16745
Szczegóły |
Tytuł |
16745 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
16745 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 16745 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
16745 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
DIANA PALMER
Bezdomna
Prolog
Montana, wiosna 1891
Ciemne chmury k��bi�ce si� nad wzg�rzami na horyzoncie rozdar�a b�yskawica,
wieszcz�c nadej�cie jednej z popularnych w tej okolicy wiosennych burz. Tess Meredith
uwielbia�a obserwowa� te gwa�towne ulewy - tym bardziej, �e teraz mia�a lowarzysza
wypraw, kt�ry zna� wiele interesuj�cych legend i opowie�ci na ka�d� okoliczno��.
Jeszcze bardziej, ni� przygl�da� si� burzom w towarzystwie swego nowego przyjaciela,
Tess lubi�a je�dzi� galopem na oklep, �owi� ryby w rzece, polowa� i cieszy� si� wolno�ci�...
tym, co sama nazywa�a �przygod�". Jej ojciec cz�sto powtarza�, ze lak dzika pannica nigdy
nie znajdzie sobie m�a; bo kto niby chcia�by mie� za �on� kobiet�, kt�rej umiej�tno�ci nie
mia�y nic wsp�lnego z domowymi rob�tkami przystoj�cymi dobrze urodzonej niewie�cie?
Jednak tego dnia Tess by�a wyj�tkowo powa�na i zdawa�a si� mie� wi�cej ni� swoje
czterna�cie lat. D�ugie blond w�osy by�y uczesane w porz�dny kok na czubku g�owy, a nie,
jak zwykle, rozpuszczone na ramiona; ubrana by�a w d�ug� bawe�nian� sukienk� o d�ugich
r�kawach i wysokim ko�nierzu, a na nogach mia�a eleganckie pantofelki, cho� zazwyczaj
nosi�a koszul� ojca, sk�rzane spodnie i wysokie buty. Co prawda ojciec nigdy nie
5
DIANA PALMER
gani� jej za nieodpowiedni ubi�r czy nieprzystojne zachowanie, ale tego ranka nie
posiada� si� z zachwytu, gdy zobaczy� j� tak od�wi�tnie ubran�. Pan Meredith by� wyj�tkowo
�agodnym i dobrym cz�owiekiem, a jego c�rka by�a �wi�cie przekonana, �e w�a�nie dlatego
jest tak wspania�ym lekarzem. Wielu medyk�w posiada�o fachowe umiej�tno�ci, lecz
niewielu szczerze lubi�o ludzi.
Tess westchn�a i spojrza�a na Ta�cz�cego Kruka siedz�cego obok niej, jedynego
m�czyzn�, kt�ry traktowa� j� jak r�wn� sobie, a nie jak g�upie dziecko... albo jeszcze gorzej
-jak g�upi� dziewczyn�. Kruk by� Siuksem i do niedawna mieszka� w Pine Ridge. Mia�
szerokie, wspaniale umi�nione ramiona, d�ugie, g�ste w�osy uczesane w jeden warkocz i
poci�g��, br�zow� twarz, kt�ra rzadko kiedy wyra�a�a emocje. Teraz siedzia� obok niej
wyprostowany i milcz�cy, cho� Tess wiedzia�a, �e co� go gryzie.
Patrz�c na niego czu�a dziwn� melancholi�... Czy widzia� co�, czego ona nie dostrzega�a?
Czasem trudno by�o jej uwierzy�, �e jest od niej starszy zaledwie o sze��, mo�e siedem lat.
- Boisz si�? - zapyta�a nagle.
- Wojownik nigdy nie przyznaje si� do strachu. Tess u�miechn�a si� lekko.
- O, przepraszam bardzo. W takim razie, czy jeste� zdenerwowany?
- Zaniepokojony. - W d�ugich, szczup�ych palcach obraca� niedu�y kij, kt�rym albo
wymachiwa�, albo rysowa� dziwne symbole na piasku. - Chicago jest bardzo daleko st�d... a ja
jeszcze nigdy w �yciu nie by�em w mie�cie bia�ego cz�owieka.
- Papa m�wi, �e p�jdziesz tam do szko�y, a potem znajdziesz sobie prac�. Powiedzia�, �e
jaki� jego znajomy obieca� si� tob� zaopiekowa�.
- Wiem.
Tess delikatnie dotkn�a jego ramienia, cho� wiedzia�a, �e od czasu masakry pod
Wounded Knee w Po�udniowej Dakocie,
6
BEZDOMNA
w kt�rej zosta� ranny, Kruk nie lubi, by kto� go dotyka�. W tej bitwie zgin�o ponad
dwustu jego pobratymc�w, w tym tak�e jego matka i dwie siostry, ale poniewa� Tess
piel�gnowa�a go i dogl�da�a jego ran wraz z ojcem, Kruk znosi� jej dotyk i nigdy si� nie
odsuwa�.
- Wszystko b�dzie w porz�dku - odezwa�a si� Tess �agodnie i z ca�� wiar�, na jak� by�o j�
sta�. -Polubisz Chicago, zobaczysz.
- Taka jeste� tego pewna? -W jego ciemnych oczach zab�ys�y iskierki rozbawienia.
- Oczywi�cie! Po �mierci mamy, kiedy papa powiedzia�, �e podj�� prac� w rezerwacie,
by�am �miertelnie przera�ona... Nikogo tu nie zna�am, musia�am opu�ci� wszystkich moich
przyjaci� i znajomych. Ale gdy tylko tu przyjechali�my, przekona�am si�, �e wcale nie jest
tak �le. - Nerwowo poprawi�a sukienk� i doda�a: - No, mo�e nie do ko�ca... Bardzo nie
podoba� mi si� spos�b, w jaki �o�nierze traktuj� twoich braci.
- Mnie te� - odpar� sucho. Urwa� i przez d�ug� chwil� wpatrywa� si� w jasnozielone oczy
dziewczynki. - Tw�j ojciec odetchnie z ulg�, gdy ju� odjad�. Pozwala, b y m ci� uczy�
r�nych rzeczy, lecz gdy je robisz na jego oczach, marszczy brwi i nie odzywa si� do mnie
przez ca�y dzie�.
- Bo jest staro�wiecki. - Tess roze�mia�a si� weso�o. Potem spojrza�a na odleg�e wzg�rza
i doda�a nami�tnie: - Ten �wiat trzeba zmieni�! Chc� go zmienia�! Chc� robi� rzeczy, o
kt�rych kobietom do tej pory nawet si� nie �ni�o.
Ju� umiesz robi� sporo rzeczy, o kt�rych wi�kszo�� bia�ych kobiet nie ma poj�cia.
Potrafisz �ci�gn�� sk�r� z jelenia, wytropi� �osia, je�dzi� konno bez siod�a i strzela� z �uku...
I nadawa� znaki dymne... i m�wi� w j�zyku Siuks�w, a wszystko dzi�ki tobie, Kruku.
Jeste� moim najlepszym przyjacielem i wspania�ym nauczycielem. Jak�e bym chcia�a m�c
pojecha� z tob� do Chicago. Ale� �wietnie by�my si� bawili! Ta�cz�cy Kruk tylko wzruszy�
ramionami i narysowa� kolejny
7
DIANA PAIMER
symbol na piasku. Tess nie mog�a wyj�� z podziwu, jakie ma pi�kne r�ce - o d�ugich,
szczup�ych palcach i silnych, cho� delikatnych nadgarstkach. Kiedy pochyli� si� nieco, Tess
spojrza�a na jego plecy i mimowolnie si� skrzywi�a. Wiedzia�a, �e pod mi�kk� sk�r� jego
kurtki kryj� si� koszmarne blizny po ranach odniesionych pod Wounded Knee.
Harold, ojciec Tess, powiedzia�, �e to cud, i� Kruk prze�y�. Ponad p� tuzina kul ugrz�z�o
w jego plecach, przy czym dwie przebi�y lewe p�uco, ale jeszcze nie to by�o najgorsze. Harold
Meredith musia� wykorzysta� ca�� sw� wiedz� medyczn�, by pom�c rannemu m�odzie�cowi,
lecz i tego by�o za ma�o. Wtedy wreszcie zwr�ci� si� z pro�b� o pomoc do lekarza
wywodz�cego si� z nieco innej tradycji: do pokoju, w kt�rym le�a� ranny Kruk,
przeszmuglowa� z rezerwatu szamana Siuks�w.
Nie wiadomo, czy to umiej�tno�ci Harolda, czy szamana - a mo�e ich obu - zadzia�a�y,
lecz wkr�tce Wielki Duch si� u�miechn�� i m�odzieniec zacz�� powraca� do zdrowia. By�a to
d�uga i bolesna rekonwalescencja, a Tess mia�a w niej sw�j czynny udzia�.
- B�dziesz za mn� t�skni�? - spyta�a teraz.
- Oczywi�cie - odpar� z u�miechem. - W ko�cu to ty uratowa�a� mi �ycie.
- Nie... To m�j ojciec i wasz szaman wsp�lnie dokonali cudu. Ta�cz�cy Kruk nie by�
wylewnym m�czyzn�, lecz w tej
chwili uj�� bia�� r�czk� Tess w swoje br�zowe d�onie i spojrza� jej g��boko w oczy.
- To ty tego dokona�a� - powt�rzy� z uporem. - Ocali�a� mi �ycie. Prze�y�em tylko
dlatego, �e siedz�c przy moim ��ku co dzie� tak bardzo p�aka�a�. By�o mi ciebie szkoda,
poza tym uwa�a�em, �e niegrzecznie b�dzie umrze�, skoro ty si� tym a� tak przejmujesz.
Tess roze�mia�a si�.
- To najd�u�sze zdanie, jakie kiedykolwiek przy mnie wypo-
8
BEZDOMNA
wiedzia�e�... i jedyne k�amstwo. - W jej oczach igra�y weso�e p�omyki.
Kruk wsta�, przeci�gn�� si� leniwie, po czym pom�g� jej wsta�. Przyjrza� si� jej
zarumienionej twarzy. By�a ju� nieomal kobiet�... i da�by sobie g�ow� uci��, �e pewnego dnia
wyro�nie z niej prze�liczna panna, kto wie, mo�e nawet prawdziwa pi�kno��? Niepokoi� si� o
ni�: wszystko prze�ywa�a tak mocno i gwa�townie...
- Dlaczego? - zapyta�a nag�e. - Dlaczego? Dlaczego?
Nie musia� pyta�, o czym my�li i o co pyta. Odpowiedzia� jej bez wahania:
- Z powodu tego, co ludzie Siuks�w zrobili genera�owi Custerowi... Przez wiele miesi�cy
zastanawia�em si� nad tym, co wydarzy�o si� pod Wounded Knee. - Zesztywnia� i zapatrzy�
si� w dal. Potem kontynuowa� cicho i ochryple: - Niekt�rzy z �o�nierzy, kt�rzy otworzyli do
nas ogie�, ci, kt�rzy strzelali do kobiet i dzieci... niekt�rzy z nich pochodzili z niedobitk�w
oddzia��w Custera. Mia�em sze�� lat, gdy moi bracia walczyli z Custerem i pami�tam, jak
wygl�da�a bitwa pod Greasy Grass... Wiele kobiet straci�o m�owi syn�w... ja straci�em ojca.
Potem kobiety wy�adowa�y sw�j �al i gniew na cia�ach poleg�ych �o�nierzy... To by�o z�e.
- Rozumiem.
- Nie, nie rozumiesz... i ca�e szcz�cie - odpar� z dziwnie zaci�t� min�. - Przekomarza�em
si� z t o b � wcze�niej, Tess, ale naprawd� nie prze�y�bym, gdyby�cie ty i tw�j ojciec nie
dzia�ali tak szybko i tak odwa�nie.
- Wyruszyli�my na pole bitwy, gdy tylko us�yszeli�my, co si� dzieje... �e ludzie umieraj�
na zamarzni�tej ziemi... - W jej zielonych oczach pojawi�y si� �zy. - Och, Kruku... by�o tak
zimno, tak przera�liwie zimno. Nigdy tego nie zapomn�. Co dzie� dzi�kuj� Bogu, �e�my ci�
znale�li.
- A ja dzi�kuj� Wielkiemu Duchowi, �e mnie wyratowali�cie, zaj�li�cie si� moimi ranami
i ukryli�cie w wozie, dop�ki nie wyjechali�my z Dakoty.
9
DIANA PALMER
- Ca�e szcz�cie, �e papa w�a�nie wtedy otrzyma� przeniesienie do rezerwatu Czejen�w.
Chyba wszyscy uwierzyli, �e znale�li�my ci� przy drodze nieopodal Lame Deer w Montanie.
W ka�dym razie nikt nam w oczy nie zarzuca� k�amstwa.
- Nie powinienem by� udawa� si� w odwiedziny do kuzyn�w ze szczepu Wielkiej Stopy,
co? - spyta� u�miechaj�c si� gorzko.
Tess potrz�sn�a g�ow�.
- Powiniene� by� zosta� w Pine Ridge... tam by�by� bezpieczny...
- I matka... i siostry te�. - Nagie otrz�sn�� si�, jak gdyby chcia� strz�sn�� z siebie
ogarniaj�cy go smutek. - Chod�, musimy ju� i��. Tw�j ojciec b�dzie si� niepokoi�, �e tak
d�ugo nie wracasz.
Tess nie mia�a na to ochoty, lecz spojrzawszy na niego napotka�a powa�ny, spokojny
wzrok i wiedzia�a, �e protesty na nic si� nie zdadz�. Ust�pi�a u�miechaj�c si� lekko.
- Czy po wyje�dzie nie zapomnisz o nas?
- Oczywi�cie, �e nie. Od czasu do czasu b�d� was odwiedza�
- obieca� widz�c jej zaniepokojon� min�. - Tylko ty nie zapomnij tego wszystkiego,
czego ci� nauczy�em.
- Nigdy - powiedzia�a patrz�c mu w oczy. - Dlaczego wszystko musi si� zmieni�?
- Bo tak ju� jest na tym �wiecie. - Na horyzoncie wida� by�o �cian� deszczu. - Chod�, bo
je�eli posiedzimy tu jeszcze troch�, na pewno zmokniemy.
- Jedn� chwil�... Powiedz mi co�...
- Co tylko zechcesz - zamrucza� cicho.
- Co zrobi� stary R�czy Jele�, gdy odwiedzili�my go w zesz�ym tygodniu?
Kruk zesztywnia� nieco i odwr�ci� wzrok.
- Odprawi� bardzo stary, �wi�ty rytua�. - Spojrza� jej w oczy.
- Po to, by ciebie chroni�... - doda� enigmatycznie, a potem u�miechn�� si�. - Tylko tyle
mog� ci teraz powiedzie�.
1
Chicago, Illinois, listopad 1903
W telegramie by�o napisane: Przyje�d�am do Chicago w pi�tek. Dworzec G��wny,
godzina 14.00, Tess.
Matt Davis przeczyta� go kilkakrotnie, za ka�dym razem kln�c w�ciekle; Tess Meredith
nie mia�a po co przyje�d�a� do Chicago. Jej ojciec zmar� zaledwie dwa miesi�ce temu, a Matt
dowiedzia� si� o tym dopiero po paru tygodniach, kiedy wr�ci� do domu po kilku miesi�cach
pracy poza granicami stanu. Oczywi�cie, od razu napisa� do Tess, a ona mu odpisa�a, lecz ani
s�owem nie zdradzi�a si� z zamiarem przyjazdu do Chicago.
Od czasu, gdy wyjecha� z Montany i zamieszka� w mie�cie, sko�czy� szko��
detektywistyczn� i zosta� zatrudniony w Agencji Pinkertona, ale ca�y czas utrzymywa�
kontakt z przyjaci�mi na Zachodzie - co najmniej raz w roku odwiedza� Tess i jej ojca,
regularnie z nimi korespondowa� i cz�sto zaprasza� do Chicago, z czego oni nigdy nie
skorzystali.
Jaki� czas temu Ta�cz�cy Kruk zacz�� u�ywa� nazwiska Matt Davis; zmieni� si� te� pod
wieloma wzgl�dami, jednak nigdy nie zapomnia� o Haroldzie i Tess Meredithach - byli
jedyn� rodzin�, jak� mia� na �wiecie i wizyty u nich sprawia�y mu wi�ksz� przyjemno��, ni�
sam przed sob� przyznawa�.
W wieku szesnastu lat Tess nie by�a ju� tak swobodna i �mia�a,
11
DIANA PALMER
jak dwa lata wcze�niej - sta�a si� nagle nie�mia�a i wyciszona; w wieku osiemnastu lat,
Tess by�a ju� zupe�nie inn� osob�: dojrza��, �liczn� i bardziej niekonwencjonaln�, ni� Matt
pami�ta� z przesz�o�ci, Dwa lata temu, gdy odby� jedn� ze swych pielgrzymek do Montany
po��czon� ze spraw�, nad kt�r� w�a�nie pracowa� - a teraz mia� ju� w�asn� agencj�
detektywistyczn� - widok dwudziestoczteroletniej Tess zapar� mu dech w piersi. Nie by�a ju�
szczerz�cym z�by w u�miechu czternastoletnim skrzatem, ani wyciszon� szesnastolatk�, ani
nawet nonszalanck� osiemnastolatk�, lecz prze�liczn�, pe�n� werwy, otwart� i odwa�n� m�od�
kobiet�, doprowadzaj�c� do sza�u konserwatywnie my�l�cego ojca. Harold zwierzy� si�
kiedy� Mattowi, �e c�rka nawet nie chce my�le� o ma��e�stwie i �e je�dzi do miasta na koniu,
siedz�c w m�skim siodle, w spodniach ojca oraz z broni� przytroczon� do pasa. Poza tym
zorganizowa�a w miasteczku ko�o sufra�ystek... i zaatakowa�a pewnego miejskiego lowelasa,
gro��c, �e go zastrzeli, je�eli jeszcze raz o�mieli si� poklepa� j� po po�ladkach. Staruszek
b�aga� go o rad�, ale spojrzawszy w oczy nowej Tess, Matt te� nie wiedzia�, co z ni� pocz��.
Teraz Harold Meredith nie �y�, a on odziedziczy� Tess i wszystkie zwi�zane z ni�
k�opoty. Wiedzia�, �e to raz na zawsze zmieni jego �ycie. By�o to przera�aj�ce i podniecaj�ce
zarazem.
Stary, zniszczony przez d�ugie lata eksploatacji poci�g wjecha� na stacj�, sapi�c i
wypluwaj�c k��by dymu. Elegancko ubrani m�czy�ni pomagali wysiada� pi�knym damom,
baga�owi popychali w�zki za�adowane kuframi i pakunkami... ale nigdzie nie by�o ani �ladu
Tess.
Matt sapn�� ze zniecierpliwieniem i rozejrza� si� z irytacj� po peronie. Nagle w kszta�tnej
kobiecie w sukni z jasnozielonego at�asu, z jasnozielonym kapelusikiem na g�owie
przybranym zielon� woalk� i niecierpliwie tupi�cej zgrabn� n�k� odzian� w zielony
trzewiczek, rozpozna� sw� przyjaci�k� z dzieci�stwa. Minione lata rozwia�y si� jakim�
cudem i w eleganckiej damie
12
BEZDOMNA
zobaczy� dziewczyn� o blond w�osach splecionych w d�ugi warkocz, kt�r� zna� dawno
temu.
W tej samej chwili Tess tak�e go dostrzeg�a; w mgnieniu oka znikn�a ca�a jej poza -
wo�aj�c g�o�no jego imi�, ruszy�a biegiem po peronie, by w ko�cu rzuci� mu si� w ramiona.
W jednej chwili Matt otoczy� j� ramionami i uni�s� wysoko; jego ciemne oczy napotka�y
spojrzenie jej zielonych �renic... i poczu� nag�e pieczenie pod powiekami.
- Och, Matt! Tak bardzo si� za tob� st�skni�am! - wykrzykn�a Tess. - Ani troch� si� nie
zmieni�e�!
- Za to ty bardzo si� zmieni�a� - odpar�, stawiaj�c j� z powrotem na peronie.
- Tylko dlatego, �e teraz m a m piersi - odpar�a, na co policzki Matta pokry�y si� krwaw�
czerwieni�.
- Tess!
Ale ona tylko opar�a d�onie na biodrach i spojrza�a na niego wyzywaj�co.
- �yjemy w nowym �wiecie. Teraz my, kobiety, domagamy si� swoich praw... mamy
do�� ob�udy i hipokryzji... Chcemy tego wszystkiego, c o m a j � m�czy�ni.
Matt nie m�g� si� powstrzyma�. Wyszczerzy� z�by w u�miechu.
- Ow�osionych klatek piersiowych?
- Twoja nie jest wcale ow�osiona - odpar�a przypochlebnie. - Je�eli mnie pami�� nie myli,
jest bardzo g�adka i przyjemna w dotyku. - Po chwili spojrza�a na niego z powag� w
zielonych oczach. - Czy tu, w Chicago, kto� wie, kim naprawd� jeste� i sk�d pochodzisz?
Matt uni�s� lekko brwi, wystarczaj�co jednak, by jego twarz nabra�a aroganckiego
wyrazu.
- Zale�y, o kt�r� wersj� na temat mojej przesz�o�ci ci chodzi. M�j bankier jest
przekonany, �e jestem wygnanym carewiczem... moi koledzy z Agencji Pinkertona s�dz�, �e
pochodz� z Hiszpanii,
13
DIANA P'AIMER
a pewien starszawy Chi�czyk, kt�ry pierze moje ubrania, uwa�a, �e jestem Arabem.
- Rozumiem.
- Nie, nie rozumiesz - powiedzia� i lekko zmru�y� oczy. - Ty masz prawo m�wi� w
ojczystym j�zyku i ubiera� si� w narodowe stroje twoich przodk�w. Natomiast w tym kraju
Siuks nie mo�e nawet uczestniczy� w obrz�dach religijnych... nawet w Ta�cu S�o�ca. -
Poprawi� krawat, kt�ry pi�knie komponowa� si� z jego garniturem i kamizelk�. Na g�owie
mia� kapelusz, a d�ugie w�osy nosi� zwi�zane w warkocz i ukryte pod ko�nierzem marynarki.
N i e w i e l u ludzi w Chicago domy�li�oby si�, �e m a j � do czynienia z Siuksem. - Niech
ludzie my�l� sobie o mnie, co im si� �ywnie podoba... Jestem chodz�c� zagadk�, Tess, a to
bardzo pomaga w interesach. - Potem, powa�niej�c, doda� spokojnie: - Z powodu tego, co
wydarzy�o si� pod Wounded Knee, nic ju� nigdy nie b�dzie takie samo. Teraz Siuks
przebywaj�cy w pa�stwowej szkole czy pracuj�cy na pa�stwowej posadzie nie mo�e nosi�
d�ugich w�os�w ani m�wi� w swoim rodzimym j�zyku, ani nawet ubiera� si� w tradycyjne
stroje. To jest nielegalne.
- No i nie masz nawet prawa g�osowa� we w�asnym kraju - doda�a Tess ponuro. Ale
zaraz si� rozja�ni�a: - Jeste� bardzo podobny do mnie. No c�, panie Kruku-Davisie,
b�dziemy musieli wsp�lnie zmieni� �wiat.
Przez d�ug� chwil� wpatrywa� si� w ni� tymi dziwnymi, onyksowymi oczyma; by�a
prze�liczn� kobiet�, a pod urocz� buzi� skrywa� si� niezale�ny i uparty duch.
- Bardzo mi przykro z powodu �mierci twojego ojca - powiedzia� niezr�cznie. - Musisz za
n i m bardzo t�skni�.
- Nie m�wmy o tym - odrzek�a i zacisn�a usta, mrugaj�c szybko dla pozbycia si� �ez,
kt�re jako� same nap�yn�y jej do oczu. - Ca�� drog� do Chicago bardzo stara�am si� by�
dzielna, ale nawet po dw�ch miesi�cach nie mog� si� jeszcze przyzwyczai� do tego, �e jestem
sierot�. - Nagle po�o�y�a mu ma��, obci�gni�t�
14
BEZDOMNA
w r�kawiczk� d�o� na ramieniu i spyta�a cicho: - Matt, nie masz nic przeciwko temu, �e
tu przyjecha�am? W Montanie nie mia�am nikogo... a jeden z �o�nierzy ci�gle zawraca� mi
g�ow� i nalega�, bym za niego wysz�a. Musia�am stamt�d wyjecha�, bo jeszcze troch� i
podda�abym si� dla �wi�tego spokoju.
- Czy to ten sam �o�nierz, o kt�rym swego czasu pisa� mi tw�j ojciec? Ten porucznik
Smalley?
- Aha... ten sam. - Nagle onie�mielona zdj�a d�o� z jego ramienia i zacz�a nerwowo
obraca� r�czk� parasolki. - Pami�tasz go, prawda?
- Trudno jest zapomnie� nazwisko cz�owieka, kt�ry przyczyni� si� do wymordowania
ca�ej mojej rodziny pod Wounded Knee -odpar� ochryple.
Tess rozejrza�a si� doko�a i zobaczy�a, �e ludzie spiesz� w swoich sprawach i nikt nie
zwraca na nich szczeg�lnej uwagi. W domu, w Montanie, wszystko wygl�da�oby zupe�nie
inaczej: widok m�odej jasnow�osej kobiety rozmawiaj�cej z pe�nokrwistym Siuksem
wywo�a�by niejedno wrogie spojrzenie.
- Pami�tam, jak kiedy� wygl�da�e� - odezwa�a si� cichutko. - Je�dzi�e� konno na oklep, w
india�skim stroju, z w�osami rozpuszczonymi i powiewaj�cymi na wietrze... - Przypomnia�a
sobie, jak kiedy�, dawno temu, jej ojciec widz�c, �e Tess wodzi oczyma za m�odym
wojownikiem, droczy� si� z ni�, �e odda�a mu serce.
Ale Matt nie lubi� rozpami�tywa� przesz�o�ci.
- A ja pami�tam, jak kiedy� usi�owa�a� zdj�� sk�r� z jelenia i zwymiotowa�a�.
Tess unios�a d�o� z udanym przera�eniem.
- Prosz�, nawet mi o tym nie przypominaj. Teraz jestem dam�.
- A ja jestem teraz detektywem, mo�e wi�c zostawimy przesz�o�� w spokoju i skupimy
si� na tera�niejszo�ci?
- Jak sobie �yczysz.
- Gdzie s� twoje baga�e?
15
DIANA PALMER
- Jaki� baga�owy wi�z� je niedawno... o, tam. - Wskaza�a na w�zek stoj�cy przy ko�cu
peronu - le�a� na nim ogromny kufer i kilka pomniejszych toreb. - Spojrza�a na swego
towarzysza.
- Podejrzewam, �e b�d� musia�a znale�� sobie jakie� w�asne mieszkanko, prawda? Chyba
�e mog�abym zamieszka� z tob�?
Matt spojrza� na ni� zszokowany; czy�by wiedzia�a o przesz�o�ci wi�cej, ni�
kiedykolwiek da�a po sobie pozna�? Wstrzyma� oddech.
- Nie m a m na my�li wsp�lnego �ycia - doda�a pospiesznie.
- Chodzi mi o to, �e pewnie mieszkasz na stancji... zastanawia�am si�, czy gospodyni nie
ma przypadkiem wolnego pokoju.
Matt odetchn�� z ulg� i u�miechn�� si� do przyjaci�ki.
- Podejrzewam, �e pani Mulhaney znajdzie dla ciebie pok�j... Ale pomys�, by m�oda
kobieta mieszka�a samotnie na stancji, mo�e wywo�a� nieprzyzwoite skojarzenia. Licz si� z
tym, �e szacowne spo�ecze�stwo Chicago uzna ci� za kobiet� upad��. Mo�e co� pomo�e,
je�eli powiemy, �e jeste� m o j � kuzynk�?
- A jestem?
- Jasne, �e jeste� - odpar� pewnie. - Tylko w ten spos�b mog� ci� chroni�.
- Nie potrzebuj� twojej opieki. Bardzo ci dzi�kuj�, ale sama potrafi� si� o siebie
troszczy�.
Bior�c pod uwag� to, �e sama zaj�a si� pogrzebem ojca i przejecha�a samotnie p� kraju
bez �adnych nieprzewidzianych wypadk�w, zapewne mia�a racj�.
- Wierz� ci - rzek� �agodnie. - Ale jeste� tu po raz pierwszy. Nie znasz Chicago i nie
wiesz, jak wygl�da �ycie w wielkim mie�cie. Ja wiem...
- W�a�ciwie oboje jeste�my tu obcy, co? - spyta�a z ogromnym smutkiem. - Przecie�
�adne z nas nie ma na �wiecie nikogo poza samym sob�.
- M a m kuzyn�w w Po�udniowej Dakocie i w Montanie
- odpar� ura�ony.
16
BEZDOMNA
~ Taak... kt�rych nigdy nie odwiedzasz - paln�a prosto z mostu. - Czy ty si� ich
wstydzisz, Matt? Jego oczy zamigota�y jak dwa czarne diamenty.
- To nie tw�j interes - sykn�� przez zaci�ni�te z�by. - Ch�tnie pomog� ci si� tu urz�dzi�,
ale to, co czuj�, to wy��cznie moja sprawa, zrozumiano?
Tess wyszczerzy�a z�by w u�miechu.
- Nadal reagujesz jak w�ciek�y grzechotnik, gdy kto� nadepnie ci na odcisk.
- Uwa�aj, �ebym ci� nie ugryz�. Sk�oni�a si� przed nim niziutko.
- Postaram si� zbytnio ci� nie prowokowa�.
Co zamierzasz tu robi�? - spyta� Matt, gdy� ju� za�atwi� z kierownikiem stacji, by
przechowa� baga�e Tess do czasu, a� znajdzie dla niej mieszkanie i b�dzie m�g� po nie
przys�a�.
- Znajd� sobie jak�� prac�.
Matt zatrzyma� si� jak wryty i popatrzy� na ni� z niedowierzaniem.
- Prac�?!
- Oczywi�cie, �e tak. Nie jestem bogata z domu... poza tym, mamy tysi�c dziewi��set
trzeci rok. Kobiety pracuj� ju� w najr�niejszych zawodach. Czyta�am o tym: pracuj� jako
sprzedawczynie w sklepach, albo jako stenografistki... albo w fabrykach odzie�owych. Mog�
robi� w�a�ciwie wszystko... poza tym, jestem wykwalifikowan� piel�gniark�. A� do �mierci
papy... - G�os jej si� za�ama� i dopiero po paru sekundach mog�a m�wi� dalej: - A� do �mierci
papy pomaga�am mu w pracy. Mog� pracowa� w kt�rym� z miejskich szpitali... wiem, �e dam
sobie rad�. - Podnios�a g�ow� i spojrza�a mu w oczy. - Przecie� chyba jest w Chicago jaki�
szpital?
- Oczywi�cie. - Przypomnia� sobie, jak dawno temu uczy� j�
17
DIANA PAIMER
strzela� z �uku i strzelby; by�a odwa�na i szybko si� uczy�a. Czy�by w ten niecodzienny
spos�b on sam ukszta�towa� jej charakter? Je�eli tak, instynktownie czu�, �e b�dzie jeszcze
tego �a�owa�. Praca piel�gniarki nie by�a powszechnie uwa�ana za odpowiedni� dla dobrze
urodzonej m�odej damy; niekt�rzy patrzyliby na to krzywym okiem... z dragiej strony,
patrzyliby te� krzywym okiem, gdyby pracowa�a jako sprzedawczyni w sklepie albo...
- C�, pomys�, by kobieta pracowa�a i sama zarabia�a na swoje utrzymanie, jest nieco...
niezwyk�y.
Tess unios�a brwi.
- A. jak nazwa�by� Siuksa, kt�ry paraduje w garniturze i kapeluszu, udaj�c wygnanego z
Rosji carewicza? Czy to co� zwyczajnego? - Widz�c, �e Matt sapn�� z irytacj�, ci�gn�a: - Nie
powiniene� mnie nie docenia�, Uko�czy�am szko�� z najlepszym wynikiem na roku.
Matt przygl�da� si� jej z irytacj�, gdy podj�li sw� w�dr�wk� chodnikiem. Pi�kne powozy
ci�gni�te przez zgrabne konie w brz�cz�cej uprz�y toczy�y si� ulic�, po obu stronach kt�rej
sta�y wysokie domy; wiele z nich by�o �wi�tecznie przystrojonych.
W jednym z okien wystawowych Tess zauwa�y�a male�kie elektryczne poci�gi je�d��ce
na makiecie trawy i g�r, w kt�rych zrobione by�y autentyczne tuneliki.
- Och, Matt, sp�jrz tylko! Czy� to nie �liczne?!
- Naprawd� chcesz, bym ci powiedzia�, co my�l� na temat parowoz�w je�d��cych po
prerii?
- Oj, daj spok�j. Jeste� niezno�ny. - Znowu zr�wna�a z nim krok. - Bo�e Narodzenie jest
ju� za nieca�e dwa miesi�ce. Czy twoja gospodyni tak�e dekoruje dom na �wi�ta? Stawia
choink� w salonie?
- Tak.
- To wspaniale! Mog� jej pom�c w robieniu ozd�b i �a�cuch�w, i...
18
BEZDOMNA
- Zak�adaj�c, oczywi�cie, �e znajdzie dla ciebie wolny pok�j.
Tess zagryz�a doln� warg�. Przyjecha�a do Chicago powodowana impulsem i teraz po raz
pierwszy zastanowi�a si� nad konsekwencjami swego czynu; po raz pierwszy ogarn�y j�
w�tpliwo�ci.
- A je�eli nie znajdzie dla mnie miejsca? - spyta�a niepewnie. Matt dostrzeg� przez
woalk� strach na jej twarzy i serce mu si�
�cisn�o.
- Znajdzie, znajdzie - odrzek� z niezachwian� pewno�ci� siebie. - Nie pozwol�, by�
mieszka�a z dala ode mnie. W tym mie�cie a� roi si� od pod�ych ludzi. Dop�ki nie po�apiesz
si� we wszystkich tajnikach miejskiego �ycia, potrzebujesz spokojnej przystani i kogo�, kto
by si� tob� opiekowa�.
Tess u�miechn�a si� do niego z wdzi�czno�ci�.
- Podejrzewam, �e sprawiam ci mn�stwo k�opot�w, ale zawsze by�am impulsywna.
Czy�bym liczy�a na zbyt wiele, Matt? Je�eli ci przeszkadzam, po prostu mi to powiedz i zaraz
wr�c� do domu.
- Do natarczywego porucznika? Po moim trupie. Chod�my.
' U j � � j� pod rami� i poprowadzi� chodnikiem, zr�cznie omijaj�c dziury; jedna z nich
wygl�da�a tak, jakby by�a zrobiona przez karabinow� kul�. Matt przypomnia� sobie, �e we
wczorajszej gazecie wyczyta�, i� w okolicy dokonano napadu na bank, a mi�dzy policjantami
i z�odziejami wywi�za�a si� ostra walka.
- Pani Blake m�wi�a mi, �e Chicago to bardzo cywilizowane miasto - odezwa�a si� Tess.
- Czy to prawda?
- Czasami.
Spojrza�a na niego zdziwiona.
- Jakie sprawy prowadzi twoja agencja detektywistyczna?
- Zazwyczaj tropi� kryminalist�w - odrzek�. - Raz czy dwa wykonywa�em inne zadania:
prowadzi�em par� spraw rozwodowych, zdobywa�em dowody okrucie�stwa m��w... -
Popatrzy� na n i � ciekawie. - Spodziewam si�, �e jako kobieta nowoczesna nie masz nic
przeciwko rozwodom?
19
DIANA PALMER
- Mam par� obiekcji - przyzna�a powoli odmierzaj�c s�owa.
- Uwa�am, �e ludzie powinni stara� si� utrzyma� swoje ma��e�stwo, ale je�eli
m�czyzna jest agresywny, zdradza �on� lub jest na�ogowym hazardzist�, kobieta ma prawo
si� go pozby�.
- Uwa�am, �e powinna mie� prawo zastrzeli� takiego �ajdaka
- mrukn�� pod nosem Matt przypominaj�c sobie spraw�, nad kt�r� ostatnio pracowa�:
pijany m�� pobi� do nieprzytomno�ci �on� i mocno okaleczy� ma�e dziecko. Matt pozbawi�
drania przytomno�ci i osobi�cie zawl�k� go na komisariat.
- Masz racj�. - Tess przygl�da�a mu si� zza woalki. - Nadal jeste� nieprzyzwoicie
przystojny.
U�miechn�� si� do niej ironicznie.
- Pami�taj, �e jeste� m o j � kuzynk� - przypomnia� jej z udan� powag�. - W Chicago
b�dziemy uchodzi� za rodzin�, wi�c nie mo�esz si� �lini� na m � j widok, �eby� by�a nie
wiem jak nowoczesna.
- Ale� ty si� zrobi�e� powa�ny - mrukn�a Tess krzywi�c si� niemi�osiernie.
- M a m powa�ny zaw�d.
- 1 za�o�� si�, �e jeste� dobry w tym, co robisz. - Przyjrza�a si� bezczelnie jego
kamizelce. - Czy nadal nosisz ze sob� ten ogromny n� my�liwski?
- A ty sk�d o tym wiesz?
- Wyczyta�am to w jakiej� nowelce o tobie.
- Co takiego?!
Wpad�a na niego, gdy� gwa�townie zatrzyma� si� i obr�ci� w jej stron�.
- Nie r�b tak! - pisn�a, po czym, wyprostowawszy kapelusz, doda�a: - Napisano o tobie
nowelk�, nie wiedzia�e�? Wysz�a jaki� rok temu, nied�ugo po tym, jak z�apa�e� przyw�dc�
gangu z�odziei, kt�rzy napadali na banki... i zastrzeli�e� go. Nazywali ci� w niej Wspania�ym
Mattem Davisem!
- Zaraz zrobi mi si� niedobrze - powiedzia� Matt i naprawd� mia� tak� min�, jakby go
mdli�o.
20
BEZDOMNA
~ Hej, chyba nie tak �le jest by� bohaterem! Pomy�l tylko, pewnego dnia b�dziesz m�g�
pokaza� t� nowelk� swoim dzieciom... wiesz, jakie by�yby z ciebie dumne?
- Nigdy nie b�d� mia� dzieci - odrzek� kr�tko patrz�c prosto przed siebie.
- A to dlaczego? Nie lubisz dzieci? Matt spojrza� na ni� z g�ry.
- Podejrzewam, �e kocham dzieci r�wnie mocno jak ty. Czy ty, stara panna, ju�
dwudziestosze�cioletnia, nie �a�ujesz czasem, �e nie masz m�a ani dzieci?
Tess zarumieni�a si� po uszy.
- Nie musz� wychodzi� za m�� tylko po to, by mie� dzieci - odpar�a ponuro. - Potrzebuj�
tylko kochanka!
Matt spojrza� na ni� wymownie, a j� zaskoczy�a w�asna reakcja na to spojrzenie. Z
trudem prze�kn�a �lin�. �atwo by�o wyg�asza� podobne pogl�dy na zebraniach sufra�ystek,
lecz gdy spojrza�a , teraz na Matta i wyobrazi�a sobie, jakim by�by kochankiem... kolana si�
pod ni� ugi�y i serce zacz�o jej wali� jak szalone. W�a�ciwie niewiele wiedzia�a o tych
sprawach; jedna z jej przyjaci�ek-sufra�ystek powiedzia�a jej tylko kiedy�, �e to bardzo boli i
wcale nie jest przyjemne.
- Tw�j ojciec wych�osta�by ci� batem, gdyby us�ysza�, co wygadujesz!
- Ojej! A niby komu mam m�wi� podobne rzeczy? - spyta�a patrz�c na niego z
w�ciek�o�ci�. - Me znam �adnych innych m�czyzn!
- Nawet natarczywych �o�nierzy? - zapyta� rozz�oszczony. Tess zesztywnia�a.
- On si� nigdy nie k�pa�... i mia� zawsze mn�stwo okruch�w w w�sach.
S�ysz�c to Matt wybuchn�� �miechem.
- Oj, daj mi spok�j! - burkn�a dziewczyna i podj�a dalsz� w�dr�wk�. - Zdaje si�, �e
b�d� musia�a trzyma� sw�j niewypa-
DIANA PALMER
rzony j�zyk za z�bami, dop�ki nie znajd� sobie jakiego� kola sufra�ystek, do kt�rego
b�d� mog�a do��czy�. - Spojrza�a na niego k�tem oka. - Wiesz mo�e, gdzie si� odbywaj� takie
spotkania?
- Nigdy nie by�em na �adnym spotkaniu ko�a sufra�ystek. Jestem zbyt zaj�ty robieniem
na drutach, ale s�dz�, �e bardzo szybko co� znajdziesz.
Tess tr�ci�a go lekko �okciem w �ebra.
- Hmm... b�d� musia�a si� rozejrze�. Czy nosisz ze sob� tak�e tomahawk? - spyta�a nagle
zmieniaj�c temat.
- Tylko Indianie nosz� tomahawki - odrzek� powa�nie. - Ja jestem detektywem i nosz�
rewolwer Smith and Wesson kaliber trzydzie�ci dwa,
- Nigdy nie uczy�e� mnie strzela� z rewolweru - powiedzia�a oskar�ycielskim tonem.
- I nigdy ci� nie naucz� - odpar�. - Pewnego dnia pokusa mog�aby si� okaza� silniejsza od
ciebie i jeszcze by� mnie zastrzeli�a. To by przysporzy�o mojej agencji z�ej reklamy. Jeste�my
na miejscu.
Matt uj�� j� pod rami� i poprowadzi� po schodach do wysokiego budynku z czerwonej
ceg�y o du�ych oknach i ogromnych drzwiach ozdobionych ko�atk� w kszta�cie lwiej g�owy.
Wprowadzi� j� do �rodka i gdy stan�li przed zamkni�tymi drzwiami w korytarzu, zapuka�
lekko.
- Chwileczk� - da� si� s�ysze� melodyjny g�os. - Ju� id�! - Po chwili drzwi si� otworzy�y i
stan�a w nich drobniutka kobieta o blond w�osach gdzieniegdzie przetykanych siwizn�.
Spojrza�a w g�r� na Matta i jego towarzyszk�, po czym wykrzykn�a: - Panie Davis, czy�by
wreszcie znalaz� pan �on�?
Tess zarumieni�a si� po uszy. Matt odkaszln�� lekko.
- Pani Mulhaney, to moja kuzynka, panna Meredith. Jej ojciec zmar� niedawno i na ca�ym
�wiecie nie ma nikogo poza mn�. Czy ten pok�j na trzecim pi�trze nadal jest wolny?
22
BEZDOMNA
- Tak, oczywi�cie... z wielk� przyjemno�ci� wynajm� go pannie Meredith. - U�miechn�a
si� do Tess, a w jej b��kitnych oczach kry�o si� mn�stwo nie wypowiedzianych pyta�.
Tess odwzajemni�a u�miech.
- B�d� bardzo wdzi�czna, je�eli pozwoli mi pani tu zosta�. Chcia�abym mieszka� jak
najbli�ej Matta - powiedzia�a z rozbrajaj�cym uwielbieniem w g�osie. - Czy� on nie jest
cudowny?
�Cudowny" by�o ostatnim okre�leniem, jakie przychodzi�o pani Mulhaney do g�owy na
widok dziwnego pana Davisa, ale by� mo�e kuzynka wiedzia�a o nim wi�cej ni� gospodyni.
- To wyj�tkowo dobry cz�owiek - zgodzi�a si� �agodnie. - A teraz, panno Meredith, je�eli
chodzi o codzienne sprawy... Mo�e pani jada� posi�ki z nami, pan Davis powie pani, o jakiej
porze, a trzy numery dalej na naszej ulicy jest pralnia prowadzona przez Chi�czyka, pana Lo.
Matt zdusi� �miech.
- Poka�� ci wszystko - obieca�.
- Zaraz wezm� klucz i zaprowadz� pani� do pokoju, panno Meredith. Z okien jest bardzo
�adny widok na miasto.
Kiedy odesz�a mrucz�c co� do siebie, Tess odwr�ci�a si� do Matta i spyta�a unosz�c brwi:
- A c� by�o tak �miesznego w pralni, panie Davis?
- Nie pami�tasz? Biali nazywali mnie i moich braci panem Lo. - Tess zmarszczy�a brwi,
na co Matt sapn�� ze zniecierpliwieniem. - Pan Lo...? Biedny Indianin...? Pami�tasz?
Nagle Tess wybuchn�a �miechem.
- Wielki Bo�e, ca�kiem o tym zapomnia�am! Zapomnia�am, jak z tego �artowali�my i
wymy�lali�my dowcipy...
- Ja nie zapomnia�em - mrukn��. - Ty i ja �artowali�my, ale wsz�dzie indziej, gdy kto�
nazwa� mnie �Panem Lo", albo �Johnem", pouosi� za to ci�k� kar�. To wcale nie by�o takie
�mieszne.
- C�, teraz na pewno nie jeste� ju� biednym Indianinem
23
DIANA PALMER
- powiedzia�a Tess ogl�daj�c jego at�asow� kamizelk�, ciemnoszary garnitur i
�nie�nobia�� koszul�. Nawet buty mia� r�cznie robione z drogiej sk�ry. Tess unios�a oczy i
napotka�a jego spojrzenie. - Moim zdaniem wygl�dasz na obrzydliwie bogatego Indianina -
szepn�a nachylaj�c si� ku niemu.
- Tess!
- Poprawi� si� - obieca�a, ale nie mia�a czasu powiedzie� nic wi�cej, gdy� w�a�nie w tej
chwili wr�ci�a pani Mulhaney z kluczem do pokoju.
2
Chicago by�o olbrzymie i r�norodne i Tess uwielbia�a po nim spacerowa�, ogl�da� stare
ko�cio�y i forty, nowe budynki i sklepy. Ogromne niczym ocean jezioro Michigan, n a d
kt�rym le�a�o miasto, fascynowa�o j�, gdy� do tej pory Tess mieszka�a na r�wninach
dalekiego Zachodu i nigdy nie widzia�a takiej po�aci wody.
Stosunkowo �atwo dosta�a prac� przy piel�gnacji chorych w szpitalu powiatowym dla
dzielnicy Cook; kilku lekarzy od razu dostrzeg�o jej umiej�tno�ci i zdolno�ci, i nalega�o, by
pracowa�a jedynie d�a nich. Poniewa� Tess nigdy nie przesz�a formalnego przeszkolenia
piel�gniarskiego, mog�a pracowa� tylko jako szeregowa piel�gniarka, ale bardzo szybko
zosta�a zaakceptowana i z miejsca j� polubiono.
Niestety, pozostali go�cie wynajmuj�cy pokoje na tej samej stancji, uwa�ali jej zaj�cia za
niegodne m�odej, dobrze urodzonej damy i cz�sto jej o tym przypominali. Tess znosi�a ich
uwagi z u�miechem, w duszy posy�aj�c ich do diabla. Byli tylko zacofanymi starymi lud�mi
nie rozumiej�cymi nowoczesnego �wiata; cho� z drugiej strony, trudno by�o mie� do nich
pretensje - w ko�cu starzy ludzie nie�atwo zmieniaj� pogl�dy.
N a szcz�cie Tess bardzo s z y b k o znalaz�a sobie grupk� s u f -ra�ystek i ch�tnie
zasili�a ich szeregi, pracuj�c ci�ko nad planami marszy protestacyjnych i wiec�w maj�cych
na celu og�oszenie
25
DIANA PALMER
�wiatu, �e kobiety nie chc� ju� d�u�ej tkwi� w kuchni, i �e chc� tak�e g�osowa�.
Matt pi�nowa� jej jak m�g�, cho� nie by�o to �atwe zadanie. Cz�sto w my�lach
por�wnywa� j� do rozbrykanego �rebaka, kt�rego nikt jeszcze nie o�mieli� si� ujarzmi�. On
sam ani my�la� tego pr�bowa�: zbyt podziwia� i szanowa� niezale�nego ducha przyjaci�ki z
dzieci�stwa.
Tess bardzo szybko zaprzyja�ni�a si� z Nan Colier, m�od� �on� telegrafisty, kt�ra wraz z
ni� ucz�szcza�a na zebrania sufra�ystek. Matt nalega�, by sama nigdy nie wychodzi�a po
zmroku z domu; by�a to jedyna restrykcja, jak� na ni� na�o�y�, a poniewa� Tess uzna�a j� za
ca�kiem s�uszn�, spe�ni�a jego pro�b� i znalaz�a sobie towarzyszk� wypraw. Poza tym Nan
okaza�a si� przyjemn� dziewczyn� i cho� nie by�a tak dobrze wykszta�cona jak Tess, by�a
jednak inteligentna i mia�a dobre serce.
Z biegiem czasu sta�o si� oczywiste, �e Nan ma powa�ne k�opoty w domu; co prawda
nigdy o nich nie m�wi�a, ale od czasu do czasu wspomina�a, �e nie mo�e wraca� zbyt p�no
do domu, bo jej m�� b�dzie z�y, czy te�, �e musi dok�adnie sprz�ta� ca�e mieszkanie, by jej
m�� nie mia� si� o co na ni� gniewa�. Wydawa�o si�, �e nawet najdrobniejsze uchybienie w
jej domowych obowi�zkach mog�o zaowocowa� srog� kar� z r�k Dennisa Coliera.
Dopiero pod koniec pierwszego miesi�ca ich znajomo�ci Tess zorientowa�a si�, na czym
polega kara wymierzana Nan przez m�a. Pewnego dnia m�oda kobieta zjawi�a si� na
zebraniu sufra�ystek z rozci�t� warg� i podbitym okiem.
- Nan, co si� sta�o? - wykrzykn�a Tess, a jej okrzyk powt�rzy�o kilka zgromadzonych
kobiet. - Czy to m�� tak ci� pobi�?
- Och, nie! Sk�d�e znowu! - odpar�a Nan nieco zbyt szybko. - Nic podobnego... spad�am
ze schod�w. - Roze�mia�a si� nerwowo i unios�a d�o� do si�ca pod okiem. - Czasem jestem
taka niezdarna!
26
BEZDOMNA
- Jeste� pewna, �e to wszystko? - nalega�a Tess, nie wierz�c w wyja�nienia przyjaci�ki.
- Tak, tak... oczywi�cie. Ale to mi�o, �e tak si� o mnie martwisz, Tess - doda�a ze szczer�
wdzi�czno�ci�.
- Nie pozw�l mu na to, by ci� bi� - ostrzeg�a j� Tess. - To nie doprowadzi do niczego
dobrego... taka sytuacja mo�e si� tylko pogarsza�. �aden m�� nie ma prawa bi� swojej �ony...
�eby nie wiem co z�ego mu zrobi�a.
- Ja tylko spad�am ze schod�w - powt�rzy�a Nan z uporem, ale nie patrzy�a Tess w oczy.
- Dennis czasem si� na mnie niecierpliwi, szczeg�lnie gdy w domu goszcz� ci jego bogaci
znajomi. Czasem krzyczy, �e jestem powolna i g�upia, ale nigdy by mnie nie uderzy�.
Jednak Tess widzia�a zbyt wiele ofiar ma��e�skiej brutalno�ci, by uwierzy� w historyjk�
Nan - praca w szpitalu dostarcza�a jej ;wielu przyk�ad�w tego, jak m�� potrafi traktowa�
�on�. -.- - Je�eli kiedykolwiek b�dziesz potrzebowa� pomocy, mo�esz na mnie liczy�.
Obiecuj�, �e zrobi�, co w mojej mocy, by ci pom�c - powiedzia�a, k�ad�c d�o� na ramieniu
przyjaci�ki.
Nan u�miechn�a si� do niej w odpowiedzi, lecz nawet ten drobny grymas sprawi� jej b�l
i u�miech zamieni� si� w smutne skrzywienie. Przycisn�a chusteczk� do rozci�tej wargi.
- Dzi�kuj� ci, Tess, ale nie ma takiej potrzeby.
- No, dobrze... - mrukn�a m�oda buntowniczka wzdychaj�c cicho.
Zebranie mia�o bardzo burzliwy przebieg, a niekt�re z wyg�aszanych opinii nawet Tess
wydawa�y si� nieco zbyt radykalne, jednak w kole przewa�a�y ci�ko pracuj�ce, uczciwe
kobiety, kt�re domaga�y si� tylko tego, by traktowa� je jak r�wne m�czyznom zar�wno w
kwestii polityki, jak i zwyk�ego, codziennego �ycia. ': - Kwakrowie zawsze akceptowali swoje
�ony jako r�wne m�czyznom - powiedzia�a ze z�o�ci� jedna z kobiet. - Ale nasi m�czy�ni
nadal uwa�aj�, �e �yjemy w �redniowieczu. Wi�kszo�� z nich uwa�a nas za swoj� w�asno��.
Nawet najlepsi z nich s�dz�,
27
DIANA PALMER
�e nie potrafimy wyg�asza� rozs�dnych opinii ani podejmowa� samodzielnych decyzji.
- Racja! - odezwa�o si� kilka g�os�w.
- Poza tym kobieta nie ma �adnej kontroli nad w�asnym cia�em i musi w k�ko rodzi�
dzieci, czy jest do tego zdolna, czy nie, i czy tego chce, czy nie. Wiele naszych si�str zmar�o
w po�ogu, wiele innych ma w domu tyle dzieci, �e nie s� w stanie ich ani ubra�, ani nawet
wykarmi�, a tymczasem nasi m�nie krzycz�, �e jeste�my bezczelnymi heretyczkami, je�eli
tylko o�mielimy si� wspomnie� o jakichkolwiek metodach antykoncepcji, nie m�wi�c ju� o
abstynencji!
W pokoju rozleg� si� zgodny pomruk wyra�aj�cy poparcie.
- Nie mo�emy nawet g�osowa�! - zawo�a�a inna kobieta. - M�czy�ni traktuj� nas albo
jak dzieci, albo jak idiot�w! Patrz� na nas z g�ry i wielu z nich patrzy na nas krzywo, gdy
same robimy zakupy!
- Albo je�eli pracujemy gdzie� poza domem! - doda�a trzecia.
- Nadszed� ju� czas, by�my zacz�y domaga� si� tych samych praw, jakie im przys�uguj�
tylko dlatego, �e urodzili si� m�czyznami! Nie mo�emy d�u�ej akceptowa� podrz�dnej roli w
spo�ecze�stwie, musimy dzia�a�!
- Tak, dzia�a�!
- Dzia�a�!
Wszystkie jednog�o�nie postanowi�y, �e musz� pomaszerowa� do Ratusza najszybciej,
jak to tylko mo�liwe; wkr�tce ustalono dat� i miejsce spotkania, oraz tras� marszu.
- Ja nie mog� i�� - odezwa�a si� Nan z ci�kim westchnieniem, po czym doda�a
wzdrygaj�c si� lekko: - Dennis ca�y dzie� b�dzie w domu i a� boj� si� pomy�le�, co by mi
zrobi�, gdyby dowiedzia� si�, �e zamierzam wzi�� udzia� w marszu protestacyjnym.
- Mog�aby� wyj�� z domu pod byle jakim pretekstem - zasugerowa�a jej najbli�ej
siedz�ca starsza kobieta.
28
BEZDOMNA
- Oj, nie... nie s�dz�. Jemu i tak bardzo si� nie podoba to, �e przychodz� tu do was raz w
tygodniu. Musz� uwa�a�. Dennis nie mo�e si� dowiedzie�, jak g��boko jestem zaanga�owana
w ruch. Mog� wychodzi� z domu tylko wtedy, gdy jego nie ma. - Zgarbi�a chudziutkie plecy,
jak gdyby spoczywa� na nich ogromny ci�ar. - Dennis pracuje dodatkowo w poniedzia�ki i
czwartki... wi�c wraca do domu bardzo p�no i nie wie, �e wychodz� wieczorami na
spotkania.
C� za potworne �ycie wiod�a biedna Nan. Tess robi�o si� zimno na my�l o tym, jak m��
j� traktuje. Jacy ci m�czy�ni potrafi� by� podli!
Kiedy tego wieczora Tess dotar�a do domu, nadal w�cieka�a si� na my�l o tym, jak
Dennis Colier traktuje biedn� Nan. Matt w�a�nie wychodzi� z domu i spotkali si� na
frontowych schodach; wygl�da� wspaniale w nowym, eleganckim ubraniu. Tess przypomnia�a
sobie, jak niegdy� jego czarne w�osy zwisa�y mu a� do pasa i zastanowi�a si�, czy nadal s� tak
d�ugie; teraz chowa� je pod ko�nierz koszuli, zwi�zane w warkocz, wi�c nie wiedzia�a, jakiej
s� d�ugo�ci.
- Nic tylko pracujesz i pracujesz - odezwa�a si� z �agodn� wym�wk� w g�osie.
- Jestem maniakiem eleganckich ubra� - odpar� z przekor�
- wi�c musz� zarabia� dostatecznie du�o, by uczyni� zado�� moim wyrafinowanym
gustom. - Przyjrza� si� uwa�nie jej jasnej bluzce i ciemnej sp�dnicy, kt�re wida� by�o spod
d�ugiej peleryny.
- Kolejne spotkanie?
- Aha.
- A gdzie� to jest ta przyjaci�ka, kt�ra zawsze z tob� chodzi?
- zapyta� marszcz�c brwi, gdy dotar�o do niego, �e na ulicy nie ma nikogo, opr�cz nich
dwojga.
- Pojecha�a do domu powozem, kt�ry wynaj�am - wyja�ni�a
29
DIANA PALMER
Tess. - Ja zawsze wysiadam pierwsza, a potem ona jedzie do swego domu. Matt skin��
g�ow�.
- Prosz�, b�d� ostro�na - przestrzeg� j� po raz nie wiadomo kt�ry. - Nie znasz tutejszych
pan�w...
- Ale nadal potrafi� strzela� z �uku - odpar�a, mrugaj�c do niego porozumiewawczo. -1
zdj�� sk�r� z jelenia... i wytropi� pum�. - Nachyli�a si� ku niemu i doda�a scenicznym
szeptem:
- Potrafi� te� rzuca� no�em my�liwskim!
- Przesta�!
- Przepraszam... samo mi si� wymskn�o. Matt spojrza� na ni� spod zmarszczonych brwi.
- Ja nie rzucam no�em... ani nawet go nie u�ywam. Ja nim tylko strasz�.
- A co to za r�nica?
- Du�a. Bardzo du�a r�nica, moja ma�a.
- Obiecuj�, �e si� poprawi� - obieca�a z uroczym u�miechem. Przyjrzawszy mu si�
uwa�niej, zobaczy�a g��bokie zmarszczki doko�a jego ust i nosa, a tak�e ciemne smugi pod
oczyma.
- Biedny Matt... wygl�dasz na skonanego.
- Bo sp�dzam noce na �ledzeniu ludzi, zamiast na spaniu. W ko�cu za to mi p�ac�. -
Przygl�da� si� jej twarzyczce schowanej w cieniu szerokiego ronda kapelusza. - Sama nie
wygl�dasz najlepiej.
- Widzisz, Matt, piel�gnowanie ludzi te� nie jest naj�atwiejszym zaj�ciem pod s�o�cem.
Ca�y dzie� siedzia�am przy pacjencie, kt�remu niedawno amputowano nog�. Zosta� potr�cony
i przejechany przez w�z pocztowy. Jest niewiele ode mnie starszy...
- Bardzo m�ody, jak na tak powa�ne obra�enie.
- Aha. Poza tym by� zawodowym graczem w baseball. - Matt skrzywi� si� lekko. - Ci�gle
m�wi o pope�nieniu samob�jstwa... a ja rozmawiam z nim i rozmawiam, maj�c nadziej�, �e
go jako� od tego powstrzymam.
30
BEZDOMNA
Matt nagle uni�s� d�o� i dotkn�� jej policzka ch�odnego od zimowego wiatru.
- Ja te� kiedy� czu�em co� podobnego - zamrucza� cichutko.
- A potem zjawi�a si� przy moim ��ku taka �liczna jasnow�osa dziewczynka i trzyma�a
mnie za r�k�, podczas gdy jej ojciec wyjmowa� kule z moich plec�w. I z biegiem czasu �ycie
znowu nabra�o dla mnie powabu.
- Naprawd� dzi�ki mnie odzyska�e� ch�� �ycia? - spyta�a.
- Naprawd�?
Matt skin�� g�ow�.
- Ca�a moja rodzina nie �y�a... nie mia�em dla kogo �y�. Na pocz�tku utrzymywa�a mnie
nienawi�� do bia�ych ludzi i ch�� pomszczenia bliskich. Poza tym b�l by� nie do zniesienia...
a gdy wreszcie ust�pi�, zrozumia�em bezsens moich plan�w. Nie mo�na w pojedynk� walczy�
z ca�ym oceanem bia�ych ludzi. Jak to si� m�wi, lepiej si� do nich przy��czy�, ni� z nimi
walczy�.
- Je�eli nie masz szans na zwyci�stwo... - Sprawi� jej przyjemno�� dotyk jego mocnych,
ciep�ych palc�w; sta�a nieruchomo, w obawie, �e on zaraz odejmie d�o� od jej policzka. - Czy
teraz jest ci a� tak �le na �wiecie?
D�ug� chwil� przygl�da� si� jej w milczeniu.
- Pewnie gdybym by� biedny, by�oby fatalnie... A tak? Zarabiam stanowczo za dobrze i
pracuj� za du�o, by si� jeszcze nad sob� u�ala�. - Jego ciemne oczy zw�zi�y si� nieco. - Tess,
spr�buj si� zbytnio nie anga�owa� w ten kobiecy ruch, dobrze? Niekt�re z tych pa� maj�
wyj�tkowo radykalne pogl�dy i...
- Obiecuj�, �e nie b�d� buszowa� po okolicznych barach z siekier� w d�oni - rzek�a z
udan� powag�. - Czy to ci� satysfakcjonuje?
- Ani troch� - odpar�. - Ojciec te� si� o ciebie niepokoi�. W jasnych oczach dziewczyny
zago�ci� smutek.
- Tak, wiem o tym. Wiesz, czasem bardzo za nim t�skni�...
31
DIANA PALMER
ale i tak nie mog�abym pozosta� w rezerwacie. To by�a jego plac�wka, nie moja.
- Pewnie zatrudniliby ci� tam jako nauczycielk�, gdyby� tylko poprosi�a - zauwa�y�
spokojnie Matt.
- Pewnie tak, ale zapominasz o natarczywym poruczniku. By� dla mnie zbyt wielk�
pokus�. Po prostu musia�am wyjecha�.
- Pokus�? - spyta� unosz�c brwi.
- Aha. Za ka�dym razem, gdy go widzia�am, kusi�o mnie, by naszpikowa� go o�owiem -
sprecyzowa�a Tess. - Ja te� by�am pod Wounded Knee, Matt. Wiem, �e ten dra� strzela� do
bezbronnych kobiet, dzieci i starc�w.
Matt powoli opu�ci� d�o�.
- Powinna� wej�� do �rodka... jest za zimno na czcz� paplanin�.
- Nawet nie wiesz, jak� masz min�, gdy wspominam t� masakr� - powiedzia�a cicho. -
Bardzo mi przykro... przepraszam, �e o tym wspomnia�am. Wiem, �e cho� te wspomnienia s�
dla mnie okropnie bolesne, ty odczuwasz to jeszcze silniej.
Matt spojrza� na ni� i serce si� w nim �cisn�o; wydawa�a mu si� taka �liczna, a w
dodatku nie by�o to pi�kno powierzchowne: mia�a mi�kkie serce i �elazn� wol�, by�a bardziej
zdecydowana i bardziej kobieca, ni� jakakolwiek ze znanych mu niewiast.
- Dlaczego si� u�miechasz? - spyta�a Tess.
- Przypomnia�em sobie, jak na o�lep p�dzisz w wir walki - odrzek�. -1 o tym, jakie masz
dobre serce. - Potem spowa�nia� i doda� cicho: - Nie daj go pierwszemu lepszemu draniowi,
male�ka. Na tym �wiecie a� roi si� od �ajdak�w.
Tess przygl�da�a si� zmarszczkom na jego m�skiej twarzy i z wahaniem wyci�gn�a d�o�,
by dotkn�� bruzd na czole. Wzdrygn�� si�, a ona gwa�townie cofn�a palce.
- Przepraszam! - wykrztusi�a zaskoczona. ' Matt jeszcze bardziej spochmurnia�.
- Nie jestem przyzwyczajony do tego, by mnie kto� dotyka�, zw�aszcza m�ode kobiety.
32
BEZDOMNA
- Zauwa�y�am. - Tess roze�mia�a si� nerwowo.
- Kiedy tu przyjecha�em, zbudowa�em wok� siebie mur - powiedzia� cicho. Zdawa�o si�,
�e nieco si� odpr�y�. - A teraz utkn��em za nim i nie potrafi� si� wydosta�. Jestem bogaty i
odnosz� sukcesy zawodowe, ale za ca�� t� fasad� nadal jestem biednym, obdartym india�skim
ch�opcem. Ludzie g�upsi ode mnie czasem mi to wytykaj�.
- Zawsze uwa�a�am ci� za swego przyjaciela, twoje pochodzenie nie ma tu nic do rzeczy.
- Jestem twoim przyjacielem - odrzek� powa�nie. - Wiesz, �e zrobi�bym dla ciebie
wszystko.
- Wiem. - Zaci�gn�a po�y starej peleryny i u�miechn�a si� do niego. - Ja te� zrobi�abym
dla ciebie wszystko, Matt.
Kiedy odwraca�a si� od niego, Matt nagle z�apa� j� za rami� i gwa�townie poci�gn�� ku
sobie. Tess straci�a r�wnowag� i ci�ko si� o niego opar�a. Obj�� j� ramieniem i gdy przytuli�a
si� do niego, poczu�a lekki zapach myd�a, wody po goleniu i delikatny zapach tytoniu, gdy�
pan Matt Davis od czasu do czasu pali� cygara.
Jego blisko�� by�a dla niej podniecaj�cym zaskoczeniem; nieco zaniepokojona, zapyta�a:
- O co chodzi?
Matt przygl�da� si� jej uwa�nie, a� wreszcie jego spojrzenie zatrzyma�o si� na ustach
dziewczyny. Jej wargi by�y pe�ne i mi�kkie, i nie po raz pierwszy w ich d�ugiej znajomo�ci
Matt zastanowi� si�, jakie by�yby w dotyku. Przyp�yw po��dania zamroczy� go. Poczu�, �e
serce bije mu szybciej.
- Matt, o co chodzi? - powt�rzy�a. - Przera�asz mnie.
- Ciebie nic nie przera�a - odpar�. - Wesz�a� w sam �rodek pobojowiska, zanim jeszcze
�o�nierze przestali strzela�... M�oda dziewczyna, kt�ra mia�a ca�e �ycie przed sob�. By�a� taka
odwa�na... i taka dobra.
Przyciska� j� do siebie tak mocno, �e zrobi�o jej si� s�abo
33
DIANA PALMER
z nadmiaru wra�e�. Zagryz�a wargi i pr�bowa�a si� opanowa�. Potem oparta d�o� o jego
pier� i odepchn�a si� lekko.
- To jest takie... niekonwencjonalne!
- A praca w szpitalu nie jest? Szturchn�a go lekko.
- Tylko mi tu nie zaczynaj! I tak mam do�� kaza� ze strony tych upiornych starych pa�,
kt�re mieszkaj� na drugim pi�trze.
- Odruchowo spojrza�a w ciemne okna stancji. Czy�by firanka na pi�trze si� poruszy�a?
- Prawdopodobnie przest�puj� z nogi na nog� czekaj�c na rozw�j wypadk�w.
-