16296
Szczegóły |
Tytuł |
16296 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
16296 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 16296 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
16296 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
JANINA HERTZ ,
KRZY� NIEZNANEGO �O�NIERZA
Od autora
S� postacie historyczne, kt�re by�y od dawna ulubie�cami
literatury i legendy. Do takich nale�y przede wszystkim Juliusz
Cezar, Antoniusz i Kleopatra, a do bohater�w ewangelicznych
Salome, trzej m�drcy, Judasz i Pi�at. Inne nie doczeka�y si�
legendy, znikn�y niemal bez echa. Do nich mo�emy zaliczy�
�o�nierza, kt�ry poda� Jezusowi g�bk� z octem. Historia i
tradycja obesz�y si� z t� postaci� po macoszemu. W dawniejszych
opracowaniach naukowych pomylono ocet, tzw. poska, z octem
tortur, st�d zrodzi�a si� legenda o �otrze - �o�nierzu, kt�ry
chc�c przysporzy� m�ki Zbawicielowi poda� Mu jako jeszcze jedn� tortur� ocet z ��ci�. Pierwszy z biblist�w, kt�ry zwr�ci� uwag�
na �o�nierza, by� Riciotti. Znajomo�� prawa rzymskiego i
�wczesnych obyczaj�w rzuca na t� posta� zupe�nie nowe �wiat�o.
By� to jedyny cz�owiek, kt�ry pom�g� Zbawicielowi w ostatnich
godzinach Jego m�ki. Nie Szymon Cyrenejczyk, zmuszony do pomocy Chrystusowi, ale �o�nierz poga�ski, kt�rego imi� nie zosta�o nam
przekazane. On to dla ul�enia boskiemu skaza�cowi. Z�ama� prawo
rzymskie. Jaki by� jego Los, nie wiemy, ale wolno przypuszcza�,
�e Jezus odp�aci� mu sowicie jego mi�osierdzie.
"Krzy� nieznanego �o�nierza" ma na celu zbli�enie tej postaci
Czytelnikom i cho� cz�ciow� jej rehabilitacj�.
Wi�zie� powoli oswaja� si� z ciemno�ci�. Dopiero teraz pomy�la�, �e trybun Marek Emiliusz mia� pami��, jakiej nie powstydzi�aby si� sama Atena.
Gdyby przewidzia� t� niezwyk�� pami�� trybuna , nie przebywa�by w tym lochu, czekaj�c na s�d i wyrok �mierci. C� mog�o spotka� jeszcze Aleksandra syna Agatona, kt�ry z�ama� prawo rzymskie i zbieg� z armii?
Przed chwil� Marek Emiliusz przyjrza� si� bacznie stoj�cemu przed nim cz�owiekowi.
- Ja ciebie sk�d� znam - potar� w zamy�leniu czo�o palcami.
- Na pewno ci� znam... Sta� bokiem, przejd� si�... Ale� tak! - wykrzykn�� rado�nie. - Ty jeste� Aleksander, syn Agatona z drugiej centurii, czwartej kohorty �ucznik�w z Judei.
Nagle twarz jego pociemnia�a z gniewu.
- Porozmawiamy z sob� - powiedzia�. -Odprowadzi� go do loch�w! - rozkaza�, nie patrz�c ju� na wi�nia.
Aleksander podci�gn�� kolana pod brod�, spojrza� w stron� drzwi, kt�re zamkn�y si� za �o�nierzem.
Jak d�ugo b�dzie czeka� w tym lochu, a potem jak� �mier� zgotuje mu szlachetny Marek Emiliusz? �mier� od miecza? Chyba nie, pr�dzej ubiczuj�. B�d� t�ukli, a� zat�uk� na �mier�. - Bogowie, wszystko tylko nie to - skuli� si� ca�y, jakby ju� czu� smaganie zako�czonego �elazem biczyska. Zna� dobrze ten rodzaj kary. Dreszcz przelecia� przez jego cia�o; spr�bowa� owin�� si� chitonem, ale cienka we�na nie zatrzymywa�a ciep�a.
Dr�a� ca�y, b�l rozsadza� mu g�ow�; mo�e powraca� demon zimnicy? Trzy miesi�ce mia� spok�j.
Ale choroba wida� przyczai�a si� tylko jak wilk za ska��, by run�� niespodziewanie. Nim bicz dosi�gnie cia�a, ona je zm�czy, by �atwiej przep�yn�� wody Styksu. Z�by wi�nia dzwoni�y. Nie m�g� opanowa� dreszczy, usta wysch�y, opar� zbola�� g�ow� o chropowaty mur. Jeszcze raz spr�bowa� si� skuli�, rozgrza�, u�o�y� w wygodniejszej pozycji dygoc�ce cia�o. Nagle dolecia� go szept. S�ysza� go jak przez ci�k� materi�. Kto� miarowo recytowa� jakie� wersety. Aleksander spr�bowa� rozr�ni� s�owa, lecz tylko rytm wiersza czy modlitwy dociera� do jego �wiadomo�ci.
Zdawa�o mu si� przez chwil�, �e to Homer. Przymkn�� oczy: jest w szkole, jeden z koleg�w deklamuje "Iliad�" - ciekawe kt�ry to; chyba Teodotos, ten ze �ladami po ospie, za t�gi na sw�j wiek, strapienie mistrza gimnasty i ulubieniec nauczyciela poezji. Tak, to na pewno Teodotos, nikt inny w antioche�skiej szkole greckiej nie umia� tak p�ynnie recytowa� "Iliady" jak Teodotos, nazywany przez koleg�w "grub� ropuch�". Gdy stawa� przed nauczycielem, ten wzdycha� z ulg� i odk�ada� kij na bok. Wiedzia�, �e jest to chwila, gdy kij i on odpoczn�. Przymyka� oczy i s�ucha� wiersza. Czasem usta jego porusza�y si� niemym powtarzaniem ukochanych strof, to zn�w wpatrywa� si� w ch�opca, jakby ten brzydki ucze� by� samym Apollinem, co zeszed�, by pocieszy� starego nauczyciela. Wi�niowi wyda�o si�, �e s�yszy g�os Lykona, najstarszego brata:
- "Ropucha" skrzeczy i skrzeczy, jakby mu p�acili za to.
- Tyle spokoju, dok�d on skrzeczy - odszepn�� o�mioletni Aleksander.
- Lekcja si� przeci�ga przez niego.
Lykon pokaza� wzrokiem na klepsydr�: rzeczywi�cie woda prawie ju� wype�ni�a naczynie, a Teodotos wci�� deklamowa�. G�os jego to opada� do szeptu, to podnosi� si� do krzyku. Raz rzuca� s�owa, jakby galopowa� wraz z wozami Achaj�w, to zn�w nabrzmiewa� �zami kobiet troja�skich, op�akuj�cych m��w, syn�w i kochank�w.
Nagle du�a mucha z brz�kiem przelecia�a nad g�ow� nauczyciela. Zerwa� si�, powi�d� oczyma po klasie, przerwa� ulubie�cowi w p� s�owa.
- A dalej niech m�wi Aleksander, syn Agatona z�otnika - rozkaza�.
Ile� razy tak by�o, ile� razy szczup�y ch�opak wstawa� ze swego miejsca, wzywaj�c po cichu na ratunek Apollina z Dafne i innych bog�w? Przecie� Apollo, opiekun Antiochii nad Orontesem, powinien by� przyj�� z pomoc� ma�emu obywatelowi ukochanego miasta. Powinien by� okaza� mi�osierdzie, zrobi� cud, by tekst si� przypomnia�.
Najcz�ciej jednak cudu nie by�o. Ch�opiec zapoznawa� si� nie tylko z Homerem, lecz i z kijem.
Bogowie, jak to dawno! Chyba tak samo dawno jak wypadki opiewane przez �lepego poet�. Dom rodzinny i szko�a. Co rano odprowadza� ich kt�ry� z niewolnik�w ojca. Teodotos mia� d�u�szy spacer przed lekcjami, ale oni przechodzili tylko ko�o studni miejskiej, tej z g�ow� lwa, i ju� byli w domu nauczyciela. Nawet przyjemno�� spaceru przed lekcjami by�a im odj�ta. Lykon uwa�a�, �e to zemsta kt�rego� z bog�w. Przecie� mogli mieszka� nawet w Dafne i wtedy musieliby przyje�d�a� wozem do szko�y. C� to by�aby za rado�� zajecha� ko�mi przed dom nauczyciela! Mo�na by galopem wymija� lektyki i wozy obywateli miasta, ba, nawet kwadryg� legata Syrii, a potem nagle �ci�gn�� wodze, a� konie przysiad�yby na zadach. Ale c�, mieszkali tak blisko szko�y, a niewolnik pilnowa�, by m�odzi panowie nie poszli dalej, cho�by o jeden dom. Aleksander zazdro�ci� trzem m�odszym od siebie braciom i czterem siostrom, �e mog� przez ca�y dzie� swobodnie ugania� si� po ogrodzie, gdy on musia� siedzie� i dr�e� przed kijem nauczyciela.
W domu by�o dw�ch niewolnik�w i dwie niewolnice matki. Jeden z nich pomaga� ojcu w warsztacie; drugi, stary, siwy Triptolemos, by� od�wiernym. Matka narzeka�a na brak s�u�by , uwa�a�a, �e sta� ich na dokupienie niewolnik�w.
Agaton m�g�by jej uj�� pracy. Co roku, jak przysta�o niewie�cie, rodzi�a mu dzieci; pi�ciu ch�opc�w i cztery dziewczynki chowa�o si� dobrze, troje umar�o we wczesnym dzieci�stwie - ale co z tego, w ka�dej prawie rodzinie jakie� dziecko za wcze�nie przep�ynie wody Acherontu i Styksu. Jej siostra pochowa�a ju� pi�cioro, a nikt nie robi z tego tragedii. Mimo to matka Aleksandra potrzebowa�a pomocy w domu. Ch�opcy s�yszeli nieraz, jak p�aczem i gro�bami dopomina�a si� o prawa do odpoczynku i spokojnego �ycia. Potrafi�a wyliczy� ka�d� sztuk� bielizny, kt�r� musia�a upra� w�asnor�cznie, bo mia�a za ma�o niewolnik�w, lub pami�ta� miesi�cami, �e musia�a i�� po wod� do studni. Dwaj starsi ch�opcy na�miewali si�, gdy matka z p�aczem wylicza�a swoje krzywdy.
- Bogowie, gdybym ja mia� tak� pami�� jak matka! - wzdycha� nieraz Aleksander. �w dzie� tak�e zacz�� si� od awantury z ojcem. By�o akurat pranie w domu, matka zn�w oczekiwa�a nowego dziecka. Jedna z niewolnic ju� posz�a z bielizn� do rzeki, a matka - kt�ra zwykle pilnowa�a, by ch�opcy wyszli do szko�y -r�wnie� wybiera�a si� nad Orontes za dziewczyn�.
Nagle zauwa�y�a, �e cz�� bielizny le�y w k�cie i za�ama�a r�ce z rozpaczy.
- Zabij�! - wo�a�a. - Ka�� ukrzy�owa�! Nie mam �adnej wyr�ki; jak ja nie dopatrz�, to nic, to nie jest zrobione. Ale kogo to obchodzi? Inne to maj� dobrych m��w, dzieci... Och, dolo moja, dolo nieszcz�sna!
Agaton wyszed� z warsztatu i popatrzy� na �on�. Niewolnikowi kaza� zanie�� t�umok nad Orontes. Tego dnia ch�opcy sami poszli do szko�y. Aleksander przed wyj�ciem zajrza� do kuchni, pog�aska� bur� kotk�, kt�ra lada moment mia�a urodzi� koci�ta. Po chwili byli ju� w domu nauczyciela.
Ch�opcy siedzieli na kamiennej posadzce. Wbrew ich obawom, nauczyciel uda�, �e nie dostrzeg� sp�nienia syn�w Agatona. Chodzi� mi�dzy uczniami, wymachiwa� kijem jak patrycjusze laskami z ko�ci s�oniowej, gdy przechadzaj� si� wieczorem pod portykami ulicy, kt�r� budowa� �ydowski kr�l Herod, by upi�kszy� Antiochi�. Ma�y �ukasz, daleki krewny Aleksandra, pochyli� si� do niego.
- Najbli�ej mieszkacie, a sp�niacie si� -szepn��. - Mo�esz dosta� lanie.
- Zn�w by�a k��tnia w domu - powiedzia� Aleksander.
- Moi rodzice nigdy si� nie k��c� - z powag� stwierdzi� �ukasz. - �yj� jak Filemon ze swoj� ma��onk�, dlatego bogowie im b�ogos�awi�. Ojciec m�j leczy samego legata.
Urwa�, bo nauczyciel przystan�� i spojrza� na ch�opc�w.
- �ukasz, syn �ukasza lekarza, niech wstanie i podejdzie do mnie.
Ch�opiec oci�gaj�c si� wsta�. By� w�t�y, za ma�y na sw�j wiek. M�wi� zacinaj�c si� lekko, ale dotychczas nigdy nie dosta� lania. Stan�� przed nauczycielem. Aleksander do dzi� ma w oczach scen�, jakby rozegra�a si� dopiero wczoraj. Jeszcze widzi opalone r�ce �ukasza, jak lekko poruszaj� si� wahad�owym ruchem, pami�ta skupion� twarzyczk� ch�opca, czekaj�cego na rozkaz nauczyciela.
- �ukaszu synu �ukasza, powiedz mi, kt�ry z czyn�w Achillesa jest wed�ug ciebie najwi�kszy? - zapyta�.
Ch�opak pochyli� g�ow�, prze�yka� �lin�, wykr�ca� sobie palce u r�k. Nauczyciel by� widocznie w dobrym humorze, bo czeka� cierpliwie. Aleksander pomy�la�, �e on by z miejsca odpowiedzia� na to pytanie. Czemu �ukasz tak si� namy�la? Wiadomo, �e najwi�kszym czynem Achillesa by�a zemsta za zab�jstwo Patroklesa. Ju� chcia� wsta� i wyr�czy� krewniaka, gdy �ukasz podni�s� g�ow�.
- Najwi�kszym czynem Achillesa, panie m�j -powiedzia� spokojnym pewnym g�osem - jest wydanie zw�ok Hektora kr�lowi Priamowi.
Nauczyciel w pierwszej chwili otworzy� tylko usta, jak ryba wyj�ta z wody, usi�owa� z�apa� oddech, potem twarz jego poczerwienia�a.
- Dlaczego? - wykrztusi� wreszcie.
- Dlatego, �e Achilles pokona� samego siebie.
Ojciec m�j m�wi, �e zabi� potrafi i zwierz, i ptak ale jedynie cz�owiek potrafi okaza� mi�osierdzie i wspania�omy�lno��.
Nauczyciel odzyska� mow� i si�y, z�apa� za chiton ucznia i zacz�� go ok�ada� kijem. Bezczelny ch�opak! Wiedzia�, jaka powinna by� odpowied�, a jednak wyg�asza� swoje teorie. Chcia� by� m�drzejszy od nauczyciela, mo�e m�drzejszy od boskiego Homera! Tego by�o ju� za du�o. Nauczyciel bi�, nie patrz�c gdzie. Nie chcia� s�ysze� krzyku ch�opca, musia� ukara� za krn�brno��. �ukasz krzycza� rozpaczliwie, p�aka�, prosi� o lito��, ale kij nie ustawa� w swej pracy. Nagle kto� chwyci� nauczyciela za r�k�. Wychowawca spojrza� w bok i przesta� bi�.
- Wracaj na miejsce! - krzykn�� na Aleksandra. - Wracaj natychmiast, bo i ty dostaniesz.
Chwila ta wystarczy�a jednak aby och�on�� z gniewu, pu�ci� ofiar� i otar� spocone czo�o. Ch�opak zachwia� si� na nogach. Aleksander podtrzyma� go i pom�g� mu wr�ci� na miejsce. Ma�y �ukasz ledwo szed�. Tego dnia nie bra� udzia�u w �wiczeniach cielesnych. Po lekcjach Aleksander pobieg� do jego ojca. Lekarz przyszed� z niewolnikiem po syna. Spojrza� na dziecko siedz�ce na �awce ko�o drzwi wej�ciowych, kaza� niewolnikowi zabra� ch�opca do domu i o�wiadczy� od�wiernemu, �e chce si� widzie� z nauczycielem. Aleksander wsta� i patrzy�, co b�dzie dalej: by� ciekaw, jak krewniak b�dzie broni� syna. Po drodze zd��y� ju� opowiedzie�, za co �ukasz dosta� kijem.
Lekarz antioche�ski pomy�la� chwil� i popatrzy� na ch�opca.
- A tobie jak si� wydaje, Aleksandrze? - spyta� nagle. - Czy m�j syn mia� racj�, czy nauczyciel?
Aleksander spu�ci� g�ow�. W pierwszej chwili, gdy �ukasz zacz�� m�wi�, oburzy� si� na niego, w duchu przyznaj�c racj� nauczycielowi. Teraz jednak sam nie wiedzia�, co odpowiedzie�. Achilles, ukochany bohater spod Troi, ukaza� mu si� nagle w innym �wietle, ale czy to �wiat�o by�o dobre? Achilles okazywa� s�abo��, by� czu�y na �zy , starego kr�la, nie doprowadzi� zemsty do ko�ca tej zemsty, kt�r� kiedy� zaprzysi�g� by� przyjacielowi.
- Nie wiem - powiedzia� szeptem.
Lekarz pokiwa� g�ow�.
- Jedno jest pewne - powiedzia�. - Wasz nauczyciel nie umie by� Achillesem. No trudno, nie ka�dego rodz� boginie.
Aleksander u�miechn�� si�: samo por�wnanie �ysego, chudego nauczyciela z Achillesem by�o �mieszne. W�a�nie wyszed� ze swego domu, przygarbiony, z zapadni�t� klatk� piersiow�, i k�ania� si� pokornie �ukaszowi.
- Masz ci�k� r�k� - powiedzia� �ukasz nie ukrywaj�c gniewu.
- Wszyscy musz� dosta� kije, gdy nie umiej� lekcji lub okazuj� krn�brno��.
- Jednak bijesz bez pami�ci.
Nauczyciel uk�oni� si� g��boko.
- Chciej zrozumie�, panie m�j, �e syn tw�j wy�amuje si� z dyscypliny szkolnej. �ukasz pokaza� na Aleksandra.
- M�j krewniak opowiedzia� mi, co by�o przyczyn� twojego gniewu. Syn m�j nie by� bezczelny wobec ciebie, ale nie by� te� szpakiem, kt�ry powtarza s�owa. Ja nie chc� mie� syna szpaka, tylko cz�owieka, a ty mo�esz sobie kupi� ptaki na targu i uczy� je, je�eli twoja wola, ale mego syna nie b�dziesz uczy�. Oddaj pieni�dze, kt�re wzi��e� za nauk�.
Nauczyciel poblad�, k�ania� si� tak nisko, jak mu na to pozwala�y stare ko�ci. B�aga� o przebaczenie, przysi�ga�, �e nie b�dzie bi� ch�opca.
W ko�cu jednak przyni�s� woreczek z ko�lej sk�ry i wr�czy� lekarzowi.
Aleksander nie czeka� d�u�ej. By� g�odny, powinien ju� dawno by� w domu. Id�c rozmy�la� nad tym, co si� sta�o, poprzysi�ga� bogom i sobie, �e nikt go nie b�dzie nigdy tak bi� jak �ukasza. Nikt.
O bogowie! - Wi�zie� na chwil� odzyska� �wiadomo��, gdzie jest. - Nigdy... a teraz lada chwila. Nie, wszystko lepsze ni� zakatowanie na �mier�. Dreszcze zacz�y wstrz�sa� chorym, z�by dzwoni�y, skuli� si� jak pies w k��bek. - Wszystko, nawet krzy�.
Krzy�! Nie, chyba nie ska�� go na krzy�...
Przecie� jest wolnym cz�owiekiem; chocia� kto teraz patrzy, czy wolny, czy niewolnik. Cezar Kaligula pono� za byle przewinienie stosuje najsro�sze kary, a on, Aleksander, uciek� z wojska i nie jest obywatelem rzymskim. Agaton mia� kupi� sobie obywatelstwo, ale zawsze brakowa�o mu pieni�dzy na spe�nienie tego marzenia. I tak ju� zosta�o. A wi�c Aleksander syn Agatona mo�e umrze� na krzy�u... Lepiej nie my�le�, jaki rodzaj �mierci przygotuje mu szlachetny Marek Emiliusz.
Wi�niowie za �cian� przestali si� modli�. Jak mo�na w og�le modli� si� w rzymskim wi�zieniu, gdzie nie dociera s�o�ce i sk�d bogowie nie us�ysz� g�osu ludzkiego? - Bogowie opuszczaj� wi�ni�w - tak kiedy� powiedzia� do ma�ego Aleksandra niewolnik perski Cyrus.
Cyrus przyszed� do domu Agatona tego dnia, w kt�rym �ukasz zabra� syna ze szko�y. Aleksander zasta� go w kuchni. Cyrus sta� oparty o kamienn� st�giew i rozmawia� z kuchark�. Gdy ch�opiec wszed�, rozmowa urwa�a si� w p� s�owa, a niewolnik wr�ci� do skubania kury. Aleksander podbieg� do kosza, gdzie le�a�a kotka, i odsun�� p�acht�, kt�r� kosz by� nakryty. Niewolnik spojrza� na ch�opca.
- S� cztery kotki, panie - powiedzia�.
- Trzeba potopi� - dorzuci�a kucharka.
Aleksander spojrza� na cztery male�kie jak myszki, w�ochate koci�ta i usta skrzywi�y mu si� w podk�wk�. Kotki by�y takie bezbronne, biedne i �lepe. Wyj�� jednego i przysun�� do twarzy. Ciep�e i drobne stworzonko przytuli�o si� do szyi ch�opca. Aleksander roze�mia� si� mimo woli.
- Kotk�w nie wolno topi�! - zawo�a�. -A w og�le to kto upowa�ni� Akte do topienia kot�w?
Kucharka podpar�a si� pod boki.
- Zawsze si� topi�o koty i by�o dobrze.
Nieoczekiwanie do rozmowy wmiesza� si� Cyrus.
- Skoro pan m�wi, �eby nie topi� kot�w, to Akte musi s�ucha� pana, bo taka jest dola niewolnika, Kucharka zrobi�a pogardliwy ruch r�k�.
- Ech, taki pan - skrzywi�a usta.
- Jednak jest panem dla Akte - powiedzia� Cyrus. - Jaki jest tw�j rozkaz, panie? - zwr�ci� si� do Aleksandra. - B�dzie si� topi� koty czy nie?
Ch�opiec podni�s� wysoko g�ow�, przybra� min� ojca, gdy wydawa� rozkazy niewolnikom.
- Dasz kotom mleka, moja Akte - powiedzia�. - Nie b�dzie si� topi�o �adnych kot�w.
W tej chwili otworzy�y si� drzwi, wszed� do kuchni niewolnik z warsztatu ojca.
- Aleksandrze, pan wo�a ciebie - powiedzia� i ruszy� przed ch�opcem.
Aleksander wci�� trzyma� ma�ego kota w r�kach. Ojciec nie lubi� czeka� na syn�w. Dobrze, �e nie wiedzia� o awanturze w szkole; trzeba by�o si� po�pieszy�, by unikn�� niezadowolenia ojcowskiego.
Gdy weszli do warsztatu, Aleksander zobaczy� szlachetnego Witeliusza, z �aski cezara Tyberiusza legata Syrii. Legat nosi� bia�� tog� obszyt� purpur�; teraz by� bez zbroi, jedynie z�oty �a�cuch ko�ysa� mu si� na piersiach.
- A ten czy jest podobny do Dionizosa? -spyta� Agaton legata, pokazuj�c wchodz�cego syna.
Witeliusz zmru�y� lekko oczy i przygl�da� si� ch�opcu.
- Tak - powiedzia� z zachwytem w g�osie -tak musia� wygl�da� Bacchus, kiedy by� ma�ym ch�opcem. Spojrzyj, Agatonie, jak regularne s� rysy tego dziecka. Czy uk�adacie mu w�osy, czy sam z natury ma takie faliste? - spyta�.
- Nie uk�adamy, szlachetny panie. U nas nikt nie ma czasu na takie rzeczy - powiedzia� z�otnik.
- B�dziesz bogaty, gdy zrobisz t� gemm�.
Ma by� tak doskonale pi�kna jak tw�j syn... Kiedy� mo�esz go sprzeda� drogo w Rzymie; nasi panowie, a i sam cezar, lubi� pi�knych ch�opc�w... roze�mia� si�.
- Niech bogowie zachowaj� to dziecko przed takim nieszcz�ciem - mrukn�� Agaton.
- Jakie nieszcz�cie? Sam Apollo woli ch�opc�w ni� dziewcz�ta. A tu jest rubin: je�eli zginie, ka�� was wszystkich ukrzy�owa�.
Wyj�� zza tuniki ma�y woreczek z jagni�cej sk�ry, rozwi�za� rzemyk i. Po�o�y� na r�ce kamie�. S�o�ce pad�o na rubin; wygl�da� jak spory p�atek r�y, mieni� si�. Agaton a� gwizdn�� na widok rubinu, ostro�nie wzi�� go w palce i ogl�da� pod �wiat�o.
- Bez skazy - powiedzia� z podziwem.
Witeliusz pokiwa� g�ow�.
- Dlatego strze� go jak zdrowia. Twoje bogactwo i �ycie jest w tym kamieniu. Pami�taj o tym, Agatonie.
Po�egna� si� �askawie, pog�adzi� Aleksandra po w�osach i odszed�, a ojciec wci�� sta� i ogl�da� klejnot. Nie m�g� si� nacieszy� blaskiem rubinu. Takiego nie by�o jeszcze w warsztacie. Niedbale wys�ucha� opowiadania syna o szkole.
- �ukasz jest bogaty, to we�mie pedagoga dla ch�opaka. Wy te� b�dziecie mieli swego pedagoga w domu. Siadaj, nie kr�� si�. Spu�� g�ow�. Nie tak, za nisko, o teraz dobrze. Nie kr�� si�! �e te� ty nie mo�esz usiedzie� spokojnie! No dobrze, baw si� ju� tym kotem, tylko sied� spokojnie.
Usiad� na �awie, wzi�� tabliczk� i rylec, westchn�� pobo�nie do Ateny i Hefajstosa i zacz�� rysowa� g��wk� syna na tabliczce. Rysowa�, maza�, znowu zaczyna� od pocz�tku. Od tego dnia Aleksander codziennie siadywa� w warsztacie ojca.
Nieraz przynosi� swoje koty i bawi� si� nimi pozuj�c lub s�ucha� bajek Cyrusa. Pers umia� opowiada� bajki. W ka�dy przedmiot potrafi� tchn�� �ycie. P�kni�ta amfora skar�y�a si� na sw�j los, a dzban na wino wy�miewa� si� z jej kalectwa. Lykon �mia� si� z tych bajek, Aleksander zaczyna� wierzy� w z�o�liwo�� dzbana i smutek starej amfory. Nieraz �zy stawa�y mu w oczach, wtedy Cyrus zmienia� ton, a amfora m�wi�a do dzbana, �e bogowie go pokarz�, bo s� sprawiedliwi i m�drzy, i mo�e p�kn��. To znowu wr�ble opowiada�y sobie miejskie plotki.
- S�yszysz, Aleksandrze, co one m�wi�? Pos�uchaj tylko. Nie s�yszysz? Teraz m�wi�, �e �ona rabbiego Izaaka, pi�kna Zuzanna, urodzi�a c�reczk�, o nie, pomyli�em si�, synka. Naucz si� s�ucha� wr�bli, Aleksandrze. - Ch�opak usi�owa� rozr�nia� s�owa wr�bli, a ojciec wzdycha� i poprawia� szkic na tabliczce. Matka przycich�a w swych lamentach i opowiada�a s�siadkom, �e m�� kupi jej wkr�tce ze trzech niewolnik�w , mo�e nawet lektyk�. Ch�opak s�ysza�, jak nieraz �piewa�a, czego dawniej nigdy nie robi�a. Najcz�ciej matka nuci�a ko�ysank� Danae, ow� s�ynn� ko�ysank�, kt�r� �piewa�a nieszcz�sna matka Perseusza. Do niej to, do pi�knej Danae, przyby� sam Zeus pod postaci� z�otego deszczu.
Wi�zie� otworzy� oczy. W lochu panowa�a ciemno��, gor�czka wysuszy�a usta i gard�o. Nie chcia� z�otego deszczu, wola�by zwyk�y orze�wiaj�cy deszcz, ale go nie by�o. Kto� �piewa� za �cian�, ale nie matka. Aleksander przy�o�y� ucho do muru. - �ydzi
- pomy�la�. - Chyba to ich modlitwy, tak, na pewno. Ale dlaczego ich uwi�ziono a� tylu? Podobno Kaligula jest przyjacielem kr�la �ydowskiego, Heroda Agrypy, wnuka tego Heroda, co wzni�s� ulic� Portyk�w w Antiochii.
Wi�c dlaczego wi꿹 �yd�w? Nigdy ju� nie zobaczy ulicy Herodowej, nigdy nie doczeka si� zwyk�ego deszczu; bogowie nie s�ysz� wi�ni�w.
Kto to powiedzia�? Aha! Cyrus niewolnik.
Cyrus. Kto m�g� przewidzie�, �e to on, weso�y Cyrus, b�dzie, jak Parys, pochodni� niszcz�c� szcz�cie? Kto m�g� si� domy�li�, s�uchaj�c jego bajek, �e to w�a�nie on pogr��y dom w �a�obie?
Cyrus by� niez�ym niewolnikiem, umia� tka� i barwi� we�n�, umia� naprawi� zatkan� fontann� w ogrodzie, a co najwa�niejsze - dzieci go lubi�y. Najm�odszy braciszek, kt�ry urodzi� si� w p� roku po tym, jak Cyrus przyby� do domu Agatona, ofiarowa� pierwsze u�miechy temu niewolnikowi. Bo te� Cyrus m�g� godzinami siedzie� przy kolebce niemowl�cia, �piewa� i m�wi� do niego. Matka jakby odm�odnia�a. Ju� nie zazdro�ci�a siostrze, kt�ra wysz�a bogato za m��. Coraz cz�ciej siadywa�a w ogrodzie i wdychiwa�a zapach mirt�w i drzew laurowych. Teraz mog�a ju� popatrze� na r�e, z kt�rych wiatr otrz�sa� p�atki, i i�� z pielgrzymk� do Dafne, podzi�kowa� synowi Latony za to, �e legat Syrii zam�wi� klejnot u jej m�a. By�a to �aska tak wielka, tak niespodziewana. A za t� wielk� �ask�, jak kacz�ta za kaczk�, sz�y inne - mniejsze co prawda - ale i za nie warto by�o podzi�kowa� bogu.
Pewnego dnia, gdy Aleksander pozowa� ojcu, wszed� do warsztatu rabbi Izaak, prze�o�ony synagogi antioche�skiej. Rozejrza� si�, �yczy� pokoju Agatonowi, pochwali� urod� Aleksandra, wreszcie powiedzia�, po co naprawd� przyszed�.
Jego �ona Zuzanna powi�a mu w�a�nie pierworodnego.
- Pan Izraela pob�ogos�awi� jej �ywot - m�wi� z przej�ciem - bo dotychczas rodzi�a c�rki, a teraz mamy wreszcie syna. Zr�b, Agatonie srebrny �wiecznik siedmioramienny dla Jahwe.
Niech wa�y tyle, ile m�j syn wa�y�, gdy si� urodzi�, to jest cztery i p� miny, a dla Zuzanny daj mi per�owe zausznice.
Cyrus przyni�s� szkatu�k� z klejnotami, rabbi cmoka�, ogl�da� je pod �wiat�o. ,,- Ten z�odziej Daniel syn Abrahama - niech go Pan skarze - oszuka� mnie kiedy�. Wstyd powiedzie�, �yd �eby �yda oszuka�! Ano wiadomo, jego matka by�a Samarytank�, to z�a krew, Agatonie! Lepszy poganin ni� Samarytanin. Dlatego przyszed�em do ciebie - Jestem uczciwym rzemie�lnikiem - powiedzia� Agaton. - Sam szlachetny Witeliusz - zam�wi� u mnie klejnot i nie ba� si� powierzy� mi tego kamienia.
Wyj�� z woreczka rubin i pokaza� �ydowi. Aleksander zauwa�y�, �e oczy Cyrusa wpi�y si� w klejnot, ale gdy ch�opak spojrza� na niewolnika, Cyrus spu�ci� wzrok i dalej porz�dkowa� narz�dzia na p�kach. , Rabbi pog�adzi� brod�; by�a d�uga, nie strzy�ona, nie jak u ojca, kt�ry strzyg� j� raz na miesi�c.
- Wiem, Agatonie, �e jeste� uczciwy, i dlatego , przyszed�em do ciebie po klejnoty. M�j ma�y Abraham, nie uwierzysz nawet, jak wrzeszcza� przy obrzezaniu. Mo�e Pan Izraela tchnie ducha swego w jego usta.
- Matka m�wi, �e kiedy dzieciak krzyczy, to b�dzie m�wc� albo �piewakiem - wyrwa� si� Aleksander.
- Cicho sied� - ofukn�� Agaton.
Rabbi spojrza� na ch�opca.
- Synu Agatona - powiedzia� z powag� Izaak - skoro Pan Izraela tchnie ducha swego w ma�ego Abrahama, to Abraham syn Izaaka z Antiochii b�dzie prorokiem, jak niegdy� byli Eliasz, Izajasz, Jeremiasz. B�dzie chodzi� przed Panem i nawraca� nar�d wybrany. Kto wie, mo�e oczy moje zobacz� kr�la chwa�y, Mesjasza, Chrystusa...
- Czy to jest heros �ydowski? - spyta� Aleksander.
Izaak zerwa� si� z �awy, poblad� z oburzenia.
- Psie poga�ski, jak �miesz tak m�wi� o Mesjaszu? B�d� przekl�ty, bo� zblu�ni� Panu.
Przekl�ty... Mia� racj� rabbi Izaak. Wi�zie� wiedzia� ju�, �e przekle�stwo �ydowskie si� spe�ni�o.
O, ci ludzie umieli przeklina�! Ich b�g by� mocniejszy od bog�w Aleksandra. Przekle�stwo rzucone na ma�ego ch�opca dosi�g�o go wcze�niej, ni� si� spodziewa�. Na pr�no Agaton przeprasza� Izaaka, na pr�no stara� si� wyt�umaczy� syna. �yd wprawdzie kupi� zausznice dla �ony i zap�aci� dobr� cen�, ale przekle�stwa nie cofn��. Powiedzia� tylko, �e �wiecznik ma by� gotowy na dzie� po szabasie, splun�� w stron� Aleksandra i wyszed� z warsztatu.
Agaton zbi� syna, pierwszy raz tak mocno, �e ch�opak mia� si�ce na plecach, a potem dwa dni kaza� mu dawa� chleb i wod�.
- �eby� popami�ta�, jak odnosi� si� do tego, kto chce kupowa� u nas towar. - Ok�adaj�c ch�opca wo�a�: - Pami�taj, �e kto kupuje, jest naszym bogiem!
Pozwoli� jednak ch�opcu i�� do Dafne z matk�.
Kobieta ubra�a si� jak na �lub. W�o�y�a nowy chiton, prawie przezroczysty, w�osy spi�a srebrn� obr�cz�, a bransolety dzwoni�y na jej r�kach i nogach. Dwie starsze c�rki tak�e sz�y z matk�, wonne od pachnide�, po�yskuj�ce klejnotami. Aleksander dosta� na g�ow� wianek z mirtu; krzywi� si�, nie chcia� takiej ozdoby. To dobre dla dziewcz�t! - wo�a�. - Niech one nosz� wianki.
- A gdy ci w�o�� wieniec olimpijski, to te� go zrzucisz i oddasz siostrom? - spyta�a matka, g�aszcz�c go po policzku.
Ch�opak podni�s� oczy. Tak, matka mia�a racj�. Wieniec przystoi m�czy�nie, ale laurowy lub oliwny, albo taki z cierni... Aleksander a� wzdrygn�� si� ca�y na to wspomnienie. Bogowie, zapomnie� na zawsze, �e mo�na w�o�y� komu� na g�ow� wieniec z cierni! To jedno wspomnienie chcia� wyrzuci� z pami�ci. Zmaza� jak litery, kt�re na woskowych tabliczkach pisali w szkole. Ten cz�owiek w cierniach - to by�o przekle�stwo rabbiego Izaaka. Zapomnie�, za wszelk� cen� zapomnie�: Lepiej wspomina� pobyt w Dafne. Tam spotka� si� z ma�ym �ukaszem i jego rodze�stwem. �ukasz ju� zapomnia� o biciu, jakie dosta� w szkole, i chwali� si�, �e ma tak m�drego pedagoga jak centaur Chiron.
- Powiedz, czy bije? - spyta� Aleksander.
- Nie, nie bije, chyba �e naprawd� co� przeskrobi� - odpar� �ukasz.
- Masz �ycie jak bogowie. Ej, �ebym ja mia� ! w�asnego pedagoga! Z takim �atwiej si� dogada�.
Doszli do teatru. Odbija� si� niepokalan� biel� od ciemnej zieleni laur�w i cyprys�w. Kilka os�b siedzia�o na marmurowych �awkach; przewa�nie byli to starsi wiekiem mi�o�nicy poezji. M�odzie� wola�a �wi�ty gaj, w kt�rym przed wiekami Dafne zamieni�a si� w laurowe drzewo. Wprawdzie dziewcz�ta nie pochwala�y cnoty boskiej Dafne; ka�da z nich marzy�a, by zza drzewa laurowego wyszed� do niej pi�kny Apollo i obj�� j� boskim ramieniem. W braku boga jednak zadowala�y si� . Ch�opcami z s�siedztwa, mo�e nie tak urodziwymi, ale znajomymi od dzieci�stwa.
W teatrze grano "Mede�" Eurypidesa. M�ody aktor, graj�cy t� rol�, szala� na scenie, dar� szaty, wi� si� w bole�ci po ziemi. Medea ukara�a Jazona lecz stokro� bardziej ukara�a siebie.
- Biedna Medea - szepn�� Aleksander. �ukasz siedzia� ze skupion� twarz�, ze �ci�gni�tymi brwiami. Aleksandrowi zdawa�o si�, �e krewniak nie s�ysza� jego uwagi. Dopiero gdy wracali do domu, �ukasz nagle przystan��.
- A mnie si� wydaje - powiedzia� - �e wtedy w szkole ja mia�em racj�, a nie nasz nauczyciel.
- Jeste� szalony. Nawet bogowie si� mszcz� -szepn�� ze zgroz� Aleksander.
- Jednak Hermes nakaza� Achillesowi mi�osierdzie wobec kr�la Priama! �ukasz by� uparty od male�ko�ci. Matka zawsze opowiada�a, �e jej krewna mia�a k�opot z wychowaniem pierworodnego. Ani biciem, ani dobroci� nie mo�na by�o sk�oni� tego ch�opca, by uleg� komukolwiek. Aleksander te� nie pr�bowa� wtedy dyskutowa� z krewniakiem, lecz teraz chcia�by mu powiedzie�, �e nie mia� racji. Bogowie nienawidz� lito�ci czy - jak inni m�wi� - mi�osierdzia. Tylko s�aby cz�owiek ma mi�kkie serce, a Achilles najpierw zabi� Hektora, a potem zbezcze�ci� jego cia�o. Lepiej nie my�le�, co potem uczyni� heros. To by�a chwila s�abo�ci, nic wi�cej, i Aleksander mia� tak� chwil� s�abo�ci duchowej, za kt�r� b�dzie musia� zap�aci� �yciem. Prawo nie znosi mi�osierdzia; jest jego wrogiem, tak jak wrogiem ognia jest woda. Aleksander rozpali� ogie�, kt�ry go poch�onie. Och, nie my�le�, co b�dzie dalej... Lepiej uciec od rzeczywisto�ci, odda� si� wspomnieniom.
Kto� rozdzieraj�co zacz�� krzycze�. Chyba na wielkim dziedzi�cu. G�os dochodzi� a� tu, do lochu. Tak samo krzycza� Cyrus, gdy go przybijali do krzy�a. Cz�owiek na podworcu rycza�, wy�, rz�zi�, a ka�dy krzyk b�lu wywo�ywa� dreszcz, kt�ry wstrz�sa� cia�em Aleksandra. Pragn��, by si� ten wrzask sko�czy�. Lepsza ju� by�a grobowa cisza ni� ten okropny odg�os b�lu i rozpaczy. Cyrus jeszcze przeklina�. Nie darmo pyta� parokrotnie, ile Agaton wzi��by za wyzwolenie. Z pocz�tku z�otnik �mia� si� z tych indagacji, ale raz straci� cierpliwo��.
- Nie masz czterech talent�w, a ja mniej nie wezm� za ciebie.
- Panie - Cyrus pok�oni� si� nisko - zap�aci�e� za mnie p�tora talenta.
- Tak, i uwa�a�em jeszcze, �e handlarz to z�odziej, ale teraz namy�la�bym si�, czy ci� odst�pi� za cztery talenty.
- A ile wzi��by� za Akte, panie? - spyta� znowu Cyrus.
Agaton podrapa� si� w brod�.
- Akte jest m�oda, �adna, dobrze gotuje, jest warta do dw�ch talent�w - mrukn�� raczej do siebie ni� do niewolnika.
Cyrus pok�oni� mu si� i wr�ci� do roboty. Przy posi�ku Agaton opowiedzia� rodzinie rozmow� z niewolnikiem. �mia� si�, �e za��da� za ma�ej kwoty, ale Cyrus posiada� tylko par� oboli, wi�c nie ma nad czym si� zastanawia�.
- Za obola Charon go przewiezie przez Styks - m�wi�, ogryzaj�c nog� przepi�rki.
Po obiedzie zawo�a� Aleksandra do warsztatu, posadzi� go na tr�jnogu, spali� kadzid�o przed pos�giem Hefajstosa, nast�pnie otworzy� skrytk�, w kt�rej przechowywa� najcenniejsze klejnoty, si�gn�� po woreczek i krzykn�� tak, jakby go ugryz� skorpion. Syn podbieg� do niego. Agaton trzyma� woreczek w palcach, a pot kroplisty sp�ywa� mu po twarzy; nie m�g� przem�wi�. Palcami zmi�� sakiewk�. W pierwszej chwili ch�opiec chcia� spyta� ojca, co mu si� sta�o, czy nie zachorowa� nagle, ale wzrok jego spocz�� na woreczku i nie �mia� pyta� o nic.
Agaton odzyska� mow�.
- Gdzie rubin? - spyta� ochryple. - Gdzie jest rubin legata?
Obaj z synem zacz�li przerzuca� klejnoty. Raz , drugi, trzeci. Ch�opak schyla� si� pod �awy, zagl�da� do skrzynki z narz�dziami. Otwiera� po kolei szkatu�ki na gotowe wyroby, ale kamienia nie by�o nigdzie. Ca�y dom by� najpierw pe�en krzyku i lamentu, po czym zapad�a taka cisza, jakby kto� umar�. Matka i siostry p�aka�y, a ojciec ci�gle szuka�. Wreszcie przyszed� do izb niewie�cich, gdzie schowa� si� te� Aleksander i Lykon. Agaton podszed� do �ony i poca�owa� j� w czo�o.
- Musz� i�� do legata i powiedzie� mu wszystko. B�d� zdrowa. Nie by�a� z�� �on�.
Matka zerwa�a si� z �awy.
- Poczekaj, jeszcze raz poszukamy wszyscy razem. Obieca�am Hermesowi trzy bia�e ja��wki, je�eli kamie� si� znajdzie.
- Z�odziej m�g� obieca� pi�tna�cie ja��wek -przerwa� kobiecie Agaton. Mimo to matka posz�a sama do warsztatu, zamkn�a si� i szuka�a.
Gdy wysz�a w ko�cu, mia�a twarz niemal ��t�, a zmarszczki ko�o ust zarysowa�y si� jej bardzo wyra�nie. Nie p�aka�a, nie krzycza�a, tylko sta�a w progu, za�amawszy z b�lem r�ce, przygarbiona , jakby d�wiga�a worek na plecach.
- Musisz i�� do legata - szepn�a. - B�d� si� modli�, by okaza� tobie �askawo��.
- �askawo��? Za co? Za kradzie�!? - Ojciec parskn�� �miechem. - Mo�e jeszcze dop�aci?!
- Bogowie wszystko mog� - szepn�a kobieta.
- Bogowie niech sprawi�, �eby si� rubin znalaz�, a b�d� im wdzi�czny - odburkn�� Agaton.
- Ale zaraz, gdzie jest Cyrus? Aleksandrze, id� szukaj Cyrusa, to on ostatni raz sprz�ta� w warsztacie!
Ten dzie� by� dniem szukania. Aleksander biega� po domu, zagl�da� do chlewu i kurnika. Lykon szuka� w ogrodzie. Wreszcie Cyrus si� znalaz�. Wr�ci� spokojnie z miasta i o�wiadczy�, �e przecie� pos�ano go na targ po owoce. By� zdziwiony tym, co si� sta�o. Powiedzia�, �e nie rusza� niczego, tak, my� pod�og� w warsztacie, ale przysi�ga na wszystkich bog�w perskich; �e niczego nie dotyka�, a do schowka w og�le nie zajrza�.
Ojciec postanowi� czeka� do nast�pnego dnia, jakby wierzy�, �e Hermes pod�o�y w nocy klejnot.
Ale b�g nie pod�o�y� klejnotu, za to stary od�wierny doni�s� rano panu, �e Cyrus kr�ci� si� ko�o bramy jeszcze przed �witem.
- Oszala� na staro��! - wo�a� Cyrus. - Wyszed�em na chwil� za potrzeb�. On k�amie nikczemnie.
- Bogowie �wiadkami, �e m�wi� prawd� -spokojnie odpowiedzia� od�wierny. - S�u�y�em u twojego ojca, panie, mog�em by� leniwy, ale k�amstwem nigdy si� nie splami�em.
Agaton popatrzy� na starego niewolnika i pokiwa� g�ow� potakuj�co.
- Wi�c co robi�e� ko�o bramy? - zwr�ci� si� do Cyrusa.
- Ju� m�wi�em, panie, wyszed�em za potrzeb�. A teraz prosz� ci�, panie, pozw�l mi i�� do miasta. Wczoraj spotka�em mojego rodaka z Suzy. Pozw�l mi, panie, zobaczy� si� z ziomkiem.
Agaton przyjrza� si� niewolnikowi.
- Nie. Zostaniesz w domu - o�wiadczy�. -Wszyscy b�d� zamkni�ci, dop�ki klejnot si� nie znajdzie. Wod� b�dzie si� bra� z fontanny, mi�so mamy, bo zabije si� prosiaka, a wychodzi� do miasta nie wolno.
Dni wlok�y si� powoli. Odprawiano wszystkich kupuj�cych, m�wi�c, �e z�otnik zachorowa�.
Ch�opcy przestali chodzi� do szko�y. Co par� dni zabijano kur� lub prosiaka. Tak trwa�o a� do nowiu ksi�yca. Tego dnia kucharka Akte zaniemog�a naprawd�. Matka kaza�a si� jej po�o�y�.
Kobieta le�a�a w gor�czce, m�wi�a, �e by�a spocona i my�a si� zimn� wod� z fontanny. Dysza�a ci�ko. Na trzeci dzie� wyrazi�a pro�b�, �e chce co� pani powiedzie�. �ona Agatona przysz�a do izby dla niewolnik�w. Lubi�a Akte, bo kucharka urodzi�a si� i wychowa�a w jej domu. Pochyli�a si� nad pos�aniem niewolnicy. Aleksander sta� obok matki, bo kazano mu przynie�� jab�ko dla chorej.
- Pani moja, ja umr� - powiedzia�a niewolnica, �api�c powietrze spalonymi ustami.
- Nie umrzesz, Akte, jeszcze b�dziesz nam gotowa�a.
- Nie, pani, ja umr�. By�am wierna, nic nie ukrad�am, naprawd� nic. Czy dacie mi obola, abym mog�a zap�aci� Charonowi za przejazd?
- Tak, Akte, b�dziesz mia�a i obola, i stos -m�wi�a �ona Agatona.
Niewolnica u�miechn�a si� s�abo.
- Niech bogowie strzeg� ci�, pani, od wszelkiego z�ego. Wi�c b�d� mia�a i obola, i stos?
- O ile umrzesz, b�dziesz mia�a.
Chcia�a odej��, lecz niewolnica chwyci�a j� za r�k�.
- Ja nie ukrad�am klejnotu legata - powiedzia�a oblizuj�c wargi. - Ja nie, ale Pers tak.
- Jeste� szalona, Akte! - Aleksander spostrzeg�, �e matka zachwia�a si� na nogach. - Jeste� szalona! Po co mia�by kra��? A je�eli ukrad�, to gdzie ukry�? M�w, Akte. Je�eli powiesz prawd�, b�dziesz wolna. Przysi�gam ci to na Her�, kr�low� niebios.
Niewolnica napi�a si� wody z kubka.
- Ty wiesz, pani, �e ka�dy chce by� wolny. Ja te� chcia�am, Cyrus te�. �y�am z nim bez twojej zgody, pani, przebacz mi to. Obieca�, �e da mi wolno��.
Matka chwyci�a niewolnic� za gard�o, twarz jej skurczy�a si�, oczy nabieg�y krwi�.
- Gdzie jest klejnot? Bo udusz�! - krzycza�a.
Na krzyk pani zbieg�a si� s�u�ba, dzieci i m��.
Akte jednak nie umia�a lub nie chcia�a powiedzie�. B�aga�a tylko o przebaczenie. Patrzy�a szklistymi oczyma, jak zwi�zano Cyrusa, jak bito go, by wymusi� zeznanie, gdzie ukry� rubin. Milcza� uparcie, przysi�ga�, �e jest niewinny.
Tego samego dnia Agaton poszed� do legata.
Jeden z niewolnik�w prowadzi� zwi�zanego Persa. Ch�opcy wymkn�li si� za ojcem, byli ciekawi, po co Agaton zabra� ze sob� niewolnika. Lykon m�wi� nawet, �e takiego z�odzieja ojciec m�g� zabi� jak w�ciek�ego psa, a nie wlec go a� do pa�acu legata.
- Widowisko chce zrobi� dla ca�ego miasta , czy co - m�wi� id�c z daleka, by go ojciec nie dostrzeg�. Aleksander szed� ze spuszczon� g�ow�.
Nie m�g� uwierzy�, �e Cyrus jest z�odziejem klejnotu. Przecie� by� taki wierny, taki dobry dla ch�opc�w... Widzia� z daleka ogromn� barczyst� posta� niewolnika. Ludzie przystawali, niekt�rzy do��czali do pochodu, inni spluwali w stron� cz�owieka, kt�ry najwyra�niej co� zawini�, skoro idzie pod stra�� i zwi�zany. Kto� cisn�� kamieniem.
Aleksander szarpn�� si� do przodu, ale si� zreflektowa�. Je�li rzeczywi�cie ukrad� klejnot, je�eli by� winien �ez matki i g��bokiej troski ojca?... Tak doszli do pa�acu legata. Wyzwoleniec poszed� ich zameldowa� Witeliuszowi. Po chwili wysz�o dw�ch �o�nierzy, wzi�li Cyrusa mi�dzy siebie , a Agatonowi kazali i�� przodem. Na placu przed pa�acem stali gapie, czekaj�c, co b�dzie dalej.
Ch�opcy usiedli na stopniach pos�gu Oktawiana Augusta i czekali r�wnie�.
- Ciekawym, czy ojciec b�dzie zwolniony od winy i kary - zaniepokoi� si� Lykon.
Aleksander milcza�. My�la� o ojcu, ale my�la� tak�e o Cyrusie. Nagle wyda�o mu si�, �e w g��bi podworca pa�acowego za kamiennym murem kto� krzyczy.
Obaj zerwali si� na nogi.
- Bogowie! Biczuj� ojca! - zawo�a� Lykon i poblad� jak marmur pos�gu, przy kt�rym stali.
M�odszy ch�opiec chwyci� brata za r�k�, chcia� p�aka� i nie m�g�. Przytuli� si� do Lykona, napi�ty jak ogar, gdy czuje zwierzyn� w pobli�u, i dr�a� na ca�ym ciele. Krzyk powt�rzy� si� drugi raz, trzeci. Nie, to nie by� krzyk, to by� skowyt bitego psa. Lykon sta� pochylony w stron� tego skowytu. Gdy jeszcze raz si� powt�rzy�, odetchn�� z ulg� i otar� spocone czo�o r�k�.
- To nie ojciec, to Cyrus! - szepn�� i usiad� ci�ko na stopniach pos�gu. Aleksander te� usiad� ko�o brata, ale dr�enie cia�a nie ust�powa�o.
- Biczuj� Cyrusa. Czy to b�dzie d�ugo trwa�o? - spyta� szeptem.
Jaki� �o�nierz przystan�� obok nich.
- O, m�j ma�y - powiedzia� weso�o - biczowa� mo�na d�ugo; potem Charon ma robot�, tylko nie zarobi obola, bo takim �ajdakom nie daj� pieni�dzy - roze�mia� si� g�o�no.
Aleksander uj�� go za r�k�.
- M�wisz, �e zakatuj� Cyrusa? - spyta�.
- A c� ci zale�y na tym zawszonym niewolniku? - �mia� si� �o�nierz.
Ch�opiec nie pyta� wi�cej. Pewnie, lepiej, �e to nie ojca biczuj�. Nie czu� jednak rado�ci w sercu.
S�ucha� skowytu, potem wycia katowanego.
Chcia�, �eby to si� ju� sko�czy�o. Nareszcie szcz�kn�a brama od podworca, ludzie zbiegli si� do niej, popychali nawzajem, kl�li, wspinali na palce, aby zobaczy� widowisko.
Aleksander prze�lizn�� si� pomi�dzy �okciami i dopcha� si� do bramy. Nie s�ucha�, jak brat go wo�a; by� ciekaw, czy Cyrus �yje jeszcze. W g��bi podworca ujrza� legata siedz�cego na drewnianej przeno�nej trybunie. Wtedy po raz pierwszy zobaczy� sell�; uczy� si� o niej w szkole. Witeliusz m�wi� co� do skrwawionego cz�owieka, kt�ry ledwo trzyma� si� na nogach. Potem cz�owiek ten powoli odwr�ci� si� i zszed� ze stopni na podw�rze. Chwia� si� na nogach, ale �o�nierze popychali go, nie daj�c odpocz��. Wyprowadzono ze stajni konia, na kt�rego wsiad� setnik w �uskowym pancerzu, w czerwonej chlamidzie na ramionach. Aleksander zn�w zobaczy� Cyrusa, a raczej co�, co kiedy� by�o Cyrusem. To co� ocieka�o krwi�, mia�o w�osy i brod� zlepione krwi� i potem. Ch�opiec krzykn�� z przera�enia. Krwawa maska zwr�ci�a si� w jego stron�, chcia� podej�� do Cyrusa, lecz kto� chwyci� go za ramiona.
- Smarkaczu, nie rozumiesz, �e nie wolno podchodzi� do skaza�ca! - powiedzia� jaki� m�czyzna w bia�ym p�aszczu.
Ch�opiec cofn�� si�, przytrzymany r�k� nieznajomego. Cyrusowi podano belk� i zmuszono, by wzi�� j� na plecy. �o�nierze otoczyli skazanego i poch�d ruszy�. Aleksander nieraz s�ysza� o tym �e tego lub owego niewolnika skazano na kar� krzy�a, ale pierwszy raz widzia� wst�p do tej kary.
Chcia� ucieka� cho�by na koniec �wiata i nie m�g� ruszy� si� z miejsca. Patrzy�, jak wyprowadzano Cyrusa za bram�, w uliczk� prowadz�c� na cmentarz. Na szyi skazanego chwia�a si� tabliczka z napisem: "Cyrus z Suzy, niewolnik Agatona z�otnika, ukrad� klejnot nale��cy do szlachetnego Witeliusza, legata Syrii". Cyrus chwia� si� na nogach, potyka� co chwila; bito go, by przy�pieszy� kroku. Raz odwr�ci� g�ow� i wtedy ch�opiec zobaczy� jego wzrok. Nie by�o w nim tych z�otych iskierek u�miechu, kt�re odr�nia�y Cyrusa od reszty niewolnik�w. Oczy Persa nabieg�y krwi� i zm�tnia�y, a jednocze�nie by�y pe�ne nienawi�ci. Na chwil� wzrok skaza�ca spocz�� na Aleksandrze.
Dreszcz przelecia� po plecach ch�opca. Wi�zie� pami�ta jeszcze skurcz w gardle, pierwszy skurcz strachu, jakiego dozna� w �yciu. Wreszcie dowlekli si� na cmentarz nale��cy do rodziny Agatona. Aleksander usiad� z daleka, na grobie swojej ma�ej siostrzyczki Elektry. Z marmurowej stelli wyziera�a posta� dziewczynki bawi�cej si� pieskiem. Nad ni� �agodnie pochyla� si� Tanatos i delikatnie przyk�ada� swoje boskie no�yce do jej w�os�w. Aleksander spojrza� na nagrobek siostrzyczki. Po Elektr� przyszed� Tanatos jak nia�ka. Wzi�� j� w ramiona i u�pion� w�o�y� do Charonowej �odzi. Po Cyrusa przychodzi� gro�ny, bezlitosny; a� ci�ko by�o uwierzy�, �e to ten sam skrzydlaty b�g. �o�nierze zdj�li belk� ze skaza�ca. Cyrus wyprostowa� si�, zaczerpn�� powietrza w p�uca, otar� r�k� spocone czo�o. �o�nierz podszed� do niego.
- Rozbieraj si�, �winio perska! - wrzasn��.
Cyrus odruchowo si�gn�� do pasa przy chitonie. �o�nierz odepchn�� jego r�k� i sam szarpn�� koniec sznura. Nie m�g� rozsup�a� w�z�a, kl��, targa� sznurem; wreszcie rozwi�za� go, lecz w tej chwili niewolnik wyrwa� si� i jednym susem uskoczy� w bok.
Dwaj �o�nierze podbiegli do�, wykr�cili mu r�ce do ty�u, ale skazaniec mia� wida� jeszcze si�y, szarpa� si�, wyrywa�. W ko�cu podbili mu nogi i run�� w traw�. Aleksander chcia� podbiec, lecz nie m�g� ruszy� si� z miejsca. Skulony przytuli� si� do marmurowej stelli. Cyrus charcza�, potem zacz�� wy�. Aleksander zatka� sobie uszy, by nie s�ysze�. Wycie usta�o, po chwili zobaczy�, jak �o�nierze podci�gali Cyrusa na linie na pal krzy�owy.
Z ran w r�kach p�yn�a krew. G�owa o potarganych w�osach zwisa�a z ramienia. Setnik komenderowa�:
- Na prawo, jeszcze troch�. Za du�o, g�upcze, �lepy jeste�? Nie wiesz, �e podp�rka jest na lewo?
Jeszcze troch�, o tak!
Cia�o, kt�re balansowa�o przez chwil�, teraz osiad�o. Aleksander po latach dowiedzia� si�, �e nie�atwo jest naprowadzi� ci�kie cia�o ludzkie na ko�ek - sedile. Raz, ju� w Judei, sam kierowa� tak cia�em skaza�ca, lecz wtedy, na cmentarzu antioche�skim, widzia� to po raz pierwszy. Szkoda, �e nie ostatni.
Cyrus zemdla� podczas przybijania r�k, ale gdy �o�nierze zacz�li przybija� mu praw� nog�, ockn�� si� z omdlenia i znowu skowyt targn�� powietrzem. Skazaniec mia� do�� si�y, by krzycze�, a nawet przeklina�. Z�orzeczy� �o�nierzom, Agatonowi i bogom. Zdawa�o si�, �e przekle�stwa przynosz� mu ulg�, �e w krzyku chce utopi� b�l. Wzrok jego pad� na skulon� posta� Aleksandra.
- �eby ci� tr�d nawiedzi�, szczeniaku! Czego si� gapisz? Precz, precz st�d! O, bogowie!
G�owa znowu opad�a mu na piersi, kt�re porusza�y si� szybko, jakby chcia�y z�apa� wi�cej powietrza. Ch�opiec przypad� do n�g Tanatosa, patrzy� na Cyrusa i nie poznawa� go. Chcia� krzykn��, �e wsp�czuje niewolnikowi, �e nie wierzy, by on ukrad� rubin legata, lecz tylko tuli� si� mocniej do n�g boga �mierci. Skazaniec zn�w otworzy� oczy, obliza� spieczone wargi.
- Pi�, pi� - wyszepta�.
Aleksander prawie odruchowo zrobi� krok w kierunku krzy�a. Nie my�la�, sk�d we�mie wody, ani jak poda Cyrusowi. Ale �o�nierze ju� spostrzegli go. , - A ty co tu robisz? - krzykn�� jeden z nich. - Uciekaj st�d! Mo�e jeszcze chcesz tej �wini da� wody? Ani si� wa�! On ma zdycha� jak najd�u�ej.
Setnik podszed� do Aleksandra i pog�adzi� go po w�osach.
- Nie troszcz si� o tych, co wisz� na krzy�ach. To zbrodniarze wyj�ci spod prawa.
- Cyrus nie ukrad� rubinu legata - powiedzia� ch�opiec.
- Ukrad� czy nie ukrad�, wszystko jedno. Dosta� wyrok, widocznie by� jaki� pow�d. Id� do domu, bo ci� matka na pewno szuka.
Wzi�� ch�opca za r�k� i poprowadzi� w kierunku bramy cmentarnej. Aleksander nie stawia� oporu, w g�owie mu hucza�o, mia� md�o�ci. Pod murem zwymiotowa�, ale to mu nie przynios�o ulgi.
Powoli szed� w kierunku domu. S�o�ce ju� przesz�o na zachodni� stron� nieba, od ogrod�w szed� ch�odny powiew, ale kamienne p�yty ulic by�y rozgrzane. Ch�opiec przy�o�y� r�k� do czo�a.
Wci�� brzmia�a mu w uszach pro�ba Cyrusa. Gdy przed rokiem by� chory, Cyrus przynosi� mu do ��ka sok z pomara�czy. Dzi� on nie m�g� poda� Cyrusowi nawet wody.
Tej nocy ma�y Aleksander dosta� w sk�r� od starszego brata, bo ci�gle zrywa� si� i krzycza�.
Wreszcie Lykon straci� cierpliwo��.
- Czego skrzeczysz jak ropucha? - zawo�a�, spuszczaj�c nogi z ��ka.
- S�yszysz, Lykonie? Cyrus wo�a!
- Dam ja ci Cyrusa, �e popami�tasz! Ile razy ju� mnie budzi�e� tej nocy twoim wrzaskiem!
Albo �pij, albo si� wyno�, cho�by do Tartaru.
Wsta� z ��ka, z�apa� m�odszego brata za kark, uderzy� par� razy po plecach, po czym zawl�k� go do ��ka i nakry� derk� g�ow�. Ch�opiec p�aka� cicho, a� wreszcie usn��. Hypnos, dobry b�g, ulitowa� si� nad nim, bo spa� bez sn�w.
Wi�zie� ockn�� si�. Cz�owiek biczowany na podw�rcu przesta� krzycze�. Tym wi�ksza wydawa�a si� teraz cisza. Nawet wi�niowie w s�siednim lochu nie odmawiali ju� psalm�w. Cyrus te� nie modli� si� przed m�k�. Czy on, Aleksander, b�dzie wzywa� b�stwa w godzinie ka�ni? Chyba nie. Dobrze b�dzie, gdy nie wyda krzyku b�lu, gdy umrze, jak przysta�o na �o�nierza i m�czyzn�. Raz jeden widzia� cz�owieka, kt�ry si� modli� w godzinie ka�ni. Zapomnie�: Ale jak nakaza� my�lom, by bieg�y w innym kierunku. Cz�owiek jest panem swej woli, ale nie swoich my�li. One, jak bogowie, chodz� swoimi drogami. One, rz�dz� cz�owiekiem. Ale mo�na je oszuka�, jak Tantal oszuka� Zeusa, gdy mu poda� piecze� z ludzkiego mi�sa. Bogowie ukarali Tantala za jego oszustwo...
Ale my�li nie s� bogami, mo�e da si� unikn�� kary za ich oszustwo. Lepiej wi�c skierowa� je ku wspomnieniom z dzieci�stwa. Ludzie m�wi�, �e dzieci�stwo jest beztroskie, lecz to nie jest prawd�. Dziecko cierpi tak samo jak doros�y. Tylko �e wstydzi si� m�wi� o tym. C� wiedzieli rodzice o prze�yciach ma�ego Aleksandra po �mierci Cyrusa? O tym, �e ch�opak zrywa� si� w�r�d nocy zlany potem, �e wk�ada� pi�ci do ust, by nie krzycze� ze strachu? Doro�li mieli swoje troski, na pewno wi�ksze od trosk dziewi�cioletniego ch�opca. Kiedy wr�ci� do domu po egzekucji, zasta� ojca w warsztacie. Agaton wraz z Lykonem wyjmowali ze szkatu�ek kawa�ki z�ota, kamienie i gotowe wyroby. Na Aleksandra nie zwr�cili w og�le uwagi. Z�otnik wa�y� po kolei ka�dy przedmiot, a Lykon spisywa� na tabliczce. W ko�cu ojciec rzuci� na wag� z�oty �a�cuszek zako�czony gemm� w opalu, wyobra�aj�c� Hefajstosa. Klejnot ten nosi� zawsze na szyi.
- Ile jest teraz? - spyta�.
- Dziesi�� talent�w w z�ocie i kamieniach -odpar� Lykon.
Agaton usiad� na �awie i zakry� twarz d�o�mi.
Po chwili odsun�� je od twarzy. Aleksandrowi wydawa�o si�, �e ojciec postarza� si�. Pasma siwych w�os�w srebrzy�y si� mu na skroniach i w brodzie. G��bokie bruzdy pojawi�y si� ko�o ust i na czole.
- Id� po klejnoty matki i si�str - rozkaza� pierworodnemu.
- Ojcze - zacz�� Lykon - gdy oddamy wszystko, co jest w warsztacie, legatowi, nie b�dziemy mieli co sprzedawa�.
- Id� po klejnoty matki - powt�rzy� Agaton, �ci�gn�wszy gniewnie brwi. - Musz� odda� legatowi warto�� tego przekl�tego kamienia. Musz�, poniewa� inaczej wszyscy zdechniemy na krzy�u.
Aleksander poczu�, �e oblewa go pot. Uciek� z warsztatu i w ogrodzie wybuchn�� p�aczem. Wo�a�, �e nie chce umiera� na krzy�u, ale nikt go nie s�ucha�, nikt nie uspokoi�. W ko�cu brak�o mu si�, wi�c przesta� p�aka�. Na drugi dzie� p�aka�a niewolnica matki, �egnaj�c dom, z kt�rym si� z�y�a. Handlarz wyprowadzi� j� i powiedzia�, �e jeszcze przyjdzie po Akte, tylko musi poczeka� a� wyzdrowieje, bo on jest uczciwym cz�owiekiem i chorego towaru nie b�dzie sprzedawa� ludziom za ci�kie pieni�dze. Zadatkowa� jednak Akte, gdy� ba� si�, aby inny handlarz nie podkupi� niewolnicy. W domu zosta� tylko stary od�wierny. Nikt nie chcia� kupi� s�abego, bezz�bnego starca.
Ko�o po�udnia przyby� inny handlarz i zabra� m�odszego niewolnika ojca. Targowa� si�, z�o�ci�, wreszcie wzi�� pomocnika Agatona. Z�otnik przeliczy� denary we wszystkich woreczkach.
- I co? - spyta�a matka.
- Jeszcze ma�o.
- Jak to, za jeden kamie� a� dwadzie�cia pi�� talent�w?
- A co ty my�lisz? Taki kamie� zdarza si� raz na sto lat!
Posz�y wi�c z domu krowy, prosi�ta, cz��, drobiu. Wreszcie Agaton wzi�� na w�zek ci�ki worek ze z�otem i uda� si� do pa�acu legata. Po jego odej�ciu matka po raz pierwszy od dnia kradzie�y zacz�a p�aka�. Wszystkie dzieci zgromadzi�y si� ko�o niej. Lykon pr�bowa� j� pocieszy�. M�wi�, �e za dwa, trzy lata p�jdzie w �wiat szuka� chleba. Najstarsz� c�rk� Kleopatr� mo�na ju� za rok sprzeda� do domu rozpusty. Tam potrzebuj� m�odych, �adnych dziewcz�t. A chleb hetery nie jest najgorszy. Matka pokiwa�a g�ow�, potakuj�c Lykonowi. To� siostra jej babki, r�wnie� Kleopatra, by�a s�awn� z urody i bogactwa o