1890

Szczegóły
Tytuł 1890
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

1890 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 1890 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

1890 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Gabriel Garcia Marquez Nie ma kto pisa� do pu�kownika Muza SA Warszawa 1995 prze�o�y�a Beata Babad producent wersji brajlowskiej Altix Sp. z o.o. ul. Surowieckiego 12A tel/fax 644-93-77 Warszawa 1997. tw�rca wersji dyskietkowej Beata Witkowska Pu�kownik otworzy� puszk� i stwierdzi�, �e zosta�a w niej najwy�ej �y�eczka ka� wy. Odstawi� garnek z ognia, wyla� po�ow� wody na klepisko i zacz�� nad garnkiem wyskrobywa� no�em dno puszki, dop�ki nie odklei� resztek py�u kawowego pomiesza� nych z rdz�. Gdy z wyrazem dzieci�cej ufno�ci siedzia� przy glinianej kuchence, czekaj�c a� wywar si� zagotuje, dozna� uczucia, jakby w jego kiszkach ros�y grzyby i truj�ce lilie. By� pa�dziernik. Taki poranek trudno przetrzyma� nawet cz�owiekowi, kt�ry, tak jak on, prze�y� ju� tyle podobnych porank�w. Przez pi��dziesi�t sze�� lat, od zako�czenia ostatniej wojny domowej, jedynym zaj�ciem pu�kownika by�o czekanie. Pa�dziernik by� jedn� z tych niewielu rzeczy, kt�re przychodzi�y na czas. Jego �ona podnios�a moskitier� ujrzawszy go wchodz�cego z kaw� do sypialni. W nocy mia�a atak astmy i teraz by�a w stanie odurzenia. Usiad�a jednak na ��ku, �eby wzi�� fili�ank�. - A ty? - zapyta�a. - Ja ju� wypi�em - sk�ama� pu�kownik - by�a tam jeszcze ca�a �y�ka. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 W tym momencie zacz�y bi� dzwony. Pu�kownik ca�kiem zapomnia� o pogrzebie. Podczas gdy jego �ona pi�a kaw�, pu�kownik zdj�� hamak rozwieszony w rogu pokoju i zwin�� na przeciwleg�ym kra�cu, za drzwiami. Kobieta my�la�a o zmar�ym. - Urodzi� si� w tysi�c dziewi��set dwudziestym drugim roku - powiedzia�a. - Do� k�adnie w miesi�c po naszym synku. Si�dmego kwietnia. Popija�a kaw� z trudem �api�c powietrze mi�dzy kolejnymi �ykami. By�a to kobie� ta zbudowana niemal wy��cznie z bia�ych chrz�stek, otaczaj�cych wygi�ty w �uk, ze� sztywnia�y kr�gos�up. Trudno�ci w oddychaniu sprawia�y, �e jej pytania brzmia�y jak stwierdzenia. Po wypiciu kawy ci�gle jeszcze my�la�a o zmar�ym. - To straszne by� pochowanym w pa�dzierniku - rzek�a. Ale m�� nie zwr�ci� na to uwagi. Otworzy� okno. Pa�dziernik rozgo�ci� si� na dziedzi�cu. Przygl�daj�c si� krze� wom, buchaj�cym jaskraw� zieleni�, i drobnym namiotom sklepionym w b�ocie przez d�d�ownice, pu�kownik poczu� znowu nieszcz�sny miesi�c w kiszkach. - Przemok�y mi ko�ci - powiedzia�. - To ju� zima - zauwa�y�a kobieta. - Odk�d zacz�y si� deszcze, powtarzam ci, �eby� spa� w po�czochach. - Ju� od tygodnia w nich sypiam. Deszcz kropi� z wolna, lecz nieustannie. Pu�kownik wola�by owin�� si� w we�nia� ny koc i znowu pole�e� w hamaku. Ale natarczywe bicie w spi�e przypomnia�o mu o pogrzebie. - To pa�dziernik - mrukn�� i wyszed� na �rodek pokoju. Dopiero wtedy pomy�la� o kogucie, przywi�zanym do nogi ��ka. By� to kogut hodowany do walki. Odni�s�szy fili�ank� do kuchni, nakr�ci� w salonie zegar wahad�owy, wmontowa� ny w drewnian�, rze�bion� ram�. W przeciwie�stwie do sypialni, zbyt ciasnej jak na potrzeby astmatyczki, salon by� obszerny. Mie�ci�y si� w nim cztery wyplatane fotele na biegunach ustawione wok� stolika przykrytego obrusem, na kt�rym sta� gipsowy kot. Na �cianie naprzeciwko zegara wisia� obraz przedstawiaj�cy kobiet� w tiulach, otoczon� amorkami, na �odzi pe�nej r�. By�o dwadzie�cia po si�dmej, kiedy sko�czy� nakr�ca� zegar. Nast�pnie zani�s� koguta do kuchni, przywi�za� go do n�ek piecyka, zmieni� wod� w s�oiku i nasypa� obok gar�� kukurydzy. Gromada ch�opc�w przelaz�a przez dziur� w p�ocie. Usadowili si� wok� koguta i przygl�dali mu si� w milczeniu. - Nie patrzcie ju� na to stworzenie - powiedzia� pu�kownik. - Koguty psuj� si� od patrzenia. Ch�opcy nie zareagowali. Jeden z nich zacz�� wygrywa� na organkach pierwsze nuty modnej piosenki. - Nie graj dzisiaj - ofukn�� go pu�kownik. - Kto� umar� w mias� teczku. - Ch�opiec schowa� organki do kieszeni spodni i pu�kownik poszed� do pokoju, �eby si� przebra� na pogrzeb. Z powodu ataku astmy �ony bia�e ubranie by�o nie wyprasowane. Pu�kownik mu� sia� si� wi�c zdecydowa� na stary garnitur z czarnego sukna, kt�ry od dnia �lubu wk�a� da� tylko na wyj�tkowe okazje. Z trudem odnalaz� garnitur na dnie kufra, owini�ty w gazety i zabezpieczony przed molami kulkami naftaliny. Le��ca na ��ku kobieta my�la�a ci�gle o zmar�ym. - Teraz to ju� si� chyba spotka� z Augustynem - powiedzia�a. - �eby mu chocia� nie opowiada� o naszej sytuacji po jego �mierci. - O tej porze pewnie rozmawiaj� o kogutach - odpar� pu�kownik. Znalaz� w kufrze olbrzymi stary parasol. �ona wygra�a go na loterii, kt�rej celem by�o zebranie pieni�dzy na parti� pu�kownika. Owego wieczoru ogl�dali przedstawienie na wolnym powietrzu; nie przerwano go mimo deszczu. Pu�kownik, jego �ona i syn Augustyn, kt�ry mia� w�wczas osiem lat, wytrwali do ko�ca pod tym parasolem. Teraz Augustyn ju� nie �yje, a pokrycie z b�yszcz�cej satyny wy�ar�y mole. - Popatrz, co zosta�o z naszego parasola, co by� dobry dla b�azna w cyrku - po� wiedzia� pu�kownik, u�ywaj�c por�wnania, kt�re kiedy� wymy�li�. Otworzy� nad g�ow� dziwaczny splot metalowych pr�t�w. - Teraz nadaje si� ju� tylko do liczenia gwiazd. U�miechn�� si�, ale kobieta nie potrudzi�a si� nawet, �eby spojrze� na parasol. - Wszystko tak wygl�da - mrukn�a. - I my sami gnijemy za �ycia. Zamkn�a oczy, �eby jeszcze bardziej pogr��y� si� w my�lach o zmar�ym. Ogoliwszy si� na wyczucie, gdy� od dawna nie mieli lustra, pu�kownik ubiera� si� w milczeniu. Spodnie, przylegaj�ce do n�g prawie tak samo jak d�ugie kalesony, �ci�g� ni�te na kostkach tasiemkami, trzyma�y si� w talii na dw�ch paskach przewleczonych przez dwie poz�acane sprz�czki, przyszyte na wysoko�ci nerek. Nie u�ywa� pasa. Ko� szula barwy starej tektury, twarda jak tektura, zapina�a si� na miedziany guzik, kt�ry s�u�y� r�wnocze�nie do przymocowania nak�adanego ko�nierzyka. Ale ko�nierzyk by� podarty, wi�c pu�kownik zrezygnowa� z krawata. Wykonywa� ka�d� czynno��, jakby chodzi�o o akt donios�ej wagi. Sk�ra jego d�o� ni b�yszcz�ca i napi�ta pokryta by�a plamami po "carate" (rodzaj grzybicy nagminnej w Ameryce Po�udniowej. Wywo�uje ona odbarwienie sk�ry, kt�ra pokrywa si� jasnymi plamami [przyp. t�um.]), podobnie jak szyja. Zanim na�o�y� lakierowane, wysokie buty, zeskroba� b�oto zaschni�te na szwach. �ona ujrza�a go w tym momencie, ubranego jak w dniu ich �lubu. Dopiero wtedy uprzytomni�a sobie, jak bardzo jej m�� si� postarza�. - Wygl�dasz, jakby� si� wybiera� na wielkie wydarzenie - zauwa�y�a. - Ten pogrzeb to wielkie wydarzenie - odpowiedzia� pu�kownik. - To pierwszy od wielu lat, kt�ry nam umiera �mierci� naturaln�. Po dziewi�tej przesta�o pada�. Pu�kownik zbiera� si� do wyj�cia, gdy �ona po� ci�gn�a go za r�kaw marynarki. - Uczesz si� - upomnia�a. Rogowym grzebieniem stara� si� przyg�adzi� szczecin� stalowego koloru. By� to jednak daremny wysi�ek. - Wygl�dam pewnie jak papuga - powiedzia�. �ona przyjrza�a mu si�. Pomy�la�a, �e nie. Pu�kownik nie wygl�da� jak papuga. By� to m�czyzna suchy jak szczapa, o mocnych ko�ciach, dopasowanych w stawach jak �ruby w nakr�tkach. Dzi�ki �ywo�ci spojrzenia nie sprawia� wra�enia, jakby go przechowywano w formalinie. - Teraz dobrze si� prezentujesz - uzna�a. Gdy m�� opuszcza� pok�j, dorzuci�a: - Zapytaj doktora, czy mamy mu u nas nagrza� wody. Mieszkali na skraju mias� teczka, w domu pokrytym strzech� z li�ci palmowych; ze �cian odpada� tynk. Wilgo� utrzymywa�a si� nadal, chocia� deszcz przesta� pada�. Pu�kownik zszed� na plac ulicz� k� wci�ni�t� pomi�dzy st�oczone budynki. U wej�cia na g��wn� ulic� pu�kownik dozna� ol�nienia. Jak okiem si�gn��, miasteczko by�o us�ane kwiatami. Siedz�ce w bramach kobiety w czerni czeka�y na pogrzeb. Gdy wszed� na plac, deszcz zacz�� si�pi� na nowo. W�a�ciciel salonu bilardowego spostrzeg� pu�kownika i od drzwi zawo�a� do niego wyci�gaj�c r�ce: - Niech pan poczeka, pu�kowniku, po�ycz� panu parasola. Pu�kownik odpowie� dzia� nie odwracaj�c g�owy: - Dzi�kuj�, nie ma potrzeby. Kondukt pogrzebowy jeszcze nie wyruszy�. W bramie, pod parasolami, rozmawia� li m�czy�ni ubrani na bia�o, w czarnych krawatach. Jeden z nich zobaczy� pu�kownika, przeskakuj�cego przez ka�u�e na placu. - Wejd�cie tutaj, kumie - zawo�a�. Zrobi� mu miejsce pod parasolem. - Dzi�kuj� - powiedzia� pu�kownik Nie przyj�� jednak zaproszenia. Poszed� prosto do mieszkania, �eby z�o�y� kondo� lencje matce zmar�ego. Owion�� go najpierw zapach mn�stwa rozmaitych kwiat�w. Nast�pnie zrobi�o mu si� gor�co. Pu�kownik usi�owa� utorowa� sobie drog� w t�umie tworz�cym zator w sypialni, ale kto� po�o�y� mu r�k� na ramieniu, popchn�� go w g��b pokoju - poprzez galeri� skonsternowanych twarzy, a� do miejsca, gdzie znajdowa�y si� g��bokie i rozszerzone nozdrza zmar�ego. Sta�a tam matka, sp�dzaj�ca muchy z trumny wachlarzem z li�ci palmowych. Inne kobiety w czarnych sukniach wpatrywa�y si� w trupa z takim wyrazem twarzy, jakby �ledzi�y nurt rzeki. Nagle rozleg� si� czyj� g�os w g��bi pokoju. Pu�kownik odsun�� na bok jak�� kobiet�, podszed� do matki zmar�ego i po�o�y� jej r�k� na ramieniu. Zacisn�� z�by. - Moje najg��bsze wsp�czucie - powiedzia�. Nie odwr�ci�a g�owy. Otworzy�a usta i zawy�a. Pu�kownik wzdrygn�� si�. Poczu�, �e jaka� bezkszta�tna masa, wybuchaj�ca dono�nym krzykiem, niesie go w kierunku trupa. Szuka� r�kami oparcia, ale nie znalaz� �ciany. Zamiast na ni� trafi� na jakie� cia�a. Kto� tu� przy jego uchu wycedzi� delikatnie: "Ostro�nie, pu�kowniku". Odwr�ci� g�ow� i natkn�� si� na zmar�ego. Nie pozna� go jed� nak, gdy� wyda� mu si� mocny i pe�en energii, a przy tym tak samo zmieszany jak on sam, owini�ty w bia�e szmaty, z kornetem w r�kach. Kiedy pu�kownik podni�s� g�ow�, aby zaczerpn�� powietrza ponad krzykiem, ujrza� zamkni�t� ju� skrzyni�, staczaj�c� si� ku drzwiom po pochylni z kwiat�w, kt�re �ama�y si� o �ciany. Rozbola�y go stawy. W chwil� p�niej zda� sobie spraw�, �e jest na ulicy, bo krople deszczu dra�ni�y mu powieki. Kto� schwyci� go pod rami� i powiedzia�: - Pospieszcie si�, kumotrze, czeka�em na was. By� to don Sabas, ojciec chrzestny jego zmar�ego syna, jedyny z przyw�dc�w par� tyjnych, kt�ry unikn�� represji politycznych i nadal mieszka� w miasteczku. - Dzi�ki - odpowiedzia� pu�kownik i szed� pod parasolem w milczeniu. Orkiestra zaintonowa�a marsz �a�obny. Pu�kownik zauwa�y� brak jednego instrumentu i dopiero teraz nabra� pewno�ci, �e zmar�y istotnie umar�. - Biedny - szepn��. Don Sabas odchrz�kn��. W lewej r�ce ni�s� parasol, trzymaj�c uchwyt prawie na poziomie swojej g�owy, by� bowiem ni�szy od pu�kownika. Kiedy kondukt min�� plac, m�czy�ni zacz�li rozmawia�. Don Sabas zwr�ci� ku pu�kownikowi zafrasowan� twarz i zapyta�: - Co porabia kogut? - Kogut �yje sobie - odpar� pu�kownik W tej samej chwili rozleg� si� krzyk. - Dok�d idziecie z tym nieboszczykiem? Pu�kownik podni�s� oczy. Na balkonie koszar ujrza� burmistrza w pozie m�wcy. By� w kalesonach i flanelowej bluzie, mia� obrzmia�e, nie ogolone policzki. Muzykanci przerwali marsz �a�obny. W chwil� p�niej pu�kownik rozpozna� g�os ksi�dza Angela, kt�ry co� krzycza� do burmistrza. Poprzez szmer deszczu uderzaj�cego o parasol roz� szyfrowa� dialog. - No i co? - zapyta� don Sabas. - No i nic - odpowiedzia� pu�kownik. - �e kondukt nie mo�e przej�� przed kosza� rami policji. - Zapomnia�em o tym - zawo�a� don Sabas. - Zawsze zapominam, �e mamy stan wyj�tkowy. - Ale to przecie� nie �adna manifestacja - rzek� pu�kownik. - To tylko umar� bied� ny muzykant. Orszak zmieni� kierunek. W ni�ej po�o�onych dzielnicach kobiety przygl�da�y mu si�, gryz�c w milczeniu paznokcie. P�niej wysz�y jednak na �rodek ulicy wykrzykuj�c s�owa pochwa�, wdzi�czno�ci i po�egnania, jakby wierzy�y, �e nieboszczyk s�yszy je w swojej trumnie. Na cmentarzu pu�kownik poczu� si� �le. Kiedy don Sabas pchn�� go ku �cianie, �eby zrobi� przej�cie dla m�czyzn nios�cych trumn�, i zwr�ci� ku niemu u�miechni�te oblicze, napotka� zas�pion� twarz. - Co wam jest, kumotrze? - spyta�. Pu�kownik westchn��. - To pa�dziernik, kumotrze. Wracali t� sam� ulic�. Przeja�ni�o si�. Niebo sta�o si� g��bokie, przesycone inten� sywnym b��kitem. "Ju� przesta�o pada�" - pomy�la� pu�kownik i poczu� si� lepiej, ale szed� dalej pogr��ony w my�lach. Don Sabas przerwa� milczenie. - Dajcie si� zbada� lekarzowi. - Nie jestem chory - odpar� pu�kownik. - Rzecz w tym, �e w pa�dzierniku zdaje mi si�, jakby mi w kiszkach jakie� bestie grasowa�y. - Aha - mrukn�� don Sabas. I po�egna� si� z nim w bramie swego domu, nowego dwupi�trowego budynku z oknami zdobionymi kutym �elazem. Pu�kownik poszed� do siebie, nie mog�c doczeka� si� chwili, gdy zrzuci uroczysty garnitur. Po chwili wyszed� znowu, �eby w sklepie na rogu kupi� puszk� kawy i p� funta kukurydzy dla koguta. Pu�kownik zaj�� si� kogutem, chocia� w czwartek by�by wola� zosta� w hamaku. Przez kilka dni pada�o bez przerwy. W ci�gu tygodnia flora, pleni�ca si� w jego trze� wiach, znalaz�a sobie uj�cie. Sp�dzi� kilka bezsennych nocy, dr�czony �wistami, wydo� bywaj�cymi si� z p�uc astmatyczki. Ale w pi�tek po po�udniu pa�dziernik zgodzi� si� na zawieszenie broni. Towarzysze Augustyna - pracownicy zak�adu krawieckiego - tak jak on i fanatyczni zwolennicy walki kogut�w, skorzystali z okazji, �eby obejrze� koguta. By� w dobrej formie. Kiedy pu�kownik zosta� sam z �on�, powr�ci� do sypialni. �ona okaza�a zaintere� sowanie. - Co m�wi� - powiedzia�a. - Rozentuzjazmowani - poinformowa� pu�kownik. - Wszyscy odk�adaj� pieni�dze, �eby postawi� na koguta. - Nie rozumiem, co oni widz� w takim brzydkim kogucie - o�wiadczy�a. - Dla mnie to dziwad�o: ma za ma�� g�ow� w stosunku do n�g. - M�wi�, �e jest najlepszy w ca�ym departamencie (jednostka administracyjna od� powiadaj�ca naszemu wojew�dztwu. Kolumbia podzielona jest na 17 departament�w [przyp. t�um.]) - odpar� pu�kownik. - Wart jest z pi��dziesi�t pes�w. Mia� pewno��, �e jest to argument uzasadniaj�cy jego postanowienie, aby zatrzy� ma� koguta. By�a to spu�cizna po synu, kt�rego podziurawiono kulami dziewi�� mie� si�cy temu w gallerze (budynek, w kt�rym odbywaj� si� walki kogut�w. Walki tocz� si� na arenie otoczonej amfiteatralnymi trybunami [przyp. t�um.]), kiedy rozdawa� tajne ulotki. - To mrzonki, kt�re nas drogo kosztuj� - powiedzia�a. - Jak si� sko�czy kukury� dza, b�dziemy go �ywi� w�asn� w�trob�. - Pu�kownik mia� czas do namys�u, kiedy szuka� p��ciennych spodni w szafie. - To tylko kwestia kilku miesi�cy - t�umaczy�. - Ju� wiadomo na pewno, �e w styczniu b�d� walki. P�niej b�dziemy mogli sprzeda� go po wy�szej cenie. Spodnie by�y nie wyprasowane. Kobieta rozci�gn�a je na kuchni, manipuluj�c dwoma �elazkami nape�nionymi �arz�cym si� w�glem. - Czego si� tak spieszysz, �eby wyj�� na ulic� - zapyta�a. - Id� na poczt�. - Zapomnia�am, �e dzisiaj jest pi�tek - przyzna�a wr�ciwszy do sypialni. Pu�kow� nik by� ju� ubrany, nie mia� tylko spodni. Przyjrza�a si� jego pantoflom. - Te pantofle dobre s� na �mietnik - orzek�a. - W�� lepiej lakierki. Pu�kownik by� niepocieszony. - Wygl�daj� jak buty sieroty - protestowa�. - Za ka�dym razem, kiedy je wk�adam, czuj� si�, jakbym uciek� z przytu�ku. - Jeste�my sierotami po naszym synu - powiedzia�a. Da� si� przekona� i tym razem. Zanim rozleg� si� gwizd barek, pu�kownik zbli�y� si� do portu. Mia� na sobie lakierki, bia�e spodnie bez paska i koszul� bez ko�nierzyka, zapi�t� pod szyj� na miedziany guzik. Przystan�� w sklepie Syryjczyka Moisesa i przy� gl�da� si�, jak barki przybijaj� do brzegu. Wysiadali z nich podr�ni wycie�czeni o�� miogodzinnym bezruchem. Ci sami co zawsze: w�drowni handlarze i ludzie miejscowi, kt�rzy wyjechali tydzie� wcze�niej i powracali do rutyny codziennego �ycia. Ostatnia dobi�a do brzegu barka pocztowa. Pu�kownik obserwowa� j� z l�kiem i gorycz�. Na dachu dostrzeg� worek z poczt�, przywi�zany do rur wypuszczaj�cych par�. Pi�tna�cie lat czekania wyostrzy�o jego wra�liwo��. Troska o koguta wyostrzy�a jego niepok�j. Kierownik poczty wszed� na bark�, odwi�za� worek i zarzuci� go na ple� cy - przez ca�y ten czas pu�kownik nie spuszcza� z niego wzroku. Szed� za nim ulic� r�wnoleg�� do portu, labiryntem sklep�w i stragan�w z r�no� kolorowymi towarami. Za ka�dym razem, kiedy to czyni�, odczuwa� odmienny rodzaj niepokoju, granicz�cy jednak zawsze z panicznym l�kiem. Na poczcie lekarz czeka� na gazety. - �ona kaza�a mi zapyta� pana doktora, czy ma pan w domu gor�c� wod� - po� wiedzia� pu�kownik. Lekarz by� m�ody, mia� k�dzierzaw�, b�yszcz�c� czupryn� i uderzaj�co pi�kne z� by. Zainteresowa� si� zdrowiem astmatyczki. Pu�kownik udzieli� mu wyczerpuj�cych informacji, nie spuszczaj�c wzroku z kierownika, kt�ry rozk�ada� listy do odpowied� nich przegr�dek. Nonszalancja, z jak� to robi�, wyprowadzi�a pu�kownika z r�wnowagi. Lekarz odebra� korespondencj� i paczk� gazet. Od�o�y� na bok biuletyny medycz� ne. Nast�pnie przeczyta� pobie�nie listy osobiste. Pu�kownik przygl�da� si� przegr�dce, kt�ra przys�ugiwa�a mu wed�ug porz�dku alfabetycznego. List lotniczy o niebieskim obramowaniu wprawi� go w stan napi�cia nerwowego. Lekarz zerwa� piecz�� na paczce gazet. Zapozna� si� z najwa�niejszymi wiado� mo�ciami, podczas gdy pu�kownik, z oczyma wbitymi w swoj� przegr�dk�, czeka�, a� kierownik zatrzyma si� przed ni�. Ale nie zrobi� tego. Lekarz przerwa� lektur� gazet. Spojrza� na pu�kownika. P�niej przeni�s� wzrok na kierownika, siedz�cego przed tele� grafem, i znowu popatrzy� na pu�kownika. - Chod�my - powiedzia�. Kierownik nie podni�s� g�owy. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - Nie ma nic dla pu�kownika - rzek�. 0 1 72 0 3 1 Pu�kownik poczu� wstyd. - Na nic nie czeka�em - sk�ama�. - Podni�s� na lekarza zupe�nie dziecinne oczy. - Nie ma kto do mnie pisa�. Wracali w milczeniu. Lekarz by� poch�oni�ty swoimi gazetami. Pu�kownik kroczy� w sobie w�a�ciwy spos�b, jak cz�owiek, kt�ry zawr�ci� z drogi, aby szuka� zgubionej monety. Popo�udnie by�o �wietliste. Drzewa migda�owe na placu gubi�y ostatnie zgni�e li�cie. Kiedy doszli do drzwi gabinetu lekarskiego, zapada� ju� zmierzch. - Jakie s� wiadomo�ci? - zapyta� pu�kownik. Lekarz poda� mu kilka gazet. - Nic nie wiadomo - odpar�. - Trudno co� wyczyta� mi�dzy wierszami, kt�re prze� sz�y przez cenzur�. Pu�kownik przeczyta� g��wne tytu�y. Informacje mi�dzynarodowe. Na g�rze, w czterech szpaltach, wiadomo�ci o upa�stwowieniu Kana�u Sueskiego. Prawie ca�� pierwsz� stron� wype�nia�y nekrologi informuj�ce o jakim� pogrzebie. - Nie ma nadziei na wybory - powiedzia� pu�kownik. - Niech pan nie b�dzie naiwny, pu�kowniku - odpar� lekarz. - Wyro�li�my ju� z wieku, kiedy si� czeka na Mesjasza. Pu�kownik chcia� mu odda� gazety, ale lekarz zaprotestowa�. - Niech je pan zabierze do domu - powiedzia�. - Dzi� wieczorem pan je przeczyta i jutro mi je zwr�ci. 0 1 72 0 3 1 Tu� po si�dmej z wie�y rozleg�y si� dzwony cenzury filmowej. Ksi�dz Angel przekazywa� w ten spos�b ocen� moraln� filmu, zgodnie z wykazem, jaki co miesi�c otrzymywa� poczt�. �ona pu�kownika naliczy�a dwana�cie uderze�. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - Z�y dla wszystkich - o�wiadczy�a. - Ju� chyba od roku filmy s� z�e dla wszyst� kich. Opu�ci�a moskitier� i mrukn�a: - �wiat jest zepsuty. - Ale pu�kownik nie wypo� wiedzia� �adnego komentarza. Zanim si� po�o�y�, przywi�za� koguta do nogi ��ka. Zamkn�� drzwi i rozpyli� �rodek owadob�jczy w sypialni. Nast�pnie postawi� lamp� na pod�odze, rozwiesi� hamak, po�o�y� si� i zabra� si� do czytania gazet. Czyta� je w porz�dku chronologicznym, od pierwszej strony do ostatniej, nie pomi� jaj�c og�osze�. O jedenastej tr�bka oznajmi�a godzin� policyjn�. P� godziny p�niej pu�kownik sko�czy� lektur�, otworzy� drzwi na dziedziniec, ku niezg��bionej nocy, i wysiusia� si� na s�up, obl�ony przez komary. Kiedy wr�ci� do sypialni, jego �ona jeszcze nie spa�a. - Nic nie pisz� o weteranach? - spyta�a. - Nic - odpowiedzia� pu�kownik. Zgasi� lamp� i po�o�y� si� znowu w hamaku. - Z pocz�tku przynajmniej publikowali list� nowych rencist�w. Ale ju� chyba od pi�ciu lat nic nie pisz�. Po p�nocy zacz�� pada� deszcz. Pu�kownik zasn��, ale ju� po chwili obudzi� si�, zaniepokojony stanem swoich kiszek. Zda� sobie spraw�, �e gdzie� przecieka dach. Owin�wszy si� a� po g�ow� we�nianym kocem, usi�owa� po ciemku odnale�� przeciek. Po krzy�u sp�ywa�a mu struga zimnego potu. Mia� gor�czk�. Zdawa�o mu si�, �e uno� sz� go jakie� koncentryczne wiry w galaretowatym stawie. Kto� m�wi�. Pu�kownik od� powiedzia� ze swojej powsta�czej pryczy. - Do kogo m�wisz? - spyta�a kobieta. - Do tego Anglika, co si� pojawi� w obozie pu�kownika Aureliano Buendia prze� brany za tygrysa - odpar� pu�kownik. Przekr�ci� si� 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 w hamaku, w ukropie gor�czki. - To by� ksi��� Marlborough. Obudzi� si� rozbity. Gdy dzwony wzywaj�ce na msz� da�y si� s�ysze� po raz dru� gi, wyskoczy� z hamaka, odnajduj�c si� w m�tnej rzeczywisto�ci, rozdzieranej pianiem koguta. Jego g�owa kr��y�a jeszcze po koncentrycznych wirach. Poczu� md�o�ci. Wy� szed� na dziedziniec i skierowa� si� do wyg�dki, mijaj�c drobne szelesty i mroczne za� pachy zimy. Wyziewy amoniaku, bij�ce z jamy kloacznej, rozrzedza�y powietrze we wn�trzu drewnianego pomieszczenia, pokrytego dachem z blachy cynkowej. Gdy zdj�� pokryw�, podnios�a si� chmura tr�jk�tnych much. 0 1 72 0 3 1 By� to fa�szywy alarm. Przykucn�wszy na siedzeniu z nieheblowanych desek, do� zna� przykrego uczucia niespe�nionego pragnienia. Zamiast parcia czu� g�uchy b�l w przewodzie pokarmowym. - Nie ma w�tpliwo�ci - szepn��. - Zawsze mnie to spotyka w pa�dzierniku. - I przyj�� postaw� ufnego, prostodusznego wyczekiwania, dop�ki nie uspokoi�y si� jego wzburzone wn�trzno�ci. Wtedy wr�ci� do sypialni po koguta. 0 1 72 0 3 1 - W nocy bredzi�e� w gor�czce - powiedzia�a kobieta. Zabra�a si� do porz�dkowa� nia pokoju, odzyskawszy si�y po ataku, kt�ry trwa� ca�y tydzie�. Pu�kownik usi�owa� przywo�a� wspomnienie. 0 1 72 0 3 1 - To nie by�a gor�czka - sk�ama� - znowu mi si� �ni�a paj�czyna. Kobieta by�a podniecona, jak zawsze po ataku. W ci�gu jednego poranka prze� wr�ci�a mieszkanie do g�ry nogami. Przesun�a wszystkie przedmioty z wyj�tkiem ze� gara i obrazu nimfy. By�a tak drobna i gi�tka, �e zdawa�a si� przenika� przez �ciany, gdy si� kr�ci�a po pokojach w swoich aksamitnych papuciach i w czarnej sukni zapi�tej pod szyj�. Ale tu� przed dwunast� odzyska�a ludzki kszta�t. Kiedy le�a�a w ��ku, nie zajmowa�a miejsca. Teraz za� dom by� zbyt ciasny; �eby pomie�ci� jej posta�, krz�ta� j�c� si� w�r�d doniczek paproci i begonii. - Gdyby Augustynowi sko�czy� si� ju� rok, mog�abym �piewa� - powiedzia�a, mieszaj�c w garnku pokrajane na kawa�ki wszelkie p�ody tropikalnej ziemi. - Je�li masz ochot�, to sobie �piewaj - rzek� pu�kownik. - To dobrze robi na ���. Po obiedzie przyszed� lekarz. Pu�kownik i jego �ona pili kaw� w kuchni, gdy pchn�� drzwi od ulicy i zawo�a�: - Wszyscy chorzy poumierali. Pu�kownik podni�s� si�, �eby go powita�. - Tak jest, doktorze - m�wi� id�c do salonu. - Zawsze twierdzi�em, �e pa�ski zega� rek jest niezawodny jak s�py. Kobieta posz�a do sypialni, �eby przygotowa� si� do badania. Lekarz zosta� w sa� lonie z pu�kownikiem. Mimo upa�u jego nieskazitelnie czyste lniane ubranie tchn�o �wie�o�ci�. Kiedy kobieta oznajmi�a, �e jest gotowa, lekarz wr�czy� pu�kownikowi trzy kartki w kopercie. - O tym nie pisa�y wczoraj gazety - powiedzia� wchodz�c do sypial� ni. Pu�kownik domy�la� si�. By�o to streszczenie ostatnich wydarze� krajowych, odbi� te na powielaczu i przeznaczone do tajnego kolporta�u. Rewelacyjne informacje o sy� tuacji zbrojnego oporu w g��bi kraju. By� wstrz��ni�ty. Dziesi�� lat czytywania tajnych biuletyn�w nie nauczy�o go jeszcze, �e �adna wiadomo�� nie mo�e by� bardziej zaska� kuj�ca od tej, kt�ra nadejdzie w nast�pnym miesi�cu. Sko�czy� czyta�, kiedy lekarz wr�ci� do salonu. - Ta pacjentka jest zdrowsza ode mnie - o�wiadczy�. - Gdybym ja mia� tak� astm�, rokowa�bym sobie sto lat �ycia. Pu�kownik spojrza� na niego pos�pnie. Chcia� zwr�ci� kopert�, ale lekarz po� wstrzyma� go. - Niech je pan pu�ci w obieg - powiedzia� zni�onym g�osem. Pu�kownik w�o�y� kopert� do kieszeni spodni. - A ja sobie umr� pewnego pi�kne� go dnia i jeszcze pana, doktorze, zabior� ze sob� do piek�a - m�wi�a kobieta wycho� dz�c z sypialni. Lekarz odpowiedzia� ol�niewaj�cym u�miechem. Przysun�� fotel do stolika i wyci�gn�� z podr�cznej walizeczki kilka s�oik�w bezp�atnych pr�bek. Kobieta przesz�a obok niego, zmierzaj�c do kuchni. - Niech pan poczeka, odgrzej� kaw�. - Nie, bardzo dzi�kuj� - odpar� lekarz. Wypisa� dawki na stronie swego receptariu� sza. - Kategorycznie odmawiam dostarczenia pani sposobno�ci, aby mnie otru�. Roze�mia�a si� w kuchni. Sko�czywszy zapisywanie, lekarz przeczyta� g�o�no re� cept�, zdawa� sobie bowiem spraw�, �e nikt nie jest w stanie odcyfrowa� jego pisma. Pu�kownik usi�owa� skupi� uwag�. Powr�ciwszy z kuchni, �ona spostrzeg�a na jego twarzy �lady spustosze� ostatniej nocy. - Mia� gor�czk� dzisiaj nad ranem - powiedzia�a wskazuj�c na m�a. - Przez jakie dwie godziny wygadywa� bzdury o wojnie domowej. Pu�kownik wzdrygn�� si�. - To nie by�a gor�czka - zapewnia� odzyskawszy r�wnowag�. - A zreszt�, je�li si� kt�rego� dnia �le poczuj�, sam siebie wyprawi� na �mietnik. Poszed� do pokoju po gazety. - Dzi�ki za kwiat - powiedzia� lekarz. Doszli razem do pa�acu. Powietrze by�o suche. Asfalt na ulicach zaczyna� mi�kn�� od upa�u. Kiedy lekarz �egna� si� z nim, pu�kownik zapyta� cicho, przez zaci�ni�te z� by: - Ile jeste�my panu winni, doktorze? - Tymczasem nic - odpowiedzia� lekarz, klepi�c go po ramieniu. - Ju� ja panu wy� pisz� gruby rachunek, jak wygra kogut. Pu�kownik ruszy� do zak�adu krawieckiego, �eby zanie�� tajny biuletyn kolegom Augustyna. Mia� tam swoje jedyne schronienie, odk�d jego partyjni towarzysze wymar� li lub zostali wygnani z miasteczka, on za� sta� si� samotnym cz�owiekiem, zajmuj�cym si� tylko czekaniem ka�dego pi�tku na poczt�. �ar popo�udnia doda� animuszu jego �onie. �l�cza�a na korytarzu w�r�d begonii, przy skrzyni z podart� bielizn�, i raz jeszcze dokonywa�a odwiecznego cudu, zestawia� j�c now� odzie� dos�ownie z niczego. Z plec�w koszuli robi�a pachy i mankiety i na� k�ada�a kwadratowe doskona�e �aty, chocia�by z kawa�k�w innego koloru. Konik polny zainstalowa� sw�j instrument na dziedzi�cu. S�o�ce dojrzewa�o. Nie zobaczy�a jednak odblasku jego konania na begoniach. Dopiero o zmierzchu podnios�a g�ow�, kiedy wr� ci� pu�kownik. Chwyci�a si� za szyj� obiema r�kami i rozlu�niaj�c stawy powiedzia�a. - M�zg mam sztywny jak kij. - Zawsze taki mia�a� - odpar� pu�kownik, ale po chwili przyjrza� si� swej �onie, okrytej kolorowymi szmatami. - Wygl�dasz jak dzi�cio� kiedy kuje kor�. - Trzeba dobrze ku�, �eby ciebie ubra� - odpowiedzia�a. Roz�o�y�a koszul� zeszy� t� z p��tna w trzech kolorach. Tylko ko�nierzyk i mankiety by�y jednobarwne. - Jak przyjdzie karnawa�, wystarczy, �e zdejmiesz marynark�. D�wi�k dzwon�w oznajmiaj�cych sz�st� godzin� przerwa� jej s�owa. "Anio� Pa� ski zwiastowa� Pannie Marii" - recytowa�a modlitw�, odnosz�c bielizn� do sypialni. Pu�kownik gaw�dzi� z ch�opcami, kt�rzy przyszli po szkole obejrze� koguta. P�niej przypomnia� sobie, �e zabrak�o kukurydzy na nast�pny dzie�, poszed� wi�c do sypialni, �eby poprosi� �on� o pieni�dze. - Zdaje mi si�, �e zosta�o tylko pi��dziesi�t cent�w - powiedzia�a. Trzyma�a pieni�dze zasup�ane w chusteczce, pod kap� pokrywaj�c� ��ko. By�a to pozosta�o�� po maszynie do szycia Augustyna. Wydawali te pieni�dze przez dziewi�� miesi�cy, cent po cencie, obdzielaj�c nimi w�asne potrzeby i potrzeby koguta. Teraz zosta�y ju� tylko dwie monety po dwadzie�cia cent�w i jedna dziesi�ciocentowa. - Kupisz funt kukurydzy - wylicza�a kobieta. - Za reszt� we� kawy na jutro i dzie� si�� deka sera. - I poz�acanego s�onia, �eby go na drzwiach powiesi� - doda� pu�kownik. - Sama kukurydza kosztuje czterdzie�ci dwa. Zastanawiali si� przez chwil�. - Kogut to tylko stworzenie, wi�c mo�e poczeka� - zacz�a, ale musia�a si� zreflektowa� na widok twarzy m�a. Pu�kownik usiad� na �� ku, opar� �okcie na kolanach i pobrz�kiwa� monetami. - Nie o mnie chodzi - powiedzia� po chwili. - Gdyby to zale�a�o ode mnie, dzisiaj wieczorem zrobi�bym ros� z koguta. Bardzo dobra musi by� niestrawno�� za pi��dziesi�t pes�w. - Zrobi� przerw�, �eby zgnie�� komara na szyi. P�niej powi�d� wzrokiem za swoj� �on�, kt�ra rozgl�da�a si� po pokoju. - Ale mnie trapi to, �e te ch�opaki odk�adaj� na niego pieni�dze. W�wczas ona si� zastanowi�a. Obesz�a pok�j dooko�a z rozpylaczem przeciwko komarom w r�ku. Pu�kownik dostrzeg� co� nierealnego w jej zachowaniu, jakby zwo� �ywa�a na narad� duchy ogniska domowego. Wreszcie postawi�a rozpylacz na o�tarzyku z litografiami i utkwi�a oczy koloru miodu w miodowych oczach pu�kownika. - Kup kukurydzy - powiedzia�a. - Ju� tam B�g postanowi, jak sobie mamy pora� dzi�. - To istny cud rozmna�ania chleba - powtarza� pu�kownik za ka�dym razem, kiedy w nast�pnym tygodniu siadali do sto�u. Zdawa�o si�, �e zdumiewaj�cy talent do sztu� kowania, cerowania i �atania pozwoli� jej r�wnie� znale�� spos�b na podtrzymywanie gospodarstwa domowego, zawieszonego w pr�ni. Pa�dziernik przed�u�y� zawieszenie broni. Wilgo� ust�pi�a miejsca spiekocie. Orze�wiona miedzianym s�o�cem, kobieta po�wi�ci�a trzy popo�udnia na mozolne porz�dkowanie swojej fryzury. - Teraz zaczyna si� msza �piewana - orzek� pu�kownik owego popo�udnia, kiedy zacz�a rozsup�ywa� swoje d�ugie, niebieskawe w�osy za pomoc� rzadkiego grzebienia. Nazajutrz, usado� wiwszy si� na dziedzi�cu z bia�ym prze�cierad�em na podo�ku, zabra�a si� do wycze� sywania g�stym grzebieniem wszy, kt�re rozmno�y�y si� podczas atak�w astmy. Na koniec umy�a g�ow� naparem z lawendy, poczeka�a a� wyschnie, i zawin�a w�osy nad karkiem, podpinaj�c ka�dy zw�j grzebykiem. Pu�kownik czeka�. Trapiony bezsenno�� ci�, sp�dza� d�ugie nocne godziny na dr�cz�cych rozmy�laniach o losie koguta, kt�rego w �rod� zwa�ono. Kogut by� w dobrej formie. 0 1 72 0 3 1 Tego samego popo�udnia, kiedy towarzysze Augustyna wyszli z mieszkania obli� czaj�c weso�o, ile im przyniesie zwyci�stwo koguta, r�wnie� i pu�kownik poczu� si� w dobrej formie. �ona ostrzyg�a mu w�osy. - Ze dwadzie�cia lat mi odj�a� - powiedzia� obmacuj�c g�ow� r�kami. W my�li przyzna�a mu s�uszno��. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - Kiedy dobrze si� czuj�, mog� wskrzesi� nieboszczyka - powiedzia�a. Ale prze� sta�a w to wierzy� ju� po kilku godzinach. W mieszkaniu, poza zegarem i obrazem, nic nie nadawa�o si� na sprzeda�. Wyczerpawszy wszelkie zasoby, w czwartek wieczorem wyrazi�a zaniepokojenie t� sytuacj�. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - Nie martw si� - pociesza� j� pu�kownik - jutro nadejdzie poczta. Nazajutrz oczekiwa� barek na wprost gabinetu lekarza. - Samolot to wspania�a rzecz - powiedzia� pu�kownik wpatruj�c si� w worek z poczt�. - Podobno w jedn� noc mo�na dolecie� do Europy. - Tak jest - powiedzia� lekarz, wachluj�c si� ilustrowanym tygodnikiem. Pu�kow� nik dostrzeg� kierownika poczty w grupie os�b czekaj�cych na zako�czenie manewru, �eby wskoczy� do barki. Kierownik wskoczy� pierwszy. Odebra� od kapitana zalako� wan� kopert�. P�niej wszed� na dach barki. Worek z poczt� by� przymocowany mi� dzy dwoma zbiornikami z naft�. - Jest jednak te� niebezpieczny - zauwa�y� pu�kownik. Na chwil� straci� kierowni� ka z oczu, ale odnalaz� go znowu w�r�d ustawionych na w�zku kolorowych butelek z napojami ch�odz�cymi. - Za darmo nie ma post�pu. 0 1 72 0 3 1 - Faktycznie jest bezpieczniejszy od barki - powiedzia� lekarz. - Na wysoko�ci dwudziestu tysi�cy st�p wszelkie burze ma si� pod sob�. 0 1 72 0 3 1 - Dwadzie�cia tysi�cy st�p - powt�rzy� zdezorientowany pu�kownik. Nie m�g� so� bie u�wiadomi� tej liczby. Lekarz okaza� zainteresowanie. Uj�� tygodnik obiema r�kami i wyci�gn�� przed siebie, staraj�c si� nada� mu nieruchom� pozycj�. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - Teraz jest w pe�ni stabilny - wskaza�. 0 1 72 0 3 1 Ale pu�kownik by� poch�oni�ty obserwowaniem kierownika poczty. Zauwa�y�, �e pije pieni�cy si� r�owo nap�j, trzymaj�c szklank� w lewej r�ce, a worek z poczt� w prawej. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - Ponadto - ci�gn�� lekarz - na morzu zakotwiczone s� statki, kt�re utrzymuj� sta�� ��czno�� z nocnymi samolotami. Przy takich �rodkach ostro�no�ci samolot jest bez� pieczniejszy od barki. 0 1 72 0 3 1 Pu�kownik spojrza� na niego. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - Oczywi�cie - powiedzia� - pewnie tak samo jak lataj�cy dywan. Kierownik szed� prosto w ich stron�. Pu�kownik cofn�� si�, nie mog�c opanowa� l�ku. Usi�owa� odczyta� nazwisko wypisane na zalakowanej kopercie. Kierownik otworzy� worek. Wr�czy� lekarzowi paczk� gazet. P�niej rozdar� kopert� z listami prywatnymi, sprawdzi�, czy si� zgadzaj� z wykazem i zacz�� czyta� nazwiska adresa� t�w. Lekarz otworzy� gazety. - Ci�gle problem Suezu - m�wi� przegl�daj�c czo�owe tytu�y. - Zach�d ponosi po� ra�ki. Pu�kownik nie czyta� nag��wk�w. Stara� si� opanowa� skurcz �o��dka. - Odk�d zaprowadzili cenzur�, gazety nie pisz� o niczym poza Europ� - m�wi�. - Niechby lepiej Europejczycy przyjechali tutaj, a my pojed�my do Europy. Tym sposobem ka�dy do� wie si�, co si� dzieje w jego kraju. - Dla Europejczyk�w Ameryka Po�udniowa to w�saty facet z gitar� i pistoletem - roze�mia� si� nad gazet� lekarz. - Nie rozumiej�, o co chodzi. Kierownik odda� mu listy. W�o�y� reszt� do worka, kt�ry z powrotem zamkn��. Lekarz zabiera� si� do czytania swoich dw�ch list�w, ale zanim rozerwa� koperty, spoj� rza� na pu�kownika. Nast�pnie przeni�s� wzrok na kierownika poczty. - Nie ma nic dla pu�kownika? Pu�kownika ogarn�o przera�enie. Kierownik zarzuci� worek na rami�, zszed� z przystani i odpowiedzia� nie odwracaj�c g�owy: - Nie ma kto pisa� do pu�kownika. Wbrew swoim zwyczajom nie poszed� od razu do domu. Pi� kaw� w zak�adzie krawieckim, podczas gdy towarzysze Augustyna przerzucali gazety. Czu� si� zawie� dziony. By�by wola� przesiedzie� tam a� do przysz�ego pi�tku, �eby nie stan�� przed �on� z pustymi r�kami. Kiedy jednak zamkni�to zak�ad, musia� stawi� czo�o rzeczywis� to�ci. �ona czeka�a na niego. - Nic? - zapyta�a. - Nic - odpowiedzia�. W nast�pny pi�tek powr�ci� do barek. I tak jak co pi�tek przyszed� do domu bez oczekiwanego listu. - Dosy� ju� tego czekania - powiedzia�a mu wieczorem �ona. - Trzeba by� cierpliwym jak baran, �eby tak jak ty czeka� na list przez pi�tna�cie lat. - Pu�kownik u�o�y� si� w hamaku, �eby poczyta� gazety. - Trzeba czeka� na swoj� kolejk� - rzek�. - Mamy numer tysi�c osiemset dwa� dzie�cia trzy. - Ju� ten numer dwa razy wyszed� na loterii, odk�d czekamy - odpowiedzia�a. Pu�kownik czyta�, jak zawsze, od pierwszej do ostatniej strony, nie opuszczaj�c og�osze�. Ale tym razem nie m�g� skupi� uwagi. Podczas lektury my�la� o rencie dla weteran�w. Kiedy parlament og�osi� ustaw�, dziewi�tna�cie lat temu, wszcz�� procedu� r� dochodzenia swoich praw, kt�ra trwa�a przez osiem lat. Trzeba by�o jeszcze sze�ciu, �eby go wpisano na list�. Ostatni list, jaki otrzyma�, dotyczy� tej w�a�nie sprawy. Przesta� czyta� po sygnale godziny policyjnej. Kiedy chcia� zgasi� lamp�, zda� so� bie spraw�, �e jego �ona ci�gle nie �pi. - Masz jeszcze ten wycinek? Zastanowi�a si�. - Tak. Musi le�e� w�r�d innych papier�w. Wysz�a spod moskitiery i wyci�gn�a z szafy drewniany kufer z paczk� list�w, pouk�adanych wed�ug dat i zwi�zanych gumk�. Znalaz�a zawiadomienia biura adwo� kackiego, kt�re zobowi�zywa�o si� do energicznego za�atwienia spraw rent wojennych. - Odk�d ci tr�bi� w uszy, �eby� zmieni� adwokata, zd��yli�my ju� wyda� ca�� for� s� - powiedzia�a. - Nic nam z tego nie przyjdzie, jak nam w�o�� pieni�dze do trumny, niczym Indianom. Pu�kownik przeczyta� wycinek, datowany dwa lata wcze�niej. W�o�y� go do kie� szeni koszuli wisz�cej za drzwiami. - Najgorsze jest to, �e trzeba pieni�dzy, aby zmieni� adwokata. - Nic podobnego - orzek�a kobieta. - Pisze im si�, �eby sobie odliczyli, ile trzeba, z samej renty, jak j� im wyp�ac�. Tylko w ten spos�b mo�na ich zainteresowa� spraw�. Tak wi�c w sobot� po po�udniu pu�kownik wybra� si� z wizyt� do swojego adwo� kata. - Uprzedza�em pana, �e takiej sprawy nie za�atwi si� z dnia na dzie� - powiedzia� adwokat, korzystaj�c z przerwy w wywodach pu�kownika. By� zmordowany upa�em. Przegi�� do ty�u spr�yny krzes�a i wachlowa� si� reklamow� tektur�. - Moi przedstawiciele cz�sto mi pisz�, �e nie nale�y traci� cierpliwo�ci. - Ci�gle to samo, od pi�tnastu lat - odpar� pu�kownik. - Jak w tej gadce o czapli, co siedzi na desce. Adwokat w spos�b bardzo obrazowy opisa� mu zawi�o�ci adminis� tracyjne. Krzes�o by�o zbyt w�skie dla jego starzej�cych si� po�ladk�w. - �atwiej by�o pi�tna�cie lat temu -powiedzia�. - Istnia�o wtedy miejskie stowarzyszenie weteran�w, do kt�rego nale�eli ludzie z obydwu partii. Nabra� rozpalonego powietrza do p�uc i wy� g�osi� sentencj� takim tonem, jakby j� w tej chwili wymy�li�: - Jedno�� daje si��. - Nie da�a jej w tym wypadku - zareplikowa� pu�kownik, u�wiadamiaj�c sobie po raz pierwszy, jak bardzo jest samotny. - Wszyscy moi towarzysze poumierali czekaj�c na listy. Adwokat nie straci� kontenansu. - Za p�no og�oszono ustaw� - rzek�. - Nie wszystkim tak si� poszcz�ci�o jak pa� nu, �eby w wieku dwudziestu lat zosta� pu�kownikiem. W dodatku nie przyznano spe� cjalnego funduszu i rz�d musia� sztukowa� sw�j bud�et. Zawsze ta sama historia. Pu�kownik odczuwa� dojmuj�c� przykro�� za ka�dym ra� zem, kiedy jej s�ucha�. - Nie chodzi o ja�mu�n�. Nie dopraszamy si� jakiej� �aski. Wy� pruwali�my z siebie �y�y, �eby ratowa� republik�. Adwokat roz�o�y� ramiona. - Tak jest, pu�kowniku - powiedzia�. - Niewdzi�czno�� ludzka nie ma granic. Pu�kownik zna� tak�e i t� histori�. Us�ysza� j� po raz pierwszy w dzie� po podpi� saniu w Neerlandii uk�adu, w kt�rym rz�d obiecywa� wyp�aci� koszty podr�y i od� szkodowania dwustu oficerom rewolucji. Batalion rewolucyjny, z�o�ony w du�ej cz�ci z m�okos�w, kt�rzy uciekli ze szk�, roz�o�y� si� obozem w Neerlandii, pod olbrzymim puchowcem. Batalion czeka� przez trzy miesi�ce. Wr�cili p�niej do dom�w, ka�dy na w�asn� r�k�, i tam dalej czekali. Prawie sze��dziesi�t lat p�niej pu�kownik jeszcze czeka�. Podniecony wspomnieniami, przyj�� postaw� cz�owieka zdecydowanego na wszystko. Opar� praw� r�k� na ko�ci udowej - nie by�o w nim nic pr�cz ko�ci po��czo� nych ze sob� w��knami nerwowymi - i mrukn��: 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - Tote� postanowi�em co� uczyni�. 0 1 72 0 3 1 Adwokat oczekiwa� wyja�nienia. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - Co takiego? - Zmieni� adwokata. Do gabinetu wkroczy�a kaczka, wodz�c za sob� ��te kacz�ta. Adwokat wsta�, �eby j� wyp�dzi�. - Jak pan sobie �yczy, pu�kowniku - powiedzia�, strasz�c ptaki. - B�dzie tak, jak pan postanowi. Gdybym m�g� dokonywa� cud�w, nie mieszka�� bym w tym kurniku. - Zamkn�� drzwi od podw�rka na drewnian� zasuw� i usiad� zno� wu na krze�le. - M�j syn pracowa� przez ca�e �ycie - m�wi� pu�kownik. - Na hipotece naszego domu ci��� d�ugi. Z tej ustawy o rentach adwokaci maj� do�ywotni� pensj�. - Ja nie mam - zaprotestowa� adwokat. - Wszystko, co do grosza, wyda�em na formalno�ci. Pu�kownikowi zrobi�o si� przykro na my�l, �e jest niesprawiedliwy. - To w�a�nie chcia�em powiedzie� - poprawi� si�. Otar� czo�o r�kawem koszuli. - Od tego upa�u rdzewiej� �rubki w g�owie. W chwil� p�niej adwokat przetrz�sn�� ca�y gabinet w poszukiwaniu pe�nomoc� nictwa. S�o�ce wysun�o si� na �rodek skromnej izby, zbudowanej z nie heblowanych desek. Przeszukawszy nadaremnie wszystkie k�ty, adwokat, na czworakach, ci�ko dysz�c, wyci�gn�� rolk� papieru spod pianoli. - Ot� i ono. Poda� pu�kownik opiecz�towany arkusz. - Musz� napisa� do moich przedstawicie� li, �eby uniewa�nili odpisy - o�wiadczy�. Pu�kownik otrz�sn�� papier z kurzu i w�o�y� go do kieszeni koszuli. - Niech pan to sam podrze - powiedzia� adwokat. - Nie - odpar� pu�kownik. - To wspomnienia dwudziestu lat. - I czeka�, a� adwokat zabierze si� do dalszych poszukiwa�. Ale nie zrobi� tego. Poszed� do hamaka, �eby otrze� pot. Z tego miejsca spojrza� na pu�kownika poprzez roz�wietlone powietrze. - Potrzebne mi s� tak�e dokumenty - zaznaczy� pu�kownik. - Jakie? - Uzasadnienie. Adwokat roz�o�y� r�ce. - To ju� b�dzie niemo�liwe, pu�kowniku. Pu�kownik przestraszy� si�. Jako skarbnik obwodu Macondo z ramienia rewolucji przez sze�� dni w�drowa� oblany potem z funduszami przeznaczonymi na wojn� do� mow�, kt�re znajdowa�y si� w dw�ch walizkach przywi�zanych do grzbietu mu�a. Przyby� do Neerlandii, ci�gn�c za sob� zamorzonego g�odem mu�a, na p� godziny przed podpisaniem uk�adu. Generalny kwatermistrz si� rewolucyjnych na wybrze�u at� lantyckim, pu�kownik Aureliano Buendia, wyda� mu kwit na owe fundusze i w��czy� dwie walizy do inwentarza wpisanego do aktu kapitulacji. - To s� dokumenty bezcennej warto�ci - podkre�li� pu�kownik. - Jest tam pokwi� towanie wypisane przez pu�kownika Aureliano Buendia. - Zgoda - przyzna� adwokat. - Ale te dokumenty przesz�y przez dziesi�tki tysi�cy r�k w tysi�cach urz�d�w, zanim dotar�y do jakiego� departamentu w ministerstwie wojny. - Dokumenty takiej wagi nie mog� przej�� niepostrze�enie przez r�ce �adnego urz�dnika - powiedzia� pu�kownik. - Ale urz�dnicy zmieniali si� wiele razy w ci�gu ostatnich pi�tnastu lat - t�umaczy� adwokat. - Niech si� pan zastanowi: mieli�my siedmiu prezydent�w, ka�dy z nich co najmniej dziesi�� razy zmieni� sw�j gabinet, a ka�dy minister co najmniej sto razy zmieni� urz�dnik�w. - Przecie� nikt nie m�g� zabra� dokument�w do swojego mieszkania - nalega� pu�� kownik. - Ka�dy nowy urz�dnik powinien je znale�� na swoim miejscu. Adwokat zniecierpliwi� si�. - Zreszt� je�li te papiery wyjd� teraz z ministerstwa, b�d� musia�y znowu czeka� na swoj� kolejk�, �eby znale�� si� na li�cie. - Niewa�ne - odpar� pu�kownik. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - To b�dzie trwa�o ca�e wieki. - Niewa�ne. - Kto d�ugo czeka, poczeka jeszcze troch�. Zani�s� na stolik w salonie blok liniowanego papieru, pi�ro, ka�amarz, arkusz bi� bu�y. Zostawi� otwarte drzwi do sypialni na wypadek, gdyby chcia� zapyta� o co� �on�. Odmawia�a r�aniec. - Kt�rego dzi� mamy? 0 1 72 0 3 1 - Dwudziestego si�dmego pa�dziernika. Pisa� z wielkim namaszczeniem, opar�szy r�k� trzymaj�c� pi�ro na bibule, z wy� prostowanymi plecami, �eby lepiej oddycha�, tak jak go uczono w szkole. W zamkni� tym salonie panowa� niezno�ny upa�. Kropla potu spad�a na list. Pu�kownik zebra� j� na bibu��. P�niej usi�owa� zeskroba� zatarte s�owa, ale zrobi� kleksa. Nie zrazi� si� tym. Napisa� odno�nik i zanotowa� na marginesie: "nabyte prawa". Nast�pnie przeczyta� ca�y ust�p. - Kiedy wpisano mnie na list� weteran�w? Kobieta nawet nie przerwa�a modlitwy, �eby si� zastanowi�. - Dwunastego pa�dziernika tysi�c dziewi��set czterdziestego dziewi�tego. W chwil� p�niej zacz�� pada� deszcz. Pu�kownik wype�ni� arkusz wielkimi, nieco dziecinnymi literami, takimi jakich go nauczono w pa�stwowej szkole w Manaure. Za� pisa� jeszcze po�ow� drugiego arkusza i z�o�y� sw�j podpis. Przeczyta� list �onie. Aprobowa�a ka�de zdanie kiwni�ciem g�owy. Kiedy sko� czy� czyta�, zaklei� kopert� i zgasi� lamp�. - M�g�by� kogo� poprosi�, �eby ci przepisa� na maszynie. - Nie - odpowiedzia� pu�kownik. - Przejad�o mi si� proszenie o przys�ugi. Przez p� godziny s�ucha�, jak deszcz bije o palmow� strzech�. Miasteczko pogr�� �y�o si� w odm�tach potopu. Po sygnale godziny policyjnej dobieg� go szmer kropli przeciekaj�cej przez dach. - Ju� dawno trzeba by�o to zrobi� - powiedzia�a kobieta. - Zawsze jest lepiej poro� zumie� si� bezpo�rednio. - Nigdy nie jest za p�no - odrzek� pu�kownik nas�uchuj�c przecieku. - Mo�e wszystko b�dzie za�atwione, zanim up�ynie termin sp�acenia d�ug�w na hipotece. - To jeszcze za dwa lata - powiedzia�a kobieta. Zapali� lamp�, �eby znale�� prze� ciek w salonie. Podstawi� puszk� koguta tam, gdzie kapa�o i wr�ci� do sypialni, �cigany metalicznym odg�osem kropel spadaj�cych na blach�. - A mo�e za�atwi� to jeszcze przed styczniem, bo im b�dzie zale�a�o na pieni�� dzach - doda� i przekona� sam siebie. - Augustynowi sko�czy si� wtedy rok i b�dziemy mogli i�� do kina. Za�mia�a si� cicho. - Ja ju� nawet nie pami�tam tych cudak�w - powiedzia�a. Pu�� kownik usi�owa� dostrzec jej twarz przez moskitier�. - Kiedy by�a� ostatni raz w kinie? - W tysi�c dziewi��set trzydziestym pierwszym - odpowiedzia�a. - Dawali "Wol� nieboszczyka". - Dosz�o do bijatyki? - Nikt si� tego nie dowiedzia�. Ulewa si� zerwa�a w chwili, kiedy upi�r chcia� ukra�� dziewczynie naszyjnik. U�pi� ich szmer deszczu. Pu�kownik poczu� lekki zam�t w kiszkach, ale nie prze� j�� si� tym. Jeszcze troch� i przetrzyma pa�dziernik. Owin�� si� we�nianym kocem i przez chwil� s�ucha� ci�kiego jak kamie� oddechu �ony, p�yn�cej daleko na falach swego snu. Zacz�� wtedy m�wi� zupe�nie �wiadomie. Kobieta obudzi�a si�. - Z kim rozmawiasz? - Z nikim - odpowiedzia�. - My�la�em, �e mieli�my racj� na owej naradzie w Ma� condo, kiedy powiedzieli�my pu�kownikowi Aureliano Buendia, �eby si� nie poddawa�. To w�a�nie zgubi�o wszystkich. Deszcz pada� przez ca�y tydzie�. Drugiego listopada, mimo sprzeciwu pu�kowni� ka, kobieta zanios�a kwiaty na gr�b Augustyna. Wr�ci�a z cmentarza z nowym atakiem astmy. By� to ci�ki tydzie�, ci�szy nawet od czterech tygodni pa�dziernika, chocia� pu�kownikowi wydawa�o si� wtedy, �e ich nie prze�yje. Lekarz przyszed� zbada� chor� i wyszed� z sypialni wo�aj�c: "Gdybym mia� tak� astm�, by�bym pewny, �e to ja od� prowadz� wszystkich w miasteczku na cmentarz". Gdy zosta� jednak sam z pu�kowni� kiem, zapisa� specjalne leczenie. R�wnie� pu�kownik mia� nawr�t choroby. D�ugimi godzinami cierpia� �miertelne m�ki w wyg�dce, zlany zimnym potem, czuj�c, jak ro�liny w jego wn�trzno�ciach gnij� i odpadaj� ca�ymi p�atami. - To zima - m�wi� sobie nie trac�c otuchy. - Wszystko si� odmieni jak przestanie pada�. - I rzeczywi�cie w to uwierzy�, pewny, �e do�yje chwili nadej�cia listu. Tym razem jemu przypad�o ratowanie gospodarstwa domowego. Musia� wielo� krotnie zaciska� z�by, prosz�c o kredyt w s�siednich sklepach. - Tylko do przysz�ego tygodnia - m�wi�, nie maj�c pewno�ci, �e to prawda. - W pi�tek mia�em otrzyma� pie� ni��ki. Kiedy kobieta otrz�sn�a si� po ataku, popatrzy�a na niego ze zdumieniem. - Zosta�y z ciebie same ko�ci - powiedzia�a. - Dbam o siebie, �eby m�c si� sprzeda� - odpowiedzia� pu�kownik. - Ju� mnie za� m�wi�a fabryka klarnet�w. W istocie jednak tylko nadzieja, �e dostanie list, trzyma�a go przy �yciu. Wym� czony, z obola�ymi od postu ko��mi, nie by� w stanie dba� r�wnocze�nie o siebie i o koguta. W drugiej po�owie listopada my�la�, �e stworzenie padnie mu po dwu dniach bez kukurydzy. Przypomnia� sobie wtedy o gar�ci fasoli, kt�r� powiesi� w lipcu nad ku� chenk�. Wy�uska� str�ki i postawi� przed kogutem puszk� z suchymi ziarnami. - Chod� tutaj - zawo�a�a. - Za chwil� - odpowiedzia�, obserwuj�c reakcj� koguta. - G�odnemu chleb sple�� nia�y stanie za specja�y. Zasta� �on� w chwili, gdy usi�owa�a pod�wign�� si� na ��ku. Jej wyniszczone cia�o tchn�o zapachem zi� leczniczych. Wycedzi�a s�owo po s�owie, akcentuj�c ka�d� zg�osk� z premedytacj�: - Natychmiast mi si� pozb�dziesz tego koguta. Pu�kownik przewidywa�, �e nadejdzie taka chwila. Spodziewa� si� jej od owego popo�udnia, kiedy zastrzelono mu syna i kiedy postanowi�, �e zachowa koguta. Mia� dosy� czasu do namys�u. - Ju� nie warto - powiedzia�. Za trzy miesi�ce b�d� walki i wtedy b�dziemy mogli go sprzeda� po wy�szej cenie. - Nie chodzi o pieni�dze - odpar�a. - Jak przyjd� ch�opaki, powiesz im, �eby go sobie zabrali, i niech robi� z nim, co im si� �ywnie podoba. - To przez Augustyna - u�y� przygotowanego zawczasu argumentu. - Wyobra� sobie jego min�, gdyby przyszed� oznajmi� nam zwyci�stwo koguta. Kobieta rzeczywi�cie my�la�a o synu. - Te przekl�te koguty przynios�y mu zgub� - krzycza�a. - Gdyby trzeciego stycznia zosta� w domu, nie przysz�aby na niego z�a godzina. - Wskaza�a wychud�ym palcem na drzwi i wybuchn�a: - Jakbym go widzia�a, jak wychodzi z kogutem pod pach�. Przestrzega�am go, �e� by nie szuka� nieszcz�cia w gallerze, ale tylko b�ysn�� z�bami i powiedzia�: "Cicho b�d�, dzi� wieczorem b�dziemy mogli pieni�dzmi w piecu pali�". Opad�a na ��ko, wyczerpana. Pu�kownik przesun�� j� delikatnie na poduszk�. Je� go oczy napotka�y oczy kobiety, dok�adnie takie same. - Postaraj si� le�e� bez ruchu - powiedzia�, czuj�c �wisty we w�asnych p�ucach. Kobieta zapad�a w chwilowe odr�t� wienie. Zamkn�a powieki. Gdy je zn�w otworzy�a, jej oddech zdawa� si� spokojniej� szy. - To ze wzgl�du na nasz� sytuacj� - powiedzia�a. - To grzech odejmowa� sobie chleb od ust, �eby karmi� koguta. Pu�kownik wytar� jej czo�o prze�cierad�em. - Nikt nie umiera w trzy miesi�ce. - A co b�dziemy jedli przez ten czas? - zapyta�a. - Nie wiem - odpowiedzia� pu�kownik - ale gdyby�my mieli umrze� z g�odu, ju� by�my dawno umarli. Kogut sta� przed swoj� puszk�, pe�en �ycia. Na widok pu�kownika wyg�osi� gard� �owy, niemal ludzki monolog i przechyli� g�ow� do ty�u. Pu�kownik u�miechn�� si� do niego porozumiewawczo. - �ycie jest ci�kie, towarzyszu. B��ka� si� po miasteczku pogr��onym w sje�cie, nie my�l�c o niczym, nie staraj�c si� nawet przekona� samego siebie, �e znalaz� si� w sytuacji bez wyj�cia. Chodzi� po zapomnianych ulicach a� do utraty si�. W�wczas wr�ci� do domu. Kobieta us�ysza�a je� go kroki i zawo�a�a go do sypialni. - Co? - Mo�emy sprzeda� zegar - odpowiedzia�a nie patrz�c na niego. Pu�kownik sam o tym pomy�la�. - Jestem pewna, �e Alvaro da ci za niego od razu czterdzie�ci pes�w. Przypomnij sobie, �e maszyn� do szycia kupi� bez �adnych trud� no�ci. Mia�a na my�li krawca, u kt�rego pracowa� Augustyn. - Mo�na b�dzie jutro z nim pom�wi� - zgodzi� si� pu�kownik. - Nie ma mowy o jutrze - uci�a.