16986
Szczegóły |
Tytuł |
16986 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
16986 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 16986 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
16986 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
NEKROSKOP 8
Brian Lumley
�wiat wampir�w 3: krwawe wojny
Tytu� orygina�u: The Vampire World III: Bloodwars
T�umaczenie: Robert Palusi�ski
Dla Steve'a Jonesa. Z podzi�kowaniami za magiczne s�owa.
Zobaczysz, �e odda�em je... Zek!
CZʌ� PIERWSZA:
Ziemia
I
Na zewn�trz, wewn�trz
W centrum Londynu. Ben Trask wraca� z wczesnego lunchu spo�ytego w indyjskiej
restauracji, znajduj�cej si� w odleg�o�ci pi�ciu minut marszu od kwatery g��wnej Wydzia�u E.
Poci� si� zar�wno od wewn�trz, jak i na zewn�trz. Od �rodka, w ustach i w gardle pali�o go curry,
na zewn�trz poci� si� z powodu niezwykle ciep�ego, majowego dnia. Kr�luj�ce na bezchmurnym
niebie po�udniowe s�o�ce przypieka�o tak samo, jak nad Morzem Jo�skim. Trask nie by� tym
zachwycony, lecz mia� nadziej�, �e jego go��, przybysz z innego �wiata, jest zadowolony z takiej
pogody. Od czasu, gdy przed kilku dniami Zek F�ener i Nathan Kiklu (albo Nathan �Keogh� - jak
wola� by� nazywany Nekroskop) pojechali na greckie wyspy, Trask dochodzi� do �adu z samym
sob� oraz stara� si� uporz�dkowa� swoj� tajn� organizacj� wywiadu paranormalnego.
Martwi� si� o los tych dwojga z r�nych jednak�e przyczyn. Nathan by� prawdopodobnie
najbardziej warto�ciowym i z pewno�ci� najbardziej, hm -jak to okre�li�? - wyj�tkowym
cz�owiekiem na �wiecie; a nawet w dw�ch �wiatach. Z kolei Zek by�a jego mi�o�ci�. W ko�cu,
maj�c ju� swoje lata (Trask poci�gn�� nosem), zakocha� si�! Nie, �eby by� starcem, co to to nie,
ale... to komplikowa�o sprawy. Wyjazd Zek na greckie wyspy dodatkowo skomplikowa� sytuacj�.
Przypomnia�o mu si� g�upie, stare przys�owie: �co z oczu, to z serca�. Fakt faktem, z oczu znikn�a,
ale w sercu jeszcze nigdy nie zago�ci�a tak mocno, jak teraz.
W chwili, kiedy o tym pomy�la�, stwierdzenie zadzia�a�o niczym przywo�anie: G��boka
woda... s�one morze... wodorosty i mu� zasnu�y wzrok Traska - nie, wzrok Zek! B�l w jego/jej klatce
piersiowej... bicie serca, zamglony wzrok, p�uca krzycz�ce o haust powietrza! S�odki Jezu, ona
tonie! I daje mu zna� o tym w jedyny spos�b, w jaki potrafi... poniewa� Zek by�a jedn� z najlepszych
telepatek na �wiecie.
BEN! Eksplodowa�o w jego g�owie jak bomba. Spr�buj sobie... z tym jako�... poradzi�.
- Zek! - Zawo�a�, czuj�c zarazem smak wody wlewaj�cej si� do jego/jej ust.
�egnaj... Ben...!
Trask zachwia� si�, obr�ci� dooko�a w�asnej osi, upad� i poczu� jak uderza kolanami o
zakurzony chodnik. To akurat nie bola�o. Nic go nie bola�o, bo wa�niejszy by� fakt, �e g�os Zek
zamar�. Czy Zek te� umar�a?
Przygl�dali mu si� przechodz�cy obok ludzie. Zatr�bi� samoch�d, a zdumiony kierowca
patrzy� na Traska, kt�ry na kl�czkach znalaz� si� cz�ciowo na jezdni. P�niej samoch�d omin�� go,
a do Traska podbiegli ludzie, zadaj�c pytania. Kto� pyta�, czy wpad� pod samoch�d. Pokr�ci� g�ow�,
podni�s� si� i ponownie zatoczy�. Para m�odych ludzi podtrzyma�a go, pomog�a si� wyprostowa�,
dziewczyna za� spyta�a: - Dobrze si� pan czuje?
Trask pokiwa� g�ow� bez s�owa. Czu� si� dobrze, ale co z Zek?
By�a po�owa maja 2006 roku. Pomimo pal�cego s�o�ca, Traskowi by�o zimno. Pot sp�ywa�
mu po twarzy i przykleja� koszul� do plec�w, jednak odczuwa� ch��d. Czu� w sobie zimno
spowodowane poczuciem i smakiem wody z morskiej g��bi. Ale znacznie zimniejsze by�o
wspomnienie telepatycznego g�osu Zek, krzycz�cego i zamieraj�cego w jego umy�le. Zimno
spowodowane nag�� pustk�.
- Zek!
Odepchn�� par� m�odych ludzi i otaczaj�ce go osoby i zacz�� i�� chodnikiem, a potem
pobieg�. Wstrz�sany dreszczami i zlany potem dobieg� na ty�y hotelu, kt�rego ostatnie pi�tro
zajmowa�a kwatera g��wna Wydzia�u E. Odnalaz� drzwi; w por�wnaniu do s�onecznego dnia, w
�rodku by�o ciemno jak w nocy. Rozja�ni�o si� dopiero, gdy skorzysta� z zakodowanej karty
przywo�uj�cej wind�, o�wietlon� �ar�wkami umieszczonymi w suficie. Ale nawet w�wczas by�o
ciemno. Ta ciemno�� panowa�a jego umy�le. Wiedzia�, �e by�o to spowodowane nieobecno�ci�
Zek. Mog�o tak ju� zosta� na zawsze.
Winda zatrz�s�a si� i zatrzyma�a. Drzwi otworzy�y si� z sykiem i Trask stan�� na korytarzu,
kt�ry... Co? By� zalany.
Do windy wla�y si� dwa centymetry wody! Co to jest, do jasnej...?
Na korytarzu stali esperzy. Trask ze zdziwieniem patrzy� na ich twarze. Na ka�dej z nich
wida� by�o ulg�, mo�e triumf, rado��? Czu� by�o zapach oceanu, wodorost�w, soli. Zapach
przypomnia� Traskowi smak Zek. Ponownie zapyta� sam siebie, co to jest, do jasnej...?
W zasi�gu wzroku pojawi�a si� szczup�a, trupia, zazwyczaj melancholijna posta�
prekognity Iana Goodly'ego. Tym razem jego oczy b�yszcza�y w uniesieniu. Z�apa� Traska za
rami� i zachrypia�: - Ben, on to zrobi�! Nathan to zrobi�!
- Co zrobi�? - Odrzek� Trask z trudem zbieraj�c my�li i staraj�c si� skoncentrowa�. Goodly
by� mokry i pachnia� morzem tak samo, jak ca�y korytarz. Jego spodnie by�y mokre od kolan w d�
i przyklei�y si� do cienkich �ydek. W tej samej chwili podszed� lokalizator David Chung. Podobnie
jak Goodly by� ca�y mokry i szczerzy� z�by niczym orientalny lunatyk.
- Co zrobi�? - Dopytywa� si� Trask i patrzy� kolejno na ka�dego z nich. Co takiego zrobi�
Nathan? Przecie� jest gdzie� na Morzu Jo�skim z... z Zek. - W ko�cu nie wytrzyma� i wypali�: -
Niech mi kurwa kto� w ko�cu powie, co tu si� dzieje!?
- Byli w Grecji na wyspach - Goodly w ko�cu zorientowa� si�, �e Trask jest bliski szoku.
Wiedzia� tak�e jak trudno jest zszokowa� kogo�, kto zawsze wyczuwa� prawd�, wykrywacza
k�amstw i szefa Wydzia�u E. Patrz�c na Traska, Goodly pomy�la�: Z wiekiem staje si� coraz
twardszy. Jasne, �e Ben ma nadal ludzkie cechy, �agodno��, ale wewn�trz - jego umys�, dusza i
osobowo��, itd. - maj� twardo�� diamentu.
Trask mia� prawie pi��dziesi�t jeden lat, mo�e kilogram nadwagi, szare w�osy i zielone
oczy. Jego szerokie ramiona lekko opada�y, r�ce zwisa�y lu�no, za� ca�a posta� mia�a wyraz nieco
ponury. A mo�e by� to wp�yw jego talentu? W �wiecie, w kt�rym tak trudno trafi� na prawd�,
nie�atwo jest funkcjonowa� z umys�em, kt�ry nie akceptuje k�amstwa. By� to rok wybor�w i Trask
zajmowa� si� g��wnie politykami. Ogl�daj�c programy telewizyjne z udzia�em polityk�w, cz�sto
wyrzuca� z siebie stwierdzenie: - K�opot z tymi lud�mi polega na tym, �e nigdy nie k�ami�! Ale
tak�e nigdy nie m�wi� prawdy!
Teraz wpatrywa� si� w Goodly'ego, pytaj�c: - Co powiedzia�e�? Byli nad Morzem Jo�skim?
Co to, do cholery, ma znaczy�?
Goodly wiedzia�, �e m�g� odpowiedzie� tylko w jeden spos�b: - Tak, Ben, byli tam. Ale
kilka minut temu wr�cili tutaj, razem z Nathanem.
Traskowi opad�a szcz�ka. Z trudem j� zamkn��. - Razem z Nathanem?
- Tak, Nathan j� tu sprowadzi� - potwierdzi� Goodly. - Przez Kontinuum M�biusa.
Tym razem szcz�ka Traska opu�ci�a si� do granic mo�liwo�ci. Znowu musia� j� zamkn��,
�eby sapn��: - Kontinuum? - W ko�cu dotar�o do niego. Je�li nie z powodu Nathana, to na pewno
za przyczyn� Zek. Dotar�o do niego, �e Zek �yje! Oczywi�cie wiedzia�, �e to prawda ju� w chwili,
gdy Goodly o tym m�wi�, ale wydawa�o si� na tyle nieprawdopodobne, �e nawet Trask z trudem
by� w stanie to zaakceptowa�. Przed chwil� dowiedzia� si�, �e Zek F�ener umar�a - dok�adnie
s�ysza� i czu� jak umiera - ale teraz...
Kiedy ju� doszed� do siebie, zapyta�: - Gdzie oni s�? Jak si� czuj�? Czy Zek nic nie jest?
Odpowiedzia� mu David Chung: - Dostali �rodki uspokajaj�ce. Po�o�yli�my ich do ��ek w
centrum dowodzenia. Ale niewiele brakowa�o. Byli pod wod�. A kiedy dostali si� do nas...
my�la�em, �e zalewa nas Morze �r�dziemne!
Trask chwyci� go i spyta�: - Jak to si� sta�o? Co o tym wiemy? Jezu, wychodz� na lunch i
wszystko wywraca si� do g�ry nogami!
- Nathan co� tam wspomnia�, zanim nie wpakowali�my go do ��ka - odpowiedzia� Chung.
- Ale musieli�my go na jaki� czas u�pi�. Byli wyczerpani i zszokowani - zw�aszcza Zek - mog�o si�
to znacznie gorzej sko�czy�.
- Co takiego powiedzia� Nathan? - Trask skierowa� si� do centrum dowodzenia.
- Zdaje si�, �e to by�a banda rzezimieszk�w Tzonova -kontynuowa� opowie�� Goodly. -
Ochroniarze Nathana zostali zaskoczeni - i zamordowani! Nathan i Zek wskoczyli do wody. Ale
tam czekali ju� na nich ludzie Tzonova; byli w piankach do nurkowania i mieli ze sob� kusze. Jak
nam wiadomo, zaatakowano ich od strony morza. Kiedy jednak zacz�li i�� na dno i nie by�o innego
wyj�cia, Nathan to zrobi�. Zapewne zdarzy�o si� jeszcze o wiele wi�cej.
Trask spojrza� na niego i wszed� do centrum dowodzenia, gdzie niewielka grupka esper�w
zebra�a si� wok� dw�ch sze�ciostopowych sto��w.
Goodly poszed� za nim, kiwaj�c g�ow�. - Tutaj dzia�y si� bardzo dziwne rzeczy. Dzi�ki
temu wiedzieli�my, �e Nathan i Zek maj� k�opoty. - Wzruszy� ramionami. - No to zrobili�my, co
by�o w naszej mocy. - Goodly by� znany ze swojej brytyjskiej flegmy. Ale jego stwierdzenie o
�bardzo dziwnych rzeczach� mia�o ogromne znaczenie dla Traska: nie dowiedzia� si� jeszcze o
bardzo wielu rzeczach.
- I to wszystko w ci�gu jednej godziny? - Powiedzia� w chwili, gdy zgromadzeni dooko�a
sto��w esperzy robili miejsce dla szefa Wydzia�u. Trask zatrzyma� si� pomi�dzy dwiema
postaciami, �pi�cymi w starannie zas�anych ��kach.
- W o wiele kr�tszym czasie - wtr�ci� Chung. - Mo�e ci o tym opowiem...
- Ja, Ian, Geoff Smart, wszyscy w tym samym czasie zauwa�yli�my, �e co� jest nie tak.
Je�eli chodzi o mnie, dotyczy�o to kolczyka Nathana. Po prostu o�y� mi w d�oniach! Nie wiem, jak
by�o ze Smartem, ale on jest empat� i wiele pracowa� razem z Nathanem; mo�e nawet z takiej
odleg�o�ci wyczu�, �e maj� k�opoty. Oczywi�cie Ian odczytuj�c przysz�o�� najwyra�niej
�dostrzeg��, jak w��czam komputer w pokoju Harry'ego. No to poszli�my tam i w��czy�em
komputer. By�o to samo, co wcze�niej: liczby, r�wnania i takie rzeczy. Nie jestem matematykiem,
wi�c raczej ty mi o tym opowiedz! Wszystko pojawi�o si� na ekranie. Ale nie wszystko by�o
dok�adnie tak samo. Tym razem liczby zgrupowa�y si�, po��czy�y, uformowa�y w co� innego. W
co�, co by�o... no nie wiem, trwa�e? No, prawie materialne.
Trask uj�� Zek za nadgarstek; odetchn�� z ulg�, wyczuwaj�c r�wny puls. Zek, m�wi�a� do
mnie. Kiedy s�dzi�a�, �e to ju� koniec, by�em jedyn� osob�, do kt�rej przem�wi�a�! To oznacza�o
dla Traska niezmiernie du�o. Nast�pnie wype�ni� p�uca maksymalnie powietrzem, jakby po raz
pierwszy od tygodnia bra� oddech. Zmarszczy� brwi, popatrzy� na Chunga. - Co� materialnego,
powiadasz? Na ekranie komputera?
Goodly podj�� w�tek opowie�ci. - Ben, czy pami�tasz te z�ote strza�ki? My�l� o chwili, gdy
umar� Harry?
- Oczywi�cie, pami�tam.
- A t�, kt�r� zobaczyli�my, jak wchodzi do komputera? W rzeczy samej, komputer nam to
pokaza�, prawda?
Trask skin�� g�ow�, odsun�� si� od sto��w i skin�� na reszt�. - Dajcie im oddycha�! - Do
Goodly'ego powiedzia� za�: -No i co?
- Moim zdaniem - odrzek� Goodly - strza�ka, czy cokolwiek to by�o, czeka�a tam. Zanim w
komputerze nie zabrak�o pr�du. Pami�tasz, �e nie by� pod��czony? Cokolwiek to by�o, czy
nazwiemy to �duchem�, czy �echem� Harry'ego Keogha, uaktywni�o monitor i wypali�o si�. Ale
tym razem by�o pod��czone do �r�d�a energii, kt�re uruchomi�o to, co jeszcze pozosta�o. A wi�c...
oto co zobaczyli�my: - Liczby zatrzyma�y si� na ekranie i, jak to powiedzia� David, uformowa�y si�
w co� materialnego - w z�ot� strza�k�! By�a to ledwie widoczna wst�ga ��tego dymu - prawie
niematerialna - ale rzeczywista. Po czym... opu�ci�a ekran!
- Co? - Trask zmarszczy� czo�o.
- Opu�ci�a ekran - powt�rzy� Goodly. - Nast�pnie przesz�a przez �cian� pokoju i
pow�drowa�a dalej.
- Dalej? Dok�d?
Geoff Smart, empata, kt�ry w�a�nie pojawi� si� w pokoju, s�ysz�c t� opowie�� doda� od
siebie: - S�dz�, �e o to musisz zapyta� Nathana, kiedy si� obudzi.
Trask utkwi� w nim spojrzenie. Smart mia� nieca�e sze�� st�p wzrostu, by� mocno
zbudowany, rudy, kr�tko obci�ty, wygl�da� na kogo� agresywnego, jak bokser. By� jednak bardzo
uprzejmym cz�owiekiem. To, czego brakowa�o w wygl�dzie, wyr�wnywa� jego talent; niezwyk�a
zdolno�� do nawi�zywania relacji. Posiada� umiej�tno�� empatii, dzi�ki kt�rej pracowa� razem z
Nathanem. Bardzo du�o wskazywa�o na to, �e Smart b�dzie mia� s�uszno�� w swojej, jak dot�d
niewypowiedzianej, ocenie tego, co si� p�niej sta�o. Wypowiedziana czy nie, Trask i tak pozna�
prawd�.
- Chcesz mi powiedzie�, �e ta strza�ka wyruszy�a na poszukiwanie Nathana?
- Smart skin�� g�ow�. - I znalaz�a go! Jestem pewny. My�l�, �e by�a tam - w komputerze - i
czeka�a na niego. �aden z nas tego nie wykry�, ale gdy Nathan si� tutaj znalaz�, rzecz sama si�
ujawni�a. Kiedy w ko�cu otrzyma�a dawk� energii, gdy Chung w��czy� komputer...
- Strza�ka wr�ci�a do siebie. - Trask doko�czy� za niego. - Wr�ci�a do Nathana.
Smart znowu skin�� g�ow�. - Tak w�a�nie uwa�am.
- Strza�ka doko�czy�a zacz�t� przez nas prac� - m�wi� Trask jakby do siebie, patrz�c niemal
z podziwem na m�odego m�czyzn�, le��cego na jednym z ��ek. - Dzi�ki temu odnalaz�
Kontinuum M�biusa i zdoby� wszystkie umiej�tno�ci. Ale... to by� jego pierwszy raz, prawda? I
pomimo tego potrafi� odnale�� drog� powrotn� - i jeszcze zabra� ze sob� Zek?
Odezwa� si� David Chung: - My�l�, �e nie by� zdany tylko na siebie. My�l�, �e
prawdopodobnie mia�em z tym co� wsp�lnego. A raczej to mia�o z tym co� wsp�lnego. - Podni�s�
do g�ry z�oty, wygi�ty w kszta�t wst�gi M�biusa kolczyk Nathana. - Maglore, lord Wampyr�w da�
to Nathanowi przed jego ucieczk� z Turgosheim. My�l�, �e Maglore u�ywa� kolczyka do �ledzenia
Nathana. Jednak takie urz�dzenie lokalizacyjne dzia�a w obie strony. Nathan przywyk� do niego i
dlatego odnalaz� drog� powrotn�.
Trask rozejrza� si� po zgromadzonych dooko�a niego osobach. Przesun�� wzrokiem po
ka�dej twarzy, a nast�pnie popatrzy� na Zek F�ener i Nekroskopa Nathana Keogha, kt�rzy le�eli w
��kach u�pieni �rodkami nasennymi. Na koniec u�miechn�� si� szeroko i ze zdumieniem
potrz�sn�� g�ow�. Zwracaj�c si� do Smarta, Goodly'ego i Chunga powiedzia�: - A wi�c wszyscy
mieli�cie w tym udzia�, prawda? O Bo�e, co by�my bez was zrobili? Co bez was zrobi�by
kt�rykolwiek z nas i gdziekolwiek? - Nast�pnie jego spojrzenie obj�o wszystkich esper�w. - My�l�
o ka�dym z was.
By� to najwi�kszy komplement, jaki pad� z jego ust pod adresem ludzi z Wydzia�u.
Plan by� prosty: Nathan ponownie odwiedzi� miejsce spoczynku sir Keenana Gormleya,
�eby zapami�ta� koordynaty oraz opowiedzie� by�emu dow�dcy Wydzia�u E o eksperymencie z
Kontinuum M�biusa. Po powrocie do kwatery g��wnej Wydzia�u E, Nathan mia� przeskoczy� tam,
gdzie spoczywa Gormley. Gdyby co� posz�o nie tak, David Chung mia� wykorzysta� kolczyk
Nathana i sprowadzi� go z powrotem. �eby doda� eksperymentowi cech bada� naukowych, cz��
cz�onk�w Wydzia�u E mia�a czeka� przy grobie Gormleya, aby zmierzy� ewentualn� r�nic� czasu
potrzebn� na pokonanie odleg�o�ci pomi�dzy kwater� g��wn�, a cmentarzem Kensington.
Wszystko by�o przygotowane. Wybi�a dziewi�ta rano, a temperatura powietrza w mie�cie
podnosi�a si�; Nathan, Trask oraz wi�kszo�� agent�w Wydzia�u E znajdowali si� w centrum
dowodzenia. Pomimo w��czonej klimatyzacji wszyscy byli lekko spoceni. W ko�cu Trask
o�wiadczy�: - No, synu. Teraz to twoja chwila.
Nathan u�miechn�� si� nerwowo, popatrzy� po wszystkich twarzach, zatrzymuj�c wzrok na
Zek, U�miechn�a si� dodaj�c mu otuchy i przypomnia�a: - Ju� raz to zrobi�e�. Nathan pokiwa�
g�ow�. - Tak. Raz to zrobi�em.
Trask zaniepokoi� si� i powiedzia�: - S�uchaj, je�li chcesz jeszcze poczeka�...
- Nie - przerwa� mu Nathan. - Zr�bmy to teraz. Nie zosta�o nam du�o czasu. Je�li si� uda, to
znacznie zwi�kszy moje szanse po powrocie do Krainy S�o�ca.
David Chung zrobi� krok do przodu, u�miechn�� si� szeroko m�wi�c: - Nathan, ja...
Wyci�gn�� r�k�. Dotkn�li si� przedramionami tak, jak robi� to Cyganie i Chung cofn�� si�.
Jakby na dany sygna� wszyscy esperzy odsun�li si� od Nathana, kt�ry sta� po�rodku pokoju.
Nadesz�a ta chwila.
Zapad�a kompletna cisza, za� wszystkie twarze wyra�a�y napi�cie i oczekiwanie. Nathan
czu� si�� skoncentrowanych na sobie my�li. Wszyscy stali dooko�a niego w bezpiecznej odleg�o�ci.
Czuj�c na sobie ich wzrok, a w�a�ciwie umys�y, stwierdzi�, �e mo�e by� to przeszkod�. Zamkn��
oczy, �eby si� odizolowa�. Nie m�g� jednak zamkn�� umys�u, przeciwnie, musia� otworzy� umys�.
Otworzy� i skupi� si� na liczeniu wiruj�cych liczb!
W jednej chwili, tak szybko, �e prawie go to wytr�ci�o z r�wnowagi, r�wnania M�biusa
zacz�y przekszta�ca� si� na ekranie jego metafizycznego umys�u. To by� wir liczb, a jednocze�nie
by�o to co� innego. Liczby, cechy oraz symbole by�y takie same, ale wz�r by� inny. Nie by�o ju�
wiruj�cego ci�gu liczb, ale uporz�dkowany ruch oblicze� oraz zmieniaj�cych si� r�wna� na kszta�t
pojawiaj�cej si� z wolna odpowiedzi, wyja�niaj�cej kwesti� o niezmiernej z�o�ono�ci. Odpowied�
pojawia�a si� na ekranie jakiego� gigantycznego komputera.
Jednak tym razem Nathan nie byt ju� ignorantem, ani uczniem na lekcji matematyki. Teraz
wiedzia� czego szuka, jak kontrolowa� i wykorzysta� znalezisko. Nagle �to� pojawi�o si�, a Nathan
zatrzyma� bieg liczb. Wielkie R�wnanie zapisane na ekranie jego umys�u niczym wydruk z
komputera. Przez kr�tk� chwil� r�wnanie trwa�o, po czym rozpu�ci�o si� i przekszta�ci�o
formuj�c... drzwi.
Drzwi M�biusa!
Nathan wyczu� je, by�y rzeczywisto�ci�. Otworzy� oczy i zobaczy� je - w pokoju, o krok od
siebie. Na dodatek wiedzia�, �e jest jedynym cz�owiekiem na �wiecie, kt�ry mo�e je widzie�.
To, co zdarzy�o si� chwil� p�niej wszyscy �wiadkowie zapami�taj� na zawsze.
Obserwowali Nathana, dostrzegali najdrobniejsze szczeg�y: wygl�d, ubi�r, postaw�, nawet
niekt�re z jego uczu� precyzyjnie odzwierciedlaj�c obraz tego cz�owieka w swoich
nadzwyczajnych umys�ach.
Nathan mia� troch� ponad sze�� st�p wzrostu. By� atletycznej budowy cia�a: szerokie
ramiona, w�ski w talii, o mocnych r�kach i nogach. Patrz�c na Nathana, Ben Trask dostrzega�
�prawd�: odzwierciedlenie Harry'ego Keogha. Naturalna niewinno��, wsp�czucie i
uduchowienie. Tak samo pomy�la�, gdy po raz pierwszy zobaczy� Nathana i od tej pory nic si� nie
zmieni�o. To co dzia�o si� teraz, jeszcze bardziej potwierdza�o opinie Traska.
Nathan popatrzy� w drzwi M�biusa i zrobi� krok do przodu. By�o to dzia�anie niemal
automatyczne, instynktowne, tak jakby co� zza drzwi przyci�ga�o go, jakby co� go kusi�o.
Nast�pnie, rzucaj�c ostatnie spojrzenie na Traska i pozosta�ych wykona� ostatni, chwiejny, ale
zdecydowany krok... poza ten �wiat.
By� i znikn��! Zobaczyli jak znika jego prawa stopa, �ydka, udo, po�owa cia�a oraz twarz,
reszta znikn�a w pustce u�amek sekundy p�niej. W pokoju nie by�o ju� Nekroskopa Nathana
Keogha. Jedynie py�ki kurzu widoczne w promieniach s�o�ca p�yn�y w stron� pr�ni, w kt�rej
znikn�� Nathan.
�atwo to opisa�, lecz trudno odda� zaskoczenie �wiadk�w. Agent stoj�cy na podwy�szeniu
prawie zapomnia�, �e ma powiedzie� do mikrofonu magiczne s�owo �Teraz!� Z cmentarza
Kensington w tej samej chwili nadesz�a odpowied�: �Teraz!� Cz�owiek na podwy�szeniu skrzywi�
si�.
- Tak, teraz, na lito�� bosk�! Dlaczego powtarzasz za mn�? W�a�nie znikn��. Wszed� do
drzwi.
Z drugiej strony dobieg�a zdecydowana odpowied�: - A kto niby za tob� powtarza? Co ja ci
m�wi�! W�a�nie wyszed�! Jest teraz tutaj!
�wiadkowie nie odnotowali najmniejszej r�nicy w czasie. Z Nathanem by�o jednak
inaczej.
Wszed� w metafizyczne drzwi M�biusa, w miejsce pomi�dzy miejscami, poza czasem, a
jednak ogarni�ty i ogarniaj�cy czasoprzestrze�. By�o to niepodobne do �adnego ze znanych mu
do�wiadcze�. Nawet do sytuacji, w kt�rej nieca�e dwadzie�cia cztery godziny temu by� tu po raz
pierwszy razem z Zek. Wtedy przynajmniej znajdowali si� w otoczeniu wody, ca�ej masy w�d
Morza Jo�skiego, kt�ra pod ci�nieniem wdar�a si� wraz z nimi do Kontinuum. Teraz nie by�o
nawet wody.
Nie by�o niczego!
By�o to miejsce kompletnej ciemno�ci, mo�e nawet by�a to Pierwotna Ciemno��, kt�ra
istnia�a przed pojawieniem si� tego czy jakiegokolwiek innego, r�wnoleg�ego wszech�wiata.
Brakowa�o nie tylko �wiat�a, nie by�o absolutnie niczego. Mo�na to by�o por�wna� do centrum
czarnej dziury (podczas nauki w Wydziale E pozna� podstawy kosmologii), tyle, �e czarna dziura
cechuje si� pot�n� grawitacj�, kt�ra w tym miejscu nie istnia�a. Brak grawitacji, �wiat�a, czasu (a
wi�c tak�e przestrzeni). By�o to miejsce, w kt�rym nie obowi�zuje �adne prawo natury czy nauki,
miejsce poza znanym wszech�wiatem. A jednak istnia�o ono w obszarze znanego Wszech�wiata,
poniewa� zosta�o dwukrotnie wykreowane obliczeniami normalnego, czy te� anormalnego
cz�owieka, Nekroskopa Nathana Keogha. Ojciec Nathana, Harry, cz�sto korzysta� z tego �miejsca�,
by� prawie jego mieszka�cem.
Zar�wno w �rodku, jak i na obrze�ach, Kontinuum M�biusa by�o nigdzie i wsz�dzie.
Korzystaj�c z takiego punktu wyj�cia mo�na by�o doj�� wsz�dzie lub na zawsze donik�d. I by�o
owo zawsze, poniewa� w bezczasowym - otoczeniu? -nic nigdy si� nie starza�o, ani nie zmienia�o,
o ile nie wp�yn�a na to si�a woli. Nathan wiedzia� o tym, ale nie pojmowa� sk�d posiada t� wiedz�.
Ale sk�d ssak taki jak delfin wie, jak p�ywa�? To kwestia umys�u, krwi, gen�w.
Takie �miejsce� jak Kontinuum M�biusa mo�na co najwy�ej opisa� w przybli�eniu.
Nauczyciele Nathana poruszali r�wnie� kwestie teologiczne, szczeg�lnie dotycz�ce
chrze�cija�stwa. Nathan wyczuwa�, �e Kontinuum mo�e by� w jaki� spos�b miejscem ��wi�tym�.
Miejscem ukrytym, w kt�rym jak dot�d �aden b�g nie wypowiedzia� cudownych s��w ewokacji:
�Niech stanie si� �wiat�o��!� Je�li za� owe s�owa zosta�y wypowiedziane... to Kontinuum by�o
�r�d�em wszystkiego, pierwotn� jedni�, z kt�rej WSZYSTKO rozjarzy�o si� w wielkim i
wspania�ym pocz�tku!
Wraz z pojawieniem si� przeb�ysku tej my�li Nathan dotkn�� najwi�kszej tajemnicy, nad
kt�r� przez ca�e �ycie g�owi� si� jego ojciec. By�a to jednak tylko my�l, kt�ra nie zadomowi�a si� w
nim na sta�e.
Zauwa�y� jednak, �e to �miejsce� cho� tak bardzo puste i tak bardzo oddalone od praw
odkrytych przez cz�owieka, posiada w�asne prawa i si�y. Potrafi� odczuwa� jedn� z tych,
oddzia�uj�cych na niego si�. Co� pr�bowa�o przesun��, usun��, albo eksmitowa� go z obszaru
nierzeczywistego do rzeczywisto�ci. Jednak Nathan posiada� w�asn� wol� i nie mia� zamiaru
opuszcza� Kontinuum w miejscu, kt�rego sam nie wybra�.
Drzwi zamkn�y si� �za� Nathanem, o ile w takim miejscu mo�na w og�le m�wi� o
zwyk�ych kierunkach. Pami�taj�c o swoim celu, Nathan zwizualizowa� Alej� Zas�u�onych na
cmentarzu w Kensington. To by� jego cel. Zgodnie z planem mia� wyobrazi� sobie nagrobek sir
Keenana Gormleya, skupi� si� na nim i u�y� jako �drogowskazu�. Zauwa�y� jednak, �e nie jest to
ju� potrzebne.
Gdy tylko Cmentarz Kensington zaistnia� w jego my�lach, odkry� ruch, wiedz�c zarazem,
�e zmierza w tym w�a�nie �kierunku�. Tak jakby pod��a� drog�, nie zwa�aj�c na to, czy biegnie
ona prosto, na d�, do g�ry, czy zakr�ca... nie mo�na by�o tego stwierdzi�, ani nawet odgadn��.
Jednak bez cienia w�tpliwo�ci poczu� kieruj�c� nim si��, r�ni�c� si� od wypieraj�cych go na
zewn�trz mocy Kontinuum M�biusa. By�o to nie tyle popychanie, ile delikatny nacisk, kt�ry
zdawa� si� nim kierowa�. Co� podobnego odczuwa�, kiedy pod��a� �ladem symbolu wst�gi
M�biusa z Grecji do kwatery g��wnej Wydzia�u E. To by�a jego �cie�ka �ycia, a tak�e �cie�ka Zek.
Wiedz�c o tym, nie odczuwa� najmniejszego zagro�enia.
Po prostu podda� si� ruchowi, odczuciom, zd��aj�c za nimi do �r�d�a - miejsca spoczynku
Keenana Gormleya na Cmentarzu Kensington. Nathan wyczuwa� drog� przed sob� tak, jakby
widzia� �wiat�o na ko�cu tunelu. Przyspiesza� sw�j metafizyczny ruch sam� si�� woli - w t� stron�,
w�a�nie tam. I tak jakby najpierw szed�, a p�niej zacz�� biec, zauwa�y�, �e porusza si� znacznie
szybciej. Tak niesamowicie szybko, �e znalaz� si� od razu tam, gdzie zamierza�!
Przechodz�c od niewiarygodnej �pr�dko�ci� my�li do stanu spoczynku w czasie kr�tszym
od jednej sekundy, nie odczu� najmniejszej niedogodno�ci. Wykona� obliczenia potrzebne do
stworzenia drzwi M�biusa i przeszed� przez pr�g.
�wiat�o! �wiat�o tak jaskrawe, �e a� westchn�� i musia� mocno zacisn�� powieki. No i
grawitacja! Nathan zachwia� si� z chwil�, gdy dotkn�� stop� twardej ziemi, a jego nogi zatrz�s�y si�,
kiedy zmuszone by�y utrzyma� ci�ar cia�a. W�wczas kto� powiedzia�: �Teraz!� i pomocne d�onie
wyci�gn�y si�, aby go wesprze�.
Chocia� wydawa�o si�, �e podczas wyprawy z kwatery g��wnej na Cmentarz Kensington
nast�pi� up�yw czasu, to by�a to w�a�nie ta sama chwila, w kt�rej g�os espera stoj�cego na
podwy�szeniu sugerowa� pomy�k� i zadaj�c zarazem pytanie: - Tak, teraz, na lito�� bosk�!
Dlaczego powtarzasz za mn�?
G�os dobiega� ze s�uchawki, ale tym razem w budynku krematorium Kensington, gdzie
znajdowa� si� teraz Nathan. Eksperyment pokaza�, �e �czas� nie istnieje w obszarze Kontinuum
M�biusa.
- Dobra robota, Nathan! - Westchn�� kto� ze zdumieniem. Jednocze�nie w umy�le
Nekroskopa odezwa� si� �g�os�: Dobra robota, synu! Sir Keenan Gormley by� wyra�nie pod
wra�eniem. Teraz... jeste� jeszcze bardziej podobny do ojca.
Takiego jak by� na pocz�tku, czy pod sam koniec?, odpowiedzia� pytaniem Nathan.
Na chwil� zapad�a cisza, ale Nathan wyczu�, jak Gormley zastanawia si�.
To prawda, Harry pope�nia� b��dy. Potwierdzi� w mowie umar�ych sir Keenan. Ale nie
zapominaj, �e b��dy s� istot� cz�owiecze�stwa.
Czy�by? B��dy Harry'ego pozbawi�y go cz�owiecze�stwa. Przez nie przesta� by�
cz�owiekiem!, b�yskawicznie oraz z ironi� w g�osie odparowa� Nathan. Wiedzia� jednak, �e ten
komentarz nie pozostanie bez odpowiedzi.
M�dry cz�owiek uczy si� na b��dach, odpar� po chwili sir Keenan. Na w�asnych b��dach, a
tak�e na cudzych. W twoim przypadku chodzi o b��dy ojca. Masz jeszcze przed sob� d�ug� drog�.
Uwa�aj na siebie, Nathan. B�d� ostro�ny po drodze...
Przez kolejne dwadzie�cia cztery godziny (bo tylko tyle czasu mu zosta�o) Nathan
wprawia� si� w korzystaniu z Kontinuum M�biusa. Jego koordynatami oraz punktami odniesienia
by�a nieustannie rosn�ca grupa zmar�ych przyjaci�. W ko�cu geografia tego dziwnego �wiata
przesta�a by� zestawem linii, trygonometrycznych punkt�w, ocean�w czy bia�ych czap lodu
znanych z atlasu, ale �ywym, oddychaj�cym �r�d�em nieustannego zdumienia, podziwu i
zaskoczenia. R�nica pomi�dzy tym �wiatem, a jego w�asnym by�a podobna do r�nicy pomi�dzy
czosnkiem, a miodem. Nie polega�o to tylko na tym, �e jeden by� ostro kwa�ny, a drugi s�odki
(poniewa� Kraina S�o�ca tak�e posiada�a s�odycz), ale na tym, �e prawie pod ka�dym wzgl�dem
skrajnie si� r�ni�y.
Tylko obszary g�rskie by�y do siebie podobne, przynajmniej pod wzgl�dem fauny i flory,
ale nawet same g�ry by�y inne, w �wiecie, w kt�rym s�o�ce �wieci�o po obu stronach pasma
g�rskiego! Ta Ziemia by�a jednym �wiatem - pe�nym, ci�g�ym systemem - jednym systemem,
podobnie jak jest to w przypadku �ywych istot. Ale �wiat Krainy S�o�ca i Krainy Gwiazd, gdzie
sama nazwa m�wi za siebie, wydawa� si� cz�sto dwoma �wiatami. Kraina S�o�ca by�a miejscem
�wiat�a, ciep�a, mi�o�ci i �ycia. Kraina Gwiazd by�a zimna i mroczna, pe�na ohydnej, czarnej
nienawi�ci, zapiek�ych wendet i odra�aj�cych nieumar�ych. Jak�esz mog�oby by� inaczej? Po
s�onecznej stronie mieszkali Cyganie, lud Nathana, za� mrok by� siedliskiem Wampyr�w!
Ale Ziemia - ta ziemia z r�wnoleg�ego wszech�wiata -by�a pi�kna w ca�o�ci, pomimo faktu,
�e niekt�rzy z jej mieszka�c�w raczej tacy nie byli. Takie przynajmniej Nathan mia� zdanie na
samym pocz�tku, zanim nie zobaczy� zdewastowanych, przemys�owych obszar�w Europy
Wschodniej oraz stref na zawsze zamkni�tych z powodu ska�enia radioaktywnego...
Harry Keogh mia� wielu przyjaci� w�r�d zmar�ych i teraz wszyscy chcieli rozmawia� z
Nathanem. To by�o co� nowego. Zmarli w �wiecie Nathana nic od niego nie chcieli, chocia� cz�sto
s�ysza�, jak szeptem rozmawiali ze sob�. Z drugiej strony jednak by�o w tym co� bliskiego,
poniewa� tak zwany �prymitywny� Tyr zamieszkuj�cy pustynne obszary Krainy S�o�ca chcia� si�
z nim zapozna� w chwili, gdy wyruszy� na pustyni� w poszukiwaniu �mierci, a odnalaz� cel, kt�ry
nadal sens jego �yciu.
Odkrycie mowy umar�ych da�o mu ch�� do �ycia, celem za� sta�o si� Kontinuum M�biusa
(cho� w�wczas niewiele o nim wiedzia�, poza tym, �e stanowi�o tajemnic� ukryt� w
matematycznym wirze cyfr). Kiedy uda�o mu si� powstrzyma� wiruj�ce liczby, m�g� swobodnie
bada� obszar Kontinuum.
Obie zdolno�ci uzupe�nia�y si�, a telepatia by�a czym�, co przewy�sza�o umiej�tno�ci ojca,
przynajmniej przez wi�ksz� cz�� jego �ycia. Ojciec potrafi� jeszcze co�, czego Nathan wcale nie
pragn��. By�a to �sztuka� wskrzeszania umar�ych, co wed�ug panuj�cych na Ziemi religii uwa�ane
by�o za blu�nierstwo. Inaczej si� sprawy maj�, kiedy gnij�ce zw�oki zmar�ych o w�asnych si�ach
powstaj� z grob�w za spraw� mi�o�ci do bli�nich, ale czym� zupe�nie innym jest, gdy ludzie zmarli
przed wiekami zostaj� wbrew ich woli przywo�ani do �ycia i powstaj� z proch�w, soli i py�u za
spraw� magii czarownika, wykorzystuj�cego ich do swoich ciemnych sprawek.
Tak, nekromancja to potworny talent. Jednak bez niej...
W miasteczku Bonnyrigg niedaleko Edynburga �y� sobie ch�opczyk, kt�ry straci� swojego
ulubie�ca pod ko�ami samochodu. Jednak obdarzony swoimi �zdolno�ciami� Harry Keogh by�
innego zdania. Kto zdo�a�by si� oprze� rado�ci p�yn�cej z mo�liwo�ci przywr�cenia �ycia
ukochanemu szczeniakowi, dzi�ki czemu na nieszcz�liwej twarzy ch�opca znowu zago�ci�
u�miech? Pies Paddy wci�� �y� i zar�wno pies, jak i jego pan wydoro�leli. Nathan mia� okazj� ich
odwiedzi�.
O ile jednak Paddy by� tylko szczeniakiem, pierwszym eksperymentem Harry'ego
zwi�zanym z nekromancj�, to za spraw� �sztuki� Harry'ego do �ycia zostali tak�e przywr�ceni
ludzie. Na przyk�ad pi�kna dziewczyna o imieniu Penny. Za spraw� Harry'ego ci ludzie
do�wiadczyli piek�a podw�jnej �mierci. Jednak nie wszyscy podzielili los ofiar.
W rumu�skich g�rach Zarundului Nathan rozmawia� z wodzem Trak�w Bodrogkiem i jego
�on� Sofi�... a raczej z tym, co po nich zosta�o, poniewa� ich cia�a zamieni�y si� w gar��
rozwianych po ca�ym �wiecie popio��w. Umarli jednak w tym miejscu i dlatego byli z nim
zwi�zani, dzi�ki czemu mogli opowiedzie� o dokonaniach ojca Nathana. I �aden ze zmar�ych, z
kt�rymi Nathan rozmawia�, nie wychwala� Harry'ego tak bardzo jak Bodrogk i jego �ona Sofia.
W ciemno�ciach nocy, w ruinach starego zamku, ich ciche g�osy opowiedzia�y mu o
wyczynach Harry'ego. O tym, jak Nekroskop zmierzy� si� z ostatnim z rodu Ferenczych -
Janoszem, synem Faethora - i jak go pokona�! Nathan wiedzia�, �e jest to prawdziwa historia, nie
tylko dlatego, �e opowiedzieli j� zmarli, ale r�wnie� dlatego, �e nazwisko Ferenczy by�o
przekle�stwem tak�e w jego �wiecie. Tak samo jak nazwiska innych Wampyr�w!
Kiedy Nathan dowiedzia� si� o tym, co robi� Janosz - o m�czyznach, kt�rych wskrzesza� z
proch�w, �eby torturami wydoby� z nich tajemnice oraz o dawno zmar�ych kobietach, kt�re
wykorzystywa� do innych niecnych cel�w - zaj�� jasne stanowisko w tej sprawie: nekromancja to
umiej�tno��, kt�rej nie b�dzie zg��bia�. Ten proceder budzi� odraz� zar�wno u troga, jak i w�r�d
zmar�ych Cygan�w. Poniewa� by� synem Harry'ego, mieszka�ca Krainy Piekie�, Cyganie woleli
unika� r�wnie� Nathana. To by�a cz�� spadku i reputacja odziedziczona po ojcu.
Jednak na Ziemi Ogromna Wi�kszo�� zaprzyja�ni�a si� z Nathanem. Nathan odwiedzi�
cmentarz w Ploesti, w Rumunii, gdzie za czas�w Ceaucescu zmarli powstali z grob�w, �eby broni�
Harry'ego przed zbirami z Securitate. Nadal tam przebywali, pami�tali to zdarzenie i byli
zadowoleni z wizyty Nathana. Jego ojciec by� dla nich bohaterem.
Dlaczego? Poniewa� Harry usun�� raka tocz�cego ich kraj. Wyko�czy� Faethora
Ferenczy'ego wysy�aj�c go w otch�a� przysz�o�ci, w czas otwartych drzwi z Kontinuum M�biusa.
Bezcielesny umys� lorda Wampyr�w Faethora pop�yn�� w przysz�o�� bez szans na zbawienie. Tak
manifestowa�a si� odraza Nekroskopa do Wampyr�w... i taki te� by� wstr�t jego syna do tego
pomiotu...
Odwiedzi� te� cmentarz w pobli�u Newcastle, w p�nocno-wschodniej Anglii, aby pogada�
z pewn� prostytutk�, znajom� Harry'ego. Pamela �a�owa�a, �e nigdy nie mia�a okazji pozna�
Harry'ego w tym, �g��bszym� sensie... lecz zna�a go na tyle i darzy�a tak� sympati�, �e wysz�a z
grobu, aby mu pom�c, kiedy by� w opa�ach. Mia�o to miejsce na kr�tko przed tym, gdy Harry
zamierza� opu�ci� (lub tak postanowi�) ten �wiat i uda� si� do Krainy S�o�ca. W tamtym czasie
Nekroskop �ciera� si� z potworem w ludzkiej sk�rze znanym jako Johnny Found. Z pomoc� Pameli
oraz innych nie�ywych ofiar Founda, Harry wyko�czy� go na cmentarzu.
Nathan poznawa� zatem �ycie w�asnego ojca zar�wno z ust �ywych, jak i zmar�ych os�b.
Nauczycielami byli przyjaciele z Wydzia�u E oraz niezliczone rzesze zmar�ych pozostaj�cych w
grobach na obszarze ca�ego �wiata. Nathan zwiedzi� w ten spos�b �wiat, po cz�ci �eby pozna�
losy swojego ojca, a cz�ciowo w celu poprawy jego reputacji.
Nathan nie by� zmuszony do odwiedzania miejsc poch�wk�w zmar�ych os�b, z kt�rymi
rozmawia�. Znacznie �atwiej by�oby si�gn�� g�osem do zmar�ych, poszuka� ich z oddali i to te�
da�oby dobry skutek. Ale jego ojciec nie post�powa� w taki spos�b. Pierwszy Nekroskop
absolutnie nie by� tym, kt�ry �pokrzykiwa�by� na Ogromn� Wi�kszo��. Kiedy pragn��
porozmawia� ze zmar�� osob�, wyrusza� w podr�, aby si� z ni� �zobaczy�. Zmar�ym nale�a�o
okaza� szacunek, je�li nie zachodzi�a wy�sza konieczno��. Nathan by� tego samego zdania.
Z tego powodu nale�a�o zachowa� wyj�tkow� ostro�no��. Du�a liczba zmar�ych przyjaci�
Harry'ego Keogha spoczywa�a na obszarze zajmowanym przez dawny Zwi�zek Radziecki. Nawet
maj�c do dyspozycji Kontinuum M�biusa, Nathan zdawa� sobie spraw� z ogranicze�
wynikaj�cych z uk�ad�w politycznych. Tak samo jak na zachodzie zatrudniano esper�w, tak i na
wschodzie istnieli ludzie �z darem�. Wi�kszo�� z nich mia� pod swoim dow�dztwem Turkur
Tzonov!
Pozosta�o jeszcze tak wiele zmar�ych os�b, kt�re chcia� odwiedzi�, z kt�rymi musia�
porozmawia�. By� mo�e by�a to ju� ostatnia okazja. Na dodatek trzeba by�o zobaczy� si� ze
wszystkimi w ci�gu niespe�na dwudziestu czterech godzin, w czasie jednego dnia i nocy. Tylko
tyle czasu zosta�o Nathanowi. Przynajmniej na tym �wiecie.
Wi�kszo�� ludzi by�aby wyczerpana prac�, kt�r� wykona� w tak kr�tkim czasie. Bez
Kontinuum M�biusa by�oby to zupe�nie niemo�liwe. Jednak Nathan nale�a� do ludu W�drowc�w i
by� przyzwyczajony do d�ugich godzin dnia i nocy, kt�re w jego �wiecie by�y siedmiokrotnie
d�u�sze. Dzi�ki temu potrafi� obywa� si� znacznie d�u�ej bez snu.
Kiedy jednak wykona� wszystko, co by�o mo�liwe i natychmiast po ostatniej wyprawie
wr�ci� do kwatery g��wnej Wydzia�u E, by� naprawd� zm�czony. Ostatni� odwiedzon� przez niego
osob� by� duch przedwcze�nie zmar�ej Cyntii, bliskiej przyjaci�ki, z kt�r� porozmawia� przez
chwil� na cmentarzu w p�nocno-wschodniej Anglii. Wida� by�o po nim zm�czenie, kiedy pojawi�
si� w pokoju Harry'ego nie b�d�c ju� zdanym na pomoc Davida Chunga i orientuj�c si� znakomicie,
dok�d pod��a� korzystaj�c z Kontinuum M�biusa.
Zgodnie z zawart� wcze�niej umow�, zm�czonym g�osem zdawa� relacj� Benowi
Traskowi.
II
K�opoty w Wydziale E - Droga M�biusa
Szef Wydzia�u E te� nie wygl�da� najlepiej. Lekko poirytowanym g�osem przypomina�: -
Ju� pi�tek, Nathan, mieli�my si� spotka� z kilkoma esperami. W Belgradzie b�dzie na nas czeka�
jeszcze kilka os�b na wypadek, gdyby pojawi� si� tam Turkur Tzonov ze swoimi agentami. Za�o��
si� o milion funt�w, �e on tam b�dzie! Je�li chodzi o Tzonova, to boj� si�, �e kiedy jeste� daleko
st�d, zajdziesz w g��b jego terenu i mo�esz wpa�� w �mierteln� pu�apk�. Mo�e wyja�nisz, dlaczego
kaza�e� na siebie czeka�? Ju� my�la�em, �e nie zd��ysz. Za trzy godziny odlatuje nasz samolot. Lot
potrwa dwie i p� godziny, mo�e zd��ysz si� przespa� w samolocie. Wygl�da na to, �e jest ci to
potrzebne.
- Wcale tak nie uwa�am - nie zgodzi� si� z nim Nathan. -Nie lubi� latania. Wol� trzyma� si�
z daleka od samolot�w.
To tylko dola�o oliwy do ognia. Trask zmarszczy� brwi i powiedzia�: - Co?
- Fruwanie na wampyrzych lotniakach te� nie sprawia mi rozkoszy. - Nathan u�miechn��
si� blado pomimo �wie�ej, greckiej opalenizny. - Samoloty s� r�wnie beznadziejne, a mo�e nawet
gorsze. Z pocz�tku mnie to rajcowa�o, ale p�niej... b�d�my rozs�dni, nic co jest tak ci�kie, nie
mo�e r�wnie wysoko podskakiwa�! Mo�e zabierz ze sob� Chunga, a ja si� zdrzemn� tutaj i z�api�
was p�niej.
- Z�apiesz nas...?
- ...p�niej - doko�czy� Nathan. - Dogoni� was. Gdy tylko znajdziecie si� w Schronie
Radujevac...
- Dogonisz nas... - Powt�rzy� Trask. Wypowiadaj�c te s�owa westchn�� naprawd� ci�ko.
Obaj m�czy�ni dok�adnie w tej samej chwili zorientowali si�, jak bardzo starszy zazdro�ci�
m�odszemu. Jednak chwil� p�niej, jakby staraj�c si� zatrze� to wra�enie, Trask zapyta�:
- Czy nie masz z tym �adnych trudno�ci? - Prawie �adnych.
- Dla Harry'ego by�o to jak rozmowa, spacer, oddychanie. Mia� jednak za sob� sporo
praktyki.
- Ze mn� jest tak samo.
- Zjawi�e� si� tu z Zek. To fakt. - Trask mia� du�o czasu, �eby o tym pomy�le�. Powinien
ju� dawno do tego przywykn��, ale wci�� nie m�g� si� oswoi� z niecodziennym sposobem
podr�owania. - No tak, przenios�e� Zek z Zakynthos.
- No w�a�nie. - Nathan nie mia� zamiaru si� przechwala�. Kontinuum M�biusa tak�e dla
niego by�o zagadk�. Stwierdzi� po prostu fakt. Bez udzia�u telepatii potrafi� tak�e przewidzie�, co
Trask zamierza powiedzie�.
- Czy my�lisz, �e... - Zacz�� Trask zapadaj�c si� w fotel. Nie znosi� niedom�wie� i lubi�
wszystko wyja�nia� jak najszybciej. Mo�e by�a to jedna z cech jego talentu. - Chodzi mi o to, �e
swego czasu tw�j ojciec zabra� ze sob� kilka os�b w podr� przez Kontinuum M�biusa. Dla mnie
jest to nie do poj�cia, co�, czego nigdy nie do�wiadczy�em... Co o tym s�dzisz?
- Dla mnie te� jest to dziwne - odpowiedzia� Nathan. -Jednocze�nie wci�gaj�ce, mo�na si�
chyba uzale�ni�. Chcia�by� spr�bowa�?
- Nie... nie wiem. - Trask zacz�� kr�ci� g�ow�, po czym ruch g�owy zmieni� si� w
potakiwanie. - Tak, chcia�bym spr�bowa�. To mo�e by� jedyna okazja.
- Ufasz mi?
- Oczywi�cie, �e tak. Wiesz o tym - odpar� bez wahania Trask.
Nathan poruszy� si� m�wi�c z u�miechem na ustach. - No to si� przejedziemy.
Nathan po�o�y� si� spa�, ale Trask by� zbyt przej�ty. Siedzia� przy biurku, przek�ada�
papiery i stara� si� nie my�le� o tym, co mia�o nast�pi� ju� za kilka godzin. Szczerze m�wi�c, to nie
mia� nic do zrobienia! Trask by� ju� w wielu dziwnych miejscach i zajmowa� si� dziwnymi
sprawami - najdziwniejszymi! - tym razem jednak wybiera� si� w przestrze�, z kt�r� kontaktowali
si� tylko nieliczni. Odwiedzi miejsce, kt�re w�a�ciwie nie powinno istnie�, miejsce znane jedynie
umys�om fizyk�w i matematyk�w. Kontinuum M�biusa! To nie do pomy�lenia. A jednak od nowa
zacz�� o nim my�le�, a w�a�ciwie wsun�� si� w �wiat wyobra�e� i fantazji. By�y to tylko fantazje,
bo przecie� nie m�g�by sobie wyobrazi� jakie w rzeczywisto�ci jest Kontinuum.
W ko�cu odsun�� wszystkie papiery i przeszed� do centrum dowodzenia. St�d mieli
wyruszy� do Rumunii. Opr�cz Traska nikogo nie by�o w pomieszczeniu, ale za nieca�e trzy
godziny...
B�dzie tu ca�a ekipa Wydzia�u E, za wyj�tkiem Anny Marii English, ekopatki, kt�ra od
kilku miesi�cy pracuje z dzie�mi w Rumunii przygotowuj�c jednocze�nie teren na przybycie
Nathana. B�dzie tu tak�e minister, kt�ry zapragn�� zobaczy� Kontinuum M�biusa w akcji.
Jednak Ben Trask widzia� to jeszcze przed Nathanem. By�o to na terenie posiad�o�ci
Harry'ego Keogha niedaleko Bonnyrigg, kiedy Nekroskop ko�czy� sw�j pobyt na Ziemi. Trask
zobaczy� jak Harry ujawnia cechy Wampyra, widzia� jak Wampyr si� przeobra�a. Czasami
przemiana Harry'ego �ni�a mu si� w nocy. Je�eli chodzi o Kontinuum M�biusa, to nie spos�b go
zobaczy�, chyba, �e jeste� osob�, kt�ra je wywo�uje. Z zewn�trz mo�na jedynie zaobserwowa�
namacalne skutki jego dzia�ania.
Traska przeszy� dreszcz, kiedy przypomnia� sobie posta� Harry'ego, w nocy, gdy Wydzia�
spali� jego dom. Chryste! Czy wampyrzy lordowie ze �wiata Nathana, lub cho�by z Krainy Gwiazd
wygl�dali tak samo? Wiedzia�, �e tak. Niekt�rzy wygl�dali jeszcze bardziej przera�aj�co. Harry
przynajmniej ca�y czas walczy� ze z�em rosn�cym w jego wn�trzu - opowiada� Nathan - nawet w
Krainie S�o�ca. Wampyry jednak puszcza�y wodze swoim nami�tno�ciom, ��dzom, demonicznym
instynktom. By�y wcieleniem z�a.
Przysz�a mu na my�l chwila, kiedy widzia� Harry'ego po raz ostatni, w tym przera�aj�cym
czasie, gdy Nekroskop o ma�o nie podda� si� wampyrzym instynktom.
Esper Geoffrey Paxton, wredny telepatyczny pies, kt�ry nigdy nie powinien znale�� si� w
Wydziale E, pr�bowa� strzeli� do Nekroskopa z kuszy. Strza�a nie dosz�a celu i sam o ma�o co nie
sta� si� ofiar� Harry'ego, a raczej potwora �yj�cego w jego wn�trzu.
W ogrodzie otaczaj�cym p�on�cy dom, lord Wampyr�w, Harry Keogh podni�s� do g�ry
Paxtona jak kukie�k�, patrz�c mu z bliska w oczy. Drobna posta� cz�owieka, w�a�ciwie �mie�
zetkn�� si� twarz� w twarz z kim�, kto by� istot� cz�owiecze�stwa, a przeobrazi� si� w potwora. Z
opadni�t� szcz�k�, wytrzeszczonymi oczami, roztrz�siona i zlana potem cielesna pow�oka Paxtona
znalaz�a si� kilka centymetr�w od po�yskuj�cych biel�, ociekaj�cych �lin� bram piekie�.
Twarz Harry'ego, jego usta... ta purpurowa jaskinia wype�niona d�ugimi z�bami,
b�yszcz�cymi i ostrymi jak od�amki szk�a. Czy by�a to brama piekie�? Na pewno, a nawet gorzej.
Trask przypomnia� sobie w�asne my�li: Paxton jest jak cukierek, s�odkie mi�sko, suszony
ananasik. Dlaczego Harry nie mia�by odgry�� mu twarzy? Mo�e ma na to ochot�!? Mo�e tak
zrobi!?
Przypomnia� sobie, jak krzyczy: - Nie! Harry, nie r�b tego!
Nie �piesz�c si�, Nekroskop zamkn�� monstrualne szcz�ki, spojrza� na po�wiat� p�on�cego
domu i poszuka� wzrokiem Traska stoj�cego w zamglonym ogrodzie.
Ben, tw�j �wiat jest bezpieczny. Harry przekaza� mu t� wiadomo�� wprost do umys�u.
Znikam st�d.
Kraina S�o�ca? Spyta� Trask.
Nie mam wyboru. Potwierdzi� w my�lach Harry.
Nast�pnie upu�ci� Paxtona na ziemi� jak kup� �miecia, daj�c tym samym do zrozumienia
Traskowi, �e wojna zosta�a zako�czona. Paxton jednak nie chcia� tego zrozumie�.
Podnosz�c ponownie kusz� pr�bowa� zastrzeli� Harry'ego, jednak Nekroskop
niespodziewanie znikn��. To wtedy w�a�nie Trask zobaczy� po raz pierwszy dzia�anie Kontinuum
M�biusa.
Poruszaj�c si� z wdzi�kiem typowym dla Wampyra, Harry zrobi� krok w ty� w... nico��.
Dla Traska i pozosta�ych agent�w Wydzia�u E wygl�da�o to tak, jakby po prostu nagle przesta�
istnie�. Strza�a z kuszy Paxtona wlecia�a w zawirowanie mg�y i pustki. Telepata og�asza� sw�j
sukces: - Dopad�em go! Zastrzeli�em skurwiela. Nie mog�em chybi�!
Mg�a jednak rozst�pi�a si� i g�uchy, niemal bezcielesny g�os oznajmi�: - Niestety, musz� ci�
rozczarowa�.
Nast�pnie pojawi�a si� r�ka o szponach w kszta�cie �elaznych, zardzewia�ych rybackich
haczyk�w. Zacisn�a si� na czaszce Paxtona, wyci�gn�a go z ogrodu i z tego �wiata.
Harry bez trudu m�g�by zabi� telepat�, jednak tego nie uczyni�. Wrzuci� go z powrotem do
ogrodu pozbawiaj�c go w mi�dzyczasie umiej�tno�ci pods�uchiwania cudzych my�li. To by�a
ostatnia przys�uga, jak� odda� Nekroskop Wydzia�owi E, a tak�e ca�emu �wiatu.
Na po�egnanie Harry zamieni� jeszcze kilka s��w z Traskiem i doda� na koniec ostrze�enie:
- Uwa�aj na siebie, Ben.
Trask dobrze zapami�ta� t� chwil�. Czu� zmieszanie, �al, wstyd. Pami�ta� tak�e ostatni�
pr�b� wyja�nienia sytuacji. Krzykn��: - Zaczekaj, Harry!
Ale Nekroskop ju� znikn�� w drzwiach M�biusa. Trask przypomnia� sobie stoj�cego
Harry'ego - tak, potwora, ale przede wszystkim cz�owieka. Sny i wspomnienia stopniowo
zaczyna�y si� rozp�ywa�. Nagle i ze zdziwieniem szef Wydzia�u E zorientowa� si�, �e znajduje si�
w pokoju dowodzenia. Bardzo pom�g� w tym fakt, �e kto� trzyma� mu r�k� na ramieniu!
Trask obr�ci� si� gwa�townie i zauwa�y� stoj�cego obok Nekroskopa! By� to jednak nowy
Nekroskop, m�odszy i r�wnie zaskoczony gwa�town� reakcj� starszego m�czyzny.
- Przepraszam, Nathan! W�a�nie my�la�em o twoim ojcu i... - Urwa� w p� s�owa, bo
zauwa�y� wyraz twarzy Nathana. M�ody cz�owiek wiedzia�, o czym rozmy�la� Trask.
- Twoje my�li, wspomnienia, by�y tak intensywne... -Nathan podni�s� do g�ry ramiona,
jakby chcia� si� usprawiedliwi�, jednak nie przecz�c niczemu. Wiedzia�, �e nie powinien wkracza�
do cudzego umys�u bez zaproszenia.
- Wiem, �e my�la�e� o mnie, albo o moim ojcu. Powiniene� nauczy� si� strzec swoich my�li,
Ben. Zw�aszcza zwi�zanych z twoim zawodem. Lepiej, �eby� stosowa� zas�on� hipnotyczn�, tak
jak w Perchorsku.
Trask zaprzeczy� gwa�townym ruchem g�owy. - Nie, w Perchorsku pope�ni�em b��dy.
Przynajmniej kilka razy. Os�anianie my�li prawdopodobnie ograniczy�o moje zdolno�ci
paranormalne. Tzonov razem z kumplami nie mogli ich wyra�nie odczyta�, ale i ja mia�em
zaciemniony obraz! Interesuje mnie tylko prawda. P�prawdy mi nie wystarcz�. Tak czy owak
zajmujemy si� wywiadem paranormalnym i w naszym Wydziale powierzy�bym ka�demu nie tylko
swoje my�li, ale i �ycie.
- Tw�j umys� by� bardzo wyra�ny - powiedzia� Nathan. -Na tyle wyra�ny, �e czu�em
jakbym by� razem z tob� w Bonnyrigg. Gdy zobaczy�e� mojego ojca, przestraszy�e� si�. Widz�c go
w twoim umy�le wcale si� nie dziwi�.
- To prawda, �e by� Wampyrem - zgodzi� si� Trask. - Ale by� silny. Nigdy nie podda� si�
krwio�erczym instynktom.
- Wszyscy mi to powtarzaj� - odpar� Nathan. - To tak, jakby� mi m�wi�: �gdyby zdarzy�o
si� najgorsze, pami�taj, �e ojciec nigdy si� nie podda��.
- Mo�e o tym m�wimy - Trask nie mia� zamiaru zaprzecza�. - Nawet teraz nie zdajesz sobie
sprawy z tego, jakimi dysponujesz mocami. A je�li by� by� na dodatek Wampyrem? Je�li masz
zosta� Wampyrem...?
Nie by�o sposobu, by si� o tym dowiedzie�, lecz opr�cz Tzonova i Opozycji byli w
Londynie inni ludzie, kt�rzy tak w�a�nie my�leli. Ci ludzie, w przeciwie�stwie do Traska, uwa�ali,
�e wewn�trznej walki nie mo�na wygra�...
Opr�cz Zek F�ener, kt�ra pojecha�a kupi� bilet powrotny do Zante na Morzu Jo�skim,
wi�kszo�� z za�ogi Wydzia�u E zebra�a si� ju� w centrum dowodzenia. Pe�ni�cy obowi�zki oficera
dy�urnego Ian Goodly odebra� telefon. Dzwoni� minister. Kiedy zosta�a potwierdzona jego
to�samo��, prekognita zapyta�: - Dlaczego nie ma pana u nas?
- Pos�uchaj - przerwa� mu g�os ze s�uchawki. - Nie pytaj o to, dlaczego mnie nie ma w
Wydziale E. Powiedz mi, czy oni s� tam jeszcze?
- Oni? Trask i Nathan?
- No jasne! Chodzi mi o to, czy oni ju� pojechali... czy Nathan... czy s� w drodze do
Schronu?
- Za jakie� pi�tna�cie minut, sir. Czekaj� na telefon od Chunga, kt�ry ma potwierdzi�, �e
ju� wyl�dowa�. Jak panu wiadomo, on pomaga Nathanowi znale�� drog�.
- Wiem! Prosz� pos�ucha�... Rozmawiam z panem Goodly'em, czy tak? Mo�emy mie�
k�opoty.
Nagle prekognita zorientowa� si�, co go trapi�o przez ca�y dzie�. W�a�nie to, o czym zacz��
m�wi� minister.
- O cholera! - Powiedzia�. Przekle�stwo w jego ustach zabrzmia�o co najmniej dziwnie.
- Co?
- M�w pan, o co chodzi - rzuci� Goodly w s�uchawk�. -Tak szybko jak potrafisz. Bez obaw,
orientuj� si� w czym rzecz. - Mia�o to pokrycie z jego przeczuciami. - Trask i Nathan, a zw�aszcza
ten drugi, s� w wielkim niebezpiecze�stwie. - Goodly powinien si� teraz szczeg�lnie
skoncentrowa�.
Minister wzi�� sobie s�owa prekognity do serca. B�yskawicznie wyrzucaj�c z siebie s�owa
powiedzia�: - Goodly, oni wiedz� o Nathanie. Podj�li ju� decyzj�. Ale ja si� z nimi nie zgadzam.
Mog� straci� prac�, ale nie zgadzam si�. Rozumiesz?
- Tak, m�w dalej.
- Nawet nie wiesz, jak� ulg� sprawi�a mi wiadomo��, �e Nathan zabiera go w podr� przez
Kontinuum M�biusa. Ci ludzie postanowili, �e Nathan nie opu�ci sam lotniska w Belgradzie!
Obwini� za to Opozycj�.
Goodly zassa� powietrze, wydaj�c przy tym sykni�cie.
- Chc� go powstrzyma� przed powrotem do domu! Za... wszelk� cen�?
- Wyko�cz� go! Kiedy us�ysza�em, �e Nathan postanowi� - jak to powiedzie� - sam
zorganizowa� podr�, kamie� spad� mi z serca.
- Wyobra�am sobie! - Goodly u�miechn�� si�, co nie by�o podobne do niego. - Dlaczego
wcze�niej nie wspomnia�e� o tym... powitaniu w Belgradzie?
- Czy to by w czym� pomog�o? Oczywi�cie, �e powiedzia�bym Traskowi, je�li nie
wiedzia�bym, �e zmienili �rodek transportu. Czy nie z