1848

Szczegóły
Tytuł 1848
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

1848 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 1848 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

1848 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Jan Nowak (Zdzis�aw Jeziora�ski) Kurier z Warszawy Tom Ca�o�� w tomach Polski Zwi�zek Niewidomych Zak�ad Wydawnictw i Nagra� Warszawa 1991 T�oczono w nak�adzie 10 egz. pismem punktowym dla niewidomych w Drukarni Pzn, Warszawa, ul. Konwiktorska 9 pap. kart. 140 g kl. III_B�1 Przedruk z Wydawnictwa "Res Publica" i Spo�ecznego Instytutu Wydawniczego "Znak", Warszawa - Krak�w 1989 Pisa� A. Galbarski, Korekty dokona�y: K. Markiewicz i K. Kruk Przedmowa R�ne bywaj� pami�tniki, szczere i podfarbowane, pretensjonalne i proste, opisowe i psychoanalityczne, czyli egocentryczne. Materia� jest obfity, mo�na wi�c mno�y� te podzia�y dziel�c je przede wszystkim zasadniczo na warte czytania i r�nego gatunku makulatur�. Pami�tnik Jana Nowaka nale�y bezwzgl�dnie do tych, kt�rych przeoczy� nie wolno. Dotyczy spraw dla ka�dego Polaka najistotniejszych i m�wi o nich otwarcie, bez zabezpieczania si� przed krytyk� z tej lub innej strony. Jest napisany z talentem, kt�ry pozwoli� autorowi odtworzy� w spos�b uderzaj�cy atmosfer� opisywanych wydarze�. Wprowadzaj�c siebie na tle nakre�lonego obrazu - obraz aktualizuje. Siebie za� bynajmniej nie wynosi ponad innych. Dba o to, by by� w swym sprawozdaniu rzetelny, a przy tym mo�liwie dok�adny. Jan Nowak nale�y do bardzo szczup�ego grona kurier�w, kt�rzy zdo�ali si� przedrze� z kraju pod okupacj� hitlerowsk� do sojuszniczego Londynu i zda� sprawozdanie naszemu rz�dowi na uchod�stwie. Pozna�em go po jego pierwszej udanej przeprawie - uderzy�a mnie szybko�� jego orientacji w sytuacji politycznej brytyjskiej i naszych polskich trudno�ciach i k�opotach, a tak�e jasno�� i precyzja w sprawozdaniach o sytuacji w kraju. Te przymioty zapewnia�y mu pos�uch u naszych brytyjskich gospodarzy. Zapraszano go na rozmowy i zebrania, s�uchano uwa�nie i na og� przychylnie. Tre�� �wczesnych rozm�w i dyskusji znajdzie czytelnik przytoczon� szczeg�owo w rozdziale ksi��ki po�wi�conym pierwszej wizycie w Londynie. T� niespotykan� na og� precyzj� zawdzi�cza pami�tnik dokumentacji przechowywanej w Studium Polski Podziemnej, Instytucie Polskim w Londynie oraz brytyjskiemu Public Record Office, kt�ry po up�ywie lat trzydziestu udost�pnia przechowywane dokumenty. Autor z pomoc� �ony, kurierki "Grety" ws�awionej w pami�tniku, wykorzysta� te cenne �r�d�a zapewniaj�c wspomnieniom tym mocniej ugruntowan� autentyczno��. Ksi��ka Jana Nowaka nie jest antypami�tnikiem sil�cym si� na nowatorstwo literackie. Swoje prze�ycia wojenne przytacza kolejno jako przyczynek do wspania�ej epopei Armii Krajowej. W opisywanych Epizodach Jan Nowak jest jedn� z os�b dzia�aj�cych - obok m�czyzn i kobiet, student�w, robotnik�w i kolejarzy - wprowadza j� w tok opowiadania jak gdyby z zewn�trz, ka��c czytelnikowi domy�la� si� swoich prze�y� wewn�trznych i patriotycznego uniesienia, kt�re dla niego jak i dla wszystkich �o�nierzy tej armii by�o �r�d�em si�y. Opisy poszczeg�lnych indywidualnych i zbiorowych wyczyn�w - jak pierwsza wyprawa autora do Szwecji albo lot brytyjsk� Dakot� na polan� pod Tarnowem - s� pasjonuj�ce. Przebieg wydarze� odda� szczeg�owo jak w najlepszym dreszczowcu. Im prostsze za� s� s�owa opisu, tym bardziej wzruszaj�ca jest aura, kt�ra t� opowie�� osnuwa. Pozosta�a w moich oczach ch�opska gromada, popychaj�ca angielski samolot do startu, krzycz�ca nie bacz�c na bliskich o kilkaset metr�w Niemc�w - i zaraz potem obrazek cha�upy bielonej na b��kitno i jej gospodarzy - rzetelnych potomk�w Piasta Ko�odzieja. W ko�cowych rozdzia�ach ksi��ki autor zestawia swoje do�wiadczenia polityczne i dzieli si� z czytelnikiem os�dem o polskich i obcych politycznych przyw�dcach. Zatrzymuje si� d�u�ej przy r�nicy zda� i polityki Kazimierza Sosnkowskiego i Stanis�awa Miko�ajczyka. Cho� trzydzie�ci kilka lat min�o od opisywanych wypadk�w - sprawy te dla opinii polskiej nie przesz�y jeszcze do historii i s�, zw�aszcza na emigracji, przedmiotem polemiki. Pami�tnik Nowaka dostarczy jej paliwa. Przysporzy� by to mu powinno czytelnik�w. Wiem, �e pami�tnikarzowi nie o to chodzi�o, ani te� o zaostrzanie spor�w. Chcia� da� �wiadectwo prawdzie, takiej, jak� j� widzia�. Nie nale�y za� w tym wzgl�dzie do nie�mia�ych. dn. 12 czerwca 1977 r. Edward Raczy�ski Od autora Jako emisariusz Armii Krajowej nie wywar�em w czasie ostatniej wojny �adnego wp�ywu na decyzje polityczne i wojskowe, by�em natomiast naocznym �wiadkiem, kt�ry zetkn�� si� bezpo�rednio z czo�owymi postaciami polskiego dramatu lat 1943844 i ogl�da� go w chwilach najbardziej krytycznych z dw�ch stron: z Warszawy i z Londynu. Po zako�czeniu mojej misji utrwali�em swe wspomnienia na gor�co, dyktuj�c je angielskiej stenotypistce z przeznaczeniem dla obcego czytelnika. Poniecha�em zamiaru wydania ksi��ki po angielsku, gdy znalaz�em si� w zespole, kt�ry pomaga� gen. B�r_Komorowskiemu w zbieraniu materia��w i dokument�w do jego wspomnie�. Ksi��ka "The Secret Army", ze wzgl�du na osob� autora, najlepiej spe�ni� mog�a zadanie polityczne, jakim by�o przedstawienie wypadk�w z polskiego punktu widzenia i przekonanie zachodniego czytelnika o s�uszno�ci naszego stanowiska. W p�niejszych latach zanadto by�em zaj�ty chwil� bie��c�, by m�c powraca� do przesz�o�ci. Sta�o si� to mo�liwe dopiero z chwil� opuszczenia Radia Wolna Europa. Zachowany d�ugi angielski stenogram, zapiski, notatki, sprawozdania, kalendarzyki, zaproszenia - w po��czeniu z dotycz�cymi mnie depeszami i dokukentami w Studium Polski Podziemnej, Instytucie im. gen. Sikorskiego i w angielskich archiwach (Hm Public Record Office) pozwoli�y na odtworzenie nazwisk, dat, fakt�w oraz ich chronologii. Ogromn� pomoc� by�a korespondencja z lud�mi �yj�cymi, kt�rzy pojawiaj� si� w tej ksi��ce, oraz wspomnienia og�oszone drukiem. Stara�em si� unikn�� b��d�w i nie�cis�o�ci nieuniknionych jednak tam, gdzie mog�em polega� wy��cznie na w�asnej pami�ci. Kurier czy emisariusz przypomina troch� wystrzelonego w przestrze� astronaut�. On jeden tam w g�rze skupia na sobie powszechn� uwag�, zbiera laury i oklaski, podczas gdy na ten wyczyn sk�ada si� mr�wcza praca i ofiarny wysi�ek tych na dole - zapomnianych i niewidocznych anonim�w. Ka�da moja wyprawa, a licz�c oba kierunki, tam i z powrotem, by�o ich w sumie pi�� - stanowi�a owoc zabieg�w, �mudnych wysi�k�w i pomys�owo�ci bardzo wielu zapomnianych dzi� ludzi. Kilku toruj�c mi drog� przyp�aci�o to �yciem, inni wi�zieniem. Aby uzmys�owi� czytelnikowi ten z�o�ony mechanizm zbiorowego wysi�ku i utrwali� go dla przysz�ego historyka, za��czone zosta�y w aneksie niekt�re depesze wymienione mi�dzy odleg�ymi punktami Europy. Odbicie znalaz�y w nich nie tylko moje w�asne poruszenia, ale i starania tych, kt�rzy organizowali i przecierali kurierskie szlaki. Za��czone za� wybrane dokumenty i raporty pozwol� czytelnikowi zapozna� si� z pogl�dami autora, kt�re wypowiadane by�y w czasie rozgrywaj�cych si� wydarze�, i por�wna� je z ocenami formu�owanymi w chwili pisania tych wspomnie�, a wi�c po up�ywie jednej trzeciej stulecia. Pragn� podzi�kowa� wszystkim, kt�rzy w tej pracy przyszli mi z pomoc�. W pierwszym rz�dzie mojej �onie, kt�ra z najwi�kszym oddaniem przepisywa�a kolejne bruliony, wprowadza�a poprawki, pomaga�a w sprawdzaniu danych i w poszukiwaniu dokument�w. Z wielk� wdzi�czno�ci� my�l� o ambasadorze Edwardzie Raczy�skim, kt�ry zechcia� zaopatrzy� m�j pami�tnik w �yczliw� przedmow�. Ksi��ka ta zawdzi�cza bardzo wiele przyjacio�om w kraju Z. i L. G. oraz T. J., kt�rych z nazwiska wymieni� niestety nie mog�. Za zapoznanie si� z maszynopisem i cenne uwagi wyra�am podzi�kowanie pp. Lidii i Adamowi Cio�koszom, dr. Janowi Ciechanowskiemu, kt�ry odnalaz� wi�kszo�� dotycz�cych mnie dokument�w w angieslkich archiwach, i dr. J�zefowi Garli�skiemu. Niesko�czenie cierpliwa i uczynna kol. Halina Czarnocka po�wi�ci�a wiele czasu i benedykty�skiej pracy, szukaj�c dla mnie depesz i raport�w w Studium Polski Podziemnej. Z podobn� pomoc� spotka�em si� ze strony p. mgr Reginy Oppmanowej i rtm. Wac�awa Milewskiego z instytutu im. gen. Sikorskiego. Wszystkie dokumenty pochodz�ce z brytyjskiego Public Record Office przedrukowane zosta�y za zezwoleniem kustosza tych archiw�w. Waha�em si�, czy mog� wymienia� z imienia i nazwiska dawnych moich koleg�w �yj�cych w kraju. Z tytu�u stanowiska dyrektora Rozg�o�ni Polskiej Rwe by�em od lat przedmiotem kampanii oszczerstw i falsyfikat�w. Zadawa�em sobie pytanie, czy pisz�c o moich dawnych powi�zaniach w Polsce Podziemnej nie wystawiam swoich koleg�w i towarzyszy na szanta�e i naciski. Przewa�y�o przekonanie, �e ich nazwiska i zas�ugi p�jd� w zapomnienie, je�li nie zostan� w tej ksi��ce utrwalone. Pami�tniki og�aszane bezpo�rednio po wypadkach wchodz� w zakres polityki. Pomija� w nich trzeba wszystko, co mo�e da� bro� do r�ki wrogowi albo stanowi tajemnic� nale��c� do innych. Wspomnienia spisywane po latach s� ju� tylko histori�. Pisz�c je, nie szed�em na �adne kompromisy wobec ludzi �yj�cych albo sympatyk�w ludzi zmar�ych. Chcia�em przekaza� tym, kt�rzy przyjd� po nas, obraz mo�liwie pe�ny, tak jak sam go widzia�em, aby z do�wiadcze� naszego pokolenia mogli wyci�ga� w�asne wnioski na przysz�o��. Cz�� pierwsza I I - W domu i w szkole. Ostatnie echa 1863. Osiem dw�j za Sienkiewicza. Pi�sudski z bliska. E. Kwiatkowski - bohater pozytywny. Harcerska inwazja Zaolzia. Ojcowski dukat otwiera przysz�o��. W pi�tna�cie lat po wojnie jeden z moich szkolnych koleg�w przys�a� mi z kraju niewielk� broszurk� pt. "M�ody las". Zawiera�a materia�y ze Zjazdu Wychowank�w Gimnazjum Adama Mickiewicza w Warszawie. Po raz pierwszy od 1939 r. zjechali si� przedstawiciele rocznik�w przewa�nie urodzonych i wychowanych w okresie dwudziestolecia niepodleg�o�ci. Wzajemna wymiana wie�ci o losach koleg�w zamieni�a ten zjazd w jeden wielki apel poleg�ych. Na ko�cu ksi��eczki umieszczono ich d�ug� list�. Odnajdywa�em znajome nazwiska towarzyszy szczeni�cych lat, kt�rzy rozbiegli si� na wszystkie strony ze starego budynku na Seweryn�wku po ostatnim, po�egnalnym, maturalnym przyj�ciu. Teraz stawa�y mi przed oczyma ich m�ode twarze, gdy odczytywa�em nazwiska, przy kt�rych jak w litanii powtarza�y si� te same s�owa: rozstrzelany na Pawiaku, powieszony w O�wi�cimiu, zgin�� w Powstaniu na Woli, zgin�� w ataku na PAST�, zgin�� w bitwie pod Kutnem, zgin�� na morzu, zgin�� �mierci� lotnika, zamordowany przez gestapo... zgin�� w Katyniu... rozstrzelany... powieszony... �ci�ty... zakatowany... zmar� w obozie... zmar� z ran... zagin��... Po raz pierwszy u�wiadomi�em sobie wtedy w pe�ni, jak straszliwie wytrzebione zosta�y przez wojn� moje roczniki. W �yciu cz�owieka jak w mikrokosmosie odbijaj� si� losy ca�ego pokolenia. Tym, kt�rzy przyjd� po nas trudno b�dzie znale�� klucz do historii naszych lat, je�li nie wczuj� si� w psychik� poprzednik�w, tak lekko i ochotnie rzucaj�cych "na szaniec" w�asne �ycie. Szare Szeregi, Kedyw, "Zo�ka", "Parasol", Akcja "N"... Powstanie Warszawskie - le�ne boje - to wszystko mia�o wsp�lny rodow�d wywodz�cy si� z klimatu, w jakim wyrasta� "m�ody las", kt�ry pokotem po�o�y�a wielka wojenna burza. * * * Jak daleko si�ga pami�� dziecka? Trudno ustali�, je�li brakuje daty zapami�tanego wydarzenia, kt�re mog�oby pos�u�y� za punkt zaczepienia. W moim �yciu tak� dat� by�a noc z Wielkiego Pi�tku na Sobot� 28 marca 1918, kiedy umar� ojciec. Pami�� czteroletniego dziecka utrwali�a jego obraz, jak zdj�cia z pietyzmem przechowywane w starym albumie. Kiedy zamkn� mocno oczy, widz� go przy stole, gdy trzyma mnie na kolanach, a ja zabawiam si� jego d�ugimi w�sami. Widz�, jak rano przed wyj�ciem do pracy staje w drzwiach dziecinnego pokoiku i, u�ywaj�c zabawnego zdrobnienia imienia Zdzis�aw, wo�a: jak si� masz Sisiu! Widz� go rano przy goleniu, widz� go we fraku, jak wraca z matk� z jakiego� balu. Nikt nie przyprowadzi� mnie do niego, gdy ci�ko zachorowa� i gdy umiera�. A jednak wyczuwa�em, �e tej nocy dzieje si� co� strasznego: pali�y si� wszystkie �wiat�a, w mieszkaniu panowa�a niespokojna krz�tanina, p�niej us�ysza�em okropny p�acz matki. Pami�� dziecka utrwali�a tak�e niekt�re historyczne wydarzenia. A wi�c pami�tam spasionych �o�nierzy niemieckich w okr�g�ych, mi�kkich czapkach bez daszk�w, kt�rzy przy wyj�ciu na peron wystawiali na Dworcu Wiede�skim przepustki pasa�erom wyje�d�aj�cym z Warszawy; pami�tam odddzia� w pikielhaubach maszeruj�cy Alejami Ujazdowskimi i balon nad miastem, �o�nierzy polskiego wermachtu w ciemnopopielatych mundurach i czapkach z orze�kami. Z okna balkonu naszego mieszkania na Pi�knej w pobli�u Marsza�kowskiej ogl�da�em poch�d 3 Maja w 1918 roku. Wzruszenie i przej�cie doros�ych sprawi�o by� mo�e, �e pami�� dziecka utrwali�a i ten obraz. Gdy bolszewicy zbli�ali si� do Warszawy w 1920 roku, mia�em ju� lat siedem. Pami�tam b�agaln� procesj� na Krakowskim Przedmie�ciu i zawodz�cy �piew ludzkich t�um�w. A p�niej t� noc, kiedy spod Radzymina dochodzi� niepokoj�cy pomruk bitwy. Dalekim odg�osom ognia artylerii odpowiada�y cichutkim pobrz�kiwaniem kryszta�owe �yrandole w salonie i szept matki odmawiaj�cej Zdrowa�ki. Nikt nie spa� tej nocy. Atmosfera grozy i niepokoju udziela�a si� nawet dzieciom. W chwili �mierci ojca, matka by�a osob� zamo�n�, ale zupe�nie �yciowo niezaradn�. Nie umia�a sobie poradzi� z maj�tkiem, kt�ry sk�ada� si� z du�ej kamienicy na Pi�knej i ogromnego placu na Targ�wku. W czasie inflacji sprzeda�a jedno i drugie. A poniewa� jedyny spos�b utrwalenia kapita�u przed spadkiem warto�ci pieni�dza - kupno dolar�w - by�o czynem niepatriotycznym, wi�c wszystko, co mia�a, ulokowa�a w polskich akcjach, kt�re ju� po roku tyle by�y warte, �e mo�na by�o co najwy�ej �ciany nimi wytapetowa�. Nagle znale�li�my si� w biedzie. Matka i babka utrzymywa�y siebie i nas - dw�ch braci, z wynajmowania pokoi i wyprzedawania rzeczy nagromadzonych przez dobre kilka pokole�. Odbywa�o si� to w ten spos�b, �e pewien "zaufany" antykwariusz z ulicy �urawiej, nazwiskiem Celmaister, wiedziony nieomylnym instynktem zjawia� si� zawsze w momencie, kiedy by� potrzebny. Po d�ugich i m�cz�cych targach kupowa� za bezcen i wynosi� stare szk�a, porcelan�, srebra, zegary i obrazy. Starczy�o tego na jaki� czas. W p�niejszych latach bieda coraz dotkliwiej dawa�a si� we znaki. Pogl�dy polityczne starszego pokolenia kszta�towa� "Kurier Warszawski", czytany z nabo�e�stwem od deski do deski, poczynaj�c od artyku��w Stro�skiego, a ko�cz�c na nekrologach. Babka i matka g�osowa�y na list� endeck�, chocia� ich nacjonalizm - nie pozbawiony wprawdzie uprzedze� - by� �agodny i liberalny, wolny na szcz�cie od wszelkiego fanatyzmu i nienawi�ci. �rodowisko rodzinne r�ni�o si� zasadniczo od endek�w pod jednym wzgl�dem. Ob�z Dmowskiego pot�pia� surowo powstania narodowe, a u nas w domu panowa� kult i tradycja powsta� zw�aszcza Styczniowego. Od dziecka wbijano nam w g�ow�, �e we wszystkich bez wyj�tku powsta�czych zrywach brali udzia� jacy� Jeziora�scy, a za czas�w Ko�ciuszki prapradziadek sprzeda� nawet nieruchomo�ci na Solcu i ufundowa� oddzia� jazdy, w kt�rym sam s�u�y�. W Pierwszej Brygadzie �adnego Jeziora�skiego nie by�o, ale za to w armii Hallera jeden z kuzyn�w, Tadeusz Jeziora�ski, zdoby� Virtuti Militari. Ka�dy ze starszych mia� co� do opowiedzenia z czas�w Powstania Styczniowego. Babka od strony matki wspomina�a ze zgroz�, jak to w zimie 1863 roku, kiedy mia�a lat siedem, Kozacy wpadli w nocy do dworu pod Suchedniowem i wyp�dziwszy mieszka�c�w spalili go na ich oczach. Babka od strony ojca, jako kilkunastoletnia panienka, siedzia�a na balkonie kamienicy Zamoyskich na Nowym �wiecie i na swoje nieszcz�cie wyci�gn�a chustk� do nosa w chwili, gdy na przeje�d�aj�cego ulic� genera�_gubernatora Berga rzucono bomb�. Jaki� Moskal z jego �wity przekonany by�, �e wyci�gni�cie bia�ej chusteczki stanowi�o sygna� dla zamachowca. Przera�on� dziewczynk� wywleczono z mieszkania. Przesiedzia�a si� kilka dni w Cytadeli. Ojcu jej, J�zefowi Kurzenieckiemu, w�adze rosyjskie skonfiskowa�y rodzinny maj�tek na Grodzie�szczy�nie za ukrywanie powsta�c�w. Na szcz�cie by� ca�e �ycie skner�, kt�ry nie pozwala� w swojej obecno�ci zapali� papierosa zapa�k�, je�li na stole pali�a si� lampa naftowa. Za uciu�ane grosze kupi� sobie po Powstaniu ma�y folwarczek Piaski pod ��czyc�, gdzie urodzi� si� m�j ojciec. Od ma�ego dziecka uczono mnie zdejmowa� czapk� na widok weterana 1863 roku. Niekt�rych, jak Aleksandra Kraushara, Boles�awa Limanowskiego czy Siehenia, zna�em z widzenia. Kiedy� u znajomych matka pokaza�a mi dziewi��dziesi�cioletniego starca ze wspania��, d�ug� siw� brod� i szepn�a do ucha: "Pami�taj synku, pan Rudomina_Dusiacki by� w Powstaniu dow�dc� partii na Litwie". Ledwo nauczy�em si� czyta�, gdy jedna z ciotek zaprowadzi�a mnie pod Krzy� na stokach Cytadeli, gdzie z dum� pokazano mi nazwisko Jana Jeziora�skiego, wyryte obok nazwisk cz�onk�w Rz�du Narodowego z Trauguttem na czele, straconych w tym miejscu na szubienicy. U tej samej ciotki spotyka�em c�rk� powieszonego, Bronis�aw� z Jeziora�skich Romeyko. Nie pami�ta�a ojca, kt�ry zgin��, gdy mia�a rok, ale przez ca�e �ycie nie rozstawa�a si� z grubym wielkim pugilaresem, w kt�rym przechowywa�a kilkadziesi�t gryps�w pisanych przez Jeziora�skiego na bibu�kach od papieros�w i przemycanych do �ony z Cytadeli. Po stronie ojca matki nikt wprawdzie nie walczy� w Powstaniu Styczniowym, ale matka wspomina�a zawsze z dum�, �e jej dziadek i jego brat nale�eli do "Deputacji" obywateli miasta Warszawy, kt�ra rz�dzi�a stolic� w okresie przedpowsta�czych manifestacji i niepokoj�w. O Legionach i dawnych walkach o niepodleg�o�� m�wi�o si� w domu rzadziej ni� o Powstaniu. Maj�c lat 10 przeczyta�em ksi��eczk� dla m�odzie�y "Dzieci Lwowa". By�em zafascynowany autentyczn� postaci� Adama Kalinowskiego, kt�ry jako trzynastoletni ch�opiec ju� by� �o�nierzem, bi� si� o Lw�w i zgin�� za Ojczyzn�. "Dzieci Lwowa" uwa�a�em za najwa�niejsz� ksi��eczk�, jak� przeczyta�em, dop�ki nie dorwa�em si� do Sienkiewiczowskiej "Trylogii". Czyta�em j� bez wytchnienia i przez kilka tygodni �wiat przesta� dla mnie istnie�. Czyta�em ukradkiem w nocy, pod ko�dr� przy latarce, a w dzie� w godzinach przeznaczonych na odrabianie lekcji. Czyta�em w tramwaju i w klasie szkolnej, nie zwracaj�c najmniejszej uwagi na to, co si� dzia�o dooko�a. Rezultat by� katastrofalny. Na p�rocze przynios�em do domu �wiadectwo, na kt�rym na jedena�cie przedmiot�w by�o a� osiem dw�j. Chodzi�em wtedy do Gimnazjum im. Batorego, kt�re mia�o by� szko�� wzorow�, wyr�niaj�c� si� nie tylko wszelkimi nowoczesnymi urz�dzeniami, ale tak�e elitarnym poziomem uczni�w. Aby zapewni� sobie selekcj� tej elity, dyrektor Antoni Rudzki zastosowa� osobliw� i niezbyt pedagogiczn� metod�. W ci�gu pierwszych trzech lat tych "gorszych" przesuwa� z klasy A do klasy B, a "lepszych" w kierunku odwrotnym. Po trzech latach klasa B ulega�a rozwi�zaniu i "gorsi" musieli szuka� sobie "gorszej" szko�y. Sienkiewiczowi mam do zawdzi�czenia, �e znalaz�em si� w�r�d "gorszych" i przeniesiony zosta�em do Gimnazjum Adama Mickiewicza dawniej Konopczy�skiego. Nie by�o chyba w Warszawie innej szko�y o takich tradycjach. Za�o�y� j� w latach rusyfikacji w roku 1897 emerytowany nauczyciel Emilian KOnopczyski. Za moich czas�w szkolnych w�r�d kadry profesorskiej przewa�ali wci�� weterani, kt�rzy - z dyrektorem Janem Juraszy�skim na czele - stoczyli w pocz�tkach stulecia zwyci�sk� walk� o polski j�zyk nauczania. Uwielbiany przez m�odzie� wychowawca naszej klasy, matematyk Jan Wysocki - "Jasio" jak go pieszczotliwie nazywano - wychowa� pi��dziesi�t cztery roczniki. Zaczyna� po strajku szkolnym, w 1907 roku, uczy� i wychowywa� w ostatnich latach zaboru rosyjskiego, w czasie pierwszej wojny, w okresie niepodleg�o�ci, w tajnej szkole w czasie okupacji hitlerowskiej, a po drugiej wojnie - w Polsce Ludowej a� do �mierci, gdzie� w pocz�tkach lat sze��dziesi�tych. Zaraz u wej�cia do budynku na Seweryn�wku na marmurowej tablicy wyryte by�y z�otymi literami nazwiska profesor�w i uczni�w poleg�ych w latach 1919-1920. Nauczyciele nie tylko uczyli, ale wychowywali, a niekt�rzy, jak polonista Jan Zakrzewski, przezwany nie wiadomo dlaczego "Matadorem", albo Zdzis�aw Wilusz, historyk, syn ch�opski, umieli budzi� zainteresowanie, nawet pasj� do przedmiot�w ojczystych. Nieca�e grono nauczycielskie by�o na tym samym poziomie. W ni�szych klasach uczy� polskiego niejaki Romuald Ma�kowski. W trzeciej klasie tematem wypracowania domowego mia�a by� wiosna. Jeden z uczni�w zer�n�� dos�ownie opis wiosny z "Ch�op�w" Reymonta. Wychodzi� ze s�usznego za�o�enia, �e nikt nie m�g� tego lepiej napisa�. Wykaza� tym samym niez�� znajomo�� literatury ojczystej. Gorzej by�o z profesorem. Zeszyt z wypracowaniem powr�ci� pe�en skre�le� i sarkastycznych dopisk�w, wytykaj�cych na marginesie napuszony i sztuczny styl. Og�lna ocena, niedostatecznie. W kilka dni p�niej fotografia zmaltretowanego wypracowania ukaza�a si� w warszawskim czerwoniaku pod wymownym tytu�em: "Reymont z "Ch�op�w" dosta� dw�jk�". Gimnazjum Mickiewicza szczyci�o si� wychowankami, kt�rych nazwiska sta�y si� p�niej g�o�ne. Do naszej "budy" chodzi� Stefan Starzy�ski. Na rozkaz policji carskiej musia� j� opu�ci� w r. 1912 za kolporta� bibu�y przemycanej z Galicji. Jako prezydent Warszawy przemianowa� uroczy�cie Seweryn�wek na ulic� Konopczy�skiego. Gimnazjum Konopczy�skiego, p�niej Mickiewicza, ko�czy� Leszek Serafinowicz, znany jako Jan Lecho�. Ju� w szkole zapowiada� si� jako wybitny poeta, za to uczniem by� kiepskim, a z matematyk� i fizyk� po prostu nie umia� sobie da� rady. Na dodatek od najm�odszych lat zdradza� sk�onno�ci neurasteniczne. W czasie pisemnej matury z matematyki wpad� w panik� - siedzia� nad otwartym zeszytem nie wiedz�c od czego zacz��. Ocali� go p�niejszy dyrektor szko�y, Jan Juraszy�ski, kt�ry nachylaj�c si� nad najlepszym uczniem matematyki w klasie szepn�� mu do ucha: "Daj Serafinowiczowi �ci�gaczk�". Wychowankowie Mickiewicza z moich rocznik�w zapisali si� po wojnie bardzo rozmaicie. Przewodnicz�cym "k�ka historycznego" by� starszy ode mnie o kilka lat, Adam Rapacki, przysz�y minister PRL, syn pioniera polskiej sp�dzielczo�ci. Jako ucze� gimnazjalny mia� ju� skrystalizowane pogl�dy polityczne. Przedstawia� si� jako zwolennik syndykalizmu sorellowskiego i mawia�, �e jest na lewo od PPS. Odcina� si� jednak stanowczo od komunizmu w wydaniu stalinowskim. W mojej klasie zawi�za�a si� pi�tka przyjaci� z�o�ona z Rysia Matuszewskiego, Jana Kotta, Jerzego Lenczowskiego, Janka Kwiatkowskiego (syna �wczesnego Ministra Przemys�u i Handlu) i mnie. Wojna dziwnie pokierowa�a naszymi drogami. Kwiatkowski poleg� we wrze�niu, Lenczowski, kt�ry chcia� by� dyplomat�, zosta� po wojnie profesorem w Berkeley, czo�owym ekspertem ameryka�skim od spraw Bliskiego Wschodu i doradc� wielkich ameryka�skich koncern�w naftowych. Kott i Matuszewski wybili si� w PRL w partii, ale ich drogi rozesz�y si� w pa�dzierniku 1956, kiedy Kott sta� si� jednym z bardziej aktywnych prowodyr�w zbuntowanych intelektualist�w i student�w i w dziesi�� lat p�niej znalaz� si� na emigracji, a Matuszewski jako krytyk literacki trzyma si� dalej wiernie linii partyjnej. Z mojego gimnazjum wyszli tak�e za�o�yciele harcerstwa, w�r�d nich znany adwokat Czes�aw Jankowski, rozstrzelany w Palmirach przez Niemc�w w 1940 roku, ojciec in�. Stanis�awa Jankowskiego, s�ynnego "Agatona" z AK. Nasza dru�yna, warszawska "Tr�jka", jedna z najstarszych w Polsce, kt�ra obra�a sobie za patrona ksi�cia J�zefa Poniatowskiego, odegra�a tak�e powa�n� rol� w naszym wychowaniu. To w�a�nie z tej "tr�jki" od Mickiewicza wywodzi�y si� p�niejsze kadry Szarych Szereg�w, Kedywu, batalion�w "Zo�ki" i "Parasola". Harcerzem z "Tr�jki" by� m�j daleki kuzyn Stanis�aw Broniewski, przysz�y naczelnik Szarych Szereg�w, kt�ry jako "Stefan Orsza" dowodzi� s�ynn� akcj� pod Arsena�em. Z szereg�w "Tr�jki" wyszed� Stanis�aw Sosabowski, kt�ry jako porucznik "Stasinek" przeprowadzi� udan� akcj� zniszczenia sk�ad�w benzyny na Gniewkowskiej. Harcerzem z "Tr�jki" by� tak�e najm�odszy dow�dca "Parasola" - por. "Jeremi" (Jerzy Zborowski), poleg�y w Powstaniu na Czerniakowie. Mo�na by t� list� d�ugo jeszcze ci�gn��. Dzi�, kiedy my, ludzie pierwszego pokolenia niepodleg�ej Polski, "wielk� przygod�" mamy ju� za sob�, nasuwaj� si� refleksje, jak wiele zawdzi�czam tej warszawskiej "Tr�jce". Kto m�g� wtedy przewidzie�, �e s�dzone mi b�dzie jeszcze tylko kilkana�cie lat prze�y� w Polsce. O ile ubo�sza by�aby znajomo�� w�asnego kraju wyniesiona na obczyzn�, na ca�e dalsze �ycie, gdyby nie coroczne w�drowne obozy harcerskie. �aden opis nie zast�pi bezpo�redniego zetkni�cia z lud�mi i z krajobrazem. Inaczej ten kraj wygl�da z okna poci�gu albo z podr�cznika geografii, a inaczej, gdy si� go przemierza w�asnymi nogami, w�druj�c ca�ymi tygodniami z wioski do wioski. Gdyby nie harcerstwo, p�niej s�u�ba w wojsku, i wreszcie w�dr�wki po kraju w latach Podziemia - obraz Polski, poznany w bezpo�rednim prze�yciu, by�by zw�ony do mieszcza�skiej inteligencji warszawskiej oraz wiejskich dwor�w i dwork�w bli�szych i dalszych krewnych. Szlak jednej z harcerskich w�dr�wek prowadzi� poza granice Polski. Zacz�o si� od Zlotu Skaut�w S�owia�skich w Pradze. Pami�tam, jak oklaskiwani przez t�umy �piewali�my "Wizj� szyldwacha" maszeruj�c ulicami Pragi i pami�tam wielkie ognisko, przy kt�rym oko�o tysi�ca harcerzy s�ucha�o gaw�dy Micha�a Gra�y�skiego. �wczesny naczelnik ZHP przypomnia�, �e w tym samym miejscu nad We�taw� rozpala�y swe ogniska blisko tysi�c lat temu wojska Chrobrego. - Wprawdzie nie by�o w tym przypomnieniu �adnych zaborczych aluzji wobec po�udniowego s�siada - niemniej jednak Gra�y�ski, kt�ry nie lubi� Czech�w, postanowi� - niew�tpliwie za zgod� min. Becka - sp�ata� im politycznego figla. Po zlocie, w drodze powrotnej, wydzielono grup� oko�o trzystu harcerzy i kazano nam opu�ci� poci�g Praga_Krak�w w Morawskiej Ostrawie. Na dziedzi�cu konsulatu RP odby�o si� co� w rodzaju wojskowej odprawy. W kr�tkich s�owach przypomniano nam ca�� histori� Zaolzia. "Jeste�cie na ziemi" - m�wi� konsul - "zamieszka�ej od wiek�w przez ludno�� polsk�. Tym ludziom, odci�tym od Macierzy kordonem granicznym - macie �wiadczy� wasz� obecno�ci�, �e Polska o nich nie zapomnia�a". Z Morawskiej Ostrawy w ma�ych grupach po kilkunastu rozeszli�my si� na ca�e Zaolzie. A szlaki nasze tak zosta�y wytyczone, �e �adne miasteczko, nawet najmniejsza wioska i osada g�rnicza nie zosta�y pomini�te. Entuzjazm, z jakim nas witano, ogniska harcerskie, kt�re �ci�ga�y dos�ownie wszystkich - od starc�w do ma�ych dzieci - wsp�lny �piew, wszystko to utkwi�o mocno w pami�ci. Gra�y�ski dzia�a� przez zaskoczenie. Czesi nie byli uszcz�liwieni, jednak nie bardzo wiedzieli, co robi� z ca�� t� harcersk� inwazj�. Czescy �andarmi obserwowali nas nieufnie, ale z przyzwoitej odleg�o�ci. Do �adnych incydent�w z w�adzami nie dosz�o. W Pradze napisa�em pierwszy w �yciu reporta� i by�em dumny jak paw, gdy og�osi� go Tygodnik Ilustrowany "Siedem Dni". Zach�cony sukcesem wys�a�em po "Operacji Zaolzie" utrzymane w sensacyjnej formie sprawozdanie do krakowskiego "Ikc" i znacznie powa�niejszy artyku� po�wi�cony Polakom na �l�sku Zaolzia�skim do warszawskiego "Tygodnika Ilustrowanego". Tak wygl�da�y moje dziennikarskie debiuty. Inny ob�z w�drowny prowadzi� przez Podkarpacie. W pogodne noce spali�my pod namiotami, a w czasie deszczu w ch�opskich stodo�ach. Po raz pierwszy zetkn�li�my si�, oko w oko, z n�dz� ma�opolskiej wsi. Pami�tam, jak zaszli�my pewnego skwarnego popo�udnia do ch�opskiej cha�upy napi� si� mleka. Gospodyni poda�a nam ca�� ba�k�, a dzieci - by�o tego drobiazgu chyba sze�cioro - zacz�y si� drze� wniebog�osy i p�aka�. - Co si� sta�o, dlaczego dzieciaki p�acz�? - Nie b�d� mia�y mleka na kolacj� - odmrukn�a kobiecina. - Dlaczego sprzedajecie mleko, zamiast da� je dzieciom? - Bo nie mam na zapa�ki. Jak nie zarobi� tych kilku groszy, te� b�d� g�odne. Mleko nagle nabra�o gorzkiego smaku. Posypa�y si� z uczniowskich portmonetek z�ot�wki, cho� du�o ich sami nie mieli�my. Kobiecina dzi�kowa�a, pochlipuj�c i wycieraj�c oczy fartuchem. Po powrocie do Warszawy zacz��em rozmy�la�. Ile jest takich ch�opskich cha�up w Polsce, gdzie brakuje mleka i kartofli dla dzieci? Ja�mu�n� nie rozwi��e si� problemu. A przecie� chodzi o du�� wi�kszo�� ludno�ci, kt�rej my, miejska inteligencja, nie dostrzegamy, nie wiemy w og�le o jej istnieniu. Pod wp�ywem tych rozmy�la� zacz��em snu� pierwsze w �yciu spo�eczno_polityczne, bardzo jeszcze m�odzie�cze koncepcje. W wolnych godzinach chodzi�em do Biblioteki Publicznej na Koszykowej i zag��bia�em si� w lekturze ksi��ek po�wi�conych ruchowi sp�dzielczo�ci wiejskiej w Danii. Zbli�a�a si� matura i trzeba by�o powzi�� zasadnicze decyzje, kt�re przes�dz� o ca�ym przysz�ym �yciu. Rozumowa�em wtedy mniej wi�cej tak: udzia�em starszego pokolenia by�o wywalczenie niepodleg�o�ci i granic. To by�a ich "wielka przygoda", ale to si� ju� nie powt�rzy. Zadaniem m�odych jest podniesienie Polski z ni�u cywilizacyjnego, kt�ry ogl�da�em w czasie naszych harcerskich w�dr�wek. Polska potrzebuje kadry nowoczesnych, wysoko wykwalifikowanych ekonomist�w, a wzorem do na�ladowania powinni by� tacy ludzie, jak Drucki_Lubecki albo - w naszych czasach - Eugeniusz Kwiatkowski. Kwiatkowski by� moim "pozytywnym bohaterem" ju� od czwartej klasy gimnazjalnej. Z jego synem Jontkiem (tak go zdrobniale w domu nazywano) siedzia�em na jednej �awce. Z czasem stali�my si� nieroz��cznymi przyjaci�mi. Jego ojca pozna�em wkr�tce po tym, gdy zosta� Ministrem Przemys�u i Handlu. Mia� wtedy lat 38, a ja 13. Od pierwszej chwili imponowa� mi nies�ychanie. Zdobywa� sobie ludzi, zw�aszcza m�odych, porywaj�cym entuzjazmem, �ywo�ci� umys�u i cudownym darem wys�owienia. Schlebia�o mi nies�ychanie, �e oto wielki dygnitarz, cz�onek rz�du, o kt�rym g�o�no w prasie i w radio, potrafi mnie, szczeniakowi, cierpliwie t�umaczy�, dlaczego na przyk�ad nie nale�y dewaluowa� z�otego. Jednego tylko nie mog�em u Kwiatkowskiego zrozumie�. Jego ba�wochwalczego stosunku do Pi�sudskiego. Niech�� do Marsza�ka wyniesiona z domu, pog��bi�a si� po s�ynnym epitecie "fajdanitis poslinis" w przem�wieniu przeciwko opozycji poselskiej. Uwa�a�em, �e obrazi� nim ca�y nar�d. Zrozumia�em lepiej stosunek pi�sudczyk�w do ich Komendanta, gdy po raz pierwszy zobaczy�em go z bliska. Pa�stwo Kwiatkowscy zabrali mnie kilka razy na trybun� rz�dow� w czasie rewii 11 Listopada, najprz�d na placu Saskim (po latach dopiero przemianowanym na plac Pi�sudskiego), p�niej na Polu Mokotowskim, i do Filharmonii na premier� filmu "Pan Tadeusz", na kt�r� przyby� Marsza�ek. Wra�enie, gdy zobaczy�em po raz pierwszy z odleg�o�ci kilku krok�w Pi�sudskiego i us�ysza�em jego g�os, by�o ogromne. Sta�em w pobli�u grupy ludzi, w�r�d kt�rych znajdowali si� ministrowie, generalicja, marsza�kowie sejmu i senatu. Przed nami defilada �wietnie prezentuj�cych si� oddzia��w kawalerii, piechoty, artylerii. Tego wszystkiego nie widzia�em. Dla mnie istnia�a w tym momencie tylko ta jedna, raczej drobna posta� stoj�ca na wysuni�tym do przodu podwy�szeniu. Nie odrywa�em od Pi�sudskiego wzroku ani na chwil�, a gdy wmiesza� si� po rewii w t�um dygnitarzy, stara�em si� uchwyci� ka�de jego s�owo. I to urzeczenie powtarza�o si� p�niej, ilekro� widzia�em go z bliska. Sk�d si� to wzi�o? Czy sprawi�a to legenda otaczaj�ca Marsza�ka, kt�ry bardzo rzadko pokazywa� si� ludziom publicznie? Czy mo�e niezwyk�o�� stroju - strzelecki, szaroniebieski mundur i maciej�wka? Zdj�cia i podobizny Pis�udskiego widzia�o si� na ka�dym kroku. Patrzy� z nich cz�owiek o marsowym obliczu i �ci�gni�tych brwiach. A tu z odleg�o�ci kilku krok�w widzia�em Pis�udskiego, kt�ry mia� jasnoniebieskie, pogodnie patrz�ce oczy, cz�sto si� u�miecha�, m�wi� zabawnym wile�skim akcentem i przejawia� w swoim sposobie bycia jak�� dziwn� mi�kko��, w�a�ciw� ludziom z naszych dalekich kres�w. Mi�kko�� by� mo�e pozorn�, lecz zniewalaj�c�. * * * Wychowanek Gimnazjum Mickiewicza Jan Dobraczy�ski tak w swoich wspomnieniach opisa� nastr�j maturzysty opuszczaj�cego progi swojej szko�y: "Majowy wonny zmrok otula� Seweryn�wek, gdy wychodz�c zatrzyma�em si� na kamiennych schodkach. Z s�siednich ogr�dk�w, ci�gn�cych si� a� do Wis�y, bi�y odurzaj�ce zapachy kwitn�cych drzew. Od Kopernika klekota�y kopyta ko�skie i czasem sapi�c przejecha� samoch�d. D�awi�c si� rado�ci� my�la�em o najd�u�szych wakacjach, jakie mia�em rozpocz��..." (Jan Dobraczy�ski: "Tylko w jednym �yciu". Warszawa 1970) Nie mo�na by�o lepiej odda� tego nastroju, w kt�rym i ja tak�e opuszcza�em po maturze star�, kochan� bud� na Seweryn�wku. Przede mn� by�y nie tylko te najd�u�sze wakacje, ale ca�e �ycie. Przysz�o�� n�ci�a wielk� niewiadom�, kt�r� przynios� p�niejsze lata. Wszystko wtedy wydawa�o si� mo�liwe. Zacz��em pomaturalne wakacje od wizyty u Kwiatkowskich w Mo�cicach pod Tarnowem. Tw�rca Gdyni wycofa� si� na kilka lat z rz�du i obj�� dyrekcj� nowej, najwi�kszej i najnowocze�niejszej fabryki zwi�zk�w azotowych. Powiedzia�em mu, �e chc� studiowa� ekonomi� polityczn�. - W takim razie - doradza� - niech pan jedzie na studia do Taylora w Poznaniu. Mia�em w ministerstwie kilku m�odych ekonomist�w, kt�rzy wyszli z jego szko�y. Niestety jedyny wydzia�, raczej podwydzia�, ekonomiczny istnieje w Poznaniu. Za ma�o na nasze potrzeby. Zastosowanie si� do tej rady, kt�r� natychmiast przyj��em, napotka�o na nieoczekiwane trudno�ci. Matka i babka wyprzeda�y si� ju� ze wszystkiego, co mia�y, by przepchn�� starszego brata przez studia, a mnie przez szko��. Pod koniec zabrak�o ju� nawet na wykupienie z zastawu rodzicielskich obr�czek. Nie by�o �adnych �rodk�w na wy�sze studia w Poznaniu. Dzia�o si� to w roku 1932, Polska osi�gn�a dno kryzysu gospodarczego i szczytowy punkt bezrobocia. Zdobycie pracy zarobkowej przez �wie�o upieczonego maturzyst� w obcym mie�cie wydawa�o si� prawie niemo�liwe. Na razie jednak chodzi�o o to, by zdoby� pieni�dze na wyjazd do Poznania, zarejestrowanie si� w dziekanacie, zap�acenie wpisowego i powr�t do Warszawy. O prac� zarobkow� w Poznaniu mo�na by�o martwi� si� p�niej. Tymczasem zbli�a� si� ostateczny termin wpisu na uniwersytet. Wyliczy�em z o��wkiem w r�ku, �e na bilet, wpisowe i nocleg w Domu Akademickim potrzebuj� 48 z�otych. Tych 48 z� znik�d jako� nie mog�em zdoby�. A tymczasem do 16 wrze�nia pozosta�o tylko trzy dni. Ambicja nie pozwala�a zwraca� si� do ludzi o po�yczk�, kt�ra w gruncie rzeczy musia�a by� darowizn�. Telefonuj� wi�c do stryja, jedynego cz�owieka, kt�rego mog�em o to prosi�. Odpowiada s�u��ca "pana nie ma, wraca za tydzie�". Odk�adam s�uchawk� zrezygnowany. Nici z moich plan�w. W tych dniach w�a�nie przeprowadzali�my si� z ulicy Wilczej na Ok�lnik. Jak to zwykle bywa przy przeprowadzkach, r�ne rupiecie powyci�gane z g��bi szuflad, zapomniane i nigdy nie ogl�dane, wala�y si� dooko�a. Zatrzyma�em wzrok na pude�ku od cygar zabitym gwo�dzikami. Zerwa�em wieko. W �rodku by�y pami�tki po ojcu: p�dzel do golenia i brzytwa, scyzoryk, binokle, pi�ro i ca�a masa innych bezwarto�ciowych drobiazg�w. Uwag� moj� zwr�ci� jednak ma�y p��cienny woreczek. Bior� go do r�ki. Jest zaszyty. Pod palcami wyczuwam co� nieforemnego. Szybko rozrywam p��tno... znajduj� w �rodku wyschni�t� na kamie� grudk� chleba, grudk� soli i... Jezus Maria - spory dukat z Matk� Bosk�, - tradycyjny prezent, kt�ry rodzice panny m�odej ofiarowywali ka�demu z m�odo�e�c�w. Bez sekundy namys�u wylatuj� z domu, przeskakuj�c po kilka schod�w na raz. P�dz� do najbli�szego banku. Wiem, �e banki skupuj� ka�d� zaofiarowan� ilo�� z�ota. Dopadam okienka. Flegmatyczny urz�dnik rzuca dukata ojcowskiego na wag�, po czym informuje: - Czterdzie�ci osiem z�otych! O ma�o nie zemdla�em ze wzruszenia. To chyba ojciec pom�g� mi w ostatniej chwili. Ju� nast�pnego dnia meldowa�em si� u dziekana i za�atwia�em formalno�ci na Uniwersytecie Pozna�skim. II II - Rozstanie z prac� naukow�. Wrze�niowy koszmar. Bitwa pod U�ci�ugiem. W niewoli z Cyrankiewiczem. Ucieczka. Od chwili gdy ojcowski dukat op�aci� mi podr� do Poznania i umo�liwi� studia w obranym kierunku, wydawa�o si�, �e jaka� niewidzialna r�ka otwiera przede mn� po kolei wszystkie drzwi. M�odym maturzyst�, kt�ry maj�c na miejscu w stolicy wy�sze uczelnie, wyprawia si� na nauk� do innego miasta, by studiowa� ekonomi�, zainteresowa� si� z miejsca Edward Taylor. Profesor pochodzi� ze szkockiej rodziny, kt�ra podobnie jak sienkiewiczo