1638

Szczegóły
Tytuł 1638
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

1638 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 1638 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

1638 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

FredericK Forsyth Czysta Robota Prze�o�y�: STEFAN WILKOSZ Tytu� orygina�u: NO COMEBACKS AND OTHER STORIES Autor ilustracji: K. WARD Opracowanie graficzne: Studio Graficzne "Fototype" Redaktor: MARIA GRZYMSKA LUCYNA LEWANDOWSKA LEDIA KOWAL Copyright (c) 1972, 1973, 1979, 1982 by Frederick Forsyth For the Polish edition Copyright (c) 1993 by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o. Published in cooperation with Wydawnictwo Mizar Sp. z o.o. ISBN 83-7082-244-Wydawnictwo Amber Sp. z o.o. Warszawa 1993. Wydanie I Sk�ad: "Kolonel" w �omiankach Druk: ��dzka Drukarnia Dzie�owa CZYSTA ROBOTA Mark Sanderson lubi� kobiety. Lubi� tak�e krwiste befsztyki z dobrze przyprawion� sa�at�. Zar�wno pierwsze, jak i drugie konsumowa� z jednakowym apetytem. Kiedy bra�a go ochota, telefonowa� do odpowiedniego dostawcy i zamawia� towar, kt�ry przysy�ano mu do wytwornego domku, zbudowanego na dachu du�ej kamienicy. M�g� sobie pozwoli� na wszystko, by� bowiem multimilionerem i to w funtach szterlingach, a wi�c w walucie, kt�rej warto��, nawet w dzisiejszych niepewnych czasach, r�wna si� niemal dw�m dolarom. Jak wi�kszo�� bogatych i mo�nych ludzi wi�d� �ycie na trzech r�nych p�aszczyznach. Pierwsz� stanowi�o jego �ycie zawodowe i publiczne, by� przecie� jednym z potentat�w londy�skiego City i to powszechnie znanym i podziwianym. Drug� okre�lano jako domen� prywatn�, kt�ra nie zawsze pokrywa�a si� z plotkami, jakie na jego temat kr��y�y. Trzeci� wreszcie by�o �ci�le prywatne �ycie, do kt�rego nikt nie mia� dost�pu. Pisano o nim regularnie na �amach wszystkich dziennik�w, interesowa�y si� nim kolumny finansowe i kolumny plotkarskie najrozmaitszych pism, nie m�wi�c ju� o programach telewizyjnych. Mark Sanderson rozpocz�� swoj� karier� w p�nych latach pi��dziesi�tych w agencji handlu nieruchomo�ciami w centrum Londynu. Mia� niewielkie wykszta�cenie, kt�re uzupe�nia� niezwyk�y instynkt i prawdziwy nos do transakcji inwestycyjnych. W ci�gu dw�ch lat nauczy� si� nie tylko wszystkich zasad kupieckiej gry, ale - co wa�niejsze - sposob�w legalnego ich obchodzenia. W wieku dwudziestu trzech lat za�atwi� w ci�gu jednej doby swoj� pierwsz� samodzieln� transakcj�. By�o ni� kupno posiad�o�ci w dzielnicy St. John's Wood. Zarobi� na tym dziesi�� tysi�cy funt�w, po czym za�o�y� firm� pod nazw� Hamilton Holdings, kt�ra przez nast�pne czterna�cie lat mia�a by� jego g��wn� baz� wypadow�. Nazwa� j� tak na pami�tk� owej pierwszej transakcji, albowiem nabyta przeze� w�wczas kamienica znajdowa�a si� na Hamilton Terrace. Mia� to by� ostatni sentymentalny odruch w jego �yciu zawodowym. Z pocz�tkiem lat sze��dziesi�tych, gdy zarobi� pierwszy milion, przerzuci� si� z handlu nieruchomo�ciami na budownictwo budynk�w biurowych. W po�owie dekady by� wart bez ma�a dziesi�� milion�w i rozszerzy� granice swojej dzia�alno�ci. Jego mistrzowskie operacje z dziedziny finans�w, bankowo�ci, przemys�u chemicznego, inwestycje w miejscowo�ciach letniskowych nad Morzem �r�dziemnym by�y r�wnie intratne, jak owa pierwsza transakcja w St. John's Wood. Opisywa�a je prasa, ludzie je podziwiali, a akcje dziesi�ciu przedsi�biorstw zgrupowanych w Hamilton Holdings stale zwy�kowa�y na gie�dzie. Na innych stronicach gazet mo�na by�o znale�� plotki z prywatnego �ycia Marka Sandersona. Pisano o jego wspania�ym apartamencie przy Regent's Park, luksusowej posiad�o�ci w stylu el�bieta�skim w hrabstwie Worcestershire, zamku w dolinie Loary, willi w Cap d'Antibes, o jego jachcie, rolls-roysie, lamborghinim, a tak�e o nie ko�cz�cym si� korowodzie m�odych, kszta�tnych gwiazdek filmowych, w kt�rych to towarzystwie nieustannie si� fotografowa�. Plotkarskie k�ciki gazet pe�ne by�y fascynuj�cych opis�w wdzi�k�w dziewczyn wyleguj�cych si� w jego czterometrowym, okr�g�ym �o�u. Jeszcze przed dziesi�ciu laty zosta�by zapewne zrujnowany, gdyby jego nazwisko ��czono ze spraw� rozwodow� pewnej maj�tnej gwiazdy filmowej lub procesem o ojcostwo wytoczonym mu przez pretendentk� do tytu�u miss �wiata. Ale na prze�omie lat siedemdziesi�tych skandale te stanowi�y raczej �wiadectwo - tak obecnie po��dane - jego krzepy. Tote� w ko�ach towarzyskich londy�skiego West Endu budzi�y sensacj� i podziw. Mark Sanderson by� wi�c osobisto�ci� powszechnie znan�. Jego tajemne �ycie by�o czym� zgo�a innym. Mo�na by je okre�li� po prostu jednym s�owem: nuda. Ca�a ta intensywna aktywno�� nudzi�a go �miertelnie. Ukute niegdy� przez niego powiedzonko "czegokolwiek Mark zapragnie - Mark dostanie" przemieni�o si� w kiepski �art. W wieku trzydziestu siedmiu lat wygl�da� nie�le, pozowa� na Marlona Brando, by� w �wietnej formie fizycznej i bardzo samotny. Zdawa� sobie spraw�, �e potrzebuje nie setek dziewczyn, ale jednej jedynej, kt�ra da�aby mu dzieci i potrafi�a stworzy� domowe ognisko. Rozumia�, �e ma ma�e szans� znalezienia takiej kobiety, poniewa� wiedzia� do�� dok�adnie, jaka powinna by�, i �adnej takiej nigdy w �yciu nie spotka�. Jak wi�kszo�� bogatych playboy�w, m�g� ulec urokom jedynie takiej kobiety, kt�rej nie imponowa�yby ani jego pieni�dze, ani pozycja spo�eczna, ani reputacja. W odr�nieniu od wi�kszo�ci bogatych playboy�w, Mark Sanderson zachowa� wystarczaj�c� trze�wo�� umys�u, by m�c patrze� na samego siebie obiektywnie. Ale tylko po kryjomu. Publiczne przyznanie si� do czego� takiego r�wna�oby si� o�mieszeniu. By� ju� ca�kiem pewny, �e nigdy owej wymarzonej istoty nie spotka, kiedy tak si� w�a�nie sta�o. By�o to wiosn�, na jakim� balu dobroczynnym, takim na kt�rym wszyscy go�cie nudz� si� �miertelnie, a doch�d ze sprzeda�y bilet�w starcza akurat na ba�k� mleka dla dzieci w Bangladeszu. Kobieta sta�a po drugiej stronie salonu, s�uchaj�c monologu jakiego� niskiego grubasa kurz�cego d�ugie cygaro. S�ucha�a go z dyskretnym p�u�miechem, z kt�rego nie mo�na by�o wnioskowa�, czy bawi j� anegdotka grubasa, czy te� jego b�aze�skie wysi�ki zajrzenia w g��b jej dekoltu. Sanderson przedar� si� przez t�um i korzystaj�c z pobie�nej znajomo�ci grubego producenta filmowego, pozwoli� si� przedstawi� dziewczynie, kt�ra nazywa�a si� Angela Summers. D�o� o wypiel�gnowanych paznokciach, kt�r� mu poda�a, by�a w�ska i ch�odna. Na serdecznym palcu lewej r�ki, w kt�rej trzyma�a szklank� ginu z tonikiem, a raczej z samym tonikiem, widnia�a z�ota obr�czka. Sandersona bynajmniej to nie zra�a�o. Kobiety zam�ne uwa�a� za r�wnie �atwe do zdobycia jak panny. Pozby� si� filmowca i zaprowadzi� j� w k�t pokoju, �eby m�c spokojnie porozmawia�. Blisko�� kobiety podnieci�a go, co by�o rzecz� normaln�, ale wra�enie, jakie na nim zrobi�a, raczej by�o niezwyk�e. Pani Summers, wysoka i smuk�a, by�a pi�kna i promieniowa�a spokojem. Mimo obowi�zuj�cej w latach siedemdziesi�tych szczup�o�ci sylwetki mia�a wydatne piersi, w�sk� tali� i solidne biodra. B�yszcz�ce kasztanowate w�osy �ci�ga�a klamra, a ich po�ysk zdawa� si� �wiadczy� o zdrowiu w�a�cicielki. Mia�a na sobie prost� bia�� sukni�, kt�ra podkre�la�a jej z�ocist� opalenizn�. Nie nosi�a �adnej bi�uterii. Oczy lekko podkre�li�a o��wkiem, poza tym twarz bez makija�u, co wyr�nia�o j� w�r�d obecnych w salonie wytwornych pa�. Sanderson okre�li� jej wiek na trzydzie�ci lat. Jak si� p�niej dowiedzia�, mia�a trzydzie�ci dwa. Sanderson obra� sobie jej opalenizn� za temat rozmowy. Czy naby�a jej w czasie wiosennych wakacji w g�rach, czy mo�e na statku, w drodze na Wyspy Karaibskie? Zak�ada�, �e Summersowie s� wystarczaj�co zamo�ni, �eby prowadzi� taki sam tryb �ycia, jaki prowadzi�a wi�kszo�� obecnych na balu go�ci. Okaza�o si�, �e obydwa jego przypuszczenia s� b��dne. Mieszka�a z m�em w domku na wybrze�u Hiszpanii. Pa�stwo Summers �yli z niewielkich honorari�w z ksi��ek o ptakach, kt�re pisa� jej m��, oraz z pieni�dzy zarabianych przez ni�. Udziela�a lekcji angielskiego. Przygl�daj�c si� jej ciemnym oczom i w�osom oraz z�ocistej cerze, doszed� do wniosku, �e jest Hiszpank�, ale powiedzia�a mu, �e jest Angielk�. Przyjecha�a w odwiedziny do rodzic�w mieszkaj�cych w �rodkowej Anglii, a szkolna kole�anka zaprosi�a j� na tydzie� do Londynu. Za kilka dni mia�a powr�ci� do Hiszpanii. Rozmawia�o si� z ni� �atwo. Nie schlebia�a Sandersonowi, co mu odpowiada�o, nie wybucha�a przesadnym �miechem, kiedy m�wi� co� zabawnego. - Co pani my�li o londy�skiej socjecie? - zapyta�, kiedy stali oparci o �cian�, przygl�daj�c si� ta�cz�cym parom. - Przypuszczalnie nie to, co powinnam - odrzek�a powa�nie. - Papugi w szklanej klatce - mrukn�� z�o�liwie. Unios�a brwi. - A mnie si� zdawa�o, �e Mark Sanderson jest jednym z filar�w tej socjety - powiedzia�a bez ��ci, ale stanowczo. - Czy�by wie�ci o mnie dociera�y a� do Hiszpanii? - Nawet na Costa Blanca czytamy Daily Express - odpowiedzia�a spokojnie. - A w nim dok�adne opisy �ycia i przyg�d Marka Sandersona. - Oczywi�cie - odpar�a bez wahania. - Czy robi� na pani wra�enie? - A powinny? - Nie. - A wi�c nie robi�. - Jej odpowied� nape�ni�a go dziwnym zadowoleniem. - To dobrze. Ale czy mog� zapyta�, dlaczego? Zastanawia�a si� przez chwil�. - To chyba wszystko fa�sz - stwierdzi�a. - Czy ja te�? Patrzy�, jak pod prost�, bia�� bawe�nian� sukienk� �agodnie wznosz� si� i opadaj� jej piersi. Wreszcie spojrza�a mu w oczy. - Nie wiem - odpar�a z powag� - ale przypuszczam, �e gdyby da� panu szans�, m�g�by pan zosta� raczej porz�dnym cz�owiekiem. Jej s�owa wytr�ci�y go z r�wnowagi. - Myli si� pani - mrukn��, ale ona u�miechn�a si� pob�a�liwie, jak do ma�ego, krn�brnego ch�opca. Po kilku minutach zjawili si� jej przyjaciele, przywitali si� z San dersonem i zabrali j�. W drodze do hallu Mark zaproponowa� jej szeptem wsp�ln� kolacj� nast�pnego wieczoru. Od lat nikogo ju� tak nie zaprasza�. Angela Summers nie wysili�a si� na �aden dowcip o tym, jak to niebezpiecznie jest pokazywa� si� w jego towarzystwie ani o tym, �e ma nadziej�, i� nie b�dzie w pobli�u fotograf�w. Zastanawia�a si� przez chwil� i odpowiedzia�a: - Dobrze, bardzo ch�tnie. Mark my�la� o niej przez ca�� noc. Ca�kowicie zaniedba� wychudzon� i mizdrz�c� si� modelk�, kt�r� poderwa� nad ranem w jakim� nocnym lokalu. Wpatrywa� si� w sufit i widzia� oczami wyobra�ni po�yskuj�ce kasztanowe w�osy, wyobra�a� sobie, �e le�� na jego poduszce. Pod palcami czu� mi�kk� z�ocist� sk�r� Angeli. By� pewien, �e ich w�a�cicielka �pi spokojnie i cicho, bo wszystko przecie� robi�a w taki w�a�nie spos�b. Wyci�gn�� r�k�, �eby popie�ci� pier� modelki, ale trafi� na wysuszony woreczek przypominaj�cy ucho zag�odzonego szczeniaka. Dziewczyna wyda�a z siebie cichy j�k, kt�ry mia� by� niby to j�kiem rozkoszy. Wi�c poszed� do kuchni, zaparzy� sobie kaw� i usiad� w ciemnej bawialni. Popijaj�c z wolna, przesiedzia� tam do �witu, kiedy to drzewa parku, o�wietlone promieniami s�o�ca wschodz�cego hen nad wrzosowiskami Wansteadu, zarysowa�y si� przed jego oczami jasno i wyra�nie. Tydzie� to kr�tki okres na rozwini�cie si� romansu, ale bywa wystarczaj�co d�ugi, by zmieni� nie tylko jedno �ycie, ale nawet dwa lub trzy. Nazajutrz wieczorem podjecha� po ni�. Zesz�a i usiad�a przy nim. W�osy mia�a spi�trzone nad czo�em. Ubrana by�a w bia�� bluzk� z bufiastymi r�kawami, zako�czonymi koronk�, i d�ug�, czarn�, mocno �ci�gni�t� w talii szerokim paskiem sp�dnic�. Str�j ten przydawa� jej sylwetce staro�wieckiej, wiktoria�skiej elegancji, co tak bardzo odbiega�o od jej wczorajszego wygl�du i od obrazu, jaki mia� w pami�ci, �e podnieci�o go. Odzywa�a si� rzadko, ale to, co m�wi�a, by�o proste i inteligentne, a kiedy zacz�� jej opowiada� o swoich transakcjach handlowych - co rzadko czyni� w towarzystwie kobiety - s�ucha�a go uwa�nie. Pod koniec wieczoru zrozumia�, �e to, co zaczyna do niej odczuwa�, nie jest przelotnym uczuciem, a ju� z pewno�ci� nie zwyk�ym po��daniem. Podziwia� j� ogromnie. By�a w niej wewn�trzna pogoda, wielkie opanowanie, jej obecno�� przynosi�a spok�j i ukojenie. Coraz �atwiej i swobodniej rozmawia�o mu si� z ni� o sprawach, jakie na og� zachowywa� dla siebie - w wi�c o operacjach finansowych, o pogardzie, jak� �ywi� dla lu�nych obyczaj�w ludzi ze swojej sfery, bezlito�nie wykorzystuj�c je dla w�asnych cel�w. A ona to wszystko rozumia�a, chocia� nie zawsze by�a poinformowana, a u kobiet zdolno�� rozumienia jest wa�niejsza ni� znajomo�� rzeczy. Kiedy wybi�a p�noc i zacz�to zamyka� restauracj�, wci�� siedzieli, pogr��eni w rozmowie. Uprzejmie, ale stanowczo, odrzuci�a propozycj� pojechania do niego na ostatniego drinka. Z tak� odmow� nie spotka� si� od lat. Po kilku dniach czu�, �e jest zakochany po uszy, niczym sztubak. Zapyta� j� o ulubione perfumy, dowiedzia� si�, �e nazywaj� si� Miss Dior i �e kupuje je sobie od czasu do czasu w samolocie, gdzie sprzedawane s� bez c�a. Pos�a� wi�c kogo� na Bond Street po najwi�ksz�, jaka by�a w sprzeda�y, butelk� tych perfum. Przyj�a prezent bez minoderii, ale zaprotestowa�a przeciwko jego rozmiarom. - To straszna ekstrawagancja - powiedzia�a. Zawstydzi� si�. - Chcia�em ci ofiarowa� co� bardzo specjalnego. - Ale to musia�o kosztowa� fortun� - zauwa�y�a ze zgorszeniem. - Zapewniam ci�, �e sta� mnie na to. - Wierz� - odpar�a - i jestem wdzi�czna, ale prosz� mi nigdy wi�cej nie kupowa� takich rzeczy. Nie lubi� ekstrawagancji. Zatelefonowa� do Worcestershire, do swojej posiad�o�ci, kaza� nape�ni� basen wod� i podgrza� j�. W sobot� pojechali tam na weekend, mimo �e wia� ch�odny majowy wiatr. Zarz�dzi� wi�c, by otoczono basen z trzech stron ruchomymi szklanymi parawanami. Wy�oni�a si� z kabiny w jednocz�ciowym bia�ym kostiumie k�pielowym z materia�u frotte i by�a tak pi�kna, �e a� mu dech zapar�o. C� to za wspania�a kobieta, pomy�la�, i to pod ka�dym wzgl�dem. Ostatni wiecz�r przed jej powrotem do Hiszpanii sp�dzili oczywi�cie razem. Przez d�ugi czas ca�owali si� w ciemnym rolls-roysie, zaparkowanym na ma�ej poprzecznej uliczce niedaleko jej domu, ale kiedy spr�bowa� wsun�� r�k� za jej dekolt, odsun�a j� �agodnie, ale stanowczo. Zaproponowa�, �eby rozesz�a si� z m�em i wysz�a za niego. Poniewa� powiedzia� to bardzo powa�nie, ustosunkowa�a si� r�wnie serio do sprawy i potrz�sn�a g�ow�. - Nie potrafi�abym tego zrobi� - odrzek�a. - Kocham ci�. I to nie jest przemijaj�ce uczucie. Kocham ci� bezgranicznie i na zawsze. Zrobi�bym dla ciebie wszystko. Wbi�a wzrok w zalegaj�c� za szyb� samochodu ciemno��. - Wierz� ci, Mark. Nie powinni�my byli posun�� si� tak daleko. To moja wina, �e nie zorientowa�am si� wcze�niej i nie przesta�am si� z tob� widywa�. - Ale czy ty mnie tak�e kochasz? Chocia�by odrobin�? - Jeszcze nie wiem. Nie jestem taka szybka. - Mo�e b�dziesz mog�a mnie pokocha�? W przysz�o�ci. I znowu wykaza�a kobiec� intuicj� i odnios�a si� z powag� do tego pytania. - S�dz�, �e tak. Na pewno tak. Jeste� zupe�nie inny ni� fama o tobie. Pod grub� warstw� cynizmu tkwi w tobie ciep�y i wra�liwy cz�owiek, a to mi si� podoba. - Wi�c rzu� go i wyjd� za mnie. - To niemo�liwe. Jestem �on� Archie'ego i nie mog� go porzuci�. - Czy on ma co�, czego ja nie potrafi�bym ci ofiarowa�? - Nie, sk�d�e - u�miechn�a si�. - On jest w gruncie rzeczy szalenie s�abym cz�owiekiem i kiepsko sobie radzi... - Wi�c czemu nie chcesz si� z nim rozej��? - Poniewa� on mnie potrzebuje - odpar�a z prostot�. - Ja ci� te� potrzebuj�. - Nie, chyba nie - potrz�sn�a g�ow�. - Ty mnie pragniesz, to pewne, ale potrafisz sobie doskonale da� rad� beze mnie. A on nie. Nie ma na to si�. - Ja ci� nie tylko pragn�, Angelo, ja ci� kocham, i to bardziej ni� kogokolwiek czy cokolwiek, co w �yciu posiada�em. Uwielbiam ci�, po��dam ci�. - Ty nic nie rozumiesz - powiedzia�a po chwili. - Kobiety lubi� by� kochane, uwielbiaj� by� uwielbiane, po��dane, ale nade wszystko potrzebuj� tego, �eby ich kto� potrzebowa�. A ja jestem Archie'emu potrzebna bardziej ni� powietrze, kt�rym oddycha. Sanderson gwa�townym ruchem zgasi� cygaro w popielniczce. - Wi�c pozostaniesz z nim, dop�ki was �mier� nie rozdzieli... Nie zareagowa�a na jego ironiczny ton, tylko spojrza�a mu prosto w oczy i skin�a g�ow�. - Tak, chyba w�a�nie tak. Dop�ki nie rozdzieli nas �mier�. Przykro mi, Mark, ale taka ju� jestem. W innym miejscu, w innym czasie, no i gdybym nie by�a ju� �on� Archie'ego, zareagowa�abym pewnie inaczej na twoj� propozycj�, nawet na pewno. Ale jestem ju� m�atk� i nie ma na to �adnej rady. Nazajutrz wyjecha�a. Kaza� szoferowi zawie�� j� na lotnisko, sk�d odlecia�a do Walencji. S� wprawdzie r�nice pomi�dzy mi�o�ci� i potrzeb� czyjej� obecno�ci, t�sknot� i po��daniem, ale ka�de z tych uczu� potrafi przemieni� si� w obsesj�. W przypadku Marka Sandersona wszystkie te uczucia uleg�y takiemu przekszta�ceniu. Maj ust�pi� miejsca czerwcowi, a on coraz bardziej i bardziej pragn�� Angeli. �ycie nie odm�wi�o mu dot�d niczego, od bez ma�a dziesi�ciu lat mia� wszystko, o czym tylko zamarzy�, i - jak zreszt� wszyscy ludzie dysponuj�cy nadmiarem w�adzy - sta� si� psychicznym kalek�. Logicznie i precyzyjnie kroczy� od po��dania do determinacji, od determinacji do koncepcji, od planowania do wykonania planu, czyli do celu. W pierwszych dniach czerwca Sanderson postanowi� zdoby� Angel� Summers za wszelk� cen� i od tej chwili przez g�ow� nieustannie przebiega�a mu jedna jedyna my�l, zdanie, wyj�te prosto z modlitewnika: "dop�ki nas �mier� nie roz��czy". Gdyby Angela by�a inna, gdyby by�a kobiet� pragn�c� pieni�dzy, luksusu, w�adzy, wysokiej pozycji towarzyskiej, nie by�oby w og�le problemu. M�g�by j� w�wczas ol�ni� bogactwem, ale wtedy nie by�aby przecie� sob� i nie pragn��by jej z tak� nami�tno�ci�. Znalaz� si� wi�c w b��dnym kole. Kr��enie po nim doprowadzi�oby go z pewno�ci� do szale�stwa, postanowi� wi�c znale�� jakie� wyj�cie, a by�o w ko�cu tylko jedno. Wynaj�� sobie na nazwisko Michael Johnson niewielkie mieszkanko w Londynie. Zrobi� to za po�rednictwem agenta i przez telefon. Zap�aci� komorne za miesi�c i z�o�y� odpowiedni depozyt - wszystko czekiem i przez poczt�. Poprosi�, �eby pozostawiono klucz od mieszkania pod s�omiank�, gdy� planowa� przyjazd p�nym wieczorem. Zadzwoni� nast�pnie do jednej z owych agencji, kt�re nie stawiaj� zbyt wielu pyta� i nie interesuj� si� zanadto legaln� stron� przeprowadzanych transakcji, poda� nowy londy�ski adres i zreferowa� dok�adnie, o jak� us�ug� mu chodzi. Poniewa� pragn�� pozosta� anonimowy, za��dano od niego pieni�dzy z g�ry. Wys�a� przesy�k� polecon� zaliczk� got�wk� w wysoko�ci pi�ciuset funt�w szterling�w. W tydzie� p�niej pan Johnson otrzyma� list, w kt�rym donoszono mu, �e jego zlecenie zosta�o wykonane i �e pozostaje do zap�acenia jeszcze dwie�cie pi��dziesi�t funt�w. Sum� t� wys�a� poczt� i w trzy dni p�niej otrzyma� odpowiedni materia�. By�a tam kr�tka biografia, kt�r� szybko przekartkowa�, fotografia wyci�ta z ok�adki ksi��ki na temat ptactwa rejonu Morza �r�dziemnego, kt�rej od dawna nie by�o w sprzeda�y, a kt�ra rozesz�a si� w znikomej liczbie egzemplarzy, oraz kilka kiepskich zdj�� wykonanych obiektywem teleskopowym. Widnia� na nich drobny, raczej cherlawy m�czyzna o cofni�tym podbr�dku i z ma�ym w�sikiem przypominaj�cym szczoteczk� do z�b�w. Major Archibald Clarence Summers. Musi si� oczywi�cie nadal pos�ugiwa� chlubn� rang� majora - zdenerwowa� si� Sanderson - brytyjski eks-oficer, �yj�cy obecnie w niewielkiej willi kilkaset metr�w od wybrze�a, na przedmie�ciu ma�ego hiszpa�skiego miasteczka w prowincji Alicante, w po�owie drogi pomi�dzy Alicante a Walencj�. Sanderson obejrza� sobie zdj�cia willi. Wreszcie przeczyta� kr�tki raport na temat trybu �ycia jej mieszka�c�w. �niadanie pa�stwo S. spo�ywali na niewielkim patio, przed po�udniem pani S. udawa�a si� do pa�acu, by uczy� angielskiego tr�jk� dzieci contessy, a ka�dego popo�udnia opala�a si� na pla�y i p�ywa�a w morzu, dok�adnie mi�dzy trzeci� a czwart�, kiedy to jej ma��onek pracowa� nad notatkami do dzie�a o ptactwie Costa Blanca. Nazajutrz Sanderson zawiadomi� personel biura, �e zamierza pewien czas sp�dzi� w domu, ale �e be*dzie w sta�ym kontakcie telefonicznym. Nast�pnie zaj�� si� zmian� swojej powierzchowno�ci. Poszed� do ma�ego zak�adu fryzjerskiego, kt�ry og�asza� si� w jednym z tygodnik�w przeznaczonych dla pederast�w. W�a�ciciel zak�adu okaza� si� nadzwyczaj pomocny. Obci�� do�� d�ugie w�osy Sandersona na je�a i ufarbowa� je na jasny blond. Zabieg ten trwa� nieco ponad godzin�. Fryzjer by� zachwycony rezultatem, kt�ry - jak twierdzi� - powinien wystarczy� na jakie� dwa tygodnie. Odt�d Sanderson zawsze wje�d�a� samochodem wprost do podziemnego gara�u, gdzie wsiada� do windy tak, �eby unikn�� wzroku portiera. Zadzwoni� do jednego ze swoich przyjaci�, dziennikarza, i poprosi� go o adres najlepszego londy�skiego archiwum, specjalizuj�cego si� w historii czas�w najnowszych. Zbiory te sk�ada�y si� z milion�w wycink�w prasowych i setek tysi�cy s�ownik�w i dzie� informacyjnych. W trzy dni p�niej Sanderson by� posiadaczem karty wst�pu na nazwisko Michael Johnson. Zacz�� od s�owa "najemnik". W teczce opatrzonej tym has�em znalaz� takie nazwiska, jak Mik� Hoare, Robert Denard, John Peters i Jacques Schramme, jak r�wnie� odsy�acze do takich hase�, jak Kenia, Rodezja, Kongo, Katanga, Jemen, Nigeria/Biafra i Angola. Przejrza� je wszystkie. Przeczyta� niezliczone ilo�ci informacji gazetowych, artyku��w w magazynach, komentarzy, recenzji z ksi��ek i wywiad�w. Notowa� nazwiska autor�w ksi��ek, po czym wybiera� ksi��ki z p�ek. Przeczyta� Histori� najemnictwa Anthony'ego Mocklera, Najemnika w Kongo Mike'a Hoare'a i tom pod tytu�em Si�a ognia, po�wi�cony w ca�o�ci Angoli. Z plejady nazwisk rewolwerowc�w, przewijaj�cych si� przez jego lektury, wy�oni�o si� w ko�cu jedno, kt�re go zainteresowa�o. Nale�a�o do cz�owieka walcz�cego w trzech wojnach. Nawet najostrzejsi z autor�w zdawali si� pisa� o nim w spos�b raczej ogl�dny. Cz�owiek ten nigdy nie udzieli� nikomu wywiadu i nigdy nie pozwoli� si� fotografowa�. By� Anglikiem. Sanderson postanowi� dzia�a� tak, jak gdyby ten cz�owiek znajdowa� si� obecnie w Londynie. Przed kilkoma laty, kiedy Sanderson przejmowa� przedsi�biorstwo, kt�rego akcje sta�y na gie�dzie bardzo wysoko, zosta� przy okazji w�a�cicielem grupy innych firm, mi�dzy innymi sklepu z cygarami, laboratorium wywo�uj�cego filmy i agencji literackiej. Nigdy jako� nie stara� si� tych przedsi�biorstw rozwin��. Teraz agencja literacka znalaz�a mu prywatny adres autora tomu wspomnie�, kt�ry go szczeg�lnie zainteresowa�. Wydawca ksi��ki nie mia� powodu, aby co� podejrzewa�. Poda� wi�c adres autora, dok�d wysy�a� od czasu do czasu niewielkie tantiemy. Kiedy wielki finansista odwiedzi� najemnika-autora, udaj�c urz�dnika wydawnictwa, znalaz� si� w obliczu cz�owieka ca�kowicie wyko�czonego, rozpitego, �yj�cego wy��cznie wspomnieniami. By�y najemnik my�la� z pocz�tku, �e wizyta ma jaki� zwi�zek z dalszymi nak�adami i honorariami, a kiedy okaza�o si�, i� tak nie jest, nie ukrywa� rozczarowania. Gdy jednak go�� zaproponowa� mu zaliczk�, oczy mu zab�ys�y. Sanderson przedstawi� si� nazwiskiem Johnson i powiedzia�, �e jego firma otrzyma�a wiadomo��, i� by�y kolega najemnika nosi si� z zamiarem napisania pami�tnik�w. Firma jest nimi zainteresowana i nie chcia�aby, �eby ubieg�a j� konkurencja. Problem polega na tym, �e nikt nie zna adresu owego cz�owieka. Kiedy by�y najemnik us�ysza� nazwisko eks-kolegi, skrzywi� si�. - Zdecydowa� si� wi�c wszystko wywali� na wierzch - mrukn��. - Wierzy� mi si� nie chce. By� oboj�tny, ale tylko do chwili, gdy wypi� sz�st� whisky i poczu� pomi�dzy palcami szeleszcz�ce banknoty. Wtedy nagryzmoli� co� na kartce papieru i poda� j� Sandersonowi. - Kiedy ten skurwiel przyje�d�a do miasta, zawsze si� tam uchlewa - powiedzia�. Sanderson jeszcze tego� wieczora odnalaz� �w lokal. By� nim przytulny bar w pobli�u Earl's Court. Nazajutrz wieczorem zjawi� si� ten, kt�rego oczekiwa�. Nigdy nie widzia� fotografii faceta, ale przeczyta� jego opis w jednym z pami�tnik�w. Rozpozna� blizn� na policzku oraz imi�, kt�rym barman si� do niego zwr�ci�. By� to barczysty, d�ugonogi, wysportowany m�czyzna. Sanderson obserwowa� jego twarz odbijaj�c� si� w lustrze za kontuarem, g��boko osadzone oczy i usta skrzywione w gorzkim u�miechu. Cz�owiek powoli popija� piwo z kufla. Kiedy opu�ci� klub, Sanderson poszed� za nim i zobaczy�, �e wchodzi do czynszowej kamienicy, po�o�onej w odleg�o�ci jakich� czterystu metr�w od klubu. W kilka minut potem zauwa�y� w jednym z okien �wiat�o. Zapuka� do drzwi mieszkania. Otworzy� mu cz�owiek w ciemnych spodniach i kamizelce. Sanderson zauwa�y�, �e zanim otworzy� drzwi, zgasi� �wiat�o w przedpokoju, aby si� znale�� w cieniu. O�wietla�a go tylko lampa z hallu. - Mister Hughes? - odezwa� si� Sanderson. M�czyzna uni�s� jedn� brew. - Z kim mam przyjemno��? - warkn��. - Nazywam si� Johnson. Michael Johnson. - Nakaz rewizji - za��da� Hughes stanowczym tonem. - Nie jestem glin� - odpar� Sanderson - lecz prywatnym obywatelem. Czy mog� wej��? - Kto panu da� m�j adres? - zapyta� Hughes, nie reaguj�c na pytanie go�cia. Sanderson poda� mu nazwisko swojego informatora. - Za dwadzie�cia cztery godziny zapomni, �e ze mn� rozmawia� - doda�. - Jest tak napompowany, �e nie pami�ta w�asnego nazwiska. W k�cikach ust Hughes'a ukaza� si� cie� u�miechu, ale oczy pozosta�y gro�ne. - To by si� zgadza�o - mrukn�� i ruchem g�owy wskaza� Sandersonowi wn�trze mieszkania. Weszli do du�ego pokoju. Sta�o w nim kilka odrapanych grat�w, jak to zwykle w tak zwanych umeblowanych pokojach, jakich w Londynie s� tysi�ce. Na �rodku st�. Hughes wskaza� na jedno ze stoj�cych przy nim krzese�. Sanderson usiad�, Hughes ulokowa� si� naprzeciwko niego. - No wi�c? - Chcia�bym zam�wi� pewn� robot�. Nazywa si� to, zdaje si�, skok. Ale skok na cz�owieka. Hughes patrzy� na niego twardo. - Czy pan lubi muzyk�? - zapyta� nagle. Sanderson by� zaskoczony, ale skin�� g�ow�. - No to sobie co� zagramy. Hughes wsta� i podszed� do przeno�nego radia, kt�re sta�o przy ��ku. Jedn� r�k� przekr�ci� ga�k�, a drug� si�gn�� pod poduszk�. Obr�ci� si� i skierowa� na Sandersona colta 45. Oddycha� ci�ko i co chwila prze�yka� �lin�. Podkr�ci� muzyk� tak, �e wprost og�usza�a. Si�gn�� do szuflady nocnego stolika, wyci�gn�� notes i pi�ro, i nie spuszczaj�c swojego go�cia z oka, powr�ci� do sto�u. Jedn� r�k� napisa� teraz dwa s�owa na kartce i podsun�� j� Sandersonowi. "Rozbiera� si�", przeczyta� Sanderson. Zakr�ci�o mu si� w g�owie. Wiedzia�, �e ludzie tego pokroju potrafi� by� bezlito�ni. Ruchem colta Hughes da� Sandersonowi do zrozumienia, �eby si� odsun��. Ten pos�ucha�. Zdj�� marynark�, krawat, koszul� i rzuci� je na pod�og�. Nie mia� na sobie podkoszulka. Pistolet skierowa� si� w d�. Sanderson zrzuci� spodnie. Hughes przygl�da� mu si� z niewzruszon� twarz�, po czym powiedzia�: - W porz�dku. Ubieraj si� pan. Z pistoletem skierowanym teraz w pod�og� podszed� do radia, �ciszy� je i powr�ci� do sto�u. - Rzu� mi pan marynark� - za��da�. Sanderson, ju� w spodniach i koszuli, po�o�y� marynark� na st�. Hughes obmaca� j�. - W�� j� pan - odezwa� si�. Sanderson zrobi�, co mu kazano, i usiad�. Ul�y�o mu troch�. Hughes siedzia� teraz po drugiej stronie sto�u. Colta po�o�y� tak, by by� w zasi�gu prawej r�ki, i zapali� francuskiego papierosa. - Co to by�o? - zapyta� go Sanderson. - Chcia� si� pan upewni�, czy mam bro�? Hughes powoli potrz�sn�� g�ow�. - Wiedzia�em, �e nie - powiedzia�. - Ale m�g� pan mie� przy sobie mikrofon. Gdybym go odkry�, to okr�ci�bym panu jaja przewodem i pos�a�bym nagranie do pa�skiego szefa. - Rozumiem. Ale widzi pan, nie mam ani szefa, ani broni, ani mikrofonu. Jestem swoim w�asnym bossem i od czasu do czasu wynajmuj� sobie kogo� do pomocy. Serio m�wi�. Potrzebny mi jest cz�owiek do pewnej roboty. Got�w jestem dobrze zap�aci�. Jestem cz�owiekiem wielce dyskretnym. Z konieczno�ci. - Mnie to nie wystarcza - warkn�� Hughes. - Wi�zienie Parkhurst pe�ne jest pierwszorz�dnych facet�w, kt�rzy dali si� nabra� na pi�kne ^s��wka. - Ja nie pana potrzebuj� - powiedzia� Sanderson twardo. Hughes znowu uni�s� jedn� brew. - Nie, nie pana. Nie chc� do tej roboty cz�owieka, kt�ry mieszka w Wielkiej Brytanii, ani nawet takiego, kt�ry si� st�d wywodzi. Wystarczy, �e ja tu mieszkam. Potrzebny mi jest cudzoziemiec, robota te� jest za granic�. Od pana chc� tylko nazwiska. Nazwiska takiego cz�owieka. Zap�ac� panu dobrze. Z wewn�trznej kieszeni marynarki Sanderson wyj�� paczk� nowiusie�kich banknot�w dwudziestofuntowych i po�o�y� j� na st�. Hughes przygl�da� mu si� z oboj�tnym wyrazem twarzy. Sanderson podzieli� paczk� na dwie cz�ci, podsun�� jedn� pod nos Hughesowi, a drug� przedar� starannie przez p�. Po�ow� przedartych banknot�w wsun�� z powrotem do kieszeni. - Pierwsze pi��set jest za wyra�enie zgody - powiedzia�. - Drugie za nazwisko, i to nazwisko faceta, kt�ry zgodzi si� ze mn� zobaczy� i wykona� zlecon� robot�. Niech si� pan nie martwi, to nic skomplikowanego. Nie chodzi o �adn� s�aw�, jest to po prostu nikomu nie znany cz�owiek. Hughes nie spuszcza� oczu z le��cych przed nim pi�ciuset funt�w, ale nie dotyka� ich. - Mo�e nawet znam takiego faceta - odpar�. - Pracowa� ze mn� przed laty. Nie wiem, co teraz robi. Musz� si� zorientowa�. - Mo�e pan do niego zadzwoni - zaproponowa� Sanderson. Hughes potrz�sn�� g�ow�. - Nie mam zaufania do mi�dzynarodowych telefon�w - powiedzia�. - Za du�o jest pods�uch�w. Szczeg�lnie w Europie. Musia�bym pojecha� do niego i pogada� z nim osobi�cie. To by pana kosztowa�o jeszcze dwie st�wy, zgoda? - Zgoda, ale wyp�ata po dostarczeniu nazwiska. - Sk�d mog� mie� pewno��, �e nie zrobi mnie pan w konia? - zapyta� Hughes. - Znik�d. Tyle �e gdybym to zrobi�, to pewnie by si� pan na mnie odku�, no nie? A na to nie mam szczeg�lnej ochoty. Wol� straci� siedemset funt�w. - A sk�d pan wie, �e ja pana nie wystrychn� na dudka? - Tego te� nie wiem, ale pr�dzej czy p�niej znajd� sobie faceta do mojej roboty. Mam dosy� pieni�dzy na zap�acenie dw�ch, gdyby jeden si� w�ciek�. Ale nie lubi�, jak si� ze mnie robi wa�a. Po prostu z zasady. Przez dobre dziesi�� sekund patrzyli sobie twardo w oczy. Sanderson pomy�la�, �e posun�� si� za daleko. Ale nagle Hughes u�miechn�� si�. Tym razem szczerze i jakby z szacunkiem. Zgarn�� ze sto�u pi��set funt�w w ca�ych banknotach i stert� po��wek. - Dostarcz� panu nazwisko i za�atwi� panu spotkanie z tym cz�owiekiem. Jak si� pan z nim um�wi na fest, to prze�le mi pan reszt� nale�no�ci. Na poste restante, poczta Earl's Court, nazwisko Hargreaves. Zwyk��, nie polecon� przesy�k� pocztow�, w dobrze zapiecz�towanej kopercie. Je�eli pan tego nie zrobi, to m�j cz�owiek zostanie powiadomiony, �e umowa niewa�na. Okay? Sanderson skin�� g�ow� na znak zgody. - Kiedy wi�c b�d� mia� to nazwisko? - Za tydzie�. Jak pana szuka�? - Ju� ja pana znajd�. Hughes wcale nie by� ura�ony. - No to niech pan dzwoni do baru, w kt�rym mnie pan dzisiaj widzia�. O dziesi�tej wieczorem. Dok�adnie w tydzie� p�niej o wyznaczonej porze Sanderson zadzwoni� do baru. Barman przekaza� s�uchawk� Hughesowi. - Na rue Miollin w Pary�u jest kawiarnia - powiedzia� g�os. - Niech pan tam b�dzie w poniedzia�ek w po�udnie. M�j cz�owiek rozpozna pana. B�dzie pan czyta� Figaro, z�o�one tak, by pierwsza kolumna by�a na zewn�trz. Wie, �e pan nazywa si� Johnson. Musi si� pan z nim sam dogada�. Gdyby nie m�g� pan tam by� w poniedzia�ek, to on b�dzie czeka� w tym samym miejscu we wtorek i w �rod� w po�udnie. Potem koniec. I niech pan ma przy sobie got�wk�. - Ile? - zapyta� Sanderson. - Oko�o pi�ciu tysi�cy funt�w. Na wszelki wypadek. - Sk�d mam mie� pewno��, �e on mnie nie wystrychnie na dudka? - Nie wiem. A sk�d on ma mie� pewno��, czy gdzie� w tej knajpie nie siedzi jeden z pa�skich goryli? Po drugiej stronie drutu trzasn�o, w s�uchawce rozleg� si� sygna�. Sanderson siedzia� w kawiarni na rue Miollin. By� poniedzia�ek, pi�� minut po dwunastej. Czyta� Figaro, pierwsza kolumna by�a na zewn�trz. Kto� odsun�� stoj�ce naprzeciwko niego krzes�o i usiad�. By� to m�czyzna, kt�ry ju� od godziny sta� przy kontuarze. - Monsieur Johnson? Sanderson opu�ci� gazet�, z�o�y� j� i od�o�y� na bok. M�czyzna by� wysoki, szczup�y, mia� ciemne w�osy i oczy oraz kwadratow� szcz�k�. Niew�tpliwie Korsykanin. Rozmawiali przez trzydzie�ci minut. Korsykanin przedstawi� si� jako Calvi, faktycznie by�a to nazwa miejscowo�ci, w kt�rej si� urodzi�. Po dwudziestu minutach Sanderson wr�czy� mu dwie fotografie. Jedna przedstawia�a twarz m�czyzny, z ty�u by�a opatrzona napisem Major Archie Summers, Villa San Crispin, Playa Caldera, Ondara, Alicante. Na drugiej wida� by�o ma��, bia�� will�, ozdobion� jaskrawo��tymi okiennicami. Korsykanin kiwa� g�ow� z namys�em. - To musi by� zrobione pomi�dzy trzeci� a czwart� po po�udniu - zaznaczy� Sanderson. M�czyzna znowu skin�� g�ow�. - �aden problem - przytakn��. Jeszcze przez jakie� dziesi�� minut omawiali sprawy finansowe, po czym Sanderson wr�czy� Calviemu dwie rolki banknot�w, z kt�rych ka�da zawiera�a 500 funt�w. Robota po��czona z wyjazdem jest zawsze dro�sza, t�umaczy� Korsykanin, poza tym policja hiszpa�ska potrafi by� szczeg�lnie niemi�a dla pewnego gatunku turyst�w. Wreszcie Sanderson wsta�. - Kiedy? - zapyta�. - Za tydzie�, dwa, najwy�ej trzy - odpar� tamten. - Prosz� mi natychmiast da� zna�. - W takim razie musz� mie� spos�b na skontaktowanie si� z panem. W odpowiedzi Sanderson napisa� kilka cyfr na kawa�ku papieru i wr�czy� go Calviemu. - Od dzi� za tydzie�, a nast�pnie w trzy kolejne poniedzia�ki pomi�dzy godzin� si�dm� trzydzie�ci a �sm� rano mo�e mnie pan zasta� pod tym numerem telefonu w Londynie. Prosz� nie szuka� adresu tego mieszkania, no i �eby si� panu poszcz�ci�o. Calvi u�miechn�� si� krzywo. - Zrobi si� - powiedzia�. - Potrzebna mi jest druga cz�� forsy. - I jeszcze jedno. �eby nie by�o �adnej fuszerki, �adnych �lad�w. Korsykanin wci�� si� u�miecha�. - Panu, panie Johnson, chodzi oczywi�cie o pa�sk� reputacj�, ale mnie o �ycie. Gdybym wpad�, czeka mnie w najlepszym razie trzydzie�ci lat wi�zienia i to hiszpa�skiego. Mo�e pan by� spokojny. Nie b�dzie �adnych �lad�w, �adnej fuszerki. Czysta robota. Kiedy Anglik odszed�, Calvi patrzy� za nim uwa�nie, �eby si� zorientowa�, czy nikt za nim nie idzie, po czym uda� si� do innej kawiarni w centrum miasta, w kt�rej sp�dzi� nast�pne dwie godziny. Czerwcowe s�o�ce przygrzewa�o, a on odda� si� intensywnym rozmy�laniom. Zam�wienie by�o proste, chodzi�o o sprz�tni�cie jakiej� niczego nie podejrzewaj�cej osoby. Problem polega� na tym, jak przeszmuglowa� rewolwer do Hiszpanii. M�g�by pojecha� poci�giem Pary�-Barcelona i zaryzykowa� graniczn� kontrol� celn�, jednak�e gdyby go przy�apano na szmuglu broni, by�aby to oczywi�cie nie francuska, lecz hiszpa�ska policja - a Hiszpanie maj� bardzo staro�wieckie podej�cie do zawodowych rewolwerowc�w. O samolocie nawet mowy nie by�o. Dzi�ki palesty�skim porywaczom ka�dy pasa�er by� szczeg�owo rewidowany na lotnisku Orly. Ale przypomnia� sobie, �e ma w Hiszpanii jeszcze ca�kiem dobre kontakty, pochodz�ce z czas�w dzia�alno�ci organizacji OAS. Byli to ludzie, kt�rzy raczej woleli �y� na wybrze�u mi�dzy Alicante a Walencj� ni� podejmowa� ryzyko powrotu do Francji. Z pewno�ci� kt�ry� z nich po�yczy mu swoj� spluw�, jak go poprosi. Po chwili porzuci� jednak�e t� wersj� planu. Pomy�la� sobie, �e ci ludzie nie maj� nic do roboty i pewnie od rana do wieczora plotkuj�. Wreszcie Korsykanin wsta�, zap�aci� rachunek i wyszed� na miasto. Sp�dzi� dobre p� godziny w hiszpa�skim biurze turystycznym, a nast�pnie dziesi�� minut w lokalu linii lotniczej Iberia. Wszed� jeszcze do ksi�garni na rue de Rivoli, po czym pojecha� do swojego mieszkania na przedmie�ciu. Tego� wieczoru zatelefonowa� do Walencji, do hotelu Metropol - najlepszego w ca�ym mie�cie - i zam�wi� z dwutygodniowym wyprzedzeniem dwa pojedyncze pokoje: jeden na nazwisko Calvi, a drugi na nazwisko figuruj�ce w jego paszporcie. Przedstawi� si� urz�dniczce, z kt�r� rozmawia� przez telefon, jako Calvi, i przyrzek� potwierdzi� listownie rezerwacj�. Zam�wi� sobie r�wnie� bilet z Pary�a do Walencji na samolot przybywaj�cy do Walencji wieczorem w dniu rezerwacji hotelowej oraz powrotny, przy czym powr�t do Pary�a mia� nast�pi� nazajutrz, r�wnie� wieczorem. Czekaj�c na po��czenie z Walencj� zd��y� napisa� list do hotelu. List by� kr�tki i rzeczowy. Potwierdzi� rezerwacj� dw�ch pojedynczych pokoj�w, doda�, �e poniewa� pan Calvi przed przybyciem do Walencji b�dzie w d�ugiej podr�y, kaza� sobie przes�a� z Pary�a do hotelu Metropol ksi��k� na temat historii Hiszpanii i prosi�, �eby mu j� przechowano do jego przyjazdu. Calvi wykombinowa� sobie - i s�usznie - �e gdyby ksi��ka zosta�a przechwycona, to w chwili, kiedy podaj�c swoje prawdziwe nazwisko, poprosi o ni� w imieniu Calviego, wyraz twarzy recepcjonisty hotelowego z pewno�ci� wska�e mu, �e wszystko si� sypn�o. Wtedy niew�tpliwie zd��y obr�ci� si� na pi�cie i zbiec. A nawet gdyby go z�apano, b�dzie m�g� twierdzi�, �e jest niewinny i �e po prostu odda� przys�ug� przyjacielowi, niejakiemu panu Calvi, kt�rego zawsze uwa�a� za cz�owieka nieskazitelnie uczciwego. List podpisa� lew� r�k� nazwiskiem Calvi, zaklei� go, opatrzy� znaczkiem, po czym zabra� si� do ksi��ki, kt�r� zakupi� tego� popo�udnia. By�a to rzeczywi�cie historia Hiszpanii, kosztowne, opas�e tomisko z mn�stwem fotografii, wydrukowana na doskona�ym papierze, a wi�c dosy� ci�ka. Odgi�� ok�adki i z��czy� je solidn� gumow� opask�. Znajduj�ce si� pomi�dzy nimi czterysta stron mocno �cisn�� i przytwierdzi� do kuchennego sto�u za pomoc� dw�ch klamer stolarskich. Zakupionym przed kilkoma godzinami cienkim skalpelem zacz�� teraz wycina� w zbitych ze sob� stronicach wg��bienie w formie prostok�ta, pozostawiaj�c doko�a margines szeroko�ci oko�o czterech centymetr�w. W ten spos�b powsta�a skrytka 15x17 cm, g��boka na siedem i p� centymetra. Wn�trze jej wysmarowa� g�stym klejem i czekaj�c, by wysech�, wypali� dwa papierosy. Wiedzia�, �e kiedy klej stwardnieje, czterysta stronic ksi��ki nie da si� ju� nigdy przekartkowa�. Calvi wy�o�y� wg��bienie skrytki sztuczn� g�bk�, kt�r� poprzednio starannie zwa�y� na kuchennej wadze. Roz�o�y� na cz�ci ma�ego browninga, dziewi�tk�, kupionego przed dwoma miesi�cami w Belgii, zaraz po tym, jak wrzuci� do kana�u colta 38, kt�rym pos�u�y� si� do wykonania innej roboty. By� ostro�nym cz�owiekiem i nigdy dwa razy nie u�ywa� tej samej broni. Browning mia� luf� wystaj�c� na p�tora centymetra. Koniec lufy zosta� nagwintowany dla umocowania t�umika. T�umik pistoletu automatycznego nigdy nie jest ca�kowicie skuteczny, jedynie chyba w wyobra�ni autor�w scenariuszy filmowych. Albowiem pistolety, w odr�nieniu od rewolwer�w, maj� ruchomy zamek. Kiedy pocisk opuszcza luf�, bro� automatycznie repetuje, aby wyrzuci� �usk� i wprowadzi� nowy nab�j do komory. W�a�nie dlatego nazywa si� je broni� automatyczn�. Ale w u�amku sekundy, kiedy zamek si� otwiera, po�owa huku strza�u wydobywa si� przez otwarty zamek i w ten spos�b t�umik umieszczony na ko�cu lufy wygasza d�wi�k jedynie w pi��dziesi�ciu procentach. Calvi wola�by pos�u�y� si� rewolwerem, ale potrzebna mu by�a bro� p�aska, mieszcz�ca si� w skrytce ksi��ki. T�umik, kt�ry le�a� po�r�d cz�ci browninga, by� najwi�kszym przedmiotem do schowania, mia� bowiem oko�o trzynastu centymetr�w d�ugo�ci. Calvi, kt�ry by� fachowcem, wiedzia�, �e t�umiki, jakie ogl�damy cz�sto na ekranach telewizor�w, maj�ce zazwyczaj wielko�� korka od szampana, s� tak ma�o skuteczne, jak domowa ga�nica, kt�r� kto� usi�owa�by ugasi� wybuch Wezuwiusza. U�o�one obok siebie cz�ci pistoletu, ��cznie z t�umikiem i magazynkiem, nie zmie�ci�yby si� w skrytce, wobec czego Calvi wsun�� magazynek do uchwytu, aby zaoszcz�dzi� miejsca. U�ywaj�c flamastra nakre�li� teraz na kawa�kach sztucznej g�bki zarysy poszczeg�lnych cz�ci pistoletu i nowym skalpelem powycina� odpowiednie wg��bienia dla ka�dej z nich. Kiedy wybi�a p�noc, le�a�y ju� spokojnie, ka�da w swoim ��eczku, lufa, r�koje�� i zamek r�wnolegle do siebie, a t�umik umocowany pionowo wzd�u� grzbietu ksi��ki. Nast�pnie Calvi nakry� wg��bienie cienk� warstw� g�bki, nasyci� �wie�� warstw� kleju i zamkn�� ksi��k�. Po�o�y� j� na pod�og� i przycisn�� blatem odwr�conego do g�ry nogami sto�u. Po godzinie by�a ju� twarda jak kamie�. Chyba tylko no�em mo�na by j� otworzy�. Ponownie j� zwa�y�. By�a teraz tylko kilka gram�w ci�sza ni� poprzednio. Wreszcie wsun�� t� dziwn� histori� Hiszpanii do grubej koperty, takiej jakiej u�ywaj� wydawcy, aby chroni� warto�ciowe ksi��ki. Koperta wykonana by�a z polietylenu, tote� Calvi zamkn�� j� rozgrzanym na gazowej kuchence ostrzem swojego scyzoryka. Gdy celnik zechce otworzy� przesy�k�, zobaczy poprzez przezroczysty polietylen, �e w �rodku znajduje si� po prostu ksi��ka, i z pewno�ci� po prostu j� zamknie. Na koniec Korsykanin wsun�� sw�j skarb do jeszcze jednej, zwyk�ej ju� koperty, z tych, kt�re zamykaj� si� na metalowy klips, przeci�gni�ty przez dwie dziurki. Wydrukowa� na dziecinnej drukarce naklejk� z adresem znanej ksi�garni, a adres odbiorcy napisa� na maszynie. Brzmia� on: Monsieur Alfred Calvi, Hotel Metropol, Calle de Jativa, Valencia, Espagne. Jeszcze wydrukowa� naklejk� z napisem "Libros - Impresos - Livres" - i wszystko by�o gotowe. Nazajutrz rano wys�a� list poczt� lotnicz�, a ksi��k� zwyk��, nie polecon� przesy�k�, co oznacza�o, �e zostanie nadana na poci�g i dotrze na miejsce przeznaczenia dopiero po dziesi�ciu dniach. S�o�ce w�a�nie zachodzi�o, kiedy samolot linii Iberia wyl�dowa� na Campo de Manises. By�o w�ciekle gor�co i trzydziestka pasa�er�w denerwowa�a si� z powodu d�ugiego oczekiwania na baga�. Byli to przewa�nie w�a�ciciele willi nadbrze�nych, kt�rzy przyjechali z Pary�a na sze�ciotygodniowy pobyt. Calvi mia� baga� r�czny, jedn� niewielk� walizk�. Celnik otworzy� j� i przejrza� uwa�nie. Korsykanin wyszed� pierwszy z budynku i uda� si� na post�j taks�wek. Po drodze obejrza� sobie pobliski parking i z zadowoleniem stwierdzi�, �e du�a jego cz�� odgrodzona by�a od gmachu szpalerem roz�o�ystych wysokich drzew. Pod drzewami sta�y d�ugie rz�dy samochod�w i cierpliwie czeka�y na swoich w�a�cicieli. Calvi postanowi� powr�ci� tu nast�pnego dnia i wybra� sobie odpowiedni wehiku�. Potem pojecha� taks�wk� do miasta. Recepcjonista hotelowy by� niezwykle uprzejmy. Obejrzawszy sobie wr�czony mu paszport, natychmiast przypomnia� sobie rezerwacj� i list z jej potwierdzeniem. Przyni�s� z biura paczk� z ksi��k�. Korsykanin wyja�ni� mu, �e jego przyjaciel, pan Calvi, niestety nie m�g� przyjecha� i �e nazajutrz, przy wyje�dzie, op�aci obydwa rachunki. Nast�pnie pokaza� list Calviego, upowa�niaj�cy go do odbioru paczki. Recepcjonista przeczyta� list, podzi�kowa� za przyrzeczenie uregulowania rachunku Calviego i wyda� Korsykaninowi paczk�. W pokoju Calvi obejrza� dok�adnie kopert�. Otwierano j�, metalowe klipsy by�y odgi�te, a nast�pnie z powrotem zaci�ni�te. Brakowa�o te� kropelki kleju, jak� Calvi umie�ci� na jednym ze spinaczy. Ale w �rodku w nie naruszonym polietylenowym opakowaniu spoczywa�a nietkni�ta ksi��ka. Calvi wyci�gn�� j�, rozci�� scyzorykiem i wyj�� cz�ci pistoletu. Zmontowa� go, nakr�ci� t�umik na luf� i sprawdzi� zawarto�� magazynka. Znajduj�ce si� w nim kule mia�y usuni�t� po�ow� �adunku prochu, �eby strza� by� cichszy. Nawet przy zmniejszonym �adunku dziewi�ciomilimetrowy pocisk przebija bez trudu ludzk� czaszk� z odleg�o�ci trzech metr�w, a Calvi z zasady nigdy nie strzela� z wi�kszej odleg�o�ci. Po�o�y� pistolet na dno szafy, zamkn�� j� na klucz, klucz wsadzi� do kieszeni i wyszed� na balkon. Pal�c papierosa i przygl�daj�c si� arenie do walki byk�w, rozmy�la� o jutrzejszym dniu. O dziewi�tej zszed� na d�. Wci�� mia� na sobie szary, zakupiony u jednego z najekskluzywniej szych krawc�w Pary�a garnitur, kt�ry doskonale pasowa� do atmosfery eleganckiego starego hotelu. Zjad� doskona�y obiad, o p�nocy po�o�y� si� do ��ka. Od recepcjonisty dowiedzia� si�, �e o �smej rano odlatuje samolot do Madrytu, i kaza� si� obudzi� o sz�stej. Nazajutrz o si�dmej wyprowadzi� si� z hotelu i taks�wk� pojecha� na lotnisko. Stan�� przy wej�ciu do budynku i przygl�da� si� zaje�d�aj�cym samochodom, notowa� ich marki i numery rejestracyjne oraz wygl�d ich w�a�cicieli. W siedmiu znajdowali si� pojedynczy kierowcy w ciemnych garniturach. Calvi wszed� na taras obserwacyjny i zauwa�y� czterech z nich, wsiadaj�cych do madryckiego samolotu. Spojrza� na swoje notatki i stwierdzi�, �e ma do wyboru simc�, mercedesa, jaguara i seata, czyli starego hiszpa�skiego fiata 600. Kiedy samolot wystartowa�, Calvi poszed� do toalety, zdj�� szare ubranie i w�o�y� d�insy, jasnoniebiesk� sportow� koszul� i granatow� nylonow� wiatr�wk�, zapinan� z przodu na b�yskawiczny zamek. Pistolet owin�� r�cznikiem i w�o�y� do wydobytej z walizki mi�kkiej torby lotniczej. Walizk� zdeponowa� w przechowalni baga�u, potwierdzi� swoj� rezerwacj� na wieczorny lot do Madrytu i poszed� na parking. Zdecydowa� si� na seata, poniewa� jest to najpopularniejszy samoch�d w Hiszpanii i daje si� �atwo otworzy�. Odczeka�, a� dwaj m�czy�ni, kt�rzy w�a�nie zajechali na parking, oddal� si�, po czym podszed� do ma�ego czerwonego samochodu. Z r�kawa wyj�� kawa�ek metalowej rury, wsun�� j� za klamk� i szarpn��. Zamek trzasn��. Otworzy� mask� i spi�� dwoma przewodami akumulator i cewk� rozdzielacza. Silnik zapali� natychmiast, Calvi skoczy� szybko do wozu i ruszy� z parkingu prosto na now� autostrad� nadmorsk� nr 332, prowadz�c� na po�udnie do Alicante. Odleg�o�� pomi�dzy Walencj� a Ondar� wynosi dziewi��dziesi�t pi�� kilometr�w. Droga prowadzi przez gaje pomara�czowe Gandii i Oliwii. Jecha� wolno, tote� podr� trwa�a a� dwie godziny. Ca�e wybrze�e sk�pane by�o w porannym s�o�cu, pla�e wzd�u� szosy ci�gn�y si� niby z�ota wst�ga, upstrzona tylko br�zowymi cia�ami opalaj�cych si� na nich ludzi. Upa� by� straszny, powietrze nieruchome, horyzont gin�� w oparach rozedrganej mgie�ki. Wjecha� do Ondary i min�� Hotel Palmera, gdzie -jak wiedzia� - mieszka� genera� Raoul Salan, by�y szef organizacji OAS. Poinformowano go, �e Playa Caldera le�y p�tora kilometra od miasta. By�o ju� po�udnie, gdy znalaz� si� w dzielnicy malowniczych domk�w, zamieszka�ych przewa�nie przez cudzoziemc�w. Zacz�� si� rozgl�da� za dobrze znan� mu z dawno ju� z ostro�no�ci zniszczonych fotografii willi San Crispin. Nie chcia� teraz pyta� o drog�. Kiedy wreszcie znalaz� domek o bia�ych �cianach i ��tych okiennicach, dochodzi�a pierwsza. Sprawdzi� nazwisko w�a�ciciela, wymalowane na kafelku wpuszczonym w kolumienk� przy furtce, i zaparkowa� samoch�d dobre dwana�cie metr�w od willi. Przerzuci� torb� lotnicz� przez rami� i powolnym krokiem uda� si� w kierunku pla�y. Dyskretnie przyjrza� si� bocznej furtce. Stwierdzi�, �e jest otwarta. Poszed� w g�r� w�sk� �cie�k� przez pomara�czowy gaj za rz�dem jednorodzinnych domk�w. Spoza zas�ony drzew stwierdzi�, �e tylko niskie ogrodzenie oddziela rud� ziemi� pomara�czowego sadu od ogrodu willi z ��tymi okiennicami. Cz�owiek, o kt�rego mu chodzi�o, przechadza� si� po ogrodzie i podlewa� kwiaty. Oszklone drzwi, prowadz�ce z salonu willi do ogrodu, otwarte by�y na o�cie�, �eby do �rodka przedostawa�o si� powietrze, ale by�o ono zupe�nie nieruchome. Korsykanin spojrza� na zegarek. Pora na obiad. Wr�ci� do samochodu i pojecha� do Ondary. Do godziny trzeciej siedzia� w barze Valencia na ulicy Doktora Fleminga. Zjad� du�y talerz krewetek i wypi� dwie szklanki miejscowego bia�ego wina. Zap�aci� i opu�ci� lokal. Kiedy znalaz� si� znowu w drodze na Playa Caldera, deszczowe chmury zacz�y si� zbiera� nad jego g�ow�, s�ycha� by�o gro�ny pomruk dalekich jeszcze grzmot�w, co by�o do�� niezwyk�e w tej cz�ci Hiszpanii w po�owie lipca. Zaparkowa� w�z w pobli�u �cie�ki, prowadz�cej do pomara�czowego gaju, wsun�� pistolet za pasek, zasun�� suwak wiatr�wki po sam� szyj� i ruszy� pomi�dzy drzewa. Przeskoczy� niski p�ot i znalaz� si� w ogrodzie, w kt�rym panowa�a ca�kowita cisza. Wszyscy mieszka�cy willowej dzielnicy oddawali si� poobiedniej sje�cie. Pierwsze krople deszczu zacz�y spada� na li�cie pomara�czowych drzew. Ulewa run�a dok�adnie w momencie, w kt�rym wszed� na kamienne schodki i dotar� do oszklonych drzwi salonu. Calvi ucieszy� si�. Wiedzia�, �e gwa�towne dudnienie deszczu o czerwone dach�wki willi zag�uszy wszystko inne. Od lewej strony, z przyleg�ego do salonu pokoju dochodzi� d�wi�k stukania na maszynie. Calvi wydoby� pistolet, przez chwil� sta� nieruchomo po�rodku salonu. Potem ruszy� powoli po plecionej macie pokrywaj�cej pod�og� i znalaz� si� w drzwiach gabinetu pana domu. Major Summers z pewno�ci� nie zd��y� sobie niczego uzmys�owi�. Mo�e zobaczy� stoj�cego w drzwiach cz�owieka i wsta�, �eby zapyta�, czego chce. Mo�e nawet za