Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Zobacz podgląd pliku o nazwie 1645 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
tytu�: "Obro�ca ulicy"
autor: John Grisham
tytu� orygina�u: "THE STREET LAWYER"
prze�o�y�: Andrzej Leszczy�ski
tekst wklepa�:
[email protected]
Ilustracja i projekt graficzny ok�adki:KLAUDIUSZ MAJKOWSKI
Redakcja merytoryczna: EL�BIETA GEPNER
Redakcja techniczna: ANDRZEJ WITKOWSKI
Informacje o nowo�ciach i pozosta�ych ksi��kach Wydawnictwa AMBER oraz mo�liwo�� zam�wienia mo�ecie Pa�stwo znale��
na stronie Internetu http://www.amber.supermedia.pl
Copyright (c)1998 Belfry Holdings. Inc.
All Rights Reserved.
For the Polish edition
(c) Copyright by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o. 1998
ISBN 83-7169-779-1
WYDAWNICTWO AMBER Sp. z o.o.
00-108 Warszawa, ul. Zielna 39, tel. 620 40 13, 620 81 62 Warszawa 1998. Wydanie I
* * *
ROZDZIA� 1
M�czyzna w gumiakach wszed� do windy za mn�, ale na pocz�tku go nie spostrzeg�em. Poczu�em go za to - pora�aj�cy od�r kiepskiego tytoniu i taniego wina; dow�d �ycia na ulicy bez myd�a. Byli�my sami, a kiedy wreszcie zerkn��em przez rami�, dostrzeg�em gumiaki, czarne, brudne i o wiele za du�e. Wy�wiechtany i pomi�ty p�aszcz si�ga� do kolan. Facet wydawa� si� masywny, wr�cz t�gi, ale po prostu by� tak grubo ubrany. Zim� waszyngto�scy bezdomni wk�adaj� na siebie wszystko, co maj�. Tak to sobie przynajmniej wyobra�am. By� czarny, podstarza�y. Mia� sko�tunione w�osy i brod�, g�sto przetykane siwizn�, od lat nie myte ani nie strzy�one. Patrzy� prosto przed siebie zza ciemnych okular�w s�onecznych, ca�kowicie mnie lekcewa��c, a� przez chwil� zrobi�o mi si� g�upio, �e przygl�dam mu si� tak natr�tnie. Ten cz�owiek nale�y do innego �wiata - pomy�la�em. To nie jego budynek ani jego winda, nie ma tu czego szuka�. Prawnicy ze wszystkich o�miu pi�ter gmachu firmy ��daj� za godzin� swych us�ug stawek, kt�re wci�� budzi�y moje zdziwienie, cho� pracuj� tu ju� siedem lat. To musia� by� zwyk�y w��cz�ga, kt�ry szuka schronienia przed ch�odem. W stolicy to normalne, dlatego te� specjalnie zatrudnia si� ochroniarzy, by nie wpuszczali takich szumowin do biura. Dopiero gdy winda stan�a na pi�tym pi�trze, u�wiadomi�em sobie, �e to nie on nacisn�� guzik. Po prostu wlaz� za mn�. Wyskoczy�em szybko i po chwili, ju� w ol�niewaj�cej, wyk�adanej marmurami recepcji kancelarii "Drak� & Sweeney" zerkn��em jeszcze raz przez rami�. Obdartus sta� ci�gle w windzie i uparcie patrzy� przed siebie, nadal jakby mnie nie widzia�. Pani Devier, chyba najenergiczniejsza z recepcjonistek, jak zwykle obrzuci�a mnie spojrzeniem pe�nym zawodowej pogardy.
- Uwaga na wind� - b�kn��em.
- Dlaczego?
- Przyjecha� jaki� w��cz�ga. By� mo�e trzeba b�dzie wezwa� ochron�. - Ach, te m�ty - mrukn�a z wystudiowanym francuskim akcentem. - Warto by te� przygotowa� jakie� �rodki odka�aj�ce. Ruszy�em korytarzem, zsuwaj�c p�aszcz z ramion, b�yskawicznie zapominaj�c o w��cz�dze w gumiakach. Na popo�udnie mia�em zaplanowanych kilka narad, niezwykle wa�nych spotka� z wa�nymi klientami. Skr�ci�em za r�g i ju� otwiera�em usta, �eby si� przywita� z Polly, moj� sekretark�, kiedy w recepcji hukn�� wystrza�. Pani Devier sta�a za pulpitem i os�upia�a, wytrzeszczonymi oczami gapi�a si� na wylot lufy dziwnie wielkiego pistoletu tkwi�cego w d�oni mego najnowszego znajomego z ulicy. A poniewa� wci�� znajdowa�em si� najbli�ej, w��cz�ga natychmiast skierowa� bro� w moj� stron�, wi�c i ja zastyg�em bez ruchu. - Nie strzelaj - powiedzia�em, unosz�c r�ce. Widzia�em wystarczaj�co du�o film�w sensacyjnych, �eby skojarzy�, jak powinienem si� zachowywa�. - Stul pysk - warkn�� tonem znamionuj�cym wielk� pewno�� siebie. W korytarzu za moimi plecami powsta� zgie�k. Kto� krzykn��: "On ma pistolet!" Zaraz jednak g�osy stopniowo przycich�y, potem umilk�y, w miar� jak koledzy znikali w wyj�ciu ewakuacyjnym. Oczami wyobra�ni widzia�em nawet, jak wyskakuj� z okien na chodnik. Sta�em akurat na wysoko�ci ci�kich dwuskrzyd�owych drzwi sali konferencyjnej, w kt�rej obradowa�o o�miu adwokat�w z sekcji procesowej - o�miu nieugi�tych i nieustraszonych cwaniak�w, po�wi�caj�cych �ycie oskubywaniu innych z forsy. Za najostrzejszego w�r�d nich uchodzi� ma�y niewy�yty p�dziwiatr o nazwisku Rafter. To w�a�nie on otworzy� z hukiem drzwi, wypad� na korytarz i rzuci�:
- Co jest, do cholery?! Lufa armaty natychmiast skierowa�a si� ku niemu. Chyba w�a�nie w tym momencie w��cz�ga w gumiakach znalaz� to, czego szuka�.
- Od�� t� spluw�! - rozkaza� stanowczo Rafter. Drugi wystrza� odbi� si� g�o�nym echem po ca�ej recepcji, kula wbi�a si� w sufit do�� wysoko nad g�ow� Raftera, ale skutecznie przekszta�ci�a go z powrotem w zwyk�ego �miertelnika. Obdartus znowu wymierzy� we mnie i jednoznacznie da� znak ruchem g�owy. Potulnie ruszy�em za Rafterem do sali konferencyjnej. W pami�ci utkwi� mi widok przera�onej i roztrz�sionej pani Devier, stoj�cej ze s�uchawkami od centralki telefonicznej zsuni�tymi na szyj� i wpatruj�cej si� w swoje pantofle na wysokich obcasach, ustawione w wojskowym szyku obok kosza na �mieci. Facet w gumiakach zatrzasn�� za mn� drzwi i zatoczy� pistoletem szeroki �uk w powietrzu, demonstruj�c bro� o�miu adwokatom. Ale to przedstawienie by�o ju� zbyteczne. Ostry sw�d prochu wyczuwa�o si� nawet lepiej ni� od�r bij�cy od w�a�ciciela broni., W sali kr�lowa� masywny d�ugi st� zawalony r�nymi dokumentami i papierami, kt�re jeszcze chwil� temu wydawa�y si� piekielnie wa�ne. Okna wychodzi�y na rozleg�y parking. W g��bi znajdowa�y si� drugie drzwi prowadz�ce na korytarz.
- Wszyscy pod �cian� - poleci� obdartus, u�ywaj�c pistoletu jako nadzwyczaj por�cznej wskaz�wki. Po chwili za� przytkn�� mi armat� do g�owy i rzek�: - Zamknij drzwi na klucz. Szybko wykona�em rozkaz. O�miu specjalist�w w ca�kowitym milczeniu zbi�o si� za sto�em w gromadk�. Ja r�wnie� bez s�owa przekr�ci�em klucz w zamku jednych drzwi, potem drugich, i odwr�ci�em si� do w��cz�gi, jakbym czeka� na jego aprobat�. Sam nie wiem, czemu przypomnia�em sobie niedawny tragiczny wypadek na poczcie, kiedy to sfrustrowany urz�dnik wr�ci� po przerwie obiadowej z ca�ym arsena�em i pozbawi� �ycia pi�tnastu koleg�w. Skojarzenia pow�drowa�y dalej, w stron� masakry na stadionie i gangsterskich porachunk�w w barze szybkiej obs�ugi. Tam ofiarami pada�y niewinne dzieci i bogobojni, porz�dni obywatele. My byli�my grup� chytrych prawnik�w. Za pomoc� serii gard�owych pomruk�w i energicznych wymach�w pistoletem w��cz�ga zdo�a� ustawi� adwokat�w szeregiem pod �cian�, a gdy wreszcie uzyska� zadowalaj�cy go szyk, ponownie zwr�ci� uwag� na mnie. Zastanawia�em si�, czego on mo�e chcie�. Czy potrafi wyartyku�owa� najprostsze pytanie? Bo je�li tak, to ma wszelkie szans� uzyska� od nas, co mu si� tylko zamarzy. Nie widzia�em jego oczu za ciemnymi okularami, lecz on doskonale widzia� moje, gdy� lufa by�a skierowana prosto mi�dzy nie. Bez po�piechu zdj�� wy�wiechtany p�aszcz, z�o�y� go z namaszczeniem, jakby przed chwil� wyni�s� go z salonu mody, po czym umie�ci� po�rodku blatu. Ten sam smr�d, kt�ry uderzy� mnie w windzie, teraz zaatakowa� ze zdwojon� si��. W��cz�ga stan�� u szczytu sto�u i z jeszcze wi�kszym namaszczeniem zdj�� ciemnoszary w��czkowy sweter. Wreszcie zrozumia�em, dlaczego wydawa� mi si� nieproporcjonalnie t�gi. By� owini�ty szerokim pasem, zza kt�rego wystawa�y ko�ce grubych czerwonych lasek, od razu daj�cych si� zidentyfikowa� jako dynamit. Z ich g�rnych i dolnych ko�c�w wychodzi�y kable przypominaj�ce kolorowe nitki spaghetti, zebrane w p�czki po�yskuj�c� srebrzy�cie ta�m� izolacyjn�. W pierwszej chwili chcia�em si� rzuci� na pod�og�, pope�zn�� na czworakach do drzwi i licz�c na odrobin� szcz�cia, chybiony strza�, przekr�ci� z powrotem klucz w zamku, �eby - przy drugiej kuli tak samo szcz�liwie trafiaj�cej w �cian� - wytoczy� si� na korytarz. Ale kolana mia�em jak z waty, a serce mi chyba zamar�o, bo przesta�o pompowa� krew. Spod �ciany dolecia�y st�umione j�ki i g�o�ne syki, co najwyra�niej przeszkadza�o naszemu ciemi�zcy zebra� my�li.
- Cisza! - odezwa� si� tonem do�wiadczonego wyk�adowcy. Jego zimna krew zrobi�a na mnie wra�enie. W��cz�ga poprawi� kilka nitek spaghetti przy pasie i z przepa�cistej kieszeni spodni wyci�gn�� k��bek ��tego nylonowego sznurka oraz scyzoryk. Z oczywistych wzgl�d�w jeszcze raz powi�d� armat� przed nosami struchla�ych zak�adnik�w i oznajmi�:
- Nie chc� nikogo skrzywdzi�. Mi�o by�o to s�ysze�, chocia� zabrzmia�o niezbyt przekonuj�co. Naliczy�em dwana�cie czerwonych lasek. Doszed�em do przekonania, �e to wystarczy, aby koniec by� natychmiastowy i bezbolesny. Pistolet znowu obr�ci� si� w moj� stron�.
- Ty. Zwi�� ich. Rafter mia� tego do��. Niepewnie zrobi� krok do przodu i rzek�: - S�uchaj, kole�. Czego ty w�a�ciwie od nas chcesz? Hukn�� kolejny wystrza�, lecz i tym razem kula bezpiecznie utkwi�a w suficie. Zabrzmia�o to jak armatnia salwa, z korytarza dolecia� histeryczny pisk pani Devier b�d� innej kobiety. Rafter wcisn�� g�ow� w ramiona i cofn�� si�, a pot�ny �okie� Umsteada, kt�ry wyl�dowa� ci�ko na jego piersi, pom�g� mu z powrotem przyj�� postaw� wyprostowan� z plecami przyklejonymi do �ciany. - Zamknij si�! - sykn�� przez z�by Umstead.
- Nigdy wi�cej nie nazywaj mnie kolesiem - rzek� spokojnie w��cz�ga i wyraz "kole�" b�yskawicznie znikn�� z naszych s�ownik�w. - Jak powinni�my si� do pana zwraca�? - spyta�em cicho, zrozumiawszy, �e przypad�a mi w udziale rola rzecznika gromadki zak�adnik�w. Stara�em si� m�wi� �agodnie i bez l�ku, z pe�nym szacunkiem.
- Wystarczy "pan". Ca�kowicie odpowiada�o to wszystkim obecnym. Zadzwoni� telefon. Oczami wyobra�ni ujrza�em aparat rozpryskuj�cy si� na setki kawa�k�w od nast�pnej kuli, ale w��cz�ga tylko da� mi zna� i pos�usznie przesun��em telefon na koniec sto�u. Podni�s� s�uchawk� lew� r�k�, bo w prawej trzyma� pistolet, teraz jednak wymierzony w pier� Raftera. Gdyby mia�o w�r�d zak�adnik�w doj�� do g�osowania, w�a�nie Rafter by�by pierwszym koz�em ofiarnym. Stosunek g�os�w wyni�s�by osiem do jednego. - Halo - odezwa� si� Pan, przez chwil� s�ucha� w milczeniu, po czym od�o�y� s�uchawk�. Powoli odsun�� krzes�o i usiad� przy stole. - We� sznurek - rozkaza�. Poleci� mi zwi�za� pozosta�ym zak�adnikom r�ce. Poci��em link� na kawa�ki i przyst�pi�em do dzie�a, robi�c wszystko, by nie patrze� w twarze kolegom, dla kt�rych sta�em si� oprawc�. Przez ca�y czas czu�em pistolet wymierzony w plecy. W��cz�ga kaza� mi mocno zacisn�� sup�y, da�em wi�c prawdziwe przedstawienie dobywania z siebie wszelkich si�, podczas gdy w rzeczywisto�ci robi�em wi�zy mo�liwie najlu�niejsze. Rafter zacz�� co� mamrota� pod nosem, mia�em ochot� zdzieli� go w �eb. Z kolei Umstead tak napi�� mi�nie, �e gdy je rozlu�ni� po za�o�eniu p�t, zasup�ana linka omal nie zsun�a si� z jego r�k na pod�og�. Malamud oddycha� chrapliwie, po skroniach �cieka� mu pot. By� najstarszy na sali, nale�a� do grona wsp�lnik�w kancelarii. Dwa lata wcze�niej przeszed� zawa� serca. Mimo woli spojrza�em w oczy Barry'ego Nuzzo, jedynego mojego przyjaciela w�r�d gromadki zak�adnik�w. Byli�my w tym samym wieku, to znaczy mieli�my po trzydzie�ci dwa lata, i razem rozpoczynali�my prac� w firmie. On sko�czy� Princeton, ja Yale. No i nasze �ony pochodzi�y z Providence, tyle �e w jego ma��e�stwie wszystko si� uk�ada�o, po czterech latach mia� tr�jk� dzieci. A moje znajdowa�o si� w ostatnim stadium d�ugiej i �miertelnej choroby. Kiedy nasze spojrzenia si� zetkn�y, natychmiast pomy�la�em o dzieciach. Mog�em teraz Bogu dzi�kowa�, �e ja ich nie mam. Z ulicy dolecia�o st�umione wycie syren policyjnych i Pan rozkaza� mi pozamyka� �aluzje we wszystkich pi�ciu oknach sali. Metodycznie przyst�pi�em do wykonywania zadania, raz po raz zerkaj�c z nadziej� na parking, jak gdyby ju� to, �e doszed�em do okna, mog�o mi uratowa� �ycie. Na dole sta� samotny w�z patrolowy z w��czonym kogutem, gliniarze pewnie weszli ju� do budynku. Byli�my odizolowani: dziewi�ciu zak�adnik�w zdanych na �ask� Pana. Wed�ug ostatnich szacunk�w kancelaria Drake'a i Sweeneya zatrudnia�a w biurach rozrzuconych po ca�ym �wiecie o�miuset prawnik�w, z czego po�owa pracowa�a w tym gmachu, sterroryzowanym teraz przez w��cz�g�. Pan kaza� mi zadzwoni� do "szefa" i poinformowa� go, �e opr�cz pistoletu ma jeszcze dwana�cie lasek dynamitu. Wybra�em Rudolpha, kierownika sekcji antytrustowej, mojego bezpo�redniego prze�o�onego, i przekaza�em wiadomo��.
- Wszystko w porz�dku, Mik�? - zapyta� z przej�ciem. Pan skierowa� swoj� zabawk� na g�o�nik, pytanie Rudolpha zadudni�o echem w ca�ej sali.
- Jak najbardziej - odpar�em. - Spe�nijcie wszelkie jego ��dania. - A czego on chce?
- Tego jeszcze nie wiemy. , Obdartus machn�� pistoletem i przerwa� po��czenie. Zn�w u�ywaj�c broni jak treserskiego bicza, ustawi� mnie na posterunku przy stole, jakie� dwa metry od siebie. Zwr�ci�em uwag�, �e nabra� paskudnych manier bezmy�lnego grzebania paluchami w�r�d kabli opadaj�cych mu wzd�u� piersi. Popatrzy� na sw�j brzuch i kilka razy mocniej poci�gn�� za jeden z przewod�w.
- Widzisz ten czerwony? Jak go wyszarpn�, b�dzie po wszystkim. Ciemne okulary obr�ci�y si� w moj� stron�, badaj�c skuteczno�� ostrze�enia. Poczu�em si� zobligowany, �eby co� powiedzie�.
- Dlaczego mia�by pan to robi�? - spyta�em, panicznie usi�uj�c nawi�za� jakiekolwiek porozumienie.
- Wcale tego nie chc�. Tak tylko m�wi�... Uderzy�a mnie jego dykcja, wymawia� s�owa powoli i rytmicznie, z namys�em, bez �adnego po�piechu. Z pewno�ci� nale�a� do ulicznik�w i w��cz�g�w, ale musia� zna� tak�e lepsze �ycie.
- Czemu chce pan nas wszystkich zabi�? - ci�gn��em.
- Nie zamierzam dyskutowa� w tej sprawie - oznajmi�. Zrozumiano, Wysoki S�dzie: �adnych pyta�. �ycie ka�dego prawnika toczy si� wed�ug szczeg�owego harmonogramu, wi�c zgodnie z przyzwyczajeniami spojrza�em na zegarek, aby p�niej opisa� t� przygod� w sprawozdaniu, gdyby jakim� cudem uda�o nam si� prze�y�. By�o dwadzie�cia po pierwszej. Pan widocznie zbiera� my�li w skupieniu, gdy� przysz�o nam w pe�nej napi�cia ciszy czeka� czterna�cie d�ugich minut. Wci�� nie mog�em uwierzy�, �e wybi�a nasza godzina. Nie dostrzega�em �adnego powodu, �adnego motywu podobnej zbrodni. Na pewno nikt z nas nie mia� wcze�niej kontaktu z tym obdartusem. Przypomnia�em sobie, �e jeszcze w windzie przysz�o mi do g�owy, i� ten cz�owiek nie wszed� do biura w jakim� konkretnym celu. A wi�c zapewne tylko na �lepo szuka� zak�adnik�w. Na nasze nieszcz�cie uwa�a� zabijanie ludzi za co� normalnego w dzisiejszych czasach. Mieli�my pa�� ofiarami bezmy�lnej rzezi, jednej z tych, kt�re przez dob� kr�luj� w ca�ej prasie i sprawiaj�, �e spokojni obywatele z odraz� kr�c� g�owami. P�niej za� na pewno powinni�my si� sta� bohaterami serii dowcip�w o martwym adwokacie. Niemal widzia�em ju� te nag��wki w gazetach i s�ysza�em zgie�k t�ocz�cych si� reporter�w, a mimo to nie potrafi�em uwierzy�, �e czeka nas �mier�. Z korytarza dolatywa�y podniecone g�osy, z ulicy syreny nast�pnych woz�w patrolowych. W recepcji rozleg�y si� trzaski policyjnej kr�tkofal�wki. - Co jad�e� na lunch? - zwr�ci� si� do mnie Pan, przerywaj�c d�ugotrwa�e milczenie. Zbyt zaskoczony, �eby napr�dce wymy�li� jakie� k�amstwo, zawaha�em si� chwil�, po czym odpar�em:
- Pieczonego kurczaka w barze Caesara.
- By�e� sam?
- Nie, z przyjacielem. Um�wi�em si� z kumplem ze studi�w, pracuj�cym obecnie w Filadelfii. - Ile zap�aci�e� za ten lunch dla dw�ch os�b?
- Trzydzie�ci dolar�w. To mu si� nie spodoba�o.
- Trzydzie�ci - powt�rzy� cicho. - Za dwie porcje... Pokr�ci� g�ow� i powi�d� wzrokiem po o�miu pozosta�ych adwokatach. Mia�em nadziej�, �e nauczeni moim przyk�adem zaczn� k�ama�. Niekt�rzy mieli do�� poka�ne brzuszki, nie trzeba by�o zgadywa�, �e takim nie wystarcza przek�ska za trzydzie�ci dolar�w.
- A wiesz, co ja jad�em? - zn�w zwr�ci� si� do mnie.
- Nie.
- Zup�, Wodnist� zup� z krakersami, w przytu�ku. I bardzo si� cieszy�em, �e dosta�em je�� za darmo. Za trzydzie�ci dolar�w m�g�by� nakarmi� z setk� moich przyjaci�. Wiesz o tym? Pokiwa�em sm�tnie g�ow�, poj�wszy w okamgnieniu ca�y ogrom mego grzechu.
- Zbierz wszystkie portfele, portmonetki, zegarki i sygnety - rozkaza�, machn�wszy armat�.
- Czy mog� zapyta�, po co?
- Nie mo�esz. Wyj��em z kieszeni portfel, po�o�y�em go na stole, na wierzchu umie�ci�em zegarek i przyst�pi�em do metodycznego przetrz�sania kieszeni koleg�w. - B�dzie na obiad dla najbli�szych krewnych - orzek� w��cz�ga i wszyscy odetchn�li�my z ulg�. Kaza� mi w�o�y� ca�y �up do opr�nionej teczki, dok�adnie j� zamkn�� i znowu zadzwoni� do szefa". Rudolph odebra� ju� po pierwszym sygnale. Podejrzewa�em, �e dow�dca brygady antyterrorystycznej za�o�y� swoj� kwater� w jego gabinecie. < Rudolph? To znowu ja, Mik�. Nasz aparat jest prze��czony na g�o�nik. - W porz�dku, Mik�. Nic wam nie jest?
- Nie. Pos�uchaj, ten d�entelmen �yczy sobie, abym otworzy� drzwi od strony recepcji i wystawi� na korytarz czarn� teczk�. P�niej znowu b�d� musia� zamkn�� drzwi na klucz. Zrozumia�e�? Tak. Z pistoletem przytkni�tym do g�owy podkrad�em si� do wyj�cia i szybko wypchn��em teczk� na zewn�trz. W zasi�gu wzroku na korytarzu nie by�o �ywej duszy. Pracownika du�ej firmy prawniczej ma�o co jest w stanie pozbawi� rado�ci wystawiania rachunk�w za ka�d� godzin� swego cennego czasu. Przede wszystkim sen, dlatego wi�kszo�� z nas sypia bardzo kr�tko. Za to obiady najcz�ciej zach�caj� do zdwojenia wysi�k�w, gdy� przewa�nie s� to robocze spotkania z klientami, rzecz jasna, op�acane z ich konta. Wraz z up�ywem minut z�apa�em si� na tym, �e gor�czkowo szukam w my�lach sposobu, kt�ry pom�g�by czterystu adwokatom pracuj�cym w tym gmachu uzasadni� wystawienie rachunku za czas stracony na oczekiwanie ko�ca owego niespodziewanego terrorystycznego napadu. Prawdopodobnie wszyscy siedzieli teraz w swoich samochodach na parkingu, �eby nie marzn�� niepotrzebnie, i rozmawiali przez telefon, by mie� pretekst do wystawienia jeszcze jednego rachunku. Wygl�da�o na to, �e przez owo zdarzenie kancelaria ani troch� nie ucierpi. Wi�kszo�ci z czekaj�cych na dole gryzipi�rk�w wcale nie obchodzi�o, jak si� ta afera zako�czy. Marzyli jedynie o tym, by sta�o si� to jak najszybciej. Nasz�y mnie obawy, �e Pan zapad� w drzemk�. Szcz�ka mu opad�a, a oddech wyra�nie si� wyd�u�y�. Rafter chrz�kn�� cicho, chc�c przyci�gn�� moj� uwag�, po czym da� zna� energicznym ruchem g�owy, i� powinienem co� zrobi�. Ale problem polega� na tym, �e nawet je�li w��cz�ga drzema�, to w prawej d�oni wci�� trzyma� wymierzony we mnie pistolet, natomiast palce lewej r�ki zaciska� na z�owieszczym czerwonym kablu. Widocznie Rafter uwa�a� mnie za bohatera. Sam za�, chocia� uchodzi� za najostrzejszego i najbardziej wydajnego adwokata z sekcji procesowej, nie by� jeszcze wsp�lnikiem kancelarii. Nie tylko pracowali�my w r�nych dzia�ach, ale i nie s�u�yli�my razem w wojsku. Nie mia�em zamiaru wykonywa� jego rozkaz�w.
- Ile forsy zarobi�e� w ubieg�ym roku? - spyta� niespodziewanie Pan, jak si� okaza�o, wci�� zachowuj�cy czujno��. Ponownie mnie zaskoczy�.
- Co?... Zaraz... Musia�bym policzy�...
- Tylko nie k�am!
- Sto dwadzie�cia tysi�cy. To r�wnie� mu si� nie podoba�o.
- A ile z tego da�e� innym?
- Nie rozumiem.
- Ile wp�aci�e� na cele dobroczynne?
- No c�... Nie pami�tam dok�adnie... �ona prowadzi domow� rachunkowo��. Ca�a �semka pod �cian� jak na komend� przest�pi�a z nogi na nog�. Panu jeszcze bardziej nie podoba�a si� moja odpowied�. Nie by�o co liczy�, �e uda mu si� zamydli� oczy.
- I ona te�, jak si� domy�lam, wype�nia formularze podatkowe?
- Chodzi o indywidualny podatek dochodowy?
- Tak, jasne.
- To robi dzia� podatkowy naszej firmy. Znajduje si� na pierwszym pi�trze - W tym budynku?
- Tak.
- Wi�c po��cz si� z nimi i ka� tu przys�a� kopie zezna� podatkowych wszystkich obecnych w sali. Popatrzy�em w twarze moich koleg�w. Niekt�rzy mieli takie miny, jakby chcieli zawo�a�: "To ju� lepiej mnie zastrzel!" Chyba waha�em si� troch� za d�ugo, poniewa� Pan nagle podni�s� g�os:
- Rusz si�! - krzykn��, popieraj�c wag� rozkazu odpowiednim wymachem pistoletu. Zadzwoni�em do Rudolpha, a poniewa� i on d�ugo si� zastanawia�, ja te� musia�em na niego nakrzycze�.
- Prze�lij je tu faksem - doda�em. - Wystarcz� zeznania za ubieg�y rok. Przez kwadrans spogl�dali�my w milczeniu na stoj�cy w k�cie telefaks, maj�c cich� nadziej�, �e w��cz�ga u�yje swojej armaty, �eby si� rozprawi� z tym diabelskim urz�dzeniem.
* * *
ROZDZIA� 2
�wie�o mianowany sekretarzem ca�ej grupy, zebra�em plik wydruk�w i zaj��em miejsce przy stole wskazane mi przez Pana pistoletem. Moi koledzy ju� od dw�ch godzin stali na baczno�� pod �cian�, rami� przy ramieniu, prawie ca�kiem bez ruchu. Nie dziwi�o mnie, �e byli coraz bardziej zm�czeni i wygl�dali wr�cz �a�o�nie. Teraz mieli si� znale�� w jeszcze przykrzejszym po�o�eniu. - Zaczniemy od ciebie - odezwa� si� w��cz�ga. - Jak si� nazywasz? - Michael Brock - odpar�em uprzejmie, jakbym chcia� doda�: "Bardzo mi mi�o".
- Ile zarobi�e� w ubieg�ym roku?
- Ju� m�wi�em, sto dwadzie�cia tysi�cy. Brutto.
- A ile z tych pieni�dzy odda�e�? Nie mia�em w�tpliwo�ci, �e potrafi� go ok�ama�. Prawo podatkowe nie by�o moj� specjalno�ci�, s�dzi�em jednak, i� bez trudu zdo�am odpowiedzie� wymijaj�co na to pytanie. Odszuka�em kopi� swojego zeznania i zacz��em zbiera� my�li, wolno przerzucaj�c kartki. Przez drugi rok pracy na stanowisku starszego asystenta chirurgicznego Claire zarobi�a trzydzie�ci jeden tysi�cy, tote� nasze wsp�lne dochody prezentowa�y si� ca�kiem nie�le. Lecz musieli�my zap�aci� w sumie pi��dziesi�t trzy tysi�ce podatk�w - federalnych, stanowych oraz wszystkich innych - i po sp�aceniu rat studenckiego kredytu, pokryciu koszt�w podyplomowego kursu Claire, uregulowaniu czynszu wynosz�cego dwa tysi�ce czterysta miesi�cznie za bardzo �adne mieszkanie w Georgetown, rozliczeniu si� z po�yczki na dwa eleganckie samochody i wykupieniu obowi�zkowych ubezpiecze�, jak r�wnie� pokryciu wszelkich wydatk�w na do�� luksusowy styl �ycia, zdo�ali�my zainwestowa� w funduszu powierniczym zaledwie dwadzie�cia jeden tysi�cy. Pan czeka� cierpliwie. M�wi�c szczerze, jego ma�om�wno�� zaczyna�a mi dzia�a� na nerwy. Podejrzewa�em, �e specjali�ci z brygady antyterrorystycznej skradaj� si� kana�ami wentylacyjnymi, w�a�� na drzewa, zajmuj� posterunki na dachach s�siednich dom�w i uwa�nie ogl�daj� plany rozk�adu pomieszcze� w naszym gmachu, jednym s�owem robi� to wszystko, co pokazuje si� w filmach sensacyjnych, a tymczasem on sprawia� wra�enie ca�kiem oboj�tnego. Chyba pogodzi� si� ze swoim losem i by� got�w umrze�, czego w �adnym razie nie mo�na by�o powiedzie� o naszej dziewi�tce. Bezmy�lnie obraca� w palcach czerwony kabel, w zwi�zku z czym m�j puls utrzymywa� si� na rekordowym poziomie stu uderze� na minut�. - Przekaza�em tysi�c dolar�w na uniwersytet w Yale - odpar�em - i dwa tysi�ce na organizacj� "United Way".
- Pyta�em, ile pieni�dzy odda�e� na rzecz biedak�w. Nie wierzy�em, by cho� jeden cent z dotacji na uniwersytet zosta� przeznaczony na dokarmianie ubogich student�w.
- No c�, "United Way" finansuje r�ne akcje w mie�cie. Jestem pewien, �e pomaga r�wnie� najbiedniejszym.
- Ile ty sam da�e� na wy�ywienie g�oduj�cych?
- Zap�aci�em pi��dziesi�t trzy tysi�ce podatk�w, a z bud�etu federalnego wyp�aca si� zasi�ki, finansuje opiek� spo�eczn�, organizuje leczenie uzale�nionych dzieci i tak dalej.
- I zrobi�e� to z w�asnej woli, tkni�ty wsp�czuciem?
- Nie skar�y�em si� - sk�ama�em bez zaj�knienia.
- Czy kiedykolwiek dokucza� ci g��d? Pan lubi� proste, szczere odpowiedzi. Jakiekolwiek matactwa czy nawet cie� ironii nie przynios�yby �adnego rezultatu.
- Nie.
- Czy zdarzy�o ci si� spa� w zaspie �niegu?
- Nie.
- Zarabiasz kup� forsy, ale jeste� zbyt chciwy, by rzuci� par� groszy �ebrakom siedz�cym na chodniku. - Machn�� pistoletem w kierunku stoj�cych pod �cian� prawnik�w. - To dotyczy was wszystkich. Na pewno nieraz przechodzili�cie oboj�tnie obok mnie. Wydajecie wi�cej na swoj� ekskluzywn� kawk� ni� ja na dzienne wy�ywienie. Dlaczego nie chcecie pom�c biednym, chorym i bezdomnym? Przecie� macie tak du�o. Z�apa�em si� na tym, �e wzorem Pana spogl�dam niezbyt przychylnym okiem na t� gromad� chciwych �otr�w. Wi�kszo�� z uporem wbija�a wzrok w pod�og�. Tylko Rafter �mia�o patrzy� na wydruki le��ce na stole i zapewne przetwarza� w g�owie te same my�li, kt�re nas wszystkich nachodzi�y na widok takich Pan�w �ebrz�cych na ulicach Waszyngtonu - "Je�li dam ci teraz par� groszy, to po pierwsze, pop�dzisz zaraz do sklepu monopolowego, po drugie, b�dziesz �ebra� o wi�cej, a po trzecie, do ko�ca �wiata zostaniesz na tym chodniku". Zapad�o milczenie. Terkot helikoptera za oknem skierowa� moje my�li ku planom akcji, jakie gliniarze musieli uk�ada� na parkingu. Zgodnie z poleceniem w��cz�gi linia telefoniczna zosta�a zablokowana, byli�my odci�ci od �wiata. On chyba wcale nie zamierza� negocjowa� ani nawet rozmawia� z kimkolwiek. Mia� swoje uwa�ne audytorium tu, w sali konferencyjnej. - Kt�ry z nich zarabia najwi�cej? - zwr�ci� si� do mnie. Z tego grona tylko Malamud by� wspornikiem firmy, tote� si�gn��em po kopi� jego zeznania.
- Prawdopodobnie ja - b�kn�� adwokat.
- Jak si� nazywasz?
- Nate Malamud. Zacz��em przerzuca� kartki wydruku. Mia�em wyj�tkow� okazj� zapozna� si� z finansowymi szczeg�ami prawniczego sukcesu, jaki oznacza� awans na wsp�lnika kancelarii, ale nie odczuwa�em z tego powodu cienia satysfakcji. - Ile? - rzuci� kr�tko obdartus. Zag��bi�em si� w radosny g�szcz podatkowego be�kotu. Chcia�em zapyta�: "Co pan sobie �yczy? Przych�d brutto? Netto? Doch�d podlegaj�cy opodatkowaniu? Wynagrodzenie ze stosunku pracy? A mo�e dochody z inwestycji kapita�owych i obrotu papierami warto�ciowymi?" Malamud wyci�ga� z kancelarii pi��dziesi�t tysi�cy miesi�cznie, a jego roczna premia z zysk�w - w�a�nie ta, kt�ra jest marzeniem wszystkich aplikant�w - wynios�a pi��set dziesi�� tysi�cy. To by� bardzo dobry rok dla firmy, nikt nie mia� co do tego w�tpliwo�ci. Ka�dy ze wsp�lnik�w odnotowa� doch�d przekraczaj�cy milion dolar�w. Postanowi�em zagra� w ciemno. Na drugiej stronie zeznania figurowa� ca�y szereg innych �r�de� przychod�w, dywidend, dzier�awy nieruchomo�ci i drobnych inwestycji, mia�em jednak nadziej�, �e nawet je�li w��cz�ga sam zajrzy do formularza, pogubi si� w rubrykach.
- Milion sto tysi�cy - odpar�em, pomijaj�c milczeniem ponad dwie�cie tysi�cy z pozosta�ych �r�de�. Pan przez chwil� trawi� w my�lach t� sum�.
- Zarobi�e� ponad milion dolar�w - odezwa� si� do Malamuda, kt�ry nie mia� najmniejszego powodu, aby si� tego wstydzi�.
- Tak. Zgadza si�.
- A ile z tego przekaza�e� na g�oduj�cych i bezdomnych? Zaczyna�em ju� przeczuwa� cel owych docieka�.
- Nie pami�tam dok�adnie, ale razem z �on� przeznaczamy du�o na cele charytatywne. Na pewno zrobili�my darowizn�, zdaje si�, w wysoko�ci pi��dziesi�ciu tysi�cy dolar�w, na rzecz Wielkiej Fundacji Dystryktu Sto�ecznego. Jak z pewno�ci� pan wie, to organizacja zbieraj�ca datki na potrzebuj�cych. Naprawd� du�o rozdajemy i jeste�my z tego powodu bardzo szcz�liwi. - Nie w�tpi�, �e jeste�cie bardzo szcz�liwi - zauwa�y� Pan, po raz pierwszy zdobywaj�c si� na uszczypliwo��. Nie zamierza� jednak wys�uchiwa� przechwa�ek na temat naszej szczodro�ci. Domaga� si� konkretnych liczb. Poleci� mi spisa� na kartce wszystkie nazwiska, a obok nich umie�ci� doch�d z ubieg�ego roku oraz ��czn� wysoko�� odliczanych od podatku darowizn na cele dobroczynne. Praca ta wymaga�a troch� czasu, lecz nie wiedzia�em, czy powinienem j� specjalnie wyd�u�a�, czy si� pospieszy�. Zamierza� nas wysadzi� w powietrze, je�li mu si� nie spodobaj� wyliczenia? Z tego punktu widzenia trzeba by�o raczej odwlec ostateczno��. Niemniej uderzy�o mnie z pe�n� moc�, i� wszyscy rzeczywi�cie zarabiamy nie�le, ale bardzo ma�o przeznaczamy na pomoc innym. Zdawa�em sobie tak�e spraw�, �e im d�u�ej b�dzie trwa�a ta sytuacja, tym bardziej szalone pomys�y mog� obdartusowi przyj�� do g�owy. Nie m�wi�, �e b�dzie rozstrzeliwa� jednego zak�adnika co godzin�. Nie domaga� si� uwolnienia swoich koleg�wsais. Chyba w og�le niczego od nas nie chcia�. Metodycznie spisywa�em dane. Na czo�o zdecydowanie wybija� si� Malamud. Ty�y zamyka� Colburn, kt�ry pracowa� w kancelarii dopiero trzeci rok i zarabia� tylko osiemdziesi�t sze�� tysi�cy rocznie. Przy okazji zauwa�y�em ze zdziwieniem, �e m�j przyjaciel, Barry Nuzzo, w ubieg�ym roku zarobi� o jedena�cie tysi�cy wi�cej ode mnie. Powinni�my t� spraw� p�niej przedyskutowa�.
- Je�li zaokr�glimy sum�, otrzymamy ��czny doch�d trzech milion�w dolar�w - oznajmi�em g�o�no w��cz�dze, kt�ry zn�w wydawa� si� pogr��ony w drzemce, lecz nie wypuszcza� z r�ki czerwonego przewodu. Powoli pokr�ci� g�ow� z niedowierzaniem.
- Ile wysz�o w sumie darowizn dla potrzebuj�cych?
- Razem odpisy wynosz� sto osiemdziesi�t tysi�cy.
- Nie chc� wszystkich odpis�w. Nie stawiaj mnie i moich braci na r�wni z filharmoni�, synagog� czy tymi pi�knymi klubami tylko dla bia�ych, gdzie organizujecie aukcje starych win b�d� autograf�w gwiazd, a przy okazji dajecie par� groszy na miejscow� dru�yn� skaut�w. Chodzi mi o �ywno��, o jedzenie dla g�oduj�cych mieszka�c�w waszego miasta, mleko dla niemowl�t. Bo w�a�nie tu, w tym samym mie�cie, gdzie wy zarabiacie grube miliony, jest wiele dzieci, kt�re po nocach p�acz� z g�odu. Ile dali�cie najedzenie dla g�oduj�cych? Przez ca�y czas patrzy� na mnie. Ja wbija�em wzrok w le��ce na stole papiery. Nie umia�em go ok�ama�.
- Po ca�ym Waszyngtonie s� rozsiane przytu�ki i sto��wki, gdzie biedni i bezdomni mog� dosta� co� do zjedzenia - ci�gn��. - Ile pieni�dzy wy, bogacze, przekazali�cie tym o�rodkom? Dali�cie cho� jednego centa? - Mo�e nie bezpo�rednio - zacz��em - ale cz�� z tych darowizn... - Zamknij si�! Gro�nie machn�� pistoletem w moj� stron�.
- A schroniska dla bezdomnych? Noclegownie, gdzie mo�na si� przespa�, gdy na zewn�trz panuje mr�z? Ile schronisk jest wymienionych w tych papierach? Inwencja mnie zawiod�a.
- Ani jedno - przyzna�em cicho. Pan poderwa� si� z miejsca, odsuwaj�c krzes�o. Naszym oczom ukaza�y si� w ca�ej okaza�o�ci czerwone laski dynamitu wetkni�te za jego pas., - A co z tymi przychodniami, w kt�rych lekarze, porz�dni i lito�ciwi ludzie nawykli do zarabiania grubej forsy, po�wi�caj� czas na udzielanie pomocy chorym? Nie bior� do kieszeni ani centa, zadowalaj� si� marnymi rz�dowymi pensjami i dotacjami na zakup lek�w i wyposa�enia. Tyle �e teraz rz�d obra� nowy kurs i obcina wszelkie fundusze. W jaki spos�b wy wspomogli�cie te przychodnie? Rafter popatrzy� na mnie tak, jakbym m�g� nagle dozna� ol�nienia, znale�� jaki� haczyk w dokumentach i wykrzykn��: "Prosz� tylko spojrze�! Dali�my a� p� miliona dolar�w na sto��wki i przychodnie dla bezdomnych!" Rafter pewnie by tak post�pi�, ale nie ja. �ycie by�o mi jeszcze mi�e, a Pan nie wygl�da� na naiwnego. Zacz��em przerzuca� papiery, podczas gdy w��cz�ga podszed� do okna i wyjrza� na ulic� przez szczelin�, w �aluzjach. - Wsz�dzie pe�no glin - oznajmi� g�o�no, �eby�my wszyscy dobrze s�yszeli. - Jest nawet kilka karetek. Odsun�� si� od okna i podrepta� wzd�u� wielkiego sto�u w kierunku zak�adnik�w. Uwa�nie �ledzili ka�dy jego ruch, szczeg�lnie bacznie obserwuj�c laski dynamitu na brzuchu. On za� powoli uni�s� pistolet i z odleg�o�ci metra wymierzy� prosto w czubek nosa Colburna.
- Ile ty da�e� na leki dla biednych?
- Nic - wyj�ka� Colburn, zaciskaj�c silnie powieki, jakby mia� si� za chwil� rozp�aka�. Serce we mnie zamar�o. Wstrzyma�em oddech.
- Ile na wy�ywienie w przytu�kach?
- Nic.
- A na schroniska dla bezdomnych?
- Nic. Zamiast zastrzeli� Colburna, Pan wymierzy� z kolei w Nuzzo i powt�rzy� te trzy pytania. Pad�y identyczne odpowiedzi. W��cz�ga poszed� dalej wzd�u� szeregu, odtwarzaj�c dok�adnie sw�j rytua� i za ka�dym razem s�ysz�c to samo. Ku og�lnemu rozczarowaniu nie zastrzeli� nawet Raftera.
- Trzy miliony dolar�w - rzek� z obrzydzeniem - i ani centa dla chorych i g�oduj�cych. Jeste�cie �a�o�ni. I tak te� si� czuli�my. Ale w�a�nie wtedy poj��em, �e on wcale nie zamierza pozbawia� nas �ycia. Nie umia�em sobie jedynie wyja�ni�, sk�d taki obdartus zdoby� dynamit i kto go nauczy� pod��cza� zapalniki elektryczne. O zmierzchu o�wiadczy�, �e jest g�odny. Kaza� mi zadzwoni� do "szefa" i zam�wi� zup� z Misji Metodyst�w na rogu ulic 1 i Siedemnastej w dzielnicy P�nocno Zachodniej. Wed�ug niego tylko tam nie �a�owali jarzyn i dawali mniej gliniasty chleb ni� w innych przytu�kach.
- I serwuj� tam zup� na wynos? - zdziwi� si� niepomiernie Rudolph, a jego g�os wzmocniony przez telefon zadudni� echem w ca�ej sali. - R�b, co ci m�wi�! - warkn��em. - �ci�gnij tyle, �eby starczy�o na dziesi�� porcji. Pan kaza� mi si� szybko roz��czy� i nie blokowa� linii. Wyobrazi�em sobie, jak kilku naszych znajomych w eskorcie policji przedziera si� przez zakorkowane o tej porze ulice, wpada z hukiem do spokojnej misji, p�osz�c zast�py ulicznych obdartus�w pochylonych nad zup�, po czym zamawia dziesi�� porcji na wynos, z dodatkowymi racjami chleba. W��cz�ga znowu podszed� do okna, kiedy z zewn�trz dolecia� terkot helikoptera. Wyjrza� na ulic�, ale zaraz si� cofn�� i zacz�� skroba� po brodzie, widocznie pr�buj�c ogarn�� sytuacj�. Ciekaw by�em, jak� akcj� zaplanowa�a policja, skoro sprowadzi�a nawet �mig�owiec. A mo�e mia� s�u�y� do transportu rannych? Umstead ju� od godziny przest�powa� z nogi na nog�, co szczeg�lnie niepokoi�o zwi�zanych razem z nim Raftera i Malamuda. W ko�cu nie wytrzyma� i rzek� cicho:
- Przepraszam... Pan wybaczy, ale musz� i��... w ustronne miejsce. Pan nawet nie przesta� drapa� si� po brodzie.
- W ustronne miejsce? To znaczy dok�d?
- Musz� si� wysika� - odpar� Umstead pokornym tonem pierwszoklasisty. - D�u�ej ju� nie wytrzymam. W��cz�ga rozejrza� si� po sali i jego wzrok pad� na du�y porcelanowy wazon stoj�cy na stoliku do kawy. Machn�� energicznie pistoletem i poleci� mi rozwi�za� Umsteada.
- Tam jest twoje ustronne miejsce - wyja�ni�. Umstead ostro�nie wyj�� z wazonu bukiet �wie�ych kwiat�w i odwr�ciwszy si� do nas plecami, zacz�� sika� ze wzrokiem wbitym w ziemi�. Kiedy wreszcie sko�czy�, Pan rozkaza� nam przesun�� st� konferencyjny bli�ej okien. Sze�ciometrowej d�ugo�ci kolos, jak wi�kszo�� mebli w kancelarii, by� zrobiony z drewna orzechowego. Razem z Umsteadem, post�kuj�c i zapieraj�c si� ze wszystkich si�, zdo�ali�my go cal po calu przesun�� o dobre dwa metry, dop�ki w��cz�ga nie uzna�, �e to wystarczy. P�niej kaza� mi zwi�za� Raftera i Malamuda razem, pozostawiaj�c Umsteada nie skr�powanego. Nie potrafi�em sobie wyja�ni�, czym si� kierowa�. Nast�pnie poleci� siedmiu zak�adnikom usi��� na stole, plecami do okien. Nikt nie o�mieli� si� zapyta� po co, doszed�em jednak do wniosku, �e chcia� mie� �yw� tarcz� przed kulami snajper�w. P�niej si� dowiedzia�em, i� rzeczywi�cie policyjni strzelcy wyborowi zaj�li stanowiska na dachu s�siedniego budynku. By� mo�e ich zauwa�y�, wygl�daj�c mi�dzy �aluzjami. Po pi�ciu godzinach stania Rafter i pozostali z wyra�n� ulg� przyj�li zmian� pozycji. Umstead i ja zaj�li�my miejsca przy stole, natomiast Pan wr�ci� na krzes�o u jego szczytu. Rozpocz�o si� dalsze oczekiwanie. �ycie na ulicy musi uczy� cz�owieka wyj�tkowej cierpliwo�ci. W��cz�dze najwidoczniej bardzo odpowiada�o d�ugotrwa�e siedzenie bez ruchu, w ca�kowitym milczeniu. Nie mo�na by�o dojrze� jego oczu skrytych za ciemnymi szk�ami, ale g�ow� ca�y czas trzyma� sztywno, raczej nie spa�. - Kto si� zajmuje eksmisjami? - zapyta� w pewnym momencie, zaskakuj�c nas tak bardzo, �e nikt nie odpowiedzia�. Po kilku minutach powt�rzy� pytanie. Popatrzyli�my na siebie, zdziwieni, nie maj�c poj�cia, do czego zmierza. Zdawa� si� wpatrywa� w jeden punkt na blacie, nieopodal prawej stopy Colburna.
- Nie tylko lekcewa�ycie �ebrak�w, ale w dodatku pomagacie wyrzuca� bezdomnych na ulic�. Jak nale�a�o oczekiwa�, wszyscy zgodnie przytakn�li�my ruchem g�owy, jakby�my odtwarzali zapis ze wsp�lnej partytury. Je�li obdartus postanowi� nas obra�a�, byli�my gotowi przyj�� wszelkie inwektywy z ca�kowit� pokor�. Zup� dostarczono kilka minut przed si�dm�. Rozleg�o si� g�o�ne pukanie do drzwi i Pan poleci� mi przekaza� przez telefon, �e zastrzeli jednego z zak�adnik�w, je�eli zobaczy kogokolwiek na korytarzu. Ze szczeg�ami wyja�ni�em to Rudolphowi, dodaj�c od siebie, �eby policja nie pr�bowa�a �adnych sztuczek, gdy� rozpocz�li�my negocjacje. Rudolph odpar�, �e rozumie. Umstead podszed� do drzwi, przekr�ci� klucz w zamku i czeka� na dalsze instrukcje. Pan czai� si� tu� za nim, z pistoletem wymierzonym z odleg�o�ci dwudziestu centymetr�w w ty� jego g�owy.
- Uchyl drzwi, bardzo wolno - mrukn��. Ja sta�em nieco z ty�u, jakie� p� metra dalej. Posi�ek dostarczono na w�zku go�ca, s�u��cym do rozwo�enia papierzysk mi�dzy pokojami kancelarii. Szybko ogarn��em spojrzeniem cztery p�kate termosy z zup� i du�� papierow� torb� pe�n� nakrojonego chleba. Chyba nie pomy�leli o niczym do picia, ale tego nie by�o nam dane si� dowiedzie�. Umstead wychyli� si� na korytarz, chwyci� por�cz w�zka i ju� mia� go wci�gn�� do sali, gdy nagle hukn�� strza�. Policyjny snajper skry� si� za rega�em przy biurku pani Devier, jakie� dwana�cie metr�w od nas. Kiedy Umstead si� pochyli�, by przyci�gn�� w�zek, na u�amek sekundy ods�oni� g�ow� w��cz�gi. I to wystarczy�o. Pan zwali� si� do ty�u jak k�oda, a moj� twarz zala�a krew. Pomy�la�em, �e i ja zosta�em trafiony, i pami�tam, �e wrzasn��em z b�lu. Umstead wy� gdzie� w korytarzu. Tamtych siedmiu zeskoczy�o ze sto�u niczym wypuszczone z klatki psy i z okrzykami rzuci�o si� do wyj�cia. Jedni ci�gn�li drugich. Pad�em na kolana i zacisn��em oczy, czekaj�c na og�uszaj�c� eksplozj� dynamitu, a potem poczo�ga�em si� do drugich drzwi, byle jak najdalej od tej jatki. Przekr�ci�em klucz, szarpn��em za klamk�. I wtedy ostatni raz widzia�em Pana. Le�a� na jednym z naszych drogich, perskich dywan�w. R�ce mia� rozrzucone na boki, z dala od czerwonego kabla. W korytarzu zaroi�o si� nagle od komandos�w z brygady antyterrorystycznej, w grubych kamizelkach kuloodpornych i po�yskliwych czarnych he�mach. Z dwunastu kl�cza�o pod �cianami, mierz�c z broni. Z�apali nas i biegiem wyci�gn�li poza recepcj� do wind.
- Jest pan ranny? - zapyta� kt�ry�. Nie wiedzia�em. Na twarzy i koszuli mia�em krew i jak�� lepk� ciecz, kt�r� p�niej lekarz okre�li� jako p�yn m�zgowo-rdzeniowy.
* * *
ROZDZIA� 3
Na parterze, byle jak najdalej od Pana, czekali nasi najbli�si i przyjaciele. We wszystkich gabinetach i na korytarzu t�oczyli si� nasi wsp�lnicy i koledzy, oczekuj�cy na zako�czenie akcji. Na nasz widok rozleg�y si� ch�ralne owacje. Poniewa� ca�y by�em we krwi, zaci�gni�to mnie do sali gimnastycznej w piwnicach, kt�ra tak�e nale�a�a do firmy, mimo �e zabiegani prawnicy w og�le z niej nie korzystali. Nikt nie mia� czasu na �adne �wiczenia. Podejrzewam, �e gdyby kogokolwiek tu przy�apano, momentalnie dosta�by mn�stwo dodatkowych zaj��. Natychmiast otoczony zosta�em przez lekarzy, ale �aden nie by� moj� �on�. Kiedy ich przekona�em, �e to nie moja krew, odetchn�li z ulg� i zaordynowali rutynowe badanie. Ci�nienie mia�em arcywysokie, t�tno zwariowa�o. Dosta�em jakie� pigu�ki. W gruncie rzeczy najbardziej potrzebna mi by�a k�piel. Wcze�niej jednak musia�em przez dziesi�� minut le�e� bez ruchu na noszach, podczas gdy lekarze �ledzili tempo opadania ci�nienia krwi.
- Czy jestem w szoku? - zapyta�em.
- Chyba nie. Ale ja si� tak w�a�nie czu�em. Co porabia Claire? Przez sze�� godzin by�em trzymany na muszce, moje �ycie wisia�o na w�osku, ona za� nie zada�a sobie nawet tyle trudu, �eby do��czy� do rodzin pozosta�ych zak�adnik�w. D�ugo sta�em pod gor�cym prysznicem. Trzy razy namydla�em w�osy, nie �a�uj�c szamponu, a p�niej sp�ukiwa�em go a� nazbyt starannie. Czas si� zatrzyma�. Nic nie mia�o znaczenia. �y�em, oddycha�em i z rozkosz� wci�ga�em w p�uca powietrze przesycone par�. Przebra�em si� w czyj� dres, o wiele za du�y, po czym wr�ci�em do lekarzy na kolejn� kontrol� ci�nienia. Moja sekretarka, Polly, zbieg�a na d�, �eby rzuci� mi si� w ramiona, czego cholernie potrzebowa�em. Mia�a �zy w oczach. - Gdzie jest Claire? - spyta�em.
- Na dy�urze. Usi�owa�am j� z�apa� w szpitalu. Polly dobrze wiedzia�a, jak ma�o ju� zosta�o z mojego ma��e�stwa. - Nic ci nie jest? - zapyta�a.
- Chyba nie. Podzi�kowa�em lekarzom i wyszed�em z sali gimnastycznej. Rudolph czeka� na korytarzu, u�ciska� mnie serdecznie. Kilka razy powt�rzy�: "Gratuluj�", jakbym czymkolwiek sobie na to zas�u�y�.
- Nikt nie oczekuje, �e b�dziesz jutro normalnie pracowa� - rzek�. Czy�by uwa�a�, �e jeden dzie� urlopu uwolni mnie od wszelkich k�opot�w? - Ani przez chwil� nie my�la�em jeszcze o jutrzejszym dniu - odpar�em. - Musisz troch� odpocz�� - wyja�ni�, przejmuj�c rol� lekarza. Chcia�em porozmawia� z Barrym Nuzzo, lecz pozostali zak�adnicy ju� wyszli z biura. �aden nie odni�s� obra�e�, je�li nie liczy� lekkich otar� sk�ry na d�oniach od nylonowej linki. Skoro ju� uda�o si� unikn�� rzezi, a rozradowani str�e prawa zapanowali nad sytuacj�, podniecenie elektryzuj�ce biura Drake'a i Sweeneya szybko min�o. Wi�kszo�� pracownik�w kancelarii t�oczy�a si� jeszcze na parterze, czekaj�c na unieszkodliwienie bomby zmontowanej przez Pana. Polly przynios�a mi p�aszcz, z ochot� narzuci�em go na cienki dres. Moje mokasyny tworzy�y z nim do�� niezwyk�y zestaw, lecz nic mnie to nie obchodzi�o. - Na ulicy czeka gromada dziennikarzy - ostrzeg�a. No tak, by�bym zapomnia�. Co za sensacja! Zamiast zwyk�ej strzelaniny w slumsach czy na skwerze tym razem trafi�a si� grupa cwanych adwokat�w, kt�rych stukni�ty w��cz�ga wzi�� jako zak�adnik�w. Najsmakowitszy k�sek czmychn�� im sprzed nosa. Prawnik�w uwolniono, uzbrojony bandyta dosta� kulk� w �eb i nawet dynamit nie eksplodowa� podczas jego upadku na dywan. A tak wspaniale si� zapowiada�o! Chybiony strza� snajpera i wybuch, o�lepiaj�ca kula ognia, wylatuj�ce z okien szyby, a wszystko sumiennie utrwalone na ta�mie ekipy kana�u dziewi�tego, specjalnie dla wieczornego wydania wiadomo�ci.
- Odwioz� ci� do domu - powiedzia�a Polly. - Chod�. By�em bardzo wdzi�czny za to, �e kto� mi m�wi, co powinienem robi�. W g�owie mia�em pustk�, my�li przelatywa�y przez ni� w ��wim tempie niczym oderwane klatki z r�nych film�w, bez �adnego �adu i sk�adu. Wyszli�my z budynku tylnymi drzwiami dla obs�ugi. Wiecz�r by� mro�ny, kiedy odetchn��em g��boko, a� zak�u�o mnie w do�ku. Polly pobieg�a po sw�j samoch�d, a ja podkrad�em si� do naro�nika i ostro�nie wyjrza�em na zbiegowisko przed frontem. Sta�y tam wozy policyjne, karetki, telewizyjne furgonetki, a nawet beczkow�z stra�y po�arnej. Wszyscy si� pakowali do odjazdu. Jedn� z karetek ustawiono ty�em do drzwi, bez w�tpienia zw�oki Pana mia�y ni� zosta� odwiezione do kostnicy. Ale ja �y�em! Nic mi si� nie sta�o! Powtarza�em to sobie ci�gle w my�lach, u�miechaj�c si� po raz pierwszy od d�u�szego czasu. �y�em! Zacisn��em silnie powieki i szczerze, z ca�ego serca podzi�kowa�em Bogu za t� �ask�. Najpierw zacz�y do mnie powraca� odg�osy. Jechali�my w milczeniu, bo Polly skupiona za kierownic� chyba czeka�a, �ebym pierwszy co� powiedzia�. W mojej g�owie od�y� suchy trzask snajperskiego karabinka, a zaraz po nim odra�aj�ce pla�ni�cie, z jakim kula zag��bi�a si� w czaszk� w��cz�gi. Potem okrzyki i tupanina, towarzysz�ca bez�adnej ucieczce zak�adnik�w z sali konferencyjnej. P�niej powr�ci�y obrazy. Zn�w zobaczy�em siedmiu prawnik�w skulonych na stole i wpatruj�cych si� z napi�ciem w drzwi, i widzia�em w��cz�g�, kt�ry mierzy� z pistoletu w ty� g�owy Umsteada. Sta�em tu� za nim, kiedy trafi�a go kula. Co sprawi�o, �e nie przesz�a na wylot i nie u�mierci�a tak�e mnie? Przecie� kule przechodz� przez cienkie mury, a co m�wi� o ciele ludzkim. - On wcale nie mia� zamiaru nas zabi� - oznajmi�em na tyle cicho, �e sam siebie ledwie s�ysza�em. Polly z wyra�n� ulg� podj�a rozmow�.
- To o co mu chodzi�o?
- Nie wiem.
- Czego chcia�?
- Nie powiedzia�. Dopiero teraz mnie uderzy�o, jak niewiele m�wi�. Prawie przez ca�y czas siedzieli�my w milczeniu, gapi�c si� na siebie nawzajem. - Dlaczego nie przedstawi� swoich ��da� policji?
- Kto wie? To by� chyba jego najwi�kszy b��d. Gdyby umo�liwi� nam kontakt telefoniczny z policj�, pewnie uda�oby mi si� przekona� gliniarzy, �e on nie chce nikogo skrzywdzi�.
- To znaczy, �e nie winisz policji za to, co si� sta�o?
- Sk�d�e. Przypomnij mi, �ebym napisa� jaki� list dzi�kczynny. - Przyjdziesz jutro do pracy?
- A co innego mia�bym robi� przez ca�y dzie�?
- Pomy�la�am, �e przyda�by ci si� kr�tki odpoczynek.
- Przyda�by mi si� roczny urlop. Jeden dzie� niczego nie zmieni. Nasze mieszkanie znajdowa�o si� na drugim pi�trze nowego bloku przy ulicy P, w Georgetown. Polly stan�a przy kraw�niku. Podzi�kowa�em jej uprzejmie i wysiad�em. Ciemne okna �wiadczy�y jednoznacznie, �e Claire nie wr�ci�a jeszcze do domu. Pozna�em j� tydzie� po przeprowadzce do Waszyngtonu. By�em �wie�o po dyplomie, mia�em prac� w du�ej bogatej firmie i �wietlane perspektywy na przysz�o��, podobnie jak pi��dziesi�ciu koleg�w z mojego rocznika w Yale. Ona studiowa�a na ostatnim roku nauk politycznych w American University. Jej dziadek by� kiedy� gubernatorem stanu Rhode Island i ca�a rodzina mia�a zapewnione koneksje na kilka stuleci naprz�d. M�wi si�, �e m�ody prawnik pracuj�cy w du�ej kancelarii rzadko ma okazj� zdj�� buty. I jest to prawda. Sp�dza�em W biurze po pi�tna�cie godzin przez sze�� dni w tygodniu, tote� jedynie w niedziele mog�em si� umawia� na randki z Claire, i to nie na wiecz�r, bo wtedy ju� wraca�em do pracy. S�dzili�my oboje, �e po �lubie zyskamy wi�cej czasu dla siebie. Cieszy�a nas perspektywa wsp�lnego ma��e�skiego �o�a, lecz szybko wysz�o na jaw, i� s�u�y nam ono prawie wy��cznie do spania. Wesele mieli�my huczne, miesi�c miodowy bardzo kr�tki, i gdy opad�o pocz�tkowe podniecenie, wr�ci�em do roboty po dziewi��dziesi�t godzin tygodniowo. Ju� w trakcie trzeciego miesi�ca naszego po�ycia zaliczyli�my osiemna�cie dni bez seksu. Claire wyliczy�a to dok�adnie. Przez jakie� p� roku wszystko sz�o g�adko, p�niej posypa�y si� oskar�enia, �e j� zaniedbuj�. �wietnie rozumia�em jej sytuacj�, ale nie chcia�em te� by� pierwszym z m�odych adwokat�w w kancelarii, kt�ry zacznie si� u�ala� na nawa� pracy. Zna�em statystyki, wed�ug nich mniej ni� dziesi�� procent prawnik�w dochodzi do stanowiska wsp�lnika firmy, tote� konkurencja jest nadzwyczaj silna. A jest o co walczy�, wsp�lnicy zarabiaj� co najmniej milion dolar�w rocznie. Dla wszystkich pieczo�owite wystawianie rachunk�w za ka�d� godzin� swego czasu musi by� wa�niejsze od ma��e�skiego szcz�cia. St�d te� rozwody s� na porz�dku dziennym. Nie przysz�o mi wi�c nawet do g�owy, aby poprosi� Rudolpha o zmniejszenie obci��enia. Pod koniec pierwszego roku ma��e�stwa Claire osi�gn�a stan permanentnego niezadowolenia, coraz cz�ciej wybucha�y k��tnie. W ko�cu postanowi�a p�j�� na studia medyczne. T�umaczy�a, �e ma dosy� siedzenia w domu i bezmy�lnego gapienia si� w telewizor, a dyplom umo�liwi jej przynajmniej takie samo zaanga�owanie w prac� zawodow� jak moje. Pocz�tkowo wydawa�o mi si� to znakomitym pomys�em. Pewnie dlatego, �e niemal ca�kowicie mog�em si� uwolni� od poczucia winy. Po czterech latach pracy w kancelarii zacz��em gromadzi� wszelkie dane, kt�re pomog�yby mi oceni� szans� na wej�cie do grona wsp�lnik�w. Wszyscy moi r�wie�nicy zbierali oraz por�wnywali ze sob� nawet wyssane z palca plotki. I wed�ug powszechnej opinii zalicza�em si� do najbardziej obiecuj�cej grupy. Ale do osi�gni�cia wymarzonego celu musia�em pracowa� jeszcze wi�cej. Claire wyznaczy�a sobie ambitne zadanie i postanowi�a sp�dza� poza domem wi�cej czasu ode mnie. Wkr�tce oboje zamkn�li�my si� we w�asnych skorupach skrajnego pracoholizmu. Usta�y sprzeczki, poniewa� ka�de �y�o w�asnym �yciem. Ona mia�a swoich przyjaci� i swoje sprawy, ja swoje. Na szcz�cie nie pope�nili�my wcze�niej b��du i nie zdecydowali�my si� na dziecko. �a�owa�em, �e wszystko tak si� u�o�y�o. Na pocz�tku istnia�o mi�dzy nami �arliwe, szczere uczucie, kt�rego coraz bardziej by�o mi brak. < Kiedy wszed�em do ton�cego w ciemno�ci mieszkania, odczu�em tak siln� potrzeb� bliskiej obecno�ci �ony, jakiej nie zna�em od lat. Otar�em si� o �mier� i cholernie pragn��em o tym z kim� pogada�. W podobnych chwilach ka�dy chcia�by si� znale�� obok oddanej mu osoby, przytuli� si� do niej i przypomnie� sobie, �e kogo� obchodzi jego los. Nala�em sobie du�� porcj� w�dki z lodem i usiad�em na kanapie w saloniku. Na pocz�tku roznosi�a mnie z�o��, �e musz� siedzie� samotnie, ale p�niej moje my�li pow�drowa�y ku tym sze�ciu godzinom sp�dzonym w towarzystwie Pana. Dwie w�dki p�niej us�ysza�em zgrzyt klucza. Od progu zawo�a�a: - Michael? Nie odezwa�em si�, gdy� z�o�� nie ca�kiem mi jeszcze min�a. Claire wpad�a do saloniku i na m�j widok stan�a zdziwiona.
- Dobrze si� czujesz? spyta�a z zawodow� troskliwo�ci�.
- Dobrze. odpar�em cicho. Rzuci�a torebk� i klucz na krzes�o, podesz�a do kanapy i pochyli�a si� nade mn�.
- Gdzie by�a�? - zapyta�em.
- W szpitalu.
- Tak, jasne. - Poci�gn��em �yk w�dki. - Wiesz co? Mia�em bardzo kiepski dzie�.
- S�ysza�am o wszystkim, Michael.
- Naprawd�?
- Oczywi�cie.
- No to gdzie by�a�, do cholery?!
- W szpitalu.
- Ten szaleniec trzyma� nas dziewi�ciu jako zak�adnik�w przez sze�� godzin. Osiem �on czeka�o w holu kancelarii, boje cho� troch� obchodzi� los ma��onk�w. Mieli�my szcz�cie i wyszli�my z tego bez szwanku, ale tylko mnie musia�a odwie�� do domu sekretarka.
- Nie mog�am przyjecha�.
- Pewnie, �e nie mog�a�. �e te� nie przysz�o mi to do g�owy. Usiad�a obok i przez chwil� patrzyli�my sobie w oczy.
- Zatrzymali ca�y personel w szpitalu - zacz�a lodowatym tonem. - Ju� na pocz�tku zostali�my zaalarmowani i musieli�my si� przygotowa� na przyj�cie ewentualnych ofiar zamachu. To normalne w takich sytuacjach. W�adze powiadamiaj� szpitale i personel musi czeka� w pogotowiu. Kolejny �yk alkoholu mia� mi dopom�c w u�o�eniu ostrej riposty. - W niczym bym ci tam nie pomog�a - doda�a Claire. - Czeka�am w szpitalu.
- To mo�e chocia� zadzwoni�a�?
- Pr�bowa�am, ale wszystkie linie by�y zaj�te. Raz po��czy�am si� z jakim� gliniarzem, lecz nie chcia� mi nic powiedzie� i kaza� od�o�y� s�uchawk�. - Uwolnili nas ponad dwie godziny temu. Gdzie by�a� przez ten czas? - Mia�am dy�ur. Ma�y ch�opczyk zmar� nam na stole. Potr�ci� go samoch�d.
- Strasznie mi przykro - burkn��em. Nigdy nie potrafi�em zrozumie�