytania, kim jest Caro. Jemma mowila
dalej: goly: - Jest odpowiedzialna za planowanie wszystkic~ ~ksc~s6w Je~~y.
- Dfam jej bez zastrzeien. Ma najbardziej wykwintny gust ze
Moinaje nazwae wsp6lniczkami skandalu. P~zy~ot~J Sl~ ",:"1~C
n.a,o~sm~-
waj~ce czy tei moie raczej szokuj~ce doznama. Smlem twlerdzlC, ze.m~
wszystkich kobiet, Jakie znam. No, moie z wyj~tkiem Jej Krolewskiej
Mosci, Marii Antoniny. ht;dziesz zachwycony. Ale nie spodziewald si~ chyba, ie J emma zmlem
si<;nagle w przykladn~ malionk~, co? . .
Elijah spojrzal na ni~ spod oka, z min~ mowi~q wyrainie, co s~dzi
- Mamjedynie nadziej~, ie nie zrujnuje mi kariery - odpowledzlal
o osobach, ktore mog~ si~ pochwalie blisk~ znajomoSci~ z francus~ ro-
dzin~ krolews~. I\Iijah. - Czy ta asystentka zajmuje si~ zawodowo wywolywaniem towa-
rzyskich skandali?
- Chodimy obejrzee t~ dekoracj~, panowie. - Zwrocil si~ do Cor- - Jakjui powiedzialem, nie s~dz~ by ci si~ spodobala. .
bina i Gryff)rna. - Moja iona dyktowala mod~ w Paryiu. Nigdy nie zdo-
Stan~li w drzwiach. Gryff)rn otwarlje szerzej i odsun~l Sl~na bok.
lam zapomniee balu maskowego, ktory zorganizowala w roku siedem-
- Tak, to dla niej typowe.
dziesi~tym dziewi~tym.
Elijah wszedl do srodka i stan~ljak wryty.
- Byles tam? - zapytala zdumionaJemma. - D~~ slowo, ie zupel-
", Niech to szlag - j~kn~L
nie zapomnialam. - Znow uderzyla go delikatnie w rami~ wachlarzem.
No, coi. Lepsze to nii tamci satyrowie. Nie ma chociai ogona
- Teraz mi si~ przypomnialo. Wszyscy panowie poprzebierali si~ za sa-
~Hllwaiyl Gryffyn. . .
tyrow, to byla doskonala zabawa! A ty caly w czerni i bieli, jak najpraw-
I'atrz'lc na wystroj pomieszczenia, Elijah czul, jak powoh tracI nad
. dziwszy parlamentarny pingwin.
Illlhqpallowanie. Olbrzymi mahoniowy st61, stoj~cy zazwyczaj w jadal-
Beaumont pusciljej dlon, ieby znowu zloiye uklon.
Ill. wstal przesuni~ty na srodek sali balowej. Nie bylo na nimj:dnak za-
- Niestety, nie najlepiej si~ prezentuj~ z ogonem satyra.
Ill1lWy, a jl'dynie wielka roiowa muszla, chyba gliniana. Wsz~dZ1ewokolo
Pomyslal, ie tylki Francuzow tei wygl~daly fatalnie, lecz nie powie-
dzial tego na glos. l'lI~'"YI"I;1()p'lczki roi. Girlandy kwiatow zwieszaly si~.ai .ku p~dlodze.
I:(Il1lh"tall:,l oslupialy obokJemmy, ktora zachwycala Sl~,ze kwlaty wy-
Ksi~ina westchn~la z ubolewaniem.
1114d~lqjakprawdziwe. ,..,
- Obaj czlonkowie mojej rodziny odmowili udzialu w tej zabawie. I Ie Illuszclki! - zawolala. - Przeszlas sam~ sleble, Caro.
Typowi Anglicy, tacy nad~ci, tacy ...
AI,,, r:t.('czjasna, nie 0 to chodzilo. .
- Tacy ubrani - dokonczyl Gryff)rn. - Odsloni~to tam nogi, kt6re
'Ib lIit' sztllczne kwiaty warte setki funt6w sprawily, ie serce nagle
nigdy nie powinny ujrzee swiada dziennego. Wci~i nie mog~ zapomniee
'lu,,,,I,, dllllllie I11U w piersi. To nie wielka muszla a~i n~wet ~erly, ~o
s~katych kolan hrabiego d'Auvergne.
hyty IIUlI ,jt-szcze perly, cale ich sznury. B6g jeden Wle, ze maHc takie
Strona 10
mn6stwo. pieni~dzy, magI oplacie wszelkie ekstrawagancje, na jakie tyl- - Sarna si~ przedstawi~ - powiedziala. - Kuzynka spodziewa si~
~o JemmIe ~rzyszla?y ochota. Ale najcenniejszym bogactwem,jakie po- mojego przyjazdu.
sladal, byly jego pohtyczne wplywy, starannie piel~gnowane i rozwaznie Skin'll glow'l i wycofal si~ za drzwi.
wykorzystywane.
To jej si~ calkiem nieile udalo, bioqc pod uwag~ fakt, ze kuzynka
.Umacnial je dzien po dniu. Mial opini~ czlowieka dynamicznego, wcale jej nie oczekiwala. Prawd~ m6wi'lc, ksi~zna Beaumont prawdopo-
ale I ro~s'ldne~o. Przez ostatnich osiem lat, kiedy jego zona mieszkala dobnie nawet nie zdawala sobie sprawy z jej istnienia.
w Paryzu, :adztl s~bie bez tego wsparcia,jakie wielu innych otrzymywa- Ksi~:lna byla znacznie pi~kniejsza w naturze niz na rycinach w rna-
10 od sWOlch malz~n~k urz'ldzaj'lcych przyj~cia lub prowadz'lcych ot- gazynie "Miasto i Wid". Wlosy miala upi~te w karkolomn'l konstrukcj~
wart~ salon! Stal ~l~jednym.z najbardziej licz'lcych si~ czlonk6w Izby z drobnych loczk6w, a jej str6j byl przecudny. Wlasciwie przypominala
Lor~ovv; oSI'l~'ll j.ed~o. z najbardziej prestizowych stanowisk w pan- troch~ rnatk~ Roberty, kt6q dziewczyna znala jedynie z portret6w, tyle
stwle wyl'lczme dZ.I~kisl~eswojego intelektu, nie bioqc zadnych lap6- ze miala bardziej harmonijne rysy twarzy i mocno umalowane usta. Ale
wek. Zdecydo,,":"ame OdC1'l1si~ od skandali n~kaj'lcych skorumpowane ksi~zna, rzecz jasna, byla niezwykle elegancka i zmyslowa, nie tak jak
grono popleczmk6w Foksa i ksi~cia Walii. matka Roberty mieszkaj'lca na gluchej prowincji u boku m~za, kt6rego
A teraz, kiedy zostalo mu tak niewiele czasu, zeby kontynuowae za- co zyczliwsi okrdlali mianem "ekscentryczny".
cz~te dzielo ... Roberta weszla do pokoju, ale nadal nikt nie zwracal na ni'l uwagi.
Ta przekl~ta "dekoracja" nie miala na sobie ni skrawka odziezy. ()bok stolu stali dwaj dzentelmeni, gapi'lc si~ na ustawion'l na nim nag'l
I byla pokryta zlot'l farb'l. Pal szde perelki przyklejone w r6wnych kohiet~. Modelka musiala bye do tego przyzwyczajona, bo usmiechala
odst~pach na calym ciele. si~'do nich niemal dobrotliwie. Przypominala Robercie krokodyla z wy-
I.ry~o:valo.go: z~ jego szwagier patrzyl na stoj'lC'l na stole kobiet~ s~c~crzonymi z~bami, jdli krokodyle miewaj'l takie wielkie piersi .
u:vazme I poz'ldhwle, ale musial przyznae, ze chyba tylko nieboszczyk .Icdyny dzentelmen, kt6ry nie wpatrywal si~ w bogini~ stoj'lC'l na
me zareagow~lby.,,":"ta.ki spos6b na widok tej oryginalnej zywej ozdoby. ~lolL',piorunowal wzrokiem ksi~zn~. To pewnie ksi'lz~. Na ilustracjach
- Przynajmmej me ma ogona - skomentowal Gryffyn. w ('~asopismach Beaumont wyst~powal cz~sto z lejcami w dloni, jako
~ tej chwili ~aga mloda dama pokryta zlot'l farb'l pochylila si~ na lI~lIhadzierz'lca stery kr6lestwa, lub z biczem, kt6rym karci! niepokor-
bok l.zac:~la ma~lpulov:ae ~rzy stojaku, 0 kt6ry si~ opierala. Zajej kr'l- Ilydl parlamentarzyst6w. Emanowaly z.niego sila i elegancja.
glyml p~sladkaml rozlozyl Sl~wspanialy wachlarz pawich pior. Po pierwsze - wycedzil z lodowat'l uprzejmosci'l- ta mloda dama
- Ajednak! - powiedzial radosnie Gryff)rn. wnw '/,L'swoim niedorzecznym ogonem moze przyczynie si~ do upad-
- Niech to wszyscy diabli - j~kn'll Elijah. klllllllil:i kariery. Nie w'ltpi~, ze dodalaby pikanterii twojemu przyj~ciu,
IIh. ('~y ty w og6le pomyslalas 0 przyzwoitosci? Wielu sposr6d moich
.1I~jlllllychma mlode, niezam~zne c6rki. Wystarczy jeden rzut oka na to
WldllWisko, a ich noga juz nigdy nie postanie w moim domu!
I{Ni,~llawydawala si~ niewzruszona.
Z''1wwniam ci~, ze nikt w Izbie Lord6w nie poczuje si~ urazony
It1ql~drkora~j'l' Raczej ich to rozbawi. Moja nieobecnose nie wplyn~la
\\1.lIlIllr Ila •.o~w6j twojej kariery, wi~c tez i moja ohecnosc nie powinna
RObe~a weszla do sali balowej dokladnie w chwili, gdy pawi ogon
"111_r~1IWlkllic.
ukazal Sl~ oczom ~ebrany~h. Kamerdyner; kt6ry mial j'l zaanonsowae,
'" N~iwy •.azlliej lata sp~dzone w Paryzu nie nauczyly ci~ rozumu
zamarl z otwartyml ustaml. Poklepala go uspokajaj'lco po ramieniu.
~. WIUkl1~1 ksi.,*l,'.
Strona 11
Roberta cofn~la si~ 0 krok. Nie miala ochoty bye swiadkiem mal- widzialem - poprawil si~. - W kaidym razie nie w domach wyiszych
ienskiej scysji.
sfer.
- N ajwyrazniej ty w tym samym czasie stracild dobre maniery, Zerknq,l w gor~ i napotkal spojrzenie Roberty. Mimo woli cofn~la
wielka szkoda.
si~jeszcze 0 krok. Przeciei nie moie teraz ...
- On ma racj~, Jemmo. Nie bq,dz naiwna - odezwal si~ inny dien- - Jemmo, chyba masz goscia - powiedzial.
telmen, odrywajq,c wzrok od nagiej ozdoby stolu. Jemma odwrocila si~ w jej stron~, to sarno zrobil ksiq,i~. Trzeci
To pewnie brat ksi~inej, lord Gryftyn, czyli m6j kuzyn (drugiego, . dientelmen byl pogqiony w rozmowie z malionkq, N eptuna i swiata
trzeciego albo jesli ktos jest drobiazgowy dwunastego stopnia), pomyslala wok61 nie widzial.
Roberta. Wydawal si~ bardzo podobny do lady Jemmy. Mial ciemne brwi - Dzien dobry. - Roberta dygn~la.- Kamerdyner musial si~ odda-
i niedbale zwiq,zane z tylu wlosy koloru brandy. Jego usta byly rownie lie, ieby dojse do siebie po tym wstrzq,sie. Powiedzialam mu, ie sarna si~
pi~knie wykrojone jak usta siostry, lecz nie wyglq,dal tak idealnie jak ona. przedstawi~.
Wloiyl stalowoszary frak, ale chyba ubieral si~w pospiechu i bez namyslu, Ksi~ina usmiechn~la si~ do niej. Roberta, patrzq,c na jej eleganckie
bo jego barwa dose mocno si~ gryzla z wscieklym oraniem kamizelki. pantofelki, nagle uswiadomila sobie, jak duie i niezgrabne ma stopy.
- Przypuszczam, ie ta urocza Mrodyta moie zgorszye niektore Miala tei wraienie, ie za jej plecami widae bezksztaltny garb oraz sfa-
damy - mowil dalej lord Gryftyn.
tygowanq" wypchanq, walizk~, kt6q lokaj z pogardq, rzucil na podlog~
. - To nie Mrodyta, tylko malionka Neptuna - wtqcila stojq,caz bo- w korytarzu.
ku kobieta. - Mrodyta to zgrany koncept sprzed pi~ciu lat! - Akcent - Prosz~ nam wybaczye to zamieszanie. - Ksi~ina wykonala nie-
wskazywal nieomylnie, ie m6wiq,ca jest Francuzq. t IkrdJony ruch r~kq" ktory mial przypuszczalnie oznaczae nagq,kobiet~
- Owszem, ale nie jestdmy w Paryiu - odpowiedziallord Gryftyn. IHI stole i kl6tni~ z m~iem.
- My, Anglicy, jestdmy dose wrailiwi na tym punkcie. Wolimy uda- -- Nic si~ nie stalo - wyjq,kala Roberta. - Jestem lady Roberta St.
wac, ie nie wiemy,jak zbudowane jest ludzkie cialo. Tymczasem, made- (:ib.
moiselle Caro, pani zamierza przy okazji jutrzejszego balu zaserwowae Ksi<;ina zrobila zdziwionq, min~, ale odezwal si~jej mq,i.
wi~kszej cz~sci londynskiej socjety lekcj~ kobiecej anatomii. Nie warto. (:hyba przypominam sobie pani nazwisko, madame.
- Tw6j wlasny brat mnie poparl- powiedzial gniewnie ksiq,i~._ Nie I~oberta odetehn~la z ulgq,.
b~d~ tolerowal takich wybryk6w w moim domu. 1< westuje pani na rzecz weteranow wojennych, prawda? To bar-
Zapadla niezr~czna cisza. Rozesmiana twarz ksi~inej spochmurniala. dw lIpr~t.:jme z pani strony, ie fatygowala si~ pani ai tutaj, ale nie trzeba
- Nie b~dziesz? - zapytala.
hylll, lIaprawd~. - Podszedl do niej z wyraznym zamiarem, by stanowczo,
Ksiq,i~ byl wysokim m~iczyznq" ale Robercie wydal si~ w tej chwili dillt \Ipr~e.imie, wyprowadzie jq,na zewnq,trz. - Przykro mi, ie byla pani
olbrzymem.
.whulkil'1I1 tak gorszq,cyeh scen. J ako osoba delikatna i wrailiwa na pew-
- Nie b~d~ - wycedzil zlowrogo.
1111.1""1 palli ~hulwersowana.
- W takim razie musz~ zrezygnowae z plan6w pouczenia Anglik6w, 1(,.1\~lIaprzerwala mu w pol zdania.
jak wyglq,da noga kobiety - powiedziala ksi~ina. - Przeciei ty sam mo- Idli mam pelnie rol~ przykladnej malionki, Beaumont, to po-
iesz si~ 0 tym przekonae, i to w swoim gabinecie w Westminsterze. twOI. ~.t' ~"n",IJ(t' od razu. Nie wq,tpi~, ie twoim zdaniem powinnam ra-
Roberta zamrugala, ale ksi~ina jui si~ odwrocila. 'It! ~l\I"(i'li~'dohroczynnoseiq, nii pawimi pi6rami. - Wzi~la Robert~
- Trudno mi wyobrazie sobie J emm~ w roli przykladnej malionki.
- powiedziallord Gryftyn do Beaumonta. - Czy w Paryiu nagie kobiety
,utt.th,nll
...
t.,d.· ."1."11\. Weterani wojenni to bardzo sZ..la~~etny eel ~es~, lady
pllwkdziala. - B~d~ zaszezycona, Jesh zechee ml pam opo-
rowniei sluiq,jako ozdoby stolu? W Londynie nigdy czegos takiego nie wt.~.lrtII i'lWI \it:i praey. N apije si~ pani herbaty?
Strona 12
- Panstwo nie rozumiejq ... - Roberta pr6bowala oponowac. - Ona ma racj~,Jemmo. .
Ksiqz~ usmiechnql si~ i Roberta nagle zdala sobie.spraw~ z tego,Jak
~~ gdy jui otworzyla usta, nie moglo jej przejsc przez gardlo, ie
wymowna staje si~ jego twarz, gdy nie jest zmrozona lodowatq wscie-
caly JeJ majqtek rniesci si~ w wysluionej walizce, kt6ra stoi za drzwiami.
~ n~ dodat~k przyjechala niezapowiedziana i zdaje sobie spraw~ z tego, klosciq.
_ Nagle poczulem ogromnq ochot~, aby pom6c weteranom - po-
ze me b~dzIe tu mile widziana, a mimo to chce zamieszkac w tym domu
i znalezc m~ia. wiedzial ~icho.
Ksi~zna wzruszyla ramionami, a potem odwr6cila si~ do swojej asy-
Nie zaszczycajqC spojrzeniem ksi~cia ani pozostalych dzentelme-
n6w, ksi~zna pociqgn~la jC\o w stron~ drzwi. stentki.
_ Caro, kochanie, trzeba j'l ubrac. Wymyslisz cos bardziej odpo-
- Niech pani przejdzie ze mnC\odo bawialni - powiedziala. - Beau-
mo?t, poiegnaj pan6w w moim imieniu. - M6wiC\ocdo m~za, nawet nie wiedniego? . .
_ Chyba pani zartuje - wykrzykn~la Francuzka, laPIqCSI~zaglow~.
spoJrzala na niego.
- A twoja dekoracja? - Glos ksi~cia byllodowaty. _ Mamjej wloZyc pieluch~? . . .,
_ Jdli tylko zakryje jClod st6p do gl6w - stwIerdzIl ksqz~.
- P6zniej 0 tym porozmawiamy.
Kobieta zacz~la glosno narzekac, zalamujClcr~ce. . . .
- Po co tracic czas? Naga kobieta nie b~dzie stala na stole w moim
_ Teraz rzeczywiscie przy~ mi si~ ta he.rb~ta - mru~~~a ksI~zn~;
domu. Nie ma 0 czym m6wic.
znoWUbioqc Robert~ pod ramI~. - MozeprzeJdzIemy do mOJeJbaWlalm.
~ Nonsens! - Ksi~ina zatrzymala si~ w p61 kroku i puscila rami~
Wiem ze zachowuj~ si~jak ostatni tch6rz, zostawiajqc Beaumonta na pa-
Roberty. - To dzielo sztuki!
stw~ ~ojej asystentki, ale zasluZyl sobie na to, nieuwaz~ pan~?Wkazdym
'- To bezwstyd - odparowal ksiqi~.
razie obiecuj~ juz nie marudzic na temat pie1uszek malzonki Neptuna.
. ~i~ina nie wyglqdala wcale na przestraszonq, co Robercie wydalo
SI~mezv.:kle. Ona sarna, stojqc przed tak roslym, a do tego rozzloszczo- Glos asystentki wzni6s1 si~ do krzyku. .
_ Moze mademoiselle Caro spr6buje dostosowac styl sWOlch pro-
nym m~zczyznq, pewnie trz~slaby si~ ze strachu.
jekt6w do de1ikatnych gust6w angie1skich dam - zasugerowala Rob~rta,
- Ch~ba b~~zi~sz~usiala ustqpic- powiedzial pogodnie lord Gryf-
przekonana, ze wi~kszosc znanych jej pan doznalaby szoku na wldok
fYn.- Mozesz mIme Wlerzyc, ale tw6j m~ naprawd~ robi w parlamencie
ka:rva1dob~ej roboty i nie powinnas psuc mu reputacji roznegliiowany- dziel Francuzki.
_ A moze i nie. A wtedy pewnie zloZy wym6wienie i wr6ci do Pa-
mI ~am.amI ~stawionymi jako dekoracje na stole, chocby nawet byly tak
ryza, gdzie co najmniej trzy ksi~zne przyjin~ jq: z pocalo,:~~i~m r~~.
pOCIqgaHce,J~kta ~utaj. A pani co 0 tym mysli? - zwr6cil si~ do Roberty.
W ciqgu ostatnich kilku lat ai dwa razy musIalam POd:",OlCJe~ ~ens$'
- Wyglqda ml pam na dobrze uloionq mlodq dam~. Nie sqdzi pani, ie
Ale wstyd mi, ze opowiadam 0 takich blahostkach, pam przeClez przy-
ba~, na kt6~~ w roli iywej ozdoby wystqpi nasza malzonka Neptuna,
moglby zaSIac zgorszenie? szla do nas w powaznej sprawie.
R?berta zer1c~~la na dekoracj~. Mode1ka naprawd~ byla calkiem _ W1asnie, bo ja ...
_ Alez, bardzo prosz~, nie rozmawiajmy 0 smutnych rzeczach prze.d
nag~ I Rober~~ zamtrygowalo, jak bardzo jej cialo r6zni si~ od ciala tej
herbatC\o.Kazalabym podac bordo; uwazam, ie znakomicie podtr~ymuJe
kobIety. Po pIerwsze, tamta miala trzykrotniewi~ksze piersi.
na duchu, gdy si~ rozmawia 0 przykrych sprawach, ale na bordo Jeszcze
- .Prz~puszczam, ze wi~kszosc gOSci uznalaby to za brak higieny
- StWIerdzI!a:-. Rozu~iem, ie to st61 z jadalni? Moiliwe, ie niekt6rzy o tej porze za wczesnie.
w przyszloscl mech~tme do niego zasiqdq. Weszly do niewielkiej bawialni. .
_ Musz~ odnowic ten pok6j - powiedziala ksi~ina, przystaJClc?a
Po jej slowach zapadla cisza, w koncu brat ksi~znej parsknql glos-
moment. _ Dopiero wczoraj czy przedwczoraj przyjechalam z Paryza.
nym smiechem.
Strona 13
Prosz~ mi wierzye, gdybym mogla, nie przyjmowalabym gosci w tak wyklam gromadzie wokol siebie osoby, ktore s~ - jakby to powiedziee
obskurnym pomieszezeniu.
- rownie zepsute i niemoralne jakja.
Pokoj rzeezywiScie sprawial dose ponure wrazenie. Seiany poma- - A bardzo jest pani niemoralna? - Ciekawose przezwyei~zyla
Iowano na brzydki musztardowy kolor, a na poezesnym miejseu wisial w Robereie skrupuly. Ksi~zna nie wygl~dala na osob~ zdeprawowan~.
spory obraz przedstawiaj~cy usmieehni~t~ mlod~ kobiet~, ktora trzyma- Oezywiseie, Roberta mogla si~ mylie. W kofteu wyehowala si~ w towa-
la za wlosy uei~t~ glow~,
rzystwie konkubin ojea, kobiet, ktore szezyeily si~ tym, ze z moralnosei~
- Nieeh pani na ni~ popatrzy - odezwala si~ ksi~zna. - Dziarska,jak nie maj~ nie wspolnego.
poslugaezka z tawerny.
- Bardzo - oznajmila radosnie ksi~zna. - Ogromnie. Zepsuta do
- To pewnie Judyta i Holofernes - domyslila si~ Roberta. _ Bioqe szpiku kosei. Nagie kobiety na stole to dopiero poez~tek, przekona si~
PO? U\~ag~okolieznosei,Judyta wydaje si~ wyj~tkowo pogodna, nie s~- pani. Tak wi~e moja pomoe na nie si~ pani nie przyda.
dZI pam?
- Ajajednak mysl~, ze si~ przyda - odparla Roberta.
. - !e~li mam bye sze~era, to mnie si~ raezej wydaje pijana. Nie uwa- Ksi~zna miala przerazon~ min~.
za pam, ze sprawia wrazc:nie, jakby byla lekko wstawiona? - Alez nie, naprawd~. Kiedy si~ nudz~, latwo staj~ si~ pop~dliwa
- Jdli ?o~rze pami~tam, Judyta rzeezywiseie najpierw podala Ho- ha, nawet poryweza - a bardzo pr~dko si~ wszystkim nudz~.
Io~ernes~wl WIllO- zastanawiala si~ Roberta. - Zanim uei~la mu glow~. Roberta swietnie si~ bawila t~ sytuaej~.
~le ,ehClalabym krytyk~wae artysty, ale mam wrazenie, ze jej oezy s~ - Poryweza, mowi pani?
meroWflo namalowane 1 dlatego wydaje si~ nietrzezwa. - Szalenie! Raz, wezasie potwornie nudnego obiadu, smiertel-
- I ma dziWflie ezef\Von~ twarz.
lIil' obrazilam ksi~zn~ de la Motte, daj~e do zrozumienia, ze poehodzi
- To peWflie z wysilk::u- uznala Roberta. - S~dz~, ze trzeba si~ ei~z- 'IlIi",in spoleeznyeh. Z oburzenia peWflie by pobladla, gdyby nie gruba
ko napraeowae, zeby uciq,e m~zezyznie glow~. .
w••rstwa rozu na poliezkaeh.
- Sluszna uwaga. Wic:lz~,ze ma pani bardzo praktyezne podejseie do Z trzaskiem otworzyly si~ drzwi i stan~la w nieh asystentka ksi~znej.
rz~ezr: Bardzo p~osz~, laety Roberto, nieeh pani siada tutaj, tylem do tej ( )ddychala ei~zko, wlosy miala w nieladzie, pi~sei zaeisni~te. WygI~dala
uCl~teJglowy. Kaz~ zdj~e to paskudztwo przy pierwszej sposobnosei. Od .\Iprillie jak biblijna Judyta, brakowalo jej tylko rekwizytu w postaei odei~-
osmiu Iatjuz nie. mieszkarn w Londynie, ale ei~glejeszeze budz~ si~ spo- It:1~hlWY.I peWfliew tej ehwili z·eh~ei~ uei~laby glow~ ksi~eiu Beaumont.
eon~ ze .straehu, l~ekroe przysni mi si~ moja teseiowa; to bylajej ulubiona ( )jej - powiedziala eichutko ksi~zna.
baWlalma, rozumle pani. Bogu dzi~ki, ze wyprowadzila si~ na wid. W tL;.jehwili,jeszeze dzis wieezor, wraeam na franeuslq ziemi~, gdzie
Roberta usiadla wygodnie.
dlll'l'llia si~ moj kunszt! Ten pani m~z kompletnie nie ma poj~cia 0 sztuce.
- Chyba musz~ wyja§nie, kim tak naprawd~ jestem ... Zd.1llrW)poezueia estetyki. Co to za przyziemna dusza. Malo powiedziane
-. A, ~ak- przerwala ksi~zna. - Jest pani pierwsz~ osob~, z ktoq roz- '"' 1111111" st:\l1apo ziemi, on wprost tarza si~w bloeie! Wspolczuj~ pani!
m.awlam Ja~ p~zykladna malZonka szanowanego polityka. Moze si~ pani ( kit, Carol - Ksi~zna podniosla si~ z krzesla. - Chyba nie zamie-
WI~edomyslae, ze ehe~ W}Tpasejak najlepiej. Ile pieni~dzy eheialaby pani
od nas otrzymae?
'1._. lllllil· :t.Ostawie?Mnie! Po tym wszystkim, co razem udalo nam si~
Itwlll''1YO Przypomnij sobie satyrow! Przypomnij sobie bileeik od Jego
. - Nie ehodzi 0 pieni~dze - powiedziala Roberta. - Widzi pani, ja KrltIC'Wflikil:i Mosei, ktory przyslal po naszym Krysztalowym Lesie!
Jestem ...
~ I'lIlli Ill:\Z nie rozumie mojego geniuszu - sykn~la rozwseieezona
- Ni~ 0 pieni~?ze! Oc:h, w takim razie ehodzi zapeWfle 0 moj eenny P,1lI1IIl'lk... .Illz ja znam ten typo B~dzie mnie kr~powal swoimi oba-
ezas? fa Sl~ ~o .takieh rzeczy zupelnie nie nadaj~. Nie tylko nie potra- o .'111 II pl'l,yzwoitose. Mnie nie mozna ograniezae! Jestem tworezym
fi~ zaJmowae Sl~ praktyeZlflymi sprawami, ale jeszeze w dodatku przy-
.• "IUm llll
J
Strona 14
- I geniusze czasem pracujq w trudnych warunkach - wtqcila - Genialne! - wykrzyknCila ksiCizna.- Wspanialy pomysl, Beaumont
Roberta. - Podobno wiCikszose wybitnych dziel sztuki powstala wlas- bCidziezachwycony.
nie w niesprzyjajqcych okolicznosciach. Niech pani pomysli 0 Michale - A co z moim ogonem? - zapytala Caro. - Moj piCikny automa-
Aniele, ktory musiallezee na plecach, zeby stworzye ten wspanialy fresk tyczny ogon krolowej morz. Projektowalam go az dwa dni!
na suficie Kaplicy Sykstynskiej. - Nic siCinie martw, zawsze mozemy wykorzystae ten cudowny
Oszalala Francuzka spojrzala teraz na RobertCi. pawi ogon przy jakiejs innej okazji - obiecala ksiCizna.Wyprowadzila
- Michal Aniol byl bezrozumnym Wlochem! Ajajestem Francuz- asystentkCiz bawialni i odwrocila siCiz szerokim usmiechem. Roberta az
q! Nie POZWOICi, zeby mnie powstrzymywaly zacofane poglqdy jakiegos zamrugala; sila osobowoki ksiCiznejprzytlaczala jq. - Pani podopieczni,
marnego urzCidniczyny! lady Roberto, wlasnie zasluZyli sobie na mojq wdziCicznose!
Za plecami Roberty zona marnego urzCidniczyny parsknCila cichym - PrawdCi mowiqc, nie mam zadnych podopiecznych. - Roberta
smiechem. znowu zajCilamiejsce w fotelu. - Obawiam siCi,ze ksiqZCiwziql mnie za
- Cofa siCipani przed wyzwaniem ... - Roberta krCicila glowq. _ kogos bardziej ... dobroczynnego.
Prawdziwa Francuzka tak nie PostCipuje. ~ Tu uznala, ze latwiej bCidzie - A to heca. Beaumont raz wreszcie siCiw czyms pomYlil. Gdzie Sq
uglaskae dzikq bestiCiw jej wlasnym jCizyku, wiCiCw tym samym duchu bnfary, zeby uczcie ten moment?
ciqgnCilapo francusku, z wdziCicznosciq wspominajqc guwernantkCi, kto- - Mam tylko siebie - powiedziala Roberta. - No i moj bagaz.
ra w dziecinstwie zmuszala jq do nauki tego jCizyka.- Escuzez-nous, c'est - Bagaz? - KsiCiznabyla lekko zbita z tropu.
bien pour fa que Leonardo da Vinci a choisi de vivre en France. Nous etions, - JesteSmy kuzynkami trzeciego stopnia. Wlasciwie nasze powino-
encore, des barbares*. wactwo jest chyba nawet bardziej odlegle. W kazdym razie moja matka
- Ona ma racjCi- przymilala siCiksiCizna.- To zaledwie niewielka hyla trochCi do pani podobna. Jestesmy dose daleko spokrewnione, ale
przeszkoda dla takiego talentujak twoj. Illiatam nadziejCi, ze zgodzi siCipani wprowadzie mnie w towarzystwo.
- ProponujCi - ciqgnCilaRoberta - zapomniee 0 krolowej morz. To Hobcrta przdknCila glosno.Jej przemowa i oczekiwania byly dose zu-
takie oklepane. Dlaczego nie siCignqedo wielkich bohaterow mitologicz- rhwate i pani Grope wroZylajej, ze ksiCiznawyrzucijq za drzwi.Splotla
nych? WiCikszose z nich, notabene, nosila ubrania. A kiedy mamy przed 1Il'IWOWO dlonie.
sobq wielkq muszlCi, czy kojarzy nam siCiona z Neptunem? Otoz nie! ~ Mam tu list od mojego ojca ~ dodala. - Ponoc za mlodu bardzo
- Wiem. - Asystentka skrzywila siCipogardliwie. - Kojarzy siCiz We- J'r~y.ia7.llilsiCiz pani ojcem.
nus. Ale ja mam juz dosye Wenus razem z jej glupiq muszlq. I<si<;zna,jak na razie, nie sprawiala wrazenia oburzonej.
- Mnie siCi kojarzy z Helenq Trojansq, najpiCikniejszq kobietq I)oprawdy? Sqdzqc po tym, jak uroczym czlowiekiem byl moj oj-
wszech czasow; "I'l, lIlozna by siCidziwic, ze w ogole mialjakichkolwiek przyjaciol. To
- A od kiedy to Helena wystCipuje w muszli? Itlllll wyobrazie sobie, ze byl kiedys mlodym chlopcem - powiedziala.
- To nie bCidziemuszla, tylko jajo .:....
WY.iasnilaRoberta. - Mozna tCi '" All' \) czymja tu opowiadam! AwiCiCchce siCipani u naszatrzymac. To
muszl~ przemalowae na bialo. Olbrzymie jajo PCika,a ze srodka wylania WNJlllllla It'!
siCikobieta, ktora stala siCiprzyczynq wybuchu wojny trojanskiej. Oczy- Hlllwrcic mocniej zabilo serce.
wiscie ma na sobie tradycyjny grecki stroj. NaprawdCi?
- Aha. - Caro zmruzyla oczy. - Moze by tak ... lblt;1,lla llsmiechnCila siCipromiennie.
Alri tak! Zawsze chcialam miee siostrCi, ale nie bylo mi to dane .
* Leonardo da Vinci dla swojego dobra powinien wybrac zycie we Francji. • ""lll~Y \lalli, za tydzieti czy dwa b~d~ juz wiedziala, kto jest kim
My wtedy bylismy jeszcze barbarzyncami. - . Will ~,lll'of;lI1ymmiekie, i znajdziemy dla pani pierwszorz~dnego
Strona 15
m~ia. JeSli wolno spytac, jesteSmy spokrewnione przez mojq matk~ cos takiego to poczqtek konca. Trzeba dbac 0 siebie i wychodzic z domu
czy ojca? codziennie, bo inaczej czlowiek si~ rozleniwia.
- Przez matk~. - Roberta poczula taq ulg~, ie ai zakr~cilo jej si~ Roberta pokiwala glowq ze zrozumieniem. Dla niej perspektywa
w glowie. - Ale obawiam si~,ie to dosc odlegle pokrewienstwo. Moja mat- sp~dzenia wieczoru w domu nie bylaby wcale przY.iemnq odmianq - tak
ka byla corq kuzynki drugiego stopnia pani ciotecznej babki. Przed slu- rzadko miala dotychczas okazj~, ieby si~ stroic w wieczorowe suknie.
bem nazywala si~ Cressida Enright. Rzadko bywala w Londynie, bo wyszla - Przyjechala pani w samq por~. Pewnie slyszala pani 0 tym, ie
za mqi jako szesnastolatka. Zmarla, kiedy bylam jeszcze dzieckiem. Beaumont zemdlal zeszlej jesieni podczas posiedzenia Izby Lordow?
- Chwileczk~! Oczywiscie, mam nadziej~, ie to tylko z przepracowania, ale ... - Umil-
Roberta zamilkla, wiedzqc dokladnie, co uslyszy za moment. kla i Robercie wydawalo si~, ie ksi~inajest bardzo zmartwiona, co nie-
- "Szalony markiz! " - wykrzykn~la ksi~ina. - Czyiby ... pani oj- ",lIpelnie zgadzalo si~ ze scenq,jakq sklocone malienstwo dzis zaprezen-
cern byl ten poeta? towalo. - Obowiqzek nakazywal mi wrocic.
Przytakn~la niech~tnie. Roberta skin~la glowq. Jej ojciec, gdy przeczytal w prasie doniesie-
- Wielkie nieba! Calkiem zapomnialam, ie on ma cork~. Ile pani lIit', ie ksiqi~ Beaumont stracil przytomnosc w samym srodku swojego
ma lat? przelTIowienia w parlamencie, zasmiewal si~ do rozpuku, twierdzqc, ie
- DwadzieScia jeden. III pewnie jakis pijus.
- J a dwadziescia osiem. Czyli przy mnie jest pani oseskiem. Ale prze- I~oberta poznalajednak teraz ksi~cia osobiscie i nie miala pewnosci,
ciei pani b~dzie dziedziczyc po ojcu? Czy "szalony markiz" ... - Poprawi- ''Iy I~jciecwyciqgnql sluszne wnioski.
la si~. - Bardzo przepraszam. Pani ojciec jest markizem Wharton i... ? Musz~ urodzic mu dziedzica - powiedziala ksi~ina takim tonem,jak-
- Wharton i Malmesbury - odrzekla Roberta. - Niech si~ pani nie hy n lzmawialy 0 pogodzie. - Nic przY.iemnego,ale nie wykr~c~ si~od tego.
przejmuje, nikt nie potrafi tego zapami~tac. Ale mniejsza z tym. Ow- ()ch! - zdumiala si~ Roberta.
szem, mam posag, tylko trudno szukac m~ia na gluchej prowincji. Przez I'l'wnie si~ pani zastanawia, jak my w ogole b~dziemy w stanie
ostatnich kilka lat ojciec nie chcial ze mnqjezdzic nawet do Bath. d.lrlir toil'.
- A sqsiedzi? HI1!1l'rtazdusila nerwowy chic hot. Ksi~ina byla tak zupelnie inna od
- Nie mamy ich zbyt wielu. Kilka lat temu ojciec wykupil majqtek, WII~YNlkich jej dotychczasowych znajomych.
ktory graniczyl z naszymi posiadloSciami od polnocy, a pozostali Sqdose ( :(IZ ... - wybqkala.
nieufni ze wzgl~du na dziwactwa papy. MIl~~ paniq zapewnic, ie ja tei nil' mam poj~cia, jak to b~dzie.
- Wysylal im swoje wiersze? - zapytala ksi~ina, ale zaraz si~ zre- M'ull wyohraznia nie si~ga ai tak daleko. Beaumont i ja rzadko jesteSmy
flektowala. - Opowie mi pani 0 tym kiedy indziej, nie powinnam tak ~. ,Illtohil' uprzejmi. Ale co zrobic, lady Roberto, kobieca dola ... Gra
pani nagabywac,jak przekupka. W kaidym razie slusznie pani postqpila\, ;,fI"II1I111l< w szachy?
przyjeidiajqc tutaj. Zostanie pani mojq podopiecznq. W Paryiu wszyst NIl~'"zmiana tematu zbila Robert~ z tropu.
kie damy majq podopieczne, dzi~ki temu muszq bywac i nie przesiaduj T Nil', lIi~dy nil' mialam okazji si~ nauczyc. Ojciec nie gra, a moja
wdomach. rllitlllk:~ll1ialadoscjasno okreSlone poglqdy na to, co mlodej damie
- Nie wyglqda mi pani na osob~, ktora przesiadywalaby w dom eM. rohiC',
- zauwaiyla Roberta nieSmialo. X,lvillil Illachl1~la lekcewaiqco r~kq.
Ksi~ina mrugn~la do niej. l'! NIII'I'~yklad zwijac w motki nici do haftowania i nudzic si~ do lez?
- Sarna na pewno nie siedz~ w domu,jednak bywajq takie dni, kied II, Jt·~.,C'l,l' Ilia szcz~scie, to moina uniknqc prania m~iowskich
ma si~ ochot~ na ... leniwy wieczor w domowym zaciszu. Ale dla dam I,
Strona 16
Robereie trudno bylo powstrzymae siv od usmieehu. Riedy Jemma - Wlasnie uzmyslowilam sobie,jak swietnie dalas sobie radv z Caro,
siv smiala, jej smieeh byl zarazliwy.
a przy okazji udalo ei siv mnie rozehmurzyc po kl6tni z maim apodyk-
- Moze pani u nas mieszkae. Jedyny problem, jaki dostrzegam, to tyeznym mvzem. Pewnie obeowanie z ludzmi 0 gwahownym tempera-
pani zasady.
meneieto dla eiebie nie pierwszyzna?
- Zasady? - zdziwila siv Roberta.
- Zycie u boku mojego ojea bylo ... jest dose... .
Ksivzna patrzyla na ni:t wyezekuj:teo.
- Mogv siv domyslie - pospieszyla z pom~q Jer.nma. - Mleszka-
- MoraIne ... etyczne ... rozumie pani.
j:te przez tyle lat we Franeji, nie znalam wszy~tkieh ~aJnowszyeh plotek
- Oezywiscie, ze mam zasady - powiedziala ostroznie Roberta. _
z AngIii, ale historie 0 wyezynaeh. twojego ~~ea ~o.Cleraly nawet t~m ..-
Tak mi siv wydaje - dodala po namysle. Prawdv mowi:te, nie bardzo siv Usmieehala siv iyezliwie i.zupelme bez zloshwosCl, tak ze RoberCle me
znala na moralnosei; zawdzivezala to zyeiowym towarzyszkom ojea.
pozostawalo nie innego, jak tylko odpowiedziee .usmiee~em." -.A teraz
- Ja mam ieh niewiele. - Ksivzna spojrzala na Robertv z zagad- powiedz mi, ezy kiedy zobaezylas moj:t dekoraeJV, zrobllo e1 S1vslabo
kowym usmieehem. - Jesli ehee pani mieszkae w moim domu, musi
z wrazenia? .
pani wiedziee, ze nie zniosv, zeby mi si~ ktos caly ezas przypatrywal - Sqdie - zapewnila j:t Roberta. - Ale niewykIuczone, ie tak S1v
z dezaprobat:t. A gdyby eheiala mnie pani krytykowae, to natyehmiast si
v stanie, kiedy mi opiszesz swoje przywary.
pogniewamy. Wsr6d moieh lieznyeh wad jest tez nieumiejvtnose przy- - Nie wiem, od czego zaez:te - zawahala siv Jemma.
znania siv do blvdu. Widzi pani,jaka ze mnie okropna osoba?
Roberta uniosla brew.
Roberta rozeSmiala siv w odpowiedzi.
- No, dobrze. Po pierwsze: jestem ksivzn:t.
- Nie zamierzam pani krytykowae, chyba ze nagle zamieni siv pani
w pani:t Grope, z kt6q mieszkam od dw6eh lat. Prawdv m6wi:te, Wasza
Wysokose, nie wyobrazam sobie,jak moglabym w og61e zwracae pani na
eokolwiek uwagv!
- 0, cos by siv na pewno znalazlo. Ale m6wmy sobie na ty, dobrze?
Ja siv nazywam Jemma, tozdrobnienie od godnego imienia Jemima.
Mogv ei m6wie "Roberto"?
- Bvdzie mi bardzo milo! KSivzn:t! - Roberta nie spodziewala siv, ze Jemma akurat to bvdzie
- A wive, Roberto, wyliezv ei wszystkie moje wady. I jeSli uznasz, uwaiala za wadv.
ze jednak nie eheesz zamieszkae w moim domu, mam wielu krewnyeh, - A co w tym zlego? Zawsze uwazalam, ze "taki koniec bylby ezyms
kt6rzy mog:t eiv wprowadzie w towarzystwo Z odpowiedni:t pomN i ee- .
upragmonym ,,*. - Zduml"en1'e Roberty, bylo
.. calkiem
". szezere, zwlaszeza
remonialem. Rozwaz sobie taq mozliwose. Nie jestem przekonana, ezy ze sama za wszeIk'l eenv eheiala zostae kS1vzn:tVl1hers.
mlode panienki powinny przebywae w domu, w kt6rym na stole poja- Drzwi otworzyly siv i kamerdyner, kt6ry zdolaljuz nieco oehlon:te,
wiaj:t siv dekoraeje zaprojektowane przez Caro. wszedl do bawialni, nios:tc srebrn:t tacv z przyborami do herbaty. .
- Moie nie te ealkiem rozneglizowane - przyznala Roberta. _ Ale za- - Oeh, dzivkujv ei, Fowle - powiedzialaJemma. - Bardzo to uprzeJ-
wsze maj:t dodatkowy walor edukaeyjny, jak slusznie zauwazyl tw6j brat. me z twojej strony. " . .
J emma rozeSmiala siv, zaehwycona. Kamerdyner rozstawil naezynia i wyszedl. J emma ostrozme naIala
- Kto by pomyslal, ze potrzeba az tyle zlotej farby, zeby pomalowae herbaty do filiianek z najdeIikatniejszej poreel~ny. '"
piersi? - Czy mi siv zdaje, czy wlasnie przed ehwl1:t zaeytowalas poezJv?
- Ot6i to!
Strona 17
- ~sz 1 '. . •
rywcze i iywiolowo nie znosimy swoich m~i6w. Te z nas, oczywiscie,
ciec CZ~Sto e,m, a e za mc me ~~zyp~mn~ sobie, kto to napisal. M6j oj-
_ Z uzr:va tego zwrotu IJakos tak utkwil mi w pami~ci. kt6re wci'li ieh maj'l.
ROb~~~s ki~dysjakieS ksi~i?e? - zapytala]emma, slodz'lc herbat~. - O! - zdziwila si~ Roberta. - A co si~ stalo z ksi'li~tami?
_ Ni w?Ila ,:zrok w swoJ'l krzywo skrojon'l sp6dnic~. - Nic szczeg6lnego. - lemma wzruszyla ramionami. - Beaumont
~r ~komeczme.
ija, jakjui wiesz, rozeszlismy si~ wiele lat temu. Dzis odwiedzi mnie
- wI~dz ki '.
ksi~inej s ': t~ m raZle, ze okropne Z nas kobiety. ]uisam tytul przyjaci6lka, Harriet; jej m'li zmarl przed dwoma laty, wi~c jest wdo-
korzystu' Prawla, ze uchodz'l nam wszelkie bezecenstwa i cz~sto to wy_ W'l. Poppy jest ksi~in'l od niedawna, wyszla za ksi~cia Fletchera. Z nas
~~n:ry.
wszystkich ona jedna ma szans~ na szcz~sliwe malienstwo, ale nie za
- Napr d? R b . 1 "
_ W a"[o~' -. 0 ert~ WZI~a ?d]er:nmy fihzank~ gOf'lcej herbaty. bardzo si~ stara. I ostatnia, moja przyjaci6lka, Isidora. Wlasciwie £or-
wet PO\Vi~O?le ~Olch znaJomych Jest kilka ksi~inych; moina by na- 111alnienie jest ksi~in'l, bo jeszcze nie wyszla za swojego ksi~eia. Ale
~dzlec . / '1 /
dZisz, kied. ,.' ze z~p.rzYJaz~1ysmy si~ ze wzgl~du na ten tytul. Wi- s;l zar~czeni od kolyski. Ona mieszka z matq swojego narzeczonego,
w pas, jesl Y S.l~Jest ksl~Zn'l, kazda napotkana osoba zaczyna ci si~ klaniac a kiedy on wr6ci z podr6iy na Daleki Wsch6d, czy gdzie tei tam poje-
_ Ach 1 Ule wr~cz plaszczy~ prz~d tob'l. chal, Isidora zdob~dzie wreszcie m~ia i tytul.
alowana . - ~obert~ zastanaWlala Sl~,czy nie jest to przypadkiem zawo- - Skoro ja nie jestem ksi~in'l - odwaiyla si~ zapytac Roberta - czy
_ Ni';('n:lOwka: z~ o~a ~ama niewystarczaj'lco si~ plaszczy. W og6le iyczysz sobie mojego towarzystwa? Twoje znajome S'l pewnie
_ M ~tnasz pOJ~cla,Jakie to uci'liliwe.Zglupiec od tego moina lIil,zwykle eleganekie.
y81 ' d . l' .
z nieznaczD.~ - POWl~ Zl~ a R~~erta - ze ~ylabym sklonna pogodzic si~ .lemma otwierala wlasnie usta, ieby odpowiedziec, ale otworzyly si~
szy filiian~ ~ u~rat'l mtehge~cJl. I ~ewna Jestem - ci'lgl1~la, odstawiw- tln',wi i stan'll w nich Fowle.
to przyjell)~ - ze g?yby ktos zechc~al plaszczyc si~ przede mn'l, bylaby - Wasza Wysokosc - powiedzial. - ]ego Wysokosc uprasza, by ze-
Grope. a odmlana po wszystkich moich doswiadczeniach z pani'l f'hriala mu pani poswi~cic ...
- Slo\\;>o d . . k . I)obiegaj'lCYz korytarza glos ksi~cia, stlumiony; leez z wyrazn'l nut'l
to taki? a$, WYJ'lt owo cz~sto wspommasz t~ pani'l Grope. A kt6i w~riektosci, zadawal Barn uprzejmej prosbie kamerdynera.
Jt'111maodstawila filiiank~.
Przez c-b 'I '. '/
nej wymija' WI ~ Robe~ta wahala Sl~,co powledzlec, wreszeie dala ksi~i- Zapomnialam jui, jakie to okropne mieszkac w jednym domu
G ~~C'l odpoWledz. • 1I1l;~n~yzn'l-zwr6cila si~do Roberty. - Nie kr~puj si~, prosz~, i dopij her-
- r01:\o . h . h"
chcialabYm mOle znaJomyc me Jest duie, ale 0 tej osobie akurat •• ~.jtl tymczasem na nowo oddam si~ rozkoszom malienskieh spor6vv.
. Zapomniec. (kh! - Zmieszana Roberta zerwala si~ na nogi.
- A Ja
jestem nad~U plot~ trzy.po trzy 0 ksi~inych. Oto moja kolejna wada: .1'-11111101 zatrzymala si~ w p61 kroku, lustruj'lC szczeg610wo sukni~
ksi~ine, tnQ .WyCZ<lJ.
P?,wI~rzchowna. Szczerze m6wi'lc, Roberto, inne ftulwrty.
_ I to ~e pr:YJaclOlki, S'ldo mnie pod tym wzgl~dem podobne. Wyrazy serdecznego wsp6lczueia, jdli ta pani Grope to twoja
R b l1la byc wada? •..•• Wt'llwa.
o erta Z d I' '"
mal po przy,,' z.a owo emem stwler~zl~a, ze lemma jui traktuje j'l nie- Nk. - Roberta poczula na policzkach pal'lCYrumieniec.
znakomieie Jacle~sk~ - co bez w'ltplema musialo oznaczac, ii Roberta "" J\I~. Illy ei~ ubierzemy - powiedziala stanowczo Jemma. - Choc
_ M6w~11.a~~e Sl~,na ksi~in~.. . : kw Illi to m6wic, musz~ stwierdzic, ie jui tylko patrz'lc na t~ sukien-
w najgorszy ~ cI,Jestesmy okropm~ powlerzehowne. W miloki niestale, :, llklllllila jestcm dac wiar~ opowieSciom 0 dziwactwach twojego ojca.
miejscem dll:tl tego slowa znacze~lU. Dom ksi~inej nie jest wlasciwynl' Nhll I~nberta zd'liyla si~ odezwac, ksi~ina juz stala przy drzwiach.
<l dobrze wychowaneJ panienki. W uczuciach jestdmy po••,{ "~, t'IllllllZna bylo odpowiedziec? Ona tez uwaiala, ze pani Parthnell
36
Strona 18
popelnila bl,!d, szyj,!c sukni~ z zielonkawym gorsem i sp6dniq z bordo- Tc0· ja ch'CIaa
wej tafty. - I m , z"eby
. Damon si~ do nas wprowadzil, . Beaumont;
. .
'1
-wtqCI a e:J J mma - przynaimniej na jakis czas, bo st~skmlam
'. Sl~za mm,
d
Dobrze wychowana panienka pozostalaby na miejscu, trzymaj,!c si~
kiedy mieszkalam w Paryzu. Mam tez bratanka, kt6rego jeszcze me ane
z dala od awantury. Ale Roberta natychmiast pod,!zyla za ksi~zn,!.
mi bylo poznac. '.
Ksi,!z~ stal w marmurowym hallu, w pozie jakby zywcem wyj~tej
- A czy nie przyszlo c~do glowy, ~e nieslu~ne d.zlec?koprzebywaj'!ce
z ilustracji przedstawiaj,!cych jego zarliwe przem6wienia w parlamen-
Cleo w moim domu nie wplyme korzystme na m"oj~kane.r~.
Roberta dobrze rozumiala obiekcje ksl~cla. Nlesl~~ny syn lo.rda
- Powinno si~ go wyslae na wid! - krzykn,!l glosno. - Tam przynaj-
mniej nauczylby si~jakiegos przyzwoitego rzemio?~a. Gryffyna w pol,!czeniu z niedawnym po:vr?te~ ksi~z~ej. I nag'! kO~let'!
jako dekoracj,! stolu na jutrzejszym prZY$ClUmew,!tphwle wzbudzl za-
- Nie ma mowy, zeby dziecko wysylae na wid - oznajmilaJemma.
- Chyba ze Damon uzna to za stosowne. interesowanie londynskiej prasy. ". ,
- lWOja anera,
'Tl • k' Beaumont bpdzie
, " .. musiala
. od
., dZIS konkurowac .
Roberta zamrugala, zaskoczona. 0 jakim dziecku oni m6wi,!? Jem-
ma jasno powiedziala jej, ze nie maj,!jeszcze dziedzica, wi~c chyba nie z obecnosci,! rodziny. Przypominam CI, ze to m! je~t~smy, ~'! rodzlll,!
chodzi 0 potomka ksi,!z~cej pary. - odpowiedziala qsliwie Jemma. - A ~eddy ~o ro~mez twOj ~ratanek.
- Nie ma tez mowy, zeby zamieszkal w moim domu _ warkn,!l - Usmiechn~la si~ promiennie do m~za, ktory splOrunowal H wzro-
ksi,!z~. kiern. Wskazala r~q na Robert~. - Wzi,!les moj,! krewn'!, lady Robert~,
- M6j brat zatrzyma si~ u nas na troch~ - odparowala ksi~zna. _ N a- za jak,!s kobiet~ kwestuj,!C'! nacele dobroczynne, Beaumont. Tymcza-
turalne jest wi~c, ze jego syn, a m6j bratanek, tez b~dzie tu mieszkal. semja obiecalamj,! wprowadzie do towarzystwa:. '.
- Na milose bosq, niech si~ nim zajmie jakas porz,!dna chlopska Beaumont uklonil si~ dose sztywno Robercle, me spuszczaHc Jed-
rodzina! - Beaumont zwr6cil si~ do szwagra. - Nie mozesz go przeciez nak oka z zony. ,. .? I
wychowae na podobnego sobie niefrasobliwego lekkoducha, Gryffyn. - A jak zamierzasz si~ do tego zabrac, ~le~w j~stern. - za~yta .
Lord Gryffyn z niewymuszon,! gracj,! wspieral si~ 0 framug~ drzwi; - Nie bardzo chce mi si~ wierzye, zeby mOja meobhczalna rnalzonka
rzeczywiscie, wygl,!dal raczej na lekkoducha niz na powaznego czlowie- zmienila si~ nagle w stateczn,! matron~ s,:ataj~C'! m,lode panny. ..
ka pracy. - Jest to mozliwe,jdli tylko ~rzestamesz~~czec na temat swojej ka-
- Teddy nie moze mieszkae na wsi. - Ksi,!z~cy gniew ewidentnie go riery - Jemma odwr6cila si~ do mego plecarnl. .
nie wzruszal. - Riedy go poznasz, sam zobaczysz, ze w jego zylach nie Przez twarz Beaumonta przemkn,!l wyraz takiej zlosci, ze Roberta aZ
plynie krew spokojnego rolnika. zarnrugala przestraszona. Ksi,!z~ sklonil si~ zonie i wyszedl. .
- A czyja krew plynie w jego zylach? - zniecierpliwil si~ ksi,!z~. Jemma odwr6cila si~ do nich twarz~; oddychala gwaltowme, a po-
- Moze wreszcie powiesz rodzinie, kto jest jego matk,!? liczki azjej poczerwienialy ze wzburzema. .
- W6dz Hun6w, Attyla - odrzekl Gryff)rn bez mrugni~cia okiem. - I jak ja mam z nim mieszkae pod jednyrn dachern? - Spo~rzal:
- Nie slyszalem, zeby slyn,!l z macierzynskich instynkt6w _ odparl b ezra d·nle na brata . - WI"dziszteraz , Darnonie, dlaczego chCIalam, zebys
zjadliwie Beaumont.
. h a1'! z nl'm naj'akis czas?. Sarna z nirn nie wytrzyrnarn. Po prostu
przYjec
- Cokolwiek s,!dzisz, Teddy ma w zylach krew Attyli - skonstatowal nie wytrzymam.
Gryffyn. - Nie mog~ go poslae na wid, bo musz~ go caly czas miee na Jej brat spowaznial nagle. " '.,
oku.
- Jdli naprawd~ sobie tego zyczysz, Jem~o, rnog~ Sl~~a.jakis czas
- Czy mog~ wobec tego z calym szacunkiem prosie ci~, zebys mial wprowa d ZIC.., Ale wyda1iemi
:J sip", ie dla wasoboJga byloby leplej, gdybym
na niego oko w swoim wlasnym domu, a nie w moim? tu jednak nie rnieszkal.
Strona 19
- Inaczej nie dam rady, Damonie. Nie mog~ sarna z nim mieszkac.
bym wreszcie poznac Teddy'ego. - Tu zwr6cila si~ do Roberty. - Syn
- Zacisn~la r~ce w pi~sci. - A zresztq, musisz tu na troch~ zostac, bo
Damona, Teddy, ma dopiero pi~c lat. .
C?C~poznac mojego bratanka. No i ... potrzebuj~ ci~. _ Usmiechn~la
- Skonczyl sZeScw zeszlym tygodniu, ty wyrodna ClOt~O- s~rosto-
Sl~lzawo do Roberty. - Przepraszam ci~ Za te sceny. Nasz dom to istna
wal Gryftyn. -Mnie tez ciebie brakowalo, lemmo. Ale me chClalbym
komedia. Czy moze raczej tragedia. - Glos drzal jej troch~.
stac si~ kOSciqniezgody mi~dzy tobq a twoim m~zem.
Lord Gryffyn objql siostr~, pochylil ku niej glow~ i wyszeptal jej cos
na ucho. lemmaprychn~la pogardliwie. .
- Beaumont nie jest wcale taki straszny -lagodzil brat.
Roberta poczula w piersi dziwne uklucie. Nie miala rodzenstwa.
- Tylko takiego udaje? - z przekqsem zapytala!em~~. -Ale starc~y
?~qd zmarla jej matka, najblizszymi dla niej osobami byl ojciec, a tak-
ze jego kolejne konkubiny. juz tego prania rodzinnych brud6w przy Robercle. DZlS po poludmu
masz przyprowadzic Teddy' ego i jego niani~ do nas. ..
Wycofala si~ do saloniku i tam usiadla. Po chwili ~awila si~lemma
a w slad za niq lord Gryftyn. ' - Niestety, niani obecnie nie ma. Teddy ma przykry Z~CZ~j - clq~le
ucieka piastunom; wlasnie wczoraj jego dotychczasowa mama stracila
. - .Wy~acz nam, prosz~. Pewnie myslisz sobie, ze brak nam oglady.
cierpliwosc i odeszla.
Nle zjadaj wszystkich ciastek. - Wyrwala bratu talerz. _ M6j gosc nie
- Ucieka? A doqd?
spr6bowal jeszcze ani jednego. Roberto, POCZ~stujsi~. Beaumont za-
- Wszystko jedno. Byle dalej od pokoju dziecinnego. W. dZi~n naj-
trudnia wyjqtkowo dobrego kucharza, ajego ciasteczka z ratafiq Sq po
prostu przepyszne. cz~sciej idzie do stajni. W nocy w~druje po domu w poszuki~am~ m~-
jej sypialni, a kiedy jq znajdzie, wchodzi mi do l6zk: . .wczoraj musIal SIC;
- Nie przedstawilas mnie jeszcze lady Robercie. _ Lord Gryftyn
wytknql siostrze niedopatrzenie. zgubic, bo kiedy wr6cilem do domu, ~astal~:n ?o sP.lqCegow hallu. Na
marmurowej podlodze. Przypuszczalme dosc ZImnej.. .
--:-Roberto, to jest Damon Reeve, hrabia Gryftyn. Koledzy m6wiq
- M6j ojciec mial kiedys takiego psa - wyrwalo Sl~RoberCle. I n~-
na mego "Demon", co pokazuje, czego mozesz si~ po nim spodziewac.
tychmiast, speszona gafq, zakryla sobie usta dloniq. - Przepraszam, ml-
Beaumont ma racj~ co do jego charakteru: straszny z niego obibok.
Iordzie nie mialam zamiaru por6wnywac panskiego syna do psa!
- Nie ma co, wspanialq opini~ mi wystawilas - powiedzial lord
?~tyn. - ~ozes~ mi m6wic po imieniu, w koncu jestdmy rodzinq,
- Nez, co znowu, mialas mi l116wicpo imieniu. - Damon .zupeln~e
nie wyglqdal na uraionego tq zniewagq jego potomka ..- DZleCl,majq
jesh dobrze Sl~ onentuj~ - zwr6cil si~ do Roberty, ukradkiem si~gajqc
po kolejne ciastko. w sobie cos psiego, nie sqdzicie? Tak sarno jak psy trzebaJe :r~sowac. No
i ten ich niesympatyczny zwyczaj wypr6zniania siC;w mleJscach pub-
Ksi~zna zabrala talerz i postawila go na podlodze pomi~dzy sob
a Robertq, poza zasi~giem brata. q licznych... .. .
- Wobec tego sugerujc;, zeby zabic deskami drzWl d~ Jego pok~j.u
- ledz.' ile chc~sz - powied~iala do Roberty. - Nim si~ nie przejmLJj,
- odezwala si~ lemma. - Zwlaszcza jeSii dzieci, jak m6WlSZ,zalatwtajq
znam go ?le od dZIS.Gdybym me zabrala mu talerza, ani bysmy si~ obej-
rzaly, a mc by dla nas nie zostalo. si~, gdzie popadnie. . , . .. ?
Gryftyn usmiechnql si~ do siostry z czulosciq. - Nie ma mowy - odparl Damon: - AJesh wybuchme pozar. Zresz-
tq Teddy jui nie sika, gdzie popadnie. Wyr6sl z teg~. Teraz,jak przystalo
. - ~ea~mont slusznie si~ martwi 0 swojq karier~,Jemmo. Dwoje lu-
na dobrze wytresowanego szczeniaczka, szuka soble drzewka .
dZI.:a~ch:jak my, pod jednym dachem - to moze byc cios dla jego repu-
- Mozna poloZyc w hallu dywan - zauwaiyla Roberta. - Na wypa-
taCJI,ze me wspomn~ juz 0 matrymonialnych ambicjach lady Roberty.
dek, gdyby znowu tam zasnql. .
- Br~kowalo mi ciebie przez te wszystkie lata - odpowiedziala lem-
- Obie jesteScie bez serca - poskariyl Sl~ Damon. Spoglqdal to
ma. - Nle mam ochoty tak szybko si~ z tobq rozstawac. No, i chciala-
na jednq dam~, to na drugq. - Niesamowite! Teraz nagle dostrzegam
Strona 20
mi~dzy wami rodzinne podobienstwo. Czyiby to nasz ojciec sam dal mi
przyklad, jak plodzie dzieci z nieprawego loia? - Z minuty na minut~ coraz bardziej mnie zaciekawiasz. Powiesz
namjakis wiersz?
. - ~,ie s~dz~ - odparla Roberta. - Nasze pokrewienstwo naprawd~
Roberta spojrzala na niego gniewnie.
Jest dosc odlegle. Choe nie mialabym nic przeciwko temu, ieby bye
podobn~ do] emmy. - List mojego ojca do ciebie, lemmo, ma form~ poematu w czter-
nastu strofach.
- Macie takie same niebieskie oczy. - Damon obdarzyl j~ szerokim
usmiechem. Otworzyla mal~ sakiewk~, wydobyla zlozony papier i podala ksi~znej.
- N osi tytul Epistola do ksifznej - powiedziala ] emma z usmiechem.
. ~ .R~bertajest terazmoj~ podopieczn~ - oznajmila]emma. _ Spra-
W miar~ czytaniajednakjej twarz przybierala powoli ~az za~opota-
Wl~J,e~pl~kne stroje, w kt6rych b~dzie wygl~dala przeSlicznie _ bo jest
nia. - Chyba nie jestem dose inteligentna, zeby zrozumlec poeZ$ - po-
przeshczna - a potem wydamj~, za kogo zechce. Zapowiada si~ swietna
zabawa. wiedziala w koncu.
Roberta poczula dziwny ucisk w piersi. Roberta uznala, ze ]emmajest zbyt uprzejma. ...
- Tu nie chodzi 0 inteligencj~ - uspokoila j~. - Obawlam Sl~, ze
- Naprawd~ chcesz si~ mn~ zaj~e? - zapytala. _ To chyba b~dzie
poezja papy bywa kompletnie niezrozumiala.
bardzo drogo kosztowae, a nie wiem, ile m6j ojciec jest sklonny prze-
Znaczye na ten cel. Damon si~gn~l po Epistolf.
- Nie jest tak zle. "Tak bylo nawet, szanowna madam, / W czasach,
. . - M~i! emm~ m6glby wydae za m~i dziesi~e takich panien, jak ty,
gdy zyl nasz praojciec Adam". Czego ty.od niego chcesz, ~~,ber~o? ]ak
1 me zauwazylby, ze ubylo mu pieni~dzy - powiedzial Damon. _ Nie
na razie, wszystko jest jasne. "T~tautologl~ musz~ zastosowac . - Cl~gn~l:
rozumiem, po co Beaumont zawraca sobie glow~ ukladaniem swoich
- Co to wlasciwie jest "tautologia"? ]akos sobie nie przypommam. ]es.h
?rzem6wien. Moie przeciei, jak kaie stary obyczaj, kupie tyle glos6W;
W og61e kiedykolwiek to wiedzialem. "Przychodzi mi bowiem si~ Suml-
de mu potrzeba, ieby przepchn~e jak~s ustaw~. Ojciec zawsze tak robi!.
towae". On ci~ chyba prz;eprasza,]emmo.
- Obawiam si~, ie nasz ojciec nie cieszyl si~ najlepsz~ reputacj~
- Za co?
- westchn~la lemma. - Ale przerwales mi, Damonie. Wlasnie mialam
- Za to, ze narzuca ci obecnose swojej corki - podpowiedziala Ro-
~amia~ ostr~ec Robert~, ie prawdopodobnie nie najlepiej si~jej przyslu-
zy mOJa 0pleka. . berta.
Damon czytal dalej.
Damon zacz~l si~ przygl~dae Robercie z taq uwag~, ie ai si~ Zaru-
mienila. - Dalej pisze: "pozywne danie z rozwagi i honoru / na deser szczyp-
ta poczucia humoru". Doskonaly rym!
,-. Co p.rawda, to 'pr~wda: odk~d wkroczylas do tej siedziby niepra-
- Czasem zdarza mu si~ napisae cos do rzeczy - przyznala Roberta
WOSCl,twoJa reputacJa Jest zszargana. A raczej b~dzie, gdy tylko lon-
w przyplywie lojalnosci. - Stworzyl na przyklad swiet~y wiersz 0 kr61u
dyns!cie .damy zorientuj~ si~, co to za zi6lko z mojej siostry. lemma nie
I)awidzie i Batszebie. Opisy s~ w nim calkiem zrozumlale.
n~daje Sl~na przyzwoitk~. Rodzina Reeve cieszy si~ zl~ slaw~ od niepa-
- No c6z. Ten poemat konczy si~ slowami "sluga pani unizony"
ml~tnych czas6w i choe przykro mi to m6wie, oboje chyba wdalismy si~
w naszych przodk6w. - podsu~owal Damon. - Mysl~, lemmo, ze on prosi, zebys wprowa-
dzila jego c6rk~ w towarzystwo z wszelk~ mozliw~ pomN .io~zal~sci~.
- ]ak widz~,]emma nie powiedziala ci, iejestemjedyn~ c6rq "sza-
Nie martw si~, Roberto, Beaumonta na to stae. Moiesz ml ~lerzyc. .
lonego markiza", jak go nazy\Vaj~w prasie - stwierdzila Roberta. _ So-
] emma zerkn~la zn6w na kartk~ z po~matem. i z:d~mal.a Sl~na~ m~..
cjet~ :Vi~c b~dzie sobie na mnie uiywae nie tylko z powodu reputacji
twoJeJ SlOStry. - Ale 0 co chodzi w tym fragmenCle 0 "medzWledzlU bez JedneJ
Damon otworzyl szeroko oczy. krztyny wdzi~czno§ci i wychowania, co rozdraznilby i poboznego mni-
cha"?