Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Zobacz podgląd pliku o nazwie 1658 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
tytu�: "Stra�nicy Apokalipsy" - Tom II
autor: Robert Ludlum
drobna korekta:
[email protected]
prze�o�yli: S�AWOMIR K�DZIERSKI, ANDRZEJ LESZCZY�SKI, ARKADIUSZ NAKONIECZNIK
AMBER
Tytu� orygina�u: "THE APOCALYPSE WATCH"
Projekt graficzny ok�adki: KLAUDIUSZ MAJKOWSKI
Redakcja merytoryczna: EL�BIETA MICHALSKA-NOYAK
Redakcja techniczna: ANDRZEJ WIlKOWSKI
Copyright (c) 1995 by Robert Ludlum
For the Polish edition
Copyright (c) 1995 by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o.
ISBN 83-7082-849-3
Wydawnictwo Amber Sp. z o.o.
Warszawa 1995. Wydanie I
* * *
ROZDZIA� 23
- Jezu! Mam wra�enie, �e oni s� wsz�dzie. Poruszaj� si� niczym duchy! - rykn�� Drew, z w�ciek�o�ci wal�c pi�ci� w blat biurka. Jakim sposobem zdo�ali mnie odnale��? Claude Moreau sta� przy oknie i w milczeniu wygl�da� na zewn�trz. Po chwili rzek� cicho:
- Wcale nie ciebie, przyjacielu. Nic nie wiedz� o pu�kowniku Websterze. Musieli �ledzi� mnie.
- Ciebie? Przecie� m�wi�e�, �e prawie nikt w Pary�u ci� nie zna - sykn�� z�o�liwie Latham. - Nie wyr�niasz si� w t�umie, tym bardziej �e zawsze dobierasz sobie jaki� kapelusz z ca�ej cholernej kolekcji!
- To nie ma nic do rzeczy. Musieli wiedzie�, dok�d si� wybieram.
- Sk�d? - zapyta�a de Vries. Siedzia�a na kraw�dzi ��ka w swoim pokoju w hotelu "Bristol", gdzie postanowili si� spotka� ponownie. Wracali z miasta pojedynczo, ka�de na w�asn� r�k�.
- No c�, wasza ambasada nie jest jedynym miejscem, gdzie znajduje si� przeciek - rzek� Moreau, odwracaj�c si� od okna; jego mina �wiadczy�a o w�ciek�o�ci pomieszanej ze smutkiem. - W moim w�asnym biurze te� musi by� jaki� informator.
- Czy�by do tego naj�wi�tszego ze �wi�tych Deuxieme Bureau tak�e si� wkrad� jaki� agent?
- Daj spok�j, Drew - powiedzia�a Karin, kr�c�c g�ow�; wyra�nie uderzy� j� fakt, �e Moreau tak�e jest bardzo poruszony tym, co si� sta�o.
- Ja nie m�wi�em o Deuxieme Bureau, monsieur - sprostowa� Francuz, kieruj�c lodowate spojrzenie na Lathama. - Chodzi�o mi jedynie o m�j gabinet.
- Nie rozumiem - rzek� cicho Drew, zapominaj�c o z�o�liwo�ci.
- To oczywiste. Nie znasz zasad, kt�rych musimy przestrzega�. Jako le directeur mam obowi�zek zawsze zostawia� kontakt do siebie, na wypadek gdyby zasz�o co� nieprzewidzianego. Opr�cz Jacques'a, kt�ry codziennie pomaga mi rozplanowywa� zaj�cia, kontakt ze mn� ma tylko jedna osoba, najbli�szy wsp�pracownik ciesz�cy si� moim pe�nym zaufaniem. Ta osoba nie rozstaje si� z przywo�ywaczem, aby mog�a mnie zawiadomi� o dowolnej porze dnia i nocy.
- Jak� on pe�ni funkcj�? - zapyta�a Karin, pochylaj�c si� do przodu.
- Nie on, lecz ona. M�wi� o Monique d'Agoste, mojej sekretarce. Pracuje w biurze od sze�ciu lat i jest nie tylko sekretark�, lecz tak�e moim zaufanym pomocnikiem. Tylko ona wiedzia�a o naszym spotkaniu w kawiarni, tylko ona mog�a o tym komukolwiek powiedzie�.
- I nigdy nie mia�e� w stosunku do niej �adnych podejrze�? spyta�a de Vries.
- A wy podejrzewali�cie Janin� Clunes? - wtr�ci� Drew.
- No nie, ale to przecie� �ona ambasadora.
- A Monique to serdeczna przyjaci�ka mojej �ony. Je�li mam by� szczery, to w�a�nie moja �ona zaproponowa�a jej kandydatur� na stanowisko sekretarki. Razem studiowa�y, p�niej Monique sko�czy�a kurs w Service d'Etranger i pracowa�a w dyplomacji, prze�y�a te� nieudane ma��e�stwo. Przez te wszystkie lata utrzymywa�y ze sob� �cis�y kontakt... Teraz ju� chyba wiadomo, z jakiego powodu... - Moreau urwa� i podszed� do biurka, przy kt�rym siedzia� Latham, z uwag� przys�uchuj�cy si� tej rozmowie. - By�y jak papu�ki nieroz��czki... Nie, to nie wy byli�cie celem tego ataku, przyjaciele. Chodzi�o o mnie. Gdzie� tam zapad�a decyzja, m�j czas min��. Dlatego zapad� wyrok...
- O czym ty m�wisz? - mrukn�� Latham, prostuj�c si� na krze�le.
- �a�uj�, ale nawet wam nie mog� tego wyzna�. Moreau si�gn�� po s�uchawk� telefonu, wybra� numer i po chwili rozkaza� po francusku:
- Prosz� si� natychmiast uda� do SaintGermain, do mieszkania pani d'Agoste, i j� aresztowa�. Zabierzcie ze sob� jak�� funkcjonariuszk� i na miejscu przeprowad�cie dok�adn� rewizj� osobist� Monique. Ona mo�e mie� przy sobie trucizn�... Nie b�d� udziela� �adnych wyja�nie�, prosz� wykona� rozkaz! Francuz ze z�o�ci� od�o�y� s�uchawk� i usiad� na brzegu kanapy stoj�cej pod �cian�.
- To wszystko staje si� po prostu przygn�biaj�ce - mrukn�� jakby sam do siebie.
- Ale� to dwie ca�kiem r�ne rzeczy, Claude - rzek� Drew. Nie rozumiem, jak mo�esz by� r�wnocze�nie rozw�cieczony i zasmucony. Jedno z tych uczu� powinno by� dominuj�ce. Przecie� tu chodzi o twoje �ycie.
- Nie mo�na wszystkiego zostawi� zawieszonego w pr�ni, mon orni - dorzuci�a de Vries. - Je�li we�miesz pod uwag�, przez co przeszli�my, to chyba zas�ugujemy przynajmniej na jakie� pobie�ne wyja�nienie.
- Zastanawiam si�, od jak dawna ona to planowa�a, ile informacji zdo�a�a wykra�� i przekaza�...
- Komu, na mi�o�� bosk�? - zapyta� z naciskiem Drew.
- Tym, kt�rzy s� na us�ugach Bruderschaftu.
- Przesta� kr�ci�, Claude - rzek� Latham. - Mo�e jednak powiesz nam cokolwiek?
- Dobra. - Moreau odchyli� si� do ty�u i palcami lewej r�ki przetar� oczy. - Od trzech lat tocz� niebezpieczn� gr�, zbieraj�c na swym koncie miliony frank�w.
- Jeste� podw�jnym agentem?! - krzykn�a os�upia�a de Vries, podrywaj�c si� na nogi. - Tak jak Freddie?
- Podw�jnym agentem? - wycedzi� Latham, podnosz�c si� z krzes�a.
- W�a�nie, tak jak Freddie - odpar� szef Deuxieme Bureau, spogl�daj�c na Karin. - Byli przekonani, �e jestem niezwykle cennym informatorem, ale ja nigdy im nie udost�pni�em �adnych danych z archiw�w biura.
- Czyli wynika st�d, �e w mniejszym b�d� wi�kszym stopniu by�e� na ich us�ugach - o�wiadczy�a stanowczo de Vries.
- Owszem. Najwi�kszy k�opot polega� na tym, �e nie mia�em �adnego zabezpieczenia, poniewa� nikomu, absolutnie nikomu w Pary�u nie mog�em ufa�. Urz�dnicy wci�� si� zmieniaj�, ci bardziej wp�ywowi zak�adaj� w�asne interesy, a politycy zawsze obracaj� si� w tym kierunku, sk�d wieje wiatr. Musia�em dzia�a� sam, bez �adnego wsparcia, ca�kowicie w pojedynk�, jak si� to okre�la.
- M�j Bo�e! - wykrzykn�� Drew. - Dlaczego zgodzi�e� si� na tak� wsp�prac� z nimi?
- Tego nie mog� wyjawi�. Zacz�o si� to dawno temu, od pewnego zdarzenia, o kt�rym usilnie chcia�bym zapomnie�... ale nie potrafi�.
- Je�li to naprawd� zdarzy�o si� dawno temu, to czy nadal mo�e mie� tak wielkie znaczenie, mon ami?
- Dla mnie ma.
- D'accord.
- Merci.
- Spr�bujmy pozbiera� fakty do kupy - rzek� Latham, chodz�c nerwowo przy oknie. - Powiedzia�e� "miliony frank�w", zgadza si�?
- Tak, oczywi�cie.
- Czy wyda�e� co� z tych pieni�dzy?
- Dosy� du�o. Wiod� taki tryb �ycia, na kt�ry moja dyrektorska pensja nie wystarcza. We� pod uwag�, �e zbieranie informacji r�wnie� sporo kosztuje, ci�gle trzeba kogo� przekupywa�.
- To faktycznie dzia�anie w pojedynk�. I co my mamy pocz�� z tym fantem? Kogo o tym powiadomi�?
- W�a�nie to pytanie jest najistotniejsze.
- Powiedzia�e� nam prawd� - wtr�ci�a Karin. - A to chyba te� si� liczy?
- Nie jeste�cie Francuzami, moja droga. Wr�cz przeciwnie, prowadzicie tajn� operacj� i dzia�acie na zlecenie waszego rz�du. Niemniej dla zwyk�ego obywatela ta sprawa to skrajny przyk�ad korupcji.
- Wcale nie uwa�am, �e jeste� skorumpowany - odpar� z naciskiem Drew.
- Ja r�wnie�, lecz obaj mo�emy si� myli� - przyzna� Moreau. - Mam �on� i dzieci, nie chcia�bym, aby cierpia�y z powodu mojej ha�by... nie m�wi�c ju� o tym, �e mnie czeka�by jaki� nieformalny pluton egzekucyjny albo lata wi�zienia. Mog� zgarn�� pieni�dze, zaszy� si� w jakim� zakamarku �wiata i �y� dostatnio do ko�ca swych dni. Nie zapominajcie te�, �e jestem do�wiadczonym oficerem wywiadu, a tacy ludzie s� bardzo poszukiwani. Nie, moi drodzy. Wielokrotnie si� nad tym zastanawia�em. Nie chc� umiera�. B�d� �y�, nawet je�li okrzykn� mnie zdrajc�. Jestem to winien mojej rodzinie.
- A gdyby nie skazano ci� za zdrad�? - zapyta�a Karin.
- Wtedy rozliczy�bym si� z ka�dego su, a reszt� pieni�dzy przekaza� rz�dowi, do��czaj�c do tego kompletn� list� wydatk�w zwi�zanych z dotychczasow� dzia�alno�ci�.
- W takim razie nie grozi ci oskar�enie o zdrad� - rzek� Latham. - Nie mo�emy do tego dopu�ci�. Pomijaj�c inne sprawy, ja nie mam nawet jednego miliona na koncie, mia�em tylko brata, kt�remu jaki� bandyta strzeli� prosto w g�ow�, a Karin mia�a m�a, kt�rego zam�czono torturami. Nie wiem, czym ty si� gryziesz, Moreau, zreszt� nie musisz tego wyjawia�. Przyjmuj� w ciemno, �e twoje pobudki s� r�wnie wa�ne dla ciebie, jak nasze dla nas. - Mo�esz by� tego pewien.
- Wi�c my�l�, �e powinni�my wraca� do pracy.
- Z czym, mon ami?
- Z nasz� inteligencj� i wyobra�ni�, bo chyba nic innego ju� nam nie zosta�o.
- Podoba mi si� twoje podej�cie - rzek� szef Deuxieme Bureau. - Rzeczywi�cie, chyba nic innego ju� nam nie zosta�o. - Jego brat nie �yje, lecz obaj mieli wiele wsp�lnych cech powiedzia�a Karin, podchodz�c do Lathama i bior�c go za r�k�. - Zajmijmy si� lepiej Traupmanem, Kroegerem i drug� pani� Courtland - rzek� Latham, odsuwaj�c si� od Karin. Usiad� przy biurku, wysun�� szuflad� i zacz�� z niej wyci�ga� hotelowe reklam�wki.
- Trzeba nawi�za� kontakt. Musimy to zrobi�. Tylko jak? Pierwsz� podejrzan� jest twoja sekretarka, Claude, Monique... zapomnia�em nazwisko.
- To wielce prawdopodobne. Mo�emy sprawdzi� list� po��cze� telefonicznych, dowiedzie� si�, do kogo dzwoni�a.
- Warto by r�wnie� skontrolowa� jej domowy numer...
- Certainement. To nic trudnego.
- Zbierz te dane i przedstaw je sekretarce. Obiecaj jej co�, jak b�dziesz musia�, to nawet przystaw pistolet do g�owy. Je�li Sorenson si� nie myli, Traupman musi by� informowany na bie��co, a zapewne to w�a�nie ona przekazywa�a mu wiadomo�ci. P�niej spr�bujemy ugry�� tego �wi�toszkowatego naukowca, Heinricha Kreitza, ambasadora Niemiec. Da�bym g�ow�, �e wystarczy go odpowiednio przycisn��, a natychmiast zaalarmuje Bonn.
- Ostro pogrywasz, przyjacielu, nawet dyplomatyczne immunitety nie stanowi� dla ciebie przeszkody. Brzmi to zach�caj�co, ale mo�e si� odbi� na nas rykoszetem.
- Pieprz� to! Znudzi�a mi si� bezczynno��. Zadzwoni� telefon. Moreau podni�s� s�uchawk�, przedstawi� si� i przez chwil� s�ucha� w milczeniu. Przygryz� wargi i poblad� wyra�nie.
- Merci - rzek� w ko�cu. Od�o�y� s�uchawk� i odwr�ci� si� do nich.
- Kolejne niepowodzenie - mrukn��, zaciskaj�c silnie powieki. - Monique d'Agoste zosta�a pobita na �mier�. Czy B�g nas ca�kiem opu�ci�?
Wiceprezydent Howard Keller mierzy� sto siedemdziesi�t dwa centymetry wzrostu, ale sprawia� wra�enie znacznie wy�szego. Wiele os�b nie umia�o sobie tego wyt�umaczy�, st�d te� kr��y�y najr�niejsze plotki. Chyba najbardziej prawdopodobne wyja�nienie przedstawi� pewien nowojorski choreograf, kt�ry uwa�nie obserwuj�c wiceprezydenta podczas kt�rego� ze spotka� w Bia�ym Domu, organizowanych dla ludzi �wiata kultury, szepn�� do stoj�cej obok, zaprzyja�nionej tancerki:
- Przyjrzyj mu si�. Niby zwyczajnie podchodzi do mikrofonu, �eby wyg�osi� przem�wienie, lecz gdy popatrzysz uwa�nie, dostrze�esz, �e jak gdyby rozcina� przestrze� przed sob�, przedziera� si� przez zg�stnia�e powietrze. Truman mia� taki sam dar, porusza� si� w identyczny spos�b. Oto kogut, pan i w�adca ca�ego podw�rka. Bez wzgl�du na wszelkie plotki, Keller nale�a� do szanowanych polityk�w; po czterech kadencjach sp�dzonych w Kongresie, z tego dwunastu latach na fotelu senatora, zna� chyba wszystkie tajemnice waszyngto�skich gabinet�w, zw�aszcza teraz, kiedy piastowa� stanowisko przewodnicz�cego niezwykle wp�ywowej Komisji Finans�w. Zdo�a� przetrwa� najgorsze burze z piorunami i bez wi�kszego �alu przyj�� nominacj� na wiceprezydenta, chocia� by� zdecydowanie starszy i bardziej do�wiadczony od kontrkandydata swojej partii, desygnowanego na stanowisko prezydenta. Uczyni� to, poniewa� zale�a�o mu na sukcesie macierzystej partii, co uwa�a� za sw�j patriotyczny obowi�zek. Ale w skryto�ci ducha darzy� te� wielkim podziwem prezydenta za jego odwag� i zdrowy rozs�dek, chocia� ten musia� si� jeszcze bardzo wiele nauczy� o chwytach stosowanych w�r�d waszyngto�skich polityk�w. Teraz jednak podobne rozwa�ania by�y mu ca�kiem obce. Siedzia� za olbrzymim, zawalonym papierami biurkiem, znad kt�rych spogl�da� badawczo na dyrektora Wydzia�u Operacji Konsularnych, Wesleya Sorensona.
- S�ysza�em ju� o r�nych niesamowitych stworach, ale przy tym King Kong sprawia wra�enie potulnego kotka budz�cego postrach m�ynarza - mrukn�� w ko�cu.
- Zdaj� sobie z tego spraw�, panie prezydencie...
- Przesta� chrzani�, Wes, zbyt d�ugo ju� ze sob� pracujemy przerwa� mu Keller. - Czy�by� zapomnia�, �e to w�a�nie ja wysun��em twoj� kandydatur� na stanowisko szefa wywiadu cywilnego? Mia�em poparcie wi�kszo�ci Senatu, tylko ty si� postawi�e� okoniem.
- Nie zale�a�o mi na pracy w wywiadzie, Howardzie.
- No to wpad�e� jeszcze gorzej. Nawet najg�upsz� akcj� musisz teraz uzgadnia� z Departamentem Stanu, CIA oraz Bia�ym Domem, nie wspominaj�c ju� o rewolwerowcach z Pentagonu. Jeste� nawiedzony, Wes. Najlepiej ze wszystkich wiedzia�e�, co ci� czeka w tym wydziale.
- Przyznaj�, �e pocz�tkowo si� �udzi�em, i� g��wnie b�d� musia� s�u�y� rad� i pisa� opinie... Tak, teraz ju� wiem, �e to zadanie komisji Kongresu.
- Dzi�ki, �e oszcz�dzi�e� mi wyja�nie�... A jakby nie by�o ci do�� tej izolacji, w kt�rej si� znalaz�e�, teraz przychodzisz do mnie, poniewa� jacy� dwaj boj�wkarze ci nagadali, �e jestem zwolennikiem nazizmu i gor�co popieram odradzaj�cy si� faszyzm. By�oby to przera�aj�co �mieszne, gdyby nie kontekst. To bowiem Hitler powiedzia�, �e je�li co� si� powtarza wystarczaj�co d�ugo i dobrze uzasadni k�amstwo, wszyscy w to uwierz�... Musz� przyzna�, Wes, �e jest to wprost odra�aj�ce oszczerstwo, niezwyk�ego kalibru. - Na mi�o�� bosk�, Howardzie, przecie� nie pu�ci�em w �wiat tej wiadomo�ci.
- Ale mo�e ju� nie zdo�asz nic poradzi�. Wcze�niej czy p�niej tych dw�ch skin�w b�dzie przes�uchiwa� kto� inny, kto nienawidzi obecnego rz�du, tote� natychmiast zadmie w fanfary, kiedy tylko z�apie tak� rewelacj�.
- Nigdy do tego nie dojdzie. Pr�dzej bym w�asnor�cznie udusi� takiego �ajdaka.
- W Ameryce my�li si� jednak troch� inaczej, prawda? - rzek� Keller i zachichota�.
- Wi�c by� mo�e nie jestem typowym Amerykaninem. Poza tym mam ju� paru ludzi na sumieniu.
- Ale to by�o dawno temu, pracowa�e� w�wczas w terenie.
- Co mog� powiedzie�? Oskar�yli tak�e przewodnicz�cego Izby Reprezentant�w, a on jest przecie� z innej partii.
- M�j Bo�e, c� to za r�nica? Zmierzasz najkr�tsz� drog� do urz�du prezydenckiego. Najpierw stary, za nim wice i przewodnicz�cy Izby Reprezentant�w. Twoi boj�wkarze musz� dobrze zna� nasz� konstytucj�.
- No c�, rzek�bym, �e jeden z nich wydaje mi si� nie�le oczytany...
- Ale przewodnicz�cy...? Ten przemi�y, uczynny, staro�wiecki baptysta, kt�rego jedynym grzechem jest odmawianie modlitw podczas g�osowania nad jak�� kontrowersyjn� spraw�, kiedy jego zdaniem nie ma innego sposobu na jej za�atwienie?, Jak to mo�liwe, �e w�a�nie jego wzi�li na celownik?
- Twierdz�, �e jest z pochodzenia Niemcem i w czasie drugiej wojny �wiatowej osiad� w Ameryce jako uchod�ca polityczny.
- Po czym zg�osi� si� na ochotnika do wojskowych s�u�b medycznych i odni�s� powa�ne rany, ratuj�c �ycie naszym �o�nierzom. W tym miejscu twoi nazi�ci nie wykazali si� inteligencj�. Gdyby troch� lepiej sprawdzili akta personalne, dowiedzieliby si�, �e do dzisiaj nosi w kr�gos�upie stalow� p�ytk�, po tym, jak zniesiono go umieraj�cego z pla�y "Omaha", cho� i tak protestowa�, �e musi si� zaj�� rannymi dzie�mi. Zosta� odznaczony orderem Srebrnej Gwiazdy. I to ma by� wychowanek hitlerowc�w?
- Pos�uchaj mnie, Howardzie - rzek� Sorenson, pochylaj�c si� na krze�le. - Przyszed�em do ciebie tylko dlatego, �e s�dzi�em, i� powiniene� o tym wiedzie�, a nie dlatego �e dostrzegam cho� ziarno prawdy w tym oskar�eniu. My�l�, �e to powinno by� dla ciebie oczywiste.
- Mam tak� nadziej�. Bior�c pod uwag� to wszystko, co si� obecnie dzieje w naszym kraju, nale�y uzna�, �e powiedzenie "ostrze�ony, uzbrojony" nabiera g��bszego sensu.
- To jeszcze nic. W Londynie i Pary�u chyba ju� sprawdzaj� piwnice i zagl�daj� pod ��ka w poszukiwaniu neonazist�w. - Co gorsza, kilku ju� znale�li. M�wi�: "co gorsza", bo mam wra�enie, �e nagle wszystkich my�liwych zawi�d� w�ch. Keller si�gn�� po gazet� le��c� na biurku. Z�o�y� j� tak, by na wierzchu znalaz�a, si� notatka umieszczona w prawym dolnym rogu pierwszej strony, i wyci�gn�� w kierunku Sorensona.
- Sam popatrz. To dzisiejsza gazeta z Houston.
- Jasna cholera! - sykn�� Wesley, przeczytawszy tytu�. Pospiesznie przebieg� wzrokiem tre�� notatki. NAZI�CI W�R�D PERSONELU SZPITALNEGO? Pacjenci skar�� si� na obel�ywe traktowanie Houston, 14 lipca. Tutejsza Komisja Etyki Zawodowej wyda�a o�wiadczenie, kt�re potwierdza, nie wymieniaj�c nazwisk podejrzanych, �e w�r�d personelu szpitala Meridian wszcz�to specjalne dochodzenie. Przyczyni�y si� do tego liczne skargi obywateli na lekarzy i piel�gniarki tego� szpitala, jakoby okazuj�cych jawnie antysemityzm, a tak�e nastawionych wrogo do ludno�ci pochodzenia afryka�skiego oraz katolik�w. Meridian nie jest plac�wk� wyznaniow�, ale powszechnie wiadomo, �e jego klientel� stanowi� g��wnie protestanci, w przewa�aj�cej mierze episkopali�ci. Nie jest te� �adn� tajemnic�, �e w kr�gach lepiej sytuowanych obywateli szpital okre�lany jest mianem "�r�de�ka", co ma zapewne zwi�zek z podlegaj�cym Meridianowi o�rodkiem leczenia na�ogowych alkoholik�w, usytuowanym trzydzie�ci kilometr�w na po�udnie od miasta. Do naszej redakcji nap�yn�y kopie dwunastu list�w ze skargami od by�ych pacjent�w szpitala, ale ze wzgl�du na dobro prowadzonego dochodzenia do czasu wyja�nienia sytuacji powstrzymamy si� z ujawnieniem nazwisk ludzi podejrzanych o uprzedzenia rasowe.
- Tu przynajmniej nie pad�o �adne nazwisko - rzek� Sorenson, odk�adaj�c gazet� z powrotem na biurko; nie zada� sobie trudu zajrzenia na drug� stron�, gdzie zapewne umieszczono obszerniejszy artyku� opisuj�cy skargi obywateli.
- Ile to, wed�ug ciebie, mo�e trwa�? Nie zapominaj, �e dziennikarze s� w�cibscy.
- Niedobrze mi si� robi.
- Ale nic na to nie poradzisz, Wes. Dwa dni temu w Milwaukee zdewastowano browar, tylko z tego powodu �e jego w�a�ciciel nosi niemieckie nazwisko, kt�rym opatrzy� r�wnie� produkowane piwo. - Czyta�em o tym. Nie doko�czy�em nawet �niadania.
- Ale przeczyta�e� ca�y artyku�?
- Nie, zapozna�em si� tylko z faktami. Dlaczego pytasz?
- Bo to nazwisko tylko z pozoru by�o niemieckie, a naprawd� chodzi�o o rodzin� �ydowsk�.
- Odra�aj�ce.
- A w San Francisco facet o nazwisku Schwinn zrezygnowa� z funkcji radnego, poniewa� jego rodzin� zasypywano pogr�kami. Pow�d? O�mieli� si� publicznie powiedzie�, �e nie ma nic do gej�w, nawet wielu jego przyjaci� pochodzi z tego �rodowiska, ale uwa�a, i� marnotrawi� oni znaczn� cz�� pa�stwowych funduszy przeznaczonych na rozw�j kultury. Ten spos�b rozumowania kryje w sobie ziarno prawdy, gdy� bez udzia�u homoseksualist�w zdobycze kulturowe ludzko�ci na pewno by�yby znacznie ubo�sze, ale w tym wypadku chodzi�o o zaj�cie konkretnego stanowiska politycznego... Natychmiast okrzykni�to go nazist�, a dzieci zosta�y w szkole pobite.
- Jezu, coraz wi�cej mamy takich wypadk�w, prawda, Howardzie? Wystarczy jedynie przyczepi� komu� jak�� �atk�, a w�ciek�e psy natychmiast rzuc� si� do n�g, bez wzgl�du na to, czyje to nogi.
- Nie musisz mi o tym m�wi� - rzek� Keller. - Mam wielu wrog�w w tym mie�cie, nie wszyscy z nich nale�� do opozycji. Wystarczy, �e twoi dwaj boj�wkarze stan� przed komisj� senack� i oznajmi� z ca�� swoj� niemieck� stanowczo�ci�, �e jestem jednym z nich, podobnie jak przewodnicz�cy Izby Reprezentant�w. My�lisz, �e kt�ry� z nas ma szans� to przetrwa�?
- Je�li zdemaskuje si� ich jako bezczelnych k�amc�w, to nic wam nie grozi.
- Ale ziarna w�tpliwo�ci zostan� zasiane, Wes. Rozw�cieczeni fanatycy natychmiast si� rzuc� na nasze akta personalne i z pewno�ci� znajd� setki dowod�w na to, �e faktycznie prowadzili�my tak� dzia�alno��, podsycaj�c w ten spos�b nienawi�� t�um�w... Wspomnia�e� imi� Jezusa. Czy wiesz, �e nie tak dawno KGB zgromadzi�o ca�e dossier Chrystusa, opieraj�c si� wy��cznie na przekazach Nowego Testamentu, i wywnioskowa�o na tej podstawie, �e musia� on by� marksist�, prawdziwym komunist�?
- Nie tylko wiem, nawet mia�em okazj� zapozna� si� z tymi materia�ami - odpar� z u�miechem dyrektor wydzia�u. - Wnioski by�y ca�kiem przekonywaj�ce, cho� raczej przedstawia�y Jezusa jako socjalist� reformatora, a nie komunist�. Niestety, nie znale�li �adnych dowod�w na to, aby kiedykolwiek opowiada� si� za jak�� wybran� opcj� polityczn�.
- "Cesarzowi co cesarskie"...
- Dobrze, �e mi przypomnia�e�. Ch�tnie zajrz� do tego ponownie. - Obaj zachichotali, lecz Sorenson spowa�nia� szybko i rzek�: - Rozumiem, co masz na my�li. Statystycznie tak to ju� jest, �e ka�dy fakt wyrwany z kontekstu mo�na zinterpretowa� niemal w dowolny spos�b.
- Co wi�c poczniemy z tym fantem? - zapyta� wiceprezydent. - Ka�� rozstrzela� obu sukinsyn�w. A co innego?
- To na nic, ich miejsce zajm� inni. Nie, musisz ich publicznie o�mieszy�. Za��daj przes�uchania przed komisj� senack�, zapro� dziennikarzy i wtedy zr�b z nich idiot�w.
- Chyba �artujesz?
- Ani troch�. To mo�e by� skuteczne lekarstwo na t� zaraz�, kt�ra ogarnia ca�y nasz kraj, Wielk� Brytani� i Francj�, a mo�e tak�e inne pa�stwa.
- Ty oszala�e�, Howardzie! Pokazanie tych dw�ch szale�c�w w telewizji wywo�a istn� po�og�!
- Niekoniecznie, je�li w�a�ciwie to rozegramy. Skoro oni mog� d�� w swoj� tub�, to czemu nie si�gn�� po t� sam� bro�?
- Jak� tub�? Nie bardzo rozumiem.
- Tylko znajd� dobrych klakier�w - rzek� Keller.
- Klakier�w? O czym ty m�wisz?
- To b�dzie wymaga�o troch� pracy, ale z pewno�ci� znajdziesz wiarygodnych �wiadk�w, zar�wno oskar�enia, jak i obrony. Z tymi drugimi sprawa jest prosta, i przewodnicz�cy Izby Reprezentant�w, i ja nie mamy si� czego wstydzi�, mo�emy przedstawi� dziesi�tki ludzi przemawiaj�cych w naszym imieniu, pocz�wszy od urz�dnik�w z Bia�ego Domu, a sko�czywszy na zwyk�ych obywatelach. Nieco trudniej b�dzie znale�� �wiadk�w oskar�enia, czyli klakier�w, ale to oni odegraj� g��wn� rol�.
- Jak�?
- W zatrza�ni�ciu tych drzwi, za kt�rymi bezkarnie grasuje szale�stwo. Musisz znale�� kilku wariat�w sprawiaj�cych wra�enie ca�kiem normalnych ludzi, mi�ych i sympatycznych, ale w g��bi ducha zaciek�ych fanatyk�w. Powinni by� bez reszty oddani swojej ob��ka�czej idei, ale w krzy�owym ogniu pyta� do�� �atwo si� za�ama� i obna�y� swoj� prawdziw� natur�.
- To nie b�dzie nazbyt bezpieczne - wtr�ci� Sorenson, marszcz�c brwi. - A je�li mimo wszystko wytrzymaj� nap�r pyta�? - Nie jeste� prawnikiem, Wes, a ja tak. I mog� ci� zapewni�, �e istniej� pewne stare jak �wiat sztuczki, kt�re zna ka�dy dobry adwokat. Co wi�cej, podobne metody niejednokrotnie stosowano przy produkcji film�w czy sztuk teatralnych, uzyskuj�c znakomite efekty melodramatyczne.
- Zaczynam rozumie�. "Bunt Caine'a" albo posta� kapitana Queega...
- A przede wszystkim ka�de nowe wcielenie Perry'ego Masona - doda� Keller.
- Ale to tylko literatura, Howardzie. Rozrywka. My za� m�wimy o rzeczywisto�ci, o prawdziwych neonazistach!
- Czym oni si� r�ni� od innych, komuch�w, r�owych b�d� towarzyszy podr�y? Czy�by� zapomnia�, jak tracili�my z pola widzenia najlepszych sowieckich agent�w, zaczynaj�c si� ugania� po wszystkich korytarzach za malowanym kr�likiem, podczas gdy tamci w Moskwie �miali si� do rozpuku?
- Owszem, pami�tam. Nie mam tylko pewno�ci, czy ta analogia jest adekwatna. Zimna wojna mia�a miejsce w rzeczywisto�ci, a ja jestem jej produktem. Jak�e adwokaci mog� zaprzeczy� temu wszystkiemu, co si� obecnie dzieje? Tu nie chodzi o malowanego kr�lika uciekaj�cego po korytarzach, jakim mia�by� si� sta� ty i przewodnicz�cy Izby Reprezentant�w, ale o �cigaj�ce was prawdziwe s�py, takie jak �w naukowiec, Metz, czy te� asystent brytyjskiego Sekretariatu Spraw Zagranicznych, Mosedale... Jest jeszcze wielu innych, ale troch� za wcze�nie, �eby o tym m�wi�. - Nawet nie przysz�o mi na my�l, �eby proponowa� przyhamowanie na jaki� czas polowania na te twoje s�py. Po prostu z ochot� wbi�bym szpilk� w ten rosn�cy stale balonik, kiedy w ka�dym widzi si� potencjalnego nazist�, a nigdzie nie wida� malowanego kr�lika. Jestem przekonany, �e zgadzasz si� z moim pogl�dem.
- Tak, tylko mam w�tpliwo�ci, czy przes�uchanie przed komisj� senack� za�atwi spraw�. Widz� jedynie nadci�gaj�cy z oddali sztorm o sile osiemnastu w skali Beauforta.
- Wi�c co� ci wyja�ni�, na przyk�adzie nie tak dawnych wydarze�. Nie zapominaj, �e by�em zawodowym �o�nierzem. Gdyby Sullivan, g��wny adwokat Olivera Northa, wyst�powa� w imieniu komisji senackiej, to pan North do dzisiaj by siedzia� za kratkami, a nie zgrabnie planowa� swoj� kolejn� kampani� do nast�pnego stanowiska w administracji pa�stwowej. To jasne jak s�o�ce, �e podczas zezna� k�ama� jak z nut, z�ama� przysi�g� �o�niersk�, poha�bi� mundur, a zarazem ca�y nasz kraj, domagaj�c si� od w�adz zatuszowania swoich uchybie�, s�cz�c wszystkim do g��w ten sw�j jad, dzi�ki kt�remu jego wina zosta�a przypisana niezbadanym wy�szym mocom, mo�e nawet samemu Bogu, a on przecie� nie mia� nic wsp�lnego z ca�� t� afer�.
- Chcesz powiedzie�, �e tylko dzi�ki dobremu adwokatowi zdo�a� wykr�ci� si� sianem?
- Owszem, poda�em ci nawet konkretne nazwisko. Ale takich jak Sullivan mo�na znale�� wielu. W trakcie procesu zbierali�my si� z kolegami w kt�rym� z naszych gabinet�w i przy szklaneczce whisky wys�uchiwali�my zezna� transmitowanych w telewizji. Robili�my w�wczas zak�ady, czy nie da�oby si� znale�� kogo� z palestry, kto by zdo�a� zmusi� tego �ajdaka do padni�cia na kolana i wyznania winy ze �zami w oczach. Byli w�r�d nas ludzie z obu partii i po pewnym czasie jednog�o�nie wytypowali�my pewnego senatora ze �rodkowego Zachodu, by�ego prokuratora, kt�ry w naszej zgodnej opinii najlepiej by si� nadawa� na adwokata w tej sprawie. - I s�dzisz, �e teraz on m�g�by tego dokona�?
- Nie mam w�tpliwo�ci. Ten facet s�u�y� kiedy� w piechocie morskiej i zosta� odznaczony honorowym medalem Kongresu. Komisja odznacze� dosz�a w�wczas do wniosku, �e gdy tylko ozdobi mu si� klap� granatowej marynarki z�otym medalem z czerwon� wst�g�, sko�cz� si� z nim wszelkie k�opoty.
- I co? Sko�czy�y si�?
- Nie zapomn�, co w�wczas powiedzia�: "Szkoda waszego wysi�ku. I tak b�d� robi� wszystko, aby skusi� przemys�owc�w do inwestowania w moim stanie." Tak, mam wra�enie, �e on by si� ch�tnie zgodzi� odegra� tak� rol�.
- Zajrz� jeszcze do pewnych dokument�w - rzek� Sorenson, podnosz�c si� z krzes�a. - Musz� jednak przyzna�, �e nadal mam powa�ne w�tpliwo�ci. Nigdy nie przejawia�em specjalnego zainteresowania puszk� Pandory, do�� si� naogl�da�em r�nego robactwa podczas pracy w terenie. Ale teraz b�d� musia� otworzy� tak� puszk�, najdalej za godzin�.
- Nie chcesz mi o niej powiedzie� czego� wi�cej?
- Nie teraz, Howardzie, mo�e kiedy indziej. Bardzo mo�liwe, �e b�d� ci� potrzebowa� do zorganizowania spotkania z prezydentem, albo przynajmniej do tego, �eby powstrzyma� w�ciek�o�� sekretarza stanu.
- A wi�c chodzi o jakie� problemy ze sfery dyplomatycznej? - Owszem, do tego o ludzi postawionych bardzo wysoko.
- No c�, z Bollingerem czasami trudno si� dogada�, ale jest lubiany w Europie. Uwa�aj� go tam za intelektualist�. Ma�o kto zdaje sobie spraw�, �e jego flegmatyczny spos�b m�wienia nie wynika z ch�ci starannego dobierania s��w, lecz z ci�g�ego rozwa�ania: "jak co� takiego obr�ci� na nasz� korzy��?"
- Musz� przyzna�, �e jestem podobnego zdania. Zawsze uwa�a�em go za cz�owieka pozbawionego wy�szych idea��w.
- A tu si� mylisz, Wes. Jego prawdziwym idea�em jest on sam. Na szcz�cie dla nas odnosi si� do prezydenta z wielkim szacunkiem, rzecz jasna, g��wnie z tego powodu, �e oczekuje za to nagrody. - My�lisz, �e prezydent o tym wie?
- Z pewno�ci�. To bardzo inteligentny cz�owiek, nadzwyczaj spostrzegawczy. W�a�ciwy facet na w�a�ciwym miejscu. Mog� chyba powiedzie�, �e naszemu koledze z Bia�ego Domu przyda�by si� tylko od czasu do czasu lekarz, specjalista od nastawiania odpowiedniego k�ta widzenia.
- Co do tego nie mam �adnych w�tpliwo�ci. Ale, jak sam powiedzia�e�, jest bardzo inteligentny i szybko si� uczy. - Gdybym jeszcze zdo�a� mu wbi� do g�owy, �e czasami w tym mie�cie komu� trzeba naprawd� solidnie skopa� dup�, w�wczas wszystko posz�oby znacznie szybciej. I by�oby nam �atwiej. - Dzi�ki, �e po�wi�ci�e� mi tyle czasu, Howardzie... Panie prezydencie, b�d� w kontakcie...
- Niech�e pan nie b�dzie taki obcesowy, panie dyrektorze. My, dinozaury, musimy si� wzajemnie wspiera�, pomagaj�c tym m�odym dwuno�nym stworzeniom wychodzi� na l�d.
- Nie wiem, czy damy rad�.
- Je�li nie my, to kto? Tacy Bollingerowie tego �wiata? A mo�e inni nawiedzeni, t�skni�cy za polowaniem na czarownice?
- Odezw� si� wkr�tce, Howardzie. W tym czasie w Pary�u by�o wczesne popo�udnie; s�o�ce grza�o do�� mocno na bezchmurnym niebie, panowa�a znakomita pogoda na przechadzk� po bulwarach, wizyt� w ogrodach Tuileries b�d� spacer po nabrze�u Sekwany, po kt�rej p�ywa�y dziesi�tki �odzi, jacht�w i barek, prze�lizguj�c si� pod licznymi mostami. Pary� latem jest naprawd� wspania�y. Dla Janin� Clunes Courtland ten dzie� by� nie tylko cudowny, stanowi� prawdziwy symbol zwyci�stwa. Przez dwa dni mog�a wreszcie zazna� wolno�ci, oby� si� bez wyk�ad�w o mieszcza�skiej moralno�ci, bez nudnego m�a wiecznie wspominaj�cego sw� pierwsz� �on�, cz�sto powtarzaj�cego jej imi� przez sen. Na jaki� czas pogr��y�a si� w marzeniach, jak to by by�o pi�knie dosta� przydzia� do kogo� interesuj�cego, jakiego� nami�tnego kochanka, co najmniej tak dobrego jak starannie dobierani studenci z Chicago, kt�rych zaprasza�a do swego domu - bo g��wnie z tego powodu zamieszka�a w akademiku oddalonym o godzin� drogi od miasta. Przypomnia�a sobie pewnego attache z ambasady niemieckiej, atrakcyjnego trzydziestoparolatka, kt�ry coraz bardziej otwarcie jej nadskakiwa�. Mia�a ochot� zadzwoni� do niego i obserwowa� z rozkosz�, jak p�dzi na jej wezwanie. Odegna�a jednak od siebie podobne my�li, stwierdzaj�c ze smutkiem, �e musi wykorzysta� ten wolny czas na znacznie wa�niejsze, mniej przyziemne sprawy. Bez trudu zwolni�a si� z pracy w Dziale Dokumentacji i Analiz na czas nieobecno�ci m�a, gdy� po wyje�dzie ambasadora jak zawsze zapanowa�o pewne rozlu�nienie dyscypliny. Wm�wi�a szefowi doradc�w ambasady, �e chce wykorzysta� okazj� i poszuka� w sklepach jakiego� materia�u do zmiany obicia mebli w domu... Uprzejmie odrzuci�a propozycj� skorzystania ze s�u�bowej limuzyny, wyja�niaj�c, �e chce za�atwi� sprawy prywatne bez obci��ania kosztami Departamentu Stanu. Pozwoli�a jednak, by szef doradc�w telefonicznie zam�wi� dla niej taks�wk�. Wszystko posz�o jak z p�atka. Bo i czemu mia�oby by� inaczej? Przecie� ju� od dziewi�tego roku �ycia przyuczano j� do odgrywania tej�e w�a�nie, �yciowej roli. Adres punktu kontaktowego cz�onk�w Bractwa dosta�a jeszcze przed wyjazdem z Waszyngtonu. By� to salon obuwniczy przy ChampsElysees, a jako has�o mia�o s�u�y� szybko powt�rzone dwukrotnie imi� "Andre", na przyk�ad w zdaniu: "Andre m�wi� mi, �e to najlepszy sklep w Pary�u, Andre prawie nigdy si� nie myli." Poda�a taks�wkarzowi kartk� z zapisanym adresem i rozsiad�a si� wygodnie, uk�adaj�c w my�lach tre�� komunikatu, jaki powinna wys�a� do Niemiec... Nale�a�o przekaza� ca�� prawd�, ale tak sformu�owa� meldunek, �eby przyw�dcy Bractwa nie tylko mogli podziwia� jej roztropno��, ale dostrzegli w ko�cu prawdziwy geniusz, co kaza�oby im �ci�gn�� j� do Bonn. Po prawdzie ambasada ameryka�ska we Francji by�a jedn� z najwa�niejszych plac�wek w Europie i fachowcy z Departamentu Stanu przysy�ali tu jedynie do�wiadczonych pracownik�w, a nie byle kogo. A ona by�a przecie� �on� takiego profesjonalisty. Jeszcze przed �lubem powtarzano jej, �e �wie�o rozwiedziony dyplomata wkr�tce zostanie jedn� z najwa�niejszych postaci w gronie ambasador�w Stan�w Zjednoczonych. Bez trudu wykona�a t� cz�� zadania. Daniel Courtland by� w�wczas w depresji, czu� si� osamotniony. Wystarczy�o okaza� mu tylko troch� ciep�a. Taks�wka stan�a przed sklepem, kt�ry okaza� si� prawdziwym salonem, prezentuj�cym ca�� gam� wyrob�w ze sk�ry. Na gustownie urz�dzonej wystawie, obok wypolerowanych do po�ysku but�w, le�a�y siod�a i r�ne inne sk�rzane akcesoria do konnej jazdy. Janin� Clunitz zap�aci�a kierowcy i wysiad�a z taks�wki. Trzydzie�ci metr�w za ni�, mimo zakazu zatrzymywania, stan�� nie oznakowany w�z s�u�bowy Deuxieme Bureau. Prowadz�cy go agent si�gn�� po kr�tkofal�wk� i wywo�a� Moreau.
- S�ucham - odezwa� si� od razu sam dyrektor, gdy� po zab�jstwie Monique d'Agoste nie mia� sekretarki, a chcia� przez jaki� czas zachowa� �mier� kobiety w tajemnicy, motywuj�c jej nieobecno�� nag�� chorob�.
- Madame Courtland wchodzi w�a�nie do salonu z wyrobami sk�rzanymi przy ChampsElysees.
- Do sklepu dla bogatych mi�o�nik�w jazdy konnej? - spyta� zdumiony szef Deuxieme. - To dziwne. W aktach ambasadora nie znalaz�em �adnej wzmianki, i� kt�rekolwiek z ma��onk�w jest entuzjast� koni.
- Sprzedaj� tu r�wnie� eleganckie buty, panie dyrektorze. Niezwykle trwa�e i bardzo wygodne. Tak przynajmniej s�ysza�em. - My�lisz, �e chce kupi� m�owi buty?
- Mo�e szuka czego� dla siebie?
- Gdyby naprawd� chcia�a kupi� sobie eleganckie buty, posz�aby prosto do salonu Charlesa Jourdana albo do "Ferragamo" w SaintHonore.
- Ja tylko sk�adam meldunek o tym, co si� dzieje, monsieur. Czy chce pan, �eby m�j partner wszed� za ni� do sklepu i troch� si� rozejrza�?
- To dobry pomys�. Przeka� mu, �eby zagadn�� sprzedawc�, spyta� o cen� czy co� w tym rodzaju. Je�li kobieta faktycznie b�dzie przymierza�a buty, mo�e zaraz wyj�� ze sklepu.
- Tak jest.
M�czyzna prowadz�cy du�y model peugeota, kt�ry zawr�ci� na szerokim bulwarze ChampsElysees i zaparkowa� po przeciwnej stronie alei, na wprost wej�cia do salonu, tak�e si�gn�� po radiotelefon. Nie wybra� jednak �adnego paryskiego numeru, lecz po��czy� si� bezpo�rednio z Bonn. Przez par� sekund czeka� na uwolnienie linii w automatycznej centrali, wreszcie w s�uchawce rozleg� si� m�ski g�os:
- Guten Tag.
- To znowu ja. Dzwoni� z Pary�a - odpar� cz�owiek w eleganckim garniturze, siedz�cy za kierownic� peugeota.
- Czy musia�e� wczoraj wieczorem zabija� tego kierowc� ameryka�skiej limuzyny?
- Nie mia�em wyboru, mein Hen. Widzia� mnie wcze�niej, w siedzibie blitztrager�w w Magazynach Avignon. Je�li pami�tasz, to ty kaza�e� mi si� za wszelk� cen� dowiedzie�, gdzie tamci znikn�li, a poniewa� tylko ja zna�em miejsce, gdzie znale�li sobie schronienie, rozkaza�e� mi uda� si� tam osobi�cie.
- Tak, pami�tam. Ale po co zabija�e� ameryka�skiego �o�nierza?
- Bo to on wtedy przywi�z� do magazyn�w pu�kownika i tamt� par�, jakiego� oficera i pon�tn� blondynk�. Widzia� mnie w�wczas i wczoraj rozpozna�. Zacz�� krzycze�, �ebym si� zatrzyma�, wi�c co mia�em robi�?
- Aha... No c�, w takim razie chyba powinienem ci pogratulowa�.
- Chyba powiniene�, mein Herr Przecie� gdyby mnie schwytali i naszprycowali narkotykami, od razu by poznali cel mojego przyjazdu do Pary�a! Wyci�gn�liby te�, �e to ja zabi�em sekretark� Moreau, chc�c si� dowiedzie�, gdzie go szuka�!
- Wi�c przyjmij moje szczere gratulacje - rzek� rozm�wca z Niemiec. - Dostaniemy Moreau, obecnie przedstawia dla nas olbrzymie zagro�enie. To tylko kwestia czasu, kiedy uda ci si� do ko�ca wype�ni� misj�. Zgadza si�?
- Jestem o tym przekonany. Ale dzwoni� w zupe�nie innej sprawie.
- O co chodzi?
- �ledzi�em nie oznakowany samoch�d s�u�bowy z Deuxieme Bureau, kt�ry przez wiele godzin sta� przed ambasad� ameryka�sk�. Chyba sam przyznasz, �e to do�� niezwyk�e.
- Owszem. I co dalej?
- Teraz wiem, �e francuscy agenci �ledz� �on� ambasadora, Frau Courtland. W�a�nie wesz�a do wytwornego salonu z wyrobami sk�rzanymi przy...
- M�j Bo�e! - wykrzykn�� tamten. - To punkt kontaktowy "Andre"!
- Nie rozumiem...
- Zosta� na miejscu. Odezw� si� za chwil�. Up�ywa�y minuty. M�czyzna w peugeocie zacz�� nerwowo b�bni� palcami lewej r�ki o kierownic�, bez przerwy trzymaj�c aparat telefoniczny przy twarzy. Wreszcie ws�uchawce znowu rozleg� si� g�os Niemca:
- Pos�uchaj mnie uwa�nie, Pary� - rzuci� stanowczym tonem. - Musieli j� zdemaskowa�.
- Kogo, mein Herr?
- Mniejsza z tym. Masz tylko wykonywa� rozkazy. Zabij t� kobiet� jak najszybciej! Musisz to zrobi� za wszelk� cen�!
* * *
ROZDZIA� 24
Daniel Rutherford Courtland, pe�ni�cy funkcj� ambasadora w Pary�u, w milczeniu wpatrywa� si� w przedstawione mu dokumenty. Czyta� tekst raz za razem, a� w ko�cu zapiek�y go oczy. W ko�cu, gdy �zy pociek�y mu po twarzy, otar� je wierzchem d�oni i wyprostowa� si� na krze�le stoj�cym przy biurku Wesleya Sorensona. - Przykro mi, panie ambasadorze - odezwa� si� dyrektor Wydzia�u Operacji Konsularnych. - Sprawi�o mi to ogromny b�l, ale musia�em panu wyjawi� prawd�.
- Rozumiem.
- Je�li ma pan jakiekolwiek w�tpliwo�ci, Karl Schneider jest got�w przylecie� do Waszyngtonu i osobi�cie z panem porozmawia�.
- Przes�ucha�em ca�� nagran� przez pana rozmow�. Czeg� mi wi�cej trzeba?
- To mo�e w takim razie porozmawia z nim pan przez telefon? Nie chcia�bym, aby zrodzi�y si� podejrzenia, �e spreparowa�em to nagranie. Numer znajdzie pan w ksi��ce telefonicznej, mo�na r�wnie� zapyta� operatora z centrali... To prawda, �e mogli�my r�wnie� podstawi� tego cz�owieka, ale poniewa� sprawa ujrza�a �wiat�o dzienne nie wcze�niej, jak trzydzie�ci godzin temu, zapewniam, �e nawet by�my nie zd��yli dokona� odpowiednich zmian we wpisach urz�d�w telekomunikacyjnych.
- Chyba panu zale�y na tym, abym zadzwoni�, prawda?
- M�wi�c szczerze, tak. - Sorenson podni�s� z s�siedniego stolika aparat telefoniczny i postawi� go przed Courtlandem. - To zwyk�a linia miejska, rozmowy nie s� kontrolowane, nawet nie przechodz� przez centralk� w moim sekretariacie. Mo�e mi pan wierzy�. Prosz�, a oto numer.
- Wierz� panu na s�owo.
Courtland podni�s� s�uchawk� i nakr�ci� numer kierunkowy do Centralii w stanie Illinois, odczytuj�c kolejne cyfry z le��cej przed nim kartki, po czym zapyta� tamtejszego operatora o numer Schneidera. Po chwili przerwa� po��czenie i jeszcze raz wybra� podany numer. - Tak, s�ucham - odezwa� si� starczy g�os z do�� wyra�nym obcym akcentem.
- Nazywam si� Daniel Courtland...
- Ach, tak. Uprzedzono mnie, �e pan mo�e dzwoni�. Ta sprawa bardzo dzia�a mi na nerwy, chyba mnie pan rozumie? - Tak, oczywi�cie. Mnie r�wnie�. Czy mog� zada� panu pytanie?
- Prosz�. S�ucham.
- Jaki jest ulubiony kolor mojej �ony?
- Czerwony, we wszystkich odcieniach. Mo�e by� te� r�owy b�d� lila.
- A co najbardziej lubi jada� poza domem?
- Ciel�cin� przyrz�dzon� po w�osku... Jak to si� nazywa? Chyba piccata.
- Ma te� sw�j ulubiony rodzaj szamponu do w�os�w. Czy mo�e mi pan powiedzie� jaki?
- Mein Gott, musia�em go specjalnie zamawia� w naszej aptece i wysy�a� jej do Chicago w czasie studi�w. To myd�o w p�ynie z dodatkiem pewnego sk�adnika, ketokonzolu.
- Bardzo dzi�kuj�, panie Schneider... Ta sprawa jest r�wnie bolesna dla nas obu.
- Dla mnie o wiele bardziej, prosz� pana. Janin� by�a wspania�ym dzieckiem, nadzwyczaj m�drym. Nie potrafi� zrozumie�, dlaczego tak w�a�nie musia�o si� sta�.
- Ja r�wnie�, panie Schneider. Jeszcze raz dzi�kuj�. Do widzenia. Courtland od�o�y� s�uchawk� i odchyli� si� na oparcie krzes�a. - O dw�ch pierwszych szczeg�ach m�g� si� jako� dowiedzie�, ale na pewno nie o szamponie.
- Dlaczego?
- Bo ow� mieszank� przygotowuj� farmaceuci na podstawie recepty. Ten dodatkowy sk�adnik jest skutecznym lekiem przeciwko dermatitis seborrhoica, pewnej dolegliwo�ci sk�ry g�owy, kt�ra od czasu do czasu daje si� mojej �onie we znaki. Utrzymuje ten fakt w �cis�ej tajemnicy, dlatego te� zawsze realizowa�em recepty wypisane na mnie, podobnie jak Schneider.
- Czyli jest pan przekonany? "
- Stokro� wola�bym m�c wykrzykn�� "bzdura!" i z czystym sumieniem wraca� do Pary�a. Ale teraz to ju� niemo�liwe.
- Owszem, zgadza si�.
- To wszystko mi si� w g�owie nie mie�ci. Zanim pozna�em Janin�, prze�y�em szcz�liwe lata pierwszego ma��e�stwa. Mia�em wspania�� �on� i cudowne dzieciaki, ale Departament Stanu ci�gle mnie przenosi� z jednego kra�ca �wiata na drugi. Po�udniowa Afryka, Kuala Lumpur, Maroko, Genewa... Ca�y czas by�em zwyk�ym urz�dnikiem ataszatu, dopiero p�niej otrzyma�em nominacj� na ambasadora w Finlandii.
- Po prostu pana wypr�bowywali. Chyba nale�a�oby si� cieszy�, �e w ko�cu wy�owili pana po�r�d ca�ej rzeszy podrz�dnych dyplomat�w i uczynili ambasadorem we Francji, bo jest to przecie� jedno ze stanowisk zarezerwowanych dla energicznych i przebojowych polityk�w.
- By�o to mo�liwe jedynie dzi�ki temu, �e zdo�a�em ugasi� w zarodku kilka niegro�nych po�ar�w - odpar� Courtland. Dzia�o si� to wtedy, kiedy przy Quai d'Orsay narasta�y nastroje antyameryka�skie, a i w Waszyngtonie pokutowa�y w�wczas pewne antyfrancuskie stereotypy. Przypuszczam, �e nie�le mi posz�o. - Wygl�da na to, �e tak.
- Utraci�em jednak rodzin�.
- Jak to si� sta�o, �e Janin� Clunes wkroczy�a w pa�skie �ycie? - Sam si� nad tym wielokrotnie zastanawia�em. Do dzi� nie umiem powiedzie�, jak dosz�o do tak szybkiego ma��e�stwa. Po rozwodzie, jak to zwykle bywa, mia�em paskudny nastr�j. �ona z dzie�mi wr�ci�a do Iowy, wi�c sprzeda�em dom, wynaj��em mieszkanie i zacz��em wie�� �ycie samotnika. By�em zdany tylko na siebie, sam na sam z ponurymi my�lami. Znalaz�em si� w pr�ni. To koledzy z Departamentu Stanu postanowili mnie przywr�ci� do �ycia, wci�� zapraszali na jakie� przyj�cia, spotkania. I kt�rego� wieczoru, podczas bankietu w ambasadzie brytyjskiej, moj� uwag� przyci�gn�a czaruj�ca kobieta, niezwykle b�yskotliwa, pe�na energii. Wzi�a mnie pod r�k� i prowadza�a od jednej grupki do drugiej, nawi�zuj�c niezwykle przyjemne dla mnie rozmowy, ale poniewa� przebywali�my w gronie znajomych dyplomat�w, nie bra�em zanadto do serca tych wszystkich pochlebstw. Na ni� to chyba jednak podzia�a�o, zaimponowa�em jej, natychmiast zacz�a pobudza� moj� pewno�� siebie... Dalej chyba mo�e pan sobie dopowiedzie�.
- Owszem, to nietrudne.
- W�a�nie. Trudno zaczyna by� dopiero teraz. I co ja mam robi� w tej sytuacji? Chyba powinna mnie ogarn�� w�ciek�o�� i rozgoryczenie za jej zdrad�, powinienem si� przeistoczy� w dzik� besti� ��dn� krwi. Ale nie odczuwam niczego podobnego. Czuj� si� pusty, wypalony do cna. Oczywi�cie, z�o�� rezygnacj�, by�oby g�upot� ci�gn�� to dalej. Je�li wysokiego urz�dnika s�u�b dyplomatycznych mo�na w ten spos�b podej��, to powinien si� natychmiast wycofa�, a nawet ucieka� w te p�dy do najbli�szej zawod�wki hydraulicznej. - My�l�, �e mo�e pan w znacznie lepszy spos�b przys�u�y� si� i sobie, i ojczy�nie - rzek� Sorenson.
- Jak? Wr�ci� tam i pr�bowa� naprawi� wyrz�dzone szkody?
- Nie, uczyni� co� o wiele trudniejszego. Zapomnie� o naszym spotkaniu i ca�ej tej rozmowie, wr�ci� do Pary�a i udawa�, �e nic si� nie sta�o. Oszo�omiony Courtland przez chwil� wpatrywa� si� w twarz dyrektora Wydzia�u Operacji Konsularnych.
- Pomijaj�c ju� fakt, �e jest to niewykonalne - odezwa� si� w ko�cu - ��da pan ode mnie rzeczy nieludzkiej. Po prostu nie m�g�bym tak post�pi�.
- Jest pan do�wiadczonym dyplomat�, panie ambasadorze. Nigdy nie obj��by pan stanowiska w Pary�u, gdyby by�o inaczej. - Ale to, o co pan prosi, wykracza poza ramy dyplomacji, nale�y raczej do sfery podda�stwa, z kt�r� walczy ka�dy pracownik s�u�b dyplomatycznych. Nie widz� sposobu na uciszenie mojego sumienia. Podejrzewam, �e te uczucia, kt�re przed chwil� panu wymieni�em, natychmiast mnie dopadn�, kiedy tylko ponownie ujrz� Janin�. Domaga si� pan ode mnie rzeczy niewykonalnej. - Prosz� mi pozwoli� wyja�ni� moje stanowisko, panie ambasadorze - wtr�ci� Sorenson zdecydowanie bardziej stanowczym tonem. - Jest dok�adnie tak, jak pan powiedzia�. Z pozoru mo�e si� wydawa� niewykonalne nak�onienie do �lubu z prawdziwym sonnenkindem, fanatyczn� nazistk�, cz�owieka o pa�skiej inteligencji i bogatym do�wiadczeniu, wysokiego oficera s�u�b dyplomatycznych, znaj�cego tajniki pracy ambasad na ca�ym �wiecie, w pe�ni zdaj�cego sobie spraw� z ci�g�ego zagro�enia mo�liwo�ci� infiltracji jego plac�wki przez obcych szpieg�w. Ale powiem panu, co wydaje si� jeszcze bardziej niewykonalne. Ci ludzie ukrywali si� przez pi��dziesi�t lat, a teraz, kiedy nadszed� ich czas, zaczynaj� wy�azi� z ka�dego zakamarka niczym szczury. Nie wiemy ani kim s�, ani sk�d przychodz�, obserwujemy jedynie ich wzmo�on� aktywno��. Sporz�dzili list�, na kt�rej figuruj� setki najwy�ej postawionych osobisto�ci, jakoby przynale��cych do tego og�lno�wiatowego ruchu. Chyba nie musz� panu przybli�a� atmosfery strachu i zagro�enia, jaka rozszerza si� w tym kraju i u naszych najwa�niejszych sprzymierze�c�w, powinien pan j� zna� doskonale. Tylko patrze�, jak wybuchnie powszechna histeria, zaczn� si� polowania... Kto jest, a kto nie jest nazist�?
- Nie mam zamiaru podawa� w w�tpliwo�� tego wszystkiego, co pan powiedzia�. C� jednak mo�e zmieni� m�j powr�t do Pary�a i dalsze odgrywanie roli nie�wiadomego m�a?
- Musimy zdoby� informacje, panie ambasadorze. Trzeba si� dowiedzie�, Jakie cele postawiono przed wszystkimi Dzie�mi S�o�ca, pozna� ich sposoby przekazywania meldunk�w, prawdziw� rol�, kt�r� maj� odegra� w�r�d nowej generacji faszyst�w. Chyba sam pan rozumie, �e musi istnie� rozleg�a struktura organizacji, rozbudowana hierarchia s�u�bowa, w kt�rej obecna pani Courtland, b�yskotliwa �ona ameryka�skiego ambasadora we Francji, zajmuje na pewno niepo�lednie miejsce.
- Naprawd� s�dzi pan, �e Janin� nie�wiadomie doprowadzi was do swoich rozkazodawc�w?
- Jest najwa�niejszym ogniwem, jakie do tej pory zidentyfikowali�my. M�wi�c szczerze, jest jedynym ogniwem. Je�li nawet wykryjemy innego sonnenkinda, to jej pozycja i �rodowisko, w kt�rym dzia�a, a tak�e fakt, �e przebywa zaledwie o godzin� drogi samolotem od granicy niemieckiej, czyni� z niej niezwykle wa�n� osob�. Je�li nawi��e kontakt ze swoimi zwierzchnikami albo oni skontaktuj� si� z ni�, mo�emy z�apa� pewny trop wiod�cy do zamaskowanych przyw�dc�w ca�ego ruchu. A przede wszystkim musimy ich odnale�� i zdemaskowa�. Jak mawiaj� lekarze, to jedyna nadzieja wyleczenia tego z�o�liwego nowotworu... Pom� nam, Danielu. Bardzo ci� o to prosz�. Courtland ponownie milcza� przez d�u�szy czas. Raz i drugi poruszy� si� niespokojnie na krze�le, wyra�nie nie wiedzia�, co zrobi� z r�kami. Wierci� si�, przeci�ga� palcami po swych szpakowatych "W�osach, to zn�w drapa� si� w policzek. Znikn�a gdzie� pe�na dumy poza ambasadora. Wreszcie powiedzia�:
- Widzia�em skutki dzia�alno�ci tych bandyt�w i mog� ich jedynie przeklina�... Nie potrafi� obieca�, czy podo�am tej roli, ale przynajmniej spr�buj�.
Janin� Clunes Courtland podesz�a do szerokiego, obitego sk�r� kontuaru w salonie i poprosi�a sprzedawc� o przywo�anie kierownika sklepu. Po chwili zjawi� si� niewysoki, przysadzisty m�czyzna w wytwornej peruczce o s�omkowo-blond w�osach, kt�re obfit� fal� spada�y mu na kark. By� ubrany w kompletny str�j je�dziecki, w��cznie ze sztylpami i sk�rzanymi butami o wysokiej cholewce. - S�ucham, madame. W czym mog� pom�c? - zapyta� po francusku, spojrzawszy przelotnie na wn�trze sklepu, w kt�rym znajdowa�o si� paru elegancko ubranych klient�w; niekt�rzy siedzieli, przymierzaj�c buty, inni chodzili mi�dzy rega�ami. - Prowadzi pan znakomity salon - zauwa�y�a �ona ambasadora, specjalnie m�wi�c z wyra�nym ameryka�skim akcentem. - Ach, pani przyjecha�a ze Stan�w - oznajmi� m�czyzna z zachwytem.
- Czy to a� tak oczywiste?
- Ale� sk�d, madame. Doskonale m�wi pani po francusku.
- M�j przyjaciel, Andre, bez przerwy mnie chwali, ale zawsze mi si� wydawa�o, �e Andre m�wi to jedynie przez grzeczno��. Nie powinien by� dla mnie a� tak wyrozumia�y.
- Andre? - zapyta� badawczo kierownik sklepu, przygl�daj�c jej si� z uwag�.
- Wspomina� mi, �e by� mo�e pan b�dzie go pami�ta�.
- No c�, Andre to bardzo popularne imi�, prawda, madame? Na przyk�ad przedwczoraj pewien nasz sta�y klient o imieniu Andre zostawi� par� but�w do naprawy, s� ju� gotowe i mo�na je odebra�. - Ach tak, je�li dobrze sobie przypominam, Andre m�wi�, �e chce odda� buty do naprawy.
- Prosz� za mn�. M�czyzna ruszy� w g��b sklepu, odchyli� ci�k� zielon� kotar� zas�aniaj�c� w�skie przej�cie i przepu�ci� nieoczekiwanego go�cia. Opr�cz nich na zapleczu nie by�o nikogo.
- Zak�adam, �e jest pani tym... za kogo pani� uwa�am.
- Chyba nie chce pan, �ebym wymieni�a swoje nazwisko, monsieur?
- Ale� sk�d, madame.
- Odebra�am instrukcje w Waszyngtonie. Powiedziano mi, �e dodatkowo mog� si� pos�u�y� has�em Catbird.
- Dzi�kuj�, to mi wystarczy. Dodatkowe has�o zmieniamy co tydzie�. Prosz� dalej. Wyprowadz� pani� tylnym wyj�ciem do samochodu i zostanie pani przewieziona do mi�ego lunaparku, niedaleko za Pary�em. Prosz� podej�� do drugiej furtki w po�udniowej bramie i zacz�� si� wyk��ca� z bileterem, �e Andre mia� tu zostawi� dla pani bezp�atn� wej�ci�wk�. Czy to jasne?
- Tak, oczywi�cie. Po�udniowa brama, druga furtka, mam si� wyk��ca� z bileterem o wej�ci�wk�, kt�r� powinien zostawi� Andre. - Chwileczk�. Kierownik sklepu podszed� do biurka i wcisn�� klawisz interkomu. - Gustav, mamy przesy�k� dla monsieur Andre. B�d� �askaw zej�� jak najszybciej do samochodu. Wyszli na w�sk�, �lep� uliczk� na ty�ach sklepu. Janin� ledwie zd��y�a zaj�� miejsce w kabinie wskazanej furgonetki, gdy zjawi� si� kierowca. Pospiesznie uruchomi� silnik i wyprowadzaj�c w�z na ulic�, rzek� obcesowo:
- Prosz� nie odzywa� si� do mnie przez ca�� drog�. Kierownik sklepu wr�ci� do swojego biura, podszed� do interkomu, wcisn�� drugi klawisz i oznajmi�:
- Musz� dzi� wcze�niej wyj��, Simone. Ruch niewielki, a ja jestem wyko�czony. Zamknij o sz�stej, zobaczymy si� jutro rano. Szybkim krokiem poszed� na pobliski parking i odczepi� sw�j motorower. Wystarczy�o, �e tr�ci� nog� peda� startera, a silnik natychmiast zaskoczy�. Cz�owiek z wpraw� wcisn�� si� mi�dzy auta na szerokiej alei i odjecha�. Tymczasem w salonie zadzwoni� telefon. Sprzedawca podni�s� s�uchawk� i wymieni� nazw� sklepu:
- "La Selle et les Bottes".
- Monsieur Rambeau! - wrzasn�� jaki� m�ski g�os. - Immediatement!
- Przykro mi - odpar� lodowatym tonem, ura�ony arogancj� rozm�wcy - monsieur Rambeau wyszed� ju� dzi� ze sklepu.
- Gdzie on jest?
- A sk�d mia�bym to wiedzie�? Nie jestem