1839

Szczegóły
Tytuł 1839
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

1839 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 1839 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

1839 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Lucy Maud Montgomery Emilka ze Srebrnego Nowiu Tom Ca�o�� w tomach Polski Zwi�zek Niewidomych Zak�ad Wydawnictw i Nagra� Warszawa 1990 Prze�o�y�a - Maria Rafa�owicz_Radwanowa T�oczono w nak�adzie 20 egz. pismem punktowym dla niewidomych w Drukarni PZN, Warszawa, ul. Konwiktorska 9 Pap. kart. 140 g kl. Iii_B�1 Przedruk z wydawnictwa "Krajowa Agencja Wydawnicza", Warszawa 1988 Ca�o�� nak�adu 100 egz. Pisa�a K. Pabian Korekty dokona�y U. Maksimowicz i B. Krajewska 1~ Domek w w�wozie Domek w w�wozie by� po�o�ony o "mil� drogi od zewsz�d", jak m�wili mieszka�cy Boru Majowego. W�w�z ten stanowi�a traw� poros�a dolinka; domek wygl�da� na tym tle, jakby nie by� dzie�em r�k ludzkich, tak jak inne budynki, lecz jakby wyr�s� tam nagle jako wielki, brunatny grzyb. Prowadzi�a do niego w�ska, zieleni� zaro�ni�ta �cie�ka, ukryta przed ludzkim okiem przez zwarty szereg m�odych krzew�w. Nie by�o stamt�d wida� �adnego innego domostwa, chocia� miasteczko po�o�one by�o na wzg�rzu. - Helena Greene m�wi�a, �e jest to najbardziej samotne miejsce na �wiecie i zapewnia�a, �e nie pozosta�aby tam ani przez jedn� dob�, gdyby jej nie by�o �al dziecka. Emilka nie wiedzia�a, �e jest przedmiotem wsp�czucia; nie wiedzia�a r�wnie�, co znaczy samotno��. Ona mia�a towarzystwa pod dostatkiem: ojciec, Kicia, Niezno�nik; Kr�lowa Wichr�w te� jest w pobli�u; a drzewa: Adam i Ewa, �wierk Wynios�y, a wszystkie te zaprzyja�nione z ni� dzieci_krzewy! Nie zapominajmy te� o "promyku". Nigdy nie wiedzia�a, kiedy on zab�y�nie, a ci�g�a mo�liwo�� nape�nia�a j� rado�ci� wyczekiwania. Emilka wymkn�a si� o zmierzchu na przechadzk�. Ch�odno by�o. Przez ca�e �ycie pami�ta� b�dzie ow� przechadzk�, mo�e dlatego, �e opromieniona by�a jakim� feerycznym pi�knem, a mo�e dlatego, �e po raz pierwszy owego tygodnia rozb�ysn�� "promyk", ale najprawdopodobniej dlatego, �e zdarzy�o si� to, co si� zdarzy�o, gdy wr�ci�a z tej w�a�nie przechadzki. By� to pos�pny dzie� pierwszej po�owy maja; chmury ustawicznie grozi�y deszczem, ale deszcz nie spad� ani razu. Ojciec sp�dzi� ca�y dzie� na szezlongu w saloniku. Du�o kaszla�, rozmawia� niewiele. Dla Emilki by�o to rzecz� niezwyk��. Tego dnia le�a� przewa�nie z r�kami pod�o�onymi pod g�ow�, a jego wielkie, podkr��one oczy utkwione by�y z sennym wyrazem, jak gdyby nic nie widzia�y, w zachmurzone niebo, kt�rego skrawek widoczny by� pomi�dzy ga��ziami sosen, rosn�cych przed gankiem. Sosny te nazywano Adamem i Ew�, gdy� Emilka zauwa�y�a niegdy� wybitne podobie�stwo mi�dzy ich stosunkiem do trzeciego drzewa, ma�ej jab�oni, a pozycj� Adama i Ewy wobec drzewa wiadomo�ci dobrego i z�ego, odmalowan� na staro�wieckim obrazku w ksi��ce Heleny Greene. Drzewo wiadomo�ci dobrego i z�ego wygl�da�o zupe�nie tak samo, jak ta kr�pa jab�o�, a Adam i Ewa stali po obu stronach, sztywni, jakby zastygli, zupe�nie tak jak te dwie sosny. Emilka zastanawia�a si�, o czym ojciec my�li, ale nigdy nie nudzi�a go pytaniami, gdy kaszel si� wzmaga�. Pragn�a tylko mie� kogo� do rozmowy. Tego dnia Helena Greene te� nie by�a usposobiona do pogaw�dki. Wci�� zrz�dzi�a, a to znaczy�o, �e Helena by�a czym� strapiona. Poprzedniego wieczora te� zrz�dzi�a po odej�ciu doktora, kt�ry szepta� co� do niej w kuchni; zrz�dzi�a, podaj�c Emilce przed spaniem kolacyjk�, z�o�on� z chleba i z syropu cukrowego. Emilka nie lubi�a chleba z syropem, ale jad�a i pi�a, aby nie urazi� Heleny. Helena niecz�sto pozwala�a jej je�� przed spaniem; skoro to uczyni�a, to widocznie odczuwa�a potrzeb� okazania jej szczeg�lnych wzgl�d�w. Emilka mia�a nadziej�, �e ten atak zrz�dzenia minie do wieczora. Zwykle tak bywa�o. Ale dzisiaj i to zawiod�o, tak �e Helena nie mog�a by� brana w rachub� jako towarzystwo. Nie znaczy to, �e kiedy indziej by�a ona idealn� towarzyszk�. Douglas Starr powiedzia� razu pewnego w przyst�pie uniesienia, �e Helena Greene jest "nudn�, star� zrz�d� bez rozumu"; ilekro� Emilka patrzy�a na Helen�, przychodzi�o jej na my�l to okre�lenie, kt�re wydawa�o jej si� uderzaj�co trafne. Tak wi�c przez ca�e popo�udnie buja�a si� Emilka na fotelu na biegunach, czytaj�c "Podr� Pielgrzyma". Emilka ogromnie lubi�a "Podr� Pielgrzyma". Niejednokrotnie przechadza�a si� po ciasnym w�wozie z Krystynem i z Krystyn�; ale bez por�wnania bardziej podoba�y jej si� przygody Krystyna, ni� przygody Krystyny. Bo przede wszystkim tak t�oczno by�o wiecznie doko�a Krystyny! Nie wywiera�a ona ani w cz�ci tego uroku, jakim by�a opromieniona samotna, nieustraszona posta�, stawiaj�ca czo�o wszystkim cieniom Ponurej Doliny i spotkanemu tam Apollinowi. Ciemno�ci i widma s� niczym, kiedy cz�owiek jest w towarzystwie. Ale by� sam�, och, Emilka wzdryga�a si� na t� my�l! Gdy Helena oznajmi�a, �e kolacj� ju� poda�a, Douglas Starr poleci� Emilce przej�� do jadalni. - Ja nie b�d� jad� dzisiaj. B�d� le�a� tutaj i odpoczywa�. A kiedy wr�cisz z kolacji, porozmawiamy powa�nie. U�miechn�� si� swym dawnym, pi�knym u�miechem, pe�nym uczucia, s�odkim, jak m�wi�a w swych my�lach Emilka. Zjad�a szybko kolacj�, uszcz�liwiona, jakkolwiek kolacja nie by�a dobra. Chleb by� zesch�y, jajka niedogotowane, ale cudownym jakim� zrz�dzeniem losu pozwolono jej mie� przy boku Kici� i Niezno�nika: siedzieli przy niej, jedno po lewej, drugie po prawej r�ce, a Helena zrz�dzi�a tylko wtedy, kiedy Emilka karmi�a ich oboje, rzucaj�c im kawa�ki chleba z mas�em. Kicia mia�a taki zabawny spos�b siadania na tylnych �apkach i chwytania chleba przednimi �apkami, a Niezno�nik tak umia� tr�ca� nog� Emilki niemal ludzkim dotykiem, gdy zbyt d�ugo dawa�a mu czeka� na jego kolejk�. Emilka lubi�a ich oboje, ale Kicia by�a jej ulubienic�. By�a to �adna, szarooka kotka o wielkich, hebanowoczarnych oczach: a taka by�a milutka, pulchna, taka pieszczoszka! Niezno�nik zawsze by� chudy. �adna ilo�� �ywno�ci nie zdo�a�a nigdy pokry� wystaj�cych �eber. Emilka lubi�a go, ale nigdy nie przysz�o jej na my�l pog�aska� go lub poklepa�, dlatego w�a�nie, �e by� taki chudy. A jednak mia� on pewn� rasow� pi�kno��, kt�ra przemawia�a do Emilki. By� to szaro_bia�y kot, miejscami bardzo bia�y, o bardzo g�adkiej sier�ci, o wyd�u�onym pyszczku, o d�ugich uszach i bardzo zielonych oczach; niebezpieczny bojownik, kt�ry w mgnieniu oka poskramia� obce koty! Rzuca� si� nawet na du�e psy i wygania� je bez pardonu. Emilka kocha�a swoje kotki. Ona sama je wychowa�a, jak mawia�a z dum�. Otrzyma�a je w prezencie od swego nauczyciela ze szk�ki niedzielnej, gdy by�y malutkimi koci�tami. - �ywy prezent jest czym� szczeg�lnie mi�ym - zwierzy�a si� Emilka Helenie - bo z biegiem czasu staje si� coraz milszy. Ale martwi�a j� bezdzietno�� tej pary. - Nie wiem, dlaczego Kicia nie ma ma�ych koci�t - skar�y�a si� Helenie. - O ile wiem, wi�kszo�� kot�w ma tyle koci�t, �e sami rodzice nie wiedz�, co z nimi robi�. Po kolacji Emilka wr�ci�a do saloniku: ojciec usn��. Bardzo j� to ucieszy�o: wiedzia�a, �e niewiele sypia� od dw�ch dni. By�a troszk� rozczarowana, poniewa� nie b�d� mieli owej "powa�nej rozmowy". "Powa�ne" rozmowy z ojcem by�y zawsze czym� rozkosznym! Ale najlepiej b�dzie na razie p�j�� na przechadzk�, na tak� cudn�, samotn� przechadzk� o zmierzchu wiosennym. Od tak dawna nie by�a ju� na przechadzce. - W�� kapturek i bacz, aby� wr�ci�a do domu natychmiast, gdyby deszcz zacz�� pada� - upomina�a Helena. - Ty nie mo�esz mokn�� na zimnie, tak jak inne kozy w twoim wieku. - Dlaczego ja nie mog�?! - spyta�a Emilka z oburzeniem. Dlaczego ona ma by� pozbawiona przywileju "mokni�cia na zimnie", skoro inne dzieci mokn� bezkarnie? To nie jest w porz�dku. Ale Helena tylko tak zrz�dzi. Emilka z kolei mruczy sama do siebie dla w�asnej satysfakcji: "Jeste� nudn� star� zrz�d� bez cienia rozumu!" Wchodzi po schodach, gdy� trzeba wyj�� z szafy kaptur i p�aszcz. Wchodzi po kapturek opieszale, bo ogromnie lubi biega� z go�� g�ow�. Wk�ada wyp�owia�y kapturek na swe krucze warkocze i u�miecha si� przyja�nie do swego odbicia w ma�ym zwierciadle. U�miech rodzi si� w k�cikach jej ust i powoli rozlewa si� po ca�ej twarzyczce, subtelny, mi�kki, prze�liczny, jak my�li nieraz Douglas Starr. Jest to u�miech jej zmar�ej matki, ten czar, kt�ry chwyci� go za serce i przyku� od pierwszego wejrzenia do Julii Murray. Na poz�r jest to jedyne dziedzictwo fizyczne Emilki po matce. Z wszystkich innych cech, my�li ojciec, jest ona podobna do rodziny Starr�w: ma ich wielkie, z�otoszare oczy, ocienione d�ugimi rz�sami i czarnymi brwiami, ich wysokie, bia�e czo�o (zbyt wysokie, aby mog�a by� pi�kno�ci�), ich delikatny owal, ich blado��, ich nerwowe usta i male�kie uszy, wskazuj�ce na jej pokrewie�stwo z rodem Dobrych Wr�ek. - Id� na przechadzk� z Kr�low� Wichr�w, kochanie - rzecze Emilka. - Chcia�abym m�c ci� zabra� z sob�. Czy ty wysz�a� kiedykolwiek poza mury tego pokoju? W�tpi�. Dzisiejszego wieczora wyjdzie Kr�lowa Wichr�w na pola. Jest ona wysoka i w mg�� spowita, owiana przejrzystymi, jedwabnymi szatami barwy szarej; ma skrzyd�a, podobnie jak nietoperz, ale przez jej skrzyd�a wida� �wiat doko�a, ma oczy b�yszcz�ce jak gwiazdy, prze�wituj�ce poprzez jej d�ugie, rozpuszczone w�osy. Ona umie fruwa�, ale dzisiaj p�jdzie si� przej�� ze mn� w pole. Ona jest wielk� moj� przyjaci�k�. Kr�lowa Wichr�w! Znam j� od chwili, kiedy sko�czy�am sze�� lat. Jeste�my starymi, starymi przyjaci�kami, ale nie tak dawnymi jak ja i ty, ma�a Emilko_w_Zwierciadle. My jeste�my przyjaci�kami od niepami�tnych czas�w, prawda? Emilka_spoza_Zwierciad�a posy�a d�oni� poca�unek Emilce_w_Zwierciadle i znika. Kr�lowa Wichr�w czeka na ni� za drzwiami, ko�ysz�c traw�, rosn�c� pod oknem saloniku, potrz�saj�c roz�o�ystymi ga��ziami Adama i Ewy, szepcz�c co� na ucho krzewom, �aj�c Wynios�ego �wierka. Emilka od tak dawna nie by�a na przechadzce, �e wr�cz szaleje z rado�ci. Zima by�a burzliwa, spad�o tyle �niegu, �e nie wolno by�o wychodzi� z domu. Kwiecie� by� miesi�cem d�d�u i wiatru. Tak wi�c w ten wiecz�r majowy czu�a si� jak wi�zie� wypuszczony na wolno��. Dok�d p�j��? Czy w stron� miasteczka, czy na prze�aj przez pola? Emilka wybra�a to drugie. Sz�a w kierunku zesch�ych �wierk�w, na skraj rozleg�ego, stromego pastwiska. Tam by�o ustronie, wyczarowane przez magiczne moce. Tam doznawa�a nieznanych nikomu rozkoszy, pe�ni rado�ci ze swego pierwor�dztwa. Kto by by� widzia� Emilk� sun�c� przez nagie pole, nie by�by jej zazdro�ci� bynajmniej. By�a drobna, blada, biednie odziana: chwilami dr�a�a z zimna w swym lekkim �akieciku; a jednak niejedna kr�lowa odda�aby ch�tnie koron� za jej wizje, za jej cudne marzenia. Brunatne, zdeptane trawy pod jej stopami by�y aksamitem. Stary, pogi�ty skar�owacia�y �wierk, pod kt�rym odpocz�a przez chwil�, patrz�c w niebo, by� marmurow� kolumn� w pa�acu bog�w. Odleg�e, mglisto si� rysuj�ce pag�rki by�y fortami strzeg�cymi cudownego grobu. A towarzyszy�y jej w tej w�dr�wce wszystkie Dobre Wr�ki okolicy, bo tutaj wierzy�a w dobre duchy, w owe czarodziejki w bia�ych szatach i l�ni�cych klejnotach, w �w zielony ludek traw, elfy mieszkaj�ce w m�odych �wierkach, w duchy wichru i dzikiej paproci. Tu wszystko mog�o si� zdarzy�, wszystko mog�o sta� si� prawd�. A ta polanka w�r�d drzew iglastych by�a takim uroczym zak�tkiem, gdzie mo�na by�o bawi� si� w chowanego z Kr�low� Wichr�w. Ona by�a tutaj tak bardzo rzeczywista: byle tylko skoczy� do�� �wawo i ukry� si� w por� za pniem drzewnym - w tym rzecz, �e nigdy nie mo�na zd��y�! - a ujrzysz j�, tak jak j� czujesz i s�yszysz. Bo ona jest, oto jest powiew jej szat, nie! to �miech jej s�ycha� na wierzcho�ku najwy�szych drzew i zn�w rozpoczyna si� polowanie, a� wreszcie, nagle... zdaje si�, �e Kr�lowa Wichr�w odesz�a. Wiecz�r sk�pany jest w cudownej ciszy, gdy wtem rozrywaj� si� na zachodzie sk��bione chmury i ukazuje si� czarowny, blady skrawek nieba, b��kitno_zielonawy, a na nim - srebrny n�w. Emilka stoi i patrzy w g�r� ze z�o�onymi r�kami, z czarn� g��wk� przegi�t� w ty�. Musi wr�ci� do domu i opisa� t� chwil� w swym ��tym zeszycie, w kt�rym ostatni zapisek brzmi: "�yciorys Kici". Ci��y� jej b�dzie to pi�kno, dop�ki go nie wypowie w opisie. A potem przeczyta to ojcu. Notuje sobie w pami�ci, �e wierzcho�ki drzew na wzg�rzu odcinaj� si� na tle b��kitno_zielonawego stropu jak cieniutka czarna koronka. I w tym, na jedn� wspania��, przecudown� chwil�, zst�pi� na ni� "promyk". Emilka tak to nazywa�a, chocia� czu�a, �e ta nazwa nie oddaje wiernie jej prze�ycia. Ono nie dawa�o si� wyrazi� s�owami. Nawet ojciec nie m�g� tego poj��, zawsze wydawa� si� troch� zaskoczony na d�wi�k tego wyrazu. Z nikim wi�cej nie m�wi�a o tym. My�la�a zawsze, jak daleko pami�� jej si�ga�a, �e by�a bardzo, bardzo blisk� �wiata cudownego pi�kna. �wiat ten by� oddzielony od niej tylko cienk� zas�on�; ona nigdy nie mog�a uchyli� tej zas�ony ani na chwil�, ale czasem... podmuch wiatru rozwiewa� j� na jeden b�ysk i w�wczas Emilka doznawa�a ol�nienia, by�a oczarowana, na przeci�g sekundy otwiera�a przed ni� swe pokoje kraina cudu... jeden b�ysk tylko!... s�ysza�a tony nieziemskiej melodii. Takie chwile zdarza�y si� rzadko, mija�y rych�o, pozostawiaj�c j� zdyszan�, upojon�. Nigdy nie mog�a ich wskrzesi� na zawo�anie, nigdy ich sobie uprzytomni�, nigdy zast�pi� wyobra�ni�; ale �wiadomo�� cudu towarzyszy�a jej przez szereg dni. Cud nie ponawia� si� nigdy w tej samej postaci. Dzisiaj stworzy�y go te ciemne ga��zie na odleg�ym niebie. Przynosi� go wiatr nocny na skrzyd�ach dzikiej, dono�nej muzyki, wraz z cieniem, snuj�cym si� po polu, wraz z b�yskawic�, zagl�daj�c� do jej okna podczas burzy letniej wraz ze �piewem: "�wi�ty, mocny, �wi�ty Nie�miertelny", rozbrzmiewaj�cym w ko�ciele, wraz z tym blaskiem ognia, jaki zasta�a ongi w kuchni, wracaj�c do domu w jesienny wiecz�r; wraz z nowym wyrazem szcz�liwie odkrytym przez ni� podczas kre�lenia "opisu" jakiego� zjawiska. A ilekro� �w "promyk" odwiedza� j�, czu�a Emilka, �e �ycie jest rzecz� cudn�, tajemnicz�, a niezniszczalnym pi�knem. Rzuci�a si� ku domowi w w�wozie. Pilno jej by�o przyby� do swego pokoju i przyst�pi� do opisu, zanim obraz, jaki ujrza�a, ulegnie w jej pami�ci cz�ciowemu za�mieniu. Wiedzia�a na razie tylko, od jakich s��w zacznie. Zdanie to by�o ju�, rzek�by�, wyryte na dnie jej duszy: "Wzg�rze zawo�a�o mnie, a we mnie co� odpowiedzia�o echem na to wo�anie". Zasta�a Helen� Greene na progu: czeka�a na ni�. Emilka tak by�a przepe�niona szcz�ciem, �e wszystkich w tej chwili kocha�a, nawet nudne zrz�dy bez cienia rozumu. Obj�a obur�cz kolana Heleny i przytuli�a si� do nich. Helena patrzy�a ze smutkiem na t� twarzyczk�, na kt�rej o�ywienie namalowa�o ciemno_r�owy rumieniec i rzek�a, t�umi�c westchnienie: - Czy wiesz, �e tw�j tatu� b�dzie jeszcze �y� zaledwie tydzie�, mo�e dwa tygodnie?... 2~ Noc czuwania Emilka sta�a bez s�owa i wpatrywa�a si� w ciemn�, ogorza�� twarz Heleny; znieruchomia�a, jakby skamienia�a. By�a og�uszona, jak gdyby Helena uderzy�a j� m�otkiem w g�ow�. Rumie�ce znik�y z jej twarzyczki, �renice rozszerzy�y si� tak, �e znik�y zupe�nie t�cz�wki, oczy jej sta�y si� czarne jak mroczne otch�anie. Wra�enie by�o tak przera�aj�co silne, �e nawet Helena Greene poczu�a si� nieswojo. - M�wi� ci o tym dlatego, �e wed�ug mnie czas najwy�szy, aby� wiedzia�a - rzek�a. - Prosi�am ju� od szeregu miesi�cy tatusia, �eby ci to powiedzia�, ale on wci�� odk�ada i odk�ada termin tej rozmowy. Powiedzia�am mu: "Pan wie, jak ona si� przejmuje wszystkim, wi�c je�eli pan pewnego dnia umrze nagle, j� mo�e to zabi�, o ile nie b�dzie na ten fakt przygotowana". A on na to: "Jeszcze czas, jeszcze czas, Heleno". - Ale nigdy s��wkiem o tym nie wspomnia�, a kiedy doktor oznajmi� mi wczoraj, �e koniec jest bliski, zrozumia�am, �e mnie przypada zadanie poinformowania ci� o stanie ojca i przygotowania ci� na to nieszcz�cie. Opanuj si�, dziecko, nie patrz takimi oczami na mnie! Nic z�ego ci si� nie stanie, b�dziesz mia�a opiek�. Krewni twojej mamy zajm� si� tob�, chocia�by ze wzgl�du na dum� rodzinn� Murray�w, je�eli nie z innych pobudek. Nie pozwol� zemrze� albo i�� do obcych ludzi dziecku z ich krwi zrodzonemu, nawet je�eli to jest dziecko ojca znienawidzonego przez nich. B�dziesz mia�a ognisko domowe, lepsze ni� dotychczas. Nie troszcz si� o nic. A co do tatusia, to powinna� si� cieszy�, �e on odpocznie. On umiera od pi�ciu lat. Tai to przed tob�, ale to istny m�czennik. Ludzie powiadaj�, �e serce ma z�amane od chwili �mierci twojej mamy: tak nagle to na niego przysz�o... chorowa�a tylko trzy dni. Dlatego chc�, �eby� wiedzia�a z g�ry, co ma nast�pi�; przynajmniej nie b�dziesz zaskoczona, gdy si� to stanie. Na mi�o�� bosk�, Emilio Byrd Starr, nie st�j i nie patrz tak przed siebie! W g�owie mi si� m�ci! Nie b�dziesz przecie� pierwszym dzieckiem na �wiecie, kt�re zostaje sierot�, ani ostatnim! Staraj si� by� rozs�dna. I nie nud� tatusia tym, co ci powiedzia�am, pami�taj! A teraz wejd� do domu, powietrze jest przejmuj�ce; dam ci co� gor�cego do wypicia, zanim p�jdziesz do ��ka. Helena chcia�a wzi�� dziecko za r�k�. Emilka odzyska�a w�adz� w cz�onkach; by�aby krzykn�a g�o�no, gdyby Helena dotkn�a jej w tej chwili. Wyda�a d�wi�k ostry, gorzki i ze �zami w oczach unikn�a r�ki Heleny, wyci�gni�tej po ni� poprzez pr�g. Uciek�a na ciemne schody. Helena pokiwa�a g�ow� i wr�ci�a do kuchni. - Ja spe�ni�am tylko m�j obowi�zek - rozmy�la�a. On wci�� powtarza, �e "jeszcze czas", a� w ko�cu umrze, a ona zostanie tym zaskoczona. Teraz oswoi si� z t� my�l�, a za par� dni przestanie si� nad tym zastanawia�. Dla niej b�dzie to zreszt� wyzwoleniem, je�eli prawd� jest to wszystko, co s�ysza�am o rodzinie Murray�w. Im te� nie�atwo przyjdzie j� przegada�. Ona odziedziczy�a po nich dum� i pych� i to jej dopomo�e znie�� ten cios. Powinnam zawiadomi� Murray�w, �e on umiera, ale nie jestem pewna, kiedy to nast�pi. Ma�o kt�ra kobieta by�aby tu wytrzyma�a na moim miejscu! Wstyd na przyk�ad jak tu si� wychowuje dziecko: nawet do szko�y nie chodzi! Hm, nieraz mu m�wi�am, co o tym s�dz�, nie mam sobie nic do wyrzucenia, to mnie pociesza. Chod� tu zaraz, Niezno�niku, ty utrapienie! A gdzie� jest Kicia? Helena nie mog�a znale�� Kici dla bardzo prostej przyczyny: Kicia by�a na g�rze z Emilk�, kt�ra trzyma�a j� mocno przytulon� do siebie, siedz�c po ciemku na brzegu swego ��eczka. W�r�d tej rozpaczy, tego opuszczenia pewn� pociech� stanowi�o to mi�kkie futerko i ten okr�g�y aksamitny pyszczek tu� przy jej twarzyczce. Emilka nie p�aka�a: patrzy�a prosto przed siebie w mrok otaczaj�cy, stara�a si� spojrze� w oczy temu potwornemu nieszcz�ciu, kt�rego zwiastunem by�a Helena Greene. Nie w�tpi�a, co� jej m�wi�o, �e to prawda. Dlaczego ona nie mo�e umrze� r�wnie�? Ona nie b�dzie mog�a �y� nadal bez tatusia. - Gdybym ja by�a Bogiem, nie pozwoli�abym, �eby si�, zdarza�y takie rzeczy - rzek�a. Czu�a, �e to bardzo brzydko z jej strony tak m�wi�. Helena powiedzia�a jej kiedy�, �e najgorszym przest�pstwem, jakie mo�na pope�ni�, jest niezadowolenie z Boga. Ale mniejsza o to! O ile b�dzie bardzo niegrzeczna, to mo�e B�g j� ukarze, odbieraj�c jej �ycie, a wtedy ona i ojciec b�d� zn�w razem. Ale nic si� nie zdarzy�o, tylko Kicia uczu�a zm�czenie, bo zbyt d�ugo trzymana by�a mocno w obj�ciach Emilki, by�o jej ciasno i duszno. Wysun�a si� i umkn�a bez szmeru. Teraz dziewczynka by�a zupe�nie sama z tym okropnym b�lem, kt�ry odczuwa�a w ca�ej swej istocie, a przecie� nie by� to b�l fizyczny. Nie mog�a go opanowa�. Nie mog�a z nim walczy�, pisz�c o nim w swym ��tym zeszycie. Tam opisa�a swe zmartwienie, gdy odje�d�a� jej nauczyciel ze szk�ki niedzielnej; tam si� zwierza�a, gdy sz�a spa� o g�odzie; gdy Helena m�wi�a, �e Emilka jest chyba ob��kana, kiedy baje o jakiej� Kr�lowej Wichr�w i o "promyku"; a ilekro� si� wypisa�a, wszystkie te rzeczy przestawa�y by� bolesne. Ale o tym nie mog�a pisa�. Nie mog�a nawet uda� si� do ojca po s�owo pociechy, tak jak w�wczas, kiedy tak strasznie oparzy�a sobie r�k�, zrywaj�c przez omy�k� pokrzyw�. Ojciec trzyma� j� przez ca�� noc na kolanach, opowiada� jej bajeczki i pom�g� jej znie�� cierpienie. Ale ojciec, tak m�wi Helena, umrze za tydzie�, a mo�e za dwa tygodnie. Emilka doznawa�a wra�enia, jak gdyby Helena powiedzia�a jej o tym przed wielu, wielu laty. A przecie� nie up�yn�a jeszcze godzina od chwili, kiedy si� bawi�a z Kr�low� Wichr�w i wpatrywa�a si�, zachwycona, w n�w ksi�ycowy na tle b��kitno_zielonawego nieba. - "Promyk" nie zjawi si� ju� nigdy, to niemo�liwe - my�la�a. Ale Emilka odziedziczy�a pewne cechy po swych wytwornych starych przodkach: m�stwo, dar znoszenia cierpie�, mi�osierdzie, moc kochania z g��bi serca, umiej�tno�� radowania si�, wytrwa�o��. Mia�a te wszystkie cechy i patrzy�a na �ycie rozumnie swymi szarymi oczami. Dar znoszenia cierpie� i wytrwa�o�� przysz�y jej teraz z pomoc�, podtrzyma�y w niej ducha. Nie wolno da� pozna� ojcu, �e Helena mia�a z ni� t� rozmow�, to by go strasznie zmartwi�o. Ona musi to zachowa� przy sobie i kocha� ojca, och! tak bardzo go kocha� przez ten kr�tki czas, kt�ry im jeszcze pozosta�. S�ysza�a jego kaszel w dolnym pokoju; musi ju� by� w ��ku, gdy on wejdzie na pi�tro. Rozebra�a si� tak szybko, jak tylko na to pozwala�y zzi�bni�te palce i wsun�a si� do ��eczka, stoj�cego przy otwartym oknie. G�osy wiosny, g�osy nocy przemawia�y do niej zewsz�d, niewidzialne. Kr�lowa Wichr�w pogwizdywa�a w oddali. Chochlik�w nie by�o s�ycha�. Chochliki mieszkaj� tylko w kr�lestwie Szcz�cia. Nie maj�c duszy, nie mog� przekroczy� progu kr�lestwa Smutku. Le�a�a tak, zzi�bni�ta, bez �ez, bez czucia. Ojciec wszed� do pokoju. Jak wolno szed�, jak bardzo powoli zdejmowa� ubranie! Jak si� to sta�o, �e ona dotychczas nigdy nie zwr�ci�a uwagi na te objawy? Ale nie kaszla� wcale. Och, �eby Helena mog�a si� myli�, a mo�e si� myli?... Dzika nadzieja zerwa�a si� w zbola�ym serduszku. Westchn�a. Douglas Starr podszed� do jej ��eczka. Czu�a jego ukochan� obecno��. Usiad� na krze�le przy niej w swym starym czerwonym szlafroku. Och, jak�e ona go kocha�a! Na ca�ym �wiecie nie ma drugiego takiego ojca jak on, nigdy takiego nie by�o, tak pe�nego czu�o�ci, tak wyrozumia�ego, tak cudownego! Zawsze byli oboje par� koleg�w; tak si� wzajemnie kochali! Nie! to by� nie mo�e, �eby oni mieli si� rozsta�. - Male�ka, �pisz? - Nie - szepn�a Emilka. - A jeste� senna, moje kochanie? - Nie... nie... nie jestem senna. Douglas Starr wzi�� j� za r�k� i trzyma� mocno w swych d�oniach. - W takim razie porozmawiamy, male�stwo. Ja te� nie mog� spa�. Musz� ci co� powiedzie�. - O, ja wiem, wiem ju�! - wybuchn�a Emilka. - Och, ojcze, wiem ju� o tym! Helena mi powiedzia�a. Douglas Starr siedzia� przez chwil� w milczeniu. Po czym rzek� p�g�osem: - Stara g�upia... g�upia gruba baba... - jakby tusza Heleny by�a okoliczno�ci� jeszcze bardziej obci��aj�c� z tytu�u jej g�upoty. Znowu, po raz ostatni, wst�pi�a w Emilk� nadzieja. Mo�e to wszystko by�o straszn� pomy�k�, jednym wi�cej rysem g�upoty Heleny. - To nieprawda, czy tak, ojcze? - szepn�a. - Emilko, dziecko - odrzek� ojciec - ja nie mog� wzi�� ci� za r�k�, nie mam si�y... ale wsta� i usi�d� mi na kolanach, tak po dawnemu. Emilka wy�lizgn�a si� z ��eczka i wskoczy�a ojcu na kolana. On zatuli� j� w sw�j szlafrok i trzyma� j� mocno w obj�ciu, twarz mia� pochylon� ku niej. - Drogie dzieci�tko moje, ukochana Emilko, to jest prawda - rzek�. - Mia�em zamiar sam ci to powiedzie� dzi� wieczorem. A teraz ta stara idiotka Helena oznajmi�a ci to, zapewne w brutalny spos�b, i okropnie tob� wstrz�sn�a. Ona ma kurzy m�zg, a uczuciowo�� krowi�. Niech szakale zdepcz� gr�b jej babki! Ja nie by�bym ci zada� b�lu, kochanie. Emilka walczy�a z czym�, co j� d�awi�o. - Ojcze... ja nie mog�... nie mog� znie�� tej my�li... ja tego nie prze�yj�. - Owszem, mo�esz i musisz si� z ni� pogodzi�. B�dziesz �y� nadal, bo masz pewne zadanie do spe�nienia na �wiecie. Ty masz moje zdolno�ci, a ponadto co�, czego mnie zawsze brakowa�o. Ty dokonasz tego, czego ja nie zdo�a�em, Emilko. Ja niewiele zdzia�a�em dla ciebie, s�oneczko moje, ale robi�em, co mog�em. Nauczy�em ci� pewnych rzeczy, tak mi si� wydaje, mimo Heleny Greene. Emilko, czy pami�tasz twoj� matk�? - Troszeczk�... niekt�re rysy... jakby cudne urywki sennego marzenia... - Mia�a� zaledwie cztery lata, gdy ona umar�a. Nigdy z tob� nie m�wi�em o niej, nie mog�em. Ale dzisiaj powiem ci o niej wszystko. Teraz ju� nie cierpi�, gdy o niej m�wi�, zobacz� j� wkr�tce! Nie jeste� do niej podobna, Emilko: tylko, gdy si� u�miechasz, przypominasz j�... Poza tym podobna jeste� zupe�nie do twej imienniczki, do mojej matki. Gdy si� urodzi�a�, chcia�em ci� ochrzci� imieniem Julii, imieniem twej matki. Ale ona nie chcia�a... M�wi�a, �e je�eli b�dziemy wo�a� na ciebie, "Julko", to niebawem ja b�d� j� nazywa� "matk�" dla odr�nienia, a tego ona nie zniesie. M�wi�a, �e ciotka jej, Nancy, powiedzia�a razu pewnego: "Gdy po raz pierwszy m�� tw�j powie do ciebie: "matko", romans twego �ycia b�dzie sko�czony". Nazwali�my ci� wi�c po mojej matce Emilk�; jej panie�skie imi� i nazwisko brzmia�o: Emilia Byrd. Matka twoja uwa�a�a, �e Emilia jet to naj�adniejsze z imion, wytworne, �liczne, d�wi�czne. Emilko, twoja matka by�a najs�odsz� kobiet�, jak� kiedykolwiek B�g stworzy�. G�os mu zadr�a� przy tych s�owach, Emilka przytuli�a si� mocniej do ojca. - Pozna�em j� przed 12 laty, kiedy by�em drugim redaktorem pisma "Enterpreise" w Charlottetown, a ona by�a w ostatniej klasie na pensji. By�a wysoka, mia�a blond w�osy i niebieskie oczy. By�a troch� podobna do ciotki Laury, ale Laura nie by�a nigdy taka �adna. Zw�aszcza z oczu i z g�osu by�y do siebie podobne. Pochodzi�a z rodziny Murray�w z Czarnowody. Nigdy ci nie opowiada�em o rodzinie twojej matki, Emilko. Oni od paruset lat siedz� w okolicy Czarnowody, s� w�a�cicielami fermy Srebrny N�w. Okr�t, na kt�rym przyw�drowa� pierwszy Murray w roku 1790, nazywa� si� "Srebrny N�w", st�d nazwa fermy. - �adna nazwa, n�w ksi�ycowy jest takim �licznym zjawiskiem - rzek�a Emilka, kt�rej uwag� przyku�o to na chwil�. - Ta ferma od tej pory nale�y do Murray�w. S� oni rodzin� bardzo dumn�, duma Murray�w jest przys�owiowa w p�nocnej cz�ci kraju, Emilko. Hm, maj� poniek�d prawo by� dumni, temu nie da si� zaprzeczy�, ale oni posuwaj� t� dum� zbyt daleko. Lud nazywa ich tam "rodem wybranym". Rozmna�ali si� szybko, ale z czasem rozproszyli si� po �wiecie, tak �e teraz mieszkaj� w Srebrnym Nowiu tylko dwie twoje ciotki, El�bieta i Laura oraz ich kuzyn, Jimmy Murray. One nigdy nie by�y zam�ne, nie mog�y znale�� nikogo, kto by by� godny r�ki Murray�wny, tak przynajmniej m�wiono og�lnie. Tw�j wujaszek Oliver i wujaszek Wallace mieszkaj� w Summerside, a ciotka Ruth w Shrewsbury; twoja babka cioteczna Nancy mieszka w Ksi�ym Stawie. - Ksi�y Staw to ciekawa nazwa, nie tak �adna, jak Srebrny N�w lub Czarnowoda, ale ciekawa - rzek�a Emilka. Pod wp�ywem ciep�a ojcowskiego ramienia ust�pi�o chwilowo uczucie grozy, po prostu przestawa�a wierzy� w t� okropno��. Douglas Starr owin�� j� szczelniej szlafrokiem, uca�owa� jej ciemn� g��wk� i ci�gn�� dalej: - El�bieta i Laura, Wallace i Oliver oraz Ruth byli dzie�mi starego Archibalda Murraya. Matk� ich by�a jego pierwsza �ona. Gdy mia� lat 60, o�eni� si� po raz drugi z m�odziutk� dziewczyn�, kt�ra umar�a r�wnocze�nie z narodzinami twej matki. Julka by�a o 20 lat m�odsza od swego przyrodniego rodze�stwa, jak je sama nazywa�a. By�a bardzo �adna i pe�na wdzi�ku, wi�c kochali j� wszyscy i pie�cili i dumni z niej byli. Kiedy si� zakocha�a we mnie, w biednym dziennikarzu, nie maj�cym niczego na �wiecie, pr�cz pi�ra i ambicji, rodzina uwa�a�a to za katastrof�. Duma rodowa Murray�w nie mog�a tego przebole�. Nie jestem zawzi�ty, ale pad�y tam s�owa, kt�rych nie mog�em nigdy zapomnie� ani przebaczy�. Twoja matka wysz�a za mnie za m��, Emilko, a tamci ze Srebrnego Nowiu zerwali z nami. Czy wierzysz, �e mimo to ona nigdy nie �a�owa�a, �e wysz�a za mnie za m��. Emilka wyci�gn�a r�k� i poklepa�a ojca po wychud�ym policzku. - Naturalnie, �e nie �a�owa�a. Naturalnie, wola�a ciebie, ni� wszystkich Murray�w z ksi�yca i z ziemi. Ojciec za�mia� si� lekko, w g�osie jego by� odcie� triumfu. - Tak, zdaje si�, �e ona tak odczuwa�a. A byli�my tacy szcz�liwi, ach, Emileczko, nigdy nie by�o chyba szcz�liwszych ludzi od nas. Ty jeste� dzieckiem naszego szcz�cia. Przypominam sobie t� noc, gdy przysz�a� na �wiat w Charlottetown. By�o to w maju, wia� wiatr zachodni, p�dz�c srebrne ob�oki na ksi�yc. Tu i �wdzie b�yszcza�y gwiazdy. W naszym ogr�dku, ma�ym jak wszystko to, co�my posiadali, z wyj�tkiem naszej mi�o�ci i naszego szcz�cia, ciemno by�o i cicho. Chodzi�em tam i na powr�t w�r�d klomb�w bratk�w, zasadzonych r�k� twojej matki i modli�em si�. Blady �wit zar�owi� si� na wschodzie, gdy wtem przybieg� kto� do mnie z oznajmieniem, �e mam c�reczk�. Poszed�em w g��b domu, a matka twoja powita�a mnie tym s�odkim, cudownym u�miechem, kt�ry tak kocha�em i rzek�a: "Drogi m�j, mamy teraz dzieci� nasze, to jedno tylko obchodzi nas na �wiecie". Pomy�l, co za szcz�cie! - Chcia�abym, �eby ludzie mogli pami�ta� wszystko od chwili przyj�cia na �wiat - rzek�a Emilka. - To by�oby takie ciekawe. - Pozwol� sobie zauwa�y�, �e mieliby�my ca�y szereg nieprzyjemnych wspomnie� - odrzek� ojciec, �miej�c si� znowu. - Przyzwyczajanie si� do �ycia nie mo�e by� rzecz� przyjemn�, podobnie jak odzwyczajanie si� od niego. Ale tobie istnienie nie wydawa�o si� czym� trudnym, Emileczko, przynajmniej nie robi�a� tego wra�enia; by�a� dobrym stworzonkiem. Prze�yli�my cztery lata w szcz�ciu, a potem... czy pami�tasz ten okres, w kt�rym matka twoja umar�a? - Pami�tam pogrzeb, ojcze, to pami�tam dok�adnie. Stali�my po�rodku jakiego� pokoju, trzymaj�c si� za r�ce, potem wzi��e� mnie na r�k�, a matka le�a�a przed nami w d�ugiej, czarnej trumnie. Ty p�aka�e�, a ja nie mog�am poj�� dlaczego, zastanawia�am si� te�, dlaczego mama jest taka bia�a i nie otwiera oczu. Przechyli�am si� i dotkn�am jej policzka; taki by� zimny. Zadr�a�am. W pokoju kto� si� odezwa�: "Biedactwo ma�e!", a ja si� przerazi�am i ukry�am twarz na twoim ramieniu. - Tak i ja to pami�tam. Matka twoja umar�a nagle, o tym nie b�dziemy m�wili. Wszyscy Murrayowie przybyli na pogrzeb. Murrayowie maj� pewne tradycje i tych przestrzegaj� �ci�le. Jedn� z nich jest zwyczaj, �e tylko �wiece mog� si� pali� w Srebrnym Nowiu, �adna lampa! A drug� ich niewzruszaln� tradycj� jest zasada, �e nieporozumienia nie mog� trwa� wobec majestatu �mierci. Przybyli wi�c, kiedy umar�a; byliby zapewne przybyli na wie�� o jej chorobie, gdyby byli o niej wiedzieli, chc� w to wierzy�. Zachowywali si� bardzo dobrze, doprawdy bez zarzutu. W niczym nie byli w�wczas Murrayami ze Srebrnego Nowiu. Ciotka El�bieta mia�a na sobie swoj� najlepsz� sukni� z czarnego at�asu. Nie sprzeciwiali si�, gdy oznajmi�em, �e twoja matka b�dzie pochowana w grobie rodzinnym Starr�w w Charlottetown. Byliby chcieli przewie�� j� do grobu Murray�w w Czarnowodzie, ale tw�j wuj Wallace przyzna�, �e kobieta winna nale�e� do rodziny m�a zar�wno za �ycia, jak po �mierci. Potem za� zaproponowali, �e ciebie zabior� i zajm� si� twoim wychowaniem "w zast�pstwie twej matki". Odm�wi�em. Nie chcia�em ci� im odda�... w�wczas. Czy mia�em s�uszno��, Emilko? - Tak... tak... tak! - szepta�a Emilka, okrywaj�c ojca poca�unkami za ka�dym "tak". - Powiedzia�em Oliverowi Murrayowi (on to m�wi� ze mn� o tobie), �e dop�ki �y� b�d�, nie roz��cz� si� z moim dzieckiem. Odrzek�: "Je�eliby pan kiedykolwiek zmieni� zdanie, niech nas pan zawiadomi". Ale nie zmieni�em zdania, nawet w trzy lata p�niej, kiedy dokt�r zabroni� mi pracowa�. "Je�eli pan nie zaniecha pracy, po�yje pan najwy�ej rok jeszcze" - rzek� - "o ile za� b�dzie pan �y� spokojnie, przewa�nie na �wie�ym powietrzu, to mo�e pan �y� i trzy i cztery lata bodaj". Okaza� si� dobrym prorokiem. Przyjecha�em tutaj i tu sp�dzili�my te nasze przemi�e cztery lata wsp�lnego pobytu. Mi�e by�y, prawda, moje najdro�sze male�stwo? - O, tak, tak! - Te lata i to, czego przez ten czas ci� nauczy�em, to jest jedyne dziedzictwo, jakie ci pozostawiam, Emilko. �yli�my z ma�ej renty do�ywotniej, jak� mi wyznaczy�, umieraj�c, stary wuj, wuj, kt�ry umar�, zanim si� o�eni�em. Maj�tek przejdzie teraz na w�asno�� publiczn�, a ten ma�y domek, w kt�rym mieszkamy, jest tylko wynaj�ty od w�a�ciciela. Z punktu widzenia �wiatowego jestem chybionym istnieniem. Ale tob� zaopiekuj� si� krewni twojej matki. Tego jestem pewien. Duma Murray�w jest tu dostateczn� gwarancj�, o ile nie wchodzi�yby w gr� �adne inne uczucia. A nie mog� ci� nie kocha�. Mo�e powinienem by� pos�a� po nich przedtem, mo�e jeszcze dzisiaj powinienem to uczyni�. Ale ja te� mam swoj� dum�, rodzina Starr�w te� nie jest pozbawiona tradycji, a Murrayowie powiedzieli mi bardzo gorzkie s�owa, gdy si� �eni�em z twoj� matk�. Czy mam da� zna� do Srebrnego Nowiu, �eby przyjechali po ciebie, Emilko? - Nie! - odrzek�a Emilka niemal dziko. Nie trzeba, �eby ktokolwiek wdziera� si� pomi�dzy ojca a ni� podczas tych ostatnich, cennych kilku dni. Sama my�l by�a jej okropna. Do�� okropne b�dzie ich przybycie... po tym. Ale wtedy wszystko ju� b�dzie jej oboj�tne. - A zatem pozostaniemy razem do ko�ca, moja male�ka Emileczko. Nie rozstaniemy si� ani na minut�. A prosz� ci�, b�d� dzielna! Nie l�kaj si� niczego, Emilko. �mier� nie jest czym� strasznym. Wszech�wiat pe�en jest mi�o�ci, wiosna powraca stale i jest wsz�dzie, a �mier� jest tylko otworzeniem i zamkni�ciem drzwi. Z tamtej strony drzwi te� s� pi�kne rzeczy. Tam odnajd� twoj� matk�; o niejednym zw�tpi�em, ale o tym nie w�tpi�em nigdy. Czasami obawia�em si�, �e ona si� wzniesie ponad m�j poziom, krocz�c �cie�kami wieczno�ci od tak dawna, �e wzniesie si� tak wysoko, i� jej nie do�cign�. Ale teraz czuj�, �e ona czeka na mnie. A oboje b�dziemy czeka� na ciebie; nie b�dzie nam pilno... b�dziemy sp�dzali czas na b�ogim odpoczynku, a� si� doczekamy, �e i ty po��czysz si� z nami. Chcia�abym, �eby� mnie zabra� ze sob� i przeni�s� przez ten pr�g - szepn�a Emilka. Po pewnym czasie nie b�dziesz tego pragn�a. Musisz si� dopiero nauczy� ceni� czas. Tobie �ycie co� da, czuj� to. Id� prosto przed siebie bez obawy, kochanie. Id� �yciu naprzeciw. Wiem, �e dotychczas nie odczuwa�a� w ten spos�b, ale pomnij zawsze na te moje s�owa. - W tej chwili - rzek�a Emilka, kt�ra nie by�aby umia�a ukry� czegokolwiek przed ojcem - czuj� tylko, �e ju� wcale nie lubi� Pana Boga. Douglas Starr roze�mia� si�; by� to �miech, kt�ry Emilka najbardziej lubi�a. Taki kochany �miech, taki, �e a� trzeba tchu zaczerpn�� z rado�ci, �e mo�e istnie� taki cudny �miech. Ramiona ojca obj�y j� jeszcze mocniej. - Owszem male�ka, kochasz Boga. Nie mo�esz Go nie kocha�. On jest Mi�o�ci�. Widzisz, nie wolno, ci, rzecz jasna, zamienia� Go z Bogiem Heleny Greene. Emilka nie rozumia�a dobrze, co ojciec ma na my�li. Ale natychmiast odczu�a ukojenie: nie ba�a si� ju�. Znikn�a gorycz wszelka, ust�pi� niezno�ny b�l, uciskaj�cy jej serduszko. Doznawa�a wra�enia, �e jest ze wszechstron otoczona mi�o�ci�, �e mi�o�� jest ponad ni� i doko�a niej, ona sama tchn�a wielk�, niewidzialn�, uskrzydlon� mi�o�ci�. Cz�owiek nie mo�e trwo�y� si� lub by� gorzkim tam, gdzie jest mi�o��, a mi�o�� jest wsz�dzie. Ojciec przejdzie przez owe drzwi, nie, on tylko uchyli zas�ony... ten obraz bardziej jej odpowiada�, bo zas�ona nie jest czym� tak twardym i sztywnym, jak drzwi: przesunie si� w �w �wiat, kt�rego pr�bki widywa�a, gdy nawiedza� j� "promyk". Tam b�dzie �y� wiecznie w pi�knie i zawsze b�dzie blisko niej. Ona za� wszystko zniesie, wszystkiemu podo�a, byle tylko czu�a, �e ojciec nie jest zbyt daleko, �e jest tu� za ow� zas�on�. Douglas Starr trzyma� j� na kolanach, dop�ki nie usn�a; w�wczas, mimo swego os�abienia, uni�s� j�, z�o�y� na ��eczku, opatuli�. - Ona b�dzie kocha� g��boko, b�dzie strasznie cierpie�, zazna wielu promiennych chwil w nagrod� za b�l doznany; podobnie jak ja. Niech B�g post�pi z rodzin� jej matki tak, jak oni z ni� post�pi� - m�wi� urywanym szeptem. 3~ Nowa rodzina Douglas Starr �y� jeszcze dwa tygodnie. Po szeregu lat, kiedy bole�� znikn�a z jej wspomnie�, uwa�a�a Emilka te dwa tygodnie za najcenniejsze w swym �yciu. By�y to pi�kne dni; pi�kne i niesmutne. A pewnego wieczoru, kiedy le�a� na szezlongu w saloniku, a Emilka siedzia�a obok niego na starym fotelu na biegunach, przekroczy� pr�g wieczno�ci, znikn�� za "zas�on�" tak cicho, tak �atwo, �e Emilka nie wiedzia�a, i� go nie ma, dop�ki nie uderzy�a jej ta dziwna cisza w pokoju, w kt�rym nie by�o s�ycha� niczyjego oddechu pr�cz jej w�asnego. - Ojcze!... Ojcze!... - krzykn�a. Po czym zacz�