Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Zobacz podgląd pliku o nazwie 16814 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Douwe DRAAISMA
Dlaczego życie płynie szybciej, gdy się starzejemy *
O pamięci autobiograficznej
Przełożyła Ewa Jusewicz-Kalier
*.!¦•.'>!. ' '. , t !!¦»:;;
Państwowy Instytut W y d a w n i czy
Tytuł oryginału
WAAROM HET LEVEN SNELLER
GAAT ALS JE OUDER WORDT.
OVER HET AUTOBIOGRAFISCHE GEHEUGEN
Okładkę i strony tytułowe projektowała _
KAROLINA CIĘŻKIEWICZ
Redaktor techniczny DANUTA LIPKA
Originally published by Historische Uitgeverij as Waarom het leven snellergaat als je ouder wordt. Over het autobiografische geheugen © Douwe Draaisma 2001
This translation was supported by a grant from the Foundation for the Production and Translation of Dutch Literaturę. Książka została wydana przy pomocy finansowej Fundacji Wspierania Przekładów Literatury Holenderskiej.
© Copyright for the Polish edition by Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2006. Ali rights reserved
Księgarnia internetowa www.piw.pl
PRINTED IN POLAN D
Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2006
ul. Foksal 17, 00-372 Warszawa
e-mail:
[email protected]
www.piw.pl
Wydanie pierwsze
Skład i łamanie: Agencja Poligraficzno-Wydawnicza „ANTER"
ul. Tamka 4, 00-349 Warszawa
Druk: Poznańskie Zakłady Graficzne SA,
ul. Wawrzyniaka 39, 60-502 Poznań
ISBN 83-06-03003-6
„WSPOMNIENIE JEST JAK PIES, KTÓRY KŁADZIE SIĘ, GDZIE ZECHCE"
Nasza pamięć dysponuje własną wolą. Mówimy sobie: muszę to zapamiętać, pragnę zatrzymać tę chwilę, to spojrzenie, to uczucie, tę pieszczotę - lecz po upływie paru miesięcy lub nawet dni uświadamiamy sobie, iż nie potrafimy przywołać z pamięci barwy, zapachu ani smaku danego wspomnienia, mimo że taką mieliśmy nadzieję. „Wspomnienie - pisze w książce Rytuały Cees Nooteboom - jest jak pies, który kładzie się, gdzie zechce".
Pamięć nic sobie nie robi również z polecenia, aby czegoś nie przechowywać. Nie pomagają uwagi typu: gdybym byl tego nie widział, nie przeżył, nie usłyszał, gdybym to tylko mógł zapomnieć. Wspomnienie zostało zachowane i kiedy leżymy w nocy, czekając na sen, wówczas powraca do nas całkiem spontanicznie, bez przywoływania. Również w tym wypadku pamięć podobna jest do psa, który machając ogonem aportuje to, co wyrzuciliśmy, pragnąc się tego pozbyć.
Od początku lat osiemdziesiątych XX wieku tę część pamięci, w której przechowujemy wydarzenia ze swojego życia osobistego, określa się w psychologii nazwą pamięć autobiograf i c z n a. Jest to kronika naszego życia, długi rejestr, do którego się odwołujemy, gdy ktoś nas pyta o pierwsze wspomnienie, o to, jak wyglądał dom naszego dzieciństwa bądź jaką książkę czytaliśmy ostatnio. Pamięć autobiograficzna to jednocześnie pamiętnik i księga spraw zapomnianych. To tak, jakby ktoś polecił robić notatki z własnego życia nieposłusznemu sekretarzowi, który pilnuje swoich własnych interesów i dokładnie za-
pisuje to, o czym człowiek chętnie by zapomniał, a w najbardziej godnych uwagi chwilach udaje, że pilnie notuje, lecz po kryjomu dawno już zakręcił pióro.
Pamięć autobiograficzna posługuje się własnymi, zagadkowymi prawami. Dlaczego nie zawiera prawie nic z okresu przed naszym trzecim bądź czwartym rokiem życia? Dlaczego przeżyte przykrości zawsze zostają zapisane atramentem, którego nie da się wymazać? Dlaczego doznane upokorzenia przez wiele lat pozostają zarejestrowane z precyzją godną oficjalnego sprawozdania? Dlaczego w smutnych chwilach zawsze pojawia się wspomnienie czegoś równie smutnego? W wypadku depresji lub bezsenności pamięć autobiograficzna przekształca się w jeremiadę: każde z przykrych wspomnień zostaje poprowadzone poprzez przygnębiającą sieć wzajemnych odniesień do kolejnego przykrego wspomnienia. Od czasu do czasu własna pamięć sprawia nam niespodziankę. Jakiś zapach przypomina komuś coś, o czym nie myślał od trzydziestu lat. Ulica, na której dana osoba była po raz ostatni w wieku siedmiu lat, skurczyła się nagle nie do poznania. Bywa, że ktoś w podeszłym wieku ma przed oczyma wspomnienia z dzieciństwa wyraźniej niż wtedy, gdy miał czterdzieści lat. Są to jedynie przykłady doznań, jakich pamięć dostarcza powszechnie. Chcielibyśmy również zrozumieć, dlaczego do tej pory każdy dokładnie wie, gdzie się znajdował, gdy usłyszał, że księżna Diana zginęła w wypadku, w jaki sposób powstaje wrażenie deja vu oraz jak to możliwe, że w miarę jak się starzejemy, wydaje nam się, iż czas biegnie coraz szybciej.
To, że dopiero od niedawna rozróżnia się w psychologii pojęcie pamięci autobiograficznej, jest czymś osobliwym. Przecież zdolność magazynowania osobistych doświadczeń oraz przypominania ich sobie jest właśnie tym, co w powszechnym rozumieniu zawsze oznaczało „pamięć". Cóż innego mogłaby ona zawierać poza „doświadczeniami osobistymi"? Pytanie to wypływa z nieporozumienia. W każdym podręczniku psychologii rozróżnia się dziesiątki rodzajów pamięci. Jedne z nich wskazują na długość okresu przechowywania, jak pamięć długotermino-
wa lub krótkotrwała, inne na zmysł, z którym jest związana, jak pamięć słuchowa lub wzrokowa, a jeszcze inne na typ informacji, które zostają zmagazynowane, jak pamięć semantyczna, motoryczna bądź wizualna. Każdy z tych rodzajów pamięci charakteryzują odrębne prawa i właściwości: znaczenie słowa zapamiętuje się w inny sposób niż ruchy stóp podczas prowadzenia samochodu, a twierdzenie Pitagorasa inaczej niż pierwszy dzień w szkole. Tak więc, po bliższym zastanowieniu, gdy weźmiemy pod uwagę te najróżniejsze formy pamięci, nie powinien dziwić fakt, że dla przechowywania wspomnień dotyczących przeżyć osobistych dopiero w latach osiemdziesiątych wprowadzono odrębny termin fachowy. Zastanowienie budzi raczej to, dlaczego dopiero wówczas rozpoczęto badania poświęcone pamięci autobiograficznej. Dlaczego tak późno?
W LONDYNIE I BERLINIE
Mogło to nastąpić już sto lat wcześniej. Pierwszych eksperymentów dotyczących tego, co obecnie określa się jako pamięć autobiograficzną, dokonano około roku 1879. Zostały przeprowadzone przez angielskiego naukowca Sir Francisa Galtona (1822-1911), który zainteresował się procesem tworzenia swoich własnych skojarzeń. Spacerując ulicą Pali Mali, zwracał uwagę na spotykane po drodze przedmioty i za każdym razem notował w myślach skojarzenia, które w nim one budziły. Skonstatował ze zdziwieniem, że skojarzenia te były bardzo zróżnicowane i że często przywodziły na pamięć coś, o czym nie myślał od dawna. Nawiasem mówiąc, obserwowanie własnych procesów myślowych okazało się trudnym zadaniem: musiał przyglądać się swoim myślom i skojarzeniom, nie przeszkadzając ich wolnemu biegowi. Galton rozwiązał ten problem w następujący sposób: za każdym razem zapewniał najpierw swojemu umysłowi trzy, cztery sekundy spokoju, czekając na to, jakie skojarzenia się w nim pojawią, a następnie całą uwagę kierował na budzone przez nie echa. Miało to w sobie coś z nagłego zatrzyma-
7
nia i przeszukania. Po odbyciu spaceru Galton postanowił powtórzyć ten test w sposób bardziej usystematyzowany. Ułożył listę złożoną z 75 słów, które uznał za odpowiednie, takich na przykład, jak „pojazd", „opactwo", „popołudnie", zapisał je na kartce papieru i wsunął pod jedną z książek w taki sposób, że kolejne słowo mógł ujrzeć jedynie wtedy, gdy pochylił się do przodu. Eksperyment odbywał się według stałego rytmu. Galton pochylał się w stronę książki, w momencie dostrzeżenia danego wyrazu wciskał stoper, czekał do chwili pojawienia się jednego, dwóch skojarzeń, odczytywał, ile sekund to trwało, po czym notował swoje skojarzenia. Następnie od nowa wyostrzał umysł i odczytywał kolejne słowo.
Galton uznał te eksperymenty za uciążliwe doświadczenie. Były męczące i nudne, wymagały od niego wielkiej wytrzymałości. Przeprowadził próby z listą tych samych 75 słów czterokrotnie, w różnych okolicznościach, w odstępach mniej więcej miesięcznych. W sumie utworzył 505 skojarzeń w czasie 660 sekund. Sprowadzało się to do około pięćdziesięciu skojarzeń na minutę; tempo to uznał za „żałośnie powolne" w porównaniu z naturalną prędkością tworzenia skojarzeń, gdy po prostu człowiekowi przychodzi coś do głowy. Liczba różnych skojarzeń okazała się o wiele niższa, było ich 289. Zdziwiło to Galtona i osłabiło jego początkowy podziw dla różnorodności, jaką zauważył podczas pierwszego testu, przeprowadzonego na spacerze wzdłuż Pali Mali. Po bliższym przyjrzeniu się stwierdził, że skojarzenia podobne są do aktorów, którzy potrafią zasugerować widzowi niekończący się orszak postaci dzięki temu, że znikają szybko za kulisami i pojawiają się od nowa. Galton uzyskał pewność, że „na drogach naszego umysłu wyryte są głębokie ślady powozów".
Kolejnym jego odkryciem był fakt, że tak wiele skojarzeń -39 procent - odnosiło się do jego młodości. Różne słowa przeniosły go we wspomnieniach z powrotem do czasów, gdy pozwolono mu jako chłopcu pomyszkować przez parę dni w laboratorium zaprzyjaźnionego chemika. Ostatnie wydarzenia wywołały o wiele mniej skojarzeń, zaledwie 15 procent. Ponadto,
to przede wszystkim „stare" skojarzenia były odpowiedzialne za wszelkie powtórki: jedna czwarta skojarzeń z lat młodości pojawiła się czterokrotnie, a więc powróciła trzy razy. Na skojarzenia osoby dorosłej wyraźny wpływ wywierało uzyskane wychowanie i wykształcenie. Chociaż Galton widział kawał świata i zdobył sławę jako podróżnik odkrywca, uderzyło go, że jego skojarzenia są zdecydowanie angielskie: w rzeczywistości, egzaminując ich listę, zauważył również, że są typowe dla warstwy społecznej, w której się urodził i dorastał.
Pod koniec swoich eksperymentów Galton odczuwał satysfakcję. Wykazał, że można zarejestrować ulotne skojarzenia w celu poddania ich analizie statystycznej, że można opatrzyć je datą, posortować i określić. Udało mu się przeniknąć do półmroku swojej świadomości. To, co tam znalazł, nie zawsze nadawało się do publikacji. Pisał, że wszystkie te skojarzenia „ujawniają podstawy myślenia danej osoby z zadziwiającą dokładnością, tak żywo i prawdziwie odsłaniają jej umysłową anatomię, że prawdopodobnie woli ona zachować to dla siebie". Wrażenie, jakie pozostało mu po przeprowadzeniu tych eksperymentów, przypominało to, które odnosi ktoś, kto musi rozwalić podłogę w piwnicy w celu przeprowadzenia napraw w systemie sanitarnym: dopiero wtedy odsłaniają się rury, kable i przewody, służące wygodzie mieszkańca, ale do tej pory pozostające w ukryciu.
Dzięki tym badaniom Francis Galton mógł stać się twórcą obiecującej gałęzi psychologii poświęconej pamięci autobiograficznej. Jako pierwszy zaprezentował „efekt reminiscencji", zjawisko polegające na tym, że skojarzenia osób zbliżających się do sześćdziesiątki - Galton miał lat 57 - stosunkowo często odnoszą się do czasów ich młodości. Jako pierwszy również wynalazł technikę umożliwiającą uzyskanie dostępu do tych części pamięci, które nigdy do tej pory nie zostały poddane systematycznym badaniom. A jednak przeprowadzone przez niego eksperymenty nie miały godnych uwagi następstw. W tym samym bowiem okresie, około roku 1879, kto inny jeszcze zajmował się eksperymentami dotyczącymi pamięci, również posługując się listą słów oraz zegarkiem. Był to pewien Niemiec.
Hermann Ebbinghaus (1850-1909) uzyskał doktorat na wydziale filozofii. Początkowo przebywał w Anglii i Francji jako prywatny nauczyciel, po czym w 1878 roku wezwano go do Berlina, aby udzielał lekcji pruskiemu księciu Waldemarowi. Edukacja księcia skończyła się gwałtownie w 1879 roku, gdy zmarł on na dyfteryt. Ebbinghaus postanowił spróbować szczęścia jako wykładowca filozofii z wolnej stopy. Wymagany w tym celu Habilita-tionsschńft poświęcił serii eksperymentów, które zaczął przeprowadzać, będąc jeszcze na dworze książęcym. Podobnie jak Galton - lecz niezależnie od niego - studiował działanie własnej pamięci.
Ebbinghaus sam zaprojektował dla siebie bodźce. Umieścił w różnych wariantach samogłoskę między dwiema spółgłoskami, otrzymawszy w ten sposób zestaw 2300 sylab, takich jak „nol", „bif" bądź „par". Sylaby te - często określane jako „zgłoski bezsensowne", chociaż niektóre z nich tworzyły istniejące słowa - zapisał następnie na bilecikach. Typowa próba przebiegała następująco. O stałej porze Ebbinghaus kładł na stole swój zegarek i brał do ręki zestaw karteczek. Na zasadzie przypadku wyciągał pewną ich liczbę, po czym zapisywał wybrane sylaby w zeszycie. Potem brał do ręki sznur drewnianych koralików, z których co dziesiąty był pomalowany na czarno, i bardzo szybko - dwie, trzy na sekundę - odczytywał ten szereg sylab. Czynił to dopóty, dopóki nie zapamiętał całego zestawu. Spoglądał wówczas na sznur z koralikami i notował, ile razy musiał odczytać ten zestaw. Po pewnym czasie - odstęp wynosił od dwudziestu minut do sześciu dni bądź nawet cały miesiąc -powtarzał test z tym samym szeregiem sylab. Przez odjęcie liczby powtórzeń potrzebnych do nauczenia się po raz drugi zestawu sylab od liczby powtórzeń potrzebnych do ich pierwotnego zapamiętania Ebbinghaus otrzymał miarę, którą określił jako „zaoszczędzenie": w celu powtórnego nauczenia się potrzeba mniej powtórzeń niż dla nauczenia się po raz pierwszy, jednak różnica ta zależy od czasu, który upłynął między pierwotnym uczeniem się a uczeniem się po raz drugi.
Dzięki tej metodzie Ebbinghaus znalazł okrężną drogą sposób kwantyfikacji pamięci. Nie można bezpośrednio zmierzyć
10
tego, co się zapomniało, można jednak dokonać pomiaru liczby powtórzeń potrzebnych do powtórnego nauczenia się tego, co się zapomniało. Tak więc Ebbinghaus mógł sformułować twierdzenie, że w miarę upływu czasu od pierwotnego nauczenia się zapominamy coraz więcej. Przedstawił je w postaci krzywej, która w ciągu pierwszych dwudziestu minut gwałtownie opada, po godzinie traci stromiznę, a po upływie jednego dnia staje się niemal płaska - znanej powszechnie jako „krzywa zapominania Ebbinghausa". Innym odkryciem był fakt, że wraz z liczbą sylab nieproporcjonalnie wzrasta liczba wymaganych powtórzeń. Jeśli seria zawierała do siedmiu sylab, Ebbinghaus uczył się jej za jednym razem, lecz dla dwunastu sylab potrzebował aż 17 powtórzeń, a dla szesnastu - nawet 30. Ten nieproporcjonalny wzrost określa się obecnie jako „prawo Ebbinghausa".
W 1880 roku Ebbinghaus zamieścił sprawozdanie ze swoich testów w rozprawie habilitacyjnej, którą przedłożył fizykowi i matematykowi Hermannowi von Helmholtzowi. Ten pozytywnie ocenił pracę: chwalił sposób podejścia do tematu oraz wykorzystanie metod statystycznych, i choć uznał wyniki za „niezbyt przekonujące", przyznał, że nigdy nie można ich przewidzieć, i zarekomendował mianowanie tego „bystrego człowieka" wykładowcą z wolnej stopy. Mając w zanadrzu upragnioną nominację, Ebbinghaus powtórzył swoje testy i uzupełnił je nowymi badaniami. Wciąż jeszcze sam był ich podmiotem. Inne rozwiązanie było niemożliwe. Poczucie przyzwoitości - pisał -nie pozwala prosić kogoś, aby poświęcił się przez wiele miesięcy wyjątkowo nudnemu zadaniu, jakim jest uczenie się na pamięć szeregu sylab, co wymaga wielkiej koncentracji i cierpliwości. Tak więc każdego ranka mamrotał swoje sylaby, przesuwając w dłoniach sznur z koralikami. Rezultatem tej wymagającej niezwykłej cierpliwości pracy była książka, która ukazała się w 1885 roku pod tytułem Uber das Geddchtnis (O pamięci).
Styl eksperymentów przeprowadzonych przez Galtona i Ebbinghausa był bardzo podobny. Obydwaj badali własną pamięć. Obydwaj pracowali nader systematycznie i poszukiwali precyzyjnych odpowiedzi w formie poddającej się kwantyfikacji,
11
możliwej do wyrażenia w procentach. I najważniejsza cecha wspólna: obydwaj byli zachwyceni tym, że udało się poddać pamięć badaniom eksperymentalnym. Galton pisał, że za pomocą swoich testów wniknął do ukrytych w półmroku procesów umysłowych; Ebbinghaus wyrażał wielkie zadowolenie z faktu, że znalazł miejsce, w którym mogły wykonać swoje zadanie „dwie potężne dźwignie ścisłych badań przyrodniczych, eksperyment i pomiar".
Istniała jednak pewna różnica. Obie serie eksperymentów dotyczyły pamięci, ale jedynie eksperymenty przeprowadzone przez Galtona dotyczyły wspomnień.
Z „krzywej zapominania" Ebbinghausa nie można było wyciągnąć wniosków dotyczących jego młodości, poznać tego, co rozgrywa się w półmroku jego umysłu, ani odkryć, co znajduje się pod podłogą piwnicy. Te same skojarzenia, które Galton witał tak gościnnie, aby po chwili zatrzymać je nagle i utrwalić na piśmie, w protokole eksperymentalnym Ebbinghausa były powstrzymywane już na progu. Sylaby wprowadzane przez niego do pamięci były świadomie pozbawione znaczenia; prawa dotyczące uczenia się, powtórnego uczenia się, przechowywania i zapominania mogły dojść do głosu tylko w otwartej, jasnej przestrzeni, wolnej od jakichkolwiek zaburzających uwagę zakłóceń. Materiał, który uznał za najwłaściwszy, ani nie przywoływał niczego, ani nie uwalniał, stanowił jedynie szereg pozbawionych znaczenia bodźców. To, co dla Galtona było przedmiotem studiów, Ebbinghaus uznawał za czynnik zakłócający. Jednakże dzięki temu ograniczeniu jego badania odznaczały się jakością, której brakowało w eksperymencie Galtona. To, co Ebbinghaus odtwarzał z własnej pamięci, mógł porównać z tym, co sam sobie przedstawił. Mógł wyrazić swoje dokonania w postaci proporcji. Dzięki temu, że bodźce zostały zarejestrowane, potrafił matematycznie opisać zależność zapamiętywania od czasu upływającego między uczeniem się a powtórnym uczeniem, długości listy sylab, wcześniej wyuczonych list. W metodzie pracy przyjętej przez Galtona było to wykluczone. Bez wątpienia jego skojarzenia powracały do tego, co niegdyś zostało wprowadzo-
12
ne do jego pamięci. Nie wracałby myślami do laboratorium chemicznego, gdyby nie spędził tam pewnego czasu jako chłopiec. Ale skojarzenia te nie pozwalały na jakiekolwiek porównanie ilościowe. Ebbinghaus mógł za każdym razem ustawić obok siebie dwie porównywalne wartości. To, co utracił przy swoich sztucznie stworzonych sylabach w sensie znaczenia i zawartości, zyskał w sferze sprawdzania i precyzji.
Francis Galton i Hermann Ebbinghaus niezwykle doceniali wzajemnie swoje dokonania. Gdyby w 1885 roku mogli sięgnąć dwadzieścia lub trzydzieści lat w przyszłość i rzucić panoramiczne spojrzenie na krajobraz badań nad pamięcią, zdumieliby się niezmiernie. Ich własne eksperymenty różniły się w założeniach i metodologii, miały jednak porównywalną wartość, jako że i jedne, i drugie nie były pozbawione zalet i niedostatków. Po upływie czasu równego jednej generacji z tej równowagi nie pozostało ani śladu. Badania eksperymentalne w stylu Ebbinghausa szybko wyżłobiły koryto, które stopniowo przyciągnęło do siebie więcej bocznych strumieni, stając się w końcu nurtem głównym. Badania nad pamięcią zyskały formę, dla której reprezentatywna jest fotografia przedstawiona w pracy Aus der Werkstatt der experimentellen Psychologie und Pddagogik (1913, Z warsztatu psychologii eksperymentalnej i pedagogiki). Wykonano ją w jakimś niemieckim laboratorium, nie podając miejsca ani daty. Nie robi to wielkiej różnicy, w tym czasie bowiem zasady przeprowadzania eksperymentów zostały określone tak dokładnie, że nie tylko aparatura i sposób zorganizowania testu, lecz również laboratoria były do siebie bardzo podobne. Podczas gdy sam Ebbinghaus opracowywał swoje testy w domu, przy biurku, mając do dyspozycji jedynie szereg kartek z zapisanymi sylabami, sznur z koralikami oraz zegarek kieszonkowy, jego następcy przeprowadzali badania w laboratoriach, posługując się precyzyjną aparaturą pomiarową. Widoczni na zdjęciu dwaj mężczyźni i dziewczynka pozwalają dostrzec, że role osoby prowadzącej badania i osoby poddanej testom - u Ebbinghausa jeszcze zespolone - teraz zostały rozdzielone. Testowana jest pamięć dziewczynki, podczas gdy uwaga prowadzących ten
13
'¦'W
Eksperyment w stylu Ebbinghausa dotyczący pamięci
test może skupić się na obsłudze aparatury. Eksperyment dotyczący badania pamięci został zmechanizowany. W celu prezentacji materiału do pamięciowego opanowania wynaleziono najróżniejsze „mnemometry" i „aparaty pamięciowe", z których jeden stoi przed dziewczynką na stole. W skrzynce znajduje się mechanizm zapewniający prezentowanie bodźców w standaryzowanych odstępach czasu. Dziewczynka stanowi część zamkniętego obwodu aparatury. W chwili pojawienia się wyrazu-
14
-bodźca uruchamia się chronoskop, widoczny pod szklaną kopułą po lewej stronie. W momencie gdy dziewczynka reaguje na dane słowo, chronoskop zatrzymuje się: wyłącza go znajdująca się przed badaną czuła membrana, rejestrująca drżenie jej głosu. W owym czasie instrument ten był mechanizmem o najwyższej precyzji: rejestrował czas reakcji z dokładnością do milisekundy. Na ścianie wisi plansza ukazująca schemat obwodów w chronoskopie Hippa.
Trzydzieści lat po mruczanych testach Ebbinghausa przeprowadzanych w berlińskim gabinecie wszystko uległo zmianie: miejsce dokonywania eksperymentu, rozdzielenie osoby prowadzącej badania od osoby badanej, zaawansowana aparatura, standaryzacja doświadczeń. Mimo to przeprowadzany z dziewczynką test bez trudu można określić jako eksperyment w stylu Ebbinghausa - świadczy o tym to, co badana musi sobie przypomnieć. Wciąż jeszcze jest to samogłoska umieszczona między dwiema spółgłoskami, pozbawiony znaczenia bodziec: Kad.
EKLIPSA u;
Szybko można podsumować, co w tym czasie stało się z testami Galtona. Otóż jego badania całkowicie zniknęły z pola widzenia wskutek pojawienia się psychologii pamięci, która była kontynuacją pracy Ebbinghausa. Dotyczyło to metod i technik, jak również - całkiem logicznie - przedmiotów badań: każdy stolarz może poświadczyć, że narzędzia w wysokim stopniu określają to, co można za ich pomocą wykonać. To podejście uczyniło z psychologii pamięci cieszącą się uznaniem naukę. Wszystkie podręczniki potwierdzają, że w ubiegłym wieku zgromadzono znaczną wiedzę na temat uczenia się i zapamiętywania, pamiętania i zapominania, rozpoznawania i odtwarzania. Wciąż jeszcze prowadzi się badania przy użyciu sylab, lecz obecnie stanowią one zaledwie część urozmaiconego repertuaru technik, dostosowanych do najróżnorodniejszych rodzajów informacji. Niezmienny pozostał wybór takich pytań, na które można od-
15
powiedzieć precyzyjnie, w sensie ilościowym. Wiąże się z tym usiłowanie dokładnego rejestrowania tego, co zostaje wprowadzane do pamięci. Oczywistym żądaniem stawianym badaniom nad pamięcią stała się możliwość uchwycenia ilościowej różnicy między wejściem a wyjściem, jak zaczęto tymczasem nazywać materiał nauczony i odtwarzany.
Ceną, jaką za to zapłacono, jest wykreślenie z planów badawczych tematów z trudem poddających się eksperymentom i pomiarom - czasem okresowo, czasem definitywnie. Dla badań nad pamięcią autobiograficzną miało to drastyczne konsekwencje. Osobiste przeżycia nie zostają przecież najpierw zarejestrowane na piśmie, nie można też posługiwać się nimi równie wygodnie jak sylabami bij lub kad. W zwykłych okolicznościach nie daje się wyrazić wspomnień jako proporcji, po prostu dlatego, że brakuje połowy równania.
Prąd przeciwny pojawił się dopiero w latach siedemdziesiątych. Aby przedstawić tło tego zwrotu, musielibyśmy zbyt daleko odbiec od tematu. Ważnym czynnikiem stała się niepokojąco duża przepaść między tematami głównego nurtu badań nad pamięcią a pytaniami dotyczącymi działania pamięci w życiu codziennym. Tacy badacze, jak Loftus, Neisser, Baddeley, Rubin, Conway, a w Holandii Wagenaar, przenieśli uwagę na to, co Neisser określił jako „everyday memory", na mechanizm działania pamięci w warunkach naturalnych. Najbardziej uderzającym elementem we wspomnianym zwrocie stał się szybki rozwój badań nad pamięcią autobiograficzną.
Nieoczekiwanym, ironicznym aspektem tego rozwoju jest fakt, że metody eksperymentalne zastosowane do badania pamięci autobiograficznej okazały się tak produktywne. Oto parę przykładów. Psychologowie Crovitz i Schiffman zadali sobie pytanie, czy po wprowadzeniu pewnych poprawek galtonowska metoda wywoływania skojarzeń mogłaby się okazać użyteczna dla prowadzonych przez nich badań. Przedstawili niemal setce studentów dwadzieścia słów, prosząc, by przy każdym z nich zanotowali pierwsze nasuwające się skojarzenie i określili możliwie dokładnie jego datę. Okazało się, że częstotliwość wspo-
16
mnień zmniejsza się równomiernie w miarę upływu czasu: najwięcej było świeżych, pochodzących z ostatnich godzin i dni, po czym ich liczba szybko malała. Crovitz i Schiffman zanotowali, że biorąc pod uwagę wiek badanych osób, niemożliwe jest przeprowadzenie sensownego porównania z rezultatami otrzymanymi przez Galtona, lecz patrząc z perspektywy, można stwierdzić, że była to właśnie jedna z niespodzianek, jakie przyniósł ten eksperyment: badane przez nich dwudziestolatki nie powracały do „starych" wspomnień. Wyniki badań Crovitza i Schiffmana ukazały się w 1974 roku w „Bulletin of the Psycho-nomic Society" (Biuletyn społeczeństwa psychonomicznego), który można określić jako ognisko skupiające myśli reprezentatywne dla psychologii kwantytatywnej i eksperymentalnej. Ich artykuł dał początek temu, co obecnie określa się jako „Galion cuing techniąue". Techniką tą zaczęto się tymczasem często posługiwać w celu uzyskania eksperymentalnego dostępu do pamięci autobiograficznej.
Inny przykład to „pamiętnik-studium badawcze" Wagenaara. W wieku trzydziestu siedmiu lat rozpoczął on badania nad własną pamięcią, które ostatecznie objęły okres sześciu lat. Codziennie notował jakieś wydarzenie z życia osobistego, zaznaczając przy tym, c o się wydarzyło, gdzie i kiedy oraz kto brał w tym udział. Zaznaczał również na odpowiedniej skali swoje zaangażowanie emocjonalne w dane wydarzenie, a także, do jakiego stopnia było to coś istotnego bądź przyjemnego. Ponadto przy każdym wydarzeniu notował jakiś krytyczny szczegół, który miał służyć jako test przy sprawdzaniu, czy rzeczywiście to pamięta. Między 1979 a 1983 rokiem Wagenaar zgromadził 1605 drobnych sprawozdań dotyczących wydarzeń z życia osobistego. Po upływie roku wybierał przypadkowo jedną ze wskazówek: kto, gdzie lub kiedy, i usiłował przypomnieć sobie dane wydarzenie. Gdy nie udawało się to z jedną wskazówką, dodawał następną, a jeśli trzeba było, jeszcze trzecią, aż zdołał to sobie przypomnieć. Tę część eksperymentu Wagenaar uznał - podobnie jak Galton i Ebbinghaus - za udrękę. W ciągu dnia potrafił opracować w ten sposób najwyżej pięć wydarzeń, co wy-
17
jaśnia, dlaczego zajęło mu to cały rok. Spośród wskazówek najbardziej skuteczne były: „kto brał w tym udział" oraz „gdzie to się odbyło"; określenie „kiedy", nie przydawało mu się zbytnio. Chociaż w stosunkach społecznych data jest sprawą istotną, to dla pamięci czynnik ten nie ma znaczenia. Wagenaar zauważył, że w krótkim czasie lepiej zapamiętywał wydarzenia przyjemne niż przykre, lecz przewaga ta zanikała w miarę upływu czasu. Okazało się, że zapominanie - pojęte jako liczba wskazówek potrzebnych mu do przypomnienia sobie danego wydarzenia -odbywało się z systematycznością znaną już od czasu Ebbing-hausa: na początku człowiek zapomina stosunkowo więcej niż później; również w wypadku pamięci autobiograficznej krzywa biegnie najpierw stromo w dół, po czym ulega spłaszczeniu. Wagenaar dostrzegł jednak zasadniczą różnicę. Otóż po upływie miesiąca Ebbinghaus praktycznie całkowicie zapominał swoje sylaby, podczas gdy on potrafił w końcu odtworzyć wszystkie wydarzenia, chociaż czasem z wielkim trudem, korzystając przy tym z pomocy osób, które brały w nich udział.
W ten sposób badania nad pamięcią autobiograficzną jednoczą odkrycia najstarsze z najnowszymi. Posługują się metodami o dziewiętnastowiecznej proweniencji, lecz wyniki opracowywane są przy użyciu zaawansowanych technik statystycznych. Koncentrują się na pytaniach, które stawiane były jeszcze przed pojawieniem się psychologii eksperymentalnej i dopiero teraz znalazły miejsce w programie badawczym. To, że wyniki nie zawsze można przedstawić w postaci dokładnych liczb, jest nieuniknione. Kto bada wspomnienia w starym, potocznym, pełnym znaczeniu tego słowa, ma do czynienia z tym, z czego zrezygnował Ebbinghaus na rzecz precyzji: ze znaczeniem i zawartością. :
DLACZEGO ŻYCIE PŁYNIE SZYBCIEJ, GDY SIĘ STARZEJEMY
Pamięć autobiograficzna to nasz najbardziej intymny towarzysz. Rośnie wraz z nami. Gdy mamy pięć lat, zachowuje się inaczej, niż gdy jesteśmy w wieku lat piętnastu bądź sześćdziesięciu,
18
chociaż zmiany te zachodzą tak wolno, że niemal ich nie zauważamy. Pytania, jakie wywołuje pamięć autobiograficzna, zajmują określoną pozycję na osi czasu - zarówno w życiu, jak i w tej książce. Między pierwszymi wspomnieniami a zapominaniem typowym dla wieku starczego, między formowaniem pamięci a erozją wspomnień, między niemożnością zapamiętania z powodu zbyt młodego lub zbyt podeszłego wieku znajdują się pytania, które z pewnością zadaje sobie każdy, po prostu dlatego, że dysponujemy pamięcią. Niemożliwe jest, by nie spojrzeć od czasu do czasu ze zdziwieniem na coś, co towarzyszy nam przez całe życie. Odpowiedzi należy szukać w badaniach nad pamięcią autobiograficzną, które cechuje coraz szybsze tempo, towarzyszący im wzrastający entuzjazm oraz stale poszerzający się zakres.
Jednak nie tylko tam. Dla wielu psychologów - sam nie stanowię tu wyjątku - drugą naturą stało się stawianie sobie wyłącznie pytań, które pasują do instrumentów badawczych, jakimi dysponuje psychologia. Należą do nich między innymi eksperyment, ankieta, pomiar towarzyszących procesów fizjologicznych bądź neurologicznych, a obecnie również techniki obrazowe w rodzaju tomografii komputerowej. Określają one granice tego, co można poddać badaniu. Niechętnie zawracamy sobie głowę wszystkim, co znajduje się poza tym obszarem. Nie pasuje to do prowadzonych przez nas badań. Jest to rodzaj reakcji odruchowej.
Niniejsza książka jest próbą przeciwstawienia się temu odruchowi. Wiele z tego, co przeżywamy w odniesieniu do swojej pamięci, rozgrywa się w skali czasowej, która nie pozwala na badania eksperymentalne. Niektóre zjawiska są zbyt ulotne, by je zarejestrować. Deja vu pojawia się nagle i gdy tylko człowiek sobie uświadomi, że coś takiego przeżywa, cudowne uczucie powtórki części własnego życia bezpowrotnie znika. W przeciwieństwie do tego wrażenie, że w miarę jak się starzejemy, życie płynie coraz szybciej, jest zjawiskiem zbyt rozciągniętym w czasie: nie można prowadzić testów w skali ludzkiego życia. Jeszcze inne doświadczenia występują w okolicznościach wyklu-
19
czających przeprowadzenie badań doświadczalnych. Ludzie, którzy nagle znaleźli się w zagrażającej życiu sytuacji, opowiadają czasem, że widzieli przesuwającą się szybko przed nimi serię obrazów; w jaki sposób można by zbadać podobne zjawisko w laboratorium? Dylemat jest oczywisty: albo trzeba odłożyć tego typu pytania na bok, albo szukać na nie odpowiedzi poza domeną eksperymentu. Jakiego wyboru dokonano tutaj, wynika z tytułu książki. Również tam, gdzie niemożliwe jest przeprowadzenie bezpośredniego doświadczenia, często można zgromadzić dane, które zapewniają przynajmniej częściową odpowiedź. Czasem znajdują się one poza granicami psychologii: na temat pamięci pisali również neurolodzy i psychiatrzy, pisarze i poeci, biolodzy i fizjolodzy, historycy i filozofowie. Nieraz odpowiedzi te wykraczają poza granice psychologii współczesnej i pochodzą od kolegów sprzed czasów Ebbinghausa, którzy z całą beztroską, nie dysponując innymi środkami poza osobistymi doświadczeniami i spostrzeżeniami, próbowali odpowiadać na pytania, jakich nie znajdzie się w żadnym programie badawczym.
Słowa wstępu kierują spojrzenie czytelnika i pisarza w przeciwne strony. Dla czytelnika książka znajduje się w czasie przyszłym, dla pisarza - w przeszłym. Spoglądając do tyłu, autor stwierdza, że jego publikacja bardziej zbliżona jest do stylu Gal-tona niż stylu Ebbinghausa, że „stare" skojarzenia często przenosiły go w myśli do czasów początków psychologii. Tak więc książka Dlaczego życie płynie szybciej, gdy się starzejemy sama stała się wyrazem efektu reminiscencji. To były piękne czasy.
PRZEBŁYSKI W CIEMNOŚCI: PIERWSZE WSPOMNIENIA
Czy nasze życie zakończy się utratą pamięci, to się dopiero okaże, pewne jest jednak, że od utraty pamięci się zaczyna. Większość ludzi umiejscawia swoje pierwsze wspomnienie między drugim a czwartym rokiem życia, chociaż zdarzają się wyjątki w obie strony. Pierwsze wspomnienia nie oznaczają zakończenia tego okresu braku pamięci, lecz raczej go uwypuklają. Są to fragmenty, luźne obrazy, i nie tylko nic ich nie poprzedza, lecz często również przez długi czas nic się po nich nie pojawia. „Grzebiąc w swoich latach dziecięcych - pisał Nabokow w książce Speak, memory (Przemów, pamięci) - widzę budzenie się świadomości jako szereg rozproszonych przebłysków, między którymi przestrzeń stopniowo się kurczy, aż zaczynają formować wyraźne bloki percepcji, które oferują pamięci niepewny uchwyt".
Skąd jednak bierze się ta ciemność między przebłyskami? Wydaje się, że pamięć trzy- lub czteroletniego dziecka, które potrafi wiele się nauczyć i zapamiętać, funkcjonuje już znakomicie. Właśnie w tym wieku ogromnie wzbogaca się zasób słów maluchów. Paplają nieustannie o tym, co przeżyły. Z ich reakcji wynika, że zastanawiają się nad swoimi przeżyciami i że niektóre wydarzenia wywarły na nich wielkie wrażenie. Czas przeszły długo jeszcze pozostaje dla dzieci nieokreślonym „wczoraj", nie ma jednak wątpliwości, że dobrze pamiętają to, co przeżyły. A jednak parę lat później niemal wszystkie te wspomnienia znikają i pozostają z tego okresu jedynie pewne przebłyski w ciemności.
21
Freud nazwał tę formę utraty pamięci amnezją dziecięcą. W jego systemie liczenia lat życia określenie „dziecięcy" dotyczy wieku od urodzenia do sześciu, siedmiu lat. Jest to termin, który w zasadzie ma neutralne, techniczne znaczenie, lecz w języku codziennym budzi inne skojarzenia. W holenderskiej literaturze fachowej mówi się o „wczesnodziecięcej utracie pamięci". Freud uważał, że stanowczo zbyt łatwo przechodzimy nad tym zjawiskiem do porządku: „tracimy w ten sposób szansę uświadomienia sobie osobliwej tajemnicy". Jeśli bowiem prawdą jest, że pierwsze lata są decydujące dla rozwoju indywidualnego, to dlaczego później niemal całkowicie je zapominamy? Freud był pierwszym uczonym, który jasno sformułował to pytanie; od początków istnienia psychologii prowokowało ono do prowadzenia badań - pierwszą ankietę przeprowadzono w 1895 roku - i nigdy już nie zniknęło z pola uwagi. Psychologia ubiegłego wieku przyniosła wiele kierunków, mód i szkół, z których każda opracowała inną teorię na temat utraty pamięci podczas pierwszych kilku lat życia.
Większość badań koncentrowała się na przebłyskach, a nie na ciemności. Powód tego wydaje się oczywisty: jest nim nadzieja, że natura pierwszych wspomnień rzuci nieco światła na temat przyczyn otaczającej je utraty pamięci. Nabokow był przekonany, że jego pierwsze wspomnienia i stopniowe cofanie się ciemności są związane z okresem uświadomienia sobie pojęcia czasu. Musiało to być w sierpniu 1903 roku - rekonstruował swoją pamięć w Speak, memory - podczas urodzin matki. Szedł między rodzicami zalaną światłem słonecznym alejką w ich posiadłości w okolicy Petersburga. Nauczy} się właśnie trochę liczyć i zapytał rodziców o swój oraz ich wiek. Kiedy uświadomił sobie w pełni ich odpowiedzi i pojął, że ma cztery lata, a jego rodzice, podobnie jak on, również mają określony wiek, doznał „budzącego grozę szoku": „W tym momencie pojąłem wyraźnie, że dwudziestosiedmioletnia istota w delikatnej bieli i różu, która trzyma mnie za lewą rękę, to moja matka, a trzydziesto-trzyletnia istota w jaskrawej bieli i złocie, która trzyma mnie za
22
prawą rękę, to mój ojciec". Było to tak, jakby do tamtej pory w jego niewyraźnym świecie dziecięcym rodzice byli obecni incognito. Jeszcze przez parę lat pytał systematycznie o ich wiek, „jak nerwowy pasażer, który pyta o godzinę, aby sprawdzić działanie swojego nowego zegarka".
PUCHAREK LODÓW > i • ' . ¦ • *> ¦ : : ' i
W 1895 roku z inicjatywy francuskich psychologów Victora i Catherine Henri zamieszczono w pięciu najważniejszych międzynarodowych czasopismach psychologicznych kwestionariusz dotyczący najwcześniejszych wspomnień. Była to pierwsza próba zgromadzenia wystarczającej liczby danych w celu przeprowadzenia badań porównawczych. Odpowiedzi należało wysyłać do Lipska, gdzie Victor studiował w tym czasie u Wilhelma Wundta. W rok później małżonkowie Henri opublikowali rezultaty swoich badań w „EAnnee psychologique". Otrzymali 123 odpowiedzi, z których 77 pochodziło z Rosji (pewien profesor filozofii z uniwersytetu w Petersburgu zaprosił do współpracy swoich studentów), a 35 z Francji. Odpowiedzi z Anglii i Ameryki były niegodne wspominania. Sto osób potrafiło zidentyfikować pierwsze wspomnienie, dwadzieścia osób dysponowało dwoma lub trzema wczesnymi wspomnieniami, ale nie umiało ustalić pierwszego. Małżonkowie Henri zaczęli od sporządzenia tabeli określającej wiek, z którego pochodziły pierwsze wspomnienia. Jedna osoba napisała, że miała wówczas niecały rok. Począwszy od wieku półtora roku liczba wspomnień szybko się zwiększała. Szczyt przypadł na okres tuż po ukończeniu dwóch lat. Mniej więcej 80 procent pierwszych wspomnień pochodziło z okresu między drugim a czwartym rokiem życia. Nawiasem mówiąc, nie było wyjątkiem, że pierwsze wspomnienie dotyczyło wieku pięciu, sześciu lub nawet siedmiu lat. U większości respondentów między pierwszym a drugim lub trzecim wspomnieniem rozciągał się dość długi okres, czasem nawet rok.
23
Dopiero mniej więcej od ukończenia siedmiu lat bądź nieco później wspomnienia zaczynały formować konsekwentne opowiadanie, o wyraźnym następstwie i przebiegu. Często początek takiego ciągu wspomnień wyznaczało wydarzenie dające się dokładnie określić w czasie, np. „gdy przeprowadziliśmy się do X" lub „gdy przeszedłem do klasy Y".
Małżeństwo Henri brało też pod uwagę emocje, które badani wiązali z pierwszymi wspomnieniami. Najliczniejszą kategorię stanowiła radość lub podniecenie (10 razy). Kolejne miejsce zajmowały smutek (6) i ból (6). Jako pierwsze wspomnienie opisywano również uczucie zdziwienia (5), podobnie jak doznanie lęku oraz bycie pozostawionym bez opieki (razem 5). Raz lub dwa razy zostały wymienione wstyd, żal, ciekawość i obraza. Uszeregowanie pierwszych wspomnień ze względu na wydarzenia wykazało, że wielkie wrażenie wywierały urodziny braciszka lub siostrzyczki (6). Druga z kolei kategoria pod względem liczebności związana była ze śmiercią jakiejś osoby (5). Czyjaś wizyta była pierwszym wspomnieniem równie często jak choroba i pożar (4). Wymieniano również imprezy charakteryzujące się specjalnym oświetleniem (3), częściej niż pierwszy dzień w szkole (2).
Państwo Henri zwrócili uwagę na fakt, że pierwsze wspomnienia niemal zawsze były opisywane jako obrazy, a nie jako zapach czy dźwięk. Ludzie pamiętali wygląd danej osoby, czasem nawet potrafili dokładnie powtórzyć wypowiedziane przez nią słowa, lecz nie przypominali sobie, jak brzmiał jej głos; pamiętali świeczki bądź lampki podczas imprezy, ale nie muzykę; panikę po wypadku, a nie krzyki. Spośród wszystkich pierwszych wspomnień jedno tylko związane było z dźwiękiem. Pewna kobieta pamiętała, że gdy usłyszała, że urodziła się jej siostrzyczka, bawiła się lalkami. Wiadomość nadeszła w formie listownej, ojciec przeczytał ją na głos i oznajmił, że siostrzyczka otrzymała imię Hortense. Za każdym razem, gdy wspomniana kobieta wyobrażała sobie to wydarzenie, słyszała od nowa to imię rezonujące w pamięci.
24
Wkrótce po badaniach przeprowadzonych przez małżeństwo Henri opublikowano parę raportów z badań podobnego typu. Amerykanin Colegrove odbył rozmowy ze stoma osobami, głównie w podeszłym wieku, i również doszedł do wniosku, że pierwsze wspomnienia są przeważnie wizualnej natury. Uderzyło go, że tak rzadkie, także w późniejszym okresie życia, są wspomnienia dotyczące zapachów. Elisabeth Bartlett Potwin przeprowadziła wśród setki studentów ankietę dotyczącą wczesnych wspomnień, znajdując wśród nich podobną przewagę wspomnień typu wizualnego. Stwierdziła ponadto, że niemal we wszystkich pierwszych wspomnieniach dana osoba występuje jako uczestnik określonego wydarzenia, a nie jako obserwator. Pożytek płynący z ankiet tego typu polega przede wszystkim na inwentaryzacji oraz sortowaniu pierwszych wspomnień. Małżonkowie Henri także nie opracowywali zbyt dokładnie swoich materiałów, wskutek czego nie wiemy, czy emocja w rodzaju zdziwienia towarzyszy głównie wczesnym, czy właśnie późnym pierwszym wspomnieniom, ani jak się ma częstotliwość pierwszych wspomnień dotyczących określonych wydarzeń do częstotliwości samych wydarzeń. Nie wspomnieli również o tym, czy młodzi respondenci donosili o innych bądź wcześniejszych pierwszych wspomnieniach niż starsi. Na marginesie swojego sprawozdania nanieśli jednak dwie uwagi, które nie pozostały bez echa. Pierwsza z nich głosiła, że wielu respondentów widziało we wspomnieniu samych siebie. „Stoję na brzegu morza, a moja matka bierze mnie w ramiona: scenę tę widzę tak, jakbym stał z boku". Albo: „Widzę siebie podczas choroby jak kogoś, kto znajduje się poza mną". „Ludzie widzą siebie jako dziecko - konkluduje małżeństwo Henri. - Wyobrażają sobie scenę, w której znajduje się jakieś dziecko i w i e d z ą: to dziecko to ja". Druga uwaga dotyczyła faktu, że nie wszystkie pierwsze wspomnienia były związane z silnymi przeżyciami, w niektórych wypadkach trudno było wręcz zrozumieć, dlaczego coś zostało zapamiętane, podczas gdy inne wydarzenia z tego samego okresu - wywierające o wiele większe wrażenie, prawdopodob-
25
nie również na dzieciach - zostały całkowicie zapomniane. Pewien profesor filologii napisał, że w jednym ze swoich najwcześniejszych wspomnień stoi przy nakrytym stole, na którym znajduje się pucharek lodów. W tym samym czasie zmarła jego babcia. Jego rodzice twierdzili, że bardzo go to przygnębiło. On sam nic z tego nie pamięta: ani pogrzebu, ani smutku rodziców, wyłącznie pucharek lodów. Obydwie obserwacje dokonane przez małżeństwo Henri przykuły uwagę pewnego czytelnika z Wiednia.
- ,?vr--- r/."; {"•¦S.1-: ;¦*¦¦;¦>?/•.,/
RÓŻNICA MIĘDZY LITERAMI M I N ,j„$V- v .....• •-.»¦ ;<¦<¦•¦
.HJ[" -
Pewien dwudziestoczteroletni mężczyzna przytoczył jako pierwsze wspomnienie następujący obraz: „Siedzi w ogrodzie na krzesełku przy ciotce, która uczy go liter. Różnica między m i n sprawia mu trudności, prosi więc ciotkę, by mu powiedziała, po czym się je rozróżnia. Ciotka zwraca mu uwagę, że m ma o cały kawałek, tj. o trzecią kreskę, więcej niż n". Jest to niewinna scena z czasu, gdy mężczyzna miał cztery lata, nic szczególnego. Dlaczego jednak zapamiętał on właśnie ten, pozbawiony znaczenia, incydent? Czy banalność tego wspomnienia nie wskazuje na to, że kryje się za nim coś ważniejszego? Prawdziwe znaczenie tej sceny ujawniło się dopiero wówczas, gdy okazało się, że wspomnienie to jest symbolem innego zainteresowania tego żądnego wiedzy chłopca. „Bo jak wtedy chciał poznać różnicę między m i n, tak potem usiłował poznać różnicę między chłopcem a dziewczyną". Z dalszego wyjaśnienia dowiadujemy się, iż odkrył później, że „różnica jest taka sama, że chłopiec ma również właśnie o cały kawałek więcej niż dziewczyna, i w czasie tego poznania wzbudziło się w nim wspomnienie owego dziecięcego zaciekawienia". Oto słowa Freuda.
Już w marcu 1898 roku, wkrótce po przeczytaniu artykułu małżeństwa Henri, sugerował on w liście do przyjaciela, Wilhel-
26
ma Fliessa, że zapomnienie pierwszych lat naszego życia ma tę samą przyczynę, co formowanie się symptomów neurotycznych: zapobiega przedostawaniu się do naszej świadomości bolesnych wspomnień i impulsów. Freud wielokrotnie rozwijał tę myśl w swoich wykładach, artykułach i książkach, po raz pierwszy przedstawiwszy ten pogląd w 1899 roku w artykule UberDecke-rinnerungen (O wspomnieniach maskujących). Przykład z chłopcem i jego ciotką pochodzi z pracy Psychopatologia życia codziennego. To, co przyjmujemy za nasze pierwsze wspomnienie, w rzeczywistości jest rekonstrukcją pochodzącą ze znacznie późniejszego okresu, wersją poważnie zredagowaną. Zdaniem Freuda, wynika to już z samego faktu, że w takim wspomnieniu - jak nadmieniło małżeństwo Henri - widzimy siebie samych. To niemożliwe, abyśmy to, co zaszło, obserwowali w podobny sposób, więc z pewnością dane wspomnienie nie jest wierną rejestracją rzeczywistości. Podejrzane jest również, że wiele tych wczesnych wspomnień „nie uzasadnia faktu ich przetrwania": dotyczą tak prostych, codziennych spraw, że trudno pojąć, iż pamięć mogłaby je uznać za godne zarejestrowania. Przy dokładniejszym zbadaniu, a ściślej: po przeprowadzeniu psychoanalizy, okaże się, że wspomnienia te służą do usunięcia z pola widzenia innych wspomnień, że są to „wspomnienia maskujące". Podobnie jak sny, mają przeważnie charakter wizualny. Poprzez procesy skojarzeniowe powiązane są ze wspomnieniami tłumionymi. W należącym do Freuda egzemplarzu Psychopatologii życia codziennego znajdowała się kartka papieru z notatkami dotyczącymi powstawania podobnych skojarzeń. Tak więc lody, jak wyjaśnił, były „w rzeczywistości symboliczną antytezą erekcji: to znaczy czymś, co robi się sztywne przy niskiej temperaturze, zamiast - tak jak penis - w wypadku gorąca (pod wpływem podniecenia). Dwa przeciwstawne pojęcia: seksualność i śmierć często zostają powiązane ze sobą dzięki myśli, że śmierć usztywnia rzeczy. Jeden z informatorów małżeństwa Henri określił kawałek lodu jako przykład wspomnienia maskującego śmierć jego babci".
27
Nieświadomy informator małżeństwa Henri nie sformułował tego wówczas w taki sposób, lecz przykład ten jasno daje do zrozumienia, co ma na myśli Freud. Trzy-, czteroletnie dziecko jest już istotą intensywnie seksualną, odczuwa pragnienia, pożądanie, szuka zaspokojenia i przyjemności; w późniejszym wieku, gdy impulsy te zaczynają podlegać kontroli osobistej i społecznej, wspomnienia stają się bolesne i wstydliwe, więc ochraniamy swoją świadomość, wypychając je z niej. Tych parę strzępów wspomnień, którym udaje się umknąć zanikowi pamięci i przeniknąć do świadomości, zawdzięcza to pozornie niewinnemu charakterowi: ciotka, która wskazuje na trzecią nóżkę litery m,
pucharek lodów.
Uderzający - a jednocześnie typowy dla swobodnego obchodzenia się Freuda ze środkami dowodowymi - jest fakt, że to, co małżeństwo Henri zaprezentowało jako wyjątek, u Freuda zostaje nagle podniesione do rangi decydującego dowodu. Zdaniem małżeństwa Henri, „w większości wypadków" pierwsze wspomnienia związane były z wydarzeniami, które wywoływały silne emocje, jedynie u „kilku osób" dotyczyły one czegoś nieistotnego. Późniejsze ankiety, takie jak przeprowadzone przez Blonsky'ego (1929), małżeństwo Dudychów (1933) czy Waldfo-gla (1948), potwierdziły ten obraz. Bezpośrednim impulsem do podjęcia badań przez moskiewskiego pedagoga Blonsky'ego stało się psychoanalityczne wyjaśnienie wczesnodziecięcego zaniku pamięci, lecz jego własne rezultaty wskazywały raczej k