16200
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 16200 |
Rozszerzenie: |
16200 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 16200 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 16200 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
16200 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Bjornstjerne Martinius Bjornson
DZIEWCZ� ZE S�ONECZNEGO WZG�RZA
1
Po�r�d wielkich dolin Norwegii znajduje si� niekiedy odosobnione du�e wzniesienie, kt�re s�o�ce o�wietla przez ca�y dzie�, od wschodu a� do zachodu. Mieszka�cy siedzib le��cych bli�ej stok�w g�rskich, nie zalewanych tak hojnie potokami s�o�ca, zowi� takie wzniesienia Solbakken � czyli s�onecznymi wzg�rzami. Ta, o kt�rej opowiedzie� tu zamierzam, mieszka�a w�a�nie na takim wzg�rzu w zagrodzie nazwanej Solbakken. �nieg w jesieni spada� tam najp�niej, za� z wiosn� topnia� najwcze�niej.
W�a�ciciele zagrody byli wyznawcami sekty religijnej Haugego i zwano ich �badaczami Pisma �wi�tego", jak zreszt� wszystkich sekciarzy, kt�rzy gorliwiej od innych rozczytywali si� w Biblii. Gospodarz nosi� imi� Guttorm, jego za� �ona � Karen. Pierworodny syn umar� im zaraz po urodzeniu i odt�d przez trzy lata noga ich nie posta�a w tej stronie ko�cio�a, w kt�rej sta�a chrzcielnica. Po tym czasie przysz�a na �wiat c�reczka. Na pami�tk� pierworodnego syna chcieli jej nada� imi� podobne. Poniewa� on by� ochrzczony jako Sywert � wi�c ona otrzyma�a na chrzcie imi� Synn�w. Nie mogli oboje wymy�li� nic bardziej podobnego. Ale matka zwa�a c�rk� � Synnowe, gdy� przemawia�a tak do niej, kiedy by�a male�ka. Twierdzi�a, �e �atwiej m�wi�: � Moja Synnowe, ni� � Moja Synn�w. Ostatecznie, gdy dziec-ko podros�o, wszyscy za matk� zwali j� Synndwe. Panowa�o og�lne przekonanie, �e jak daleko si�gn�� mog� pami�ci� najstarsi, nie by�o w okolicy pi�kniejszego dziewcz�cia od Synn�we ze S�onecznego Wzg�rza.
By�a jeszcze male�ka, a ju� brali j� rodzice ze sob� do ko�cio�a w ka�d� niedziel�, gdy tylko proboszcz miewa� kazanie. Zrazu, co prawda, nie rozumia�a nic z tego, co m�wi�, my�l�c jedynie, �e proboszcz pomstuje na znanego obwiesia, Benta, siedz�cego pod sam� kazalnic�. Ojciec jednak nie zaniecha� zabierania ma�ej do ko�cio�a, chc�c, -by si�, jak m�wi�, �przyzwyczaja�a"; matka za� nie sprzeciwia�a si� temu � gdy� �B�g wie, co si� jej w domu mo�e przytrafi�." Ile razy nie chcia�o si� u nich chowa� jagni�, koza czy prosi�, ile razy zachorza�a krowa � zawsze t� sztuk� darowano ma�ej na w�asno�� i matka twierdzi�a stanowczo, �e od tego dnia wszystko zmienia�o si� na lepsze. Ojciec nie dawa� temu wiary, ale by�o mu wszystko jedno, czyje by�o bydl�tko, byle tylko nie chorowa�o.
W drugim ko�cu doliny, u samego podn�a wysolciej ska�y, le�a�a zagroda zwana Granlien � czyli �Zbocze �wierkowe" � nazwana tak od sporego lasu �wierkowego, kt�ry j� otacza�. By� to jedyny tego rodzaju las w okolicy. Pradziad obecnych w�a�cicieli by� swego czasu wojakiem i przez jaki� okres przebywa� w Holsztynie zagro�onym przez Rosjan. Z tej wyprawy przyni�s� sobie w tornistrze r�nego rodzaju nasiona zagraniczne i posia� je w pobli�u swej posiad�o�ci. Z biegiem czasu jednak wszystkie ro�liny zmarnia�y z wyj�tkiem �wierk�w, kt�re wyros�y z ziarna szyszek zebranych przypadkowo. Z tych �wierk�w, kt�re si� dobrze zakorzeni�y, powsta� las ocieniaj�cy teraz budynki zagrody ze wszystkich stron.
W rodzinie panowa� od niepami�tnych czas�w zwyczaj, �e najstarsi synowie zwali si� na przemian � Torbj�rn i Sa-mund. Wspomniany wojak na pami�tk� dziada otrzyma� na chrzcie imi� Torbj�rn, za� najstarszemu swemu synowi da� na imi� Samund � jak si� zwa� ojciec. Taka ju� by�a tradycja. Podobno � jak g�osi�a legenda � w Granlien szcz�-�cie sprzyja�o tylko co drugiemu w�a�cicielowi i w�a�nie nie temu, kt�ry nosi� imi� Torbj�rn.
Ostatni w�a�ciciel, Samund, z chwil� narodzin syna zastanawia� si� g��boko, co uczyni�. Ale po d�ugim dumaniu przyszed� do przekonania, �e niepodobna zrywa� z tradycj� rodzinn�, i da� mu imi� Torbjorn. Potem jednak zacz�� ponownie duma�, czy nie mo�na by wychowa� ch�opca w ten spos�b, by go uchroni� od niepowodze�, kt�re mu nios�y tradycja i ludzka gadanina. Nie by� pewny, czy mu si� to uda, ale zauwa�ywszy w ch�opcu sk�onno�� do krn�brno�ci, powiedzia� matce: �To musz� ze� wykorzeni�!" Bra� tedy od czasu do czasu do r�ki r�zg� i zmusza� trzyletniego malca do uk�adania porozrzucanych ze z�o�ci polan drewna, podnoszenia kubka, kt�ry cisn�� o ziemi�, lub g�askania kota, kt�rego wytarga� za ogon. Matka spostrzeg�szy, i� m�� wpada w taki nastr�j, wychodzi�a zazwyczaj z domu.
Dziwi�o to Samunda, �e w miar� jak ch�opcu przybywa�o lat, coraz wi�cej mia� w nim wad do wykorzenienia, mimo i� post�powa� z nim coraz to surowiej. Zawczasu zasadzi� go do abecad�a, a tak�e zabiera� go ze sob� w pole, by go nie traci� z oczu. Matka zaj�ta gospodarstwem i drobnymi dzie�mi poprzestawa�a na g�adzeniu syna po policzkach i u-dzielaniu zbawiennych rad co rano przy ubieraniu. Poza tym wstawia�a si� za nim do ojca, ile razy w niedziel� i �wi�to siedzieli oboje w domu na poufnej pogaw�dce.
Torbjorn, kt�ry za byle co zawsze dostawa� w sk�r�, nawet za to, �e ab nie brzmia�o � jak m�wi� � ba, ale ab, lub za to, �e chcia� wybi� ma�� Ingrid tak samo, jak jego bi� ojciec � rozmy�la� nad dziwn� zagadk�, dlaczego jemu jest tak �le, a jego m�odszemu rodze�stwu tak dobrze na �wiecie.
Przebywaj�c ci�gle z ojcem, a nie �miej�c z nim du�o rozmawia� sta� si� ma�om�wny, ale za to du�o my�la�. Pewnego dnia, kiedy byli zaj�ci przewracaniem susz�cego si� siana, wyrwa�o mu si� pytanie:
� Czemu� to w Solbakken siano dawno ju� suche i zwiezione, a u nas mokre?
� Bo tam wi�cej s�o�ca ni� u nas! � odpar� ojciec. Torbj�rn po raz pierwszy w �yciu u�wiadomi� sobie, �e znajdu-� Ba! Kt� si� o tym dowie? � pociesza� go przyjaciel. � Rzucaj dalej!
Torbj�rn rzuci� zn�w i rozbi� drug�.
� Nie b�d� ju� rzuca�! � o�wiadczy�.
W tej chwili ukaza�a si� w drzwiach najstarsza siostra Torbjorna, ma�a Ingrid.
� Rzucaj w ni�! � powiedzia� Aslak.
Torbj�rn by� podniecony i us�ucha�. Dziewczynka zacz�a p�aka�, a na ten g�os wysz�a matka i zabroni�a mu tej zabawy.
� Rzucaj dalej! � namawia� go Aslak. I Torbj�rn rzuci� jeszcze raz.
� Oszala�e�, ch�opcze? � zawo�a�a matka i skoczy�a ku niemu.
Zacz�� ucieka�, matka za nim i tak gonili si� woko�o podw�rza. Aslak �mia� si�, a matka miota�a pogr�ki. Na koniec dopad�a go w jakiej� zaspie i zamierza�a wygarbowa� mu sk�r�.
� Niech mama mnie nie bije � krzykn�� � bo oddam! Taki tu jest zwyczaj!
Przera�ona matka opu�ci�a r�k� i powiedzia�a:
� Tego ci� nauczy� Aslak!
Wzi�a go spokojnie za r�k� i zaprowadzi�a do domu. Nie odezwa�a si� do� ni s�owem, zaj�a si� m�odszymi dzie�mi i powiedzia�a im, �e nied�ugo ojciec wr�ci z ko�cio�a.
W izbie zrobi�o si� nagle jako� gor�co. Aslak poprosi� o pozwolenie odwiedzenia krewniaka i otrzyma� je natychmiast. Gdy wyszed�, odwaga do reszty opu�ci�a Torbjorna. Zacz�y go bra� md�o�ci i ca�e cia�o obla�o si� potem. �O, �eby to matka nic nie m�wi�a ojcu!..." my�la�, ale nie m�g� si� przezwyci�y�, by j� o to poprosi�. Kr�ci�o mu si� w g�owie. Wszystko ta�czy�o mu przed oczyma, a zegar tyka� wyra�nie: �Ba-ty, ba-ty, ba-ty!"
Nie m�g� wytrzyma�, wylaz� na �aw� i spojrza� ku Sol-bakken. By�o ciche, przysypane �niegiem, po�yskiwa�o w s�o�cu wszystkimi szybami. O, tam nie brak�o na pewno ni jednej! Dym wznosi� si� ra�no w g�r�. Zapewne gotowano posi�ek dla tych, kt�rzy mieli wr�ci� z ko�cio�a. A Syn-nowe? Qczekuje niew�tpliwie ojca... ale nie dostanie w sk�r�... o nie... gdy wr�ci do domu.
Nie wiedzia�, co ze sob� zrobi�, i nagle wezbra�o w nim uczucie wielkiej serdeczno�ci dla si�str i podarowa� ma�ej Ingrid najpi�kniejszy, po�yskuj�cy guzik otrzymany w podarunku od Aslaka.
� Droga Ingrid � pyta� � czy gniewasz si� jeszcze na mnie?
� Nie, Torbjdrnie! � odpar�a uszcz�liwiona. � Pozwalam ci nawet rzuca� �niegiem we mnie, jak d�ugo ci si� b�dzie podoba�o.
Naraz us�ysza� tupanie w sieni. Kto� otrzepywa� �nieg z n�g... Tak, to ojciec.
Wszed�. Mia� min� �agodn� i weso��... A to by�o jeszcze gorsze!
� No i c�? � spyta� rozgl�daj�c si� woko�o. Torbjorn dziwi� si� bardzo, �e zegar nie spad� w tej chwili ze �ciany.
Matka postawi�a ojcu jedzenie.
� No, c� s�ycha� w domu? � spyta� ojciec zasiadaj�c przy stole i bior�c �y�k�.
Torbjorn spogl�da� na matk�, a w jego oczach ukaza�y si� �zy.
� Ooo... wszystko dobrze! � odpar�a matka przeci�gaj�c to �ooo" niezmiernie d�ugo. Czu� dobrze, �e chce powiedzie� co� wi�cej. Ale doda�a tylko: � Pozwoli�am wyj�� Aslakowi.
� Teraz si� zacznie � pomy�la� Torbjorn i zacz�� bawi� si� z Ingrid z takim zapa�em, jak gdyby go poza tym nic na �wiecie nie obchodzi�o.
Nigdy nie zu�y� jeszcze ojciec tyle czasu na jedzenie. Torbjorn rachowa� k�sy, gdy za� doszed� do czwartego, zapragn�� przekona� si�, do ilu doliczy� potrafi mi�dzy czwartym a pi�tym... i straci� w ten spos�b rachub�. Na koniec ojciec wsta� i wyszed� na dw�r.
�Szyby... szyby... szyby!..." � t�tni�o w uszach ch�opca i mimo woli rozejrza� si� po izbie, czy i tu jakiej� nie brak. Ale nie, wszystkie by�y ca�e.
Po chwili wysz�a matka. Torbjorn wzi�� ma�� Ingrid na kolana i powiedzia� do niej tak czule, �e a� zdziwiona spojrza�a mu w oczy:
� Chcesz, by�my si� zabawili w kr�lewn� na ��ce?
Dziewczynka zgodzi�a si� z po�piechem, a Torbjorn za�piewa� czuj�c, �e nogi dr�� pod nim:
Kwiateczku ma�y,
�liczny kwiateczku,
Czy chcesz by� moim kochankiem?
Dostaniesz p�aszczyk nowy,
Czerwony, at�asowy,
Z�otem przybrany,
Per�ami haftowany.
Tralala... tralala... tralala...
Kr�lewny s�ucha� trza!
Ingrid odpowiedzia�a:
Kr�lewno ma�a,
�liczna kr�lewno,
Nie chc� by� twoim kochankiem,
Nie n�ci mnie p�aszcz nowy,
Czerwony, at�asowy,
Z�otem przybrany,
Per�ami haftowany.
Tralala... tralala... tralala...
Nie chc�, kr�lewno ma.
W�a�nie w najpi�kniejszym miejscu zabawy wszed� ojciec i spojrza� ostrym wzrokiem na syna. Torbjorn przycisn�� do siebie mocniej Ingrid i � o dziwo � nie spad� z krzes�a. Ojciec odwr�ci� si� od niego bez s�owa.
Min�o p� godziny, a ojciec milcza� i Torbjorn uczu� ulg�, ale nie �mia� jeszcze wierzy�, �e mu to ujdzie na sucho. Nie wiedzia�, co my�le� o tym wszystkim, i gdy ojciec sam pomaga� rozbiera� go do snu, zacz�� dr�e� na ca�ym ciele. Ojciec pog�adzi� go czule po w�osach i policzkach. Nie zdarzy�o si� to nigdy jeszcze, jak m�g� si�gn�� pami�ci�, tote� ciep�o obj�o jego serce i ca�e cia�o, trwoga przemin�a i stopnia�a jak l�d w s�o�cu.
Sam nie wiedzia�, jak si� dosta� do ��ka. A poniewa� rado�ci swej nie m�g� objawi� ani �piewem, ani okrzykami, przeto z�o�y� r�ce i po cichute�ku odm�wi� �Ojcze nasz sze�� razy naprz�d i sze�� razy wstecz, a zasypiaj�c czu�, �e na ca�ym bo�ym �wiecie nie ma cz�owieka, kt�ry by dla� by� tym, czym ojciec.
Nazajutrz obudzi� si� z okropnym strachem. Nie m�g� krzycze�, ale wiedzia�, �e teraz oto spadn� na� ci�gi. Otwar� oczy i przekona� si� z ogromn� ulg�, i� to by� jeno sen. Niebawem zauwa�y�, �e w sk�r� dostanie kto� inny, mianowicie Aslak.
Samund spacerowa� tam i z powrotem po izbie, a takie jego kroki zna� Torbjbrn doskonale. Kr�py, troch� za niski, ale silny ch�op spoziera� raz po raz spod krzaczastych brwi na Aslaka i nie ulega�o w�tpliwo�ci, �e gro�na burza wisi w powietrzu. Aslak siedzia� na wielkiej beczce i buja� nogami, czasem podwijaj�c jedn� pod siebie. R�ce jak zwykle trzyma� w kieszeniach spodni, a czapk� nasun�� na czo�o i oczy tak, �e w�osy stercza�y mu po obu stronach, a oczu wida� nie by�o. Skrzywione zazwyczaj grymasem usta by�y dzisiaj jeszcze bardziej krzywe.
Po d�ugim milczeniu Aslak zacz�� pierwszy:
� Wasz syn, gospodarzu, zwariowa�! Ale jeszcze gorsza rzecz, �e kto� na waszego siwka rzuci� czary.
� Ty �ajdaku bezwstydny! � wrzasn�� Samund, a� zadudni�o w izbie.
Aslak przekrzywi� g�ow� na bok, a Samund chodzi� dalej tam i z powrotem.
� Naprawd� ko� jest zepsuty przez czary... � zacz�� zn�w Aslak badaj�c, jakie wra�enie wywo�aj� te w�a�nie s�owa.
� Czary... naturalnie, �e czary! � wrzasn�� Samund. � A kt� to zrobi�, jak nie ty, drabie jeden? �cina�e� w lesie drzewo i spu�ci�e� je na konia... oto pow�d, dlaczego teraz nie chce ci�gn��!
Aslak s�ucha� spokojnie przez jaki� czas, a potem rzek�:
� Wierzcie sobie w to. Wiara nikogo nie ha�bi. Ale w�tpi�, czy dlatego ko� przyjdzie do siebie!
Aslak posun�� si� jednocze�nie na beczcet i os�oni� twarz r�k�. Samund przyst�pi� do� blisko i powiedzia� g�osem przyciszonym, zwiastuj�cym w�ciek�o��:
� Jeste� ostatniego rz�du...
� Samund! � rozleg�o si� wo�anie �ony, Ingeborgi. Uspokaja�a m�a i jednocze�nie niemowl� przy piersi, kt�re przera�one zabiera�o si� do p�aczu.
Dziecko uspokoi�o si� i Samund tak�e. Podsun�� tylko pod nos Aslaka pi�� � mo�e nieco za ma�� w stosunku do rozmiar�w cia�a � i pochylony nad nim, wierci� go na wylot p�omiennym spojrzeniem.
Potem rozpocz�� na nowo w�dr�wk� po izbie, rzucaj�c od czasu do czasu okiem na Aslaka, kt�ry poblad�. Mimo to stron� twarzy zwr�con� do Torbjorna wykrzywi� drwi�cym grymasem, podczas gdy druga strona � zwr�cona do Sa-munda � pozosta�a spokojna.
� Bo�e, uzbr�j nas w cierpliwo��! � westchn�� po chwili Aslak z szyderstwem, ale r�wnocze�nie uni�s� w g�r� �okie� dla odbicia spodziewanego ciosu.
Samund przystan��. Tupn�� tak, �e beczka wraz z Asla-kiem podskoczy�a w g�r�, i krzykn�� co si� w piersiach:
� Nie wymieniaj Jego imienia... ty...
Ingeborga przybieg�a wraz z dzieckiem i chwyci�a m�a za r�k�. Nie spojrza� na ni�, ale opu�ci� rami�. Ona siad�a, a on znowu zacz�� przemierza� izb� krokami. Przez czas d�u�szy trwa�o milczenie, a Aslak, nie mog�c wytrzyma�, odezwa� si�:
� O tak... On mia�by du�o do roboty w Granlien, ho, ho!
� Samund! Samund! � krzykn�a b�agalnie Ingeborga, ale on rzuci� si� ju� z w�ciek�o�ci� na Aslaka. Ten wysun�� w obronie nog�, lecz Samund chwyci� jedn� r�k� za ni�, a drug� za ko�nierz ch�opaka, podni�s� go w g�r� i cisn�� z tak� si�� w zamkni�te drzwi, �e kwatery drzewa wypad�y z osady, a za nimi wylecia� do sieni sam Aslak.
Matka, Torbjorn i wszystkie dzieci krzykiem b�aga�y o zmi�owanie dla Aslaka, ca�y dom rozbrzmiewa� wrzaskami, ale Samund nie s�ucha�, wybieg� za ch�opakiem, podj�� go z ziemi, wyni�s� na podw�rze, podni�s� w g�r� i grzmotn�� nim powt�rnie o ziemi�. Ale spostrzeg�szy, �e w miejscu, gdzie le�y, jest za du�o �niegu, by si� m�g� porz�dnie pot�uc, przycisn�� mu kolanem piersi i wali� przez chwil� po twarzy, potem niby wilk nios�cy zdobycz podj�� go ponownie i cisn�� na tward� ziemi�. Tutaj przywar� go zn�w kolanem i zacz�� ok�ada�.
Kto wie, jak by si� to sko�czy�o, gdyby nie Ingeborga, kt�ra z niemowl�ciem na r�ku odci�ga�a m�a od nieszcz�snej ofiary.
� Sprowadzisz nieszcz�cie na nas wszystkich! � krzykn�a i to otrze�wi�o Samunda.
W chwil� potem Ingeborga siedzia�a w izbie. Torbj�rn ubiera� si�, ojciec chodzi� znowu tam i z powrotem, popijaj�c od czasu do czasu wod�. Ale r�ce tak mu si� trz�s�y, �e woda rozbryzgiwa�a si� po ziemi. Aslak si� nie pokazywa�, wi�c Ingeborga chcia�a zobaczy�, co si� dzieje.
� Zosta�! � warkn�� Samund g�ucho, jakby m�wi� do kogo� obcego.
Po chwili jednak wyszed� sam i nie wr�ci� rych�o. Tor-bjbrn wzi�� ksi��k� i uczy� si� pilnie, nie podnosz�c oczu, mimo �e nie rozumia� ani jednego s�owa z tego, co czyta�.
Potem powr�ci� zn�w dawny �ad, wszyscy si� uspokoili, ale nikt nie m�g� si� oprze� wra�eniu, �e przed godzin� by� w domu kto� obcy i straszny. Torbj�rn o�mieli� si� wreszcie wychyli� za pr�g i natkn�� si� na Aslaka, kt�ry pakowa� swe manatki na sanki b�d�ce zreszt� w�asno�ci� Torbj�rna. Ch�opiec patrzy� przera�ony, bo Aslak strasznie wygl�da�. Ca�a twarz i znaczna cz�� odzie�y pokryte by�y krwi�. Kaszla� i obmacywa� sw� pier�. Spogl�da� przez chwil� na Torbjorna w milczeniu, a potem krzykn��:
� Wyno� si�, nie znios� twego widoku!
Siad� na sanki jak na konia i zjecha� ze spadzistego wzg�rza.
� D�ugo poczekasz na swoje sanki! � wrzasn�� jeszcze z oddali, odwracaj�c si� i pokazuj�c mu j�zyk.
Takie by�o po�egnanie Aslaka.
Co� w tydzie� zjawi� si� w Granlien policjant. P�niej ojca cz�sto nie bywa�o w domu. Matka p�aka�a, a potem i ona cz�sto bv�a nieobecna. � Co to znaczy? � pyta� raz Torbj�rn matk�.
� To wszystko przez Aslaka! � odpar�a. Pewnego dnia przy�apano ma�� Ingrid, jak �piewa�a:
Ju� mi �ycie si� zmierzi�o,
Wszystko si� tu przewr�ci�o!
C�rka skacze jak szalona,
Syn si� gapi jakby wrona,
Siedzi w oknie istny ko�ek,
Jest to wariat i mato�ek!
Matka w jad�o miast s�oniny
Leje wod� bez przyczyny!
Ojciec, le�, na ��ku le�y,
Tyle, �e w sw� Bibli� wierzy!
Kot, najm�drszy w ca�ym domu,
Spija mleko po kryjomu!
Oczywi�cie zarz�dzono �ledztwo, sk�d si� nauczy�a tych wierszy. Wyzna�a, �e s�ysza�a je od Torbjdrna. On za� przera�ony o�wiadczy�, �e nauczy� go tej piosenki Aslak.
� Je�li b�dziesz to �piewa� lub uczy� innych � powiedzia� ojciec � dostaniesz lanie!
Nied�ugo potem zacz�a ma�a Ingrid kl��. Torbj�rn zosta� wzi�ty na spytki i Samund zawyrokowa�, �e najlepiej mu zaraz wygarbowa� sk�r�. Ale ch�opiec wyprasza� si� i czyni� tak pi�kne obietnice, �e unikn�� tym razem kary.
Nast�pnej niedzieli powiedzia� do� ojciec:
� Nie b�dziesz dzisiaj wyprawia� g�upstw w domu! P�jdziesz ze mn� do ko�cio�a!
2
W my�lach i uczuciach ch�opca szczeg�lnie wybitn� pozycj� zajmuje ko�ci�. Jest to miejsce �wi�te, chronione przed zgie�kiem �wiata podnios�� cisz� otaczaj�cego je cmentarza, a wewn�trz tryskaj�ce �ywym nabo�e�stwem. Jest to jedyny budynek w ca�ej dolinie odznaczaj�cy si� przepychem, a jego wie�a posiada dlatego zasi�g znacznie szerszy, ni�by si� mog�o wydawa�. Ju� z dala dzwony witaj� ch�opa id�cego drog� w pogodny ranek niedzielny, a przy ich d�wi�kach zdejmuje on zawsze kapelusz, jak gdyby chcia� powiedzie�: �Dzi�kuj� za wszystko!" Mi�dzy ch�opem a tymi d�wi�kami istnieje jaki� zwi�zek, kt�rego tajemnic� trudno zg��bi�.
Ju� jako ma�e dziecko stoj�c w otwartych drzwiach chaty wch�ania� je z nabo�e�stwem, a w dole wierni ci�gn�li cicho drog�. Ojciec do��cza� si� do nich, on jednak by� jeszcze za ma�y. W duszy dziecka powstawa�y najrozmaitsze o-brazy pod wp�ywem ci�kich, silnych uderze� dzwon�w, kt�re rozbrzmiewa�y w�adczo w�r�d g�r przez ca�� godzin� lub i d�u�ej jeszcze, a echo wt�rowa�o im po obu stronach doliny. Jeden wszak�e obraz ��czy� si� nierozdzielnie z ich tonami: czyste, pi�kne stroje, konie wyczyszczone jak najstaranniej, w b�yszcz�cych szorach.
A kiedy nadejdzie owa niedziela, gdy on sam w nowiute�kim, mo�e cokolwiek zbyt obszernym dla niego ubraniu kroczy� b�dzie dumnie przy boku ojca, id�c po raz pierwszy do ko�cio�a, dzwony rozdzwoni� si� rado�nie nad jego szcz�ciem, rado�� b�d� g�osi� naoko�o. Roztworz� one przed jego oczyma podwoje na wszystko, co ma ujrze�. A gdy b�dzie wraca� z g�ow� ci�k� jeszcze i rozko�ysan� przez �piewy, nabo�e�stwo, kazanie, pe�n� prze�ywanych r�wnocze�nie wra�e� wzrokowych, jak obraz w o�tarzu, stroje, osoby � wtedy d�wi�ki dzwon�w utworz� sklepienie nad ca�o�ci� wra�e� i u�wi�c� ten ko�ci�, kt�ry na sta�e zajmie miejsce w jego sercu.
Podr�s�szy cokolwiek b�dzie musia� p�j�� z byd�em w g�ry. I gdy w ra�ny, spowity oparami mgie� ranek niedzielny siedzie� b�dzie na skale daj�c baczenie na inwentarz i us�yszy d�wi�ki dzwon�w ko�cielnych zag�uszaj�cych porykiwanie zwierz�t, ogarnie go sm�tek. Przecie� te d�wi�ki przynosz� mu z doliny co� bardzo mi�ego, lekkiego, wabi�cego � my�l o znajomych sprzed ko�cio�a, rado�� z pobytu w�r�d nich, wi�ksz� jeszcze, ni�by si� tam by�o samemu, zapach niedzielnego obiadu w domu, widok matki, ojca, rodze�stwa, wspomnienie weso�ej zabawy w spokojny wiecz�r niedzielny... biedne serce zbuntuje si� w piersi. Bo tu nic z tego wszystkiego � tylko d�wi�ki dzwon�w ko�cielnych! Zbierze wi�c swe my�li i przypomni sobie jaki� urywek pie�ni nabo�nej. Za�piewa j� ze z�o�onymi r�koma, ze wzrokiem zwr�conym ku dolinie, odm�wi potem kr�tk� modlitw� � i zerwie si� z miejsca, i zadmie rado�nie w sw� drewnian� tr�b� pastusz�, a� echo odezwie si� po ska�ach.
Tu, w tych cichych g�rskich dolinach ko�ci� posiada jeszcze dla ka�dego wieku sw� szczeg�ln� wymow�, w�asny sw�j wygl�d dla ka�dego oka. Wiele m�g� by� on zbudowa� do pewnego czasu, lecz p�niej nic ju� wi�cej. Dla m�odzie�y po konfirmacji stoi on wyko�czony, doros�y. Stoi z palcem � na po�y gro��cym, na po�y przywo�uj�cym � skierowanym ku m�odzie�cowi, kt�ry wybra� ju� swoj� drog� �ycia, stoi silny, o szerokich barach wobec trosk m�czyzny, �agodny i go�cinnie przywo�uj�cy wobec strudzonego starca. Chrzest niemowl�t odbywa si� podczas nabo�e�stwa � a wiadomo, �e w czasie tej ceremonii nast�puje najsilniejsze skupienie w mod�ach.
Torbj�rn wyczekiwa� swej pierwszej wyprawy do ko�cio�a z wielk� rado�ci�, ciekaw tego wszystkiego, co mia� zobaczy�. Przed wej�ciem do �wi�tyni rozkoszowa� si� bajeczn� kolorowo�ci� t�umu, a znalaz�szy si� w ko�ciele, odczu� powa�ne skupienie, w kt�rym ca�a gmina czeka�a na rozpocz�cie nabo�e�stwa. Zapomnia� wprawdzie, �e przy odczytywaniu modlitwy wst�pnej nale�y pochyli� g�ow�, lecz na widok setek pochylonych postaci i jego dusza ukorzy�a si� przed bo�ym majestatem. Zabrzmia�a pie��, wszyscy wok� niego �piewali psalm. Przej�o to ch�opca niemal lekkim dr�eniem. Siedzia� w g��bokiej zadumie � drgn�� nagle, jakby zbudzony ze snu, gdy kto� wchodz�c do ich �awki cicho otworzy� drzwiczki. �piew zamilk�, a ojciec podaj�c przybyszowi r�k� na powitanie, zapyta� szeptem:
� W Solbakken wszystko w porz�dki?
Torbj�rn otworzy� szeroko oczy. Ale chocia� d�ugo przy-gl�da� si� przyby�emu, nie m�g� w �aden spos�b dopatrzy� si� w nim niczego, co by mia�o co� wsp�lnego z czarami. By� to m�czyzna dobroduszny, u�miechni�ty, jasnow�osy, o du�ych, niebieskich oczach i wysokim czole. Gdy do� m�wiono, u�miecha� si� i na wszystko, co m�wi� Samund, odpowiada�: �tak... tak... tak". By� widocznie ma�om�wny z natury.
� Popatrz � rzek� ojciec � tam siedzi Synn�we! Pochyli� si�, posadzi� go sobie na kolanach i wskaza� na przeciwleg�� �awk�, przeznaczon� dla kobiet.
Kl�cza�a tam na siedzeniu ma�a dziewczynka i oparta o pulpit rozgl�da�a si� po ko�ciele. Mia�a w�osy bardzo jasne, konopiaste, du�o ja�niejsze ni� �w jegomo�� siedz�cy obok ojca. Z ma�ego czepeczka powiewa�y czerwone wst��ki. �mia�a si� do� weso�o, tak �e przez dobr� chwil� nie m�g� odwr�ci� uwagi od jej drobnych, bia�ych z�bk�w. W jednej r�ce trzyma�a pi�knie w sk�r� oprawny �piewnik w drugiej z�o�on� jasnoczerwon� jedwabn� chusteczk�. Bawi�a si� uderzaj�c ni� po ksi��ce.
Im d�u�ej patrzy�, tym wi�cej si� u�miecha�a. Po chwili ukl�k� na �awce tak jak ona. W�wczas kiwn�a mu g�ow�. Przez moment patrzy� na ni� z powag�, potem skin�� r�wnie� g�ow�. Roze�mia�a si� i odpowiedzia�a nowym uk�onem. I tak kiwali g�owami. Po chwili Synnbwe zaprzesta�a tej zabawy, a dopiero potem, gdy i on przesta� kiwa� g�ow�, rozpocz�a j� na nowo.
� Teraz ja chc� zobaczy�!
Torbjorn pos�ysza� jaki� g�os za sob� i uczu�, �e go kto� �ci�ga za nogi. Omal�e nie zlecia� z �awki. Sprawc� by� niewielki, silny wyrostek, kt�ry teraz m�nie wdrapywa� si� na jego miejsce. Mia� r�wnie� jasne, zmierzwione w�osy i kr�tki, perkaty nos.
Aslak nauczy� Torbjorna, jak nale�y traktowa� z�ych malc�w zar�wno w szkole, jak i w ko�ciele, gdy przyjdzie do konfliktu. Przeto Torbjorn uszczypn�� dotkliwie intruza w po�ladek. Ten omal nie wrzasn��, ale przezwyci�y� b�l, po�piesznie zlaz� z �awki i chwyci� Torbjbrna za uszy. Torbjorn wbi� obie r�ce w jego w�osy i cisn�� go o ziemi�. Malec nie krzykn��, tylko milczkiem ugryz� go w �ydk�. Tor-bjorn cofn�� nog� i z ca�ej si�y przydusi� twarz przeciwnika do pod�ogi. W tej chwili jednak uczu�, �e go ojciec chwyta za ko�nierz i podnosi w g�r� niby worek z owsem. Po chwili siedzia� zn�w na jego kolanach.
� Gdyby nie to, �e jeste�my w ko�ciele � powiedzia� do� � dosta�by� lanie!
Jednocze�nie �cisn�� mu r�k�, �e Torbj�rn omal nie krzykn�� z b�lu.
Przypomnia� sobie o Synnowe i spojrza� w jej stron�. Kl�cza�a jeszcze, ale by�a przera�ona i zmieszana. Wywnioskowa� z tego, �e musia� uczyni� co� bardzo brzydkiego. Gdy zauwa�y�a, �e na ni� patrzy, zesz�a z �awki i nie pokaza�a si� wcale.
Wtem zjawi� si� zakrystian i pastor.
Torbj�rn przypatrywa� im si� uwa�nie. I znowu przyszed� zakrystian a za nim pastor... On siedzia� na kolanach ojca i my�la�:
� Czy ona si� jeszcze poka�e?
Malec, kt�ry go �ci�gn�� z �awki, siedzia� na ma�ym sto�eczku na drugim ko�cu stalli i ile razy chcia� wsta�, dostawa� w plecy ku�akiem od starego jegomo�cia, kt�ry drzema� smacznie, ale budzi� si� zawsze w por�, by zatrzyma� malca na miejscu.
� Czy ona si� wnet poka�e? � duma� Torbj�rn.
Ka�da czerwona wst��ka, jak� ujrza� w pobli�u, przywodzi�a mu na my�l t�, kt�r� ona by�a przybrana, ka�dy pi�knie malowany obraz wyda� mu si� podobny do Synnowe, tylko postacie by�y nieco mniejsze od niej.
� Ach! � zauwa�y� z rado�ci�. � Oto wychyla g��wk�! Ale zaledwie go spostrzeg�a, przybra�a surow� min� i schowa�a si�.
Znowu ukazali si� zakrystian i pastor, dzwony zacz�y dzwoni�, a wierni powstali z miejsc.
Ojciec powiedzia� co� z cicha do jegomo�cia o jasnych w�osach i obaj podeszli do �awki przeciwleg�ej, w kt�rej kobiety r�wnie� powsta�y.
Pierwsza wysz�a jasnow�osa kobieta. U�miecha�a si� podobnie jak �w jegomo��, tylko mniej weso�o. By�a ma�a, bla-da. Prowadzi�a za r�k� Synndwe. Torbjorn zbli�y� si� zaraz do niej, ale ona odsun�a si� szybko i skry�a g��wk� w fa�dach matczynej sp�dnicy.
� Id� sobie! � powiedzia�a.
� Ten ch�opczyna � ozwa�a si� kobieta � nie by� dot�d jeszcze w ko�ciele?
Po�o�y�a mu d�o� na g�owie.
� Jest dzi� po raz pierwszy � odpar� Samund � i dlatego rozpocz�� b�jk�.
Torbjorn spojrza� zawstydzony na ow� kobiet�, a potem na Synnowe, kt�ra wyda�a mu si� teraz jeszcze powa�niejsza.
Wyszli razem. Rodzice zatopili si� w rozmowie, a Torbjorn szed� zaraz za Synnowe, kt�ra za ka�dym zbli�eniem czepia�a si� trwo�nie sukni matki. Tamtego ch�opca straci� zupe�nie z oczu. Przed ko�cio�em starsi rozgadali si� na dobre Torbjorn us�ysza� par� razy imi� Aslaka, a boj�c si�, by przy. tej sposobno�ci nie wspomniano tak�e o nim, odsun�� si� na bok.
� To nie dla ciebie! � powiedzia�a matka do Synnowe. � Odejd� troch� od nas, moje dziecko... m�wi� ci oddal si�...
Synnowe odesz�a z wahaniem kilka krok�w.
Torbjorn zbli�y� si� teraz do niej. Stali przez chwil� naprzeciw siebie i ogl�dali si� wzajemnie. Na koniec powiedzia�a Synnowe:
� Pfe!
� Czemu� m�wisz pfe? � zdziwi� si�.
� Pfe! � powt�rzy�a z uporem. � Pfe! Wstyd� si�!
� C� takiego zrobi�em? � zapyta�.
� Bi�e� si� w ko�ciele i to podczas modlitwy... pfe!
� Tak... ale to ju� bardzo dawno! To j� przekona�o i spyta�a po chwili.
� Czy ty nazywasz si� Torbjorn Granlien?
� Tak! A ty Synnowe Solbakken?
� Tak. S�ysza�am zawsze, �e jeste� taki grzeczny!
� Nie! To nieprawda! � odpar�. � Jestem najgorszy ze wszystkich w ca�ym domu!
� Ach! Kt� tak m�wi! Tego jeszcze nie s�ysza�am! �
zawo�a�a Synnbwe uderzaj�c w zdumieniu chustk� w ksi��k�... � Mamo! Mamo.., on powiada...
� Daj�e mi spok�j i odejd�... � odrzek�a matka. Zatrzyma�a si�, a potem wr�ci�a do Torbjorna, nie spuszczaj�c z matki wielkich, niebieskich oczu.
� S�ysza�em � ozwa� si� Torbj�rn � �e ty jeste� zawsze grzeczna.
� Tak... czasem... Tak m�wi�, gdy si� pilnie ucz�! � odpar�a.
� Czy to prawda, �e u was pe�no krasnoludk�w, czarownic i innych z�ych duch�w? � zapyta� bior�c si� pod boki. Wysun�� jedn� nog� i przybra� min� wyzywaj�c�, zupe�nie jak Aslak.
� Mamo... mamo! Wiesz, co on m�wi�! On powiada...
� Daj mi spok�j... rozumiesz? I nie zbli�aj si�, a� ci� nie zawo�am.
Musia�a znowu cofn�� si�. Sz�a z wolna wstecz, gryz�c chusteczk� i szarpi�c j� w z�bach.
� Czy to prawda, �e u was w krzakach nad stawem co noc s�ycha� muzyk�? � pyta� Torbj�rn.
� Nieprawda!
� Czy� nigdy nie widzia�a krasnoludka?
� Nie!
� Ale� na mi�o�� bosk�!...
� Pfe! Nie m�w tak!
� O... c� to szkodzi! � zawo�a� i splun�� silnie przez z�by, chc�c jej pokaza�, jak daleko plu� potrafi.
� Tak... tak... strze� si�! � zauwa�y�a. � Inaczej p�jdziesz prosto do piek�a!
� Tak my�lisz? � spyta� pokorniejszym g�osem. Zawsze s�dzi�, �e co najwy�ej mo�e za to dosta� bicie, a w tej chwili ojciec sta� dosy� daleko.
� Kto jest u was w domu najsilniejszy? � spyta� i nasun�� czapk� na jedno ucho.
� Nie wiem... � odrzek�a Synnbwe z zak�opotaniem.
� U nas najmocniejszy jest ojciec. Jest tak silny, �e spra� nawet Aslaka, a Aslak jest silny... zar�czam ci!
� Tak?
� Oo, naturalnie! Pewnego razu podni�s� w jednej r�ce konia!
� Tak... to prawda! Sam to m�wi�. Oczywi�cie i ona uwierzy�a natychmiast.
� Kt� to jest Aslak? � spyta�a.
� To z�y ch�opak! Powiadam ci, ojciec tak go spra�, jak dot�d nie zbito jeszcze nikogo na ca�ym �wiecie!
� Wi�c wy si� ci�gle bijecie?
� Czasem... A wy nie bijecie si� nigdy w Solbakken?
� Nie, nigdy!
� A c� robicie w takim razie? � spyta� zdziwiony.
� Matka gotuje, robi po�czochy i szyje. To samo czyni Karin, ale nie tak dobrze jak mama, bo jest leniwa. Randi zajmuje si� kuchni�, ojciec i parobcy pracuj� w polu albo tak�e w domu.
Torbjorn by� zupe�nie zadowolony z tego, co us�ysza�.
� A wieczorami � m�wi�a dalej � czytamy i �piewamy. To samo robimy ka�dej niedzieli.
� Wszyscy razem?
� Tak!
� To musi by� bardzo nudne!... � zauwa�y�.
� Nudne?... Mamo... on powiada...
� Ale przypomnia�a sobie, �e nie wolno przeszkadza� matce.
� Mam bardzo du�o owiec! � powiedzia�a zwracaj�c si� do niego.
� Bardzo du�o? � zdziwi� si�.
� Tak! A trzy z nich tej zimy s� kotne. Jedna nawet, pewna jestem, b�dzie mia�a dwojaczki.
� Masz wi�c owce?
� Tak! I krowy, i prosi�ta! A ty nie masz?
� Nie!
� Przyjd� do mnie! Dam ci owieczk�. A z niej potem dochowasz si� bardzo du�o owiec.
� To by�oby bardzo dobrze! � zauwa�y�.
Milczeli przez chwil�. Potem on spyta�:
� Czy Ingrid mog�aby tak�e dosta� owc�?
� Kt� to jest Ingrid?
� Ingrid! Ma�a Ingrid. Nie zna�a jej.
� Czy ona jest mniejsza od ciebie?
� Naturalnie! Jest taka jak ty!
� O, to przyprowad� j� ze sob�! S�yszysz? Zapewni�, �e to uczyni niew�tpliwie.
� Dobrze! � powiedzia�a. Ty dostaniesz owc� a ona prosi�!
Uzna�, �e by�o to bardzo m�drze pomy�lane. Potem zacz�li sobie opowiada� o znajomych, kt�rych zreszt� mieli niewielu. Rodzice sko�czyli tymczasem rozmow�. Ruszono w drog� do domu.
Tej nocy Torbjorn �ni� o Solbakken. Widzia� mn�stwo bia�ych owiec, a po�r�d nich dziewczynk� z czerwonymi wst��kami na g�owie. Wraz z Ingrid rozprawiali teraz po ca�ych dniach o spodziewanych odwiedzinach i marzyli o owcach i prosi�tach, kt�rych namno�y�o si� tyle, �e nie wiedzieli, eo z nimi pocz��. Dziwowali si� bardzo, �e nie pozwolono im ruszy� zaraz do Solbakken.
� Jak to? Macie i�� dlatego, �e ta ma�a was zaprosi�a? Czy kto s�ysza� co� podobnego?
� Czekaj! Czekaj do niedzieli! � pociesza� Torbjorn siostr�. � Ja to ju� urz�dz�!
I nadesz�a niedziela.
� Podobno straszny z ciebie pysza�ek, k�amca i klniesz co drugie s�owo! � powiedzia�a mu Synnbwe. � Nie b�dziesz m�g� dosta� pozwolenia na przyj�cie, zanim si� od tego nie odzwyczaisz!
� Kt� to powiedzia�? � spyta� zdumiony.
� Mama!
Ingrid wyczekiwa�a jego powrotu z niecierpliwo�ci�. Gdy jej oraz matce opowiedzia�, co zasz�o, matka rzek�a:
� A widzisz!
Ingrid nie ozwa�a si� s�owem, ale od tej chwili pilnowa�y go obie wraz z matk�, by si� nie przechwala� i nie kl��. Pewnego dnia dosz�o mi�dzy nim a siostr� do starcia z powodu kwestii, czy wyra�enie: �psiako��!" jest kl�tw�, czy nie! Ingrid dosta�a w sk�r�, a on przez ca�y dzie� powtarza�:
� Psiako��... psiako��... Us�ysza� to wieczorem ojciec.
� Masz psiako��! � krzykn�� i uderzy� go tak, �e pad� na ziemi�.
Torbjbrn zawstydzi� si� bardzo, gdy� sta�o si� to w obecno�ci siostry. Ale po chwili Ingrid zbli�y�a si� i pog�aska�a go po twarzy.
Dopiero po kilku miesi�cach udali si� oboje do Solbakken. Potem przysz�a do nich Synn�we, a oni oddali jej wizyt� i tak odwiedzali si� ci�gle wzajemnie, a� wyro�li.
Torbjorn i Synn�we rywalizowali ze sob� w nauce. Ucz�szczali do tej samej szko�y, a Torbjbrn czyni� takie post�py, �e zaj�� si� nim sam pastor. Ingrid nie mog�a nad��y� i brat wraz z Synnbwe musieli jej pomaga�. Nie roz��cza�y si� o-bie, tak �e zwano je �turkaweczkami", bo zawsze by�y razem i mia�y takie same jasne w�osy.
Od czasu do czasu gniewa�a si� Synnbwe na Torbj orna z powodu jego sk�onno�ci do bijatyki. Ale Ingrid obejmowa�a rol� po�redniczki i godzi�a ich, tak �e na nowo stawali si� dobrymi przyjaci�mi. Za to gdy matka Synn�we dowiedzia�a si� o takiej b�jce, ostro zabrania�a mu przybywa� do Solbakken przez ca�y tydzie�, a w nast�pnym z wielkim jeno trudem m�g� uzyska� przebaczenie.
Samundowi nie wolno by�o nawet wspomina� o przekroczeniu syna.
� Obchodzi si� on z ch�opcem zbyt surowo! � biada�a matka i nakazywa�a wszystkim milczenie.
Wyro�li wszyscy troje i byli pi�kni i dorodni, ka�de w swoim rodzaju. Synnbwe by�a �mig�a, wysoka i gibka. Zachowa�a swe jasne w�osy, �liczn� buzi� i niebieskie oczy. U�miecha�a si� w rozmowie do ka�dego, a ludzie m�wili, �e u�miech jej to prawdziwe b�ogos�awie�stwo bo�e. Ingrid by�a ni�sza i bardziej przysadzista, buzi� mia�a mi�� o mi�kkich rysach i jasne, faliste w�osy. Torbjorn by� �redniego wzrostu, silny i pi�kny. W�osy mia� ciemne i ciemnoszafiro-we oczy, ostre rysy twarzy i silne cz�onki. Ile razy wpada� w z�o��, twierdzi�, �e umie tyle, co nauczyciel, i nie boi si�
�adnego cz�owieka w ca�ej dolinie... z wyj�tkiem ojca � dodawa� w my�li, ale nie m�wi� tego g�o�no.
Torbjborn chcia� przyst�pi� wcze�nie do pierwszej komunii, ale to spe�z�o na niczym.
� Dop�ki jeszcze jeste� uczniakiem i smarkaczem � rzek� ojciec � pr�dzej sobie mog� z tob� da� rad�!
Sta�o si� tedy, �e Torbjorn uda� si� do pastora razem z Synnowe i Ingrid. Synnowe tak�e d�ugo czeka�a na konfirmacj�, rozpocz�a bowiem szesnasty rok �ycia.
� Nigdy nie mo�na by� do�� dobrze przygotowan� do nale�ytego z�o�enia wyznania swej wiary! � powiedzia�a matka, a Guttorm Solbakken da� na to swe zatwierdzenie.
Tote� sprawa przeci�ga�a si� tak d�ugo, a� zjawili si� w Solbakken konkurenci. Jeden syn pewnego dostojnika, drugi � bogaty s�siad.
� To za wcze�nie! � twierdzi�a matk�. � Wszak�e nie jest jeszcze konfirmowana!
� No, to chod�my do pastora! � o�wiadczy� Guttorm.
Ale sama Synnowe nie wiedzia�a nic o konkurach. Kobiety z plebanii bardzo j� lubi�y i zaprasza�y cz�sto na pogadank�. Torbjorn i Ingrid nie byli tam dopuszczani i gdy pewnego razu kt�ry� z wyrostk�w zauwa�y�:
� Czemu si� nie bierzesz do rzeczy? Inny ci j� porwie sprzed nosa! � niefortunny doradca mia� za chwil� podbite oko. Wesz�o w zwyczaj, �e prze�ladowano Torbj�rna wzmiankami o Synnowe, i to doprowadza�o go zawsze do szalonej pasji.
Skutkiem tych przycink�w dosz�o raz do wielkiej, z g�ry u�o�onej bijatyki w lasku przylegaj�cym do plebanii. Liczba tych, z kt�rymi Torbjorn mia� walczy�, wzrasta�a ci�gle, tak �e w ko�cu mia� ca�� falang� przeciw sobie. Dziewcz�ta, kt�re by mog�y interweniowa�, wyruszy�y do domu, dla Torbjorna sprawa przedstawia�a si� wcale nieweso�o. Nie chcia� si� podda�, przeciwnicy nastawali coraz to ostrzej, broni� si� przeto i w�wczas pad� niejeden cios �wiadcz�cy potem d�ugo o tym, co zasz�o. Roznios�a si� te� wie�� o tym, co da�o pow�d do utarczki, i w ca�ej dolinie zawrza�o.
Nast�pnej niedzieli nie chcia� i�� Torbjorn do ko�cio�a,
a gdy miano znowu p�j�� do pastora, uda�, �e jest chory. In-grid posz�a sama. Gdy wr�ci�a, spyta� Torbjorn, co m�wi�a Synn�we.
� Nic! � odrzek�a Ingrid.
Gdy wreszcie poszed� z siostr� do pastora, wydawa�o mu si�, �e wszyscy na� patrz�, a konfirmanci �miej� si� ze� po cichu. Synnowe przyby�a tego dnia p�niej i d�ugo przebywa�a na plebanii. Obawia� si� wyrzut�w ze strony pastora, zauwa�y� jednak niebawem, �e pastor i ojciec jego byli jedynymi w ca�ej dolinie, kt�rzy nic o bijatyce nie wiedzieli. Tedy sprawy sta�y dobrze, �ama� sobie tylko nad tym g�ow�, jak zdo�a porozumie� si� z Synnowe. Po raz pierwszy nie �mia� prosi� Ingrid o po�rednictwo. Po sko�czeniu nauki uda�a si� Synnowe z powrotem na plebani�. Czeka�, p�ki inni byli w podw�rzu, ale wreszcie musia� p�j��. Ingrid o-desz�a ju� dawno do domu.
Nast�pnego dnia Synnowe przysz�a pierwsza i przechadza�a si� z jedn� z m�odych panien z plebanii i jakim� pankiem po ogrodzie. Panna wykopa�a z ziemi kilka kwiatk�w i da�a je Synnowe, a m�odzieniec pomaga�, Torbjorn za� sta� po�r�d innych i nas�uchiwa�. T�umaczono Synnowe tak g�o�no, �e s�ysza� ka�de s�owo, jak nale�y zasadzi� owe kwiaty, a Synnowe obieca�a, �e uczyni to sama jak najdok�adniej pod�ug przepisu.
� Sama nie potrafisz! � zauwa�y� m�odzieniec, a Torbjorn zapami�ta� to sobie.
Gdy Synnowe zn�w po��czy�a si� z reszt� zebranych, okazywali jej jeszcze wi�cej wzgl�d�w ni� zazwyczaj. Ale ona zbli�y�a si� do Ingrid, wzi�a j� na bok, usiad�y na �awce i zacz�y rozmawia�. Dawno ju� nie nagada�y si� ze sob� porz�dnie. Torbjorn sta� z daleka i patrzy� na pi�kne, zagraniczne kwiaty Synnowe.
Tego dnia Synnowe wraca�a razem z innymi do domu.
� Czy mog� odnie�� ci kwiatki? � spyta� Torbjorn.
� Dobrze, prosz�! � odpar�a przyja�nie nie patrz�c na� jednak.
Chwyci�a Ingrid pod r�k� i posz�y przodem. W pobli�u Solbakken przystan�a i po�egna�a si� z Ingrid. � Ten ma�y kawa�ek, jaki mam do domu, zanios� sobie kwiaty sama! � powiedzia�a zabieraj�c koszyk, kt�ry Tor-bj�rn postawi� na ziemi.
Przez ca�� drog� zamierza� prosi�, by mu pozwoli�a zasadzi� kwiaty. Ale nie m�g� zdoby� si� na to. a tymczasem ona odwr�ci�a si� szybko i odesz�a. Nie m�g� teraz my�le� o niczym innym, jak tylko o owym sadzeniu kwiat�w.
� O czym rozmawia�y�cie? � spyta� siostr�, gdy wr�cili do domu.
� O niczym wa�nym! � odpar�a.
Gdy ju� wszyscy spali, Torbj�rn ubra� si� i wy�lizn�� po cichu z domu. By�a pi�kna, spokojna, ciep�a noc. Chmury na niebie spi�trza�y si� fantastycznie, a w przerwach mi�dzy nimi widnia� ciemny granat usiany gwiazdami. Wydawa�o si�, �e przez owe przerwy spogl�da kto� na ziemi� jakby przez okna.
Woko�o by�o pusto, nie spotka� �ywej duszy. Tylko koniki polne �wierka�y. Odezwa�a si� czasem z prawej strony drogi przepi�rka, odpowiedzia�a jej druga z lewej i znowu �wierka�y koniki. Torbj omowi wydawa�o si�, �e kroczy za nim jaka� �wita �piewak�w, chocia� nie by�o nikogo. Las rysowa� si� sin� lini�, ciemniej�c�, im bardziej w g�r� si� wspina�, a wierzcho�ki drzew ton�y w bia�ej mgle. Z g��bi lasu dochodzi� bulgot zapami�ta�ego cietrzewia k��c�cego si� ze sob� samym i przera�liwy powrzask sowy. Szumia� te� gdzie� w dali wodospad, kt�ry dzisiaj w�a�nie rozt�tni� si� g�o�niej ni� zawsze. Zdawa�o si�, �e zbudzi� si�, by podpatrywa�, co Torbj�rn robi tutaj po nocy. Ch�opak zboczy� ze zwyk�ej drogi, ruszy� na prze�aj przez pola i znalaz� si� niebawem w ma�ym ogr�dku Synnowe, tu� przy oknie piwnicznym. Nad nim znajdowa�o si� okno sypialni Synnowe. Stan��, rozejrza� si� woko�o i zacz�� nas�uchiwa�. Ale wok� by�o pusto i cicho. Potem wyszuka� narz�dzia ogrodnicze, rydel i grabie. Jedna grz�dka by�a przekopana, ale uko�czono ledwo ma�y kawa�ek. Tkwi�y w tym kawa�ku dwa kwiatki. Widocznie Synnowe spr�bowa�a, jak b�d� wygl�da�y.
� Biedactwo, zm�czy�o si� � pomy�la� � i zaprzesta�o roboty. To praca dla m�czyzny!
Wzi�� si� energicznie do dzie�a. Nie czu� najmniejszej ch�ci do snu i nigdy �adna praca nie wyda�a mu si� tak �atwa. Przypomnia� sobie najdok�adniej przepis, jak kwiatki maj� by� sadzone, przed oczyma stan�� mu ogr�d plebanii i wszystko zrobi�, jak tam by�o.
Noc mija�a szybko, ale nie spostrzeg� tego wcale. Nie odpoczywaj�c niemal przekopa� ca�� grz�dk�, zasadzi� kwiatki jeden po drugim, zmieniaj�c ich rozmieszczenie, je�li mu si� wydawa�o, �e tak b�dzie pi�kniej. Od czasu do czasu rzuca� spojrzenie w okna, chc�c si� przekona�, czy kto� na� nie patrzy. Ale nigdzie nikogo nie spostrzeg�, nie zaszczeka� nawet pies. Cisza panowa�a zupe�na a� do chwili, kiedy zacz�y pia� koguty i ptaki zerwa�y si� w lesie, pozdrawiaj�c go weso�o.
Sta�, poprawiaj�c jeszcze i przyklepuj�c ziemi�, i w tej chwili przysz�y mu na my�l bajki Aslaka, �e w Solbakken �yj� krasnoludki i czarownice.
Spojrza� w okno Synn�we i u�miechn�� si�. Co te� ona powie, gdy wstanie i spojrzy na owe kwiatki? Zrobi�o si� ju� ca�kiem jasno, ptaki dar�y si� wniebog�osy przesadzi� tedy p�ot i po�pieszy� do domu. Nikt nie b�dzie wiedzia�, �e by� w Solbakken i pracowa� przez ca�� noc. Ta tajemnica sprawia�a mu niewymown� rado��.
3
Niebawem roznios�y si� po ca�ej dolinie g�uche wie�ci, ale nikt nie wiedzia�, jak jest w istocie. Od czasu konfirmacji Synnbwe nie widziano Torbjorna nigdy w Solbakken. Tylko Ingrid przychodzi�a tam cz�sto i razem z Synno-we odbywa�y obie dalekie spacery po lesie.
� Nie b�d� d�ugo na przechadzce! � upomina�a Synnowe matka.
� Dobrze! � odpowiada�a c�rka i wraca�a dopiero p�nym wieczorem.
Dwaj konkurenci zg�osili si� ponownie.
� Ona musi sama rozstrzygn��! � m�wi�a matka, a ojciec by� tego samego zdania.
Ale gdy wzi�to Synn�we na spytki, da�a obu odkosza.
� Zjawili si� inni, ale nie s�yszano, by kt�ry� wr�ci� z Solbakken z dobr� wie�ci�.
Pewnego dnia, gdy obie my�y kadzie na mleko, spyta�a matka, czy ma ju� kogo� upatrzonego.
Synnowe, zaskoczona tym pytaniem, zaczerwieni�a si� jak wi�nia.
� Czy przyrzek�a� komu sw� r�k�? � bada�a matka, wpatruj�c si� bystro w c�rk�.
� Nie! � odrzuci�a Synnowe szybko. Kwestii tej nie poruszano od tej pory.
By�a najlepsz� parti� w ca�ej okolicy, tote� �ledzono j� spojrzeniami, gdy sz�a na nabo�e�stwo lub wraca�a z ko�cio�a. Bywa�a tylko tam. Rodzice jej nale�eli do sekty Hauge-go, przeto c�rka nie ucz�szcza�a na zabawy, ta�ce i nie bra�a udzia�u w rozrywkach �wiatowych.
Torbj om siadywa� w ko�ciele w �awce naprzeciwko �awki Synnowe, ale o ile wiedziano, nie rozmawiali ze sob� nigdy. Wszyscy jednak domy�lali si�, �e istnieje pomi�dzy nimi jaki� stosunek sercowy, poniewa� za� nie obcowali ze sob� tak jak inni zakochani, przeto rozpowiadano sobie r�no�ci. Tor-bjorna nie lubiano og�lnie. Wiedzia� o tym i ta �wiadomo�� czyni�a go jeszcze opryskliwszym, ile razy spotyka� si� z innymi m�odymi parobczakami na weselach lub przy ta�cu. Zdarza�y si� wtedy cz�sto bijatyki. Ale by� mocny, tote� powoli zmniejsza�a si� liczba przeciwnik�w i nikt nie mia� ochoty pozna� jego pi�ci. Torbjorn nie �cierpia�by �adnej przeszkody na swej drodze.
� Jeste� teraz doros�y! � powiedzia� mu raz ojciec. � �yj na swoj� r�k�, pami�taj tylko, �e moja pi�� silniejsza mo�e od twojej.
Min�y jesie� i zima, zbli�a�a si� wiosna, a dot�d ludzie nie wiedzieli nic pewnego, Szerok� fal� rozesz�y si� wie�ci
0 niezliczonych odkoszach danych przez Synn�we, tote� zostawiono j� w spokoju i konkurenci przestali nap�ywa�". In-grid nie roz��cza�a si� z ni�. Obie mia�y uda� si� tego roku na hale, bo Guttorm Solbakken zakupi� cz�� hal granlie�-skich. Miano niebawem wygania� byd�o, a tymczasem Tor-bjorn pracowa� w g�rach, przysposabiaj�c koliby lub naprawiaj�c zagrody.
Pewnego pogodnego wieczora, sko�czywszy robot�, usiad� pod drzewem i pu�ci� wodze my�lom. Duma� o tym i owym, a zw�aszcza co ludzie gadali w dolinie. Poczu� znu�enie, po�o�y� si� tedy we wrzosy za�o�ywszy r�ce pod g�ow� i patrzy� w szafirow� kopu�� nieba sklepion� nad drzewami. Konary li�ciastych drzew chwia�y si� falistym ruchem, a sosny, �wierki i modrzewie rysowa�y si� na tle nieba w fantastycznych kszta�tach. Ods�ania�o si� ono, gdy wiatr rozchyla� ga��zie. Wszystko by�o w ruchu i to nada�o my�lom Torbj orna swoisty ton.
Bia�a brzoza u�miecha�a si� do jod�y, a sosna patrzy�a z przekor� i k�u�a ostrymi szpilkami na wszystkie strony. By�a z�a, bo w �agodnym klimacie tych okolic coraz to wi�cej rozwija�o si� dolinowych niedo��g�w, kt�re wznosi�y swe bujne korony pod sam nos w�adczyni g�r.
� Co�cie robi�y w zimie, pytam... � burcza�a i chwia�a czarnymi ga��mi. Od kilku tygodni panowa� ogromny upa� i wielkie krople �ywicy jak pot �cieka�y z jej pnia.
� To co� okropnego! � mrucza�a. � Tak wysoko na P�nocy jeszcze musi zawadza� to ta�a�ajstwo!
Opodal sta�a pot�na sosna oszronia�a od staro�ci i spogl�da�a na ca�y las z g�ry- D�ugimi, opuszczonymi ga��mi mog�a wygodnie chwyci� za czub swawolny klon, kt�ry dr�a� na sam� t� my�l. Ludzie obcinali tej so�nie ga��zie coraz to wy�ej, wi�c maj�c tego do�� wystrzeli�a w g�r� tak, �e jod�y przerazi�y si� i jedna z nich spyta�a, czy pami�ta o burzach zimowych.
� Czy pami�tam o burzach? � wrzasn�a i przy pomocy wiatru da�a takiego klapsa biednej jodle, i� ta straci�a zupe�nie r�wnowag� umys�u. A sosna by�a pot�na, wpar�a w ziemi� tak ogromne stopy, �e w odleg�o�ci sze�ciu �okci od pnia stercza�y z gruntu i by�y jeszcze grubsze od najgrubszego miejsca w pniu wierzby, kt�ra opowiada�a o tym pewnego wieczora chmielowi, obejmuj�cemu j� mi�o�nie ramionami. Brodata olbrzymka wiedzia�a o swej mocy i wysy�aj�c w powietrze jeden konar po drugim, szyderczo m�wi�a do ludzi:
� Teraz mnie obcinajcie, je�li chcecie!
� Nie! Tobie ju� nic nie zrobi�! � powiedzia� orze�, zni�y� �askawie sw�j lot, zwin�� skrzyd�a i zacz�� czy�ci� szpony z nikczemnej krwi jagni�cej. � Trzeba b�dzie powiedzie� mej �onie-kr�lowej, by si� tu osiedli�a! Ma ona w�a�nie znie�� kilka jaj!... � doda� jakby zawstydzony i spojrza� na swe nagie nogi. Nasun�o mu si� wida� wspomnienie owych pierwszych dni wiosny, kiedy wszystko, co �yje, traci rozum pod wp�ywem promieni s�o�ca. Po chwili jednak podni�s� g�ow� i spojrza� spod nastroszonych pi�rami brwi ku czarnym skalnym iglicom, gdzie mo�e kr��y znudzona, os�ab�a i chora z powodu owych jaj kr�lowa-�ona. Wzbi� si� w powietrze i za chwil� ujrza�a sosna par� kr�lewsk� zawieszon� wysoko w b��kicie ponad ska�ami. Rozmawiali zapewne o swych sprawach domowych. Uczu�a mimo wszystko pewien niepok�j. By�a dumna, a nic by tak nie schlebia�o jej dumie, jak to, by mog�a ko�ysa� w swej koronie kr�lewsk� par�. Or�y zwr�ci�y lot w jej stron� i szybowa�y prosto ku niej. Widocznie sprawa zosta�a rozstrzygni�ta, gdy� nie m�wi�c ni s�owa, oboje zacz�li znosi� ga��zie. Sosna napuszy�a si� jeszcze bardziej i w samej rzeczy nikt jej w tym nie m�g� przeszkadza�!
W ca�ym lesie powsta� szum. Polecia�y wie�ci o wysokim honorze, jaki spotka� sosn�-mocark�.
Opodal sta�a ma�a, powabna brzoza i przegl�da�a si� w g�adkiej tafli jeziorka, oddana marzeniom o mi�o�ci male�kiego srebrnoszarego dzwo�ca, kt�ry w po�udnie sypia� zazwyczaj w jej ga��ziach. Otacza�a go woni� swych p�k�w, zatrzymywa�a na lepkich listkach komary i r�ne ma�e owady, by je m�g� wygodnie schwyta�, co wi�cej, czuj�c, �e upa� si� wzmaga, zbudowa�a mu w swej koronie cienist� altank�. Dzwoniec, widz�c tyle dowod�w przywi�zania, zdecy-dowa� si� zamieszka� tu na ca�e lato. Naraz orze� osiedli� si� na so�nie i biedny dzwoniec musia� ucieka�. C� za strapienie! Dzwoniec wydzwoni� jej cichutko pie�� po�egnania... Cichutko, by orze� nie us�ysza�, i odlecia�.
Nie lepiej dzia�o si� kilku wrzaskliwym wr�blom w krzaku dzikiego tureckiego bzu. Wiod�y tam �ywot tak grzeszny, �e kos, mieszkaj�cy w pobliskiej osice, nie mog�c spa�, wymy�la� im od ostatnich. Powa�ny za� kwiczo� zamieszka�y w s�siedztwie �mia� si� z tej z�o�ci tak, �e o ma�o nie spad� z ga��zi na ziemi�. Wtem ptaki spostrzeg�y or�a na so�nie! � i wr�ble, i kos, i szpak, s�owem wszystko, co mog�o lata�, uciek�o co pr�dzej na �eb na szyj�, i to cichaczem, popod ga��mi drzew. Odlatuj�cy kos przysi�g� uroczy�cie, �e p�ki �ycia nie osiedli si� w s�siedztwie wr�blej ho�oty.
Opustosza� wi�c las woko�o i zesmutnia�, mimo �e s�o�ce �wieci�o tak pi�knie. Tylko sosna radowa�a si�, ale c� to by�a za rado��. L�kliwie ugina�y si� przed jej ga��mi wszystkie drzewa, ile razy zawia� wiatr z P�nocy. Jej olbrzymie konary bi�y w powietrze nie mog�c dosi�gn�� nikogo, a orze� kr��y� woko�o jej korony, skupiony, m�dry, nie robi�c sobie nic z wichury, jakby to by� jeno przyjemny powiew unosz�cy w g�r� aromat lasu. Ca�a rodzina sosen by�a teraz w najlepszym humorze. �adna sosna nie pomy�la�a, �e tego roku ani jeden ptaszek nie uwije na niej swego gniazdka.
� Z drogi, ho�oto! � wo�a�y. � My jeste�my cz�onkami rodziny odznaczonej przez kr�la.
� O czym dumasz? � spyta�a nagle Ingrid, ukazuj�c si� w�r�d g�stwy. Sta�a, trzymaj�c rozchylone ga��zie.
Torbjorn podni�s� si� z ziemi.
� Tyle rzeczy chodzi cz�owiekowi po g�owie! � odpar� i spojrza� wyzywaj�co ku szczytom drzew. � Ludzie co� za du�o o mnie plotkuj�! � doda�, otrzepuj�c swoj� kurtk� z igliwia.
� C� ci� obchodzi ludzkie gadanie?
� No, sam nie wiem. Zreszt� nigdy dot�d nie gadali nic poza tym, co sam ju� przedtem postanowi�em... cho�by nie przysz�o nawet do wykonania.
� �le m�wisz!
� Mo�e �le, ale to prawda.
Usiad�a w trawie, on stan�� przy niej i zapatrzy� si� w dal.
� Mog� �atwo sta� si� takim, jak chc� ludzie, niech mi przeto dadz� spok�j!
� By�aby to jednak twoja w�asna wina!
� Mo�liwe! Ale ludzie te� s� winni je�li cz�owiek staje si� z�y! Powiadam: chc� mie� raz �wi�ty spok�j! � wrzasn�� i spojrza� ku orlemu gniazdu.
� Co ci si� sta�o, Torbj�rnie? � spyta�a. Obr�ci� si� ku niej i roze�mia� si�.
� Uspok�j si�! � powiedzia�. � Tyle rzeczy przychodzi cz�owiekowi do g�owy! Czy widzia�a� si� dzi� z Synnowe?
� Tak, ju� przyby�a na hale.
� Dzisiaj?
� Tak.
� Z byd�em z Solbakken?
� Tak!
� Tra la la!
� Jutro my wyp�dzamy byd�o! � powiedzia�a, chc�c zwr�ci� uwag� brata w inn� stron�.
� Pomog� wyp�dza�! � rzek� Torbjorn.
� Ojciec pomo�e, chce i�� na hale.
� Tak? � powiedzia� i zamilk�.
� Pyta� dzisiaj o ciebie! � ozwa�a si� Ingrid.
� Doprawdy? � rzek�. Wzi�� ga��� i zacz�� j� skroba� no�ykiem.
� Powinien by� wi�cej rozmawia� z ojcem! � ozwa�a si� znowu. � Ojcu przykro, �e� taki ma�om�wny!
� Mo�liwe! � zauwa�y�.
� Cz�sto o tobie m�wi, gdy ci� nie ma.
� Ale nie odzywa si� do mnie, gdy jestem.
� To twoja wina.
� Mo�e by�...
� Nie m�w tak. Sam dobrze wiesz, co ci zarzuca.
� C� takiego?
� Czy mam m�wi�?
� Wszystko jedno. Ty wiesz i ja wiem...
� Ot� zarzuca ci, �e gospodarujesz za du�o na w�asn� r�k�, a tego on nie mo�e �cierpie�.
� Chcia�by mi zwi�za� r�ce?
� Zw�aszcza w�wczas, kiedy bijesz!
� Czy mam pozwoli� ludziom, by gadali, co chc�?
� To nie! Ale m�g�by� im troch� zej�� z drog! Ojciec czyni� to zawsze i widzisz, jak go wszyscy szanuj�.
� Mo�e nie dr�czyli go tak jak mnie?
Ingrid milcza�a przez chwil�, potem obejrza�a si� i rzek�a:
� Nie zda si� na nic m�wi� o tym! Ale j