1832
Szczegóły |
Tytuł |
1832 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
1832 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 1832 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
1832 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Marek Nowakowski
Portret artysty
z czasu dojrza�o�ci
Tom
Ca�o�� w tomach
Polski Zwi�zek Niewidomych
Zak�ad Wydawnictw i Nagra�
Warszawa 1991
T�oczono pismem punktowym
dla niewidomych
w drukarni PZN,
Warszawa, ul. Konwiktorska 9
Przedruk z wydawnictwa
"Iskry",
Warszawa 1987 r.
Pisa� J. Podstawka
Korekty dokona�y:
D. Jagie��o
i K. Kruk
Mongo�y
Kwaterowali u nas, a je�dzili
na Wol�. Wola p�on�a. Z naszego
domu wida� by�o �un�. M�wili w
miasteczku, �e tam, na Woli,
gwa�c� i rabuj�. Karolek
Bilardzista, kt�ry noc�
przyprowadzi� stamt�d swoj�
rodzin�, widzia� w gruzach
martw� kobiet� z odci�tymi
piersiami. To zrobili oni. My,
paka Janka Piechura z Bud,
patrzyli�my na nich z
ciekawo�ci�. Wszyscy w papachach
wygl�dali jak zro�ni�ci ze
swoimi kud�atymi konikami.
Wracali szos� od wiaduktu,
skr�cali w ulic� Pi�sudskiego.
Tak si� kolebali na tych swoich
konikach, karabiny przewieszone
przez pier�, niekt�rzy mieli
szable u pasa, te szable
podzwania�y obijaj�c si� o
ostrogi. Rozmawiali ze sob�
gard�ow�, niezrozumia�� mow�,
twarze mieli �niade, oczy
sko�ne, w�skie, a w�osy czarne,
sztywne jak ko�skie ogony.
Mongo�y. Tak na nich m�wiono. Z
Woli zawsze wracali ob�adowani
rozmaitym dobytkiem, r�ce opi�te
a� do �okci zegarkami, palce
pob�yskiwa�y od pier�cionk�w i
sygnet�w. Widzia�em te� jednego,
co budzik sobie powiesi� na
szyi. Zrabowany dobytek wpychali
przewa�nie w czerwone poduszki,
kt�re opr�niali z pierza
ci�ciami szabel i przytraczali
do siode�. Zawsze jednak bia�e
k�aczki wirowa�y ko�o nich i
osiada�y na papachach i ko�skich
grzywach.
Wieczorem, napoiwszy konie i
pu�ciwszy je na ogrodzony placyk
przy piekarni pana Rappa,
wybierali si� na targ i tam
zaczyna� si� handel. Wszystko
mo�na by�o od nich kupi� za
spirytus i bimber. Przekupki z
targu dobrze wychodzi�y na tym
handlu. Nale�a�o tylko bardzo na
nich uwa�a�. Oni byli
nieobliczalni. Te przekupki
przewa�nie handlowa�y z
Mongo�ami pod opiek� swoich
ch�op�w. Niejeden z nich �ciska�
za pazuch� siekier� lub tasak. Z
ka�d� samotn� kobiet� rozmaicie
mog�o si� wydarzy�. Lucyn�, t�
�adn� kelnerk� z "Wenecji",
z�apali wieczorem, jak wraca�a
do domu. Trzech ich by�o i z
ka�dym musia�a po kolei. Dw�ch
wykr�ca�o jej r�ce, trzeci
przyciska� usta d�oni�, �eby nie
wrzeszcza�a i robili swoje.
M�wili u nas w miasteczku, �e i
tak mia�a szcz�cie. Oni po
wszystkim lubili przygwo�dzi� do
ziemi bagnetem i tak zostawi�.
Tam, na Woli, pe�no takich
przygwo�d�onych kobiet. Starsi
ch�opcy, co "kit�" odwalali z
poci�g�w, wybierali si� czasem
na Wol�, myszkowali w�r�d ruin i
opuszczonych mieszka� i rozmaite
rzeczy tam widzieli.
Taki Olek Kraczoch tylko
spluwa� na widok ka�dego Mongo�a
i �egna� si� zamaszy�cie.
Nie tylko m�ode kobiety by�y
przy nich w niebezpiecze�stwie.
Star� Koczkow� te� dopadli.
Babka to przecie�, dw�ch wnuk�w
ju� mia�a, a oni do niej. Stara
Koczkowa narobi�a wielkiego
wrzasku. Zdarzenie to mia�o
miejsce blisko posterunku
�andarmerii. Zapali�y si�
�wiat�a. Na ulic� wybiegli
Niemcy. Jeden nawt strzeli�.
Wtedy oni uciekli.
A jak pohandlowali sobie na
targu, odchodzili z flaszkami i
ba�kami do parku, gdzie przed
pa�acykiem Koelichena rozpalali
ognisko. Piekli mi�so nadziane
na d�ugi drut i dw�ch
nieustannie obraca�o ten drut.
Siedzieli kr�giem, kurzyli
machork�, poci�gali spirytus z
butelki, albo wprost z
blaszanego kanistra, i �piewali
rzewnie, tak zawodz�co, inaczej
ni� wszystko, co s�yszeli�my
dot�d. W tych swoich wielkich
papachach, podwin�wszy nogi pod
siebie, ko�ysali si� w takt
melodii i �piewali, czasem
rytmicznie klaskali w d�onie.
My, ch�opcy z paki Janka
Piechura z Bud, podchodzili�my
do ogniska jak urzeczeni. Oni
lubili dzieci. Zapraszali nas,
go�cinnie cz�stowali pieczon�,
pachn�c� dymem baranin� i m�wili
pieszczotliwie: "malczyk",
"kinder" albo jeszcze tak jako�.
Tylko dziewczynki musia�y
uwa�a�. Oni chyba nie
rozr�niali wieku. Zezowat�
Jad�k� od Fr�czak�w zwabili
czekolad� i tak szczypa� i
g�aska� zacz�li, jeden ju� jej
zadziera� sukienk�. Ledwo
Fr�czak, kt�ry mia� sodowiarni�
i oni cz�sto pili u niego,
zd��y� dopa�� do nich i
odepchn�� tego, co zadziera�
Jad�ce sukienk�.
- Dziewczonka... - zacz�� im
t�umaczy� i r�ce mu si�
trz�s�y. Rozstawi� palce
pokazuj�c, �e ona ma tylko osiem
lat.
Z sodowiarni wybieg�a
Fr�czakowa z litrow� flach�
bimbru. Wtedy zostawili Jad�k� i
zaj�li si� bimbrem. Ale nam,
ch�opcom, nic z�ego z ich strony
nie grozi�o. Przy ognisku
pozna�em si� z jednym Mongo�em.
Mia� szabl� na ozdobnych,
nabijanych srebrem pasach i
spodnie z czerwonymi lampasami.
Wysypa� mi na d�o� gar��
cukierk�w.
- Bonbon - powiedzia� i w
u�miechu �ysn�� jak Murzyn
bia�kami.
Na migi da� mi do zrozumienia,
�e te� ma syna. A nazywa� si�
tak jako�, Girej_ogi czy co�,
nie zrozumia�em dok�adnie. Wtedy
to w odblasku ognia pokaza� mi
krzy� z Panem Jezusem. Ten krzy�
sta� przy samym pa�acyku. Wiatr
poruszy� ogniem, k��b dymu
zasnu� krzy� i w ostatnim
przeb�ysku twarz tego Mongo�a,
dzika, straszna. Odruchowo
prze�egna�em si�. Czu�em si�
troch� jak w towarzystwie
diab�a. Poci�ga� co prawda, ale
by� te� strach. Mongo� pokiwa�
ze zrozumieniem g�ow�, zacmoka�,
d�o� przy�o�y� do serca i
powiedzia� "Allach!"
Opowiedzia�em o tym Jankowi
Piechurowi z Bud.
- Tak jest - rzek� - zgadza
si�. - Ten ich B�g nazywa si�
�ach.
�mieli�my si�, �e tak si�
nazywa ten ich B�g. �ach.
- Mongo�y - spluwa� Olek
Kraczoch, co chodzi� na "kit�" -
co oni mog� mie� za wiar�. M�j
stary m�wi, �e to psia wiara.
Mimo to chcia�em jeszcze
zobaczy� tego Girej_ogi, czy jak
go tam. W nast�pny wiecz�r znowu
poszed�em do ogniska. Ale nie
mog�em go pozna�. Wszystkie
twarze by�y jednakowe. Siedzieli
wok� ogniska z podwini�tymi
nogami. Wystaj�ce ko�ci
policzkowe i w�skie, sko�ne
oczy, a na czo�ach nisko
nasuni�te papachy. Nie
zobaczy�em ju� nigdy wi�cej tego
Girej_ogi.
Rankami przed wyjazdem na Wol�
oni przewa�nie pili bimber w
sodowiarni pana Fr�czaka.
Podobno p�acili nie tylko
pieni�dzmi, ale pier�cionkami,
obr�czkami i monetami ze z�ota.
- Jak si� dobrze rozgrzej�...
- opowiada� ojcu pan Fr�czak -
to nawet da rad� zarobi�, nie
powiem, tylko ryzyko paskudne.
Nie wiadomo, co im strzeli do
g�owy - wzdycha� pan Fr�czak i
puka� przes�dnie trzy razy w
niemalowane drewno.
Z jego sodowiarni cz�sto
dochodzi�y wrzaski, �miech,
jakby wycie. Stawali�my od ty�u
tej wpadni�tej w ziemi�, byle
jak skleconej z desek, budy i
s�uchali�my w napi�ciu. Kiedy�
dw�ch pijanych Mongo��w
wytoczy�o si� po schodkach i z
szablami na siebie... Dopiero
jaki� starszy rang� wjecha�
koniem mi�dzy nich, siek�c po
twarzach do krwi nahaj�. A ich
konie zawsze sta�y uwi�zane do
p�otu i skuba�y rzadk�, pokryt�
kurzem traw�. Te konie te�
dzikie takie: jeden zar�a�,
wyszczerzy� ��te z�by i rzuci�
si� za mn�. Kr�tko by� uwi�zany
i tylko tr�ci� mnie mokrym
pyskiem w rami�. Wtedy te� Janek
Piechur z Bud odwi�za� od p�otu
takiego kosmatego, mongolskiego
konika. Wal�c ga��zi� po k��bach
i krzycz�c przenikliwie, pogna�
go w stron� glinianki. Konik
rozbryka� si�, pop�dzi� jak
oszala�y i wierzga� tylnymi
nogami, a� iskry sz�y z bruku. Z
sodowiarni wypad� Mongo�,
rozgl�da� si� chwil�, zaraz
�ci�gn�� karabin i zacz��
strzela� na o�lep. Ludzie
chowali si� do bram, a on tak
strzela�. Wreszcie, kiedy ju�
nie mia� naboj�w i uspokoi� si�
troch�, to jeden inwalida
pokaza� mu, gdzie pobieg� jego
ko�. Ten kosmaty konik te� si�
uspokoi� i pas� si� na ��ce
mi�dzy gliniank� zwan� Oceanem,
a t� drug� przy szkole.
Oni bardzo dbali o konie,
czy�cili je zgrzeb�em, ogl�dali
kopyta i okrywali derkami po
ka�dym powrocie z Woli, klepali
po karku i delikatnie muskali w
chrapy. Te konie te� ich lubi�y,
za jednym, kiedy zagwizda�, ko�
szed� jak pies. Wi�c jak te
konie ob�adowali rabunkiem, to
nawet z nich zsiadali. Kiedy
zn�w tam, na Woli, za ma�o
zdo�ali si� ob�owi�, to
potrafili, ju� po naszej stronie
tor�w, wpa�� do jakiego� domu,
przystawi� gospodarzowi karabin
do piersi albo szabl� pod gard�o
i wrzeszcze� dziko. I zabierali
wtedy co b�d�. A jak wypili
wi�cej albo z�y humor ich
naszed�, mogli taki dom
podpali�. Mongo�y. Kobiety ba�y
si� ich jak ognia. Chocia�
bywa�y w naszym miasteczku
takie, co same do nich lgn�y.
W "Pekinie" mieszka�y Trzy
Siostry. Pan Fr�czak opowiada� w
"Wenecji" przy bilardzie, �e i
przed wojn� ca�y komisariat
policji granatowej do nich
zachodzi�. Trzy Siostry
przyjmowa�y Mongo��w. Z okna ich
mieszkania do p�na w noc
rozbrzmiewa�o dzwonienie szk�a i
sm�tne pie�ni w niezrozumia�ym
j�zyku. Raz taki bal z Mongo�ami
przeci�gn�� si� a� do dnia i my,
ch�opcy z paki Janka Piechura z
Bud, czaili�my si� w �opianach
przy kom�rkach na w�giel,
patrz�c bacznie w trzecie okno
na parterze. I zobaczyli�my
kobiet� zwr�con� plecami do okna
w samej tylko koszuli, i
ob�apia�y jej plecy �ylaste
d�onie. Ona oparta o parapet
ko�ysa�a si�, zrazu miarowo,
p�niej coraz gwa�towniej i zza
jej plec�w wynurzy�a si� twarz
Mongo�a z zamkni�tymi oczyma i
bia�ymi z�bami, kt�rymi
przygryza� sobie wargi. Widok
by� straszny i porywaj�cy.
Doniczka z pelargoni� spad�a
wtedy z parapetu. Ale kt�ra to
by�a z tych Trzech Si�str? Na
to pytanie nie mogli�my
odpowiedzie�. Janek Piechur z
Bud pr�bowa� p�niej odgadn�� z
ich d�oni. Je�eli zobaczy jaki�
pier�cionek lub zegarek,
znaczy�o to b�dzie - w�a�nie ta!
Jednak wszystkie trzy mia�y
zegarki i wszystkie mia�y
pier�cionki. Janek Piechur z Bud
doszed� do wniosku, �e wszystkie
one kolejno z Mongo�em.
Murarz Sierotnik opowiada�, �e
tam, na Woli, kobietom palce
odr�buj� szablami, kiedy
pier�cionka czy obr�czki
�ci�gn�� nie mog�.
- Tacy zawzi�ci... jak za cara
Miko�aja, co mia� wielkie jaja -
ko�czy� swoim niezmiennym rymem
murarz Sierotnik i toczy� si�
rozkolebanym krokiem ulic�
Ko�ciuszki. Zatrzymywa� si�
jeszcze raz i patrzy� tam
daleko, gdzie dymi�a Wola.
My, ch�opcy z paki Janka
Piechura z Bud, bawi�c si� w
powsta�c�w i Niemc�w ko�o
szcz�liwickiej wagonowni,
zobaczyli�my, jak Mongo� koz�
zabra� g�upkowatej Wilczy�skiej.
Pasa�a ona koz� na nasypie
kolejowym. Mongo� szed� sobie
piechot�. R�ce za�o�one do ty�u,
jakby spacerowa�. Zatrzyma� si�
i popatrzy� na koz�. Podszed� do
g�upiej, wyrwa� jej z d�oni
postronek i poci�gn�� koz� za
sob�.
Ta Wilczy�ska rozp�aka�a si� i
obejmuj�c go za buty, wo�a�a:
"Ojczulku, nie zabierajcie
jedynej mojej �ywicielki!"
Odkopa� j� buciorem i z�by
z�owrogo wyszczerzy�. Koza te�
mu si� opiera�a i pobekiwa�a
sm�tnie. Wtedy wyci�gn�� zza
cholewy granat i tak postukuj�c
j� granatem po ko�cistym zadzie
zmusza� do pos�usze�stwa. My,
paka Janka Piechura z Bud,
kryj�c si� po krzakach,
pod��yli�my za nim. Doszed� do
stacji z koz�. Akurat z
dworcowego bufetu Dziadka
wynurzy� si� ten Pesel, co
pracowa� na poczcie. Chudy,
malutki i ostatnio rzadk� br�dk�
sobie zapu�ci�. Mongo� ju� go
mija�. Przystan��, tak
przeci�gle na niego patrzy�, i
"komm!" zawo�a�. Pesel zblad�.
On najbardziej obawia� si�
Mongo��w. Nieraz s�ysza�em, jak
powiada� do ojca: "Azja!...
panie szanowny, najgorsza
plaga!"
I ten Mongo� wcisn�� mu
postronek. Kaza� prowadzi� koz�.
Tak szli Ko�ciuszki ulic�. Pesel
ci�gn�� koz�, za nim Mongo�
obt�ukiwa� j� granatem po
ko�cistym zadzie. Ludzie
wygl�dali z okien, gromadzili
si� w bramach. Wszyscy si�
�mieli. Mongo� te� si� u�miecha�
do ludzi i macha� im �yczliwie
r�k�.
- Mia�em dusz� na ramieniu...
- zwierza� si� potem Pesel ojcu.
- Konspiracyjna bibu�a w
kieszeni, a tu taka heca, pan
szanowny rozumie!
Ojciec z trudem dusi� �miech i
kiwa� gorliwie g�ow�. Ten Pesel
z rzadk� br�dk� i koza z t�
swoj� kozi� br�dk�. Ojciec by�
przekonany, �e konspiracyjna
bibu�a zosta�a wymy�lona przez
Pesela dla podreperowania
o�mieszonego autorytetu.
Ostani raz widzia�em Mongo��w
w niedziel�. Ko�ysali si� na
swoich kud�atych konikach i
spogl�dali czarnymi,
nieprzeniknionymi oczyma przed
siebie. Pod��ali tym razem ju�
nie na Wol�, skierowali si�
bowiem do krakowskiej szosy.
Pr�bowa�em ich wtedy policzy�.
Doszed�em do stu dwudziestu i
konie ruszy�y galopem. Dalej
ju� liczy� nie mog�em.
Opuszczali nasze miasteczko.
A p�niej �ona Felka Piaskarza
urodzi�a dziecko. M�wili u nas,
�e z Mongo�a. Jej m�� siedzia� w
obozie i ten ch�opak, kt�ry si�
urodzi�, niepodobny by� wcale do
dw�ch jego jasnow�osych syn�w.
�niady, w�skooki, z czarnymi jak
drut w�osami. Po wojnie Felek
Piaskarz powr�ci� szcz�liwie z
obozu i przez d�ugi czas
wieczorem t�uk� zawzi�cie swoj�
bab�, a na tego ma�ego patrzy�
jak na zaraz�. Raz nawet chwyci�
go za n�k� i chcia� nim o
�cian�. Ledwie go przytrzymali
s�siedzi. W ko�cu si�
przyzwyczai� i nawet tego
ma�ego, czarniawego polubi�. Ten
ma�y, Nunek przez matk� zwany,
jego te�. Chodzi� za nim jak
psiak. Chowa� si� zdrowo i
dobrze. Ju� jako siedmioletni
ch�opaczek zacz�� prym wodzi�
w�r�d swoich r�wie�nik�w i nikt
si� nie o�mieli� "Mongo�!" wo�a�
na niego. Bi� za to przezwisko
bez opami�tania.
(1974)
Ady to Niemcy...
Stara Kaczorkowa mieszka�a na
Wygwizdowie, kolonii pod lasem.
Las nazywa� si� Serwitut. W
nazwie pozosta�o�� z dawnych
ch�opsko_dworskich czas�w. Z
lasu wypadali do wsi partyzanci.
Ogolili Kwiatkowsk�, wdow� po
rozstrzelanym so�tysie. Ona
�ajdaczy�a si� z Niemcami.
M�ynarza z Rogowa o�wiczyli
bykowcem. Przez tydzie� nie m�g�
siada� na ty�ku. Ale
najg�o�niejsza by�a akcja na
maj�tek. Maj�tek przed wojn�
stanowi� w�asno�� Agrilu. W
wojn� przeszed� pod zarz�d
niemiecki. Kwaterowa� tam pluton
rezerwist�w. Partyzanci atak
rozpocz�li o zmierzchu. Otoczyli
oficyn� i siekli po oknach
ogniem z erkaem�w. Rezerwi�ci
bronili si� niemrawo i szybko
wywiesili bia�� p�acht�.
Partyzanci odebrali im bro� i
pu�cili wolno. Podpaliwszy
�pichlerz, odeszli do lasu,
gnaj�c stado kr�w i kilka koni.
Wygwizd�w podejrzany by� o
konszachty z lasem. Nast�pnego
dnia przybyli na ci�ar�wkach
�andarmi i otoczyli te kilka
zagr�d pod Serwitutem. Dowodzi�
wysoki, elegancki oficer w
binoklach. Binokle mia� w z�otej
oprawie i w s�o�cu szed� od nich
blask.
Tak go zapami�ta� Piotrek,
siedmioletni wnuk Kaczorkowej.
�andarmi rozbiegli si� po
obej�ciach jak sfora w�ciek�ych
ps�w. W cha�upie Kaczork�w
tupotali po strychu, zajrzeli do
piwniczki. Bagnetami ryli w
beczce z kwaszon� kapust�.
Wywalili ubrania z szafy,
wyt�ukli talerze z kuchennego
kredensu. Stara Kaczorkowa
siedzia�a na przypiecku i
wodzi�a za Niemcami wzrokiem bez
wyrazu. Wygl�da�a jak le�na
czarownica. W�osy w siwych,
skudlonych kosmykach, twarz jak
br�zowa ziemia wyschni�ta z
braku wody, poryta sieci�
ostrych zmarszczek.
Nas, ch�opc�w, zawsze
fascynowa� spos�b, w jaki ona
siusia�a. Cz�apa�a wspieraj�c
si� kosturem, nagle przystawa�a
i rozstawiwszy szeroko nogi
oddawa�a mocz na stoj�co. Nieraz
skradali�my si� za ni�
godzinami, czekaj�c cierpliwie
na ten moment.
Podczas rewizji o�ywi�a si�
dopiero, kiedy jeden z �andarm�w
wetkn�� bagnet w pierzyn�.
Sypia�a pod ni� zim� i latem.
Wbi� bagnet i przeci�gn�� z
rozmachem. Z czerwonej powleczki
posypa�o si� pierze.
R�wnocze�nie z wiruj�cym
ob�okiem bia�ego puchu organizm
starej Kaczorkowej zareagowa� w
spos�b spontaniczny i
bezwstydny. Z g��bi jej trzewi�w
wydoby� si� d�ugi, dono�ny
wiatr. Oficer w z�otych
binoklach drgn�� gwa�townie. Po
jego twarzy przebieg� grymas
obrzydzenia. Z pogard� popatrzy�
na staruch� skulon� na
przypiecku.
- Die Schweinehund! -
powiedzia�.
Kaczorek zawstydzi� si� za
matk�.
- Co wy! - wyszepta�. - Jak
tak mo�na?
- Ady to Niemcy - wymamrota�a,
nie spuszczaj�c wzroku z
rozprutej pierzyny.
Niemcy opu�cili cha�up�.
Kaczorek odetchn�� z ulg�. Nie
zajrzeli do sionki. Tam mia�
owini�ty w szmaty, naoliwiony
obrzynek. U s�siada znale�li
par� �usek po karabinowych
nabojach i to starczy�o. Ca��
rodzin� rozstrzelali pod p�otem,
a dom podpalili.
Zakurzy� machorkowego skr�ta i
z pewnym uznaniem popatrzy� na
matk�.
Ona za�, kl�cz�c, zagarnia�a
rozsypane pierze i na powr�t
wpycha�a do rozprutej powleczki.
(1984)
Sybir
Lejtnant Kola kwaterowa� w
domu wujka Mariana. Ludzie
m�wili, �e to jednostka Nkwd.
Poznawali po kolorze otok�w.
Zamieszka� w du�ym pokoju i
rankiem wybiega� na podw�rze.
Wyci�ga� �urawiem kube� wody ze
studni i oblewa� si� do pasa.
Prycha� i parska�. Potem
gimnastykowa� si� dla
rozgrzewki. Bursztyn wyskakiwa�
z budy na ca�� d�ugo�� �a�cucha
i oszczekiwa� go zajadle.
- Nu, sobaka! - wabi� go Kola.
- Nie bojsia! Ja swoj!
Po tygodniu pies ju� nie
szczeka� na jego widok. Ale
pog�aska� si� nie dawa�. Warcza�
gard�owo i tuli� uszy.
- Choroszaja sobaka - pochwali�
go lejtnant Kola. Nosi� d�ugie
buty z mi�kkiej sk�ry, marszczone
w harmonijk�. Bluz� �ci�ga�
mocno pasem, na piersi brz�cza�o
mu kilka medali na wst��eczkach.
Sto�owa� si� u nas. Ale nigdy
nie zapomnia� przynie��
prowiantu ze swojej oficerskiej
kantyny. Przynosi� w chlebaku
puszki tuszonki, smalcu,
ameryka�skie mas�o orzechowe. A
mnie raz podarowa� przysmak w
postaci czekolady. Oni mieli
takie rzeczy z ameryka�skich
dostaw.
Po posi�ku dzi�kowa� grzecznie
i nigdy nie omieszka� pochwali�
smaku potraw.
- Sowiet, ale umie si�
zachowa� - stwierdzi�a �ona
wujka Mariana.
Ciotka z Warszawy by�a tego
samego zdania.
- Nie mlaska ani nie siorbie.
Tylko babka milcza�a. Nawet
mrucza�a co� pod nosem. Ale ona
by�a uwa�ana za dziwaczk�.
M�czyzna z niego by�
postawny, o szerokiej,
dobrodusznej twarzy z zadartym
nosem.
- Nos ma ko�ciuszkowski -
za�mia� si� wujek Marian.
Raz, b�d�c po kieliszku,
powiedzia� mu o tym
podobie�stwie do naszego
bohatera narodowego. Lejtnant
Kola u�miechn�� si� i przytakn��
grzecznie.
- Kto to jest? - zapyta� po
chwili. - Kto� z waszej familii?
Wujek musia� by� po kilku
kieliszkach, gdy� mimo
ostrzegawczych spojrze� ciotek
wda� si� w bu�czuczn� opowie�� o
przewagach naczelnika Ko�ciuszki
nad Moskalami.
Lejtnant Kola ca�y czas
u�miecha� si�; p�niej
powiedzia� co� o carach
krwiopijcach, co gn�bili w�asny
nar�d i podbijali inne.
Wujek Marian, o�mielony jego
aprobat�, przeszed� nagle do
czas�w nowszych i zacz��
wywodzi� o wojnie z bolszewikami
w dwudziestym roku.
- Dali�my wam baty! -
o�wiadczy� jako uczestnik tamtej
kampanii.
Wtedy jego �ona kopn�a go pod
sto�em, a� st�kn�� z b�lu.
Popatrzy� na ni� z oburzeniem,
po chwili zrozumia� i zamilk�.
Wujek by� historykiem z
zami�owania i nieraz przepytywa�
mnie z historii wojen
szwedzkich, kozackich,
napoleo�skich i najnowszych.
Egzaminy wypada�y pomy�lnie i
stosunki mi�dzy nami uk�ada�y
si� po partnersku. Moja pasja do
historii narodzi�a si� podczas
d�ugiej choroby, kiedy to
zacz��em po�era� Szajnoch�,
Smole�skiego, Korzona, Kukiela i
Askenazego; wszystko, co
znalaz�em w bibliotece ojca.
Ale wobec lejtnanta Koli wujek
Marian zosta� poskromiony w swej
elokwencji historyka dziej�w
ojczystych.
- Co ty wygadujesz?! -
strofowa�y go ciotki. - Przecie�
to Sowiet, enkawudzista! Jeszcze
przyjd� po ciebie noc� i
zabior�...
- Na Sybir! - doko�czy�a
babka, kt�ra zdawa�a si� drzema�
dotychczas.
P�niej jednak wujek Marian
wpad� na chytry pomys� i mnie
zacz�� u�ywa� jako rzecznika
swych racji.
Niby przypadkowo wszczyna�em z
lejtnantem Kol� rozmow� na
tematy zasadnicze. Podoba�a mi
si� moja rola i stara�em si�,
jak mog�em. Zwykle przed kolacj�
wujowie (w tych pogwarkach bra�
te� udzia� wuj W�adys�aw)
przygotowywali mnie starannie i,
uzbrojony w szereg argument�w,
zaczyna�em na przyk�ad o
powstaniu warszawskim. Przede
wszystkim sz�o o post�j Armii
Czerwonej na linii Wis�y, kt�ry
trwa� do ko�ca powsta�czych
walk. Wujowie oczekiwali na
odpowied� lejtnanta w napi�ciu.
M�wi� o wymogach strategii,
oddalaniu si� od zaplecza i
konieczno�ci d�u�szego
przygotowania si� do nast�pnego
skoku.
Rozmawiali�my swoistym
wolapikiem polsko_rosyjskim,
zrozumia�ym dla obu stron.
Nast�pn� "zatrut� strza��" mia�o
by� pytanie o rok 1939 i n� w
plecy zadany nam ze Wschodu, jak
powiedzia� wujek Marian. Ale i
tym zast�pczym dyskusjom
po�o�y�y kres ciotki.
- G�upcy - rzek�a podniesionym
g�osem �ona wujka Mariana. - Czy
sobie wyobra�acie, �e on jest
tak naiwny i uwierzy, �e
dzieciak m�wi sam z siebie?
Wujek W�adys�aw, jako starszy
i bardziej do�wiadczony, od razu
przyzna� ciotce racj�.
Zapami�ta�em powiedzenie ciotki.
M�wi�a o niewyparzonym j�zyku
wujka Mariana. Mo�na by�o sobie
wyobrazi�, jak si� go wyparza we
wrz�tku.
Odt�d przy stole panowa�o
milczenie, przerywane jedynie
zdawkowymi uwagami o jedzeniu,
pogodzie itp. Lejtnant Kola
lubi� spogl�da� na szafkowy
zegar wisz�cy na �cianie.
Chwali� jego d�wi�k i
punktualno��, z jak� wahade�ka
wybija�y godziny. Zadziera�
g�ow� i s�ucha�.
Jeszcze by� epizod z jego
ordynansem Wani�. Przyni�s�
naszemu lejtnantowi
zapiecz�towany list. Spocony,
dysza�; musia� si� spieszy� z
tym meldunkiem. Lejtnant Kola
akurat jad� �niadanie. Ordynans
stan�� w progu kuchni. Mia�
twarz prostodusznego pastuszka z
sielskich obrazk�w. Ciotka z
Warszawy wr�czy�a mu kubek mleka
i kawa�ek chleba. Podzi�kowa� i
zacz�� pi� �apczywie. Wtedy
lejtnant Kola, nie unosz�c g�owy
znad sto�u, wrzasn�� co� po
rosyjsku. Ordynans pospiesznie
odstawi� kubek. Chleb zatrzyma�
w d�oni. Ponowny wrzask lejtnanta
pozbawi� go chleba. Tak zastyg�
wypr�ony w s�u�bowej postawie i
patrzy� gdzie� w g�r�.
- No tak - powiedzia�
jadowicie wujek Marian. - U nich
zawsze by�a wierchuszka i
swo�ocz.
A potem nast�pi�a ta pami�tna
noc. Obudzi�o mnie walenie do
drzwi, tupot krok�w, podniesione
g�osy.
Zerwa�em si� z ��ka i
uchyli�em drzwi kuchni. By�y tu
ciotki w koszulach nocnych.
Wujek Marian wci�ga� pospiesznie
buty. Babka z siwymi, cienkimi
jak mysie ogonki warkoczami.
Wszyscy otaczali kr�giem
pocztyliona Zieli�skiego.
- Wybieraj� jak z saka - m�wi�
zduszonym g�osem. - Maj� spis i
bior� wszystkich naszych. �aduj�
na ci�ar�wki i wio! A ten wasz
Kola kieruje ca�� akcj�. Znaczy
komandir. G�uchy na p�acz,
wszystko. Moja stara to po
r�kach chcia�a go ca�owa�, jak
brali naszego J�zia. A on
naganem ch�opaka pod �ebra i
"skoro, skoro!"...
- Gnaj� na Sybir! - odezwa�a
si� babka. Z�o�y�a d�onie i
zacz�a odmawia� litani� do
Matki Boskiej.
- Mamo, przesta�! - krzykn��
wujek Marian.
Ona jakby go wcale nie
s�ysza�a i zawodzi�a jeszcze
g�o�niej.
- Trzeba ostrzec W�adys�awa -
powiedzia�a ciotka z Warszawy i
narzuciwszy na koszul� p�aszcz
wybieg�a z domu.
Po cichu, na palcach wr�ci�em
do pokoju. Sybir - powtarza�em.
Wyobrazi�em sobie co� okropnego,
ponurego i jak piek�o. Z tym
Sybirem zapad�em w mocny sen.
Nast�pnego dnia lejtnant Kola
zbudzi� si� dopiero przed samym
po�udniem. Jak zwykle wybieg� do
studni. A Bursztyn wyszed� z
budy i zamacha� ogonem. Te�
polubi� ruskiego. Cz�sto
dostawa� od niego puszki z
resztkami konserw do wylizania.
Lejtnant Kola obla� si� wod� z
kub�a. Pryska� i parska�. Sta�em
z boku i patrzy�em na niego
pilnie. U�miechn�� si� do mnie.
Wyci�gn�� r�k�, chc�c zwichrzy�
mi w�osy. Odsun��em si� na
bezpieczn� odleg�o��. Popatrzy�
na mnie ze zdziwieniem. Co�
mrukn�� i ponownie obla� si�
wod�. Znacznie p�niej
dowiedzia�em si�, �e
wy�apywanych noc� akowc�w
umieszczono w obozie pod
Warszaw�. Pierwszy rzut zosta�
uwolniony przez ludzi z lasu.
Inne wywieziono bez przeszk�d
towarowymi poci�gami na Wsch�d.
(1987)
Album
Moja siostra opowiedzia�a o
tym dopiero po wojnie. Z Hank�
Nosk�wn� przyja�ni�a si� od
pi�tej klasy. Typowa za�y�o��
podlotk�w szybko wyrastaj�cych
ze swoich sukienek. Sekrety,
chichoty, li�ciki. Sam jak przez
mg�� przypominam sobie swoj�
niezdrow� ciekawo�� w
penetrowaniu ich tajemnic.
Pa�stwo Noskowie sprowadzili si�
do naszego miasteczka dwa lata
przed wojn�. Pan Nosek, wysoki,
barczysty m�czyzna z male�kim
w�sikiem, zawsze weso�y i
uprzejmy wobec kobiet; dla
ka�dej mia� jakie� mi�e s��wko i
cieszy� si� powszechn� sympati�.
By� komiwoja�erem manufaktury
tkanin we�nianych w Bielsku.
Ci�gle w rozjazdach i dom
odwiedza� niczym go��.
Gospodarstwem zajmowa�a si� pani
Noskowa, drobna, niepoka�na
kobieta. N�ka�y j� przer�ne
dolegliwo�ci, cz�sto przyk�ada�a
zimne kompresy na g�ow� i
wysy�a�a Hank� do sk�adu
aptecznego "Belladonna" po
proszki zwane kogutkami. Je�eli
m�� pojawia� si� w domu, to
niezmiennie wita�a go
omdlewaj�cym g�osem: "Alfredzie,
tak okropnie si� czuj�!..."
Pan Nosek pochyla� si� nad
��kiem, g�adzi� �on� czule po
ramieniu, ale jego twarz
pozostawa�a weso�a, a oczy jakby
czym� innym zaprz�tni�te.
W naszym miasteczku powiadano,
�e pa�stwo Noskowie s�
niedobran� par�.
- Musi j� zdradza� - nieraz
s�ysza�o si� rozmowy kobiet na
targu czy w kolejce pod sklepem
pana Fr�czaka. - Taki
przystojny, �ywotny m�czyzna, a
ona chucherko, skrzypeczki
wprost!
Moja siostra cz�sto bywa�a w
domu pa�stwa Nosk�w. Razem z
Hank� odrabia�y lekcje. I
zawsze m�wi�a o panu Nosku z
o�ywieniem i podziwem. Wszystkie
kobiety, stare czy m�ode, by�y
pod wp�ywem urok�w pana Noska.
Kasjerka z przystanku Ekd na
jego widok u�miecha�a si�
najpromienniej, jak umia�a, a
kelnerki w bufecie dworcowym "U
Dziadka" strzela�y do niego
zalotnymi oczyma. Nawet w
sklepie pana Fr�czaka, gdzie za
lad� siedzia�a jego z�a,
swarliwa �ona, mia� prawo
zakup�w poza kolejno�ci�.
- Zabiegany - burcza�a
Fr�czakowa. - Tak� ma prac�.
Musz� cz�owiekowi i�� na r�K�.
Pan Nosek ju� w drzwiach
przesy�a� jej �artobliwego
ca�usa d�oni�.
Siostra najch�tniej opowiada�a
o nag�ych powrotach pana Noska
do domu. Ju� na schodkach
rozbrzmiewa�o weso�e
pogwizdywanie. Szed� bardzo
szybko, w�a�ciwie bieg�.
- Nie umiem inaczej - m�wi�. -
Zawodowy nawyk.
Pod pach� d�wiga� pud�o, na
guziku p�aszcza uwieszone
mniejsze pude�ko, d�onie r�wnie�
zaj�te paczuszkami. Pan Nosek
nigdy nie wraca� bez prezent�w.
- Dla moich pa� - tak m�wi�.
A potem siostra wraz z Hank�
przymierza�y bluzki, czapeczki,
sweterki, kraciaste skarpety i
boty. Pan Nosek kupowa� jedynie
praktyczne prezenty.
- Trwa�o�� i u�yteczno�� -
m�wi� - oto podstawowe zalety.
Jak te we�ny bielskie!
Z upodobaniem prezentowa�
w�a�ciwo�ci materia��w firmy,
kt�rej by� komiwoja�erem.
Siadywa� te� na chwil� z
dziewcz�tami do sto�u. Pomaga� w
rozwi�zywaniu arytmetycznych
zada�, opowiada� anegdotki i
cz�stowa� s�odkim winem.
- Jak tam zdrowie naszej mamy?
- zapytywa� Hank�, oblekaj�c na
twarz zatroskan� min�. - Lepiej
si� czuje, biedactwo?
I zaraz �mia� si� do rozpuku,
wspominaj�c jakie� zabawne
zdarzenie ze swojej podr�y.
Wkr�tce zacz�a si� okupacja i
w naszym miasteczku pojawili si�
Niemcy. Pan Nosek nadal
wyje�d�a� i wpada� do domu
nieoczekiwanie, wnosz�c nastr�j
o�ywienia i weso�o�ci. Moja
siostra, tak samo jak przedtem,
co dzie� prawie odwiedza�a
Hank�; wykorzystuj�c
dolegliwo�ci pani Noskowej,
kt�ra k�ad�a si� wcze�nie do
��ka, zabawia�y si�
przymierzaniem jej garderoby.
Siostra opowiada�a p�niej z
przej�ciem o po�czochach z
cienkiego jak mgie�ka perlonu,
bucikach z w�owej sk�rki czy
futrzanych mufkach.
- Ostatnio... - a�
zach�ystywa�a si� nagle obudzon�
kobiec� zazdro�ci� - karaku�owe
futro jej przywi�z�!
Tych prezent�w przybywa�o
coraz wi�cej i by�y coraz
kosztowniejsze. Pan Nosek
je�dzi� teraz autem i baga�nik
zapchany by� paczkami. Hanka,
te� hojnie obdarowywana przez
ojca, zacz�a ju� grymasi� i
przebiera� w upominkach. Cz�sto
krzywi�a si� wzgardliwie i
powiada�a: "Gust mojego ojczulka
jest doprawdy w�tpliwy!" Albo
stylem dojrza�ej kobiety: "Ci
m�czy�ni nie maj� jednak
wyczucia rozmiaru. Patrz, to
przywi�z� dla mnie ojciec".
Pokaza�a mojej siostrze
niezwykle szykowny kostium
jesienny z angielskiej we�ny.
Niestety, zbyt obszerny.
- Przywozi i przywozi. Ale
wszystko musz� oddawa� do
krawcowej.
Moi rodzice dziwili si� nieco
rosn�cej zamo�no�ci pa�stwa
Nosk�w. U nas by� to bowiem czas
zaciskania pasa i donaszania
starych ubra�. Czasem moja
siostra zostwa�a na podwieczorku
u pa�stwa Nosk�w, gdzie
cz�stowano j� pomara�czami,
czekolad� firmy "Suchard" i
likierem Baczewskiego. Pan Nosek
tr�ca� si� z ni� kieliszkiem i
m�wi�:
- Wyrastasz, na moich oczach
wyrastasz, panienko! - A ko�czy�
mru��c oczy: - Nied�ugo wyfrunie
motylek z poczwarki.
Siostra czu�a wtedy gor�co
oblewaj�ce policzki i by�a
pewna, �e wygl�da okropnie,
czerwona jak burak. Zaraz pan
Nosek, spojrzawszy na zegarek,
zrywa� si� od sto�u. Zn�w musia�
wyje�d�a� w swoich interesach. I
Hanka, tym ostatnio u�ywanym
stylem dojrza�ej kobiety,
odzywa�a si� z dwuznacznym
u�miechem:
- Ten m�j papa pewnie u�ywa
sobie na tych rozjazdach
niebywale.
Tego pami�tnego popo�udnia
do�� szybko znudzi�y si�
odrabianiem lekcji. Hanka,
kl�cz�c, zaj�a si� robieniem
rz�s i szminkowaniem ust w
lustrze. A moja siostra
machinalnie przewraca�a stronice
albumu z fotografiami, kt�ry
le�a� na okr�g�ym stoliku.
Pierwsze stronice pe�ne
po��k�ych, owalnych zdj�� na
grubym kartonie. Z tych zdj��
spogl�da�y martwo stare kobiety
w chustkach i brodaci m�czy�ni
w surdutach, wspieraj�cy swoje
s�kate d�onie na laskach.
Pocz�tek wieku. O tym �wiadczy�y
secesyjne ornamenty oplataj�ce
owal zdj�� i t�oczone gotykiem
napisy. Domek w cieniu wysokich
drzew, na ko�le bryczki siedzi
m�czyzna w kapeluszu z
pi�rkiem. Czas ju� bli�szy. Obok
bryczki u�miechni�ty sztucznie
do obiektywu ch�opak w wojskowym
mundurze i rogatywce na g�owie.
Siostra, nie patrz�c,
przerzuci�a kilka stron.
Oboj�tnie zatrzyma�a wzrok na
niemowl�ciu w pieluszkach. M�oda
kobieta w d�ugiej balowej sukni.
Pani Noskowa. Tylko
u�miechni�ta, pogodna, z
kokieteryjn� grzywk� na czole.
Pan Nosek w sportowej koszuli
unosi w g�r� dziewczynk� z mysim
warkoczykiem. Chyba Hanka. Pan
Nosek wysiada z auta. Auto,
kt�rym teraz je�dzi. W dalszym
tle jaka� niewyra�na sylwetka.
To zdj�cie nie wysz�o. Zamazane.
Moja siostra zn�w przerzuci�a
kilka stronic. Plik nie
wklejonych zdj��. Rozsypuj� si�
mi�dzy stronicami. Ju� chcia�a
zamkn�� album. Unios�a drewnian�
ok�adk� z wyrze�bion� na niej
r�. Jeszcze spojrza�a na jedno
zdj�cie, kt�re przypadkiem
wysun�o si� ze stosu. Pochyli�a
g�ow� z obudzonym nagle
zainteresowaniem. Poch�d ludzi z
t�umokami i walizami. Zgarbieni,
spiesz� si� niezgrabnie, prawie
biegn�. Kobiety, m�czy�ni,
dzieci. Bardzo ostre zdj�cie.
Wykrzywione p�aczem usta
dziewczyny. Martwa twarz
brodatego starca. Kto� zas�ania
sobie oczy gestem znu�onej
udr�ki. Inne twarze. Zap�dzony
t�um. Na pierwszym planie ci, co
prowadz�, z pistoletami
maszynowymi wspartymi o uda,
rozkraczeni, czujni. Jeden
trzyma na smyczy spr�onego do
skoku wilczura. W�r�d nich pan
Nosek. Ale inny jaki�. W
sk�rzanej kurtce, wysokich
butach, w d�oni pejcz; w�a�nie
uchwycona chwila, kiedy pejczem
uderza po cholewie. Twarz bez
zwyk�ego u�miechu, skupiona.
Patrzy przed siebie surowo i
w�adczo. Omija wzrokiem ten
zap�dzony t�um. Na pewno pan
Nosek. Bardzo ostre, udane
zdj�cie. Siostra ni�ej pochyli�a
g�ow�. Wida� trupie g��wki
zdobi�ce wysokie czapki Niemc�w.
Male�ki w�sik pana Noska.
Sp�oszy� j� szelest od
toaletki. Gwa�townie unios�a
g�ow�. Hanka wpatrywa�a si� w
ni� czujnie.
- Co tam ogl�dasz?! - ostro
zabrzmia� jej g�os.
Od�o�y�a szmink�, usta mia�a
wymalowane bardzo jaskrawo.
Wsta�a z kl�czek i szybko
podbieg�a do okr�g�ego stolika.
- Co tam ogl�dasz? -
powt�rzy�a.
Chwyci�a siostr� za przegub
d�oni. By� to silny, brutalny
u�cisk. Ale siostra wyprzedzi�a
j� i jeszcze zd��y�a upu�ci� to
zdj�cie mi�dzy rozchylone
stronice albumu. Drug� woln�
r�k� zmiesza�a z innymi.
Spojrza�a z udanym zdziwieniem na
Hank�, a serce bi�o jej mocno,
g�ucho.
- O co ci chodzi? - zapyta�a.
Hanka pochyli�a si� nad
albumem. Gwa�townymi ruchami
przerzuca�a fotografie.
- Zobaczy�a� co� ciekawego? -
wpatrzy�a si� w ni�
przenikliwym, obcym wzrokiem.
Siostra spr�bowa�a u�miechn��
si�, ale tylko skrzywi�a usta.
Milcza�y. Nosk�wna zamkn�a
album. Moja siostra ziewn�a
nerwowo i zacz�a z nag�ym
o�ywieniem rozprawia� o czym�
b�ahym. Ale Hanka nie by�a ju�
taka jak przed chwil�: weso�a,
niefrasobliwa chichotka.
Skupiona, napi�ta. A co by�o
potem? Moja siostra ju�
dok�adnie nie pami�ta. Pod
pretekstem choroby i rozmaitych
obowi�zk�w bywa�a u pa�stwa
Nosk�w coraz rzadziej. Raz
jeszcze zobaczy�a pana Noska z
bliska. By�a u Hanki i
przygotowywa�y si� do klas�wki z
matematyki. Nagle przyjecha� pan
Nosek. W o�nie�onym futrze
wbieg� do sto�owego pokoju.
- Czo�em, dziewcz�ta! - by�
u�miechni�ty jak zwykle.
Szczypn�� Hank� w policzek.
Siostra wtuli�a si� w k�t
kanapy i ogarn�o j�
przera�enie. Nie patrzy�a na
niego wcale. Sta� tak blisko, a
ona nie unosi�a g�owy.
- No i jak idzie nauka, moje
panny? - zapyta�.
Hanka co� odpowiedzia�a. Moja
siostra nadal nie unosi�a g�owy.
Widzia�a tylko roztapiaj�cy si�
�nieg na ko�nierzu jego futra.
Dopiero kiedy wychodzi�,
o�mieli�a si� unie�� g�ow� i
rzuci� na niego kr�tkie
spojrzenie. Zobaczy�a go zn�w z
pejczem, kt�ry dotyka� cholewy
buta. Sp�oszy� j� wzrok Hanki i
szybko opu�ci�a g�ow�. Ci�gle
wydawa�o si� jej wtedy, �e w
oczach Hanki pojawia si�
natarczywe pytanie: Co tam
zobaczy�a�?
W domu jednak nigdy o tym nie
wspomnia�a ani jednym s�owem.
Nawet je�eli rodzice
zastanawiali si� nad zaj�ciami
pana Noska.
- M�tna persona - twierdzi�
ojciec.
Milcza�a.
- Ludzie rozmaicie o nim m�wi�
- to matka.
Te� milcza�a.
Ci��y�a jej ta wiedza z
fotografii. Ale z nikim nie
mog�a si� ni� podzieli�. Po
prostu nie mog�a. Znajomo�� z
Hank� sko�czy�a si� na szcz�cie
do�� szybko potem. Pewnego ranka
pod dom pa�stwa Nosk�w zajecha�a
ci�ar�wka. Tragarze wynosili z
mieszkania wielkie skrzynie na
pasach. Przeprowadzka. Wyjechali
gdzie� w nieznane. Hanka nie
przysz�a si� nawet po�egna�.
Moja siostra z ulg� odprowadzi�a
spojrzeniem oddalaj�c� si�
ci�ar�wk�.
* * *
By� to drugi powojenny rok i
siostra rozpocz�a studia na
uniwersytecie. Bardzo przej�ta
swoj� bia��, studenck� czapk� i
nowymi znajomo�ciami. Wraca�a
akurat z wieczornych zaj�� na
uczelni. W t�umie pod��aj�cym na
dworzec zobaczy�a Hank�
Nosk�wn�. Przyspieszy�a kroku.
Potr�caj�c przechodni�w, dotar�a
bli�ej.
- Hanka! - zawo�a�a.
Tamta obejrza�a si�
gwa�townie. Od razu pozna�a
siostr�. Ale w jej oczach nie
by�o rado�ci. Tylko zaskoczenie
i strach. Zacz�a odchodzi�
spiesznie. Prawie bieg�a.
- Hanka! - jeszcze raz
zawo�a�a moja siostra.
Tamta nie obejrza�a si�.
Znikn�a w t�umie. I cho�
siostra nadal rozgl�da�a si�
bacznie, to jednak nie odnalaz�a
jej ju�. Znikn�a bez �ladu.
Dopiero po tym przypadkowym
spotkaniu z Hank� Nosk�wn� moja
siostra opowiedzia�a o
wszystkim, co zdarzy�o si�
wcze�niej.
(1974)
Wujek Ka�asko
Powietrze dysza�o upa�em i
nawet k�piel w gliniance nie
dawa�a �adnej ulgi. Dopiero w
mieszkaniu ogarn�� przyjemny
ch��d. Otworzy�em drzwi ma�ego
pokoju i stan��em jak wryty.
Wujek Ka�asko pochyla� si� nad
��kiem. By� tylko w kalesonach,
kt�re zsun�y si� z bioder i tam
w dole zamajaczy�a sko�tuniona
siwa g�stwa. Zobaczy�em
podbrzusze jak u starego kocura
siwym futrem podszyte. Wujek
Ka�asko poderwa� g�ow� i szybkim
ruchem podci�gn�� te fa�dziste,
szerokie kalesony.
- Widzia�e� co�? - jedn� r�k�
przykry� to miejsce ni�ej
brzucha, a drug� podtrrzymywa�
kalesony.
- Nie - k�ama�em.
Przy jego przys�owiowej ju�
wstydliwo�ci to pytanie wcale
nie by�o zaskakuj�ce. Chwil�
spogl�da� na mnie. Min� mia�
bardzo niepewn�, �mieszn�.
Podszed� do okna i wraz z
chrz�stem zaci�ganej zas�ony
ciemno�� zapanowa�a w pokoju.
Jak zwykle szykowa� si� do
popo�udniowego odpoczynku.
Czy�by by� taki stary? Ta bia�a
plama w�os�w ci�gle sta�a mi
przed oczyma. Twarz mia� jednak
g�adk� i jego szare w�osy
uczesane z przedzia�kiem nie
znaczy�y si� ani jednym siwym
w�osem.
Tego samego dnia, tylko
wcze�niej, przechodz�c ko�o
altanki w ogr�dku, pos�ysza�em
g�os mojej matki. M�wi�a o wujku
i pani Jance.
- Nonsens - powiedzia� ojciec.
Pani Janka by�a przyjaci�k�
matki i chodzi�a w �a�obie. Trzy
lata temu umar� jej m��,
naczelnik miejscowej poczty.
- Gryzie si� biedactwo -
m�wi�a o niej matka - taka to
by�a dobrana para.
A wujek Ka�asko by� �o�nierzem
Andersa i niedawno wr�ci� z
Anglii. Wszyscy bardzo byli
ciekawi jego prze�y�. Jednak
kiedy go�cie moich rodzic�w
dopytywali si� o jego wojenne
przygody, szczeg�lnie pragn�c
opowie�ci o Monte Cassino, wujek
odpowiada� monosylabami, w
dodatku szeptem.
- Nie umie wyrazi� s�owami
tego, co prze�y� - uzna�a moja
matka.
Wujek Ka�asko mia� w rodzinie
opini� nie�mia�ego niedo��gi.
By�em zdziwiony, kiedy
przypadkiem zobaczy�em jego
wojenne odznaczenia, a w�r�d
nich Virtuti Militari.
Ale nic prawie nie powiedzia�
mi o okoliczno�ciach, w kt�rych
otrzyma� to odznaczenie.
- Eh, tego tam... - tak b�ka�
i duka�.
Niezgrabny, krzywonogi jak
kawalerzysta, z rzadkimi,
szarego koloru w�osami ulizanymi
w przedzia�ek. Jednak nie dosta�
tego Virtuti Militari za byle
co. Dobrze zapami�ta�em s�owa
Zenona Mordy, kt�remu zwierzy�em
si� z widoku siwego podbrzusza
wujka Ka�aski.
- Z prze�y�... - powiedzia�
Zenon Morda - jedni siwiej�
g�r�, inni do�em.
- Stary kawaler - m�wi�a moja
matka o wujku Ka�asce.
Lubi�em go. Traktowa� mnie jak
doros�ego i s�owem nawet nie
wspomnia� matce, �e pal�
papierosy w ubikacji. Cho� sam
nie pali�. Pot�pia� alkohol i
papierosy.
- Raczej nie przyzwyczajaj si�
do tych �wi�stw - tak tylko
powiedzia� i z lekkim wstr�tem
rozgoni� d�oni� ob�oczek z
papierosowego dymu.
Pani Janka, ta urocza os�bka,
jak m�wi�a moja matka, znalaz�a
si� w�r�d go�ci na imieninach
ojca, i wujek Ka�asko zosta�
posadzony po jej prawej stronie.
- Baw pani�, Franku - poleci�a
moja matka.
Pani Janka spojrza�a na niego
pow��czy�cie i palcami
przeczesa�a male�k� grzywk� na
czole. Wujek Ka�asko zmiesza�
si� wyra�nie, odwr�ci� od niej
wzrok i ze zdwojon� gorliwo�ci�
pocz�� podsuwa� jej p�miski z
potrawami.
Kuzyn matki, Staszek, wojenny
bohater rodziny, stroi�
b�aze�skie miny do wujka, a�
wreszcie niby to szeptem g�o�no
powiedzia�:
- Wujek, ruszaj si� �waw