1827

Szczegóły
Tytuł 1827
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

1827 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 1827 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

1827 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

tytu�:"Na skrzyd�ach or��w" autor: Ken follett Tom I Ca�o�� w tomach II Polski Zwi�zek Niewidomych Zak�ad Wydawnictw i Nagra� Warszawa 1992 Prze�o�y�: Robert Sta�y�ski T�oczono pismem punktowym dla niewidomych w Drukarni Pzn, Warszawa, ul. Konwiktorska 9 Przedruk z wydawnictwa "Amber Sp. z o.o.", Pozna� 1990 Pisa� J. Podstawka Korekty dokona�y: E. Chmielewska, i D. Jagie��o * * * "I jakom was nosi� niby na skrzyd�ach or��w, i przywiod�em was do siebie". "Exodus" 19, 4 * * * Uczestnicy zdarze� Dallas Ross Perot - prezes zarz�du korporacji Electronic Data Systems, Dallas, Teksas Mery Stauffer - prawa r�ka Perota T. J. Marquez - wicedyrektor Eds Mitch Hart - by�y dyrektor Eds, maj�cy znajomo�ci w Partii Demokratycznej Tom Walter - dyrektor finansowy Eds Tom Luce - za�o�yciel firmy prawniczej Hughes i Hill w Dallas Bill Gayden - dyrektor Eds World, zagranicznej filii Eds Mort Meyerson - wicedyrektor Eds Teheran Paul Chiapparone - kierownik ira�skiego oddzia�u Eds; Ruthie Chiapparone - jego �ona Bill Gaylord - zast�pca Paula; Emily Gaylord - �ona Billa Lloyd Briggs - drugi zast�pca Paula Rich Gallagher - asystent Paula ds. administracyjnych; Cathy Gallagher - �ona Richa; Buffy - jej pies Paul Bucha, poprzedni kierownik ira�skiego oddzia�u Eds, obecnie zamieszka�y w Pary�u Bob Young - kierownik oddzia�u Eds w Kuwejcie John Howell - prawnik z firmy Hughes i Hill Keane Taylor - kierownik Banku Omran Grupa Pp�k Arthur D. Bull Simons - dow�dca Jay Coburn - zast�pca dow�dcy Ron Davis - zwiadowca Ralph Boulware - strzelec Joe Poch~e - kierowca Clenn Jackson - kierowca Patt Sculley - os�ona Jim Schwebach - os�ona i materia�y wybuchowe Ira�czycy Abolhasan - zast�pca Lloyda Briggsa i najstarszy rang� ira�ski urz�dnik w Eds Majid - asystent Jaya Coburna; Fara - c�rka Majida Rashid, Sejjed, "Motocyklista" - wyszkoleni in�ynierowie Cholam - pracownik, podw�adny Jaya Coburna Hosain Dadgar - s�dzia �ledczy Ambasada Usa w Teheranie William Sullivan - ambasador Charles Naas - radca ambasady, zast�pca Sullivana Lou Goeltz - konsul generalny Bob Sorenson - urz�dnik ambasady Ali Jordan - Ira�czyk zatrudniony w ambasadzie Barry Rosen - attach~e prasowy Istambu� Mr. Fish - w�a�ciciel biura podr�y Ilsman - pracownik Mit, agent wywiadu tureckiego "Charlie Brown" - t�umacz Waszyngton Zbigniew Brzezi�ski - doradca prezydenta Usa ds. bezpiecze�stwa narodowego Cyrus Vance - sekretarz stanu David Newsom - podsekretarz w Departamencie Stanu Henry Precht - naczelnik Wydzia�u Ira�skiego w Departamencie Stanu Mark Ginsberg - ��cznik Bia�ego Domu i Departamentu Stanu Admira� Tom Moorer - poprzedni Szef Po��czonych Sztab�w Marynarki, Lotnictwa i Wojsk L�dowych * * * Od Autora Jest to prawdziwa opowie�� o ludziach oskar�onych o niepope�nione przest�pstwa, kt�rzy postanowili sami doj�� sprawiedliwo�ci. Kiedy ca�a sprawa sko�czy�a si�, uwik�ani w ni� ludzie zostali oczyszczeni przez s�d ze wszystkich stawianych im zarzut�w. W swej opowie�ci nie relacjonuj� przebiegu procesu, ale poniewa� w jego toku dowiedziono niewinno�ci bohater�w ksi��ki, w��czy�em do niej specjalny "Dodatek", zawieraj�cy fragmenty sentencji i uzasadnienia wyroku. W mojej opowie�ci pozwoli�em sobie nieco rozmin�� si� z prawd�. Niekt�rym osobom nada�em pseudonimy albo przezwiska, aby ochroni� je przed zemst� rz�du ira�skiego. S� to: Majid, Fara, Abolhasan, Mr. Fish, G��bokie Gard�o, Rashid, Motocyklista, Mehdi, Malek, Gholam, Sejjed oraz "Charlie Brown". Wszystkie pozosta�e nazwiska s� prawdziwe. Ponadto, odtwarzaj�c rozmowy sprzed trzech lub czterech lat, ludzie na og� nie s� w stanie dok�adnie przypomnie� sobie wszystkich u�ytych wtedy s��w; zreszt� wierny zapis rozmowy, ze wszystkimi gestami, przerwami i nie doko�czonymi zdaniami, wygl�da�by w druku niezrozumiale. Tote� dialogi w ksi��ce s� cz�ciowo wymy�lone, a cz�ciowo za� zrekonstruowane. Jednak�e zapis ka�dej rozmowy przedstawi�em przynajmniej jednemu z uczestnik�w - w celu dokonania poprawek i zatwierdzenia ostatecznej wersji. Wierz�, �e poza tymi dwoma wyj�tkami ka�de s�owo mojej opowie�ci jest prawdziwe. Nie jest to "beletryzacja", cho� nie jest to tak�e "ksi��ka faktograficzna". Niczego nie wymy�li�em. Wszystko, tu oczym przeczytacie, wydarzy�o si� naprawd�. * * * Rozdzia� pierwszy 1 Zacz�o si� to wszystko pi�tego grudnia 1978 roku. Jay Coburn, szef personelu oddzia�u ira�skiego korporacji Eds, siedzia� g��boko zatroskany w swoim biurze w najlepszej dzielnicy Teheranu. Biuro mie�ci�o si� w dwupi�trowym betonowym budynku znanym jako "Bukareszt" (poniewa� znajdowa� si� na skrzy�owaniu z ulic� Bukareszte�sk�). Coburn urz�dowa� na pierwszym pi�trze, w du�ym, jak na ameryka�skie standardy pokoju. By� tam parkiet, eleganckie drewniane biurko, na �cianie wisia� portret szacha. Siedz�c ty�em do okna, przez szklane drzwi Coburn obserwowa� przestronne pomieszczenia biurowe, w kt�rych jego pracownicy siedzieli przy telefonach i maszynach do pisania. Drzwi mia�y zas�ony, ale Coburn nigdy ich nie zaci�ga�. By�o zimno. Zawsze by�o zimno: tysi�ce Ira�czyk�w strajkowa�o, miasto cierpia�o na brak pr�du i prawie codziennie wy��czano ogrzewanie na kilka godzin. Coburn by� wysokim, barczystym m�czyzn�: pi�� st�p jedena�cie cali wzrostu i dwie�cie funt�w wagi. Jego rudobr�zowe w�osy by�y kr�tko przyci�te i starannie zaczesane z przedzia�kiem. Chocia� sko�czy� dopiero trzydzie�ci dwa lata, wygl�da� na czterdziestk�. Dopiero z bliska wida� by�o, �e jest znacznie m�odszy. Jego przystojn�, szerok�, szczer�, u�miechni�t� twarz zdobi� wyraz �wiadcz�cy o przedwczesnej dojrza�o�ci cz�owieka, kt�ry musia� zbyt szybko dorasta�. Przez ca�e �ycie Coburn d�wiga� na barkach ci�ar odpowiedzialno�ci. Jako ch�opiec pracowa� w kwiaciarni ojca. W wieku dwudziestu lat by� pilotem helikoptera w Wietnamie. Potem zosta� m�em i ojcem. A teraz by� szefem personelu, odpowiedzialnym za bezpiecze�stwo stu trzydziestu jeden ameryka�skich pracownik�w i ich dwustu dwudziestu krewnych, w mie�cie, kt�rym rz�dzi�a przemoc. Dzisiaj, tak jak ka�dego dnia, Coburn wydzwania� po ca�ym Teheranie, pr�buj�c si� dowiedzie�, gdzie toczy�y si� walki, gdzie wybuchn� nast�pne zamieszki i jakie s� prognozy na najbli�sze dni. Przynajmniej raz dziennie telefonowa� do ambasady Usa. W ambasadzie mie�ci�o si� biuro informacji czynne dwadzie�cia cztery godziny na dob�. Dzwonili tam z ca�ego miasta Amerykanie, �eby zawiadomi� o demonstracjach i zamieszkach, ambasada za� og�asza�a, kt�rej dzielnicy nale�y unika�. Ale kiedy chodzi�o o prognozy na przysz�o��, na ambasad�, zdaniem Coburna, niewiele mo�na by�o liczy�. Na cotygodniowych odprawach, na kt�re sumiennie ucz�szcza�, ci�gle mu powtarzano, �e Amerykanie powinni jak najrzadziej wychodzi� na ulic� i za wszelk� cen� unika� t�um�w. Niemniej jednak stwierdzano, �e szach utrzymuje si� u w�adzy i ewakuacja na razie nie jest zalecana. Coburn rozumia� ich: gdyby ambasada ameryka�ska przyzna�a oficjalnie, �e tron szacha si� chwieje, szach upad�by na pewno. Ale pracownicy ambasady byli tak ostro�ni, �e nie podawali w�a�ciwie �adnych informacji. Niezadowolona z ich dzia�alno�ci grupa ameryka�skich biznesmen�w w Teheranie za�o�y�a w�asn� sie� informacyjn�. Najwi�kszym ameryka�skim przedsi�biorstwem w mie�cie by�o "Bell Helicopter", kt�rego fili� w Iranie kierowa� emerytowany genera�_major Robert N. Mackinnon. Dysponowa� on pierwszorz�dnym wywiadem i dzieli� si� ka�d� zdobyt� wiadomo�ci�. Coburn zna� r�wnie� kilku oficer�w wywiadu w jednostce wojskowej Usa i cz�sto do nich dzwoni�. Dzisiaj miasto by�o stosunkowo spokojne. Nie by�o �adnych wi�kszych demonstracji. Ostatnie powa�ne zamieszki mia�y miejsce trzy dni wcze�niej, drugiego grudnia, w pierwszy dzie� strajku generalnego. Podano w�wczas, �e w walkach ulicznych zgin�o kilkuset ludzi. Wed�ug informacji Coburna, spok�j mia� trwa� a� do dziesi�tego grudnia, muzu�ma�skiego �wi�ta Ashura. Coburn martwi� si� o �wi�to Ashura. Muzu�ma�skie zimowe �wi�ta w niczym nie przypomina�y Bo�ego Narodzenia. By� to dzie� �a�oby i postu po �mierci wnuka Proroka, Husejna, dzie� pokuty za grzechy. Na ulice wyjd� ogromne procesje, a co gorliwsi wyznawcy b�d� si� biczowa�. W takiej atmosferze �atwo mog�o doj�� do wybuchu histerii i nasilenia przemocy. Tego roku, jak obawia� si� Coburn, przemoc mog�a skierowa� si� przeciw Amerykanom. Wiele niebezpiecznych zdarze� przekona�o go, �e nastroje antyameryka�skie szybko przybieraj� na sile. Wsuni�to mu pod drzwi kartk� z napisem: "Je�li zale�y ci na �yciu i maj�tku, wyno� si� z Iranu". Podobne ostrze�enia otrzymali jego przyjaciele. Na �cianie domu Coburna kto� napisa�: "Tutaj mieszkaj� Amerykanie". T�um demonstrant�w przewr�ci� autobus, kt�ry dowozi� jego dzieci do ameryka�skiej szko�y. Innych pracownik�w Eds wygwizdano na ulicach, a ich samochody zosta�y zniszczone. Pewnego strasznego popo�udnia Ira�czycy z Ministerstwa Zdrowia i Opieki Spo�ecznej - najwi�kszego klienta Eds - wpadli w sza�, zacz�li wybija� okna i pali� portrety szacha. Urz�dnicy Eds przebywaj�cy w budynku musieli zabarykadowa� si� w biurze, dop�ki t�um si� nie rozszed�. Dla Coburna jednak najbardziej z�owr�bnym znakiem by�a zmiana, jaka dokona�a si� w zachowaniu jego gospodarza. Podobnie jak wi�kszo�� Amerykan�w w Teheranie, Coburn wynajmowa� po�ow� pi�trowego domu: wraz z �on� i dzie�mi zajmowa� pi�tro, podczas gdy rodzina gospodarza mieszka�a na parterze. Kiedy Coburnowie wprowadzili si� w marcu tego roku, gospodarz zaj�� si� nimi �yczliwie. Obie rodziny zaprzyja�ni�y si�. Coburn, kt�ry dyskutowa� z gospodarzem o religii, dosta� od niego w prezencie angielski przek�ad Koranu, c�rka gospodarza za� czyta�a ojcu na g�os "Bibli�" Coburna. Podczas weekend�w razem wyje�d�ali na wycieczki. Scott, siedmioletni synek Coburna, wraz z synami gospodarza grywa� na ulicy w pi�k�. Pewnego weekendu Coburn dost�pi� rzadkiego przywileju uczestnictwa w muzu�ma�skim weselu. By�o to fascynuj�ce. M�czy�ni i kobiety przez ca�y dzie� przebywali oddzielnie, wi�c Coburn i Scott poszli z m�czyznami, a Liz - �ona Coburna i ich trzy c�rki - z kobietami. Coburn w og�le nie zobaczy� panny m�odej. Z ko�cem lata wszystko si� zmieni�o. Sko�czy�y si� wsp�lne wycieczki. Gospodarz zakaza� swym synom bawi� si� ze Scottem na ulicy. Stopniowo urwa�y si� wszelkie kontakty pomi�dzy rodzinami. Gospodarz surowo zabroni� dzieciom rozmawia� z rodzin� Coburna, nawet w granicach domu i podw�rza. Gospodarz wcale nie zacz�� nagle nienawidzi� Amerykan�w. Pewnego wieczoru udowodni�, �e nadal troszczy si� o Coburn�w. Na ulicy wybuch�a strzelanina: jeden z syn�w gospodarza by� na dworze po godzinie policyjnej i w chwili, gdy prze�azi� przez mur otaczaj�cy podw�rze, �o�nierze otworzyli do niego ogie�. Coburn i Liz ogl�dali ca�e to zaj�cie z werandy na swym pi�trze. Liz bardzo si� wystraszy�a. Gospodarz przyszed� wtedy na g�r�, �eby ich uspokoi� i opowiedzie�, co si� sta�o. Widocznie jednak czu�, �e dla w�asnego bezpiecze�stwa nikt nie powinien przy�apa� go na przyjaznych stosunkach z Amerykanami. Wiedzia�, sk�d wiatr wieje. Dla Coburna by� to nast�pny z�y znak. Do uszu Coburna dotar�a tak�e pog�oska, jakoby w meczetach i na bazarach m�wiono o �wi�tej wojnie przeciwko Amerykanom, kt�ra mia�a rozpocz�� si� w �wi�to Ashura. �wi�to zaczyna�o si� ju� za pi�� dni, a jednak Amerykanie w Teheranie byli zadziwiaj�co spokojni. Coburn pami�ta�, kiedy wprowadzono godzin� policyjn�: nie przeszkadza�o im to wcale w comiesi�cznych rozgrywkach pokerowych. Po prostu on i koledzy z Eds zabierali ze sob� �ony i dzieci, k�adli je spa�, po czym grali a� do rana. Przywykli ju� do odg�os�w strza��w. Najci�sze walki toczy�y si� w starej, po�udniowej cz�ci miasta, gdzie znajdowa� si� bazar, a tak�e w okolicach uniwersytetu; ale od czasu do czasu strza�y rozlega�y si� wsz�dzie. W ko�cu wszyscy dziwnie na to zoboj�tnieli. Przerywano rozmowy i kontynuowano je, gdy strzelanina cich�a, ca�kiem jak w Stanach, kiedy po niebie przelatuj� odrzutowce. Zupe�nie jakby nie potrafili sobie wyobrazi�, �e to oni mog� sta� si� celem strza��w. Coburn nie by� pod tym wzgl�dem przewra�liwiony. Strzelano do niego wiele razy. W Wietnamie pilotowa� bojowe helikoptery wspomagaj�ce piechot� oraz jednostki transportowe, l�duj�ce na polach bitew z �adunkiem ludzi i sprz�tu. Zabija� i widzia�, jak inni zabijali. W tamtych czasach armia nadawa�a odznaczenia lotnicze za ka�de dwadzie�cia pi�� godzin lot�w bojowych; Coburn wr�ci� do kraju z trzydziestoma dziewi�cioma takimi medalami. Otrzyma� r�wnie� dwa Krzy�e Lotnicze, Srebrn� Gwiazd� oraz kul� w �ydk� - najmniej chronion� cz�� cia�a pilota helikoptera. W ci�gu tych lat przekona� si�, �e nie�le trzyma� si� w akcji, gdy nie mia� czasu na strach, ale ju� po wszystkim, kiedy wraca� z akcji i przypomina� sobie, przez co przeszed�, za ka�dym razem trz�s�y si� pod nim kolana. Co najdziwniejsze, by� wdzi�czny losowi za to do�wiadczenie. Dojrza� szybko, a dzi�ki przej�ciom wojennym uzyska� przewag� nad swymi r�wnie�nikami w �yciu cywilnym. Nabra� r�wnie� zdrowego respektu dla odg�os�w strzelaniny. Wi�kszo�� jego koleg�w i ich �ony nie podziela�a tych pogl�d�w. Za ka�dym razem, kiedy rozwa�ano projekt ewakuacji, odrzucali ten pomys�. Zbyt wiele swego czasu, pracy i dumy zainwestowali w ira�ski oddzia� korporacji Eds i nie chcieli wyje�d�a�. Ich �ony zrobi�y z wynaj�tych mieszka� prawdziwe ogniska rodzinne i poczyni�y ju� przygotowania do �wi�t Bo�ego Narodzenia. Dzieci mia�y swe szko�y, swych przyjaci�, swoje rowery i swych czworono�nych ulubie�c�w. Z pewno�ci� - wmawiali sobie wszyscy - je�li tylko b�dziemy siedzie� cicho, to k�opoty nie stan� si� naszym udzia�em. Coburn pr�bowa� przekona� Liz, aby zabra�a dzieci do Stan�w, nie tylko dla ich bezpiecze�stwa. T�umaczy�, �e przecie� mo�e nadej�� taki dzie�, �e b�dzie musia� ewakuowa� trzysta pi��dziesi�t os�b za jednym zamachem, a w�wczas nie chcia�by, �eby niepok�j o rodzin� przeszkadza� mu skoncentrowa� si� na tym zadaniu. Liz jednak nie zgodzi�a si� na wyjazd. Westchn�� na wspomnienie Liz. By�a �ywa i zabawna, wszyscy j� lubili, ale nie bardzo nadawa�a si� na �on� szefa. Eds sporo wymaga�a od pracownik�w: je�li trzeba by�o pracowa� ca�� noc, �eby sko�czy� robot�, pracowa�o si� ca�� noc. Liz by�a oburzona. Dawniej, w Stanach, kiedy Coburn zajmowa� si� rekrutacj� nowych pracownik�w i je�dzi� po ca�ym kraju, nieraz od poniedzia�ku do pi�tku nie by�o go w domu. Liz nie cierpia�a takiego trybu �ycia. W Teheranie by�a szcz�liwa, poniewa� co wiecz�r mia�a m�a w domu. Je�li on zamierza tu zosta�, to ona r�wnie� - o�wiadczy�a. Dzieciom te� si� tu podoba�o. Po raz pierwszy mieszka�y za granic� i fascynowa� je odmienny j�zyk oraz kultura Iranu. Najstarsza Kim, jedenastolatka, by�a zbyt zarozumia�a, �eby si� przestraszy�. O�mioletnia Kristi troch� si� niepokoi�a, ale zawsze by�a przewra�liwiona i sk�onna do wyolbrzymiania niebezpiecze�stw. Natomiast siedmioletni Scott i czteroletnia Kelly byli za mali, �eby rozumie�, co im grozi. Zostali wi�c i czekali, a� sytuacja poprawi si� - lub pogorszy. Rozmy�lania Coburna przerwa�o pukanie do drzwi. Wszed� Majid. By� to niski, kr�py m�czyzna z bujnym w�sem, oko�o pi��dziesi�tki. Majid by� niegdy� bogaty. Jego plemi� posiada�o du�o ziemi, ale straci�o wszystko na skutek reformy rolnej w latach sze��dziesi�tych. Obecnie Majid by� zast�pc� Coburna do spraw administracyjnych i u�era� si� z ira�sk� biurokracj�. M�wi� p�ynnie po angielsku i by� wyj�tkowo zaradny. Coburn bardzo go lubi�; kiedy przyjecha� do Iranu z rodzin�, Majid bardzo im pom�g�. - Wejd� - powiedzia� Coburn. - Siadaj. Co ci� gn�bi? - Chodzi o Far�. Coburn kiwn�� g�ow�. Fara, c�rka Majida, pracowa�a razem z ojcem. Do jej obowi�zk�w nale�a�o pilnowanie, �eby wszyscy Amerykanie zatrudnieni w firmie mieli zawsze wa�ne wizy i zezwolenia na pobyt. - Jakie� k�opoty? - zagadn�� Coburn. - Policja kaza�a jej wyj�� z akt dwa ameryka�skie paszporty i nie m�wi� o tym nikomu. Coburn zmarszczy� brwi. - Konkretnie, czyje paszporty? - Paula Chiapparone'a i Billa Gaylorda. Paul by� szefem Coburna, kierownikiem oddzia�u ira�skiego korporacji Eds. Bill by� jego zast�pc� i kierowa� najwi�kszym przedsi�wzi�ciem Eds, kontraktem z Ministerstwem Zdrowia. - Co, u diab�a, tu si� dzieje?! - zdumia� si� Coburn. - Farze grozi wielkie niebezpiecze�stwo - o�wiadczy� Majid. - Kazano jej nikomu o tym nie m�wi�. Przysz�a do mnie po rad�. Oczywi�cie, powiedzia�em ci, ale obawiam si�, �e Fara b�dzie mia�a powa�ne k�opoty. - Czekaj, zacznijmy od pocz�tku - zaproponowa� Coburn. - Jak to si� sta�o? - Dzi� rano mia�a telefon z policji, z wydzia�u wiz pobytowych, z sekcji ameryka�skiej. Kazali jej przyj�� do biura. Powiedzieli, �e chodzi o Jamesa Nyfelera. My�la�a, �e to zwyk�a formalno��. Przyjecha�a o wp� do dwunastej i zg�osi�a si� do kierownika sekcji ameryka�skiej. Najpierw poprosi� j� o paszport i zezwolenie na pobyt pana Nyfelera. Wyja�ni�a mu, �e pana Nyfelera nie ma ju� w Iranie. Potem zapyta� o Paula Buch�. Powiedzia�a, �e pana Buchy r�wnie� nie ma w kraju. - Naprawd�? - Tak. "Bucha by� w Iranie, ale Fara mog�a o tym nie wiedzie�" - pomy�la� Coburn. Bucha mia� zezwolenie na pobyt sta�y, wyjecha� i natychmiast wr�ci�. Nazajutrz mia� lecie� do Pary�a. Majid m�wi� dalej: - Urz�dnik powiedzia� wtedy: "Zak�adam, �e pozostali dwaj te� wyjechali"? Fara zobaczy�a u niego na biurku cztery teczki i zapyta�a, o jakich dw�ch chodzi. Odpowiedzia�, �e o pana Chiapparone'a i pana Gaylorda. Wyja�ni�a, �e w�a�nie tego ranka odebra�a zezwolenie na pobyt pana Gaylorda. Urz�dnik kaza� jej przynie�� paszporty i zezwolenia na pobyt pan�w Gaylorda i Chiapparone'a. Mia�a to zrobi� po cichu, �eby nie wywo�ywa� podejrze�. - Co mu odpowiedzia�a? - zapyta� Coburn. - �e nie mo�e dzisiaj przynie�� paszport�w. Kaza� jej zg�osi� si� z dokumentami jutro rano. Powiedzia�, �e jest za to osobi�cie odpowiedzialna i przekaza� jej te instrukcje przy �wiadkach. - To nie ma sensu - stwierdzi� Coburn. - Je�li dowiedz� si�, �e Fara ich nie pos�ucha�a... - Pomy�limy, jak j� zabezpieczy� - przerwa� Coburn. Zastanawia� si�, czy Amerykanie maj� obowi�zek okazywa� paszporty na ��danie. On sam pokazywa� paszport, kiedy mia� drobny wypadek samochodowy, ale p�niej dowiedzia� si�, �e nie musia� tego robi�. - Nie powiedzieli, po co im potrzebne te paszporty? - Nie. Bucha i Nyfeler byli poprzednikami Chiapparone'a i Gaylorda. Czy to by�o wyt�umaczenie? Coburn nie mia� poj�cia. Wsta�. - Przede wszystkim musimy zdecydowa�, co Fara ma powiedzie� na policji jutro rano - oznajmi�. - Pom�wi� z Paulem Chiapparone i zaraz wracam. Paul Chiapparone siedzia� w swoim gabinecie na parterze. On tak�e mia� biurko, parkiet i portret szacha na �cianie, i r�wnie� by� g��boko zatroskany. Paul by� to trzydziestodziewi�cioletni m�czyzna �redniego wzrostu, z lekk� nadwag� - lubi� bowiem dobrze zje��. Ze swoj� oliwkow� cer� i g�stymi czarnymi w�osami wygl�da� jak typowy W�och. Jego praca polega�a na stworzeniu sprawnego, nowoczesnego systemu ubezpiecze� spo�ecznych w prymitywnym kraju. Nie by�o to �atwe. Na pocz�tku lat siedemdziesi�tych Iran mia� podstawowy system ubezpiecze� spo�ecznych. System ten nie zapewnia� jednak sprawnego potr�cania sk�adek i stwarza� tak du�e mo�liwo�ci defraudacji, �e jeden cz�owiek m�g� kilkakrotnie pobiera� zasi�ek na t� sam� chorob�. Kiedy szach postanowi� wyda� cz�� swoich dochod�w z nafty, wynosz�cych dwadzie�cia miliard�w dolar�w rocznie, by stworzy� pa�stwo dobrobytu, Eds otrzyma�a kontrakt. Eds kierowa�a ju� programem s�u�by zdrowia i opieki spo�ecznej w kilku stanach Usa, ale w Iranie trzeba by�o zaczyna� od zera. Musieli wydrukowa� ksi��ki ubezpieczeniowe dla trzydziestu dw�ch milion�w Ira�czyk�w, zorganizowa� potr�canie sk�adek z pobor�w oraz przyznawanie zasi�k�w. Ca�y ten system, kierowany przez komputery, stanowi� specjalno�� Eds. Paul doszed� do wniosku, �e r�nica pomi�dzy zainstalowaniem systemu przetwarzania danych w Stanach a zrobieniem tego w Iranie by�a taka sama, jak pomi�dzy podgrzaniem zupy z puszki a przygotowaniem jej z naturalnych produkt�w. Cz�sto by�o to denerwuj�ce. Ira�czycy nie mieli rzutko�ci ameryka�skich biznesmen�w i z regu�y sami stwarzali problemy zamiast je rozwi�zywa�. W centrali Eds w Dallas, w Teksasie, ludzie nie tylko dokonywali rzeczy niemo�liwych, ale wszystko musia�o by� zrobione "na wczoraj". Tutaj, w Iranie, wszystko by�o niemo�liwe i ka�d� spraw� odk�adano do jutra. "Fardah" - t�umaczone jako "jutro" - w praktyce oznacza�o: "Kiedy� w przysz�o�ci". Paul zna� tylko jedn� metod� pokonywania trudno�ci: ci�k� prac� i determinacj�. Nie by� geniuszem. W dzieci�stwie nauka przychodzi�a mu ci�ko, ale gdy jego ojciec, W�och, z typow� dla imigrant�w wiar� w wykszta�cenie wypchn�� go na studia, Paul uko�czy� je z dobrymi wynikami. P�niejsz� karier� zawdzi�cza� wy��cznie swemu uporowi. Pami�ta� jeszcze pocz�tki dzia�alno�ci Eds w Stanach w latach sze��dziesi�tych, kiedy ka�dy nowy kontrakt m�g� zadecydowa� o sukcesie lub pora�ce. Z jego pomoc� Eds zdoby�a powodzenie i sta�a si� jedn� z najbardziej dynamicznych firm na �wiecie. Paul by� pewien, �e operacja ira�ska r�wnie� zako�czy si� sukcesem, zw�aszcza kiedy Jay Coburn, prowadz�cy program rekrutacyjno_szkoleniowy, dostarczy wi�cej Ira�czyk�w na kierwonicze stanowiska. Myli� si� jednak ca�kowicie i dopiero teraz zaczyna� rozumie� dlaczego. Kiedy w sierpniu 1977 roku przyjecha� z rodzin� do Iranu, petrodolarowa koniunktura ju� si� sko�czy�a. Rz�d cierpia� na brak fundusz�w. Tego roku ustawa przeciw inflacji zwi�kszy�a liczb� bezrobotnych, a w�a�nie wtedy na skutek nieurodzaju do miast zacz�o nap�ywa� coraz wi�cej g�oduj�cych wie�niak�w. Despotyczn� w�adz� szacha os�abi�a polityka ameryka�skiego prezydenta Jimmy'ego Cartera, g�osz�cego ochron� praw cz�owieka. Nadszed� czas politycznych niepokoj�w. Z pocz�tku Paul nie interesowa� si� zbytnio polityk� lokaln�. Wiedzia� o g�osach niezadowolenia, ale g�osy takie odzywa�y si� niemal w ka�dym kraju na �wiecie, szach za� z pozoru mocno dzier�y� ster w�adzy. Paul, podobnie jak reszta �wiata, nie doceni� znaczenia tego, co wydarzy�o si� w pierwszej po�owie 1978 roku. Si�dmego stycznia gazeta "Etelaat" opublikowa�a ordynarn� napa�� na wygnanego ajatollaha nazwiskiem Chomeini, oskar�aj�c go mi�dzy innymi o homoseksualizm. Nast�pnego dnia w le��cym osiemdziesi�t mil od Teheranu mie�cie Qom, g��wnym o�rodku nauczania religijnego w kraju, rozw�cieczeni studenci teologii na znak protestu rozpocz�li strajk okupacyjny, kt�ry policja i wojsko krwawo st�umi�y. Podczas dwudniowych zamieszek zgin�o siedemdziesi�ciu ludzi. Po czterdziestu dniach duchowie�stwo zgodnie z tradycj� muzu�ma�sk� zorganizowa�o �a�obn� procesj� dla uczczenia pami�ci zabitych. Podczas niej dosz�o do dalszych rozruch�w st�umionych przemoc�. W czterdzie�ci dni p�niej mia�a miejsce kolejna procesja... Odbywa�y si� one przez ca�e sze�� miesi�cy i ofiar w ludziach by�o coraz wi�cej. Patrz�c wstecz, Paul domy�la� si�, �e marsze te nazywano "procesjami �a�obnymi" tylko po to, �eby obej�� zarz�dzenie szacha, zakazuj�ce demonstracji politycznych. Ale w owym czasie nie mia� poj�cia, �e na jego oczach rodzi si� pot�ny i jak najbardziej polityczny ruch. Nikt tego nie dostrzega�. W sierpniu 1978 roku Paul wyjecha� na urlop do Stan�w. (To samo zrobi� ambasador Usa w Iranie, William Sullivan). Paul uwielbia� wszystkie sporty wodne i wybra� si� ze swoim kuzynem Joe Porrec� na wycieczk� w�dkarsk� do Ocean City w New Jersey. �ona Paula, Ruthie, oraz c�rki Karen i Ann Marie pojecha�y do Chicago odwiedzi� rodzic�w Ruthie. Paul by� troch� zaniepokojony, poniewa� ira�skie Ministerstwo Zdrowia nie zap�aci�o dot�d rachunku Eds za czerwiec. Ale Ira�czycy nie po raz pierwszy sp�niali si� z zap�at�, tote� Paul pozostawi� spraw� w r�kach swojego zast�pcy, Billa Gaylorda. By� ca�kowicie przekonany, �e Bill wyci�gnie od nich pieni�dze. Podczas pobytu Paula w Usa z Iranu nadesz�y z�e wiadomo�ci. Si�dmego wrze�nia wprowadzono prawo wojenne, a nast�pnego dnia �o�nierze zabili ponad stu ludzi demonstruj�cych na placu Jaleh w centrum Teheranu. Kiedy rodzina Chiapparone wr�ci�a do Iranu, panowa�a tam zupe�nie inna atmosfera. Po raz pierwszy Paul i Ruthie us�yszeli w nocy strza�y na ulicach. Przestraszyli si�: nagle zrozumieli, �e k�opoty Ira�czyk�w oznaczaj� r�wnie� k�opoty dla nich. Rozpocz�y si� strajki. Wci�� odcinano dop�yw elektryczno�ci, posi�ki jadano przy �wiecach, a Paul musia� nak�ada� w biurze p�aszcz, �eby nie zmarzn��. Coraz trudniej by�o otrzyma� pieni�dze w banku, wi�c Paul zorganizowa� w biurze kantor wymiany dla pracownik�w. Kiedy ko�czy� si� olej do pieca centralnego ogrzewania, Paul chodzi� po ulicach, dop�ki nie znalaz� cysterny i nie przekupi� kierowcy, �eby podjecha� do domu i nape�ni� zbiorniki. K�opoty w pracy by�y o wiele powa�niejsze. Minister zdrowia i opieki spo�ecznej, doktor Sheikholeslamizadeh, zosta� aresztowany na mocy 5 artyku�u prawa wojennego, kt�ry pozwala� prokuratorowi uwi�zi� ka�dego bez podania powodu. W wi�zieniu przebywa� r�wnie� wiceminister Reza Neghabat, z kt�rym Paul dot�d �ci�le wsp�pracowa�. Ministerstwo nadal nie zap�aci�o czerwcowego rachunku ani te� nast�pnych, tote� obecnie by�o winne Eds ponad cztery miliony dolar�w. Przez dwa miesi�ce Paul pr�bowa� odzyska� te pieni�dze. Osoby, z kt�rymi poprzednio za�atwia� sprawy, znikn�y. Ich nast�pcy zazwyczaj nie odpowiadali na jego telefony. Czasami kto� obiecywa�, �e zbada spraw� i zadzwoni p�niej. Paul przez tydzie� daremnie wyczekiwa� na telefon i w ko�cu dzwoni� jeszcze raz, �eby si� dowiedzie�, �e cz�owiek, z kt�rym poprzednio rozmawia�, nie pracuje ju� w ministerstwie. Odwo�ywano um�wione spotkania. Zad�u�enie ros�o co miesi�c o 1,4 miliona dolar�w. 14 listopada Paul napisa� do dr Heidargholi Emrani, wiceministra kieruj�cego Organizacj� Ubezpiecze� Spo�ecznych, zawiadamiaj�c go formalnie, �e je�eli ministerstwo nie zap�aci w ci�gu miesi�ca, Eds przerwie prac�. Szef Paula, dyrektor Eds World, powt�rzy� t� gro�b� czwartego grudnia podczas osobistego spotkania z dr Emrani. To by�o wczoraj. Je�li Eds si� wycofa, za�amie si� ca�y ira�ski system ubezpiecze� spo�ecznych. A jednak coraz wyra�niej wida� by�o, �e kraj zbankrutowa� i po prostu nie m�g� p�aci� swych rachunk�w. Paul zastanawia� si�, co teraz zrobi doktor Emrani? Wci�� jeszcze my�la� o tym, gdy Jay Coburn przyni�s� mu odpowied�. Z pocz�tku do Paula nie dotar�o, �e pr�ba kradzie�y jego paszportu mog�a �wiadczy� o zamiarze zatrzymania go, a zatem i Eds, w Iranie. Kiedy Coburn przedstawi� mu fakty, Paul zapyta�: - Po co, u diab�a, to zrobili? - Nie wiem. Majid nie wie, Fara te� nie. Paul popatrzy� na niego. Obaj m�czy�ni zaprzyja�nili si� w ci�gu ostatnich miesi�cy. Przed reszt� pracownik�w Paul udawa� pewno�� siebie, ale z Coburnem rozmawia� szczerze i cz�sto zasi�ga� jego rady, gdy byli sami, pyta� Jaya, co naprawd� my�li. - Przede wszystkim - odezwa� si� Coburn - musimy co� zrobi� z Far�. Ona mo�e mie� k�opoty. - B�dzie musia�a co� im odpowiedzie�. - Wykaza� ch�� wsp�pracy? - Niech im powie, �e Nyfeler i Bucha wyjechali... - Ju� im to powiedzia�a. - Mo�e na dow�d pokaza� ich wizy wyjazdowe. - No tak - mrukn�� Coburn z pow�tpiewaniem - ale oni teraz interesuj� si� raczej tob� i Billem. - Mo�e im powiedzie�, �e nie trzymamy paszport�w w biurze. - Oni pewnie wiedz�, �e to nieprawda... Fara dawniej zanosi�a im paszporty. - Niech powie, �e kierownicy nie musz� trzyma� paszport�w w biurze. - To mo�e zrobi�. - Powinna wymy�li� jak�� przekonywaj�c� historyjk�, dlaczego nie by�a w stanie wype�ni� ich polecenia. - Dobrze. Om�wi� to z ni� i z Majidem. - Coburn my�la� przez chwil�. - Wiesz, Bucha ma rezerwacj� na jutrzejszy samolot. Mo�e po prostu wyjecha�. - Chyba powinien, skoro i tak my�l�, �e ju� go tu nie ma. - M�g�by� zrobi� to samo. Paul zastanowi� si�. Mo�e rzeczywi�cie powinien wyjecha�. Co wtedy zrobi� Ira�czycy? Pewnie b�d� pr�bowali zatrzyma� kogo� innego. - Nie - powiedzia�. - Je�li mamy wyjecha�, ja zrobi� to ostatni. - Wi�c mamy wyjecha�? - podchwyci� Coburn. - Sam nie wiem. Ju� od tygodni zadawali sobie to pytanie codziennie. Coburn opracowa� plan ewakuacji, taki, kt�ry mo�na by�oby zrealizowa� w ka�dej chwili. Paul waha� si� i ci�gle nie podejmowa� decyzji. Wiedzia�, �e g��wny szef w Dallas ��da� jego wyjazdu. Ale to oznacza�o porzucenie przedsi�wzi�cia, nad kt�rym Paul pracowa� tak ci�ko przez ostatnie sze�� miesi�cy. - Nie wiem - powt�rzy�. - Zadzwoni� do Dallas. Tej nocy, kiedy Coburn le�a� w ��ku obok Liz, pogr��ony we �nie, zadzwoni� telefon. Coburn po omacku podni�s� s�uchawk�. - Tak? - M�wi Paul. - Cze��. - Coburn zapali� �wiat�o i spojrza� na zegarek. By�a druga w nocy. - Zaczynamy ewakuacj� - oznajmi� Paul. - W porz�dku. Coburn od�o�y� s�uchawk� i usiad� na brzegu ��ka. W�a�ciwie dozna� ulgi. Czekaj� go dwa czy trzy dni gor�czkowej krz�taniny, ale potem przynajmniej b�dzie mia� pewno��, �e ludzie, o kt�rych bezpiecze�stwo tak d�ugo si� martwi�, s� z powrotem w Stanach, daleko od tych zwariowanych Ira�czyk�w. W my�lach przebieg� plan, kt�ry przygotowa� na t� okoliczno��. Najpierw musia� zawiadomi� sto trzydzie�ci rodzin, �e w ci�gu czterdziestu o�miu godzin wyjad� z kraju. Podzieli� ca�e miasto na sektory, ka�dy sektor otrzyma� dow�dc�: wystarczy�o do nich zadzwoni�, a zawiadomi� wszystkie rodziny. Przygotowa� ulotki, z kt�rych ewakuowani dowiedz� si�, gdzie i�� i co robi�. Musia� tylko wype�ni� blankiety, wpisa� daty, godziny i numery lot�w, a nast�pnie powieli� je i dor�czy� odbiorcom. Wybra� m�odego, energicznego i zaradnego ira�skiego in�yniera, Rashida, przydzielaj�c mu zadanie opiekowania si� mieszkaniami, samochodami oraz zwierz�tami domowymi pozostawionymi przez wyje�d�aj�cych Amerykan�w. Wszystko to mo�na by�o odes�a� do kraju p�niej, drog� morsk�. Wyznaczy� niewielk� grup�, kt�ra mia�a za�atwi� bilety na samolot i zorganizowa� transport na lotnisko. Wreszcie przeprowadzi� z kilkoma osobami pr�bn� ewakuacj� na ma�� skal�. Pr�ba wypad�a zadowalaj�co. Coburn ubra� si� i zaparzy� kaw�. W ci�gu paru najbli�szych godzin i tak nie m�g� nic zrobi�, ale zdenerwowanie nie pozwala�o mu zasn��. O czwartej rano zadzwoni� do kilku cz�onk�w grupy transportowej, obudzi� ich i kaza� zg�osi� si� do niego w "Bukareszcie" zaraz po godzinie policyjnej. Godzina policyjna zaczyna�a si� o dziewi�tej wieczorem i ko�czy�a o pi�tej rano. Przez godzin� Coburn siedzia� pal�c papierosy, pij�c mn�stwo kawy i przegl�daj�c swoje notatki. Kiedy zegar z kuku�k� w hallu wybi� pi�t�, Coburn sta� ju� przy frontowych drzwiach, got�w do wyj�cia. Na dworze by�a g�sta mg�a. Coburn wsiad� do samochodu i ruszy� w stron� "Bukaresztu", wlok�c si� w tempie pi�tnastu mil na godzin�. Trzy przecznice dalej z mg�y wyskoczy�o p� tuzina �o�nierzy. Stan�li p�kolem przed mask� samochodu, celuj�c z karabin�w w przedni� szyb�. - Cholera jasna! - zakl�� Coburn. Jeden z �o�nierzy nie zd��y� za�adowa� broni. Pr�bowa� wepchn�� magazynek ty�em. Magazynek nie wchodzi�. �o�nierz upu�ci� go i przykl�k� na jedno kolano, macaj�c po ziemi w poszukiwaniu zguby. Coburn roze�mia�by si� na ten widok, gdyby nie by� taki przestraszony. Oficer wrzasn�� co� do Coburna w "farsi". Coburn opu�ci� szyb�, pokaza� oficerowi sw�j zegarek i powiedzia�: - Ju� po pi�tej. �o�nierze naradzili si�. Oficer wr�ci� i za��da� od Coburna dowodu to�samo�ci. Coburn czeka� niespokojnie. To by� najgorszy dzie�, by zosta� aresztowanym. Czy oficer uwierzy, �e to jego zegarek sp�nia si�, a zegarek Coburna chodzi dobrze? Wreszcie �o�nierze odsun�li si�, a oficer machni�ciem r�ki kaza� Coburnowi jecha�. Coburn westchn�� z ulg� i powoli ruszy�. Taki w�a�nie by� Iran. * * * 2 Grupa transportowa Coburna zabra�a si� do roboty: rezerwowa�a miejsca w samolotach, zamawia�a autobusy dowo��ce ludzi na lotnisko i powiela�a ulotki na fotokopiarkach. O dziesi�tej rano Coburn zebra� w "Bukareszcie" dow�dc�w sektor�w i kaza� im dzwoni� do ewakuowanych rodzin. Dla wi�kszo�ci zarezerwowa� bilety na lot Panamem do Istambu�u w pi�tek, �smego grudnia. Pozostali - w tym Liz Coburn z czw�rk� dzieci - polec� Lufthans� do Frankfurtu tego samego dnia. Gdy tylko potwierdzono rezerwacje, dwaj wy�si urz�dnicy z centrali Eds, Marv Stauffer i T. J. Marquez, wyjechali z Dallas do Istambu�u, �eby powita� ewakuowanych, umie�ci� ich w hotelach i zorganizowa� nast�pny etap ich podr�y do kraju. W ci�gu dnia plan uleg� nieznacznej zmianie. Paul nadal nie mia� ochoty zostawia� swej pracy. Zaproponowa�, �eby niewielka cz�� personelu - oko�o dziesi�ciu starszych urz�dnik�w - pozosta�a na miejscu i pilnowa�a biura na wypadek, gdyby sytuacja w Iranie si� unormowa�a i Eds mog�a podj�� normaln� dzia�alno��. Dallas wyrazi�o zgod�. W�r�d ochotnik�w, kt�rzy zg�osili si�, by zosta�, by� sam Paul, jego zast�pca Bill Gaylord, Jay Coburn i prawie wszyscy cz�onkowie jego grupy transportowej. Dwie osoby zosta�y na miejscu wbrew w�asnej woli: Carl i Vicki Commons. Vicki by�a w dziewi�tym miesi�cu ci��y. Zamierzali wyjecha� po urodzeniu si� dziecka. W pi�tek rano zesp� Coburna, z kieszeniami wypchanymi banknotami o nominale 10.000 rial�w (oko�o 140 dolar�w) na �ap�wki, praktycznie opanowa� ca�� sekcj� lotniska Mehrabat w zachodnim Teheranie. Ludzie Coburna wypisywali bilety za kontuarem linii Panamu, asystowali przy kontroli paszport�w w sali odlot�w i kr�cili si� przy w�zkach z baga�em. Samolot by� przepe�niony, jednak dzi�ki �ap�wkom wszyscy pracownicy Eds dostali miejsca na pok�adzie. By�y dwa wyj�tkowo trudne momenty. �ona pracownika Eds posiadaj�ca paszport australijski nie mog�a otrzyma� wizy wyjazdowej, poniewa� wszystkie urz�dy ira�skie wydaj�ce wizy strajkowa�y. Jej m�� i dzieci nie potrzebowali wiz, mieli paszporty ameryka�skie. Kiedy m�� dotar� do biurka kontroli dokument�w, poda� sw�j paszport i paszporty dzieci wraz z sze�cioma czy siedmioma innymi paszportami. Podczas gdy stra�nicy usi�owali je posortowa�, ludzie z Eds w kolejce zacz�li si� pcha� i narobili zamieszania. Kilku z grupy Coburna awanturowa�o si� g�o�no przy biurku, udaj�c rozgniewanych op�nieniem. W ca�ym tym zam�cie kobieta z australijskim paszportem przesz�a przez sal� odlot�w nie zatrzymywana. Inna rodzina z Eds adoptowa�a ira�skie dziecko i nie zd��y�a jeszcze wyrobi� mu paszportu. Dziecko, zaledwie kilkumiesi�czne, zasn�o na r�kach matki. �ona innego pracownika Eds, Kathy Marketos, o kt�rej m�wiono, �e odwa�y si� na wszystko, wzi�a �pi�ce dziecko pod pach�, zakry�a je narzuconym lu�no p�aszczem przeciwdeszczowym i zanios�a do samolotu. Niemniej jednak up�yn�o wiele godzin, zanim pasa�erowie zaj�li miejsca na pok�adzie. Oba loty by�y op�nione. Na lotnisku nie mo�na by�o dosta� nic do jedzenia, a ewakuowani byli bardzo g�odni, wi�c tu� przed godzin� policyjn� grupa Coburna wyruszy�a na miasto, wykupuj�c ca�� �ywno��, jaka im wpad�a w r�ce. Ogo�ocili do cna kilka stoisk "kuche" - by�y to uliczne stragany, na kt�rych sprzedawano s�odycze, owoce i papierosy - oraz odkupili od sma�alni Kentucky Fried Chicken ca�y zapas bu�ek. Kiedy wr�cili na lotnisko i w sali odlot�w rozdzielili �ywno�� pomi�dzy pracownik�w Eds, o ma�o nie zlinczowa� ich t�um innych g�odnych pasa�er�w, czekaj�cych na te same loty. W drodze powrotnej z miasta dw�ch cz�onk�w grupy zatrzymano za pogwa�cenie godziny policyjnej, ale �o�nierz, kt�ry ich aresztowa�, pobieg� za innym uciekaj�cym samochodem; ludzie z Eds odjechali, kiedy �o�nierz strzela� w drug� stron�. Samolot do Istambu�u odlecia� tu� po p�nocy. Samolot do Frankfurtu, op�niony o trzydzie�ci jeden godzin, odlecia� nast�pnego dnia. Coburn i wi�kszo�� ludzi z jego grupy sp�dzili noc w "Bukareszcie". W domach nikt na nich nie czeka�. Podczas gdy Coburn kierowa� ewakuacj�, Paul usi�owa� dowiedzie� si�, kto i dlaczego chcia� skonfiskowa� jego paszport. Zast�pca administracyjny Paula, Rich Gallagher, by� m�odym Amerykaninem, kt�ry nie�le sobie radzi� z ira�sk� biurokracj�. Gallagher nale�a� do tych, kt�rzy na ochotnika zgodzili si� pozosta� w Teheranie. Jego �ona Cathy zosta�a r�wnie�. Mia�a dobr� posad� w jednostce wojskowej Usa w Teheranie. Gallagherowie nie chcieli wyje�d�a�. W dodatku nie mieli dzieci, o kt�re musieliby si� martwi� - martwili si� tylko o pudla imieniem Buffy. Tego samego dnia, kiedy parze polecono przynie�� paszporty - pi�tego grudnia - Gallagher z�o�y� wizyt� w ambasadzie ameryka�skiej wraz z cz�owiekiem, kt�rego paszportu r�wnie� za��dano od Fary, Paulem Buch�. Bucha nie pracowa� ju� w Iranie, ale bawi� w mie�cie przejazdem. Spotkali si� z konsulem generalnym Lou Goeltzem. Goeltz, do�wiadczony dyplomata, by� t�gim, �ysiej�cym m�czyzn� po pi��dziesi�tce z wianuszkiem siwych w�os�w, przypominaj�cym z wygl�du �wi�tego Miko�aja. Towarzyszy� mu ira�ski pracownik ambasady, Ali Jordan. Goeltz poradzi�, �eby Bucha z�apa� sw�j samolot. Fara powiedzia�a policji - w dobrej wierze - �e nie ma go w Iranie, a oni widocznie jej uwierzyli. Bucha mia� wszelkie szanse wymkn�� si� niepostrze�enie. Goeltz zaproponowa� r�wnie�, �e przechowa paszporty i zezwolenia pobytowe Paula oraz Billa. W�wczas, je�li policja formalnie za��da wydania tych dokument�w, Eds b�dzie mog�a odes�a� ich do ambasady. Tymczasem Ali Jordan skontaktuje si� z policj� i spr�buje si� dowiedzie�, o co, u diab�a, im chodzi. Jeszcze tego samego dnia dokumenty przekazano do ambasady. Nast�pnego ranka Bucha odlecia�. Gallagher zadzwoni� do ambasady. Ali Jordan rozmawia� z genera�em Biglari z Departamentu Policji w Teheranie. Biglari oznajmi�, �e Paul i Bill s� zatrzymani w kraju i zostan� aresztowani, je�li spr�buj� wyjecha�. Gallagher zapyta�, z jakiego powodu. S� zatrzymani jako "koronni �wiadkowie dochodzenia", tyle dowiedzia� si� Jordan. - Jakiego dochodzenia? Jordan nie wiedzia�. Paul, wys�uchawszy sprawozdania Gallaghera, by� r�wnie zdumiony, co zaniepokojony. Nie uczestniczy� w �adnym wypadku drogowym, nie by� zamieszany w �adne przest�pstwo, nie mia� �adnych powi�za� z Cia... Kogo lub czego dotyczy�o dochodzenie? Eds? Czy te� dochodzenie by�o zwyk�ym pretekstem, �eby zatrzyma� w Iranie Paula i Billa, kt�rzy kierowali komputerowym systemem ubezpiecze� spo�ecznych? Policja posz�a na jedno ust�pstwo. Ali Jordan o�wiadczy�, �e policja ma prawo skonfiskowa� zezwolenia na pobyt, kt�re nale�a�y do rz�du ira�skiego, ale nie paszporty, stanowi�ce w�asno�� rz�du Usa. Genera� Biglari przyzna� mu racj�. Nazajutrz Gallagher i Ali Jordan poszli na posterunek policji, �eby przekaza� dokumenty genera�owi Bilgari. Po drodze Gallagher zapyta� Jordana, czy jego zdaniem Paul i Bill mog� zosta� oskar�eni o jakie� przest�pstwo. - Bardzo w�tpi� - odpowiedzia� Jordan. Na posterunku policji genera� ostrzeg� Jordana, �e ambasada poniesie pe�n� odpowiedzialno��, je�li Paul i Bill jakim� sposobem uciekn� z kraju - na przyk�ad na pok�adzie ameryka�skiego samolotu wojskowego. Nast�pnego dnia - �smego grudnia, w dzie� ewakuacji - Lou Goeltz zadzwoni� do Eds. Dowiedzia� si� przez swoj� wtyczk� w Ira�skim Ministerstwie Sprawiedliwo�ci, �e dochodzenie, kt�rego koronnymi �wiadkami mieli by� Paul i Bill, dotyczy�o oskar�enia o korupcj� wobec uwi�zionego ministra zdrowia, doktora Sheikholeslamizadeha. Dowiedziawszy si� wreszcie, o co chodzi, Paul dozna� pewnej ulgi. Na szcz�cie m�g� powiedzie� policji prawd�: Eds nie dawa�a �ap�wek. W�tpi� zreszt�, czy ktokolwiek je wr�cza�. Urz�dnicy ira�scy byli z regu�y skorumpowani, ale dr Sheik - jak w skr�cie nazywa� go Paul - wydawa� si� ulepiony z innej gliny. Z wykszta�cenia chirurg ortopeda, mia� ch�onny umys� oraz imponuj�ce zdolno�ci organizacyjne. W Ministerstwie Zdrowia otacza� si� m�odymi, zdolnymi mened�erami, kt�rzy potrafili pokonywa� biurokratyczne trudno�ci. Projekt Eds by� tylko cz�ci� jego ambitnego planu: dr Sheik chcia�, �eby ira�ska s�u�ba zdrowia dor�wna�a ameryka�skiej. Paul nie przypuszcza�, �eby taki cz�owiek m�g� bra� �ap�wki. Paul nie mia� si� czego ba� - o ile informacje wtyczki Goeltza by�y prawdziwe. Ale czy na pewno by�y? Dr Sheik zosta� aresztowany przed trzema miesi�cami. By�by to dziwny zbieg okoliczno�ci, gdyby Ira�czycy przypomnieli sobie o Paulu i Billu akurat wtedy, gdy Paul zagrozi� przerwaniem przez Eds pracy, je�li ministerstwo nie zap�aci rachunk�w. Po ewakuacji pozostali w Iranie pracownicy Eds przeprowadzili si� do dw�ch dom�w i �wi�to Ashura - 10 i 11 grudnia - sp�dzili na grze w pokera. W jednym domu grano wysoko, a w drugim nisko. Paul i Bill grali wysoko. Dla bezpiecze�stwa zaprosili dw�ch "ochroniarzy" - znajomych Coburna z wojskowego wywiadu - kt�rzy mieli bro�. Przy stolikach nie pozwalano na noszenie broni, tote� "ochroniarze" pozostawili j� w hallu. Wbrew oczekiwaniom �wi�to Ashura min�o stosunkowo spokojnie: miliony Ira�czyk�w wzi�y udzia� w antyrz�dowych demonstracjach na terenie ca�ego kraju, ale akt�w przemocy by�o niewiele. Kiedy �wi�to si� sko�czy�o, Paul i Bill ponownie zacz�li si� zbiera� do wyjazdu, spotka�a ich jednak przykra niespodzianka. Na pocz�tek, poprosili Lou Goeltza z ambasady, aby zwr�ci� im paszporty. Goeltz oznajmi�, �e w takim razie b�dzie musia� poinformowa� o tym genera�a Biglari, czyli innymi s�owy uprzedzi� policj�, �e Paul i Bill planuj� ucieczk�. Goeltz twierdzi�, �e przyjmuj�c paszporty uprzedzi� pracownik�w Eds, �e taki w�a�nie uk�ad zawar� z policj�. Widocznie jednak powiedzia� to bardzo cicho, gdy� nikt sobie tego nie przypomina�. Paul by� w�ciek�y. Dlaczego Goeltz w og�le musia� zawiera� jaki� uk�ad z policj�? Nie musia� im m�wi�, co zrobi� z ameryka�skimi paszportami. Przecie�, na mi�o�� bosk�, nie wys�ano go tutaj, �eby pomaga� policji! Ambasada mia�a pomaga� Amerykanom, nie? Czy Goeltz m�g�by machn�� r�k� na t� g�upi� umow� i zwr�ci� im paszporty po cichu albo przynajmniej zawiadomi� policj� dopiero wtedy, kiedy Paul i Bill b�d� ju� bezpieczni w domu? Absolutnie wykluczone - o�wiadczy� Goeltz. Gdyby narazi� si� policji, wszyscy mieliby k�opoty, a on sam musia� troszczy� si� o pozosta�e dwana�cie tysi�cy Amerykan�w przebywaj�cych w Iranie. Poza tym nazwiska Paula i Billa umieszczono na czarnej li�cie ochrony lotniska i gdyby nawet mieli wszystkie dokumenty w porz�dku, kontrola paszportowa nigdy by ich nie przepu�ci�a. Gdy do Dallas dotar�a wiadomo��, �e Paul i Bill na dobre utkn�li w Iranie, Eds i prawnicy rozpocz�li energiczn� akcj�. Nie mieli ju� tak dobrych kontakt�w w Waszyngtonie jak dawniej, za czas�w administracji republikan�w, ale zosta�o tam jeszcze paru ich przyjaci�. Rozmawiali z Bobem Straussem, g��wnym arbitrem od spornych spraw w Bia�ym Domu, kt�ry przypadkiem pochodzi� z Teksasu. Z admira�em Tomem Moorerem, by�ym Szefem Po��czonych Sztab�w Marynarki, Lotnictwa i Wojsk L�dowych, kt�ry zna� wielu genera��w kieruj�cych obecnie wojskowym rz�dem w Iranie. Z Richardem Helmsem, by�ym dyrektorem Cia i poprzednim ambasadorem Usa w Iranie. Na skutek nacisku, jaki Eds wywiera�a na Departament Stanu, ambasador ameryka�ski w Iranie William Sullivan poruszy� spraw� Paula i Billa na spotkaniu z premierem Iranu, genera�em Azhari. Nic nie pomog�o. Min�o trzydzie�ci dni - termin, jaki Paul da� Ira�czykom na zap�acenie d�ugu. 16 grudnia Paul przes�a� doktorowi Emrani formalne wypowiedzenie kontraktu. Ale jeszcze nie zrezygnowa� do ko�ca. Zaproponowa�, �eby kilku ju� ewakuowanych urz�dnik�w wr�ci�o do Teheranu, okazuj�c tym gotowo�� Eds do ponownego nawi�zania rozm�w z ministerstwem. Niekt�rzy z nich, o�mieleni spokojnym przebiegiem �wi�ta Ashura, sprowadzili nawet swe rodziny. Ani ambasada, ani pracownicy Eds w Teheranie nie mogli si� dowiedzie�, kto wyda� rozkaz zatrzymania Paula i Billa. Informacj� t� zdoby� w ko�cu od genera�a Biglari Majid, ojciec Fary. Dochodzenie prowadzi� s�dzia �ledczy Hosain Dadgar, urz�dnik �redniego szczebla w prokuraturze, zatrudniony w wydziale, kt�ry zajmowa� si� przest�pstwami administracyjnymi i posiada� bardzo szerokie uprawnienia. Dadgar kierowa� �ledztwem w sprawie dr. Sheila, uwi�zionego by�ego ministra zdrowia. Skoro ambasada nie potrafi�a przekona� Ira�czyk�w, �eby wypu�cili Paula i Billa z kraju i nie mog�a te� odda� im paszport�w, to czy nie mog�aby przynajmniej za�atwi�, �eby ten Dadgar przes�ucha� ich jak najszybciej i zwolni� jeszcze przed Bo�ym Narodzeniem? Bo�e Narodzenie niewiele znaczy dla Ira�czyk�w - odpowiedzia� Goeltz - ale Nowy Rok, to co innego, spr�buj� wi�c - doda� - za�atwi� przes�uchanie przed Nowym Rokiem. W drugiej po�owie grudnia ponownie wybuch�y zamieszki. Pracownicy Eds natychmiast opracowali plan drugiej ewakuacji. Trwa� strajk generalny. Eksport nafty, g��wne �r�d�o dochod�w rz�du, zosta� ca�kowicie wstrzymany, co zredukowa�o do zera szanse Eds na otrzymanie zap�aty. Tak niewielu Ira�czyk�w zg�asza�o si� do pracy w ministerstwie, �e ludzie z Eds nie mieli nic do roboty i Paul odes�a� po�ow� z nich do Stan�w na �wi�ta. Paul spakowa� baga�e, zamkn�� dom i przeni�s� si� do hotelu Hiltona, got�w do wyjazdu przy pierwszej sposobno�ci. Miasto hucza�o od pog�osek. Jay Coburn wy�awia� najbardziej interesuj�ce i przekazywa� Paulowi. Najbardziej niepokoj�c� wiadomo�� przekaza�a Bunny Fleischaker, Amerykanka maj�ca przyjaci� w Ministerstwie Sprawiedliwo�ci. Bunny pracowa�a dawniej dla Eds w Stanach i chocia� w Teheranie zajmowa�a si� czym� innym, nadal utrzymywa�a kontakty z firm�. Zadzwoni�a do Coburna, �eby mu powiedzie�, �e Ministerstwo Sprawiedliwo�ci zamierza aresztowa� Paula i Billa. Paul przedyskutowa� to z Coburnem. Ambasada Usa nie potwierdzi�a wiadomo�ci. Zgodzili si� obaj, �e ambasada z pewno�ci� ma lepsze rozeznanie ni� Bunny Fleischaker. Postanowili nie podejmowa� �adnych dzia�a�. Paul sp�dzi� spokojnie Wigili� z kilkoma kolegami w domu Pata Sculleya, m�odego kierownika z Eds, kt�ry z w�asnej woli wr�ci� do Teheranu. �ona Sculleya, Mary, wr�ci�a razem z nim i to ona przygotowa�a wigilijn� kolacj�. Paul t�skni� za Ruthie i dzieciakami. Dwa dni po Bo�ym Narodzeniu odezwa�a si� ambasada. Uda�o im si� zorganizowa� spotkanie Paula i Billa z s�dzi� �ledczym Hosainem Dadgarem. Spotkanie mia�o si� odby� nast�pnego ranka, 28 grudnia, w budynku Ministerstwa Zdrowia przy alei Einsenhowera. Bill Gaylord wszed� do gabinetu Paula par� minut po dziewi�tej z fili�ank� kawy. Ubrany by� w tradycyjny str�j Eds: garnitur, bia�� koszul�, dyskretny krawat i czarne p�buty. Bill, podobnie jak Paul, by� kr�pym, �redniego wzrostu m�czyzn� w wieku trzydziestu dziewi�ciu lat, ale na tym ko�czy�o si� podobie�stwo. Paul mia� ciemn� cer�, g�ste brwi, du�y nos i g��boko osadzone oczy, w zwyk�ym ubraniu cz�sto brano go za Ira�czyka, dop�ki nie otworzy� ust i nie przem�wi� po angielsku z nowojorskim akcentem. Bill mia� p�ask�, okr�g�� twarz i bardzo jasn� cer�. Wygl�da� na typowego Anglika. Mieli ze sob� wiele wsp�lnego. Obaj byli rzymskimi katolikami, chocia� Bill by� bardziej pobo�ny. Obaj lubili dobrze zje��. Obaj odbywali praktyk� in�yniersk� przy systemach komputerowych i podj�li prac� w Eds w po�owie lat sze��dziesi�tych. Bill w 1965, a Paul w 1966 roku. Obaj zrobili �wietne kariery w Eds, ale Paul piastowa� wy�sze stanowisko ni� Bill, chocia� rozpocz�� prac� rok p�niej. Bill zna� na wylot dzia�alno�� s�u�by zdrowia i �wietnie umia� kierowa� lud�mi, lecz nie by� tak dynamiczny i zawzi�ty jak Paul. Bill musia� zawsze wszystko starannie przemy�le� i zaplanowa�. Paul nigdy nie martwi� si� o Billa podczas wa�nych wyst�pie�: Bill przygotowywa� sobie ka�de s�owo. Dobrze im si� razem pracowa�o. Kiedy Paul zanadto si� �pieszy�, Bill powstrzymywa� go i zmusza� do zastanowienia. Kiedy Bill zbytnio zag��bia� si� w szczeg�y, Paul ponagla� go do dzia�ania. Zawarli znajomo�� jeszcze w Stanach, ale tak naprawd� dobrze poznali si� w ci�gu ostatnich dziewi�ciu miesi�cy. Kiedy Bill w marcu przyby� do Teheranu, mieszka� u Paula, dop�ki nie przyjecha�a jego �ona, Emily, z dzie�mi. Paul czu� si� za niego odpowiedzialny: by�oby wstyd, gdyby Bill mia� tu w Iranie k�opoty. Bill najbardziej ze wszystkich przejmowa� si� zamieszkami i strzelanin� - mo�e dlatego, �e by� tu od niedawna, a mo�e z natury sk�onny by� martwi� si�. K�opoty z paszportami potraktowa� znacznie powa�niej ni� Paul. Pewnego razu zaproponowa� nawet, aby obaj pojechali poci�giem do p�nocno_wschodniego Iranu i przekroczyli granic� rosyjsk�. Nikt nie b�dzie przecie� podejrzewa� dw�ch ameryka�skich biznesmen�w o zamiar ucieczki do Zwi�zku Radzieckiego. Poza tym Bill bardzo t�skni� za Emily i dzie�mi. Paul czu� si� tu troch� winny, poniewa� to on �ci�gn�� Billa do Iranu. Ale ich k�opoty zbli�a�y si� do ko�ca. Dzisiaj spotkaj� si� z panem Dadgarem i otrzymaj� z powrotem paszporty. Bill mia� rezerwacj� na jutrzejszy samolot. Emily zamierza�a wyda� powitalne przyj�cie w sylwestra. Wkr�tce wszystko to minie jak z�y sen. Paul u�miechn�� si� do Billa. - Mo�emy jecha�? - W ka�dej chwili. - Zabierzmy Abolhasana. Paul podni�s� s�uchawk� telefonu. Abolhasan by� najstaszym rang� Ira�czykiem zatrudnionym w Eds i uczy� Paula ira�skich metod prowadzenia interes�w. By� synem wybitnego prawnika, o�eni� si� z Amerykank� i bardzo dobrze m�wi� po angielsku. Mi�dzy innymi zajmowa� si� t�umaczeniem kontakt�w Eds na j�zyk "farsi". Dzisiaj mia� by� t�umaczem Paula i Billa podczas spotkania z Dadgarem. Zjawi� si� natychmiast w gabinecie Paula. Trzej m�czy�ni wyruszyli. Nie zabrali ze sob� adwokata. Ambasada powiadomi�a ich, �e spotkanie to b�dzie zwyk�� formalno�ci�. Zabranie adwokata by�oby nie tylko bezcelowe, ale mog�oby urazi� Dadgara i obudzi� w nim podejrzenie, �e Paul i Bill co� ukrywaj�. Paul chcia�, �eby kto� z ambasady by� obecny podczas spotkania, ale Lou Goeltz odrzuci� ten pomys�: wys�anie przedstawiciela ambasady na takie spotkanie by�oby sprzeczne z normalnym trybem post�powania. Goeltz poradzi� jednak Paulowi i Billowi, �eby wzi�li ze sob� dokumenty potwierdzaj�ce dat� ich przyjazdu do Iranu, oficjalne stanowiska oraz zakres obowi�zk�w. Podczas gdy samoch�d przedziera� si� przez zat�oczone jak zwykle ulice Teheranu, Paul by� nieco przygn�biony. Cieszy� si� wprawdzie, �e wr