16412

Szczegóły
Tytuł 16412
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

16412 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 16412 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

16412 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Mi�osz Brzezi�ski CZAS PRZEMIAN Marzenie i Wojtkowi za mobilizacj�! Na g��wnym placu Piek�a od dawna sta�y wielkie telebimy. Najpopularniejszy lokalny tygodnik p�aci� prawie trzydzie�ci srebrnik�w za to, by jego programy widzia�o ca�e Imperium. Reklamy i czarcie informacje emitowano bez przerwy. A dzi� w Piekle zawrza�o. Masa rogatych, kostropatych �b�w zebra�a si� na placu, wlepiaj�c �lepia w ko�cz�cy si� w�a�nie blok reklamowy. Wielkie g�o�niki, ustawione po obu stronach telebimu, rycza�y.na pe�ny regulator: - Obejrzyj powt�rk� kontrowersyjnego dokumentu z �ycia Matki Teresy! �To mistyfikacja! Takich ludzi nie ma!� napisa� o nim niegdy� tygodnik Qsiciel. Wraz z zako�czeniem bloku wszyscy jak jeden zamilkli i wpatrzyli si� w ekran. Tym razem obraz wsp�gra� z d�wi�kiem. - Oto sensacyjny materia�, kt�ry zdobyli tylko dla was dziennikarze serwisu �Na gor�co!�. Odnaleziony w sejfach konkurencji, oznaczony jako �ci�le tajne, a nawet... tfu, �wi�te. - Buuu! Tfu! - Rykn�� t�um. - Bez obaw. Po przeegzorcy�mowaniu na �wykl�te�, wreszcie pokazujemy go w ca�o�ci. Mimo to w prawym dolnym rogu ekranu umieszczamy krzy�yk, na znak, �e jest to materia�, jakiego bezwzgl�dnie nie powinna widzie� m�odzie� przed pierwszymi kuszeniami. Mot�och skupi� si� na wy�wietlanym obrazie. Tam za� wyra�nie wida� by�o bram� do Nieba, przed kt�r� krzy�em pad� sam Lucyfer. Nad piek�em uni�s� si� odg�os tysi�cy spluni�� i zgrzytania z�bami. - Nie mam ju� si�y prowadzi� tego interesu - Lucyfer p�aka� jak dziecko. - Jestem w ko�cu anio�em!... Nie da si� tego oszuka�... B�agam o przeba... T�um zag�uszy� jego dalsz� wypowied�. Telebim zachwia� si� na rusztowaniu i przewr�ci�. W�ciek�e diab�y wskoczy�y na niego, pluj�c i wyzywaj�c Lucyfera od �wi�tych. Cia�a zbi�y si� w jedn� kot�uj�c� si� i kln�c� mas�. *** Drzwi wyj�ciowe zamkn�y si� z hukiem i na ulicy stan�a dziewczynka o w�osach barwy kasztan�w. Poprawi�a olbrzymie rogowe okulary, kt�re, niedopasowane, zsuwa�y si� jej z noska. Musn�a wzrokiem otulone �wie�ym �niegiem kamienice. Min�� j� w�a�nie samoch�d, wysypuj�cy s�l na prawo i lewo. Kierowca chyba nie by� przes�dny. Za nim jecha� drugi, trwoni�cy piasek. Trwoni�cy, bo w odst�pie nieca�ych dw�ch minut p�ug zgarn�� to wszystko na pobocze. MI��OSZ BRZEZI��SKI CZAS PRZEMIAN Dziewczynka westchn�a. - Ale Sajgon - wydusi�a w ko�cu. - Co Sajgon, Matusia? - mrukn�� g�os w jej g�owie. Nale�a� do okular�w, kt�re dosta�a w spadku po przys�owiowym przodku. - Zobacz, jakie mieli�my szcz�cie, �e nas wypu�cili! Sami si� leczcie! - wydar�y si� okulary, ale nikt poza Matyld� ich nie s�ysza�. Dziewczynka spojrza�a przez rami� i zmierzy�a smutnym wzrokiem budynek za sob�. �O�rodek Psychiatryczny� - g�osi� napis na czerwonej tablicy. - Zwolnili pono� w ciemno trzy czwarte pacjent�w, po tym, jak posz�a fama z ministerstwa, �e kilku zdrowych szpieg�w zg�oszono do szpitali na podpuch� - m�wi�y dalej. - Ale co tam, zaanga�owani byli w nasze leczenie jak aktorki film�w porno w dialogi. Matylda bez s�owa ruszy�a w stron� centrum. Zastanawia�a si� w�a�nie, co robi� dalej, gdy pusty �o��dek wyst�pi� z g�o�n� sugesti�. Uleg�a mu bez sprzeciwu i ju� po chwili umo�ci�a si� w plastikowym krze�le ulicznego baru �u Chi�czyka�. Roz�o�y�a na kolanach serwetk� i pow�cha�a sajgonki. S�dz�c z wygl�du, gdyby potrafi�y pisa�, zapewne pisa�yby doktoraty z historii przechowywania �ywno�ci od czas�w staro�ytnych. - Halo? - zagadn�a na wszelki wypadek Matylda. Nie odzywa�y si�. Twarde - zarechota�a w my�lach, a chwytaj�c sztu�ce, z dezaprobat� obejrza�a plastikowy n�. Nie mia� z nimi szans. - Zabij! - odezwa� si� zdecydowany g�os tu� obok jej ucha. - Zabij! Teraz! - Przesta� - mrukn�a. - Nie jestem w nastroju. A poza tym nie wczuwaj si� tak. Moja diagnoza dzi� rano wyl�dowa�a w koszu. Sam widzia�e�. Schizofrenia r�wna si� nieaktualne. Okulary odchrz�kn�y. - Kiedy� trafi� w odpowiednim momencie i rozprowadzimy po �cianach nieco flak�w! - Bue, obrzydlistwo. M�g�by� si� zaj�� czym� innym, kiedy jem? - Cio m�wi�? - sprzedawca wychyli� si� przez ma�e okienko. - Dobli kulciaki? - Tak, tylko sier�� utyka mi�dzy z�bami - okulary uprzedzi�y Matyld�, ale kucharz nie m�g� ich s�ysze�. Dziewczynka u�miechn�a si� pi�knie i wycedzi�a przez z�by. - Zamknijcie si� wreszcie, Dobry Serwisie! - Nie po nazwisku, dobrze? - oburzy�y si� okulary. - Obra�am si�. R�b sobie wi�c, co chcesz, ale kiedy zn�w wpadniesz w tarapaty, nie licz... CZAS PRZEMIAN Pochyli�a si� nad daniem i poruszy�a uszami. Wielkie okulary zamar�y, wisz�c dos�ownie na kraw�dzi, lecz odzyskawszy nagle animusz, wydar�y si� na ca�y g�os. - Nie zrobisz tego! By�aby� najgorsz�, najwredniejsz�... W tej samej chwili uszy Matyldy drgn�y zdecydowanie. - Ciap! - pisn�a Matylda. Okulary zamilk�y, spogl�daj�c na w�a�cicielk� ju� spo�r�d sajgonek. Mia�y zamiar nie odzywa� si� do ko�ca posi�ku. Lecz wtedy w�a�nie zst�pi�y na Ziemi� anio�y pod postaci� dw�ch przepi�knych, jasnow�osych m�odzie�c�w. Nastoletnie serce Matyldy zemdla�o, ci�gn�c za sob� prawie ca�� reszt� cia�a. - Jeesteemmm... Anio���... Jerrrremiaasz - odezwa� si� pierwszy, g�osem tak d�wi�cznym, jakby nuci� wspania�y chora�. - Anio� Karakal - zaj�cza� drugi. Wida� nie lubi� si� przedstawia�. Czar prys�. - Khihihi... - za�mia�a si� Matylda, przecieraj�c okulary i usadzaj�c je na nosie. - Karakal? Nie da�a Bozia lepszego imienia? - Mia�em w alternatywie Matylda - odgryz� si� bez zastanowienia. Jeremiasz skarci� koleg� b��kitnym jak ocean spojrzeniem, po czym wype�ni� pier� powietrzem. Lecz Matylda w�a�nie odzyska�a zmys�y, a tym samym zamierza�a szybko i sprawnie pozby� si� tych dw�ch homoseksualist�w, szukaj�cych zapewne dziecka do wyuzdanego tr�jk�ta. - Jeste�my cz�onkami z ramienia... - ...wysuni�tymi na czo�o, manipulowanymi pod p�aszczykiem - wtr�ci�a si�. Zal�ni�y dwa rz�dy jej r�wniutkich z�b�w, ods�oni�te w pe�nym u�miechu. Ca�y wielki wdech Jeremiasza z sykiem wr�ci� do atmosfery. Okulary, gdyby mog�y, p�k�yby ze �miechu. - Z metodyczek wiemy, �e nie b�dzie �atwo ci� przekona�. My naprawd� jeste�my anio�ami. Co mamy zrobi�? - Niech powiedz�, jak si� nazywam! - skrzekn�y okulary. - Dobry Serwis - wykaza� si� Karakal. - Przedmiotom nadaje si� imiona od pierwszych s��w, jakie us�ysz� po stworzeniu. - �Dobry serwis, to podstawa ka�dego rzemios�a�, pami�tasz? - zacytowa� z dum�. - Anio� - westchn�y Serwis, jakby od tej chwili mog�y stwierdzi�, �e wszystko ju� w �yciu widzia�y. - Anio� przy moim stole! - Nie�le. Teraz ja. Dlaczego nie mog� rozmawia� ze wszystkimi przedmiotami? Tym razem odezwa� si� Jeremiasz. - Bo rozmawiasz tylko z tymi, kt�rym po�wi�cono jakie� uczucia. Oddano tym samym cz�� duszy. Matylda z�ama�a w z�bach plastikowy widelec. - Dlaczego B�g, b�d�c nieomylnym, stworzy� facet�w takich, jakimi ich stworzy� i kaza� by� monogamicznymi? Anio�y spojrza�y na siebie i - ju� mia�a pa�� odpowied�, kiedy Serwis znowu zacz�y si� �mia� i wszystko popsu�y. - Koniec �art�w - fukn�� Jeremiasz. - Mamy w Niebie problem i potrzebujemy twojej pomocy. - Ale� super! - Matylda nie kry�a zdziwienia. - I tylko ja mog� wam pom�c, tadaaa - wznios�a dumnie plastikowy widelec. - Nie tylko. - Ale jestem najlepsza, tadaa! - Co do tego nie ma pewno�ci. - Bueeee... To nie przeszkadzajcie mi, dobra? Mam dosy� swoich problem�w. Poszukajcie sobie jakich� Harrych Porter�w. Tacy p�jd� za wami w ciemno. U nas pe�no takich, co nie lubi� szko�y, a pieni�dze chcieliby wyczarowywa�. - To prawda. Tacy byliby lepsi, ale ich nie przepuszcz� do Nieba. Ciebie jako� przepchniemy. - Ale ja nie chc� umiera�! - �achn�a si� Matylda. - �ywcem ci� we�miemy, oczywi�cie. Serwis j�kn�y z zachwytu. - A okulary? - spyta�y zaraz przytomnie. - Hmmm... B�dziesz wygl�da�a dziwnie. W Niebie ludzie nie potrzebuj� okular�w. Nie przeszkadza ci to? Matylda poczu�a nagle, �e kto� puka j� w rami�. To by� Chi�czyk. - Cie�� dziewcinko - sepleni�. - � kim lo�mawia�? Sajgonki nie m�wi�. - Pomocyy - zawy�y cienkie g�osiki z wn�trza plastikowej budki, ale Matylda nie mog�a tego us�ysze�, bo p�dzi�a ulic�, dyskutuj�c zawzi�cie z kim�, kogo nikt poza ni� nie m�g� widzie�. Niekt�rzy przynajmniej jeszcze nie teraz. *** - Co z ciebie za anio�, skoro masz malucha? - pod�miewa�y si� Serwis, obserwuj�c pomara�czowego Fiata 126p, na kt�rym rdza kr�ci�a chyba od dawna sceny do swojej wersji �Wielkiego �arcia�. Zniecierpliwiona Matylda kopa�a w opony. Samoch�d charakterystycznie zakaszla�, j�kn�� i zamilk�. - Czy on aby nie pr�tkuje? - Serwis by�y mistrzami z�o�liwo�ci. - Nie na�miewaj si�, t�py goglu - warkn�� Jeremiasz, ci�gn�c jednocze�nie d�wigienk� zap�onu. Fiacik zn�w zakaszla�... ale nic poza tym. - Mo�e to �wiece? - zapyta�y Serwis, widz�c, �e bez zdecydowanych dzia�a� uruchomienia pojazdu doczekaj� by� mo�e jego wnuczki. - Ja nie wiem. Ja pierwszy raz na Ziemi - wyt�umaczy� si� Karakal, od tej chwili czuj�c si� niewinnym, cokolwiek by si� dalej sta�o. - Troch� si� na tym znam. Nie pi�uj ju� tak, �eby� nie zala� - krzykn�y do Jeremiasza. Anio� wysiad� i otworzy� klap�. Wszyscy zajrzeli do �rodka. Powita�o ich m�tne spojrzenie silnika. - Ssso to za zbiehowissko? - wymem�a�. LIPIEC 2003 MI�OSZ BRZEZI�SKI - Tak jak s�dzi�em - podsumowa�y scen� Serwis. - Silnik zalany. - Jedziemy! - rykn�� anio� Karakal, szarpi�c jakie� przewody i chc�c zapewne ocuci� pijanego. - Aaaa... to je���cie, pyszczusie, je���cie. Tylko zamknijcie z �aski swojej, bo mrozi - sykn�� silnik, a nast�pnie po prostu zasn��. Czekali ca�� godzin�, zanim si� obudzi�, a wtedy skorzystali z okazji, �e chcia� waln�� klinika i zapali�. Wreszcie wyruszyli. - Przylecieeeli anio�kowieeee... - rycza� zalany silnik, rozp�dzony do osiemdziesi�ciu kilometr�w na godzin�. Przy tej pr�dko�ci opr�cz �piewaj�cego silnika s�ycha� te� by�o gor�ce zak�ady wszystkich cz�ci o to, kt�ra odpadnie jako pierwsza. - Dlaczego brama do Nieba nie mo�e by� pod r�k�? - Matylda pr�bowa�a przekrzycze� ryk pojazdu. - Normalnie to jest! - krzykn�� Jeremiasz. - Ale do przej�� na �ywca potrzeba bardzo drogiego sprz�tu i jest tylko kilka sztuk, sama rozumiesz. - Acha - zamkn�a temat, nie maj�c ju� ochoty krzycze�. Tym bardziej �e przed nimi zarysowa� si� w�a�nie do�� dziwny obraz. Na �rodku drogi, po �wie�o wymalowanym przej�ciu dla pieszych, chodzili w k�ko m�czy�ni o ogorza�ych twarzach, dzier��cy w d�oniach postawione na sztorc kosy i transparenty. Nie oni jednak byli najbarwniejszym elementem pejza�u. Opodal, w szczerym polu rozstawiono �awy, na kt�rych stan�� ch�r ch�opi�cy pod batut� jakiego� kleryka. By�a te� telewizja. Jeremiasz prawie zapomnia� wcisn�� hamulec. - Halo? - krzykn�� przez otwart� szyb� najgro�niej jak potrafi�. - Chcemy przejecha�! - Nie mo�na jecha� - rykn�� jeden z maszeruj�cych. - Blokada jest! Silnik rozpocz�� now� piosenk�. Przechodzi� ju� sam siebie. - Przybyli u�ani, najeb... - Zamknij si�, pusty czerepie, bo ci cukru dosypi�! - nie wytrzyma� Karakal. - Cofnij si�, mopanku, zara - inny ch�op wyr�s� nad anio�em jakby znik�d i pomacha� gro�nie kos�. - Bo jak si� odwin� z tym �elazem, to ci� rodzina po zapachu b�dzie identyfikowa�! - W�a�nie! - sykn�a kosa. - Po zapachu! - Uuu... - okulary poprawi�y si� na nosie Matyldy. - Ostra sztuka z ciebie. Nie uci�aby� sobie ze mn�, �e tak powiem, drzemeczki za jakim� stogiem? Silnik zawy� z nowymi si�ami. Mia� jeszcze p� baku i bardzo chcia� jecha� dalej. - Pooosadzili bac� nad brzegiem dunajca, t�p� stron� kosy, obci�li mu... w�osy Jeremiasz stara� si� nie zwraca� na nich uwagi. - Po co w�a�ciwie tu chodzicie? - zwr�ci� si� do m�czyzny za oknem. - A r�nie - odb�kn�� m�czyzna. - Zale�y kto. Bo my na przyk�ad robimy sw�j reality szo� pod tytu�em �Blokada�. - Szo�? - zdziwi�a si� Matylda. - Ano. Filmuj� nas non stop. I nawet b�dziemy w wiadomo�ciach. - A co tu robi ten s�uga Bo�y? - zainteresowa� si� Karakal. - No, no, ksi�dz te� ma smyka�k� do biznesu. W ko�cu z dziada pradziada u nas z jego rodziny proboszczuj�. Dzi� na ten przyk�ad ksi�dz ch�r swoich ch�opc�w reklamuje. - A tamci? - wskaza� grup� m�czyzn w garniturach, stoj�c� opodal. - Biznesmeny. Jeden da� nam farb� na namalowanie przej�cia dla pieszych, inny jest w�a�cicielem drukarni od transparent�w. Z nimi wywiady te� b�d� i odpalili nam ju� po dziesi�taku za chodzenie. Co, �le? - Nnnie wiem - zaj�kn�� si� anio�. - Jakby tak u nas, w Niebieskich Zast�pach, to... - ...policja nie bierze, taaak? A ty, psie w�sz�cy! - rykn�� nagle ch�op. - Ty�ek sw�j psie w�chaj, nie tutaj! Maluch odebra� kilka zdecydowanych uderze� kosami. Wtem przez okno zajrza�o ciekawskie oko kamery. - Uuu... jak si� nazywacie, pi�kne soczeweczki? - wyrwa�y si� Serwis, niestety, jego pytania pozosta�y bez odpowiedzi. - Fuj, manekin...- skwitowa�y z obrzydzeniem. Fiat, rozwa�ywszy wszystkie za i przeciw, pozwoli� Jere-miaszowi wrzuci� wsteczny. Przed t�um wyszed� m�czyzna z transparentem z napisem: �Miejsce na Twoj� reklam�!�, a dalej by� numer telefonu. Kiedy oddalili si� nieco, Jeremiasz sapn��. - Nie przejedziemy. - W taki spos�b na pewno nie - oceni�a Matylda. - Czego ty nie powiesz, drogi Holmesie! - powiedzia� z ironi� Karakal i dzi�ki tej uwadze m�g� si� przyjrze� ca�kiem z bliska wytkni�temu j�zykowi dziewczynki. Jechali w milczeniu, szukaj�c objazdu, a� zapad� zmierzch. Nagle j�kn�o, brz�kn�o g�o�no i fiacik stan��. Jego pasa�erowie wysiedli w poszukiwaniu usterki. Anio� Karakal zauwa�y� co� na jezdni, za samochodem, i ruszy� w tamt� stron�. - Wiem ju�, co zgubili�my - krzykn��, schylaj�c si� do ziemi. - To jaka� cholernie wa�na cz��. Ci�ka jak �ywot... - �ywop�ot - wspom�g� go Jeremiasz, w ostatnim momencie zapobiegaj�c z�amaniu drugiego przykazania. - Ale Sajgon - skwitowa�a Matylda, kt�ra ca�y czas z niedowierzaniem obserwowa�a Karakala izidentyfikowa�a wreszcie jego znalezisko. - Nie chc� i�� do nieba, je�li maj� tam takich wi�cej - mrukn�y Serwis. - Nic dziwnego, �e B�g stworzy� sobie Adama. By� ju� pewnie wtedy k��bkiem nerw�w. Tymczasem Karakal rzuci� im pod nogi wielk� pokryw� studzienki kanalizacyjnej po kt�rej zapewne przed chwil� przejechali. LIPIEC 2003 CZAS PRZEMIAN Jeremiasz poczerwienia� jak kameleon wrzucony w �wik��. Milcza�. To wystarczy�o Matyldzie zamiast przeprosin za ca�y raban. - Dobra - zmieni�a temat Matylda. - Mam pomys�, jak przez t� blokad� przejecha�, tylko musz� poszuka� rekwizytu. Wy poruszcie w tym czasie z�om. Ale ostrzegam, �e je�li wr�c� i nie b�dziecie gotowi do drogi, wracam do domu. Wci�� czerwony Jeremiasz skin�� g�ow� i otworzy� tyln� klap� samochodu. P�przytomny silnik rz�zi� ju� do wt�ru z ga�nikiem. - Gazzziu... nie�le mieszasz... - st�kn��. Ga�nik jednak milcza�. By� ca�y uflejtuszony paliwem, kt�re pociek�o zapewne spod jakiej� uszczelki. Matylda nie chcia�a ju� tego ogl�da�. Ruszy�a na wprost przez wiosk� i po chwili znalaz�a, czego szuka�a. Nie min�� kwadrans, kiedy obaj anio�owie zobaczyli j� wynurzaj�c� si� spomi�dzy krzak�w z wielkim nagrobnym wie�cem na r�kach. Z bok�w wlok�y si� d�ugie szarfy z napisem �Kochanej Babuni - wnuczki�. Anio�y stan�y jak wryte. Matylda zreszt� tak�e. Malucha zepchni�to na pobocze, natomiast tu� obok na awaryjnych �wiat�ach zatrzyma� si� bia�y Tico z u�o�onymi na baga�niku nartami. - Panie nas podrzuc� - krzykn�� radosny Jeremiasz. - Jad� w t� sam� stron� - wskaza� na dwie kobiety siedz�ce na przednich siedzeniach. - Rewelka - powiedzia�a Matylda^ narzucaj�c na dach wieniec, a narty owijaj�c szarfami. - Bo my jedziemy na pogrzeb babci. - A wy? - zapyta�y Serwis, nie przepuszczaj�c okazji. - My jedziemy na narty w g�ry. Podrzucimy was kawa�ek - powiedzia�a kobieta, pozornie tylko odpowiadaj�c na pytanie Serwisa. Owa pozorno�� wystarczy�a jednak okularom, by nada� sytuacji nieco smaczku. - No wi�c sprawd�cie mnie, male�kie! - krzycza�y. - Oku - larki jak si� patrzy! - Khihihi - pisn�y znienacka jakie� cienkie g�osiki. - Z takimi szk�ami id� podrywa� musztardowki. Serwis skrzywi�y si� i prychn�ly. - Buech, silikony! Nie masz ch�opie dzisiaj szcz�cia. Po chwili wszyscy siedzieli w samochodzie. Sprasowana przez siedz�ce obok anio�y Matylda czu�a si� jak w wielkiej gofrownicy. Poza tym, kiedy tylko obni�y�o si� temperatur�, natychmiast zamarza�y szyby, wi�c wszyscy pocili si� jak w saunie. Poza anio�ami, oczywi�cie. - Przepraszamy za zapach - odezwa�a si� siedz�ca za kierownic� kobieta, a nast�pnie nacisn�a d�wigienk� spryskiwacza szyb. Ju� po chwili po wn�trzu samochodu rozpe�z� si� ostry zapach markowego alkoholu. - �mierdzi jak na partyjnym zje�dzie - rykn�y Serwis. - Co to jest?! - Koniak od pacjent�w - t�umaczy�a prowadz�ca samoch�d. - Jeste�my lekarkami. - Nie lepiej to pi�? Pachnie nie�le - oceni� Jeremiasz. - Nie znam ani jednego lekarza, kt�ry lubi�by koniak, a dy�urna szafka wype�nia si� nam w tydzie�. C� poradzi�? - A co leczycie? - spyta�a Matylda, kichaj�c od unosz�cej si� w powietrzu ostrej woni. - Jeste�my anestezjologami. Dajemy narkoz�. - Super - mrukn�a Matylda. - Tacy jak wy zmarnowali �ycie mojej mamie. - Jeste� c�rk� anestezjologa? - odgryz�a si� milcz�ca dot�d kobieta. - Kiedy by�a nastolatk� dosta�a zbyt s�ab� narkoz�. - Nikt nie zauwa�y�? To niemo�liwe... - A jednak. - I co? Uciek�a ze sto�u? - Nie w tym rzecz - Matylda patrzy�a w fotel przed sob�. - Nas�ucha�a Si� od chirurg�w �wi�skich dowcip�w na sw�j temat. Do dzi� ma uraz. Dalej jechali w milczeniu. Kiedy dotarli do blokady, by�o ju� zupe�nie ciemno, nikt wi�c nie rozpozna� pasa�er�w. Tym razem rolnicy rozst�pili si� niczym Morze Czerwone. Wystarczy�o rzuci� has�o o pogrzebie starej babci z wioski kilka kilometr�w dalej. P� godziny drogi stamt�d, w niewielkim miasteczku, Matylda i anio�owie wysiedli. Lekarki zostawi�y wieniec na dachu na wypadek kolejnej blokady i pojecha�y. Podr�nicy spojrzeli na budynek, przy kt�rym si� zatrzymali. Zwraca� uwag� zw�aszcza stylizowany czerwony neon. - Najt klab ste-r�ej tu he-wen... - odczyta�y Serwis. - �Schody do nieba�? T�dy mo�na i�� do Nieba �ywcem? Wiedzia�em! Wiedzia�em! Matylda by�a nie mniej zdziwiona. - Dlaczego zbudowali�cie bram� akurat tu? - No wiesz - za�mia� si� Karakal. - Najciemniej pod latarni�. - Spotkamy si� tu z agentk� o pseudonimie Tania - powiedzia� Jeremiasz. - Mam dwa pytania - rozgada�y si� Serwis. - Czy nosi okulary i czy jej pseudonim ma g��bszy sens. My, okulary, nie mamy zbyt du�ych oszcz�dno�ci, ale za to wielkie... - Ona wy�le nas przez bram� - anio� nie zwraca� uwagi na okulary. Zapukali trzykrotnie i drzwi si� uchyli�y. Spojrza� na nich naturalnych rozmiar�w melan� lalki Barbie i Lolo Ferrari. Na nosie melan�u l�ni�y w�ziutkie okularki z r�owymi oprawkami. - Zmieni�em zdanie - sykn�y Serwis, osuwaj�c si� z twarzy Matyldy. - Chc� i�� do Nieba. Teraz... To m�wi�c, zemdla�y. Nie mog�y wi�c zobaczy�, jak Tania zmarszczy�a brwi i g�osem Marilyn Monroe skwitowa�a: �Ona nie mo�e i�� do Nieba �ywcem. Bardzo mi przykro, ch�opaki�. Nie mog�y te� s�ysze� Matyldy, kt�ra, jak zwykle, powiedzia�a: s,Ale Sajgon!� LIPIEC 2003 MI�OSZ BRZEZI�SKI oraz wypowiedzi anio��w, kt�rej nie b�d� tu przytacza�, poniewa� i tak nikt by mi nie uwierzy�. *** - Naprawd� - Tania siedzia�a na sk�rzanym fotelu, pi�uj�c paznokcie. - Mo�ecie pr�bowa�, �e tak powiem, ad mortem defecatam. Po prostu nie mog� jej pu�ci�. - Dlaczego? - Karakal i Serwis j�kn�li niemal r�wnocze�nie. - Doskonale wiecie - Tania m�wi�a, badaj�c ka�dy palec i stroj�c do niego miny, jakby by� komisj� Idola. - To jest �ywa granica, nie sedes do przepychania brud�w. Chcecie mi zatka� �wiat�o tunelu, �eby wszystko sp�yn�o �ajnem? - Ale� na pewno mo�esz co� zrobi�! Pokr�ci�a g�ow�, a potem obgryz�a jak�� niesforn� sk�rk�. - Przykro mi. Karakal warkn��. - Jeste� tak pr�na i g�upia, �e gdyby ptak nasra� ci na g�ow�, posz�aby� sprawdzi� do lustra, jak w tym wygl�dasz! - Pud�o. Pr�buj dalej. - Tania ziewn�a na pokaz. - Czy dowiem si� wreszcie, o co chodzi? - Matylda straci�a cierpliwo��. Karakal zakaszla�, patrz�c na Jeremiasza. Ten westchn�� g��boko. - Nnno dobrze. Chyba trzeba b�dzie. Jeremiasz podni�s� koszul� i Matylda stwierdzi�a ze zdziwieniem, �e zamiast p�pka ma w brzuchu niewielki telewizorek. - O raju! - krzykn�y zaskoczone Serwis. - W telewizji jest program dla dzieci o takich jak ty! - Przesta� - st�kn�� Jeremiasz. - To diabelski pomys�, �eby si� z nas na�miewa�. Widzisz jak�� antenk� z kwiatkiem? - Jako agenci wyposa�eni jeste�my w najnowsze urz�dzenia - wyja�ni� powa�nie Karakal. - Na przyk�ad w miejsce bezu�ytecznych p�pk�w zaimplantowano nam odbiorniki. - To anio�y maj� p�pki? - zdziwi�a si� Matylda. - A co� my�la�a? �e wszystko, co ma skrzyd�a wyl�ga si� z jajek? - Nietoperze maj� i p�pki, i skrzyd�a - zauwa�y�y trze�wo Serwis. - W takim razie V mysim niebie mysi anio�owie podobni s� pewnie do nietoperzy - zawyrokowa�a Matylda. - A w niebie dla nietoperzy? - posz�y dalej Serwis. - Nie ma mysiego nieba! - Ukr�ci� dywagacje Jeremiasz. - Chcecie si� czego� dowiedzie�, czy b�dziecie tak gada� bez sensu? - Tak w�a�nie si� czuli�my, kiedy k��cili�cie si� z t� Tani� - fukn�a Matylda. - Ciesz� si�, �e mo�emy wreszcie liczy� na wasz� atencj�. - No to patrzcie tu. Ekran zamigota� i przez kilka minut wy�wietlano na nim scen� z le��cym krzy�em Lucyferem. Po napisach ko�cowych Matylda zmarszczy�a nosek. - Ale co to ma wsp�lnego z nami? - zapyta�a. - Zacznijmy od pocz�tku - Jeremiasz zbiera� my�li. - Ten materia� jest fotomonta�em. Spreparowali�my go i podrzucili�my na d�. Na okazj� czekali�my ponad dwa tysi�ce lat. - To si� nazywa anielska cierpliwo�� - powiedzia�y Serwis. - I wreszcie przy�apali�my Lucyfera na jego ulubionym zaj�ciu. Za swojej niebia�skiej kadencji by� Nios�cym �wiat�o, potem niby zrezygnowa� z hobby, lecz kilka tygodni temu namierzyli�my, �e otworzy� ukradkiem na Ziemi ma�y sklepik ze �wieczkami urodzinowymi. - Ze �wieczkami? - zdziwi�a si� Matylda. - Lufycer? - To jeszcze nic - Jeremiasz m�wi� dalej. - Z�apali�my go i wci�gn�li�my na-g�r�. Tu za� mieli�my zrobi� pranie m�zgu, �eby wpu�ci� z powrotem jako konia troja�skiego. Niestety, okaza�o si�, �e w niebie nie ma ani jednej osoby, kt�ra wie, jak to si� robi. - B�g nie wie wszystkiego? - zdziwi�a si� Matylda. - Nie wie o naszym spisku. Albo wie i nie ingeruje. Sama wi�c widzisz. - Wi�c ja mam niby wiedzie�, jak si� pierze m�zgi? - strzeli�a Matylda. - By� jeden cz�owiek, kt�ry robi� to doskonale. Genera� armii Wietnamu, imieniem Hong II Dong. Niestety, Amerykanie zwiedzieli si� o nim i szybko rozpu�cili informacje, �e sypia z Jane Fond�. - Jak to si� sko�czy�o? - spyta�y Serwis. - Paparazzi zam�czyli go w tydzie�. Pope�ni� samob�jstwo. Ale jego duch reinkarnowa�, �eby mie� drug� szans�. - Natomiast Amerykanie, kt�rzy wyszli z jego oboz�w - pralek, do dzi� uczy� mog� mi�o�ci do komunizmu rodowitych Wietnamczyk�w - powiedzia� Karakal. - Ale S... - zacz�a Matylda, ale z�apa�a si� za usta. - Syf - pomog�y jej Serwis, cho� jak zwykle niewiele to zmieni�o. Na chwil� zapad�a absolutna cisza. Gdyby gdzie� w pobli�u ktokolwiek kiedykolwiek upu�ci� ziarnko maku, to zapewne natychmiast wzesz�oby teraz i rozkwit�o. Poniewa� jednak nic takiego si� nie wydarzy�o, cisza spojrza�a na wszystkich przepraszaj�co, dygn�a i cichutko odesz�a. - To co? - nie�mia�o pisn�a Matylda. - Mia�a� i�� do Nieba, ale Tania ci� przejrza�a i nasz plan upad�. Poza tym buchn�a� z grobu ten wieniec i w og�le nie by�o ju� o czym m�wi�. Spowied� i pokuta nie wchodz� w gr�, masz dusz� ciemn� jak zad Lucyfera. - Nie mog� ci� pu�ci� - wyja�nia�a Tania. - Hong by� za silny. M�g�by przekabaci� na swoj� stron� ca�e zast�py. Zbyt du�e ryzyko. - Jak wtedy, gdy przemycili�my Goebbelsa na okres pr�bny. LIPIEC 2003 CZAS PRZEMIAN - Teraz mog�oby by� trzy razy gorzej - podsumowa� Jeremiasz. Tr�jka anio��w pokiwa�a g�owami w milczeniu. - Ale jak mam wam pom�c? - przerwa�a im Matylda. - Nie wiemy. Ty wiesz jak. - Chodzi o to - Serwis poprawi�y si� na nosie Matyldy - �eby spra� m�zg Lucyfera, jak ciocia z Ameryki, tak? Dziewczynka chwil� my�la�a. - Ojejku�... Ja wiem, jak to trzeba zrobi� - powiedzia�a wolno. - Ale sk�d ja to wiem? - Ano widzisz - b�kn�� Jeremiasz, zacieraj�c r�ce. - Dawaj! Matylda patrzy�a przez chwil� na ca�� tr�jc� anio��w i nagle jakby si� otrz�sn�a. - Hola, a co b�d� z tego mia�a? - Zapoznamy ci� z Bradem Pittem. - Teraz z brod� jest obrzydliwy. - Za�atwimy ci ustaw� w sejmie. - Buee.. - Pokonasz �mier�. - O... - Pasuje? - podchwyci� Karakal. - Pasuje. - No to m�w. - Ale trzymam za s�owo. No dobra - uleg�a Matylda. - Zamknijcie go w celi i nie pozwalajcie pali� ulubionych �wieczuszek. Pierwszego dnia powiedzcie mu, �e je�li nauczy si� prostego wierszyka o Bozi, dostanie pi�� �wieczek do zapalenia, a mo�e nawet jak�� od niego kupicie. Anio�y s�ucha�y jak zahipnotyzowane. - Drugiego dnia dajcie mu tylko trzy, za kolejny wierszyk. I tak powolutku dalej. W ko�cu niech si� uczy ca�ych strof. - Dlaczego to ma podzia�a�? - Bo w ko�cu b�dzie musia� uzna�, �e nagroda jest tak ma�a, �e nie robi tego dla niej. Ale wtedy b�dzie ju� za p�no - Matylda u�miechn�a si� tajemniczo. *** Dwa miesi�ce p�niej Serwis jecha�y z Matyld� autobusem komunikacji miejskiej. Siedzieli na pojedynczym siedzeniu i patrzyli przez okno, za kt�rym, korzystaj�c z faktu, �e pojazd stan�� na czerwonym �wietle, t�oczyli si� na szczud�ach sprzedawcy gazet i papieros�w. Serwis odezwa�y si� znienacka. - Czyta�em histori� o pewnym �ydzie, kt�ry mia� sklep. Matylda pokiwa�a g�ow�. Od jakiego� czasu stara�a si� ogranicza� rozmowy z przedmiotami w miejscach publicznych. - Przychodzi�y do niego dzieciaki i wyzywa�y w�a�ciciela. Ten kt�rego� dnia zaproponowa�, �e je�li b�d� codziennie krzycze� wystarczaj�co g�o�no, to da im po dziesi�� z�otych. I da�. Nast�pnego dnia powiedzia�, �e ma tylko1 pi�� z�otych. Potem da� tylko po z�ot�wce, a� wreszcie zszed� do pi��dziesi�ciu groszy. Wiesz, jak to si� sko�czy�o? - Domy�lam si� - szepn�a Matylda. - Dzieciaki nie chcia�y krzycze� za darmo i posz�y. - Dok�adnie! - cieszy�y si� Serwis. - Czy numer z Lucyferem dzia�a tak samo? Matylda chcia�a potwierdzi�, ale autobus zatrzyma� si� na przystanku. Do �rodka wpad�a jaka� starsza pani i b�yskawicznym, spr�ystym dwutaktem umie�ci�a reklam�wk� pe�n� zakup�w na ostatnim wolnym siedzeniu. Nast�pnie, ju� przygarbiona, dr��cym krokiem przesun�a si� do pobliskiego kasownika i skasowa�a bilet. Tu� za ni� napar� t�um i Matylda obserwowa�a, jak pasa�erowie bij� kolejny rekord w upychaniu cia�, ustanowiony poprzednio po�miertnie przez anonimow� rodzin� sardynek z Gda�ska. - A ta ma�a tak siedzi, kiedy pani tu stoi - us�ysza�a nad sob� m�ski g�o�, niewr�cy nic dobrego. - Niech siedzi - odpowiedzia�a jaka� kobieta - na staro�� si� nastoi. - Co za m�odzie�! To przez t� pornografi� - skomentowa� kto� trzeci. - Za naszych czas�w ludzie byli inni! Pomocni! - Przesta� si� pan pcha�! - Lont dotar� do bomby. - Co� pan �ar� na �niadanie? Szproty z czosnkiem? I zacz�� si� harmider. Nagle, dos�ownie w u�amku sekundy, t�um zamilk� i rozst�pi� si� w niemal cudowny spos�b. Cz�� sprasowa�a si� przy ko�cu autobusu, druga za� na samym pocz�tku. Po�rodku, na pod�odze, le�a� starszy jegomo��. - Jezu - krzykn�a stoj�ca obok kobieta. - M�j m��! On ma rozrusznik serca! Tak si� jednak przypadkiem z�o�y�o, �e �nieg za oknem, a by� mo�e brud na okiennych szybach, u�o�y� si� w�a�nie w tak niepowtarzalny wz�r, �e oderwanie si� od jego studiowania by�oby grzechem. A poniewa� pasa�erowie nie chcieli si� nara�a� Opatrzno�ci w nieca�y miesi�c po Wigilii, nikt nawet nie spojrza� na pod�og�. W ciszy panuj�cej w autobusie Matylda us�ysza�a nagle cichy, st�umiony �piew dochodz�cy najwyra�niej z piersi le��cego m�czyzny. - Wrzu�cie mnie do wody, na wieczn� wacht� czas... - �piewa�. - Rozrusznik - zidentyfikowa�y Serwis. Matylda ukl�k�a obok cia�a. Nie oddycha�o. T�tna te� brak. - Halo? - zagadn�a rozrusznik. - Halo, centralo... - odpowiedzia�. - Dlaczego stan��e�? - Koniec trasy - j�kn��. - Wysiadka. Zawsze chcia�em czego� wi�cej. Nie tylko by� zwyk�ym rozrusznikiem. - Jak to? - Chcia�em m�c rozrusza� ca�e t�umy! Masy serc! Ale z nim nie mam szans. Jest stary i nudny. Niech mnie wyjm� i wsadz� komu� innemu. - Nie �artuj, przecie� tu te� jeste� wa�ny. LIPIEC 2003 MI�OSZ BRZEZI�SKI - Nie rozumiesz mnie... - Rozumiem. - Nie m�cz mnie ju�. - Rusz si�, to przestan�. - Spierdalaj! - warkn�� rozrusznik. - Zrozumiano? - Co? - ockn�y si� Serwis. - To, co by�o s�ycha�! Nie b�d� pacho�em do ruszania, kiedy wam si� �ywnie podoba! Chc� by� piosenkarzem! - Co za mutant popromienny - oceni�y szybko Serwis. - Piosenkarzem? Pogi�o ci�? - krzycza�a Matylda. - Natychmiast ruszaj, s�yszysz! - Spierdalaj! Nie b�dziesz mi m�wi� kim mam by�, ry�a okularnico! - Nie jestem ry�a! - Matylda podnios�a si� i kopn�a le��cego w splot s�oneczny. - Au! - rozleg�o si� ze �rodka. - Zat�uk� ci� tam! Z obit� twarz� b�dziesz �piewa� jak G�rniak na stadionie! - Ani mi si� wa�! Au! - rozrusznik by� bardzo wra�liwy. - Co pani robi! - �ona le��cego pr�bowa�a z�apa� Matyld� za r�k�, ale ta jej si� wyrwa�a. Autobusowy t�um za�o�y� Uniwersytet Zg��biania �wiata Za Oknem. Nikt nie zwraca� na nich uwagi. - Rusz si�, kupo z�omu! Nagle le��cy na pod�odze m�czyzna wzi�� g��boki oddech i lekko drgn��. - Co� mi narobi�a - dar� si� rozrusznik. - Moja powierzchowno��! Moja pi�kna powierzchowno��! Matylda, korzystaj�c z tego, �e drzwi otworzy�y si� na kolejnym przystanku, wysiad�a, krzykn�wszy jeszcze przez rami� do kl�cz�cej przy m�u kobiety. - Rozrusznik jest do wymiany. Razem z Matyld� wysiad�o dw�ch m�czyzn w szeleszcz�cych dresach i adidasach. Obaj masywnej budowy cia�a, wt�rnie pozbawieni szyi. - Dwa korpusy z za�lepk� na sz�stej - mrukn�y Serwis ostrzegawczo. - Nie�le zg��bi�a� starucha w autobusie - sykn�� jeden, podchodz�c. - To by�o w pyt�! Matylda, tak? - Uratowa�a �ycie, g�upi koksie! - krzykn�y Serwis. - Cho� pewnie dlatego, �e przesta�a go kopa� w ostatnim momencie - doda�y ju� nieco ciszej. Dziewczynka milcza�a, patrz�c na obydwu wielkimi, niewinnymi oczyma. - Spieszymy si� nieco i nie b�dziemy owija� w bawe�n� - powiedzia� drugi. - Sprowadza nas problem ze zwierzchnikiem, kt�ry po powrocie z wczas�w dziwnie si� zachowuje. - Bardzo nam to przeszkadza - wtr�ci� si� pierwszy. - Bardzo - potwierdzi� drugi. - Tylko ty mo�esz nam pom�c. Matylda zatrzepota�a rz�sami tak s�odko, �e na sekund� postawi�a w stan kryzysu ca�y przemys� cukrowniczy na �wiecie. Szybko si� na szcz�cie opami�ta�a. - Czy b�d� musia�a i�� w tym celu �ywcem do Piek�a? - spyta�a nie�mia�o, cienkim g�osikiem.