1859

Szczegóły
Tytuł 1859
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

1859 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 1859 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

1859 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Alessandro Pronzato Rozwa�ania na piasku "W drodze" Pozna� 1989 Moim wspania�ym towarzyszom przygody Od wydawcy "Rozwa�ania na piasku" powsta�y pod wp�ywem pielgrzymki Autora na Sahar�, do grobu brata Karola de Foucauld w Tamanrasset. Jest to cykl refleksji na tematy dzi� bardzo aktualne: pustynia jako �r�d�o istnienia, kontemplacja jako dusza dzia�ania, milczenie jako gleba dla s�owa, a tak�e uwielbienie, bezinteresowno�� i odrzucenie jako obszary dzia�ania Bo�ego. Jest to p�j�cie w poszukiwaniu mistycznego sensu pustyni �ladem jej pokornego mieszka�ca, brata Karola, kt�ry pisa� niegdy�: "Trzeba przej�� przez pustyni� i przebywa� na niej, by otrzyma� �ask� Bo��. Tu mo�na si� uwolni� od siebie, tu mo�na odsun�� od siebie wszystko, co nie jest Bogiem, tu si� opr�nia ca�kowicie ma�y domek swej duszy, aby w nim pozostawi� miejsce wy��cznie Bogu Samemu". ��cz�c w�asne do�wiadczenia z odwo�aniami do biblijnego Wyj�cia, wydarzenia pustyni piaszczystej i pustyni wewn�trznej, prze�ycia osobiste z pytaniami szczeg�lnie dzi� istotnymi dla chrze�cija�stwa, Autor proponuje czytelnikowi ksi��k� �atw� w odbiorze, a zarazem zobowi�zuj�c�, kt�ra czasem jest przypomnieniem, czasem jest przypomnieniem, czasem wyznaniem, zach�t�, pociech�, przewodnikiem i rachunkiem sumienia. Alessandro Pronzato, kap�an diecezjalny, dziennikarz, nauczyciel i od wielu lat kierownik duchowy domu rekolekcyjnego Pineta di Sorenna w Lombardii, jest autorem licznych ksi��ek z zakresu duchowo�ci, w tym kilku wznawianych wielokrotnie we W�oszech i t�umaczonych na j�zyki obce. Dzi�ki swym r�norodnym zaanga�owaniom zgromadzi� do�wiadczenia duchowe, pozwalaj�ce mu odpowiedzie� na potrzeby wielu. Dowodem s� w�a�nie "Rozwa�ania na piasku". G��boka prostota duchowa przeradza si� tu w przyjacielski, ciep�y i przekonywuj�cy dialog z kim�, kto pragnie uczyni� ze swej pustyni Pustyni�, na kt�rej spotyka si� Boga twarz� w twarz. Wst�p Pustynia: piasek sk�aniaj�cy do modlitwy Stronice te zrodzi�y si� na pustyni. Mog� jednak zapewni�, �e nie narodzi�y si� jako ksi��ka. Wracaj�c z Sahary nie mia�em przy sobie nawet jednej notatki. Zawsze te� o�wiadcza�em tym, kt�rzy zach�cali mnie do pisania na temat pustyni, �e nie zrobi� tego, poniewa� mia�em wra�enie, i� pustynia staje si� tematem zanadto zu�ytym. Chcia�em, by ta niezwyk�a podr� znalaz�a si� wy��cznie w poufnym notatniku najg��bszych do�wiadcze�. Co najwy�ej czerpa�em z archiwum pami�ci, by prze�y� powt�rnie niekt�re epizody z towarzyszami tej przygody. Nieoczekiwanie po up�ywie trzech lat moje przej�cie przez pustyni� zacz�o ujawnia� si� w refleksjach, intuicyjnych odczuciach, w obrazach coraz to bardziej przynaglaj�cych. Przede wszystkim odczu�em gwa�town� potrzeb� przekazania innym tego, co tam odkry�em, ale dopiero po oczyszczeniu, po przefiltrowaniu wszystkiego przez szeroki kontakt z rzeczywisto�ci�. Poza tym moja obecno�� w o�rodku �ycia wewn�trznego, gdzie mam szcz�cie spotka� bardzo wiele os�b, kt�re odczuwaj� potrzeb� "pustyni", ale s� zmuszone liczy� si� z nieub�aganym asfaltem miejskim, pozwoli�a mi zweryfikowa� autentyczno�� tego do�wiadczenia. Zweryfikowa� mo�liwo�ci przeniesienia go daleko od wydm piaskowych, tysi�ce kilometr�w od Sahary, w og�uszaj�cy zgie�k miast, w wir naszego codziennego zabiegania. A wi�c pustynia - nie jako miejsce geograficzne - ale jako konieczny punkt odniesienia dla zdezorientowanego �ycia, kt�remu zagra�a rozpad, zag�ada, kt�rego ja�owy niepok�j pozbawia tre�ci. Pustynia to wielki temat ukazuj�cy nieomal naocznie, jaka powinna by� egzystencja, by mo�na by�o odnale�� jedno��, jaka winna by� droga, by nie spowodowa�a �mierci z pragnienia. Gdy cz�owiek zrozumie t� lekcj� pustyni, zaczyna zdawa� sobie spraw�, �e mo�na by� pustelnikiem, koczownikiem r�wnie� bez pustyni. Dlatego nie szukam ju� pustyni na mapie. Bezkresna Sahara (jej nazwa pochodzi od czasownika sahira, kt�ry oznacza: by� koloru p�owego, rdzawego) przygarnia mnie w jakim� k�cie domu, nawet na autostradzie, na placu, na zat�oczonej ulicy, ilekro� postanawiam wyrwa� si� z niewoli tego, co przypadkowe, iluzoryczne, z szanta�u konieczno�ci, z uwarunkowa� pozor�w, z totalitaryzmu czynno�ci, z dyktatury zewn�trzno�ci. Pustynia nie jest ju� rzeczywisto�ci� zbudowan� z piasku, ale przestrzeni� �yciow�, w kt�rej "oddycha si� Duchem". W ksi��ce tej - rzecz jasna - cz�sto mowa b�dzie o pustyni. Trzeba jednak pami�ta�, �e nie istnieje tylko jedna pustynia. Istniej� niesko�czone pustynie i niesko�czone oblicza tej samej pustyni. Pustynia jest miejscem przera�liwym, ja�owym, suchym, gdzie wszystko m�wi o �mierci. I jest r�wnocze�nie miejscem odpoczynku, s�odyczy, �ycia. Intymno�� i wrogo��. Udr�ka i szcz�liwo��. �zy i ol�nienie. Szcz�cie i do�wiadczenie. Ziemia b�ogos�awie�stwa i ziemia przekle�stwa. "Tremendum et fascinans". Pustynia jest twarda, bezlitosna. Mo�esz na niej zgin�� z pragnienia. Ale ryzykujesz r�wnie� �mier� topielca, je�eli przypadkiem zacznie pada�. Przyroda tutaj sk�ada si� ze skrajno�ci. Nieprawdopodobna �yzno�� i okrutna ja�owo��. Mo�esz ca�ymi latami oczekiwa� na kropl� deszczu i gdy nagle nadchodzi potop, "wadi" (suche �o�yska rzek) w zastraszaj�cy spos�b zmieniaj� wszystko. Spotykasz oazy pe�ne tryumfu zieleni i �ycia, i tu� tu� - zapuszczasz si� w opustosza�e obszary, gdzie wydaje ci si�, �e jeste� skazany na szale�stwo. Pustynia mo�e by� grobem i ko�ysk�. Miejscem zatracenia i wyzwolenia. �mierci� i zmartwychwstaniem. Wyja�owionym terenem i ogrodem. Przedsionkiem piek�a i odbiciem nieba. Rozumiesz wi�c teraz, dlaczego w j�zyku arabskim istnieje oko�o czterystu okre�le�, kt�re mog� posiada� znaczenie przeciwstawne albo dwojakie. Na przyk�ad to samo s�owo mo�e oznacza� daleko�� i blisko��, to co odkryte i to co zas�oni�te. Tak wi�c na pustyni znajdujesz Boga obecnego-nieobecnego, bliskiego-dalekiego, widzialnego-niewidzialnego, jawnego-ukrytego. Boga najczulszych spotka� i Boga, kt�ry do�wiadcza ci� ukrzy�owuj�c� samotno�ci�. Boga, kt�ry pociesza i Boga, kt�ry ci� dr�czy. Boga uzdrawiaj�cego i torturuj�cego. Boga, kt�ry przemawia do ciebie i kt�ry nie udziela ci odpowiedzi. Do pustyni mo�na odnie�� r�wnie� to, co Nicolao di Flue m�wi� o modlitwie: "B�g mo�e sprawi�, �e modlitwa jest tak mi�� dla cz�owieka, i� idzie on na ni� jak na ta�ce. A mo�e sprawi�, �e b�dzie dla niego walk�". Taniec i walka r�wnocze�nie. Ta w�a�nie dwoisto�� pustyni pozwala zdefiniowa� to do�wiadczenie, doprowadzane a� do ko�ca, jako spraw� nadzwyczaj "powa�n�". Mog� o�wiadczy� z ca�ym spokojem, �e nie mia�em �adnych romantycznych wizji pustyni. Nie by�a ona dla mnie ucieczk� od rzeczywisto�ci ani rodzajem oazy intymno�ci, schronieniem w indywidualizm czy powrotem do prywatno�ci. Przeciwnie, sta�a si� dla mnie szko�� �wiadomo�ci, odpowiedzialno�ci, wsp�lnoty. I jeszcze jedna obserwacja. Spostrzegam, �e rozwa�aj�c to do�wiadczenie, wiele stron pozostawi�em poza ksi��k�. Nie chcia�em, by by�a ona zbyt obszerna, ale by sta�a si� rodzajem kieszonkowego, dyskretnego przewodnika. Wiele spraw pozostaje jeszcze do powiedzenia. Przede wszystkim o pustyni, jak� stara�em si� sobie stworzy� w�r�d asfaltu po powrocie z Sahary. My�l� wi�c, by podj�� ten temat w dw�ch dalszych seriach refleksji: "Rozwa�ania na kraw�dzi studni" i "Rozwa�ania na asfalcie". �yczy�bym sobie naturalnie, by przy��czy� w drodze, poza tymi trzema, kt�rzy towarzyszyli mi na Saharze, wielu jeszcze przyjaci�. Mog� zapewni�, �e si� nie rozczaruj�. Pustynia bowiem nie rozczarowuje. Szczeg�lnie je�eli j� zaakceptujesz w jej podw�jnej rzeczywisto�ci: �mierci i �ycia, nieobecno�ci i obecno�ci. I nie rozczarowuje Ten, kt�ry wzywa ci� na pustyni�, by� m�g� zawo�a�: "O beata solitudo!" - O b�ogos�awiona samotno�ci! - i kt�ry nie pozwala, by� by� samotny. Niekt�rzy twierdz�, �e do�wiadczenie pustyni jest "propedeutyk� Spotkania". Rzeczywi�cie, urok tej przygody jest urokiem Obecno�ci. Pustynia jest miejscem wyj�cia. Nie jest stworzona po to, by w niej zamieszka�, by tam si� zadomowi�. Przechodzi si� przez pustyni�, by p�j�� dalej. Cz�owiek ryzykuje podj�cie tej drogi, gdy� Duch �wi�ty popycha go ku Ziemi obiecanej temu, kto gotowy jest mie� w ustach piasek przez czterdzie�ci lat, nie zapominaj�c, �e jest wezwany na �wi�to. "Nie zabraknie nigdy bezkresnej przestrzeni dla tego, kt�ry biegnie do Pana" (Grzegorz z Nyssy). Pineta di Sorenna 26 stycznia 1981 Pustynia otwiera si� jedynie przed tym, kto rezygnuje z jej zdobycia. Pierwszym s�owem, kt�re us�ysza�em u progu pustyni by�o: "Attendez!" - Czekaj! Od razu poj��em, �e musz� zdj�� nog� z peda�u gazu. Nie ma sensu �pieszy� si�, protestowa�, krzycze�, �e je�eli przyjdziesz za p�no, nie znajdziesz miejsca do spania w oazie. - Attendez! Musisz poczeka�. Paszport mo�e zostanie ci zwr�cony za dziesi�� sekund lub za dwie godziny, za p� dnia czy nawet dopiero jutro. A je�eli jest pi�tek, �wi�ty dzie� muzu�man�w - jeste� zmuszony podporz�dkowa� twoje plany wymogom religijnym innych. - Attendez! Setki razy s�ysze� b�d� jeszcze to s�owo. Na plac�wkach policji. W hotelach. Nawet u pasterzy wielb��d�w, kt�rych pyta�em o informacj�. Najpilniejsz� spraw� na pustyni jest... oczekiwanie. Nic nie za�atwia si� tu natychmiast. Nic nie przychodzi na czas. Mam tu na my�li czas przez ciebie okre�lony. Jedynie co masz do dyspozycji - to mo�liwo�� oczekiwania. Zostaniesz przyj�ty przez pustyni�, je�eli nie potrafisz czeka�. Zdj��em z r�ki zegarek. Dla kogo� jak ja, udr�czonego mentalno�ci� zachodni�, sta�by si� narz�dziem tortur. Zdecydowa�em, �e nie ma sensu przestrzeganie program�w i plan�w wyprawy. Pierwsz� praktyk� ascetyczn�, jak� nak�ada pustynia, jest oczyszczenie siebie z po�piechu, niepokoju, niecierpliwo�ci, tyranii termin�w. Tutaj musisz koniecznie odrzuci� "kompleks kapitana statku". W trakcie oczekiwania czujesz si� ma�y, nie znacz�cy, skulony na jakim� sto�ku, gdy tymczasem nikt nie martwi si� o twe sprawy. Twoje nazwisko nic nikomu nie m�wi. Twoje pilne obowi�zki nie maj� tu znaczenia. I zdajesz sobie spraw�, �e �wiat idzie naprz�d nawet bez twego mozolnego po�piechu. Tw�j niepok�j tyle samo znaczy, co ich spok�j, raczej nawet troch� mniej. Mo�esz co� uzyska� nie tyle wal�c pi�ciami czy depcz�c po nogach, ale okazuj�c to, co w tych stronach ma ogromn� warto��: umiej�tno�� wyczekiwania. Na pustyni wkraczasz w inny wymiar czasu, gdzie na miejscu wskaz�wek zegara znajduj� si� cierpliwo�� i kamienny spok�j. Tw�j organizm musi przystosowa� si� nie tyle do innego rozk�adu czasu, ile do innego rytmu, wr�cz do innego sensu �ycia. Je�eli si� nie przystosujesz - czeka ci� wyczerpanie nerwowe. Je�eli natomiast uda ci si� w��czy� do tego nowego wymiaru, znajdziesz w sobie nieoczekiwany spok�j, poczucie wolno�ci nigdy przedtem nie do�wiadczane, zadziwiaj�c� umiej�tno�� zdumiewania si�. Pustynia nie lubi ludzi, kt�rzy podchodz� do niej gwa�townie, narzucaj�c w�asne terminy i naginaj�c j� do w�asnych program�w. Szybko m�ci si� i ka�e sobie drogo p�aci� za zarozumia�o��. Pustynia otwiera si� dla tych, kt�rzy zzuwaj� sanda�y po�piechu i boso w�druj� powoli, pozwalaj�c, by piasek parzy� i g�adzi� ich stopy. Je�eli rezygnujesz ze zdobycia pustyni, je�eli nie czujesz si� jej panem, je�eli umiesz spokojnie oczekiwa� na co�, co ci si� nale�y - w�wczas pustynia nie b�dzie traktowa� ci� jako intruza i dopu�ci ci� do swych tajemnic. - Attendez! Musisz udowodni�, �e niepok�j podyktowany my�l� o osi�gni�ciu celu zast�pi�a umiej�tno�� czekania. W przeciwnym razie nie otrzymasz wizy wjazdowej. Gdy przestajesz nerwowo spogl�da� na zegarek, zaczynasz co� dostrzega�... Modlitwa jako forma czasownika "oczekiwa�" Nauczy�em si� r�wnie� osobi�cie odmienia� czasownik "oczekiwa�". �wiczenie to jest bardzo trudne. Rozpocz��em je ju� pierwszego dnia, w Beni Abbes. Wyjazd nast�pi� wcze�nie rano. Bochenek chleba pod pach� (zdobyty w m�cz�cej kolejce - w tych stronach �atwiej jest dosta� benzyn� ni� chleb), manierka z wod�. Trzech kwadrans�w potrzeba na dojazd do wydm Wielkiego Ergu. �atwo to powiedzie�. Spr�bujcie jednak wyobrazi� sobie dzie�, sp�dzony na g�rze piachu, gdy smaga ci� wiatr, w s�o�cu. kt�re niczym m�ot mog�cy og�uszy� bizona wali ci� w g�ow� po�r�d naprzykrzaj�cych si� much. Bez ksi��ki, bez o��wka, bez kogokolwiek, z kim mo�na by si� porozumie�. M�zg jeszcze bardziej pusty ni� zazwyczaj. Co mam robi�? Nic. Czeka� i koniec. Brat Ermete przed wyjazdem powtarza� mi nieustannie: modlitwa jest stanem oczekiwania. I trwa�em tam jak kamie�. Osch�y, oboj�tny. Wystawiony na s�o�ce i wiatr. Nie do�wiadcza�em niczego. Nic nie czu�em, poza coraz bardziej nasilaj�cymi si� md�o�ciami. Mia�em wra�enie, �e oszalej�. Czas by� okrutnie powolny. Nie mija�. Co wi�cej, wydawa�o si�, �e przyklei� si� do mnie, �e mnie mia�d�y z zamiarem zadr�czenia. Podejrzenie, �e wszystko jest pomy�k�. Czy warto by�o zrobi� sze�� tysi�cy kilometr�w, by znale�� si� w tym stanie rozpaczliwego ub�stwa, og�upienia, bezw�adu? Modlitwa wydawa�a mi si� niemo�liwa. A je�eli to jednak by�o modlitw�, to modlitw� skamienia��. Po co dalej traci� czas? Trwa�em jednak z uporem, jakby chodzi�o o zak�ad. Trudno przyzna� si� przed wszystkimi do fiaska, stwierdzi�, �e to by�a kolosalna pomy�ka. Potem, dzie� po dniu, zacz��em odczuwa�, �e ogarnia mnie pewien spok�j, zacz��em do�wiadcza� dziwnej ciszy. Nie, nie mia�em wizji daj�cych pewno��. Nie odczuwa�em pociechy. Nadal pozostawa� niepokoj�cy l�k, �e nic tu nie wykombinuj�. A jednak zdawa�em sobie spraw�, �e co� si� dzia�o. Nie potrafi�bym powiedzie� dok�adnie, co. Pewnych zjawisk nie da si� opisa�, a nawet wyt�umaczy�. By�o to jednak co� wi�cej ni� tylko wra�enie. By�a to pewno��, �e w moim wn�trzu powsta�a r�wnowaga. Drog� torowa� sobie odmienny spos�b widzenia rzeczywisto�ci. Nie by�em ju� tym, co poprzednio, chocia� na zewn�trz nic nie mo�na by�o dostrze�. Chocia� nie odczuwa�em te� �adnej satysfakcji. Ta modlitwa niemocy mia�a mo�e na celu doprowadzenie mnie, pozbawionego wszelkiej pomocy, gotowego jedynie do udost�pnienia sobie nieznanej sile - do kra�cowego punktu mej s�abo�ci. Trzeba wypala� si� w oczekiwaniu. Trzeba nie tylko wyeliminowa� obron�, ale zniszczy� r�wnie� warty i wie�e obserwacyjne. Zaiste bowiem si�a, kt�ra wyzwala si� z modlitwy niemocy, ujawnia si� w�wczas dopiero, gdy nie ma innych si� w akcji, a przede wszystkim gdy wyeliminuje si� ch�� kontroli nad tym, co si� dokonuje. Dopiero w�wczas, gdy nie masz ju� nawet ch�ci, by spyta� siebie, co w�a�ciwie kombinujesz, mo�esz by� pewien, �e wewn�trz ciebie Kto� dokonuje decyduj�cych operacji. I by� mo�e najtrudniejsze do pokonania s� w�a�nie nasze pretensje, by m�c zmierzy� dzia�anie Ducha. Trzeba przesta� zastanawia� si� nad tym, do jakiego punktu si� dosz�o. Skulony na czerwonawej wydmie piaskowej - nie martwi�em si� ju� wi�cej o to, dok�d doszed�em. By�oby nawet �mieszne zamartwia� si� tym. Trwa�em tam niezmiennie nieruchomo. Wa�ne by�o, by czeka� na Kogo�, kto nadchodzi z daleka. By odda� Mu ca�y sw�j czas. Oczekiwanie nie jest czym� pustym. Oznacza skierowanie si� ku czemu�. Jest to postawa dynamiczna, kt�rej nie charakteryzuje ani oboj�tno��, ani zach�anno��, ale mi�o��... Przeczyta�em z ksi�gi rodzaju w t�umaczeniu A. Chouraqui epizod z Noem i powracaj�cej do arki go��bicy wys�anej na zwiady - znak ewidentny, �e woda jeszcze nie ust�pi�a na ziemi. "Przeczekawszy jeszcze siedem dni zn�w wypu�ci� go��bic�" - czytamy w naszych t�umaczeniach. Chouraqui t�umaczy zadziwiaj�co: "Il espere encore sept autres jours" (8,10). Ma nadziej� jeszcze na dalszych siedem dni. Zatem oczekiwa� to mie� nadziej�. Oczekiwanie mierzy wielko�� naszej nadziei. Jedynie w�wczas potrafi� d�ugo oczekiwa� w modlitwie, nie ulegaj�c zniech�ceniu czy rozczarowaniu, gdy spodziewam si� czego� wa�nego. Gdy spodziewam si� Kogo�. Nie porzucaj swego zydla, nie dezerteruj z twej g�ry piachu. Wytrzymaj jak najd�u�ej. Zno� upa� zewn�trzny i ch��d wewn�trzny, trud bezczynno�ci i gorycz wywo�an� brakiem jakiegokolwiek rezultatu, kt�ry m�g�by� zapisa� na twoim koncie. Nie pytaj siebie, co w�a�ciwie tu robisz. Nie jest wa�ne, co ty robisz. Zdaj sobie spraw�, �e twoja najbardziej niezwyk�a czynno�� - to pozwoli� przemija� czasowi, kt�ry jakby nigdy nie up�ywa�, gdy si� modlisz. Tak. Zmu� go do "przemijania" w nadziei. Tam jest jego prawdziwe miejsce. R�wnie� czas musi bra� udzia� w "wyj�ciu". Trzeba przechodzi� z niewolnictwa po�piechu i monotonii do Ziemi Obiecanej nadziei. Oto cel modlitwy. Opr�ni� czas z nadmiaru spraw, z przesadnej ruchliwo�ci, z sza�u skuteczno�ci, z manii czynu, z niecierpliwo�ci - i wype�ni� go oczekiwaniem. Niebezpiecze�stwo! Modlitwa Gdy po raz pierwszy zauwa�y�em ten napis, szybko go sfotografowa�em. To dziwne ostrze�enie przed niebezpiecze�stwem, napisane w j�zyku francuskim i arabskim brzmia�o: "danger! sable" (Niebezpiecze�stwo! piasek). Piach le�a� pos�usznie po obu stronach traktu. P�aski obszar, niczym spokojne morze wstrz�sane jedynie lekkimi dreszczami. Tu i tam wydmy, znajduj�ce si� w nale�ytej odleg�o�ci, jako element dekoracyjny tego specyficznego pejza�u. Zebra�o mi si� nawet na �artobliwe uwagi pod adresem moich towarzyszy przygody. wyobra�cie sobie wiadomo�� w gazetach: "Nieszcz�liwy wypadek na saharyjskim trakcie. Kilka ziarenek piasku uderza w samoch�d i przewraca go..." A by� to pow�d do �art�w. Przyzwyczajony do g�rskich dr�g, do napis�w ostrzegaj�cych przed lawinami czy przed osuwaniem si� kamieni, nie potrafi�em sobie wyobrazi� "niebezpiecze�stwa piaskowego". Odechcia�o mi si� �art�w na tych dwustu siedemdziesi�ciu kilometrach mi�dzy Ghardaia i El Golea. O�owiane, przyt�aczaj�ce niebo o s�o�cu, kt�re nagle zosta�o przy�mione, nie lun�o na nas deszczem, tak jak tego spodziewali�my si� i pragn�li. Pierwszy silny powiew wiatru uderzy� w auto z nag�� furi�. Nie wiem, jak uda�o mu si� pozosta� na trakcie. Podmuchy stawa�y si� coraz natarczywsze, gwa�towniejsze, i zarzuca�y nas zab�jczymi masami piasku. Wydawa�o si�, �e o szyby uderza grad. Przywar�em ze wszystkich si� do kierownicy, aby w jaki� spos�b zapanowa� nad z�oszcz�c� si� maszyn�, kt�r� zarzuca�o to tu, to tam, niczym jak�� kartk� papieru, i kt�ra stawa�a w poprzek w najbardziej nieoczekiwanych pozycjach. Wydawa�o si�, �e cz�owiek p�dzi na �y�wach. Przed oczyma czarny, nieprzenikniony mur. Po obu stronach dwie ciemne �ciany. Orientacja niemo�liwa. W por�wnaniu z t� sytuacj� najg�stsza mg�a nad dolin� Padu wydawa�a si� zabawk�. To nie by� ju� strach. Byli�my dos�ownie sterroryzowani. Nie my�leli�my ju� o wiadomo�ciach w gazetach. ka�dy w duchu wzywa� swych �wi�tych od nieustaj�cej pomocy. Trudno ustali�, czy bardziej przera�a�o rozdzieraj�ce wycie wiatru, czy czarny tuman, czy te� bezlitosne uderzenia piasku o szyb�. Zatrzymanie si� by�o niemo�liwe. Grozi�o zmia�d�eniem przez ci�ar�wk� (w tym rejonie istniej� szyby naftowe) lub zasypaniem w�druj�c� wydm� piaskow�. Trzeba by�o po�r�d tej apokalipsy posuwa� si� naprz�d, na o�lep, i znosi� w�ciek�y atak oszala�ej nawa�nicy piaskowej. Mia�o si� wra�enie, �e pustynia wypluwa na intruza ca�� sw� w�ciek�o��, �e policzkuje ci� za zniewag�, �e ka�e ci p�aci� za zuchwa�o��, �e u�wiadamia ci, i� nie ujdziesz st�d z �yciem. Pustynia ukaza�a si� nam w swym najbardziej przera�aj�cym aspekcie. Trwa�o to ca�ymi godzinami. Gdy wreszcie furia cichnie, zatrzymujesz si�. Nogi ci dr��. Patrzysz woko�o z uczuciem przera�enia. Wszystko si� zmieni�o. Wydmy znajduj� si� tam, gdzie ich by� nie powinno. Te poprzednie s� sp�aszczone, bezkszta�tne lub w og�le nie istniej�. Nic nie wygl�da tak jak poprzednio. Mo�na by powiedzie�, �e nawa�nica przeprowadzi�a korekt� mapy. Straci�e� orientacj�. Droga zawalona jest g�rami piachu. Trzeba wytyczy� now� drog�. By�o to przera�aj�ce do�wiadczenie. R�wnie� i tutaj pustynia s�u�y jako "ilustracja". Ilustracja niebezpiecze�stwa modlitwy. Wydaje ci si�, �e przejdziesz spokojnie "poprzez"... �e modlitwa, kt�ra ci towarzyszy, wyznaczy ci drog�. �e istniej� dobroczynne przystanki. Mo�liwo�� podziwiania uspokajaj�cego, duchowego pejza�u. Programy �ci�le okre�lone. Jaka� wycieczka w rejony jeszcze nie odwiedzane, ale z dok�adnymi punktami odniesienia i z obozem-baz�, kt�ry przyjmuje ci� po powrocie i pozwala odnale�� si� po�r�d zwyk�ych spraw. Widocznie nie na serio przyj��e� ostrze�enie: "Niebezpiecze�stwo! Modlitwa". Gdy tylko opuszczasz spokojn� oaz�, nieuchronnie wpadasz w nawa�nic�. Modlitwa nie oszcz�dza ci�. To nie ty przechodzisz przez jej �rodek. To modlitwa brutalnie przechodzi przez twoj� drog�, wstrz�sa tob�, powoduje, �e si� zataczasz, przesuwa ci�. Spostrzegasz, �e to ju� nie ty trzymasz w r�ku kierownic�. Twoje �ycie wydane jest na dzia�anie si�y, kt�rej nie potrafisz si� oprze�. Modlitwa gmatwa twoje sprawy, przekre�la twoje plany, niweczy spotkania, uniemo�liwia realizacj� uprzednich zamiar�w, niszczy tw�j ob�z-baz�. Modlitwa nim stanie si� �wiat�em, jest zam�tem, si�� druzgoc�c�, g�st� ciemno�ci�. Nie mo�esz si� odnale��. Zgubi�e� zwyk�e punkty odniesienia. Nie wiesz ju� nic. ("Nie wiem ju�, co wiem" - mawia� �w. Jan od Krzy�a.) Nic nie rozumiesz. Czujesz si� dos�ownie "zdezorientowany". Mapy wyznaczone przez najbardziej miarodajnych mistrz�w duchowych okazuj� si� nieprzydatne. Modlitwa przekre�la twoj� poprzedni� wiedz�. Kontestuje twoje do�wiadczenie. O�miesza ksi��ki, bez kt�rych nie umia�e� si� oby�. Zauwa�asz, �e wszystko po takiej modlitwie ulega zmianie. Musisz zgodzi� si� z tym, �e sytuacja si� odmieni�a. Musisz zacz�� liczy� si� z rzeczywisto�ci�, z kt�r� nie mia�e� dot�d do czynienia. Jeste� zmuszony odnale�� inn� r�wnowag�. Gdy mija l�k wywo�any zagubieniem drogi - wpadasz w pop�och, poniewa� stwierdzasz, �e znana ci droga jest nieprzejezdna. Nie. Modlitwa nie wskazuje ci drogi. Ona zmusza ci� do poszukiwa�. Dobrze b�dzie, je�eli ustawisz na widoku, w r�nych miejscach modlitwy, to ostrze�enie: "Niebezpiecze�stwo! Modlitwa". Gdy drapie�nik dostrzega zdobycz... Przeczyta�em na jakiej� kartce dziwne sformu�owanie: "mu�ni�cie Ducha �wi�tego". Na pustyni nie dane mi by�o do�wiadczy� tego w�a�nie "mu�ni�cia". Duch �wi�ty ju� przed dwoma tysi�cami lat mia� zwyczaj pojawia� si� nagle, zapowiadany szumem, "jakby uderzeniem gwa�townego wichru" (Dz 2,2). Jeden z uczestnik�w tej przygody, gdy dziki �wist huraganu rani� nasze uszy, wyzna� niewinnie: "I pomy�le�, �e gdy znajdowa�em si� bezpieczny w celi, s�ysz�c, jak na zewn�trz wy� wiatr, oddawa�em si� poetyckim wyobra�eniom... Wmawia�em sobie, �e jest to muzyka... Naprawd� dopatrywa�em si� w tym muzycznej frazy..." Tymczasem gdy znajdujesz si� bezbronny po�rodku nawa�nicy, wiatr sugeruje ci zgo�a inne obrazy. Do�wiadczenia pustynne zmuszaj� ci� do skontrolowania w�asnych opinii na temat Ducha �wi�tego. Duch �wi�ty nie muska ciebie, nie dokonuje efektownych przesuni�� na twoim horyzoncie duchowym. Nie prowadzi �wicze� z pi�knej kaligrafii w dzienniku twej podr�y. Duch jest wichrem, ogniem, a nie jakim� ozdobnikiem. Jego dzia�anie w �adnym wypadku nie jest oboj�tne. Przewraca, rozdziera, rozwiewa twoje starannie z�o�one karteczki, gubi je gdzie� daleko. Twe notatki pozostawia w strz�pach, nie stawia na nich wykrzyknik�w... Gdy wieje wiatr, sk�ra ci cierpnie, masz ochot� krzycze�, a nie wzdycha�. Stajemy si� �wiadkami najbrutalniejszej ruiny, a nie estetycznych prze�y�. Zapowiada si� prze�om. "G�os si� rozlega: "Drog� dla Pana przygotujcie na pustyni, wyr�wnajcie na pustkowiu go�ciniec naszemu Bogu! Niech si� podnios� wszystkie doliny, a wszystkie g�ry i wzg�rza obni��; r�wnin� niechaj si� stan� urwiska, a strome zbocza nizin� g�adk�"" (Iz 40,3-4). Kto� kto ma zamiar modli� si�, akceptuje ten radykalny kataklizm na ziemi, po kt�rej si� porusza. Kto� kto si� modli, nie odnajduje ju� w�asnej pewno�ci w znanych dobrze formu�kach, w skodyfikowanych zwyczajach, w mechanicznym powtarzaniu. Znajduje j� w g��bi w�asnego bycia w Duchu. Gdy Duch �wi�ty wtargnie do naszego �ycia, nie respektuje niczego, zmienia wszystko, przewraca ustalony porz�dek, rozbija ukochane przez nas schematy. Ca�a bieda polega na tym, �e cz�sto tracimy czas, by zatyka� szpary, poprzez kt�re ten orze�wiaj�cy wicher m�g�by si� przecisn��... Nie. Nie potrafi� wyobrazi� sobie Ducha �wi�tego dotykaj�cego mu�ni�ciem mojej g�owy. Widz� go w postawie drapie�nej - i musz� wyzna� - boj� si� tego. Orze�, gdy zauwa�y �up, nie rozpo�ciera skrzyde�. Wprost przeciwnie, nabiera kulistego kszta�tu i spada jak kamie�, maj�c szpony skulone pod ogonem, zgodnie z wymogami aerodynamiki. "Wpierw pikuje, potem atakuje w locie kosz�cym. A wszystko dokonuje si�, jakby w og�le nie mija� czas, jakby czas zosta� zniesiony. Orze� nie spada wprost na zdobycz, spada w pewnej odleg�o�ci od niej. Jego spadanie dokonuje si� w mgnieniu oka. Sk�ada skrzyd�a i p�dzi w d� ze �wistem, podobnym do �wistu kuli; je�li obraz ten zd��y dotrze� do oczu ofiary, nie dotrze ju� do jej m�zgu, by mog�a poj��, co si� dzieje. Potem drapie�nik jak b�yskawica muskaj�c ziemi� spada na zdobycz i porywa j�..." A gdy podrywa si� ku g�rze, mocno trzyma ofiar� w pazurach. Powracam te� my�l� do klasycznego obrazu �w. Hieronima: "S�ucha� S�owa - to wystawia� �agle na wiatr Ducha, nie wiedz�c, do jakich brzeg�w cz�owiek dobije". Jedno jest pewne: wiatr ten nie ogranicza si� jedynie do muskania �agli. Straszliwy jest jego p�d. Je�eli nie uczepi� si� por�czy - znajd� si� w g��binach morza. "Wiatr wieje tam, gdzie chce, i szum jego s�yszysz, lecz nie wiesz, sk�d pochodzi i dok�d pod��a. Tak jest z ka�dym, kt�ry narodzi� si� z Ducha" (J 3,8). Gdy do akcji wkracza Duch-wicher gwa�towny, nie masz nawet czasu zapyta� siebie, co si� dzieje. Nie rozumiesz ju� nic. Zdajesz sobie po prostu spraw�, �e co� si� wydarzy�o, gdy� zostajesz si�� wyrzucony... Duch przeciera pustynne szlaki Czu�em si� wa�ny. Uda�o mi si� - nie bez trudno�ci - dotrze� do malutkiej oazy, kt�ra nie by�a nawet oznaczona na mapie. Wprost idealne miejsce na modlitw�. Zacz��em w�drowa� po�r�d pogmatwanych zarys�w czerwonych wydm Wielkiego Ergu. Towarzyszy� temu ogromny wysi�ek, niekiedy l�k, b��dzenie, momenty zniech�cenia, a nawet pokusa zaniechania wszystkiego. Teraz w drodze powrotnej pouczy�em dwie francuskie dziewczyny, kt�re te� pragn�y tam dotrze�. Ponad godzin� szczeg�owych informacji. Nie mog�y zab��dzi�. Wystarczy�o p�j�� po moich �ladach, by dotrze� do niedost�pnej oazy. Czeka�em na nie z pewn� niecierpliwo�ci�. - By� to niewiarygodny wprost dzie� modlitwy. Cudowna sprawa. Dzi�ki za skierowanie nas w�a�nie tam... - zakomunikowa�y mi z rado�ci�. Ale okaza�o si�, �e dotar�y do oazy zupe�nie inn� drog�. �lady pozostawione przez moje stopy, zawia� nocny wiatr. Musia�y wi�c radzi� sobie same. Znalaz�y miejsce do kontemplacji jeszcze bardziej odpowiednie od mojego. By�o mi g�upio. Trudno jest pozby� si� ch�ci g�rowania, kontrolowania innych, r�wnie� w modlitwie. Nie brak nam tupetu, by naucza� bli�niego, jak si� ma modli�. Chcieliby�my, by wszyscy trzymali si� naszych schemat�w, by na�ladowali nasze drogi, nasze czasy i nasze postawy. Na szcz�cie "podmuch Ducha" bierze na siebie zadanie zasypania �lad�w. Zaprasza ka�dego do prze�ycia przygody, do dokonania odkrycia, wynalazku. Nie mo�na nauczy� modlitwy. Mo�na jedynie ukaza� jej sens, urok, smak, zasygnalizowa� ryzyko, wskaza� na mo�liwo�ci, zachowuj�c przy tym maksymaln� dyskrecj�. Nikt nie mo�e powiedzie� drugiemu: "M�dl si� tak jak ja, a b�dzie ci dobrze". Mo�na jedynie o�wiadczy�: "Ja tam by�em..." I doda� po cichu: "Warto pr�bowa�". Osobi�cie ch�tnie czytam ksi��ki na temat modlitwy. Napisane przez tych, kt�rzy cz�sto przemierzaj� ten niezmierzony kontynent. Interesuj� mnie r�ne drogi. Entuzjazmuj� si� nowymi odkryciami. S� to jednak jedynie ksi��ki, z kt�rych nie robi� �adnych notatek. Nie zda�yby si� na nic. By upewni� si� o przydatno�ci tych ksi��ek, wystarcza mi odczuwanie dziwnej niecierpliwo�ci, ch�ci popr�bowania. Zdaj� sobie spraw�, �e aby zaspokoi� g��d, nie wystarcza przeczytanie spisu potraw na karcie. Wiem te�, �e gdy tylko rozpoczn� w�dr�wk�, Kto� we�mie na siebie trud ukazania mi drogi, nie zapisanej w �adnej ksi��ce. Tak. Coraz bardziej przekonuj� si� o tym, �e ksi��ki, �e mistrzowie nie mog� nauczy� modlitwy. Mog� poinformowa�, �e istnieje oaza, gdzie wody jest pod dostatkiem. Ale oaza ta staje si� nieosi�galna, je�eli postanawiasz i�� po �ladach innych. Zgadzam si� z alpinistami, kt�rzy pokonuj�c �cian� wyci�gaj� za sob� wszystkie haki, aby uniemo�liwi� innym wykorzystanie ich trudu. To nie jest egoizm. To jest szacunek dla tw�rczych mo�liwo�ci innych. R�wnie� w modlitwie powinno by� tak. Wystarcza wiedzie�, �e kto� tam dociera... I �e powraca odmienny. Jedynie w�wczas, gdy cz�owiek nie ro�ci sobie pretensji do u�atwiania drogi innym, umo�liwia im dokonanie odkry�. Tylko w�wczas, gdy usuwamy si� w cie� sami, do akcji wkracza Duch. Nie izolacja - ale wsp�uczestnictwo Przed wyjazdem zdawa�em sobie spraw�, w przybli�eniu przynajmniej, z ryzyka. Wzi��em pod uwag� r�wnie� korzy�ci. W�r�d tych ostatnich by�a jedna, nie wyznana, kt�r� m�g�bym okre�li� nast�puj�co: "Wreszcie przez kilka tygodni nikt nie b�dzie mi si� pl�ta� pod nogami..." Z pewno�ci� nie by�a to my�l szlachetna, nawet nie usprawiedliwia�y jej mordercze obowi�zki ostatniego okresu, kt�re doprowadzi�y mnie do granic wytrzyma�o�ci. Pustynia ju� od pierwszego z ni� kontaktu postara�a si� o to, bym zmieni� zdanie i bym u�wiadomi� sobie zasadnicz� r�nic� istniej�c� pomi�dzy samotno�ci� a izolacj�. Sta�o si� to po straszliwej burzy, w czasie kt�rej zn�w rozszala� si� "simoun". Po w�skiej wst�dze traktu naciera�a na mnie ogromna chmura piachu, kt�ra znajdowa�a si� tam, gdzie by� nie powinna. Wydawa�o mi si�, �e z lewej strony powinno mi si� uda� przejecha�. Nacisn��em na gaz, by przedrze� si� przez pozornie cienk� warstw� piasku. Gdy ju� wydawa�o si�, �e pokona�em przeszkod�, rozw�cieczone ko�a zacz�y si� �lizga�, a auto, zrobiwszy mro��cy krew w �y�ach piruet, zary�o w sam �rodek wydmy. Zabrali�my si� do odkopywania pojazdu. Podobni byli�my do czterech kret�w. Co jaki� czas wynurzali�my si�, maj�c twarze oblepione piachem i olejem, by odetchn�� troch� i otrze� sobie pot. Co najmniej dziesi�� razy pr�bowa�em uruchomi� w�z. Na pr�no. Maszyna nie chcia�a mnie s�ucha�. Trzeba by�o zn�w zabiera� si� do odkopywania. W pewnym momencie zrozpaczony zawo�a�em: "Czy to mo�liwe, �eby nikt nie przeje�d�a� t� nieszcz�sn� drog�?" Musia�em przyzna� w g��bi duszy, �e urzeczywistnia�o si� w�a�nie pragnienie z okresu wyjazdu, by nikt mi si� nie pl�ta� pod nogami. Pustynia od razu zmusi�a mnie do wyrzeczenia si� tej niecnej my�li. Musia�em przyzna�, �e r�wnie� na pustyni cz�owiek potrzebuje innych ludzi, �e nie mo�na oby� si� bez bli�nich. Gdy ju� pogodzili�my si� z my�l�, �e trzeba b�dzie czeka� - mo�e nawet kilka dni - na przyjazd p�ugu piaskowego (b�d�cego saharyjskim odpowiednikiem p�ugu �nie�nego), nadjecha�a z cha�asem wielka ci�ar�wka. Zesz�o z niej kilku robotnik�w, kt�rzy zd��ali do jednego z szyb�w naftowych. Zjawili si� r�wnie�, nie wiadomo sk�d, dwaj pasterze. Nie zapomn� nigdy tej sceny: peugeot zosta� przez tych ludzi uniesiony w g�r� i przeniesiony na odleg�o�� wielu metr�w, gdy tymczasem dromadery ciekawie obserwowa�y niezwyk�e widowisko. Gdy operacja dobieg�a ko�ca, zacz��em wyci�ga� z kieszeni portfel. Ludzie zareagowali gwa�townie, jak gdyby ujrzeli co� bezwstydnego i zakryli sobie r�k� oczy. Nie zna�em jeszcze w�wczas prawa pustyni, kt�re jest prawem solidarno�ci. Dzisiaj ty potrzebujesz pomocy, jutro ja mog� znale�� si� w biedzie i ty mi pomo�esz wydosta� si� z tarapat�w. A pieni�dze nie powinny kala� tych prostych stosunk�w mi�dzyludzkich. Gdy ruszyli�my, przez ponad godzin� w aucie panowa�o milczenie. Stara�em si� rozwik�a� k��bek pogmatwanych my�li. Mia�em wra�enie, �e to ja - a nie auto - zary�em si� w wydm�. Teraz dopiero, dzi�ki opatrzno�ciowemu zbiegowi okoliczno�ci, zacz��em korygowa� swe poj�cia. Tak, samotno�� jest s�usznym wymogiem. Izolacja natomiast oznacza egoistyczn� ucieczk�. Dzi�ki samotno�ci znajdujesz si� w ��czno�ci z lud�mi. Izolacja jest zamkni�ciem si�, odrzuceniem ��czno�ci. Mnisi id� na pustyni� nie dlatego, by odseparowa� si� od bli�nich, ale by z��czy� si� z Bogiem. Stara formu�a zachowuje sw� wa�no��: solidarny samotnik. Brat Daniel Ange wymy�li� znacz�ce okre�lenie: "Samotno�� oddziela od innych, by cz�owiek m�g� si� sta� bratem ka�dego". Izaak Syryjski nie przestawa� napomina� pustelnik�w, by byli uwra�liwieni na krzyk cierpi�cych. I nie waha� si� twierdzi�, �e "wielkie s�owo samotno��" zostaje znies�awione, sprofanowane zlekcewa�eniem nieszcz�cia bli�niego. Opowiada si�, �e pewien stary mnich, po wielu latach zupe�nej samotno�ci, zdecydowa� si� uda� do miasta, by b�aga� ksi�cia o �ask� uwolnienia opryszk�w, kt�rzy spl�drowali jego pustelni�. A inny samotnik, gdy uda� si� na targ, by sprzeda� owoce pracy swych r�k, natkn�� si� na cudzoziemca powa�nie chorego i opuszczonego przez wszystkich. Wynaj�� dla niego pok�j i przez cztery miesi�ce opiekowa� si� nim. Dopiero gdy chory wyzdrowia�, samotnik powr�ci� do swej groty. Pustelnicy odkryli, �e jedynym sposobem rzeczywistej obecno�ci w �wiecie jest trwanie w Bogu. Dzi�ki temu mnisi s� rzeczywi�cie oczyma Ko�cio�a. I jego sercem. "Mo�na by s�dzi�, �e zakonnicy z powodu klauzury s� oddzieleni od �wiata, �e s� poza Ko�cio�em. W rzeczywisto�ci znajduj� si� w centrum Ko�cio�a" (Pawe� VI). Samotnik nie odseparowuje si�, nie jest kim�, kto postanowi� �y� osobno. Jest natomiast wsp�uczestnikiem. Albo lepiej: jest cz�owiekiem, kt�ry �yje w odosobnieniu, by lepiej wsp�uczestniczy�. Ewagriusz pozostawi� nam tak� definicj�: "Mnich to cz�owiek, kt�ry odseparowa� si� od wszystkiego, by by� z��czonym ze wszystkimi". Mnich ucieka od t�umu, by sta� si� darem dla wielu. Realizuje wezwanie Izajasza: "Rozszerz przestrze� twego namiotu, rozci�gnij p��tna twego mieszkania, nie kr�puj si�, wyd�u� twe sznury, wbij mocno twe paliki! Bo si� rozprzestrzenisz na prawo i lewo..." (54,2-3). Serafin z Sarowa by� �wiadom tej "publicznej funkcji" kontemplacji: "Posi�d� Pok�j Wewn�trzny - a tysi�ce dusz znajd� przy tobie Zbawienie". Wt�ruje mu wsp�czesna nam zakonnica: "Zapu�cisz twe korzenie w milczeniu. I to milczenie zwi��e ci� z bra�mi w spos�b o wiele silniejszy od s��w". Jedn� spraw� jest ucieczka od �wiata, od jego ducha (raczej od braku tego ducha), od jego idoli, od jego mody. A zupe�nie inn� spraw� jest ucieczka od konflikt�w, trosk i cierpie� ludzkich. W tym wypadku pustynia staje si� pewnego rodzaju alibi, wym�wk�. Thomas Merton przestrzega� przed niebezpiecze�stwem szukania samotno�ci jedynie po to, by by� samym. M. Carrouge powiedzia� o Karolu de Foucauld, �e jego klauzura stanowi�a "barier� przed �wiatem, ale nie przed mi�o�ci�". Cela mnisza musi by� wype�niona po brzegi. Musi w niej znale�� miejsce zdeformowana twarz dziecka, na kt�rej nikt nie z�o�y� poca�unku; lodowata samotno�� starca, kt�ry w ha�asie miasta skazany jest na milczenie; rozpacz wdowy patrz�cej na cia�o m�a, przeszyte kulami przed bram� w�asnego domu; gwa�towny kryzys narkomana; zal�knione spojrzenie cz�owieka zagro�onego rakiem; rozpadaj�ce si� cia�o tr�dowatego; krzyk torturowanego... Cela nie zape�niona po brzegi obliczami cierpienia ludzkiego nie jest pusta. Cz�owiek si� w niej dusi. Je�eli serce samotnika nie jest wystarczaj�co wielkie, by pomie�ci� w sobie �zy i krew �wiata, nie zdo�a otworzy� si� te� dla Boga. B�dzie sercem nieczu�ym, zbezczeszczonym. Je�eli spojrzenie mnicha nie wyra�a wsp�czucia na widok ludzkiej n�dzy, mo�na by� pewnym, �e jego oczy nie kontempluj� Boga. Bez wzgl�du na to, jak ma�a by�aby cela, musi w niej si� znale�� miejsce na spotkanie, musi si� sta� mo�liwa powszechna koncelebra. Najbardziej �cis�a klauzura jest klauzur� najbardziej otwart� na cierpienia braci. Samotno�� jest w�wczas prawdziwa, gdy jest "zamieszkana". Istnieje jeden tylko spos�b, by "ludzie nie pl�tali si� pod nogami". Wystarcza przesun�� ich do serca. Prawdziwy zakonnik nie jest wy��cznie fanatykiem pokory i ukrycia. Jest r�wnie� fanatykiem braterstwa. Pustynia i nadzy ludzie Tak na oko by�o tego chyba ze 100 kg r�nych rzeczy. Czy starczy nam na miesi�c? Byli�my spokojni, cho� �adunek zmniejsza� si� w mgnieniu oka, a torby opr�nia�y si�. Nie. Niczego nam nie zabrak�o. Nie mieli�my wprawdzie do�wiadczenia, ale przewidzieli�my wszystko. Nie przewidzieli�my jedynie, �e wiele z tych "nieodzownych" rzeczy s�u�y� b�dzie innym. Wszystko si� przydawa�o. �ywno�� i lekarstwa. Plastry i cukierki. Keksy i strzykawki. Wszystko okazywa�o si� przydatne. Ale nie dla nas. Po kilku dniach ten kwintal zapas�w prawie �e "wyparowa�". Dzi�ki temu nie trzeba by�o ju� zostawia� jednego z nas w charakterze stra�nika, gdy zatrzymywali�my si� w jakiej� oazie. Teraz, gdy wszystko rozdali�my, �aden ch�opak nie my�la� ju� o dobraniu si� do baga�y w aucie i mogli�my spokojnie w�drowa� po okolicy. Zapomnieli�my jedynie o papierosach. Nikt z naszej grupy nie pali�. Nie mogli�my przewidzie�, �e w �rodku pustyni niekt�rzy pasterze, o cia�ach wysuszonych przez s�o�ce, ubrani w ci�kie opo�cze, cierpliwie stan�wszy przy wielb��dach, cichym g�osem zapytaj� nas b�agalnie: - Tabac? Dzi� jeszcze prze�laduje mnie jakie� uczucie winy, wywo�ane spojrzeniem niekt�rych beduin�w, szczeg�lnie m�odych, gdy us�yszeli nasz� negatywn� odpowied�. Pomijaj�c te papierosy, do�wiadczyli�my pierwszego paradoksu pustyni: poczucie bezpiecze�stwa jest odwrotnie proporcjonalne do stanu posiadania. Mo�esz prze�y�, je�li rado�nie wyrzekniesz si� czego�, co uznawa�e� za niezb�dne. Zauwa�asz, �e nie zbywa ci na niczym, je�eli starasz si� dzieli� z tymi, kt�rych napotykasz na twej drodze. By� mo�e jest to po prostu prawo �ycia. Tego rzeczywi�cie nie przewidzieli�my, �e na pustyni przyjdzie nam powt�rzy� podstawowe, elementarne, a cz�sto zapomniane lekcje �ycia. W ka�dym razie faktem jest, �e pustynia narzuca ci ub�stwo. Je�eli nie zgodzisz si� na to zubo�enie, czujesz si� tam nie na miejscu, niechciany, czujesz si� go�ciem niepo��danym, wprost �miesznym. Racj� mia� �w. Hieronim: "Nudos amat eremus". Pustynia mi�uje ludzi nagich. Wymaga ogo�ocenia. Gdy pozb�dziesz si� wszystkiego, gdy nie b�dziesz posiada� ju� nic do dania, zrozumiesz, �e osi�gn��e� dopiero pierwsz� faz� tego ogo�ocenia. Musisz posun�� si� dalej. Musisz ogo�oci� si� z siebie samego, z twej woli, z twych program�w, z w�asnych punkt�w widzenia. W�wczas b�dziesz m�g� darowa� w�asne �ycie. Zamiast rzeczy ofiarujesz twoje jestestwo na pokarm. Tak. "Nudos amat eremus". Nie wolno ci pomyli� "exodusu" z wycieczk�. "Nie takiego ograbienia pragn�..." "A jednak jest to nar�d z�upiony i ograbiony" (Iz 42,22). Zawsze istnieje ryzyko, �e pozwolimy si� ograbi� w spos�b niew�a�ciwy. Wielu ludzi pozwoli�o si� ograbi� nie z tego, co posiadali, ale z tego, czym byli. W zamian za w�adz� pozwolili si� ograbi� z wolno�ci i z sumienia. W zamian za twarz pozwolili urwa� sobie g�ow�. Ma si� wra�enie, �e B�g protestuje: "Nie takiego ograbienia pragn�". Widzi bowiem przed sob� jednostki objuczone rzeczami, ale okradzione z warto�ci. Cz�sto takie ograbienie leczy si� innym ogo�oceniem. Na pustyni B�g czeka na cz�owieka, by go ogo�oci�. Zrywa z niego niepotrzebne rzeczy i odsy�a go ubogaconego w warto�ci, o kt�rych braku zainteresowany nawet nie wiedzia�. Cz�owiek jednak musi wyrazi� zgod� na tak� zamian�. Jedynie w�wczas, gdy zgodzi si� na odrzucenie wszystkiego, co rzeczywi�cie go zubo�a, w ca�kowitym ogo�oceniu znajdzie Boga, kt�ry nie potrafi oprze� si� sercu czystemu i dwojgu pustych r�k. B�g pomaga nie�� ci�ar, ale nie �mieci "S�ysz� j�zyk nieznany: "Uwolni�em od brzemienia jego barki: jego r�ce porzuci�y kosze"" (Ps 81,6-7). Dot�d interpretowa�em ten "j�zyk nieznany" w jednej tylko perspektywie: kosze zawiera�y moje nieszcz�cia, przeciwno�ci, rzeczy nieprzyjemne. Ci�ar - wed�ug mnie - wywo�any by� tylko krzy�em codziennym, kt�ry niekiedy wydawa� mi si� nie do zniesienia. Nie wymaga�em, by B�g uwolni� mnie od niego ca�kowicie. Wystarcza�o, by mi pomaga� go nie��. Na pustyni zda�em sobie spraw�, �e taka interpretacja jest zbyt uproszczona. W rzeczywisto�ci do tego kosza napcha�em mn�stwo rzeczy niepotrzebnych. Jest tak ci�ki, gdy� znalaz�o si� w nim wiele obj�to�ciowych pakunk�w, kt�re upiera�em si� wlec za sob�. Adam wyp�dzony z Raju w�druje i zbiera wszystko, na co natrafia. �udzi si�, �e gromadz�c marno��, zrekompensuje zasadniczg warto��, kt�rej si� pozbawi�. Nie zdaje sobie sprawy z tego, �e gromadzi niepotrzebne ci�ary. Z�udzenie trwa. Cz�owiek zgubi� Kogo� i stara si� zaradzi� temu, gromadz�c co�. Wierzy, �e wype�ni pustk� istnienia mnogo�ci� rzeczy. Ot� w�a�nie. W modlitwie przychodzi do mnie B�g i spogl�da na m�j kosz. Chce zrobi� "inwentur�" tych wszystkich �wiecide�ek, kt�re do niego wrzuci�em. Aby modli� si�, trzeba podda� si� temu wst�pnemu, k�opotliwemu oszacowaniu d�br "nie nadaj�cych si� do niesienia". B�g interesuje si� wpierw moimi �mieciami, a potem dopiero moimi darami. Interesuje si� moimi niepotrzebnymi, g�upimi rzeczami, aby je wyrzuci� daleko, by mnie od nich uwolni�. Modlitwa staje si� w ten spos�b operacj� ogo�ocenia. Cz�owiek modlitwy nie jest cz�owiekiem, kt�ry pragnie "mie�". Jest sk�onny traci�. B�g ukazuje mi nie to, czego mi brak, ale to, czego mam w nadmiarze. Gdy modl� si�, staj� si� �wiadom tego, czego nie potrzebuj�. R�ce, nim stan� si� zdolne do otrzymywania, musz� wsp�pracowa� z Bogiem w opr�nianiu koszyka. "Jego r�ce porzuci�y kosze". I opr�ni�y je, by uczyni� je "pojemnymi". Gdy rankiem opuszcza�em Beni Abbes, by dotrze� w okolice wydm piaskowych, mija�em przera�liwe cmentarzysko �elastwa, wrak�w ci�ar�wek, opon, r�nych puszek, przedziurawionych i zgniecionych blaszanych pojemnik�w. By� to nieomylny przedsionek pustyni. Brutalna "pami��" codzienna o tym wszystkim, co ju� nie jest przydatne, o tych wszystkich rupieciach, kt�re trzeba porzuci�. Zbyt cz�sto w�drujemy zgarbieni pod ci�arem rzeczy nieprzydatnych. Kosz, z kt�rym najtrudniej jest nam si� rozsta�, to w�a�nie kosz wype�niony po brzegi rzeczami niepotrzebnymi i przyt�aczaj�cymi. Mamy wrodzony kult rzeczy nieprzydatnych. Dobrze b�dzie rozwia� iluzje. W modlitwie cz�owiek odnajduje siebie samego, to jest u�wiadamia sobie, jaki jest, za cen� wyzbycia si� tego, co posiada, tego co czyni z niego niewolnika. Je�eli zabrniesz na pustyni� z koszem wype�nionym, musisz prze�y� napa�� Bo�ego Gwa�townika, kt�ry pozbawi ci� twych zdobyczy. "Pewien cz�owiek schodzi� z Jerozolimy do Jerycha i wpad� w r�ce zb�jc�w. Ci nie tylko, �e go obdarli, lecz jeszcze rany mu zadali i zostawiwszy na p� umar�ego, odeszli" (�k 10,30). Je�eli niezupe�nie "na wp� umar�y", na pewno czujesz si� wytr�cony z r�wnowagi. Potem z wolna zdajesz sobie spraw�, �e zaczynasz �y� pe�ni� �ycia, w�a�nie dzi�ki temu, co straci�e�. Ten pusty kosz staje si� twoim wielkim bogactwem. A Gwa�townik nie ucieka. Stoi przy tobie. Got�w jest odda� ci wszystko to, co wzi�� od ciebie, ale przemienione. Zamiast ci�aru daje ci pe�ni�, zamiast niewolnictwa - wolno��, zamiast po��dania - dar. Teraz posiadam rzeczywi�cie ten kosz, "oddany" mi jako dar. W�a�ciwie, pierwotnie tego kosza nie posiada�em. To on mnie posiada�. Ruchome g�ry M�wi�, �e piasek jest "chorob� pustyni". Dla mnie by� najwspanialszym odkryciem, jakiego kiedykolwiek dokona�em. Nie przecz�, piasek jest r�wnie� chorob�, z gwa�townymi kryzysami. Wystarczy pomy�le� o burzach, gdy rozszala�e wiry py�u i kolumny piachu wznosz� si� na dziesi�tki metr�w. Chmury koloru brudnopomara�czowego ��cz� si� i tworz� kurtyn�, kt�ra w miar� jak si� przybli�a, staje si� coraz ciemniejsza i coraz bardziej przyt�aczaj�ca. Beduini w�r�d szalonego ryku grzmot�w biedz� si� nad umacnianiem ko�k�w namiot�w. Zal�knione zwierz�ta staj� jak skamienia�e. Beczenie i ryk wt�ruj� grzmotom. Nad obozowiskiem nagle opada czarna kurtyna. Zapanowuje ca�kowita ciemno��, nawet w samo po�udnie. Podmuchy wichru rozdzieraj� zas�ony. Te burze wesz�y ju� do legendy Sahary. Opowiada si� nie tylko o stadach zwierz�t, ale o ca�ych oddzia�ach wojska zasypanych przez piasek. W czasie tych burz zawsze kilka studzien ulega zasypaniu, a niekt�re trakty przestaj� istnie�. Gdy burza ustaje, ukazuje si� zadziwiaj�cy widok. Pustynia staje si� przedziwnym morzem piasku o falistych zakolach ("ripple"). Przygod� saharyjsk� mo�na wyrazi� terminami marynarskimi. Nieprzypadkowo wielb��dy nazywa si� "okr�tami pustyni". A kto�, kto w�druje z jednej oazy do drugiej, ma wra�enie, �e podnosi kotwic� z zacisznego portu i wezwawszy pomocy Boga udaje si� w niebezpieczny rejs. Wydmy zaskakuj� ci� swym kolorytem. Istniej� wydmy bielusie�kie, szare, r�owe, fioletowe, niebieskawe, czerwone... Zadziwiaj� ci� swym kszta�tem, swymi w�owymi wygi�ciami, eleganckimi parabolami, regularnymi formami�geometrycznymi, harmonijnymi liniami. Niewiarygodnym wprost nast�powaniem po sobie grzyw i wkl�s�o�ci, stromych �cian i lekkich zboczy, zawrotnych pochy�o�ci i �agodnych stok�w. Wielki Erg Zachodni upodabnia si� do ksi�ycowego krajobrazu. Szczeg�lnie rano i wieczorem cienie nadaj� mu tonacj�, wprowadzaj�c� w zachwyt ka�dego artyst�. Wydmy mog� wydawa� si� komu�, kto po raz pierwszy si� z nimi styka, po prostu zwa�ami piasku, podobnymi do tych, jakie tworzy s�l czy w�giel. Ale to nieprawda. Wydmy maj� swoj� histori�, swoje �ycie, sw�j ruch. Badanie ich intryguje fachowca (...) i entuzjazmuje dyletanta. Wydmy s� owocem wsp�pracy dw�ch pot�nych sprzymierze�c�w: czasu i wiatru. Wiatr wyrywa z dna osuszonych jezior ziarnka piasku i miota nimi niczym pociskami w ska�y piaskowca, kt�re poddane temu d�ugotrwa�emu bombardowaniu, bezlitosnemu �omotaniu, powoli si� rozsypuj�. Ten proces rozpadu, roztarcia, oczyszczenia trwa wieki ca�e. A jego rezultatem jest ten mia�ki, ruchliwy piasek, kt�ry zach�ca do zdj�cia obuwia. Nie wszystkie wydmy s� identyczne. Istniej� "barcane" w kszta�cie p�ksi�yca. Nast�pnie "sif" czyli wydmy przypominaj�ce szpad�. Potem te o rybiej �usce ("akle") i jeszcze formacje gwia�dziste ("rhourds"). W ko�cu najs�ynniejsze: "draha", kt�re mog� osi�gn�� nawet trzysta metr�w wysoko�ci. Wydmy po�eraj� wszystko: sk�r�, kamienie, drewno, �elazo, skorupy. Poch�aniaj� wszystko, na co natrafiaj�. Maj� straszny �o��dek. Wszystko trawi�, przerabiaj�, przemieniaj� w piasek. Wydmy rodz� si�, wzrastaj� powoli, asymiluj� napotkane rzeczy, nawet wydaj� odg�osy. Tak. Istnieje g�os wydm. Czasem nocami, gdy cichnie wiatr i powraca spok�j, daje si� s�ysze� jaki� uporczywy szmer, nieustanne skrzypienie. Wed�ug legend beduin�w jest to d�wi�k dzwon�w klasztoru, zasypanego przez piasek. W rzeczywisto�ci ten chrz�st to odg�os selekcji dokonuj�cej si� wewn�trz wydmy. To wydma porz�dkuje si� sama. Selekcjonuje r�nej wielko�ci ziarenka. Najtwardsze pozostaj� na powierzchni, inne, mniej wytrzyma�e i l�ejsze przesypuj� si� w d�, wzd�u� wewn�trznej osi wydmy. Przede wszystkim jednak wydmy przesuwaj� si� przy wsp�udziale swego wiernego sprzymierze�ca - wiatru. Pustynny piasek przyr�wna� mo�na do niezmierzonego, ruchomego dywanu. W ruchu tym uczestnicz� w r�ny spos�b, spe�niaj�c r�n� rol�, r�norodne ziarenka. Najbardziej aktywne s� te �redniej wielko�ci, nazywane "skoczkami"; maj� one za zadanie odbijanie si� od twardej powierzchni i unoszenie w powietrze cz�stek l�ejszych, kt�re zostaj� zawieszone i z g�ry �ledz� dynamizm towarzyszek. Ale r�wnie� ziarnka wi�ksze nie s� oszcz�dzane przez koleg�w "skoczk�w" i s� popychane do przodu tu� przy ziemi. Naukowcy nazywaj� to "�lizganiem si� powierzchni". W ten spos�b powstaj� nast�puj�ce po sobie fale cz�steczek, z kt�rych jedne szybuj� w powietrzu, inne �lizgaj� si�, a jeszcze inne nie daj� nikomu spokoju i odbijaj�c si� dzia�aj� jak kolce. Pr�dko�� jest oczywi�cie r�na. "Barcane" przemieszczaj� si� �rednio z pr�dko�ci� dwudziestu metr�w w ci�gu roku. Majestatyczna "draha" posuwa si� pi�� centym