1837
Szczegóły |
Tytuł |
1837 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
1837 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 1837 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
1837 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Maria Rodziewicz�wna
Joan. VIII
Tom
Ca�o�� w tomach
Polski Zwi�zek Niewidomych
Zak�ad Wydawnictw i Nagra�
Warszawa 1993
T�oczono pismem punktowym dla
niewidomych w Drukarni PZN,
Warszawa, ul. Konwiktorska 9
Przedruk z
"Wydawnictwa Literackiego",
Krak�w 1987.
Pisa�a J. Szopa
Korekty dokonali:
St. Makowski
i K. Kruk
S�owniczek
akcyza - urz�d, w
kt�rym pobierano podatek od
artyku��w pierwszej potrzeby
ambrozja - w mitologii
greckiej pokarm bog�w, daj�cy im
nie�miertelno��
Arles - miasto w po�udniowej
Francji, ulubione przez malarzy
basa�yk - �artobliwie:
dziecko, swawolny ch�opak
bawaria - piwiarnia, knajpa
cerber - w mitologii greckiej
Cerber, str� Hadesu,
przedstawiany w postaci psa o
trzech g�owach; w przeno�ni:
nazwa czujnego str�a
cug (z niem.) - cztero_ albo
sze�ciokonny zaprz�g, przewa�nie
jednej ma�ci
cyrku� - komisariat policji
dekadent - zwolennik
dekadentyzmu, kierunku w sztuce
i literaturze na prze�omie XIX i
XX w., charakteryzuj�cego si�
skrajnym indywidualizmem,
estetyzmem i pesymizmem.
Dekadenci, chc�c zamanifestowa�
swoj� odr�bno�� i pogard� wobec
mieszcza�skich form
towarzyskich, ubierali si�
przewa�nie w spos�b
niekonwencjonalny; maniera ta
by�a przedmiotem cz�stych
�art�w.
demagog - dzia�acz g�osz�cy
efektowne has�a bez pokrycia,
schlebiaj�cy masom; tu
wywrotowiec
denat - (�ac.) - zmar�y
�mierci� niezwyk��, gwa�town�
deszcz ze z�ota - wedd�ug
mitologii greckiej Danae,
uwi�ziona przez swego ojca,
kr�la Argos (gdy wyrocznia
orzek�a, �e syn jej b�dzie jego
zab�jc�), zosta�a matk�
Perseusza za psraw� Zeusa (w
mitologii rzymskiej Jowisza),
kt�ry przyby� do uwi�zionej w
postaci z�otego deszczu.
dycht (z niem.) - akurat, w
sam raz
dywidenda - zysk
przedsi�biorstwa akcyjnego
dzielony mi�dzy akcjonariuszy
fabrykanci - robotnicy
fabryczni
far niente (w�.) -
bezczynno��, pr�nowanie
faun - w mitologii rzymskiej
b�g p�l, g�r i las�w, opiekun
stad, kochanek nimf,
przedstawiany w postaci starca z
ko�limi rogami i kopytami
filisterski - ograniczony,
mieszcza�ski, prozaiczny
materialista
Fr~aulein (niem.) - panna;
panna do dzieci, bona
fuga (�ac.) - ucieczka
Fukier - znana warszawska
winiarnia na Starym Mie�cie
Joan. VIII 1_#12 - Ewangelia
�w. Jana, rozdz. VIII, w. 1_#12.
(w�a�c. 1_#11); wiersze te
zawieraj� przypowie�� o
Chrystusie przebaczaj�cym
jawnogrzesznicy
karotowa� (z fr.) - wy�udza�,
naci�ga� kogo�
Kato Marcus Portius (239_#149)
- konsul rzymski, znany z
prostoty i surowo�ci obyczaj�w
konkieta (z fr.) - podb�j,
zdobycie
kontramarkarnia - szatnia
Kornelia, matka Grakch�w (zm.
ok. 110 p.n.e.) - c�rka Scypiona
Afryka�skiego, matka dw�ch
rzymskich trybun�w ludowych,
Tyberiusa i Gajusa Grakch�w;
by�a wzorem po�wi�cenia, m�stwa
i cnoty
kwartalny - dozorca nad
dzielnic� miasta zwan�
kwarta�em; policjant
laguna (w�.) - p�ytki zalew
lub zatoka odci�ta od morza
wskutek utworzenia si�
piaszczystej mierzei
mentor - do�wiadczony doradca,
nauczyciel (w Odysei Homera
Mentor by� przyjacielem
Odyseusza i wychowawc� jego syna
Telemacha)
mer (z fr.) - burmistrz
metr (z fr.) - nauczyciel;
nauczyciel ta�ca
Metternich Klemens Lothar
(1773_#1859) - wybitny polityk
austriacki. Osi�gn�� wielki
sukces na kongresie wiede�skim
(1815).
monaster - klasztor w obrz�dku
wschodnim
ordynaria - dodatek w naturze
(zbo�e, ziemniaki) do p�acy
s�u�by dworskiej
pacht - dzier�awa, arenda tu
budynek, w kt�rym mieszkaj�
pachciarze dzier�awi�cy nabia�
plenair (fr. plein_air) - w
terminologii malarskiej
przestrze� otwarta; pejza�
portyk Pa�acu Do��w - brama
wej�ciowa najpi�kniejszego
pa�acu w Wenecji (z XV w.),
zbudowana z barwnego marmuru;
odznacza si� bogat� ornamentyk�
pos�aniec poda� kartk� - mowa
o legitymacji, jak� oddawa�
"urz�dowy" pos�aniec odbieraj�c
polecenie; po wykonaniu zadania
otrzymywa� j� z powrotem
primavera... dogaressa - dwa
przeciwstawne, znane z w�oskiego
malarstwa typy urody kobiecej.
Primavera, symbol wiosny z
obrazu Sandro Botticellego (ok.
1445_#1510) przedstawiaj�cego
m�od�, jasnow�os� posta�
dziewcz�c�; dogaressa (�ona
weneckiego do�y), kobieta
dojrza�a, cz�sty temat obraz�w
malarza weneckiego Paolo
Veronesa (1528_#1588)
premium do "Tygodnika" -
bezp�atny doroczny dodatek dla
abonent�w warszawskiego
"Tygodnika Ilustrowanego" w
postaci reprodukcji popularnych
dzie� malarskich
Prudhomme (w�a�c. Sully
Prudhomme) Ren~e Fran~cois
(1839_#1907) - poeta francuski,
autor m.in. poemat�w o tre�ci
filozoficznej
Ptasznik z Tyrolu - popularna
operetka Karola Zellera, grana
po raz pierwszy w Wiedniu w 1891
r.
pud - rosyjska jednosta wagi,
r�wna 16,38 kg
rubensowska pi�kno�� - Peter
Paul Rubens (1577_#1640), malarz
flamandzki okresu baroku; modele
kobiet Rubensa - to typy o
bujnych kszta�tach i jasnej
karnacji cia�a
rugowa� - wysiedla�, wyrzuca�
Radcliffe Anne (1764_#1823) -
powie�ciopisarka angielska,
autorka romans�w grozy;
L'h~eritier (fr.) -
spadkobierca, dziedzic
secesja defiguruje kobiety -
secesja, nazwa stylu w sztuce
powsta�ego w ostatnim
dziesi�cioleciu XIX w. Styl ten
dzi�ki kapry�no�ci i zwiewno�ci
linii oraz bogactwu ornamentyki
najpe�niej wypowiedzia� si� w
architekturze i sztuce
dekoracyjnej; wywar� r�wnie�
wp�yw na mod�, propaguj�c
nadmiernie szczup�� sylwetk�
kobiec�.
Sinobrody - posat� ze znanej
opowie�ci pisarza francuskiego
Charles'a Perraulta
(1628_#1703); Sinobrody by�
morderc� swych sze�ciu �on.
stancja - izba
subarendowa� - podnajmowa�
sybarytka - osoba lubuj�ca
si� w zbytkownym i wygodnym �yciu
sznelcug (z niem.) - poci�g
pospieszny
sztraf (z niem.) - kara
pieni�na, grzywna
Talmud - zbi�r religijnych,
obyczajowych i prawnych
przepis�w judaizmu
tancklasa (z niem.) - szko�a
ta�ca
tinta (w�.) - barwa
turma - wi�zienie
wenta - sprzeda�, kiermasz na
cel dobroczynny
Wero�czyk - malarz wenecki
Paolo Veronese
wystawa Krywulta - znana
warszawska galeria obraz�w Jana
Krywulta, kt�ra mie�ci�a si� na
rogu Nowego �wiatu i
�wi�tokrzyskiej
zakon - prawo, ustawa,
przepis prawny.
I
Gedras wyszed� na sw�j nocny
dy�ur, wst�pi� do rz�dcy, zabra�
klucze od bram i rozpocz��
monotonn� w�dr�wk� w�r�d
zabudowa� gospodarskich i
fabrycznych. Ch�op by� m�ody,
atletycznej budowy, ale kaleka,
gdy� mu maszyna zmia�d�y�a lew�
r�k�, i wskutek tego skazany by�
na s�u�b� ma�o p�atn� i na p�
pr�niacz�. Od trzech lat by�
str�em nocnym u pana Zaremby,
kt�ry przy miasteczku posiada�
folwark i fabryk� odlew�w
�elaznych i narz�dzi. Gedras
przyby� nie widadomo sk�d, ju�
kaleka, papiery mia� w porz�dku,
stan�� na s�u�b�, i odt�d
spe�nia� j� sumiennie, �yj�c,
jak niekt�re zwierz�ta, tylko w
nocy, znaj�c wszystkich i znany
wszystkim, a nie �yj�cy
w�a�ciwie z nikim.
Tego dnia rz�dca, s�ysz�c, �e
zdejmuje klucze z gwo�dzia u
drzwi, rzek� do� nie podnosz�c
oczu od rachunk�w:
- Nie odchod� od dworskiej
bramy, bo pewnie go�cie z
poci�gu przyb�d� do pa�acu.
Jutro chrzciny panienki.
Gedras skin�� g�ow�, zatrzyma�
si� sekund�, patrz�c na �cienny
kalendarz, jasno lamp�
o�wietlony.
- To ju� 26 kwiecie�? - rzek�.
- No, jutro. Wi�c co? - odpar�
rz�dca.
Gedras poczerwienia�, co�
zamrucza� i spiesznie wyszed�.
Klekotka jego odezwa�a si� raz i
drugi, coraz dalej, rz�dca ju�
zapomnia� szczeg�lnego pytania.
Du�y, ciemny cie� str�a posuwa�
si� z wolna od budynku do
budynku.
Pa�ac by� o�wietlony, jeszcze
si� bawiono w salonie i s�u�ba
si� snu�a, wi�c Gedras w swej
w�dr�wce go omija� i skierowa�
si� ku spoczywaj�cym, czarnym
gmachom fabrycznym.
Robotnicy przychodzili co rana
z miasteczka, nie by�o tam
�adnych mieszka�, palacze
dy�urni nocowali tylko przy
kot�ach, kt�re rozpalano przed
�witem. Reszta fabrykant�w
przychodzi�a na sygna� parowy o
sz�stej rano.
W kot�owni by�o jeszcze ciemno
i cicho, ale gdy Gedras mija�
�lusarni�, ujrza� w oknie
�wiat�o i wszed� do �rodka. Nie
by�o tam nic nadzwyczajnego;
dwaj �lusarze, J�zef Nowik i
Hilary Arcimowski, stali przy
warsztatach swych opodal jeden
od drugiego i ko�czyli jaki�
zapewne pilny obstalunek. Dwie
ma�e lampki w�r�d cieni wielkiej
sali ledwie o�wietla�y schylone
g�owy i r�ce pracuj�cych.
Zreszt� Gedras zna� ich
dobrze i rzek�:
- D�ugo jeszcze zabawicie?
- Jak si� uda - odpar� Nowik,
szpakowaty, kr�py majster,
zaj�ty polerowaniem i
dopasowywaniem jakiego� trybu.
Drugi nic nie odpar�, pi�owa�
co� zawzi�cie i gwizda�. Gedras
spojrza� na� przelotnie i
jakby z niech�ci� oczy odwr�ci�.
Nie lubi� Hilka. Nowik ozwa� si�
weso�o:
- Przesiedz� cho� do rana, ale
zarobi� pi�� rubli. To do m�yna
tego dzier�awcy ze S�awek. Dobry
cz�owiek, tak prosi�, �eby na
jutro wiecz�r dosta�, bo mu m�yn
stoi.
- A to jutro nie wy�pieszycie?
- Jutro u mnie �wi�to.
Chrzciny.
- Oho, razem z panienk�? A te�
dziewczyna?
- Aha. Ba�ka b�dzie.
- Du�o ich u was?
- Sz�ste. B�dzie dycht trzy
pary.
- Trudno nakarmi� pewnie?
- At! Nieg�odne tymczasem. Co
robi�, jak B�g daje!
Hilek si� roze�mia� szyderczo.
- Niech no �adne b�d�, to i
potem g�odu nie zaznaj�. B�g
daje dla ch�opc�w na pociech�.
- Jak dla jakich ch�opc�w i na
co - mrukn�� Nowik.
- At, bab dla wszystkich jest
do syta.
Nikt mu nie zaprzeczy�.
Wiadomo by�o w fabryce, �e Hilek
pomiata� m�g� dziewcz�tami, bo
sz�y za nim band�, cho� znany
by� hulaka, pijak i awantrunik.
- Ty tak�e do tego m�yna
robisz? - spyta� go Gedras.
- Nie, ja za Siwca ko�cz�, bo
r�k� okaleczy�.
- Dziw, �e ci si� chcia�o
drugiego wyr�czy�.
- Siwiec mnie przy okazji
zast�pi.
Gedras pos�ysza� dzwonek u
bramy i wyszed� �piesznie.
My�la�, �e to od pa�acu dzwoni�,
ale to do furty fabrycznej kto�
ko�ata�. Wyjrza� tedy i zobaczy�
wyrostka, syna mechanika.
- Czego? - pocz��
parlamentowa�.
- Czy Hilek tutaj? - odpar�
ch�opak zdyszany.
- Tutaj. Czego chcesz?
- Mnie trzeba do niego na
moment.
Gedras furkt� otworzy� i
poprowadzi� ch�opca do �lusarni.
- Hile! Wyjd� no tu, co� ci
rzek�! - zawo�a� ch�opak.
�lusarz g�ow� podni�s�, pozna�
go. Oczy mu �le zab�ys�y.
- Czego� tu? Gadaj! Nie mam
czasu twoich sekret�w s�ucha�! -
krzykn��.
Ch�opak si� zawaha�, potem
podszed� do niego i pocz��
zdyszanym szeptem:
- J�zia prosi... �eby�
przyszed� do nas. Zachorowa�a...
i matka j� chce wyp�dzi�.
- To niech wyp�dzi! Mnie co do
tego!
- Ona strasznie p�acze i
prosi, �eby� j� ratowa�. Matka
te� powiada, �e jak przyjdziesz,
to jej nie wygoni.
- Id� do stu diab��w! A mnie
co za mus czy interes do was
chodzi� i godzi� baby?
- Mus, nie mus - ozwa� si�
Nowik - ale po sumieniu, to ci
wypada tam i��. Zgubi�e�
poczciw� dziewczyn�.
- Jakem zgubi�, to szuka� nie
my�l� ani pilnowa� takich
poczciwych. Jak si� wam
spodoba�a, to wy j� sobie
znajd�cie.
Ch�opak sta� patrz�c na niego.
- To ty naprawd� nie
p�jdziesz? - spyta� innym tonem,
skupiaj�c si� jakby w sobie.
Hilek za ca�� odpowied� z
b�yskawiczn� szybko�ci� kopn��
go nog�. Ale ch�opak uskoczy� i
plun�� mu w twarz.
- Hycel! - sykn�� zajadle.
�lusarz rzuci� si� na�,
chwyci� za w�osy, j�� pi�ciami
ok�ada�. Ale wtem poczu� na
karku jakie� kleszcze, kt�re go
unios�y w g�r�, potrz�sn�y,
zd�awi�y i cisn�y z rozmachem w
pr�ni�. Zatoczy� si�, pad� na
ziemi� i na chwil� straci�
przytomno��.
- Id�! Masz jego odpowied�! -
rzek� Gedras do ch�opca,
popychaj�c go do drzwi, potem
si� odwr�ci�.
Hilek si� zerwa�, sta� przed
nim i pi�ciami wygra�a�.
- A ty, ma�kut, psiakrew, jak
�miesz mnie tyka�? Won, ty sam!
Spu�cili ci�, psie, z �a�cucha,
�eby� szczeka� na podw�rzu, a
nie wtr�ca� si� do naszych
spraw! �eby� nie by� kalek�,
toby� pozna� mnie!
- Ja ci� i tak znam. Mnie do
twoich spraw nie interes, ale na
burdy nie pozwol�. Wychod� albo
pracuj, je�li nie chcesz, bym
ci� u rz�dcy meldowa�!
Hilek popatrzy� na� krwi�
zabieg�ymi oczyma, nic nie
rzek�, wr�ci� do swego
warsztatu, zebra� narz�dzia i
wyszed�.
Gedras szed� za nim, gdy go
Nowik z cicha zawo�a�:
- Dogoni ch�opca i ut�ucze.
Str� ruszy� ramionami z
oboj�tno�ci�, jakby m�wi�: "Poza
obr�bem fabryki ja nic nie
pomog�", i Nowik zosta� sam.
Po d�ugiej chwili Gedras
wr�ci�.
- Poszed�?
- Zemkn��. Furtk� ch�opak
zostawi� otwart�, ju�em go nie
dogoni�.
- Ale� ty si�acz! Jak
szczeniaka za kark podni�s�.
Musia�e� ty mie� moc, jake� ca�y
by�.
Gedras usiad�, zapali�
papierosa.
- S�abszym by� wtedy - rzek�
powoli. - Moc nie w r�kach, a
pi�� �lepa rzecz i
niesprawiedliwa by� mo�e.
- Na Hilka s�uszna by�a.
- Zdarzy�o si�. Ale taka moc
cz�sto s�abszego ukrzywdzi,
przed silniejszym stch�rzy.
Niewielka s�awa. Nie po�a�owa�em
ani chwili, gdy mi j� odj�li.
- Gadasz! Ja bym ta nie chcia�
na twoim miejscu by�. Szcz�cie,
�e� nie familijny, dlatego
m�drkujesz.
- Ja si� te� dol� nie szczyc�,
tylko moje kalectwo nie ta r�ka.
Nie ca�a zgryzota, nie mie� czym
robi�.
- Albo co?
- Bywa gorzko nie mie� dla
kogo robi�.
- Ot, bieda, to si� o�e�. Ja
ci zaraz tuzin naraj�. Wszystkim
dziw, �e� taki m�ody i jak mnich
�yjesz w kawalerskim stanie.
- Ja nie kawaler. Pi�� lat
temu, akurat dzi� ten dzie�,
�ona mi umar�a.
- Aa?! - zdziwi� si� Nowik. -
My�la�em, �e� kawaler. Nigdy nic
o sobie nie powiesz.
- Nieciekawe opowiadanie. Nie
ma jej - i nie b�dzie.
Wspomnia�em, �e to dzi�
rocznica.
- No, pewnie, pi�� lat, kawa�
czasu. Ju� ci pr�chnie� nie
warto przez to ca�e �ycie.
Kawaler, a wdowiec bezdzietny -
to jedno. A ile ci lat?
- Trzydzie�ci.
- Bierz Wikt� Zork�wn�! Ja ci�
wystawam, ot, jutro u mnie na
chrzcinach si� spotkacie.
Przyjd�, ludziom si� po dniu
poka�.
Gedras popatrzy� na m�wi�cego,
jakby si� waha�, chcia� co�
powiedzie�, ale s�owa nie
wym�wi� i pr�dko wyszed�. Nowik
ramionami wzruszy�.
- Temu bednarza do �ba trzeba
- zamrucza�.
Str�, wyszed�szy z
warsztat�w, ruszy� drig� prosto
w najdalszy k�t gumna, obejrza�
si� par� razy za siebie, czy go
kto nie widzi, skry� si� za
w�gie� stodo�y i tam pad� na
ziemi�. Le�a� nieruchomy, jak
martwy, s�ycha� tylko by�o jego
ci�ki oddech.
Od miasteczka zbli�a� si� po
szosie turkot, potem dzwonek u
pa�acowej bramy zad�wi�cza�.
Gedras si� zerwa�, bieg� na
s�u�b�. Byli to go�cie z kolei
na chrzciny panienki.
Zajecha�o przed pa�ac kilka
doro�ek, wszcz�� si� ruch i
gwar; doro�ki puste odjecha�y,
str� bram� zamkn�� i rozpocz��
znowu sw� monotonn� w�dr�wk�. W
miar� post�pu nocy gas�y
wszelkie odg�osy i �wiat�a. Ju�
Nowik odszed�, ju� pociemnia�
pa�ac, ju� ostatni poci�g
przeszed�, rozdar�szy powitrze
gwizdem, zadudniwszy g�ucho po
mo�cie naprzeciw fabryki, tylko
klekotka Gedrasa rozlega�a si�
od czasu do czasu lub w
stajniach parskn�� ko�.
Gedras zm�czy� si�. Usiad� na
ziemi pod murem, obj�� ramionami
kolana, z�o�y� na nich g�ow� i
tak, skulony, zdawa� si�
drzema�. Nagle g�ow� podni�s�;
za murem, szos�, kto� szed�.
Kroki by�y powolne, wlok�ce si�,
ustawa�y, czai�y si� mo�e po z�odziejsku.
Str� uszu nastawi�, czatowa�,
patrza� na wierzch muru,
spodziewaj�c si�, �e �w
sp�niony go�� zechce si�
tamt�dy wdrapa�.
Nagle kroki usta�y, co�, a
raczej kto� upad� i zaj�cza�,
zawy�, zaskomla�, jak trafiony
strza�em pies w��cz�ga. Nic
ludzkiego nie by�o w tym
okrzyku, ale by� tak
przejmuj�cy, �e Gedras si�
zerwa� i pobieg� do bramy.
- Kto� ginie! - my�la�
otwieraj�c furt� i r�ce mu si�
trz�s�y ze zgrozy.
Wyjrza� na drog�, pusta by�a i
g�ucha; opodal, pod murem, w
mroku szarza� jaki� przedmiot.
By� to cz�owiek skulony,
skr�cony jak szmata, nieruchomy,
zapewne martwy.
Gedras si� na sekund� zawaha�,
czy nie obudzi� rz�dcy, ale
dolecia� go znowu �w j�k, rzuci�
si� tedy naprz�d.
Na skraju szosy, w ka�u�y,
le�a�a kobieta, �achmanami
ledwie okryta. Na widok
zbli�aj�cego ci� cz�owieka
stara�a si� d�wign��, ucieka�
zapewne, ale nie zdo�a�a,
poderwa�a si� na r�kach i opad�a
z g�uchym j�kiem:
- O, Jezu!
- Co tobie? - spyta� Gedras.
- Ratujcie! Umieram! -
wybe�kota�a wij�c si� po ziemi.
Potem si� wypr�y�a i tylko
�a�osny j�k wyszed� z gard�a.
Chwil� si� zawaha�, czy j�
d�wignie sw� jedn� r�k�, czy i��
po pomoc, potem si� schyli�,
spr�bowa� i a� si� zdziwi�, �e
cz�owiek mo�e by� tak lekki. Pod
ramiona j� wzi��, okaleczonym
ramieniem podtrzyma� za nogi i
poni�s�. Zajmowa� on przy bramie
malutki domek o jednej stancji,
tam j� wni�s� i na swym
tapczanie umie�ci�. Potem
zapali� lampk� i przyjrza� si�
swej zdobyczy.
By�o to prawie dziecko,
drobne, w�t�e, bose, w szmatach
ob�oconych i podartych. Z twarzy
sinobladej patrzy�y
nieprzytomne, zgrozy i
os�upienia pe�ne, wielkie oczy,
czarno okr��one. Spod chustki
wyp�ywa�y na twarz potem zlane
kosmyki ciemnych w�os�w. Oczy
by�y rozwarte, ale nic nie
widzia�y z otaczaj�cych
przedmiot�w, patrzy�y w jak��
straszn�, czarn� otch�a�,
widzia�y ju� - �mier�. Dreszcze
wstrz�sa�y ca�ym cia�em, z�by
szcz�ka�y, r�ce odrzucone
wpija�y si� palcami w pr�ni�,
jakby si� konwulsyjnie chcia�y
uchwyci� �ycia. I znowu zawy�a
przeci�gle, �a�o�nie. Pochyli�
si� nad ni� i nagle odskoczy�
przera�ony. Zrozumia�, �e to
dziecko mia�o zosta�... matk�.
Przez chwil� zdr�twia� z
wra�enia, twarz mu si�
skurczy�a, zbiela�y usta, potem
postawi� lamp� na sto�ku i
pobieg� do mieszkania rz�dcy, i
pocz�� stuka� w okno.
- Co tam? - rozleg� si� po
chili zaspany g�os.
- Prosz� pana! To ja, str�.
Rz�dca si� zerwa�, przyskoczy�
do okna, otworzy� lufcik.
- Co? Pali si�?
- Nie, prosz� pana, ale u mnie
kobieta rodzi...
- Co? Jaka kobieta? Pijany�,
szelmo!
- Prosz� pana, znalaz�em za
bram�! Co robi�?
- Id� mi do stu diab��w! Budzi
mnie dla takich bredni. Kto ci
kaza� zbiera� po drodze baby
rodz�ce? I do mnie z tym
przychodzi! Jake� sobie to
zwlek�, to sam pilnuj! A to mnie
huncwot wystraszy�!
Lufcik zamkn�� z pasj� i snad�
uspokoi� �on�, bo po chwili
rozmowy za�mieli si� oboje i
rz�dca leg�, �wiat�o zgas�o.
Gedras pozosta� bezradny pod
oknem. Po�ajanka rz�dcy, a potem
�miech oprzytomni�y go.
Prawda, sam sobie biedy
napyta�, teraz nie wiedzia�, co
robi�. Budzi� pa�acowej
gospodyni nie �mia�, wi�cej
kobiet nie by�o we dworze, on
sam poj�cia nie mia�, jak
ratowa� po�o�nic�. Poszed� do
swego domku, ale mu by�o
straszno wej��. Pomy�la�, �eby
do miasteczka po kobiet�
skoczy�, ale nie wolno mu by�o
wydala� si� w nocy poza obr�b
obej�cia, wi�c sta� na drodze
wahaj�cy si�, przera�ony,
rozgl�daj�c si� woko�o. Wtem
pos�ysza� oko�o kot�owni ruch.
To palacze rozpoczynali prac�.
Zaspani, zm�czeni raczej ni�
wypocz�ci parogodzinnym snem na
ziemi, krz�tali si� leniwie,
ziewaj�c i mrucz�c pacierze.
Jeden wrzuca� polana w czelu��,
drugi �upa� podpa�ki. Nawet si�
nie obejrzeli, gdy str� stan��
we drzwiach.
- Wiecie, co mi si�
przytrafi�o? Poratujcie, ludzie!
- zawo�a�. - S�ysz�, na szosie
kto� j�czy, wyszed�em, patrz�,
kobieta le�y. Podnios�em jak
drewno, przynios�em do izby, a
ona rodzi.
Palacze na razie zdumieli.
- Kt� ona? Jaka?
- Nie wiem, nie znam!
- Eee!... pewnie mechanikowa
J�zia... - Jeden si� za�mia�, a
drugi oboj�tnie dorzuci�:
- Rodzi... no to b�d�
chrzciny.
Ale ich ten wypadek rozbudzi�,
zaj��.
- Po drogach szelmy zlegaj�,
jak suki! - splun�� m�odszy.
- Nieznana, m�wisz, to�
mechanikow� znasz? Kt�ra� to by�
mo�e? - rzek� starszy.
- �adna z fabryki ni czeladzi.
Ma�a, czarna, ot tyle, dziecko!
J�czy, �e a� mi straszno wej��.
I co ja poradz�? Ja tu ciebie,
Wiktor, zast�pi�, skocz po jak�
bab�, ty wiesz, gdzie kt�ra
mieszka, mnie nie wolno odej��.
- Udurza� ty? Ani my�l�! -
oburzy� si� m�odszy palacz. -
Mam po akuszerki biega�! A to�
mnie ca�a fabryka na po�miewisko
poda, a moja �ona, co? To ju�
wtedy do domu nie zachod�!
- No, to co mam robi�?
- Id� do rz�dcy i melduj!
- By�em! Wy�aja� i przep�dzi�.
- Bo� durny - zdecydowa�
starszy palacz. - Po co� j� bra�
z drogi? Musi by� �ajdaczka
ostatnia!
- Ja bra�by i psa, �eby tak
skomli�! Co wiedzia�em? A
cho�bym i wiedzia�, tobym te�
sprz�tn��, �eby ko� nie
potratowa� na drodze. Jak�e
zostawi�? Pijaka na brzeg si�
�ci�ga, �eby pod ko�ami nie by�.
- Pijak, co innego. Przytrafi
si� upi� najporz�dniejszemu, a
taka...
- Id�cie wy po bab�, Antoni -
b�agalnie rzek� Gedras. - Dam
wam rubla, i babie, ile zechce,
ale tak nie mo�na bez ratunku
cz�owieka zostawi�.
- Jaki to cz�owiek? Tfu! -
splun�� stary palacz, a m�odszy
si� za�mia�.
- Gedras, co� ty bardzo hojny.
Mo�e ciebie sumienie gryzie, a
ta wiedzia�a, gdzie, do kogo
idzie.
Str� si� zatrz�s�.
- Nie kpij, Wiktor! Nie godzi
si�! Prosz� was z duszy,
poratujcie!
- Nu, daj rubla, to i tytoniu
kupi� przy tej okazji, i moj�
star� sprowadz�. Dasz jej rubla,
ona znaj�ca kobieta.
- Dam! Ot macie! - odpar�
Gedras wydobywaj�c woreczek z
pieni�dzmi.
Odliczy� srebrem dwa ruble,
palacz je starannie odrachowa�,
schowa�, nie kwapi�c si� zbiera�
do odej�cia, szukaj�c czapki,
podpasuj�c ko�uch, daj�c
Wiktorowi rozporz�dzenia co do
kran�w i wentyli.
- Id�cie ju�! - nalega�
Gedras.
- Ot, nic pilnego! Wida�, �e
ty raz pierwszy w takiej okazji.
B�dzie jeszcze moja siedzie� nad
ni� ca�y dzie�, obiadu mi nie
zwarzy. A gdzie moja fajka?
Marudzi� jeszcze d�ug� chwil�,
a wreszcie poszed�.
Gedras go przez furt�
przeprowadzi� i wr�ci� pomaga�
Wiktorowi. Czas mu si� wydawa�
bardzo d�ugim, a wreszcie i
rzeczywi�cie min�a godzina
jedna i druga, kot�y by�y
rozpalone, para zebrana, na
niebie czyni� si� ranek, palacz
nie wraca�. Gedras wyszed� do
bramy, otworzy� j�. Robotnicy
ju� szli drog�, sygna� parowy
gra�, zaczyna� si� pracowity
dzie�.
Nareszcie na ko�cu roboczej
czerady, nie kwapi�c si�, ukaza�
si� palacz z �on�, opowiedzieli
ju� wypadek; kto tylko mija�
str�a, rzuca� mu gruby �art lub
pytanie, rozlega�y si� drwi�ce
�miechy i przezwiska. Ten, jakby
nie s�ysza�, poprowadzi� kobiet�
do swej budy.
Weszli, lampka dogasa�a
kopc�c, ale ju� izba pe�na by�a
wiosennej zorzy s�onecznej i w
tym blasku z�otor�owym, jak
czarna plama, jak brudna szmata,
le�a�a na ziemi kobieta z g�ow�
odrzucon� st�ztywnie, z
wypr�onymi w kurczu r�koma,
wp�naga, bez j�ku ju� i skargi.
- Co jej? - zagadn�� Gedras
staj�c w progu.
- A to� ju� trup! - krzykn�a
baba i przypad�a do ziemi.
Gedras opar� si� o futryn�
drzwi i zdr�twia�.
- Jezus, Maria! - wo�a�a baba
przera�ona. - A dziecko jeszcze
�yje. Mo�e i j� by docuci�
jeszcze mo�na. Le� po doktora,
po gospodyni� od pa�skich
dzieci!
Gedras rzuci� si� na o�lep do
pa�acu. Ju� si� niczego i nikogo
nie ba� ani si� nie waha�. Ju�
nie n�dzarz chory potrzebowa�
ratunku, ju� w jego chacie by�a
wielmo�no�� �mierci. Na alarm
trupa poruszyli si� wszyscy:
rz�dca, gospodyni, lokaje, nawet
brat pani, przyby�y na chrzciny,
a dokt�r z zawodu. Po chwili
t�um otoczy� domek str�a i
wewn�trz pe�no by�o ludzi i
gwaru.
Dokt�r odst�pi� pierwszy, nie
mia� co robi�. Popatrza� na
zmar��, z�o�on� na tapczanie,
sztywn�, bia��, bez kropli krwi,
obna�on� na pastw� oczu mot�ochu
i wzgardy ludzkiej, otar� r�ce,
doby� portmonetk�, wyj�� rubla.
- Na pogrzeb! - rzek�,
rozgl�daj�c si�, komu by ofiar�
dor�czy�.
Usun�li si� wszyscy.
Wtedy Gedras z t�umu wyst�pi�,
�ci�gn�� ze siebie ko�uch i
okry� nim trupa, potem kl�kn�� i
prze�egnawszy si�, pocz�� cicho
pacierze.
W izbie nagle ucich� gwar,
t�um si� ca�y prze�egna�, jedna
z kobiet zdj�a ze �ciany
gromnic�, zapali�a. ��ty p�omyk
chybota� si� i kopci�, a s�o�ce,
coraz wielmo�niejsze, zalewa�o
izb� - i by�a chwila jasnej
ciszy.
Brz�k szabel wezwanej policji
przerwa� skupienie. Dozorcy
fabryczni i folwarczni zap�dzili
gapi�w do roboty; dokt�r,
po�o�ywszy na stole rubla,
wyszed�. Zosta�o kilka kumoszek,
rz�dca, Gedras i policja.
Zacz�to bada� str�a.
Opowiedzia� po raz setny
wypadek. Zmar�a by�a wszystkim
nie znana, nikt jej w nocy nie
spotka�.
Przeszukano odzie�, nie
znaleziono ani pieni�dzy, ani
papier�w, tylko z prawej d�oni,
kurczowo zaci�ni�tej, wydobyto
jak�� szmatk� na zerwanym
sznureczku. By� to szkaplerz
Serca Jezusowego i medalik
ostrobramski. Zerwa�a je snad� z
szyi w agonii.
Policja spisa�a protok�w� i
odeszli. Zaj�cia domowe odwo�a�y
cz�� kobiet, ju� tylko zosta�
rz�dca, Gedras i gospodyni
dworska, stara Jankowska.
- A c� z dzieckiem b�dzie? -
rzek�a, zagl�daj�c w gar��
szmat, le��cych na �awce pod
piecem. - Jeszcze �yje. Trzeba
by pr�dko ochrzci�, nim
zastygnie. Dziewczynka.
Gedras rozwin�� szmaty,
rozleg� si� cichy pisk, ujrza�
drobin� nag�, sin�, otwarte, a
nic jeszcze nie widz�ce oczy;
przypad� u �awy na kolana i nie
wiedz�c, co robi�, by to �ycie
utrzyma�, j�� je rozgrzewa�
oddechem.
- To� �yje! Jad�oby! -
wyj�ka�.
- Ale, posy�aj�e po mamk�! -
ur�ga�a Jankowska. - Ot,
ochrzcij pr�dzej z wody, bo
zemrze lada moment.
- Co� ty narobi�, o�le! -
wybuchn�� rz�dca. - Teraz koszt
pogrzebu, ci�ganina, ambaras.
Pani si� zestraszy�a podobno; w
sam dzie� chrzcin taki paskudny
wypadek. Pewnie ci� ka�� ze
s�u�by za to wygoni�. Z dziesi��
rubli to kosztowa� b�dzie, licho
wie za co i po co wydatek.
- Ja sam zap�ac�, ja sam! -
rzek� Gedras. - To dla mnie B�g
zes�a�. Ja t� pochowam, a t�
wyhoduj�, niech �yje. Od Boga mi
to, od Boga.
By� bardzo blady, wargi mu si�
trz�s�y, urywane pada�y s�owa.
- Sfiksowa� - ruszy�a
ramionami Jankowska.
Lokaj z pa�acu wpad� wzywaj�c
rz�dcy.Stara te� si� ruszy�a i
wysz�a m�wi�c:
- Po chrze�cija�sku ci radz�,
ochrzcij, a to grzech b�dziesz
mia�, jak tak zamrze.
- Przy�lijcie mi kapk� mleka -
zawo�a� za ni� b�agalnie Gedras.
Pozosta� sam i zrozumia�, �e
opr�cz ciekawo�ci pr�nej nic od
ludzie mie� nie b�dzie. Po�o�y�
tedy dziecko na powr�t przy
ciep�ym piecu, pobieg� do pachtu
po mleko. Dano mu butelk�
ciep�ego jeszcze.
Trudno mu by�o da� sobie rad�
jedn� r�k�, ale wreszcie,
udar�szy kawa�ek koszuli, zrobi�
smoczek, wzi�� dziecko na kolana
i spr�bowa� napoi�.
- Pij, niebo��, pij! Nie
zmieraj mi - szepta�. - To� B�g
ci� mi tu zes�a�, jak�e masz
zemrze�. Ja tyle pokutowa�, �yj,
Maniu�.
Po twarzy pu�ci�y mu si�
gor�ce �zy, pada�y na twarzyczk�
dziecka, by�y jego pierwsz� w
�yciu k�piel�. Rozleg�o si�
mlaskanie, male�stwo chcia�o �y�
- pi�o.
Przez �zy Gedras pocz�� si�
u�miecha�.
- Str�, duchem do rz�dcy -
kto� mu, przebiegaj�c, przez
okno krzykn��.
Groza utraty s�u�by,
wydalenia, w��cz�gi,
oprzytomni�a cz�owieka.
Rozejrza� si� po izbie,
zatrzyma� oczy d�u�ej na
zmar�ej, poczu�, �e mu zimno bez
ko�ucha, poczu� g��d, jaki�
strach przysz�o�ci, gdzie
p�jdzie, co zrobi z dzieckiem,
gdy go wygoni�. Skurczy� si�,
g�ow� zwiesi�.
A potem przygarn�� dziecko do
siebie, poca�owa�, zawin�� w
szmaty, u�o�y� przy piecu, na
siebie naci�gn�� star� kurt� i z
g��bokim westchnieniem wyszed�
ju� na wszystko zrezygnowany.
Rz�dc� spotka� na podw�rzu.
Z�y by� i od razu pocz��
krzycze�:
- Ty sobie pami�taj, �eby mi
tego trupa do wieczora tu nie
by�o! Jake� sobie sprowadzi�, to
na w�asny koszt sprz�taj. A
cicho, �eby w pa�acu i s�ycha�
nie by�o. Ja o niczym wiedzie�
nie chc�, ani ambarasu z
w�adzami. Marsz!
O wydaleniu nie by�o mowy.
Gedras odetchn�� i odszed�
�piesznie.
Wr�ci� do stancji, przebra�
si� od�wi�tnie, wzi�� z kuferka
pieni�dze, drzwi za sob� zamkn��
na klucz i poszed� do
miasteczka. Kupi� trumn�,
zam�wi� u znajomego kolonisty
konia i fur�, wydoby� z policji
potrzebne �wiadectwo i oko�o
po�udnia zziajany, w �miertelnej
trwodze o dziecko, stawi� si� na
plebanii. Proboszcz w�a�nie po
sumie �niadanie pi�, gdy Gedras
stan�� w progu z papierami w
gar�ci.
- A co tam? Czego wam
potrzeba?
- Przyszed�em o pogrzeb
prosi�.
- Kto taki?
- Ja nie wiem, prosz�
dobrodzieja. Dzi� w nocy
nieznana kobieta u mnie w izbie
zmar�a przy porodzie. �wiadectwo
od policji ju� mam. Pan kaza� do
wieczora trupa ze dworu
uprz�tn��. Zap�ac�, ile
dobrodziej ka�e.
- To mniejsza, ale jak�e to?
Kto? Zupe�nie nieznana?
- Powiadaj�, �e mo�e z poci�gu
wysiad�a w nocy. Nikt nie zna. Z
drogi podnios�em i u mnie
zmar�a.
- A wy kto? Nie znam.
- Ja str� nocny z fabryki
pana Zaremby, Gedras.
- Katolik?
- Tak.
- Jak�e, �e ci� nie znam. Nie
pami�tam ciebie ani z ko�cio�a,
ani ze spowiedzi. Niedawno tu
jeste�?
- Ju� trzy lata.
- U spowiedzi bywasz?
Gedras milcza� z oczyma
wbitymi w ziemi�.
- Nie bywasz? Czemu? -
�agodnie ksi�dz spyta�.
- Po co? - wyrwa�o si� g�ucho
z piersi cz�owieka. - Nie godzi
mi si� do Boga chodzi�. On wie,
jaki ja.
Ksi�dz uwa�nie na niego
popatrza�.
- Dawno� ju� u spowiedzi nie
by�?
- Pi�� lat.
- A przedtem bywa�e�?
- Bywa�em.
- A lepiej ci tak nie umytemu
tyle lat?
- Jak si� kto w krwi ubroczy,
to go nic nie obmyje.
Zapanowa�o milczenie.
- Poka� papiery - rzek� ksi�dz.
- I opowiedz, jake� t� kobiet�
znalaz�. A dziecko? Nie�ywe?
- Jeszcze �y�o, jakem rano
wychodzi�, ale tyle godzin. Ju�
chyba nie zastan�.
By�o co� �ami�cego si� w
g�osie, ksi�dz dos�ysza�.
- No, a jak jeszcze zastaniesz
�ywe? To� ochrzci� trzeba. C� z
nim zrobisz? Masz �on�?
- Nie. Sam jestem. Je�li �ywe
zostanie, to b�dzie moje.
Uchowam.
- Dobr� masz dusz�. Zostawi ci
je B�g. Zobaczysz.
Gedras oczy podni�s�. Patrza�
na ksi�dza, ci�ko mu pracowa�y
piersi, ale milcza�.
- Teraz ci pilno do domu. Id�!
Przed wieczorem przywie� zmar�� na
cmentarz. Ja tam b�d�, ka��
mogi�� wykopa�, pogrzebiemy.
Jutro rano msz� za ni� odprawi�.
Dziecko, je�li b�dzie �ywe, do
chrztu przynie�. Nie l�kaj si�!
Bo�y dom dla grzesznych, dla
chorych, dla s�abych, dla
smutnych, a ja w nim s�uga i
lekarz.
- Ile dobrodzej ka�e zap�aci�?
- Porachujemy si� p�niej, po
chrzcie. Nie l�kaj si�, nie
obedr� ci�, wezm�, ile mi si�
nale�y.
U�miechn�� si� do niego
�yczliwie, pochylonego do kolan
za g�ow� obj�� i odprawi�
s�owem:
- Id� do dziecka! �ywe
znajdziesz.
- Niech b�dzie pochwalony -
wyj�ka�, cofaj�c si�, Gedras.
- Na wieki.
Teraz ju� bieg� z powrotem,
targany niepokojem, czy nie
znajdzie w domu dw�ch trup�w.
Ale dziecko �y�o i piszcza�o z
g�odu. Nakarmi� je i zaj�� si�
zmar��. Izb� uprz�tn��, zw�oki
ubra� w jakie� szmaty, kt�re na
dnie kufra chowa� po �onie,
u�o�y� na tapczanie, �wiec�
zapalon� i krzy�yk na stoliku
postawi�. Nie �mia� warzy�
jad�a, wi�c si� chlebem posili�
i str�uj�c tym zw�okom,
przesiedzia� par� godzin obok
dziecka na �awie, wyczekuj�c
trumny i furmanki.
Na widok trumny nadbieg�a
garstka gapi�w. Gadali,
przypatrywali si�, krytykowali,
dziwili, ale nikt pom�c si� nie
kwapi�. Gedras sam kobiet� na
po�cieli z wi�r umie�ci�,
obrazek �wi�ty w r�ce w�o�y�,
zagwo�dzili wieko.
- Na cmentarz ksi�dz nie
przyjmie, zobaczycie -
zadecydowali gapie.
- Jest za murem spory plac
cholernik�w.
- Ju�ci k�dy� zakopi� - odpar�
kolonista, �aduj�c z Gedrasem
trumn� na w�z, i zaci�� konia.
W�z si� potoczy� szybko.
Gedras uczepi� si� drabiny,
zdaj�c znowu dziecko na
Opatrzno��.
Chmurno by�o, deszcz m�y�,
wiatr nap�dza� s�ot�.
Kolonista zapali� fajk� i
rozpocz�� rozmow�.
- My�licie dziecko chowa�?
- A c�? Nie wyrzuc�.
- Oddacie na mamki chyba.
- A kto to we�mie? A sk�d
zap�ac�?
- To� i mlekiem nie uchowasz.
Zamrze. Dziecko nie ciel�. Od
byle czego zga�nie. Ho, ho!
Rodzona matka nie uchowa cz�sto,
takie to delikatne.
- A bywa tak, �e wszystko
przetrzyma.
- Bywa, takie, co to nikomu
nie mi�e, to na z�o�� �y�
b�dzie. A wiecie, J�zia,
mechanika, syna mia�a. S�dny
dzie� tam u nich. Ga�ga�stwo
teraz mi�dzy dziewcz�tami, o
jakim dawniej i s�ycha� nie
by�o.. Ot, memu ch�opcu �eni�
si� pora. Strach pomy�le�, na
jak� trafi.
- A to� gadali, �e Wikt�
Prozorowsk� bra� b�dzie.
- Chcia�, ale i ta nie lepsza.
Lata�a za nim, lata�a, a� i
wylata�a. Kto by j� teraz bra�?
Podobno do Bia�egostoku do
fabryki wyje�d�a. Wiadomo ju�,
co to taka fabryka znaczy. Ot,
ta, co wieziem, pewnie te� do
takiej si� wlek�a.
Kolonista splun�� z niech�ci�.
Gedras milcza�.
Jechali przez ca�e miasto,
deszcz ju� pada� g�sty i zmrok
nadchodzi�, gdy stan�li u wr�t
cmentarza.
- Czy�by ksi�dz zakrystiana
przys�a�? - zdziwi� si�
mieszczanin, poznaj�c bryczk� i
konie proboszczowskie w
ogrodzeniu.
I zdumia� do cna, gdy z domku
grabarza sam ksi�dz wyszed� i
grabarz z krzy�em, i
poprowadzili trumn� w daleki
k�t, do wykopanej ju� mogi�y.
Od�piewano zmar�ej ostatnie
ziemskie po�egnanie, zasypano
mogi��. ��ty piasek i deszcz na
ni� p�aka� i zmrok j� pokry�
wreszcie, i zosta� kopczyk
niewielki, z kt�rego rych�o i
�ladu nie b�dzie.
A przecie prze�y�a te� �ycie.
By�a komu� droga i mi�a,
matczyn� mo�e uciech�,
cz�owieczym po��daniem, m�wiono
jej "c�ru�" i "kochanie", �mia�a
si�, bawi�a, cieszy�a �yciem,
�piewa�a, roi�a o dobrej doli. I tak
przemin�a, i tyle po niej
zosta�o, co po zdeptanym na
drodze motylu.
Milcz�c ludzie odeszli. Ksi�dz
odjecha�, spytawszy Gedrasa o
dziecko, przykazawszy, by je
jutro do chrztu przyni�s�. Grabarz i
kolonista domawiali si� o
pocz�stunek, wi�c str�
sprowadzi� w�dki i w domku
grabarza pi� pocz�to,
przeczekuj�c deszcz. Gedras
zabawi� chwil�, potem wysun��
si� milczkiem i pobieg� do domu.
Czeka�a go nocna s�u�ba. Jak
zwykle o przepisanej godzinie
wszed� do rz�dcy po klucze.
- Aha, jeste�! Posy�a�em po
ciebie sto razy. Gdzie si�
w��czysz? - krzykn�� na� rz�dca.
- Chowa�em t� kobiet�.
- A to nie wiesz, �e dzi� w
nocy magazyn okradli?
Gedras skamienia�.
- Nie wiesz! Naturalnie! Ty po
szosie w��cz�g�w zbierasz, a
spod nosa ci mosi�dz wynosz�.
Wiesz, ile wynie�li? Dwa pudy.
Kto� ma dorobiony klucz i
gospodaruje jak u siebie, a ty
niby wartujesz. Masz pi�� rubli
sztrafu, a je�li nie odkryjesz,
kto ukrad�, to precz p�jdziesz!
Daj� ci tydzie� czasu!
Gedras sta� i kombinowa�.
Potem zab�ys�y mu zajadle oczy.
- To chyba Hilek, prosz� pana.
Dzi� w nocy pracowa� w �lusarni
do p�na. On tego nigdy nie
robi�. Gada�, �e za Siwca
odrania. Mnie si� to wydawa�o
podejrzane. Ja dojd�.
- Warto. Bo inaczej mo�esz si�
wynosi�.
Gedras poszed� wprost do
magazynu fabrycznego i pocz��
ogl�da�, jak wy�e�, drzwi,
zamki, okna, drog� woko�o.
Prze�wiadczenie mia�, �e to
Hilek by� sprawc�, bo ju� par�
razy si� zdarzy�o, �e z
warsztat�w to i owo gin�o, i w
fabryce szeptano, �e Hilek na
pijatyk� do Lejzora nosi r�ne
fanty, miewa zawsze kredyt u
�yda.
Przypomnia� sobie Gedras, �e
po rozprawie z ch�opcem od
mechanika Hilka ju� u bramy nie
widzia�, zosta� tedy
prawdopodobnie w obr�bie fabryki
i potem przez mur si�
przedosta�. Pocz�� tedy tropi�
dalej i obszed�szy mur woko�o, w
k�cie, za oborami, znalaz�
drabin� porzucon�, jakby j� kto�
nog� str�ci�, a pe�zaj�c po
ziemi, znalaz� i rzemyk od paska
z przerwan� sprz�czk�. Schowa�
to skrz�tnie, odk�adaj�c dalszy
po�cig do dnia.
Noc zesz�a bez wypadk�w. Co
czas jaki� str� wst�powa� do
swej izby, zapala� �wiat�o i
zagl�da� do poduszki na piecu.
Gdy dziecko piszcza�o, poi� je
ciep�ym mlekiem, gdy znajdywa�
�pi�ce, s�ucha� tylko oddechu,
otula� i odchodzi�.
Tak mu zesz�o do rana.
Odnosz�c rz�dcy klucze, pokaza�
pasek i poprosi� o uwolnienie na
ca�y dzie�. Zwykle bowiem mia�
obowi�zek otwierania bramy
pa�acowej dla go�ci.
- Dzi� ci� nie uwolni�.
Przecie chrzciny. Kto u bramy
b�dzie? - burkn�� rz�dca.
- Poprosz� kogo, co mnie
zast�pi.
- Zaczynasz si� w��czy� i
opuszcza� - fukn�� rz�dca, ale
�e formalnie nie zabroni�,
Gedras naj�� ogrodnikow� na
swoje miejsce, rubla jej
zap�aci� i pocz�� si� zbiera� do
odej�cia.
Ubra� si� od�wi�tnie, znowu do
kuferka po pieni�dze si�gn�� i
niezdarnie pocz�� dziecko do
chrztu ubiera�.
Ogrodnikowa wesz�a w tej
chwili i pocz�a si� �mia�.
- Komedia, dalib�g, za
biletami pokazywa�! Co wy
wyprawiacie z t� znajd�?!
- To� trzeba wyk�pa�. Do
chrztu ponios�.
- Dajcie�e mnie, a to z
waszych �ap �ywe nie wyjdzie!
Patrzajcie, jaki jednak znaj�cy!
I wody nagrza�. Pieluszki macie?!
�mia�a si�, ale jej kobiece
serce rozczuli�o si� do
male�stwa.
- Niebo��tko, piskl�. Co
winne? Ot, �y� chce. Jak to si�
skar�y pokornie! Ot, jak s�dzone
na �wicie zosta�, to wszystko
przetrzyma. Nawet niezgorsze
dziecko i zdrowe. Czarne ma
oczki jak �uczek. No, nie p�acz,
wyk�pi� ci�, a jak b�dziesz
grzeczna, to jeszcze ci�
i pokarmi�. Ot, dola!
Gedras podar� par� swych
koszul na pieluszki i przygl�da�
si� k�paniu, uczy� si� na
nia�k�.
Ogrodnikowa rozczuli�a si�,
przemog�a zupe�nie wstr�t
cnotliwej m�atki i matki do
dziecka wyst�pku i gdy by�o
wyk�pane i spowini�te, da�a mu
ssa� na drog� do chrztu.
- Sami poniesiecie? A kt�
kuma?
- Nikogom nie prosi�. Do�� si�
naur�gali - burkn�� Gedras.
- Za kum� ka�da stanie. Takie
trzyma�, to si� byd�o wiedzie -
rzek�a ze �miechem.
Str� nic nie odpar�, nasun��
czapk� na oczy, poduszk� z
dzieckiem otuli� ko�uchem i
poszed�.
Na drodze wymin�� go pow�z,
wioz�cy panienk� do chrztu.
Chrzestni rodzice siedzieli na
g��wnym siedzeniu, przed nimi na
r�kach wystrojonej piastunki
dziecko w fali koronek i
batyst�w.
Gedras przeprowadzi� wzrokiem
pa�ski cug i kroku przy�pieszy�.
- Zajm� ksi�dza, a potem mo�e
i na obiad zabior�, to i wr�c� z
niczym - pomy�la�.
Gdy przyszed� do ko�cio�a,
dworski zaprz�g sta� u bramy,
wewn�trz ksi�dz msz� �a�obn�
odprawia�; w pierwszej �awce
siedzieli pa�stwo i piastunka z
dzieckiem, kt�re ha�a�liwie
objawia�o swe niezadowolenie, �e
musi czeka�. Gedrasowa znajda,
przeciwnie, zachowywa�a si�
cicho, �e a� uchyli� poduszki,
wci�� niespokojny, czy �yje, a
potem pokl�kn�� w k�cie i cisn�c
sw� jedyn� r�k� dziecko i czapk�
do piersi, stara� si� modli�.
Ale nie m�g�. By�o mu
straszno w ko�ciele, czego�
si� ba�, czego� si� wstydzi�,
czego� strasznie oczekiwa�,
chcia�by ucieka�, sko�czy�, by�
sam w swej izbie.
Ksi�dz msz� sko�czy�,
przeszed� do zakrystii, ruszyli
si� pa�stwo z panienk�, on wci��
kl�cza�, nie �miej�c i��, nie
wiedz�c, co robi�.
Zakrystian wyszed� na ko�ci�,
rozejrza� si� i pr�dko do niego
podszed�.
- Czemu nie idziesz? Ksi�dz
czeka, pyta� o ciebie.
Gedras tedy poszed� i znowu w
zakrystii u progu stan��.
Pa�stwo ju� byli uszykowani.
Matka chrzestna, m�oda,
strojna panienka, trzyma�a ju�
niemowl�, rozmawiaj�c szeptem po
francusku z kumem. By� to brat
pani, �w doktor, kt�rego Gedras
widzia� poprzedniego rana przy
trupie w swojej izbie. Nieco
opodal dwoje znajomych mu
fabrykant�w sta�o od�wi�tnie
ubranych; kobieta mia�a tak�e
niemowl� na r�ku. Wszyscy
obejrzeli si� na niego, bo
ksi�dz w�a�nie w tej chwili
skin�� na�.
- Chod��e bli�ej!
Pa�stwo si� usun�li,
fabrykanci co� poszeptali ze
sob�.
- Ch�opak? - spyta� ksi�dz.
- Dziewczynka - odpar� cicho.
Tedy si� ksi�dz obejrza�,
skin�� na wystrojon� Jankowsk�,
piastunk� panienki.
- Potrzymajcie z nim -
rozkaza� kr�tko, bior�c do r�k
ksi��k� i rozpoczynaj�c
ceremoni�.
Jankowska poczerwienia�a,
otworzy�a usta, ale bez protestu
wzi�a znajd� na r�ce.
- Jakie imi�? - spyta� ksi�dz
Gedrasa.
- Maria.
- Jakie imi�? - spyta�
panienki.
Zawaha�a si�, ale mia�a
polecenie rodzic�w.
- Maria - szepn�a.
Zwr�ci� si� do fabrykant�w.
- Jakie imi�?
Spojrzeli po sobie.
- Jakie dobrodziej raczy -
odpar�a kobieta.
- Niech�e wszystkie Marii
s�u��!
Zwr�ci� si� do pa�stwa,
dodaj�c z u�miechem:
- Ta si� najg�o�niej dopomina.
Od niej zaczniemy.
Ale panienka i po chrzcie nie
umilk�a. Wi�c ksi�dz spiesznie
przeszed� do znajdy, aby rychlej
Jankowsk� uwolni�, a gdy Gedras
na powr�t dziecko z r�k jej
odebra�, rzek� mu:
- Zaczekaj.
Dokt�r w imieniu szwagra
zaprosi� proboszcza na obiad do
fabryki i pa�stwo odeszli,
unosz�c krzykliw� chrze�ijank�.
- A to czyje? - spyta� ksi�dz
fabrykant�w.
Kobieta rezolutniejsza zabra�a
g�os:
- A to, prosz� dobrodzieja,
tej J�zi, mechanik�wny. U nas
ona le�y, bo rodzice wyp�dzili,
wi�c uprosi�a nas, �eby�my do
sakramentu doprowadzili. Ale to
nic z tego nie b�dzie, to zemrze
pewnie, ledwie ju� zipie.
Ksi�dz dalej nie pyta�,
ceremonii dokona�, fabrykanci
wyszli. Wtedy skin�� na Gedrasa.
- Wst�p przed wieczorem do
mnie na plebani�. Spiszemy akt
zgonu matki i metryk� dziecka.
Gedras po�o�y� dziecko na
�awie, doby� woreczek z
pieni�dzmi. Ksi�dz go ruchem
r�ki powstrzyma�.
- To potem, a� wszystko b�dzie
w porz�dku. Niech ci si� zdrowo
chowa tymczasem!
U�miechn�� si� i doda�
�artobliwie:
- Dobr� ci dobra�em kum�, co?
Ja ju� i nadal jej obowi�zki
przypomn�. Pomo�e ci w chowaniu.
No, co? Przyjdziesz do mnie? Nie
straszno tutaj?
- Przyjd� - odpar� Gedras
oszo�omiony.
Ale gdy wraca�, opad� go l�k
tego rozkazu ksi�dza, zbudzi�a
si� nieufno��, wahanie.
- Po co mi przyj�� kaza�? Po
co te papiery dla dziewczyny, po
co �lad, kim ona jest? Wychowam
j� sobie za w�asne. Co komu do
niej?
A potem poczu� fizyczne
zm�czenie ostatnich chwil, ch��
spoczynku, jad�a, snu przed
nocn� s�u�b�, a wreszcie opad�y
go troski o gro�b� rz�dcy,
zawzi�to�� na z�odzieja, �al
kary pi�ciorublowej i
zdecydowa�, �e p�jdzie do
ksi�dza, ale potem, kiedy�...
Wr�ci� do domu i od razu
dowiedzia� si� od gadatliwej
ogrodnikowej, �e i pa�stwo, i
Jankowska oburzeni s� na niego,
�e si� wcisn�� zuchwale do
zakrystii i wywo�a� tak�
kompromitacj�.
- Wygoni� ci� niezawodnie -
zdecydowa�a odchodz�c. - Jak�e
mo�na cisn�� si� mi�dzy ludzi z
takim dzieckiem?
- A to� i mechanikowej J�zi
przynie�li - rzek�. - Mnie
ksi�dz sam zawo�a�. Kaza�.
- G�upi�. Trzeba sw�j rozum
mie�. Co teraz zrobisz, jak ci�
wygoni�?
Tego i Gedras nie wiedzia�,
cho� ca�y dzie� nad tym
przemy�la�, cho� mu to my�lenie
nie da�o zasn�� ani je��.
Pod wiecz�r zjecha�o si� do
pa�acu wi�cej go�ci, chrzciny
zapowiada�y si� hucznie. Mia� t�
tylko pociech�, �e o nim nikt na
razie nie my�la� i nawet rz�dca
nie zdawa� si� go uwa�a�, gdy o
zwyk�ej porze przyszed� po
klucze. Noc by�a bardzo cicha i
ciep�a. Otucha jaka� wst�pi�a w
serce Gedrasa, gdy tak si� snu�
w tym �agodnym powietrzu i
s�ucha� ton�w muzyki z salon�w.
- Dobrze im, weso�o, �miej�
si�, ta�cz�, to i zapomn�. Na
oczy si� nie poka�� w dzie�, w
nocy spa� b�d� to i zapomn� -
pociesza� si�. - �eby to
wszystko tak zapomnie�. Co ja do
nich, �eby pami�tali? Nie trza
si� pokazywa�, nie trza, �eby i
dziecko widzieli. �eby� nie
p�aka�o g�o�no, to i kto o nim
si� dowie? �eby cho� zosta� na
miejscu i z�odzieja z�apa�.
Rozmy�la� i kombinowa�, snuj�c
si� jak widmo. Potem po p�nocy
poczu� zm�czenie, usiad� tedy
nie opodal pa�acu w cieniu, �eby
mu muzyka nie da�a si�
zdrzemn��, i zapatrzony w
o�wietlone okna, czuwa�.
Ci�gle w k�ko m�zg jego
pracowa� nad kwesti�: "wyp�dz�",
"nie wyp�dz�". Chwilami zdawa�
sobie spraw�, �e bardzo g�upio
post�pi�. Na szos� nie trzeba mu
by�o wygl�da�, kobiety nie
trzeba by�o ratowa�, no, i dzi�
w ko�ciele po co si� pcha�
"mi�dzy ludzi". Nie pi�, a
jak pijany odurza�.
Ale wnet bunt jaki� wzbiera� z
g��bi. Co on tym za krzywd� komu
zrobi�, co komu szkodzi to
dziecko, �e na nie pluj�? On nie
dopilnowa� magazynu, prawda,
osztrafowali go - s�uszna, ale
za co si� gniewaj�, �e do chrztu
dziecko przyni�s�, co z tago za
ha�ba panience albo Jankowskiej,
kiedy je przecie do Boga
przyni�s�. Wyp�dz� - mo�e, moc
maj�, a zreszt�, mo�e to ju�
takie i s�dzenie jego. Dziecko
wtedy zamrze na w��cz�dze.
Wiadomo, stary zmarnieje,
drobiazg dusz� wyzionie. No i
co? Znowu sam b�dzie.
Poderwa�o go. Wsta�, poszed�
do swej stancji. Dziecko
p�aka�o. Zapali� �wieczk�,
zagrza� mleka, pocz�� poi�.
Wyda�o mu si� takie ma�e,
w�t�e, niedo��ne.
- Nie b�dzie i ciebie -
szepn��, czuj�c, �e go co� za
gard�o d�awi, �e ma ch�� o
�cian� t�uc g�ow� z jakiej�
bezsilnej rozpaczy.
I znowu nie m�g� zrozumie�,
czy to �ycie, ten ledwie tlej�cy
kaganek, kt�ry mu los zes�a� w
doli, za�wieci mu w ciemno�ci,
poprowadzi do dnia, czy b�y�nie,
przemknie, zmia�d�y i zga�nie,
jak wtedy - ta maszyna.
Maszyna... Gedras oczy utkwi�
w p�omyk �wiecy i ze zgroz�
widzia� w pami�ci: noc, blask
lokomotywy, p�dz�cej z czarnej
g��bi - mgnienie - przelecia�a -
zgas�a w oddali.
- Ma�ka! - wyrwa�o mu si� z
j�kiem z gard�a.
Ockn�� si� na sw�j w�asny
g�os, wstrz�sn�� si� ca�y,
rozejrza� b��dnie po k�tach.
Podobna by�a izba, ale nie
tamta. Podobna by�a noc, ale nie
tamta. Tamto zmia�d�y�o
wszystko: j� na �mier� pr�dk�,
jego na d�ug� pokut�. Ju� to
przesz�o, tylko zapomnie� nie
mo�na, jak i naprawi� nie mo�na.
Dziecko wypi�o mleko, usn�o.
Gedras je przewin�� i na zwyk�ym
miejscu u pieca po�o�y�.
Potem przetar� r�k� czo�o i
szepn��:
- Mo�e by kto pos�ysza�, co mi
jest, l�ej by by�o, nie tak
straszno. Inni si� wygadaj� i
poweselej�, inni si� upij� i
zapomn�. Ja nie potrafi� gada�
i komu? Do ksi�dza p�j��,
rozgrzeszenia nie da pewnie.
Straszno. �ebym ja cho�
wiedzia�, czy to dziecko za kar�
mi dane, czy na przebaczenie. Ja
nie wiem, nie rozumiem.
II
Hilek rzeczywi�cie mosi�dz
ukrad�, ale si� nie bardzo tej
nocy ob�owi�, gdy� Lejzorowa,
utrzymuj�ca szynk, dom zabaw,
zajmuj�ca si� zarazem
paserstwem i str�czycielstwem,
da�a mu za t� zdobycz tylko trzy
ruble. Pieni�dze Hilek zaraz
nast�pnej nocy przehula� i
zostawi� w szynku, gdzie
baraszkowa� do rana z jakimi�
nieznajomymi trzema kobietami,
kt�re przyby�y statkiem z Kijowa
pod eskort� syna Lejzorowej. Gdy
przyszed� na robot�, dowiedzia�
si�, �e kradzie� ju�
spostrze�ono i �e osztrafowano
Gedrasa. To go ucieszy�o
niezmiernie.
- Ma pies za swoje - warkn�� z
triumfem.
Dalej za� nie rozmy�la� o tym
epizodzie swej z�odziejskiej
praktyki, bo by� spokojny, �e
si� uda�o, po wt�re senny by� i
przepity, a po trzecie, musia�
si� op�dza� zgrai m�odych
fabrykant�w, kt�rzy mu
dogadywali J�zi� mechanik�wn�.
W�r�d zgrzytu pilnik�w
�lusarni jeszcze zgrzytliwiej
rozlega�y si� ohydne koncepty,
dwuznaczniki, przezwiska,
spro�ne szczeg�y. Starsi
s�uchali oboj�tnie,
ch�opaki_wyrostki kszta�ci�y si�
w tej j�zykowej szermierce.
Hilek zrazu si� broni�, potem
zacz�� si� cynicznie �mia� i
dopowiada�.
Wreszcie temat zniecierpliwi�
nawet otrzaskanego z tym �yciem
i gwar� Nowika, seniora
�lusarzy.
- Pyska by� tak nie
rozpuszcza� - rzek� - a to
don