1839
Szczegóły |
Tytuł |
1839 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
1839 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 1839 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
1839 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Lucy Maud Montgomery
Emilka ze Srebrnego Nowiu
Tom
Ca�o�� w tomach
Polski Zwi�zek Niewidomych
Zak�ad Wydawnictw i Nagra�
Warszawa 1990
Prze�o�y�a -
Maria Rafa�owicz_Radwanowa
T�oczono w nak�adzie 20 egz.
pismem punktowym dla niewidomych
w Drukarni PZN,
Warszawa, ul. Konwiktorska 9
Pap. kart. 140 g kl. Iii_B�1
Przedruk z wydawnictwa
"Krajowa Agencja Wydawnicza",
Warszawa 1988
Ca�o�� nak�adu 100 egz.
Pisa�a K. Pabian
Korekty dokona�y
U. Maksimowicz
i B. Krajewska
1~
Domek w w�wozie
Domek w w�wozie by� po�o�ony o
"mil� drogi od zewsz�d", jak
m�wili mieszka�cy Boru Majowego.
W�w�z ten stanowi�a traw�
poros�a dolinka; domek wygl�da�
na tym tle, jakby nie by�
dzie�em r�k ludzkich, tak jak
inne budynki, lecz jakby wyr�s�
tam nagle jako wielki, brunatny
grzyb. Prowadzi�a do niego
w�ska, zieleni� zaro�ni�ta
�cie�ka, ukryta przed ludzkim
okiem przez zwarty szereg
m�odych krzew�w. Nie by�o
stamt�d wida� �adnego innego
domostwa, chocia� miasteczko
po�o�one by�o na wzg�rzu.
- Helena Greene m�wi�a, �e
jest to najbardziej samotne
miejsce na �wiecie i zapewnia�a,
�e nie pozosta�aby tam ani przez
jedn� dob�, gdyby jej nie by�o
�al dziecka.
Emilka nie wiedzia�a, �e jest
przedmiotem wsp�czucia; nie
wiedzia�a r�wnie�, co znaczy
samotno��. Ona mia�a towarzystwa
pod dostatkiem: ojciec, Kicia,
Niezno�nik; Kr�lowa Wichr�w te�
jest w pobli�u; a drzewa: Adam i
Ewa, �wierk Wynios�y, a
wszystkie te zaprzyja�nione z
ni� dzieci_krzewy!
Nie zapominajmy te� o
"promyku". Nigdy nie wiedzia�a,
kiedy on zab�y�nie, a ci�g�a
mo�liwo�� nape�nia�a j� rado�ci�
wyczekiwania.
Emilka wymkn�a si� o
zmierzchu na przechadzk�.
Ch�odno by�o. Przez ca�e �ycie
pami�ta� b�dzie ow� przechadzk�,
mo�e dlatego, �e opromieniona
by�a jakim� feerycznym pi�knem,
a mo�e dlatego, �e po raz
pierwszy owego tygodnia
rozb�ysn�� "promyk", ale
najprawdopodobniej dlatego, �e
zdarzy�o si� to, co si�
zdarzy�o, gdy wr�ci�a z tej
w�a�nie przechadzki.
By� to pos�pny dzie� pierwszej
po�owy maja; chmury ustawicznie
grozi�y deszczem, ale deszcz nie
spad� ani razu. Ojciec sp�dzi�
ca�y dzie� na szezlongu w
saloniku. Du�o kaszla�,
rozmawia� niewiele. Dla Emilki
by�o to rzecz� niezwyk��. Tego
dnia le�a� przewa�nie z r�kami
pod�o�onymi pod g�ow�, a jego
wielkie, podkr��one oczy
utkwione by�y z sennym wyrazem,
jak gdyby nic nie widzia�y, w
zachmurzone niebo, kt�rego
skrawek widoczny by� pomi�dzy
ga��ziami sosen, rosn�cych przed
gankiem. Sosny te nazywano
Adamem i Ew�, gdy� Emilka
zauwa�y�a niegdy� wybitne
podobie�stwo mi�dzy ich
stosunkiem do trzeciego drzewa,
ma�ej jab�oni, a pozycj� Adama i
Ewy wobec drzewa wiadomo�ci
dobrego i z�ego, odmalowan� na
staro�wieckim obrazku w ksi��ce
Heleny Greene. Drzewo wiadomo�ci
dobrego i z�ego wygl�da�o
zupe�nie tak samo, jak ta kr�pa
jab�o�, a Adam i Ewa stali po
obu stronach, sztywni, jakby
zastygli, zupe�nie tak jak te
dwie sosny.
Emilka zastanawia�a si�, o
czym ojciec my�li, ale nigdy nie
nudzi�a go pytaniami, gdy kaszel
si� wzmaga�. Pragn�a tylko mie�
kogo� do rozmowy. Tego dnia
Helena Greene te� nie by�a
usposobiona do pogaw�dki. Wci��
zrz�dzi�a, a to znaczy�o, �e
Helena by�a czym� strapiona.
Poprzedniego wieczora te�
zrz�dzi�a po odej�ciu doktora,
kt�ry szepta� co� do niej w
kuchni; zrz�dzi�a, podaj�c
Emilce przed spaniem kolacyjk�,
z�o�on� z chleba i z syropu
cukrowego. Emilka nie lubi�a
chleba z syropem, ale jad�a i
pi�a, aby nie urazi� Heleny.
Helena niecz�sto pozwala�a jej
je�� przed spaniem; skoro to
uczyni�a, to widocznie odczuwa�a
potrzeb� okazania jej
szczeg�lnych wzgl�d�w.
Emilka mia�a nadziej�, �e ten
atak zrz�dzenia minie do
wieczora. Zwykle tak bywa�o. Ale
dzisiaj i to zawiod�o, tak �e
Helena nie mog�a by� brana w
rachub� jako towarzystwo. Nie
znaczy to, �e kiedy indziej by�a
ona idealn� towarzyszk�. Douglas
Starr powiedzia� razu pewnego w
przyst�pie uniesienia, �e Helena
Greene jest "nudn�, star� zrz�d�
bez rozumu"; ilekro� Emilka
patrzy�a na Helen�, przychodzi�o
jej na my�l to okre�lenie, kt�re
wydawa�o jej si� uderzaj�co
trafne.
Tak wi�c przez ca�e popo�udnie
buja�a si� Emilka na fotelu na
biegunach, czytaj�c "Podr�
Pielgrzyma". Emilka ogromnie
lubi�a "Podr� Pielgrzyma".
Niejednokrotnie przechadza�a si�
po ciasnym w�wozie z Krystynem i
z Krystyn�; ale bez por�wnania
bardziej podoba�y jej si�
przygody Krystyna, ni� przygody
Krystyny. Bo przede wszystkim
tak t�oczno by�o wiecznie
doko�a Krystyny! Nie wywiera�a
ona ani w cz�ci tego uroku,
jakim by�a opromieniona samotna,
nieustraszona posta�, stawiaj�ca
czo�o wszystkim cieniom Ponurej
Doliny i spotkanemu tam
Apollinowi. Ciemno�ci i widma s�
niczym, kiedy cz�owiek jest w
towarzystwie. Ale by� sam�, och,
Emilka wzdryga�a si� na t� my�l!
Gdy Helena oznajmi�a, �e
kolacj� ju� poda�a, Douglas
Starr poleci� Emilce przej�� do
jadalni.
- Ja nie b�d� jad� dzisiaj.
B�d� le�a� tutaj i odpoczywa�. A
kiedy wr�cisz z kolacji,
porozmawiamy powa�nie.
U�miechn�� si� swym dawnym,
pi�knym u�miechem, pe�nym
uczucia, s�odkim, jak m�wi�a w
swych my�lach Emilka. Zjad�a
szybko kolacj�, uszcz�liwiona,
jakkolwiek kolacja nie by�a
dobra. Chleb by� zesch�y, jajka
niedogotowane, ale cudownym
jakim� zrz�dzeniem losu
pozwolono jej mie� przy boku
Kici� i Niezno�nika: siedzieli
przy niej, jedno po lewej,
drugie po prawej r�ce, a Helena
zrz�dzi�a tylko wtedy, kiedy
Emilka karmi�a ich oboje,
rzucaj�c im kawa�ki chleba z
mas�em.
Kicia mia�a taki zabawny
spos�b siadania na tylnych
�apkach i chwytania chleba
przednimi �apkami, a Niezno�nik
tak umia� tr�ca� nog� Emilki
niemal ludzkim dotykiem, gdy
zbyt d�ugo dawa�a mu czeka� na
jego kolejk�. Emilka lubi�a ich
oboje, ale Kicia by�a jej
ulubienic�. By�a to �adna,
szarooka kotka o wielkich,
hebanowoczarnych oczach: a taka
by�a milutka, pulchna, taka
pieszczoszka! Niezno�nik zawsze
by� chudy. �adna ilo�� �ywno�ci
nie zdo�a�a nigdy pokry�
wystaj�cych �eber. Emilka lubi�a
go, ale nigdy nie przysz�o jej
na my�l pog�aska� go lub
poklepa�, dlatego w�a�nie, �e
by� taki chudy. A jednak mia� on
pewn� rasow� pi�kno��, kt�ra
przemawia�a do Emilki. By� to
szaro_bia�y kot, miejscami
bardzo bia�y, o bardzo g�adkiej
sier�ci, o wyd�u�onym pyszczku,
o d�ugich uszach i bardzo
zielonych oczach; niebezpieczny
bojownik, kt�ry w mgnieniu oka
poskramia� obce koty!
Rzuca� si� nawet na du�e psy i
wygania� je bez pardonu.
Emilka kocha�a swoje kotki.
Ona sama je wychowa�a, jak
mawia�a z dum�. Otrzyma�a je w
prezencie od swego nauczyciela
ze szk�ki niedzielnej, gdy by�y
malutkimi koci�tami.
- �ywy prezent jest czym�
szczeg�lnie mi�ym - zwierzy�a
si� Emilka Helenie - bo z
biegiem czasu staje si� coraz
milszy.
Ale martwi�a j� bezdzietno��
tej pary.
- Nie wiem, dlaczego Kicia nie
ma ma�ych koci�t - skar�y�a si�
Helenie. - O ile wiem, wi�kszo��
kot�w ma tyle koci�t, �e sami
rodzice nie wiedz�, co z nimi
robi�.
Po kolacji Emilka wr�ci�a do
saloniku: ojciec usn��. Bardzo
j� to ucieszy�o: wiedzia�a, �e
niewiele sypia� od dw�ch dni.
By�a troszk� rozczarowana,
poniewa� nie b�d� mieli owej
"powa�nej rozmowy". "Powa�ne"
rozmowy z ojcem by�y zawsze
czym� rozkosznym! Ale najlepiej
b�dzie na razie p�j�� na
przechadzk�, na tak� cudn�,
samotn� przechadzk� o zmierzchu
wiosennym. Od tak dawna nie by�a
ju� na przechadzce.
- W�� kapturek i bacz, aby�
wr�ci�a do domu natychmiast,
gdyby deszcz zacz�� pada� -
upomina�a Helena. - Ty nie
mo�esz mokn�� na zimnie, tak jak
inne kozy w twoim wieku.
- Dlaczego ja nie mog�?! -
spyta�a Emilka z oburzeniem.
Dlaczego ona ma by� pozbawiona
przywileju "mokni�cia na
zimnie", skoro inne dzieci mokn�
bezkarnie? To nie jest w
porz�dku.
Ale Helena tylko tak zrz�dzi.
Emilka z kolei mruczy sama do
siebie dla w�asnej satysfakcji:
"Jeste� nudn� star� zrz�d� bez
cienia rozumu!" Wchodzi po
schodach, gdy� trzeba wyj�� z
szafy kaptur i p�aszcz. Wchodzi
po kapturek opieszale, bo
ogromnie lubi biega� z go��
g�ow�. Wk�ada wyp�owia�y
kapturek na swe krucze warkocze
i u�miecha si� przyja�nie do
swego odbicia w ma�ym
zwierciadle. U�miech rodzi si� w
k�cikach jej ust i powoli
rozlewa si� po ca�ej twarzyczce,
subtelny, mi�kki, prze�liczny,
jak my�li nieraz Douglas Starr.
Jest to u�miech jej zmar�ej
matki, ten czar, kt�ry chwyci�
go za serce i przyku� od
pierwszego wejrzenia do Julii
Murray. Na poz�r jest to jedyne
dziedzictwo fizyczne Emilki po
matce. Z wszystkich innych cech,
my�li ojciec, jest ona podobna
do rodziny Starr�w: ma ich
wielkie, z�otoszare oczy,
ocienione d�ugimi rz�sami i
czarnymi brwiami, ich wysokie,
bia�e czo�o (zbyt wysokie, aby
mog�a by� pi�kno�ci�), ich
delikatny owal, ich blado��, ich
nerwowe usta i male�kie uszy,
wskazuj�ce na jej pokrewie�stwo
z rodem Dobrych Wr�ek.
- Id� na przechadzk� z Kr�low�
Wichr�w, kochanie - rzecze
Emilka. - Chcia�abym m�c ci�
zabra� z sob�. Czy ty wysz�a�
kiedykolwiek poza mury tego
pokoju? W�tpi�. Dzisiejszego
wieczora wyjdzie Kr�lowa Wichr�w
na pola. Jest ona wysoka i w
mg�� spowita, owiana
przejrzystymi, jedwabnymi
szatami barwy szarej; ma
skrzyd�a, podobnie jak
nietoperz, ale przez jej
skrzyd�a wida� �wiat doko�a, ma
oczy b�yszcz�ce jak gwiazdy,
prze�wituj�ce poprzez jej
d�ugie, rozpuszczone w�osy. Ona
umie fruwa�, ale dzisiaj p�jdzie
si� przej�� ze mn� w pole. Ona
jest wielk� moj� przyjaci�k�.
Kr�lowa Wichr�w! Znam j� od
chwili, kiedy sko�czy�am sze��
lat. Jeste�my starymi, starymi
przyjaci�kami, ale nie tak
dawnymi jak ja i ty, ma�a
Emilko_w_Zwierciadle. My
jeste�my przyjaci�kami od
niepami�tnych czas�w, prawda?
Emilka_spoza_Zwierciad�a
posy�a d�oni� poca�unek
Emilce_w_Zwierciadle i znika.
Kr�lowa Wichr�w czeka na ni�
za drzwiami, ko�ysz�c traw�,
rosn�c� pod oknem saloniku,
potrz�saj�c roz�o�ystymi
ga��ziami Adama i Ewy, szepcz�c
co� na ucho krzewom, �aj�c
Wynios�ego �wierka.
Emilka od tak dawna nie by�a
na przechadzce, �e wr�cz szaleje
z rado�ci. Zima by�a burzliwa,
spad�o tyle �niegu, �e nie wolno
by�o wychodzi� z domu. Kwiecie�
by� miesi�cem d�d�u i wiatru.
Tak wi�c w ten wiecz�r majowy
czu�a si� jak wi�zie�
wypuszczony na wolno��. Dok�d
p�j��? Czy w stron� miasteczka,
czy na prze�aj przez pola?
Emilka wybra�a to drugie.
Sz�a w kierunku zesch�ych
�wierk�w, na skraj rozleg�ego,
stromego pastwiska. Tam by�o
ustronie, wyczarowane przez
magiczne moce. Tam doznawa�a
nieznanych nikomu rozkoszy,
pe�ni rado�ci ze swego
pierwor�dztwa. Kto by by�
widzia� Emilk� sun�c� przez
nagie pole, nie by�by jej
zazdro�ci� bynajmniej. By�a
drobna, blada, biednie odziana:
chwilami dr�a�a z zimna w swym
lekkim �akieciku; a jednak
niejedna kr�lowa odda�aby
ch�tnie koron� za jej wizje, za
jej cudne marzenia. Brunatne,
zdeptane trawy pod jej stopami
by�y aksamitem. Stary, pogi�ty
skar�owacia�y �wierk, pod kt�rym
odpocz�a przez chwil�, patrz�c
w niebo, by� marmurow� kolumn� w
pa�acu bog�w. Odleg�e, mglisto
si� rysuj�ce pag�rki by�y
fortami strzeg�cymi cudownego
grobu. A towarzyszy�y jej w tej
w�dr�wce wszystkie Dobre Wr�ki
okolicy, bo tutaj wierzy�a w
dobre duchy, w owe czarodziejki
w bia�ych szatach i l�ni�cych
klejnotach, w �w zielony ludek
traw, elfy mieszkaj�ce w m�odych
�wierkach, w duchy wichru i
dzikiej paproci. Tu wszystko
mog�o si� zdarzy�, wszystko
mog�o sta� si� prawd�.
A ta polanka w�r�d drzew
iglastych by�a takim uroczym
zak�tkiem, gdzie mo�na by�o
bawi� si� w chowanego z Kr�low�
Wichr�w. Ona by�a tutaj tak
bardzo rzeczywista: byle tylko
skoczy� do�� �wawo i ukry� si� w
por� za pniem drzewnym - w tym
rzecz, �e nigdy nie mo�na
zd��y�! - a ujrzysz j�, tak jak
j� czujesz i s�yszysz. Bo ona
jest, oto jest powiew jej szat,
nie! to �miech jej s�ycha� na
wierzcho�ku najwy�szych drzew i
zn�w rozpoczyna si� polowanie,
a� wreszcie, nagle... zdaje si�,
�e Kr�lowa Wichr�w odesz�a.
Wiecz�r sk�pany jest w cudownej
ciszy, gdy wtem rozrywaj� si� na
zachodzie sk��bione chmury i
ukazuje si� czarowny, blady
skrawek nieba,
b��kitno_zielonawy, a na nim -
srebrny n�w.
Emilka stoi i patrzy w g�r� ze
z�o�onymi r�kami, z czarn�
g��wk� przegi�t� w ty�. Musi
wr�ci� do domu i opisa� t�
chwil� w swym ��tym zeszycie, w
kt�rym ostatni zapisek brzmi:
"�yciorys Kici". Ci��y� jej
b�dzie to pi�kno, dop�ki go nie
wypowie w opisie. A potem
przeczyta to ojcu. Notuje sobie
w pami�ci, �e wierzcho�ki drzew
na wzg�rzu odcinaj� si� na tle
b��kitno_zielonawego stropu jak
cieniutka czarna koronka.
I w tym, na jedn� wspania��,
przecudown� chwil�, zst�pi� na
ni� "promyk".
Emilka tak to nazywa�a, chocia�
czu�a, �e ta nazwa nie oddaje
wiernie jej prze�ycia. Ono nie
dawa�o si� wyrazi� s�owami.
Nawet ojciec nie m�g� tego
poj��, zawsze wydawa� si� troch�
zaskoczony na d�wi�k tego
wyrazu. Z nikim wi�cej nie
m�wi�a o tym.
My�la�a zawsze, jak daleko
pami�� jej si�ga�a, �e by�a
bardzo, bardzo blisk� �wiata
cudownego pi�kna. �wiat ten by�
oddzielony od niej tylko cienk�
zas�on�; ona nigdy nie mog�a
uchyli� tej zas�ony ani na
chwil�, ale czasem... podmuch
wiatru rozwiewa� j� na jeden
b�ysk i w�wczas Emilka doznawa�a
ol�nienia, by�a oczarowana, na
przeci�g sekundy otwiera�a przed
ni� swe pokoje kraina cudu...
jeden b�ysk tylko!... s�ysza�a
tony nieziemskiej melodii.
Takie chwile zdarza�y si�
rzadko, mija�y rych�o,
pozostawiaj�c j� zdyszan�,
upojon�. Nigdy nie mog�a ich
wskrzesi� na zawo�anie, nigdy
ich sobie uprzytomni�, nigdy
zast�pi� wyobra�ni�; ale
�wiadomo�� cudu towarzyszy�a jej
przez szereg dni. Cud nie
ponawia� si� nigdy w tej samej
postaci. Dzisiaj stworzy�y go te
ciemne ga��zie na odleg�ym
niebie. Przynosi� go wiatr nocny
na skrzyd�ach dzikiej, dono�nej
muzyki, wraz z cieniem, snuj�cym
si� po polu, wraz z b�yskawic�,
zagl�daj�c� do jej okna podczas
burzy letniej wraz ze �piewem:
"�wi�ty, mocny, �wi�ty
Nie�miertelny", rozbrzmiewaj�cym
w ko�ciele, wraz z tym blaskiem
ognia, jaki zasta�a ongi w
kuchni, wracaj�c do domu w
jesienny wiecz�r; wraz z nowym
wyrazem szcz�liwie odkrytym
przez ni� podczas kre�lenia
"opisu" jakiego� zjawiska. A
ilekro� �w "promyk" odwiedza�
j�, czu�a Emilka, �e �ycie jest
rzecz� cudn�, tajemnicz�, a
niezniszczalnym pi�knem.
Rzuci�a si� ku domowi w
w�wozie. Pilno jej by�o przyby�
do swego pokoju i przyst�pi� do
opisu, zanim obraz, jaki
ujrza�a, ulegnie w jej pami�ci
cz�ciowemu za�mieniu. Wiedzia�a
na razie tylko, od jakich s��w
zacznie. Zdanie to by�o ju�,
rzek�by�, wyryte na dnie jej
duszy: "Wzg�rze zawo�a�o mnie, a
we mnie co� odpowiedzia�o echem
na to wo�anie".
Zasta�a Helen� Greene na
progu: czeka�a na ni�. Emilka
tak by�a przepe�niona
szcz�ciem, �e wszystkich w tej
chwili kocha�a, nawet nudne
zrz�dy bez cienia rozumu. Obj�a
obur�cz kolana Heleny i
przytuli�a si� do nich. Helena
patrzy�a ze smutkiem na t�
twarzyczk�, na kt�rej o�ywienie
namalowa�o ciemno_r�owy
rumieniec i rzek�a, t�umi�c
westchnienie:
- Czy wiesz, �e tw�j tatu�
b�dzie jeszcze �y� zaledwie
tydzie�, mo�e dwa tygodnie?...
2~
Noc czuwania
Emilka sta�a bez s�owa i
wpatrywa�a si� w ciemn�,
ogorza�� twarz Heleny;
znieruchomia�a, jakby
skamienia�a. By�a og�uszona,
jak gdyby Helena uderzy�a j�
m�otkiem w g�ow�. Rumie�ce
znik�y z jej twarzyczki, �renice
rozszerzy�y si� tak, �e znik�y
zupe�nie t�cz�wki, oczy jej
sta�y si� czarne jak mroczne
otch�anie. Wra�enie by�o tak
przera�aj�co silne, �e nawet
Helena Greene poczu�a si�
nieswojo.
- M�wi� ci o tym dlatego, �e
wed�ug mnie czas najwy�szy, aby�
wiedzia�a - rzek�a. - Prosi�am
ju� od szeregu miesi�cy tatusia,
�eby ci to powiedzia�, ale on
wci�� odk�ada i odk�ada termin
tej rozmowy. Powiedzia�am mu:
"Pan wie, jak ona si� przejmuje
wszystkim, wi�c je�eli pan
pewnego dnia umrze nagle, j�
mo�e to zabi�, o ile nie b�dzie
na ten fakt przygotowana". A on
na to: "Jeszcze czas, jeszcze
czas, Heleno".
- Ale nigdy s��wkiem o tym nie
wspomnia�, a kiedy doktor
oznajmi� mi wczoraj, �e koniec
jest bliski, zrozumia�am, �e
mnie przypada zadanie
poinformowania ci� o stanie ojca
i przygotowania ci� na to
nieszcz�cie. Opanuj si�,
dziecko, nie patrz takimi oczami
na mnie! Nic z�ego ci si� nie
stanie, b�dziesz mia�a opiek�.
Krewni twojej mamy zajm� si�
tob�, chocia�by ze wzgl�du na
dum� rodzinn� Murray�w, je�eli
nie z innych pobudek. Nie
pozwol� zemrze� albo i�� do
obcych ludzi dziecku z ich krwi
zrodzonemu, nawet je�eli to jest
dziecko ojca znienawidzonego
przez nich. B�dziesz mia�a
ognisko domowe, lepsze ni�
dotychczas. Nie troszcz si� o
nic. A co do tatusia, to
powinna� si� cieszy�, �e on
odpocznie. On umiera od pi�ciu
lat. Tai to przed tob�, ale to
istny m�czennik. Ludzie
powiadaj�, �e serce ma z�amane
od chwili �mierci twojej mamy:
tak nagle to na niego
przysz�o... chorowa�a tylko trzy
dni. Dlatego chc�, �eby�
wiedzia�a z g�ry, co ma
nast�pi�; przynajmniej nie
b�dziesz zaskoczona, gdy si� to
stanie. Na mi�o�� bosk�, Emilio
Byrd Starr, nie st�j i nie
patrz tak przed siebie! W g�owie
mi si� m�ci! Nie b�dziesz
przecie� pierwszym dzieckiem na
�wiecie, kt�re zostaje sierot�,
ani ostatnim! Staraj si� by�
rozs�dna. I nie nud� tatusia
tym, co ci powiedzia�am,
pami�taj! A teraz wejd� do domu,
powietrze jest przejmuj�ce; dam
ci co� gor�cego do wypicia,
zanim p�jdziesz do ��ka.
Helena chcia�a wzi�� dziecko
za r�k�. Emilka odzyska�a w�adz�
w cz�onkach; by�aby krzykn�a
g�o�no, gdyby Helena dotkn�a
jej w tej chwili. Wyda�a d�wi�k
ostry, gorzki i ze �zami w
oczach unikn�a r�ki Heleny,
wyci�gni�tej po ni� poprzez
pr�g. Uciek�a na ciemne schody.
Helena pokiwa�a g�ow� i
wr�ci�a do kuchni.
- Ja spe�ni�am tylko m�j
obowi�zek - rozmy�la�a. On wci��
powtarza, �e "jeszcze czas", a�
w ko�cu umrze, a ona zostanie
tym zaskoczona. Teraz oswoi si�
z t� my�l�, a za par� dni
przestanie si� nad tym
zastanawia�. Dla niej b�dzie to
zreszt� wyzwoleniem, je�eli
prawd� jest to wszystko, co
s�ysza�am o rodzinie Murray�w.
Im te� nie�atwo przyjdzie j�
przegada�. Ona odziedziczy�a po
nich dum� i pych� i to jej
dopomo�e znie�� ten cios.
Powinnam zawiadomi� Murray�w, �e
on umiera, ale nie jestem pewna,
kiedy to nast�pi. Ma�o kt�ra
kobieta by�aby tu wytrzyma�a na moim
miejscu! Wstyd na przyk�ad jak
tu si� wychowuje dziecko: nawet
do szko�y nie chodzi! Hm, nieraz
mu m�wi�am, co o tym s�dz�, nie
mam sobie nic do wyrzucenia, to
mnie pociesza. Chod� tu zaraz,
Niezno�niku, ty utrapienie! A
gdzie� jest Kicia?
Helena nie mog�a znale�� Kici
dla bardzo prostej przyczyny:
Kicia by�a na g�rze z Emilk�,
kt�ra trzyma�a j� mocno
przytulon� do siebie, siedz�c po
ciemku na brzegu swego
��eczka. W�r�d tej rozpaczy,
tego opuszczenia pewn� pociech�
stanowi�o to mi�kkie futerko i
ten okr�g�y aksamitny pyszczek
tu� przy jej twarzyczce.
Emilka nie p�aka�a: patrzy�a
prosto przed siebie w mrok
otaczaj�cy, stara�a si� spojrze�
w oczy temu potwornemu
nieszcz�ciu, kt�rego zwiastunem
by�a Helena Greene. Nie w�tpi�a,
co� jej m�wi�o, �e to prawda.
Dlaczego ona nie mo�e umrze�
r�wnie�? Ona nie b�dzie mog�a
�y� nadal bez tatusia.
- Gdybym ja by�a Bogiem, nie
pozwoli�abym, �eby si�, zdarza�y
takie rzeczy - rzek�a.
Czu�a, �e to bardzo brzydko z
jej strony tak m�wi�. Helena
powiedzia�a jej kiedy�, �e
najgorszym przest�pstwem, jakie
mo�na pope�ni�, jest
niezadowolenie z Boga. Ale
mniejsza o to! O ile b�dzie
bardzo niegrzeczna, to mo�e B�g
j� ukarze, odbieraj�c jej �ycie,
a wtedy ona i ojciec b�d� zn�w
razem.
Ale nic si� nie zdarzy�o,
tylko Kicia uczu�a zm�czenie, bo
zbyt d�ugo trzymana by�a mocno w
obj�ciach Emilki, by�o jej
ciasno i duszno. Wysun�a si� i
umkn�a bez szmeru. Teraz
dziewczynka by�a zupe�nie sama
z tym okropnym b�lem, kt�ry
odczuwa�a w ca�ej swej istocie,
a przecie� nie by� to b�l
fizyczny. Nie mog�a go opanowa�.
Nie mog�a z nim walczy�, pisz�c
o nim w swym ��tym zeszycie.
Tam opisa�a swe zmartwienie, gdy
odje�d�a� jej nauczyciel ze
szk�ki niedzielnej; tam si�
zwierza�a, gdy sz�a spa� o
g�odzie; gdy Helena m�wi�a, �e
Emilka jest chyba ob��kana,
kiedy baje o jakiej� Kr�lowej
Wichr�w i o "promyku"; a ilekro�
si� wypisa�a, wszystkie te
rzeczy przestawa�y by� bolesne.
Ale o tym nie mog�a pisa�. Nie
mog�a nawet uda� si� do ojca po
s�owo pociechy, tak jak w�wczas,
kiedy tak strasznie oparzy�a
sobie r�k�, zrywaj�c przez
omy�k� pokrzyw�. Ojciec trzyma�
j� przez ca�� noc na kolanach,
opowiada� jej bajeczki i pom�g�
jej znie�� cierpienie. Ale
ojciec, tak m�wi Helena, umrze
za tydzie�, a mo�e za dwa
tygodnie. Emilka doznawa�a
wra�enia, jak gdyby Helena
powiedzia�a jej o tym przed
wielu, wielu laty. A przecie�
nie up�yn�a jeszcze godzina od
chwili, kiedy si� bawi�a z
Kr�low� Wichr�w i wpatrywa�a
si�, zachwycona, w n�w
ksi�ycowy na tle
b��kitno_zielonawego nieba.
- "Promyk" nie zjawi si� ju�
nigdy, to niemo�liwe - my�la�a.
Ale Emilka odziedziczy�a pewne
cechy po swych wytwornych
starych przodkach: m�stwo, dar
znoszenia cierpie�,
mi�osierdzie, moc kochania z
g��bi serca, umiej�tno��
radowania si�, wytrwa�o��. Mia�a
te wszystkie cechy i patrzy�a na
�ycie rozumnie swymi szarymi
oczami. Dar znoszenia cierpie� i
wytrwa�o�� przysz�y jej teraz z
pomoc�, podtrzyma�y w niej
ducha. Nie wolno da� pozna�
ojcu, �e Helena mia�a z ni� t�
rozmow�, to by go strasznie
zmartwi�o. Ona musi to zachowa�
przy sobie i kocha� ojca, och!
tak bardzo go kocha� przez ten
kr�tki czas, kt�ry im jeszcze
pozosta�.
S�ysza�a jego kaszel w dolnym
pokoju; musi ju� by� w ��ku,
gdy on wejdzie na pi�tro.
Rozebra�a si� tak szybko, jak
tylko na to pozwala�y zzi�bni�te
palce i wsun�a si� do ��eczka,
stoj�cego przy otwartym oknie.
G�osy wiosny, g�osy nocy
przemawia�y do niej zewsz�d,
niewidzialne. Kr�lowa Wichr�w
pogwizdywa�a w oddali.
Chochlik�w nie by�o s�ycha�.
Chochliki mieszkaj� tylko w
kr�lestwie Szcz�cia. Nie maj�c
duszy, nie mog� przekroczy�
progu kr�lestwa Smutku.
Le�a�a tak, zzi�bni�ta, bez
�ez, bez czucia. Ojciec wszed�
do pokoju. Jak wolno szed�, jak
bardzo powoli zdejmowa� ubranie!
Jak si� to sta�o, �e ona
dotychczas nigdy nie zwr�ci�a
uwagi na te objawy? Ale nie
kaszla� wcale. Och, �eby Helena
mog�a si� myli�, a mo�e si�
myli?... Dzika nadzieja zerwa�a
si� w zbola�ym serduszku.
Westchn�a.
Douglas Starr podszed� do jej
��eczka. Czu�a jego ukochan�
obecno��. Usiad� na krze�le przy
niej w swym starym czerwonym
szlafroku. Och, jak�e ona go
kocha�a! Na ca�ym �wiecie nie ma
drugiego takiego ojca jak on,
nigdy takiego nie by�o, tak
pe�nego czu�o�ci, tak
wyrozumia�ego, tak cudownego!
Zawsze byli oboje par� koleg�w;
tak si� wzajemnie kochali! Nie!
to by� nie mo�e, �eby oni mieli
si� rozsta�.
- Male�ka, �pisz?
- Nie - szepn�a Emilka.
- A jeste� senna, moje
kochanie?
- Nie... nie... nie jestem
senna.
Douglas Starr wzi�� j� za
r�k� i trzyma� mocno w swych
d�oniach.
- W takim razie porozmawiamy,
male�stwo. Ja te� nie mog� spa�.
Musz� ci co� powiedzie�.
- O, ja wiem, wiem ju�! -
wybuchn�a Emilka. - Och, ojcze,
wiem ju� o tym! Helena mi
powiedzia�a.
Douglas Starr siedzia� przez
chwil� w milczeniu. Po czym
rzek� p�g�osem:
- Stara g�upia... g�upia gruba
baba... - jakby tusza Heleny
by�a okoliczno�ci� jeszcze
bardziej obci��aj�c� z tytu�u
jej g�upoty. Znowu, po raz
ostatni, wst�pi�a w Emilk�
nadzieja. Mo�e to wszystko by�o
straszn� pomy�k�, jednym wi�cej
rysem g�upoty Heleny.
- To nieprawda, czy tak,
ojcze? - szepn�a.
- Emilko, dziecko - odrzek�
ojciec - ja nie mog� wzi�� ci�
za r�k�, nie mam si�y... ale
wsta� i usi�d� mi na kolanach,
tak po dawnemu.
Emilka wy�lizgn�a si� z
��eczka i wskoczy�a ojcu na
kolana. On zatuli� j� w sw�j
szlafrok i trzyma� j� mocno w
obj�ciu, twarz mia� pochylon� ku
niej.
- Drogie dzieci�tko moje,
ukochana Emilko, to jest prawda
- rzek�. - Mia�em zamiar sam ci
to powiedzie� dzi� wieczorem. A
teraz ta stara idiotka Helena
oznajmi�a ci to, zapewne w
brutalny spos�b, i okropnie tob�
wstrz�sn�a. Ona ma kurzy m�zg,
a uczuciowo�� krowi�. Niech
szakale zdepcz� gr�b jej babki!
Ja nie by�bym ci zada� b�lu,
kochanie.
Emilka walczy�a z czym�, co j�
d�awi�o.
- Ojcze... ja nie mog�... nie
mog� znie�� tej my�li... ja tego
nie prze�yj�.
- Owszem, mo�esz i musisz si�
z ni� pogodzi�. B�dziesz �y�
nadal, bo masz pewne zadanie do
spe�nienia na �wiecie. Ty masz
moje zdolno�ci, a ponadto co�,
czego mnie zawsze brakowa�o. Ty
dokonasz tego, czego ja nie
zdo�a�em, Emilko. Ja niewiele
zdzia�a�em dla ciebie, s�oneczko
moje, ale robi�em, co mog�em.
Nauczy�em ci� pewnych rzeczy,
tak mi si� wydaje, mimo Heleny
Greene. Emilko, czy pami�tasz
twoj� matk�?
- Troszeczk�... niekt�re
rysy... jakby cudne urywki
sennego marzenia...
- Mia�a� zaledwie cztery lata,
gdy ona umar�a. Nigdy z tob� nie
m�wi�em o niej, nie mog�em. Ale
dzisiaj powiem ci o niej
wszystko. Teraz ju� nie cierpi�,
gdy o niej m�wi�, zobacz� j�
wkr�tce! Nie jeste� do niej
podobna, Emilko: tylko, gdy si�
u�miechasz, przypominasz j�...
Poza tym podobna jeste� zupe�nie
do twej imienniczki, do mojej
matki. Gdy si� urodzi�a�,
chcia�em ci� ochrzci� imieniem
Julii, imieniem twej matki. Ale
ona nie chcia�a... M�wi�a, �e
je�eli b�dziemy wo�a� na ciebie,
"Julko", to niebawem ja b�d� j�
nazywa� "matk�" dla odr�nienia,
a tego ona nie zniesie. M�wi�a,
�e ciotka jej, Nancy,
powiedzia�a razu pewnego: "Gdy
po raz pierwszy m�� tw�j powie
do ciebie: "matko", romans twego
�ycia b�dzie sko�czony".
Nazwali�my ci� wi�c po mojej
matce Emilk�; jej panie�skie
imi� i nazwisko brzmia�o: Emilia
Byrd. Matka twoja uwa�a�a, �e
Emilia jet to naj�adniejsze z
imion, wytworne, �liczne,
d�wi�czne. Emilko, twoja matka
by�a najs�odsz� kobiet�, jak�
kiedykolwiek B�g stworzy�.
G�os mu zadr�a� przy tych
s�owach, Emilka przytuli�a si�
mocniej do ojca.
- Pozna�em j� przed 12 laty,
kiedy by�em drugim redaktorem
pisma "Enterpreise" w
Charlottetown, a ona by�a w
ostatniej klasie na pensji. By�a
wysoka, mia�a blond w�osy i
niebieskie oczy. By�a troch�
podobna do ciotki Laury, ale
Laura nie by�a nigdy taka �adna.
Zw�aszcza z oczu i z g�osu by�y
do siebie podobne. Pochodzi�a z
rodziny Murray�w z Czarnowody.
Nigdy ci nie opowiada�em o
rodzinie twojej matki, Emilko.
Oni od paruset lat siedz� w
okolicy Czarnowody, s�
w�a�cicielami fermy Srebrny N�w.
Okr�t, na kt�rym przyw�drowa�
pierwszy Murray w roku 1790,
nazywa� si� "Srebrny N�w", st�d
nazwa fermy.
- �adna nazwa, n�w ksi�ycowy
jest takim �licznym zjawiskiem -
rzek�a Emilka, kt�rej uwag�
przyku�o to na chwil�.
- Ta ferma od tej pory nale�y
do Murray�w. S� oni rodzin�
bardzo dumn�, duma Murray�w jest
przys�owiowa w p�nocnej cz�ci
kraju, Emilko. Hm, maj� poniek�d
prawo by� dumni, temu nie da si�
zaprzeczy�, ale oni posuwaj� t�
dum� zbyt daleko. Lud nazywa ich
tam "rodem wybranym". Rozmna�ali
si� szybko, ale z czasem
rozproszyli si� po �wiecie, tak
�e teraz mieszkaj� w Srebrnym
Nowiu tylko dwie twoje ciotki,
El�bieta i Laura oraz ich kuzyn,
Jimmy Murray. One nigdy nie by�y
zam�ne, nie mog�y znale��
nikogo, kto by by� godny r�ki
Murray�wny, tak przynajmniej
m�wiono og�lnie. Tw�j wujaszek
Oliver i wujaszek Wallace
mieszkaj� w Summerside, a ciotka
Ruth w Shrewsbury; twoja babka
cioteczna Nancy mieszka w
Ksi�ym Stawie.
- Ksi�y Staw to ciekawa
nazwa, nie tak �adna, jak
Srebrny N�w lub Czarnowoda, ale
ciekawa - rzek�a Emilka. Pod
wp�ywem ciep�a ojcowskiego
ramienia ust�pi�o chwilowo
uczucie grozy, po prostu
przestawa�a wierzy� w t�
okropno��.
Douglas Starr owin�� j�
szczelniej szlafrokiem, uca�owa�
jej ciemn� g��wk� i ci�gn��
dalej:
- El�bieta i Laura, Wallace i
Oliver oraz Ruth byli dzie�mi
starego Archibalda Murraya.
Matk� ich by�a jego pierwsza
�ona. Gdy mia� lat 60, o�eni�
si� po raz drugi z m�odziutk�
dziewczyn�, kt�ra umar�a
r�wnocze�nie z narodzinami twej
matki. Julka by�a o 20 lat
m�odsza od swego przyrodniego
rodze�stwa, jak je sama
nazywa�a. By�a bardzo �adna i
pe�na wdzi�ku, wi�c kochali j�
wszyscy i pie�cili i dumni z
niej byli. Kiedy si� zakocha�a
we mnie, w biednym dziennikarzu,
nie maj�cym niczego na �wiecie,
pr�cz pi�ra i ambicji, rodzina
uwa�a�a to za katastrof�. Duma
rodowa Murray�w nie mog�a tego
przebole�. Nie jestem zawzi�ty,
ale pad�y tam s�owa, kt�rych nie
mog�em nigdy zapomnie� ani
przebaczy�. Twoja matka wysz�a
za mnie za m��, Emilko, a tamci
ze Srebrnego Nowiu zerwali z
nami. Czy wierzysz, �e mimo to
ona nigdy nie �a�owa�a, �e
wysz�a za mnie za m��.
Emilka wyci�gn�a r�k� i
poklepa�a ojca po wychud�ym
policzku.
- Naturalnie, �e nie �a�owa�a.
Naturalnie, wola�a ciebie, ni�
wszystkich Murray�w z ksi�yca i
z ziemi.
Ojciec za�mia� si� lekko, w
g�osie jego by� odcie� triumfu.
- Tak, zdaje si�, �e ona tak
odczuwa�a. A byli�my tacy
szcz�liwi, ach, Emileczko,
nigdy nie by�o chyba
szcz�liwszych ludzi od nas. Ty
jeste� dzieckiem naszego
szcz�cia. Przypominam sobie t�
noc, gdy przysz�a� na �wiat w
Charlottetown. By�o to w maju,
wia� wiatr zachodni, p�dz�c
srebrne ob�oki na ksi�yc. Tu i
�wdzie b�yszcza�y gwiazdy. W
naszym ogr�dku, ma�ym jak
wszystko to, co�my posiadali, z
wyj�tkiem naszej mi�o�ci i
naszego szcz�cia, ciemno by�o i
cicho. Chodzi�em tam i na powr�t
w�r�d klomb�w bratk�w,
zasadzonych r�k� twojej matki i
modli�em si�. Blady �wit
zar�owi� si� na wschodzie, gdy
wtem przybieg� kto� do mnie z
oznajmieniem, �e mam c�reczk�.
Poszed�em w g��b domu, a matka
twoja powita�a mnie tym s�odkim,
cudownym u�miechem, kt�ry tak
kocha�em i rzek�a: "Drogi m�j,
mamy teraz dzieci� nasze, to
jedno tylko obchodzi nas na
�wiecie". Pomy�l, co za
szcz�cie!
- Chcia�abym, �eby ludzie
mogli pami�ta� wszystko od
chwili przyj�cia na �wiat -
rzek�a Emilka. - To by�oby takie
ciekawe.
- Pozwol� sobie zauwa�y�, �e
mieliby�my ca�y szereg
nieprzyjemnych wspomnie� -
odrzek� ojciec, �miej�c si�
znowu. - Przyzwyczajanie si� do
�ycia nie mo�e by� rzecz�
przyjemn�, podobnie jak
odzwyczajanie si� od niego. Ale
tobie istnienie nie wydawa�o si�
czym� trudnym, Emileczko,
przynajmniej nie robi�a� tego
wra�enia; by�a� dobrym
stworzonkiem. Prze�yli�my cztery
lata w szcz�ciu, a potem... czy
pami�tasz ten okres, w kt�rym
matka twoja umar�a?
- Pami�tam pogrzeb, ojcze, to
pami�tam dok�adnie. Stali�my
po�rodku jakiego� pokoju,
trzymaj�c si� za r�ce, potem
wzi��e� mnie na r�k�, a matka
le�a�a przed nami w d�ugiej,
czarnej trumnie. Ty p�aka�e�, a
ja nie mog�am poj�� dlaczego,
zastanawia�am si� te�, dlaczego
mama jest taka bia�a i nie
otwiera oczu. Przechyli�am si� i
dotkn�am jej policzka; taki by�
zimny. Zadr�a�am. W pokoju kto�
si� odezwa�: "Biedactwo ma�e!",
a ja si� przerazi�am i ukry�am
twarz na twoim ramieniu.
- Tak i ja to pami�tam. Matka
twoja umar�a nagle, o tym nie
b�dziemy m�wili. Wszyscy
Murrayowie przybyli na pogrzeb.
Murrayowie maj� pewne tradycje i
tych przestrzegaj� �ci�le.
Jedn� z nich jest zwyczaj, �e
tylko �wiece mog� si� pali� w
Srebrnym Nowiu, �adna lampa! A
drug� ich niewzruszaln� tradycj�
jest zasada, �e nieporozumienia
nie mog� trwa� wobec majestatu
�mierci. Przybyli wi�c, kiedy
umar�a; byliby zapewne przybyli
na wie�� o jej chorobie, gdyby
byli o niej wiedzieli, chc� w to
wierzy�. Zachowywali si� bardzo
dobrze, doprawdy bez zarzutu. W
niczym nie byli w�wczas
Murrayami ze Srebrnego Nowiu.
Ciotka El�bieta mia�a na sobie
swoj� najlepsz� sukni� z
czarnego at�asu. Nie
sprzeciwiali si�, gdy
oznajmi�em, �e twoja matka
b�dzie pochowana w grobie
rodzinnym Starr�w w
Charlottetown. Byliby chcieli
przewie�� j� do grobu Murray�w w
Czarnowodzie, ale tw�j wuj
Wallace przyzna�, �e kobieta
winna nale�e� do rodziny m�a
zar�wno za �ycia, jak po
�mierci. Potem za�
zaproponowali, �e ciebie zabior�
i zajm� si� twoim wychowaniem "w
zast�pstwie twej matki".
Odm�wi�em. Nie chcia�em ci� im
odda�... w�wczas. Czy mia�em
s�uszno��, Emilko?
- Tak... tak... tak! -
szepta�a Emilka, okrywaj�c ojca
poca�unkami za ka�dym "tak".
- Powiedzia�em Oliverowi
Murrayowi (on to m�wi� ze mn� o
tobie), �e dop�ki �y� b�d�, nie
roz��cz� si� z moim dzieckiem.
Odrzek�: "Je�eliby pan
kiedykolwiek zmieni� zdanie,
niech nas pan zawiadomi". Ale
nie zmieni�em zdania, nawet w
trzy lata p�niej, kiedy dokt�r
zabroni� mi pracowa�. "Je�eli
pan nie zaniecha pracy, po�yje
pan najwy�ej rok jeszcze" -
rzek� - "o ile za� b�dzie pan
�y� spokojnie, przewa�nie na
�wie�ym powietrzu, to mo�e pan
�y� i trzy i cztery lata bodaj".
Okaza� si� dobrym prorokiem.
Przyjecha�em tutaj i tu
sp�dzili�my te nasze przemi�e
cztery lata wsp�lnego pobytu.
Mi�e by�y, prawda, moje
najdro�sze male�stwo?
- O, tak, tak!
- Te lata i to, czego przez
ten czas ci� nauczy�em, to jest
jedyne dziedzictwo, jakie ci
pozostawiam, Emilko. �yli�my z
ma�ej renty do�ywotniej, jak� mi
wyznaczy�, umieraj�c, stary wuj,
wuj, kt�ry umar�, zanim si�
o�eni�em. Maj�tek przejdzie
teraz na w�asno�� publiczn�, a
ten ma�y domek, w kt�rym
mieszkamy, jest tylko wynaj�ty
od w�a�ciciela. Z punktu
widzenia �wiatowego jestem
chybionym istnieniem. Ale tob�
zaopiekuj� si� krewni twojej
matki. Tego jestem pewien. Duma
Murray�w jest tu dostateczn�
gwarancj�, o ile nie wchodzi�yby
w gr� �adne inne uczucia. A nie
mog� ci� nie kocha�. Mo�e
powinienem by� pos�a� po nich
przedtem, mo�e jeszcze dzisiaj
powinienem to uczyni�. Ale ja
te� mam swoj� dum�, rodzina
Starr�w te� nie jest pozbawiona
tradycji, a Murrayowie
powiedzieli mi bardzo gorzkie
s�owa, gdy si� �eni�em z twoj�
matk�. Czy mam da� zna� do
Srebrnego Nowiu, �eby
przyjechali po ciebie, Emilko?
- Nie! - odrzek�a Emilka
niemal dziko.
Nie trzeba, �eby ktokolwiek
wdziera� si� pomi�dzy ojca a ni�
podczas tych ostatnich, cennych
kilku dni. Sama my�l by�a jej
okropna. Do�� okropne b�dzie ich
przybycie... po tym. Ale wtedy
wszystko ju� b�dzie jej
oboj�tne.
- A zatem pozostaniemy razem
do ko�ca, moja male�ka
Emileczko. Nie rozstaniemy si�
ani na minut�. A prosz� ci�,
b�d� dzielna! Nie l�kaj si�
niczego, Emilko. �mier� nie
jest czym� strasznym.
Wszech�wiat pe�en jest mi�o�ci,
wiosna powraca stale i jest
wsz�dzie, a �mier� jest tylko
otworzeniem i zamkni�ciem drzwi.
Z tamtej strony drzwi te� s�
pi�kne rzeczy. Tam odnajd� twoj�
matk�; o niejednym zw�tpi�em,
ale o tym nie w�tpi�em nigdy.
Czasami obawia�em si�, �e ona
si� wzniesie ponad m�j poziom,
krocz�c �cie�kami wieczno�ci od
tak dawna, �e wzniesie si� tak
wysoko, i� jej nie do�cign�. Ale
teraz czuj�, �e ona czeka na
mnie. A oboje b�dziemy czeka� na
ciebie; nie b�dzie nam pilno...
b�dziemy sp�dzali czas na b�ogim
odpoczynku, a� si� doczekamy, �e
i ty po��czysz si� z nami.
Chcia�abym, �eby� mnie zabra�
ze sob� i przeni�s� przez ten
pr�g - szepn�a Emilka.
Po pewnym czasie nie b�dziesz
tego pragn�a. Musisz si�
dopiero nauczy� ceni� czas.
Tobie �ycie co� da, czuj� to.
Id� prosto przed siebie bez
obawy, kochanie. Id� �yciu
naprzeciw. Wiem, �e dotychczas
nie odczuwa�a� w ten spos�b, ale
pomnij zawsze na te moje s�owa.
- W tej chwili - rzek�a
Emilka, kt�ra nie by�aby umia�a
ukry� czegokolwiek przed ojcem -
czuj� tylko, �e ju� wcale nie
lubi� Pana Boga.
Douglas Starr roze�mia� si�;
by� to �miech, kt�ry Emilka
najbardziej lubi�a. Taki kochany
�miech, taki, �e a� trzeba tchu
zaczerpn�� z rado�ci, �e mo�e
istnie� taki cudny �miech.
Ramiona ojca obj�y j� jeszcze
mocniej.
- Owszem male�ka, kochasz
Boga. Nie mo�esz Go nie kocha�.
On jest Mi�o�ci�. Widzisz, nie
wolno, ci, rzecz jasna,
zamienia� Go z Bogiem Heleny
Greene.
Emilka nie rozumia�a dobrze,
co ojciec ma na my�li. Ale
natychmiast odczu�a ukojenie:
nie ba�a si� ju�. Znikn�a
gorycz wszelka, ust�pi�
niezno�ny b�l, uciskaj�cy jej
serduszko. Doznawa�a wra�enia, �e
jest ze wszechstron otoczona
mi�o�ci�, �e mi�o�� jest ponad
ni� i doko�a niej, ona sama
tchn�a wielk�, niewidzialn�,
uskrzydlon� mi�o�ci�. Cz�owiek
nie mo�e trwo�y� si� lub by�
gorzkim tam, gdzie jest mi�o��,
a mi�o�� jest wsz�dzie. Ojciec
przejdzie przez owe drzwi, nie,
on tylko uchyli zas�ony... ten
obraz bardziej jej odpowiada�,
bo zas�ona nie jest czym� tak
twardym i sztywnym, jak drzwi:
przesunie si� w �w �wiat,
kt�rego pr�bki widywa�a, gdy
nawiedza� j� "promyk". Tam
b�dzie �y� wiecznie w pi�knie i
zawsze b�dzie blisko niej. Ona
za� wszystko zniesie,
wszystkiemu podo�a, byle tylko
czu�a, �e ojciec nie jest zbyt
daleko, �e jest tu� za ow�
zas�on�.
Douglas Starr trzyma� j� na
kolanach, dop�ki nie usn�a;
w�wczas, mimo swego os�abienia,
uni�s� j�, z�o�y� na ��eczku,
opatuli�.
- Ona b�dzie kocha� g��boko,
b�dzie strasznie cierpie�, zazna
wielu promiennych chwil w
nagrod� za b�l doznany; podobnie
jak ja. Niech B�g post�pi z
rodzin� jej matki tak, jak oni z
ni� post�pi� - m�wi� urywanym
szeptem.
3~
Nowa rodzina
Douglas Starr �y� jeszcze dwa
tygodnie. Po szeregu lat, kiedy
bole�� znikn�a z jej wspomnie�,
uwa�a�a Emilka te dwa tygodnie
za najcenniejsze w swym �yciu.
By�y to pi�kne dni; pi�kne i
niesmutne. A pewnego wieczoru,
kiedy le�a� na szezlongu w
saloniku, a Emilka siedzia�a
obok niego na starym fotelu na
biegunach, przekroczy� pr�g
wieczno�ci, znikn�� za "zas�on�"
tak cicho, tak �atwo, �e Emilka
nie wiedzia�a, i� go nie ma,
dop�ki nie uderzy�a jej ta
dziwna cisza w pokoju, w kt�rym
nie by�o s�ycha� niczyjego
oddechu pr�cz jej w�asnego.
- Ojcze!... Ojcze!... -
krzykn�a. Po czym zacz�