16325
Szczegóły |
Tytuł |
16325 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
16325 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 16325 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
16325 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Marian Lech
Genera� Antoni Madali�ski 1739-1805
Wydawnictwo MON W-wa 1971
Na dysk przepisa� Franciszek Kwiatkowski
Barski konfederat
S�yn�li zawsze Sieradzanie z animuszu i fantazji politycznej.
Zamieszkiwane przez nich ziemie przez wieki ca�e by�y
pograniczem mi�dzy pola�skimi krainami zasadniczymi: Wielko- i
Ma�opolsk� i Mazowszem, stanowi�y ci�g las�w i b�ot od ��czycy
- w�adztwa "starosty ��czyckiego" Boruty - po puszcze nadpilickie
i nadwarcia�skie. Osiedla� si� tu element aktywny, zdolny do
podporz�dkowania sobie przyrody, ale nieskory do ulegania
komukolwiek; stolice: Pozna�, Krak�w, Warszawa, by�y zawsze
daleko. Szlachta by�a tu i materialnie niezale�na: przewa�nie
kilkuwioskowa. Ch�opi uciskani, zbiegali na pobliski �l�sk; nie
dawali si� ujarzmi�.
W XVIII w., w ostatnim wieku istnienia Rzeczypospolitej
szlacheckiej, credo polityczne wsp�lne ca�ej polskiej szlachcie:
Wolno�� absolutna, w Sieradzkiem, jak zreszt� i na pozosta�ych
ziemiach ogromnego pa�stwa, wyradza�a si�, przybiera�a konkretne
formy walki z ka�dym, kto targn��by si� na ni�, przy czym oboj�tne
sta�o si�, czy by� to w�asny kr�l czy obce wojska. A w�a�nie po
prawie p�wiekowym okresie pokoju pod rz�dami "dobrych kr�l�w"
saskich nad g�rn� Wart� pojawi�y si� wojska carycy El�biety,
walcz�ce (w czasie wojny, nazwanej p�niej siedmioletni�) z
Prusakami. Metod� �wczesn�, kiedy to "wojna �ywi�a wojn�",
zaopatrywa�y si� one w �ywno�� i pasz� w Polsce. Rzecz tylko w
tym, �e Rzeczpospolita nie by�a krajem nieprzyjacielskim, a
aukzyliarne wojska carycy wojowa�y w imi� interes�w saskiego
ksi�cia - polskiego kr�la. Ale p�aci� i �ywno�� dawa� szlachta
jednak musia�a.
Antoni J�zef Madali�ski herbu Laryssa, m�odzian 22-letni,
odprowadzi� w�a�nie do magazyn�w rosyjskich w Piotrkowie tabor
woz�w, za�adowanych worami ze zbo�em, i stadko wo��w. Pszenica
by�a dorodna - z tegorocznych zbior�w - gruba, wo�y - t�uste.
Madali�ski kl�� wracaj�c z miasta: zamiast pieni�dzy wi�z� kwity -
plik arkuszy papieru zapisanych ogromnymi literami. Zbo�e zreszt�
zwie�li wszyscy, zastraszeni losem zakutych w dyby niepos�usznych.
Wszyscy wracali z kwitami. Kto i kiedy za nie zap�aci?
Ciep�e jeszcze, wrze�niowe s�o�ce 1761 roku rozleniwia�o.
Madali�ski zdrzemn�� si� troch� na pustym, wymoszczonym sianem
wozie. Obudzi� go t�tent, pokrzykiwania i jaka� wrzaskliwa muzyka.
Naprzeciw wali�a drog� przes�oni�ta kurzem czarna masa, w kt�rej
z�otymi skrami pob�yskiwa�o �elastwo. Pokrzykn�� na wo�nic�w w
taborze, zjechali z drogi w pole, stan�li, patrzyli. Wojska
carycy. Jad� prosto na Piotrk�w. Nieprzerwanie ci�gn�a jazda, z
gwizdem, z weso�ym �piewem, z kapel�. P�niej ju� obliczono, �e do
Wielkopolski oraz w Sieradzkie wkroczy�o 12 000 kawalerii
rosyjskiej. Madali�ski uczy� si� polityki.
Po �mierci Augusta III szlachta sieradzka popar�a Czartoryskich i
Poniatowskiego, spodziewa�a si� bowiem zmian w polityce z
przemo�nymi postronnymi s�siadami. Widzia� Madali�ski, jak
pojechali do Warszawy w pami�tny dzie� 6 wrze�nia 1764 roku
przedstawiciele bodaj wszystkich znaczniejszych rodzin z okolicy.
Po powrocie opowiadali ziomkowie - elektorowie, �e na elekcji, po
usuni�ciu partii przeciwnych - Radziwi��a i Jana Klemensa
Branickiego - ze stolicy, "nikt si� ani krwi� nie obla�, ani winem
nie nie zach�ysn��, bo nie tylko wina, ale i szklanki wody od
pragnienia na polu elektoralnym nie by�o. Elekt za� nikogo nie
ugo�ci�, bo d�ugo jeszcze obiady z garkuchni dla siebie zamawia�,
od osoby po czerwonym z�otym". Obrany jednomy�lnie kr�lem
Poniatowski zawi�d� wida� nadzieje Sieradzan, skoro w konfederacji
radomskiej zn�w wi��� si� przeciwko niemu najpowa�niejsze g�owy i
szable. Gdy jednak wtr�ci� si� do sprawy ambasador carycy, ksi���
Repnin, otrze�wieli wkr�tce panowie bracia i zawrzeli gniewem
przeciwko niemu.
Okazja nie da�a na siebie d�ugo czeka�. W zasypanych �niegiem,
skutych mrozem zimy 1768 roku jarach Podola rozpala�y si� iskry
nowej konfederacji - barskiej. Rozmodlona by�a i sfanatyzowana ta
konfederacja, gotowa sta� przy wierze i dawnych wolno�ciach.
Prowadzili j� jednak wytrawni gracze polityczni, kt�rzy na tym
ogniu chcieli upiec w�asn� piecze� - nowe dostoje�stwa i zas�ugi
przy nowym kr�lu. Pocz�tkowo zwolennicy kr�la �atwo sobie z nimi
radzili. Lecz zbyt g��boko si�ga� ten ruch, zbyt g��bokie by�o
w�r�d szlachty pragnienie wolno�ci, niezawis�o�ci narodowej, by
mo�na go by�o ca�kowicie zd�awi�.
Wie�� o konfederacji obieg�a Rzeczpospolit�.
W wojew�dztwie sieradzkim ju� w kwietniu, w czasie op�nionych tej
wiosny siew�w, pojawili si� ludzie od kasztelana Mi�czy�skiego. W
jego posiad�o�ci, w Piekarach, po nabo�e�stwie zbierano we dworze
i cz�stowano szlacht� okoliczn�, a w alkierzu co starsi i
godniejsi uk�adali projekty manifest�w konfederackich i rozdawali
urz�dy i funkcje. Na tych tajnych zgromadzeniach liczono te� g�osy
potencjalnych wyborc�w: najwi�cej, bo 800, pa�� mog�o na znanego w
wojew�dztwie majora Zaremb�, nast�pnie po oko�o 300 na
Bierzy�skiego i Sucheckiego, oko�o 200 na Rych�owskiego. Zaremba
ju� przysi�ga� "broni� wiary i wolno�ci", notable powiatowi
zmusili Bierzy�skiego, by obieca� mu si� podporz�dkowa� i
przysi�g� mu pos�usze�stwo. Trafi� tam i Madali�ski, cho� m�ody,
lecz z rodu wielce przecie� w okolicy powa�anego. Przesiedzia� w
Piekarach kilka dni, a� zaniepokojona matka pos�a�a po niego
s�ug�. Wr�ciwszy do domu, j�� si� Madali�ski do drogi zbiera�.
Matka pop�akiwa�a po k�tach, przygotowano woreczek z dukatami, w�z
�adowny, rano ju� trzeba by�o wyje�d�a�. Jeszcze matka ciep�e
ko�uchy �adowa�a, bo cho� by�a wiosna, to jednak mr�z poskuwa� co
p�ytsze wody w rzekach i jeziorach. Tymczasem nadbieg� noc� goniec
od Mi�czy�skiego. Kasztelan ostrzega�, by na krok z domu si� nie
rusza�. Drewicz wyw�cha� ju� ruch konfederacki w Sieradzkiem,
zostawi� ciep�e le�e, nocami z kawaleri� tylko przeszed� do Turka
i zaryglowa� Piekary. Podjazdy rosyjskie nieprzerwanie kr��y�y
teraz dochodz�c do Uniejowa, gdzie tak�e szlachta podobno zacz�a
si� zbiera�. Mi�czy�ski och�on��: zbyt wiele mia� do stracenia, by
wdawa� si� w awantury: 60 000 rocznie dochod�w ze swych maj�tk�w
dukatami... Wygas�y te� natychmiast ogniska ruchu w Uniejowie i w
Wieluniu, zanika�y inne, w ��czyckiem. Zdawa�o si�, �e spok�j
wreszcie zapanuje.
W rzeczywisto�ci jednak ruch rozszerza� si�, ogarnia� i skupia�
nie tylko mo�niejszych. Przyszed� czas na �mia�ych, cho� mniej
g�o�nych. I tak w s�siedztwie Madali�skich siedzia� J�zef
Bierzy�ski. Dziedzic jednej wioski zaledwie o kilku ch�opach, lecz
znaczeniem przerasta� o wiele od siebie bogatszych pan�w
kasztelan�w i miejscowych s�dzi�w. Ojciec jego przyw�drowa� w
Sieradzkie z Litwy, a w�a�ciwa siedziba rodu le�a�a w
Kijowszczy�nie. By� on "urody wspania�ej i pi�knej twarzy,
przymiot�w politycznych, wabi�cych do siebie", mia� dar ujmowania
ludzi, przewodzi� wsz�dzie gdziekolwiek si� znalaz�. Na zab�j
kocha�y si� w nim miejscowe panny, ale pan J�zef daleki by� od
grania roli lokalnego bawidamka. Szybko sta� si� ulubie�cem
m�odzie�y, mimo �e starszy, umia� trafi� do syn�w szlacheckich
trzymanych w cuglach ci�k� ojcowsk� r�k�.
Nies�ychanie ruchliwy, nie pytany, nie wo�any podpisa� akt
konfederacji radomskiej wraz z najznakomitszymi obywatelami na
pogn�bienie Czartoryskich. Si�ga� po przewodnictwo - marsza�kostwo
miejscowego ruchu barskiego, ale osadzony przez grup�
Mi�czy�skiego musia� ust�pi� tutejszemu, panu Zarembie.
Mi�czy�ski sam jednak skapitulowa�; ludzi rozpu�ci� na pierwsz�
wie�� o Drewiczu. Zn�w wiatr wia� w �agle pana J�zefa. Do
stracenia mia� bardzo ma�o, do zyskania wszystko: kto wie, czy
nawet nie hetma�stwo po zwyci�stwie.
Bierzy�ski nie czeka� wi�c, zwo�a� szlacht� sieradzk�. Zbieg�a si�
do niego przede wszystkim m�odzie� i szlachecka biedota, w
wi�kszo�ci jednozagonowa. Chc�c u�o�y� manifest, zebrali si� w
Piotrkowie, ale gdy narady w tej sprawie przed�u�a�y si�, a
Drewicz na karku siedzia�, usz�a ca�a gromada do Parzniewic,
wioski jednego ze spiskowych. Poci�gn�li potem do miejscowych
las�w, do gaj�wki, gdy� dowiedzieli si�, �e Rosjanie s� ju� w
Widawie. Tu Bierzy�ski obwie�ci� manifest, og�osi� si� marsza�kiem
i wkr�tce mia� ju� oddzia� licz�cy kilkaset koni.
Antoni Madali�ski wyjecha� z domu zaraz na pierwsz� wie�� o
powstaniu. Bierzy�ski powita� go gor�co i poleci� mu spisywanie
punkt�w manifestu. Ale przyby�y nie chcia� by� skryb�, wi�c rzuci�
si� zaraz do roboty w wojsku. Je�dzi� teraz po dworach z pismami
marsza�ka, by mu szlachta dawa�a ludzi do wojska i sk�ada�a na
jego r�ce publiczne podatki. Wsz�dzie jednak spotyka� si� z
oporem. Co znaczniejsi obywatele ani my�leli pisa� si� na elekcj�
"takiego" Bierzy�skiego, a w og�le to czuli niech�� do
rozsup�ywania kiesy na cele publiczne. Po powrocie do obozu
pociesza� go, strapionego, marsza�ek, pomstowali te� obaj na pych�
i egoizm szlachty. W ko�cu Madali�ski otrzyma� dow�dztwo nad
kilkudziesi�cioma jezdnymi.
Odt�d wystarczy prze�ledzi� perypetie Bierzy�skiego - "z�ego
ducha" Madali�skiego - i jego oddzia�u, by wiedzie�, gdzie bywa� i
co robi� Madali�ski. Zalicza� si� przecie� od pocz�tku do
znaczniejszych i zaufanych oficer�w Bierzy�skiego, wraz z nim by�
a� do nies�awnego jego ko�ca, a dopiero p�niej musia� si�
rehabilitowa� za swe grzechy.
W ko�cu lipca wyprawi� si� Madali�ski w oddziale Bierzy�skiego na
Wolborz. Siedzia� tam biskup Ostrowski, nieprzychylny
konfederacji, a bardzo bogaty. Szli g�stymi lasami nad Pilic� i
przez b�ota jej licznych dop�yw�w, prowadzeni bezdro�ami przez
miejscowych gajowych. W ko�cu, um�czeni, wydostali si� na z�oc�ce
si� nie z��tym jeszcze zbo�em pola. W pobliskich zagajnikach
zarz�dzono odpoczynek, a rankiem zamierzano uderzy� na miasto.
Kobiety jednak, zbieraj�ce w lesie grzyby, wypatrzy�y wojsko i
przynios�y wiadomo�� do Wolborza. Wsiad� wi�c w karet� biskup,
za�adowa� na wozy co warto�ciowsze rzeczy, a pacho�kom kaza� si�
broni�; nazajutrz konfederaci nie mieli tu czego szuka�.
Nie desperowa� jednak Bierzy�ski i jego ludzie, w�r�d nich
Madali�ski; pr�bowali szcz�cia gdzie indziej. W Ko�skich istnia�y
w tym czasie s�ynne huty, kt�re dostarcza�y �elaza. Ich
w�a�cicielem by� Ma�achowski, magnat zwi�zany z kr�lem. W jego
zak�adach wojska carskie zaopatrywa�y si� w bomby. Postanowi� wi�c
Bierzy�ski wys�a� oddzia� do Ko�skich w celu rozp�dzenia
robotnik�w i uniemo�liwienia produkcji pocisk�w dla wroga, a tak�e
zagarni�cia kas. Wojsko przeprawi�o si� brodem przez Pilic�, a
nast�pnie przez lasy ruszy�o na wsch�d. Mimo ostro�no�ci o marszu
oddzia��w sieradzkich konfederat�w wiedzia�a ca�a okolica,
poniewa� podjazdy po drodze wybiera�y zbrojn� r�k� �ywno�� i
mobilizowa�y ludzi. Liczy� jednak Bierzy�ski na po�piech, s�dzi�,
�e wys�any oddzia� zdo�a dobiec do Ko�skich szybciej ni� wie�� si�
doniesie.
Ma�achowski, zawiadomiony o marszu oddzia�u Bierzy�skiego,
natychmiast pos�a� po kr�lewskich u�an�w do Kozienic, a poza tym
�ci�ga� wojska, sk�d m�g�. Tymczasem Sieradzanom zagrozi� major
Iwan Drewicz. Ju� poprzednio odci�� on oddzia�om Wielunian
zamierzon� drog� do Ma�opolski, a nast�pnie wp�dzi� je do las�w i
w b�ota na pograniczu �l�skim; "niebo��ta salwowali si� na
terytorium pruskie, major dniem i noc� za� z jazd� bieg� pod
Piotrk�w". Bierzy�ski rozpaczliwymi rozkazami chcia� teraz
zawr�ci� oddzia� wys�any do Ko�skich i sam uchodzi� w lasy. Nie
zd��y� jednak. Dopad� go Drewicz w Starej Wsi, na po�udnie od
Rozprzy, nad ma�� rzeczk� Luci���. Rosjanin nie czeka� na
nadej�cie wszystkich swoich si�; chcia� si� rozprawi� z Polakami
przed przybyciem oddzia��w konfederackich, powracaj�cych z nie
zrealizowanej wyprawy do Ko�skich. Uderzy� na konfederat�w z
marszu, a nast�pnie wprowadza� do boju nadchodz�ce roty piechoty.
Wypar� konfederat�w nad rzeczk�, na bagna, i tam n�ka� nieustannym
ogniem i atakami jazdy. Tymczasem z boku na wzg�rzach ukaza� si�
oddzia� wracaj�cy zza Pilicy. Zawaha� si� jednak uderzy�, a kiedy
w ko�cu dano sygna� do ataku, na bagnach nadrzecznych g��wne si�y
konfederat�w Bierzy�skiego by�y ju� rozbite i Drewicz m�g� teraz
uderzy� na oddzia� powracaj�cy z wyprawy do Ko�skich. Nie czekano
na to. Oddzia� si� wycofa�.
Konfederaci bronili si� odwa�nie, nie poddawali si�, ale w ko�cu
ulegli nadci�gaj�cej falami regularnej je�dzie rosyjskiej.
Bierzy�ski straci� g�ow�, rzuci� bu�aw�, kaza� ciska� b�bny, kt�re
przy nim wo�ono, zniszczy� most na Luci��y i ucieka�. Reszta
konfederat�w, kt�ra bieg�a za uciekaj�cym Bierzy�skim, musia�a
przeprawi� si� wp�aw przez b�otnist� rzeczk�. Brni�to nast�pnie
przez mokrad�a. Drewicz, mimo �e jego ludzie padali ze zm�czenia,
wykorzysta� dogodn� dla siebie sytuacj�, nie rezygnowa� z po�cigu.
Par� na Przedburz i jeszcze dalej za Pilic�, staczaj�c nieustannie
potyczki z Sieradzanami, a� zupe�nie ich rozproszy�. Oddzia�
Bierzy�skiego podzieli� si� na drobne grupki, kt�re ratuj�c si�
ucieczk�, rozbieg�y si� na wszystkie strony. Rosjanie wzi�li 60
je�c�w; w po�cigu zabili 80 konfederat�w. Sam Bierzy�ski
ledwo uszed� z �yciem. Nie mia� on ju� po co wraca� w Sieradzkie,
skompromitowany niepowodzeniem militarnym i uprzednio sk��cony ze
wszystkimi. Tote� wraz z grupk� kilkunastu swych oficer�w, kt�rych
po kl�sce zdo�a� zebra� po drodze (w�r�d nich by� i Madali�ski),
ucieka� na �l�sk Cieszy�ski, gdzie skupia�y si� w�adze
konfederackie. Trasa jego marszu wymija�a Cz�stochow� i
znaczniejsze miasta. Wreszcie Bierzy�ski zaszy� si� w g�rach. Tu
odetchn��: nie zapuszcza�y si� bowiem jeszcze w te tereny obce
wojska.
Konfederaccy politycy dobrze przyj�li rozbitk�w, kl�ski im nie
wymawiali, szczycili si� nimi jako tymi, kt�rzy ju� proch w�chali.
Podreperowano Bierzy�skiego lud�mi i pieni�dzmi, a� animuszu
nabra�, i zn�w poszed� szuka� szcz�cia. Tym razem jednak nie dane
mu by�o nawet wr�ci� w rodzinne strony: pod Remisz�wk� ko�o K�pna
dopad� go znowu Drewicz i rozbi�. Po�owa oddzia�u, 80 ludzi,
poleg�a, reszta zosta�a rozproszona, p�niej przy��czy�a si� do
r�nych oddzia��w.
Madali�ski, kt�ry by� w oddziale Bierzy�skiego od pocz�tku i
wiernie si� go trzyma�, cho� nie wiadomo, czy wszystkie jego
przedsi�wzi�cia akceptowa�, najpewniej, przypuszcza� mo�na, musia�
te� bra� udzia� w jego bojach, do�wiadcza� wszystkich kl�sk.
Bierzy�ski mia� ogromne aspiracje. Mia� te� bezwzgl�dne poparcie
swoich oficer�w (m. in. Madali�skiego), nie zawsze �wiadomych, �e
s� tylko pionkami w jego "wielkiej grze", ale id�cych za nim w
imi� solidarno�ci kombatanckiej i lokalnego patriotyzmu.
Stosunkowo szybko Bierzy�ski zgromadzi� nowe wojsko, zwerbowane i
utrzymywane za pieni�dze magnat�w - polityk�w, kt�rzy chcieli si�
pos�u�y� jego osob�. Ci sami te� ludzie zrobili go w kwietniu 1769
r. generalnym regimentarzem siedmiu skonfederowanych wojew�dztw,
ziem i ksi�stw. Znaj�c go jednak jako cz�owieka, kt�ry nie zawsze
post�powa� w zgodzie z dekalogiem i kodeksem karnym - "opisali"
dok�adnie jego w�adz� i zakres dzia�ania.
Najpowa�niejsze przedsi�wzi�cie militarne tego okresu - to wyprawa
Bierzy�skiego na Lubowl� na Spisz. Bogate starostwo spiskie
nale�a�o do kr�lewskiego brata Kazimierza Poniatowskiego, mia�o
warowne zamki, zaopatrzone w materia�y wojskowe, tak potrzebne
konfederatom. Bierzy�ski pos�a� tam sw�j oddzia� licz�cy oko�o 300
ludzi, g��wnie jazdy. Z Muszynki przedzierali si� oni g�rami, ale
Lubowli nie zaskoczyli, szturm nie da� �adnych rezultat�w.
Przedemonstrowali wi�c tylko przed spiskimi zamkami, �upi�c
niemi�osiernie okolic�.
Wyprawa zbrojna na Spisz - to by�oby w�a�ciwie wszystko, co tej
wiosny konfederaci uczynili przeciwko nieprzyjacielowi.
Przyszed� jednak czas i na powa�niejsze przedsi�wzi�cia. W maju
1769 r. znalaz� si� Madali�ski na czele jednego z oddzia��w
Bierzy�skiego, kt�re ci�gn�y na wsch�d w wielkiej wyprawie tego
wodza w kierunku Lwowa, dok�d wcze�niej poszed� Kazimierz Pu�aski.
Sz�o w�wczas z Bierzy�skim oko�o 1300 ludzi, w tym cztery
chor�gwie pancerne i dwie husarskie. Za nimi posuwa�y si�
chor�gwie nowo zaci�ne. Maszerowano bez rozpoznania i niewiele
brakowa�o, aby byli natkn�li si� w Ja�le na Drewicza, kt�ry a� w
te strony zaw�drowa�. "Przemkn�li w sam czas, bo gdyby zamarudzili
jeszcze jeden tydzie�, wpad�by na nich" ten "najstraszniejszy z
wodz�w rosyjskich", a p�niej na szcz�cie dla konfederat�w
rosyjskie naczelne dow�dztwo zabroni�o Drewiczowi dalszej pogoni.
Tak wi�c Bierzy�ski ju� bez przeszk�d po��czy� si� w Przemy�lu z
Pu�askim i obaj wodzowie zgodnie pomaszerowali na stolic� Rusi
Czerwonej. Zdobycie Lwowa by�oby na pewno wspania�ym sukcesem
konfederat�w.
Po odej�ciu rosyjskiego pu�ku karabinier�w sta�a w�wczas w mie�cie
tylko za�oga polska z�o�ona z kilkuset ludzi wiernych kr�lowi
Stanis�awowi Poniatowskiemu, zebranych z komend regiment�w
autoramentu cudzoziemskiego pod dow�dztwem Korytowskiego. Oni to
mieli teraz broni� 300 bogatych kamienic w�a�ciwego miasta,
st�oczonych w obr�bie Wa��w Hetma�skich.
"Wojsko rzymskie" - jak tytu�owali si� konfederaci - za��da�o 26
maja poddania miasta, ale wys�any parlamentariusz zosta� przez
kr�lewskich zabity, a pierwszy szturm odparty. Konfederaci zdo�ali
sforsowa� tylko jedn� bram�. Zn�w zacz�to paktowa� z Korytowskim o
poddanie miasta. Pertraktacje trwa�y kilka dni, a gdy Korytowski
zdecydowanie odm�wi� poddania miasta, konfederaci wieczorem 1
czerwca ruszyli do nowego szturmu. Madali�ski atakowa� wraz z
lud�mi Bierzy�skiego Bram� Halick�. Ale po�al si� Bo�e tej
improwizacji. Konfederatom brakowa�o piechoty, armat; rozbieg�a
si� spieszona kawaleria po domach, ko�cio�ach, klasztorach na
przedmie�ciu i zza tych os�on strzela�a z okien i z dach�w. O
godzinie drugiej w nocy huzarzy Pu�askiego wdarli si� do miasta,
ale ich Korytowski w ko�cu odpar� i z wa��w zrzuci�. Strzelanina
trwa�a do sz�stej nad ranem; ma�o gdzie szturmowano bezpo�rednio.
O wschodzie s�o�ca "wznios�y si� ku niebu dymy po�ar�w na
przedmie�ciach": to obro�cy usi�owali w ten spos�b wykurzy�
napastnik�w z dom�w, z kt�rych do miasta strzelano, a i
konfederaci palili i rabowali pa�ace i domy pan�w konfederacji
nieprzychylnych. Na tym si� zreszt� sko�czy�o - si� brakowa�o,
pr�b szturmu ju� nie wznawiano. Po odpoczynku odszed� Bierzy�ski
ze swymi lud�mi na p�noc.
Jego zmora - Iwan Drewicz, kt�ry sp�ni� si� pod Lw�w, dop�dzi� go
w ko�cu nad rzeczk� So�okij�. Bierzy�ski, naci�ni�ty przemo�nymi
si�ami, nawet oporu nie pr�bowa�. Musia� po�wi�ci� id�cych w
tylnej stra�y oko�o 300 piechur�w i gar�� jazdy, zerwa� mosty na
rzeczce i pospiesznie umkn��. Ca�� si�� Drewicz zgni�t� tych
nieszcz�nik�w (200 poleg�o, a oko�o 60 dosta�o si� do niewoli);
na razie zostawi� w spokoju Bierzy�skiego i jego ludzi i �ciga�
inne oddzia�y "rzymskiego wojska". Wskutek szemrania w swoich
szeregach Bierzy�ski tym razem ruszy� z determinacj� na pomoc.
Urz�dzi� zasadzk� w�r�d wzg�rz i w lesie i wci�gn�� w ni� Rosjan.
Ale Drewicz dzi�ki wytrzyma�o�ci i uporowi swej piechoty, kt�ra
ani na krok nie ust�powa�a, nie da� si� rozproszy�, sam przeszed�
do ataku i rozbi� wojsko niefortunnego regimentarza. W tej bitwie
stracili konfederaci 6 armatek i oko�o 400 ludzi i nie oparli si�
w ucieczce a� pod Zamo�ciem.
Tu nasta�y dla nich lepsze czasy. Gro�ny Drewicz odszed� na
zach�d, przekonany, �e zadanie wype�ni�, konfederat�w ostatecznie
rozbi�. Tymczasem Bierzy�ski i jego ludzie mogli wytchn�� po
wielusetmilowym marszu, zreorganizowa� chor�gwie, �wiczy�
ochotnik�w. Pr�bowano przygotowywa� w Lubelskiem grunt pod
konfederacj�. Zagarni�to stacjonuj�ce tu chor�gwie jazdy,
regimenty komputowe piechoty odebrano Zamoyskim ich milicj�
nadworn�. Wojsko Bierzy�skiego wzros�o w si��, zwi�kszy�o si�
ponad dwukrotnie, a on sam stan�� u szczytu marze�: og�osi� si�
marsza�kiem zwi�zkowym skonfederowanego wojska koronnego. Jego
oficerowie, kt�rzy wsp�lnie z nim ju� od roku walczyli, w�r�d nich
i Madali�ski, mogli by� dumni ze swego wodza. Wojsko wypoczywa�o.
By� te� z nimi na Lubelszczy�nie i Kazimierz Pu�aski, ale nie
wytrzyma� w bezczynno�ci i poszed� pierwszy na Litw�, tam toczy�
konfederackie ci�kie boje.
Na pocz�tku lipca ruszy� za nim i Bierzy�ski. Z Pu�aw pomaszerowa�
na Podlasie, doszed� do Bia�ej Radziwi��owskiej. Tu dano mu pod
komend� (odm�wion� z politycznych wzgl�d�w K. Pu�askiemu) milicj�
nadworn� ksi�cia Panie Kochanku Radziwi��a, 600 ludzi,
wy�wiczonych i dobrze uzbrojonych. �mielej teraz poszed� na p�noc
na Bia�ystok, by rezyduj�cego tam hetmana wielkiego koronnego Jana
Klemensa Branickiego namawia� do konfederacji. Ale ju� te�
wyruszy�o na Podlasie i wojsko rosyjskie - Golicyna, z Warszawy.
Natomiast Ksawery Branicki, �owczy koronny, kr�lewski przyjaciel,
podsun�� si� pod Brze��. Maj�c 4000 ludzi Bierzy�ski zaatakowa�
stoj�ce na pozycjach ko�o pa�acowych ogrod�w w Bia�ymstoku wojska
rosyjskie. Tak rozpocz�a si� 16 lipca 1769 r. bitwa, kt�ra trwa�a
od godziny �smej rano do szesnastej po po�udniu. Golicyn za
wszelk� cen� stara� si� utrzyma� kordon, nie dopu�ci� konfederat�w
do ogrod�w i pa�acu, nie pozwoli� im po��czy� si� z wojskiem
komputowym, z chor�gwiami W�gr�w i janczar�w oraz z artyleri�
hetmana Branickiego. Jeszcze wa�niejsze by�o dla niego to, aby nie
dopu�ci� konfederat�w do hetmana. "Kochany w�dz", "arcypatriota"
narzeka� teraz na "rodak�w, co mu przyszli zak��ca� szcz�kiem
or�a zach�d �ywota", ale nawet palcem nie ruszy�, by pom�c: ba�
si� zemsty Golicyna. Jednocze�nie dawa� do zrozumienia, �e po
zwyci�stwie konfederackim jest oczywi�cie "do wzi�cia", mo�e
przy��czy� si� do ruchu. Na okolicznych pi�ciu wzg�rzach
konfederaci ustawili 17 armat i nieustannie ostrzeliwali dolin�,
piechot� Golicyna oraz wysy�ali konnic� i strzelc�w na potyczki o
park, o las, o rowy. W rezultacie sz�stego ataku dokonano wy�omu w
pozycjach nieprzyjaciela, ale te� ju� brak�o si� do dalszej walki.
Ludzie i konie, zmordowani nieustann� gonitw�, coraz oporniej
dawali si� u�ywa�, zbiera� do nowych atak�w. Mia� ju� do�� walki i
Golicyn - ale o tym niestety konfederaci nie wiedzieli: jego
bataliony szlusowa�y, zamyka�y wy�omy i sta�y na poz�r
nieporuszone. Bierzy�ski swoim oficerom - adiutantom nakaza�
przedziera� si� okr�n� drog�: polami i nad stawami do pa�acu,
dotrze� do hetmana i b�aga� go o zezwolenie na uderzenie wojskiem
komputowym na ty�y Golicyna. Hetman odm�wi�. Konfederaci tymczasem
stracili ducha i si�y, ju� nie atakowali. Bierzy�ski,
zrezygnowany, da� swoim sygna� do odwrotu. Straty mia� znaczne:
przepad�o mu 10 armat, rozproszy�o si� do 1000 ludzi, zgin�o lub
zosta�o rannych oko�o 300. Odchodzi� teraz �piesznie na Grodno,
zawi�zywa� tam konfederacje ziemskie, a p�niej wyruszy� na
Podlasie, wsz�dzie zagarniaj�c co si� da�o wojska i pieni�dzy.
Golicyn, kt�ry tak�e mia� ponad 300 zabitych i rannych, po kilku
dniach odszed� do Warszawy.
Rozpaliwszy p�omie� powstania na Litwie i Podlasiu, Bierzy�ski
uchodzi� w g�ry.
Przer�bywa� si� przez mniejsze oddzia�y rosyjskie, umyka�
wi�kszym, kluczy�. Sz�o z nim ju� niewielu: Litwini bowiem
upomnieli si� o milicje radziwi��owskie, ranni zostali rozlokowani
po dworkach. Niejednokrotnie te� ludzie rozpraszali si�, wielu
do�� ju� mia�o wojaczki. Za to ci, kt�rzy zostali w oddzia�ach -
wiadomo by�o, �e walczy� b�d� do ko�ca. By� w�r�d nich i
Madali�ski.
Po przybyciu do oboz�w w g�rach Sieradzanie odpoczywali, leczyli
si� z ran, nabierali si�. Zacz�li si� zn�w liczy� - wojsko
ostrzelane, �wiczone, si�a realna. W grudniu 1769 r. Bierzy�ski
odebra� przysi�g� wojskow� od sk��conego z generalno�ci�
Kazimierza Pu�askiego. Wkr�tce Bierzy�ski zostaje pozbawiony przez
generalno��, najwy�sz� konfederack� w�adz�, tytu�u marsza�ka
zwi�zkowego. Zagro�ony by� nawet jego tytu� marsza�ka
sieradzkiego. Niepomierna pycha Bierzy�skiego, dotkni�ta
odebraniem mu tytu��w, sta�a si� przyczyn� jego zdrady.
Madali�ski od pocz�tku, podobnie jak i inni oficerowie
Bierzy�skiego, nale�a� do zupe�nie zdezorientowanych politycznie.
Bra� udzia� we wszystkich potyczkach oddzia�u Bierzy�skiego.
Dobrze by si� mo�e Madali�ski czu� na koniu, w polu, ale w tym
ma�ym �wiatku zamkni�tym, jakim sta�y si� obozy w g�rach -
wyra�nie �le si� czu�. Parokrotnie wyrusza� na podjazdy - ale
ostatnio bardzo cz�sto ogranicza�o si� to do wojowania o fura� dla
obozu. Przygn�bi�y go wie�ci o kl�skach, niepokoi� brak wiadomo�ci
z domu. Ko�czy� by ju� nale�a�o t� wojn�, kt�ra zamiast walki o
�wi�te idee zamieni�a si� w nie ko�cz�ce si� wiece i konszachty.
Odchodz�c by�by Madali�ski (w swoim poj�ciu) w porz�dku: odsun��by
si� od generalno�ci, ludzi, kt�rzy nic dla Rzeczypospolitej nie
robili. Bierzy�ski kusi�, t�umaczy�, ci�gn�� w swoj� stron�, inni
zn�w wo�ali, �e wszystko to zdrada, �e trwa� trzeba przy
sztandarze konfederacji.
W po�owie kwietnia Drewicz przedar� si� na nowotarsk� dolin� i
cz�ci� swych si� rozbi� i rozproszy� oddzia�y konfederat�w.
Bierzy�ski podj�� teraz decyzj�: zebra� najwierniejszych sobie
ludzi (dwudziestu kilku oficer�w, m. in. Madali�ski, oraz 300
koni) i odszed� z nimi do Bia�ej Spiskiej, gdzie poczeka� na
Rosjanina. Zadeklarowa� mu si� przez parlamentariusza, zg�osi�
reces od konfederacji i obaj w najlepszej zgodzie poszli do
Krakowa. Przez dwa tygodnie trwa�a tu idylla nowego braterstwa
broni. Bierzy�ski sta� w Krzysztoforach, domaga� si� pieni�dzy na
swoje wojsko i obiecywa�, �e za nim p�jd� inni.
Nie poszli jednak. Co wi�cej - mia� Madali�ski okazj� ogl�da�
incydent, kt�ry go nieco otrze�wi� i na wiele spraw nauczy�
inaczej patrze�. Chc�c por�ni� Bierzy�skiego z Drewiczem,
sprowokowa� rozd�wi�ki, zdradzeni konfederaci przys�ali do Krakowa
dziada z kartk�, kt�rej tre�� niedwuznacznie sugerowa�a, �e
Bierzy�ski jest "troja�skim koniem" konfederat�w. Drewicz w
pierwszej pasji spoliczkowa� Bierzy�skiego, porwali si� polscy
oficerowie do szabel, ale ich ostudzi�a warta Drewicza.
Wyobra�a� sobie Madali�ski i inni oficerowie z otoczenia
Bierzy�skiego, �e b�d� mogli z broni� i chor�gwiami, z zachowaniem
stopni, przej�� po prostu na s�u�b� kr�la i Rzeczypospolitej. Ale
postanowiono o nich inaczej: przed�o�ono im warunki, na mocy
kt�rych mieli, rozbrojeni, wr�ci� do swych wojew�dztw i tam cicho
siedzie�, z konfederacj� si� na przysz�o�� nie ��czy�, w
zwalczaniu jej pomaga�. Zamiast wi�c honorowego recesu - nies�awne
rozbrojenie. Wszyscy szeregowi mieli by� wcieleni do rosyjskiego
wojska, prawo odej�cia wolno przys�ugiwa�o tylko oficerom i
szlachcie. Teraz dopiero rozgniewali si� recesjoni�ci, ale Drewicz
otoczy� ich szczelnym kordonem bagnet�w i poprowadzi� 20 maja 1770
r. na wawelski zamek, by tam podpisali odpowiednie dokumenty.
Przesiedzieli dziesi�� dni, wzywa� ich Drewicz na rozmow�
pojedynczo, ug�askiwa�, ugadywa�, w ostateczno�ci straszy�. Zdo�a�
w ko�cu uzyska� oko�o 70 podpis�w - m. in. Madali�skiego.
"Poznawszy sw�j b��d i widz�c, �e bunt nic w sobie dobrego ani
zbawiennego nie mia�" - g�osi� podpisywany dokument - wyparli si�
na przysz�o�� wszelkich z nim stosunk�w "pod utrat� honoru,
urz�d�w i fortun". Panowie wyskakiwali stamt�d bez czapek, mimo �e
Drewicz do sto�u prosi�, dopadali swych koni, gnali z miasta jak
od zapowietrzonego, w oczy sobie wzajemnie nie patrz�c.
Wyskoczy� za innymi i Madali�ski - ale ten ju� wiedzia�, co robi�.
Za bramami Krakowa konia ostrogami spi�� i gna� - ale nie na
p�noc. Omijaj�c miasto z daleka wraca� w g�ry, do konfederat�w.
Przyj�to go nieufnie. W ko�cu 4 czerwca odebrano od niego
przysi�g� rehabilitacyjn�. Nie m�g� jednak zosta� w g�rskich
obozach: zbyt dobrze pami�tano tu ludzi Bierzy�skiego, a ostatnie
wydarzenia - rebelia i zdrada - tak�e krwi napsu�y. Do Zaremby,
kt�ry w Wielkopolsce i w Sieradzkiem wojowa�, nie chcia� i��: i tu
od pocz�tku miano nie najlepsze zdanie o Bierzy�skim. Ruszy�
wreszcie Madali�ski na p�noc, daleko, do swoich kuzyn�w w ziemi
wiskiej na Mazowszu. Ociera� si� po drodze o wojska rosyjskie, ale
pokazywa� im patent Drewicza. Konfederat�w tak�e omija�: szeroko
bowiem roznios�a si� wiadomo�� o zdradzie Bierzy�skiego.
Madali�skiego znano, wszyscy wiedzieli, �e by� podkomendnym
Bierzy�skiego, t�umaczy� si� nie chcia�.
Przesiedzia� cicho przez �niwa, wys�a� przez zaufanego cz�owieka
wiadomo�� o sobie do domu. Czeka� na okazj�, a ta przysz�a szybko.
Na Mazowszu walczy� s�ynny Sawa-Cali�ski, kozacki syn, kt�ry
zebra� spory oddzia� i napada� na nieprzyjaciela, gdzie tylko
m�g�. Jeden z jego podjazd�w znalaz� si� w okolicy, w kt�rej
przebywa� Madali�ski, i wzi�� ch�tnego z sob�. Szybko dogada� si�
z Saw�. Madali�ski otrzyma� komend� nad oddzia�em jazdy i zn�w
ruszy� na �o�nierski szlak. Teraz ju� nie narzeka� na nud�. Sawa
postanowi� wci�gn�� Rosjan w pu�apk�. W tym celu na przyn�t�
pozostawi� ma�y oddzia�ek na wi�lanej k�pie pod Wyszogrodem i
przykaza� mu mocno ha�asowa�, sam natomiast z reszt� ludzi ukry�
si� w nadbrze�nym lesie. Przyszli z Wyszogrodu zaalarmowani
Rosjanie, ostrzelali z armat k�p�, ale bezskutecznie, bo
konfederaci Sawy pokryli si� i strat nie odnie�li. Wreszcie
nieprzyjaciel uderzy� na k�p� wr�cz. Sawa na to tylko czeka�. Na
b�d�cych ju� w wodzie rosyjskich �o�nierzy spad� ze skarpy
nadbrze�nej i wystrzela�. Sawa przenosi� si� z miejsca na miejsce,
wycina� mniejsze oddzia�y rosyjskie, niepokoi� silniejsze. Pod
jego dow�dztwem walczy� i Madali�ski a� do pierwszych �nieg�w.
P�niej Madali�ski mia� ju� sw�j znaczny oddzia�. Wreszcie
powin�a mu si� noga. W po�owie grudnia 1770 r. zas�ysza� o ma�ym
posterunku Grafst�ma w Karniewie. Podzieli� si� t� wiadomo�ci� z
Saw�; postanowili uderzy� razem. Zaatakowany z dw�ch stron
posterunek nieprzyjaciela poni�s� du�e straty, ale uformowawszy
si� w czworobok, naje�ony bagnetami, wycofa� si�. Dalej
pomaszerowali obaj dow�dcy razem. W miasteczku Wysokie sta� s�ynny
tzw. ��ty regiment. Pokusili si� Sawa i Madali�ski o atak na
Wysokie. 16 grudnia wdarli si� do miasteczka, pojmali 43 je�c�w -
ale regimentu do konfederacji (co by�o celem akcji) nie
przeci�gn�li. Za to ju� nazajutrz mieli na karku Ksawerego
Branickiego z Brze�cia z oddzia�em u�an�w kr�lewskich. Poszed� za
nimi Branicki po �ladach na �niegu, dopad� w okolicznych wsiach i
na nie spodziewaj�cych si� niczego, uderzy�. Pogrom by�
b�yskawiczny. Branicki odebra� utraconych �o�nierzy, wzi�� przy
tym mn�stwo je�c�w, wed�ug jego relacji 500 konfederat�w, w tej
liczbie i dzielnego Madali�skiego. Sawa szybko uzupe�ni� sw�j
oddzia� i odszed� na nowe boje. Natomiast Madali�ski pow�drowa� w
wi�zach w taborze Branickiego jako jego jeniec.
Tym razem definitywnie mia�a si� sko�czy� dla Madali�skiego
konfederacka wojenna tu�aczka.
�o�nierz i obywatel
Z zawieruchy wojennej w okresie konfederacji barskiej wraca�
Madali�ski z pustk� w sercu i z pustymi kieszeniami. Zaanga�owa�
si� po stronie ruchu konfederackiego, w�o�y� we� ca�y zapa� i
wszystkie swoje si�y i oto okaza�o si�, �e przegra�, �e ruch
poni�s� kl�sk�. Madali�ski rozumia�, �e o przegranej zadecydowa�a
nie tylko obca przemoc, ale przede wszystkim postawa szlachty
- wsp�braci. Widzia� zwyci�stwa, po�wi�cenie i ofiar� z �ycia i
maj�tku, ale widzia� i ma�e fakcyjne roboty, przekupstwa i zdrad�.
Nieweso�e wi�c my�li trapi�y Madali�skiego w drodze do domu. Mia�
ju� 31 lat, a wszystko w�a�ciwie zaczyna� trzeba by�o od nowa.
Najpi�kniejszy czas m�odo�ci, czas wzlot�w i kl�sk, wydawa� si�
by� ju� poza nim, trzeba by�o wybiera� dalsze drogi i sposoby
urz�dzenia si�.
W szlacheckiej Rzeczypospolitej by�o kilka takich dr�g do kariery.
Najpowszechniejsz� by�o czepianie si� dworskiej klamki, szukanie
pa�skiej protekcji.
Nie mniej popularna i ciesz�ca si� szacunkiem spo�ecznym by�a
s�u�ba bogini Temidzie w palestrze.
Ale droga do tej s�u�by wiod�a przez lata nauki i praktyki. Tote�
Madali�ski zacz�� szuka� innych mo�liwo�ci.
Du�e szanse zrobienia kariery otwiera�o przywdzianie habitu
duchownego. Zn�w jednak tylko dla mo�nych i zamo�nych lub maj�cych
protekcj�.
Wychwalana szlachecka r�wno�� i z�ota wolno�� mia�y dla szaraczk�w
nieciekawe oblicze i droga ku karierze wiod�a - wbrew pozorom -
przez ci�k�, wieloletni� prac�, a nierzadko przez upokorzenia i
wyrzeczenia.
Nie omin�y te smutne bol�czki i stanu, w kt�rym bardziej ni� w
jakimkolwiek innym ceni� si� winno zas�ug� i zdatno��, czyli
wojska polskiego owych lat.
Przy przewadze politycznej magnat�w �aden z nich nie by�
zainteresowany we wzmacnianiu wojska w Rzeczypospolitej, co
mog�oby i�� na korzy�� kr�la lub innego magnata i zachwia� tak
cenn� mi�dzy nimi r�wnowag�. Pa�stwa postronne zazdro�nie
strzeg�y, by Rzeczpospolita nadal "nierz�dem sta�a"; s�abo�ci� -
a szlachta zn�w, jak �renicy oka przestrzega�a zasady, by ani
grosza ze swych maj�tk�w nie uroni� na wojsko nad potrzeb�
ostateczn�. Jednocze�nie ponad p� wieku panowa� pok�j, Polska za�
nie bra�a udzia�u w wojnach, mimo �e tu� za jej granicami �ciera�y
si� ze sob� pot�gi europejskie. Wojsko wi�c zapomnia�o o wojnie i
wojowaniu i zamieni�o si� w instytucj�, kt�ra przyci�ga�a ch�tnych
swym splendorem i pi�knymi mundurami.
Dzieli�o si� to wojsko na dwa tzw. autoramenty - polski i
cudzoziemski. Pierwszy z nich wywodzi� si� z instytucji dawnego
pospolitego ruszenia, a nast�pnie z tradycji zaci�gu ochotniczego,
przy kt�rego pomocy wieki ca�e Rzeczpospolita szcz�liwie
wojowa�a. Z dawnych czas�w pozosta� te� system najwy�szego
dow�dztwa nad armi�: kr�l, hetmani (czterej: dwaj w Koronie i
tyle� na Litwie), regimentarze, obo�ni, pisarze polni, s�dziowie
wojskowi, bu�czuczni. Zachowa� si� i podzia� na rodzaje wojsk:
jazd� ci�k�, u�ywan� do rozstrzygaj�cego uderzenia, czyli
husarzy, l�ejsz� - manewrow�, zdoln� zar�wno do uderzenia, jak i
prowadzenia walki: tzw. pancernych (na Litwie petyhorc�w), i
wreszcie na jazd� wo�osk� lub kozack� (tatarsk� na Litwie), czyli
chor�gwie lekkie, kt�rych zadaniem mia�o by� rozpoznanie,
manewrowanie i po�cig. System ten przez wieki by� doskonalony i
wypr�bowywany.
W czasie jednak, kiedy Madali�ski my�la� o swojej przysz�o�ci,
wojsko znacznie si� ju� wyrodzi�o. Splendor i barwa pozosta�y i
przyci�ga�y ku sobie ch�tnych, a �e przy tym �ycia nie trzeba by�o
nara�a�, jako �e czas by� pokojowy, zape�ni�y si� szeregi wojska
braci� mo�n�, kt�ra w�a�nie dla owego splendoru i barwnego ubioru
tam sz�a, szukaj�c dla wielu posiadanych ju� tytu��w, jakie ka�dy
szlachcic mia�, jeszcze dodatkowego tytu�u: towarzysza husarskiego
lub pancernego znaku kr�la, hetmana czy starosty. Dow�dcami -
rotmistrzami takich chor�gwi (nielicznych, bo �ci�le etatem
okre�lonych)bywali najznakomitsi panowie i kr�l nawet, wi�c zwano
si� konsekwentnie towarzyszami - kr�la, hetmana lub pana
marsza�ka, s�u��cymi nie "pod hetmanem", ale "z hetmanem, kr�lem,
wojewod�". Porucznicy tytu�owani byli grzeczno�ciowo pu�kownikami,
towarzysz komenderowa� na wyprawie genera�ami autoramentu
cudzoziemskiego, o ile ci ostatni nie byli oczywi�cie mo�nymi
panami. Wojen nie bywa�o, dawno wi�c pozbyto si� pancerzy i zbroi
i wo�ono je na wozach, tylko dla potrzeby b�y�ni�cia przy �wietnej
uroczysto�ci. Nasta�y mundury jednolite, barwne, karmazyny i
granaty, czapy czworograniaste, z czaplimi pi�rami, kolorowe
sznury.
Na ziemiach ukrai�skich, przy sta�ym zagro�eniu hajdamackim,
chor�gwie by�y bardziej sprawne. Husari� nazywano wojskiem
pogrzebowym, najcz�ciej bowiem wyst�powa�a z ca�ym przepychem na
pogrzebach dla u�wietnienia uroczysto�ci.
Autorament cudzoziemski, z�o�ony z regiment�w pieszych i jazdy,
tzw. dragonii, by� bardziej nowoczesny, przystosowany do potrzeb
wojny ogniowej, jaka w�wczas w Europie nowo�ytnej by�a ju� og�lnie
praktykowana. �o�nierz by� tu trzymany w dyscyplinie i nie
ust�powa� obcemu. Ale i na tym rodzaju wojsk odbi�y si� powszechne
w Rzeczypospolitej szlacheckiej egoizm i anarchia. Szlachta nie
chcia�a p�aci� na wojsko, dlatego te� podatki wojskowe z ma�ymi
tylko wyj�tkami przez p� wieku nie uleg�y zmianie. Sejm 1717 roku
nie uchwali� w og�le bud�etu na sztaby wojska, na korpus
oficerski, dlatego op�acano je odpowiedni� ilo�ci� pensji
�o�nierskich, tzw. porcji. Oczywi�cie automatycznie o tyle mniej
by�o w kompanii �o�nierzy. Jednocze�nie jednak te oficerskie
porcje - pensje zacz�y by� coraz atrakcyjniejsze dla szlachty,
jako sta�e �r�d�o dochod�w, droga do kariery, uposa�enia ich
syn�w. Dlatego narodzi�o si� kupczenie, handel stopniami
oficerskimi i zwi�zanymi z nimi porcjami. Poniewa� ch�tnych by�o
a� nadto, zacz�to wi�c mno�y� w kompaniach i regimentach oficer�w,
jednocze�nie ujmuj�c porcji �o�nierskich, czyli zmniejszaj�c ilo��
�o�nierzy. Pan mo�ny - hetman lub magnat - dow�dca i w�a�ciciel
regimentu (godno�� t� mo�na by�o otrzyma� od kr�la za specjalne
us�ugi wobec niego lub jego przyjaci�) nadawa� stopnie oficerskie
swoim protegowanym, wi���c ich w ten spos�b ze sob�. Mia�o to ten
skutek, �e coraz mniej by�o w wojsku �o�nierzy, coraz mniej
oficer�w, kt�rzy naprawd� znali swoje rzemios�o, a coraz wi�cej
takich, kt�rym ojciec kupowa� stopie� wojskowy, gdy byli jeszcze w
niemowl�ctwie i kt�rzy niejednokrotnie ca�e lata nie ogl�dali
regimentu.
Niewiele wi�c mia� Madali�ski dr�g kariery do wyboru. Klientem
pa�skim trudno mu by�o zosta�. Zreszt� - na to trzeba by�o mie�
du�e znaczenie w swoim wojew�dztwie, by� szanowanym i
poszukiwanym, a tego si� Madali�ski w wojnie konfederackiej nie
dorobi�. Na d�ug� drog� do pa�skiej klamki - wys�ugiwanie si� od
m�odo�ci - by�o ju� dla niego za p�no. Za p�no te� troch� by�o
na wdra�anie si� w kruczki prawne w palestrze. Habit duchowny
dziad w prostej linii naszego konfederata przywdzia� kiedy� ju� w
podesz�ym wieku, wnuk jednak najwidoczniej nie mia� zamiaru p�j��
w jego �lady. Pozostawa�o jeszcze wojsko, ale i tutaj trzeba by�o
szuka� dr�g pobocznych, protekcji, aby nie zaczyna� s�u�by od
gemeina.
W czasie walk konfederackich zetkn�� si� Madali�ski z �owczym
koronnym, Franciszkiem Ksawerym Branickim. Ot� �owczemu koronnemu
kr�l powierzy� zadanie nie tylko i nie tyle bi� barzan, ile raczej
pozyskiwa� ich serca i umys�y dla monarchy; bij�c i gromi�c -
paktowa�. Taki zamys� wp�dza� go cz�sto w nie lada tarapaty, jak
np. s�ynna przeprawa z Zaremb�, konfederackim wodzem w
Wielkopolsce, pod Widaw� w czerwcu 1771 r. Zacz�� go Branicki, w
polu z wojskiem doszed�szy, kaptowa�. Zaremba niby si� godzi�;
wojska znajdowa�y si� obok siebie. Og�oszono rozejm. Obaj wodzowie
pili na um�r i przysi�gali sobie dozgonn� mi�o��, a� si�
podkomendni i polityczni przyjaciele Zaremby zaniepokoili, czy aby
do zdrady nie dojdzie. Przerwa� t� sielank� przypadek: nadej�cie
dla Branickiego nowych posi�k�w, kt�re nic nie wiedz�c o rozejmie
ani o subtelnej misji pana �owczego, uderzy�y na Zaremb�.
Branicki, nieprzytomny z pija�stwa, usi�owa� swoich sprawi� do
walki. Konfederaci jednak natarli tak �wawo, �e wnet zwolennik�w
kr�la odparli. Branicki zawdzi�cza� �ycie tylko szcz�liwemu
przypadkowi uciekaj�c pieszo przez bagna.
Co nie powiod�o si� z Zaremb�, udawa�o si� gdzie indziej z innymi
i Branicki wielu konfederat�w przeci�gn�� na stron� kr�la. Mia� on
na to prosty spos�b: schwytan� szlacht� zwalnia� masowo,
deklaruj�c jej przedtem �aski swoje i kr�lewskie, a konfederacj�
obrzydzaj�c, wr�c jej rych�y upadek. Ma�o by�o takich, kt�rzy
wracali do konfederackiego wojska. Wielu rzeczywi�cie rozje�d�a�o
si� do dom�w s�awi�c �askawo�� Branickiego. Po upadku konfederacji
niejeden skorzysta� z amnestii. Tak np. zrobi� wspomniany Zaremba,
kt�ry zachowa� nawet sw�j konfederacki tytu� genera�a - ju� w
s�u�bie kr�la i Rzeczypospolitej.
Po rozgromieniu Sawy i Madali�ski by� je�cem Branickiego, a
jeszcze w latach osiemdziesi�tych wyst�powa� nasz bohater jako
polityczny jego klient, "hetmanowi znajomy".
Do Branickiego zwr�ci� si� w�wczas Madali�ski i najwidoczniej
zosta� wys�uchany, skoro w 1776 r. widzimy go w chor�gwi
Kwileckiego. Zdoby� wi�c Madali�ski upragnione miejsce w chor�gwi.
Tak si� o ni� troszczy�, �e wkr�tce "ca�� t� chor�giew na nogi
podni�s�". Madali�ski nie by� jeszcze wtedy oficerem: rotmistrz
jego, Kwilecki, prosi� dla niego dopiero o porucze�stwo. W
charakterystyce, podanej w�wczas o nim, czytamy: "znajomy
hetmanowi, �o�nierz dobry, cz�owiek zdolny". Widocznie szko�a
twardej s�u�by konfederackiej na co� si� przyda�a, przyda�o si�
te� ostrzelanie w bitwach i dowodzenie samodzielnym oddzia�em.
Prawdopodobnie to powodowa�o, �e Madali�ski wyr�nia� si� na tle
nie zaprawionego w trudach wojennych, nowo w�wczas zaci�ganego,
�o�nierza jazdy narodowej. Na nic si� jednak nie zda�a protekcja
hetmana i dobra o nim opinia dowodz�cego brygad� genera�a. Nie
zosta� Madali�ski porucznikiem. Nie jest wykluczone, �e
zadecydowa�y o tym wzgl�dy polityczne.
Tak wi�c pierwszy oficjalny dokument m�wi�cy o s�u�bie
Madali�skiego w kawalerii - je�dzie autoramentu polskiego -
datowany jest w roku 1776. On sam jednak liczy sobie lata s�u�by
od 1768 r. W oficjalnej "Rang li�cie" Brygady I Wielkopolskiej z
okresu, kiedy Madali�ski by� jej dow�dc�, od tego w�a�nie roku
rozpoczyna si� jego s�u�ba wojskowa. Z tego wynika, �e wlicza�by
sobie s�u�b� w konfederackim wojsku Bierzy�skiego. O p�niejszych
awansach Madali�skiego wiemy, �e majorem zosta� w roku 1789;
porucze�stwo swoje odst�pi� w�wczas za 300 dukat�w.
Wicebrygadierem mianowano go 22 czerwca 1791 r. i za stopie� ten
da� rewers na z�p 32 000, brygadierem mia� zosta� 9 lipca 1792 r.,
a komend� nad brygad� obj�� 14 lipca, ju� bez op�acania stopnia.
Madali�ski znalaz� si� w wojsku w czasie, kiedy od kilku ju� lat w
Rzeczypospolitej zacz�y nurtowa� nowe pr�dy. Odbudowa gospodarki
kraju po d�ugoletnich wojnach pocz�tku XVIII wieku sprawi�a, �e
wzros�a w si�� i zamo�no�� warstwa �redniej szlachty, kt�ra
zacz�a si� dopomina� o wsp�udzia� w sprawowaniu w�adzy.
Jednocze�nie wraz z elekcj� Stanis�awa Augusta jeden z magnackich
oboz�w - tzw. Familia Czartoryskich - poczu� si� do�� silny, by
przeprowadzi� reformy aparatu pa�stwowego, m. in. te� wojska, bez
obawy, �e zreformowany aparat mo�e si� obr�ci� przeciwko niemu.
Dzie�o reform rozpocz�� sejm 1764 r., ale zahamowa�a je
konfederacja barska. Drugi okres przemian datuje si� od sejmu 1775
r. Wtedy to w�a�nie sejm om�wi� i uchwali� nowy etat wojska,
podnosz�c jego liczebno�� do 30 000 (22 000 w Koronie i 8000 na
Litwie), dzi�ki czemu rozpocz�y si� nowe zaci�gi - tak�e w
je�dzie. Raz na zawsze zniesiono w�wczas system porcjowy. Odt�d
oficer otrzymywa� ga�� niezale�nie od bud�etu jednostki. Nie
obesz�o si� jednak bez ostrych star�: hetmani walczyli z nowymi
w�adzami w wojsku, przeciwstawiaj�c im swoich ludzi.
Sejm stanowczo wypowiedzia� si� przeciwko udzia�owi wojskowych w
�yciu publicznym kraju. Wojsko, a zw�aszcza jazda narodowa by�a
formacj� nies�ychanie rozpolitykowan�. Szlachcic zostaj�c
towarzyszem nie przestawa� by� obywatelem; nie traci� prawa do
udzia�u w sejmikach i w sejmie. Szczeg�lnie masowo �ci�gali na
sejmiki towarzysze husarscy lub pancerni, by poprze� swego
rotmistrza albo innego oficera w staraniach o wyb�r na kt�r�� z
ziemia�skich godno�ci. Nieraz i w s�dach zjawiali si� wojskowi,
kt�rzy sam� swoj� obecno�ci� zmuszali s�dzi�w do ferowania wyrok�w
korzystnych dla kt�rej� ze stron. Wojsko by�o na chrzcie, weselu i
pogrzebie. Wskutek tego jazda narodowa sta�a si� w spo�ecze�stwie
szlacheckim nies�ychanie popularna, ale te� nasi�k�a tendencjami
nurtuj�cymi to �rodowisko i czynnie je popiera�a. Teraz wszystko
mia�o ulec zmianie: planowano znie�� udzia� jazdy w zajazdach,
pilnowaniu skaza�c�w, �ciganiu przest�pc�w, s�owem - ca�� s�u�b�
policyjn�. Na takie akcje tylko hetman m�g� wysy�a� wojsko.
Wszystkie te zamierzenia w du�ej mierze pozosta�y na papierze. Nie
znalaz�a si� bowiem w�wczas taka si�a, kt�ra by w je�dzie
zaprowadzi�a �cis�� dyscyplin�. Po dawnemu towarzysz w domu
siedzia� i pilnowa� gospodarstwa lub je�dzi� po kraju za swoimi
interesami. Otrzymywa� urlopy od swego brygadiera, gdy za� ten nie
chcia� mu ich da�, bra� je od hetmana, je�li mu si� czym�
zas�u�y�. W ostateczno�ci dawa� sowit� zap�at� i spokojnie m�g�
ca�e lata nie ogl�da� chor�gwi. Jazda po dawnemu by�a oczkiem w
g�owie szlachty. Jak wysoko cenili si� dawni husarze i pancerni,
�wiadczy chocia�by to, �e kiedy w roku 1775 por�wnywano stosunek
rang w brygadach kawalerii narodowej do rang w wojskach
autoramentu cudzoziemskiego - towarzysz r�wna� si� chor��emu,
namiestnik - porucznikowi, chor��y - kapitanowi, porucznik - nawet
pu�kownikowi. Stopie� brygadiera mia� odpowiada� randze genera�a
majora. Sejm w 1786 r. postanowi�, �e w je�dzie s�u�y� mo�e, tylko
rodowita szlachta. W tym te� roku pojawi�a si� rzecz jak na
stosunki w je�dzie narodowej rewolucyjna - wydano dla niej
przepisy musztry.
W takiej to formacji s�u�y� Madali�ski w latach jej burzliwego
wzrostu i przemian, zwi�za� si� z ni� i mia� w niej zab�ysn��. Z
okresu s�u�by w je�dzie pochodzi powiedzenie, �e "Madali�ski
pierwsz� bija�": jako p�niejszy brygadier, dow�dca Brygady I
Wielkopolskiej, "bija�", to jest walczy�, uderza� pierwsz�
brygad�.
On sam zreszt� ju� z racji swego charakteru by� zawsze na
pierwszej linii front�w, w�r�d najbardziej zaanga�owanych, by�
pierwszy w wirze najwa�niejszych wydarze�. Odbi�o si� to tak�e i
na jego dzia�alno�ci na arenie �ycia politycznego, w czasach kiedy
widzimy go pos�em na sejm 1786 r. i zaraz nast�pnie pos�em na Sejm
Wielki w latach 1788-1792.
"Pu�kownik wojsk koronnych, pose� z wojew�dztwa kaliskiego" - tak
brzmi tytulatura Madali�skiego, gdy w dzie� zaduszny 2 listopada
1786 r. zabiera� g�os na sesji sejmowej t�umacz�c: "dotychczas nie
trudni�em si� ni wyci�ga�em g�osem moim przeci�gu obrad
niniejszych", ale wobec powagi sytuacji "poci�gni�ty obowi�zkiem
pos�owania mojego, zaj�ty (jestem) powinno�ci� obywatelsk�".
Gwa�townie wtedy zaatakowa� Rad� Nieustaj�c� za brak troski o
powierzone jej sprawy zarz�du Rzeczypospolitej, za to, �e "�mi
raczej ni� obja�nia" prawa i �e "rozterk�w i zamieszania da�a nam
w kraju powody". Zastrzega si� jednocze�nie, �e nie m�wi tego
przeciwko kr�lowi, cho� wiadomo by�o, �e Rada Nieustaj�ca - to
aparat kr�la.
Madali�ski popar� w�wczas regulamin �wie�o u�o�ony dla armii przez
Departament Wojskowy, ale "z tym ostrze�eniem, aby tam�e dodane
zosta�o, i�by �aden tak w pu�kach kawalerii narodowej jako i w
autoramencie cudzoziemskim na oficera patentowanym nie zosta�, jak
tylko sama szlachta rodowita kraj�w Rzeczypospolitej". Dla
uzasadnienia tego stanowiska podaje, �e "zadosy� a� dot�d poni�one
zosta�o szacowne to has�o kawalerii narodowej, zagin�a i chluba
towarzystwa komputowego". Przyczyn� tego widzia� Madali�ski w
"odj�ciu hetmanom w�adzy wojskiem komenderowania..." Proponowa�,
by ka�dy szlachcic-posesjonat ekwipowa� i utrzymywa� jednego
�o�nierza w zamian za wystawienie milicjant�w powiatowych.
Konstruktywnym projektem by� wysuni�ty przez Madali�skiego plan
regulowania cen na �ywno�� i fura�e dla wojska, zaopatruj�cego si�
w miejscach swych postoj�w. Tu ju� przyszed� do g�osu praktyk -
komendant chor�gwi, maj�cy k�opoty z jej utrzymaniem.
I tak przechodzi�oby kszta�towanie si� politycznego oblicza
Madali�skiego, gdyby nie wielkie czasy, jakie zacz�y si� dla
Rzeczypospolitej w ko�cu lat osiemdziesi�tych XVIII wieku. Na Sejm
Czteroletni Madali�ski by� pos�em z wojew�dztwa gnie�nie�skiego.
Pierwsz� sw� mow� wyg�osi� w lutym 1789 r., ju� po
pi�ciomiesi�cznych obradach. Ubolewa�, �e sejm traci czas na
bezowocnych nieustannych sesjach, �e ubo�si pos�owie zaniedbali
ju�, w Warszawie siedz�c, swoje maj�tki, a "przecie� nie uganiamy
si� za odorem sos�w" (aluzja do nieustannych przyj�� i bankiet�w w
czasie obrad sejmu). Postulowa�, by nie wierzy� �adnym gwarancjom
pa�stw o�ciennych. S�siedzi, wed�ug niego, dopiero wtedy dadz�
przyk�ad dobrej woli, kiedy oddadz� ziemie zagrabione w zaborze
1772 r. W usilnym poszukiwaniu �r�de� fundusz�w na utrzymanie
wojska Madali�ski reprezentowa� szlacht�, zwracaj�c si� z ��daniem
przede wszystkim do duchowie�stwa o subsidium... charitativum. W
tym samym duchu domaga� si�, by posesorowie kr�lewszczyzn zr�wnani
zostali w podatkach ze szlacht�. Co wi�cej, ��da�, by rozdane w
1775 r. kr�lewszczyzny odebra� donatariuszom i na skarb obr�ci�.
W�wczas, w czasie pobytu w Warszawie, Madali�ski zetkn�� si� z
jakobinami.
Stolica, wielki ponad 100 000 ludzi licz�cy o�rodek miejski, by�a
jednocze�nie centrum �ycia umys�owego. Skupia�a si� tu plejada
znakomito�ci we wszystkich dziedzinach, powstawa�y te�
organizacje, kt�re mia�y za cel propagowanie i narzucanie swoich
przekona� i woli. Wrza�a nami�tna walka polityczna, wykorzystuj�ca
wszelkie mo�liwe �rodki nakazu i przekazu.
Szczeg�ln� rol� w �rodowisku tych klub�w odgrywa� Hugo Ko���taj.
Wybitne zdolno�ci, ruchliwo�� umys�u i �ywy temperament
predysponowa�y do tej roli by�ego rektora krakowskiej Szko�y
G��wnej. Dom Ko���taja na Solcu skupia� gro