16754

Szczegóły
Tytuł 16754
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

16754 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 16754 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

16754 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

ELIZABETH LOWELL NA KONIEC �WIATA Przek�ad Joanna Hetman Prolog By�a doskona�a. G�adka, zmys�owa, reagowa�a na najl�ejszy dotyk. I niebezpieczna dla m�czyzny, kt�ry stara� si� nad ni� zapanowa�. Musia� zachowywa� koci� czujno��. Wy starczy�a chwila nieuwagi... Dzwonek telefonu wyrwa� go ze skupienia. Travis Danvers podni�s� wzrok znad ekranu komputera, mrugaj�c jak po d�ugim przebywaniu w ciemno�ci. Niebieskozielone oczy patrzy�y w pustk�. Potar� kr�tk�, jasn� brod�, energicznie potrz�sn�� g�ow�, staraj�c si� wr�ci� do rzeczywisto�ci, oderwa� od wirtualnej rozgrywki wiatru, kad�uba jachtu, wody i �agla. Zapach i szum oceanu, kt�ry wpada� do pokoju przez otwarte okno, m�wi� mu wi�cej ni� s�owa. Wiatr z Santa Ana zd��y� ju� przegna� typowy po�udnio-wokalifornijski smog na Catalina Island. Ziemia l�ni�a z�ocistobr�zowymi odcieniami p�nego lata. Ocean przypomina� migotliw�, niesko�czon� niebiesk� po�a�. Powinien by� na morzu, czu�, jak �agle �Wojowniczki" wype�niaj� si� i chwytaj� wiatr. Telefon nie przestawa� dzwoni�. Travis spojrza� z niech�ci� na wymy�lny aparat. Nienawidzi� telefon�w, a tego w szczeg�lno�ci. R�owy. Cholera jasna. Co kuzynka mia�a na my�li, kiedy remontowa�a dom - pokoik dzieci�cy czy wielkanocne pisanki? Telefon zadzwoni� po raz �smy. Travis westchn��, rozwa�aj�c czy nie powinien zignorowa� intruza i z powrotem zag��bi� si� w wirtualn� rzeczywisto��, w kt�rej testowa� nowe koncepcje wykorzystywania w �aglowcu nawet najl�ejszych podmuch�w wiatru. Kolejny, dziewi�ty dzwonek. Przekl�� pod nosem, zapisa� ostatnie zmiany w projekcie, po czym pot�n� d�oni� chwyci� idiotyczn� r�ow� s�uchawk� i burkn�� do telefonu zwyk�e powitanie. _7_ -O! - Wierz mi, Danvers, musisz troch� popracowa� nad manierami. Rozdra�nienie Travisa znikn�o w chwili, kiedy rozpozna� g�os w s�uchawce. Rodney Harrington by� jego ulubie�cem. - Po co mam si� wysila� przy odbieraniu telefon�w? - zapyta�, przeci�gaj�c si� i ziewaj�c jednocze�nie. - Tylko ty masz numer mojej kuzynki. Harrington roze�mia� si�. -Wi�c jeste� teraz w Laguna Beach? Nie prze��czono mnie do Tierra del Fuego czy jakiego� innego mrocznego zak�tka? - Jestem tutaj, wiesz, r�owy telefon i tak dalej. - S�ucham? - Kuzynka odnowi�a dom po mojej ostatniej wizycie. Na r�owo. Rozumiesz, na r�owo. Powtarzam, RӯOWO. - Wszystko dooko�a jest r�owe? - No, prawie. Albo lawendowe. - Hmm. Chcia�bym to zobaczy�. Widok faceta twoich rozmiar�w snuj�cego si� po r�owym domku to do��... pikantne. - To wpadnij -odpar� Travis. -Przenocuj�ci�w specjalnym pokoju dla go�ci. �o�e ma baldachim w rozkoszne kolorowe paski. Harrington parskn��. ~ Masz zamiar przemalowa� kad�ub �Wojowniczki" na r�owo? - Dzwonisz po to, �eby si� dowiedzie�, czy b�d� przemalowywa� jacht? - W�a�ciwie tak. - To cze��. Harrington roze�mia� si� znowu, po czym zacz�� szybko m�wi�. - Chcia�em si� tylko upewni�, �e �Wojowniczka" jest ju� gotowa do debiutu. Travis popatrzy� na r�ow� s�uchawk�, jak gdyby ta w�a�nie go poliza�a. - Nic ci nie dolega, Harrington? -Nie, czuj� si� bajecznie r�owo i widz� wszystko w r�owych barwach. - �wietny dowcip. Dobrze ci m�wi�. Travis rozprostowa� plecy i ramiona, walcz�c z odr�twieniem kilku godzin �l�czenia nad komputerem. By� wysoki i ko�cisty, jakby stworzony do pracy fizycznej. Gdyby nie to, �e codziennie rano d�ugo p�ywa�, nie m�g�by siedzie� nieruchomo przy komputerze przez kilka godzin. - Co to za gadanie o debiucie? - zapyta�. ~ Wiesz, �e �Wojowniczka" to jeszcze dziewica. - Pami�tasz, �e proponowa�em ci wydanie ksi��eczki o tobie, jachcie i twoich innych projektach? Travis pami�ta�. - Nagle przesta�o mnie �ama� w karku. Co za ulga. - Wsta� i przejd� si� po pokoju - powiedzia� weso�o Harrington. - Pan B�g da� ci cia�o do czynu, nie do komputer�w. Trafi�em na �wietn� fotografk�. Travis bezb��dnie wy�apywa� niedopowiedzenia. Jego umys� by� r�wnie zr�czny, jak cia�o. -8- - Je�eli to jedna z tych twoich... Harrington m�wi� szybko, jak cz�owiek, kt�ry wie, �e nie�atwo tak szybko sprzeda� towar. - Cochran! Nie wiem, dlaczego o niej wcze�niej nie pomy�la�em. Ona... - Pomy�la�e� - przerwa� bezlito�nie Travis. - Ale ja si� nie zgodzi�em. -Tak? A dlaczego? - Jedno wyt�umaczenie. Kobieta. - Jeste� troch� ograniczony, ch�optasiu. - Dzi�ki. Bolesne westchni�cie. - B�g mi �wiadkiem, Danvers, �e z ciebie prawdziwy wrz�d na dupie. Travis skrzywi� si� i spojrza� przez okno na skalist�pla�� i bezkres Pacyfiku. Zachowywa� si� g�upio, to pewne. Pos�uguj�c si� pierwsz� lepsz� niezr�czn� wym�wk� odrzuci� r�wnie� kandydatury wszystkich m�czyzn fotograf�w, kt�rych proponowa� Harrington. Nie chcia�, �eby obcy pl�tali mu si� pod nogami podczas pracy nad �Wojowniczk�", zerkali przez rami�, jak na ekranie komputera majstruje przy �aglach czy projektuje kad�ub. Z drugiej strony mia� d�ug wdzi�czno�ci wobec Harringtona, kt�ry ju� od wielu lat planowa� wydanie ksi��ki. - Jeste� w Laguna Beach - powiedzia� spokojnie Harrington. - Cochran te� tam mieszka. - Rod... - zacz�� Travis. Przyjaciel nie da� mu doj�� do s�owa. - Zamierzasz sp�dzi� tam przynajmniej kilka tygodni. Jacht stoi w Dana Point. Cochran ma samoch�d. I zna si� na �aglowcach i innych �odziach. Travis cicho mrukn��. Zawsze wiedzia�, �e w ko�cu b�dzie musia� ust�pi� w sprawie tej cholernej ksi��ki. Nie my�la� tylko, �e tak szybko. Wola�by odwlec to jeszcze troch�, zanim nowo zaprojektowany �agiel zostanie uszyty, wci�gni�ty na maszt i przygotowany do bojowego chrztu na morzu. - Rod, czy pomy�la�e� o... - Nie przerywaj - odpar� szorstko Harrington. - To niegrzecznie. Wydawca przyst�pi� do akcji, wi�c sied� cicho. Jest got�w zap�aci� poka�n� zaliczk� fotografowi. - A co ze mn�? - zapyta� oschle Travis. - Z tob�? Jeste� r�wnie bogaty jak ja. A mo�e nawet bogatszy, je�eli skorzysta�e� z mojej rady co do gie�dy. - Skoro ju� o tym wspominasz, chcia�bym ci� zapyta�... - �adnie zacz��e�, ale nie teraz - przerwa� Harrington. - Rozmawiamy w�a�nie na temat ksi��ki o tobie i twoich wychuchanych, nieprawdopodobnie skutecznych projektach. Nie dostaniesz pieni�dzy, poniewa� jedynym twoim zadaniem b�dzie niezwracanie uwagi na fotografa i robienie tego, co i tak by� robi�. - To znaczy, �e zrezygnowa�e� z pomys�u, �e to ja napisz� t� cholern� ksi��k�? - Nie jestem bardzo uparty. Pewien stary zrz�da zredaguje tekst w zamian za pi�� gratis�w i poklepanie po �ysinie. - Nigdy nie my�la�em o tobie jako o �starym zrz�dzie". - Przecie� ty wcale o mnie nie my�lisz, bo inaczej nie by�by� takim draniem utrudniaj�cym mi �ycie! Travis roze�mia� si� wiedz�c, �e przegra�. - No ju� dobrze, dobrze. Um�w mnie z t�fotografk�na... Jaki dzisiaj dzie�? - Niedziela. - No, to tak na koniec tygodnia. Zobaczymy. Nic nie obiecuj�. - W takim razie na czwartek. Co do szczeg��w, zostawi� ci wiadomo�� na sekretarce. - Nie mam sekretarki. - To sobie kup. Albo u�ywaj e-mailu. Trudno si� z tob� skontaktowa�. ~ O to mi chodzi. - Danvers Szalony, b��dny rycerz. Dogadacie si� z Cochran. Travis zaniepokoi� si�. - Co masz na my�li? - zapyta� podejrzliwie. - Ju� nie warcz tak, nie warcz. Chcia�em tylko powiedzie�, �e Cochran, zupe�nie jak ty, jest zbyt poch�oni�ta prac�, �eby my�le� o takich przyziemnych sprawach jak spanie czy odbieranie telefon�w. Travisowi nie wystarcza�o to wyja�nienie. - Umiem nie tylko warcze�, ale tak�e pogry��. Zapami�taj to sobie. - �wi�ta prawda.Tylko nie ostrz sobie z�b�w na Cochran. To dla mnie kto�" szczeg�lny. - Kochanka? - Cochran? - za�mia� si� smutno Harrington. - N i e b y � a , nie jest i nigdy nie b�dzie moj� kochank�. Nie poci�ga jej p�e� przeciwna. To kolejna rzecz, kt�ra was ��czy. - Ja raczej nie stronie od p�ci przeciwnej. - Ty lubisz seks, a to nie to samo. -A ty nie lubisz? - odci�� si� Travis. - Ja lubi� kobiety - stwierdzi� Harrington. - Sk�ada si� na to r�wnie� seks, ale to nie wszystko. Kobiety patrz� na �wiat zupe�nie inaczej ni� my. To fascynuj�ce. Za ka�dym razem, kiedy wydaje mi si�, �e je rozgryz�em, ca�kowicie mnie zaskakuj�. - To tak jak z �eglowaniem i projektowaniem �odzi. - Jak b�dziesz to sobie wmawia�, tw�j e stosunki z �aglowcem mog� przerodzi� si� w nazbyt za�y�e - odci�� si� Harrington. - Jachty nie usi�uj� nikogo zmienia�. Dostajesz z powrotem tyle, ile dajesz z siebie. - Wci�� do tego wracasz. Historia z Tin� wydarzy�a si� tak dawno... Travis zacisn�� d�o� na s�uchawce. Tina da�a mu ostr� lekcj� na temat r�nic mi�dzy kobiet� a m�czyzn�. Min�y lata, zanim pogodzi� si� z jej zdrad�. Nie mia� wp�ywu na przesz�o��, ale m�g� dopilnowa�, �eby nic podobnego nie zdarzy�o si� ju� nigdy wi�cej. -10- I pilnowa�. Upro�ci� swoje stosunki z kobietami do korzystnych dla obu stron transakcji handlowych. �adnych g��bszych uczu� ani sentyment�w. - Tina to by� �yciowy b��d - stwierdzi� trze�wo. - Szkoda tylko, �e najbardziej ucierpia� niewinny. Dlatego by�bym g�upim sukinsynem, gdybym nie wyci�gn�� z tego wniosk�w, prawda? - Niech to diabli - odpar� ponuro Harrington. - Przepraszam. Nie chcia�em tego wyci�ga�. - Nie przepraszaj. Nie rozmawiam o mojej by�ej �onie Je�eli mog� sobie na to pozwoli�. Rzeczywi�cie, na palcach jednej r�ki m�g� policzy� okazje, przy kt�rych roztrz�sa� swoje nieudane ma��e�stwo. Czterokrotnie by�y to rozmowy z adwokatem. Pi�ty raz rozmawia� o tym z Harringtonem przy butelce szkockiej. Kiedy�, gdy �Wojowniczka" sun�a przez ciemnoniebieskie morze o�wietlona nigdy nie zachodz�cym s�o�cem antarktycznego lata, obaj m�czy�ni ostro pili za gorzkie lekcje przesz�o�ci. - Ile zajmie zrobienie tej ksi��ki? - spyta� Travis. W jego g�osie nie by�o nawet cienia gniewu, kt�ry w c i � � go trawi� na m y � l o Tinie. Nie potrafi� zdefiniowa� swoich uczu�. Tkwi�y w nim tak g��boko, �e zdo�a�by je dostrzec dopiero wtedy, gdyby znikn�y na zawsze. - Zale�y od tego, ile czasu po�wi�cisz pani fotograf- odpar� Harrington. -To nie b�dzie przykry obowi�zek. - Dlaczego? Jest mi�a dla oka? - Cochran to profesjonalistka. Mog�aby ci� nauczy�, co to znaczy ci�ka praca. - Wi�c nie jest atrakcyjna. - Jest fotografem, a nie kandydatk� na kochank�. Chyba ci� nie obchodzi, jak wygl�da? Travis roze�mia� si� - Zwyk�a ciekawo��. Za�o�� si�, �e wypytywa�a ci� o mnie. -Nie. - Nie chcia�a nawet wiedzie�, czy jestem �onaty, brzydki, rozpustny, czy mo�e jestem peda�em albo... - Nie - przerwa� Harrington. - Pyta�a tylko kiedy, jak d�ugo i jaka jest zaliczka. Ona nie ma czasu na gadk�-szmatk�. Poza sob�, ma trzy osoby na utrzymaniu. - Dzieci z nieudanego ma��e�stwa? -Nie jej, jej matki. Bli�niaki s� na medycynie i Cochran za to p�aci, a poza tym do stycznia musi odp�dza� pani� bied� od drzwi swojej ukochanej matki. - A co si� stanie w styczniu? - Jej matka wychodzi za m�� za mojego przyjaciela. - Bogatego? - Jasne. W g�osie Travisa zabrzmia� cynizm. -11- - Znalaz�a idiot�, �eby j�. utrzymywa�? - Jest bardzo b�yskotliwym doradc� podatkowym. Wielbi ziemi�, po kt�rej ona st�pa, i inne trele morele. Ona w rewan�u urz�dza dla jego firmy prawniczej eleganckie przyj�cia dobroczynne. Bardzo dobrana para, je�li chcesz zna� moje zdanie. -Ty ich ze sob� pozna�e�? - Tak, to tw�j uni�ony s�uga - Harrington przytakn�� z zadowoleniem. - Jedno z motch najlepszych dokona�. Travis znowu poczu� si� niezr�cznie. Harrington czerpa� za du�o satysfakcji ze wskazywania ludziom nowych dr�g, a nawet potrafi� popycha� ich w wybranym przez siebie kierunku. - Wracaj�c do pani fotograf - stwierdzi� spokojnie Travis - niczego nie podpisz�, dop�ki nie zobacz�, co zrobi�a. - Mam nadziej�, �e wszystko si� u�o�y. - Nie chc� serii kolorowych poczt�wek. - Oczywi�cie. - Albo jakich� krety�skich... - Nie przejmuj si� - przerwa� Harrington; w jego g�osie s�ycha� by�o zadowolenie. - Cholera jasna, przesta� mrucze�. Nie znosz� tego! Harrington z chichotem od�o�y� s�uchawk�. Travis u�miechn�� si� ponuro. Wr�ci� do komputera i popatrzy� na najnowszy projekt �agla. Koncepcja by�a niez�a, ale jeszcze niedoskona�a. Mo�e gdyby tutaj poszerzy� r�g, a tam zrobi� dwie d�ugie, wybrzuszone fa�dy... Znowu zasiad� przed komputerem. Mija�y godziny, projekt na monitorze ulega� ci�g�ym zmianom. Dla Travisa nie istnia�o teraz nic poza wiatrem, cyzelowaniem linii �agla i rozwa�aniem niesko�czonych mo�liwo�ci morza. Przez nast�pne trzy dni nie zaprz�ta� sobie g�owy by�� �on�, pani� fotograf, ani ksi��k�, do kt�rej wcale nie chcia� si� zabra�. Poza wyczerpuj�cym p�ywaniem o �wicie, czas ca�kowicie wype�nia�o mu bezkresne, zmienne pi�kno oceanu i wiatru, projektowanie �agla i kad�uba �odzi, poczucie wolno�ci. Przede wszystkim wolno�ci. Wolno�ci od przesz�o�ci, kt�rej nie m�g� zmieni� i nie m�g� przesta� �a�owa�. I Catherine C o c f a r a n by�a tak poch�oni�ta cudownym widokiem morza i zachodz�cego s�o�ca, �e nie zauwa�y�a wody obmywaj�cej jej cia�o. Nieco wcze�niej, kiedy �wiat�o dnia zacz�o przygasa�, zesz�a na skalisty fragment pla�y, ustawi�a aparat i usiad�a, czekaj�c, a� s�o�ce podpali spokojn� tafl� morza. Nie widzia�a, �e wraz z zachodz�cym s�o�cem nadci�ga przyp�yw. Zwodniczo �agodne fale sun�ce ku brzegowi wr�y�y nadchodz�ce niebezpiecze�stwo, ale ka�da chwila coraz bardziej przybli�a�a j� do zdj�cia wyczekiwanego od tygodni. Tego dnia wszystko uk�ada�o si� doskonale. Fale by�y �agodne, niebo czyste, s�o�ce zachodzi�o, a powierzchnia morza po�yskiwa�a jak klejnot. Je�eli b�dzie cierpliwa, wreszcie nadejdzie moment, na kt�ry czeka�a tak d�ugo. Za jej plecami wystawa�y z wody poszarpane ska�y, jeszcze wynios�e i pot�ne, dop�ki nie stan� si� cypelkiem otoczonym zewsz�d gro�n� kipiel�. Przed ni� nieregularny j�zor l�du przechodzi� w pojedyncze kamienie pokryte d�ugimi girlandami muszli i zieleni� �liskich morskich ro�lin. Ten widok przykuwa� teraz uwag� Catherine. Faktura muszli i wodorost�w, g�adkie fale i zamieraj�ce �wiat�o zaabsorbowa�y j� tak, i� nie dostrzeg�a podnosz�cej si� wody, kt�ra zalewa�a �lisk� skaln� �cie�k� pomi�dzy sta�ym l�dem a morzem. Chc�c zrobi� dobre zdj�cie, musia�a zdoby� si� na odwag�, nie by�a jednak g�upia; przykucn�a na szczycie g�azu, kt�ry podczas odp�ywu zosta� suchy i poza zasi�giem fal. Ska�y na wprost Cat i za jej plecami zazwyczaj znajdowa�y si�pod wod�. Ich strz�piaste, pot�ne sylwetki wynurza�y si� tylko przy bardzo niskiej wodzie. Gdy r�wnowaga mi�dzy morzem a ksi�ycem ulegnie zachwianiu, ska�y znowu zapadn� w morskie obj�cia. A wtedy po�egna si� z widokiem, kt�ry tak bardzo chcia�a utrwali� na kliszy, a� do nast�pnego razu, gdy przyp�yw, s�o�ce i pogoda zechc� ze sob� wsp�pracowa�. -13- Wieczorne s�o�ce sun�o �agodnie w kierunku wysuni�tych w morze ska�. Cat odlicza�a sekundy pomi�dzy rytmicznymi uderzeniami fal. Kiedy poczu�a, �e o�wietlenie i fale s� takie, jak chcia�a, przywar�a mocniej do kamienia i odetchn�a g��boko. Gdy tylko grzbiet fali dotkn�� ska�y, Cat nacisn�a przycisk. W miejscu, w kt�re wycelowany by� sze��setmilimetrowy obiektyw, fala uderzy�a w g�az. Woda rozprys�a si�, tworz�c pieniste wodospady. Fontanny t�czowych banieczek obmy�y czarny kamie�. W�a�nie ten moment chcia�a utrwali�; delikatny poca�unek morskiej piany i ska�y... Kamienny kolos wtapia si� w l�ni�ce b�belki wody, by w ko�cu ca�kowicie zjednoczy� si� z morzem, kt�remu opiera� si� tak d�ugo. Nie by�o zwyci�zc�w ani pokonanych, gdy� morze i ska�a uzupe�nia�y si�. Gdyby nie fala, ska�a nigdy nie pozna�aby si�y, jaka tkwi w poddaniu si�. Gdyby nie ska�a, fala spokojnie omywa�aby brzeg, nie znajduj�c nigdy sposobu, by sw� doskonale g�adk� form� zamieni� w gwa�town� eksplozj� pi�kna. Cat straci�a rachub� uderzaj�cych o g�az fal, nie wiedzia�a te�, ile zrobi�a zdj�� ani ile film�w w�o�y�a do nikona. Nogi �cierp�y jej od niewygodnej pozycji. Ale to by�o niewa�ne. P�ki ostatni promie� s�o�ca nie zniknie za horyzontem, ca�� uwag� Cat przykuwa�y zmieniaj �ce si� teraz szybko obrazy w teleobiektywie. Porusza�a si� spokojnie i z wpraw�, nie mog�a jednak opanowa� podniecenia. Jej wizyt�wk� by�y zdj�cia, kt�re zmusza�y widza, by przystan��, spojrza� uwa�nie i zacz�� w nowy spos�b odbiera� �wiat. Te, kt�re w�a�nie robi�a, mia�y szans� sta� si�jej najlepszymi pracami, ��cz�cymi cie� i ostre �wiat�o, najdrobniejsze szczeg�y faktury z g��bi� perspektywy, co by�o mo�liwe do osi�gni�cia jedynie przy u�yciu bardzo d�ugiego obiektywu. Nieoczekiwanie woda obmy�a g�az, na kt�rym przykucn�a. Poczu�a na nogach zimne szpileczki. Skurcze by�y dotkliwe, ale, w przeciwie�stwie do wody, nie zagra�a�y sprz�towi. Podnios�a g�ow� i zamruga�a, dostrzegaj�c wreszcie to, co dzia�o si� dooko�a. Gdy spojrza�a w stron� brzegu, nie mia�a ju� w�tpliwo�ci, �e zbyt du�o czasu sp�dzi�a na skale. Od l�du dzieli�o j� dziesi�� metr�w, ale mog�o to by� r�wnie dobrze pi��dziesi�t kilometr�w. �cie�ka prowadz�ca do brzegu znikn�a. Teraz bulgota�a tam pienista kipiel, z kt�rej wystawa�y l�ni�ce, czarne zr�by. �eby unikn�� porwania przez fale, musia�aby wczepi� si� w ska�� z�bami i pazurami. Potrzebowa�a jednak r�k, �eby chroni� przed wod� cenny sprz�t. Woda zapieni�a si�, po czym z sykiem opad�a, omywaj�c przeszkod�. W dogasaj�cym �wietle dnia wilgotny g�az wygl�da� jak prymitywna rze�ba z kutego z�ota. Po raz pierwszy pi�kne �wiat�o nie sprawia�o jej przyjemno�ci. Popatrzy�a na wod� z determinacj� cz�owieka, kt�ry pope�ni� b��d i zdawa� sobie z tego spraw�. - Cholera! -14- Nawet gdyby mia�a wolne r�ce, nie umia�aby utrzyma� r�wnowagi podczas powrotu do brzegu. Ale musia�a przenie�� w bezpieczne miejsce sprz�t wart tysi�ce dolar�w, sprz�t, kt�ry by� jej niezb�dny do pracy i kt�rego nie by�aby w stanie odkupi�. Nie marnowa�a czasu na przekle�stwa i �a�e. Oszacowa�a poziom wody powy�ej ska�, po kt�rych przedosta�a si� na obecne stanowisko. Nawet w przerwach mi�dzy falami woda si�ga�a dobrze powy�ej kolan. Do tego ponad metr s�upa wody w chwilach, kiedy nadchodzi�a fala, i k�opot murowany. Ale nie by�o innego wyj�cia, jak tylko jak najszybciej wr�ci� na brzeg. Czekanie mog�o oznacza�, �e droga powrotna b�dzie jeszcze trudniejsza, a wodajeszcze g��bsza. Trzymaj�c sprz�t nad g�ow�, musi natychmiast opu�ci� zdradliwe g�azy i dotrze� do piaszczystego brzegu, kt�ry rozci�ga� si� �ukiem u nasady cypla. I modli� si� �arliwie, �eby nie straci� r�wnowagi pod naporem fal. Nie rozejrza�a si� nawet w poszukiwaniu kogo�, kto m�g�by jej pom�c. Od dawna sama troszczy�a si� o siebie, nigdy nie Ucz�c na niczyje wsparcie. Sprawdzi�a zapi�cia na futerale upewniaj�c si�, �e si� nie otworzy. Torba mia�a chroni� sprz�t przed deszczem, nie przed moczeniem w oceanie. Najcenniejsz� rzecz�, jak� mia�a przy sobie, by� automatyczny teleobiektyw, d�ugi jak jej rami� i o wiele ci�szy. Nosi�o si� gojak strzelb�. By� za du�y, �eby wcisn�� go do futera�u. Stwierdzi�a z niech�ci�, �e b�dzie musia�a zrobi� dwa kursy. Od�o�y�a futera� z cz�ciami aparatu i mniejszymi obiektywami. Z du�ym teleobiektywem nad g�ow� zacz�a ostro�nie schodzi� z g�azu. Nie zauwa�y�a na pla�y wysokiego m�czyzny, kt�ry od d�u�szego czasu dawa� jej znaki. Travis Danvers opar� r�ce na biodrach i pokr�ci� g�ow� zdegustowany. Przesta� krzycze�. Kobieta o bajecznych nogach i ognistych w�osach zaplecionych we francuski warkocz musia�a by� g�ucha, a do tego niespe�na rozumu. Nie by�o najmniejszej szansy, �eby zdo�a�a dobrn�� do brzegu. Zacz�� biec w jej kierunku, zastanawiaj�c si�, czy reszta cia�a kobiety pasuje do jej wspania�ych n�g. W�tpliwe, ale zawsze mo�na mie� nadziej�. Kiedy nadesz�a pierwsza fala, Cat bez problemu utrzyma�a r�wnowag�. Poniewa� nadal trzyma�a si� ska�y, woda si�ga�a jej jedynie do pasa. Na rozgrzanej s�o�cem sk�rze poczu�a ch��d i nieoczekiwan� si�� wody. Fala przypar�a j� do ska�y w dusz�cym u�cisku. Uci�te d�insy i bawe�niany top nie chroni�y przed ostrymi kraw�dziami g�azu, muszlami i skorupiakami. - Daj sobie z tym spok�j - mrukn�a do siebie przez zaci�ni�te z�by. - Jak p�ywasz, to wk�adasz jeszcze mniej ni� teraz. Patrz�c raczej na morze ni� na brzeg, gotowa zareagowa�, gdyby nadesz�a wi�ksza fala, Cat spokojnie zsun�a si� po nier�wnej stromi�nie g�azu. Od brzegu oddziela�o j�jeszcze w�skie zag��bienie i niewysoki skalisty grzbiet, za nimi za� piaszczysta �acha, przechodz�ca dalej w pla��. Fale nadci�ga�y tak szybko, �e w przerwach mi�dzy jedn� a drug� nie by�aby w stanie zrobi� wi�cej ni� par� krok�w. -15- Nast�pna fala by�a wysoka i silna. Porwa�a dziewczyn� i z powrotem rzuci�a ni� o ska��. Cat z trudem stara�a si� utrzyma� r�wnowag� na �liskiej, nier�wnej powierzchni. Pienisty nurt zdar� z jej nogi p��ciennego espadrila. Poczu�a piek�cy b�l, gdy go�� stop� dotkn�a skorupiak�w. Macha�a rozpaczliwie ramionami, staraj�c si� utrzyma� r�wnowag�. Bez skutku. Poczu�a, �e upada. Krzykn�a z �alu nad cennym teleobiektywem. Gdy tylko fala zakry�a Cat, co� chwyci�o j� i unios�o. W tej samej chwili ci�ar teleobiektywu zel�a�. Zacisn�a palce, nie chc�c utraci� kosztownego przedmiotu. - Uspok�j si�, dzikusie. Niczego nie ukradn�. Niski, g��boki g�os przestraszy� j�, niepok�j jednak znik� w chwili, gdy w niebieskich oczach nieznajomego zobaczy�a leniwe rozbawienie. Sta� swobodnie w�r�d kipieli fal, z u�miechem, kt�ry Cat wyda� si� r�wnie kusz�cy jak promienie s�o�ca za�amuj�ce si� na rozbijanej przez ska�� fali. - No, wreszcie troch� rozs�dku - powiedzia�, gdy przesta�a si� szarpa�. -Obr�� si�. -Co? Ze zniecierpliwieniem obr�ci� j� tak, by z powrotem stan�a przodem do ska�y. - Wdrapuj si� - rzuci� kr�tko. -Ale... Poczu�a na po�ladkach jego mocne d�onie i z trudem z�apa�a powietrze. M�czyzna podsadzi� j� z tak� si��, �e niemal wyprysn�a z wody. - Podaj mi futera� - powiedzia�. Popatrzy�a z uwag� na cz�owieka, kt�ry bez trudu trzyma� nad wod� j� i jej teleobiektyw. By� tak wysoki, �e g�rowa� nad pienist� kipiel�. Mia� na sobie wytarte d�insy i niebieskozielon� sportow� koszulk�, dopasowan� do koloru jego oczu. Mokra koszulka oblepia�a muskularne cia�o. Wida� by�o si��, dzi�ki kt�rej z tak� �atwo�ci� wyci�gn�� dziewczyn� z wody. Kr�tkie, jasne, starannie ostrzy�one w�osy po�yskiwa�y jak przesiane s�o�cem. Przyci�ty kr�tko zarost podkre�la� m�skie rysy twarzy. Pomimo pozor�w elegancji wygl�da� jako� dziko. Z pewno�ci� nie by� przystojny wed�ug powszechnego kanonu pi�kna. Twarde rysy by�y zbyt charakterystyczne, by po prostu je zaklasyfikowa�. Gdyby nie patrzy� na Cat z u�miechem, przestraszy�aby si�. Zdrowy rozs�dek podpowiada� jej, �e i tak powinna si� ba�. - Ma pan teraz w r�ku ca�e moje �ycie - powiedzia�a spokojnie, wr�czaj�c mu futera� z aparatem. Travis, stwierdziwszy z zadowoleniem, �e jej �wietne nogi warte s� reszty, spojrza� na Cat przenikliwie. Mo�e by�a lekkomy�lna, nara�aj�c si� dla kilku zdj��, ale nie by�a g�upia. W b�yszcz�cych szarych oczach kry�a si� �ywa inteligencja. Podkre�la�a to zdecydowana linia ust. -16- - B�d� uwa�a� - odpar�, odwracaj�c si� w kierunku brzegu. - Zosta� tu, dop�ki nie wr�c�. Fale s� silniejsze, ni� si� wydaje. - Ja te�. S�owa Cat zag�uszy� grzmot. Kolejna fala rozbi�a si� o ska��. Patrzy�a, jak nieoczekiwany wybawca pod��a do brzegu, nios�c nad g�ow� sprz�t. ';� Obserwowa�a go z upodobaniem artysty. Porusza� si� harmonijnie, ��cz�c [, si�� z gracj� dzikiej bestii - a� �wierzbi�y j� r�ce, by znowu chwyci� aparat. % Na sw�j spos�b m�czyzna by� r�wnie �ywio�owy, jak fale rozbijaj�ce si� '� o ska�y. �� :�;) Nagle u�wiadomi�a sobie, �e nie tylko patrzy na niego tak, jak gdyby po raz |i pierwszy w �yciu widzia�a m�czyzn�, ale �e jak pos�uszne dziecko czeka, a� � iii wr�ci i zdejmie j� ze ska�y. Namy�l, �e m�ski wdzi�k nieznajomego dzia�a na ni� 1: tak przemo�nie, czu�a jednocze�nie gniew i rozbawienie. Przewa�y� gniew. Nie chcia�a stercze� jak grzeczna dziewczynka i czeka�, � :�', / a� j� uratuje. Min�o ju� siedem lat od czasu, gdy m�czyzna m�wi� jej, co ma robi�. Wtedy tak�e nie us�ucha�a. Jednak ��dania jej by�ego m�a by�y upokarzaj�ce. Polecenie wydane przez nieznajomego dyktowa� jedynie zdrowy rozs�dek. Zniecierpliwiona odepchn�a niemi�e wspomnienia. Niewa�ne, czy to by�o rozs�dne czy nie, nie zamierza�a siedzie� jak ksi�niczka ze skr�con� kostk� w oczekiwaniu na m�nego rycerza. �ycie nauczy�o j�, �e skoro znalaz�a si� w opa�ach, lepiej, by sama zatroszczy�a si� o siebie. W przerwie mi�dzy falami zacz�a zsuwa� si� ze ska�y. Otoczy�a j� kipiel nadci�gaj�cej fali. Cat poczu�a si� jak li�� zerwany przez wicher z ga��zi. Mia� racj�, pomy�la�a. Woda jest silniejsza, ni� na to wygl�da. Ostro�nie zanurzy�a si� g��biej. Nie by�a to tropikalna laguna. Temperatura wody nie dochodzi�a do dwudziestu pi�ciu stopni Celsjusza, przyjemnych dla ludzkiego cia�a. Cat nie czu�a jednak ch�odu, ale tylko op�r zbuntowanej materii. Pierwszy szok termiczny min�� bez �ladu. Przywyk�a do ch�odnej wody po�udniowokalifornijskiego oceanu. Gdy tylko mog�a, p�ywa�a w spokojniejszych wodach otaczaj�cych Dana Point. Doznawa�a w�wczas poczucia wolno�ci -wolno�ci oceanu i wolno�ci, jak� wy walczy�a sobie w �yciu. Stycze�, pomy�la�a. Wezm� wtedy oddech i troch� odpoczn�. Ale nigdy nie doczeka stycznia, je�eli nie dotrze do brzegu. Ostro�nie, centymetr po centymetrze, ze�lizgn�a si� ze ska�y. Szybki ruch l. m�g�by j� kosztowa� utrat� r�wnowagi. Przesuwa�a si� wolno w wodzie, ani na chwil� nie odrywaj�c st�p od dna. Za ka�dym razem, gdy nadci�ga�a fala, odwraca�a si� do niej bokiem, �eby woda napiera�a na ni� z jak najmniejsz� si��. Gdy tylko znalaz�a si� w miejscu, gdzie fale nie mog�y ju� porwa� jej i rzuci� na s k a � y odetchn�a z u l g � . Pozostawa� pr�d, ale t y m si� nie przejmowa�a. N ie spuszczaj�c o k a z nadbiegaj�cych fal, sun�a w kierunku ma�ej piaszczystej pla�y. Prawa stopa piek�a j� i bola�a przy ka�dym kroku, daj�c zna� nie tylko o stracie buta, ale i o zdarciu sk�ry. -17- - Jak Boga kocham, masz mniej rozumu ni� g�. G�os, kt�ry us�ysza�a za plecami, zn�w j� przestraszy�. Ale jeszcze bardziej przerazi�a si�, gdy nieznajomy uni�s� j� nad wod�. Zesztywnia�a nagle, czuj�c zwierz�ce ciep�o bij�ce od m�czyzny, dotyk sk�ry, do kt�rej przywiera�y jej go�e nogi, d�ugie, muskularne r�ce, kt�rymi j� trzyma�. Nigdy dot�d �aden m�czyzna nie dzia�a� tak na jej zmys�y. Nie by�a pewna, czy sprawia jej to przyjemno��. Oko profesjonalistki nie mog�o nie dostrzec gry �wiat�a na wydatnych ko�ciach policzkowych, faktury lekko k�dzierzawej brody, rysunku wyrazistych ust, g��bi oczu i ich zmieniaj�cej si� barwy. Przemkn�a jej niem�dra my�l, �e cho� z pewno�ci� nigdy dot�d go nie spotka�a, zna tego cz�owieka. Nale�a� do ludzi, kt�rych nigdy si� nie zapomina. Ufa�a mu. To samo instynktowne uczucie, za kt�rego spraw� wr�czy�a mu sw�j sprz�t, nakaza�o jej teraz spok�j i przyj�cie pomocy ze strony m�czyzny, jednocze�nie znajomego i obcego. - Dobrze p�ywam - powiedzia�a. Ale zaraz osaczy�y j� z�e wspomnienia. Oczami wyobra�ni zobaczy�a, jak ogarni�ta rozpacz� p�ynie trzy kilometry w czarnej wodzie nocnego oceanu. Jej jedynym drogowskazem jest roziskrzona �wiat�ami ��d�, jedyn� si�� - gniew, kt�ry zmusi�j�do skoku nago z m�owskiego jachtu. Rzeczywi�cie p�ywa�a bardzo dobrze. U�wiadomi�a sobie, �e m�czyzna przygl�da si� jej z uwag�. - Za�o�� si�, �e tw�j temperament odpowiada tym ognistym w�osom - powiedzia� przeci�gle. U�miechn�a si� lekko. G�ste, kasztanowe w�osy uwa�a�a za niemal doskona�e, reszt� za� swej fizycznej pow�oki za przeci�tn�. Mia�a typow� dla gatunku ludzkiego liczb� palc�w u r�k i n�g, i ca�� reszt� pomi�dzy, i wszystko dzia�a�o bez zarzutu. No, prawie bez zarzutu. To by�a kolejna sprawa, o kt�rej nie chcia�a my�le�. - Nie przychodzi ci do g�owy nic weselszego? - zapyta� �agodnie. Pytanie podzia�a�o na Cat jak zimny prysznic. Otworzy�a szeroko szare chmurne oczy, po czym nagle spu�ci�a powieki, by nie patrze� na nieznajomego. By� zbyt przenikliwy, �eby czu� si� przy nim swobodnie. - Mam weselsze wspomnienia - odpar�a przygaszonym g�osem. - Ale nie bardzo, prawda? - Wystarczaj�co. - Stara�a si�, by w jej g�osie nie brzmia�o rozgoryczenie. Prawie si� uda�o. Z uczuciem ulgi dostrzeg�a, �e od pla�y dzieli�o ich ju� tylko kilka metr�w. Wkr�tce wyzwoli si� od towarzystwa tego onie�mielaj�cego znajomego-niezna-jomego. - Zawsze chcesz by� numerem drugim? - zapyta�. - To si� nazywa dojrza�o��. - To si� nazywa da� za wygran�. -18- Ogarn�� j� gniew. Zwinnym ruchem wyswobodzi�a si� z obj�� m�czyzny, i gdy tylko poczu�a grunt pod nogami, rozpryskuj�c wod� pobieg�a w kierunku brzegu, by zabra� sw�j sprz�t, kt�ry nieznajomy po�o�y� w bezpiecznym miejscu poza zasi�giem fal. Przy ka�dym kroku czu�a, jakby praw� stop� stawia�a na ostrzach no�y. Piasek zmieszany z krwi� przylgn�� do cia�a, szoruj�c po otwartej ranie. Nie zwa�aj�c na b�l, zarzuci�a aparat na rami�, chwyci�a teleobiektyw i zawr�ci�a w kierunku domu. Travis porusza� si� pozornie wolno, ale by� szybszy, ni� si� zdawa�o. Dwa d�ugie susy wystarczy�y, by spokojnie stan�� jej twarz� w twarz, odcinaj�c odwr�t. Nie zastanawia� si� nad tym, co robi. Dzia�a� odruchowo. Nie chcia� tak �atwo zrezygnowa� z towarzystwa tej intryguj�cej, cho� dra�liwej kobiety. Po��czenie �wietnych n�g i zaradno�ci �yciowej zafascynowa�o go na tyle, �e zacz�� zastanawia� si�, jak wygl�da�by ich romans. Nie bardzo chcia� si� o tym przekona�. Jego og�ada towarzyska dawno zardzewia�a. Ju� po rozwodzie odkry� prost� prawd�, i� bransoletka z brylantami zmusza kobiet� do u�miech�w i uwodzicielskich gest�w znacznie bardziej ni� ug�adzone k�amstewka na temat urody. Szkoda, �e to nie j� zaanga�owa� Harrington do robienia zdj��, pomy�la� z �alem. Nie musia�bym si� wtedy martwi�, jak si� do niej zbli�y�. Ale Harrington wyra�nie stwierdzi�, �e Cochran nie jest kobiet� wart� uwagi. Ta za� by�a niezwyk�a, cho� z pewno�ci� nie wed�ug powszechnego gustu. Nie mia�a urody Barbie czy l�ni�cej od t�uszczu gumowej towarzyszki zabaw. Travisa zachwyci�a jednak harmonia jej figury i ruch�w, i wyra�ana bez ogr�dek niezale�no��, kt�ra odstraszy�aby mniej pewnego siebie m�czyzn�. - L�dujesz na cztery �apy, kotku? - zagadn��. Cat poparzy�a na niego uwa�nie, znowu ogarni�ta niepokojem. Sk�d wie, jak mam na imi�? Nagie u�wiadomi�a sobie, �e nawi�zywa� po prostu do zr�czo�ci, z jak� wysun�a si� z jego ramion i stan�a na ziemi. U�miechn�a si� kwa�no na ten k o m -plement, po czym usun�a si� na bok, �eby wymin�� m�czyzn�. - Dzi�ki za uratowanie sprz�tu ~ powiedzia�a. - Mam na imi� Travis. - Dzi�ki za uratowanie mojego sprz�tu przed k�piel�, Travis. Wymin�a go, on za� zareagowa� z szybko�ci� zdumiewaj�c� jak na tak pot�nego i powoli przemawiaj�cego m�czyzn�. Cat zatrzyma�a si� gwa�townie. Unios�a ponownie futera� z aparatem, wykrzywiaj�c twarz, gdy ostro zako�czony od�amek muszli wbi� si� w jej praw� stop�. - Nie zdradzisz mi przynajmniej swego imienia? - zapyta�. - Mo�e kiedy� - stwierdzi�a zimno. - Ale mama uczy�a mnie, �eby niczego ani nikogo nie zdradza�. -19- Travis u�miechn�� si�. - Kotek pokazuje pazurki. Nie us�ysz� nawet mi�ego pomruku? Co za niewdzi�czno��. - Przeciwnie - odpar�a Cat, usi�uj�c go wymin��. - Jestem tak wdzi�czna, �e nawet nie po�l� ci� teraz do diab�a. Roze�mia� si� nieoczekiwanie. R�wnie nieoczekiwanie chwyci� Cat i podni�s� do g�ry. - Pu�� mnie - powiedzia�a. Nie m�wi�a b�agalnie, jej g�os by� tak samo lodowaty jak wyraz oczu. - Krwawi ci stopa. -Tojeszcze nie tak blisko serca. Spojrza� z do�u na jej twarz. Zatrzyma� wzrok na kusz�cym zarysie dolnej wargi. - Nast�pnym razem kup sobie poczt�wk� - powiedzia� oschle. - Tak jest bezpieczniej. - Poczt�wki nie wyra�aj� mocy �ywio��w. Travis otworzy� szeroko oczy. Patrzy� na ni� ze zdumieniem. - Upewniam si� coraz bardziej, �e nie jeste� tylko �adn� laleczk� - stwierdzi�. - A ja zaczynam si� zastanawia�, jak udaje ci si� wywabi� te wszystkie plamy, kt�re rozsiewasz na swej drodze. - Zapraszam do siebie. Pozwol� ci nawet wsypa� proszek do pralki. Jego u�miech by� parodi� uwodzicielskiej miny. Wiedzia� o tym. Chcia� w ten spos�b zach�ci� j� do �artowania z jego osoby. - Jeste� niemo�liwy - stwierdzi�a Cat, u�miechaj�c si� pomimo gniewu. - Tak naprawd� jestem prostaczkiem. Tym razem nie wytrzyma�a i roze�mia�a si� g�o�no. Ka�dego natr�ta odp�dzi�aby jednym lodowatym spojrzeniem, Travis jednak by� tak inny ni� wszyscy, zachowywa� si� tak groteskowo, �e nie mo�na by�o traktowa� go powa�nie. Najwyra�niej nie oczekiwa� niczego wi�cej poza wymienieniem kilku �artobliwych uwag. Przyj�a t� ofert� i wybuchn�a �miechem, u�wiadamiaj�c sobie, �e dawno ju� nie �mia�a si� tak szczerze. Travis spostrzeg�, �e jej rysy �agodniej�. Gdy �mia�a si�, szare oczy l�ni�y, pe�ne ciep�a podobnie jak ogniste w�osy. - Jak masz na imi�? - zapyta� cicho. Nag�a chropowato�� j ego g�osu by�a jak pieszczota. Cat otworzy�a szeroko oczy. Dostrzeg�a w nim m�sk� zapami�ta�o�� i nie mog�a wyj�� z podziwu, jak �atwo pope�ni�a b��d, lekcewa��c przeciwnika. Ogarn�o j� dziwne uczucie. Zadr�a�a, k�ad�c to na karb mokrego ubrania. - Mam na imi� Cat - odpar�a. - Catherine - doda�a szybko. - Przyjaciele m�wi� do ciebie Catherine? - Nie. - Cathy? -Tak, - A twoi m�czy�ni - m�wi� dalej swobodnie - m�wi� do ciebie Cat? -20- Nie mia�a w�tpliwo�ci, w jego oczach b�ysn�� cynizm. Nie mog�a tego nie zauwa�y�, nawet gdyby chcia�a. Dziwne, ale by�o jej z tego powodu niemi�o. U�miechn�a si� gorzko. Tym razem �art by� skierowany przeciwko niej. - Koniec zabawy, Travis. Pu�� mnie. - Jak m�wi� do ciebie twoi m�czy�ni... Cat? Unios�a brew i patrzy�a na niego ch�odno, bez zmru�enia powiek, czekaj�c, a� j� uwolni. Po d�u�szej chwili Travis rozlu�ni� u�cisk wok� jej n�g. Postawi� j�na ziemi w taki spos�b, �e nim dotkn�a stopami piasku, otar�a si� o jego cia�o. Mimo i� sta�a ju� o w�asnych si�ach, nadal trzyma� j� w obj�ciach. Zdawa�a sobie spraw�, �e walka z nim by�aby jedynie strat� energii. Mog�a, co najwy�ej, utwierdzi� j� w przekonaniu o pora�aj�cej m�skiej sile Travtsa. Jej sk�ra p�on�a na wspomnienie blisko�ci jego cia�a. W ko�cu Travis powoli wypu�ci� j� z ramion. Cat machinalnie poprawi�a aparat, a niepor�czny pasek od teleobiektywy przesun�a w bardziej dogodn� pozycj�. Nie spuszcza�a jednocze�nie oka z Travisa, obserwuj�c go tak, jakby by� blokiem skalnym, kt�ry chcia�a sfotografowa�. By�by interesuj�cym modelem. W gasn�cym �wietle dnia jego broda i w�osy l�ni�y jak z�ote druciki. Oczy zn�w zmieni�y barw�, tym razem by�y intensywnie zielone i tak g��bokie jak bezbrze�ne morze. Mokra odzie� oblepia�a cia�o, zaznaczaj�c ka�de �ci�gno, podkre�laj�c muskulatur� ramion i ud. Cat u�wiadomi�a sobie mgli�cie, �e Travis jest znacznie wi�kszy ni� wydawa� si� na pierwszy rzut oka. By� jak doskonale proporcjonalne drzewo - musia�a stan�� blisko, �eby doceni� jego w�a�ciwe rozmiary. I jego pewno�� siebie. Patrzy� na ni�, czekaj�c na jej ruch. W twarzy nie by�o wida� ani cienia mi�kko�ci. Nie jest przystojny, pomy�la�a. Ale ma co� w sobie. Mog�aby patrze� na Travisa d�ugo, bardzo d�ugo, wci�� odkrywaj�c nowe szczeg�y, kt�rej�w nim poci�ga�y. By� skomplikowanym m�czyzn�. A ona przywyk�a do ch�opc�w. - Tylko ja m�wi� do siebie Cat. I nie mam �adnych m�czyzn. A poza tym -doda�a oboj�tnie - nie szukam ich towarzystwa. - Odwr�ci�a si�. - W ka�dym razie podw�jne dzi�ki, Travis. - Podw�jne? - zapyta�. W jego niskim g�osie zabrzmia�o zdziwienie. Zdziwienie i co� jeszcze, jaki� niepok�j. Rzadko myli� siew swoich ocenach co do ludzi, jednak ta kobieta zbija�a go z tropu. Cat popatrzy�a przez rami�, zaintrygowana dziwnym tonem jego g�osu, b�d�cym jakby odbiciem jej w�asnego �alu. - Po pierwsze za sprz�t - wyja�ni�a - a po drugie za �miech. - Mia�em racj�, prawda? Nie masz zbyt wielu weso�ych my�li. Uda�a, �e nie s�yszy. Bez s�owa odwr�ci�a si� i zacz�a.oddala� od zniewalaj�cego i zaskakuj�cego m�czyzny. -21- Travis obserwowa� jej dumny ch�d, lekko nier�wny za spraw� krwawi�cej stopy, i swobod�, z jak� d�wiga�a sprz�t. Nie musia� radzi� si� do szklanej kuli, �eby wiedzie�, �e kobieta si� nie odwr�ci. 2 Z trudem stara�a si� nie kule�. Min�a w�ski pasek piaszczystej pla�y oddzielajcy morze od poszarpanego klifu. Na stromym zboczu wida� by�o rozrzucone domy, kr�cone schody wi�y si� od posesji do pla�y. Urwisko zniszczy�y morze i sztormy, tak �e �ciany dom�w, od- dalone od siebie o nie wi�cej ni� osiem metr�w, dzieli�y g��bokie rowy. By odwiedzi� s�siad�w, Cat musia�a dotrze� na g�r� do miejskiego bulwaru, albo zej�� na pla��, by wdrapa� si� z powrotem prywatnymi schodami s�siada. Rozwi�zanie to nie jest niczym niezwyk�ym w po�udniowokalifornij-skich miastach, gdzie ziemia wzd�u� wybrze�a ma tak� warto��, �e sprzedaje si� j� na centymetry. Kamie� ukryty pod warstw�piasku zakpi� sobie z usilnych stara� Cat, �eby nie kule�. Z b�lu przygryz�a warg�. -Cat. Zastyg�a. Nie s�ysza�a id�cego za ni� Travisa, teraz za� by� tak blisko, �e czu�a ciep�o promieniuj�ce na jej go�e plecy. - Czy mog� ci pom�c? - zapyta�. Powiedzia� to cicho, ustami niemal dotykaj�c jej splecionych w warkocz w�os�w. Jego oddech by� tak przyjemny jak promienie s�o�ca muskaj�ce nag� sk�r�. Nie us�ysza� odpowiedzi i zn�w uni�s� j�delikatnie, daj�c jej czas na zaprotestowanie. Kiedy� mog�aby powiedzie� sobie, �e nie musi si� sprzeciwia�, gdy� noga za bardzo j� boli, �eby i�� o w�asnych si�ach. Zrezygnowa�a z tych wygodnych k�amstw wobec siebie, kiedy przed siedmiu laty zanurkowa�a w nocnym oceanie. Zgodzi�a si�, by Travis j�ni�s�, poniewa� mia�a wra�enie, �e jest jej starym przyjacielem, kt�ry przychodzi z pomoc�, anie nieznajomym, to intryguj�cym, to denerwuj�cym. - Dzi�kuj� - powiedzia� cicho. Potrz�sn�a g�ow�z niedowierzaniem. Westchn�a i rozlu�ni�a mi�nie, poddaj�c si� sile m�czyzny. Jak dobrze by�o nie st�pa� krwawi�c� stop�. - To ja powinnam podzi�kowa� - stwierdzi�a. - Mo�e. Ale niewielu ludziom pozwalasz, by przychodzili ci z pomoc�. Nie podoba�o si� jej, �e widzi j� jak na d�oni. - Sk�d wiesz? - zapyta�a ch�odno. - Obserwowa�em ci� na skale. Reszta �wiata po prostu dla ciebie nie istnieje. -n- - Nic w tym dziwnego. �eby by� fotografem, trzeba umie� si� koncentrowa�. Travis u�miechn�� si�, ale jego oczy pozosta�y raczej przenikliwe ni� rozbawione. - Kiedy fala zala�a ci nogi, wiedzia�a�, �e b�dziesz mia�a k�opoty. Ale nie rozejrza�a� si�, �eby szuka� pomocy. - Dlaczego mia�abym to robi�? By�am sama. - Zachowa�a� si�, jak gdyby� nagle znalaz�a si� na Marsie. Nawet nie zauwa�y�a� mnie, kiedy krzycza�em. - Fale by�y za g�o�ne - stwierdzi�a. Potrz�sn�� g�ow�. - Przeanalizowa�a� sytuacj� w ci�gu trzech sekund. Bez j�czenia i za�amywania r�k. Dostrzeg�a� najlepsze wyj�cie z opresji i spr�bowa�a� je dobrze wykorzysta�. - Wniosek? - Taka niezale�no�� jest niezwyk�a u m�czyzny, a jeszcze bardziej u kobiety. A bierze si� z samotno�ci. - Tak jak u ciebie? - zaryzykowa�a. - Taak - przeci�gn�� samog�osk�. - Tak jak u mnie. - No to nie skalecz si� w nog�. Jeste� za du�y, �ebym ci� wzi�a na plecy. Roze�mia� si� i obj�� j� mocniej. - Kotku, ja... -przerwa� nagle, czuj�c jak Cat sztywnieje. -Nie chcesz, �eby m�wi� do ciebie kotku? - Ten jeden raz wystarczy, Travie. - Co si� sta�o z cz�owiekiem, kt�ry ostatnio tak do ciebie m�wi�? - T e n ostatni ch�opczyk, kt�ry m�wi� do mnie kotku, stwierdzi�, �e chodzi�o o przypadek st�umionej osobowo�ci. U�miechn�a si�, ale jej oczy pozosta�y zw�one pod wp�ywem bolesnych wspomnie�. Od czasu do czasu Billy m�wi� tak do niej. Billy, przewra�liwiony przystoj-niaczek, bogaty ch�opczyk, kt�rego po�lubi�a, nie b�d�c jeszcze na tyle dojrza�a, by w�a�ciwie ocenia� ludzi i �ycie. - Kolejna smutna my�l - powiedzia� Travis. - Chyba spodoba�a ci si� ta �piewka. Skrzywi� si�. - Przepraszam. - Dlaczego? Nie jeste� odpowiedzialny za moje wspomnienia. - Tyje nazbiera�a� i ty musisz z nimi �y�. Cat znowu popatrzy�a na Travisa. Powoli przyzwyczaja�a si� do jego niedyskretnego w Czytujesz mo�e moj� korespondencj�, czy jeste� praktykuj�cym czarownikiem? - Nieznacznie skrzywi� usta. - Trzeba a� czarownika, �eby oswoi� rudego kuguara, prawda? -23- - M�wi si�, �e czarownicy maj� zielone oczy. Takie jak twoje, czasami. - Ale nie na tyle cz�sto, �ebym m�g� by� czarownikiem. Prawd� m�wi�c, jestem piratem. - Piratem... - powt�rzy�a wolno Cat. Popatrzy�a na jego profil. Broda mieni�a si� w gasn�cym �wietle, pod arogancko zarysowanym nosem po�yskiwa�y l�ni�co bia�e z�by. Twarz cz�owieka nie znaj�cego kompromis�w, bardzo m�ska, idealna dla pirata. ~ Kupuj� - zgodzi�a si�. - Pirat z Po�udnia. - Z Po�udnia? - spyta�, pokonuj�c pierwsze stopnie najbardziej wysuni�tych na prawo schod�w. - Jak zgad�a�? - To imi�. I seksowne przeci�ganie samog�osek. Wschodni Teksas? -Masz racj�. Poniewczasie zorientowa�a si�, �e Travis wspina si� po niew�a�ciwych schodach. - Schody do mnie to te nast�pne po lewej. - A do mnie te. - Mieszkasz tutaj? - zapyta�a zdziwiona. -Przezjaki� czas. - Pilnujesz domu? - Mo�na tak powiedzie�. Nagle Cat przypomnia�a sobie m�czyzn�, kt�rego widywa�a od o�miu dni wczesnym rankiem, jak dawa� nura w fale, po czym znowu wyp�ywa� na powierzchni�. Jego cia�o by�o l�ni�ce i silne jak u delfina. - Nie pozna�am ci� w ubraniu - powiedzia�a, przypominaj�c sobie kr�tkie, czarne szorty, jedyny str�j Travisa o �wicie. Travis zatrzyma� siew po�owie schod�w i popatrzy� na ni�, nie rozumiej�c. - Twoje wypady o �wicie - wyja�ni�a z u�miechem. Ods�oni�a w u�miechu l�ni�co bia�e z�by i r�owy koniuszek j�zyka. Travis oderwa� wzrok od jej ust i popatrzy� z niech�ci� na wielokondygnacyjny drewniany dom z du�ymi oknami, kt�ry wznosi� si� u szczytu nast�pnych schod�w. Nagle zrozumia�. - A ja nie pozna�em ci� bez ubrania - powiedzia� z udawan� powag�. Wodzi� wzrokiem po g�stym kasztanowym warkoczu opadaj�cym na rami�, przemoczonym topie, kt�ry uwydatnia� dwie kusz�ce piersi, wreszcie po obci�tych d�insach, podkre�laj�cych �ono. Powoli przeni�s� wzrok z powrotem na top i sutki kobiety zarysowane wyra�nie pod materia�em. - Brak ubrania stanowczo wychodzi na lepsze - doda�. Cat spu�ci�a oczy, zastanawiaj�c si�, czy top nie rozdar� si� przypadkiem o ska�y. Materia� by� nienaruszony, ale przez moment widzia�a jego oczami kobiece piersi oblepione cienk� tkanin�, ka�de zaokr�glenie, sutki �ci�gni�te przez ch��d. Wszystko. Nigdy nie patrzy�a na siebie oczami m�czyzny. By�o to wstrz�saj�ce i frapuj�ce zarazem. - Wstydzisz si� mnie? - zapyta� Travis. -24^ - W jego g�osie brzmia�a raczej �agodno�� ni� prowokacja. Wymawiane przeci�gle s�owa podzia�a�y na ni� jak pieszczota. - Nie wiem - przyzna�a. - M�wisz szczerze, kotku? - Jak zawsze - odpar�a z prostot�, nie sil�c si� na grzeczno��. Popatrzy�a zn�w na jego twarz, zafascynowana t y m �czym�", kt�re tak j� poci�ga�o. - W y -daje mi si�, �e znali�my si�ju� wcze�niej. Ze zdziwienia, a mo�e niedowierzania, uni�s� wyblak�e od s�o�ca brwi. Us�yszawszy w�asne s�owa, Cat j�kn�a. - Przez ciebie gadam bana�y. - Znam to uczucie. Powoli pochyli� si� ku jej twarzy. Nie zaprotestowa�a, kiedy wargami dotkn�� jej czo�a. Jego kr�tka broda pachnia�a s�o�cem, s�on� wod� i m�czyzn�. Zamkn�a oczy, poddaj�c si� pieszczocie r�wnie spokojnie jak on j� ofiarowywa�. - Przez ostatnie trzy dni widywa�em ci� codziennie o �wicie - powiedzia� z ustami tu� przy w�osach Cat -jak zbiega�a� po schodach. W pe�nym rynsztunku. Czy workowate d�insy i bluza to przebranie, �eby trzyma� z daleka zaborczych samc�w? -Ranki s� ch�odne. - Nie, je�eli jest si� we w�a�ciwym ��ku. W krwawym �wietle zachodu nie widzia�a wyrazu jego twarzy, czu�a jednak, �e Travis oczekuje odpowiedzi na pytanie, kt�rego nie zada�. Wprost. - Zawsze jestem we w�a�ciwym ��ku - odpar�a. - We w�asnym. Zastanawia�a si�, czy takiej chcia� odpowiedzi. Nie mog�a tego pozna� po wyrazie jego twarzy. Travis wspina� si� dalej po schodach. Oddycha� r�wno, nie zdradzaj�c zm�czenia. Cat podziwia�a jego si�� nie tylko jako kobieta. Ze wzgl�du na sw�j zaw�d - i dla w�asnej satysfakcji - musia�a utrzymywa� tak� kondycj�, jak� szczyci�a si� jako nastolatka. W wieku dwudziestu dziewi�ciu lat nie by�o to takie proste. Przypuszcza�a, �e Travis ma przynajmniej pi�� lat wi�cej. By�a pe�na uznania dla ka�dego, kto, przekroczywszy trzydziestk�, wykazywa� tyle wewn�trznej dyscypliny, by utrzymywa� sprawno�� fizyczn�. Zna�a wielu m�czyzn, kt�rzy nie mogli z�apa� tchu po wspinaczce schodami wiod�cymi od pla�y do jej domu. Niejednego m�czyzn� spragnionego jej towarzystwa doprowadzi�a do granic wytrzyma�o�ci, zbiegaj�c z nim do morza, p�ywaj�c przez godzin�, po czym wdrapuj�c si� z powrotem do domu. Trzeba by czego� wi�cej, pomy�la�a z dreszczykiem, ni� chwili gimnastyki, �eby zm�czy� faceta imieniem Travis. - Teraz to chyba jakie� mi�e wspomnienie. A przynajmniej - poprawi� si�, pokonuj�c ostatni stopie� i wchodz�c na wsparty na belkach drewniany podest -nie takie bardzo smutne. - To co� nowego, dla czego warto by�o rozci�� sobie nog�. W�a�ciwie... -25- Przerwa�a w chwili, gdy Travis odwr�ci� si�, ods�aniaj�c przed ni� widok na tarcz� s�o�ca balansuj�c� na kraw�dzi po�yskliwego, karmazynowego morza. Ca�y �wiat zmieni� barw� na ciep�oz�ocist� i czerwon� we wszelkich odcieniach. Nie by�o chmur, ani smogu, niczego, co mog�oby zak��ci� doskona�� czysto�� horyzontu. Nagle Cat dostrzeg�a �aglowiec sun�cy z wiatrem jak wielki, czarny ptak. Lada chwila mia� stan�� na tle rozpalonej tarczy s�o�ca. - Pu�� mnie - powiedzia�a niecierpliwie, wyrywaj�c mu si� nie�wiadomie, skupiona na obrazie, kt�ry zarysowa� si� w jej my�lach. Nie zauwa�y�a zaskoczenia na twarzy Travisa, czy raczej b�ysku gniewu, kt�ry szybko zamieni� si� w zdumienie. Gdy tylko dotkn�a stopami pomostu, zapomnia�a o przemoczonym ubraniu, rozci�tej stopie, nawet o dzia�aj�cej niepokoj�co na zmys�y obecno�ci m�czyzny, kt�ry sta� obok, nie spuszczaj�c z niej oka. Chwyci�a futera�. Jedn� r�k� dotkn�a aparatu, drug� wymaca�a rolk� bardzo czu�ego filmu. W�o�y�aj�do �rodka, zamontowa�a teleobiektyw, po czym wycelowa�a go w jacht. Nie up�yn�a minuta od chwili, kiedy uwolni�a si� z obj�� T r a v i s a , gdy robi�a ju� pierwsze zdj�cie. Pracowa�a szybko, z precyzj�, �wiadcz�c�o latach sp�dzonych za obiektywem. D�ugi teleobiektyw by� czu�y, dobrze wywa�ony mimo kszta�tu strzelby, i prosty w u�yciu. Ale po pracowitym dniu sp�dzonym na robieniu zdj�� teleobiektyw wydawa� si� ci�ki. Rodzi� si� w niej bunt wobec wyczerpuj�cego harmonogramu, jaki narzuci�a sobie przez ostami rok. Goni�a resztk� si�. By�a s�aba, a rozpaczliwie chcia�a by� silna jak ten pi�kny statek sun�cy po gorej�cym morzu. Zazwyczaj jednak lekcewa�y�a swe �ale i uczucia. Bezgranicznie oddawa�a si� pracy, wpatrywa�a si� godzinami w obiektyw, czekaj�c na odpowiedni moment i zmuszaj�c drobne cia�o do pos�usze�stwa. Jacht przeci�� p�on�cy pas wody. Jego czyste kszta�ty zapiera�y dech, same w sobie by�y dzie�em sztuki. Ka�dy szczeg� g�osi� dynamizm i oddalenie, lot i cierpliwo��, si�� i milczenie, nieustanne lawirowanie na granicy stworzenia. Przekr�ci�a si� ostatnia klatka. Zaleg�a cisza. Cat popatrzy�a szybko na s�o�ce i statek. Nie mia�a czasu, �eby za�adowa� kolejny film, a i �wiat�o nie by�o ju� odpowiednie do robienia zdj��. Z �alem od�o�y�a aparat, obserwuj�c, jak elegancki jacht zanurza si� w g�stniej�cy mrok. Nie znikn�� jeszcze z pola widzenia, gdy spostrzeg�a, �e jej stopa pulsuje, r�ce dr�� ze zm�czenia, Travis za� obejmuje j� jednym ramieniem, drugim podtrzymuj�c ci�ki teleobiektyw. Opar�a si� o niego ci�ko, bez s�owa. Szuka�a wzrokiem zarysu statku, ale nie dostrzeg�a niczego poza feeri� barw przechodz�c� w mrok. - Znikn�� - odezwa�a si�. Travis przygl�da� si� uwa�nie j ej skupionym i l�ni�cym oczom. M�wi�a niemal szeptem, t�skny