1791

Szczegóły
Tytuł 1791
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

1791 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 1791 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

1791 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

J.C. Pollock Lista G�ringa T�umaczy�a Maria G�bicka-Fr�c l � Niemcy - 17 maja 1991 Stary cz�owiek by� zm�czony. Przejazd poci�giem z Monachium do Berchtesgaden stanowi� ostatni etap jego kilkugodzinnej podr�y. By� sam w przedziale, wi�c gdy poci�g wyjecha� ze stacji, po�o�y� g�ow� na oparciu i pozwoli�, by monotonny rytm uwolni� jego cia�o od napi�cia i zm�czenia. Prosi� los jedynie o kilka dni �ycia. I jakby w odpowiedzi na jego milcz�c� pro�b�, w chwili gdy poci�g wjecha� nad skraj niebieskich w�d Chimsee w kierunku Traunstein, gdzie tory kolejowe skr�ca�y na po�udnie ku podn�u Alp, b�l w lewym ramieniu zel�a�, a oddech sta� si� mniej p�ytki i wolniejszy. - La neigre aternelle - wyszepta� na widok odleg�ych szczyt�w, na kt�rych ci�gle b�yszcza� �nieg. By� zaskoczony, �e przypomnia� sobie ten poetycki zwrot, pochodz�cy ze szkolnej francuszczyzny. Opu�ci� r�ce na pop�kan� ze staro�ci teczk�, le��c� na kolanach, a na jego twarzy pojawi� si� wyraz spokojnej rezygnacji. Przesun�� palcami po nier�wno�ci na powierzchni sk�ry, tu� ponad mosi�nym zatrzaskiem, sk�d dawno temu usun�� wyt�oczone runy SS, a miejsce po nich natar� past� do but�w, by ukry� zdradliw� blizn�. To namacalne wspomnienie sprawi�o, �e jego my�li pow�drowa�y jeszcze dalej w przesz�o��. Oczyma wyobra�ni zobaczy� dumnego, m�odego podchor��ego oficerskiej szko�y SS w Bad T�lz, a teczka - jej pi�kna cienka sk�ra by�a wtedy g�adka, l�ni�ca i nowa - przechowywa� w niej jego prace pisemne. Niemal�e znowu poczu� w p�ucach aksamitn� mi�kko�� wieczornego powietrza po ciep�ym jesiennym dniu i us�ysza� ch�r m�odych, silnych g�os�w, powtarzaj�cych na dziedzi�cu w czasie ceremonii promocji s�owa przysi�gi: Przysi�gam ci, Adolfie Hitlerze, jako F�hrerowi i Kanclerzowi Rzeszy, wierno�� i m�stwo. �lubuj� tobie i tym, kt�rych wyznaczy�e� na moich dow�dc�w, pos�usze�stwo do �mierci. Tak mi dopom� B�g. Wszystko to zdarzy�o si� w innym �yciu. W �yciu, w kt�rym by� dwu-dziestoo�mioletnim majorem, SS-Sturmbannf�hrerem, Heinzem Dieterem Strasserem. Odznaczono go jako bohatera wojennego, rannego w boju na froncie wschodnim. Ze wzgl�du na zgruchotane kolano odkomenderowano go do s�u�by w honorowym batalionie stra�nik�w, wyselekcjonowanych z szereg�w 1. Dywizji Pancernej SS "Leibstandarte SS Adolf Hitler", kt�ry zapewnia� bezpiecze�stwo przyw�dcom Rzeszy w ich g�rskim ustroniu w Obersalzbergu. Przez ostatnie czterdzie�ci siedem lat mieszka� w Erfurcie, na terytorium by�ej NRD, ani razu nie wyje�d�aj�c poza jej granice. Wi�d� tam - pod rz�dami re�imu totalitarnego, korzystaj�cego z do�wiadcze� nazist�w - proste, spokojne �ycie. Pracowa� jako elektryk i przez ca�y ten czas zdo�a� utrzyma� w tajemnicy swoj� esesma�sk� przesz�o��, pogrzeban� razem z mundurem zrzuconym pod koniec wojny, gdy wracaj�c do �ony przy��czy� si� do przewalaj�cej przez Niemcy fali uciekinier�w. Jego syn, J�rgen, urodzi� si� przed trzydziestoma siedmioma laty. Oboje z �on� pogodzili si� ju� z my�l�, �e nigdy nie b�d� mieli dzieci, wi�c urodziwy dzieciak by� niespodziewanym b�ogos�awie�stwem. Sta�o si� ono w�tpliwe, gdy dzieciak wyr�s� na upartego, nonszalanckiego i agresywnego ch�opaka - ale takie by�o nowe pokolenie Niemc�w. Sko�czy� studia i w�wczas jego wizyty w domu sta�y si� sporadyczne. Dystans mi�dzy ojcem i synem powi�ksza� si� coraz bardziej, a w ci�gu ostatnich siedmiu lat J�rgen w og�le nie by� w domu, nie dzwoni�; nawet nie odpowiedzia� na list ojca, kt�ry informowa� go o �mierci matki. Dopiero po upadku NRD przesia� ojcu kr�tk� wiadomo��, zawieraj�c� numer skrytki pocztowej we Frankfurcie. Strasser wiedzia� jedynie, �e syn zwi�zany by� z tajn� policj� NRD Stasi, ale nie wiedzia�, co dok�adnie robi�. Cz�sto ba� si�, �e sta�o mu si� co� z�ego; mo�e wykonywa� jak�� niebezpieczn� robot� albo po zjednoczeniu zosta� aresztowany za swoj� dzia�alno��. Jego najgorsze obawy rozwia�y si�, gdy w odpowiedzi na wys�any przed trzema tygodniami list, w kt�rym pisa� o swojej chorobie i prosi� o kr�tkie spotkanie, dosta� lakoniczne i precyzyjne instrukcje oraz zapewnienie, �e J�rgen zrobi wszystko, by stawi� si� wybranego dnia w Obersalzbergu. Poci�g klekota� przeje�d�aj�c przez g�rsk� prze��cz, a Strasser ponownie utkwi� spojrzenie w teczce. Przez lata, obawiaj�c si�, �e mo�e sprowadzi� nieszcz�cie na swoj� rodzin�, nie mia� odwagi skorzysta� z jej zawarto�ci. Pomy�la� jednak, �e mo�e mog�aby ona przyda� si� do czego� - na przyk�ad pom�c synowi ustawi� si� w s�u�bie wywiadowczej zjednoczonych Niemiec. To by�o wszystko, co m�g� mu ofiarowa�. Poci�g wjecha� do tunelu i przedzia� nagle pogr��y� si� w ciemno�ci. Przedwieczorne s�o�ce zn�w rozja�ni�o jego wn�trze, gdy wy�oni� si� z tunelu i zwolni�, by zatrzyma� si� na stacji, kt�rej nazwa przywo�a�a kolejn� fal� wspomnie�. Ma�a alpejska wioska Berchtesgaden by�a miejscem poza czasem, takim, jakie zapami�ta�. Z trzech stron otacza�y j� strzeliste szczyty, kt�rych ni�sze partie otulone by�y g�stymi sosnowymi lasami. Wie� by�a wi�ksza, bardziej ludna ni� wtedy, gdy widzia� j� po raz ostatni, ale jej charakter i naturalne pi�kno okolicy pozosta�y nietkni�te. Ze stacji uda� si� na przystanek i wsiad� do autobusu, kt�ry powi�z� go na wznosz�cy si� ponad trzysta metr�w nad dolin� szczyt Obersalzbergu. Wysiad� w miejscu, gdzie ko�czy�a si� droga publiczna. Pozostali pasa�erowie zamierzali pojecha� na wycieczk� innym autobusem na szczyt Kehlstein. Wiod�a na� droga wyci�ta w litej skale. Dwa tysi�ce czeskich i w�oskich robotnik�w ponad trzy lata pracowa�o nad jej zbudowaniem. By�a prawdziwym cudem sztuki in�ynieryjnej, na kt�ry sk�ada�y si� ponadto trzy tunele i wykuty w samej g�rze stumetrowy szyb windy, prowadz�cy na sam szczyt, do przypominaj�cej fortec� rezydencji Hitlera. �o�nierze ameryka�scy, kt�rzy pierwsi zaj�li ten obszar w 1945 roku, nazwali rezydencj� Orlim Gniazdem. Wspomnienia sta�y si� bardziej �ywe, w miar� jak Strasser zbli�a� si� do celu. Z pocz�tku czu� si� nieco zagubiony - nic sobie nie przypomina� - ale przecie� by� tu czterdzie�ci siedem lat temu. �ci�le m�wi�c, ostatni raz by� tu 25 kwietnia 1945 roku. �ywo pami�ta� ten jasny, s�oneczny dzie�, gdy o 9.30 rozleg� si� ryk syren alarmowych i wraz z innymi wartownikami SS wybieg� z luksusowego alpejskiego domku G�ringa. Razem odprowadzili Marsza�ka Rzeszy, skazanego dzie� wcze�niej rozkazem Hitlera na areszt domowy, do schronu przeciwlotniczego - podziemnego systemu tuneli i bunkr�w, wyposa�onych w �elazne drzwi, zbrojone �ciany i �luzy przeciwgazowe. Pierwsza z tysi�cfuntowych bomb, zrzuconych przez brytyjskie Lancastery z 617. Dywizjonu, spad�a po dziesi�tej. Trzydzie�ci minut p�niej pojawi�a si� druga fala bombowc�w, zrzucaj�c bomby Tallboy. Nalot trwa� ponad godzin�; na prywatn� g�rsk� siedzib� notabli nazistowskich spad�y tony materia��w wybuchowych. Z ponad dw�ch tysi�cy os�b ukrytych pod ziemi� zgin�o tylko sze��, a kilkana�cie odnios�o rany. Goring, jedyny wysoki rang� nazista przebywaj�cy tego dnia w rezydencji, nie ucierpia�, ale niszczycielskie bombardowanie obr�ci�o jego dom i reszt� budynk�w w ruiny. Dzie� po nalocie dow�dca SS podj�� decyzj�, by nie broni� zrujnowanego kompleksu. Zwolni� tych ze swoich ludzi, kt�rzy chcieli radzi� sobie na w�asn� r�k�, a z pozosta�ymi esesmanami uciek� na po�udnie. Oddzia�, eskortuj�cy G�ringa i jego rodzin�, nast�pnego dnia przekroczy� poblisk� granic� z Austri�. Strasser zosta�, ukry� si� w ma�ej chacie w lesie pod Berchtesgaden i jeszcze przez tydzie� tam przebywa�. Szuka� wagon�w zawieraj�cych cz�� z�upionych przez G�ringa dzie� sztuki. Znalaz� je w tunelu niedaleko stacji kolejowej, starannie zabezpieczone przed nalotami. Strasser opu�ci� rejon Berchtesgaden 4 maja, na widok wkraczaj�cej do g�rskiego miasteczka szpicy ameryka�skiej 7. Dywizji Piechoty. Podr�owa� pieszo i nie mia� mo�liwo�ci, by ukry� rzeczy, kt�re zabra� z wagon�w ze z�upionymi skarbami. Ba� si�, �e gdyby go z�apano, a �upy znaleziono, zosta�by rozstrzelany. Niech�tnie porzuci� starannie wybrane, ale ci�kie i niepor�czne ikony oraz zdobione drogimi kamieniami sztylety i kielichy. Zatrzyma� tylko kilka z�otych monet, zaszytych w poszewce p�aszcza, i wepchni�ty w sk�rzan� teczk� plik dokument�w. Zabra� je, poniewa� wydawa�y mu si� interesuj�ce. Stary cz�owiek by� przyt�oczony k��bi�cymi si� w jego g�owie wspomnieniami. Wspomnienia i blisko�� miejsc, w kt�rych zasz�y te wszystkie wypadki, spowodowa�y w nim nie�wiadom� transformacj�. Stok by� stromy, ale on wypr�y� ramiona i wyprostowa� plecy. Jego ch�d zacz�a cechowa� nawet pewna spr�ysto�� - dop�ki b�l w lewym kolanie nie przypomnia� mu, �e nie jest ju� m�odym cz�owiekiem, kt�ry ra�nie maszerowa� dziesi�� metr�w za F�hrerem, w�druj�cym szlakami wok� Obersalzbergu. Zwolni� i szed� skrajem drogi, zatrzymywa� si� od czasu do czasu i rozgl�da�. Znikn�y wszelkie �lady alpejskich domk�w Hitlera, Bormanna, Goebbelsa i G�ringa. W 1952 roku ruiny zosta�y zburzone na rozkaz Amerykan�w - wysadzone w powietrze w rocznic� dnia, w kt�rym Hitler pope�ni� samob�jstwo, a nawet o tej samej godzinie, o kt�rej jego cia�o sp�on�o siedem lat wcze�niej w Berlinie. Grunt splantowano, by teren ten nie sta� si� miejscem kultu pokonanych nazist�w. Z niegdy� wspania�ych g�rskich domk�w pozosta�y jedynie porozrzucane fragmenty kamiennych fundament�w, widoczne gdzieniegdzie w poszyciu g�stego modrzewiowego i sosnowego lasu, kt�ry teraz g�sto tu porasta�. Strasser zatrzyma� si� kilkaset metr�w od miejsca, w kt�rym wysiad� z autokaru - u podn�a podjazdu, prowadz�cego do ma�ej g�rskiej gospody. Zala�a go kolejna fala wspomnie�. Gasthof"Zum Turken" - gdy po raz ostatni widzia� t� gospod�, by�a tl�c� si� ruin�, �ciany jeszcze sta�y, ale dach zapad� si� i wn�trze zosta�o strawione przez ogie�. Strasser nie wiedzia�, czego si� teraz spodziewa�. Ku wielkiemu zdziwieniu zobaczy� jej nazw� wpisan� do przewodnika i zatelefonowa�, by zarezerwowa� miejsca. Gospoda zosta�a odbudowana i wygl�da�a dok�adnie tak samo, jak w czasie wojny, nim spad�y bomby, gdy s�u�y�a jako kwatera g��wna Gestapo na obszar Obersalzbergu. Zobaczy� dwa autokary na ma�ym parkingu i kolejk� turyst�w na ty�ach gospody. Podszed� do nich i stwierdzi�, �e czekaj�, by kupi� bilety wst�pu. Resztki systemu podziemnych tuneli i bunkr�w, niegdy� ��cz�ce kwater� Gestapo w "Zum Turken" z domkiem Hitlera i innymi g��wnymi budynkami sta�y si� teraz atrakcj� turystyczn�. Drzwi gospody by�y zamkni�te, wisia�a na nich tabliczka informuj�ca zwiedzaj�cych, �e do �rodka mog� wchodzi� jedynie zameldowani go�cie. Frau Graber, kt�ra otworzy�a na d�wi�k brz�czyka, przeprosi�a za t� niewygod� i wyja�ni�a, �e to konieczne zabezpieczenie, maj�ce powstrzyma� turyst�w zwiedzaj�cych tunele od ci�g�ych pr�b o skorzystanie z toalety. - Herr Bauer? - zapyta�a cofaj�c si�, by m�g� wej�� do �rodka. - Mam nadziej�, �e mia� pan przyjemn� podr�. - Tak, bardzo przyjemn� - odpar� po kr�tkim wahaniu Strasser. Prawie zapomnia�, �e - zgodnie z instrukcjami syna - zarezerwowa� dwa pokoje pos�uguj�c si� panie�skim nazwiskiem swej �ony. Wiadomo�� od J�rgena by�a wyra�nie sprecyzowana: ma podr�owa� poci�giem, zameldowa� si� pod panie�skim nazwiskiem jego matki, poda� fa�szywy adres sta�ego zamieszkania i p�aci� got�wk�. Strasser zastosowa� si� do tej pro�by, kt�ra w �wietle profesji syna wcale nie wydawa�a mu si� niezwyk�a. Stary cz�owiek przez kilka chwil sta� jak sparali�owany. Jego oczy powoli w�drowa�y po wn�trzu gospody. O ile dobrze pami�ta�, by�o ono wiern� rekonstrukcj� pierwotnego budynku. Gestapo korzysta�o z pomieszcze� zgodnie z ich przeznaczeniem i niczego nie zmieni�o. Wspomnienia stawa�y si� zbyt natr�tne. Frau Graber uwa�nie przyjrza�a si� przybyszowi. M�czyzna by� wysoki, ale zgarbiony. Strzech� niegdy� jasnych, teraz siwych w�os�w zaczesa� nad wysokim czo�em do ty�u. Mia� ciemnoniebieskie oczy, wyrazist� twarz, mimo zaawansowanego wieku by� nadal przystojny. Frau Graber, jako wnuczka pierwotnego w�a�ciciela, kt�ry w 1913 roku zbudowa� t� gospod�, a p�niej zosta� zmuszony do sprzedania jej nazistom - tak jak i inni w�a�ciciele ziemscy w Obersalzbergu - stoczy�a prawn� bitw� z w�adzami Bawarii, by po wojnie odzyska� prawo w�asno�ci. Teraz mieszka�a tu w czasie sezonu i prowadzi�a gospod�. Widywa�a ju� wielu takich jak "Herr Bauer" - starszych ludzi o takim samym zamy�lonym spojrzeniu, przybywaj�cych, by z�o�y� ho�d przesz�o�ci. Przesz�o�ci, do kt�rej woleli si� nie przyznawa�, jak niejeden raz zauwa�y�a. - T�dy, prosz� - powiedzia�a i poprowadzi�a Strassera do lady w kuchennej cz�ci gospody, kt�ra s�u�y�a za recepcj�. M�czyzna wype�ni� kart� na nazwisko Bauer i wpisa� monachijski adres. Kobieta poda�a mu dwa klucze. - Jeden jest do drzwi frontowych, drugi to klucz do pokoju. Prosz� zamyka� drzwi frontowe za ka�dym razem, gdy b�dzie pan wchodzi� czy wychodzi�. Ci tury�ci... - przypomnia�a mu raz jeszcze, z dezaprobat� marszcz�c brwi. - Wieczorem przy��czy si� do mnie syn - powiedzia� Strasser. - Jest pocz�tek sezonu, b�dziecie panowie jedynymi go��mi. Przeznaczy�am dla niego pok�j s�siaduj�cy z pa�skim. - �wietnie. - Strasser zerkn�� do ma�ego pomieszczenia, przylegaj�cego do kuchni. Przypomnia� sobie, �e by�o tu biuro komendanta Gestapo - przysadzistego, klocowatego m�czyzny o zmiennym usposobieniu i �wi�skich oczkach. - Chyba rozpakuj� rzeczy, potem mo�e p�jd� na spacer. - Czy chce pan kupi� map� turystyczn� tych okolic? - Wydaje mi si�, �e sam znajd� drog�. - Jak pan sobie �yczy. - Na jej twarzy znowu pojawi� si� u�miech. - Serwujemy tylko �niadania, od si�dmej do dziewi�tej. Gdy przyb�dzie pa�ski syn, mog� poleci� kilka restauracji w mie�cie, w kt�rych podaj� obiady i kolacje. - Dzi�kuj� pani - odpar� Strasser i, skr�caj�c do wyj�cia, zajrza� do ma�ej jadalni po drugiej stronie korytarza. Jad� w niej kiedy� obiad, podczas spotkania z Gestapo. Omawiano wtedy koordynacj� specjalnych �rodk�w bezpiecze�stwa, jakie przedsi�wzi�to z powodu przybycia Hitlera na gwiazdkowy urlop w 1943 roku. Frau Graber obserwowa�a Strassera, gdy szed� korytarzem i powoli wspina� na schody. Zwr�ci�a uwag�, �e jego torba jest tanim, syntetycznym wyrobem, prawdopodobnie produkcji wschodnioniemieckiej, podobnie jak jego ubranie, Pomy�la�a, �e nie dotyczy to zniszczonej teczki, kt�r� trzyma pod pach�. Strasser, czekaj�c na syna, pr�bowa� uci�� sobie kr�tk� drzemk�, lecz obecno�� w starej historycznej gospodzie powodowa�a niepokoj�cy, prawie mistyczny efekt w�dr�wki w czasie. Raz jeszcze s�ysza� w korytarzach echo �o�nierskich but�w i wyszczekiwane rozkazy. Szczeg�lnie denerwuj�ce wspomnienie przyprawi�o go o dreszcz i gwa�townie wyrwa�o z p�-snu: w czasie jednej z wizyt w kwaterze Gestapo us�ysza� dobiegaj�ce z piwnic przera�aj�ce wrzaski. P�niej dowiedzia� si�, �e torturowano Czecha, przymusowego robotnika. Chciano wydusi� z niego nazwiska wsp�organizator�w buntu podniesionego przeciw nieludzkim warunkom pracy przy budowie drogi do rezydencji. Strasser pr�bowa� uwolni� si� od niechcianych wspomnie�. Wyszed� na ma�y balkon i popatrzy� ponad lasem na odleg�e g�rskie szczyty, teraz obramowane szkar�atem zachodz�cego s�o�ca. By� wczesny wiecz�r, gdy opu�ci� pok�j. Zszed� zboczem w d� i zatrzyma� si� zaledwie po pi��dziesi�ciu metrach, tam, gdzie niegdy� znajdowa� si� odchodz�cy od g��wnej drogi podjazd. Zobaczy�, �e zachowa� si� jedynie fragment asfaltowej nawierzchni. Podziurawiony i rozkruszony, ko�czy� si� trzy czy cztery metry dalej w g�stych zaro�lach, jednak�e Strasser wiedzia�, co to by�o - dawna droga dojazdowa do Berghofu Hitlera. W czasie dw�ch lat sp�dzonych w batalionie maszerowa� ni� wiele razy. Wcze�niej, stoj�c na balkonie, obra� gospod� za punkt odniesienia, mia� jednak pewne trudno�ci z umiejscowieniem pozosta�o�ci podjazdu i dopasowaniem zapami�tanego terenu do obecnego pejza�u. Przypomnia� sobie, �e domek Hitlera sta� w przybli�eniu sto metr�w na skos poni�ej "Zum Turken" na czym�, co kiedy� by�o alpejsk� ��k�, a obecnie - g�stym lasem. Wiedzia�, �e forsowanie si� nie jest zbyt rozs�dne, �e lepiej wr�ci� do gospody i odpocz�� przed przybyciem J�rgena. Jednak stare znajome miejsca zach�ca�y do poszukiwania przesz�o�ci. Ignoruj�c tablice ostrzegaj�ce przed niebezpiecznymi, zalanymi wod� dziurami, wspi�� si� nad k�p� krzak�w i wszed� w las, teraz pogr��ony w wieczornych cieniach. Ruszy� w g�r� szlaku wydeptanego przez ciekawskich turyst�w. Stromizna by�a du�a, zacz�� si� poci�, cho� jednocze�nie poczu� owiewaj�ce go ch�odne, wieczorne powietrze. Mia� kr�tki oddech, wi�c zrobi� przerw�. Postawi� ko�nierz kurtki, by ochroni� si� przed zimnym wiatrem, szeleszcz�cym szpilkami w koronach modrzewi. Postanowi� odpocz��. Siedzia� spokojnie na podszyciu, powoli rozgl�daj�c si� po okolicy. Kr�ci�o mu si� w g�owie. Zatrzyma� spojrzenie na fragmencie kamiennego muru, kt�rego stare oczy w gasn�cym �wietle dnia z pocz�tku nie zauwa�y�y. Wyg�adzone kamienie by�y w niekt�rych miejscach poro�ni�te mchem i winoro�l�, ale rozpozna� je natychmiast. Dawniej stanowi�y cz�� �ciany gara�u, usytuowanego od frontu, pod szerokim tarasem domu Hitlera. Nap�yn�o kolejne wspomnienie: spaliny z wje�d�aj�cych i wyje�d�aj�cych z ogromnego gara�u samochod�w cz�sto zadymia�y taras, a gdy by�o otwarte wielkie, wychodz�ce na g�ry okno widokowe, wpada�y do salonu. By� to sta�y punkt zadra�nie� z F�hrerem, podejmowano wi�c rozliczne, cho� nieefektywne pr�by usuni�cia tego problemu. Strasser wsta�, �eby z bliska przyjrze� si� �cianie, i w�wczas ujrza� w my�lach migawkow� scenk�: by� rze�ki pa�dziernikowy poranek. Wraz z oddzia�em swoich ludzi zosta� odkomenderowany do Berghofu, by towarzyszy� F�hrerowi na wycieczce. Zobaczy� wtedy Ew� Braun, ubran� w spodenki i lekk� bawe�nian� bluzeczk�. Gimnastykowa�a si� na dr��ku, osadzonym na tarasie. U�miechn�a si� do niego, i on odpowiedzia� jej u�miechem. Przyjemne wspomnienie sp�owia�o, kiedy Strasser dotar� do resztek �ciany gara�u i ukl�k�, by dotkn�� wilgotnych, ch�odnych kamieni. Po chwili podni�s� si� i zacz�� i�� powoli, zatoczy� ko�o, przystan�� i rozejrza� si�, p�ki precyzyjnie nie ustali�, gdzie sta� Berghof. Po lewej stronie wznosi� si� ogromny nasyp poro�ni�ty niskimi krzewami i drzewami - zrozumia�, �e zosta� on utworzony przez gruzy zniszczonego domu. Od szlaku odbija�a w bok w�ska �cie�ka. Wiod�a ona na szczyt stromego nasypu. Strasser zacz�� si� wspina�, chwyta� krzewy dla utrzymania r�wnowagi, gdy nag�y, ostry b�l w piersiach powali� go na kolana. Po�lizgn�� si�, uchwyci� m�ode drzewko, kt�re na chwil�, nim si� z�ama�o, spowolni�o jego osuwanie. Straszliwy b�l wzr�s�, gdy przetoczy� si� na plecy i pr�bowa� hamowa� obcasami. W chwil� p�niej nast�pi� ostateczny, mia�d��cy wybuch rozdzieraj�cego b�lu, kt�ry go og�uszy� i unieruchomi�. Jego serce, przed czym wielokrotnie ostrzega� go lekarz, odm�wi�o pos�usze�stwa. W kilka chwil p�niej, zsun�wszy si� z nasypu, Heinz Dietrich Strasser zmar�, zaledwie kilka metr�w od miejsca, w kt�rym niegdy� dumnie trzyma� wart� obok Hitlera. Sier�ant Armii USA i jego po�lubiona przed trzema dniami �ona, robi�c sobie przerw� w nami�tnym uprawianiu mi�o�ci, opu�cili "General Walker Hotel" w Obersalzbergu, by wieczorem pobiega� po lesie. Kobieta przy�pieszy�a, pobieg�a szlakiem do przodu i nieledwie potkn�a o cia�o Stras-sera. Krzykn�a, a sier�ant natychmiast pojawi� si� u jej boku. Cia�o by�o jeszcze ciep�e, gdy ukl�k� i przy�o�y� palce do szyi, szukaj�c pulsu. Popatrzy� na m�od� �on� i powoli pokr�ci� g�ow�. - Czy to Amerykanin z hotelu? - zapyta�a. Jej m�� przeszuka� zewn�trzne kieszenie kurtki starego cz�owieka i znalaz� klucze z drewnianym breloczkiem "Zum Turken". - Wygl�da na to, �e zatrzyma� si� w tej gospodzie z dala od g��wnej drogi. - Mo�na mu jeszcze jako� pom�c? - Nie wiem. Biegnij do hotelu i zadzwo� po karetk�. Spr�buj� zastosowa� sztuczne oddychanie i masa� serca, ale jestem pewien, �e to nic nie da. 2 J�rgen Strasser nie ufa� nikomu, nawet w�asnemu ojcu. By�a to wrodzona cecha jego natury, wzmocniona przez lata szkolenia i do�wiadcze� ze Stasi. List od ojca sugerowa� po�piech, a dla Strassera wi�za�o si� to z zagro�eniem jego bezpiecze�stwa, a mo�e nawet ujawnieniem przesz�o�ci i prawdziwej to�samo�ci. Nigdy nie przysz�oby mu na my�l, �e ojciec m�g�by chcie� spotka� si� z nim po prostu z pobudek osobistych - umieraj�cy cz�owiek, kt�ry pragnie po raz ostatni zobaczy� swego jedynego syna. Wyruszy� z Frankfurtu szarym dwudrzwiowym Audi. Przeprowadzi�, na d�ugo przed podr�, dok�adne profesjonalne �ledztwo, kt�rego celem by�o wykrycie, czy nikt si� nim nie interesuje. Wybra� okr�n� tras�, od czasu do czasu zawraca� i przystawa�, a przed Stuttgartern podjecha� do restauracji przy autostradzie i w ubikacji zmieni� ubranie. Odlepi� r�wnie� fa�szyw� brod� i w�sy, zdj�� okulary w rogowych oprawkach i pi�tna�cie minut p�niej, bez �ladu podobie�stwa do cz�owieka, kt�ry wszed� do lokalu, oddali� si� kuchennym wyj�ciem. Za budynkiem, w um�wionym miejscu, znalaz� podstawione przez koleg� czarne BMW. Odjecha�, zostawiaj�c Audi, by skorzysta� z niego p�niej. Omin�� autostrad�, na kt�rej stosunkowo �atwo �ledzi� obserwowany samoch�d - inwigiluj�cy s� niewidoczni, pozostaj� w kontakcie radiowym, jad�c przed i za namierzanym pojazdem. Skierowa� si� na po�udnie i pod��y� boczn� drog� na zach�d, przez po�udniow� Bawari�. W�skie, wij�ce si� drogi, z licznymi odga��zieniami prowadz�cymi do odleg�ych �r�dg�rskich dolin i ma�ych wiosek, zmusza�yby ka�dego, kto go �ledzi�, do trzymania si� w tak niewielkiej odleg�o�ci, �e nawet amator nie mia�by k�opotu z zauwa�eniem ogona. Dotar� do Berchtesgaden na dwie godziny przed planowanym przyjazdem poci�gu z Monachium i zaparkowa� na ty�ach stacji. Z tego miejsca m�g� bez przeszk�d obserwowa� peron i przystanek, z kt�rego odchodzi�y turystyczne autokary do Obersalzbergu, oraz wjazd i wyjazd z parkingu. Siedzia� w samochodzie, odpalaj�c papierosa od papierosa i obserwowa� rytm otoczenia, lecz nie dostrzeg� ani narastaj�cej aktywno�ci, ani nikogo podejrzanego, kto by kr�ci� si� po peronie przed przybyciem poci�gu. Bez �adnych emocji, jedynie z pewn� podejrzliwo�ci� obserwowa�, jak ojciec wysiad� na peron, przeszed� na przystanek i wsiad� do autobusu. Nikt, kto wysiad� z poci�gu, nie poszed� za nim, nikt te� nie zareagowa� w widoczny spos�b na jego przybycie. Wszystko by�o zwyczajne, nie pojawi� si� �aden niezsynchronizowany element, kt�ry m�g�by by� sygna�em dla kogo� ukrytego w pobli�u. Nie wydarzy�o si� nic, co mog�oby �wiadczy� o tym, �e zastawiono na niego pu�apk�, a ojciec wyst�puje w roli przyn�ty. Miejscowy policjant, wykorzystuj�cy parking jako p�tl� rutynowych rundek, dwukrotnie mija� czarne BMW. Raz, ze znudzeniem i bez zainteresowania, zerkn�� w kierunku cz�owieka siedz�cego za kierownic�, natychmiast klasyfikuj�c go jako kogo�, kto czeka, by zabra� przybywaj�cego pasa�era. Nie m�g� wiedzie�, �e intensywne, czujne oczy nie odrywa�y si� od niego, p�ki nie znikn�� z pola widzenia. Nie podejrzewa�, �e kierowca na najmniejsz� pr�b� sprawdzenia to�samo�ci zabi�by go w jednej chwili. Nie m�g� r�wnie� zauwa�y�, �e r�ka m�czyzny przez ca�y czas spoczywa na kolbie pistoletu maszynowego, wisz�cego na zaczepach pod desk� rozdzielcz� BMW. Ka�da pr�ba konfrontacji J�rgena Strassera z jednostk� mniejsz� od wyszkolonej brygady antyterrorystycznej sko�czy�aby si� jej kl�sk�. Kto� zbli�aj�cy si� od ty�u czy z boku wozu, jak zawsze robi� to do�wiadczeni funkcjonariusze policji, popad�by w �miertelne zdziwienie. Pod obiciem drzwi po stronie kierowcy ukryta by�a �rut�wka kalibru dwana�cie o odci�tych lufach. Wyloty luf znajdowa�y si� w jednej linii z kraw�dzi� drzwi. Jeden koniec przewodu wyzwalaj�cego przymocowany by� pod tablic� rozdzielcz�, a drugi do spustu, co pozwala�o kierowcy otworzy� drzwi i, korzystaj�c z bocznego lusterka, strzela� celnie bez zawracania czy wysiadania z samochodu. Strasser sam zaprojektowa� i zainstalowa� to �mierciono�ne urz�dzenie, i raz mia� okazj� sprawdzi� jego u�yteczno��. Dzia�a�o jak nale�y, zabijaj�c ameryka�skiego �andarma, kt�ry zatrzyma� go na rutynow� kontrol�, gdy ucieka� z bazy Si� Powietrznych USA Ren-Men pod Frankfurtem po pod�o�eniu bomby w centrali telefonicznej. Miejscowy gliniarz by�by bardzo zdziwiony, gdyby dowiedzia� si�, �e cz�owiek, kt�rego zlekcewa�y�, znany jest wszystkim organizacjom antyterrorystycznym na �wiecie jako "Dieter". �adna z nich nie zna�a jego prawdziwego nazwiska, nie wiedziano r�wnie�, jak wygl�da. Strasser s�yn�� z umiej�tno�ci przybierania fa�szywej sk�ry oraz maskowania si� i oszukiwania. Wiadomo by�o tylko, �e jest uzdolnionym, zuchwa�ym i brutalnym przeciwnikiem, niesko�czenie bardziej niebezpiecznym z powodu umiej�tno�ci szkolenia ludzi, a tak�e planowania operacji. J�rgen Strasser, maj�c za sob� siedmioletnie do�wiadczenie w szkoleniu terroryst�w dla wschodnioniemieckiego Ministerstwa Bezpiecze�stwa, w pe�ni zas�ugiwa� na tak� opini�. S�u��c jako starszy instruktor w Massow, tajnym obozie szkoleniowym Stasi, le��cym czterdzie�ci kilometr�w na po�udnie od Berlina, w��czy� do swego arsena�u najnowsz� technologi�. O�rodek, poro�ni�ty g�stym lasem, zajmowa� oko�o pi�ciu tysi�cy hektar�w. Do czasu zamkni�cia po upadku Niemiec Wschodnich nie mia� sobie r�wnych w szkoleniu terroryst�w. Od likwidacji Ministerstwa Bezpiecze�stwa Strasser dzia�a� na w�asn� r�k�, kieruj�c wszelkie wysi�ki ku odbudowaniu RAF - Frakcji Armii Czerwonej, zachodnioniemieckiej organizacji terrorystycznej, niegdy� pot�nej i popieranej przez Stasi. Szeregi tej ostatniej zosta�y zdziesi�tkowane, gdy rozjuszony t�um w pierwszych dniach przewrotu zaj�� kwater� g��wn� Stasi w Berlinie Wschodnim. Macki pot�nej organizacji by�y d�ugie i liczne - Stasi zatrudnia�a osiemdziesi�t pi�� tysi�cy pracownik�w pe�noetatowych i ponad sto tysi�cy p�atnych informator�w, kontroluj�cych wi�cej ni� cztery miliony w�asnych obywateli i dwa miliony mieszka�c�w Niemiec Zachodnich. Jej akta wzbudzi�y ogromne zainteresowanie zachodnich agencji wywiadowczych i w konsekwencji w t�umie, kt�ry zaj�� siedzib� Stasi, roi�o si� od zachodnioniemieckich i ameryka�skich agent�w. Szukali oni informacji, kt�re ujawni�yby funkcjonariuszy Stasi oraz ich terrorystyczne odpowiedniki dzia�aj�ce na Zachodzie. Akta Frakcji Armii Czerwonej znajdowa�y si� w�r�d tych akt, kt�re wpad�y w r�ce ameryka�skich i zachodnioniemieckich brygad antyterrorystycznych. Strasser widzia�, co si� �wi�ci, wi�c na dwa dni przed zaj�ciem biur Stasi przyby� do Berlina Wschodniego i przedsi�wzi�� tak�e kroki na przysz�o��. W zamieszaniu i chaosie, towarzysz�cemu zawsze ucieczce szczur�w z ton�cego okr�tu, znalaz� doj�cie do archiwum. Odnalaz� i zniszczy� swoje akta, a nast�pnie zmusi� jednego z urz�dnik�w, by ten wykasowa� ca�kowicie jego dane z pami�ci komputera, ��cznie z tymi, kt�re umieszczono na zapasowym dysku. W ten spos�b skutecznie zlikwidowa� wszystkie biurokratyczne �lady wskazuj�ce, �e kiedykolwiek pracowa� dla Stasi i by� przydzielony do Massow. Baz� jego operacji przez dwa ostatnie lata by�a ma�a farma na wsi, znajduj�ca si� na po�udnie od Baden-Baden. Nabyta przez osob� trzeci�, sympatyka RAF, odosobniona i odleg�a od innych gospodarstw, doskonale spe�nia�a rol� o�rodka szkoleniowego. Strasser wyjecha� z przydworcowego parkingu i dokona� niespiesznego, uwa�nego ogl�du miasta. Nie jad� niczego od �niadania, wi�c zatrzyma� si� na wczesn� kolacj�. Zaj�� stolik przy oknie, sk�d m�g� obserwowa� ulic� i s�siedni rynek. By�o ju� ciemno, gdy wje�d�a� strom� g�rsk� drog� na szczyt Obersalzbergu. W po�owie drogi musia� zjecha� na mi�kkie pobocze, aby ust�pi� policyjnemu wozowi, kt�ry zarzuci� szeroko na ostrym zakr�cie. W pobli�u dojazdu do "Zum Turken" zwolni� i zauwa�y�, �e na parkingu przy budynku stoj� tylko dwa samochody. Doszed� do wniosku, �e prawdopodobnie nale�� do pracownik�w. Obecno�� policyjnego wozu mog�a wynika� z wielu nieszkodliwych powod�w, mia� si� jednak na baczno�ci. Min�� ma�� gospod� i dojecha� do p�tli przy wje�dzie na drog� prywatn�, prowadz�c� na Kehlstein. By�o tu ca�kowicie pusto; kasa biletowa, budka z pami�tkami i ma�y bar - zamkni�te od rana. Przez pi�tna�cie minut siedzia� w ciemno�ci, obserwuj�c drog� i pal�c, lecz nikt nie pod��y� za nim, nie pojawi� si� te� �aden inny samoch�d. Par� minut po dziewi�tej podjecha� z powrotem pod "Zum Turken" i zadzwoni�. Kobieta, kt�ra podesz�a do drzwi, mia�a dziwny wyraz twarzy. Wygl�da�a na zmartwion�. Instynkt podpowiedzia� mu, �e co� jest nie w porz�dku. Kobieta zbyt d�ugo wpatrywa�a si� w nieznajomego. Strasser poczu� wzrost poziomu adrenaliny. Rozpi�� suwak sk�rzanej kurtki i rozchyli�' po�y, by m�c szybko si�gn�� po dziewi�ciomilimetrowy pistolet Sig Sauer, zatkni�ty za paskiem spodni na plecach. Frau Graber w stoj�cym przed ni� m�czy�nie natychmiast dostrzeg�a rodzinne podobie�stwo. By� on wysoki i chudy, ale cechowa�a go atletyczna budowa, sugeruj�ca du�� si�� fizyczn�. Mia� inn� karnacj�, w�osy ciemniejsze, g�ste i faliste, a twarz drobniejsz�, bardziej ko�cist�. By� jednak uderzaj�co przystojny, pewno jak jego ojciec, gdy mia� tyle samo lat co on. Przesta�a mie� wszelkie w�tpliwo�ci co do ��cz�cego ich pokrewie�stwa, patrz�c w g��boko osadzone, ciemnoniebieskie oczy, w pewien spos�b gro�ne i niezg��bione. - Herr Bauer? - zapyta�a pe�nym szczerego smutku tonem osoby, kt�ra ma zawiadomi� syna o �mierci ojca. - Tak. - Strasser wszed� do o�wietlonego przy�mionym �wiat�em holu. Zachowywa� si� nadzwyczaj spokojnie. Szybko omi�t� wzrokiem ciemne k�ty i korytarz, szukaj�c nag�ego ruchu, got�w odpowiedzie� si�� na najmniejszy sygna�. - Obawiam si�, �e sta�o si� co� strasznego. - O co chodzi? - Przykro mi, �e musz� to panu powiedzie�, ale pa�ski ojciec mia� atak serca... Nie �y� ju�, gdy przyjecha� ambulans. Frau Graber z zaskoczeniem spostrzeg�a, �e na twarzy m�czyzny pojawi�a si� ulga, lecz uzna�a to za swoisty wyraz szoku czy �alu. Strasser milcza� przez chwil�, dopasowuj�c obraz wozu policyjnego do us�yszanej informacji. Kiedy si� odezwa�, jego g�os by� wyprany z wszelkich uczu�. - Gdzie s� rzeczy mojego ojca? - Wydaje mi si�, �e w jego pokoju - odpar�a Frau Graber, zdumiona jego reakcj�. - Czy policja je przegl�da�a? - Nie. Pytali tylko, kim by� pa�ski ojciec, a ja poda�am jego nazwisko i adres z karty meldunkowej. - Poprosz� klucz od pokoju. - Strasser wypowiedzia� to zdanie tak, �e wcale nie zabrzmia�o jak pro�ba. - Oczywi�cie. - Frau Graber zaprowadzi�a go do recepcyjnej lady obok kuchni i da�a mu klucz. - Inspektor policji w Berchtesgaden prosi�, bym przekaza�a, �e by�by wdzi�czny, gdyby zechcia� pan skontaktowa� si� z nim... Aby zidentyfikowa� cia�o i poczyni� odpowiednie kroki. Strasser skin�� g�ow�. - Gdzie jest pok�j mego ojca? - Na g�rze, w prawo, na ko�cu korytarza. Strasser zawr�ci� i znikn�� na pi�trze, zabieraj�c ze sob� lotnicz� torb�. Hol na g�rze o�wietla� tylko jeden kinkiet, kt�ry rzuca� d�ugie cienie. Strasser, nadal ostro�ny, z r�k� zaci�ni�t� na kolbie pistoletu, przemierzy� pogr��ony w p�mroku korytarz i otworzy� drzwi. Sto�owa lampa by�a zapalona i nim podszed� do ��ka, na kt�rym le�a�a torba i sk�rzana teczka, szybko rozejrza� si� po pokoju. Usiad� na skraju ��ka i otworzy� torb�. Wyj�� portfel ojca i wschodnio-niemieckie dowody to�samo�ci, od czasu zjednoczenia ju� nieaktualne i niepotrzebne. Szuka� innych dokument�w, osobistych papier�w czy jakich� kwit�w, kt�re mog�yby pom�c ustali� to�samo�� ojca. Znalaz� tylko bilet powrotny do Erfurtu. Schowa� go razem z dokumentami do w�asnej torby. Wysypa� na ��ko zawarto�� sk�rzanej teczki, jego uwag� przyci�gn�o �wiat�o, po�yskuj�ce na metalu. By�o to odznaczenie wojenne. Obejrza� je dok�adnie i zda� sobie spraw�, �e jest to Krzy� Rycerski z Li��mi D�bu, jedno z najwy�szych odznacze� za odwag� nadawanych przez hitlerowskie Niemcy. By�y tam jeszcze dwa inne ordery ozdobione insygniami trupiej g��wki Waffen SS: jednym z nich by� medal za zwalczanie partyzant�w. Ojciec nigdy nie rozmawia� z nim o tym, co robi� w czasie wojny, a wszystkie pytania zbywa� zawsze ma�o znacz�cymi uwagami, �e by� jedynie szeregowym w piechocie. Teraz Strasser zrozumia� dlaczego. Od�o�y� medale i zwr�ci� uwag� na po��k�y skoroszyt z poza�amywanymi i wytartymi rogami. Wewn�trz znajdowa�y si� raporty, pospinane za�niedzia�ymi spinaczami, dotycz�ce transakcji przeprowadzanych w czasie wojny w Szwajcarii w imieniu marsza�ka Hermanna G�ringa. Kilka dokument�w mia�o znaki wodne, a wszystkie opatrzone by�y marsza�kowsk� piecz�ci�. Strasser, zaintrygowany, przerzuci� zawarto�� skoroszytu, lecz zadecydowa�, �e dok�adniej przestudiuje j� p�niej. Chcia� szybko wyjecha� bez konfrontacji z ciekawsk� miejscow� policj�. Wsun�� skoroszyt i medale z powrotem do teczki, kt�r� schowa� do swojej torby. Szybko omi�t� wzrokiem pok�j sprawdzaj�c, czy nie zosta�o nic, co pomog�oby w zidentyfikowaniu jego ojca. Niczego nie znalaz�, wi�c zszed� na d�, gdzie w ma�ej alkowie obok holu natkn�� si� na Frau Graber. - Mam do pani pro�b�. - Tak, oczywi�cie. O ile tylko b�d� mog�a pom�c. Strasser poda� jej kopert�, w kt�r� w�o�y� dziesi�� tysi�cy marek. - To powinno wystarczy� na stosowny pogrzeb. Niech pani sama wybierze przedsi�biorc� pogrzebowego. - Nie zamierza pan z�o�y� ostatniego ho�du swemu ojcu? - M�j ojciec nie �yje. Okazywanie szacunku zmar�ym jest przedstawieniem dla �ywych. Nie mam na to ani czasu, ani ochoty. Frau Graber by�a wstrz��ni�ta jego grubosk�rno�ci�. - Ale policja chce, �eby pan zidentyfikowa� cia�o... I jest jeszcze kwestia miejsca ostatniego spoczynku pa�skiego ojca. - Niech zostanie skremowany. - Nalegam, by pan sam zaj�� si� tymi sprawami, Herr Bauer. To nie m�j obowi�zek - rzuci�a ostro Frau Graber; do g�osu doszed� jej temperament. - Dobranoc. - To by�o wszystko, co Strasser rzek� w odpowiedzi. Wyszed�, nim oszo�omiona kobieta zd��y�a cokolwiek wykrztusi�. Strasser, zje�d�aj�c na d�, my�la� o ojcu, kt�rego w�a�ciwie nie zna�. Zawsze widzia� w nim elektryka, cz�owieka pospolitego, bez aspiracji. Kogo�, kto wi�d� nudne, nieciekawe �ycie, kto w przesz�o�ci zosta� wci�gni�ty w wir wojny, w kt�rej nie chcia� bra� udzia�u. Jednak�e, gdy przypomnia� sobie, co czyta� w podr�cznikach o SS, raczej nie w�tpi�, �e ojciec musia� by� zaprzeczeniem jego wyobra�e�, skoro zosta� zakwalifikowany do tak elitarnej formacji i mia� tyle odznacze�. Zerkn�� na siedzenie obok, na kt�rym le�a�a sk�rzana teczka, i zastanowi� si�, dlaczego ojciec j� ze sob� przywi�z�. Czy wiedzia�, �e jest umieraj�cy? Czy zamierza� ujawni� swoj� przesz�o�� synowi? "Dam ci co� wa�nego" czy "powiem ci"? Nie m�g� sobie przypomnie�. Ale jaki zwi�zek mog�y mie� z tym dokumenty, kt�re dzi� liczy�y prawie pi��dziesi�t lat? I dlaczego ojciec przechowywa� je przez te wszystkie lata? By�o po dziesi�tej, gdy Strasser wjecha� z podrz�dnej drogi na autostrad� na p�noc od Bad Reichenhall - pod os�on� ciemno�ci bardziej bezpiecznie czu� si� na g��wnej arterii. Skierowa� si� na zach�d, w stron� Monachium. Ruch by� niewielki, ale on nie przekracza� dozwolonej pr�dko�ci i trzyma� si� skrajnego prawego pasa. Zapali� �wiat�o. Tajemnica starych dokument�w rozpali�a jego wyobra�ni�. Si�gn�� do sk�rzanej teczki, wyj�� akta i, wci�� jad�c, zacz�� czyta�. 3 Inspektof Hans Becker w ci�gu nieca�ych trzydziestu minut sprawdzi�, �e monachijski adres, jaki poda�a w "Zum Turken" ofiara ataku serca w Obersalzbergu, by� fa�szywy. Mie�ci� si� tam sklep z tytoniem, tu� obok Marienplatz, prowadzony przez maroka�skiego imigranta. Zachowanie syna, o kt�rym Frau Graber zawiadomi�a inspektora godzin� p�niej, tak�e go zaintrygowa�o i nasun�o podejrzenie, �e staruszek zameldowa� si� pod fa�szywym nazwiskiem. Wys�a� jednego ze swoich ludzi po rzeczy ofiary, lecz okaza�o si�, �e zawarto�� torby zosta�a przetrz��ni�ta, a z pokoju usuni�to wszystko, co pomog�oby ustali� to�samo�� Heinza Bauera. Dochodzi�a p�noc, a Becker nadal by� w swoim biurze. Zazwyczaj wraca� do domu nie p�niej ni� o �smej, pi� piwo - nie przekraczaj�c narzuconej sobie granicy trzech butelek - potem siada� z �on� i dziesi�cioletni� c�rk� do kolacji, kompletnie znudzony po kolejnym dniu pe�nym niegro�nych wypadk�w drogowych, drobnych kradzie�y i sporadycznych zak��ce� spokoju publicznego. Jednak�e dzisiaj �mier� starego cz�owieka w Obersalzbergu da�a mu okazj� do skorzystania z faksu i komputera, kt�ry mia� dost�p do bazy narodowego centrum danych o przest�pcach. Zdarzenie w Obersalzbergu mog�o zaowocowa� solidnym �ledztwem. W�a�nie siedzia� przy biurku, uk�adaj�c pro�b� do Interpolu i bawarskiej policji o wyszukanie nazwisk wszystkich u�ywaj�cych pseudonimu Heinz Bauer, gdy zad�wi�cza� telefon. Dzwoni� jeden z etatowych lekarzy miejscowego szpitala, prawie tak samo stary jak "Herr Bauer". Przeprowadziwszy badanie wst�pne, orzek�, �e w tym przypadku nic nie wskazuje na mokr� robot�. - Podczas sekcji znalaz�em co�, co, jak s�dz�, powinien pan zobaczy� - zacz�� doktor. - Mo�e to panu pom�c w odkryciu prawdziwej to�samo�ci denata. Becker telefonowa� do doktora ju� wcze�niej, po tym, jak dowiedzia� si�, �e zmar�y zameldowa� si� w "Zum Turken" pod fa�szywym nazwiskiem. Powiedzia� mu, �e przyjdzie do szpitala pobra� komplet odcisk�w palc�w, by przes�a� je razem ze swoimi pytaniami do Interpolu i policji. Zabra� zestaw do zdejmowania odcisk�w i natychmiast wyszed� z komisariatu. Od miesi�cy jego praca nie dostarczy�a mu tyle satysfakcji. Dziesi�� minut p�niej wszed� do ma�ego szpitala i uda� si� prosto do pomieszczenia w suterenie, kt�re s�u�y�o za kostnic�. Doktor ruchem r�ki przywo�a� go do nierdzewnego stalowego sto�u, stoj�cego pod �cian�. Przesun�� do wysoko�ci piersi prze�cierad�o okrywaj�ce cia�o starego cz�owieka i podni�s� jego lew� r�k�. - Poznaje pan to? - wskaza� sp�owia�y i prawie nieczytelny tatua� na bladej, przywi�dni�tej sk�rze pod pach�. Becker pochyli� si� i zerkn�� z ukosa. Rozr�ni� dwie postrz�pione linie, przypominaj�ce nieco b�yskawice, i sze�ciocyfrowy numer. - SS? - Dok�adnie rzecz bior�c, Waffen SS-jednostki bojowe SS. O ile dobrze pami�tam, tylko oni mieli numery wytatuowane na sk�rze pod lew� pach� - tak jak pan tu widzi. Becker wyj�� z kieszeni munduru notes i pi�ro i skopiowa� sze�ciocyfrowy numer. - Prze�l� to do Interpolu i policji federalnej razem z odciskami palc�w. - Sugeruj�, �eby wys�a� pan ten numer do Berli�skiego Centrum Dokument�w. To g��wna sk�adnica akt nazistowskich. Tylko tam znajduje si� obszerne archiwum starych akt SS. Ch�odny wiosenny deszcz, kt�ry zacz�� pada� na po�udnie od Monachium, w czasie gdy J�rgen Stesser podjecha� do stacji benzynowej przy autostradzie Monachium-Norymberga i zatrzyma� si� przy budce telefonicznej, przekszta�ci� si� w lekk� mg��. M�czyzna by� podniecony tym, co wyczyta� w starych dokumentach z teczki ojca. Nie tylko zrozumia�, jakie maj� znaczenie i jaka jest ich warto��, ale ju� formu�owa� podstawowy plan ich wykorzystania. Pora nie mog�a by� lepsza. Jego fundusze by�y znikome i dotkliwie potrzebowa� du�ych pieni�dzy, by wesprze� istniej�c� siatk� i sfinansowa� ambitne operacje, jakie planowa�. Miesi�c po upadku Niemiec Wschodnich Stesser skontaktowa� si� z kilkoma nie zdekonspirowanymi przez akta Stasi cz�onkami Frakcji Armii Czerwonej i z �atwo�ci� obj�� przyw�dztwo nad ich zdziesi�tkowan� organizacj�. Potem zwerbowa� najlepszych ze swych by�ych instruktor�w z Massow, kt�rzy nie uciekli do terrorystycznych baz szkoleniowych w Libii i Libanie, i z ich pomoc� w ci�gu nieca�ego roku przekszta�ci� grup� bezmy�lnych morderc�w w sp�jny zwi�zek o �wiatowym zasi�gu. Po przy��czeniu sprzymierze�c�w z innych europejskich ugrupowa� terrorystycznych utworzy� sie� zakonspirowanych lokali na kontynencie europejskim, w Wielkiej Brytanii i w Stanach Zjednoczonych - jako ich gospodarzy wykorzystuj�c nowych cz�onk�w organizacji, szczeg�lnie preferuj�c m�ode studentki bez powi�za� z radykaln� lewic� czy terrorystami. Problemy finansowe by�y wynikiem autonomii jego organizacji i nie dopuszczania do tego, by inni kontrolowali jej operacje - takie nastawienie irytowa�o arabskie ugrupowania terrorystyczne i ich sponsor�w. Brak funduszy nie zmieni� jednak przekona� Strassera - nadal nie pozwala�, by inni dyktowali mu, w jakie cele powinien uderzy�, nikomu te� nie ujawnia� szczeg��w swych plan�w. Taka postawa spowodowa�a niedawno rozd�wi�k miedzy nim a jego arabskimi dobroczy�cami, w konsekwencji doprowadzaj�c do odci�cia przez nich niewielkiego, ale sta�ego dop�ywu got�wki. Kiedy poj�� znaczenie tego, co - jak ujawni�y dokumenty z teczki ojca - zdarzy�o si� mi�dzy 1940 a 1945 rokiem, zrozumia�, �e posiadanie tej wiedzy mo�e po�o�y� kres jego finansowym problemom. Zamieszani - Amerykanie, Francuzi, Anglicy, W�osi, Hiszpanie i Szwedzi, domy�la� si�, �e wszyscy z bogatych, wp�ywowych rodzin - musieli by� w pe�ni �wiadomi, jakie interesy prowadzili i z kim. Dowody by�y niepodwa�alne. Ale czy kto� z nich jeszcze �yje? Nawet je�eli nie, pomy�la�, niew�tpliwie mieli rodziny, dzieci, kt�re teraz ju� s� doros�e, i tak samo obawiaj� si� skandalu jak ich rodzice. Strasser zamkn�� drzwi kabiny telefonicznej i wybra� paryski numer, zn�w pomy�la� o ojcu, przechowuj�cym przez te wszystkie lata teczk� z dokumentami. Jakie by�y jego pierwotne zamiary? Przez chwil� �a�owa�, �e nie uczyni� niczego, by pozna� tego cz�owieka - cz�owieka, kt�rego zlekcewa�y�, uzna� za ma�o znacz�cego i niedoinformowanego. Sk�d wzi�� teczk� z dokumentami? Czy zna� jeszcze inne tajemnice? Niewa�ne, i tak umar�y one razem z nim. O pierwszej dwadzie�cia w nocy w paryskim mieszkaniu zadzwoni� telefon. Po czwartym sygnale Strasser us�ysza� przepity g�os, kt�ry wymamrota� typowe francuskie powitanie. - �adnych nazwisk - natychmiast rzuci� Strasser. - Mam dobre wie�ci - zacz�� m�czyzna, m�wi�cy teraz po niemiecku, w swoim ojczystym j�zyku. - Nie teraz! -warkn�� Strasser. - Id� do publicznego telefonu i zadzwo� do mnie za pi�tna�cie minut na ten numer. - Odczyta� numer z aparatu i odwiesi� s�uchawk�. 4 Cz�owiekiem, kt�ry odebra� telefon w paryskim mieszkaniu, by� G�nther Jost, jeden z pierwszych i bardziej niebezpiecznych cz�onk�w Frakcji Armii Czerwonej, kt�rzy nie zostali zdekonspirowani przez akta Stasi. W Pary�u przebywa� od tygodnia, negocjuj�c z handlarzem, od kt�rego w przesz�o�ci nabywa� bro� i materia�y wybuchowe. Zako�czy� transakcj�, dotycz�c� pozycji wyszczeg�lnionych przez Strassera, i teraz musia� jedynie w ci�gu trzydziestu dni pojawi� si� z pieni�dzmi, kt�re, jak zapewnia� Strasser, powinien dosta�. Mieszkanie znajdowa�o si� na Montmartre na lewym brzegu Sekwany na szczycie stromego wzg�rza pod numerem 84 przy rue Lepic. By�o ono jednym z dw�ch za�o�onych przez Strassera "czy��c�w". Tu zawsze zatrzymywa� si�, gdy przyje�d�a� do Pary�a. Budynek sta� skulony w�r�d pl�taniny w�skich �redniowiecznych uliczek, nacechowanych urokiem i spokojem francuskiej prowincji, o krok od rozci�gaj�cego si� u st�p wzg�rza centrum turystycznego. �atwo by�o wtopi� si� tu w t�um, kt�ry dniami i nocami w��czy� si� ulicami pe�nymi sklep�w, nocnych klub�w, winiarni i kawiar�. By� to wspania�y teren na spotkania; z gazet� lub ksi��k� opart� o fili�ank� czy szklank� mo�na by�o siedzie� na tarasie kawiarni i obserwowa� dramaty �ycia paryskiej dzielnicy, a w razie konieczno�ci sta� si� cz�ci� t�umu i znikn�� w niewiarygodnie w�skich zau�kach i uliczkach. G�ntherowi Jostowi r�wnie� odpowiada�a taka lokalizacja czy��ca. By� niski i dobrze zbudowany, mia� oczy osadzone blisko siebie i dziobat�, w�sk� twarz. Ju� w wieku siedmiu lat zyska� przezwisko "Szczur". Nigdy nie cieszy� si� powodzeniem u kobiet, miewa� je tylko wtedy, gdy im p�aci� lub bra� je si��, a jego seksualne upodobania sk�ania�y si� ku dewiacjom - preferowa� podgl�danie. Podoba�o mu si�, �e czy�ciec znajduje si� w bezpo�rednim s�siedztwie s�ynnej dzielnicy Pigalle, z jej sex-shopami, prostytutkami i transwestytami. Bardzo wiele czasu sp�dza� w g�sto na jej obszarze rozrzuconych klubach, kt�re mia�y w swoim repertuarze przedstawienia typu live-show. Ostro�no�� Strassera, kiedy korzysta� z telefonu, opiera�a si� na sprawdzonych zasadach procedury operacyjnej, Jost natomiast niedba�y i nadmiernie pewny siebie, dzia�a� w daleko mniej rozwa�ny spos�b. Nie wiedzia�, �e kr�tka rozmowa mi�dzy nim a Strasserem zosta�a pods�uchana i nagrana przez dw�ch agent�w Mossadu, dzia�aj�cych pod przykrywk� ambasady Izraela w Pary�u. Po otrzymaniu wiadomo�ci od informatora wzi�li oni podejrzane mieszkanie pod obserwacj�. Ich posterunek nas�uchowy znajdowa� si� po drugiej stronie ulicy, na skos od czy��ca, za �ukowym wej�ciem w kszta�cie dziurki od klucza, za kt�r� roztacza� si� dziedziniec pe�en ro�lin otaczaj�cych rze�b�, a za nim kolejny �uk i kolejne podw�rko, odbijaj�ce si� w po�yskuj�cych drzwiach pi�trowego budynku. Obecnie ca�e pi�tro bogato zdobionej i wzorowo utrzymanej kamienicy za�miecone by�o kubkami od kawy, przepe�nionymi popielniczkami i pustymi pojemnikami jednorazowego u�ytku po jedzeniu na wynos - by� to nie�ad typowy dla sta�ego punktu obserwacyjnego. Na stole pod �cian� sta�a konsola komputera, cz�� nowoczesnego bezpiecznego systemu ��czno�ci, po��czonego przez satelitarn� stacj� przeka�nikow� bezpo�rednio z kwater� g��wn� Mossadu w Tel Awiwie. Pod przeciwleg�� �cian� umieszczono zestaw monitor�w audio-wideo z magnetofonami, nastrojony na odbi�r sygna��w z elektronicznych pluskiew, kt�re zawiera�y miniaturowe nadajniki i minikamery na ko�cach �wiat�owod�w. Pluskwy za�o�y� w ka�dym pomieszczeniu czteropokojowego czy��ca inny wyspecjalizowany zesp� Mossadu, kt�ry dosta� si� do �rodka, gdy Jost wyskoczy� na Pigalle. By�y one elektronicznym majstersztykiem -przez pi�tna�cie sekund gromadzi�y informacje w formie cyfrowej, potem transmitowa�y je w niewykrywalnym, trwaj�cym u�amek sekundy przekazie. Sygna�y wysy�ane przez pluskwy odbierane by�y przez wzmacniacz, ukryty pod sztukateri� na zewn�trz okna mieszkania. Poza tym w pomieszczeniu nas�uchowym zainstalowany by� pot�ny, zamontowany na statywie teleskop noktowizyjny, wycelowany w wej�cie do czy��ca, oraz noktowizyjna kamera z r�wnie silnym teleskopem. Wszyscy przybywaj�cy do czy��ca byli fotografowani, podobnie jak numery rejestracyjne ich samochod�w i motocykli. Mieszkanie, w kt�rym czuwali agenci Mossadu - jedno z wielu, jakimi dysponowali w Pary�u - zosta�o w po�piechu za�atwione przez Sayana - jednego z sympatyk�w �ydowskich rozsianych po ca�ym �wiecie, kt�rych w ka�dej chwili mo�na by�o wezwa� do pomocy. Mossad zatrudnia� mniej ni� dwana�cie tysi�cy pracownik�w, nie mia� �adnego oparcia w bud�ecie Izraela i posiada� mniej ni� pi��dziesi�ciu oficer�w operacyjnych - Amerykanie i Rosjanie mieli ich tysi�ce - ale by�y to bardzo zwodnicze liczby. Unikatowy system sayanim pozwala� Mossadowi wykorzysta� lojalnych poplecznik�w ze �wiatowej wsp�lnoty �yd�w mieszkaj�cych poza Izraelem. Dzi�ki nim organizacja otrzymywa�a pomoc nieproporcjonaln� do swej wielko�ci. Pomoc sayanim polega�a na zapewnianiu samochod�w, mieszka� i opieki medycznej dla ranionych agent�w, wsparciu politycznym i pomocy finansowej.-Na ca�ym �wiecie by�y ich miliony - w samym Londynie Mossad mia� dwa tysi�ce czynnych i pi�� tysi�cy rezerwowych "pomocnik�w". Dwaj agenci Mossadu s�uchali wszystkiego, co m�wi� terrorysta, i obserwowali wszystko, co robi�. Mieli nawet ta�m� wideo z jego perwersyjnych praktyk seksualnych z wynaj�t� na noc prostytutk� i jeden szczeg�lny kawa�ek ze studentk� Sorbony nagrany w trzeci� noc po jego przybyciu. Jost zwabi� dziewczyn� do mieszkania i czyni� jej niedwuznaczne propozycje, a gdy da�a mu odpraw�, u�y� si�y. Wkr�tce sta�o si� jasne, �e m�oda kobieta musia�a kiedy� zg��bia� wschodnie sztuki walki. Cztery szybkie jak b�yskawica kopniaki: trzy w g�ow� Josta i jeden w pachwin�, by�y doskonale wymierzone. Dziewczyna w po�piechu wybieg�a z mieszkania, a Niemiec, og�uszony i j�cz�cy z b�lu, zosta� na pod�odze. Jost, ku zdziwieniu agent�w, rozmawiaj�c przez telefon z handlarzem broni, by� na tyle nieostro�ny i niedyskretny, �e ujawni� nie tylko jego nazwisko, ale i miejsce spotkania w ma�ym parku niedaleko Ile de la Cite. Nazwisko natychmiast zosta�o wys�ane z paryskiego biura do siedziby Mossadu w Tel Awiwie, gdzie ludzie z wydzia�u archiwalnego przepu�cili je przez swoje obszerne akta - te same, dzi�ki kt�rym zidentyfikowano Josta jako starego cz�onka Frakcji Armii Czerwonej i prawdopodobne ogniwo prowadz�ce do os�awionego Dietera. W ci�gu godziny agenci otrzymali kompletne dane o cz�owieku, z kt�rym pertraktowa� Jost. Kolejny zesp� Mossadu, wezwany do obs�ugi spotkania, u�ywaj�c z odleg�o�ci trzydziestu metr�w ultraczu�ych mikrofon�w parabolicznych, nagra� rozmow�, kt�ra potwierdzi�a to, co podejrzewa� Tel Awiw: negocjacje Dietera dotyczy�y bojowych �rodk�w chemicznych i biologicznych, ukradzionych przez pewnego oficera Armii Radzieckiej. Ten sam zesp�, kt�ry obstawia� spotkanie, teraz czeka� na ulicy w pobli�u czy��ca terroryst�w, gotowy do �ledzenia Josta, gdy tylko ten wyjdzie z mieszkania. Pr�bowano odgadn��, z kt�rego telefonu skorzysta, aby za�o�y� pods�uch, jednak�e nie mo�na by�o tego przewidzie�. Grupa operacyjna szybko dowiedzia�a si�, �e aparat, kt�rego numer zosta� podany Jostowi przez nocnego rozm�wc�, znajduje si� w Niemczech, gdzie� mi�dzy Monachium a Norymberg�. Jednak�e by�o za ma�o czasu, by wys�a� zesp� w celu zlokalizowania telefonuj�cego, wobec tego nie poczyniono pr�b zaw�enia lokalizacji. Cz�owiek, kt�ry telefonowa�, by� przyzwyczajony do wydawania rozkaz�w, a Jost do ich natychmiastowego wykonywania - jedno i drugie wskazywa�o, �e m�g� nim by� Dieter. Agenci znajduj�cy si� w mieszkaniu za pomoc� nadajnika postawili w stan pogotowia zesp� inwigilacyjny na ulicy. Jego cz�onkowie natychmiast zaj�li wyznaczone pozycje, by ruszy� za Jostem. Przez kilka dni prowadzono tak zwan� obserwacj� stacjonarn� - technika ta mia�a na celu unikni�cie wszelkiej mo�liwo�ci wykrycia. Polega�a ona na obserwowaniu namierzanej osoby bez �ledzenia przy pomocy "ogona". Agenci pozostawali w kontakcie radiowym, zajmowali liczne posterunki