16902

Szczegóły
Tytuł 16902
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

16902 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 16902 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

16902 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

ANNE MARIE DUOUETTE Dinozella ROZDZIAŁ PIERWSZY - Pani Noelle, zostało nam tylko pięć minut - zawołał reżyser. - Wolę nie myśleć o tym, co będzie, jeśli nie zmieścimy się w czasie. - Na pewno się zmieścimy! Ale wciąż nie mogę uwierzyć, że ta audycja będzie nadawana na żywo. - Noelle Forrest westchnęła. - Powinniśmy, tak jak dotąd, zarejestrować wszystko najpierw na taśmie. - Zawsze podczas tygodnia widza nadajemy jeden program na żywo - wtrąciła charakteryzatorka, Louise. - Na pewno doskonale dasz sobie radę, Noelle. A skoro współpracujesz z nami już od trzech lat, wiedziałaś chyba, że prędzej czy później taki program cię czeka. - Niby tak, ale minęły dwa sezony, a ja ani razu nie występowałam podczas tygodnia widza. - Twój program robi się coraz popularniejszy. Tak się spodobał widzom, że postanowiono, abyś dzisiaj wystąpiła w audycji nadawanej na żywo. - Ależ, Louise, przecież Woody doskonale wie, że jeszcze nigdy w czymś takim nie brałam udziału. Jestem paleontologiem, a nie aktorką. Co będzie, jeśli akurat dzisiaj popełnię jakiś straszny błąd? - Wtedy natychmiast obróć to w żart. - Louise po raz ostatni musnęła policzki Noelle różem, popatrzyła w jej pełne niepokoju zielone oczy i pogładziła jej krótkie, rudawe włosy. - Nie przejmuj się. Masz młodych widzów, których łatwo pozyskasz, jeśli ich trochę rozbawisz. Ty zresztą zawsze nawiązujesz doskonały 6 D1NOZELLA kontakt z dziećmi. Mogę ci powiedzieć, że moje uwielbiają twój program. Naprawdę. - Dziękuj. - Noelle przygryzła wargę- - Mam nadzieję, że nie zmienią zdania, jeśli dzisiaj coś nie wypali. - Nie martw się na zapas. Jeszcze nie było żadnej wpadki. - Jedna minuta, pani Noelle. Proszę na miejsca! - Połamania nóg! - rzuciła Louise i uśmiechnęła się serdecznie. Rozległa się cicha muzyka oraz głos spikera: - Mam zaszczyt zaprosić państwa do obejrzenia kolejnej „Przygody z prehistorią", programu, który prowadzi doktor No-elle Forrest, czyli nasza pani Dinozella. Noelle przeżegnała się w duchu, zrobiła krok naprzód i znalazła się w jarzącym świetle reflektorów. Uśmiechnęła się, gdy widzowie zebrani na sali zaczęli głośno klaskać. - Witam was, dziewczynki i chłopcy, i dziękuję za serdeczne powitanie. Nazywam się Noelle Forrest, pracuję w Muzeum Paleontologicznym stanu Kolorado. Naszym nowym telewidzom pragnę wyjaśnić, że paleontologia to dziedzina nauki zajmująca się badaniem najdawniejszych form życia oraz skamieniałości różnych organizmów. Jak wszyscy zapewne wiecie, ja wybrałam... Urwała, a dzieci natychmiast chórem dokończyły: - Dinozaury! - Tak. Dzisiaj zastanowimy się nad tym, dlaczego nasz rodzimy stan Kolorado posiada takie bogactwo skamielin. Właśnie tutaj, dzięki specyficznej budowie terenu, odkrywa się najwięcej szczątków dinozaurów. Wszyscy powinniśmy wiedzieć, dlaczego tak się dzieje. Współgospodarzem dzisiejszego programu będzie jedenastoletni Jason Reilly, który jest członkiem miejscowego klubu miłośników dinozaurów. Jason, proszę cię o zajęcie miejsca obok mnie. Trzy kamery objęły całą salę, lecz nigdzie nie było widać dziecka podnoszącego się z miejsca. D1NOZELLA 7 Noelle zaniepokoiła się, że właśnie tego dnia wybrano dziecko, które nie może przezwyciężyć tremy. A w programie na żywo niczego nie można ukryć. - Jasonie, czy jesteś gotów? - Zaraz będę - usłyszała niewyraźną odpowiedź. - Muszę tylko znaleźć plecak. Nie mogąc nigdzie dostrzec chłopca, Noelle zaproponowała: - Byłabym wdzięczna, gdyby kierownik klubu pomógł Jaso-nowi i tym samym pokazał, gdzie jest nasz dzisiejszy gość. Po chwili dostrzegła chłopca, który wstał i ruszył w jej stronę. Jej nerwowe napięcie wzrosło, gdy się zorientowała, że Jason porusza się o kulach, a na rękach i nogach ma aparaty stabilizujące. Speszyła się i przeraziła nie na żarty. Wydawało się jej niemożliwe, żeby świadomie dokonano takiego wyboru. - Jasonie, uważaj na schodach! - ostrzegła. - Och, ja stale chodzę po schodach, więc mam dużą wprawę. - To widać. Jason szedł z łatwością, która potwierdzała jego słowa. Noelle zrobiło się żal biednego dziecka. - Chce pani zobaczyć, jak wchodzę po dwa stopnie? - spytało „biedne dziecko" głosem zdradzającym chęć popisania się. - Nie. Jestem pewna, że robisz to doskonale, lecz wolałabym, żebyś wchodził tylko po jednym. Obserwowała go pełna podziwu oraz troski. Schody nie stanowiły największej przeszkody, bardziej zdradliwa była podłoga zarzucona grubymi kablami. Noelle bała się o bezpieczeństwo chłopca i z trudem opanowała ogromną chęć, by nie zważając na kamery, odesłać go na miejsce. Nie pozwalała na to jednak wyraźna pewność siebie widoczna w każdym ruchu Jasona. Wobec tego rzuciła tylko kolejne ostrzeżenie: - Patrz uważnie pod nogi, bo podłoga jest zasłana kablami, przez które trzeba przejść. Chłopiec kiwnął głową i bez najmniejszego potknięcia dotarł na miejsce. Noelle odetchnęła z ulgą. 8 DINOZELLA - Dzień dobry, pani Dinozello. Chciałem powiedzieć, witam panią, doktor Forrest. Wyciągnął rękę. - Miło mi cię powitać, Jasonie. Czy jesteś gotów i możemy od razu zacząć pogadankę? Na twarzy gościa odmalowało się rozczarowanie. - Miałem nadzieję, że najpierw będzie część poznawcza. Noelle dostrzegła wymowne spojrzenie reżysera, oznaczające, że audycja ma przebiegać według scenariusza. Ona sama też wolała raz ustalony zwyczaj. - Czy widziałeś już jakiś nasz program? - spytała. - Obejrzałem wszystkie bez wyjątku! - No to wiesz, że zawsze najpierw jest krótki wykład. - Wiem. - Chłopiec uśmiechnął się promiennie, lecz dodał z uporem: - Ale myślę, że dziś możemy opuścić część teoretyczną, ponieważ przyniosłem pani coś, co niedawno znalazłem. - Przyniosłeś mi jakąś skamieniałość? - Tak - z dumą oświadczył Jason. - Czy pamięta pani ten program, w którym uczyła dzieci, jak należy szukać? - Oczywiście. - No więc ja coś znalazłem. I uprosiłem kierownika klubu, żeby nas tutaj przywiózł, bo chciałem to pani pokazać. Czy naprawdę musimy czekać aż do drugiej części programu? Noelle z powagą wpatrywała się w swego gościa. Nie wątpiła, że szukanie skamielin przedstawiało dla niego spore trudności. Uznała więc, że należy docenić dzielność i wytrwałość tego wyjątkowego dziecka. - Nie. Nie jest to absolutnie konieczne. Przejdźmy zatem do stołu preparatorskiego i tam mi pokażesz, co przyniosłeś. Jason zrobił uszczęśliwioną minę, natomiast reżyser taką, jakby mu groził atak serca. Nie ulegało wątpliwości, iż boi się o scenariusz i o to, że straci pracę, jeśli Jasonowi coś się stanie. I to w czasie programu na żywo! Noelle liczyła się nawet z możliwością, że tego dnia nikt nie zadeklaruje wsparcia dla ich stacji. D1NOZELLA 9 Mimo takiej perspektywy nagle przestała się wahać. Nie chciała zawieść wielkiego oczekiwania malującego się na twarzy chłopca. Obawiała się wprawdzie, że „skarb" Jasona okaże się, w najlepszym wypadku, stosunkowo młodą skamieniałością, lecz nawet i wtedy mógł dostarczyć świetnej okazji, by młodym entuzjastom paleontologii przekazać nieco wiedzy. Kiedy znaleźli się w drugiej części studia, Noelle podsunęła chłopcu krzesło. Sama też usiadła przy stole preparatorskim. - A teraz, przyszły paleontologu, pokaż nam, co znalazłeś. - Muszę najpierw wyjąć to z plecaka. - Jason upuścił kule z takim hukiem, że operator dźwięku aż się skrzywił. - Zapewniam panią, że gdy to znalazłem, postępowałem tak, jak nam pani kazała. Nie próbowałem niczego oczyszczać. Noelle zwróciła się do widzów: - Skamieniałości mogą się okazać bardzo kruche i dlatego nie należy samemu przystępować do ich oczyszczania. W dodatku to, co waszym zdaniem jest grubą warstwą brudu, może zawierać bardzo cenne informacje. Jasonie, co paleontolog powinien w takiej sytuacji zrobić? Chłopiec obchodził się z plecakiem znacznie delikatniej niż z kulami. Bardzo ostrożnie położył go na stole. - Należy dany okaz owinąć bandażem i całość pokryć warstwą gipsu. O, tak. Noelle wystarczył jeden rzut oka, by ocenić, że gips został nałożony dobrze i fachowo. - Doskonale! - pochwaliła. - Proszę wszystkich, żeby teraz patrzyli bardzo uważnie. - Podniosła gipsową bryłę wyżej. - Taka warstwa zabezpiecza skamieniałość przed ewentualnym uszkodzeniem... - Ale natychmiast trzeba skontaktować się ze specjalistą - dopowiedział Jason, cytując z pamięci jej słowa. - Widzę, że faktycznie pilnie oglądałeś moje programy. - Nie opuściłem ani jednego. A to dobrze zrobiłem? Noelle odłożyła bryłę gipsu na stół. 10 DINOZELLA - Idealnie. Ciekawa jestem, czy zrobiłeś to zupełnie sam, czy też ktoś ci pomagał. - Wszystko zrobiłem sam. No, prawdę powiedziawszy, ja tylko nałożyłem gips przygotowany przez kogoś innego. - Szkoda, że trzeba zniszczyć twoją pracę, ale musimy to zrobić, jeśli chcemy się dowiedzieć, co jest w środku. Podaj mi, proszę, narzędzia. W chwili, gdy przystąpiła do usuwania gipsu, zapomniała o tym, iż audycja nadawana jest na żywo. Widzowie z zapartym tchem czekali na ukazanie się „skamieniałości" Jasona, a ich wyraźne napięcie i rozgorączkowanie udzieliło się i Noelle. Westchnęła, ponieważ wiedziała, jak przykro jej będzie oznajmić, że to, co Jason znalazł, najprawdopodobniej jest starą, pogryzioną kością. Przez ten czas Jason w najwyższym skupieniu przeglądał leżący na stole zestaw przyborów do pracy. Po dłuższym namyśle podał Noelle gumowy młotek i ostre dłuto. - Czy to się będzie nadawać? - spytał głosem, w którym nie było cienia wątpliwości, że wybrał właściwe narzędzia. - Na pewno. - Niech pani nie zapomina o włożeniu okularów ochronnych. Noelle uznała, że jej wyjątkowy gość zapewne oglądał wszystkie audycje po kilka razy. - Doskonale się we wszystkim orientujesz. Jason rozpromienił się i rzucił kolegom spojrzenie pełne dumy. Widać było wyraźnie, iż karnety wcale go nie peszą. Noelle zwróciła się do kamerzystów: Proszę o zbliżenie, ponieważ zaczynam zdejmować gips. Z tej strony - dodała, zwracając się do widzów. - Trzeba postępować bardzo ostrożnie, aby nie uszkodzić kości. Jasonie, opo- wiedz nam teraz, jak znalazłeś ten okaz. Chętnie. Tylko pamiętaj, żeby nie podawać żadnych nazwisk ani adresów, nawe) twoich rodziców - przypomniała. DINOZELLA 11 - Opiekunów - uściślił chłopiec. - Boja nie mam rodziców. Los rzeczywiście nie oszczędzał tego dziecka. Noelle usiłowała jak najszybciej opanować konsternację. - Wiesz, że bez specjalnego zezwolenia nie możemy wymieniać żadnych nazwisk ~ rzuciła pospiesznie. Chłopiec skinął głową i zaczął mówić: - Któregoś dnia oglądałem program o tym, jak dzieci znalazły skamieniałość. Muszę się przyznać, że mam wszystkie pani audycj e. Zresztą nagrywam wszystko o dinozaurach. Nawet kupiłem sobie książkę „Park Jurajski", ale pani program bardziej mi się podoba. Zawiera więcej informacji niż ten głośny film. I jest ciekawszy. - Dziękuję ci, to wspaniały komplement. Noelle uznała, że jest już całkowicie pod urokiem tego niezwykłego dziecka. Uśmiechnęła się i zabrała do pracy. - Radziła pani szukać skamieniałości w pobliżu różnych wykopów. Albo w korytach rzek czy przy torach kolejowych. - Zgadza się. Mów dalej. - Na każdej przejażdżce bardzo uważnie się rozglądam. Noelle podniosła głowę i nieśmiało spytała: - Jeździsz na rowerze? - Nie, to nie dla mnie. Ale jeżdżę konno, bo coś takiego zalecono mi w ramach terapii. Odbywa się to na terenie należącym do pana Matta. - Tylko bez nazwisk - wtrąciła Noelle. - Pamiętam - spokojnie odparł Jason. - No więc jechałem sobie trasą wytyczoną wzdłuż starego łożyska potoku... - To chyba niebezpieczne. - Wcale nie, bo dno zawsze jest zupełnie suche. Pan Mart przeznaczył tę trasę dla początkujących. Na dnie jest żwir, więc konie chodzą bardzo wolno. Ja wcale nie jestem początkującym jeźdźcem, ale chciałem się przekonać, czy tam są skamieniałości. No i udało mi się coś wypatrzyć. - Siedząc wysoko w siodle, zdołałeś rozpoznać, że to jest jakaś prehistoryczna kość? - spytała zaskoczona Noelle. 12 DINOZELLA - Oczywiście. Obejrzałem przecież setki zdjęć ze skamieniałościami, a ta kość leżała sobie na otwartej przestrzeni. Poprosiłem terapeutkę, żeby mi ją podała. - A więc była z tobą terapeutka? - No. Ona mi zawsze towarzyszy, kiedy nie jadę razem z całą grupą. Tak na wszelki wypadek. Ale jeszcze nigdy mi się nic nie stało. - Jason zmarszczył brwi. - Ani terapeutce, ani mnie nie Udało się odgadnąć, od jakiego dinozaura ta kość pochodzi. W oczach Noelle pojawiły się wesołe iskierki. - Żeby móc zidentyfikować kawałek kości dinozaura trzeba mieć za sobą wiele lat studiów. Zdarza się nawet doświadczonym paleontologom, że mają duże trudności przy oznaczaniu nowego okazu. Więc nie rób sobie żadnych wyrzutów. Przecież i tak spisałeś się doskonale. - Czyja wiem... - W glosie Jasona brzmiało powątpiewanie. W domu zabezpieczyłem gips, według pani instrukcji, bo nie chciałem, żeby się coś złego z okazem stało. Noelle usunęła już dość dużą część gipsu i oznajmiła: - No, proszę, już dokładnie widać całość! Jasonie, może chcesz osobiście odsłonić to, co znalazłeś? - O, nie. Wolę, żeby pani to zrobiła - poważnie odparł chło-biec. - Mówiła pani, że skamieniałości są bezpieczne tylko w rękach specjalistów. No i w rękach społeczeństwa. Prywatne kolekcje świadczą o wielkim egoizmie, prawda? Noelle aż się zarumieniła. Chłopiec wiernie powtórzył słowa, które wyrażały jej głębokie przekonanie, lecz teraz zabrzmiały nazbyt moralizatorsko. - Masz rację. Wszystkie okazy powinny się znajdować w muzeach, gdzie każdy może je obejrzeć i przeprowadzić studia nad nimi. Słusznie zrobiłeś, że tę kość tu przyniosłeś. - To dla pani. Chcę, żeby pani ją posiadała. - Dziękuję ci, i przyjmuję ją w imieniu muzeum, w którym pracuję - odparła Noelle. - Pod warunkiem, że to jest najprawdziwsza skamieniałość. DINOZELLA 13 Ostatnie słowa miały przygotować chłopca na czekające go rozczarowanie. Noelle jeszcze dorzuciła: - Przecież wszystkim wiadomo, że do muzeum nic przekazuje się starych kości, obgryzionych przez psa. Widzowie wybuchnęli śmiechem. Nawet Jason uznał to za dowcip. - Moi przybrani rodzice mają psa - powiedział, kiedy śmiech dzieci nieco przycichł. - Ale on tej kości nie chciał. Noelle nie mogła dłużej odwlekać decydującego momentu. - Za chwilę zobaczymy, co mamy. Powoli, bez pośpiechu, odwinęła bandaż, pokazywany widzom w dużym zbliżeniu. Wszystkie dzieci wstrzymały oddech. Noelle też przestała oddychać, gdy zobaczyła to, co się wyłoniło. Drżącą ręką zdjęła okulary i natychmiast wzięła lupę. Wprawnym okiem obrzuciła całą skamieniałość, a szczególnie miejsca, gdzie zagłębienia w kości były wypełnione depozytami. Na poczekaniu dokonała błyskawicznego przeglądu współczesnych oraz prehistorycznych szkieletów zwierząt i porównała je z trzymanym w ręku okazem. Poczuła zawrót głowy i zapomniała, gdzie się znajduje. Po chwili uświadomiła sobie, że ktoś coś do niej mówi. - Pani doktor! Pani Forrest! Czy coś się stało? - dopytywał się Jason. Oderwała oczy od skamieniałości. - Gratuluję ci, Jasonie - powiedziała przytłumionym z wrażenia głosem. - Dokonałeś swego pierwszego odkrycia. Widzów ogarnął szalony entuzjazm, a koledzy bohatera aż podskakiwali z radości. Ludzie odpowiedzialni za całość i jakość programu patrzyli z rozpaczą w oczach to na scenariusze to na Noelle, która nie od razu zauważyła, iż reżyser daje znaki, aby zrobić przerwę. Gdy się zorientowała, szybko zapowiedziała: - Teraz zrobimy krótką przerwę, ale najpierw jeszcze podam, 14 DINOZELLA W jaki sposób można finansowo wesprzeć działalność naszej lokalnej stacji. Wyłączono kamery. Noelle nabożnie położyła cenny okaz na Stole i wytarła spocone dłonie. Nie zwracała uwagi ani na reżysera, ani na widzów. - Podaj mi, proszę, swoje nazwisko i adres. W związku z tym Okazem znajdziesz się w wielu publikacjach naukowych. Chłopiec na chwilę zaniemówił. - Naprawdę? I będę mógł jeszcze wystąpić w pani programie? - Oczywiście, możesz być tego pewien. A jak nazywa się właściciel ośrodka? Chciałabym go poznać. - To pan Matt Caldwell. Rodzice mieli obowiązek zabierać dzieci zaraz po zakończeniu każdej audycji. Tymczasem tego właśnie dnia przybrana matka Jasona zadzwoniła z wiadomością, że nie zdąży po chłopca przyjechać. Jasonowi zrzedła mina, gdy usłyszał, że ma Wrócić z kierownikiem klubu. - Ale ja mam dzisiaj lekcję jazdy! Panie Jimenez, czy naprawdę nie może mnie pan zawieźć do ośrodka? Kierownik niestety spieszył się i nie mógł jechać okrężną drogą. Słysząc to, Noelle zaproponowała, że ona odwiezie chłopca na lekcję. Miała nadzieję, że skorzysta przy tym z okazji, aby porozmawiać z panem Caldwellem o ewentualnych poszukiwaniach na terenie jego ośrodka. Poza tym musiała przyznać, że Jason Reilly miał w sobie coś, co ją niezwykle ujęło. Od pierwszej chwili sama obecność tego dziecka sprawiała jej prawdziwą przyjemność i dlatego pragnęła poznać go bliżej. Usłyszawszy, że Noelle odwiezie go na lekcję, Jason nie Posiadał się z radości. - Doktor Forrest, czy pani naprawdę mnie zawiezie? - Tak. Oczywiście pod warunkiem, że twoja matka wyrazi zgodę. Może na miejscu będę miała okazję porozmawiać z panem Caldwellem. DłNOZELLA 15 Pani Swanson początkowo miała pewne obiekcje, lecz Jason nie chciał jednak dać za wygraną. Po kilku jego argumentach opiekunka nareszcie wyraziła zgodę i chłopiec znalazł się w samochodzie Noelle. - Ale byłoby fajnie, gdybyśmy znaleźli więcej skamieniałości, prawda? - zagadnął. - Na to, żeby coś znaleźć, potrzeba dużo czasu. Poszukiwania niekiedy trwają całymi miesiącami, a nawet latami - zauważyła Noelle i pomyślała, że najważniejsza w tej chwili jest kwestia, czy pan Caldwell w ogóle pozwoli obejrzeć teren. Postanowiła, że zrobi wszystko, aby go do tego nakłonić. - Bardzo bym chciał pani pomagać - ciągnął Jason. - Pomożesz mi, kochanie. Ale dzisiaj masz lekcję. - Wolałbym razem z panią szukać kości dinozaurów. - Obiecałam, że zawiozę cię na lekcję i muszę dotrzymać słowa danego pani Swanson. - Nie rozumiem, dlaczego muszę jej słuchać - buntował się chłopiec. - Przecież pani wie, że ona nie jest moją matką. - Wiem, ale trzeba się liczyć z jej zdaniem - łagodnie tłumaczyła Noelle i, niespodziewanie dla samej siebie, pogładziła Ja-sona po głowie. - Nie martw się, kochanie. Obiecuję, że będę cię informować o rozwoju sytuacji. Jason kiwnął głową, lecz przestał się odzywać. Noelle postanowiła złagodzić jego rozczarowanie i zmieniła temat. - Opowiedz mi, jak doszło do tego, że jeździsz na koniu. Chłopiec wzruszył ramionami. - Zaproponowano tę jazdę jako element terapii. - W ramach fizykoterapii? - Nie. Tym zajmowano się w szpitalu. Jazda konna jest leczeniem poprzez rekreację. Wie pani, tylko dla przyjemności. Ośrodek pana Mattajest dla dzieci takich jak ja. Są tam specjalnie przeszkoleni terapeuci, którzy nam pomagają. - Czyli pan Matt jest właścicielem ośrodka, a nie terapeutą? - Jest też głównym terapeutą. Ale są i inni. 16 DINOZELLA - Inni terapeuci? - Tak. Jest ich troje. Jedna kobieta i dwóch mężczyzn. - A kto zajmuje się końmi? Pan Matt? - Nie. Opieka nad końmi należy do jego młodszego brata. Pan Alex sprawuje też nadzór nad pracownikami, a pan Matt zajmuje sic tylko pacjentami. Ale właściwie prowadzą całość razem. Rozumiem. - Noelle stanęła przed skrzyżowaniem i spojrzała na chłopca. - Czy jeszcze ktoś z nimi mieszka? Nic. Reszta rodziny nie żyje. - Wszyscy umarli? - Tak. Zginęli w jakimś wypadku. - To bardzo przykre. Wybrali się gdzieś samolotem i zginęli w drodze powrotnej do domu. - Obojętność, z jaką mówił, świadczyła o tym, że to dość dawna historia. - Pan Matt opowiedział mi wszystko, kiedy rozpaczałem, że moi rodzice się mną nie opiekują. Zapewniał mnie, że on to rozumie. I myślę, że chyba naprawdę rozumiał. Oczy Jasona zalśniły ciepłym blaskiem. - Bardzo lubię pana Matta. - Nie wątpię. Zapaliło się zielone światło i Noelle ruszyła. Jadąc, zastanawiała się, jakie mogły być powody, dla których chłopiec nie miał rodziców, lecz na razie nie chciała o to pytać. Wolała dowiedzieć się czegoś więcej o panu Caldwellu. - Uważasz, że pan Matt jest dobrym człowiekiem? - Najwspanialszym. Jest sto razy milszy niż wyznaczona mi terapeutka. Chłopiec westchnął ciężko. - Czyżbyś jej nie lubił? Jason wzruszył ramionami. Pewnie nie jest taka zła. Ale przez jakiś czas interesowała się panem Mattem bardziej niż mną. Jest jego narzeczoną? - spytała Noelle. DINOZELLA 17 - Już nie. Nie podobała się panu Alexowi. - Zaraz, zaraz, Jasonie. Powiedz mi jeszcze raz, kto to taki ten pan Alex? - Brat pana Matta. Akurat teraz, dzięki Bogu, pojechał kupić nowe konie. Chłopiec skrzywił się, co wyraźnie oznaczało, że nie darzy obu braci jednakową sympatią. Owo przypuszczenie znalazło potwierdzenie w jego następnych słowach. - Pan Matt i pani Connie chodzili ze sobą, ale panu Alexowi się to nie podobało. Potem często się chwalił, że to on doprowadził do zerwania. - Czy pan Alex naprawdę ci to mówił? - Tak. Chociaż ja mu nie wierzę. Pan Matt powiedział, że on i pani Connie nie pasowali do siebie, a jego brat nie miał z zerwaniem nic wspólnego. - Wiesz co, myślę, że to nie nasza sprawa - zreflektowała się Noelle. - Teraz i tak jest po wszystkim. Pan Matt i pani Connie są tylko znajomymi i już się tyle nie całują. - Znajomi też się przecież całują - rzekła Noelle. Jason skrzywił się. - Lepiej, żeby pani Connie nie zapędziła się do mnie z takimi głupimi czułościami. - Jestem przekonana, że ją głównie interesują twoje lekcje - rzekła Noelle. - Na pewno jest dobrą terapeutką. - Tak, ale nie interesuje się prehistorią. Wie pani, że musiałem ją prawie błagać, żeby podniosła tę skamieniałość, którą wypatrzyłem na ziemi. Nie chciała mi wierzyć, że to kawałek szkieletu dinozaura - wyznał z pogardą w głosie. - Ale w czasie audycji wolałem o tym nie mówić. - Dobrze postąpiłeś. I tak wystarczyło rewelacji. - Co się stanie z tym okazem, który znalazłem? - Przekażę naszemu muzeum i zajmą się nim specjaliści. - A dlaczego nie pani sama? 18 DINOZELLA Noelle westchnęła. Jej sytuacja zawodowa była tematem, który wolałaby pominąć milczeniem. - Mój przełożony ma dla mnie jakieś inne zadania - powiedziała tonem, który zdecydowanie położył kres rozmowie. Miała mieszane uczucia co do tych zadań, zaś fakt, że jej kariera zawodowa utknęła w martwym punkcie, budził niepokój. Obecny szef, doktor Peabody, dał jasno do zrozumienia, że jej Umiejętności czysto naukowe mniej go interesują niż korzyści płynące z programu w telewizji. Noelle najchętniej rzuciłaby tę pracę, lecz nie mogła sobie na taki krok pozwolić. Miejsc pracy było niewiele i paleontologowie w jej sytuacji musieli obejmować istniejące wakaty. Noelle marzyła o tym, by pracować w Muzeum Przyrodniczym w Den-ver, cieszącym się międzynarodową sławą. T a m jednak przyjmowano wyłącznie najlepszych paleontologów z dużym doświadczeniem i poleconych przez znakomitości w tej dziedzinie. Tymczasem więc była zmuszona podjąć pracę na pół etatu w prywatnym Muzeum Paleontologicznym stanu Kolorado, które nie cieszyło się tak wielką sławą. Wymagano jednak, by każdy paleontolog był związany z jakimś muzeum, więc Noelle zdecydowała się na obecną posadę, mimo iż zarabiała zbyt mało, aby Opłacić czynsz. W związku z trudną sytuacją finansową zgłosiła się do telewizji, gdy usłyszała, że potrzebny jest ktoś, kto mógłby prowadzić program zatytułowany: „Przygoda z prehistorią". Zaangażowano ją natychmiast, gdy się okazało, że umie nawiązać doskonały kontakt z dziećmi na widowni. Nowe zajęcie przynosiło niewątpliwe korzyści materialne, lecz miało również i minusy. Audycje bowiem zyskały taką popularność, że macierzyste muzeum Noelle czerpało z reklamy bezpośrednie i duże zyski. W związku z tym stało się oczywiste, że obecne pół etatu nigdy się nie przekształci w wymarzoną stałą posadę w pełnym wymiarze godzin. Muzeum Paleontologiczne stanu Kolorado bez żenady nazywało siebie „domem pani Dinozelli", mimo iż ona nie otrzymywała z tego „domu" żadnego wsparcia. Nie mając DINOZELLA 19 stałej posady w innym muzeum, niestety, nie mogła zrezygnować z prowadzenia „Przygody z prehistorią", natomiast jej przełożeni nie kwapili się z zaproponowaniem jej stałego zatrudnienia, ponieważ właśnie dzięki niej muzeum miało dodatkowy zysk. Sytuacja była bez wyjścia i Noelle jak gdyby zawisła w próżni. Nie była ani sławną osobistością telewizyjną, ani aktywnie pracującym paleontologiem. Wszystko wskazywało na to, iż będzie zmuszona opuścić dotychczasowe muzeum i poszukać pracy w innej placówce. Jednak w pełni zdawała sobie sprawę z tego, że żadne szacowne muzeum nigdy poważnie nie potraktuje kandydatury osoby, która w ubogiej telewizji lokalnej zajmuje się uczeniem paleontologii na wesoło. Jej szanse niewątpliwie by wzrosły, gdyby dokonała odkrycia stulecia... Skamieniałość znaleziona przez Jasona oznaczała przewrót w jej dotychczasowej sytuacji, lecz tylko czas - i to za zgodą Matta Caldwella - pokaże, czy to będzie wielka szansa dla niej. - Skręcamy na lewo, proszę pani - odezwał się Jason. - Jesteśmy na miejscu. ROZDZIAŁ DRUGI Ośrodek Caldwellów. Noelle szybko obrzuciła spojrzeniem konie, stajnie, piękne klony oraz Góry Skaliste odcinające się na tle lekko zachmurzonego nieba. Oto miejsce, które, jeśli tylko szczęście dopisze, przyniesie jej sławę. - Czy mam ci pomóc wysiąść? - Nie. Sam sobie coradzą.. Bardzo dziękują., że mnie pani podwiozła. - Cała przyjemność po mojej stronie. Chłopiec założył plecak, wsunął ręce w tuleje podtrzymujące kule i wysiadł. Stanął obok samochodu, niezdecydowany. - Nie zgubi pani mojego telefonu, prawda? I nie zapomni zadzwonić, jeśli znajdzie pani jakieś skamieniałości? - Nie zgubię i nie zapomnę. Obiecuję ci. Noelle zamknęła samochód i weszła do biura. - Mamo, patrz, kto przyszedł! To pani Dinozella! Rozległy się okrzyki zachwytu. Gromadka dzieci w różnym wieku, poruszających się o kulach i na wózkach inwalidzkich, otoczyła Noelle, która się uśmiechała, lecz stała bez ruchu. Nie chciała potrącić żadnego dziecka, a widziała, że wszystkie chcą się do niej zbliżyć. Co odważniejsze dzieci zaczęły prosić: Czy będę mogła wystąpić w pani programie? Nie, najpierw ja! Proszę, bardzo panią proszę. Dzieci zaczęły się nawzajem przekrzykiwać. Co się tutaj wyprawia? - rozległ się głęboki, męski głos. DINOZELLA 21 Podniecone krzyki natychmiast ucichły. - Proszę, żeby wszystkie dzieci usiadły, a te na wózkach cofnęły się pod ścianę. Efekt był natychmiastowy, mimo iż mężczyzna nie mówił tonem ani głośnym, ani ostrym. - Usiłuję opracować program dla kolejnego pacjenta, a nie słyszę własnych myśli. Proszę o spokój. - Dobrze, proszę pana. Przepraszamy. Noelle przyglądała się całej scenie oczyma szeroko otwartymi ze zdumienia. Podświadomie oczekiwała, że będzie mieć do czynienia z niepozornie wyglądającym terapeutą, ubranym w biały kitel przesiąknięty zapachem szpitala. Tymczasem człowiek, który tak skutecznie uspokoił dzieci, wyglądał jak wcielenie ideału mężczyzny, nie zaś jak ktoś zajmujący się kalekimi pacjentami. Był wysoki, barczysty, a mimo to w jego ruchach była spokojna elegancja. W twarzy Matta Caldwella można było wyczytać inteligencję i poczucie humoru. Miał ciemne oczy, silnie zarysowaną szczękę i zaciśnięte usta wyrażające dezaprobatę. - Przyjechała pani Dinozella. Nie poznaje pan? - A rzeczywiście. To pani doktor Forrest. - Błysk w ciemnych oczach świadczył o tym, że pan Caldwell ją poznał, lecz ma się na baczności. - Pani Swanson powiadomiła mnie, że przywiezie pani Jasona. - Tak. Zostawiłam go z terapeutką. - Więc już nie muszę się o niego martwić. Dziękuję, że go pani podrzuciła. A teraz proszę mi wybaczyć, ale... Matt odwrócił się i zamierzał odejść. Proszę chwilę zaczekać. Chciałabym porozmawiać z panem o tym, co Jason znalazł na terenie pańskiej posiadłości. Pani wybaczy, ale nie jest to najlepsza pora, żeby przyjmować nieprzewidzianych gości. - Nie jestem zupełnie przypadkowym gościem, ponieważ przywiozłam pańskiego pacjenta - zauważyła Noelle, przysięga- 22 DINOZELLA jąc sobie w duchu, że nie da się tak łatwo odprawić z kwitkiem. Popatrzyła na puste miejsce przy biurku. - Jeśli rejestratorka wyszła na chwilę, to gotowa jestem poczekać. - Niestety, ona się rozchorowała. Jeszcze nie znalazłem nikogo na całodzienne zastępstwo, a nie chcę jej obowiązkami obciążać terapeutów. - Matt zmarszczył brwi. - Dzwoniłem już po kogoś, kto zgodził sieją zastąpić, ale może przyjechać dopiero po lunchu. Zmuszony więc jestem robić dwie rzeczy naraz i nie mam już czasu dla odwiedzających. - Przykro mi, że pańska współpracownica się rozchorowała. Może ja zastąpiłabym ją aż do lunchu? - Dziękuję pani, ale jakoś sobie ze wszystkim radzę i... Odezwał się telefon. - Przepraszam panią. Noelle spokojnie czekała. Matt odebrał trzy telefony, a skończywszy ostatnią rozmowę, rzucił okiem na zegarek. - Naprawdę bardzo chętnie panu pomogę - odezwała się No-elle i pomyślała, że gdy w grę wchodzą skamieniałości, gotowa byłaby pracować nawet dla samego diabła. Matt zawahał się. Znowu zadzwonił telefon. - Jednak skorzystam z pani propozycji, doktor Forrest. - Proszę mi mówić po imieniu. Jestem Noelle. Powiedz mi tylko, Matt, co mam robić. Matt popatrzył z ukosa, lecz powstrzymał się od komentarzy. - Tu musi pani wpisywać pacjentów przed odesłaniem ich do odpowiedniego terapeuty. Dzieciom udającym się do stajni musi towarzyszyć ktoś dorosły, więc w wypadku, gdy rodzice tylko dziecko podrzucą, pani musi z nim pójść albo zadzwonić do stajni. Gdy nie będzie pani czegoś wiedzieć, proszę zapytać rodziców. Przez następną godzinę Noelle była zajęta jak rzadko kiedy. W paleontologii zgubny jest pośpiech, natomiast ważna dokładność, a nawet delikatność. Teraz nagle okazało się, że wszystkie DINOZELLA 23 cechy, dzięki którym Noelle była dobrym paleontologiem, sprawiały, iż jako rejestratorka okazała się dość kiepska. Po wyjściu ostatniej pacjentki, nagle usłyszała: -• Doskonale pani sobie radzi, choć jest trochę za oschła. Odwróciła się i ujrzała Matta stojącego w drzwiach. - Możliwe, ale wydaje mi się, że litość byłaby bardziej nie na miejscu. Całe szczęście, że to już była ostatnia pacjentka zapisana na przedpołudnie. - Na przyszłość może się pani przydać informacja, że z nią postąpiła pani właściwie - powiedział Matt. - Ludzi kalekich nie powinno się traktować ulgowo, chyba że tego wymaga rodzaj ich kalectwa. Należy postępować z nimi tak, jak z wszystkimi innymi ludźmi. - Jestem tego samego zdania - odparła Noelle - tylko że... - Zawahała się. - Dlaczego nie używa pan określenia ludzie niepełnosprawni? - Bo oni, doktor Forrest, są kalekami, po prostu. Lecz za ich kalectwo w dużym stopniu ponosi winę społeczeństwo. Moi pacjenci bywają ułomni w wyniku uszkodzeń podczas porodu. Są upośledzeni, bo rodzice ich zaniedbywali albo maltretowali. Stracili ręce lub nogi w wypadkach spowodowanych przez pijanych kierowców. Ich niesprawność wynika z ograniczeń współczesnej medycyny. - Matt uśmiechnął się niewesoło. - Użyty przez panią obecnie przyjęty zwrot „ludzie niepełnosprawni", nie określa precyzyjnie tego, jacy są moi pacjenci, ani też tego, jak mają postępować, aby móc żyć w społeczeństwie, które nastawione jest na ułatwianie życia najsilniejszym. Prawda, nawet i szorstka, pomaga moim pacjentom bardziej niż wymyślne eufemizmy. - Dobrze, że woli pan jasne stawianie sprawy. Dzięki temu łatwiej mi będzie przedstawić to, co mam do powiedzenia. - Cóż to takiego? - Wiem, że ma pan ziemię, w której znajdują się skamieniałości. Ja zaś pragnę tego, co pan posiada. 24 DINOZELLA Zapadło nieprzyjemne milczenie. - Rozumiem, że tym, czego pani pragnie, są tylko skamieniałości - rzekł Matt po dość długiej chwili. - Bo moja ziemia nie jest na sprzedaż. - Jedno jest potrzebne ze względu na drugie. Panie Caldwell, chciałabym jak najszybciej rozpocząć poszukiwania. - To niemożliwe! - Nie? Tak zwyczajnie mi pan odmawia? Przecież chyba zasługuję na lepszą odpowiedź. - A to czemu? Czyżby dlatego, że mi pani dziś pomogła? ••- To może być na początek. Wie pan, kim jestem i co robię, więc chyba nie spodziewa się pan, że bez sprzeciwu odejdę z terenu prawdopodobnie kryjącego wiele skamielin. Proszę jedynie o kilka chwil pańskiego czasu. - Doktor Forrest, widzę, że jest pani bardzo upartą kobietą. A ja mam dużo pracy. - Chciałabym rzucić okiem na teren ewentualnych badań. - Na pewno nie natkniemy się na żadne stare gnaty - sarkastycznie zauważył Matt. - Nigdy nie wiadomo. Będę miała oczy szeroko otwarte. - Teren jest bardzo duży i nie można obejść go na piechotę. Szczególnie w takich butach. - Niezależnie od tego, jakie mam buty, na pewno zauważę kość tak dużą, jak ta znaleziona przez Jasona - odgryzła się Noelle. - Poza tym mogłabym objechać pański ośrodek samochodem. - O, co to, to nie! Tu są drogi tylko dla koni. A pani, jak sądzę, nie umie jeździć wierzchem. - Niestety, nie. - No to będzie pani musiała dużo chodzić pieszo. Powtarzam jeszcze raz, że tu wszystkie trasy są wyłącznie dla koni. - Jeśli można oglądać pańską posiadłość tylko z wysokości końskiego grzbietu, gotowa jestem nauczyć się jeździć. Ale nie sądzę, by to naprawdę było konieczne. Siedząc na koniu, nie widziałabym wszystkiego dokładnie i mogłabym coś przeoczyć. DINOZELLA 25 Matt przyjrzał się jej spod przymkniętych powiek. - Konie wywołują w pani strach, prawda? - Pan celowo zmienia temat! - rzuciła Noelle z pretensją w głosie. - A ja chcę porozmawiać o zorganizowaniu, przy współudziale mojego muzeum, prac badawczych tutaj. - Natomiast ja usiłuję pani wytłumaczyć, dlaczego nie może pani tego zrobić. Proszę za mną. Matt ujął ją pod ramię i poprowadził wąską, żwirowaną ścieżką. Noelle zauważyła, że dotyk jego silnej dłoni zupełnie rozprasza jej myśli. Do tego stopnia, że nie widzi, co się dookoła dzieje. - Oto moja klasa początkujących - poinformował Matt. - Ależ to głównie dzieci! I jak one jeżdżą! - Sama pani widzi, że ani brak ręki czy nogi, ani aparaty stabilizujące wcale im nie przeszkadzają. - To niewiarygodne! - Skądże znowu - zaoponował Matt. - Przecież to zupełnie zrozumiałe. Niech się pani tylko nad tym zastanowi. Większość tych dzieci przez cały czas jest przykuta do wózków inwalidzkich. A dosiadając konia, każde z nich czuje niezwykłą swobodę. Pani też chętnie by się uczyła, choćby tylko po to, żeby przerwać monotonię życia. Podeszli bliżej i oparli się o płot. - Nawet najsprawniejsi jeźdźcy, tacy jak Jason Reilly, nie mogą jeździć na rowerze ani bawić się na zjeżdżalni. Ale za to Jason potrafi jeździć na koniu, czego z kolei nie umieją jego koledzy. Zupełnie więc zrozumiałe, że chce być jak najlepszy. Niech mu się pani przyjrzy. Siedzi na czwartym koniu, o tam. - To rzeczywiście Jason! A jak jest zabezpieczony przed upadkiem? - Wprowadzamy niewielkie zmiany w uprzęży. Mój brat ma złote ręce. Zazwyczaj udaje mu się zrobić jakieś dodatkowe oparcie dla nóg lub dodać do uprzęży coś, co rekompensuje ograniczoną siłę mięśni. 26 D1NOZELLA - Jason mówił mi, że pan jest terapeutą zajmującym się rekreacją pacjentów, a nie fizykoterapią. - Ale gaduła z tego dziecka! - Jak doszło do tego, że się pan zainteresował hipoterapią? - Lubię być na świeżym powietrzu, a fizykoterapeuta musi pracować w szpitalu. Nie wiem, czy Jason wspomniał, że mój brat był pierwszym pacjentem, którego nauczyłem jeździć. - Nie, nic o tym nie mówił. - Alex miał wypadek. Znajdował się w strasznym stanie, a niektóre zmiany w jego organizmie były nieodwracalne. Dlatego zdecydowałem się na ten rodzaj pracy. - Czy pacjenci tu mieszkają, czy też tylko przyjeżdżają, wtedy gdy chcą pojeździć? - Ani jedno, ani drugie. Znaleźliśmy rozwiązanie pośrednie. Dla każdego pacjenta opracowuję specjalny program uwzględniający indywidualne moźliwości i liczę na to, że moje zalecenia będą przestrzegane. - Podobnie jak przy nauce gry na fortepianie, tak? - O, właśnie. Matt uśmiechnął się i tym razem uśmiech rozjaśnił mu oczy. Zmiana w wyrazie całej twarzy była wprost zaskakująca. Właściciel ośrodka okazał się nie tylko atrakcyjnym, ale wręcz niebezpiecznie pociągającym mężczyzną. - Myślę o tych dziewczynkach i chłopcach jak o zdrowych dzieciach, które przychodzą na lekcje tylko dla przyjemności. - Dlaczego nie ma więcej takich ośrodków? - Odpowiedź jest prosta: pieniądze - odparł sucho. - Prywatne towarzystwa ubezpieczeniowe nie chcą wydawać pieniędzy na, jak to oni określają, bawienie ludzi. - Matt pogardliwie wykrzywił usta. - Pokrywają koszta fizykoterapii, lecz większość z nich uchyla się przed opłacaniem rekreacji jako formy leczenia. - Wprost nie do wiary! - Ajednak to prawda. Gdyby towarzystwa ubezpieczeń zdro- DINOZELLA . 27 wotnych dofinansowywały ośrodki podobne do mojego, powstałyby setki w całym kraju... Ale sytuacja, niestety, jest inna i tylko ludzie dobrze sytuowani mogą sobie pozwolić na korzystanie z już istniejących możliwości. Ja wprawdzie staram się przyjmować jak najwięcej osób potrzebujących pomocy, ale to i tak tylko garstka - przyznał Matt otwarcie. - Muszę opłacać terapeutów i dbać o konie, więc nie stać mnie na działalność charytatywną. I w związku z tym jestem zmuszony pobierać opłaty. - To wielka szkoda. - Oczywiście. Nasz kraj jest jednym z najbogatszych na świecie, ale wciąż jeszcze nie ma nawet zarysu wszechstronnego projektu państwowej służby zdrowia. To skandal, że ludzie muszą tak dużo płacić za leczenie. A najgorsze jest to, że im więcej ktoś ma kłopotów ze zdrowiem, tym trudniej znaleźć towarzystwo ubezpieczeniowe skłonne wystawić mu polisę. To błędne koło. Ludzie, którym pomoc jest naprawdę potrzebna, jak choćby te dzieci, mają najmniej szans na to, aby znaleźć odpowiednie ubezpieczenie. I jeśli rodzice nie są bogaci, dzieci nie mają szans na poprawę losu. - To niesprawiedliwe. - Racja. Dlatego też zaangażowałem się dość mocno w działalność grupy walczącej o system państwowej służby zdrowia. W Kongresie wiele już mówiono o ustawodawstwie, ale na tym się skończyło. - Nie miałam pojęcia... - Większość obywateli nie ma pojęcia. 1 główny kłopot na tym polega. A jak już o problemach mowa, nie przedyskutowaliśmy do końca tego, z którym pani do mnie przyjechała. Wiem, po co pani przyjechała i czego pani chce. Ale podjąłem już decyzję i nie zgadzam się na to, żeby pani prowadziła poszukiwania na terenie mojego ośrodka. - Dlaczego? - Bo ściągnie mi tu pani buldożery i koparki, a wtedy bezpieczeństwo moich pacjentów rozwieje się jak dym. ROZDZIAŁ TRZECI Noelle nie wierzyła własnym uszom. - Buldożery i koparki! - zawołała. - Po pierwsze, panie Caldwell, paleontolog bardzo rzadko korzysta z pomocy takich ciężkich machin. Naszymi zwykłymi narzędziami są kilofy oraz szufle. I bardzo się pan myli, jeśli sądzi, że dążąc do odkrycia znajdujących się tu złóż skamieniałości, mogłabym tratować niewinne dzieci. Jej wybuch przeszedł bez najmniejszego wrażenia. - A może nie? - spytał Matt spokojnie. - Otóż właśnie, że nie. - Noelle ze złości aż poczerwieniała. lecz usiłowała opanować wzburzenie. - Widzę, że właśnie pan jest równie delikatny jak buldożer. - Mam ku temu bardzo istotne powody. Proszę za mną - rzucił tonem nie znoszącym sprzeciwu. Podeszli do boksu. Matt pogłaskał aksamitny pysk konia. - Widzi pani te zwierzęta? Zostały specjalnie wytresowane dla moich pacjentów. Są łagodne i niezawodne, bo nie płoszą się zbyt łatwo. A co najważniejsze, mają ściśle uregulowany tryb życia. Te same trasy, te same godziny, ten sam krok. - To dość nudny żywot - stwierdziła. - Być może. Ale wierzchowce, które wiedzą, czego się od nich chce, są bezpieczne. Można być pewnym, że nie zrzucą niedoświadczonego jeźdźca z protezą lub aparatem stabilizującym. Moje zwierzęta są jak stare konie pociągowe. Zapamiętały ustaloną kolejność czynności i nic ich nie wytrąca z równowagi. No, prawie nic. DINOZELLA 29 - Panie Caldwell, co pan chce przez to powiedzieć? Że ja zakłócę cały porządek w pańskim ośrodku? - Właśnie to, pani Dinozello. Jej pseudonim zabrzmiał niby wyzwanie poprzedzające przykrą wiadomość. Noelle odniosła wrażenie, że pani Dinozella zaraz usłyszy coś niemiłego. Nie pomyliła się. - Zacznie pani rozkopywać ziemię, co oczywiście pociąga za sobą zmiany, a na wprowadzanie zmian nas nie stać. Moje konie są wyjątkowo spokojne, bo nie dzieje się tu nic nieoczekiwanego. Matt odwrócił się i spojrzał Noelle prosto w oczy. - Jestem przekonany, że ma pani dobre intencje. Sam wychowałem się w Kolorado i wiem, jak cenne są prehistoryczne kości. Ale, niestety, dla mnie nie są tak ważne jak moi pacjenci. - A nie przyszło panu do głowy, że ja też mogę być tego samego zdania? - Trudno mi powiedzieć, bo nie znam pani. Powtarzam, że nie chcę narażać się na jakiekolwiek ryzyko mogące zagrozić mojemu ośrodkowi. Nie zrobię tego. Dla nikogo. - Jak mogę panu udowodnić, że jeśli o mnie chodzi, nie naraża się pan na żadne ryzyko? - Wcale nie może pani. Odpowiedź była brutalnie szczera, lecz Noelle nie dawała za wygraną. - A ja sądzę jednak, że mogę udowodnić. - Doktor Forrest, bardzo panią proszę, skończmy tę rozmowę. Mam za mało ludzi, a zmarnowałem tyle cennego czasu. - Zrozumiałam aluzję, panie Caldwell. Chce pan, żebym odjechała, prawda? - Przykro mi, że nie spełnię pani prośby, ale musi pani zrozumieć moją sytuację. Noelle nagle przyszedł do głowy doskonały pomysł. - Rozumiem, ale pozwoli pan, że przedstawię i swoją, - Słucham. 30 DINOZELLA - Mam bardzo szerokie znajomości. Jestem znana nie tylko w telewizji, ale również i szerszej publiczności, a to ważniejsze. Teraz mamy tydzień widza. Nie zgadnie pan z iloma potencjalnymi dobroczyńcami mam kontakt. Pieniądze, którymi oni dysponują... Nasz program mógłby się znacznie przyczynić do poprawy sytuacji pańskiego ośrodka. Czy nie przyszło to panu do głowy? Radzę pomyśleć o tych wszystkich dzieciach nie mających ubezpieczenia, którym pan chciałby pomóc. A ja, panie Caldwell, bardzo chętnie panu pomogę. - Za jaką cenę? - wycedził Matt przez zaciśnięte zęby. - Za cenę kompromisu. Pogardliwie zmrużył oczy. - Wykorzysta pani moich pacjentów, niewinne dzieci, żeby osiągnąć własne cele. - Niech mi pan nie wytyka mojej kariery zawodowej. Oboje zawdzięczamy nasze pensje dzieciom. Interes to interes. Założę się, że pan, jak i ja, przyjmuje czeki. A może się mylę? Wściekłość malująca się na twarzy Matta wyraźnie świadczyła o tym, że się nie myliła. - Tak właśnie sądziłam. A propos dzieci, panie Caldwell, jak pan wytłumaczy swoje postępowanie wobec Jasona? - O czym pani mówi? - Jason to nie tylko czarujący chłopiec. On jest bardziej dojrzały oraz intelektualnie rozwinięty niż inne dzieci w jego wieku.; Wiedza paleontologiczna, jaką opanował, wprost mi imponuje, a mnie trudno zaimponować. Nie sądzę, żeby pan chciał pozbawić go - jak zresztą i pozostałe dzieci zainteresowane „Przygodą z prehistorią" - możliwości dowiedzenia się z pierwszej ręki o tym, jak się prowadzi poszukiwania skamieniałości. - Tu nie chodzi o dzieci. - Może ma pan rację. - Noelle uważnie popatrzyła na stojącego obok mężczyznę. - Możliwe, że nie chodzi o dzieci. Bo liczy się tylko pańskie konto. Osoba wpływowa proponuje panu, że postara się o liczne darowizny, a pan na dobrą sprawę wyrzuca DINOZELLA 31 ją z ośrodka. Nie ma pan dobrej głowy do interesów, prawda? Teraz rozumiem, dlaczego nie może pan przyjąć więcej pacjentów, którym potrzebna jest pomoc. Interesuje się pan wyłącznie uczeniem bogatych dzieci. No bo działalność charytatywna nie przynosi zysku. Czy tak? Zapadła cisza, którą przerwał Matt, rzucając gniewnie: - Doktor Forrest, gdyby nie była pani kobietą, rozprawiłbym się z panią tu na miejscu. - Może byłabym wtedy zmuszona odpłacić panu z nawiązką. Niech pan nie szafuje zniewagami, gdy ktoś wysuwa przyzwoitą propozycję. Czyja według pana jestem jakimś potworem opętanym na punkcie skamieniałości? Odwróciła się na pięcie i odchodząc, rzuciła: - Niech pan się nie fatyguje i nie odprowadza mnie do samochodu. A jeśli zmieni pan zdanie, proszę zadzwonić do studia. Numer znajduje się w książce telefonicznej. - Niech pani na to nie liczy! Noelle była tak oburzona, że prawie nie uważała, jak jedzie. Posądzono ją, że mogłaby bezmyślnie zniszczyć to, co ten człowiek robił dla dzieci! Długo nie