1712
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 1712 |
Rozszerzenie: |
1712 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 1712 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 1712 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
1712 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Joanna Chmielewska
BOCZNE DROGI
Zeskanowa� na potrzeby w�asne i bliskich znajomych baskiw
mailto:[email protected]
Od Teresy, mojej ciotki z Kanady, przyszed� list. Nie by� to ewenement, bo list�w od niej przychodzi�o wiele, ten jednak�e tym si� odznacza�, i� precyzowa� termin jej przyjazdu do Polski na lato. Od d�u�szego ju� czasu dawa�a wyraz nieprzepartej t�sknocie do szeleszcz�cych �an�w zb� i skowronk�w �wierkaj�cych w przestworzach oraz, og�lnie bior�c, ojczy�nianej sielanki na �onie rodziny, no i wreszcie podj�a m�sk� decyzj�. Powiadomi�a nas, �e samolot wycieczkowy Polonii kanadyjskiej przylatuje na Ok�cie czternastego czerwca o godzinie wp� do �smej rano.
Na ca�� rodzin� pad� blady strach, bo diabli wiedz�, jakie wymagania mo�e mie� osoba rozbestwiona kapitalizmem, r�wnocze�nie za� wszyscy chcieli podj�� t� Teres� z honorami i uczuciem, �eby si� tu poczu�a zgo�a jak w raju. Rzecz wydawa�a si� nieco skomplikowana.
- Jezus Mario, J�zefie �wi�ty - powiedzia�a moja matka z lekk� zgroz� i wyra�nym przygn�bieniem. - Co my jej damy do jedzenia? Poprzednim razem jad�a tylko chud� szynk�, sk�d ja jej wezm� chud� szynk�?
- A t�ust� szynk� masz? - spyta�a jadowicie jej siostra, druga moja ciotka, Lucyna. - Bo jakby� mia�a t�ust�, to wiesz, ten t�uszcz mo�na odkroi�...
Siostra ojca, ciocia Jadzia, osoba o �agodnym usposobieniu, a zarazem moja trzecia ciotka, uczyni�a nie�mia�e przypuszczenie, �e Teres� da si� karmi� chudym twaro�kiem, kt�rego jest pod dostatkiem. Ojciec, nie zdaj�c sobie sprawy, co czyni, zaproponowa� ciel�cin�, czym �miertelnie obrazi� moj� mamusi�, utrzymuj�c�, �e si� z niej g�upio naigrawa. Rozmaite osoby postronne udziela�y �yczliwych rad, z kt�rych �adna nikomu nie przypada�a do gustu.
Osobi�cie mia�am wi�ksze zmartwienia ni� g�upi twaro�ek, nie bra�am zatem udzia�u w rozwa�aniach. Godzina jej przybycia wydawa�a mi si� taka wi�cej upiorna. Co najmniej ty dzie�-wcze�niej j�am czyni� pr�by wczesnego chodzenia spa�, �eby zd��y� na lotnisko na wp� do �smej rano i do tego jako tako przytomna. Istnia�y wprawdzie czasy, kiedy biura projekt�w pracowa�y od sz�stej rano i mnie r�wnie� ten kataklizm dotkn��, na szcz�cie jednak trwa�o to niezbyt d�ugo, bo tylko do chwili, kiedy jeden z filar�w naszego zawodu na jakim� szalenie wa�nym zebraniu w obliczu wysoko postawionych osobisto�ci mocno zirytowany powiedzia�, �e sz�sta rano to jest godzina do niczego. Zbyt p�na do udoju kr�w, a zbyt wczesna do udoju architekt�w. Jego wypowied� wzi�to pod uwag� i rzecz uleg�a zmianie. Od tamtych czas�w min�o wiele lat i przywyk�am raczej do ogl�dania �wit�w niejako od ty�u.
Do�o�ywszy wysi�k�w czternastego o si�dmej pi�tna�cie by�am gotowa do wyj�cia. Od drzwi zawr�ci� mnie telefon. Dzwoni� ojciec z informacj�, �e nast�pi�a drobna zmiana, samolot kanadyjski przylatuje nie o wp� do �smej, tylko o dziesi�tej pi�tna�cie.
Na lotnisko, spokojnie i bez �adnych z�ych przeczu�, przyjecha�am o dziesi�tej dwadzie�cia. Ustawi�am samoch�d na dalekich ty�ach parkingu. Znalaz�am
kolejno ojca, cioci� Jadzi� i Lucyn�, nie znalaz�am natomiast mojej mamusi.
- Twoja matka siedzi w wychodku u mnie w domu - oznajmi�a Lucyna. - Ze zdenerwowania dosta�a rozstroju �o��dka. Kaza�am jej zosta�, bo z dwojga z�ego lepiej, �eby siedzia�a w wychodku tam ni� tu. Wiesz, o kt�rej do mnie przysz�a?
Poczu�am lekki niepok�j, ale zarazem i zaciekawienie, znaj�c bowiem w�asn� rodzicielk�, wiedzia�am, �e mo�na si� po niej spodziewa� czyn�w oryginalnych, szczeg�lnie o poranku.
- Pewno wcze�nie - odpar�am. - Bo co?
- A jak ci si� zdaje, ile czasu potrzebuj�, �eby si� dosta� od siebie na lotnisko?
Lucyna mieszka�a na Ok�ciu, niejako u wylotu teren�w portu lotniczego, tu� obok przystanku autobusowego. Trudno by�o mieszka� bli�ej.
- Nie wiem, ile czasu jedzie autobus - powiedzia�am ostro�nie po namy�le.
- Trzy minuty - rzek�a Lucyna zimnym g�osem.
- No to chyba razem z dziesi�� minut?
- Owszem. Dziesi��. Za� twoja matka przylecia�a i wyrwa�a mnie ze snu pi�� po sz�stej. Za��da�a, �eby natychmiast jecha� na lotnisko, bo inaczej nie zd��ymy. Mnie zawdzi�czasz, �e ojciec do ciebie dzwoni�, bo inaczej te� by� tu siedzia�a jak g�upia od wp� do �smej
rano.
Samolot z Kanady nadlecia� i wyl�dowa� par� minut po jedenastej. W wielkiej hali panowa�o najdoskonalsze pandemonium, jak zwykle przy przylocie Polonii kanadyjskiej i ameryka�skiej. Na widokowym balkoniku k��bi� si� zbity t�um, zach�annym wzrokiem wpatrzony w podje�d�aj�ce do kontroli celnej baga�e. Uda�o mi si� przepchn�� bli�ej por�czy i rzuci� okiem.
- Jest Teresa! - zaraportowa�am z przej�ciem.
- W czym� czerwonym na g�owie, stoi przy wyj�ciu, wygl�da na to, �e pierwsza. Lucyna, pchaj si� na d�, pr�dzej!
Wszyscy razem znale�li�my si� przy drzwiach, kt�rymi pojedynczo wypuszczano pasa�er�w. Ojciec by� nieco obra�ony na cioci� Jadzi�, bo on r�wnie� pozna� Teres� w jakim� czerwonym pagaju na g�owie, a ciocia Jadzia nie chcia�a mu wierzy�, twierdz�c, �e ma skleroz�. Tymczasem to ona ma skleroz�, a on widzia� dobrze. Lucyna uczyni�a przypuszczenie, �e Teresa przyodzia�a si� w �w czerwony kapelusz na wszelki wypadek, z uwagi na ustr�j, bo kto wie, jakie krety�skie plotki zn�w tam si� u nich zal�g�y. A mo�liwe, �e po prostu chcia�a nas uczci�. T�um napiera� na drzwi, wyszed� uprzejmy pan w kraciastej koszuli i drog� perswazji uzyska� drobne ust�pstwo. T�um przesta� si� pcha� na drzwi i stan�� szerokim kr�giem wok�.
Owe drzwi, jak wiadomo, otwieraj� si� tylko od wewn�trznej strony. Przy ka�dej wychodz�cej osobie usi�owano zajrze� do �rodka, przytrzymuj�c je pod pozorem pomocy przy wywlekaniu baga�y, ale zasadniczo kr�g trwa� twardo w miejscu. Wy�ama�a si� ko�cista wsiowa baba w podesz�ym wieku. Roni�c rzewne �zy i si�kaj�c nosem, uczepi�a si� drzwi i trzyma�a je otwarte, co z jakich� przyczyn jest tam �le widziane, aczkolwiek zawsze budzi cich� aprobat� oczekuj�cych. Pan w kraciastej koszuli zn�w wyszed� i �agodnie poprosi�, �eby zaniecha�a manewr�w. Baba, symuluj�c g�uchot�, pu�ci�a drzwi tylko na chwil� i natychmiast przytrzyma�a je ponownie za nast�pn� osob�. Kr�g nie wytrzyma� i zacz�� si� zacie�nia�. Pan w kraciastej koszuli j�� perswadowa� babie z nieco wi�kszym naciskiem, ale ci�gle by� nieskalanie uprzejmy. Kr�g zacie�nia� si� bardziej, musia� jednak cz�ciowo odskoczy�, bo z drzwi celnym kopem zosta�a wypchni�ta potwornych rozmiar�w waliza, kt�ra rozp�dzi�a si� na �liskiej posadzce i run�a ludziom na nogi. Za ni� z nieco mniejszym impetem pojecha�y dwie nast�pne. Ludzie si� troch� skot�owali, baba zr�cznym unikiem zesz�a z drogi walizom i zn�w dopad�a drzwi. Wida� by�o, jak r�ka jej do nich przyros�a i mowy ju� nie ma o oderwaniu, atmosfera niepokoj�co zg�stnia�a, napi�cie wzros�o. Pan w kraciastej koszuli sta� w s�siednim wej�ciu i patrzy�, nic ju� nie m�wi�c.
- Niech p�kn�, on j� za chwil� udusi - zauwa�y�a Lucyna, z �yw� uciech� przygl�daj�c si� scenie.
Mia�y�my znakomite miejsce ko�o s�upa i doskona�y widok na wszystko. Zgodzi�am si� z ni�, bardzo zainteresowana. Ciekawi�o mnie, ile jeszcze wytrzyma pan w kraciastej koszuli, wyraz twarzy mia� bowiem taki, �e mo�na by�o liczy� najwy�ej na par� minut. Do interesuj�cych wydarze� jednak�e nie dosz�o, oczekiwana przez bab� osoba wysz�a wreszcie i obie run�y sobie w ramiona, gwa�townie szlochaj�c i przewracaj�c si� o walizki. Pan w kraciastej koszuli nagle jakby zmi�k� w sobie, na moment przymkn�� oczy, dmuchn�� przeci�g�ym westchnieniem i wycofa� si� do �rodka. Obie baby, krajowa i zagraniczna, oddali�y si� w ko�cu, wlok�c baga�e po ludzkich nogach.
W�wczas przypomnia�y�my sobie o Teresie, kt�ra w�r�d takich atrakcyjnych widok�w ca�kowicie wylecia�a nam z g�owy. Powinna by�a wyj�� ju� dawno, bo sta�a przecie� jako�pierwsza, a z ca�� pewno�ci� nie wioz�a nic takiego, co mog�oby ciekawi� kontrol� celn�. T�umy wysz�y, a ona nie. Gdzie, u licha, mog�a
si� podzia�?
- Pomylili�cie si� obydwoje, to wcale nie by�a ona, przyleci nast�pnym samolotem-powiedzia�a Lucyna g�osem ponuro proroczym.
- W ka�dym razie powinna wyj�� baba w czerwonej bani na g�owie - zaprotestowa�am. - Ona czy nie ona, sta�a prawie na czele.
Czas jaki� przekomarza�y�my si� na ten temat we trzy z cioci� Jadzi�. Ojciec nie bra� udzia�u w dyskusji, bo nie dos�ysza� proroctwa Lucyny. Kres w�tpliwo�ciom po�o�y�a sama Teresa, wypychaj�c przez owe denerwuj�ce drzwi waliz� przeci�tnych rozmiar�w, ale za to niezwykle grub�. Obydwoje z ojcem rozpoznali�my j� bezb��dnie, na g�owie istotnie mia�a czerwon� bu��, pod bu�� za� bardzo dziwny wyraz twarzy. Miesza�y si� w nim elementy oszo�omienia i furii.
- O Bo�e, my�la�am, �e zostan� tam ju� na ca�e �ycie! - wykrzykn�a. - Wyjd�my z tego t�oku!
- Co� ty tam robi�a tyle czasu, przecie� sta�a� przy samych drzwiach? - powiedzia�a ciocia Jadzia, odpracowawszy ju� padanie w obj�cia. - Przepuszcza�a� wszystkich tak z uprzejmo�ci?
- Komu� zgin�y walizki - odpar�a Teresa. - To znaczy nie tak, kto� zgin�� walizkom. Akurat przede mn�. Gdzie jest moja najstarsza siostra? Na lito�� bosk�, dajcie mi co� pi�, w samolocie by�a herbata na pomyjach i ju� od Montrealu zabrak�o wody! Gdzie� mi si� podzia�a jedna noc i ja zaraz id� spa�! Gdzie moja siostra?!
Atmosfera portu lotniczego wywar�a ju� na nas sw�j wp�yw. Lucyna wyja�ni�a Teresie kr�tko i tre�ciwie, gdzie jest i co robi jej najstarsza siostra. R�wnocze�nie powiadomi�am j�, �e napoje s� na
g�rze w kawiarni i mo�emy tam p�j��. R�wnocze�nie ciocia Jadzia koniecznie chcia�a wiedzie�, kto i dlaczego zgin�� walizkom. R�wnocze�nie ojciec, nie s�uchaj�c nas wszystkich, usi�owa� spowodowa� opuszczenie hali wraz z baga�ami. Teresie, kt�ra lecia�a na wsch�d i od poprzedniego poranka nie zmru�y�a oka, zacz�o to wszystko nieco szkodzi� na umys�.
- Kto idzie spa�? - dopytywa�a si� natarczywie. - Czy ja si� wreszcie dowiem, kto idzie spa�, to znaczy nie, nie tak, wiem, kto idzie spa�, ja id� spa�, chcia�am powiedzie�, gdzie ta kawiarnia? Na lito�� bosk�, niech Janek przestanie si� pcha� i posiedzi chwil� spokojnie, ja musz� poczeka� na Marysi�, jakie� walizki by�y przede mn�, nie wiem czyje, w kratk�, w�a�ciciel gdzie� zgin�� i d�ugo go szukali, i w ko�cu odstawili je na ty�, czy ja si� mog� wreszcie czego� napi�?! Ciocia Jadzia szarpa�a j� za r�kaw.
- Gdzie Marysia? Przylecia�a z tob� Marysia?
Gdzie ona jest?
- Nie wiem, wysiad�a ostatnia, przesta�cie, rozszarpiecie mnie na sztuki!
Ci�gn�am j� za r�k� w drug� stron�, w kierunku kawiarni, �eby przynajmniej jedno mie� ju� z g�owy.
- Po jakiego diab�a mamy czeka� na Marysi�, chod��e ju�, dostaniesz coca-coli albo wody sodowej...
- Zr�bmy co� wreszcie, bo moja siostra tam u mnie dostanie rozstroju nerwowego! - zirytowa�a
si� Lucyna.
Po pewnym czasie wyja�ni�o si�, �e razem z Teres� przylecia�a znajoma i nie wiadomo by�o, czy na ni� kto� czeka, czy nie. Je�li nie, trzeba jej pom�c. Ciocia Jadzia pop�dzi�a czatowa� na ni�, zabra�am Teres� do kawiarni; kiedy wr�ci�y�my na d�, okaza�o si�, �e znajoma ju� jest, czeka na ni� brat z samochodem i ciocia Jadzia na razie z nimi pojedzie. Wobec tego my r�wnie� mo�emy jecha�.
- O, to w�a�nie ta kraciasta waliza, kt�rej zgin�� w�a�ciciel - zauwa�y�a Teresa, przepychaj�c si� przez hal�. -Wszystkie rzeczy mia� kraciaste. Gdzie Janek?
- Siedzi pod s�upem - odpar�a Lucyna. - Usi�owa� r�bn�� komu� torb�, bo my�la�, �e to twoja, ale go pohamowa�am. Jed�my wreszcie!
Ledwo rzuci�am okiem na ow� koby�� w szaro-
-granatowo-czerwon� krat�, nie po�wi�caj�c jej �adnej uwagi. Z ulg� wypchn�am si� z hali. Podjecha�am pod wej�cie, gdzie jest zakaz zatrzymywania i zacz�am pospiesznie upycha� rodzin� w samochodzie. Walizka Teresy, ze wzgl�du na nietypow� grubo��, nie chcia�a si� zmie�ci� w baga�niku, przeszkadza�o ulokowane w nim moje sz�ste ko�o zapasowe. Chaos dooko�a panowa� absolutny, w najbli�szych drzwiach zrobi� si� korek nie do rozwik�ania, bo kto� wzywa� z powrotem do �rodka baga�owego, wychodz�cego ju� z walizkami, i baga�owy zacz�� si� cofa� pod pr�d. Zd��y�am zauwa�y�, �e niesie ow� kraciast� koby��, i pomy�la�am, �e jej w�a�ciciel musi by� cz�owiekiem wyj�tkowo konfliktowym, po czym dostrzeg�am zbli�aj�cego si� milicjanta. Machn�am r�k� na wszystko, wepchn�am na tylne siedzenie Teres� i ojca z jej walizk� w obj�ciach, Teresa co� mamrota�a, �e zn�w j� chc� tu udusi�, jak w kinie przed dwudziestu laty, Lucyna wsiad�a dobrowolnie z du�ym po�piechem, bo r�wnie� dostrzeg�a milicjanta, i wreszcie stamt�d odjecha�am.
- Zabierz to uprzejmie, bo mi troch� przeszkadza
- powiedzia�am do Lucyny, usi�uj�c zepchn�� jej torb� z r�czki bieg�w. - Przestaw na drug� stron�.
- Nie mog�, tam jest teczka twojego ojca.
- To trzymaj na kolanach.
- Te� nie mog�, co� jej wylaz�o z dna i okropnie k�uje.
- Nie wiem, gdzie tu si� zmie�ci twoja matka
- zauwa�y�a Teresa krytycznie.
- Janek pojedzie autobusem - odpar�a Lucyna. Ojciec nic nie m�wi�, bo przydusza�a go waliza.
- Nikt nie pojedzie �adnym autobusem - zadecydowa�am stanowczo. - Prze�o�y si� moje sz�ste ko�o na ty� i walizka wejdzie do baga�nika. Wy obie mo�ecie i�� po mamusi� na g�r�, a my tu z ojcem zrobimy
porz�dek.
- Mo�na wiedzie�, po co ci sz�ste ko�o? - zaciekawi�a si� Teresa.
- Chuliga�ski element r�nie mi opony, bo si� wda�am w kryminaln� afer�. Usi�uj� mnie w ten spos�b zastraszy�. Sz�ste ko�o mam na wszelki wypadek, �eby w razie czego nie po�ycza� po ludziach.
- I co, jeste� zastraszona?
- Przeciwnie. Lubi� niezwyk�e wydarzenia. Gdyby mi si� gdzie� zmie�ci�y jeszcze dwa ko�a, si�dme i �sme, mia�abym z tego ju� sam� przyjemno��...
Podr� do Lucyny trwa�a dwie minuty, pod jej domem przedstawienie zacz�o si� na nowo. Moje ko�o by�o ci�kie jak piorun, samochody sta�y g�sto i z niejakim trudem wyt�umaczy�am ojcu, �e nie nale�y wybija� szyb w �adnym z nich. Prze�o�y�am puszki z olejem na ty�, uda�o nam si� w ko�cu domkn�� baga�nik z walizk� Teresy w �rodku, na co nadesz�a
Lucyna.
- Twoja matka jest ci�ko chora na zatrucie pokarmowe-oznajmi�a. - Nie mo�e si� ruszy�. Le�y owini�ta moj� kotar� z okna, kt�r� zdj�am do prania, i nie pozwala jej sobie odebra�. Teresa jest nieprzytomna z niewyspania, tu nic nie ma, wszystko przygotowane u nich w domu. Nie mo�emy jej tu zostawi�. Lepiej chod�cie na g�r�, bo nie wiem, co zrobi�.
Po kr�tkiej chwili nikt ju� nie wiedzia�, co zrobi�. Ca�a rodzina, og�uszona sytuacj�, zebra�a si� dooko�a mojej mamusi, kt�ra, tul�c do siebie kotar� Lucyny, s�abym g�osem o�wiadcza�a, �e chce natychmiast do domu i �e nie ruszy si� za nic w �wiecie. Teresa ledwo patrzy�a na oczy. Ogarn�a mnie beznadziejna rozpacz, bo wida� by�o, �e wszyscy zg�upieli i konflikt potrzeb staje si� nie do rozwik�ania. Z tej rozpaczy wpad�am na pomys�.
- W porz�dku-powiedzia�am energicznie i bezlito�nie. - Wzywamy pogotowie i przewieziemy j� karetk� na le��co.
Na te s�owa moja mamusia natychmiast usiad�a, prawie odzyskuj�c si�y.
- Nie chc� - wyszepta�a rozpaczliwie. - Ja si� boj� pogotowia...
Wiedzia�am, �e si� boi, i na tym opiera�am swoje nadzieje. Wynie�� jej cha�upniczymi �rodkami razem z kanap� Lucyny nie zdo�aliby�my w �aden �ywy spos�b. Porozumia�am si� przez telefon ze szwagierk�, kt�ra od wielu lat by�a jedynym lekarzem, budz�cym zaufanie ca�ej rodziny, wys�ucha�am instrukcji i sprowadzili�my mamusi� na d�. Przed samochodem rozegra�a si� straszna scena, bo �adna si�a nie by�a w stanie sk�oni� ojca, �eby bodaj na chwil� pu�ci� mamusi�, musia� za� j� pu�ci�, �eby usi��� z ty�u, �eby ona mog�a wsi��� z przodu. W poje�dzie dwudrzwiowym, jak wiadomo, odbywa si� to w �ci�le okre�lonej kolejno�ci.
- Pu�� mnie! Do diab�a! Wsiadaj! - j�cza�a mamusia s�abo i rozdzieraj�co akurat w to ucho ojca, na kt�re nie s�ysza�. - Ja chc� usi���! Niedobrze mi...
- Odbierz mu j�! Niech on wreszcie wsi�dzie!
- warcza�y zgodnie Teresa i Lucyna w samochodzie. Ojciec twardo trzyma� mamusi�, czyni�c pr�by wepchni�cia jej nie wiadomo gdzie, boja z kolei twardo trzyma�am przedni fotel odchylony. Teresa i Lucyna ze �rodka usi�owa�y wci�gn�� go przemoc�, zespolona z ojcem mamusia ca�kowicie to uniemo�liwia�a, stara�a mu si� wyrwa�, chwiej�c si� i j�cz�c bezskutecznie. Wygl�da�o na to, �e zostaniemy ju� tak na zawsze.
- Tato, wsiadaj, jak rany, ja j� przytrzymam!
- wrzasn�am okropnym g�osem i si�� wydar�am
matk� ojcu z r�k. Ojciec w ko�cu wsiad�, wci�� pe�en obaw, czy dobrze robi.
Ruszaj�c przypadkiem spojrza�am na zegar na tablicy rozdzielczej i a� si� zdziwi�am,
�e to wszystko razem trwa�o tak kr�tko. Ledwie dwadzie�cia minut. Wyjecha�am na �wirki i Wigury, przepuszczaj�c wi�niowego peugeota, kt�ry lecia� z lotniska. Z przystanku akurat rusza� autobus, peugeot zatem zwolni� i na jego tylnym siedzeniu dostrzeg�am mi�dzy pasa�erami wielk�, kraciast� waliz�. Pomy�la�am, �e pewnie nie zmie�ci�a im si� do baga�nika, i zn�w poczu�am ch�� obejrzenia jej w�a�ciciela wzgl�dnie w�a�cicielki. Obok walizy siedzia�y dwie osoby r�nej p�ci, kt�re widzia�am od ty�u, ciekawi� mnie za� raczej ich prz�d. Peugeot wyprzedzi� autobus i gwa�townie przyspieszy�. Odruchowo docisn�am gaz, ju� zaczynaj�c si� z nim �ciga�, zreflektowa�am si� jednak�e, bo zgodnie z zaleceniem szwagierki mia�am wie�� t� moj� mamusi� niczym �mierdz�ce jajko.
- Prze�laduj� ci� te baga�e w kratk� - powiedzia�a �yczliwie Lucyna do Teresy. - Gdzie si� nie obr�cisz, wsz�dzie wchodz� ci w drog�. Nie narazi�a� im si� przypadkiem?
- Baga�om?
- Nie, w�a�cicielom.
- Nie wiem - odpar�a Teresa z pos�pnym westchnieniem. - Mo�e to omen? Co� tu zrobi� nie tak, jak trzeba, i wsadz� mnie za kratki. Co oni tam robili tyle czasu na tym lotnisku, specjalnie na mnie czekali czy co?
�adnej z nas nie za�wita�o nawet w g�owie, �e uda�o jej si� wyg�osi� pot�ne proroctwo. Gdyby potrafi�a przewidzie� ca�� reakcj� �a�cuchow�, zapocz�tkowan� przez te komplikacje z moj� mamusi�, kto wie, czy nie uciek�aby od razu z powrotem do Kanady...
Planowany pierwotnie uroczysty obiad i inne rozrywki powitalne, rzecz jasna, diabli wzi�li, Zast�pi�a je w pewnym stopniu �rednich rozmiar�w awantura o pier�cionek, kt�ra wybuch�a zaraz pierwszego wieczoru.
Osiem lat wcze�niej Teresa dosta�a ode mnie pier�cionek z koralem. Wiedzia�am, �e ma szmergla na tle korali, kupi�am jej na Sycylii broszk� z korala, kt�r� pos�a�am poczt�, i zam�wi�am w Orno pier�cionek, kt�ry zabra�a jad�ca do niej w�wczas Lucyna. Pier�cionek by� ciut przyciasny, Teresa da�a go zatem do rozszerzenia, po czym przys�a�a pe�en rozpaczy list, �e jubiler-idiota wyczy�ci� jej do po�ysku
ca�e oksydowane srebro. Niemniej pier�cionek ci�gle by� pi�kny i zachowywa� swoj� urod� prawie osiem lat.
Teraz przywioz�a go z ci�k� pretensj� i rozgoryczeniem.
- Wykantowali ci� jak kogo g�upiego - powiedzia�a do mnie. - To jest taki koral, jak i ja jestem koral. Jakie� dra�stwo wsadzili, pomalowane czerwon� farb�, i teraz ta farba z�azi. Prosz�, zobacz sama.
Rzeczywi�cie, z kawa�k�w rzekomego korala z�azi�o co�, jakby czerwony lakier do paznokci. Pod lakierem kawa�ki by�y bia�e. Zmartwi�am si�, a przy tym zdziwi�am niewymownie, bo jak znam Orno, tak jest to firma uczciwa, niezwykle solidna, przyzwoita i na wysokim poziomie. Mn�stwo ludzi na Zachodzie usi�owa�o kupi� ode mnie ornowskie precjoza, proponuj�c nawet zach�caj�ce ceny, ale nie da�am si� zmami�, dumnie i z satysfakcj� obnosz�c wsz�dzie swoje unikalne ozdoby. A tu nagle kant z koralem.
Nic nie m�wi�am, bo za �adne skarby �wiata nie mog�am sobie przypomnie�, jak to-by�o z tym pier�cionkiem w momencie zamawiania, ile kosztowa� i co by�o ustalone. Mo�e zap�aci�am za sztuczny koral? Diabli wiedz�... Teresa pomstowa�a na nieuczciwo�� w tym kraju, ca�a rodzina gapi�a si� w ob�a��ce z farby kawa�ki i nikt nie mia� poj�cia, co z tym fantem zrobi�. Marek, blondyn mego �ycia, zdenerwowa� si� w ko�cu, zabra� pier�cionek i zapowiedzia�, �e idzie do Orno z reklamacj�.
Nazajutrz wywl�k� mnie z domu, zaci�gn�� do mojej mamusi i nie m�wi�c, o co chodzi, rozpocz�� �ledztwo.
- Kto mia� ten pier�cionek w r�kach w Warszawie? - spyta� surowym g�osem.
- Ja - wyzna�am niepewnie. - Sama go odebra�am z Orno.
- A potem kto?
- Ja - przyzna�a si� pospiesznie Lucyna.
- A potem kto?
- Nikt. Wyjecha�am z nim i osobi�cie wr�czy�am go Teresie. W pude�ku.
Marek zainteresowa� si� teraz Teres�. Rodzina przygl�da�a mu si� z zaciekawieniem.
- A co si� z nim dzia�o w Kanadzie? Nie by� przypadkiem przerabiany?
- By� - wyzna�a Teresa. - Poszerzany. U jubilera. A bo co?
- A bo to, �e ten jubiler to jest z�odziej i bezczelna �winia. Ma�o, �e spali� koral przy rozgrzewaniu pier�cionka, ma�o, �e si� do tego nie przyzna�, tylko pomalowa� go emali�, ale jeszcze ukrad� pr�b�. Wyci�� ten kawa�ek srebra z pr�b� i na jego miejsce wstawi� �atk�. Nie wiem jak w Kanadzie, ale u nas za co� takiego przewiduje si� od pi�ciu lat wzwy�.
Wiadomo�� wyda�a nam si� sensacyjna. Ze wzgl�du na Teres� taktownie st�umili�my wybuchy patriotycznego entuzjazmu, ostatecznie dla niej Kanada sta�a si�
drug� ojczyzn�. Teresie patriotyzm nie bru�dzi�, bo okaza�o si�, �e �w jubiler by� W�ochem, ale za to od razu zrobi�a si� w�ciek�a na w�asn� bezsilno��.
- Ja si� z nim prawowa� nie b�d� - rzek�a ponuro
och�on�wszy z wra�enia. - Nie do��, �e to w og�le
' mafia i jeszcze by mnie no�em d�gn�li w ciemnej! ulicy,
to jeszcze on zosta� niedawno radnym okr�gu. Nic mu
nie zrobi�.
- Mo�esz go te� d�gn�� no�em - powiedzia�a moja mamusia s�abo, ale zach�caj�co. - Dam ci n�, bardzo dobry. Wyszczerbiony.
- My�lisz, �e wyszczerbionym b�dzie �atwiej go zar�n��?
- Sk�d wiesz to wszystko - spyta�am Marka. - I po co nas pyta�e�, kto go mia� w r�ku?
- Chcia�am si� na wst�pie upewni�, czy nie istnia�a mo�liwo�� zrobienia kantu u nas. Orno bardzo si� tym interesuje...
Okaza�o si�, �e Orno pozna�o w�asny wyr�b od pierwszego rzutu oka i zdenerwowa�o si� do szale�stwa. Przez trzy godziny robiono ekspertyzy, sprawdzaj�c ka�dy szczeg�, po czym zaniepokojono si� okropnie, �e oszustwo zosta�o pope�nione w Polsce. Marek nie m�g� zaprzeczy�, nie maj�c poj�cia o losach pier�cionka, i na wszelki wypadek wola� przeegzaminowa� ca�� rodzin� od razu. Zdenerwowane Orno zaofiarowa�o si� dokona� wymiany spalonego korala na nowy, chocia� nale�a�o po�wi�ci� na ten cel korale innego kszta�tu, bo identycznych nie by�o na sk�adzie. W�a�nie ze wzgl�du na ich kszta�t pier�cionek by� jedyny na �wiecie.
Ci�ki szlag trafia� nas jeszcze na my�l, �e �w bandyta-jubiler przywali nasz� pr�b� srebra na jakim� ba�wanie z byle czego, a potem, w razie wykrycia oszustwa, zn�w b�dzie na nas, �e kantujemy. Ca�a rodzina czu�a si� tym osobi�cie dotkni�ta, szczeg�lnie �e nic nie mogli�my poradzi�. Z prawdziw� przyjemno�ci� ka�dy z nas w�asnor�cznie zar�n��by �obuza tym wyszczerbionym no�em mojej mamusi.
- Ale emali�, trzeba przyzna�, da� bardzo porz�dn� - zauwa�y�a Lucyna melancholijnie. - Dopiero po o�miu latach zacz�a z�azi�...
Uprzejmo�� Orno, kt�re natychmiast przyst�pi�o do naprawy pier�cionka, podnios�a nas nieco na duchu i podreperowa�a nadwer�on� atmosfer�. Wywo�ane nie zaplanowanymi wydarzeniami komplikacje trwa�y przesz�o tydzie�, cokolwiek utrudniaj�c wpajanie Teresie przekonania, i� przyby�a do autentycznego raju. Obiadowe kurczaki wozi�am tam i z powrotem, upychaj�c je w lod�wce, na zmian� rozmra�aj�c i zamra�aj�c. Pozosta�e produkty konsumowane by�y sukcesywnie przez wszystkie osoby w porach dowolnych. Starczy�o ich na do�� d�ugo, co wzbudzi�o lekkie niezadowolenie Teresy.
- Ona by�a zdania, �e ja jestem na diecie, tak? - rzek�a zgry�liwie, czyni�c pot�piaj�cy gest w kierunku mojej mamusi. - I dlatego kupi�a trzy kilo schabu i cztery kurczaki i ja, nie daj Bo�e, mia�am to wszystko ze�re�? To co ja jestem, wo�oduch?
- Chcia�am, �eby� nie by�a g�odna od samego pocz�tku! - broni�a si� niepewnie moja mamusia.
Przy stole siedzia�a szwagierka, wypisuj�ca w�a�nie dla niej kolejne recepty.
- Czy panie mog�yby mi wyja�ni� uprzejmie, co to jest wo�oduch? - zainteresowa�a si�, przerywaj�c pisanie. - S�ysz� to s�owo od Joanny do�� cz�sto i przypuszczam, �e to co� jest, ale nie wiem co. Czy to co� znaczy?
Lucyna �yczliwie pospieszy�a z informacj�.
- Za naszej m�odo�ci niedaleko naszych dziadk�w,
w s�siedniej wsi, �y�a jedna baba, potwornie sk�pa
- rzek�a. - Wszyscy j� znali, bo s�yn�a ze sk�pstwa na ca�� okolic�. No i pewnego razu na Wielkanoc ksi�dz chodzi� po kol�dzie, tfu, chcia�am powiedzie� ze �wi�conym. Oczywi�cie ksi�dza trzeba by�o stosownie podj��, st� zastawi�, pocz�stowa�, wobec czego trzy wsie zastanawia�y si�, co te� poda owa sk�pa baba. Z tradycji wy�ama� si� nie mog�a, bo od razu by�aby pot�piona. Baba zdoby�a si� na gest, szarpn�a si� nies�ychanie i da�a ksi�dzu jajko na mi�kko...
- Co prosz�? - przerwa�a moja szwagierka nieco zaskoczona.
- Jajko na mi�kko. To jest sama �wi�ta prawda, ja tu �adnych anegdot nie opowiadam, wie� naszych dziadk�w nazywa�a si� To�cza, a baba mieszka�a obok, w Paplinku. Jajko na mi�kko by�o to co� tak niezwyk�ego w jej cha�upie, taki nieprawdopodobny frykas, �e zlecia�o si� wszystko, co �y�o, i wwali�o do izby. T�ok si� zrobi� niemo�liwy, wszelka �ywina sta�a wpatrzona w jajko, przepychaj�c si� i w�a��c ksi�dzu na g�ow�, a� baba zdenerwowa�a si� okropnie i krzykn�a: "Psy na dw�r! Dzieci pod st�! Ksi�dz nie wo�oduch, som ca�ego jajka nie zji, jak zostawi to wom dom!" No i st�d si� wzi�� wo�oduch...
- Szanowne panie, o ile wiem, wybieraj� si� w podr�? - powiedzia�a szwagierka uprzejmie, wracaj�c do recept. - To w tej podr�y pani nie b�dzie wo�oduch i �adnego jajka pani nie zji. �cis�a dieta!
�cis�a dieta by�a czym�, co moj� mamusi� zawsze wprawia�o w bezgraniczne przygn�bienie.
- To sk�d ja wezm� si��? - j�kn�a �a�o�nie.
- Mamy jecha� w g�ry... I nad morze...
- Masz zamiar zatrudni� si� tam przy po�owach ryb czy wyr�bie lasu? - zainteresowa�a si� Teresa.
Moja szwagierka by�a twarda.
- Nie id� panie piechot�? - upewni�a si� grzecznie. - Joanna, twojego samochodu nie trzeba pcha� pod g�rk�? Jak nie, to w porz�dku. Gotowane mi�so, ryby, twaro�ek, mleko ju� mo�na. Du�o �wie�ego powietrza, troch� ruchu, na razie �adnych specjalnych wysi�k�w. Po g�rach prosz� chodzi� z umiarkowaniem.
- Jakie tam g�ry, ledwo pag�rki - sprostowa�a wzgardliwie Lucyna. - Beskid �l�ski i G�ry Sto�owe.
- Ju� my jej przypilnujemy, �eby nic nie jad�a - zapewni�a Teresa stanowczo.
Nic nie m�wi�am, pe�na do�� ponurych przeczu�, co te� z tego wszystkiego wyniknie. Przewidywa�am, �e b�d� w��czona po wsiach w poszukiwaniu owego mleka i twaro�ku, spodziewa�am si� rozmaitych trudno�ci, ale w naj�mielszych nawet przypuszczeniach nie odgad�abym, jak wstrz�saj�ce wydarzenia stan� si� rezultatem tej diety mojej mamusi i jej umiarkowanych wysi�k�w...
Wycieczka zaplanowana by�a ju� od chwili kiedy Teresa zdradzi�a zamiar przyjazdu do Polski. �yczy�a sobie obejrze� fragmenty kraju, kt�re w m�odych latach, zanim jeszcze wyjecha�a do Kanady, umkn�y jej uwadze. Uzbiera�o si� tego do�� du�o. Ca�e wybrze�e od �eby do �winouj�cia, ca�e Sudety, ca�e Zielonog�rskie oraz par� innych drobnostek w rozmaitych miejscach, oddalonych od siebie. Jecha� r�wnocze�nie do �owicza i nad Wigry, w dodatku przez Cz�stochow�, wyda�o mi si� przedsi�wzi�ciem ponad si�y, za��da�am zatem u�ci�lenia plan�w, co na �onie mojej rodziny okaza�o si� wr�cz niewykonalne.
Na domiar z�ego wy�oni�y si� trudno�ci z doborem pasa�er�w. Teresa, rzecz jasna, musia�a jecha�, moja mamusia r�wnie�, bo ca�a impreza odbywa�a si�
niejako na ich wsp�ln� cze��. Ciocia Jadzia musia�a jecha�, bo zawsze obie z Teres� by�y najlepszymi przyjaci�kami. Lucyna musia�a jecha�, bo bez niej wszystkie czu�y si� niepewnie, ponadto za�atwia�a miejsca nocleg�w nad morzem. Ojciec musia� jecha�, bo tylko on m�g� za�atwi� noclegi na po�udniu i na zachodzie. Z uwagi na rodzaj pracy zaprzyja�niony by� ze wszystkimi dyrektorami i kierownikami wszelkich fabryk cukierniczych i sta�y przed nim otworem przynale�ne im pokoje go�cinne. Kwestia nocleg�w za� by�a niezmiernie wa�na, Teresa bowiem przera�aj�co podwy�sza�a koszty. Jako cudzoziemiec dewizowy w �adnym hotelu nie mog�a mieszka� za normaln� cen�, a propozycj� zakradania si� na waleta odrzuci�a stanowczo. Pozostawa�y zatem kwatery prywatne, w dodatku gratisowe, wynajmowane wy��cznie z przyja�ni i przez grzeczno��. Niekoniecznie wszystkim - wystarcza�o Teresie.
W ten spos�b mia�am przed sob� perspektyw� jazdy co najmniej w dw�ch kierunkach na raz i sze�� os�b w samochodzie, licz�c tak�e i siebie. Zaprotestowa�am bardzo stanowczo.
Stan zdrowia mojej mamusi przewa�y�. Stan�o na tym, �e najpierw pojedziemy nad morze, bo tam nie chodzi si� po g�rach, potem za�, okr�n� drog�, udamy si� na po�udnie. Decyzja poci�gn�a za sob� dalsze rozstrzygni�cia. Ojciec nad morzem nie by� potrzebny, mia� zatem spotka� si� z nami dopiero w Cieszynie, u naszej kuzynki Lilki. Uzgodniono, �e ciocia Jadzia wr�ci stamt�d do Warszawy, za� ojciec zajmie jej miejsce i uda si� z nami dalej, �wiec�c oczami przed swoimi przyjaci�mi i spadaj�c im znienacka na kark.
- B�dzie wam wygodniej - powiedzia�a ciocia Jadzia z melancholijnym westchnieniem. -Wprawdzie straci�am ostatnio ca�e dwa kilo, ale i tak Janek jest
chudszy.
- Ciekawe, jak Lilka wytrzyma ten najazd -
mrukn�a Lucyna.
- Bardzo dobrze wytrzyma - upewni�a j� moja mamusia. - Dzieci wysy�a na wakacje i b�dzie mia�a prawie puste mieszkanie.
- Czy mog�yby�my je�dzi� jakimi� mniej g��wnymi drogami? - spyta�a niecierpliwie Teresa. - Ci�gle mnie wo�� autostradami, nie chc� skr�ca� nigdzie w bok i ju� mi te autostrady nosem wysz�y. S� tu chyba jakie� boczne drogi?
- Naprawd� my�lisz, �e u nas jest takie zag�szczenie autostrad? - zdziwi�a si� Lucyna.
- Prosz� ci� bardzo - powiedzia�am r�wnocze�nie do Teresy. - Mo�emy je�dzi� nawet przez wsie i op�otki, tylko w razie ulewnego deszczu kt�ra� z was wysi�dzie i b�dzie sz�a przed samochodem, sprawdzaj�c g��boko�� ka�u�.
- A� tyle nie wymagam. Mog� by� �rednio boczne drogi...
Dok�adnie w momencie wyjazdu, o wp� do dziewi�tej rano, okaza�o si�, �e plany zn�w nale�y skorygowa�. Musimy zacz�� nie od �eby, tylko od Sopotu, a �ci�le bior�c od Oliwy. Ojciec pomiesza� swoje obowi�zki i zaanonsowa� nas w fabryce czekolady "Ba�tyk", gdzie podobno zarezerwowano pok�j. Kiedy wkroczy�am do mieszkania mojej mamusi, awantura by�a ju� w pe�nym rozkwicie.
- Po diab�a nam ten pok�j w "Ba�tyku", przecie� ja mam tam przyjaci�k�, kt�ra ma pensjonat w Sopocie! - z�o�ci�a si� Lucyna. - Mog�am u niej zam�wi�
ca�e pi�tro!
- A w og�le po diab�a nam ten Sopot, przecie� ja tam by�am - irytowa�a si� Teresa. - Nie ma drogi prosto do �eby? Musi si� jecha� przez Sopot?!
- Czego ty si� wtr�casz niepotrzebnie, kto ci� prosi�, �eby� si� wyrywa� jak Filip z konopi! - sycza�a moja matka do mojego ojca. - Mia�e� za�atwia� na �l�sku, a nie nad morzem! Nad morzem za�atwia Lucyna, po co wprowadzasz zamieszanie!
- Ja s�ysza�em, �e wsz�dzie tam, gdzie s� fabryki cukiernicze - upiera� si� ojciec. - By�a mowa i o morzu...
- No pewnie, �e by�a mowa, przecie� jedziemy nad morze! Ale ty masz za�atwia� na �l�sku!
- Tote� w�a�nie za�atwi�em. Zapisane jest na kartce. Nad morzem i na �l�sku, a to ma by� pierwszy etap, wyra�nie s�ysza�em...
- Nie, no wiecie, ten stary ramol do grobu mnie wp�dzi! Gdzie Oliwa, a gdzie �l�sk!
Zaniepokoi�am si�, �e nie wyruszymy, dop�ki ojciec nie da si� przekona�, �e pokr�ci�. Mog�o to potrwa� do wieczora.
- Przesta�cie si� k��ci� - za��da�am stanowczo. - Trudno, przepad�o, musimy jecha� przez Sopot, bo tego dyrektora z "Ba�tyku" nie mo�na wystawi� do wiatru tak bez s�owa. Ja go przypadkiem znam. Za to mo�emy omin�� �eb�, bo w �ebie te� by�a�. Co ty w og�le masz w tej �ebie? - zwr�ci�am si� z dezaprobat� do Teresy. - Ju� pi�tna�cie lat temu tam by�o brudno, to masz poj�cie, jak jest teraz?
- Rzeczywi�cie - przyzna�a Teresa. - W�a�ciwie to nie wiem, po co mi ta �eba. Mo�emy j� omin��.
- To mo�e jed�my ju�? - zaproponowa�a ciocia Jadzia. - W razie czego naradzimy si� po drodze...
Ojciec obrazi� si� na moj� mamusi�, twierdz�c, �e ramol to jest gatunek ma�py. Baga�e nie chcia�y si� zmie�ci� najpierw w windzie, a potem w samochodzie, bo kategorycznie odm�wi�am zgody na wyrzucenie mojego sz�stego ko�a zapasowego. Ciocia Jadzia, bliska p�aczu, gotowa ju� by�a zrezygnowa� z podr�y, utrzymuj�c, �e wszystko przez ni�, bo ona jest najgrubsza. Lucynie w momencie wsiadania wyla�a si� do torby ca�a butelka mleka. By� pocz�tek lipca i upa� panowa� nieziemski.
Za Modlinem rozlu�ni�o si� na szosie i odetchn�am.
- Teraz mo�ecie sprawdzi�, dok�d w�a�ciwie jedziemy i kiedy mamy tam by� - powiedzia�am. - Teresa, masz pod r�k� moj� torebk�, wyjmij z niej niebiesk� kopert�. Won st�d. Wyno� si�.
- Jak ty si� do mnie odzywasz? - oburzy�a si�
Teresa.
- To nie do ciebie, ona rozmawia po drodze z rowerzystami i innymi kierowcami - wyja�ni�a
Lucyna. Przy�wiadczy�am.
- Chcia� mi zajecha� drog�, p�g��wek. No i co?
Masz t� kopert�?
Moja mamusia siedzia�a jak zwykle obok mnie z otwart� map� samochodow� na kolanach.
- Zdawa�o mi si�, �e jedziemy do Sopotu i mamy tam by� dzisiaj? - zdziwi�a si� �agodnie. - Szosa si� zgadza, na s�upie by�o napisane to samo co tu.
- Mam kopert� -- rzek�a Teresa. - I co teraz?
- Mo�esz mi wsadza� �okie� w �ebra, ale nie wal mnie w z�by - powiedzia�a Lucyna.
- Dosy� tu ciasno. Poza tym wcale ci� nie wal�. Chocia� lepiej, �ebym to ja ciebie wali�a ni� ty mnie, bo ja mog� straci� sztuczn� szcz�k�. Czy ca�� drog� mam jecha� z t� kopert� w r�ku?
- Nie, zajrzyj do niej. Tam jest napisane dok�adnie, co, gdzie i kiedy ojciec nam za�atwi� na pierwszy ogie�. Dowiemy si�, ile mamy czasu na morze i kt�r�dy b�dziemy jecha� do Cieszyna.
- To jeszcze tego nie wiemy?
- No pewnie, �e nie. Do tej pory wcale nam to nie by�o potrzebne. Tak czy inaczej, dzisiaj musimy by� w Oliwie, ale trzeba si� zastanowi�, co zrobimy od jutra.
Teresa zajrza�a do koperty. Okaza�o si�, �e bez okular�w tych bazgro��w nie odcyfruje. Okulary ma w neseserku, a neseserek w baga�niku. Lucyny okulary by�y w mleku, wyla�a je co prawda z torby jeszcze przed domem mojej mamusi, ale nie zd��y�a zrobi� porz�dku, bo za bardzo pogania�am.
- A mo�e si� zatrzymamy gdzie� nad jak�� rzeczk�, to sobie to wszystko umyjesz - powiedzia�a z trosk� ciocia Jadzia, zagl�daj�c do wn�trza jej torby. - Albo we wsi, przy studni...
- We wsi, we wsi - podchwyci�a zach�caj�co moja mamusia. - Dostaniemy mleka. Po�owa si� wyla�a i musimy dokupi�, bo nam zabraknie.
- Wyla�o si� wszystko - sprostowa�a Lucyna.
- Wcale nie, bo ja mam jeszcze w termosie. Ale i tak trzeba dokupi�.
Z rezygnacj� pomy�la�am, �e do�� wcze�nie wje�d�am na t� mleczn� drog�. Nie obejd� si� bez mleka, nie ma si�y, cysterna nie wystarczy. Z dwojga z�ego wola�am ju� wie� ni� prowincjonalne bary mleczne, szczeg�lnie �e na wsi mo�na by�o liczy� na prawdziwe mleko prosto od krowy. Dyskusja na temat gru�licy kr�w i innych kwestii zdrowotnych zako�czy�a si� stwierdzeniem, �e po pierwsze, gru�lica jest ju� teraz uleczalna, a po drugie, krowy znacznie rzadziej choruj� ni� przed wojn�. Zatem tylko wie�!
- Popatrz na t� map� - powiedzia�am z westchnieniem do mojej mamusi. - Zdaje si�, �e od M�awy mo�na jecha� bocznymi drogami prosto na Malbork. B�d� wsie. Sprawd�, co ja tam powinnam mie� na drogowskazie.
Moja mamusia przekartkowa�a map�.
- Prabuty :- oznajmi�a po kr�tkim namy�le.
- Prabuty, ko�o M�awy?
- Nie, ko�o Malborka.
- Aleja musz� wiedzie�, na co si� jedzie do M�awy!
- Jak to na co? Na Gda�sk...
Nie chcia�o mi si� zatrzymywa� i ogl�da� mapy. Wydusi�am wreszcie z mojej mamusi informacj�, �e mam jecha� na �uromin i Dzia�dowo. Potem drogi si� rozejd�, �uromin na lewo, Dzia�dowo na prawo.
- Przez Dzia�dowo to si� jedzie poci�giem, a nie samochodem - zauwa�y�a ciocia Jadzia nieufnie.
- Zgubi�am t� kartk� z koperty - zaraportowa�a Teresa. - Lucyna siedzisz na niej... Nie, nie siedzisz, gorzej, zabierz te kopyta i przesta� po niej depta�, bo ju� nic nie b�dzie mo�na odczyta�.
- Gdzie mam je zabra�, odci�� sobie? Tu jest jaki� wielki ba�wan pod nogami...
- Wa� korbowy - wyja�ni�am. - Wykluczam
usuni�cie...
Jedyn� osob�, kt�ra mia�a okulary pod r�k�, by�a moja mamusia. Dosta�a sponiewieran� kartk�.
- Dwana�cie trzyna�cie siedem - przeczyta�a jednym ci�giem. - Przed dziewi�tna�cie do pepche�ki... Urwa�a na chwil� i wpatrzy�a si� w kartk� pilniej.
- Zobacz, co jest na drugiej stronie - poradzi�a Lucyna. - Po tej jest jaki� szyfr. Z czego ta kartka?
- Z zeszytu w kratk�.
- A co jest po drugiej stronie?
- Po drugiej stronie?... Szewski goszczy.
- Jak wy si� wyra�acie? - zgorszy�a si� Teresa.
- Przez te par� lat rodzina mi popad�a w jakie�
grubia�stwa! Oderwa�am wzrok od szosy i rzuci�am okiem na
kartk�.
- Nie �adne grubia�stwa, tylko Kwapiszewski z Bydgoszczy - wyja�ni�am. - Dzwoni� do Jerzego i to jest notatka. To znaczy, po�owa notatki. Zobacz na pierwszej stronie.
- Nic tam wi�cej nie ma, tylko dziewi�tna�cie pche�ki? - spyta�a z zainteresowaniem Lucyna, zanim moja mamusia zd��y�a si� odezwa�.
- M�wi si� dziewi�tna�cie pche�ek, a nie dziewi�tna�cie pche�ki - poprawi�a Teresa. - Mo�e by� najwy�ej trzy pche�ki.
Ciocia Jadzia, od wielu lat g��wna ksi�gowa, odruchowo dokona�a po�piesznego obliczenia.
- Cztery-powiedzia�a. - Mo�e by� cztery pche�ki.
- Mog� by� cztery pche�ki - skorygowa�a z naciskiem Lucyna.
- Mog� - zgodzi�a si� ciocia Jadzia. - Mog� by� cztery pche�ki. Czy to znaczy, �e ju� wiemy wszystko?
- Nie - odpar�am. - Tam jest wi�cej tekstu. Przeczytaj do ko�ca.
- Gdzie wy macie pche�ki? - zdziwi�a si� moja mamusia, ci�gle wpatrzona w kartk�. - Zaraz, bo nie mog� odczyta�... Aha, �winio bicie...
- Co prosz�? - spyta�a szybko Teresa.
� Nie, nie �winiobicie, ju� wiem! �wiebodzice. Ul. .partyzant�w szesna�cie
portiernia pok�j go�� inny liliowa dwa prawo armi czerwonej. Klucz.
- Gdzie? - spyta�a zach�annie Lucyna.
- Co, gdzie?
- Klucz. Gdzie klucz do tego szyfru?
- A sk�d ja mam wiedzie�, przecie� to Janek pisa�, nie zgadniemy pewnie nigdy w �yciu...
- Zrozumia�am, �e w �wiebodzicach armia czerwona ma prawo do innego go�cia - przerwa�a Teresa z niesmakiem. - Jakiego innego go�cia? I co to jest ul partyzant�w? I w og�le co to znaczy?
- To znaczy, �e mamy zam�wiony nocleg w �wiebodzicach z dwunastego na trzynasty lipca' i przed dziewi�tnast� mamy si� zg�osi� po klucz do pokoju go�cinnego na portierni� fabryki czekolady, Partyzant�w szesna�cie - wyja�ni�am. - Ulica Partyzant�w, nie ul. Pok�j go�cinny mie�ci si� na Liliowej, od Armii Czerwonej w prawo. Poj�cia nie mam, gdzie to jest, bo w �wiebodzicach by�am tylko raz w �yciu.
Wszystkie przyj�y informacj� nieufnie i podejrzliwie.
- Sk�d to wiesz? - spyta�a Teresa.
-- Znasz si� na szyfrach? - zaciekawi�a si� ciocia
Jadzia.
Przy mnie ojciec pisa�, jak rozmawia� z nimi przez telefon, tylko nie zapami�ta�am dat i adres�w. Pisa� na mi�kkim i dlatego niewyra�nie. Tam jest nazwisko faceta, wiedzia�am, �e ma co� wsp�lnego z jakimi� insektami, Do kogo mamy si� zg�osi� przed
dziewi�tnast�?
- Do pepche�ki...
Sprawd� porz�dnie! Zdaje si�, �e to nie Pepchel-ka, tylko zwyczajnie Pche�ka, ale nie jestem pewna. Zobacz, czy to pe na pocz�tku nie stoi oddzielnie. Tylko nie pomyl si�, bo w ko�cu zaczniemy pyta� o pana Karalucha i facet si� obrazi. Jest oddzielnie
czy nie?
Moja mamusia przyjrza�a si� pilniej.
- No owszem, chyba jest. Do pana Pche�ki...
- To teraz spr�buj znale�� �wiebodzice. Musimy obliczy�, jak jecha�, �eby dojecha� tam dwunastego. Ze �wiebodzic do Cieszyna ju� blisko.
Dyskusj� na temat, czy �wiebodzice maj� jaki� sens, czy nie maj� �adnego, uci�am w samym zarodku.
- Chcia�a� obejrze� Ziemie Zachodnie - powiedzia�am do Teresy. - Najlepsza okazja, przejedziemy ci�giem z g�ry na d� i b�dziesz mia�a wszystko za jednym zamachem. Dwunastego rano musimy wyjecha� z tego czego� pod Szczecinem, Lucyna co to jest?
- Lubiatowo. Pod Pyrzycami.
- Mo�e by� pod Pyrzycami. Kt�ry dzisiaj? Trzeci? Doskonale, do jedenastego, to znaczy osiem dni, mo�ecie robi�, co chcecie, jedenastego zatrzymujemy si� w Pyrzycach.
- W Lubiatowie...
- Niech b�dzie w Lubiatowie. Do tego czasu mo�ecie mie� dowolne fanaberie, mnie wszystko jedno...
Moja mamusia wykorzysta�a zezwolenie i zaprezentowa�a fanaberie natychmiast. Chcia�a do wsi, po mleko. Oczywi�cie zaniedba�a pilnowania mapy, w zwi�zku z czym pojecha�am na Ostr�d�. Nast�pnie da�am si� zba�amuci� do reszty i zacz�am si� pcha� na I�aw� drogami czwartej klasy. Przez wsie, op�otki, ��ki i ugory.
O mleko zacz�y w ko�cu nudzi� ju� wszystkie, Lucyna dodatkowo upomina�a si� o studni�, twierdz�c, �e w torbie zrobi� si� jej twaro�ek. Upa� panowa� og�uszaj�cy. Upatrzy�am sobie wie� zadrzewion� bardziej ni� inne i zatrzyma�am si� na jej skraju, na rozwidleniu dr�g, w cieniu roz�o�ystej lipy, tu� przy pierwszej cha�upie. Nic innego nie kierowa�o mn� przy dokonywaniu wyboru, jak tylko ch�� znalezienia si� w solidnym cieniu.
Baby z samochodu rozlaz�y si� natychmiast we wszystkie strony. Moja matka z Lucyn� polecia�y szuka� mleka i studni. Ciocia Jadzia, dobieraj�c co bardziej kolorowe fragmenty pejza�u, przegania�a Teres� i mnie, ka��c sobie pozowa� i daj�c upust manii fotograficznej, na kt�r� cierpia�a od urodzenia. Na rozleg�ym zboczu wielkiego, p�ytkiego rowu ros�y fioletowe �ubiny, na ��ce po drugiej strome drogi czerwieni�y si� maki, Teresa mia�a ��t� kieck�, ja niebiesk�, razem stanowi�o to orgi� barw, od kt�rej z�by mog�y rozbole�. S�o�ce pali�o �ywym ogniem. Lucyna wr�ci�a ostatnia, z umyt� torb�. - Nie wiem, czy to taki urodzaj na kratki, czy rzeczywi�cie Teres� prze�laduj� - powiedzia�a, lokuj�c si� na swoim miejscu. - Tam, za tymi drzewami, stoi samoch�d i w �rodku ma torb�, identyczn� jak te baga�e, kt�rym w�a�ciciel zgin�� na lotnisku. Jacy� ludzie przygl�dali si� wam przez lornetk�. Z gor�ca nie doceni�am wagi informacji.
- Jacy ludzie? -- spyta�am niemrawo.
- Wcale im si� nie dziwi�, skoro moja siostra kuca�a dooko�a samochodu --� zauwa�y�a Teresa zgry�liwie. - Chcieli obejrze� to dziwowisko.
Kuca�a� dooko�a samochodu? - - zgorszy�a si� Lucyna. - Ju� nie mia�a� gdzie?
- Oj, wcale nie kuca�am, chcia�am si� napi� mleka! denerwowa�a si� moja mamusia.
-- Kuca�a, kuca�a -- mrukn�a ciocia Jadzia. - Mam to na fotografii.
- Wcale nie! To znaczy owszem, kuca�am, gdzie mia�am sobie postawi� garnuszek, �eby nala� mleka? Na samochodzie nie chcia� si� trzyma�, tylko zje�d�a�, wi�c musia�am na ziemi. Nie umiem pi� z butelki!
- To mo�na by�o raz ukucn�� i nala�, a nie tak przysiada� raz ko�o razu. Ch�op z roweru zlecia�, tak
si� za tob� ogl�da�.
- Zlecia� - przy�wiadczy�am, ruszaj�c i spogl�daj�c w lusterko. - I ju� dalej nie pojecha�, tylko stan�� i patrzy�, ma�o mu oczy nie wysz�y.
- �adnego ch�opa nie widzia�am. Wsz�dzie by�o nier�wno i �le mi si� ustawia�o. Mo�e ze trzy razy przykucn�am, wielkie rzeczy!
Ch�opa mo�esz obejrze�, jak spojrzysz do ty�u.
Jeszcze ci�gle stoi...
S�uchajcie, je�eli jedziemy przez Malbork, to mo�e by zamiast ch�opa obejrze� raczej zamek? - Proponowa�a Teresa. - Chocia� z wierzchu! Ostatnim razem widzia�am go w ruinie...
W ostatecznym rezultacie do Sopotu dojecha�am po czwartej. Po drodze by� nie tylko Malbork, ale tak�e Oliwa, gdzie nale�a�o znale�� znajomego dyrektora i w�r�d uprzejmych rewerans�w powiadomi� go, �e rezygnujemy z pokoju. Uzgodni�y�my, i� wygodniej nam b�dzie u przyjaci�ki Lucyny. Dyrektor ucieszy� si� nadzwyczajnie, bo w�a�nie spad� mu na g�ow� go�� z Czechos�owacji, dzi�ki czemu konwersacja, acz wersalska, by�a rzeczowa i kr�tka.
Koszmarny, ca�odzienny upa� sprawi�, �e nie interesowa�o mnie nic poza k�piel� w morzu. Teresa podziela�a moje pogl�dy. Ma�y pensjonacik przyjaci�ki Lucyny sta� w po�udniowej cz�ci miasta, blisko pla�y. � Zaparkowa�am byle jak w bocznej uliczce, tu� za wi�niowym peugeotem, kt�ry mi si� z czym� kojarzy�, ale nie mia�am teraz g�owy do skojarze�. Za to mia�am na sobie kostium k�pielowy, pla�ow� kieck� i sanda�ki na bosych stopach. Nic mnie nie obchodzi�y �adne zakwaterowania, zostawi�am je Lucynie i pop�dzi�am na pla��, rozbieraj�c si� po drodze. Teresa, ubrana podobnie, pop�dzi�a za mn�.
Nad sam� wod� zastopowa�o nas gwa�townie i bardzo dok�adnie. Przez d�ug� chwil� obie w milczeniu patrzy�y�my na ciecz pod nogami.
- Co to ma by�? - spyta�a Teresa z lekkim obrzydzeniem, wyra�nie zaskoczona. - To jest morze czy jaki� kana�?
- Dotychczas wiedzia�am, �e homogenizowane �ajno p�ynie Wis�� - odpar�am z pow�tpiewaniem.
- Ale wygl�da na to, �e nie sz�am z post�pem. Przedosta�o si� ju� do zatoki.
Szeroki pas wody przy brzegu chlupota� czym� dziwnym. Dawa�y si� w tym odr�ni� rybie odpadki, ale g��wnie by�a to warstwa brudnobr�zowej zawiesiny, zdumiewaj�co g�stej. Umys� broni� si� przed odgadywaniem, sk�d mog�a pochodzi�.
- Ja w to nie wejd�-oznajmi�a Teresa stanowczo.
- Nie wiem, co to jest. Od tego mo�na dosta� jakich�
parch�w.
- Ludzie wchodz� - zauwa�y�am bezmy�lnie, bo przesz�o p� dnia w samochodzie w �miertelnym upale otumani�o mnie doszcz�tnie.
- Mo�e s� zahartowani. Albo szczepieni. Albo po prostu zwariowali, mo�e z gor�ca. Czy tu nie ma czystej wody?
Ockn�am si� z ot�pienia.
- Jest, owszem. Ale kawa�ek dalej, we W�adys�awowie. Tam ju� nie ma zatoki, tylko pe�ne morze. Chod�, jedziemy natychmiast do W�adys�awowa.
Zawr�ci�am i poci�gn�am j� za sob�. Teresa odwraca�a g�ow�, ze zgroz� patrz�c na chlapi�ce si� w zawiesinie jednostki, zapewne ciekawi�o j�, czy, skutki k�pieli pojawi� si� na nich od razu. Ci�gn�am j� coraz energiczniej, wyra�nie czuj�c, �e umr�, je�li nie wejd� do wody. Poza tym ruszy�a mnie patriotyczna ambicja. Teresa w Kanadzie mia�a jezioro czyste jak kryszta�, nawet raki w nim �y�y, a u nas co? Przywioz�am j� nad gnoj�wk� i nie znajd� nic lepszego?
Zgodzi�am si� tylko na kwadrans zw�oki, niezb�dnej dla wypakowania baga�u. Lucyna mamrota�a co� o jakim� pokoju na poddaszu, ale nie zwraca�am na ni� uwagi, zaj�ta t�umaczeniem Teresie, �e to co� w wodzie nie znajduje si� trwale, tylko nadp�ywa czasami, a sk�d si� bierze, nie wiadomo, w ka�dym razie nie z kanalizacji. Teresa mia�a sceptyczny wyraz twarzy, by� mo�e w moich wyja�nieniach brakowa�o dostatecznego ognia.
Wi�niowego peugeota w uliczce ju� nie by�o, co zauwa�y�am wy��cznie dzi�ki temu, �e nie musia�am wyje�d�a� ty�em. Parkuj�c, odruchowo nastawi�am si� na skomplikowane manewry, teraz za� mog�am zawr�ci� i wyjecha� zwyczajnie przodem.
Na to jednak�e r�wnie� nie zwr�ci�am uwagi. Robi�am rekord trasy do W�adys�awowa, wprost pod pensjonat Solmare i oprzytomnia�am dopiero po wyj�ciu z wody. Rzecz jasna och�odzi�o si� znacznie, co innego bowiem samo po�udnie w suchej wsi, a co innego wiecz�r nad morzem. Teresa narzeka�a troch�, �e ten Ba�tyk dziwnie zimny, tak jakby w Kanadzie panowa� klimat co najmniej tropikalny. Lucyna i moja matka z�owieszczo prorokowa�y nam zapalenia p�uc, reumatyzm i galopuj�ce suchoty, ciocia Jadzia z ob��dem w oczach robi�a zdj�cia wszystkiego, co jej wpad�o pod r�k�.
- Przesta�cie kraka� i obejrzyjcie lepiej tego peugeota, kt�ry stoi za parkanem - powiedzia�am rze�ko, przebieraj�c si� w such� odzie� na tylnym siedzeniu samochodu. - Przysi�gn�, �e le�y w nim kraciasta torba.
Ciocia Jadzia natychmiast zrobi�a zdj�cie peugeota i zajrza�a do �rodka.
- Le�y torba - oznajmi�a, wr�ciwszy do mnie kurcgalopkiem. - Sk�d wiedzia�a�?
Kiwn�am g�ow�, zadowolona, �e zimna k�piel przywr�ci�a mi sprawno�� umys�u.
- Kraciasta, nie? No w�a�nie. Od razu mi jako� znajomo wygl�da�, to ten sam kt�rym jechali ci od komplikacji z baga�ami. Pl�cz� si� nam przed nosem. G�odna jestem potwornie, wy nie?
G�odne by�y�my wszystkie, uda�y�my si� wi�c na podwieczorek. Moja mamusia, bardzo roz�alona, dosta�a herbaty z such� bu�eczk�, nie mog�c nam darowa�, �e na jej oczach za�eramy si� tortem z Solmare. Ciemno ju� by�o kompletnie, kiedy wr�ci�y�my do pensjonatu w Sopocie. Wi�niowy peugeot sta� w uliczce na poprzednim miejscu, zaparkowa�am zatem gdzie indziej, m�tnie my�l�c, �e chyba rzeczywi�cie nas prze�laduje. Nic mnie to nie obchodzi�o.
- Teraz mo�e wreszcie do ciebie dotrze, �e mamy pok�j na poddaszu, wszystkie razem, pi�cioosobowy
powiedzia�a zimno Lucyna, wysiadaj�c z samochodu. - Innego nie by�o, bo przyjecha�y�my znienacka. Co ty na to?
- A �azienka jest gdzie?
- S� trzy, .Jedna te� na poddaszu.
No to mamy znakomity pok�j orzek�am beztrosko, bo nad morzem zawsze prezentowa�am doskona�y humor, niezale�nie od okoliczno�ci. Mam nadziej�, �e nie zamierzacie chrapa� i krzycze� przez sen?
Pok�j by� do�� oryginalny, bardzo obszerny, tyle �e zamiast okien mia� lukarny w suficie. �azienka istotnie znajdowa�a si� w pobli�u. Moja matka, Lucyna i ciocia Jadzia umy�y si� i po�o�y�y od razu, Teresa obstawa�a przy poprawkach krawieckich, bo dekolt jej pla�owej kiecki odstawa! na gorsie i musia�a przeszy� dwa guziki.
- Id� do tej �azienki - powiedzia�a do mnie. - Ja p�jd� ostatnia.
Ostrzegam ci�, �e �wiat�o zgas�o -- rzek�a Lucyna.
- Jak to zgas�o? Przecie� si� pali?
- Tu si� pali, ale zgas�o na korytarzu i w �azience. Co� si� zepsu�o.
- Nie szkodzi, wod� przecie� rozpoznam... Przez otwarte okno �azienki �wieci� ksi�yc w pe�ni i do kran�w uda�o mi si� trafi� bez trudu. Reszta wygl�da�a przeci�tnie. Prysznic la� si� z g�ry z szerokim rozrzutem, po myd�o trzeba by�o si�ga� na parapet okienny, r�cznika i szlafroka w og�le nie dawa�o si� nigdzie umie�ci�, ale grunt, �e by�a ciep�a woda. Wychodz�c, odruchowo przycisn�am umieszczony na zewn�trz wy��cznik, co oczywi�cie nie wywo�a�o �adnego efektu. Po omacku trafi�am do pokoju.
- Zostaw sobie otwarte okno - poradzi�am Teresie. - Ksi�yc bardzo porz�dnie �wieci, prawie wszystko wida�.
Sko�czy�a z guzikami, wysz�a i nie by�o jej potwornie d�ugo. Na korytarzu rozleg�y si� jakie� g�osy, wyjrza�am, zobaczy�am pokoj�wk� i faceta na drabinie, zapewne elektryka, �wiat�o ju� si� pali�o, a Teresa ci�gle siedzia�a w �azience. Pranie robi�a czy co....? Zacz�y�my si� niepokoi�, snuj�c rozmaite katastroficzne przypuszczenia, ale �adnej z nas nie chcia�o si� wstawa� i sprawdza�, co si� z ni� dzieje. W wannie utopi� si� nie mog�a, bo nie by�o wanny.
Wr�ci�a po trzech kwadransach, w�ciek�a do szale�stwa.
- Co za cholera zgasi�a mi �wiat�o w tej �azience?!
- wysycza�a z furi�.
Zdumia�y�my si� wszystkie nie