16990
Szczegóły |
Tytuł |
16990 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
16990 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 16990 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
16990 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
ARNE1
Wyspa Luzon, prowincja Cavite Lipiec, 1896 rok
Maczeta min�a jego g�ow� dos�ownie o milimetr.
Sam Forester wszelako nie mia� najmniejszego zamiaru pozbywa� si� swojej cennej g�owy najemnika; potrzebowa� jej i to najch�tniej w dalszym ci�gu w jedno�ci Z reszt� cia�a. Odwr�ci� si� b�yskawicznie i tu� obok ujrza� atakuj�cego go �o�nierza. M�czyzna w wysoko uniesionym r�ku dzier�y� zakrzywione ostrze. Forester nie waha� si� ani chwili - jednym pot�nym ciosem pi�ci zwali� napastnika z n�g. Kiedy us�ysza� dobrze znany trzask p�kaj�cej szcz�ki, potar� nieco obola�� r�k�, spojrza� na le��cego i pomy�la�: - Troch� tu sobie pole�ysz, przyjacielu.
Podni�s� z ziemi n� i ju� po chwili torowa� sobie drog� po�r�d g�stych bambus�w. Tam, gdzie d�ungla mu na to pozwala�a, bieg� co si� w nogach. Twarz ora�y mu wilgotne i ostre li�cie oleandr�w. Pod stopami trzaska�y odcinane ga��zie; o jego g�ow� i plecy ociera�y si� mokre, w�ochate liany. Unosi� maczet�
5
i zawzi�cie ci�� nisko zwisaj�ce, smagaj�ce go pn�cza. Co gorsza, nieuslannie s�ysza� za sob� odg�osy po�cigu-Wpadl na polane; lu nic by�o p�taj�cej jego kroki d�ungli. Przyspieszy�, usi�uj�c zwi�kszy� dziel�cy go od prze�ladowc�w dystans. P e t f z i � przed siebie, a w uszach pulsowa�a mu krew. Spojrza� w g�r� - wci�� by�o ciemno. Zielony baldachim pot�nych figowc�w skutecznie powstrzymywa� promienie popo�udniowego s�o�ca. Ju� z daleka dostrzeg� zwart� �cian� zieleni - bezkresne morze li�ci palmowych i kolejny ciemny pas bambusowego lasu. Ponad wilgotn� ziemi� unosi�a si� zawiesista mg�a. jakby tutaj w�a�nie otworzy�a si� otch�a� piek�a. W lepkim powietrzu rozchodzi� si� s�odki, md�awy zapach, kt�ry narasta� wraz % g�stniej�c� zieleni�. M�czyzna odgarnia� na bok ga��zie i uparcie przedziera� si� przez wyrastaj�cy jak spod ziemi g�szcz ja�minowych krzew�w. Twarde, zdrewnia�e pn�cza �apa�y go niczym d�ugie macki za r�ce. ch�osta�y twarz i szyj�, obejmowa�y i pr�bowa�y przewr�ci�. Ale Sam nie m�g� upa��, od tego zale�a�o powodzenie jego ucieczki. Jedno potkni�cie i z�api� go. Partyzanci byli ju� blisko. Chocia� nic nie s�ysza� - �omot serca zag�usza� wszelkie inne odg�osy - instynktownie wyczuwa� ich obecno��; jak nic deptali mu po pi�tach.
Wiem tu� za plecami pos�ysza� bez�adne okrzyki, ci�kie oddechy i przekle�stwa. Dochodzi�y zewsz�d, zrozumia�, �e trzymali si� go jak jego w�asny cie�. W powietrzu s�ycha� by�o �wist maczet - d�ugich, �miertelnie zagi�tych stalowych ostrzy, kt�rymi torowali sobie drog� po�r�d wysokich bambus�w. Ka�de uderzenie metalu o p�kaj�ce drzewo, ka�de ciecie �wiadczy�o o zawzi�to�ci po�cigu i sprawia�o, i� po plecach uciekiniera przebiega�y lodowate ciarki. Ocieka� potem, zimne stru�ki sp�ywa�y po jego ogorza�ej, pokrytej trzydniowym zarostem twarzy, nie omijaj�c kawa�ka czarnej sk�ry, kt�rym od o�miu lat zakrywa� jeden oczod�. Krople potu miesza�y si� z gor�cym, g�stym i parnym powietrzem, otaczaj�cym t� rajsk� wysp� z piek�a rodem.
Wilgo� zamazywa�a mu wzrok i ju� sam nie wiedzia�, czy sprawia� to �ar lej�cy si� z nieba, czy te� bij�ce na niego poty. Bieg� nie ogl�daj�c si� za siebie. Raptem potkn�� si�. gdy� nic
6
widzia� ju� nic poza ciemn�, mokr� plam�. Przetar� zdrowe oko postrz�pionym r�kawem. Serce wali�o mu w piersiach jak oszala�e. Wyznacza�o rytm ucieczki.
W powietrzu wyczu� nowy zapach - zapach ryzyka.
Krew zacz�a szybciej kr��y� w jego �y�ach i zwi�kszy�a tempo krok�w. W spierzchni�tych ustach wzbiera� gorzki, metaliczny smak zagro�enia - tak realny i bliski jak nigdy dot�d, przypominaj�cy intensywno�ci� dozna� najbardziej dzikie p o � � -danie. Przyspieszony oddech palii w p�ucach niczym kwas i nagli�: szybciej, szybciej, szybciej. Zm�czone mi�nie n�g z wolna odmawia�y pos�usze�stwa. Co chwila zapada� si� w zdradzieckie b�oto, co hamowa�o jego wysi�ki.
Jasna cholera! Brn�� przed siebie z determinacj�, aby nie pokona�y go grz�skie bagno i woda. Walczy� zapami�tale, ci�gn�c nogi, cho� wydawa�o mu si�, �e ma buty z o�owiu. Bagno stawa�o si� coraz g��bsze. Zapada� si� ju� po uda. Potwornie bola�y go �ydki i nie czu� ju� mi�ni przedramion. Nie poddawa� si� jednak, szed� dalej, a� spostrzeg� z ulg�, �e bioto si�ga mu ju� ledwie do kostek. A wi�c uwolni� si� ze �miertelnej pu�apki, lecz nadal znajdowa� si� przed �cigaj�cymi go �o�nierzami, teraz jednak znowu m � g � nadrobi� stracony dystans.
Bieg�, a oni go �cigali. To by�a gra. w kt�rej balansowa� na kraw�dzi �ycia i �mierci. Z im wi�kszym jednak zmaga! si� ryzykiem, gdy stawia� na szali swoje �ycie, a pora�ka zdawa�a si� nieunikniona, tym silniejszy odczuwa� dreszcz emocji.
U�miechn�� si� drwi�co, zuchwa�e.
Sam Forester znajdowa� si� w swoim �ywiole.
Dzielnica Binondo, Manila, godz. 16:00
Dom by� okaza�y i sprawia� imponuj�ce wra�enie. C a � � posiad�o�� otacza� wysoki mur z bia�ego piaskowca, odgradzaj�cy mieszka�c�w od wielonarodowego t�umu wyspiarzy. Mur zapewnia� w�a�cicielowi zar�wno prywatno��, jak i skuteczn� ochron�.
7
W dw�ch miejscach, od frontu oraz na ty�ach posiad�o�ci ogrodzenie spina�y kule, �elazne bramy, ozdobione misternym motywem winoro�li. Identyczny motyw mo�na by�o dostrzec na elewacji domu wok� wysokich okien, a tak�e ponad drzwiami. Bramy i ma�e kraty w szczytowych oknach pomalowano b�yszcz�c�, czarn� farb�. Ani jedna plama wszechobecnej na wyspie rdzy nie szpeci�a filipi�skiej rezydencji ambasadora LaRue. Jego rodzina pochodzi�a z Belvedere w Po�udniowej Karolinie, gdzie od lat w�ada�a Hickory House, zak�adami przemys�owymi Cal-houna oraz farmami w Becchtree.
Za murami panowa� idealny spok�j. Puste dziedzi�ce wy�o�ono jasnoezerwon�. importowan� terakot�, identyczne kolorem p�ytki pokrywa�y spadzisty dach domu. Najs�abszy nawet podmuch wiatru nie porusza� ciemnozielonych li�ci drzew mirtu otaczaj�cych dziedziniec niczym dumni wartownicy. Jedynie l�ni�ce krople rosy sp�ywa�y po grubych pn�czach chi�skiego kap-ryfolium, kt�re zwiesza�o si� z kutych balustrad balkonowych na drugim pi�trze, tak jak glicynie w Po�udniowej Karolinie.
Po podw�rzu rozchodzi� si� s�odki, intensywny zapach tropiku. Raptem b�og� cisz� zak��ci� g�uchy stukot, dochodz�cy z otwartego naro�nego okna na g�rze. By� cichy i odleg�y, jednak Z jakiego� powodu brzmia� dziwnie niepokoj�co. Osobliwe odg�osy usta�y na moment, by po chwili zn�w si� nasili�. Powtarza�o si� to jeszcze kilkakrotnie, a� nagle wszystko ucich�o,
Eulalia Grace LaRue siedzia�a na krze�le i opiera�a brod� o zaci�ni�t� d�o�. Zmarszczy�a brwi patrz�c, jak ogromny stoj�cy zegar powoli odmierza d�ugie minuty. Dochodzi�a dopiero czwarta. Zmieni�a r�k�, zaj�o jej to nast�pne dwie sekundy. Westchn�a - owym delikatnym, wszystkoznacz�cym po�udniowym westchnieniem, wypracowanym do perfekcji przez lata pobytu w Konserwatorium �e�skim madame Devereaux w Belvedere w Po�udniowej Karolinie. To z kolei trwa�o jeszcze sekund�.
Ponownie zerkn�a na zegar - ostatnie trzy godziny d�u�y�y si� jej niemi�osiernie, jakby sp�dzi�a tu co najmniej trzy lata. Ale zaraz upomnia�a si� w duchu - to nic w por�wnaniu z czasem.
8
kt�ry up�yn�� od chwili, w kt�rej ojciec opu�ci� Hickory House, rodzinn� posiad�o�� r o d u LaRue w Po�udniowej Karolinie i obj�� stanowisko gubernatora gdzie� daleko w Europie. Od tamtej pory min�o dok�adnie siedemna�cie d�ugich lat.
Jej matka, c�rka Johna Calhouna, zmar�a podczas porodu, gdy Eulalia mia�a dwa lata. Wkr�tce potem ojciec wyjecha�, zostawiaj�c j� pod opiek� pi�ciu starszych braci i kilkorga zaufanych s�u��cych. Wci�� pami�ta, jak kilka dni p�niej poprosi�a najstarszego brata, Jeffreya, by wyja�ni� jej, gdzie znajduje si� miejsce zwane Andorr�. Ten wzi�� j� w�wczas za r�k� i poprowadzi� w d� po czerwonawobrunatnych, mahoniowych schodach. Min�li pot�ne drzwi z ciemnego orzecha i weszli do pokoju, do kt�rego Eulalii zwykle zakazywano wst�pu. By�a to zreszt� jedna z wielu zabronionych rzeczy, nieosi�galnych dla niej tylko dlatego, �e urodzi�a si� dziewczynk�. Jej pi�cioletni w�wczas umys� nazywa� gabinet ojca �zakazanym", ale z biegiem lat przyby�o tyle niedozwolonych spraw, i� zaprzesta�a nadawania im jakich� szczeg�lnych nazw.
Tamtego pami�tnego dnia, gdy brat po faz pierwszy otworzy� przed n i � drzwi gabinetu, stan�a niepewnie w p r o g u i nerwowo skuba�a zawi�zane we w�osach niebieskie aksamitki. Jeffrey zapewni� j�, i� mo�e tu wchodzi� bez obaw, wszak pod warunkiem, a b y zawsze by� obecny przy tym jeden z braci. Ci�gle pami�ta uczucie strachu towarzysz�ce jej w chwili, gdy ostro�nie pod��y�a za nim do obszernego, wy�o�onego ciemn� boazeri� wn�trza.
W dawno nie wietrzonym pokoju panowa� ciep�y zaduch, kt�ry sprawi�, �e �cisn�o j� w do�ku. Wzi�a kilka g��bokich wdech�w i rozejrza�a si� doko�a. Mia�a jednak niewiele czasu, by przyjrze� si� otoczeniu, Jeffrey bowiem poprowadzi� j� do wielkiego globusa stoj�cego obok biurka. Pokr�ci� kul�, przez co znowu zakr�ci�o si� jej w g�owie, i zatrzymuj�c go wskaza� palcem ma�y, r�owy punkt na mapie. Wyja�ni�, �e w�a�nie tam mieszka teraz ich ojciec.
Pami�ta, jak wpatrywa�a si� w r�ow� plamk�, kt�ra niepoko-9
jqco ros�a jej w oczach. Spyta�a, czy ojcu si� nic nie sianie i kiedy wr�ci do domu. Jeffrey spojrza� na ni� pob�a�liwie i stwierdzi�, ze taka �liczna, niebieskooka panna, z buzi� okolon� burz� jasnych loczk�w, kt�re przywodzi�y na pami�� jej pi�kn� mam�, zupe�nie nie powinna si� martwi� o takie sprawy. W tym akurat momencie chwyci�y j� torsje i zwymiotowa�a na biurko.
Jeffrey nigdy nie odpowiedzia� na jej pytanie.
Przez kolejne lata konsekwentnie pomijano t� kwesti�. Jednak gdy tylko przychodzi� list od ojca, Jeffrey za ka�dym razem prowadzi� j� do gabinetu (upewniwszy si� zawczasu, �e dziewczynka dobrze si� czuje) i pokazywa� jej kolejne kolorowe miejsca na globusie: Hiszpani�, Persj� i Syjam, a ostatnio hiszpa�sk� koloni� na Filipinach. Gdy sko�czy�a pi�tna�cie lat, przesta�a dopytywa� si� o termin powrotu ojca. lecz nigdy nie straci�a nadziei, �e kiedy� go zobaczy.
Trzy miesi�ce temu jej gor�ce modlitwy zosta�y wys�uchane. Wtedy to do Hickory House dotar� nast�pny list. W�a�nie sprzecza�a si� z drugim bratem, Jedidiahem, czy wolno jej pojecha� powozem na przyj�cie bez odwiecznego towarzystwa jednego z nich - pro�ba, rzecz jasna, nadaremna, ale warta zachodu, gdy� przynajmniej o�ywia�a popo�udniow� nud� - kiedy do salonu wpad� Jeffrey i zarz�dzi� narad� rodzinn�. Jedidiah z miejsca �ypn�� na siostr� okiem pytaj�c, co zmalowa�a tym razem.
Ura�ona podejrzeniami, niemniej jednak ciekawa, co Jeffrey ma im do zakomunikowania, przywo�a�a na pomoc ca�y ch�odny wdzi�k, wyuczony na lekcjach u madame Deveraux - unios�a wysoko g�ow�, uj�a lekko dwoma palcami sp�dnic� i min�a brata z dumn� gracj�. Przesz�a zaledwie kilka krok�w, gdy zmyli�a krok po�kn�wszy si� o dywan. Gor�czkowo stara�a si� utrzyma� r�wnowag� i w ostatniej chwili chwyci�a za stoj�cy w pobli�u mahoniowy stolik, Run�a wraz z nim, a na pod�og� wysypa�y si� importowane cygara braci i, jakby tego by�o ma�o. na dywan wyla� si� pi��dziesi�cioletni francuski koniak.
10
Na wspomnienie tego haniebnego zaj�cia Eulalia przygryz�a paznokie� i zmarszczy�a brwi. Ca�e trzy dni zaj�o jej przekonywanie braci, szczeg�lnie za� Jeda, �e powinna pojecha� na Filipiny, na co usilnie nalega� w ostatnim li�cie ojciec. Ci�gle pami�ta rado��, jaka ogarn�a j� w chwili, gdy Jeffrey przeczyta� im te s�owa.
Wszyscy bracia jak jeden m�� wyrazili sprzeciw. Jeffrey owi Eulalia wyda�a si� na t� eskapad� stanowczo za m�oda, ale nic dziwnego - o pi�tna�cie lat starszy zawsze lak my�la�. Harlan z kolei uwa�a�, i� jest nazbyt delikatna, tote� daleka podr� w pojedynk� mo�e nadwer�y� jej w�t�e si�y. Dla Lelanda by�a zby� naiwna, Harrison za� twierdzi�, �e siostra jest jeszcze nieporadna i dziecinna. Ale Jeffrey czyta� dalej i z wolna uspokaja� ich obawy. Ojciec bowiem postara� si�, by Eulalii towarzyszy�a szacowna rodzina Philpott�w, nawiasem m�wi�c metodyst�w, kt�rzy wyruszali nawraca� filipi�skich pogan na wyspie Mindanao.
Eulalia nie ukrywa�a podniecenia. Jej rado�� opad�a jednak, gdy odezwa� si� Jed. Chocia� ledwie osiem lat od niej starszy, zwykle przemawia� w imieniu wszystkich braci. Gdziekolwiek si� siostra pojawi, m�wi�, zawsze musi wydarzy� si� co� z�ego. �atwo przewidzie�, �e pi�� par niebieskich m�skich oczu skierowa�o si� natychmiast w stron� pustego miejsca, gdzie jeszcze do niedawna znajdowa� si� stolik z cygarami. Potem popatrzyli na Eulauli�, a ich srogi wzrok nie wr�y� nic dobrego.
Eulaulia uwa�a�a, �e brat nigdy nic wybaczy� jej incydentu z dawnych lat, kiedy to jako trzylatka wpad�a do wyschni�tej studni i tylko on by� na tyle szczup�y, by wybawi� j� z tej przykrej opresji. Uwa�a�a za wielce krzywdz�ce i niesprawiedliwe wini� j� za co�, co przytrafi�o si� jej w tak m�odym wieku. Sprzeczali si� jeszcze przez trzy dni, g��wnie Eulalia z Jedcm. Brat wysuwa� ca�kiem bezsensowne argumenty, przyr�wnuj�c jej wyjazd do otwarcia puszki Pandory. Nie wiadomo, na jakiej podstawie wylicza� przera�aj�c� list� wypadk�w, kt�re m o g � si�
11
jej przydarzy�. By�a dotkni�ta i oburzona - z jego s��w wynika�o, �e przypomina�a co�. na kszta�t zarazy! T�umaczy�a, �e to bzdura sadzi�, i� przynosi pecha. Wszyscy wiedzieli, �e nic takiego n i e istnieje, a jednak patrzyli z u w a g � na Jeda. gdy na poparcie swoich s��w pokazywa� liczne blizny. Tak wi�c a� do sobotniego poranka Eulalia pogr��y�a si� w rozpaczy. Wyla�a morze �ez, a ostatniej nocy jej cia�em wstrz�sa� gwa�towny, �a�osny szloch.
Ale mi�osierny Pan wida� by� po jej stronie, niedzielne bowiem kazanie niespodziewanie uwolni�o zapuchni�i� od p�aczu dziewczyn� z nadopiekuiiczych obj�� brata. Pastor Tutwhyler wybra� w�a�nie ten poranek na refleksj� o ludzkich przes�dach. W kazaniu okre�li� je mianem perfidnych �art�w szatana, kt�rym prawdziwy chrze�cijanin nie powinien ulega�. W tej chwili Eulalia mia�a ochot� zerwa� si� z �awki rodziny LaRue i serdecznie uca�owa� duchownego. Po mszy us�ysza�a od pastorowej Tutwhyler, �e wielebnego zainspirowa� nowo przyby�y do miasteczka chiromanta % Nowego Orleanu. Jednak Eulalii zupe�nie nie obchodzi�o, kto natchn�� pastora; kazanie zdzia�a�o cuda.
Teraz, po up�ywie trzech miesi�cy od tamtych zadziwiaj�cych wypadk�w, siedzi w sypialni domu ojca w Manili i, o ironio, czeka na niego tak samo. jak to zwyk�a robi� przez wszystkie minione lata. Przyby�a dzie� wcze�niej ni� zaplanowano, a ojciec przebywa� jeszcze na inspekcji w prowincji Quezon. Mia� wr�ci� najprawdopodobniej w po�udnie.
Wtem kto� zapuka� do drzwi. Dziewczyna podnios�a g�ow� i ujrza�a Josefin�, gospodyni� ojca, kt�ra wesz�a do pokoju z telegramem w r�ku.
- Przepraszam najmocniej, ale ojciec panienki zostanie jeszcze jaki� czas poza domem.
Poczu�a gwa�towny skurcz �o��dka, a pok�j wyda� si� jej nagle ciasny i bardzo duszny. Mia�a ochot� si� rozp�aka�, ale resztk� si� powstrzyma�a �zy. Opar�a si� o fotel, ramiona opad�y �a�o�nie, znacznie bardziej ni� zezwala�y na to surowe
12
nauki madame Devereaux. Wzi�a g��boki oddech, spojrza�a raz jeszcze na zegar i zaj�a si� tym, do czego by�a zmuszana przez lata - czeka�a.
D�ungla znowu zg�stnia�a i maczeta nie nad��a�a z wyr�by-w a n i e m przej�cia. Spl�tane krzewy zagradza�y drog�. S u m wi�c opad� w koiicu na ziemi� i przedziera� si� na kl�czkach pod pot�nymi paprociami, przeczo�guj�c si� ponad wystaj�cymi korzeniami i mokr� �ci�k�. Tu� obok ucieka�y przestraszone jaszczurki, widzia� te� kilka olbrzymich, przesz�o czterocenty-metrowej d�ugo�ci chrz�szczy bambusowych, kt�re wy�azi�y leniwie spod grubego m c h u przykrywaj�cego pod�o�e. We w�osy wpl�ta�y mu si� drobne ga��zki i mokre li�cie i wdziera�y si� za sk�rzan� klapk� na oku. sprawiaj�c mu b�l. Zatrzyma� si�. aby j� odpi�� i oczy�ci�. Ze z�amanej ga��zi krzaka, zwanego ir�dowcem, wycieka� bia�y sok. W ostatniej chwili Sam uskoczy�, unikaj�c spadaj�cych kropli, kt�re potrafi�y w�era� si� w cia�o niczym kwas i w ci�gu dw�ch minut spali� sk�r�.
Odetchn�� g��biej i ruszy! dalej. D�ungla wydawa�a si� olbrzymi�, niesko�czon� pu�apk�. Za plecami wci�� s�ysza� glosy toruj�cych sobie drog� ludzi. Nie dotarli jeszcze do g�stwiny. �wiadomo�� tego popcha�a Sama do przodu. Czo�ga� si� po wilgotnym pod�o�u, kr�powany przez poskr�can� ro�linno��. Pot nadal l a � si� z niego strumieniami,
W pn�czach nad jego g�ow� poruszy�a si� znienacka czarna �mija, nazywana w okolicy wampirem. Jej jad by� bardziej zab�jczy ni� pchni�cie sztyletem w serce. S a m skamienia�. Za plecami s�ysza� �wist maczet i roztrzaskiwanych zawzi�cie bambus�w. Wstrzymuj�c oddech spojrza� na szkliste, zielone oczy gada. Na szcz�cie �mija patrzy�a w drug� stron� i powoli przesuwa�a si� w bok, prze�lizguj�c si� po ga��ziach sinusoidalnym ruchem z g�ry na d�.
Umilk�y odg�osy r�bania, podobnie jak zatrzyma�o si� serce Sama. Pogo� w�a�nie dotar�a do g�stwiny. Serce znowu zabi�o.
13
tym razem g�o�no i niewiarygodnie szybko. Sam znalaz� si� w pu�apce bez wyj�cia, mi�dzy jadowit� �mij� a �cigaj�cymi go �o�nierzami.
W�skie uliczki roi�y si� od ludzi r�nych narodowo�ci, przede wszystkim Hiszpan�w, Chi�czyk�w oraz wyspiarzy. Na tle lego ha�a�liwego, r�nobarwnego t�umu, kt�ry by� czym� normalnym i powszednim na wyspie, widok ma�ej, r�owej parasolki z falbankami wydawa� si� absolutnie egzotyczny. Kr�ci�a si� ponad g�owami ciemnosk�rych przechodni�w jak l�ni�cy jedwabny spodek. W pewnej chwili zatrzyma�a sw�j taniec, nios�ca j� bowiem panienka stan�a i przepu�ci�a grzecznie rodzin� Filipi�czyk�w � ma��e�stwo z dzieckiem. Kobieta pochyli�a si� i skarci�a w lokalnym narzeczu c�rk�, chyba trzy nastoletni� dziewczynk�, kt�ra sekund� wcze�niej g�o�no zachichota�a, m�wi�c co� do rodzic�w. Oni za�miali si�, uj�li za r�ce rozbawion� c�reczk� i znikn�li w t�umie.
Eulalia skry�a twarz w cieniu wzbudzaj�cej takie rozbawienie parasolki i szybko si� odwr�ci�a, /o�adek podchodzi� jej do gard�a. �le si� tu czu�a - dokucza� jej upa�, dra�ni� zgie�k ulic i dziesi�tki rozgadanych, zaj�tych s o b � obcych ludzi. Nic nie pomog�y �arliwe modlitwy, ojciec nie przyje�d�a� i wci�� by�a smutna i straszliwie samotna.
Dotkn�a nerwowo wysokiego koronkowego ko�nierzyka, kt�ry teraz by� jedynie wilgotnym strz�pkiem materia�u, zwisaj�cym �a�o�nie n a d �lubn� k a m e � matki. Poprawiaj�c go stara�a si� wymaza� z pami�ci obraz mijanej przed chwil� rodziny, ich u�miechni�tych twarzy i pe�nych mi�o�ci spojrze�. Musn�a d�oni� broszk� i bezwiednie przesun�a palcami po delikatnym wzorze. Pr�bowa�a si� u�miechn��, lecz bez powodzenia; wyprostowa�a si� tylko i energicznie odgarn�a do ty�u w�osy. Popatrzy�a w g�r� na s�o�ce, jakby tam szukaj�c pociechy i ukojenia, ale potrz�sn�a g�ow� - nic nie poradzi na to, �e nie ma i nigdy nic mia�a kochaj�cych rodzic�w. Min�a d�u�sza
i'I
chwila, zanim znowu przesun�a parasolk� n a d g�ow�, aby uchroni� si� przed �arem tropikalnego s�o�ca.
Zamy�lona, westchn�a lekko i skierowa�a si� w stron� ln-tramuros, dawnych mur�w obronnych, wci�� odgradzaj�cych star� cz�� Manili. Przesz�a pod jednym z czterech kamiennych �uk�w i zag��bi�a si� w uliczk� biegn�c� na p�noc do bazaru. Josefina powiedzia�a jej, �e bazar Tondo jest kipi�cym �yciem miejscem, pe�nym najrozmaitszych towar�w, tote� wycieczka tam z pewno�ci� skr�ci jej czas oczekiwania na ojca. Rankiem Bulalia by�a tak zdenerwowana i zniecierpliwiona, gdy chodzi�a po salonie i nie mog�a oderwa� wzroku od wskaz�wek zegara, �e w ko�cu pos�ucha�a rad gospodyni i wysz�a z domu.
Kr�c�c parasolk� wesz�a na namiastk� chodnika, a jej ma�e obcasy stuka�y g�ucho o kamienie niczym bambusowe marimby. Oczywi�cie du�o wolniej, Eulalia bowiem, jak przysta�o na m�od� dam�, stara�a si� nie spieszy�. Nie na darmo madame Devereaux tyle lat wpaja�a dziewcz�tom zasady dystyngowanych ruch�w. Mia�y wyobra�a� sobie, �e f a � d y ich sukni p � y n � dostojnie i powoli, niczym �agle na wietrze, b�d� te� rytmicznie jak uderzaj�ca o brzeg morska fala. A prawdziwa dama wyczuwa odpowiedni r y t m tak �atwo i naturalnie jak oddycha.
Francuskie pantofelki Eulalii - �e nowe, z kwadratowymi czubkami, wykonane na zam�wienie z czarnej g�adkiej sk�rki, chrz�ci�y niemi�osiernie na kamienistej drodze. Jeszcze par� przecznic i je zrujnuje! Dowiedzia�a si�, �e w tych okolicach na wod� i b�ota, zalegaj�ce ulice przez dziewi�� miesi�cy w roku, rzuca si� po prostu kamienie.
Stan�a w�a�nie na jednym z tych wi�kszych i, co by�o do przewidzenia, po�lizgn�a si� i wpad�a po kostki w mazisty szlam. Z obrzydzeniem wyci�gn�a nog� z b�ota i poku�tyka�a na drug� stron� uliczki do ceglanego domu, najbli�szego w polu widzenia skrawka suchej ziemi. Tam z�o�y�a parasolk� i opar�a j� o rz�d spi�trzonych jeden na drugim koszy, stoj�cych wzd�u� �ciany jak du�e o�owiane �o�nierzyki. Wyj�a batystow� chusteczk� i zacz�a czy�ci� zabrudzony pantofel. Potem przyjrza�a
15
si� nie mniej ub�oconej chustce i, jako �e nie by�a ju� nic warta, wyrzuci�a j� do stoj�cej nieopodal spluwaczki. Zirytowana, odwr�ci�a si�, si�gn�a po parasolk�, po czym jednym zdecydowanym ruchem otworzy�a j� i odesz�a. Nawet nie zauwa�y�a, �e koszyki za n i � zachwia�y si� i przewr�ci�y jeden po d r u g i m jak kostki domina.
W dalszym ci�gu pod��a�a w kierunku przeciwnym ni� po�o�ony w Bindono dom ojca. Po uliczkach porusza�y si� wype�nione towarami w�zki i liczne tramwaje konne jedynej tu firmy przewozowej Compana dc Tranvjas, Jej emblematy widnia�y zreszt� na bokach pojazd�w. Wiele s�ysza�a od Josefiny na icmal tramwaj�w i krytycznego do nich stosunku ojca.
W owych czasach na Filipinach grasowa�a �miertelna choroba zwierz�t zwana surra, kt�ra bezlito�nie dziesi�tkowa�a konie. Przedsi�biorstwa przewozowego zdawa�o si� to nie obchodzi�, gdy� eksploatowa�o do ko�ca wychudzone szkapy, a� pada�y z wycie�czenia na ulicy. Sympatia dla zwierz�t i gniew wobec polityki firmy sprawi�y, i� ojciec w og�le nie korzysta� z lego �rodka lokomocji.
Kiedy Eulalia skr�ci�a za r�g i min�a z bliska konny tramwaj, zrozumia�a dlaczego ojciec tak post�powa�. Konic, tak naprawd� kucyki, niewiele wi�ksze od trzymiesi�cznego cielaka, z najwi�kszym trudem zmaga�y si� z ci�arem zape�nionego lud�mi powozu. Nigdy nie widzia�a tak zabiedzonych zwierz�t.
Stan�a jak wryta i przez d�u�sz� chwil� nie mog�a zrobi� ani kroku. Usi�owa�a zrozumie� co� tak jej obcego i �a�osnego. Konie w Hickory House i na farmie w Bcechtree stanowi�)' najbardziej cenione skarby jej brata Harrisona, i tak te� by�y traktowane. Mo�na powiedzie�, �e niemal nale�a�y do rodziny. Zwierz�ta za�, kt�re ujrza�a tutaj, przedstawia�y sob� sm�tny widok - chude jak wyn�dznia�e gekony. ledwie si� wlok�y s�aniaj�c na cienkich nogach. Nic, ani pal�ce s�o�ce, ani t�umy na ulicach nie zmusz� jej do skorzystania z takiego �rodka transportu.
16
Jeszcze zanim ujrza�a filipi�skie tramwaje, postanowi�a, �e b�dzie chodzi� pieszo, tak bowiem w�a�nie czyni� jej ojciec i chcia�a mu tym zrobi� przyjemno��. Teraz patrz�c na budz�ce lito�� konie zawstydzi�a si�, �e powodowa�y ni� egoistyczne pobudki i �e zupe�nie zapomnia�a o zwierz�tach.
Jednak�e wcze�niej trudno by�oby jej zrozumie� co�, czego nie zobaczy�a na w�asne oczy. A z pewno�ci� nie widywa�a zwierz�t chorych czy wyn�dznia�ych, przynajmniej nie w Belvedere w Hickory House, na farmie w Beechtree czy w zak�adach Calhoun Industries ani u �adnej z rodzin, z kt�rymi si� spotykali. Je�li nawet podobne wypadki mia�y miejsce, w co zreszt� w�tpi�a, bracia na pewno oszcz�dziliby jej takich widok�w.
Nie ulega�o w�tpliwo�ci, i� ch�opcy LaRue zawsze j� ochraniali. By�a ich oczkiem w g�owie - jako jedyna kobieta w starym i szanowanym rodzie, r�wnie wiekowym, co hikorowe drzewa, rosn�ce szpalerem wzd�u� drogi dojazdowej do maj�tku. Matka Eulalii, z domu Calhoun. takie szczyci�a si� znamienitym pochodzeniem, a to bardzo liczy�o si� w Po�udniowej Karolinie, gdzie rodzinne parantele decyduj� o spo�ecznej akceptacji.
Jej matka by�a prawdziw� dam�, czczon� i ub�stwian� przez wszystkich m�czyzn w rodzinie. Umar�a jednak za m�odu, tote� Eulalia zna�a j� jedynie z obrazu wisz�cego nad kominkiem oraz z relacji braci i os�b, kt�re widywa�y j� w przesz�o�ci. Podobnie jak matk�, r�wnie� Eulali� os�aniano przed wszystkim, co, zdaniem jej pi�ciu braci, uchodzi�o za niegodne jej b�d� niebezpieczne. Poza szko�� madame Devereaux, do kt�rej dowo�ono j� rodzinnym powozem, ko�cio�em oraz zupe�nie okazjonalnymi spotkaniami towarzyskimi, wsz�dzie towarzyszy�o jej przynajmniej dw�ch braci.
Nie mia�a wi�c okazji wychyn�� poza granice swojego dobrze strze�onego �wiatka, w kt�rym wszystko toczy�o si� g�adko i bez problem�w, a samo jej nazwisko w magiczny spos�b otwiera�o podwoje domostw najznakomitszych rodzin w okolicy. R�wnie� i tam damy ho�ubiono i wynoszono na piedesta�.
17
Opu�ci� j� tylko jeden cz�owiek i najbli�szego otoczenia - ojciec, a lak si� sk�ada�o, �e na jego mi�o�ci zale�a�o jej najbardziej. Dlatego te� znalaz�a si� tutaj, zdenerwowana i niepewna przed i c h pierwszym po siedemnastu latach spotkaniem. Jaka b�dzie jego reakcja, co poczuje i czy zaakceptuje dawno nie widzian� c�rk�? Eulalia nie mog�a si� ju� doczeka� jego powrotu, wyobra�a�a sobie, �e zjawi si� wreszcie dzi� wieczorem i nie rozczaruje si� jej widokiem. Pragn�a, aby wszystko u�o�y�o si� po jej my�li.
Serce wali�o mu w piersiach coraz g�o�niej, jego uderzenia hucza�y w g�owie niczym strza�y armatnie. Na szcz�cie �mija pope�z�a dalej i S a m ponowi� wzi�� spokojny i g��boki oddech. By� znowu wolny, no, mo�e nie ca�kiem. Musi si� jeszcze przedrze� do rzeki. Ruszy� napr/�d. Czo�ga� si� przez g�szcz, czujne jak pn�cza zaczepiaj� o jego koszul�. Ziemi� pokrywa� g�sty dywan z li�ci; lecz po kr�tkiej chwili zaro�la zacz�y si� przerzedza�. Szed� nadal na czworakach, dop�ki nie natrafi� na mokr� i czarn� jak bezgwiezdne niebo ziemi�.
Chwil� potem m�g� znowu wyprostowa� si� i pobiec dalej. Z pobliskiego ligowca zerwa�a si� chmara przera�onych ptak�w, gubi�c po drodze pi�ra. Inne, nieznane mu zwierz�ta skrzecza�)' doko�a i r�wnie� umyka�y w pop�ochu.
Nagle otoczy�o go morze kolor�w - jaskrawa czerwie� ja�min�w, ��cie� malw i fiolet storczyk�w, W powietrzu unosi� si� s�odki zapach tropikalnych kwiat�w i przenika� na wskro� jego nozdrza, spierzchni�te usta i gard�o. Znalaz� si� w wielopi�trowej, kwiatowej d�ungli, lecz nic zwa�y� na jej pi�kno i przedziera� si� dalej.
Wtedy poczu� zapach wody i wilgoci, najpewniejszy znak, �e zbli�a si� do rzeki. Powietrze wype�ni�a w o � mulistego nabrze�a. Dochodz�ce go od czasu do czasu hiszpa�skie i wypowiadane w lokalnym narzeczu s�owa �cigaj�cych zag�uszy� szum wartko p�yn�cej rzeki.
18
Je�li zdo�a lam szybko dotrze�, mo�e uda mu si� uciec. Rzeka Pasig prowadzi�a prosto do Tondo na obrze�ach Manili. Ruchliwe uliczki bazaru dawa�y mu realn� szans� na wymkni�cie si� pogoni. �cigali go partyzanci Aguinalda. Sam wiedzia� bowiem o pewnym cennym transporcie broni, a informacji tych potrzebowali w r�wnym stopniu Hiszpanie, Aguinaldo, jak i Andres Bonifacio, dow�dca Sama. Je�li z�apie go ktokolwiek poza Bonifaciem. jak amen w pacierzu b�dzie martwy.
Eulalia przesz�a za r�g i niespodziewanie znalaz�a si� na bazarze Tondo. Panowa�a tu gor�czkowa krz�tanina i ha�as, od kt�rego zacz�o si� jej kr�ci� w g�owic. Z drabiniastych, prymitywnych woz�w zgromadzonych na rynku wylewa�a si� masa kolorowych towar�w, zewsz�d s�ycha� by�o okrzyki sprzedawc�w zachwalaj�cych swoje dobra.
Oszo�omiona egzotycznym widokiem, K u l a � i a przeciska�a si� mi�dzy straganami i zmierza�a jak zahipnotyzowana ku stoiskom z materia�ami. Ju� z oddali dostrzeg�a b�yszcz�ce chi�skie jedwabne mory. mechate, purpurowe, morskie i jaskrawo��te aksamity. Pozwijane w grubsze i cie�sze bele g�rowa�y ponad niskimi postaciami chi�skich kramarzy. Ruszy�a g��biej w sam �rodek t�umu, lecz wkr�tce doj�cie do jedwabi zagrodzi� jej w�zek wype�niony we�nianymi i jedwabnymi dywanami. Zatrzyma�a si� i rozejrza�a doko�a - na pr�no. W zasi�gu wzroku widzia�a tylko twarze tubylc�w i mn�stwo wielobarwnych koszy.
Skr�ci�a, chc�c znale��' inn� drog�, kiedy co� przyci�gn�o jej uwag�. Przystan�a i patrzy�a zafascynowana. Filipinki nosi�y towar stawiaj�c sobie kosze na g�owach. Chocia� nie byl to dla niej obcy widok - w rodzinnych stronach praczki tak samo nosi�y bielizn� - tutejsze kosze by�y dwa razy wi�ksze, kobiety za� filigranowe, tote� wszystko razem wygl�da�o zadziwiaj�co. W wysokich koszach znajdowa�y si� z�ociste papaje, zielone i r�owe owoce mango oraz zupe�nie jej nieznane pomara�czowe melony.
19
Z prawej strony doszed� j� raptem intensywny zapach morza. Zaciekawiona, tani skierowa�a swe kroki. Wnet po�a�owa�a po�piechu, bowiem ujrza�a stoj�ce nieopodal w�zki zape�nione �ni�tymi, cuchn�cymi rybami. Handlarze co chwila polewali je wod�, aby jak najd�u�ej zachowa�y �wie�o�� w popo�udniowym upafe, ale, jak wida�, nie na wiele si� to zda�o. Smr�d stawa� si� nie do wytrzymania, tote� Eulalia czym pr�dzej uciek�a. Nie zniech�ci�o to jej do dalszej w�dr�wki; przemierza�a bazar wszerz i wzd�u�, wci�� ciekawa nowych wra�e� i ludzi.
Szalona, t�tni�ca �yciem atmosfera targu z niezwyk�� si�� przyci�ga�a dziewczyn�. Zupe�nie nie zdawa�a sobie sprawy, �e jest tylko ma��, z�owion� przez los rybk�, p�ywaj�c� do tej pory w dobrze sobie znanym, spokojnym strumyku, kt�ry w�a�nie zamieni� si� w g��bok�, r w � c � rzek�, p o r y w a j � c � j� ku przepa�ci. Sk�d mog�a wiedzie�, �e jej bezpieczne, ustabilizowane, samotne i dostatnie �ycie w to jedno popo�udnie przemieni si� w piek�o?
Sam jeszcze nie zgin��, ale ju� teraz czu� si�, jakby zst�pi� do piekie�. B y � potwornie z m � c z o n y , ocieka� potem, a p�uca pali�y go �ywym ogniem. Nie przestawa� biec, kiedy schyli� si� omijaj�c ga��zie niskiego ligowca i przeskoczy� nad jego poskr�canymi, wystaj�cymi korzeniami. Gna� dalej bez tchu przed siebie. Bez wahania odda�by sw�j miesi�czny zarobek najemnika za koj�c� zbola�y prze�yk szklaneczk� whisky. Poprzysi�g� sobie, �e je�li tylko ich zgubi, natychmiast kupi butelk� tego importowanego trunku. Ju� niemal czu� w ustach smak Old Crow Wliiskey i ta kusz�ca wizja popycha�a go naprz�d.
Maczet� torowa� sobie drog� wzd�u� biegu rzeki. S�ysza� ich tu� za sob�, odrobili straty i niepokoj�co zbli�ali si� do niego. G�osy �cigaj�cych sta�y si� wyra�niejsze, rozr�nia� poszczeg�lne s�owa rzucane po hiszpa�sku i w narzeczu tagalog. Zakl�� pod nosem, najwyra�niej nie by� ju� taki m�ody i szybki jak dawniej. Kiedy jednak ko�o niego przelecia� du�y ci�ki n�, zwany przez
21
tubylc�w bolo i wbi� si� w pie� drzewa z ostrym, morderczym brzd�kiem, Sam z miejsca poczu�, �e ubywa mu dobrych par� lat. Dziesi�� minut p�niej dobiega� do przedmie�� Manili, po up�ywie kolejnych pi�ciu minut mija� ludzi i zwierz�ta w jakiej� ma�ej, zat�oczonej uliczce. A jednak ci dranie wci�� deptali mu po pi�tach. S a m wbieg� na rynek i rozejrza� si�. Us�ysza� krzyki - to �cigaj�cy rozdzielili si� na grupy i zamierzali odci�� mu drog� ucieczki. Pod��y� w stron� grupy handlarzy i zacz�� si� przeciska� miedzy straganami. By� wysoki, stanowczo zbyt wysoki w por�wnaniu z tutejsz� ludno�ci�, tote� �o�nierze z �atwo�ci� go wypatrzyli. Pokazywali z daleka w jego kierunku i ju� po chwili .spieszy�o ku niemu trzech drab�w. S a m przeskoczy� n a d dyszlem najbli�szego wozu i zrzuci� na prze�ladowc�w zwini�te w rulony dywany. Dwaj z nich znikn�li przywaleni t� stert�, trzeci upad�, lecz ju� si� podnosi�. S a m odwr�ci� si�, zdzieli� go pi�ci� mi�dzy oczy i pobieg� w najbardziej zat�oczon� stron� bazaru.
Kiedy znalaz� si� w samym sercu targowiska, upad�, powoli wczo�ga� si� pod stoj�cy opodal w�z i stamt�d obserwowa� dalsze wydarzenia. Ko�o oczu mign�a mu para but�w pokrytych czarnym b�otem z d�ungli, po chwili nast�pna i jeszcze jedna. Gdy nabra� pewno�ci, �e �cigaj�cy przeszukali ju� ca�y rynek, postanowi�
ostro�nie wyj�� z kryj�wki i wmiesza� si� w t�um. Obrawszy
taktyk�, podpelz� do brzegu wozu i wyci�gn�� powoli praw� r�k�. Nagle na jego d�ori nadepn�� ma�y damski bucik, a w�a�ciwie
wbi� mu si� w cia�o cienkim, ostrym obcasem. Sam resztk� si�
zd�awi� okrzyk b�lu. drug� r�k� chwyci� stop� dziewczyny
i wyswobodzi� obola�� d�o�. Odetchn�� z ulg�, ona za� krzykn�a z przera�enia. Natychmiast
pu�ci� jej kostk� i szybko skry� si� z powrotem pod wozem.
Przyjrza� si� obola�ej r�ce i zakl��. Mi�dzy kciukiem a palcem
wskazuj�cym mia� g��bok�, brocz�c� krwi� ran�. Ko�o wozu pojawi�y si� kolejne buty, odci�gaj�c jego uwag�
od szarpi�cego b�lu. Le�a� bez ruchu. Min�y go i Sam ponownie
wyczo�ga� si� z ty�u wozu. Horyzont wydawa� si� czysty, wok�
widzia� tylko postacie tubylc�w.
$ 22
Schyli� g�ow� i przedziera� si� powoli przez t�um, pochylaj�c si� mocniej, gdy widzia� w pobli�u �o�nierzy. Szed� przed siebie i co chwila ogl�da� si� w prawo, sprawdzaj�c obszar od strony niewidz�cego oka. Doszed� tak a� do sprzedawcy ryb. Odwr�ci� si� ponownie i wtedy to zobaczy�.
Pod�u�ny, sztyletowaty przedmiot ozdobiony jakim� r�owym ornamentem z m i e r z a � prosto w jego jedyne oko. S a m w ostatniej chwili uchyli� g�ow�. Chryste! - pomy�la� i instynktownie si� wyprostowa�. Otar� pot z czo�a. Omal nie straci� drugiego oka! Sta� i wpatrywa� si� w r � � o w � parasolk� chwiej�c� si� n a d g�owami przechodni�w.
Wyprostowa� si� - niewybaczalna pomy�ka.
Z t � u m u wypad� �o�nierz i rzuci� si� na niego z no�em bolo w r�ku. S a m spojrza� w lewo i dostrzegaj�c sprzedawc� z uniesionym wiadrem do polewania ryb, wyrwa� mu je z r�ki i cisn�� w napastnika. Nast�pnie pu�ci� si� biegiem przez rynek, przewracaj�c po drodze dwa w�zki dla spowolnienia po�cigu. Pochyli! si� znowu i zanurkowa� mi�dzy zaaferowanych ostatnimi wypadkami ludzi.
Eulalia mog�a przysi�c, �e kto� chwyci� j� za kostk�. Spojrza�a uwa�nie w d�, ale nie mog�a nie dostrzec, widok zas�oni�y jej bowiem dziesi�tki n�g, a przesuwaj�cy si� t�um poci�gn�� j� za sob�. Jednego si� dzisiaj nauczy�a - s�owo �t�um" mo�e naprawd� oznacza� zupe�nie co� innego ni� sobie do tej p o r y wyobra�a�a. Nie by�a przyzwyczajona do takiej hordy. Jednak ta rozkrzyczana, niemi�osiernie t�ocz�ca si� ci�ba nie tylko j� przera�a�a, a�e i wzbudza�a dreszcz podniecenia. Rynek Tondo sta� si� dla niej nowym, fascynuj�cym do�wiadczeniem, ca�kowicie odmiennym od spokojnego i strze�onego �ycia w Belvedere.
Dzia�y si� tu wprost niewyobra�alne rzeczy. Najpierw incydent z jej nog�, a potem, kiedy stara�a si� uciec od smrodu ryb, zauwa�y�a nagle to dziwne zamieszanie - wszyscy patrzyli na mokrego m�czyzn� z kub�em na g�owie. Podobnie jak poprzed-23
nio, r�wnie� i temu nie po�wieci�a zbyt wiele uwagi i ruszy�a przed siebie omijaj�c przewr�cony w�zek.
Wreszcie ujrza�a to. czego akurat szuka�a. Na stoj�cym przed ni� w�zku pyszni�y si� wielobarwne wachlarze o najrozmaitszych wzorach. Po jednej stronie pi�trzy�y si� kosze, wiec dziewczyna obesz�a je i zbli�y�a si� do roz�o�onych towar�w.
Nie potrafi�a si� zdecydowa�, kt�ry z wachlarzy b�dzie najlepiej pasowa� na dzisiejszy wiecz�r. Spodoba�y si� jej dwa - jeden wspania�y, z zielonego jedwabiu i z namalowanymi ptakami, drugi jasnob��kitny, pokryty delikatnym rysunkiem portu i statk�w. Wzi�a oba do r�ki. Wtedy sprzedawczyni, stara kobieta o b�yszcz�cych oczach i szerokim lepkim u�miechu pokaza�a jej len idealny.
Wachlarz by� w odcieniu ciemnego fioletu z jasnym r�owym wzorkiem, dok�adnie w kolorze jej parasolki. Od�o�y�a na miejsce pozosta�e i zamkn�a parasolk�. Por�wna�a kolory, pasowa�y idealnie. Dla uwolnienia r � k wbi�a parasolk� w ziemi�, ale �e ta nie przestawa�a si� chybota� podnios�a j� do g�ry i mocniej chwyciwszy r�czk�, ponowi�a pr�b�...
Trzask! Wbi�a j� w kawa�ek mi�kkiej ziemi obok w�zka.
I sta�a si� rzecz przedziwna. Mog�aby przysi�c, �e us�ysza�a j�k i st�umione przekle�stwa. Przesia�a szuka� pieni�dzy w torebce i podnios�a g�ow�. To nie mog�a by� sprzedawczyni, g�os najwyra�niej nale�a� do m�czyzny. Rozejrza�a si� wok�, lecz nie dostrzeg�a nikogo podejrzanego.
Zrzuci�a to w ko�cu na karb odg�os�w ulicy i swojej wybuja�ej wyobra�ni. Westchn�a, wyj�a kilka monet z portmonetki i wr�czy�a je kobiecie. Potem z�apa�a parasolk� i z wachlarzem w r�ku pospieszy�a dalej. Chcia�a znale�� jeszcze kilka drobiazg�w, zanim nadejdzie pora powrotu do domu.
Noga bola�a straszliwie. Sam zerwa! z szyi mokr� chustk� i obwi�za� n i � zranion� �ydk�. Do diabla, po prostu nie m�g� uwierzy�, �e ten przekl�y r�owy parasol wbi� si� w jego nog�.
24
Przemyka� w�a�nie od jednego wozu do drugiego, kiedy to si� sta�o. Przedzieraj�c si� przez bazar, musia� wida� zbytnio wysun�� nog�, nast�pn� bowiem rzecz�, jak� zapami�ta�, by� ostry, przeszywaj�cy b�l w �ydce. Ze wszystkich si� stara� si� nie krzykn��. W z i � � tylko g��boki oddech, a po paru sekundach wypu�ci� powietrze, cedz�c przez z�by liczne znane mu przekle�stwa, a nawet do�o�y� kilka nowych, kt�re na poczekaniu przysz�y mu do g�owy.
Zako�czy� opatrywanie obola�ej ko�czyny. Mia� nadziej�, �e mocno zawi�zana opaska wkr�tce z�agodzi b�l. Odwr�ci� si� i spojrza� w stron�, gdzie jeszcze przed chwil� sta� zamachowiec w sp�dnicy, ale dziewczyna znikn�a. To jest chyba jej szcz�liwy dzie�, pomy�la� z przek�sem. W ka�dym innym miejscu i czasie nie usz�oby jej to na sucho. Wprawdzie nigdy dot�d nie skrzywdzi� kobiety... jeszcze nie.
Z wysi�kiem p o d j � � na nowo w�dr�wk� od wozu do wozu, zatrzymuj�c si�, gdy przechodzili �o�nierze. Musia� przyzna�, �e to zdeterminowana banda. Aguinaldo naprawd� potrzebuje tej broni.
Cztery metry przed sob� ujrza� wozy ustawione w kszta�cie litery T. Wsl�pi�a w niego nadzieja, sprzedawcy bowiem ustawiali je tak jedynie w naro�nikach placu. Je�li si� nie myli, znajduje si� teraz w pobli�u p�nocno-wschodniego kra�ca rynku, tu� obok pl�taniny uliczek, gdzie z �atwo�ci� zdo�a si� ukry�. Ludzie Aguinalda tam go nie znajd�, tego byl pewien. Je�li tylko tam dotrze, b�dzie wolny.
Przeczo�ga� si� pod kolejny w�z. N o g a w dalszym ci�gu piekielnie bola�a, wiec przystan��. Jeszcze troch�, pomy�la�, jeszcze tylko odrobin�. Wzi�� g��boki oddech i znalaz� si� przy ostatnim wozie. By� ju� tak blisko celu.
I wtedy ujrza� te diabelskie buty, zapinane wysoko damskie pantofle z mia�d��cymi ko�ci obcasami. Na domiar z�ego dostrzeg� zwisaj�c� wzd�u� falbianiastej sp�dnicy r�ow� parasolk� ze sztyletowatym czubkiem. Mimo wszystko postanowi� zignorowa� ten widok i ju� si� odwr�ci�, by kontynuowa�
25
ucieczk�, gdy zdarzy�o si� co� nieprzewidzianego. Na ziemie, tu� obok jego g�owy, upad� wachlarz. Spojrza� do g�ry i zobaczy� utkwione w sobie, pe�ne przera�enia oczy m�odej blondynki. Jedn� r�k� prawie dotyka�a wachlarza.
- Och, m � j Bo�e! - Twarz dziewczyny znikn�a z pola widzenia.
Do diaska! Nast�pi�a d�uga, denerwuj�ca chwila ciszy. Sam czeka�, a� rozlegnie si� przera�liwy wrzask dziewczyny, �wiadom, �e b�dzie musia� si� natychmiast salwowa� ucieczk�.
Ale krzyku nie by�o.
Zwariowana dziewczyna ponownie si� nachyli�a, a jej jasne w�osy niemal dotyka�y ziemi, gdy mu si� przygl�da�a. Tym razem jednak trzyma�a parasolk� niczym miecz, celuj�c ostrym Ko�cem w jego g�ow�.
- Kim pan jest, jakim� piratem? - zapyta�a najbardziej niewyra�nym po�udniowym akcentem, jaki kiedykolwiek s�ysza�.
Przez n i � mo�e zgin��. Przybli�y� si� wolno w jej stron�.
- Prosz� mi odpowiedzie�, m � j panie. K i m p a n jest? - powt�rzy�a lekko zirytowana, akcentuj�c ka�de s�owo ruchem parasolki.
Sam przy�o�y� palec do ust na znak. �e powinna by� cicho. Najwyra�niej zastanawia�a si� n a d tym. bo nie zwr�ci�a uwagi. �e m�czyzna zmieni! po�o�enie n�g i w ka�dej chwili by� got�w do skoku.
- Czy to pan z�apa� mnie za nog�? - Na jej twarzy pojawi� si� wyraz podejrzliwo�ci, macha�a przed nim parasolk�, jakby by�a gotowa odpowiednio go potraktowa�, cho� Sam by� pewien, �e nie zdoby�aby si� na to.
- No wi�c, czy to pan? To przepe�ni�o czar�. Si�gn�� po parasolk�, wyrwa� j�, ukl�kn��.
D r u g � r�k� chwyci� dziewczyn� w pasie i poci�gn�� w d� pod w�z. Teraz zacz�a krzycze�. Musia� j� uciszy�. Wczo�ga� si� g��biej pod w�z przygwa�d�aj�c jej wij�ce si� cia�o swoim. Skrzywi� si� - wydziera�a mu si� prosto w twarz, co nie by�o ani wygodne, ani bezpieczne. Pu�ci� wi�c czym pr�dzej parasolk�
26
i mocno po�o�y� d�o� na jej ustach. Dziewczyna szuka�a po omacku swej r�owej broni, lecz S a m pierwszy chwyci� parasolk� i przy�o�y� jej do gard�a.
- Zamknij si�! - wycedzi� przez z�by. Tak te� zrobi�a. Jej oczy sta�y si� wielkie jak srebrne pesety,
prawie wype�niaj�c drobn� poczerwienia�� z gniewu twarz. Zerkn�� do g�ry. gdy� w t y m samym momencie w�z min�y dwie pary m�skich but�w. Zesztywnia� w napi�ciu i instynktownie przycisn�� dziewczyn� mocniej do ziemi. Jej noga otar�a si� O jego zranion� �ydk� i twarz m�czyzny wykrzywi� grymas b�lu. Le�a�a bez ruchu, cicha jak morze po sztormie, lecz nagle oczy jej utkwi�y w jakim� punkcie na ziemi ko�o wozu.
Pod��y� za jej wzrokiem w miejsce, gdzie pojawi�o si� dw�ch �o�nierzy. M�czy�ni rozmawiali p�g�osem, a on pilnie nas�uchiwa� w nadziei, �e zdradz� swoje plany. Dziewczyna zacz�a co� mamrota�, lecz Sam tylko mocniej zakry� jej usta.
- Ani s�owa, bo ci� zabij� - zagrozi� morderczym szeptem. Wzrok dziewczyny ponownie skierowa� si� na ziemi�. Wtedy
i on to dostrzeg�. Jej wachlarz le�a� tu� obok �o�nierskiego buta; je�li m�czyzna schyli si� po niego, na pewno zobaczy ich pod wozem.
Sam czeka� w napi�ciu na rozw�j wypadk�w i od czasu do czasu zerka� na dziewczyn�. Wpatrywa�a si� w przepask� na jego oku. Zachcia�o mu si� �mia�. Je�li o to chodzi, kobiety r�nie reagowa�y na ten ma�y kawa�ek czarnej sk�ry, niekt�re z obrzydzeniem, inne za� z ciekawo�ci�. Blondynka w�a�nie tak na niego patrzy�a; by�a zaciekawiona, a zarazem przestraszona, � bardzo dobrze. Je�li si� go boi. to niew�tpliwie zamknie buzi�, a to by�o w tej chwili najwa�niejsze.
�o�nierze wci�� rozmawiali, a on s�ucha�. Wiedzieli, �e si� gdzie� tutaj ukrywa, planowali wi�c rozdzieli� si� na grupy i przeczesa� ca�y rynek. Zamierzali przeszuka� ka�dy w�z. nawet pod spodem. Musi si� stad wynosi� i to jak najpr�dzej. Obejrza� si� na sznur woz�w, a potem spojrza� przed siebie. Woz�w ju� tam nic by�o, tylko otwarta przestrze� wype�niona lud�mi. Na
27
ko�cu, na lewo, stal pot�ny, murowany ko�ci�, z prawej za� sirony znajdowa� sic rzi)d ceglanych magazyn�w, Miedzy nimi rozci�ga! si� labirynt uliczek - jego cel.
Wzi�� g��boki oddech i wyci�gn�! maczet�, trzymaj�c j� tu� przy twarzy dziewczyny. Wstrzyma�a oddech - wyczu� jej przera�enie.
- Ani jednego s�owa, bo zrobi� z tego u�ytek. Jasne? Dziewczyna pokiwa�a g�ow�, jej oczy zn�w rozszerzy�y si� ze
strachu.
Od�o�y! parasolk� i zast�pi� ja no�em szepcz�c:
- Cofn� teraz r�k�. Je�li pi�niesz cho� s��wko, poder�n� ci gard�o.
Oderwa� d�o� od jej ust i jednocze�nie przystawi� do szyi ch�odne ostrze maczety. Nawet nie pisn�a. St�umi� u�miech triumfu i nada� gro�nie si� w n i � wpatrywa�. Parasolk� wsadzi� sobie za pasek. Na wszelki wypadek, gdy� jak na jeden dzie� mia� ju� wystarczaj�co du�o prze�y� za spraw� tego diabelskiego przyrz�du. Nie chcia� ryzykowa�, �e dziewczyna ponownie go u�yje do obrony. L e w � nog� wsun�� mi�dzy wielkie kosze, stoj�ce z ty�u za wozem. Uda�o mu si� przesun�� jeden i zrobi� no tyle du�y otw�r, aby m�c si� przczeri przecisn��.
- A teraz bardzo powoli wstaniemy i przecz�gamy si� przez t� dziur�, zrozumia�a�?
Dziewczyna spojrza�a na przerw� i podnios�a na niego przera�one oczy. Z trudem prze�kn�a �lin� i lekko pokiwa�a g�ow�.
Ostro�nie zwolni� �elazny u�cisk, nadal jednak trzyma! kolana po obu stronach jej ud na wypadek, gdyby zechcia�a czmychn�� na d r u g � stron�.
- Odwr�� si�.
Ramiona dziewczyny a� podskoczy�y na d�wi�k jego s��w.
- Odwr�� si�! - ponowi� rozkaz. Przycisn�! jej do szyi n� i cofn�� go nieco, aby mog�a zobaczy�, �e ma na ten manewr wystarczaj�co du�o miejsca.
Przekr�ci�a si� na brzuch.
Trzymaj�c maczet� przy jej karku Sam ukucn��. Zraniona �ydka pulsowa�a ze zm�czenia.
28
- Ukl�knij. Dziewczyna nie poruszy�a si�.
- Powiedzia�em.,, na... kolana... Teraz!
- N�... - szepn�a, wskazuj�c na pow�d, dla kt�rego si� nie rusza.
Zgrabnym ruchem w�o�y� rami� pod jej piersi i przyci�gn�� mocno do siebie, zmieniaj�c jednocze�nie po�o�enie no�a, kt�ry znowu tkwi! przy gardle dziewczyny. Przylega�a do niego ca!ym cia�em - g�ow� opiera�a mu o ramiona, jej plecy dotyka�y �eber m�czyzny, a po�ladki jego krocza.
Trzyma� j� tak d�u�sz� chwil�. Czu� zapach gardenii, pi�ma i kobiecego strachu. Jego oddech sta� si� szybki i p�ytki. Popatrzy! na ni�. By�a blada, zbyt przera�ona, aby si� czerwieni�. Nic cofn�a oczu pod jego spojrzeniem, wpatrywa�a si� w milczeniu. Wtedy zwr�ci� uwag� na jej oczy, przejrzy�cie niebieskie i czyste jak g�rski l�d. Jej oddech, r�wnie p�ytki, z trudem dobywa� si� z pe�nych, spierzchni�tych teraz ust. Powi�d� wzrokiem po jej ma�ym podbr�dku, bia�ej szyi i nabrzmia�ych z wysi�ku �y�ach. Widzia�, jak krew pulsuje w nich szybkim t�lneni. Jego w�asny puls te� przyspieszy�, a serce wali�o mu w piersiach tak samo mocno jak w d�ungli.
W pobli�u zadudni�y kolejne �o�nierskie buty. Sam skin�! g�ow� w kierunku dziury.
- Ruszaj si�.
Wyjrza� przez szpar� mi�dzy koszami. Nie przestawa� obejmowa� jej jedn� r�k�, w drugiej za� trzyma� gro�nie n�. Przez moment o�lepi�y go promienie s�o�ca. Przyci�gn�� j� do siebie, upewniaj�c si�, �e mu nie ucieknie. Opar! si� plecami o wielki kosz i czeka�, a� oko przyzwyczai si� do s�onecznego blasku. G d y m�g� ju� rozr�ni� wszyskie szczeg�y otoczenia, rozejrza� si� i podj�� decyzj�.
- Teraz! - krzykn�� i podrywaj�c dziewczyn� do g�ry. pobieg! schylony w stron� uliczki.
Nagle poczu�, jakby ci�gn�� za sob� worek kartofli.
- Biegnij! - rozkaza� dziewczynie ze w�ciek�o�ci�. Niestety,
29
nadaremnie. Patrzy� os�upia�y, jak wbija obcasy w ziemi� i staje W miejscu kr�c�c g�ow�. W jej oczach ujrza� granicz�ce z histeri� przera�enie. Sam widywa� ju� takie spojrzenia na twarzach umieraj�cych ludzi.
Ci�gn�� j� jeszcze par� metr�w, zanim nie szarpn�a jego ramieniem, a� zatrzymali si� jak wryci.
Musia� cofn�� n�, aby nie przeci�� jej gard�a. W tej sumej chwili pojawili si� �o�nierze i z dw�ch stron rzucili si� na niego, Z lewa j od ty�u. Sam walczy� jak op�tany, bi� pi�ciami, kopa� i uderza� g�ow�.
Jeden z �o�nierzy �cisn�� go rarnicniem za szyj�, zaciskaj�c krta�. S a m si�gn�� do g�ry i chwyci� m�czyzn� obur�cz za w�osy. Na szcz�cie ten nie mia� he�mu, wi�c Sam pochyli� g�ow� i z ca�ej si�y odrzuci� j� do ty�u, uderzaj�c przeciwnika w czo�o. B�yskawicznie le� odwr�ci� si� do niego z pi�ciami gotowymi do ataku. �o�nierz zatacza� si� jeszcze zamroczony, kiedy S a m uderzy� go tak silnym prawym sierpowym, �e nie powstydzi�by si� go sam mistrz boksu, John L. Sullivan.
Wtedy natar� na niego drugi �o�nierz. Sam uderzy� go pi�ci� w podstaw� szyi i m�czyzna osun�� si� obok swego towarzysza. Sam wytar� krew z rozci�tej wargi i rozejrza� si� po placu. W jego stron� bieg�o nast�pnych pi�ciu napastnik�w. Omin�li dziewczyn�, kt�ra wygl�da�a, jakby mia�a za chwil� zwymiotowa�.
Do diab�a z ni�. pomy�la� i rzuci� si� do ucieczki. Zbli�a� si� do kra�ca tynku rozpychaj�c si� bez pardonu przez t�um, dop�ki nie dobieg� do pierwszej z uliczek. Dach budynku rzuca� na ni� pot�ny cie�. Sam skr�ci� za r�g domu i odetchn�� z ulg�. wiedz�c, �e w ko�cu jest bezpieczny.
1 wtedy dobieg! go przera�liwy krzyk. Chyba ca�y �wiat us�ysza� wrzask tej kobiety.
Zdrowy rozs�dek podpowiada� mu, �eby ucieka�, gdzie pieprz ro�nie, i to jak najszybciej. Zatrzyma�o go jednak sumienie. Noga pulsowa�a, podobnie jak r�ka; b�l powinien go ostrzec, Ale my�la� tylko o jednym.
Dziewczyna by�a w opa�ach.
Znowu rozleg� si� jej krzyk. Wydawa� si� wystarczaj�co g�o�ny, a b y skruszy� mury i rozbi� szyby w oknach. Skrzywi� si�; nie mo�e jej tam zostawi�. Dziewczyna jest mu potrzebna jak wrz�d na ty�ku, ale widziano j� z nim i mo�e mie� przez to powa�ne k�opoty.
Cofn�� si� do wylotu uliczki i wyjrza� z cienia. D r o b n � posta� trzyma�o dw�ch �o�nierzy, podczas gdy trzeci przystawi� n� bolo do piersi dziewczyny. Jej poszarza�a Iwarz by�a pozbawiona jakiegokolwiek wyrazu. Tak. niew�tpliwie znalaz�a sie w tarapatach, a chocia� on sam podobnie jej grozi�, to nigdy nie u�y�by wobec niej no�a.
Ci m�czy�ni nie mieli �adnych skrupu��w.
30.
Dziewczyna mia�a ochot� zwymiotowa�.
Nie starczy�o jej jednak na to czasu. W jednej chwili sta�a z no�em przystawionym do piersi po�r�d ordynarnych, wrzeszcz�cych �o�nierzy, a ju� w nast�pnej pot�na r�ka chwyci�a j� w pasie i unios�a z ziemi. Instynktownie chcia�a si� wyswobodzi�, ale pogromca trzyma� j� przy sobie w mocnym, �elaznym u�cisku. Zna�a ju� t� r�k�. To wr�ci� szalony, jednooki cz�owiek z maczet�.
�o��dek podszed� jej do gard�a, kiedy zacz�� ni� wywija�. Obr�ci� si� na jednej nodze, uni�s� drug�, got�w do b�yskawicznego uderzenia kt�rego� z tych przera�aj�cych m�czyzn. Chwyta�a oddech otwartymi ustami. Wok� niej rozlega�y si� straszliwe odg�osy walki -j�ki, rz�enie i twarde uderzenia pi�ci. Szcz�ciem dla siebie nie widzia�a szczeg��w, niczego poza zamazanym obrazem upadaj�cych na ziemi� postaci.
Przez moment m�czyzna zatrzyma� si� na tyle, �e zdo�a�a ujrze� wykrzywion� twarz powalonego �o�nierza. Zacz�a krzy-
cze�, ale ponownie si� obr�ci� i kopn�� kolejn� ofiar�. Poniewa�
nie wypuszcza� jej z r�k, wirowa�a szybko i bez�adnie wraz
z ka�dym jego ruchem. W�osy rozsypa�y si� do ty�u, a odrzucany
wielk� si�� od�rodkow� �o��dek zamieni� si� w ci�k�, kamienn�
kul�. Krzyk uwi�z� jej w gardle i nawet nic by�a w stanic
zaprotestowa�, gdy jej sp�dnica wyd�a si� jak balon i ca�emu
�wiatu ukaza�y si� nieskromnie koronkowe majteczki.
Jej nogi zwisa�y bezw�adnie niczym szyjki kurcz�t. Resztk� godno�ci zdo�a�a przynajmniej je zacisn��. Szukaj�c r�wnowagi chwyci�a m�czyzn� za udo. I odkry�a co�. Przedtem myli�a si�, udo by�o twarde niczym pie� drzewa. Znowu zrobili dziki obr�t, a m�czyzna �cisn�� j� przy tym jeszcze mocniej, wyduszaj�c zjej p�uc resztki powietrza. Poczu�a si�