1794
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 1794 |
Rozszerzenie: |
1794 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 1794 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 1794 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
1794 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
JAMES CLAVELL
Ucieczka
Ksi�ga pierwsza
PI�TEK, 9 LUTEGO 1979
TEHERAN, APARTAMENT McIVER�W, 20.30. Wszyscy troje s�uchali radia, sygna� na falach kr�tkich by� niewyra�ny i s�abo dostrojony.
- Tu BBC World Service, jest godzina siedemnasta czasu Greenwich...
Pi�ta po po�udniu czasu Greenwich odpowiada�a wp� do dziewi�tej wieczorem czasu miejscowego. Dwaj m�czy�ni odruchowo spojrzeli na zegarki. Kobieta poci�gn�a �yk martini z w�dk�. Na dworze by�o ciemno, z oddali dochodzi�y odg�osy strza��w. Nie zwracali na nie uwagi. Kobieta znowu upi�a troch� martini. W apartamencie by�o zimno, centralne ogrzewanie wy��czono przed kilkoma tygodniami. Jedyne �r�d�o ciep�a stanowi� teraz ma�y elektryczny kominek, dzia�aj�cy podobnie jak przy�mione �ar�wki na p� mocy.
- ...o godzinie siedemnastej trzydzie�ci nadamy specjalny raport naszego korespondenta z Persji, obecnie nazywanej Iranem...
- �wietnie - mrukn�a kobieta i wszyscy pokiwali g�owami.
Atrakcyjna i nie wygl�daj�ca na swoje pi��dziesi�t jeden lat, mia�a jasne w�osy, niebieskie oczy i okulary w ciemnych oprawkach. Genevere McIver, dla przyjaci� Genny.
- ...najpierw jednak skr�t wiadomo�ci ze �wiata: sytuacja w Iranie zmienia si� z godziny na godzin�. Uzbrojone frakcje walcz� o w�adz�. Premier Callaghan og�osi�, �e kr�lowa poleci w poniedzia�ek do Kuwejtu, rozpoczynaj�c w ten spos�b trzytygodniow� wizyt� w pa�stwach Zatoki Perskiej. W Waszyngtonie pr�y...
Sygna� kompletnie zanik�. Wy�szy m�czyzna zakl��.
- Cierpliwo�ci, Charlie - powiedzia�a �agodnym g�osem Genny. - Zaraz si� znowu odezwie.
- Masz racj�, Genny - odpar� Charlie Pettikin, urodzony w Afryce Po�udniowej by�y pilot RAF-u, o ciemnych, przetykanych nitkami siwizny w�osach. Mia� czterdzie�ci sze�� lat i by� g��wnym pilotem oraz szefem kursu pilota�u �mig�owc�w, prowadzonego dla ira�skich si� lotniczych. W oddali rozleg�y si� kolejne strza�y.
- Troch� ryzykuj�, wysy�aj�c kr�low� do Kuwejtu - stwierdzi�a Genny. Bogaty szejkanat Kuwejtu le�a� po drugiej stronie Zatoki, granicz�c z Arabi� Saudyjsk� i Irakiem. - W tym momencie nie jest to zbyt rozs�dne, prawda?
- To czysta g�upota. Rz�d daje dupy st�d a� do Aberdeen - mrukn�� z przek�sem jej m�� Duncan McIver.
Genny roze�mia�a si�.
- To dosy� daleko, Duncan.
- Nie dla mnie, Gen! - McIver by� dyrektorem S-G Helicopters, brytyjskiej firmy dzia�aj�cej od wielu lat w Iranie, g��wnie w przemy�le naftowym. Mia� pi��dziesi�t osiem lat, postur� boksera i siw� czupryn�. - Callaghan to stary pierdo�a... - podj�� i urwa�, s�ysz�c �oskot jad�cego ulic� ci�kiego pojazdu. Apartament mie�ci� si� na najwy�szym, pi�tym pi�trze nowoczesnego bloku mieszkalnego na p�nocnych przedmie�ciach Teheranu. Po chwili przejecha� nast�pny pojazd.
- To mi wygl�da na czo�gi - zauwa�y�a Genny.
- To s� czo�gi - powiedzia� Charlie Pettikin.
- Jutro czeka nas chyba kolejny z�y dzie� - stwierdzi�a.
Od wielu tygodni ka�dy dzie� by� gorszy od poprzedniego. Najpierw we wrze�niu og�oszono stan wojenny. Szach wprowadzi� zakaz zgromadze� publicznych i godzin� policyjn� od dziewi�tej wieczorem do pi�tej rano, co jeszcze bardziej rozw�cieczy�o ludzi. Zw�aszcza w stolicy. Dosz�o do wielu zab�jstw i akt�w przemocy. Po d�ugich wahaniach szach zawiesi� nagle w ostatnich dniach grudnia stan wojenny, powierzy� tek� premiera umiarkowanemu politykowi Bachtiarowi, poczyni� wiele ust�pstw, a potem, ku zaskoczeniu wszystkich, wyjecha� szesnastego stycznia z Iranu "na wakacje". Bachtiar sformowa� rz�d, a ajatollah Chomeini - wci�� na wygnaniu we Francji - pot�pi� go i wszystkich, kt�rzy za nim stali. Zamieszki wzmaga�y si�, liczba ofiar ros�a. Bachtiar pr�bowa� negocjowa� z ajatollahem, kt�ry nie chcia� si� z nim spotyka� ani rozmawia�. Ludzie i wojsko burzyli si�, przed ajatollahem zamkni�to, a nast�pnie otwarto wszystkie lotniska. I wreszcie, co by�o jeszcze bardziej zaskakuj�ce, przed o�mioma dniami, pierwszego lutego, ajatollah wr�ci�. Zacz�a si� prawdziwa rewolucja.
- Musz� si� jeszcze napi� - Genny wsta�a, �eby ukry� przechodz�cy j� dreszcz. - Zrobi� ci drinka, Duncan?
- Bardzo prosz�, Gen.
- Charlie? - zapyta�a, ruszaj�c do kuchni po l�d.
- Dzi�kuj�, Genny, sam sobie zrobi�.
Radio odezwa�o si� ponownie i zatrzyma�a si� w progu.
- ...Chiny informuj� o powa�nych starciach z Wietnamem i zaprzeczaj�, jakoby...
Sygna� ponownie zanik� i s�ycha� by�o tylko trzaski. P�niej dobieg�y ich kolejne strza�y, tym razem troch� bli�sze.
- Id�c do was, wst�pi�em na drinka do klubu prasowego - powiedzia� po chwili Pettikin. - Kr��� plotki, �e Bachtiar chce st�umi� zamieszki. Inni twierdz�, �e dosz�o do ci�kich walk w Meszhedzie, gdzie t�um powiesi� szefa policji i kilku jego podw�adnych.
- To straszne - mrukn�a.
- Modl� si�, �eby si� opami�tali. Iran jest wspania�ym krajem i nie chc� st�d wyje�d�a�. - Radio odezwa�o si� na sekund�, a potem znowu umilk�o. - To chyba plamy na s�o�cu.
- Cz�owiek ma ochot� rzyga� krwi� - stwierdzi� McIver.
Podobnie jak Pettikin, s�u�y� kiedy� w RAF-ie. By� pierwszym pilotem zatrudnionym przez S-G Helicopters, a obecnie, jako dyrektor oddzia�u ira�skiego, r�wnie� dyrektorem wykonawczym IHC - Iran Helicopter Company, utworzonej wsp�lnie z obowi�zkowym ira�skim partnerem firmy, kt�ra podpisywa�a ich kontrakty, zawiera�a ich umowy i dysponowa�a ich pieni�dzmi. Bez McIvera nie mogliby dzia�a� na terenie Iranu. Pochyli� si� do przodu, �eby dostroi� lepiej stacj�, ale potem rozmy�li� si�.
- Sygna� sam wr�ci - powiedzia�a Genny. - Zgadzam si�, �e Callaghan to stary pierdo�a.
Duncan u�miechn�� si� do niej. Byli ma��e�stwem od trzydziestu lat.
- Nie�le wygl�dasz, Genny - oznajmi�. - Ca�kiem nie�le.
- Za to jedno mo�esz dosta� nast�pn� whisky.
- Dzi�ki, ale tym razem dolej troch� wo...
- ...w zwi�zku z pogarszaj�c� si� sytuacj� w Iranie, stacjonuj�ca w rejonie Filipin flotylla okr�t�w wojennych otrzyma�a rozkaz... - G�os spikera BBC zag�uszy�a inna stacja, a potem obie umilk�y.
Czekali w napi�ciu na ci�g dalszy. Dwaj m�czy�ni spojrzeli na siebie, pr�buj�c ukry� szok. Genny podesz�a do kredensu, na kt�rym sta�a prawie pusta butelka whisky. Obok, zajmuj�c niemal ca�y blat, sta� nadajnik wysokich cz�stotliwo�ci, przez kt�ry McIver komunikowa� si�, je�li pozwala�y na to warunki, ze wszystkimi ich bazami helikopterowymi w Iranie. Apartament by� du�y i wygodny, mia� trzy sypialnie i dwa salony. Przed kilkoma miesi�cami, gdy og�oszono stan wojenny i wybuch�y zamieszki uliczne, Pettikin zamieszka� u nich - po rozwodzie, kt�ry wzi�� przed rokiem, by� teraz samotny - i ten uk�ad wszystkim odpowiada�.
Podmuch wiatru za�omota� o ramy okien. Genny wyjrza�a na zewn�trz. W domach naprzeciwko pali�o si� kilka przy�mionych �wiate�, uliczne latarnie by�y zgaszone. Wsz�dzie, jak okiem si�gn��, ci�gn�a si� niska zabudowa. �nieg le�a� na dachach i na ziemi. Wi�kszo�� z mieszkaj�cych w mie�cie pi�ciu czy sze�ciu milion�w ludzi �y�a w biedzie. Ale ten teren, na p�nocy Teheranu, gdzie mieszkali cudzoziemcy i zamo�ni Ira�czycy, by� dobrze strze�ony.
Genny zrobi�a sobie lekkiego drinka, sk�adaj�cego si� g��wnie z wody sodowej i wr�ci�a z nim do salonu.
- Wybuchnie wojna domowa, zobaczycie - stwierdzi�a. - Nie b�dziemy mogli tu zosta�.
- Wszystko dobrze si� u�o�y, Carter nie pozwoli...
Nagle zgas�y �ar�wki i wy��czy� si� elektryczny kominek.
- Cholera - j�kn�a Genny. - Dzi�ki Bogu, �e mamy kuchenk� na butan.
- Mo�e przerwa w dostawie energii nie b�dzie d�uga.
McIver pom�g� jej zapali� �wieczki, kt�re sta�y ju� na stole, i zerkn�� w stron� drzwi. Sta� przy nich czterogalonowy kanister z benzyn� - zapas na czarn� godzin�. Nie podoba�o mu si�, �e trzymaj� benzyn� w mieszkaniu, zw�aszcza �e codziennie musieli u�ywa� �wieczek. Ale ju� od wielu tygodni trzeba by�o sta� od pi�ciu do dwudziestu czterech godzin na stacjach benzynowych i nawet po tak d�ugim oczekiwaniu ira�ski pracownik m�g� nie nala� paliwa, dlatego �e klient by� cudzoziemcem. Wielokrotnie spuszczano im z baku benzyn� - zamki nie stanowi�y �adnej przeszkody. Mieli wi�cej szcz�cia od innych, poniewa� mogli korzysta� z paliwa lotniczego, ale zwyk�emu cz�owiekowi, przede wszystkim cudzoziemcom, kolejki zatruwa�y �ycie. Na czarnym rynku benzyna kosztowa�a sto sze��dziesi�t rial�w za litr - dwa dolary za litr i osiem za galon, je�li uda�o si� tyle kupi�.
- M�wi�e� co� o Carterze?
- K�opot polega na tym, �e je�li Carter wpadnie w panik� i wy�le troch� oddzia��w albo samolot�w, aby wesprze� zamach wojskowy, zrobi si� tu niez�a chryja. Wszyscy naoko�o, a szczeg�lnie Sowieci, podnios� wielki wrzask, trzeba b�dzie zareagowa� i Iran stanie si� zarzewiem trzeciej wojny �wiatowej.
- Prowadzimy trzeci� wojn� �wiatow� od czterdziestego pi�tego, Charlie... - mrukn�� McIver.
Przerwa� mu g�o�niejszy szum radia. Zaraz potem odezwa� si� ponownie g�os spikera:
- ...za nielegaln� dzia�alno�� szpiegowsk�. Szef sztabu kuwejckich si� zbrojnych poinformowa�, �e Kuwejt otrzyma� du�e dostawy broni ze Zwi�zku Sowieckiego...
- Chryste - mrukn�li jednocze�nie obaj m�czy�ni.
- ...prezydent Carter zapewni� po raz kolejny o swoim poparciu dla rz�du Bachtiara i "procesu konstytucyjnego". Przechodz�ca przez Wyspy Brytyjskie fala obfitych opad�w �niegu, silnych huragan�w i powodzi sparali�owa�a prawie ca�y kraj. Zamkni�te zosta�o lotnisko Heathrow i wstrzymany ruch lotniczy. Na tym ko�czymy skr�t wiadomo�ci. A teraz program naszej redakcji rolnej "Dr�b i nierogacizna". Zaczynamy od...
McIver wy��czy� radio.
- Niech ich wszyscy diabli. W gruzy wali si� ca�y �wiat, a BBC chrzani o nierogaci�nie.
Genny roze�mia�a si�.
- Co ty by� pocz�� bez BBC, telewizji i futbolu? Huragany i powodzie. - Podnios�a bez wi�kszych nadziei s�uchawk�. By�a jak zwykle g�ucha. Od paru miesi�cy nie mo�na by�o w og�le korzysta� z telefonu; sygna� centrali nik� i pojawia� si� z powrotem bez �adnego okre�lonego powodu. - Mam nadziej�, �e dzieci s� zdrowe. - Mieli �onatego syna i zam�n� c�rk� oraz dw�jk� wnuk�w. - Ma�a Karen tak �atwo si� przezi�bia, a Sarah nawet w wieku dwudziestu trzech lat nigdy nie pami�ta, �eby si� ciep�o ubra�! Czy to dziecko nigdy nie doro�nie?
- To dra�stwo, �e cz�owiek nie mo�e skorzysta� z telefonu, kiedy ma na to ochot� - o�wiadczy� Pettikin.
- Owszem. Tak czy owak, czas wrzuci� co� na z�b. Na rynku trzeci dzie� z rz�du prawie nic nie by�o. Mia�am wi�c do wyboru albo stare pieczone jagni� z ry�em, albo co� specjalnego. Wybra�am co� specjalnego i zu�y�am dwie ostatnie puszki. Mamy dzisiaj marynowan� wo�owin�, kalafior au gratin, ciasto z melas� oraz niespodziank� szefa kuchni.
Genny zabra�a �wieczk� i wysz�a do kuchni, zamykaj�c za sob� drzwi.
- Ciekawe, dlaczego ona zawsze robi kalafior au gratin? - burkn�� McIver, obserwuj�c migocz�ce na drzwiach �wiat�o �wiecy. - Nienawidz� tego �wi�stwa! M�wi�em ju� jej pi��dziesi�t razy... - Jego uwag� zwr�ci�o nagle co� na dworze. Podszed� do okna. W mie�cie panowa� mrok z powodu wy��cze� pr�du. Tylko na po�udniowym wschodzie na niebie ja�nia�a czerwona �una. - Znowu D�aleh - powiedzia� kr�tko.
Przed kilkoma miesi�cami dziesi�tki tysi�cy ludzi wysz�y na ulice Teheranu, �eby zaprotestowa� przeciwko og�oszeniu przez szacha stanu wojennego. Do najbardziej ostrych protest�w dosz�o w D�aleh - biednym, g�sto zaludnionym przedmie�ciu - gdzie wzniecano po�ary i wznoszono barykady z p�on�cych opon. Kiedy pojawi�y si� si�y bezpiecze�stwa, rozw�cieczony t�um nie chcia� si� rozej��. Gaz �zawi�cy nie odni�s� �adnego skutku. Pomog�y dopiero kule z karabin�w. Wed�ug rz�du na ulicach poleg�o dziewi��dziesi�t siedem os�b, wed�ug grup skrajnej opozycji od dw�ch do trzech tysi�cy.
Nagle zadzwoni� telefon, wprawiaj�c ich wszystkich w zaskoczenie.
- Stawiam pi�� funt�w, �e to inkasent - powiedzia� Pettikin, u�miechaj�c si� do Genny, kt�ra r�wnie zdumiona wyjrza�a z kuchni.
- Nie zak�adam si�, Charlie!
Banki strajkowa�y od dw�ch miesi�cy w odpowiedzi na wezwanie Chomeiniego do strajku generalnego, w zwi�zku z czym nikt - osoby prywatne, firmy i nawet rz�d - nie by� w stanie pobra� �adnej got�wki. A Ira�czycy u�ywali przede wszystkim got�wki, nie czek�w. McIver podni�s� s�uchawk�, nie maj�c poj�cia, czego albo kogo si� spodziewa�.
- Halo? - zapyta�.
- Chwa�a Bogu, to dziadostwo w ko�cu dzia�a - odezwa� si� czyj� g�os. - S�yszysz mnie, Duncan?
- Tak, tak, s�ysz�. Kto m�wi?
- Talbot. George Talbot z ambasady brytyjskiej. Przykro mi, stary, ale zrobi�o si� cholernie gor�co. Chomeini wyznaczy� w�asnego premiera i wezwa� Bachtiara do ust�pienia. Oko�o miliona ludzi szuka w tej chwili guza na ulicach Teheranu. Dowiedzieli�my si� w�a�nie o buncie w bazie lotniczej w Doszan Tappeh. Bachtiar powiedzia�, �e je�li si� nie poddadz�, wy�le przeciwko nim Nie�miertelnych. - Mianem Nie�miertelnych okre�lano oddzia�y szturmowe fanatycznie oddanej szachowi Gwardii Cesarskiej. - Rz�d Jej Kr�lewskiej Mo�ci, wraz z rz�dem Stan�w Zjednoczonych, Kanady i tak dalej, wzywa wszystkich swoich obywateli, kt�rych obecno�� w tym kraju nie jest niezb�dna, �eby natychmiast wyjechali...
McIver stara� si�, �eby na jego twarzy nie odbi� si� niepok�j.
- Talbot z ambasady - szepn�� do pozosta�ych.
- Nie dalej jak wczoraj Amerykanin z ExTex Oil oraz jaki� ira�ski urz�dnik wpadli w zasadzk� i zostali zabici przez "uzbrojonych m�czyzn" ko�o Ahwazu na po�udniowym wschodzie kraju... - Serce McIvera zabi�o troch� szybciej. - Chyba prowadzicie tam dzia�alno��, prawda?
- Niedaleko. W Bandar-e Daylam na wybrze�u - odpar� McIver, nie zmieniaj�c tonu g�osu.
- Ilu macie tu obywateli brytyjskich, nie licz�c os�b towarzysz�cych?
McIver chwil� si� zastanawia�.
- Czterdziestu pi�ciu na sze��dziesi�ciu siedmiu cz�onk�w personelu, na kt�ry sk�ada si� dwudziestu sze�ciu pilot�w, trzydziestu sze�ciu mechanik�w oraz pi�ciu pracownik�w administracji. To minimalna obsada.
- Kim s� ci inni?
- W�r�d pilot�w s� czterej Amerykanie, dwaj Niemcy, dwaj Francuzi i jeden Fin. Poza tym dwaj ameryka�scy mechanicy. Je�li to b�dzie konieczne, potraktujemy ich wszystkich jak Brytyjczyk�w.
- A osoby towarzysz�ce?
- Cztery, wszystkie �ony, �adnych dzieci. Reszt� wyprawili�my st�d przed trzema tygodniami. Genny jest tutaj, poza tym jedna Amerykanka w Kowissie i dwie Iranki.
- Iranki przy�lijcie lepiej jutro do ambasady z ich �wiadectwami �lubu. S� tu w Teheranie?
- Jedna tutaj, druga w Tabrizie. To �ona Erikkiego, Azadeh.
- Powinni�cie im jak najszybciej za�atwi� nowe paszporty.
Na mocy ira�skiego prawa wszyscy powracaj�cy do kraju Ira�czycy musieli oddawa� paszporty w biurze imigracyjnym, gdzie przechowywano je do nast�pnego wyjazdu. Aby ponownie opu�ci� Iran, trzeba by�o osobi�cie z�o�y� podanie w odpowiednim biurze, przedstawiaj�c dow�d to�samo�ci, istotn� przyczyn� wyjazdu oraz, je�li podr� mia�a si� odby� samolotem, op�acony bilet na konkretny lot. Otrzymanie pozwolenia mog�o zabra� kilka dni albo tygodni. W normalnych okoliczno�ciach.
- Na szcz�cie nie mamy �adnych zatarg�w z ajatollahem, Bachtiarem ani genera�ami - m�wi� dalej Talbot. - Poniewa� jednak obecnie na ataki nara�ony jest ka�dy obcokrajowiec, radzimy wam oficjalnie wys�a� st�d jak najszybciej wszystkie osoby towarzysz�ce i ograniczy� liczebno�� personelu do minimum. Jutro na lotnisku b�d� si� dzia� dantejskie sceny. Oceniamy, �e wci�� jest tutaj oko�o pi�ciu tysi�cy cudzoziemc�w, g��wnie Amerykan�w. Poprosili�my British Airways o pomoc i zwi�kszenie liczby lot�w dla nas i naszych obywateli. Najgorsze jest to, �e strajkuj� cywilni kontrolerzy lot�w. Bachtiar zast�pi� ich wojskowymi, ale oni s� jeszcze bardziej upierdliwi. Jeste�my pewni, �e jutro zacznie si� kolejny exodus.
W zesz�ym miesi�cu rozjuszeni ludzie wyszli na ulice Isfahanu - du�ego przemys�owego miasta z hutami stali, rafineri� ropy, fabrykami przemys�u zbrojeniowego oraz �mig�owc�w i du��, licz�c� pi��dziesi�t tysi�cy os�b koloni� Amerykan�w. T�um spali� banki - Koran zabrania po�ycza� pieni�dze dla zysku - sklepy monopolowe - Koran zabrania picia alkoholu - oraz dwa kina - od dawna znienawidzone przez fundamentalist�w siedliska pornografii i zachodniej propagandy - zniszczy� instalacje fabryczne, po czym obrzuci� koktajlami Mo�otowa i zr�wna� z ziemi� czteropi�trow� siedzib� Grumman Aircraft. Wtedy nast�pi� pierwszy "exodus".
Tysi�ce ludzi zebra�y si� na tehera�skim lotnisku, zmieniaj�c jego hal� i wszystkie poczekalnie w rejon kl�ski �ywio�owej. M�czy�ni, kobiety i dzieci koczowali na pod�odze, boj�c si�, �e strac� miejsca. Nie by�o �adnego rozk�adu lot�w, �adnych priorytet�w i komputerowej rezerwacji. Na ka�de miejsce czeka�o dwudziestu pasa�er�w, a bilety wypisywa�o r�cznie kilku ponurych urz�dnik�w, w wi�kszo�ci otwarcie wrogich i nie m�wi�cych po angielsku. Wkr�tce lotnisko ton�o w brudzie i smrodzie.
Chaos powi�ksza�y tysi�ce Ira�czyk�w, kt�rzy chcieli uciec, p�ki to by�o jeszcze mo�liwe. Pozbawieni skrupu��w i zamo�ni wpychali si� bez kolejki. Wielu urz�dnik�w zarobi�o wtedy krocie. A potem zastrajkowali kontrolerzy lot�w i lotnisko ca�kowicie si� zakorkowa�o.
W ko�cu wszyscy obcokrajowcy, kt�rzy chcieli wyjecha�, wyjechali. "Je�li cudzoziemiec chce wyjecha� - powiedzia� ajatollah - pozw�lmy mu wyjecha�; to ameryka�ski materializm jest Wielkim Szatanem...". Ci, kt�rzy zostali, �eby obs�ugiwa� pola naftowe i za�adunek tankowc�w, pilotowa� samoloty, kontynuowa� budow� elektrowni j�drowych, pracowa� w fabrykach chemicznych - oraz chroni� swe gigantyczne inwestycje - pr�bowali nie rzuca� si� w oczy.
McIver przycisn�� s�uchawk� do ucha. G�os Talbota zabrzmia� troch� ciszej i ba� si�, �e po��czenie zaraz si� urwie.
- Tak, George... co takiego m�wi�e�?
- M�wi�em w�a�nie, Duncan, �e naszym zdaniem wszystko na pewno si� dobrze sko�czy. Nie ma mowy, �eby nast�pi� totalny wybuch. Ze �r�de� nieoficjalnych wiadomo, �e przygotowywane jest porozumienie, na mocy kt�rego szach abdykuje na rzecz swojego syna Rezy. Rz�d Jej Kr�lewskiej Mo�ci popiera ten kompromis. Przej�cie do rz�d�w konstytucyjnych, kt�re wesprze grubo sp�niony wojskowy zamach stanu, mo�e by� nieco burzliwe, ale nie ma potrzeby si� martwi�. Przepraszam, lecz musz� ju� ko�czy�... dajcie mi zna�, co postanowicie.
W s�uchawce zapad�a cisza.
McIver zakl��, wcisn�� kilka razy wide�ki, po czym powt�rzy�, co us�ysza� od Talbota. Genny u�miechn�a si� s�odko.
- Nie patrz tak na mnie. Odpowied� brzmi "nie". Zgadzam si�, �e...
- Ale Talbot...
- Zgadzam si�, �e inne powinny wyjecha�, ale ja zostaj�. Kolacja jest ju� prawie gotowa - doda�a, po czym wysz�a do kuchni, zamykaj�c w ten spos�b wszelk� dyskusj�.
- Wysy�am j� st�d i koniec - stwierdzi� McIver.
- Stawiam moje ca�oroczne wynagrodzenie, �e si� nie zgodzi... chyba �e ty wyjedziesz razem z ni� - powiedzia� Pettikin. - Swoj� drog�, dlaczego tego nie zrobisz? Potrafi� wszystkiego dopilnowa�.
- Nie. Dzi�kuj�, ale nie skorzystam. - Twarz McIvera rozja�ni�a si� nagle w p�mroku. - W�a�ciwie to tak, jakby�my znowu mieli wojn�, nie s�dzisz? Trzeba tylko dostosowa� si�, opiekowa� oddzia�em i wykonywa� rozkazy. - Obserwowa� przez chwil� Pettikina, kt�ry pr�bowa� po��czy� si� z ich baz� w Bandar-e Daylam. - Zna�e� tego Amerykanina, kt�rego zabili, Stansona?
- Nie. A ty?
- Owszem. Ca�kiem zwyczajny facet, dyrektor terenowy ExTexu. Spotka�em go raz. Opowiadano, �e pracuje w CIA, ale to chyba nieprawda. - McIver wlepi� wzrok w swoj� szklank�. - Talbot mia� racj� co do jednego: mamy szcz�cie, �e jeste�my Brytyjczykami. Jankesi maj� o wiele gorzej. To niesprawiedliwe.
- Tak, ale ty zadba�e� o naszych Jankes�w najlepiej, jak mog�e�.
- Mam nadziej�. - Kiedy szach wyjecha� i nast�pi�a eskalacja przemocy, McIver wyda� wszystkim Amerykanom brytyjskie dowody to�samo�ci. - Nie powinni mie� k�opot�w, dop�ki Gwardia Rewolucyjna, policja albo SAVAK nie za��da od nich licencji pilot�w.
Na mocy ira�skiego prawa wszyscy cudzoziemcy powinni mie� wa�n� wiz�, kt�r� trzeba by�o anulowa� przed wyjazdem z kraju, wa�ny dow�d to�samo�ci z wpisan� nazw� firmy - a wszyscy piloci dodatkowo aktualn� ira�sk� licencj�. �eby si� bardziej zabezpieczy�, McIver kaza� wyda� pracownikom legitymacje podpisane przez ich ira�skich partner�w w Teheranie. Na razie nie spotkali si� z �adnymi problemami.
Pettikin usi�owa� bezskutecznie wywo�a� Bandar-e Daylam.
- Spr�bujemy p�niej - powiedzia� McIver. - Wszystkie bazy b�d� prowadzi�y nas�uch o �smej trzydzie�ci rano. Do tego czasu zastanowimy si�, co robi�. Chryste, to nie b�dzie wcale �atwe. Jak s�dzisz? Mamy ewakuowa� tylko osoby towarzysz�ce?
Pettikin wsta�, wzi�� �wieczk� i podszed� z zatroskan� min� do przypi�tej do �ciany mapy. Naniesione by�y na niej wszystkie ich bazy, z podan� w ramkach liczb� personelu lataj�cego i naziemnego oraz liczb� maszyn. Bazy mia�y na og� w�asne �rodki transportu, cz�ci zamienne, a tak�e warsztaty. Porozrzucane by�y po ca�ym Iranie, od o�rodka si� powietrznych w Teheranie i wojskowego o�rodka szkoleniowego w Isfahanie, po tartaki w Tabrizie na p�nocnym zachodzie, kopalnie uranu przy granicy afga�skiej, ruroci�g naftowy na wybrze�u Morza Kaspijskiego oraz pola naftowe przy Zatoce Perskiej i cie�ninie Ormuz. W tych wszystkich miejscach dzia�alno�� prowadzi�o obecnie tylko pi�� baz.
- Je�li idzie o maszyny, mamy pi�tna�cie dwie�ciedwunastek, w tym dwie w trakcie przegl�du po dw�ch tysi�cach przelatanych godzin, siedem dwie�ciesz�stek i trzy alouette, wszystkie w doskona�ym stanie technicznym...
- I wszystkie oddane w leasing na mocy legalnych um�w, z kt�rych �adna nie zosta�a uniewa�niona, mimo �e dotychczas nie dostali�my ani grosza - stwierdzi� poirytowanym tonem McIver. - Nie wolno nam wycofa� �adnej maszyny bez zgody kontrahenta lub zgody naszych kochanych ira�skich partner�w... chyba �e og�osimy stan wy�szej konieczno�ci.
- Nie mo�emy tego na razie zrobi�. Musimy, dop�ki si� da, zachowa� status quo. Talbot by� dobrej my�li.
- Chcia�bym, �eby wszystko zosta�o po staremu, Charlie. M�j Bo�e, w zesz�ym roku o tej porze mieli�my czterdzie�ci dwie�ciedwunastek i ca�� reszt�.
McIver nala� sobie kolejn� whisky.
- Troch� sobie odpu�� - powiedzia� p�g�osem Pettikin. - Genny urz�dzi ci piek�o. Wiesz, �e podnosi ci si� ci�nienie i nie powiniene� tyle pi�.
- To najlepsze lekarstwo, na lito�� bosk�. - �wieczka zamigota�a i zgas�a. McIver podni�s� si�, zapali� nast�pn� i podszed� do mapy. - My�l�, �e powinni�my wycofa� Azadeh i naszego "lataj�cego Fina". Mo�e troch� odpocz��: jego dwie�ciedwunastka przechodzi w�a�nie przegl�d techniczny po p�tora tysi�cu przelatanych godzin. - M�wi� o kapitanie Erikkim Yokkonenie i jego ira�skiej �onie Azadeh, stacjonuj�cych w bazie niedaleko Tabrizu w Azerbejd�anie Wschodnim, kilkana�cie mil od granicy sowieckiej. - Mogliby�my wzi�� dwie�ciesz�stk� i przywie�� ich tutaj. Musimy podrzuci� tam troch� cz�ci zamiennych i zaoszcz�dziliby�my im trzystu pi��dziesi�ciu mil jazdy po tych bezdro�ach.
Pettikin rozpromieni� si�.
- M�g�bym sam po nich polecie� - stwierdzi�. - Uzgodni� dzi� w nocy plan lotu, wystartuj� o �wicie, zatankuj� w Bandar-e Pahlavi i kupi� nam troch� kawioru.
- Marzyciel. Ale Gen by�aby zachwycona. Wiesz, co my�l� o tym �wi�stwie. - McIver odwr�ci� si� plecami do mapy. - Je�eli sytuacja ulegnie pogorszeniu, Charlie, dostaniemy nie�le po dupie.
- Tylko je�li nam to pisane.
ROZDZIA� I
BAZA TABRIZ JEDEN, 23.05. Erikki Yokkonen le�a� nago w zbudowanej w�asnymi r�koma saunie. Temperatura wynosi�a czterdzie�ci pi�� stopni, pot la� si� z niego strumieniami, na �awce naprzeciwko le�a�a na grubym r�czniku jego �ona Azadeh. Erikki opar� g�ow� o d�o� i zerkn�� na ni�. Mia�a zamkni�te oczy. Patrz�c na unosz�ce si� w oddechu piersi, kruczoczarne w�osy, rze�bione aryjskie rysy, pi�kne cia�o i mleczn� sk�r�, jak zwykle zachwyci� si� ni�, tak drobn� przy jego sze�ciu stopach i czterech calach wzrostu. Urodzony w Finlandii i wyedukowany w szko�ach brytyjskich i ameryka�skich, mia� trzydzie�ci siedem lat i by�, jak wi�kszo�� pilot�w helikopter�w, kosmopolit�.
Wcze�niej wraz z dwoma angielskimi mechanikami i kierownikiem ich bazy, Alim Dajatim, zjedli wspania�� kolacj� i wypili dwie butelki najlepszej rosyjskiej w�dki, kt�r� kupi� na czarnym rynku w Tabrizie.
- Teraz idziemy do sauny - oznajmi� o wp� do jedenastej. Ale oni jak zwykle odm�wili, ledwie mog�c doj�� do w�asnych dom�w. - Chod�, Azadeh! - zawo�a�.
- Nie, dzisiaj nie, prosz�, Erikki - powiedzia�a, lecz on za�mia� si� tylko, owin�� j� w futro i wyni�s� na dw�r.
Ga��zie sosen ugina�y si� pod �niegiem, temperatura spad�a poni�ej zera. Azadeh by�a lekka jak pi�rko. Wszed� wraz z ni� do ma�ej chatki, kt�ra przylega�a z ty�u do ich domu, najpierw do ciep�ej szatni, a potem, gdy si� rozebrali, do samej sauny. Le�eli tam teraz, Erikki zrelaksowany, Azadeh nawet po roku ma��e�stwa nie przyzwyczajona do nocnego rytua�u.
Dzi�kuj�, �e dali�cie mi tak� kobiet�, bogowie mych przodk�w, pomy�la�. Przez moment nie potrafi� sobie u�wiadomi�, w jakim zrobi� to j�zyku. By� czteroj�zyczny: m�wi� p�ynnie po fi�sku, szwedzku, rosyjsku i angielsku. Jakie to w ko�cu ma znaczenie, powiedzia� sobie, poddaj�c si� z powrotem ciep�u i pozwalaj�c my�lom p�yn�� swobodnie wraz z par�, kt�ra unosi�a si� z u�o�onych przez niego starannie kamieni. Fakt, �e zgodnie z powinno�ci� m�czyzny w�asnor�cznie zbudowa� swoj� saun� - r�bi�c i ociosuj�c drzewo, jak czynili to od wiek�w jego przodkowie - sprawia� mu ogromn� satysfakcj�.
Wybranie i �ci�cie drzew by�o pierwsz� rzecz�, jak� zrobi�, gdy przys�ano go tu przed czterema laty. Pozostali my�leli, �e zwariowa�. Erikki wzrusza� weso�o ramionami. "Bez sauny �ycie jest nic niewarte. Najpierw buduje si� saun�, potem dom. Bez sauny dom nie jest domem. Wy, Anglicy, nie macie poj�cia o �yciu". Mia� ochot� zdradzi� im, �e podobnie jak wielu Fin�w, on te� urodzi� si� w saunie - ca�kiem rozs�dny wyb�r, gdy we�mie si� pod uwag�, �e to najcieplejsze, najspokojniejsze i najczystsze miejsce w ca�ym domu. Lecz powiedzia� o tym tylko Azadeh. Zrozumia�a go. O tak, pomy�la� zadowolony, ona rozumie wszystko.
Na dworze, na bezchmurnym niebie �wieci�y jasno gwiazdy. �nieg t�umi� wszystkie ha�asy. P� mili od ich domu bieg�a jedyna droga przez g�ry. Jad�c na p�nocny zach�d, dociera�o si� ni� po dziesi�ciu milach do Tabrizu, a potem do po�o�onej kilka mil dalej granicy sowieckiej. Jad�c na po�udniowy wsch�d - do oddalonego o trzysta pi��dziesi�t mil Teheranu.
W bazie Tabriz Jeden stacjonowali dwaj piloci - drugi wyjecha� na urlop do Anglii - oraz dwaj angielscy mechanicy. Pozostali - dwaj kucharze, o�miu robotnik�w, radiotelegrafista oraz kierownik stacji - byli Ira�czykami. Za wzg�rzem le�a�a ich wioska Abu Mard, a ni�ej, w dolinie, fabryka celulozy nale��ca do drzewnego monopolu Iran-Timber, kt�ry obs�ugiwali zgodnie z zawart� umow�. Helikoptery zabiera�y drwali i sprz�t do lasu, wykorzystywano je przy budowie oboz�w oraz wytyczaniu dr�g, dostarcza�y na g�r� nowych pracownik�w i wywozi�y rannych. Dla wi�kszo�ci po�o�onych w g�uszy oboz�w dwie�ciedwunastki stanowi�y jedyne po��czenie ze �wiatem i piloci cieszyli si� wielk� estym�. Erikkiemu podoba�o si� tutejsze �ycie i okolica tak bardzo przypominaj�ca Finlandi�, o powrocie do kt�rej czasami marzy�.
Zbudowana przez niego sauna dope�nia�a miary szcz�cia. Niewielka dwuizbowa chatka sta�a na uboczu na ty�ach mieszkalnego kontenera. Erikki uszczelni� bale w tradycyjny spos�b mchem, zapewniaj�c dzi�ki temu odpowiedni� wentylacj� palenisku, w kt�rym grza�y si� kamienie. Te, kt�re le�a�y na samej g�rze, sprowadzi� z Finlandii. Jego dziadek wy�owi� je z dna jeziora i przekaza� wnukowi przed osiemnastoma miesi�cami, gdy ten przyjecha� po raz ostatni na urlop do domu.
- We� je, m�j synu. Nigdy nie zgadn�, dlaczego chcesz o�eni� si� z cudzoziemk�, ale razem z tymi kamieniami na pewno pojedzie z tob� dobry fi�ski tonto - powiedzia�, maj�c na my�li ma�ego br�zowego elfa, ducha sauny.
- Kiedy j� zobaczysz, dziadku, ty te� si� w niej zakochasz. Ma niebieskozielone oczy, ciemne jak w�giel w�osy i...
- Je�li urodzi ci wielu syn�w, wtedy mo�e zobaczymy. Z pewno�ci� ju� najwy�szy czas, �eby� si� o�eni�, ale dlaczego z cudzoziemk�? M�wisz, �e jest nauczycielk�?
- Nale�y do Ira�skiego Korpusu O�wiatowego. To m�odzi ochotnicy, kt�rzy je�d�� na wie� i ucz� dzieci i doros�ych, ale przede wszystkim dzieci, czyta� i pisa�. Korpus za�o�yli przed kilku laty szach i cesarzowa. Azadeh wst�pi�a do niego, kiedy mia�a dwadzie�cia jeden lat. Pochodzi z Tabrizu, gdzie pracuj�, i jest nauczycielk� w wiejskiej szk�ce ko�o naszej bazy. Spotka�em j� przed siedmioma miesi�cami i trzema dniami. Mia�a wtedy dwadzie�cia cztery lata...
Erikki rozpromieni� si�, wspominaj�c dzie�, gdy j� po raz pierwszy zobaczy�. Ubrana w elegancki uniform, z kaskad� opadaj�cych na ramiona w�os�w, siedzia�a otoczona dzie�mi na le�nej polanie i kiedy u�miechn�a si�, podziwiaj�c jego pot�n� sylwetk�, od razu zorientowa� si�, �e to kobieta, kt�rej szuka� przez ca�e �ycie. Mia� wtedy trzydzie�ci sze�� lat. Przygl�daj�c si� leniwym wzrokiem �onie, po raz kolejny dzi�kowa� le�nemu duchowi, kt�ry skierowa� w�wczas jego kroki ku tamtej polanie. Zosta�o mu jeszcze trzy miesi�ce pracy, potem mia� dwa miesi�ce urlopu. Bardzo chcia� jej pokaza� Suomi - Finlandi�.
- Ju� czas, kochanie - powiedzia�.
- Nie, Erikki, jeszcze nie, jeszcze nie - odpar�a odurzona gor�cem, lecz nie alkoholem, poniewa� nie wypi�a nawet kieliszka. - Prosz�, Erikki, jeszcze nie...
- Za du�y skwar mo�e ci zaszkodzi� - stwierdzi� stanowczo.
Rozmawiali ze sob� zawsze po angielsku, cho� Azadeh zna�a r�wnie� dobrze rosyjski - jej matka by�a p�-Gruzink� i pochodzi�a z teren�w pogranicza, gdzie dobrze jest by� dwuj�zycznym. Zna�a tak�e turecki, j�zyk najcz�ciej u�ywany w tej cz�ci Iranu, i oczywi�cie farsi. W obu tych j�zykach Erikki zna� tylko par� s��w. Usiad� i pogodzony ze �wiatem otar� pot z czo�a, a potem pochyli� si� i poca�owa� j�. Azadeh odwzajemni�a poca�unek i dr��c odnalaz�a szukaj�ce j� r�ce Erikkiego.
- Jeste� z�ym cz�owiekiem - powiedzia�a, rozkosznie si� przeci�gaj�c.
- Gotowa?
- Tak.
Przytuli�a si� do niego mocno, a on wzi�� j� w ramiona, przeni�s� do przebieralni, otworzy� drzwi na dw�r i wyszed� na mro�ne powietrze. Azadeh westchn�a i przywar�a do niego kurczowo, kiedy nabra� troch� �niegu i zacz�� j� naciera�. Po kilku sekundach p�on�a ca�a na zewn�trz i od �rodka. Przez ca�� zim� przyzwyczaja�a si� do �nie�nej k�pieli po saunie. Bez niej ca�a ceremonia by�aby niepe�na. Natar�a Erikkiego i uciek�a do ciep�ego wn�trza, zostawiaj�c go na dworze, �eby m�g� wytarza� si� i pobaraszkowa� na �niegu. Robi�c to, nie zauwa�y� grupki m�czyzn, kt�rzy stali zdumieni na wzniesieniu pi��dziesi�t jard�w dalej, skryci cz�ciowo za rosn�cymi wzd�u� �cie�ki drzewami. Zobaczy� ich dopiero, kiedy wraca� do �rodka. Rozw�cieczony zatrzasn�� drzwi.
- Na dworze jest kilku wie�niak�w. Musieli nas podgl�da�. Wszyscy wiedz�, �e wst�p tutaj jest wzbroniony!
Azadeh by�a r�wnie jak on oburzona. Zacz�li si� szybko ubiera�. Erikki w�o�y� futrzane buty, ciep�y sweter i spodnie, z�apa� siekier� i wybieg� na dw�r. M�czy�ni wci�� tam stali. Zaatakowa� ich g�o�no rycz�c, z podniesion� nad g�ow� siekier�. W pierwszej chwili rozpierzchli si�, ale potem jeden z nich podni�s� pistolet maszynowy i pu�ci� w powietrze kr�tk� seri�, kt�ra odbi�a si� echem od g�rskich zboczy. Erikki po�lizgn�� si� i zatrzyma�. W jednej chwili opu�ci� go ca�y gniew. Nikt nigdy nie grozi� mu broni� ani nie wciska� jej w brzuch.
- Od�� siekier� albo ci� zabij� - zagrozi� �aman� angielszczyzn� m�czyzna.
Erikki zawaha� si�. W tym samym momencie wpad�a mi�dzy nich Azadeh, odsuwaj�c na bok luf� pistoletu i krzycz�c po turecku.
- Jak �miecie tutaj przychodzi�? Jak �miecie grozi� nam broni�? Kim jeste�cie? Bandytami? To nasza ziemia! Wyno�cie si� st�d albo ka�� was zamkn�� do wi�zienia!
Zarzuci�a na sukienk� ci�kie futro, ale ca�a trz�s�a si� z gniewu.
- Ta ziemia nale�y do ludu - stwierdzi� ponuro m�czyzna. - Zas�o� w�osy, kobieto. Zas�o�...
- Kim jeste�? Nie mieszkasz w mojej wiosce. Kim jeste�?
- Jestem Mahmud, mu��a z Tabrizu.
- Nie masz tabrizkiego akcentu. Kim jeste�? Fa�szywym mu���, kt�ry pr�buje o�eni� Koran z Marksem i s�u�y obcym panom?
- S�u�ymy Bogu i masom. Nie jestem jednym z twoich lokaj�w - odpar� gniewnie mu��a i zaatakowany przez Erikkiego uskoczy� na bok.
Stoj�cy obok m�czyzna odbezpieczy� strzelb� i wycelowa� w nich.
- Na Allaha i jego Proroka, powstrzymaj t� cudzoziemsk� �wini� albo po�l� was oboje do piek�a, na kt�re zas�u�yli�cie!
- Zaczekaj, Erikki. Zostaw tych ps�w mnie! - zawo�a�a po angielsku. - Czego tutaj chcecie? - krzykn�a na nich. - To nasza ziemia, ziemia mojego ojca, Abdollaha, chana Gorgon�w, spokrewnionego z Kad�arami, kt�rzy panuj� tu od wiek�w!
Jej oczy przyzwyczai�y si� ju� do ciemno�ci i przyjrza�a si� uwa�nie intruzom. By�o ich dziesi�ciu - wszyscy m�odzi, wszyscy uzbrojeni i wszyscy obcy, z wyj�tkiem jednej osoby: kalandara, so�tysa ich wioski.
- Jak �mia�e� tu przyj��? - zapyta�a go.
- Przepraszam, Wasza Wysoko�� - odpar� kalandar - ale mu��a powiedzia�, �e mam ich przyprowadzi� boczn� �cie�k�, wi�c...
- Czego chcesz, paso�ycie? - zwr�ci�a si� do mu��y.
- Oka� szacunek, kobieto - odpowiedzia� jeszcze bardziej zagniewanym tonem. - Wkr�tce obejmiemy w�adz�. Koran ustanowi� prawa przeciw nago�ci i rozpu�cie. Karze za nie ukamienowaniem i ch�ost�.
- Koran ustanowi� prawa przeciwko fa�szywym mu��om i bandytom, kt�rzy nachodz� spokojnych ludzi i buntuj� si� przeciwko swoim wodzom i panom. Nie jestem jedn� z waszych zastraszonych analfabetek. Wiem, kim jeste�cie i kim zawsze byli�cie. Paso�ytami wykorzystuj�cymi naiwno�� ludu. Czego chcecie?
Od strony bazy zbli�ali si� ludzie z latarkami. Dwaj mechanicy, Dibble i Arberry, wysforowali si� do przodu, za ich plecami kry� si� ostro�nie Ali Dajati. Wszyscy byli zaspani, potargani i zaniepokojeni.
- Co si� tutaj dzieje? - zapyta� Dajati, przygl�daj�c si� intruzom przez grube szk�a okular�w. Jego rodzina od lat pozostawa�a pod opiek� chana Gorgon�w. - Kim jeste�cie?
- Te psy przysz�y tutaj w nocy... - zacz�a Azadeh.
- Pow�ci�gnij j�zyk, kobieto - skarci� j� mu��a. - Kim jeste�? - zapyta� Dajatiego.
Kiedy kierownik stacji zobaczy�, �e ma do czynienia z mu���, jego zachowanie natychmiast si� zmieni�o.
- Jestem dyrektorem tutejszego oddzia�u Iran-Timber, Ekscelencjo - odpar� z szacunkiem. - Czy mog� zapyta�, o co chodzi? Czym mog� s�u�y�?
- Potrzebny nam helikopter. O �wicie chc� oblecie� nim nasze obozy.
- Przykro mi, Ekscelencjo, ale maszyna przechodzi w�a�nie remont i jest rozebrana na cz�ci. Wymagaj� tego cudzoziemskie przepisy...
- Jakim prawem macie czelno�� przychodzi� tutaj w �rodku nocy? - przerwa�a mu gniewnie Azadeh.
- Prosz�, Wasza Wysoko�� - uspokaja� j� Dajati. - Prosz� zostawi� to mnie, b�agam pani�.
Ale ona w�cieka�a si� dalej, mu��a nie pozostawa� jej d�u�ny, do sporu do��czyli si� inni i w ko�cu Erikki, rozw�cieczony tym, �e nie rozumie ani s�owa, rykn�� g�o�no i podni�s� swoj� siekier�. Zapad�a nag�a cisza, a po sekundzie kolejny napastnik podni�s� pistolet maszynowy.
- Czego chce ten sukinsyn? - zapyta� Erikki.
Azadeh wyja�ni�a mu.
- Powiedz mu, �e nie dostanie mojej dwie�ciedwunastki, Dajati. Je�li si� st�d zaraz nie wyniesie, wezw� policj�.
- Prosz�, kapitanie, niech pan mi pozwoli to za�atwi� - odpar� Dajati, poc�c si� ze strachu. - Prosz�, Wasza Wysoko��, niech pani st�d odejdzie - powiedzia�, nim zd��y�a mu przerwa�. - Wszystko jest w porz�dku - doda�, zwracaj�c si� do dw�ch mechanik�w. - Mo�ecie wraca� do ��ek, ja si� tym zajm�.
Dopiero teraz Erikki zauwa�y�, �e Azadeh stoi boso na �niegu.
- Powiedz temu matierjebcy i innym, �e je�li przyjd� tu jeszcze kiedy� w nocy, skr�c� im karki. A je�li kt�ry� z nich tknie ma�ym palcem moj� kobiet�, dopadn� go nawet w piekle - powiedzia� Dajatiemu, po czym wzi�� j� na r�ce i odszed�, w�ciek�y i wielki jak tur. Dwaj mechanicy ruszyli w �lad za nim.
- Czy m�g�bym zamieni� z panem kilka s��w, kapitanie Yokkonen? - zatrzyma� go g�os po rosyjsku.
Erikki obejrza� si�. Azadeh znieruchomia�a w jego ramionach. M�czyzna, kt�ry si� odezwa�, by� ubrany w kurtk�, sta� troch� z ty�u i nie r�ni� si� specjalnie od innych.
- Owszem, ale nie wolno panu wchodzi� do mojego domu z no�em lub pistoletem - odpar� po rosyjsku Erikki i oddali� si�.
Mu��a podszed� do Dajatiego i zmierzy� go kamiennym wzrokiem.
- Co takiego m�wi� ten cudzoziemski diabe�?
- By� ordynarny. Wszyscy cudzoziemcy s� ordynarni. Jej Wyso... kobieta te� by�a ordynarna.
Mu��a splun�� na �nieg.
- Prorok ustanowi� kary za takie zachowanie, a lud wprowadzi� prawo, kt�re zabrania dziedziczenia bogactw i kradzie�y ziemi. Ca�a ziemia nale�y do ludu. Wkr�tce wejd� w �ycie poprawione prawa i kary i w Iranie zapanuje pok�j. Tarza� si� nago na �niegu! - doda�, zwracaj�c si� do swoich towarzyszy. - Obna�a� si� publicznie, za nic maj�c wstyd i skromno��! Ladacznica! Kim s� Gorgonowie, je�li nie lokajami tego zdrajcy szacha i jego psa, Bachtiara? Co za k�amstwa opowiada�e� o helikopterze?
Dajati wyja�ni� szybko, �e przegl�d techniczny przeprowadzono zgodnie z cudzoziemskimi przepisami, do kt�rych przestrzegania zmusi� go szach i jego rz�d.
- Nielegalny rz�d - wtr�ci� mu��a.
- Oczywi�cie, oczywi�cie, nielegalny - zgodzi� si� natychmiast Dajati, po czym zaprowadzi� ich do hangaru i zapali� �wiat�a. Baza mia�a w�asne generatory, co uniezale�nia�o j� od przerw w dostawie energii. Cz�ci silnik�w dwie�ciedwunastki pouk�adane by�y elegancko jedna obok drugiej.
- To nie ma nic wsp�lnego ze mn�, Ekscelencjo. Cudzoziemcy robi�, co im si� podoba - o�wiadczy�. - I chocia� wszyscy wiemy, �e Iran-Timber nale�y do ludu, szach zabiera� ca�e pieni�dze. Nie mam �adnego wp�ywu na cudzoziemskich diab��w ani na ich przepisy. Nie mog� nic zrobi�.
- Kiedy helikopter b�dzie zdatny do lotu? - zapyta� po turecku m�czyzna, kt�ry przedtem zwr�ci� si� po rosyjsku do Yokkonena.
- Mechanicy twierdz�, �e za dwa dni - odpar�, modl�c si� w duchu, Dajati. By� ci�ko wystraszony, cho� stara� si� tego nie okazywa�. Wiedzia� ju�, �e intruzi s� lewicowymi mud�ahedinami, wyznawcami sponsorowanej przez Sowiet�w ideologii, ��cz�cej islam i Marksa. - Wszystko jest w r�kach Boga. Cudzoziemscy mechanicy czekaj� na jakie� cz�ci, kt�re dawno powinny zosta� dostarczone.
- Co to za cz�ci?
Dajati powiedzia� mu, trz�s�c si� ze strachu. Chodzi�o o kilka mniej wa�nych element�w i �opat� tylnego rotora.
- Ile przelatanych godzin ma stara �opata?
Dajati zajrza� do swoich danych.
- Tysi�c siedemdziesi�t trzy.
- B�g jest z nami - stwierdzi� m�czyzna, po czym odwr�ci� si� do mu��y. - Mo�emy jej bezpiecznie u�ywa� co najmniej przez pi��dziesi�t godzin.
- Ale okres u�ytkowania �opaty rotora jest... maszyna nie ma aktualnego certyfikatu - wtr�ci� bez namys�u Dajati. - Pilot nie poleci, poniewa� przepisy o ruchu lotniczym wymagaj�, aby...
- Diabelskie przepisy!
- To prawda - wtr�ci� ten, kt�ry m�wi� po rosyjsku. - Niekt�re z nich s� diabelskie. Ale przepisy reguluj�ce kwestie bezpiecze�stwa s� wa�ne dla ludu. Allah ustanowi� w Koranie prawa dotycz�ce wielb��d�w, koni i opieki nad nimi. Te same prawa odnosz� si� do helikopter�w, kt�re tak�e s� boskim darem i przenosz� nas z miejsca na miejsce, aby�my mogli wykona� bo�e dzie�o. Musimy w zwi�zku z tym odpowiednio o nie dba�. Chyba si� ze mn� zgodzisz, mu��o?
- Oczywi�cie - odpar� zniecierpliwionym tonem mu��a, wbijaj�c oczy w Dajatiego, kt�ry znowu zacz�� si� trz��� ze strachu. - Wr�c� za dwa dni o �wicie. Helikopter i pilot maj� by� gotowi do bo�ej pos�ugi na rzecz ludu. Odwiedz� wszystkie obozy w g�rach. Czy s� tutaj jakie� inne kobiety?
- Tylko dwie �ony robotnik�w i moja w�asna.
- Czy nosz� czador i welon?
- Oczywi�cie - sk�ama� szybko Dajati.
Prawo ira�skie zabrania�o noszenia welonu. Reza Szach zdelegalizowa� welon w 1936 roku, czador uczyni� kwesti� wolnego wyboru, a Mohammed Szach nada� dalsze prawa kobietom w 1964 roku.
- To dobrze. Przypomnij im, �e B�g i lud widz� je nawet na ziemi, kt�ra nale�y do cudzoziemc�w.
Mahmud obr�ci� si� na pi�cie i odmaszerowa� wraz ze swymi lud�mi.
Dajati otar� pot z czo�a, dzi�kuj�c Bogu, i� jest wiernym wyznawc� islamu i teraz jego �ona b�dzie znowu nosi� czador, s�ucha� go i zachowywa� si� skromnie jak jego matka, a nie jak paraduj�ca w d�insach Jej Wysoko��.
W DOMU ERIKKIEGO, 23.23. Dwaj m�czy�ni siedzieli przy stole naprzeciwko siebie. Przed wej�ciem go�cia Erikki kaza� Azadeh i�� do sypialni, ale zostawi� uchylone drzwi, �eby wszystko s�ysza�a. Da� jej strzelb�, z kt�r� chodzi� na polowania.
- U�yj jej bez wahania. Je�li wejdzie do sypialni, ja b�d� ju� martwy - powiedzia�, chowaj�c sw�j n� pukoh za pasek na plecach.
Pukoh to tradycyjna bro� wszystkich Fin�w. Uwa�a si� powszechnie, �e ten, kto go nie nosi, nara�a si� na niebezpiecze�stwo. Jawne noszenie no�a jest w Finlandii zabronione przez prawo - mog�oby to zosta� potraktowane jako wyzwanie. Ale wszyscy i tak go nosz�, zw�aszcza w g�rach.
- Przepraszam za naj�cie, kapitanie. - Go�� mia� trzydzie�ci par� lat, ciemne w�osy oraz oczy i troch� mniej ni� sze�� st�p wzrostu. Rysy ogorza�ej twarzy �wiadczy�y o jego mongolsko-s�owia�skim pochodzeniu. - Nazywam si� Fedor Rakoczy.
- Rakoczy by� w�gierskim rewolucjonist� - stwierdzi� Erikki. - Po pana akcencie poznaj�, �e jest pan Gruzinem. Rakoczy nie by� Gruzinem. Jakie jest pa�skie prawdziwe nazwisko i stopie� w KGB?
M�czyzna roze�mia� si�.
- To prawda, �e mam gruzi�ski akcent. Jestem Rosjaninem z Gruzji, z Tbilisi. M�j dziadek przyjecha� tam z W�gier, ale nie by� spokrewniony z siedmiogrodzkim ksi�ciem, kt�ry sta� si� rewolucjonist�. W przeciwie�stwie do mnie i mojego ojca nie by� r�wnie� muzu�maninem. Jak pan widzi, obaj znamy troch� nasz� histori� - stwierdzi� przyjaznym tonem. - Pracuj� jako in�ynier przy sowiecko-ira�skim gazoci�gu zaraz za granic�, w Astarze nad Morzem Kaspijskim. Popieram Iran i Chomeiniego, niech Allah ma go w swojej opiece, i jestem przeciwko szachowi i Amerykanom.
Rosjanin cieszy� si�, �e zapoznano go dok�adnie z dossier Erikkiego Yokkonena. Cz�� jego opowie�ci by�a prawdziwa. Rzeczywi�cie pochodzi� z Gruzji, z Tbilisi, nie by� jednak muzu�maninem i nie nazywa� si� Rakoczy. Jego prawdziwe nazwisko brzmia�o Igor Mzytryk i by� kapitanem KGB. Oddelegowany do stacjonuj�cej w pobli�u granicy, na p�noc od Tabrizu, 116. Dywizji Desantowej, nale�a� do grupy kilkuset agent�w, kt�rzy przekroczyli w ci�gu ostatnich miesi�cy granic� Iranu i prowadzili tam obecnie prawie jawn� dzia�alno��. Podobnie jak jego ojciec, by� zawodowym kagebist�, mia� trzydzie�ci cztery lata i przebywa� w Azerbejd�anie od sze�ciu miesi�cy. M�wi� dobrze po angielsku, p�ynnie po turecku i w farsi, i chocia� nie umia� lata�, zna� si� na nap�dzanych silnikami t�okowymi �mig�owcach, w kt�re wyposa�ona by�a jego dywizja.
- Co do mojego stopnia - doda� najbardziej pojednawczym tonem, na jaki m�g� si� zdoby� - to jestem przyjacielem. My, Rosjanie, jeste�my przecie� dobrymi przyjaci�mi Fin�w, czy� nie?
- To prawda. Przyja�nimy si� z Rosjanami, ale nie z komunistami. Nie z Sowietami. Byli�my przyjaci�mi �wi�tej Rosji dawno temu, gdy wchodzili�my w jej sk�ad jako Wielkie Ksi�stwo. Byli�my przyjaci�mi ateistycznej Rosji w roku tysi�c dziewi��set siedemnastym, kiedy odzyskali�my niepodleg�o��. Jeste�my przyjaci�mi sowieckiej Rosji teraz. Teraz tak. Ale nie w trzydziestym dziewi�tym. Nie podczas wojny zimowej. Wtedy nie byli�my przyjaci�mi.
- W czterdziestym pierwszym wy te� nie zachowali�cie si� jak przyjaciele - odpar� ostro Rakoczy. - Napadli�cie na nas razem ze �mierdz�cymi nazistami. Stan�li�cie po ich stronie przeciwko nam.
- Zgadza si�, ale tylko po to, �eby odebra� nasz� ziemi�, nasz� Kareli�, kt�r� nam ukradli�cie. Nie pomaszerowali�my na Leningrad, chocia� mogli�my to zrobi�. - Erikki czu� przylegaj�cy do plec�w n� i cieszy� si�, �e go tam schowa�. - Jest pan uzbrojony?
- Nie. Powiedzia� pan przecie�, �ebym nie wchodzi� tutaj z broni�. Pistolet zostawi�em za drzwiami. Nie mam przy sobie no�a pukoh i wcale go nie potrzebuj�. Na Allaha, przychodz� tutaj jako przyjaciel.
- To dobrze. Cz�owiek potrzebuje przyjaci�.
Erikki nie spuszcza� oczu z m�czyzny, nienawidz�c z ca�ego serca tego, co reprezentuje: sowieckiej Rosji, kt�ra niczym nie sprowokowana najecha�a Finlandi� po podpisaniu w roku 1939 paktu Ribbentrop-Mo�otow. Niewielka armia fi�ska przez sto dni opiera�a si� sowieckim hordom, w ko�cu jednak musia�a si� wycofa�. Ojciec Erikkiego zgin��, broni�c le��cej na po�udniowym wschodzie Karelii, w kt�rej Yokkonenowie mieszkali od wiek�w. Sowiecka Rosja bardzo szybko j� zaanektowa�a. I bardzo szybko uciekli z niej wszyscy Finowie. Wszyscy co do jednego. Nikt nie chcia� pozosta� pod sowieck� flag�. Erikki mia� wtedy tylko dziesi�� miesi�cy. W czasie exodusu zgin�y tysi�ce jego rodak�w. Zgin�a jego matka. By�a to najgorsza zima, jak� pami�tali ludzie.
A w roku 1945, my�la� Erikki, staraj�c si� pow�ci�gn�� gniew, Ameryka i Anglia zdradzi�y nas i odda�y nasz� ziemi� agresorowi. Ale my nie zapomnieli�my. Podobnie jak nie zapomnieli Esto�czycy, �otysze, Litwini, wschodni Niemcy, Czesi, Bu�garzy, Rumuni - lista pokrzywdzonych jest bardzo d�uga. Nadejdzie jednak kiedy� dzie� wyr�wnania rachunk�w z Sowietami, o tak, ten dzie� na pewno nadejdzie i porachuj� si� z nimi przede wszystkim Rosjanie, kt�rzy najbardziej cierpieli pod ich jarzmem.
- Jak na Gruzina du�o pan wie o Finlandii - stwierdzi� ch�odnym tonem.
- Finlandia jest bardzo wa�na dla Rosji. Nasze stosunki u�o�y�y si� bardzo dobrze i dzi�ki temu �wiat widzi, �e antysowiecka ameryka�ska propaganda jest mitem.
Erikki u�miechn�� si�.
- Nie mamy chyba czasu na polityk�? Jest ju� p�no. Czego pan ode mnie chce?
- Przyja�ni.
- �atwo si� o ni� prosi, ale chyba pan dobrze wie, �e Finowie nie ofiarowuj� jej byle komu. - Erikki wyj�� z kredensu prawie pust� butelk� w�dki i dwa kieliszki. - Jest pan szyit�?
- Tak, ale niezbyt przyk�adnym, niech Allah mi wybaczy. Czasami pij� w�dk�, je�li o to pan pyta.
Erikki nape�ni� kieliszki.
- Zdrowie. A teraz przejd�my do rzeczy - powiedzia�, kiedy wypili.
- Bachtiar i jego ameryka�scy lokaje zostan� wkr�tce wygnani z Iranu. W Azerbejd�anie dojdzie do rozruch�w, ale pan nie ma si� czego obawia�. Cieszy si� pan tutaj dobr� opini�, podobnie jak pa�ska �ona i jej rodzina. Chcemy, �eby pom�g� pan nam zaprowadzi� z powrotem pok�j w tych g�rach.
- Jestem tylko pilotem helikoptera, zatrudnionym przez brytyjsk� firm�, kt�ra wykonuje prace na rzecz Iran-Timber. Nie interesuje mnie polityka. Zapomnia� pan, �e my, Finowie, nie zajmujemy si� polityk�?
- Jeste�my przyjaci�mi, owszem. I my, i wy dzia�amy na rzecz �wiatowego pokoju.
Olbrzymia prawa pi�� Erikkiego r�bn�a w st�. Rosjanin skrzywi� si�, a pusta butelka przewr�ci�a si� i spad�a na pod�og�.
- Prosi�em pana grzecznie dwa razy, �eby przeszed� pan do rzeczy - powiedzia� ch�odnym tonem Fin. - Zosta�o panu dziesi�� sekund.
- Prosz� bardzo - odpar� przez zaci�ni�te z�by Rakoczy. - Chcemy, �eby w ci�gu kilku nast�pnych dni przewozi� pan naszych ludzi. Chcemy...
- Jakich ludzi?
- Mu���w z Tabrizu i ich zwolennik�w. Chcemy...
- Wykonuj� polecenia mojej firmy, a nie mu���w, rewolucjonist�w i ludzi, kt�rzy przychodz� do mnie uzbrojeni w �rodku nocy. Rozumie pan?
- Przekona si� pan wkr�tce, �e lepiej nas s�ucha�, kapitanie Yokkonen. Przekonaj� si� o tym tak�e Gorgonowie. Wszyscy - oznajmi� Rakoczy i Erikki poczu�, jak krew nap�ywa mu do twarzy. - Iran-Timber strajkuje ju� i jest po naszej stronie. Ci ludzie przeka�� panu odpowiednie polecenia.
- W takim wypadku zaczekam na te polecenia. - Erikki wsta� z krzes�a. - Dobranoc.
Rosjanin r�wnie� wsta� i pos�a� mu gniewne spojrzenie.
- Pan i pa�ska �ona jeste�cie zbyt inteligentni, �eby nie rozumie�, �e bez Amerykan�w i ich parszywej CIA Bachtiar nie ma �adnych szans. Ten szaleniec Carter skierowa� ameryka�sk� piechot� morsk� i �mig�owce do Turcji, do Zatoki p�ynie ameryka�ska flota z atomowym lotniskowcem i uzbrojonymi w g�owice atomowe samolotami... flota wojenna...
- Nie wierz� w to!
- Lepiej niech pan w to uwierzy. To jasne, �e chc� wywo�a� wojn�, poniewa� my musimy zareagowa� na ich kroki, musimy odpowiedzie� gro�b� wojny na ich gro�b� wojny. Musimy, bo chc� wykorzysta� przeciwko nam Iran. Wszystko to jest szale�stwem... nie chcemy wojny nuklearnej.
Rakoczy wierzy� z ca�ego serca w to, co m�wi�. Zaledwie przed kilku godzinami jego dow�dca ostrzeg� go szyfrem przez radio, �e wszystkie stoj�ce na granicy si�y rosyjskie og�osi�y ��ty alarm - kt�ry dzieli tylko jeden stopie� od alarmu czerwonego - a w zwi�zku ze zbli�aniem si� lotniskowca z g�owicami nuklearnymi, ten sam alarm obj�� jednostki rakietowe. Co gorsza, zaobserwowano ruchy wojsk chi�skich wzd�u� ca�ej maj�cej pi�� tysi�cy mil granicy sowiecko-chi�skiej.
- Ten sukinsyn Carter ze swoim pierdolonym uk�adem o przyja�ni z Chinami wy�le nas wszystkich do piek�a, je�li tylko damy mu szans�...
- Co ma by�, to b�dzie - zauwa�y� filozoficznie Erikki.
- Inszallah, owszem, ale po co ma pan si� wys�ugiwa� parszywym Amerykanom albo ich r�wnie parszywym brytyjskim sojusznikom? Sprawa ludu zwyci�y, odniesiemy zwyci�stwo. Niech pan nam pomo�e, a nie po�a�uje pan tego, kapitanie. Potrzebujemy pa�skiej wsp�pracy tylko przez kilka dni...
Rakoczy przerwa� nagle. Us�yszeli, jak kto� biegnie w stron� domu. N� Erikkiego znalaz� si� w mgnieniu oka w jego r�ku. Gdy otworzy�y si� frontowe drzwi, skoczy� niczym kot w stron� sypialni.
- SAVAK! - krzykn�� skryty w mroku m�czyzna i uciek�.
Rakoczy wybieg� z domu i z�apa� sw�j pistolet maszynowy.
- Potrzebujemy pa�skiej pomocy, kapitanie. Niech pan o tym pami�ta! - zawo�a� i znikn�� w ciemno�ciach.
Azadeh wesz�a do salonu z gotow� do strza�u strzelb� i poblad�� twarz�.
- Co on opowiada� o tym lotniskowcu? Nie zrozumia�am go.
Erikki wyja�ni� jej. Na jej twarzy odbi� si� szok.
- To oznacza wojn�, Erikki.
- Owszem, je�li do tego dojdzie. Zosta� tutaj.
Erikki w�o�y� swoj� puchow� kurtk� i wysz